o
wiarołomnej
Ty, wieczna, której Atropos i Kloto Szkodzić
nie może, niezmazana cnoto, I ty , czystości ty wiaro, ty
statku, I godna po tych cnotach na ostatku Chodzić
miłości – płaczcie wszystkie cnoty, Bo ona, wasza radość
i pieszczoty, Ona tak śliczna dziewczyna, tak święta, W
której ni zła myśl, ni chciwość przeklęta. Nie miały
miejsca, ni ogniste żądze, Już was opuszcza a woli
pieniądze! Fraszkaście, fraszka, odpuśćcie mi
cnoty, Kiedy was przemógł podarunek złoty. Widzę, że
kędy złota zabrzmi strona, Słaba z was pomoc i licha
obrona. Fraszka i wiersze, pochlebstwa,
pochwały, Fraszka i służba i mój afekt
stały. Wszystkoś , zła dziewko, obróciła w
fraszki Za pełny mieszek i nabite taszki. Bezecna
dziewko, jeśliś miała wolą Puścić się za grosz marny na
swą wolą Jeśli cię drogie lecz nabyte dary Z
poprzysiężonej miały ruszyć wiary. Na cóześ na się
przybierała srogi Związek przysięgi i błaźniła
bogi? Na cóżeś żyła trybem Penelopy? Czemuś
inszymi brzydziła się chłopy? Mniejszy byś miała ciężar
na sumieniu, Kiedy byś tylko zgrzeszyła w
płomieniu; Mniej by ci szkodziło, gdybyś z młodu
była Skłonność do złego tak chciwą odkryła. Mniej
by trapiło i mnie, gdybym z tobą Tak był żył jako z
zakupną osobą. Ale żeś mnie i świat aż i
nieba Zwiodła, trojakiej kary na cię trzeba. Jakoż
tak będzie – bo cie Bóg zasmuci, Świat się osławi, a
sługa powróci.
752