Maggie Stiefvater





Ciarki”

Tłumaczenie: Kath

Tytuł oryginału: „Shiver”



Oryginalna okładka ;-)





Od tłumacza



Od bardzo dawna rozwijam w sobie miłość do literatury. Gdy byłam dzieckiem, były to głównie książki w mowie ojczystej. Z czasem jednak odkryłam w sobie kolejną miłość, jaką jest zamiłowanie do języków obcych.

Tłumaczenie, które dotarło w wasze ręce, jest tego zamiłowania owocem i powstało głównie po to, bym mogła dwa wyżej wymienione zamiłowania rozwijać. Wierzcie mi lub nie, ale tłumaczenie jest jednym z najlepszych sposobów uczenia się języka! ;-) A jeśli przy okazji można przeczytać dobrą książkę, to czemu nie …?

Mam nadzieję, że czytanie tego tłumaczenia sprawi wam co najmniej tyle frajdy, co mi jego spisywanie.

Z góry zaznaczam, że mogłam nie ustrzec się błędów – pracuję całkiem sama w oparciu o różne pomoce dydaktyczne, m. in. w internecie.

Jeśli chcecie gdziekolwiek zamieszczać tę pracę, bądźcie na tyle uprzejmi i napiszcie mój pseudonim w creditsach – Bóg wam w dzieciach wynagrodzi ^^

Miłego czytania!


Kath



















ROZDZIAŁ 1

Grace



Pamiętam, że leżałam na śniegu, otoczona przez wilki i małą, czerwoną plamkę ochładzającego się ciepła. Lizały mnie, gryzły, atakowały moje ciało, naciskały na nie. Ich skupione ciała blokowały i tak już nikłe promienie słońca. Na ich kołnierzach połyskiwał lód, a ich oddech tworzył mętne kształty wiszące w otaczającym nas powietrzu. Piżmowy zapach ich sierści przypominał mi zapach mokrego psa i palących się liści, przyjemny i przerażający. Ich języki topiły moją skórę; ich nieostrożne zęby porwały moje rękawy i haczyły moje włosy, popchnięte na mój obojczyk, puls na mojej szyi.

Mogłam krzyczeć, ale tego nie zrobiłam. Mogłam walczyć, ale tego nie zrobiłam. Po prostu tam leżałam i pozwoliłam się temu dziać, patrząc jak białe, zimowe niebo nade mną szarzeje.

Jeden z wilków szturchnął nosem moją dłoń, potem policzek, rzucając cień na moją twarz. Jego żółte oczy patrzały w moje podczas gdy reszta wilków szarpała mnie w tę i we w tę.

Zatrzymałam się na tych oczach na tak długo, jak mogłam. Żółtych. I, z bliska, cudownie upstrzonych każdym odcieniem złota i brązu. Nie chciałam, by odwracał wzrok – i tego też nie robił. Chciałam sięgnąć i chwycić się jego kołnierza, ale moje dłonie pozostały zwinięte na mojej klatce piersiowej, a moje ramiona przymarźnięte do mojego ciała.

Nie mogłam sobie przypomnieć, jak to było gdy było mi ciepło.

Potem zniknął, i już bez niego reszta wilków zbliżyła się zbyt blisko, dusząc mnie. Coś chyba w mojej klatce piersiowej trzepotało.

Nie było żadnego słońca; nie było żadnego światła. Umierałam. Nie mogłam sobie przypomnieć, jak wyglądało niebo.

Ale nie umarłam. Zatraciłam się w morzu zimna, a zaraz potem odrodziłam się w świecie ciepła.

Pamiętam tylko to: jego żółte oczy.

Myślałam, że już nigdy ich nie zobaczę.