Ś W I A T W E D Ł U G
NOAMA CHOMSKY’EGO
W
Y B Ó R
T
E K S T Ó W
część
I
78
Zielona Góra 2002
2
[Pewne] prawdy i mity na temat retoryki wolnego rynku
(fragmenty)
Mało który dzień mija bez przyklaskiwania ekscytującej nowej idei Nowego Światowego Porządku: kapitalizmu
wolnorynkowego, który wyzwoli energie aktywnych i kreatywnych ludzi, z korzyścią dla wszystkich. Euforia
sięgnęła szczytu gdy Clinton delektował się triumfem NAFTY (North-American Free Trade Agreement, czyli
Północnoamerykańskie Porozumienie o Wolnym Handlu) na szczycie Azji i Pacyfiku w Seattle, gdzie wyłoŜył swoją
"wielką wizję dla Azji" i zgromadził przywódców politycznych aby "głosić pochwałę otwartych rynków i aby
zabezpieczyć obecność Ameryki w najszybciej rozwijającej się na świecie wspólnocie gospodarczej". To moŜe być
największy zwrot w amerykańskiej polityce wobec Azji od czasów II wojny światowej, zauwaŜył David Sanger.
Clinton przedstawił "nową wizję" "wiwatującemu tłumowi wewnątrz ogromnego hangaru samolotowego firmy
Boeing - modelu dla firm z całej Ameryki, którego interesy z Azją kwitną" - z planami na "wielomilionowe i
tworzące nowe miejsca pracy inwestycje poza Stanami Zjednoczonymi, na skalę, która skonfunduje oponentów
NAFTY".
Zapomniano wspomnieć o pewnym fakcie: Boeing stanowi równieŜ model radykalnej ingerencji państwa w celu
osłonięcia prywatnych zysków przed regułami rynku. Firma ta nie byłaby głównym amerykańskim eksporterem, i
prawdopodobnie przestała by istnieć, gdyby nie ogromne subsydia ze środków publicznych pompowane w nią za
pośrednictwem NASA i Pentagonu, czyli instytucji w duŜej mierze stworzonych po to, aby pełnić taką funkcję
wobec przemysłu zaawansowanych technologii. Doktryna Clintona oznacza więc, Ŝe podatnicy powinni zaoferować
inwestorom i ich pośrednikom środki przeznaczone na cele socjalne, a środki te naleŜy zabezpieczyć w tych totali-
tarnych instytucjach przed jakąkolwiek ingerencją ze strony społeczeństwa, czy teŜ pracowników, i powiększać
udziały na rynku oraz zyski z "tworzących nowe miejsca pracy inwestycji" podejmowanych wedle własnego uznania.
"Same Chiny kupują obecnie jeden na sześć samolotów Boeing'a" kontynuuje Sanger. Odkładając górnolotną
retorykę na bok, jedynym osiągnięciem Clintona na tym szczycie było otwarcie drzwi dla eksportu większej ilości
amerykańskich towarów do Chin, oczekując Ŝe będzie to "magiczny eliksir, który moŜe uleczyć wiele z bolączek
amerykańskiej gospodarki" (Apple). Clinton zaaranŜował sprzedaŜ do Chin superkomputerów i generatorów energii
nuklearnej; ich producenci (Cray, GE) są równieŜ jednym z głównych beneficjantów subsydiowanego przez państwo
systemu prywatnego zysku, a towary te mogą być wykorzystane do produkcji broni jądrowej i pocisków. [...]
JednakŜe urzędnicy administracji Clintona orzekli, Ŝe "nie ma powiązania" pomiędzy sprzedaŜą superkomputerów i
generatorów nuklearnych a problemem rozprzestrzeniania się broni jądrowej. Decyzja ta ilustruje "zupełnie odmien-
ne pojęcie bezpieczeństwa narodowego", które "pociąga Clintona od czasu, kiedy minęło zagroŜenie komunizmem".
[...] Stwierdzono równieŜ "brak powiązania" z kwestią praw człowieka. [...]
Wkrótce po ogłoszeniu z fanfarami nowej inicjatywy eksportowej Clintona, ogień zabił 81 robotników w fabryce,
w której, wedle słów jej rzecznika, zamknięto drzwi i okna, aby "utrzymać ludzi wewnątrz fabryki w czasie godzin
pracy". Następnego dnia, w New York Times, pod przewodnim artykułem pt. "Clinton promuje otwarte rynki na
Szczycie" ukazała się krótka notka informująca o "śmiertelnych wypadkach z powodu wybuchu ognia i trujących
gazów", które zabiły 100 robotników w "kwitnącej prowincji Guandong", okrzykniętej powszechnie modelem
wolnego rynku. [...]
Wielką nadzieją na wschodzie Europy jest Polska, gdzie po 1989 r. stopniowo załamująca się gospodarka w
końcu zaczęła odbijać od dna.
Kraj ten przypomina inne historie "sukcesu" krajów Trzeciego Świata, nie tylko tym, Ŝe rozpościera się tam otchłań
pomiędzy duŜym bogactwem i masowym ubóstwem oraz tym, Ŝe dostarcza on niezwykle taniej siły roboczej
pozwalającej zachodnim inwestorom na obniŜanie płac i redukcję świadczeń socjalnych w swoich krajach, ale takŜe
powielaniem sprawdzonych w Trzecim Świecie wzorów w najdrobniejszych szczegółach. Zagranicznym doradcą
Polski był profesor Harvardu Jeffrey Sachs [udzielał się później w Rosji]. Zdobył sławę pomagając wyreŜyserować
cud gospodarczy w Boliwii: sukces makroekonomiczny i ludzką katastrofę. Boliwijczycy znoszą realia społeczne,
Zachód przyklaskuje statystykom, nieświadom tego, Ŝe ten sukces statystyczny opiera się w duŜej mierze na gwał-
townym wzroście produkcji narkotyków, które mogą stanowić główne źródło dochodów z eksportu. Sachs przeniósł
się następnie do Polski, która dostarcza obecnie Zachodniej Europie najwyŜszej jakości narkotyków, (juŜ w 1991 to
20% skonfiskowanej tam amfetaminy w por. z 6% w końcu lat 80-tych). Polska moŜe być równieŜ największym
punktem przerzutowym dla narkotyków z Ameryki Centralnej, Afganistanu i złotego trójkąta z Południowo-
wschodniej Azji, chociaŜ handel narkotykami w tym kraju równieŜ wzrósł znacząco, jak donosi Raymond Bonner.
Ambasador Kostaryki w Polsce został aresztowany na lotnisku w Warszawie wraz z czystą heroiną wartą prawie
milion dolarów, a oszałamiającą ilość 1,2 tony kokainy z Kolumbii, gdzie kartele narkotykowe wynajmują polskich
kurierów do szmuglowania kokainy na Zachód, przechwycono w St. Petersburgu. Kraje Azji centralnej naleŜące
kiedyś do byłego Związku Radzieckiego prawdopodobnie wkrótce równieŜ staną się duŜymi producentami narkoty-
ków.
Ten standardowy wzór rozwoju pod zachodnią kuratelą, pewnie jeden z najbardziej przekonywujących przykła-
dów maksymalnego i skutecznego wykorzystania własnych zasobów w warunkach wolnorynkowych, zasługuje na
większy szacunek niŜ ten, którym się cieszy.
Tymczasem wymogi rynku zachowują swój tradycyjny podwójny aspekt: są surowe dla ofiar, odmiennie niŜ dla
zwycięzców. GM zakupiło fabrykę samochodów w pobliŜu Warszawy, ale "pod ustalonym "pod stołem" warunkiem,
3
Ŝ
e polski rząd zapewni firmie 30% ochronną taryfę celną" (Alice Amsden). Podobnie Volkswagen - "zbija kapitał na
taniej sile roboczej" budując w Czechach samochody na eksport na Zachód, ale do "krętej drogi do wolnego rynku"
naleŜy równieŜ "bardzo atrakcyjny układ", dzięki któremu VW był w stanie gromadzić zyski "pozostawiając cze-
skiemu rządowi długi i trwałe problemy związane z usuwaniem zanieczyszczeń środowiska", podczas gdy "sztywne
taryfy" gwarantują zyski inwestorom zagranicznym. Daimler-Benz wynegocjował równie atrakcyjny układ z Alba-
nią, godzien norm przewidzianych dla Trzeciego Świata.
Byłym państwom bloku wschodniego coraz mniej brakuje do sprostania zachodnim standardom stosowanym
wobec zaleŜnych krajów Trzeciego Świata.
* * *
Dług, narkotyki i demokracja
Z Noamem Chomsky'm dla NACLA Report on the Americas (12.03.1999) rozmawia Maria Luisa
Mendonca
Jak Pan widzi problem długu zagranicznego Trzeciego Świata? Jakie mechanizmy sprawiają, Ŝe te kraje uzaleŜ-
niają się coraz bardziej od międzynarodowych instytucji finansowych?
Po pierwsze trzeba pamiętać, Ŝe to zadłuŜenie nie jest problemem ekonomicznym. To problem polityczny. Dług
ten jest wytworem ideologicznym. Powiedzmy, Ŝe poŜyczę od Pani pieniądze i wpłacę je na konto w banku szwaj-
carskim, albo kupię mercedesa, a potem powiem: "Przykro mi - nie mam pieniędzy. Niech ktoś inny spłaci". Tak nie
moŜna. Jeśli ja zaciągam dług, to ja muszę go spłacić. Weźmy dług brazylijski. Kto go zaciągnął? Nie chłopi, nie
robotnicy. W rzeczywistości ogromna większość społeczeństwa Brazylii nie miała nic wspólnego z długiem, a teraz
wymaga się od nich, by go spłaciła. To tak, jakby ktoś wymagał od Pani, by spłaciła mój dług, bo wydałem te
pieniądze na coś innego. Jeśli więc jest jakiś dług - a honoruje się zasady kapitalizmu - to dług powinien być spłaco-
ny przez tych, którzy go zaciągnęli. W tym przypadku - wojskowi dyktatorzy, część obszarników i wielkich bogaczy.
Dług Brazylii, tak jak większość zadłuŜenia Ameryki Łacińskiej, jest porównywalny swoją skalą do ucieczki
kapitału. Jest więc łatwy sposób spłaty długu: ściągnąć te pieniądze z powrotem.
Jest i inne pytanie: czy kraje zadłuŜone powinny w ogóle coś spłacać? Prawne pojęcie "długu nieznośnego"
(odious debt), mocno juŜ zakorzenione w prawie międzynarodowym, stanowi, Ŝe państwa nie muszą go spłacać.
Kiedy Stany Zjednoczone "wyzwoliły" Kubę w 1898 r., tzn. zapobiegły wyzwoleniu się tego kraju, uniewaŜniły dług
kubański wobec Hiszpanii odwołując się do pojęcia długu nieznośnego, jako Ŝe był on narzucony Kubie w warun-
kach podporządkowania i dominacji, nie mając z tego powodu Ŝadnej mocy prawnej. Inne takie przypadki rozstrzy-
gane były poprzez międzynarodowy arbitraŜ. Jakieś 20 lat później Kostaryka odmówiła spłaty długu wobec Royal
Bank of Canada twierdząc, Ŝe była to poŜyczka niesprawiedliwa. Arbiter, sędzia Sądu NajwyŜszego USA i były
prezydent William H. Taft, wydał wyrok przeciwko Anglii - ówczesnej władzy zwierzchniej Kanady - a na korzyść
Kostaryki, poniewaŜ dług został narzucony Kostarykańczykom w warunkach niesprawiedliwego podporządkowania
i nie miał z tego powodu mocy prawnej. Według tego standardu, jest bardzo niewiele długu w Trzecim Świecie.
Ekonomistka, która jest teraz amerykańskim Dyrektorem Wykonawczym w Międzynarodowym Funduszu
Walutowym, Karen Lissakers, zauwaŜyła kilka lat temu, Ŝe stosowane wtedy przez Waszyngton zasady, "jeśli
byłyby zastosowane dzisiaj, wyeliminowałyby znaczną część zadłuŜenia Trzeciego Świata", poniewaŜ było ono
narzucone w sytuacji podporządkowania. Wydaje mi się, Ŝe właściwym sposobem podejścia do zadłuŜenia jest
stwierdzenie, iŜ dla znacznej większości społeczeństwa nie ma Ŝadnego długu. Oni nie mają nic do spłacenia. Nie
mieli nic wspólnego z zaciągnięciem go, nie mieli z niego Ŝadnych korzyści - właściwie nawet mogli na nim ucier-
pieć - więc dlaczego mają go spłacać? To nie ma sensu. Jeśli ktoś ma go spłacić, to ci, którzy go zaciągnęli.
Jest teŜ kwestia tego, czy ten dług cokolwiek w ogóle oznacza. Cała idea długu to koncept ideologiczny mający
wiele wspólnego ze stosunkami władzy.
Nie wolno nam pomijać stosunków władzy, one istnieją. Jeśli ktoś stoi nad Panią z pistoletem w ręku, to nie moŜe
Pani powiedzieć: "To bezprawie, odmawiam zrobienia tego, co kaŜesz". Musi Pani to przyjąć. Przy istniejących
stosunkach władzy, nie ma innego wyjścia, niŜ spłata tego długu, który zresztą nie jest długiem, tylko zasadniczo
formą rabunku. Czasem trzeba zaakceptować rabunek i to właśnie stało się z długiem Trzeciego Świata. Właściwym
podejściem jest zakwestionowanie postępowania ludzi z owym symbolicznym pistoletem, ludzi z krajów bogatych.
To oni muszą uznać, Ŝe nie ma Ŝadnego długu i schować pistolet.
To się wiąŜe z innymi problemami. Od czasów kolonizacji, społeczeństwa latynoskie nie były w stanie kontrolo-
wać swoich klas bogaczy. Oni nie płacą podatków i nie mają obowiązków. Ameryka Łacińska ma zupełnie inny
rozkład konsumpcji, niŜ Azja Wschodnia. Jest import w krajach latynoskich, ale jest to zazwyczaj import towarów
luksusowych dla małej grupy bogatych elit. Ma miejsce, powodowany przez bogatych, odpływ kapitału za granicę.
Inaczej jest w Azji Wschodniej, gdzie od 30 czy 40 lat importuje się towary inwestycyjne, aby budować gospodarkę.
Jest tam stosunkowo egalitarnie - nie całkowicie, ale znacznie bardziej, niŜ w Ameryce Łacińskiej. Bogaci w Azji
Wschodniej mają obowiązki. Płacą podatki, nie wolno im - przynajmniej do niedawna nie było wolno - eksportować
kapitału, oraz są zmuszani przez silne państwo do wnoszenia wkładu w rozwój społeczeństwa. To po prostu nie ma
miejsca w Ameryce Łacińskiej.
4
Inną róŜnicą, teŜ datującą się do czasów kolonialnych, jest to, Ŝe więzy między krajami latynoskimi są bardzo
słabe. Kraje te są indywidualnie powiązane z zewnętrznym mocarstwem. W zeszłym wieku była to Francja czy
Anglia, teraz - Stany Zjednoczone. Jednak interakcja między poszczególnymi państwami jest bardzo ograniczona, a
w wielkim kraju, jak Brazylia, nie ma nawet dobrze rozwiniętych połączeń wewnętrznych. Te państwa są ukierun-
kowane na zewnątrz, tak więc infrastruktura, kultura, import i wszystko inne jest rozczłonkowane i ma odniesienie
do mocarstw imperialnych. Jeśli nie pokona się tych problemów wewnętrznych, nie ma mowy o pozbyciu się owego
pistoletu wycelowanego w głowy tych ludzi. Jeśli się je pokona, to Ameryka Łacińska, jako całość, będzie mogła po
prostu odmówić spłaty długu, tak jak USA odmówiły spłaty długu kubańskiego Hiszpanii.
Jednak dzisiaj kraje nie są winne pieniędzy konkretnemu państwu. Większość długu jest kontrolowana przez
instytucje finansowe, takie jak MFW.
Tak, ale to po prostu inna forma rabunku. Działalność MFW to metoda spłacania inwestorów i transferu ryzyka
do podatników z krajów bogatych. Mamy dwa rodzaje rabunku: społeczeństwa w krajach poŜyczających są ograbia-
ne przez programy oszczędnościowe, podczas gdy podatnicy w krajach bogatych są równieŜ ograbiani. Nie jest to tak
powaŜne dla tych drugich, poniewaŜ są bogatsi, ale i tak są ograbiani. MFW uspołecznia ryzyko.
To jest waŜne. Ludzie inwestują w Trzeci Świat, bo zyski są wysokie. W systemie rynkowym zyski są wysokie, gdy
ryzyko jest wysokie. Te dwie rzeczy są pozytywnie skorelowane: im większe ryzyko, tym większy zysk. Jednak w
tym wypadku ryzyko prawie nie występuje. Prywatni inwestorzy inkasują olbrzymie zyski z ryzykownych inwesty-
cji, ale poprzez międzynarodowe instytucje finansowe mają zapewnione darmowe "ubezpieczenie od ryzyka".
Struktura systemu sprawia, Ŝe ci, którzy poŜyczają nie muszą spłacać - zmuszają do tego społeczeństwo, choć to nie
ono poŜyczyło, a ci, którzy inwestują - nie przyjmują ryzyka, poniewaŜ przenoszą je na swoje społeczeństwo. Tak
właśnie działają systemy rynkowe, poprzez uspołecznienie ryzyka i kosztu, a MFW odgrywa rolę "egzekutora
społeczności kredytodawców" - jak ujmuje to Lissakers.
Jakie są tego konsekwencje dla demokracji? W ciągu ostatnich 20 lat, władzę włoŜono w ręce kapitału, tak więc
banki, inwestorzy, spekulanci i instytucje finansowe określają politykę. Liberalizacja przepływów finansowych
stwarza to, co niektórzy ekonomiści nazywają "faktycznym senatem": jeśli prywatnym inwestorom nie podoba się to,
co jakiś kraj robi, to mogą wycofać swoje pieniądze. W rezultacie więc definiują oni politykę rządu. To jest celem
liberalizacji.
Nie ma w tym nic nowego. Kiedy w połowie lat 40. stworzono system z Bretton Woods - międzynarodowy
system finansowy - fundamentalną jego częścią była regulacja przepływów finansowych. Miało to na celu utrzymy-
wanie kursów głównych walut w ustalonym, wąskim paśmie, aby uniemoŜliwić spekulację nimi. Ustalono teŜ
ograniczenia na ucieczkę kapitału, a były ku temu dobre powody.
Rozumiano, Ŝe liberalizacja przepływów kapitałowych szkodzi gospodarce. Od kiedy zaczęto liberalizację kapitału
około 25 lat temu, cała gospodarka światowa stoczyła się powaŜnie. Jest jednak waŜniejszy argument, który wyarty-
kułowano w Bretton Woods: kiedy pozwoli się na wolny przepływ kapitału, osłabia się demokrację i państwo
dobrobytu. Gdy rząd jest "nieracjonalny" - gdy decyduje się zrobić coś dla społeczeństwa, a nie dla zagranicznych
inwestorów, tak jak zrobił np. Itamar Franco, kiedy odmówił spłaty długu swojej prowincji centralnemu rządowi
Brazylii, to moŜna go ukarać wycofując kapitał. Tak więc celem liberalizacji kapitału i jej efektem jest podkopanie
demokratycznej kontroli i programów socjalnych. Zapewnia ona, Ŝe polityka zmierzać będzie do wzbogacenia
inwestorów, posiadaczy kapitału, który staje się coraz bardziej spekulacyjny i szkodliwy dla gospodarki.
W Unii Europejskiej władza dana szefom banków centralnych jest olbrzymia. Oni ustalają politykę. To bardzo
groźna broń przeciwko demokratycznej kontroli podejmowania decyzji w kaŜdej dziedzinie, a dzieje się to coraz
wyraźniej. Jest to przewidywalny - i z pewnością zamierzony - rezultat liberalizacji przepływów kapitałowych.
Był o tym ciekawy artykuł w The Wall Street Journal kilka dni temu, porównujący Meksyk z Brazylią. Była w nim
mowa o tym, Ŝe Meksyk to "cud gospodarczy" - wszystkie liczby wyglądają dobrze, makroekonomiczne dane
statystyczne są doskonałe, stopa wzrostu idzie w górę, inflacja jest niska - po prostu świetnie, stosują się do wszyst-
kich reguł. Nadmieniono, Ŝe jest tylko jeden problem: populacja cierpi. Stopa ubóstwa pnie się w górę - zawsze była
wysoka - ale sytuacja jeszcze się pogarsza. Rozszerza się głód, ludzie nie mają pracy; ludność bardzo cierpi, ale
nazywa się to "cudem gospodarczym". Nie ma w tym nic zaskakującego. Kiedy Brazylia była ulubienicą międzyna-
rodowych inwestorów, rządzący tym krajem generałowie powiedzieli: "Gospodarka ma się dobrze - tylko ludzie
nie".
W artykule było następnie pytanie: "Jak to się dzieje, Ŝe Meksyk tak dobrze się zachowuje? Dlaczego stosuje się do
wymagań MFW, które prowadzą do tych wszystkich skutków?" Odpowiedziano, Ŝe powodem jest to, iŜ w Meksyku
jest dyktatura i dlatego moŜna zmusić społeczeństwo do zaakceptowania reguł z zewnątrz.
Potem w artykule napisano "Spójrzmy na Brazylię - tu będziemy mieli pewne kłopoty". Brazylia jest bardziej
rozprzęŜona, bardziej demokratyczna, ludzie nie stosują się automatycznie do reguł, zmuszeni do tego przemocą.
Kiedyś się stosowali, w dobrych czasach za rządów generałów, ale teraz nie wszystko działa tak dobrze. Tak więc
moŜe - pisano w artykule - z Brazylią trudniej będzie sobie poradzić, niŜ z Meksykiem.
Gospodarczy ascetyzm i to, co się nazywa "finansową dyscypliną" moŜna narzucić społeczeństwu tylko siłą.
Społeczeństwo bardziej demokratyczne nie zaakceptuje tego i dlatego reform nie moŜna wtedy tak łatwo wprowa-
dzić. Weźmy standardowe ksiąŜki o historii międzynarodowego systemu finansowego. W niedawno wydanej takiej
ksiąŜce, ekonomista Barry Eichengreen zauwaŜa, Ŝe w końcu XIX i na początku XX wieku przepływ inwestycji
kapitałowych i handlu w stosunku do wielkości gospodarki nie był znacząco inny, niŜ dzisiaj. W kategoriach brutto,
globalizacja wróciła do poziomu sprzed I Wojny Światowej. Są jednak oczywiście ogromne róŜnice. Jedna z nich,
zauwaŜa autor, polega na tym, Ŝe inwestorzy w okresie przed tą wojną mogli być pewni, iŜ waluty pozostaną
5
stabilne, poniewaŜ w razie jakichś kłopotów koszt dostosowania mógł być narzucony społeczeństwu. To właśnie
dzieje się w Meksyku - przenoszenie cierpienia na społeczeństwo, aby zapewnić wysokie zyski inwestorom i
lokalnym elitom.
Zdaniem Eichengreena, w XX wieku zaszły zmiany. Pojawiły się w parlamentarne partie robotnicze i związki
zawodowe, rozszerzono prawo wyborcze i kraje stały się bardziej demokratyczne, więc rządy nie mogły juŜ narzucać
finansowej dyscypliny bezbronnym społeczeństwom. Pisze on, Ŝe to było głównym powodem utworzenia systemu z
Bretton Woods w takim kształcie, w jakim powstał. Rządy musiały wprowadzić ograniczenia i regulacje przepływu
kapitału w odpowiedzi na to, Ŝe kraje bogate i uprzemysłowione stały się bardziej demokratyczne. Ten argument
moŜna rozciągnąć na teraźniejszość: w miarę eliminacji tych ograniczeń zmusza się państwa, aby stawały się mniej
demokratyczne. Te dwie rzeczy idą w parze. Nie da rady wprowadzić reform w stylu meksykańskim, powodujących
cierpienie większości społeczeństwa, po to, aby spłacić zagranicznych inwestorów, chyba Ŝe siłą. To właśnie jest
problem, przed którym stoi Brazylia.
Powiedział Pan, Ŝe kontrola nad surowcami naturalnymi jest sposobem rządzenia społeczeństwem. Jak pan widzi
ten problem, biorąc pod uwagę to, Ŝe jednym z najwaŜniejszych środków kontroli stosowanej przez MFW przy
udzielaniu poŜyczek jest wymóg prywatyzacji przemysłu narodowego?
MFW oznacza, oczywiście, Stany Zjednoczone. Fundusz w zasadzie stosuje się do polityki USA, która nie jest
znów tak odmienna od polityki Anglii, Francji, czy Niemiec. Zasadnicze zamierzenia USA wobec Ameryki Łaciń-
skiej zostały wyraŜone całkiem wyraźnie w 1945 roku. To wtedy właśnie tworzono nowy ład światowy. Do czasu II
Wojny Światowej Stany Zjednoczone, choć były najbogatszym krajem na świecie, nie odgrywały waŜnej roli na
scenie międzynarodowej. Były raczej graczem regionalnym. Jednak po II Wojnie Światowej było jasne, Ŝe przejmą
kontrolę nad większością świata.
W odniesieniu do Półkuli Zachodniej niczego nie owijano w bawełnę: teraz nareszcie zrealizujemy Doktrynę
Monroe'go. Do tego czasu nic nie mogliśmy zrobić, poniewaŜ Wielka Brytania i Francja były silnymi konkurentami.
Teraz jednak wyrzucimy Brytyjczyków oraz Francuzów i sami zajmiemy ich miejsce. WyraŜano to jasno: to jest
"nasz mały region", który będziemy kontrolować. Na konferencji państw tej półkuli w meksykańskim Chapultepec w
lutym 1945 roku, Stany Zjednoczone obwieściły nowe prawo. Narzuciły one tzw. Kartę dla Ameryk, która zabraniała
"gospodarczego nacjonalizmu" - czyli rozwoju w kierunkach ustalonych przez poszczególne kraje. Tak więc na
przykład Brazylii wolno było realizować tzw. "rozwój komplementarny", ale nie rozwój konkurencyjny. Innymi
słowy, Brazylia mogła rozwinąć swój przemysł stalowy, ale nie mogła wytwarzać niczego wysokiej jakości, jak stal
specjalistyczna, którą produkowały USA.
W kwestii surowców Stany Zjednoczone były zatroskane tym, co nazywały "filozofią nowego nacjonalizmu", ich
zdaniem rozpowszechniającą się w całej Ameryce Łacińskiej, a która głosiła, Ŝe - cytuję - "pierwszymi beneficjan-
tami eksploatowania surowców kraju powinna być ludność tego kraju". Rząd amerykański uznał, Ŝe nie moŜe na to
pozwolić, poniewaŜ pierwszymi beneficjantami surowców danego kraju muszą być amerykańscy inwestorzy.
Zdecydował teŜ, Ŝe musi wybić ludziom z głów tę ideę, Ŝe przede wszystkim ludność tych krajów powinna czerpać
korzyści z surowców. Musimy "ochraniać nasze surowce" - powiedział George Kennan, szef personelu planistyczne-
go w Departamencie Stanu, odnosząc się do "naszych surowców", które akurat zlokalizowane są gdzie indziej. Stany
Zjednoczone sprzeciwiały się państwowej własności przemysłu, obawiając się, Ŝe mógłby on uwzględniać interes
publiczny. MFW reprezentuje tę politykę. Realizuje ją od 50 lat.
Jak to działa moŜna zaobserwować na przykładzie sposobu, w jaki USA postępowały z Gwatemalą. O Gwatemali
było ostatnio głośno z powodu opublikowania raportu Komisji Prawdy ONZ. Jednym z zasadniczych punktów
raportu było to, Ŝe Stany Zjednoczone i wielkie korporacje narzuciły Gwatemali stosunki społeczno-gospodarcze. To
jest źródło problemów. Nie chodzi jedynie o wspierany przez USA zamach stanu w 1954 roku. Oczywiście ten
zamach stanu, zorganizowany przy pomocy CIA, zrobiono w jakimś celu: celem było utrzymanie tych społeczno-
gospodarczych stosunków. Odnosi się to zresztą do całego kontynentu. Stany Zjednoczone usiłują wymusić te
stosunki zarysowane w Karcie dla Ameryk i licznych innych dokumentach wewnętrznych.
Prywatyzacja odgrywa kluczową rolę w tym systemie. Właśnie to dzieje się teraz w Azji Wschodniej. Cały Zachód,
ale USA w szczególności korzystają z gospodarczego kryzysu w Azji Wschodniej, poniewaŜ mogą wykupywać
aktywa finansowe i przemysłowe, które teraz poszły pod młotek. Te aktywa były wypracowane przez miejscowych
robotników i przemysłowców, lecz teraz będą zgarnięte przez Merrill Lynch i innych po bardzo niskiej cenie,
poniewaŜ gospodarki krajów azjatyckich są w zapaści. Liberalizacja kapitału odegrała w tym duŜą rolę. Korea
Południowa, która miała bardzo silną gospodarkę - nie było to przyjemne miejsce, ale gospodarka była silna - została
zmuszona do liberalizacji przepływów kapitałowych na początku lat '90 i w ciągu kilku lat spowodowało to upadek
tej gospodarki, czego naleŜało oczekiwać. DuŜe przepływy spekulacyjne, duŜe odpływy finansowe, załamanie - i
przyjście zachodnich korporacji i firm inwestycyjnych wykupujących to, co zostało.
Jakich form kontroli uŜywają teraz Stany Zjednoczone w porównaniu z okresem Zimnej Wojny? Kim są dzisiejsi
wrogowie i jak są tworzeni?
Zimna wojna była przydatna ideologicznie. Zawsze, kiedy popełniało się jakieś okrucieństwa, moŜna było
powiedzieć: "No cóŜ - zimna wojna". Weźmy Gwatemalę. W kaŜdym artykule gazetowym piszą: "Tak, to był błąd.
Ale przecieŜ trwała zimna wojna, więc czego oczekiwaliście? Gwatemala i Ameryka Środkowa były frontami zimnej
wojny".
W rzeczywistości, Ameryka Środkowa nie była Ŝadnym frontem zimnej wojny - nie było tam Ŝadnego Rosjanina na
horyzoncie! Mówienie, Ŝe Kuba była zaangaŜowana, to tak, jakby powiedzieć, Ŝe Europa Wschodnia była frontem
zimnej wojny, bo Luksemburg popierał drugą stronę. To śmieszne. USA miały Amerykę Środkową w kieszeni. Nie
6
było tam w gruncie rzeczy Ŝadnej kwestii zimnowojennej. Było tylko narzucanie owych stosunków społeczno-
gospodarczych. Zimna Wojna była pretekstem.
Co się dzieje po zakończeniu Zimnej Wojny? No cóŜ, polityka nie uległa zmianie, poniewaŜ Zimna Wojna nie miała
z nią prawie nic wspólnego. Zmienił się tylko pretekst, i to bardzo szybko.
Co roku, Biały Dom przedstawia Kongresowi broszurę propagandową, tłumaczącą dlaczego potrzebny jest ogromny
budŜet Pentagonu, a Kongres to uchwala. KaŜdego roku przed upadkiem bloku radzieckiego mowa była o jednym:
"Rosjanie nadchodzą - musimy się bronić". Szczególnie interesująca była broszura z marca 1990 roku, po upadku
Muru Berlińskiego i w dniach rozpadu Związku Radzieckiego. Nawet najdzikszy fanatyk nie mógł twierdzić, Ŝe
Rosjanie nadchodzą. Co więc zrobiono? Administracja Busha przesłała broszurę, tak jak dotychczas - potrzebny nam
ogromny budŜet Pentagonu, wszystko tak samo - tyle, Ŝe pretekst się zmienił. JuŜ nie Rosjanie. Teraz chodzi o -
cytuję - "technologiczne zaawansowanie" mocarstw Trzeciego Świata. To jest nowy wróg. Wrogiem jest więc
nadmiernie zaawansowana technologicznie Brazylia, toteŜ potrzebny jest nam wielki budŜet Pentagonu. Musimy teŜ
chronić tzw. "bazę przemysłu obronnego", czyli przemysł zaawansowanych technologii. Innymi słowy, społeczeń-
stwo finansuje zaawansowany przemysł poprzez Pentagon. Napisali teŜ, Ŝe musimy równieŜ zachować siły interwen-
cyjne. Od lat siły te są ukierunkowane na Środkowy Wschód, poniewaŜ tam są główne surowce. Istnieje ogromny
system interwencyjny rozciągający się od Pacyfiku do Azorów, zorientowany na Środkowy Wschód, i trzeba go
zachować. Dalej było bardzo interesujące sformułowanie: napisano, Ŝe siły interwencyjne muszą być ukierunkowane
na Środowy Wschód, gdzie zagroŜenia dla naszych interesów "nie mogą być powiązane z Kremlem". To oznacza, Ŝe
uznajemy, iŜ nie ma zagroŜenia rosyjskiego, a pojawiła się groźba "radykalnego nacjonalizmu". Ludność kraju moŜe
nie zgadzać się z tym, Ŝe beneficjanci ich surowców muszą być w Nowym Jorku czy Londynie i dlatego potrzebne są
nam siły interwencyjne. Proszę zauwaŜyć, Ŝe nie chodziło wtedy o Irak. Irak był sojusznikiem, Saddam Husajn był
sojusznikiem i przyjacielem. Problemem była więc ludność tego regionu, która nie pojmuje, Ŝe ich surowce i
bogactwo powinny płynąć do nas. Coś jednak zmieniło się zasadniczo, zwłaszcza dla Trzeciego Świata. Upadek
Związku Radzieckiego eliminuje moŜliwość niezaangaŜowania. Czy to był Związek Radziecki, czy Mars - to bez
znaczenia - istnienie jakiegoś innego mocarstwa pozostawiało miejsce na pewien stopień niezaleŜności. Kraje
Trzeciego Świata mogły być między tymi potęgami i zyskiwać na tym. Tak właśnie Kuba mogła przetrwać. Tego juŜ
nie ma. Przestrzeń dla niezaleŜności juŜ nie istnieje, co znaczy, Ŝe Trzeci Świat jest dziś bardziej naraŜony na
wpływy USA, niŜ w przeszłości. To oznacza teŜ, Ŝe nie ma na razie potrzeby zbrojnej interwencji czy zamachów
stanu w Ameryce Łacińskiej. MoŜe pojawią się za 10 lat, ale nie teraz. Powodem jest istnienie kontroli narzucanej
przez "faktyczny senat", ideologiczne koncepty jak zadłuŜenie, liberalizację kapitału i narzucenie reform w stylu
meksykańskim, tak jak się dzieje teraz w Brazylii.
Współpraca elit latynoskich jest kluczowym elementem. Takiej polityki nie narzuca się im. Oni ją wybierają.
Wzbogacają się. To teŜ jest klasyczny schemat. Tak jak z Brytyjczykami w Indiach - oni nie rządzili tym krajem przy
uŜyciu brytyjskich Ŝołnierzy. Rządzili nim na spółkę z indyjskimi elitami, które bogaciły się, gdy kraj staczał się w
katastrofę. Ameryka Łacińska jest tego klasycznym przykładem od wielu lat, zwłaszcza w regionach najbardziej
znanych z przemocy. Na przykład w Kolumbii, obecnie najbardziej targanym przemocą miejscu w Ameryce Łaciń-
skiej. To jednak ma swe źródło w społeczno-gospodarczych strukturach, które sprawiają, Ŝe niewielka mniejszość
rządzi ziemią i innymi surowcami, a w skądinąd bogatym kraju znaczna część populacji głoduje i Ŝyje w strasznym
ubóstwie. Oczywiste jest to, Ŝe to doprowadzi do przemocy.
A wojna narkotykowa...?
Kontrolowanie populacji Stanów Zjednoczonych to duŜy problem. Tak naprawdę, to jest największy problem: jak
kontrolować swoje własne społeczeństwo? Jednym ze sposobów jest posiadanie zagranicznego wroga. Jeśli więc
Rosjanie nadchodzą, to ludzie się boją i są posłuszni. Od jakichś 10 czy 15 lat wiadomo, Ŝe Rosjanie nie nadchodzą.
Nie moŜna juŜ w to grać. Trzeba więc było wynaleźć innych wrogów: międzynarodowi terroryści, latynoscy prze-
mytnicy narkotyków, islamscy fundamentaliści, itd., cokolwiek się wymyśli. śadne z tych zagroŜeń nie jest wiary-
godne. Weźmy islamski fundamentalizm. Stany Zjednoczone nie mają nic przeciwko islamskiemu fundamentali-
zmowi jako takiemu. W końcu jednym z głównych sojuszników USA jest Arabia Saudyjska, najbardziej fundamen-
talistyczne państwo islamskie na świecie. Oni nas nie martwią. Co więcej, USA nie mają nic przeciwko fundamenta-
lizmowi. Religijny fundamentalizm w Stanach Zjednoczonych jest prawdopodobnie głębszy, niŜ w Iranie, więc to
nie fundamentalizm jest problemem. RównieŜ islam nie jest problemem: Arabia Saudyjska jest w porządku. W
porządku była teŜ Indonezja, najliczniejsze islamskie w większości państwo świata - dopóki skorumpowana i
mordercza dyktatura panowała nad wszystkim. Prawdziwym problemem jest niezaleŜny nacjonalizm. Czasem
przybiera on formę islamskiego fundamentalizmu. Czasem przybiera on formę Kościoła Katolickiego, gdy w latach
'80. USA toczyły wojnę z Kościołem Katolickim w Ameryce Środkowej. Kogo zabijały? Wisi tu zdjęcie arcybiskupa
Romero. On nie był islamskim fundamentalistą. Był "głosem niemych", więc trzeba go było zabić. Jezuici zabici w
Salwadorze byli dysydentami i głosem biednych, więc trzeba ich było zabić. Tak naprawdę, znacząca część wojny w
Ameryce Środkowej była wojną z Kościołem Katolickim, który ośmielił się przyjąć "preferencyjną opcję dla
biednych".
A co z wojną narkotykową? Wojna ta nie ma Ŝadnego wpływu na dostępność narkotyków, czy ich ceny na ulicach
USA, ale miała inne skutki. W Ameryce Łacińskiej jest przykrywką dla działań przeciwko powstańcom. W Stanach
Zjednoczonych, ma ona podwójne skutki. Przede wszystkim musimy zrozumieć, Ŝe społeczeństwo USA samo staje
się społeczeństwem Trzeciego Świata - choć bardzo bogatym. Jednym z celów polityki społecznej ostatnich 25 lat
było stworzenie małego sektora ogromnego bogactwa oraz wielkiej masy ludzi, którzy są gdzieś pomiędzy dawa-
niem sobie rady i biedą. To typowa struktura dla krajów Trzeciego Świata. W takim kraju jest mnóstwo zbędnych
7
ludzi, jak dzieci ulicy w Rio de Janeiro. Co więc z nimi zrobić? W Brazylii moŜna ich zabić. W Kolumbii stosuje się
“limpieza social”, czyli czystkę społeczną, czym eufemistycznie określa się zabijanie takich ludzi. Stany Zjednoczo-
ne to rzekomo cywilizowany kraj, więc wrzuca się ich do więzienia. Liczba więźniów wzrasta szybko, głównie z
powodu narkotyków - przestępstw bez ofiar - a skierowane jest to przeciwko "zbędnym ludziom", ludziom nie
mającym Ŝadnej roli w generacji zysków w takim społeczeństwie.
To ma jeszcze jeden skutek: moŜna wystraszyć wszystkich pozostałych. Stany Zjednoczone są jednym z bardzo
niewielu społeczeństw - nie wiem nawet o jakichkolwiek innych - gdzie strach przed przestępczością i narkotykami
jest wykorzystywany jako metoda kontroli społecznej. Trwa ogromna kampania propagandowa strasząca ludzi
narkotykami i przestępczością, czyli - po odszyfrowaniu - czarnymi, Latynosami i tak dalej, z powodu korelacji
klasowo-rasowych. W ten sposób utrzymuje się populację pod kontrolą.
W ciągu ostatnich 25 lat w Stanach Zjednoczonych dochód moŜe dwóch trzecich społeczeństwa pozostał na stałym
poziomie lub zmniejszył się, mimo Ŝe ludzie pracują znacznie cięŜej. Znacznie zwiększyła się liczba godzin robo-
czych - ponad poziom jakiegokolwiek innego społeczeństwa uprzemysłowionego - za niezmienną lub mniejszą
płacę. Trudno jest zmusić ludzi do zaakceptowania tego stanu rzeczy, ale jednym ze sposobów jest zastraszenie ich, a
przestępczość i narkotyki spełniają tę funkcję. Nie jest więc tak, Ŝe wojna narkotykowa jest poraŜką, tak naprawdę
jest ona duŜym sukcesem. Nie wpływa ona na dostępność narkotyków, ale nie temu ma słuŜyć. SłuŜy ona innym
celom i słuŜy im całkiem nieźle.
Jakiego systemu politycznego i społecznego chciałby Pan doczekać?
Chciałbym doczekać systemu, który eliminuje hierarchie i struktury autorytarne oraz poszerza wolność i
demokratyczny wybór. Oznacza to, Ŝe ludzie w miejscu pracy i swojej społeczności kierowaliby wszystkim, co
wpływa na ich Ŝycie, włącznie z aparatem produkcyjnym, handlem, planowaniem przyszłości, dystrybucją zasobów,
itd.
Myślę, Ŝe ludzie chcą społeczeństwa woluntarystycznego, anarchistycznego. Jeśli nie, jeśli chcą być rządzeni przez
właścicieli niewolników i dyktatorów, no to cóŜ - nie mam racji. Jednak nie sądzę, by ludzie tego chcieli, więc
chciałbym, aby społeczeństwo ewoluowało w tym kierunku. Odnosi się to wszystkiego - od stosunków w rodzinie do
organizacji społeczeństwa globalnego. Rodzina patriarchalna jest formą władzy i podporządkowania, która, moim
zdaniem, dla nikogo nie jest dobra. Myślę, Ŝe ludzie nie chcieliby jej, gdyby mieli wybór. To samo dotyczy społecz-
ności międzynarodowej, którą utrzymuje w ryzach albo bezpośrednia przemoc wojskowa, albo pośrednia przemoc
globalnych instytucji finansowych włącznie z MFW, który słuŜy jako "egzekutor społeczności kredytodawców".
Taki ład nie powinien być tolerowany ani w skali globalnej, ani lokalnej.
* * *
Komentarze do obecnej sytuacji politycznej
Urywki wywiadu z Noamem Chomsky znanym ameryka
ń
skim publicyst
ą
i pisarzem
Pyt: Jakie są Pańskie przewidywania na przyszłość?
Chomsky: Aby odpowiedzieć na to pytanie wpierw musimy zidentyfikować sprawców wydarzeń z 11 września.
Generalnie rzecz biorąc jednak, wszystko na to wskazuje Ŝe sprawcami są ludzie z siatki organizacyjnej Osamy Bin
Ladena. Jest to międzynarodowa sieć organizacyjna, bez wątpienia inspirowana przez Bin Ladena, lecz nie jest to
pewnym, Ŝe kontrolowana przez niego. ZałóŜmy jednak, Ŝe tak jest na pewno i Ŝe to sam Bin Laden kierował tym
tragicznym w skutkach atakiem. Następnie aby odpowiedzieć na to pytanie musimy rozpocząć od poznania poglą-
dów samego Bin Ladena jak teŜ sentymentów szerokich mas tego regionu, która go popiera. Na ten temat posiadamy
ogromne ilości informacji, gdyŜ sam Bin Laden był przez lata wielokrotnie interwiuowany prze najlepszych specjali-
stów od spraw Bliskiego Wschodu. Między innymi przez słynnego korespondenta z London Independent, Roberta
Fisk, który śledzi wydarzenia w tym regionie od dziesięcioleci. Korespondent London Times, Simon Jenkins, (takŜe
specjalista od spraw tego regionu) pisał: Ci "Afgańczycy" jak ich nazywano (podobni do Bin Ladena choć Ŝaden z
nich nie był z Afganistanu) przeprowadzali akcje terrorystyczne po drugiej stronie sowieckiej granicy, które dopiero
ustały po wycofaniu się Rosjan z Afganistanu. Wojna ta nie była prowadzona przeciwko Sowietom którymi gardzili,
lecz przeciwko okupacji sowieckiej i ich przestępstwom w stosunku do muzułmanów w Afganistanie.
"Afgańczycy" nie zakończyli jednak swojej działalności wraz z zakończeniem okupacji sowieckiej Afganistanu.
Przyłączyli się do Talibów aby przejąć władzę w Afganistanie a później między innymi zostali sojusznikami Bo-
ś
niackich Muzułmanów na Bałkanach. Stany Zjednoczone nie miały nic przeciwko temu, tolerując takŜe wsparcie
militarne jakie Iran dał stronie muzułmańskiej. "Afgańczycy" walczyli teŜ przeciwko siłom rosyjskim w Czeczenii i
są na to pewne dowody, Ŝe przeprowadzali takŜe akcje terrorystyczne na terenie Rosji. Bin Laden i jego "Afgańczy-
cy" obrócili się przeciwko USA na początku lat 90-tych, w chwili gdy po inwazji wojsk Iraku na Kuwejt powstały
bazy wojsk amerykańskich w Arabii Saudyjskiej.
W jego opinii, był to odpowiednik inwazji sowieckiej na Afganistan, z tą tylko róŜnicą, Ŝe Arabia Saudyjska była
znacznie waŜniejsza jako "wartownik" świętych miejsc islamu. Bin Laden jest zaciekłym przeciwnikiem skorumpo-
wanych reŜimów w tym regionie traktując je jako "nie-islamskie", do jakich naturalnie zalicza się teŜ Arabia Saudyj-
ska. Śmiesznym jest to, Ŝe Arabia Saudyjska jest najbardziej fundamentalnym reŜimem wśród krajów muzułmań-
skich, choć zawsze była bliskim sojusznikiem USA. Bin Laden nienawidzi USA za wsparcie dla państw tego regionu
a głównie za wsparcie i długoletnią lojalność wobec Izraela w 35 letniej okupacji Palestyny. Długoletnia polityka
8
Waszyngtonu wspierająca destruktywną politykę Izraela, politykę która na całym świecie jest traktowana jako
łamanie Genewskiej Konwencji Praw Człowieka. W przypadku jednak, gdzie taka polityka jest prowadzona przez
Izrael i USA wszystko jest wytłumaczalne i robione prawie Ŝe "legalnie", gdyŜ uznano po prostu Palestyńczyków
jako rasę niŜszą wobec której moŜna robić co się Ŝywnie podoba. Innym punktem zapalnym jest Irak, gdzie USA
wspólnie z Wielką Brytanią od 10 lat wyniszczają cywilną ludność tego kraju co dotychczas przyniosło juŜ setki
tysięcy ofiar w ludziach wzmacniając jedynie pozycję człowieka o którego im chodziło a więc samego Saddama
Husajna który był wcześniej ulubieńcem USA i Wielkiej Brytanii, nawet wtedy gdy zagazowywał tysiące Kurdów na
północy kraju. Wszystko to ludzie w tym regionie doskonale pamiętają, nawet gdy zachód woli to zapomnieć.
Sentymenty takie są nagminne tak wśród polityków jak teŜ reprezentantów tak zwanej "wolnej prasy". W Wall Street
Journal (z 14 września) opublikowano wyniki ankiety wykonanej wśród bardzo wpływowych i zamoŜnych Muzuł-
manów mieszkających w regionie Zatoki Perskiej (tu: bankierzy, biznesmeni, specjaliści itd. posiadający powiązania
z rynkiem amerykańskim). Wszyscy oni wyraŜali tą samą opinię a więc ganili politykę USA w tym regionie za
długoletnie udzielanie wsparcia Izraelowi, który od dziesiątek lat popełnia przestępstwa na ludności palestyńskiej.
Rolą USA była zawsze ochrona Izraela i niedopuszczanie do tego aby np. ONZ wysłało kontyngent wojskowy i
cywilnych obserwatorów do Palestyny w celu zakończenia tego konfliktu itd. Następnie gani się USA za wyniszcza-
nie ludności cywilnej w Iraku oraz manipulowanie i wspieranie represyjnych anty-demokratycznych reŜimów w tym
regionie, nie dopuszczając tym sposobem do rozwoju ekonomicznego wielu krajów. Nie jest więc dziwnym, Ŝe
wśród biedoty tego regionu poglądy te są bardziej gorzkie, przeradzające się w nienawiść. Wszystko to rodzi furię i
desperację mogącą doprowadzić do samobójczych ataków. USA i większość krajów zachodnich woli lansować inną
bardziej wygodną wersję wydarzeń. Pozwólcie, Ŝe posłuŜę się cytatem z New York Timesa, z 16 września gdzie:
"Oprawcy działają z nienawiści do podstawowych wartości zachodu, wolności, demokracji, tolerancji i dobrobytu.
Dlatego teŜ postępowanie USA jest bez znaczenia w tym kontekście i nawet nie powinno być wspominane" (Serge
Schmeman). To bardzo wygodny pogląd, który jest dosyć nagminny w "intelektualnych" kręgach wielu krajów
zachodu. Upraszczanie pojęć i ogłupianie mas nic tutaj jednak nie pomoŜe, gdyŜ kaŜdy zdaje sobie z tego sprawę, Ŝe
to nie jest ślepa nienawiść do "wartości moralnych zachodu", gdyŜ muzułmanie nic nie mają do obywateli Kanady,
Norwegii, czy wielu innych bogatych krajów - nienawidząc tylko USA. Wszystkim jest wiadomo, Ŝe Bin Laden i
wielu jemu podobnych modli się intensywnie "o atak niewiernych na kraje islamu" co doprowadzi do podniesienia
się z kolan milionów fanatyków, obalenie pro-zachodnich rządów i eskalację przemocy i terroryzmu. Nie zapomnij-
my tu teŜ o fanatykach konfliktu po obu stronach, gdyŜ są kręgi ludzi na zachodzie, którym dokładnie o to samo
chodzi.
Pyt: Po ochłonięciu z pierwszego szoku, czy teŜ się Pan teraz boi reakcji USA?
Chomsky: KaŜdy człowiek o zdrowych zmysłach powinien się bać reakcji, która była by wysłuchaniem modłów
Bin Ladena. Łatwym jest doprowadzenie do eskalacji przemocy i terroryzmu na znacznie większą skalę niŜ jesteśmy
to sobie w stanie wyobrazić. USA juŜ zaŜądało od rządu Pakistanu aby wstrzymał wszelkie dostawy Ŝywności dla
milionów ludzi Ŝyjących na pograniczu śmierci głodowej w Afganistanie. Jeśli rząd Pakistanu by się podporządko-
wał to jeszcze nieznana liczba ludzi w Afganistanie, ludzi, którzy nic nie mają wspólnego z terroryzmem i są teŜ
ofiarami Talibów, nie przeŜyłaby najbliŜszej zimy. Powtarzam, USA zaŜądało od Pakistanu aby skazał na śmierć
miliony niewinnych ludzi, ludzi którzy teŜ są ofiarami Talibów! Czy to są te chlubne "wartości zachodu?" Wszystko
to nie ma nic wspólnego nawet z rewanŜem, gdyŜ leŜy poniŜej nawet takich moralnych pobudek. Najciekawszym jest
to, Ŝe zostało to wypowiedziane ot tak od niechcenia a więc na marginesie innych spraw, tak Ŝe niewielu ludzi nawet
na to zwróciło uwagę. Obserwując takie wypowiedzi moŜe to nas nauczyć dość wiele na temat poziomu kultury i
moralności w kręgach rządzących na zachodzie, które nawet nie zareagowały na to Ŝądanie. Mam wraŜenie, Ŝe
gdyby szerokie masy ludności samego USA miały najmniejsze pojęcie o tym co rząd, który ich reprezentuje i w ich
imieniu chce zrobić to samo to wzbudziło by ogromne poruszenie, gdyŜ zemsty za to co się wydarzyło chcemy
wszyscy, lecz nie na milionach niewinnych i głodujących ludzi. Jeśli Pakistan nie podporządkuje się Ŝądaniom USA
to sam moŜe się znaleźć w zasięgu ognia sił zachodu - z nieznanymi konsekwencjami. Jeśli natomiast się podporząd-
kuje to istnieje duŜe prawdopodobieństwo, Ŝe zostanie obalony przez siły podobne do Talibów, które w tym przy-
padku miały by w swoich rękach broń atomową. Scenariusz taki byłby tragiczny w skutkach dla całego regionu a
głównie dla tych najbogatszych krajów produkujących ropę. Zaczynamy tutaj juŜ mówić o światowym konflikcie w
efekcie, którego mogłaby zginąć większa część ludzkości. Nawet bez doprowadzenia do takiego scenariusza, sam
atak na Afganistan moŜe mieć dość podobne skutki, gdyŜ doprowadzi to tylko do sytuacji gdzie Bin Laden zyska
miliony zagorzałych zwolenników wśród fanatycznej części muzułmanów od Indonezji aŜ po Maroko. Nawet gdyby
został zabity to nie zakończy to konfliktu gdyŜ przez miliony fanatyków zostałby uznany za męczennika świętej
sprawy, co byłoby tylko inspiracją dla tysięcy innych a wiemy juŜ, Ŝe nawet największe armie świata nie są w stanie
zapobiec samobójczym atakom terrorystów.
* * *
9
Kontrola nad mediami
Pocz
ą
tki historii propagandy
Zacznijmy od pierwszej współczesnej operacji propagandowej, przeprowadzonej przez rząd. Stało się to za
czasów administracji Woodrowa Wilsona. Gdy wybrano go prezydentem w 1916 roku, jego program głosił: ,,Pokój
bez zwycięstwa”. Było to w środku Pierwszej Wojny Światowej. Ówczesne społeczeństwo było nastawione wyjąt-
kowo pacyfistycznie i nie widziało Ŝadnego powodu, by angaŜować się w wojnę w Europie.
PoniewaŜ administracja Wilsona była zdecydowana na udział w wojnie, musiała jakoś temu zaradzić. Stworzono
więc rządową komisję propagandową - tak zwaną Komisję Creela. Udało się jej w ciągu sześciu miesięcy przemienić
pacyfistyczne społeczeństwo w histeryczną, pałającą chęcią walki zbiorowość, pragnącą zniszczenia wszystkiego, co
niemieckie, rozrywania Niemców na strzępy, przystąpienia do wojny i ocalenia świata. Było to znaczne osiągnięcie,
które prowadziło do kolejnych. W tym samym czasie oraz później, po wojnie, wykorzystano identyczne techniki do
wywołania histerycznej obawy przed tak zwanym Czerwonym ZagroŜeniem. UmoŜliwiło to skuteczne zniszczenie
związków zawodowych oraz likwidację tak niebezpiecznych problemów jak wolność prasy i myśli politycznej.
Cieszyło się to znacznym poparciem mediów i establishmentu przemysłowego, które w istocie organizowały i
promowały większość tych działań, co walnie przyczyniło się do ich sukcesu.
Pośród tych, którzy aktywnie i entuzjastycznie partycypowali w tym procesie, byli ,,postępowi” intelektualiści,
osoby z kręgu Johna Deweya. Byli oni bardzo dumni, co widać na podstawie ich ówczesnego piśmiennictwa, iŜ, jak
to określali, ,,bardziej inteligentni członkowie społeczeństwa” - czyli oni sami - zdołali pchnąć niechętną zbiorowość
do wojny przez wzbudzenie w niej strachu i szermowanie fanatycznymi sloganami. Wykorzystano w tym celu
szeroki wachlarz środków. Sfabrykowano na przykład liczne opowieści o popełnianych przez Hunów okrucień-
stwach, o obrywaniu przez nich rączek belgijskim niemowlętom, o wszelkiego rodzaju okropnościach, na które nadal
moŜna natknąć się w podręcznikach historii. Były to bez wyjątku wymysły brytyjskiego ministerstwa propagandy,
które postawiło sobie za cel - jak określało to na swoich tajnych naradach - ,,kontrolowanie myśli całego świata”. Co
bardziej istotne, pragnęło ono równieŜ kontrolować myślenie co bardziej inteligentnych członków amerykańskiego
społeczeństwa, którzy szerzyliby dalej wysmaŜaną przez nie propagandę i pchnęli pacyfistyczne państwo w objęcia
wojennej histerii. Zamiar ten udało się zrealizować, i to nadzwyczaj skutecznie. Płynie stąd nauka: państwowa
propaganda, wspierana przez wykształcone klasy, gdy nie moŜna się jej sprzeciwić, moŜe przynieść olbrzymie
rezultaty. Naukę tę przyswoili sobie Hitler i wielu innych, wcielając ją w Ŝycie po dziś dzień!
Demokracja widzów
Inną grupą, pozostającą pod wraŜeniem tych sukcesów, byli liberalni teoretycy Partii Demokratycznej i czołowi
przedstawiciele mediów - na przykład Walter Lippman, nestor amerykańskich dziennikarzy, wiodący komentator
polityki wewnętrznej i zagranicznej oraz czołowy teoretyk demokratycznego liberalizmu. JeŜeli zajrzy się do jego
esejów zebranych, natrafi się na podtytuły w rodzaju: ,,Postępowa teoria liberalnej myśli demokratycznej” (,,A
Progressive Theory of Liberal Democratic Thought”). Lippman zasiadał we wspomnianych komisjach propagando-
wych i zdawał sobie sprawę z ich osiągnięć. Dowodził, Ŝe ,,rewolucja w sztuce demokracji”, jak to określał, moŜe
zostać wykorzystana do ,,fabrykowania przyzwolenia” - czyli zapewniania dzięki nowym technikom propagando-
wym zgody społeczeństwa na to, na co nie miało ono ochoty.
Lippman był zdania, Ŝe jest to dobra, ba niezbędna koncepcja. Niezbędna, poniewaŜ ,,dobro ogólne całkowicie
umyka opinii publicznej”, jak to sformułował. MoŜe je zrozumieć i dąŜyć do niego jedynie wyspecjalizowana klasa
odpowiedzialnych jednostek, dość inteligentnych, by pojąć, jakie są rządzące światem mechanizmy. Teoria ta
zakłada, Ŝe jedynie niewielka elita - społeczność intelektualistów, o której mówili zwolennicy Deweya - jest w stanie
pojąć dobro ogólne, czyli to, na czym zaleŜy nam wszystkim i co ,,umyka opinii publicznej”. Poglądy tego rodzaju
lansowane były od stuleci. Jest to równieŜ typowo leninowskie stanowisko. W istocie cechuje się ono bliskim
powinowactwem do leninowskiej koncepcji, Ŝe czołówka rewolucyjnych intelektualistów powinna przejąć władzę
państwową, wykorzystując w tym procesie siłę ludowych buntów, a następnie popędzić głupie masy ku przyszłości,
dla której pojęcia są zbyt ciemne i niekompetentne. Teoria liberalnej demokracji i marksizm i leninizm są bardzo
bliskie w swych ideologicznych załoŜeniach.
UwaŜam to za jedną z przyczyn, dla których róŜnym ludziom przez lata było łatwo przechodzić od jednego
stanowiska do drugiego bez poczucia istotnej zmiany. Była to tylko kwestia oceny, gdzie tkwią korzenie władzy.
MoŜe dojdzie do ludowej rewolucji, która wyniesie nas na szczyty; moŜe nie, i będziemy zmuszeni do współpracy z
istniejącą władzą, czyli społecznością kapitalistyczną. Tak czy inaczej, będziemy działać identycznie: poganiać
głupie masy w stronę świata, niezdolne zrozumieć go na własną rękę.
Lippman poparł swoje wywody szczegółowo opracowaną teorią postępowej demokracji. Twierdził, iŜ we właści-
wie zorganizowanej demokracji istnieją klasy obywateli. Na czoło wysuwa się klasa, pełniąca czynną rolę w prowa-
dzeniu spraw publicznych. Są to ludzie, którzy analizują, wykonują, podejmują decyzje i kierują działaniem syste-
mów: politycznego, ideologicznego i ekonomicznego. Jest to niewielki odsetek populacji. Naturalnie, kaŜdy, kto
wysuwa takie idee, zawsze naleŜy do tej niewielkiej grupy, i mówi o tym, co naleŜy zrobić z pozostałymi obywate-
lami. Ci pozostali - nie naleŜąca do owej niewielkiej grupki zdecydowana większość społeczeństwa, to według
określenia Lippmana ,,zdezorientowane stado” (,,bewildered herd”). Musimy chronić się przed gniewem i moŜliwo-
ś
cią stratowania przez zdezorientowane stado. W demokracji realizowane są dwie funkcje. Klasa wyspecjalizowana,
czyli ludzie odpowiedzialni, pełnią funkcję wykonawczą, czyli myślą o dobrze publicznym, planują je oraz je
10
rozumieją. Zdezorientowane stado równieŜ ma swoją rolę w demokracji. Według twierdzeń Lippmana, jest to rola
widzów, a nie uczestników działania. Funkcja stada jest jednak rozleglejsza, bowiem mówimy o demokracji. Od
czasu do czasu pozwala się mu poprzeć tego czy innego członka klasy wyspecjalizowanej. Innymi słowy tłumowi
pozwala się powiedzieć: ,,Chcemy, byś ty - lub ty - był naszym przywódcą”. Dzieje się tak dlatego, Ŝe Ŝyjemy w
ustroju demokratycznym, a nie państwie totalitarnym. Określa się to jako wybory. Po wyraŜeniu poparcia dla tego
czy innego członka klasy wyspecjalizowanej, tłumowi pozwala się jednak na usunięcie się w tło i stanie na powrót
widzami, a nie uczestnikami działania. Tak właśnie powinna wyglądać prawidłowo funkcjonująca demokracja.
Podejście takie jest w pewnym sensie logiczne. Kryje się za nim nawet swego rodzaju ogólna zasada moralna.
Imperatyw ten zakłada, iŜ masy są zbyt naiwne, by pojąć funkcjonowanie świata. Gdyby próbowały partycypować w
podejmowaniu dotyczących ich decyzji, powodowałyby tylko kłopoty. Wobec tego dopuszczenie ich do decydowa-
nia byłoby czymś niewłaściwym i niemoralnym. NaleŜy poskramiać zdezorientowane stado, a nie pozwalać mu na
wściekłe tratowanie wszystkiego, co popadnie. Mniej więcej taka sama logika zakłada, Ŝe niewłaściwe jest pozwole-
nie trzylatkowi na samodzielne przechodzenie przez ulicę. Nie daje się mu takiej swobody, poniewaŜ trzylatek nie
wie, jak korzystać z tej wolności. Na tej samej zasadzie nie moŜna pozwolić zdezorientowanemu stadu na współ-
uczestniczenie w działaniu - wywołałoby to tylko kłopoty.
Potrzebne jest więc narzędzie do poskromienia zdezorientowanego stada. Jest nim nowa rewolucja w sztuce
demokracji: ,,fabrykowanie przyzwolenia”. Konieczny jest podział środków przekazu, szkolnictwa i kultury popular-
nej. Muszą one uczyć przedstawicieli klasy politycznej i decydentów pewnego znośnego poczucia rzeczywistości,
chociaŜ oczywiście muszą jednocześnie wpajać właściwe wartości. Trzeba pamiętać, Ŝe kryje się za tym nie wyraŜo-
na przesłanka. Przesłanka ta - którą muszą skrywać przed sobą nawet odpowiedzialne osoby - dotyczy sposobu, w
jaki uzyskali oni pozycję, umoŜliwiającą im podejmowanie decyzji. Oczywiście, dzieje się tak dlatego, Ŝe słuŜą oni
ludziom, dysponującym prawdziwą władzą! Jest to bardzo wąskie grono. Jeśli klasa wyspecjalizowana zbliŜy się do
niego i stwierdzi: ,,moŜemy słuŜyć waszym interesom”, wówczas zostanie wciągnięta do pełnienia wykonawczej
roli. NaleŜy to jednak utrzymywać w tajemnicy. Znaczy to, Ŝe naleŜy członkom tej klasy wpoić przekonania i
doktryny, słuŜące interesom dysponentów prywatnie posiadanej, rzeczywistej władzy. Otrzymujemy więc oddzielny
system edukacyjny, nakierowany na klasę wyspecjalizowaną, czyli ludzi odpowiedzialnych. NaleŜy poddać ich
dokładnej indoktrynacji, obejmującej wartości i interesy przedstawicieli prywatnej władzy oraz reprezentującego ich
kompleksu państwowo-korporacyjnego. Uwagę reszty zdezorientowanego stada naleŜy w zasadzie zająć czymś
innym - nie dopuścić, by mogło narobić kłopotów. Zadbać, by jego członkowie pozostali praktycznie wyłącznie
obserwatorami działań, jedynie sporadycznie wyraŜającymi poparcie dla tego czy innego prawdziwego przywódcy,
spośród których pozwala się im dokonać wyboru.
Podobny punkt widzenia rozwijało wielu ludzi. Prawdę mówiąc, jest on dość konwencjonalny: na przykład czołowy
współczesny teolog i komentator polityki zagranicznej Reinhold Niebuhr, czasami nazywany ,,teologiem esta-
blishmentu”, guru George Kennana, intelektualistów spod znaku Kennedy'ego i innych, stwierdził, iŜ ,,racjonalizm to
bardzo rzadka umiejętność”. Cechuje się nim jedynie wąskie, ograniczone grono ludzi. Większość kieruje się po
prostu emocjami i impulsami. Ci z nas, którzy są racjonalistami, muszą tworzyć niezbędne iluzje i obdarzone silnym
ładunkiem emocjonalnym nadmierne uproszczenia, by naiwni prostaczkowie nie zbaczali zbytnio z naleŜnego kursu.
Podejście takie stało się znaczącym elementem współczesnej nauki politycznej. W latach dwudziestych i trzydzie-
stych Harold Laswell, współtwórca nowoczesnych zasad, określających zasady społecznej komunikacji, jeden z
wiodących reprezentantów amerykańskich nauk politycznych, wyjaśniał, iŜ nie powinniśmy ulegać
,,demokratycznym dogmatyzmom”, zakładającym, Ŝe obywatele są najlepszymi znawcami swoich interesów. Jest
przecieŜ inaczej - to my znamy się najlepiej na dobrze publicznym. Dlatego teŜ zwykła moralność nakazuje nam
dopilnowanie, by nie mieli oni okazji do realizacji swoich niewłaściwych koncepcji. Jest to proste w strukturze, którą
określa się obecnie państwem totalitarnym lub reŜimem militarnym. DzierŜy się pałkę nad głowami obywateli i
korzysta z niej, jeŜeli wychylą się poza przewidziane granice. MoŜliwość taką jednak traci się, im bardziej społe-
czeństwo staje się wolne i demokratyczne, dlatego teŜ naleŜy uciec się do technik propagandowych. Logika jest
oczywista: propaganda jest dla demokracji tym, czym pałka dla państwa totalitarnego!
Jeszcze raz powtórzmy: jest to dobre i rozsądne, poniewaŜ zdezorientowane stado nie potrafi pojąć dobra publicz-
nego. Zrozumienie go po prostu przekracza jego moŜliwości.
Public relations
USA było pionierem sektora ,,public relations”. Celem tego przemysłu jest ,,kontrolowanie umysłu społeczeń-
stwa”, jak określali to jego liderzy. Nauczyli się oni wiele dzięki triumfom Komisji Creela, skutecznemu wywołaniu
widma Czerwonego ZagroŜenia i jego konsekwencjom. Sektor ,,public relations” uległ w owym okresie gigantycznej
ekspansji. W latach dwudziestych przez jakiś czas udało się mu wywołać w społeczeństwie niemal całkowite
posłuszeństwo wobec dominacji biznesu. Dominacja ta była tak doszczętna, Ŝe stała się obiektem dochodzeń komisji
Kongresu w latach trzydziestych. Z nich właśnie pochodzi znaczna część naszych informacji.
,,Public relations” to olbrzymi przemysł. Obecnie wydatki w nim sięgają około biliona dolarów rocznie. Przez
cały czas chodzi tu o kontrolowanie umysłu społeczeństwa.
W latach trzydziestych, podobnie jak w trakcie Pierwszej Wojny Światowej, wyłoniły się wielkie problemy. Doszło
do wielkiego kryzysu, pojawiły się silne organizacje pracownicze. W istocie w 1935 roku robotnicy wygrali pierwszą
powaŜną kampanię legislacyjną: Ustawa Wagnera przyznała im prawo do zrzeszania się. Powodowało to dwa
powaŜne problemy. Po pierwsze, demokracja funkcjonowała wadliwie: zdezorientowane stado poczęło odnosić
sukcesy prawodawcze, a tak przecieŜ nie powinno być. Drugi problem polegał na tym, iŜ ludzie zyskiwali moŜliwość
11
organizowania się. Ludność powinna wszelako być zatomizowana, wyalienowana i posegregowana. Nie powinna
zakładać organizacji, poniewaŜ wówczas mogłaby przestać być widzem wydarzeń. Jeśli dostatecznie wielu ludzi o
ograniczonych środkach moŜe łączyć się w celu zaistnienia na arenie politycznej, mogliby stać się rzeczywistymi
uczestnikami wydarzeń, a to byłoby naprawdę groźne.
Prywatny przemysł podjął szerokie starania, by zapewnić, iŜ będzie to ostatnie zwycięstwo legislacyjne dla
pracowników i początek końca demokratycznego odchylenia w postaci prawa do tworzenia masowych organizacji.
Zamiar się powiódł. Okazało się, Ŝe było to ostatnie zwycięstwo legislacyjne dla świata pracy. Od tej chwili -
chociaŜ liczba członków związków zawodowych wzrosła na jakiś czas w trakcie Drugiej Wojny Światowej i zaczęła
spadać dopiero później - skuteczność działań związków stale malała. Nie było to przypadkiem. Stało się tak dzięki
społeczności biznesu, która włoŜyła mnóstwo pieniędzy, uwagi i pomyślunku, by poradzić sobie z tym problemem
poprzez przemysł ,,public relations”, organizacje w rodzaju Okrągłego Stołu Narodowego Stowarzyszenia Producen-
tów i Biznesmenów (National Association of Manufacturers and Business Roundtable) i tak dalej. Społeczność ta
przystąpiła natychmiast do obmyślania sposobu zapobieŜenia takim demokratycznym dewiacjom.
Chrzest bojowy nastąpił w rok później, w 1936 roku. W Johnstown w Dolinie Mohawk w zachodniej Pensylwanii
doszło do wielkiego strajku Bethelem Steel. Kapitalizm wypróbował nową technikę niszczenia ruchu pracowniczego,
która okazała się nadzwyczaj skuteczna. Nie chodziło tym razem o łamanie kolan i rzucanie do akcji band osiłków,
bowiem metody te nie sprawdzały się ostatnio najlepiej. Dokonano tego subtelniejszymi i bardziej skutecznymi
metodami propagandowymi. Postanowiono znaleźć sposób na zwrócenie społeczeństwa przeciwko strajkującym, na
przedstawienie ich jako elementów niszczycielskich, szkodliwych dla ogółu i zagraŜających dobru publicznemu.
Dobro publiczne to to, co słuŜy ,,nam”: biznesmenom, pracownikom, gospodyniom domowym. Wszyscy ci ludzie to
,,my”. Chcemy być razem i cieszyć się wartościami w rodzaju harmonii, amerykanizmu (amerykańskiego stylu
Ŝ
ycia) czy wspólnej pracy. Z drugiej strony mamy złych strajkujących, którzy sprawiają kłopoty, podwaŜają nasze
wysiłki, niszczą harmonię i gwałcą amerykański styl Ŝycia. Musimy ich powstrzymać, by móc nadal Ŝyć razem.
Kierownicy przedsiębiorstw i ci, którzy zamiatają podłogi, mają te same interesy. MoŜemy wszyscy pracować
wspólnie na rzecz amerykańskiego stylu Ŝycia w harmonii, darząc się wzajemną sympatią - tak w zasadzie prezento-
wał się ów przekaz. DołoŜono mnóstwa wysiłków, Ŝeby go zaprezentować. Chodziło przecieŜ o społeczność kapita-
listów, kontrolującą środki masowego przekazu i dysponującą wielkimi zasobami. I istotnie, przyniosło to doskonałe
rezultaty. Później nazwano nawet tę metodę ,,formułą Mohawk Valley” i wielokrotnie wykorzystywano ją do
łamania strajków. Określano ją jako ,,naukową metodę przerywania strajków”. Okazała się ona bardzo skuteczna w
mobilizowaniu opinii społecznej po stronie mdłych, pozbawionych treści pojęć w rodzaju ,,amerykańskiego stylu
Ŝ
ycia”. KtóŜ mógłby występować przeciwko niemu? Albo harmonii? Kto mógłby się jej sprzeciwiać? Lub, by uŜyć
bardziej współczesnego pojęcia, kto mógłby być przeciwko ,,popieraniu naszych wojsk”? Kto miałby ochotę sprze-
ciwiać się noszeniu Ŝółtych wstąŜeczek? Nadają się do tego wszystkie hasła, o ile są całkowicie pozbawione treści.
Zastanówmy się, co znaczyłoby, gdyby ktoś zadał wam pytanie: ,,czy popieracie mieszkańców Iowa”? Czy ktoś z
was mógłby odpowiedzieć: ,,tak, popieram ich” lub ,,nie, nie popieram ich”? To nie jest nawet pytanie. Nic nie
znaczy, i o to chodzi. W sloganach ,,public relations” w rodzaju ,,popierajcie nasze wojska” liczy się właśnie to, Ŝe
nic nie znaczą. Ich waŜkość jest dokładnie taka, jak pytanie, czy popiera się obywateli Iowa. Oczywiście, kryje się w
tym jednak sens. Prawdziwe pytanie brzmi: ,,czy popieracie naszą politykę?” Nie naleŜy jednak dopuszczać, by
ludzie zastanawiali się nad tak sformułowanym pytaniem. O to, i tylko o to chodzi w dobrej propagandzie. Jej celem
jest stworzenie sloganu, przeciwko któremu nikt nie moŜe się opowiedzieć i po którego stronie staną wszyscy,
poniewaŜ nikt nie wie, co on właściwie oznacza. W istocie nie znaczy nic, lecz jego zasadnicza wartość polega na
tym, iŜ odwraca on uwagę od pytania, rzeczywiście mającego sens: ,,czy popierasz naszą politykę?” O tej jednak
kwestii nie wolno mówić.
Niech więc ludzie dyskutują o poparciu dla wojska. Oczywiście nie mogą ich nie popierać. Samo to stwierdzenie
oznacza zwycięstwo propagandy! Podobnie jest z amerykańskim stylem Ŝycia i harmonią. Jesteśmy wszyscy razem,
łączmy się, my puste slogany, by zapewnić, Ŝe nie pojawią się dookoła źli ludzie, zakłócający naszą harmonię
gadaniem o walce klasowej, prawach i tym podobnych kwestiach.
Jest to bardzo skuteczne podejście. Stosuje się je po dziś dzień. Oczywiście, zostało ono starannie przemyślane.
Pracownicy przemysłu ,,public relations” nie działają w nim dla zabawy. Jest to ich zawód. Starają się oni wpajać
właściwe wartości. W istocie mają nawet koncepcję, jak powinna wyglądać demokracja: winien być to system, w
którym szkoli się klasę wyspecjalizowaną, by słuŜyła panom - tym, którzy są właścicielami społeczeństwa. Resztę
społeczeństwa naleŜy zaś pozbawić jakichkolwiek form organizacji, bowiem organizowanie się przyczynia tylko
kłopoty. Ludzie powinni wysiadywać w odosobnieniu przed telewizorami i pozwalać na wbijanie im do głów
przekazu, brzmiącego: jedynym celem w Ŝyciu jest posiadanie większej ilości dóbr, trzeba Ŝyć tak jak właśnie
pokazywana amerykańska rodzina z klasy średniej, lub: trzeba wyznawać tak sympatyczne wartości jak harmonia
czy amerykański styl Ŝycia. Nic innego w Ŝyciu się nie liczy. MoŜe przychodzić ci do głowy, iŜ w Ŝyciu powinno
chodzić o coś jeszcze, ale poniewaŜ oglądasz telewizję w samotności, indywidualnie, musisz dojść do wniosku:
,,oszalałem, bo przecieŜ nie pokazują nic innego”.
PoniewaŜ zaś nie zezwolono na organizowanie się - jest to absolutnie nieodzowne - nigdy nie zdołasz dowiedzieć
się, czy rzeczywiście oszalałeś. Tak jednak musisz podejrzewać, bowiem jest to naturalne w twojej sytuacji.
Tak wygląda stan idealny. W celu osiągnięcia tego ideału podejmuje się gigantyczne wysiłki. Oczywiście, kryje
się za nimi określona koncepcja - pojęcie demokracji, które omówiłem wcześniej.
Zdezorientowane stado moŜe stwarzać problemy, dlatego musimy zadbać, by nie wpadło w szał i nie zaczęło
tratować. Powinno oglądać puchary piłkarskie, seriale komediowe lub pełne przemocy filmy. Co jakiś czas naleŜy
12
pobudzić je do wykrzykiwania pozbawionych znaczenia sloganów w rodzaju ,,popierajcie nasze wojska”. NaleŜy
utrzymywać je w znacznym lęku, bo jeśli nie będzie naleŜycie się bać najrozmaitszych diabłów, mogących zniszczyć
je od środka, z zewnątrz czy skądkolwiek, mogłoby zacząć myśleć, co byłoby bardzo niebezpieczne, stado nie ma
bowiem kwalifikacji do myślenia. Dlatego teŜ naleŜy odwracać jego uwagę i spychać je na margines.
Jest to jedna z koncepcji demokracji. Wracając do społeczności kapitalistycznej: istotnie, Ustawa Wagnera z 1935
roku stanowiła ostatnie prawne zwycięstwo świata pracy. Po wybuchu kolejnej wojny nastąpił schyłek związków
zawodowych, podobnie jak kultury najbogatszego odłamu klasy robotniczej, najściślej powiązanego ze związkami.
Wszystko to naleŜy do przeszłości - staliśmy się społeczeństwem zarządzanym w zdumiewająco duŜym stopniu
przez przedstawicieli świata biznesu. Jest to jedyne zindustrializowane społeczeństwo państwowego kapitalizmu,
pozbawione normalnej umowy społecznej, jaką znajdujemy w porównywalnych społeczeństwach. Jak mniemam,
poza Południową Afryką jest to jedyne społeczeństwo industrialne, pozbawione państwowej opieki zdrowotnej. Nie
ma powszechnej zgody na utrzymanie chociaŜby minimalnych standardów, zapewniających przeŜycie tym odłamom
społeczeństwa, które nie potrafią podporządkować się jego regułom i na własną rękę pozyskiwać dobra. Związki
zawodowe praktycznie nie istnieją. Tak samo jest z innymi formami ruchów masowych. Nie istnieją partie ani
organizacje polityczne. Zawędrowaliśmy daleko na drodze ku ideałowi, przynajmniej pod względem strukturalnym.
Media stanowią korporacyjny monopol i wszystkie prezentują ten sam punkt widzenia. Dwie główne partie
stanowią jedynie frakcje partii (klasy) kapitalistów. Większość ludzi nie zawraca sobie nawet głowy głosowaniem,
poniewaŜ wydaje się to bezcelowe. Społeczeństwo zostało zmarginalizowane, a jego uwagę rozprasza się w naleŜyty
sposób. Taki przynajmniej jest cel działania.
Wiodąca postać przemysłu ,,public relations”, Edward Bernays, w istocie wywodzi się z Komisji Creela. Był jej
członkiem, przyswoił sobie jej nauki i kontynuował działalność, określaną przez niego jako ,,fabrykowanie przyzwo-
lenia” i uwaŜaną za ,,esencję demokracji”. Ci, którzy są w stanie produkować przyzwolenie, mają po temu zasoby i
siłę - czyli przedstawiciele świata biznesu - to właśnie ci, na których pracujecie.
Manipulowanie opini
ą
Konieczne jest równieŜ zapędzanie ludności, by wyraŜała poparcie dla międzynarodowych awantur. Społeczeń-
stwo zwykle jest nastawione pacyfistycznie, tak jak było w trakcie Pierwszej Wojny Światowej. Nie widzi powodu,
by angaŜować się w zagraniczne awantury, zabijanie i torturowanie. Trzeba je więc do tego zagnać. AŜeby tak się
stało, naleŜy je przestraszyć. Sam Bernays odniósł znaczny sukces w tym względzie. On właśnie kierował kampanią
propagandową dla United Fruit Company w 1954 roku, gdy Stany Zjednoczone zdołały obalić kapitalistyczno-
demokratyczny rząd Gwatemali i zainstalowały w jego miejsce aparat terroru szwadronów śmierci, utrzymujący się
po dziś dzień u władzy dzięki stałym zastrzykom amerykańskiej pomocy i zapobiegający zaistnieniu tam jakichkol-
wiek demokratycznych odchyleń. Konieczne jest równieŜ nieustanne wbijanie ludziom do gardeł programów polityki
wewnętrznej, którym społeczeństwo się sprzeciwia, bowiem nie ma Ŝadnej przyczyny, by popierało szkodzące mu
pomysły. To równieŜ wymaga intensywnej propagandy. Byliśmy świadkami, Ŝe działo się tak wielokrotnie w ciągu
ubiegłych dziesięciu lat. Programy Reagana były przytłaczająco niepopularne. Nawet około dwóch trzecich tych,
którzy głosowali na Reagana, miało nadzieję, Ŝe jego koncepcje polityczne nie zostaną zrealizowane. JeŜeli przyjrzeć
się poszczególnym programom, na przykład zbrojeniom, obcięciu wydatków na cele socjalne itp., niemal kaŜdemu
sprzeciwiała się zdecydowana część społeczeństwa. Dopóki jednak zwykli obywatele są zepchnięci na margines, nie
mają szans organizować się ani wyraŜać swoich przekonań - ci, którzy twierdzą, iŜ przedkładają wydatki socjalne
nad zbrojeniowe, i którzy tak odpowiadali w sondaŜach (co czyniła przytłaczająca większość), zakładali, Ŝe jedynie
im przychodzą do głowy tak szalone pomysły. Nie mieli szans usłyszeć, Ŝe inni myślą to samo. Nie dopuszczano, by
mogli sobie to uświadomić. Dlatego teŜ, nawet jeśli człowiek tak myślał i potwierdzał to w sondaŜu, zakładał, Ŝe jest
jakimś dziwakiem. PoniewaŜ nie ma szans nawiązania kontaktu z innymi ludźmi, podzielającymi i popierającymi
takie poglądy oraz pomagającymi je wyartykułować, nie ma sposobu, by nie czuć się kimś odbiegającym od normy,
zwichrowanym. W tej sytuacji moŜna jedynie pozostać na uboczu i nie zwracać uwagi na to, co się dzieje. MoŜna
oglądać w zamian coś innego, na przykład puchary futbolowe.
Stan idealny udało się osiągnąć do pewnego stopnia - jednak nie do końca. Istnieją instytucje, których nie udało
się zniszczyć - na przykład wciąŜ działają kościoły. Znaczna część aktywności dysydentów w USA ma miejsce
właśnie w kościołach z tego prostego powodu, Ŝe zdołały się ostać. Kiedy wyjedzie się do jakiegoś europejskiego
kraju, by wygłosić przemowę, jest bardzo prawdopodobne, Ŝe stanie się to w hali związku zawodowego. W Stanach
jest to niemoŜliwe, poniewaŜ po pierwsze związki ledwie egzystują, a jeśli juŜ, nie są organizacjami politycznymi.
Kościoły się jednak utrzymały, dlatego teŜ przemówienia są często wygłaszane właśnie w nich. Tydzień solidarności
z Ameryką Środkową odbył się głównie z inicjatywy kościołów - dlatego, Ŝe istnieją.
Zdezorientowanego stada nigdy nie udaje się do końca poskromić, dlatego teŜ trzeba toczyć z nim ciągłą walkę.
W latach trzydziestych buntowało się, ale udało się je pokonać. W latach sześćdziesiątych nastąpiła kolejna faza
dysydencji. Klasa wyspecjalizowana wymyśliła na to określenie: ,,kryzys demokracji”. Uznano, Ŝe demokracja w
latach sześćdziesiątych weszła w fazę kryzysu. Polegał on na tym, iŜ znaczne odłamy społeczeństwa zaczęły się
organizować, przejawiać aktywność i starać się wejść na arenę polityczną.
W tym miejscu musimy odwołać się do dwóch wspomnianych koncepcji demokracji. Według słownikowej
definicji, oznacza to postęp demokracji. PrzewaŜyła jednak opinia, Ŝe jest to problem, kryzys, któremu naleŜy
zaradzić. Społeczeństwo naleŜało wpędzić z powrotem w stan apatii, posłuszeństwa i bierności, który jest dla niego
właściwy i naleŜny. Trzeba było coś zrobić, by zaŜegnać ten kryzys, jednak starania te okazały się nieskuteczne. Na
szczęście kryzys demokracji Ŝyje i ma się dobrze, chociaŜ nie jest w stanie skutecznie wpływać na politykę. MoŜe
13
jednak wpływać na opinie, wbrew temu, co sądzi wielu ludzi. Po końcu lat sześćdziesiątych zrobiono wiele, by
odwrócić przebieg tego schorzenia lub je pokonać. Jeden z jego aspektów uzyskał nawet techniczne określenie:
,,syndrom wietnamski”. Termin ten zaczął się pojawiać około roku 1970 i bywał okazjonalnie definiowany. Reaga-
nowski intelektualista Norman Podhoretz określił go jako ,,chorobliwy opór przed zastosowaniem siły zbrojnej”.
Owe chorobliwe zahamowania przed stosowaniem przemocy to nastawienie znacznej części społeczeństwa. Ludzie
po prostu nie byli w stanie zrozumieć, po co trzeba mordować i torturować mieszkańców innych krajów czy prze-
prowadzać naloty dywanowe. Poddanie się społeczeństwa takim chorobliwym zahamowaniom jest bardzo niebez-
pieczne, co dobrze zrozumiał Goebbels - stanowi to bowiem czynnik ograniczający przy wdawaniu się w międzyna-
rodowe awantury. Konieczne jest, jak to określił niedawno z niejaką dumą Washington Post, ,,wpojenie obywatelom
respektu dla cnót wojskowych”. Jest to waŜne stwierdzenie. Jeśli chce się mieć akceptujące przemoc społeczeństwo,
stosujące siłę na skalę światową, by zrealizować cele wewnętrznej elity, konieczne jest wpojenie właściwego
szacunku dla cnót militarnych, a nie chorobliwych zahamowań przed uŜywaniem przemocy. Na tym właśnie polega
syndrom wietnamski i wiadomo, Ŝe trzeba się z nim uporać.
Opis zamiast rzeczywisto
ś
ci
Konieczna jest równieŜ całkowita falsyfikacja historii. Kolejny sposób na pokonanie owych chorobliwych
oporów, to przedstawienie faktu, iŜ kogoś napadamy by go zniszczyć, jako bronienie się przed groźnymi agresorami,
potworami itd. Po wojnie w Wietnamie dołoŜono niezmiernych wysiłków, by przerobić jej historię. Zbyt wiele osób
zaczęło zdawać sobie sprawę, co się naprawdę dzieje - włącznie z wieloma Ŝołnierzami i młodymi ludźmi, biorącymi
udział w ruchu pokoju i innych. Było to niepoŜądane, naleŜało więc uporać się z tymi nieprawomyślnymi ideami i
przywrócić względną normalność - to znaczy doprowadzić do uznania, Ŝe to, co robiliśmy, było słuszne i szlachetne.
Skoro bombardowaliśmy Wietnam Południowy, czyniliśmy to dlatego, Ŝe broniliśmy go przed kimś - czyli przed
Południowymi Wietnamczykami, poniewaŜ nikogo innego tam nie było. Skupieni wokół Kennedy'ego intelektualiści
ochrzcili to ,,obroną przed wewnętrzną agresją w Wietnamie Południowym”. Sformułowania tego uŜył równieŜ
Adlai Stevenson. Trzeba było zadbać, by stało się ono oficjalnym i dobrze rozumianym obrazem rzeczywistości i
starania te okazały się skuteczne. Gdy dysponuje się absolutną kontrolą nad mediami i systemem szkolnictwa, a
ś
wiat nauki jest konformistyczny, moŜna z powodzeniem lansować taki przekaz. Jedną ze wskazówek powodzenia
tych działań stanowi wynik badań, przeprowadzonych przez Uniwersytet Massachusetts, dotyczących postaw
społecznych, wobec obecnego kryzysu w Zatoce - postaw i poglądów, będących rezultatem oglądania telewizji.
Jedno ze stawianych pytań brzmiało: ,,Ilu - w Twojej ocenie - zginęło Wietnamczyków w czasie wojny Wietnam-
skiej?” Współcześni Amerykanie szacowali przeciętnie, iŜ było to 100.000 ludzi. Oficjalna liczba wynosi dwa
miliony. Rzeczywista - prawdopodobnie trzy do czterech milionów. Prowadzący te badania autorzy sformułowali
słuszne pytanie: co pomyślelibyśmy o niemieckiej kulturze politycznej, gdyby obywatele tego kraju, pytani obecnie o
ilość ofiar Holokaustu, odpowiadali, Ŝe było ich około trzystu tysięcy? Co mogłoby nam to powiedzieć o niemieckiej
kulturze politycznej? Autorzy nie rozwinęli tego wniosku, moŜna się jednak o to pokusić. Co nam to mówi o naszej
kulturze? Wcale sporo. Przełamywanie chorobliwych oporów przed stosowaniem siły militarnej i innych demokra-
tycznych odchyleń jest konieczne. W tym konkretnym przypadku się to udało. Powiodło się równieŜ w kaŜdym
innym wypadku. MoŜna wybrać dowolny problem: Środkowy Wschód, międzynarodowy terroryzm, Ameryka
Ś
rodkowa, cokolwiek - prezentowany społeczeństwu obraz świata wykazuje najodleglejsze z moŜliwych podobień-
stwo do rzeczywistości. Prawda jest pogrzebana pod wielopiętrowymi konstrukcjami kłamstw. Z tego punktu
widzenia był to oszołamiający sukces w zapobieganiu zagroŜeniu demokracją. Osiągnięto go w warunkach wolności,
co jest tym bardziej zdumiewające. Nie Ŝyjemy w kraju totalitarnym, w którym moŜna by to łatwo osiągnąć siłą.
Sukcesu tego dopięto w warunkach wolności. JeŜeli chcemy zrozumieć nasze społeczeństwo, musimy zastanowić się
nad tymi faktami. Są one wyjątkowo waŜne dla kaŜdego, kogo obchodzi, w jakim społeczeństwie Ŝyje.
Kultura dysydencji
Mimo wszystkich opisanych zjawisk, kultura dysydencji przetrwała i znacznie się rozrosła od lat sześćdziesiątych.
W owym okresie przede wszystkim kultura ta rozwijała się bardzo powoli. Protesty przeciwko wojnie w Indochinach
rozpoczęły się dopiero w kilka lat po rozpoczęciu przez Stany Zjednoczone bombardowań w Południowym Wietna-
mie. Kiedy ruch dysydencki powstał, był zrazu bardzo wąski i obejmował głównie studentów i młodzieŜ. Jeszcze
nim nastały lata siedemdziesiąte, ten stan rzeczy uległ znacznym zmianom. W latach osiemdziesiątych nastąpił
jeszcze większy rozkwit ruchów solidarnościowych, co stanowi nowe i waŜne zjawisko w historii przynajmniej
amerykańskiej, o ile nie światowej dysydencji. Były to ruchy nie tylko protestujące, lecz często angaŜujące się,
czasem nawet blisko, w Ŝycie cierpiących ludzi poza granicami kraju. Wyciągnęły one stąd wiele nauk i wywarły
znaczny cywilizacyjny wpływ na Amerykę ,,głównego nurtu” (mainstream). Wszystko to przyniosło bardzo duŜe
zmiany. KaŜdy, kto był zaangaŜowany w tego rodzaju działalność, musi zdawać sobie z tego sprawę. Orientuję się,
Ŝ
e przemówienia, jakie wygłaszam obecnie w najbardziej reakcyjnych częściach kraju - środkowej Georgii, wschod-
nim Kentucky itp. - byłyby nie do pomyślenia nawet w okresie największego rozkwitu ruchu pokojowego, nawet
przed najbardziej aktywnymi uczestnikami tego ruchu. Obecnie moŜna wygłaszać je wszędzie. Ludzie zgadzają się z
nim lub nie, lecz przynajmniej wiedzą, o co chodzi, wobec czego istnieje pewna wspólna płaszczyzna porozumienia.
Wszystko to stanowi oznaki wspomnianego cywilizującego wpływu, wbrew propagandzie, wbrew wszelkim
wysiłkom w celu kontrolowania myśli i fabrykowania przyzwolenia. Mimo wszystko ludzie nabierają zdolności i
chęci myślenia na własną rękę. Wzrósł sceptycyzm wobec władzy, zmieniło się nastawienie wobec bardzo wielu
kwestii. Proces ten jest powolny, niemal jak cofanie się lodowca, lecz dostrzegalny i istotny. Inna rzecz, czy dokonu-
14
je się dostatecznie szybko, by wpłynąć znacząco na to, co dzieje się na świecie. Wystarczy jeden znajomy przykład:
osławiona bariera między płciami. W latach sześćdziesiątych postawa wobec takich kwestii jak ,,cnoty militarne” czy
chorobliwe opory przed uŜyciem siły zbrojnej były mniej więcej takie same wśród kobiet i męŜczyzn. Nikt, ani
męŜczyźni, ani kobiety, nie doznawali owych chorobliwych zahamowań na początku lat sześćdziesiątych. Ich reakcje
były identyczne. Wszyscy uwaŜali, Ŝe stosowanie przemocy w celu stłumienia oporu innych narodów było słuszne.
W ciągu kolejnych lat sytuacja ta uległa zmianie. Chorobliwe zahamowania stały się coraz powszechniejsze wśród
wszystkich grup społeczeństwa. Ujawniła się jednak coraz większa, obecnie bardzo istotna rozbieŜność między
męŜczyznami i kobietami. Według ankiet, sięga ona 25%. Co się stało? OtóŜ to, iŜ powstał przynajmniej na poły
zorganizowany ruch masowy, zrzeszający kobiety - ruch feministyczny. Zorganizowanie się przyniosło skutki.
Organizacja oznacza odkrycie, Ŝe nie jest się samym, Ŝe inni podzielają twoje poglądy. Pozwala to na umocnienie się
w swoich przekonaniach, na uściślenie swoich poglądów i myśli.
Ruchy te mają bardzo nieformalny charakter, nie są organizacjami członkowskimi, kreują jednak atmosferę,
wpływającą na interakcje międzyludzkie. Wywarło to bardzo wyraźny efekt. Na tym polega niebezpieczeństwo
demokracji: jeŜeli pozwoli się na powstawanie organizacji, jeŜeli ludzie nie tkwią juŜ przez cały czas przyklejeni do
telewizorów, to mogą im zakiełkować w głowach najrozmaitsze dziwaczne pomysły, na przykład chorobliwe opory
przed stosowaniem siły zbrojnej. Trzeba z tym walczyć - jednak jeszcze się to nie udało.
Parada wrogów
Zamiast mówienia o poprzedniej wojnie, chciałbym zająć się następną - czasem bowiem przydaje się być przygo-
towanym, a nie tylko reagować. W USA dokonuje się obecnie bardzo charakterystyczny proces. Nie jest to pierwszy
kraj, w którym miał on miejsce. Narastają wewnętrzne problemy - moŜe wręcz katastrofy - społeczne i ekonomiczne.
Nikt u władzy nie wykazuje najmniejszej ochoty, by im jakkolwiek przeciwdziałać. JeŜeli przyjrzeć się programom
wewnętrznym administracji z okresu ostatniego dziesięciolecia - włączam tu opozycję demokratyczną - brak było
powaŜnych propozycji rozwiązania całego bagaŜu problemów: zdrowia, edukacji, bezdomności, bezrobocia, prze-
stępczości, gwałtownego rozrastania się kryminogennych populacji, upadku centrów miejskich i więziennictwa.
Wszystkim wiadomo o tych problemach, jednak stają się one coraz powaŜniejsze. Tylko w ciągu dwóch lat pełnienia
urzędu przez George'a Busha kolejne trzy miliony dzieci znalazło się poniŜej granicy nędzy, zadłuŜenie niebotycznie
rośnie, spadają standardy edukacji, płace realne większości społeczeństwa sięgnęły mniej więcej poziomu końca lat
pięćdziesiątych - i nikt nic z tym nie robi.
W tych okolicznościach konieczne jest odwrócenie uwagi zdezorientowanego stada: jeśli zorientuje się, co się
dzieje, moŜe mu się to nie spodobać, skoro przede wszystkim jego to dotyczy. Pokazywanie pucharów futbolowych i
komedii sytuacyjnych moŜe okazać się niewystarczające, trzeba więc wywołać w nich strach przed wrogami. W
latach trzydziestych Hitler wzbudził w społeczeństwie lęk przed śydami i Cyganami. Trzeba było ich zmiaŜdŜyć, by
się obronić. My równieŜ mamy podobne sposoby. W ciągu ostatniego dziesięciolecia co rok czy dwa kreuje się
jakieś wielkie monstrum, przed którym musimy się bronić. Dawniej mieliśmy na podorędziu potwory, z których stale
mogliśmy korzystać: Rosjan. Zawsze moŜna było odwołać się do konieczności obrony przed Rosjanami. PoniewaŜ
tracą oni atrakcyjność jako przeciwnik, i coraz trudniej wykorzystywać ich w tej roli, naleŜało wynaleźć jakichś
nowych wrogów. W istocie ludzie niesprawiedliwie krytykowali George'a Busha, iŜ nie jest zdolny wyrazić ani
wyartykułować tego, co nami kieruje. Jest to niesprawiedliwa ocena. Przed mniej więcej połową lat osiemdziesiątych
nawet podczas snu moŜna było odtwarzać płytę: ,,Rosjanie nadchodzą!”. PoniewaŜ jednak płyta się zdarła, Bush
musiał wynaleźć nową, podobnie jak uczynił aparat reaganowski w latach osiemdziesiątych. Przyszła więc kolej na
międzynarodowy terroryzm, opętanych Arabów i nowego Hitlera Saddama Husajna. Wszyscy oni oczywiście chcieli
zawojować świat. Pojawiali się jedni po drugich, bo tak być musiało, by przestraszyć i sterroryzować społeczeństwo,
by ludzie bali się podróŜować i kryli się z trwogi jak zające pod miedzą. Wówczas odnosiło się wspaniałe zwycię-
stwo nad Grenadą, Panamą lub inną bezbronną armią kraiku z Trzeciego Świata, którą moŜna było roznieść na
strzępy, nawet jej się dokładnie nie przyglądając. Dokonywano tego, i przynosiło to ulgę. Uratowaliśmy się w
ostatniej chwili. Jest to jeden ze sposobów uniemoŜliwiania zdezorientowanemu stadu zrozumienia, co się naprawdę
wokół niego i z nim dzieje, kontrolowania go i odwracania jego uwagi.
Następnym naszym przeciwnikiem będzie najprawdopodobniej Kuba. Będzie to wymagało kontynuowania
nielegalnej wojny ekonomicznej, zapewne równieŜ przedłuŜania niespotykanej kampanii międzynarodowego
terroryzmu. Najjaskrawszym przejawem tej ostatniej była podjęta za czasów administracji Kennedy'ego Operacja
Gęś KsięŜycowa (Moongoose) oraz dalsze wymierzone przeciwko Kubie działania. Nic nie daje się nawet odlegle z
nią porównać, moŜe z wyjątkiem wojny przeciwko Nikaragui, o ile moŜna nazwać ją terroryzmem - Trybunał
Międzynarodowy zakwalifikował ją raczej jako agresję. Stale dochodzi do ideologicznej ofensywy, podczas której
kreuje się jakieś chimeryczne monstrum, a następnie rozpoczyna się kampanie jego zniszczenia. Oczywiście, nie
moŜna jej podejmować, jeśli groziłoby to rzeczywiście groźnym oporem. Byłoby to zbyt ryzykowne. JeŜeli jednak z
góry się wie, Ŝe wroga moŜna zgnieść na miazgę, moŜna do tego przystąpić, a później odetchnąć z ulgą.
Nową kampanię planuje się od dość dawna. W maju 1986 roku ukazały się pamiętniki wypuszczonego z kubań-
skiego więzienia Armando Valladeresa. Środki masowego przekazu natychmiast potraktowały je jako sensację.
Pozwolę sobie przytoczyć parę przykładów. Relację Valladeresa media obwołały ,,ostatecznym opisem olbrzymiego
systemu tortur i więzień, przy uŜyciu którego Castro karze i niszczy polityczną opozycję. Inspirująca i niezapomnia-
na opowieść o bestialskich więzieniach, nieludzkich torturach”, ,,zapis przemocy w państwie, rządzonym przez
kolejnego z ludobójców naszego stulecia, który - jak dowiadujemy się wreszcie z tej ksiąŜki - stworzył nowy
despotyzm, który zinstytucjonalizował tortury jako mechanizm społecznej kontroli w piekle - czyli Kubie czasów
15
Valladeresa”. Tak pisały w przedrukowywanych recenzjach z Washington Post i New York Times. Castro został
scharakteryzowany jako: ,,dyktatorski zbir. Jego okrucieństwa zostały opisane w tej ksiąŜce tak wyczerpująco, Ŝe
jedynie najbardziej lekkomyślny i mający najzimniejszą krew zachodni intelektualista mógłby stanąć w obronie tego
tyrana” - Washington Post. Pamiętajmy, Ŝe jest to relacja tego, co przydarzyło się jednemu człowiekowi. Zgódźmy
się, Ŝe zawiera wyłącznie prawdę. Nie kwestionujmy, co działo się z człowiekiem, który, jak twierdzi był torturowa-
ny. Podczas ceremonii w Białym Domu z okazji Dnia Praw Człowieka Ronald Reagan wyróŜnił go za dzielność w
znoszeniu potworności i sadyzmu krwawego kubańskiego tyrana.
Valladaresa mianowano następnie reprezentantem USA przy Komisji Praw Człowieka ONZ, gdzie pełnił dla Stanów
słuŜbę sygnałową: bronił rządów Salwadoru i Gwatemali przed oskarŜeniami o zbrodnie tak straszliwe, Ŝe wszystko,
co przeszedł on sam, wydaje się drobiazgiem.
Tak właśnie toczy się ten świat.
Selektywno
ść
percepcji
Było to w maju 1986 roku. Ciekawe zdarzenie, mówiące wiele o fabrykowaniu przyzwolenia. W tym samym
miesiącu pozostali przy Ŝyciu członkowie Grupy Praw Człowieka z Salwadoru (przywódcy zostali wymordowani juŜ
wcześniej) zostali aresztowani i poddani torturom. Wśród aresztowanych był ich lider, Hector Anaya. Wtrącono ich
do więzienia La Esperanza (Nadzieja). Podczas pobytu w więzieniu kontynuowali oni pracę na rzecz praw człowie-
ka. Jako prawnicy, w dalszym ciągu zbierali zeznania. W więzieniu było 432 więźniów. Członkowie grupy uzyskali
od 430 z nich zaprzysięŜone relacje o torturach, którym ich poddawano: stosowaniu prądu elektrycznego i innych
okrucieństwach. W jednym przypadku tortury prowadził szczegółowo scharakteryzowany, umundurowany major
armii USA. Jest to niezwykle obrazowe i dokładne świadectwo, zapewne wyjątkowe jeśli chodzi o szczegółowość
opisu tego, co działo się w celach tortur.
Stusześćdziesięciostronicowy raport o przeŜyciach więźniów przemycono na zewnątrz, razem z taśmą wideo, na
której utrwalono zeznania ludzi, dotyczące tortur, jakim byli poddawani w więzieniu. Raport był później rozpo-
wszechniany przez Ekumeniczną Grupę Roboczą Marin County. Prasa ogólnonarodowa odmówiła zajęcia się nim.
Stacje telewizyjne nie chciały pokazywać taśmy. Ukazał się artykuł w lokalnej gazecie Marin County, San Francisco
Examiner, i to chyba wszystko. Nikt inny nie chciał tknąć się tych materiałów. Był to czas, gdy niejeden z
,,lekkomyślnych i mających najzimniejszą krew zachodnich intelektualistów” piał peany na cześć Jose Napoleona
Duarte i Ronalda Reagana. Anayi nie oddano Ŝadnych hołdów. Nie zaproszono go na ceremonię z okazji Dnia Praw
Człowieka. Nie dostał Ŝadnej nominacji. Został uwolniony przy wymianie więźniów, a następnie zamordowany,
prawdopodobnie przez popierane przez USA słuŜby bezpieczeństwa. Ukazało się na ten temat bardzo niewiele
informacji. Media nigdy nie postawiły pytania, czy ujawnienie okrucieństw w Salwadorze, miast przemilczenia ich i
zatajania ich istnienia, nie ocaliłoby mu Ŝycia.
Mówi to co nieco o sposobie działania dobrze funkcjonującego mechanizmu fabrykowania przyzwolenia. W
porównaniu z relacją Herberta Anayi z Salwadoru, pamiętniki Valladaresa wydają się tak mizerne, jak mysz wobec
słonia. Trzeba było jednak wykonać określone działanie, przybliŜające nas ku kolejnej wojnie. Spodziewam się, Ŝe
będziemy słyszeli o nich jeszcze więcej, aŜ nastąpi kolejna operacja.
Teraz kilka uwag o ostatniej wojnie - wreszcie się nią zajmijmy. Zacznę od badań Uniwersytetu Massachusetts, o
których wspomniałem wcześniej. Zawierały one kilka ciekawych wniosków. W badaniu pytano, czy zdaniem
ankietowanych Stany Zjednoczone winny interweniować zbrojnie w przypadku nielegalnej okupacji lub powaŜnego
naruszenia praw człowieka. Gdyby USA kierowały się tym stanowiskiem, winniśmy zbombardować Salwador,
Gwatemalę, Indonezję, Damaszek, Tel Awiw, Kapsztad, Turcję, Waszyngton oraz cały rząd innych państw i miast.
Wszędzie tam dopuszczono się nielegalnej okupacji, agresji lub raŜącego pogwałcenia praw człowieka. JeŜeli znacie
fakty, związane z podanymi wyŜej przykładami - na których powtarzanie nie mamy czasu - zdajecie sobie doskonale
sprawę, Ŝe agresja Saddama Husajna i jego okrucieństwa nie wyróŜniają się niczym szczególnym. Nie są nawet
najdrastyczniejsze. Dlaczego nikt nie przedstawił takiego wniosku? Przyczyna jest prosta: nikt o tym nie wie. W
dobrze funkcjonującym systemie propagandowym nikt nie powinien wiedzieć, o czym mówiłem, kiedy wspomina-
łem o powyŜszych przykładach. JeŜeli zadacie sobie trud sprawdzenia, zobaczycie, Ŝe przykłady te są jak najbardziej
odpowiednie. Przypomnijcie sobie jeden z nich złowieszczo zbliŜony w czasie do okresu, którym się zajmujemy. W
lutym, w trakcie w pełni rozwiniętej kampanii bombardowań, rząd Libanu zaŜądał od Izraela przestrzegania Rezolu-
cji 425 Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której wezwano Izrael do natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania
wojsk z Libanu. Rezolucja ta pochodzi z marca 1978 roku. Nastąpiły po niej dwie kolejne, w których powtórzono
wezwania do natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania się Izraela z Libanu. Izrael się im oczywiście nie
podporządkował, poniewaŜ Stany Zjednoczone wspierają jego okupację! Południowy Liban nadal objęty jest
terrorem. W wielkich celach tortur dzieją się tam przeraŜające rzeczy. Region ten wykorzystuje się jako bazę do
ataków na pozostałą część Libanu. W ciągu trzynastu lat od inwazji na Liban, zbombardowano Bejrut, zginęło około
20 tysięcy ludzi (w 80% cywilów), szpitale uległy zniszczeniu, następowały kolejne akty terroru i rabunku. Wszystko
w porządku, bo popiera to USA! To tylko jeden z przykładów. W środkach masowego przekazu nie widzi się
Ŝ
adnych materiałów na ten temat, nie słyszy się dyskusji, czy Izrael i USA powinny przestrzegać Rezolucji 425 Rady
Bezpieczeństwa ONZ i innych. Nikt teŜ nie wzywał do zbombardowania Tel Awiwu, chociaŜ według przekonań
dwóch trzecich społeczeństwa, powinniśmy to zrobić. PrzecieŜ doszło do nielegalnej okupacji i raŜącego pogwałce-
nia praw człowieka! To tylko jeden przypadek. Są o wiele gorsze. Indonezyjska inwazja na Timor Wschodni pocią-
gnęła za sobą około 200 tysięcy ofiar. Wszystkie pozostałe przykłady bledną w porównaniu z Timorem. Indonezja
16
cieszy się jednak solidnym poparciem USA i w dalszym ciągu otrzymuje pomoc dyplomatyczną i militarną ze strony
Ameryki. Kolejne przykłady moŜna by mnoŜyć.
Wojna w Zatoce
Dowodzi to, w jaki sposób działa skuteczny system propagandowy. Ludzie wierzą, Ŝe uŜywamy siły przeciwko
Irakowi i Kuwejtowi, poniewaŜ naprawdę przestrzegamy zasady odpowiadania siłą na nielegalną okupację i narusza-
nie praw człowieka. Nie zdają sobie sprawy, co oznaczałoby zastosowanie tej zasady wobec postępowania samych
Stanów Zjednoczonych. Jest to nader spektakularny sukces propagandy.
Zajmijmy się bliŜej kolejną sprawą. JeŜeli przyjrzeć się bliŜej traktowaniu wojny w mediach od sierpnia, moŜna
zauwaŜyć uderzający brak kilku głosów. Istnieje przecieŜ na przykład dzielna i nader istotna iracka opozycja demo-
kratyczna. Oczywiście, działa ona na emigracji, poniewaŜ jej członkowie nie przeŜyliby w kraju. Mieszkają oni
przede wszystkim w Europie. Są to bankierzy, inŜynierowie, architekci - ludzie tego pokroju, są wykształceni,
potrafią się wypowiadać, i nie wahają się tego czynić.
W lutym zeszłego roku, gdy Saddam Husajn był nadal ulubionym partnerem handlowym i przyjacielem George'a
Busha, przedstawiciele irackiej opozycji - jak wynika z ich źródeł - przybyli do Waszyngtonu z petycją o poparcie
dla ich Ŝądań zaprowadzenia w Iraku parlamentarnej demokracji. Spotkało ich totalne lekcewaŜenie, poniewaŜ Stany
Zjednoczone nie były tym zainteresowane. Nie nastąpiła jakakolwiek reakcja, którą mogłoby zaobserwować społe-
czeństwo.
Od sierpnia istnienie opozycji było nieco trudniej zignorować. W sierpniu nagle zwróciliśmy się przeciwko
Saddamowi Husajnowi, po tym, jak przez wiele lat go faworyzowaliśmy. Pod ręką była iracka opozycja demokra-
tyczna, która na pewno była w stanie przedstawić swe wnioski w tej sytuacji. Jej członkowie na pewno z zadowole-
niem przyglądaliby się łamaniu na kole tortur i ćwiartowaniu Saddama Husajna, który wszak mordował ich braci,
torturował siostry i wypędził ich samych z kraju. Walczyli przeciwko jego tyranii przez cały czas, gdy cieszył się
gorącym poparciem Ronalda Reagana i George'a Busha. Co się stało z głosem opozycji? Przyjrzyjcie się ogólnona-
rodowym mediom, by zorientować się, czy czegoś moŜna było dowiedzieć się od sierpnia do marca o irackiej
opozycji demokratycznej. Nie znajdziecie ani słowa. Nie dlatego, Ŝe nie była ona w stanie wyartykułować swoich
Ŝą
dań. Przedstawiła ona oświadczenia, propozycje, wezwania i Ŝądania. JeŜeli bliŜej w nie wnikniecie, stwierdzicie,
Ŝ
e nie sposób odróŜnić ich od postulatów amerykańskiego ruchu pokojowego. Opozycja była przeciwko Saddamowi
Husajnowi i wojnie przeciwko Irakowi. Jej członkowie nie chcieli, by ich kraj został zniszczony. Pragnęli jedynie
pokojowego rozwiązania i doskonale wiedzieli, Ŝe jest ono moŜliwe.
Nie usłyszeliśmy ani słowa o irackiej opozycji demokratycznej. JeŜeli chcecie się czegoś o niej dowiedzieć,
sięgnijcie do prasy niemieckiej czy brytyjskiej. I tam nie znajdzie się wiele, prasa ta jest jednak poddana mniejszej
kontroli niŜ nasza, dzięki czemu moŜna się czegoś w ogóle dowiedzieć.
Jest to spektakularny sukces propagandy: po pierwsze to, iŜ zupełnie wyeliminowano głosy irackich demokratów, a
po drugie, Ŝe nikt nie zwrócił na to uwagi.
To równieŜ jest ciekawe. Społeczeństwo musi być poddane głębokiej indoktrynacji, skoro nie zauwaŜyło, Ŝe nie
słyszy głosów irackiej opozycji demokratycznej, nie zadaje sobie pytania ,,dlaczego” i nie znajduje najoczywistszej
odpowiedzi: poniewaŜ iraccy demokraci myślą niezaleŜnie. Ich postulaty są zgodne z wnioskami międzynarodowego
ruchu pokoju i dlatego się je pomija.
Zajmijmy się pytaniem o przyczyny wojny. Podawano je i owszem. Jeden z powodów brzmiał: nie moŜna nagradzać
agresorów, a inwazję naleŜy udaremnić szybkim uŜyciem siły. Taki oto powód wojny nam podano; praktycznie nie
słychać było Ŝadnego innego. Czy była to wystarczająca przyczyna, by wszcząć wojnę? Czy USA przestrzega
zasady, iŜ nie moŜna nagradzać agresorów, a inwazję naleŜy udaremnić szybkim uŜyciem siły? Nie będę obraŜać
waszej inteligencji powtarzaniem faktów, jednak sytuacja ma się tak, iŜ oczytany nastolatek jest w stanie zbić takie
argumenty w dwie minuty. Nikt ich jednak nigdy nie obalił. Przyjrzyjcie się mediom, liberalnym komentatorom i
krytykom, ludziom, którzy zeznawali przed Kongresem - czy ktokolwiek zakwestionował załoŜenie, Ŝe Stany
Zjednoczone przestrzegają głoszonych przez siebie zasad?
Czy USA stawiły opór samym sobie, gdy podjęły inwazję na Panamę, i chciały w odwecie zbombardować...
Waszyngton? Czy gdy okupacja Namibii przez Południową Afrykę została uznana za nielegalną w 1969 roku, USA
nałoŜyły sankcje na Ŝywność i leki? Czy przystąpiły do wojny? Nie, przez dwadzieścia lat prowadziły ,,cichą
dyplomację”. Przez tych dwadzieścia lat działy się rzeczy bardzo niemiłe. Tylko w okresie administracji Reagana -
Busha, wojska południowoafrykańskie zabiły około półtora miliona ludzi w sąsiednich krajach, nie wspominając o
tym, co działo się w samej Południowej Afryce i Namibii.
Nie wiedzieć czemu, nie uraŜało to naszych wraŜliwych dusz. Kontynuowaliśmy ,,cichą dyplomację” i na koniec
zaoferowaliśmy agresorom hojną nagrodę. Otrzymali oni wielki port w Namibii i zapewniono im mnóstwo przywile-
jów, biorąc pod uwagę przedstawiane przez nich względy bezpieczeństwa. Co działo się wtedy z zasadą, której
ponoć przestrzegamy? Dziecinnie łatwo wykazać, Ŝe nie mogły to być powody, dla których przystąpiliśmy do wojny,
poniewaŜ wcale nie przestrzegaliśmy tych zasad. Nikt jednak tego nie zrobił - i to się liczy. Nikt teŜ nie zadał sobie
trudu przedstawienia wynikającej stąd konkluzji: nie podano nam Ŝadnego powodu rozpoczęcia wojny. śadnego. Nie
podano nam jakiegokolwiek powodu, z którym oczytany nastolatek nie mógłby się rozprawić w mniej więcej dwie
minuty!
Jest to kolejna oznaka kultury totalitarnej. Powinno nas przeraŜać, Ŝe moŜna nas pchnąć do wojny bez Ŝadnego
powodu, i nikt się tym nie przejmuje ani tego nie dostrzega. To bardzo zdumiewający fakt.
17
W połowie stycznia, tuŜ przed rozpoczęciem bombardowań, ankieta Washington Post i ABC wykazała ciekawe
zjawisko. Pytano ludzi: ,,Czy gdyby Irak zgodził się na wycofanie z Kuwejtu w zamian za rozwaŜenie konfliktu
arabsko-izraelskiego przez Radę Bezpieczeństwa, byłbyś za takim rozwiązaniem?” Około dwóch trzecich społeczeń-
stwa odpowiedziało na to twierdząco; podobnie cały świat, włącznie z iracką opozycją demokratyczną. Niewyklu-
czone, Ŝe ludzie, którzy opowiadali się za takim rozwiązaniem uwaŜali, Ŝe myślą tak tylko oni na świecie. Na pewno
nikt w prasie nie stwierdził, Ŝe byłaby to dobra idea. Rozkazy z Waszyngtonu zalecały, Ŝe mamy być przeciwko
,,kontaktom”, czyli dyplomacji, wobec czego wszyscy stanęli karnie w szeregu - przeciwko rozwiązaniom dyploma-
tycznym. Próbując natrafić na komentarze w prasie, moŜna natrafić jedynie na felieton Alexa Cockburna w Los
Angeles Times, który dowodził, Ŝe byłby to dobry pomysł. Ludzie, którzy opowiadali się za dyplomacją w sondaŜu,
myśleli: ,,tak uwaŜam, chociaŜ jestem w tym odosobniony”. ZałóŜmy, Ŝe wiedzieliby, iŜ nie są osamotnieni, Ŝe tak
samo myślą inni ludzie, włącznie z iracką opozycją demokratyczną. ZałóŜmy, Ŝe wiedzieliby, Ŝe nie jest to hipote-
tyczna moŜliwość, Ŝe Irak w istocie złoŜył taką właśnie ofertę. Wysocy urzędnicy rządu USA ujawnili jej istnienie
zaledwie osiem-dziesięć dni wcześniej. Drugiego stycznia przedstawili oni iracką propozycję całkowitego wycofania
się z Kuwejtu w zamian za rozsądzenie przez Radę Bezpieczeństwa konfliktu arabsko-izraelskiego i problemu broni
masowego zniszczenia. Stany Zjednoczone odmawiały negocjowania tej propozycji, aŜ przygotowania do inwazji na
Kuwejt były daleko zaawansowane. ZałóŜmy, Ŝe ludzie wiedzieliby, Ŝe taka oferta została rzeczywiście złoŜona - w
istocie poparcie jej to dokładnie to, co zrobiłby kaŜdy rozsądny człowiek, gdyby był zainteresowany zachowaniem
pokoju. Tak przecieŜ nawet bywało, w tych rzadkich przypadkach, gdy rzeczywiście nie chcieliśmy dopuścić do
agresji. ZałóŜmy, Ŝe by o tym wiedziano. MoŜecie formułować własne domysły, ja zakładam, Ŝe owe dwie trzecie
zamieniłyby się prawdopodobnie w 98% społeczeństwa. Oto rzeczywiście wielkie sukcesy propagandy. Prawdopo-
dobnie Ŝadna z odpowiadających na tę ankietę osób nie wiedziała o faktach, o których wspomniałem. Ludzie myśleli,
Ŝ
e są odosobnieni w swych poglądach, dlatego teŜ moŜna było bez sprzeciwów kontynuować zmierzającą do wojny
politykę.
Dyskutowano szeroko, czy sankcje mogłyby okazać się skuteczne. Do wypowiedzenia się w tej kwestii był
zmuszony nawet szef CIA. Nie dyskutowano jednak nad o wiele waŜniejszym pytaniem: czy sankcje nie były
przypadkiem skuteczne? Zapewne prawdziwa odpowiedź brzmi: tak, najwidoczniej okazały się skuteczne - chyba
przed końcem sierpnia, najprawdopodobniej przed końcem grudnia. Bardzo trudno wymyślić jakikolwiek inny
powód irackiej oferty wycofania się z Kuwejtu, której istnienie potwierdzili, a paru przypadkach której treść ujawnili
wysocy urzędnicy rządu USA. Określili ją oni jako powaŜną i dającą podstawę do negocjacji. Prawdziwe pytanie
brzmi więc: czy sankcje okazały się skuteczne? Czy istniał sposób uniknięcia wojny? Czy było moŜliwe rozwikłanie
konfliktu na warunkach do przyjęcia przez ogół społeczeństwa, cały świat i iracką opozycję demokratyczną? Nie
dyskutowano nad tymi pytaniami - a dla dobrze funkcjonującej propagandy kluczowo istotne jest, by dyskusja taka w
ogóle nie miała miejsca. Pozwala to Przewodniczącemu Komitetu Partii Republikańskiej twierdzić - dziś rano - Ŝe
gdyby prezydentem był Demokrata, Kuwejt nie zostałby dzisiaj oswobodzony. MoŜe tak twierdzić, a Ŝaden Demo-
krata nie wstanie i nie powie, Ŝe gdyby był prezydentem, Kuwejt stałby się wolny nie dzisiaj, ale juŜ sześć miesięcy
temu, poniewaŜ istniały moŜliwości dyplomatyczne, których by nie pominął, a Kuwejt zostałby oswobodzony bez
ś
mierci dziesiątek tysięcy ludzi i spowodowania ekologicznej katastrofy. śaden z demokratów tego nie powie, bo
Ŝ
aden z demokratów nie zajął takiego stanowiska. Zajęli je Henry Gonzales i Barbara Boxer. Lista osób, publicznie
popierających takie stanowisko, jest jednak tak krótka, Ŝe równie dobrze mogłoby ich nie być w ogóle. ZwaŜywszy
na fakt, iŜ Ŝaden demokrata nie powie głośno podobnych słów, Clayton Yeutter moŜe bez przeszkód wygłaszać
swoje stwierdzenia.
Gdy pociski Scud spadły na Izrael, nie pochwalił tego nikt w prasie. Ten fakt równieŜ przedstawia w ciekawym
ś
wietle dobrze funkcjonujący system propagandowy. Moglibyśmy zadać pytanie: dlaczego nikt tego nie pochwalił?
PrzecieŜ argumenty Saddama Husajna były równie prawdziwe, jak stwierdzenia George'a Busha. Przypomnijmy, jak
brzmiały. Zastanówmy się choćby nad Libanem. Saddam Husajn twierdzi, Ŝe nie moŜe przystać na jego aneksję. Nie
moŜe dopuścić, by Izrael zajmował syryjskie Wzgórza Golan i wschodnią Jerozolimę, lekcewaŜąc jednogłośnie
zdanie Rady Bezpieczeństwa. Saddam nie moŜe przystać na aneksję. Nie moŜe patrzeć bezczynnie na agresję. Izrael
okupuje południe Libanu od trzynastu lat, gwałcąc rezolucję Rady Bezpieczeństwa. W ciągu tego okresu dopuścił się
ataków na całe terytorium Libanu i wciąŜ bombarduje większość tego kraju. Husajn nie moŜe się z tym pogodzić.
Być moŜe czytał raport Amnesty International, dotyczący okrucieństw izraelskich na Zachodnim Brzegu. Krwawi
mu serce. Nie moŜe na to przystać. Sankcje nie działają, poniewaŜ USA je blokuje. Negocjacje są nieskuteczne, bo
blokują je Stany Zjednoczone. Co pozostaje, oprócz siły? Husajn czekał latami. Trzynaście lat w przypadku Libanu,
dwadzieścia - jeŜeli chodzi o Zachodni Brzeg. Słyszeliście wcześniej podobne argumenty?
Jedyna róŜnica między argumentami Husajna a tymi, które słyszeliście, polega na tym, iŜ Saddam Husajn moŜe z
pełnym uzasadnieniem stwierdzić, Ŝe sankcje i negocjacje okazały się nieskuteczne, bo blokowały je Stany Zjedno-
czone. George Bush nie moŜe tego stwierdzić, poniewaŜ sankcje wobec Iraku najwidoczniej okazały się skuteczne i
istniały wszelkie powody, by wierzyć w powodzenie negocjacji - tyle, Ŝe Bush konsekwentnie ich odmawiał.
Twierdził przez cały czas wyraźnie, Ŝe negocjacji nie będzie.
Czy przypominacie sobie kogokolwiek, kto powiedziałby to jasno prasie? Nie. To drobiazg. Coś, z czego równieŜ
oczytany nastolatek moŜe zdać sobie sprawę w minutę. Nikt jednak nie powiedział tego publicznie: Ŝaden komenta-
tor ani autor artykułów wstępnych. To równieŜ jest oznaka bardzo skutecznie zarządzanej kultury totalitarnej.
Dowód, Ŝe fabrykowane przyzwolenia sprawdza się w działaniu.
Ostatni komentarz na ten temat. MoŜemy podawać wiele przykładów, kolejne moŜecie dopowiedzieć sobie sami.
Zajmijmy się koncepcją, Ŝe Saddam Husajn to potwór, który chce zawładnąć całym światem - wyznawaną szeroko w
18
USA, zresztą nie bezzasadnie. Ludziom wbijano nieustannie do głowy: Saddam chce zawładnąć całym światem;
musimy go powstrzymać. W jaki sposób stał się tak groźny? Irak to mały kraj Trzeciego Świata bez Ŝadnej bazy
przemysłowej. Przez osiem lat walczył z Iranem - postrewolucyjnym Iranem, który zdziesiątkował swoją kadrę
oficerską i przetrzebił szeregi armii. Irak miał w tej wojnie niezłe poparcie. Wspierały go Stany Zjednoczone,
Związek Radziecki, Europa, większość krajów arabskich i producentów ropy z tej okolicy świata. Mimo to Irak nie
zdołał zwycięŜyć Iranu. Nagle okazuje się, Ŝe jest gotów podbić świat. Czy ktokolwiek zwrócił na to uwagę?
PrzecieŜ jest to w istocie kraj Trzeciego Świata z chłopską armią. Przyznano obecnie, Ŝe rozpowszechniano masy
dezinformacji co do jego fortyfikacji, broni chemicznej itp. Czy jednak ktokolwiek zwrócił na to uwagę? Nie.
Okazuje się, Ŝe nikt, dosłownie nikt, nie powiedział tego publicznie. To typowe. Zwróćcie uwagę, Ŝe dokładnie rok
wcześniej to samo zrobiono z Manuelem Noriegą. Noriega to drobny łotrzyk w porównaniu z przyjacielem George'a
Busha Saddamem Husajnem, i innymi jego przyjaciółmi w Pekinie - czy nim samym, jeśli juŜ o tym mówimy! W
porównaniu z nimi Manuel Noriega to bardzo drobny łobuz. Czarny charakter, ale nie łotr światowych rozmiarów,
jakich lubimy. Zamieniono go jednak w postać nadnaturalnych rozmiarów. Zamierzał nas zniszczyć, prowadząc za
sobą armię handlarzy narkotyków. Musieliśmy się szybko zmobilizować i go pokonać, zabijając kilkuset czy parę
tysięcy ludzi. Przywróciliśmy władzę śladowej, moŜe ośmioprocentowej białej oligarchii i umieściliśmy amerykań-
skich oficerów na kaŜdym poziomie systemu politycznego. Trzeba było zrobić to wszystko, bo przecieŜ musieliśmy
się ratować, inaczej ten potwór by nas zniszczył. Rok później to samo było z Saddamem Husajnem. Czy ktokolwiek
zwrócił na to uwagę? Czy ktokolwiek zapytał, dlaczego do tego doszło, albo w jaki sposób? Trzeba by się bardzo
uwaŜnie za czymś takim oglądać.
NaleŜy zwrócić uwagę, Ŝe nie róŜni się to zbytnio od działań Komisji Creela w latach 1916-1917, gdy w ciągu
sześciu miesięcy zamieniono pacyfistyczne społeczeństwo w zbieraninę rozjuszonych histeryków, nawołujących do
zniszczenia wszystkiego, co niemieckie, dla ocalenia przed Hunami, obrywającymi rączki belgijskim niemowlętom.
Stosuje się zapewne bardziej wyrafinowane techniki, sięga po telewizję i wkłada w to mnóstwo pieniędzy, jednak
metoda jest nader tradycyjna.
Wracając do mojego wyjściowego stwierdzenia, uwaŜam, Ŝe nie chodzi tylko o dezinformację w kwestii kryzysu
w Zatoce. Problem jest o wiele powaŜniejszy. Chodzi tu o to, czy chcemy Ŝyć w wolnym społeczeństwie, czy w
narzuconym samym sobie totalitaryzmie, w którym zdezorientowane stado zostaje zmarginalizowane i zastraszone,
w którym odwraca się jego uwagę i zmusza do wykrzykiwania patriotycznych sloganów, w którym bojąc się o
własne Ŝycie, stado wzdycha z podziwu dla przywódcy, ratującego je przed zagładą, natomiast klasy wykształcone
na rozkaz maszerują w karnym szeregu, powtarzając wpajane im slogany, społeczeństwo rozkłada się od wewnątrz,
stajemy się sługami państwa najemników do wynajęcia i marzymy o tym, by ktoś nam zapłacił za zniszczenie świata.
Taki jest wybór. Przed takim wyborem stajecie. Odpowiedź na te pytania zaleŜy w głównej mierze od ludzi takich
jak wy czy ja.
* * *
Noam Chomsky o kapitalizmie
(wywiad dla Detroit Metro Times przeprowadzony przez Davida Finkela) przetłumaczył z sieci Olaf
Swolkie
ń
DF: Zacznijmy naszą rozmowę od momentu upadku Związku Radzieckiego. Czy to oznacza zwycięstwo wolnego
rynku? Czy rozwiąŜe problemy kapitalizmu czy moŜe stworzy nowe?
NC: Zacznijmy od tego, Ŝe terminy "kapitalizm" i "socjalizm" zostały tak bardzo wyprane z jakiegokolwiek
znaczenia, Ŝe nawet nie lubię ich uŜywać. Nie istnieje dzisiaj nic co nawet by go przypominało. O ile kapitalizm
kiedykolwiek istniał to zniknął w latach 20-tych czy 30-tych. KaŜde społeczeństwo przemysłowe jest pewną formą
kapitalizmu państwowego. Ale będę uŜywał terminu "kapitalizm" w jego obecnym brzmieniu. To co zdarzyło się w
ciągu ostatnich 10-15 lat to gigantyczna katastrofa. Ten kryzys wybuchł około roku 1980. Dwa spośród trzech
sektorów państwowego kapitalizmu: prowadzona przez Niemcy Europa i Japonia odbiły się od dna, ale nie były w
stanie osiągnąć poprzedniego poziomu wzrostu. Stany Zjednoczone teŜ przezwycięŜyły kryzys, ale w bardzo kulawy
sposób opierający się na ogromnych poŜyczkach i interwencji państwa. Reszta świata nie podniosła się, a szczegól-
nie dotyczy to Trzeciego Świata. To był kryzys urastający do katastrofy w Afryce, naleŜącej do Zachodniego
Systemu części Azji i Ameryki Południowej. To moŜna nazwać katastrofą Południa, a to oznacza katastrofę kapitali-
zmu. W Drugim Świecie poddanym dominacji Związku Radzieckiego takŜe doszło do ekonomicznej zapaści...,
stagnacji sterowanej centralnie ekonomii, która miała z socjalizmem nawet mniej wspólnego niŜ nasz system z
kapitalizmem. Było to połączone z ruchami nacjonalistycznymi na rzecz niepodległości i presją społeczną atakują-
cymi tyrański system, który na początku lat 80-tych wszedł w stan kryzysu, a ten z kolei doprowadził do upadku
Związku Radzieckiego. Miało to niewiele wspólnego z polityką Zachodu, ale wynikało głównie z przyczyn we-
wnętrznych i sprawy zadłuŜenia. To był takŜe kryzys radzieckiej produkcji, chociaŜ nie tak powaŜny jak w Trzecim
Ś
wiecie.
To było zwycięstwo Zachodu w Zimnej Wojnie, ale jej rezultat nigdy nie budził wątpliwości biorąc pod uwagę
relacje potencjałów ekonomicznych, a takŜe inne czynniki.
DF: Co Pan dokładnie rozumie przez "kapitalizm państwowy"?
19
NC: Zwycięstwo Zachodu w Zimnej Wojnie nałoŜyło się zarówno na niebywałą katastrofę kapitalizmu jak i na
ruch w kierunku takiej lub innej formy interwencjonizmu państwowego. Dla przykładu administracje Busha i
Reagana są najbardziej interwencjonistyczne od czasu II Wojny Światowej i dwukrotnie zwiększyły ilość restrykcji
celnych na dobra importowane. Z kolei jeŜeli Pan się przyjrzy tym spośród krajów Trzeciego Świata, które przezwy-
cięŜyły kryzys lat 80-tych to są to nowo uprzemysłowione kraje na peryferiach Japonii. Porównanie z Ameryką
Łacińską jest uderzające: aŜ do roku 1980 postępowano tam według podobnych wzorców, potem Ameryka Łacińska
weszła w stan upadku, podczas gdy gospodarki Wschodniej Azji miały się dobrze. Stało się tak dlatego, Ŝe Ameryka
Południowa otwarła się na obcy kapitał podczas gdy Wschodnia Azja nie. Nie moŜna wywozić kapitału z Południo-
wej Korei, bo za to grozi tam kara śmierci. Tam nie tylko dyscyplinuje się i terroryzuje pracowników w tradycyjny
sposób, ale reguluje się takŜe działania kapitalistów. Mówiąc ogólnie jest to zwrot w kierunku jednego krańca całego
spektrum odmian kapitalizmu państwowego - krańca faszystowskiego - w przypadku ogólnego kryzysu lat 80-tych
okazało się to efektywne.
DF: Jak Pan ocenia administrację Busha szczególnie jeŜeli chodzi o politykę wewnętrzną. Gdzie dostrzega Pan
kontynuację, a gdzie odejście od polityki poprzednika?
NC: To jest kontynuacja polityki Cartera - Reagana. NaleŜy pamiętać, Ŝe polityka Reagana była proponowana juŜ
przez Cartera, któremu brakowało tylko siły, Ŝeby ją przeforsować. To Carter proponował rozbudowę sektora
zbrojeniowego, którą przeprowadził Reagan, róŜnica polegała tylko na tym, Ŝe Reagan doprowadził do jej gwałtow-
nej eskalacji juŜ na początku i ustabilizowania na końcu. Administracja Cartera teŜ proponowała atak na wydatki
socjalne i zaprzestanie wspierania biedniejszej części społeczeństwa, potem administracja Reagana przeprowadziła to
za obustronną zgodą. To, co ta polityka osiągnęła to to, Ŝe państwo w jeszcze większym stopniu niŜ uprzednio stało
się państwem dobrobytu dla bogatych; o znacznie większym stopniu interwencjonizmu, który polega na pompowaniu
ś
rodków publicznych w przemysł zaawansowanych technologii i odbieraniu środków biednym w połączeniu z
atakiem na prawa pracownicze i obywatelskie. Jest to obiektywnie rzecz biorąc rozsądna polityka z punktu widzenia
potęŜnych i bogatych w skomplikowanym świecie stosunków międzynarodowych. Doprowadziło to do internacjona-
lizacji kapitału tak by mógł korzystać z taniej siły roboczej za granicą i zintensyfikowała walkę klasową, którą biznes
zawsze prowadził przeciw pracownikom i osobom społecznie upośledzonym. Program administracji Busha prak-
tycznie nie istnieje jeŜeli chodzi o edukację, energię czy ekologię. Jest oczywiście retoryka o "prezydencie edukacji"
i trochę haseł, ale polityka pozostaje ta sama poniewaŜ nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie jak utrzymać
przemysł zaawansowanych technologii bez subsydiów państwowych albo bez Pentagonu, który gwarantuje rynek na
jego zbędne towary. PoniewaŜ nikt nie przedstawia alternatywy ten system bez wątpienia będzie trwał. To samo
odnosi się do polityki fiskalnej, która pociąga Stany Zjednoczone na drogę krajów Trzeciego Świata jeŜeli chodzi o
infrastrukturę, usługi, haniebny poziom zdrowia i wskaźniki śmiertelności - podwójne społeczeństwo z ogromnymi
przywilejami i bogactwem pośród biedy i cierpienia. To jeszcze nie jest Brazylia, poniewaŜ to bogatsze społeczeń-
stwo - ale to jest społeczeństwo tego samego typu, stworzone za obopólną zgodą. Te zagadnienia są nieobecne w
czasie wyborów prezydenckich podobnie jak nie istnieją dla prezydentów. Lata prezydentury Reagana to były
faktycznie lata w ogóle bez prezydenta. On ledwo zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Bush to wykonawca, ale
w bardzo wąskim sensie tego słowa. Jest oczywiście sporo wykreowanych obrazów - Reagan jako wielki mówca
komunikujący się z narodem, Bush jako mąŜ stanu manipulujący polityką międzynarodową. To oczywista bzdura:
jedyną rzeczą jaką on potrafi jest to jak bić ludzi, którzy nie są w stanie mu oddać.
DF: Czy znalazł Pan jakieś podstawy do optymizmu obserwując zwykłych ludzi w czasie Pana podróŜy po rzezi
w Zatoce Perskiej?
NC: Od pewnego czasu postanowiłem zmienić utarte ścieŜki i zobaczyć co dzieje się w najmniej zorganizowa-
nych i najbardziej reakcyjnych okręgach gdzie tylko mogłem uzyskać zaproszenie. W czasie wojny w Zatoce miałem
spotkania w Georgii, Apallachach i w Północnej Kalifornii - w miejscach gdzie ludzie w czasie wojny nosili woj-
skowe gadŜety. Wszędzie tam ludzie wykazywali zainteresowanie i odkrywali się. Myślę, Ŝe dominującą dziś
postawą jest cynizm i ludzie nie wierzą w nic. To moŜe przybrać formę histerycznego jingoismu, ale to jest zupełnie
powierzchowne. Inną formę jaką to moŜe przybrać jest odrodzenie religijności, które przybiera rozmiary niespotyka-
ne nigdzie na świecie poza Iranem. MoŜe to takŜe przybrać formę zanurzenia się w czymkolwiek innym np. w
rozgrywkach futbolu.
* * *
Noam Chomsky dla New Statesman, Lipiec 1994
Istnieje popularna teoria dotycząca ery w którą wkraczamy i obietnicy, która ma być spełniona. W skrócie
wygląda to tak, Ŝe nasi chłopcy wygrali zimnowojenną strzelaninę i mocno siedzą w siodle. Być moŜe jest trochę
trudnych miejsc do przebycia, ale nie ma niczego z czym by sobie nie poradzili. Jadą konno w stronę zachodu słońca,
torując drogę świetlanej przyszłości opartej na ideałach, którym zawsze hołdowali tylko nie zawsze mogli zabezpie-
czyć ich spełnienie - demokracji, wolnym rynku i prawach człowieka. Rzeczywistość jednak jest inna. Władza jest
coraz bardziej skoncentrowana w niezliczonych instytucjach, a bogaci i potęŜni mają nie więcej niŜ przedtem
zamiaru podporządkować się wolnemu rynkowi i oczekiwaniom społecznym. Zacznijmy od praw człowieka ponie-
waŜ to jest najłatwiejsze. Są one aktualnie skodyfikowane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, zaakceptowa-
nej jednomyślnie przez zgromadzenie Ogólne ONZ w grudniu 1948 r. W USA było wiele wspaniałej retoryki o tym
20
jak to trwamy przy Powszechnej Deklaracji i jak bronimy zasady uniwersalności przed zacofanymi mieszkańcami
Trzeciego Świata, którzy reprezentują kulturowy relatywizm. JednakŜe retoryka rzadko ma pokrycie w tym co
rzeczywiście mówi Powszechna Deklaracja. Np. artykuł 25 stwierdza Ŝe: "KaŜdy ma prawo do standardu Ŝycia
potrzebnego dla zdrowia i dobrobytu jego oraz jego rodziny". Zawiera się w tym: "Ŝywność, ubranie, mieszkanie,
opieka medyczna, pomoc społeczna a takŜe zabezpieczenie na wypadek bezrobocia, choroby, kalectwa, wdowień-
stwa, starości i innych przypadków braku środków do Ŝycia". Jak są przestrzegane te zasady w najbogatszym kraju
ś
wiata, który ma największe moŜliwości i Ŝadnych usprawiedliwień dla ich niespełnienia? W Stanach Zjednoczonych
istnieją obszary nędzy największe w całym uprzemysłowionym świecie. Dziesiątki milionów ludzi są głodne
kaŜdego wieczoru, w tym miliony dzieci, wśród których występuje taki sam poziom niedoŜywienia i liczba chorób
jak w Trzecim Świecie. W Nowym Jorku, jednym z najbogatszych miast świata, 40% dzieci Ŝyje poniŜej progu
ubóstwa, pozbawiona minimum środków, które dawałyby szansę ucieczki ze świata nędzy, biedy i przemocy. To
tylko jedna strona światowej katastrofy. UNESCO szacuje, Ŝe około 500 000 dzieci umiera kaŜdego roku w wyniku
spłat zadłuŜenia. Oznacza to, Ŝe komercyjne banki udzieliły złych kredytów swym ulubionym dyktatorom, a teraz te
kredyty spłacają biedacy, którzy oczywiście nie mieli z tym nic do czynienia. Jednocześnie Światowa Organizacja
Zdrowia ocenia, Ŝe około 11 milionów dzieci umiera kaŜdego roku w wyniku łatwo uleczalnych chorób. WHO
określa to jako "ciche ludobójstwo". Mogłoby ono zostać powstrzymane za groszowe sumy. UNESCO ocenia teŜ, Ŝe
ludzkie koszta tak zwanej "reformy ekonomicznej" w Rosji to około 500 000 zgonów kaŜdego roku począwszy od
1989 roku. Podobne cyfry odnoszą się do innych krajów Środkowej Europy. Powróćmy jednak do artykułu 23
Powszechnej Deklaracji. Stanowi on Ŝe: "KaŜdy ma prawo do pracy, do sprawiedliwych i godziwych warunków
pracy, do ochrony przed bezrobociem, do zapłaty zapewniającej jemu i jego rodzinie egzystencje odpowiadającą
ludzkiej godności, a jeŜeli jest to konieczne do innej formy pomocy społecznej". I dalej: "KaŜdy ma prawo do
tworzenia i wstępowania do związków zawodowych dla ochrony swych interesów". Zacznijmy od punktu ostatniego,
technicznie w USA kaŜdy moŜe wstąpić do związku zawodowego. Jednak realia są zupełnie inne. W 1992 roku
Międzynarodowa Organizacja Pracy, która rzadko zdobywa się na krytykę swych sponsorów wezwała Stany Zjedno-
czone do stosowania się do międzynarodowych standardów w dziedzinie "stale zastępujących pracowników". Te
standardy były łamane tylko w USA i w RPA spośród państw uprzemysłowionych. "Stale zastępujący pracownicy"
inaczej zwani łamistrajkami to ci, którzy zastępują zwolnionych z pracy związkowców aŜeby łamać strajk: Między-
narodowa Organizacja Pracy potępia tę praktykę, ale jest ona tolerowana w Stanach Zjednoczonych. W ubiegłym
tygodniu w Buisness Week pojawił się artykuł opisujący niektóre konsekwencję antypracowniczego stanowiska
rządu amerykańskiego. Przyznano w nim, Ŝe nielegalne zwolnienia za organizowanie Związków Zawodowych
wrosły sześciokrotnie w ciągu ubiegłych 25 lat. W szczególności tysiące związkowców zostało zwolnionych od
czasu objęcia prezydentury przez Ronalda Reagana w 1981 roku. Według amerykańskiego Departamentu Pracy,
zniszczenie związków zawodowych było główną przyczyną stałego spadku realnych zarobków od czasu nastania ery
Reagana. Warunki zdrowia i bezpieczeństwa w miejscu pracy teŜ się pogorszyły: istnieją przepisy, ale po prostu nie
są egzekwowane, w efekcie liczba wypadków przy pracy gwałtownie wzrosła w ostatnich dziesięciu latach. Upadek
związków zawodowych ma teŜ swój wpływ na upadek demokracji. Związki Zawodowe to jeden z niewielu sposo-
bów dzięki którym zwykły człowiek moŜe wejść do Ŝycia politycznego. Ma to takŜe swój efekt psychologiczny.
Zniszczenie Związków Zawodowych jest częścią bardziej generalnego działania na rzecz sprywatyzowania aspiracji,
wyeliminowania solidarności, unicestwienia poczucia, Ŝe uczestniczymy w czymś razem, Ŝe troszczymy się jeden o
drugiego. Powróćmy do artykułu 23: "KaŜdy ma prawo do pracy". MOP właśnie opublikował dane według których
poziom światowego bezrobocia w styczniu 1994 wynosił 30%. To oznacza, Ŝe mamy do czynienia z kryzysem
gorszym niŜ w latach 30-tych. Wszędzie są wolne ręce do pracy i wszędzie jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale
system gospodarczy jest po prostu niezdolny do tego by te dwa elementy zostały skojarzone. Stany Zjednoczone
rzeczywiście wyszły z recesji, ale jest znamienne, Ŝe ten proces jest wyjątkowo niemrawy ze wzrostem zatrudnienia
stanowiącym mniej niŜ jedną trzecią tego z czym mieliśmy do czynienia w poprzednich okresach koniunktury. Co
więcej spośród nowo utworzonych miejsc pracy ogromny procent to miejsca tymczasowe, ponad 1 w 1992 to
miejsca tymczasowe i większość naleŜy do nieprodukcyjnego sektora gospodarki. Płace w USA mierzone jako
stosunek kosztów pracy do wartości wyprodukowanej są obecnie najniŜsze w całym uprzemysłowionym świecie z
wyjątkiem Wielkiej Brytanii. W 1985 roku były one najwyŜsze na świecie (co jest zrozumiałe w przypadku najbo-
gatszego państwa świata) obecnie są 60% niŜsze niŜ w Niemczech i 20% niŜ we Włoszech. The Wall Street Journal
określił to jako "a welcome development of transcendent importance" (długo oczekiwany zwrot o ponadczasowym
znaczeniu). Jest w modzie twierdzić, Ŝe wszystko to jest wynikiem automatyzacji i handlu odzwierciedlonych w
"prawach rynku", które traktuje się jak prawa naturalne. Tak naprawdę to państwo odegrało decydującą rolę zarówno
w handlu jak i automatyzacji. Handel jest subsydiowany na ogromną skalę przede wszystkim przez manipulację
kosztami energii w transporcie: realna ocena kosztów handlu powinna dla przykładu uwzględniać koszty obecności
Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, której głównym celem jest utrzymanie cen ropy na określonym
poziomie. Nie za niskim, bo koncerny naftowe muszą mieć swoje zyski, nie za wysokim bo handel ma być "efek-
tywny". Analogicznie, przez dziesiątki lat automatyzacja była rozwijana w sektorze państwowym (to znaczy w
przypadku USA w sektorze zbrojeniowym). Dla przykładu w roku 1950 kiedy komputery nie były jeszcze w stanie
zaistnieć na rynku były one w 100% dotowane przez podatników. System wolnej przedsiębiorczości oznacza, Ŝe
podatnicy ponoszą koszty, a jeŜeli coś zaczyna przynosić zyski to przejmują to korporacje. To nie znaczy, Ŝe pań-
stwo moŜe kontrolować siły rynkowe. W zeszłym miesiącu zmarł Richard Nixon i dlatego warto przypomnieć jak
zniszczył w początku lat 70-tych układ z Bretton Woods, który regulował międzynarodowy rynek walutowy, a w
którym rolę światowego bankiera pełniły Stany Zjednoczone. Jednym z efektów tej deregulacji walutowej był
21
ogromny wzrost kapitału i rynków finansowych. I rozmiary transferów kapitałowych rosną z kaŜdym dniem. Dziś to
prawdopodobnie trylion dolarów dziennie - kolejne osłabienie rządów. Dokonała się takŜe radykalna zmiana w samej
naturze transakcji walutowych. Według Johna Eatwell'a ekonomisty z Cambridge, zanim Nixon nie rozmontował
systemu, około 90% międzynarodowych transakcji walutowych to były długoterminowe inwestycje lub transakcje
handlowe, a tylko 10% stanowiły spekulacje. Teraz kiedy całość ma o wiele większe rozmiary te proporcje zostały
odwrócone: 90% stanowią spekulacje a tylko 10% inwestycje i handel. I to właśnie wydaje się być zasadniczą
przyczyną spadku stopy wzrostu począwszy od wczesnych lat 70-tych. Studium opublikowane bodajŜe tydzień temu
w The Wall Street Journal szacuje, Ŝe ponad połowa tego spadku ma za przyczynę kapitał spekulacyjny. Posiadacze
bonów skarbowych chcą by waluta była stabilna: nie chcą wzrostu bo to mogłoby prowadzić do inflacji. Wzrost
kapitału spekulacyjnego oznacza, Ŝe jest obecnie bardzo trudne dla państwa narodowego - nawet Stanów Zjednoczo-
nych, najbogatszej gospodarki świata - prowadzenie jakiegokolwiek planowania gospodarczego (dla krajów Trzecie-
go Świata - pozycja jest beznadziejna). Nowe układy GATT uniemoŜliwiają planowanie jeszcze bardziej poprzez
rozszerzenie tak zwanej liberalizacji na to co oni nazywają usługami - inaczej mówiąc wielkie banki japońskie,
brytyjskie i amerykańskie zastąpią banki rodzime w mniejszych krajach. Podczas gdy kapitał jest obecnie wysoce
mobilny, praca jest coraz bardziej niemobilna - a to ma natychmiastowe konsekwencje. Oznacza to, Ŝe jest bardzo
łatwe przeniesienie produkcji do tych obszarów świata gdzie represyjny system utrzymuje niskie płace i gdzie są
niskie standardy ekologiczne. To oznacza takŜe łatwość w rozgrywaniu niemobilnych sił pracowniczych w jednych
krajach przeciw innym tak jak to miało miejsce w czasie debaty na temat układu NAFTA w USA. Kiedy media dla
przykładu koncentrowały się nad tym, Ŝe NAFTA spowoduje ucieczkę miejsc pracy z USA do Meksyku. Z drugiej
strony wiadomo, Ŝe efektem NAFTY jest obniŜenie płac dla pracowników niewykwalifikowanych w USA (pod tym
technicznym terminem kryje się od 70% do 75% siły roboczej). Układ będzie miał podobne konsekwencje dla
Kanady, ale spowoduje spadek płac takŜe w Meksyku choć z innych powodów. śeby obciąć płace nie trzeba przeno-
sić produkcji, wystarczy zagrozić, Ŝe się ją przeniesie. Sama groźba wystarcza, Ŝeby obciąć płace i zwiększyć
zatrudnienie tymczasowe. Odejście od gospodarki narodowej do światowej będzie takŜe oznaczało osłabienie
demokracji. Mechanizmy są proste. Władza przechodzi w ręce ponadnarodowych korporacji a wymyka się spod
kontroli parlamentów. W tym czasie tworzy się struktura, która porządkuje działania tych korporacji. Kilka lat temu
Finacial Times określił ją jako: "faktyczny rząd światowy" zaliczając doń: Bank Światowy, Międzynarodowy
Fundusz Walutowy, GATT, The World Trade Organization, egzekutywę grupy G7 i tym podobne. To bardzo
wygodne, Ŝe przejmuje on kompetencje parlamentów, które są określane jako niebezpieczne poniewaŜ mogą dostać
się przynajmniej częściowo pod wpływ ludu. The Economist stwierdził ostatnio jak waŜne jest trzymać politykę "z
dala od polityków". JeŜeli polityka jest trzymana z dala od polityków wtedy moŜna utrzymywać demokratyczne
formy będąc pewnym, Ŝe nikomu nie zaszkodzą. Wtedy niczym nie niepokojeni technokraci będą mogli pracować
nad zdrowiem gospodarki w technicznym sensie tego słowa a to oznacza wolny wzrost i niskie płace - ale wysokie
zyski dla małej części ludzi na świecie, która juŜ dziś korzysta z ogromnego bogactwa i przywilejów.
* * *
Co
ś
si
ę
dzieje, kotły pod par
ą
, pora wsiada
ć
na pokład
David Barsamian rozmawia z Noamem Chomsky'm o anarchii
NOAM CHOMSKY jest aktywist
ą
politycznym i profesorem lingwistyki na Massachusetts Institute
of Technology. Jego ostatnie ksi
ąŜ
ki to “The Common Good” i “The New Military Humanism”.
DAVID BARSAMIAN jest szefem Alternative Radio w Boulder, w stanie Kolorado.
Zamieszczamy poprawion
ą
wersj
ę
rozmowy opublikowan
ą
pierwotnie w "Nation"
DB: Porozmawiajmy o tym, co zdarzyło się w Seattle na przełomie listopada i grudnia 1999 roku przy okazji
spotkania WTO. Jaki sens miały, Pana zdaniem, te wydarzenia i jaką lekcję naleŜałoby z nich wyciągnąć?
Chomsky: Myślę, Ŝe to bardzo znaczący incydent, ukazujący, jak silny jest sprzeciw wobec globalizacji korpora-
cyjnej, narzuconej przede wszystkim przez USA, ale i przez inne kraje przemysłowe. W wydarzenia w Seattle
zaangaŜował się elektorat amerykański, ale teŜ organizacje z całego świata, które wcześniej nie stykały się ze sobą.
Podobna koalicja rok wcześniej zablokowała MAI [Multilateral Agreement on Investment]. Wtedy w podobny
sposób przeciwstawiano się "porozumieniom" w rodzaju NAFTA. A lekcja jest taka, Ŝe edukacja i długofalowe
organizowanie się naprawdę popłacają. Przy okazji nasuwa się jeszcze jeden wniosek: znaczna część ludzi w kraju i
na świecie, być moŜe większość tych, którzy zastanawiają się nad aktualnymi tendencjami, jest nimi albo zaniepoko-
jona albo zdecydowanie im przeciwna, bo oznaczają one atak na prawa demokratyczne, na wolność podejmowania
decyzji, bo podporządkowują wszystko określonym interesom, bo są jednoznaczne z zasadą maksymalizowania
zysku i z dominacją bardzo małego odsetka światowej populacji.
DB: Thomas Friedman, w swoim tekście w "New York Times", nazwał demonstracje w Seattle arką Noego
zwolenników płaskiej ziemi.
Chomsky: Ze swojego punktu widzenia miał chyba rację. Z punktu widzenia właścicieli niewolników, tak właśnie
jawią się ludzie przeciwni niewolnictwu. Dla jednego procenta populacji, o którym Friedman myśli i który reprezen-
tuje, opozycja to obrońcy idei płaskiej ziemi, kołtuni i nie rozumiejący świata zacofańcy. Niby dlaczego sprzeciwiać
22
się tendencjom, o których mówimy? Czy przypadkiem na ulicach Seattle oprócz gazów łzawiących nie dało się
poczuć powiewu demokracji? Skłonny byłbym przypuszczać, Ŝe tak. Demokracji nie buduje się ponoć na ulicach,
demokracja to podejmowanie decyzji. Walka o rozszerzanie swobód demokratycznych, znaczona wieloma zwycię-
stwami, toczy się od wieków. Tak właśnie, na drodze konfrontacji i starć, osiągano wiele wygranych; nikt ich
nikomu nie dawał w prezencie. Jeśli reakcja społeczna [popular reaction] przyjmuje naprawdę zorganizowaną,
konstruktywną formę, jest w stanie podwaŜyć i odwrócić zdecydowanie niedemokratyczny nacisk zdecydowanie
niedemokratycznych międzynarodowych układów gospodarczych, które narzuca się światu. Oczywiście, ktoś moŜe
podnosić argumenty, Ŝe pogwałcona została suwerenność kraju, ale na świecie bywa jeszcze gorzej. Ponad połowa
mieszkańców naszego globu nie ma - nawet w teorii - Ŝadnej kontroli nad polityką gospodarczą własnego kraju.
Mogą tylko przyjmować to, co się im ofiaruje. O ich gospodarce decydują biurokraci w Waszyngtonie; to efekt tak
zwanego kryzysu zadłuŜenia, który jest tworem czysto ideologicznym, nie ekonomicznym. Tak, połowa mieszkań-
ców naszego globu nie ma nawet minimalnej suwerenności.
DB: Dlaczego mówi Pan, Ŝe kryzys zadłuŜenia jest konstrukcją ideologiczną?
Chomsky: Jest zadłuŜenie, ale to, kto jest dłuŜnikiem, a kto wierzycielem, jest juŜ kwestią ideologiczną, nie
ekonomiczną. Na przykład istnieje kapitalistyczna zasada, na którą nikt, oczywiście, nie zwraca uwagi, a która
powiada, Ŝe jeśli poŜyczam od kogoś pieniądze, muszę je zwrócić wierzycielowi, choć wierzyciel ryzykuje, Ŝe nie
zwrócę długu. Nikt nie bierze nawet pod uwagę takiej moŜliwości, ale powiedzmy, Ŝe postąpimy wedle niej. Weźmy,
dla przykładu, Indonezję. Gospodarka jest w ruinie, bo zadłuŜenie kraju wynosi około 140 procent dochodu narodo-
wego. Kiedy prześledzić skąd dług, okazuje się, Ŝe zaciągnęło go stu, moŜe dwustu ludzi związanych z dyktaturą
wojskową, którą wspieraliśmy. PoŜyczkodawcy to międzynarodowe banki. Część tego długu została przejęta przez
MFM, co oznacza, Ŝe obciąŜy on podatników z północnej półkuli. Co się stało z pieniędzmi? Trafiły do prywatnych
kieszeni. Trochę wypłynęło z kraju, trochę zainwestowano, ale ludzie, którzy je poŜyczyli, nie odpowiadają za
zadłuŜenie. Płacić muszą mieszkańcy Indonezji, chociaŜ nie oni zaciągali poŜyczki; to oznacza twarde ograniczenia,
ubóstwo i cierpienie. A sami dłuŜnicy? Są zabezpieczeni przed ryzykiem. To jedna z funkcji MFM: zabezpieczać
tych, którzy poŜyczają i czynią ryzykowne inwestycje. To właśnie ze względu na stopień ryzyka poŜyczki są tak
wysoko oprocentowane. DłuŜnicy nie ryzykują mając gwarancje MFM. ZadłuŜenie róŜnymi kanałami przenoszone
jest na podatników z Północy. Cały system tak jest pomyślany, by odciąŜyć poŜyczkobiorców. Ci nigdy nie ponoszą
odpowiedzialności. Odpowiedzialność spada na zuboŜałe społeczeństwa ich własnych krajów. To są wybory ideolo-
giczne, nie gospodarcze. Problem na tym się nie kończy. Istnieje zasada respektowana w prawie międzynarodowym,
a ustanowiona przez USA ponad sto lat temu, kiedy to Stany "wyzwalały" Kubę, czyli podbiły ją w 1898 roku,
uniemoŜliwiając samodzielne wyzwolenie się wyspy spod władzy hiszpańskiej. Rząd USA umorzył wówczas dług
Kuby wobec Hiszpanii, posługując się całkiem rozsądnym argumentem, Ŝe zadłuŜenie jest niewaŜne poniewaŜ
zostało narzucone Kubańczykom siłą, bez ich przyzwolenia. Zasada ta zaczęła później, z inicjatywy Stanów, obo-
wiązywać w prawie międzynarodowym pod nazwą "ohydnego zadłuŜenia". Dług nie jest waŜny, jeśli został wymu-
szony. ZadłuŜenie Trzeciego Świata jest ohydnym zadłuŜeniem. Uznała to nawet przedstawicielka USA przy MFM,
Karen Lissaker, specjalistka od gospodarki międzynarodowej, która przed kilku laty przyznała, Ŝe gdyby stosować
zasadę ohydnego zadłuŜenia, większość długów Trzeciego Świata musiałaby zostać uniewaŜniona.
DB: "Newsweek" z 13 grudnia poświęcony był "Bitwie w Seattle". Przy jednym z artykułów znalazł się “sidebar”
zatytułowany Nowy Anarchizm. Pośród postaw reprezentatywnych dla nowego anarchizmu wymieniono Rage
Against the Machine i Chumbawamba. Nie sądzę, by wiedział Pan o kim mowa.
Chomsky: Wiem, nie jestem aŜ tak odcięty od świata.
DB: To kapele rockowe. Obok nich wymieniono pisarza Johna Zerzana i Theodore'a Kaczynskiego, czyli Una-
bombera, oraz profesora MIT, Noama Chomsky'ego. Jak panu odpowiada to towarzystwo? Czy "Newsweek"
kontaktował się z Panem?
Chomsky: Oczywiście. Przeprowadzili ze mną długą rozmowę [chichot]. Domyślam się, co mogło się dziać w
redakcji, ale wie Pan, jak to jest z domysłami. Określenie "anarchista" zawsze miało podejrzane brzmienie w kręgach
elity. Na przykład w dzisiejszym "Boston Globe" zobaczyłem taki nagłówek: "Anarchiści planują oprotestować
kwietniowe spotkanie MFM". Kim są ci anarchiści, którzy planują protest? To Public Citizen Ralpha Nadera,
organizacje pracownicze i tak dalej. Oczywiście, przy okazji pojawią się ludzie nazywający samych siebie anarchi-
stami, cokolwiek miałoby to znaczyć. Ale elicie potrzebne jest coś, co moŜna odrzucić jako irracjonalne. Na tej
samej zasadzie Thomas Friedman nazywa protestujących wyznawcami płaskiej ziemi.
DB: Vivian Stromberg z nowojorskiej organizacji pozarządowej Madre mówi, Ŝe w kraju panuje podniecenie
[motion], ale brak inicjatyw [movement].
Chomsky: Nie zgadzam się. To, co zdarzyło się w Seattle, było bez wątpienia inicjatywą. Aresztuje się studentów,
którzy protestują przeciwko niehumanitarnym warunkom pracy [sweatshop conditions]. Moim zdaniem jest wiele
podobnych inicjatyw. W pewnym sensie to, co miało miejsce kilka tygodni temu w Montrealu, podczas spotkania
Protokołu Biobezpieczeństwa, było chyba jeszcze dramatyczniejsze, niŜ wydarzenia w Seattle. Niewiele o tym
mówiono, bo protestowali przede wszystkim Europejczycy. USA i kilka innych krajów oczekiwało zysków z
eksportu biotechnologii. Chodzi o tak zwaną "zasadę ostroŜności" [precautionary principle], która dawałaby prawo
poszczególnym krajom i społeczeństwom powiedzieć: nie, nie chcemy być przedmiotem waszych eksperymentów.
Podczas negocjacji w Montrealu Stany Zjednoczone, które są potęŜnym ośrodkiem przemysłu biotechnicznego,
inŜynierii genetycznej etc., domagały się zastosowania tutaj liberalniejszych zasad przyjętych przez WTO. Zgodnie z
nimi obiekt eksperymentu musi przedstawić naukowe dowody na jego szkodliwość, jeśli tego nie uczyni, zwycięŜa
prawo korporacji. Większość krajów świata stosuje z powodzeniem zasadę ostroŜności. Chodzi o rzeczy podstawo-
23
we: o obronę prawa poszczególnych społeczeństw do podejmowania autonomicznych decyzji, do dobrowolnego
poddawania się eksperymentom, nie mówiąc juŜ o kontroli nad własnymi zasobami i ustalaniu zasad, na jakich obcy
kapitał moŜe inwestować w moim kraju. Inaczej mówiąc, chodzi o zachowanie suwerenności, o obronę przed
megakorporacjami. Z pewnego punktu widzenia problemy podnoszone w Montrealu były więc bardziej istotne niŜ w
Seattle.
DB: Czy sądzi Pan, Ŝe kwestia bezpiecznej Ŝywności mogłaby przysporzyć lewicy elektoratu?
Chomsky: Nie uwaŜam by był to problem akurat dla lewicy. Jeśli określenie "lewica" coś jeszcze znaczy, znaczy
ono zajmowanie się potrzebami i prawami przeciętnego człowieka, z czego wynika, Ŝe ogromna większość społe-
czeństwa powinna skłaniać się ku lewicy. I tak chyba rzeczywiście jest. Kwestia bezpiecznej Ŝywności o tyle jest
problemem lewicy, o ile dotyczy całego społeczeństwa.
DB: Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o ruchu studenckim walczącym o lepsze warunki pracy [antisweats-
hop movement]. Czy róŜni się on od innych, znanych Panu ruchów?
Chomsky: I tak i nie. W pewnym sensie jest podobny do ruchu przeciwko apartheidowi, z tą róŜnicą, Ŝe uderza
bezpośrednio w relacje wyzysku. To jeszcze jeden przykład współdziałania róŜnych elektoratów. Ruch został
zainicjowany przez Charliego Kernaghana z nowojorskiego National Labor Committee i przez inne grupy skupiające
działaczy pracowniczych. Studenci zaangaŜowani w ruch wymusili na rządzie USA opracowanie swego rodzaju
kodeksu. Administracja sponsoruje nawet koalicję grup pracowniczych i studenckich, którą jednak wiele innych grup
bojkotuje, uwaŜając, Ŝe jej działalność prowadzi donikąd.
DB: Studenci nie nawołują do obalenia systemu wyzysku.
Chomsky: MoŜe powinni. Tymczasem walczą o prawa pracownicze. Te same prawa, które starają się gwaranto-
wać konwencje MOP. Stany Zjednoczone ratyfikowały bardzo niewiele postanowień MOP. Gorsza sytuacja w tym
względzie jest chyba tylko na Litwie i w Salwadorze. Nie oznacza to, Ŝe inne kraje respektują postanowienia MOP,
ale przynajmniej je podpisują. Stany Zjednoczone nie robią nawet tego.
DB: Proszę mi powiedzieć, co dzieje się na Pana campusie, w MIT. Czy istnieje tam ruch obrony praw pracowni-
czych?
Chomsky: Istnieją bardzo aktywne grupy zajmujące się sprawiedliwością społeczną. Sprawiedliwością w prakty-
ce. Tymi samymi kwestiami, które kazały ludziom wyjść na ulice Seattle. W Stanach nikt nie cierpi tak, jak w
krajach Trzeciego Świata, ale pomimo przyrostu gospodarczego większość społeczeństwa jest pozostawiona sama
sobie. Międzynarodowe porozumienia ekonomiczne, tak zwane porozumienia wolnorynkowe, mają na celu utrzyma-
nie stanu obecnego.
BD: Jak mógłby Pan skomentować afrykańskie przysłowie, które powiada: "Nie zburzysz domu Pana jego
narzędziami".
Chomsky: Jeśli miałoby to oznaczać: nie próbuj poprawiać losu ludzi cierpiących, to nie zgadzam się z nim.
Prawda, Ŝe scentralizowana władza, korporacyjna czy państwowa, nie zamierza popełnić samobójstwa. Ale to nie
znaczy, Ŝe nie powinniśmy jej przeszkadzać. Po pierwsze, wykorzystuje ona cierpienie i temu, niezaleŜnie od
wszystkiego, naleŜy się sprzeciwiać. Ludzie muszą zrozumieć ile mogą zdziałać dzięki współpracy. Alternatywą
będą akademickie seminaria pełne narzekań jak okropny jest system.
[12 kwietnia 2000]
* * *
O ataku
Wtorkowe ataki to zbrodnia. Skalą nie dorównywały być moŜe innym, myślę choćby o przeprowadzonych z
rozkazu Clintona bombardowaniach, które zniszczyły połowę infrastruktury farmaceutycznej Sudanu. Ile pociągnęły
za sobą ofiar nikt nie wie, poniewaŜ Stany zablokowały moŜliwość zebrania danych a ONZ teŜ na nich specjalnie nie
zaleŜało. Nie wspomnę o jeszcze bardziej drastycznych przypadkach, moŜna je mnoŜyć. Tak czy inaczej ataki były
bez wątpienia straszliwą zbrodnią, a jej ofiarami stali się, jak zwykle, ludzie pracy: portierzy, sekretarki, straŜacy,
etc. Wkrótce moŜe się okazać, Ŝe to miaŜdŜący cios wymierzony w Palestyńczyków i inne biedne, represjonowane
narody. Kolejną konsekwencją ataku będzie najpewniej zaostrzenie systemów kontroli oraz bezpieczeństwa, a to
pociągnie za sobą ograniczenie swobód obywatelskich i wolności.
Wtorkowe wypadki w dramatyczny sposób dowodzą jaką głupotą jest "obrona rakietowa". Od dawna było
oczywiste, na co wielokrotnie zwracali uwagę analitycy od strategii, Ŝe jeśli ktoś będzie chciał dokonać w USA
zniszczeń na wielką skalę, przy zastosowaniu broni masowego raŜenia, nie zdecyduje się na z góry przegrany atak
rakietowy. Istnieje mnóstwo prostszych sposobów, przed którymi w zasadzie nie ma jak się ochronić. Ostatnie
wypadki najprawdopodobniej zostaną wykorzystane jednak dla wzmoŜenia nacisków, by budować kolejne systemy
obrony. Pod cienkim woalem pojęcia "obrona" kryją się plany militaryzacji przestrzeni, wystarczy dobrze przygoto-
wana kampania, by nawet najbardziej wątpliwe argumenty trafiły do przekonania przeraŜonej opinii publicznej.
Krótko mówiąc, wtorkowa zbrodnia to prawdziwy dar dla ultranacjonalistycznej prawicy, która dąŜy do tego, by
sprawować kontrolę przy uŜyciu siły. Nie chodzi juŜ nawet o działania podjęte ewentualnie przez Stany, działania,
które mogą pociągnąć za sobą kolejne ataki, jeśli nie gorsze konsekwencje. W kaŜdym razie perspektywy są bardziej
złowieszcze niŜ przed atakami.
24
MoŜemy róŜnie zareagować. MoŜemy dawać wyraz zgrozie albo próbować zrozumieć dlaczego doszło do
zbrodni, a to oznacza, Ŝe musielibyśmy dokonać niejakiego wysiłku i wniknąć w sposób myślenia sprawców. Jeśli
podejmiemy ten wysiłek, powinniśmy wysłuchać słów Roberta Fiska, który przez wiele lat był sprawozdawcą na
Bliskim Wschodzie i jak nikt zna realia regionu. Mówiąc o "przeraŜającym okrucieństwie pognębionych i upokorzo-
nych" Fisk pisze: "nie wierzmy, jak będzie się nam teraz wmawiać, Ŝe chodzi o wojnę demokracji przeciwko
terrorowi. Chodzi takŜe o amerykańskie pociski niszczące domy Palestyńczyków, o helikoptery USA, które ostrzela-
ły libański szpital polowy w 1996 roku, o zniszczenie przez Amerykanów wioski Qana, o libańską milicję opłacaną z
poparciem Stanów przez Izrael - siejącą śmierć w obozach uchodźców". O wiele innych, podobnych działań.
MoŜemy wybierać: albo postaramy się zrozumieć albo nie, a wtedy przyłoŜymy rękę do jeszcze gorszych rzeczy,
które mogą się zdarzyć.
* * *
Timor Wschodni - to jeszcze nie koniec
Według najnowszych wiadomości, misja ONZ we Wschodnim Timorze była w stanie stwierdzić liczbę 150 000
ludzi z szacowanej populacji liczącej 850 000 w tym regionie. Jej raport mówi, Ŝe 260 000 "obecnie prowadzi
nędzną wegetację w znajdujących się w fatalnym stanie obozach dla uchodźców w Zachodnim Timorze, pod szczel-
ną kontrolą milicji, po tym jak uciekli lub zostali zmuszeni do opuszczenia swoich miejsc zamieszkania", i Ŝe
kolejnych 100 000 osób zostało przeniesionych do innych części Indonezji. Co do reszty podejrzewa się, Ŝe kryją się
w górach. Dowódca australijski wyraził oczywistą troskę, Ŝe wysiedleni ludzi cierpią z braku Ŝywności i lekarstw.
Wizytując obozy we Wschodnim i Zachodnim Timorze, doradca amerykańskiego Sekretarza Stanu, Harold Koh
stwierdził, Ŝe uchodźcy "głodują i są terroryzowani", a zniknięcia ludzi "bez wyjaśnień" są na porządku dziennym.
Aby uświadomić sobie skalę spustoszenia, trzeba być świadomym potencjalnej likwidacji fizycznej bazy niezbędnej
do przetrwania, której dokonali wycofujący się Ŝołnierze indonezyjscy oraz związane z nimi siły paramilitarne
(milicja), oraz zdać sobie sprawę z rządów terroru, które panowały na tym terenie przez ćwierć wieku (wymordowa-
nie setek tysięcy ludzi, gdy administracja Cartera dostarczała wymaganego dyplomatycznego i militarnego wspar-
cia).
Jak działali ich następcy podczas "fazy szlachetnej" w polityce zagranicznej, z jej "dostojnym blaskiem", aby
przytoczyć fragmenty tej wzniosłej retoryki odpowiednich komentatorów w prasie krajowej w latach 90-tych?
Jednym sposobem był wzrost poparcia dla morderców - dla "takiego naszego człowieka", jak generał Suharto został
określony przez administrację Clintona zanim popadł w niełaskę za utratę kontroli i nieudane próby wprowadzenia
cięŜkich reform zaordynowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy z odpowiednią Ŝarliwością. Po
masakrze w Dili w 1991 roku Kongres ograniczył sprzedaŜ broni i zakazał trenowania Ŝołnierzy Indonezji przez
USA, ale Clinton znalazł pokrętny sposób ominięcia tych zakazów. Kongres wyraził swoje "oburzenie", zauwaŜając,
Ŝ
e "to było i jest intencją Kongresu, aby zakazać amerykańskiego treningu wojskowego dla Indonezji" - o czym
mogą się dowiedzieć czytelnicy Far Eastern Economic Review oraz publikacji dysydenckich w Ameryce. Ale
wszystko to na próŜno.
Pytania dotyczące programów Clintona otrzymały rutynowe odpowiedzi z Departamentu Stanu: amerykańskie
szkolenie wojskowe "przynosi bardzo pozytywne wyniki w sensie wpisania zagranicznych sił militarnych w amery-
kańskie wartości". Te wartości zostały ukazane, gdy pomoc militarna dla sprzedaŜy przepływającego i licencjonowa-
nego przez rząd Indonezji uzbrojenia wzrosła pięciokrotnie od roku podatkowego 1997 do ostatniego roku. Miesiąc
temu (19 września 1999 roku) międzynarodowy serwis informacyjny London News oraz Guardian Weekly opubli-
kowały relacje zatytułowane "US Trained Butchers of East Timor" ("Szkoleni przez USA rzeźnicy Wschodniego
Timoru"). Raport, autorstwa dwóch korespondentów opisał program Clintona "Iron Balance" ("śelazna równowa-
ga"), w ramach którego szkolono wojsko indonezyjskie z pogwałceniem zakazu ze strony kongresu nałoŜonym juŜ w
1998 roku. W ramach programu uwzględniono jednostki Kopassus, przestępcze siły, które zorganizowały i kierowały
"milicją" i bezpośrednio uczestniczyły w ich zbrodniach, czego Waszyngton był absolutnie świadomy - podobnie jak
wiedział, Ŝe ci "długo-dystansowi" beneficjanci treningów amerykańskich "przechodzą do legendy ze względu na
swoje okrucieństwo", a Wschodni Timor "stał się pierwszoplanowym przykładem wszelkiego rodzaju zbrodni" (Ben
Anderson, jeden z czołowych specjalistów zajmujących się Indonezją).
Program Clintona "śelazna równowaga" dostarczył tym siłom jeszcze więcej szkoleń w zakresie zwalczania buntów
i "operacji psychologicznych", co zostało od razu zastosowane. Podczas gdy oni i ich sługusy palili stolicę, Dili, we
wrześniu, czemu towarzyszyły mordy i wszelka przemoc, Pentagon oznajmił, Ŝe "amerykańsko-indonezyjski
program szkoleniowy skupił się na przeciwdziałaniu katastrofom humanitarnym i innymi klęskom, i zakończył się 25
sierpnia", pięć dni przed referendum, które wywołało ostrą eskalację zbrodni - dokładnie taką, jakiej mogli spodzie-
wać się przywódcy polityczni z Waszyngtonu, przynajmniej jeśli czytali swoje własne raporty wywiadowcze.
Wszystko to, jak się okazało, wpadło wprost w dziurę w pamięci, która zwiera cały przeszły "dorobek" głównych
akcji wspierania przez Amerykę zbrodni, zasługując na taki sam (całkowity) oddźwięk w mediach, jak wiele innych
wydarzeń ubiegłego roku; na przykład jednomyślnie głosowanie w Senacie, 30 czerwca, wzywające administrację
Clintona do połączenia indonezyjskiej akcji militarnej w Timorze Wschodnim z "jakąkolwiek poŜyczką czy pomocą
finansową dla Indonezji", jak mogli przeczytać czytelnicy Irish Times.
Przez większą część 1999 roku intelektualiści zachodni byli zaangaŜowani w jeden z najbardziej zuchwałych
pokazów samouwielbienia w stosunku do wspaniałych działań w Kosowie. Pomiędzy wieloma innymi aspektami
25
tego niezwykłego osiągnięcia, o którym zawiadomiono we właściwych miejscach, mieliśmy do czynienia z faktem,
Ŝ
e potęŜna fala gnębionych uchodźców wyrzuconych z ich domów po bombardowaniach mogła otrzymać niewielkie
wsparcie - wszystko to dzięki obcięciu przez Waszyngton funduszy dla odpowiedzialnych za to słuŜb ONZ. Ilość ich
pracowników została zredukowana o 15% w 1998 roku, i kolejne 20% w styczniu 1999 roku; a teraz musi znosić
słowa krytyki ze strony (równieŜ natchnionego) Tony Blaira za swoją "problematyczną działalność" w momencie
pojawienia się zbrodni, które były koniecznym następstwem bombardowania ze strony USA/UK. Podczas gdy
odbywała się odpowiednia, nieustanna adoracja tych działań ze strony społeczeństwa, zbrodnie zaczęły mieć miejsce
w Timorze Wschodnim. Nawet przed referendum sierpniowym zostało zabitych od 3 do 5 tysięcy ludzi, co podają
wiarygodne źródła kościelne - około dwukrotnie więcej niŜ liczba zabitych przed rozpoczęciem nalotów w Kosowie
(z populacją większą o ponad dwa razy), jak stwierdza NATO. Podczas gdy okrucieństwa sięgnęły szczytu we
wrześniu, Clinton w milczeniu obserwował, aŜ został zmuszony wewnętrzną i międzynarodową (przede wszystkim
australijską) presją do wykonania przynajmniej kilku gestów. To wystarczyło generałom indonezyjskim, aby na-
tychmiast zająć odwrotne do dotychczasowego stanowisko - co jest oznaką ukrytej siły, która wciąŜ czuwa w
pogotowiu. KaŜda rozumna istota moŜe natychmiast wyciągnąć kilka wniosków na temat winowajców.
Z ostatniej chwili, USA nie dostarczyło Ŝadnych funduszy dla sił międzynarodowych ONZ kierowanych przez
Australię (z drugiej strony Japonia, od dawna gorliwy dostawca pomocy dla Indonezji zaoferował 100 milionów
dolarów). Ale to nie jest chyba wielkim zaskoczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę odmowę pokrycia jakichkolwiek
kosztów związanych z operacją cywilną w Kosowie. Waszyngton poprosił równieŜ ONZ, aby zredukowało skalę
tego typu operacji, poniewaŜ moŜe zostać zmuszone do opłacenia części związanych z tym wydatków. Setki tysięcy
zaginionych ludzi moŜe głodować w górach, ale Siły Powietrzne, które szczycą się bardzo precyzyjnym niszczeniem
celów cywilnych najwidoczniej są pozbawione zdolności zrzucania z powietrza poŜywienia - i nie było słychać
Ŝ
adnych głosów opowiadających się za nawet tak podstawową humanitarną akcją. Kolejne setki i tysiące spotyka
ponury los w samej Indonezji. Jedno słowo z Waszyngtonu mogłoby dać kres ich niedoli, ale takie słowo nie padło,
podobnie jak nie pojawiły się Ŝadne komentarze.
W przypadku Kosowa przygotowania do procesów o zbrodnie wojenne są prowadzone od maja, przyspieszone z
inicjatywy USA-UK, co zakłada między innymi bezprecedensowy dostęp do informacji wywiadowczych. We
Wschodnim Timorze śledztwa są prowadzone "w czasie wolnym od pracy", z uczestnictwem Indonezji oraz z
nadzwyczaj "napiętym" terminem, w którym mają się zakończyć (31 grudnia). To jest, według urzędników ONZ
cytowanych przez prasę brytyjską, "Ŝart doskonały, całkowita poraŜka". Rzecznik Amnesty International dodał, Ŝe
dochodzenie, które się planuje, "wywoła we Wschodnim Timorze jeszcze większą traumę niŜ miało to miejsce do tej
pory. W tych warunkach moŜe to być naprawdę uwłaszczające". Generałowie indonezyjscy "nie wydają się z tego
powodu trząść ze strachu", stwierdziła prasa australijska. Jeden powód to taki, Ŝe "jednym z najbardziej potępiają-
cych dowodów prawdopodobnie będzie... materiał ściągnięty z fal radiowych przez skomplikowany amerykański i
australijski elektroniczny sprzęt do przechwytywania", a generałowie ufają, Ŝe ich starzy przyjaciele nie pozwolą,
aby stała im się krzywda - jeśli tylko "łańcuch odpowiedzialności" będzie trudny do przerwania we właściwym
miejscu.
Pojawiło się teŜ niewiele starań, aby wydobyć dowody przestępstw dokonanych we Wschodnim Timorze.
Zdecydowanie przeciwnie do tego Kosowo zostało zapełnione policyjnymi i medycznymi ekipami z USA i innych
państw zbierającymi dowody zagłady, w nadziei na odkrycie zbrodni zakrojonych na szeroką skalę, które mogą stać
się materiałem usprawiedliwiającym bombardowanie przez NATO; jednak one były oczywistym tego skutkiem - jak
to zaplanował Milosevic, co się dzisiaj przyjmuje, mimo Ŝe generał Wesley Clark stwierdził to miesiąc po rozpoczę-
ciu ataku, Ŝe rzekomymi planami "nigdy nie dzielono się ze mną", i Ŝe operacja NATO "nie została pomyślana [przez
liderów politycznych] jako sposób powstrzymania serbskich czystek etnicznych... Nie było nigdy intencji, aby to
robić. Nie o to chodziło".
Komentując odmowę Waszyngtonu, aby choć podnieść palec, aby pomóc ofiarom zbrodni, starszy dyplomata
australijski Richard Butler zauwaŜył, Ŝe "zostało mi to bardzo jasno zasugerowane przez doświadczonego analityka
amerykańskiego, Ŝe fakty dotyczące przymierza wyglądają następująco: USA będzie reagowało z uwzględnieniem
proporcji, definiując to przede wszystkim w kategoriach własnego interesu i oceny zagroŜenia...". Uwagi te nie
zostały przedstawione jako krytyka Waszyngtonu, dotyczyły one raczej jego rodaków, Australijczyków, którzy nie
zdają sobie sprawy z podstawowych kwestii: Ŝe to inni mają dźwigać cięŜary i zmagać się z kosztami - co w przy-
padku Australii moŜe stanowić powaŜny problem. Nie będzie to z pewnością szokiem, jeśli za dwa lata amerykań-
skie korporacje będą ochoczo korzystały z warunków w Indonezji, która czuje się uraŜona z powodu akcji australij-
skich, ale nie skarŜy się na swojego pana.
Chór samouwielbienia trochę przycichł, choć nie za bardzo. O wiele waŜniejsza niŜ te politowania godne manife-
stacje jest poraŜka w próbach działania - natychmiast i zdecydowanie - aby ocalić pozostałości po tej jednej z
najstraszniejszych tragedii naszego okrutnego wieku.
26
R e c e n z j e w y b r a n y c h b r o s z u r
Murray Bookchin “Anarchizm ery dobrobytu” - pozycja nr 46.
Murray Bookchin to najbardziej znany współczesny propagator anarchizmu, który
pokładał szerokie nadzieje w rewolcie w końcu lat 60-tych. I to wyraźnie jest odczu-
walne w tym krótkim, dobrze przetłumaczonym eseju. Autor bardzo celnie i trafnie
łączy zagadnienia związane z ochroną środowiska a anarchizmem. Udowadnia, Ŝe te
dwa elementy stanowią układankę tworzącą jednolitą całość. Postuluje zlikwidowanie
hierarchii jako struktury, która “stanowi zagroŜenie dla przetrwania ludzkości”.
Albert Memmi “Poznajemy rasizm na własnej skórze” - pozycja nr 8.
Głęboka analiza rasizmu dokonana przez Tunezyjczyka urodzonego w społeczno-
ści Ŝydowskiej a mieszkającego w ParyŜu. Autor miał więc przypuszczalnie wiele
doświadczeń związanych z powyŜszym tematem. Jego rozwaŜania są czasami bardzo
zaskakujące, moŜe kontrowersyjne. Momentami moŜna odnieść wraŜenie, Ŝe Memmi
szuka problemu tam, gdzie go nie ma. Szybko okazuje się jednak, dzięki dowodom
podanym jak na tacy, Ŝe rasizm jest głęboko osadzony w kaŜdym społeczeństwie. W
tekście jest wiele odwołań do psychologii, relacji między katem a ofiarą, systemów
kolonizacyjnych, itd.
Piotr Frankowski “Działalno
ść
Warszawskiej Federacyjnej Grupy Anarchi-
stów-Komunistów “Internacjonał” w latach 1905-1908” - pozycja nr 11.
Krótki, ale zdecydowanie docierający do sedna szkic poświęcony działalności
jednej z najbardziej pręŜnych organizacji anarchistycznych funkcjonujących na terenie
Królestwa Polskiego w okresie I rewolucji rosyjskiej (1905-1907). Autor umiejętnie
wychodzi od wyjaśnienia ogólnie idei skrajnej wolności, aby następnie konkretnie
przejść do szczegółów związanych z “Internacjonałem”. Wylicza akcje przeprowa-
dzone przez członków grupy, przedstawia cele, zakres i skutki dokonań anarchistów.
Bertrand Russell “Bakunin i anarchizm” - pozycja nr 57.
II rozdział ksiąŜki “Drogi do wolności”. KsiąŜka ta była pisana w okresie najpeł-
niejszej identyfikacji z socjalizmem gildyjnym. Socjalizm gildyjny moŜna traktować
jako odmianę anarchizmu. Dla Russella władza była przede wszystkim złem. Powta-
rzał wielokrotnie z naciskiem, Ŝe “istota rządu i prawa polega na ograniczeniu wolno-
ści”. W niniejszej broszurze autor ukazuje co to jest anarchizm oraz rolę jaką odegrał
Bakunin w ruchu anarchistycznym.
27
S P I S T R E Ś C I :
[P
EWNE
]
PRAWDY I MITY NA TEMAT RETORYKI WOLNEGO RYNKU
..........2
D
ŁUG
,
NARKOTYKI I DEMOKRACJA
...........................................................3
K
OMENTARZE DO OBECNEJ SYTUACJI POLITYCZNEJ
.................................7
K
ONTROLA NAD MEDIAMI
.........................................................................9
Początki historii propagandy...................................................................9
Demokracja widzów ................................................................................9
Public relations......................................................................................10
Manipulowanie opinią ..........................................................................12
Opis zamiast rzeczywistości..................................................................13
Kultura dysydencji................................................................................13
Parada wrogów......................................................................................14
Selektywność percepcji ..........................................................................15
Wojna w Zatoce.....................................................................................16
N
OAM
C
HOMSKY O KAPITALIZMIE
.........................................................18
N
OAM
C
HOMSKY DLA
N
EW
S
TATESMAN
, L
IPIEC
1994..........................19
C
OŚ SIĘ DZIEJE
,
KOTŁY POD PARĄ
,
PORA WSIADAĆ NA POKŁAD
............21
O
ATAKU
..................................................................................................23
T
IMOR
W
SCHODNI
-
TO JESZCZE NIE KONIEC
.........................................24
Noam Avram Chomsky, urodził si
ę
w 1929 roku. Jest j
ę
zykoznawc
ą
, od 1954 roku
pracuje w Massachussets Institute of Technology. Jest twórc
ą
gramatyki
transformacyjno-generatywnej, maj
ą
cej przełomowe znaczenie dla rozwoju
nowoczesnych teorii lingwistycznych. W
ś
rodowiskach filologicznych mniej jest
jednak znana jego działalno
ść
polityczna. Jeszcze w latach sze
ść
dziesi
ą
tych i na
pocz
ą
tku nast
ę
pnej dekady gło
ś
no protestował przeciwko wojnie wietnamskiej. W
latach pó
ź
niejszych opublikował mnóstwo artykułów i ksi
ąŜ
ek na tematy ekonomiczne, społeczne i
polityczne. Od ko
ń
ca lat siedemdziesi
ą
tych zajmuje si
ę
przede wszystkim zagadnieniem zwi
ą
zków
j
ę
zyka z polityk
ą
, histori
ą
idei i histori
ą
nauki.
R
ED
R
AT
http://red-rat.w.interia.pl
e-mail: red_rat@interia.pl
Artur Wyrwa, skr. poczt. 39, 65-182 Zielona Góra 5
koperta + znaczek za 1,20zł = katalog Red Rat