background image

 

 
 
 
 
 
 
 
 

Ś W I A T   W E D Ł U G  

NOAMA  CHOMSKY’EGO 

W

Y B Ó R    

T

E K S T Ó W

 

 

 

 

część

  

I 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

78 

Zielona Góra  2002

background image

[Pewne] prawdy i mity na temat retoryki wolnego rynku  

(fragmenty) 

     Mało  który  dzień  mija bez przyklaskiwania ekscytującej nowej idei Nowego Światowego Porządku: kapitalizmu 
wolnorynkowego,  który  wyzwoli  energie  aktywnych  i  kreatywnych  ludzi,  z  korzyścią  dla  wszystkich.  Euforia 
sięgnęła  szczytu  gdy  Clinton  delektował  się  triumfem  NAFTY  (North-American  Free  Trade  Agreement,  czyli 
Północnoamerykańskie Porozumienie o Wolnym Handlu) na szczycie Azji i Pacyfiku w Seattle, gdzie wyłoŜył swoją 
"wielką  wizję  dla  Azji"  i  zgromadził  przywódców  politycznych  aby  "głosić  pochwałę  otwartych  rynków  i  aby 
zabezpieczyć  obecność Ameryki w najszybciej rozwijającej się na świecie wspólnocie gospodarczej". To moŜe być 
największy  zwrot  w  amerykańskiej  polityce  wobec  Azji  od  czasów  II  wojny  światowej,  zauwaŜył  David  Sanger. 
Clinton  przedstawił  "nową  wizję"  "wiwatującemu  tłumowi  wewnątrz  ogromnego  hangaru  samolotowego  firmy 
Boeing  -  modelu  dla  firm  z  całej  Ameryki,  którego  interesy  z  Azją  kwitną"  -  z  planami  na  "wielomilionowe  i 
tworzące  nowe  miejsca  pracy  inwestycje  poza  Stanami  Zjednoczonymi,  na  skalę,  która  skonfunduje  oponentów 
NAFTY". 
     Zapomniano wspomnieć o pewnym fakcie: Boeing stanowi równieŜ model radykalnej ingerencji państwa w celu 
osłonięcia  prywatnych  zysków  przed  regułami  rynku.  Firma  ta  nie  byłaby  głównym  amerykańskim  eksporterem,  i 
prawdopodobnie  przestała  by  istnieć,  gdyby  nie  ogromne  subsydia  ze  środków  publicznych  pompowane  w  nią  za 
pośrednictwem  NASA  i  Pentagonu,  czyli  instytucji  w  duŜej  mierze  stworzonych  po  to,  aby  pełnić  taką  funkcję 
wobec przemysłu zaawansowanych technologii. Doktryna Clintona oznacza więc, Ŝe podatnicy powinni zaoferować 
inwestorom  i  ich  pośrednikom  środki  przeznaczone na cele socjalne, a środki te naleŜy zabezpieczyć w tych totali-
tarnych  instytucjach  przed  jakąkolwiek  ingerencją  ze  strony  społeczeństwa,  czy  teŜ  pracowników,  i  powiększać 
udziały na rynku oraz zyski z "tworzących nowe miejsca pracy inwestycji" podejmowanych wedle własnego uznania. 
     "Same  Chiny  kupują  obecnie  jeden  na  sześć  samolotów  Boeing'a"  kontynuuje  Sanger.  Odkładając  górnolotną 
retorykę  na  bok,  jedynym  osiągnięciem  Clintona  na  tym  szczycie  było  otwarcie  drzwi  dla  eksportu  większej  ilości 
amerykańskich  towarów  do  Chin,  oczekując  Ŝe  będzie  to  "magiczny  eliksir,  który  moŜe  uleczyć  wiele  z  bolączek 
amerykańskiej gospodarki" (Apple). Clinton zaaranŜował sprzedaŜ do Chin superkomputerów i generatorów energii 
nuklearnej; ich producenci (Cray, GE) są równieŜ jednym z głównych beneficjantów subsydiowanego przez państwo 
systemu  prywatnego  zysku,  a  towary  te  mogą  być  wykorzystane  do  produkcji  broni  jądrowej  i  pocisków.  [...] 
JednakŜe urzędnicy administracji Clintona orzekli, Ŝe "nie ma powiązania" pomiędzy sprzedaŜą superkomputerów i 
generatorów nuklearnych a problemem rozprzestrzeniania się broni jądrowej. Decyzja ta ilustruje "zupełnie odmien-
ne pojęcie bezpieczeństwa narodowego", które "pociąga Clintona od czasu, kiedy minęło zagroŜenie komunizmem". 
[...] Stwierdzono równieŜ "brak powiązania" z kwestią praw człowieka. [...] 
     Wkrótce po ogłoszeniu z fanfarami nowej inicjatywy eksportowej Clintona, ogień zabił 81 robotników w fabryce, 
w której, wedle słów jej rzecznika, zamknięto drzwi i okna, aby "utrzymać ludzi wewnątrz fabryki w czasie godzin 
pracy".  Następnego  dnia,  w  New  York  Times,  pod  przewodnim  artykułem  pt.  "Clinton  promuje  otwarte  rynki  na 
Szczycie"  ukazała  się  krótka  notka  informująca  o  "śmiertelnych  wypadkach  z  powodu  wybuchu  ognia  i  trujących 
gazów",  które  zabiły  100  robotników  w  "kwitnącej  prowincji  Guandong",  okrzykniętej  powszechnie  modelem 
wolnego rynku. [...] 
     Wielką  nadzieją  na  wschodzie  Europy  jest  Polska,  gdzie  po  1989  r.  stopniowo  załamująca  się  gospodarka  w 
końcu zaczęła odbijać od dna. 
Kraj ten przypomina inne historie "sukcesu" krajów Trzeciego Świata, nie tylko tym, Ŝe rozpościera się tam otchłań 
pomiędzy  duŜym  bogactwem  i  masowym  ubóstwem  oraz  tym,  Ŝe  dostarcza  on  niezwykle  taniej  siły  roboczej 
pozwalającej zachodnim inwestorom na obniŜanie płac i redukcję świadczeń socjalnych w swoich krajach, ale takŜe 
powielaniem  sprawdzonych  w  Trzecim  Świecie  wzorów  w  najdrobniejszych  szczegółach.  Zagranicznym  doradcą 
Polski był profesor Harvardu Jeffrey Sachs [udzielał się później w Rosji]. Zdobył sławę pomagając wyreŜyserować 
cud  gospodarczy  w  Boliwii:  sukces  makroekonomiczny  i  ludzką  katastrofę.  Boliwijczycy  znoszą  realia  społeczne, 
Zachód  przyklaskuje  statystykom,  nieświadom  tego,  Ŝe  ten  sukces  statystyczny  opiera  się  w  duŜej  mierze na gwał-
townym wzroście produkcji narkotyków, które mogą stanowić główne źródło dochodów z eksportu. Sachs przeniósł 
się następnie do Polski, która dostarcza obecnie Zachodniej Europie najwyŜszej jakości narkotyków, (juŜ w 1991 to 
20%  skonfiskowanej  tam  amfetaminy  w  por.  z  6%  w  końcu  lat  80-tych).  Polska  moŜe  być  równieŜ  największym 
punktem  przerzutowym  dla  narkotyków  z  Ameryki  Centralnej,  Afganistanu  i  złotego  trójkąta  z  Południowo-
wschodniej  Azji,  chociaŜ  handel  narkotykami  w  tym  kraju  równieŜ  wzrósł  znacząco,  jak  donosi  Raymond  Bonner. 
Ambasador  Kostaryki  w  Polsce  został  aresztowany  na  lotnisku  w  Warszawie  wraz  z  czystą  heroiną  wartą  prawie 
milion dolarów, a oszałamiającą ilość 1,2 tony kokainy z Kolumbii, gdzie kartele narkotykowe wynajmują polskich 
kurierów  do  szmuglowania  kokainy  na  Zachód,  przechwycono  w  St.  Petersburgu.  Kraje  Azji  centralnej  naleŜące 
kiedyś do byłego Związku Radzieckiego prawdopodobnie wkrótce równieŜ staną się duŜymi producentami narkoty-
ków. 
     Ten  standardowy  wzór  rozwoju  pod  zachodnią  kuratelą,  pewnie  jeden  z  najbardziej  przekonywujących przykła-
dów  maksymalnego  i  skutecznego  wykorzystania  własnych  zasobów  w  warunkach  wolnorynkowych,  zasługuje  na 
większy szacunek niŜ ten, którym się cieszy. 
     Tymczasem wymogi rynku zachowują swój tradycyjny podwójny aspekt: są surowe dla ofiar, odmiennie niŜ dla 
zwycięzców. GM zakupiło fabrykę samochodów w pobliŜu Warszawy, ale "pod ustalonym "pod stołem" warunkiem, 

background image

Ŝ

e polski rząd zapewni firmie 30% ochronną taryfę celną" (Alice Amsden). Podobnie Volkswagen - "zbija kapitał na 

taniej sile roboczej" budując w Czechach samochody na eksport na Zachód, ale do "krętej drogi do wolnego rynku" 
naleŜy  równieŜ  "bardzo  atrakcyjny  układ",  dzięki  któremu  VW  był  w  stanie  gromadzić  zyski  "pozostawiając  cze-
skiemu rządowi długi i trwałe problemy związane z usuwaniem zanieczyszczeń środowiska", podczas gdy "sztywne 
taryfy"  gwarantują  zyski  inwestorom  zagranicznym.  Daimler-Benz  wynegocjował  równie  atrakcyjny  układ  z  Alba-
nią, godzien norm przewidzianych dla Trzeciego Świata. 
     Byłym  państwom  bloku  wschodniego  coraz  mniej  brakuje  do  sprostania  zachodnim  standardom  stosowanym 
wobec zaleŜnych krajów Trzeciego Świata. 
 

* * * 

Dług, narkotyki i demokracja 

Z  Noamem  Chomsky'm  dla  NACLA  Report  on  the  Americas  (12.03.1999)  rozmawia  Maria  Luisa 
Mendonca 

 
     

Jak Pan widzi problem długu zagranicznego Trzeciego Świata? Jakie mechanizmy sprawiają, Ŝe te kraje uzaleŜ-

niają się coraz bardziej od międzynarodowych instytucji finansowych? 
     Po  pierwsze  trzeba  pamiętać, Ŝe to zadłuŜenie nie jest problemem ekonomicznym. To problem polityczny. Dług 
ten  jest wytworem ideologicznym. Powiedzmy, Ŝe poŜyczę od Pani pieniądze i wpłacę je na konto w banku szwaj-
carskim, albo kupię mercedesa, a potem powiem: "Przykro mi - nie mam pieniędzy. Niech ktoś inny spłaci". Tak nie 
moŜna.  Jeśli  ja  zaciągam  dług,  to  ja  muszę  go  spłacić.  Weźmy  dług  brazylijski.  Kto  go  zaciągnął?  Nie  chłopi,  nie 
robotnicy. W rzeczywistości ogromna większość społeczeństwa Brazylii nie miała nic wspólnego z długiem, a teraz 
wymaga  się  od  nich,  by  go  spłaciła.  To  tak,  jakby  ktoś  wymagał  od  Pani,  by  spłaciła  mój  dług,  bo  wydałem  te 
pieniądze na coś innego. Jeśli więc jest jakiś dług - a honoruje się zasady kapitalizmu - to dług powinien być spłaco-
ny przez tych, którzy go zaciągnęli. W tym przypadku - wojskowi dyktatorzy, część obszarników i wielkich bogaczy. 
Dług  Brazylii,  tak  jak  większość  zadłuŜenia  Ameryki  Łacińskiej,  jest  porównywalny  swoją  skalą  do  ucieczki 
kapitału. Jest więc łatwy sposób spłaty długu: ściągnąć te pieniądze z powrotem.  
     Jest  i  inne  pytanie:  czy  kraje  zadłuŜone  powinny  w  ogóle  coś  spłacać?  Prawne  pojęcie  "długu  nieznośnego" 
(odious  debt),  mocno  juŜ  zakorzenione  w  prawie  międzynarodowym,  stanowi,  Ŝe  państwa  nie  muszą  go  spłacać. 
Kiedy Stany Zjednoczone "wyzwoliły" Kubę w 1898 r., tzn. zapobiegły wyzwoleniu się tego kraju, uniewaŜniły dług 
kubański  wobec  Hiszpanii  odwołując  się  do  pojęcia  długu  nieznośnego,  jako  Ŝe  był on narzucony Kubie w warun-
kach podporządkowania i dominacji, nie mając z tego powodu Ŝadnej mocy prawnej. Inne takie przypadki rozstrzy-
gane  były  poprzez  międzynarodowy  arbitraŜ.  Jakieś  20  lat  później  Kostaryka  odmówiła  spłaty  długu  wobec  Royal 
Bank  of  Canada  twierdząc,  Ŝe  była  to  poŜyczka  niesprawiedliwa.  Arbiter,  sędzia  Sądu  NajwyŜszego  USA  i  były 
prezydent William H. Taft, wydał wyrok przeciwko Anglii - ówczesnej władzy zwierzchniej Kanady - a na korzyść 
Kostaryki,  poniewaŜ  dług został narzucony Kostarykańczykom w warunkach niesprawiedliwego podporządkowania 
i nie miał z tego powodu mocy prawnej. Według tego standardu, jest bardzo niewiele długu w Trzecim Świecie.  
     Ekonomistka,  która  jest  teraz  amerykańskim  Dyrektorem  Wykonawczym  w  Międzynarodowym  Funduszu 
Walutowym,  Karen  Lissakers,  zauwaŜyła  kilka  lat  temu,  Ŝe  stosowane  wtedy  przez  Waszyngton  zasady,  "jeśli 
byłyby  zastosowane  dzisiaj,  wyeliminowałyby  znaczną  część  zadłuŜenia  Trzeciego  Świata",  poniewaŜ  było  ono 
narzucone  w  sytuacji  podporządkowania.  Wydaje  mi  się,  Ŝe  właściwym  sposobem  podejścia  do  zadłuŜenia  jest 
stwierdzenie,  iŜ  dla  znacznej  większości  społeczeństwa  nie  ma  Ŝadnego  długu.  Oni  nie  mają  nic  do  spłacenia.  Nie 
mieli nic wspólnego z zaciągnięciem go, nie mieli z niego Ŝadnych korzyści - właściwie nawet mogli na nim ucier-
pieć - więc dlaczego mają go spłacać? To nie ma sensu. Jeśli ktoś ma go spłacić, to ci, którzy go zaciągnęli. 
     Jest  teŜ kwestia tego, czy ten dług cokolwiek w ogóle oznacza. Cała idea długu to koncept ideologiczny mający 
wiele wspólnego ze stosunkami władzy. 
     Nie wolno nam pomijać stosunków władzy, one istnieją. Jeśli ktoś stoi nad Panią z pistoletem w ręku, to nie moŜe 
Pani  powiedzieć:  "To  bezprawie,  odmawiam  zrobienia  tego,  co  kaŜesz".  Musi  Pani  to  przyjąć.  Przy  istniejących 
stosunkach  władzy,  nie  ma  innego  wyjścia,  niŜ  spłata  tego  długu,  który  zresztą  nie  jest  długiem,  tylko  zasadniczo 
formą rabunku. Czasem trzeba zaakceptować rabunek i to właśnie stało się z długiem Trzeciego Świata. Właściwym 
podejściem  jest  zakwestionowanie  postępowania  ludzi  z  owym  symbolicznym  pistoletem,  ludzi z krajów bogatych. 
To oni muszą uznać, Ŝe nie ma Ŝadnego długu i schować pistolet. 
     To się wiąŜe z innymi problemami. Od czasów kolonizacji, społeczeństwa latynoskie nie były w stanie kontrolo-
wać  swoich  klas  bogaczy.  Oni  nie  płacą  podatków  i  nie  mają  obowiązków.  Ameryka  Łacińska  ma  zupełnie  inny 
rozkład  konsumpcji,  niŜ  Azja  Wschodnia.  Jest  import  w  krajach  latynoskich,  ale  jest  to  zazwyczaj import towarów 
luksusowych  dla  małej  grupy  bogatych  elit. Ma miejsce, powodowany przez bogatych, odpływ kapitału za granicę. 
Inaczej jest w Azji Wschodniej, gdzie od 30 czy 40 lat importuje się towary inwestycyjne, aby budować gospodarkę. 
Jest  tam  stosunkowo  egalitarnie  -  nie  całkowicie,  ale  znacznie  bardziej,  niŜ  w  Ameryce  Łacińskiej.  Bogaci  w  Azji 
Wschodniej mają obowiązki. Płacą podatki, nie wolno im - przynajmniej do niedawna nie było wolno - eksportować 
kapitału, oraz są zmuszani przez silne państwo do wnoszenia wkładu w rozwój społeczeństwa. To po prostu nie ma 
miejsca w Ameryce Łacińskiej. 

background image

     Inną  róŜnicą,  teŜ  datującą  się  do  czasów  kolonialnych,  jest  to,  Ŝe  więzy  między  krajami  latynoskimi  są  bardzo 
słabe.  Kraje  te  są  indywidualnie  powiązane  z  zewnętrznym  mocarstwem.  W  zeszłym  wieku  była  to  Francja  czy 
Anglia, teraz - Stany Zjednoczone. Jednak interakcja między poszczególnymi państwami jest bardzo ograniczona, a 
w  wielkim  kraju,  jak  Brazylia,  nie  ma  nawet  dobrze  rozwiniętych  połączeń  wewnętrznych. Te państwa są ukierun-
kowane  na  zewnątrz,  tak  więc  infrastruktura,  kultura,  import  i  wszystko  inne jest rozczłonkowane i ma odniesienie 
do mocarstw imperialnych. Jeśli nie pokona się tych problemów wewnętrznych, nie ma mowy o pozbyciu się owego 
pistoletu wycelowanego w głowy tych ludzi. Jeśli się je pokona, to Ameryka Łacińska, jako całość, będzie mogła po 
prostu odmówić spłaty długu, tak jak USA odmówiły spłaty długu kubańskiego Hiszpanii. 
     Jednak  dzisiaj  kraje  nie  są  winne  pieniędzy  konkretnemu  państwu.  Większość  długu  jest  kontrolowana  przez 
instytucje finansowe, takie jak MFW. 
     Tak,  ale  to po prostu inna forma rabunku. Działalność MFW to metoda spłacania inwestorów i transferu ryzyka 
do podatników z krajów bogatych. Mamy dwa rodzaje rabunku: społeczeństwa w krajach poŜyczających są ograbia-
ne przez programy oszczędnościowe, podczas gdy podatnicy w krajach bogatych są równieŜ ograbiani. Nie jest to tak 
powaŜne dla tych drugich, poniewaŜ są bogatsi, ale i tak są ograbiani. MFW uspołecznia ryzyko. 
To jest waŜne. Ludzie inwestują w Trzeci Świat, bo zyski są wysokie. W systemie rynkowym zyski są wysokie, gdy 
ryzyko  jest  wysokie.  Te  dwie  rzeczy  są  pozytywnie  skorelowane:  im większe ryzyko, tym większy zysk. Jednak w 
tym wypadku ryzyko prawie nie występuje. Prywatni inwestorzy inkasują olbrzymie zyski z ryzykownych inwesty-
cji,  ale  poprzez  międzynarodowe  instytucje  finansowe  mają  zapewnione  darmowe  "ubezpieczenie  od  ryzyka". 
Struktura systemu sprawia, Ŝe ci, którzy poŜyczają nie muszą spłacać - zmuszają do tego społeczeństwo, choć to nie 
ono  poŜyczyło,  a  ci,  którzy  inwestują  -  nie  przyjmują  ryzyka,  poniewaŜ  przenoszą  je  na swoje społeczeństwo. Tak 
właśnie  działają  systemy  rynkowe,  poprzez  uspołecznienie  ryzyka  i  kosztu,  a  MFW  odgrywa  rolę  "egzekutora 
społeczności kredytodawców" - jak ujmuje to Lissakers. 
Jakie  są  tego  konsekwencje  dla  demokracji?  W  ciągu  ostatnich  20  lat,  władzę  włoŜono  w  ręce  kapitału,  tak  więc 
banki,  inwestorzy,  spekulanci  i  instytucje  finansowe  określają  politykę.  Liberalizacja  przepływów  finansowych 
stwarza to, co niektórzy ekonomiści nazywają "faktycznym senatem": jeśli prywatnym inwestorom nie podoba się to, 
co  jakiś  kraj  robi,  to  mogą wycofać swoje pieniądze. W rezultacie więc definiują oni politykę rządu. To jest celem 
liberalizacji. 
     Nie  ma  w  tym  nic  nowego.  Kiedy  w  połowie  lat  40.  stworzono  system  z  Bretton  Woods  -  międzynarodowy 
system finansowy - fundamentalną jego częścią była regulacja przepływów finansowych. Miało to na celu utrzymy-
wanie  kursów  głównych  walut  w  ustalonym,  wąskim  paśmie,  aby  uniemoŜliwić  spekulację  nimi.  Ustalono  teŜ 
ograniczenia na ucieczkę kapitału, a były ku temu dobre powody. 
Rozumiano,  Ŝe  liberalizacja  przepływów  kapitałowych  szkodzi  gospodarce.  Od  kiedy  zaczęto  liberalizację  kapitału 
około 25 lat temu, cała gospodarka światowa stoczyła się powaŜnie. Jest jednak waŜniejszy argument, który wyarty-
kułowano  w  Bretton  Woods:  kiedy  pozwoli  się  na  wolny  przepływ  kapitału,  osłabia  się  demokrację  i  państwo 
dobrobytu.  Gdy  rząd  jest  "nieracjonalny"  -  gdy  decyduje  się  zrobić  coś dla społeczeństwa, a nie dla zagranicznych 
inwestorów,  tak  jak  zrobił  np.  Itamar  Franco,  kiedy  odmówił  spłaty  długu  swojej  prowincji  centralnemu  rządowi 
Brazylii,  to  moŜna go ukarać wycofując kapitał. Tak więc celem liberalizacji kapitału i jej efektem jest podkopanie 
demokratycznej  kontroli  i  programów  socjalnych.  Zapewnia  ona,  Ŝe  polityka  zmierzać  będzie  do  wzbogacenia 
inwestorów, posiadaczy kapitału, który staje się coraz bardziej spekulacyjny i szkodliwy dla gospodarki. 
     W  Unii  Europejskiej  władza  dana  szefom  banków  centralnych  jest  olbrzymia.  Oni  ustalają  politykę.  To  bardzo 
groźna  broń  przeciwko  demokratycznej  kontroli  podejmowania  decyzji  w  kaŜdej  dziedzinie,  a  dzieje  się  to  coraz 
wyraźniej. Jest to przewidywalny - i z pewnością zamierzony - rezultat liberalizacji przepływów kapitałowych. 
Był o tym ciekawy artykuł w The Wall Street Journal kilka dni temu, porównujący Meksyk z Brazylią. Była w nim 
mowa  o  tym,  Ŝe  Meksyk  to  "cud  gospodarczy"  -  wszystkie  liczby  wyglądają  dobrze,  makroekonomiczne  dane 
statystyczne są doskonałe, stopa wzrostu idzie w górę, inflacja jest niska - po prostu świetnie, stosują się do wszyst-
kich reguł. Nadmieniono, Ŝe jest tylko jeden problem: populacja cierpi. Stopa ubóstwa pnie się w górę - zawsze była 
wysoka  -  ale  sytuacja  jeszcze  się  pogarsza.  Rozszerza  się  głód,  ludzie  nie  mają  pracy;  ludność  bardzo  cierpi,  ale 
nazywa się to "cudem gospodarczym". Nie ma w tym nic zaskakującego. Kiedy Brazylia była ulubienicą międzyna-
rodowych  inwestorów,  rządzący  tym  krajem  generałowie  powiedzieli:  "Gospodarka  ma  się  dobrze  -  tylko  ludzie 
nie". 
W artykule było następnie pytanie: "Jak to się dzieje, Ŝe Meksyk tak dobrze się zachowuje? Dlaczego stosuje się do 
wymagań MFW, które prowadzą do tych wszystkich skutków?" Odpowiedziano, Ŝe powodem jest to, iŜ w Meksyku 
jest dyktatura i dlatego moŜna zmusić społeczeństwo do zaakceptowania reguł z zewnątrz. 
Potem  w  artykule  napisano  "Spójrzmy  na  Brazylię  -  tu  będziemy  mieli  pewne  kłopoty".  Brazylia  jest  bardziej 
rozprzęŜona,  bardziej  demokratyczna,  ludzie  nie  stosują  się  automatycznie  do  reguł,  zmuszeni  do  tego  przemocą. 
Kiedyś  się  stosowali,  w  dobrych  czasach  za  rządów  generałów,  ale  teraz  nie  wszystko działa tak dobrze. Tak więc 
moŜe - pisano w artykule - z Brazylią trudniej będzie sobie poradzić, niŜ z Meksykiem. 
     Gospodarczy  ascetyzm  i  to,  co  się  nazywa  "finansową  dyscypliną"  moŜna  narzucić  społeczeństwu  tylko  siłą. 
Społeczeństwo  bardziej  demokratyczne  nie  zaakceptuje  tego  i  dlatego  reform  nie  moŜna  wtedy  tak  łatwo  wprowa-
dzić.  Weźmy  standardowe  ksiąŜki  o  historii  międzynarodowego  systemu  finansowego.  W niedawno wydanej takiej 
ksiąŜce,  ekonomista  Barry  Eichengreen  zauwaŜa,  Ŝe  w  końcu  XIX  i  na  początku  XX  wieku  przepływ  inwestycji 
kapitałowych i handlu w stosunku do wielkości gospodarki nie był znacząco inny, niŜ dzisiaj. W kategoriach brutto, 
globalizacja  wróciła  do  poziomu  sprzed  I  Wojny  Światowej.  Są  jednak  oczywiście  ogromne  róŜnice.  Jedna  z  nich, 
zauwaŜa  autor,  polega  na  tym,  Ŝe  inwestorzy  w  okresie  przed  tą  wojną  mogli  być  pewni,  iŜ  waluty  pozostaną 

background image

stabilne,  poniewaŜ  w  razie  jakichś  kłopotów  koszt  dostosowania  mógł  być  narzucony  społeczeństwu.  To  właśnie 
dzieje  się  w  Meksyku  -  przenoszenie  cierpienia  na  społeczeństwo,  aby  zapewnić  wysokie  zyski  inwestorom  i 
lokalnym elitom. 
Zdaniem  Eichengreena,  w  XX  wieku  zaszły  zmiany.  Pojawiły  się  w  parlamentarne  partie  robotnicze  i  związki 
zawodowe, rozszerzono prawo wyborcze i kraje stały się bardziej demokratyczne, więc rządy nie mogły juŜ narzucać 
finansowej dyscypliny bezbronnym społeczeństwom. Pisze on, Ŝe to było głównym powodem utworzenia systemu z 
Bretton Woods w takim kształcie, w jakim powstał. Rządy musiały wprowadzić ograniczenia i regulacje przepływu 
kapitału  w  odpowiedzi  na  to,  Ŝe  kraje  bogate  i  uprzemysłowione  stały  się  bardziej  demokratyczne.  Ten  argument 
moŜna rozciągnąć na teraźniejszość: w miarę eliminacji tych ograniczeń zmusza się państwa, aby stawały się mniej 
demokratyczne. Te dwie rzeczy idą w parze. Nie da rady wprowadzić reform w stylu meksykańskim, powodujących 
cierpienie  większości  społeczeństwa,  po  to,  aby  spłacić  zagranicznych  inwestorów,  chyba  Ŝe  siłą.  To  właśnie  jest 
problem, przed którym stoi Brazylia. 
     Powiedział Pan, Ŝe kontrola nad surowcami naturalnymi jest sposobem rządzenia społeczeństwem. Jak pan widzi 
ten  problem,  biorąc  pod  uwagę  to,  Ŝe  jednym  z  najwaŜniejszych  środków  kontroli  stosowanej  przez  MFW  przy 
udzielaniu poŜyczek jest wymóg prywatyzacji przemysłu narodowego? 
     MFW  oznacza,  oczywiście,  Stany  Zjednoczone.  Fundusz  w  zasadzie  stosuje  się  do  polityki  USA,  która  nie  jest 
znów  tak  odmienna  od  polityki  Anglii,  Francji,  czy  Niemiec.  Zasadnicze  zamierzenia  USA  wobec  Ameryki  Łaciń-
skiej zostały wyraŜone całkiem wyraźnie w 1945 roku. To wtedy właśnie tworzono nowy ład światowy. Do czasu II 
Wojny  Światowej  Stany  Zjednoczone,  choć  były  najbogatszym  krajem  na  świecie,  nie  odgrywały  waŜnej  roli  na 
scenie międzynarodowej. Były raczej graczem regionalnym. Jednak po II Wojnie Światowej było jasne, Ŝe przejmą 
kontrolę nad większością świata.  
W  odniesieniu  do  Półkuli  Zachodniej  niczego  nie  owijano  w  bawełnę:  teraz  nareszcie  zrealizujemy  Doktrynę 
Monroe'go. Do tego czasu nic nie mogliśmy zrobić, poniewaŜ Wielka Brytania i Francja były silnymi konkurentami. 
Teraz  jednak  wyrzucimy  Brytyjczyków  oraz  Francuzów  i  sami  zajmiemy  ich  miejsce.  WyraŜano  to  jasno:  to  jest 
"nasz mały region", który będziemy kontrolować. Na konferencji państw tej półkuli w meksykańskim Chapultepec w 
lutym 1945 roku, Stany Zjednoczone obwieściły nowe prawo. Narzuciły one tzw. Kartę dla Ameryk, która zabraniała 
"gospodarczego  nacjonalizmu"  -  czyli  rozwoju  w  kierunkach  ustalonych  przez  poszczególne  kraje.  Tak  więc  na 
przykład  Brazylii  wolno  było  realizować  tzw.  "rozwój  komplementarny",  ale  nie  rozwój  konkurencyjny.  Innymi 
słowy, Brazylia mogła rozwinąć swój przemysł stalowy, ale nie mogła wytwarzać niczego wysokiej jakości, jak stal 
specjalistyczna, którą produkowały USA. 
     W kwestii surowców Stany Zjednoczone były zatroskane tym, co nazywały "filozofią nowego nacjonalizmu", ich 
zdaniem  rozpowszechniającą  się  w  całej  Ameryce  Łacińskiej,  a która głosiła, Ŝe - cytuję - "pierwszymi beneficjan-
tami eksploatowania surowców kraju powinna być ludność tego kraju". Rząd amerykański uznał, Ŝe nie moŜe na to 
pozwolić,  poniewaŜ  pierwszymi  beneficjantami  surowców  danego  kraju  muszą  być  amerykańscy  inwestorzy. 
Zdecydował teŜ, Ŝe musi wybić ludziom z głów tę ideę, Ŝe przede wszystkim ludność tych krajów powinna czerpać 
korzyści z surowców. Musimy "ochraniać nasze surowce" - powiedział George Kennan, szef personelu planistyczne-
go w Departamencie Stanu, odnosząc się do "naszych surowców", które akurat zlokalizowane są gdzie indziej. Stany 
Zjednoczone  sprzeciwiały  się  państwowej  własności  przemysłu,  obawiając  się,  Ŝe  mógłby  on  uwzględniać  interes 
publiczny. MFW reprezentuje tę politykę. Realizuje ją od 50 lat. 
     Jak to działa moŜna zaobserwować na przykładzie sposobu, w jaki USA postępowały z Gwatemalą. O Gwatemali 
było  ostatnio  głośno  z  powodu  opublikowania  raportu  Komisji  Prawdy  ONZ.  Jednym  z  zasadniczych  punktów 
raportu było to, Ŝe Stany Zjednoczone i wielkie korporacje narzuciły Gwatemali stosunki społeczno-gospodarcze. To 
jest  źródło  problemów.  Nie  chodzi  jedynie  o  wspierany  przez  USA  zamach  stanu  w  1954  roku.  Oczywiście  ten 
zamach  stanu,  zorganizowany  przy  pomocy  CIA,  zrobiono  w  jakimś  celu:  celem  było  utrzymanie  tych  społeczno-
gospodarczych  stosunków.  Odnosi  się  to  zresztą  do  całego  kontynentu.  Stany  Zjednoczone  usiłują  wymusić  te 
stosunki zarysowane w Karcie dla Ameryk i licznych innych dokumentach wewnętrznych. 
Prywatyzacja odgrywa kluczową rolę w tym systemie. Właśnie to dzieje się teraz w Azji Wschodniej. Cały Zachód, 
ale  USA  w  szczególności  korzystają  z  gospodarczego  kryzysu  w  Azji  Wschodniej,  poniewaŜ  mogą  wykupywać 
aktywa finansowe i przemysłowe, które teraz poszły pod młotek. Te aktywa były wypracowane przez miejscowych 
robotników  i  przemysłowców,  lecz  teraz  będą  zgarnięte  przez  Merrill  Lynch  i  innych  po  bardzo  niskiej  cenie, 
poniewaŜ  gospodarki  krajów  azjatyckich  są  w  zapaści.  Liberalizacja  kapitału  odegrała  w  tym  duŜą  rolę.  Korea 
Południowa, która miała bardzo silną gospodarkę - nie było to przyjemne miejsce, ale gospodarka była silna - została 
zmuszona do liberalizacji przepływów kapitałowych na początku lat '90 i w ciągu kilku lat spowodowało to upadek 
tej  gospodarki,  czego  naleŜało  oczekiwać.  DuŜe  przepływy  spekulacyjne,  duŜe  odpływy  finansowe,  załamanie  -  i 
przyjście zachodnich korporacji i firm inwestycyjnych wykupujących to, co zostało. 
     Jakich form kontroli uŜywają teraz Stany Zjednoczone w porównaniu z okresem Zimnej Wojny? Kim są dzisiejsi 
wrogowie i jak są tworzeni? 
     Zimna  wojna  była  przydatna  ideologicznie.  Zawsze,  kiedy  popełniało  się  jakieś  okrucieństwa,  moŜna  było 
powiedzieć: "No cóŜ - zimna wojna". Weźmy Gwatemalę. W kaŜdym artykule gazetowym piszą: "Tak, to był błąd. 
Ale przecieŜ trwała zimna wojna, więc czego oczekiwaliście? Gwatemala i Ameryka Środkowa były frontami zimnej 
wojny".  
W rzeczywistości, Ameryka Środkowa nie była Ŝadnym frontem zimnej wojny - nie było tam Ŝadnego Rosjanina na 
horyzoncie!  Mówienie,  Ŝe  Kuba  była  zaangaŜowana,  to  tak,  jakby  powiedzieć,  Ŝe  Europa  Wschodnia  była  frontem 
zimnej wojny, bo Luksemburg popierał drugą stronę. To śmieszne. USA miały Amerykę Środkową w kieszeni. Nie 

background image

było  tam  w  gruncie  rzeczy  Ŝadnej  kwestii  zimnowojennej.  Było  tylko  narzucanie  owych  stosunków  społeczno-
gospodarczych. Zimna Wojna była pretekstem. 
Co się dzieje po zakończeniu Zimnej Wojny? No cóŜ, polityka nie uległa zmianie, poniewaŜ Zimna Wojna nie miała 
z nią prawie nic wspólnego. Zmienił się tylko pretekst, i to bardzo szybko. 
Co roku, Biały Dom przedstawia Kongresowi broszurę propagandową, tłumaczącą dlaczego potrzebny jest ogromny 
budŜet  Pentagonu,  a  Kongres  to  uchwala.  KaŜdego  roku  przed  upadkiem  bloku  radzieckiego  mowa była o jednym: 
"Rosjanie  nadchodzą  -  musimy  się  bronić".  Szczególnie  interesująca  była  broszura  z  marca  1990  roku,  po  upadku 
Muru  Berlińskiego  i  w  dniach  rozpadu  Związku  Radzieckiego.  Nawet  najdzikszy  fanatyk  nie  mógł  twierdzić,  Ŝe 
Rosjanie nadchodzą. Co więc zrobiono? Administracja Busha przesłała broszurę, tak jak dotychczas - potrzebny nam 
ogromny  budŜet  Pentagonu,  wszystko  tak  samo  -  tyle,  Ŝe  pretekst  się  zmienił.  JuŜ  nie  Rosjanie.  Teraz  chodzi  o  - 
cytuję  -  "technologiczne  zaawansowanie"  mocarstw  Trzeciego  Świata.  To  jest  nowy  wróg.  Wrogiem  jest  więc 
nadmiernie zaawansowana technologicznie Brazylia, toteŜ potrzebny jest nam wielki budŜet Pentagonu. Musimy teŜ 
chronić  tzw.  "bazę  przemysłu  obronnego",  czyli  przemysł  zaawansowanych  technologii.  Innymi  słowy,  społeczeń-
stwo finansuje zaawansowany przemysł poprzez Pentagon. Napisali teŜ, Ŝe musimy równieŜ zachować siły interwen-
cyjne.  Od  lat  siły  te  są  ukierunkowane  na  Środkowy  Wschód,  poniewaŜ  tam  są  główne  surowce.  Istnieje  ogromny 
system  interwencyjny  rozciągający  się  od  Pacyfiku  do  Azorów,  zorientowany  na  Środkowy  Wschód,  i  trzeba  go 
zachować. Dalej było bardzo interesujące sformułowanie: napisano, Ŝe siły interwencyjne muszą być ukierunkowane 
na Środowy Wschód, gdzie zagroŜenia dla naszych interesów "nie mogą być powiązane z Kremlem". To oznacza, Ŝe 
uznajemy, iŜ nie ma zagroŜenia rosyjskiego, a pojawiła się groźba "radykalnego nacjonalizmu". Ludność kraju moŜe 
nie zgadzać się z tym, Ŝe beneficjanci ich surowców muszą być w Nowym Jorku czy Londynie i dlatego potrzebne są 
nam siły interwencyjne. Proszę zauwaŜyć, Ŝe nie chodziło wtedy o Irak. Irak był sojusznikiem, Saddam Husajn był 
sojusznikiem  i  przyjacielem.  Problemem  była  więc  ludność  tego  regionu,  która  nie  pojmuje,  Ŝe  ich  surowce  i 
bogactwo  powinny  płynąć  do  nas.  Coś  jednak  zmieniło  się  zasadniczo,  zwłaszcza  dla  Trzeciego  Świata.  Upadek 
Związku  Radzieckiego  eliminuje  moŜliwość  niezaangaŜowania.  Czy  to  był  Związek  Radziecki,  czy  Mars  -  to  bez 
znaczenia  -  istnienie  jakiegoś  innego  mocarstwa  pozostawiało  miejsce  na  pewien  stopień  niezaleŜności.  Kraje 
Trzeciego Świata mogły być między tymi potęgami i zyskiwać na tym. Tak właśnie Kuba mogła przetrwać. Tego juŜ 
nie  ma.  Przestrzeń  dla  niezaleŜności  juŜ  nie  istnieje,  co  znaczy,  Ŝe  Trzeci  Świat  jest  dziś  bardziej  naraŜony  na 
wpływy  USA,  niŜ  w  przeszłości.  To  oznacza  teŜ,  Ŝe  nie  ma  na  razie  potrzeby  zbrojnej  interwencji  czy  zamachów 
stanu  w  Ameryce  Łacińskiej.  MoŜe  pojawią  się  za  10  lat,  ale nie teraz. Powodem jest istnienie kontroli narzucanej 
przez  "faktyczny  senat",  ideologiczne  koncepty  jak  zadłuŜenie,  liberalizację  kapitału  i  narzucenie  reform  w  stylu 
meksykańskim, tak jak się dzieje teraz w Brazylii. 
     Współpraca  elit  latynoskich  jest  kluczowym  elementem.  Takiej  polityki  nie  narzuca  się  im.  Oni  ją  wybierają. 
Wzbogacają się. To teŜ jest klasyczny schemat. Tak jak z Brytyjczykami w Indiach - oni nie rządzili tym krajem przy 
uŜyciu brytyjskich Ŝołnierzy. Rządzili nim na spółkę z indyjskimi elitami, które bogaciły się, gdy kraj staczał się w 
katastrofę.  Ameryka  Łacińska  jest  tego  klasycznym  przykładem  od  wielu  lat,  zwłaszcza  w  regionach  najbardziej 
znanych z przemocy. Na przykład w Kolumbii, obecnie najbardziej targanym przemocą miejscu w Ameryce Łaciń-
skiej.  To  jednak  ma  swe  źródło  w  społeczno-gospodarczych  strukturach,  które  sprawiają,  Ŝe  niewielka  mniejszość 
rządzi ziemią i innymi surowcami, a w skądinąd bogatym kraju znaczna część populacji głoduje i Ŝyje w strasznym 
ubóstwie. Oczywiste jest to, Ŝe to doprowadzi do przemocy. 
     A wojna narkotykowa...? 
     Kontrolowanie populacji Stanów Zjednoczonych to duŜy problem. Tak naprawdę, to jest największy problem: jak 
kontrolować  swoje  własne  społeczeństwo?  Jednym  ze  sposobów  jest  posiadanie  zagranicznego  wroga.  Jeśli  więc 
Rosjanie nadchodzą, to ludzie się boją i są posłuszni. Od jakichś 10 czy 15 lat wiadomo, Ŝe Rosjanie nie nadchodzą. 
Nie  moŜna  juŜ  w  to  grać.  Trzeba  więc  było  wynaleźć  innych  wrogów:  międzynarodowi  terroryści,  latynoscy  prze-
mytnicy  narkotyków,  islamscy  fundamentaliści,  itd.,  cokolwiek  się  wymyśli.  śadne  z  tych  zagroŜeń  nie  jest wiary-
godne.  Weźmy  islamski  fundamentalizm.  Stany  Zjednoczone  nie  mają  nic  przeciwko  islamskiemu  fundamentali-
zmowi jako takiemu. W końcu jednym z głównych sojuszników USA jest Arabia Saudyjska, najbardziej fundamen-
talistyczne państwo islamskie na świecie. Oni nas nie martwią. Co więcej, USA nie mają nic przeciwko fundamenta-
lizmowi.  Religijny  fundamentalizm  w  Stanach  Zjednoczonych  jest  prawdopodobnie  głębszy,  niŜ  w  Iranie,  więc  to 
nie  fundamentalizm  jest  problemem.  RównieŜ  islam  nie  jest  problemem:  Arabia  Saudyjska  jest  w  porządku.  W 
porządku  była  teŜ  Indonezja,  najliczniejsze  islamskie  w  większości  państwo  świata  -  dopóki  skorumpowana  i 
mordercza  dyktatura  panowała  nad  wszystkim.  Prawdziwym  problemem  jest  niezaleŜny  nacjonalizm.  Czasem 
przybiera on formę islamskiego fundamentalizmu. Czasem przybiera on formę Kościoła Katolickiego, gdy w latach 
'80. USA toczyły wojnę z Kościołem Katolickim w Ameryce Środkowej. Kogo zabijały? Wisi tu zdjęcie arcybiskupa 
Romero. On nie był islamskim fundamentalistą. Był "głosem niemych", więc trzeba go było zabić. Jezuici zabici w 
Salwadorze byli dysydentami i głosem biednych, więc trzeba ich było zabić. Tak naprawdę, znacząca część wojny w 
Ameryce  Środkowej  była  wojną  z  Kościołem  Katolickim,  który  ośmielił  się  przyjąć  "preferencyjną  opcję  dla 
biednych". 
     A co z wojną narkotykową? Wojna ta nie ma Ŝadnego wpływu na dostępność narkotyków, czy ich ceny na ulicach 
USA, ale miała inne skutki. W Ameryce Łacińskiej jest przykrywką dla działań przeciwko powstańcom. W Stanach 
Zjednoczonych,  ma  ona  podwójne  skutki. Przede wszystkim musimy zrozumieć, Ŝe społeczeństwo USA samo staje 
się  społeczeństwem  Trzeciego  Świata  -  choć  bardzo  bogatym.  Jednym  z  celów  polityki  społecznej  ostatnich  25  lat 
było  stworzenie  małego  sektora  ogromnego  bogactwa  oraz  wielkiej  masy  ludzi,  którzy  są  gdzieś  pomiędzy  dawa-
niem  sobie  rady  i  biedą.  To  typowa  struktura  dla  krajów  Trzeciego  Świata.  W  takim  kraju  jest  mnóstwo  zbędnych 

background image

ludzi, jak dzieci ulicy w Rio de Janeiro. Co więc z nimi zrobić? W Brazylii moŜna ich zabić. W Kolumbii stosuje się 
“limpieza social”, czyli czystkę społeczną, czym eufemistycznie określa się zabijanie takich ludzi. Stany Zjednoczo-
ne  to  rzekomo  cywilizowany  kraj,  więc  wrzuca  się  ich  do  więzienia.  Liczba  więźniów  wzrasta  szybko,  głównie  z 
powodu  narkotyków  -  przestępstw  bez  ofiar  -  a  skierowane  jest  to  przeciwko  "zbędnym  ludziom",  ludziom  nie 
mającym Ŝadnej roli w generacji zysków w takim społeczeństwie. 
To  ma  jeszcze  jeden  skutek:  moŜna  wystraszyć  wszystkich  pozostałych.  Stany  Zjednoczone  są  jednym  z  bardzo 
niewielu społeczeństw - nie wiem nawet o jakichkolwiek innych - gdzie strach przed przestępczością i narkotykami 
jest  wykorzystywany  jako  metoda  kontroli  społecznej.  Trwa  ogromna  kampania  propagandowa  strasząca  ludzi 
narkotykami  i  przestępczością,  czyli  -  po  odszyfrowaniu  -  czarnymi,  Latynosami  i  tak  dalej,  z  powodu  korelacji 
klasowo-rasowych. W ten sposób utrzymuje się populację pod kontrolą. 
W ciągu ostatnich 25 lat w Stanach Zjednoczonych dochód moŜe dwóch trzecich społeczeństwa pozostał na stałym 
poziomie  lub  zmniejszył  się,  mimo  Ŝe  ludzie  pracują  znacznie  cięŜej.  Znacznie  zwiększyła  się  liczba  godzin  robo-
czych  -  ponad  poziom  jakiegokolwiek  innego  społeczeństwa  uprzemysłowionego  -  za  niezmienną  lub  mniejszą 
płacę. Trudno jest zmusić ludzi do zaakceptowania tego stanu rzeczy, ale jednym ze sposobów jest zastraszenie ich, a 
przestępczość  i  narkotyki  spełniają  tę  funkcję.  Nie  jest  więc  tak,  Ŝe wojna narkotykowa jest poraŜką, tak naprawdę 
jest  ona  duŜym  sukcesem.  Nie  wpływa  ona  na  dostępność  narkotyków,  ale  nie  temu  ma  słuŜyć.  SłuŜy  ona  innym 
celom i słuŜy im całkiem nieźle. 
     Jakiego systemu politycznego i społecznego chciałby Pan doczekać? 
     Chciałbym  doczekać  systemu,  który  eliminuje  hierarchie  i  struktury  autorytarne  oraz  poszerza  wolność  i 
demokratyczny  wybór.  Oznacza  to,  Ŝe  ludzie  w  miejscu  pracy  i  swojej  społeczności  kierowaliby  wszystkim,  co 
wpływa na ich Ŝycie, włącznie z aparatem produkcyjnym, handlem, planowaniem przyszłości, dystrybucją zasobów, 
itd.  

Myślę, Ŝe ludzie chcą społeczeństwa woluntarystycznego, anarchistycznego. Jeśli nie, jeśli chcą być rządzeni przez 
właścicieli  niewolników  i  dyktatorów,  no  to  cóŜ  -  nie  mam  racji.  Jednak  nie  sądzę,  by  ludzie  tego  chcieli,  więc 
chciałbym, aby społeczeństwo ewoluowało w tym kierunku. Odnosi się to wszystkiego - od stosunków w rodzinie do 
organizacji  społeczeństwa  globalnego.  Rodzina  patriarchalna  jest  formą  władzy  i  podporządkowania,  która,  moim 
zdaniem, dla nikogo nie jest dobra. Myślę, Ŝe ludzie nie chcieliby jej, gdyby mieli wybór. To samo dotyczy społecz-
ności  międzynarodowej,  którą  utrzymuje  w  ryzach  albo  bezpośrednia  przemoc  wojskowa,  albo  pośrednia  przemoc 
globalnych  instytucji  finansowych  włącznie  z  MFW,  który  słuŜy  jako  "egzekutor  społeczności  kredytodawców". 
Taki ład nie powinien być tolerowany ani w skali globalnej, ani lokalnej. 
 

* * * 

Komentarze do obecnej sytuacji politycznej  

Urywki wywiadu z Noamem Chomsky znanym ameryka

ń

skim publicyst

ą

 i pisarzem 

 
     Pyt: Jakie są Pańskie przewidywania na przyszłość? 
     Chomsky:  Aby  odpowiedzieć  na  to  pytanie wpierw musimy zidentyfikować sprawców wydarzeń z 11 września. 
Generalnie rzecz biorąc jednak, wszystko na to wskazuje Ŝe sprawcami są ludzie z siatki organizacyjnej Osamy Bin 
Ladena.  Jest  to  międzynarodowa  sieć  organizacyjna,  bez  wątpienia  inspirowana  przez  Bin  Ladena,  lecz  nie  jest  to 
pewnym,  Ŝe  kontrolowana  przez  niego.  ZałóŜmy  jednak,  Ŝe  tak  jest  na  pewno  i Ŝe to sam Bin Laden kierował tym 
tragicznym  w  skutkach  atakiem.  Następnie  aby  odpowiedzieć  na  to  pytanie  musimy  rozpocząć  od  poznania  poglą-
dów samego Bin Ladena jak teŜ sentymentów szerokich mas tego regionu, która go popiera. Na ten temat posiadamy 
ogromne ilości informacji, gdyŜ sam Bin Laden był przez lata wielokrotnie interwiuowany prze najlepszych specjali-
stów  od  spraw  Bliskiego  Wschodu.  Między  innymi  przez  słynnego  korespondenta  z  London  Independent,  Roberta 
Fisk, który śledzi wydarzenia w tym regionie od dziesięcioleci. Korespondent London Times, Simon Jenkins, (takŜe 
specjalista  od  spraw  tego  regionu)  pisał:  Ci "Afgańczycy" jak ich nazywano (podobni do Bin Ladena choć Ŝaden z 
nich nie był z Afganistanu) przeprowadzali akcje terrorystyczne po drugiej stronie sowieckiej granicy, które dopiero 
ustały po wycofaniu się Rosjan z Afganistanu. Wojna ta nie była prowadzona przeciwko Sowietom którymi gardzili, 
lecz przeciwko okupacji sowieckiej i ich przestępstwom w stosunku do muzułmanów w Afganistanie. 
     "Afgańczycy"  nie  zakończyli  jednak  swojej  działalności  wraz  z  zakończeniem  okupacji  sowieckiej  Afganistanu. 
Przyłączyli  się  do  Talibów  aby  przejąć  władzę  w  Afganistanie  a  później  między  innymi  zostali  sojusznikami  Bo-
ś

niackich  Muzułmanów  na  Bałkanach.  Stany  Zjednoczone  nie  miały  nic  przeciwko  temu,  tolerując  takŜe  wsparcie 

militarne jakie Iran dał stronie muzułmańskiej. "Afgańczycy" walczyli teŜ przeciwko siłom rosyjskim w Czeczenii i 
są na to pewne dowody, Ŝe przeprowadzali takŜe akcje terrorystyczne na terenie Rosji. Bin Laden i jego "Afgańczy-
cy"  obrócili  się  przeciwko  USA  na  początku  lat 90-tych, w chwili gdy po inwazji wojsk Iraku na Kuwejt powstały 
bazy wojsk amerykańskich w Arabii Saudyjskiej. 
W  jego  opinii,  był  to  odpowiednik  inwazji  sowieckiej  na  Afganistan,  z  tą  tylko  róŜnicą,  Ŝe  Arabia  Saudyjska  była 
znacznie waŜniejsza jako "wartownik" świętych miejsc islamu. Bin Laden jest zaciekłym przeciwnikiem skorumpo-
wanych reŜimów w tym regionie traktując je jako "nie-islamskie", do jakich naturalnie zalicza się teŜ Arabia Saudyj-
ska.  Śmiesznym  jest  to,  Ŝe  Arabia  Saudyjska  jest  najbardziej  fundamentalnym  reŜimem  wśród  krajów  muzułmań-
skich, choć zawsze była bliskim sojusznikiem USA. Bin Laden nienawidzi USA za wsparcie dla państw tego regionu 
a  głównie  za  wsparcie  i  długoletnią  lojalność  wobec  Izraela  w  35  letniej  okupacji  Palestyny.  Długoletnia  polityka 

background image

Waszyngtonu  wspierająca  destruktywną  politykę  Izraela,  politykę  która  na  całym  świecie  jest  traktowana  jako 
łamanie  Genewskiej  Konwencji  Praw  Człowieka.  W  przypadku  jednak,  gdzie  taka  polityka  jest  prowadzona  przez 
Izrael  i  USA  wszystko  jest  wytłumaczalne  i  robione  prawie  Ŝe  "legalnie",  gdyŜ  uznano  po  prostu  Palestyńczyków 
jako  rasę  niŜszą  wobec  której  moŜna  robić  co  się  Ŝywnie  podoba.  Innym  punktem  zapalnym  jest  Irak,  gdzie  USA 
wspólnie  z  Wielką  Brytanią  od  10  lat  wyniszczają  cywilną  ludność  tego  kraju  co  dotychczas  przyniosło  juŜ  setki 
tysięcy  ofiar  w  ludziach  wzmacniając  jedynie  pozycję  człowieka  o  którego  im  chodziło  a  więc  samego  Saddama 
Husajna który był wcześniej ulubieńcem USA i Wielkiej Brytanii, nawet wtedy gdy zagazowywał tysiące Kurdów na 
północy  kraju.  Wszystko  to  ludzie  w  tym  regionie  doskonale  pamiętają,  nawet  gdy  zachód  woli  to  zapomnieć. 
Sentymenty takie są nagminne tak wśród polityków jak teŜ reprezentantów tak zwanej "wolnej prasy". W Wall Street 
Journal  (z  14  września)  opublikowano  wyniki  ankiety  wykonanej  wśród  bardzo  wpływowych  i  zamoŜnych  Muzuł-
manów mieszkających w regionie Zatoki Perskiej (tu: bankierzy, biznesmeni, specjaliści itd. posiadający powiązania 
z  rynkiem  amerykańskim).  Wszyscy  oni  wyraŜali  tą  samą  opinię  a  więc  ganili  politykę  USA  w  tym  regionie  za 
długoletnie  udzielanie  wsparcia  Izraelowi,  który  od  dziesiątek  lat  popełnia  przestępstwa  na  ludności  palestyńskiej. 
Rolą  USA  była  zawsze  ochrona  Izraela  i  niedopuszczanie  do  tego  aby  np.  ONZ  wysłało  kontyngent  wojskowy  i 
cywilnych obserwatorów do Palestyny w celu zakończenia tego konfliktu itd. Następnie gani się USA za wyniszcza-
nie ludności cywilnej w Iraku oraz manipulowanie i wspieranie represyjnych anty-demokratycznych reŜimów w tym 
regionie,  nie  dopuszczając  tym  sposobem  do  rozwoju  ekonomicznego  wielu  krajów.  Nie  jest  więc  dziwnym,  Ŝe 
wśród biedoty tego regionu poglądy te są bardziej gorzkie, przeradzające się w nienawiść. Wszystko to rodzi furię i 
desperację mogącą doprowadzić do samobójczych ataków. USA i większość krajów zachodnich woli lansować inną 
bardziej  wygodną  wersję  wydarzeń.  Pozwólcie,  Ŝe  posłuŜę  się  cytatem  z  New  York  Timesa,  z  16  września  gdzie: 
"Oprawcy  działają  z  nienawiści  do  podstawowych  wartości  zachodu,  wolności,  demokracji,  tolerancji  i  dobrobytu. 
Dlatego  teŜ  postępowanie  USA  jest bez znaczenia w tym kontekście i nawet nie powinno być wspominane" (Serge 
Schmeman).  To  bardzo  wygodny  pogląd,  który  jest  dosyć  nagminny  w  "intelektualnych"  kręgach  wielu  krajów 
zachodu. Upraszczanie pojęć i ogłupianie mas nic tutaj jednak nie pomoŜe, gdyŜ kaŜdy zdaje sobie z tego sprawę, Ŝe 
to nie jest ślepa nienawiść do "wartości moralnych zachodu", gdyŜ muzułmanie nic nie mają do obywateli Kanady, 
Norwegii,  czy  wielu  innych  bogatych  krajów  -  nienawidząc  tylko  USA.  Wszystkim  jest  wiadomo,  Ŝe  Bin  Laden  i 
wielu  jemu  podobnych  modli  się  intensywnie  "o  atak  niewiernych na kraje islamu" co doprowadzi do podniesienia 
się z kolan milionów fanatyków, obalenie pro-zachodnich rządów i eskalację przemocy i terroryzmu. Nie zapomnij-
my  tu  teŜ  o  fanatykach  konfliktu  po  obu  stronach,  gdyŜ  są  kręgi  ludzi  na  zachodzie,  którym  dokładnie  o  to  samo 
chodzi. 
     Pyt: Po ochłonięciu z pierwszego szoku, czy teŜ się Pan teraz boi reakcji USA? 
     Chomsky: KaŜdy człowiek o zdrowych zmysłach powinien się bać reakcji, która była by wysłuchaniem modłów 
Bin Ladena. Łatwym jest doprowadzenie do eskalacji przemocy i terroryzmu na znacznie większą skalę niŜ jesteśmy 
to  sobie  w  stanie  wyobrazić.  USA  juŜ  zaŜądało  od  rządu  Pakistanu  aby  wstrzymał  wszelkie  dostawy  Ŝywności  dla 
milionów  ludzi  Ŝyjących  na  pograniczu  śmierci  głodowej  w  Afganistanie. Jeśli rząd Pakistanu by się podporządko-
wał  to  jeszcze  nieznana  liczba  ludzi  w  Afganistanie,  ludzi,  którzy  nic  nie  mają  wspólnego  z  terroryzmem  i  są  teŜ 
ofiarami  Talibów,  nie  przeŜyłaby  najbliŜszej  zimy.  Powtarzam,  USA  zaŜądało  od  Pakistanu  aby  skazał  na  śmierć 
miliony niewinnych ludzi, ludzi którzy teŜ są ofiarami Talibów! Czy to są te chlubne "wartości zachodu?" Wszystko 
to nie ma nic wspólnego nawet z rewanŜem, gdyŜ leŜy poniŜej nawet takich moralnych pobudek. Najciekawszym jest 
to, Ŝe zostało to wypowiedziane ot tak od niechcenia a więc na marginesie innych spraw, tak Ŝe niewielu ludzi nawet 
na  to  zwróciło  uwagę.  Obserwując  takie  wypowiedzi  moŜe  to  nas  nauczyć  dość  wiele  na  temat  poziomu  kultury  i 
moralności  w  kręgach  rządzących  na  zachodzie,  które  nawet  nie  zareagowały  na  to  Ŝądanie.  Mam  wraŜenie,  Ŝe 
gdyby szerokie masy ludności samego USA miały najmniejsze pojęcie o tym co rząd, który ich reprezentuje i w ich 
imieniu  chce  zrobić  to  samo  to  wzbudziło  by  ogromne  poruszenie,  gdyŜ  zemsty  za  to  co  się  wydarzyło  chcemy 
wszyscy, lecz nie na milionach niewinnych i głodujących ludzi. Jeśli Pakistan nie podporządkuje się Ŝądaniom USA 
to sam moŜe się znaleźć w zasięgu ognia sił zachodu - z nieznanymi konsekwencjami. Jeśli natomiast się podporząd-
kuje  to  istnieje  duŜe  prawdopodobieństwo,  Ŝe  zostanie  obalony  przez  siły  podobne  do  Talibów,  które  w  tym  przy-
padku  miały  by  w  swoich  rękach  broń  atomową.  Scenariusz  taki  byłby  tragiczny  w  skutkach  dla  całego  regionu  a 
głównie dla tych najbogatszych krajów produkujących ropę. Zaczynamy tutaj juŜ mówić o światowym konflikcie w 
efekcie,  którego  mogłaby  zginąć  większa  część  ludzkości.  Nawet  bez  doprowadzenia  do  takiego  scenariusza,  sam 
atak  na  Afganistan  moŜe  mieć  dość  podobne  skutki,  gdyŜ  doprowadzi  to  tylko  do  sytuacji  gdzie  Bin  Laden  zyska 
miliony zagorzałych zwolenników wśród fanatycznej części muzułmanów od Indonezji aŜ po Maroko. Nawet gdyby 
został  zabity  to  nie  zakończy  to  konfliktu  gdyŜ  przez  miliony  fanatyków  zostałby  uznany  za  męczennika  świętej 
sprawy, co byłoby tylko inspiracją dla tysięcy innych a wiemy juŜ, Ŝe nawet największe armie świata nie są w stanie 
zapobiec samobójczym atakom terrorystów. 
 

* * * 

background image

Kontrola nad mediami 

Pocz

ą

tki historii propagandy 

     Zacznijmy  od  pierwszej  współczesnej  operacji  propagandowej,  przeprowadzonej  przez  rząd.  Stało  się  to  za 
czasów administracji Woodrowa Wilsona. Gdy wybrano go prezydentem w 1916 roku, jego program głosił: ,,Pokój 
bez  zwycięstwa”.  Było  to  w  środku  Pierwszej  Wojny  Światowej.  Ówczesne społeczeństwo było nastawione wyjąt-
kowo pacyfistycznie i nie widziało Ŝadnego powodu, by angaŜować się w wojnę w Europie. 
     PoniewaŜ administracja Wilsona była zdecydowana na udział w wojnie, musiała jakoś temu zaradzić. Stworzono 
więc rządową komisję propagandową - tak zwaną Komisję Creela. Udało się jej w ciągu sześciu miesięcy przemienić 
pacyfistyczne społeczeństwo w histeryczną, pałającą chęcią walki zbiorowość, pragnącą zniszczenia wszystkiego, co 
niemieckie, rozrywania Niemców na strzępy, przystąpienia do wojny i ocalenia świata. Było to znaczne osiągnięcie, 
które prowadziło do kolejnych. W tym samym czasie oraz później, po wojnie, wykorzystano identyczne techniki do 
wywołania  histerycznej  obawy  przed  tak  zwanym  Czerwonym  ZagroŜeniem.  UmoŜliwiło  to  skuteczne  zniszczenie 
związków  zawodowych  oraz  likwidację  tak  niebezpiecznych  problemów  jak  wolność  prasy  i  myśli  politycznej. 
Cieszyło  się  to  znacznym  poparciem  mediów  i  establishmentu  przemysłowego,  które  w  istocie  organizowały  i 
promowały większość tych działań, co walnie przyczyniło się do ich sukcesu. 
     Pośród  tych,  którzy  aktywnie  i  entuzjastycznie  partycypowali  w  tym  procesie,  byli  ,,postępowi”  intelektualiści, 
osoby z kręgu Johna Deweya. Byli oni bardzo dumni, co widać na podstawie ich ówczesnego piśmiennictwa, iŜ, jak 
to określali, ,,bardziej inteligentni członkowie społeczeństwa” - czyli oni sami - zdołali pchnąć niechętną zbiorowość 
do  wojny  przez  wzbudzenie  w  niej  strachu  i  szermowanie  fanatycznymi  sloganami.  Wykorzystano  w  tym  celu 
szeroki  wachlarz  środków.  Sfabrykowano  na  przykład  liczne  opowieści  o  popełnianych  przez  Hunów  okrucień-
stwach, o obrywaniu przez nich rączek belgijskim niemowlętom, o wszelkiego rodzaju okropnościach, na które nadal 
moŜna  natknąć  się  w  podręcznikach  historii.  Były  to  bez  wyjątku  wymysły  brytyjskiego  ministerstwa  propagandy, 
które postawiło sobie za cel - jak określało to na swoich tajnych naradach - ,,kontrolowanie myśli całego świata”. Co 
bardziej  istotne,  pragnęło  ono  równieŜ  kontrolować  myślenie  co  bardziej  inteligentnych  członków  amerykańskiego 
społeczeństwa, którzy szerzyliby dalej wysmaŜaną przez nie propagandę i pchnęli pacyfistyczne państwo w objęcia 
wojennej  histerii.  Zamiar  ten  udało  się  zrealizować,  i  to  nadzwyczaj  skutecznie.  Płynie  stąd  nauka:  państwowa 
propaganda,  wspierana  przez  wykształcone  klasy,  gdy  nie  moŜna  się  jej  sprzeciwić,  moŜe  przynieść  olbrzymie 
rezultaty. Naukę tę przyswoili sobie Hitler i wielu innych, wcielając ją w Ŝycie po dziś dzień! 

Demokracja widzów 

     Inną  grupą,  pozostającą  pod  wraŜeniem  tych  sukcesów,  byli  liberalni  teoretycy Partii Demokratycznej i czołowi 
przedstawiciele  mediów  -  na  przykład  Walter  Lippman,  nestor  amerykańskich  dziennikarzy,  wiodący  komentator 
polityki  wewnętrznej  i  zagranicznej  oraz  czołowy  teoretyk  demokratycznego  liberalizmu.  JeŜeli  zajrzy  się  do  jego 
esejów  zebranych,  natrafi  się  na  podtytuły  w  rodzaju:  ,,Postępowa  teoria  liberalnej  myśli  demokratycznej”  (,,A 
Progressive  Theory  of  Liberal  Democratic  Thought”).  Lippman  zasiadał  we  wspomnianych  komisjach  propagando-
wych  i  zdawał  sobie  sprawę  z  ich  osiągnięć.  Dowodził,  Ŝe  ,,rewolucja  w sztuce demokracji”, jak to określał, moŜe 
zostać  wykorzystana  do  ,,fabrykowania  przyzwolenia”  -  czyli  zapewniania  dzięki  nowym  technikom  propagando-
wym zgody społeczeństwa na to, na co nie miało ono ochoty. 
     Lippman  był  zdania,  Ŝe  jest  to  dobra,  ba  niezbędna  koncepcja.  Niezbędna,  poniewaŜ  ,,dobro  ogólne  całkowicie 
umyka opinii publicznej”, jak to sformułował. MoŜe je zrozumieć i dąŜyć do niego jedynie wyspecjalizowana klasa 
odpowiedzialnych  jednostek,  dość  inteligentnych,  by  pojąć,  jakie  są  rządzące  światem  mechanizmy.  Teoria  ta 
zakłada, Ŝe jedynie niewielka elita - społeczność intelektualistów, o której mówili zwolennicy Deweya - jest w stanie 
pojąć dobro ogólne, czyli to, na czym zaleŜy nam wszystkim i co ,,umyka opinii publicznej”. Poglądy tego rodzaju 
lansowane  były  od  stuleci.  Jest  to  równieŜ  typowo  leninowskie  stanowisko.  W  istocie  cechuje  się  ono  bliskim 
powinowactwem  do  leninowskiej  koncepcji,  Ŝe  czołówka  rewolucyjnych  intelektualistów  powinna  przejąć  władzę 
państwową, wykorzystując w tym procesie siłę ludowych buntów, a następnie popędzić głupie masy ku przyszłości, 
dla  której  pojęcia  są  zbyt  ciemne  i  niekompetentne.  Teoria  liberalnej  demokracji  i  marksizm  i  leninizm  są  bardzo 
bliskie w swych ideologicznych załoŜeniach. 
     UwaŜam  to  za  jedną  z  przyczyn,  dla  których  róŜnym  ludziom  przez  lata  było  łatwo  przechodzić  od  jednego 
stanowiska  do  drugiego  bez  poczucia  istotnej  zmiany.  Była  to  tylko  kwestia  oceny,  gdzie  tkwią  korzenie  władzy. 
MoŜe dojdzie do ludowej rewolucji, która wyniesie nas na szczyty; moŜe nie, i będziemy zmuszeni do współpracy z 
istniejącą  władzą,  czyli  społecznością  kapitalistyczną.  Tak  czy  inaczej,  będziemy  działać  identycznie:  poganiać 
głupie masy w stronę świata, niezdolne zrozumieć go na własną rękę. 
     Lippman poparł swoje wywody szczegółowo opracowaną teorią postępowej demokracji. Twierdził, iŜ we właści-
wie zorganizowanej demokracji istnieją klasy obywateli. Na czoło wysuwa się klasa, pełniąca czynną rolę w prowa-
dzeniu  spraw  publicznych.  Są  to  ludzie,  którzy  analizują,  wykonują,  podejmują  decyzje  i  kierują  działaniem  syste-
mów:  politycznego,  ideologicznego  i  ekonomicznego.  Jest  to  niewielki  odsetek  populacji.  Naturalnie,  kaŜdy,  kto 
wysuwa takie idee, zawsze naleŜy do tej niewielkiej grupy, i mówi o tym, co naleŜy zrobić z pozostałymi obywate-
lami.  Ci  pozostali  -  nie  naleŜąca  do  owej  niewielkiej  grupki  zdecydowana  większość  społeczeństwa,  to  według 
określenia Lippmana ,,zdezorientowane stado” (,,bewildered herd”). Musimy chronić się przed gniewem i moŜliwo-
ś

cią stratowania przez zdezorientowane stado. W demokracji realizowane są dwie funkcje. Klasa wyspecjalizowana, 

czyli  ludzie  odpowiedzialni,  pełnią  funkcję  wykonawczą,  czyli  myślą  o  dobrze  publicznym,  planują  je  oraz  je 

background image

10 

rozumieją.  Zdezorientowane  stado  równieŜ  ma  swoją  rolę  w  demokracji.  Według  twierdzeń  Lippmana,  jest  to  rola 
widzów,  a  nie  uczestników  działania.  Funkcja  stada  jest  jednak  rozleglejsza,  bowiem  mówimy  o  demokracji.  Od 
czasu  do  czasu  pozwala  się  mu  poprzeć  tego  czy  innego  członka  klasy  wyspecjalizowanej.  Innymi  słowy  tłumowi 
pozwala  się  powiedzieć:  ,,Chcemy,  byś  ty  -  lub  ty  -  był  naszym  przywódcą”.  Dzieje  się  tak  dlatego,  Ŝe  Ŝyjemy  w 
ustroju  demokratycznym,  a  nie  państwie  totalitarnym.  Określa  się  to  jako  wybory.  Po  wyraŜeniu  poparcia  dla  tego 
czy  innego  członka klasy wyspecjalizowanej, tłumowi pozwala się jednak na usunięcie się w tło i stanie na powrót 
widzami, a nie uczestnikami działania. Tak właśnie powinna wyglądać prawidłowo funkcjonująca demokracja. 
Podejście  takie  jest  w  pewnym  sensie  logiczne.  Kryje  się  za  nim  nawet  swego  rodzaju  ogólna  zasada  moralna. 
Imperatyw ten zakłada, iŜ masy są zbyt naiwne, by pojąć funkcjonowanie świata. Gdyby próbowały partycypować w 
podejmowaniu dotyczących ich decyzji, powodowałyby tylko kłopoty. Wobec tego dopuszczenie ich do decydowa-
nia  byłoby  czymś  niewłaściwym  i  niemoralnym.  NaleŜy  poskramiać  zdezorientowane  stado,  a  nie  pozwalać  mu  na 
wściekłe tratowanie wszystkiego, co popadnie. Mniej więcej taka sama logika zakłada, Ŝe niewłaściwe jest pozwole-
nie  trzylatkowi  na  samodzielne  przechodzenie  przez  ulicę.  Nie  daje  się  mu  takiej  swobody,  poniewaŜ  trzylatek  nie 
wie,  jak  korzystać  z  tej  wolności.  Na  tej  samej  zasadzie  nie  moŜna  pozwolić  zdezorientowanemu  stadu  na  współ-
uczestniczenie w działaniu - wywołałoby to tylko kłopoty. 
     Potrzebne  jest  więc  narzędzie  do  poskromienia  zdezorientowanego  stada.  Jest  nim  nowa  rewolucja  w  sztuce 
demokracji: ,,fabrykowanie przyzwolenia”. Konieczny jest podział środków przekazu, szkolnictwa i kultury popular-
nej.  Muszą  one  uczyć  przedstawicieli  klasy  politycznej  i  decydentów  pewnego  znośnego  poczucia  rzeczywistości, 
chociaŜ oczywiście muszą jednocześnie wpajać właściwe wartości. Trzeba pamiętać, Ŝe kryje się za tym nie wyraŜo-
na  przesłanka.  Przesłanka  ta  -  którą  muszą  skrywać  przed  sobą  nawet  odpowiedzialne  osoby  -  dotyczy  sposobu, w 
jaki uzyskali oni pozycję, umoŜliwiającą im podejmowanie decyzji. Oczywiście, dzieje się tak dlatego, Ŝe słuŜą oni 
ludziom, dysponującym prawdziwą władzą! Jest to bardzo wąskie grono. Jeśli klasa wyspecjalizowana zbliŜy się do 
niego  i  stwierdzi:  ,,moŜemy  słuŜyć  waszym  interesom”,  wówczas  zostanie  wciągnięta  do  pełnienia  wykonawczej 
roli.  NaleŜy  to  jednak  utrzymywać  w  tajemnicy.  Znaczy  to,  Ŝe  naleŜy  członkom  tej  klasy  wpoić  przekonania  i 
doktryny, słuŜące interesom dysponentów prywatnie posiadanej, rzeczywistej władzy. Otrzymujemy więc oddzielny 
system  edukacyjny,  nakierowany  na  klasę  wyspecjalizowaną,  czyli  ludzi  odpowiedzialnych.  NaleŜy  poddać  ich 
dokładnej indoktrynacji, obejmującej wartości i interesy przedstawicieli prywatnej władzy oraz reprezentującego ich 
kompleksu  państwowo-korporacyjnego.  Uwagę  reszty  zdezorientowanego  stada  naleŜy  w  zasadzie  zająć  czymś 
innym  -  nie  dopuścić,  by  mogło  narobić  kłopotów.  Zadbać,  by  jego  członkowie  pozostali  praktycznie  wyłącznie 
obserwatorami  działań,  jedynie  sporadycznie  wyraŜającymi  poparcie  dla  tego  czy  innego prawdziwego przywódcy, 
spośród których pozwala się im dokonać wyboru. 
Podobny punkt widzenia rozwijało wielu ludzi. Prawdę mówiąc, jest on dość konwencjonalny: na przykład czołowy 
współczesny  teolog  i  komentator  polityki  zagranicznej  Reinhold  Niebuhr,  czasami  nazywany  ,,teologiem  esta-
blishmentu”, guru George Kennana, intelektualistów spod znaku Kennedy'ego i innych, stwierdził, iŜ ,,racjonalizm to 
bardzo  rzadka  umiejętność”.  Cechuje  się  nim  jedynie  wąskie,  ograniczone  grono  ludzi.  Większość  kieruje  się  po 
prostu emocjami i impulsami. Ci z nas, którzy są racjonalistami, muszą tworzyć niezbędne iluzje i obdarzone silnym 
ładunkiem emocjonalnym nadmierne uproszczenia, by naiwni prostaczkowie nie zbaczali zbytnio z naleŜnego kursu. 
Podejście  takie  stało  się  znaczącym  elementem  współczesnej  nauki  politycznej.  W  latach  dwudziestych  i  trzydzie-
stych  Harold  Laswell,  współtwórca  nowoczesnych  zasad,  określających  zasady  społecznej  komunikacji,  jeden  z 
wiodących  reprezentantów  amerykańskich  nauk  politycznych,  wyjaśniał,  iŜ  nie  powinniśmy  ulegać 
,,demokratycznym  dogmatyzmom”,  zakładającym,  Ŝe  obywatele  są  najlepszymi  znawcami  swoich  interesów.  Jest 
przecieŜ  inaczej  -  to  my  znamy  się  najlepiej  na  dobrze  publicznym.  Dlatego  teŜ  zwykła  moralność  nakazuje  nam 
dopilnowanie, by nie mieli oni okazji do realizacji swoich niewłaściwych koncepcji. Jest to proste w strukturze, którą 
określa  się  obecnie  państwem  totalitarnym  lub  reŜimem  militarnym.  DzierŜy  się  pałkę  nad  głowami  obywateli  i 
korzysta  z  niej,  jeŜeli  wychylą  się  poza  przewidziane  granice.  MoŜliwość  taką  jednak  traci  się,  im  bardziej  społe-
czeństwo  staje  się  wolne  i  demokratyczne,  dlatego  teŜ  naleŜy  uciec  się  do  technik  propagandowych.  Logika  jest 
oczywista: propaganda jest dla demokracji tym, czym pałka dla państwa totalitarnego! 
     Jeszcze raz powtórzmy: jest to dobre i rozsądne, poniewaŜ zdezorientowane stado nie potrafi pojąć dobra publicz-
nego. Zrozumienie go po prostu przekracza jego moŜliwości. 

Public relations  

     USA  było  pionierem  sektora  ,,public  relations”.  Celem  tego  przemysłu  jest  ,,kontrolowanie  umysłu  społeczeń-
stwa”, jak określali to jego liderzy. Nauczyli się oni wiele dzięki triumfom Komisji Creela, skutecznemu wywołaniu 
widma Czerwonego ZagroŜenia i jego konsekwencjom. Sektor ,,public relations” uległ w owym okresie gigantycznej 
ekspansji.  W  latach  dwudziestych  przez  jakiś  czas  udało  się  mu  wywołać  w  społeczeństwie  niemal  całkowite 
posłuszeństwo wobec dominacji biznesu. Dominacja ta była tak doszczętna, Ŝe stała się obiektem dochodzeń komisji 
Kongresu w latach trzydziestych. Z nich właśnie pochodzi znaczna część naszych informacji. 
     ,,Public  relations”  to  olbrzymi  przemysł.  Obecnie  wydatki  w  nim  sięgają  około  biliona  dolarów  rocznie.  Przez 
cały czas chodzi tu o kontrolowanie umysłu społeczeństwa. 
W latach trzydziestych, podobnie jak w trakcie Pierwszej Wojny Światowej, wyłoniły się wielkie problemy. Doszło 
do wielkiego kryzysu, pojawiły się silne organizacje pracownicze. W istocie w 1935 roku robotnicy wygrali pierwszą 
powaŜną  kampanię  legislacyjną:  Ustawa  Wagnera  przyznała  im  prawo  do  zrzeszania  się.  Powodowało  to  dwa 
powaŜne  problemy.  Po  pierwsze,  demokracja  funkcjonowała  wadliwie:  zdezorientowane  stado  poczęło  odnosić 
sukcesy prawodawcze, a tak przecieŜ nie powinno być. Drugi problem polegał na tym, iŜ ludzie zyskiwali moŜliwość 

background image

11 

organizowania  się.  Ludność  powinna  wszelako  być  zatomizowana,  wyalienowana  i  posegregowana.  Nie  powinna 
zakładać  organizacji,  poniewaŜ  wówczas  mogłaby  przestać  być  widzem  wydarzeń.  Jeśli  dostatecznie  wielu  ludzi  o 
ograniczonych  środkach  moŜe  łączyć  się  w  celu  zaistnienia  na  arenie  politycznej,  mogliby  stać  się  rzeczywistymi 
uczestnikami wydarzeń, a to byłoby naprawdę groźne. 
     Prywatny  przemysł  podjął  szerokie  starania,  by  zapewnić,  iŜ  będzie  to  ostatnie  zwycięstwo  legislacyjne  dla 
pracowników  i  początek  końca  demokratycznego  odchylenia  w  postaci  prawa  do  tworzenia  masowych  organizacji. 
Zamiar  się  powiódł.  Okazało  się,  Ŝe  było  to  ostatnie  zwycięstwo  legislacyjne  dla  świata  pracy.  Od  tej  chwili  - 
chociaŜ liczba członków związków zawodowych wzrosła na jakiś czas w trakcie Drugiej Wojny Światowej i zaczęła 
spadać  dopiero  później  -  skuteczność  działań  związków  stale  malała.  Nie było to przypadkiem. Stało się tak dzięki 
społeczności  biznesu,  która  włoŜyła  mnóstwo  pieniędzy,  uwagi  i  pomyślunku,  by  poradzić  sobie  z  tym problemem 
poprzez przemysł ,,public relations”, organizacje w rodzaju Okrągłego Stołu Narodowego Stowarzyszenia Producen-
tów  i  Biznesmenów  (National  Association  of  Manufacturers  and  Business  Roundtable)  i  tak  dalej.  Społeczność  ta 
przystąpiła natychmiast do obmyślania sposobu zapobieŜenia takim demokratycznym dewiacjom. 
     Chrzest bojowy nastąpił w rok później, w 1936 roku. W Johnstown w Dolinie Mohawk w zachodniej Pensylwanii 
doszło do wielkiego strajku Bethelem Steel. Kapitalizm wypróbował nową technikę niszczenia ruchu pracowniczego, 
która okazała się nadzwyczaj skuteczna. Nie chodziło tym razem o łamanie kolan i rzucanie do akcji band osiłków, 
bowiem  metody  te  nie  sprawdzały  się  ostatnio  najlepiej.  Dokonano  tego  subtelniejszymi  i  bardziej  skutecznymi 
metodami propagandowymi. Postanowiono znaleźć sposób na zwrócenie społeczeństwa przeciwko strajkującym, na 
przedstawienie  ich  jako  elementów  niszczycielskich,  szkodliwych  dla  ogółu  i  zagraŜających  dobru  publicznemu. 
Dobro publiczne to to, co słuŜy ,,nam”: biznesmenom, pracownikom, gospodyniom domowym. Wszyscy ci ludzie to 
,,my”.  Chcemy  być  razem  i  cieszyć  się  wartościami  w  rodzaju  harmonii,  amerykanizmu  (amerykańskiego  stylu 
Ŝ

ycia)  czy  wspólnej  pracy.  Z  drugiej  strony  mamy  złych  strajkujących,  którzy  sprawiają  kłopoty,  podwaŜają  nasze 

wysiłki,  niszczą  harmonię  i  gwałcą  amerykański  styl  Ŝycia.  Musimy  ich  powstrzymać,  by  móc  nadal  Ŝyć  razem. 
Kierownicy  przedsiębiorstw  i  ci,  którzy  zamiatają  podłogi,  mają  te  same  interesy.  MoŜemy  wszyscy  pracować 
wspólnie na rzecz amerykańskiego stylu Ŝycia w harmonii, darząc się wzajemną sympatią - tak w zasadzie prezento-
wał się ów przekaz. DołoŜono mnóstwa wysiłków, Ŝeby go zaprezentować. Chodziło przecieŜ o społeczność kapita-
listów, kontrolującą środki masowego przekazu i dysponującą wielkimi zasobami. I istotnie, przyniosło to doskonałe 
rezultaty.  Później  nazwano  nawet  tę  metodę  ,,formułą  Mohawk  Valley”  i  wielokrotnie  wykorzystywano  ją  do 
łamania strajków. Określano ją jako ,,naukową metodę przerywania strajków”. Okazała się ona bardzo skuteczna w 
mobilizowaniu  opinii  społecznej  po  stronie  mdłych,  pozbawionych  treści  pojęć  w  rodzaju  ,,amerykańskiego  stylu 
Ŝ

ycia”. KtóŜ mógłby występować przeciwko niemu? Albo harmonii? Kto mógłby się jej sprzeciwiać? Lub, by uŜyć 

bardziej współczesnego pojęcia, kto mógłby być przeciwko ,,popieraniu naszych wojsk”? Kto miałby ochotę sprze-
ciwiać się noszeniu Ŝółtych wstąŜeczek? Nadają się do tego wszystkie hasła, o ile są całkowicie pozbawione treści. 
Zastanówmy  się,  co  znaczyłoby,  gdyby  ktoś  zadał  wam  pytanie:  ,,czy  popieracie  mieszkańców  Iowa”?  Czy  ktoś  z 
was  mógłby  odpowiedzieć:  ,,tak,  popieram  ich”  lub  ,,nie,  nie  popieram  ich”?  To  nie  jest  nawet  pytanie.  Nic  nie 
znaczy, i o to chodzi. W sloganach ,,public relations” w rodzaju ,,popierajcie nasze wojska” liczy się właśnie to, Ŝe 
nic nie znaczą. Ich waŜkość jest dokładnie taka, jak pytanie, czy popiera się obywateli Iowa. Oczywiście, kryje się w 
tym  jednak  sens.  Prawdziwe  pytanie  brzmi:  ,,czy  popieracie  naszą  politykę?”  Nie  naleŜy  jednak  dopuszczać,  by 
ludzie zastanawiali się nad tak sformułowanym pytaniem. O to, i tylko o to chodzi w dobrej propagandzie. Jej celem 
jest  stworzenie  sloganu,  przeciwko  któremu  nikt  nie  moŜe  się  opowiedzieć  i  po  którego  stronie  staną  wszyscy, 
poniewaŜ  nikt  nie  wie,  co  on  właściwie  oznacza.  W istocie nie znaczy nic, lecz jego zasadnicza wartość polega na 
tym,  iŜ  odwraca  on  uwagę  od  pytania,  rzeczywiście  mającego  sens:  ,,czy  popierasz  naszą  politykę?”  O  tej  jednak 
kwestii nie wolno mówić. 
     Niech więc ludzie dyskutują o poparciu dla wojska. Oczywiście nie mogą ich nie popierać. Samo to stwierdzenie 
oznacza zwycięstwo propagandy! Podobnie jest z amerykańskim stylem Ŝycia i harmonią. Jesteśmy wszyscy razem, 
łączmy  się,  my  puste  slogany,  by  zapewnić,  Ŝe  nie  pojawią  się  dookoła  źli  ludzie,  zakłócający  naszą  harmonię 
gadaniem o walce klasowej, prawach i tym podobnych kwestiach. 
Jest  to  bardzo  skuteczne  podejście.  Stosuje  się  je  po  dziś  dzień.  Oczywiście,  zostało  ono  starannie  przemyślane. 
Pracownicy  przemysłu  ,,public  relations”  nie  działają  w  nim  dla  zabawy.  Jest  to  ich  zawód.  Starają  się  oni  wpajać 
właściwe  wartości.  W  istocie  mają  nawet  koncepcję,  jak  powinna  wyglądać  demokracja:  winien  być  to  system,  w 
którym  szkoli  się  klasę  wyspecjalizowaną,  by  słuŜyła  panom  -  tym,  którzy  są  właścicielami  społeczeństwa.  Resztę 
społeczeństwa  naleŜy  zaś  pozbawić  jakichkolwiek  form  organizacji,  bowiem  organizowanie  się  przyczynia  tylko 
kłopoty.  Ludzie  powinni  wysiadywać  w  odosobnieniu  przed  telewizorami  i  pozwalać  na  wbijanie  im  do  głów 
przekazu,  brzmiącego:  jedynym  celem  w  Ŝyciu  jest  posiadanie  większej  ilości  dóbr,  trzeba  Ŝyć  tak  jak  właśnie 
pokazywana  amerykańska  rodzina  z  klasy  średniej,  lub:  trzeba  wyznawać  tak  sympatyczne  wartości  jak  harmonia 
czy  amerykański  styl  Ŝycia.  Nic  innego  w  Ŝyciu  się  nie  liczy.  MoŜe  przychodzić  ci  do  głowy,  iŜ  w  Ŝyciu  powinno 
chodzić  o  coś  jeszcze,  ale  poniewaŜ  oglądasz  telewizję  w  samotności,  indywidualnie,  musisz  dojść  do  wniosku: 
,,oszalałem, bo przecieŜ nie pokazują nic innego”. 
     PoniewaŜ zaś nie zezwolono na organizowanie się - jest to absolutnie nieodzowne - nigdy nie zdołasz dowiedzieć 
się, czy rzeczywiście oszalałeś. Tak jednak musisz podejrzewać, bowiem jest to naturalne w twojej sytuacji. 
     Tak  wygląda  stan  idealny.  W celu osiągnięcia tego ideału podejmuje się gigantyczne wysiłki. Oczywiście, kryje 
się za nimi określona koncepcja - pojęcie demokracji, które omówiłem wcześniej. 
Zdezorientowane  stado  moŜe  stwarzać  problemy,  dlatego  musimy  zadbać,  by  nie  wpadło  w  szał  i  nie  zaczęło 
tratować.  Powinno  oglądać  puchary  piłkarskie,  seriale  komediowe  lub  pełne  przemocy  filmy.  Co  jakiś  czas  naleŜy 

background image

12 

pobudzić  je  do  wykrzykiwania  pozbawionych  znaczenia  sloganów  w  rodzaju  ,,popierajcie  nasze  wojska”.  NaleŜy 
utrzymywać je w znacznym lęku, bo jeśli nie będzie naleŜycie się bać najrozmaitszych diabłów, mogących zniszczyć 
je  od  środka,  z  zewnątrz  czy  skądkolwiek,  mogłoby  zacząć  myśleć,  co  byłoby  bardzo  niebezpieczne,  stado  nie  ma 
bowiem kwalifikacji do myślenia. Dlatego teŜ naleŜy odwracać jego uwagę i spychać je na margines. 
     Jest to jedna z koncepcji demokracji. Wracając do społeczności kapitalistycznej: istotnie, Ustawa Wagnera z 1935 
roku  stanowiła  ostatnie  prawne  zwycięstwo  świata  pracy.  Po  wybuchu  kolejnej  wojny  nastąpił  schyłek  związków 
zawodowych,  podobnie  jak  kultury  najbogatszego  odłamu  klasy  robotniczej,  najściślej  powiązanego  ze  związkami. 
Wszystko  to  naleŜy  do  przeszłości  -  staliśmy  się  społeczeństwem  zarządzanym  w  zdumiewająco  duŜym  stopniu 
przez  przedstawicieli  świata  biznesu.  Jest  to  jedyne  zindustrializowane  społeczeństwo  państwowego  kapitalizmu, 
pozbawione  normalnej  umowy  społecznej,  jaką  znajdujemy  w  porównywalnych  społeczeństwach.  Jak  mniemam, 
poza Południową Afryką jest to jedyne społeczeństwo industrialne, pozbawione państwowej opieki zdrowotnej. Nie 
ma powszechnej zgody na utrzymanie chociaŜby minimalnych standardów, zapewniających przeŜycie tym odłamom 
społeczeństwa,  które  nie  potrafią  podporządkować  się  jego  regułom  i  na  własną  rękę  pozyskiwać  dobra.  Związki 
zawodowe  praktycznie  nie  istnieją.  Tak  samo  jest  z  innymi  formami  ruchów  masowych.  Nie  istnieją  partie  ani 
organizacje polityczne. Zawędrowaliśmy daleko na drodze ku ideałowi, przynajmniej pod względem strukturalnym. 
     Media  stanowią  korporacyjny  monopol  i  wszystkie  prezentują  ten  sam  punkt  widzenia.  Dwie  główne  partie 
stanowią  jedynie  frakcje  partii  (klasy)  kapitalistów.  Większość  ludzi  nie  zawraca  sobie  nawet  głowy  głosowaniem, 
poniewaŜ wydaje się to bezcelowe. Społeczeństwo zostało zmarginalizowane, a jego uwagę rozprasza się w naleŜyty 
sposób. Taki przynajmniej jest cel działania. 
     Wiodąca postać przemysłu ,,public relations”, Edward Bernays, w istocie wywodzi się z Komisji Creela. Był jej 
członkiem, przyswoił sobie jej nauki i kontynuował działalność, określaną przez niego jako ,,fabrykowanie przyzwo-
lenia” i uwaŜaną za ,,esencję demokracji”. Ci, którzy są w stanie produkować przyzwolenie, mają po temu zasoby i 
siłę - czyli przedstawiciele świata biznesu - to właśnie ci, na których pracujecie. 

Manipulowanie opini

ą

  

     Konieczne  jest  równieŜ  zapędzanie  ludności,  by  wyraŜała  poparcie  dla  międzynarodowych  awantur.  Społeczeń-
stwo zwykle jest nastawione pacyfistycznie, tak jak było w trakcie Pierwszej Wojny Światowej. Nie widzi powodu, 
by  angaŜować  się  w  zagraniczne  awantury,  zabijanie  i  torturowanie.  Trzeba  je  więc  do  tego  zagnać.  AŜeby  tak  się 
stało, naleŜy je przestraszyć. Sam Bernays odniósł znaczny sukces w tym względzie. On właśnie kierował kampanią 
propagandową  dla  United  Fruit  Company  w  1954  roku,  gdy  Stany  Zjednoczone  zdołały  obalić  kapitalistyczno-
demokratyczny rząd Gwatemali i zainstalowały w jego miejsce aparat terroru szwadronów śmierci, utrzymujący się 
po dziś dzień u władzy dzięki stałym zastrzykom amerykańskiej pomocy i zapobiegający zaistnieniu tam jakichkol-
wiek demokratycznych odchyleń. Konieczne jest równieŜ nieustanne wbijanie ludziom do gardeł programów polityki 
wewnętrznej,  którym  społeczeństwo  się  sprzeciwia,  bowiem  nie  ma  Ŝadnej  przyczyny,  by  popierało  szkodzące  mu 
pomysły. To równieŜ wymaga intensywnej propagandy. Byliśmy świadkami, Ŝe działo się tak wielokrotnie w ciągu 
ubiegłych  dziesięciu  lat.  Programy  Reagana  były  przytłaczająco  niepopularne.  Nawet  około  dwóch  trzecich  tych, 
którzy głosowali na Reagana, miało nadzieję, Ŝe jego koncepcje polityczne nie zostaną zrealizowane. JeŜeli przyjrzeć 
się  poszczególnym  programom,  na  przykład  zbrojeniom,  obcięciu  wydatków  na  cele  socjalne  itp.,  niemal  kaŜdemu 
sprzeciwiała się zdecydowana część społeczeństwa. Dopóki jednak zwykli obywatele są zepchnięci na margines, nie 
mają  szans  organizować  się  ani  wyraŜać  swoich  przekonań  -  ci,  którzy  twierdzą,  iŜ  przedkładają  wydatki  socjalne 
nad zbrojeniowe, i którzy tak odpowiadali w sondaŜach (co czyniła przytłaczająca większość), zakładali, Ŝe jedynie 
im przychodzą do głowy tak szalone pomysły. Nie mieli szans usłyszeć, Ŝe inni myślą to samo. Nie dopuszczano, by 
mogli sobie to uświadomić. Dlatego teŜ, nawet jeśli człowiek tak myślał i potwierdzał to w sondaŜu, zakładał, Ŝe jest 
jakimś  dziwakiem.  PoniewaŜ  nie  ma  szans  nawiązania  kontaktu  z  innymi  ludźmi,  podzielającymi  i  popierającymi 
takie poglądy oraz pomagającymi je wyartykułować, nie ma sposobu, by nie czuć się kimś odbiegającym od normy, 
zwichrowanym.  W  tej  sytuacji  moŜna  jedynie  pozostać  na  uboczu  i  nie  zwracać uwagi na to, co się dzieje. MoŜna 
oglądać w zamian coś innego, na przykład puchary futbolowe. 
     Stan idealny udało się osiągnąć do pewnego stopnia - jednak nie do końca. Istnieją instytucje, których nie udało 
się  zniszczyć  -  na  przykład  wciąŜ  działają  kościoły.  Znaczna  część  aktywności  dysydentów  w  USA  ma  miejsce 
właśnie  w  kościołach  z  tego  prostego  powodu,  Ŝe  zdołały  się  ostać.  Kiedy  wyjedzie  się  do  jakiegoś  europejskiego 
kraju, by wygłosić przemowę, jest bardzo prawdopodobne, Ŝe stanie się to w hali związku zawodowego. W Stanach 
jest  to  niemoŜliwe,  poniewaŜ  po  pierwsze  związki  ledwie  egzystują,  a  jeśli  juŜ,  nie są organizacjami politycznymi. 
Kościoły się jednak utrzymały, dlatego teŜ przemówienia są często wygłaszane właśnie w nich. Tydzień solidarności 
z Ameryką Środkową odbył się głównie z inicjatywy kościołów - dlatego, Ŝe istnieją. 
     Zdezorientowanego stada nigdy nie udaje się do końca poskromić, dlatego teŜ trzeba toczyć z nim ciągłą walkę. 
W  latach  trzydziestych  buntowało  się,  ale  udało  się  je  pokonać.  W  latach  sześćdziesiątych  nastąpiła  kolejna  faza 
dysydencji.  Klasa  wyspecjalizowana  wymyśliła  na  to  określenie:  ,,kryzys  demokracji”.  Uznano,  Ŝe  demokracja  w 
latach  sześćdziesiątych  weszła  w  fazę  kryzysu.  Polegał  on  na  tym,  iŜ  znaczne  odłamy  społeczeństwa  zaczęły  się 
organizować, przejawiać aktywność i starać się wejść na arenę polityczną. 
     W  tym  miejscu  musimy  odwołać  się  do  dwóch  wspomnianych  koncepcji  demokracji.  Według  słownikowej 
definicji,  oznacza  to  postęp  demokracji.  PrzewaŜyła  jednak  opinia,  Ŝe  jest  to  problem,  kryzys,  któremu  naleŜy 
zaradzić. Społeczeństwo naleŜało wpędzić z powrotem w stan apatii, posłuszeństwa i bierności, który jest dla niego 
właściwy i naleŜny. Trzeba było coś zrobić, by zaŜegnać ten kryzys, jednak starania te okazały się nieskuteczne. Na 
szczęście  kryzys  demokracji  Ŝyje  i  ma  się  dobrze,  chociaŜ  nie  jest  w  stanie  skutecznie wpływać na politykę. MoŜe 

background image

13 

jednak  wpływać  na  opinie,  wbrew  temu,  co  sądzi  wielu  ludzi.  Po  końcu  lat  sześćdziesiątych  zrobiono  wiele,  by 
odwrócić  przebieg  tego  schorzenia  lub  je  pokonać.  Jeden  z  jego  aspektów  uzyskał  nawet  techniczne  określenie: 
,,syndrom wietnamski”. Termin ten zaczął się pojawiać około roku 1970 i bywał okazjonalnie definiowany. Reaga-
nowski  intelektualista  Norman  Podhoretz  określił  go  jako  ,,chorobliwy  opór  przed  zastosowaniem  siły  zbrojnej”. 
Owe  chorobliwe  zahamowania  przed  stosowaniem  przemocy  to  nastawienie znacznej części społeczeństwa. Ludzie 
po  prostu  nie  byli  w  stanie  zrozumieć,  po  co  trzeba  mordować  i  torturować  mieszkańców  innych  krajów  czy  prze-
prowadzać  naloty  dywanowe.  Poddanie  się  społeczeństwa  takim  chorobliwym  zahamowaniom  jest  bardzo  niebez-
pieczne, co dobrze zrozumiał Goebbels - stanowi to bowiem czynnik ograniczający przy wdawaniu się w międzyna-
rodowe awantury. Konieczne jest, jak to określił niedawno z niejaką dumą Washington Post, ,,wpojenie obywatelom 
respektu dla cnót wojskowych”. Jest to waŜne stwierdzenie. Jeśli chce się mieć akceptujące przemoc społeczeństwo, 
stosujące  siłę  na  skalę  światową,  by  zrealizować  cele  wewnętrznej  elity,  konieczne  jest  wpojenie  właściwego 
szacunku dla cnót militarnych, a nie chorobliwych zahamowań przed uŜywaniem przemocy. Na tym właśnie polega 
syndrom wietnamski i wiadomo, Ŝe trzeba się z nim uporać. 

Opis zamiast rzeczywisto

ś

ci  

     Konieczna  jest  równieŜ  całkowita  falsyfikacja  historii.  Kolejny  sposób  na  pokonanie  owych  chorobliwych 
oporów, to przedstawienie faktu, iŜ kogoś napadamy by go zniszczyć, jako bronienie się przed groźnymi agresorami, 
potworami itd. Po wojnie w Wietnamie dołoŜono niezmiernych wysiłków, by przerobić jej historię. Zbyt wiele osób 
zaczęło zdawać sobie sprawę, co się naprawdę dzieje - włącznie z wieloma Ŝołnierzami i młodymi ludźmi, biorącymi 
udział  w  ruchu  pokoju  i  innych.  Było  to  niepoŜądane,  naleŜało więc uporać się z tymi nieprawomyślnymi ideami i 
przywrócić względną normalność - to znaczy doprowadzić do uznania, Ŝe to, co robiliśmy, było słuszne i szlachetne. 
Skoro  bombardowaliśmy  Wietnam  Południowy,  czyniliśmy  to  dlatego,  Ŝe  broniliśmy  go  przed  kimś  -  czyli  przed 
Południowymi Wietnamczykami, poniewaŜ nikogo innego tam nie było. Skupieni wokół Kennedy'ego intelektualiści 
ochrzcili  to  ,,obroną  przed  wewnętrzną  agresją  w  Wietnamie  Południowym”.  Sformułowania  tego  uŜył  równieŜ 
Adlai  Stevenson.  Trzeba  było  zadbać,  by  stało  się  ono  oficjalnym  i  dobrze  rozumianym  obrazem  rzeczywistości  i 
starania  te  okazały  się  skuteczne.  Gdy  dysponuje  się  absolutną  kontrolą  nad  mediami  i  systemem  szkolnictwa,  a 
ś

wiat  nauki  jest  konformistyczny,  moŜna  z  powodzeniem  lansować  taki  przekaz.  Jedną  ze  wskazówek  powodzenia 

tych  działań  stanowi  wynik  badań,  przeprowadzonych  przez  Uniwersytet  Massachusetts,  dotyczących  postaw 
społecznych,  wobec  obecnego  kryzysu  w  Zatoce  -  postaw  i  poglądów,  będących  rezultatem  oglądania  telewizji. 
Jedno  ze  stawianych  pytań  brzmiało:  ,,Ilu  -  w  Twojej  ocenie  -  zginęło  Wietnamczyków  w  czasie  wojny  Wietnam-
skiej?”  Współcześni  Amerykanie  szacowali  przeciętnie,  iŜ  było  to  100.000  ludzi.  Oficjalna  liczba  wynosi  dwa 
miliony.  Rzeczywista  -  prawdopodobnie  trzy  do  czterech  milionów.  Prowadzący  te  badania  autorzy  sformułowali 
słuszne pytanie: co pomyślelibyśmy o niemieckiej kulturze politycznej, gdyby obywatele tego kraju, pytani obecnie o 
ilość ofiar Holokaustu, odpowiadali, Ŝe było ich około trzystu tysięcy? Co mogłoby nam to powiedzieć o niemieckiej 
kulturze politycznej? Autorzy nie rozwinęli tego wniosku, moŜna się jednak o to pokusić. Co nam to mówi o naszej 
kulturze?  Wcale  sporo.  Przełamywanie  chorobliwych  oporów  przed  stosowaniem  siły  militarnej  i  innych  demokra-
tycznych  odchyleń  jest  konieczne.  W  tym  konkretnym  przypadku  się  to  udało.  Powiodło  się  równieŜ  w  kaŜdym 
innym  wypadku.  MoŜna  wybrać  dowolny  problem:  Środkowy  Wschód,  międzynarodowy  terroryzm,  Ameryka 
Ś

rodkowa,  cokolwiek  -  prezentowany  społeczeństwu  obraz  świata  wykazuje  najodleglejsze  z  moŜliwych podobień-

stwo  do  rzeczywistości.  Prawda  jest  pogrzebana  pod  wielopiętrowymi  konstrukcjami  kłamstw.  Z  tego  punktu 
widzenia był to oszołamiający sukces w zapobieganiu zagroŜeniu demokracją. Osiągnięto go w warunkach wolności, 
co  jest  tym  bardziej  zdumiewające.  Nie  Ŝyjemy  w  kraju  totalitarnym,  w  którym  moŜna  by  to  łatwo  osiągnąć  siłą. 
Sukcesu tego dopięto w warunkach wolności. JeŜeli chcemy zrozumieć nasze społeczeństwo, musimy zastanowić się 
nad tymi faktami. Są one wyjątkowo waŜne dla kaŜdego, kogo obchodzi, w jakim społeczeństwie Ŝyje. 

Kultura dysydencji  

     Mimo wszystkich opisanych zjawisk, kultura dysydencji przetrwała i znacznie się rozrosła od lat sześćdziesiątych. 
W owym okresie przede wszystkim kultura ta rozwijała się bardzo powoli. Protesty przeciwko wojnie w Indochinach 
rozpoczęły się dopiero w kilka lat po rozpoczęciu przez Stany Zjednoczone bombardowań w Południowym Wietna-
mie.  Kiedy  ruch  dysydencki  powstał,  był  zrazu  bardzo  wąski  i  obejmował  głównie  studentów  i  młodzieŜ.  Jeszcze 
nim  nastały  lata  siedemdziesiąte,  ten  stan  rzeczy  uległ  znacznym  zmianom.  W  latach  osiemdziesiątych  nastąpił 
jeszcze  większy  rozkwit  ruchów  solidarnościowych,  co  stanowi  nowe  i  waŜne  zjawisko  w  historii  przynajmniej 
amerykańskiej,  o  ile  nie  światowej  dysydencji.  Były  to  ruchy  nie  tylko  protestujące,  lecz  często  angaŜujące  się, 
czasem  nawet  blisko,  w  Ŝycie  cierpiących  ludzi  poza  granicami  kraju.  Wyciągnęły  one  stąd  wiele  nauk  i  wywarły 
znaczny  cywilizacyjny  wpływ  na  Amerykę  ,,głównego  nurtu”  (mainstream).  Wszystko  to  przyniosło  bardzo  duŜe 
zmiany. KaŜdy, kto był zaangaŜowany w tego rodzaju działalność, musi zdawać sobie z tego sprawę. Orientuję się, 
Ŝ

e przemówienia, jakie wygłaszam obecnie w najbardziej reakcyjnych częściach kraju - środkowej Georgii, wschod-

nim  Kentucky  itp.  -  byłyby  nie  do  pomyślenia  nawet  w  okresie  największego  rozkwitu  ruchu  pokojowego,  nawet 
przed najbardziej aktywnymi uczestnikami tego ruchu. Obecnie moŜna wygłaszać je wszędzie. Ludzie zgadzają się z 
nim lub nie, lecz przynajmniej wiedzą, o co chodzi, wobec czego istnieje pewna wspólna płaszczyzna porozumienia. 
     Wszystko  to  stanowi  oznaki  wspomnianego  cywilizującego  wpływu,  wbrew  propagandzie,  wbrew  wszelkim 
wysiłkom  w  celu  kontrolowania  myśli  i  fabrykowania  przyzwolenia.  Mimo  wszystko  ludzie  nabierają  zdolności  i 
chęci  myślenia  na  własną  rękę.  Wzrósł  sceptycyzm  wobec  władzy,  zmieniło  się  nastawienie  wobec  bardzo  wielu 
kwestii. Proces ten jest powolny, niemal jak cofanie się lodowca, lecz dostrzegalny i istotny. Inna rzecz, czy dokonu-

background image

14 

je się dostatecznie szybko, by wpłynąć znacząco na to, co dzieje się na świecie. Wystarczy jeden znajomy przykład: 
osławiona bariera między płciami. W latach sześćdziesiątych postawa wobec takich kwestii jak ,,cnoty militarne” czy 
chorobliwe  opory  przed  uŜyciem  siły  zbrojnej  były  mniej  więcej  takie  same  wśród  kobiet  i  męŜczyzn.  Nikt,  ani 
męŜczyźni, ani kobiety, nie doznawali owych chorobliwych zahamowań na początku lat sześćdziesiątych. Ich reakcje 
były identyczne. Wszyscy uwaŜali, Ŝe stosowanie przemocy w celu stłumienia oporu innych narodów było słuszne. 
W  ciągu  kolejnych  lat  sytuacja  ta  uległa  zmianie.  Chorobliwe  zahamowania  stały  się coraz powszechniejsze wśród 
wszystkich  grup  społeczeństwa.  Ujawniła  się  jednak  coraz  większa,  obecnie  bardzo  istotna  rozbieŜność  między 
męŜczyznami  i  kobietami.  Według  ankiet,  sięga  ona  25%.  Co  się  stało?  OtóŜ  to,  iŜ  powstał  przynajmniej  na  poły 
zorganizowany  ruch  masowy,  zrzeszający  kobiety  -  ruch  feministyczny.  Zorganizowanie  się  przyniosło  skutki. 
Organizacja oznacza odkrycie, Ŝe nie jest się samym, Ŝe inni podzielają twoje poglądy. Pozwala to na umocnienie się 
w swoich przekonaniach, na uściślenie swoich poglądów i myśli. 
     Ruchy  te  mają  bardzo  nieformalny  charakter,  nie  są  organizacjami  członkowskimi,  kreują  jednak  atmosferę, 
wpływającą  na  interakcje  międzyludzkie.  Wywarło  to  bardzo  wyraźny  efekt.  Na  tym  polega  niebezpieczeństwo 
demokracji: jeŜeli pozwoli się na powstawanie organizacji, jeŜeli ludzie nie tkwią juŜ przez cały czas przyklejeni do 
telewizorów, to mogą im zakiełkować w głowach najrozmaitsze dziwaczne pomysły, na przykład chorobliwe opory 
przed stosowaniem siły zbrojnej. Trzeba z tym walczyć - jednak jeszcze się to nie udało. 

Parada wrogów  

     Zamiast mówienia o poprzedniej wojnie, chciałbym zająć się następną - czasem bowiem przydaje się być przygo-
towanym, a nie tylko reagować. W USA dokonuje się obecnie bardzo charakterystyczny proces. Nie jest to pierwszy 
kraj, w którym miał on miejsce. Narastają wewnętrzne problemy - moŜe wręcz katastrofy - społeczne i ekonomiczne. 
Nikt u władzy nie wykazuje najmniejszej ochoty, by im jakkolwiek przeciwdziałać. JeŜeli przyjrzeć się programom 
wewnętrznym  administracji  z  okresu  ostatniego  dziesięciolecia  -  włączam  tu  opozycję  demokratyczną  -  brak  było 
powaŜnych  propozycji  rozwiązania  całego  bagaŜu  problemów:  zdrowia,  edukacji,  bezdomności,  bezrobocia,  prze-
stępczości,  gwałtownego  rozrastania  się  kryminogennych  populacji,  upadku  centrów  miejskich  i  więziennictwa. 
Wszystkim wiadomo o tych problemach, jednak stają się one coraz powaŜniejsze. Tylko w ciągu dwóch lat pełnienia 
urzędu przez George'a Busha kolejne trzy miliony dzieci znalazło się poniŜej granicy nędzy, zadłuŜenie niebotycznie 
rośnie, spadają standardy edukacji, płace realne większości społeczeństwa sięgnęły mniej więcej poziomu końca lat 
pięćdziesiątych - i nikt nic z tym nie robi. 
     W  tych  okolicznościach  konieczne  jest  odwrócenie  uwagi  zdezorientowanego  stada:  jeśli  zorientuje  się,  co  się 
dzieje, moŜe mu się to nie spodobać, skoro przede wszystkim jego to dotyczy. Pokazywanie pucharów futbolowych i 
komedii  sytuacyjnych  moŜe  okazać  się  niewystarczające,  trzeba  więc  wywołać  w  nich  strach  przed  wrogami.  W 
latach trzydziestych Hitler wzbudził w społeczeństwie lęk przed śydami i Cyganami. Trzeba było ich zmiaŜdŜyć, by 
się  obronić.  My  równieŜ  mamy  podobne  sposoby.  W  ciągu  ostatniego  dziesięciolecia  co  rok  czy  dwa  kreuje  się 
jakieś wielkie monstrum, przed którym musimy się bronić. Dawniej mieliśmy na podorędziu potwory, z których stale 
mogliśmy  korzystać:  Rosjan.  Zawsze  moŜna  było  odwołać  się  do  konieczności  obrony  przed Rosjanami. PoniewaŜ 
tracą  oni  atrakcyjność  jako  przeciwnik,  i  coraz  trudniej  wykorzystywać  ich  w  tej  roli,  naleŜało  wynaleźć  jakichś 
nowych  wrogów.  W  istocie  ludzie  niesprawiedliwie  krytykowali  George'a  Busha,  iŜ  nie  jest  zdolny  wyrazić  ani 
wyartykułować tego, co nami kieruje. Jest to niesprawiedliwa ocena. Przed mniej więcej połową lat osiemdziesiątych 
nawet  podczas  snu  moŜna  było  odtwarzać  płytę:  ,,Rosjanie  nadchodzą!”.  PoniewaŜ  jednak  płyta  się  zdarła,  Bush 
musiał wynaleźć nową, podobnie jak uczynił aparat reaganowski w latach osiemdziesiątych. Przyszła więc kolej na 
międzynarodowy terroryzm, opętanych Arabów i nowego Hitlera Saddama Husajna. Wszyscy oni oczywiście chcieli 
zawojować świat. Pojawiali się jedni po drugich, bo tak być musiało, by przestraszyć i sterroryzować społeczeństwo, 
by  ludzie  bali  się  podróŜować i kryli się z trwogi jak zające pod miedzą. Wówczas odnosiło się wspaniałe zwycię-
stwo  nad  Grenadą,  Panamą  lub  inną  bezbronną  armią  kraiku  z  Trzeciego  Świata,  którą  moŜna  było  roznieść  na 
strzępy,  nawet  jej  się  dokładnie  nie  przyglądając.  Dokonywano  tego,  i  przynosiło  to  ulgę.  Uratowaliśmy  się  w 
ostatniej chwili. Jest to jeden ze sposobów uniemoŜliwiania zdezorientowanemu stadu zrozumienia, co się naprawdę 
wokół niego i z nim dzieje, kontrolowania go i odwracania jego uwagi. 
     Następnym  naszym  przeciwnikiem  będzie  najprawdopodobniej  Kuba.  Będzie  to  wymagało  kontynuowania 
nielegalnej  wojny  ekonomicznej,  zapewne  równieŜ  przedłuŜania  niespotykanej  kampanii  międzynarodowego 
terroryzmu.  Najjaskrawszym  przejawem  tej  ostatniej  była  podjęta  za  czasów  administracji  Kennedy'ego  Operacja 
Gęś KsięŜycowa (Moongoose) oraz dalsze wymierzone przeciwko Kubie działania. Nic nie daje się nawet odlegle z 
nią  porównać,  moŜe  z  wyjątkiem  wojny  przeciwko  Nikaragui,  o  ile  moŜna  nazwać  ją  terroryzmem  -  Trybunał 
Międzynarodowy  zakwalifikował  ją  raczej  jako  agresję.  Stale  dochodzi  do  ideologicznej  ofensywy,  podczas  której 
kreuje  się  jakieś  chimeryczne  monstrum,  a  następnie  rozpoczyna  się  kampanie  jego  zniszczenia.  Oczywiście,  nie 
moŜna jej podejmować, jeśli groziłoby to rzeczywiście groźnym oporem. Byłoby to zbyt ryzykowne. JeŜeli jednak z 
góry się wie, Ŝe wroga moŜna zgnieść na miazgę, moŜna do tego przystąpić, a później odetchnąć z ulgą. 
     Nową kampanię planuje się od dość dawna. W maju 1986 roku ukazały się pamiętniki wypuszczonego z kubań-
skiego  więzienia  Armando  Valladeresa.  Środki  masowego  przekazu  natychmiast  potraktowały  je  jako  sensację. 
Pozwolę sobie przytoczyć parę przykładów. Relację Valladeresa media obwołały ,,ostatecznym opisem olbrzymiego 
systemu tortur i więzień, przy uŜyciu którego Castro karze i niszczy polityczną opozycję. Inspirująca i niezapomnia-
na  opowieść  o  bestialskich  więzieniach,  nieludzkich  torturach”,  ,,zapis  przemocy  w  państwie,  rządzonym  przez 
kolejnego  z  ludobójców  naszego  stulecia,  który  -  jak  dowiadujemy  się  wreszcie  z  tej  ksiąŜki  -  stworzył  nowy 
despotyzm,  który  zinstytucjonalizował  tortury  jako  mechanizm  społecznej  kontroli  w  piekle  -  czyli  Kubie  czasów 

background image

15 

Valladeresa”.  Tak  pisały  w  przedrukowywanych  recenzjach  z  Washington  Post  i  New  York  Times.  Castro  został 
scharakteryzowany  jako:  ,,dyktatorski  zbir.  Jego  okrucieństwa  zostały  opisane  w  tej  ksiąŜce  tak  wyczerpująco,  Ŝe 
jedynie najbardziej lekkomyślny i mający najzimniejszą krew zachodni intelektualista mógłby stanąć w obronie tego 
tyrana”  -  Washington  Post.  Pamiętajmy,  Ŝe jest to relacja tego, co przydarzyło się jednemu człowiekowi. Zgódźmy 
się, Ŝe zawiera wyłącznie prawdę. Nie kwestionujmy, co działo się z człowiekiem, który, jak twierdzi był torturowa-
ny.  Podczas ceremonii w Białym Domu z okazji Dnia Praw Człowieka Ronald Reagan wyróŜnił go za dzielność w 
znoszeniu potworności i sadyzmu krwawego kubańskiego tyrana. 
Valladaresa mianowano następnie reprezentantem USA przy Komisji Praw Człowieka ONZ, gdzie pełnił dla Stanów 
słuŜbę sygnałową: bronił rządów Salwadoru i Gwatemali przed oskarŜeniami o zbrodnie tak straszliwe, Ŝe wszystko, 
co przeszedł on sam, wydaje się drobiazgiem. 
     Tak właśnie toczy się ten świat. 

Selektywno

ść

 percepcji  

     Było  to  w  maju  1986  roku.  Ciekawe  zdarzenie,  mówiące  wiele  o  fabrykowaniu  przyzwolenia.  W  tym  samym 
miesiącu pozostali przy Ŝyciu członkowie Grupy Praw Człowieka z Salwadoru (przywódcy zostali wymordowani juŜ 
wcześniej) zostali aresztowani i poddani torturom. Wśród aresztowanych był ich lider, Hector Anaya. Wtrącono ich 
do więzienia La Esperanza (Nadzieja). Podczas pobytu w więzieniu kontynuowali oni pracę na rzecz praw człowie-
ka. Jako prawnicy, w dalszym ciągu zbierali zeznania. W więzieniu było 432 więźniów. Członkowie grupy uzyskali 
od  430  z  nich  zaprzysięŜone  relacje  o  torturach,  którym  ich  poddawano:  stosowaniu  prądu  elektrycznego  i  innych 
okrucieństwach.  W  jednym  przypadku  tortury  prowadził  szczegółowo  scharakteryzowany,  umundurowany  major 
armii  USA.  Jest  to  niezwykle  obrazowe  i  dokładne  świadectwo,  zapewne  wyjątkowe  jeśli  chodzi  o  szczegółowość 
opisu tego, co działo się w celach tortur. 
     Stusześćdziesięciostronicowy raport o przeŜyciach więźniów przemycono na zewnątrz, razem z taśmą wideo, na 
której  utrwalono  zeznania  ludzi,  dotyczące  tortur,  jakim  byli  poddawani  w  więzieniu.  Raport  był  później  rozpo-
wszechniany  przez  Ekumeniczną  Grupę  Roboczą  Marin  County.  Prasa  ogólnonarodowa  odmówiła  zajęcia  się  nim. 
Stacje telewizyjne nie chciały pokazywać taśmy. Ukazał się artykuł w lokalnej gazecie Marin County, San Francisco 
Examiner,  i  to  chyba  wszystko.  Nikt  inny  nie  chciał  tknąć  się  tych  materiałów.  Był  to  czas,  gdy  niejeden  z 
,,lekkomyślnych  i  mających  najzimniejszą  krew  zachodnich  intelektualistów”  piał  peany  na  cześć  Jose  Napoleona 
Duarte i Ronalda Reagana. Anayi nie oddano Ŝadnych hołdów. Nie zaproszono go na ceremonię z okazji Dnia Praw 
Człowieka.  Nie  dostał  Ŝadnej  nominacji.  Został  uwolniony  przy  wymianie  więźniów,  a  następnie  zamordowany, 
prawdopodobnie  przez  popierane  przez  USA  słuŜby  bezpieczeństwa.  Ukazało  się  na  ten  temat  bardzo  niewiele 
informacji. Media nigdy nie postawiły pytania, czy ujawnienie okrucieństw w Salwadorze, miast przemilczenia ich i 
zatajania ich istnienia, nie ocaliłoby mu Ŝycia. 
     Mówi  to  co  nieco  o  sposobie  działania  dobrze  funkcjonującego  mechanizmu  fabrykowania  przyzwolenia.  W 
porównaniu z relacją Herberta Anayi z Salwadoru, pamiętniki Valladaresa wydają się tak mizerne, jak mysz wobec 
słonia.  Trzeba  było  jednak  wykonać  określone  działanie,  przybliŜające  nas  ku  kolejnej wojnie. Spodziewam się, Ŝe 
będziemy słyszeli o nich jeszcze więcej, aŜ nastąpi kolejna operacja. 
     Teraz kilka uwag o ostatniej wojnie - wreszcie się nią zajmijmy. Zacznę od badań Uniwersytetu Massachusetts, o 
których  wspomniałem  wcześniej.  Zawierały  one  kilka  ciekawych  wniosków.  W  badaniu  pytano,  czy  zdaniem 
ankietowanych Stany Zjednoczone winny interweniować zbrojnie w przypadku nielegalnej okupacji lub powaŜnego 
naruszenia  praw  człowieka.  Gdyby  USA  kierowały  się  tym  stanowiskiem,  winniśmy  zbombardować  Salwador, 
Gwatemalę,  Indonezję, Damaszek, Tel Awiw, Kapsztad, Turcję, Waszyngton oraz cały rząd innych państw i miast. 
Wszędzie tam dopuszczono się nielegalnej okupacji, agresji lub raŜącego pogwałcenia praw człowieka. JeŜeli znacie 
fakty, związane z podanymi wyŜej przykładami - na których powtarzanie nie mamy czasu - zdajecie sobie doskonale 
sprawę,  Ŝe  agresja  Saddama  Husajna  i  jego  okrucieństwa  nie  wyróŜniają  się  niczym  szczególnym.  Nie  są  nawet 
najdrastyczniejsze.  Dlaczego  nikt  nie  przedstawił  takiego  wniosku?  Przyczyna  jest  prosta:  nikt  o  tym  nie  wie.  W 
dobrze  funkcjonującym  systemie  propagandowym  nikt  nie  powinien  wiedzieć,  o  czym  mówiłem,  kiedy  wspomina-
łem o powyŜszych przykładach. JeŜeli zadacie sobie trud sprawdzenia, zobaczycie, Ŝe przykłady te są jak najbardziej 
odpowiednie. Przypomnijcie sobie jeden z nich złowieszczo zbliŜony w czasie do okresu, którym się zajmujemy. W 
lutym, w trakcie w pełni rozwiniętej kampanii bombardowań, rząd Libanu zaŜądał od Izraela przestrzegania Rezolu-
cji  425  Rady  Bezpieczeństwa  ONZ,  w  której  wezwano  Izrael  do  natychmiastowego  i  bezwarunkowego  wycofania 
wojsk  z  Libanu.  Rezolucja  ta  pochodzi  z  marca  1978  roku.  Nastąpiły  po  niej  dwie  kolejne,  w  których  powtórzono 
wezwania  do  natychmiastowego  i  bezwarunkowego  wycofania  się  Izraela  z  Libanu.  Izrael  się  im  oczywiście  nie 
podporządkował,  poniewaŜ  Stany  Zjednoczone  wspierają  jego  okupację!  Południowy  Liban  nadal  objęty  jest 
terrorem.  W  wielkich  celach  tortur  dzieją  się  tam  przeraŜające  rzeczy.  Region  ten  wykorzystuje  się  jako  bazę  do 
ataków na pozostałą część Libanu. W ciągu trzynastu lat od inwazji na Liban, zbombardowano Bejrut, zginęło około 
20 tysięcy ludzi (w 80% cywilów), szpitale uległy zniszczeniu, następowały kolejne akty terroru i rabunku. Wszystko 
w  porządku,  bo  popiera  to  USA!  To  tylko  jeden  z  przykładów.  W  środkach  masowego  przekazu  nie  widzi  się 
Ŝ

adnych materiałów na ten temat, nie słyszy się dyskusji, czy Izrael i USA powinny przestrzegać Rezolucji 425 Rady 

Bezpieczeństwa  ONZ  i  innych.  Nikt  teŜ  nie  wzywał  do  zbombardowania  Tel  Awiwu,  chociaŜ  według  przekonań 
dwóch trzecich społeczeństwa, powinniśmy to zrobić. PrzecieŜ doszło do nielegalnej okupacji i raŜącego pogwałce-
nia praw człowieka! To tylko jeden przypadek. Są o wiele gorsze. Indonezyjska inwazja na Timor Wschodni pocią-
gnęła  za  sobą  około  200  tysięcy  ofiar.  Wszystkie  pozostałe  przykłady  bledną  w  porównaniu  z  Timorem. Indonezja 

background image

16 

cieszy się jednak solidnym poparciem USA i w dalszym ciągu otrzymuje pomoc dyplomatyczną i militarną ze strony 
Ameryki. Kolejne przykłady moŜna by mnoŜyć. 

Wojna w Zatoce  

     Dowodzi  to,  w  jaki  sposób  działa  skuteczny  system  propagandowy.  Ludzie  wierzą,  Ŝe  uŜywamy  siły  przeciwko 
Irakowi i Kuwejtowi, poniewaŜ naprawdę przestrzegamy zasady odpowiadania siłą na nielegalną okupację i narusza-
nie  praw  człowieka.  Nie  zdają  sobie  sprawy, co oznaczałoby zastosowanie tej zasady wobec postępowania samych 
Stanów Zjednoczonych. Jest to nader spektakularny sukces propagandy. 
     Zajmijmy się bliŜej kolejną sprawą. JeŜeli przyjrzeć się bliŜej traktowaniu wojny w mediach od sierpnia, moŜna 
zauwaŜyć uderzający brak kilku głosów. Istnieje przecieŜ na przykład dzielna i nader istotna iracka opozycja demo-
kratyczna.  Oczywiście,  działa  ona  na  emigracji,  poniewaŜ  jej  członkowie  nie  przeŜyliby  w  kraju.  Mieszkają  oni 
przede  wszystkim  w  Europie.  Są  to  bankierzy,  inŜynierowie,  architekci  -  ludzie  tego  pokroju,  są  wykształceni, 
potrafią się wypowiadać, i nie wahają się tego czynić. 
     W lutym zeszłego roku, gdy Saddam Husajn był nadal ulubionym partnerem handlowym i przyjacielem George'a 
Busha,  przedstawiciele  irackiej  opozycji  -  jak  wynika  z ich źródeł - przybyli do Waszyngtonu z petycją o poparcie 
dla ich Ŝądań zaprowadzenia w Iraku parlamentarnej demokracji. Spotkało ich totalne lekcewaŜenie, poniewaŜ Stany 
Zjednoczone  nie  były  tym  zainteresowane.  Nie  nastąpiła  jakakolwiek  reakcja,  którą  mogłoby  zaobserwować  społe-
czeństwo. 
     Od  sierpnia  istnienie  opozycji  było  nieco  trudniej  zignorować.  W  sierpniu  nagle  zwróciliśmy  się  przeciwko 
Saddamowi  Husajnowi,  po  tym,  jak  przez  wiele  lat  go  faworyzowaliśmy.  Pod  ręką  była  iracka  opozycja  demokra-
tyczna, która na pewno była w stanie przedstawić swe wnioski w tej sytuacji. Jej członkowie na pewno z zadowole-
niem  przyglądaliby  się  łamaniu  na  kole  tortur  i  ćwiartowaniu  Saddama  Husajna,  który  wszak  mordował  ich  braci, 
torturował  siostry  i  wypędził  ich  samych  z  kraju.  Walczyli  przeciwko  jego  tyranii  przez  cały  czas,  gdy  cieszył  się 
gorącym poparciem Ronalda Reagana i George'a Busha. Co się stało z głosem opozycji? Przyjrzyjcie się ogólnona-
rodowym  mediom,  by  zorientować  się,  czy  czegoś  moŜna  było  dowiedzieć  się  od  sierpnia  do  marca  o  irackiej 
opozycji  demokratycznej.  Nie  znajdziecie  ani  słowa.  Nie  dlatego,  Ŝe  nie  była  ona  w  stanie  wyartykułować  swoich 
Ŝą

dań. Przedstawiła ona oświadczenia, propozycje, wezwania i Ŝądania. JeŜeli bliŜej w nie wnikniecie, stwierdzicie, 

Ŝ

e nie sposób odróŜnić ich od postulatów amerykańskiego ruchu pokojowego. Opozycja była przeciwko Saddamowi 

Husajnowi  i  wojnie  przeciwko  Irakowi.  Jej  członkowie  nie  chcieli,  by  ich  kraj  został  zniszczony.  Pragnęli  jedynie 
pokojowego rozwiązania i doskonale wiedzieli, Ŝe jest ono moŜliwe. 
     Nie  usłyszeliśmy  ani  słowa  o  irackiej  opozycji  demokratycznej.  JeŜeli  chcecie  się  czegoś  o  niej  dowiedzieć, 
sięgnijcie  do  prasy  niemieckiej  czy  brytyjskiej.  I tam nie znajdzie się wiele, prasa ta jest jednak poddana mniejszej 
kontroli niŜ nasza, dzięki czemu moŜna się czegoś w ogóle dowiedzieć. 
Jest to spektakularny sukces propagandy: po pierwsze to, iŜ zupełnie wyeliminowano głosy irackich demokratów, a 
po drugie, Ŝe nikt nie zwrócił na to uwagi. 
To  równieŜ  jest  ciekawe.  Społeczeństwo  musi  być  poddane  głębokiej  indoktrynacji,  skoro  nie  zauwaŜyło,  Ŝe  nie 
słyszy głosów irackiej opozycji demokratycznej, nie zadaje sobie pytania ,,dlaczego” i nie znajduje najoczywistszej 
odpowiedzi: poniewaŜ iraccy demokraci myślą niezaleŜnie. Ich postulaty są zgodne z wnioskami międzynarodowego 
ruchu pokoju i dlatego się je pomija. 
Zajmijmy się pytaniem o przyczyny wojny. Podawano je i owszem. Jeden z powodów brzmiał: nie moŜna nagradzać 
agresorów, a inwazję naleŜy udaremnić szybkim uŜyciem siły. Taki oto powód wojny nam podano; praktycznie nie 
słychać  było  Ŝadnego  innego.  Czy  była  to  wystarczająca  przyczyna,  by  wszcząć  wojnę?  Czy  USA  przestrzega 
zasady,  iŜ  nie  moŜna  nagradzać  agresorów,  a  inwazję  naleŜy  udaremnić  szybkim  uŜyciem  siły?  Nie  będę  obraŜać 
waszej inteligencji powtarzaniem faktów, jednak sytuacja ma się tak, iŜ oczytany nastolatek jest w stanie zbić takie 
argumenty  w  dwie  minuty.  Nikt  ich  jednak  nigdy  nie  obalił.  Przyjrzyjcie  się  mediom,  liberalnym  komentatorom  i 
krytykom,  ludziom,  którzy  zeznawali  przed  Kongresem  -  czy  ktokolwiek  zakwestionował  załoŜenie,  Ŝe  Stany 
Zjednoczone przestrzegają głoszonych przez siebie zasad? 
     Czy  USA  stawiły  opór  samym  sobie,  gdy  podjęły  inwazję  na  Panamę,  i  chciały  w  odwecie  zbombardować... 
Waszyngton? Czy gdy okupacja Namibii przez Południową Afrykę została uznana za nielegalną w 1969 roku, USA 
nałoŜyły  sankcje  na  Ŝywność  i  leki?  Czy  przystąpiły  do  wojny?  Nie,  przez  dwadzieścia  lat  prowadziły  ,,cichą 
dyplomację”.  Przez tych dwadzieścia lat działy się rzeczy bardzo niemiłe. Tylko w okresie administracji Reagana - 
Busha,  wojska  południowoafrykańskie  zabiły  około  półtora  miliona  ludzi  w  sąsiednich  krajach,  nie  wspominając  o 
tym, co działo się w samej Południowej Afryce i Namibii. 
Nie  wiedzieć  czemu,  nie  uraŜało  to  naszych  wraŜliwych  dusz.  Kontynuowaliśmy  ,,cichą  dyplomację”  i  na  koniec 
zaoferowaliśmy agresorom hojną nagrodę. Otrzymali oni wielki port w Namibii i zapewniono im mnóstwo przywile-
jów,  biorąc  pod  uwagę  przedstawiane  przez  nich  względy  bezpieczeństwa.  Co  działo  się  wtedy  z  zasadą,  której 
ponoć przestrzegamy? Dziecinnie łatwo wykazać, Ŝe nie mogły to być powody, dla których przystąpiliśmy do wojny, 
poniewaŜ wcale nie przestrzegaliśmy tych zasad. Nikt jednak tego nie zrobił - i to się liczy. Nikt teŜ nie zadał sobie 
trudu przedstawienia wynikającej stąd konkluzji: nie podano nam Ŝadnego powodu rozpoczęcia wojny. śadnego. Nie 
podano  nam  jakiegokolwiek  powodu,  z  którym  oczytany  nastolatek  nie  mógłby  się  rozprawić w mniej więcej dwie 
minuty! 
     Jest  to  kolejna  oznaka  kultury  totalitarnej.  Powinno  nas  przeraŜać,  Ŝe  moŜna  nas  pchnąć  do  wojny bez Ŝadnego 
powodu, i nikt się tym nie przejmuje ani tego nie dostrzega. To bardzo zdumiewający fakt. 

background image

17 

W  połowie  stycznia,  tuŜ  przed  rozpoczęciem  bombardowań,  ankieta  Washington  Post  i  ABC  wykazała  ciekawe 
zjawisko.  Pytano  ludzi:  ,,Czy  gdyby  Irak  zgodził  się  na  wycofanie  z  Kuwejtu  w  zamian  za  rozwaŜenie  konfliktu 
arabsko-izraelskiego przez Radę Bezpieczeństwa, byłbyś za takim rozwiązaniem?” Około dwóch trzecich społeczeń-
stwa  odpowiedziało  na  to  twierdząco;  podobnie  cały  świat,  włącznie  z  iracką  opozycją  demokratyczną.  Niewyklu-
czone, Ŝe ludzie, którzy opowiadali się za takim rozwiązaniem uwaŜali, Ŝe myślą tak tylko oni na świecie. Na pewno 
nikt  w  prasie  nie  stwierdził,  Ŝe  byłaby  to  dobra  idea.  Rozkazy  z  Waszyngtonu  zalecały,  Ŝe  mamy  być  przeciwko 
,,kontaktom”, czyli dyplomacji, wobec czego wszyscy stanęli karnie w szeregu - przeciwko rozwiązaniom dyploma-
tycznym.  Próbując  natrafić  na  komentarze  w  prasie,  moŜna  natrafić  jedynie  na  felieton  Alexa  Cockburna  w  Los 
Angeles Times, który dowodził, Ŝe byłby to dobry pomysł. Ludzie, którzy opowiadali się za dyplomacją w sondaŜu, 
myśleli:  ,,tak  uwaŜam, chociaŜ jestem w tym odosobniony”. ZałóŜmy, Ŝe wiedzieliby, iŜ nie są osamotnieni, Ŝe tak 
samo  myślą  inni  ludzie,  włącznie  z  iracką opozycją demokratyczną. ZałóŜmy, Ŝe wiedzieliby, Ŝe nie jest to hipote-
tyczna  moŜliwość,  Ŝe  Irak  w  istocie  złoŜył  taką właśnie ofertę. Wysocy urzędnicy rządu USA ujawnili jej istnienie 
zaledwie osiem-dziesięć dni wcześniej. Drugiego stycznia przedstawili oni iracką propozycję całkowitego wycofania 
się z Kuwejtu w zamian za rozsądzenie przez Radę Bezpieczeństwa konfliktu arabsko-izraelskiego i problemu broni 
masowego zniszczenia. Stany Zjednoczone odmawiały negocjowania tej propozycji, aŜ przygotowania do inwazji na 
Kuwejt były daleko zaawansowane. ZałóŜmy, Ŝe ludzie wiedzieliby, Ŝe taka oferta została rzeczywiście złoŜona - w 
istocie  poparcie  jej  to  dokładnie  to,  co  zrobiłby  kaŜdy  rozsądny  człowiek,  gdyby  był zainteresowany zachowaniem 
pokoju.  Tak  przecieŜ  nawet  bywało,  w  tych  rzadkich  przypadkach,  gdy  rzeczywiście  nie  chcieliśmy  dopuścić  do 
agresji.  ZałóŜmy,  Ŝe  by  o  tym  wiedziano.  MoŜecie  formułować  własne  domysły,  ja  zakładam,  Ŝe  owe dwie trzecie 
zamieniłyby  się  prawdopodobnie  w  98%  społeczeństwa.  Oto  rzeczywiście  wielkie sukcesy propagandy. Prawdopo-
dobnie Ŝadna z odpowiadających na tę ankietę osób nie wiedziała o faktach, o których wspomniałem. Ludzie myśleli, 
Ŝ

e są odosobnieni w swych poglądach, dlatego teŜ moŜna było bez sprzeciwów kontynuować zmierzającą do wojny 

politykę. 
     Dyskutowano  szeroko,  czy  sankcje  mogłyby  okazać  się  skuteczne.  Do  wypowiedzenia  się  w  tej  kwestii  był 
zmuszony  nawet  szef  CIA.  Nie  dyskutowano  jednak  nad  o  wiele  waŜniejszym  pytaniem:  czy  sankcje  nie  były 
przypadkiem  skuteczne?  Zapewne  prawdziwa  odpowiedź  brzmi:  tak,  najwidoczniej  okazały  się  skuteczne  -  chyba 
przed  końcem  sierpnia,  najprawdopodobniej  przed  końcem  grudnia.  Bardzo  trudno  wymyślić  jakikolwiek  inny 
powód irackiej oferty wycofania się z Kuwejtu, której istnienie potwierdzili, a paru przypadkach której treść ujawnili 
wysocy  urzędnicy  rządu  USA.  Określili  ją  oni  jako  powaŜną  i  dającą  podstawę  do  negocjacji.  Prawdziwe  pytanie 
brzmi więc: czy sankcje okazały się skuteczne? Czy istniał sposób uniknięcia wojny? Czy było moŜliwe rozwikłanie 
konfliktu  na  warunkach  do  przyjęcia  przez  ogół  społeczeństwa,  cały  świat  i  iracką  opozycję  demokratyczną?  Nie 
dyskutowano nad tymi pytaniami - a dla dobrze funkcjonującej propagandy kluczowo istotne jest, by dyskusja taka w 
ogóle  nie  miała  miejsca.  Pozwala  to  Przewodniczącemu  Komitetu  Partii  Republikańskiej  twierdzić  -  dziś  rano  -  Ŝe 
gdyby  prezydentem  był  Demokrata,  Kuwejt  nie zostałby dzisiaj oswobodzony. MoŜe tak twierdzić, a Ŝaden Demo-
krata nie wstanie i nie powie, Ŝe gdyby był prezydentem, Kuwejt stałby się wolny nie dzisiaj, ale juŜ sześć miesięcy 
temu,  poniewaŜ  istniały  moŜliwości  dyplomatyczne,  których  by  nie  pominął,  a  Kuwejt  zostałby  oswobodzony  bez 
ś

mierci  dziesiątek  tysięcy  ludzi  i  spowodowania  ekologicznej  katastrofy.  śaden  z  demokratów  tego  nie  powie,  bo 

Ŝ

aden z demokratów nie zajął takiego stanowiska. Zajęli je Henry Gonzales i Barbara Boxer. Lista osób, publicznie 

popierających takie stanowisko, jest jednak tak krótka, Ŝe równie dobrze mogłoby ich nie być w ogóle. ZwaŜywszy 
na  fakt,  iŜ  Ŝaden  demokrata  nie  powie  głośno  podobnych  słów,  Clayton  Yeutter  moŜe  bez  przeszkód  wygłaszać 
swoje stwierdzenia. 
     Gdy pociski Scud spadły na Izrael, nie pochwalił tego nikt w prasie. Ten fakt równieŜ przedstawia w ciekawym 
ś

wietle  dobrze  funkcjonujący  system  propagandowy.  Moglibyśmy zadać pytanie: dlaczego nikt tego nie pochwalił? 

PrzecieŜ argumenty Saddama Husajna były równie prawdziwe, jak stwierdzenia George'a Busha. Przypomnijmy, jak 
brzmiały. Zastanówmy się choćby nad Libanem. Saddam Husajn twierdzi, Ŝe nie moŜe przystać na jego aneksję. Nie 
moŜe  dopuścić,  by  Izrael  zajmował  syryjskie  Wzgórza  Golan  i  wschodnią  Jerozolimę,  lekcewaŜąc  jednogłośnie 
zdanie Rady Bezpieczeństwa. Saddam nie moŜe przystać na aneksję. Nie moŜe patrzeć bezczynnie na agresję. Izrael 
okupuje południe Libanu od trzynastu lat, gwałcąc rezolucję Rady Bezpieczeństwa. W ciągu tego okresu dopuścił się 
ataków  na  całe  terytorium  Libanu  i  wciąŜ  bombarduje  większość  tego  kraju.  Husajn  nie  moŜe  się  z  tym  pogodzić. 
Być  moŜe  czytał  raport  Amnesty  International,  dotyczący  okrucieństw  izraelskich  na  Zachodnim  Brzegu.  Krwawi 
mu serce. Nie moŜe na to przystać. Sankcje nie działają, poniewaŜ USA je blokuje. Negocjacje są nieskuteczne, bo 
blokują je Stany Zjednoczone. Co pozostaje, oprócz siły? Husajn czekał latami. Trzynaście lat w przypadku Libanu, 
dwadzieścia - jeŜeli chodzi o Zachodni Brzeg. Słyszeliście wcześniej podobne argumenty? 
     Jedyna róŜnica między argumentami Husajna a tymi, które słyszeliście, polega na tym, iŜ Saddam Husajn moŜe z 
pełnym uzasadnieniem stwierdzić, Ŝe sankcje i negocjacje okazały się nieskuteczne, bo blokowały je Stany Zjedno-
czone. George Bush nie moŜe tego stwierdzić, poniewaŜ sankcje wobec Iraku najwidoczniej okazały się skuteczne i 
istniały  wszelkie  powody,  by  wierzyć  w  powodzenie  negocjacji  -  tyle,  Ŝe  Bush  konsekwentnie  ich  odmawiał. 
Twierdził przez cały czas wyraźnie, Ŝe negocjacji nie będzie. 
Czy  przypominacie  sobie  kogokolwiek,  kto  powiedziałby  to  jasno  prasie?  Nie.  To  drobiazg.  Coś,  z  czego  równieŜ 
oczytany nastolatek moŜe zdać sobie sprawę w minutę. Nikt jednak nie powiedział tego publicznie: Ŝaden komenta-
tor  ani  autor  artykułów  wstępnych.  To  równieŜ  jest  oznaka  bardzo  skutecznie  zarządzanej  kultury  totalitarnej. 
Dowód, Ŝe fabrykowane przyzwolenia sprawdza się w działaniu. 
     Ostatni komentarz na ten temat. MoŜemy podawać wiele przykładów, kolejne moŜecie dopowiedzieć sobie sami. 
Zajmijmy się koncepcją, Ŝe Saddam Husajn to potwór, który chce zawładnąć całym światem - wyznawaną szeroko w 

background image

18 

USA,  zresztą  nie  bezzasadnie.  Ludziom  wbijano  nieustannie  do  głowy:  Saddam  chce  zawładnąć  całym  światem; 
musimy  go  powstrzymać.  W  jaki  sposób  stał  się  tak  groźny?  Irak  to  mały  kraj  Trzeciego  Świata  bez  Ŝadnej  bazy 
przemysłowej.  Przez  osiem  lat  walczył  z  Iranem  -  postrewolucyjnym  Iranem,  który  zdziesiątkował  swoją  kadrę 
oficerską  i  przetrzebił  szeregi  armii.  Irak  miał  w  tej  wojnie  niezłe  poparcie.  Wspierały  go  Stany  Zjednoczone, 
Związek Radziecki, Europa, większość krajów arabskich i producentów ropy z tej okolicy świata. Mimo to Irak nie 
zdołał  zwycięŜyć  Iranu.  Nagle  okazuje  się,  Ŝe  jest  gotów  podbić  świat.  Czy  ktokolwiek  zwrócił  na  to  uwagę? 
PrzecieŜ  jest  to  w  istocie  kraj  Trzeciego  Świata  z  chłopską  armią.  Przyznano  obecnie,  Ŝe  rozpowszechniano  masy 
dezinformacji  co  do  jego  fortyfikacji,  broni  chemicznej  itp.  Czy  jednak  ktokolwiek  zwrócił  na  to  uwagę?  Nie. 
Okazuje się, Ŝe nikt, dosłownie nikt, nie powiedział tego publicznie. To typowe. Zwróćcie uwagę, Ŝe dokładnie rok 
wcześniej to samo zrobiono z Manuelem Noriegą. Noriega to drobny łotrzyk w porównaniu z przyjacielem George'a 
Busha  Saddamem  Husajnem,  i  innymi  jego  przyjaciółmi  w  Pekinie  -  czy  nim  samym,  jeśli  juŜ  o  tym  mówimy!  W 
porównaniu  z  nimi  Manuel  Noriega  to  bardzo  drobny  łobuz.  Czarny charakter, ale nie łotr światowych rozmiarów, 
jakich  lubimy.  Zamieniono  go  jednak  w  postać  nadnaturalnych  rozmiarów.  Zamierzał  nas  zniszczyć,  prowadząc za 
sobą  armię  handlarzy  narkotyków.  Musieliśmy  się  szybko  zmobilizować  i  go  pokonać,  zabijając  kilkuset  czy  parę 
tysięcy  ludzi.  Przywróciliśmy  władzę  śladowej,  moŜe  ośmioprocentowej  białej  oligarchii  i umieściliśmy amerykań-
skich oficerów na kaŜdym poziomie systemu politycznego. Trzeba było zrobić to wszystko, bo przecieŜ musieliśmy 
się ratować, inaczej ten potwór by nas zniszczył. Rok później to samo było z Saddamem Husajnem. Czy ktokolwiek 
zwrócił  na  to  uwagę?  Czy  ktokolwiek  zapytał,  dlaczego  do  tego  doszło,  albo  w  jaki  sposób?  Trzeba  by  się  bardzo 
uwaŜnie za czymś takim oglądać. 
     NaleŜy  zwrócić  uwagę,  Ŝe  nie  róŜni  się  to  zbytnio  od  działań  Komisji  Creela  w  latach  1916-1917,  gdy w ciągu 
sześciu  miesięcy  zamieniono  pacyfistyczne społeczeństwo w zbieraninę rozjuszonych histeryków, nawołujących do 
zniszczenia wszystkiego, co niemieckie, dla ocalenia przed Hunami, obrywającymi rączki belgijskim niemowlętom. 
Stosuje  się  zapewne  bardziej  wyrafinowane  techniki,  sięga  po  telewizję  i  wkłada  w  to  mnóstwo  pieniędzy,  jednak 
metoda jest nader tradycyjna. 
     Wracając do mojego wyjściowego stwierdzenia, uwaŜam, Ŝe nie chodzi tylko o dezinformację w kwestii kryzysu 
w  Zatoce.  Problem  jest  o  wiele  powaŜniejszy.  Chodzi  tu  o  to,  czy  chcemy  Ŝyć  w  wolnym  społeczeństwie,  czy  w 
narzuconym  samym  sobie  totalitaryzmie,  w  którym  zdezorientowane  stado  zostaje  zmarginalizowane  i  zastraszone, 
w  którym  odwraca  się  jego  uwagę  i  zmusza  do  wykrzykiwania  patriotycznych  sloganów,  w  którym  bojąc  się  o 
własne  Ŝycie,  stado  wzdycha  z  podziwu  dla  przywódcy,  ratującego  je  przed zagładą, natomiast klasy wykształcone 
na rozkaz maszerują w karnym szeregu, powtarzając wpajane im slogany, społeczeństwo rozkłada się od wewnątrz, 
stajemy się sługami państwa najemników do wynajęcia i marzymy o tym, by ktoś nam zapłacił za zniszczenie świata. 
     Taki jest wybór. Przed takim wyborem stajecie. Odpowiedź na te pytania zaleŜy w głównej mierze od ludzi takich 
jak wy czy ja. 
 

* * *

 

Noam Chomsky o  kapitalizmie 

(wywiad dla Detroit Metro Times przeprowadzony przez Davida Finkela) przetłumaczył z sieci Olaf 
Swolkie

ń

 

 
     DF: Zacznijmy naszą rozmowę od momentu upadku Związku Radzieckiego. Czy to oznacza zwycięstwo wolnego 
rynku? Czy rozwiąŜe problemy kapitalizmu czy moŜe stworzy nowe?  
     NC:  Zacznijmy  od  tego,  Ŝe  terminy  "kapitalizm"  i  "socjalizm"  zostały  tak  bardzo  wyprane  z  jakiegokolwiek 
znaczenia,  Ŝe  nawet  nie  lubię  ich  uŜywać.  Nie  istnieje  dzisiaj  nic  co  nawet  by  go  przypominało.  O  ile  kapitalizm 
kiedykolwiek  istniał  to  zniknął  w  latach  20-tych czy 30-tych. KaŜde społeczeństwo przemysłowe jest pewną formą 
kapitalizmu państwowego. Ale będę uŜywał terminu "kapitalizm" w jego obecnym brzmieniu. To co zdarzyło się w 
ciągu  ostatnich  10-15  lat  to  gigantyczna  katastrofa.  Ten  kryzys  wybuchł  około  roku  1980.  Dwa  spośród  trzech 
sektorów  państwowego  kapitalizmu:  prowadzona  przez  Niemcy  Europa  i  Japonia odbiły się od dna, ale nie były w 
stanie osiągnąć poprzedniego poziomu wzrostu. Stany Zjednoczone teŜ przezwycięŜyły kryzys, ale w bardzo kulawy 
sposób opierający się na ogromnych poŜyczkach i interwencji państwa. Reszta świata nie podniosła się, a szczegól-
nie  dotyczy  to  Trzeciego  Świata.  To  był  kryzys  urastający  do  katastrofy  w  Afryce,  naleŜącej  do  Zachodniego 
Systemu części Azji i Ameryki Południowej. To moŜna nazwać katastrofą Południa, a to oznacza katastrofę kapitali-
zmu.  W  Drugim  Świecie  poddanym  dominacji  Związku  Radzieckiego  takŜe  doszło  do  ekonomicznej  zapaści..., 
stagnacji  sterowanej  centralnie  ekonomii,  która  miała  z  socjalizmem  nawet  mniej  wspólnego  niŜ  nasz  system  z 
kapitalizmem.  Było  to  połączone  z  ruchami  nacjonalistycznymi  na  rzecz  niepodległości  i  presją  społeczną  atakują-
cymi  tyrański  system,  który  na  początku  lat  80-tych  wszedł  w  stan  kryzysu,  a  ten  z  kolei  doprowadził  do  upadku 
Związku  Radzieckiego.  Miało  to  niewiele  wspólnego  z  polityką  Zachodu,  ale  wynikało  głównie  z  przyczyn  we-
wnętrznych i sprawy zadłuŜenia. To był takŜe kryzys radzieckiej produkcji, chociaŜ nie tak powaŜny jak w Trzecim 
Ś

wiecie.  

To  było  zwycięstwo  Zachodu  w  Zimnej  Wojnie,  ale  jej  rezultat  nigdy  nie  budził  wątpliwości  biorąc  pod  uwagę 
relacje potencjałów ekonomicznych, a takŜe inne czynniki. 
     DF: Co Pan dokładnie rozumie przez "kapitalizm państwowy"? 

background image

19 

     NC:  Zwycięstwo  Zachodu  w  Zimnej  Wojnie  nałoŜyło  się  zarówno  na  niebywałą  katastrofę  kapitalizmu  jak  i  na 
ruch  w  kierunku  takiej  lub  innej  formy  interwencjonizmu  państwowego.  Dla  przykładu  administracje  Busha  i 
Reagana są najbardziej interwencjonistyczne od czasu II Wojny Światowej i dwukrotnie zwiększyły ilość restrykcji 
celnych na dobra importowane. Z kolei jeŜeli Pan się przyjrzy tym spośród krajów Trzeciego Świata, które przezwy-
cięŜyły  kryzys  lat  80-tych  to  są  to  nowo  uprzemysłowione  kraje  na  peryferiach  Japonii.  Porównanie  z  Ameryką 
Łacińską jest uderzające: aŜ do roku 1980 postępowano tam według podobnych wzorców, potem Ameryka Łacińska 
weszła w stan upadku, podczas gdy gospodarki Wschodniej Azji miały się dobrze. Stało się tak dlatego, Ŝe Ameryka 
Południowa otwarła się na obcy kapitał podczas gdy Wschodnia Azja nie. Nie moŜna wywozić kapitału z Południo-
wej Korei, bo za to grozi tam kara śmierci. Tam nie tylko dyscyplinuje się i terroryzuje pracowników w tradycyjny 
sposób, ale reguluje się takŜe działania kapitalistów. Mówiąc ogólnie jest to zwrot w kierunku jednego krańca całego 
spektrum  odmian  kapitalizmu  państwowego  -  krańca  faszystowskiego  -  w  przypadku  ogólnego  kryzysu  lat  80-tych 
okazało się to efektywne. 
     DF:  Jak  Pan  ocenia  administrację  Busha  szczególnie  jeŜeli  chodzi  o  politykę  wewnętrzną.  Gdzie  dostrzega  Pan 
kontynuację, a gdzie odejście od polityki poprzednika?  
     NC: To jest kontynuacja polityki Cartera - Reagana. NaleŜy pamiętać, Ŝe polityka Reagana była proponowana juŜ 
przez  Cartera,  któremu  brakowało  tylko  siły,  Ŝeby  ją  przeforsować.  To  Carter  proponował  rozbudowę  sektora 
zbrojeniowego, którą przeprowadził Reagan, róŜnica polegała tylko na tym, Ŝe Reagan doprowadził do jej gwałtow-
nej  eskalacji  juŜ  na  początku  i  ustabilizowania  na  końcu.  Administracja  Cartera  teŜ  proponowała  atak  na  wydatki 
socjalne i zaprzestanie wspierania biedniejszej części społeczeństwa, potem administracja Reagana przeprowadziła to 
za obustronną zgodą. To, co ta polityka osiągnęła to to, Ŝe państwo w jeszcze większym stopniu niŜ uprzednio stało 
się państwem dobrobytu dla bogatych; o znacznie większym stopniu interwencjonizmu, który polega na pompowaniu 
ś

rodków  publicznych  w  przemysł  zaawansowanych  technologii  i  odbieraniu  środków  biednym  w  połączeniu  z 

atakiem na prawa pracownicze i obywatelskie. Jest to obiektywnie rzecz biorąc rozsądna polityka z punktu widzenia 
potęŜnych i bogatych w skomplikowanym świecie stosunków międzynarodowych. Doprowadziło to do internacjona-
lizacji kapitału tak by mógł korzystać z taniej siły roboczej za granicą i zintensyfikowała walkę klasową, którą biznes 
zawsze  prowadził  przeciw  pracownikom  i  osobom  społecznie  upośledzonym.  Program  administracji  Busha  prak-
tycznie nie istnieje jeŜeli chodzi o edukację, energię czy ekologię. Jest oczywiście retoryka o "prezydencie edukacji" 
i trochę haseł, ale polityka pozostaje ta sama poniewaŜ nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie jak utrzymać 
przemysł zaawansowanych technologii bez subsydiów państwowych albo bez Pentagonu, który gwarantuje rynek na 
jego  zbędne  towary.  PoniewaŜ  nikt  nie  przedstawia  alternatywy  ten  system  bez  wątpienia  będzie  trwał.  To  samo 
odnosi się do polityki fiskalnej, która pociąga Stany Zjednoczone na drogę krajów Trzeciego Świata jeŜeli chodzi o 
infrastrukturę,  usługi,  haniebny  poziom  zdrowia  i  wskaźniki  śmiertelności  -  podwójne  społeczeństwo  z  ogromnymi 
przywilejami  i  bogactwem  pośród  biedy  i cierpienia. To jeszcze nie jest Brazylia, poniewaŜ to bogatsze społeczeń-
stwo  -  ale  to  jest  społeczeństwo  tego  samego  typu,  stworzone  za  obopólną  zgodą.  Te  zagadnienia  są  nieobecne  w 
czasie  wyborów  prezydenckich  podobnie  jak  nie  istnieją  dla  prezydentów.  Lata  prezydentury  Reagana  to  były 
faktycznie lata w ogóle bez prezydenta. On ledwo zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Bush to wykonawca, ale 
w  bardzo  wąskim  sensie  tego  słowa.  Jest  oczywiście  sporo  wykreowanych  obrazów  -  Reagan  jako  wielki  mówca 
komunikujący  się  z  narodem,  Bush  jako  mąŜ  stanu  manipulujący  polityką  międzynarodową.  To  oczywista  bzdura: 
jedyną rzeczą jaką on potrafi jest to jak bić ludzi, którzy nie są w stanie mu oddać.  
     DF: Czy znalazł Pan jakieś podstawy do optymizmu obserwując zwykłych ludzi w czasie Pana podróŜy po rzezi 
w Zatoce Perskiej? 
     NC:  Od  pewnego  czasu  postanowiłem  zmienić  utarte  ścieŜki  i  zobaczyć  co  dzieje  się  w  najmniej  zorganizowa-
nych i najbardziej reakcyjnych okręgach gdzie tylko mogłem uzyskać zaproszenie. W czasie wojny w Zatoce miałem 
spotkania  w  Georgii,  Apallachach  i  w  Północnej  Kalifornii  -  w  miejscach  gdzie  ludzie  w  czasie  wojny  nosili  woj-
skowe  gadŜety.  Wszędzie  tam  ludzie  wykazywali  zainteresowanie  i  odkrywali  się.  Myślę,  Ŝe  dominującą  dziś 
postawą jest cynizm i ludzie nie wierzą w nic. To moŜe przybrać formę histerycznego jingoismu, ale to jest zupełnie 
powierzchowne. Inną formę jaką to moŜe przybrać jest odrodzenie religijności, które przybiera rozmiary niespotyka-
ne  nigdzie  na  świecie  poza  Iranem.  MoŜe  to  takŜe  przybrać  formę  zanurzenia  się  w  czymkolwiek  innym  np.  w 
rozgrywkach futbolu. 
 

* * *

 

Noam Chomsky dla New Statesman, Lipiec 1994 

     Istnieje  popularna  teoria  dotycząca  ery  w  którą  wkraczamy  i  obietnicy,  która  ma  być  spełniona.  W  skrócie 
wygląda  to  tak,  Ŝe  nasi  chłopcy  wygrali  zimnowojenną  strzelaninę  i  mocno  siedzą  w  siodle.  Być  moŜe  jest  trochę 
trudnych miejsc do przebycia, ale nie ma niczego z czym by sobie nie poradzili. Jadą konno w stronę zachodu słońca, 
torując drogę świetlanej przyszłości opartej na ideałach, którym zawsze hołdowali tylko nie zawsze mogli zabezpie-
czyć  ich  spełnienie  -  demokracji,  wolnym  rynku  i  prawach człowieka. Rzeczywistość jednak jest inna. Władza jest 
coraz  bardziej  skoncentrowana  w  niezliczonych  instytucjach,  a  bogaci  i  potęŜni  mają  nie  więcej  niŜ  przedtem 
zamiaru  podporządkować  się  wolnemu  rynkowi  i  oczekiwaniom  społecznym.  Zacznijmy  od praw człowieka ponie-
waŜ to jest najłatwiejsze. Są one aktualnie skodyfikowane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, zaakceptowa-
nej jednomyślnie przez zgromadzenie Ogólne ONZ w grudniu 1948 r. W USA było wiele wspaniałej retoryki o tym 

background image

20 

jak  to  trwamy  przy  Powszechnej  Deklaracji  i  jak  bronimy  zasady  uniwersalności  przed  zacofanymi  mieszkańcami 
Trzeciego  Świata,  którzy  reprezentują  kulturowy  relatywizm.  JednakŜe  retoryka  rzadko  ma  pokrycie  w  tym  co 
rzeczywiście  mówi  Powszechna  Deklaracja.  Np.  artykuł  25  stwierdza  Ŝe:  "KaŜdy  ma  prawo  do  standardu  Ŝycia 
potrzebnego  dla  zdrowia  i  dobrobytu  jego  oraz  jego  rodziny".  Zawiera  się  w  tym:  "Ŝywność,  ubranie,  mieszkanie, 
opieka  medyczna,  pomoc  społeczna  a  takŜe  zabezpieczenie  na  wypadek  bezrobocia,  choroby,  kalectwa,  wdowień-
stwa,  starości  i innych przypadków braku środków do Ŝycia". Jak są przestrzegane te zasady w najbogatszym kraju 
ś

wiata, który ma największe moŜliwości i Ŝadnych usprawiedliwień dla ich niespełnienia? W Stanach Zjednoczonych 

istnieją  obszary  nędzy  największe  w  całym  uprzemysłowionym  świecie.  Dziesiątki  milionów  ludzi  są  głodne 
kaŜdego  wieczoru,  w  tym  miliony  dzieci,  wśród  których  występuje  taki sam poziom niedoŜywienia i liczba chorób 
jak  w  Trzecim  Świecie.  W  Nowym  Jorku,  jednym  z  najbogatszych  miast  świata,  40%  dzieci  Ŝyje  poniŜej  progu 
ubóstwa,  pozbawiona  minimum  środków,  które  dawałyby  szansę  ucieczki  ze  świata  nędzy,  biedy  i  przemocy.  To 
tylko jedna strona światowej katastrofy. UNESCO szacuje, Ŝe około 500 000 dzieci umiera kaŜdego roku w wyniku 
spłat zadłuŜenia. Oznacza to, Ŝe komercyjne banki udzieliły złych kredytów swym ulubionym dyktatorom, a teraz te 
kredyty  spłacają  biedacy,  którzy  oczywiście  nie  mieli  z  tym  nic  do  czynienia.  Jednocześnie  Światowa  Organizacja 
Zdrowia  ocenia,  Ŝe  około  11  milionów  dzieci  umiera  kaŜdego  roku  w  wyniku  łatwo  uleczalnych  chorób.  WHO 
określa to jako "ciche ludobójstwo". Mogłoby ono zostać powstrzymane za groszowe sumy. UNESCO ocenia teŜ, Ŝe 
ludzkie  koszta  tak  zwanej  "reformy  ekonomicznej"  w  Rosji  to  około  500  000  zgonów  kaŜdego  roku  począwszy  od 
1989  roku.  Podobne  cyfry  odnoszą  się  do  innych  krajów  Środkowej  Europy.  Powróćmy  jednak  do  artykułu  23 
Powszechnej  Deklaracji.  Stanowi  on  Ŝe:  "KaŜdy  ma  prawo  do  pracy,  do  sprawiedliwych  i  godziwych  warunków 
pracy,  do  ochrony  przed  bezrobociem,  do  zapłaty  zapewniającej  jemu  i  jego  rodzinie  egzystencje  odpowiadającą 
ludzkiej  godności,  a  jeŜeli  jest  to  konieczne  do  innej  formy  pomocy  społecznej".  I  dalej:  "KaŜdy  ma  prawo  do 
tworzenia i wstępowania do związków zawodowych dla ochrony swych interesów". Zacznijmy od punktu ostatniego, 
technicznie  w  USA  kaŜdy  moŜe  wstąpić  do  związku  zawodowego.  Jednak  realia  są  zupełnie  inne.  W  1992  roku 
Międzynarodowa Organizacja Pracy, która rzadko zdobywa się na krytykę swych sponsorów wezwała Stany Zjedno-
czone  do  stosowania  się  do  międzynarodowych  standardów  w  dziedzinie  "stale  zastępujących  pracowników".  Te 
standardy były łamane tylko w USA i w RPA spośród państw uprzemysłowionych. "Stale zastępujący pracownicy" 
inaczej zwani łamistrajkami to ci, którzy zastępują zwolnionych z pracy związkowców aŜeby łamać strajk: Między-
narodowa  Organizacja  Pracy  potępia  tę  praktykę,  ale  jest  ona  tolerowana  w  Stanach  Zjednoczonych.  W  ubiegłym 
tygodniu  w  Buisness  Week  pojawił  się  artykuł  opisujący  niektóre  konsekwencję  antypracowniczego  stanowiska 
rządu  amerykańskiego.  Przyznano  w  nim,  Ŝe  nielegalne  zwolnienia  za  organizowanie  Związków  Zawodowych 
wrosły  sześciokrotnie  w  ciągu  ubiegłych  25  lat.  W  szczególności  tysiące  związkowców  zostało  zwolnionych  od 
czasu  objęcia  prezydentury  przez  Ronalda  Reagana  w  1981  roku.  Według  amerykańskiego  Departamentu  Pracy, 
zniszczenie związków zawodowych było główną przyczyną stałego spadku realnych zarobków od czasu nastania ery 
Reagana. Warunki zdrowia i bezpieczeństwa w miejscu pracy teŜ się pogorszyły: istnieją przepisy, ale po prostu nie 
są egzekwowane, w efekcie liczba wypadków przy pracy gwałtownie wzrosła w ostatnich dziesięciu latach. Upadek 
związków  zawodowych  ma  teŜ  swój  wpływ  na  upadek  demokracji.  Związki  Zawodowe  to  jeden  z  niewielu  sposo-
bów  dzięki  którym  zwykły  człowiek  moŜe  wejść  do  Ŝycia  politycznego.  Ma  to  takŜe  swój  efekt  psychologiczny. 
Zniszczenie Związków Zawodowych jest częścią bardziej generalnego działania na rzecz sprywatyzowania aspiracji, 
wyeliminowania solidarności, unicestwienia poczucia, Ŝe uczestniczymy w czymś razem, Ŝe troszczymy się jeden o 
drugiego. Powróćmy do artykułu 23: "KaŜdy ma prawo do pracy". MOP właśnie opublikował dane według których 
poziom  światowego  bezrobocia  w  styczniu  1994  wynosił  30%.  To  oznacza,  Ŝe  mamy  do  czynienia  z  kryzysem 
gorszym  niŜ  w  latach  30-tych.  Wszędzie  są  wolne  ręce  do  pracy  i  wszędzie  jest  mnóstwo  rzeczy  do  zrobienia,  ale 
system  gospodarczy  jest  po  prostu  niezdolny  do  tego  by  te  dwa  elementy  zostały  skojarzone.  Stany  Zjednoczone 
rzeczywiście wyszły z recesji, ale jest znamienne, Ŝe ten proces jest wyjątkowo niemrawy ze wzrostem zatrudnienia 
stanowiącym  mniej  niŜ  jedną  trzecią  tego  z  czym  mieliśmy  do  czynienia  w  poprzednich  okresach  koniunktury.  Co 
więcej  spośród  nowo  utworzonych  miejsc  pracy  ogromny  procent  to  miejsca  tymczasowe,  ponad  1  w  1992  to 
miejsca  tymczasowe  i  większość  naleŜy  do  nieprodukcyjnego  sektora  gospodarki.  Płace  w  USA  mierzone  jako 
stosunek  kosztów  pracy  do  wartości  wyprodukowanej  są  obecnie  najniŜsze  w  całym  uprzemysłowionym  świecie  z 
wyjątkiem  Wielkiej  Brytanii.  W  1985  roku  były one najwyŜsze na świecie (co jest zrozumiałe w przypadku najbo-
gatszego państwa świata) obecnie są 60% niŜsze niŜ w Niemczech i 20% niŜ we Włoszech. The Wall Street Journal 
określił  to  jako  "a  welcome  development  of  transcendent  importance"  (długo  oczekiwany  zwrot  o  ponadczasowym 
znaczeniu).  Jest  w  modzie  twierdzić,  Ŝe  wszystko  to  jest  wynikiem  automatyzacji  i  handlu  odzwierciedlonych  w 
"prawach rynku", które traktuje się jak prawa naturalne. Tak naprawdę to państwo odegrało decydującą rolę zarówno 
w  handlu  jak  i  automatyzacji.  Handel  jest  subsydiowany  na  ogromną  skalę  przede  wszystkim  przez  manipulację 
kosztami  energii  w  transporcie: realna ocena kosztów handlu powinna dla przykładu uwzględniać koszty obecności 
Stanów  Zjednoczonych  na  Bliskim  Wschodzie,  której  głównym  celem  jest  utrzymanie  cen  ropy  na  określonym 
poziomie.  Nie  za  niskim,  bo  koncerny  naftowe  muszą  mieć  swoje  zyski,  nie  za  wysokim  bo  handel  ma  być  "efek-
tywny".  Analogicznie,  przez  dziesiątki  lat  automatyzacja  była  rozwijana  w  sektorze  państwowym  (to  znaczy  w 
przypadku USA w sektorze zbrojeniowym). Dla przykładu w roku 1950 kiedy komputery nie były jeszcze w stanie 
zaistnieć  na  rynku  były  one  w  100%  dotowane  przez  podatników.  System  wolnej  przedsiębiorczości  oznacza,  Ŝe 
podatnicy  ponoszą  koszty,  a  jeŜeli  coś  zaczyna  przynosić  zyski  to  przejmują  to  korporacje.  To  nie  znaczy, Ŝe pań-
stwo  moŜe  kontrolować  siły  rynkowe.  W  zeszłym  miesiącu  zmarł  Richard  Nixon  i  dlatego  warto  przypomnieć  jak 
zniszczył  w  początku  lat  70-tych  układ  z  Bretton  Woods,  który  regulował  międzynarodowy  rynek  walutowy,  a  w 
którym  rolę  światowego  bankiera  pełniły  Stany  Zjednoczone.  Jednym  z  efektów  tej  deregulacji  walutowej  był 

background image

21 

ogromny wzrost kapitału i rynków finansowych. I rozmiary transferów kapitałowych rosną z kaŜdym dniem. Dziś to 
prawdopodobnie trylion dolarów dziennie - kolejne osłabienie rządów. Dokonała się takŜe radykalna zmiana w samej 
naturze  transakcji  walutowych.  Według  Johna  Eatwell'a  ekonomisty  z  Cambridge,  zanim  Nixon  nie  rozmontował 
systemu,  około  90%  międzynarodowych  transakcji  walutowych  to  były  długoterminowe  inwestycje  lub  transakcje 
handlowe,  a  tylko  10%  stanowiły spekulacje. Teraz kiedy całość ma o wiele większe rozmiary te proporcje zostały 
odwrócone:  90%  stanowią  spekulacje  a  tylko  10%  inwestycje  i  handel.  I  to  właśnie  wydaje  się  być  zasadniczą 
przyczyną spadku stopy wzrostu począwszy od wczesnych lat 70-tych. Studium opublikowane bodajŜe tydzień temu 
w The Wall Street Journal szacuje, Ŝe ponad połowa tego spadku ma za przyczynę kapitał spekulacyjny. Posiadacze 
bonów  skarbowych  chcą  by  waluta  była  stabilna:  nie  chcą  wzrostu  bo  to  mogłoby  prowadzić  do  inflacji.  Wzrost 
kapitału spekulacyjnego oznacza, Ŝe jest obecnie bardzo trudne dla państwa narodowego - nawet Stanów Zjednoczo-
nych, najbogatszej gospodarki świata - prowadzenie jakiegokolwiek planowania gospodarczego (dla krajów Trzecie-
go  Świata  -  pozycja  jest  beznadziejna).  Nowe  układy  GATT  uniemoŜliwiają  planowanie  jeszcze  bardziej  poprzez 
rozszerzenie  tak  zwanej  liberalizacji  na  to  co  oni  nazywają  usługami  -  inaczej  mówiąc  wielkie  banki  japońskie, 
brytyjskie  i  amerykańskie  zastąpią  banki  rodzime  w  mniejszych  krajach.  Podczas  gdy  kapitał  jest  obecnie  wysoce 
mobilny,  praca  jest  coraz  bardziej  niemobilna  -  a  to  ma  natychmiastowe  konsekwencje.  Oznacza  to,  Ŝe  jest  bardzo 
łatwe  przeniesienie  produkcji  do  tych  obszarów  świata  gdzie  represyjny  system  utrzymuje  niskie  płace  i  gdzie  są 
niskie standardy ekologiczne. To oznacza takŜe łatwość w rozgrywaniu niemobilnych sił pracowniczych w jednych 
krajach przeciw innym tak jak to miało miejsce w czasie debaty na temat układu NAFTA w USA. Kiedy media dla 
przykładu  koncentrowały  się  nad  tym, Ŝe NAFTA spowoduje ucieczkę miejsc pracy z USA do Meksyku. Z drugiej 
strony wiadomo, Ŝe efektem NAFTY jest obniŜenie płac dla pracowników niewykwalifikowanych w USA (pod tym 
technicznym  terminem  kryje  się  od  70%  do  75%  siły  roboczej).  Układ  będzie  miał  podobne  konsekwencje  dla 
Kanady, ale spowoduje spadek płac takŜe w Meksyku choć z innych powodów. śeby obciąć płace nie trzeba przeno-
sić  produkcji,  wystarczy  zagrozić,  Ŝe  się  ją  przeniesie.  Sama  groźba  wystarcza,  Ŝeby  obciąć  płace  i  zwiększyć 
zatrudnienie  tymczasowe.  Odejście  od  gospodarki  narodowej  do  światowej  będzie  takŜe  oznaczało  osłabienie 
demokracji.  Mechanizmy  są  proste.  Władza  przechodzi  w  ręce  ponadnarodowych  korporacji  a  wymyka  się  spod 
kontroli parlamentów. W tym czasie tworzy się struktura, która porządkuje działania tych korporacji. Kilka lat temu 
Finacial  Times  określił  ją  jako:  "faktyczny  rząd  światowy"  zaliczając  doń:  Bank  Światowy,  Międzynarodowy 
Fundusz  Walutowy,  GATT,  The  World  Trade  Organization,  egzekutywę  grupy  G7  i  tym  podobne.  To  bardzo 
wygodne, Ŝe przejmuje on kompetencje parlamentów, które są określane jako niebezpieczne poniewaŜ mogą dostać 
się  przynajmniej  częściowo  pod  wpływ ludu. The Economist stwierdził ostatnio jak waŜne jest trzymać politykę "z 
dala  od  polityków".  JeŜeli  polityka  jest  trzymana  z  dala  od  polityków  wtedy  moŜna  utrzymywać  demokratyczne 
formy  będąc  pewnym,  Ŝe  nikomu  nie  zaszkodzą.  Wtedy  niczym  nie  niepokojeni  technokraci  będą  mogli  pracować 
nad zdrowiem gospodarki w technicznym sensie tego słowa a to oznacza wolny wzrost i niskie płace - ale wysokie 
zyski dla małej części ludzi na świecie, która juŜ dziś korzysta z ogromnego bogactwa i przywilejów. 
 

* * * 

Co

ś

 si

ę

 dzieje, kotły pod par

ą

, pora wsiada

ć

 na pokład 

David Barsamian rozmawia z Noamem Chomsky'm o anarchii  
NOAM  CHOMSKY  jest  aktywist

ą

  politycznym  i  profesorem  lingwistyki  na  Massachusetts  Institute 

of Technology. Jego ostatnie ksi

ąŜ

ki to “The Common Good” i “The New Military Humanism”. 

DAVID BARSAMIAN jest szefem Alternative Radio w Boulder, w stanie Kolorado. 
Zamieszczamy poprawion

ą

 wersj

ę

 rozmowy opublikowan

ą

 pierwotnie w "Nation" 

 

     DB:  Porozmawiajmy  o  tym,  co  zdarzyło  się  w  Seattle  na  przełomie  listopada  i  grudnia  1999  roku  przy  okazji 
spotkania WTO. Jaki sens miały, Pana zdaniem, te wydarzenia i jaką lekcję naleŜałoby z nich wyciągnąć?  
     Chomsky: Myślę, Ŝe to bardzo znaczący incydent, ukazujący, jak silny jest sprzeciw wobec globalizacji korpora-
cyjnej,  narzuconej  przede  wszystkim  przez  USA,  ale  i  przez  inne  kraje  przemysłowe.  W  wydarzenia  w  Seattle 
zaangaŜował się elektorat amerykański, ale teŜ organizacje z całego świata, które wcześniej nie stykały się ze sobą. 
Podobna  koalicja  rok  wcześniej  zablokowała  MAI  [Multilateral  Agreement  on  Investment].  Wtedy  w  podobny 
sposób  przeciwstawiano  się  "porozumieniom"  w  rodzaju  NAFTA.  A  lekcja  jest  taka,  Ŝe  edukacja  i  długofalowe 
organizowanie się naprawdę popłacają. Przy okazji nasuwa się jeszcze jeden wniosek: znaczna część ludzi w kraju i 
na świecie, być moŜe większość tych, którzy zastanawiają się nad aktualnymi tendencjami, jest nimi albo zaniepoko-
jona  albo  zdecydowanie  im  przeciwna,  bo  oznaczają one atak na prawa demokratyczne, na wolność podejmowania 
decyzji,  bo  podporządkowują  wszystko  określonym  interesom,  bo  są  jednoznaczne  z  zasadą  maksymalizowania 
zysku i z dominacją bardzo małego odsetka światowej populacji.  
     DB:  Thomas  Friedman,  w  swoim  tekście  w  "New  York  Times",  nazwał  demonstracje  w  Seattle  arką  Noego 
zwolenników płaskiej ziemi.  
     Chomsky: Ze swojego punktu widzenia miał chyba rację. Z punktu widzenia właścicieli niewolników, tak właśnie 
jawią się ludzie przeciwni niewolnictwu. Dla jednego procenta populacji, o którym Friedman myśli i który reprezen-
tuje, opozycja to obrońcy idei płaskiej ziemi, kołtuni i nie rozumiejący świata zacofańcy. Niby dlaczego sprzeciwiać 

background image

22 

się  tendencjom,  o  których  mówimy?  Czy  przypadkiem  na  ulicach  Seattle  oprócz  gazów  łzawiących  nie  dało  się 
poczuć  powiewu  demokracji?  Skłonny  byłbym  przypuszczać,  Ŝe  tak.  Demokracji  nie  buduje  się  ponoć  na  ulicach, 
demokracja  to  podejmowanie  decyzji.  Walka  o  rozszerzanie  swobód  demokratycznych,  znaczona  wieloma  zwycię-
stwami,  toczy  się  od  wieków.  Tak  właśnie,  na  drodze  konfrontacji  i  starć,  osiągano  wiele  wygranych;  nikt  ich 
nikomu  nie  dawał  w  prezencie.  Jeśli  reakcja  społeczna  [popular  reaction]  przyjmuje  naprawdę  zorganizowaną, 
konstruktywną  formę,  jest  w  stanie  podwaŜyć  i  odwrócić  zdecydowanie  niedemokratyczny  nacisk  zdecydowanie 
niedemokratycznych  międzynarodowych  układów  gospodarczych,  które  narzuca  się  światu.  Oczywiście,  ktoś  moŜe 
podnosić  argumenty,  Ŝe  pogwałcona  została  suwerenność  kraju,  ale  na  świecie  bywa jeszcze gorzej. Ponad połowa 
mieszkańców  naszego  globu  nie  ma  -  nawet  w  teorii  -  Ŝadnej  kontroli  nad  polityką  gospodarczą  własnego  kraju. 
Mogą tylko przyjmować to, co się im ofiaruje. O ich gospodarce decydują biurokraci w Waszyngtonie; to efekt tak 
zwanego  kryzysu  zadłuŜenia,  który  jest  tworem  czysto  ideologicznym,  nie  ekonomicznym.  Tak,  połowa  mieszkań-
ców naszego globu nie ma nawet minimalnej suwerenności.  
     DB: Dlaczego mówi Pan, Ŝe kryzys zadłuŜenia jest konstrukcją ideologiczną?  
     Chomsky:  Jest  zadłuŜenie,  ale  to,  kto  jest  dłuŜnikiem,  a  kto  wierzycielem,  jest  juŜ  kwestią  ideologiczną,  nie 
ekonomiczną.  Na  przykład  istnieje  kapitalistyczna  zasada,  na  którą  nikt,  oczywiście,  nie  zwraca  uwagi,  a  która 
powiada,  Ŝe  jeśli  poŜyczam  od  kogoś  pieniądze,  muszę  je  zwrócić  wierzycielowi,  choć  wierzyciel  ryzykuje,  Ŝe  nie 
zwrócę długu. Nikt nie bierze nawet pod uwagę takiej moŜliwości, ale powiedzmy, Ŝe postąpimy wedle niej. Weźmy, 
dla przykładu, Indonezję. Gospodarka jest w ruinie, bo zadłuŜenie kraju wynosi około 140 procent dochodu narodo-
wego.  Kiedy  prześledzić  skąd  dług,  okazuje  się,  Ŝe  zaciągnęło  go  stu,  moŜe  dwustu  ludzi  związanych  z  dyktaturą 
wojskową,  którą  wspieraliśmy.  PoŜyczkodawcy  to  międzynarodowe  banki.  Część  tego  długu  została  przejęta  przez 
MFM, co oznacza, Ŝe obciąŜy on podatników z północnej półkuli. Co się stało z pieniędzmi? Trafiły do prywatnych 
kieszeni.  Trochę  wypłynęło  z  kraju,  trochę  zainwestowano,  ale  ludzie,  którzy  je  poŜyczyli,  nie  odpowiadają  za 
zadłuŜenie. Płacić muszą mieszkańcy Indonezji, chociaŜ nie oni zaciągali poŜyczki; to oznacza twarde ograniczenia, 
ubóstwo  i  cierpienie.  A  sami  dłuŜnicy?  Są  zabezpieczeni  przed  ryzykiem.  To  jedna  z  funkcji  MFM:  zabezpieczać 
tych,  którzy  poŜyczają  i  czynią  ryzykowne  inwestycje.  To  właśnie  ze  względu  na  stopień  ryzyka  poŜyczki  są  tak 
wysoko  oprocentowane.  DłuŜnicy  nie  ryzykują  mając  gwarancje  MFM.  ZadłuŜenie  róŜnymi  kanałami  przenoszone 
jest na podatników z Północy. Cały system tak jest pomyślany, by odciąŜyć poŜyczkobiorców. Ci nigdy nie ponoszą 
odpowiedzialności. Odpowiedzialność spada na zuboŜałe społeczeństwa ich własnych krajów. To są wybory ideolo-
giczne, nie gospodarcze. Problem na tym się nie kończy. Istnieje zasada respektowana w prawie międzynarodowym, 
a  ustanowiona  przez  USA  ponad  sto  lat  temu,  kiedy  to  Stany  "wyzwalały"  Kubę,  czyli  podbiły  ją  w  1898  roku, 
uniemoŜliwiając  samodzielne  wyzwolenie  się  wyspy  spod  władzy  hiszpańskiej.  Rząd  USA  umorzył  wówczas  dług 
Kuby  wobec  Hiszpanii,  posługując  się  całkiem  rozsądnym  argumentem,  Ŝe  zadłuŜenie  jest  niewaŜne  poniewaŜ 
zostało  narzucone  Kubańczykom  siłą,  bez  ich  przyzwolenia.  Zasada  ta  zaczęła  później,  z  inicjatywy  Stanów,  obo-
wiązywać w prawie międzynarodowym pod nazwą "ohydnego zadłuŜenia". Dług nie jest waŜny, jeśli został wymu-
szony. ZadłuŜenie Trzeciego Świata jest ohydnym zadłuŜeniem. Uznała to nawet przedstawicielka USA przy MFM, 
Karen  Lissaker,  specjalistka  od  gospodarki  międzynarodowej,  która  przed  kilku  laty  przyznała,  Ŝe  gdyby  stosować 
zasadę ohydnego zadłuŜenia, większość długów Trzeciego Świata musiałaby zostać uniewaŜniona.  
     DB: "Newsweek" z 13 grudnia poświęcony był "Bitwie w Seattle". Przy jednym z artykułów znalazł się “sidebar” 
zatytułowany  Nowy  Anarchizm.  Pośród  postaw  reprezentatywnych  dla  nowego  anarchizmu  wymieniono  Rage 
Against the Machine i Chumbawamba. Nie sądzę, by wiedział Pan o kim mowa.  
     Chomsky: Wiem, nie jestem aŜ tak odcięty od świata.  
     DB:  To  kapele  rockowe.  Obok  nich  wymieniono  pisarza  Johna  Zerzana  i  Theodore'a  Kaczynskiego,  czyli  Una-
bombera,  oraz  profesora  MIT,  Noama  Chomsky'ego.  Jak  panu  odpowiada  to  towarzystwo?  Czy  "Newsweek" 
kontaktował się z Panem?  
     Chomsky:  Oczywiście.  Przeprowadzili  ze  mną  długą  rozmowę  [chichot].  Domyślam  się,  co  mogło  się  dziać  w 
redakcji, ale wie Pan, jak to jest z domysłami. Określenie "anarchista" zawsze miało podejrzane brzmienie w kręgach 
elity.  Na  przykład  w  dzisiejszym  "Boston  Globe"  zobaczyłem  taki  nagłówek:  "Anarchiści  planują  oprotestować 
kwietniowe  spotkanie  MFM".  Kim  są  ci  anarchiści,  którzy  planują  protest?  To  Public  Citizen  Ralpha  Nadera, 
organizacje  pracownicze  i tak dalej. Oczywiście, przy okazji pojawią się ludzie nazywający samych siebie anarchi-
stami,  cokolwiek  miałoby  to  znaczyć.  Ale  elicie  potrzebne  jest  coś,  co  moŜna  odrzucić  jako  irracjonalne.  Na  tej 
samej zasadzie Thomas Friedman nazywa protestujących wyznawcami płaskiej ziemi.  
     DB:  Vivian  Stromberg  z  nowojorskiej  organizacji  pozarządowej  Madre  mówi,  Ŝe  w  kraju  panuje  podniecenie 
[motion], ale brak inicjatyw [movement].  
     Chomsky: Nie zgadzam się. To, co zdarzyło się w Seattle, było bez wątpienia inicjatywą. Aresztuje się studentów, 
którzy  protestują  przeciwko  niehumanitarnym  warunkom  pracy  [sweatshop  conditions].  Moim  zdaniem  jest  wiele 
podobnych  inicjatyw.  W  pewnym  sensie  to,  co  miało  miejsce  kilka  tygodni  temu  w  Montrealu,  podczas  spotkania 
Protokołu  Biobezpieczeństwa,  było  chyba  jeszcze  dramatyczniejsze,  niŜ  wydarzenia  w  Seattle.  Niewiele  o  tym 
mówiono,  bo  protestowali  przede  wszystkim  Europejczycy.  USA  i  kilka  innych  krajów  oczekiwało  zysków  z 
eksportu  biotechnologii.  Chodzi  o  tak  zwaną  "zasadę  ostroŜności"  [precautionary  principle],  która  dawałaby  prawo 
poszczególnym  krajom  i  społeczeństwom  powiedzieć:  nie,  nie  chcemy  być  przedmiotem  waszych  eksperymentów. 
Podczas  negocjacji  w  Montrealu  Stany  Zjednoczone,  które  są  potęŜnym  ośrodkiem  przemysłu  biotechnicznego, 
inŜynierii genetycznej etc., domagały się zastosowania tutaj liberalniejszych zasad przyjętych przez WTO. Zgodnie z 
nimi  obiekt  eksperymentu  musi  przedstawić  naukowe  dowody  na jego szkodliwość, jeśli tego nie uczyni, zwycięŜa 
prawo korporacji. Większość krajów świata stosuje z powodzeniem zasadę ostroŜności. Chodzi o rzeczy podstawo-

background image

23 

we:  o  obronę  prawa  poszczególnych  społeczeństw  do  podejmowania  autonomicznych  decyzji,  do  dobrowolnego 
poddawania się eksperymentom, nie mówiąc juŜ o kontroli nad własnymi zasobami i ustalaniu zasad, na jakich obcy 
kapitał  moŜe  inwestować  w  moim  kraju.  Inaczej  mówiąc,  chodzi  o  zachowanie  suwerenności,  o  obronę  przed 
megakorporacjami. Z pewnego punktu widzenia problemy podnoszone w Montrealu były więc bardziej istotne niŜ w 
Seattle.  
     DB: Czy sądzi Pan, Ŝe kwestia bezpiecznej Ŝywności mogłaby przysporzyć lewicy elektoratu?  
     Chomsky: Nie uwaŜam by był to problem akurat dla lewicy. Jeśli określenie "lewica" coś jeszcze znaczy, znaczy 
ono  zajmowanie  się  potrzebami  i  prawami  przeciętnego  człowieka,  z  czego  wynika,  Ŝe  ogromna  większość  społe-
czeństwa  powinna  skłaniać  się  ku  lewicy.  I  tak  chyba  rzeczywiście  jest.  Kwestia  bezpiecznej  Ŝywności  o  tyle  jest 
problemem lewicy, o ile dotyczy całego społeczeństwa.  
     DB: Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o ruchu studenckim walczącym o lepsze warunki pracy [antisweats-
hop movement]. Czy róŜni się on od innych, znanych Panu ruchów?  
     Chomsky:  I  tak  i  nie. W pewnym sensie jest podobny do ruchu przeciwko apartheidowi, z tą róŜnicą, Ŝe uderza 
bezpośrednio  w  relacje  wyzysku.  To  jeszcze  jeden  przykład  współdziałania  róŜnych  elektoratów.  Ruch  został 
zainicjowany przez Charliego Kernaghana z nowojorskiego National Labor Committee i przez inne grupy skupiające 
działaczy  pracowniczych.  Studenci  zaangaŜowani  w  ruch  wymusili  na  rządzie  USA  opracowanie  swego  rodzaju 
kodeksu. Administracja sponsoruje nawet koalicję grup pracowniczych i studenckich, którą jednak wiele innych grup 
bojkotuje, uwaŜając, Ŝe jej działalność prowadzi donikąd.  
     DB: Studenci nie nawołują do obalenia systemu wyzysku.  
     Chomsky: MoŜe powinni. Tymczasem walczą o prawa pracownicze. Te same prawa, które starają się gwaranto-
wać  konwencje  MOP.  Stany  Zjednoczone  ratyfikowały bardzo niewiele postanowień MOP. Gorsza sytuacja w tym 
względzie jest chyba tylko na Litwie i w Salwadorze. Nie oznacza to, Ŝe inne kraje respektują postanowienia MOP, 
ale przynajmniej je podpisują. Stany Zjednoczone nie robią nawet tego.  
     DB: Proszę mi powiedzieć, co dzieje się na Pana campusie, w MIT. Czy istnieje tam ruch obrony praw pracowni-
czych?  
     Chomsky: Istnieją bardzo aktywne grupy zajmujące się sprawiedliwością społeczną. Sprawiedliwością w prakty-
ce.  Tymi  samymi  kwestiami,  które  kazały  ludziom  wyjść  na  ulice  Seattle.  W  Stanach  nikt  nie  cierpi  tak,  jak  w 
krajach  Trzeciego  Świata,  ale  pomimo  przyrostu  gospodarczego  większość  społeczeństwa  jest  pozostawiona  sama 
sobie. Międzynarodowe porozumienia ekonomiczne, tak zwane porozumienia wolnorynkowe, mają na celu utrzyma-
nie stanu obecnego.  
     BD:  Jak  mógłby  Pan  skomentować  afrykańskie  przysłowie,  które  powiada:  "Nie  zburzysz  domu  Pana  jego 
narzędziami".  
     Chomsky:  Jeśli  miałoby  to  oznaczać:  nie  próbuj  poprawiać  losu  ludzi  cierpiących,  to  nie  zgadzam  się  z  nim. 
Prawda,  Ŝe  scentralizowana  władza,  korporacyjna  czy  państwowa,  nie  zamierza  popełnić  samobójstwa.  Ale  to  nie 
znaczy,  Ŝe  nie  powinniśmy  jej  przeszkadzać.  Po  pierwsze,  wykorzystuje  ona  cierpienie  i  temu,  niezaleŜnie  od 
wszystkiego,  naleŜy  się  sprzeciwiać.  Ludzie  muszą  zrozumieć  ile  mogą  zdziałać  dzięki  współpracy.  Alternatywą 
będą akademickie seminaria pełne narzekań jak okropny jest system.  
 

[12 kwietnia 2000] 

* * * 

O ataku  

     Wtorkowe  ataki  to  zbrodnia.  Skalą  nie  dorównywały  być  moŜe  innym,  myślę  choćby  o  przeprowadzonych  z 
rozkazu Clintona bombardowaniach, które zniszczyły połowę infrastruktury farmaceutycznej Sudanu. Ile pociągnęły 
za sobą ofiar nikt nie wie, poniewaŜ Stany zablokowały moŜliwość zebrania danych a ONZ teŜ na nich specjalnie nie 
zaleŜało. Nie wspomnę o jeszcze bardziej drastycznych przypadkach, moŜna je mnoŜyć. Tak czy inaczej ataki były 
bez  wątpienia  straszliwą  zbrodnią,  a  jej  ofiarami  stali  się,  jak  zwykle,  ludzie  pracy:  portierzy,  sekretarki,  straŜacy, 
etc.  Wkrótce  moŜe  się  okazać,  Ŝe  to  miaŜdŜący  cios wymierzony w Palestyńczyków i inne biedne, represjonowane 
narody.  Kolejną  konsekwencją  ataku  będzie  najpewniej  zaostrzenie  systemów  kontroli  oraz  bezpieczeństwa,  a  to 
pociągnie za sobą ograniczenie swobód obywatelskich i wolności. 
     Wtorkowe  wypadki  w  dramatyczny  sposób  dowodzą  jaką  głupotą  jest  "obrona  rakietowa".  Od  dawna  było 
oczywiste,  na  co  wielokrotnie  zwracali  uwagę  analitycy  od  strategii,  Ŝe  jeśli  ktoś  będzie  chciał  dokonać  w  USA 
zniszczeń  na  wielką  skalę,  przy  zastosowaniu  broni  masowego  raŜenia,  nie  zdecyduje  się  na  z  góry przegrany atak 
rakietowy.  Istnieje  mnóstwo  prostszych  sposobów,  przed  którymi  w  zasadzie  nie  ma  jak  się  ochronić.  Ostatnie 
wypadki  najprawdopodobniej  zostaną  wykorzystane  jednak  dla  wzmoŜenia  nacisków,  by  budować  kolejne systemy 
obrony. Pod cienkim woalem pojęcia "obrona" kryją się plany militaryzacji przestrzeni, wystarczy dobrze przygoto-
wana kampania, by nawet najbardziej wątpliwe argumenty trafiły do przekonania przeraŜonej opinii publicznej. 
     Krótko mówiąc, wtorkowa zbrodnia to prawdziwy dar dla ultranacjonalistycznej prawicy, która dąŜy do tego, by 
sprawować  kontrolę  przy  uŜyciu  siły.  Nie  chodzi  juŜ nawet o działania podjęte ewentualnie przez Stany, działania, 
które mogą pociągnąć za sobą kolejne ataki, jeśli nie gorsze konsekwencje. W kaŜdym razie perspektywy są bardziej 
złowieszcze niŜ przed atakami. 

background image

24 

     MoŜemy  róŜnie  zareagować.  MoŜemy  dawać  wyraz  zgrozie  albo  próbować  zrozumieć  dlaczego  doszło  do 
zbrodni,  a  to  oznacza,  Ŝe  musielibyśmy  dokonać  niejakiego  wysiłku  i  wniknąć  w  sposób  myślenia  sprawców.  Jeśli 
podejmiemy  ten  wysiłek,  powinniśmy  wysłuchać  słów  Roberta  Fiska,  który  przez  wiele  lat  był  sprawozdawcą  na 
Bliskim Wschodzie i jak nikt zna realia regionu. Mówiąc o "przeraŜającym okrucieństwie pognębionych i upokorzo-
nych"  Fisk  pisze:  "nie  wierzmy,  jak  będzie  się  nam  teraz  wmawiać,  Ŝe  chodzi  o  wojnę  demokracji  przeciwko 
terrorowi. Chodzi takŜe o amerykańskie pociski niszczące domy Palestyńczyków, o helikoptery USA, które ostrzela-
ły libański szpital polowy w 1996 roku, o zniszczenie przez Amerykanów wioski Qana, o libańską milicję opłacaną z 
poparciem Stanów przez Izrael - siejącą śmierć w obozach uchodźców". O wiele innych, podobnych działań. 
     MoŜemy wybierać: albo postaramy się zrozumieć albo nie, a wtedy przyłoŜymy rękę do jeszcze gorszych rzeczy, 
które mogą się zdarzyć. 

* * *

 

Timor Wschodni - to jeszcze nie koniec 

     Według  najnowszych wiadomości, misja ONZ we Wschodnim Timorze była w stanie stwierdzić liczbę 150 000 
ludzi  z  szacowanej  populacji  liczącej  850  000  w  tym  regionie.  Jej  raport  mówi,  Ŝe  260  000  "obecnie  prowadzi 
nędzną wegetację w znajdujących się w fatalnym stanie obozach dla uchodźców w Zachodnim Timorze, pod szczel-
ną  kontrolą  milicji,  po  tym  jak  uciekli  lub  zostali  zmuszeni  do  opuszczenia  swoich  miejsc  zamieszkania",  i  Ŝe 
kolejnych 100 000 osób zostało przeniesionych do innych części Indonezji. Co do reszty podejrzewa się, Ŝe kryją się 
w  górach.  Dowódca  australijski  wyraził  oczywistą  troskę,  Ŝe  wysiedleni  ludzi  cierpią  z  braku  Ŝywności  i  lekarstw. 
Wizytując  obozy  we  Wschodnim  i  Zachodnim  Timorze,  doradca  amerykańskiego  Sekretarza  Stanu,  Harold  Koh 
stwierdził,  Ŝe  uchodźcy  "głodują  i  są terroryzowani", a zniknięcia ludzi "bez wyjaśnień" są na porządku dziennym. 
Aby uświadomić sobie skalę spustoszenia, trzeba być świadomym potencjalnej likwidacji fizycznej bazy niezbędnej 
do  przetrwania,  której  dokonali  wycofujący  się  Ŝołnierze  indonezyjscy  oraz  związane  z  nimi  siły  paramilitarne 
(milicja), oraz zdać sobie sprawę z rządów terroru, które panowały na tym terenie przez ćwierć wieku (wymordowa-
nie  setek  tysięcy  ludzi,  gdy  administracja  Cartera  dostarczała  wymaganego  dyplomatycznego  i  militarnego  wspar-
cia). 
     Jak  działali  ich  następcy  podczas  "fazy  szlachetnej"  w  polityce  zagranicznej,  z  jej  "dostojnym  blaskiem",  aby 
przytoczyć  fragmenty  tej  wzniosłej  retoryki  odpowiednich  komentatorów  w  prasie  krajowej  w  latach  90-tych? 
Jednym sposobem był wzrost poparcia dla morderców - dla "takiego naszego człowieka", jak generał Suharto został 
określony  przez  administrację  Clintona  zanim  popadł  w  niełaskę  za  utratę  kontroli i nieudane próby wprowadzenia 
cięŜkich  reform  zaordynowanych  przez  Międzynarodowy  Fundusz  Walutowy  z  odpowiednią  Ŝarliwością.  Po 
masakrze  w  Dili  w  1991  roku  Kongres  ograniczył  sprzedaŜ  broni  i  zakazał  trenowania  Ŝołnierzy  Indonezji  przez 
USA, ale Clinton znalazł pokrętny sposób ominięcia tych zakazów. Kongres wyraził swoje "oburzenie", zauwaŜając, 
Ŝ

e  "to  było  i  jest  intencją  Kongresu,  aby  zakazać  amerykańskiego  treningu  wojskowego  dla  Indonezji"  -  o  czym 

mogą  się  dowiedzieć  czytelnicy  Far  Eastern  Economic  Review  oraz  publikacji  dysydenckich  w  Ameryce.  Ale 
wszystko to na próŜno. 
     Pytania  dotyczące  programów  Clintona  otrzymały  rutynowe  odpowiedzi  z  Departamentu  Stanu:  amerykańskie 
szkolenie wojskowe "przynosi bardzo pozytywne wyniki w sensie wpisania zagranicznych sił militarnych w amery-
kańskie wartości". Te wartości zostały ukazane, gdy pomoc militarna dla sprzedaŜy przepływającego i licencjonowa-
nego przez rząd Indonezji uzbrojenia wzrosła pięciokrotnie od roku podatkowego 1997 do ostatniego roku. Miesiąc 
temu  (19  września  1999  roku)  międzynarodowy  serwis  informacyjny  London  News  oraz  Guardian  Weekly  opubli-
kowały  relacje  zatytułowane  "US  Trained  Butchers  of  East  Timor"  ("Szkoleni  przez  USA  rzeźnicy  Wschodniego 
Timoru").  Raport,  autorstwa  dwóch  korespondentów  opisał  program  Clintona  "Iron  Balance"  ("śelazna  równowa-
ga"), w ramach którego szkolono wojsko indonezyjskie z pogwałceniem zakazu ze strony kongresu nałoŜonym juŜ w 
1998 roku. W ramach programu uwzględniono jednostki Kopassus, przestępcze siły, które zorganizowały i kierowały 
"milicją" i bezpośrednio uczestniczyły w ich zbrodniach, czego Waszyngton był absolutnie świadomy - podobnie jak 
wiedział,  Ŝe  ci  "długo-dystansowi"  beneficjanci  treningów  amerykańskich  "przechodzą  do  legendy  ze  względu  na 
swoje okrucieństwo", a Wschodni Timor "stał się pierwszoplanowym przykładem wszelkiego rodzaju zbrodni" (Ben 
Anderson, jeden z czołowych specjalistów zajmujących się Indonezją). 
Program Clintona "śelazna równowaga" dostarczył tym siłom jeszcze więcej szkoleń w zakresie zwalczania buntów 
i "operacji psychologicznych", co zostało od razu zastosowane. Podczas gdy oni i ich sługusy palili stolicę, Dili, we 
wrześniu,  czemu  towarzyszyły  mordy  i  wszelka  przemoc,  Pentagon  oznajmił,  Ŝe  "amerykańsko-indonezyjski 
program szkoleniowy skupił się na przeciwdziałaniu katastrofom humanitarnym i innymi klęskom, i zakończył się 25 
sierpnia", pięć dni przed referendum, które wywołało ostrą eskalację zbrodni - dokładnie taką, jakiej mogli spodzie-
wać się przywódcy polityczni z Waszyngtonu, przynajmniej jeśli czytali swoje własne raporty wywiadowcze. 
     Wszystko to, jak się okazało, wpadło wprost w dziurę w pamięci, która zwiera cały przeszły "dorobek" głównych 
akcji wspierania przez Amerykę zbrodni, zasługując na taki sam (całkowity) oddźwięk w mediach, jak wiele innych 
wydarzeń  ubiegłego  roku;  na  przykład  jednomyślnie  głosowanie  w  Senacie,  30  czerwca,  wzywające  administrację 
Clintona do połączenia indonezyjskiej akcji militarnej w Timorze Wschodnim z "jakąkolwiek poŜyczką czy pomocą 
finansową dla Indonezji", jak mogli przeczytać czytelnicy Irish Times. 
     Przez  większą  część  1999  roku  intelektualiści  zachodni  byli  zaangaŜowani  w  jeden  z  najbardziej  zuchwałych 
pokazów  samouwielbienia  w  stosunku  do  wspaniałych  działań  w  Kosowie.  Pomiędzy  wieloma  innymi  aspektami 

background image

25 

tego  niezwykłego  osiągnięcia,  o  którym  zawiadomiono we właściwych miejscach, mieliśmy do czynienia z faktem, 
Ŝ

e potęŜna fala gnębionych uchodźców wyrzuconych z ich domów po bombardowaniach mogła otrzymać niewielkie 

wsparcie - wszystko to dzięki obcięciu przez Waszyngton funduszy dla odpowiedzialnych za to słuŜb ONZ. Ilość ich 
pracowników  została  zredukowana  o  15%  w  1998  roku,  i  kolejne  20%  w  styczniu  1999  roku;  a  teraz  musi  znosić 
słowa  krytyki  ze  strony  (równieŜ  natchnionego)  Tony  Blaira  za  swoją  "problematyczną  działalność"  w  momencie 
pojawienia  się  zbrodni,  które  były  koniecznym  następstwem  bombardowania  ze  strony  USA/UK.  Podczas  gdy 
odbywała się odpowiednia, nieustanna adoracja tych działań ze strony społeczeństwa, zbrodnie zaczęły mieć miejsce 
w  Timorze  Wschodnim.  Nawet  przed  referendum  sierpniowym  zostało  zabitych  od  3  do 5 tysięcy ludzi, co podają 
wiarygodne źródła kościelne - około dwukrotnie więcej niŜ liczba zabitych przed rozpoczęciem nalotów w Kosowie 
(z  populacją  większą  o  ponad  dwa  razy),  jak  stwierdza  NATO.  Podczas  gdy  okrucieństwa  sięgnęły  szczytu  we 
wrześniu,  Clinton  w  milczeniu  obserwował,  aŜ  został  zmuszony  wewnętrzną  i międzynarodową (przede wszystkim 
australijską)  presją  do  wykonania  przynajmniej  kilku  gestów.  To  wystarczyło  generałom  indonezyjskim,  aby  na-
tychmiast  zająć  odwrotne  do  dotychczasowego  stanowisko  -  co  jest  oznaką  ukrytej  siły,  która  wciąŜ  czuwa  w 
pogotowiu. KaŜda rozumna istota moŜe natychmiast wyciągnąć kilka wniosków na temat winowajców. 
     Z  ostatniej  chwili,  USA  nie  dostarczyło  Ŝadnych  funduszy  dla  sił  międzynarodowych  ONZ  kierowanych  przez 
Australię  (z  drugiej  strony  Japonia,  od  dawna  gorliwy  dostawca  pomocy  dla  Indonezji  zaoferował  100  milionów 
dolarów). Ale to nie jest chyba wielkim zaskoczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę odmowę pokrycia jakichkolwiek 
kosztów  związanych  z  operacją  cywilną  w  Kosowie.  Waszyngton  poprosił  równieŜ  ONZ,  aby  zredukowało  skalę 
tego typu operacji, poniewaŜ moŜe zostać zmuszone do opłacenia części związanych z tym wydatków. Setki tysięcy 
zaginionych ludzi moŜe głodować w górach, ale Siły Powietrzne, które szczycą się bardzo precyzyjnym niszczeniem 
celów  cywilnych  najwidoczniej  są  pozbawione  zdolności  zrzucania  z  powietrza  poŜywienia  -  i  nie  było  słychać 
Ŝ

adnych  głosów  opowiadających  się  za  nawet  tak  podstawową  humanitarną  akcją.  Kolejne  setki  i  tysiące  spotyka 

ponury los w samej Indonezji. Jedno słowo z Waszyngtonu mogłoby dać kres ich niedoli, ale takie słowo nie padło, 
podobnie jak nie pojawiły się Ŝadne komentarze. 
     W przypadku Kosowa przygotowania do procesów o zbrodnie wojenne są prowadzone od maja, przyspieszone z 
inicjatywy  USA-UK,  co  zakłada  między  innymi  bezprecedensowy  dostęp  do  informacji  wywiadowczych.  We 
Wschodnim  Timorze  śledztwa  są  prowadzone  "w  czasie  wolnym  od  pracy",  z  uczestnictwem  Indonezji  oraz  z 
nadzwyczaj  "napiętym"  terminem,  w  którym  mają  się  zakończyć  (31  grudnia).  To  jest,  według  urzędników  ONZ 
cytowanych  przez  prasę  brytyjską,  "Ŝart  doskonały,  całkowita  poraŜka".  Rzecznik  Amnesty  International  dodał,  Ŝe 
dochodzenie, które się planuje, "wywoła we Wschodnim Timorze jeszcze większą traumę niŜ miało to miejsce do tej 
pory.  W  tych  warunkach  moŜe  to  być  naprawdę  uwłaszczające".  Generałowie  indonezyjscy  "nie  wydają  się  z  tego 
powodu  trząść  ze  strachu",  stwierdziła  prasa  australijska.  Jeden  powód  to  taki,  Ŝe  "jednym  z  najbardziej  potępiają-
cych  dowodów  prawdopodobnie  będzie...  materiał  ściągnięty  z  fal  radiowych  przez  skomplikowany  amerykański  i 
australijski  elektroniczny  sprzęt  do  przechwytywania",  a  generałowie  ufają,  Ŝe  ich  starzy  przyjaciele  nie  pozwolą, 
aby  stała  im  się  krzywda  -  jeśli  tylko  "łańcuch  odpowiedzialności"  będzie  trudny  do  przerwania  we  właściwym 
miejscu. 
     Pojawiło  się  teŜ  niewiele  starań,  aby  wydobyć  dowody  przestępstw  dokonanych  we  Wschodnim  Timorze. 
Zdecydowanie  przeciwnie  do  tego  Kosowo  zostało  zapełnione  policyjnymi  i  medycznymi  ekipami  z  USA  i  innych 
państw zbierającymi dowody zagłady, w nadziei na odkrycie zbrodni zakrojonych na szeroką skalę, które mogą stać 
się materiałem usprawiedliwiającym bombardowanie przez NATO; jednak one były oczywistym tego skutkiem - jak 
to zaplanował Milosevic, co się dzisiaj przyjmuje, mimo Ŝe generał Wesley Clark stwierdził to miesiąc po rozpoczę-
ciu ataku, Ŝe rzekomymi planami "nigdy nie dzielono się ze mną", i Ŝe operacja NATO "nie została pomyślana [przez 
liderów  politycznych]  jako  sposób  powstrzymania  serbskich  czystek  etnicznych...  Nie  było  nigdy  intencji,  aby  to 
robić. Nie o to chodziło". 
     Komentując  odmowę  Waszyngtonu,  aby  choć  podnieść  palec,  aby  pomóc  ofiarom  zbrodni,  starszy  dyplomata 
australijski Richard Butler zauwaŜył, Ŝe "zostało mi to bardzo jasno zasugerowane przez doświadczonego analityka 
amerykańskiego,  Ŝe  fakty  dotyczące  przymierza  wyglądają  następująco:  USA  będzie  reagowało  z  uwzględnieniem 
proporcji,  definiując  to  przede  wszystkim  w  kategoriach  własnego  interesu  i  oceny  zagroŜenia...".  Uwagi  te  nie 
zostały  przedstawione  jako  krytyka  Waszyngtonu,  dotyczyły  one  raczej  jego  rodaków,  Australijczyków,  którzy  nie 
zdają sobie sprawy z podstawowych kwestii: Ŝe to inni mają dźwigać cięŜary i zmagać się z kosztami - co w przy-
padku  Australii  moŜe  stanowić  powaŜny  problem.  Nie  będzie  to  z pewnością szokiem, jeśli za dwa lata amerykań-
skie korporacje będą ochoczo korzystały z warunków w Indonezji, która czuje się uraŜona z powodu akcji australij-
skich, ale nie skarŜy się na swojego pana. 
     Chór samouwielbienia trochę przycichł, choć nie za bardzo. O wiele waŜniejsza niŜ te politowania godne manife-
stacje  jest  poraŜka  w  próbach  działania  -  natychmiast  i  zdecydowanie  -  aby  ocalić  pozostałości  po  tej  jednej  z 
najstraszniejszych tragedii naszego okrutnego wieku. 

background image

26 

 
 

R e c e n z j e     w y b r a n y c h     b r o s z u r  

Murray Bookchin “Anarchizm ery dobrobytu” - pozycja nr 46. 

     Murray Bookchin to najbardziej znany współczesny propagator anarchizmu, który 
pokładał szerokie nadzieje w rewolcie w końcu lat 60-tych. I to wyraźnie jest odczu-
walne w tym krótkim, dobrze przetłumaczonym eseju. Autor bardzo celnie i trafnie 
łączy zagadnienia związane z ochroną środowiska a anarchizmem. Udowadnia, Ŝe te 
dwa elementy stanowią układankę tworzącą jednolitą całość. Postuluje zlikwidowanie 
hierarchii jako struktury, która “stanowi zagroŜenie dla przetrwania ludzkości”.  

Albert Memmi “Poznajemy rasizm na własnej skórze” - pozycja nr 8. 

     Głęboka analiza rasizmu dokonana przez Tunezyjczyka urodzonego w społeczno-
ści  Ŝydowskiej  a  mieszkającego  w  ParyŜu.  Autor  miał  więc  przypuszczalnie  wiele 
doświadczeń związanych z powyŜszym tematem. Jego rozwaŜania są czasami bardzo 
zaskakujące, moŜe kontrowersyjne. Momentami moŜna odnieść wraŜenie, Ŝe Memmi 
szuka  problemu  tam,  gdzie  go  nie  ma. Szybko okazuje się jednak, dzięki dowodom 
podanym jak na tacy, Ŝe rasizm jest głęboko osadzony w kaŜdym społeczeństwie. W 
tekście  jest  wiele  odwołań  do  psychologii,  relacji  między  katem  a  ofiarą,  systemów 
kolonizacyjnych, itd. 

Piotr  Frankowski  “Działalno

ść

  Warszawskiej  Federacyjnej  Grupy  Anarchi-

stów-Komunistów “Internacjonał” w latach 1905-1908” - pozycja nr 11. 

     Krótki,  ale  zdecydowanie  docierający  do  sedna  szkic  poświęcony  działalności 
jednej z najbardziej pręŜnych organizacji anarchistycznych funkcjonujących na terenie 
Królestwa  Polskiego  w  okresie  I  rewolucji  rosyjskiej  (1905-1907).  Autor  umiejętnie 
wychodzi  od  wyjaśnienia  ogólnie  idei  skrajnej  wolności,  aby  następnie  konkretnie 
przejść  do  szczegółów  związanych  z  “Internacjonałem”.  Wylicza  akcje  przeprowa-
dzone przez członków grupy, przedstawia cele, zakres i skutki dokonań anarchistów. 

Bertrand Russell “Bakunin i anarchizm” - pozycja nr 57. 

     II  rozdział ksiąŜki “Drogi do wolności”. KsiąŜka ta była pisana w okresie najpeł-
niejszej  identyfikacji  z  socjalizmem  gildyjnym.  Socjalizm  gildyjny  moŜna  traktować 
jako odmianę anarchizmu. Dla Russella władza była przede wszystkim złem. Powta-
rzał wielokrotnie z naciskiem, Ŝe “istota rządu i prawa polega na ograniczeniu wolno-
ści”. W niniejszej broszurze autor ukazuje co to jest anarchizm oraz rolę jaką odegrał 
Bakunin w ruchu anarchistycznym. 

 

 

 

background image

27 

S P I S   T R E Ś C I :  

 

[P

EWNE

PRAWDY I MITY NA TEMAT RETORYKI WOLNEGO RYNKU

..........2

 

D

ŁUG

NARKOTYKI I DEMOKRACJA

...........................................................3

 

K

OMENTARZE DO OBECNEJ SYTUACJI POLITYCZNEJ

.................................7

 

K

ONTROLA NAD MEDIAMI

.........................................................................9

 

Początki historii propagandy...................................................................9

 

Demokracja widzów ................................................................................9

 

Public relations......................................................................................10

 

Manipulowanie opinią ..........................................................................12

 

Opis zamiast rzeczywistości..................................................................13

 

Kultura dysydencji................................................................................13

 

Parada wrogów......................................................................................14

 

Selektywność percepcji ..........................................................................15

 

Wojna w Zatoce.....................................................................................16

 

N

OAM 

C

HOMSKY O  KAPITALIZMIE

.........................................................18

 

N

OAM 

C

HOMSKY DLA 

N

EW 

S

TATESMAN

, L

IPIEC 

1994..........................19

 

C

OŚ SIĘ DZIEJE

KOTŁY POD PARĄ

PORA WSIADAĆ NA POKŁAD

............21

 

ATAKU

..................................................................................................23

 

T

IMOR 

W

SCHODNI 

TO JESZCZE NIE KONIEC

.........................................24

 

 

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Noam  Avram  Chomsky,  urodził  si

ę

  w  1929  roku.  Jest  j

ę

zykoznawc

ą

,  od  1954  roku 

pracuje  w  Massachussets  Institute  of  Technology.  Jest  twórc

ą

  gramatyki 

transformacyjno-generatywnej,  maj

ą

cej  przełomowe  znaczenie  dla  rozwoju 

nowoczesnych  teorii  lingwistycznych.  W 

ś

rodowiskach  filologicznych  mniej  jest 

jednak  znana  jego  działalno

ść

  polityczna.  Jeszcze  w  latach  sze

ść

dziesi

ą

tych  i  na 

pocz

ą

tku nast

ę

pnej dekady gło

ś

no protestował przeciwko wojnie wietnamskiej. W 

latach pó

ź

niejszych opublikował mnóstwo artykułów i ksi

ąŜ

ek na tematy ekonomiczne, społeczne i 

polityczne. Od ko

ń

ca lat siedemdziesi

ą

tych zajmuje si

ę

 przede wszystkim zagadnieniem zwi

ą

zków 

j

ę

zyka z polityk

ą

, histori

ą

 idei i histori

ą

 nauki.

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 

 

R

ED  

R

AT

 

http://red-rat.w.interia.pl

 

e-mail: red_rat@interia.pl

 

Artur Wyrwa, skr. poczt. 39, 65-182 Zielona Góra 5 
koperta + znaczek za 1,20zł = katalog Red Rat

 

 

 


Document Outline