WIERSZ NA 12 SIERPNIA 2009
Górnicy
Kopalnia przez gardła szybów, jak ziemi zachłanne płuca,
Wdycha nas rankiem, wieczorem w ciężkim wydechu wyrzuca.
Idziemy w mokrej ciemności długim chodnikami
Po śliskim błocie pochylni do komór podbitych stemplami.
Świszczące świdry wbijamy w mur, co nie widział świtu,
Rwiemy go na kawały zębami dynamitu.
Przez mrok wyżarte oczy zapadły nam w głąb oczodołów,
Głowy od min obuchów zwisają ciężkie jak ołów.
Schodzimy o świcie w noc głuchą, wracamy gdy dnia już nie ma
Zastyga za nami droga i zorza drgająca i niema.
Ziemia jest brudna, w niebo na skrajach wsiąkają dymy,
Sinieje las kominów - jedyny, jaki widzimy.
Znużeni wracamy, cisi, okryci sadzą i pyłem,
- Proste są - praca i życie - a namiętności zawiłe.
W szarym - jak wszystko - domu, w mieszkaniu każdego górnika,
Dymią wieczorem kartofle i zegar miarowo tyka.
A rankiem znów syreny, jak groźnie szumiąca rzeka,
Wołają, gdzie spętana śmierć bezustannie czeka.
Władysław Sebyła