Do
igły
Jakoż cię zaraz,
bezrozumna igło,
Karanie z nieba lotne nastąpiło, Żeś
śmiała palce tak udatne zranić Którym tokarnia nie może
przyganić, Które wyroki szczęścia mego przędą Gdy
mi przyżeką w rękę że nie będą. Nie wiesz, ze ona,
chociażesz ze stali Łacno cię swoich oczu ogniem
spali. Nie wiesz ,że grunt to jest twojej ozdoby, Że
w ręku bywasz tak ślicznej osoby, I lubo ona haftem, lubo
szyciem Turenckim, lubo i tkackim nawiciem Lubo
szpalerna robotę , lub mieszki Wyrabia, barziej w tym rękę
Jagnieszki Szacuję, niźli igłę, jedwab, złota I
zawsze z ręką przodkuje robota. Szanujżesz mi jej, albo
jeśli zwady Szukasz z nią, raczej zakól ja z mej
rady Prosto ku sercu, a jeśli ją zranisz, Wszystkie
niebieskich strzałek harty zganisz, Kiedy tam utkniesz swoim
ostrym grotem, Gdzie miłość ludzkim nie doniosła
złotem. 723