Szczęścia Tak Naprawdę Nie Ma


SZCZĘŚCIA TAK NAPRAWDĘ
NIE MA...
Krisstofek



  Piszę to już jako dorosły facet „po przejściach”, ale wszystko, o czym chcę wam tu powiedzieć, odczułem na własnej skórze. Szczęścia tak naprawdę nie ma. Są tylko przerwy w rozpaczy.
  Moja historia zaczęła się, gdy byłem dzieciakiem, takim zwykłym, niepozornym dwunastolatkiem, który wcale nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki dziwny świat go otacza, takim, który pewnych spraw tak do końca nie rozumiał.
  To wtedy pierwszy raz zainteresowałem się moim kolegą, a raczej tym, co on ma w spodniach. On miał szesnaście lat, mieszkał po sąsiedzku i często waliliśmy w piłę na podwórku. Nigdy nie dałem mu się ograć, dlatego chyba mnie „szanował” i nie odtrącał jak zwykłego gówniarza. Było lato, wakacje, często chodziliśmy na basen. Przebieraliśmy się w krzakach, odwróceni tyłem, ale mnie aż korciło, żeby go zobaczyć. Żeby zobaczyć, jakiego on ma. Kiedyś podszedłem go z zaskoczenia.
  - Jakie ty masz włosy - powiedziałem gapiąc się w niego jak w obraz.
  - Nie podglądaj - oburzył się i zasłonił ręcznikiem, ale zaraz popatrzył na mnie inaczej i powiedział: - A Ty jeszcze nie masz?
  - Nie mam.
  - Masz całkiem gołe jajeczka?
  - No.
  - Pokaż.
  Pokazałem. A on wziął mnie za małego. Wtedy pierwszy raz poczułem, że z moim małym coś się dzieje!
  - Staje ci... - powiedział Krystian zdziwiony i jeszcze bardziej mi go ścisnął.
  - No... A twój? Pokaż.
  - Ale nie powiesz nikomu?
  - Nikomu!
  Pokazał. Gdy mu go dotknąłem, stanął mu jak świeca. Jaki był duży! Jaki twardy!
  Potem pokazywaliśmy sobie częściej, on bawił się moim, a ja jego. Wtedy pierwszy raz poznałem, co to jest wytrysk i jak wygląda sperma. Krystian pokazał mi, jak mam go onanizować, a gdy to zrobiłem, zachlapał mi cały brzuch. Ja wtedy też przeżyłem jakąś dziwną ekstazę, bez wytrysku, bo przecież jeszcze wcale nie miałem spermy, ale mały tak mi podskakiwał, że potem ledwie stałem na nogach. Krystian się uśmiechał, że „będą ze mnie ludzie”.
  Na tym zakończyła się ta nasza wspólna przygoda. Skończyło się lato, Krystian poszedł do liceum, miał dziewczynę. Mówiliśmy sobie tylko „Hej!”  Często wspominałem tamte chwile z nim, a potem w łazience i w łóżku „ćwiczyłem” swojego małego. Gdy mi się sypnęły włosy na jajkach - jaki byłem dumny!
  Miałem chyba czternaście lat, jak mi pierwszy raz strzeliła sperma. Nie wiem nawet, czy to naprawdę była sperma, bo wiedziałem, jak wyglądała sperma Krystiana, a moja była jakaś rzadka i bardzo przezroczysta. Potem już była taka sama jak Krystiana, a nawet chyba jeszcze gęstsza...
  Latka mijały, poznawałem dziewczyny, jak przystało na porządnego chłopaka, z jedną się nawet przespałem. Z nią to był zwykły przypadek. Po prostu zacząłem się bawić z nią w macanie, a ona mi dała! Nie miałem gumy, ale nie byłem naiwny. Zdążyłem wyskoczyć i było ok. Ale jakoś nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Poznałem, jak to jest, poruchałem sobie - i to wszystko. Potem przez całe liceum wiązałem się z kolejnymi dziewczynami, z każdą miałem seks i czułem, że jestem hetero. Ale jednak dalej interesowali mnie koledzy, ich penisy, co jeden to inny, i gdy tylko miałem okazję coś przyuważyć, w szatni, na pływalni, nawet w szkolnym kiblu - co się wtedy w mojej głowie działo!
  Na studiach, poznałem dziewczynę. Była piękna, długowłosa, o łagodnych rysach twarzy, po prostu anioł - myślałem. Po kilku tygodniach była moją dziewczyną, świata bożego poza nią nie widziałem. Czułem, że to miłość. Gdy wreszcie mi się oddała, gdy spędziłem z nią noc, byłem jak w niebie. W łóżku było nam bardzo dobrze, dawałem jej rozkosz i sam przeżywałem coś, czego do tej pory z innymi dziewczynami nie czułem.
  Minęły kolejne dwa lata i zdecydowaliśmy, że zostaniemy razem na całe życie. Pół roku później był nasz ślub i wesele pełną parą. Oczywiście nie wszyscy goście dopisali, i tak właśnie mój serdeczny kolega ze studiów też nie dotarł, więc zaprosiłem go, żeby nas odwiedził, kiedy tylko będzie mógł. Bo razem z moją żoną wynajęliśmy teraz pokój na mieście.
  Paweł to osobna historia. Znaliśmy się jak łyse konie. Razem w akademiku, w jednym pokoju dzień i noc, na zajęcia i po zajęciach, do klubu i na inne imprezki. Ile razy! On też mnie pociągał, miał świetnego penisa, wiem to, bo ile razy waliliśmy dziewczyny w pokoju, on jedną a ja drugą, między sobą nic nas nie krępowało. Pod natrysk też wchodziliśmy razem. Naprawdę wtedy się czułem prawdziwym heterykiem i nie miałem co do niego żadnych innych myśli. Wiedziałem tylko, że to świetny facet, ciałko super, w łóżku obrotny, no wszystko u niego było jak cacko.
  Teraz właśnie wrócił ze Stanów, wiec była okazja, żeby go zaprosić.
  I tak zaczęła się ta cała historia.
  To był wrzesień 2001 roku, po atakach na WTC w Nowym Yorku. Byłem ciekawy, jak to wszystko ludzie tam odebrali, i jak on sam się tam czuł, jak patrzył na to swoimi oczami. Ale rozmowa szybko zeszła na inne tematy.
  - Jeszcze nie wypiłeś za moje małżeństwo! - powiedziałem, bo właśnie Jola rozpakowała ślubny prezent od niego: zastawa stołowa! Super!
  Poszła jedna butelka, poszła druga, obie „zero-siedem”, oj, strasznie wszyscy się spiliśmy, nawet Jola nie umiała utrzymać równego kroku. Paweł zasnął przy stole. Nie było jak go ruszyć, a już myśleć o tym, żeby jakoś dotarł do siebie - nie ma mowy!
  - Ale gdzie on będzie spał? - zapytała Jola. To był problem, bo mieliśmy tylko jedną wersalkę. Ostatecznie stanęło na tym, że Jola sobie pościeli na dmuchanym materacu na podłodze, bo przecież jego na podłodze nie położymy, ani też nie damy go na wersalkę, a Jolkę z nim! Bo żebym ja z Jolką spał na podłodze, no jak? Nie zmieścimy się na tym materacu. Więc ja będę spał z nim.
  Rozebrałem Pawła, robiłem to już chyba tysiąc razy w akademiku - albo on mnie, kiedy ja ledwie stałem na nogach, a on był trzeźwiejszy - i tak dotarłem aż do jego slipek. Stwierdziłem, że nic się nie zmienił, że dalej ma super ciałko. Ale penis to na pewno od tamtej pory więcej mu nie urósł, pomyślałem, to dlaczego wydawał mi się większy? A jednak był większy i twardszy, bo lekko mu stał. Był w półwzwodzie. Patrzyłem tylko, żeby Jolka tego nie zobaczyła, bo jeszcze by jej przyszła ochota spróbować z takim... Nie, żartowałem. Poza tym Jolka już miała takie oczy, że nie wiem, czy nawet widziała dobrze ten materac, na który za chwilę padła.
  Ułożyłem Pawła. Rozebrałem się też do slipek, zgasiłem światło i runąłem obok niego. Oni, to znaczy Jola i Paweł chrapali na całego, a ja nie mogłem. Coś dziwnego się ze mną działo. Leżę w jednym łóżku z chłopakiem, i to jest mój najlepszy kumpel... Dziwne uczucie, ale leżę dalej i ciągle nie mogę zasnąć. Nagle Paweł się obrócił w moją stronę i poczułem, jak jego ciało dotyka mojego. Wiadomo, jakie ciało i gdzie dotyka. Mały mu stał na całego, i to tak, że aż mu wylazł ze slipów i wciskał się w moje slipy na tyłku! Paweł ma dużego ptaka, jak już mówiłem, widziałem go nieraz, ale nigdy, żeby mnie nim dotykał. A on się do tego ciągle wiercił i tak ocierał swojego gnata o mnie, że mi serce zaczęło walić jak zwariowane, aż mi się w głowie kręciło. Opuściłem trochę swoje slipy. Niech mnie nim dotknie tak bez niczego, jak to będzie? I jak mi się zrobiło gorąco, gdy go poczułem, takiego twardego, że nie da się opisać, jak mi wszedł główką dokładnie w mój rowek! Nie powstrzymałem się. Chciałem go dotknąć, pomacać, jaki jest twardy, jaki gorący. Udając, że się obracam, przełożyłem swoją rękę tak, żeby go złapać. Jaki gruby! Złapałem go i nie chciałem puścić!  
  On nawet nie poczuł, że go dotykam. Więc się jeszcze bardziej odwróciłem, żebym mógł to jego cudo wymacać całe, razem z worem. Paweł spał na całego, a ja pozwalałem sobie na coraz więcej. Zacząłem dotykać całe jego pięknie umięśnione ciało. Nie muszę chyba mówić, że mój mały też mi stał, od samego początku, jak tylko poczułem jego gnata na swoich slipach.
  Chyba byłem za mało ostrożny, albo już za dużo sobie pozwoliłem, bo Paweł zaczął się wiercić i inaczej oddychać. Przestraszyłem się, cofnąłem rękę, aż się spociłem ze strachu, że on coś poczuł. A on przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i... też zaczął mnie dotykać! Kurde! Nie wiedziałem, co zrobić! Tak mi macał tyłek, że po prostu było mi bosko! Więc ja dalej wziąłem się za niego, za tego wielkiego ptaka i dalej mu go obracałem!... Ale - ale... Co on robi? Kurde! On myślał, że jestem dziewczyną i szukał mojej dziurki! Kilka razy chwycił mnie za małego, ale zaraz go puszczał i szukał dalej! Wtedy sobie tak głupio pomyślałem, że to świetna zabawa! On myśli, że śpi z dziewczyną, a ja mam okazję go wymacać ile chcę! I nadal go dotykałem i tak masowałem mu jego armatę, że prawie by wystrzelił! Wyczułem to i przestałem, a on wtedy się przebudził. Ja nawet tego nie zauważyłem, bo leżał chwilkę spokojnie, ale gdy mu na nowo zacząłem nabijać armatę onanizmem, zabrał moją rękę. Kurde! Co jest? I zobaczyłem jego otwarte oczy. Przeraziłem się nie na żarty. Ale w swoim głupim pijackim móżdżku uroiło mi się, że mu nie ustąpię, że zrobię z nim tak, żeby miał wytrysk. Że chcę zobaczyć, jak będzie strzelał spermą, a rano udam, że nic nie pamiętam i o niczym nie wiem, bo taki byłem spity. I jak ten natarczywy pies ciągle tam wędrowałem. On mi rękę odkładał, a ja ją tam pchałem z powrotem. W końcu się poddał. Pozwolił sobie to zrobić. Waliłem mu konia, drażniłem wora, on czasem też mnie dotknął, ale jak chciałem wziąć mu do buzi, to tylko udało mi się go liznąć, bo na to już mi nie pozwolił. Więc dalej! Jak mu rozpaliłem armatę, że aż zrywał kolanami, jak mu rozgrzałem wora - jak strzelił spermą, to myślałem, że mi oczy powybija! Mógłby nas zatopić!
  Usnęliśmy.
  Rano on wstał pierwszy. Był goły, szukał slipów pod kołdrą, ale tak delikatnie, żeby mnie nie obudzić i tylko zerkał na Jolkę, czy nie otwiera oczu, bo co by wtedy zrobił. Ubrał się i wyszedł. Ja jeszcze dosypiałem. Ale gdy obudziła się Jolka, jak tylko wyszła do łazienki, zaraz wygrzebałem swoje slipy, bo co bym jej powiedział, że dlaczego śpię goły? Powiedziałem, że nie słyszałem, kiedy Paweł wyszedł.
  Potem oczywiście spotkałem się z Pawłem normalnie na zajęciach - to był ostatni rok naszych studiów - i było tak, jakby nikt z nas tamtej nocy nie pamiętał, jakby się nic nie stało, zupełnie nic.
  Paweł teraz mieszkał sam w akademiku, studenci ostatniego roku mieli taki przywilej, że mogli mieć pokoje jednoosobowe, i on sobie taki pokój załatwił. Raz mieliśmy na seminarium napisać jakiś referat. Wszyscy wiedzieli, że ja zawsze z Pawłem, więc od razu nas zakrzyczeli, że my to zrobimy. Nie było rady. Jak trzeba, to trzeba. Szperaliśmy w bibliotece, kserowaliśmy materiały, potem to wszystko do niego do pokoju, siadać do komputera - i pisać. Ja dyktowałem, on pisał, aż była prawie północ. Jolka zadzwoniła, gdzie jestem, co robię, a gdy jej powiedziałem, Paweł wziął mi z ręki komórkę i powiedział, że na pewno nam to zejdzie przynajmniej do trzeciej w nocy, więc prześpię się u niego, żeby się nie martwiła. Tymczasem skończyliśmy prawie zaraz. Wtedy Paweł powiedział:
  - Teraz idziemy pod prysznic, jak za starych dobrych czasów.
  Zrobiło mi się gorąco, jak się rozebrał i gdy znów go tak zobaczyłem, ale zaraz się rozebrałem i poszedłem za nim. I co? - Paweł pierwszy zaczął mnie dotykać...
  - Wiem, że ty też dobrze tamto pamiętasz - powiedział.
  I dalej kontynuowaliśmy to w łóżku. Paweł pieścił mnie, a ja jego. Aż do wytrysku.
  Powtórzyliśmy to potem jeszcze dwa razy. Paweł mówił, że znudziły mu się dziurki i dlatego chętnie się zgodził na taką odmianę, w której on nic nie musi robić, a ktoś mu daje taką przyjemność. Ja byłem tego samego zdania. Stosunku analnego nigdy między nami nie było.
  Jolka zupełnie niczego nie podejrzewała, bo w nocy było między nami jak dawniej. Ale co się ze mną stało? - otóż powróciły we mnie moje dawne zainteresowania chłopakami, mężczyznami, facetami. Powróciły jeszcze silniej i w jeszcze głębszej formie. Zapragnąłem obcowania z mężczyzną, zapragnąłem odbyć z kimś analny stosunek. Na ulicy oglądałem się za każdym przystojniakiem, gapiłem się w każdy rozporek, analizowałem każdy męski tyłek.
  Bardzo kochałem Jolę, ale od tej mojej obsesyjnej myśli, seks, który teraz z nią uprawiałem, przestał mi wystarczać. To już nie było to. Ja po prostu odwalałem chałturę. Już nie obchodziło mnie, czy jej jest dobrze. Robiłem to tak, jakbym się wyłączył z tego, co robię, popychałem kutasem tak długo, aż ona miała orgazm i kończyłem bez swojego wytrysku. A jak ona robiła mi loda, byłem wniebowzięty! Próbowałem namówić ją na seks analny, ale  bezskutecznie, nie chciała, ku mojemu niezadowoleniu. Potem każdy kolejny seks z nią był dla mnie nieudany i ona chyba czuła, że coś jest ze mną nie tak. Ale nadal mnie kochała, a ja ją ponad życie. Zrobiłbym dla niej wszystko. Dla mnie liczyła się tylko ona, nikt więcej. Dla niej żyłem.
  Kilka miesięcy później, to było około kwietnia następnego roku, nasze małżeństwie było tylko na papierze. Nawet przestaliśmy uprawiać seks. Jola gdzieś wychodziła, otrzymywała jakieś dziwne sms-y, potem znikała na kilka godzin. Nie mówiła, gdzie wychodzi. Było to dla mnie nie do zniesienia. Straszne. Czułem, że coś się sypie w naszym związku, że zaczyna się chyba jakieś pasmo nieszczęść. I było coraz gorzej. Nie cieszył mnie nawet dyplom ukończenia studiów. Nie cieszyła mnie praca, którą dość szybko dostałem.
  Kolejny rok pogłębił tylko ten kryzys. Jola znikała coraz częściej i na coraz dłużej, a ja zamartwiałem się w domu. W końcu kiedyś postanowiłem, że wyjdę za nią, że zobaczę, co ona robi, gdzie chodzi...
  Moje odkrycie było dla mnie szokiem. Spotykała się z... Pawłem! Tak, z moim najserdeczniejszym przyjacielem, z którym po studiach praktycznie urwał się nasz kontakt. Świat mi się zawalił. Już wiedziałem, że moje małżeństwo, że wszystko legło w gruzach.
  Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Próbowałem nawet popełnić samobójstwo, bo wolałem umrzeć niż żyć ze świadomością, że ona mnie zdradza, że jest z kimś. Moja próba była nieudana. Skończyła się tygodniowym pobytem w psychiatryku. To był ten przysłowiowy gwóźdź do trumny mojego małżeństwa. Jola wniosła o rozwód. I otrzymała go. Ona poszła w swoją stronę - nie wiem, czy do Pawła, ale pewnie tak - a ja zostałem sam ze swoimi problemami. Nie miałem siły, żeby z tym wszystkim walczyć, nie mogłem sobie poradzić. Wtedy poczułem nienawiść do niej, do wszystkich kobiet! Co najlepsze, nie byłem zły na Pawła, tylko na nią. Nie nienawidziłem jego, że zabrał mi żonę, ale ją. On pozostał mi obojętny. I tak mój świat zamknął się przed kobietami.
  Parę kolejnych miesięcy nie mogłem się określić, kim jestem i czego od życia chcę. Przyrzekłem sobie, że już nigdy więcej nie otworzę swojego serca dla nikogo, zupełnie dla nikogo. A wzrokiem wciąż rozbierałem każdego przystojnego faceta. Szukałem mężczyzny, z którym mógłbym to zrobić. Bez seksu byłem już ponad rok! Ile mogę wytrzymać? Nie myślałem o żadnym stałym związku. Bałem się, że kolejny raz zostanę zraniony.
  Kiedyś przez przypadek odkryłem w necie gejowski portal. Zacząłem do niego coraz częściej zaglądać. W końcu założyłem konto. Zaraz otrzymałem kilka pozdrowień, a gdy dołączyłem fotkę - napłynęło do mnie kilkanaście propozycji. Propozycje nawiązania znajomości, propozycje spotkania, propozycje seksu... Spotkałem się z jednym. Okazało się, ze to znany krakowski oszust. Nie był tym, za kogo się podawał. Gdy zobaczyłem jego wymalowane oczy, gdy usłyszałem jego zmanierowany „przegięty” głosik, szybko go pożegnałem.
  Zacząłem pisać z innym. To już były minione wakacje. On miał partnera, od razu to podkreślił, opowiedział mi, jak się z nim poznał. Ja opowiedziałem mu całą historię swojego życia. On okazał się być balsamem na całe zło, które mnie spotkało. To on sprawiał, że ja stałem się bardziej odważny, że patrzyłem  ludziom prosto w oczy, że nie zamykałem się już w czterech ścianach mojego pokoju. Ale nadal nie mogłem się określić: kim jestem ?
  - Kim jesteś? Nie oszukuj sam siebie. Jesteś gejem. Miej odwagę przyznać się, że jesteś gejem! Jesteś jednym z nas, a nas wcale nie jest tak mało!
  Chyba tak - pomyślałem.
  Terapia przyjaciela z portalu dała efekty. Stałem się bardziej pewny siebie, wiedziałem już, czego chcę: chcę poznać chłopaka, faceta, mężczyznę. Ale nie kogoś tylko na seks, kogoś na dłużej. Chcę tego. Chcę się związać z facetem! Z kimś, z kim mógłbym pójść do kina, pogadać o wszystkim, z kim mógłbym się całować. Wreszcie kogoś, z kim mógłbym pójść do łóżka.
  To był koniec września. Jak zwykle wszedłem na czat i wpisałem to samo, wciąż ponawiane przeze mnie pytanie: „Czy jest ktoś z Olkusza lub okolic?” Nigdy nikt mi się nie odezwał. Ale tym razem... „Tak, ja jestem”. Zdziwienie. Myślałem, że żartuje. Ale gdy mi dokładnie opisał topografię miasta, nie miałem wątpliwości. Rozmawialiśmy do późnej nocy. I tak każdego wieczoru, coraz dłużej. Zarywałem noce, do pracy biegłem na ostatnią minutę.
  Po miesiącu pisania zdecydowaliśmy się spotkać.
  Tak poznałem - ponownie poznałem Krystiana.
  Czekałem w umówionym miejscu. Nadchodzi umówiona godzina. Zaczynam się coraz bardziej niepokoić, łapie mnie strach, prawie bym uciekł. Co, gdzie i jak, co mam z sobą zrobić?
  Ktoś idzie. Idzie w tę samą stronę. Z opisu wygląda mi, że to może być on... Gdy podszedł bliżej, myślałem że się zapadnę pod ziemię. Kurde, to nie może być on, to przecież... Z nim kopałem piłę na podwórzu, z nim chodziłem na basen, z nim pokazaliśmy sobie... ja swoje gołe jajeczka a on...! Ale ok. Udam, że go nie widzę. Siedzę na ławce i przewracam gazetę. Patrzę, podchodzi bliżej. Zmieszał się, jak mnie zobaczył, dokładnie tak samo jak ja. Dziwne uczucie. Nie widzieliśmy się kilkanaście lat! Czasem tylko, w przelocie, gdzieś na mieście, mówiliśmy sobie „cześć”. Co teraz mamy powiedzieć? Przywitać się jak starzy koledzy? Zapadła głupia cisza. Wreszcie on spytał:
  - Czekasz na kogoś?
  - Tak.
  - No to dobre, bo ja też się tu umówiłem i też mam tu poczekać na kogoś.
  Zaśmiałem się sztucznie. Co za głupia sytuacja! Nie wiedziałem, czy od razu mam zapytać, czy to on, chłopak z czatowania, czy to tylko przypadek, że jesteśmy tu obaj w tym samym czasie.
  - To siadaj, poczekamy, pogadamy i skrócimy sobie czas oczekiwania. Skoro ty czekasz i ja, to zobaczymy, kto pierwszy się doczeka.
  Minęła chwila. Głupie gadanie: co słychać, jak ci leci. Wreszcie on mówi, że rozmawiał z takim gościem przez Internet, który miał mu coś sprzedać i czeka właśnie na niego.
  - Miał ci sprzedać patent na przyjaźń? - powiedziałem cicho. To było nasze umówione hasło. Gdybyśmy się pomylili i podeszli do kogoś innego, nie byłoby wpadki.
   - To chyba jednak czekamy na siebie - powiedział i teraz dopiero serdecznie ściskał mi rękę. - Domyśliłem się, że to możesz być ty.
  - Ale jaja! Jak to możliwe, że żyliśmy tu obok siebie i nic nie wiedzieliśmy!
  - Heh, bo życie czasem płata nam takie figle. Ale stało się. Powrót do korzeni, co? - roześmiał się wesoło.
  Poszliśmy zaraz na kawę, do kawy po koniaczku. Potem spacerkiem do niego. Mieszkał sam. Znałem ten blok, mijałem go co dnia i nie wiedziałem, że Krystian teraz tu właśnie mieszka. Postawił trunek. Postawił zimną płytę. Był przygotowany na to, że swojego nowo poznanego gościa tu właśnie zaprosi. Opowiedział o sobie. Miał za sobą nieudany związek z chłopakiem. Ja opowiedziałem o sobie i o swoim nieudanym małżeństwie... Wysłuchał do końca. I pocałował mnie, jakby ze współczuciem, że coś takiego mogło mnie spotkać!
  Tak zaczęło się moje nowe życie. Z Krystianem. Było nam wspaniale. Powiedział, że on już wtedy, jako gówniarz, zakochał się we mnie, dzieciaku. Że mu się śniłem po nocach. Dlatego tak szybko rzucił się na dziewczyny, żeby... Ale natury się nie da oszukać. Wiedział, że jest gejem. Miał parę przygód i to ostatnie, bolesne doświadczenie. Ale to było rok temu i już się z tego otrząsnął. Mówił, że znów mnie pokochał. Ale ja... Mnie po pewnym czasie wydawało się, że chociaż coś do niego czuję...
  Jednak nie mogłem go pokochać. Trwało to do stycznie tego roku, potem okres wegetacji. Nie mogliśmy się wcale dogadać. Bałem się tej jego miłości, a on był o mnie chorobliwie zazdrosny. Niszczył tym resztki mojego uczucia do niego. W lutym się wszystko rozpadło. Powiedziałem, że to nie ma sensu, że niby jesteśmy razem, ale tak naprawdę to obok siebie. On strasznie to przeżył. Wydzwaniał. Prosił o spotkanie. Kochał mnie całym sercem, ale ja nie mogłem. Bałem się, że znów zostanę zraniony, tak samo jak wcześniej przez Pawła, przez żonę.
  Wróciłem na czata. Poznałem Andrzeja. Od razu powiedział, że jest bi i chodzi mu tylko o dobry męski seks. Zgodziłem się. Ale i to nie trwało długo, bo jego sposób bycia po prostu mi nie odpowiadał.
  Po nim poznałem kolejnego chłopaka. Od pierwszego spotkania zawrócił mi w głowie. Młody, niepozorny, ale pełny dziwnego uroku. Dla niego otworzyłem swoje serce. Poczułem się przy nim bezpiecznie, bo on szukał oparcia właśnie w kimś starszym. Nasze osiem lat różnicy było dla niego w sam raz. Czułem, że to miłość. Wszystko kwitło wokół nas, a poznaliśmy się w przeddzień świąt wielkanocnych. Wtedy świat mi zawirował. Spotykaliśmy się co tydzień, u mnie, i raz był seks, raz nie. Nie miał doświadczeń. Byłem jego pierwszym partnerem. Uczyłem go tej miłości, bo moje serce pokochało tego młodego chłopaka jak nikogo do tej pory. On też twierdził, że mnie kocha. Mówiłem mu wtedy:
  - Nie mów tego, dopóki naprawdę nie będziesz tego pewny. Nie możesz mnie już kochać, tyle co się poznaliśmy. Skąd wiesz, że to jest miłość?
  Odpowiadał:
  - Bo wiem. Bo tak czuję.
  I oddawał mi się w łóżku tak szczerze, że musiałem w to uwierzyć.
  Raz nie przyjechał na umówione spotkanie. I nie dał znać, że nie może, ani słowa, dlaczego.
  W zeszłym miesiącu powiedział, że miałem rację. To jeszcze nie jest miłość, on nie jest do niej gotowy. I nie chce, żebyśmy byli parą, bo to niszczy wszystko. On chce, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
  Serce mi chciało pęknąć. Chciałem krzyczeć, że to nieprawda, że się myli! Nie chciałem żyć. Znowu rozpacz, znowu cierpienie. Dlaczego zakochałem się w nim tak szybko? Dlaczego sam sobie tego nie umiałem wytłumaczyć?
  - Ale... dalej chcę z tobą uprawiać seks, bez zobowiązań...
  Nie rozumiałem go, ale... Niech to nazywa, jak chce, ważne, żeby był dalej ze mną.
  Nadal się spotykamy, ale jako przyjaciele. Co nas jeszcze łączy? Seks. Wspaniały seks, jakiego wcześniej nigdy z nikim nie miałem. Niby jesteśmy razem, a osobno, osobno, a razem. Nadal go kocham i będę kochał, bo wiem, że to jest prawdziwa miłość. Niestety, on boi się tego uczucia. Bo nie może i nie chce się pogodzić z własną orientacją. W przyszłości chce mieć dziewczynę, żonę, dom, dzieci, chce założyć rodzinę.  
  Ja też tak myślałem. Myślałem, że jestem heterykiem. Bałem się przyznać przed sobą, że jestem gejem. Boję się, żeby on nie popełnił tego samego błędu.
  Jakie to życie jest dziwne i niepojęte - myślę. Trzeba będzie wiele czasu, żebyśmy znów byli razem, byli parą, a nie tylko dwójką mężczyzn uprawiających seks. Chyba że los znowu da mi po kościach i będę cierpiał, bo tak naprawdę - szczęścia nie ma, są tylko przerwy w rozpaczy.
                                                                                                       Krisstofek



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tak Naprawdę Nie Łączy Nas Nic (Dramione)
Fotokomˇrka gazowa, W, Wszystkich pomiar˙w dokonano tak, aby nie uszkodzi˙ fotokom˙rki - pr˙d If fot
Nie ma możliwości spłaty długu
Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
Antypolonizm Nie ma takiego zwierzęcia
Nie ma mocnych, scenariusze, inscenizacje ekologiczne
Tak czy nie, ezoteryka
Takich już nie ma, POLSKIE TEKSTY PIOSENEK ŚPIEWNIKI
19 12 nie ma wykładów ani ćw z matematyki
Keratynowe prostowanie włosów tak czy nie
kapitalizm tak wypaczenia nie s1
nie ma w zadnym
Jak naprawic NIE WYMIENIĆ czujnik temperatury zewnetrznej Laguna 2
#33 Nie ma chorób nieuleczalnych
Kim my tak naprawdę jesteśmy
Bo nikt nie ma z Nas, Teksty piosenek i pieśni liturgicznych wraz z akordami
Dlaczego w nowej podstawie programowej nie ma [cie ek edukacyjnych Gra yna Skirmuntt
Nie ma rzeczy niemozliwych, Rozwój osobisty
Nie ma dzieci

więcej podobnych podstron