background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

Czytaj Nas

.

background image

Tomasz Jastrun

Życie 

Anny Walentynowicz

background image

Tomasz Jastrun

Życie Anny Walentynowicz

Copyright © Agencja Artystyczna MTJ, Warszawa 2011

Copyright © Tomasz Jastrun, 2011

Redakcja: Agencja Artystyczna MTJ

Korekta: El bieta Modrzewska-Kotkiewicz

Sk

ład DTP: Anna Stępniak

Projekt ok

ładki: Anna Stępniak

Foto na ok

ładce: © Fotolia/ Anyka/ Djemphoto

Foto Tomasz Jastrun – Mariusz Jeziorko

Foto Anna Walentynowicz – 

Łukasz Głowala/ FORUM 

Wydanie I

Warszawa 1985 

Niezale na Ofi cyna Wydawnicza 

Wydanie II

Warszawa 2011

Agencja Artystyczna MTJ

ISBN 978-83-7699-110-8

Druk i oprawa: 

Elanders Polska Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 2

09-100 P

łońsk

Agencja Artystyczna MTJ 

ul. Porannej Bryzy 8, 03-284 Warszawa; 

Tel./fax (+48) 22 675 2814, 22 675 2850;

e-mail: info@mtj.pl; www.mtj.pl

WY

ŁĄCZNY DYSTRYBUTOR

Firma Ksi

ęgarska Olesiejuk 

Spó

łka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A

ul. Pozna

ńska 91, 05-850 O arów Mazowiecki

tel. 22 721 30 00, fax 22 721 30 01

www.olesiejuk.pl, e-mail:   @olesiejuk.pl

background image

Gda

ńsk – listopad 1980

Warszawa – czerwiec 1981

Warszawa, Instytut Onkologii i szpital przy 

ul. Lindleya – czerwiec, lipiec 1984

background image
background image

5

Ż

ycie Anny Walentyno-

wicz, które opowiedzia

ła mi do roku 1984, było jak 

okrutna ba

śń. Tak je prze yła i tak o nim opowiadała. 

Ba

śnie nie starzeją się i mo na do nich wracać po latach. 

Tej ba

śni los dopisał fi nał, jak grom z jasnego nieba. 

 

Od roku 1984 min

ęło  ćwierć wieku. Czy nie 

mia

łem ochoty uzupełnić ksią kę o nowe rozdzia-

ły? Ale przestałem ju  rozumieć i akceptować to, co 
Pani Ania mówi

ła i jak komentowała zdarzenia po 

wielkim prze

łomie...  

 

Ale przecie  ju  wtedy, w po

łowie lat 80, gdy 

s

łuchałem jej  ycia siedząc na brzegu szpitalnego 

łó ka, w Instytucie Onkologii i w szpitalu na Lin-
dleya, nie mia

łem wątpliwości,  e upraszcza świat 

widz

ąc go czarno i biało, ale czy ja robiłem wtedy 

inaczej? I 

łączyła nas jedna wielka wspólna sprawa, 

a jej wielkie 

światło zjadało wszystkie cienie... 

 Ksi

ą ka, jak się okazuje, została zweryfi kowana 

przez „Wielki Urz

ąd”. Kapitan Włodzimierz Ostrow-

ski, po jej ukazaniu si

ę w podziemnym wydawnic-

twie NOWA w roku 1985, pisa

ł w słu bowej notatce: 

„Autor 62 – stronicowej biografi i formatu A4 Tomasz 
Jastrun – fi gurant Wydzia

łu III departamentu MSW 

– w przedmowie stwierdza ...(tu kapitan obszernie 
cytuje mój pierwszy wst

ęp). Dalej pisze: „Życiowe 

koleje losu Anny Walentynowicz przedstawione 

background image

6

zosta

ły w konwencji obliczonej z jednej strony na 

wyci

śnięcie czytelnikowi łez, a z drugiej na wywo-

łanie refl eksji sprowadzającej się do stwierdzenia, i  
ludzkiej niedoli winny jest system spo

łeczny. Zbele-

tryzowana biografi a w zasadzie nie odbiega od wie-
dzy i charakterystyki operacyjnej Anny Walenty-
nowicz. Geneza konfl iktu pomi

ędzy nią a Lechem 

Wa

łęsą przedstawiona w „Życiu Anny Walentyno-

wicz” – w ca

łości pokrywa się z wiedzą jaką na ten 

temat dysponujemy i nie wnosi  adnych nowych ele-
mentów, które mog

łyby być wykorzystane w działa-

niach dezintegracyjno – dezinformacyjnych”.
  Na kilka miesi

ęcy przed stanem wojennym, 

przeprowadzi

łem z Anną Walentynowcz wywiad, 

w ramach serii rozmów z by

łymi działaczami 

WZZ-tów, dla pisma” Krytyka”. Tematem by

ł Lech 

Wa

łęsa i konfl ikty z nim. Mówiła o Wałęsie rze-

czy niezwykle mocne... Ten wywiad by

ł trudny do 

druku przed stanem wojennym, a w trakcie jego 
trwania i potem, wydawa

ł się dla naszej sprawy 

niebezpieczny. Rozumia

ła to nawet Pani Ania.

 Ukry

łem go tak starannie,  e nie odnalazł się do 

dzisiaj... ale ba

łem się niepotrzebnie... I tak miała go 

bezpieka... Swoje zadanie wykona

ł agent, pseudo-

nim „Skrzypek”, mój kolega, fi lmowiec, obywatel 
Finlandii, z pochodzenia W

ęgier i jak się okazuje 

agent w

ęgierskiej słu by bezpieczeństwa, oddany 

przez nich do dyspozycji polskiej bezpiece. Cieka-
we,  e MSW mia

ło z tym tekstem kłopot. Generał 

background image

7

Kiszczak osobi

ście wydał decyzję, by go nie wyko-

rzystywa

ć. Uznał pewnie słusznie,  e i tak nikt by 

nie uwierzy

ł w autentyczność tej rozmowy... 

 

Nie mia

łem i nie mam dzisiaj wątpliwości,  e 

Pani Ania mia

ła wiele racji w swoich pretensjach 

do Wa

łęsy i rozumiałem jej niechęć, zanim nie 

zmieni

ła się w nienawiść – broń bezradnych. Mając 

sk

łonność do spiskowego myślenia, swoje zarzu-

ty wobec Wa

łęsy – podobnie było w wielu innych 

sprawach – posuwa

ła czasami za daleko... 

 

W roku 1989 w ko

ńcu przybyła wolność, koloro-

wa, ale bez wyra nych konturów i z setk

ą półcieni, 

a wszystko zamiast si

ę wyjaśnić, jeszcze bardziej 

si

ę skomplikowało. 

 

W roku 1996 w Sztokholmie spotkali

śmy się... 

po latach. Zapyta

ła, czy zgodzę się na wznowienie 

tej ksi

ą ki? Wcześniej wysłuchałem jej spotkania 

z Poloni

ą. Tak, ju  na pewno  yliśmy w odmien-

nych 

światach. Wiedziała o tym, pytała więc z oba-

w

ą, czy się zgodzę? Powiedziałem – tak – ale nie 

by

łem szczęśliwy... (wtedy ksią ka jednak się nie 

ukaza

ła). Czułem ju  wtedy, czemu dawałem wy-

raz w swoich tekstach w paryskiej „Kulturze”,  e 
Polsce zagra a sposób my

ślenia narodowo – prawi-

cowo – spiskowy, obawia

łem się,  e takie myślenie 

staje si

ę jej bliskie. 

 

W mojej ksi

ą ce rozdział opisujący strajk sierp-

niowy jest szczególnie rozbudowany, co zrozu-
mia

łe, ale te  lata po stanie wojennym zajmują 

background image

8

nieproporcjonalnie wiele miejsca. Obecny czas za-
bra

ł tamtym latom wiele z ich dramatyzmu. I ów 

niezwyk

ły fakt,  e jednak to wygraliśmy, zwycię-

stwo za

ś dla wielu okazało się gorzkie. Jak e czę-

sto dawni bojownicy wspólnej sprawy, nagle sta-
wali si

ę wrogami... Nale y te  pamiętać,  e ksią ka 

powsta

ła na jednej linii frontu naszej wojny, która 

w roku 1984 nie by

ła ju  tak intensywna, ale na-

dal uparcie trwa

ła, zaś jej ostateczny wynik nie był 

wtedy pewny...
 Ukaza

ły się liczne ksią ki o Annie Walentyno-

wicz, niektóre s

ą niestety częścią nowej wojny, tej 

bezwzgl

ędnej zimnej wojny, która się toczy obecnie 

w Polsce. A o Pani Ani powsta

ł nawet fi lm, z które-

go oczywi

ście nie była zadowolona... Nie rozumia-

ła,  e fi lm nigdy nie oddaje wiernie rzeczywistości, 
a rzeczywisto

ść nie jest wierna tym , którzy byli jej 

wierni. Nie mog

ła te  pojąć,  e w wolnym demo-

kratycznym kraju, polityka i moralno

ść idą obok 

siebie, a tylko czasami rozmawiaj

ą ze sobą i podają 

sobie r

ęce. Cała ta skomplikowana gra, jaka toczy 

si

ę w demokracji między ró nymi siłami, była dla 

niej niepoj

ęta. 

 

Anna Walentynowcz zgin

ęła w katastrofi e pre-

zydenckiego Tupolewa Tu-154 pod Smole

ńskiem. 

I to na zawsze b

ędzie niezwykłą puentą jej niezwy-

k

łego  ycia. A dla mnie jest przepustką do wzno-

wienia ksi

ą ki. 

Tomasz Jastrun (2011)

background image

9

S

ą takie biografi e,  które 

staj

ą się przypowieścią o losie człowieka i całego 

narodu. My

ślę,  e spisane przeze mnie dzieje  y-

cia Anny Walentynowicz s

ą właśnie taką przypo-

wie

ścią. Gdyby była to fi kcja literacka, ktoś mógłby 

zarzuci

ć autorowi,  e zbyt wiele tu rzeczy nie-

prawdopodobnych. Nie jest bowiem mo liwe, by 
nieszcz

ęśliwa wiejska dziewczyna, maltretowana 

przez okrutnych gospodarzy sta

ła się niebezpiecz-

na dla totalitarnego pa

ństwa. By premier tego pań-

stwa grozi

ł jej palcem, a premier innego państwa 

przyjmowa

ł ją z uśmiechem w pałacach Pary a. 

A jednak ta okrutna polska ba

śń jest prawdziwa 

i jeszcze nie ma swojego ko

ńca.

 

Jaki jest wi

ęc powód,  e trudno było mi zdecy-

dowa

ć się na druk tej opowieści?

 Konfl ikty mi

ędzy Walentynowicz a Wałęsą były 

powszechnie znane. Opisuj

ąc dzieje tych sporów, 

nie ujawniam wi

ęc  adnych tajemnic. A jednak... 

Portret Lecha kre

ślony jest tutaj linią tak wyra nie 

nieprzychyln

ą,  e budzić to mo e niepokój. Wałę-

sa jest nam potrzebny, sta

ł się mitem narodowym. 

Mity bardzo oporne s

ą na zniszczenie. Nie da im 

rady armia zawodowych opluwaczy ani be

łkot te-

lewizji. Mity mo na zniszczy

ć tylko przy pomocy 

innych mitów.

background image

10

 St

ąd mój niepokój. Ale i wiara,  e dla mądrych 

spo

łeczeństw ujawnianie kontrowersji i sporów 

bywa narz

ędziem tworzenia, a nie niszczenia. 

Najwy szy ju  czas, by nasze nadzieje skupi

ły się 

wokó

ł spraw i myśli, a nie wokół osób. I by stracił 

w ko

ńcu odwieczną aktualność sąd Norwida: „Je-

ste

śmy  adnym społeczeństwem, jesteśmy wielkim 

sztandarem narodowym”.
 Niech

ęć do Wałęsy jest bodaj e jedynym grze-

chem Pani Ani, której dobro

ć promieniuje światłem 

widzialnym. Du

ą część tych rozmów zawdzię-

czam warszawskim szpitalom, gdzie przebywa-
ła Anna Walentynowicz czekając na swój kolejny 
proces. Sama b

ędąc pacjentką, opiekowała się  arli-

wie chorymi, sprz

ątała, myła podłogę – jak zawsze 

u

śmiechnięta. Pani Ania jest bowiem człowiekiem 

post

ępującym według najprostszych zasad chrze-

śc  ańskich: – nale y zawsze mówić prawdę, myśleć 
o innych wi

ęcej ni  o sobie.

 „Solidarno

ść” była dla Pani Ani rzeczą świętą. 

Uwa a

ła więc,  e człowiek, który stanął na czele 

tego ruchu te  powinien by

ć święty. A Wałęsa jest 

cz

łowiekiem trudnym. Tylko tacy ludzie obejmują 

przywództwo. Mówi si

ę,  e „Solidarność” była bez-

krwaw

ą rewolucją. Dodam – bezkrwawą z koniecz-

no

ści i z przekonań, bo Polacy są na ogół łagodni. 

I chocia  ta rewolucja sama si

ę ograniczała, to jed-

nak nieuchronnie zajmowa

ła nowe obszary. Żyjąc 

za

ś wewnątrz totalitarnego państwa  ywiła się jego 

background image

11

„sokami”, co nie zawsze by

ło zdrowe. Mówi się,  e 

rewolucje „po eraj

ą własne dzieci”. I nie jest przy-

padkiem,  e niemal wszyscy dzia

łacze dawnych 

Wolnych Zwi

ązków Zawodowych mieli ostre kon-

fl

 ikty z Wa

łęsą i zostali odsunięci. Odsunięto tak e 

Ann

ę Walentynowicz. Wróciła wtedy do stoczni, 

gdzie wrogo przyj

ęła ją tym razem nie dyrekcja, ale 

„Solidarno

ść”. Zamknęło się błędne koło. Trudno 

sobie wyobrazi

ć większy dramat, chocia  nie nale-

y go tak e przecenia

ć. Takie dramaty ironia histo-

rii zna na pami

ęć.

 

W swoich relacjach Pani Ania nie k

łamie, nie 

potrafi  k

łamać. Nie znaczy to,  e wszystko, co tu 

powiedzia

ła jest do końca prawdą. To osobiste 

i emocjonalne spojrzenie kobiety, któr

ą niezwykle 

ci

ę ko doświadczył los. Która rzuciła temu loso-

wi wyzwanie, przegra

ła i wygrała zarazem. Sama 

mówi o sobie,  e nie jest, nie chce, nie potrafi  by

ć 

politykiem.
 Wierz

ę głęboko w uczciwość i kompetencje Le-

cha Wa

łęsy. Wierzę te  w Annę Walentynowicz. 

I te dwie wiary dadz

ą się pogodzić, a paradoks tu 

tylko pozorny. Nasz 

świat nie jest czarno-biały, ani 

nawet bia

ło-czerwony. Konfl ikty  są nieodłączną 

cz

ęścią wolności. Pełną „zgodę” daje tylko niewola. 

Za

ś spokój i jedność, o którą woła od lat partyjna 

propaganda znale

ć mo na tylko na cmentarzach.

 Nadszed

ł czas próby. Ziarno zostało oddzielone 

od plew. Nie zawiod

ła nas Anna Walentynowicz 

background image

i nie zawiód

ł Lech Wałęsa. Reszta – w imię wol-

no

ści słowa, o którą walczymy – nie powinna być 

milczeniem.

Tomasz Jastrun (1985)

background image

I

 

 

background image

14

background image

15

ŚCIĘTE DRZEWA

U

rodzi

łam się w 1929 

roku w du ym mie

ście Równe na Wołyniu. Nie 

pami

ętam tego miasta, tylko dworzec otoczony 

a urowym p

łotem

1

. Moja matka by

ła krawcową, 

a ojciec ogrodnikiem. Ten ogród przy domu nie by

ł 

du y, mia

ł warzywnik, drzewa owocowe i  elazne 

korytko z wod

ą dla kur.

 

Życie płynęło powoli i było cię kie. Z mojego 

ojca by

ła taka dobrota, nie potrafi ł rozpychać się 

łokciami, godził się ze wszystkim – nawet ze swo-
j

ą biedą. Ale był mądry i ludzie często przychodzi-

li do niego po rad

ę. Nigdy mnie nie bił, ale kiedy 

mia

łam jakieś kłopoty zawsze biegłam do mamy.

 

W niedziel

ę ojciec pojechał do miasta i wtedy 

mama obci

ęła mi warkocze. Rozpłakałam się, prze-

straszona, co powie ojciec, jak wróci, a on tylko 
u

śmiechnął się.

 

Mój brat by

ł du o starszy ode mnie, wysoki, 

przystojny. Mia

ł kłopoty z nauką i kiedyś popłakał 

si

ę, chocia  był taki du y.

 

– Nie p

łacz, jak dorosnę, pomogę ci – pocie-

sza

łam go.

1  Ten p

łot przypomniał mi się, kiedy przed Sierpniem podobnym 

p

łotem chciano ogrodzić teren przed brama nr 2 w stoczni, by w 

ten sposób uniemo liwi

ć niezale ne obchody grudniowe.

background image

16

 

Rodzice chcieli wyjecha

ć do Argentyny. Mó-

wili,  e robi

ą to dla dzieci,  eby nie  yły w nędzy. 

Nie rozumia

łam, co znaczy taki wyjazd, ale oczy-

ma wyobra ni widzia

łam wielkie morze i fale, po 

których p

łynąć będzie nasz okręt. A na razie le ały 

tylko na stole  ó

łte i fi oletowe kwestionariusze, któ-

rych kolory do dzi

ś stoją mi przed oczami.

 

Nagle wybuch

ła wojna. Ojciec zginął. Nie wiem, 

jak to si

ę stało. W szeptach powtarzały się słowa... 

szrapnel... ulica. Na pogrzebie by

ło du o ludzi. Po-

ciesza

ła mnie i tuliła staruszka o krzywym kręgo-

s

łupie. Matka była zajęta tylko swoim cierpieniem 

i nigdy ju  nie dosz

ła do siebie.

 Zamkni

ęto szkołę. Staruszek nauczyciel płakał, 

kiedy mówi

ł – teraz uczcie się w domu... Ale wkrót-

ce wszystkich ch

łopców, w tym tak e mojego bra-

ta, wywieziono w g

łąb Rosji i słuch po nim zaginął. 

Umar

ła moja matka.

 

Wszystko sta

ło się tak nagle,  e do dziś trud-

no mi to w to uwierzy

ć. Miałam 10 lat i zostałam 

zupe

łnie sama. Zabrali mnie do siebie sąsiedzi. 

I nie wiem, co si

ę stało z domem, z warzywnikiem 

i ogrodem, w którym by

ło przecie  tyle owoco-

wych drzew.

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

Czytaj Nas

.