background image

Wszystkie skryby prezydenta 

Amerykańscy prezydenci wynoszą swoich speechwriterów do statusu gwiazd i płacą im 
niebotyczne pieniądze 

Polskie głowy państwa trzymają autorów swoich przemówień w głębokim cieniu, a 
niektórzy wręcz zaprzeczają ich istnieniu. 

Są diablo inteligentni, dowcipni i zorientowani. Wszystkie te cechy wykorzystują w swoim zawodzie 
speechwritera, czyli autora cudzych przemówień. Autorem słynnych słów Johna Kennedy'ego "Nie 
pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju" jest Ted 
Sorensen. Zwrot "Oś zła", którym George W. Bush określił państwa wspierające międzynarodowy 
terroryzm, wyszedł spod pióra Michaela Gersona.  Popularny slogan "Yes, we can" z kampanii 
Baracka Obamy spopularyzował Jon Favreau. Amerykańscy prezydenci doceniają swoich 
speechwriterów dając im prestiż i duże pieniądze. Ale to Ameryka. 

Polscy prezydenci również wiele zawdzięczają swoim 
speechwriterom. Lecz zazwyczaj ukrywają ich w najbardziej 
sekretnych gabinetach swoich kancelarii. Jedynym 
prezydentem, który publicznie podziękował autorowi swojego 
przemówienia za "dwa słowa ważniejsze niż dwa tysiące słów" 
był Lech Wałęsa. Ale to wyjątek. Ostatni prezydent Polski w 
ogóle nie przyznawał się do korzystania z pomocy 
speechwriterów. Przyszły – również. 
 
Ojczyzna nad przepaścią 
 
Pierwszym prezydentem wolnej Polski został 31 grudnia 1989 
roku Wojciech Jaruzelski. Jednak swoje najsłynniejsze 
przemówienie nagrał w studiu radiowym, a następnie 
telewizyjnym siedem lat wcześniej – o godzinie 3:30 rano, 13 
grudnia 1981 roku. Przemówienie, w którym generał Jaruzelski 
informował naród o wprowadzeniu stanu wojennego zostało 
wyemitowane o 6 rano w radiu, a następnie o 10 rano w 
telewizji. Zaczynało się od znanych słów: "Obywatelki i 
obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś 
do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się 
do Was w sprawach rangi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła 
się nad przepaścią". Mało kto wie, że autorem tych słów, jak i 

reszty przemówienia był Wiesław Górnicki. 
 
Górnicki zaczynał karierę jako dziennikarz w "Sztandarze Młodych". Obok Ryszarda Kapuścińskiego 
był uznawany za jednego z najzdolniejszych reportażystów swojego pokolenia. Tym większe było 
zaskoczenie środowiska dziennikarzy, gdy w 1981 roku został jednym z czołowych propagandystów 
komunistycznej władzy i autorem przemówień generała Jaruzelskiego. Górnicki brał udział w 
tworzeniu przemówień Wojciecha Jaruzelskiego także w latach 1989-1990, kiedy pełnił on funkcję 
prezydenta RP. 
 
Rzodkiewki Wałęsy 
 
Jak relacjonuje Piotr Gulczyński, prezes Fundacji "Instytut Lecha Wałęsy", w czasie kadencji 
prezydenta Lecha Wałęsy w pisaniu przemówień brały udział różne osoby i instytucje, w zależności 
od tematu przemówienia. – Z jednej strony w przygotowaniu wystąpień prezydenta było 
zaangażowane biuro rzecznika prezydenta, a z drugiej ministrowie odpowiedzialni za konkretne 
działania w ramach kancelarii prezydenta. W pisaniu przemówień o tematyce historycznej 
uczestniczył na przykład profesor Andrzej Zakrzewski, żywy udział w tworzeniu takich przemówień 
brali także rzecznicy Andrzej Drzycimski i Marek Karpiński - mówi Piotr Gulczyński. 

Jednak autorem jednego z najważniejszych przemówień w prezydenckiej karierze Lecha Wałęsy był 
pisarz, pierwszy ambasador wolnej Polski w Waszyngtonie i wybitny polski reportażysta – Kazimierz 
Dziewanowski (w jednym ze swoich felietonów Stefan Bratkowski wspominał, że kiedy Kapuściński 

 

 

Fot. Getty Images/FPM 

 

 

background image

przeczytał "Stan oblężenia w raju" Dziewanowskiego, powiedział z westchnieniem: "Mam nadzieję, 
że kiedyś też coś tak dobrego napiszę"). 15 listopada 1989 roku Lech Wałęsa zaczął czytać tekst 
Dziewanowskiego w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Do historii przeszły pierwsze dwa słowa z 
tamtego przemówienia: "My, Naród!", które są także pierwszymi słowami Konstytucji USA i za 
które Lech Wałęsa otrzymał w Kongresie owację na stojąco. "Czasem dwa słowa są ważniejsze niż 
dwa tysiące słów" – pisał niemal równo 10 lat później Lech Wałęsa we wspomnieniu o zmarłym 
autorze tych słów. – "To, że zostały użyte, zawdzięczam śp. Panu Kazimierzowi." 
 
Piotr Gulczyński informuje, że po zakończeniu prezydentury Lech Wałęsa wygłasza swoje 
przemówienia najczęściej " z głowy." – Przygotowuje się do danej uroczystości i swoje 
przemówienia wygłasza bez kartki – mówi Gulczyński. – Nie powstaje wtedy żaden tekst pisany. My 
co najwyżej przygotowujemy w punktach zagadnienia, jakie w takim przemówieniu powinny się 
znaleźć. 
 
Piotr Gulczyński podkreśla, że prezydent Wałęsa jest "mówcą, który bardzo dobrze wyczuwa salę". 
– Ma doskonały kontakt z publicznością. Kiedy widzi, że ludzi bardziej interesuje jakiś temat, na 
bieżąco go rozwija – mówi. – Ma też duże poczucie humoru, co wykorzystuje podczas swoich 
przemówień. Dlatego korzystniejsze jest dla Prezydenta odejście od czytania tekstu narzecz 
bezpośredniej interakcji z publicznością. Lech Wałęsa lubi też żartować: jak to mówi, przekazuje 
"poważną treść w luźny sposób". Lubi też wpleść różne "niestandardowe" porównania. Według 
jednej z anegdot, gdy prezydent był w Japonii, jak zwykle, porównał polskich komunistów do 
rzodkiewek: "na zewnątrz czerwoni, a w środku biali". Dziwił się, że to porównanie nie zostało 
zrozumiane i nie wzbudziło śmiechu publiczności. Po wystąpieniu ktoś wyjaśnił, że w Japonii 
rzodkiewki są żółte… 
 
Być może to właśnie Lech Wałęsa w najbardziej profesjonalny sposób ze wszystkich polskich 
prezydentów korzysta z usług nie tylko speechwriterów, ale i ghostwriterów (czyli anonimowych 
autorów książek). Jego najnowsza autobiograficzna książka "Droga do prawdy" liczy aż 640 stron, a 
Lech Wałęsa pozostaje przecież bardzo zajętym człowiekiem. 
 
Specjalista od anegdot 
 
Pierwszym z polskich prezydentów, który stworzył specjalny Zespół ds. Wystąpień Publicznych był 
Aleksander Kwaśniewski. Zespołowi przewodniczyli najpierw Jacek Kluczkowski, a następnie 
Stanisław Ćwik. Była to wyspecjalizowana komórka, w której oprócz ekspertów w wybranych 
dziedzinach znajdowali się nawet specjaliści od zgrabnych cytatów, anegdot i bon motów. Tę 
ostatnią funkcję pełnił w zespole warszawski filozof Jakub Kloc-Konkołowicz. 
 
Choć w 2004 roku tygodnik "Wprost" oburzał się, że prezydent Kwaśniewski zatrudnia ponad 600 
osób, tworząc w ten sposób nikomu niepotrzebny "alternatywny rząd", Zespół ds. Wystąpień 
Publicznych z pewnością przysłużył się i popularności Aleksandra Kwaśniewskiego i samej funkcji 
prezydenta. To w dużej mierze dzięki swoim speechwriterom prezydenckie przemówienia były 
wysoko oceniane zarówno przez ekspertów jak i wyborców. 

Przemówienie, którego nie wygłoszono 
 
Sam fakt korzystania z usług speechwriterów świadczy o profesjonalizmie polityka na wysokim 
urzędzie, jak twierdzi speechwriter wielu brytyjskich polityków oraz autor strony 
greatspeechwriting.co.uk Lawrence Bernstein. – Dobry speechwriter stworzy żywe przemówienie, 
które łatwo się wygłasza i którego jeszcze łatwiej się słucha – mówi Bernstein. – Dobre 
przemówienie łączy w sobie szczerość z humorem i wzbudza zainteresowanie publiczności. Jeżeli 
ważny polityk potrafi znaleźć czas, aby stworzyć takie przemówienie, to życzę mu powodzenia! 
Jednak bardzo niewielu z nawet największych mówców potrafi mówić długo, bez uprzedniej ciężkiej 
pracy nad przygotowaniem przemówienia. Dobry speechwriter bierze tę robotę na siebie, a 
politykom zostawia uprawianie polityki. 
 

background image

Niestety, kolejni polscy prezydenci przynajmniej w deklaracjach odchodzą od współpracy z 
autorami przemówień. 
 
Prezydent Lech Kaczyński twierdził, że przemówienia pisze sobie sam. Potwierdzali to jego 
współpracownicy, dodając, że zwykle wypowiada je z głowy. Być może w jego przypadku była to 
faktycznie najlepsza strategia, ponieważ jedyne przemówienia, jakie ze stuprocentową pewnością 
czytał z promptera to telewizyjne orędzia prezydenckie uważane w powszechnej opinii za nieudane, 
na czele z niesławnym wystąpieniem z 17 marca 2008 roku z przebitkami par homoseksualnych, 
mapą przedwojennej Polski i kanclerz Niemiec Angeli Merkel z szefową Związku Wypędzonych Eriką 
Steinbach. 

Jednak najbardziej znanego ze swoich przemówień nigdy nie wygłosił. Jak podała Kancelaria 
Prezydenta, Lech Kaczyński pracował nad jego tekstem przez cały tydzień i jeszcze na dzień przed 
wylotem do Smoleńska przygotowywał się w Belwederze, aby zgodnie ze swoim zwyczajem 
wygłosić je z pamięci. To oczywiście przemówienie, które prezydent miał wygłosić 10 kwietnia w 
Katyniu, w dniu katastrofy prezydenckiego samolotu. Treść tamtego przemówienia zaczynała się od 
słów: "To było 70 lat temu. Zabijano ich – wcześniej skrępowanych – strzałem w tył głowy. Tak by 
krwi było mało. Później – ciągle z orłami na guzikach mundurów – kładziono w głębokich dołach." 
Krótko po śmierci prezydenta liczący 1251 słów tekst został opublikowany w internecie i stał się 
prawdopodobnie najlepiej znanym prezydenckim przemówieniem w historii Polski. 
 
Mistrz gaf 
 
Prezydenckie wybory z 4 lipca 2010 roku wygrał Bronisław Komorowski. Kwestia pisania 
przemówień wydaje się w sztabie nowego prezydenta najpilniej strzeżoną tajemnicą. Mimo maili i 
telefonów nikt w sztabie przyszłego prezydenta nie był chętny wyjawić informacji o procesie 
powstawania przemówień Bronisława Komorowskiego. Rzeczniczka sztabu wyborczego Małgorzata 
Kidawa-Błońska stwierdziła jedynie, że podczas kampanii wyborczej kandydat sam pisał sobie 
przemówienia, a młodzi pracownicy sztabu podsuwali mu jedynie tezy. 
 
Być może to wyjaśnia niezwykle dużą liczbę gaf, jakie w tej kampanii raz po raz serwował 
wyborcom kandydat PO. 
 
Odwrotowi polskich prezydentów od profesjonalnego zaplecza w postaci ludzi specjalizujących się w 
pisaniu tekstów dziwi się Niamh Crowe, prezeska międzynarodowej organizacji autorów 
przemówień speech-writers.com. – Jeżeli polscy prezydenci posiadają umiejętności i czas na 
pisanie własnych przemówień, z pewnością mogą w ten sposób wyrażać własne opinie – mówi 
Niamh Crowe. – Wydaje mi się jednak, że jak na tak zapracowanych ludzi, pisanie przemówień 
musi być dla nich niezwykle czasochłonnym zajęciem. Właściwe przygotowanie trzyminutowego 
przemówienia zajmuje około trzech godzin. Poza tym speechwriter uwalnia przemówienie od 
osobistych uprzedzeń autora. To bardzo ważne, bo przecież prezydent powinien przemawiać w 
imieniu wszystkich ludzi, ale nie jedynie ich części. 

Tak, możemy! 
 
Za przykład profesjonalizmu w sztuce tworzenia przemówień Niamh Crowe podaje aktualnego 
prezydenta USA Baracka Obamę, posiadającego w swoim zespole "sześciu speechwriterów, którzy 
pracują razem w celu stworzenia każdego przemówienia". 
 
Najważniejszym z nich jest zaledwie 29-letni Jon Favreau. To on pisał najważniejsze przemówienia, 
które pozwoliły Barackowi Obamie wygrać wybory prezydenckie. To on rozpropagował słynne hasło 
"Yes, we can!" [Tak, możemy!], które Obama stosował z mniejszym rozgłosem już podczas 
wyborów do senatu w 2004 roku. To on w końcu został mianowany w 2009 roku na Dyrektora 
Speechwriterów w Białym Domu, stając się tym samym drugim najmłodszym człowiekiem 
sprawującym tę funkcję w historii (pierwszym był James Fallows z administracji Jimmy'ego 
Cartera). Dziś Favreau posiada niemal celebrycki status: wysokością pensji (179 200 dolarów 

background image

rocznie) ustępuje jedynie dwóm spośród 469 pracowników Białego Domu, a jego narzeczoną jest 
aktorka, modelka i córka Quincy Jonesa – Rashida Jones. 
 
Ślepiec o orlim wzroku 
 
Wśród swoich inspiracji Favreau wymienia m.in. przemówienia Johna Kennedy'ego, a to właśnie u 
niego pracował pierwszy z naprawdę słynnych amerykańskich speechwriterów Ted Sorensen, 
którego Kennedy nazywał swoim "intelektualnym bankiem krwi". Wielką karierę Sorensen zaczął 
jako zaledwie 27-letni ghostwriter piszący książkę Johna F. Kennedy'ego "Profiles in Courage", za 
którą przyszły prezydent USA otrzymał nagrodę Pulitzera. Ale prawdziwą sławę przyniosła mu praca 
pisarza przemówień JFK. Być może najbardziej znane słowa, które wyszły z ust tego prezydenta, 
jeszcze wcześniej wyszły spod pióra jego speechwritera: "Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla 
ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju". Politolodzy zgadzają się także, że Sorensen 
odegrał istotną rolę w zażegnaniu kryzysu nuklearnego pomiędzy USA i ZSRR pisząc 
dyplomatyczny list Kennedy'ego do Nikity Chruszczowa. Podczas jednego z publicznych spotkań z 
Sorensenem, które odbyło się, gdy prezydentem był George Bush, 78-letni, na wpół ślepy 
speechwriter ponownie dał dowód swojej elokwencji zwracając się do publiczności: "Nie przejmujcie 
się, że nie widzę – jestem bardziej dalekowzroczny od aktualnego prezydenta USA". 
 
To właśnie Amerykanie zrobili ze swoich speechwriterów świetnie opłacane gwiazdy. Z pomocy 
speechwritera Alexandra Hamiltona korzystał już pierwszy prezydent USA George Washington 
(choć pierwszym oficjalnie zatrudnionym speechwriterem został w 1921 roku Judson T. Welliver u 
prezydenta Warrena G. Gardinga). Ale tradycje speechwritingu sięgają tysięcy lat wstecz. 
Retoryka, czyli sztuka przekonywania słuchaczy do swoich tez, rozkwitła w czasach demokracji 
ateńskiej z VI-IV w. p.n.e., w której wszyscy obywatele posiadali równe prawo do przemawiania 
podczas publicznych zgromadzeń. Istnieją dowody, że zarówno mistrz retoryki Platon jak i jego 
wielki uczeń Arystoteles, przyjmowali zlecenia z zakresu tego, co kiedyś nazywano pisaniem 
przemówień, a dziś odkreśla się modnym słowem: speechwriting. Seneka pisał przemówienia 
Neronowi, a Winston Churchill napisał co najmniej jedno przemówienie królowi Anglii. 
 
Dlaczego więc z taką niechęcią przyznają się do kontaktów ze speechwriterami polscy prezydenci? 
Być może obawiają się sytuacji, którą nakreśliła w jednym ze swoich artykułów dziennikarka Fox 
News Catherine Donaldson-Evans, pisząc, że "speechwriterzy są tym dla gabinetu owalnego, czym 
scenarzyści dla filmowych postaci?" 
 
Ten strach wydaje się jednak bezpodstawny, ponieważ doświadczeni speechwriterzy podkreślają, 
że ich rola jest zupełnie inna: – Dobry speechwriter funkcjonuje jako tłumacz pomiędzy politykiem 
a jego odbiorcami – zapewnia Lawrence Bernstein z greatpeechwriting.co.uk. – Dobry speechwriter 
potrafi przełożyć myśli innych ludzi na słowa – wtóruje mu Niamh Crowe ze speech-writers.com. 
 
Być może więc polskim prezydentom ostatnich lat po prostu brak dalekowzroczności, którą posiadał 
stary, schorowany, na wpół ślepy Ted Sorensen?