background image

Strona 1 z 3 

 

Gustaw Herling-Grudziński Inny świat 
 
Moralność obozowa 
(1) Osobiście nie należę ani do ludzi, którym potworne przeżycia wojenne kazały złożyć akces 
do „nowej  moralności”, ani do ludzi, którzy widzą w nich jeden więcej dowód tego, jak kruchą 
istotą jest człowiek we władzy Szatana. Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki 
w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według 
uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich – tak jakby wodę można było mierzyć 
ogniem, a ziemię, piekłem. Rzecz jednak w tym, że kiedy chcę obiektywnie opisać obóz sowiecki, 
muszę zstąpić do najgłębszych czeluści piekieł i nie szukać na przekór faktom 1udzi tam, gdzie 
z dna wody letejskiej spoglądają na mnie twarze umarłych i żyjących może jeszcze towarzyszy, 
przekrzywione drapieżnym grymasem osaczonych zwierząt i szepcące zsiniałymi od głodu 
i cierpienia wargami: „Mów całą prawdę, jacyśmy byli, mów, do czego nas doprowadzono”. 
(2) Na obronę kobiet wypada jednak może dodać,  że moralność obozowa – jak każda zresztą 
moralność – wytworzyła również swoją własną hipokryzję. I tak na przykład, nikomu by do głowy 
nie przyszło obwiniać o cokolwiek młodego chłopca, który dla polepszenia swej doli został 
kochankiem starej lekarki, ale ładna dziewczyna oddająca się z głodu odrażającemu starcowi 
z „chleboriezki”  była, rzecz prosta, „bladzią”! Nikt nie kwestionował jako „prostytuowania się” 
dobrego prawa niemal wszystkich brygadierów i techników do comiesięcznego wypłacania się 
donosami w Trzecim Oddziale, ale kobieta wychodząca za zonę do naczelnika była „prostytutką” 
i to najgorszego typu, bo łamiącą solidarność więźniów wobec ludzi wolnych. (...) 
(3) Tak czy owak prawdą jest, że głód najczęściej łamał kobiety, kiedy je zaś raz złamał, nie było 
już zapory na równi pochyłej, po której staczały się na samo dno upodlenia seksualnego. Niektórym 
przyświecała w tym nie tylko nadzieja polepszenia swej doli lub znalezienia możnego opiekuna, 
ale i nadzieja macierzyństwa. Nie należy tego rozumieć zbyt sentymentalnie. Cała rzecz polega 
na tym, że kobiety ciężarne zwolnione są w obozie od pracy na trzy miesiące przed rozwiązaniem 
i na sześć miesięcy po urodzeniu dziecka. Sześć miesięcy to był okres przewidziany na odkarmienie 
dziecka do stanu, w którym można je było odebrać matce i uwieźć w niewiadomym kierunku. 
Barak macierzyński w Jercewie pełny był zawsze ciężarnych kobiet, które z wzruszającą powagą 
popychały przed sobą niewidzialne wózki swych pękatych brzuchów, spiesząc do kuchni po zupę. 
O uczuciach natomiast, o prawdziwych uczuciach, trudno jest mówić, gdy się uprawia miłość 
na oczach  współwięźniów lub w najlepszym razie w składzie starych ubrań na przepoconych 
i śmierdzących  łachach obozowych. Po latach zostaje z tego wspomnienie wstrętu, podobne do 
grzebania się w szlamie opróżnionej sadzawki, głęboka niechęć do siebie i do kobiety, która 
zdawała się niegdyś tak bliska... 
(4) W parę tygodni po moim przyjeździe do obozu – o ile mnie pamięć nie myli, w styczniu 
1941 roku – przyszła etapem z więzienia młodziutka Polka, córka oficera z Mołodeczna. Była 
naprawdę  śliczna: smukła i wiotka jak kłos chwiejący się na wietrze, o dziewczęco  świeżej 
twarzyczce i maleńkich piersiach, ledwie rysujących się za granatową bluzeczką mundurka 
gimnazjalnego. Jury złożone z „urków” oceniło młodą klaczkę bardzo wysoko i nazywało ją odtąd 
– prawdopodobnie dla zaostrzenia swego proletariackiego apetytu —„generalską doczką”. 
Dziewczyna trzymała się jednak świetnie: wychodziła do pracy z podniesioną dumnie główką 
i błyskawicami gniewnych spojrzeń przeszywała każdego mężczyznę, który ośmielił się do niej 
zbliżyć. Wracała wieczorem do zony trochę pokorniejsza, ale dalej nieprzystępna i skromnie 
wyniosła. Prosto z wartowni szła do kuchni po zupę i nie wychodziła już nigdy z baraku kobiecego 
po zmroku. Wyglądało więc na to, że nie wpadnie tak łatwo w sidła nocnych łowów, a możność 
złamania jej głodem przy pracy utrudniał fakt, że przydzielona została do mieszanej kobieco-
inwalidzkiej brygady 56., która na bazie żywnościowej przebierała jarzyny lub łatała worki 
(więźniowie z 56. nie mieli wprawdzie dostępu do naszych źródeł kradzieży, ale praca ich była 
stosunkowo lekka). Nie znałem jeszcze wówczas na tyle obozu, aby móc przewidzieć, jak się 
ta cicha walka skończy, toteż bez wahania przyjąłem zakład o pół pajki chleba z inżynierem 
Polenko, zawiadowcą składu jarzyn na bazie, że dziewczyna nie ulegnie. Cała ta gra podniecała 

background image

Strona 2 z 3 

 

mnie w sposób, że tak powiem, patriotyczny – zależało mi na tym, żeby barwy biało-czerwone 
załopotały dumnie na maszcie zwycięskiej cnoty. Po siedmiu miesiącach pobytu w więzieniu ani mi 
w głowie były jeszcze kobiety i naprawdę skłonny byłem uwierzyć pogróżkom sędziego śledczego, 
że „żyć  będę, ale przespać się z kobietą nie zachcę”. Wykorzystując swą pozycję tragarza 
zaprzyjaźnionego z „urkami”, zagrałem więc nieuczciwie wobec Polenki i przedstawiwszy się 
dziewczynie jako student z Warszawy (żeby uniknąć pozorów mezaliansu), zaproponowałem jej 
fikcyjne małżeństwo, które w ramach etyki obozowej uchroniłoby ją na pewien czas od łapanki 
przez osobliwe ius primae noctis. Nie pamiętam już teraz, co odpowiedziała, ale musiało to być 
i coś w rodzaju „jak pan śmie”, bo dałem za wygraną. Polenko dostał ją do składu jarzyn i pilnie 
doglądał,  żeby nie kradła nadpsutych marchewek i solonych pomidorów z beczek. Mniej więcej 
w miesiąc po zakładzie przyszedł wieczorem do naszego baraku i bez słowa rzucił na moją pryczę 
podarte majtki kobiece. Odważyłem mu dokładnie, i również w milczeniu, pół pajki chleba. 
(5) Odtąd dziewczyna odmieniła się zupełnie. Nie spieszyła się jak przedtem po zupę do kuchni, 
ale wróciwszy z bazy, goniła się po zonie do późnej nocy jak nieprzytomna kotka w okresie 
marcowego parzenia. Miał  ją, kto chciał, pod pryczą, na pryczy, w separatkach techników, 
w składzie ubrań. Ilekroć mnie spotykała, odwracała głowę, zaciskając konwulsyjnie usta. Raz 
tylko, gdy zaszedłszy przypadkowo do składu kartofli na bazie, przyłapałem ją na kartoflisku 
z brygadierem 56., garbatym pokurczem Lewkowiczem, wybuchnęła spazmatycznym płaczem 
i wracając wieczorem do zony, tamowała  łzy dwiema drobnymi piąstkami. Spotkałem ją w roku 
1943 w Palestynie. Była już zupełnie starą kobietą. Zmęczony uśmiech na pomarszczonej twarzy 
odsłaniał szczerby w spróchniałych zębach, a przepocona koszula drelichowa pękała od dwóch 
obwisłych piersi, wielkich jak u karmiącej matki. 
(6) W Jercewie znany był powszechnie inny epizod, nie dlatego zresztą,  żeby był wyjątkowy 
lub niecodzienny, ale dlatego, że jego bohaterka stawiała dość  długi jak na precedensy obozowe 
opór. Tym razem chodziło o kruczowłosą Tanię, śpiewaczkę opery moskiewskiej, która przypłaciła 
wyrokiem dziesięcioletnim parę nadprogramowych tańców na balu dyplomacji zagranicznej. 
Skierowano ją z miejsca jako „politycznie podejrzaną” do brygady „lesorubów”. Cóż ta filigranowa 
dziewczyna o wąskich, delikatnych dłoniach mogła robić w lesie? Chyba tylko dorzucać gałęzie 
do ogniska, gdyby trafiła na ludzkiego brygadiera. Miała jednak nieszczęście podobać się niskiemu 
„urce” Wani i olbrzymim toporem oczyszczała zwalone jodły z kory. Wlokąc się o parę metrów 
za brygadą rosłych chłopów, przychodziła wieczorami do zony i resztkami sił ruszała do kuchni 
po swój „pierwszy kocioł” (400 gramów chleba i dwa talerze najrzadszej zupy – poniżej 100% 
normy). Było widoczne, że ma gorączkę, ale „lekpom” (pomocnik lekarza, coś w rodzaju felczera) 
przyjaźnił się z Wanią i nie chciał jej dać za nic zwolnienia. Trwało to wszystko dwa tygodnie; 
po upływie tego rekordowego jak na brygadę leśną terminu Tania przydreptała wieczorem 
do baraku „lesorubów” i nie patrząc w twarz brygadierowi, zwaliła się ciężko na jego pryczę. Miała 
ten szczęśliwy instynkt, że potraktowała całą sprawę wesoło i została czymś w rodzaju markietanki 
brygadowej aż do chwili, gdy jakaś pożądliwa  łapa naczelnika wyciągnęła ją za włosy 
z grzęzawiska i posadziła za stołem rachmistrzów obozowych. Słyszałem ją potem razy śpiewającą 
ładne piosenki rosyjskie w baraku „chudożestwiennoj samodiejatielnosti” przy wtórze głuchych 
pomruków „moskowskaja bladź”, które dochodziły z brygady „lesorubów”. Co by było, gdyby 
przestała się podobać swemu „naczalniczkowi” i wróciła do „chłopów z lasu? 
 
Człowiek złagrowany 
(7) Wśród ludzi wolnych, zatrudnionych przez GUŁAG w administracji obozów sowieckich, wielu 
było dawnych więźniów. Większość lekarzy, inżynierów, urzędników i techników otrzymywała 
natychmiast po ukończeniu wyroku albo drugi wyrok, albo propozycję pozostania w obozie na nie 
najgorzej płatnych posadach, z którymi związane były z reguły dwu- lub trzypokojowe mieszkania 
w pobliskim miasteczku. Taka forma kompromisu przynosiła korzyści obu stronom, toteż rzadko 
się zdarzało, żeby spotkała się z odmową. Po latach pobytu w obozie przeciętny więzień odwykał 
na tyle od wolności,  że myślał o niej z pewnym lękiem, jak o sytuacji, w której będzie musiał 
znowu  żyć w stanie wiecznej czujności,  śledzony przez przyjaciół, krewnych i kolegów, z góry 

background image

Strona 3 z 3 

 

narażony na podejrzenia po odsiedzianym dopiero co wyroku; w pewien sposób również obóz 
stawał się jego drugim życiem – znał jego prawa, obyczaje i przepisy, poruszał się w nim 
swobodnie, wiedział, jak się w nim żyje i unika niebezpieczeństw, lata spędzone za drutami 
przytępiały jego wyobraźnię (...). 
 
1. Jaką rolę wyznacza sobie jako pisarzowi Gustaw Herling-Grudziński? (akapit 1.) 
…………………………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………………………
………………………………………………………………………………………………………… 
 
2. Wyszukaj w akapicie 1. po jednym określeniu, które mogą być synonimami wyrażeń: 
a) inny świat  
………………………………………………………………………………………………………… 
b) system totalitarny  
………………………………………………………………………………………………………… 
c) człowiek  
………………………………………………………………………………………………………… 
 
3. Uzupełnij tabelkę (akapity 2. — 6.) 

Moralność innego świata 

Zachowania dopuszczalne 

Zachowania niedopuszczalne 

 
 
 
 
 
 
 
 

 

 
4. Co oznaczają słowa: 
a) hipokryzja w rozumieniu potocznym  
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
b) hipokryzja obozowa (akapit 2 
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
 
5. Kim jest człowiek złagrowany? Wyjaśnij na podstawie akapitu 7. 
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
………………………………………………………………………………………………………… 
 
 
 

Opracowanie: Jolanta Nazarko, Zespół Szkół Mechanicznych w Rzeszowie