Mieczysław Maliński Przed zaśnięciem


Mieczysław Maliński - PRZED ZAŚNIĘCIEM

WROCŁAW 1996

I MP R I M AT U R

Kuria Metropolitalna Wrocławska

L. dz. 2110/90 — 24 czerwca 1990 r.

f Henryk Kard. Gulbinowicz Arcybiskup Metropolita Wrocławski

© Copyright by Mieczysław Maliński, Kraków

Projekt okładki i stron tytułowych Mariusz Piotrowski Korekta Romualda Kucharska

TUM

Wydawnictwo

Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej 50-329 Wrocław, pl. Katedralny 19, tel./fax 22 72 11

ISBN 83-86204-08-7

Wydanie IV. Ark. wyd. 5,57. Ark. druk. 7.

Papier offset, kl. III, 71 g. 61x86. Drukarnią Tumska— Wrocław, ul. Katedralna 1/3. Zam. 39/96

SPRAWY TWOJE SPRAWY BOŻE SPRAWY LUDZI

„Szata godowa"

Nasza tęsknota za pierwotną czystością, niewinnością, niepokalanością. Za utraconym światem dzieciństwa — za pierwotną wrażliwością, prostotą, kiedy potrafiliśmy tak cieszyć się, kochać, śmiać się. Żeby ktoś okrył nas białą szatą jak śnieg ziemię. Żeby nas ktoś obsypał puchem kwiatów jak wiosna jabłonie. Żeby ktoś włożył na nasze ramiona szatę godową.

Ale to niemożliwe. Za dużo zjedliśmy owoców zakazanych. Za dużo zdobyliśmy wiadomości z drzewa dobrego i złego. Nie da się zawrócić rzeki do źródła. Jedyną człowieczą drogą jest świętość. To już nie naiwność. To już nie dzieciństwo. Ale to świadomy wybór drogi.

I obsypiesz się śniegiem kwiatów. Przyodziejesz się w szatę godową. Wybielejesz nad śnieg.

„Jeśli nie staniecie się jako dzieci"

Konwalie już od dawna na straganach. Zakwitły kasztany. Jabłonie pokryły się białą pianą kwiecia. Bzy zaczynają się rozwijać. Na ulice naszych miast i wsi wysypały się dziewczynki i chłopcy

7

idący do Pierwszej Komunii świętej. Maturzyści są już po pisemnym i spotkać ich można roześmianych, zamyślonych, rozgadanych, zaczyta-nych, nie zwracających na nikogo uwagi. To ich wielkie dni.

Co w tobie z twoich wielkich dni zostało? Ile wiosny? Ile zostało nadziei, ufności, radości, optymizmu? Odgrzeb siebie z tamtych lat. Rozdmuchaj ten ogień, który w tobie płonął. Przecież wtedy byłeś ten sam co dziś. A więc od nowa uwierz, zaufaj, popatrz na świat z błyskiem w oczach. Potrzeba ci tego tym bardziej, im więcej lat przeminęło od tamtych wydarzeń, im mniej masz lat przed sobą.

„Kim jesteś?"

Kiedy ty jesteś ty? Na wczasach czy u siebie? W domu czy w pracy? Wśród domowników czy wśród kolegów? Wśród młodych czy starych, kobiet czy mężczyzn? Gdy spotkasz ludzi, od których jesteś zależny, czy ludzi, którzy od ciebie zależą — którzy wymagają, żądają, grożą, zmuszają, czy też gdy jesteś tym, który oczekuje, domaga się, przymusza, stosuje sankcje? Gdy jesteś chory czy zdrowy? Gdy masz sukcesy czy gdy ponosisz klęski? Przyglądaj się sobie, obserwuj siebie. Umiej się podziwiać, umiej się wstydzić za siebie. Bo w tym rzecz, że chociaż jesteśmy wciąż w drodze i wciąż zmieniają się sytuacje i układy, to przecież nie możesz sobie zaprzeczać, musisz zachować swoją linię, swój rdzeń, swoją istotę, której nie oddasz nikomu, nie sprzedasz za żadne skarby.

„Stojący bezczynnie"

Nasze życie duchowe musi mieć wysoką temperaturę. Najpierw intelektualną. Po wtóre — uczuciową. Każdy twój dzień musi być dla ciebie ciekawy, musi się w nim coś dziać. To jest potrzebne tobie. I ludziom. Żebyś miał im coś do powiedzenia, żebyś nie był wymłóconą słomą. I miej temperaturę serca. Miej swoje wewnętrzne ciepło dla siebie i ciepło dla ludzi, żeby tobie było dobrze z sobą i żeby innym było dobrze z tobą.

„Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa"

Gdybyś mógł ludzi określać: oto pszenica, oto kąkol — tego siał Bóg, a tamtego szatan. Gdybyś mógł o sobie powiedzieć: ja jestem ziarnem i ziarnem pozostanę, a -tamten to chwast i chwastem będzie zawsze,

A naprawdę jest tak, że musisz wciąż starać się, aby być pszenicą. Starać się, by kąkol w tobie przemienił się w pożyteczne ziarno.

„Królestwo Boże podobne jest do kwasu"

Aniś ty jeszcze pszenica, aniś ty jeszcze kąkol. Aniś ty biały, ani czarny. Ani cię Bóg nie zasiał, ani szatan. Ale jesteś ciastem, w którym tkwi zaczyn Boży. Rok po roku, miesiąc po miesiącu, dzień po dniu coraz bardziej zakwaszasz się Nim, jednoczysz się z Bogiem. Przez twoją miłość, bezinteresowność, przez twoją codzienną pracę wtapiasz się w otoczenie, w społeczność, do kto-

rej należysz. Służysz ludziom, stając się jak brat, jak siostra, jak matka, jak ojciec. Na końcu świa-ta zabiorą cię Aniołowie Boży i zaniosą do spichrza Bożego,

Albo nie zakwasisz się. Nie dopuścisz miłości w swoje życie. Nie podniesiesz głowy znad siebie. Pozostaniesz zakalcem, obcym dla swojego otoczenia, nieprzyjaznym. Będziesz strzegł swojego stanu posiadania, pozostaniesz twardy na każdą ludzką biedę, nieszczęście, smutek — niewrażliwy na wszystko, co nie jest tobą. Na końcu świata zbiorą cię Aniołowie Boży jak kąkol i spalą w ogniu nieugaszonym.

, Jeżeli wnętrze twoje jasne jest"

Czym żyjesz. Co w tobie płonie. Czym się interesujesz. Jakie sprawy cię angażują. Czym się wzruszasz, cieszysz, martwisz. Co najgłębiej przeżywasz. Jaki jest motor napędowy twojego działania. Co w twoim życiu naprawdę się liczy. Teraz, obecnie, w tej chwili, w tych dniach. A jak oceniasz swoją przeszłość. Co uważasz za swoje osiągnięcie, za swój sukces, zdobycz, a co traktujesz jako niepowodzenie, stratę czasu, śmierć swojego życia. A o czym marzysz, co planujesz, co chcesz osiągnąć w przyszłości: jutro, pojutrze, za miesiąc, za rok.

Gdyby tak nagle otworzyć twoje wnętrze — czy byś się go nie zawstydził przed samym sobą i przed ludźmi? A spowiadasz się, że paciorek, że Msza św., że przekleństwa, że piątek. Gdzie ocena istotnej treści twojego życia.

Czym żyjesz? Co w tobie płonie? Jeśli płonie.

10

„A szatan zaczai go kusić"

W każdym z nas jest zatruta studnia. W każdym z nas płonie ogień zła. W każdym z nas drzemie szatan. Z biegiem lat coraz bardziej pogłębia się to nasze doświadczenie. Bo coraz widzimy z przerażeniem, że tam, gdzie dotąd rosła zielona łąka, wybucha wulkan. Coraz odkrywamy, że leżą w nas pokłady zła, których nawet nie domyślaliśmy się. Coraz padają kolejne twierdze naszej niewinności, naszej niepokalaności. Coraz przekonujemy się, że nas stać na nienawiść, bezwstyd, zemstę, oszustwo, kłamstwo, sprzedaj ność. I jeżeli dotąd myśleliśmy o złoczyńcach „on", „ona", teraz już wiemy: my też jesteśmy zdolni do każdego przestępstwa.

Teraz już wiemy, że piekło jest w nas i tylko od naszej mądrości i miłości zależy, czy potrafimy opanować ten buzujący ogień zła, który nas trawi. Od naszej mądrości i miłości zależy, czy nie wybuchnie, nie spali nas doszczętnie. Czy nie zamienimy się w szatana. Czy nie będziemy patrzeć na zgliszcza naszej osobowości, mówiąc w przerażeniu: „jak mogłem to zrobić", „jak mogłem tak postąpić". A może nawet już tego nie mówiąc. A może nawet mówiąc to z satysfakcją.

"Kim jesteś"

Czyś ty już kiedyś wchodził na szklaną górę? Czy już przeżyłeś kiedyś taką sytuację, że czegoś chciałeś za wszelką cenę, że ci na czymś ogromnie zależało i zaangażowałeś się całkowicie, i zmobilizowałeś wszystkie swoje możliwości, wszystkich swoich znajomych i wy-

li

darłeś ze siebie wszystko, na co cię tylko stać.

Czyś ty już kiedyś wchodził na szklaną górę? Chociażby raz. Bo dzięki temu się tworzysz, kształtujesz, budujesz. Bo tylko wtedy stajesz się, realizujesz się.

A jeżeli tak, to spróbuj uświadomić sobie — Bogu: co to było, o co chodziło? Na czym ci tak zależało? Czy były sprawy wielkie: jakiś pomysł, idea, dzieło święte, Boże, ludzkie, które przyniosło dużo dobra? A może to były po prostu twoje pieniądze, twoja kariera, twoja sława, przyjemność, wygoda, zazdrość? O co chodziło? Co cię zbudowało? Co cię ukształtowało? Kim się stałeś?

„Szedł po morzu"

Czy chodziłeś kiedyś po morzu? Czy miałeś taki okres w życiu, kiedyś naprawdę żył Ewangelią. Tak, w jednej parze sandałów, w jednej sukni i bez torby podróżnej. W bezgranicznym zaufaniu Bogu, w głębokim spokoju wewnętrznym i radości pragnącej ogarnąć cały świat. Co się stało, żeś teraz taki ostrożny, uważny, ubezpieczają-cy się, podejrzliwy, wyczekujący, zabierający głos ostatni albo nie zabierający go wcale.

Czyś był kiedyś chodzącym po morzu. Bo jeżeli tak, to przyznasz, że był to najpiękniejszy okres w twoim życiu.

„Tylko Ojciec zna czas i miejsce"

To nie ty wybrałeś sobie czas, w którym żyjesz. Może wolałbyś kiedy indziej, gdzie indziej, wy-

12

godnie, spokojnie, przyjemnie, z kocykiem na kolanach, przy kominku, przed telewizorkiem, z kawusią w ręce, z książką na kolanach, w ciepłych bamboszach, zachowując intymność i kameralność.

Ale Bóg wybrał ci ten właśnie czas i to właśnie miejsce. I nie uratujesz się w zaciszu twego domu — jeżeli tylko chcesz być uczciwy. Wywieje cię wiatr wydarzeń. I musisz sobie odpowiedzieć na pytania o sens życia i śmierci. Ale nie narzekaj. Nigdy nie było łatwych czasów dla tych, którzy chcieli żyć uczciwie.

„W świecie"

Nie zaprogramowano cię, nie otrzymałeś sztywnych poleceń, nie dano ci rozkładu jazdy, abyś wiedział, jakie zająć stanowisko, po której stronie się opowiedzieć, w co się włączyć. Na to musisz tkwić w świecie, być zanurzony w jego życiu. I mieć wrażliwość, by rozumieć co się dzieje i by porządkować — odróżniać prawdę od błędu, dobro od zła i tak wyrabiać sobie zdanie i odnajdywać rolę, jaką masz do spełnienia.

„Kto buduje dom"

Nie ma pecha w twoim życiu, nie ma przypadku. Możesz zmarnować największe okazje — w ogóle ich nie dostrzec. A możesz drobne zamienić w największe wydarzenia — od ciebie to zależy. Przeszłymi latami zarobiłeś na to jak teraz postępujesz. I obecnie zarabiasz na to jak będziesz decydował za miesiąc, za rok.

13

Masz takie życie, jakie sobie budujesz. Jesteś jednością od urodzenia aż po grób. Sam siebie karzesz i sam siebie nagradzasz. Jesteś jednością nawet w swoich dzieciach: w nich ujrzysz siebie i swoje dobro, i swoje zło.

„Nie ma nic tajemnego"

Wszystko, cokolwiek czynisz, cokolwiek mówisz, cokolwiek myślisz zostaje w tobie, kształtuje ciebie. Sobą mówisz to, coś zdziałał. Sobą pokazujesz dobro, któreś w tajemnicy świadczył. Sobą pokazujesz swoje grzechy, z którymi się przed nikim nie zdradzałeś, zło, które w tobie narosło.

,Jeśli się nie nawrócicie"

To nie Bóg nas karze. To my się karzemy własnymi rękami. Takie jest prawo zła. Wróci do ciebie zło nie tylko przez ciebie popełnione, ale zniszczy cię i to, które jest w tobie: twoje tchórzostwo, wygodnictwo, twoja pazerność, interesowność, twój egoizm. Nie obronisz się przed sobą.

„Bądź wola Twoja"

Już się tego nauczyłeś, że jeżeli spotyka cię coś bardzo radosnego, to następnie przyjdzie cierpienie. To nie znaczy, że ta radość jest złudą. Jest rzeczywista, tak jak rzeczywisty jest ból. A więc masz się cieszyć, aby potem udźwignąć smutek.

14

A to wszystko: i szczęście, i ten ból pochodzą od Boga i Jemu niech będą za wszystko dzięki.

„Panie, abym przejrzał"

Przyzwyczaiłeś się już do siebie przez tyle W rzeczywistości nie jesteś taki piękny, jak widzisz siebie w lustrze, bo widzisz się fałszywie. Nie jesteś taki mądry, jak się oceniasz, bo oceniasz się fałszywie. Nie jesteś tak dobry, jak to sobie wyobrażasz, bo wyobrażasz sobie fałszywie. Nie jesteś taki uczciwy, jak o tym jesteś przekonany, bo jesteś przekonany fałszywie.

„Niech świeci światłość wasza przed ludźmi"

Światłem bądź. Bądź światłem, im większa ciemność wokół nas. Bądź światłem rozumu, światłem mądrości dla tych, którzy tracą drogę.

Światłem bądź. Bądź światłem, im bardziej zimno wokół nas. Bądź światłem miłości dla tych, którzy w rozpaczy i w zniechęceniu.

Na ile w tobie darów Bożych. Choćby na mały ogarek, na ledwo tlejące światełko. A może jak pochodnia. Albo jak płonący stóg. Na ile cię stać?

„Talenty"

Talenty twoje, to nie tylko to, co odziedziczyłeś. To nie tylko wychowanie, które otrzymałeś. Wciąż jesteś obdarowywany: ludźmi, ich zaufa-

15

niem, sympatią, miłością, spotkaniami, rozmowami, książkami, obowiązkami, wydarzeniami kultruralnymi, politycznymi, społecznymi, wakacjami, godzinami wolnymi od pracy zawodowej, pieniędzmi, rzeczami. Dzień za dniem rozgrywa się twoje życie, kształtuje się twoja osobowość w zależności od tego, co zrobisz z tymi talentami.

I z tych talentów przyjdzie ci się kiedyś rozliczać.

„Nawróćcie się"

Najpierw musisz uwierzyć, że jeszcze nie powiedziałeś ostatniego słowa w swoim życiu, że stać cię na więcej. A to, wbrew pozorom, bardzo trudno. Bośmy zakrzepli, skamienieli, zastali się w naszych słowach, myślach, czynnościach, gestach, nawykach tak bardzo, że sobie nie możemy wyobrazić najmniejszej zmiany. Najpierw musisz uwierzyć, że możesz piękniej, bogaciej, bardziej twórczo żyć.

Potem musisz „wrócić do siebie": zacząć być sobą — człowiekiem o twoim nazwisku, imieniu, dacie urodzenia. A na to trzeba, abyś przełamał strach i zrzucił z siebie to, czegoś się nauczył chcąc łatwiej przejść przez życie. Abyś zrzucił to, coś sobie przyswoił chcąc się podobać ludziom, od których — zdaniem twoim — zależał twój los. I abyś przestał powtarzać to, co inni, naśladować innych, zacierać swoją tożsamość. Musisz stać się wolny i mówić jako ty, działać jako ty, myśleć jako ty.

I taki swobodny idź do ludzi. Traktuj ich jak partnerów. Bez kompleksów żeś głupszy, żeś

16

słabszy, żeś zależny. Nie bój się ich. Oceniaj spokojnym spojrzeniem ich działanie. Widząc zło, podtrzymuj dobro, której jest w nich.

Nawróć się do siebie — nawróć się do Boga.

„Ty jesteś Mesjasz"

Być wiernym sobie. Być wiernym drugiemu. Być wiernym Bogu. Być wiernym.

Życie ludzkie nie składa się z samych entuzjazm mów, zachwytów, olśnień, odkryć. One czasem przychodzą jak błysk piorunu albo jak łagodny deszcz wiosenny. W tej godzinie objawienia widzimy tak, jak nigdy dotąd nie widzieliśmy, wiemy tak, jak nigdy dotąd nie wiedzieliśmy, chcemy tak, jak nigdy dotąd nie chcieliśmy. Wtedy wyrastają nasze postanowienia, rozstrzygnięcia, decyzje. Przy nich trzeba trwać, gdy idzie się codzienną drogą zwyczajnego trudu, zwyczajnych szarych dni.

„Faryzeusze odbyli naradę, w jaki sposób Go zgładzić"

Tylko nie myśl, że Jezus miał pecha, że trafił na takich ludzi, którym się przestał podobać. Przeciw każdemu, kto żyje w prawdzie, kto mówi prawdę, faryzeusze odbywają naradę, jak go zgładzić. Jeżeli nie od razu zgładzić, to: wykończyć, zlikwidować, usunąć.

Oczywiście, jeżeli chcesz, żeby ci się dobrze powodziło, to najlepiej nie pytać się o nic swojego sumienia, ale potakiwać jak wszyscy, śmiać się jak wszyscy, oburzać się jak wszyscy, narzekać

17

jak wszyscy, przeklinać jak wszyscy. Robić to co wszyscy — wszyscy ci, którzy wiedzą, jak żyć bezpiecznie i wygodnie. I nie przejmować się, że ktoś cię nazwie oportunistą albo tchórzem.

„Nie możecie dwom panom służyć"

Bądź tym, kim być powinieneś. Mężem. Żoną. Ojcem. Matką. Dzieckiem. Babcią. Dziadkiem. Uczniem. Nauczycielem. Inżynierem. Pielęgniarką. Lekarzem. Rolnikiem. Robotnikiem. Rzemieślnikiem. Urzędnikiem.

Bądź tym, czym być powinieneś. Wkładaj w swój zawód pełnię swojego zaangażowania, swojej inteligencji, inwencji, troski. Staraj się wykonać swoje zadania jak najlepiej, maksymalnie wykorzystaj każdy dzień. Bo twoja praca zawodowa to najważniejszy kształt twojej miłości bliźniego, twojej służby człowiekowi. W niej się więc rozstrzyga twoje człowieczeństwo, twoja świętość.

„Niech mowa wasza będzie: tak — tak, nie — nie"

Dlaczego się modlisz, pracujesz, spieszysz się, pomagasz, uśmiechasz się, mówisz miłe słowa, przynosisz kwiatki. Dlaczego?

Z miłości? Z poczucia obowiązku? Z chęci pomocy drugiemu człowiekowi? A może chcesz go kupić, sprzedać, oszukać, omamić, może chcesz coś zarobić, może boisz się stracić?

18

Wciąż pytaj siebie, co jest motywem twojego postępowania. Kontroluj się bez przerwy. By nie było w tobie zdrady. Aby uśmiech był uśmiechem, czyn — czynem, praca — pracą, pomoc — pomocą, dar — darem.

„Gdy ktoś życie daje za braci swoich"

Miarą twojego człowieczeństwa jest twoja miłość, czy raczej — twoje miłości.

Kogo kochasz oprócz siebie. Sięgasz aż po naród? O kogo troszczysz się prócz siebie i jak wielki czyn wyrasta z tej troski. Co robisz dla swojego kraju. Dawniej pytano: czy potrafisz oddać swoje życie dla ojczyzny? Dajmy już spokój karabinom. Dzisiaj trzeba by pytać: czy potrafisz nie wyjechać na stałe z kraju, nawet gdy taka okazja się trafi, i dla niego pracować?

„Ubogich zawsze mieć będziecie"

Dawaj to co masz, czym jesteś. Dawaj przedmioty, ale nade wszystko dawaj siebie, swoją opiekę, swoją pomoc, swoje współczucie. Dawaj póki czas, póki masz co dawać, póki masz rzeczy, póki masz siły, póki stać cię na serdeczną troskę, na współczucie, na śmiech i radość.

Dawaj swoją pomoc, dawaj siebie samego, póki jeszcze cię trochę jest.

19

„Kto chce iść za mną, niech weźmie krzyż swój i naśladuje mnie"

Żeby tak ostro, tak ostatecznie, tak już, tak natychmiast, tak bez wyboru prawie, tak albo — albo. A my na luzie, na „może", „ewentualnie", „jak mi będzie odpowiadało", „zależy, jak się ułoży". A my najchętniej: „Zobaczymy, spróbujemy".

A to dlatego tak kategorycznie, bo to przecież sprawa nie o działkę, o dom, o stanowisko, ale o ciebie samego. To dlatego tak bezwzględnie, tak albo-albo, bo szkoda każdego dnia. Bo za chwilę może być za późno. Bo jeżeli doszło do ciebie słowo prawdy teraz, to niech ci się nie zdaje, że takich sytuacji będzie bez liku. Bo jutro może nie usłyszysz, nie zauważysz, przejdziesz mimo.

„Kto jest większy"

Porównuj siebie z ludźmi. Zawsze do tej samej konkluzji dotrzesz — jakąkolwiek drogą byś szedł — że wielkość twoja to praca twoja. Bo ileś dostał talentów, toś dostał. To ani twoja zasługa, ani zdobycz. Dar. Od tej strony jesteś nieporównywalny. Ale reszta, ta cała reszta, to praca twoja. Mądra, dobrze zorganizowana, precyzyjna, intensywna, twórcza. Z przerwami na oddech — na odpoczynek i świętowanie. Ale wciąż praca.

„Bracia moi"

Nie możesz żyć dniem dzisiejszym. Trzeba się oglądać do tyłu a także patrzeć w przód. Jesteś

20

istotą rozpiętą pomiędzy teraźniejszością, przeszłością i przyszłością. Trzeba znać swoją historię i domyślać się nadchodzących czasów.

Nie jesteś tylko jednostką. Człowiek ma wymiar społeczny. Idziesz od narodzenia ku śmierci razem z innymi. Nie może być twoją jedyną troską to, by tylko tobie było dobrze. I dlatego trzeba rozglądać się wokół siebie. Wyciągać ręce ku tym, którzy idą obok. Każda sprawa twoich braci jest twoją sprawą. Masz być z nimi związany łańcuchem rąk, masz wciąż budować wspólnotę.

„Znam owce moje"

Czy ty jesteś również pasterzem, czy wciąż tylko owcą. Bo jak długo można być wyłącznie przedmiotem troski, opieki. Trzeba doróść do pełni człowieczeństwa i poczuć się również odpowiedzialnym za innych.

Ale, ponieważ ludźmi jesteśmy, będąc pasterzami nigdy nie przestajemy być owcami. Troszcząc się o innych, nie możemy zabronić innym, aby troszczyli się o nas.

„Jam jest pasterz dobry"

Jakich masz mistrzów? Do kogo zachodzisz, żeby pogadać, odpocząć, odprężyć się, wyżalić? U kogo szukasz ratunku, spokoju? Z kim jest ci dobrze? Kto cię kształtuje, kto ma na ciebie wpływ? Kto jest dla ciebie natchnieniem, inspiracją? Czy to dobry pasterz?

Dla kogo ty jesteś mistrzem? Jacy ludzie przychodzą do ciebie, ażeby odpocząć, znaleźć siłę

21

i radość? Kogo ty rzeźbisz? Pomagasz żyć? Jesteś natchnieniem dobra? Jesteś dobrym pasterzem?

„Siewca wyszedł siać"

Jesteś zasypywany słowami. Słyszysz je z ust ludzi w bezpośrednim kontakcie albo z gazet, książek, z filmu, telewizji, radia, z taśm, z płyt. Dobrzy ludzie chcą siać w ciebie pszenicę, źli — kąkol. Bóg i szatan.

Od ciebie zależy, komu zezwalasz siać na twojej roli. Bo gdy zasiane — wyrośnie. Zboże albo chwast. Aby cię ubogacić albo zniszczyć.

„Wy jesteście solą ziemi"

Co robisz, żeby było lepiej w twoim domu, w kręgu twoich najbliższych, w miejscu twojej pracy zawodowej?

Miarą twojego człowieczeństwa jest wielkość twojej troski o drugiego człowieka. Czym większe to twoje staranie, zaangażowanie w ludzkie sprawy — tym większy jesteś sam.

Dochodzisz do dna swojego człowieczeństwa, gdy mówisz: Mnie nic nie obchodzi. Niech inni — jak chcą — głowy sobie urywają.

„Braćmi jesteście"

Czy umiesz dziękować? Można dziękować jak żebrak. Można dziękować jak sługa. Można nie dziękować za otrzymane dary mówiąc, że o nic

22

l

nie prosiłeś, albo że to ci się należało, że inni powinni ci pomagać.

Czy umiesz dziękować jak człowiek? Czy otrzymany dar wyzwala w tobie poczucie godności, poczucie, że ciebie też stać na dar, że ty też potrafisz dawać. Nie tylko z tego, coś otrzymał, ale dawać temu, który dal. Bo on też człowiek i też ma swoje potrzeby i swoje biedy. A w każdym razie jak każdemu człowiekowi zawsze potrzeba mu dobrego słowa, serdeczności. A może on twojego ciepła bardziej potrzebuje niż ty tego, coś od niego otrzymał. Czy umiesz dziękować jak człowiek?

„Bóg, który widzi w ciemności..."

Gdy będziesz pożyczał ludziom z ciężkim trudem przez ciebie zapracowane pieniądze, albo gdy je nawet dasz, powiedzą o tobie — skąd on ma taką forsę, jaki sknera, zbiera i zbiera a z drugim się nie dzieli.

Gdy będziesz dawał ludziom rzeczy, które sobie spod serca wyrywasz, bo ci służyły znakomicie, albo które trzymałeś „od święta" czy na czarną godzinę, powiedzą — tylko tyle dał?

Gdy będziesz służył ludziom swoim czasem, nawet kosztem zaniedbywania obowiązków, swojego odpoczynku, snu i posiłków, powiedzą — on właściwie nie ma nic do roboty, mógłby się czymś zająć.

Gdy będziesz pomagał ludziom w ich trudnych chwilach, brał do swego domu, karmił, poił, opiekował się, a potem wycofasz swoją pomoc, bo uznasz, że już czas trudny przeminął — to się

23

po prostu na ciebie obrażą albo będą mieli przynajmniej do ciebie żal.

Gdy będziesz się starał wykonywać swój zawód maksymalnie uczciwie — to powiedzą, żeś pazerny na pieniądze albo że chcesz zrobić karierę, zająć kierownicze stanowisko, albo udowodnić, żeś lepszy.

Im więcej będzie pracował, służył, poświęcał się, im bardziej będziesz starał się żyć uczciwie — tym łatwiej oskarżą cię, żeś cudzołożnik, oszust, kłamca, cham i bezczelny, a przynajmniej nie całkiem normalny albo dziwak.

Czy z tego wynika, że masz zrezygnować z takiego postępowania? Nie, bo byłbyś podobny do faryzeuszy, którzy wszystko czynią, aby być widziani przez ludzi. Tylko wiedz, że tak jest. Załóż to sobie od samego początku, żebyś się potem nie zdziwił.

Na pociechę powiem ci, że zawsze się znajdzie jakaś Magdalena, jakiś Jan, który cię zobaczy w prawdzie i zachwyci się tobą. Ale to już tylko na pociechę, żebyś się nie załamał.

)rAbyście się wzajemnie miłowali"

Nie zawsze pić, chociaż namawiają. Nie zawsze jeść, chociaż częstują. Nie zawsze brać, chociaż dają. Nie wszystko zjadać, chociaż wciąż smakuje. Nie wszystko wypijać, chociaż masz taką ochotę. Nie wszystko zabierać, chociaż ci się przyda. Nie rzucać się na każdą okazję. Nawet gdy wszystko leży na stole i można łatwo zagarnąć jednym ruchem ręki. Nawet wtedy, gdy nikt nie będzie widział, a nawet się nie domyśli, na-

24

wet gdy zapewniają cię, że nic nigdy na jaw nie wyjdzie. Zapanować nad sobą.

Bo siedzi w nas kłąb pożądliwości, które musisz opanować swoją miłością.

I należy pomagać, gdy pomagać trzeba, pożyczać, gdy pożyczać trzeba. Dawać, gdy dawać trzeba — swoje zaangażowanie w sprawy ludzkie, zainteresowanie, swój czas, swoje siły, swoją troskę; choć najchętniej nie dałbyś nic, nie pożyczyłbyś niczego, zamknąłbyś się, żeby mieć święty spokój, żeby nie słyszeć, nie wstawać, nie odzywać się, nie narażać się, żeby nie stracić z tego co twoje, coś zdążył zgromadzić, zyskać.

Bo trzeba wciąż wyrastać ponad swój egoizm.

„/ począł się z nimi rozliczać"

Trzeba pościć cały rok — nie tylko w Wielkim Poście. Za dużo wiemy na temat zawału, zatoru, raka, sklerozy, choroby wrzodowej, chorób wątroby, układu krążenia, serca. Już trzeba pościć codziennie, nie tylko w piątki. I gdy ręka cię kusi, żeby sięgnąć po papierosa, po jeszcze jeden kieliszek wódki, po narkotyk, żeby wypić kolejną filiżankę kawy, zamówić kremówkę, nałożyć sobie jeszcze jedną porcję makaronu — umiej powiedzieć sobie „nie". Ty, który pijesz, a masz dzieci, ty, która palisz, a chcesz mieć dzieci, nawet w dalekiej przyszłości. Ty, która palisz, a jesteś w ciąży i chciałabyś, żeby twoje dziecko było w pełni normalne. Za dużo wiemy. Z czego się umiera i jak szybko się umiera.

Musimy pościć. Codziennie. Tylko nie mów, że robisz to dla zdrowia, bo ta sprawa ma wymiar głębszy. Zdrowie to jest największy dar, jaki od

2 - Przed zaśnięciem 25

Boga otrzymałeś, za który jesteś odpowiedzialny. Masz go strzec, rozwijać, by jak najlepiej służyć drugiemu człowiekowi.

„Co jest w człowieku"

Czy masz w sobie coś z anioła, czy z diabła. Pięknieją ludzie, z którymi się stykasz, jaśnieją, rosną, rozwijają się? Czy karłowacieją, czernieją, marnieją, usychają?

Czym obdzielasz ludzi — światłem czy mrokiem, prawdą czy kłamstwem, mądrością czy przewrotnością, wolnością czy niewolą?

A może jesteś nijaki — ani piękny, ani brzydki, ani dobry, ani zły, ani w tobie prawdy, ani zakłamania, aniś ty zimny, ani gorący, a jeżeli coś jeszcze potrafisz, to zazdrościsz innym i cieszysz się z każdego nieszczęścia, a smucisz się z każdego cudzego szczęścia.

„Dręczona przez ducha złego"

Czy ty jesteś opętany przez szatana? Przez ducha nienawiści, pogardy, lekceważenia, kłamstwa, oszustwa, seksu — przez ducha przyjemności za wszelką cenę. I już na nikim, na niczym ci nie zależy, tylko na sobie.

Dotąd nie jesteś opętany, dopóki się bronisz, dopóki się kontrolujesz, jak długo boli cię twoja nienawiść, złość, fałsz, wyuzdanie — jak długo się tego wstydzisz.

26

,Jeśli nie przebaczycie"

Przebacz, aby się uratować. Tym bardziej to dla ciebie ważne, im więcej doznałeś i doznajesz krzywd.

Bo nienawiść cię zniszczy. Sparciejesz. Jeżeli wejdziesz w błoto twoich nieprzyjaciół, to sam się błotem staniesz. Twoja pogarda przekształci się w cynizm. Skarlejesz. Wspominanie doznanych krzywd, tkwienie w żalu i bezsilnej złości wykrzywi cię i wypaczy. Sparszywiejesz. Przestaniesz iść własną drogą, a pójdziesz drogą twoich nieprzyjaciół, oszczekując ich bez końca jak oślepły pies.

„Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

Przebaczyć. Ale co to znaczy przebaczyć? Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spotykasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz. Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, w nocy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wypaczania twoich intencji, odbierania ci tego, na co sobie zasłużyłeś, czego się dorobiłeś — powraca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała. Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja życiowa wciąż ci dolega, wciąż cię uwiera twoje kalekie życie — na co dzień towarzyszy ci krzywda, którą ci wyrządzono.

Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to znaczy przede wszystkim nie mścić się. — Nie mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, układów, sprzymierzeńców w tym, aby twoim

27

wrogom zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko, ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób

swoje.

„Ile razy mam przebaczyć?"

Jezus odpowiada: Aż siedemdziesiąt siedem razy. A więc zawsze przebaczać. To jest jedyna recepta na życie. Choć to wydaje się ponad twoją wytrzymałość. Bo im więcej masz lat, tym więcej dokucza ci krzywd, które ludzie ci uczynili wczoraj, które ci czynią dzisiaj i które będą ci czynili jutro. A więc przebaczać. Bo inaczej będziesz myślał wciąż i tylko o krzywdzie, jakiej doznałeś. Bo inaczej będziesz patrzył na ludzi z nienawiścią, jak wściekły pies. I nic w życiu nie zrobisz.

„Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu"

Wszystko się może zdarzyć, bo jesteśmy tylko ludźmi. I może się zdarzyć, że popełnisz błąd, głupstwo, krzywdę, grzech. Tylko wtedy trzeba się jakoś w tym znaleźć. A więc nie wypieraj się, że to nieprawda, że nic takiego nie było. A gdy dojdzie do zdemaskowania, nie mów, że inni robią tak samo.

Wszystko ci się może zdarzyć. Ale miej że szlachetność wewnętrzną i powiedz: wybaczcie. A jak trzeba coś więcej, bo wynikły szkody — to pokryj, wyrównaj.

Wszystko może ci się zdarzyć, bo jesteś człowiekiem. Ale dopiero ta sytuacja pokazuje, jakim jesteś człowiekiem.

28

„Odpuszczają się grzechy twoje"

Najtrudniej sobie samemu wybaczyć grzechy. Zmarnowane lata, tchórzostwo, nie wykorzystane sytuacje, stracone przyjaźnie. Najlepiej byłoby zwalić winę na innych. Obwinie ludzi za nasze nieudane życie. Wtedy gotowi jesteśmy nawet im wybaczyć. Ale co zrobić, gdy przed tobą stanie z całą oczywistością fakt, że to ty sam sobie jesteś winien — żeś samemu sobie wyrządził krzywdę^ swoją głupotą, słabością, nieudolnością, niedora-staniem do sytuacji, która ci została dana. I nikt i nic nie jest cię w stanie przed tobą samym obronić.

„A on bił się w piersi"

Żebyś choć raz w życiu zapłakał. Żeby chociaż raz przemówił do ciebie fakt, że inni przez ciebie cierpią, nie śpią po nocach z powodu krzywdy, którą im wyrządziłeś.

Żebyś choć raz nad sobą zapłakał. Żeby cho ciąż raz został naruszony twój zamek pychy, zarozumiałości, pewności siebie. Zamek, w którym ty jesteś królem, panem, ty rozsądzasz sprawy własne i cudze, a zawsze wychodzisz na swoje, a zawsze ty jesteś w porządku — inni to dranie, oszuści, chciwcy, cwaniacy.

Żebyś nad sobą zapłakał. Żebyś się siebie zawstydził. Żebyś się siebie przeraził. Swojego egoizmu, pazerności, zaborczości, swojej głupoty. A jeżeli stwierdzisz, że nie widzisz specjalnego powodu, żeby płakać nad sobą, to ci odpowiem, że jesteś okazem grzesznika zatwardziałego.

29

„I dali mu 30 srebrników"

Wciąż brzęczą na stole dziejów pieniądze. Również na twoim stole — twoich dziejów. Pieniądze prawdziwe, które ci się słusznie należą. Za pracę, za trud, za twój krwawy pot. Wciąż brzęczą na stole dziejów fałszywe pieniądze — pieniądze za zdradę. Czy są na stole twoich dziejów fałszywe pieniądze? Pieniądze za zdradę kogokolwiek — Boga, człowieka, siebie samego. Za zdradę.

„Celnicy i nierządnice uprzedzą was do królestwa niebieskiego"

Nie to jest najgorsze, że uczynisz zło, ale że go nie zauważysz.

Nie to jest najgorsze, że uczynisz komuś krzywdę, ale że się nią nie przejmiesz.

Nie to jest najgorsze, że popełnisz grzech, ale że go grzechem nie nazwiesz.

Bo grzech jest rzeczą ludzką. Ale rzeczą ludzką jest również przerazić się nim, zawstydzić się tym, coś zrobił, coś powiedział, do czegoś doszedł. Zawstydzić się przed samym sobą, przed ludźmi, przed Bogiem — i przeprosić.

, Jeśli nie staniecie się jako dzieci"

Gdybyś od tego, który cię wciąż okłamuje, przynajmniej raz w życiu usłyszał prawdę; od tego, kto cię krzywdzi — doznał zadośćuczynienia; od tego, kto cię więzi — uzyskał chwilę wolności.

30

Gdybyś przynajmniej raz w życiu potrafił odgarnąć falę kłamstw, półprawd i bzdur, która cię wciąż zalewa; wyciągnął rękę do tego, który cię krzywdzi, wyprostował się z godnością wobec tego, od którego wiele w twoim życiu zależy.

Gdybyś przynajmniej raz w życiu zdjął maskę i mówił to, co myślisz, przestał wykorzystywać ludzi, pętać ich w niewolę.

To potem można dalej żyć. Tą jedną chwilą, tą radością, że ktoś — żeś ty — okazał się człowiekiem. Bo tak naprawdę, za niczym innym bardziej nie tęsknisz.

,Jezus był kuszony przez szatana"

Pokusa, to jest omamienie, to jest ujrzenie czegoś nie tak, jak jest naprawdę. Białego — jako czarne i czarnego — jako białe. Fałszywa ocena. Wtedy ci się zdaje, że musisz, żeś powinien, że tak trzeba — a wcale nie musisz, nie powinieneś, a wcale tak nie trzeba. Zdaje ci się, że nie potrafisz się oprzeć, że zresztą wszyscy tak robią, a okazja jest jedyna i nie wolno jej nie wykorzystać — a naprawdę nie wolno ci jej wykorzystać. Zdaje ci się, że wolno — czego naprawdę nie wolno. Że dozwolone — co naprawdę niedozwolone. Że to nic takiego w końcu, że drobiazg — co w rzeczywistości bardzo ważne, istotne, podstawowe. Że to ani tobie, ani nikomu nie szkodzi — a przecież szkodzi i tobie, i innym.

I gdy dasz się zwieść, i stanie się, wtedy bywa, że tuż zaraz oprzytomniejesz, powrócisz do równowagi i zobaczysz rzeczywistość, jaka jest naprawdę. Staniesz na nogach, będziesz wiedział, żeś zrobił źle, żeś się dał ponieść, żeś zrobił coś,

31

co jest niesłuszne, niesprawiedliwe. Ale bywa inaczej. Bywa, że trwać będziesz w tym opętaniu całymi tygodniami, miesiącami i latami i będziesz wciąż uważał, że masz rację, że postępujesz prawidłowo, że jesteś w porządku — bywa tak nawet do śmierci. Bo z biegiem czasu wymyślisz sobie argumentację, uzasadnienie, motywację. I coraz bardziej będziesz w porządku, pozbawiony wątpliwości.

Jedyną radą jest, żebyś był podejrzliwy w stosunku do samego siebie, żebyś sobie nie ufał — nie ufał wszystkim swoim zachciankom, pomysłom i ocenom tych zachcianek i pomysłów. Żebyś to swoje „zdawanie się" oglądał ze wszystkich stron — czy to znowu nie fałszywy pieniądz, który szatan wtyka ci w rękę. I tak poznasz swoją naturę i swoje namiętności. I chciwość, i nieuczciwość, fałsz i nieczystość, zazdrość, lenistwo i nienawiść — nad którymi jeżeli nie zapanujesz, zniszczą ciebie i twoich bliskich.

,Aby Go słuchać"

Wrysuj sobie do twojego herbu, zanotuj w zestawie spraw życiowych, że jednym z najważniejszych twoich zadań jest dążenie do mądrości. Powiedz to sobie i uwierz najmocniej, że nie jesteś jeszcze mądry dzisiaj, ani mądrym nie będziesz jutro, ani przy twojej samej śmierci. Masz więc iść do mądrości jako do źródła swojej istoty, jako do warunku, bez którego nie jesteś człowiekiem.

Do tego potrzebna jest umiejętność słuchania. Umiej słuchać tego, co mówi do ciebie Bóg, tego, co mówi do ciebie człowiek. A więc na modlitwie chciej usłyszeć, dosłuchać się tego, co

32

r

Bóg mówi do ciebie, czego od ciebie chce, co się Mu w tobie podoba, z czego nie jest zadowolony. Gdy chodzi o ludzi, szukaj ludzi mądrych. Przysłuchuj się temu co mówią. Nadsłuchuj, o co im chodzi. Wsłuchuj się w ich mówienie. Staraj się wejść w świat ich myśli różny od twojego, a mogący cię wzbogacić, inspirować, pobudzić do refleksji.

A gdy przyjdzie czas na twoje mówienie, dbaj, by to było twoje słowo, nie powtórzenie, coś wyczytał albo usłyszał, ale wyraz twojej mądrości — takiej, jaką masz na aktualnym etapie. Bez stra-* chu, a może nawet z lękiem, że się zbłaźnisz, że się narazisz. Może się okaże, że trzeba się będzie wycofać, uzupełnić swoje zdanie czy poprawić. Ale nie wstydź się tego. Z założenia. Bo w herbie twoim stoi szukanie mądrości, bo w rejestrze spraw twoich najważniejszych jest odnotowane, że wciąż chcesz być mądrzejszy.

„Szedł za Nim wielki tłum"

Za Nim szli, bo chcieli Go słuchać. Czy ludzie chcą ciebie słuchać?

Szczycimy się tym, że jesteśmy inteligentnym narodem. Warto posłuchać, o czym ludzie rozmawiają. Kobiety o ciuchach. Mężczyźni o samochodach. Kobiety o makijażu i jak można schudnąć. Mężczyźni o samochodach i piłce nożnej. Mężczyźni i kobiety o seksie — na równi. Może jeszcze biadolenie, może jeszcze ploty o swoich bliższych i dalszych znajomych. Może jeszcze tania polityka, sensacyjki. I to by było wszystko.

Dźwigaj poziom rozmów. Wydrzyj z siebie to, na co cię stać. Żebyś ty mądrzał i żeby inni przez ciebie mądrzeli.

33

Prawdą, drogą, życiem"

Ty który chcesz być wolności trzeba się uczyć. Konsekwentnie i uparcie. Tępić w sobie bezwolność więźnia skazanego na dożywocie, służalcze nadstawianie karku, żebracze wyciąganie dłoni, zwierzęce warowanie przy nodze pana. Bo drzemią w tobie atawizmy serwi-lizmu, niewolnicze posłuszeństwo, pańszczyźniana pokora i ustępliwość przed silniejszym i przyznawanie racji temu, kto głośniej krzyczy.

I wiedz, że być wolnym, to znaczy drugiemu dawać wolność. A w tobie siedzi satrapa i byle ci oddano rąbek władzy, zamieniasz się w kaprala służbistę, który chce mieć wszystko pod sznurek i na rozkaz.

I wiedz, że być wolnym to znaczy stawać w obronie tych, których szantażują, gwałcą, łamią, przymuszają, zamieniają w pachołków, manipulują nimi, posługując się wszelkimi metodami.

Ty, który chcesz być wolny. Wiedz o tym.

„I wyśmiewali się z Niego"

Gdzieś na początku naszego życia świadomego było tak, żeśmy spróbowali powiedzieć to, co myślimy, a co było zupełnie odmienne od tego, co inni ludzie mówili. I posypał się na naszą głowę grad — żartów, ironii, sarkazmu, pobłażliwości, poklepywania. I chyba od tego momentu zależało w dużej mierze, co będzie dalej. Bo alboś się wtedy załamał i powiedział sobie, że drugi raz czegoś takiego nie chcesz przeżyć — odtąd już powtarzałeś grzecznie, co było powszechnie przyjęte — albo stało się inaczej i w dalszym ciągu

34

próbowałeś mówić swoje, tylko teraz z większym już uzasadnieniem i możliwie pełną argumentacją.

To było kiedyś. Ale ta sytuacja wciąż się powtarza. Wciąż w tobie rodzi się jakaś opinia, ocena, stanowisko wobec spraw zawodowych, domowych, narodowych, społecznych, ekonomicznych — jakieś twoje zdanie. I albo je powiesz, zaryzykujesz — chociaż wiesz, że zostaniesz zaatakowany, że ktoś ci to weźmie za złe, że sobie kogoś zrazisz — albo zrezygnujesz i będziesz patrzył biernie, jak inni walczą, a nawet przytakniesz wbrew sobie. Żeby kogoś pozyskać, zaskarbić sobie.

Niezależnie od tego ile masz lat, jakie powołanie realizujesz, wciąż cię obowiązuje ta zasada: kształt twojej osobowości — to kształt twojej wolności, którą zdobędziesz nie za darmo, ale za te wszystkie przegrane, klęski i upokorzenia, które cię przy tej okazji spotkają.

„I nauczajcie"

Jest czas ciszy i jest czas mówienia prawdy.

Jest czas ciszy, nadsłuchiwania, obserwacji, wyczekiwania, namysłu, kiedy niewiedza przemienia się w wiedzę, nieświadomość — w świadomość; kiedy otwierają się przed tobą sprawy dotąd zupełnie ci obce, kiedy w przerażeniu czy zachwycie widzisz, jak z mgieł twojego bezwładu wyłania się coraz ostrzejszy obraz rzeczywistości.

Jest czas mówienia prawdy, kiedy narasta w tobie przekonanie, że nie wolno ci dłużej milczeć, że musisz powiedzieć, ingerować, zająć stanowisko. Chociaż najchętniej byś się wykręcił, wymi-

35

gał. Przecież lepiej by było być wciąż miłym dla wszystkich, żyć w zgodzie i mieć święty spokój. Ale mów prawdę. Gdy już przemyślisz po stokroć, w jaką formę to ująć — mów. W sposób najbardziej ludzki, w sposób najbardziej serdeczny. Mów za cenę zbawienia swojego i innych.

„Czas się wypełnił"

Każdemu człowiekowi kiedyś czas się wypełnia. To jest chwila, kiedy dochodzisz do przeświadczenia, że za wszelką cenę musisz się przeciwstawić fali błota, która cię zalewa, która dusi, grozi śmiercią; że gdy nie zaprotestujesz, to zdradzasz siebie, przestajesz być godny, aby nazywać się człowiekiem."

To jest czas trudny. Może wolałbyś, żeby na ciebie on nigdy nie przyszedł, żebyś mógł iść przez życie zajmując się swoimi sprawami, udając, że nic się takiego nie dzieje i nie myśleć o tym, że błoto coraz bardziej cię otacza. A jeżeli już jesteś go świadomy, to niechby za ciebie ktoś inny podjął środki zaradcze. A tymczasem naprawdę nikt ani nic nie potrafi ci oszczędzić tej pracy. Uratować się możesz tylko sam.

„Idźcie na cały świat"

Boimy się tych, którzy nie należą do naszego światka, bo mogą zagrozić naszej stabilizacji. Nie chcemy o nich dobrze słyszeć, nie chcemy o nich dobrze sądzić, chociaż nic prawie o nich nie wiemy. Zamknięci w swoim getcie strzeżemy pilnie tego cośmy nagromadzili. Usadowiliśmy się moc-

36

no na zdobytym stołku. Mamy na uwadze jeszcze parę ewentualności, które przy dobrych układach powinniśmy uzyskać. Ani nie przypuszczamy, że przyjęliśmy status emeryta — tetryczejemy, niezależnie od tego czy mamy lat szesnaście, czy sześćdziesiąt. Nawet nie przypuszczamy, że poza drzwiami, któreśmy szczelnie zamknęli, znajdują się wspaniałe światy.

„Zbudźcie się"

Rozgarnij zwały przeczytanych gazet, książek i skryptów. Wydostań się ze stosów oglądniętych filmów, programów telewizyjnych. Wyzwól się z tego, czego słuchałeś w audycjach radiowych, w rozmowach, na wykładach, prelekcjach, odczytach. Zdobądź się na własną ocenę, krytyczny osąd, głęboką analizę tego, co przeczytałeś, zobaczyłeś, usłyszałeś. Stań się człowiekiem. Prawdziwym, tożsamym.

,A wziąwszy powrozy"

Gdy się upominasz o swoje prawa, gdy się uskarżasz na swoje krzywdy, możesz zyskać pogardę otoczenia, najwyżej współczucie. Wielkość twoja jest dopiero wtedy, gdy się upominasz o prawa ludzkie, o krzywdy ludzkie.

Ileż razy milczeliśmy, kiedy trzeba było mówić. Ileż razy staliśmy w cieniu wtedy, kiedy trzeba było wystąpić. A może, co gorsza, tę postawę nazywaliśmy pokorą, roztropnością albo miłością chrześcijańską — to, co było czystym tchórzostwem, strachem przed konsekwencjami.

I dlatego godzi się oddać dzisiaj cześć tym, którzy wtedy w Sierpniu mieli odwagę upominać się o nasze krzywdy i o nasze prawa.

„Niech mowa wasza będzie: tak — tak, nie — nie"

Nie dajmy się zagadać na śmierć i nie zagadajmy się sami na śmierć.

Najświętsze słowa mamlane, paplane, powtarzane — staną się jak sieczka, jak plewy, jak uschła trawa. I słowo „wolność" nie będzie znaczyło wolność, „demokracja" nie będzie znaczyło demokracja, „samorządność" nie będzie znaczyło samorządność, „sprawiedliwość" nie będzie znaczyło sprawiedliwość, „uczciwość" nie będzie znaczyło uczciwość, „odpowiedzialność" nie będzie znaczyło odpowiedzialność, „praca" nie będzie znaczyło praca, „miłość" nie będzie znaczyło miłość. Nie będzie znaczyło już nic.

Szanujmy wielkie słowa, bierzmy za nie odpowiedzialność i nieśmy je jak skarb najdroższy w naczyniach glinianych.

nie dali się wieść na pokuszenie"

Powiedz mi, jak długo siedzisz przed telewizorem, a powiem ci kim jesteś. Im dłużej siedzisz, tym bardziej świadczy to, żeś się poddał, że nie masz już nic do powiedzenia, żeś oddał walkowerem wszystko: siebie samego, swoje myślenie, chcenie, swój dom, przyjaciół, pracę. I zgadzasz się na to, co oni myślą, akceptujesz to, czym oni

38

się cieszą, potępiasz to, co oni potępiają — że mógłbyś tak cały dzień tkwić przed telewizorem. Bo tam z tyłu, za tym pudłem siedzą tacy, którzy ci dozują — trochę śmiechu, trochę seksu, trochę kryminału, trochę informacji. A ty jak pajac pociągany za sznurki raz się śmiejesz, raz płaczesz, raz jesteś bohaterem, raz drżysz ze strachu. A potem odchodzisz sprzed ekranu pełen wrażeń i wiadomości, sądząc, żeś mądry — a tyś płyta nagrana. I nie potrafisz już samodzielnie myśleć, czuć. I uzależniasz się od telewizora, bardziej niż od palenia, picia i narkotyku. Bez telewizora życie twoje jest już puste. Bierzesz go na wakacje, do szpitala. Umrzesz wpatrzony w jego ekran, nawet nie wiedząc kiedy.

„Kim jesteś"

Kim jesteś? Może najchętniej odpowiedziałbyś podając swój zawód: magister, inżynier, doktor, nauczyciel, księgowy, ekspedientka, pielęgniarka, uczeń szkoły podstawowej, średniej, student. Ale nie o taką odpowiedź chodzi. Kim jesteś? Mesjaszem? — Nie. Eliaszem? — Nie. Prorokiem? — Nie. Kim jesteś?

Jan Chrzciciel odpowiedział: Głosem, Czym masz prawo powtórzyć jego odpowiedź? Czy jesteś głosem Pana? Tworzysz się na kształt powołania, do którego cię Bóg wezwał? Głosisz ludziom słowo Boże poprzez swoje życie?

„Kto ma uszy ku słuchaniu"

Gdyby wystarczało wiedzieć to, co wiesz. Gdyby wystarczało usłyszeć to, co usłyszałeś. Gdyby

39

wystarczało zrozumieć to, co zrozumiałeś. Ale to jeszcze trzeba wdrożyć w swoje życie.

Ile hektolitrów prawdy potrzeba na twój skalisty grunt, żeby z niego wyrósł kiełek czynu. Jak długo musi świecić nad nim słońce miłości, żeby zakwitł. Ile potrzeba cierpienia, żeby wydał owoc.

„Słowo twoje"

Aby się dowiedzieć, kim ty jesteś, wystarczy poznać to,tco robisz — dzieła rąk twoich. Ty — tajemnica niezgłębiona nawet przez siebie samego — odsłaniasz się w całej swojej nagości i prawdzie przez czyny swoje, słowa, od najdrobniejszych gestów aż po pracę zawodową i życie w domu rodzinnym. Wszystko, co tworzysz, jest słowem twoim, objawieniem twoim — jest tobą.

Ale jest jeszcze jedna prawda, której pominąć nie można. Nie tylko się wyrażasz przez to, co czynisz, jak decydujesz i postępujesz, ale się w ten sposób kształtujesz. To, co robisz, tworzy twoją osobowość. Ty stajesz się przez swoje czyny, ty budujesz się przez swoje działanie. I wiedz o tym: każdy twój czyn dobry niesie cię w górę, każdy zły spycha cię w dół.

„Aby służyć"

Godność twoja. A więc wąs podkręcony do góry, broda zaczesana, głowa przez fryzjera pięknie ułożona? Krawat odświętny i czysta koszula, ubranie wyprasowane na kant, sukienka, nowa kreacja, spódnica, bluzka?

40

Godność twoja to godność twojego życia. To godność twojej pracy. Twór twój. Który budujesz z godziny na godzinę. Od wczesnego wstawania aż po późne położenie do spania. Dzieło twoje. Od mycia garnków i sprzątania poprzez obowiązki ojca, matki, dziecka aż po pracę zawodową, społeczną.

Praca twoja. Najuczciwsza, na jaką cię stać, odpowiedź na powołanie Boże. To jest twoja nobilitacja. Tym stoisz. Tyłeś jest wart.

,A porzuciwszy wszystko poszedł za Nim"

Tajemnica dobra ludzkiego. My, małe cwaniaczki, kombinatorzy, karierowicze, złodziejaszki, oszuści, kłamcy, którzy wszystko mamy na sprzedaż, łącznie z uśmiechem, z uściskiem dłoni, z rozdawaniem prezentów, z dobrym słowem, ze swoją czcią i godnością — aby tylko zyskać, kupić, aby tylko naprzód, aby tylko do góry — my jesteśmy w stanie zdobyć się na czułość, bezinteresowność, uczciwą pracę od rana do wieczora, poświęcenie, na zaangażowanie całego swojego życia w wielką sprawę.

Byłeś tylko ten stulony pąk twojej dobroci osłonił rękoma, aby mógł się rozwinąć, wystrzelić, zakwitnąć cudownym kwiatem.

„Twoja wiara cię ocaliła"

Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać, żebrać, domagać się, żądać; trwać uparcie, nieustępliwie; zaufać, oddać się, poświęcić, wydzierać

41

ze swojej tchórzliwości, głupoty, małości okruchy odwagi, wspaniałomyślności, wiary; a tylko wtedy otrzymasz, znajdziesz, będzie ci otwarte, a tylko wtedy tworzysz siebie ponad miarę swoich wygodnych wyobrażeń, schematów, modeli — a tylko wtedy możesz stać się człowiekiem.

„Przyszedł Jezus"

Każdy ma swoje wielkie dni. Czas wielkich radości, wzruszeń, uniesień, zachwytów, entuzjazmu. 0

Wtedy widzimy — jakby po raz pierwszy — to, co przecież już tyle razy widzieliśmy. Słyszymy — jakby po raz pierwszy — to, co przecież już tyle razy słyszeliśmy. Rozumiemy — jakby po raz pierwszy — to, co przecież już tyle razy rozumieliśmy: wielkie sprawy Boże i ludzkie. Czujemy, jakbyśmy się na nowo narodzili — tak jesteśmy prości, wrażliwi.

Ale potem przychodzą popołudniowe zmęczenia, wieczorne lęki, niedzielne wygodnictwa, roztropność tego świata. Wypełza z powrotem nasza zaborczość, cwaniactwo, interesowność, speku-lanctwo, zachłanność, chciwość, lenistwo, strach.

A przecież za wszelką cenę musisz uratować tamten najpiękniejszy kształt twojej osobowości odkryty choćby na moment — wartości, które stanowią o tobie. Do tego służą postanowienia.

„Kto wytrwa"

Ileż było naszych świetnych pomysłów, inicjatyw, projektów, rozwiązań, zapewnień. I co

42

z nimi? Jak mogłoby życie nasze inaczej wyglądać! Ale łaski danej nam wtedy nie podjęliśmy. Może nawet podjęliśmy. Tylko przyszła pierwsza trudność, trzecia, dziesiąta i skończyło się. Bośmy jak mimozy. Obraziliśmy się na świat, że się na nas nie poznał, na ludzi, że nam kłody pod nogi kładli. Bośmy jak słoma, która buchnie płomieniem i zgaśnie. Zgasł zapał, zachwyt, zgasło olśnienie. Bośmy leniwi i po prostu nam się odechciało pokonywać nowe trudności. Patrzmy w nasze życie indywidualne — jak moglibyśmy być inni. Patrzmy w naszą historię narodową — tę bliższą i tę dalszą — jak moglibyśmy jako naród inaczej wyglądać, gdybyśmy wytrwali.

„Zdaj sprawą z włodarstwa twego"

Jak minął rok szkolny? Nie najlepiej? Kto zawinił? Uwzięli się nauczyciele? Pech? Kto jeszcze jest winien, co jeszcze jest winne? Rodzice, robienie zakupów, sprzątanie w domu, rodzeństwo, brak warunków do nauki? A ja wciąż czekam, żebyś mi powiedział: ja też. I nie tak w ogóle, szczegółowo proszę. Byłeś na wszystkich lekcjach, wykorzystywałeś wykłady, odrabiałeś zadania? Ile czasu popołudniowego poświęcałeś na naukę, a ile na przykład na telewizję albo na gadanie z kolegami i koleżankami? Twoje odnoszenie się do nauczycieli i wychowawcy?

Pytam o to samo również ciebie, który masz już od dawna poza sobą naukę w szkole. Pytani się o przyczynę twoich klęsk.

43

„Cieszcie się, bo znalazłam drachmą"

A gdy przejdziesz z klasy do klasy, a gdy zdasz maturę, to urządź wielkie przyjęcie, sproś swoich kolegów i koleżanki i świętuj z nimi, i ciesz się. Że ci się udało. Nie, że ci się udało kogoś oszukać, ale że ci się udało przemóc siebie. Przemóc swoją niechęć do niektórych nauczycieli czy przedmiotów, do siedzenia w ogóle nad książką i zeszytem. Przemóc chęć, żeby tylko gadać, spacerować, bawić się, grać w piłkę, gapić się bez końca w telewizor. Ciesz się, że ci się udało przemóc swoje lenistwo, dogadzanie sobie. Żeś stał się przez szkołę bardziej człowiekiem.

A gdy przeprowadzisz swoje dziecko do następnej klasy czy przez maturę, to urządź święto i raduj się, że ci się to udało. Nie żeś kogoś oszukał, ale że ci się udało przemóc siebie. Przemóc swoją niechęć do zajmowania się sprawami swojego dziecka. Niechęć do rozmaitych nauczycieli, z którymi trzeba było porozmawiać, niechęć do tego, by pomagać dziecku w odrabianiu lekcji, a przynajmniej interesować się, nad czym pracuje. Przemóc swoją chęć, aby wciąż spotykać się ze znajomymi i gadać albo siedzieć w domu przed telewizorem i gapić się bez końca na wszystko, co leci. Ciesz się, że ci się udało przemóc twoje lenistwo. Żeś się stał przez szkołę bardziej rodzicem.

„I odpocznijcie nieco"

Czas wakacji. Czas obłoków na niebie, wody, trawy, lasu, wiatru, słońca i deszczu. Czas plaży, wędrowania, innego rytmu dnia, innych ludzi, nowych ludzi, nowych rozmów, spotkań, sytuacji.

44

W tym jesteś ty. W obłokach i w zachodach słońca, w zieloności łąk i w szumie wiatru, w mroku lasu, w bieli piasku, w rozmowach o świecie i polityce, o sztuce i gospodarce — jesteś wciąż ty. Z wszystkim, co dotąd zrobiłeś. Z tym wszystkim jak postępujesz.

Czas wakacji. Czas refleksji, namysłu, zastanawiania się nad życiem i nad światem — nad swoim światem, nad swoim życiem, nad swoją śmiercią. Nad dobrem i nad złem — nad swoim dobrem, nad swoim złem.

Czas wakacji, czas rekolekcji — ważny czas.

„Osobność"

To może wtedy, kiedy leżysz na brzegu morza, jeziora, rzeki — w półśnie, gdy usypia cię słońce, wiatr i szum wody — przyjdzie ci do głowy: ile jeszcze lat pożyję? To może wtedy, kiedy zbudzisz się, bo halny ruszył płótnem namiotu, bo nagły deszcz zaszumiał po dachu, bo przywrócił cię do przytomności jakiś sen, popatrzysz na miesiące, które co dopiero odeszły — jakbyś to był ty, jakby nie ty, jakbyś to był ty sam, jakby kto inny.

Poprzez te dnie, które przepływają teraz w zwolnionym rytmie, przez długie wędrówki wśród lasów, łąk i zbóż, górskimi ścieżkami, brzegiem morza, przez życie w prymitywnych warunkach, przez kontakty z nowymi miejscami i z nowymi ludźmi, przez rozmowy i milczenie, przez wysiłek fizyczny, przez wszystkie zamyślenia zaczynasz powoli odkrywać siebie samego. W ciągu roku pracy żyłeś coraz bardziej po wierzchu. Teraz zaczynasz czuć, że ty — jesteś ty. Od-45

r

dalony od swoich miejsc, od swoich ludzi, od swoich spraw, oceniasz z perspektywy to, coś robił, coś mówił — twoje ambicje, kontakty z ludźmi, strachy, małe czy większe nieuczciwości, kłamstwa, swoją sprzedajność. Potwierdzasz to wszystko wielkie, które w tobie tkwi, za którym tyle razy już się opowiadałeś. Stajesz się znowu sobą. Tym najlepszym sobą.

„Dobrze nam tu być"

Kończą się wakacje, urlopy, wczasy. Za chwilę powrócimy do czterech ścian naszego domu, do naszych warsztatów pracy, włożymy ręce w codzienny trud. Za chwilę powrócimy do ludzi, z którymi żyjemy na co dzień, do tych samych twarzy, do tych samych uśmiechów, zmarszczeń brwi, odezwań się — dni zaczną się odwijać jak nagrany film.

Ale ty nie możesz być taki sam jak w poprzednim roku. Masz za sobą kolejny czas odpoczynku — czas spacerów, samotności, refleksji, modlitwy. Czas myślenia — prawie niedbałego jak przepływające obłoki na niebie — ale myślenia: nad sobą, nad swoim życiem.

Za chwilę wrócimy do swojej zwyczajności. Nawet już tęskno nam do pracy, już się zrywamy do tego, co przed nami, czujemy, że już dość przemyśleń, że już potrafimy lepiej. Jesteśmy pewni.

Życzę ci, żeby ta twoja mądrość zdobyta w szumie deszczu, w zieleni łąk, w brązach lasów, w wygwieżdżonym niebie nie prysła jak bańka mydlana w zetknięciu się z twardym murem codzienności.

46

„Marto, Marto zabiegasz i martwisz się o zbyt wiele"

Jesteśmy spychani na pozycje biologiczne — dajemy się spychać na pozycje biologiczne. I temat: jedzenie, ubranie, urządzenie mieszkania, zapewnienie sobie przyszłości — staje się coraz bardziej jedynym tematem naszych rozmów, myśli, trosk. Coraz bardziej nasze życie sprowadza się do biologicznych funkcji. Do tego stopnia, że nawet gdyby się kiedyś tak stało, że wszystkiego będziemy mieli w bród, to nadal jedynym naszym tematem pozostanie — co jeszcze zjeść, w co się jeszcze ubrać, jak jeszcze mieszkanie urządzić i jak się jeszcze zabezpieczyć na przyszłość.

Ale wciąż wmawiamy sobie, że jeżeli przyjdzie czas, kiedy będziemy mieli to, co potrzebujemy, będziemy mieszkać tak, jak chcemy i zapewnimy swoją przyszłość jak sobie marzymy, to wtedy wreszcie skupimy się na sprawach naprawdę ważnych: wtedy w naszym życiu znajdzie swoje miejsce modlitwa, kościół, poważna lektura, teatr, koncerty, muzea, wycieczki i podróże, odwiedzanie znajomych, przyjmowanie u siebie ludzi, za których towarzystwem tęsknimy.

Ale przecież to nieprawda. My już nie będziemy umieli nic innego robić niż to, co dotąd.

„Cały dzień próżnujący"

Czy jest możliwe nawrócenie pod koniec życia? Czy człowiek, który całe życie krzywdził innych, jest w stanie to ocenić, żałować, zobaczyć siebie w prawdzie? Bo jak długo można żyć w poczuciu własnego zła? Przecież każdy na-

47

tychmiast dorabia sobie motywację swojego działania, konstruuje swoją filozofię życiową, swoisty system wartości. I tak błyskawicznie wrastamy w nasze grzechy, nałogi, przyzwyczajenia, w nasze zło, że nie jesteśmy w stanie oderwać ich, odróżnić ich od nas samych. I w końcu uważamy, że wszystko było i jest w porządku.

A naprawdę to jest tak, że nikt nie jest wzywany jeden raz. Jesteśmy wzywani wciąż przez Boga, tylko nie zawsze reagujemy na to wezwanie. Czasem dopiero pod koniec życia. Tylko jaką cząstką swojej osobowości?

„Czyńcie pokutą"

Dopóki jesteś ciekawy świata, ludzi, siebie i słuchasz, nadsłuchujesz, obserwujesz, badasz, chcesz wiedzieć, poznać, odczuć, przeżyć. Dopóki nie jesteś pewny swojej mądrości i potrafisz się dziwić, zachwycać, przerażać. Dopóki jesteś gotów przyjąć, zmienić, uzupełnić, poprawić, odwołać, podjąć nową decyzję. Dopóki jesteś w stanie przyznać się do pomyłki, błędu, winy, wyrządzonej krzywdy, nieuczciwości, niecności, słabości, głupoty. Dopóki potrafisz żałować, przepraszać ludzi, Boga, wstydzić się. Dopóki nie jesteś jak skała wapienna — dopóty jesteś człowiekiem.

„Czas wasz"

Jest czas dziecięctwa, jest czas młodości, jest czas dojrzałości, jest czas starości.

Uwierz w to, że będziesz człowiekiem starym.

48

Nie odgrażaj się, że nie doczekasz, że wcześniej umrzesz. Bo przyznaj, lata płyną i nie masz wcale zamiaru szybko oddać swojego życia. A więc musisz mieć na tyle odwagi, żeby sobie powiedzieć — będę człowiekiem starym — ze wszystkimi konsekwencjami tego słowa: fizycznymi i psychicznymi.

Pierwszym wnioskiem z tego stwierdzenia jest: spiesz się z życiem — póki jeszcze nie zanurzyłeś się cały w starość — wykorzystaj je jak najlepiej. Na twórczość, na pracę, na dawanie z siebie jak najwięcej, jak najintensywniej.

A po drugie — wyobraź sobie siebie jako człowieka starego. I zastanów się, co będziesz wtedy robił, żebyś się nie znalazł jak ryba wyrzucona na brzeg. Żebyś wtedy nie miał pretensji do ludzi, do Boga, do świata.

A po trzecie — nie gardź ludźmi starymi. To twoja podobizna, twój. kształt, ku któremu idziesz. Obyś go przyjął z jak największą godnością.

„Albowiem oni Boga oglądać będą"

Jesień życia. Czas emerytury. Czas ciszy. Przeważnie dzieci są już wydane, rozeszły się po świecie. Jeszcze tu i ówdzie ich dziecinne drobiazgi. Jeszcze ich zdjęcia, teraz w albumach, troskliwie porządkowane. Czas mądrości — już za późnej. „Gdybym był taki mądry jak teraz, inaczej bym sobie urządził życie". Coraz bardziej brak sił na wszystko. I upiory chorób straszące po nocach, dające znać o sobie również w ciągu dnia. Czas samotności. Uciekasz sprzed ciekawskich oczu. Wiesz o swoich zmarszczkach, pobrużdżonej twarzy, si-

3 - Przed zaśnięciem , 49

wiźnie, przerzedzonych włosach, kaprawych oczach. Wstydzisz się swoich drżących rąk, nieporadnych ruchów. Jeszcze nie umiesz cierpliwie znosić, gdy odwracają się od ciebie z lekceważeniem, wstrętem nawet najbliżsi.

Ale może się zdarzyć, że tobie — coraz bardziej gardzącemu sobą i wstydzącemu się siebie — usiądzie na kolana wnuczka, popatrzy w twarz szeroko otwartymi oczkami i powie: „Dziadziu, jak ja ciebie kocham". To jest niespodziewana łaska, jaką otrzymasz. Bo przecież zdawało ci się, że twojego zetlałego serca nie stać na miłość.

Starałeś się wszelkimi sposobami, by wcześniej nie umrzeć. Aż nadszedł trzeci wiek. I bądź za to wdzięczny. Ale nie zapomnij, że to czas szczególnego dojrzewania do śmierci. Czas zbliżenia do Boga. Głębokiej modlitwy. Uświadomienia sobie, że On — nieskończony, Niepojęty — jest Ojcem wyrozumiałym i przebaczającym.

„Gdy odejdą"

Umieć odejść z posady, ze stanowiska, gdy misja skończona, zadanie wykonane — gdy już nie jesteś potrzebny. Umieć odejść bez histerii, pretensji, gdy już twoja godzina wybiła, chociaż tę pracę tak pokochałeś, chociaż się z nią tak związałeś. Bo już na ciebie czeka nowe powołanie, bo już błyszczą nowe cele, wyrastają nowe obowiązki. Byłeś tylko chciał głowę odwrócić.

50

„W domu Ojca"

To, co nam towarzyszy na co dzień, co nas straszy po nocach, co nam się śni w najstraszniejszych snach — to nasza śmierć.

Ale przecież do nieba idziemy, nie do śmierci. Tylko jak myśleć o niebie. Jak określić to, co przekracza możliwości naszego myślenia. Jak stworzyć analogię choćby najdalszą. Jak znaleźć słowo najświętsze i najbardziej ludzkie. Jezus nam takie słowo poddał: dom. Niebo jest domem,

My, ptaki przelotne, niespokojni żeglarze, wieczni tułacze. My, wciąż szukający miejsca, w którym by kotwicę zarzucić, przystań zbudować, gniazdo założyć, trwać w spokoju niezagrożonym — najbardziej tęsknimy za domem. Za domem, gdzie by nas budziły ze snu wielkie wschody słońca, gdzie by nam dzień gasiły wygwieżdżone noce, gdzie by nas kołysał do snu szum drzew. Dom, miejsce bezpieczne, ciepłe w mroźne zimy, chłodne w upalne lata, w którego ścianach znaleźliby się nasi najbliżsi.

To, co nam ma towarzyszyć na co dzień, co nam ma się śnić we snach, co nam się ma marzyć na jawie to Dom, do którego idziemy.

„Pan blisko jest"

Nie czekaj na koniec świata, mówiąc po co pracować, budować, uczyć się, porządkować, orać i siać, po co spełniać swoje obowiązki i tak przyjdzie katastrofa, która wszystko zmiecie — nie usprawiedliwiaj swojego lenistwa, swojej nieodpowiedzialności wiszącym nad światem zagrożeniem.

51

Nie czekaj na koniec świata mówiąc, jeżeli nam tylko trochę czasu zostało, to przynajmniej użyjmy, odpoczywajmy, zabawmy się. Czy naprawdę jesteś przekonany, że to nasza epoka wynalazła miecz Damoklesa?

Nie czekaj na koniec świata, ale na przyjście Pana. A Pan powinien zastać cię w służbie, w drodze. Bo On, który jest naszym Ojcem, jest i Sędzią sprawiedliwym i zażąda sprawozdania z każdego dnia, z każdego czynu i każdego słowa — z wypełnienia powołania, które ci dał.

Nie czekaj na koniec świata, ale na przyjście Pana, które na pewno będzie wcześniejsze niż ci się wydaje.

„Groby pobielane"

To są nasze wielkie rekolekcje — gdy stajesz nad grobem twoich bliskich i patrzysz, jak wypalają się świece, jak więdną kwiaty, jak czas nadwerężył nagrobek i usiłujesz sobie przypomnieć ich twarze, ich słowa. Przecież tak niedawno byli z tobą blisko. Usiłujesz sobie przypomnieć, o co im chodziło, na czym im zależało, co po nich zostało. Jeszcze tylko w domu jakieś ich rzeczy, które coraz bardziej tracą się, giną.

To są twoje wielkie rekolekcje, gdy stoisz nad grobem twoich bliskich, których czas zasnuwa mgłą zapomnienia. I wiesz, że wkrótce ciebie też złożą do grobu i przychodzić będą ludzie, palić świece, składać kwiaty. I będą się zastanawiać o coś walczył, co po tobie zostało. I jakieś twoje rzeczy będą się plątać po domu — już cudzym.

Więc co warto, jeżeli tak. Jeśli takie nasze bytowanie. Więc jaki ma sens to nasze urządzanie

52

r

się bez końca, to dokupywanie, to zabezpieczanie się, te tytuły, wyróżnienia, na których nam już coraz bardziej zależy. Bośmy się zarazili tym zwariowanym światem, który nam zdążył narzucić swoje szaleństwa.

A na drugi brzeg przejdziesz tylko ty sam. Taki jaki jesteś.

„Kto nie bierze krzyża swego, nie jest mnie godzien"

Na drugi świat przeniesiesz tylko swój krzyż, codzienne wyrywanie się z egoizmu — z obojętności, lenistwa, wygodnictwa, strachu.

Na drugi świat przenieść nas może tylko nasz krzyż.

„Kto pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki"

Trzeba, żebyś żył wciąż w wymiarze śmierci. Nie po to, żeby się straszyć. Ale żeby być realistą i nie wykreślać z definicji swojego człowieczeństwa istotnego punktu, jakim jest zgon. Trzeba, żebyś wciąż słyszał sypiący się piasek w twojej klepsydrze, czuł przepływające sekundy, godziny, dnie, lata. I wtedy — gdy nadejdzie twój czas, twoja rodzina nie będzie musiała bronić cię przed tym wymiarem. Nie będzie cię musiała okłamywać, że to tylko przesilenie, nie będzie musiała ustawiać przed tobą telewizora, żebyś wpatrzony w niego nawet nie zauważył, kiedy umrzesz.

53

Trzeba wciąż żyć w wymiarze śmierci, wtedy dopiero jesteś w stanie zrozumieć wartość życia wiecznego.

„Zmartwychwstanie"

Chciałbym, abyś uwierzył, że w twoim życiu zdecydowanie przeważa dobro. Choć zło kładzie się cieniem na twoje działanie i wybija się w twojej świadomości takim ostrym akcentem, że aż się z nim nieomal identyfikujesz. Ale niesłusznie.

„Kto wytrwa do końca"

Składam ci na nowy rok życzenia wytrwania do końca.

Nie zaczynasz od nowa. Przed „dziś" stoi „wczoraj". A „wczoraj" to również „wczoraj" objawień, łask, darów, odkryć, osiągnięć, doświadczeń — niepowtarzalnych, jedynych, które w historii życia ludzkiego, w historii narodu tworzyć powinny milowe kamienie rozwoju. Byle ich nie roztrwonić, żeby się nie rozmyły. A chyba najłatwiej jest je utracić, gdy ci się zdaje, że je masz. Bo człowiek, bo naród nic nie „ma". Bo człowiek, bo naród może tylko żyć, tylko „być" a nie „posiada". Dobro człowiecze jest dynamiczne, nie statyczne. Dobro człowiecze to jest droga, proces — nie rzecz.

W nowym roku życzę tobie i sobie wytrwania w dobrym.

54

„Ten, kto wytrwa do końca"

Na nowy rok nie będę ci życzył, żeby ci się dobrze powodziło, żebyś był zdrowy, żebyś długo żył, a przynajmniej, żebyś dożył następnego roku. Życzę ci tylko jednego — żebyś był wierny. Żebyś nie odszedł. Żebyś nie zdradził ani na moment. Ani na jedno drgnienie serca. Ani na jedno wahanie się umysłu. Żebyś został wierny Bogu — dobru, sprawiedliwości, uczciwości, prawości. Tym bardziej ci życzę, im ciężej wytrwać, im więcej pokus, im bardziej wabią cię, kuszą ukazując miraże szczęścia, rozwoju.

Poprzez cierpienia, upokorzenia, odrzucenie i wyśmianie. Poprzez twoje drobne radości, radość wewnętrzną, spokój sumienia, szacunek w oczach najdroższych. Abyś został wierny.

SPRAWY LUDZI SPRAWY BOŻE SPRAWY TWOJE

„Matka"

Niech będą matki pochwalone. Bo one, jak nikt inny z ludzi, uczestniczą w akcie stwórczym. Bo one dostępują łaski miłości bezinteresownej w takim wymiarze, jak nikt inny. Gotowe na każdy płacz, krzyk, prośbę tak swojego niemowlęcia, jak swojego dorosłego dziecka. Bo one, jak nikt na świecie, potrafią kochać, chociaż o-depchnięte, zlekceważone, sponiewierane. Zawsze zdolne do przebaczania, do dalszej służby.

Niech będą matki pochwalone, bo one jak nikt inny są w stanie kochać na podobieństwo Boga samego. Są w stanie — jeżeli pójdą za swoim matczynym powołaniem.

„Oto matka twoja" •

Matką być. Nie tylko panią magister, doktor, profesor, inżynier, kierowniczką, kasjerką. Nie panią z mężem, z drugim mężem, z piątym mężem. Nie panią z panem, z drugim, z piątym. Nie panią z papierosem, z wódką, z makijażem.

Matką być. Wybrać spośród wszystkich miłości tę miłość nieporównywalną, jedyną. Tę miłość najbardziej radosną, najbardziej bolesną. Radosną, przez ciągłe odkrywanie w swoim dziecku coraz to nowych okruchów złota, coraz to innych promieni słońca — przez najmniejszy gest mi-

59

łości, dobra, który się w nim objawia. Bolesną — nie przez trud dziewięciu miesięcy ciąży, nie przez bóle porodowe, nie przez nie przespane noce, nie przez jego katarki, choroby brzuszka, nocne płacze, nie przez codzienne prace domowe, ale przez rozczarowania, gorycze, zawody, rozpacze, przerażenia. Gdy nagle zobaczysz w swoim dziecku zło, któregoś nie posiała, nienawiść, której dostępu do niego broniłaś wszelkimi sposobami, na jakie cię było stać. Gdy usłyszysz z jego ust słowa rzucone w ciebie, których nie słyszałaś od nikogo, gdy spotkasz wzgardę, której ci nigdy nikt nie okazał.

Matką być. Przyjmować upokorzenia, jakich nigdy od nikogo byś nie przyjęła. A potem patrzeć, jak twoje dziecko bez żalu odchodzi z kimś innym od ciebie, by założyć swoją rodzinę. I być dla niego nadal sprzątaczką, pokojówką, pomocnicą domową, panną do wszystkiego, opiekunką jego dzieci. Znowu znosić upokorzenia i poniżanie, krytyczne uwagi i pokpiwanie choćby z twojej niezgrabności, w którą cię wpycha starość.

Matką być. A może tylko panią dyrektor, panią z panem, panią z psem, panią z kotem, panią z sobą samą.

„Dopuśćcie dzieciom przyjść do mnie"

Nauczyć dziecko. Nauczyć czytać, nauczyć pisać. Wprowadzać w świat ludzkiej wiedzy, zaciekawić je, rozbudzić intelektualnie, stawiać pytania, szukać odpowiedzi. Nauczyć wyobrażać sobie, myśleć, rozumować, porządkować wiedzę.

Wychować dziecko do życia w społeczności. Wdrożyć w sposoby bycia, które są zwyczajne

naszej kultury. Żeby umiało witać się i żegnać, zachować się w domu, na ulicy, w sklepie, w szkole, kontaktować się ze starszymi, rówieśnikami, młodszymi. Nie tylko sprawnie, wygodnie dla siebie, ale w trosce o drugiego. Wdrożyć je w to, co się nazywa uczciwością, prawością, niekłamaniem, posłuszeństwem wobec rodziców, szacunkiem wobec wychowawców, wobec starszych.

Nauczyć dziecko, wychować dziecko. Przekazać mu spuściznę wiedzy i kultury. A równocześnie — nie zniszczyć go. Nie zniszczyć jego osobowości. Jego niepowtarzalnej jedyności. Nie chcieć zrobić z niego automatu, który będzie się tak zachowywał, jak go wytresowaliśmy, automatu, który służy po to, aby wykonywał określone czynności w społeczeństwie. Dać mu wolność. Swobodę. Spontaniczność. Autentyczność. Nauczyć je żyć, rozumować logicznie, wyciągać wnioski, dochodzić do własnych rozwiązań, decydować, być odpowiedzialnym za to, co myśli, mówi, czyni. Aby było w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem.

„Cóż pomoże człowiekowi choćby cały świat zyskał, a na duszy swojej szkodą poniósł"

Wychować człowieka. Żeby umiał pracować, zarabiać na siebie, zbudować swój dom, założyć rodzinę, utrzymać ją, żeby umiał iść, według swoich możliwości, po szczeblach kariery.

Wychować człowieka tak, żeby, gdy przyjdzie taki czas, umiał tamto wszystko oddać — i spokój, i karierę, i dostatek — za godność osobistą, za najwyższe swoje ideały.

61

„Nie grzesz więcej"

Dziecko wchodzi w dojrzałość, odkąd bierze odpowiedzialność za siebie i za innych. Kiedy nauczy się odróżniać dobro od zła. Kiedy umie ocenić, co szkodzi — dzisiaj, jutro, za tydzień, w dalszym życiu — a co pomaga. Kiedy umie odmówić sobie tego, co złe, chociaż pociągające, atrakcyjne, chociaż daje przyjemność, a podejmować dobro choć trudne, wymagające wysiłku, samozaparcia. Taki jest probierz dojrzałości każdego człowieka, niezależnie od tego, ile ma lat.

„Z rodzicami swymi"

Nie wolno rodzicom traktować swoich dzieci — niezależnie od tego czy one są jeszcze w szkole podstawowej, średniej czy na wyższych studiach — jak studentów mieszkających w luksusowym domu studenckim. A tak już teraz bywa, że rodzice cały swój wysiłek wkładają w to, aby dziecko uczyło się jak najlepiej. I stąd starają się swoim dzieciom stworzyć idealne warunki do nauki, jakby to był istotny cel ich życia. Odciążają je od wszelkich obowiązków, od wszelkich prac, ustępują im na każdym kroku, dyspensują je od całego życia rodzinnego — na to, żeby miały maksymalną ilość godzin na naukę. A przecież rodzice mają wychować dziecko. Nauka jest ważna, oczywiście, ale powinna stanowić jeden z elementów w wychowaniu dziecka. W jego życiu musi być miejsce na zaniesienie chorej babci obiadu, na sprzątanie po sobie, na robienie zakupów domowych, odkurzanie czy froterowanie, na mycie naczynia, na niedzielne

62

wizyty, na śluby, chrzciny, pogrzeby, na teatr i kino, na koncerty i wystawy, na weekendy w lecie, na weekendy w zimie — i to wciąż z rodzicami. Z rodzicami.

„Przyszedłem, aby ratować"

A jeżeli się nie uczy. A jeżeli ciągle traci czas, obija się, słucha nagrań, włóczy się. A jeżeli zaczyna nałogowo pić. A jeżeli nie postępuje tak, jak ty uważasz, że powinien postępować. Bo go jeszcze nie stać na to, żeby sobie siebie wyobrazić jako tego przegranego na końcu życia.

Co robić, jak go ratować? Zwymyślać, zbić, zamknąć?

Cena naszej wolnej woli. Płacą ją dzieci, młodzież, dorośli. Ale to równocześnie zadanie dla nas, którzy już wiemy, dlatego jesteśmy odpowiedzialni za tych, którzy jeszcze nie wiedzą. Przekonaj ich — niekoniecznie dyskutowaniem. Poprowadź, ale nie za kołnierz. Wychowaj, ale nie drylem. Zrób z niego człowieka, ale nie na siłę.

„Powiedz, żeby moi synowie siedzieli jeden po Twojej prawicy, drugi po lewicy"

O czym marzysz dla swoich dzieci. Ty, który masz już je dorosłe. Ty, który masz je maleńkie. Ty, który jeszcze dzieci nie masz, ale już jakoś sobie o nich myślisz. O czym marzysz dla swoich synów. Żeby co?

Żeby zrobili karierę? Żeby byli bogaci? Żeby

63

byli u władzy? Żeby byli przedsiębiorczy, zaradni, sprytni, żeby sobie dawali radę w życiu? W jakim sensie?

O czym marzysz dla swoich dzieci. O czym marzysz wciąż jeszcze dla siebie.

, Jeśli nie staniecie się jako dzieci"

Przestaje się być dzieckiem, kiedy nie szanuje się swoich rodziców. Są tacy, którzy przestają być dziećmi bardzo wcześnie. Są kukułce monstra. Ci traktują rodziców jako tych, którzy dostarczają im pieniędzy i załatwiają wszystkie ich sprawy. Są kukułce monstra, które w miarę upływu lat coraz bardziej rozgnieżdżają się i wypychają swoich rodziców z ich domu.

Być dzieckiem niezależnie od tego, ile się ma lat. Niezależnie od tego, ile rodzice mają lat. Niezależnie od tego czy żyją, czy już nie. Być człowiekiem.

„Wrócił do domu swego"

Dom rodzinny — kula kryształowa zawieszona na szczycie naszego życia, mieniąca się wszystkimi barwami. Dom rodzinny — miejsce święte. Gdzie matka — uosobienie ciszy, pokoju, wyrozumiałości i słodyczy. Gdzie ojciec — opiekun, obrońca — ten mądry, rozważny, który wszystko wie, wszystko może. Gdzie dzieci — iskry słońca. Dom rodzinny, szkoła życia: miłości, służby, poświęcenia, pomagania, przebaczania. Dom rodzinny — przystań, do której się wraca ze wszystkich dróg i oddaleń, za którą się tęskni, jak za rajem utraconym.

64

Dom rodzinny — miejsce kaźni, upokarzania, prześladowania, zawiści, zazdrości, niszczenia człowieka. Dom rodzinny — szkoła zakłamania, obłudy, nienawiści, zemsty. Dom rodzinny — speluna pijacka pełna bałaganu, brudów, niechlujstwa, zgorszenia. Dom rodzinny — poczekalnia na zagubionej stacji życia, gdzie pojawiają się przypadkowi podróżni. Czasem ten, którego należy nazywać ojcem, czasem ta, którą należy nazywać matką. Gdzie wciąż zimno, ciemno, obco, nieprzytulnie, skąd się ucieka tam, gdzie jest choć trochę ciepła i światła.

, Jeśli pokutować nie będziecie — wszyscy zginiecie"

Jak wytłumaczyć człowiekowi, który szuka nowych podniet, że narkotyki zniszczą go fizycznie i psychicznie, że zaatakują szczególnie mózg. Jak ostrzec, że jego organizm będzie się coraz bardziej od nich uzależniał. Jak zagrozić, że gdy nastąpi głód narkotyku, będzie już musiał stale brać coraz silniejsze dawki, które go ostatecznie zniszczą, że wtedy zażywanie nie da już żadnej przyjemności, że wtedy pozostanie tylko konieczność, bo inaczej biegunki, wymioty, lęki aż do opętania.

Jak wytłumaczyć to człowiekowi, który nie przyzwyczajony, by sobie czegokolwiek odmawiać, bo od dziecka wszystko mu było wolno, bo spełniano jego zachcianki, bo dogadzano mu we wszelaki sposób. Jak wytłumaczyć to człowiekowi, który nie wie, co to znaczy pokusa, co to jest grzech, co znaczy opanowywanie swoich zachcianek, kształtowanie swojego charakteru, trzyma-

65

nie się w garści — skoro go nikt tego nie uczył, nikt mu o tym nawet nie mówił.

,A On kładł na nie ręce"

Gdyby tak można było wynagrodzić dzieciom wszystkie krzywdy, których doznały od swoich rodziców. Gdyby tak można im było dać wszystkie niedane godziny, mądrość, której nie otrzymały, ciepło, którego nie zaznały, cofnąć zgorszenie, które się dokonało na ich oczach, złe słowa powiedziane w ich obecności, brutalne zachowanie, którego nie powinny być świadkami; wycałować za brak czułości, przytulić, pogłaskać, przygarnąć. Ale niczego cofnąć się nie da. To już w nie zapadło, już je uformowało. I dlatego nasze dzieci są takie koślawe, garbate, przygięte do ziemi, smutne, przy głupie, zakompleksione, z zachwianiami psychicznymi, leniwe i niezorganizo-

Gdyby tak można było zacząć inaczej. Tylko czy stać nas na to? Czy jest w nas tyle mądrości, ciepła, cierpliwości, wyrozumiałości. Przecież sami jesteśmy pokręceni, wypaczeni, pełni urazów, niekochani.

H

„Żaden prorok nie jest mile widziany w ojczyźnie swojej"

Taki jest los rodziców wobec swoich dzieci. Jeszcze małe dziecko jest zapatrzone w ich przykład, zasłuchane w ich słowa. Ale w miarę jak wchodzi w środowisko rówieśników, wtedy pro-

66

rokiem staje się kolega, koleżanka, czasem nauczyciel, nauczycielka, sąsiad, sąsiadka. To co mówi matka i ojciec, jest lekceważone, czasem wprost pogardzane. Ich prośby, ostrzeżenia, nagany są odrzucane jak śmiecie.

Może dopiero po latach dziecko stwierdzi: dobrze matka mówiła, słusznie ojciec upominał. Tylko często bywa to już poniewczasie, kiedy siedzi na stosie rupieci, które nazywa życiem.

„Więźniom nieść wyzwolenie"

Najprościej żyć w więzieniu. Tam każdy wie, jakie obowiązują przepisy i obyczaje, na co może sobie pozwolić, a za co dostaje w mordę albo idzie do karniaka. Przez kraty świat ludzi wolnych wydaje się kolorowy, bajeczny, nieprawdopodobny. I rośnie za nim tęsknota. Ale w miarę upływu dni, tygodni, miesięcy, lat, coraz bardziej człowiek przywyka do reżimu więziennego. I gdy wreszcie wyjdzie na upragnioną wolność, to się okazuje, że nie umie być wolnym człowiekiem. Nie umie żyć w wolnym społeczeństwie. Zapomniał, odzwyczaił się. Jak ptak, który długo siedział w klatce. Nie wie co powinien, a czego nie powinien, dokąd sięga jego obszar posiadania, a odkąd zaczyna się obszar drugiego człowieka. Jakie ma prawa i obowiązki. Nie wie, co mu wolno, a czego mu nie wolno. I albo zatęskni za więzieniem, gdzie były przepisy i więzienne zwyczaje, albo zacznie uczyć się wolności. Ale to niełatwe. Ale to przez mękę, poprzez upadki, błędy, pomyłki, upokorzenia, porażki, poprzez starcia, spory, dyskusje, ścieranie się.

67

Żebyśmy nie zatęsknili za więzieniem. Żebyśmy nie zatęsknili za byciem więźniem.

„Aby jedno byli"

Być jedno. Być jedno w rodzinie: mąż z żoną — żona z mężem; rodzice z dziećmi — dzieci z rodzicami. Być jedno w miejscu pracy. Kierownik z pracownikami; pracownicy z sobą. Być jedno z gronem przyjaciół, znajomych, z narodem, z ludzkością.

Być jedno. Mimo różnicy zdań. Mimo innego kąta widzenia. Mimo innych celów, założeń, dążeń. Mimo różnych światopoglądów. Mimo różnicy wieku. Mimo inności, jaką każdy z nas stanowi. Mimo, że każdy z nas jest osobowością niepowtarzalną.

Być jedno przez uznanie każdego człowieka, przez szanowanie jego godności. Przez wzajemne wysłuchiwanie się, przez cierpliwość i wyrozumiałość. Przez przestrzeganie najświętszej zasady, aby nikogo nie zniewalać, nikogo nie niszczyć. Nie zmuszać go do tego, czego nie chce, czym się brzydzi. A wypełniać te obowiązki wobec niego, które mu się należą. Być z nim jedno.

„Przyjaciele moi"

Pokaż mi twoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś.

Niezależnie od tego, ile masz lat, pytam czy zdajesz sobie sprawę, jaką rolę odgrywają w twoim życiu przyjaciele: że ciebie kształtują, że stajesz się do nich podobny. Czy zdajesz sobie

68

z tego sprawę, jaką rolę odgrywają przyjaciele w życiu twojego dziecka — niezależnie od tego czy ono ma dwa lata, czy piętnaście? Że twoje zadanie wychowawcze koniecznie musi polegać i na tym, aby znaleźć twojemu dziecku dobrych kolegów i koleżanki, aby osadzić je w dobrym środowisku rówieśników i rówieśniczek.

Pokaż mi twoich przyjaciół. Czy są to ludzie wartościowi, mądrzy, uczciwi, odważni, wierni. A może to tylko tacy od przytakiwania, od wygłupów, od miłego spędzania czasu, od przyjęć, od wódki. Kogoś sobie znalazł w życiu. Z kim idziesz — może już miesiąc, może rok, może już kilka lat. Czy wreszcie już wiesz, że największą wartością w życiu nie są dobra materialne ani stanowiska, ale drugi człowiek. Może to jest twój ojciec, matka, brat, siostra, twój kolega z ławy szkolnej. Może ten drugi człowiek stać się twoim mężem, żoną, a może wcale nie, to jest po prostu przyjaciel czy grono przyjaciół. Czy szukałeś takiego skarbu, czy ceniłeś go, gdyś go znalazł, czyś go nie zmarnował?

„Pokój ludziom dobrej woli"

Są kręgi bliskości. Jest krąg rodziny, kolegów w miejscu pracy, ludzi twojego miasta, regionu, narodu, Europy. Jest krąg katolików, chrześcijan, wierzących.

Ale ponad wszystkie kręgi istnieje jeszcze krąg ludzi dobrej woli. Bo nawet wśród najbliższych braci twoich możesz napotkać ludzi, którzy cię chcą wykorzystać, zawładnąć tobą, którzy chcą cię oszukać, którzy manipulują tobą dla swoich celów, którzy nie popuszczą swo-

69

jego, którzy cię nie słyszą, nie słuchają, nie chcą słyszeć.

Ponad wszystkie kręgi, w których żyjesz, wyrasta krąg ludzi dobrej woli. Gdy natrafiasz na człowieka — nieraz z kręgu bardzo odległego — który cię słucha, rozumie, który nie chce cię oszukać ani tobą zawładnąć, ale chce ci pomóc, usłużyć ci, który ci jest jak brat — chociaż bratem nie jest, jak rodak — chociaż rodakiem nie jest, jak katolik — choć do kościoła nie chodzi — jak ktoś najbliższy.

Życzę ci, żebyś i ty był człowiekiem dobrej woli. Żebyś i ty umiał słuchać, nie chciał nikim manipulować i wykorzystywać dla swoich interesów. Żebyś i ty pomagał za darmo.

Bo człowiek dobrej woli to jest człowiek Boży. Choćby nie był praktykującym ani katolikiem, ani chrześcijaninem, ani wyznawcą żadnej religii. To jest człowiek Boży. Bóg w nim mieszka.

„Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg"

Nawet gdybyś bardzo chciał — nie potrafisz. Nawet gdybyś wszystko dał, i tak będzie za mało. Bo tylko tyle możesz dać, ile sam stanowisz. A możliwości twoje są ograniczone. Boga nikomu nie zastąpisz. Ostatecznie każdy człowiek na Niego czeka.

Nie żądaj od ludzi za dużo. Nie spodziewaj się czegoś, na co ich nie stać. I w nich ujawni się wcześniej czy później próg ich możliwości. I w nich jest w końcu strach o siebie, troska o uratowanie tego, co mają. Boga nikt ci nie zastąpi. Ostatecznie zawsze na Niego czekasz.

r

„Jeśli nie przebaczycie z serca"

Tylu jest małżonków, którzy się kochają niemiłosiernie: z dnia na dzień coraz precyzyjniej odnotowują każde potknięcie, zapominanie, nieporadność, zmęczenie, błąd, uchybienie, spóźnienie, brak wrażliwości, opanowania, delikatności — po to, żeby komentować bez końca, wypominać, wyśmiewać, dokuczać, poniżać — tłumacząc to chęcią udoskonalenia kochanej osoby.

Tylu jest rodziców, którzy kochają niemiłosiernie swoje dzieci. Tyle jest dzieci, które kochają niemiłosiernie swoich rodziców. Tylu jest ludzi, którzy kochają niemiłosiernie swoich przyjaciół, znajomych, przełożonych i podwładnych, swoje miasto, swój kraj.

A później narzekasz, że jesteś samotny, że ci ludzie obrzydli i świat.

„I pochwalił go"

Każdy człowiek codziennie potrzebuje pewnej ilości pogłaskań. Bez nich nie potrafi żyć normalnie. Najwięcej potrzebują dzieci, mniej człowiek dorosły, ale znowu więcej człowiek stary.

Często bywa tak, że kiedy dziecko jest niegrzeczne, nie słucha, dokucza, robi na złość, wtedy wystarczy, żebyś się nim zainteresował, zwrócił na nie uwagę, współczuł. Gdy nagle okaże się, że twoi rodzice zrobili się uparci, niemożliwi, że nic nie rozumieją, wtedy uśmiechnij się do taty, powiedz mu dobre słowo, pocałuj mamę w buzię.

Wtedy, gdy zobaczysz, że twój mąż wstał lewą nogą z łóżka albo może miał ciężkie sny, to zagadnij serdecznie, podziękuj za stare nawet już

71

sprawy, pochwal go za jakieś osiągnięcie. Gdy spostrzeżesz, że żona nie wiadomo o co ma muchy w nosie, powiedz jakiś komplement, przynieś kwiatki.

A gdy ty sam będziesz już zmęczony, zdenerwowany, kup sobie ciepłe pantofle albo inny drobiazg. A gdy już sobie obrzydniesz ponad wytrzymanie, idź do fryzjera. Umiej uśmiechnąć się do siebie.

„Największe przykazanie w Prawie"

Ale uważaj na swoją miłość. Bo jesteśmy tacy, że nawet z tego największego przykazania potrafimy zrobić karykaturę. I wciąż są ludzie, którym wbito w głowę — którzy sobie wbili w głowę, że miłość domaga się tego, by nigdy i za żadną cenę nie uczynić drugiemu przykrości. A to już krok tylko, by mówić zawsze „tak" i kiwać głową, zgadzać się na każde żądanie czy prośbę, rezygnować ze swoich praw ludzkich i przekreślić swoją osobowość. Choć naprawdę w takim stanowisku kryje się własna słabość, tchórzliwość, strach przed narażaniem się, niezdolność do określenia własnego zdania. A tego nie potrzebuje nikt ani drugi człowiek, ani naród, ani państwo,

„Nauczyciel dobra"

Dzięki niech będą naszym nauczycielom za ich pracę. Za ich przygotowywanie się do lekcji. Za ich staranne prowadzenie zajęć. Za poprawianie zeszytów, prac domowych, wypracowań szkolnych. Za ich odpytywanie dzieci i sprawiedliwe

72

oceny. Za lekcje wychowawcze, rozmowy z dziećmi, spotkania z ich rodzicami, za opiekę nad trudnymi, upośledzonymi, zapóźnionymi w rozwoju. Dzięki nauczycielom za to, że uczą praw-dy, sprawiedliwości, wolności, pokoju, miłości człowieka, miłości ojczyzny, miłości świata. Dzięki, jeżeli tak czynią.

Ze wszystkich zawodów ten jest najważniejszy. Ze wszystkich powołań, powołanie najpiękniejsze. Bo po rodzicach — właśnie oni kształtują człowieka przyszłości. I taki będzie nasz naród, jakich mamy rodziców, ale i jakich mamy nauczycieli.

Ja was wybrałem"

Jak być księdzem? Jak być takim samym jak inni ludzie, a nieść w sobie dar odprawiania Mszy świętej, udzielania sakramentów, głoszenia Dobrej Nowiny? Jak być takim samym, a widzieć głębiej, a kochać goręcej, a być mądrzejszym mądrością Ewangelii. Jak być takim samym, chodzić tymi samymi drogami, a iść nad kurzem obojętności, nad bagnem grzechu, a być wrażliwym na każdy płacz, okrzyk trwogi, wołanie o pomoc. A mieć odwagę, by wynieść w górę każde dobro, prawdę, piękno. A mieć odwagę, by potępiać każdą krzywdę, niesprawiedliwość. Jak być takim samym i troszczyć się o ludzi ich troskami, kłopotać się ich kłopotami, martwić się ich zmartwieniami, oczekiwać ich oczekiwaniami, szukać ratunku ich szukaniami. A budzić się po nocach z przerażeniem, że mało masz mądrości, że nie dostaje ci wielkości, że brakuje miłości. Drżeć wobec odpowiedzialności za

4 - Przed zaśnięciem

73

ludzi, których zgorszyłeś, bo wciąż jesteś byle jakim księdzem.

„Biada gorszycielom"

Już na samym początku powiedz sobie, że są źli księża i ograniczone zakonnice, obrzydliwi de-woci i straszne dewotki.

Już na samym początku powiedz sobie, żebyś się nie zgorszył, gdy napotkasz katolickiego bę-cwała, matoła, złodzieja, oszusta, rozpustnika. Żebyś nie oświadczył, że przez jakiegoś księdza, zakonnicę czy innego „zwodowego" katolika straciłeś wiarę. Bo jeśli pójdziesz nawet na potępienie wieczne, to nie przez nich, ale przez własną głupotę. Na marginesie dopowiem, że przynajmniej połowę tych ludzi oceniasz niesłusznie, bo nie znasz intencji, zaplecza, uwarunkowań. I być może tyś się zgorszył, a oni są czyści. Ale to tylko na marginesie. Bo generalnie rzecz biorąc, już na samym początku powiedz sobie, że są chciwi księża, obłudne zakonnice, okropni bigoci i wstrętne dewotki, wyrachowani zawodowi katolicy robiący interes na swojej katolickości. I biada ci, jeślibyś z tego wyciągnął wniosek, że i ciebie nie muszą obowiązywać chrześcijańskie normy moralności.

Już na samym początku powiedz sobie, że są źli ludzie. Żebyś się nie zgorszył, gdy natrafisz na złodziei, oszustów, obiboków, głupców zajmujących niskie czy wysokie stanowiska. I biada ci, gdybyś w nich znalazł usprawiedliwienie dla swego byle jakiego życia, gdybyś uznał, że jest usprawiedliwiona twoja małość.

74

„Szukajcie, a znajdziecie"

Umiesz wybierać ludzi? Potrafisz oddzielić plewy od ziaren. Fałszywych od prawdziwych. Tych, co zmyślają, od tych co mówią prawdę. Tych, co obiecują gruszki na wierzbie i sami obrastają w pióra. Tych, co kręcą się jak chorągiewka na dachu, byle być przy władzy. Tych, co jak kameleon zmieniają kolor, byle zawsze zasiadać w wygodnym fotelu. Umiesz ich odróżniać od tych, co nie rzucają słowa na wiatr, od ludzi uczciwych, pracowitych, pochłoniętych troską o sprawy społeczne?

Umiesz dobierać sobie przyjaciół, którzy byli dla ciebie jak bracia, którzy podobnie myślą, czują, patrzą w przyszłość, którzy cię nie zawiodą w trudnych sytuacjach, nie okradną, nie sprzedadzą, nie wpuszczą w maliny, nie wbiją noża w plecy?

Umiesz dobierać sobie mędrców, nauczycieli, proroków, którzy wyrażą doskonalej to, co w tobie tylko przeczuwane, pogłębią to, co myślisz, nazwą za czym tęsknisz, rozpiszą na program, ukonkretnią to, co najbardziej sprawiedliwe, polskie, ludzkie — twoje?

„Uradował się"

Gdy w zimie zakwitnie kwiat, to trzeba go ochraniać od złych wiatrów, od ciężkich śniegów, żeby kwitł dalej i owoc wydał

Gdy na pustyni wyrośnie palma, to trzeba ją podlewać i podsypywać ziemią, żeby nie uschła i dała początek oazie.

Gdy w deszczu uda się zapalić mokre patyki

75

złożone na ognisko, to trzeba zrobić wszystko, żeby ten płomyk, który się zatlił, wybuchnął w wielki ogień i ogarnął wszystkie mokre drewna. Cieszyć się należy z każdego dobra, które pojawi się w człowieku złym, w społeczeństwie zmęczonym i zniechęconym. Ale nie radością obserwatora, który przygląda się, co z tego wyniknie, tylko twórczą, wspomagającą, współpracującą, ażeby to, co się dobrze zaczęło, nie rozpełzło się przez naszą obojętność, lekkomyślność, głupotę.

,Jam jest Zmartwychwstanie"

Są dwie postawy życiowe: pozycja statyczna albo dynamiczna, forteca albo wyjście w pole, obawa przed utratą tego, co się zdobyło albo ryzyko gry dalej. Traktowanie moralności jako zbioru zakazów albo nakazów, religii jako unikania grzechu albo spotkania z Bogiem. Życie jako zdążania ku śmierci albo ku zmartwychwstaniu.

„A nie pozdrowiłeś mnie"

Nasze ulice są smutne. Smutne są urzędy, sklepy są smutne, domy nasze są smutne.

W naszym chrześcijaństwie dużo się mówi o dobrych uczynkach, o tym że mamy obowiązek pomagać ludziom, służyć im, angażować się w ich troski, nawet poświęcać się. A nie mówi się o uprzejmości, o zasadach dobrego odnoszenia się do ludzi, o uśmiechu, o serdeczności. Chyba nam Się zdawało, że to jest oczywiste, a tymczasem utraciliśmy podstawowy element społecznego współżycia.

76

„Aby życie mieli"

Przychodzą do ciebie ludzie utrudzeni — nie tym zmęczeniem rąk i nóg, ale umęczeniem serca — ze świata, który jest coraz bardziej zimny, bezwzględny, brutalny. Przychodzą po twoją dobroć, serdeczność. Dawaj im siebie w słowach mądrych, w radach, pociechach, tłumaczeniach. Dawaj im siebie w poczęstunku najprostszym — wyrazie twojej troski, opieki, pomocy. Wiedz, że są tacy, którzy do ciebie nie przyjdą, bo już ich nie stać na to, by przyjść. Bo już zobojętnieli, skamienieli, zasklepili się w swoich dziuplach i nie wyściubiają z nich nosa. Umiej takich poszukać.

Tylko uważaj: jeżeli kiedyś przestaną przychodzić do ciebie skostniali ludzie, jeżeli ty przestaniesz takich spostrzegać, to nie znaczy, że na świecie jest już całkiem dobrze, ale że twoje serce wyziębło. A więc umiej szukać ratunku dla siebie. Gdy zaczynasz stygnąć, gdy coraz więcej w tobie goryczy, gdy coraz bardziej opadają ci ręce, szukaj ratunku u ludzi mądrych i wielkiego serca. Ale szukaj przede wszystkim na Mszy świętej. Bierz mądrość i miłość w kształcie Słowa i Chleba, który tam dają.

„Nieprzyjaciele twoi"

Jeżeli chcesz naprawdę kochać swojego nieprzyjaciela, to nie zaczynaj od wyrównywania rachunków. Bo gdy masz nadzieję, że on uwierzy w swoje zło, przyzna ci rację, zadośćuczyni i przeprosi, to się absolutnie mylisz. Po prostu dlatego, że ten, który cię skrzywdził, uważa, że on

77

jest w porządku. Że on powinien tak postępować dla twojego dobra albo żeby bronić się przed tobą, albo żeby cię ukarać za twoje występki. Jeżeli nawet na początku, kiedyś, w pierwszym uderzeniu przeciwko tobie miał wewnętrze wątpliwości czy wyrzuty sumienia, to potem swoje postępowanie dokładnie uzasadnił. Dlatego nie zaczynaj od obrachunków. On natychmiast wpadnie w panikę, że ty — w jego oczach będąc człowiekiem złym — chcesz go zniszczyć. Jeżeli chcesz naprawdę kochać swojego nieprzyjaciela, to zacznij od wyciągnięcia do niego ręki.

,?Aby byli jedno"

A gdy nie żałuje? Nie tylko nie żałuje, ale w twarz ci się śmieje, kpi z ciebie, drwi. Obciąża cię odpowiedzialnością za zło, które sam uczynił i zrzuca winę na ciebie. Nie tylko nie żałuje, ale swoją bezczelnością i arogancją doprowadza cię do świętego gniewu. Bo udaje, że wyciąga rękę do ciebie, a równocześnie cię upokarza.

A trzeba tym bardziej przebaczyć — im większa jego bezczelność. Tym bardziej — im większa arogancja, im większa głupota. Tym bardziej trzeba iść razem. Bo jedyną szansą dla niego jest twoja miłość i mądrość: że wreszcie przejrzy, że wreszcie coś zrozumie, że zacznie żyć po ludzku.

Byle ci starczyło wspaniałomyślności, cierpliwości.

„Nie wiedzą, co czynią"

Tylko trzeba pamiętać o tym, że ci, którzy nas skrzywdzili, nie potrafią żyć z poczuciem winy.

78

Oni zbudują sobie bardzo szybko argumenty uzasadniające i usprawiedliwiające swoje działanie. I jeszcze szybciej uwierzą, że to my byliśmy winni, a oni wykonali tylko swój obowiązek, aby ukarać nas za głupotę, słabość, błędy, może jeszcze — aby zapobiec naszemu samozniszczeniu, jak i szkodzeniu innym. I w swoich oczach oni są w porządku, a my jesteśmy zbrodniarzami.

„Uczcie się ode mnie, żem jest cichy"

Są chrześcijani chropowaci jak zardzewiałe żelazo. Sztywni jak patyki sterczące w płocie. Twardzi jak kamień przydrożny, o który człowiek zawadza czubkiem buta. Zimni — przy których człowiek nie zagrzeje nosa. Recytują dogmaty, znają na pamięć wszystkie zasady etyki, przytaczają całe partie Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu.

A są chrześcijanie, którzy potrafili od Jezusa wziąć całe ciepło, serdeczność, łagodność, wyrozumiałość i cierpliwość, którzy rzadko o Nim mówią, a przecież jest On w ich życiu obecny prawie namacalnie. Takich chrześcijan na czas trudny, który przeżywamy, najbardziej potrzebujemy.

,Jeden talent"

Najtrudniej jest tym, którzy otrzymali po jednym talencie: nam o ptasich mózgach i o zajęczych sercach, z horyzontami na szerokość telewizora, z przewidywaniem na koniec swojego nosa, z wyobraźnią kanarka. Wychowani w suterenach wielkich spraw, na ciasnych podwórkach

79

codziennego załatania, mamy za towarzystwo gazety, za rozmówców kobiety od magla. Owszem, próbowaliśmy, ale tyle razy nam się nie powiodło, tyle razy sparzyliśmy sobie palce, dostaliśmy po łapach, tyle razy nas upokorzono, tyle razy zostaliśmy skrzywdzeni. Najchętniej chowamy się jak ślimak w skorupie, będąc przekonani, że i tak nie nadgonimy, a tym bardziej nie prześcigniemy — że nie wygramy. Liczymy tylko nasze przegrane, klęski, upadki. Narosła w nas nieśmiałość. Nie czekamy już na nic. Żyjemy okruchami, które spadną ze stołu wielkich tego świata.

„Zakopał swój talent"

Ale przecież ci mają najtrudniej w życiu — którzy najmniej otrzymali. Ci najmniej zdolni, którzy mimo to, że dużo pracują, wloką się zawsze gdzieś na końcu. Nic im łatwo nie przychodzi. Okupują każdy krok znojem. A przy tym muszą się wciąż przebijać przez góry własnej nieśmiałości, ludzkich uprzedzeń. Tym najłatwiej o kompleksy, urazy, zahamowania. Nasuwa się im wciąż prosty wniosek: zrezygnować, ustąpić przed tymi, którzy mają dwa, pięć, dziesięć talentów, zaszyć się w mysiej dziurze i już nawet nie próbować, bo to i tak daremne. Prosty wniosek — wyrok śmierci dla siebie — dla nas, którzy otrzymaliśmy tylko po jednym talencie.

„Dałem Ci talent"

To ci najmniej utalentowani najczęściej marnują swoje życie. Brak im siły przebicia, brak

80

im odwagi, by zagrać jednym talentem. Przestraszeni tym, że inni mają więcej, onieśmieleni, za-kompleksieni tracą to, co otrzymali.

To jest ostrzeżenie również skierowane do ciebie, który nie jesteś geniuszem. Byś wiedział, jakie niebezpieczeństwo stoi przed tobą. Byś umiał wykorzystać jak najlepiej to niewiele, któreś otrzymał.

„Piąć talentów"

Na pozór najłatwiej jest żyć tym, którzy otrzymali po trzy albo po pięć talentów. Oni żyją bujnie, szeroko, rozrzutnie. Wciąż im starcza mądrości i sprytu. Nie potrzebują wiele pracować, a wszystko im się udaje. Żyją wciąż w otoczeniu ciekawych ludzi. Znajdują czas na wszystko. Zawsze mają pieniądze. Takim nawet błędy i grzechy są łatwo przebaczane. Patrzy się z wyrozumiałością na ich wybryki i ekstrawagancje.

A naprawdę stoi przed nimi ogromne niebezpieczeństwo zmarnowania swoich darów. Bo to, co inni zdobywają z największym trudem, katorżniczą pracą, ślęczeniem od rana do wieczora, tym wystarcza jeden rzut oka, przeglądnięcie materiału. A gdy zechcą się przyłożyć do pracy, uzyskują rezultaty niewspółmierne do wysiłku. W dodatku zawsze, na skinienie palca rzuca się do pomocy chamara ludzi, którzy za nich wykonają, ich zastąpią, odciążą, im załatwią. Wreszcie — oni to, co umieją, o czym stanowią — potrafią sprzedać w najlepszym opakowaniu i w najlepszym towarzystwie. I nawet gdy swoich pięciu talentów nie podwoją, ale

81

część z nich stracą, to w oczach świata są i tak lepsi niż ci, którzy podwoili swój jeden talent. W oczach świata, bo przed Bogiem są potępieni.

„Pokój zostawiam wam"

Trzeba umieć przyjmować zwycięstwa, sukcesy, pochwały, wyróżnienia, zaszczyty. Bo może nam się przewrócić w głowie i nagle uwierzymy, że nam się to należy, że jesteśmy nieomylni, najmądrzejsi, najuczciwsi, przez wszystkich akceptowani, i kochani.

Trzeba umieć przyjmować klęski, upokorzenia, pogardę, lekceważenie, oszczerstwa czy obmowy. Bo łatwo nas zepchnąć w przepaść rozpaczy, w przeświadczenie, że jesteśmy niczym, śmieciem, błotem, nic nie warci, podli, do niczego się nie nadajemy.

A tymczasem żaden z tych przypadków nie może być dla nas trzęsieniem ziemi. Musimy pozostać sobą i nauczyć się dziękować Bogu nie tylko za zwycięstwa, ale i za klęski, bo tak jedne jak drugie są nam potrzebne dla zachowania równowagi.

„Głupi i leniwego serca"

Kiedyś, gdzieś widziałem dowcip rysunkowy: ulicą szedł człowiek, który zamiast głowy miał odbiornik telewizyjny. Myślę, że gdyby się silić na pełniejszy obraz, trzeba by było na ten telewizor wsadzić radio, kino, magnetofon z taśmami, gramofon z płytami, jeszcze video, a na samej górze tego stosu — kosz z dziennikami i tygodnikami.

82

Gdy mówi się o grozie uzależnień, wymienia się stereotypowo wódkę, papierosy, narkotyki, czasem leki, ale przecież trzeba dodać, i to na jednym oddechu, środki masowego przekazu, z podkreśleniem zresztą telewizji. I tak to jest, że po ulicach naszych miast chodzi coraz więcej takich ludzi uzależnionych i uformowanych. Monstra, którym się zdaje, że myślą, że mają własny sąd, zdanie, rozeznanie, a naprawdę operują tym, co im zostało przekazane. Reagują na impulsy według schematów, jakie zostały w nich zakodowane.

Ale prawdziwą katastrofą, jaką te monstra stanowią, nie jest tylko ich ograniczenie umysłowe, lecz jałowość uczuciowa. Bo jeżeli do definicji człowieka należy zdolność dziwienia się, wzruszania się, to oni nie są już do tego zdolni. Przecież wszystko widzieli i wszystko przeżyli. Zbrodnie najokrutniejsze, zadawane jak najbardziej wymyślnymi sposobami, seks najbardziej wyuzdany i sprzedajny, podłość najpodlejszą i perfidię najbardziej perfidną. Są uodpornieni dogłębnie. Można się przekonać, jak błyskawicznie rośnie brutalność tego, co oglądamy w telewizorach i kinach, co czytamy w prasie.

Mówisz, że przesadzam z tym uzależnieniem. Chcesz się przekonać, czy i jak dalece jesteś uzależniony od środków masowego przekazu? Spróbuj zrezygnować z nich na parę dni.

„/ wydało owoc"

Siewca Boży idzie przez nasze życie i sieje ziarno słowa. Niekiedy wschodzi ono natychmiast. Częściej zapada w ziemi naszej duszy nie

83

zauważone nawet przez nas samych. Aż dopiero po dniach, tygodniach, latach zaczyna kiełkować i ukazuje się naszym zdumionym oczom jako dojrzały owoc.

Jest czas przyjazny i nieprzyjazny, lepszy albo gorszy dojrzewania ziarna Bożego w naszym życiu.

Czasem szczególnym jest choroba, wyjazd, wakacje, rekolekcje. Wtedy wracają na pamięć dni, któreś przeżył, sytuacje, które masz już za sobą, wydarzenia przedtem nie zauważone. Wtedy dopiero widzisz twoje zakłamanie, obłudę, zdradę samego, siebie. Wtedy dopiero możesz powiedzieć, czy miałeś rację, upierając się, tak postępując, tak zwalczając. Wtedy jesteś w stanie ocenić swoją pracę, wywiązywanie się z zawodowych obowiązków. A to wszystko dlatego, że wreszcie masz dystans, spokojne spojrzenie, możliwość obiektywnej oceny siebie samego. Bo zelżały naciski, presje, przyzwyczajenia. Boś się trochę uwolnił od schematów, wyzwolił od obowiązującej opinii twojego środowiska.

Czasem podobnym do wakacji jest emerytura, ale wtedy już z tego niewiele wynika.

„Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha"

- Można słuchać nie słysząc, nie rozumiejąc, ślizgając się po powierzchni słów, dźwięków, wyrażeń. Bo tak to już jest, że z tego samego zdania można wysłyszeć rozmaite treści, znaczenia, z tego samego słowa, z tego samego mówienia można się rozmaitej mądrości nauczyć albo nie nauczyć wcale, albo zrozumieć opacznie, błędnie, albo zgorszyć się.

84

l

Umiejętność słuchania. Sztuka słuchania. Dochodzenia do istoty rzeczy. Odnajdywania powiązań, relacji, wyciągania wniosków. Dokonywanie już własnych odkryć, stwierdzeń, prawd.

Naucz się słuchania człowieka, który do ciebie mówi, gwaru tłumu, miasta, przyrody — szumu wiatru, lasu, morza — głosu świata. Bo można słuchać i nie słyszeć i nie rozumieć, i tracić, i przegrywać.

„Starali się go podchwycić w mowie"

Rozmowa to jest, po pierwsze, umiejętność słuchania, aby zrozumieć o co drugiemu chodzi

— zrozumieć jego koncepcję, punkt widzenia, propozycje, cele, zarzuty nam stawiane.

Dlatego rozmowa wzbogaca nas, poszerza nasze horyzonty, uzupełnia to, czego nie wiemy, wykazuje, gdzie się mylimy, dokonuje korekty, gdy przeceniamy czy nie doceniamy, ukazuje popełniane błędy, zmusza do ustępstw ze swoich niesprawiedliwych żądań, nieuzasadnionych roszczeń, pomaga sprecyzować nasze poglądy.

Warunkiem rozmowy jest chęć poznania prawdy i przełamania barier, jakie nas dzielą od ludzi

— ale to pierwsze i drugie przychodzi nam najtrudniej .

„Będziecie jako bogowie"

Strzeż się ludzi, którzy mają zawsze rację, którzy nie mają wątpliwości, którzy się nie mylą. Strzeż się ludzi, którzy wszystko wiedzą, wszystko potrafią i są przekonani, że wszystko, co

85

dotąd zrobili, było dobre. Odchodź od nich: bo z siebie uczynili bogów i chyba ty na to już nic nie poradzisz.

Strzeż się siebie, jeżeli zaczniesz być pewny, że się nigdy nie mylisz, że masz słuszność, że trafnie oceniasz ludzi i siebie, jeśli patrząc w przeszłość uważasz, że wszystko było w porządku. Strzeż się takiego siebie, bo to znaczy, że uczyniłeś się bogiem. I jeszcze chwila i już będzie na wszystko za późno. I już cię nikt nie potrafi nawrócić. Ani ty siebie samego.

„Co ludzie mówią

o Synu Człowieczym"?

Co ludzie mówią o tobie. Nie broń się, że nie słuchasz tego. A więc — co ludzie mówią o tobie? Żeś inteligentny czy żeś dureń, żeś pracowity czy żeś leser? Żeś cwaniak, oszust, złodziej, że gdy tylko się da, każdego wykiwasz, że na wszystkim robisz interesy, że na każdym robisz interesy, że każdego byś sprzedał? Czy żeś człowiek uczciwy? Żeś kłamca, że na twoje słowo nigdy liczyć nie można, czy że gdy obiecasz, to dotrzymujesz, żeś wierny. Żeś chorągiewka na dachu, czy że masz swoje przekonania. Żeś wierzący, czy że właściwie nie wiadomo. Co ludzie mówią o tobie?

Co ludzie mówią o tobie. Nie mów, że nie słuchasz tego. Posłuchaj. W tych mówieniach ludzkich bywa często więcej niż źdźbło prawdy. I dla tego źdźbła prawdy warto wiedzieć.

86

„Ile razy mam przebaczyć"?

Masz wielu takich, którzy zawinili przeciw tobie. Ale oni nie zwracają się do ciebie z prośbą o przebaczenie. I niech cię to nie dziwi. Bo na tym polega tajemnica zła, że widzisz je ty, który jesteś krzywdzony, a nie widzi go ten, kto cię krzywdzi. I wcale nie ma zamiaru cię przepraszać. A nawet uważa, że to ty powinieneś uczynić. Na tym polega tajemnica zła, że ty, który źle czynisz, tego nie widzisz — zapatrzony w siebie, w swój punkt widzenia, w swoje korzyści — uważając, że wciąż masz rację. I nawet do głowy ci nie przychodzi, byś miał kogokolwiek przepraszać.

„Przebaczyć braciom swoim"

Uderzenie za uderzenie. Cios za cios. Przezwisko za przezwisko. Przekleństwo za przekleństwo. Oszustwo za oszustwo. Wyrównanie rachunków — do ostatniego grosza. Na czysto. Jak ty mnie — tak ja tobie. Nic więcej — nic mniej. Tyś zły — ja też zły. Nie gorszy — taki jak ty.

Spirala zła. Droga samozniszczenia. Uratować możesz siebie i swoich braci tylko miłością. A więc nie oddawaj złem za złe, uderzeniem za uderzenie, ironią za ironię, cynizmem za cynizm, brutalnością za brutalność, chamstwem za chamstwo, przestępstwem za przestępstwo, zbrodnią za zbrodnię. Bo ani się spostrzeżesz, jak staniesz się taki jak ci, którymi byłeś tak niedawno przerażony. Bo wkrótce staniesz się jeszcze od nich gorszy o całą gorycz i rozpacz.

87

„Jako i my odpuszczamy"

Codziennie jesteś sprzedawany za miskę soczewicy. Codziennie jesteś zdradzany za 30 srebrników. Codziennie napotykasz mnóstwo nietaktów, niedelikatności, interesowności, manipulowania twoją osobą, nie mówiąc już o atakach brutalności, chamstwa, nieuczciwości.

Naucz się mówić: nieważne. Bo inaczej zaleje cię fala błota. Bo inaczej, gdy będziesz to wszystko zapamiętywał, analizował, udusisz się. To jest droga samozniszczenia. Ci, którzy lądują w zakładach,psychiatrycznych albo popełniają samobójstwo, mają rację oskarżając otoczenie. Ale są również sami winni.

Dlatego naucz się mówić: nieważne.

Tym bardziej, że i ty nie jesteś bez winy i ty sprzedajesz swoich braci za miskę soczewicy, zdradzasz ich za 30 srebrników. I ty popełniasz wobec nich tysiące niedelikatności, jesteś interesowny, przewrotny, nie mówiąc o tych wszystkich nietaktach, z których sobie nie zdajesz sprawy, które weszły w styl twojego życia.

Spleceni w uścisku wzajemnej winy umiejmy sobie nawzajem przebaczyć.

„A kto by mówił, że miłuje Boga, a bliźniego miałby w nienawiści"

Nie ma pokuty przed Bogiem bez pokuty przed ludźmi. Nie ma przeproszenia Boga bez przeproszenia ludzi. Nie ma zadośćuczynienia Bogu bez zadośćuczynienia ludziom. Nie ma pojednania z Bogiem bez pojednania z ludźmi.

A jeżeli powiesz, że jesteś wobec ludzi w po-

88

rządku, że nikogo nie skrzywdziłeś, że niczego ci sumienie nie wyrzuca — to źle jest z twoim sumieniem.

A jeżeli powiesz, że grzech to jest wyłącznie sprawa między tobą a Bogiem, to tak, jakbyś przeczył, że miłość jest jedna.

„Co będziecie jeść i w co będziecie się ubierać"

Cóż ci z życia zostanie, jak Jezus zakaże ci gromadzić rzeczy? Przecież ty bardzo chętnie troszczysz się o to co masz jeść, w co masz się ubrać. To jest przyjemne tak szukać, pytać, chodzić, przyglądać się, namyślać się, kupować, składać — mieć. A Jezus chce ci to odebrać. Czym więc życie zapełnić? Co to znaczy: „Starajcie się o królestwo Boże, a wszystko inne będzie wam dane"?

„Rozdaj ubogim"

Są dwie kategorie ludzi — ci, co przede wszystkim dają i ci, co przede wszystkim biorą. Są dwa nastawienia, dwa sposoby życia: brać — wciąż od wszystkich. Brać nie tylko rzeczy materialne, ale wszystko, co inni mają, wiedzą, przeżywają — każdą czułość, serdeczność, ciepło, u-śmiech, dobre słowo, pociechę, radę, pomoc, opiekę; rabować ich czas agresywnie, żarłocznie. Albo dawać — wszystko, co się ma, nie tylko rzeczy materialne, ale najgłębsze współczucie, najserdeczniejszy uśmiech, najlepsze słowo, naj-troskliwszą pomoc, najczulszą opiekę — wszystko. Nie żądając w zamian nic.

89

Im mamy większe poczucie naszego ubóstwa, tym łatwiej o uzasadnienia, by gromadzić, składać, zabezpieczać się, by brać wszystko — czy potrzebne, czy niepotrzebne. I nie dzielić się niczym, z nikim, by nie uszczuplić swoich zapasów na niepewne jutro.

A przecież trzeba dawać. Wszystko. To jest być albo nie być naszego chrześcijaństwa. To jest być albo nie być naszego człowieczeństwa.

„Dzięki czyniąc"

Nie płać ludziom za otrzymane dobro, za u-śmiechy, dobre słowa, za pomoc tobie wyświadczoną. Bo byś ich traktował jak faryzeuszy, co czekali na zapłatę, na podziw, na rewanż. Bo byś był podobny do ludzi, którzy nie uznają miłości a tylko sprawiedliwość i chcą za wszystko płacić, tak jak chcą, by im za wszystko płacono. Ale bądź wdzięczny, bo wdzięczność jest odblaskiem miłości — jest radością z dobra, które zaistniało.

Nie żądaj zapłaty, gdy dajesz, pomagasz, służysz, gdy jesteś dobry, uśmiechnięty, serdeczny, żebyś nie należał do tych, o których Jezus powiedział: „Wzięli zapłatę swoją". Ale ciesz się wdzięcznością ci okazywaną, bo to odblask miłości bezinteresownej.

,RAM drugie podobne jest pierwszemu: będziesz miłował bliźniego"

Jak to: podobne? Co to znaczy, że mamy podobnie kochać bliźniego jak Boga samego? Jeżeli kochać Boga, to dlatego, że jest Pięknem, Do-

90

brem, Prawdą. A człowieka podobnie? — Bo w człowieku jest cząstka Boga. Bo w człowieku też jest piękno, sprawiedliwość, wolność, pokój.

A człowieka złego? To jest płacz nad rozbitym dzbanem. Że to, co miało rozrosnąć się we wspaniałe drzewo, rozkwitnąć kwiatem, sczezło, skar-łowaciało. Choć nie całkiem. Są tam jakieś okruchy wspaniałości Bożej. Jeżeli cię na to stać, pochyl się nad nim.

„Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci najmniejszych"

Powinno się tę litanię przedłużyć w nieskończoność. Nie tylko „byłem głodny, a nie daliście mi jeść" ale choćby: „byłem stary i opadałem z sił w tramwaju, w pociągu, byłem alkoholikiem, narkomanem, kłamcą, złodziejem, donosicielem, umierałem samotnie w szpitalu, w domu, na ulicy — a nie ratowaliście mnie".

Powinno się chyba ten tekst wypisać na ścianie, która jest najbardziej widoczna — nad biurkiem, nad stołem, w przedpokoju, na frontonie kościoła. Żeby potem, gdy spotkamy się z Nim w śmierci, nie było zaskoczenia.

Tylko my już tacy, że prędko ten tekst oprawilibyśmy w złote ramy albo wyrylibyśmy w marmurze, litery powlekli złotem, I może jeszcze pierwsze trzy dni bylibyśmy pod jego wrażeniem, ale po tygodniu stałby się dla nas obojętny jak pomnik na rynku, jak mebel. A my żylibyśmy dalej, tak jak żyjemy.

91

„Samarytanin" f- ^.,

( i -ei_ t "t • -

Jeżeli jest miejsce spotkania się nieba z ziemią, to wykłada się jednym słowem: bezinteresowność. To jest to przejście z teorii do praktyki, wypróbowanie w życiu i sprawdzenie tego / ar tkwi w naszej głębi, probierz naszej wiary w Boga. Tu możemy się przekonać, czy żyjemy dla Boga, czy na sprzedaż. Czy to, co robimy, mówimy, czy nasza codzienna praca, czy nasze kontakty z ludźmi, czy to wszystko płynie stąd, że tego wymaga Uczciwość, Sprawiedliwość, Prawda — Bóg, czy* też dlatego, „aby pokazać się przed ludźmi".

Bo tylko wtedy, gdy naprawdę wierzymy w Pana Boga, gdy nam On naprawdę wystarcza, stać nas na bezinteresowność. A jeżeli w Pana Boga nie wierzymy — choć nam się zdaje, że wierzymy, a nawet innych o tym zapewniamy — to wciąż będziemy biegali po prośbie: aby być uznanym przez ludzi. Aby nam zapłacili za nasze uczciwe, dobre życie — wdzięcznością, dobrym słowem, rewanżem.

„Cokolwiek uczyniliście"

Jesteśmy jednym narodem. Jesteśmy jedną rodziną. Kość z kości. Krew z krwi. Wszystkie matki są naszymi matkami. Wszyscy ojcowie są naszymi ojcami. Wszystkie dzieci są naszymi dziećmi. Wszystkie babcie są naszymi babciami. Wszyscy dziadkowie są naszymi dziadkami.

92

Wszyscy biedni są naszymi biednymi. — Bieda innych jest naszą biedą.

Wszyscy chorzy są naszymi chorymi. — Choroba chorych jest naszą chorobą.

Wszyscy staruszkowie są naszymi staruszkami. — Starość starych jest naszą starością.

Wszyscy pokrzywdzeni są naszymi pokrzywdzonymi. — Krzywda pokrzywdzonych jest naszą krzywdą.

Wszyscy pokrzywdzeni są i przez nas pokrzywdzeni.

„Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca"

Wolność to nie samowola, dowolność, to nie: co mi się zachce, na co mi przyjdzie ochota, co mi przyjdzie do głowy, co mi wygodniej, co korzystniej, co się bardziej opłaca — bez oglądania się na nikogo ani na nic. Wolność wymaga, żeby był uratowany człowiek, który jest obok mnie. Żeby nie był przeze mnie skrzywdzony, ograniczony, upokorzony, pozbawiony swoicMr praw — żeby zagwarantowana była jego wól1 ność. Taka wolność prowadzi do równości. Taka wolność tworzy społeczność — braterstwo. •;

„Po tym poznają, żeście uczniami moimi"

Trzeba, żeby przyszła na nas era chrześcijaństwa — to znaczy wspólnoty. Bo czasy są trudne. Odruchem zwierzęcia jest złapać, co się da, wyszarpnąć innemu, schować, ukryć, zatrzeć ścież-

93

ki, którymi można dojść do źródeł zaopatrzenia, wszystko zatrzymać dla siebie.

Reakcją człowieka jest zobaczyć smutnych, załamanych, przygnębionych, zrozpaczonych, zrezygnowanych. Tych ze zwieszonymi głowami, tych z opuszczonymi ramionami. I dzielić, informować, radzić. Służyć, pomagać, wspierać, pocieszać, ratować, podnosić. Nie tylko w naszych wymiarach sąsiedzkich i rodzinnych. Ale w wymiarach dzielnicy, miasta, województwa, państwa. Ratować to, co ginie, sklejać to, co rozbite, budować struktury, których brak, przemyślać to, co niedgmyślane, naprawiać to, co popsute, stwarzać to, czego nie było wcale.

„Słudzy nieudolni"

Tkwić głęboko w społeczeństwie. Popierać, towarzyszyć wszystkiemu co pozytywne, twórcze — niezależnie od tego jakiego pochodzenia. Wskazywać na błędy, niesprawiedliwości, krzywdy, kłamstwa, zafałszowania, zniewolenie, gwałt — nie oglądając się na represje, jakie to może spowodować. Reagować jak czuły sejsmograf na każde poruszenie w warstwie politycznej, społecznej, gospodarczej, kulturalnej. Ostrzegać na czas przed burzami, kataklizmami, trzęsieniami ziemi. Być na miejscu zdarzeń, ukierunkowywać je, by niosły nie zło, lecz dobro. Szukać sposobów wyjścia z dołka, z zagrożenia, z niebezpieczeństwa, wytyczać drogę, wskazywać kierunek, wypatrywać dalekich horyzontów, dążyć do nich wytrwale. Pozostawać niezmiennie wiernym prawu człowieka, a równocześnie nie bać się nowych trendów, mód, prowadzić nieustanny dialog, od-

94

najdywać wspólny język, dokopywać się do tego, co łączy. Być poddawanym krytyce, stanowić kamień obrazy, źródło niepokoju. Mieć oddanych przyjaciół i zagorzałych przeciwników. A gdy przyjdzie sukces, nie domagać się laurów ani miejsc na honorowej trybunie, ale oświadczać: „sługami nieudolnymi jesteśmy, spełniliśmy to, co do nas należało:" I nie ustawać w walce, dopóki chociaż jeden naród żyje w ucisku, dopóki chociaż jeden człowiek cierpi niesprawiedliwość.

cie jedno byli"

To co się dzieje w Bonn, Paryżu, Londynie, Rzymie, Tokio, Berlinie. Co się dzieje na Śląsku, w Zagłębiu, na Mazurach, w Poznańskiem, w górach, na Ścianie Wschodniej. Co się dzieje w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu, Katowicach, Szczecinie. Co się dzieje w rodzinie bliższej i dalszej, u sąsiadów, u przyjaciół, u znajomych — co się dzieje, co się mówi — to jest ważne i dla nas. Nasz los decyduje się również na drugim końcu świata.

Trwa ciągła analiza, wartościowanie. Trwa giełda, bezlitosna ocena. My obserwujemy — nas obserwują: Mądrość czy głupota, prawda czy oszustwo, przewidywanie czy lekkomyślność, nierozsądny upór *&8y j Stanowczość, postępowanie uczciwe czy złodziejskie, dobre czy złe. Wnosimy wartości twórcze albo stanowimy element destrukcyjny, budujemy albo niszczymy. I na tej zasadzie jesteśmy szanowani albo lekceważeni. Wciąż na widoku, wciąż jakoś ważni w tym ogromnym organizmie, który się nazywa ludzkość. Ty obserwujesz — ciebie obserwują, ocenia-

95

ją: głupi czy mądry, roztropny czy lekkomyślny, ciągniesz w górę czy w dół — warto iść z tobą, czy uciekać, jesteś dobry czy zły, pomagasz żyć, czy utrudniasz, absorbujesz swoimi sprawami, czy przyjmujesz na siebie troski innych, można się na tobie oprzeć, czy też trzeba ciebie podpierać, należy się ciebie bać, czy za tobą tęsknić. I na tej zasadzie przekonują się do ciebie albo zrażają, zbliżają się albo odsuwają.

„Bracia nasi"

f Na co fazień nie bardzo sobie zdajemy z tego

sprawę, jak jesteśmy związani z innymi ludźmi. A przecież jest tak. Gdy oni wznoszą się na wyżyny, to pociągają i nas w górę, a gdy staczają się w przepaść, to ściągają i nas w dół. A przecież jest tak. Gdy my pniemy się w górę, to ciągniemy i innych za sobą. Gdy my się pogrążamy, to i innych spychamy w dół.

„Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie"

Nasze chrześcijaństwo nie może zamykać się na modlitwie. Nie może ograniczać się do życia religijnego. Nawet nie może zadowalać się pełnieniem indywidualnych dobrych uczynków na wzór miłosiernego Samarytanina. Ale nasze chrześcijaństwo powinno sięgać po tworzenie struktur społecznych, które by zapobiegały wszelakiej niesprawiedliwości, krzywdzie, okłamywaniu, wyzyskowi, które by pomagały w budowaniu społeczeństwa zdrowego, sprawiedliwego i wol-

96

nego. A drogą ku temu jest również twoje uczestniczenie w życiu społecznym i politycznym państwa na ile cię stać, na ile masz takie możliwości.

„Kto czyni wolą Ojca mojego"

Jak można by zmierzyć, czy naród jest narodem wierzącym w Boga. Statystycznie? Zliczyć, ilu ludzi jest ochrzczonych, ilu rozumie sakra-mentalność małżeństwa, ilu uczestniczy w niedziele we Mszy świętej, ile dzieci chodzi na katechizację? Może jeszcze, ilu ludzi bierze udział w pielgrzymkach, ile kościołów się buduje? Czy tak?

Nie. Bo to są sprawdziany, czy naród jest religijny. Aby się dowiedzieć, czy naród jest wierzący w Boga, trzeba by zbadać klimat w domach rodzinnych, serdeczność pomiędzy rodzicami a dziećmi, wzajemną troskę o siebie współmałżonków, stosunek do sąsiadów, do ludzi starych, opuszczonych. Trzeba by zaobserwować, jaka jest atmosfera w mieście, na wsi, w pociągu, w sklepie, na ulicy, jak ludzie pracują w szkole, w zakładach pracy, jaka jest uczciwość, jak się ludzie wzajemnie szanują. Zbadać, ile w społeczeństwie jest bezinteresowności, oddania, służby, poświęcenia, przebaczenia, troskliwości, współczucia, uśmiechu, serdeczności, przyjaźni, wychodzenia sobie naprzeciw.

Gdybym cię chciał spytać, czy jesteś człowiekiem wierzącym w Boga, nie mów mi wtedy o tym, czy odmawiasz pacierz rano i wieczór, nie wyliczaj mi, ile razy przystępujesz do Komunii świętej. Będę cię pytał, jaki jesteś dla swojego

5 - Przed zaśnięciem . 97

współmałżonka, dla swoich dzieci, jak pracujesz w zakładzie pracy, jaki jesteś dla ludzi w twoim bloku, jakie są twoje kontakty z sąsiadami, z ludźmi starymi, ułomnymi, jaka jest twoja więź rodzinna, rodowa.

Jezus dokładnie powiedział, za co będziemy sądzeni na końcu świata. Sędzia powie: Byłem chory, a wy odwiedziliście — albo: nie odwiedziliście mnie. I wymieni jeszcze długą litanię stwierdzeń, całą w tym klimacie.

Ale przecież to jest zrozumiałe. Wierzyć, to znaczy być złączonym z Bogiem, który jest prawdą, wolrjością, sprawiedliwością, pokojem, ale i dobrocią, miłosierdziem, miłością — być złączonym całym sobą, również i swoim życiem.

„Toś Ty jest król"

Pan Jezus zginął na krzyżu dlatego, że Ewangelia ma wymiary społeczne. Wyrok śmierci brzmiał: „Król żydowski" — człowiek, który chce zbudować nowe królestwo, oparte na zupełnie innych zasadach.

Chrześcijanie nie są niszczeni w ciągu tych dwóch tysięcy lat za to, że głoszą prawdę o Trójcy Świętej i o siedmiu sakramentach, ale za to, że chcą zbudować społeczeństwo oparte na innych zasadach. A te zasady można ująć w takich słowach, jak sprawiedliwość, równość, wolność, prawda. Nie należy więc chrześcijaństwa widzieć wyłącznie w wymiarze indywidualnym, w relacji: ja — Bóg, ale również w wymiarze społecznym, jako domaganie się, aby jednostka, aby społeczeństwo były traktowane przez rząd nie jak

98

r

przedmiot manipulacji, ale aby tak jednostka, jak i społeczeństwo były podmiotem rządów.

„W Nim się poruszamy, żyjemy, jesteśmy"

Nie ma podziału na świat ludzki i świat Boży. Nie ma podziału na życie świeckie i życie religijne. Jesteśmy jednością. A jeżeli chcemy rozdzielić Boga od świata, to tylko na zasadzie dobra i zła, a zresztą wszystko jest w Bogu.

„Synowie Boży"

Każda niewola, przemoc, niesprawiedliwość, zakłamanie, fałsz jest naruszeniem istoty naszego człowieczeństwa. Wyrywanie się do wolności, domaganie się prawdy w każdej dziedzinie, żądanie sprawiedliwości osobistej , społecznej — to nic innego jak dążenie do Boga, który jest u początku naszej ludzkiej natury. Walka o te podstawowe prawa człowieka i narodu jest walką o Niego. Śmierć za jest śmiercią za Niego. Życie zgodnie z nimi, jest życiem w Nim samym.

„Słudzy nieużyteczni"

Nie narzekaj, że potrzebują twojej pracy. Że liczą na ciebie, na twoją poradę, rozstrzygnięcie, pomoc, na to co robisz, nad czym siedzisz, co ot* ganizujesz. I choć oburzają się, narzekają na ciebie, gdy się spóźnisz, gdy nie wykonasz, tak jak powinieneś, jak obiecałeś, jak się tego spodzie-

99

wali, i choć zazdroszczą ci, gdy ci się uda, gdy ich zaskoczysz, olśnisz, to przecież czujesz, że jesteś obecny w świecie, powiązany z ludźmi najrozmaitszymi nićmi powinności, zależności, odpowiedzialności, tł

Najgorzej, gdy niczego od ciebie nie chcą, nigdzie na ciebie nie czekają, nie mają do ciebie żadnych pretensji, bo wiedzą, że nie potrafisz, nie umiesz — bo cię to nie obchodzi, bo ci się nie chce. Albo dlatego, że boją się ciebie, bo jesteś pyszny, pewny siebie, niemożliwy do współżycia. Są mili, ale tolerują cię jak gościa, jak mebel niepotrzebny, choć może nawet cenny, ale już po chwili chcą, żebyś sobie poszedł, bo zawadzasz.

Może od samego początku nie chciałeś być potrzebny. Było ci wygodniej być niepotrzebnym. Mieć dzień wolny od rana do nocy wyłącznie dla siebie samego, do swojej dyspozycji. A może dopiero potem utraciłeś ten dar potrzebności, (Wjh cofałeś się z niej. Ciążyła ci, zmęczyłeś się trudem służby. A może dopiero wtedy, gdy odeszły dzieci z domu, gdyś przeszedł na emeryturę czy rentę. A przecież potrzebność należy do istoty człowieka, do definicji człowieka. Bez niej się żyć normalnie. •

„Upomnij go"

Dawniej pito przeważnie w soboty. Dzisiaj można widzieć pijanych o każdej porze dnia. Dawniej tylko mężczyźni. Dzisiaj także kobiety. Piją wszyscy. Również dzieci szkół podstawowych, nie mówiąc o młodzieży szkół średnich. Pijemy, żeby się upić — co jest dla świata zachodniego, do którego się tak przyznajemy — czymś

100

piramidalnym, bo to jest samobójstwo nie tylko fizyczne, ale co jest dla nich ważniejsze: wtedy człowiek przestaje się kontrolować, robi głupstwa, których się potem nie da odkręcić, które mogą mu zaszkodzić na całe życie. Nie mówiąc o tym, że na drugi dzień nie może wstać do pracy w pełni sprawny. Jesteśmy krajem, który jest niedożywiony. A przy tym pijemy. Jesteśmy krajem, który jest zanieczyszczony jak żaden kraj na świecie. A jeszcze pijemy. Jesteśmy krajem^ gdzie umieralność na raka, na chorobę wieńce^ wą, na zawał i zator mózgu bije rekordy. A do tego pijemy. Jesteśmy krajem, który znajduje się w ciężkim kryzysie ekonomicznym, gdzie wydajność pracy jest najmniejsza na świecie. I przy tym pijemy.

Może teraz się spodziewasz, że na koniec powiem: nie pij, boś chrześcijanin. Gdybym tak powiedział, skłamałbym, bo Pan Jezus przecież w Kanie Galilejskiej uczynił wino z wody. Mówię tylko: bądź człowiekiem. Chcesz się napić? Bardzo proszę. Ale tak jak człowiek. A jeżeli są tacy, którzy sobie powiedzą: ani kropli żadnego alkoholu przez całe życie. Proszę bardzo. Za siebie i za innych.

„Królestwo Boże podobne jest do króla, który rozliczał się ze slugami"

Jesteśmy największym śmietnikiem Europy. Zanieczyszczenie powietrza i opad pyłów przekracza wszelkie wyobrażenia. To, czym oddychamy, co pijemy, co jemy, jest klęską wołającą o pomstę do nieba. Budynki rozsypują się: pękają dachówki, lecą tynki, kruszą się kamienie.

101

O tym, że ludzie padają jak muchy, mówi się najmniej. Ale wystarczy poczytać nekrologi.

Mamy obowiązek dopominać się o to, by zakładano na kominy filtry, by budowano oczyszczalnie ścieków. Naszym obowiązkiem jest ratować się, jak tylko potrafimy. Ale również nie palić tytoniu. Bo to jest samobójstwo. Tym bardziej, że nasze papierosy są najgorsze na świecie. W sytuacji, kiedy istnieje takie zanieczyszczenie środowiska, stanowią niebezpieczeństwo zwielokrotnione do n-tej potęgi. Powiedzmy sobie wyraźnie: palenie w domu, a zwłaszcza przy dzieciach, jest zbrodnią. Wejście do cudzego domu i zapytanie: Czy mogę zapalić? — jest bezczelnością. Kobieta paląca w ciąży jest zbrodniarką, bo jej dziecko może urodzić się nienormalne, a przynajmniej niedorozwinięte albo opóźnione w rozwoju. Dziewczyna, która ma zamiar rodzić, nie powinna palić, bo przecież nikotyna zostaje w organizmie.

A jeżeli już chcesz palić, to nigdy w pomieszczeniu zamkniętym, gdzie przebywają inni ludzie, nawet gdy ich aktualnie nie ma, bo nikotyna przecież nasyca otoczenie. A jeżeli już chcesz palić, to pal będąc świadomym, że przybliżasz sobie chorobę raka — nie tylko raka płuc — że skracasz sobie życie, że w niedługim w końcu czasie staniesz przed Bogiem, aby zdać sprawę z włodarstwa twojego.

„Iżeś był w małym wierny" * •*•

Tacy jesteśmy niechlujni, niedopracowani, tak niedomyci, niedoczesani, tak wszystko na ostatnią chwilę. Tak mowa nasza jest byle jaka, poły-

102

kane litery, zniekształcane wyrazy, zdania nie-gramatyczne, nie wykończone, słownictwo zaśmiecone. Tak ruchy, gesty nasze są nieskoordynowane, nasze zachowanie w towarzystwie domowników jak i gości nie kontrolowane. Całe postępowanie nasze przesycone lenistwem, ogarnięte brakiem koncentracji, czekaniem na ważne sprawy. Wciąż mamy przekonanie, że do większych rzeczy jesteśmy stworzeni, a to wszystko: cała nasza codzienność, jest nieważne.

Nie rozumiesz, że do wielkich rzeczy musisz dorosnąć przez ostrość widzenia, solidność w wykonywaniu swoich obowiązków. I trzeba wciąż sobie deptać po piętach, wypominać potknięcia, przejęzyczenia, kontrolować to, co już zostało powiedziane, zrobione. Czekać na uwagi krytyczne, być wdzięcznym za nie, wysłuchiwać oceny tych, co się na tobie znają, nie dawać sobie spokoju, bez końca doskonalić, wciąż stawiać sobie nowe zadania, wymogi, podnosić poprzeczkę, nie zadowalać się tym, co zostało zakończone, nie delektować się osiągnięciami, ale krytykować, widzieć niedociągnięcia, nawet gdy wszyscy chwalą. I tak do końca. Aż nawet nie zauważysz^ żeś stworzył wielkie dzieła — żeś stworzył wielkie dzieło, które się życiem nazywa.

„Królestwo Boże"

ir.nrj M/,"-•,•

Świat potrzebuje iłowego myślenia, nowej wyobraźni, nowego działania — tak w polityce, w gospodarce, jak i w zagadnieniach społecznych. Nowego podejścia do pracy, do drugiego człowieka, do pieniądza, do rzeczy, do otoczenia — to znaczy: przyrody, ulicy, miasta, narodu. Upat

103

dają systemy, które nie potrafiły sprostać potrzebom nowych czasów. Odchodzą ludzie, którzy nie umieli stanąć na wysokości zadania.

Światu potrzeba nowych ludzi, którzy poprowadzą go ku społeczeństwu zjednoczonemu wspólną troską, wzajemną odpowiedzialnością jednych za drugich. Gdzie nie będzie arogancji rządzących wobec rządzonych, wykorzystywania słabszych przez silniejszych, gdzie nie będzie dzieci, którymi nikt się nie opiekuje, ludzi umierających z głodu, starców traktowanych jak śmiecie, gdzie każdy człowiek znajdzie swoje miejsce, będzie mpgł żyć w wolności, pracować zgodnie ze swoim zainteresowaniem, służąc ludziom i ciesząc się szacunkiem otoczenia.

O takim świecie marzył Jezus, takiego życia uczył, ale nie zrozumiano Go. A teraz, choć upłynęły już dwa tysiące lat, choć wciąż Go nie potrafimy do końca zrozumieć, choć wciąż mamy za mało sił, przecież wiemy, że to jest ten kierunek, ta droga. I że musimy nią iść, mimo że się potykamy, zbaczamy, przystajemy. Do celu, tam, gdzie staniemy się jedną wielką rodziną człowieczą. - ..

„Jeden z braci moich najmniejszych"

Gdyby w naszych czasach należało zrobić listę najbardziej potrzebujących pomocy, to trzeba by było na jednym z pierwszych miejsc postawić ludzi starych. W takim razie można przypuszczać, że na sądzie ostatecznym Syn Człowieczy życie nasze oceniać będzie również według kryterium: byłem stary, a szanowaliście mnie — byłem stary, a pogardziliście mną.

104

„Cokolwiek uczyniliście jednemu z moich braci najmniejszych"

Mamy już ich dość, tych, którzy nam zawadzają na ulicach, którym trzeba ustępować miejsca w wagonach kolejowych i tramwajowych, którzy wchodzą bez ogonka, którzy zalegają poczekalnie w przychodniach i ambulatoriach, których najwięcej w szpitalach, a może jeszcze — którzy zajmują miejsce w naszym mieszkaniu.

Popychani, potrącani, wypychani, wykpiwani, lekceważeni idą chyłkiem pod murem ze swoimi siatkami, torbami, w starych płaszczach, w wypłowiałych sukienkach, w rozdeptanych butach. Zgarbieni, posiwiali, pomarszczeni, z laskami i bez lasek, zalatujący naftaliną. Jeszcze czasem chcą zabrać głos. Wtedy snują jakieś opowiadania o starych czasach, o jakichś swoich bohater-stwach albo przynajmniej o bohaterstwach swojego pokolenia, ale szybko przycichają, bo widzą, że to nic już nikogo nie obchodzi.

Starzy ludzie — probierz naszej miłości. Sprawdzian, czy jesteś chrześcijaninem, czy jesteś człowiekiem.

„Nie wiecie dnia ani godziny"

Wpatruj się w groby twoich ukochanych. Pytaj: Coście chcieli osiągnąć w życiu? Jakie były wasze dążenia, pragnienia, tęsknoty? Ile się z tego sprawdziło? Które uznaliście za niepotrzebne?

Wpatruj się w groby twoich wielkich: myślicieli, artystów, polityków, żołnierzy. I pytaj ich, jakiej sprawie swoje życie oddali, o co im chodziło, o co walczyli?

105

I wiedz, że to są pytania również do ciebie, byś sobie odpowiedział: Na czym ci naprawdę w życiu zależy.

„Czy i wy odejść chcecie"? ^<- •

Być wiernym Chrystusowi. W pogodę i w niepogodę, w dzień i w nocy, w zimie i w lecie, w zdrowiu i w chorobie, w dzieciństwie, w młodości, w wieku dojrzałym, w małżeństwie, w rodzinie i na stare lata. Przepychać się wciąż do Niego, nie dać się zatrzymać przez szczegóły, ozdoby, upiększenia. Wbrew tym, którzy uważają, że wystarczy paciorek rano i wieczorem, i Msza święta niedzielna w przytulnym kościółku — wbrew swojemu wygodnictwu. Mieć w sobie ciągły niedosyt tego, co się zrozumiało. Trwać niezadowolonym z siebie i z tego, co się już zrobiło. Szukać, czytać, grzebać, pytać, cieszyć się każdym okruchem znalezionego światła. Nieść Go przed sobą i przed ludźmi. Budować królestwo Boże w sobie i w ludziach. Budować nowy, lepszy świat.

Być wiernym Chrystusowi, gdy procesja się rozchodzi i ludzie udają się do swoich domów na obiad, uważając, że wypełnili swój obowiązek chrześcijański.

Zostać wiernym Chrystusowi choćby tylko z małą grupą straceńców. Nawet w samotności, w odrzuceniu, w potępieniu, w pogardzie. Jako ten nieżyciowy, przestarzały, zacofany, zabobonny, konserwatywny, uparty.

Zostać wiernym Chrystusowi w czasie najtrudniejszym. Gdy zdradzą, skrzywdzą ci, którzy się uważają za Jego przedstawicieli, gdy z całą ostro-

106

ścią ukaże się ich tchórzliwość, kunktatorstwo, oportunizm, troska o wygodne swoje fotele, nieskażoną opinię i świetlaną przyszłość. Gdy wyjdzie na jaw ich pazerność, chciwość, dbanie o swoje interesy materialne i pierwsze miejsca.

Zostać wiernym Chrystusowi w czasie niebezpiecznym, gdy się jest wreszcie już uznanym, dostojnym, szanowanym. Gdy już wszyscy przytakują, zgadzają się, przyjmują, cytują. Obudzić się z tego czadu, by stwierdzić z przerażeniem, że nie wiedzą, co mówią, że powtarzają nie rozumiejąc, że wewnątrz pozostali nienaruszeni, nietknięci w swym egoizmie i samozadowoleniu i po raz któryś poderwać się do walki o Ewangelię.

Pozostać wiernym Chrystusowi do śmierci.

„Nie ma większej miłości, jeżeli ktoś da życie za braci"

W Dzień Zaduszny życzę ci, abyś umarł dla ludzi, za ludzi, w obronie ludzi, w służbie ludziom, z miłości ku ludziom. Nie z głupoty, lekkomyślności, byle jak, przypadkiem, nie wiadomo po co.

W Dzień Zaduszny życzę ci, abyś umarł i żył dla ludzi.

SPRAWY BOE SPRAWY TWOJE SPRAWY LUDZI

l

i ,

•*/

„Chodźmy do Betlejem"

Już jest w drodze Matka Najświętsza i święty Józef. Już w Betlejem, w zajeździe gospodarze oczekują podróżnych. Już na pastwiskach pod miasteczkiem pasterze owce pasą. W Jerozolimie króluje Herod, a w krajach na wschodzie Trzej Mędrcy śledzą ruchy gwiazd, wypatrując Jego gwiazdy. Ogromne masy ludzkie krzątają się wokół codziennych spraw. Za chwilę stanie się. I w tej niespodziewanej sytuacji, którą wywoła Jezus, każdy z tych ludzi ukaże swoje prawdziwe oblicze. Gospodarze zajazdu zatrzasną ubogiemu Józefowi drzwi przed nosem. Pasterze poderwą się, aby powitać nowo narodzonego Mesjasza. Herod wyśle siepaczy, aby zamordowali „pretendenta" do jego tronu. Trzej Mędrcy przygotują dary i wybiorą się w drogę do Króla świata. Ogromna Reszta pozostanie niewiedząca, obojętna albo zaledwie obserwująca, co z tego wszystkiego dalej wyniknie.

Już jest w drodze Matka Najświętsza i święty Józef. Już zbliżają się do naszych miast i wsi. I w tej nadzwyczajnej sytuacji, którą wywoła Jezus, każdy z nas ukaże swoje prawdziwe oblicze.

„Pasterze wrócili wielbiąc Boga"

Gdyby Jezus mógł się nam narodzić raz na całe życie. Ale my już tacy — że jeszcze chwila, a

111

uśmiech przemienia się w grymas obojętności, serdeczność w zniecierpliwienie, otwartość — zatrzaskuje drzwi, zaangażowanie w ludzkie sprawy — zaczyna przeliczać pieniądze.

Gdyby gwiazda Jezusa mogła nam zaświecić raz na całe życie. Ale my już tacy, że jeszcze chwila, a światłość przemienia się w ciemność, horyzont kurczy się na wyciągnięcie ręki i widzimy już tylko siebie i swoje sprawy.

I dlatego wciąż Go potrzebujemy, by powracać do naszej pierwotnej wrażliwości, by Jego gwiazda na nowo prowadziła nas ku ludziom.

„Pasterze czuwający"

To jest nasze Boże Narodzenie. Czyś nie poczuł w ten dzień, że jesteś inny? Że inna ziemia pod twoimi stopami, inny wiatr na twarzy, inny świat przed twoimi oczami, inne głosy dochodzą do twoich uszu, inaczej toczą się twoje rozmowy z ludźmi. Ten cud miał się stać, bo to jest również twoje narodzenie.

To jest nasze nowe narodzenie. Gdy słuchasz ewangelii o tym, co się działo w Betlejem, gdy wpatrujesz się w Jezusa leżącego na sianie, gdy śpiewasz kolędy, rośnie w tobie świat o innych wymiarach, w którym panują prawa ubóstwa, przebaczenia, miłości.

Ileż tych Bożych Narodzeń już za nami. Od pierwszych lat, kiedy jeszcze nic nie rozumiałeś poza zapachem świerku, smakiem opłatka w buzi, poza świeczkami, kolorowymi bańkami, ogniami sztucznymi, zabawkami. Ileż tych naszych Bożych Narodzeń jest za nami. Rośniemy przez nie ku pełni Chrystusowego świata.

112

r

„Zobaczmy, co się stało"

Byłeś tylko chciał słyszeć, wtedy nawet w największym zgiełku usłyszysz śpiewy anielskie. Byłeś tylko chciał widzieć, wtedy nawet w największej mgle, w najczarniejszej nocy zobaczysz Jezusa złożonego na sianie. Byłeś tylko chciał wyciągnąć ręce, wtedy mimo całej twojej niegodności złoży ci Bóg na nie swojego Syna. Przytul Go do swego serca. Niech cię oświeci światło Jego prawdy. Niech cię ogarnie ciepło Jego miłości. Tak ci potrzebne, byś mógł iść dalej.

„/ szły za Nim rzesze wielkie"

Dopiero trzeba, żeby aniołowie pojawili się na nieboskłonie, żeby cudowna gwiazda zabłysła na firmamencie, żeby na Jezusa wychodzącego z wody po chrzcie Duch zstąpił jako gołębica. Dopiero trzeba, żeby niewidomy przejrzał, głuchy usłyszał, niemy zaczai mówić, sparaliżowany wstał z łoża, trędowaty został oczyszczony, żeby Łazarz wyszedł z grobu. Dopiero trzeba, żeby Matka Boska objawiła się w Lourdes czy w Fati-mie. Dopiero wtedy zlatujemy się jak stado wróbli, gapimy się — może i my co zobaczymy, nadsłuchujemy — może i my co usłyszymy, czerpiemy wodę ze źródła — może i nam da zdrowie. I tak wpatrzeni i wsłuchani w te wszystkie cuda już nie dochodzimy do tego, że one wyrosły z miłości. Że z miłości ku nam Jezus się narodził i z miłości uzdrawiał. I tylko o to jedno Mu chodziło, żebyśmy i my nauczyli się od Niego kochać.

113

„W Betlejem, bo tak powiedział prorok"

Pasterzom słowo Boże przynieśli aniołowie. Trzem Mędrcom — gwiazda. Narodowi — Pismo Święte. Nie było nic świętszego w narodzie żydowskim niż Pismo Święte. Każde słowo było nietykalne, przez Boga dyktowane, niosło prawdę objawioną. Nie wolno było zmienić ani jednej litery, ani przecinka. Arcykapłani odpowiadając na pytanie Heroda, gdzie się narodził Mesjasz, oświadczyli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok. Zdawałoby się, że powinni wszystko rzucić i pobiec do Betlejem, żeby się pokłonić Mesjaszowi. Ale nie mamy żadnych dowodów, że ktokolwiek z tamtych ludzi to uczynił. Po prostu nie doszło to do nich. Uznali, że się to do nich nie odnosi. Herod tylko zrozumiał to, że trzeba zamordować Jezusa, bo zagraża jego tronowi.

Jak my traktujemy Pismo Święte? Czy uważamy, że ono naprawdę mówi do nas, czy tylko do tamtych: faryzeuszy, kapłanów, doktorów, do grzesznic, celników...

„Znajdziecie Niemowlę" ;V- --v . '•> .*

Obejmując ramieniem jeden drugiego, zapłakani idziemy do szopy przez mróz i zawieję, potykamy się o grudy, wpadamy w zamarznięte kałuże, ślizgamy się na zlodowaciałym śniegu. — Ile nam z naszej miłości zostało?

Podszyci wiatrem, w ciemnej stajni, na zamarzniętej polepie stoimy wpatrując się pustymi twarzami w toporny żłób. — Ile nam z naszej wiary zostało?

Z zaczerwienionymi oczami, zmarznięci, zacie-

114

ramy zgrabiałe dłonie, uderzamy rękami dla rozgrzewki, stukamy nogą o nogę.

— Ile nam z naszego entuzjazmu zostało?

Przytupujemy, podskakujemy na drewnianych nogach. Wyśpiewujemy, wykrzykujemy, pokasZ" lujemy. Na ligawkach, na skrzypeczkach, na trą-beczkach, na bębenkach wygrywamy.

— Ile nam z naszej radości zostało?

I co chwila uchylamy skrzypiące wierzeje i patrzymy w pustą czerń nieba: czy i w tym roku przyjdzie?

— Ile nam z naszej nadziei zostało?

„Udali się z pośpiechem"

Czy jesteś godny tych świąt, które tak znowu niespodziewanie do ciebie przyszły. Czy jesteś godny choinki, zabawek, które na niej wiszą, łańcuchów. Czy jesteś godny tych życzeń, które ci ludzie składają osobiście albo na piśmie.

Dorastać do świąt. Dorastać nawet gdy już późno i czas się nad tobą pochyla. Dorastać do choinki, szopki, życzeń. Bo te gałązki świerczyny to symbol nas samych. Bo zapalone świeczki to światłość samego Chrystusa. Bo te zabawki to dary uczynków, słów, zamiarów. Bo łańcuchy to łańcuchy miłości, która nas łączy z Bogiem i z bliźnimi naszymi. Bo szopka przez nas posklejana to symbol naszych domów rodzinnych, w których ma panować miłość jak w stajence betlejemskiej .

Dorastać do świąt, chociaż nas jak zwykle zaskoczyły w drodze. Dorastać do miłości ludzi. Dorastać do miłości Boga samego.

115

„Pokój ludziom dobrej woli" cV

Najpierw był szał sprzątania, froterowania, układania, czyszczenia okien i wszystkiego, co się da wyczyścić. Potem zakupów, starania o wszystko, co potrzebne do świąt. Aż wreszcie odświętnie ubrany stanąłeś przy stole wigilijnym — aby się zaczęło.

Zaczęło się? Coś powiedział? „Wszystkiego najlepszego"? Jeżeli to powiedziałeś tylko z nieśmiałości, jeżeli za tymi słowami schowałeś całe przejęcie — to jeszcze dobrze. Czy się zdobyłeś na słowo z serca? Czy miałeś takie słowo? A potem, już przy stole — o czym rozmawiałeś? O polityce, o kłopotach gospodarczych w kraju, o tym co w gazetach, co w telewizji. Czy stać cię było na to, byś powiedział o tym, co dobrze, co źle z tobą, w twoim życiu, co trzeba poprawić, naprawić w domu, aby atmosfera była lepsza, aby nie było zgrzytów, aby wszyscy się dobrze w nim czuli — czyś przeprosił, poprosił? Słuchałeś ich, gdy oni przełamali swoje zahamowania i zaczęli mówić?

Bo jeżeli nic się z tobą nie stało w ten święty wieczór, to szkoda było trudu na jego przygotowania — to dla ciebie Jezus nie przyszedł w tę noc. *?? ->it- *•<•' i -> " i

o ja tak i wy czynili"

Ale przyjdzie czas, kiedy aniołowie przestaną ci śpiewać na nieboskłonie, królowie nie będą przychodzili z darami, skończy się czynienie cudów, znikną tłumy, rozproszą się przyjaciele, wrogowie twoi powloką cię przed Kajfasza i bić

116

cię będą po twarzy, i śmiać się będą, żeś złoczyńca, buntownik, żeś tłumy zwodził, przypisywać ci będą czyny, których nigdy się nie dopuściłeś.

Tu jest wielkość Twoja — żeś się nie zaparł siebie: tego kim byłeś, co głosiłeś, ale żeś wierzył w anioły śpiewające nad twoją szopą, w tłumy, które ci towarzyszyły, w cuda zdziałane twoimi rękoma, żeś odpowiedział Piłatowi: „Jam się na to narodził, żeby dać świadectwo prawdzie". Tu jest wielkość Twoja. Żeś na krzyżu powiedział: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią".

„Mają Mojżesza i proroków"

Tak jest człowiek ukształtowany, że każdy ma swojego Mojżesza, każdy ma swojego proroka, którego słucha. W drobnych sprawach jak i dużych, w powszednich jak i od wielkich dzwonów. Tylko pozostaje pytanie, czy twój Mojżesz jest prawdziwy? Czy to nie fałszywi prorocy?

I ty jesteś prorokiem. I ty jesteś Mojżeszem. Masz ludzi, którzy cię słuchają i idą za twoim głosem. W błahych sprawach i poważnych, w codziennych i kluczowych. Tylko pozostaje pytanie: Czy jesteś prawdziwym, czy fałszywym prorokiem?

„Oto zostanie wam dom wasz pusty"

Nieszczęściem jest, kiedy naród nie słucha swoich proroków, kiedy naród kamienuje swoich proroków i krzyżuje. Ale największym nieszczęściem jest, gdy naród nie ma swoich proroków. Gdy nie ma tych, którzy lepiej widzą, więcej wie-

117

dzą, bardziej chcą. Gdy nie ma swoich autorytetów, swoich wzorców. Taki rozproszony naród łatwo skłócić, łatwo zniszczyć.

Najgorzej jest, gdy naród nie ma swoich proroków. I dlatego w państwie żydowskim — które w jakiś sposób jest prototypem wszystkich państw — królowie, którzy chcieli, aby ich obywatele byli im ślepo posłuszni, więzili proroków, zabijali albo likwidowali ich oszczerstwami, kłamstwami. Bo wiedzieli, że dotąd nie mają władzy, dopóki poza nimi ktoś inny jest sumieniem ich ludzi.

Szanujmy swoich proroków. Bez nich nie ma jedności, nie ma narodu.

,Jeruzalem, Jeruzalem, jesz proroków"

które kamienu-

Jedną z największych tragedii Izraela było odrzucanie proroków, którzy chcieli ten naród uratować. W jakiś sposób na tej płaszczyźnie decydują się losy nie tylko Izraela, ale każdego narodu.

Nie wolno kamienować proroków. Oni lepiej widzą, lepiej słyszą, lepiej rozumieją. Nam trzeba starać się ich oczami zobaczyć, ich uszami usłyszeć, ich rozumem rozumieć — na to, aby uratować swój naród i siebie od zguby.

„Największy wśród urodzonych z wiast"

nie-

I dzisiaj jest wielu Janów Chrzcicieli. Ci nie uginają się jak trzcina pod wiatrem i nie dbają o drogie szaty, i nie biegną kłaniać się nowym me-

118

sjaszom, którym należy się kłaniać, jeżeli człowiek chce długo żyć i żeby się mu dobrze powodziło.

I dzisiaj żyją Janowie Chrzciciele, którzy mają swoje zdanie i nie ulegają żadnym ani pogróżkom, ani obiecankom, ale trwają przy swoich przekonaniach i pełnią służbę Bogu i ludziom w ciężkiej, codziennej pracy, będąc przekonani, że to stanowi istotny sens ich życia. I dzisiaj są Janowie Chrzciciele.

Patrzymy na nich — na tych wielkich, znanycfe całemu światu, ale i na tych małych, żyjących obok nas, może tuż za ścianą — z podziwem, że też tak potrafią, że też tak nie boją się, że się nie zeszmacili, że się przez tyle lat nie zaparli siebie.

A ile w tobie jest Jana Chrzciciela? Bo już przeżyłeś niejedno. Niejednemu kazano ci się kłaniać, w oczy miękko patrzeć i o łaskę prosić.

Ile w tobie Jana Chrzciciela?

„I schodzili się do niego ludzie"

Tak bardzo potrzebujemy Janów Chrzcicieli, którzy by nam powiedzieli prawdę, i to we wszystkich dziedzinach. Od religijnych aż po prawdę społeczną, gospodarczą, ustrojową. Bo błąkamy się we mgle i ciemności, po bagnach i manowcach, zwodzeni fałszywymi ognikami, bo straszą nas wampiry, zwidy, majaki. Tak bardzo potrzebujemy Janów Chrzcicieli, którzy by wezwali nas do pokuty za popełnione grzechy głupoty, powierzchowności, rozpaczy, rezygnacji, poddania się, obojętności, lenistwa.

Tak bardzo potrzeba, żebyś sobie poszukał Janów Chrzcicieli, którzy by cię obudzili z mar aż?

119

mu, z zastoju, aby zadrgało ci serce, aby rozbłysły ci oczy, abyś się napełnił nadzieją na lepsze jutro, wiarą, że życie ma sens.

fIV-' i

„Szukajcie"

Bóg nie jest skarbem ani perłą, które się znalazło raz na zawsze. On jest czystością, za którą się tęskni, prawdą, którą się zgłębia, sprawiedliwością, o którą się walczy, pokojem, do którego się dąży — On jest życiem, które się realizuje chwila po chwili.

,A Piotr wyznał: »Tyś jest Chrystus«"

Uwierzyć w Chrystusa to znaczy uznać, że należysz do Niego, przyjąć Go jako swoją rzeczywistość — swoją teraźniejszość i przyszłość. Odtąd On jest twoją nadzieją — nawet wtedy, gdy stoisz, otoczony zgrają wilków. Twoim zwycięstwem — nawet wtedy, gdyś został pokonany. Twoim zmartwychwstaniem — choćby cię ubiczowali i cierniem ukoronowali, wyśmiali i opluli, choćbyś upadał pod krzyżem, choćby cię ukrzyżowali.

„Biada tobie, Korozain, biada tobie, Betsaido"

Biada nam. Bo przecież każdy z nas jest jak Korozain, każdy z nas jest jak Betsaida, w których się działy cuda. Ileż cudów dzieje się co dzień w twoim życiu. A ty jakbyś tego nie wi-

120

dział. Nie tylko nie ma w tobie wdzięczności, ale nawet radości.

Jeżeli coś ci najczęściej towarzyszy, to zazdrość, że inni mają więcej. I dlatego: biada ci.

,Jezus widząc ich wiarą rzeki: »Odpuszczają ci sią grzechy twoje«"

Przejęci cudem uzdrowienia paralityka, zapamiętujemy słowa Jezusa: „Odpuszczają ci się grzechy twoje". A przeoczamy: „Jezus widząc ich wiarę". Bez tego pierwszego — nie byłoby drugiego. Bo tylko dlatego, że paralityk uwierzył, uwolnił się od grzechów.

„Rzekli: Człowiek ten nie jest z Boga"

A więc nie upadli na kolana, nie oddali Mu pokłonu, nie całowali Go po rękach, nie przepraszali Go za bezczelność, za swoje bezbożne myśli, za swoje posądzenia, za swoje oszczerstwa, za to, że źle mówili na Niego, że źle myśleli o Nim. A więc nie pomoże cud. Żaden.

Co zrobić, żeby uwierzyli ci, którzy nie chcą uwierzyć? Dlatego, bo to skomplikowałoby ich życie, przewróciło cały ustalony porządek, pozrywało wszystkie układy z takim trudem budowane. — Musiałbyś coś zmienić, czego zmienić nie chcesz, z czegoś zrezygnować, z czego zrezygnować nie chcesz. Coś stracić, czego tracić nie chcesz. Zatem cud nie pomoże. Nawet gdyby się dział na twoich oczach.

6 - Przed zaśnięciem 121

„Zaprowadził ich na górę"

I ty bywasz na górze przemienienia. I w twoim życiu tak się zdarza, że jesteś podniesiony do siódmego nieba, zdaje ci się, że nie po ziemi a po chmurach stąpasz, jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, niczego ci już nie potrzeba, chciałbyś tak trwać do końca życia, promieniejesz szczęściem, światłem i nasycasz nim ludzi wokół siebie.

Ale przebywanie na górze przemienienia trwa krótko, po czym trzeba zejść w życie codzienne, w cierpienie. A nawet reguła jest taka, że im bardziej jesteś szczęśliwy na swojej górze Tabor, tym więcej będziesz cierpieć za chwilę. Sam się przekonałeś o tym wielokrotnie. To już wiesz. Chciałbym, żebyś uwierzył w co innego. Mówię do ciebie pogrążonego w cierpieniu, w nieszczęściu, tkwiącego w beznadziejnej sytuacji. Uwierz, że i ty wejdziesz na górę przemienienia, i to wcześniej niż ci się zdaje.

„Wrzuciła do skarbony wszystko"

Wrzucić do skarbony Bożej wszystko, co się ma.

A może jesteś tym, który wrzuca z tego, co mu zbywa. Bez żalu, bez radości, bez ofiary, bez poświęcenia. Ot, tak, żeby się nazywało. Zachowując zazdrośnie dla siebie wszystko najdroższe. Zachowując dla siebie siebie samego.

Wrzucić do skarbony Bożej wszystko, co się ma. Wrzucić do skarbony Bożej samego siebie.

122

„Szabat został ustanowiony dla człowieka"

Sformułowanie na owe czasy rewolucyjne, przewracające obowiązującą hierarchię wartości. Uderzające w — najważniejszą wtedy — instytucję szabatu, ale przecież równocześnie we wszystkie inne. Stwierdzające w sposób zasadniczy, że każda instytucja jest tworem ludzkim, na użytek człowieka, dla dobra człowieka i nie może go przerosnąć. Nie może stać się wartością sama w sobie, ma funkcję służebną i w razie kolizji z dobrem człowieka, musi być zawieszona albo zniesiona.

I mimo że Jezus już dwa tysiące lat nas tegd uczy, tkwi również w tobie zabobonny, atawisty-czny lęk przed naruszeniem instytucji, nawet wtedy, gdy domaga się tego najbardziej oczywista potrzeba usłużenia drugiemu człowiekowi.

„Powiedz, żeby ci moi dwaj synowie siedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twojej stronie"

Od tego zaczęli. Poszli za Jezusem, bo chcieli zrobić karierę. Marzyły im się duże pieniądze, duża władza. Dla siebie, dla rodziny. Zaklepują sobie dwa najlepsze miejsca. Od tego zaczęli. Skończyli na męczeńskiej śmierci za Jezusa.

Dlaczego kiedyś poszedłeś za Jezusem? Dlaczego dzisiaj idziesz za Jezusem? Co ty rozumiesz z chrześcijaństwa? Nawet by ci było trudno określić. Wciąż — tydzień za tygodniem, rok za rokiem — słuchasz Jego nauk, patrzysz na Jego życie, na Jego cuda, pijesz wino przemienione w Kanie Galilejskiej, jesz chleb rozmnożony na pu-

123

styni, uczestniczysz w Ostatniej Wieczerzy. I w miarę upływającego czasu coraz bardziej rozumiesz Jezusa, ludzi, siebie. Nie wiesz, dokąd dojdziesz, nie wiesz, czego Jezus od ciebie zażąda, dokąd cię zaprowadzi, ale już wiesz, że nie wybrałeś źle. >}'-• '<- (X/V1-J

,Ja cię nie potępiam"

Ileż razy tak było, że wywleczono cię przed tłum i udowadniano ci twój grzech. Może on wcale nie był taki wielki. Dopuściłeś się go ze zmęczenia, z pośpiechu, z głupoty czy nawet ze złości. Ale w końcu nic wielkiego. Jednak w u-stach twoich wrogów urósł jak góra, którą ci teraz zwalili na głowę. I udowodnili żeś łotr, gał-gan i szmata. I wzgardzili tobą. Ileż razy tak było, ile razy tak będzie?

Ileż razy tak było, że stałeś w tłumie tych, którzy pluli, wyzywali i wyśmiewali człowieka wywleczonego na plac opinii publicznej. A nawet ty sam udowadniałeś, opowiadałeś, wyłuszczałeś szeroko na czym polegało przestępstwo twojego brata — do niedawna może nawet twojego przyjaciela. Ileż razy tak było, ile razy tak jeszcze będzie?

Oby wtedy Jezus stanął przy tobie i uratował twoją godność człowieczą — ciebie, któryś został przeklęty jako grzesznik, ciebie, któryś urósł do roli oskarżyciela. -ot j <-/ujs,4 >,«,

"

„Idźcie i nauczajcie"

A gdyby ciebie — tak jak wtedy apostołów — Pan Jezus wezwał i polecił ci, abyś poszedł na1-

124

ucząc. O czym byś mówił ludziom? Nie, nie z książek ani z Ewangelii, ale z serca. Na podstawie tych lat, któreś przeżył. Na podstawie twojego doświadczenia. Co byś im mówił o sensie życia, o pracy, o pieniądzach, o bliźnich, o nieprzyjaciołach? Jak byś przekonywał załamanych, zrozpaczonych, rozpijaczonych, rozleniwionych? Co byś mówił dzieciom, młodzieży, ludziom dorosłym, starym?

Czego uczysz ludzi? Już bez ewangelicznych sandałów, bez torby na plecach i sukni podróżnej. Ale po prostu, gdy ich spotykasz na co dzień. Bo przecież jesteś nauczycielem. Bo każdy z nas jest nauczycielem. Każdy z nas wciąż uczy. Masz już szmat życia za sobą. Masz duże doświadczenie. Masz swoje przekonanie, zdanie, stanowisko. Co im mówisz o celu życia, o ich powołaniu, o cierpieniu, o ich wrogach, o krzywdzie, jakiej doznają? Co radzisz smutnym, zniechęconym, gromadzącym rzeczy, pieniądze, urządzającym się w życiu wszelkimi sposobami?

Co mówisz sobie? Jaką naukę wyniosłeś dla siebie na podstawie dotąd przeżytych lat? Na podstawie twoich klęsk i zwycięstw, przegranych i wygranych, osiągnięć i porażek. Bo przecież jesteś nauczycielem samego siebie. Jakie jest twoje stanowisko wobec sensu życia, pracy, nieprzyjaciół, przyjaciół? Co sobie radzisz?

„Zejdź mi z oczu, szatanie"

Czwarte kuszenie Pana Jezusa. Pierwsze trzy na pustyni, na początku Jego działalności. Czwarte kuszenie przed męką, z ust Piotra — namowa, żeby się ratować od śmierci. Kuszenie

125

najcięższe. Bo co innego kamienie w chleb przemieniać, co innego skakać z wieży, co innego nawet szatanowi pokłon oddać, a co innego śmierć ponieść na krzyżu.

Może Bóg nie da ci, żebyś musiał ponieść śmierć, aby uratować swoją godność, swoje człowieczeństwo, swoją prawdę. Chociaż kto wie — przecież tylu twoich braci znalazło się w takich okolicznościach. I wybrali śmierć. Ale na pewno w twoim życiu będzie jeszcze wiele sytuacji, kiedy trzeba będzie płacić za prawdę karierą, powodzeniem, stanowiskiem, albo tylko tym, że się komuś nie'spodobasz. I może przyjdzie kolega do ciebie i powie: „Stary, nie bądź wariat, nie narażaj się". Żeby cię stać było wtedy na taką odpowiedź, jaką Jezus dał Piotrowi: Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie rozumiesz tego, co jest Boże'?" "

„Starali się Go ująć"

Tyle razy Jezus miał zginąć wcześniej. Tyle razy chcieli Go Żydzi zabić. W Nazarecie chcieli Go zepchnąć w przepaść, w Jerozolimie chcieli Go ukamienować. Nie udało im się wtedy. Niemniej wokół Jezusa wciąż rosła nienawiść, zwiększało się zagrożenie, czyhano na Niego. Śmierć krzyżowa nie spadła nagle. To nie była niespodzianka ani dla Jezusa, ani dla jego uczniów. Ci strzegli Go i chronili, odradzali Mu nawet pójście do Jerozolimy. Jedyne co mógł zrobić, to uciec z Palestyny, albo zaprzestać swojej działalności — czyli zaprzeczyć sobie. Ale On nie chciał żyć pod kloszem. Przecież nie taką drogę wybrał, ale drogę nauczania prawdy. A że to jest niebezpieczne

126

— dowiedział się nie na krzyżu, wiedział o tym cały czas.

Taki los nie jest tylko Jego udziałem. Każde życie powinno być podobne Jego życiu. Każdy powinien być głosicielem prawdy, do której doszedł. Każdy musi mieć odwagę w mówieniu prawdy, w myśleniu prawdy, w czynieniu prawdy, żeby sobie nie zaprzeczyć.

„Tak, jestem królem"

Przyznajesz się do takiego Króla? Stoi z rozbitą twarzą, wyśmiany, sponiewierany, opluty, spod Jego cierniowej korony spływa krew. „Ja się na to narodziłem, aby świadectwo dać prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mego". Jesteś z prawdy? Słuchasz Jego głosu? Do Niego należą ci z rozbitymi twarzami, wyśmiani, sponiewierani, umęczeni, rozstrzelani, powieszeni, którzy zgnili w więzieniach za to, że mówili prawdę.

Czy wszyscy, którzy walczą o prawdę, tak muszą skończyć? Nie. Jest wielu takich, było i będzie, którzy przejdą przez życie nienaruszeni. Ale to zawsze jest chodzenie po linie, po ostrzu noża. I w każdej chwili może się skończyć zawiśnięciem na krzyżu, f fii*.>t,7VV l/i<*.ftMiV

A co tobie pozostaje? Być z prawdy. Słuchać Jego głosu. Iść po linie, po ostrzu noża. Może ci się uda, że przejdziesz przez życie nienaruszony.

127

, Jeżeli pokutować nie będziecie, wszyscy poginiecie"

Jakie umartwienie wziąłeś sobie na ten Wielki Post? Tylko potraktuj słowo „umartwienie" we właściwym znaczeniu. Umartwienie to nie dokuczanie sobie, ale powracanie do swojego prawdziwego wymiaru. Z biegiem czasu obrastasz brudem, dzikimi pędami. Ich źródło to przede wszystkim szukanie przyjemności. I tak ulegasz deformacji, zniekształceniu. A jeżeli nie wierzysz, to zważ się, podlicz, ile godzin tracisz przed telewizorem, zobacz, że twój pokój w ciągłym nieładzie, przyglądnij się swojej pracy zawodowej .

Jakie umartwienie wziąłeś sobie na Wielki Post, żebyś się stał takim, jakim cię Pan Bóg chce mieć — prawdziwym człowiekiem?

„Mnieście uczynili"

Wciąż trwa dramat Jezusa — dramat człowieka, z którym się Jezus utożsamia. Wystarczy rozejrzeć się koło siebie. Tłumy witają Go gałęziami palmowymi, kładą szaty na Jego drodze — gdy jest potężny. Gdy poniósł klęskę, wołają: „Ukrzyżuj Go! Chcemy Barabasza!" Są tacy, którzy ubierają Go na pośmiewisko w płaszcz królewski, wkładają Mu koronę cierniową, wtykają trzcinę w rękę, biją Go po twarzy: „Prorokuj, kto Cię uderzył". Tłumy naśmiewają się: „Jeśli jesteś Synem Bożym, zstąp z krzyża". Judasze Go zdradzają, Piotrowie się Go zapierają, uczniowie uciekają, gdy jest źle. Ale Weroniki ocierają Mu twarz, kobiety płaczą na Jego dro-

128

dze krzyżowej. Janowie i Jego Matki stoją pod krzyżem.

Wciąż trwa dramat Jezusa — człowieka, z którym On się utożsamia. Również w tobie. Kłaniasz mu się w pas, gdy potężny i ścielesz swoje szaty do Jego nóg. Sadzasz Go na imitacji tronu, wkładasz Mu na głowę koronę cierniową, plujesz Mu w twarz. Jego poświęcasz, a domagasz się wypuszczenia Barabasza — gdy ponosi klęskę. To ty jesteś Piotrem, który się Go zapiera, Judaszem, który donosi na Niego i zdradza, i sprzeda* je. Uczniami, którzy uciekają, gdy jest źle. To ty okrywasz Go na pośmiewisko królewskim płaszczem, wciskasz na głowę koronę cierniową, wtykasz trzcinę w ręce. Czasem jesteś Weroniką, która podchodzi z chustą. Jego Matką towarzyszącą Mu na drodze krzyżowej. To ty przechodzisz obok krzyża i odwracasz głowę. Czasem stoisz pod krzyżem jak Jan, płaczesz jak Magdalena przy grobie. Ty, wobec człowieka, z którym się Jezus utożsamia.

Jam jest Prawda"

Jakie miał szansę Jezus Chrystus wiszący na krzyżu — Jego prawda, którą głosił? Ewangelia święta prowadzi nas do szczęśliwego końca — do tego, że przecież zmartwychwstał, że przecież się objawił, że przecież prawda zwyciężyła. A nam zapatrzonym w ten szczęśliwy koniec zdaje się, że odtąd prawda będzie kontynuowała zwycięski pochód w dziejach ludzkości i w nas samych.

A dzieje ludzkości, dzieje naszej duszy wciąż jakoś powtarzają całe życie Jezusa, nie tylko Jego zwycięstwo. Dorastamy do prawdy, odkry-

129

warny ją czasem powoli, z trudem, przez pomyłki i błędy, czasem nagle, jak w chwili objawienia na górze Tabor i pełni entuzjazmu niesiemy ją na rękach wśród śpiewów i okrzyków, by za chwilę porzucić ją i uciec — ze strachu, za pieniądze, z wygodnictwa. Czasem rozbłyśnie w nas jak pochodnia. To znowu przykurczy się, przy gnie.* Ze strachu, z filisterstwa, oportunizmu, sprzedajno-ści, podłości. Na to, aby się w końcu opamiętać i stawić czoło wszelkiej obłudzie, zakłamaniu, przewrotności — naszej i cudzej — albo wprost przeciwnie.

Jeżeli Wciąż wracamy do prawdy, to dlatego, że jest w nas poczucie, że to tylko ona ma sens, że tylko ona nadaje sens naszemu życiu.

I stąd żadna śmierć prawdy w ludzkości, w narodzie, w nas — nie jest nigdy śmiercią zupełną. I żadne zmartwychwstanie prawdy nie jest zmartwychwstaniem ostatecznym.

„Syn człowieczy"

Misterium sacrum. Święte misterium. To na naszych oczach Jezus odprawia w Wieczerniku ostatnią wieczerzę. Modli się w Ogrodzie Oliwnym, dokąd Judasz prowadzi kohortę. Jest sądzony u Annasza, Kajfasza, Piłata. Fałszywie oskarżony przez kapłanów, faryzeuszy, saduceuszy. Niesie krzyż. Cyrenejeżyk Mu pomaga. Weronika ociera Jego twarz. Matka towarzyszy Mu w tej ostatniej drodze wraz z niewiastami. Na naszych oczach Jezus jest ukrzyżowany z łotrami. Grupa przyjaciół zdejmuje ciało z krzyża i składa do grobu.

Misterium sacrum. Święte misterium. To wo-

130

kół nas ludzie są zdradzani, fałszywie oskarżani, skazywani na śmierć, idą pod krzyżem. Umierają na krzyżu. Towarzyszą im matki, Weroniki ocierają twarz. Cyrenejczycy pomagają nieść ciężar. Józefowie z Arymatei i Nikodemowie kładą ich ciało do grobu.

Misterium sacrum. Święte misterium. To każdy z nas ma w sobie coś z Judasza zdradzającego swojego Mistrza za pieniądze, z Piotra zapierającego się Go ze strachu, z Piłata sądzącego niesprawiedliwie, z Heroda wyśmiewającego się ze słabości, z Kajfasza i Annasza, z Cyrenejczyka. To każdy z nas ma coś w sobie ze współcierpią-cej Matki Najświętszej, z wiernej Weroniki, z niewiast płaczących, Nikodema i Józefa z Arymatei.

Misterium sacrum. Misterium Jezusa i twoje — który wpleciony jesteś w tajemniczy krąg dobra i zła. Miłości i nienawiści. Prawdy i kłamstwa.

,Jam jest Zmartwychwstanie i Życie"

Co roku inaczej powinieneś zmartwychwsta-wać. Bo co roku jesteś inny: dojrzalszy albo bardziej ufny, albo bardziej przestraszony, bardziej bezinteresowny, albo bardziej samolubny. Co roku inne sprawy cię interesują i fascynują, przerażają i budzą wstręt. Inni ludzie wchodzą w twoje życie, ty wchodzisz w życie innych ludzi.

Co roku powinieneś zmartwychwstawać ze słabości, ze strachu, z głupoty, z ociężałości — do radości, nadziei, odwagi, mądrości. Zmartwychwstawać na nowo, aby upodabniać się do Zmartwychwstałego Brata, z którym mamy się spotkać.

131

„Błogosławieni, którzy uwierzyli"

A gdy żołnierze wpadli do arcykapłanów, aby opowiedzieć im, że Jezus powstał z martwych, czyż ci nie powinni byli uklęknąć, głowy popiołem posypać, pokutne płaszcze przywdziać, bić się w piersi, Boga przepraszać i wyznać ludowi, że zabili Wybrańca Bożego? Przecież to ci sami, którzy wołali pod krzyżem: „Hej, zstąp z krzyża, a uwierzymy Tobie, żeś jest Synem Bożym". Ale to nieprawda. Gdyby Jezus wtedy zstąpił z krzyża, też by Mu nie uwierzyli, jeżeli nie uwierzyli teraz, gdy powstał z grobu.

Czy można było nie uwierzyć? Ale oni nie chcieli uwierzyć. Bo może musieliby zejść ze swoich wyzłacanych foteli, zrezygnować ze swoich stanowisk, oddać zagrabione majątki.

Iluż takich dzisiaj, którzy nie chcą zobaczyć prawdy. Bo może musieliby zejść ze złoconych foteli, zrezygnować ze swoich stanowisk, oddać zagrabione majątki. Zasłaniają się racją stanu, wyższymi względami. • ^ r>v,^,

Ileż jest w każdym z nas oporów przed przyjęciem prawdy. Ile w nas obaw, że gdy stanie przed nami w całej swojej jasności, kategoryczności, naruszy nasz stan posiadania. Ile w nas strachów, że będziemy musieli coś stracić, oddać, przyznać się, ustąpić.

A chodzi o to, aby każdy z nas przyjął prai**-de, niezależnie od tego, z której strony ona przyjdzie — z lewa czy z prawa. A chodzi o to, aby nikt z nas nie szukał jakichś powodów odrzucenia jej-

l

i

132

„Idźcie na cały świat"

Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, na pewno Jego Matka opłakiwałaby Go do śmierci. Maria Magdalena przychodziłaby jeszcze przez długie lata pod kamień, za którym Jego ciało było złożone. Jego apostołowie łowiąc ryby w morzu Genezaret jakiś czas wspominaliby tamten cudowny połów. Zapomnianoby o Jezusie, tak jak zapomniano o Janie Chrzcicielu.

Pan Jezus zmartwychwstał, aby nami wstrząsnąć. Żebyśmy się zahaczyli o ten Jego cud i doszli do prawdy, którą nam przyniósł.

„Mario!... Rabbi!"

Do twoich podstawowych obowiązków — jak i każdego człowieka — należy, abyś sobie zdał sprawę z tego, jaka przepaść istnieje pomiędzj tobą a Bogiem, a zarazem: jaka bliskość istnieje pomiędzy tobą a Bogiem.

„Błogosławieni, którzy uwierzyli"

A nawet gdybyś zobaczył Pana Jezusa zmar twychwstałego — jak Maria Magdalena przy gro bie, jak Apostołowie w Wieczerniku, jak św Piotr i jego towarzysze nad jeziorem Genezare — i gdybyś zachwycony obwieścił mi: Widziałen Jezusa! To bym ci powiedział: Dobrze. Ale po zwól, że cię zapytam, czy ty wierzysz w Chrystu są? — Jak to, czy ja wierzę? Ja widziałem Pan; Jezusa! — Ale czy ty wierzysz w Chrystusa? Cz; ty żyjesz w miłości, służąc ludziom bezinteresow

13.

nie? Czy ty żyjesz w praw<3zie'i jesteś gotów za prawdę głowę nadstawić? Czy ty żyjesz w wolności i przestałeś się bać? Czyś się nachodził za sprawami ludzkimi, napracował, namartwił, nacierpiał? Aż do ran, jak On?

„Maria Magdalena udała się do grobu'

Czy tobie objawił się już kiedyś Jezus Zmartwychwstały? Gdy Go szukałeś — jak Maria Magdalena w ogrodzie. Gdy czekałeś na Niego — jak Apostołowie nad Jeziorem Tyberiadzkim. Gdy odchodziłeś od Niego — jak dwaj uczniowie do Emaus. Gdy bałeś się — jak Dwunastu w Wieczerniku, którzy się zamknęli ze strachu przed Żydami. A może jak Szawłowi, który, gdy jechał do Damaszku, usłyszał: „Szawle, Szawle, czemu mnie prześladujesz?"

Czy tobie ukazał się już kiedyś Jezus Zmartwychwstały? ,,'f.r *' I.

„Czyż nie tak miał cierpieć Mesjasz, żeby wejść do chwały swojej?"

Dorastać do zmartwychwstania na tej drod?ą, jaką w swojej miłości wytyczył nam Bóg. Na di;o-dze jednej, jedynej, jaką nam wybrał spośród nieskończenie wielu. Na drodze, na której doróść mamy do tej prawości, jaka jest potrzebna do chwalebnego zmartwychwstania.

134

i

,Jezus przybliżył się i szedł z nimi"

A gdy przyjdzie na nas trudny czas, a gdy się zniechęcimy, rozczarujemy do Boga i do ludzi, i gdy będziemy od nich odchodzili, prosimy Cię, podejdź do nas, jak podszedłeś do uczniów odchodzących do Emaus. Powiedz, tak jak do nich: „O głupi i leniwego serca", wyjaśnij nam Pisma, otwórz nam oczy, byśmy zrozumieli choć trochę i Boga, i ludzi, i siebie samych.

„On was nauczy, wszelkiej prawdy"

Zamknięci w naszych mieszkaniach, niepewni, niewiedzący, zdezorientowani — nie wiemy czy się śmiać, czy płakać, zlekceważyć wszystko, czy rozpaczać do szaleństwa. Zamknięci w naszych mieszkaniach czekamy na życie i na śmierć.

Oby twoje mieszkanie stało się Wieczernikiem. Obyś trwał na modlitwie jak Apostołowie. Wtedy spływać na ciebie będzie Duch Święty jak brzask poranny i napełni cię wszelką prawdą, mądrością i pokojem.

„Pokój wam"

Jezus chciał przynieść swoim uczniom pokój — to, czego najbardziej potrzebowali. Kiedy po nocy, w której zakołysała im się ziemia pod nogami, po dniu, w którym ich Mistrz umarł na krzyżu, zabarykadowali się w Wieczerniku spodziewając się najgorszego.

Jezus chce przynieść nam pokój . Za nami krzyże katyńskie i oświęcimskie, przed nami groźne

135

jutro, a teraźniejszość trzyma nas w kleszczach niemożności. On chce, byśmy nikogo i niczego się nie bali, ale zaufali Ojcu, który wciąż w drodze nam towarzyszy i zabrali się wszystkimi siłami do budowania królestwa sprawiedliwości i miłości. Byleśmy tylko chcieli Go przyjąć do naszych udręczonych serc, skołatanych głów — Boga, który jest Pokojem.

v j ł

„Nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz"

ł

Przyniósł ci pokój? Spokojny jesteś, zadowolony? Już ci się wszystko poukładało? Uładziło? Bo — jak mówisz — jesteś przecież i wierzący, i praktykujący. I ochrzczony, i chodzący do kościółka, i mówiący codziennie paciorek, i przystępujący do spowiedzi i Komunii świętej od wielkich dzwonów albo nawet częściej. Jesteś spokojny? Toś nie Chrystusowy. Nie masz Jego ducha.

Bo wtedy jesteś Chrystusowy, gdy masz w sobie Jego niepokój. Gdyś jest niepewny w swoich posadach, gdyś niespokojny o swoje słowa, o swoje czyny, o swoje życie, o swój stosunek do Boga, do ludzi, o swoje modlitwy, o swoje spowiedzi, o swoje Msze święte i Komunie święte^ o swoje zbawienie.

,Jeżeli chcesz" t„, ,«

i ł -" .

Albo już teraz jesteś w niebie, albo w nim nigdy nie będziesz. Albo już teraz starasz się być złączony z Bogiem, albo się nigdy z Nim nie złączysz. Albo już teraz chcesz żyć w prawdzie,

136

sprawiedliwości, woMÓŚci, pokoju, miłości, albo tak nigdy żyć nie będziesz.

Nawet gdyby ci się to udawało tylko czasami, nawet gdybyś tak żył tylko chwilami — przecież to dążenie jest gwarantem twojego zbawienia.

„Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha"

Ewangelia jest kamieniem szlachetnym, który potrafi zalśnić nagle nowym światłem, kolorem przejmującym, kształtem niespodziewanym. Ewangelia jest skarbcem najdroższym, do którego jesteś czasem zapraszany, w którym odkrywasz nowe wspaniałości. To może się zdarzyć przy jej czytaniu, słuchaniu albo całkiem nieoczekiwanie zadrży w tobie dawno zasłyszana przypowieść, zdanie, słowo — i już wiesz, rozumiesz. Stajesz się tym, który przeżywa kolejne wtajemniczenie w prawdę. W jej świetle widzisz na nowo ludzi, siebie, świat, Boga. Teraz już nadziwić się nie możesz, że tyle lat potrafiłeś obchodzić się bez niej, bez niej żyć. Nadziwić się nie możesz, że dopiero teraz tę prawdę odkryłeś, a przecież znasz ten tekst na pamięć, słyszałeś go tyle razy. ""-^ $?

I choć ci się* zdaj e, że to objawienie wystarczy ci do końca życia, to przecież za jakiś czas, a może już za chwilę, doznasz kolejnego olśnienia. Zależy to od tego, co zrobisz z poprzednim darem: czy pójdziesz za wskazanym światłem, czy wprowadzisz w życie to, coś zrozumiał.

„Wysławiam Cię, Ojcze, żeś objawił te rzeczy prostaczkom"

Ewangelia święta to bardzo mała książeczka. Może czytać ją każdy człowiek. Nawet najprostszy, najbardziej prymitywny. A nawet jeżeli nie umie czytać, to można mu przeczytać i zrozumie. Zdumiewająca jest prostota tych tekstów. Bo prawda jest taka prosta. Cała nadzwyczajność w niej polega na tym, że Ewangelia, jak każda prawda, jest wielopłaszczyznowa. Patrząc w nią jak w diament, jak w kroplę rosy, jak w łzę, można w niej widzieć wszystko. Świat i siebie. Do końca, do najgłębszego zakamarka swojego serca, do najskrytszych swoich myśli i pragnień. Byłeś tylko chciał w nią patrzeć.

„Nadeszła godzina" - <-

Może przejść bardzo dużo czasu. Może przejść bardzo wiele lat. A ty zupełnie nie rozumiesz. I nagle stanie się. To bywa na modlitwie. A bywa i nie na modlitwie. Wyczytasz z tekstu, który tysiąc razy czytałeś. Usłyszysz z tekstu, który tysiąc razy słyszałeś. Nagle, jak błysk światła, które oświeci wnętrze ciemnego pokoju, zobaczysz ze zdziwieniem, z przerażeniem, z radością. I wtedy wreszcie zrozumiesz. I zadasz sobie pytanie, jak mogłeś żyć tyle czasu w nieświadomości. I zdaje ci się, że to już koniec, że ci to wystarczy. Że już więcej zrozumieć nie można i nie potrzeba. Że z tym światłem można iść aż do śmierci. Tylko ani się nie spostrzeżesz, jak z biegiem dni przy gaśnie to, co świeciło w tobie jasnym światłem, jak wypłowieją kolory, jak wyziębniesz. Aż znowu

138

przyjdzie chwila jedyna, może w innej sytuacji, warunkach. Znowu nagle zabłyśnie światło jak grom albo jak delikatna zorza poranna i znowu wszystko zrozumiesz. To będzie znowu jakaś podstawowa prawda albo jakiś szczegół, który na nowo ukaże ci wszystko, coś dotąd wiedział. I zdaje ci się, jakby się niebo otwarło. Taka radość, takie uniesienie, taka wdzięczność. Ale przecież to nie koniec. I to nie wszystko. Tak cię Bóg prowadzi. Tak dorastasz do pełni Chrystusowej, człowieczej.

„Kiedy widzieliśmy Cię głodnym?"

Ewangelia święta była dla ówczesnego świata rewolucją. Rewolucją człowieczą — rewolucją niosącą prawdę o godności człowieka, o wolności człowieka, o wyzwoleniu człowieka. Jej manifestem jest tekst o końcu świata, na którym Król oświadczy stojącym przed jego sądem: Byłem głodny, nagi, chory, w więzieniu, a wy przyszliście — albo nie przyszliście — mi z pomocą. Kluczem do zrozumienia tego manifestu jest zdanie: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili". Ewangelia święta przetwarzała Żydów, Greków, Rzymian i barbarzyńców — całą Europę, potem cały świat.

I tak doszliśmy i my do niej — i tak ona doszła do nas. Ale czy doszła? Czy Ewangelia działa w nas na zasadzie permanentnej rewolucji? Czy wpływa istotnie na nasz stosunek do ludzi?

139

„Uczcie się ode mnie" ,..-,-, , ,

Na ile ty jesteś chrześcijaninem? Na ile identyfikujesz się z Ewangelią świętą? Na ile twoje przekonania są identyczne z przekonaniami Jezusa — na 10 procent, na 20, na 50, na 80, na 100?

Na ile jesteś chrześcijaninem. Na ile żyjesz Ewangelią. Na ile twoje życie identyfikuje się z życiem Jezusa. Na ile twoje postępowanie jest takie, jak postępowanie Jezusa. Na 10 procent, na 20, na 30? Boję się wyżej iść.

Ale gdybyś był chrześcijaninem tylko w l procencie, to najważniejsza jest odpowiedź na pytanie: Rośnie ten procent w tobie czy maleje? Stajesz się coraz bardziej Chrystusowy czy coraz mniej. Ogarnia cię światło czy wchodzisz w mrok?

„Jeśli nie staniecie się. jako dzieci", , v

• - t • ''i Być człowiekiem wierzącym, to znaczy również

powracać wciąż do swojej pierwotnej jasności. Do swych najgłębszych pokładów sprawiedliwości, miłości i prawdy. Odwalać gromadzące się złogi zła, chciwości, zazdrości, nienawiści, jednoczyć się z Bogiem.

J

„Nie pamiętacie ile zebraliście koszy pełnych ułomków"

Wierzymy — jakbyśmy nie wierzyli. Kochamy — jakbyśmy nie kochali. Ufamy — jakbyśmy nie ufali. Wciąż jesteśmy na huśtawce pewności i

140

wątpienia, zachwytu i rozpaczy, odwagi i tchórzostwa.

Tacy sami jak tamtych Dwunastu.

„Zostań z nami, Panie"

I choć jesteśmy czasem wątpiący jak Tomasz, tchórzliwi jak Piotr... Choć od tylu lat słuchamy Jego nauk a wciąż, jak Jego uczniowie, nie całkiem pojmujemy, o co Mu chodzi, to przecież do Niego wracamy jak oni, wyznając: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego-

I choć nie dorastamy do tego, czego Jezus wymaga w swojej Ewangelii, upadamy i błądzimy^ to przecież w głębi duszy jesteśmy przekonani, że tylko On jest naszym Mistrzem.

I choć mamy tylu opiekunów, nauczycieli i przyjaciół, to przecież Jezus wszedł w nasze życie jak nikt inny na świecie. Tyle razy towarzyszyliśmy Mu w Jego narodzinach. Tyle razy uczestniczyliśmy w Jego męce, ukrzyżowaniu, zmartwychwstaniu. Tyle razy nawrócił nas z drogi, gdyśmy odchodzili od Niego do Emaus. Tyle razy otwierał nam Pisma. Tyle razy objawiał się nam przy łamaniu Chleba.

„Nawróćcie sią"

Całe życie musisz się nawracać. Bo wciąż z kursu ściągają cię a to wiry podwodne, a to wiatry boczne, a to zła widoczność. Wciąż się musisz nawracać. Od wszystkiego, co w tobie złe. Od twojej pazerności, chciwości, interesowności, od

141

twojego lenistwa, balaganiarstwa, tracenia czasu, od twojego wygodnictwa, od stagnacji umysłowej. Wciąż się musisz nawracać. Do śmierci, do końca. Bo albo idziesz w górę, albo idziesz w dół. Pozycji statycznej nie ma. Albo się nawracasz do dobra, albo się nawracasz do zła.

Może cię razi słowo „nawracać". Wobec tego: całe życie musisz się przemieniać w takiego człowieka, jakim cię pomyślał Bóg. 1'-'}'

-'•A

•/') „Przymnóż nam wiary"

*

Wiarę mieć. Taką, iżby drzewa wyrywać, góry przenosić, morze uciszać, pożary gasić, chorych uzdrawiać, umarłych wskrzeszać. iw

Wiarę mieć. Żyć bezinteresownie, gdy wszysc^ na wszystkim chcą zarabiać. Być ubogim, gdy wszyscy myślą tylko o tym, jak się wzbogacić. Pracować, gdy wszyscy swoje obowiązki lekceważą. Służyć ludziom, gdy wszyscy chcą, by im służono. Być miłosiernym, gdy wszyscy troszczą się tylko o siebie. Pozostawać w cieniu, gdy wszyscy chcą błyszczeć na świeczniku. Wiarę mieć.

„Panie, abym przejrzał"

Gdyby tak się dało uprosić Boga o przejrzenie raz na zawsze. Gdyby nam się tak udało, jak temu niewidomemu, dobrze widzieć przez całe życie.

A tymczasem, nawet jeżeli dostąpisz tego cudu i zobaczysz światło Boże czy głębię swojej ciemności, prawdziwy kształt spraw ludzkich czy swoje zakłamanie, tuż zaraz znowu nasunie się na

142

twoje oczy mgła twojego egoizmu i głupoty i znowu prosić ci trzeba: Panie, abym przejrzał. I tak wciąż, do końca, do samej śmierci.

„W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego"

Jesteśmy ochrzczeni w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. W imię Stworzyciela, Zbawiciela i Uświęciciela. Jesteśmy ochrzczeni, naznaczeni, wybraliśmy na całe życie — wybrali w naszym imieniu nasi rodzice i jak tylko było ich na to stać, uczyli nas żyć w świecie Ojca, według nauki Syna, w Duchu Świętym.

Z biegiem lat ty zacząłeś przejmować kształtowanie samego siebie. Udało ci się, udaje ci się? Obcujesz z Ojcem, który cię stworzył i nieustannie stwarza ciebie i świat otaczający. Uważasz Jego Syna za swojego Mistrza. Masz w sobie Ich Ducha — ducha miłości, wolności, sprawiedliwości i pokoju. Jesteś chrześcijaninem?

„Pocieszydel"

Nie tylko Jezus przyjął chrzest. Tyś też przyjął. Nie tylko na Jezusa zstąpił Duch Święty. Również na ciebie. Ma być twoim przewodnikiem, doradcą, pocieszycielem. Ale musisz Mu dać szansę, dopuścić Go do głosu. Musisz dać szansę sobie, żebyś mógł Go usłyszeć. Nie pozwól się zagadać. Nie może więc w twoim domu przez cały dzień „iść" telewizor, radio, video, gramofon czy magnetofon. Nie możesz traktować gazety jak Pismo Święte. Naucz się milczeć, zachowaj w sobie strefę ciszy. Aby uczynki twoje były jas-

443

ne, nie ciemne. Abyś się kierował mądrością, a nie głupotą. Abyś czynił dobro, a nie zło.

„Oni miłosierdzia dostąpią"

Czy ci mówi coś ten zwrot: „Miłosierdzie Boże"? Czy potrafisz powiedzieć z całym przekonaniem: „Jezu, miej miłosierdzie dla nas i świata całego"?, „Jezu ufam Tobie"? Bo jeżeli nie potrafisz, to znaczy, żeś się jeszcze nigdy sobą nie przestraszył albo — jeżeli nawet — żeś nigdy nie podniósł głowy, by szukać ratunku u Tego, kto ci go może przynieść.

„Wysźfy na spotkanie oblubieńca",

> -li //}.> 'jlfl

Jesteśmy stworzeniami wychylonymi „ku". Jesteśmy istotami skierowanymi „do". Potrzebujemy akceptacji, zatwierdzenia, uznania. Wtedy potrafimy wykonywać nawet przez całe życie najbardziej katorżniczą pracę, wydzierać z siebie wszystko co w nas najlepsze. Wtedy trud nie trudzi, ból nie boli. Wtedy możemy iść przeciwko całemu światu, przeskakiwać przepaście, przenosić góry, przemierzać przestrzenie — jeżeli tylko wiemy, że ktoś nas kocha i przyjmuje nasze osiągnięcia z podziwem i radością.

Jesteś stworzeniem wychylonym ku Bogu, jesteś istotą skierowaną do Niego. Czasem spotkasz człowieka, który powinien być dla ciebie cząstką Boga, Jego odblaskiem — człowieka, który cię pokocha, którego ty pokochasz. Rzecz w tym, byś się na człowieku nie zatrzymał. Byś się do niego nie ograniczył.

144

r

„Przyjdźcie do mnie wszyscy"

Jak uklęknąć do modlitwy? Jak podnieść oczy ku Niemu? Jak powiedzieć: „Boże", „Ojcze" — skoro jesteśmy świadomi tylu zmarnowanych godzin, dni, tygodni, okazji, sytuacji, możliwości, tyle czasu, sił straconych na bezsensowne, błędne wędrówki życiowe? Skoro jesteśmy świadomi, ile w nas zła, które popełniamy, popełnialiśmy i popełniać będziemy — nie „może", nie „przypuszczalnie", nie „chyba", ale na pewno. Skoro są tereny, których Bogu nie oddaliśmy, zawarowaliś-my sobie, nie puścimy Go tam, nie wyobrażamy sobie życia bez nich. Jak przychodzić do kościoła, skoro czujemy się tutaj obcy, bo jesteśmy odcięci od sakramentów świętych jakąś decyzją, która się stała i odstać się nie może.

A przecież Bóg jest Miłosierdziem. Bierze ciebie takim, jak jesteś, w twojej konkretnej sytuacji — nawet grzesznej. I tuli cię do serca jak najlepsza matka swoje ukochane, choć niesforne dziecko, trochę głupiutkie, trochę krnąbrne — liczy, że kiedyś zmądrzejesz. A teraz czeka na ciebie, kiedy przyjdziesz i powiesz: „Ojcze".

„A gdy się modlić będziecie"

Staję przed Tobą, który jesteś Ciszą. Ja, rozgadany, załatany, z głową pełną spraw wielkich, małych, w której wszystko zmienia się i migocze co chwilę. Proszę Cię, daj mi swoją ciszę.

Staję przed Tobą, który jesteś Pokojem. Ja, niespokojny, przestraszony, zagrożony przez złych ludzi, przez świat, przez wypadki i nieszczę-

7 - Przed zaśnięciem 145

ścia. Proszę Cię, daj mi choć chwilę Twojego pokoju.

Staję przed Tobą, który jesteś Mądrością. Ja, głupi, widzący na koniec swojego nosa, ciasny, bez horyzontów, wierzący w co bądź, wierzący byle komu. Zlituj się nade mną. Daj mi choć okruch Twojej mądrości.

Staję przed Tobą, który jesteś Miłością. Ja, zapatrzony w siebie egoista, dbający o swoje sprawy i interesy, zachłanny, pazerny. Pochyl się nad moją miłością, otwórz mi serce na innych, bym choć trochę był dobry.

„Spędzil noc na modlitwie"

Modlić się. Usiąść. Uklęknąć. Upaść twarzą na ziemię. Zamknąć uszy na hałas, który na zewnątrz ciebie i wewnątrz ciebie. Na hałas spraw, ludzi, rzeczy. Zamknąć oczy. Uciszyć chaos wyobraźni, uczuć, przeżyć. Wyłączyć kalkulator mózgu. Nic nie myśleć. Nic nie czuć. Nic nie mówić. Może najwyżej: Ty jesteś Miłością. Nie po to, żeby Go wywołać. On zawsze jest. Ale żeby w tobie zaistniał choć okruch miłości, którą On jest. I tak trwać chwilę. Brać od Niego jak najwięcej ciszy, pokoju, sprawiedliwości i miłości na dalsze życie.

^Módlcie sią"

Boimy się modlić. Przychodzimy do kościoła w ostatniej chwili — bo w gromadzie raźniej. Wychodzimy z kościoła pośpiesznie — żeby nie zostać z Nim sam na sam.

146

Boimy się modlić, a gdy musimy, gdy sumienie nie daje spokoju, odklepujemy dziecinne paciorki prędko, prędko.

Boimy się modlić. Boimy się stanąć twarzą w twarz, oko w oko. Żeby nie wybuchnął przed nami Płomieniem jak przed Mojżeszem w krzaku gorejącym, żeby nie przemówił do nas Gromem jak do Żydów z góry Synaj, żebyśmy nie zobaczyli tego, czego widzieć nie chcemy, żebyśmy nie usłyszeli tego, czego słyszeć nie chcemy.

Nie bój się modlić. On tlejącego się lnu nie gasi, On nadłamanej trzciny nie łamie. Spróbuj tak stanąć przed Nim nie mówiąc nic, nie patrząc, nie słysząc. W zupełnej ciszy trwać przed Nim — bez słowa.

I wiedz, że najcenniejsze są w każdym dniu te chwile, gdy czujesz Jego obecność. Gdy wiesz, że nie jesteś sam, gdy kontrolujesz Jego oczami swoje postępowanie. Nie bój się Boga. On jest miłością.

„Wszedł sam jeden na górą"

Wchodzisz na górę modlitwy sam i nie sam. Bo przecież stajesz przed Bogiem z całym swoim światem, który w sobie nosisz, ze wszystkimi ludźmi, z którymi jesteś związany. Żebyś się tylko nie bał zobaczyć siebie w ostrym świetle Jego oceny. Żeby ci tylko nie zabrakło odwagi przebywać w zasięgu Jego wzroku, patrzeć Jego oczami na siebie i swoje sprawy. Żebyś nie zrezygnował z wchodzenia na górę modlitwy.

147

„A na modlitwie nie bądźcie gadatliwi"

Modlitwa różańcowa. ' r'ł

Monotonnie odmawiane „Ojcze nasz", „Zdrowaś" i „Chwała Ojcu", które składają się na część radosną. W tej monotonii bardzo dużo się dzieje. Przychodzisz do swojego Nazaretu. Jesteś aniołem, który zwiastuje tajemnicę Wcielenia, jesteś Marią, która przyjmuje Syna Bożego. Jesteś Elżbietą, którą odwiedza Maria. Jesteś pasterzami, którzy przychodzą do Jezusa oderwani od roboty przez anioła. Jesteś Trzema Mędrcami szukającymi Boga. Jesteś Symeonem biorącym Zbawiciela na ręce. Jesteś Marią szukającą zgubionego Syna.

Monotonnie odmawiane „Ojcze nasz", „Zdrowaś", „Chwała Ojcu" w tajemnicach bolesnych. Wtedy modlisz się w Ogrójcu opuszczony przez ludzi. Jesteś niesłusznie biczowany i cierniem koronowany, idziesz na Golgotę upadając pod krzyżem, spotykasz swą Matkę, pomaga ci nieść krzyż obcy człowiek, umierasz w męce wyśmiany i wzgardzony, i jesteś złożony do grobu niepamięci.

Monotonnie odmawiane dziesiątki, z któfycrf budujesz tajemnice chwalebne. Powstajesz z grobu, promieniejesz światłem. Jaśnieją twoje rany, okazuje się praca, służba, poświęcenie, zaangażowanie — twoje zasługi. Jesteś uniesiony, uwielbiony i wstępujesz do nieba.

Monotonnie odmawiane dziesiątki Różańca, które pomagają ci sięgać w inny wymiar, aby się nie zgubić w rytmie twoich codziennych spraw.

148

„Oni myślą, że przez wzgląd na swoje wielomówstwo będą wysłuchani"

Jak się modlisz? Z wszystkich czynności, które składają się na twój dzień, ta czynność jest najświętsza, najważniejsza. Modlitwa powinna być twoim otwarciem się na Boga, który jest wciąż przy tobie, wciąż w tobie. Jak się modlisz? Czy' potrafisz rano swoimi słowami prosić Go, żeby twój dzień był dobry dla ciebie, dla twoich najbliższych, żeby ci Bóg pobłogosławił — tobie i im? Czy wieczorem, przechodząc cały dzień od rana do wieczora, dziękujesz za to, co w nim było dobre, czy przepraszasz za to, co było złe? Jak się modlisz? Czy potrafisz powoli odmówić „Ojcze nasz", wsłuchując się w te święte słowa? Jak się modlisz? Umiesz modlić się na różańcu: wejść w rytm powtarzanych „Zdrowasiek", „Ojczenaszek", które pomagają ci zbliżyć się do Niego — do tajemnic Jego i twojego życia? Jak się modlisz? Czy potrafisz nie mówić ani słowa, tylko trwać przed Bogiem? Aby opadło całe twp^., je rozedrganie, pulsowanie, wrzenie, żebyś stfct wał się ciszą, pokojem, wolnością, światłem, którym jest On sam. Jak się modlisz? Bo modlitwa powinna promieniować i rozszerzać się w tobie na wszystkie godziny. Żebyś Boga, z którym się. łączysz przez modlitwę, mógł zachować na cały dzień — od modlitwy do modlitwy.

„Przyjaciele wasi"

Dziękować Bogu za każdy dzień. Za słońca i za deszcz. Za wiosnę i zimę. Za morze i za góryj/

149

Dziękować Bogu za każdą chwilę życia,,za każde uderzenie serca, za każdy oddech. • m\,urł\«\vr Ale dziękować Bogu i za ludzi. Za dobrych ludzi, za mądrych ludzi, za świętych ludzi, których Bóg dał nam spotkać na drodze życia. Z których słońca czerpiemy. Z których obfitości otrzymujemy, przez których dobro stajemy się dobrzy. Przez których mądrość coraz więcej rozumiemy. Przez których świętość dojrzewamy do kształtu Chrystusowego.

„Który znalazł drogocenną perłą"

Gdy wychodzisz z rekolekcji pełen piękna, radości, mądrości, świadomy dobra, które się w tobie stało, niech ci się nie zdaje, że to, co trwało dotąd, skończyło się bezpowrotnie. Że zaczynasz nową epokę, w której wszystko się zmieni na cudowne, jasne, czyste, bezinteresowne, w „tak — tak", „nie — nie". Że już w twoim życiu nie będzie miejsca na małość, słabość, na coś, co byłoby niegodne ciebie. Pamiętaj: wracasz do tych co przedtem ludzi, w te same układy, zwyczaje. One zechcą wchłonąć twoje światło, wyciągnąć z ciebie wszystkie twoje siły, wkręcić cię w swoje wiry, zaplątać w swoje meandry. I może dojść do tego, że na końcu zostanie w tobie gorycz i będziesz odwracał głowę od tego, coś przeżył. Uznasz to za sen nie do spełnienia, za jeszcze jedną baśń o dobrym świecie i dobrych ludziach.

Nie pozostawaj we mgle złota, słońca i radości. Od razu przekuj to wszystko wielkie, które się w tobie dokonało na konkret, postanowienie szczegółowe, drobne, ale realne. Do którego się zobowiążesz i które potrafisz wypełnić. Żebyś się cie-

150

szył tym, że idziesz naprzód konkretnym postępowaniem. Co potwierdzi ci, że tamten cudowny świat istnieje i jest możliwy do urzeczywistnienia.

„Ojciec wasz wie, czego wam potrzeba"

W twojej religijności ciągle pełno ciebie. Bo prosisz o coś, czego bardzo potrzebujesz albo dziękujesz za to, co od Boga otrzymałeś, albo przepraszasz za to, co złe w twoim życiu. W twojej religijności ciągle pełno ciebie — że aż powstaje podejrzenie czy to religijność, czy to załatwianie swoich spraw.

A przecież czas najwyższy, żebyś podniósł głowę od siebie i zobaczył Boga samego. By już nie tylko prosić, dziękować, przepraszać, ale by stanąć przed Jego wielkością, wspaniałością pełen pokory i uwielbienia. >.,..,.,

„Wtedy oświecił ich umysły"

Czyś ty się kiedyś modlił o mądrość? A tyle rasj zy o zdrowie, o to, aby udały ci się twoje sprawy, o ustrzeżenie ciebie i twoich bliskich od nieszczęścia. Bo tak ci się wydaje, że może ci nie dostawać zdrowia, powodzenia — ale mądrości ci nie brak.

„Módlcie się za tych, którzy was prześladują"

Czyś się kiedyś modlił dla twoich wrogów — nie: o nawrócenie. To brzmi niebezpiecznie. Ale

151

l

o mądrość, o dobroć serca? To równie ważne jak modlitwa za siebie.

i

„Opamiętał się"

Przed ważnymi decyzjami pytasz ludzi, co zrobić, jak wybrać, jak zdecydować. I tak też trzeba. Ale gdy już wysłuchasz wszystkich opinii, na ko- •• nieć zostań sam na sam z Bogiem. Wsłuchaj się w Jego głos. W Nim szukaj odpowiedzi. Tym dłużej, im ważniejsza sprawa dla ciebie. ł

„Czuwajcie"

Módl się za twoich bliskich. Bądź przy nich najlepszą cząstką swojej osobowości, świętością twoją — Bogiem samym. Niech nigdy nie czują się opuszczeni i samotni. Bo każda chwila życia jest chwilą próby i zawsze każdy człowiek potrzebuje siły, żeby sobie mógł poradzić z sobą samym, z ludźmi, z losem. Bądź razem, spotykaj się, pomagaj im, jednocz się z nimi — Bogiem, który w was mieszka.

l

„Pójdźcie na miejsce pustynne" '

Jezus był wciąż pod naporem ludzi — jęczących, zaropiałych, trędowatych, niewidomych, głuchych, sparaliżowanych, opętanych przez szatana, nieszczęśliwych, zmartwionych, zrozpaczonych, biednych, zabłąkanych na życiowych bezdrożach, proszących o ratunek. Jezus wciąż był pod naporem ludzi nienawidzących Go — fary-

152

zeuszy, saduceuszy, uczonych w Piśmie, złośliwych, pogardliwych, pytających, podchwytliwych, którzy Go chcieli zniszczyć. Jezus wciąż był pod naporem życia i odchodził modlić się, by mógł je wytrzymać — a to w dzień, a to w nocy — na miejsca odosobnione.

Na ciebie też wciąż napierają ludzie w tramwajach, na ulicy, w sklepach, w miejscu pracy — agresywni, bezczelni, opryskliwi, niekulturalni, źle wychowani, prymitywni, nienawistni, zazdrośni, wciąż jesteś zasypywany stosem problemów,

•aw ważnych, drobnych, bezsensownych, na wczoraj, na przedwczoraj, na dziś, na jutro, na pojutrze. I nie dajesz sobie rady, nie wytrzymujesz, wściekasz się, klniesz, awanturujesz się, przezywasz, nienawidzisz, gardzisz, zazdrościsz. Nie miej pretensji ani do ludzi, ani do świata — ale do siebie, bo się nie modlisz. Nie bój się Boga, nie bój się spojrzeć Mu twarzą w twarz. On czeka na ciebie i kocha cię mimo wszystko. I chce ci pomóc żyć. Tylko nie uciekaj w paplaninę, w mechaniczne odmawianie pacierza, ale módl się: jednocz się z Nim, bierz od Niego światło, pokój, ciszę, żebyś potem schodził z góry przemienienia z Jego siłą. Wtedy będziesz sam mógł wytrzymać ciężar życia i będziesz dawał innym to, coś nabył — jasność, mądrość, serdeczność, wyrozumiałość, dobroć. Tylko tak można żyć.

Msza święta nie jest przedstawieniem teatralnym, które się ogląda. W kościele nie ma podziału na aktorów i widzów. Msza święta jest wspól-

453

na akcją społeczności zgromadzonej przy ołtarzu, która chce uczestniczyć w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa — swojego Mistrza, Pana i Brata. W przeciwnym razie będziemy się przyglądali mniej lub więcej interesującej twarzy > celebransa, słuchali lepiej lub gorzej recytowa-^B nych przez niego tekstów i odejdziemy zupełnie '

nie wiedząc o co chodzi.

t»'. - *,

4 ,/«.„-:,,,.,{*

„Abyście życie mieli" "' '" sa

m

Czym Jepsza twfója' msza święta, tym lepsze twoje życie. Czym lepsze twoje życie, tym lepsza twoja msza święta. Im lepsza twoja msza święta — im lepiej się jednoczysz z Bogiem, im więcej bierzesz Go w siebie, tym więcej masz miłości, pokoju, ciszy, wolności, prawdy, by dawać twoim w domu rodzinnym i twoim w zakładzie pracy. Im lepsze twoje życie zwyczajne, tym lepsza twoja msza święta. Po prostu masz co Bogu dać.

,Jam jest chleb życia"

Przyszedł do nas w kształcie człowieczym, aby przekazać nam prawdę o Bogu i o człowieku. Został z nami w kształcie chleba i wina, abyśmy mo^ gli uczestniczyć w Jego życiu — w Jego dzieciństwie, w młodości, w Jego wieku dojrzałym i w Jego nauczaniu, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu.

Został z nami w kształcie chleba i wina, bo chce być obecny w naszym życiu — naszym dzieciństwie, młodości, w wieku dojrzałym, w na-

154

szych radościach, klęskach i zwycięstwach — w naszej śmierci.

Został z nami w kształcie chleba i wina, by nieść nam pomoc. Bo chce, byśmy mieli siłę żyć w prawdzie i sprawiedliwości, byśmy się nie bali żyć w wolności.

„Kto spożywa Cialo moje"

Żebyś przychodząc na Mszę św. nie zagubił się w labiryncie obrzędów, śpiewów, modlitw, intencji, rzeźb, obrazów, dywanów. Żebyś nie dał się zagubić przez księdza sympatycznego czy niesympatycznego, przez kazanie dobre czy kiepskie, przez muzykę organową wielką czy małą. Żebyś nie wychodził z kościoła z wrażeniem, że kazanie było świetne czy słabiutkie, że ornat na celebransie był piękny czy brzydki, a ktoś obok ciebie śpiewał znakomicie albo fałszował. Ale umiej zawsze dotrzeć do obecnego we Mszy św. Jezusa Chrystusa. A wszystko co zastajesz w kościele i co w nim się dzieje, niech ci posłuży do tego, abyś mógł lepiej uczestniczyć w Jego życiu, a On w twoim.

I tak idź z Nim przez cały rok liturgiczny — od Jego narodzin, aż do wniebowstąpienia. Idź z Nim niedziela w niedzielę przez całe swoje życie, od dzieciństwa aż do nieba, ku któremu On cię prowadzi.

życie mieli"

Na to jest Msza święta, abyś spotkał się z Bogiem. W niej przychodzi do ciebie pod postacią słów Jezusa i pod postacią Jego Chleba i Wina.

155

Nie mów: mogę się bez Mszy świętej obejść, bo z Bogiem obcuję w ciszy lasu, w potędze morza, w bezmiarze wygwieżdżonego nieba, choćby wtedy, gdy wejdę do pustego kościoła; a poza tym dotykam Go w mądrości ludzkiej, w nachyleniu miłosiernego człowieka, w jego poświęceniu i oddaniu.

Owszem, również na tej drodze. Ale tak jak staje się On obecny we Mszy świętej, tego ksztal-tu nie zastąpisz w żaden inny sposób. Potrzeba, żeby Bóg przychodził do ciebie w mądrości słów swojego Syna, w Chlebie i Winie Jego życia.

„A oto ja jestem z wami" - * •- v- %

> •'•" "«t

Tajemnica spotkania człowieka. My, tacy materialni. Najchętniej chcielibyśmy dotknąć ręką, słuchać i patrzeć. A przecież to tylko środek pomocniczy. Spotkanie z człowiekiem polega na tym, by on w tobie zaistniał, by on stał się w tobie obecny. '

Tajemnica Eucharystii. My tacy materialni. Najchętniej byśmy się ograniczyli do tego/1 by przyjąć krążek konsekrowanego Opłatka, by wpatrywać się w Niego wystawionego w monstrancji. A przecież to tylko środek pomocniczy. Chodzi o to, by Jezus stał się w tobie obecny, aby w tobie zaistniał. Nie w sposób materialny, lecz duchowy.

„Powiadam wam, ten odszedł usprawiedliwiony"

Tyle razy jak celnik bijemy się w piersi mówiąc: „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu"

156

i nie wychodzimy, jak on, z kościoła usprawiedliwieni. Powtarzając modlitewne teksty, pobożne słowa, gesty, ruchy wyuczone od dziecka na pamięć, uczestnicząc we Mszach świętych, nabożeństwach po raz któryś z rzędu — ile z tego bierzemy, co się w nich zawiera? Aż wreszcie z nich rezygnujemy mówiąc, że nam nic nie dają.

,Jam jest szczep winny, wyście latorośle"

Gdyby się tak dało nam raz na zawsze zostać chrześcijaninem. Gdyby się tak dało — gdy zobaczysz pod wpływem jakiejś szczególnej łaski czy klęski sens swojego życia i mądrość Ewangelii Jezusa — powiedzieć raz na zawsze: Jezu, chcę tak żyć jak Ty. Gdyby się tak dało zostać chrześcijaninem w jednej swojej wielkiej decyzji życiowej. Gdybyś był komputerem i mógł się tak zaprogramować.

Ale nie jesteś komputerem. Ale nie jesteś istotą jednej decyzji. A ponieważ jesteś człowiekiem, więc i tym skłonniejszy do złego niż do dobrego. Stąd też, mimo że niedawno przyrzekałeś wierność Chrystusowi — bez przerwy masz dewiacje, odchylenia, bez przerwy wyrastają na twojej drodze egoizmy, ani się nie spodziejesZf% postępujesz jak niechrześcijanin, chociaż się za takiego wciąż jeszcze uważasz.

I dlatego niedzielny obowiązek przychodzenia do kościoła. Właśnie na to, żeby cię Jezus prowadził swoimi naukami, swoim życiem — sobą samym. Robi to systematycznie. W kolejne niedziele podejmuje nowy temat. W kolejnej Ewangelii mówi o innym problemie szczegółowym

157

twojego życia. Bo zna cię i wie, że trzeba budować twoją osobowość kładąc cegłę po cegle.

„Nawracajcie się"

Można nawracać ludzi błyskawicami, gromami i zawieruchą albo światłem świeczek choinkowych, ogniami bengalskimi i śpiewaniem kolęd.

Można nawracać ludzi cierpieniem i krwią, poważnymi rozmowami, długimi wykładami, upominaniem, pouczaniem i karą lub żartem, dowcipem, uśmiechem i pogłaskaniem głowy.

W Kościele mamy drogi krzyżowe, gorzkie żale i Wielki Tydzień — ale mamy też Boże Na- ~| rodzenie, Wielkanoc i Zesłanie Ducha Świętego.

W twoim kontakcie z ludźmi krzyk i kara powinny stanowić wyjątek, a na co dzień ciepło, serdeczność i przytulenie do serca.

„Przecież jadaliśmy z Tobą"

Znamy Cię dobrze. Słuchamy jak mówisz do nas — przez Ewangelię. Pamiętamy prawie każde Twoje słowo i każde zdanie. Czujemy się w naszych kościołach jak u siebie w domu. „Lecz On powie: Nie wiem, skąd jesteście. Idźcie ode mnie wszyscy, którzy czyniliście nieprawość".

A więc nie jest ważne, że jadaliśmy z Tobą? Nie jest ważne, że słuchaliśmy słów Twoich?

,,A gdy Pan przyjdzie"

Jeżeli Bóg jest Pięknem, to jesteś z Nim złączony, gdy piękne jest twoje życie, twoje poczynania, twoje słowa i myśli.

158

Jeżeli Bóg jest Dobrocią, to jesteś z Nim złączony, gdy jesteś dobry dla wszystkich, a zwłaszcza dla potrzebujących twojej dobroci.

Jeżeli Bóg jest Prawdą, to jesteś z Nim złączony, gdy mówisz prawdę, gdy czynisz prawdę, gdy postępujesz według prawdy.

Jeżeli Bóg jest Miłością i Miłosierdziem, to jesteś z Nim złączony, gdy współ odczuwasz, współ-cieszysz się i współcierpisz, gdy czynisz miłosierdzie.

Bo jeżeli jesteś fałszem, a nie prawdą; brzydotą, a nie pięknem; okrucieństwem, a nie miłosierdziem; nienawiścią, a nie miłością — to gdy On przyjdzie, powie ci: Nie znam ciebie. '„ * ">jr

„Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili"

Identyfikacja Boga z naszymi braćmi najmniejszymi. Bo dopiero wtedy, gdy usłużymy człowiekowi, którego nie stać na rewanż, na wdzięczność, dopiero wtedy jest gwarancja, że czyn nasz jest bezinteresowny, że płynie z czystej miłości.

Życia nie starczy, abyśmy potrafili zrozumieć do końca to zdanie. Ale pomimo to czujemy, że kryje się w nim prawda, która powinna zadecydować nie tylko o stosunku do naszych braci najmniejszych, ale o całokształcie naszego postępowania. Życia nie starczy, abyśmy potrafili wprowadzić w czyn tę prawdę.

H f

„Jak Salomon"

Stałeś się już mędrcem Bożym? A przynajmniej dorastasz do tej godności? Bo jak długo

159

chcesz uczyć się. Jak długo jeszcze chcesz czerpać z tego, co ci powiedzą, co ci pokażą, co wyczytasz — żyć cudzym życiem. Bóg stworzył cię jako indywiduum jedyne, niepowtarzalne. Wreszcie musisz zacząć chodzić na własnych nogach, dorabiać się własnej mądrości. Znaleźć swój kamień filozoficzny, znaleźć swój klucz do tej rzeczywistości, w której dano ci żyć.

„/ nauczajcie"

Apostołem być. Najpierw trzeba się prawdą Chrystusa tak bardzo zachwycić. Ale już zaraz trzeba się prawdą życia tak bardzo przestraszyć

— tym, co się dzieje na świecie, tym, jak ludzie

żyją.

Apostołem być. Trzeba się przekonać, że jedynym ratunkiem dla świata współczesnego, dla dorosłych, dzieci i młodzieży, dla narodów i państw

— jest Chrystus.

l łjfł "«ł *"

„Idźcie na cały świat"

Być misjonarzem — jechać w dalekie kraje, tam gdzie szerokie oceany, strzępiaste pióropusze palm, tam gdzie długie łańcuchy gór i wielkie stepy, do ludzi brązowych, czarnych, żółtych...

Co to znaczy być misjonarzem? Czy tylko opowiadać o tym, że Jezus w Betlejem się narodził i w Nazarecie wychował, że na Golgocie umarł i po trzech dniach zmartwychwstał? I kropić święconą wodą, żegnać krzyżem świętym, odprawiać Mszę św. i udzielać sakramentów? „Po tym poznają żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć

160

będziecie jedni ku drugim". To trzeba nieść ludziom. Wszystko inne wraz ze Mszą św. i sakramentami ma pomóc, aby TO się w nas stało.

Misjonarzem być. Przy okienku na poczcie, w urzędzie, w sklepie, w tramwaju, na ulicy, w swoim zakładzie pracy, dla sąsiada za ścianą, w swoim domu rodzinnym, dla żony, dla dzieci, dla rodziców, dla rodzeństwa. Być zawsze tam, gdzie dzieje się krzywda. Pomagać tym, którzy są w potrzebie. Misjonarzem być.

i'»Chcę miłosierdzia, a nie ofiary"

Bardziej niż tego, co posiadamy — niż naszych pieniędzy, naszych rzeczy — Bóg chce daru z nas samych. Chce wydobyć z nas to, co jest w nas najbardziej z Niego — miłosierdzie. A więc współ odczuwanie, współzrozumienie, współmy-ślenie, współcierpienie. Chce twojego czasu, zainteresowania, zaangażowania w cudze sprawy, które przestają być cudze a stają się wspólne. Twojego nachylenia się, dobrego słowa, twojego ^.ciepła, pomocy.

l Ale ofiar z twoich pieniędzy, z twoich rzeczy Bóg chce również — ofiar z tego, co już jest twoje, co do ciebie należy, co już stało się częścią twojej osoby, gdzie jakoś uwięzło twoje serce. Dopiero wtedy jest dar twój pełny.

„Oddajcie co cesarskiego cesarzowi, a co Boskiego — Bogu"

Nie jest sprawą Kościoła, ażeby prowadził życie polityczne, gospodarcze, kulturalne, socjalne,

161

zawierał układy, podpisywał kontrakty. Nie jest sprawą Kościoła, ażeby był sędzią, wydawał wyroki, oceniał, karał.

Kościół ma głosić prawdę przekazaną ludziom przez Boga. Ale w imię tej prawdy ma prawo i obowiązek wskazywać i popierać każde dobro, które się realizuje we wszystkich dziedzinach życia indywidualnego jak i społecznego, jak również ostrzegać przed każdym złem, które tam się dzieje. Zawsze. Niezależnie czy się to komu podoba, czy nie. I gdyby zamilkł ze strachu czy oportunizmu, odchodzi od swego Mistrza i Pana. I gdyby zamilkł, odejdą od niego ludzie.

„Bracia twoi"

Trzeba inaczej myśleć i inaczej mówić o prawosławnych, o ewangelikach, protestantach, luteranach, metodystach, zielonoświątkowcach... Zanim zaczniemy wymieniać, co nas dzieli, że nie uznają Matki Najświętszej, że nie uznają Papieża za głowę Kościoła, że nie mają nabożeństw majowych, październikowych, dróg krzyżowych i różańców — mówmy o tym, co nas łączy. A łączą nas podstawowe dogmaty. Oni, jak i my wierzą w Boga Ojca Wszechmogącego, w Jezusa Chrystusa Syna Jego umęczonego i zmartwychwstałego. Oni, jak i my, wierzą w grzechów odpuszczenie, w ciała zmartwychwstanie, w żywot wieczny. Zanim powiemy, że nie uznają sakramentu chorych, bierzmowania, małżeństwa, kapłaństwa czy nawet Eucharystii, to mówmy, że łączy nas podstawowy sakrament, jakim jest chrzest.

162

„Braćmi jesteście"

Potrzeba choć czasem spojrzeć na inne wyznania chrześcijańskie. I przyglądając się ich kapłanom, świątyniom, obrządkom splecionym w skomplikowany gąszcz, słuchając ich modlitw i śpiewów — bez kompleksów, że zdradzamy naszą własną religię katolicką — możemy odkryć tylko jedno: że oni wszyscy — choć inaczej — wierzą w tego samego co my Jezusa Chrystusa.

Potrzeba choć czasem spojrzeć na inne religie świata. Na ich liturgie, świątynie, kapłanów i mnichów. Przyglądnąć się tej misternej siatce najróżniejszych obrzędów, zwyczajów, skomplikowanej, prawie nie do odgadnięcia dla nas, wyrosłych w innej kulturze. Wejść w ten bogaty świat wierzeń bez kompleksów, że zdradzamy naszą religię chrześcijańską. Tak patrząc, tak wsłuchując się w ich śpiewy i modlitwy dojdziemy do jednego stwierdzenia: że oni — choć inaczej —n wierzą tak jak my w tego samego Boga Wszechmogącego.

Potrzeba choć czasem z należytą powagą i szacunkiem potraktować najgłębszy nurt życia osobowego i społecznego innych ludzi, jaki stanowi religia, aby przekonać się, że braćmi jesteśmy.

jako ja i wy byli"

Mija kolejny rok. W twoim życiu było to, co było. Obok biegł nurt życia Jezusa. Był Adwent. Boże Narodzenie — w żłobie, w zimnie. Ucieczka do Egiptu i powrót stamtąd. Było dorastanie Jezusa w Nazarecie. Jego praca przy Józefie. Potem okres nauczycielski. Zdrada, męka, śmierć w

163

Wielkim Poście. I zmartwychwstanie w Wielkanoc. A od Zesłania Ducha Świętego chodził Jezus po twoim życiu, po twoich codziennych sprawach, po twoim mieszkaniu i twojej pracy zawodowej i nauczał cię. Mówił do ciebie wprost i w przypowieściach — o synu marnotrawnym, o zaproszonych na ucztę, o Żydzie poranionym i Samarytaninie, o talentach.

Doszło to wszystko do ciebie? Czyś się odnalazł z narodzonym w stajni? Z uciekającym do Egiptu? Z Synem cieśli, który tak ciężko pracował, jak tam wtedy pracowano? Z Królem żydowskim oskarżonym niesłusznie, wyśmianym, pogardzanym, ubiczowanym, z cierniową koroną> na głowie, przybitym do krzyża? Ze Zmartwychwstałym i w niebo Wstępującym? Czyś się w Nim odnalazł?

Mija kolejny rok. Twoje życie, życie naszego narodu, było takie, jakie było. Obok niego biegł nurt życia Jezusa. Przez twoje życie, przez nasze życie narodowe. Czy doszedł do ciebie? Na ileś był w tym roku chrześcijaninem?

Spis rzeczy

Sprawy twoje, sprawy Boże, sprawy ludzi ....... 5

Sprawy ludzi, sprawy Boże, sprawy twoje ....... 57

Sprawy Boże, sprawy twoje, sprawy ludzi ....... 109

l



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Także Twoja Droga Krzyżowa Mieczysław Maliński
Aby nieustać w drodze ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 1
Chodzący po morzu ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński Królestwo Boże jest w was
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 3
Mieczysław Maliński Nie bój się
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 3
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 2
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 1
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 4
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 2
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 1
Góry przenosić ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 2
ks Mieczysław Maliński Bajki nie tylko dla dzieci
Mieczysław Maliński Wszystkie nasze dzienne sprawy
ks Mieczysław Maliński`
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 3

więcej podobnych podstron