background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

 

Nie myślałam, Ŝe zasnę. WyobraŜałam sobie, Ŝe leŜąc juŜ 

w łóŜku, zatęsknię za domem i będę rozpamiętywać ten nie-
oczekiwany zwrot, jaki dokonał się w moim Ŝyciu. Intrygują-
ce błyski w oczach chłopaka z holu pojawiały się raz po raz 
w  mojej  pamięci,  byłam  jednak  tak  zmęczona,  Ŝe  nie  mo-
głam się na tym skoncentrować. Nawet myśl o naznaczonym 
nienawiścią usposobieniu Afrodyty nie bardzo mnie dręczy-
ła, tylko sennie odsuwała się ode mnie coraz dalej. Ostatnią 
moją  troską,  zanim  zasnęłam,  był  powracający  ból  głowy. 
Czy  spowodowany  był  Znakiem  i  raną  na  skroni,  czy  teŜ 
tworzył mi się jakiś gigantycznych rozmiarów pryszcz? I czy 
z takimi włosami będę mogła się pokazać pierwszego dnia 
w szkole dla wampirów? Ale kiedy otuliłam się kołdrą i oto-
czył mnie znajomy zapach pierza i domu, poczułam się nagle 
swojsko i bezpiecznie... i wtedy odpłynęłam na dobre.

 

Nie miałam koszmarów sennych. Śniły mi się koty. śad-

ni przystojni chłopcy nie pojawili się w mych snach. śadne 
nowe atrakcyjne działanie wampirzych mocy. Nic z tych rze-
czy. Po prostu koty. A szczególnie jeden. Mały pomarańczo-
wy pręgulek na tycich łapkach, z brzuszkiem jak kieszonka, 
czym przypominał małego torbacza. Skrzeczał na mnie gło-
sem starej baby, dlaczego tak długo zwlekałam z przyjściem. 
Ale zaraz ten głos zmienił się w terkot budzika...

 

background image

-

 

Zoey, wyłącz wreszcie ten budzik! 

-

 

Co?... A... 

O rany, nie znoszę poranków. Po omacku zaczęłam szukać 

wyłącznika budzika, by wreszcie przestał dzwonić. Czy juŜ 
mówiłam, Ŝe bez szkieł kontaktowych prawie nic nie widzę? 
Złapałam swoje idiotyczne okulary i zerknęłam, która godzi-
na. Było wpół do siódmej wieczorem. Wszystko na opak.

 

-

 

Chcesz teraz wejść pod prysznic czy ja mam pójść 

pierwsza? — zapytała Stevie Rae sennym głosem. 

-

 

Mogę iść pierwsza, jeśli ci to nie przeszkadza. 

-

 

Nie... — ziewnęła. 

-

 

Dobra. 

-

 

Powinnyśmy się pospieszyć, bo nie wiem jak ty, ale 

jeśli ja nie zjem śniadania, nie mogę potem wytrzymać do 
obiadu, po prostu umieram z głodu. 

-

 

Płatki zboŜowe? — oŜywiłam się. Uwielbiam płatki, 

a na dowód tego mam nawet T-shirty z napisem: „Kocham 
płatki". 

 

-

 

Tak. Zawsze jest mnóstwo róŜnych płatków, prócz 

tego obwarzanki, owoce, jajka na twardo i róŜne takie. 

-

 

Zaraz będę gotowa -- obiecałam, nagle czując się 

strasznie głodna. — Powiedz mi, Stevie Rae, czy mogę się 
ubrać w cokolwiek? 

-

 

Tak — odpowiedziała, znowu ziewając. — WłóŜ po 

prostu któryś z tych swetrów, do tego Ŝakiet z symbolem 
trzeciego formatowania i wystarczy. 

Zaczęłam  się  spieszyć,  chociaŜ  zaleŜało  mi  na  tym,  by 

wyglądać  jak  najlepiej,  dlatego  wolałabym  mieć  przynaj-
mniej  parę  godzin  na  staranne  zrobienie  makijaŜu  i 
wy-szczotkowanie  włosów.  Siedząc  przed  poŜyczonym  od 
Stevie  Rae  lusterkiem,  podczas  gdy  ona  brała  prysznic, 
uznałam,  Ŝe  lepiej  zrobić  delikatny  makijaŜ,  niŜ  przesadzić 
nadmiernym  upiększaniem.  Dziwne,  jak  Znak  zmienił  cały 
wyraz  mojej  twarzy.  Zawsze  miałam  ładne  oczy:  duŜe, 
okrągłe, ocienione

 

długimi gęstymi rzęsami. Nawet Kayla mi ich zazdrościła, 
nieraz mówiąc, Ŝe to niesprawiedliwe, bym ja miała rzęsy, 
którymi dałoby się obdzielić ze trzy dziewczyny, a ona krótkie 
jasne włoski. A skoro juŜ mowa o Kayli... zatęskniłam za nią, 
zwłaszcza rano, kiedy wybierałam się do szkoły bez niej. MoŜe 
zadzwonię do niej później. Albo wyślę e-mail. Albo nie... 
Przypomniałam sobie właśnie, co Heath mówił o imprezie, i 
postanowiłam, Ŝe raczej nie zadzwonię. W kaŜdym razie Znak 
sprawił, Ŝe moje oczy wydawały się teraz większe i 
ciemniejsze. Podkreśliłam je cieniem w kolorze szaroczarnym, 
który zawierał trochę srebrnych drobinek, ładnie poły-
skujących. Nie chciałam zamalować powiek na czarno, jak to 
robią niektóre dziewczyny, myśląc, Ŝe tak jest bajerancko, 
podczas gdy naprawdę wyglądają jak wystraszone szopy 
pracze. Poprowadziłam cienką kreskę wzdłuŜ rzęs, potem 
nałoŜyłam troszkę tuszu, pędzelkiem naniosłam na policzki 
trochę ciemnego pudru i przeciągnęłam błyszczykiem po 
wargach, by ukryć fakt, Ŝe je nerwowo przygryzam. Potem 
uwaŜnie się sobie przyjrzałam. Na szczęście włosy układały 
się jako tako, nawet ząbek w linii zarostu włosów, który 
rysował mi się nad środkiem czoła, nie rzucał się tak bardzo 
w oczy, jak nieraz się zdarzało. Teraz wyglądałam... hm, 
niby tak samo, a jednak inaczej. Nadal widoczny był wpływ 
Znaku na mój wygląd. Właśnie przez ten Znak uwypukliły 
się etniczne elementy moich rysów: ciemne oczy, szerokie 
kości policzkowe, szlachetny prosty nos, nawet oliwkowy 
odcień karnacji, którą odziedziczyłam po Babci. Szafirowy 
Znak jakby rzucił nowe światło na moje rysy i wydobył je; 
uwolnił z mego wnętrza czirokeską dziewczynę i sprawił, Ŝe 
zajaśniała pełnym blaskiem.

 

-  Masz  świetne  włosy  --  zauwaŜyła  Stevie  Rae,  gdy 

wyszła  z łazienki  z ręcznikiem  na  głowie.  —  Chciałabym, 
Ŝ

eby moje tak się układały, kiedy urosną. Ale nic z tego. Dłu-

 

 

 

background image

gie  są  po  prostu  rozwichrzone.  Wyglądają  jak  rozwiana  koń-
ska grzywa.

 

-

 

Podobają mi się twoje krótkie włosy — powiedziałam, 

ustępując jej miejsca i sięgając po czarne baleriny. 

-

 

Ale przez nie jestem tutaj odmieńcem. Bo wszyscy 

mają długie włosy. 

-

 

ZauwaŜyłam, tylko nie rozumiem, jak to się dzieje. 

-

 

To jeden z procesów, jakie w nas zachodzą, kiedy 

podlegamy Przemianie. Włosy wampirów rosną niezwykle 
szybko, podobnie paznokcie. 

Opanowałam dreszcz na wspomnienie paznokci Afrody-

ty, które bez trudu rozcinały materiał spodni i znajdującą się 
pod nimi skórę.

 

Na  szczęście  Stevie  Rae  nie  domyśliła  się  biegu  moich 

myśli i dalej mówiła.

 

-  Przekonasz  się.  Wkrótce  nie  będziesz  musiała  przy-

glądać  się  ich  symbolom,  by  wiedzieć,  jakie  formatowanie 
przechodzą. Zresztą wszystko to poznasz na lekcjach socjo-
logii  wampirów.  Właśnie,  byłabym  zapomniała.  —  Rzuciła 
się do biurka i zaczęła przekopywać się przez stos papierów, 
zanim znalazła to, czego szukała, by mi zaraz wręczyć. — To 
twój plan. Trzecią i piątą godzinę mamy razem. Sprawdź, ja-
kie masz przedmioty do wyboru na drugiej godzinie. MoŜesz 
wybrać z listy, co chcesz.

 

Na górze arkusza z planem zajęć wydrukowane było wiel-

kimi literami moje imię i nazwisko: ZOEY REDBIRD, ROZPO-
CZYNAJĄCA TRZECIE FORMATOWANIE, a pod tym data pięć 
dni  wcześniejsza  od  dnia,  w  którym  Tracker  mnie  Nazna-
czył.

 

1.

 

godzina — socjologia wampirów 101. Pok. 215. Prof. 

Neferet 

2.

 

godzina — zajęcia teatralne. Sala przedstawień. Prof. 

Nolan 

albo

 

Rysunek 101. Pok. 312. Prof. Doner

 

albo

 

Muzyka, zaj. początkowe, pok. 314. Prof. Yento

 

3.

 

godzina — literat. 101. Pok. 214. Prof. Pentesilea 

4.

 

godzina — szermierka. Sala ćwiczeń. Prof. D. 

Lankford 

PRZERWA NA LUNCH

 

5.  godzina — hiszpański 101. Pok. 216. Prof. Garmy

 

6.  godzina — wstęp do studiów jeździeckich. Zabudowania 

na polu. Prof. Lenobia

 

-

 

Nie ma geometrii? — zapytałam z udawaną radością, 

choć przytłoczył mnie ten plan zajęć. 

-

 

Na szczęście nie ma. W przyszłym semestrze będzie 

my miały ekonomię, ale moŜe nie będzie taka trudna. 

-

 

Szermierka?... Wstęp do studiów jeździeckich?... 

-

 

Mówiłam ci, chcą, Ŝebyśmy byli w dobrej kondycji. 

Szermierka nie jest zła, chociaŜ dosyć trudna. Nie jestem 
w tym dobra, ale często dają ci do pary kogoś starszego, 
kto pełni rolę trochę kolegi, a trochę instruktora. Musisz 
wiedzieć, Ŝe niektórzy są naprawdę napaleni. W tym seme-
strze nie mam tych zajęć, zostałam przydzielona do grupy 
taekwondo. I muszę ci powiedzieć, Ŝe to uwielbiam! 

-  Naprawdę? — wyraziłam powątpiewanie, zastanawia-

jąc się jednocześnie, jak mogą wyglądać zajęcia z końmi.

 

-

 

Tak. Więc które zajęcia wybierasz? 

Spojrzałam na rozkład. 

-

 

A ty na które idziesz? 

-  Na muzykę. Profesor Yento jest świetny, a poza tym... 

- Stevie Rae uśmiechnęła się i zaczerwieniła. — Chciała 
bym zostać gwiazdą muzyki country. Wiesz, Kenny Che-

 

background image

sney,  Faith  Hill,  Shania  Twain,  oni  wszyscy  są  wampirami. 
Cała  trójka.  A  Garth  Brooks  pochodzi  stąd,  z  Oklahomy, 
przy  czym  on  jest  największym  wampirem  z  nich  wszyst-
kich. Wobec tego nie rozumiem, dlaczego nie miałabym zro-
bić podobnej kariery.

 

-

 

Ja to doskonale rozumiem — powiedziałam. — Rze-

czywiście, dlaczego nie? 

-

 

Chcesz chodzić ze mną na muzykę? 

-

 

Nie nadaję się. Nie umiem śpiewać ani grać na Ŝad-

nym instrumencie. Zrobiłabym z siebie pośmiewisko. 

-

 

W takim razie lepiej nie. 

-

 

Prawdę mówiąc, brałam pod uwagę zajęcia teatral-

ne. W szkole miałam zajęcia z teatru i lubiłam je. Wiesz coś 
o profesor Nolan? 

-

 

Tak. Pochodzi z Teksasu i ma bardzo silny teksański 

akcent, ale studiowała aktorstwo w Nowym Jorku. Wszyscy 
ją lubią. 

Niemal  roześmiałam  się  głośno,  gdy  Stevie  Rae  wspo-

mniała o akcencie profesor Nolan. Sama przecieŜ mówiła 
z tak silnym akcentem, Ŝe mogłaby uchodzić za kogoś miesz-
kającego w slumsach, ale za skarby świata nie zraniłabym jej 
uczuć.

 

-

 

W takim razie zajęcia z dramatu. 

-

 

No to bierz plan i chodźmy — zarządziła, a kiedy 

wypadłyśmy z pokoju i zbiegałyśmy po schodach, dodała 
jeszcze: — Wiesz co? MoŜe ty będziesz drugą Nicole 
Kidman? 

Zostać drugą Nicole Kidman... całkiem niezła perspekty-

wa  (wyjąwszy  ślub,  a  następnie  szybki  rozwód  z  konusem, 
który musiał być nienormalny). Nie zastanawiałam się jesz-
cze nad swoją przyszłą karierą zawodową, zwłaszcza odkąd 
Tracker  przewrócił  moje  Ŝycie  do  góry  nogami,  ale  skoro 
Stevie Rae poruszyła ten temat, to raczej wolałabym zostać 
weterynarzem.

 

 

Spasiony  czarno-biały  kocur  smyrgnął  tuŜ  pod  naszymi 

nogami, goniąc innego kota, który wyglądał, jakby był jego 
sobowtórem. Skoro włóczy się tu tyle kotów, weterynarz na 
pewno się przyda. (Zabawnie brzmi: wampirka weterynarka, 
wamp-wet, juŜ widzę, jak się ogłaszam: „Krew pobieramy

 

bezpłatnie").

 

W  kuchni  i  salonie  tłoczyły  się  dziewczęta,  które  po-

spiesznie  jadły,  nie  rezygnując  z  rozmawiania.  Odpowiada-
łam  na  liczne  pozdrowienia  wyraŜane  przez  nowo  poznane 
osoby, którym Stevie Rae skwapliwie mnie przedstawiała, 
a jednocześnie starałam się znaleźć swoje ulubione czekola-
dowe chrupki. JuŜ zaczynałam się martwić, Ŝe ich nie znajdę, 
kiedy wreszcie je zobaczyłam ukryte za wielkimi kartonami 
glazurowanych płatków,  które mogłabym  wybrać  w  drugiej 
kolejności,  ale  to  jednak  nie  to  samo.  Glazurowane  nie  za-
wieraj ą ani odrobiny czekolady, no i nie maj ą tej pysznej kro-
pelki  marmoladki.  Stevie  Rae  wzięła  sobie  pełną  miseczkę 
Lucky  Charms,  po  czym  zasiadłyśmy  przy  stole  i  zaczęły-
ś

my pospiesznie pochłaniać śniadanie.

 

-  Cześć, Zoey!

 

Gdybym nawet nie rozpoznała tego głosu, to i tak wystar-

czająco  wymowna  była  reakcja  Stevie  Rae,  która  spuściła 
głowę, pilnie wpatrując się w swoje płatki.

 

-  Cześć, Afrodyto — odpowiedziałam, starając się, by 

mój głos brzmiał normalnie.

 

-  W razie gdybyśmy się miały przedtem nie zobaczyć, 

wolałabym mieć pewność, Ŝe trafisz do nas wieczorem. Ry-
tuał Pełni KsięŜyca obchodzony przez Córy Ciemności za-
czyna się o czwartej rano, zaraz po szkolnych obchodach. 
Przepadnie ci kolacja, ale nie martw się, nakarmimy cię. Na 
sza uroczystość odbywa się w sali rekreacyjnej za wschod-
nim murem. Spotkamy się przed świątynią Nyks, zanim za-
czną się szkolne uroczystości, Ŝebyśmy mogły w nich razem 
uczestniczyć, a potem zaprowadzę cię do naszej auli.

 

 

background image

-

 

Kiedy ja juŜ obiecałam Stevie Rae, Ŝe z nią pójdę na 

szkolne uroczystości. — Nie znoszę apodyktycznych ludzi. 

-

 

No! Przykro mi. - - Z satysfakcją zobaczyłam, jak 

Stevie Rae wreszcie uniosła głowę znad talerza z płatkami 
i przemówiła. 

-

 

Ty wiesz, gdzie jest sala rekreacyjna, prawda? - 

zwróciłam się do Stevie Rae z niewinną miną. 

 

-

 

Jasne. 

-

 

W takim razie powiesz mi, którędy mam iść, prawda? 

I Afrodyta nie musi się martwić, Ŝe nie trafię. 

-

 

We wszystkim ci pomogę — zachrypiała przejęta 

Stevie Rae. 

-

 

W takim razie nie ma problemu -- powiedziałam, 

uśmiechając się szeroko do Afrodyty. 

-

 

Okay, w porządku. Widzimy się o czwartej. Nie spóź-

nij się. — To powiedziawszy, oddaliła się z godnością. 

-

 

Jeśli dalej tak będzie zarzucała dupskiem, to jeszcze 

po drodze coś stłucze — zauwaŜyłam. 

Stevie Rae prychnęła śmiechem, aŜ mleko o mało nie po-

szło jej nosem. Krztusząc się, odpowiedziała:

 

-

 

Nie rób tak, kiedy jem. - - Przełknęła to, co miała 

jeszcze w ustach, i uśmiechnęła się do mnie. -- Widzę, Ŝe 
nie pozwalasz sobą rządzić. 

-

 

Ty teŜ nie — zrewanŜowałam się. Skończyłam jeść 

płatki i zapytałam: — Gotowa? 

-

 

Gotowa. Zaczynamy. To wcale nie będzie trudne. 

Pierwszą lekcję masz po sąsiedzku ze mną. Wszystkie głów 
ne przedmioty dla uczestników trzeciego formatowania od 
bywają się w tym samym holu. Chodź, pokaŜę ci kierunek 
i juŜ będziesz wiedziała. 

Opłukałyśmy  talerze  i  włoŜyłyśmy  je  do  zmywarki,  po 

czym mogłyśmy juŜ wyjść na zewnątrz, gdzie panował pięk-
ny jesienny wieczór. O rany, jakoś dziwnie było iść do szkoły 
wieczorem, nawet jeśli ciało się temu nie sprzeciwiało. We-

 

szłyśmy do wnętrza szkoły przez masywne drewniane drzwi, 
przez które przelewało się mnóstwo uczniów.

 

-  Właśnie tu jest hol trzeciego formatowania — oświad-

czyła Stevie Rae, prowadząc mnie za róg, a następnie w górę 
po kilku schodkach.

 

To łazienka? — zapytałam, kiedy mijałyśmy fontannę 

znajdującą się pomiędzy dwojgiem drzwi.

 

-

 

Aha — odrzekła. — Tu jest moja klasa, a twoja zaraz 

obok. Do zobaczenia po lekcji! 

-

 

Dobra, dzięki! — zawołałam. 

Przynajmniej do łazienki było niedaleko. Gdybym nagle 

dostała biegunki, zdąŜę dobiec.

 

 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

 

-  Zoey, tutaj!

 

Prawie rozpłakałam się z radości, kiedy usłyszałam głos 

Damiena i zobaczyłam, jak macha do mnie, wskazując puste 
miejsce w ławce obok siebie.

 

-

 

Cześć. 

Usiadłam,      uśmiechając      się      do     

niego 
z wdzięcznością. 

-

 

Gotowa jesteś stawić czoła pierwszemu dniowi w tej 

szkole? — zapytał. 

Nie.

 

Kiwnęłam jednak potakująco głową.

 

- Tak. — Chciałam coś więcej powiedzieć, lecz rozległ 

się pięciokrotny dźwięk dzwonka, a gdy umilkł ostatni jego 
pogłos, do sali weszła Neferet. Miała na sobie 
ciemnofioletowy jedwabny sweter oraz długą czarną 
spódnicę z rozcięciem na boku, przez które widać było 
wspaniałe buty na 
wysokich obcasach. Nad jej lewą piersią wyhaftowany srebr-
ną nitką widniał wizerunek bogini z uniesionymi rękoma, 
z dłońmi obejmującymi sierp księŜyca. Złote włosy splecione 
miała w gruby warkocz. Drobne, ale liczne tatuaŜe okalały 
jej twarz, co sprawiało, Ŝe przypominała staroŜytną wojującą 
boginkę. Gdy uśmiechnęła się do nas, zauwaŜyłam, Ŝe cała 
klasa pozostaje pod magnetycznym wraŜeniem jej znaczącej 
obecności.

 

- Dobry wieczór. Nie mogłam się doczekać, kiedy przej-

dziemy do tej części materiału. To mój ulubiony temat: zagłę-
bianie się w bogatą historię Amazonek oraz jej socjologiczne 
aspekty. — Wskazała na mnie. — Idealna pora dla Zoey, któ-
ra właśnie teraz do nas dołączyła. Jestem jej mentorką, dla-
tego liczę, Ŝe moi uczniowie powitają ją gorąco. Damien, czy 
mógłbyś  dać  Zoey  podręcznik?  Jej  szafka  znajduje  się  tuŜ 
obok twojej. A w tym czasie, kiedy będziesz ją zapoznawał 
z systemem zamykania szafek, chciałabym, aby pozostali za-
stanowili  się  nad  pierwszymi  skojarzeniami,  jakie  wam  się 
nasuwają  na  temat  staroŜytnych  wampirzych  wojowniczek, 
które znamy jako Amazonki.

 

Przez klasę przebiegł typowy w takich sytuacjach szmer 

przewracanych  kartek  i  szeptów,  gdy  tymczasem  Damien 
poprowadził  mnie  do  tylnej  części  klasy,  gdzie  cała  ściana 
zabudowana była uczniowskimi szafkami. Otworzył tę, któ-
ra miała numer „12" w srebrnym kolorze. Szafka zawierała 
wygodne szerokie półki z podręcznikami i innymi pomoca-
mi szkolnymi.

 

-  W Domu Nocy nie ma zamykanych szafek, jak 

w większości zwykłych szkół. To nasza macierzysta klasa, 
dlatego tutaj mamy nasze szafki. Sala zawsze jest otwar-
ta, tak Ŝe o kaŜdej porze moŜna tu przyjść po ksiąŜki czy 
cokolwiek, czego stąd potrzebujesz, tak samo jakbyś szła 
do zamykanej szafki gdzie indziej. Masz tu podręcznik do 
socjologii.

 

Podał mi gruby tom oprawiony w skórę, z wytłoczoną na 

okładce sylwetką bogini oraz wykonanym złotymi literami 
tytułem: Socjologia wampirów 101. Wzięłam teŜ zeszyt i kil-
ka długopisów. Kiedy zamykałam drzwiczki, zawahałam się 
przez chwilę.

 

-

 

Nie ma tu Ŝadnego zamka czy innego zamknięcia? 

-

 

Nie. — Damien zniŜył głos do szeptu. — Tutaj zamki 

są niepotrzebne. Gdyby ktoś coś ukradł, wampiry by się o tym 

 

 

 

 

background image

dowiedziały. Wolę nawet nie myśleć, co by się stało z tym, kto 
byłby na tyle głupi, Ŝeby się czegoś takiego dopuścić.

 

Kiedy wróciliśmy na miejsca, zaraz zaczęłam pisać to, co 

wiedziałam  o  Amazonkach:  Ŝe  naleŜały  do  wojujących  ko-
biet,  którym  męŜczyźni  nie  bardzo  byli  potrzebni,  ale  jakoś 
nie  mogłam  się  skupić.  Cały  czas  absorbowała  mnie  myśl, 
dlaczego  Damien,  Stevie  Rae,  a  nawet  Erin  i  Shaunee  tak 
bardzo  obawiają  się  podpaść.  Co  do  mnie,  jestem  dobrym 
dzieckiem —jasne, Ŝe nie idealnym, ale mimo wszystko... 
W kaŜdym razie jak dotąd dopiero raz zasłuŜyłam na karę, i to 
nie z własnej winy. Naprawdę. Kiedyś pewien gnojek powie-
dział, bym mu obciągnęła fujarę. Co miałam zrobić? Śmiać 
się? Płakać? Zrobić obraŜoną minę? Nie, wolałam po prostu 
dać mu w gębę. I właśnie za to zostałam ukarana. Musiałam 
zostać godzinę po lekcjach, co wcale nie było takie złe; przez 
ten czas odrobiłam pracę domową, a potem zaczęłam czy-
tać nowy tom z serii Dziewczęcych Ploteczek. Zapewne kara 
w Domu Nocy pociągała za sobą coś więcej niŜ tylko zostanie 
po lekcjach i siedzenie w pokoju nauczycielskim przez czter-
dzieści pięć minut. Będę musiała zapytać o to Stevie Rae...

 

-  Po pierwsze, jaki fragment tradycji związanej z Ama-

zonkami kultywujemy tutaj, w Domu Nocy? — zadała pyta 
nie Neferet, sprowadzając moją uwagę z powrotem do tematu 
lekcji.

 

Damien podniósł rękę do góry.

 

-

 

Ukłon oznaczający szacunek, kiedy trzymamy zwi-

niętą dłoń na piersi, pochodzi od Amazonek. Podobnie jak 
powitanie, kiedy wymieniamy uścisk przedramion. 

-

 

Dobrze, Damien. 

Aha. To wyjaśnia ten zabawny dla mnie na pierwszy rzut 

oka powitalny uścisk.

 

-  Dalej, jakie pierwsze skojarzenia nasuwają wam się 

z Amazonkami jako wojowniczkami? — zapytała Neferet, 
zwracając się do klasy.

 

Blondynka siedząca po drugiej stronie klasy odpowie-

działa:

 

- Amazonki praktykowały matriarchat, podobnie jest

 

w społeczeństwie wampirów.

 

O rany, ta dziewczyna musi być niegłupia.

 

-

 

To prawda, Elizabeth, ale kiedy ludzie rozprawiają 

o Amazonkach, dodają zazwyczaj coś jeszcze. Co mam na 
myśli? 

-

 

Ludzie chyba uwaŜają, Ŝe Amazonki nienawidziły 

męŜczyzn — odpowiedział Damien. 

-

 

OtóŜ to. My wiemy, choćby dlatego, Ŝe jesteśmy spo-

łeczeństwem matriarchalnym, Ŝe nie oznacza to automatycz-
nie wrogości wobec męŜczyzn. Nawet Nyks ma małŜonka, 
boga Erebusa, któremu jest bardzo oddana. Amazonki wam-
pirzyce były wyjątkowe w tym, Ŝe postanowiły same siebie 
bronić, nawet zbrojnie. Jak większość z was juŜ wie, nasze 
społeczeństwo równieŜ praktykuje matriarchat, ale uznajemy 
teŜ i szanujemy Synów Ciemności, których uwaŜamy za swo-
ich obrońców i małŜonków. A teraz otwórzcie podręczniki 
na rozdziale trzecim, gdzie zapoznacie się z najznakomitszą 
z Amazonek, Pentesileą. Tylko pamiętajcie, by nie pomieszać 
legendy o niej z historyczną prawdą. 

Neferet  rozpoczęła  wykład,  który  był  najciekawszy  ze 

wszystkich,  jakie  kiedykolwiek  zdarzyło  mi  się  słyszeć. 
Nawet nie zauwaŜyłam, kiedy minęła godzina, dzwonek na 
koniec lekcji całkowicie mnie zaskoczył. A kiedy chowałam 
z powrotem podręcznik i zeszyt do swojej skrytki, usłysza-
łam, jak Neferet woła mnie po imieniu. Chwyciłam zeszyt 
i pióro i popędziłam do jej biurka.

 

-  Jak się czujesz? — zapytała, uśmiechając się do mnie

 

ciepło.

 

-  Dobrze, w porządku - - odpowiedziałam skwapli-

wie.

 

Uniosła brwi zdziwiona.

 

 

 

 

background image

-

 

Jestem moŜe trochę zdenerwowana i zdezorientowana. 

-

 

To zrozumiałe. Tyle nowego zdarzyło się w twoim Ŝy-

ciu, a zmiana szkoły zawsze jest trudnym doświadczeniem, 
zwłaszcza Ŝe w grę wchodzi równieŜ zmiana całego Ŝycia. 

 

-

 

Zobaczyła za moimi plecami przechodzącego Damiena. 

-

 

Damien — przywołała go — zaprowadzisz Zoey do pra-

cowni teatralnej? 

 

-

 

Oczywiście — zgodził się Damien. 

-

 

Zoey, zobaczymy się wieczorem na obchodach. Aha, 

czy Afrodyta przysłała ci formalne zaproszenie na równole-
głe obchody tych samych uroczystości przez Córy Ciemno-
ś

ci? 

 

-

 

Wolę się upewnić, czy rzeczywiście masz ochotę tam 

pójść. Jeśli odmówisz, zrozumiem, ale namawiałabym cię 
do wzięcia udziału w ich prywatnych obchodach. Chciała 
bym, Ŝebyś korzystała z kaŜdej nadarzającej się okazji i brała 
udział w naszym Ŝyciu, a Córy Ciemności to elitarna organi-
zacja. Powinno ci pochlebiać, Ŝe juŜ zwróciły na ciebie uwa-
gę i chcą cię zwerbować. 

-

 

Nie mam nic przeciwko temu, Ŝeby tam iść — odpo-

wiedziałam, zmuszając się do swobodnego uśmiechu. Było 
oczywiste, iŜ Neferet Ŝyczy sobie, bym wzięła udział w uro-
czystości, a ja z pewnością nie chciałam jej zawieść. Poza 
tym za nic nie dałabym Afrodycie powodu do myślenia, Ŝe 
stchórzyłam. 

-

 

Brawo — pochwaliła mnie Neferet, najwyraźniej za-

dowolona. Ścisnęła mnie za ramię, ja z kolei uśmiechnęłam 
się do niej. — Gdybym ci była potrzebna, mój gabinet znaj 
duje się po tej samej stronie co szpitalik. — Popatrzyła uwaŜ-
nie na moje czoło. — Widzę, Ŝe szwy prawie całkowicie się 
rozpuściły. Świetnie. Czy głowa cię jeszcze boli? 

Odruchowo dotknęłam skroni. Namacałam najwyŜej je-

den lub dwa szwy, podczas gdy wczoraj wyczuwałam, Ŝe

 

jest ich co najmniej dziesięć. Dziwne, bardzo dziwne. A co 
jeszcze dziwniejsze, od rana ani razu nie pomyślałam o tym 
skaleczeniu.

 

Uświadomiłam teŜ sobie, Ŝe nie pomyślałam ani razu 

o  Mamie,  a  nawet  o  Babci  Redbird.  Heatha  teŜ  nie  wspo-
mniałam...

 

-

 

Nie — odpowiedziałam pospiesznie, widząc, Ŝe Ne 

feret i Damien nadal czekają na moją odpowiedź. - - Nie, 
w ogóle mnie juŜ nie boli. 

-

 

To dobrze! A teraz idźcie juŜ, bo się spóźnicie. Wiem, 

Ŝ

e lekcje z dramatu ci się spodobają. Profesor Nolan właśnie 

zaczęła omawiać monologi. 

Byłam  juŜ  w  połowie  drogi,  usiłując  dotrzymać  kroku 

Damienowi, kiedy coś mnie zastanowiło.

 

-  Zaraz, skąd ona wiedziała, Ŝe wybrałam dramat? 

PrzecieŜ dopiero rano podjęłam taką decyzję.

 

-  Czasami dorosłe wampiry wiedzą stanowczo za duŜo 

- szepnął Damien. - - Wróć, chciałem powiedzieć, Ŝe do 
rosłe wampiry zawsze wiedzą za duŜo, zwłaszcza jeśli ten 
dorosły wampir jest starszą kapłanką.

 

ZwaŜywszy,  co  przemilczałam  przed  Neferet,  wolałam 

dłuŜej się nad tym nie zastanawiać.

 

-

 

Hej, wy! — Podbiegła do nas Stevie Rae. — No i jak 

ci się podobała socjologia wampirów? Zaczęliście od Ama-
zonek? 

-

 

Fajnie było — odrzekłam zadowolona, Ŝe moŜemy 

zmienić temat i przestać rozmawiać o wszystkowiedzących 
wampirach. - - Nie miałam pojęcia, Ŝe one rzeczywiście 
odcinały sobie prawą pierś, by pozostać poza konkuren-
cją. 

-

 

Nie musiałyby tego robić, gdyby były tak płaskie jak 

ja — skonstatowała Stevie Rae, patrząc wymownie na swoją 
klatkę piersiową. 

-

 

Albo ja — westchnął komicznie Damien. 

background image

Jeszcze chichotałam, kiedy stanęliśmy pod drzwiami pra-

cowni teatralnej.

 

Profesor  Nolan  nie  miała  takiej  charyzmy  jak  Neferet. 

Kipiała  za  to  energią.  Miała  mocną  gruszkowatą  sylwetkę, 
czarne długie włosy i — o czym juŜ wspominała Stevie Rae

 

-  silny teksański akcent.

 

-  Witaj, Zoey. Siadaj, gdzie ci się podoba. 

Powiedziałam „cześć" i usiadłam obok Elizabeth, którą

 

poznałam na lekcji socjologii wampirów. Wyglądała sympa-
tycznie, a wiedziałam juŜ, Ŝe jest inteligentna. Nigdy nie za-
szkodzi usiąść obok mądrego ucznia.

 

-  Przystępujemy teraz do monologów. KaŜdy z was 

wybierze sobie jakiś fragment i przedstawi go na zajęciach 
w przyszłym tygodniu. Najpierw jednak zobaczycie, jak 
monolog powinien być podany. Poprosiłam jednego ze zdol-
niejszych słuchaczy piątego formatowania, by do nas zajrzał 
i zaprezentował słynny monolog z Otella, sztuki napisanej 
przez znanego dramaturga, a jednocześnie wampira, Szek-
spira. — Profesor Nolan przerwała, by wyjrzeć przez okno.

 

— OtóŜ i on — powiedziała.

 

Drzwi  się  otwarły  i  zobaczyłam...  Jezu  kochany...  serce 
stanęło mi z wraŜenia. Jestem pewna, Ŝe szczęka mi opadła 
niczym u jakiegoś idioty. To był najprzystojniejszy chłopak, 
jakiego zdarzyło mi się widzieć w całym moim Ŝyciu. Wy-
soki, o ciemnych kręconych włosach, dokładnie takich, jakie 
ma  Superman.  Oczy  cudnie  szafirowe...  Do  diabła!  To  ten 
chłopak z holu!

 

-  Wejdź, Eriku. Jak zawsze pojawiasz się w najodpo-

wiedniejszym momencie. My juŜ jesteśmy gotowi słuchać 
monologu w twoim wydaniu. - - Odwróciła się do klasy.

 

-  Większość z was zna Erika Nighta, studenta piątego for 

matowania. Pamiętamy teŜ, Ŝe to on zajął pierwsze miejsce 
w konkursie na monolog zorganizowanym dla wszystkich 
Domów Nocy na świecie, którego finał odbył się w ubiegłym

 

roku w Londynie. W Hollywood i na Broadwayu zrobił się 
teŜ wokół niego szumek, kiedy zagrał Tony'ego w naszej in-
scenizacji West Side Story. Wszyscy cię słuchamy, Eriku. - 
Profesor Nolan promieniała.

 

Niczym automat klaskałam wraz z całą klasą. Zadowolo-

ny i uśmiechnięty Erik wszedł na niewielką scenę z przodu 
wielkiej, przestronnej klasy.

 

-  Cześć. Jak się macie?

 

Mówił to do mnie. Naprawdę słowa te skierował wyłącz-

nie do mnie. Czułam, jak robi mi się gorąco.

 

-  Monolog na ogół onieśmiela aktorów, ale musicie od 

nieść się do tekstu tak, jakbyście go odgrywali przy pełnej 
obsadzie aktorskiej. Spróbujcie wmówić sobie, Ŝe nie jeste-
ś

cie na scenie sami, o, tak...

 

Rozpoczął monolog z Otella. Niewiele wiem o tej sztuce, 

tyle Ŝe napisał ją Szekspir, ale i tak gra Erika była wspaniała. 
Chłopak jest wysoki, ma pewnie z sześć stóp, lecz kiedy za-
czął mówić, od razu wydał się wyŜszy, doroślejszy, władczy. 
W jego głębokim głosie pobrzmiewał akcent, którego nie po-
trafiłam zidentyfikować. Jego niesamowite oczy pociemniały 
i  zwęziły  się  w  szparki,  a  gdy  wymówił  imię  Desdemony, 
brzmiało to jak modlitwa. Było oczywiste, Ŝe ją kocha, jesz-
cze zanim wypowiedział ostatnie wersy:

 

Ona mnie pokochała za przebyte 
Niebezpieczeństwa, a jam ją pokochał Za 
okazane nad nimi współczucie.

 

Kiedy wymawiał ostatnie słowa, jego oczy spotkały się 

z moimi, jak zahipnotyzowani nie mogliśmy oderwać od sie-
bie wzroku, jakbyśmy byli sami w tej sali, tylko my i nikt 
inny.  Poczułam  przeszywający  mnie  dreszcz  podobny  do 
dwóch takich doznań, jakie zdarzyły mi się, odkąd Tracker 
mnie Naznaczył, kiedy poczułam zapach krwi. Tym razem

 

background image

jednak  ani  kropli  nie  było  w  całym  pomieszczeniu.  Tylko 
Erik. Uśmiechnął się, przytknął palec do ust i posłał mi na od-
ległość  pocałunek,  po  czym  ukłonił  się.  Rozległy  się 
frenetyczne  oklaski,  ja  teŜ  klaskałam,  nie  mogłam  się 
powstrzymać.

 

- No właśnie, tak to powinno się robić — powiedziała 

profesor  Nolan.  —  Z  tyłu  klasy  na  czerwonych  półkach 
znajdziecie egzemplarze tekstów monologów. Niech kaŜdy 
z  was  weźmie  po  kilka  ksiąŜeczek  i  je  przejrzy.  Szukajcie 
takiej sceny, która będzie coś waŜnego dla was znaczyła, coś 
w was poruszy. Będę krąŜyła po klasie gotowa odpowiedzieć 
na pytania, jakie mogą się wam nasunąć przy lekturze tych 
monologów.  Kiedy  juŜ  wybierzecie  odpowiedni  dla  siebie 
tekst,  pomogę  wam  we  wszystkich  etapach  przygotowania 
prezentacji. — Z uśmiechem, który dodawał nam energii, ru-
chem głowy skierowała nas do półek z niezliczonymi ksiąŜ-
kami, z których mogliśmy wybrać odpowiednie monologi.

 

Nadal zaczerwieniona i bez tchu ruszyłam jednak z całą 

klasą w stronę półek, choć nie mogłam się powstrzymać, by 
nie zerkać przez ramię na Erika. Niestety właśnie opuszczał 
klasę, ale gdy się odwrócił, napotkał moje spojrzenie. Przy-
łapana na gapieniu się na niego, zaczerwieniłam się jeszcze 
bardziej, a on uśmiechnął się do mnie i dopiero wtedy wy-
szedł z klasy.

 

-

 

AleŜ on jest cholernie seksowny — ktoś szepnął mi 

do ucha. To Elizabeth, ta idealna uczennica, teŜ się gapiła na 
niego. Wachlowała się pracowicie dla ostudzenia Ŝaru, jaki 
w niej wywołał. 

-

 

Czy on nie ma swojej dziewczyny? — zapytałam jak 

kretynka. 

-

 

Tylko w moich marzeniach. ChociaŜ mówi się, Ŝe on 

i Afrodyta chodzili ze sobą, ale od kiedy tu jestem, czyli od 
dwóch miesięcy, juŜ się ich razem nie widuje. Masz — wy 
ciągnęła w moją stronę kilka egzemplarzy skryptów z mono 
logami. — Jestem Elizabeth, bez nazwiska. 

Musiałam  mieć  wypisane  na  twarzy  niepomierne  zdzi-

wienie  pomieszane  z  niezrozumieniem,  bo  Elizabeth  wes-
tchnęła i wyjaśniła:

 

-  Moje nazwisko brzmiało Titworth. WyobraŜasz sobie? 

Kiedy przyjęto mnie tutaj przed kilkoma tygodniami, 
mentorka powiedziała, Ŝe mogę wybrać sobie nowe nazwisko, 
takie, jakie mi się podoba. Nie miałam wątpliwości, Ŝe 
chcę pozbyć się tej Titworth, ale wymyślenie nowego nazwiska 
nieoczekiwanie zaczęło mnie stresować. Postanowiłam 
więc zostawić imię i nie zawracać sobie głowy nazwiskiem.

 

- Elizabeth Bez Nazwiska wzruszyła ramionami.

 

-

 

No to cześć — powitałam ją. Rzeczywiście sporo ory-

ginałów tu trafiło. 

-

 

Wiesz co? — powiedziała, kiedy juŜ wracałyśmy do 

ławek. — Erik patrzył na ciebie. 

-

 

Na wszystkich patrzył -- sprostowałam, czując, Ŝe 

znów się czerwienię i oblewa mnie Ŝar. 

 

-

 

Tak, ale na ciebie w szczególności. -- Uśmiechnęła 

się i dodała: — UwaŜam, Ŝe twój kolorowy Znak jest bom-
bowy. 

-

 

Dzięki — odrzekłam. Pewnie wyglądał idiotycznie na 

zaczerwienionej jak burak twarzy.

 

-

 

Masz jakieś pytania, Zoey, w związku z wyborem 

monologu? — zapytała profesor Nolan, a ja zaskoczona ze 
rwałam się na równe nogi. 

-

 

Nie, pani profesor — odpowiedziałam. — W poprzed-

niej szkole przerabialiśmy monologi. 

-  Świetnie. Powiedz, jeśli będziesz potrzebowała ja-

kichś wskazówek co do scenografii czy charakteru postaci.

 

- Poklepała mnie po ramieniu i dalej ruszyła w obchód po

 

sali.

 

Otworzyłam  pierwszą  z  brzegu  ksiąŜkę  i  zaczęłam  bez-

myślnie przewracać kartki, próbując — bezskutecznie — za-
pomnieć o Eriku i skupić się na monologach.

 

 

background image

On  rzeczywiście  patrzył  na  mnie.  Ale  dlaczego?  Musi 

wiedzieć, Ŝe to ja byłam wtedy w holu. Co go więc we mnie 
mogło zainteresować? A ja? Czy chcę mieć do czynienia 
z chłopakiem, któremu znienawidzona Afrodyta robiła loda? 
Zapewne  nie  powinnam.  To  znaczy,  nie  zamierzałam  brać 
tego, co skapnie z łaski Afrodyty. A moŜe tak jak wszyscy 
ciekaw był tylko mojego wypełnionego kolorem Znaku?

 

Ale chyba nie. Wyglądało na to, Ŝe patrzył na mnie dla 

mnie. I to mi się podobało.

 

Spojrzałam na ksiąŜkę, która dotychczas nie przyciągnęła 

mojej uwagi. Była otwarta na rozdziale „Monologi teatralne 
dla kobiet". Na pierwszej stronie widniał monolog z Always 
Ridiculous 
Josego Echegaraya.

 

Do diabła, to musi być omen.

 

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

 

Sama znalazłam drogę do pracowni literatury. Znajdowa-

ła się z drugiej strony gabinetu Neferet. Poczułam się pew-
niejsza, gdy nie musiałam jak zagubiona pierwszoklasistka

 

pytać o drogę.

 

-  Zoey! Trzymam dla ciebie miejsce! — zawołała Stevie 

Rae, gdy tylko weszłam do klasy. Siedziała obok Damiena 
i podekscytowana wręcz podskakiwała na krześle. Uśmiech-
nęłam się na jej widok, który znów nasunął mi skojarzenie 
z radosnym szczeniaczkiem. Naprawdę ucieszyłam się, Ŝe ją

 

widzę.

 

-  Opowiadaj! Szybko! Jak było na zajęciach z dramatu? 

Podobały ci się? A profesor Nolan? Polubiłaś ją? Prawda, Ŝe jej 
tatuaŜ jest odlotowy? Mnie przypomina coś w rodzaju maski.

 

Damien potrząsnął Stevie Rae za ramię.

 

-

 

Spoko. Daj jej odpowiedzieć. 

-

 

Przepraszam — bąknęła lekko speszona. 

-

 

Faktycznie, tatuaŜe ma niezłe. 

-

 

Niezłe? 

-

 

Wiesz, byłam trochę rozkojarzona i specjalnie im się 

nie przyglądałam.

 

-  Co ty mówisz? — Oczy jej się zwęziły. — Czy ktoś 

ci robił jakieś uwagi na temat twojego Znaku? Słowo daję, 
ludzie są czasem strasznie niewychowani.

 

 

background image

-  Nie, nie o to chodzi. A co do Znaku, to Elizabeth Bez 

Nazwiska powiedziała, Ŝe jest bombowy. Czułam się rozko- 
jarzona, poniewaŜ... — Znów oblałam się gorącym rumień-
cem. Chciałam ich wypytać o Erika, ale kiedy juŜ przyszło 
co do czego', nabrałam wątpliwości, czy powinnam im cokol-
wiek mówić, na przykład o tym, co widziałam w holu.

 

Damien nadstawił uszu.

 

-

 

Oho, domyślam się, Ŝe zaraz usłyszę smakowite no 

winki. No, dalej, Zoey, byłaś rozkojarzona, boooo... — Ostat-
ni wyraz wymówił tak, Ŝe przypominał wielki znak zapyta-
nia. 

-

 

No dobrze, juŜ powiem. Właściwie to się sprowadza 

do dwóch słów: Erik Night. 

Stevie  Rae  opadła  szczęka,  a  Damien  wykonał  głęboki 

ukłon,  ale  natychmiast  się  wyprostował,  bo  do  sali  weszła 
zamaszystym krokiem profesor Pentesilea.

 

-

 

Później nam dokończysz — szepnęła Stevie Rae. 

-

 

Koniecznie — poparł ją niemal bezgłośnie Damien. 

Uśmiechnęłam się z niewinną minką. Byłam pewna, Ŝe 

przez najbliŜszą godzinę będą umierali z ciekawości.

 

Lekcja  literatury  okazała  się  ciekawym  doświadcze-

niem. Po pierwsze — klasa wyglądała zupełnie inaczej niŜ 
wszystkie, jakie znałam dotychczas. Na ścianach wisiały 
najprzeróŜniejsze  plakaty  i  obrazki,  które  wyglądały  na 
prawdziwe dzieła sztuki pokrywające kaŜdy centymetr wol-
nej  powierzchni.  Z  sufitu  natomiast  zwieszały  się  wietrzne 
dzwoneczki i całe mnóstwo kryształków. Nazwisko profesor 
Pentesilei, na którą wszyscy mówili: profesor P, poznałam 
na lekcji socjologii wampirów jako imię jednej z najbardziej 
znaczących  Amazonek.  Przypominała  mi  filmową  postać 
(oczywiście z filmów nadawanych na kanale z filmami nau-
kowymi). Miała długie czerwono rude włosy, duŜe oczy 
w kolorze orzechów laskowych i zgrabną sylwetkę, na któ-
rej widok zapewne ślinili się wszyscy chłopcy bez wyjątku,

 

 

0co nietrudno, jeśli jest się pryszczatym wyrostkiem. TatuaŜ 
w celtyckie wzory, wykonany cienką linią, okalał jej twarz 
1kości policzkowe, które przez to wydawały się bardziej wy-
datne. Czarne spodnie, które miała na sobie, robiły wraŜe 
nie dość kosztownych, a jedwabny bliźniak w kolorze mchu 
ozdobiony był haftem przedstawiającym tę samą postać bo-
gini, jaką miała na swojej bluzce Neferet. Kiedy o tym pomy-
ś

lałam, odrywając myśli od Erika, zdałam sobie sprawę, Ŝe 

profesor Nolan miała taki sam wizerunek bogini na kieszonce 
na piersiach. Zastanawiające... 

- Urodziłam się w kwietniu 1902 roku -- powiedziała 

profesor Pentesilea, wyznaniem tym od razu skupiając na 

sobie uwagę. Bo wyglądała najwyŜej na trzydzieści lat. - A 

zatem w roku 1912 miałam juŜ dziesięć lat, pamiętam więc 

bardzo dobrze tę tragedię. Czy ktoś wie, o czym mówię?

 

Wiedziałam dokładnie, o czym ona mówi, ale ja miałam 

fioła na punkcie historii. A to dlatego, Ŝe parę lat temu wy-
dawało mi się, Ŝe jestem beznadziejnie zakochana w Leonar-
dzie DiCaprio, więc mama dała mi cały komplet filmów na 
DVD  z  jego  udziałem.  A  ten  film  oglądałam  tyle  razy,  Ŝe 
znam go niemal na pamięć i za kaŜdym razem zalewałam 
się  łzami,  kiedy  on  ześlizgiwał  się  do  morza  jak  wspaniała 
figurka lodowa.

 

Rozejrzałam  się  wokół.  Odniosłam  wraŜenie,  Ŝe  nikt 

prócz  mnie  nie  zna  odpowiedzi  na  pytanie  profesor 
Pentesilei, więc westchnęłam i podniosłam do góry rękę.

 

Profesor Pentesilea uśmiechnęła się i wywołała mnie do 

odpowiedzi.

 

-

 

Proszę, panno Redbird. 

-

 

W kwietniu 1912 roku zatonął Titanic. Czternastego 

późnym wieczorem zderzył się z górą lodową, a piętnastego, 
w kilka godzin później, poszedł na dno. 

Usłyszałam, jak Damien wciąga ze świstem powietrze, 

a Stevie Rae westchnęła. O rany, czyŜbym dotąd rzeczywi-

 

 

 

background image

ś

cie zachowywała się jak przygłup, Ŝe teraz doznają szoku, 

gdy uda mi się udzielić poprawnej odpowiedzi?

 

- Uwielbiam, jak adept, który dopiero do nas przycho-

dzi, coś juŜ wie — powiedziała profesor Pentesilea. — Bar-
dzo dobrze, panno Redbird. Kiedy wydarzyła się ta tragedia, 
mieszkałam w Chicago. Nigdy nie zapomnę, jak na rogach 
ulic gazeciarze wykrzykiwali nagłówki gazet donoszących

 

0

 

tym strasznym wypadku. Tym straszniejszym, Ŝe moŜna 

było uniknąć tylu ofiar. Przepowiadano koniec pewnej ery 
1

 

początek następnej, a takŜe wprowadzenie niezbędnych 

zmian w prawie morskim. O tym wszystkim będziemy się 
teraz uczyli, a takŜe o zdarzeniach tej nocy opisanych 
melodramatycznie w innej bardzo poczytnej powieści 
Waltera Lorda A Night to Remember. Mimo Ŝe Lord nie 
był wampirem — a wielka szkoda, dodała pod nosem — 
pozostaję pod nieustannym urokiem tej ksiąŜki, jego stylu, 
atmosfery, jaką potrafił oddać. W takim razie: zaczynamy! 
Proszę osoby, które siedzą na końcu, Ŝeby przyniosły 
ksiąŜki dla swojego rzędu. Znajdą je na długim regale pod 
ś

cianą z tyłu klasy. 

Ekstra!  To  znacznie  ciekawsze  niŜ  lektura  takiego  na 

przykład  Dickensa  (kogo  w  rzeczywistości  obchodzą  jego 
bohaterowie?).  Usadowiłam  się  wygodnie  z  ksiąŜką  na  ko-
lanach i zeszytem, gotowa robić notatki. Profesor P zaczęła 
nam głośno czytać rozdział pierwszy, a muszę przyznać, Ŝe 
była bardzo dobrą lektorką. Mijała właśnie trzecia lekcja na 
nowym  miejscu  i  kaŜda  mi  się  podobała.  CzyŜby  szkoła 
wampirów miała być czymś więcej niŜ nudnym miejscem, do 
którego chodzi się codziennie z musu i po to, Ŝeby spotkać 
się z koleŜankami? W mojej starej szkole moŜe nie wszyst-
kie lekcje były strasznie nudne, ale na pewno nie uczono 
tam o Amazonkach ani teŜ nie było lekcji o Titanicu, w do-
datku prowadzonej przez nauczycielkę, która Ŝyła w tamtych 
czasach!

 

Popatrzyłam  po  twarzach pozostałych  uczniów  słuchają-

cych lektury. Było nas chyba około piętnastu osób, czyli tyle 
co  na  poprzednich  lekcjach,  wszyscy  trzymali  na  kolanach 
rozłoŜone ksiąŜki i uwaŜnie słuchali.

 

W pewnej chwili spostrzegłam czyjś rudy kudłaty łeb 

w ostatnim rzędzie. A więc nie wszyscy uwaŜnie słuchali, 
pospieszyłam się z tą oceną. Chłopak złoŜył głowę na rękach 
splecionych na blacie i spał, posapując. Widziałam to, ponie-
waŜ jego blada, usiana piegami twarz zwrócona była w moją 
stronę. Miał otwarte usta, chyba nawet struŜka śliny ściekała 
mu na brodę. Zastanawiałam się, jak profesor P potraktuje ta-
kiego ucznia. Nie wyglądała na nauczycielkę, która pozwoli, 
by jakiś matoł ucinał sobie drzemkę na jej lekcji, ale czytała 
dalej, przerywając lekturę jedynie na wtrącenie ciekawych 
informacji dotyczących realiów Ŝycia na początku wieku, co 
ja akurat uwielbiam. Fascynuje mnie zwłaszcza to, co doty-
czy flappers, młodych wyzwolonych kobiet lat dwudziestych 
(gdybym Ŝyła w tamtych czasach, na pewno byłabym jedną 
z nich). Dopiero gdy zbliŜał się koniec lekcji, tuŜ przed 
dzwonkiem, profesor P zadała nam lekturę następnego roz-
działu jako pracę domową i pozwoliła rozmawiać ze sobą 
przyciszonymi głosami. Zachowywała się, jakby właśnie za-
uwaŜyła śpiącego chłopaka. On tymczasem przebudził się, 
ukazując twarz z odciśniętym czerwonym kółkiem na czole. 
Zupełnie nie pasował do tego miejsca, jedynie jego Znak do-
wodził, Ŝe jest nasz.

 

-  Elliott, muszę z tobą porozmawiać — powiedziała zza

 

biurka profesor P.

 

-

 

Tak? 

-

 

Elliott, wiesz, Ŝe z literatury będziesz miał niedosta-

teczny. Co gorsza, nie zdasz swojego Ŝyciowego egzaminu. 
Wampiry męŜczyźni mają być silni, ambitni, wyjątkowi. 
Przez całe pokolenia byli wojownikami stającymi w naszej 
obronie. Jak ty sobie wyobraŜasz, Ŝe przejdziesz Przemianę, 

 

background image

która cię uczyni dzielniejszym od ludzkich męŜczyzn, skoro 
nawet nie stać cię na to, Ŝeby uwaŜać na lekcji, tylko ją prze-
sypiasz?

 

Wzruszył ramionami, które bynajmniej nie wydawały się 

silne.

 

Jej spojrzenie stwardniało.

 

-  Dam ci ostatnią szansę odrobienia pały, którą dosta 

jesz za swoje zachowanie na dzisiejszej lekcji. Napiszesz wy 
pracowanie na temat jakiegoś wydarzenia, które na początku 
lat dwudziestych okazało się dla Ameryki waŜne. Masz ter 
min do jutra.

 

Bez  słowa  chłopak  odwrócił  się  i  zamierzał  wrócić  na 

miejsce.

 

-  Elliott. — Głos profesor P teraz brzmiał złowrogo, nie 

podobny do tonu, jakim czytała nam tekst. Czuło się bijącą 
od niej siłę, tak Ŝe zaczęłam się zastanawiać, czy ona w ogóle 
potrzebuje jakiejkolwiek męskiej opieki. Dzieciak zatrzymał 
się i odwrócił do niej. — Jeszcze nie pozwoliłam ci odejść. 
Co postanowiłeś w kwestii napisania na jutro wypracowania, 
by odrobić dzisiejszą ocenę niedostateczną?

 

Chłopak stał i nie odzywał się.

 

-  Oczekuję    odpowiedzi,    Elliott.      I    to 

niezwłocznej! 
- Jej rozkazujący ton przeszył powietrze, aŜ poczułam, jak

 

przechodzą mnie ciarki.

 

Ale  na  nim  najwyraźniej  nie  wywarło  to  najmniejszego 

wraŜenia, bo znów wzruszył ramionami i odpowiedział:

 

-

 

Pewnie tego nie zrobię. 

-

 

Taką odpowiedzią sam wystawiasz sobie świadectwo, 

i to złe świadectwo. Sprawiasz teŜ zawód swojemu mentorowi. 

Chłopak  znów  wzruszył  ramionami,  zaczął  bezmyślnie 

dłubać w nosie i odpowiedział niedbale:

 

-  Smok wie, Ŝe ja juŜ taki jestem.

 

Rozległ się dźwięk dzwonka i profesor P z nieskrywanym 

niesmakiem na twarzy wskazała mu ruchem głowy, Ŝe moŜe

 

odejść.  Damien,  Stevie  Rae  i  ja  wstaliśmy  i  ruszyliśmy  do 
wyjścia, kiedy Elliott nagle przepchał się obok nas, porusza-
jąc się nawet dość szybko jak na takiego ślimaka. Odepchnął 
Damiena, który wysforował się przed nas. Damien jęknął 
i zaczął trochę kuleć.

 

-

 

Spadaj, pierdolony pedale — warknął chłopak, odpy-

chając go, by wyjść pierwszy. 

-

 

Powinno się nieźle wpieprzyć temu dupkowi, toby 

miał nauczkę — zaperzyła się Stevie Rae, doganiając Damie 
na. 

Potrząsnął głową.

 

 

Daj spokój. On ma inne, znacznie większe zmartwie-

nia. 

 

Na przykład takie, Ŝe ma kaku pod sufitem — powie 

działam, widząc, jak juŜ przepchał się na koniec korytarza. 
Nawet włosy miał nieładne. 

-  Kaku pod sufitem? — zaśmiał się Damien, biorąc pod 

rękę mnie z jednej strony, a z drugiej Stevie Rae i prowadząc 
nas niczym postaci z CzarnoksięŜnika ze Szmaragdowego 
Grodu. 
— To mi się podoba u naszej Zoey — powiedział.

 

— Jej podejście do wulgaryzmów.

 

-  Kaku nie jest wulgarnym określeniem — zaczęłam 

się bronić.

 

 

On to właśnie ma na myśli, koteczku — roześmiała 

się Stevie Rae. 

 

Aha — zawtórowałam jej rozluźniona, bo naprawdę 

bardzo, ale to bardzo mi się podobało, Ŝe Damien powiedział 
o mnie „nasza Zoey". To znaczy, Ŝe tu jest moje miejsce, tu 
jest mój dom.