background image

4

SPISEK  XIZORA

background image

5

Dla Andrew Slaca, Mary Mayther Slac i Gary’ego Slaca

background image

6

background image

7

R O Z D Z I A £



DZIŒ…

R

ÓWNOLEGLE

 

DO

 

WYDARZEÑ

P

OWROTU

 J

EDI

Strach to po¿yteczna rzecz.

By³a to jedna z najwa¿niejszych nauk, jakie móg³ poznaæ ³ow-

ca nagród. A Bossk uczy³ siê tego w³aœnie teraz.

Przez okno kokpitu „Wœciek³ego Psa” widzia³ wybuchy, które

rozdar³y na ogniste strzêpy poczernia³ej durastali tamten statek –

„Niewolnika I” Boby Fetta. Jednoczeœnie og³uszy³ go wybuch sze-

rokopasmowych zak³óceñ statycznych, dochodz¹cych z komlinka

jak elektromagnetyczny jêk œmierci. Przenikliwy, wielooktawowy

dŸwiêk wylewa³ siê z g³oœników „Wœciek³ego Psa” przez dobrych

kilka minut, dopóki ognista apokalipsa nie poch³onê³a ostatniego

obwodu na pok³adzie statku Fetta.

Wreszcie, gdy ju¿ móg³ s³yszeæ w³asne myœli, Bossk spojrza³

w pust¹ przestrzeñ, tam, gdzie jeszcze przed chwil¹ znajdowa³ siê

„Niewolnik I”. Na tle zimnego, rozgwie¿d¿onego nieba tylko kilka

strzêpów roz¿arzonego do bia³oœci metalu powoli przygasa³o w st³u-

mion¹ czerwieñ, oddaj¹c ¿ar pró¿ni.

On nie ¿yje, pomyœla³ Bossk z dzik¹ satysfakcj¹. Nareszcie.

Wszystkie atomy, które sk³ada³y siê na cia³o œwiêtej pamiêci Boby

Fetta, tak¿e dryfowa³y teraz w przestrzeni, nareszcie nieszkodli-

we. Zanim przeniós³ siê na w³asny statek, Bossk zdo³a³ na pok³a-

dzie „Niewolnika I” zainstalowaæ tyle detonatorów termicznych,

¿eby z wszystkiego, co tam ¿y³o, pozosta³y wy³¹cznie popio³y i pa-

skudne wspomnienia.

A wiêc jeœli wci¹¿ odczuwa³ lêk, jeœli ¿o³¹dek wci¹¿ œciska³

mu siê na wspomnienie mrocznej, przes³oniêtej wizjerem twarzy

background image

8

Boby Fetta, musia³a to byæ ca³kowicie irracjonalna reakcja. On nie

¿yje, nie ma go…

Ciszê panuj¹c¹ w kokpicie „Psa” zak³óci³o ledwie s³yszalne pik-

niêcie pochodz¹ce z panelu kontrolnego. Bossk spojrza³ w dó³ i stwier-

dzi³, ¿e teletransponder wychwyci³ w najbli¿szym s¹siedztwie obec-

noœæ drugiego statku. Jeœli wierzyæ koordynatom, jakie pojawi³y siê

na ekranie, musia³ on siedzieæ na karku „Wœciek³ego Psa”.

W dodatku by³ to statek znany jako „Niewolnik I”. Profil ID

pasowa³ idealnie.

To niemo¿liwe, pomyœla³ oszo³omiony Bossk. Serce na krót-

k¹ chwilê zamar³o mu w piersi, po czym niepewnie podjê³o pracê.

Przed eksplozj¹ odczyta³ ten sam profil ID z drugiej strony swoje-

go  statku  i obróci³  „Wœciek³ego  Psa”  akurat  na  czas,  aby  ekran

wype³ni³a ogromna kula eksplozji.

Nagle zda³ sobie sprawê, ¿e nie widzia³ samego „Niewolni-

ka I”. A to znaczy, ¿e…

Bossk us³ysza³ inny dŸwiêk, jeszcze cichszy, dochodz¹cy z in-

nego miejsca statku. Ktoœ jeszcze tam by³. Czujne zmys³y Trando-

szanina  zarejestrowa³y  moleku³y  innego  stworzenia,  kr¹¿¹ce  po

zamkniêtym  obiegu  wentylacji  statku.  Bossk  wiedzia³,  do  kogo

nale¿¹.

On tu jest. Krew w ¿y³ach Bosska zamieni³a siê w lód. Boba

Fett…

Bossk czu³, ¿e jakimœ cudem wyprowadzono go w pole. Eks-

plozja nie poch³onê³a ani „Niewolnika I”, ani jego pasa¿erów. Nie

mia³ pojêcia, jak siê to Fettowi uda³o, ale siê uda³o. A og³uszaj¹cy

wrzask elektroniczny, który wype³ni³ kokpit, wystarczy³, aby ukryæ

wtargniêcie Boby Fetta na pok³ad „Wœciek³ego Psa”. Ha³as trwa³

doœæ d³ugo, aby Fett zd¹¿y³ wedrzeæ siê do w³azu i uszczelniæ go

za sob¹.

Z g³oœnika na sklepieniu kokpitu odezwa³ siê nagle g³os, który

nie nale¿a³ ani do Bosska, ani do Boby Fetta.

– Dwadzieœcia sekund do detonacji – oznajmi³ ch³odny, po-

zbawiony  emocji  g³os  autonomicznej  bomby.  Tylko  najwiêksze

modele mia³y takie obwody ostrzegawcze.

Strach rozpuœci³ lód w ¿y³ach Bosska, który wyskoczy³ z fo-

tela pilota i zanurkowa³ w korytarz za swoimi plecami.

W pomieszczeniu ze sprzêtem awaryjnym „Wœciek³ego Psa”

rzuci³ siê na zawartoœæ jednej z szafek, rozdzieraj¹c j¹ uzbrojony-

mi w pazury ³apami. „Pies” ju¿ nied³ugo pozostanie statkiem; za

background image

9

kilka sekund – odliczanie trwa – zmieni siê w roz¿arzone stalowe

odpadki, otoczone mg³¹ szybko rozpraszaj¹cych siê gazów atmos-

ferycznych,  dok³adnie  tak  samo  jak  to,  co  omy³kowo  wzi¹³  za

statek Boby Fetta. Bossk nie przejmowa³ siê teraz tym, ¿e za chwilê

jego statek nie bêdzie w stanie naprawiæ w³asnych systemów pod-

trzymywania ¿ycia. Gadopodobny Trandoszanin upchn¹³ kilka naj-

potrzebniejszych rzeczy w samouszczelniaj¹cy siê otwór zniszczo-

nej,  czêsto  u¿ywanej  torby ciœnieniowej.  Za chwilê systemy nie

bêd¹ mia³y ju¿ ¿adnego ¿ycia do podtrzymywania, bo z kapitana

statku pozostanie kilka strzêpków zakrwawionej tkanki i koœci, szyb-

ko stygn¹cych w zimnej pró¿ni. Ju¿ mnie tu nie ma, pomyœla³ Bossk,

zarzucaj¹c na ramiê pasek torby, i rzuci³ siê w kierunku w³azu.

– Piêtnaœcie sekund do detonacji – poinformowa³ Bosska spo-

kojny, przyjazny g³os dochodz¹cy z centralnego korytarza „Psa”.

Trandoszanin rzuci³ siê w kierunku kapsu³y awaryjnej. Wiedzia³,

¿e Boba Fett w³¹czy³ autonomiczne obwody g³osowe bomby tylko

po to, ¿eby mu dokuczyæ.

– Czternaœcie… – nie ma lepszego sposobu motywacji my-

œl¹cego stworzenia ni¿ taki bezcielesny g³os oznajmiaj¹cy zbli¿aj¹-

c¹ siê zag³adê. – Trzynaœcie… czy wzi¹³eœ pod uwagê mo¿liwoœæ

ewakuacji?

– Zamknij siꠖ warkn¹³ Bossk. Nie by³o sensu przemawiaæ

do  termicznych  materia³ów  wybuchowych  i obwodów  zap³ono-

wych,  ale  jakoœ  nie  potrafi³  siê  powstrzymaæ.  Pod  œmiertelnym

lêkiem, który przyspieszy³ bicie jego serca, kry³a siê mordercza

wœciek³oœæ. Ka¿de jego spotkanie z Bob¹ Fettem koñczy³o siê tak

samo. Czy¿by nie mo¿na by³o tego unikn¹æ? Ten œmierdz¹cy, zdra-

dziecki ³otr…

Strzêpy i od³amki po poprzedniej eksplozji bombardowa³y ze-

wnêtrzn¹ pancern¹ pow³okꠄPsa” jak rój maleñkich meteorytów.

Gdyby w tym wszechœwiecie panowa³a jakakolwiek sprawiedliwoœæ,

Boba Fett ju¿ by teraz nie ¿y³. Ma³o tego, by³by rozbity na atomy.

Furia i panika wype³niaj¹ce serce Bosska ust¹pi³y miejsca zdumie-

niu. W biegu torba ciœnieniowa rytmicznie uderza³a o jego pokryte

³usk¹ plecy. Dlaczego ten Boba Fett ci¹gle wraca? Czy naprawdê

nie mo¿na go zabiæ tak, ¿eby raz na zawsze pozosta³ martwy?

– Dwanaœcie…

To nieuczciwe. Nie mia³ nawet okazji wyci¹gn¹æ siê w fotelu

pilota ani doznaæ ciep³ego poczucia satysfakcji, s³odkiego spokoju,

jak zwykle, gdy wreszcie unieszkodliwi wroga. A Boba Fett zawsze

background image

10

by³ jego g³ównym przeciwnikiem. Bossk straci³ ju¿ rachubê wszyst-

kich upokorzeñ, jakich od niego dozna³. Bywa³o przecie¿, ¿e dzia-

³a³ razem z Fettem, a i tak zawsze to on okazywa³ siê stron¹ prze-

gran¹. Kiedy wpatrywa³ siê w w¹ski wizjer he³mu Fetta, wyczuwa³

grymas triumfu na twarzy ukrytej pod mandaloriañsk¹ zbroj¹. Przy

jednej z takich okazji, gdy pracowa³ z Bob¹ Fettem, mia³ go zabiæ

jeden z tajnych agentów Bosska. To, ¿e mu siê nie uda³o, stanowi-

³o kolejny dowód na to, jak okrutnym i bezdusznym miejscem jest

wszechœwiat.  Jak  dawno,  dawno  temu  powiada³  stary  Cradossk,

jego ojciec, zanim Bossk go zamordowa³: „Nikt nigdy nie pomaga

w³asnemu zabójcy, nawet jeœli powinien…”.

– Jedenaœcie – oznajmi³a bomba.

Nie ma czasu na u¿alanie siê nad sob¹. Bossk wyrzuci³ z g³o-

wy wszelkie myœli poza instynktem samozachowawczym. Serce

zaczê³o mu szybciej biæ na widok w³azu do kapsu³y ratunkowej,

który znajdowa³ siê dok³adnie przed nim. Bossk jedn¹ rêk¹ popra-

wi³ na plecach torbê ciœnieniow¹, drug¹ zaœ desperacko wyci¹gn¹³

w kierunku kontrolek wejœciowych z boku w³azu, który wci¹¿ jesz-

cze znajdowa³ siê o kilka metrów od niego. W tej czêœci „Wœcie-

k³ego Psa” nie by³o ¿adnego poprzecznego korytarza, z którego

Boba Fett móg³by wyskoczyæ i trafiæ go strza³em z blastera. Wci¹¿

jeszcze mia³ szansê, ¿eby wyjœæ z tego ca³o.

– Dziesiêæ…

Czubek pazura Bosska uderzy³ w wielki czerwony przycisk,

w który celowa³. W³az kapsu³y otworzy³ siê z przenikliwym sy-

kiem, ods³aniaj¹c sferyczn¹, ciasn¹ kabinê. Przez ca³y czas bêdzie

musia³ siedzieæ niczym posk³adany, z kolanami przy twarzy. To

lepsze ni¿ œmieræ, szybko przypomnia³ sobie Bossk. Wrzuci³ torbê

do œrodka i sam wgramoli³ siê do kapsu³y.

– Dzie… – Syk zamykaj¹cego siê w³azu uci¹³ bezlitoœnie po-

godny g³os bomby.

Bossk siêgn¹³ obok torby i wcisn¹³ przycisk wystrzelenia kap-

su³y.  Mocno  wcisn¹³  siê  w krzywiznê  hermetycznie  zamkniêtej

skorupy.  Ciasnota  tego  miejsca  podsunê³a  mu  poni¿aj¹ce  wspo-

mnienie  innego  dnia,  kiedy  równie¿  ucieka³  przed  Bob¹  Fettem

w kapsule awaryjnej. Nie potrafi³ siê go pozbyæ.

Na zewn¹trz kapsu³y s³ysza³ st³umione brzêki i zgrzyty, gdy

maszyneria „Psa” ustawia³a kapsu³ê w pozycji do wystrzelenia.

– No,  szybciej… –  zachrypia³  Bossk.  Urz¹dzenia  przecho-

dzi³y  przez  kolejne  etapy  programu  z  denerwuj¹cym  spokojem.

background image

11

Wreszcie ciche klikanie przesz³o w wizg i skrobanie. Kapsu³a za-

dygota³a, jakby nie mia³a zamiaru opuszcza栄Wœciek³ego Psa”.

Bossk nigdy przedtem nie korzysta³ z tej kapsu³y; kiedyœ nawet

chcia³ j¹ wystrzeliæ jako niepotrzebny balast. Jego trandoszañska

natura zawsze sk³ania³a siê raczej ku temu, aby pozostaæ na polu

walki  i biæ  siê,  ni¿  uciekaæ.  Jednak  wprowadzenie  do  równania

Boby Fetta sprawia³o, ¿e wynik okazywa³ siê nagle zupe³nie inny.

Ta kapsu³a mia³a przynajmniej iluminator. Przez maleñki otwór,

wielkoœci zaledwie d³oni, Bossk zobaczy³ rozgwie¿d¿one niebo.

Widocznie œluza „Wœciek³ego Psa” otworzy³a siê wreszcie. Uzy-

ska³ pewnoœæ, gdy wgniot³o go gwa³townie w klapê w³azu. To po-

tê¿ny odrzut wypchn¹³ kapsu³ê w przestrzeñ, daleko od statku.

Gwiazdy zawirowa³y w okienku, gdy kapsu³a przechyli³a siê na

bok. Bossk owin¹³ ramiona wokó³ torby i zacisn¹³ k³y, usi³uj¹c opano-

waæ md³oœci spowodowane ruchem pojazdu i tward¹ kul¹ strachu,

jak¹ wci¹¿ czu³ w ¿o³¹dku. Zacisn¹³ powieki, zastanawiaj¹c siê, do ilu

zd¹¿y³a odliczyæ bomba. Nie wiedzia³, czy ju¿ jest bezpieczny. Zale-

¿a³o to od tego, jak¹ iloœæ materia³ów wybuchowych Boba Fett zdo³a³

wnieœæ na pok³ad „Wœciek³ego Psa” i z jak¹ prêdkoœci¹ kapsu³a prze-

mierza³a teraz przestrzeñ. Eksplozja bomby wci¹¿ jeszcze mog³a zmyæ

kapsu³ê jak planetarny przyp³yw, tyle ¿e nie wody morskiej, a ognia.

Szpony Bosska zacisnê³y siê w piêœci. Wyobra¿a³ sobie siebie, ugoto-

wanego w kapsule niczym jajko pieczone w ognisku.

Zaraz, zaraz… przysz³a mu do g³owy inna myœl. Boba Fett mia³

doœæ instynktu samozachowawczego, by uciec z pok³adu „Wœcie-

k³ego Psa”, jak tylko ustawi³ mechanizm zegarowy bomby. A zatem

jego statek „Niewolnik I”, ten prawdziwy „Niewolnik I”, a nie atra-

pa, która emitowa³a ten sam profil ID, wci¹¿ jeszcze musi byæ w po-

bli¿u. W pobli¿u i w zasiêgu potê¿nej eksplozji. Bossk odetchn¹³

l¿ej i rozluŸni³ ramiona trzymaj¹ce torbê ciœnieniow¹. To proste ob-

liczenie odrobinê z³agodzi³o nieco strach, jaki œciska³ mu wnêtrzno-

œci. Nie uruchomi³by bomby, która zabi³aby tak¿e i jego, pomyœla³.

W ciasnocie kapsu³y ratunkowej nagle odezwa³ siê g³os:

– Piêæ…

Bossk momentalnie otworzy³ oczy. Znów przycisn¹³ torbê do

siebie, strzelaj¹c oczami na prawo i lewo.

– Cztery – odezwa³ siê znajomy, spokojny g³os bomby.

Paradoksalnie  strach  sprawi³,  ¿e  g³os,  który  zabrzmia³  teraz

w g³owie  Bosska,  by³  równie  spokojny.  To  jest  tutaj,  pomyœla³.

Boba Fett umieœci³ bombê wewn¹trz kapsu³y ratunkowej.

background image

12

– Trzy…

Trandoszanin poczu³ przyp³yw adrenaliny. Odrzuci³ od siebie

torbê, która wcisnê³a siê we wklês³¹ œciankê kuli. Pazurami dar³

wnêtrze  kapsu³y,  usi³uj¹c  znaleŸæ  urz¹dzenie  wybuchowe.  Taki

drobiazg, nie wiêkszy od piêœci, wystarczy, ¿eby zmieniæ jego i ota-

czaj¹cy go metal w luŸne atomy. Ona musi tu byæ, myœla³ nerwo-

wo. Musi gdzieœ tu byæ…

Wyrywa³ garœciami obwody z niewielkiego panelu kontrolne-

go kapsu³y, nie zwa¿aj¹c na gor¹ce iskry k¹saj¹ce go po twarzy.

Przewód  powietrza,  wyrwany  z  gniazda,  sycza³  i  wi³  siê  przed

nosem Bosska jak zdychaj¹cy w¹¿. Pêkate cylindry i wygiêty pa-

nel modu³owy urz¹dzeñ pomocniczych kapsu³y wali³y go po ra-

mionach i piersi, gdy kln¹c, wyszarpywa³ ze œcian wszystko, na

czym zdo³a³ po³o¿yæ szpony.

– Dwa…

Spokojny g³os dochodzi³ z niewielkiego b³êkitnego szeœcianu,

który Bossk trzyma³ w d³oniach. Ju¿ wiedzia³, ¿e to bomba. By³a

przytwierdzona do kratki p³uczki powietrznej kawa³kiem najzwy-

klejszego kleju, który jeszcze nie zd¹¿y³ wyschn¹æ. Bossk rozgl¹-

da³ siê gor¹czkowo, którêdy wyrzuciæ j¹ z kapsu³y.

Nie by³o takiej mo¿liwoœci.

– Jeden…

Przestrzeñ wewn¹trz kapsu³y by³a tak ograniczona, ¿e Bossk

nie móg³ nawet wyprostowaæ ramion na ca³¹ d³ugoœæ. Przekroczy³

le¿¹ce wokó³ szcz¹tki, odwróci³ wzrok – choæ to i tak nie mia³o

znaczenia – i wcisn¹³ bombê w drug¹ œcianê kapsu³y, ko³o maleñ-

kiego okienka.

I nic siê nie sta³o.

Wci¹¿ ¿y³. Powoli spojrza³ na niebieski szeœcianik, który wci¹¿

przyciska³ do wklês³ej œciany kapsu³y. Urz¹dzenie milcza³o, jakby

zabrak³o mu s³ów. Zacisn¹³ je w garœci i podniós³ do oczu, ¿eby

mu siê dok³adniej przyjrzeæ.

Jeden z naro¿ników szeœcianu pêk³. Bossk ostro¿nie wsun¹³

koniec szpona w szparê i odchyli³ go.

W œrodku nie by³o nic, a przynajmniej nic, co mog³oby wygl¹-

daæ na ³adunek. Zajrza³ uwa¿niej do pustego wnêtrza. Jedyn¹ za-

wartoœæ szeœcianu stanowi³ zminiaturyzowany g³oœnik i kilka pro-

gramowanych obwodów g³osowych.

Bossk z odraz¹ odrzuci³ niebiesk¹ kostkê. To wcale nie by³a

bomba. Nie s³ysza³ te¿ eksplozji z zewn¹trz, a wiêc prawdopodobnie

background image

13

nie by³o ³adunku równie¿ na pok³adzie „Wœciek³ego Psa”. Gdyby

nie da³ siê ponieœæ panice i nie opuœci³ „Psa”, gdyby stan¹³ twarz¹

w twarz z Bob¹ Fettem, móg³by raz na zawsze za³atwiæ porachun-

ki ze swoim wrogiem… no i nie straciæ statku. Bossk zastanawia³

siê, gdzie teraz jest. Jego ³okcie ociera³y siê o œciany ciasnej kabi-

ny, która sta³a siê jeszcze mniej wygodna z powodu wiruj¹cych po

niej resztek obwodów i czêœci. Przynajmniej wygl¹da³o na to, ¿e nie

uszkodzi³ niczego wa¿nego. Wci¹¿ mia³ powietrze do oddychania,

a obwody nawigacyjne kapsu³y wydawa³y siê nie uszkodzone. Same

nastawi³y siê na Tatooine, najbli¿sz¹ zamieszkan¹ planetê; jej znajo-

my obraz wype³ni³ ju¿ iluminator. Wkrótce kapsu³a pogr¹¿y siê w at-

mosferze i wyl¹duje na powierzchni planety. Prawdopodobnie gdzieœ

na pustkowiu, ponuro pomyœla³ Bossk. Zdaje siê, ¿e takie ju¿ jego

szczêœcie. Z drugiej strony, Tatooine sk³ada³a siê g³ównie z pustko-

wi, a zatem szansa na cokolwiek innego by³a niewielka.

Gdy tak wierci³ siê wewn¹trz kapsu³y, Bossk poczu³ nagle, ¿e

zawartoœæ torby wpija mu siê w bok. Przynajmniej uda³o mu siê

wynieœæ parê rzeczy z „Wœciek³ego Psa”. Cennych rzeczy. Pocie-

sza³ go fakt, ¿e strach nie zd³awi³ w nim innych instynktów. Natu-

ralna trandoszañska chciwoœæ pozosta³a nienaruszona. A czy uda

mu siê skorzystaæ z tego, co uratowa³ – có¿, to siê zobaczy.

Podniós³  niebiesk¹  kostkê,  tê  fa³szyw¹  bombê,  która  teraz

wreszcie  milcza³a.  Teraz,  kiedy  tak  przygl¹da³  siê  niewielkiemu

przedmiotowi, spoczywaj¹cemu w zag³êbieniu szponiastej d³oni,

czu³, ¿e zaczynaj¹ nim targaæ zupe³nie odmienne uczucia. Odwiecz-

ny gniew,  który  odczuwa³  zawsze,  kiedy  myœla³  o Bobie  Fetcie,

od¿ywa³ w mrocznej g³êbi jego serca.

Co innego wyp³oszyæ Bosska z w³asnego statku: strategiczna

ruletka, godna mistrza, za którego uwa¿a³ Fetta ca³y wszechœwiat;

ale w³o¿yæ ten gadaj¹cy gad¿et do kapsu³y ratunkowej tylko po to,

¿eby doprowadziæ uciekaj¹cego do sza³u…

To ju¿ czysty sadyzm.

Bossk zgniót³ pusty niebieski szeœcian i odrzuci³ go za siebie.

Otoczy³ kolana ³uskowatymi ramionami i opar³ na nich podbródek.

W miarê jak obraz Tatooine w iluminatorze nabiera³ ostroœci, my-

œli Bosska stawa³y siê coraz mroczniejsze i bardziej mordercze.

Nastêpnym razem, œlubowa³ w duchu. Bo bêdzie nastêpny raz…

I wprowadzi³ kolejn¹ pozycjê na d³ug¹ listê upokorzeñ, na-

znaczonych imieniem Boby Fetta. Od dawna ho³ubi³ tê listê w ser-

cu.

background image

14

R O Z D Z I A £

 

– Pozwoli³eœ mu odejœæ.

Neelah odwróci³a siê od iluminatora kokpitu „Niewolnika I”.

Po drugiej stronie szyby kapsu³a ratunkowa, unosz¹ca ³owcê na-

gród Bosska, skurczy³a siê ju¿ do œwietlnego punktu zagubionego

poœród gwiazd, a potem znik³a za krzywizn¹ planety, na któr¹ le-

cia³a.

– Stwierdzasz fakt oczywisty – odpar³ Boba Fett. Okryte rê-

kawicami d³onie porusza³y siê po uk³adach kontrolnych przed fo-

telem pilota.

– Có¿, ja te¿ nie rozumiem – odezwa³ siê Dengar, który sta³

w progu kokpitu. Twarz lœni³a mu jeszcze potem od niedawnego

wysi³ku. Trzeba by³o przenieœæ mnóstwo towaru ze statku do wy-

strzelonego modu³u towarowego, i to w wielkim poœpiechu. – Ten

bydlak próbowa³ nas zabiæ.

– Nie nas – poprawi³ Fett. – Mnie. Wed³ug wszelkiego praw-

dopodobieñstwa Bossk nawet nie wiedzia³, ¿e jesteœcie na pok³a-

dzie.

Neelah  nie  czu³a  siê  przez  to  ani  trochê  lepiej.  Wydarzenia

zaczê³y nastêpowaæ po sobie bardzo szybko – za szybko, jak na

jej gust – jeszcze zanim statek Boby Fetta podniós³ siê z Morza

Wydm na Tatooine. Szybki, funkcjonalny „Niewolnik I” sp³yn¹³

z nocnego nieba niczym powiêkszony symbol potencjalnej zag³a-

dy, w sam¹ porê, aby zgnieœæ pod rozpalon¹ dysz¹ rakietow¹ jed-

nego z dwóch ludzi, którzy j¹ trzymali. Dengar i Fett wyskoczyli,

siej¹c zniszczenie strza³ami z miotaczy. Boba Fett podczas strzela-

niny ani na chwilê nie straci³ zimnej krwi. Dla niego to ¿aden pro-

background image

15

blem, mruknê³a do siebie Neelah. To w³aœnie on przes³a³ sygna³ do

„Niewolnika I”, kr¹¿¹cego na orbicie nad ich g³owami. A zatem

wiedzia³, co siꠜwiêci. Po prostu nie uzna³ za stosowne poinfor-

mowaæ o tym swoich partnerów.

O ile wci¹¿ jeszcze nimi jesteœmy, pomyœla³a Neelah. Z ra-

mionami  skrzy¿owanymi  na  piersi  po  kolei  przygl¹da³a  siê  obu

³owcom nagród. Dengara nietrudno by³o rozszyfrowa栖 pewnie

zdo³a³aby nawet zawrzeæ z nim jak¹œ umowê, a on prawdopodob-

nie by jej przestrzega³. Zw³aszcza gdyby widzia³ mo¿liwoœæ wyci¹-

gniêcia z tego zysków. Wiedzia³a nawet, po co mu s¹ potrzebne

pieni¹dze:  Dengar  opowiada³  jej  o swojej  narzeczonej,  kobiecie

imieniem  Manaroo,  i o  swoich  marzeniach,  ¿eby  uzbieraæ  mnó-

stwo forsy i raz na zawsze po¿egnaæ siê z fachem ³owcy nagród.

M¹dry  facet,  zdecydowa³a.  A  przynajmniej  na  tyle  m¹dry,  ¿eby

wiedzieæ, ¿e towarzystwo kogoœ takiego jak Boba Fett to niebez-

pieczna sprawa. Z tego, czego siê do tej pory dowiedzia³a, wynika-

³o, ¿e wspó³pracownicy Fetta ¿yli prawie tak samo krótko jak jego

wrogowie.

Za to Fett – o ile mog³a to stwierdzi栖 równie dobrze móg³

byæ nieœmiertelny. Prze¿y³ ju¿ upadek w czeluœæ gardzieli tej bestii

Sarlaka, czyhaj¹cej na dnie Wielkiej Jamy Karkun. Neelah znala-

z³a go z cia³em prawie dos³ownie rozpuszczonym przez wydzieliny

trawienne Sarlaka; dla ka¿dego innego oznacza³oby to œmieræ. Boba

jednak prze¿y³, a ca³e zdarzenie zahartowa³o go jeszcze i uczyni³o

bardziej przera¿aj¹cym.

Takie ju¿ moje szczêœcie, zdecydowa³a Neelah. Zachowa³a nie-

przenikniony wyraz twarzy, obserwuj¹c, jak Fett manewruje stat-

kiem. Jej los znalaz³ siê nagle w rêkach jednej z najtwardszych istot

we wszechœwiecie, której nie zatrzymaj¹ ani groŸby, ani przemoc…

ani cielesna pokusa. W pewnym sensie lepiej by³o jej nawet w pa³a-

cu Jabby, gdzie by³a jedn¹ z tancerek jego trupy. Tam przynajmniej

wiedzia³a, ¿e uroda i wdziêk, a tak¿e zami³owanie Jabby do tych

w³aœnie cech, pozwoli jej prze¿yæ. Przez jakiœ czas, dopóki Jabbie

nie znudzi siê jej ciemnooka uroda albo dopóki nie przyjdzie mu do

g³owy, ¿eby rzuciæ j¹ na po¿arcie swojemu ulubionemu rankorowi,

tak jak uczyni³ to z t¹ biedn¹ twi’leck¹ dziewczyn¹ Ool¹. Przy-

mknê³a oczy, z trudem opanowuj¹c dr¿enie na wspomnienie po-

twornych krzyków dziewczyny, pomruków i powarkiwañ rankora

oraz ohydnej radoœci Jabby na widok sceny, jaka rozegra³a siê w za-

s³anej koœæmi czeluœci u stóp jego tronu. Kimkolwiek byli ci, którzy

background image

16

go wreszcie pokonali – Dengar powiedzia³ jej, jak siê nazywali: Luke

Skywalker i ksiê¿niczka Leia Organa, co zreszt¹ niewiele jej mówi-

³o – wykonali kawa³ dobrej roboty, uwalniaj¹c wszechœwiat od tego

ohydnego, olbrzymiego œlimaka. Neelah nie oœmieli³a siê nawet przy-

puszczaæ, ¿e tamci wróc¹ równie¿ jej przesz³oœæ – mroczne, pogr¹-

¿one w cieniach wspomnienia tego, kim by³a i co siê z ni¹ dzia³o,

zanim wyl¹dowa³a w pa³acu Jabby.

Trudno by³o tego oczekiwaæ równie¿ od Boby Fetta. Profesja

³owcy nagród mia³a tylko jeden cel: dostarczaæ drogocenne jed-

nostki towaru najhojniejszemu oferentowi. Czy towar ten mia³ na-

dzieje, lêki i myœli, czy te¿ wszystko to zosta³o usuniête przez do-

g³êbne skasowanie pamiêci – to nie mia³o wiêkszego znaczenia.

Skoro  Boba  Fett  utrzymywa³  Neelah  przy  ¿yciu –  w koñcu  wy-

rwa³ j¹ z pierwszej linii ognia i zabra³ na pok³ad „Niewolnika I” tu¿

przed odlotem – mog³a przypuszczaæ, ¿e zrobi³ to z myœl¹ o swo-

im zadaniu, a nie z troski o jej ¿ycie. W³aœnie tego muszê siê do-

wiedzieæ, przypomnia³a sobie Neelah. Co on bêdzie z tego mia³.

Od odpowiedzi na to pytanie zale¿a³o bowiem nie tylko jej prze-

trwanie. Mia³a nadziejê, ¿e bêdzie to równie¿ klucz do rozwik³ania

wszystkich innych tajemnic, ³¹cznie z jej prawdziwym imieniem.

Przerwano jej nieweso³e rozmyœlania.

– Wci¹¿ jeszcze nie powiedzia³eœ nam, dlaczego pozwoli³eœ

zwiaæ tej kreaturze Bosskowi – zauwa¿y³ Dengar.

Boba  Fett  spojrza³  przez  ramiê  na  ³owcê  nagród,  stoj¹cego

w progu kokpitu.

– Znasz jego nazwisko?

– Rozpozna³em profil ID, odczytany, kiedy do niego podcho-

dziliœmy. Wed³ug moich ostatnich informacji „Wœciek³y Pies” wci¹¿

jest statkiem Bosska.

– Poprawka – wtr¹ci³ Boba Fett. – By³ statkiem Bosska.

– Masz  zamiar  go  rozwaliæ? –  Dengar  skrzywi³  siê  i lekko

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Nie wiem, czy to taki dobry pomys³. Mia³em

w przesz³oœci okazjê zetkn¹æ siê z Bosskiem. Potrafi byæ paskud-

ny, jeœli siê postara.

– To siê rozumie samo przez siê. – Neelah zosta³a na pok³adzie

„Niewolnika I”, obserwuj¹c, jak Dengar obs³uguje kontrolki luków

transferowych pomiêdzy obu statkami. W wizjerze zdalnej kamery

luku pochwyci³a przelotny obraz Bosska, uciekaj¹cego przed zjaw¹

swojego dawno pogrzebanego wroga, który nagle zmaterializowa³

siê na pok³adzie „Psa”. Dozna³a nawet pewnej satysfakcji na widok

background image

17

paniki potê¿nego Trandoszanina. Jednoczeœnie rozpozna³a ³uskowa-

t¹, pe³n¹ k³ów gêbê widywan¹ w czasach, kiedy przebywa³a w pa³a-

cu Jabby. Bossk by³ tylko jednym z wielu nêdzników i wykonaw-

ców przynosz¹cej zysk przemocy, którzy przychodzili i odchodzili

ze s³u¿by zabitego Hutta. Za ka¿dym razem, kiedy natyka³a siê na

niego, wnêtrznoœci œciska³ jej lodowaty strach – gadzi wzrok, jaki

kierowa³ na ni¹ i inne tancerki, mówi³ o ¿¹dzach, których spe³nienie

pozostawia³o rozbryzgi krwi i po³amane koœci.

– Mia³em wiêcej doœwiadczeñ z Bosskiem ni¿ ty. – G³os Boby

Fetta  pozostawa³  spokojny  i niewzruszony. –  Znamy  siê  od  bar-

dzo dawna. Wierz mi, nie bojê siê jego zemsty.

– Dobrze ci mówi栖 burkn¹³ Dengar. – Mo¿e ty sobie z nim

poradzisz.  Ja  tam  dr¿ê  na  myœl,  co  siê  stanie,  jeœli  to  mnie  siê

dobierze do skóry. Ten goœæ raczej nie s³ynie z pob³a¿liwoœci i wspa-

nia³omyœlnoœci. Kiedy siê budzi rano, od razu ma apetyt na odgry-

zanie g³ów.

– Potrafiê siê nim zaj¹æ. Ju¿ to kiedyœ robi³em. – W g³osie Boby

Fetta zabrzmia³a nuta rozbawienia. – Dopóki bêdziesz siê mnie trzy-

ma³ i dopóki przetrwa nasza wspó³praca, któr¹ uzgodniliœmy, tak

d³ugo nie masz czym siê przejmowaæ. Zgadzasz siê ze mn¹?

Wyraz twarzy Dengara mówi³ Neelah, ¿e kres zmartwieñ ³ow-

cy nagród wci¹¿ jest bardzo odleg³y. Musia³a jednak przyznaæ, ¿e

s³owa Boby Fetta brzmia³y bardzo realnie i nie mia³y w sobie nic

z przechwa³ek. Wyprzedza³ Bosska o ca³¹ d³ugoœæ, nawet wtedy,

gdy wszyscy wreszcie wspiêli siê do wnêtrza „Niewolnika I” i za-

trzasnêli za sob¹ w³az.

– Ten statek zaraz wybuchnie – oznajmi³ Fett. – Ktoœ za³ado-

wa³ nam na pok³ad potê¿n¹ porcjê materia³ów wybuchowych.

– Co? –  Dengar  wytrzeszczy³  oczy  na  drugiego  ³owcê  na-

gród. – Sk¹d o tym wiesz?

Boba Fett postuka³ siê w he³m i wyjaœni³:

– Mam tu system alarmowy pod³¹czony do uk³adów zabez-

pieczaj¹cych,  które  wpi¹³em  w sieæ  obwodow¹  statku.  Nikt  nie

wejdzie ani nie wyjdzie z „Niewolnika I” bez mojej wiedzy, nawet

jeœli pozostaje w trybie automatycznego czuwania. Komputer do-

kona³ ju¿ analizy i odczytu widma moleku³ w powietrzu. Gdzieœ

tutaj jest kupa paskudnych, ale skutecznych materia³ów wybucho-

wych, które ktoœ pod³¹czy³ do zdalnego zapalnika.

Znalezienie ³adunku nie zajê³o im du¿o czasu. Obwody czuj-

nikowe  „Niewolnika  I”  dokona³y  ju¿  pierwszego,  pobie¿nego

2 – Spisek Xizora

background image

18

przeszukania ca³ego statku, zawê¿aj¹c mo¿liwe miejsce z³o¿enia

obcej masy gdzieœ za g³ówn¹ konstrukcj¹ wspornikow¹. Boba Fett

szybko  zlokalizowa³  bombê,  wydoby³  j¹  i za³adowa³  do  modu³u

towarowego. Neelah trzyma³a nad g³ow¹ latarkê, kieruj¹c jej œwia-

t³o na przestrzeñ pomiêdzy durastalowym o¿ebrowaniem pow³oki,

kiedy Boba Fett i Dengar obluzowywali ³adunek. Potem wywlekli

go na œrodek pod³ogi.

Przed pozbyciem siê modu³u Boba Fett wprowadzi³ do jego

uk³adów zasilaj¹cych niewielki aparacik, który przyniós³ ze sob¹

z kokpitu.

– Co to? – zapyta³a, wskazuj¹c na urz¹dzenie.

– Nadajnik nak³adki ID – odpar³ Boba Fett. Zamkn¹³ luk mo-

du³u  towarowego  i  wyprostowa³  siê. –  Zaprogramowany  kodem

identyfikacyjnym „Niewolnika I”. Wy³¹cznie  na  krótkie  zasiêgi,

bez poziomów trwa³ego kodowania, które pozwoli³yby mu przejœæ

przez prawdziw¹ kontrolê ID. Wystarczy jednak chyba, ¿eby zmyliæ

naszego nieproszonego goœcia, który zostawi³ tu tê paczuszkê, i to

dok³adnie na tak d³ugo, jak bêdzie trzeba.

Reszta by³a prosta. Zaledwie wystrzelili modu³ towarowy z po-

k³adu  „Niewolnika  I”,  jego  obwody  nawigacyjne  skierowa³y  go

w stronê drugiego statku. Boba Fett wy³¹czy³ silniki w³asnego po-

jazdu i cofn¹³ go, by utrzymaæ dok³adnie w cieniu modu³u towaro-

wego, który wci¹¿ zd¹¿a³ do celu. Kiedy Bossk wcisn¹³ zapalnik,

eksplozja pozwoli³a Bobie Fettowi w³¹czyæ silniki na pe³n¹ moc

i zrównaæ siê ze „Wœciek³ym Psem”. Dosta³ siê do jego wnêtrza

i przygotowa³ w³asny zestaw niespodzianek, zanim drugi ³owca na-

gród zorientowa³ siê, co jest grane.

Ca³a ta b³yskawiczna strategia by³a dla Neelah doœæ oczywi-

sta. Ale to by³o wtedy, a nie teraz.

– Wci¹¿ nie rozumiem – rzek³a g³oœno – dlaczego nie zabi³eœ

Bosska, czy jak on siê tam nazywa, zamiast tylko go postraszyæ.

– To proste. – Boba Fett nawet siê nie obejrza³, nie przery-

waj¹c  korygowania  wspó³rzêdnych  po³o¿enia  „Niewolnika  I”. –

W tej chwili ca³y wszechœwiat uwa¿a, ¿e nie ¿yjê. A przynajmniej

ta jego czêœæ, któr¹ obchodzi los ³owców nagród.

– Fakt – wtr¹ci³ Dengar. – Kiedy przyjecha³em do Mos Eisley,

ca³e miasto a¿ siê trzês³o od plotek, jak to wpad³eœ w gêbê Sarlaka.

– Przypuszcza³em, ¿e w³aœnie tak bêdzie. – Fett wprowadzi³

jeszcze kilka liczb. – Nieraz korzystnie jest przez jakiœ czas pozo-

staæ martwym. A przynajmniej ¿eby inni myœleli, ¿e tak jest.

background image

19

– Wiêc  dlaczego  wypuœci³eœ  Bosska?  On  wie,  ¿e  ¿yjesz! –

Neelah nie wierzy³a w³asnym uszom. – Czy to nie przewraca ca³ej

tej szarady do góry nogami? Jak tylko ten typek dotrze do Mos

Eisley, rozpaple ca³¹ historiê ka¿demu, kto zechce go s³uchaæ.

– Nie, nie zrobi tego – Boba Fett pokrêci³ he³mem. – Nie zna-

cie Trandoszan tak dobrze jak ja. To bardzo egoistyczny gatunek,

w tej dziedzinie przewy¿szaj¹ ich tylko Huttowie. Oni jednak s¹

znacznie  sprytniejsi  od  Trandoszan.  Bossk  jest  przynajmniej  na

tyle  inteligentny,  ¿e  widzi,  jakie  korzyœci  p³yn¹  dla  niego  z  po-

wszechnego przekonania o mojej œmierci. Teraz, kiedy wypad³em

z gry, wielu bêdzie go uwa¿aæ za najlepszego ³owcê nagród w tym

biznesie. Zaczn¹ nap³ywaæ zlecenia odszukania i zabezpieczenia

towaru, a jego pycha na tym skorzysta. Dla niego zawsze by³a to

g³ówna motywacja. Jeœli kredyty nie wpadn¹ do mojej kieszeni, co

mnie to obchodzi?

Oczywiœcie, pomyœla³a Neelah. Postanowi³a jednak trzymaæ

buziê na k³ódkê, przynajmniej tym razem.

– Dla Bosska to sprawa ambicji – ci¹gn¹³ Fett. – Lubi byæ roz-

pieszczany i chwalony, a jego wrogoœæ w stosunku do mnie wynika

przede wszystkim z przekonania, ¿e jakimœ cudem pozbawi³em go

przywództwa Gildii £owców Nagród. Tego mi nie wybaczy. Ale

choæby mnie nienawidzi³ do szpiku koœci, na pewno nie zacznie

rozpowiadaæ na prawo i lewo, ¿e wci¹¿ ¿yjê. Zrobi³by z siebie g³up-

ca. Kiedy ju¿ dotrze do Mos Eisley, i tak bêdzie siê musia³ nieŸle

napociæ, ¿eby wyjaœniæ bywalcom kantyny, dlaczego straci³ „Wœcie-

k³ego Psa”, którego mia³ od bardzo dawna. Na pewno nie wyzna

nikomu, ¿e zosta³ z niego wyp³oszony jak biituiañski zaj¹c b³otny.

– Rozumiem. – Dengar powoli skin¹³ g³ow¹, prze¿uwaj¹c to

w myœli. Opar³ siê ramieniem o framugê wejœcia do kokpitu. – A za-

tem nic nie tracisz, wypuszczaj¹c Bosska na wolnoœæ. Co jednak

zyskujesz? Czy warto pozostawiaæ przy ¿yciu takiego wroga, ¿eby

wci¹¿ mieæ go na karku?

– To proste: zyskujê bardzo przekonuj¹cy dowód mojej œmier-

ci. We wszechœwiecie mo¿e byæ jeszcze kilka izolowanych sekto-

rów, które nic nie wiedz¹ o tym nieszczêœliwym wydarzeniu, i na

pewno s¹ istoty, które z przyjemnoœci¹ dowiedzia³yby siê czegoœ

wiêcej  na  ten  temat.  A  ja  muszê  teraz  za³atwiæ  parê  spraw,  co

mog³oby niechc¹cy zapocz¹tkowaæ plotki, jakobym wci¹¿ jeszcze

¿y³. Lepiej, ¿ebyœmy mieli w rezerwie Bosska. Mos Eisley to tygiel

plotkarzy, gdzie przewijaj¹ siê wszystkie szumowiny zamieszkanych

background image

20

œwiatów. Na pewno chêtnie pos³uchaj¹ jego opowieœci o tym, jak

bardzo jestem martwy.

Mimo woli Neelah by³a pod wra¿eniem. Myœli o wszystkim,

przyzna³a niechêtnie. Nic dziwnego, ¿e wydar³ sobie pazurami drogê

na szczyt s³awy jako ³owca nagród. Stos krwawych trupów, jaki

po sobie pozostawi³, tak¿e musi byæ imponuj¹cy.

– Zapomnia³em o jednym – zafrasowa³ siê Dengar. – Pewien

drobiazg mo¿e zrujnowaæ ca³y ten piêkny plan. Wszyscy w galak-

tyce  wiedz¹,  ¿e  „Niewolnik  I”  jest  statkiem  Boby  Fetta.  Skoro

tylko zauwa¿¹ go mieszkañcy innych systemów, zaczn¹ podejrze-

waæ albo nawet nabior¹ pewnoœci, ¿e wci¹¿ ¿yjesz. I wci¹¿ pozo-

stajesz w kursie.

– Cieszê siê, ¿e mój partner nie jest g³upcem. – G³os Boby

Fetta by³ wolny od sarkazmu.

– No wiêc co z tym zrobisz? – zapyta³a Neelah dziwnie pew-

na, ¿e ³owca nagród ma ju¿ gotow¹ odpowiedŸ na to pytanie.

– To te¿ nic trudnego. – Boba Fett oderwa³ od sterów okryt¹

rêkawic¹ d³oñ i zatoczy³ ni¹ pó³kole. – Dengar ma absolutn¹ racjê,

uwa¿aj¹c, ¿e ten statek zdradza mnie i mój plan… ale tylko wtedy,

kiedy znajdujê siê na jego pok³adzie. Opuszczony „Niewolnik I”

to ca³kiem inna historia. Jeœli zostanie znaleziony pusty i dryfuj¹-

cy, wtedy nawet najbardziej inteligentne istoty dojd¹ do jedynego

logicznego wniosku, ¿e naprawdê nie ¿yjê. Statek potwierdzi tylko

to, co ju¿ wczeœniej s³yszeli. „Niewolnik I” jest dla mnie tak cen-

ny, ¿e nie wypuœci³bym go z garœci, gdybym nie by³ trupem. A przy-

najmniej tak uwa¿a wiêkszoœæ ¿ywych istot.

Neelah skinê³a g³ow¹: dla niej mia³o to sens.

– Jednak bêdziesz potrzebowa³ statku – zauwa¿y³a. – St¹d do

miejsca, gdzie chcesz siê znaleŸæ, raczej nie dojdziesz na piechotê.

– No to œwietnie siê sk³ada, ¿e mamy do dyspozycji drugi sta-

tek. – Fett spokojnie wskaza³ na przedni iluminator kokpitu, gdzie,

zawieszony w przestrzeni poœród gwiazd, unosi³ siꠄWœciek³y Pies”. –

Oczywiœcie nie dorównuje wyposa¿eniem i mo¿liwoœciami moje-

mu… – ¿aden statek nie jest w stanie mu dorówna慠ale wystar-

czy. Bossk nie by³ w koñcu takim z³ym ³owc¹ nagród, ¿eby nie

zebraæ przyzwoitej kwoty na przyzwoity system. – Fett lekko wzru-

szy³ ramionami. – Po paru niewielkich przeróbkach œwietnie siê nada

do naszych celów. Po prze³amaniu starego profilu ID i zast¹pieniu

go nowym nikt nawet nie pozna, ¿e to statek Bosska. Nikomu nie

przyjdzie do g³owy, ¿e podczas gdy w³aœciciel „Psa” przebywa na

background image

21

Tatooine, jego statek znajduje siê o wiele lat œwietlnych stamt¹d.

Dziêki temu uzyskamy potrzebn¹ nam anonimowoœæ.

– To chyba wyjaœnia, dlaczego po prostu nie wysadzi³eœ go

w powietrze razem z za³og¹ na pok³adzie. – Jednak nie wyjaœnia³o

reszty zagadek, które wci¹¿ jeszcze nurtowa³y Neelah. – Ale po co

tyle tajemnic?

– No w³aœnie – popar³ j¹ Dengar. – Twoja reputacja jest prze-

cie¿  twoim  najwiêkszym  atutem.  Wiele  istot  wiedz¹c,  ¿e  jesteœ

w coœ zamieszany, po prostu odwraca siê na piêcie i ucieka. Jeœli

z tego zrezygnujesz… jeœli zrezygnujesz ze swojej to¿samoœci, bê-

dziesz  musia³  zaczynaæ  od  zera  i za  ka¿dym  razem  zdobywaæ

wszystko w pocie czo³a.

Boba Fett okrêci³ siê razem z fotelem pilota, odwracaj¹c siê

od sterów. Obrzuci³ ka¿de z nich po kolei spojrzeniem zza mrocz-

nego, w¹skiego wizjera.

– Powinniœcie uwa¿aæ siê za niezwykle uprzywilejowanych –

rzek³ powoli. – Nie mam zwyczaju t³umaczyæ siê byle komu z mo-

ich metod. Teraz jednak mam partnera i to wymaga z mojej strony

pewnych ustêpstw. A co do ciebie – wskaza³ na Neelah i pokiwa³

g³ow¹  w g³êbokiej  zadumie –  nie  przeszkadza  mi,  jeœli  s³uchasz

moich rozmów z Dengarem. Ale nie miej z³udzeñ. Ocali³em ciê

i zabra³em ze sob¹ nie bez powodu.

Neelah wytrzyma³a jego spojrzenie, czuj¹c, jak wzbiera w niej

coraz wiêkszy gniew.

– To  znaczy?

– Sama siê wkrótce dowiesz. Na razie jednak jesteœ mi po-

trzebna. To ci musi wystarczyæ.

Pewnie, pomyœla³a. Do momentu, a¿ przestanê ci byæ potrzeb-

na. A co wtedy?

Ten moment móg³ nadejœæ w ka¿dej chwili. Neelah zdecydo-

wa³a ju¿, ¿e bêdzie na niego przygotowana. Boba Fett mo¿e sobie

byæ najgroŸniejszym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce, niezale¿nie od

tego, czy uznano go za nieboszczyka, czy te¿ wszyscy wiedzieli, ¿e

¿yje, ale jeœli mu siê zdaje, ¿e ona bêdzie tak po prostu czekaæ, a¿

zrobi z ni¹ to, co uzna za stosowne dla swoich planów…

…to siê grubo myli. Twarz Neelah wygl¹da³a jak maska bez

wyrazu, podobnie jak twarz jej rozmówcy. Jeszcze nie wiedzia³a,

jak¹ to niespodziankê przygotuje dla Boby Fetta, ale jej mózg pra-

cowa³ ju¿ pe³n¹ par¹.

– A co do koniecznoœci zachowania tajemnicy…

background image

22

Przez chwilê s¹dzi³a, ¿e w jakiœ sposób zajrza³ do jej umys³u

i wyczyta³ to, co chcia³a ukryæ. A potem nagle stwierdzi³a, ¿e udziela³

po prostu odpowiedzi na zadane wczeœniej przez Dengara pytanie.

– Pewne sprawy lepiej za³atwiaæ w ciemnoœci – doda³ Boba

Fett niskim, ponurym g³osem i odwróci³ siê z powrotem do uk³a-

dów  kontrolnych  kokpitu.  Milcz¹cy  obraz  „Wœciek³ego  Psa”

w przednim iluminatorze zbli¿a³ siê powoli. – Zbyt wielu pragnê³o

mojej œmierci. Niektórzy wychodzili z siebie, ¿eby spe³niæ to pra-

gnienie.

To prawda. W pamiêci Neelah wci¹¿ ¿y³y wspomnienia Mo-

rza Wydm na Tatooine, wstrz¹sanego wybuchami nalotów bom-

bowych. Pamiêta³a furiê nieznanych si³ – nieznanych jej – które

próbowa³y zniszczyæ Bobê Fetta za wszelk¹ cenê. Si³y te wci¹¿

jeszcze czai³y siê poœród gwiazd.

– Zobaczymy, jak im siê to spodoba… – g³os Boby Fetta zni¿y³

siê do mrocznego, groŸnego szeptu. – Kiedy martwi powracaj¹…

background image

23

R O Z D Z I A £

!

Nowiny przechodzi³y z jednej strony galaktyki na drug¹, z zimnej

pustki przestrzeni ponad najdalszymi, najbardziej opuszczonymi pla-

netami znanymi istotom rozumnym a¿ do jednego z najwspanialszych

oœrodków w³adzy i bogactwa Imperium. A tam, gdzie by³y w³adza

i bogactwo, nieuchronnie czai³y siê intrygi, konspiracja i oszustwa.

– ¯yjemy we wszechœwiecie k³amstw – powiedzia³ Pan Kuat.

Jedn¹ d³oni¹ g³adzi³ jedwabiste futro spoczywaj¹cego na jego pier-

si felinksa. Zwierz¹tko przymknê³o oczy w b³ogiej nieœwiadomo-

œci. S³owa pana nie mia³y dla niego ¿adnego znaczenia. Szczêœliwe

stworzenie, pomyœla³ Kuat. – Wdychamy k³amstwa i wydychamy

zdradê, jakby stanowi³y nieod³¹czn¹ czêœæ atmosfery.

– Sir? –  Fenald,  szef  ochrony  Kuata,  sta³  obok,  w pobli¿u

ogromnych  ekranów  widokowych  prywatnej  sali  audiencyjnej.

Widaæ by³o przez nie doki budowlane i zaplecze projektowe Za-

k³adów  Stoczniowych  Kuat,  rozci¹gaj¹ce  siê  daleko  w kierunku

nieskoñczonej spirali gwiazd. Ca³e pokolenia rodu Kuat najpierw

tworzy³y, a nastêpnie przekszta³ca³y korporacjê w przemys³owego

giganta. Na obrze¿ach Zak³adów Stoczniowych Kuat frachtowce

sk³ada³y surowce œci¹gniête z innych systemów gwiezdnych. Su-

rowce te nastêpnie przekuwano w statki i broñ dla imperialnej flo-

ty. Wielopoziomowy dysk budynku korporacji obraca³ siê powoli

wokó³ w³asnej osi, odmierzaj¹c czas kr¹¿owników i niszczycieli

nastroszonych lufami, z których nikt jeszcze nie strzela³. Wzmoc-

nione blachy przyspawane by³y do konstrukcji noœnych, a rucho-

me palniki laserowe dawa³y wiêcej œwiat³a ni¿ w¹t³e s³oñce po-

œrodku orbity by³ej planety.

background image

24

Kuat zauwa¿y³ reakcjê szefa ochrony. Swoj¹ uwagê wypowie-

dzia³ po d³ugim, pe³nym melancholii milczeniu. ¯aden wy¿ej posta-

wiony pracownik Zak³adów Stoczniowych Kuat, nawet z najciaœniej-

szego krêgu zaufanych – i dobrze op³acanych – wspólników, nigdy

nie odwa¿y³ siê przerwaæ jego g³êbokiej medytacji. Nieraz jednak po-

maga³o, gdy ktoœ zaczyna³ myœleæ na g³os. Oczywiœcie, w obecnoœci

zaufanych s³uchaczy. Instynktowna lojalnoœæ szefa ochrony wzmac-

niana by³a solidnym wynagrodzeniem. Nic, co zosta³o powiedziane,

nie wyjdzie poza œciany tego sanktuarium, troskliwie oczyszczonego

z wszelkich ukrytych urz¹dzeñ pods³uchowych.

– Ta odrobina geniuszu, któr¹ posiadam – odezwa³ siê wresz-

cie Kuat – pochodzi od mojego ojca i wszystkich wczeœniejszych

przodków.

Fenald uœmiechn¹³ siê blado. S³ysza³ ju¿ takie s³owa.

– Pan in¿ynier jest zbyt skromny.

– To lepsze ni¿ nadmiar pychy. – Wiedzia³, ¿e wszechogar-

niaj¹ca pycha bêdzie tym, co zgubi jego wrogów. By³ taki falleeñ-

ski ksi¹¿ê o ambicjach niemal dorównuj¹cych Imperatorowi Pal-

patine’owi, którego ognista œcie¿ka poœród gwiazd zakoñczy³a siê

œmierteln¹ katastrof¹. – Ale jak ju¿ mówi³em, ten odziedziczony

geniusz dotyczy czegoœ wiêcej ni¿ projektowania i produkcji stat-

ków wojennych. – Gdybym mia³ robiæ tylko to, myœla³ Kuat, ¿ycie

by³oby pasmem rozkoszy. Ale dla mnie, tak samo jak dla mojego

potomstwa, ¿ycie nie jest takie proste.

– Sir?

– Nawet w czasach starej Republiki musieliœmy liczyæ siê z in-

trygami politycznymi. – Kuat podrapa³ felinksa za spiczastymi uszka-

mi i powiód³ wzrokiem po pó³kolu ekranów. – I z konkurencyjnymi

firmami  projektowymi,  które  chcia³yby  zaj¹æ  pozycjê  Zak³adów

Stoczniowych Kuat, najwa¿niejszego producenta sprzêtu wojsko-

wego w galaktyce. Zawsze tak by³o – powoli skin¹³ g³ow¹. – Ale

teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpatine’a, stawki, o jakie gra siê

w tych skomplikowanych, nie koñcz¹cych siê rozgrywkach, sta³y

siꠜmiertelnie powa¿ne. Ka¿dy nasz ruch na szachownicy obejmu-

j¹cej wszystkie zamieszkane œwiaty mo¿e byæ fatalny w skutkach…

nie tylko dla jednego cz³owieka, ale nawet dla najpotê¿niejszych

korporacji. Niewiele mnie obchodzi mój w³asny los, ale kiedy po-

myœlê, ¿e Imperator móg³by zagarn¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat tak

samo, jak zagarn¹³ tyle innych œwiatów i istot w galaktyce… – za-

milk³ na chwilê, by powtórzyæ w duchu swoje bolesne œlubowanie.

background image

25

To siê nigdy nie zdarzy, obiecywa³ sobie Kuat. Ju¿ raczej wo-

la³bym ujrzeæ Zak³ady Stoczniowe Kuat, moj¹ spuœciznê i pracê

ca³ych  pokoleñ  Kuatów,  zniszczone  i zrujnowane,  ni¿  pozwoliæ,

aby wpad³y w ³apy Imperium. – Obejrza³ siê na szefa ochrony.

– I to te¿ nie jest pusta obietnica – dokoñczy³.

– Jestem  tego  w pe³ni  œwiadom,  panie  in¿ynierze. –  Fenald

sk³oni³ g³owê na znak zgody. – Sam nadzorowa³em niezbêdne czyn-

noœci  i zapewniam,  ¿e  wszystkiego  dopilnowa³em.  Jeœli  kiedyœ

przyjdzie taki czas… nie bêdzie ju¿ Zak³adów Stoczniowych Kuat,

które Imperator móg³by zagarn¹æ.

S³owa Fenalda nios³y pewn¹ smêtn¹ pociechê. Co mo¿na zbu-

dowaæ,  mo¿na  równie¿  zrównaæ  z  ziemi¹,  pomyœla³  Kuat.  Te

same zdolnoœci, które wk³ada³ w budowê statków wojennych Im-

perium,  wykorzysta³  do  zniszczenia  doków,  w których  te  statki

budowano. I tu Kuat dozna³ wizji: nie zobaczy³ wprawdzie serii

zaprogramowanych,  wysokotermicznych  eksplozji,  które  zmie-

ni¹ Zak³ady Stoczniowe Kuat w dymi¹ce ruiny, ale to, co bêdzie

póŸniej,  gdy  poskrêcane  durastalowe  resztki  ogromnych  dŸwi-

gów i suwnic wystygn¹ do temperatury zb³¹kanych atomów w ota-

czaj¹cej je pró¿ni. Systemy podtrzymywania ¿ycia stoczni, chro-

ni¹ce  j¹  przed  pró¿ni¹  i twardym  promieniowaniem  reaktorów

zasilaj¹cych, równie¿ legn¹ w gruzach. Poœród zgliszczy nie pozo-

stanie ani jedno ¿ywe stworzenie. Ogarnie ich wœciek³a apokalipsa.

Pracownicy i s³u¿ba Zak³adów Stoczniowych Kuat i ich w³aœcicie-

le, wszyscy umr¹ przy swoich stanowiskach pracy, a¿ po ostatnie-

go operatora tokarki karuzelowej. Z samego Kuata zostanie tylko

zwêglony zew³ok, spoczywaj¹cy przed rozdart¹ szachownic¹ ekra-

nów, które jeszcze niedawno ukazywa³y ca³e jego królestwo. To

bêdzie pomnik, mauzoleum dla niego i jego przodków, którzy rów-

nie¿ nosili nazwisko Kuat. ¯yj¹cy obserwatorzy z innych œwiatów

spojrz¹ w gwiaŸdziste niebo i zobacz¹ cieñ katastrofy przes³ania-

j¹cy niebo, kreœl¹cy na horyzoncie mroczny hieroglif. Ten sym-

bol  minionej  chwa³y  nie  bêdzie  wymaga³  t³umaczenia  na  obce

jêzyki.

– Dziêkujê ci za wiern¹ s³u¿bꠖ powiedzia³ Pan Kuat. – Wiele

to dla mnie znaczy.

– Cieszê siê, ¿e to uspokaja pana in¿yniera. – Szef ochrony

Zak³adów Stoczniowych Kuat sta³ z rêkami za³o¿onymi do ty³u.

W jego oczach lœni³ blask szczerej wiary, odziedziczony po przod-

kach  tak  samo  jak  tytu³. –  Czas  wprowadzenia  w ¿ycie  naszych

background image

26

planów nigdy nie nadejdzie, wierzê w to szczerze. Nasi wrogowie

na pró¿no spiskuj¹, Zak³ady Stoczniowe Kuat i tak przetrwaj¹.

– Doceniam tak¿e twoj¹ wiarê. – Kuat sam chcia³by mieæ tak¹

pewnoœæ. Imperator i jego nie koñcz¹ce siê machinacje stanowi³y

tylko czêœæ k³opotów. Rebelia skomplikowa³a wszystko; by³o tak,

jakby szachownica z dwuwymiarowej przekszta³ci³a siê w trójwy-

miarow¹. Zak³ady Stoczniowe Kuat nie podlega³y nikomu z wyj¹t-

kiem samych siebie, nie mia³y te¿ innych idea³ów ni¿ w³asne prze-

trwanie  i niezale¿noœæ.  By³y  jak  pañstwo  w pañstwie.  Czy  to

pañstwo,  które  otacza³o  korporacjê,  mia³o  byæ  star¹  Republik¹,

czy Imperium, które j¹ pokona³o, czy wizj¹ uniwersalnej wolno-

œci, któr¹ Rebelianci pragnêli powo³aæ do ¿ycia, dla Kuata by³o

ca³kowicie obojêtne. Czy zapanuje Imperator Palpatine, czy Leia

Organa i Luke Skywalker, przywódcy si³, które symbolizowali –

Kuat pragn¹³ tylko mieæ pewnoœæ, ¿e Zak³ady Stoczniowe pozo-

stan¹ ze zwyciêzc¹ w przyjaznych, a co najmniej neutralnych sto-

sunkach. Ktokolwiek zwyciê¿y, bêdzie potrzebowa³ kr¹¿owników

i niszczycieli oraz wszelkiego innego przera¿aj¹cego sprzêtu, nie-

zbêdnego do prowadzenia wojen miêdzyplanetarnych.

– Rebelia… –  rozmyœla³  na  g³os  Kuat. –  Nawet  jeœli  Rebe-

lianci potrafi¹ stworzyæ now¹ Republikê, rz¹dz¹c¹ siê sprawiedli-

woœci¹  i harmoni¹  wszystkich  myœl¹cych  istot  galaktyki,  lepsz¹

nawet ni¿ poprzednia, pewne aspekty natury ludzkiej i nieludzkiej

nie ulegn¹ zmianie.

– Tak przemawia m¹droœæ, panie in¿ynierze.

Omawia³  ju¿  kiedyœ  te  sprawy  z  szefem  ochrony.  Zach³an-

noœæ antagonistów i coraz to nowe nieporozumienia bêd¹ wyma-

ga³y zaanga¿owania si³ porz¹dkowych. A to oznacza potrzebê bro-

ni oraz mo¿liwoœci jej dostarczania na wielkie odleg³oœci. Os³awiona

Gwiazda Œmierci nie by³a projektem Zak³adów Stoczniowych Ku-

ata – zabroni³ swojej organizacji startowaæ w przetargach choæby

na jej podsystemy, co by³o ca³kowicie zrozumia³e.

– Nie tylko m¹droœæ, ale i spryt – odpar³ Kuat. Powtarza³ so-

bie w myœli jedn¹ z nauk, które przekaza³ mu ojciec: „Si³a i terror

dokonaj¹ tego, czego nigdy nie dokona rozs¹dek i zrozumienie”.

Rodzina Kuat prowadzi³a ten interes od bardzo dawna, nie-

zmiennie dostarczaj¹c instrumenty dla si³y i terroru. Niechêæ do

anga¿owania siê w jakikolwiek aspekt budowy Gwiazdy Œmierci

nie mia³a nic wspólnego z moralnoœci¹, lecz pochodzi³a z czystego

wyrachowania. Bogactwo i si³a Zak³adów Stoczniowych Kuat mia³y

background image

27

Ÿród³o w budowie statków wojennych, a Gwiazda Œmierci – gdy-

by spe³ni³a nadzieje imperialnych admira³ów – mog³aby spowodo-

waæ koniec popytu na tak kosztowne i przynosz¹ce zyski zabaw-

ki. Tylko g³upiec kala w³asne gniazdo, tylko samobójca pomaga je

zniszczyæ. Kuat dowiedzia³ siê o zniszczeniu Gwiazdy Œmierci w Bi-

twie  o Yavin  z  ulg¹,  zabarwion¹  pewn¹  doz¹  mœciwoœci.  Skoro

Imperium rozpoczê³o budowê drugiej, jeszcze wiêkszej Gwiazdy

Œmierci, nale¿a³o wnioskowaæ, ¿e admira³owie niczego siê nie na-

uczyli. Szybkoœæ nie by³a a¿ tak wa¿na w porównaniu ze zwrotno-

œci¹. Mo¿liwoœci hiperprzestrzenne Gwiazdy Œmierci nie wystar-

czy³y,  aby  przewa¿yæ  szalê  zwyciêstwa  w  walce;  wystarczy³a

przewaga liczebna przeciwnika. Wyprodukowanie Gwiazdy Œmier-

ci, tak potê¿nej i niezniszczalnej, by zrekompensowaæ brak mo¿li-

woœci manewru, by³o po prostu niemo¿liwe.

Szef ochrony pozwoli³ sobie na lekki, pe³en zrozumienia uœmie-

szek.

– Spryt zwyciê¿a tam, gdzie m¹droœæ jest bezsilna, panie in-

¿ynierze.

– W³aœnie. – Ta zasada, stara jak œwiat, powstrzymywa³a go

przed zaproponowaniem us³ug Zak³adów Stoczniowych Kuat Rebe-

liantom. Prawdziwy spryt wymaga³ zimnej krwi, zimniejszej ni¿ krew

p³yn¹ca w ¿y³ach wszystkich gadzich gatunków w ca³ej galaktyce.

Kuat zauwa¿y³ tê cechê u Imperatora, ale co z Rebeliantami? Przej-

rza³ wszystkie raporty, sk³adane przez siatkê szpiegowsk¹ Zak³adów

Stoczniowych Kuat: kompendium szczegó³ów, faktów, plotek, mi-

tów, s³owem wszystkiego, co mo¿na by³o wygrzebaæ na temat przy-

wódców Rebelii, zw³aszcza zaœ Luke’a Skywalkera, który sta³ siê

obsesj¹ zarówno Imperatora, jak i jego g³ównego adiutanta Lorda

Vadera. Kuat dowie siê jeszcze, jaka jest ich prawdziwa natura.

Ca³y ten idealizm go przera¿a³. W³aœnie przez to zginê³a stara Repu-

blika, a Palpatine doszed³ do w³adzy. A teraz opowiadaj¹, ¿e Luke

Skywalker zosta³ rycerzem Jedi. Czy mo¿e byæ coœ g³upszego? Przod-

kowie Kuata napatrzyli siê do syta, jak honor i poœwiêcenie, wiara

w rzeczy wiêksze ni¿ to, co mog¹ zagarn¹æ d³onie œmiertelnika, gin¹

stopniowo wraz ze wzrostem potêgi Imperatora. Zag³ada, która po-

ch³onê³a ca³e s³oñca, pogr¹¿aj¹c œwiat w cieniu. Tajemnicza Moc,

obiekt wierzeñ Jedi, zdawa³a siê bezsilna wobec istot takich jak Va-

der, który zrobi³ z niej mroczny orê¿, zdolny po¿reæ jego duszê

pomimo ca³ej si³y, z jak¹ dzier¿y³ losy galaktyki. Lepiej ufaæ ma-

szynom,  pomyœla³  Kuat,  i si³om,  które  mo¿na  zobaczyæ,  poczuæ

background image

28

i zmierzyæ. Ta prosta metoda pozwoli³a przetrwaæ Zak³adom Stocz-

niowym Kuat. Przynajmniej dotychczas…

– A jednak… – mrukn¹³ Kuat. – A jednak uwierzy³bym, gdy-

bym móg³.

– Panie in¿ynierze?

Uœwiadomi³ sobie, ¿e Fenald zagl¹da mu w twarz, usi³uj¹c roz-

szyfrowaæ ledwie s³yszalne s³owa.

– Nie zwracaj na mnie uwagi.

Felinks poruszy³ siê w ko³ysce ramion Kuata, mru¿¹c lœni¹ce

zielone  œlepia.  Jego  zwyk³ym  marzeniom  o ciep³ym  k¹tku  i pe³-

nym brzuszku na razie nic nie zagra¿a³o. Dla ma³ego stworzonka

by³ to ca³y œwiat. Jemu jest ³atwiej, pomyœla³ Kuat. Gdyby sam

mia³ siê kierowaæ tylko w³asnymi pragnieniami, nadziejami i lêka-

mi, ³atwiej by³oby podejmowaæ w³aœciwe decyzje. Ciê¿ar prowa-

dzenia Zak³adów Stoczniowych Kuat, spoczywaj¹cy na jego bar-

kach, w³asny los, który tak¿e musia³ dŸwigaæ, odpowiedzialnoœæ

za ¿ycie tak wielu istot, zale¿ne wy³¹cznie od jego posuniêæ w tej

grze, od sojuszy, jakie zawiera³ z niesprawdzonymi sprzymierzeñ-

cami, od œmiercionoœnej nienawiœci wrogów, których ukryta si³a

obejmowa³a swoim zasiêgiem ca³¹ galaktykê…

Uœpiony felinks poruszy³ siê w jego ramionach, jakby wyczu-

waj¹c problemy gnêbi¹ce jego pana. Pog³adzi³ ³ebek zwierzêcia,

uspokajaj¹c je, by na nowo pogr¹¿y³o siê w beztroskiej drzemce.

Zaopiekujê  siê  tob¹,  obiecywa³  mu  w myœli  Kuat.  Tak  czy

inaczej, wygrana czy przegrana.

Stoj¹cy obok Fenald odwróci³ siê na chwilê; przycisn¹³ palce

do ucha i z uwag¹ s³ucha³ szeptu implantu umieszczonego w ma³-

¿owinie.

– Rozszyfrowano i przeanalizowano raport, panie in¿ynierze –

opuœci³  wreszcie  d³oñ. –  Zewnêtrzne  stanowiska  wywiadowcze

otrzyma³y potwierdzenie od swoich Ÿróde³, których wspó³czynnik

niezawodnoœci wynosi ponad dziewiêædziesi¹t procent.

– Doskonale. – Kuat tego siê w³aœnie spodziewa³. Niezmien-

nie powtarza³, ¿e nie interesuj¹ go plotki i bezpodstawne spekula-

cje. Wy³¹cznie ch³odne, rzetelne fakty, dok³adne doniesienia o ru-

chach innych graczy w tej grze, pozwol¹ mu w³aœciwie sformu³owaæ

w³asne strategie i gambity. – Szczegó³y?

– Statek,  znany  jako  „Niewolnik  I”,  zarejestrowany  na  na-

zwisko ³owcy nagród Boby Fetta, znaleziono dryfuj¹cy na orbicie

wokó³ planety Tatooine…

background image

29

– Kto go znalaz³? – To by³o wa¿ne. Kuat wiedzia³, ¿e ponad

atmosfer¹  Tatooine  zebra³a  siê  ostatnio  wielka  flota  imperialna,

czekaj¹c prawdopodobnie na akcjê ratunkow¹ ze strony Sojuszu

Rebeliantów. Teraz flota imperialna ju¿ znik³a z sektoru – gdyby

by³o inaczej, nalot bombowy Kuata na Morze Wydm na Tatooine

musia³by zostaæ odwo³any. Mimo wszystko istnia³a mo¿liwoœæ, ¿e

Marynarka Imperialna pozostawi³a za sob¹ kilka statków rozpo-

znawczych.

– „Niewolnik I” zosta³ znaleziony przez rutynowy patrol So-

juszu  Rebeliantów. – Pamiêæ szefa ochrony Zak³adów Stocznio-

wych Kuat wspomagana by³a modu³em organizacji danych i pa-

miêci  pêtlicowej,  sterowanym  ledwie  widocznymi  drgnieniami

miêœni twarzy. – Ju¿ od pewnego czasu Imperium pozostawia kon-

trolê  nad  tym  sektorem  Sojuszowi,  prawdopodobnie  z  powodu

niewielkiego  znaczenia  strategicznego.  Mo¿e  siê  to  oczywiœcie

zmieniæ, kiedy dostarczymy Flocie Imperialnej nowe posi³ki.

Analiza sytuacji, jakiej dokona³ Kuat, by³a taka sama. Tatooine

znajdowa³a siê na skraju galaktyki, daleko od wa¿nych i wysoko

rozwiniêtych sektorów tworz¹cych j¹dro Imperium. Gdyby nawet

Palpatine odpuœci³ sobie ca³¹ tê strefê, poniós³by niewielk¹ stratê

militarn¹  i gospodarcz¹,  przynajmniej  na  krótk¹  metê.  Pozosta-

wienie jednak sektora w rêkach Sojuszu z pewnoœci¹ da wrogom

Imperatora mo¿liwoœci rozwoju i wygodne zaplecze strategiczne

na ca³¹ resztê kampanii. Wczeœniej czy póŸniej statki i ¿o³nierze

Imperium bêd¹ musieli otoczyæ sektor i przywróciæ kontrolê, Im-

perium nie mog³o tolerowaæ tej szybko rozprzestrzeniaj¹cej siê zgni-

lizny na swoim ciele.

Co  wiêcej,  Kuat  wiedzia³,  ¿e  nowe  narzêdzia  przeznaczone

do ewentualnej œmiertelnej ofensywy buduje siê w dokach Zak³a-

dów Stoczniowych. Pozostawa³a jeszcze sama osobowoœæ Palpa-

tine’a, jeœli tak mo¿na by³o nazwaæ charakter zdominowany przez

nieogarniony  egoizm  i mroczne  si³y,  którymi  w³ada³  Imperator.

W pewnym sensie mo¿na by³o siê nawet spiera栖 i Kuat robi³ to

nieraz podczas nocnych rozmów z szefem ochrony – czy Impera-

tor Palpatine jako taki w ogóle jeszcze istnia³. Kuat s³ysza³ historie

o poœwiêceniu Palpatine’a na rzecz czegoœ, co okreœla³ ciemn¹ stron¹

Mocy. Œcis³ego umys³u Kuata nie interesowa³o, czy naprawdê ist-

nieje  tajemnicze  pole  energetyczne,  pulsuj¹ce  pod  sam¹  tkank¹

wszechœwiata. Jednak jako psycholog samouk, jakim siê sta³ z w³a-

snej woli, i intrygant polityczny, jakim staæ siê musia³, przyk³ada³

background image

30

do tego wielk¹ wagê. Moc mog³a istnieæ wy³¹cznie w umys³ach

Imperatora i kilku innych niezniszczalnych wyznawców starej reli-

gii, takich jak Darth Vader, ale ju¿ samo to czyni³o j¹ doœæ realn¹,

aby przyci¹gn¹æ uwagê Kuata. Spotyka³ siê ju¿ kilkakrotnie twa-

rz¹  w twarz  z  Imperatorem  i Mrocznym  Lordem  Sithów,  repre-

zentuj¹c  korporacjê  w czasie  negocjacji,  od  których  zale¿a³a  jej

przysz³oœæ. W ci¹gu ostatniego takiego spotkania odniós³ nieprzy-

jemne wra¿enie, ¿e fizyczne cia³o Imperatora, jego zakapturzona,

wykrzywiona  postaæ,  sta³o  siê  tylko  pust¹  skorup¹,  wy¿art¹  od

œrodka przez Moc, z której Palpatine czerpa³ energiê psychiczn¹.

Malutkie oczka, zatopione g³êboko pod pomarszczonymi powie-

kami, wydawa³y siê Kuatowi otworami maski noszonej przez isto-

tê od dawna pozbawion¹ cz³owieczeñstwa, z której usz³o ju¿ ca³e

¿ycie, ustêpuj¹c miejsca wszechogarniaj¹cej ¿¹dzy i g³odowi w³a-

dzy nad wszystkimi istotami, jakie jeszcze porusza³y siê i oddy-

cha³y z w³asnej woli. Ten twór wci¹¿ jeszcze nazywa³ siê Impera-

torem Palpatine; przemawia³ niezmiennie tym samym z³oœliwym,

drwi¹cym jêzykiem, ale jego s³owa by³y s³owami istoty nie tyle

martwej,  co  uosabiaj¹cej  sam¹  Œmieræ,  Moc  po¿eraj¹c¹  energiê

¿ycia i czerpi¹c¹ z niej pokarm.

Kuat przypomnia³ sobie swoje wra¿enia z ostatniego spotka-

nia z Imperatorem: poczu³ siê wtedy g³êboko obra¿ony, nie tyle

jako ¿ywa istota, co jako cz³owiek interesu, najwy¿sza inteligencja

jednej z najpotê¿niejszych korporacji w ca³ej galaktyce. Sk¹d we-

Ÿmie klientów? G³ównym problemem by³a wizja przysz³oœci Pal-

patine’a: Imperium, gdzie jedyn¹ licz¹c¹ siê si³¹ bêdzie jego s³owo

i wola. Takie pañstwo nie nadawa³oby siê do niczego pod wzglê-

dem  handlowym.  Jaki  bêdzie  cel  istnienia  i zabiegów  Zak³adów

Stoczniowych Kuat lub jakiegokolwiek innego wielkiego produ-

centa galaktycznego? Po co projektowaæ i tworzyæ produkty i do-

starczaæ je na jedn¹ lub na tysi¹c planet, skoro na tych planetach

nie bêdzie nikogo, kto móg³by je kupiæ?

Kuat lepiej ni¿ ktokolwiek inny zdawa³ sobie sprawê z nisz-

czycielskiej si³y statków wojennych, jakie jego firma budowa³a dla

Floty Imperialnej. Jeœli bowiem ambicje Imperatora i jego obsesja

uniwersalnej w³adzy zwyci꿹, jeœli uda mu siê odwróciæ zagro¿e-

nie ze strony Sojuszu Rebeliantów, bêdzie to oznaczaæ zniszczenie

pewnej liczby niegroŸnych, a przy tym nieŸle prosperuj¹cych œwia-

tów;  potencjalnych  kupców,  jeœli  nawet  nie  bezpoœrednio  wyro-

bów jego korporacji, to produktów firm, z którymi ju¿ robi³ interesy.

background image

31

Imperator pokaza³ ju¿, ¿e nie zale¿y mu na utrzymaniu galaktycz-

nej bazy odbiorców, gdy usankcjonowa³ u¿ycie przez nieod¿a³o-

wanej  pamiêci  Gubernatora  Tarkina  pierwszej  Gwiazdy  Œmierci

do zniszczenia planety Alderaan.

Kuat  wpad³  wtedy  w pasjê:  mia³  nie  zrealizowany  kontrakt

z lokalnym rz¹dem Alderaanu na pomocnicz¹ flotê obserwacyjno-

-zwiadowcz¹ i orbitalne stacje celne, a wszystko za niez³¹ sumkê,

która mia³a wp³yn¹æ na konto Zak³adów Stoczniowych Kuat. Jed-

nostki mia³y w³aœnie opuœciæ doki konstrukcyjne stoczni i udaæ siê

na  Alderaan  w otoczeniu  flotylli  dostawczej,  kiedy  Kuat  dowie-

dzia³  siê,  ¿e  port  przeznaczenia  tych  statków  zosta³  obrócony

w garstkê  zwêglonych  od³amków  dryfuj¹cych  w przestrzeni.  Tê

stratê niemal w ca³oœci musia³ odpisaæ od zysków korporacji. Od-

zyska³ tylko niewielk¹ czêœæ, kiedy rozebra³ nie dostarczone statki

i dostosowa³ ich niektóre elementy, aby móc je wmontowaæ w na-

stêpne  zamówienie  imperialnych  kr¹¿owników.  Przez  jakiœ  czas

rozwa¿a³, czyby nie przedstawiæ imperatorowi Palpatine’owi fak-

tury za straty poniesione przez Zak³ady Stoczniowe Kuat, ale osta-

tecznie zdecydowa³ siê nie kusiæ losu. Lepiej pozostawiæ parê bra-

ków w ksiêgach, ni¿ robiæ sobie wroga z najwiêkszego z pozosta³ych

klientów. Nawet teraz, po odejœciu ksiêcia Xizora, na dworze Pal-

patine’a nie by³o zbyt bezpiecznie. Ró¿ne intryganckie grupki nie-

ustannie konfrontowa³y siê ze sob¹ i lepiej by³o nie dawaæ dodat-

kowej broni do rêki wrogom korporacji.

– A wiêc Sojusz Rebeliantów przechwyci³ statek Boby Fetta. –

Kuat powróci³ do teraŸniejszoœci. Powa¿niejsze problemy, które mu-

sia³ jeszcze przemyœleæ, poczekaj¹ trochê na ostateczne rozwi¹za-

nie. – Czy zosta³o potwierdzone, ¿e to naprawdꠄNiewolnik I”?

By³o to dobre pytanie. Historia Boby Fetta roi³a siê od sytu-

acji,  kiedy  ³owca  nagród  podstawia³  podobny  statek  na  miejsce

swojego, bardzo charakterystycznego pojazdu. Jak na kogoœ, kto

zajmowa³ siê g³ównie czerpaniem korzyœci ze œmierci innych istot,

Fett mia³ wyj¹tkow¹ smyka³kê do pozorowania w³asnego zgonu.

A mo¿e takiego talentu w³aœnie nale¿a³o siê spodziewa栖 Kuat nie

by³ pewien. Dla ³owcy nagród ¿ycie i œmieræ by³y towarem – o ró¿-

nej wartoœci handlowej, zale¿nie od potrzeb rynku. Boba Fett, tak

jak  ka¿dy  z  jego  kolegów,  równie  chêtnie  dostarcza³  trupa,  jak

¿ywego  zak³adnika,  jeœli  móg³  wyci¹gn¹æ  za  to  tyle  samo.  Przy

takiej postawie nie mog³o dziwiæ, ¿e nawet w³asna œmieræ stawa³a

siê kwesti¹ strategii i negocjacji.

background image

32

Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.

– Nasze  Ÿród³a  w Sojuszu  twierdz¹,  ¿e  tym  razem  nie  ma

mowy  o oszustwie,  przynajmniej  jeœli  chodzi  o to¿samoœæ  prze-

chwyconego statku. Odczytano numery subkodu na uk³adach re-

gulatora tarcz silników. – Postuka³ siê w skroñ, gdzie by³y ukryte

implanty. – Podano je w wiadomoœci, któr¹ w³aœnie otrzyma³em,

i natychmiast przekaza³em je do sprawdzenia do naszego wydzia³u

rejestracji.  S¹  zgodne  z  oryginalnym  paszportem  budowy  „Nie-

wolnika I”.

– To za³atwia sprawê. – Kuat osobiœcie nadzorowa³ projekt i mon-

ta¿ statku Boby Fetta. Niektóre instalacje, wykonane na zamówienie,

wci¹¿ stawia³y „Niewolnika I” na pozycji najnowoczeœniejszego z jego

wyrobów. Profil ID, sygna³ przekazywany z jednego statku na drugi,

zawiera³ tylko nazwê i dane o przyporz¹dkowaniu  i  dawa³o siê go

podrobi栖 nie by³o to ³atwe zadanie, ale wykonalne przy pewnym

poziomie determinacji i umiejêtnoœci technicznych. Ani Imperium, ani

¿aden z klientów Zak³adów Stoczniowych Kuat nie wiedzia³, ¿e ka¿-

dy statek opuszczaj¹cy ich doki konstrukcyjne mia³ wbudowan¹ na

sta³e procedurê dostêpu do komputera pok³adowego – w³aœnie w tym

celu. Dla Boby Fetta przeróbka subkodów regulatora „Niewolnika I”

oznacza³aby ryzyko katastrofalnego stopienia siê rdzenia. Nie by³oby

wtedy statku, który mo¿na by niew³aœciwie zidentyfikowaæ. Ergo,

by³ to statek Fetta i ¿aden inny.

– Czy nasze Ÿród³a przekaza³y jeszcze inne informacje na te-

mat statku? Mo¿e coœ o ³adunku?

Przecz¹cy ruch g³owy.

– Nic  poza  tym,  ¿e  by³  pusty.  Si³y  Sojuszu,  które  znalaz³y

„Niewolnika I”, wci¹¿ jeszcze go badaj¹.

– Niczego nie znajd¹ – odpar³ Kuat.

– Jakim sposobem mo¿e pan byæ tego taki pewny? Boba Fett

by³  wpl¹tany  w ró¿ne  sprawki,  których  powodzenie  zale¿a³o  od

utrzymania tajemnicy. – Szef ochrony za³o¿y³ d³onie za plecami. –

Wydawa³o mi siê oczywiste, ¿e na statku mo¿na bêdzie znaleŸæ

pewne… intryguj¹ce œlady przesz³oœci Fetta.

– O,  pewnie  s¹  tam,  bez  dwóch  zdañ. –  Kuat  wzruszy³  ra-

mionami i pog³aska³ zwierz¹tko wtulone w jego ramiona. – I mo¿-

na by je znaleŸæ… gdyby siê wiedzia³o, gdzie ich szukaæ, gdyby siê

mia³o choæby najl¿ejsze pojêcie, czego siê szuka… i odpowiedni¹

motywacjê, ¿eby szukaæ. Ale wœród Rebeliantów nie ma ani jednej

osoby  zdolnej  do  przeprowadzenia  takiego  œledztwa.  Rebelianci

background image

33

weszli w krytyczne stadium walki z Imperium i nie wygl¹da na to,

aby  kryzys  mia³  siê  wkrótce  skoñczyæ.  Nie  bêd¹  traciæ  cennego

czasu na przeczesywanie statku martwego ³owcy nagród… a przy-

najmniej  uwa¿anego  za  martwego.  Moralnie  to  dla  nich  nie  do

przyjêcia. – Kuat z politowaniem pokrêci³ g³ow¹. – Flota imperial-

na z ca³ego serca gardzi ³owcami nagród i innymi pó³kryminalista-

mi, ale Rebelianci s¹ pod tym wzglêdem jeszcze gorsi. Jeœli uwa-

¿asz, ¿e jesteœ lepszy, bardziej cnotliwy i uczciwszy od swojego

przeciwnika,  ³atwo  mo¿esz  wpaœæ  w pu³apkê  samozachwytu. –

Kuat sam nigdy nie mia³ takich problemów: czu³ siꠜwietnie na

ka¿dym poziomie moralnoœci, od gwiazd po rynsztoki, jeœli tylko

mia³o to pomóc w przetrwaniu Zak³adów Stoczniowych Kuat. Móg³

handlowaæ z ka¿dym, jak œwiadczy³y jego interesy z Imperatorem

Palpatine’em i jego admira³ami.

– Rebelianci przepatrz¹ z grubsza statek Fetta – doda³ – i bê-

d¹ próbowaæ siê go pozbyæ najszybciej, jak to mo¿liwe.

– Oczywiœcie. – Szef ochrony powoli skin¹³ g³ow¹, przetra-

wiaj¹c w myœli niezwyk³¹ m¹droœæ swego zwierzchnika. – Wyobra-

¿am sobie, ¿e dostan¹ za niego dobr¹ cenê. Bior¹c pod uwagê, jak

kosztowne by³o to cacko od samego pocz¹tku, wartoœæ znaleziska

mo¿e byæ ca³kiem spora. Niejeden ³owca nagród zechcia³by mieæ

go na w³asnoœæ.

– Mo¿liwe – zgodzi³ siê Kuat. Szef ochrony wiedzia³, co mówi.

Kiedy  Boba  Fett  zamówi³  u  nich  budowê  i  wyposa¿enie  statku,

za¿¹da³ wprowadzenia pewnych dodatkowych, kosztownych szcze-

gó³ów. Ksiêgowi Zak³adów Stoczniowych Kuat za¿¹dali zap³aty

z góry, zanim jeszcze zespawano szkielet konstrukcji statku. Para-

metry projektowe, których za¿¹da³ Fett, wznosi³y naukꠖ i sztu-

kꠖ budowy ma³ych statków na najwy¿szy poziom, o jakim Kuat

do tej pory tylko ledwie marzy³, szkicuj¹c proste koncepcyjne ry-

sunki w wolnych chwilach, zanim jeszcze projekt przyoblek³ siê

w rzeczywiste kszta³ty. ¯¹danie zap³aty z góry mia³o dwa powody,

niezale¿nie  od  wewnêtrznej  potrzeby  Kuata,  aby  zbudowaæ  taki

statek. Pierwszy powód to czas i koszty wybudowania prototypu,

przetestowania oraz wykoñczenia pewnych komponentów silnika

i uk³adu  sterowniczego  statku,  od  zera  do  produktu  koñcowego.

Uprawiaj¹c tak niebezpieczny zawód, klient móg³ równie dobrze

zgin¹æ, zanim „Niewolnik I” by³by gotów do opuszczenia doków.

Samo to wystarczy³oby jako podstawa do za¿¹dania p³atnoœci przed

rozpoczêciem  budowy.  Druga  przyczyna  le¿a³a  w samej  naturze

3 – Spisek Xizora

background image

34

ukoñczonego statku. Ka¿dy pojazd, zaprojektowany na tak skraj-

ne parametry, móg³ zabiæ pilota w czasie dziewiczego lotu, gdyby

przesterowane silniki wymknê³y siê spod kontroli i rozdar³y dura-

stalow¹ konstrukcjê jak zle¿a³e p³ótno. Lepiej zainkasowaæ zap³a-

tê, zanim klient siê zabije.

Ale tak siê nie sta³o. Kombinacja umiejêtnoœci pilota¿owych

Boby Fetta i geniuszu projektowego Kuata przynios³a „Niewolniko-

wi I” s³awꠖ i trwo¿liwy respekt – w ca³ej galaktyce. Aby osi¹gn¹æ

odpowiedni efekt psychologiczny, statek nie musi byæ wielki i potê¿-

ny jak imperialny kr¹¿ownik bojowy – albo jak Gwiazda Œmierci.

Szef ochrony stan¹³ u boku Kuata i uniós³ brew.

– Uwa¿a³em, ¿e to prawie pewne – mrukn¹³. – A przetarg na

takie cacko pewnie bêdzie za¿arty.

– By³by…  gdyby  potencjalni  kupcy  wiedzieli,  ¿e  statek  na

pewno jest w porz¹dku – Kuat pozwoli³ sobie na blady uœmieszek. –

Oczywiœcie, istotom rozumnym czêsto przychodz¹ do g³owy inte-

resuj¹ce pomys³y. Zw³aszcza kiedy idzie o kogoœ takiego jak Boba

Fett… mo¿e nawet jeszcze bardziej teraz, kiedy mówi siê o nim

„nieboszczyk Boba Fett”. £owcy nagród i im podobni maj¹ swoje

g³upie przes¹dy, lêki i podejrzenia… nie wszystkie zreszt¹ bezpod-

stawne. Powszechnie wiadomo, ¿e Boba Fett zamontowa³ w swo-

im statku mnóstwo systemów zabezpieczaj¹cych. Tylko szaleniec

uzna³by, ¿e œmieræ w³aœciciela spowoduje ich wy³¹czenie. Jedn¹

spraw¹ jest kupienie u¿ywanego statku, ale kupno œmiertelnej pu-

³apki to coœ zupe³nie innego.

– W³aœnie. – Szef ochrony skin¹³ g³ow¹. – A gdyby w odpo-

wiednich krêgach nagle pojawi³y siê plotki o nieprzyjemnych nie-

spodziankach, jakie mog¹ spotkaæ nowego w³aœciciela „Niewolni-

ka I”…

– Cena  spad³aby  w dó³  na  ³eb  na  szyjê. –  Felinks  w ramio-

nach Kuata zamrucza³, jakby i on by³ zadowolony z takiego obro-

tu sprawy. – A kiedy spada cena, spada równie¿ zainteresowanie

takim towarem… tak dzia³a psychologia wszystkich istot rozum-

nych. Jeœli coœ ich nie interesuje, przestaj¹ siê tym zajmowaæ.

– Co by znaczy³o, ¿e kiedy Rebelianci wreszcie wystawi¹ „Nie-

wolnika I” na sprzeda¿ po pobie¿nym przegl¹dzie – zauwa¿y³ Fe-

nald – wtedy nie tylko bêdzie mo¿na kupiæ statek po bardzo oka-

zyjnej cenie, ale równie¿ w miarê dyskretnie.

– No w³aœnie. – Kuat w dalszym ci¹gu obserwowa³ przygoto-

wania do startu w g³ównym doku konstrukcyjnym. – Niech jeden

background image

35

z naszych kooperantów przyjrzy siê temu… mo¿e jakiœ dostawca

czêœci, ale uwa¿aj, ¿eby nie mia³ wyraŸnego powi¹zania z Zak³a-

dami Stoczniowymi Kuat. Przeka¿ odpowiednie fundusze z moje-

go osobistego konta operacyjnego, ¿eby mogli sfinalizowaæ sprze-

da¿, kiedy to bêdzie mo¿liwe. Niech ich g³ówny negocjator mo¿liwie

jak najszybciej skontaktuje siê z Rebeliantami i sprawdzi, czy przyj-

m¹ ofertê wstêpn¹. W ten sposób statek mo¿e nie pojawiæ siê na-

wet na otwartym rynku i nie bêdziemy musieli siê zajmowaæ inny-

mi zainteresowanymi.

– A kampania plotek na temat niebezpieczeñstw zwi¹zanych

z kupnem statku Boby Fetta?

– Nale¿y je rozpuœciæ natychmiast, aby jak najszybciej dotar-

³y do wszystkich punktów galaktyki. Musi wygl¹daæ na to, ¿e roz-

chodz¹  siê  z  Tatooine,  to  znaczy  z  miejsca,  gdzie  statek  zosta³

znaleziony. Upewnijcie siê, ¿e plotka dotrze do wszystkich sekto-

rów kontrolowanych przez Rebeliantów. Im szybciej nabior¹ pew-

noœci, ¿e „Niewolnik I” to towar pozbawiony wartoœci, tym chêt-

niej zaakceptuj¹ wstêpn¹ umowê kupna-sprzeda¿y. Mamy chyba

kilku agentów na nas³uchu w Mos Eisley?

Szef ochrony potwierdzi³ skinieniem g³owy.

– W³aœnie wprowadziliœmy do portu now¹ zmianê.

– Znakomicie – rzek³ Kuat. – Mog¹ zaczynaæ rozpowszech-

nianie. Niech ludzie do zadañ poufnych w naszym dziale public

relations wymyœl¹ jakieœ podejrzane szczegó³y na temat pok³ado-

wych systemów obronnych „Niewolnika I”… mo¿e na przyk³ad

historyjkê o grupie badawczej Rebeliantów, która wylecia³a w po-

wietrze zaraz po otwarciu g³ównego w³azu. Je¿eli Rebelianci wy-

stawi¹ statek na sprzeda¿, potwierdz¹ w ten sposób podejrzenia.

– A zanim zakoñczy siê kampania plotek, bêd¹ gotowi oddaæ

statek pierwszemu kupcowi, który siê nawinie.

– Nie interesuj¹ mnie szczegó³y transakcji.

Za krzywizn¹ ekranów widokowych dobiega³y koñca przygo-

towania do startu. Kuat obserwowa³ ostatni¹ kontrolê i grupê in-

spektorów,  która  w³aœnie  schodzi³a  z  kr¹¿ownika,  wci¹¿  jeszcze

oplecionego linami i ciœnieniowymi kopu³ami konstrukcyjnymi.

– Jedyne, co mnie interesuje, to nabycie „Niewolnika I” wraz

z zawartoœci¹, i to jak najdyskretniej. Kiedy nasz kooperant uzyska

tytu³ w³asnoœci statku, trzeba bêdzie przewieŸæ go do Zak³adów Stocz-

niowych Kuat w pancernym transporterze towarowym. Nikt poza

s³u¿bami ochrony stoczni nie ma prawa o tym wiedzieæ.

background image

36

– To mo¿e byæ trudne do zorganizowania, panie in¿ynierze. –

Fenald  wci¹gn¹³  powietrze  przez  zaciœniête  zêby. –  Flota  Impe-

rium ustawi³a patrole przechwytuj¹ce kontrabandê na niemal wszyst-

kich szlakach nawigacyjnych st¹d do Tatooine. Kontroluj¹ drobia-

zgowo nawet nasze normalne dostawy materia³ów. Przeprowadzenie

ca³ego transportera z ukryt¹ zawartoœci¹ bêdzie wymaga³o niez³e-

go sprytu.

S³owa szefa ochrony nie zaskoczy³y Kuata. Wiedzia³ ju¿ o opóŸ-

nieniach powsta³ych w dokach konstrukcyjnych z powodu inter-

wencji Floty w planowe dostawy niezbêdnych materia³ów. Zak³a-

dy Stoczniowe Kuat musia³y ju¿ przesun¹æ daty dostaw kilku zleceñ

Imperium. Ale poniewa¿ by³a to wina kilku nadgorliwych admira-

³ów Palpatine’a, Kuat unika³ wszelkich kar umownych – przynaj-

mniej na razie. Nie zmienia³o to jednak istniej¹cej sytuacji, co wska-

zywa³o na to, ¿e te d³ugotrwa³e kontrole cieszy³y siê do pewnego

stopnia  aprobat¹  Imperatora.  Jeszcze  jedna  zagrywka  psycholo-

giczna – Imperator wiedzia³ doskonale, ¿e Zak³ady Stoczniowe Kuat

nie prowadz¹ ¿adnych interesów z Rebeliantami, ale zlecone rewi-

zje pozwol¹ s¹dziæ podw³adnym Palpatine’a i ka¿demu spoza dwo-

ru na Coruscant, ¿e korporacja jest podejrzana.

Trudno by³o powiedzieæ, co Palpatine zamierza³ w ten sposób

osi¹gn¹æ, zw³aszcza ¿e powodowa³o to opóŸnienia w niezmiernie

potrzebnych uzupe³nieniach w jego flocie. Z ka¿d¹ up³ywaj¹c¹ stan-

dardow¹ dob¹ Rebelia ros³a w liczebnoœæ i si³ê. Czy zniszczenie re-

putacji Zak³adów Stoczniowych Kuat i nadszarpniêcie lojalnoœci ich

w³aœciciela warte by³y takiego poœwiêcenia? Kuat odpowiedzia³ sam

sobie: „Tak, jeœli Palpatine zamierza zniszczyæ lub przej¹æ korpora-

cjê”. Pasowa³o to do znanej ¿¹dzy w³adzy Imperatora. Nie wystar-

czy byæ wiernym sojusznikiem takiego szaleñca: mo¿e wreszcie w re-

alizacji starannie wykalkulowanych planów Imperatora nadszed³ czas,

kiedy najwiêcej satysfakcji sprawia mu niszczenie najbli¿szych so-

bie. Imperator nie potrzebuje sojuszników, lecz niewolników.

Mo¿e  powinienem  przejœæ  do  Sojuszu  Rebeliantów,  myœla³

Kuat. I zabraæ ze sob¹ moje zak³ady. Ta pokusa nachodzi³a go ju¿

wczeœniej. Czy by³a jakaœ alternatywa? Nawet jeœli Zak³ady Stocz-

niowe Kuat pozostan¹ g³ównym wykonawc¹ sprzêtu militarnego

dla Imperium, niezbêdnym dla zaspokojenia ambicji Imperatora,

jaka nagroda czeka Kuata za wiern¹ s³u¿bê?

Prawdopodobnie taka sama jak wszystkich szturmowców i ad-

mira³ów: unicestwienie, wch³oniêcie, zredukowanie do bezwolnego

background image

37

instrumentu Palpatine’a. Œmieræ bez dobrodziejstwa niebytu, ¿y-

cie, w którym ka¿dy atom cia³a staje siê cz¹stk¹ wiêzienia, w jakie

przeistoczy³ siê wszechœwiat.

I tylko jedno powstrzymywa³o Kuata od przekazania Zak³a-

dów Stoczniowych Kuat zaprzysiê¿onym wrogom Imperium. By³o

to podejrzenie, ¿e Imperator Palpatine w³aœnie tego od niego ocze-

kuje.  Wszystkie  dotychczasowe  dzia³ania  mog³y  byæ  pomyœlane

tak,  aby  popchn¹æ  Kuata  w ramiona  Sojuszu  Rebeliantów.  Na

dworze Palpatine’a wci¹¿ jeszcze istnia³y si³y, które d¹¿y³y do znisz-

czenia  niezale¿noœci  Zak³adów  Stoczniowych  Kuat.  Dopóki  ¿y³

ksi¹¿ê Xizor, móg³ szeptaæ swoje k³amstwa do ucha Palpatine’a

i ostatecznie go przekonaæ. Gdyby zatem Kuat uczyni³ najmniej-

szy choæby gest w kierunku Rebeliantów, mog³oby to stanowiæ dla

Imperatora wystarczaj¹ce usprawiedliwienie, aby przypuœciæ zma-

sowany atak na Kuat, a w koñcu poddaæ potê¿ne zasoby technicz-

ne  i materialne  korporacji  bezpoœredniej  kontroli  militarnej.  I to

by³by koniec Zak³adów Stoczniowych Kuat. Pokolenia wiedzy in-

¿ynierskiej zgin¹ ostatecznie wraz z Kuatem, zamieniaj¹c siê w parê

pod laserowym promieniem wys³anym przez szturmowca…

– Mo¿esz mieæ racjê.

– W czym, panie in¿ynierze?

– W sprawie dostarczenia „Niewolnika I”, kiedy nasza filia

zdo³a  go  wykupiæ  od  Rebeliantów. –  Rozwa¿aj¹c  niebezpieczne

interesy prowadzone z Imperium, Kuat nie móg³ uciec od bardziej

bezpoœrednich  k³opotów.  W  jego  delikatnej  i niepewnej  sytuacji

nie mo¿e zostaæ przy³apany z tak konkretnym dowodem kontak-

tów z rebeliantami. By³oby to fatalnym b³êdem. Wrogowie Zak³a-

dów Stoczniowych Kuat zrobi¹, co mog¹, aby nadaæ sprawie jak

najgorszy obrót. – Lepiej by³oby poszukaæ jakiejœ dalekiej filii, gdzie

bêdzie mo¿na przechowa栄Niewolnika I”. Grupa inspekcyjna mo¿e

siê tam udaæ i obejrzeæ statek. Musimy tylko zrobiæ wszystko, aby

nie da³o siê ich zidentyfikowaæ jako pracowników Zak³adów Stocz-

niowych.

Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.

– To siê da za³atwiæ, panie in¿ynierze.

– Zajmij siê tym. – Kuat pog³adzi³ felinksa po szyi, czubkami

palców wyczuwaj¹c zadowolone mruczenie zwierzêcia. – Na ra-

zie to wszystko.

W  biurach  kierownictwa  Zak³adów  Stoczniowych  Kuat  nie

stosowano  wymyœlnych  i s³u¿alczych  rytua³ów  rodem  z  dworu

background image

38

Palpatine’a. Fenald obróci³ siê i wymaszerowa³ z pomieszczenia.

Jego kroki rozlega³y siê echem, gdy szed³ po matowej metalowej

pod³odze.

Kuat pozosta³ sam, wygl¹daj¹c przez segmentowe okna. Wy-

powiedzenie na g³os myœli pomog³o je uporz¹dkowaæ; by³o tak,

jakby ogl¹da³ schematy przewijane na wysokiej rozdzielczoœci ekra-

nach systemu CAD. Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych Kuat

by³ pozbawiony wyobraŸni, ale dok³adny. Kuat wybra³ go i umie-

œci³ na tym stanowisku z tych w³aœnie powodów oraz niez³omnej

lojalnoœci wobec ¿ywi¹cej go korporacji. Nie trzeba by³o przypo-

minaæ  Fenaldowi,  jak  wa¿ne  jest  zdobycie  statku  Boby  Fetta –

a w³aœciwie jego odzyskanie, poniewa¿ statek zosta³ wybudowany

tu, w Zak³adach. Nie chodzi³o tu o szczególn¹ wartoœæ samego stat-

ku, ale o to, co wci¹¿ jeszcze móg³ zawieraæ. Niewa¿ne, czy Boba

Fett  ¿y³,  czy  nie.  Kuat  w g³êbi  ducha  czu³  siê  tak  samo  jak  po

bombardowaniu Morza Wydm na Tatooine. Wtedy mia³ wra¿enie,

¿e Boba Fett zdolny jest umkn¹æ przed ka¿d¹ si³¹, która spowodo-

wa³aby œmieræ mniej doskona³ej istoty. Nawet jeœli to nieprawdo-

podobne zdarzenie nast¹pi³o i Boba Fett istotnie zgin¹³, istnia³o du¿e

prawdopodobieñstwo, ¿e na pok³adzie „Niewolnika I” pozosta³y

dowody niebezpiecznej konspiracji, w któr¹ uwik³a³ siê ³owca na-

gród. Dowody, które prowadzi³y do Zak³adów Stoczniowych Kuat.

To by³o prawdziwe niebezpieczeñstwo, którego nale¿a³o za wszel-

k¹ cenê unikn¹æ.

Jeœli Fett zniszczy³ robota towarowego, ponuro duma³ Kuat,

albo jakoœ siê go pozby³… to mo¿e jesteœmy bezpieczni. Boba Fett

by³ wyj¹tkowo inteligentny i na pewno zdawa³ sobie sprawê z war-

toœci materia³u, jaki znalaz³ siê w jego posiadaniu. Móg³ pozbyæ siê

go, zanim pozostawi³ „Niewolnika I” na orbicie wokó³ Tatooine.

Gdyby jednak ten wielki, niezgrabny robot istnia³ jeszcze, a razem

z nim schowki kryj¹ce urz¹dzenia szpiegowskie i dane, które cze-

ka³y  na  odszyfrowanie  i przeanalizowanie…  wówczas  Zak³ady

Stoczniowe Kuat znalaz³yby siê w nie lada k³opotach. A wszystko

z  powodu  holograficznego  nagrania  napaœci  imperialnych  sztur-

mowców na samotn¹ farmê wilgoci na Tatooine… i zapachu fero-

monów najpotê¿niejszego przestêpcy galaktyki, przywódcy orga-

nizacji Czarnego S³oñca.

W  myœlach  Kuata  pojawi³a  siê  twarz  ksiêcia  Xizora  z  jego

fioletowymi  oczami  i zimnym,  ironicznym  uœmieszkiem.  By³  to

nieprzyjaciel, którego Zak³ady Stoczniowe Kuat powinny siê baæ

background image

39

jeszcze bardziej ni¿ Imperatora Palpatine’a. Œmieræ Xizora nie wy-

eliminowa³a niebezpieczeñstw, z którymi musia³a zmierzyæ siê kor-

poracja.

Zadumê  Kuata  przerwa³  rozb³ysk  flary  sygna³owej –  cienki

strumieñ bia³ego œwiat³a, który wzniós³ siê ponad dokami budow-

lanymi. Oderwa³ na chwilê d³oñ od felinksa i dotkn¹³ miniaturowej

klawiatury na przegubie. Obwody steruj¹ce filtracj¹ przes³ony cza-

sowej ekranów widokowych uaktywni³y siê, wchodz¹c w synchro-

nizacjê z sygna³em krótkiego zasiêgu wysy³anym przez mikromi-

gawki  implantowane  w rogówki  Kuata.  Przez  u³amek  sekundy

ekrany  pociemnia³y,  po  czym  znów  nabra³y  przejrzystoœci,  gdy

skoordynowa³y siê oba systemy optyczne.

Poprzez pró¿niê dziel¹c¹ doki i wysokie ekrany biur Kuata nie

móg³ przedrzeæ siê ¿aden dŸwiêk, ale ognista flara wystarczy³aby,

¿eby zbudziæ i przeraziæ uœpionego felinksa. Kuat nie mia³ ochoty,

aby  spanikowane  zwierzê  pazurami  wydziera³o  sobie  drogê  do

wolnoœci z jego ramion. Pod podbródkiem wci¹¿ jeszcze mia³ bia-

³aw¹, cienk¹ bliznê z ostatniego razu, kiedy siê to zdarzy³o.

Ostatnia  flara  sygna³owa,  tym  razem  czerwona,  przeciê³a

gwiaŸdziste niebo nad zak³adami. Oznacza³o to, ¿e personel stocz-

ni  opuœci³  dok,  w którym  czeka³  ukoñczony  w³aœnie  kr¹¿ownik

bojowy  Imperium,  wci¹¿  jeszcze  owiniêty  cumami  i p³achtami

monta¿owymi. On nie musia³ dawaæ ¿adnego sygna³u – od tej chwili

wszystko  toczy³o  siê  automatycznie.  Pojedynczy  wtopiony  bez-

piecznik katalizowa³ ³atwopalne sk³adniki p³acht; tlen uwiêziony

w fa³dach materia³u w zupe³noœci wystarczy³ na chrzest ogniowy,

oczyszczaj¹cy z wszystkiego, co nie by³o hartowan¹ durastal¹.

W ci¹gu kilku sekund kr¹¿ownik otoczy³ siê chmur¹ p³omieni,

które pali³y siê równo, poniewa¿ wobec braku atmosfery nie istnia³

tu efekt konwekcji. Okrywaj¹ce statek p³achty zmieni³y siê w wiel-

kie, postrzêpione arkusze popio³u, które same rozsypywa³y siê w ni-

coœæ wraz z gasn¹cym ¿arem. Kr¹¿ownik gwiezdny uniós³ siê z do-

ku; doskona³a broñ, oczyszczona i zahartowana przez ogieñ.

Resztki popio³u, wyci¹gniête na zewn¹trz si³¹ znikaj¹cego p³o-

mienia, podryfowa³y wzd³u¿ szyby. Kuat sta³, tul¹c w ramionach

wci¹¿ uœpionego felinksa, a powidok p³omieni pod jego powiekami

powoli zmienia³ barwê.

background image

40

R O Z D Z I A £

"

– Wiesz, jak siê pilotuje coœ takiego?

Boba Fett spojrza³ przez ramiê na drugiego ³owcê nagród, któ-

ry sta³ w przejœciu do kokpitu „Wœciek³ego Psa”.

– S¹ pewne trudnoœci – odpar³ powoli, bez widocznych emo-

cji. – Ale mo¿na je pokonaæ.

Oderwa³ d³onie w rêkawicach od wyraŸnych wg³êbieñ na pul-

picie sterowania.

– Trandoszañskie  interfejsy  operatora  s¹  doœæ  prymitywne,

ale  konfiguracja  statku  jest  w³aœciwie  standardowa.  Zapewniam

ciê,  ¿e  poradzê  sobie  ze  wszystkim,  co  potrafi³y  wielkie  pazury

Trandoszan.

Pewnie, pomyœla³ Dengar. Znów opar³ siê o framugê, obser-

wuj¹c, jak Boba Fett dokonuje ostatnich poprawek nawigacyjnych.

Mia³  ju¿  nieraz  okazjê  zetkn¹æ  siê  z  Trandoszanami,  w³¹czaj¹c

w to poprzedniego w³aœciciela tego statku. ¯adne z tych spotkañ

nie nale¿a³o do przyjemnych. Bossk zawsze mia³ reputacjê histe-

ryka, nawet w czasach Gildii £owców G³ów, kiedy prawdopodob-

nie mia³ mniej problemów. WejdŸ mu w drogê, a masz du¿¹ szan-

sê na to, ¿e odkrêci ci g³owê niczym pokrywê kanistra z awaryjnymi

racjami ¿ywnoœciowymi. W³aœnie do tego najlepiej siê te szpony

nadawa³y, a nie do sterowania szybkimi pojazdami gwiezdnymi.

Za to Boba Fett potrafi³ nie tylko dok³adnie wykoñczyæ przeciwni-

ka, ale tak¿e obs³ugiwaæ sprzêt nawet najbardziej skomplikowany,

pocz¹wszy od wszelkiego rodzaju pojazdów miêdzyplanetarnych

po swoj¹ mandaloriañsk¹ zbrojê.

Dengar wycelowa³ palec w uk³ad komunikacyjny kokpitu.

background image

41

– Co siê stanie, jeœli ktoœ rozpozna ten statek i bêdzie chcia³

pogadaæ z Bosskiem? Mo¿emy natkn¹æ siê na jednego z jego sta-

rych kumpli, który rozpozna „Psa”.

– To  prawda –  przyzna³  Fett.  Opuœci³  wzrok  na  pulpit  ste-

rowniczy. – Ale tam, gdzie siê udajemy, nie bêdziemy mieli wielu

okazji, aby natkn¹æ siê na kole¿ków Bosska. On przewa¿nie kur-

sowa³ w tych samych okolicach Galaktyki i tam by³ dobrze znany,

a  nawet  cieszy³  siê  pewnym  szacunkiem.  I to  mu  odpowiada³o.

Nigdy nie wykazywa³ wielkiej inicjatywy w rozszerzaniu dzia³al-

noœci na nowe terytoria.

– Skoro  tak  twierdzisz… –  wzruszy³  ramionami  Dengar. –

Mam wra¿enie, ¿e to chyba jego strata, nie?

– Mo¿e i tak. – Boba Fett wstuka³ do komputera nawigacyj-

nego kolejny zestaw wspó³rzêdnych. – A mo¿e dlatego Bossk wci¹¿

jeszcze ¿yje. Takie stworzenia jak on powinny siê pilnowaæ.

Tak? A co ze stworzeniami takimi jak my? – pomyœla³ Dengar

i przy³apa³  siê  na  tym,  ¿e  wbija  wzrok  w ty³  he³mu  Boby  Fetta,

zastanawiaj¹c siê, co siê tam dzieje, jakie plany i ukryte pomys³y

tkwi¹ w g³owie ³owcy. Nie pomog³o, ¿e widzia³ ju¿ Bobê Fetta bez

charakterystycznego mandaloriañskiego he³mu – prawdopodobnie

jeden z niewielu móg³by siê tym pochwaliæ, jeœli nie liczyæ by³ej

tancerki Neelah. Przez ca³y ten czas na Tatooine, kiedy to oboje

skakali wokó³ Boby Fetta, staraj¹c siê utrzymaæ go przy ¿yciu po

jego ucieczce z bebechów Sarlaka, Dengar ani trochê nie zbli¿y³

siê do rozszyfrowania istoty, której ¿ycie uratowa³. Niedobrze, je-

œli wzi¹æ pod uwagê, ¿e w³aœnie w tej chwili jest partnerem tego

najbardziej przera¿aj¹cego ³owcy nagród w ca³ej galaktyce. Boba

Fett sam mu to zaproponowa³, a Dengar skwapliwie przyj¹³ propo-

zycjꠖ mo¿e zbyt skwapliwie, jak siê nad tym dobrze zastanowiæ.

Po co on siê w ogóle na to godzi³? G³ównym powodem uwik³ania

siê w ten uk³ad by³a chyba chêæ szybkiego zarobienia du¿ej forsy.

Sp³aci³by wtedy ci¹¿¹cy na nim od wielu lat pokaŸny d³ug i poœlu-

bi³  swoj¹  ukochan¹  Manaroo –  gdyby  jeszcze  na  niego  czeka³a

i gdyby uda³o mu siê do niej wróciæ w innej postaci ni¿ spalone

laserem szcz¹tki.

Brak kontaktu z ni¹ by³ dla Dengara istn¹ tortur¹. Ta mi³oœæ

objawi³a mu siê w ca³ej pe³ni dopiero niedawno, tu¿ przed opusz-

czeniem Tatooine na pok³adzie „Niewolnika I”. Dengar skontakto-

wa³ siê wtedy z Manaroo; poleci³ jej zabraæ statek „Karz¹c¹ Rêkê”

i wraz z nim ukryæ siê w bezpiecznym miejscu. Wywi¹za³a siê a¿

background image

42

za dobrze z tego zadania: teraz Dengar nie mia³ pojêcia, w której

czêœci galaktyki Manaroo mo¿e siê znajdowaæ, nie móg³ siê te¿

z ni¹ porozumieæ. Uzgodnili, ¿e dopóki Dengar bêdzie przebywa³

z  Bob¹  Fettem,  trzeba  unikaæ  kontaktów  Manaroo  z  nim.  Zbyt

wiele istot hodowa³o w duszy szczer¹ nienawiœæ do Boby Fetta,

zbyt wiele mog³o skorzystaæ na jego œmierci. Gdyby ktokolwiek siê

dowiedzia³, ¿e partner Fetta jest zwi¹zany dusz¹, sercem i losem

z istot¹ p³ci ¿eñskiej, móg³by j¹ wykorzystaæ jako s³aby punkt w je-

go zbroi, jako drogê dotarcia do samego Fetta. Manaroo sta³aby siê

celem dla wszystkich szumowin w ca³ej galaktyce, a choæ wystar-

czaj¹co silna i sprytna, by uciekaæ lub walczyæ, nie mog³a opieraæ

siê wiecznie, a Dengar nie by³ w stanie chroniæ jej na odleg³oœæ.

Ta myœl drêczy³a Dengara nieustannie i to ona w³aœnie najpo-

wa¿niej wp³ynê³a na jego decyzjê.

Nawet jednak tak problematyczna ochrona ukochanej drogo

go kosztowa³a. Pewnego dnia bêd¹ znów razem – ale tylko wtedy,

jeœli obojgu uda siê prze¿yæ i jeœli siê odnajd¹.

Za du¿o by³o tych „jeœli”: mno¿y³y siê one w duszy Dengara

w miarê, jak mija³y dni w towarzystwie Boby Fetta. ¯ycie ³owcy

nagród by³o ju¿ przedtem wystarczaj¹co niebezpieczne – dlatego

w³aœnie  Dengar  chcia³  zmieniæ  zajêcie.  A  teraz,  myœla³  ponuro,

przenios³em siê w sam œrodek jeszcze wiêkszego niebezpieczeñ-

stwa. Dotychczas wystarcza³o mu szczêœcia i umiejêtnoœci, by przy-

najmniej utrzymaæ siê przy ¿yciu. Ale te¿ dot¹d nie mia³ do czy-

nienia z tajemniczymi si³ami, które dokona³y zmasowanego nalotu

bombowego wprost na jego g³owê, jak to siê sta³o na Tatooine.

Ktokolwiek to zrobi³, nie mia³ zamiaru go zabiæ; prawdopodobnie

œcigaj¹c Bobê Fetta, nawet nie zauwa¿y³by jego œmierci. I na tym

w³aœnie polega³ problem przebywania w towarzystwie kogoœ takie-

go. Fett mia³ w sobie coœ, co pozwala³o mu prze¿yæ nawet w naj-

bardziej morderczych sytuacjach. Nawet Sarlak nie zdo³a³ go za-

biæ. Tym gorzej dla wszystkich innych, pomyœla³ Dengar. Jeœli nie

siêgasz jego poziomu, to tak, jakbyœ ju¿ by³ martwy.

I po co to wszystko?

– A wiêc – zagadn¹³ znowu, próbuj¹c uzyskaæ jakieœ po¿y-

teczne informacje – jeœli nie lecimy tam, gdzie bywa³ Bossk… to

w³aœciwie dok¹d siê wybieramy?

Boba Fett nawet siê nie obejrza³.

– Wolê, ¿eby ka¿dy wiedzia³ tylko tyle, ile musi. A tego na

razie nie musisz wiedzieæ.

background image

43

Dengara poczu³ lekk¹ urazê.

– Myœla³em, ¿e jesteœmy partnerami.

– Bo jesteœmy. – D³onie Fetta b³¹dzi³y po kontrolkach. – Uwa-

¿am siê za zwi¹zanego umow¹, któr¹ zawarliœmy.

– £adne  mi  partnerstwo,  jeœli  to  ty  podejmujesz  wszystkie

decyzje – z trudem wykrztusi³ Dengar. – Zdawa³o mi siê, ¿e mamy

równe prawa. Chyba siê pomyli³em.

Tym razem Boba Fett obróci³ siê razem z fotelem pilota. Zim-

ne, puste spojrzenie w¹skiego wizjera he³mu spoczê³o na Denga-

rze, który poczu³ w gardle o³owian¹ bry³ê.

– Prawdopodobnie  nie  zrozumieliœmy  siê  do  koñca. –  Bez-

barwny g³os Boby Fetta robi³ wiêksze wra¿enie ni¿ wybuch gnie-

wu. – Jeœli jednak nadal chcesz uwa¿aæ, ¿e jakimœ cudem jeste-

œmy sobie równi, z przykroœci¹ muszê ciê wyprowadziæ z b³êdu,

partnerze. Nie ma takiej mo¿liwoœci, to w ogóle nie do pomyœle-

nia. Przynajmniej nie w zawodzie ³owcy nagród.

– C󿅠– strach zmrozi³ wnêtrznoœci Dengara, poch³aniaj¹c

ca³e ciep³o krwi. Czarne spojrzenie Fetta zdawa³o siê wgniataæ go

w pod³o¿e, jakby by³ pluskw¹ pod stop¹ tamtego. – W³aœciwie nie

o to mi chodzi³o…

– Doskonale. Nie chcia³bym uwa¿aæ, ¿e pomyli³em siê w oce-

nie wartoœci mojego partnera. – G³os Boby Fetta wci¹¿ by³ równie

spokojny i równie groŸny. – A znaczymy dla siebie bardzo wiele,

Dengarze, i to nie tylko dlatego, ¿e tam, na Morzu Wydm, znala-

z³eœ mnie i uratowa³eœ mi ¿ycie. Nie zaproponowa³em ci partner-

stwa z czystej wdziêcznoœci. Zapewniam ciê, ¿e takie uczucia s¹

mi obce.

Jak  i  wszystkie  inne,  pomyœla³  Dengar.  Poczu³,  ¿e  zaczyna

oblewaæ siê potem. Ju¿ ¿a³owa³, ¿e podj¹³ z ³owc¹ nagród dysku-

sjê na ten temat.

– Mo¿emy byæ dla siebie wzajemnie bardzo u¿yteczni – ci¹-

gn¹³ Boba Fett – i jest to jedyna podstawa partnerstwa, jak¹ znam.

Oczywiœcie, je¿eli uwa¿asz, ¿e w grê wchodzi coœ innego…

Dengar wlepi³ wzrok w wizjer he³mu, jakby zahipnotyzowany

spojrzeniem ukrytych za nim oczu. Umys³ mia³ zupe³nie pusty.

– Mo¿e  powinniœmy  pomyœleæ  o rozwi¹zaniu  naszego  part-

nerstwa. Czy tego w³aœnie chcesz?

Dengar potrzebowa³ czasu, aby zmusiæ siê do odpowiedzi:

– Nie – potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Wcale nie tego chcê…

background image

44

– Moja rada brzmi: zastanów siê, czego w³aœciwie chcesz. –

Fett pochyli³ siê lekko do przodu w fotelu pilota, zbli¿aj¹c he³m do

twarzy Dengara. – Jeœli nie bêdziemy partnerami, nasze stosunki

mog¹ u³o¿yæ siê ca³kiem inaczej…

Bawi siê ze mn¹, pomyœla³ Dengar. Odkrycie, ¿e Boba Fett

jest jednak zdolny do odczuwania emocji, a przynajmniej do okru-

cieñstwa, nie przynios³o mu ulgi. Podniós³ rêce zwrócone d³oñmi

do góry, jakby w geœcie kapitulacji.

– W porz¹dku. Jestem ca³kiem… zadowolony z obecnego sta-

nu rzeczy. Pokierujesz sprawami, jak zechcesz, nie mam nic prze-

ciwko temu.

Fett milcza³ przez chwilê, po czym przytakn¹³ ledwie dostrze-

galnym ruchem he³mu.

– Doskonale – rzek³ cicho. – Teraz ju¿ nie bêdzie nieporozu-

mieñ.

– Oczywiœcie – zgodzi³ siê Dengar. Stwierdzi³, ¿e znowu mo¿e

oddychaæ.

Fett znów odwróci³ fotel pilota w kierunku pulpitu.

– Ja podejmujê decyzje, a ty je wykonujesz.

Dengar spojrza³ na niego zaskoczony.

– A w³aœciwie… co mia³bym robiæ?

– Kiedy  przyjdzie  czas,  bêdziesz  mia³  mnóstwo  do  roboty.

Tymczasem przestañ siê tym zamartwiaæ. Odprê¿ siê.

Jasne, pomyœla³ Dengar. Myœlisz, ¿e tak mo¿na na zawo³anie?

– Ciesz  siê  spokojem  i cisz¹ –  doda³  Fett,  nie  przerywaj¹c

wprowadzania poprawek nawigacyjnych. – Dopóki mo¿esz. Tam,

gdzie lecimy, pewnie jeszcze nieraz za tym zatêsknisz.

– W porz¹dku – Dengar wycofa³ siê z przejœcia. – Ty tu rz¹-

dzisz.

– Mniej  wiêcej –  odpar³  Boba  Fett. –  IdŸ  na  dó³  i powiedz

Neelah, ¿eby siê przypiê³a. Ty te¿ to zrób. Za kilka minut planujê

skok  w nadprzestrzeñ.

Dengar wola³ nie pytaæ o cel podró¿y. Koordynaty, które Boba

Fett wstuka³ do komputera nawigacyjnego, wydawa³y siê nie pod-

legaæ ¿adnej dyskusji. Prawdziwe partnerstwo, nie ma co. Dengar

odwróci³ siê i podszed³ do drabinki wiod¹cej do ograniczonej do

niezbêdnego minimum czêœci pasa¿erskiej „Psa”.

Nied³ugo statek wyskoczy w jakimœ odleg³ym sektorze galak-

tyki,  tak  zapad³ym,  ¿e  nawet  Trandoszanin  Bossk  nigdy  by  tam

background image

45

nie zajrza³. Uspokaja³o to Dengara mniej wiêcej w takim samym

stopniu jak rezultat jego partnerstwa z Bob¹ Fettem.

Zacz¹³ schodziæ po drabince, ale jeszcze raz odwróci³ g³owê

i spojrza³ w kierunku kokpitu. Fett poch³oniêty by³ ca³kowicie swoimi

zajêciami i wydawa³o siê, ¿e na dobre zapomnia³ o obecnoœci part-

nera.

Jasne, pomyœla³ Dengar. Gdyby dot¹d mia³ jakiekolwiek w¹t-

pliwoœci co do natury partnerstwa z Bob¹ Fettem, teraz pozby³ siê

ich ca³kowicie. Tak czy owak…

Zacz¹³ schodziæ w dó³. Podeszwy jego butów dŸwiêcza³y ryt-

micznie o metalowe stopnie drabinki.

Neelah nie mog³a uwierzyæ w to, co us³ysza³a. A raczej pod-

s³ucha³a, bo pod³¹czy³a siê do wewnêtrznych systemów komuni-

kacyjnych „Wœciek³ego Psa” przez g³ówny pulpit w czêœci pasa-

¿erskiej  statku.  Ciasne  pomieszczenie  urz¹dzone  by³o  zgodnie

z trandoszañskim gustem: œciany pokryte ciemnymi gobelinami i stos

cienkich mat do spania. Gobeliny by³y przywi¹zane na rogach ta-

siemkami, ¿eby zapobiec ich unoszeniu, gdyby zawiod³a sztuczna

grawitacja  statku.  Wszystkie  przedstawia³y  krwawe  sceny  wiel-

kich bitew, zaczerpniête z trandoszañskiej historii i legend. Nawet

teraz, gdy Neelah d³uba³a przy urz¹dzeniach komunikacyjnych po

to, aby pods³uchaæ rozmowê Dengara z Bob¹ Fettem, dziêkowa³a

losowi, ¿e prawowitego w³aœciciela statku nie ma na pok³adzie.

Zadowolenie jednak minê³o, jak tylko us³ysza³a, o czym by³a

mowa w kokpicie. Przerazi³ j¹ sposób, w jaki Boba Fett potrakto-

wa³ Dengara za to tylko, ¿e zada³ proste pytanie o cel ich podró¿y.

Ten  miêczak  jest  do  niczego,  pomyœla³a  z  pogard¹,  s³ysz¹c

s³owa Dengara. Gdyby przysz³o co do czego i gdyby musia³a siê

rozstaæ z Bob¹ Fettem – a wszystko wskazywa³o na to, ¿e prêdzej

czy póŸniej tak siê stanie – taki sprzymierzeniec jak Dengar nie na

wiele jej siê przyda. Fett bez wiêkszego trudu by³by w stanie wy-

eliminowaæ ich oboje.

Teraz by³o dla niej zupe³nie jasne, dlaczego Dengar chce ze-

rwaæ  z  profesj¹  ³owcy  nagród.  Po  prostu  nie  ma  do  tego  ikry,

westchnê³a, wspó³czuj¹co krêc¹c g³ow¹. Ikry i oczywistego braku

emocji, jakimi móg³ siê pochwaliæ Boba Fett. Ju¿ niech lepiej Den-

gar odwiesi broñ na ko³ek, odrzuci nêdzne resztki ambicji i osi¹dzie

background image

46

na jakiejœ zapad³ej planecie ze swoj¹ ukochan¹ Manaroo, zanim

go zabij¹ albo zanim siê ca³kiem rozsypie ze strachu.

Teraz,  kiedy  pods³ucha³a  rozmowê  Dengara  i Boby  Fetta,

Neelah  mia³a ju¿ w³asn¹ teoriê co do dalszego przebiegu spraw.

Muszê wszystko zrobiæ sama, dosz³a do wniosku. Dok¹dkolwiek

leci „Wœciek³y Pies” i cokolwiek ich tam czeka. Musi nawet zadbaæ

o uratowanie ¿ycia w³asnego i Dengara – brak uczuæ w g³osie Boby

Fetta wskazywa³, ¿e ³owcy niezbyt zale¿y na ich prze¿yciu. Dengar

mo¿e da³ siê nabraæ na te bzdury o partnerstwie, ale ona nie. I nie

wyrazi³a na nie zgody. Jeœli o ni¹ chodzi³o, wci¹¿ by³a wolnym strzel-

cem i jedyn¹ skór¹, o jakiej ca³oœæ musia³a dbaæ, by³a jej w³asna.

G³ówny problem polega³ jednak na tym, ¿e nie wiedzia³a, czy-

ja naprawdê jest ta skóra. Nie znam nawet mojego prawdziwego

imienia, myœla³a z gorycz¹. Musi je poznaæ, a tak¿e wszystko, co

siê z nim wi¹¿e: historiê, przyjació³, wrogów; wiedzieæ, kogo mo¿e

poprosiæ o pomoc i otrzymaæ j¹, a kto poder¿n¹³by jej gard³o w se-

kundê, gdyby tylko wiedzia³, ¿e ca³a i zdrowa umknê³a z planety

Tatooine. Mia³a pewne podejrzenia, posk³adane bardziej na pod-

stawie rozumowania ni¿ rzeczywistej informacji. Ktokolwiek ulo-

kowa³ j¹ w pa³acu Jabby, tego nale¿a³o siê strzec. A mo¿e nie jed-

nej istoty, tylko kilku? Mo¿e to ca³y spisek, kombinacja mrocznych

si³, które siê przeciwko niej sprzysiêg³y?

Pewnie mieli swoje powody, aby wyczyœciæ jej pamiêæ, wy-

kasowaæ  z  mózgu  ca³¹  przesz³oœæ,  przebraæ  za  zwyk³¹  tancerkê

i zamkn¹æ w fortecy jednego z najwiêkszych ³ajdaków na wszyst-

kich znanych œwiatach.

Byæ mo¿e Jabba wiedzia³, jaka tajemnica kryje siê za jej obec-

noœci¹ w pa³acu, ale teraz to i tak nie mia³o znaczenia. Jabba nie

¿y³ i wszystkie sekrety, jakie ukrywa³ ten odra¿aj¹cy œlimak, umar³y

wraz z nim.

Z przesz³oœci pozosta³o jej w³aœciwie tylko jedno wspomnie-

nie, które opar³o siê procesowi kasowania pamiêci. Nawet nie wspo-

mnienie, lecz obraz. ¯adnego g³osu, ¿adnych s³ów, ¿adnych, na-

wet  najbardziej  fragmentarycznych  danych.  Ten,  kto  dokona³

kasowania, by³ wyj¹tkowo dok³adny. Byæ mo¿e lepiej by³oby dla

niej, gdyby i ten ostatni strzêp informacji równie¿ zosta³ jej ode-

brany. Obraz, który przechowa³ siê w zniszczonej pamiêci Neelah,

przedstawia³ twarz. A raczej nie twarz. Maskê. Obraz w¹skiego

wizjera he³mu Boby Fetta, ukrywaj¹cego pod twardym, nieludz-

kim spojrzeniem ¿yw¹ twarz…

background image

47

Widzia³a  tê  zamaskowan¹  twarz  w pa³acu  Jabby.  Ju¿  wtedy

ten widok napawa³ j¹ lêkiem i gniewem. Neelah czu³a, ¿e ³owca

nagród nie tylko pilnuje Hutta, choæ w³aœnie do tego zosta³ wyna-

jêty –  Jabba  by³  jednym  z  niewielu  stworzeñ  w galaktyce,  które

mia³y doœæ pieniêdzy, by pozwoliæ sobie na us³ugi Boby Fetta –

lecz równie¿ realizuje jakiœ w³asny plan. Przychodzi³ i wychodzi³

z pa³acu w niewiadomym celu, choæ zawsze mo¿na by³o liczyæ na

to,  ¿e  bêdzie  pod  rêk¹  w chwili  kryzysu.  Tak  by³o  na  przyk³ad

w chwili,  gdy  ksiê¿niczka  Leia  Organa,  przebrana  za  ubeskiego

³owcê nagród, ¿¹daj¹c nagrody za doprowadzenie Wookiego, pod-

sunê³a mu pod nos uaktywniony detonator termiczny. Boba Fett

momentalnie uniós³ rusznicê laserow¹ do pozycji strza³u, choæ po-

zostali ochroniarze w tym samym czasie rzucili siê do ucieczki.

Wtedy nikt nie zgin¹³, choæ nie sta³o siê to z powodu zanie-

dbania ze strony Boby Fetta. Jabba wyp³aci³ nagrodê i przebrana

ksiê¿niczka wy³¹czy³a detonator. Gdyby sta³o siê inaczej, z pa³acu

Jabby pozosta³yby wy³¹cznie ruiny i zgliszcza. Neelah by³a jednak

pewna,  ¿e  Boba  Fett  prze¿y³by  zag³adê.  Zawsze  uchodzi³  z  ¿y-

ciem, niewa¿ne, ile stworzeñ ginê³o wokó³ niego.

Co dziwniejsze, czu³a, ¿e ona tak¿e by nie zginê³a, cokolwiek

by siê sta³o. Niechby ogieñ poch³on¹³ wszystko, pomyœla³a. Ona

wysz³aby ca³o, nietkniêta, wyniesiona w bezpieczne miejsce przez…

Bobê Fetta. Kogó¿ by innego?

Nie w¹tpi³a te¿, ¿e takie w³aœnie by³o znaczenie szczególnego

zainteresowania, jakim obdarza³ j¹ Boba Fett w pa³acu Jabby. Nie

potrzebowa³a wiele czasu, ¿eby zorientowaæ siê, co siꠜwiêci. Za

ka¿dym razem, gdy ³owca nagród wraca³ ze swoich tajemniczych

wypraw, zwraca³ os³oniêt¹ he³mem twarz w jej stronê, jakby chcia³

siê upewniæ, ¿e jest bezpieczna, ca³a i zdrowa.

Nie  by³o  to  ³atwe  zadanie  w tak  krwawym  miejscu  jak  ten

pa³ac, gdzie ka¿dy ³otr i nêdznik pochwala³ zami³owanie Jabby do

zadawania cierpienia innym stworzeniom. Jabba nie mierzy³ swo-

jego bogactwa wy³¹cznie liczb¹ kredytów spoczywaj¹cych w mrocz-

nych lochach skarbca, lecz równie¿ miar¹ cierpieñ i œmierci, jakie

zadawa³… i jakimi siê rozkoszowa³, niczym wij¹cymi siê ¿ywymi

k¹skami, które wpycha³ maleñkimi r¹czkami do ogromnej, pozba-

wionej warg paszczy. Podw³adni Jabby przewa¿nie pracowali u nie-

go za niewielkie pieni¹dze – co Huttowi bardzo odpowiada³o – lecz

w zamian mogli bez przeszkód dawaæ upust swoim okrutnym upodo-

baniom.

background image

48

Biedna Oola, jedna z naj³adniejszych tancerek w pa³acu, by³a

zarezerwowana dla Jabby. Symbolem tego by³ cieniutki ³añcuch,

na którym j¹ trzyma³. Nie dla mnie, pomyœla³a Neelah, dotykaj¹c

d³oni¹ twarzy. Pod palcami czu³a zagojon¹ ju¿ bliznê po ranie za-

danej pik¹ jednego z gamorreañskich stra¿ników, gdy próbowa³a

uciec. Nawet gdyby stêpione ¿elazo nie rozora³o jej wówczas skó-

ry na szczêce i policzku, nigdy nie mia³aby tej delikatnej, kruchej

urody co Oola. Przy sadystycznych upodobaniach Jabby do ogl¹-

dania piêkna okrutnie rozszarpywanego na krwawe strzêpy prze-

ciêtna  uroda  by³a  dla  Neelah  b³ogos³awieñstwem  przez  ca³y  jej

pobyt w pa³acu. Widywa³a piêkniejsze od siebie kobiety rzucane

na ¿er ulubionemu rankorowi Jabby, s³ysza³a ich krzyki dochodz¹-

ce krótko z wnêtrza jamy, podczas gdy rozentuzjazmowane s³ugu-

sy Jabby t³oczy³y siê wokó³ kraty, najwyraŸniej raduj¹c siê wido-

kiem jatki tak samo jak ich pan.

Istnia³a jednak jeszcze inna przyczyna d³ugiego ¿ycia Neelah

w grubych œcianach pa³acu Jabby. Pierwsze przeb³yski podejrzeñ

szybko przerodzi³y siê w ca³kowit¹ pewnoœæ. To on, myœla³a. To

Boba Fett. Znów podnios³a wzrok, spogl¹daj¹c w kierunku kokpitu

„Wœciek³ego Psa”. Z ukrytym pod he³mem ³owc¹ nagród ³¹czy³a j¹

niewidzialna wiêŸ. Ta sama tajemnicza wi꟠³¹czy³a ich przedtem

w pa³acu Jabby. Pomiêdzy ni¹, zwyk³¹ tancerk¹, a najgroŸniejszym,

najbardziej szanowanym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce nigdy nie

pad³o ani jedno s³owo – przynajmniej tak jej podpowiada³a znisz-

czona pamiêæ – a jednak ju¿ wtedy wiedzia³a, ¿e Boba Fett nad

ni¹ czuwa. Wiedzia³a zatem, ¿e nie mo¿e jej siê staæ ¿adna krzyw-

da – a przynajmniej nie ta najgorsza. ¯ycie w pa³acu Jabby pe³ne

by³o licznych i bardzo wymyœlnych przykroœci, które sprawia³y, ¿e

wraz  z  innymi  tancerkami  nieraz  zastanawia³a  siê  nad  tym,  czy

szybkie zwolnienie z pracy via pieczara rankora nie by³oby jednak

najlepszym wyjœciem.

W pewnym momencie jednak Neelah zorientowa³a siê, ¿e ona

nie ma takiego wyboru. Mia³a stra¿nika… lub kogoœ w tym rodza-

ju.  Uwa¿na  i milcz¹ca  obserwacja  Boby  Fetta  nie  obejmowa³a

wy³¹cznie jego huttyjskiego pracodawcy.

Co by siê sta³o, gdyby Jabba zechcia³ rzuciæ mnie na po¿arcie

rankorowi? – leniwie zastanawia³a siê Neelah. Dobre pytanie, na-

wet jeœli œmieræ Jabby uczyni³a je retorycznym. Podejrzewa³a, ¿e

odpowiedŸ zale¿a³a od tego, jakie znaczenie mia³a dla ³owcy na-

gród. Czy uwa¿a³ j¹ za tak wa¿n¹, ¿e zdecydowa³by siê dla niej

background image

49

wtr¹ciæ w rozrywki Jabby? Tak wa¿n¹, ¿e w razie potrzeby podniós³-

by laserow¹ rusznicê i wycelowa³ w obwis³¹, szerok¹ gêbê Jabby,

nakazuj¹c mu grobowym g³osem, aby zostawi³ Neelah w spokoju?

Nie by³a tego pewna nawet teraz. Boba Fett rozgrywa³ jak¹œ

skomplikowan¹ grê, w której wartoœæ pionków na planszy zmie-

nia³a siê równie szybko, jak sytuacja strategiczna. W ka¿dym razie

zainteresowanie, jakie jej okazywa³ w pa³acu Jabby, na pewno nie

wynika³o z mi³oœci. Fett zapewni³ – a ona mu uwierzy³a z ca³ego

serca – ¿e ¿ycie innych istot nie ma dla niego najmniejszego zna-

czenia. Nawet jeœli przewozi³ twardy towar, jak okreœlano w fa-

chowym slangu ³owców nagród zak³adników z wyznaczonymi ce-

nami za ich g³owy, prze¿ywali oni tak¹ podró¿ wy³¹cznie dlatego,

¿e ci, którzy wyk³adali kredyty za ich schwytanie, z regu³y wiêcej

p³acili za ¿ywy towar ni¿ za martwy.

A ile ja jestem warta? – to pytanie przeœladowa³o j¹ bez prze-

rwy. Tyle, co ka¿dy towar. Jej wartoœæ dla Boby Fetta, przyczyny,

dla których tak bardzo zale¿a³o mu, aby prze¿y³a w pa³acu Jab-

by – do tej pory jeszcze nie umia³a sobie tego posk³adaæ w jedn¹

ca³oœæ. Gdyby mia³ interes w tym, ¿eby j¹ utrzymaæ przy ¿yciu –

a na  pewno  mia³  ku  temu  jakieœ  swoje  powody –  niekoniecznie

musia³y one byæ korzystne równie¿ dla niej.

Pojawi³o siê jeszcze jedno, o wiele bardziej niepokoj¹ce pyta-

nie. Co siê stanie, kiedy te powody przestan¹ istnieæ? – zastana-

wia³a siê Neelah. Kiedy jej ¿ycie przestanie mieæ jak¹kolwiek war-

toœæ dla Boby Fetta, nie nale¿y siê spodziewaæ, ¿e ³owca nagród

zachowa j¹ przy sobie z czystego sentymentu. Dla Jabby by³a wy-

³¹cznie tancerk¹ – nie mia³a w¹tpliwoœci, widz¹c, jak pionowe Ÿre-

nice jego oczu zwê¿aj¹ siê na jej widok z t¹ sam¹ z³oœliw¹, de-

struktywn¹ ¿¹dz¹, jak¹ w jego oœliz³ym sercu wzbudza³y wszystkie

piêkne przedmioty. Boba Fett nie pozbêdzie siê jej dla przyjemno-

œci, jak¹ sprawi³oby mu ogl¹danie cierpienia innej istoty, lecz dla

zimnych, twardych kredytów. Neelah nie uwa¿a³a, ¿eby taki uk³ad

by³ lepszy. Tak czy owak, skoñczê jako zw³oki, stwierdzi³a z gory-

cz¹.

Oczywiœcie, mo¿liwe by³o jeszcze inne wyjœcie. Ma³o praw-

dopodobne, ale lepsze ni¿ tamto. A jej podoba³o siê o wiele bar-

dziej.  Ktoœ  skoñczy  jako  nieboszczyk,  ale  na  pewno  nie  ja… –

pokiwa³a g³ow¹ w zadumie.

Nie musia³a robiæ zbyt wiele. Jeœli kiedyœ przyjdzie moment

ostatecznej konfrontacji, wynajmie tego najlepszego ³owcê nagród

4 – Spisek Xizora

background image

50

w ca³ej galaktyce, tê maszynê do zabijania, której wszyscy siê bali.

Wynajmie go, a potem usunie.

Tylko ¿e to nie bêdzie takie ³atwe.

Dziwna rzecz, ale mimo ma³ych szans powodzenia ju¿ siê na

to cieszy³a.

Bieg myœli Neelah przerwa³ brzêk czyichœ butów na drabince ³¹-

cz¹cej ³adowniê przyw³aszczonego przez nich „Wœciek³ego Psa” z kok-

pitem. Neelah rzuci³a siê zamkn¹æ panel dostêpu do obwodów komuni-

kacyjnych, ale z ulg¹ stwierdzi³a, ¿e to tylko Dengar schodzi w dó³.

– Niez³a robota – rzuci³a. Skrzy¿owa³a ramiona na piersi i ob-

rzuci³a go spojrzeniem. – Bardzo ³adnie. Pozwoli³eœ, ¿eby ciê po-

depta³ i rozsmarowa³ na pod³odze, nie ma co!

Dengar zeskoczy³ z ostatniego stopnia.

– O czym ty mówisz?

– ChodŸ tutaj. – Nie obchodzi³o jej, czy Dengar siê dowie, ¿e

pods³uchiwa³a ich rozmowê w kokpicie. Kciukiem wskaza³a na od-

s³oniête okablowanie i niewielkie urz¹dzenie pods³uchowe, które zna-

laz³a w szafce z czêœciami zamiennymi i w³¹czy³a w obwód. – S³y-

sza³am wszystko, co mówi³eœ. I wszystko, co ci odpowiada³ Boba

Fett. – Neelah powoli pokrêci³a g³ow¹. – Nie powiem, ¿ebym by³a

wstrz¹œniêta do g³êbi. W ka¿dym razie nie tob¹.

Dengar powoli wypuœci³ z p³uc zbyt d³ugo wstrzymywany od-

dech i opad³ ciê¿ko na metalow¹ ³aweczkê pod œcian¹ ³adowni.

– To twardy klient. – Ramiona ³owcy nagród zgarbi³y siê w kla-

sycznej pozycji klêski. – Ten facet móg³by byæ równie dobrze zbu-

dowany z durastali, od skóry po serce. Jeœli je w ogóle ma.

– A czego siê spodziewa³eœ?

Dengar wzruszy³ ramionami.

– Pewnie tego, co dosta³em.

– Ty  idioto –  mruknê³a  Neelah. –  To  znaczy,  co  w³aœciwie

chcia³eœ osi¹gn¹æ? Jakie mia³eœ plany, kiedy zaczyna³eœ rozmawiaæ

z Fettem?

– Plany? – twarz Dengara przybra³a nieobecny wyraz. – Te-

raz chyba nawet nie umia³bym ci powiedzieæ.

– Œwietnie. – G³os Neelah a¿ ocieka³ pogard¹. – Prawdopo-

dobnie  idziemy  na  pewn¹  œmieræ,  a  jedyny  sprzymierzeniec,  na

którego mog³abym liczyæ, jest kompletnie odmó¿d¿ony.

– Hej – ³owca nagród wyprostowa³ siê gwa³townie. – Myœlisz,

¿e ³atwo coœ wydobyæ z Boby Fetta, to sama spróbuj! Poczekam

tu na ciebie i popatrzê, jak spe³zasz z tej drabinki!

background image

51

– Spokojnie. Przepraszam, w porz¹dku? – Jakby by³o jej ma³o

w³asnych problemów, teraz jeszcze musia³a przejmowaæ siê zra-

nionymi  uczuciami  tego  przewra¿liwionego  typa.  Przypomnia³a

sobie, ¿e Boba Fett nie mia³ ¿adnych wra¿liwych punktów. Dla-

czego Dengar nie mo¿e byæ taki sam?

– S³uchaj – powiedzia³a. – Musimy siê trzymaæ razem: ty i ja.

– Dlaczego? – Dengar spojrza³ na ni¹ podejrzliwie. – Co ja

z tego bêdê mia³? To znaczy z tego, ¿e bêdê siê ciebie trzyma³. Ju¿

mam jednego partnera, Bobê Fetta. To znacznie wiêcej warte ni¿

stowarzyszanie siê z kimœ takim jak ty.

– Doprawdy? – Z trudem powstrzyma³a gorzki uœmiech roz-

czarowania. – I dlatego by³eœ tam na górze z Bob¹ Fettem? Oma-

wialiœcie wasze plany…  jak prawdziwi partnerzy – znów pokrêci-

³a g³ow¹. – Mog³abym to zawrzeæ w jednym zdaniu: s¹ partnerzy

i partnerzy. A ty zdecydowanie nale¿ysz do tych ostatnich.

– Tak? To znaczy do jakich?

– Jednorazowego  u¿ytku –  odpar³a. –  Tak  samo  zreszt¹  jak

i ja. Tyle tylko, ¿e ja nie mam ¿adnych z³udzeñ. – Zatoczy³a rêk¹

kr¹g, wskazuj¹c rozmaite fragmenty urz¹dzeñ, zwisaj¹ce ze œcian

³adowni statku. – Widzisz to wszystko? Kiedyœ nale¿a³o do kogoœ

innego. Tamten ³owca nagród…

– Bossk.  Tak  siê  nazywa³ –  skin¹³  g³ow¹  Dengar. –  I masz

racjê: to by³ jego statek.

Wszystkie urz¹dzenia kontrolne i uchwyty mia³y kszta³t od-

powiedni raczej dla stworzenia obdarzonego pazurami ni¿ dla hu-

manoida. Niektóre urz¹dzenia, które Neelah musia³a obejmowa³

obiema d³oñmi, zapewne zginê³yby w jednej ³apie Bosska.

– I  popatrz,  co  mu  siê  przytrafi³o. –  Neelah  ruchem  g³owy

wskaza³a kokpit na górze. – Zobacz, co z nim zrobi³ Boba Fett.

Jasne,  ¿e  to  by³o  ³atwe,  przynajmniej  dla  niego.  A  ten  Bossk…

s³ysza³am o nim, to te¿ by³ twardy klient.

Trandoszañski ³owca pojawi³ siê kilka razy w pa³acu Jabby,

kiedy pracowa³a tam jako tancerka; s³ysza³a, jakie opowieœci o nim

kr¹¿y³y. Wynika³o z nich, ¿e Bossk wprawdzie nie by³ geniuszem,

ale okrucieñstwo i upór zastêpowa³y wszelkie braki pod czaszk¹.

– A Fett i tak zdo³a³ go przekrêciæ w ty³ i w przód, i jeszcze

na lew¹ stronê i wys³aæ do domu na piechotê.

– Masz racjê, to wymaga³o sporo talentu – zgodzi³ siê Den-

gar, opieraj¹c d³oñ o zimn¹ durastalow¹ œcianê za plecami. – „Wœcie-

k³y Pies” by³ dum¹ i radoœci¹ Bosska. I czymœ jeszcze wiêcej: jego

background image

52

broni¹, sposobem na ¿ycie. Nie sprzeda³by tego statku za ¿adne

pieni¹dze.

– Widocznie Boba Fett ma swoje sposoby na ubijanie intere-

sów – unios³a jeden k¹cik warg w pozbawionym weso³oœci uœmie-

chu. – Tym gorzej dla osoby po drugiej stronie. I tym gorzej dla

ciebie.

– Co masz na myœli?

– Daj spokój – odpar³a. – Nie b¹dŸ wiêkszym g³upcem, ni¿

naprawdê musisz. Nie widzisz tego? Ta ma³a konferencja w kokpi-

cie powinna ci uzmys³owiæ, na czym polega twoje partnerstwo z Bob¹

Fettem. Jeœli da³eœ siê nabraæ na ten numer z partnerami, jesteœ jesz-

cze gorszym idiot¹, ni¿ to siê wydaje na pierwszy rzut oka.

Twarz Dengara zachmurzy³a siê groŸnie.

– Mocne s³owa jak na kogoœ, kto nie ma w galaktyce ani jed-

nej przyjaznej duszy.

A to siê jeszcze zobaczy, pomyœla³a Neelah. O ile wiedzia³a,

nawet  mimo  zrujnowanej  pamiêci,  mog³a  mieæ  przyjació³,  i to

potê¿nych, którzy zrobi¹ dla niej wszystko… i by³y ich legiony.

Mo¿e  w³aœnie  w tej  chwili  jej  szukaj¹.  Jeœli  uwa¿aj¹,  ¿e  wci¹¿

¿yjê,  pomyœla³a.  Wszystko  zale¿a³o  od  tego,  jakie  okolicznoœci

doprowadzi³y j¹ do ugrzêŸniêcia na tak zapad³ej dziurze jak Ta-

tooine.

By³a to myœl, która nieustannie zaprz¹ta³a jej umys³. Teraz nie

mia³a jednak doœæ czasu, ¿eby j¹ rozpamiêtywaæ. Mia³a wa¿niej-

sze sprawy na g³owie.

– Przepraszam, nie jesteœ idiot¹. – Te proste s³owa tr¹ci³y g³ê-

boko ukryt¹ cechê charakteru Neelah, która przetrwa³a nawet ka-

sowanie  pamiêci.  Nie  pasowa³y  do  niej:  to  inne  istoty  mia³y  j¹

przepraszaæ, czy mia³y racjê, czy nie. Czu³a, ¿e taka jest w³aœciwa

kolej rzeczy. Jednak teraz sytuacja, w jakiej siê znalaz³a, wymu-

sza³a ca³kiem inne metody dzia³ania.

– Musisz zrozumieæ. – Neelah usiad³a obok Dengara na w¹-

skiej ³aweczce, która z trudem mieœci³a ich oboje. Ramieniem i udem

opiera³a siê o niego, a ciep³o ich cia³ miesza³o siê przez grube, funk-

cjonalne ubrania. – To wa¿ne – doda³a, spuszczaj¹c wzrok, ¿eby

spojrzeæ  mu  w oczy. –  Ty  i  ja  musimy  trzymaæ  siê  razem.  Jeœli

chcemy  prze¿yæ.

Dengar cofn¹³ siê, mierz¹c j¹ podejrzliwym spojrzeniem.

– Ja prze¿yjꠖ rzek³ po chwili milczenia. – Potrafiê siê sob¹

zaopiekowa慠do tej pory przynajmniej mi siê to udawa³o.

background image

53

– Teraz to co innego – odrzek³a cicho, ale z naciskiem. – Sytu-

acja jest inna ni¿ wszystko, w co kiedykolwiek by³eœ zamieszany.

– Mo¿e –  wzruszy³  ramionami. –  Ale  jeœli  masz  obawy,  co

siê z tob¹ stanie, to wy³¹cznie twój problem. Mam doœæ w³asnych

na g³owie.

Neelah poczu³a przemo¿n¹ chêæ, ¿eby z³apaæ jakiœ porz¹dny

kawa³ z³omu i mocno przy³o¿yæ w zakuty ³eb temu g³upiemu bru-

talowi. Jej miêœnie naprê¿y³y siê, ale zdo³a³a opanowaæ impuls.

– S³uchaj – powtórzy³a. Pochyli³a siê bli¿ej i po³o¿y³a d³oñ na

kolanie  Dengara. –  Nie  chodzi  wcale  o twoje  prze¿ycie,  stawka

jest ca³kiem inna. Jasne? Gdybyœ troszczy³ siê wy³¹cznie o zacho-

wanie w ca³oœci w³asnej skóry, znalaz³byœ ju¿ sposób na to, ¿eby

siê st¹d ewakuowaæ i to tak daleko od Boby Fetta i ode mnie, jak

to tylko mo¿liwe. I by³oby to bardzo m¹dre posuniêcie z twojej

strony.

Dengar w dalszym ci¹gu spogl¹da³ podejrzliwie. Nie cofn¹³ siê

jednak przed jej dotkniêciem. To ju¿ by³ postêp. A przynajmniej

tak siê Neelah wydawa³o.

– Jasne, ¿e m¹dre – zgodzi³ siê Dengar.

– Ale ty d¹¿ysz do czegoœ, prawda? Chcesz u³o¿yæ sobie nowe

¿ycie z Manaroo.

Mia³a mnóstwo czasu na Tatooine, kiedy oboje z Dengarem

czuwali nad nieprzytomnym Bob¹ Fettem, powoli przychodz¹cym

do siebie po ranach, jakie odniós³ w bebechach Sarlaka, by us³y-

szeæ o nadziejach i marzeniach Dengara na przysz³oœæ. Przysz³oœæ,

która mia³a przynieœæ mu ma³¿eñstwo z ukochan¹ Manaroo i po-

rzucenie niebezpiecznego zajêcia ³owcy nagród – jednak pod wa-

runkiem,  ¿e  uda  mu  siê  zebraæ  wystarczaj¹c¹  kwotê,  by  sp³aciæ

d³ugi i rozpocz¹æ nowe ¿ycie u boku Manaroo. A jedynym sposo-

bem, w jaki móg³ to osi¹gn¹æ, by³o podjêcie najwiêkszego z mo¿li-

wych ryzyka. Musia³ nie tylko pozostaæ na razie ³owc¹ nagród, ale

jeszcze  zwi¹zaæ  siê  z  najbardziej  przera¿aj¹cym  i zdradzieckim

przedstawicielem tej profesji w ca³ej galaktyce. Neelah widzia³a

doskonale pu³apkê, w jakiej znalaz³ siê Dengar. Boba Fett móg³by

rzeczywiœcie staæ siê jego sposobem na porzucenie zawodu ³owcy

nagród i drog¹ w jasn¹, œwietlan¹ przysz³oœæ, jak¹ pragn¹³ zbudo-

waæ dla siebie i Manaroo. Ale Fett móg³ równie¿ byæ pu³apk¹ bez

wyjœcia:  sieci¹  spisków  i intryg,  z  której  mo¿na  uciec  tylko  po-

przez œmier栖 œmieræ Dengara. Byæ mo¿e wróci do swojej uko-

chanej jako nieboszczyk.

background image

54

– Nie  mo¿esz  zaufaæ  Bobie  Fettowi –  powiedzia³a  Neelah,

przysuwaj¹c  twarz  do  twarzy  Dengara. –  Jego  nic  nie  obchodzi

szczêœcie twoje i Manaroo.

– Nie  oczekujê  czegoœ  takiego  z  jego  strony –  sztywno

i ostro¿nie odpar³ Dengar. – Jest biznesmenem.

– Gdyby  tak  by³o  naprawdê,  bylibyœmy  bezpieczni.  Ale  on

jest kimœ wiêcej. – Neelah postuka³a palcem wskazuj¹cym w ko-

lano Dengara. – Partnerstwa z prawdziwymi biznesmenami na ka¿-

dej planecie zawi¹zywane s¹ codziennie, tak siê prowadzi intere-

sy…

– Czy¿by? – Dengar wydawa³ siê rozbawiony jej s³owami. –

Wydajesz siê wiedzieæ o tych sprawach bardzo du¿o jak na kogoœ,

kto nie ma innych wspomnieñ ni¿ praca tancerki w pa³acu Hutta

Jabby.

– Nie trzeba mieæ wspomnieñ – odpar³a – ¿eby wiedzieæ, jak

siê to robi.

W przypadku Dengara nawet nietkniêta pamiêæ niewiele po-

maga³a.

– Musisz  tylko  byæ  sprytny  i s³uchaæ.  Daj  spokój,  przyznaj

siê, gdyby Boba Fett by³ zainteresowany posiadaniem partnera, na

pewno zwi¹za³by siê z innym ³owc¹ nagród.

– Na przyk³ad?

– Praktycznie  z  ka¿dym –  wzruszy³a  ramionami  Neelah. –

Móg³ z³o¿yæ ofertê Bosskowi. Na pewno przeszliby do porz¹dku

dziennego nad dziel¹cymi ich ró¿nicami, gdyby oznacza³o to dla

nich dobry interes. Sam mówi³eœ, ¿e tylko to interesuje Bobê Fet-

ta. A Bossk podobno jest najtwardszym i najokrutniejszym ³owc¹

nagród w galaktyce, oczywiœcie po Bobie Fetcie. Ta dwójka stwo-

rzy³aby niepokonan¹ dru¿ynê. – Oczy Neelah zwêzi³y siê w szpar-

ki, gdy obserwowa³a reakcjê Dengara na swoje s³owa. – Z czego

siꠜmiejesz?

– Przepraszam… – wzgardliwy uœmiech pozosta³ na twarzy

Dengara. –  Ale  taka  ignorancja  po  prostu  mnie  bawi.  Mo¿e  dla

ciebie brak pamiêci nie jest ¿adn¹ przeszkod¹, ale dla innych jest.

Istnieje wiele istot rozumnych, zw³aszcza wœród ³owców nagród,

które wiedz¹ wiêcej o ¿yciu osobistym Boby Fetta ni¿ ty.

Neelah poczu³a gwa³town¹ wœciek³oœæ. Nie pierwszy raz prze-

¿ywa³a to uczucie. Mo¿e i by³a inteligentniejsza od Dengara, mo¿e

nawet od Boby Fetta, ale wci¹¿ znajdowa³a siê na straconej pozy-

cji. Muszê domyœlaæ siê rzeczy, które oni ju¿ wiedz¹, zauwa¿y³a

background image

55

nie po raz pierwszy. Galaktyka, która otacza³a ich w tym maleñ-

kim  b¹belku  skradzionego  statku,  by³a  ogromna.  Neelah  mia³a

mnóstwo bia³ych plam do wype³nienia informacjami, zanim do-

równa poziomem najwiêkszemu ignorantowi z najbardziej zapa-

d³ej dziury wszechœwiata.

Ukradli mi nie tylko pamiêæ, myœla³a z gorycz¹. Ukradli moj¹

zdolnoœæ… moje mo¿liwoœci przetrwania.

By³  to  jeszcze  jeden  powód,  ¿eby  przeci¹gn¹æ  Dengara  na

swoj¹ stronê, przynajmniej na jakiœ czas. Mog³a go wykorzystaæ

zarówno jako sprzymierzeñca, jak i Ÿród³o informacji, dopóki sama

nie bêdzie w stanie odnaleŸæ i dopasowaæ brakuj¹cych czêœci, jak-

by uk³ada³a wewn¹trz czaszki prymitywn¹, dwuwymiarow¹ uk³a-

dankê.

Wiedzia³a, ¿e posz³oby jej ³atwiej – nie trzeba byæ geniuszem,

by na to wpaœæ – gdyby Dengar nie mia³ ju¿ swojej Manaroo. To

bardzo  komplikowa³o  sprawê,  a  zw³aszcza  wyklucza³o  niektóre

rodzaje strategii, jakich Neelah mog³aby u¿yæ, aby przeci¹gn¹æ go

na swoj¹ stronê. To musi byæ prawdziwa mi³oœæ, stwierdzi³a. Prze-

konywa³a siê o tym coraz bardziej – im wiêcej s³ysza³a o planach

Dengara na temat wspólnego ¿ycia z Manaroo, gdy ju¿ uda mu siê

odejœæ z zawodu ³owcy nagród i pozbyæ siê ci¹¿¹cego na nim d³u-

gu. Oczywiste uwielbienie Dengara dla tej kobiety – w koñcu spe-

cjalnie wys³a³ j¹ jak najdalej, aby uchroniæ od niebezpieczeñstwa –

budzi³o w Neelah zazdroœæ i frustracjê.

W pa³acu Jabby znajdowa³a sposoby – musia³a je znajdowa栖

by uczyniæ ¿ycie ³atwiejszym. Sposoby, przy których wykorzysty-

wa³a swoj¹ fizyczn¹ atrakcyjnoœæ. Nie ka¿de mêskie stworzenie

w tej jaskini nieprawoœci reagowa³o na kobiec¹ urodê niepohamo-

wan¹ ¿¹dz¹ zniszczenia jej w mo¿liwie najbardziej krwawy spo-

sób. Niektórzy z podw³adnych Jabby byli niemal ¿a³oœni, gdy gor-

liwie  zabiegali  o najs³abszy  uœmiech  Neelah  czy  którejkolwiek

z tancerek, przekupuj¹c je jadalnymi k¹skami zwêdzonymi w pa-

³acowej kuchni. Jeszcze lepsz¹ ³apówk¹ by³a ochrona przed zaku-

sami co bardziej krwio¿erczych mêtów, zatrudnianych przez nie-

œwiêtej pamiêci Jabbê. Neelah wprawdzie szybko zda³a sobie sprawê

z czujnego spojrzenia Boby Fetta, ale mimo to by³a wdziêczna za

ka¿de dodatkowe zabezpieczenie, jakie uda³o jej siê wycyganiæ od

wielorasowej s³u¿by pa³acowej.

Teraz jednak, kiedy potrzebowa³a tego bardziej ni¿ kiedykol-

wiek, by³a sama. I to w³aœnie j¹ frustrowa³o. Ju¿ siê zorientowa³a,

background image

56

¿e nie ma szans zast¹piæ nieobecnej Manaroo w uczuciach Denga-

ra.  O ile  to  w ogóle  mo¿liwe,  by³  bardziej  zakochany  w swojej

narzeczonej teraz, ni¿ kiedy statek Boby Fetta „Niewolnik I” wzniós³

siê z Morza Wydm na Tatooine. I jeszcze bardziej pragn¹³ zorgani-

zowaæ dla nich wspólne ¿ycie w jakimœ zacisznym zak¹tku galak-

tyki, z dala od melin i siedlisk zbrodni, do których by³ przyzwy-

czajony. Manaroo ju¿ odmieni³a jego ¿ycie, tak czy inaczej. Neelah

to widzia³a. Nawet z daleka od pok³adu „Wœciek³ego Psa” stano-

wi³a niepewny element kalkulacji Neelah. A co gorsza, chocia¿

twardo postanowi³ zakoñczyæ dzia³alnoœæ jako ³owca nagród, Den-

gar  wci¹¿  jeszcze  mia³  w sobie  doœæ  okrucieñstwa  najemnika,

aby wszystko utrudniæ. Jeœli dojdzie do wniosku, ¿e to lepiej dla

niego i Manaroo, pozbêdzie siê mnie w ci¹gu kilku sekund, myœla-

³a Neelah.

A zatem sztuczka polega³a na przekonaniu Dengara, ¿e droga

do przysz³oœci i wymarzonego ¿ycia z ukochan¹ wiedzie wprost

przez plan Neelah. Mia³a ju¿ nawet pomys³, jak zagnieŸdziæ tê ideê

w jego umyœle. A zatem starannie panowa³a nad gniewem, który

tli³ siê w jej sercu niczym iskra rzucona w such¹ hubkê. Przynaj-

mniej na razie.

– I tu mnie masz – powiedzia³a, moduluj¹c odpowiednio g³os. –

Oczywiœcie, s¹ sprawy, w których ty siê orientujesz, a ja nie. Na-

wet przedtem… zanim mi to zrobili – dotknê³a czubkami palców

skroni – na pewno wiedzia³eœ takie rzeczy na temat Boby Fetta,

o jakich ja nigdy nawet nie s³ysza³am. To dlatego, ¿e ¿y³eœ w tym

œwiecie. Jego œwiecie.

– To  prawda –  Dengar  skin¹³  g³ow¹  na  znak  zgody. –  Bar-

dziej to jego œwiat ni¿ czyjkolwiek inny. Boba Fett go takim uczy-

ni³, krok po kroku. Gdyby zechcia³… gdyby to odpowiada³o jego

osobistym  planom…  móg³by  przej¹æ  ca³y  przemys³  ³owców  na-

gród, zamiast zadowalaæ siê zadaniami, które przynios¹ mu naj-

wiêcej kredytów. Ze starej Gildii £owców Nagród pozosta³o jesz-

cze  parê  niedobitków,  ale  to  nic  w porównaniu  z  jej  poprzedni¹

œwietnoœci¹. Zanim j¹ zniszczy³… rozbroi³ niczym tanie urz¹dze-

nie astronawigacyjne… Boba Fett móg³ osobiœcie stan¹æ na czele

Gildii, gdyby chcia³ sobie tym zawracaæ g³owê.

– Mówi³eœ mi coœ na temat Gildii £owców Nagród zaraz po

tym, jak Boba Fett pozby³ siê Bosska – Neelah pogrzeba³a w pa-

miêci i znalaz³a przelotn¹ wzmiankê o Gildii, coœ, czego w³aœciwie

nie warto by³o pamiêta慠a przynajmniej do tej pory. – Mówi³eœ…

background image

57

coœ o Bossku. I o Gildii. ¯e niesnaski pomiêdzy Bosskiem a Fet-

tem ci¹gn¹ siê ju¿ od bardzo dawna.

– Pewnie – odpar³ Dengar, opieraj¹c siê o œcianê. Wydawa³

siê rozbawiony jej próbami siêgania po informacje z przesz³oœci. –

Ale to ¿aden sekret. Wszyscy o tym wiedz¹… a przynajmniej ci

wszyscy, którzy interesuj¹ siê ¿yciem ³owców nagród. – Uœmiech-

n¹³ siê szerzej. – Wiesz, nie ka¿dego to obchodzi. £owcy nagród

to  nie  s¹  najbardziej  popularne  istoty  w galaktyce.  A  to  jeszcze

jeden  dobry  powód,  ¿eby  rzuciæ  ten  fach.  Cholernie  trudno  jest

wykazywaæ  dobr¹  wolê,  jeœli  wszyscy  woko³o  gor¹co  ci  ¿ycz¹,

¿eby ca³y twój gatunek upiek³ siê w laserowym ogniu.

Nie musisz mi tego mówiæ, pomyœla³a Neelah. Zadawa³a siê

z ³owcami nagród od niedawna, ale ju¿ mia³a z nimi same problemy.

– A zatem ta sprawa miêdzy Bob¹ Fettem a Bosskiem ma ju¿

swoj¹ historiꠖ Neelah w napiêciu obserwowa³a Dengara, który

siedzia³ obok niej, jakby mog³a wyczytaæ z jego twarzy jakieœ do-

datkowe informacje. – Czy to coœ osobistego?

Dengar rozeœmia³ siê.

– Mo¿na to tak nazwaæ. Mo¿na powiedzieæ o tej dwójce roz-

maite rzeczy i wszystko to bêdzie prawda. A przynajmniej te naj-

gwa³towniejsze sprawy. Bossk ma do Boby Fetta urazê, która wy-

starczy na ca³e parseki, a ostatni numer z wymanewrowaniem go

z w³asnego statku… ca³y ten wstyd… na pewno nie poprawi sytu-

acji. Jeœli Bossk nienawidzi³ Fetta do tej pory, to teraz zionie ogniem,

mo¿esz mi wierzyæ. – Dengar potrz¹sn¹³ g³ow¹ – Teraz widzisz,

jakim  twardzielem  jest  Boba  Fett.  Gra  w bardzo  niebezpieczn¹

grê, pozwalaj¹c, by umkn¹³ mu wróg tak twardy i zdeterminowa-

ny jak Bossk. Trzeba naprawdê ufaæ swoim zdolnoœciom, ¿eby siê

choæ trochê nie zdenerwowaæ obecnoœci¹ mordercy, który kr¹¿y

po galaktyce z twoim nazwiskiem na pierwszym miejscu listy spraw

do za³atwienia.

– Có¿, to jego problem, nie nasz. – Neelah zmarszczy³a brwi,

usi³uj¹c powi¹zaæ jeden kusz¹cy fragmencik informacji z drugim.

Niemo¿liwe, brakowa³o jej wci¹¿ jeszcze zbyt wielu elementów.

Elementów, od których mo¿e zale¿eæ jej plan… i w³asne ¿ycie. –

S³uchaj, musisz mi powiedzieæ…

Dengar obejrza³ siê na ni¹ i uniós³ jedn¹ brew.

– Co mianowicie?

– Powiedz  mi  wszystko. –  Neelah  nie  mog³a  powstrzymaæ

b³agalnego tonu. – Wszystko, czego nie wiem.

background image

58

– To mo¿e zaj¹æ trochê czasu.

– No dobrze, w takim razie tylko o Bossku i Bobie Fetcie. –

Desperacko chwyta³a siê wszystkiego, ka¿dej informacji o przesz³o-

œci. Jeœli jej w³asne ¿ycie, wszystko, co siê wydarzy³o przed pa³a-

cem Jabby, by³o dla niej tajemnic¹, mog³a przynajmniej dotrzeæ do

prawdziwych historii tych, którzy j¹ otaczali. Klucz, który otworzy³-

by przed ni¹ wszystkie mroczne sekrety – a przynajmniej niektóre,

ukryte za zimnym, mrocznym spojrzeniem wizjera he³mu Boby Fet-

ta – wart by³by dla niej bardzo wiele. Mo¿e wszystko, myœla³a.

– Niektóre sprawy ju¿ znasz. – Dengar wykona³ niezdecydo-

wany gest, bardziej odnosz¹cy siê do punktu w czasie ni¿ w prze-

strzeni. – Wiesz, z czasów, kiedy byliœmy na Tatooine.

To prawda. Przez te wszystkie bezczynne godziny, kiedy cze-

kali na zmartwychwstanie Boby Fetta, mia³a doœæ czasu, aby wy-

pe³niæ czêœæ bia³ych plam. Przynajmniej tych, które odnosi³y siê

do historii Boby Fetta i Gildii £owców Nagród. Boba Fett wci¹¿

by³ taki sam – jak nieœmiertelny, niezmienny twór – ale Gildia ule-

g³a wielu zmianom. Pozosta³y z niej tylko nêdzne resztki po rozpa-

dzie, który by³ skutkiem skomplikowanych konspiracji i spisków.

Konspiracji,  w których  centrum  sta³  zawsze  Boba  Fett.  Miêdzy

³owcami nagród rozpêta³a siê prawdziwa wojna i nie wszyscy j¹

prze¿yli. A jeœli o którymœ z nich mo¿na by³o powiedzieæ, ¿e tê

wojnê wygra³, by³ nim w³aœnie Boba Fett.

Dengar z upodobaniem snu³ wojenne opowieœci. Wyczuwa³a

w jego g³osie podziw. Podziw dla Boby Fetta, dla bezlitosnej sku-

tecznoœci jego dzia³añ i planów. Skutecznoœci i okrucieñstwa, na ja-

kie Dengar nigdy nie potrafi³by siê zdobyæ. Nic dziwnego, ¿e da³ siê

nabraæ na ten gambit z partnerstwem, myœla³a Neelah. Nawet bliski

œmierci, na pó³ strawiony przez Sarlaka, le¿¹c na nagich ska³ach

Morza Wydm Tatooine, Boba Fett potrafi³ zg³êbiæ prymitywn¹ psy-

chikê swej ofiary. Zg³êbiæ i wykorzystaæ do w³asnych celów.

A to ju¿ by³o dla niej troszkê trudniejsze. Przynajmniej do tej

pory. Wiedzia³a jednak, ¿e cokolwiek Dengar jej powie na temat

Fetta, o jego wczeœniejszych manewrach w wojnie miêdzy ³owca-

mi nagród, ujawni jej równie wiele szczegó³ów na temat samego

siebie. A to jej ca³kiem odpowiada³o. W ten sposób dowiem siê

wiele o nich obu, pomyœla³a. I gdzieœ w tym zamieszaniu znajdzie

coœ, z czego bêdzie mog³a skorzystaæ…

– Masz racjꠖ powiedzia³a na g³os. – Znam czêœæ tych histo-

rii. Dziêki tobie. A co z reszt¹?

background image

59

Dengar przez chwilê przygl¹da³ siê jej w milczeniu, po czym

powoli skin¹³ g³ow¹.

– Dobrze – opar³ siê o œcianê. – S¹dzê, ¿e mamy czas. Choæ

wszystko zale¿y od tego, dok¹d siê wybieramy, prawda?

– Boba Fett nie powiedzia³ tego ani mnie, ani tobie. – Neelah

rozsiad³a siê wygodnie i skrzy¿owa³a ramiona na piersi. – A zatem

równie dobrze mo¿esz zacz¹æ. Zobaczymy, dok¹d dojdziemy.

Na twarzy Dengara pojawi³ siê pó³uœmieszek.

– Mo¿e w³aœnie dojdziemy do najlepszego momentu…

Wszystkie s¹ najlepsze, pomyœla³a Neelah. O ile dostanê to,

czego chcê.

S³ucha³a historii, któr¹ snu³ siedz¹cy obok niej ³owca.

background image

60

R O Z D Z I A £

#

…I WCZORAJ

T

 

PO

 

WYDARZENIACH

N

OWEJ

 N

ADZIEI

– Nigdy tu nie by³em – powiedzia³ emisariusz Gildii £owców

Nagród. – Choæ, oczywiœcie, opisywano mi to miejsce wiele razy.

– Jak¿e mi pochlebia, ¿e by³em mimowolnym œwiadkiem tej

uwagi. – Kud’ar Mub’at z³o¿y³ wzd³u¿ tu³owia kolejn¹ parê chity-

nowych,  poroœniêtych  szczecin¹  nóg. –  Byæ  tematem  rozmów

w kuluarach intryg i potêgi galaktyki… co za radoœæ!

Z³o¿one soczewki pajêczarza z rozbawieniem przypatrywa³y

siê, jak emisariusz Gildii usi³uje unikn¹æ kontaktu z w³óknist¹ –

i ¿yw¹ –  struktur¹  sieci.  G³upie  stworzenie,  pomyœla³  Kud’ar

Mub’at, bez trudu ukrywaj¹c odczuwan¹ weso³oœæ, by nie pojawi-

³a  siê  na  w¹skiej,  trójk¹tnej  twarzy.  Pajêczarz  mia³  nad  niemal

wszystkimi  innymi  rozumnymi  istotami  Galaktyki  nie  byle  jak¹

przewagê: potrafi³ czytaæ w ich myœlach tak ³atwo, jak prymityw-

ne arkusze danych pisane atramentem na papierze, podczas gdy

jego  w³asne  emocje  i kalkulacje  pozostawa³y  zakryte  mask¹  ta-

jemnicy.

Kud’ar Mub’at podejrzewa³, ¿e w³aœnie dlatego tak lubi³ mieæ

do czynienia z ³owc¹ nagród Bob¹ Fettem. W he³mie madaloriañ-

skiej zbroi, z mask¹ zaopatrzon¹ jedynie w w¹ski wizjer, Fett sta-

nowi³ dla niego nieustaj¹ce wyzwanie do rozszyfrowania i mani-

pulacji.  Godny  przeciwnik,  duma³  pajêczarz.  Nawet  jeœli  jego

przeznaczeniem by³o przegraæ, uwik³aæ siê w wiêksz¹, niewidzial-

n¹, nie do pokonania pajêczynê…

– Musisz mi wybaczyæ, jeœli siê wydajê nieco… zak³opotany.

– Emisariusz nazywa³ siê Gleed Otondon: jego gospodarz nie

potrafi³ okreœliæ, z jakiego niegoœcinnego, nêdznego i zapad³ego

background image

61

œwiata pochodzi³, ale bez w¹tpienia œwiat ten produkowa³ na koñ-

cu ³añcucha pokarmowego potê¿nych i doskonale wyposa¿onych

tubylców. Emisariusz sk³ada³ siê z musku³ów obleczonych w skó-

rzast¹ pow³okê i z naje¿onej rogatymi wyrostkami czaszki z tr¹b-

k¹. Zakoñczone szponami d³onie drga³y mu na kolanach. Ledwo

siê mieœci³ na goœcinnym krzeœle w pobli¿u gniazda-tronu Kud’ara

Mub’ata. Jeszcze raz spojrza³ na gêsto splecione w³ókna wznosz¹-

ce siê nad jego g³ow¹.

– Jest pan pewien, ¿e to miejsce jest szczelne? – zapyta³.

– Mój drogi i drogocenny Gleedzie, porzuæ swe lêki! – Gdy-

by w repertuarze emocjonalnych reakcji pajêczarza znajdowa³ siê

wybuch œmiechu, Kud’ar Mub’at móg³by siê nie powstrzymaæ. –

Wprawdzie lêk ten jest usprawiedliwiony, ale zapewniam ciê, ¿e

ca³kowicie zbêdny.

Obawy goœcia prawie go obra¿a³y, choæ pajêczarz tê akurat

reakcjê zatrzyma³ dla siebie. Da³ znak jednemu ze swoich zawi¹z-

ków, którego rol¹ by³a obs³uga cia³a. Zawi¹zek stanowi³ miniaturo-

w¹ wersjê jego w³asnej pajêczej postaci, ba, wrêcz czêœæ central-

nego systemu nerwowego pajêczarza – podobnie jak ¿ywe w³ókna

i nitki  sieci,  czêœciowo  zmodyfikowani  kuzyni,  których  Kud’ar

Mub’at uprz¹d³ z w³asnego, najg³êbszego wnêtrza.

– Sprawdzê jednak… dla spokoju mojego wielce szanowne-

go goœcia.

Gleed Otondon skuli³ siê, jakby próbuj¹c ukryæ siê we wnê-

trzu swej skorupy, kiedy wezwany zawi¹zek popêdzi³, ci¹gn¹c za

sob¹ bia³awo lœni¹ce w³ókno tkanki po³¹czenia nerwowego. Wsko-

czy³ czujnie na wyci¹gniête odnó¿e Kud’ara Mub’ata.

– S³ucham,  s³ucham? –  zawi¹zek  wydawa³  siê  wcieleniem

us³u¿noœci. By³ jednym z ulubionych tworów pajêczarza, choæ jego

manieryczne podskoki zaczyna³y powoli byæ denerwuj¹ce, podob-

nie jak powtarzanie ca³ych s³ów, skutek b³êdu w konstrukcji ob-

wodów g³osowych. – Co mogê dla ciebie-ciebie zrobiæ-zrobiæ? –

Kud’ar  Mub’at  odnotowa³  sobie  w najg³êbszym  segmencie  kory

mózgowej, aby wyeliminowaæ tê wadê u nastêpcy tego zawi¹zku,

gdy ten zostanie na powrót wch³oniêty. – Coœ-coœ mogê-mogê?

Sklepione œciany centralnej komnaty sieci wydawa³y siê prze-

suwaæ i unosiæ, w miarê jak wszystkie zebrane tu zawi¹zki dorzu-

ca³y ró¿ne poziomy wspólnej œwiadomoœci do dyskusji, jaka siê

toczy³a poœród nich. W³ókna nerwowe sieci przenios³y informacjê,

jak wa¿ne by³y takie spotkania. Gleed Otondon, usadowiony pod

background image

62

gronem zwisaj¹cych w dó³ zawi¹zków, skuli³ siê na sam widok tej

gor¹czkowej, wszechogarniaj¹cej krz¹taniny.

– Proszê o raport statusu. – Kud’ar Mub’at ostentacyjnie wy-

dawa³  polecenia  zawi¹zkowi  zwisaj¹cemu  z  jego  wyci¹gniêtego

odnó¿a. To by³ spektakl przeznaczony dla oczu goœcia: pajêczarz

nie mia³ zwyczaju okazywaæ grzecznoœci stworzeniom, które sta-

nowi³y czêœæ jego cia³a w takim samym stopniu jak w³asny seg-

mentowy  odw³ok. –  Bior¹c  pod  uwagê  ciœnienie  atmosferyczne

w naszym ukochanym domku… czy wszystko jest jak nale¿y?

Zawi¹zek milcza³ przez kilka sekund, jakby swoim mikrosko-

pijnym systemem nerwowym komunikowa³ siê po kolei z pozosta-

³ymi zawi¹zkami sieci, opiekuj¹cymi siê biostruktur¹ i podtrzyma-

niem homeostazy. Ich bezdŸwiêczna wymiana zdañ wywo³ywa³a

mrowienie  we  wnêtrzu  procesorów  dotyku  centralnego  rdzenia

Kud’ara Mub’ata. Przez moment wyczuwa³ splecion¹ tkankê ze-

wnêtrznej pow³oki sieci, jakby jego miêkkie cia³o rozdê³o siê nagle

do granic postrzegania sensorycznego.

W dryfuj¹cych pomiêdzy zimnymi punkcikami gwiazd grubych

jak liny splotach sieci tkwi³y œwietnie dzia³aj¹ce fragmenty ró¿nych

maszyn i statków. By³y to jedyne elementy, których pajêczarz nie

utka³ osobiœcie, lecz przyswoi³ i wcieli³ do swojego rozpostartego

organizmu, traktuj¹c jako zap³atê za tê czy inn¹ wymyœln¹ intrygê.

Przy³apani na ucieczce d³u¿nicy byli z regu³y usuwani przez jeden

z okr¹g³ych punktów wyjœciowych sieci, ¿eby sobie sami radzili

w pró¿ni najlepiej, jak potrafi¹; w tym momencie Kud’ar Mub’at

traci³ ca³kowicie zainteresowanie ich osobami. Pajêczarz uwa¿a³, ¿e

kolekcjonowanie fragmentów martwych cia³ jako trofeów, jak to

czyni¹ gadopodobni Trandoszanie, jest obrzydliwe i nieprzyzwoite.

– Doœwiadczamy  normalnego  spadku  ciœnienia. –  Jeden  ze

zwinnych zawi¹zków g³oœnikowych przej¹³ raport od swojego ku-

zyna konserwatora zewnêtrznej sieci, wci¹¿ siedz¹cego na pajê-

czej nodze Kud’ara Mub’ata. G³oœnik siê przynajmniej nie j¹ka³;

zwisa³ za to o kilka zaledwie centymetrów od g³owy Gleeda Oton-

dona.  Emisariusz  obserwowa³  go  z  wyraŸn¹  odraz¹. –  W czasie

przyjmowania goœci i transferu towarów z przycumowanych stat-

ków generacja ciœnienia atmosferycznego wzros³a o dwa poziomy

w ci¹gu  dwóch  kolejnych  jednostek  czasowych,  zgodnie  z  obo-

wi¹zuj¹cym rozkazem dotycz¹cym procedur przerwania obwodu.

Zawi¹zek g³oœnikowy zamilk³ na kilka sekund, zbieraj¹c dal-

sze dane z zewnêtrznych sensorów. By³ w³aœciwie tylko ustami do

background image

63

artykulacji i strunami g³osowymi – nie mia³ doœæ w³asnej pamiêci,

¿eby przechowaæ wiêcej ni¿ kilka zdañ naraz.

– Wewnêtrzne ciœnienie sieci znajduje siê obecnie na pozio-

mie dziewiêædziesiêciu piêciu procent objêtoœci optymalnej, za go-

dzinê osi¹gnie poziom stuprocentowego optimum.

– Widzisz? Widzisz? – Kud’ar Mub’at machn¹³ odnó¿em. Pa-

jêczarz mówi³ szybko, ¿eby goœæ nie zd¹¿y³ siê zastanowiæ i sko-

mentowaæ u¿ycia liczby mnogiej przy s³owie „statki”, które wy-

psnê³o  siê  g³oœnikowi.  Tak  siê  zawsze  koñczy,  jeœli  nie  daje  siê

swoim podw³adnym doœæ mózgu do samodzielnego myœlenia, po-

myœla³ Kud’ar Mub’at i g³oœno doda³: – Nie ma siê czym martwiæ.

– Jeœli pan tak twierdzi…. – emisariusz Gildii £owców Na-

gród wydawa³ siê tylko czêœciowo uspokojony.

Prawdziwe  troski,  jak  zwykle,  pozosta³y  udzia³em  Kud’ara

Mub’ata. Samo ¿ycie jest ciê¿arem, duma³ pajêczarz. Kusi³o go,

aby zaprojektowaæ i stworzyæ zawi¹zki sieci maj¹ce tyle kory mó-

zgowej, aby by³y zdolne do niezale¿nego dzia³ania i myœlenia. Zdjê-

³oby to powa¿ny ciê¿ar z mnogich barków pajêczarza. Ale przy

okazji zdjê³oby mi g³owê z karku, upomnia³ sam siebie. Kud’ar Mub’at

otrzyma³ tê sieæ w spadku jako dziedzictwo po œmierci – a w³aœciwie

po zamordowaniu – poprzedniego pajêczarza, który j¹ stworzy³. Mo¿e

nie by³o to ca³kiem w³aœciwe – chocia¿ Kud’ar Mub’at nigdy nie

czu³ siê ani trochê winny – ale jednoczeœnie nie mia³ zamiaru pope³-

niæ tego samego b³êdu, jaki pope³ni³ jego w³asny twórca.

– Ale¿ tak, w³aœnie tak twierdzê. – Kud’ar Mub’at wykona³

coœ w rodzaju wdziêcznego uk³onu na wzór rasy humanoidalnej,

rozstawi³ szeroko dwie z wieloprzegubowych nóg i pochyli³ siê do

przodu, nisko sk³aniaj¹c wielook¹ g³owê. Przeniesienie œrodka ciê¿-

koœci cia³a pajêczarza unios³o na moment z ¿ywego gniazda bia³a-

wy, drgaj¹cy odw³ok. Wklês³y zawi¹zek westchn¹³ i skoncentro-

wa³  swoj¹  minimaln¹  inteligencjê  na  zadaniu  dopompowania

poduszkowatych pêcherzy. – Dokonujê wszelkich starañ, aby moi

wielce szacowni goœcie cieszyli siê wygod¹. Nawet jeœli to nie u³a-

twia prowadzenia interesów, wci¹¿ czujê siê do tego zobowi¹zany,

bo jestem zaszczycony twoj¹ obecnoœci¹.

– Daj  spokój. –  Zak³opotanie  emisariusza  przekszta³ci³o  siê

w gniew. Gleed Otondon opanowa³ siê wyraŸnie widocznym wy-

si³kiem woli. – Poinformowali mnie o stylu twojej mowy ró¿ni po-

chlebcy –  spojrza³  na  niego  nieufnie  zwê¿onymi  œlepiami. –  Na

mnie to nie dzia³a.

background image

64

Akurat, pomyœla³ Kud’ar Mub’at, starannie kryj¹c satysfak-

cjê. Przecie¿ ju¿ zadzia³a³o! Tak czy owak…

– Jestem  pewien –  przemówi³  koj¹cym  tonem –  ¿e  nie  po-

wiedzia³eœ tego nieprzyjaŸnie. Ale oczywiœcie, jeœli jest inaczej,

mnie  to  tak¿e  nie  przeszkadza.  Staram  siê  dostosowywaæ,  mam

nadziejê, ¿e to zauwa¿y³eœ. – Pajêczarz usadowi³ siê z powrotem

w miêkkich objêciach zawi¹zku gniazdowego. – Czy mogê ciê po-

prosiæ o niewielk¹, nic nie znacz¹c¹ grzecznoœæ? Jeœli wybaczysz

mi na moment, chcia³bym odbyæ króciutk¹ konferencjê z moimi

maleñkimi poddanymi. Szczegó³y, drobnostki, ale k³opotliwe.

¯adne z licznych oczu Kud’ara Mub’ata nie mia³o powiek, ale

ich jasne, paciorkowate powierzchnie pokry³y siê cieniutk¹ mgie³-

k¹,  gdy  pajêczarz  zmieni³  ogniskow¹.  Podwin¹³  odnó¿a,  jakby

wycofa³  siê  w g³¹b  siebie.  Jeden  z  jego  najmniejszych  tworów,

zawi¹zek optyczny niewiele wiêkszy od kciuka humanoida, wy-

gl¹da³ spoza pl¹taniny w³ókien strukturalnych sieci. Obna¿one w³ók-

no nerwowe, bia³e jak pajêczyna, przekaza³o wyraŸny obraz emi-

sariusza  Gildii  do  kory  mózgowej  pajêczarza.  Gleed  Otondon

wydawa³ siê prostacki i zak³opotany, wyraŸnie poirytowany nawet

tak krótkim opóŸnieniem w przystêpowaniu do interesów.

Niech sobie trochê dojrzeje, zdecydowa³ Kud’ar Mub’at. Pe³-

na  œwiadomoœæ  pajêczarza  przenios³a  siê  ju¿  poprzez  po³¹czone

w³ókna nerwowe do dalszej czêœci sieci.

I do innego goœcia.

– Wygl¹dasz inaczej – zauwa¿y³ trandoszañski ³owca nagród. –

Zmieni³eœ siê od ostatniej mojej wizyty w sieci.

– Ach, mój drogi i wielce szacowny Bossku – w³aœciciel i twór-

ca sieci, paj¹kowaty pajêczarz Kud’ar Mub’at, uniós³ jedno odnó-

¿e w geœcie ciê¿ko zapracowanej m¹droœci i ¿alu na miarê galak-

tyczn¹. –  Wci¹¿  jesteœ  pe³en  ¿ycia  i  wigoru  m³odoœci.  Czy¿  nie

mam racji? Podczas gdy ja…

Koniuszki  maleñkich  pazurków  na  koñcu  odnó¿a  postuka³y

w chitynowy segment skorupy egzoszkieletu tu¿ pod trójk¹tn¹ twa-

rz¹ pajêczarza, w miejscu, gdzie znajdowa³oby siê jego serce, gdyby

mia³ budowê humanoida lub choæby gada.

– Jestem ju¿ stary i znu¿ony. Tak jak twój ukochany ojciec

Cradossk,  niech  jego  pamiêæ  na  zawsze  pozostanie  w skarbcu

gwiazd.

background image

65

– No tak, stary jaszczur ju¿ siê nie zestarzeje. Na pewno. –

W pokrytej ³uskami piersi Bosska rozjarzy³a siê iskra satysfakcji.

Koœci  jego  ojca,  prze¿ute  i oczyszczone  z  miêsa,  spoczywa³y

w komnacie trofeów Bosska. Móg³ siê teraz radowaæ i medytowaæ

nad nimi, ilekroæ przysz³a mu na to ochota. Dobrze mu tak, pomy-

œla³ Bossk, zgrzytaj¹c k³ami, jakby smakuj¹c na nowo wspomnie-

nie o swoim przodku. U Trandoszan œmieræ by³a kar¹ nie tylko za

staroœæ  i znu¿enie,  lecz  tak¿e  za  wchodzenie  w drogê  kolejnym

pokoleniom… to znaczy Bosskowi. Gdyby jego ojciec Cradossk

nie uczepi³ siê tak kurczowo przywództwa Gildii £owców Nagród,

mo¿e sprawy nie przybra³yby dla niego tak smutnego obrotu. Cho-

cia¿… ponowne przetwarzanie protein i innych sk³adników w³a-

snych  przodków  by³o  czczon¹  od  dawna  tradycj¹  ich  gatunku.

Wstyd by³oby jej nie kontynuowaæ, nawet gdyby Cradossk uprzej-

mie przekaza³ przywództwo Gildii swojemu spadkobiercy Bossko-

wi. –  To  by³  twardy  stary  jaszczur –  powiedzia³  na  g³os  Bossk.

Przeci¹gn¹³ jêzykiem po krawêdzi z³amanego k³a. – Pod ka¿dym

wzglêdem…

– G³êboka jest czeluœæ mojej pamiêci – rzek³ pajêczarz – ile-

kroæ wspominam twojego ojca Cradosska. Wiele interesów z nim

prowadzi³em. Zapewniam ciê, ¿e wiele z nich by³o korzystnych,

i to dla obu stron.

– Wierz mi, wiem wszystko na ten temat. – Bossk skrzy¿o-

wa³ ramiona na piersi, tr¹caj¹c ³okciem jeden z pistoletów lasero-

wych  w olstrach. –  Sam  macza³em  palce  w  wielu  takich  intere-

sach. W tych zyskownych… i tych niezyskownych…

– Có¿ ja mogê powiedzieæ? – dwa z odnó¿y Kud’ara Mub’ata

unios³y siê w doœæ udatnej imitacji wzruszenia ramion. – ¯yjemy

w niebezpiecznej galaktyce. Biedne stworzenia z nas, rozpaczliwie

walcz¹ce o ¿ycie. Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem,

mam racjê?

To szczera prawda, posêpnie zaduma³ siê Bossk. Ju¿ od daw-

na pielêgnowa³ w duszy pragnienie… nie, wiêcej, najdro¿sze ma-

rzenie… ¿e kiedy przejmie Gildiê £owców Nagród ze s³abn¹cych

szponów ojca, odziedziczy siln¹ i zjednoczon¹ organizacjê, któr¹

bez trudu rozbuduje w pó³legaln¹ si³ê dominuj¹c¹ nad wszystkimi

zamieszkanymi œwiatami. Mog³a byæ wiêksza ni¿ potê¿ny syndy-

kat zbrodni Czarne S³oñce,  tym bardziej ¿e Gildia mia³a mo¿li-

woœæ dzia³ania po obu stronach imperialnego prawa. Wielcy w³ad-

cy zbrodni, tacy jak Hutt Jabba, wynajmowali ³owców nagród, ale

5 – Spisek Xizora

background image

66

to samo, za poœrednictwem swoich licznych podw³adnych, robi³

te¿ Imperator Palpatine. W tym sensie ³owcy nagród zawsze dzia-

³ali jako usankcjonowani przestêpcy do tego stopnia, ¿e ich klienci

albo  siê  tym  nie  przejmowali,  albo  przymykali  oko  na  metody,

jakich u¿ywano, aby dostarczyæ towar. Skoro tylko robota zosta³a

zrobiona… – pomyœla³ Bossk. Co za genialny uk³ad… dopóki ist-

nia³.

Trandoszanin zaduma³ siê gorzko. Naprawdê genialny… Bossk

powoli pokiwa³ g³ow¹. Dopóki Boba Fett wszystkiego nie schrza-

ni³. Nie dla siebie – dla ca³ej Gildii £owców Nagród. I co najgor-

sze, dla Bosska.

– Wydajesz  siê  rozgoryczony –  zauwa¿y³  Kud’ar  Mub’at,

gnie¿d¿¹c siê naprzeciwko miejsca, gdzie siedzia³ Bossk. – I tak

niefortunnie melancholijny. Jak¿e mnie to zasmuca! Mo¿e lepiej

bêdzie, jeœli przestaniemy rozgrzebywaæ przesz³oœæ i uwolnimy siê

od tych kolczastych wspomnieñ, które kalecz¹ nasze wra¿liwe ³ona.

– £atwo ci powiedzie栖 warkn¹³ Bossk. O ile móg³ siê zo-

rientowaæ, nic nie mog³o siê wbiæ w kulisty brzuch pajêczarza na

tyle mocno, aby upuœciæ mu krwi. A smak w³asnej krwi móg³ pra-

wie poczuæ, jakby wype³nia³a mu pysk. W naturze Kud’ara Mub’ata

le¿a³o wykorzystanie problemów, jakie przytrafi³y siê Gildii £ow-

ców  Nagród,  dla  w³asnych  celów,  choæ  Bossk  nie  bardzo  umia³

sobie wyobraziæ, jakie korzyœci móg³ osi¹gn¹æ pajêczarz. By³ jed-

nak pewien, ¿e tak siê w³aœnie sta³o. Nic dziwnego, ¿e paj¹kowaty

stwór by³ teraz taki uprzejmy: wiod³o mu siê dobrze, tak jak za-

wsze zreszt¹, podczas gdy Bossk i Gildia…

Œciœle mówi¹c, nie by³a to ta sama Gildia £owców Nagród.

Ju¿ nie. Ale to g³ównie robota Boby Fetta, tragiczny rezultat wpusz-

czenia go do Gildii. By³ to najlepszy przyk³ad starczego uwi¹du,

jakiemu uleg³ stary Cradossk, skoro da³ siê z³apaæ na tê sztuczkê.

Bossk od samego pocz¹tku podejrzewa³, ¿e Boba Fett nie ma czy-

stych intencji. Okaza³o siê, ¿e jego podejrzenia by³y s³uszne: wyni-

kiem wst¹pienia Fetta do Gildii £owców Nagród okaza³o siê rozbi-

cie organizacji na dwie czêœci, z których ¿adna nie by³a tak silna

jak oryginalna Gildia, a obie frakcje walczy³y ze sob¹ w najlepsze.

Jedna z nich – Prawdziwa Gildia, jak siê sama nazwa³a – prowa-

dzona by³a przez starszych, którzy nale¿eli do rady rz¹dz¹cej po-

przedni¹ Gildi¹, skupionej wokó³ ojca Bosska, Cradosska. Na dru-

g¹ frakcjê sk³adali siê g³ównie m³odzi cz³onkowie Gildii, którzy

zbyt d³ugo dusili siê pod powolnym i coraz mniej efektywnym przy-

background image

67

wództwem starszych ³owców i teraz skorzystali z zamieszania spo-

wodowanego przez Bobê Fetta jako okazji do dokonania wy³omu

i utworzenia nowej organizacji.

Bossk zwi¹za³ swój los z t¹ drug¹ grup¹, Komitetem Zrefor-

mowanej Gildii. By³ to komitet wy³¹cznie z nazwy: przywództwo

grupowe skoñczy³o siê wraz z przejêciem przez m³odego Trando-

szanina stanowiska szefa. Teraz by³a to skuteczna, jednoosobowa

dyktatura,  dok³adne  odzwierciedlenie  tego,  czego  Bossk  zawsze

oczekiwa³ od pierwotnej Gildii £owców Nagród po œmierci jego

ojca, Cradosska. I stanie siê tak¹, poprzysi¹g³ Bossk. W galaktyce

nie  by³o  miejsca  dla  dwóch  rywalizuj¹cych  organizacji  ³owców

nagród: jedn¹ z nich trzeba by³o zniszczyæ. Kiedy ta sprawa zosta-

nie za³atwiona – a Bossk uruchomi³ ju¿ mechanizm zmierzaj¹cy

do osi¹gniêcia tego celu – Komitet przyjmie z powrotem nazwê

Gildii £owców G³ów. Jednej i jedynej…

Zaj¹³ siê ju¿ usuniêciem przeszkód na drodze do kontroli Ko-

mitetu: cia³a niektórych m³odych ³owców nagród pojawi³y siê na-

gle w umyœlnie podejrzanych miejscach, co mia³o ilustrowaæ kon-

sekwencje  sprzeciwiania  siê  jednoosobowemu  stylowi  w³adzy

Bosska,  opartemu  na  ostatnim  ogniwie  ³añcucha  pokarmowego.

A jeœli kilku – w³aœciwie sporo – obecnych cz³onków Komitetu Zre-

formowanej Gildii zdecydowa³o, ¿e bezpieczniej bêdzie przycze-

piæ siê do dawnej, krzepkiej Prawdziwej Gildii, Bossk nie uzna³

tego za wiêksz¹ stratê dla swojej organizacji. Ani dla jego planów.

Komu oni s¹ potrzebni? Bossk ju¿ dawno zdecydowa³, ¿e lepiej

mieæ przy boku mniejsz¹ liczbê ³owców nagród, pod warunkiem

¿e s¹ to ci najtwardsi i najbardziej ¿¹dni krwi i kredytów.

Na  tym  w³aœnie  polega³  problem  starej  Gildii  £owców  Na-

gród, b³¹d, którego Bossk nie zamierza³ powtarzaæ, kiedy ju¿ za-

koñczy kampaniê przejêcia i stanie na czele organizacji, która od

dawna  powinna  byæ  jego  prawowitym  dziedzictwem.  Po  prostu

w starej Gildii by³o zbyt wielu ³owców nagród. Sama ich liczeb-

noœæ powodowa³a zmniejszenie jednostkowych zysków, a ca³¹ or-

ganizacjê czyni³a powoln¹ i nieskuteczn¹. Nic dziwnego, ¿e pry-

watny, niezrzeszony ³owca, taki jak Boba Fett, potrafi³ sprz¹tn¹æ

im sprzed nosa ich akcje. A jeszcze mniej dziwi, ¿e kiedy Boba

Fett  wyst¹pi³  o cz³onkostwo  w Gildii  £owców  Nagród –  i zosta³

przyjêty przez tego starego durnia Cradosska i jego zespó³ dorad-

ców – zdo³a³ w mgnieniu oka rozbiæ organizacjê na drobne frag-

menty.  Tamci  cz³onkowie  Gildii,  myœla³  Bossk,  nie  mieli  szans

background image

68

dorównaæ szybkoœci Boby Fetta. Dali siê nabraæ na g³adk¹ mowꠖ

wszystkie te bzdury o planach na œwietlan¹ przysz³oœæ, kiedy bêd¹

razem pracowali – i ponieœli za to karê. Stara Gildia £owców Na-

gród by³a jedynym miejscem, gdzie niektórzy z nich – a mo¿e nawet

wiêkszoœæ – mia³a szansê przetrwania. Bez niej byli trupami.

Wœród tych, którzy przy³¹czyli siê do frakcji Prawdziwej Gil-

dii, znajdowa³o siê kilku, których Bossk nie mia³ zamiaru dopusz-

czaæ do restytuowanej Gildii £owców Nagród. Mia³ wobec nich

inne plany i umieœci³ ich na osobnej liœcie, któr¹ przechowywa³ we

w³asnej g³owie. Zanim wszystko za³atwi, wiele trupów pojawi siê

w odpowiednich miejscach, gdzie znajd¹ je odpowiedni ludzie. Paru

mo¿na bêdzie rzuciæ do nieoœwietlonej sieni kantyny w Mos Eisley,

na tej zapad³ej dziurze – Tatooine. Zw³oki dawnych ³owców na-

gród pos³u¿¹ jako skuteczny komunikat do wszystkich zaintereso-

wanych: to Bossk prowadzi biznes i stoi na jego czele. Wszystkie

stworzenia galaktyki – czy to podw³adni Imperatora Palpatine’a,

czy przestêpcy popieraj¹cy Czarne S³oñce, niezale¿ni ³owcy hut-

tyjscy i cz³onkowie Sojuszu Rebeliantów – jeœli zechc¹ prowadziæ

interesy z Gildi¹ £owców Nagród, bêd¹ musieli gadaæ z Bosskiem

i przyj¹æ jego warunki. A warunki dla wszystkich bez wyj¹tku bêd¹

ciê¿kie – korzystne i wygodne tylko dla Bosska. O tym ju¿ zdecy-

dowa³.

Na razie jednak mia³ na g³owie inne sprawy. Wysi³kiem woli

przerwa³  te  bezsensowne,  choæ  przyjemne  marzenia.  Bêdê  mia³

jeszcze du¿o czasu na takie rzeczy, pomyœla³, po chwalebnym spe³-

nieniu wszystkich moich planów i pomys³ów. W komnacie pamiê-

ci Bosska znajdzie siê mnóstwo nowych koœci – ³¹cznie z koœæmi

jego najwiêkszego rywala, Boby Fetta. A najpiêkniejszym trofeum

bêdzie jego rozwalona czaszka, oprawiona w ten he³m z mandalo-

riañskiej zbroi z czarnym wizjerem. Na razie jednak, jeœli wszyst-

kie te plany maj¹ zaowocowaæ, Bossk musi siê zaj¹æ bie¿¹cymi

sprawami. Niewa¿ne, jak nieprzyjemne s¹ okolicznoœci i jak nie-

mi³e stwory, z którymi musi rozmawiaæ.

Wysoki g³os Kud’ara Mub’ata przeci¹³ marzenia Trandoszanina.

– Proszê,  nie  czuj  siê  ¿adn¹  miar¹  zobligowany  do  poœpie-

chu –  rzek³  pajêczarz. –  A  przynajmniej  nie  z  mojego  powodu.

Jako twój pokorny s³uga bêdê czeka³, a¿ uznasz za stosowne dzia-

³aæ.

– Taak,  jasne. –  Bossk  skupi³  spojrzenie  pionowych  Ÿrenic

na przycupniêtym przed nim arachnoidzie, który zwin¹³ pajêcze

background image

69

odnó¿a pod bladym pêcherzem odw³oku. Zacz¹³ siê zastanawiaæ,

czy istnieje jakiœ sposób, by w³¹czyæ Kud’ara Mub’ata do swoich

planów. Wydr¹¿ony egzoszkielet pajêczarza by³by ozdob¹ jego ko-

lekcji trofeów.

Kud’ar Mub’at obserwowa³… i by³ zadowolony.

Najbardziej zaufany twór pajêczarza, zawi¹zek ksiêgowy imie-

niem Bilans, doskonale sobie radzi³ z trandoszañskim ³owc¹ na-

gród Bosskiem. Bilans zajmowa³ siê teraz wieloma sprawami: za-

kres  odpowiedzialnoœci  tego  zawi¹zku  rozszerzy³  siê  znacznie

w stosunku do zadañ, do jakich stworzy³ go Kud’ar Mub’at. Pro-

ste prze¿uwanie cyferek i nadzorowanie przyp³ywów i odp³ywów

kredytów w kasie sieci… có¿, Kud’ar Mub’at powinien by³ wie-

dzieæ od pocz¹tku, od kiedy uprz¹d³ tkankê mózgow¹ Bilansa z w³a-

snej  tkanki  neuronowej,  ¿e  zawi¹zek  ostatecznie  bêdzie  w³aœnie

taki, a nie inny. Ca³kiem jak ja, pomyœla³ Kud’ar Mub’at z nie-

uchronnym odcieniem rodzicielskiej dumy. Zimny i wyrachowa-

ny, i taki rozkosznie perwersyjny.

Perwersja  by³a  niezbêdna,  jeœli  trzeba  by³o  prowadziæ  dwa

razy wiêcej interesów, ni¿ mo¿e ogarn¹æ jedna istota. Nawet stwo-

rzenie tak uniwersalne i wielozadaniowe jak arachnoidalny pajê-

czarz ma swoje ograniczenia. Poza tym istnia³y jeszcze dodatko-

we problemy z dzisiejsz¹ par¹ goœci: gdyby którykolwiek z nich

dowiedzia³ siê, ¿e Kud’ar Mub’at prowadzi równie¿ rozmowy z dru-

gim, pajêczarz mia³by powa¿ne k³opoty. Gleed Otondon reprezen-

towa³ tu interesy Prawdziwej Gildii, lojalistycznej frakcji rozbitej

Gildii £owców Nagród, Bossk zaœ…

Bossk reprezentuje przede wszystkim siebie, pomyœla³ Kud’ar

Mub’at z wewnêtrznym zadowoleniem. Wszystko, co mówi³, by³o

po¿ytecznym fa³szem, zarówno dla Trandoszanina, jak i ka¿dego

stworzenia, które ubija³o z nim interesy. Cz³onkowie Komitetu Zre-

formowanej Gildii mo¿e i dali siê nabraæ, ale nie Kud’ar Mub’at.

Bossk by³ istot¹ bezlitosn¹ i ambitn¹, tak samo jak jego ojciec Cra-

dossk, dopóki sêdziwy wiek nie uczyni³ go powolnym i naiwnym…

i nie zada³ mu œmierci szponami w³asnego potomstwa.

Wykorzystuj¹c  przesy³  neuronowy  z  zawi¹zku  optycznego

usadowionego w jednej z mniejszych komór sieci, Kud’ar Mub’at

móg³  podgl¹daæ  Bosska…  i samego  siebie.  To  ostatnie  równie¿

by³o po¿yteczn¹ fikcj¹, choæ Bossk z pewnoœci¹ nie zdawa³ sobie

background image

70

z tego sprawy. Jakiœ czas temu, lata lub mo¿e dekady standardo-

wych jednostek czasowych, pajêczarz zrzuci³ zewnêtrzn¹ skoru-

pê,  ale  nie  pozby³  siê  tej  pustej  repliki  w³asnej  postaci.  Kud’ar

Mub’at uzna³, ¿e opró¿niony egzoszkielet mo¿e mu jeszcze pos³u-

¿yæ do innych celów. Uprz¹d³ nawet nieco tkanki nerwowej i naj-

prostszych w³ókien miêœniowych, co pozwoli³o mu przekszta³ciæ

dawn¹ skorupê w ³atw¹ do sterowania replikê w³asnej osoby. Ma-

skarada by³a skuteczna, poniewa¿ sprytny zawi¹zek ksiêgowy Bi-

lans zdo³a³ dostaæ siê do skorupy i pod³¹czyæ do synaptycznych

punktów  receptorowych  w³ókien  neuronów,  udaj¹c  w przekonu-

j¹cy sposób swojego stwórcê, oryginalnego Kud’ara Mub’ata. £¹cz-

nie z moim kwiecistym jêzykiem, stwierdzi³ Kud’ar Mub’at. Có¿

za zdolny uczeñ! Wyrachowana natura pajêczarza na moment na-

bra³a ciep³ego blasku uczucia. By³o to zjawisko ca³kowicie mu obce

w normalnych  warunkach.

Symulowany  Kud’ar  Mub’at,  skorupa  z  zawi¹zkiem  Bilan-

sem w œrodku, grzecznie przeprosi³ naburmuszonego Trandosza-

nina. W chwilê potem prawdziwy Kud’ar Mub’at poczu³ ³askota-

nie œwiadomoœci zawi¹zku, coœ w rodzaju szarpniêcia ³¹cz¹cego

ich w³ókna neuronowego.

„Dobra robota” – Kud’ar Mub’at skierowa³ swe myœli w stro-

nê zawi¹zku. – „Uda³o ci siê ca³kiem nieŸle oszukaæ tego ³owcê

nagród”.

„Nie zas³u¿y³em na twoj¹ pochwa³ê” – odpowiedzia³ Bilans

z urocz¹ skromnoœci¹. – „To by³o ³atwe. On po prostu chce wie-

rzyæ w to, co s³yszy. Moje s³owa to tylko twoje myœli wypowie-

dziane innymi ustami”.

„Ale odegra³eœ swoj¹ rolê z chwalebn¹ zrêcznoœci¹”. – Kud’ar

Mub’at nigdy nie marnowa³ podobnych pochwa³ na inne zawi¹z-

ki – by³oby to niczym chwalenie jednego ze z³o¿onych oczu w g³o-

wie  o kszta³cie  odwróconego  trójk¹ta  albo  jednej  z  wielostawo-

wych nóg czy innej czêœci w³asnego cia³a. W koñcu tym w³aœnie

by³y zawi¹zki: sztucznie stworzonymi przed³u¿eniami istoty same-

go pajêczarza. Traktowanie w ten sposób ma³ego ksiêgowego œwiad-

czy³o  dobitnie,  jak  odmienny  od  innych  zawi¹zków  w sieci  by³

Bilans i jak bardzo polega³ na nim Kud’ar Mub’at.

W chitynowej klatce piersi Kud’ara Mub’ata wezbra³o kolej-

ne uczucie, tym razem ¿alu. Bêdzie mi go brakowa³o, doszed³ do

wniosku. Tê myœl zawsze bardzo starannie chroni³ przed zawi¹z-

kiem. Kud’ar Mub’at nie mia³ najmniejszego zamiaru pozwoliæ,

background image

71

by Bilans odkry³, jaki planuje dla niego los. Pajêczarz zdecydowa³

ju¿, ¿e dni zawi¹zku ksiêgowego s¹ policzone; niewa¿ne, jak bar-

dzo  sta³  siê  wa¿ny  i potrzebny.  Ju¿  sam  fakt,  ¿e  Bilans  tak  siê

rozwin¹³ i nabra³ takiego znaczenia, staj¹c siê najcenniejszym two-

rem  Kud’ara  Mub’ata,  przypieczêtowa³  jego  przeznaczenie.  Bi-

lans rozwin¹³ ju¿ wiêksz¹ inteligencjê i niezale¿n¹ wolê ni¿ wszyst-

kie inne zawi¹zki sieci razem wziête – tylko dziêki temu móg³ siê

podj¹æ tak trudnego zadania, jakim by³o udawanie Kud’ara Mub’ata

z wnêtrza pustej skorupy.

W odleg³ych zakamarkach pamiêci Kud’ara Mub’ata, jeszcze

zanim  on  sam  sta³  siê  najwiêkszym  w galaktyce  kombinatorem,

koordynatorem  i poœrednikiem  miêdzy  kryminalnym  i pó³krymi-

nalnym elementem z ró¿nych œwiatów, kry³o siê wspomnienie cza-

sów, kiedy nabiera³ równie wielkiego znaczenia dla interesów swo-

jego poprzednika, arachnoidalnego pajêczarza, który stworzy³ go

jako zwyk³y zawi¹zek. Poprzednik ten marnie skoñczy³, pope³nia-

j¹c b³¹d, którego Kud’ar Mub’at poprzysi¹g³ sobie nigdy nie po-

wtórzyæ: pozwoli³ jednemu ze swoich tworów staæ siê niezale¿-

nym i zbyt inteligentnym. Us³ugi takiego zawi¹zku by³y oczywiœcie

bardzo cenne i wygodne, ale niewarte ceny mo¿liwego buntu, re-

belii  i morderstwa.  Ojcobójstwo  jest  byæ  mo¿e  normalnym  oby-

czajem u niektórych gatunków, nieuniknionym elementem przej-

œcia od jednego pokolenia do nastêpnego – wed³ug wszelkich danych

tak na przyk³ad dzia³o siê u Trandoszan. Kud’ar Mub’at nie mia³

pojêcia,  czy  tak  samo  jest  w przypadku  pajêczarzy,  bo  jedynym

innym  znanym  mu  przedstawicielem  tego  gatunku  by³  jego  po-

przednik, który go stworzy³ i który zosta³ nastêpnie przez Kud’ara

Mub’ata zamordowany i wch³oniêty.

Akty te wydawa³y siê doœæ naturalne – a przynajmniej ³atwe

i przynosz¹ce satysfakcjꠖ ale wtedy, gdy to Kud’ar Mub’at ich

dokonywa³. Czasami jednak, w czasie mrocznego, milcz¹cego dry-

fowania  sieci  poœród  gwiazd,  w krótkich  przerwach  wolnych  od

zaprz¹taj¹cych myœli interesów, pajêczarz pozwala³ sobie na za-

stanowienie,  czy  nie  jest  przypadkiem  wyj¹tkiem,  odstêpstwem

od  naturalnego  porz¹dku  rzeczy.  Byæ  mo¿e  jego  poprzednik  po

tysi¹cleciach istnienia poczu³ siê nagle zmêczony i stary, wiêc stwo-

rzy³ i przygotowa³ sobie nastêpcê odznaczaj¹cego siê wewnêtrzn¹

gotowoœci¹ do buntu, zabijania, po¿erania i uzurpatorstwa. Mo¿e

nie  by³  to  bunt,  lecz  spe³nienie.  Myœl  ta  nie  zaprz¹ta³a  umys³u

Kud’ara Mub’ata, raczej dawa³a mu iskierkê nadziei, któr¹ ukrywa³

background image

72

g³êboko. Mo¿e Kud’ar Mub’at móg³by zaufaæ malutkiemu zawi¹z-

kowi ksiêgowemu imieniem Bilans, nawet gdyby ten sta³ siê na-

prawdê m¹dry i niezale¿ny… mo¿e nie musia³by niszczyæ tego dro-

gocennego i najwartoœciowszego ze swoich tworów, poch³aniaj¹c

jego materiê i tkaj¹c nowy zawi¹zek ksiêgowy, który i tak nigdy

nie by³by w stanie zast¹piæ kochanego Bilansa.

Kud’ar Mub’at szybko otrz¹sn¹³ siê z tych myœli; nie po raz

pierwszy zreszt¹. Nie mogê na to pozwoliæ, uzna³. Takie myœli nie

by³y zimnymi, wyrachowanymi kombinacjami, dziêki którym osi¹-

gn¹³ swoj¹ obecn¹ pozycjê; realn¹, choæ ukryt¹ si³ê i wp³ywy. Kud’ar

Mub’at wiedzia³, ¿e wszelkie uczucia, nawet te skierowane ku naj-

wierniejszym s³ugom, stanowi¹ pu³apkê. Pu³apkê, w której poru-

szenie sprê¿yny jest równoznaczne z jego œmierci¹.

Lepiej on ni¿ ja, zdecydowa³ Kud’ar Mub’at. Chocia¿ pajê-

czarz by³ po³¹czony w³óknami neuronowymi z ka¿dym ze swoich

zawi¹zków, nie uwa¿a³ ich za czêœci w³asnej istoty. Kud’ar Mub’at

obserwowa³ swój stary egzoszkielet z punktu widzenia dyndaj¹cego

luŸno zawi¹zku optycznego. Drobniutki kszta³t Bilansa, niczym zmi-

niaturyzowana wersja jego w³asnego twórcy, by³ zaledwie widocz-

ny – i to tylko wtedy, jeœli siê wiedzia³o, gdzie patrze栖 przez lœni¹-

ce  skupisko  fasetkowych  oczu  skorupy. Jakie to smutne, myœla³

Kud’ar Mub’at. Inteligencja prowadzi do zdrady. Zawsze tak by³o,

zarówno w sieci, jak i w ca³ej otaczaj¹cej j¹ ogromnej galaktyce.

Jednak zamiar unicestwienienia ksiêgowego nale¿y na jakiœ

czas od³o¿yæ. By³o to niezbêdne i bynajmniej nie wynika³o z os³a-

biaj¹cych ducha uczuæ: na tym etapie skomplikowanych planów

dotycz¹cych Boby Fetta i niedobitków dawnej Gildii £owców Na-

gród pomoc ma³ego Bilansa wci¹¿ by³a konieczna. Kud’ar Mub’at

wiedzia³, jak niebezpieczn¹ grê prowadzi. Gdy pionki na planszy

przybieraj¹ postaæ Trandoszanina Bosska, skutki ka¿dego wykry-

tego  zdradzieckiego  posuniêcia  s¹  nieuchronnie  œmiertelne  i to

w mo¿liwie najbardziej nieprzyjemny sposób. Bossk nie wiedzia³ –

a ju¿ g³owa Kud’ara Mub’ata w tym, ¿eby siê nigdy nie dowie-

dzia³ – i¿ Boba Fett nie jest jedynym ³owc¹ nagród, zamieszanym

w rozbicie  starej  Gildii.  Plan  nie  pochodzi³  zreszt¹  od  Kud’ara

Mub’ata; zosta³ mu narzucony przez szar¹ eminencjê wszystkich

kombinatorów i podwójnych graczy, ksiêcia Xizora.

Falleeñski szlachcic by³ istot¹ ca³kowicie odmienn¹ od naiw-

nego Bosska. Zarówno Falleenowie, jak i Trandoszanie byli istota-

mi gadopodobnymi o jednakowo zimnej krwi. Jednak krew Tran-

background image

73

doszan rozgrzewa³ ich gor¹cy temperament: kiedy mieli do wybo-

ru zapewniony sukces spisku i katastrofaln¹ w skutkach przemoc,

istoty takie jak Bossk niezmiennie opowiada³y siê za t¹ drug¹ mo¿-

liwoœci¹. Ksi¹¿ê Xizor i wszyscy Falleenowie mieli lodowate uspo-

sobienie, którego nic nie by³o w stanie rozgrza栖 emocje kipi¹ce

w innych  istotach,  czy  to  ¿¹dza,  czy  przemoc,  dla  precyzyjnego

i bezlitosnego umys³u Xizora by³y wy³¹cznie narzêdziami. Dlatego

Kud’ar Mub’at tak bardzo ceni³ sobie prowadzenie z nim intere-

sów. Kiedy Xizor zagoœci³ w sieci, przedstawiaj¹c mu plan znisz-

czenia Gildii £owców Nagród, Kud’ar Mub’at dostrzeg³ w nim nie

tylko  wspólnika  w biznesie.  Xizor  by³by  równie¿  godnym  prze-

ciwnikiem po drugiej stronie planszy. Ten tutaj jednak…

Przez centralny rdzeñ Kud’ara Mub’ata przemknê³a ta myœl

i minê³a d³u¿sza chwila, zanim pajêczarz zorientowa³ siê, ¿e nie

by³a ona owocem jego w³asnego umys³u.

„Ten  tutaj  jednak  jest  za  ³atwy…” –  brzmia³y  niewypowie-

dziane s³owa Bilansa.

Zanim Kud’ar Mub’at przyszed³ do siebie po chwili zaskocze-

nia, up³ynê³o trochê czasu. Myœli zawi¹zku ksiêgowego ca³kiem

nieproszone przeniknê³y do jego w³asnych. Nigdy wczeœniej siê to

nie zdarzy³o. W dodatku te myœli stanowi³y odpowiedŸ na wewnêtrz-

ne rozwa¿ania Kud’ara Mub’ata na temat ró¿nic pomiêdzy Tran-

doszanami a Falleenami. A przecie¿ analizuj¹c kontrast pomiêdzy

Bosskiem a ksiêciem Xizorem, nie skierowa³ swoich myœli na szla-

ki neuronowe sieci, w kierunku zawi¹zku ukrytego w porzuconym

egzoszkielecie pajêczarza.

Pods³uchiwa³em sam siebie, pomyœla³ Kud’ar Mub’at i nagle

zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy zawi¹zek przechwyci³ i tê myœl.

Kud’ar Mub’at powstrzyma³ siê od myœlenia, wype³niaj¹c swój

umys³ ca³kowit¹ pustk¹. Przez kilka chwil tylko czeka³ i obserwo-

wa³, pozwalaj¹c, aby obraz z zawi¹zku optycznego wype³ni³ chwi-

low¹ pró¿niê w jego œwiadomoœci.

„Co mam teraz zrobiæ?”.

To Bilans przemówi³ znowu, a jego s³owa odbija³y siê w rdze-

niu Kud’ara Mub’ata równie wyraŸnie, jak jego w³asne myœli. £ow-

ca nagród Bossk siedzia³ w komorze sieci, naprzeciw os³aniaj¹cej

zawi¹zek skorupy, nieœwiadom tocz¹cej siê w³aœnie milcz¹cej roz-

mowy.

Od chwili gdy zawi¹zek ksiêgowy, udaj¹cy Kud’ara Mub’ata,

przeprosi³  ³owcê  nagród  Bosska,  minê³o  zaledwie  parê  sekund.

background image

74

Bior¹c jednak pod uwagê niecierpliw¹ naturê Trandoszan, nieroz-

s¹dnie by³oby kazaæ mu czekaæ d³u¿ej. Kud’ar Mub’at odzyska³

doœæ pewnoœci siebie, aby odpowiedzieæ czekaj¹cemu Bilansowi.

„Kontynuuj  negocjacje –  przekaza³  poprzez  nici  neuronowe

³¹cz¹ce go z zawi¹zkiem. – NajwyraŸniej zyskaliœmy zaufanie Tran-

doszanina dziêki doskona³oœci twojej maskarady”. Kud’ar Mub’at

przemawia³ umyœlnie pozbawionym emocji i opanowanym tonem,

t³umi¹c wszelkie oznaki niepokoju czy podejrzliwoœci. „Jeœli to dla

ciebie takie ³atwe, tym lepiej”.

OdpowiedŸ zawi¹zku cechowa³ ten sam brak emocji.

„Jak  sobie  ¿yczysz –  pomyœla³  Bilans. –  Tak  m¹drze  mnie

pouczy³eœ”.

Przez  nastêpnych  kilka  sekund  Kud’ar  Mub’at  obserwowa³

komorê sieci przez zawi¹zek optyczny. Przebrany Bilans podj¹³ na

nowo  grê  pochlebstw  wobec  Trandoszanina  Bosska.  Pajêczarz

zachowywa³ w³asne myœli tylko dla siebie, odcinaj¹c siê od w³ó-

kien, które mog³yby przenieœæ je do zawi¹zku ksiêgowego lub ja-

kiegokolwiek innego, który stworzy³. Postanowienie, jakie podj¹³

w sprawie dalszych losów Bilansa, jeszcze siê umocni³o.

Za³atwiê to, kiedy tylko skoñczê swoje interesy z Gildi¹ £owców

Nagród, zapewni³ siê w duchu Kud’ar Mub’at. Definitywnie. Pajê-

czarz pozwoli³, aby jego œwiadomoœæ pop³ynê³a znów w kierunku

wysuniêtych w³ókien neuronowych sieci i skoncentrowa³ siê na w³a-

snym ciele. Znów uœwiadomi³ sobie istnienie otaczaj¹cej go g³ównej

komnaty, gdzie pozostawi³ w oczekiwaniu Gleeda Otondona, emisa-

riusza Prawdziwej Gildii. Lepiej siê ubezpieczyæ, ni¿ potem ¿a³owaæ.

– Najwy¿szy  czas –  burkn¹³  Gleed  Otondon,  gdy  pajêczarz

podniós³ g³owê i zamruga³ licznymi oczami. – Nie mam nieskoñ-

czonej iloœci standardowych jednostek czasu na zmarnowanie!

– Przepraszam  ogromnie.  Szalenie  mi  przykro. –  Kud’ar

Mub’at usadowi³ siê wygodnie w przyjaznym, cicho wzdychaj¹-

cym gnieŸdzie. Wykona³ kolejn¹ imitacjê humanoidalnego uk³onu,

pochylaj¹c przed goœciem w¹ski trójk¹t g³owy. – Wierz mi, ¿e je-

stem wiêcej ni¿ zaszczycony twoj¹ obecnoœci¹, panie.

– No to spróbujmy sprawê podsumowaæ. – Kwiecisty jêzyk

pajêczarza wywo³a³ na kanciastym pysku Otondona kwaœn¹ minê. –

Tak naprawdê mamy do za³atwienia tylko jedn¹ podstawow¹ kwe-

stiê. I to ca³kiem prost¹. Jesteœ z nami czy nie?

– S³ucham uprzejmie? – Kud’ar Mub’at roz³o¿y³ szeroko dwa

przednie odnó¿a. – Jakie jest dok³adne znaczenie terminu „z nami”?

background image

75

Nie chcia³bym sugerowaæ, ¿e twoje s³owa nie s¹ dla mnie krysta-

licznie jasne, ale…

– Wypchaj siê. – Gleed Otondon by³ w oczywisty sposób zi-

rytowany. –  Wiesz,  jaka  jest  stawka.  Z  Gildii  £owców  Nagród

powsta³y dwie frakcje, a ostatecznie pozostanie tylko jedna. Praw-

dziwa Gildia postanowi³a, ¿e zrobi wszystko, aby to ona prze¿y³a.

– Ale¿ oczywiœcie – odpar³ Kud’ar Mub’at z czymœ w rodza-

ju  uœmiechu  na  trójk¹tnej  twarzy. –  Przetrwanie  to  taka  urocza

cnota. Praktykowa³em j¹ przez ca³y czas mojej egzystencji.

– Wiêc bêdziesz chcia³ j¹ dalej praktykowaæ, za³o¿ê siê. – Gleed

Otondon nachyli³ siê do przodu, a jego twarde spojrzenie odbi³o

siê w fasetkowych oczach pajêczarza. – A najlepszym sposobem

na to jest opowiedzenie siê po naszej stronie. Prawdziwa Gildia nie

bêdzie przyjazna dla tych, którzy nie pomog¹ jej zjednoczyæ z po-

wrotem Gildii £owców Nagród. Ci renegaci z Komitetu Zreformo-

wanej Gildii ju¿ s¹ martwi. I to samo spotka ka¿dego, kto siê z ni-

mi  zanadto  zaprzyjaŸni. –  Otondon  przechyli³  g³owê  na  bok,

przygl¹daj¹c siê uwa¿nie siedz¹cemu naprzeciwko pajêczarzowi. –

W jak bliskich jesteœ stosunkach z Bosskiem i jego band¹?

– Mój drogi Gleedzie – Kud’ar Mub’at wykona³ krótki gest

uniesionymi w górê przednimi odnó¿ami. – Rozumiem teraz w³a-

œciw¹ naturê twojego pytania, ale i tak jestem nim cokolwiek za-

skoczony. Podejrzliwoœæ to dobra cecha, a w waszym fachu z pew-

noœci¹ konieczna, ale nigdy wczeœniej nikt nie podejrzewa³ mnie

o to,  ¿e  jestem  durniem.  Doskonale  wiem,  jak  siê  maj¹  rzeczy

w tej galaktyce.

– Tak w³aœnie mi siê zdawa³o. – Uœmiech Otondona, odzwier-

ciedlaj¹cy nadziejê braterskiej konspiracji, by³ jeszcze brzydszy. –

Naprawdê nie jesteœ durniem, co?

Ale ty  mo¿e  jesteœ… –  pomyœla³  Kud’ar  Mub’at.  Wola³  nie

wypowiadaæ tego na g³os.

– Nie osi¹gn¹³em tak podesz³ego wieku i wp³ywowej pozycji,

dokonuj¹c z³ego wyboru przyjació³ i sojuszników. – Pajêczarz po-

stuka³ o siebie pazurkami na koñcu przednich odnó¿y. – A zatem

ty i pozostali z Prawdziwej Gildii… g³êboko ¿a³ujê, ¿e nie mogê

powiedzieæ tego ka¿demu z nich z osobna… mo¿ecie zachowaæ

absolutn¹ pewnoœæ, ¿e pod tym wzglêdem naprawdê jestem „z ni-

mi”, jak siê raczy³eœ wyraziæ. Wiêzy przyjaŸni i niezmierzony po-

dziw, jaki ¿ywiê dla tak szacownych ³owców nagród jak cz³onko-

wie  Prawdziwej  Gildii,  w naturalny  sposób  wywo³uj¹  u  mnie  tê

background image

76

reakcjê. Chcia³bym jeszcze skuteczniej rozwiaæ wasze w¹tpliwo-

œci w tej materii. To równie¿ dobry interes, mój drogi Gleedzie. –

Pajêczarz znów z³o¿y³ odnó¿a wokó³ otulonego poduszkami od-

w³oku. – Interes, który chcia³bym kontynuowaæ w przysz³oœci, rów-

nie korzystny dla obu stron, jak by³ do tej pory.

– Nic  nie  wiem  o obu  stronach –  burkn¹³  emisariusz  Praw-

dziwej  Gildii. –  Zawsze  mi  siê  wydawa³o,  ¿e  do  twoich  kufrów

wp³ywa wiêcej kredytów ni¿ do naszych.

– Jak¿e g³êboko mnie ranisz, mówi¹c takie rzeczy! – Kud’ar

Mub’at opad³ ³agodnie w miêkkie objêcia gniazda, by jeszcze pod-

kreœliæ swoj¹ zgrozê. – Mo¿e nadejdzie taki szczêœliwy czas, kiedy

odniesiemy wreszcie nieuchronne zwyciêstwo nad tymi m³okosa-

mi, prawdziwa Gildia £owców Nagród zostanie odtworzona w pe³-

nej chwale, my zaœ bêdziemy mogli wspólnie zasi¹œæ nad naszymi

ksiêgami i dojœæ do finansowego porozumienia. – G³os pajêczarza

stawa³ siê coraz ³agodniejszy. – Jeœli czujesz, ¿e dozna³eœ jakiejœ

ra¿¹cej  niesprawiedliwoœci…  osobiœcie,  ty  i  ja,  mo¿emy  na  ten

temat porozmawia慠prywatnie.

Otondon podrapa³ siê po d³ugim podbródku.

– Masz na myœli ³apówkê?

– Och, có¿ za ordynarne s³owo, nie s¹dzisz? – Kud’ar Mub’at

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Wolê nazwaæ to sposobem, aby uczyniæ nasz¹

przyjaŸñ… tylko pomiêdzy tob¹ a mn¹… jeszcze bardziej satys-

fakcjonuj¹c¹ ni¿ do tej pory. No i oczywiœcie, w imiê tej przyjaŸ-

ni, gdybyœ mia³ wróciæ do swoich braci z Prawdziwej Gildii, któ-

rych  interesy  tak  doskonale  reprezentujesz,  i zapewniæ  ich

o gorliwoœci, z jak¹ chcia³bym podtrzymaæ wspólny interes…

– Jasne, jasne, rozumiem, o co ci chodzi… – Otondon powo-

li skin¹³ g³ow¹. – Ale nie zrobiê niczego podobnego, jeœli to nie-

prawda.  Zw³aszcza  ten  kawa³ek  o tym,  jak  bardzo  chcesz  pozo-

staæ z Prawdziw¹ Gildi¹ i nie masz nic wspólnego z Bosskiem i t¹

band¹ z Komitetu Zreformowanej Gildii.

– Ale¿,  mój  drogi  Gleedzie,  taka  jest  prawda! –  pajêczarz

uniós³ jedno z przednich odnó¿y w dramatycznym geœcie. – Przy-

siêgam.  Absolutnie  i bezwarunkowo. –  Zwin¹³  odnó¿e  z  powro-

tem, owijaj¹c nim odw³ok. – Nie jest to materia, w której by³bym

zdolny do udawania.

– No, niech to lepiej bêdzie prawda – posêpnie odpar³ Oton-

don. – Nie warto poœwiêcaæ ¿ycia na to, ¿eby powiedzieæ cz³on-

kom  Prawdziwej  Gildii,  ¿e  jesteœ  z  nami,  a  potem  pozwoliæ  im

background image

77

dowiedzieæ siê, ¿e zrobi³eœ z nas balona. Nie nale¿ymy do tych

³owców nagród, którzy nagradzaj¹ g³upotê.

Tym gorzej dla ciebie, smêtnie pomyœla³ Kud’ar Mub’at. Goœæ

pajêczarza dobrze odegra³by swoj¹ rolê, gdyby tak by³o naprawdê.

– B¹dŸ pewien, mój najdro¿szy Gleedzie, ¿e powi¹zania po-

miêdzy mn¹ a Prawdziw¹ Gildi¹… i Gildi¹ £owców Nagród, sko-

ro znów przywrócimy j¹ do ¿ycia, cechuje absolutna wy³¹cznoœæ

i wzajemne korzyœci. Masz na to moje s³owo.

– To bardzo dobrze. – Otondon z satysfakcj¹ skin¹³ g³ow¹. –

Wiesz… od pocz¹tku mi siê zdawa³o, ¿e uda nam siê dobiæ intere-

su.

By³a to najprostsza forma negocjacji: mówienie dok³adnie tego,

co ktoœ chcia³ us³yszeæ. Czêœæ Kud’ara Mub’ata prawie pragnê³a,

aby wszystko by³o takie proste. Szczerze mówi¹c, wiêkszoœæ by³a

w³aœnie taka. Dopiero gdy pajêczarz usi³owa³ przechytrzyæ kogoœ

takiego jak ksi¹¿ê Xizor i Boba Fett, gra stawa³a siê zarówno nie-

bezpieczna, jak i interesuj¹ca. I to siê w³aœnie podoba³o tej drugiej

czêœci jego osoby, która sprawia³a, ¿e warto by³o ¿yæ. Pajêczarz

ju¿ doœæ d³ugo przebywa³ w dryfuj¹cej sieci odziedziczonej po za-

mordowanym poprzedniku. Budowa³ skomplikowane powi¹zania

i zawi³e, samonapêdzaj¹ce siê intrygi, zanim jeszcze narodzi³y siê

stworzenia,  z  którymi  dziœ  rozmawia³.  A  kiedy  mija  tyle  czasu,

poszukiwanie godnego przeciwnika staje siê obsesj¹.

Dlatego Kud’ar Mub’at po prostu musia³ zaanga¿owaæ siê w in-

trygê maj¹c¹ na celu zniszczenie Gildii £owców Nagród. Nie tyle

dla zysku, który gromadzi³ siê w skarbcu pajêczarza – choæ i ten

by³ nie do pogardzenia – ale dla przyjemnoœci i dreszczyku gry.

No i z powodu przeciwników. Kud’ar Mub’at nie potrafi³ przej-

rzeæ ksiêcia Xizora, który przyszed³ do sieci z pomys³em intrygi

i ukaza³ j¹ licznym oczom pajêczarza. By³ w stanie przejrzeæ go a¿

do samego Imperatora Palpatine’a, gdzieœ daleko na planecie Co-

ruscant. Poci¹gano za sznurki równie delikatne i misternie skom-

plikowanie powi¹zane, jak jego sieæ, a nie wszystkie z nich znaj-

dowa³y  siê  w rêkach  Xizora.  Falleeñski  szlachcic  uwielbia³

niebezpieczne gry – w koñcu nie wspi¹³by siê na sam szczyt syn-

dykatu zbrodni o nazwie Czarne S³oñce, obejmuj¹cego swoim za-

siêgiem ca³¹ galaktykê, gdyby nie mia³ upodobania do ryzyka i umie-

jêtnoœci uk³adania takich gambitów. Kud’ar Mub’at by³ tak¿e œwiadom,

jak g³êboko nienawidzi³ i nie ufa³ Xizorowi Lord Vader, odziana

w czarne szaty rêka Imperatora. Wystarczy³oby, aby  Falleeñczyk

background image

78

wykona³  jeden  fa³szywy  ruch,  a  ka¿de  podejrzenie,  jakie  Vader

zasia³ w umyœle Palpatine’a, znalaz³oby swoje potwierdzenie – co

skoñczy³oby  siê  fatalnie  dla  Xizora.  Kiedy  grywasz  w takie  gry

i o takie stawki, myœla³ Kud’ar Mub’at, nie mo¿esz siê skar¿yæ na

to, co siê z tob¹ stanie, jeœli przegrasz.

W swoim maleñkim sercu, ukrytym pod chitynow¹ skorup¹,

Kud’ar Mub’at wspó³czu³ biednemu, maleñkiemu zawi¹zkowi ksiê-

gowemu, Bilansowi. On nigdy nie bêdzie gra³ na takim poziomie,

nigdy nie rozwinie twardych talentów gracza. Niezdolny do jakie-

gokolwiek buntu wobec swojego stwórcy, tak jak Kud’ar Mub’at

zbuntowa³ siê przeciwko swemu poprzednikowi, nie mia³ najmniej-

szego pojêcia o tym, czym ryzykuje. I mo¿e nigdy siê nie dowie:

gra i samo jego istnienie skoñcz¹ siê, zanim siê obejrzy.

By³y to przyjemne myœli, ale interes nale¿y doprowadziæ do

koñca. Kud’ar Mub’at znów zwróci³ uwagê na siedz¹cego przed

nim emisariusza Prawdziwej Gildii.

– Jestem pewien, ¿e twój czas jest cenny, mój drogi Gleedzie. –

Pajêczarz wysun¹³ dwa odnó¿a przed siebie. – Znacznie bardziej

ni¿ mój, który uwa¿am za dobrze spêdzony, jeœli poœwiêcê go ta-

kim goœciom jak ty. Maj¹c to w pamiêci, czy rozstajemy siê wreszcie

w doskona³ej zgodzie i harmonii? Interesy twoje i innych cz³on-

ków Prawdziwej Gildii s¹ identyczne z moimi, przynajmniej jeœli

chodzi o mnie.

– Mo¿e nie ca³kiem identyczne – odpar³ Gleed Otondon – ale

mog¹ byæ zbli¿one.

– Ach, jak to m¹drze powiedziane. Mam nadziejê, ¿e teraz

ju¿  bez  wahania  bêdziesz  móg³  wróciæ  do  swoich  towarzyszy

z Prawdziwej Gildii i przekazaæ, ¿e ich przyjaciel i wspólnik w in-

teresach, Kud’ar Mub’at, jest, jak to mówisz, „z nimi”.

– Mo¿e – wzruszy³ ramionami Otondon. – Jeszcze lepiej bê-

dzie, jeœli za³atwimy równie¿ tamt¹ drug¹ sprawê. Wiesz, tê spra-

wê z ³apówk¹.

– I znowu to brzydkie s³owo! – Spomiêdzy pierzastych otwo-

rów wydechowych wydoby³o siê ciê¿kie westchnienie. – Ale wiem,

co  masz  na  myœli.  W koñcu  to  ja  podnios³em  tê  kwestiê,  choæ

uczyni³em to nieco bardziej delikatnie.

Uœmiech Gleeda Otondona wyra¿a³ czyst¹ chciwoœæ.

– Gdybyœmy  siê  tym  zajêli  ju¿  teraz,  tak,  abym  mia³  jakiœ

namacalny dowód… wtedy myœlê, ¿e posz³oby jak po maœle, no

nie?

background image

79

– Och,  tak.  Ale¿  oczywiœcie. –  Czubkiem  jednego  szpona

Kud’ar Mub’at podrapa³ siê po trójk¹tnej twarzy. ¯¹danie emisa-

riusza, aby przekazaæ kredyty ze skarbca sieci do jego kieszeni,

istotnie sprawia³o pajêczarzowi pewien k³opot. Sprawy finansowe

zwykle za³atwia³ jego zawi¹zek ksiêgowy, Bilans, ale akurat w tej

chwili Bilans by³ zajêty wcielaniem siê w Kud’ara Mub’ata i sie-

dzia³  w starym  egzoszkielecie  pajêczarza.  Trandoszañski  ³owca

nagród Bossk nie mia³ pojêcia, ¿e prawdziwy Kud’ar Mub’at w tym

samym czasie prowadzi negocjacje z jednym z jego nieprzyjació³

z Prawdziwej  Gildii.  Kud’ar  Mub’at  zaœ  nie  mia³  najmniejszego

zamiaru koñczyæ tej maskarady. Ryzykowa³, ¿e i Bossk, i Gleed

Otondon wpadn¹ w mordercz¹ wœciek³oœæ i rzuc¹ siê nie na siebie

wzajemnie, ale na Kud’ara Mub’ata.

– W istocie – powiedzia³ pajêczarz po chwili milczenia – je-

stem ogromnie zak³opotany, ale w tej chwili nie mogê spe³niæ two-

jego jak¿e rozs¹dnego ¿¹dania.

– Co? – warkn¹³ Gleed Otondon i zachichota³ drwi¹co. – Chy-

ba ¿artujesz. Wszyscy wiedz¹, ¿e siedzisz na kredytach.

– Przykro mi, ale tak nie jest – Kud’ar Mub’at powoli pokrê-

ci³ g³ow¹. Zawi¹zki zgromadzone wokó³ niego zbli¿y³y siê, niczym

¿a³osne  sierotki,  szukaj¹ce  schronienia  przed  zimnym  wiatrem.

Zwróci³y oczka ku twarzy Otondona. – Nie wszystkie moje przed-

siêwziêcia posz³y tak g³adko jak te, w których moje skromne mo¿-

liwoœci po³¹czy³em z mo¿liwoœciami waszej profesji. Dlatego tak

gor¹co pragnê znowu zadzierzgn¹æ wiêzy wzajemnie korzystnej

wspó³pracy z prawdziwymi spadkobiercami tradycji Gildii £ow-

ców  Nagród.  W galaktyce  jest  tak  wiele  nieuczciwych,  pod³ych

istot, a ja jestem tylko pokornym poœrednikiem, pomocnikiem przy

prowadzeniu  interesów  anga¿uj¹cych  ró¿ne  strony…  i tak  ³atwo

mnie odrzeæ z tego, co mi siê s³usznie nale¿y… – pajêczarz czub-

kiem szpona otar³ kilka z paciorkowatych oczu, choæ ³zy by³y w jego

przypadku fizjologiczn¹ niemo¿liwoœci¹. – A ja mam tyle wydat-

ków – koniec szpona powêdrowa³ w kierunku st³oczonych zawi¹z-

ków. – Doprawdy… utrzymanie takiego miejsca to wydatek bar-

dziej medyczny ni¿ inwestycyjny.

– OszczêdŸ  sobie –  emisariusz  Prawdziwej  Gildii  z  odraz¹

spojrza³ na arachnoidalne stworzenie. – Jeœli chcesz siê uskar¿aæ

na biedê, to wybierz sobie kogoœ innego. – Otondon zacz¹³ zapi-

naæ mosiê¿ne haftki okrycia. – Nie chce mi siê tego s³uchaæ. Ale

background image

80

nie zapomnij – wsta³ z miejsca i groŸnie pochyli³ siê nad pajêcza-

rzem – ¿e masz u mnie d³ug.

– D³ug honorowy – zaskrzecza³ Kud’ar Mub’at, cofaj¹c siê

przed groŸnie wyci¹gniêtym palcem Otondona. – Ka¿d¹ standar-

dow¹ jednostkê czasu rozpocznê od przypomnienia sobie tej w³a-

œnie sprawy.

– Noo, ja myœlê. – Otondon wyprostowa³ siê i rozejrza³ do-

ko³a. Jego ramiona prawie dotyka³y sklepionych, w³óknistych œcian

komnaty. –  Jak  siê  st¹d  wychodzi?  Muszê  wracaæ  do  Gildii.  Na

pewno na mnie czekaj¹.

Kud’ar Mub’at wys³a³ jednego z wewnêtrznych zawi¹zków prze-

wodników, by wskaza³ Otondonowi drogê do g³ównego obszaru do-

ków. Po drugiej stronie sieci znajdowa³o siê jeszcze jedno, mniejsze

l¹dowisko. Tam sta³ zacumowany „Wœciek³y Pies”, statek trando-

szañskiego ³owcy nagród Bosska, bezpiecznie ukryty przed wzro-

kiem Gleeda Otondona. Kiedy Bossk skontaktowa³ siê z Kud’arem

Mub’atem, ¿¹daj¹c spotkania, by omówiæ wspólne interesy, pajê-

czarz wmówi³ mu, ¿e powinien to zrobiæ potajemnie – twierdzi³, ¿e

potê¿ne si³y, których istnienie sugerowa³, lecz nazwy nie wymieni³,

obserwuj¹ sieæ oraz przyloty i odloty goœci. To wystarczy³o, aby

przekonaæ Bosska do zastosowania takiej procedury podejœcia i l¹-

dowania, aby nie zorientowa³ siê, ¿e emisariusz Prawdziwej Gildii

przybywa do sieci prawie w tym samym czasie. Gleed Otondon

zosta³ nabrany w ten sam sposób i równie ³atwo.

Nie opuszczaj¹c swojego gniazda w g³ównej komnacie sieci,

Kud’ar Mub’at pod³¹czy³ siê znów do neuronowego wejœcia za-

wi¹zku  optycznego,  z  którego  korzysta³  wczeœniej.  Natychmiast

ujrza³ podejrzliw¹ minê Trandoszanina Bosska równie wyraŸnie,

jakby  by³  razem  z  nim  w tamtej  komnacie  zamiast  przebranego

zawi¹zku ksiêgowego Bilansa.

– Co to? – Bossk obróci³ g³owê, ws³uchuj¹c siê w jakiœ odle-

g³y dŸwiêk.

Kud’ar Mub’at, siedz¹cy po drugiej stronie wyd³u¿onego je-

dwabistego w³ókna neuronowego, ostro¿nie zmieni³ pole widzenia

zawi¹zku optycznego, aby widzieæ równie¿ opuszczony egzoszkielet

pajêczarza.

– S³ucham uprzejmie? – z wnêtrza skorupy przemówi³ g³os

identyczny z g³osem Kud’ara Mub’ata. Zawi¹zek ksiêgowy Bilans

rozpostar³ dwa przednie odnó¿a egzoszkieletu w geœcie zdziwie-

nia. – O czym raczysz mówiæ?

background image

81

– O tym, co s³ysza³em… przed chwil¹. – Nozdrza pokrytego

³uskami  pyska  Bosska  rozszerzy³y  siê,  jakby  w przetworzonym

powietrzu sieci wywêszy³ jakieœ zdradzieckie moleku³y. – Jakby

startowa³ jakiœ statek.

W pró¿ni kosmosu otaczaj¹cej dryfuj¹c¹ sieæ ha³as niewiel-

kich silników startowych statku Gleeda Otondona nie by³by s³y-

szalny, ale zewnêtrzne w³ókna strukturalne sieci przenios³y doœæ

wibracji spowodowanych od³¹czaniem zawi¹zków cumowniczych,

by czu³y s³uch Bosska zdo³a³ je wychwyciæ.

Lekki dreszcz strachu poruszy³ chitynowym cia³em Kud’ara

Mub’ata. Jeœli Bilans, ukryty w wylince pajêczarza, straci refleks,

Bossk bez trudu dojdzie do wniosku – zreszt¹ s³usznego – ¿e sieæ

mia³a jeszcze innego goœcia.

– Tak, rzeczywiœcie tak to brzmia³o, prawda?

Kud’ar Mub’at zacisn¹³ wszystkie odnó¿a wokó³ gniazda.

– Ale to oczywiœcie coœ innego – ci¹gn¹³ dalej Bilans. – No

bo jakim cudem…?

W polu widzenia zawi¹zku optycznego, zwisaj¹cego ze skle-

pienia mniejszej komnaty, Bossk zwróci³ spojrzenie w¹skich, ga-

dzich oczu w kierunku skorupy z ukrytym w niej Bilansem.

– No to powiedz – sykn¹³ – dlaczego to nie mia³by byæ sta-

tek?

– To proste – odpar³ grzecznie zapytany. – Mój drogi Boss-

ku,  jedynym  powodem,  dla  którego  jakakolwiek  istota  rozumna

przybywa do mojej nêdznej sieci, jest chêæ prowadzenia interesów

ze  mn¹.  Jestem  ogromnie  wdziêczny  za  te  wizyty.  Ale  widzisz

mnie  teraz  przed  sob¹,  prawda?  I by³o  tak  przez  ca³y  czas,  jaki

spêdziliœmy razem, bardzo zreszt¹ dla mnie przyjemny i po¿ytecz-

ny, czy¿ nie? Nie móg³bym raczej prowadziæ powa¿nych dyskusji

o interesach z ¿adn¹ inn¹ istot¹, poniewa¿ przez ca³y czas ofiaro-

wa³em  ci  moj¹  niepodzieln¹  uwagê. –  Jedna  para  odnó¿y  egzo-

szkieletu unios³a siê w parodii ludzkiego wzruszenia ramion. – Wiêc

po co ktoœ mia³by tu przylatywaæ? Doprawdy… nie ³udzê siê, aby

mój dom mia³ inne zalety, które mog³yby przyci¹gaæ tu goœci.

Bossk zmru¿y³ oczy jeszcze bardziej z wyrazem g³êbokiej nie-

ufnoœci. £uski na jego czole zbieg³y siê poœrodku, a mózg pod nimi

usi³owa³ uporaæ siê z tym problemem.

– No wiêc co to by³o?

– To tylko proces usuwania œmieci z mojej sieci. – Skorupa,

sterowana przez Bilansa, powoli pokrêci³a g³ow¹. – Jakie to ¿enuj¹ce,

6 – Spisek Xizora

background image

82

dyskutowaæ w towarzystwie o kanalizacji i podobnych rzeczach!

Niestety, mam te same problemy porz¹dkowe co wszystkie inne

statki, wêdruj¹ce przez otwart¹ przestrzeñ. Pewne produkty odpa-

dowe nale¿y usun¹æ, a dla higieny lepiej jest uczyniæ to odpowied-

nio szybko, aby otaczaj¹ca nas strefa nawigacyjna pozosta³a wol-

na  od…  nazwijmy  to…  obrzydliwego  towarzystwa. –  Trójk¹tna

twarz  wylinki,  replika  twarzy  Kud’ara  Mub’ata,  rozci¹gnê³a  siê

w lekkim uœmiechu. – Doprawdy, mój drogi Bossku, nawet statki

Floty Imperialnej Palpatine’a robi¹ dok³adnie to samo.

– Taaak… – przytakn¹³ Bossk powoli. – Chyba masz racjê.

Niezupe³nie, mrukn¹³ do siebie Kud’ar Mub’at. Pajêczarz by³

pe³en podziwu dla historyjki, jak¹ zawi¹zek ksiêgowy w³aœnie uczê-

stowa³ goœcia, ale prawda by³a taka, ¿e sieæ ca³kowicie przerabia³a

tworz¹c¹ j¹ materiê. Kud’ar Mub’at mia³ instynktowny wstrêt do

wypuszczania ze szponów bodaj najmniejszej cz¹steczki, jaka kie-

dykolwiek znalaz³a siê w ¿ywej strukturze sieci. Ale jak d³ugo Tran-

doszanin daje siê nabraæ, prawda nie ma wielkiego znaczenia, przy-

zna³ w duchu.

Gdy  Bossk  wreszcie  opuœci³  sieæ,  a  „Wœciek³y  Pies”  zosta³

uwolniony z zawi¹zków cumowniczych w bezpiecznym odstêpie

czasu po starcie poprzedniego goœcia, Kud’ar Mub’at zacz¹³ za-

chwycaæ siê zrêcznoœci¹ i pewnoœci¹ siebie, z jak¹ jego twór roz-

wia³ podejrzenia ³owcy nagród.

– Doskona³a  robota –  pochwali³,  usadowiony  bezpiecznie

w swoim pneumatycznym gnieŸdzie. Uniós³ zawi¹zek ksiêgowy,

który przycupn¹³ na zakrzywionym czubku jednego z przednich

odnó¿y. W odleg³ej komnacie opuszczony egzoszkielet znów by³

tylko nieruchom¹ podobizn¹ fizycznego kszta³tu pajêczarza. – Po-

radzi³eœ sobie z tym Trandoszaninem w sposób, który napawa dum¹

twego twórcê.

– To tylko interesy. – Bilans nie okazywa³ zak³opotania kom-

plementem. – Jeœli wykazujê w tym kierunku jakieœ zdolnoœci, to

dlatego  ¿e  wszystkie  interakcje  pomiêdzy  istotami  rozumnymi

mo¿na zredukowaæ do kwestii kredytów, wydatków i debetów. –

Jedno z odnó¿y zawi¹zku ksiêgowego zakreœli³o w powietrzu kszta³t

zera. – Sumuj i dziel.

– Dziel  i rz¹dŸ. –  Oczywiœcie  „rz¹dzenie”  by³o  w tym  wy-

padku nieco przesadzon¹ figur¹ retoryczn¹. Kud’ar Mub’at w zu-

pe³noœci zadowala³ siê wy¿sz¹ od œredniej stop¹ zysku. – To za-

wsze najlepsza rada.

background image

83

Kud’ar Mub’at wypuœci³ zawi¹zek ksiêgowy, który podrepta³

na swoje zwyk³e miejsce spoczynku, ukryte g³êboko w wewnêtrz-

nych korytarzach sieci. Jeœli pajêczarz nie bêdzie ostro¿ny, jego

prymitywne serce mo¿e znowu zmiêkn¹æ dla tej mniejszej repliki

samego  siebie.  Pomoc  zawi¹zku  pozwoli³a  mu  osi¹gn¹æ  bardzo

wiele: trandoszañski ³owca g³ów Bossk odszed³ przekonany o tym

samym co jego przeciwnik Gleed Otondon, to znaczy, ¿e Kud’ar

Mub’at i jego perwersyjne intrygi s¹ po stronie jego czêœci starej

Gildii £owców Nagród. Niech sobie w to wierz¹, pomyœla³ pajê-

czarz. Kiedy przekonaj¹ siê, ¿e jest inaczej, bêdzie za póŸno, ¿eby

cokolwiek na to poradziæ. A kto wygra bitwꠖ Prawdziwa Gildia

czy Komitet Zreformowanej Gildii – to doprawdy nie mia³o wiêk-

szego znaczenia. Jak d³ugo zwyciêstwo bêdzie po stronie Kud’ara

Mub’ata…

Pajêczarz  podwin¹³  odnó¿a  i zacz¹³  medytowaæ,  jaki  powi-

nien byæ jego nastêpny krok w tej intrydze.

background image

84

R O Z D Z I A £

$

– Oto raport, Wasza Ekscelencjo.

Ksi¹¿ê Xizor, rozparty wygodnie w inteligentnym fotelu w swo-

jej prywatnej kwaterze, wyci¹gn¹³ rêkê, aby wzi¹æ podany us³u¿-

nie przez lokaja pojedynczy arkusz flimsiplastu. Lokaj wsadzi³ srebr-

n¹ tacê pod pachê i wycofa³ siê wœród uk³onów. Falleeñski ksi¹¿ê

zd¹¿y³ zreszt¹ zapomnieæ o jego istnieniu, zanim jeszcze zamknê³y

siê za nim wysokie, bogato rzeŸbione drzwi.

W chwilach takich jak ta Xizor wola³ byæ sam. Nie po to, aby

zachowaæ tajemnicꠖ salê tronow¹ otaczali poddani, którzy z czy-

stego strachu lub lojalnoœci byli równie zaanga¿owani w organiza-

cjê  Czarnego  S³oñca,  jak  on  sam –  lecz  po  to,  by  bezsensowne

gadanie nie zak³óca³o toku jego myœli. Istoty pochodz¹ce z innych

planet i odmienne genetycznie s³u¿y³y wy³¹cznie przyjemnoœciom

lub zyskowi. Xizor móg³ sobie pogratulowaæ, ¿e swego czasu uda-

³o mu siê znaleŸæ sposób, aby te dwa cele ze sob¹ po³¹czyæ. Fallee-

ñskie feromony wywiera³y potê¿ny wp³yw na samice prawie wszyst-

kich  rozumnych  gatunków  w galaktyce.  Wystarczy³o  to

w zupe³noœci, aby zaspokoiæ apetyty Xizora, wiêc rozkoszowa³ siê

bez  przeszkód  ³atwymi  podbojami.  Jeœli  przy  okazji  uwiedzenia

wysoko postawionej pani dyplomatki, czy to ze starej Republiki,

czy nowego Sojuszu Rebeliantów, jednoczeœnie uda³o mu siê pchn¹æ

do przodu sprawy Czarnego S³oñca lub w³asne, tym lepiej. Kiedy

jednak  uzyska³  wszystko,  czego  ¿¹da³,  ten  sam  zimny  uœmiech

przemyka³  po  jego  twarzy  o ostrych  rysach,  a  g³êboki  fiolet  ga-

dzich oczu znika³ za drwi¹co przymru¿onymi powiekami, kiedy

jednym gestem po¿egnania dawa³ do zrozumienia, ¿e mi³osne opê-

background image

85

tanie jego partnerki ju¿ go nie interesuje. Falleen najchêtniej prze-

¿ywa³ swoje podboje seksualne we wspomnieniach, niczym tro-

feum  umieszczone  w labiryncie  korytarzy  zamkniêtych  pod  zie-

lonkaw¹ skór¹ czaszki.

Chocia¿ jednak falleeñska psychika ogólnie charakteryzowa³a

siê  gadzim  ch³odem,  mia³a  w sobie  jednak  jeden  gor¹cokrwisty

element. Pod tym wzglêdem ten gatunek podobny by³ do Trando-

szan, jeœli pomin¹æ paskudne, ³uskowate cia³o i wielkie zêbiska.

Bo  w przeciwieñstwie  do  Trandoszanina  Falleen,  tak  jak  Xizor,

obnosi³  siê  z  wynios³¹  elegancj¹,  podkreœlon¹  jeszcze  delikatn¹

struktur¹ kostn¹. Elegancja stanowi³a równie dobry powód legen-

darnych mo¿liwoœci seksualnych, co potê¿ne feromony, emanuj¹-

ce z jedwabistej skóry. Oba gatunki ³¹czy³o tylko jedno: wiecznie

nienasycony  g³ód.  U  Trandoszan  g³ód  ten  koncentrowa³  siê  we

wnêtrznoœciach. Ich wiêcej ni¿ skromnie rozwiniête mózgi s³u¿y³y

jedynie zaspokojeniu najbardziej podstawowych funkcji prymityw-

nie miêso¿ernego organizmu. Zwyciê¿yæ wroga to znaczy go zjeœæ.

My, Falleenowie, jesteœmy jednak pod tym wzglêdem trochê sub-

telniejsi, myœla³ Xizor.

Dalsze rozkosze bêd¹ musia³y poczekaæ, bo w tej chwili mia³

coœ innego do roboty. Na powierzchni flimsiplastu w³aœnie zaczê³y

siê wyraŸnie formowaæ s³owa.

Wydzielane feromony, choæ stanowi³y cechê charakterystycz-

n¹ dla ca³ego gatunku, ró¿ni³y siê u ró¿nych Falleenów na tyle, ¿e

mog³y stanowiæ klucz koduj¹cy dla urz¹dzeñ zabezpieczaj¹cych.

Reakcja chemiczna zachodz¹ca we w³óknach flimsiplastu mog³a

zostaæ zainicjowana wy³¹cznie czubkami palców ksiêcia Xizora.

Uniós³ arkusz, ustawiaj¹c go w wygodnej odleg³oœci od oczu.

By³ to raport jednego z jego poruczników organizacji Czarne-

go S³oñca, Kian’thara nazwiskiem Kreet’ah. Vigo Kreet’ah, jeœli

u¿yæ honorowego tytu³u, który zdoby³ w ci¹gu d³ugiej i wiernej

s³u¿by, by³ zawsze lojalny, niekiedy sprytny i czêsto gwa³towny.

Mia³ doskona³e Ÿród³a informacji umiejscowione w ca³ej galakty-

ce. Kian’tharañskie wiêzy rodzinne i feudalne by³y tak skompli-

kowane –  proces  reprodukcji  wymaga³  przekazywania  zap³od-

nionych  jaj  przed  narodzeniem  przez  trzy  pokolenia  nie

spokrewnionych ze sob¹ klanów – ¿e osoby z zewn¹trz nie mia³y

najmniejszej szansy zorientowania siê we wszystkich poziomach

pokrewieñstwa na ich rodzimej planecie. Jednoczeœnie ca³y gatu-

nek  mia³  myl¹co  uczciwe  twarze,  które  znacznie  u³atwia³y  im

background image

86

zdobycie zaufania innych istot  rozumnych.  Tak  te¿  postêpowali

wszyscy krewniacy Kreet’aha na poziomie subalfa, którzy zdo³ali

siê wkrêciæ do ró¿nych instytucji finansowych, obs³uguj¹cych nie

ca³kiem uczciwy galaktyczny biznes. Biznes ten obejmowa³ rów-

nie¿ dzia³alnoœæ arachnoidalnego pajêczarza Kud’ara Mub’ata jako

poœrednika pomiêdzy ³owcami nagród a ich klientami. Agenci Kre-

et’aha  sk³adali  mu  regularne  raporty,  nie  przepuszczaj¹c  ¿adnej,

nawet najmniejszej informacji, jaka przewinê³a siê w zasiêgu ich

wielosoczewkowych oczu.

Ksi¹¿ê czeka³ niecierpliwie w³aœnie na ten raport. Za¿¹da³, aby

Ÿród³a  Kreet’aha  sprawdzi³y  i zdoby³y  pewn¹  wiadomoœæ.  Lubi³

wiedzieæ, czym zajmuj¹ siê inne istoty rozumne, zw³aszcza jeœli

informacje na ten temat zosta³y skradzione wprost sprzed ich no-

sów… o ile je mieli.

Xizor docenia³ zwiêz³oœæ i spójnoœæ tych raportów.

OBIE FRAKCJE GILDII £OWCÓW NAGRÓD POROZUMIA£Y

SIÊ  Z  KUD’AREM  MUB’ATEM.  OTONDONA  Z PRAWDZIWEJ

GILDII I BOSSKA Z KOMITETU ZREFORMOWANEJ GILDII

WIDZIANO W SIECI.

Jakie¿ to intryguj¹ce, pomyœla³ ksi¹¿ê Xizor. Nowiny wcale

go nie zaskoczy³y. Co wiêcej, potwierdza³y doskona³oœæ jego w³a-

snych planów i umiejêtnoœæ dok³adnego przewidywania, co zrobi¹

w danej chwili inni gracze. Jemu pozosta³o tylko zdecydowaæ, jaki

bêdzie kolejny ruch.

Od chwili zapoznania siê z raportem Vigo Kreet’aha do pe³ne-

go zrozumienia jego znaczenia przez Xizora minê³o zaledwie kilka

sekund. Subtelne feromony wydzielane przez jego cia³o zaczê³y

teraz zupe³nie inaczej dzia³aæ na chemikalia zawarte w arkusiku

flimsi. Ca³y tekst znik³ nagle, poch³oniêty przez p³omienie z¿eraj¹-

ce samozapalaj¹ce siê w³ókna. W jednej chwili raport zmieni³ siê

w kupkê czarnego popio³u w d³oni Xizora. Nie przeszkadza³ mu

pal¹cy ¿ar; traktowa³ to jako kolejn¹ próbê samokontroli. Szkole-

nie wojownika uodporni³o go na o wiele wiêkszy ból. Zanim jesz-

cze p³omienie zgas³y zupe³nie, zmi¹³ resztki p³on¹cej kartki, roz-

cieraj¹c  je  na  proch.  Wiadomoœæ,  jak¹  zawiera³a,  zosta³a  teraz

bezpiecznie usuniêta z wszechœwiata.

Prawie usuniêta. Jej treœæ przetrwa³a w pamiêci ksiêcia Xizora

i jego zaufanego porucznika Vigo Kreet’aha. Wiedza stanowi³a si³ê,

zw³aszcza zaœ wiedza o sprawach tajnych. O tajemnicach innych

istot. A kiedy informacja zawiera³a coœ interesuj¹cego lub wa¿nego

background image

87

dla Imperatora Palpatine’a, to mia³a jeszcze wiêksz¹ moc. To wstyd,

aby j¹ pomniejszaæ, dziel¹c siê sekretem z inn¹ osob¹, pomyœla³

Xizor.  Tajemnice  mia³y  w³asn¹  energiê;  ka¿da  kolejna  rozumna

istota  w³¹czona  do  ich  krêgu  rozmienia³a  tê  energiê  na  drobne.

Nawet Vigo Czarnego S³oñca, taki jak Kreet’ah, któremu podobno

interesy organizacji le¿a³y na sercu równie mocno, jak jego w³ad-

cy… no có¿, Xizor bêdzie musia³ podj¹æ w tej materii strategiczn¹

decyzjê. Oczywiœcie, bêdzie to decyzja personalna. Lojalnoœæ Kre-

et’aha by³a w krêgach Czarnego S³oñca przys³owiowa… ale wybi-

jaj¹cy siê talentem m³odzi ¿o³nierze z radoœci¹ przyjêliby tak¹ mo¿-

liwoœæ  awansu.  Gdyby  na  szczycie  pewnego  dnia  pojawi³  siê

wakat…

Xizor otrz¹sn¹³ z d³oni resztki popio³u: czarne p³atki, prawie

pozbawione ciê¿aru, spoczê³y ³agodnie na fa³dach jego p³aszcza.

Przez kilka nastêpnych sekund wa¿y³ istnienie Vigo Kreet’aha na

czu³ej wadze swoich myœli – i podj¹³ decyzjê. Kreet’ah bêdzie ¿y³,

przynajmniej jeszcze przez jakiœ czas. Niezachwiana lojalnoœæ pod-

danego zas³uguje w koñcu na jak¹œ nagrodꠖ mo¿na w zamian za

to zapewniæ mu jeszcze trochê ¿ycia i oddechu.

Poza tym Xizor mia³ jeszcze parê innych spraw do rozwa¿e-

nia, zwi¹zanych z tym, czego dowiedzia³ siê z raportu Kreet’aha.

Powieki fioletowych oczu zwêzi³y siê niemal w szparki, gdy obra-

ca³ w myœlach tê informacjê, jakby ogl¹da³ ka¿d¹ po kolei fasetê

piêknego,  choæ  truj¹cego  klejnotu.  W  jego  prywatnym  skarbcu,

obok  za³adowanych  skarbami  kufrów  Czarnego  S³oñca,  spoczy-

wa³y  pojemniki  ze  szlachetnych  metali,  bezpiecznie  ukrywaj¹ce

najrzadsze z zielonych diamentów. W galaktyce by³y i inne klejno-

ty, jeszcze rzadsze i jeszcze piêkniejsze – w koñcu diament to tyl-

ko kawa³ek wêgla. Te jednak wystarczy³o potrzymaæ w d³oni nie

d³u¿ej ni¿ przez pó³ minuty, aby otrzyma栜mierteln¹ dawkê pro-

mieniowania radioaktywnego. I dlatego w³aœnie by³y dla Xizora tak

cenne.

Od  czasu  do  czasu  ofiarowywa³  w darze  jeden  z  nich  swej

aktualnej kochance, gdy uzna³, ¿e jej rola siê skoñczy³a, ona zaœ

by³a odmiennego zdania. Oczywiœcie, nie wrêcza³ jej tego sam –

maleñkie pude³eczko przesy³a³ przez pos³añca, bez którego mo¿na

siê obyæ, a który by³ równie¿ na tyle us³u¿ny, aby zawiesiæ klejnot

na platynitowym ³añcuszku wokó³ piêknej szyi damy. A potem, w od-

powiednim czasie, pewien zaufany s³uga Czarnego S³oñca, w³amy-

wacz z doœwiadczeniem w pracy z niebezpiecznymi materia³ami,

background image

88

przynosi³  z  powrotem  diament,  który  spe³ni³  ju¿  swoje  zadanie,

pozostawiaj¹c na miejscu urodziwe zw³oki.

Ksi¹¿ê Xizor pomyœla³ sobie, ¿e niektóre cenne informacje s¹

podobne do tych toksycznych kamieni z jego kolekcji. Ogromnie

po¿¹dane, równie niezaprzeczalnie u¿yteczne, lecz czasem zabój-

cze dla swoich posiadaczy. Truizm na miarê galaktyczn¹ – najlep-

szymi powiernikami tajemnic s¹ trupy.

Falleeñczyk powoli skin¹³ g³ow¹. Jego d³onie spoczywa³y bez-

w³adnie na porêczach inteligentnego fotela. On równie¿ by³ zagro-

¿ony dziêki posiadaniu tak cennej informacji. Imperator Palpatine

zdawa³ siê nieœwiadom faktu, ¿e jeden z jego najbardziej zaufa-

nych popleczników jest jednoczeœnie przywódc¹ najwiêkszej or-

ganizacji przestêpczej w ca³ej galaktyce, choæ Lord Vader wspo-

mina³ o swoich podejrzeniach, i to nieraz. Ale Palpatine na pewno

wie, ponuro pomyœla³ Xizor. Nie móg³ uwierzyæ, aby Imperator,

który wiedzia³ prawie wszystko, co dzia³o siê w galaktyce, nie do-

myœla³ siê czegoœ takiego. Pewnie ma swoje powody, aby tego nie

okazywaæ, myœla³. Imperator Palpatine by³ mistrzem subtelnej stra-

tegii: byæ mo¿e pozostawienie na jakiœ czas wolnej rêki Czarnemu

S³oñcu s³u¿y³o jakiemuœ szczególnemu celowi. Gdyby teraz, w ta-

kich czasach, zdecydowa³ siê na konfrontacjê z organizacj¹ prze-

stêpcz¹ tej miary, znalaz³by siê w najgorszej z mo¿liwych sytuacji

politycznej i militarnej. W wojnie na dwa fronty nawet Imperium,

wraz ze wszystkimi swymi zasobami, mog³oby okazaæ siê za ma³e,

by jednoczeœnie zwalczaæ Czarne S³oñce i Sojusz Rebeliantów. Pal-

patine nie móg³ pozbyæ siê Xizora z dworu, nie móg³ te¿ nie oka-

zaæ mu choæby pozorów zaufania, jeœli nie chcia³ zadrzeæ z Czar-

nym S³oñcem.

Z tego wynika³o, ¿e Palpatine lepiej wyjdzie na tym, jeœli zo-

stawi Xizora w spokoju… przynajmniej na razie. Ale Xizor nie by³

takim g³upcem, aby czuæ siê ca³kowicie bezpiecznie. Wystarczy

jedna ma³a niedyskrecja z jego strony – i ca³a galaktyka dowie siê,

¿e  jest  przywódc¹  Czarnego  S³oñca,  a  wtedy  Imperator  bêdzie

musia³ dzia³aæ, niezale¿nie od kosztów. Kontrola Palpatine’a nad

jego dominium nie by³a jeszcze na tyle silna, aby ryzykowaæ udo-

wodnienie, ¿e Imperium hoduje zdrajców na w³asnym ³onie.

On wie, myœla³ Xizor, ale inni nie wiedz¹. To bardzo wa¿ne.

Nie chodzi³o tu o oszukanie Palpatine’a, lecz o utrzymanie w nie-

œwiadomoœci ca³ej galaktyki, i w tym w³aœnie celu nale¿a³o dopil-

nowaæ,  aby  nie  znalaz³y  siê  ¿adne  powi¹zania  pomiêdzy  Vigo

background image

89

Kreet’ahem i jego siatk¹ szpiegowsk¹ a ostatecznym odbiorc¹ ich

informacji, to znaczy ksiêciem Xizorem.

Gdyby uda³o siê przeœledziæ wêdrówkê informacji od Ÿróde³

Kreet’aha do organizacji Czarnego S³oñca, trudno by³oby nie za-

uwa¿yæ  zwi¹zku  pomiêdzy  ksiêciem  Xizorem  a  Czarnym  S³oñ-

cem, nawet bez wyraŸnych dowodów. Sam Imperator byæ mo¿e

zignoruje je, tak jak je ignorowa³ dotychczas. Ale inni – na przy-

k³ad Sojusz Rebeliantów – niekoniecznie. I to w³aœnie mo¿e byæ

przyczyn¹, dla której Imperator Palpatine w koñcu bêdzie musia³

zacz¹æ dzia³aæ ze skutkiem natychmiastowym i œmiertelnym.

Xizor  wiedzia³,  ¿e  do  utrzymania  wszystkiego  w tajemnicy

mo¿e nie wystarczyæ zachowanie anonimowoœci. Ogniwo ³añcu-

cha, które prowadzi do niego, nale¿y zniszczyæ, zamieniæ w parê,

jak pod dzia³aniem promienia lasera. Zdecydowa³ ju¿, ¿e Kreet’ah

bêdzie  dla  niego  bardziej  u¿yteczny  ¿ywy  ni¿  martwy,  a  zatem

nale¿y  wyeliminowaæ  inne  ogniwo.  Mo¿e  siê  tym  zreszt¹  zaj¹æ

sam Kreet’ah: Vigo Czarnego S³oñca mo¿e bez trudu za³atwiæ na-

g³e znikniêcie kilku w³asnych Ÿróde³ informacji. A potem ju¿ tylko

pozostanie sprawa odbudowania przez Kreet’aha jego siatki szpie-

gowskiej  w szeregach  Sojuszu  Rebeliantów  i postawienia  kilku

dodatkowych barier pomiêdzy nimi a Czarnym S³oñcem. K³opotli-

we, ale nie niemo¿liwe.

Xizor odnotowa³ ju¿ sobie w pamiêci, jakie instrukcje powi-

nien przekazaæ Kreet’ahowi. Nie spodziewa³ siê, aby Kian’thara-

nin mia³ jakieœ obiekcje. W koñcu to tylko standardowa procedura

operacyjna. Standardowa… i znajoma. A nawet doœæ przyjemna,

pomyœla³ Xizor z uœmieszkiem b³¹kaj¹cym siê w k¹ciku ust.

Tylko dlatego ¿a³owa³, ¿e oszczêdzi³ ¿ycia Kreet’aha. Musia³

sobie odmówiæ przyjemnoœci zabicia go.

background image

90

R O Z D Z I A £

%

Przychodzi  taka  chwila,  gdy  cel  jest  ju¿  namierzony,  broñ

wycelowana i trzeba tylko przycisn¹æ kciukiem przycisk wyzwala-

cza.  Boba  Fett  mia³  w swojej  karierze  wiele  takich  momentów,

wystarczaj¹co du¿o, aby nie odczuwaæ ¿adnej reakcji fizjologicz-

nej, przyspieszonego pulsu, wstrzymania oddechu pod ciemnym

wizjerem  he³mu,  stru¿ki  adrenaliny  w ¿y³ach  cia³a  obleczonego

w mandaloriañsk¹ zbrojê wojenn¹…

Wci¹¿  jednak  pozostawa³o  uczucie  satysfakcji,  niemal  udu-

chowiony  ¿ar  w najczulszym  miejscu  jego  osoby.  Po  to  w³aœnie

¿y³, po to, a nie dla kredytów, jakie przynosi³a mu ta ciê¿ka praca.

W kokpicie „Niewolnika I” okryte rêkawicami d³onie Boby

Fetta porusza³y siê szybko po uk³adach nawigacyjnych. Szybkoœæ

statku  by³a  ju¿  ustawiona  na  maksimum;  ci¹g  robionych  na  za-

mówienie i bardzo kosztownych silników produkcji Mandal Motors

wzrasta³ w kierunku przeci¹¿enia. Konstrukcja noœna „Niewolnika I”

dygota³a od delikatnej wibracji, rozmywaj¹cej kontury mierników

i wskaŸników pod palcami Fetta. W iluminatorze kokpitu, na tle

nieruchomego morza gwiazd, widaæ by³o œlad silników statku, któ-

ry œciga³. Jest dobry, pomyœla³ Fett z uraz¹. Ale nie doœæ dobry.

Œcigany statek, £owca G³ów Z-95 Incom Corporation, dosko-

nale siê nadawa³ do takich w³aœnie pogoni na du¿ej prêdkoœci i do

manewrów unikowych. Ten konkretny model zosta³ wyposa¿ony

w dodatkowe pomieszczenie pasa¿erskie, rozci¹gaj¹ce siê od po-

szerzonego kokpitu wzd³u¿ ca³ego kad³uba. Niezgrabna dobudów-

ka w normalnej atmosferze spowodowa³aby ujemny efekt aerody-

namiczny, ale w pró¿ni nie mia³a wiêkszego wp³ywu na szybkoœæ

background image

91

statku. Boba Fett wiedzia³, kim jest pilot: niezrzeszony sabota¿ysta

³owów nazwiskiem N’dru Suhlak, dzieciak, którego wylano z Bazy

Myœliwców Tierfon, nale¿¹cej do Sojuszu Rebeliantów, bynajmniej

nie z powodu braku umiejêtnoœci pilota¿u, lecz za wyj¹tkowy brak

subordynacji. Doœwiadczenie i przeszkolenie, jakie Suhlak zdoby³,

przebywaj¹c w towarzystwie takich asów przestrzeni jak Jek Po-

rkins i Wes Janson, plus jego w³asne, naturalne zdolnoœci – w ga-

laktyce s¹ cechy, z którymi po prostu trzeba siê urodzi栖 szybko

wynios³y go na szczyty wybranej specjalizacji. A specjalnoœæ by³a

nie³atwa i wymaga³a niema³ej zrêcznoœci. Sabota¿ ³owów polega³

na bezpiecznym przetransportowaniu i odstawieniu twardego to-

waru, po jednym stworzeniu na transport. Suhlak twierdzi³, ¿e jest

w stanie przewieŸæ dowoln¹ istotê rozumn¹, za której g³owê wy-

znaczono nagrodꠖ czyli w ¿argonie ³owców nagród „twardy to-

war” – z punktu A do punktu B, nie daj¹c siê z³apaæ, niezale¿nie

od osoby, która tego towaru po¿¹da³a.

Wielkie gadanie, pomyœla³ Fett, wprowadzaj¹c kolejn¹ mikro-

poprawkê kursu, aby pozostaæ na ogonie Z-95. Ch³opak udowod-

ni³, ¿e ma pilota¿ we krwi, zwiewaj¹c sprzed nosa nawet tym nie-

wielu  ³owcom  nagród,  dla  których  Boba  Fett  mia³  bodaj  cieñ

szacunku. £owca nagród IG-88, robot, zosta³ za³atwiony tak b³y-

skawicznie, ¿e procesory optyczne wewn¹trz jego durastalowego

³ba nawet nie zd¹¿y³y zarejestrowaæ statku Suhlaka mijaj¹cego przy-

gotowan¹ zasadzkê.

Wiêkszoœæ innych ³owców nagród, zanim jeszcze Gildia roz-

dzieli³a siê na dwie g³ówne frakcje, przyjê³a za generaln¹ zasadê,

¿e statku Suhlaka nie nale¿y goniæ, poniewa¿ jest to strata czasu,

paliwa… i ¿ycia. Nie wszystkie manewry ucieczkowe Suhlaka opie-

ra³y siê wy³¹cznie na szybkoœci.

Boba Fett wprowadzi³ komendê wymuszenia, kieruj¹c ener-

giê wiêkszoœci zbêdnych funkcji „Niewolnika I” do uk³adu ch³o-

dzenia g³ównego silnika napêdowego. Gdyby w klatkach pod kok-

pitem znajdowa³y siê ¿ywe istoty, zginê³yby od uduszenia w ci¹gu

kilku standardowych jednostek czasowych. „Niewolnik I” nie mia³

dziœ jednak ¿adnych pasa¿erów, ani dobrowolnych, ani przymuso-

wych. Statek Fetta czai³ siê w cieniu rzucanym przez zdemonto-

wane i zniszczone myœliwce gwiezdne wisz¹ce ponad toksyczn¹

atmosfer¹ planety Uhltenden: wszystkie systemy napêdowe cze-

ka³y w gotowoœci na znak, ¿e pokaza³ siê Z-95 Suhlaka. A kiedy

siê pojawi, rozpoczn¹ siê ³owy.

background image

92

N’dru Suhlak mia³ albo du¿o szczêœcia, albo sporo rozumu,

skoro do tej pory nie zd¹¿y³ jeszcze wejœæ w drogê Bobie Fettowi.

Przewo¿ony  przez  niego  towar  znajdowa³  siê  po  prostu  poni¿ej

progu zainteresowania Fetta. Pozwala³ ch³opakowi szaleæ tak d³u-

go, jak d³ugo nie mia³o to wp³ywu na interesy Fetta, poniewa¿ by³

to doskona³y sposób, aby Suhlak sta³ siê zbyt pewny siebie. Wszelkie

b³êdy w ocenie w³asnych umiejêtnoœci – lub szczêœcia – w przy-

padku konfrontacji z Bob¹ Fettem by³y fatalne w skutkach. W³a-

œnie pope³ni³eœ ten b³¹d, bezg³oœnie szepn¹³ Fett pod adresem stat-

ku Suhlaka pêdz¹cego przez pustkê przed jego dziobem.

Jedn¹ rêkê w rêkawicy trzyma³ w pogotowiu na uk³adzie kon-

trolnym hipernapêdu „Niewolnika I”. Komputer nawigacyjny nie

poda³ jeszcze ¿adnych danych astrogatorowi, ale uk³ady œledzenia

i komputer celowniczy by³y gotowe do startu. Jeœli Suhlak pope³ni

jeszcze jeden b³¹d i wprowadzi Z-95 w nadprzestrzeñ, po powro-

cie w normalny wymiar stwierdzi, ¿e ma na karku „Niewolnika I”.

Nikomu jeszcze nie uda³o siê uciec przez Bob¹ Fettem tak tanim

kosztem. Musi wiedzieæ, ¿e to ja, pomyœla³ Fett, i ¿e siedzê mu na

karku. He³m mandaloriañskiej zbroi sk³oni³ siê lekko, gdy jego w³a-

œciciel zagl¹da³ w iluminator. Skinienie by³o oznak¹ satysfakcji i pod-

niecenia: pogoñ i nieuchronne pojmanie sprawi mu teraz jeszcze

wiêksz¹ przyjemnoœæ.

Z-95 nagle znik³ z pola widzenia.

D³oñ  Fetta  skoczy³a  w stronê  prze³¹cznika  hipernapêdu,  za-

trzymuj¹c siê o u³amek sekundy przed jego w³¹czeniem. Sygna³y

uk³adu œledz¹cego jeszcze siê nie rozjarzy³y czerwieni¹. On wci¹¿

tu jest, pomyœla³ Boba Fett i pochyli³ siê do przodu w fotelu pilota,

wizjerem he³mu niemal dotykaj¹c przedniego iluminatora kokpitu.

Jego ocena umiejêtnoœci Suhlaka podskoczy³a o jeden punkt. Ma-

newr  by³  bardzo  zgrabny  i Boba  Fett  spotyka³  siê  z  nim  po  raz

pierwszy.  Gdyby  choæ  na  chwilê  da³  siê  nabraæ  i  wykona³  skok

w nadprzestrzeñ, to zanim z powrotem sprowadzi³by „Niewolnika I”

do tego sektora, Suhlak wyprzedzi³by go o odleg³oœæ nie do nadro-

bienia. A jeœli nawet nie dosz³oby do tego – Fett nawet nie myœla³

o takiej mo¿liwoœci, bo nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o – na pew-

no  pokonanie  takiej  przestrzeni  wymaga³oby  bardzo  du¿o  czasu

i energii. A to uderzy³oby bezpoœrednio w jego zyski – jedyn¹ rzecz,

na której zale¿a³o Fettowi.

Szybko  przesun¹³  wzrokiem  po  panelu  wskaŸników  uk³adu

œledzenia i przestawi³ regulacjê przes³ony liniowej z bliskiego na

background image

93

daleki zasiêg – jedyn¹ rzecz, na której zale¿a³o Fettowi. Uk³ady

detekcji ciep³a i promieniowania nie zarejestrowa³y nag³ego wzro-

stu profilu emisji Z-95 Suhlaka. Gdyby wykona³ jakiœ ostry zwrot

od  poprzedniego  kursu,  detektory  wy³apa³yby  potrzebny  w tym

celu dodatkowy ci¹g silnika, nawet gdyby pilot by³ w stanie ukryæ

widzialny rozb³ysk.

Zagadka nag³ego znikniêcia N’dru Suhlaka wraz z twardym

towarem, jaki wióz³ na pok³adzie statku, zaintrygowa³a Bobê Fet-

ta, ale by³o to zainteresowanie zimne i racjonalne. Nie przejmowa³

siꠖ  jeszcze –  czy  uda  mu  siê  rozwi¹zaæ  zagadkê  na  czas,  by

dopaœæ  uciekaj¹cego  sabota¿ystê,  czy  nie.  Jeœli  tam  jest,  a  musi

byæ, znajdê go… – uzna³.

Nie wystarczy przelecieæ w pobli¿u miejsca, gdzie ukry³ siê

Z-95. Boba Fett wyci¹gn¹³ rêkê i zd³awi³ ci¹g g³ównego silnika.

Delikatna wibracja konstrukcji „Niewolnika I” usta³a natychmiast.

Statek raptownie zmniejszy³ prêdkoœæ.

I to go uratowa³o.

Boba Fett zobaczy³ nagle, ¿e jedna z gwiazd widocznych w gór-

nej czêœci iluminatora zamigota³a, znik³a na chwilê i zaraz pojawi³a

siê znowu w tym samym miejscu. Bez udzia³u œwiadomoœci, ca³-

kiem odruchowo jego rêka skoczy³a od regulatorów mocy do silni-

ków wstecznego ci¹gu. P³asko rozpostarta d³oñ uderzy³a w regula-

tor, daj¹c ca³¹ wstecz.

W u³amek sekundy póŸniej „Niewolnik I” uderzy³ w niewi-

dzialny obiekt, którego obecnoœæ Fett zaledwie zdo³a³ zauwa¿yæ.

Uderzenie  wyrwa³o  go  z  fotela  pilota  i rzuci³o  na  ³ukowaty

pulpit sterowniczy kokpitu. Plecami uderzy³ w przejrzyst¹ trans-

paristal iluminatora. Zderzenie by³o tak silne, ¿e ból przeszy³ mu

czaszkê i oœlepi³ na chwilê.  Gdyby wci¹¿ mia³ na plecach broñ,

któr¹ nosi³ zawsze poza statkiem, ostre krawêdzie zmia¿d¿y³yby

mu krêgi szyjne, pozostawiaj¹c go sparali¿owanego i bezradnego

wobec wszystkiego, co jeszcze mo¿e siê wydarzyæ.

Ból ust¹pi³ czêœciowo, a zaæmione krwi¹ pole widzenia Fetta

rozjaœni³o siê nieco. Na obrze¿ach œwiadomoœci s³ysza³ wysokie,

zawodz¹ce wycie alarmów kolizyjnych „Niewolnika I”. Pionowa,

skierowana ruf¹ w dó³ pozycja robocza jego statku – wyloty silni-

ków znajdowa³y siê po przeciwnej stronie kad³uba ni¿ zaokr¹glona

kopu³a kokpitu – sprawi³a, ¿e to w³aœnie przedni iluminator przyj¹³

na siebie g³ówny impet zderzenia z niewidzialn¹ przeszkod¹. Nie-

widzialn¹ lub zauwa¿on¹ zbyt póŸno, aby zapobiec kolizji. Boba

background image

94

Fett wci¹¿ pamiêta³ przelotny obraz podejrzanie migocz¹cej i zni-

kaj¹cej na chwilê gwiazdy.

Przynajmniej  zd¹¿y³  na  czas  w³¹czyæ  wsteczny  ci¹g.  Twar-

doœæ transparistali mia³a swoje dok³adnie okreœlone granice; mu-

sia³a mieæ, aby zachowaæ odpowiedni wskaŸnik przezroczystoœci

pozwalaj¹cy  na  jej  stosowanie  w budowie  iluminatorów.  Gdyby

„Niewolnik I” porusza³ siê choæ trochê szybciej, ob³a powierzch-

nia zewnêtrzna kokpitu zosta³aby strzaskana niczym szklane jajo.

Boba Fett znalaz³by siê wówczas w ob³oku krystalicznych od³am-

ków, oddychaj¹c pró¿ni¹.

Sztuczna grawitacja statku wci¹¿ dzia³a³a. Zdo³a³ przeczo³gaæ

siê do fotela pilota, z którego tak brutalnie wyrwa³o go zderzenie,

i usi¹œæ. Alarm wci¹¿ wy³, a¿ dzwoni³o w uszach. Oznacza³o to, ¿e

„Niewolnik I” traci wewnêtrzn¹ atmosferê. Fett obrzuci³ wzrokiem

iluminator nad pulpitem sterowniczym. Transparistal nie mia³a naj-

mniejszej rysy, ale widocznie kolizja by³a doœæ silna, aby poluzo-

waæ fragment po³¹czenia miêdzywarstwowego spajaj¹cego prze-

zroczyst¹ p³ytê z otaczaj¹c¹ j¹ durastal¹ kad³uba.

– Uruchomiæ sekwencjê spawania awaryjnego – powiedzia³.

Procedura ta by³a jedn¹ z nielicznych czynnoœci komputera pok³a-

dowego uruchamianych g³osowo. Fett przewidzia³, ¿e w sytuacji,

kiedy stanie siê ona potrzebna i gdy czas zazwyczaj nagli, mo¿e

nie  byæ  w stanie  dosiêgn¹æ  uk³adów  kontrolnych.  Szybko  poda³

wspó³rzêdne konstrukcyjne przeciekaj¹cego odcinka spoiny ilumi-

natora: ka¿dy milimetr „Niewolnika I” by³ precyzyjnie odwzoro-

wany w pamiêci Boby Fetta tak wyraŸnie, jakby patrzy³ na orygi-

nalne rysunki projektowe. – Inicjacja nagrzewania natychmiast –

doda³.

Przez ciemny wizjer w kszta³cie litery T czu³ falê ciep³a ema-

nuj¹c¹ z rozgrzewaj¹cych siê obwodów u³o¿onych w pow³oce ota-

czaj¹cej iluminator. Chwilê póŸniej durastal w okolicy przecieku

nabra³a barwy najpierw czerwonej, a potem roz¿arzonej bieli. Kry-

staliczna struktura metalu na chwilê sta³a siê ci¹gliwa – tyle tylko,

aby uszczelnienie wokó³ transparistali u³o¿y³o siê na nowo. Alarm

kolizyjny umilk³, gdy tylko strata atmosfery ograniczy³a siê do kil-

ku  moleku³  naraz  z  sykiem  uciekaj¹cych  w przestrzeñ,  a  potem

usta³a zupe³nie.

Ca³y proces naprawy trwa³ kilka sekund. „Niewolnik I” by³

jak ¿ywy organizm, zaprojektowany z myœl¹ o tym, aby sam siê

uzdrawia³. Boba Fett czu³ proces gojenia we w³asnych zakoñcze-

background image

95

niach nerwowych, jakby ka¿da rana w pow³oce statku by³a ran¹

odniesion¹ przez niego samego. Istnia³a tylko jedna rzecz, która

by³a mu bli¿sza, ba, stanowi³a wrêcz przed³u¿enie jego w³asnego

cia³a: uzbrojenie, które nosi³. Stanowi³o ono tak¹ sam¹ czêœæ jego

organizmu i instrumenty wype³niaj¹ce jego wolê, jak w³asne rêce.

Utrata  choæby  kilku  sekund  w poœcigu  za  N’dru  Suhlakiem

i jego  ³adunkiem  by³a  irytuj¹ca.  A  powód  opóŸnienia –  banalna

pu³apka – sprawi³a, ¿e twarda jak durastal determinacja Boby Fet-

ta sta³a siê jeszcze twardsza i zimniejsza.

Mechanizm  pu³apki  rozszyfrowa³  bez  trudu.  W przestrzeni

przed dziobem „Niewolnika I” unosi³ siê p³at transparistali o zmo-

dyfikowanej  masie  i  w³aœciwoœciach  optyczno-filtruj¹cych.  Jego

postrzêpione krawêdzie rozci¹ga³y siê dalej ni¿ na szerokoœæ ka-

d³uba. Suhlak musia³ go zwêdziæ z pierœcienia odpadów transpor-

towych  kr¹¿¹cych  wokó³  orbity  Uhltendena.  Boba  Fett  przypo-

mnia³ sobie, ¿e poœród wraków kr¹¿¹cych po orbicie znajdowa³o

siê równie¿ kilka statków dostawczych, których portem przezna-

czenia by³y doki konstrukcyjne Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ist-

nia³a szansa, ¿e przewozi³y one wysoko specjalizowane materia³y

do produkcji pow³ok pancernych i ¿e Suhlak skorzysta³ z ich za-

wartoœci, aby wymyœliæ plan ucieczki.

Spolaryzowana optycznie transparistal nie zosta³a opracowa-

na dla celów obserwacyjnych, lecz do powlekania zbrojonych ka-

d³ubów ciê¿kich niszczycieli i kr¹¿owników floty imperialnej oraz

do kamufla¿u taktycznego. Transmitowane przez ni¹ œwiat³o mo-

g³o byæ kierowane poprzez wewnêtrzny system przekaŸników da-

nych optycznych z jednej strony statku na drug¹, skutecznie prze-

nosz¹c je ponad kad³ubem, niewidoczne dla ka¿dego obserwatora

z zewn¹trz. By³a to doœæ prymitywna forma symulowanej niewi-

dzialnoœci, ale o niezwykle wa¿nym znaczeniu strategicznym. Na-

notechniczne przekaŸniki danych optycznych mog³y byæ równie¿

zaprogramowane na odfiltrowanie okreœlonych danych wizualnych,

takich jak obecnoœæ innych statków… lub pêdz¹cego £owcy G³ów

Z-95. Obraz przekazywany przez polaryzowan¹ transparistal przed-

stawia³ odleg³e gwiazdy znajduj¹ce siê po drugiej stronie bariery…

i nic wiêcej. Boba Fett zrozumia³, ¿e w³aœnie w ten sposób N’dru

Suhlak zdo³a³ znikn¹æ mu z pola widzenia, podczas gdy profil ciepl-

ny i radiacyjny ma³ego stateczka wci¹¿ by³ rejestrowany przez sys-

temy œledz¹ce „Niewolnika I”. Doskona³a… no, prawie doskona³a

pu³apka. Przed œmiertelnym uderzeniem w niewidzialn¹ barierê ocali³

background image

96

Bobê Fetta tylko jego b³yskawiczny refleks i równie b³yskawiczna

reakcja silników ci¹gu wstecznego.

Pozosta³a jeszcze tylko drobnostka – nale¿a³o z³apaæ Z-95 Suh-

laka, który wyprzedza³ go teraz jeszcze bardziej ni¿ poprzednio.

Ale czy na pewno? Boba Fett by³ najlepszym spoœród ³owców

nagród nie tylko z powodu znakomitych umiejêtnoœci pos³ugiwa-

nia siê broni¹. Znajomoœæ psychologii stanowi³a nie mniej istotn¹

przyczynê jego s³awy. Fett potrafi³ siê mniej wiêcej domyœliæ, jak

dzia³a  umys³  Suhlaka,  choæ  nigdy  nie  spotka³  siê  z  nim  twarz¹

w twarz. Spryciarz, pomyœla³, siêgaj¹c do pulpitu sterowniczego.

Ale nie doœæ sprytny, ¿eby chroniæ w³asny ty³ek i wiaæ, póki jesz-

cze czas.

Po kilku szybkich poprawkach wysun¹³ hak cumowniczy „Nie-

wolnika I”. Zaostrzone koñce obcêgowatego wysiêgnika wczepi³y

siê w ogromny p³at polaryzowanej transparistali. Fett pchn¹³ dŸwi-

gniê kontroln¹ jak najdalej w bok, jednoczeœnie rozluŸniaj¹c uchwyt.

W przednim iluminatorze zobaczy³, jak odleg³e gwiazdy zaczynaj¹

migotaæ, po czym znowu staj¹ siê jasne i wyraŸne, gdy postrzêpio-

ny arkusz grubego jak zbrojenie i przejrzystego jak szk³o materia³u

przesun¹³ siê w bok.

Otó¿ i on. Na wprost, dok³adnie przed dziobem „Niewolnika I”,

Boba Fett ujrza³ sylwetkê Z-95 Suhlaka. Znajdowa³ siê znacznie

bli¿ej ni¿ przedtem, kiedy go goni³, a jego potê¿ne silniki trwa³y

w trybie  gotowoœci.  Suhlak  obróci³  statek,  kieruj¹c  go  w stronê

odwrotn¹  do  wektora,  wzd³u¿  którego  porusza³  siê  do  tej  pory.

Teraz mia³ doskona³y widok na zderzenie „Niewolnika I” z barie-

r¹-pu³apk¹, któr¹ ustawi³ na jego trasie. I znakomity punkt obser-

wacyjny, by zobaczy栜mieræ Fetta wskutek zderzenia. Tyle tylko,

¿e nie wszystko posz³o zgodnie z planem, pomyœla³ Fett.

Suhlak nie mia³ ju¿ dok¹d uciekaæ. Z tej odleg³oœci nie by³

w stanie  wymanewrowaæ  statku  tak,  aby  obróci³  siê  wokó³  osi,

uruchomiæ silników steruj¹cych i ruszyæ pe³n¹ prêdkoœci¹, zanim

„Niewolnik I” go dopadnie…

Boba Fett otwart¹ d³oni¹ uderzy³ w regulator mocy silników

w³asnego statku. Z-95 rós³ w iluminatorze, coraz bli¿szy i bli¿szy,

niczym cel na strzelnicy pod szk³em powiêkszaj¹cym.

Pierwsza kolizja stanowi³a bardzo przyjemny spektakl. N’dru

Suhlak uœmiechn¹³ siê do siebie, wyobra¿aj¹c sobie, jak s³awny

background image

97

³owca nagród kozio³kuje w kokpicie w³asnego statku pochwyco-

nego w niewidzialn¹ pu³apkê.

Druga kolizja by³a wspania³a.

– Widzia³eœ? – Suhlak odwróci³ siê od iluminatora £owcy G³ów

i zaprezentowa³ pe³en satysfakcji uœmiech swojemu jedynemu pa-

sa¿erowi. –  To  tyle,  jeœli  chodzi  o twojego  niepowstrzymanego,

bezlitosnego przeœladowcê Bobê Fetta.

Siedz¹cy  obok  Twi’lek  Ob  Fortuna,  dawny  majordomus

w kwaterze g³ównej Gildii £owców Nagród, nachyli³ siê bli¿ej ku

przezroczystej krzywiŸnie iluminatora. Oczy Twi’leka, jak u wszyst-

kich samców jego rasy, by³y zazwyczaj na wpó³ ukryte pod po-

wiekami, co doskonale pasowa³o do szybkich, ukradkowych spoj-

rzeñ. Teraz jednak by³y wytrzeszczone ze zdumienia.

– Ja… nigdy nie s¹dzi³em, ¿e coœ takiego bêdzie mo¿liwe… –

Jedna z bladych d³oni o d³ugich palcach wysunê³a siê, by zawisn¹æ

o centymetr od wklês³ej powierzchni transparistali. – Znikn¹³… zu-

pe³nie…

Suhlak uœmiechn¹³ siê szerzej, wreszcie wybuchn¹³ chrapli-

wym chichotem:

– Powiedz to jeszcze raz.

Sam równie¿ zwróci³ wzrok w kierunku iluminatora. Sk³êbio-

ny ¿ar eksplozji przygasa³, ale wci¹¿ jeszcze by³ doœæ jasny,  by

spowodowaæ automatyczne w³¹czenie ochronnych os³on przeciw-

œwietlnych, pokrywaj¹cych krzywiznê transparistali. Bez tych os³on

zarówno pilot, jak i jego p³atny pasa¿er zostaliby oœlepieni. Ale

warto  by  by³o,  pomyœla³  Suhlak.  Prawie  warto.  Widok  resztek,

które niedawno jeszcze by³y statkiem Boby Fetta, „Niewolnikiem I”,

z¿eranych przez nieposkromione p³omienie, i strzaskanych przez

kolizjê silników by³ niemal namacalny, jak fala ¿aru przes¹czaj¹ca

siê z pró¿ni i opromieniaj¹ca uœmiechniêt¹ twarz Suhlaka.

– Jak to zrobi³eœ? – zdumienie zabrzmia³o w g³osie Oba For-

tuny. – Przecie¿ to niemo¿liwe.

– Nie  ma  rzeczy  niemo¿liwych –  odpar³  N’dru  Suhlak.

Uœmiech na jego twarzy zmieni³ siê w ironiczny grymas. – Chyba

¿e zaczniesz wierzyæ w swoj¹ w³asn¹ mitologiê. A wtedy rzeczy-

wiœcie wszystko staje siê jakby trochê trudniejsze… przynajmniej

jeœli to ja jestem w pobli¿u – skin¹³ g³ow¹ w kierunku iluminato-

ra. –  Od  pocz¹tku  wiedzia³em,  czego  siê  mo¿na  spodziewaæ  ze

strony Boby Fetta. Ktoœ taki zawsze wyobra¿a sobie, ¿e on jeden

posiada  mózg.  To  znaczy  prawdziwy  mózg.  Wiêc  kiedy  wpada

7 – Spisek Xizora

background image

98

w pu³apkê,  a  potem  siê  z  niej  wydostaje,  wydaje  mu  siê,  ¿e  to

jedyny atut, jaki mia³eœ w rêkawie.

– Ale… – Czo³o Oba Fortuny zmarszczy³o siê od trudu my-

œlenia.  Ciê¿kie,  miêsiste  bicze  podwójnych  ogonów  g³owowych

twi’leckiego samca przetoczy³y siê na bok, gdy przechyli³ g³owê. –

Uderzy³ w ten arkusz polaryzowanej transparistali, który mu pod-

sun¹³eœ, ale zd¹¿y³ na czas w³¹czyæ silniki wsteczne, wiêc nie uszko-

dzi³ statku…

– W³aœnie. – Suhlak z uraz¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹. Twi’lekowie

mieli talent do rozwalania czaszek i podlizywania siê silniejszym

istotom rozumnym, ale wszystko inne stanowi³o dla nich zbyt du¿y

wysi³ek. –  Po  prostu  tego  nie  rozumiesz,  co?  Nie  by³  to  jedyny

arkusz transparistali o wytrzyma³oœci klasy zbrojeniowej, jaki mu

podsun¹³em. Pos³uchaj… Boba Fett ju¿ nie ¿yje, ale to nie znaczy,

¿e go nie docenia³em. Wiem, ¿e mia³ doœæ inteligencji i refleksu, by

uchroniæ siê przed zderzeniem… przynajmniej za pierwszym ra-

zem. Dlatego ustawi³em drugi arkusz transparistali, ale nie wpro-

wadzi³em  ¿adnych  danych  do  odfiltrowania.  W ten  sposób  Fett

zobaczy³ nas tutaj, zawieszonych w przestrzeni, jakbyœmy siedzieli

i czekali, ¿eby nas sobie wzi¹³. Nie wytrzyma³by, ¿eby nie dodaæ

gazu i nie rzuciæ siê w nasz¹ stronꅠi tak siê te¿ sta³o. Przy tej

prêdkoœci masa arkusza transparistali wystarczy³a, by zamieniæ jego

statek w kupê z³omu i stopiæ rdzenie silników, powoduj¹c wybuch.

Za³o¿ê siê, ¿e w tej chwili nie pozosta³y nawet dwa atomy s³ynne-

go Boby Fetta, które jeszcze trzyma³yby siê razem.

– To…  to  bardzo  sprytne. –  Ob  Fortuna  spojrza³  na  niego

wytrzeszczonymi oczami. – Nigdy nie przysz³oby mi do g³owy nic

tak… ostatecznego.

– Jasne, jasne. – Obleœne pochlebstwa Twi’leka by³y ostatni¹

rzecz¹,  o  jakiej  marzy³  Suhlak. –  Pamiêtaj  tylko  o tym.  Wtedy

chêtniej mi zap³acisz.

– Ach, przecie¿ to sama przyjemnoœæ. Nawet jeœli chcia³em

tylko uciec przed Bob¹ Fettem, a nie wyeliminowaæ go ca³kowicie.

– Wa¿ne, ¿e zadzia³a³o – Suhlak wzruszy³ ramionami. – Nie-

raz wystarczy zdaæ siê na prêdkoœæ… a nieraz musisz sam trochê

ruszyæ g³ow¹. Poza tym… usuniêcie kogoœ takiego jak Boba Fett

stanowi dobr¹ reklamê dla kogoœ mojej profesji. Nigdy nie zaszko-

dzi, jeœli wszyscy uwa¿aj¹ ciê za najlepszego. – Ognisty ob³ok po-

œwiaty w iluminatorze prawie zgas³. Po statku Boby Fetta nie zo-

sta³o ani œladu. Eksplozja zmieni³a w parê ka¿dy, nawet najmniejszy

background image

99

od³amek. – Wystarczy – oceni³ Suhlak, siêgaj¹c do uk³adów ste-

rowniczych Z-95. – Wynosimy siê st¹d. Mam jeszcze inne sprawy

do za³atwienia.

W takich chwilach marzy³, aby jego statek by³ przynajmniej

tej wielkoœci, co statek Boby Fetta, i mia³ wydzielone miejsce dla

towaru. Wiêkszoœæ ³owców nagród w ³adowniach swoich statków

instalowa³a specjalne klatki, gdzie towar móg³ byæ przechowany

bezpiecznie i oddzielnie a¿ do samej dostawy. Aby jednak przego-

niæ statek ³owcy nagród, potrzebny by³ pojazd mniejszy i l¿ejszy.

Stara Z-95 nie mia³a tak lekkiej i zwiêz³ej konstrukcji jak X-skrzy-

d³owce – myœliwce gwiezdne T-65, które je wypar³y, dlatego mo¿na

j¹ by³o ³atwo zmodyfikowaæ. Wystarczy³o pozbawiæ statek ciê¿kiego

uzbrojenia  i os³on  oraz  rozszerzyæ  pomieszczenia  pasa¿erskie –

w koñcu nie wszystkie istoty by³y tak oszczêdnie zbudowane jak

humanoidzi.

Nawet po wygospodarowaniu dodatkowego miejsca w rezul-

tacie okazywa³o siê zawsze, ¿e pasa¿erowie – czy te¿ towar,  bo

Suhlak zacz¹³ powoli przyswajaæ sobie slang ³owców nagród – i tak

wci¹¿  przesiadywali  w ciasnym  kokpicie  Z-95.  Jak  ten  Twi’lek,

myœla³ Suhlak. On naprawdê dzia³a mi na nerwy. Znosz¹c te oœli-

z³e, wazeliniarskie odzywki, a do tego szczurzy uœmiech Oba For-

tuny, Suhlak mia³ ogromn¹ ochotê chwyciæ w garœæ podwójne, sfla-

cza³e g³owogony i przylepiæ je taœm¹ ciœnieniow¹ do œciany, ¿eby

choæ przez chwilê nie majta³y mu siê pod nosem za ka¿dym ra-

zem, gdy próbowa³ sterowaæ. No, ale ju¿ nied³ugo bêdê go mia³ na

karku… – pomyœla³.

Suhlak przygotowa³ g³ówny silnik Z-95 i siêgn¹³ do regulato-

rów  kompensacji  wektora.  Gdy  tylko  £owca  G³ów  znajdzie  siê

bezpiecznie poza sektorem, bêdzie móg³ spokojnie wykonaæ skok

w nadprzestrzeñ.

Podniós³ wzrok na iluminator i d³oñ zamar³a mu nad uk³adami

kontrolnymi, a oddech uwi¹z³ w gardle.

– Co  to  jest? –  Ob  Fortuna  za  jego  plecami  wyda³  z  siebie

przera¿ony pisk. Blada d³oñ Twi’leka unios³a siê obok skroni Suh-

laka, wskazuj¹c w iluminatorze majestatyczn¹ sylwetkê unosz¹c¹

siê tu¿ przed dziobem Z-95.

– To jest… statek Boby Fetta – Suhlak wypowiedzia³ te s³o-

wa jako proste stwierdzenie faktu. Jednak serce podskoczy³o mu

prawie  do  gard³a,  krêgos³up  zaœ  zdrêtwia³  ze  strachu. –  On  nie

zgin¹³.

background image

100

Dowodem prawdziwoœci jego s³ów by³ lekki obrót, jaki wyko-

na³ „Niewolnik I”, statek, stanowi¹cy bodaj taki sam symbol Boby

Fetta jak jego mandaloriañska zbroja z czarnym wizjerem. Wyda-

wa³o siê, ¿e zawis³ pionowo w przestrzeni, z ob³¹ krzywizn¹ kok-

pitu dok³adnie poœrodku wyd³u¿onego owalu kad³uba, oflankowa-

n¹  dwoma  dzia³ami  laserowymi.  Ich  czarne,  groŸne  otwory

spogl¹da³y wprost na Z-95. Dzia³a by³y zablokowane w celu.

Dwa  promienie  pulsuj¹cej  energii  uderzy³y  w £owcê  G³ów.

Iluminator wype³ni³ siê bia³ym ¿arem ich uderzenia: ma³y stateczek

podskoczy³ od impetu strza³ów. Oœlepiony N’dru Suhlak poczu³,

¿e leci do przodu, wypada z fotela pilota i z rozpêdem l¹duje na

twardym ciele swojego pasa¿era.

– Nie róbcie nic g³upiego – odezwa³ siê z komunikatora za-

montowanego w pulpicie sterowniczym trzeci g³os. G³os Boby Fetta.

Trudno by³oby go nie rozpoznaæ, nawet w w¹skiej wi¹zce trans-

misyjnej z jego statku. – Masz coœ, co jest mi potrzebne. Przysze-

d³em, ¿eby to zabraæ. – Ca³kowity brak emocji sprawia³, ¿e g³os

by³ jeszcze bardziej onieœmielaj¹cy. – Teraz.

Oszo³omiony Suhlak stwierdzi³, ¿e powoli wraca mu zdolnoœæ

widzenia. Opar³ d³oñ o pozbawion¹ miêœni klatkê piersiow¹ Oba

Fortuny i uniós³ siê do pozycji pionowej. Z³apa³ siê fotela pilota

i zmusi³ cia³o, aby powlok³o siê do pulpitu sterowniczego Z-95.

– Co… co masz zamiar zrobiæ? – Twi’lek wydawa³ siê bliski

paniki.

– To, co powiedzia³ ten goœæ. – Suhlak wy³¹czy³ g³ówny sil-

nik. – Nic g³upiego.

Sabota¿ysta wygl¹da³ mniej wiêcej tak, jak sobie to Fett wy-

obra¿a³. Doœæ szczup³y, ciemnow³osy, ubrany w kombinezon Bazy

Myœliwców Tierfon, z którego oderwano wszystkie insygnia. Ostre

rysy twarzy Suhlaka wyra¿a³y chciwoœæ, a w tym momencie rów-

nie¿ brak entuzjazmu.

– Mam  tak¹  zasadꠖ  oznajmi³  Boba  Fett –  ¿e  nie  wtr¹cam

siê  do  interesów  prowadzonych  przez  inne  istoty.  Z  wyj¹tkiem

sytuacji… –  sta³  w otworze  rêkawa  transferowego,  zamiast  wci-

skaæ siê do i tak zat³oczonego kokpitu Z-95 Suhlaka – …kiedy to

oni wtr¹caj¹ siê w moje sprawy.

– Nie ¿yczê sobie twojego wyk³adu na temat praktyki w moim

w³asnym fachu – westchn¹³ N’dru Suhlak z ostentacyjnym znu¿eniem.

background image

101

– Nie ¿yczysz te¿ chyba sobie, ¿ebym ciê zabi³. Choæ mia³-

bym  na  to  wielk¹  ochotê. –  Boba  Fett  przed  zejœciem  ze  statku

zabra³ swój zwyk³y arsena³. Nie zaprz¹ta³ sobie g³owy celowaniem

z miotacza czy choæby siêgniêciem po broñ wiêkszej mocy. Wy-

starczy³a sama ich obecnoœæ, milcz¹ca i onieœmielaj¹ca. – Wierz

mi, to by³by wy³¹cznie interes. Nic osobistego.

Ch³opak nawet nie odpowiedzia³. Pas ze standardowymi pi-

stoletami laserowymi Floty Imperialnej zwisa³ z wystaj¹cego k¹-

townika  konstrukcji  noœnej  Z-95.  Znajdowa³  siê  w zasiêgu  rêki,

ale Suhlak sta³ nieruchomo, z ramionami skrzy¿owanymi na piersi,

opuszczon¹ g³ow¹ i wœciek³ym b³yskiem w oku.

Dobrze, pomyœla³ Boba Fett. Ch³opak nie jest ca³kiem g³upi.

– A skoro ju¿ mowa o interesach… – ³owca nagród zwróci³

siê do drugiej istoty rozumnej w kokpicie Z-95. Twi’lek Ob Fortu-

na przylgn¹³ plecami do œciany, unosz¹c d³onie do twarzy w kon-

wulsyjnym b³agalnym geœcie. – Mamy ze sob¹ pewne sprawy do

omówienia.

– Ja… nie wiem, o co ci chodzi – d³onie Oba Fortuny splot³y

siê  ze  sob¹,  niczym  œlepe,  bezw³ose  zwierz¹tka. –  Jestem  tylko

py³em pod podeszwami twoich butów. Tylko biednym… i w tej

chwili bezrobotnym… s³ug¹ tych, którzy mieli prawdziw¹ si³ê. Ju¿

od chwili, gdy umar³ szanowny pan Cradossk…

– Poprawka. Cradossk nie umar³. Zabi³ go w³asny syn, Bossk,

a potem zaj¹³ siê zw³okami w sposób, w jaki robi¹ to Trandoszanie.

Cia³em Twi’leka wstrz¹sn¹³ dreszcz. Nawet skrzywiony Suh-

lak  jakby  nieco  zblad³  na  wspomnienie  trandoszañskich  praktyk

dynastycznych. W tym momencie ogryzione do bia³oœci koœci Cra-

dosska ze œladami k³ów spoczywaj¹ na honorowym miejscu w kom-

nacie trofeów Bosska.

– C󿅠– na twarzy Oba Fortuny pojawi³o siê coœ w rodzaju

przymilnego uœmiechu. Podniós³ puste d³onie spodem do góry. Ruch

ramion uniós³ zwisaj¹ce w dó³ miêsiste g³owogony. – Nie mo¿esz

mnie winiæ o to, ¿e szukam innego miejsca. Bardzo d³ugo by³em

majordomusem  Cradosska.  Nie  potrafi³bym  teraz  pracowaæ  dla

jego syna, to by³oby dla mnie zbyt przera¿aj¹ce.

– To ca³kiem rozs¹dne t³umaczenie. – N’dru Suhlak równie¿

wzruszy³ ramionami, choæ bez takich emocji. – Mo¿e daj ch³opu

spokój, co?

Spojrzenie spod czarnego wizjera by³o zimne i twarde. Tak

samo  na  pó³  zapomniane  legendy  opisywa³y  mandaloriañskich

background image

102

wojowników, dawno temu pokonanych przez rycerzy Jedi. Boba

Fett doskonale wiedzia³, jakie wra¿enie wywiera na innych isto-

tach ten mroczny wzrok – równie dobra broñ, jak ta, która zwisa³a

mu z pleców.

– Tobie ju¿ da³em spokój – rzek³ cicho do sabota¿ysty. – Prze-

cie¿ ¿yjesz. Jeszcze.

Suhlak opar³ siê o fotel pilota. Obejrza³ siê na Oba Fortunê

i powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– To by³ mój najlepszy skok.

– Ale… – panika przes³ania³a wszelkie inne uczucia w oczach

Twi’leka, wpatrzonych w Bobê Fetta. – Musisz zrozumieæ…

– Bardzo du¿o rozumiem – odpar³ Fett. – Nie w tym problem.

Wiem ju¿, ¿e ¿aden z was nie chce pracowaæ dla Bosska. Nic mnie

nie obchodzi, kto chcia³by pracowaæ dla kogoœ takiego. Interesuje

mnie tylko, dla kogo jeszcze pracowa³eœ, pozostaj¹c w s³u¿bie Cra-

dosska.

Skóra na g³owogonach Oba Fortuny sta³a siê spocona i prze-

zroczysta. Resztki koloru odp³ynê³y mu z twarzy.

– Ale… ale to wariactwo. To k³amstwo! – Skierowa³ despe-

rackie spojrzenie na Suhlaka, jakby spodziewa³ siê znaleŸæ w nim

sojusznika. – By³em ca³kowicie lojalny wzglêdem Cradosska! Przy-

siêgam!

– Lojalny… tak, ale na swój w³asny sposób, jak ka¿dy Twi’lek

zreszt¹. – Boba Fett nie musia³ siê ruszaæ ze swojego miejsca, by

przygwoŸdziæ  Oba  Fortunê  do  œciany  Z-95. –  Mniej  wiêcej  tyle

by³o tej lojalnoœci, ile mo¿na kupiæ za kredyty. Czyjekolwiek kre-

dyty – skierowa³ spojrzenie wizjera w stronê Suhlaka. – Ile ci za-

p³ac¹  za  dostarczenie  tego  towaru? –  U¿y³  terminologii  ³owców

nagród, choæ w tym przypadku nie mia³o to sensu, poniewa¿ za

g³owê Oba Fortuny nikt nie wyznaczy³ nagrody.

Suhlak zmierzy³ go zimnym wzrokiem.

– Wystarczaj¹co  du¿o.

Tym razem Boba Fett zrobi³ krok w przód. Siêgn¹³ do ma³ej

kieszonki  przy  pasie  i  wyj¹³  kilka  kredytów.  Wcisn¹³  je  w d³oñ

Suhlaka.

– Masz – rzek³. – Uwa¿aj towar za dostarczony.

Suhlak przyjrza³ siê kredytom.

– Wydaje siê  trochê  ma³o –  mrukn¹³. –  Wiesz,  co  mam  na

myœli?

Up³ynê³o kilka sekund, zanim Boba Fett odpowiedzia³.

background image

103

– Masz nadmiar zimnej krwi – wycedzi³. – To nic z³ego, jeœli

siê wie, w jaki sposób zarabiasz na ¿ycie. Mogê nawet czuæ pe-

wien podziw, ale pozwól, ¿e udzielê ci rady. – Fett wróci³ na swoje

miejsce przy luku transferowym prowadz¹cym do „Niewolnika I”. –

Nie próbuj tego ze mn¹.

– Nie! – przeraŸliwy krzyk przerwa³ Bobie Fettowi w pó³ s³o-

wa. Resztki opanowania Oba Fortuny ulotni³y siê nagle. Z twarz¹

zniekszta³con¹ przez strach rzuci³ siê na drug¹ stronê kokpitu Z-95.

Jego ciê¿kie g³owogony unosi³y siê nad obleczonymi w opoñczê

ramionami. Szponami palców siêgn¹³… nie, nie w stronê gard³a

Boby  Fetta,  lecz  po  miotacz  przy  pasie,  zwisaj¹cym  w pobli¿u

fotela pilota. Gwa³towny ruch rzuci³ go g³ow¹ na pierœ Suhlaka;

obaj  wyl¹dowali  na  pokrytej  metalow¹  krat¹  pod³odze  kokpitu.

Suhlak kopniakiem uwolni³ siê od ciê¿aru Oba Fortuny i odpe³z³

jak najdalej, os³aniaj¹c siê uniesionym ramieniem.

Ob Fortuna podniós³ siê na klêczki i zacz¹³ nerwowo majstro-

waæ przy nieznanej broni. D³onie o d³ugich palcach owin¹³ wokó³

rêkojeœci; lufa drga³a konwulsyjnie, celuj¹c we wszystkich kierun-

kach po kolei. Zanim zdo³a³ znaleŸæ spust i wystrzeliæ, od œcian

kokpitu odbi³ siê dziwny, sycz¹cy dŸwiêk. Twi’lek jêkn¹³ z bólu –

jakaœ si³a wyrwa³a mu miotacz z d³oni.

Broñ zwisa³a teraz na pojedynczej, cienkiej lince biegn¹cej od

przegubu Boby Fetta do niewybuchowej rakietki, któr¹ wystrzeli³

³owca.  Cofn¹³  wyci¹gniête  ramiê,  jednoczeœnie  wci¹gaj¹c  linkê

ukrytym kó³kiem. Miotacz wyprysn¹³ spod nosa spanikowanego

Oba Fortuny równie szybko, jak siê dosta³ w jego posiadanie. Boba

Fett zrêcznie chwyci³ broñ.

– Niezbyt  m¹dry  gest –  zauwa¿y³.  Co  prawda  widz¹c,  jak

przera¿ony Twi’lek poci siê i zwija, tego w³aœnie nale¿a³o siê spo-

dziewaæ. Fett wypl¹ta³ miotacz z linki i rzuci³ w kierunku Suhlaka.

Ch³opiec zdo³a³ podnieœæ siê do pozycji siedz¹cej i obiema rêkami

z³apa³ broñ.

– Pilnuj go – poinstruowa³ Boba Fett. Wiedzia³, ¿e Suhlak ma

przynajmniej tyle rozumu, ¿eby siedzieæ cicho i nie prowokowaæ

kolejnego pokazu jego umiejêtnoœci.

Ob Fortuna, skulony w skowycz¹cy k³êbek, przywar³ do naj-

dalszej œciany kokpitu. Jego blada twarz lœni³a od potu, g³owogony

pozostawia³y mokre, oœliz³e, podobne do œlimaczych œlady na przed-

niej czêœci szaty. Jêcza³ i daremnie próbowa³ zwin¹æ siê jeszcze

background image

104

ciaœniej, gdy Boba Fett podszed³ do niego i siêgn¹³ w dó³. Chwyci³

go za ko³nierz szaty i postawi³ na nogi.

– Idziemy – rzek³ i zawróci³ w kierunku luku transferowego,

wlok¹c za sob¹ Fortunê.

– Dok¹d… – d³onie Oba Fortuny przylgnê³y do przedramion

³owcy. – Dok¹d idziemy…?

– To ciê ju¿ doprawdy nie powinno obchodziæ. – Przepchn¹³

Twi’leka przez w³az w kierunku „Niewolnika I”, czekaj¹cego na

drugim koñcu rêkawa. Ob Fortuna potkn¹³ siê, l¹duj¹c na czwora-

kach.

– Zatrzymaj siê.

Boba Fett us³ysza³ to polecenie zza w³asnych pleców. Skiero-

wa³ w tê stronê spojrzenie ciemnego wizjera. Ujrza³ N’dru Suhla-

ka stoj¹cego poœrodku kokpitu Z-95, z miotaczem wycelowanym

w otwór w³azu, a przy okazji wprost w Fetta.

– Co jeszcze? – Boba Fett stan¹³ nieruchomo.

– Nie widzisz? – Suhlak uœmiechn¹³ siê krzywo. – Zawali³eœ.

Teraz zrobisz to, co ja ci ka¿ê.

– Niby dlaczego?

– Poniewa¿… – na twarzy Suhlaka widnia³ zadowolony uœmie-

szek – …jeœli tego nie zrobisz, wywiercê ci dymi¹c¹ dziurê do-

k³adnie poœrodku brzucha.

Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– Nie t¹ zabawk¹, ch³opcze. – Wyci¹gn¹³  przed  siebie  d³oñ

w rêkawicy, na której le¿a³o ogniwo energetyczne, zrêcznie wyjê-

te przed chwil¹ z miotacza. – Jeœli nie zrobi³em z siebie g³upca za

pierwszym razem, nie zrobiê tego i za drugim.

– Pewnie masz racjê. – Suhlak spojrza³ smêtnie na bezu¿y-

teczn¹  broñ  i opuœci³  rêkê.  Podniós³  wzrok  na  ³owcê  nagród. –

Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.

– Byle krótkie. Straci³em tu ju¿ za du¿o czasu.

– Jak to zrobi³eœ? – Suhlak wydawa³ siê naprawdê zaintere-

sowany. – To znaczy… dlaczego nie zgin¹³eœ?

– Po prostu – odpar³ Fett. – Wiedzia³em, ¿e bêdzie tam lata³

jeszcze jeden kawa³ek zbrojonej transparistali. Najlepsze pu³apki,

jakie zastawia sprytny gnojek, taki jak ty, zawsze maj¹ dwa zesta-

wy szczêk. Dlatego zanim uderzy³em w transparistal, wykona³em

statkiem zwrot o sto osiemdziesi¹t stopni, aby jego g³ówne silniki

celowa³y dok³adnie w p³ytê. W³¹czy³em je na maksymalny ci¹g,

podrzuci³em wysokotermiczny ³adunek wybuchowy i skoczy³em

background image

105

w nadprzestrzeñ, zanim eksplodowa³. – Pozbawiony emocji g³os

Boby Fetta sprawia³, ¿e wydawa³o siê to ³atwe. – Podczas gdy ty

ogl¹da³eœ to, co zosta³o, mój statek wróci³ do realnej przestrzeni po

drugiej stronie. A potem musia³em ju¿ tylko czekaæ.

– Hmm… –  Suhlak,  usadowiony  w kokpicie  w³asnego  stat-

ku,  z  uznaniem  skin¹³  g³ow¹. –  W takim  razie  to  dlatego  chyba

puszczasz mnie wolno. ¯ebym opowiada³ ka¿demu, kogo spotkam,

jaki z ciebie twardziel.

– Mów im, co chcesz. Nie potrzebujê reklamy. Pozwalam ci

odejœæ swoj¹ drog¹ tylko z jednego powodu.

– To  znaczy?

Boba Fett wrzuci³ do kokpitu Z-95 ogniwo energetyczne. Ma³y

przedmiot ze szczêkiem potoczy³ siê po pod³odze.

– Jesteœ  po  prostu  najlepszym  sabota¿yst¹  ³owów,  jakiego

znam, przynajmniej od jakiegoœ czasu. A jeœli jesteœ najlepszy te-

raz… to nie muszê siê martwiæ, ¿e bêdziesz siê wtr¹ca³ do moich

spraw w przysz³oœci.

– Mo¿e – cicho odrzek³ Suhlak. – Nastêpnym razem bêdê jesz-

cze lepszy.

– No to wtedy bêdê siê martwi³.

Boba Fett jednym palcem wcisn¹³ podk³adkê kontroln¹ na rê-

kawie zbroi. W³az transferowy podniós³ siê i zatrzasn¹³, oddzielaj¹c

hermetyczn¹ œluz¹ Z-95. Odwróci³ siê, czekaj¹c, a¿ rêkaw od³¹czy

siê i wsunie z powrotem w niezbyt odleg³y kad³ub „Niewolnika I”.

Twi’lek Ob Fortuna zaoszczêdzi³ mu fatygi. Boba Fett znalaz³

go z kawa³kiem cienkiej linki, która wyrwa³a mu miotacz, zaciœniê-

tym wokó³ szyi i mocno zadzierzgniêtym jego w³asnymi d³oñmi.

Wyraz  przera¿enia,  który  zastyg³  w otwartych  oczach  martwego

stworzenia, by³ niemym œwiadectwem, ¿e wola³ samobójstwo ni¿

to, co – jak sobie wyobra¿a³ – mog³o go spotkaæ z r¹k porywacza.

Bobie Fettowi to nie przeszkadza³o. By³ to jeden z tych nie-

wielu przypadków w jego praktyce, kiedy ofiara ³owów by³a wiê-

cej warta martwa ni¿ ¿ywa. Wiedzia³ za du¿o, myœla³ Fett. Zw³asz-

cza  o tym,  co  dzia³o  siê  za  kulisami  roz³amu  w Gildii  £owców

Nagród. A jak ka¿dy Twi’lek Ob Fortuna po prostu za du¿o gada³.

Teraz ju¿ nie bêdzie.

Jeœli chodzi o martwego Fortunê, pozosta³a jeszcze tylko jed-

na sprawa do za³atwienia. Inne istoty rozumne, o wiele potê¿niej-

sze, ni¿ kiedykolwiek móg³by siê staæ ten roztrzêsiony, oportuni-

styczny twi’lekiañski majordomus, bêd¹ na pewno zainteresowane

background image

106

milczeniem na temat pewnych spraw. I bêd¹ chcia³y dowodu, ¿e

milczenie to zostanie zachowane. Boba Fett wyj¹³ z kieszeni zbroi

narzêdzia i ukl¹k³ obok wci¹¿ ciep³ego cia³a.

Pozostawi³ sztywniej¹cego trupa Oba Fortuny w rêkawie trans-

ferowym. Po powrocie na pok³ad „Niewolnika I” wrzuci³ do szafki

w magazynku szczelnie zamkniêt¹ torbê, któr¹ mia³ ze sob¹, i wspi¹³

siê po drabince do kokpitu. Usadowiony w fotelu pilota, nacisn¹³

przycisk  przedmuchania œluzy powietrznej rêkawa. Szybkie ude-

rzenie sprê¿onego powietrza powinno wystarczyæ, aby wys³aæ zw³oki

w pró¿niê na tyle blisko statku Suhlaka, aby ten móg³ po raz ostatni

dok³adniej przyjrzeæ siê zw³okom – nawet z kokpitu.

Fett znów nacisn¹³ przycisk uruchomienia g³ównego silnika,

kieruj¹c siê poza sektor. Jednoczeœnie wstukiwa³ wspó³rzêdne do

nastêpnego skoku. Mia³ jeszcze parê interesów, które musia³ za³a-

twiæ, zanim skoñczy zadanie.

Zawsze mia³ kilka spraw do za³atwienia.

background image

107

R O Z D Z I A £

&

Pewnego dnia, myœla³ ksi¹¿ê Xizor, pewnego dnia zobaczymy

siê twarz¹ w twarz. Albo tu, albo na Coruscant, w sali tronowej

samego Imperatora, czy w jakimœ smêtnym, odleg³ym k¹cie galak-

tyki… ale ten moment na pewno nadejdzie. Po raz ostatni. A po-

tem ma³a wojna, œmiertelna i osobista, pomiêdzy nim a Darthem

Vaderem, Mrocznym Lordem Sithów, wreszcie dobiegnie koñca.

Tak czy inaczej.

Ruszy³ wysoko sklepionym korytarzem pa³acu. Zmierzch s³oñ-

ca Coruscant rzuca³ pod ostrym k¹tem promienie krwawego œwia-

t³a na bogato inkrustowan¹ pod³ogê pod stopami Xizora. Z ka¿-

dym krokiem pojedynczy, nie spleciony warkocz czarnych jak noc

w³osów, sczesany w ty³ z nagiej czaszki, sp³ywa³ mu na szerokie

ramiona niczym lœni¹ca ¿mija.

Xizor skupi³ myœli, bo zbli¿a³ siê do potê¿nych drzwi sali tro-

nowej Imperatora. Problemy dominium – zarówno Imperium Pal-

patine’a, jak i Czarnego S³oñca Xizora – by³y rozliczne i pilne, tym

bardziej  ¿e  na  scenê  wkroczy³  bezwstydny  Sojusz  Rebeliantów.

A teraz  Xizora  wezwano  na  audiencjê  przed  oblicze  najwy¿szej

w³adzy galaktyki –zasuszonego, starego cz³owieka.

Gdyby  nie  oczy,  g³êboko  osadzone  w posêpnej,  pooranej

zmarszczkami twarzy – równie zimne i rozkazuj¹ce, jak fioletowe

oczy Xizora – ktoœ, kto spotka³by go w jakimœ mrocznym zau³ku

stolicy imperialnej na Coruscant, nigdy by nie pomyœla³, ¿e Impe-

rator jest kimœ wiêcej, ni¿ tylko ¿ebrakiem w czarnym p³aszczu.

Lecz raz spojrzawszy w te oczy, tak doszczêtnie pozbawione wszel-

kich wy¿szych uczuæ, Xizor móg³ zrozumieæ, w jaki sposób dawny

background image

108

senator  Palpatine  dosiad³  i okie³zna³  najpotê¿niejsze  z  imperiów

zbudowanych na gruzach starej Republiki. Gdyby ambicje Xizora

mia³y jakiekolwiek granice – s³aboœæ lub g³êboko skrywane uczu-

cie – wydar³by je z siebie, bior¹c przyk³ad z Imperatora. Xizor nie

mia³ pojêcia, czy mistyczna, wszechogarniaj¹ca i wi¹¿¹ca wszech-

œwiat Moc, o której mówili Imperator i Darth Vader, by³a prawdzi-

wa – nie potrafi³ wiêc uwierzyæ w ni¹ bardziej ni¿ we w³asn¹ si³ê

i spryt.  Ale  ciemna  strona  Mocy  by³a  si³¹,  której  istnienie  móg³

poœwiadczyæ. Widzia³ j¹ w oczach wyzieraj¹cych spod czarnego

kaptura Imperatora, niczym podwójne studnie grawitacyjne, które

mog¹ poch³on¹æ i zmia¿d¿yæ ducha s³abszej istoty.

Wysokie, rzeŸbione w skomplikowane wzory drzwi rozsunê³y

siê przed Xizorem. Po raz kolejny znalaz³ siê w obecnoœci czarnej

si³y.

– Xizor… –  prosty  tron  Imperatora  obróci³  siê,  a  os³oniête

kapturem spojrzenie i pozbawiony humoru uœmieszek w¹skich warg

zwróci³y siê ku centralnej czêœci zimnej, pustej komnaty. Odwiecz-

na, zdawa³oby siê, postaæ by³a g³êboko wciœniêta w siedzenie, jak-

by  ciê¿ar  jej  myœli  i planów  przyt³acza³  j¹  do  rdzenia  planety. –

Znajdujê przy tobie wiêcej radoœci, ni¿ mo¿na znaleŸæ przy tchórz-

liwych poddanych.

Sala tronowa by³a pusta, ale czu³o siê w niej czyj¹œ obecnoœæ.

Nie obracaj¹c g³owy, k¹tem oka Xizor dostrzeg³ mroczne widmo.

Holograficzny obraz Lorda Vadera, niematerialny, lecz przyt³acza-

j¹cy, zajmowa³ miejsce przy jednej ze œcian sali.

Xizor zwróci³ wzrok ku Imperatorowi.

– Czynisz mi zaszczyt swoj¹ pochwa³¹, mój panie.

K¹cik bezkrwistych ust Palpatine’a wykrzywi³ siê w z³oœliwym

uœmieszku.

– Nie chwalê ciê, Xizorze. Tak jak i inni moi s³udzy ani mnie

nie zaskakujesz, ani nie rozczarowujesz. Zawsze spodziewam siê

g³upoty i niekompetencji i stwierdzam, ¿e moje oczekiwania nie s¹

nadaremne.

Z³oœliwy jêzyk Imperatora by³ czymœ normalnym. Xizor ju¿

do niego przywyk³, choæ s³owa wci¹¿ parzy³y jego hard¹ duszê.

Pewnego dnia, starcze… Jego myœli, ukryte g³êboko w zakamar-

kach mózgu pod nag¹ czaszk¹, stanowi³y milcz¹c¹ i starannie ukry-

wan¹ obietnicê. Ani twoja drogocenna Moc, ani twoi s³udzy nie

bêd¹ w stanie ciê ocaliæ, obieca³ sobie.

Na razie jednak nale¿y kontynuowaæ pokaz s³u¿alstwa.

background image

109

– Jeœli ciê zawiod³em, mój panie – Xizor opuœci³ g³owꠖ po-

zwól wyraziæ, jak bardzo tego ¿a³ujê.

Holograficzny obraz Lorda Vadera odezwa³ siê nagle:

– Nie daj siê zwieœæ tej istocie. – Pasma wizyjnych zak³óceñ

przesuwa³y siê wzd³u¿ czarnej postaci, która unios³a jedno holo-

graficzne  ramiê,  palcem  wskazuj¹c  na  Xizora. –  Jego  s³owa  s¹

wytworne, jak zawsze, ale równie puste, jak jego niedotrzymane

obietnice.

– Odwa¿ne s³owa, Lordzie Vader – Xizor pozwoli³ sobie na

b³ysk  wœciek³oœci  w oczach. –  Zw³aszcza  jak  na  kogoœ,  kto  ju¿

dawno temu obieca³ Imperatorowi, ¿e Sojusz Rebeliantów zosta-

nie zniszczony. Rebelianci zdaj¹ siê drwiæ sobie z obietnic, jakie

z³o¿y³eœ swojemu panu.

Gdyby Darth Vader znajdowa³ siê teraz fizycznie w sali trono-

wej, s³owa te mog³y kosztowaæ Xizora ¿ycie. Wiedzia³, w jak nie-

bezpieczn¹ grê siê wdaje, widzia³ wyraŸnie reakcjê ciemnej posta-

ci,  ciemn¹  szatê  wzdymaj¹c¹  siê  niczym  przes³aniaj¹ca  s³oñce

burzowa chmura, spojrzenie zza czarnych soczewek he³mu ra¿¹ce

jak b³yskawica.

– Pozwolê  sobie  ostrzec  ksiêcia… –  w s³owach  Vadera  za-

brzmia³ z³owró¿bny i g³êboki ton. Jego chrapliwy oddech transmi-

towany z mostka „Egzekutora” by³ równie g³oœny. W³aœnie nie-

dawno obj¹³ w posiadanie ten nowy statek flagowy, który zast¹pi³

poprzedni  –  „Niszczyciel”.  GroŸba  mrocznych  mocy  na  tle  ota-

czaj¹cego go arsena³u wydawa³a siê jeszcze potê¿niejsza. – Twoj¹

niewczesn¹  gwa³townoœæ  usprawiedliwiaj¹  czêœciowo  m³odoœæ

i brak doœwiadczenia, ale moja cierpliwoœæ zaczyna siê poma³u wy-

czerpywaæ.

Xizor poczu³ ucisk na gardle, jak gdyby niewidzialna d³oñ zaci-

ska³a siê na jego krtani, odcinaj¹c dop³yw krwi i powietrza do mó-

zgu. Nie by³ pewien, czy to sobie wyobra¿a, czy mo¿e g³êboko

ukryta s³aboœæ dopuszcza do przes¹czania siê w jego myœli bezro-

zumnego strachu, czy te¿ moc Vadera mo¿e siêgaæ tak daleko. Nie-

jednokrotnie mia³ ju¿ do czynienia z niezaprzeczaln¹ si³¹ mrocznego

lorda, jego umiejêtnoœci¹ wyciskania na odleg³oœæ ¿ycia z istot, które

Vader uwa¿a³ za gorsze od siebie. Zdenerwowaæ go, nie wype³niæ

jego polecenia lub w jakikolwiek sposób popsuæ mu plany znaczy³o

ryzykowaæ bardzo nieprzyjemn¹ œmieræ przez uduszenie.

Przed oczami Xizora zaczê³y siê pojawiaæ i ³¹czyæ czarne pla-

my, pierwsze oznaki braku tlenu. Niewidzialny uchwyt wydawa³

background image

110

siê teraz niezaprzeczalnie prawdziwy, niczym piêœæ na gardle, uno-

sz¹ca mu w górê podbródek i dŸwigaj¹ca cia³o na palce stóp. Up³yw

czasu, mierzony biciem serca Xizora, spowolni³ siê, a potem za-

trzyma³ zupe³nie.

Zwykle na tym etapie interweniowa³ Imperator, jakby przy-

wo³ywa³ do nogi psa obronnego. Byæ mo¿e tym razem pozwoli,

aby to potrwa³o a¿ do œmiertelnego zakoñczenia.

Poprzez ciemnoœæ wype³niaj¹c¹ umys³ i czaszkê Xizora prze-

bi³a siê jedna myœl: „Nie zosta³em tu wezwany na audiencjê u Im-

peratora, lecz na egzekucjꅠMoj¹ w³asn¹ egzekucjꅔ

Ciemnoœæ rozdar³a nagle czerwona fala wœciek³oœci, wznosz¹-

ca siê z g³êbi istoty Xizora. Wœciek³oœci – i ¿¹dzy ¿ycia.

– Cierpliwoœæ… – ksi¹¿ê Xizor z trudem zdo³a³ przecisn¹æ to

s³owo przez obrêcz zaciskaj¹c¹ siê na jego gardle. Wysi³ek spra-

wi³, ¿e zakrêci³o mu siê w g³owie, a otaczaj¹ca go sala tronowa

nagle  wyda³a  siê  zamglona. –  Cierpliwoœæ  jest  cnot¹…  za  któr¹

nagroda… – By³ bliski ca³kowitej utraty œwiadomoœci. Wiedzia³ jed-

nak, ¿e jeœli siê podda, umrze. – …jest dla Imperium…

– Dobrze powiedziane, Xizorze. – W g³osie Imperatora Pal-

patine’a, ledwie s³yszalnym w czarnej mgle, zabrzmia³a nuta roz-

bawienia. – B¹dŸ pewien, ¿e inne moje s³ugi uwa¿am za jeszcze

bardziej k³opotliwe ni¿ ty sam. Twoje drobne rozrywki nu¿¹ mnie,

Vader. Puœæ go.

Ucisk na gardle Xizora – wyimaginowany lub realny – znik³,

jakby pêk³ sznur szubienicy. Z trudem zdo³a³ utrzymaæ siê na no-

gach, gdy piêœæ podtrzymuj¹ca dot¹d jego ciê¿ar ulotni³a siê nagle.

Ksi¹¿ê utrzyma³ siê jednak w pozycji pionowej samym wysi³kiem

woli, wci¹gaj¹c w p³uca powietrze i odrzucaj¹c ramiona w ty³.

Pozwoli³, by jego twarz zamar³a jak nieruchoma maska, ukry-

waj¹ca falê nienawiœci zarówno do Vadera, jak i Imperatora. Wy-

starczaj¹co irytuj¹ce by³o ju¿ to, ¿e igrali z nim, u¿ywaj¹c intelek-

tualnych  zagadek  czy  tajemniczej  Mocy,  któr¹  obaj  w³adali  po

mistrzowsku. Lecz daæ siê tak poni¿yæ Vaderowi, autorowi ekspe-

rymentu z broni¹ biologiczn¹, która kiedyœ zabi³a setki tysiêcy Fal-

leenów na ich w³asnej planecie… a ta jatka objê³a równie¿ w³asn¹

rodzinê  Xizora,  jego  rodziców,  wujów  i ukochane  potomstwo…

Xizorowi  wydawa³o  siê,  ¿e  ka¿dy  haust  filtrowanego  powietrza

imperialnej sali tronowej pali mu p³uca niczym opary kwasu.

– Twoja wola, mój panie – przemówi³ znów Vader. Hologra-

ficzny obraz wyprostowa³ siê, krzy¿uj¹c ramiona na piersi. – Choæ

background image

111

odda³bym przys³ugê Imperium, gdybym na zawsze usun¹³ ksiêcia

Xizora z dworu.

– Mo¿liwe, mo¿liwe, Vader – uci¹³ Imperator niedba³ym ge-

stem  bezkrwistej  d³oni –  ale  to  ja  bêdê  decydowa³,  kiedy  to  siê

stanie. A do tego czasu nie ¿yczê sobie sprzeczek pomiêdzy moimi

s³ugami.  K³ócicie  siê  ze  sob¹,  podczas  gdy  Rebelia  rozkwita. –

Poorana  zmarszczkami  twarz  sposêpnia³a. –  Czy  ja  naprawdê

muszê siê wszystkim zajmowaæ osobiœcie?

– Tylko wtedy, kiedy zabraniasz mi walczyæ w twoim imie-

niu, mój panie – Xizor roz³o¿y³ rêce d³oñmi do góry. – Ka¿dy atom

mojej istoty jest na twoje rozkazy.

– Jak¿e mi³o by³oby w to uwierzyæ, Xizorze. Ale nie jestem

a¿ takim g³upcem. – Imperator wykona³ szybki gest, przerywaj¹c

hologramowi Dartha Vadera, zanim ten zd¹¿y³ oznajmiæ swoj¹ apro-

batê. –  Ca³kowita  lojalnoœæ  kogoœ  o twojej  perwersyjnej  naturze

i wygórowanych ambicjach by³aby cudem poza zasiêgiem Mocy.

Nawet bez Mocy twoje serce jest dla mnie ca³kowicie przejrzyste.

Nie  jesteœ  tak  pozbawiony  egoizmu,  jak  chcia³byœ  mi  wmówiæ,

Xizorze. Jeœli chcesz zobaczyæ, jak Imperium osi¹ga swoj¹ osta-

teczn¹ chwa³ê, jak jego panowanie nad galaktyk¹ staje siê pe³ne

i ca³kowite, twoje pragnienie powodowane jest g³ównie w³asn¹ ¿¹-

dz¹ chwa³y i mocy. Wi¹¿esz swoje ambicje z Imperium, poniewa¿

wiesz, ¿e to najlepszy sposób na ich spe³nienie.

Xizor spogl¹da³ w oczy Imperatora.

– Nie  zaprzeczê  temu,  mój  panie,  ale  czy  wierny  s³uga  nie

powinien zostaæ wynagrodzony za wszystko, co czyni w imieniu

swojego w³adcy?

Imperator odwróci³ tron, s³uchaj¹c s³ów Xizora. Chwilê wy-

gl¹da³ przez wysoko sklepione ekrany widokowe, za którymi wi-

daæ by³o rozpostarte imperialne miasto i rozgwie¿d¿one niebo poza

nim.  Potem  zwróci³  siê  znowu  w stronê  Xizora  i holograficznej

podobizny Vadera.

– O, tak, zostaniesz sowicie wynagrodzony, tego siê nie oba-

wiaj. – Rêce Palpatine’a spoczywa³y na porêczach tronu jak mar-

twe. – Kiedy zmia¿d¿ymy Rebeliê, kiedy unicestwimy tych wszyst-

kich,  którzy  mi  siê  sprzeciwiaj¹,  ci,  którzy  mi  s³u¿yli,  zostan¹

nagrodzeni  najwiêksz¹  ze  wszystkich  nagród:  bêd¹  mieli  okazjê

dalej s³u¿yæ mnie i Imperium. Do czasu, a¿ z³ami¹ ciê wiek i trudy

tej  s³u¿by,  a  mnie  ju¿  na  nic  siê  nie  przydasz.  Taka  jest  moja

lojalnoœæ wobec tych, którzy na ni¹ zas³u¿yli.

background image

112

Xizor raz jeszcze sk³oni³ g³owê.

– Niczego wiêcej nie pragnê, mój panie.

– Pragniesz czy nie, to nie ma znaczenia. Nic nie ma znacze-

nia oprócz mojej woli.

Nie podnosz¹c g³owy, Xizor spojrza³ k¹tem oka na obraz ho-

lograficzny Dartha Vadera. Nawet z takiego oddalenia, gdy jego

wróg nie by³ fizycznie obecny w pomieszczeniu, czu³ pogardê i po-

dejrzliwoœæ mrocznego lorda. On wie, pomyœla³ Xizor. Wie, ale nie

potrafi tego udowodniæ. Mo¿e zreszt¹ nie mia³oby to znaczenia,

gdyby  Vader  zdo³a³  czegoœ  dowieœæ.  Wszystkie  jego  oskar¿enia

o zdradê nie by³y nic warte wobec pokrêtnej strategii Imperatora,

który udawa³, ¿e wierzy w oddanie falleeñskiego ksiêcia. S³owa

„Czarne S³oñce” pada³y z ust Vadera przy innych okazjach – przy-

najmniej tak informowali Xizora jego szpiedzy na dworze – a Im-

perator zbywa³ je jednym gestem koœcistej d³oni, jakby nie by³o to

niczym wiêcej ni¿ strzêpkami plotek i k³amstw.

Ale czy Palpatine wie, ¿e ja wiem? – zastanawia³ siê Xizor. Jeœli

Imperator myœla³, ¿e Xizor da siê nabraæ na jego szaradê, to z nich

dwóch on jest wiêkszym g³upcem. Chodzi³o o to, kto kogo pierwszy

przy³apie. Organizacja przestêpcza Czarne S³oñce, kontrolowana

przez ksiêcia Xizora, mia³a w³asne plany rozwoju i dominacji galak-

tyki, jakby stanowi³a cieñ rzucany przez Imperium. Wszêdzie, gdzie

siêgnie Palpatine, siêgnie równie¿ Czarne S³oñce. A Imperator jest

stary i coraz bardziej to widaæ. S³awetna Moc, czymkolwiek jest,

nie zdo³a utrzymywaæ go przy ¿yciu wiecznie. A wtedy Czarne S³oñce

wychynie z ciemnoœci jako samodzielna potêga i obejmie Imperium

jak swoje, jak skarb wyjêty z bezw³adnych palców Palpatine’a.

Jeœli jest coœ, czego naprawdê nauczy³em siê od tego starego,

myœla³ ksi¹¿ê Xizor, to to, ¿e ambicja jest tak nieskoñczona jak

sam wszechœwiat.

By³a to lekcja, która bardzo siê Xizorowi spodoba³a. Potrafi³

wytrzymaæ wiele drobnych, ma³o znacz¹cych poni¿eñ z r¹k Palpati-

ne’a i Vadera, aby ujrzeæ dzieñ, w którym wykorzysta te nauki.

Cierpliwoœæ,  umiejêtnoœæ  kontrolowania  gniewu  i ¿¹dzy  ze-

msty, by³a jedn¹ z najwiêkszych sztuk walki. I najtrudniejsz¹ do

opanowania: Xizorowi wystarczy³o tylko spojrzeæ na holograficz-

n¹ podobiznê Lorda Vadera, stoj¹c¹ w sali tronowej Imperatora,

by d³onie zaczê³y mu siê zaciskaæ w piêœci.

Pewnego dnia, powiedzia³ sobie ksi¹¿ê. A do tego czasu trze-

ba patrzeæ i czekaæ.

background image

113

– Bêdzie,  jak  zechcesz,  mój  panie. –  Xizor  podniós³  wzrok

i popatrzy³ Imperatorowi prosto w oczy.

– Mo¿e teraz – przemówi³ obraz Dartha Vadera – Imperator

raczy okreœliæ jakoœæ us³ug ksiêcia Xizora. Nie tak dawno temu

Xizor powiedzia³, ¿e ma wielkie plany zniszczenia Gildii £owców

Nagród, a wtedy wszystkie korzyœci pop³yn¹ do Imperium. – Ob-

raz Vadera spojrza³ z pogard¹ na falleeñskiego ksiêcia. – Z pewno-

œci¹ do tej pory plany te przynios³y ju¿ pewne owoce. Czy by³y

one równie niematerialne, jak lojalnoœæ ksiêcia?

– Doskonale, Lordzie Vader – Imperator pokiwa³ g³ow¹ z apro-

bat¹. – Odczytujesz moje pragnienia, to cecha oddanego, cennego

s³ugi. –  Wzrok  Palpatine’a  nabra³  ostroœci,  gdy  przeniós³  siê  na

Xizora. – A ty? Twoja przemowa by³a bardzo… ciekawa. Przed-

stawi³eœ nam plan tak pe³en pychy, ¿e da³em ci swoje pozwolenie,

by wprowadziæ go w ¿ycie. By³bym rozczarowany, gdybym us³y-

sza³, ¿e nie poczyni³eœ ¿adnych postêpów w zniszczeniu organiza-

cji  ³owców  nagród.  A  jednak… –  oczy  Imperatora  zwêzi³y  siê

w szparki; wygl¹da³y jak ciêcia no¿a w pomarszczonej skórze. –

Otrzymujê  bardzo  sprzeczne  raporty  dotycz¹ce  efektów  twoich

planów. – Zwróci³ siê do drugiej postaci w sali tronowej. – Czy¿

nie tak, Lordzie Vader?

– Dok³adnie tak to wygl¹da, mój panie – w chrapliwym g³o-

sie Vadera zabrzmia³a nuta triumfu. – Wczeœniej ju¿ sugerowa³em

ci, mój panie, byœ nie traci³ swojego cennego czasu i energii na te

daremne, bezsensowne poœcigi. Rebelia musi byæ naszym priory-

tetem: wzrasta w si³ê, podczas gdy ksi¹¿ê Xizor uszczupla nasze

si³y w krucjacie, która nic nam nie da, nawet jeœli zakoñczy siê

zwyciêstwem.

– Opanuj swój gniew, Lordzie. Znalaz³eœ siê niebezpiecznie

blisko kwestionowania mojej m¹droœci, atakuj¹c zalety planu Xi-

zora.  Uzna³em,  ¿e  jest  doœæ  intryguj¹cy,  kiedy  po  raz  pierwszy

nam go przedstawi³, uwa¿am wiêc, ¿e twoje protesty opieraj¹ siê

raczej na gniewie i zazdroœci ni¿ na prawdziwej analizie strate-

gicznej.

Vader nie odpowiedzia³, ale Xizor dostrzeg³, ¿e hologram ze-

sztywnia³ lekko w fa³dach czarnej szaty. Oznacza³o to, ¿e Impera-

tor trafi³ w czu³y punkt.

– Mo¿e ró¿nica pomiêdzy mn¹ a Lordem Vaderem polega na

tym –  grzecznie  odezwa³  siê  Xizor –  ¿e  ja  nie  w¹tpiê  w bliskie

zwyciêstwo Imperium nad Sojuszem Rebeliantów. Uwa¿am wiêc,

8 – Spisek Xizora

background image

114

¿e warto jest zwróciæ uwagê na zarz¹dzanie Imperium, skoro jego

panowanie ma staæ siê niezaprzeczalnym faktem.

Zauwa¿y³, ¿e te s³owa spodoba³y siê Imperatorowi, bo s³aby

uœmieszek uniós³ jeden k¹cik ust Palpatine’a.

– Widzisz, Vader? – Imperator machn¹³ rêk¹ w kierunku ksiê-

cia Xizora. – Dlatego w³aœnie w³adam Moc¹ lepiej ni¿ ty. Bez pew-

noœci nie mo¿e byæ prawdziwej potêgi. Nie wystarczy próbowaæ

zniszczyæ Rebeliê, trzeba to zrobiæ.

Holograficzny obraz Vadera sta³ nieruchomo, ch³ostany jêzy-

kiem Imperatora.

– Mówisz  o ró¿nicach  pomiêdzy  mn¹  a  ksiêciem  Xizorem.

Jest jednak jeszcze jedna ró¿nica, któr¹ nale¿y wzi¹æ pod uwagê.

Jest to ró¿nica pomiêdzy dziecinn¹ wiar¹ a rozumnym przygoto-

waniem. Nawet admira³owie floty imperialnej, wierz¹cy wy³¹cznie

w sztuczki techniczne w rodzaju Gwiazdy Œmierci, te¿ wiedz¹, ¿e

musz¹ walczyæ i niszczyæ Rebeliantów, zanim dokona siê zwyciê-

stwo Imperium.

To nie by³ dobry ruch, pomyœla³ Xizor z mieszanin¹ niedowie-

rzania i satysfakcji. Zawsze wiedzia³, ¿e Darth Vader uwa¿a g³ad-

kie komuna³y dyplomacji za coœ niegodnego siebie. Pomimo nie-

zaprzeczalnej lojalnoœci wobec swego pana wci¹¿ jeszcze potrafi³

go  rozgniewaæ.  A  tym  razem  uda³o  mu  siê  na  pewno,  bo  twarz

Imperatora pociemnia³a z gniewu.

– Nawet dziecko – rzek³ Palpatine niskim, z³owró¿bnym g³o-

sem – powinno wiedzieæ, ¿e szaleñstwem jest sprzeczaæ siê z kimœ

takim jak ja. Uwa¿asz siê za m¹drzejszego, co, Vader? Wci¹¿ na-

rzucasz mi siê ze swoimi niechcianymi radami, chocia¿ ostrzeg³em

ciê przed konsekwencjami.

– Czyniê to, mój panie, nie po to, aby ci siê sprzeciwiæ, lecz…

– Milcz! – To jedno s³owo trzasnê³o w powietrzu sali trono-

wej niczym tn¹cy koniec pejcza. – Wiem lepiej od ciebie, jakie s¹

twoje intencje! – D³onie Imperatora zacisnê³y siê na porêczach tro-

nu. – Twoje myœli s¹ dla mnie jak otwarta ksiêga o s³owach zapi-

sanych tak wielkimi literami, ¿e nawet idiota by je odczyta³. Po-

zwoli³eœ,  by  twoja  nienawiœæ  do  ksiêcia  Xizora  zawiod³a  ciê  na

niebezpieczne tereny, gdzie ¿ycie niepos³usznego s³ugi jest tylko

zabawk¹,  któr¹  mogê  zmia¿d¿yæ. –  Imperator  uniós³  szponiaste

d³onie, zaciskaj¹c zakrzywione palce w sztywn¹, koœcist¹ piêœæ. –

Nie jesteœ dla mnie a¿ tak u¿yteczny, abym musia³ tolerowaæ tê

niesubordynacjê.

background image

115

Rozkoszuj¹c siê poni¿eniem swojego wroga, Xizor obserwo-

wa³,  jak  holograficzny  obraz  Dartha  Vadera  stoi  niczym  czarna

ska³a na brzegu miotanego sztormem morza, w milczeniu znosz¹c

uderzenia  fal.  Kiedy  jednak  gniewny  strumieñ  s³ów  Imperatora

umilk³, obraz Vadera przykl¹k³ na jedno kolano, a okryta czarnym

he³mem g³owa pochyli³a siê w geœcie poddania.

– Jak  sobie  ¿yczysz,  mój  panie –  g³os  przekazywany  wraz

z obrazem  pozbawiony  by³  wszelkich  uczuæ. –  Uczyñ  ze  swoim

s³ug¹, co zechcesz.

– Wszystko w swoim czasie. – G³os Palpatine’a brzmia³ gniew-

nie, jakby uzna³ przeprosiny Vadera za ledwie zadowalaj¹ce. – Do

tego czasu wci¹¿ jeszcze jesteœ dla mnie coœ niecoœ wart.

Wygra³em, pomyœla³ Xizor. Przynajmniej tê rundê. Nie musia³

nawet nic robiæ, aby sprawy potoczy³y siê tym torem, wystarczy³o

tylko pozwoliæ, aby arogancki Lord Vader sam sobie wykopa³ grób.

Mroczny Lord Sithów by³ tak przyzwyczajony uwa¿aæ inne istoty

rozumne za gorsze od siebie, ¿e najmniejszy nawet opór wytr¹ca³

go z równowagi. To w³aœnie doprowadzi³o go do wypowiedzenia

tak niem¹drych i gwa³townych s³ów pod adresem Imperatora. Jego

jedyn¹ metod¹ dzia³ania jest atak, zauwa¿y³ Xizor. Jeœli wojownik

nie posiada umiejêtnoœci strategicznego wycofania siê i przeczeka-

nia burzy, nie ¿a³uj¹c czasu, nale¿y to uznaæ nie za jego cnotê, lecz

wadê. Jak d³ugo Imperator Palpatine jest o wiele silniejszy od Va-

dera, nietrudno wymanewrowaæ tego ostatniego tak, by pad³ ofiar¹

gniewu swojego pana. A to odwróci jego uwagê ode mnie, myœla³

zadowolony Xizor. Jeœli Vader popad³ w nie³askê, choæby na krót-

ko, by³ to zawsze pewien awans dla jego przeciwników.

By³a tylko jedna rzecz, o której Xizor nigdy nie móg³ zapo-

mnieæ: takie chwilowe wyniesienie zawsze drogo kosztowa³o. Jeœli

przedtem Darth Vader czu³ do niego wrogoœæ, teraz wzros³a ona

wielokrotnie. Xizor by³ œwiadkiem poni¿enia Vadera, widzia³ tego

dumnego ducha mia¿d¿onego pod podeszw¹ buta Imperatora – a to

oznacza³o, ¿e podpisa³ na siebie wyrok œmierci… gdyby Vader mia³

okazjê go wykonaæ. A Xizor wiedzia³ teraz, nawet lepiej ni¿ przed-

tem, ¿e Vader poœwiêci temu zadaniu jeszcze wiêcej si³. Od pe³nego

zaanga¿owania siê w dzie³o zniszczenia Xizora mog³aby go odwieœæ

tylko jedna rzecz: rosn¹ce zagro¿enie dla Imperium ze strony Soju-

szu Rebeliantów. Jeœli Rebeliê uda siê zd³awi栖 a Xizor czu³, ¿e

istniej¹ na to du¿e szanse – wówczas, cokolwiek siê zdarzy, Xizor

bêdzie mia³ do pokonania doprawdy potê¿nego wroga.

background image

116

Ta perspektywa jakoœ go nie niepokoi³a.

Bêdê  gotów,  myœla³,  ogl¹daj¹c  siê  na  klêcz¹c¹  nieruchomo

podobiznê Vadera. Myœl o tej ostatecznej konfrontacji – tak d³ugo

odk³adanej i tak niecierpliwie oczekiwanej – sprawi³a, ¿e krew za-

czê³a mu ¿ywiej kr¹¿yæ w ¿y³ach.

Imperator Palpatine przerwa³ rozmyœlania Xizora:

– Doœæ tych k³ótni! – Wycelowa³ w Xizora koœcisty palec. –

Nie wyobra¿aj sobie, ¿e potrafisz ukryæ przede mn¹ swoje myœli.

Pochlebiasz sobie, jeœli s¹dzisz, ¿e da³em siê nabraæ na twoje wy-

biegi, Xizor… albo jeœli wydaje ci siê, ¿e nie znalaz³em ¿adnych

racji w krytycznej opinii Lorda Vadera o twoich planach i dzia³a-

niach. Obiecywa³eœ rozbicie Gildii £owców Nagród i nieustanny

dop³yw takich s³ug, jakich Imperium najbardziej potrzebuje: spryt-

nych i prê¿nych najemników, którzy zajêliby miejsce têpych nie-

udaczników, jacy mnie obleŸli. – Palpatine pochyli³ siê do przodu

w swoim tronie, wpijaj¹c zimne, œwidruj¹ce spojrzenie w stoj¹c¹

przed nim postaæ. – Przychodz¹ do mnie rozmaite raporty, doty-

cz¹ce postêpów twojego spisku przeciwko Gildii. Ale wynik wy-

daje mi siê cokolwiek… niejasny. Co na to powiesz, ksi¹¿ê?

Xizor sk³oni³ g³owê i znów spojrza³ w te pozornie martwe oczy.

– Wyjaœnienie jest doœæ proste, mój panie. – Roz³o¿y³ rêce. –

Kampania przeciwko Gildii £owców Nagród nie zakoñczy³a siê

jeszcze. Pozosta³o wiele do zrobienia…

– I zawsze tak bêdzie – przemówi³ holograficzny obraz Vade-

ra. – Te plany s¹ skazane na niechlubn¹ klêskê.

Imperator  pos³a³  Vaderowi  ponure,  ostrzegawcze  spojrzenie

i znów zwróci³ siê do Xizora.

– Nie przypominam sobie – powiedzia³ – abyœ mówi³ cokol-

wiek  o etapach  spisku.  Kiedy  sk³ada³eœ  mi  propozycjê,  sprawa

wygl¹da³a na zupe³nie prost¹. Wystarczy tylko wprowadziæ znane-

go ³owcê nagród Bobê Fetta do Gildii, a ona sama rozwi¹¿e siê

z w³asnej i nieprzymuszonej woli.

– Twoja pamiêæ jest bardzo dok³adna, mój panie – Xizor twier-

dz¹co skin¹³ g³ow¹. – Wyznajê mój b³¹d. Nie przewidzia³em, co

siê potem wydarzy w Gildii £owców Nagród.

– To  znaczy…?

Ty ju¿ wiesz, staruchu. Xizor by³ pewien, ¿e Imperator bawi

siê jego kosztem.

– Gildia £owców Nagród nie rozpad³a siê ca³kiem. Rozdzieli-

³a siê na dwie rywalizuj¹ce frakcje, Prawdziw¹ Gildiê i Komitet

background image

117

Zreformowanej Gildii. Ta ostatnia jest pod kontrol¹ ³owcy nagród

Bosska, syna ostatniego przywódcy Gildii, Cradosska.

– Rozumiem. –  D³onie  Imperatora  spoczywa³y  nieruchomo

na porêczach tronu. – Raporty, które do mnie dotar³y, donosi³y, ¿e

to Bossk zabi³ Cradosska.

– Tak istotnie by³o, mój panie.

Imperator uœmiechn¹³ siê nieprzyjemnie.

– Wygl¹da na to, ¿e ten ³owca nagród Bossk jest w³aœnie ta-

kim typem, który uwa¿a³eœ za najbardziej odpowiedni do s³u¿by

Imperium. Bezlitosny i ambitny, prawda?

– To cechy wrodzone, mój panie – wywatowane ramiona szaty

Xizora unios³y siê lekko. – Ale ¿eby byæ doskona³ym instrumen-

tem twojej woli, potrzebny jest jeszcze spryt.

– Taki spryt jak twój, bez w¹tpienia.

Xizor odda³ mu uœmiech.

– Nie mogê zaprzeczyæ tak ewidentnej prawdzie.

– Tak samo jak nie mo¿esz zaprzeczyæ, ¿e stara Gildia £ow-

ców Nagród nie rozpad³a siê na pojedynczych osobników, z któ-

rych  moglibyœmy  wybieraæ  najlepiej  nadaj¹cych  siê  do  naszych

celów –  zauwa¿y³  Imperator. –  Pokaza³eœ,  ¿e  potrafisz  przyznaæ

siê do b³êdu, dlaczego zatem nie wyznasz, ¿e twój plan okaza³ siê

klêsk¹? Nie widzê wielkiej ró¿nicy pomiêdzy dwiema gildiami, ja-

kie mamy teraz, a jedn¹, któr¹ mieliœmy wczeœniej. W³aœciwie to

nawet utrudni nasze interesy z tymi istotami.

– Nie jest to ¿adna klêska, mój panie – Xizor pozwoli³, aby

jego g³os zabrzmia³ ¿arliwym uczuciem. – Pojawi³y siê nieprzewi-

dziane trudnoœci, wiêc nale¿y je pokonaæ. – O ma³o nie doda³, ¿e

sam Imperator nie przewidzia³ Rebelii, ale pohamowa³ siê na czas.

Po co doprowadzaæ do wœciek³oœci kogoœ, kto ma w³adzê nad twoim

¿yciem i œmierci¹? – I zamierzam to zrobiæ.

– A wiêc mamy kolejny wielki plan – przemówi³ ze wzgard¹

holograficzny obraz Dartha Vadera. – Wymówki ukrywaj¹ce nie-

powodzenia. Kiedy siê pracuje z tob¹, nie widaæ ich koñca.

– Rozwa¿  raczej  w³asne  klêski,  Lordzie  Vader. –  Xizor  nie

mia³ ju¿ nic do stracenia, móg³ wiêc za³atwiæ mrocznego Lorda

ciêt¹ ripost¹. Z³oœæ Vadera nie mog³a ju¿ byæ wiêksza. – Ja przy-

najmniej mam metody, by zmieniæ chwilow¹ klêskê w trwa³e zwy-

ciêstwo. A ty?

Holograficzny obraz Vadera sta³ z rêkami skrzy¿owanymi na

piersi. Pamiêtaj¹c o krótkiej smyczy – teraz jeszcze krótszej – na

background image

118

jakiej  trzyma³  go  Imperator,  powstrzyma³  siê  od  odpowiedzi  na

prowokacjê.

– Jakie¿ to metody, Xizor?

Ksi¹¿ê obejrza³ siê na Imperatora.

– Bardzo proste, mój panie. Gildia £owców Nagród nie jest

ju¿ tym, czym by³a. Jednym ciosem przepo³owiliœmy j¹ na dwie

zwalczaj¹ce  siê  frakcje,  pa³aj¹ce  wzajemn¹  mordercz¹  nienawi-

œci¹. Jeœli ³owcy nagród kiedykolwiek udawali coœ w rodzaju bra-

terstwa, ta fikcja zosta³a rozwiana na zawsze. Teraz nale¿y tylko

zakoñczyæ proces rozbicia. Ka¿dy ³owca nagród musi zwróciæ siê

przeciwko wszystkim innym, niezale¿nie od frakcji, do której ak-

tualnie  nale¿y.  Nie  mog¹  mieæ  ¿adnych  wspólnych  interesów…

tylko wspóln¹ wrogoœæ.

– To mo¿e byæ celem – odpar³ Imperator – ale nie jest meto-

d¹. Nie odpowiedzia³eœ na moje pytanie, a ja zaczynam siê niecier-

pliwiæ. Powiedz mi teraz, jak zamierzasz rozbiæ te dwie frakcje na

pojedyncze sk³adniki.

Xizor bez zmru¿enia oka wytrzyma³ spojrzenie Imperatora.

– Wykorzystam  jedyn¹  cechê,  jaka  rz¹dzi  tymi  istotami

i przede wszystkim sprawi³a, ¿e postanowi³y one zostaæ ³owcami

nagród. Potê¿na, ogarniaj¹ca ca³¹ galaktykê si³a – Xizor zawaha³

siê na moment, aby osi¹gn¹æ zamierzony dramatyczny efekt – to

chciwoœæ – doda³. – To wszystko za³atwi.

Uœmiech Imperatora sta³ siê jeszcze bardziej nieprzyjemny.

– M¹drze i sprawiedliwie jest obracaæ naturê istoty przeciw-

ko niej samej. Moja w³adza opiera siê g³ównie na takiej taktyce. –

Palpatine pokiwa³ g³ow¹. – Chcê pos³uchaæ szczegó³ów tej opera-

cji, ksi¹¿ê Xizorze.

Wtedy Xizor zrozumia³, ¿e wygra³ kolejn¹ rundê gry. Zanim

jeszcze skoñczy³ wy³uszczaæ swój plan Imperatorowi, by³ pewien

akceptacji. Dostanie pozwolenie na realizacjê kolejnego etapu pla-

nu.

A jak d³ugo Imperator bêdzie uwa¿a³, ¿e te plany s¹ przewi-

dziane wy³¹cznie dla jego korzyœci… no i dla korzyœci Imperium…

tym lepiej. Wkrótce siê przekona, jaka jest prawda, pomyœla³ Xi-

zor. Wtedy jednak bêdzie za póŸno.

– A co ty na to powiesz, Lordzie Vader? – Imperator prze-

niós³ spojrzenie na holograficzn¹ postaæ po drugiej stronie sali tro-

nowej. – Odnoszê wra¿enie, ¿e twoje milczenie nie oznacza entu-

zjazmu dla planu sugerowanego przez ksiêcia Xizora.

background image

119

– Znasz moje myœli, panie. – Podobizna Vadera sta³a sztyw-

na i nieruchoma. – Nie widzê potrzeby, aby powtarzaæ w³asne s³o-

wa. Ale jeœli pragniesz je us³yszeæ, niech i tak bêdzie. Ten plan

ksiêcia Xizora, podobnie jak poprzednia pora¿ka, to strata czasu

i energii. Powinieneœ raczej zwróciæ uwagê na prawdziwe proble-

my Imperium.

– Tego siê spodziewa³em – znu¿onym g³osem odpar³ Palpa-

tine. – Potwierdzi³y siê moje podejrzenia, ¿e zazdroœcisz wszyst-

kim moim s³ugom. – Imperator wyci¹gn¹³ d³oñ w stronê Xizora. –

Zajmij  siê  realizacj¹  swojego  planu  w stosunku  do  niedobitków

Gildii £owców Nagród. Ale zapamiêtaj, Xizorze: klêska nie jest

ju¿ dla ciebie wyjœciem. Mo¿esz tylko odnieœæ sukces… lub zgi-

n¹æ.

Xizor sk³oni³ g³owê.

– Tak, mój panie.

R¹bek ciê¿kiej szaty zatañczy³ wokó³ jego butów, gdy odwró-

ci³ siê od posêpnej, wiekowej postaci na tronie. Ruszy³ w kierunku

wysokich drzwi sali tronowej w³adcy ca³ej galaktyki.

Przez  ca³y  czas,  nawet  wówczas,  gdy  przemierza³  wysoko

sklepione korytarze, czu³ na karku spojrzenie Vadera niczym ko-

niuszek wibroostrza, czekaj¹cy tylko na okazjê, by zada栜miertel-

ne pchniêcie.

background image

120

R O Z D Z I A £

'

DZIŒ

– Opowiadasz  tak,  jakbyœ  tam  by³. –  W ciasnej  kajucie  na

pok³adzie „Wœciek³ego Psa” Neelah skrzy¿owa³a d³onie na piersi

i sceptycznie spojrza³a na siedz¹cego obok towarzysza. – Sk¹d mia³-

byœ wiedzieæ tak dok³adnie, co dzieje siê w pa³acu Imperatora Pal-

patine’a?

– S¹ sposoby – odpar³ Dengar. Siedzia³ na metalowej kracie

pod³ogi,  plecami  oparty  o œcianê. –  A  sk¹d  wiesz,  ¿e  nie  by³em

tam  z  nimi,  z  Imperatorem,  Darthem  Vaderem  i ksiêciem  Xizo-

rem?

– Nie pozwoliliby ci wejœæ. – Neelah opar³a siê o belkê kon-

strukcyjn¹ za plecami. – Tyle przynajmniej wiem na pewno.

By³o  mnóstwo  innych  rzeczy,  jakich  nie  wiedzia³a.  Dengar

musia³ jej to wyjaœniæ; inaczej historia, któr¹ jej opowiada³, o spo-

rze pomiêdzy trandoszañskim ³owc¹ nagród Bosskiem a Bob¹ Fet-

tem  po  prostu  nie  mia³aby  sensu.  Kim  by³  Imperator  Palpatine,

a nawet  Darth  Vader,  istota  znana  jako  Mroczny  Lord  Sithów –

o tym wszystkim mia³a niejakie pojêcie, zanim jeszcze Dengar za-

cz¹³ opowiadaæ. Neelah dobrze nadstawia³a uszu, póki by³a jedn¹

z  tancerek  na  dworze  Jabby  Hutta.  W takim  miejscu,  gdzie  nie-

zmiennie panowa³a atmosfera gniewu i wzajemnych z³oœliwoœci,

k³êbi³y siê tak¿e niezliczone plotki na temat polityków i w³adców

galaktyki. Wiêkszoœæ istot rozumnych znajduj¹cych siê w pa³acu,

od najnêdzniejszych  podkuchennych  po  najemników  najwy¿szej

klasy, szuka³a tylko sposobu, jak tu uszczkn¹æ co nieco z ³añcucha

kredytów  i potêgi,  który  zdawa³  siê  ³¹czyæ  ze  sob¹  gwiazdy  ni-

czym  niewidzialna  sieæ.  Lojalnoœæ  wobec  jednego –  jakiegokol-

background image

121

wiek –  pracodawcy  by³a  tylko  jeszcze  jednym  towarem,  który

mo¿na by³o kupiæ i sprzedaæ za odpowiedni¹ cenê, podobnie jak

wszelkie inne jednorazowe us³ugi.

A zatem tematem numer jeden rozmowy we wszystkich bara-

kach, korytarzach i piwnicach by³o to, kto aktualnie jest na wierz-

chu, a kto na dnie, komu uda³o siê wkrêciæ bli¿ej centrum dworu

Imperatora,  a  kto  przeszed³  do  Sojuszu  Rebeliantów,  kto  by³  na

sprzeda¿ dla najwy¿szego oferenta, a kto zgin¹³. Omawiano wszyst-

kie plany i manewry, które i tak koñczy³y siê promieniem lasera

przez g³owê. Nielojalnoœæ mo¿e i by³a bardziej zyskowna w tym

wszechœwiecie, ale te¿ mia³a swoj¹ cenê.

– Dobrze,  dobrze –  mrukn¹³  Dengar. –  Nie  by³o  mnie  tam.

Ale by³y inne istoty; dwór Imperatora pe³en jest pods³uchiwaczy

i wœcibskich, tak samo jak pa³ac Jabby. – Neelah opowiedzia³a mu,

ile siê dowiedzia³a w tej pozbawionej okien fortecy na Tatooine. –

Jeœli nie s³uchasz, nie prze¿yjesz… tak urz¹dzone s¹ te miejsca.

Nie chodzi nawet o szpiegów, choæ jest ich zawsze wszêdzie pe³-

no.  Niektórzy  donosz¹  do  Rebeliantów,  inni  do  Czarnego  S³oñ-

ca… tak jak to le¿y w naturze wszystkich istot rozumnych. Ja te¿

wiedzia³em,  jak  szeroko  nale¿y  rozwieszaæ  uszy,  no  wiesz… –

Dengar kciukiem wskaza³ w kierunku pok³adu nawigacyjnego i kok-

pitu. – Mo¿e nie jestem a¿ takim ³owc¹ nagród jak Boba Fett, ale

mam przynajmniej kilka niezbêdnych umiejêtnoœci. I mam swoje

wtyczki  na  dworze  Imperatora  i  w  Czarnym  S³oñcu…  niektóre

oficjalne, przekazuj¹ce rzeczy, które chc¹, abyœ wiedzia³a, a nie-

które takie, które s³ychaæ tylko w pomieszczeniach dla s³u¿by.

– I ufasz im? – Neelah unios³a brew.

– Nie  bardziej  ni¿  muszê. –  Dengar  wzruszy³  ramionami. –

Za niektóre informacje zap³aci³em… hej, to wydatki s³u¿bowe…

i te przynajmniej miewaj¹ jak¹œ dozê prawdopodobieñstwa. Jeœli

ciê zabij¹, poniewa¿ uwierzy³eœ w coœ, co ci powiedzieli, to zwy-

kle nie wrócisz, ¿eby kupiæ wiêcej informacji. A s¹ rzeczy, które

mo¿esz potwierdziæ nie tylko z jednego Ÿród³a… nawet jeœli maj¹

zwi¹zek  z  kimœ,  kto  nie  ¿yje,  na  przyk³ad  z  ksiêciem  Xizorem.

Przy prowadzeniu organizacji przestêpczej napotykasz jeden pro-

blem: zawsze znajdzie siê kilka niezbyt uczciwych istot, które dla

ciebie pracuj¹ i wiedz¹ wszystko o twoich interesach. Wiêc kiedy

ju¿ ciê nie ma, chêtnie opowiedz¹ to i owo za parê kredytów. – Na

twarzy Dengara pojawi³ siê pó³uœmieszek. – Jak s¹dzisz, dlaczego

osoby takie jak ja tak chêtnie spêdzaj¹ czas w brudnych dziurach

background image

122

w rodzaju  kantyny  w Mos  Eisley?  Nie  chodzi  o ¿arcie,  a  ju¿  na

pewno nie o tê koci¹ muzykê, któr¹ tam uprawiaj¹. Nie do takich

miejsc jak to chodzi siê, aby pos³uchaæ informacji. Po prostu i zwy-

czajnie. Miej uszy otwarte, a dowiesz siê mnóstwa ciekawych rze-

czy.

– Skoro tak twierdzisz… – Neelah nie by³a pod specjalnym

wra¿eniem. O ile mog³a stwierdziæ, Dengar by³ zdecydowanie zbyt

ufny. Pewnie to dobrze, myœla³a, ¿e ju¿ rzuca ten interes. Mimo to

wci¹¿ by³a nie wiedzieæ czemu przekonana, ¿e ca³a historia – a przy-

najmniej ta jej czêœæ, któr¹ s³ysza³a do tej pory – jest prawdziwa.

Nagle przysz³a jej do g³owy niespodziewana, niepokoj¹ca myœl:

„A mo¿e ja ju¿ znam czêœæ tej historii”, z dawnych czasów, z ¿y-

cia, które zosta³o jej skradzione, które nale¿a³o do niej, dopóki nie

wyczyszczono jej pamiêci i dopóki nie zosta³a zamkniêta jak nie-

wolnica w pa³acu Jabby Hutta. Gdyby to by³a prawda, to znaczy,

¿e by³a kimœ zupe³nie innym ni¿ tylko zwyk³¹ tancerk¹ i potencjal-

nym ¿arciem dla rankora.

Ale o tym te¿ wiedzia³am, stwierdzi³a nagle. W g³êbi ducha,

tam, gdzie w otaczaj¹cej ciemnoœci ¿arzy³a siê jeszcze nieœmiertel-

na iskierka ognia, by³a ca³kowicie pewna, ¿e jej prawdziwa to¿sa-

moœæ ma ogromne znaczenie, znaczenie wiêksze ni¿ sieæ k³amstw,

która j¹ otacza³a. Wiedzia³a to, zanim jeszcze stwierdzi³a, ¿e Boba

Fett czuwa nad jej bezpieczeñstwem w pa³acu, pilnuj¹c, aby nie

przydarzy³o jej siê nic strasznego… a przynajmniej nic ostateczne-

go. Dziwna, krêta droga sprowadzi³a j¹ do tego miejsca, gdzie cze-

ka³ j¹ inny los… jeœli zdo³a go odnaleŸæ i zatrzymaæ wy³¹cznie dla

siebie. Wszystko, co jej odebrano, ca³a osobowoœæ, któr¹ wykaso-

wano, niczym imiê zapisane na arkuszu flimsiplastu i wrzucone do

ognia, zredukowane do rozsypuj¹cego siê popio³u… albo je odnaj-

dzie, albo zginie, próbuj¹c to zrobiæ. Jakimœ cudem, niewa¿ne ja-

kim,  pozwala³o  jej  to  zachowaæ  zimn¹  krew  wobec  ukrytej  pod

he³mem postaci w kokpicie „Wœciek³ego Psa”. Boba Fett nie móg³

jej nic zrobiæ poza tym, ¿e j¹ zabije; ale ona ju¿ przecie¿ prze¿y³a

inn¹ œmieræ, dawno temu. Œmieræ, która zabra³a jej to¿samoœæ.

– Mo¿esz mi wierzyæ albo nie – mówi³ Dengar. – To mi nie

przeszkadza. Ale us³yszysz tê sam¹ historiê od mnóstwa istot w ca³ej

galaktyce. Teraz, kiedy wszystko siê skoñczy³o… mówiê o wojnie

miêdzy ³owcami nagród… to ju¿ ¿adna tajemnica. – Dengar znów

wskaza³ brod¹ na znajduj¹cy siê nad ich g³owami kokpit. – Boba

Fett ju¿ siê tym zaj¹³.

background image

123

– Pomóg³ rozprzestrzeniæ te opowieœci… o to ci chodzi? Po

co mia³by to robiæ?

– Wszystko,  co  mo¿e  wzbogaciæ  jego  reputacjê,  uwa¿a  za

doskona³y pomys³. Wywin¹³ siê ca³o z tej wojny ³owców nagród,

i to walcz¹c przeciwko paru niez³ym przeciwnikom. – Dengar po-

³o¿y³ d³oñ na piersi. – Zrobi³ na mnie wra¿enie. Coœ w tym jest, ¿e

ró¿ne istoty, ³owcy nagród albo i nie, kiedy staj¹ nos w nos z Bob¹

Fettem, od razu padaj¹ na twarz i udaj¹ trupa. Nie ma sensu umie-

raæ naprawdê. Jeœli poprzedza go taka legenda, to mu oszczêdza

mnóstwo czasu i wysi³ku.

Neelah uzna³a, ¿e to rzeczywiœcie ma sens, choæ wiele pytañ

w dalszym ci¹gu pozostawa³o bez odpowiedzi. Jeœli Boba Fett wi-

dzia³ jak¹œ korzyœæ w budowaniu wokó³ siebie famy niezwyciê¿o-

nego,  korzysta³  z  otaczaj¹cych  go  mitów  jako  broni  przeciwko

innym  stworzeniom,  to  gdzie  jest  kres  tego  procesu?  Wygodne

k³amstwo lub przesada pos³u¿y jego celom równie dobrze, jak praw-

da,  a  jeœli  ju¿  przyjmie  siê  tak¹  mo¿liwoœæ,  to  nie  mo¿na  ufaæ

¿adnej historii o nim. Niczemu, czego nie móg³by udowodniæ w³a-

snymi czynami. I to jest ca³y problem, przyzna³a Neelah. Jeœli Ÿle

odgadniesz, bêdzie ciê to kosztowaæ ¿ycie.

– I  co  siê  wtedy  sta³o? –  Dziewczyna  usiad³a  z  powrotem

naprzeciwko Dengara. – No, gadaj… przecie¿ historia nie koñczy

siê na tym.

S³ucha³a jego opowieœci przez ca³y ten czas, który „Wœciek³y

Pies” spêdzi³, pod¹¿aj¹c przez przestrzeñ ku niewiadomemu celo-

wi. Straci³a poczucie czasu, nie wiedzia³a, ile minê³o standardo-

wych godzin.

– Nie wiem, czy mam ochotê opowiadaæ ci to wszystko. – Den-

gar pogrzeba³ w czêœci magazynowej „Wœciek³ego Psa” i znalaz³ pu-

sty worek po towarze. Zwin¹³ go w prowizoryczn¹ poduszkê. – Zw³asz-

cza jeœli bêdziesz sceptycznie krêci³a na wszystko nosem. Po co?

Daj sobie spokój, pomyœla³a Neelah. Zrozpaczona podnios³a

oczy do góry. Pewnego dnia, jeœli ta podobno rozumna istota go

do¿yje, spadnie na kark kolejnej kobiecie, swojej przysz³ej ¿once,

Manaroo. Neelah wcale jej nie zazdroœci³a.

– Ju¿  dobrze –  z  trudem  hamowa³a  wœciek³oœæ. –  Dobrze,

przepraszam. – Mia³a ochotê powiedzieæ mu znacznie wiêcej, i to

tak, ¿eby zabola³o. – Wierzê w ka¿de twoje s³owo.

Na razie, obieca³a sobie. Zanim jednak „Wœciek³y Pies” do-

trze do miejsca, gdzie wióz³ ich Boba Fett, potrzebowa³a bardziej

background image

124

konkretnych informacji. Nie by³a pewna, czy znajdzie to, czego

jej  trzeba,  w skomplikowanej  historii  wojny  pomiêdzy  ³owcami

nagród, ale na razie by³a to jej jedyna poszlaka.

– Mo¿e jednak skoñczysz to, co zacz¹³eœ, i opowiesz, co by³o

dalej?

– Mo¿e póŸniej. – Dengar wyci¹gn¹³ siê na pod³odze, wsa-

dzaj¹c pod g³owê zwiniêty worek. – Jestem wykoñczony – zamkn¹³

oczy. – A poza tym… nie mam ochoty zdzieraæ gard³a opowiada-

niem starych historii niewdziêcznym smarkulom. Zw³aszcza sar-

kastycznym.

Zwê¿onymi w szparki oczami spojrza³a na Dengara, który ju¿

spa³ albo udawa³, ¿e œpi. Szybki kopniak w g³owê albo go obudzi,

albo roz³o¿y na dobre. Ale¿ mnie to korci, pomyœla³a wœciek³a.

Przywo³a³a resztki samokontroli i postanowi³a dzia³aæ inaczej.

Rzuci³a  ostatnie  mia¿d¿¹ce  spojrzenie  na  œpi¹cego  Dengara,  po

czym odwróci³a siê i ruszy³a w górê drabinki wiod¹cej do kokpitu.

S³ysza³, jak ktoœ wspina siê po drabince z dolnej czêœci statku.

Nie musia³ odwracaæ siê od uk³adów nawigacyjnych „Wœciek³ego

Psa” – wystarczy³o mu pos³uchaæ odg³osu kroków na szczeblach

drabinki: wskazywa³y, który z pasa¿erów wchodzi na górê. Den-

gar st¹pa³by bardziej ciê¿ko.

– No i gdzie jesteœmy? – tak jak siê tego spodziewa³, g³os, któ-

ry odezwa³ siê za jego plecami, nale¿a³ do kobiety, Neelah. – Wci¹¿

w samym œrodku niczego? A mo¿e ju¿ zbli¿amy siê do tego tajem-

niczego miejsca przeznaczenia, do którego podobno zmierzamy?

W jej g³osie brzmia³a wyraŸna irytacja. Boba Fett odwróci³

wizjer od iluminatora i spojrza³ przez ramiê.

– Jak to dobrze – rzek³ z wystudiowan¹ ³agodnoœci¹ – ¿e w naj-

bli¿szym czasie nie zamierzasz braæ siê za robotê ³owcy nagród. Dla

nas cierpliwoœæ nie jest wy³¹cznie cnot¹, jest koniecznoœci¹. Jeœli siê

pospieszysz, mo¿esz skoñczyæ w ca³ej galaktyce k³opotów.

– Postaram siê o tym pamiêtaæ. – Neelah sta³a w wejœciu do

kokpitu, a w jej ciemnych oczach lœni³ ledwie powstrzymywany

gniew. – Schowam tê zasadê na pami¹tkê razem z innymi darmo-

wymi radami, jakich wszyscy mi udzielaj¹. Skoro to wszystko, co

mogê tu dosta慠– spochmurnia³a jeszcze bardziej – … tu i wszê-

dzie indziej, jeœli o to chodzi.

Kobieta wygl¹da³a na niezadowolon¹, ba, rozjuszon¹. Boba

Fett  stwierdzi³,  ¿e  transportowanie  twardego  towaru,  to  znaczy

istot  rozumnych,  za  których  g³owy  wyznaczono  nagrodê,  mia³o

background image

125

same  pozytywne  strony.  Tamtych  przynajmniej  mo¿na  wrzuciæ

do  klatki,  pomyœla³.  I nigdy  nie  by³o  kwestii,  kto  tu  rz¹dzi,  nie

tylko w wa¿nych sprawach, ale nawet w najdrobniejszych szcze-

gó³ach. Z Neelah sytuacja nie by³a taka oczywista. Prawdopodob-

nie bêdzie potrzebowa³ jej wspó³pracy. Nawet wtedy, kiedy by³a

tylko tancerk¹ w pa³acu Jabby Hutta, zachowa³a pewn¹ dumê i wy-

nios³oœæ, które wynika³y z jej poprzedniej wysokiej pozycji spo-

³ecznej. Zosta³y jej wpojone tak g³êboko, ¿e nawet dok³adne zatar-

cie pamiêci nie zdo³a³o ich usun¹æ. A zatem jeœli teraz siê na niego

obrazi, przeci¹gniêcie jej z powrotem na swoj¹ stronê mo¿e wy-

magaæ sporego wysi³ku. Klatka niestety odpada, uzna³ Fett.

Musia³ przy tym braæ pod uwagê równie¿ inne, nie mniej wa¿-

ne czynniki. Neelah zaczê³a sk³adaæ razem pozostawione jej frag-

menty wspomnieñ. Dengar zrelacjonowa³ mu ju¿, o czym mówi³a

w jaskini na Tatooine. By³y to rzeczy, których znaczenia Dengar

nie podejrzewa³… ale Fett owszem.

Nil Posondum, pomyœla³ Fett. Pamiêta³a to nazwisko. Nie by³

tym wcale zaskoczony. Dawny ksiêgowy, który sta³ siê twardym

towarem w klatce transportowej „Niewolnika I”, by³ kluczem do

wszystkiego, co spotka³o Neelê. Jeœli po³¹czy ten fragment wspo-

mnieñ z enigmatycznym komunikatem, jaki Posondum wydrapa³

w metalowej pod³odze klatki, rozwi¹¿e za jednym zamachem wie-

le tajemnic, dot¹d przed ni¹ ukrytych.

Boba Fett nie by³ na to przygotowany, a przynajmniej jeszcze

nie teraz. Wydrapana wiadomoœæ ju¿ nie istnia³a, poza obrazem prze-

chowywanym w bankach danych komputera pok³adowego „Niewol-

nika I”, które teraz zosta³y przeniesione na „Wœciek³ego Psa”. Ob-

raz i informacja zawarta w tej wiadomoœci by³y bezpiecznie zamkniête

i niedostêpne. I tak mia³o jeszcze przez jakiœ czas pozostaæ.

Tymczasem jednak mia³ przed sob¹ rozeŸlon¹ kobietê.

– Szkoda, ¿e masz ju¿ doœæ dobrych rad – rzek³ Boba Fett. –

W³aœnie mia³em ci udzieliæ jeszcze jednej.

– Taak? – Neelah opar³a siê o framugê i sceptycznie unios³a

brew. – A có¿ to za rada?

– Prosta. Uspokój siê. Mamy do przebycia d³ug¹ drogê, a po

drugiej stronie mo¿e siê zdarzyæ dos³ownie wszystko. Odpocznij,

dopóki jeszcze mo¿esz.

– Och… – Neelah powoli skinê³a g³ow¹, jakby przetrawia³a

to w myœli. – Naprawdê? Tym siê w³aœnie zajmujesz? Mam odpo-

cz¹æ? – wyda³a z siebie krótki, pogardliwy œmieszek. – Jedynym

background image

126

momentem, kiedy widzia³am ciê odpoczywaj¹cego, by³a chwila,

gdy le¿a³eœ nieprzytomny, wyrzygany przez tê bestiê Sarlaka. Jeœli

myœlisz o takim odpoczynku, to niezbyt mi siê to podoba.

Gdyby by³ do tego zdolny, komentarz kobiety pewnie by go

ubawi³.

– To nie by³ odpoczynek, tylko umieranie – odrzek³. I pewnie

skoñczy³oby siê to jego œmierci¹, gdyby pozosta³ tak, le¿¹c na pó³

strawiony w gor¹cych piaskach Morza Wydm Tatooine… gdyby

nie ona i Dengar. Zawdziêczanie czegokolwiek, a co dopiero w³a-

snego ¿ycia, innemu stworzeniu by³o dla niego ca³kowicie nowym

doœwiadczeniem. Jak sp³acaæ takie d³ugi? Wci¹¿ zastanawia³ siê nad

tym problemem. Gdyby nie bra³ tego pod uwagê, na pewno by³by

mniej mi³y dla pasa¿erów na pok³adzie „Wœciek³ego Psa”.

– Mo¿e – w zadumie odpar³a Neelah. – W koñcu nie wiem,

co takie stworzenie jak ty uwa¿a za „odpoczynek”. Mam wra¿e-

nie, ¿e najbardziej odpowiada ci zabijanie innych istot.

– Nie tak bardzo, jak otrzymywanie za to zap³aty.

Neelah zamilk³a na kilka chwil. Boba Fett odwróci³ siê znowu

w stronê pulpitu sterowniczego kokpitu i dokona³ kilku nowych obli-

czeñ nawigacyjnych. Dok³adnie jak przewidywa³, dawny statek Bos-

ska nie by³ ani tak nowoczesny, ani tak dobrze utrzymany jak jego

w³asny „Niewolnik I”. Potrzebowa³ d³u¿szej chwili, ¿eby siê przy-

zwyczaiæ do tego ba³aganu, który zreszt¹ w dalszym ci¹gu go iryto-

wa³. Stwierdzi³, ¿e to nic dziwnego, i¿ Bossk nigdy nie zdo³a³ wspi¹æ

siê na wy¿yny profesji ³owcy nagród: Trandoszanin próbowa³ widocznie

zast¹piæ staranne planowanie i inwestycje w sprzêt bezwzglêdnoœci¹

i brutaln¹ si³¹. To nigdy nie dzia³a, powiedzia³ sobie Boba Fett. Bez-

wzglêdnoœæ i si³a s¹ potrzebne, zgoda, ale nie wystarcz¹.

Kobiecy g³os wdar³ siê w tok jego myœli.

– Mo¿e potrafi³abym odpocz¹æ, gdybym mog³a otworzyæ ci

g³owê.

Boba Fett nawet siê nie obejrza³.

– A co to niby ma znaczyæ?

– To,  co  s³ysza³eœ.  Chcia³abym  rozpo³owiæ  ten  twój  he³m,

jakby to by³a skorupka jajka – prawie wyplu³a z siebie te s³owa. –

Szkoda, ¿e nie skorzysta³am z okazji, kiedy le¿a³eœ na ³o¿u œmier-

ci.  Mog³am  wtedy  rozwaliæ  ci  czaszkê  i mo¿e  wydobyæ  z  niej

wszystko, co chcia³abym wiedzieæ. O sobie.

– Mo¿e wcale nie chcia³abyœ tego wiedzieæ. – Fett leciutko

wzruszy³ ramionami. – Mo¿e by ci siê to nie spodoba³o.

background image

127

– Bardzo chêtnie podejmê takie ryzyko. Wolê to, ni¿ pozo-

stawaæ w nieœwiadomoœci – odpar³a.

– Nie martw siê. Wkrótce siê wszystkiego dowiesz.

G³os Neelah sta³ siê nagle z³owró¿bnie spokojny.

– Wola³abym nie czekaæ.

Uda³o  jej  siê  go  zaskoczyæ.  Boba  Fett  wyci¹gn¹³  rêkê  nad

pulpitem, ¿eby dosiêgn¹æ monitora, umieszczonego niewygodnie

wysoko. Poczu³ lekkie, prawie niezauwa¿alne poci¹gniêcie za pas

z  wyposa¿eniem,  stanowi¹cy  czêœæ  jego  mandaloriañskiej  zbroi

bojowej. Ten sygna³ wystarczy³, aby Fett obróci³ siê b³yskawicznie

wraz z fotelem i spojrza³ na Neelah.

Ale ona ju¿ odskoczy³a z powrotem do w³azu. Podnios³a mio-

tacz,  który  uda³o  jej  siê  wyci¹gn¹æ  z  pochwy  przy  pasie  Boby

Fetta. Trzymaj¹c broñ obiema rêkami, skierowa³a lufê dok³adnie

na œrodek czarnego wizjera he³mu Fetta.

– Nie ¿artowa³am – powiedzia³a. Lekki uœmieszek w k¹ciku

ust œwiadczy³ o jej intencjach. – Kiedy mówi³am, ¿e chcia³abym ci

rozwaliæ g³owê. Ciekawe… ile takich strza³ów wytrzyma ta pusz-

ka? Jak ci siê zdaje?

Boba Fett odchyli³ siê w ty³ w fotelu pilota.

– Gratulujꠖ rzek³. Wiêksz¹ czêœæ uzbrojenia schowa³ w bez-

pieczne miejsce, aby rozmaite elementy jego przenoœnego arsena-

³u nie przeszkadza³y mu w ciasnym kokpicie. Niewielki miotacz

by³ jedyn¹ broni¹, jak¹ zatrzyma³ przy sobie. Wskaza³ j¹ gestem.

Broñ nawet nie drgnê³a w uchwycie Neelah.

– Niewiele istot zdo³a³oby wykrêciæ mi taki numer. Wzi¹æ mnie

z zaskoczenia to naprawdê osi¹gniêcie.

– £atwizna – skrzywi³a siê Neelah.

Musia³ przyznaæ, ¿e zabra³a mu broñ z zaskakuj¹c¹ zrêczno-

œci¹.  A  mo¿e  nie  a¿  tak  zaskakuj¹c¹:  z  tego,  co  wiedzia³  o  jej

pochodzeniu, o tym, kim by³a, zanim znalaz³a siê w pa³acu Jabby

jako tancerka ze skasowan¹ pamiêci¹, takie umiejêtnoœci nie by³y

w³aœciwie niczym niezwyk³ym. By³a w koñcu kimœ wiêcej ni¿ zwy-

k³e dziecko arystokracji; nie wolno mu o tym zapomnieæ.

– Mo¿e  i tak –  przyzna³. –  Co  nie  znaczy,  ¿e  to  by³  dobry

pomys³. Mo¿esz byæ dosyæ szybka, ale wierz mi, to nic w porów-

naniu ze mn¹. Zanim przyciœniesz spust tej zabawki, bêdê ju¿ ko³o

ciebie, a moje ramiê przydusi ci gard³o. A potem sprawy mog¹ siê

potoczyæ jeszcze mniej przyjemnie dla ciebie.

background image

128

– Chêtnie zaryzykujꠖ wzruszy³a ramionami. – Co mam do

stracenia? Nie chcesz mi powiedzieæ tego, co ja chcꅠco muszê

wiedzieæ.  Jeœli  jednak  oddam  jeden  dobry  strza³,  bêdê  mia³a  tê

satysfakcjê,  ¿e  nie  dostajê  odpowiedzi  z  wa¿nego  powodu.  Po-

myœl tylko, jako nieboszczyk bêdziesz mia³ œwietn¹ wymówkê.

Boba Fett obliczy³ ju¿ dok³adnie odleg³oœæ pomiêdzy sob¹ a ni¹,

dok³adny k¹t, prêdkoœæ i kierunek ruchów niezbêdnych do odzy-

skania broni. Móg³by to zrobiæ i nawet nie zostaæ draœniêty tym

jednym strza³em, jaki dziewczyna zdo³a oddaæ w ci¹gu tych kilku

mikrosekund. Lepiej jednak, ¿ebym nie musia³ tego robiæ, myœla³.

I tylko  z  jednego  powodu:  strza³  na  œlepo  w ciasnej  przestrzeni

kokpitu móg³by wyrz¹dziæ powa¿ne szkody. Nawet teraz „Wœcie-

k³y Pies” nie by³ w takim stanie, w jakim powinien, ale by³a to

zas³uga niechlujstwa poprzedniego w³aœciciela. Gdyby strza³ uszko-

dzi³ tylko konstrukcjê statku – bo nie zdo³a³by przebiæ pow³oki –

Fett móg³by to naprawiæ, ale jeœli trafi w pulpit sterowniczy, prze-

œledzenie i za³atanie nieznanych obwodów mo¿e zaj¹æ du¿o czasu.

A czas by³ akurat luksusem, którego mu teraz brakowa³o. Musia³

zaj¹æ siê swoimi interesami, i to doœæ daleko st¹d.

– Ju¿  kiedyœ  by³em  bliski  œmierci –  rzek³  Boba  Fett. –  Nie

mam wielkiej ochoty powtarzaæ tego doœwiadczenia.

Neelah unios³a miotacz nieco wy¿ej, spogl¹daj¹c wzd³u¿ lufy

na cel.

– W takim razie lepiej zacznij gadaæ.

– Chyba nie… – Boba Fett wykona³ przecz¹cy ruch g³ow¹. –

Nie s¹dzê.

– Co? – kobieta zmarszczy³a brwi. – Co masz na myœli?

– To proste – Boba Fett machn¹³ d³oni¹ w jej stronê. – Masz

tyle samo do stracenia co i ja. Zabij mnie, a nigdy nie dowiesz siê

tego, co chcesz wiedzieæ.

Przechyli³a g³owê na bok i spojrza³a na niego uwa¿niej.

– Mo¿e jeœli nie bêdziesz mi sta³ na drodze, potrafiê wydobyæ

prawdê od kogoœ innego.

– Mo¿e. – Boba Fett znowu wzruszy³ ramionami. – Ale je-

œli siê mylisz… i jeœli tylko ja wiem cokolwiek na temat twojej

prawdziwej  to¿samoœci…  wtedy  za³atwisz  jedyn¹  osobê,  która

mo¿e ci udzieliæ odpowiedzi. Jesteœ pewna, ¿e chcesz zaryzyko-

waæ?

Przez kilka nastêpnych sekund Neelah zdawa³a siê rozwa¿aæ

tê mo¿liwoœæ. Potem opuœci³a miotacz.

background image

129

– Chyba  jednak  nie. –  Dalej  mia³a  wœciek³¹  minê. –  Zdaje

siê, ¿e wykrêci³eœ siê sianem.

– Jeszcze mi za to podziêkujesz. – Wyci¹gn¹³ rêkê. – Wezmê

to, jeœli pozwolisz.

Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.

– Jeszcze mi siê mo¿e przydaæ.

Patrzy³ w œlad za ni¹, gdy z miotaczem u boku schodzi³a po

drabince do ³adowni statku.

Przynajmniej wie, czego chce, pomyœla³. Problem w tym, czy

uda jej siê to zdobyæ.

Odwróci³ fotel pilota z powrotem w stronê pulpitu sterowni-

czego. Mia³ w³asne problemy, z którymi musia³ siê uporaæ.

Kuksaniec w ¿ebra obudzi³ Dengara. Zamruga³ i szybko prze-

szed³ w stan pe³nej œwiadomoœci, choæ nie wolnej od zaskoczenia,

gdy stwierdzi³, ¿e spogl¹da prosto w lufê pistoletu laserowego.

– Czas zacz¹æ gada栖 oznajmi³a Neelah. Wycelowa³a broñ

wprost w jego czo³o. – Chcê us³yszeæ ca³¹ historiê.

9 –

background image

130

R O Z D Z I A £



WCZORAJ

– Musisz przyznaæ, ¿e to przyjemne miejsce na spotkanie –

rzek³ Bossk.

Podoba³o mu siê w³asne poczucie humoru. Z jedn¹ szponiast¹

³ap¹ na rêkojeœci miotacza przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wodzi wzro-

kiem po osypuj¹cych siê szczelinach i suchych powierzchniach klifów

dawnego basenu morza. Oceany Gholondreine-Beta zosta³y wyssane

do ostatniej moleku³y s³onej cieczy i przeniesione przez flotê potê¿-

nych imperialnych frachtowców na orbitaln¹ stacjê katalizy wokó³

Coruscant. Czynnikiem motywuj¹cym nie by³a tu ekonomia – prze-

transportowanie takiej iloœci wody statkiem by³o znacznie kosz-

towniejsze ni¿ jej wyprodukowanie – lecz kara. Nadbrze¿ne i we-

wn¹trzl¹dowe pañstwa nie doœæ szybko – przynajmniej zdaniem

Imperatora  Palpatine’a –  wyzbywa³y  siê  ostatnich  niedobitków,

dochowuj¹cych wiernoœci starej Republice. Teraz, pod ¿arem po-

zbawionego chmur nieba, po wyschniêtych ulicach pustych miast tañ-

czy³ jedynie kurz. S¹siednie planety tego sektora dosta³y cenn¹ lekcjê

pogl¹dow¹, ¿e na polecenia Imperatora nale¿y reagowaæ.

Skorupa jakiegoœ od dawna martwego stworzenia morskiego

zachrzêœci³a pod podeszw¹ buta Boby Fetta. Jego statek, „Niewol-

nik I”, sta³ o kilkaset metrów dalej. Kokpit z transparistali b³ysz-

cza³  w œwietle  s³oñca,  którego  promienie  zdo³a³y  przenikn¹æ  do

œrodka podmorskiego rowu tektonicznego. Pêkniêcie w skorupie

wysuszonej  planety  by³o  tak  g³êbokie,  ¿e  w ci¹gu  standardowej

jednostki  czasowej  zapadnie  tu  niemal  ca³kowita  ciemnoœæ.  To

Bosskowi nie przeszkadza³o. Interes, jaki mia³ zamiar ubiæ ze swo-

im rywalem Bob¹ Fettem, nie powinien zaj¹æ zbyt wiele czasu.

background image

131

– W porz¹dku. – Boba Fett zakoñczy³ inspekcjê miejsca, jed-

noczeœnie sprawdzaj¹c odczyty na przedramieniu mandaloriañskiej

zbroi bojowej. Œwiate³ka wskaŸników powoli zmienia³y kolor z czer-

wonego na ¿ó³ty, a potem na zielony, gdy wieloczujnikowe syste-

my wczesnego ostrzegania „Niewolnika I” zakoñczy³y przeczesy-

wanie okolicy w poszukiwaniu ukrytych pu³apek i zasadzek. Bossk

pozostawi³  swój  statek  w powietrzu,  w stanie  gotowoœci,  ale  po

drugiej stronie rowu, tak aby pok³adowe uzbrojenie nie wzbudzi³o

podejrzeñ drugiego ³owcy nagród.

– Nie jest tu co prawda tak intymnie, jak mo¿na by s¹dzi栖

rzek³ Fett. D³oni¹ w rêkawicy zatoczy³ kr¹g, wskazuj¹c na otacza-

j¹ce ich klify, których osypuj¹ce siê zbocza górowa³y nad huma-

noidalnymi postaciami w dole. – Odbieram sygna³y rozmaitych or-

ganicznych form ¿ycia.

Bossk zarechota³ krótko i chrapliwie.

– Nie s¹dzê, ¿ebyœmy musieli siê nimi przejmowaæ. – Œci¹-

gn¹³ z ramienia rusznicê laserow¹, opar³ j¹ o biodro i wypali³ na

maksymalnej mocy w zbocze, pod którym stali. Strza³ roztrzaska³

suchy  kamieñ,  zasypuj¹c  dno  rowu  bia³awym  py³em  i od³amka-

mi. – SprawdŸ sobie.

Czubkiem  buta  tr¹ci³  stertê  gruzu.  Spomiêdzy  wyszczerzo-

nych, ostrych jak ig³y k³ów podobnego do stonogi stworzenia roz-

leg³ siê ostry syk. Zwierzê skrêca³o siê i rozkrêca³o do d³ugoœci

prawie metra; jego ¿ó³te oczy lœni³y wœciek³oœci¹, a¿ wreszcie rzu-

ci³o siê gwa³towanie i owinê³o wokó³ kostki Bosska. Zanim zd¹¿y-

³o zatopiæ zêby w jego ³ydce, ³owca zrzuci³ je kolb¹ rusznicy. Dru-

gie uderzenie przepo³owi³o stwora; dwa osobne kawa³ki wi³y siê

w ostatnich konwulsjach, rozlewaj¹c wokó³ zielonkawe osocze.

– Milutkie maleñstwa, nie? Nawet do jedzenia siê nie nadaj¹.

Smakuj¹ jak przerobiony olej przek³adniowy.

Boba Fett nie odpowiedzia³. Zwróci³ spojrzenie czarnego wi-

zjera na powierzchniê klifu. To, co do tej pory zdawa³o siê nieru-

chome  i pozbawione  ¿ycia,  teraz  lœni³o  i pulsowa³o  w monoton-

nym blasku s³oñca wij¹cym siê ruchem, niczym robaki w gnij¹cym

ciele. Strza³ z miotacza obudzi³ k³êbowiska wielonogich stworzeñ,

które  wype³za³y  z  otworów  wy¿artych  w miêkkim,  osypuj¹cym

siê kamieniu. Echo wystrza³u wystarczy³o, aby obudziæ równie¿

stworzenia gnie¿d¿¹ce siê po drugiej stronie rowu. Przez chwilê

zbocza po obu stronach Bosska i Boby Fetta kipia³y rojem wij¹-

cych siê cia³ i g³odnych, ¿ó³tych œlepiów.

background image

132

– Standardowa procedura operacyjna Imperium. – Boba Fett

nie okaza³ najmniejszego œladu zdziwienia, gdy oœwietli³ blaskiem

odbitym  od  he³mu  kolejny  k³¹b  wij¹cych  siê  istot. –  Zw³aszcza

wtedy, gdy Imperator ma z³y humor. Te istoty nie s¹ czêœci¹ fauny

planety; to wyprodukowana w laboratorium hybryda ithoriañskich

korzeniowców, genetycznie przystosowanych do ¿ycia w warun-

kach zerowej wilgotnoœci.

Martwe stworzenie pozostawi³o na bucie Bosska czarn¹ smu-

gê. Pochyli³ siê i star³ j¹ szponem kciuka.

– Imperium je tutaj sprowadzi³o? – wyprostowa³ siê, mierz¹c

wzrokiem kipi¹cy mu nad g³ow¹ kamieñ. – Co to za specja³?

– To ¿aden specja³ – odpar³ Boba Fett. – Wydzielaj¹ biotok-

syny o okresie rozpadu molekularnego liczonego w setki lat. Po-

ziomy ska¿enia staj¹ siê wreszcie tak wysokie, ¿e one same padaj¹

ofiar¹. Do tego czasu jednak ca³a skorupa planety zostanie prze-

¿arta  ich  wype³nionymi  trucizn¹  kana³ami.  Œwiaty  otaczaj¹cych

systemów przyjê³y uchodŸców z Gholondreine-Beta, ale ci uchodŸ-

cy nie wróc¹ na rodzinn¹ planetê jeszcze przez wiele tysi¹cleci.

Imperator ju¿ o to zadba³.

Bossk  poczu³  lekkie  md³oœci,  jakby  mia³  w ustach  kawa³ek

wielonogiego stworzenia. Mam nauczkê, pomyœla³ ponuro. Sama

myœl, ¿e ktoœ umyœlnie wyhodowa³ stworzenie nie nadaj¹ce siê do

spo¿ycia, mocno go zirytowa³a. Filozofia trandoszañska zaleca³a

spo¿ywanie innych ¿ywych istot, z w³asnymi przodkami w³¹cznie.

By³ to punkt honoru i ¿yciowy cel Trandoszan. Czysta mœciwoœæ,

jakiej chêtnie oddawa³ siê Imperator, równie¿ niezbyt Bosskowi

odpowiada³a.  W koñcu  nawet  gady  czêœciej  oddaj¹  siê  gor¹cej,

niszczycielskiej, ale i szlachetnej wœciek³oœci.

– Wci¹¿ chcesz gadaæ o interesach? – Boba Fett by³ wyraŸ-

nie rozbawiony widokiem zniesmaczonego Bosska. – Wygl¹dasz

tak, jakbyœ chcia³ tu zostawiæ zjedzony lunch.

– Nie martw siê mn¹ – warkn¹³ Bossk. – Pos³a³em po ciebie

z pewnego wa¿nego powodu. Mamy szansê zrobiæ na tym sporo

kredytów. Potê¿ny interes.

Nie widzia³ Boby Fetta w jego realnej postaci od czasu, gdy

razem przebywali w g³ównej siedzibie Gildii £owców Nagród. Gil-

dia w³aœnie zaczê³a siê rozpadaæ nied³ugo potem, jak Bossk zabi³

swojego ojca, Cradosska. Od tamtej pory by³ zbyt zajêty zatrzy-

mywaniem w swojej frakcji m³odszych ³owców nagród, ¿eby zwra-

caæ uwagê na to, gdzie siê podziewa Boba Fett. Mimo to nabra³

background image

133

podejrzeñ, gdy Fett znikn¹³ z siedziby starej Gildii dok³adnie tak,

jakby  zakoñczy³  zadanie,  które  polecono  mu  tam  wykonaæ.  Od

tego czasu Bossk s³ysza³ tylko plotki.

Szeptane relacje twierdzi³y, ¿e to w³aœnie Boba Fett jest odpo-

wiedzialny – i to œwiadomie – za rozbicie Gildii £owców Nagród.

Bossk nie bardzo móg³ sobie wyobraziæ, po co Boba Fett mia³by to

robiæ. Jeœli to jednak prawda, to wyœwiadczy³ mi przys³ugê, pomy-

œla³ Bossk. W przeciwnym razie jego ojciec, Cradossk, ¿y³by jesz-

cze i wci¹¿ odgrywa³ swój cyrk, on zaœ, Bossk, dalej czeka³by na

swoj¹  szansê.

– O jakich „nas” mówisz? – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona

na piersi. – Ju¿ raz mia³em przyjemnoœæ z tob¹ pracowaæ. To wiê-

cej ni¿ mam w zwyczaju.

Reputacja samotnego wilka, jak¹ cieszy³ siê Boba Fett, by³a

dobrze zas³u¿ona i to dlatego Bossk by³ tak zdumiony, ¿e Fett poja-

wi³ siê na spotkaniu Gildii £owców Nagród, prosz¹c o przyjêcie w jej

szeregi. Potem Boba Fett uda³ siê wraz z Bosskiem i kilku innymi

cz³onkami Gildii – Zuckussem i robotem IG-88 – na wspóln¹ wy-

prawê. Fett przyprowadzi³ nawet jeszcze jedn¹ istotê: ¿ywe, cho-

dz¹ce dzia³o laserowe imieniem D’Harhan. Ten towar by³ naprawdê

twardy – wiêkszoœæ grupy uzna³a siê za szczêœciarzy, uchodz¹c z ¿y-

ciem ze œwiata Pancernych Huttów, zwanego Okr¹glakiem.

Wysz³o tak, ¿e dla D’Harhana by³ to koniec zabawy. Œwiad-

czy³o to dobitnie, ¿e stowarzyszanie siê z Bob¹ Fettem niekoniecz-

nie by³o dobrym pomys³em. Bossk przysi¹g³ sobie, ¿e nigdy ju¿

nie bêdzie tego nawet bra³ pod uwagê. Istnia³y sytuacje, w które

Boba Fett pakowa³ siê chêtnie i z w³asnej woli, poniewa¿ drañ by³

pewien, ¿e wyjdzie z nich ca³o. A jeœli nawet poci¹ga³o to za sob¹

œmieræ wspólnika z dawnych czasów, takiego jak D’Harhan, dla

Boby Fetta by³a to cena, której nie waha³ siê zap³aciæ.

Czas – i chciwoœæ – os³abi³y jednak znacznie decyzjê Bosska.

Za du¿o kredytów, ¿eby je tak zostawiæ, uzna³. Dosta³ jednak na-

uczkê, ¿e nie powinien wybieraæ siê z Bob¹ Fettem na takie wy-

prawy:  trzeba  zawsze  pilnowaæ  ty³ów.  £atwiej  bêdzie  siê  pilno-

waæ, kiedy zostan¹ tylko we dwóch zamiast w ca³ej grupie.

– Daj  spokój –  rzek³  Bossk. –  Czy  nie  mo¿emy  spróbowaæ

pogadaæ jak przyjaciele? – £uskowate pyski Trandoszan nie by³y przy-

stosowane do ¿adnego rodzaju uœmiechu, a zw³aszcza przymilnego.

background image

134

Bossk by³ równie niezdolny do wyra¿ania jakichkolwiek pozytyw-

nych uczuæ, jak gdyby nosi³ mandaloriañski he³m Boby Fetta. –

Ostatnim razem wysz³o nam ca³kiem nieŸle.

– Wtedy tak nie uwa¿a³eœ – g³os Fetta by³ bezdŸwiêczny i po-

zbawiony emocji. – Z tego, jak siê zachowywa³eœ podczas ca³ej

akcji na Okr¹glaku, móg³bym wnosiæ, ¿e to ostatnia twoja wypra-

wa w grupie.

– Zmieni³em zdanie. – Bossk nie mia³ w zwyczaju namawiaæ

kogokolwiek do czegokolwiek. Wola³ groŸby lub brutalnoœæ… albo

jedno i drugie. Niestety, szanse na to, ¿e z Bob¹ Fettem mo¿na coœ

wskóraæ tymi metodami, w³aœciwie nie istnia³y. – Poza tym… pewne

zadania s¹ po prostu za trudne dla jednego ³owcy.

– Mów za siebie.

Bossk podejrzewa³, ¿e Boba Fett wie, o co mu chodzi. Plotka

o tym  akurat  twardym  towarze  roznios³a  siê  poczt¹  pantoflow¹

poœród ³owców nagród z prêdkoœci¹ blisk¹ nadœwietlnej.

– W porz¹dku – powiedzia³. Postanowi³, ¿e porzuci wszelkie

pozory przyjaznego nastawienia. To po prostu nie dzia³a³o. Powi-

nienem by³ wiedzieæ, pomyœla³ ponuro. Ten facet zawsze mia³ jaja

z  durastali. –  PrzejdŸmy  zatem  do  interesów.  Jestem  prawie  pe-

wien, ¿e ty i ja mo¿emy daæ sobie radꅠjeœli bêdziemy wspó³pra-

cowaæ. Albo mo¿emy iœæ pojedynczo i wróciæ jako trupy.

– Ju¿ ci raz powiedzia³em – Boba Fett nawet nie pofatygowa³

siê wzruszyæ ramionami. – Mów za siebie.

Bossk poczu³, ¿e oczy zwê¿aj¹ mu siê w szparki, a krêgos³up

sztywnieje z gniewu. Z trudem pohamowa³ nieodpart¹ chêæ, aby

rzuciæ siê na tamtego, szponami mierz¹c wprost w gard³o. W³aœci-

wie powstrzyma³o go tylko jedno: wiedzia³, ¿e gdy jeszcze bêdzie

w powietrzu, zarobi dziurê w brzuchu na wylot, wypalon¹ przez

laserow¹  rusznicê  Fetta,  i ¿e  wyl¹duje  u  jego  stóp  ju¿  jako  nie-

boszczyk.

– To za³atwia sprawê. – Po co sobie w ogóle zawracam tym

g³owê, pomyœla³ Bossk. Ca³e to spotkanie by³o czyst¹ strat¹ czasu.

Boba Fett stosowa³ siê wy³¹cznie do w³asnych zasad. – Ty pójdziesz

swoj¹ drog¹, a ja swoj¹. Zobaczymy, kto zginie pierwszy.

Okrêci³ siê na piêcie i ruszy³ w stronꠄWœciek³ego Psa”. Wy-

schniêty rów tektoniczny powoli zacz¹³ pogr¹¿aæ siê w cieniu, gdy

bladawe s³oñce Gholondreine-Beta przesunê³o siê w kierunku za-

chodu. Na okrytej mrokiem œcianie rowu lœni³y ¿ó³te oczy stono-

gowatych stworzeñ.

background image

135

– Czekaj – odezwa³ siê za jego plecami g³os Boby Fetta.

Bossk obejrza³ siê przez ramiê, zezuj¹c na tamtego.

– Co jest?

– Nie  powiedzia³em,  ¿e  nie  pójdê  z  tob¹  na  tê  wyprawê. –

Ostry jak brzytwa cieñ pada³ ukoœnie pod stopy Fetta, który sta³

nieruchomo  poœród  pustych,  martwych  skorup  dawnych  miesz-

kañców morskich g³êbin. – Przedstawi³em ci tylko fakty dotycz¹-

ce naszego uk³adu.

Podmuch  zimnego  wiatru  przetoczy³  siê  przez  ca³y  kanion,

przenikaj¹c ³uskowate cia³o Bosska a¿ do samych koœci.

Trandoszanin powolnym skinieniem g³owy odpowiedzia³ Fet-

towi.

– No  to  lepiej  omówmy  resztꠖ  wskaza³  ruchem  g³owy

„Wœciek³ego Psa”. – Równie dobrze mo¿emy pogadaæ na moim

statku.

Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– To nie jest dobry pomys³.

– O  co  chodzi? –  Bossk  poczu³  siê  ura¿ony,  ¿e  tamten  nie

przyj¹³ zaproszenia. – Nie mam zamiaru zastawiaæ na ciebie pu-

³apki. Chcia³em tylko pogadaæ o interesach.

– Przecie¿ ci wierzꠖ Boba Fett ruszy³ ju¿ powoli w stronê

w³asnego  statku. –  Ale  nie  do  koñca.  Poza  tym –  zatrzyma³  siê

i zwróci³ w stronê Bosska ukryt¹ za wizjerem twarz – chcia³em ci

coœ pokazaæ. Coœ, co mo¿e ciê zaciekawiæ.

W³aœciwie czemu nie? – pomyœla³ Bossk i ruszy³ za Fettem.

Praca z nim uczy³a go ci¹gle nowych przejawów wrogoœci.

Wnêtrze „Niewolnika I” by³o dok³adnie takie, jak zapamiêta³

Bossk z czasów wyprawy na Okr¹glak. Rozejrza³ siê doko³a, z wy-

raŸnym niesmakiem wodz¹c wzrokiem po œcianach i klatkach. Boba

Fett utrzymywa³ swój statek w takim stanie technicznym, ¿e Bossk

uwa¿a³ to za osobist¹ obrazê. Czu³ siê tak, jakby zwiedza³ oddzia³

chirurgiczny na statku szpitalu Floty Imperialnej, gdzie ka¿da po-

wierzchnia odarta by³a do nagiego metalu i wysterylizowana. Bossk

by³ zdania, ¿e wnêtrze statku ³owcy powinno stanowiæ odzwiercie-

dlenie jego charakteru; ¿e ka¿dy aspekt jego osobowoœci przes¹-

cza siê w konstrukcjê a¿ do dysz silników i uk³adów sterowania.

By³ dumny z tego, ¿e spaceruj¹c po pok³adzie „Wœciek³ego Psa”,

czu³ siê jak we wnêtrzu w³asnej czaszki.

Ale bior¹c na rozum, myœla³, uœmiechaj¹c siê w duchu, mo¿e

to jest w³aœnie osobowoœæ Fetta. Tylko biznes – kredyty i towar,

background image

136

i ¿adnych namiêtnoœci, ¿adnych prawdziwych przyjemnoœci czer-

panych  z  gwa³tu  i terroru,  jakie  stanowi¹  zwykle  czêœæ  zawodu

³owcy nagród. Co za marnotrawstwo…

– Siadaj – Boba Fett wskaza³ mu ³awkê obok jednej z klatek.

Sam usiad³ naprzeciwko. – Chcesz znaleŸæ tego szturmowca rene-

gata, zgadza siê?

Przynajmniej z takim typem jak Boba Fett, co nie uznaje ni-

czego innego ni¿ biznes, nie marnowa³o siê czasu.

– Zgadza siꠖ odpar³ Bossk. – Taka robota wpada raz w ¿yciu.

By³o to grube niedopowiedzenie. Po og³oszeniu nagrody w ofi-

cjalnym paœmie emitowanym z pa³acu imperialnego na Coruscant

kwota oferowanych kredytów zosta³a uznana za b³¹d w transmisji;

wydawa³o siê, ¿e do rzeczywistej kwoty dodano zbyt du¿o zer. Za

tyle kredytów móg³bym sobie kupiæ ma³¹, nieuprzemys³owion¹ pla-

netꠖ gdyby Imperium wystawia³o takie planety na sprzeda¿, ma-

rzy³ wtedy Bossk. Obie frakcje starej Gildii £owców Nagród, Zre-

formowany Komitet i te stetrycza³e stworzenia nazywaj¹ce siebie

Prawdziw¹ Gildi¹, natychmiast skontaktowa³y siê z centrum infor-

macyjnym Imperium, prosz¹c o wyjaœnienie, jaka jest prawdziwa

kwota oferowanej nagrody.

I dowiedzia³y siê, ¿e nie by³o b³êdu w transmisji. Suma poda-

na w pierwszym komunikacie by³a prawdziwa.

Efekt, jaki ta informacja wywar³a na ka¿dym po kolei ³owcy

nagród, w ka¿dym zgni³ym zak¹tku wszystkich portów kosmicz-

nych i w kwaterach dowództwa obu frakcji Gildii, by³ elektryzuj¹-

cy. Kiedy trzeba zwróciæ na coœ uwagê istoty myœl¹cej, zach³an-

noœæ  potrafi  zdzia³aæ  cuda.  To  by³o  jak  po³o¿enie  szponów  na

pozbawionym os³on generatorze mocy, i to tym najwiêkszym, zdol-

nym ponieœæ w nadprzestrzeñ nawet imperialny kr¹¿ownik. Bossk

czu³, ¿e ka¿da ³uska na jego ciele jest jak naelektryzowana.

To by wszystko za³atwi³o – taka by³a pierwsza myœl, jaka po-

jawi³a siê w g³owie Bosska. Schwytanie imperialnego szturmowca

renegata, za g³owê którego Imperator Palpatine obieca³ kolosaln¹

nagrodê,  w ostateczny  sposób  dowiod³oby –  zarówno  w oczach

Bosska, jak i ka¿dej istoty myœl¹cej w galaktyce – kto jest najlep-

szym ³owc¹ nagród. Imperator na pewno nie da³by tylu kredytów

za ³atwe zadanie. Akurat ten szturmowiec nie by³ jednym z rado-

snych g³upków, co to nie zdejmowali palców ze spustu, a zdolni

byli wy³¹cznie do zbiórki w szeregu, nieskomplikowanych aktów

terroru  oraz  wykonywania  rozkazów  dowódcy.  Trhin  Voss’on’t

background image

137

by³ jednym z dowódców na samym szczycie hierarchii szturmow-

ców imperialnych, dowódc¹ si³ uderzeniowych elitarnego batalio-

nu Oddzia³ów Strategicznych. By³ – dopóki nie wzi¹³ na muszkê

miotacza ca³ego personelu imperialnego niszczyciela gwiezdnego

i nie porwa³ statku wraz z grupk¹ wybranych wspólników, zaled-

wie wystarczaj¹c¹, by wype³niaæ funkcje za³ogi.

Z pocz¹tku spekulacje dotycz¹ce motywów, jakie kierowa³y

Voss’on’tem, koncentrowa³y siê g³ównie wokó³ mo¿liwoœci jego

zdrady na rzecz Sojuszu Rebeliantów. Niszczyciel i jego ca³e uzbro-

jenie, bazy danych kodów i starannie zabezpieczana technologia

imperialna – wszystko to mia³oby zostaæ przekazane jako uzupe³-

nienie rosn¹cego arsena³u Sojuszu. Teorii tej jednak szybko zanie-

chano, kiedy okaza³o siê, ¿e niszczyciel zosta³ porzucony w dryfie

w nie zamieszkanym sektorze nawigacyjnym pomiêdzy systema-

mi  gwiezdnymi,  ze  zw³okami  wspólników  Voss’on’ta  na  pok³a-

dzie. NajwyraŸniej zostali ofiarami egzekucji wykonanej zgodnie

z wszelkimi zasadami standardowych metod dyscyplinarnych sztur-

mowców imperialnych, to znaczy pojedynczym strza³em z miota-

cza  w ty³  czaszki.  Niszczyciel  zosta³  odarty  ze  wszystkiego,  co

mo¿na by³o up³ynniæ szybko i z zyskiem. Czêœci g³ównych silni-

ków wyposa¿one na poziomie molekularnym w odpowiednie nu-

mery kodowe zaczê³y siê pojawiaæ w ró¿nych nielegalnych transak-

cjach niemal natychmiast, ale wczeœniej przesz³y przez niemo¿liwy

do przeœledzenia ³añcuch paserów i miêdzysystemowych handlarzy

z³omu. Uzyskane za nie kredyty pozwoli³y Voss’on’towi dokonaæ

niemo¿liwego, to znaczy znikn¹æ bez œladu.

– Moim zdaniem – Bossk pochyli³ siê do przodu, jakby chcia³

wstaæ  z  miejsca  w g³ównej  ³adowni  „Niewolnika  I” –  Voss’on’t

planowa³ ten ruch ju¿ od d³u¿szego czasu. A kiedy wszystko zo-

sta³o odpowiednio przygotowane, po prostu go wykona³.

– To oczywiste – odpar³ Boba Fett. – Nikt nie ucieka z nisz-

czycielem imperialnym bez przygotowania.

– Nale¿y siê tylko zastanowiæ, dlaczego on to zrobi³. – Bossk

jednym szponem podrapa³ siê po pysku. – Jeœli nawet zarobi³ ja-

kieœ  kredyty  na  tym  z³omie  ze  statku,  wszystko  musia³  utopiæ

w ucieczce. ¯eby tak znikn¹æ, trzeba op³aciæ kupê istot, a drugie

tyle za³atwiæ albo zleciæ ich usuniêcie. A Voss’on’t musia³ pozbyæ

siê niszczyciela po kursie dziesiêciu decykredytów za kredyt rze-

czywistej  wartoœci –  nie  wygl¹da  to  na  zyskowny  interes,  który

móg³by go ustawiæ na ca³e ¿ycie.

background image

138

Boba Fett niedbale wzruszy³ ramionami.

– A  co  nas  obchodzi,  po  co  to  zrobi³?  Mo¿e  mia³  ju¿  doœæ

siedzenia pod pantoflem Palpatine’a. Wiele istot w tej galaktyce

tak w³aœnie myœli. Inaczej nie by³oby ¿adnej Rebelii. Liczy siê tyl-

ko  to,  ¿e  jemu  siê  uda³o…  a  Imperator  zap³aci,  ¿eby  go  dostaæ

z powrotem.

– Tak, ale musisz chyba wleŸæ mu do g³owy, ¿eby go teraz

wyœledziæ. – Bossk pracowa³ nad tym problemem pe³n¹ par¹ swo-

ich sk¹pych mo¿liwoœci intelektualnych. Prawie czu³, jak jego po-

kryte ³usk¹ czo³o marszczy siê z wysi³ku. – To znaczy, ¿e motyw

mo¿e byæ dla niego wa¿nym czynnikiem.

– Mo¿e twoim zdaniem – Fett pozosta³ niewzruszony. – Ale

nie dla mnie. W twardym towarze liczy siê tylko cena, jak¹ chc¹ za

niego zap³aciæ. Wszystkie inne czynniki zawsze pozostaj¹ te same.

Chodzi o wyœledzenie towaru, schwytanie go, przekazanie i zainka-

sowanie nagrody. Jeœli zaczniesz siê zastanawiaæ, co ten towar my-

œli, utrudnisz sobie robotê. – Mroczne spojrzenie wielkiego ³owcy,

a raczej wizjera mandaloriañskiego he³mu, który sta³ siê jego nieod-

³¹czn¹ czêœci¹, pad³o na Bosska. – Dlatego ty jesteœ na jednym po-

ziomie zawodu ³owcy nagród…. a ja na ca³kiem innym.

Bior¹c pod uwagê ³atwopalny temperament Bosska, nawet jego

samego zdziwi³ fakt, ¿e poni¿aj¹ca uwaga Boby Fetta nie wywo³a-

³a gniewnej reakcji. Mo¿e siê czegoœ od niego nauczê, pomyœla³

Bossk.  Mo¿e  Fett  ma  racjê;  mo¿e  to  on  za  du¿o  myœli.  Ca³e  to

ruszanie rozumem tylko przeszkadza mu byæ dobrym ³owc¹ na-

gród.  To  w³aœnie  jest  mój  problem,  myœla³.  Mam  w sobie  zbyt

wiele z intelektualisty.

– A wiêc robimy ten interes? – Bossk opar³ siê o œcianê za

³awk¹. – Inaczej byœ ze mn¹ tak nie rozmawia³, nie? – Bardzo by³

z siebie dumny, ¿e uda³o mu siê tak szybko zorientowaæ. – Ty i ja

stworzymy grupꅠpartnerstwo… i razem ruszymy za tym sztur-

mowcem.  Jak  to  on  siꅠ Trhin  Voss’on’t,  zgadza  siê? –  Bossk

z nadziej¹ spojrza³ na drugiego ³owcê.

Boba Fett skin¹³ g³ow¹.

– Ale to bêdzie pojedyncza akcja. Nie spodziewaj siê niczego

trwalszego. Mam ju¿ doœæ sprzymierzania siê z innymi. Dlatego

nie pêka mi serce, ¿e Gildia £owców Nagród siê rozpad³a.

A to by³ ju¿ kolejny temat do dyskusji. Bossk uzna³ jednak, ¿e

zniszczy œwie¿o zawarty sojusz, jeœli o nim wspomni. Poza tym…

nawet jeœli Boba Fett umyœlnie przyczyni³ siê do rozpadu Gildii,

background image

139

czy to wa¿ne, jakie powody nim kierowa³y? Nie wa¿niejsze ni¿

powody, jakie kierowa³y Voss’on’tem, gdy mordowa³ szturmow-

ców. Ju¿ siê czegoœ nauczy³em, ucieszy³ siê Bossk. Minimalistycz-

na postawa, jak¹ przej¹³ od Boby Fetta, cudownie wszystko uprasz-

cza³a,  ograniczaj¹c  obawy  do  absolutnie  podstawowych  spraw,

takich jak wibroostrze wbite w nie os³oniête cia³o.

– Zaczekaj no chwilꠖ w umyœle Bosska nagle pojawi³o siê

podejrzenie. – Nie lubisz stowarzyszaæ siê z innymi ³owcami na-

gród… sam to dopiero co powiedzia³eœ. – Spojrza³ na Bobê Fetta

nieco uwa¿niej. – Wiêc dlaczego jesteœ teraz ze mn¹? A¿ tak siê

boisz tego gnojka Voss’on’ta?

– Nic z tych rzeczy – odpar³ Boba Fett. – Strach to uczucie,

dla którego mam pewien szacunek, gdy je widzê u innych istot.

Jest bardzo po¿yteczny, bo mo¿na go u¿yæ przeciwko nim. Zak³ó-

ca ich procesy myœlowe, a wtedy ³atwo padaj¹ ofiar¹ paniki, za-

chowuj¹ siê bez³adnie i nielogicznie. A wtedy mo¿esz nimi kiero-

waæ jak byd³em w stadzie. – Fett zni¿y³ nieco g³os, jakby w³aœnie

odczytywa³ inskrypcje na grobie swojej ofiary. Pokiwa³ powoli g³ow¹

i ci¹gn¹³ dalej: – Ale poza tym nie mam osobistej œwiadomoœci ist-

nienia tego uczucia. We mnie go nie ma.

– Nie odpowiedzia³eœ mi na pytanie. – Bossk nie mia³ zamia-

ru daæ siê zwieœæ skomplikowan¹ retoryk¹. – Dlaczego siê zgodzi-

³eœ pracowaæ ze mn¹?

– OdpowiedŸ  jest  prosta –  Fett  wyci¹gn¹³  ku  niemu  obci¹-

gniêty rêkawic¹ palec. – Akurat teraz mogê mieæ z ciebie po¿ytek.

To zadanie jest inne ni¿ wszystkie. Nic podobnego nigdy wcze-

œniej nie pojawi³o siê na rynku. Taki towar potrafi znacznie wiêcej,

ni¿ tylko bawiæ siê w chowanego i uciekaæ. Umie siê równie¿ bro-

niæ. Voss’on’t ma wszystkie umiejêtnoœci wojskowe, które naby³

w szeregach Oddzia³ów Strategicznych. Ma wyszkolenie, doœwiad-

czenie,  broñ…  i na  pewno  jej  u¿yje.  To  nie  jakiœ  wystraszony

ksiêgowy, kryj¹cy siê w zapad³ej dziurze na zapad³ej planecie.

– A wiêc mnie potrzebujesz. – Bossk by³ zachwycony. Boba

Fett, najpotê¿niejszy ³owca nagród w ca³ej galaktyce, sam siê do

tego przyznaje! – Hmm…

– Tego nie powiedzia³em. Powiedzia³em, ¿e jesteœ po¿ytecz-

ny. – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na napierœniku zbroi. – Mogê

sprowadziæ tego Voss’on’ta ca³kiem sam. To ¿aden problem. Mo-

g³oby mi siê to nawet spodobaæ. Nieczêsto siê zdarza takie wy-

zwanie. Ale ³atwiej mi bêdzie z partnerem. To kwestia strategii:

background image

140

gdziekolwiek ukrywa siê Voss’on’t, z ca³¹ pewnoœci¹ spodziewa

siê, ¿e upomn¹ siê o niego ³owcy nagród. Musi by栜wiadom, ¿e

Palpatine wyznaczy³ nagrodê za jego g³owê. Spodziewa siê te¿, ¿e

z tej okazji ³owcy nagród bêd¹ tworzyæ spó³ki i sojusze. – Boba

Fett znowu zni¿y³ g³os. – Spodziewa siê tego po wszystkich ³ow-

cach nagród… z wyj¹tkiem jednego. A tym jednym jestem ja.

– I uwa¿asz, ¿e to jedyny sposób, aby wzi¹æ Voss’on’ta z za-

skoczenia?

– Nie – Boba Fett pokrêci³ g³ow¹. – S¹ inne sposoby. Ale ¿a-

den z nich nie sprawi, ¿e do tego stopnia zaniecha ochrony. Trzeba

sprawiæ, aby myœla³, ¿e to on rozgrywa grê, ¿e to on ustala stawki.

To jego s³aby punkt: jest przyzwyczajony do rozkazywania. A w³a-

dza wœród imperialnych szturmowców jest absolutna, no i ³atwo siê

do niej przyzwyczaiæ. Pozostali szturmowcy, którym Voss’on’t wy-

dawa³ rozkazy, gotowi byli w razie potrzeby oddaæ ¿ycie. Taki ro-

dzaj lojalnoœci ma niszczycielski wp³yw na tok myœlenia istoty ro-

zumnej. Powoduje u takiego osobnika wiarê, ¿e ca³y wszechœwiat

jest na jego rozkazy. Kiedy m¹dre istoty mówi¹, ¿e absolutna w³a-

dza ma niszczycielsk¹ moc, maj¹ na myœli nie tylko kwestiê moral-

noœci. Ma ona równie¿ wp³yw na inteligencjê.

– Czekaj no – Bossk zmarszczy³ brwi, próbuj¹c wcisn¹æ s³o-

wa partnera w twarde ramy w³asnego mózgu. – Dopiero mówi³eœ,

¿e nie ma potrzeby zastanawiaæ siê, co siê dzieje w g³owie towaru,

który œcigasz.

– Bo nie ma – odpar³ Boba Fett. – To nie psychologia, tylko

polowanie. To wszystko. Nic mnie nie obchodzi, dlaczego towar

zachowuje siê tak, jak siê zachowuje, ale biorê pod uwagê jego

zachowanie, reakcje i ruchy. Spêdzi³em wiêcej czasu ni¿ ty w miej-

scach takich jak pa³ac imperialny czy siedziba Jabby. Moje us³ugi

s¹ tam cenione i dobrze op³acane. – G³os dochodz¹cy spod ciem-

nego he³mu brzmia³ posêpn¹ pewnoœci¹ siebie. – Widzia³em to samo

u admira³ów floty imperialnej, u Jabby Hutta i Imperatora Palpati-

ne’a. To, co w ich rêkach zaczyna jako narzêdzie, jako broñ, koñ-

czy jako rak tocz¹cy ich mózgi. A wtedy ich poch³ania. I staj¹ siê

³atw¹ zdobycz¹.

Bossk wyprostowa³ siê na ³awce, czujnym okiem zezuj¹c na

Fetta. Mo¿e jemu uczucie strachu by³o obce, ale w g³êbi wnêtrz-

noœci Bosska pojawi³o siê dziwne uczucie niepokoju.

– Mo¿e masz racjꠖ rzek³ Bossk. – Ale nie s¹dzê, aby kto-

kolwiek w najbli¿szym czasie obali³ Imperatora Palpatine’a.

background image

141

– Doprawdy? – g³os Boby Fetta by³ jak zwykle pozbawiony wy-

razu. – Ja bym siê o to nie zak³ada³, ani w jedn¹, ani w drug¹ stronê.

Sojusz Rebeliantów ma w swoich szeregach zbyt wielu niepoprawnych

optymistów, ¿eby stanowiæ jakiekolwiek zagro¿enie dla Palpatine’a.

– W ka¿dym razie… mo¿e w³aœnie dlatego Voss’on’t sta³ siê

renegatem. ¯eby to samo nie przydarzy³o siê jemu.

– Jeœli tak jest naprawdꠖ odpar³ Boba Fett – to znaczy, ¿e

jest sprytniejszy i bardziej niebezpieczny, ni¿ s¹dzi³em.

– Wiêc jaki masz plan? – Ta dziwaczna rozmowa zaczyna³a

dzia³aæ Bosskowi na nerwy. Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e dura-

stalowe œciany statku Fetta zaciskaj¹ siê wokó³ niego. – To zna-

czy, mówiê o wszystkim innym oprócz utworzenia zespo³u, czego

siê nikt po tobie nie spodziewa.

– To  proste,  jak  wszystkie  najlepsze  plany.  Nie  tworzymy

zespo³u.

– Nie chwytam. – Teraz Bossk by³ naprawdê zbity z tropu. –

No to o czym rozmawiamy?

– Rozmawiamy o tym, co chcielibyœmy, ¿eby Voss’on’t  so-

bie pomyœla³ na temat naszych planów – odpar³ Boba Fett. – Och,

oczywiœcie, stworzymy zesp󳅠bo w tym zadaniu jesteœmy wspól-

nikami, to oczywiste… ale ty najpierw musisz mnie zdradziæ. Kie-

dy ju¿ namierzymy Voss’on’ta, kiedy dowiemy siê, gdzie siê ukry-

wa, wtedy wpakujesz mi nó¿ w plecy.

– Chyba ¿artujesz – Bossk wymownie spojrza³ na drugiego

³owcê. – ¯artujesz, co?

– No, nie bierz tego dos³ownie. Chcê tylko, ¿ebyœ skontakto-

wa³ siê po kryjomu z Voss’on’tem. Zaoferujesz mu przejœcie na

jego  stronê  i pracê  dla  niego.  To  stary  chwyt  poœród  kryminali-

stów: najlepszym sposobem prze³amania czyjejœ linii obrony jest

pozwoliæ mu s¹dziæ, ¿e dla niego zdradzasz kogoœ innego.

Bossk potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– Widzê w tym planie pewne s³abe strony, i to ju¿ od samego

pocz¹tku. – Spodziewa³ siê czegoœ lepszego; czy¿by na tym koñ-

czy³y  siê  mo¿liwoœci  strategicznego  myœlenia  Boby  Fetta? –  Po

pierwsze jak mam go przekonaæ, ¿e w ogóle chcê dla niego praco-

waæ? Ostatnia grupa, która chcia³a dla niego pracowaæ, skoñczy³a

z dziurami w g³owach. By³bym idiot¹, ¿eby w³aziæ w drogê komuœ

z takimi papierami, chyba ¿e mam sk³onnoœci samobójcze.

– Nie mówiê, ¿e masz powiedzieæ Voss’on’towi, ¿e mu ufasz.

Jasne,  ¿e  mu  nie  zaufasz.  Bo  niby  dlaczego? –  t³umaczy³  dalej

background image

142

Boba Fett cierpliwie i spokojnie. – Bêdzie wiedzia³, ¿e pilnujesz

swojego ty³ka przez ca³y czas wspó³pracy z nim. I tak samo powi-

nien  wiedzieæ,  ¿e  potrafisz  o siebie  zadbaæ.  Jesteœ  w koñcu  do-

œwiadczonym  ³owc¹  nagród  i nieraz  ju¿  bywa³eœ  w niebezpiecz-

nych sytuacjach. Pamiêtaj, ¿e za³oga, która pomog³a mu sprz¹tn¹æ

niszczyciel imperialny, prawdopodobnie mu ufa³a. Dlatego móg³

ich spokojnie za³atwiæ. Zap³acili za g³upotê w³asnym ¿yciem. Dla-

tego ty i Voss’on’t bêdziecie doskonale wiedzieli, czego siê wza-

jemnie po sobie spodziewaæ. Bêdziecie mogli ubiæ interes jak praw-

dziwe istoty biznesu.

– W  takim  razie  pozostaje  jeszcze  drugi  problem –  odrzek³

Bossk. – Mogê siê zorientowaæ, czego on ode mnie chce… ¿ebym

tak za³atwi³ sprawê, ¿e ty skoñczysz martwy, a on nie trafi jako

twardy towar do jednej z twoich klatek. – Bossk wskaza³ szponia-

stym  kciukiem  w kierunku  konstrukcji  z  metalowych  prêtów  po

drugiej stronie ³adowni. – Voss’on’t nie chce siê znaleŸæ w ³apach

Imperatora. Ale co ja z tego bêdê mia³? Co takiego reprezentuje

sob¹ ten Voss’on’t, ¿e bêdzie mi siê op³aca³o z nim wi¹zaæ? Tak

jak powiedzia³eœ, prawdopodobnie wyda³ ju¿ wiêkszoœæ kredytów

ze sprzeda¿y z³omu, na który porozk³ada³ imperialny niszczyciel.

– Voss’on’towi na pewno zosta³o mnóstwo rzeczy do zaofe-

rowania. Nie s¹ to ¿ywe kredyty, to pewne, lecz jego w³asny ro-

dzaj towaru. Czy ty rzeczywiœcie s¹dzisz, ¿e Imperator Palpatine

chce go z powrotem? I ¿e ta ogromna nagroda, jak¹ za niego wy-

znaczy³, to wynik zranionej dumy albo czegoœ takiego? Imperator

nie anga¿uje siê uczuciowo w zwi¹zki ze swoimi szturmowcami.

Oni s¹ dla niego tylko narzêdziami, a jeœli jedno siê zepsuje, no to

trudno. Jest ich doœæ, ¿eby wype³niæ luki w szeregach. Jeœli Palpa-

tine tak bardzo chce dostaæ w swoje rêce Voss’on’ta, musi byæ po

temu jakaœ inna przyczyna. Voss’on’t mianowicie ukrad³ coœ wiê-

cej ni¿ tylko imperialny gwiezdny niszczyciel. Zwin¹³ równie¿ bazy

danych kodów wszystkich za³óg Oddzia³ów Strategicznych Impe-

rialnych Szturmowców. W³aœnie to jest to, co Imperator tak bar-

dzo chce odzyskaæ.

– Kody? – Bossk spojrza³ na Bobê Fetta z niedowierzaniem…

i z rozczarowaniem. – O to ca³y ten szum? A co jest takiego wa¿-

nego w kodach operacyjnych? Przecie¿ mo¿na je zmieniaæ w³aœci-

wie co chwila, jeœli ju¿ wpadn¹ w niepowo³ane rêce. W ca³ym Im-

perium bez przerwy ³amie siê jakieœ kody zabezpieczeñ. – Bossk

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Imperium musi tylko rozes³aæ do wszystkich

background image

143

jednostek militarnych sygna³ odwo³ania i anulowania kodu, a po-

tem przekazaæ zaszyfrowan¹ i zabezpieczon¹ transmisjê z kodami

zastêpczymi. Mo¿e to i skomplikowana procedura, ale tañsza ni¿

ta nagroda, któr¹ wyznaczy³ za Voss’on’ta Palpatine.

– Zgoda, procedura w³aœnie tak wygl¹da. – Boba Fett lekko

pochyli³ siê do przodu. – Dla wszystkich jednostek wojskowych

Imperium… z wyj¹tkiem grup Oddzia³ów Strategicznych. Jednostki

te, tak samo jak ta, do której nale¿a³ Voss’on’t, nie s¹ w ci¹g³ym

kontakcie z oœrodkami komunikacyjnymi Imperium. Oddzia³y Stra-

tegiczne  s¹  g³êboko  utajnione…  po  to  zosta³y  powo³ane.  Kiedy

wyruszaj¹  z  misj¹,  zw³aszcza  w odleg³y  sektor  galaktyki,  mog¹

podró¿owaæ bardzo d³ugo, zanim ponownie skontaktuj¹ siê z ja-

kimkolwiek ogniwem ³añcucha dowodzenia, jaki maj¹ nad sob¹.

S¹ prawie niezale¿nymi jednostkami i dlatego jest ich w Imperium

tak ma³o. Dlatego nie mog¹ odebraæ sygna³u odwo³ania i anulowa-

nia kodów od swoich zwierzchników na tyle szybko, ¿eby to mia³o

jakieœ znaczenie. Musz¹ u¿ywaæ oryginalnych kodów, tych, z któ-

rymi zostali wys³ani… a s¹ to te same kody, które zabra³ ze sob¹

Trhin Voss’on’t. Teraz Imperium próbuje je odzyskaæ, a dla Pal-

patine’a to wystarczy, by ustanowiæ tak¹ nagrodê.

– Teraz rozumiem. – Sytuacja powoli stawa³a siê dla Bosska

coraz jaœniejsza. – Rozebranie niszczyciela na z³om potrzebne by³o

tylko po to, aby Voss’on’t móg³ zdobyæ kredyty na ucieczkê. Praw-

dziwe bogactwo tkwi jednak w bazach danych kodów.

– W³aœnie – potwierdzi³ Boba Fett. – Voss’on’t bêdzie próbo-

wa³ je spieniê¿yæ. Mo¿e albo sprzedaæ je z powrotem Imperium,

albo odszukaæ Sojusz Rebeliantów i sprawdziæ, ile oni mog¹ mu

zap³aciæ. Jest pod siln¹ presj¹ czasu. Im d³u¿ej zwleka z dokona-

niem transakcji, tym mniej te kody s¹ warte. W miarê jak kolejne

Oddzia³y Strategiczne bêd¹ koñczyæ zadania i wracaæ do rodzimej

bazy,  mo¿na  je  bêdzie  wyposa¿aæ  w nowe  kody  operacyjne.  Na

razie  jednak  Voss’on’t  ma  w swoich  rêkach  doœæ  cenny  towar.

Jeœli uda mu siê unikn¹æ schwytania, a przy tym zdo³a dobiæ inte-

resu, bêdzie urz¹dzony na ca³e ¿ycie. Za takie kredyty mo¿e sobie

kupiæ ka¿d¹ ochronê, jakiej bêdzie potrzebowa³. Jednak musi jesz-

cze przeprowadziæ sam¹ transakcjꅠi prze¿yæ do tego czasu.

Bossk skin¹³ g³ow¹. Czu³ lekkie podniecenie.

– I tu wchodzimy my…

– W³aœnie. Stanowiê dla niego spory problem. W³aœciwie je-

stem jedynym ³owc¹ nagród, którego Voss’on’t naprawdê siê boi…

background image

144

– Czekaj no – z oburzeniem zaprotestowa³ Bossk. – A co ze

mn¹?

– Daj spokój, spójrz prawdzie w oczy. – Boba Fett podniós³

d³oñ w rêkawicy, jakby chcia³ u³agodziæ partnera. – Mam odpo-

wiedni¹ opiniê i wszelkie mo¿liwoœci, ¿eby tê opiniê potwierdziæ.

A ty nie.

Bossk ponuro wymamrota³ pod nosem wi¹zankê trandoszañ-

skich przekleñstw.

– Masz jednak na tyle dobr¹ reputacjꠖ ci¹gn¹³ Boba Fett –

aby  mo¿na  by³o  sobie  wyobraziæ,  ¿e  zechcê  z  tob¹  pracowaæ.

Mo¿emy ³atwo przekonaæ o tym Voss’on’ta. A kiedy ju¿ w to uwie-

rzy, bêdziemy mieli otwart¹ drogê. Jeœli jesteœ ze mn¹, równie do-

brze mo¿esz mnie wystawiæ do wiatru. Wszyscy imperialni woj-

skowi  maj¹  bardzo  kiepsk¹  opiniê  o ³owcach  nagród.  Voss’on’t

prze³knie tê historiê momentalnie. Powiesz, ¿e za cz¹stkê jego zy-

sków  ze  sprzeda¿y  kodów  mo¿esz  sprawiæ,  ¿e  nie  bêdê  zdolny

wtr¹caæ siê w jego plany. A on w to uwierzy.

Bossk pokiwa³ g³ow¹ powoli i w zadumie, przetrawiaj¹c szcze-

gó³y planu.

– Jak  go  przekonam,  ¿e  bêdê  móg³  zrobiæ  coœ  takiego?  ¯e

potrafiê ciê powstrzymaæ przed jego schwytaniem?

– Najprostsza rzecz pod s³oñcem. – Boba Fett roz³o¿y³ okry-

te rêkawicami d³onie. – Zabijesz mnie.

– Co? – Bossk wytrzeszczy³ oczy na siedz¹cego naprzeciw-

ko ³owcê nagród. – Czy to ma byæ ¿art?

– Ja nie ¿artujꠖ odpar³ Boba Fett. – Nawet kiedy nie pracu-

jê. Taki w³aœnie jest plan. Zajmiesz siê problemem numer jeden

Trhina Voss’on’ta. Wyeliminujesz mnie, a przynajmniej on tak bê-

dzie uwa¿a³. Wtedy straci czujnoœæ i ods³oni swoje wra¿liwe punkty.

Taki bezbronny stanie siê ³atwym ³upem.

Bossk instynktownie odsun¹³ siê od okrytej he³mem twarzy,

jakby nagle siê zorientowa³, ¿e stoi tu¿ nad przepaœci¹. Przywar³

plecami  do  ch³odnej  durastalowej  œciany. W g³owie  kr¹¿y³y  mu

mroczne podejrzenia. Co on wie? Zawi³e operacje mózgu we wnê-

trzu mandaloriañskiego he³mu by³y dla Bosska tak samo niezbada-

ne, jakby odbywa³y siê po drugiej stronie tej nagiej planety. A jed-

nak czu³, jak spojrzenie Boby Fetta przenika go na wskroœ, wdziera

siê do wszystkich jego sekretów, jednego po drugim.

Si³¹ woli otrz¹sn¹³ siê z tego uczucia. Stajesz siê paranoikiem,

skarci³ siê. Nie ma sposobu, aby Boba Fett odgad³, jakie s¹ jego

background image

145

w³asne,  tajemne  plany.  On  jest  zwyk³ym,  œmiertelnym  stworze-

niem, tak samo jak ty, wmawia³ sobie. Nagle, jakby ktoœ przekrêci³

klucz w ukrytym zamku, Bossk siêgn¹³ do najg³êbszego j¹dra swej

istoty i uwolni³ czysty, typowy trandoszañski gniew. Gdyby jego

ojciec, Cradossk, ¿y³ jeszcze, wstydzi³by siê, widz¹c, jak jego po-

tomek pozwala siê poskromiæ innej ¿ywej istocie, nawet jeœli jest

to os³awiony Boba Fett. Pionowe Ÿrenice oczu Bosska zwêzi³y siê

jeszcze bardziej. Gniew przes¹cza³ siê przez jego ¿y³y, napinaj¹c

potê¿ne  miêœnie.  Bossk  zdecydowa³  nagle,  ¿e  to  niewa¿ne,  czy

Boba Fett wie o jego w³asnych planach, jakie zamierza³ zrealizo-

waæ, kiedy ju¿ powiedzie siê wci¹gniêcie Trhina Voss’on’ta w pu-

³apkê. A wtedy bêdzie mia³ dla Fetta parê niespodzianek. Ten py-

sza³ek mo¿e sobie myœleæ, ¿e jest sprytny, ale tym razem Bossk

by³ pewien, ¿e to on bêdzie gór¹.

– Wiêc od czego zaczynamy? – Fala gniewu przynios³a ze sob¹

równie potê¿n¹ falê niecierpliwoœci. Bossk by³ ju¿ zmêczony gada-

niem i chcia³ dzia³aæ. – Jak mam sprzedaæ tê bzdurê Voss’on’towi?

– Po pierwsze – wyjaœni³ Boba Fett – bêdziemy potrzebowali

pewnego konkretnego dowodu, ¿e jesteœ gotów zabiæ swojego part-

nera. Musi to byæ dowód, który sam Voss’on’t uzna za wystarcza-

j¹cy. Inaczej nigdy nie zdobêdziesz jego zaufania. Trzeba za³atwiæ

coœ takiego.

Bossk nie rozumia³, ¿e ktokolwiek móg³by w¹tpiæ w morder-

cze instynkty Trandoszanina. Jego gatunek wielokrotnie demon-

strowa³ swoje gwa³towne upodobania w ca³ej galaktyce. I jestem

z tego dumny, pomyœla³. Zreszt¹ kto by nie by³?

– Co  masz  na  myœli?  Chyba  ¿e… –  k¹cik  zêbatego  pyska

Bosska uniós³ siê w karykaturze uœmiechu. – …¿e planujesz, ¿e-

bym ciê zabi³ tu i teraz? – Pokiwa³ g³ow¹, jakby mu siê ta myœl

bardzo spodoba³a. – To mog³oby siê udaæ.

– Ju¿  ci  mówi³em,  ¿e  nie  ¿artujê. –  Zza  ciemnego  wizjera

he³mu  wydobywa³  siê  wzrok  o sile  promienia  lasera. –  By³bym

wdziêczny, gdybyœ i ty zachowa³ odpowiedni¹ powagê.

– Okay, okay, przepraszam – Bossk uniós³ w górê obie d³o-

nie, jakby chc¹c os³oniæ siê przed ciosem. – No to co robimy?

– Potrzebujemy dowodu… porz¹dnego dowodu, ¿e naprawdê

potrafisz zdradziæ swojego partnera. Musimy zatem mieæ jeszcze jed-

nego partnera tylko w tym celu, aby sta³ siê dla nas tym dowodem.

– Jeszcze  jeden  partner? –  nasro¿y³  siê  Bossk. –  Nie  mam

wielkiej ochoty wprowadzaæ do interesu jeszcze jednej osoby.

10 – Spisek Xizora

background image

146

– Nikogo  nie  wprowadzamy.  Tym  siê  ju¿  zaj¹³em. –  Boba

Fett wsta³ z ³awki. – ChodŸ tutaj. Powiedzia³em, ¿e mam ci coœ do

pokazania. Coœ, co na pewno uznasz za interesuj¹ce.

Bossk poszed³ za nim do szafek po drugiej stronie ³adowni.

W milczeniu przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wprowadza sekwencjê

szyfrow¹  na  klawiaturze  obok  kwadratowych  drzwiczek  szafki.

Zamigota³o czerwone œwiate³ko i drzwiczki otwar³y siê, ods³ania-

j¹c rodzaj szuflady.

– Popatrz sobie na to – Boba Fett uj¹³ róg p³achty okrywaj¹-

cej jakiœ nieregularny, du¿y przedmiot. – To jest dowód, którego

potrzebujemy. – Poci¹gn¹³ za p³achtê i ods³oni³ to, co znajdowa³o

siê pod spodem.

– Co u… – zaskoczony Bossk wytrzeszczy³ oczy na postaæ

le¿¹c¹ w szufladzie twarz¹ do góry. – Przecie¿ to Zuckuss! – Owa-

dzia  twarz  o ogromnych,  wypuk³ych  jak  gogle  oczach  i skrêco-

nych rurkach oddechowych by³a mu równie znana, jak jego w³a-

sna. Obejrza³ siê na Fetta. – Co mu siê sta³o?

Nazwisko Zuckussa, wypowiedziane na g³os, nie spowodowa³o

u istoty le¿¹cej w szufladzie ¿adnej widocznej reakcji. Okr¹g³e, szkli-

ste oczy wci¹¿ wpatrywa³y siê w górê, w metalowy sufit ³adowni.

– To proste – odpar³ Fett. – Czêœæ planu, jak wszystko inne.

Potrzebowaliœmy martwego ³owcy nagród, kogoœ, o kim móg³byœ

powiedzieæ Trhinowi Voss’on’towi, ¿e by³ równie¿ cz³onkiem na-

szego zespo³u. Dostarczy³em ci go zatem.

Pozbawiony emocji g³os Boby Fetta zdumia³ Bosska. Ten su-

kinsyn jest naprawdê chodz¹cym biznesem, pomyœla³. Nic dziw-

nego, ¿e znalaz³ siê na samym szczycie profesji.

– Czy on nie ¿yje? – Bossk pokaza³ palcem na nieruchom¹

postaæ. – Naprawdê nie ¿yje?

– SprawdŸ  sam.

Bossk pochyli³ siê ni¿ej nad nieruchomym obiektem w szufla-

dzie. Nie ¿a³owa³ Zuckussa – litoœæ by³a kolejnym uczuciem ca³-

kiem obcym Trandoszanom – ale jednoczeœnie odczuwa³ coœ w ro-

dzaju ¿alu, widz¹c go w takim stanie. Pomiêdzy ³owcami nagród

nie marnowa³o siê czasu na przyjaŸñ czy inne czu³ostki, ale Zu-

ckuss stanowi³ czêœæ grupy w akcji na Okr¹glaku. Wtedy sprawy

przybra³y tak parszywy obrót, ¿e Bossk chêtnie by zabi³ Zuckus-

sa…  ale  tego  nie  zrobi³.  A  kiedy  pomyœla³  sobie,  ¿e  Boba  Fett

zrobi³ to wy³¹cznie w ramach wyrachowanych przygotowañ, jako

czêœæ  planu  schwytania  szturmowca  renegata…  nie,  to  mu  ca³-

background image

147

kiem nie pasowa³o. Zabiæ w gniewie to jedno, to nawet szlachetne

i prawe… ale uczyniæ to w sposób tak pozbawiony emocji jak Boba

Fett…  Taki  czyn  to  przejaw  czystego  z³a.  Tak,  zrozumia³  nagle

Bossk. Rzadko, jeœli w ogóle, zastanawia³ siê nad sprawami mo-

ralnoœci.  Tak,  w³aœnie  o to  chodzi.  A  teraz  on  te¿  stoi  tutaj,  on,

wspólnik Boby Fetta. Wnioski, jakie mo¿na by³o z tego wysnuæ,

nie by³y przyjemnym materia³em do rozmyœlañ.

Automatycznie, nie chc¹c zdradzaæ swoich myœli, zacz¹³ spraw-

dzaæ, czy Zuckuss naprawdê jest martwy. Dotkn¹³ szyi le¿¹cego

w miejscu,  gdzie  naczynia  krwionoœne  by³y  najlepiej  widoczne,

ale nie znalaz³ pulsu. W filtrowanych otworach aparatu oddecho-

wego, w miejscu, gdzie zewnêtrzne rurki zapêtla³y siê w kierunku

piersi, nie widaæ by³o ¿adnego œladu oddechu. To ostatnie odkrycie

przekona³o Bosska bardziej ni¿ cokolwiek innego. Kiedy Zuckuss

¿y³ jeszcze, najbardziej irytuj¹c¹ jego cech¹ by³ w³aœnie nieustaj¹-

cy, cichy syk wdechu i wydechu. Ju¿ wiêcej nie bêdê musia³ go

s³uchaæ, pomyœla³ Bossk.

– Rzeczywiœcie nie ¿yje. – Bossk wyprostowa³ siê, koñcz¹c

oglêdziny zw³ok. – Jeœli chcia³eœ pokazaæ Voss’on’towi, ¿e ³owcê

nagród mo¿na zabiæ, to rzeczywiœcie masz na to doskona³y dowód.

Potrzebna jeszcze by³a historyjka, która udowadnia³aby, ¿e to

sam Bossk zabi³ Zuckussa. On sam wola³ chwaliæ siê rzeczywiœcie

pope³nionymi zabójstwami. To nasunê³o mu kolejne pytanie:

– Jak go niby mia³em zabiæ? Wydaje siê ca³kiem w dobrym

stanie…  to  znaczy,  bior¹c  pod  uwagê  okolicznoœci.  Zazwyczaj,

kiedy  my,  Trandoszanie,  dobieramy  siê  komuœ  do  skóry,  to  na-

prawdê widaæ.

– Powiesz Voss’on’towi, ¿e go udusi³eœ. – Boba Fett pokaza³

na twarz nieboszczyka. – Przy tych zewnêtrznych rurkach odde-

chowych to ca³kiem ³atwe.

Bossk spojrza³ na Bobê Fetta. Pewnie on tak w³aœnie zrobi³,

pomyœla³. Po prostu: na zimno i skutecznie.

– A dlaczego mia³bym to zrobiæ? Jak¹ opowieœæ do³o¿ysz do

tych zw³ok?

– Tak jak powiedzia³eœ wczeœniej: nie masz ochoty dzieliæ siê

kredytami z wiêksz¹ liczb¹ partnerów ni¿ to absolutnie konieczne.

Puœci³em ju¿ w obieg plotkê, ¿e Zuckuss do nas do³¹czy. Do tej pory

powinna ju¿ dotrzeæ do uszu Voss’on’ta. Kiedy go wyœledzimy, a ty

z nim porozmawiasz, bêdziesz móg³ mu opowiedzieæ ca³¹ resztê.

– To  znaczy?

background image

148

– ¯e nie masz ochoty dzieliæ siê kredytami z nikim innym, to

znaczy równie¿ ze mn¹. – Boba Fett znów wystuka³ kod na kla-

wiaturze i szuflada zamknê³a siê, zabieraj¹c ze sob¹ martwe cia³o

Zuckussa. – I w zwi¹zku z tym wykombinowa³eœ sobie, ¿e lepiej

wyjdziesz na tym finansowo, jeœli sprzedasz mnie Voss’on’towi,

zamiast pracowaæ jako mój wspólnik. W koñcu – Fett zwróci³ siê

twarz¹ do Bosska – nie jestem s³awny z uczciwoœci i niezawodno-

œci, raczej z innych rzeczy. Mam racjê?

Bossk  przez  d³u¿sz¹  chwilê  zastanawia³  siê,  czy  Boba  Fett

przypadkiem nie ³amie swojej ¿elaznej zasady, ¿e w interesach nie

¿artuje.  Jeœli  to  mia³  byæ  ¿art,  wydawa³  siê  równie  niemi³y,  jak

widok martwego cia³a Zuckussa. Ale ugrzêz³em, pomyœla³ Bossk,

spogl¹daj¹c w mroczny wizjer he³mu Boby Fetta. Zacz¹³ siê zasta-

nawiaæ, jak g³êboko.

– Masz… – rzek³ powoli. – Wydaje siê, ¿e masz racjê…

– No to za³atwione. – Boba Fett wprowadzi³ sekwencjê ste-

ruj¹c¹ na klawiaturze rêkawa mandaloriañskiej zbroi. Po drugiej

stronie statku otworzy³ siê w³az niczym wielka Ÿrenica. – Jesteœmy

partnerami.

Na zewn¹trz noc wype³ni³a ju¿ suchy rów tektoniczny na dnie

tego, co kiedyœ by³o obejmuj¹cym pó³ planety oceanem Gholon-

dreine-Beta.

– To co, mamy plan?

– Tak – skin¹³ g³ow¹ Bossk. – Rzeczywiœcie mamy…

Przez ca³¹ drogê do „Wœciek³ego Psa”, czekaj¹cego po dru-

giej stronie rowu, czu³ na sobie ¿ó³te oczy stunogich istot czyhaj¹-

cych w swoich dziurach wywierconych w klifach, które górowa³y

w ciemnoœci jak wie¿e. Bossk wiedzia³, ¿e to tylko igraszka wy-

obraŸni, ale prawie s³ysza³, jak siê z niego œmiej¹.

background image

149

R O Z D Z I A £



To bardzo ³atwe, myœla³ Bossk. Prawie zbyt ³atwe…

Jak gdyby coœ takiego w ogóle by³o mo¿liwe. Trandoszañski

³owca nagród poczu³ przyp³yw bezbrze¿nego zachwytu. Siedzia³

przy rozchwianym stole, przytrzymuj¹c szponami wyszczerbiony

gliniany kubek. Cokolwiek czu³, na pewno nie mia³o to swojego

Ÿród³a w zawartoœci kubka. Kwaœny trunek podczas picia na chwi-

lê znieczuli³ mu jêzyk za k³ami. W tej spelunie drinki by³y mocne

i do tego paskudne.

– Mo¿emy zabraæ go od razu – warkn¹³ pod nosem. –  Dla-

czego po prostu nie pójdziemy i tego nie zrobimy?

Siedzia³ przy stole zupe³nie sam. G³os, który odpowiedzia³ na

to pytanie, brzmia³ g³êboko wewn¹trz jego ucha. Trandoszanie nie

mieli zewnêtrznych uszu jak wiêkszoœæ humanoidów. Mikrosko-

pijny implant zosta³ wszczepiony w niewielkim otworze szczeliny

usznej za pomoc¹ czubka ig³y chirurgicznej. Urz¹dzenie to stano-

wi³o jeszcze jeden element przygotowañ do wykonania zadania.

– To nie takie proste – mrukn¹³ g³os Boby Fetta, jednocze-

œnie bliski, bo dochodz¹cy wprost z g³owy Bosska, i daleki. Drugi

³owca nagród znajdowa³ siê teraz w znacznej odleg³oœci od tej za-

szczurzonej  nory.  Z  tego,  co  wiedzia³,  Fett  móg³  wci¹¿  jeszcze

przebywaæ na pok³adzie „Niewolnika I”, wysoko ponad atmosfer¹

tego zapad³ego œwiata.

– Czy naprawdê s¹dzisz, ¿e nasz cel nie ma przy sobie ¿ad-

nych œrodków obrony? Wiesz, on nie jest zupe³nym durniem.

Pysk Bosska wykrzywi³ siê w grymasie ponurego zniecierpli-

wienia. Z trudem opanowa³ pokusê, by wydrapaæ sobie szponem

background image

150

z ucha  implantowane  urz¹dzenie,  które  w dodatku  go  swêdzia³o

niczym jakiœ podskórny paso¿yt, który ulokowa³ siê w okolicy sta-

wu szczêkowego. Nie chcia³ uczyniæ nic, co mog³oby go zdradziæ,

chocia¿ ta buda by³a zbyt s³abo oœwietlona nawet jak na podziem-

n¹ jaskiniê. renice Bosska by³y rozszerzone do granic mo¿liwo-

œci, a i tak otaczaj¹ce go postacie wygl¹da³y jak cienie, schylone

nad  drinkami  przy  innych  rozchwianych  sto³ach.  Najostrzejszy

wzrok nie rozró¿ni³by rysów ich twarzy.

Trhina Voss’on’ta Bossk rozpozna³ jednak natychmiast, gdy

tylko  zszed³  do  knajpy  po  wyœlizganych  kamiennych  stopniach.

Imperialny szturmowiec renegat – by³y szturmowiec, przypomnia³

sobie Bossk – znajdowa³ siê dok³adnie tam, gdzie powinien we-

d³ug Ÿróde³ Boby Fetta. Boss musia³ przyznaæ, ¿e jeœli chodzi³o

o wyœledzenie towaru gdziekolwiek w galaktyce, siatka informato-

rów Boby Fetta nie mia³a sobie równych. Nic dziwnego, ¿e za-

wsze udawa³o mu siê wyprzedziæ o ca³¹ d³ugoœæ ka¿dego z cz³on-

ków  starej  Gildii  £owców  Nagród  i sprz¹tn¹æ  im  sprzed  nosa,

a nastêpnie dostarczyæ gdzie trzeba ³akomy k¹sek, zanim ktokol-

wiek inny w biznesie zdo³a siê po³apaæ, o co chodzi. A kiedy Boba

Fett rzuci³ s³ówko swoim wirtualnym oczom i uszom, stacjonuj¹-

cym na ka¿dej zamieszkanej planecie, ¿e szuka by³ego szturmow-

ca,  nie  musia³  czekaæ  d³u¿ej  ni¿  kilka  standardowych  jednostek

czasu, aby uzyskaæ niezbêdne informacje.

– Co porabia nasz cel?

– Chleje – warkn¹³ Bossk. – A co innego mo¿na robiæ w ta-

kiej dziurze?

Nawet kiedy mówi³ doœæ cicho, miniaturowy laryngofon wy-

chwytywa³ ka¿de s³owo, a jednoczeœnie nie s³ysza³ go ¿aden inny

klient w lokalu. Trandoszañskie twarze by³y z natury ma³o wyrazi-

ste,  wiêc  ktoœ,  kto  przygl¹da³by  mu  siê  w tym  oœwietleniu,  nie

zdo³a³by zauwa¿yæ ruchu warg ³uskowatej mordy. Bossk wola³by

wprawdzie mieæ akustyczny parawan, taki na przyk³ad jak Figrin

D’an i jego zespó³ Modal Nodes w knajpie Mos Eisley na Tatoo-

ine. Tamta kapela wszczyna³a taki jazgot, ¿e bez trudu mo¿na by³o

sprz¹tn¹æ kogoœ z miotacza na samym œrodku sali i pewnie nikt by

nawet nie mrugn¹³. Na tym œwiecie jednak speluny by³y zdecydo-

wanie za ciche, przynajmniej jak dla Bosska.

– Te¿ bym siê schla³ – mrukn¹³ Bossk – gdybym móg³ prze-

³kn¹æ te ich pomyje.

background image

151

Nag³y  wybuch  flary  s³onecznej  zabrzêcza³  wewn¹trz  g³owy

Bosska niczym rój nimgorrheañskich szablo¿¹d³ych os tak g³oœno,

¿e Trandoszanin nie móg³ powstrzymaæ siê przed przyciœniêciem

piêœci do otworu usznego. To i tak nic nie pomog³o. Bossk skrzy-

wi³ siê tylko i zacisn¹³ k³y, czekaj¹c, a¿ ha³as dochodz¹cy z im-

plantu ucichnie. Dziêki temu jednak wiedzia³ przynajmniej, ¿e Boba

Fett i jego „Niewolnik I” znajduj¹ siê poza planet¹. Ten nieatrak-

cyjny, odleg³y œwiatek – Bossk zapomnia³ nawet, jak siê nazywa –

mia³ bardzo niestabilne s³oñce o pasmach emisji tak szerokich, ¿e

mog³y namieszaæ w ka¿dym typie sprzêtu komunikacyjnego, na-

wet  w  w¹skopasmowych  urz¹dzeniach,  na  które  staæ  by³o  tylko

Bobê Fetta. Bêd¹ mieli spory problem z koordynacj¹ tej akcji, jeœli

kolejna flara zak³óci im transmisjê w najmniej odpowiednim mo-

mencie.

– …siedŸ cicho – nienaturalnie spokojny g³os Boby Fetta prze-

bi³ siê znowu przez szumy. – Staraj siê nie zwracaæ na siebie uwagi.

– Nic innego nie robiê przez ca³y czas – sykn¹³ Bossk. By³y

to  dok³adnie  te  same  instrukcje,  które  Boba  Fett  przekaza³  mu,

opowiadaj¹c  mu  o swoim  nowym  planie,  zanim  jeszcze  Bossk

wcisn¹³ siê w jednoosobowy, jednokierunkowy l¹downik, odlatu-

j¹c jak najdalej od „Niewolnika I”. L¹downik znajdowa³ siê teraz

na pustkowiu, poza otaczaj¹cymi miasto ha³dami ¿u¿la, które kie-

dyœ by³y koloni¹ górniczo-rafineryjn¹. Bossk nie by³ zaskoczony,

¿e kopalnia zosta³a opuszczona jako bezwartoœciowa. Id¹c, mija³

ogromne, gotowe do spl¹drowania wie¿e wiertnicze, ciê¿ki sprzêt

do g³êbokich wykopów, powywracane ci¹gi przenoœników taœmo-

wych i sterty ¿u¿la. Wreszcie dotar³ do osiedla nêdznych plasto-

idowych budynków, które niejako automatycznie sta³y siê jedyn¹

zamieszkan¹ stref¹ planety. Uderzy³o go, ¿e nawet brud i kamienie

s¹ tu jakby gorszej jakoœci.

– Kiedy ruszamy?

– Nied³ugo – odpar³ Fett. – Wci¹¿ jeszcze trzeba sprawdziæ

parê rzeczy. – G³os odleg³ego ³owcy nagród brzmia³ irytuj¹co spo-

kojnie i logicznie. – Nie mo¿emy sobie pozwoliæ na b³êdy. Musi-

my zrobiæ tylko jedno podejœcie do tego goœcia. Jeœli go sp³oszy-

my, a on rzuci siê do ucieczki przygotowan¹ tras¹… a b¹dŸ pewien,

¿e j¹ ma… nie damy rady znów go wyœledziæ. Stracimy go.

Ta mo¿liwoœæ sprawi³a, ¿e krew kr¹¿¹ca w ¿y³ach Bosska na-

bra³a temperatury znacznie ni¿szej ni¿ normalna. Wszystko w jego

¿yciu zale¿a³o teraz od tego zadania, od tego, czy dobierze siê do

background image

152

Trhina Voss’on’ta i dostarczy renegata Imperatorowi Palpatine’owi.

Cokolwiek stanie siê z Voss’on’tem potem, ju¿ Bosska nie obcho-

dzi³o, ale wyobra¿a³ sobie, ¿e to nie bêdzie ³adny widok. Imperator

nie s³yn¹³ z pob³a¿liwoœci nawet wobec niekompetencji w swoich

szeregach; prawdziwa zdrada z pewnoœci¹ zostanie potraktowana

wiêcej ni¿ surowo. £uski na grzbiecie i ramionach Bosska przebie-

g³o  dr¿enie.  By³  okrutny  z  natury  i z  wychowania,  jak  wszyscy

Trandoszanie, ale dawno temu z³o¿y³ œlubowanie – by³o to na sa-

mym pocz¹tku jego kariery jako ³owcy nagród – ¿e przenigdy nie

wejdzie w drogê Imperatorowi. To droga, na koñcu której znajdu-

j¹ siê same k³opoty, przypomina³ sobie. Niech ci zarozumiali Re-

belianci zbior¹ ciêgi, na które zreszt¹ rzetelnie zas³u¿yli.

A  mnie  pozwólcie  zgarn¹æ  nagrodê  za  ten  towar,  myœla³.

Wszystkie  jego  plany,  aby  wy³¹czyæ  frakcjê  Prawdziwej  Gildii,

zreformowaæ dawn¹ Gildiê £owców Nagród i stan¹æ na jej cze-

le… wszystko to zale¿a³o od zgarniêcia góry kredytów, jak¹ Pal-

patine gotów by³ zap³aciæ za skórê Trhina Voss’on’ta i za zwrot

kodów, z którymi Voss’on’t uciek³. Z d³ugoletniego doœwiadczenia

Bossk wiedzia³, jak dzia³aj¹ umys³y ³owców nagród. Za tak¹ kupê

kredytów mo¿na zdobyæ lojalnoœæ ka¿dego. Nie ma sensu byæ ³owc¹

nagród, jeœli nie jest siê gotowym sprzedaæ ca³ego siebie temu, kto

najwiêcej zap³aci.

Choæ, oczywiœcie, zawsze znajdowali siê tacy, co p³acili jesz-

cze wiêcej. Bossk poci¹gn¹³ z kubka kolejny ³yk kwaœnej cieczy,

nawet nie czuj¹c jej smaku, tak by³ pogr¹¿ony w nieweso³ych roz-

myœlaniach. Wszystko zale¿y od tego, ile siê ma kredytów. Powoli

pokiwa³ g³ow¹. Nigdy nie ma ich za wiele. Nawet jeœli wzi¹æ pod

uwagê wielkoœæ nagrody, jaka zosta³a na³o¿ona na g³owê Trhina

Voss’on’ta, nie mo¿na by³o zaprzeczyæ, ¿e po³owa tej kwoty to nie

to samo co ca³oœæ. Od samego pocz¹tku uwa¿a³, ¿e to wielki wstyd,

aby  Boba  Fett –  który  ani  w po³owie  tak  nie  potrzebowa³  tych

kredytów jak Boss – mia³ zgarn¹æ tak znaczn¹ czêœæ ³upu. Zw³asz-

cza zaœ bior¹c pod uwagê, ¿e to on wykonuje ca³¹ robotê, ponosi

ca³e ryzyko, siedz¹c na odleg³oœæ spluniêcia od niebezpiecznego

eksszturmowca, Boby Fetta zaœ nie ma nawet na powierzchni pla-

nety, bo przebywa gdzieœ daleko, poza jej atmosfer¹.

Zawartoœæ  kubka  rozpali³a  w  jego  wnêtrznoœciach  wilgotny

p³omieñ, ale zignorowa³ go. Musia³ sobie wiele przemyœleæ.

Pozwoli³, aby niemi³e myœli k³êbi³y siê w zakamarkach jego

mózgu,  a  sam  nie  spuszcza³  czujnego  oka  z  Trhina  Voss’on’ta.

background image

153

Cokolwiek mo¿na powiedzieæ o Bobie Fetcie, facet w jednym przy-

najmniej mia³ racjê: by³y szturmowiec musi mieæ pod rêk¹ jakieœ

œrodki obrony. Siedz¹c w miejscu publicznym bez ¿adnej os³ony,

Voss’on’t móg³by byæ pos¹dzony o sk³onnoœci samobójcze. Bossk

mia³  wra¿enie,  ¿e  pochy³e,  niedbale  otynkowane  œciany  i niski,

pociemnia³y od dymu sufit knajpy zamykaj¹ siê wokó³ niego, jak-

by by³a w nich ukryta maszyneria pu³apki na Trandoszanina.

Ciasne, duszne pomieszczenie i stêch³e, przesi¹kniête potem

powietrze zdawa³y siê w najmniejszym stopniu nie przeszkadzaæ

Voss’on’towi. Siedzia³ przy niewielkim stoliku z ³okciami wspartymi

o blat i œciska³ w d³oniach kufel pe³en tej samej truj¹cej mikstury,

której skosztowa³ Bossk. Szpiedzy Boby Fetta donosili, ¿e Voss’on’t

spêdza³ tutaj wiêkszoœæ czasu. Z tego, co móg³ powiedzieæ Bossk,

niekoniecznie chodzi³o mu o to, ¿eby siê upiæ. Voss’on’t starannie

dozowa³ sobie napitek i nic nie wskazywa³o na jego nadu¿ywanie.

A mo¿e po prostu mia³ biochemicznie zmodyfikowan¹ w¹trobê,

która neutralizowa³a u¿ywkê w gêstym, ciê¿kim napoju. Jego twarz

o ostrych, kanciastych rysach, równie twarda i pozbawiona wyra-

zu, jak podobny do maski zamkniêty he³m, który zwyk³ by³ nosiæ

w s³u¿bie Imperatora, pokryta by³a skór¹ pomarszczon¹ jak stary

rzemieñ.  Oczy  mia³  ca³y  czas  zmru¿one  w ma³e  szparki,  a  spod

siwiej¹cej szczeciny przylegaj¹cej g³adko do czaszki wyziera³y bia-

³awe blizny, z których czêœæ zapewne pochodzi³a jeszcze z czasów

s³u¿by.

Kariera imperialnego szturmowca nie by³a ³atwym procesem;

niewielu mia³o szansê przetrwania brutalnego wbijania do g³owy

militarnych umiejêtnoœci, które stanowi³y niezbêdne wyposa¿enie

œmiercionoœnej bia³ej formacji. Ci, którzy nie wytrzymali do same-

go koñca, których cia³a lub umys³y za³amywa³y siê pod sadystycz-

nym re¿imem sier¿antów, wymywani byli z programu jako trupy.

Wynikiem szkolenia mia³a byæ równie¿ niekwestionowana lojal-

noœæ i pos³uszeñstwo wobec zwierzchników – jakikolwiek sprze-

ciw przy wykonywaniu rozkazów, choæby wi¹za³o siê z nimi œmier-

telne ryzyko, by³ wykorzeniany w zarodku niczym chora tkanka.

Dla kogoœ takiego jak Voss’on’t, kto przeszed³ przez to wszyst-

ko i zaszczytnie s³u¿y³ w jednej z elitarnych jednostek szturmow-

ców, przechowywanie g³êboko w zakamarkach serca resztek w³a-

snej  natury,  zdolnej  do  rozwa¿ania  nawet  zdrady,  oznacza³o

wyj¹tkowy hart ducha i determinacjê. Voss’on’t czeka³ mo¿e przez

ca³e lata, nie zdradzaj¹c siê nikomu ze swoimi planami, czyhaj¹c na

background image

154

najlepsz¹ okazjê. A kiedy wreszcie siê pojawi³a, przemieni³ myœl

w czyn  bez  wahania  czy  wyrzutów  sumienia,  u¿ywaj¹c  do  tego

z takim trudem zdobytych umiejêtnoœci szturmowca. Gdyby mieli

mu umo¿liwiæ swoj¹ œmierci¹ ucieczkê z kodami, stanowi¹cymi

cenê jego bezpieczeñstwa, na pewno ani przez chwilê nie zastana-

wia³by siê nad ich losem.

NieŸle. Bossk z pewnym uznaniem obserwowa³ w¹skook¹ isto-

tê siedz¹c¹ w pó³mroku knajpy po drugiej stronie sali. Trhin Voss’on’t

nie by³ stuprocentowo twardym, morderczym ³otrem, jaki wzbu-

dzi³by jego podziw. Gdyby okolicznoœci by³y nieco inne, zamiast do

Boby Fetta wola³by mo¿e przy³¹czyæ siê do by³ego szturmowca.

Voss’on’t stanowi³by cenny nabytek dla Gildii £owców Nagród,

jeœli tylko Bossk zdo³a³by odbudowaæ tê organizacjê. Uzna³, ¿e to

jeszcze jedna ironia losu, skoro cen¹, jak¹ trzeba zap³aciæ za zmar-

twychwstanie  Gildii  £owców  Nagród,  jest  ¿ycie  Voss’on’ta.  Bo

kiedy  ju¿  schwytaj¹  renegata,  dostarcz¹  na  miejsce  i zainkasuj¹

nagrodê, zajmie siê nim Imperator Palpatine. A kiedy z nim skoñ-

czy, nie zostanie z biedaka nawet tyle, ¿eby zebraæ do kupy jedno

porz¹dne trofeum. Wiadomo by³o, ¿e Imperator nie ma takiej sa-

mej s³aboœci do pami¹tek jak Trandoszanie.

Boba Fett widaæ przerwa³ po³¹czenie, bo implant uszny w g³o-

wie Bosska zamilk³. Gdziekolwiek by³ teraz ³owca nagród, praw-

dopodobnie zajmowa³ siê dalszymi przygotowaniami do skompli-

kowanego planu pojmania Voss’on’ta. Lepiej, ¿eby tak by³o, ponuro

myœla³ Bossk. W tej zapad³ej dziurze nie by³o a¿ takiego ruchu,

¿eby  obecnoœæ  Bosska  mog³a  pozostaæ  niezauwa¿ona  i bez  ko-

mentarza. Zaledwie stan¹³ w progu knajpy, Trhin Voss’on’t spoj-

rza³ na niego podejrzliwie, ale zaraz odwróci³ wzrok, jakby chcia³

siê tylko upewniæ, ¿e nowo przyby³y nie stanowi dla niego ¿adne-

go  zagro¿enia.  Jeœli  jednak  Bossk  bêdzie  siê  tu  krêci³  za  d³ugo

i nikt siê do niego nie przy³¹czy, Voss’on’t mo¿e zmieniæ zdanie.

Jedynym powodem, dla którego ktokolwiek móg³by zechcieæ od-

wiedziæ tak¹ knajpê, by³y szeroko pojête interesy, zazwyczaj na

tyle ciemne i sprzeczne z prawem, ¿e wszelkie dodatkowe oœwie-

tlenie by³oby raczej niepo¿¹dane. W ca³ej galaktyce nie by³o ga-

tunku tak zdeprawowanego i prymitywnego, by odwiedza³ ten lo-

kal z racji jego atmosfery lub jakoœci drinków. Bossk zaczyna³ ju¿

¿a³owaæ, ¿e wypi³ nawet te kilka ³yków paskudnej cieczy.

Uzna³ te¿, ¿e zdradzi³by siê haniebnie, gdyby spêdzi³ zbyt wiele

czasu, wgapiaj¹c siê w Trhina Voss’on’ta. Istoty odwiedzaj¹ce ta-

background image

155

kie miejsca wymaga³y prywatnoœci, nawet jeœli zajmowa³y stolik

na otwartej przestrzeni. Pilnowanie czyichœ interesów zamiast w³a-

snego nosa by³o najlepsz¹ drog¹ do skoñczenia z dziur¹ po laserze

w bebechach. A ktoœ, kto akurat wieje przed samym Imperatorem

Palpatine’em, na pewno jest szczególnie wra¿liwy na ciekawskie

spojrzenia.

Voss’on’t nie siedzia³ nawet przodem do Bosska, ale nale¿a³o

przypuszczaæ, ¿e zachowuje tak¹ czujnoœæ, jakby mia³ drug¹ parê

oczu z ty³u g³owy. W galaktyce by³o wiele gatunków, obdarzonych

trzystuszeœædziesiêciostopniowym k¹tem widzenia, ale humanoid

dla  tego  samego  efektu  musia³  osi¹gn¹æ  szczególny  poziom  po-

dejrzliwoœci.

Zaciskaj¹c kubek w szponiastych ³apach, Bossk powiód³ spoj-

rzeniem po innych goœciach knajpy. Wiêkszoœæ z nich zdawa³a siê

nale¿eæ do personelu, jaki pozosta³ na planecie po krótkiej egzy-

stencji kolonii górniczej Imperium. G³upie gnojki, niedbale pomy-

œla³ Bossk. Dostali to, na co sobie zas³u¿yli, jeœli byli tak g³upi lub

mieli takiego pecha, ¿eby anga¿owaæ siê w tak¹ harówkê. Kiedy

kopalnie  kolonii  zosta³y  opuszczone  jako  nierentowne,  pozosta-

wiono ich niczym niepotrzebne maszyny, niewarte nawet kosztów

przewozu w jakiekolwiek inne miejsce. A teraz siedzieli zgarbieni

nad otêpiaj¹cymi umys³ napitkami, zamieniaj¹c resztki wyp³aty na

b³ogie chwile bezmyœlnego zapomnienia. Nawet gdyby którykol-

wiek z nich móg³ sobie pozwoliæ na opuszczenie planety, nie mieli

dok¹d  siê  udaæ,  bo  ¿aden  œwiat  nie  potrzebowa³  ich  mizernych

umiejêtnoœci.  Wiêkszoœæ  dawnych  górników  podda³a  siê  chirur-

gicznym modyfikacjom tylko po to, by ³atwiej dostaæ siê pod sko-

rupê planety w poszukiwaniu tego, co Imperator akurat wtedy uzna³

za  potrzebne.  Ich  czaszki  zosta³y  pogrubione  masywnymi  war-

stwami  hormonalnie  pobudzonej  do  wzrostu  koœci,  tworz¹c  coœ

w rodzaju podskórnego kasku zabezpieczaj¹cego, odpowiedniego

do  prac  górniczych.  Powiêkszono  je  tak,  ¿e  szerokoœci¹  niemal

dorównywa³y ramionom. Ich twarze zas³ania³y skomplikowane fa³-

dy g¹bczastych rzêsek do filtracji powietrza, które zwisa³y im z pod-

gardli niczym ró¿owobia³y mech – taki sposób imperialna klinika

biomodyfikacji wymyœli³a na krzemicê i inne choroby zanieczysz-

czonych p³uc. Nawet ich d³onie poddano przemianie, zastêpuj¹c

palce zakrzywionymi kawa³kami durastali, które mo¿na by³o za-

czepiæ jedne o drugie, tworz¹c ostre, podobne do ³y¿ek koñczyny,

znacznie wygodniejsze przy wydzieraniu kamieni i luŸnego ¿wiru

background image

156

w chodnikach kopalni. Niestety, poza tym nie nadawa³y siê do ni-

czego innego. Dawni górnicy musieli teraz balansowaæ kubkami

w obu chirurgicznie zmodyfikowanych d³oniach, aby unieœæ je do

ukrytych pod rzêskami ust. Zgarbieni od pracy, patrzyli przed sie-

bie wilgotnymi, têpymi oczami i wygl¹dali jak pewien gatunek ve-

nedilañskich kretów piaskowych. W mrocznych zak¹tkach ich prze-

roœniêtych, monstrualnych czaszek pozosta³o akurat tyle szarych

komórek, by zdawali sobie sprawê z w³asnego upodlenia. Bossk

omiót³ wzrokiem stworzenia, po czym zapomnia³ o nich, jakby nie

by³y dla niego wa¿niejsze od fragmentów wyblak³ych malowide³

na œcianach spelunki. Imperium pozostawia³o za sob¹ ofiary wszê-

dzie,  gdziekolwiek  siêga³y  jego  wp³ywy.  Mia³  przed  sob¹  jedne

z nich.

– Szukasz kogoœ?

W zadumê Bosska wdar³ siê szorstki, bezbarwny g³os. £owca

odwróci³ siê, spojrza³ w górê i stwierdzi³, ¿e patrzy wprost w twarz

Trhina Voss’on’ta.

Dawny szturmowiec imperialny stan¹³ tu¿ obok sto³u, na któ-

rym  sta³  drink  Bosska. Opar³  rêce na twardej powierzchni blatu

i pochyli³ siê, zbli¿aj¹c twarz do pyska Trandoszanina. Bossk wi-

dzia³  teraz  jeszcze  dok³adniej  stare  blizny  przeœwiecaj¹ce  przez

krótk¹ szczecinê w³osów na czaszce Voss’on’ta.

– S³ysza³eœ mnie, stary? Zada³em ci pytanie.

W pierwszej chwili Bossk chcia³ opuœciæ rêkê do pasa z kabu-

r¹, wyrwaæ z niej pistolet laserowy i przystawiæ jego lufê do nasa-

dy nosa by³ego szturmowca. Jedyne, co go powstrzyma³o, to wra-

¿enie, ¿e chyba nie by³by to najlepszy pomys³. Albo nie poruszy

siê  doœæ  szybko,  a  wtedy  ocknie  siê,  patrz¹c  w roboczy  koniec

broni Voss’on’ta, albo rozwali bardzo cenny towar. W ka¿dym przy-

padku  to  on  bêdzie  stratny:  straci  albo  ¿ycie,  albo  udzia³  w zy-

skach.

– A co ciê to obchodzi? – postara³ siê, aby ¿adne z jego uczuæ

czy myœli nie przes¹czy³y siê do g³osu. By³y szturmowiec zasko-

czy³ Bosska; Voss’on’t zaszed³ go tak zrêcznie i cicho, ¿e ¿aden

szmer nie ostrzeg³ Trandoszanina o jego manewrze. – Zajmij siê

swoimi interesami, a ja siê zajmê swoimi.

Voss’on’t nachyli³ siê jeszcze ni¿ej.

– Moim interesem – rzek³ cicho – jest pozostaæ przy ¿yciu.

I nie chcê, ¿eby mi siê ktokolwiek do tego wtr¹ca³.

– A dlaczego s¹dzisz…?

background image

157

– Zamknij siê. – Voss’on’t od pocz¹tku mia³ gniewny wyraz

twarzy, i to nie uleg³o zmianie – Trzymaj d³onie p³asko na stole,

¿ebym  je  dobrze  widzia³.  Robiê  siê  nerwowy,  kiedy  stworzenia

maj¹ rêce i broñ poza zasiêgiem mojego wzroku i nie mogê kon-

trolowaæ, co siê dzieje. – Zimne oczy zwêzi³y siê jeszcze bardziej. –

Wierz mi, nie chcia³byœ, ¿ebym siê zdenerwowa³.

Bossk  odsun¹³  szpony  od  glinianego  kubka  i starannie  roz-

p³aszczy³ je na blacie.

– Proszê.  Zadowolony?

– Nie ca³kiem. Wci¹¿ chcê wiedzieæ, co tu robisz… – ostatnie

s³owa zabrzmia³y raczej jak warkniêcie – …³owco nagród.

Œwietnie, z uraz¹ pomyœla³ Bossk, na pewno rozszyfrowa³ mnie

w tej samej chwili, kiedy tu wszed³em. Gdy Bossk siedzia³ tu i be³-

ta³ te ohydne pomyje, pewny, ¿e wspaniale wykonuje swoje zada-

nie, nikogo nie uda³o mu siê zmyliæ. A przynajmniej nie cel tego

zadania.

– To  coœ  nowego –  odpar³  Bossk  tak  uprzejmie,  jak  tylko

potrafi³. – Oskar¿ano mnie ju¿ o ró¿ne rzeczy i na ró¿nych œwia-

tach, ale po raz pierwszy ktoœ zaliczy³ mnie do ³owców nagród. –

K¹cik ³uskowatego pyska uniós³ siê w parodii uœmiechu. – Jesteœ

pewien, ¿e po prostu nie szukasz zwady?

– Nigdy nie szukam zwady, jestem osob¹ mi³uj¹c¹ pokój. –

Voss’on’t  albo  nie  raczy³,  albo  nie  potrafi³  siê  uœmiechn¹æ. –  Ja

tylko zabijam ludzi. A zw³aszcza istoty, które wokó³ mnie wêsz¹.

– To dobrze, ¿e siê nie zaliczam do tej kategorii. – Gdzie siê

podziewa Boba Fett? Bossk czu³, jak ³uski na ramionach je¿¹ mu

siê z irytacji. Ca³a ta operacja zaraz wybuchnie Bosskowi w twarz…

mo¿e nawet dos³ownie, jeœli Trhin Voss’on’t siêgnie po swój pisto-

let laserowy… a tamten gdzieœ przepad³. Pewnie jest gdzieœ poza

planet¹, pieni³ siê Bossk. A ja zaraz zostanê zabity przez towar, po

który tu przyjechaliœmy.

– Mo¿esz siê zaraz znaleŸæ w kategorii trupów, jeœli nie spodo-

baj¹ mi siê twoje odpowiedzi. – Voss’on’t odwróci³ pooran¹ bli-

znami g³owê i uwa¿niej przyjrza³ siê Bosskowi. – Wiesz, s¹ istoty,

które  uwa¿aj¹,  ¿e  zrobi³em  kilka  g³upich  rzeczy.  A  ja  mogê  siê

nawet z nimi zgodziæ, bo znalezienie siê po niew³aœciwej stronie

Imperatora Palpatine’a nie jest najlepsz¹ recept¹ na d³ugowiecz-

noϾ.

Bossk pokiwa³ g³ow¹.

– Masz wiêksze problemy ni¿ ja.

background image

158

– Teraz ja jestem twoim jedynym problemem. I zapewniam

ciê, ¿e to wystarczy. Poniewa¿ nie zrobi³em akurat tej jednej g³u-

piej rzeczy: nie wpl¹ta³bym siê w sytuacjê, która spowodowa³aby

na³o¿enie na moj¹ g³owê pokaŸnej nagrody, nie przygotowuj¹c so-

bie przedtem niewielkiej osobistej bazy danych na temat istot, któ-

re prawdopodobnie poka¿¹ siê tutaj w poszukiwaniu mojej skrom-

nej osoby.

– Jasne, rozumiem. – Myœli w g³owie Bosska nabra³y nagle

jeszcze bardziej szalonego tempa. Teraz by³by rzeczywiœcie dobry

moment, ¿eby Boba Fett siê pojawi³. – Uwa¿am, ¿e to rzeczywi-

œcie m¹dre posuniêcie.

– W³aœnie… Bossk – by³y szturmowiec prawie splun¹³ jego

imieniem. Nie spuszczaj¹c oka z Trandoszanina, siêgn¹³ za siebie,

chwyci³ krzes³o stoj¹ce przy s¹siednim stole i przyci¹gn¹³ je bli¿ej.

Usiad³ na nim okrakiem i przechyli³ siê przez oparcie. – Jak siê

maj¹ ostatnio sprawy w Gildii £owców Nagród?

Bossk zdo³a³ wzruszyæ ramionami.

– Mog³oby byæ lepiej.

– To twoje imiê, zgad³em?

– Zgad³eœ. – Nie by³o sensu k³amaæ.

– Twój stary rz¹dzi³ kiedyœ Gildi¹ £owców Nagród. – W g³o-

sie Trhina Voss’on’ta pojawi³ siê cieñ sarkazmu. – Ale twoje mo¿-

liwoœci to chyba przekracza, co?

Zimna gadzia krew Bosska rozgrza³a siê o dobrych parê stop-

ni.

– Ty,  s³uchaj  no… –  W tej  chwili  by³  gotów  zapomnieæ

o wszelkich konsekwencjach i siêgn¹æ po broñ. – Mo¿e zostawi-

my politykê Gildii poza tematem naszej rozmowy, co? To nie ma

z tob¹ nic wspólnego.

– Mo¿e ma, a mo¿e nie ma – odpar³ Voss’on’t z lekkim roz-

bawieniem. – Zw³aszcza jeœli ktoœ taki jak ty nabierze nagle ocho-

ty, ¿eby po³o¿yæ ³apê na solidnej nagrodzie. Na przyk³ad takiej,

jak¹ p³aci za mnie Palpatine. Du¿o móg³byœ zdzia³aæ z tak¹ mas¹

kredytów,  co?

– No i co z tego? – Bossk z coraz wiêksz¹ podejrzliwoœci¹

zezowa³ na rozmówcê. – Ka¿dy by móg³. Pewnie dlatego Impera-

tor chce wydaæ a¿ tyle. ¯eby daæ istotom motywacjê, sprawiæ, ¿e

zrobi¹ to, co on zechce. W koñcu po to s¹ kredyty.

– Hmm… wierz mi, stary, Imperator ma inne sposoby dawa-

nia  istotom  „motywacji”.  Wiem coœ o tym. W s³u¿bie  Imperium

background image

159

by³em tak motywowany wiele razy. A te sposoby nie s¹ tak przy-

jemne jak kredyty w kieszeni.

Bossk wzruszy³ ramionami.

– Tamte  inne  sposoby  nie  dzia³aj¹  na  ³owców  nagród.  Nas

motywuj¹ wy³¹cznie kredyty.

– Dla was to lepiej – Voss’on’t skin¹³ g³ow¹. – Zapomnia³em.

Wszyscy jesteœcie hardzi i twardzi, sami nieustraszeni.

– Wystarczaj¹co  nieustraszeni.

– Pozwól, ¿e powiem ci coœ jeszcze. Wszystkie kredyty ca³ej

galaktyki nic ci nie pomog¹, je¿eli nie bêdziesz ¿y³ doœæ d³ugo, aby

je wydaæ. – Oczy Voss’on’ta zwêzi³y siê jeszcze bardziej. – A ja ci

to mogê za³atwiæ. Za³atwi³em to ju¿ paru innym przedstawicielom

twojego fachu, którzy zameldowali siê na moim progu.

– Tak te¿ s³ysza³em. – Raporty podw³adnych i cz³onków Ko-

mitetu Zreformowanej Gildii dotar³y do niego, kiedy jeszcze usi³o-

wali z Bob¹ Fettem wyœledziæ kryjówkê Voss’on’ta. Co najmniej

tuzin innych ³owców nagród próbowa³ szczêœcia w schwytaniu Trhi-

na Voss’on’ta na tej zapad³ej planecie. Dotarli tutaj, i na tym koniec.

Bossk podejrzewa³, ¿e ich cia³a zosta³y wrzucone do jednego z opusz-

czonych szybów kopalnianych na skraju powoli popadaj¹cej w ru-

inê kolonii. Trandoszanin zreszt¹ nigdy siê nie martwi³ tym, ¿e któ-

ryœ inny ³owca nagród przypadkiem zgarnie nagrodê na³o¿on¹ na

g³owê Voss’on’ta. ¯aden z nich nie mia³ nawet najmniejszej szansy.

– I co, niczego siê nie nauczy³eœ? – zdziwi³ siê Voss’on’t. –

Powinieneœ by³ uwa¿aæ, co siê przytrafi³o tamtym ³owcom nagród.

Teraz nie wiesz nawet, w co siê wpakowa³eœ. Mam mnóstwo kre-

dytów do wydania. Zarobi³em je, sprzedaj¹c to wszystko, co ukra-

d³em… a nie mia³em nikogo, z kim musia³bym siê dzieliæ.

– Jasne, bo wczeœniej ich za³atwi³eœ.

– Sam zrobi³byœ to samo, gdybyœ by³ na moim miejscu.

– Pewnie – wzruszy³ ramionami Bossk. Pozbywanie siê part-

nerów  nale¿a³o  do  normalnych  praktyk  w interesach,  jeœli  tylko

mog³o to ujœæ na sucho. – Kto zrobi³by inaczej?

– Nikt z odrobin¹ rozumu – ponuro odpar³ Voss’on’t. – A ja

mia³em go doœæ, ¿eby czêœæ kredytów wydaæ na zabezpieczenie

siê przed tym, aby jakiœ pierwszej klasy ³owca nagród, taki jak ty,

nie zawlók³ mnie w najbli¿szym czasie z powrotem do pa³acu Im-

peratora.

Uwaga  ta  wprawi³a  Bosska  w zadumê.  Jeœli  wyda³  kredyty

na jakiœ rodzaj instalacji obronnych… a w³aœnie to ju¿ wczeœniej

background image

160

intrygowa³o Bosska… to gdzie one s¹? Albo zosta³y dobrze ukry-

te, albo Voss’on’ta oszukano.

Chêtnie by siê za³o¿y³, ¿e ta ostatnia mo¿liwoœæ odpada. Tam-

ci ³owcy nagród, ci, którzy dotarli tu przed nim, nie le¿eliby teraz

martwi, gdyby obrona Voss’on’ta by³a taka iluzoryczna.

Poza tym… kiedy ktoœ zapewnia ciê, ¿e ma tysi¹c sposobów

na za³atwienie ci drogi na tamten œwiat, zawsze m¹drzej jest przy-

j¹æ, ¿e nie k³amie. Zw³aszcza jeœli zapewnienia pochodz¹ od by³e-

go szturmowca Imperium.

Bossk  gwa³townie  otrz¹sn¹³  siê  z  przykrych  rozwa¿añ  nad

swoj¹  sytuacj¹.

– I co teraz?

– Mi³o by³o z tob¹ pogawêdzi栖 odpowiedzia³ Voss’on’t z ka-

mienn¹ twarz¹. Równie mi³o siê gawêdzi³o z pozosta³ymi ³owcami

nagród, którzy zaczêli siê tu krêciæ. Jesteœcie wszyscy na tyle po-

dobni  do  moich  by³ych  wspólników…  chodzi  g³ównie  o robotê,

jak¹  wszyscy  odwalamy…  ¿e  zawsze  mamy  o czym  porozma-

wiaæ. Przynajmniej przez chwilê. Urozmaici³o mi to czas. – Ru-

chem g³owy wskaza³ na kretowatych górników zgarbionych przy

s¹siednich sto³ach, z d³oñmi-³opatami zaciœniêtymi wokó³ drinków. –

Niestety, te brudasy to kiepscy rozmówcy. Wierz mi zatem, zabijê

ciê nie bez pewnego ¿alu. Po prostu potrzebujê zabezpieczenia.

– Wiem, jasne. – Bossk poczu³, ¿e na dobre zaczyna siê de-

nerwowaæ. Czu³, ¿e w bardzo krótkim czasie sprawy mog¹ przy-

braæ kiepski obrót, a Boba Fett wci¹¿ jeszcze nie raczy³ siê poja-

wiæ  na  scenie.  £adne  mi  partnerstwo,  wœcieka³  siê  Bossk.  Mia³

prawo przypuszczaæ, ¿e Bobê Fetta zawiod³y nerwy – wprawdzie

do tej pory nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o, ale zawsze kiedyœ jest

ten pierwszy raz – i postanowi³ w ogóle nie mieszaæ siê do sprawy

ze szturmowcem. Statek Fetta, „Niewolnik I”, z ³owc¹ na pok³a-

dzie  pewnie  ju¿  wchodzi³  w nadprzestrzeñ,  kieruj¹c  siê  ku  dal-

szym  i bezpieczniejszym  planetom –  i pozostawiaj¹c  Bosska  sa-

mego  na  pastwê  losu.  Typowe,  pomyœla³  Bossk.  Na  nikim  nie

mo¿na  polega慠 chyba  ¿e  jest  trupem.  Kiedy  postawi  na  nogi

Gildiê £owców Nagród, a sam stanie na jej czele, zajmie siê tym,

¿eby zapewniæ sobie odpowiedni szacunek, na jaki zas³uguje. Ale

przedtem musi niestety odpuœciæ sobie pierwszej klasy twardy to-

war  i najwiêksz¹  nagrodê  na³o¿on¹  kiedykolwiek  na  czyj¹œ  g³o-

wꠖ  tylko  po  to,  ¿eby  samemu  nie  daæ  siê  zabiæ.  A  to  bêdzie

wymaga³o pewnych starañ. Chyba ¿e…

background image

161

Przyszed³ mu do g³owy pewien pomys³.

– Zanim to zrobisz, mo¿esz mi jeszcze coœ powiedzieæ? – za-

gadn¹³ Voss’on’ta. – Rozpuœci³eœ ju¿ wszystkie kredyty?

– A co ciê to obchodzi?

– Có¿, szczerze mówi¹c, Ÿle mnie os¹dzi³eœ. – Bossk jednym

szponem postuka³ go w pierœ. – Pewnie, wiem, kim jesteœ, i wiem,

jaka cena jest na³o¿ona na twoj¹ g³owê. Wie to w tej chwili pewnie

ka¿dy w ca³ej galaktyce. Ale nie przyby³em tu, ¿eby próbowaæ ciê

z³apaæ. Czy wygl¹dam na kompletnego idiotê?

Voss’on’t spojrza³ na niego podejrzliwie.

– Mów dalej.

– Daj spokój –  Bossk  roz³o¿y³  szponiaste  ³apy. –  Spójrzmy

prawdzie oczy. Zawód ³owcy nagród nie jest ju¿ tym, czym by³.

A przynajmniej od czasów roz³amu w starej Gildii. Istoty musz¹

sobie znaleŸæ nowy sposób zarabiania na ¿ycie. Nie jesteœ jedy-

nym mêtem, który chce prze¿yæ. A ja nie jestem a¿ takim g³up-

cem, ¿eby s¹dziæ, ¿e mam szansê na schwytanie i dostarczenie na

miejsce  dawnego  szturmowca…  zw³aszcza  tak  ustawionego  jak

ty. – Taka przemowa by³a dla Bosska czymœ nowym, ale ca³a hi-

storia zaczyna³a przyprawiaæ go o zawrót g³owy. Przedtem zawsze

jakoœ udawa³o mu siê rozwi¹zaæ problem i wykrêciæ siê sianem

z niejasnej sytuacji na standardow¹ trandoszañsk¹ mod³ê: tak¹ por-

cj¹ przemocy, która roz³o¿y na ³opatki tego drugiego. Zdarza³o mu

siê te¿ wczeœniej k³ama栖 nie tak dawno namówi³ przecie¿ Bobê

Fetta na wspólnictwo w tej robocie – ale nigdy dot¹d nie improwi-

zowa³. Nawet jeœli od pocz¹tku by³a to czêœæ planu, wci¹¿ nie by³

ca³kowicie przygotowany. Rzuci³ siê g³ow¹ naprzód, nie ogl¹daj¹c

siê za siebie. Nie mia³ innego wyjœcia.

– No wiêc… pomyœla³em sobie, dlaczego by nie uszczkn¹æ z te-

go k¹ska dla siebie, tylko z drugiej strony? – W³asne s³owa budzi³y

w nim takie same odczucia jak ohydna breja wype³niaj¹ca jego ku-

bek. – Istnieje jeszcze w tej galaktyce kilka sposobów zarobienia

paru kredytów. – Znów po³o¿y³ d³onie na blacie sto³u i pochyli³ siê

ku Voss’on’towi. – Przyznaj sam, coraz wiêcej ³owców nagród bê-

dzie tu przychodziæ po ciebie. Przy cenie, jak¹ wyznaczono za two-

j¹ g³owê, masz to jak w banku. Wystarczy, ¿eby jeden z nich mia³

trochê wiêcej szczêœcia od innych, i ju¿ nie jesteœ eksszturmowcem,

tylko twardym towarem w drodze do Imperatora.

– ¯eby tak siê sta³o, bêd¹ musieli mieæ cholernie du¿o szczê-

œcia.

11 – Spisek Xizora

background image

162

– ¯yjemy w dziwnym wszechœwiecie – odpar³ Bossk. – Wszyst-

ko mo¿e siê zdarzyæ. Kto by pomyœla³, ¿e Sojusz Rebeliantów ma

jak¹kolwiek szansê na rozbicie Gwiazdy Œmierci? Jeden szczêœli-

wy strza³ i ca³a stacja zmieni³a siê w przetopiony z³om.

Bossk widzia³, ¿e jego s³owa wywieraj¹ na Voss’on’cie pewne

wra¿enie. Zw³aszcza ostatni argument by³ doskonale dobrany; mi-

litarny umys³ Voss’on’ta w naturalny sposób sk³ania³ siê ku wierze

w niezniszczalnoœæ takiej sterty broni jak stacja bojowa Gwiazda

Œmierci.

– Bêdziesz zatem potrzebowa³ czegoœ wiêcej ni¿ to, co ju¿

masz –  ci¹gn¹³  Bossk. –  Jeœli  masz  zostaæ  zdrowy  i ca³y,  i poza

zasiêgiem  Imperatora,  oczywiœcie.  Tak  sobie  to  wykombinowa-

³em.

Kiedy ju¿ zacz¹³ k³amaæ jak najêty, okaza³o siê, ¿e to ca³kiem

proste. S³owa przychodzi³y mu coraz szybciej i ³atwiej.

– Potrzebujesz ka¿dej pomocy, jaka siê nadarzy… i za jak¹

mo¿esz zap³aciæ. – Bossk wygodnie rozpar³ siê na krzeœle. – I tu-

taj pojawiam siê ja.

– Ty? –  Voss’on’t  prychn¹³  pogardliwie.  –A  có¿  ty  mo¿esz

dla mnie zrobiæ?

– Mogê ci na przyk³ad powiedzieæ z góry, jaki ruch wykona

ka¿dy  z  tych  ³owców  nagród…  Spêdzi³em  doœæ  czasu  w starej

Gildii  £owców  Nagród,  ¿eby  nauczyæ  siê  tego  i owego.  I znam

tych wszystkich ³owców. Wiem, jak dzia³aj¹ ich umys³y. – Bossk

zacz¹³ siê wyraŸnie rozgrzewaæ. – Widzisz, ka¿dy z nich ma swój

indywidualny styl, swój sposób pracy. IG-88 to robot. Ma zimn¹,

logiczn¹, precyzyjn¹ metodê budowania strategii œcigania towaru.

Za to ci, którzy korzystaj¹ raczej z moich metod taktycznych, s¹

bardziej…  instynktowni.  Rozumiesz?  Potrafi¹  wywêszyæ  ofiarê.

Zawsze coœ tam zadzia³a, sam rozumiesz. Nie ten ³owca nagród

ciê z³apie, to zrobi to inny. Chyba ¿e… – Bossk pokiwa³ g³ow¹

z w³asn¹ wersj¹ m¹drego uœmiechu na pysku – …chyba ¿e wiesz,

czego siê po nich spodziewaæ.

– Ach,  rozumiem. –  Voss’on’t  spojrza³  na  niego  z  niesma-

kiem. –  I to  w³aœnie  zamierzasz  mi  sprzedaæ.  Swoj¹  znajomoœæ

³owców nagród.

– No w³aœnie. – Teraz, kiedy Bossk mia³ trochê czasu, ¿eby to

sobie przemyœleæ, doszed³ do wniosku, ¿e to wcale nie taki z³y po-

mys³. Mo¿e powinienem siê nad tym zastanowiæ, pomyœla³. W ga-

laktyce ¿y³y istoty rozumne trudni¹ce siê przewo¿eniem twardego

background image

163

towaru z dala od tropi¹cych go ³owców nagród. Sprowadza³o siê to

g³ównie do uciekania i robienia uników przy przewo¿eniu towaru

z jednego punktu do drugiego. Wejœæ do interesu w charakterze an-

ty³owcy nagród, zmobilizowaæ ca³y talent do przemocy i intryg prze-

ciwko innym ³owcom… pomys³ ten bardzo siê Bosskowi spodoba³.

Po pierwsze, doszed³ do wniosku, ¿e poleje siê wystarczaj¹co du¿o

krwi, aby zaspokoiæ jego upodobania – ³owcy nagród z regu³y nie

traktowali uprzejmie innych istot, które usi³owa³y pomieszaæ im szy-

ki. A kredyty, jakie mo¿na bêdzie na tym zarobi慠to zdecydowa-

nie by³a najatrakcyjniejsza strona tego rozwi¹zania.

– Tak,  tego  w³aœnie  mogê  ci  dostarczyæ. –  Bossk  pozwoli³,

aby jego paszcza rozpromieni³a siê uœmiechem. – Za odpowiedni¹

cenê.

– Odpowiedni¹ to znaczy dobr¹, jak s¹dzê.

Bossk wzruszy³ ramionami.

– Jestem tego wart.

– Za³o¿ê siê, ¿e tak jest – odpar³ Voss’on’t. – Ale masz zmys³

do interesów, prawda? Wiesz, jak to jest, kiedy sprawy zaczynaj¹

przybieraæ konkretny obrót. Wszystko mo¿na wynegocjowaæ.

– C󿅠do pewnego momentu.

– W dodatku – ci¹gn¹³ by³y szturmowiec – mam swoj¹ w³a-

sn¹ opiniê na temat twojej wartoœci.

To nie zabrzmia³o dobrze.

– Na przyk³ad?

– Na przyk³ad to – Voss’on’t siêgn¹³ pod kurtkê i wyci¹gn¹³

pistolet laserowy. Jednym szybkim, p³ynnym ruchem przy³o¿y³ go

Bosskowi do czo³a. – Myœlê, ¿e dobiliœmy targu.

Bossk zareagowa³ czysto automatycznie, bez jednej œwiado-

mej myœli. Z d³oñmi rozpostartymi na stole i miotaczem wymie-

rzonym w czaszkê jego mo¿liwoœci by³y w znacznej mierze ogra-

niczone.

Ale nie ca³kowicie. Rzuci³ siê ca³ym ciê¿arem w ty³, przewra-

caj¹c siê wraz z krzes³em. Jednoczeœnie wyprostowa³ nogi, z ca-

³ych si³ uderzaj¹c szponiastymi stopami o spód blatu. Stó³ polecia³

w górê i uderzy³ Voss’on’ta w ramiê trzymaj¹ce broñ, odbijaj¹c je

w bok. W chwili gdy plecy Bosska zetknê³y siê z zaœmiecon¹ pod-

³og¹ speluny, sycz¹cy strumieñ energii przemkn¹³ nad nim i ude-

rzy³ w sufit. Popió³ i kurz obsypa³y Bosska, który szybko przeto-

czy³ siê na czworakach i da³ nura pomiêdzy stoliki st³oczone po

drugiej stronie sali.

background image

164

I tyle masz z tego, ¿e chcia³eœ byæ taki cwany, myœla³ Bossk

nie bez wstrêtu do samego siebie. Nastêpnym razem… Si³¹ rozpê-

du rozniós³ z klekotem krzes³a i sto³y we wszystkich kierunkach.

Nastêpnym razem po prostu wyci¹gnê rêkê i urwê mu g³owê, zde-

cydowa³ Bossk.

Kolejny strumieñ energii z pistoletu laserowego Voss’on’ta prze-

ci¹³ powietrze o milimetry od ³usek Trandoszanina. £owca przeto-

czy³ siê na bok, wyrwa³ z kabury w³asn¹ broñ i odda³ strza³, zanim

jeszcze zd¹¿y³ wycelowaæ. Butelki pozaplanetarnych trunków, usta-

wione rz¹dkami za barem, rozsypa³y siê w mokre od³amki, osypu-

j¹c humanoidalnego barmana, który rozp³aszczy³ siê na pod³odze.

Wiêkszoœæ  pozosta³ych  klientów,  kretowatych  by³ych  pracowni-

ków kolonii górniczej, zd¹¿y³a siê ju¿ rozpierzchn¹æ na boki. Za-

s³aniali g³owy ³opatowatymi d³oñmi i pospiesznie kuœtykali niezgrab-

nym krokiem ku schodom wiod¹cym na powierzchniê. Niektórzy

kryli siê za powywracanymi sto³ami.

– Posuñ siꠖ Bossk odepchn¹³ ³okciem na bok jednego z gór-

ników. Kolejny strza³ Voss’on’ta, oddany z drugiej strony ogarniê-

tej chaosem, na wpó³ opustosza³ej sali, uderzy³ w pionowo usta-

wiony blat sto³u, za którym klêczeli goœcie.

– Nie bój siê, jemu nie chodzi o ciebie. – Bossk wychyli³ siê

zza blatu i puœci³ z miotacza szybk¹ seriê, tym razem doœæ celn¹,

aby zmusiæ Voss’on’ta do ucieczki w kierunku tylnych drzwi knaj-

py. Wziête w krzy¿owy ogieñ miotaczy Bosska i by³ego szturmowca

sto³y, krzes³a i inne sprzêty wkrótce zmieni³y siê w kupê osmalo-

nego i dymi¹cego œmiecia.

– £owco nagród! – zawo³a³ Voss’on’t, ukryty w cieniu przy

wyjœciu. – Jeœli ci siê zdaje, ¿e w ten sposób wyjdziesz st¹d ¿ywy,

to siê mylisz.

Pierwszy b³¹d pope³ni³em, zjawiaj¹c siê tutaj, z gorycz¹ po-

myœla³ Bossk. Zw³aszcza samotnie. Teraz nie móg³ poj¹æ, jakim

cudem zgodzi³ siê na to, aby siê rozdzielili. Gdyby zaszli Voss’on’ta

z dwóch stron, tak jak to pocz¹tkowo planowali, mieliby szansê

na jego schwytanie. Teraz œmieræ Zuckussa wydawa³a siê niepo-

trzebna;  ju¿  wtedy  powinna  by³a  wzbudziæ  podejrzenia.  Jedy-

nym  powodem  przyjêcia  takiej  strategii  – stwierdzi³  to  nie  bez

ironii –  mog³o  byæ  to,  ¿e  Boba  Fett  próbuje  go  wyeliminowaæ,

¿eby samemu i bez przeszkód dobraæ siê Voss’on’towi do skóry.

Przy okazji nie musia³by dzieliæ siê ³upem, a o to mu prawdopo-

dobnie chodzi.

background image

165

– Wiesz co, Voss’on’t? – Bossk przylgn¹³ plecami do os³ony

z przewróconego sto³u, jednym ramieniem oparty o milcz¹cy kszta³t

siedz¹cego obok górnika. G³oœne s³owa odbi³y siê echem od sufitu

knajpy. –  Mo¿emy  obaj  wyjœæ  st¹d  ¿ywi,  jeœli  tego  naprawdê

chcesz. To bardzo ³atwo za³atwiæ. – £owca nagród trzyma³ pisto-

let skierowany w górê, a¿ rozgrzana lufa prawie dotyka³a jego skro-

ni. – Ale jeœli ja nie wyjdê st¹d ¿ywy, ty tak¿e nie.

– Du¿e s³owa, ³owco nagród – dotar³ do niego drwi¹cy g³os

ukrytego Voss’on’ta. – £atwo poznaæ, ¿e nigdy nie s³u¿y³eœ w si-

³ach imperialnych. Gadanie bez mo¿liwoœci udowodnienia swoich

s³ów podlega karze dyscyplinarnej. Nie wiesz nawet, co ciê czeka,

ch³opie.

– Z tego, co widzꠖ odkrzykn¹³ Bossk – ty masz miotacz i ja

mam  miotacz.  Jestem  tutaj  sam,  a  ty  jesteœ  tam  te¿  samotnie. –

Wyjrza³ zza krawêdzi sto³u, wystrzeli³ w kierunku, z którego do-

chodzi³ g³os tamtego, i szybko siê cofn¹³, zanim Voss’on’t zdo³a³

odpowiedzieæ mu ogniem. – Imperialni szturmowcy czêsto nadra-

biaj¹ liczb¹ braki w umiejêtnoœciach strzeleckich, wiêc powiedzia³-

bym, ¿e to ja mam przewagê.

Dwa szybkie strza³y zwêgli³y krawêdŸ sto³u nad g³ow¹ Bos-

ska, obsypuj¹c gor¹cymi od³amkami jego ramiona.

– O czymœ zapominasz, ³owco nagród. – W g³osie Voss’on’ta

nadal brzmia³a nuta drwiny. – Mo¿e nie wyda³em wszystkich kre-

dytów, ale doœæ, aby za³atwiæ mnóstwo niespodzianek dla kogoœ

takiego jak ty.

– Tak? – Bossk spojrza³ na swój pistolet, aby siê upewniæ, ¿e

ma odpowiedni poziom ³adunku. WskaŸnik pokazywa³ doœæ ener-

gii, aby zdezintegrowaæ ca³¹ konstrukcjê budy, strza³ za strza³em,

jeœli trzeba. – Co na przyk³ad?

– A to.

Bossk poczu³ siê zdezorientowany, bo g³os by³ wprawdzie Trhi-

na Voss’on’ta, ale zdawa³ siê dobiegaæ z du¿o mniejszej odleg³oœci,

jakby eksszturmowiec zdo³a³ podkraœæ siê do niego od ty³u. Od-

wróci³ siê w kierunku bezrobotnego kolonialnego górnika akurat

na czas, aby zobaczyæ, jak jedna z ogromnych, ³opatowatych d³o-

ni zmierza w kierunku jego czaszki.

Miotacz  wypad³  Bosskowi  z  rêki  i  wiruj¹c,  potoczy³  siê  po

pod³odze knajpy. Trandoszanin zawadzi³ barkiem o stó³, wywra-

caj¹c  go  do  góry  nogami.  By³  og³uszony  i na  wpó³  przytomny;

czu³, ¿e miota siê bezw³adnie poœród sterty po³amanych krzese³,

background image

166

których ostre od³amki wbijaj¹ mu siê w plecy. Widzia³ jak przez

czerwon¹  mg³ê,  ale  doœæ  wyraŸnie,  aby  dostrzec  pochylone  nad

sob¹ twarze Voss’on’ta i anonimowego górnika.

– Widzisz? – uœmiechn¹³ siê okrutnie Voss’on’t. Jedn¹ rêk¹

trzyma³ miotacz wycelowany w pierœ Bosska, drug¹ wyj¹³ zminia-

turyzowany komunikator, który zwisa³ na przewodzie poœród po-

marszczonego filtra powietrznego, zakrywaj¹cego twarz górnika.

Oczy, os³oniête ciê¿kimi goglami – dwie okr¹g³e soczewki pod ciê¿-

kim nawisem czo³a podobnej do he³mu czaszki – spogl¹da³y têpo

w przestrzeñ. Voss’on’t pokaza³ podobne urz¹dzenie w drugiej d³o-

ni.

– Wydajê kredyty tam, gdzie przydaj¹ siê najbardziej.

G³os Voss’on’ta przenosi³ siê z mikrofonu na jego gardle, pra-

wie takiego samego jak ten, którego u¿ywa³ Bossk, a wydobywa³

siê z g³oœniczka umocowanego na ogromnej g³owie górnika. – W tej

kolonii nie ma ani jednej istoty, która by nie figurowa³a na mojej

liœcie p³ac. Wszyscy mnie pilnuj¹ i bardzo mi to odpowiada.

Wy³¹czy³ mikrofon i teraz mówi³ ju¿ normalnie.

– S¹ doœæ m¹drzy, aby dla mnie pracowaæ, ale nie na tyle, by

obs³ugiwaæ skomplikowany sprzêt komunikacyjny, dlatego musia-

³em wymyœliæ taki system, który pozwoli³by na transmisjê mojego

g³osu na ¿ywo. W ten sposób mogê osobiœcie wydawaæ im rozka-

zy. A przy okazji robiæ takie dowcipy jak teraz tobie.

Szturmowcy wy¿szych rang s³ynêli ze sk³onnoœci do bezinte-

resownego sadyzmu. Bossk rozumia³ teraz, dlaczego. Podniós³ siê

na ³okciach i ponuro spojrza³ na Voss’on’ta.

– No wiêc co zamierzasz ze mn¹ zrobiæ?

– To samo, co z wszystkimi innymi, którzy tu przylecieli. –

Voss’on’t opuœci³ luŸno d³oñ z miotaczem. – I to samo, co zrobiê

z wszystkimi innymi, którzy s¹dz¹, ¿e wzbogac¹ siê na mojej skó-

rze.

Machn¹³ miotaczem w stronê górnika.

– Podnieœ tego dupka.

Dwie ogromne, ³opatowate d³onie wsunê³y siê pod ramiona

Bosska i postawi³y go na nogi, niezbyt pewne, bo efekt poprzed-

niego uderzenie jeszcze nie ca³kiem min¹³. Bossk jednak zdo³a³

zachowaæ pozycjê stoj¹c¹, nawet kiedy górnik go puœci³ i odst¹pi³

o krok.

Trandoszanin  stwierdzi³,  ¿e  patrzy  wprost  w uniesion¹  lufê

miotacza.

background image

167

– Dobrze,  ³owco  nagród. –  Na  drugim  koñcu  lufy  widzia³

brzydki uœmiech Voss’on’ta. – Nie s¹dŸ, ¿e nie przemyœla³em so-

bie dok³adnie twojej propozycji. Niedawno, gdy z³o¿yli mi tak¹

sam¹ ofertê ostatni dwaj ³owcy nagród, którzy siê tu zab³¹kali. –

Jego kciuk spocz¹³ na przycisku wyzwalacza. – I zdecydowa³em,

¿e ich us³ug te¿ nie potrzebujê.

– Zaczekaj chwilê! – Bossk roz³o¿y³ rêce. Wci¹¿ widzia³ po-

dwójnie. – Mo¿e jednak jakoœ siê dogadamy…

– Moglibyœmy – odpar³ Voss’on’t. – Ale skoro ju¿ nas opusz-

czasz… na zawsze… z kim w³aœciwie mia³bym na ten temat roz-

mawiaæ?

– A mo¿e ze mn¹?

Bossk uzna³, ¿e cios ³opatowatej ³apy górnika musia³ mu coœ

poluzowaæ w g³owie. Ostatnie s³owa nie pochodzi³y ani od niego,

ani od Voss’on’ta.

Rozpozna³ jednak g³os, którym zosta³y wypowiedziane. By³

to g³os Boby Fetta.

Zmru¿y³ oczy i zdo³a³ zogniskowaæ wzrok na tyle, ¿eby zoba-

czyæ,  jak  Trhin  Voss’on’t  podnosi  do  oczu  swój  laryngofon  i ze

zdumieniem wpatruje siê w jego maleñki g³oœnik. G³os Fetta do-

chodzi³ w³aœnie stamt¹d.

– Przecie¿ to niemo¿liwe… – mrukn¹³ Voss’on’t. – To by zna-

czy³o…

– W³aœnie. – To s³owo, zimne i pozbawione emocji, ju¿ nie

pochodzi³o z laryngofonu Voss’on’ta. G³os Boby Fetta, nie wzmoc-

niony, ale realny, zabrzmia³ zza pleców Bosska. Voss’on’t spogl¹-

da³ w tamt¹ stronê wyraŸnie zaskoczony. £opatowata d³oñ górni-

ka  odepchnê³a  Trandoszanina  na  bok.  Bossk  o ma³o  siê  nie

przewróci³  na  pod³ogê  knajpy  i  wtedy  zobaczy³,  jak  druga  d³oñ

górnika rozdziela siê na w¹skie, durastalowe palce-szpony niczym

wi¹zka  staro¿ytnych  szabel.  Palce,  z  których  ka¿dy  mia³  ponad

pó³ metra d³ugoœci, objê³y przedramiê Voss’on’ta. Pojedynczy strza³

z miotacza uwiêzionego w potê¿nej d³oni rozœwietli³ z³¹cza metalu.

A potem poorana bliznami twarz Voss’on’ta wykrzywi³a siê z bólu,

gdy górnik obróci³ siê, wykrêcaj¹c i prawie wyrywaj¹c mu ramiê

ze stawu. Voss’on’t zwali³ siê na szcz¹tki po³amanych krzese³, po-

rozrzucane po pod³odze.

– Proszꠖ g³os Fetta przemówi³ znowu, gdy durastalowa d³oñ

górnika rozwar³a siê i poda³a Bosskowi zdobyczny miotacz eks-

szturmowca. – Nie pozwól mu uciec.

background image

168

Bossk chwyci³ miotacz i wycelowa³ go w Voss’on’ta, który

le¿a³  u  jego  stóp.  K¹tem  oka  zobaczy³,  jak  przebranie  górnika

rozpada siê na kawa³ki, ods³aniaj¹c ukrytego w nim Bobê Fetta.

Na  pierwszy  ogieñ  posz³y  ³opatowate  przystawki,  które  upad³y

na pod³ogê z podwójnym brzêkiem. W³asne d³onie Boby Fetta,

w charakterystycznych  rêkawicach  mandaloriañskiej  zbroi,  od-

piê³y i zrzuci³y z ramion wielk¹, przypominaj¹c¹ garb masê. Te-

raz móg³ siê ju¿ wyprostowaæ, ods³aniaj¹c swój normalny pod-

ró¿ny  arsena³.  He³m,  z  czarnym  wizjerem  w kszta³cie  litery  T,

ukaza³ siê dopiero wtedy, gdy Fett œci¹gn¹³ z niego podobne do

mchu  filtry  oddechowe  i olbrzymie  gogle,  które  ukrywa³y  sku-

tecznie jego prawdziw¹ to¿samoœæ. Kostna masa przeroœniêtego

sklepienia  czaszki  górnika  powêdrowa³a  w œlad  za  reszt¹  prze-

brania. Wydr¹¿one kawa³ki i rurki polecia³y na wszystkie strony,

kiedy boczne anteny he³mu Boby Fetta sprê¿yœcie wyprostowa³y

siê do zwyk³ej pozycji.

– O co tu w ogóle chodzi³o? – Trandoszañska pewnoœæ siebie

zwyciê¿y³a. Bossk, spogl¹daj¹c na swojego partnera po tej opera-

cji, czu³ teraz wiêksz¹ irytacjê ni¿ ulgê. – Myœla³em, ¿e wci¹¿ je-

steœ gdzieœ w górze, nad atmosfer¹, w „Niewolniku I”.

– W³aœnie w to mia³ uwierzyæ nasz towar – odpar³ Boba Fett. –

Wiedzia³em, ¿e bêdzie pods³uchiwa³ nasze transmisje. Wyposa¿y³

siê w sprzêt takiej klasy, ¿e nie by³o najmniejszej szansy, aby za-

szyfrowaæ lub zamaskowaæ ³¹cznoœæ. Zarejestrowa³em wiêc i po-

³¹czy³em sygna³y akustyczne i ró¿ne zak³ócenia i po³¹czy³em z moj¹

transmisj¹. W ten  sposób  Voss’on’t  wierzy³,  podobnie  jak  ty,  ¿e

jestem  w bezpiecznej  odleg³oœci.  Naprawdê  siedzia³em  tu  przez

ca³y czas, przebrany za jednego z by³ych górników, których sobie

wynaj¹³.

– Rozumiem – Bossk skin¹³ g³ow¹ na znak aprobaty dla tej

strategii. – Musieliœmy go zmusiæ do tego, ¿eby siê ods³oni³… a nic

lepiej temu nie s³u¿y ni¿ myœl, ¿e przechytrzy³eœ swojego wroga.

Zna³ to ciep³e uczucie, jakie ogarnia³o go po zwyciêstwie nad

inn¹ istot¹ rozumn¹. Jeœli w ogóle mog³o istnieæ prze¿ycie lepsze

od tego, by³o nim wspomnienie œmierci wroga, gdy jego zw³oki

stawa³y siê kolejnym ponurym trofeum w jego komnacie pamiêci.

– I op³aci³eœ innych górników?

– Oczywiœcie. Nie lubiê gapiów, którzy wtr¹caj¹ siê do moich

planów. – Boba Fett lekko wzruszy³ ramionami. – A raz kupiona

lojalnoœæ jest najtañszym towarem z drugiej rêki.

background image

169

– Niez³y plan – Bossk poczu³, jak narasta w nim fala urazy. –

Z wyj¹tkiem jednej drobnej rzeczy… partnerze. By³byœ pozwoli³

mnie zabiæ.

– Ka¿dy plan ma swoje ryzykowne punkty. – W g³osie Boby

Fetta nie by³o s³ychaæ nawet cienia skruchy. – Wiedzia³eœ o tym od

samego pocz¹tku.

– Jasne… ale jak to siê dzieje, ¿e to ja zawsze padam ofiar¹?

– Nie masz siê na co skar¿y栖 odpar³ Fett. Wyj¹³ z kabury

pistolet laserowy i luf¹ wskaza³ na le¿¹cego u ich stóp dawnego

imperialnego szturmowca. – Mamy to, po co przylecieliœmy.

– Tak s¹dzisz? – przemówi³ kolejny g³os.

Bossk spojrza³ szybko na Voss’on’ta. Twarz by³ego szturmow-

ca by³a zalana krwi¹ z rany na czole, zadanej ³opatowat¹ d³oni¹,

która  rzuci³a  nim  o ziemiê.  Przez  czerwon¹  zas³onê  widaæ  by³o

jego oczy, wœciek³e, ale… chyba triumfuj¹ce. Zanim Trandosza-

nin  czy  Boba  Fett  zd¹¿yli  go  powstrzymaæ,  Voss’on’t  rozerwa³

rêkaw kurtki, ods³aniaj¹c niewielki panel kontrolny przymocowa-

ny do przedramienia dwoma rzemykami. Na panelu by³ tylko je-

den przycisk i Voss’on’t z pasj¹ wbi³ w niego palec.

Ca³a knajpa – bar,  to,  co  zosta³o  ze  sto³ów  i krzese³,  œciany

i sufit – wszystko rozpad³o siê, jakby by³o zrobione z taniego pla-

stoidu. Bossk poczu³, ¿e leci do ty³u w przepaœæ. Pazurami na pró¿-

no dar³ powietrze w poszukiwaniu czegoœ, czego móg³by siê przy-

trzymaæ w tym nagle rozpadaj¹cym siꠜwiecie. Siarkowe œwiat³o

s³oñca planety wla³o siê przez gruzy konstrukcji, która jeszcze przed

chwil¹ otacza³a go szczeln¹ skorup¹.

Mocno uderzy³ plecami o arkusz durastali. Wibracje ogrom-

nej, ciê¿kiej maszynerii by³y tak namacalne jak katastrofa sejsmicz-

na. Przenika³y jego cia³o i wprawia³y koœci w niekontrolowany kle-

kot. Zanim zdo³a³ stwierdziæ, gdzie siê znajduje, blacha przechyli³a

siê pod nim. Z trudem zdo³a³ siê uchwyciæ rzêdu nitów, wbijaj¹c

szpony w spoiny metalu. Trzyma³ siê, choæ po chwili zasypa³a go

kolejna fala szcz¹tków tego, co kiedyœ by³o barem. Ka¿de spojrze-

nie w kierunku horyzontu ods³ania³o kolejne obszary podnó¿a po-

strzêpionych gór. Nagle Bossk zda³ sobie sprawê, ¿e durastal, do

której by³ uczepiony, unosi siê w górê.

W  jego  czaszce,  a  raczej  w implancie  usznym,  odezwa³  siê

znajomy g³os.

– Nie próbuj skaka栖 powiedzia³ Boba Fett. – Te paskudz-

twa rozgniot¹ ciê jak owada.

background image

170

Bossk podci¹gn¹³ siê wy¿ej na ukoœnej p³ycie metalu, usi³uj¹c

lepiej zobaczyæ wielkie g¹sienice i wiruj¹cy sto¿ek na dziobie ma-

szyny, naje¿ony durastalowymi zêbami. Ka¿dy metalowy trójk¹t

by³ dwa razy d³u¿szy od niego, a ca³oœæ porusza³a siê z si³¹ zdoln¹

do zmia¿d¿enia „Wœciek³ego Psa” na postrzêpiony z³om.

– Co siê dzieje? – krzykn¹³ Bossk do laryngofonu, usi³uj¹c

przekrzyczeæ og³uszaj¹cy ha³as maszyny. – Co to jest?

– Autonomiczna wiertnica do ska³ – lakonicznie odpar³ Fett. –

Do operacji wydobywczych na du¿ych g³êbokoœciach.

Przez  metal,  do  którego  by³  przyciœniêty  tors  Bosska,  prze-

bieg³ lekki wstrz¹s. Trandoszanin z jeszcze wiêksz¹ determinacj¹

przylgn¹³ do spoiny i otaczaj¹cych j¹ œrub, wiedz¹c, ¿e gdyby spad³,

nieuchronnie wpad³by w znajduj¹ce siê o kilka metrów pod nim

masywne, napêdzane przek³adniami ko³a.

– Voss’on’t musia³ j¹ pod³¹czyæ jako kolejny system obron-

ny. Przycisk mia³ wyzwoliæ dzieñ zag³ady, gdyby ktokolwiek zdo-

³a³ mu siê dobraæ do skóry.

– Gdzie jesteœ? – Bossk rozgl¹da³ siê po terenie w dole. Bu-

dynki  opuszczonej  kolonii  górniczej  wygl¹da³y  jak  zaokr¹glone

guzy na nagim, kamienistym gruncie. Widzia³ kilka postaci górni-

ków, którzy biegiem próbowali wydostaæ siê z cienia wznosz¹cej

siê maszyny.

– Mn¹ siê nie martw…

– Nie rozumiem… – Nawet gdyby g³os Boby Fetta przema-

wia³ w samym œrodku jego g³owy, Bossk te¿ nie by³by w stanie go

us³yszeæ poprzez wycie i ryk wiertnicy.

– Uda³o mi siê spaœæ na ziemiꠖ rozleg³ siê znowu g³os Fet-

ta. – Voss’on’t musi gdzieœ tu byæ.

Bossk  podniós³  g³owê  i  wyprê¿y³  siê,  aby  spojrzeæ  poprzez

klekocz¹ce pod nim masywne g¹sienice. Sk³êbiona chmura kurzu

przes³ania³a widok. Boba Fett wci¹¿ pozostawa³ niewidoczny, ale

uda³o mu siê pochwyciæ przeb³ysk innej postaci, któr¹ rozpozna³

nawet z tej wysokoœci.

– Voss’on’t! – krzykn¹³ do laryngofonu. – Widzê go!

Cieñ wiertnicy dawa³ pewien punkt odniesienia kierunku.

– Ucieka na pó³noc! Na pó³noc ode mnie! – Bossk nie mia³

pojêcia,  gdzie  w tej  sk³êbionej  chmurze  py³u  mo¿e  byæ  Boba

Fett. –  W kierunku  wzgórz  i bramy  kolonii! –  Na  chwilê  straci³

z oczu  maleñk¹  figurkê,  po  czym  znów  j¹  odnalaz³ –  Teraz  na

zachód…

background image

171

Bossk ujrza³ coœ jeszcze: przeb³ysk czarnego metalu na przed-

³u¿eniu rêki Trhina Voss’on’ta. W jakimœ momencie chaosu, który

nast¹pi³  po  wyrwaniu  siê  maszyny  górniczej  spod  knajpy,  by³y

szturmowiec zdo³a³ wygrzebaæ pistolet laserowy.

– Jest  uzbrojony…

Straci³ ochotê na informowanie swojego partnera o tym fak-

cie, gdy zobaczy³, jak Voss’on’t przykuca, unosi broñ i oddaje szyb-

k¹, krótk¹ salwê w kierunku k³êbu kurzu.

– Fett? – wrzasn¹³ Bossk w mikrofon. – Jesteœ tam?

Z  implantu  usznego  wewn¹trz  g³owy  Bosska  nie  dochodzi³

¿aden dŸwiêk.

No có¿, pomyœla³ Trandoszanin. Chyba jednak nie podzielê

siê z nim nagrod¹…

Potworne, klekocz¹ce i wyj¹ce cielsko wiertnicy, do którego

przylgn¹³ Bossk, unios³o siê nad powierzchniê ziemi tak wysoko,

¿e trudno by³o zobaczyæ dok³adnie, co siê dzieje w dole. Voss’on’t

z o³owianego ¿o³nierzyka zmieni³ siê w owada. Bossk móg³ tylko

dostrzec kierunek ruchu szturmowca, który ruszy³ do przodu z wy-

celowanym miotaczem, czujny i gotowy sprawdziæ, czy ofiara na

pewno nie ¿yje.

I wtedy sta³y siê dwie rzeczy…

Drobna figurka Voss’on’ta pad³a nagle na wznak, gdy z chmu-

ry py³u wystrzeli³ harpun z napêdem i z przywi¹zan¹ lin¹. W u³am-

ku  sekundy  owin¹³  siê  wokó³  Voss’on’ta,  przyszpilaj¹c  mu  ra-

miona  do  boków.  Szturmowiec  le¿a³  teraz  na  plecach,  wœciekle

kopi¹c, ¿eby siê podnieœæ. Boba Fett wynurzy³ siê z chmury py³u

obok podstawy wiertnicy z wyrzutni¹ harpunów opart¹ na ramie-

niu. Bossk widzia³ z góry, jak jego partner chwyta linkê w okryt¹

rêkawic¹ d³oñ i ostrym szarpniêciem przewraca Voss’on’ta na twarz,

jednoczeœnie odsuwaj¹c go kawa³ek od le¿¹cego na ziemi miota-

cza.

Wiertnica  wreszcie  wy³oni³a  siê  ca³a  spod  skorupy  planety.

Olbrzymia masa maszyny, napêdzana potê¿nymi g¹sienicami wbi-

jaj¹cymi siê w skaliste warstwy gleby, nabra³a takiego rozpêdu, ¿e

na chwilê od³¹czy³a siê od swojego cienia zalegaj¹cego ruiny opusz-

czonej kolonii górniczej, a jej tn¹cy dziób i ko³a napêdowe ciê³y

przez moment wy³¹cznie powietrze.

Stoj¹cy na dole Boba Fett odwróci³ os³oniêty wizjerem wzrok

od ofiary i wzniós³ go w kierunku durastalowej struktury, wisz¹cej

nad jego g³ow¹ niczym ruchomy ³añcuch górski.

background image

172

– Niedobrze – mrukn¹³ do siebie Bossk, przylepiaj¹c siê jesz-

cze mocniej do nitowanego boku maszyny. – Bêdzie bola³o…

Poczu³, jak z prawie pionowej pozycji przechodzi do poziomej,

rozp³aszczony przez grawitacjê i przyciœniêty piersi¹ do metalowej

powierzchni. Wiertnica, wytracaj¹c pêd, przechyli³a siê w powietrzu

dziobem do przodu. Metalowe zêby maszyny, otaczaj¹ce jej sto¿-

kowy pysk, znajdowa³y siê teraz poziomo w stosunku do ziemi,

z g¹sienicami dok³adnie pod spodem. Maszyna by³a mniej wiêcej tej

wielkoœci co niewielki statek bojowy Imperium, ale nie mia³a jego

zdolnoœci utrzymywania siê w powietrzu. Prze¿ute kamienie, szcz¹tki

pod³o¿a, które wiertnica rozdar³a i ponios³a ze sob¹, zaczê³y teraz

odpadaæ od kó³ i os³on i wiruj¹c, spada³y na ocieniony obszar.

Cieñ nagle zacz¹³ siê powiêkszaæ, gdy wiertnica rozpoczê³a

swój spadek niczym metalowy balon stratosferyczny. Rozpada³a

siê, pêdz¹c w kierunku j¹dra planety. A na maszynie, niby mrów-

ka przylepiona do dziecinnej zabawki, Bossk przygotowywa³ siê

na wstrz¹s upadku.

Poczu³ go ka¿d¹ komórk¹, ka¿dym w³óknem swego cia³a. £by

nitów i szczelina w p³ycie maszyny wyrwa³y siê ze szponów Bos-

ska i tylko wystaj¹cy kawa³ek rury wydechowej pomocniczego sil-

nika uratowa³ go przed ca³kowitym odpadniêciem. Jego wyci¹gniête

ramiona i tors p³asko walnê³y o powierzchniê metalu. Uderzenie

pozbawi³o go powietrza w p³ucach, oszo³omi³o i znieczuli³o na huk

i furiê, z jak¹ wiertnica rozsypywa³a siê w z³om, niszcz¹c po dro-

dze wszystko, co siê pod ni¹ znajdowa³o.

Bossk oprzytomnia³ w sekundê potem i otar³ krew z mordy.

Czarny dym bucha³ w niebo z rozbitego i rozdartego boku wiertni-

cy. Skuli³ siê instynktownie, s³ysz¹c st³umione odg³osy eksplozji

z wnêtrza maszyny. Zmia¿d¿one zasilacze zajmowa³y siê p³omie-

niem i wysy³a³y wokó³ podobne do meteorytów iskry, ci¹gn¹ce za

sob¹ smu¿ki bia³ego dymu.

To zaraz wybuchnie, pomyœla³ Bossk. Rusz siê.

Uniós³ siê na poranionych rêkach i zdo³a³ dope³zn¹æ do kra-

wêdzi p³yty, na której le¿a³. Metal by³ œliski od smaru, wrz¹cego

i sycz¹cego od temperatury eksplozji we wnêtrzu maszyny. Bossk

rzuci³ siê w dó³, nie zastanawiaj¹c siê nawet, jaka odleg³oœæ dzieli

go od gruntu.

Okaza³o siê, ¿e nie przekracza kilku metrów. Rozp³aszczony

na plecach Bossk zobaczy³ g¹sienice i ko³a uk³adów napêdowych

wiertnicy,  do  trzech  czwartych  wysokoœci  zagrzebane  w gruzie.

background image

173

LuŸny kurz i ¿wir osypywa³y siê na niego, bo wiertnica le¿a³a na

dnie wielkiego, lejowatego wg³êbienia, w jakie przeistoczy³ siê dawny

teren kopalni. Kilka zrujnowanych budynków zwisa³o niebezpiecznie

na skraju niecki. Puste, stwierdzi³ Bossk. Teren pod koloni¹ górni-

cz¹ by³ wydr¹¿ony, poniewa¿ wybierano kolejne z³o¿a rudy, a wy-

robiska pozosta³y niewype³nione. Gdyby wiertnica spad³a na pe³ny

grunt, wstrz¹s niechybnie by zabi³ Bosska, bo nie istnia³aby ¿adna

mo¿liwoœæ rozproszenia si³y udaru.

£owca g³ów dŸwign¹³ siê na nogi i kuœtykaj¹c, odszed³ od ma-

szyny, jak najdalej od po¿arów i nieustaj¹cych drobnych eksplozji

silników w czêœci rufowej. Ciê¿ar jednostek napêdowych sprawi³,

¿e maszyna osiad³a ukoœnie, a jej sto¿kowy dziób, teraz nierucho-

my, wznosi³ siê w niebo jak palec.

Sta³  spokojnie,  czekaj¹c,  a¿  puls  i oddech  wróc¹  do  normy.

Otrzepa³ siê z kawa³ków ska³y, które wbi³y siê w ³uski. Ostry odór

pal¹cego siê oleju dra¿ni³ jego rozdête nozdrza. By³ sam w ruinach

kolonii górniczej. Niedobitki mieszkañców pewnie wci¹¿ jeszcze

ucieka³y w okoliczne góry. A pod tak¹ mas¹ durastali spadaj¹c¹

z nieba na pewno nie uchowa³o siê nic ¿ywego…

Coœ poruszy³o siê pod dziobem wiertnicy, w po³owie odleg³o-

œci miêdzy prostok¹tnymi p³ytami g¹sienic. Kamienie i py³ poru-

szy³y siê lekko, spadaj¹c w mroczn¹ przestrzeñ.

Bossk obserwowa³, jak z dziury wy³ania siê rêka w rêkawicy

i wbija siê w kurz. Za ni¹ pojawi³o siê przedramiê okryte strzêpa-

mi  rynsztunku  bojowego,  a  dalej  ramiê  i po³¹czony  z  nim  bark.

Wreszcie  pokaza³  siê  znajomy  he³m,  jeszcze  bardziej  poobijany

i powyginany ni¿ przedtem, i spojrza³ na Bosska popêkanym wi-

zjerem w kszta³cie litery T.

Kawa³ek po kawa³ku, niczym ze œwie¿ej mogi³y, Boba Fett

wygramoli³ siê z dziury pod dymi¹cym wrakiem.

Gdy wysun¹³ siê ju¿ do po³owy, Bossk otrz¹sn¹³ siê z os³upie-

nia na tyle, by schyliæ siê i z³apaæ tamtego za rêkê. Wyci¹gn¹³ go

z otworu i postawi³ na nogi.

– W porz¹dku? – Bossk zajrza³ w czarny wizjer.

Boba Fett nie odpowiedzia³.

– ChodŸ – wskaza³ palcem na wydrapan¹ w ziemi dziurê, z któ-

rej w³aœnie siê wy³oni³. Nad ni¹ zwisa³a ponura masa wiertnicy.

– Voss’on’t… on tam jest. Musimy go wyci¹gn¹æ.

Zadanie okaza³o siê o tyle ³atwiejsze, ¿e by³y szturmowiec by³

nieprzytomny, a przy tym wci¹¿ skrêpowany sznurem, który okrêci³

background image

174

wokó³ niego harpun Boby Fetta. Bossk wycofa³ siê z dziury pod

maszyn¹, ci¹gn¹c za sob¹ Voss’on’ta. Po³o¿y³ go na ziemi o kilka

metrów od wiertnicy.

Fett ukl¹k³ i szybko sprawdzi³, czy ofiara daje znaki ¿ycia, po

czym wsta³.

– Wci¹¿ ¿yje – obejrza³ siê na Bosska. – Wci¹¿ mamy nasz

towar.

Trandoszanin, wykoñczony, przykucn¹³ na piêtach. Boba Fett

zdo³a³ uruchomiæ komunikator i da³ sygna³, aby „Niewolnik I” zszed³

i zabra³ ich na orbitê.

– Nie wiem… – Bossk powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. Nawet od-

dychanie sprawia³o mu ból, by³ prawie pewien, ¿e ma w œrodku

przynajmniej kilka z³amanych koœci. – Chyba ju¿ nie chcê z tob¹

pracowaæ…

background image

175

R O Z D Z I A £

Kiedy nowiny przychodz¹ z daleka, czêsto nabieraj¹ po dro-

dze szczególnej mocy. To tak jak z fal¹ przyp³ywu na powierzchni

oceanicznych  planet,  która  przetacza  siê  bez  przeszkód  i dziêki

temu  nabiera  coraz  wiêkszej  i  wiêkszej  si³y,  a¿  wreszcie  zdolna

jest  wyrwaæ  ca³y  œwiat  z  osi  obrotu –  lub  zmieœæ  jego  wygiêt¹

powierzchniê i zmia¿d¿yæ ka¿d¹ istotê, choæby lewiatana, byle by³

mniejszy od niej samej.

Takie ponure medytacje by³y typowe dla falleeñskiej rasy. Ksi¹¿ê

Xizor sta³ przy ma³ym iluminatorze, spogl¹daj¹c w gwiazdy i pustkê,

która je otacza³a. Kciukiem i palcem wskazuj¹cym g³adzi³ ostre zary-

sy podbródka, a myœli wêdrowa³y swoim torem. Przed powrotem do

tego miejsca s³ysza³ ju¿ nowiny; uzna³ je za dope³nienie kolejnego

etapu starannie przygotowanego, skomplikowanego planu. Istotnie,

spodziewa³ siê tych wieœci z minuty na minutê i czeka³ na nie w pry-

watnej kwaterze na statku „Megiera”. Pewne sprawy s¹ tak nieuchronne

jak powolne obroty tej galaktyki, myœla³. Wiele z jego w³asnych dzia-

³añ i planów opiera³o siê na zimnej ocenie kalkulowanego ryzyka;

najniebezpieczniejsze z nich zabarwia³y jego ¿ycie krwistym podnie-

ceniem. Postawiæ wszystko na jedn¹ kartꠖ stara, najstarsza roz-

kosz gracza. Wszystko, nawet ¿ycie, które w takich chwilach sma-

kowa³o mu jeszcze bardziej. To sport zabarwiony ostatecznoœci¹.

I nie mia³o to nic wspólnego z cich¹ satysfakcj¹, jak¹ czu³, gdy sta-

wia³ na pewniaka. A w tym wszechœwiecie nie by³o chyba drugiego

takiego pewniaka jak niejaki Boba Fett, ³owca nagród.

K¹tem  oka  pochwyci³  jakiœ  ruch,  a  uchem  dŸwiêk  stukaj¹-

cych o pod³ogê pazurków. To jeden z zawi¹zków Kud’ar Mub’ata,

background image

176

maleñkie, podobne do kraba stworzonko, podpiête lœni¹cym bia³a-

wo neuropo³¹czeniem do ogólnej sieci komunikacyjnej.

– Tak? – Xizor uniós³ brew, przygl¹daj¹c siê pó³niezale¿ne-

mu stworzeniu, które przylgnê³o do œciany na wysokoœci jego oczu. –

O co chodzi?

Pyszczek zawi¹zku, wielkoœci i kszta³tu ludzkich ust, otwo-

rzy³ siê, formu³uj¹c s³owa:

– Wasza obecnoœæ jest wielce po¿¹dana, mój panie. – G³osik

stworzonka by³ skrzekliw¹ parodi¹ g³osu jego pana. – W g³ównej

sali tronowej, w strefie konferencyjnej.

– Doskonale – skin¹³ Xizor g³ow¹ na znak zgody. – Powiedz

Kud’arowi Mub’atowi, ¿e wkrótce siê zjawiê.

Xizor pozwoli³, aby zawi¹zek poszed³ przodem i powiód³ go

przez  ciasne  zak¹tki  i przesmyki  wewnêtrznych  korytarzy  sieci.

Szorstka powierzchnia œcian sk³ada³a siê z w³ókien konstrukcyj-

nych ró¿nej gruboœci, œciœniêtych w jednolit¹ masê. Korytarze by³y

oœwietlone blad¹ fosforescencj¹ innych rodzajów zawi¹zków, za-

wieszonych w niewielkich odleg³oœciach pod pu³apem. By³y to za-

wi¹zki-idioci, kolejne twory ich rodzica-pajêczarza. Nie mia³y wiê-

cej  inteligencji,  ni¿  potrzeba  na  to,  aby  monitorowaæ  powoln¹

katalizê i rozk³ad sk³adników produkuj¹cych œwiat³o, a zamkniê-

tych w ich kulistych odw³okach. Ka¿dy z nich by³ wielkoœci d³oni

Xizora. Kiedy ich œwiecenie przygasa³o, instynkt, w który zosta³y

wyposa¿one  w chwili  stworzenia,  kierowa³  je  z  powrotem  do

Kud’ara Mub’ata, aby zosta³y ponownie wch³oniête przez swego

stwórcê. Xizor nie czu³ wobec nich litoœci; on te¿ uwa¿a³, ¿e mniejsze

i ni¿sze stworzenia istniej¹ po to, by s³u¿yæ swoim mistrzom.

Pochyli³ g³owê, aby przejœæ przez jedn¹ z ni¿szych czêœci sieci.

Potê¿ne, mocno umiêœnione ramiona ociera³y siê o szorstkie œciany

po obu stronach korytarza. Na pok³adzie „Megiery” wszystkie przej-

œcia by³y na tyle szerokie, ¿e móg³ poruszaæ siê po nich swobodnie,

a jego prywatna kwatera na statku by³a równie luksusowo wyposa¿o-

na, jak sale audiencyjne w najwiêkszych planetarnych pa³acach. Z tru-

dem siê zmusi³, aby jeszcze raz odwiedziæ unosz¹c¹ siê w przestrzeni

sieæ Kud’ara Mub’ata i jej w¹skie, przyprawiaj¹ce o klaustrofobiê

korytarze. Tylko perspektywa pomyœlnej realizacji pewnych d³ugo

odwlekanych planów i interesów mog³a go przywieœæ w pobli¿e arach-

noidalnego pajêczarza i jego drepcz¹cych, myszkuj¹cych potomków.

– Ach, mój najdro¿szy Xizorze! S³oñce mojej mrocznej i nêdz-

nej  egzystencji! –  Kud’ar  Mub’at  siedzia³  rozparty  na  pneuma-

background image

177

tycznej  poduszce  zawi¹zku,  który  s³u¿y³  mu  za  tron.  Kolczaste

odnó¿a pajêczarza unios³y siê i zatañczy³y w zabawnej parodii po-

witalnego gestu. – Jak¿e g³êboko jestem zak³opotany, ¿e musia³em

kazaæ czekaæ waszej wspania³ej eminencji! Proszê, przyjmij moje

pokorne, najpokorniejsze przeprosiny…

– Nie  trzeba. –  Xizor  czu³,  ¿e  koñczy  mu  siê  cierpliwoœæ.

Kwiecisty jêzyk pajêczarza zawsze go irytowa³, bo podejrzewa³,

¿e ka¿de s³owo padaj¹ce z ust Kud’ara Mub’ata by³o zabarwione

jadowitym  sarkazmem.  Stan¹³  przed  pajêczarzem  z  ramionami

skrzy¿owanymi na piersi. – Kiedy przyby³em do twojej sieci, us³y-

sza³em, ¿e otrzyma³eœ niezwykle istotne wieœci i ¿e to jest przy-

czyn¹ opóŸnienia naszego spotkania. – Jego ostry jak wibroostrze

wzrok obj¹³ Kud’ara Mub’ata i rozmaite zawi¹zki, skupione wo-

kó³ niego lub przycupniête na jego cz³onkach. – Jeœli nowiny te

by³y dla ciebie takie wa¿ne… zaczynam siê zastanawiaæ, czy nie

maj¹ one ¿adnego wp³ywu na nasze wspólne interesy.

Z³o¿one oczka lœni¹ce w twarzy Kud’ara Mub’ata na moment

odwróci³y siê w zak³opotaniu, jakby próbuj¹c lepiej ukryæ myœli

w gêbi  czaszki.  Nagle  pajêczarz  wybuchn¹³  nieprzyjemnym,  pi-

skliwym œmiechem.

– Jak to siê sta³o, mój drogi i szacowny ksi¹¿ê, ¿e ty ju¿ wiesz

o nowinach, o których ja zaledwie us³ysza³em? Och, wiem, twoja

wspania³a inteligencja jest takiej natury, ¿e przewy¿sza moj¹ o kil-

kanaœcie poziomów. Mimo to… jakim cudem uda³o ci siê uzyskaæ

te  informacje  przede  mn¹? –  Kud’ar  Mub’at  strz¹sn¹³  z  odnó¿a

jeden z mniejszych zawi¹zków i ods³oniêtym w ten sposób koñ-

cem pazura podrapa³ siê po podbródku. – Jak¿e mnie zasmuca, ¿e

muszê ¿ywiæ podejrzenia wobec kogoœ, kto jest mi tak drogi jak

ty! Có¿ za ból! No, ale… – dwoje g³ównych oczu Kud’ara Mub’ata

uwa¿niej spojrza³o na goœcia. – Z niechêci¹ myœlê o tym, ¿e twoje

Ÿród³a informacji, twoja wspania³a i skuteczna sieæ organizacji Czar-

ne S³oñce mog³aby monitorowaæ rozwój tej drobnej sprawy nieza-

le¿nie od moich ulubionych i zaufanych szpiegów. To musia³oby

wskazywa慠och! O zgrozo!… ¿e ty, mój drogi ksi¹¿ê Xizorze,

wcale mi nie ufasz!

– Ale¿ oczywiœcie, ¿e ci wierzꠖ jeden k¹cik ust Xizora uniós³

siê w ponurym uœmieszku. – Wiem doskonale, jak wygl¹da robie-

nie  z  tob¹  interesów.  Przy  ka¿dej  okazji  k³amiesz,  oszukujesz,

wymykasz siê i na wszystkie inne mo¿liwe sposoby próbujesz uzy-

skaæ  przewagê  nad  swoim  partnerem.  Jednym  z  najmniejszych

12 – Spisek Xizora

background image

178

oszustw,  jakie  móg³byœ  pope³niæ,  jest  przemilczenie  lub  zmiana

pewnych wa¿nych szczegó³ów dotycz¹cych kwestii, któr¹ obaj je-

steœmy zainteresowani.

– Hmm… – pajêczarz wydawa³ siê zak³opotany. Odwróci³ w¹-

sk¹ twarz od Xizora i przez chwilê manipulowa³ przy swoim podob-

nym do gniazda tronie, poszturchuj¹c go dolnymi odnó¿ami. Pneu-

matyczny zawi¹zek znosi³ to wszystko z pokor¹ i cierpliwoœci¹.

– Jeœli mam byæ krytykowany za to, ¿e jestem istot¹ interesu

i zajmujê siê moimi sprawami tak, jak powinienem… ani wiêcej,

ani mniej… có¿, bêdê musia³ chyba zaakceptowaæ mój los w tym

wszechœwiecie.

– OszczêdŸ mi – odpar³ Xizor. Ju¿ nie wiedzia³, co jest gor-

sze: ob³udne pochlebstwa Kud’ara Mub’ata czy jego okazjonalne

napady litoœci nad sob¹. – I tak nieŸle sobie radzisz. – Xizor wska-

za³ spl¹tane w³ókna tworz¹ce komnatê i otaczaj¹ce j¹ inne pomiesz-

czenia. – Pomyœl o skarbach, jakie zgromadzi³eœ…

– Prawda? –  Paciorkowate  oczy  Kud’ara  Mub’ata  zab³ys³y,

gdy  obj¹³  komnatê  spojrzeniem.  Tu,  podobnie  jak  w ca³ej  sieci,

w³ókna konstrukcji by³y przeplecione fragmentami i podsystema-

mi maszyn i wysokiej jakoœci sprzêtu komunikacyjnego. Wszyst-

ko  to  zosta³o  skradzione  albo  wyszabrowane  z  ró¿nych  statków

kosmicznych, które mia³y pecha wpaœæ w ³apy pajêczarza, z regu-

³y jako sp³ata d³ugów w³aœciciela, co by³o nieuniknione w przypad-

ku prowadzenia interesów z tak sprytn¹ i sk¹p¹ istot¹. – Mam tyle

ró¿nych œlicznych rzeczy… œlicznych i rzadkich… i kosztownych…

Idiota. Xizor nawet nie próbowa³ ukryæ drwi¹cego uœmiechu,

jaki  pojawi³  siê  na  jego  twarzy.  Niektóre  skradzione  urz¹dzenia

w sieci Kud’ara Mub’ata wci¹¿ jeszcze dzia³a³y – i tylko w ten spo-

sób  pajêczarz  by³  w stanie  œledziæ  swoje  rozga³êzione  spiski  na

ró¿nych œwiatach, ale reszta by³a wy³¹czona i bezu¿yteczna. Bez-

u¿yteczna dla ka¿dego, z wyj¹tkiem tego wyj¹tkowego gatunku.

Pajêczarz zdawa³ siê ceniæ sobie sam proces zdobywania na równi

z jego rezultatem. Ci¹g³e wch³anianie ró¿nych rzeczy, martwych

i ¿ywych, do sieci generowanych przez siebie w³ókien neuralnych,

przyswajanie ich, by stanowi³y czêœæ jego istoty tak samo jak za-

wi¹zki, które projektowa³ i wydziela³ na swoje us³ugi – oto podsu-

mowanie sensu istnienia Kud’ara Mub’ata. Swoje skomplikowane

intrygi  splata³  z  tej  samej  przyczyny,  co  fizyczn¹  sieæ,  w której

œrodku siedzia³. Dryfowa³y i wêdrowa³y poza granice gwiazd i okr¹-

¿aj¹cych je planet. Po prostu nie umia³by ¿yæ w oddaleniu od w³ó-

background image

179

kien tej sieci i w¹tków tych intryg. Xizor spojrza³ na gêsto splecio-

ne w³ókna obok siebie. Uderzy³o go, nie po raz pierwszy zreszt¹,

¿e w³aœciwie stoi dos³ownie wewn¹trz g³owy tej istoty, której myœli

przyjmuj¹ ruchome, namacalne kszta³ty. Stwierdzenie to, równie¿

nie po raz pierwszy, wywo³a³o u niego atak lekkich md³oœci.

– Có¿, jest jeszcze tyle innych rzeczy, które chcia³byœ mie栖

powiedzia³ g³oœno. – I w³aœnie dlatego robimy razem interesy.

– Ale¿ masz racjê, mój drogi Xizorze – twarz Kud’ara Mub’ata

rozjaœni³a siê postrzêpionym na krawêdziach uœmieszkiem. – Wy-

bacz mi, ¿e kiedykolwiek zw¹tpi³em w twoj¹ g³êboko ukryt¹ nie-

ufnoœæ i nêdzn¹ opiniê na temat mojej osoby. Wierzaj mi, odwza-

jemniam twoje uczucia.

– No wiêc przejdŸmy do rzeczy, skoro ju¿ wiesz to, co i ja

wiem.  Jedzie  do  nas  twardy  towar.  Boba  Fett  schwyta³  Trhina

Voss’on’ta.

– A czy spodziewaliœmy siê czegoœ innego? – Kud’ar Mub’at

uda³ humanoidalne wzruszenie ramion, unosz¹c pierwsz¹ parê od-

nó¿y. – Boba Fett nigdy nie zawodzi. Dlatego w³¹czyliœmy go jako

integraln¹ czêœæ do naszych planów. Jeœli Fett wybiera siê po na-

grodê, zawsze j¹ zgarnia. A nagroda taka jak ta, któr¹ Imperator

wyznaczy³  za  Voss’on’ta…  no  c󿅠–  Nast¹pi³o  jeszcze  jedno

wzruszenie ramionami, nieco mniej przesadne. – By³o prawie pew-

ne, ¿e siê na to z³apie.

– Jak ka¿dy inny ³owca nagród w galaktyce – zauwa¿y³ Xi-

zor. – To by³a ta druga, przewidywalna czêœæ planu. Nawet w tej

chwili, gdy ze sob¹ rozmawiamy, pozostali ³owcy nagród… tych

kilku, którzy pozostali przy ¿yciu… skacz¹ sobie do garde³, wbija-

j¹ no¿e w plecy i konspiruj¹ jeden przeciw drugiemu. Jeszcze nie

dotar³a do nich wieœæ, ¿e inspiracja ich niepohamowanej chciwoœci

znajduje siê ju¿ w rêkach Boby Fetta. Zanim inni ³owcy nagród siê

dowiedz¹  o schwytaniu  Trhina  Voss’on’ta,  bêdzie  ju¿  za  póŸno,

aby umkn¹æ przed konsekwencjami w³asnych czynów. Nie ma ju¿

dwóch frakcji ³owców nagród, Prawdziwej Gildii i Komitetu Zre-

formowanej Gildii. Obie s¹ skoñczone. Chciwoœæ ma moc zwraca-

nia  jednych  istot  przeciwko  drugim,  choæ  jeszcze  przed  chwil¹

nazywali siê rodzin¹.

Smak tego niezaprzeczalnie dokonanego faktu by³ niczym bo-

gaty, upajaj¹cy trunek na jêzyku Xizora. Zawsze gardzi³ tendencj¹

mniej doskona³ych istot do grupowania siê w tak zwane oddzia³y

bezpieczeñstwa,  czy  bêdzie  to  Gildia  £owców  Nagród,  czy  ten

background image

180

nowy Sojusz Rebeliantów, który w³aœnie cieszy siê swoimi piêcio-

ma minutami w historii.

– By³ taki czas – ci¹gn¹³ Xizor – gdy oni wszyscy uwa¿ali siê

za zwi¹zanych czymœ, co nazywa³o siꠄKodeksem £owcy”, jak-

by taki nêdzny pakt móg³ w jakikolwiek sposób ograniczyæ i utrzy-

maæ w ryzach ich wzajemn¹ wrogoœæ. Có¿, ta drogocenna fikcja

rozwia³a siê w py³, i dobrze jej tak, szczerze mówi¹c. Mo¿e zosta-

³o jeszcze kilku wyznawców, ale reszta ju¿ pojê³a, jaka jest praw-

da o nich samych i ich towarzyszach.

– W istocie, pojêli to – Kud’ar Mub’at skin¹³ trójk¹tn¹ g³ow¹

na znak, ze siê zgadza. – Twój plan by³ tak doskona³y i tak prze-

widuj¹cy, mój drogi Xizorze! Gratulujê ci jego powodzenia… oczy-

wiœcie, nigdy w nie nie w¹tpi³em. Ty i Boba Fett… jak¿e inaczej

mog³o siê to skoñczyæ?

Xizor zignorowa³ oczywiste pochlebstwo tamtego. Postanowi³

zniszczyæ star¹ Gildiê £owców nagród i siê mu to uda³o. Boba Fett

by³ w jego rêku tylko narzêdziem, równie skutecznym i ostrym,

jak hartowane d³uto rzeŸbiarza. Pierwsze uderzenie wystarczy³o,

aby podzieliæ Gildiê na dwa rywalizuj¹ce od³amy; drugie zniszczy-

³o od³amy i rozbi³o na czêœci sk³adowe. Zanim proces dobiegnie

koñca, nie zostanie ich wiele przy ¿yciu. £owca nagród to zawód

bezlitosnej  konkurencji,  w której  najlepsz¹  metod¹  zapewnienia

sobie prze¿ycia jest wyeliminowanie tylu konkurentów, ilu siê da,

zanim oni wyeliminuj¹ ciebie. Stara Gildia by³a mo¿e nieskuteczna

i stetrycza³a, ale przynajmniej do pewnego stopnia udawa³o jej siê

kontrolowaæ poziom wzajemnej wrogoœci pomiêdzy pojedynczy-

mi ³owcami nagród. Teraz, kiedy pod rêk¹ nie by³o ju¿ nawet resz-

tek organizacji, nast¹pi³o otwarcie sezonu polowañ. Zaczê³y ju¿

padaæ pierwsze trupy, i to obficie. Oczywiœcie, ksiêciu Xizorowi to

siê podoba³o: tak¹ wewnêtrzn¹ selekcjê prze¿yj¹ tylko najsilniejsi

i najtwardsi ³owcy nagród, zyskuj¹c jeszcze przy okazji na zdol-

noœciach i sile. Byæ mo¿e w ca³ej historii nie bêdzie drugiego takie-

go ³owcy nagród jak Boba Fett, i niech tak zostanie. Ale niebawem

pojawi¹ siê inni, twardsi i bardziej œmiercionoœni, pe³ni b³yskotli-

wego  i morderczego  wdziêku.  Bêd¹  doskonali  nie  tylko  dla  po-

trzeb imperium Palpatine’a, lecz równie¿ innego, mroczniejszego

imperium, które czai³o siê w jego cieniu, a które znane by³o pod

doskonale dobran¹ nazw¹ Czarnego S³oñca.

– Tak – podsumowa³ Xizor. – Nie mog³o byæ inaczej. Nawet

jeœli osobiœcie nie dopilnowaliœmy tego wyniku.

background image

181

Pajêczarz wyda³ z siebie chrapliwy, klekocz¹cy œmiech, który

natychmiast podjê³y i ponios³y dalej echem cieniutkie g³osiki st³o-

czonych wokó³ niego zawi¹zków.

– Biedny Boba Fett! – Kud’ar Mub’at w odra¿aj¹cm zachwy-

cie wymachiwa³ odnó¿ami. – Pomyœl, ile k³opotów móg³by sobie

zaoszczêdziæ,  gdyby  wiedzia³,  ¿e  Trhin  Voss’on’t,  ten  rzekomo

zdradziecki szturmowiec, ten renegat, w gruncie rzeczy dzia³a³ przez

ca³y czas zgodnie z rozkazami samego Palpatine’a!

Chocia¿ podziwia³ Bobê Fetta, Xizor nie móg³ jednak nie od-

czuwaæ pewnej satysfakcji z tego, ¿e uda³o mu siê sp³ataæ psikusa

s³awnemu ³owcy nagród. I zrobi³ to dok³adnie tak, jak powiedzia³

Kud’ar  Mub’at.

Ca³a ta historia by³a jedn¹ wielk¹ mistyfikacj¹ i wszyscy ³ow-

cy nagród dali siê na ni¹ z³apaæ. Xizor wiedzia³, ¿e w³aœnie to by³o

g³ówn¹ atrakcj¹ dla Imperatora Palpatine’a i ¿e tylko dlatego siê na

to zgodzi³… pod warunkiem, rzecz jasna, ¿e ksi¹¿ê Xizor pokryje

nagrodê  ze  swojej  osobistej  fortuny.  Trhin  Voss’on’t,  daleki  od

stania siê renegatem i zdrajc¹, by³ jednym z najbardziej lojalnych

¿o³nierzy Imperatora. Posun¹³ siê w pos³uszeñstwie tak daleko, ¿e

bez sprzeciwu zgodzi³ siê na wype³nienie rozkazu, który co naj-

mniej  na  pewien  czas  spowoduje  splamienie  jego  nieskazitelnej

dot¹d reputacji poœród towarzyszy broni. Co wiêcej, aby w pe³ni

uwiarygodniæ historiê renegata, który bez litoœci realizuje swój oso-

bisty plan, pozostali ¿o³nierze zaanga¿owani w porwanie imperial-

nego statku musieli zostaæ zamordowani i to w³asn¹ rêk¹ Voss’on’ta.

I ten rozkaz tak¿e wykona³ bez najmniejszego wahania. Skradzio-

ne  kody  stanowi³y  w porównaniu  z  tym  czynem  jedynie  drobn¹

niedogodnoœæ. Na d³ugo przed wprowadzeniem w ¿ycie tego pla-

nu zastosowano wszelkie kroki, aby wyeliminowaæ szkody, jakie

mog³aby spowodowaæ sprzeda¿ przestarza³ych danych. I tak, jak

to przewidzia³ Xizor, ostatecznym wynikiem tych przygotowañ by³o

pobudzenie chciwoœci ka¿dego ³owcy nagród po kolei, co w zupe³-

noœci wystarczy³o, aby rozbiæ w py³ dwie frakcje, na które rozpa-

d³a siê stara Gildia.

Ten ostateczny rozpad na ca³kowit¹ i kompletn¹ anarchiê, gdzie

ka¿da istota dba tylko o w³asn¹ skórê i interes, a z niedobitków

starej Gildii £owców Nagród pozostan¹ wy³¹cznie wspomnienia,

by³ w³aœnie wynikiem, którego spodziewa³ siê i z tak¹ satysfakcj¹

oczekiwa³ Imperator Palpatine. Zanim jeszcze Xizor przyby³ tutaj,

do dryfuj¹cej w przestrzeni sieci Kud’ara Mub’ata, odby³ spotkanie

background image

182

z Imperatorem w jego sali tronowej na planecie Coruscant i ode-

bra³  gratulacje  za  dobrze  wykonan¹  pracê.  Tymczasem  hologra-

ficzny obraz Dartha Vadera w milczeniu kipia³ z³oœci¹; nie móg³

zaprotestowaæ, nie ryzykuj¹c gniewu lub drwiny Imperatora – albo

i jednego, i drugiego. Xizor napawa³ siê swoim momentem trium-

fu, choæ wiedzia³, ¿e wrogie uczucia, jakie Vader ¿ywi³ do niego,

zosta³y teraz zwielokrotnione. Tylko  jedna  rzecz  by³a gorsza od

klêski w pojedynku woli z Mrocznym Lordem Sithów – zwyciê-

stwo. Vader nie traktowa³ lekko tak poni¿aj¹cej pora¿ki.

Bêd¹ konsekwencje, zapewni³ siê w duchu Xizor. Dzieñ prawdy

pomiêdzy nim a Vaderem tylko odsun¹³ siê w czasie. A kiedy na-

dejdzie, pozostanie przy ¿yciu tylko jeden z nich.

I Xizor bêdzie przygotowany do takiej konfrontacji. Wiedzia³,

¿e jego pozycja jest teraz jeszcze silniejsza ni¿ przedtem.

A teraz Palpatine uwa¿a, ¿e dosta³ to, czego chcia³, podsumo-

wa³  ksi¹¿ê.  Silniejszy,  bardziej  twardy  gatunek  ³owców  nagród,

gotowych pracowaæ dla Imperium za odpowiedni¹ cenê. Bez sta-

rej Gildii, która sprawia³a, ¿e nie maj¹c konkurencji, obrastali w nie-

róbstwie t³uszczem. To dobrze dla Imperium, myœla³ Xizor, w za-

dumie kiwaj¹c g³ow¹. A jeszcze lepiej dla Czarnego S³oñca.

– Dobrze  siê  teraz  urz¹dzi³eœ,  mój  drogi  Xizorze. –  Kud’ar

Mub’at, rozparty w swoim gnieŸdzie, bez trudu odgad³ tok myœle-

nia ksiêcia. – Udowodni³eœ swoj¹ wartoœæ Palpatine’owi. To  za-

pewni ci dobr¹ pozycjê na przysz³oœæ, a tak¿e realizacjê pozosta-

³ych twoich planów i intryg. £aska Imperatora sp³ynie na ciebie

jak ciep³e s³oñce tropikalnego œwiata. Znany jest ze swej hojnoœci

dla przebieg³oœci… i lojalnoœci.

– Nie a¿ tak, jak ci siê wydaje – odpar³ Xizor. – Nie mam

w tym wzglêdzie ¿adnych z³udzeñ. Imperator zatrzyma mnie jako

swoj¹  praw¹  rêkê  tak  d³ugo,  jak  bêdzie  uwa¿a³,  ¿e  jestem  cen-

nym narzêdziem w jego rêku. Jeœli stanie siê coœ, co zachwieje

tym przekonaniem, wtedy znajdê siê ko³o niego tylko o tyle bli-

¿ej, by on sam… lub Darth Vader… mogli wycisn¹æ mi oddech

z gard³a.

– Niepotrzebnie siê tym martwisz, niepotrzebnie, mówiê ci –

Kud’ar Mub’at znowu obdarzy³ goœcia strzêpiastym uœmiechem. –

Wszelkie przeszkody, jakie postawiono na twojej drodze w labi-

ryncie, jakim jest dwór Palpatine’a, pokonasz ze zwyk³¹ sobie in-

teligencj¹. Jestem tego pewien.

Xizor odpowiedzia³ mu uœmiechem.

background image

183

– Ja równie¿ jestem pewien. – Przechyli³ g³owê w drwi¹cym

uk³onie pod adresem pajêczarza. – Jak¿e bym móg³ w to w¹tpiæ…

z takim wspólnikiem u boku?

– Ach, mi³o z twojej strony, ¿e to powiedzia³eœ! A zatem czy

mogê uwa¿aæ wszelkie podejrzenia co do braku zaufania miêdzy

nami za nieby³e?

– Oczywiœcie, ¿e nie – Xizor ze wzgard¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹. –

Dzieñ,  w którym  zaufam  takiej  kreaturze  jak  ty,  bêdzie  dniem,

gdy podpiszê na siebie wyrok œmierci. Ale doœæ ju¿ tego, przejdŸ-

my do interesów.

– Nie  ma  sprawy –  obrazi³  siê  Kud’ar  Mub’at. –  Jak  sobie

¿yczysz. – Machn¹³ przedni¹ koñczyn¹. – Proszê, mów.

– Odpuœæmy sobie gratulacje za osi¹gniêcie za³o¿onych ce-

lów naszego planu, to znaczy ca³kowitego rozpadu Gildii £owców

Nagród. Jeœli zamierzasz siê p³awiæ w ciep³ym blasku chwa³y z ta-

kiego dokonania, rób to, proszê, ale kiedy jesteœ sam. – Xizor na-

chyli³ siê w kierunku pajêczarza i doda³ twardszym g³osem: – Ale

teraz mamy jeszcze sporo do zrobienia, jeœli chcemy cieszyæ siê

wynikami. Przecie¿ nie da siê skonstruowaæ takiej intrygi i uru-

chomiæ jej, nie powoduj¹c pewnych… powiedzmy, zasz³oœci, któ-

re nale¿y usun¹æ.

– W  istocie –  sumiennie  potwierdzi³  Kud’ar  Mub’at. –  Jest

dok³adnie tak, jak mówisz, mój drogi Xizorze. Niektórzy mimo-

wolni  uczestnicy  naszych  intryg  mog¹  nie  byæ  zbyt  zadowoleni

z roli, jak¹ im przysz³o odegraæ.

To prawda. Xizor przyzna³ siê ju¿ do tego przed sob¹.

– Szturmowiec nie stanowi wielkiego problemu – rzek³. – Sam

fakt, ¿e Trhin Voss’on’t wykona³ rozkazy, jakie mu wydano, a po-

tem odegra³ swoj¹ rolê w naszej ma³ej maskaradzie, wskazuje na

pewn¹ naiwnoœæ z jego strony. To siê czêsto zdarza wojskowym;

s¹ przeszkoleni, by ufaæ swoim zwierzchnikom. Szturmowcy im-

perialni nie mogliby przetrwaæ, gdyby pozwoli³o siê na w¹tpliwoœci

w ich szeregach. A w przypadku Voss’on’ta… za dobre odegranie

roli obiecano mu sowit¹ nagrodê.

– Naprawdê? – pajêczarz przekrzywi³ g³owê. – A co w³aœci-

wie przyrzek³ Voss’on’towi Imperator Palpatine?

– Emeryturꠖ wzruszy³ ramionami ksi¹¿ê Xizor. – Skromn¹

emeryturê w nagrodê za lata s³u¿by w oddzia³ach szturmowców.

Musisz  pamiêtaæ,  ¿e  niewielu  z  nich  do¿ywa  takiego  wieku,  by

cieszyæ siê emerytur¹. Bior¹c pod uwagê to, przez co przechodz¹,

background image

184

i co musz¹ jeszcze po drodze zrobiæ, nale¿y przypuszczaæ, ¿e spo-

kój i cisza na stare lata stanowi¹ szczyt ich marzeñ.

– Jakie¿  to  wzruszaj¹ce.  A  co  zamiast  tego  dostanie  Trhin

Voss’on’t?

– Zostaw to mnie – zimno odpar³ Xizor. Nie mia³ osobiœcie

nic przeciwko temu szturmowcowi; cokolwiek mu siê przydarzy,

bêdzie  to  po  prostu  absolutn¹  koniecznoœci¹.  Voss’on’t  sta³  siê

czymœ, czego nale¿y siê pozbyæ, zanim narobi k³opotów i wstydu

autorom tego planu, w którym tak doskonale odegra³ niezmiernie

istotn¹  rolê.  Starzy  ¿o³nierze  lubi¹  opowiadaæ  o swoich  przygo-

dach. Jeœli jakieœ niedyskretne szczegó³y przedostan¹ siê do wia-

domoœci  publicznej,  na  przyk³ad  jak  oszukano  i  wymordowano

pozosta³ych  szturmowców,  bêdzie  to  mia³o  powa¿ny  wp³yw  na

morale tych, którzy pozostali w s³u¿bie Palpatine’a. Sojusz Rebe-

liantów mo¿e wykorzystaæ te informacje i zachêcaæ szturmowców

do masowych ucieczek, oferuj¹c im bezpieczn¹ przystañ z dala od

szar¿y oficerskich i niegodziwego Imperatora. I tylko z tego po-

wodu Trhin Voss’on’t nie dostanie w nagrodê spokojnej emerytu-

ry, któr¹ mu obiecano – zbyt du¿o wiedzia³. Xizor ju¿ zapewni³

Imperatora, ¿e za³atwi sprawê Voss’on’ta raz na zawsze.

– A co z Bob¹ Fettem? – W g³osie Kud’ara Mub’ata zabrzmia-

³o rozbawienie. Zlikwidowanie tej akurat drobnej niedogodnoœci

mo¿e  byæ  odrobinê  trudniejsze.  W koñcu  nie  nale¿y  on  do  tego

samego gatunku ufnych istot co Trhin Voss’on’t.

– To ju¿ mój problem. I zajmê siê nim. – Xizor rozwa¿y³ spra-

wê z nale¿yt¹ starannoœci¹. Niestety, i to zarówno dla niego, jak

i dla Boby Fetta, jedyne mo¿liwe rozwi¹zanie by³o takie samo jak

to, które zastosuje w przypadku szturmowca Voss’on’ta. Xizor mia³

jedn¹ generaln¹ zasadê: nigdy nie stwarzaæ sytuacji, w której ktoœ

móg³by  uzyskaæ  nad  nim  przewagê.  Ju¿  dawno  zdecydowa³,  ¿e

tylko g³upiec daje do rêki broñ potencjalnemu wrogowi. Podobnie

nierozs¹dne by³o pozostawiaæ broñ w miejscu, gdzie wróg móg³by

j¹ znaleŸæ i zabraæ. A we wszechœwiecie, w którym ¿y³ i dzia³a³,

ka¿dy stawa³ siê wczeœniej czy póŸniej wrogiem i bezpieczniej by³o

zrobiæ takie za³o¿enie od samego pocz¹tku.

Boba Fett mia³ jedn¹ z najlepszych sieci szpiegowskich w galak-

tyce. Przyczyni³a siê ona znacznie do jego sukcesu jako ³owcy na-

gród. Rozs¹dek ka¿e przypuszczaæ, ¿e niektóre z tych Ÿróde³ infor-

macji mog¹ znajdowaæ siê w szeregach samego Czarnego S³oñca. Fett

mo¿e jeszcze nie wiedzia³, ¿e to w³aœnie ksi¹¿ê Xizor zapocz¹tkowa³

background image

185

zniszczenie Gildii £owców Nagród, ale prawda mog³a wyjœæ na jaw

w ka¿dej chwili. Szaleñstwem by³oby dopuœciæ do sytuacji, gdy Boba

Fett, z jego wyrafinowanym umys³em i apetytem na kredyty, zdobê-

dzie i wykorzysta tak cenn¹ i niebezpieczn¹ informacjê. Nawet jeœli

wyeliminuje siê Bobê Fetta, problem pozostanie, poniewa¿ inni mogli

siê o tym dowiedzieæ od niego. Zbyt wiele istot chowa³oby wówczas

urazê do Xizora. Nawet gdyby uda³o mu siê uciec przed ka¿dym

³owc¹ nagród, który czuje jeszcze sentyment do starej organizacji,

skomplikowa³oby to niezmiernie jego egzystencjê. A wystarczy³by

tylko jeden z odrobin¹ szczêœcia, aby wszelkie jego plany dotycz¹ce

Czarnego S³oñca obróci³y siê w nicoœæ wraz z ¿yciem.

Nie, pomyœla³ Xizor. Ju¿ podj¹³ decyzjê. Milczenie Fetta rów-

na³o siê jego œmierci. Nie mo¿na by³o z tego zrezygnowaæ.

– Jestem  ca³kiem  pewien –  zamrucza³  Kud’ar  Mub’at –  ¿e

siê tym zajmiesz ze zwyk³¹ sobie skutecznoœci¹. W to nie w¹tpiê,

mój drogi Xizorze. Pozostaje tylko pytanie: kiedy? Wolê spaæ spo-

kojnie  w tej  skromnej  sieci,  bezpieczny  poœród  moich  skarbów,

nie dopuszczaj¹c œwiadomoœci, ¿e ³owcy nagród ¿ywi¹ do mnie

jak¹œ urazê. ¯yczê sobie wspó³¿yæ z moimi braæmi w ca³ej galak-

tyce  tak  pokojowo,  jak  to  tylko  mo¿liwe.  Myœl,  ¿e  gdzieœ  tam

kr¹¿y  sobie  Boba  Fett  i ma  wobec  mnie  nieprzyjemne  zamiary,

doprawdy Ÿle wp³ynê³aby na mój sen.

– Nie obawiaj siꠖ ponuro odrzek³ Xizor. – On tak¿e podj¹³

ju¿ decyzjê w tej sprawie. Jeœli pozosta³ jakiœ ba³agan do uprz¹t-

niêcia, nale¿y siê nim czym prêdzej zaj¹æ i wysprz¹taæ go do naj-

drobniejszego…  lub  potencjalnie  najcenniejszego  py³ku.  £owca

nagród Boba Fett pewnie jeszcze nieraz przyda³by siê w przysz³o-

œci zarówno Imperium, jak i Czarnemu S³oñcu. W pewnych spra-

wach by³ najbardziej niezast¹pion¹ istot¹ w ca³ej galaktyce… jeœli

tylko kogoœ by³o staæ na jego us³ugi.

W  dodatku,  musia³  przyznaæ  Xizor,  czu³  dla  ³owcy  nagród

pewien podziw. Skutecznoœæ i okrucieñstwo Boby Fetta by³y ce-

chami doprawdy inspiruj¹cymi. Xizor czêsto stawia³ je za przy-

k³ad  do  naœladowania  swoim  podw³adnym  z  Czarnego  S³oñca.

Gdyby usun¹æ Bobê Fetta, galaktyka by³aby milszym i spokojniej-

szym miejscem – a taka myœl nape³nia³a Xizora odraz¹.

Có¿ za paradoks, ¿e okrucieñstwo wymaga eksterminacji tych

najokrutniejszych, zastanawia³ siê. Gdyby jednak przysz³o co do

czego i musia³by wybieraæ miêdzy ¿yciem w³asnym a Boby Fetta,

ten ostatni nale¿a³by ju¿ do historii.

background image

186

– Jestem istot¹ zrodzon¹ dla zmartwieñ, taka jest moja natu-

ra – pajêczarz wykona³ przednimi odnó¿ami gest w kierunku st³o-

czonych wokó³ siebie zawi¹zków. – Mam tyle pracy, tyle pracy!

I muszê przyznaæ, ¿e jestem bardzo zaniepokojony. Planujesz „za-

j¹æ siꔠBob¹ Fettem. Wielu ju¿ próbowa³o „zaj¹æ siꔠnim w prze-

sz³oœci i wynik okaza³ siê bardzo niepomyœlny, ale dla tych nie-

opatrznych istot.

– Taka jest w³aœnie ró¿nica pomiêdzy nimi a mn¹. Jeœli ja siê

czymœ zajmujê, to skutecznie. Nie zapominaj, ¿e mam za sob¹ nie

tylko  potêgê  Imperium,  ale  i Czarnego  S³oñca.  Boba  Fett  nigdy

jeszcze nie stawi³ czo³a takiej kombinacji. Jedn¹ spraw¹ jest triumf

nad band¹ œlamazarnych Huttów i podobnych im stworzeñ, mizer-

nych, ma³o znacz¹cych, pozbawionych sieci informatorów i odpo-

wiednich wp³ywów, a co innego prze¿yæ w starciu z si³ami, jakie ja

mam na swoje rozkazy.

– Twoja wiara w siebie, drogi Xizorze, jest tak wielka, ¿e w po-

kornych istotach, takich jak ja, mo¿e budziæ jedynie szacunek.

– Tak te¿ byæ powinno. – Falleeñski ksi¹¿ê zarzuci³ sobie na

pierœ skraj p³aszcza. By³ ju¿ gotów, aby opuœciæ sieæ i zaj¹æ siê dal-

szymi przygotowaniami. – Twoim jedynym problemem, Kud’arze

Mub’acie, powinno byæ w³aœciwe odegranie roli w ostatnim etapie

naszego planu.

Pajêczarz skuli³ siê w swoim pneumatycznym gnieŸdzie.

– Moje umiejêtnoœci aktorskie s¹ tak mizerne…

– Do tej pory bardzo dobrze ci sz³o – odpar³ Xizor. – To dziêki

twoim k³amstwom uda³o siê wci¹gn¹æ Bobê Fetta w nasz¹ intrygê

skierowan¹ przeciwko Gildii £owców Nagród. Wtedy da³ siê na-

braæ, bo nie mia³ powodu, ¿eby ci nie wierzyæ. Teraz równie¿ nie

ma powodu ci nie ufaæ. Fett ma w swoim posiadaniu pewien to-

war, jak on i inni ³owcy nagród zwykli nazywaæ swoje ofiary; to

znaczy Trhina Voss’on’ta, który jest uwa¿any za imperialnego sztur-

mowca renegata. Ty, pajêczarz Kud’ar Mub’at, trzymasz w depo-

zycie nagrodê za dostarczenie tego towaru i masz j¹ wyp³aciæ. Zga-

dza siê? – Xizor podniós³ wzrok w kierunku jednego z wiêkszych

zawi¹zków zwisaj¹cych z w³óknistej œciany obok Kud’ara Mub’ata.

– To  prawdziwe  i sprawdzone  stwierdzenie –  odpar³  zawi¹-

zek imieniem Bilans – dotycz¹ce pewnej kwoty kredytów zdepo-

nowanej w sieci. Ca³a kwota nagrody za imperialnego szturmowca

Voss’on’ta jest w tej chwili w naszym posiadaniu. Dok³adnie tak

jak pan mówi, ksi¹¿ê Xizorze.

background image

187

– I  w³aœnie  tym  siê  trochê  denerwujê. –  Twórca  zawi¹zku

niespokojnie poruszy³ siê w swoim gnieŸdzie. – To znaczna suma

kredytów jak na moje mo¿liwoœci, mo¿e najwiêksza, jak¹ kiedy-

kolwiek  dysponowa³em  naraz  w mojej  sieci.  Zawsze  uwa¿a³em,

¿e najrozs¹dniej jest powierzaæ aktywa znanym i szanowanym pla-

netarnym  instytucjom  bankowym  w ramach  granic  kontrolowa-

nych przez Imperium. Czujê siê bardzo ods³oniêty i samotny, za-

wieszony tak daleko w pustej przestrzeni.

– Nikt nigdy ciê nie ograbi, Kud’arze Mub’acie, twoje us³ugi

s¹ zbyt cenne dla wielu istot. Poza tym moja „Megiera” stacjonuje

tu niedaleko wraz z kilkoma innymi statkami nale¿¹cymi do floty

operacyjnej Czarnego S³oñca. Ich si³a ognia powinna byæ dla cie-

bie wystarczaj¹c¹ ochron¹, dopóki nagroda bezpiecznie nie opuœci

twojej sieci.

– Mo¿e i tak… – Kud’ar Mub’at nie wydawa³ siê ca³kowicie

usatysfakcjonowany  odpowiedzi¹. –  Ale  czy  to  wystarczy,  by

ochroniæ mnie przed Bob¹ Fettem?

– Zostaw ³owcê nagród mnie – odpar³ Xizor. – Ty musisz tyl-

ko  odegraæ  swoj¹  rolê.  Dla  kogoœ,  komu  k³amstwo  przychodzi

z tak¹ ³atwoœci¹, nie powinno to byæ zadanie przekraczaj¹ce jego

mo¿liwoœci.

Odwróci³ siê, czuj¹c, ¿e ma serdecznie doœæ protestów pajê-

czarza.  Przechodz¹c  ciasnym  centralnym  korytarzem  sieci,  s³y-

sza³, jak pajêczarz prycha i be³kocze za jego plecami.

W kilka minut póŸniej Xizor, czekaj¹c w obszarze portowym

sieci, a¿ niewielki wahad³owiec przeniesie go z powrotem na po-

k³ad „Megiery”, us³ysza³ nagle inny g³os. Cichutki g³osik w okolicy

swojej g³owy.

– Wybacz, ale zastanawia³em siê, czy nie moglibyœmy zamie-

niæ ze sob¹ kilku s³ów. Tylko pan i ja… – zaszemra³ g³osik.

Xizor obejrza³ siê i spostrzeg³ zawi¹zek ksiêgowy imieniem

Bilans, zwisaj¹cy g³ow¹ w dó³ z w³óknistego sklepienia.

– Czego chcesz?

– Tego, co powiedzia³em – wyjaœni³ Bilans starannie modulo-

wanym szeptem. – Dwa s³owa. Na tematy, które bêd¹ dla nas obu

zarówno interesuj¹ce, jak i zyskowne.

– I zyskowne dla twojego pana Kud’ara Mub’ata, prawda? –

Xizor potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Mniej wiêcej orientujê siê, jak zbudo-

wana jest sieæ pajêczarza. Wszystko tu zosta³o wysnute z w³asnej

tkanki Kud’ara Mub’ata. – Spojrza³ w b³yszcz¹ce oczka Bilansa,

background image

188

wiedz¹c, ¿e to tak, jakby patrzy³ w przenikliwe, po¿¹dliwe œlepia

Kud’ara Mub’ata. Nie móg³ zrozumieæ, dlaczego Kud’ar Mub’at

zabawia³  siê  w takie  gry  i po  co  wys³a³  w œlad  za  nim  jeden  ze

swych na wpó³ niezale¿nych zawi¹zków. Czy on myœli, ¿e mnie

tak ³atwo oszukaæ? – oburzy³ siê Xizor.

– Ju¿ powiedzia³em wszystko, co mia³em mu do powiedze-

nia, przynajmniej na razie – odezwa³ siê do zawi¹zku.

– Myœlê, ¿e Ÿle pan interpretuje sytuacjꠖ spokojnie odpar³

Bilans. – Podobnie jak to, z kim pan w³aœciwie rozmawia.

Wisz¹c ³ebkiem w dó³, zawi¹zek podsun¹³ siê nieco bli¿ej Xi-

zora. Jeden z jego drobnych pazurków podtrzymywa³ lœni¹ce, bia-

³e w³ókno, wprawdzie jednym koñcem po³¹czone z cia³em Bilan-

sa,  ale  oderwane  od  struktury  sieci. –  Widzi  pan?  Jestem  teraz

niezale¿ny. Kiedy pan ze mn¹ rozmawia, Kud’ar Mub’at nie wie

o tym. Chyba ¿e ja tego zechcê.

Xizor podejrzliwie zmierzy³ wzrokiem zawi¹zek.

– Uda³o ci siê od³¹czyæ od sieci? To bardzo sprytne z twojej

strony… ale jak to siê dzieje, ¿e Kud’ar Mub’at nie uœwiadamia

sobie, i¿ jeden z jego najcenniejszych zawi¹zków od³¹czy³ siê od

organizmu?

– To proste – Bilans przyci¹gn¹³ do siebie inne, grubsze w³ók-

no,  prowadz¹ce  wprost  do  niewiarygodnie  skomplikowanej  ple-

cionki otaczaj¹cej ich struktury. Na koñcu tego w³ókna wisia³ inny

zawi¹zek, maleñki, o ledwie widocznych pazurkach.

– Kud’ar  Mub’at  nie  jest  jedyny,  który  potrafi  tworzyæ  za-

wi¹zki.  Ja  równie¿  opanowa³em  tê  sztukê.  Ten  tutaj  nale¿y  do

mnie. –  Bilans  podsun¹³  malutki,  przywi¹zany  do  w³ókna  orga-

nizm,  aby  Xizor  dobrze  go  sobie  obejrza³. –  S³u¿y  jako  zas³ona

dymna dla mnie. Wysy³a w sieæ neurosygna³y œwiadcz¹ce o tym,

¿e wci¹¿ jestem jej czêœci¹ i s³u¿ê wiernie Kud’arowi Mub’atowi.

Wierz mi, stary pajêczarz nie ma zielonego pojêcia, co siê dzieje.

– Doprawdy? – Xizor by³ pod wra¿eniem zarówno zmyœlno-

œci  zawi¹zku…  jak  i mo¿liwoœci,  jakie  ona  otwiera³a.  Kud’ar

Mub’at ju¿ od d³u¿szego czasu dzia³a³ mu na nerwy. Mo¿e u¿y-

tecznoœæ  pajêczarza  zbli¿a³a  siê  do  kresu… –  Masz  chyba  racjê

w jednej sprawie…

– To znaczy? – okr¹g³e, lœni¹ce oczka Bilansa zajrza³y Xizo-

rowi w twarz.

– Mamy wiele spraw do omówienia.

background image

189

R O Z D Z I A £

!

DZIŒ

Nie móg³ przestaæ myœleæ o ³owcy nagród.

Kuat wiedzia³, ¿e traci czas. Przesz³oœæ nale¿a³a do przesz³oœci

i nie mo¿na by³o jej zmieniæ. S¹ sprawy, które nale¿y jak najszyb-

ciej wyczyœciæ, powiedzia³ sobie, spogl¹daj¹c na doki konstrukcyjne

Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ten proces czyszczenia musi nast¹-

piæ teraz, w czasie rzeczywistym. Im bardziej siê go odsunie, tym

przykrzejsze bêd¹ tego konsekwencje. Wszystko, co osi¹gn¹³ z ta-

kim trudem, co stworzy³ z tej korporacji ród Kuatów, mo¿e zostaæ

starte w py³ przez si³y, które przeciwko niemu spiskuj¹.

Wiedzia³  o tych  si³ach,  œwiadomoœæ  ta  leg³a  mu  na  duszy

mia¿d¿¹cym  ciê¿arem,  ale  myœl,  jakby  œci¹gana  si³¹  grawitacji,

powraca³a  ci¹gle  do  ³owcy  nagród  i do  tego,  co  wydarzy³o  siê

w przesz³oœci.

Fett by³ kluczem do wszystkiego. Kluczem do tego, co zasz³o

wtedy, i do tego, co musi zdarzyæ siê teraz, jeœli Stocznia Kuat ma

zostaæ ocalona.

By³o wiele spraw zwi¹zanych z t¹ przesz³oœci¹, o których wie-

dzia³a  ca³a  galaktyka.  Historia,  która  uros³a  niemal  do  legendy,

opowiadaj¹ca o roz³amie w starej Gildii £owców Nagród i wyda-

rzeniach, które potem nast¹pi³y. Schwytanie Trhina Voss’on’ta, im-

perialnego szturmowca renegata i to, co siê sta³o, kiedy Boba Fett

zg³osi³ siê po nagrodê…

O tych sprawach wiedzieli wszyscy. A przynajmniej o wiêk-

szoœci z nich.

Ale  inne  stanowi³y  tajemnicê,  ukryt¹  g³êboko  pod  czaszk¹

Kuata. Musia³ siê upewniæ, ¿e tajemnic¹ pozostan¹.

background image

190

Jeœli do osi¹gniêcia tego celu konieczna bêdzie œmieræ innych

istot – a zw³aszcza Boby Fetta – to tylko godna po¿a³owania ko-

niecznoœæ. Biznes to biznes.

Sam by siê pewnie ze mn¹ zgodzi³, pomyœla³ Kuat, wznosz¹c

oczy  ku  zimnym  gwiazdom  œwiec¹cym  nad  dokami.  Boba  Fett

raczej nie móg³by obwiniaæ go za to, ¿e dba o swoje interesy w spo-

sób tyle¿ skuteczny, co œmiercionoœny.

Kuat odwróci³ siê od wysokich ekranów widokowych. Dener-

wowa³o go, ¿e ma tyle szalenie pilnych spraw do za³atwienia, a przy

tym  wci¹¿  musi  zawracaæ  sobie  g³owê  takimi  drobiazgami,  jak

wezwanie  na  konwokacjê  rodów  rz¹dz¹cych  na  planecie  Kuat.

Z ciê¿kim westchnieniem zdj¹³ wspania³e szaty z rzeŸbionego wie-

szaka, na którym wisia³y w oczekiwaniu na takie okazje.

Niby nic, a jaka odmiana.

Wystarczy³o, ¿eby Kuat ubra³ siê w oficjalne szaty o wzorze,

który wyznacza³ jego pozycjê na czele szlachetnych rodzin tego œwia-

ta. Tak rzadko opuszcza³ dyrekcjê Zak³adów Stoczniowych Kuat

i jej surowe biura, których okna wychodzi³y na stoczniê, ¿e najchêt-

niej nosi³ prosty kombinezon. Taki sam jak te, których u¿ywali in¿y-

nierowie, technicy i ochrona korporacji, bez dystynkcji i rangi. Jeœli

go s³uchano, to dlatego, ¿e wszyscy wiedzieli, i¿ jego autorytet opie-

ra siê na czymœ wiêcej ni¿ tylko genetyczna spuœcizna.

Nawet felinks o jedwabistej sierœci, który spoczywa³ w jego

ramionach, z trudem rozpozna³ go w tej szacie, w zamaszystych

draperiach haftowanych z³otem, sp³ywaj¹cych mu z ramion. Kuat,

w³adca jednej z najpotê¿niejszych korporacji galaktyki, musia³ klêk-

n¹æ obok sto³u laboratoryjnego i przywo³ywaæ zwierz¹tko miêk-

kim, kusz¹cym g³osem. Biedactwo, pomyœla³, g³aszcz¹c je za uszka-

mi. Pomruk wywo³anej pieszczot¹ rozkoszy wydoby³ siê z ma³ego

cia³ka. Jak wszyscy przedstawiciele tego dekoracyjnego, rozpiesz-

czonego gatunku felinks by³ przekonany, ¿e to on jest w³adc¹ tego

królestwa i wszelkie zmiany w dziennym rozk³adzie zajêæ przyj-

mowa³ z oburzeniem.

Tak  samo  jak  ja,  pomyœla³  Kuat.  Z  felinksem  na  rêku  pod-

szed³ do ekranów widokowych i wyjrza³ na zewn¹trz, gdzie mon-

towano statki i przygotowywano je do dziewiczego rejsu. By³o to

du¿e zamówienie Floty Imperialnej Palpatine’a. Kad³uby naszpi-

kowano tak¹ iloœci¹ broni, ¿e powinny odstraszyæ nawet najbar-

dziej szalonego przeciwnika. Dzia³a laserowe, montowane na otwar-

tych  konstrukcjach,  wymaga³y  takich  stê¿eñ  i tak  potê¿nych

background image

191

korpusów poch³aniaj¹cych odrzut, ¿e wytrzyma³yby eksplozje mie-

rzone w gigatonach. Wystarczy ma³e niedopatrzenie i pojedynczy

strza³ oddany w czasie bitwy rozpruje niszczyciel lub kr¹¿ownik

na pó³. Ofiara w³asnej œmiercionoœnej si³y. Sama myœl o takim zda-

rzeniu wywo³a³a smutny uœmiech zrozumienia na twarzy Kuata.

– Musimy  zawsze  byæ  bardzo  ostro¿ni –  szepn¹³  do  puszy-

stego ucha felinksa – ¿eby nie rozwaliæ siê w³asn¹ broni¹.

Felinks  leniwie  poruszy³  siê  w ramionach  Kuata.  Jego  zda-

niem  wszystkie  plany  powiod³y  siê  doskonale:  by³  nakarmiony,

ogrzany i zadowolony. Kuat chcia³by czuæ to samo w stosunku do

wszystkich swoich planów i machinacji. Nawet teraz uruchomione

przez niego si³y kr¹¿y³y wokó³ Stoczni Kuat jak stalowe zêby nie-

widzialnej pu³apki, wiêkszej ni¿ œwiaty i korporacje, na które czy-

ha³a.

Us³ysza³, ¿e otwieraj¹ siê wysokie drzwi biura. Nie ruszaj¹c

felinksa, obejrza³ siê przez ramiê.

– Tak?

Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych sta³ w smudze œwiat³a

dochodz¹cej z korytarza.

– Pañski osobisty transporter jest gotowy. – Jak wszyscy pra-

cownicy korporacji Fenald odezwa³ siê do szefa bez zbêdnych for-

malnoœci. – Zabierze pana na spotkanie rodów.

– Nie musisz mi przypominaæ, dok¹d siê wybieram – odpar³

Kuat. Zgromadzenie wszystkich rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat

by³o jedynym powodem, dla którego w³o¿y³ ceremonialne szaty.

I jedynym powodem jego pod³ego humoru. – Przepraszam – do-

da³. Szef ochrony by³ jednym z jego najcenniejszych ludzi i nic nie

uczyni³, ¿eby sobie zas³u¿yæ na tak ostre s³owa. – Ale to wszystko

zbieg³o siê w tak nieodpowiednim czasie…

By³o  to  delikatnie  powiedziane.  Nawet  gdyby  Kuat  musia³

martwiæ siê tylko o tempo prac konstrukcyjnych w stoczni wobec

nieustannego  nacisku  Imperatora  Palpatine’a,  który  chcia³  czym

prêdzej wyposa¿yæ Flotê Imperialn¹ w nowe statki potrzebne do

zd³awienia rozszerzaj¹cej siê Rebelii, by³oby to a¿ nadto. W po³¹-

czeniu jednak z innymi troskami, z których czêœæ stanowi³a sekret

znany wy³¹cznie jemu… to brzemiê by³o nie do udŸwigniêcia.

A raczej, mówi¹c precyzyjnie, by³oby to brzemiê nie do udŸwi-

gniêcia  dla  ka¿dej  innej  istoty  rozumnej.  Kuat  przymkn¹³  oczy,

czubkami palców automatycznie g³adz¹c futerko felinksa. Jeœli by³

inny ni¿ wszystkie istoty rozumne, to tylko dlatego, ¿e taki siê ju¿

background image

192

urodzi³: dziedziczny dyrektor Zak³adów Stoczniowych Kuat, w któ-

rego ¿y³ach p³ynê³a krew wielu pokoleñ in¿ynierów i przywódców.

Wszystko, co robi³, robi³ z myœl¹ o korporacji. W galaktyce by³o

tak wiele si³, które pragnê³y zniszczyæ Zak³ady Stoczniowe Kuat –

rozerwaæ  je  na  strzêpy  lub  poch³on¹æ  w ca³oœci.  Zalicza³  siê  do

nich nawet najlepszy klient korporacji Imperator Palpatine – i g³ów-

ny jego pacho³ek Lord Vader. Zak³ady Stoczniowe Kuat mia³y kil-

ku prawdziwych przyjació³ wœród przywódców Starej Republiki,

ale ci zostali zmieceni po drodze Imperatora Palpatine’a do w³adzy

absolutnej. A teraz przetrwanie korporacji zale¿a³o tylko od inteli-

gencji i odwagi tych, którzy j¹ prowadzili.

W dodatku zaraz wsi¹d¹ mu na kark rz¹dz¹ce rody Kuat…

– Nie  musi  pan  przeprasza栖  szef  ochrony  uœmiechn¹³  siê

smutno. –  Kiedy,  jeœli  w ogóle,  bêdzie  w³aœciwa  pora,  ¿eby  siê

z nimi rozprawiæ?

– Masz niestety racjꠖ przyzna³ Kuat. Mimo protestów fe-

linksa zdj¹³ go z piersi i u³o¿y³ w wyœcie³anym koszyku w pobli¿u

warsztatu. Zwierzak natychmiast wyskoczy³ z pos³ania i pomasze-

rowa³ do miski z jedzeniem, wysoko unosz¹c puszysty ogon. Kuat

strzepn¹³ kilka jego jedwabistych w³osów z szaty.

– Niech bêdzie – rzek³ znu¿onym g³osem. – Miejmy to ju¿ za

sob¹.

Fenald starannie zamkn¹³ drzwi biura, po czym pod¹¿y³ w œlad

za Kuatem do doków.

– Zebra³em mo¿liwie najwiêcej informacji na temat spotka-

nia –  mówi³  po  drodze.  Oprócz  innych  zadañ  Fenald  obarczony

by³ tak¿e nadzorem… lub, mówi¹c brutalnie, szpiegowaniem ro-

dów  rz¹dz¹cych  planet¹. –  Wszystko  wskazuje  na  to,  ¿e  bêdzie

tam Knylenn Starszy. Osobiœcie.

– Ten stary g³upiec? – Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹. Starszy zawsze

by³ jego g³ównym oponentem w radzie rz¹dz¹cej rodami. Z wszyst-

kich  rodów  to  w³aœnie  Knylenn  najbardziej  za¿arcie,  i to  ju¿  od

stuleci, walczy³ przeciwko Wy³¹cznoœci Dziedziczenia, dziêki któ-

rej linia Kuat wci¹¿ trzyma³a w garœci Zak³ady Stoczniowe. – Je-

stem zaskoczony, ¿e zdo³ali go wyci¹gn¹æ z systemów podtrzyma-

nia ¿ycia.

– M³odsi cz³onkowie rodu wykorzystuj¹ Starszego jako pierw-

sz¹ liniê. Zaprojektowali i zbudowali dla niego nowy, przenoœny

system podtrzymywania ¿ycia, w którym w razie koniecznoœci Star-

szy mo¿e przybyæ na takie spotkanie. – Szef ochrony uniós³ brew. –

background image

193

Bardzo  kosztowny  system.  Z  tego,  co  wiem,  ma  wbudowanych

kilka redundancyjnych poziomów inteligencji robota pierwszej ka-

tegorii, z ci¹g³ym monitorowaniem w czasie rzeczywistym wszyst-

kich funkcji ¿yciowych. Ma nawet kriomagazyn najwa¿niejszych

organów, z ca³kowitym zniesieniem reakcji immunologicznej na

poziomie komórkowym, gotów do przeszczepu na pierwsz¹ ozna-

kê zak³óceñ w pracy p³uc i serca lub nerek i w¹troby. Starszy mo¿e

byæ poddawany transplantacji serca w chwili, gdy bêdzie pan z nim

rozmawia³, a pan siê nawet nie zorientuje, chyba ¿e po œwiate³kach

migaj¹cych na przednim panelu.

– Czaruj¹ce – odpar³ Kuat. – Oczywiœcie, je¿eli przyj¹æ, ¿e

od pocz¹tku mia³ w sobie taki organ.

Widzia³ ju¿ przed sob¹ s³u¿by dokowe, czekaj¹ce u otwartego

w³azu jego osobistego transportera.

– Kto jeszcze tam bêdzie?

– Stara gwardia: wszyscy Knylennowie, ich telbuny i krewni,

klan Kuhlvultów i ich morganatyczni wasale, pewnie jeszcze spo-

ro Kadnessich.

Kuat zatrzyma³ siê na œrodku korytarza i spojrza³ na Fenalda.

– To wiêcej ni¿ zwykle.

Szef ochrony przytakn¹³.

– To wielki spêd, panie in¿ynierze. Knylennowie próbuj¹ obaliæ

Wy³¹cznoœæ Dziedziczenia od czasów, kiedy korporacj¹ rz¹dzi³ jesz-

cze pañski dziadek. Powo³ali siê na wszystkie d³ugi wdziêcznoœci,

jakie  którykolwiek  z  rz¹dz¹cych  rodów  móg³  mieæ  wobec  nich,

i s¹dz¹, ¿e dziœ to za³atwi¹.

– Mo¿e i za³atwi¹. – Kuat przystan¹³ obok otwartego w³azu

transportera. Pracownicy doku cofnêli siê. – Mo¿e powinienem im

pozwoliæ. A wtedy sprawy interesów z Imperium i ca³¹ reszt¹ spad-

n¹ na g³owê kogoœ innego. – Ciaœniej otuli³ siê ceremonialn¹ szat¹,

aby zmieœciæ siê w w¹skiej kabinie pasa¿erskiej transportera. Obej-

rza³ siê na Fenalda. – Co o tym s¹dzisz?

– To pan musi podj¹æ tak¹ decyzjê. Ale by³by to koniec Za-

k³adów Stoczniowych Kuat jako niezale¿nej korporacji. ¯aden inny

z rz¹dz¹cych rodów nie ma si³ ani odwagi, aby zmierzyæ siê z Pal-

patine’em.

– Czasami myœlê, ¿e odwaga to po prostu uprzejmiejsza na-

zwa szaleñstwa – mrukn¹³ Kuat. Zebra³ wokó³ siebie szerokie i nie-

wygodne fa³dy i wszed³ do transportera. – Jestem stary i zmêczo-

ny… a przynajmniej tak siê czujê, wiêc wychodzi na to samo.

13 – Spisek Xizora

background image

194

Musia³ schyliæ g³owê, ¿eby obejrzeæ siê na postaæ stoj¹c¹ we

w³azie.

– Mo¿e zamiast jechaæ tam i mêczyæ siê z tymi nudnymi kre-

aturami,  powinienem  polecieæ  od  razu  na  Coruscant.  Móg³bym

dogadaæ siê z Palpatine’em: jeœli poddam siê teraz i pozwolê mu

obj¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat, zaoszczêdzê mu mnóstwo pro-

blemów.  Mo¿e  z  wdziêcznoœci  przyzna  mi  emeryturê  i to  doœæ

wysok¹, ¿ebym spokojnie móg³ siê urz¹dziæ na jakiejœ zapomnia-

nej planecie.

– Panie in¿ynierze, podejrzewam, ¿e jeœli Imperator Palpatine

dostanie od pana to, czego chce, po prostu pana wyeliminuje.

Kuat zmusi³ siê do ponurego pó³uœmieszku.

– Wierzê, ¿e masz racjê. – Usadowi³ siê w dwuosobowej ka-

binie pasa¿erskiej transportera. – A zatem nie mam wyboru, praw-

da? Muszê lecieæ i stawiæ czo³a Knylennom i ca³ej reszcie rz¹dz¹-

cych  rodów.

– Nie, nie ma pan – lakonicznie potwierdzi³.

– W takim razie – odpar³ Kuat – moje obowi¹zki i moje czy-

ny stanowi¹ jedno.

Znów odwróci³ siê do wnêtrza transportera.

Fenald po³o¿y³ d³oñ na przedramieniu Kuata.

– Panie in¿ynierze, nie musi pan jednak spe³niaæ tych obo-

wi¹zków samotnie.

Kuat spojrza³ na szefa ochrony.

– Co masz na myœli?

– To szaleñstwo, aby pan lecia³ tam sam. Knylennowie i po-

zostali prawdopodobnie planuj¹ dla pana jak¹œ niemi³¹ niespodzian-

kê.  Powinien  pan  wzi¹æ  ze  sob¹  ka¿d¹  pomoc,  jak¹  zdo³a  pan

zorganizowaæ.

– Mo¿e masz racjê. Ale to nie znaczy, ¿e j¹ dostanê.

– Mam nadziejê, ¿e wybaczy mi pan niedelikatnoœæ z mojej

strony, panie in¿ynierze, ale podj¹³em inicjatywê skontaktowania siê

z Mistrzem Etykiety rodów rz¹dz¹cych. – Fenald lekko skin¹³ g³o-

w¹, cofaj¹c d³oñ z rêkawa ceremonialnej szaty Kuata. – A on doko-

na³ innej interpretacji jednego z punktów protoko³u. Skoro Knylen-

nowie  przyprowadzaj¹  na  to  spotkanie  swoje  telbuny,  normalne

ograniczenia nie maj¹ zastosowania. Wed³ug kodeksu rodowego

przodków telbuny s¹ technicznie obcymi osobami, a nie prawdzi-

wymi cz³onkami rodzin. Aby zatem zachowaæ pe³n¹ sprawiedliwoœæ,

ród Kuatów ma prawo wprowadziæ na spotkanie obc¹ osobê.

background image

195

– Rozumiem. – Kuat zastanowi³ siê na chwilê nad us³yszan¹

informacj¹. – A ty sugerujesz, ¿e powinieneœ mi towarzyszyæ.

– To wiêcej ni¿ sugestia, panie in¿ynierze. Ja nalegam.

Kuat spojrza³ uwa¿niej na swego szefa ochrony.

– Dlaczego tak bardzo chcesz znaleŸæ siê na tym spotkaniu?

Rody rz¹dz¹ce Kuatem to ma³o rozrywkowa banda.

– Tak jak mówi³em… oni coœ knuj¹.

– Jaki masz dowód… mówiê o namacalnym dowodzie… na

to podejrzenie?

Fenald milcza³ przez chwilê, zanim udzieli³ odpowiedzi.

– Nie mam dowodu – rzek³ wreszcie – po prostu czujê przez

skórê.

OdpowiedŸ szefa ochrony zaniepokoi³a Kuata. Fenald znany

by³ z tego, ¿e dzia³a³ tylko na podstawie faktów i dowodów, nama-

calnych jak durastal stosowana w dokach budowlanych Zak³adów

Stoczniowych Kuat. A jednak…

– Dobrze – zdecydowa³ Kuat, wskazuj¹c na w³az transporte-

ra. – Ruszajmy ju¿ lepiej. Bêd¹ na nas czekaæ.

W kilka standardowych jednostek czasu póŸniej pilot osobi-

stego transportera zni¿y³ statek nad gêsto zalesione obszary l¹du

na planecie Kuat. Dla Kuata z Zak³adów Stoczniowych ogl¹danie

takiej masy organicznej zieleni by³o znacznie mniej przyjemne ni¿

kontemplowanie twardych, zimnych kszta³tów spawanej laserowo

durastali w jego w³asnych dokach.

Jedna z m³odszych cz³onkiñ klanu Kuhlvult, która zaledwie

osi¹gnê³a  status  doros³ej  osoby,  wysz³a  na  spotkanie  osobistego

transportera  Kuata.

– S¹ miêdzy nami tacy, którym mi³o bêdzie ciê zobaczy栖

rzek³a Kodir z Kuhlvult. Kiedy odprowadza³a ich do sali spotkañ

rz¹dz¹cych rodów, jej ruchy w ceremonialnych szatach mia³y tyle

wdziêku, ¿e Kuat nawet nie próbowa³ ich naœladowaæ. – Nie wszy-

scy s¹ zadowoleni z niespodzianki, jak¹ Knylennowie przygoto-

wali na to spotkanie.

– Doprawdy? – id¹c obok, Kuat uwa¿nie obserwowa³ twarz

m³odej kobiety, chc¹c siê zorientowaæ w jej intencjach. – A dla-

czegó¿ to?

Uœmiech Kodir by³ bardziej przebieg³y ni¿ przyjazny.

– Wiemy, ¿e ród Kuatów zarz¹dza Zak³adami Stoczniowymi

Kuat; wasza rodzina sprawi³a, ¿e ta planeta od wielu pokoleñ jest

jednym  z  bogatszych  œwiatów  w galaktyce.  Tak  by³o  za  czasów

background image

196

starej Republiki i tak jest teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpati-

ne’a.  Takie  zas³ugi  powinny  byæ  nagrodzone,  dlatego  inne  rody

dawno temu przyjê³y prawo Wy³¹cznoœci Dziedziczenia. – Prze-

chyli³a g³owê, z szacunkiem spuszczaj¹c oczy. – I dlatego niektó-

rzy z nas chcieliby, aby tak pozosta³o.

Kuat szed³ w milczeniu obok Kodir. Szef ochrony wlók³ siê

kilka kroków z ty³u. Wy³¹cznoœæ, myœla³ Kuat. Wszystko sprowa-

dza siê tylko do tego. I to od bardzo dawna.

Co  m¹drzejsi  w rz¹dz¹cych  rodach,  jak  wspomnia³a  Kodir

z Kuhlvult, zamierzali utrzymaæ prawo Wy³¹cznoœci Dziedzicze-

nia. Ci ambitniejsi, tacy jak Knylennowie, woleliby je wyelimino-

waæ.  Tylko Wy³¹cznoœæ  bowiem  powstrzymywa³a  ich  od  zagar-

niêcia w³adzy nad innymi rodami i przejêcia kontroli nad Zak³adami

Stoczniowymi Kuat, najwiêkszym Ÿród³em bogactwa ich œwiata.

Poœród licznych rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat tylko linia rodu

Kuat przekazywa³a z ojca na syna ca³e dziedzictwo genetyczne –

taka by³a jedyna intencja i jedyny efekt Wy³¹cznoœci. We wszyst-

kich innych rodach zdecydowanie przewa¿a³a regu³a nieci¹g³oœci ³añ-

cucha genetycznego. Spadkobiercami rz¹dz¹cych rodów byli zatem

nie bezpoœredni potomkowie obecnych doros³ych ich cz³onków, lecz

raczej dzieci telbunów, wybranych specjalnie w celu przed³u¿enia

rodu. Niestety, taki uk³ad szybko okaza³ siê niedoskona³y, zw³aszcza

gdy telbuny, wybierane raczej ze wzglêdu na fizyczne piêkno ni¿ na

inteligencjê i inne korzystne czynniki genetyczne konieczne do za-

rz¹dzania Zak³adami Stoczniowymi Kuat, z braku kompetencji omal

nie doprowadzi³y korporacji do bankructwa. Tymczasem Wy³¹cz-

noœæ Dziedziczenia skutecznie chroni³a liniê rodu Kuat wraz z jej

wrodzonymi talentami niezbêdnymi do odnoszenia sukcesu w inte-

resach i utrzymywa³a j¹ na kierowniczym stanowisku. Wy³¹cznoœæ

Dziedziczenia, jak dobrze wiedzia³ Kuat z Kuatów, dawa³a jeszcze

dodatkow¹ korzyœæ – utrzymywa³a w ryzach chorobliwie wybuja³e

ambicje rodów rz¹dz¹cych i powstrzymywa³a arystokracjê tego œwia-

ta od konspiracji i morderstw, prowadz¹cych do przejêcia Zak³adów

Stoczniowych Kuat przez ich rzeczywistego syna lub córkê.

Gdyby to tylko sprawy siê na tym koñczy³y, myœla³ Kuat z Ku-

atów. I gdyby to by³ koniec ambicji i konspiracji. Nic z tego. Kny-

lennowie od dawna usi³owali podkopaæ liniê, która nie pozwala³a

ich rodowi wznieœæ siê na wy¿yny w³adzy w hierarchii ich œwiata.

W³aœnie Knylennowie najbardziej agresywnie walczyli z panuj¹cy-

mi ograniczeniami, wybieraj¹c swoje telbuny z ograniczonej puli

background image

197

kandydatów. Kr¹¿y³y plotki, rozsiewane przez inne rody, ¿e w isto-

cie telbuny Knylennów by³y dzieæmi obecnych doros³ych Knylen-

nów, zrodzonymi w tajemnicy w ró¿nych miejscach poza planet¹

i przeszmuglowanymi z powrotem, niczym infanci w przebraniu.

I rzeczywiœcie, w ci¹gu ostatnich kilku pokoleñ fizyczne podobieñ-

stwo pomiêdzy Knylennami a ich wybranymi dziedzicami sta³o siê

podejrzanie wyraŸne.

Tymczasem dziedziczka rodu Kuhlvult, id¹ca u boku Kuata

z Kuatów,  zosta³a  z  ca³¹  pewnoœci¹  wybrana  z  powodu  urody

i wdziêku umiêœnionego, smuk³ego cia³a. Musia³ dobrze wyci¹gaæ

nogi, ¿eby dorównaæ jej d³ugim krokom, wzdymaj¹cym szerokie,

ceremonialne szaty. Widaæ by³o, ¿e dopiero niedawno objê³a swo-

je dziedzictwo. Kuat przypomnia³ sobie, ¿e s³ysza³ – prawdopo-

dobnie  od  szefa  ochrony –  jakoby  niedawno  jeden  ze  Starszych

Kuhlvultów zmar³, a jego dziedzic obj¹³ najwy¿sze stanowisko w ro-

dzie. Kuat by³ wdziêczny, ¿e niezale¿nie od motywów, jakie kiero-

wa³y rodzin¹, aby w³aœnie j¹ wybraæ na telbuna – a Kuhlvultowie

znani  byli  z  tego,  ¿e  mieli  s³aboœæ  do  ³adnych  twarzyczek –  na

stanowisku znalaz³a siê ostatecznie osoba o doœæ bystrej inteligen-

cji, aby przejrzeæ wszystkie knowania Knylennów.

Nie wiadomo, czy to wystarczy. A czy jest wiêcej takich Ko-

dir z Kuhlvultów w innych rodach – to siê oka¿e dopiero na miej-

scu. Kuat ruszy³ w stronê miejsca spotkania, starannie ukrywaj¹c

ponure przeczucia.

Na szczêœcie ¿aden z Knylennów ani ich wspólników nie zg³o-

si³ obiekcji co do udzia³u w obradach rodów rz¹dz¹cych szefa ochro-

ny Kuata. Strategicznie by³by to du¿y b³¹d, gdyby ju¿ na samym

pocz¹tku obrad odwo³aæ siê oficjalnie do zwi¹zanych z tradycj¹

kodeksów ustalaj¹cych relacje pomiêdzy rodami. Lepiej udawaæ,

¿e wszyscy jesteœmy przyjaŸnie nastawieni… przynajmniej przez

jakiœ czas, pomyœla³ Kuat. Niech Knylennowie ponios¹ konsekwen-

cje pierwszego wrogiego gestu.

– Kuat, twoja obecnoœæ jest mile widziana.

G³os  by³  mu  znajomy.  Pamiêta³  go  z  czasów,  kiedy  po  raz

ostatni opuœci³ produkcyjne sanktuarium Zak³adów Stoczniowych

Kuat i wróci³ do rodzinnego œwiata. Obejrza³ siê i skinieniem g³o-

wy potwierdzi³, ¿e poznaje rozmówcê.

– Rozumiem, ¿e mamy wiele do omówienia – rzek³.

– To  prawda. –  Ostr¹  jak  topór  twarz  Khossa  z  rodu  Kny-

lenn przeci¹³ krzywy uœmieszek. Ceremonialne szaty le¿a³y na nim

background image

198

doskonale; widocznie by³ to jego ulubiony strój. – Mam nadziejê,

¿e chêtnie wys³uchasz g³osu równych sobie – wskaza³ szefa ochro-

ny stoj¹cego tu¿ za Kuatem. – Wiem, jakie to mêcz¹ce przebywaæ

ci¹gle w otoczeniu podw³adnych i wys³uchiwaæ ich czêsto pochleb-

nych, ale k³amliwych g³osów.

Ró¿owawy, nie rzucaj¹cy cienia blask oblewa³ postacie w pa-

radnych szatach. By³o ich ponad czterdzieœci; to najwiêksza liczba

cz³onków rz¹dz¹cych rodów, jak¹ Kuat kiedykolwiek widzia³ ze-

bran¹ w jednym miejscu. Opalizuj¹ca kopu³a rozprasza³a œwiat³o

s³oneczne.  W tym  ³agodnym  oœwietleniu  nawet  najbardziej  po-

marszczeni i wredni Starsi obojga p³ci wydawali siê dobrotliwymi,

sympatycznymi istotami. M³odsi zgromadzeni oraz wybrane przez

rody telbuny w splendorze szat i urody wydawali siê niemal boga-

mi. Sztuka poprawiania natury granicz¹ca z oszustwem mog³a roz-

win¹æ siê do tego stopnia tylko na planecie Kuat. Dochody z Zak³a-

dów Stoczniowych, najwiêkszego dostawcy pojazdów wojskowych

dla Imperium, umo¿liwia³y panuj¹cym rodom skoncentrowanie siê

na tym, co same uwa¿a³y za istotne: powierzchowny blichtr, wieczna

ob³uda.  Kuat  z  Kuatów  zastanawia³  siê,  dlaczego  któryœ  z  nich

chce zmieniæ ten uk³ad finansowy wy³¹cznie po to, by zaspokoiæ

ambicje Knylennów.

– Nie otaczam siê pochlebcami – odpar³ Kuat. – Kiedy chodzi

o projektowanie, lepiej jest us³yszeæ nawet najbardziej nieprzyjem-

n¹ prawdê. Jeœli budowany statek ma b³¹d w obliczeniach wytrzy-

ma³oœciowych, który spowoduje jego implozjê przy pe³nym ci¹gu

silników, wola³bym raczej dowiedzieæ siê o tym, zanim taki klient

jak Imperator Palpatine bêdzie mia³ mo¿liwoœæ to sprawdziæ.

– Bardzo m¹drze – Khoss skin¹³ g³ow¹ z udanym uznaniem. –

Skoro  tak  cenisz  prawdê,  dzisiejsze  spotkanie  bêdzie  dla  ciebie

z pewnoœci¹ niezmiernie pouczaj¹ce.

Odwróci³ siê, a ceremonialna szata zawirowa³a wokó³ jego nóg.

Falanga  m³odych  Knylennów  wraz  z  telbunami  obrzuci³a  Kuata

uprzejmym wzrokiem, po czym dumnie pomaszerowa³a za swoim

krewniakiem.

– Zdajesz sobie oczywiœcie sprawê, ¿e nienawidzi ciê z ca³e-

go serca – Kodir z Kuhlvultów nachyli³a siê do ucha Kuata, nie

spuszczaj¹c jednoczeœnie oka z odchodz¹cych Knylennów. – Chyba

nie jesteœ zaskoczony t¹ informacj¹.

– On zawsze nienawidzi³ wszystkich cz³onków rodziny Ku-

atów – Kuat wzruszy³ ramionami. – To jego dziedzictwo po przod-

background image

199

kach. I dlatego w³aœnie jestem absolutnie pewien, ¿e Knylennowie

obchodz¹ ograniczenia rodowe. Takiej nienawiœci nie mo¿na siê

nauczyæ. Musisz siê z ni¹ urodziæ, mieæ j¹ w genach.

Zanim Kodir zd¹¿y³a odpowiedzieæ, szef ochrony Kuata tr¹ci³

go lekko.

– Oto Knylenn Starszy. Impreza zaraz siê zacznie.

Œwiat³o przes¹czaj¹ce siê przez per³ow¹ kopu³ê zmieni³o nie-

co barwê. Stadko wietrznych orchidei, pozbawionych korzeni miesz-

kañców najg³êbszych lasów Kuat, podryfowa³o w kierunku skle-

pienia. Bajecznie kolorowe, fioletowe i b³êkitne, zala³y cz³onków

panuj¹cych rodów deszczem ró¿nobarwnego œwiat³a. Wewnêtrz-

ne  pr¹dy  powietrza  unios³y  orchidee  i rozwia³y  je  na  wszystkie

strony. Ciep³o przymglonego œwiat³a s³onecznego znów rozjaœni³o

kopu³ê.

Kuat z Kuatów zauwa¿y³, ¿e po drugiej stronie ³agodnie oœwie-

tlonego pomieszczenia wszcz¹³ siê jakiœ ruch. T³um rozst¹pi³ siê,

by uczyniæ przejœcie dla wyj¹tkowo wysokiej istoty.

– To ten system podtrzymania ¿ycia, o którym panu mówi-

³em – odezwa³ siê szef ochrony Kuata. – Nie tylko czêœci funkcjo-

nalne uczyni³y go tak kosztownym. Musieli przecie¿ jeszcze go

przyozdobiæ.

Ponad pionowo ustawionym cylindrem spoczywa³a zakoñczo-

na szar¹ brod¹ twarz Knylenna Starszego. Œnie¿nobia³e w³osy, sple-

cione w dwa grube warkocze, sp³ywa³y po ramionach segmento-

wego  pancerza,  okrywaj¹cego  jego  ramiona.  Nerwowe  skurcze

wstrz¹sa³y ¿ylastymi, bladymi d³oñmi, które pozostawiono bez os³o-

ny,  ale  na  wszelki  wypadek  podwi¹zano  taœmami,  ¿eby  nie  do-

tknê³y uk³adów kontrolnych i mierników pokrywaj¹cych zewnêtrzn¹

obudowê  systemu.  Jaskrawoczerwona  krew  têtnicza  bulgota³a

w sieci rurek i urz¹dzeñ utleniaj¹cych. Nad g¹sienicami, na któ-

rych porusza³ siê zbiornik, widaæ by³o plamy skondensowanej wil-

goci, ukazuj¹ce miejsca, gdzie znajdowa³y siê kriozbiorniki z dro-

gocenn¹ ¿yw¹ zawartoœci¹.

Po¿ó³k³e ze staroœci oczy Starszego omiot³y twarze zebranych.

Ga³ki drga³y lekko w oczodo³ach. Wreszcie skoncentrowa³ wzrok

na Kuacie z Kuatów, który sta³ niedaleko.

– Jesteœ… zaskoczony, Kuat? – g³os wydobywa³ siê z g³oœni-

ka ze wzmacniaczem zamontowanego poœrodku przenoœnego sys-

temu podtrzymywania ¿ycia. Udawa³o mu siê wydyszeæ zaledwie

kilka sylab naraz. – ¯e… ¿yjꅠtak d³ugo?

background image

200

Kuat podszed³ bli¿ej i stan¹³ przed Knylennem Starszym, spo-

gl¹daj¹c w twarz maszyny, która poch³onê³a zniszczone wiekiem

cia³o.

– Nic, co zrobisz, nie mo¿e mnie zaskoczyæ.

S³ysza³ bulgot i syk rozmaitych podsystemów uk³adu, cieczy

nieustannie przep³ywaj¹cych pomiêdzy sterylizowanym metalem

a cia³em, zatrzymanym w trakcie powolnego rozk³adu.

– Kiedy by³em dzieckiem, a ty mê¿czyzn¹ w kwiecie wieku,

przysi¹g³eœ naszym biologicznym matkom, ¿e mnie prze¿yjesz –

uœmiechn¹³ siê uprzejmie do Starszego. – Mo¿e ci siê jeszcze uda.

Œmiech, który zabrzmia³ z g³oœnika, przypomina³ chrzêst ocie-

raj¹cych siê o siebie kawa³ków falistej blachy durastalowej.

– Z twoj¹… pomoc¹… Kuat… Sam… zobaczysz…

Stru¿ka œliny sp³ynê³a z k¹cika ust Knylenna Starszego i za-

lœni³a wilgoci¹ w brodzie, udrapowanej na metalowym ko³nierzu

otaczaj¹cym  obwis³y  podbródek.  M³odszy  Khoss  z  Knylennów

wspi¹³  siê  na  wbudowany  stopieñ  i  wyci¹gn¹³  d³oñ  z  jedwabn¹

szmatk¹, delikatnie ocieraj¹c wilgoæ, jakby starszy krewny by³ zro-

biony z masy papierowej. Z wysokoœci bulgocz¹cej maszyny Khoss

spojrza³ na Kuata z Kuatów. W jego oczach lœni³a zimna pogarda.

Kuat odwróci³ siê od Knylennów. Pojedyncze skinienie g³owy

by³o ca³¹ informacj¹, jak¹ zamierza³ przekazaæ Fenaldowi.

– Szlachetni tego œwiata! Towarzysze krewniacy! – Khoss nie

zszed³  ze  stopnia  na  obudowie  systemu  podtrzymywania  ¿ycia

Knylenna Starszego. Wspi¹³ siê nawet na p³ask¹ platformê tu¿ za

cylindrem.  Lekki  wysi³ek  zabarwi³  jego  twarz  podnieconym  ru-

mieñcem. Wyprostowa³ siê i z³apa³ równowagê, opieraj¹c obie d³onie

na okrytych metalem ramionach Starszego. Bia³e sploty Starszego

znajdowa³y siê teraz na poziomie kolan Khossa.

– B³agam was o wyrozumia³oœæ… ale pilne sprawy zebra³y

nas tutaj tym razem! – Jego g³os brzmia³ donoœnie pod ³agodnie

œwiec¹c¹ kopu³¹. – Ca³a przysz³oœæ tego œwiata, który miêdzy sob¹

dzielimy… ca³a jego przysz³oœæ znajduje siê w niebezpieczeñstwie!

Ten umyœlnie teatralny wstêp urazi³ dumê Kuata z Kuatów.

Z niesmakiem potrz¹sn¹³ g³ow¹. Kodir, stoj¹ca tu¿ obok, zauwa-

¿y³a ten gest.

– Masz  racjꠖ  powiedzia³a. –  Wszyscy  graj¹  swoje  dobrze

wyæwiczone role. Tylko spójrz na nich.

W opalizuj¹cym œwietle miejsca spotkañ Knylennowie i ich

krewni  zajêli  ju¿  pozycje  po  obu  stronach  Knylenna  Starszego.

background image

201

Wraz ze swoimi telbunami stanowili oczywist¹ wiêkszoœæ wœród

zgromadzonych. Autorytet rodu podkreœlali dumnymi, zadufany-

mi minami. Mê¿czyŸni i kobiety stali z rêkami skrzy¿owanymi na

haftowanych plastronach ceremonialnych szat, na szeroko rozsta-

wionych,  ciê¿ko  obutych  stopach,  jakby  nagle  przeistoczyli  siê

w wojowników.

– To  wygodne –  osch³ym  tonem  zauwa¿y³  Kuat  z  Kuatów,

zwracaj¹c siê do szefa ochrony. – Teraz przynajmniej wiemy, prze-

ciwko czemu stajemy.

Kodir z Kuhlvultów po³o¿y³a mu d³oñ na ramieniu i szepnê³a

prosto w ucho, odwracaj¹c siê plecami do rodzinnej grupki:

– Knylennowie ju¿ od d³u¿szego czasu wysy³ali emisariuszy

i negocjatorów do innych rodów. W³aœciwie odk¹d Imperator roz-

gromi³ star¹ Republikê. Wtedy w³aœnie Khoss z Knylennów zde-

cydowa³,  ¿e  polityka  galaktyki  zmieni³a  siê  na  tyle,  i¿  nadszed³

czas na jego ruch.

– Rozumiem. –  Jej  s³owa  nie  zdziwi³y  Kuata.  Wiedzia³  ju¿

z raportów siatki szpiegowskiej Zak³adów Stoczniowych Kuat, ¿e

Knylennowie  coœ  kombinuj¹.  Przesuniêcia  w strukturze  w³adzy

zamieszkanych  œwiatów,  powstanie  Imperium  i skupienie  przez

Palpatine’a w³adzy w jednym rêku mia³y swoje nieuniknione kon-

sekwencje w ka¿dej sali obrad, w ka¿dym gwiezdnym parlamen-

cie. Na ostatnim spotkaniu rodów rz¹dz¹cych Kuat Khoss z Kny-

lennów  stara³  siê  wznieciæ  rebeliê  przeciwko  rodowi  Kuat  i ich

sposobowi administrowania Zak³adami Stoczniowymi. Oskar¿enie

twierdzi³o, ¿e Kuat z Kuatów w katastrofalny w skutkach sposób

faworyzowa³ Sojusz Rebeliantów, poniewa¿ nie zamierza³ anga¿o-

waæ Zak³adów Stoczniowych Kuat w budowê nowej broni Impe-

rium – Gwiazdy Œmierci.

By³o wiele innych firm bran¿y wojskowej, na ró¿nych œwia-

tach, które zarobi³y na tym zarówno ³askê Imperatora, jak i solid-

ny zysk z budowy samej Gwiazdy. Kuat z Kuatów zdawa³ sobie

sprawê z tego, jak Imperator – ze z³oœliw¹ podejrzliwoœci¹ – sko-

mentowa³ fakt, ¿e Zak³ady nie z³o¿y³y oferty na najmniejszy na-

wet komponent projektu. Wszelkie w¹tpliwoœci Imperatora Palpa-

tine’a zosta³y rozwiane bardzo prostym sposobem, to znaczy drog¹

przejêcia przez stoczniꠖ na osobiste polecenie Kuata – nieprze-

widzianego  wzrostu  kosztów  spowodowanych  zmian¹  w projek-

cie eskadry szeœciu  imperialnych  kr¹¿owników.  Spowodowa³o

to spory uszczerbek w zyskach korporacji pod koniec kwarta³u

background image

202

finansowego, ale utrzyma³o powi¹zania Zak³adów Stoczniowych

z Imperium.

Dopiero póŸniej, gdy Gwiazda Œmierci okaza³a siê daleka od

niezniszczalnoœci – po bitwie pod Yavin ostateczna broñ imperial-

nych  admira³ów  zmieni³a  siê  w dymi¹ce  zgliszcza  unosz¹ce  siê

w przestrzeni – wrogowie Kuata poœród rz¹dz¹cych rodów musie-

li mu przyznaæ racjê. Teraz pierwsza pozycja Zak³adów Stocznio-

wych  Kuat  poœród  dostawców  wojskowych  Imperium  umocni³a

siê jeszcze bardziej, Imperator Palpatine zaœ jeszcze bardziej ufa³

wiedzy projektowej Kuata z Kuatów. Jeœli nawet plany Knylen-

nów obejmowa³y przejêcie Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia-

³y poczekaæ na inn¹ okazjê. I oto nadesz³a.

Obudzi³o to w umyœle Kuata z Kuatów kolejn¹ w¹tpliwoœæ:

dlaczego teraz, zastanawia³ siê, spogl¹daj¹c na Khossa z Knylen-

nów usadowionego na szczycie uk³adu podtrzymywania ¿ycia Star-

szego. Co siê zmieni³o? Jakiœ element w delikatnej strukturze rów-

nowagi potêgi i ambicji uleg³ zmianie – tu, a mo¿e na jakimœ innym

œwiecie.  To  jednak  wystarczy³o,  aby  Khoss  wraz  z  reszt¹  rodu

Knylennów uwierzyli, ¿e maj¹ kolejn¹ szansê realizacji swoich ce-

lów. W raportach szpiegów Kuata z Kuatów nie by³o jednak nic,

co mog³oby ostrzec go o niespodziewanym obrocie spraw.  Albo

d³ugie lata pe³nego frustracji oczekiwania przyprawi³y Khossa z Kny-

lennów o utratê zmys³ów, albo te¿ uzurpatorzy i ich rodzina na-

wi¹zali takie kontakty i rozwinêli takie sieci szpiegowskie, jakich

nie ma nawet sam Kuat. Ta ostatnia mo¿liwoœæ by³a wysoce nie-

prawdopodobna, ale nie dla kogoœ, kto zajmowa³ tak¹ pozycjê jak

Kuat,  gdzie  informacja  stanowi  czêsto  o prze¿yciu.  Co  oni  wie-

dz¹? Zwê¿onymi oczami uwa¿nie obserwowa³ Khossa i resztê Kny-

lennów. Albo gorzej… czy wiedz¹ coœ, czego nie wiem ja?

Na te pytania wkrótce mia³ uzyskaæ odpowiedŸ. Khoss z Kny-

lennów machn¹³ szeroko ramieniem, uciszaj¹c gwarny t³um st³oczo-

ny wokó³ niego. Znów po³o¿y³ d³oñ na ramieniu wiekowego, zwiê-

d³ego cia³a zakutego w maszyneriê systemu podtrzymywania ¿ycia.

– Niech przemówi Starszy! – krzyk Khossa zabrzmia³ dono-

œnie pod lœni¹c¹ kopu³¹. – S³uchajcie, co on ma nam do powiedze-

nia!

Po obu stronach maszynerii Knylennowie i ich przybrani krewni

skierowali pe³ne szacunku twarze w stronê Starszego.

background image

203

– To bêdzie niez³e – mruknê³a Kodir z Kuhlvultów, stoj¹ca

obok  Kuata.  Kwaœna  mina  wyraŸnie  œwiadczy³a,  jakim  niesma-

kiem napawa³a j¹ ta procedura.

Oczy w pomarszczonej wiekiem twarzy przypomina³y Kuatowi

zimny  wzrok  Imperatora  Palpatine’a.  Ale  oczy  Imperatora  by³y

przynajmniej  o¿ywione  g³êbokim,  wszechogarniaj¹cym  g³odem

drzemi¹cym w ich g³êbi; g³odem w³adzy nad wszystkimi istotami

rozumnymi wszechœwiata. Oczy Knylenna Starszego by³y ukryte

za mg³¹ nawarstwiaj¹cego siê czasu, jakby ka¿da drzemi¹ca w nich

iskra zosta³a st³umiona przez py³ i pajêczyny.

– Wola³bym  nie  ¿y慠–  reumatyczny  g³os  zaskrzecza³  ze

wzmacniacza z g³oœnikiem na przedniej czêœci cylindra. Jeden k¹cik

ust Knylenna Starszego opada³ wraz z ka¿d¹ wypowiedzian¹ syla-

b¹, a skurcz miêœni ukazywa³ kilka po¿ó³k³ych zêbów. – Wola³bym

nie ¿y慠spocz¹æ na zawsze… w grobie… obok moich przodków…

którzy spoczywaj¹ tam… od tylu lat… ni¿ do¿yæ takiej zdrady.

– S³uchajcie  go! –  Khoss  zabra³  d³onie  z  ramion  Knylenna

Starszego i uniós³ je wysoko nad g³ow¹. – Dlatego znaleŸliœmy siê

tu wszyscy. Tu, w tym miejscu!

– Zdrada… – ci¹gn¹³ g³os Starszego, a ka¿de s³owo brzmia³o

jak ¿wir drapi¹cy metal. – Zdrada pope³niona… przez tych… któ-

rym dano do rêki potêgê i w³adzꅠw których pok³ada³o siê tyle

zaufania… czy mo¿liwa jest wiêksza zdrada?

Kolejny pomruk fal¹ przeszed³ przez grupê Knylennów i ich

krewniaków, rozpadaj¹c siê na krótkie, gniewne okrzyki.

Ostatnie zasoby cierpliwoœci Kuata uleg³y wyczerpaniu. Za-

nim Knylenn Starszy czy Khoss zd¹¿yli podj¹æ na nowo urwany

w¹tek, wyst¹pi³ naprzód.

– Nie trwoñcie mojego czasu na tanie teatralne chwyty. – Kuat

z Kuatów stan¹³ przed masywnym durastalowym dziobem syste-

mu podtrzymywania ¿ycia i spojrza³ w górê, na twarze Knylenna

Starszego  i Khossa. –  Jeœli  to  mnie  macie  na  myœli,  powiedzcie

wprost. A mo¿e oczekujecie, ¿e bêdê siê broni³ przed wasz¹ od-

wieczn¹ nienawiœci¹ do mojego rodu?

– Bardzo dobrze… – Khoss z Knylennów spojrza³ na niego

z góry. – Nikt tutaj nie jest zdumiony, ¿e zas³ugujesz na oskar¿e-

nie. A ju¿ ty najmniej. G³owa rodu Kuat powinna wiedzieæ lepiej

ni¿ ktokolwiek inny, do jakich niegodziwoœci jest zdolna.

– Niegodziwoœci? Nazywasz tak rosn¹cy brak zaufania i bunt

przeciw temu, który tylko s³u¿y i przysparza bogactwa dziedzicom

background image

204

tego œwiata? – Kuat z Kuatów potrz¹sn¹³ g³ow¹ z odraz¹. – Wszel-

kie z³o, o jakim wiem, zobaczy³em w was – obejrza³ siê na Kny-

lennów i ich krewniaków, ustawionych po obu stronach sycz¹cej

maszynerii. –  £atwo  je  dostrzec,  kiedy  odbijaj¹  siê  w tylu  czar-

nych sercach. Zazdroœæ jest zwierciad³em, które ods³ania prawdzi-

we oblicze swojego w³aœciciela lepiej ni¿ cokolwiek innego.

Szepty i krzyki poœród Knylennów ucich³y na chwilê, gdy s³o-

wa Kuata trafi³y w czu³¹ strunê. Ale zaraz znów wybuch³y z rów-

n¹ intensywnoœci¹; rzucano groŸbami i obelgami w cel, który sta-

wia³ im czo³o, nie mrugn¹wszy nawet powiek¹.

– Odwa¿nie mówisz – pe³en pasji g³os Khossa wzniós³ siê po-

nad szum – jak na kogoœ, czyje czyny postawi³y go w opozycji do

reszty panuj¹cych rodów.

– Mów za siebie – Kodir z Kuhlvultów wyst¹pi³a i stanê³a obok

Kuata. –  I mów  za  tych,  których  oszuka³eœ  i znêci³eœ  na  swoj¹

stronê. – Wskaza³a na opadaj¹ce k¹ciki wykrzywionych ust Kny-

lenna Starszego. – I za tych, którzy s¹ zbyt starzy i stetryczali, aby

zrozumieæ g³upotê s³ów, które wk³adasz im w usta. Ale nie mów

za mnie ani za nikogo z rodu Kuhlvult, kiedy atakujesz kogoœ, czyj

ród przynosi wy³¹cznie bogactwo i zaszczyty planecie Kuat.

Kuat spojrza³ na m³od¹ kobietê.

– To mo¿e nie byæ twoje najlepsze posuniêcie – rzek³ cicho. –

Ich jest wiêcej.

– No to co? – Kodir wzruszy³a ramionami. – Jakie to ma zna-

czenie, jeœli nie maj¹ racji?

Khoss wychyli³ siê z platformy maszynerii i nakaza³ swoim

zwolennikom, aby siê uciszyli.

– Chcesz oskar¿enia? – spojrza³ na Kuata z szyderczym uœmie-

chem. – Œwiadomoœæ w³asnych czynów ju¿ ci nie wystarczy? Tego siê

w³aœnie spodziewaliœmy. Jest ma³o prawdopodobne, ¿e ktoœ, kto jest

zdrajc¹, sam siê do tego przyzna i wyrazi skruchê. Ale wyznanie nie jest

nam potrzebne, by uzyskaæ wystarczaj¹cy i przekonuj¹cy dowód zbrodni

pope³nionych przez krew Kuatów, tych sztyletów wbitych w serca wszyst-

kich rz¹dz¹cych rodów planety. – Khoss obróci³ siê w miejscu i wyci¹-

gn¹³ rêce w kierunku tylnej czêœci sali. – Przynieœcie to.

Kuat z Kuatów spodziewa³ siê, ¿e padn¹ oskar¿enia, ale czu³,

¿e  sfabrykowane  dowody  rzeczowe  mog¹  go  jeszcze  zadziwiæ.

Dlatego spokojnie przygl¹da³ siê, jak para knyleñskich krewnia-

ków wtacza do sali trójwymiarowy holoprojektor i ustawia go po-

œrodku krêgu kopu³y.

background image

205

– Co  to  jest? –  Kuat  wycelowa³  palec  w urz¹dzenie. –  Za-

mierzasz nas oœwieciæ czy tylko zabawiæ?

– Jestem pewien, ¿e ty siê przy tym… ubawisz. – Khoss siê-

gn¹³ w dó³ i wzi¹³ od jednego z krewniaków pilota. – Mo¿e nie

wygl¹dasz tu najlepiej, ale za to bardzo przypominasz samego sie-

bie.

Jednym  przyciœniêciem  guzika  uruchomi³  holoprojektor.  Na

pustym fragmencie pod³ogi przed szklanym cylindrem zamigota³o

œwiat³o, przybieraj¹c po chwili bardziej konkretne kszta³ty. Poka-

zywa³y one scenê jakby przywo³an¹ z królestwa duchów i upio-

rów. A jednak Kuat z Kuatów doskonale j¹ rozpozna³.

Stwierdzi³, ¿e stoi w odleg³oœci mniej ni¿ jednego metra od

holograficznej reprodukcji swojej osoby. Nie by³ tam ubrany w ce-

remonialne szaty, które nosi³ teraz, ale w zwyk³y kombinezon pra-

cownika Zak³adów Stoczniowych Kuat. W przestrzeni otaczaj¹cej

hologram widaæ by³o wyraŸnie doœæ szczegó³ów, aby stwierdziæ,

¿e obraz zosta³ zarejestrowany w jego prywatnych apartamentach.

Holograficzna postaæ nachylona by³a nad jakimœ obiektem, le¿¹-

cym na stole laboratoryjnym, i w skupieniu próbowa³a go otwo-

rzyæ delikatnymi narzêdziami.

Zanim jeszcze obiekt ust¹pi³ pod naciskiem holograficznych

narzêdzi holograficznego Kuata, prawdziwy Kuat, stoj¹cy w sali

obrad rz¹dz¹cych rodów, wiedzia³ ju¿, co to za chwila z jego prze-

sz³oœci. Lœni¹cy metalowy obiekt na stole laboratoryjnym by³ jed-

nostk¹ sondy nadprzestrzennej, która równie¿ zawiera³a zminiatu-

ryzowany  holoprojektor.  Prawdziwy  Kuat  obserwowa³,  jak  jego

holograficzny wizerunek uruchamia projektor i pojawi³a siê kolej-

na odtworzona scena – obraz w obrazie.

Scena, uwa¿nie obserwowana przez Kuata, odby³a siê w pa-

³acu  nie¿yj¹cego  ju¿  Jabby  Hutta.  Jednym  obrotem  regulatora

w sondzie nadprzestrzennej obraz Kuata zatrzyma³ scenê w pro-

jektorze.  Prawdziwy  Kuat  obserwowa³  reakcjê  swojego  obrazu,

który z kolei obserwowa³ wydarzenia w odtworzonej sali tronowej

Jabby.

„Nie ¿yjesz, co? – odezwa³ siê holograficzny obraz Kuata do

zatrzymanego hologramu-w-hologramie, przedstawiaj¹cego Jabbê

Hutta. – Co za szkoda. Przykro mi, ¿e tracê tak dobrego klienta”.

Prawdziwy Kuat pamiêta³, ¿e rzeczywiœcie wypowiedzia³ te

s³owa. Podobnie zreszt¹, jak pamiêta³ wszystko, co zrobi³, kiedy

z odleg³ej planety Tatooine powróci³a sonda nadprzestrzenna, i jak

background image

206

j¹ otwiera³, aby odtworzyæ tajemnice, które mu przywioz³a. Holo-

graficzny obraz tej sceny tu, na pod³odze, by³ niczym projekcja

z wnêtrza jego g³owy, prosto z miejsca, gdzie przechowywa³ wspo-

mnienia.

Scena toczy³a siê dalej, ukazuj¹c Kuata, który uwa¿nie ogl¹-

da³  inne  osoby  widoczne  na  holograficznym  obrazie-w-obrazie

w otoczeniu  Jabby  Hutta.  Zarejestrowany  w pa³acu  Jabby  obraz

koñczy³ siê w chwili, gdy ksiê¿niczka Leia Organa, przebrana za

ubeskiego ³owcê nagród, stanê³a przed Huttem z aktywnym deto-

natorem termicznym. By³ to bardzo zabawny widok. Poprzednie

sceny jednak nie by³y tak weso³e; na przyk³ad ponura œmieræ jed-

nej  z  tancerek  Jabby,  zrzuconej  do  jamy  rankora  u  stóp  tronu.

Odtworzenie  obrazu  dworu  Jabby  Hutta  by³o  przypomnieniem

szczególnie paskudnej karty z dziejów galaktyki.

W hologramie zawieraj¹cym drugi hologram obraz Kuata z Ku-

atów wyjmowa³ sondê z jej obudowy nadprzestrzennej, le¿¹cej na

stole laboratoryjnym. Srebrzysty, jajowaty kszta³t natychmiast uleg³

samozniszczeniu, a pow³oka i wnêtrze zmieni³y siê w dymi¹cy z³om.

– Masz  racjꠖ  powiedzia³  prawdziwy  Kuat,  ten,  który  sta³

poœrodku sali zgromadzenia rz¹dz¹cych rodów. – To bardzo  cie-

kawe.

Nie chodzi³o o to, co hologram pokazywa³ mu w tej chwili;

doœæ dobrze pamiêta³, jak otwiera³ sondê i przygl¹da³ siê obrazowi,

który mu ukaza³a. Chodzi³o o samo istnienie tego hologramu i spo-

sób, w jaki znalaz³ siê w rêkach Knylennów. Hologram zarejestro-

wano potajemnie, w najbardziej prywatnym i strze¿onym sanktu-

arium  Kuata,  z  ukrytej  kamery,  bez  jego  wiedzy,  a  nastêpnie

przes³ano  do  Khossa  z  Knylennów  i innych  konspiratorów,  spi-

skuj¹cych przeciwko rodowi Kuata. Oznacza³o to fatalny przeciek

w zabezpieczeniach organizacji Zak³adów Stoczniowych Kuat. Prze-

ciek, który móg³ byæ dzie³em tylko jednego cz³owieka.

Kuat z Kuatów odwróci³ siê i spojrza³ przez ramiê na Fenalda.

Napotka³ odwa¿ne, niewzruszone spojrzenie; szef ochrony nie mia³

zamiaru odwracaæ oczu.

Wreszcie Fenald skin¹³ g³ow¹. I to by³o wszystko. Nie musia³

nawet mówiæ tego, co powiedzia³.

– Teraz pan ju¿ wie.

– Tak… –  jeszcze  przez  chwilê  Kuat  patrzy³  na  cz³owieka,

któremu ufa³ bardziej ni¿ jakiejkolwiek innej istocie rozumnej w ga-

laktyce. – S¹dzê, ¿e ju¿ wiem.

background image

207

Teraz wiele spraw nagle siê wyjaœni³o, ³¹cznie z tym, dlaczego

Fenald  tak  bardzo  chcia³  towarzyszyæ  mu  na  zgromadzenie  rz¹-

dz¹cych rodów Kuat.

Chcia³ tu by慠myœla³ Kuat z gorycz¹, ¿eby siê upewniæ, ¿e

otrzyma zap³atê. Ciekawe, ile Knylennowie i ca³a reszta zaofero-

wali mu za tê zdradê.

Odwróci³ siê w kierunku zebranych. Kodir z Kuhlvultów do-

tknê³a delikatnie jego ramienia.

– Nie wygl¹dasz najlepiej – szepnê³a.

Przez chwilê Kuat zastanawia³ siê, czy ona przypadkiem nie

mówi o sobie. W czasie projekcji us³ysza³ za plecami ciche wes-

tchnienie: obejrza³ siê i zobaczy³ Kodir, która zblad³a nagle, obser-

wuj¹c odtwarzane sceny z przesz³oœci oczami rozszerzonymi za-

skoczeniem. Nie mia³ pojêcia, co j¹ tak uderzy³o, a teraz nie mia³

czasu, ¿eby siê dowiedzieæ.

– Nie przejmuj siê mn¹ – Kuat z Kuatów powoli skin¹³ g³o-

w¹. – Muszê to wszystko przemyœleæ.

Kodir z bliska spojrza³a mu w twarz.

– Jesteœ pewien? Mo¿e uda³oby siê nam od³o¿yæ to zgroma-

dzenie; na pewno cz³onkowie innych rodów, którzy nie ulegli ca³-

kowicie w³adzy Knylennów, zwolniliby ciê z przyczyn zdrowot-

nych. Naprawdê wygl¹dasz, jakbyœ mia³ zaraz dostaæ ataku serca.

– Nie… – Kuat odsun¹³ jej d³oñ z rêkawa swojej szaty. – Le-

piej skoñczyæ z tym od razu. Poza tym… – wysili³ siê na uœmiech –

sam mam w zanadrzu parê niespodzianek, o których Khoss i jego

banda nic nie wiedz¹.

Kuat  uniós³  wzrok  w kierunku  przywódcy  Knylennów,  usa-

dowionego na szczycie przenoœnego systemu podtrzymywania ¿y-

cia. Musia³ przyj¹æ najgorsz¹ z mo¿liwych wersjê tego, co mog¹

wiedzieæ Knylennowie o jego w³asnych machinacjach i planach.

Czymkolwiek przekupili jego szefa ochrony… nie, by³ego szefa

ochrony,  upomnia³  sam  siebie…  wystarczy³o,  aby  daæ  im  pe³ny

wgl¹d w to, co siê dzieje w siedzibie zarz¹du Zak³adów Stocznio-

wych Kuat. Jeœli wiedzieli, czego szukaæ…

Mia³ tylko jeden sposób, ¿eby to sprawdziæ.

– Chyba ¿artujesz – powiedzia³ g³oœno. – Czy to zdrada z mojej

strony,  ¿e  mam  na  oku  klienta  Zak³adów  Stoczniowych  Kuat?

Sprzedajemy nasz sprzêt ka¿dej istocie, która ma na niego doœæ

kredytów… o ile przy okazji nie wzbudzimy gniewu Imperium. Nie-

którzy z naszych klientów wymagaj¹ starannego nadzoru. By³bym

background image

208

szaleñcem, gdybym œlepo zaufa³ komuœ takiemu jak Jabba Hutt.

Powinniœcie byæ mi wdziêczni, ¿e podejmujê takie œrodki ostro¿-

noœci.

– Czy to aby na pewno œrodki ostro¿noœci? – zapyta³ Khoss

z Knylennów  z  sarkazmem. –  A  jaka¿  to  ostro¿na  strona  twojej

natury  nakaza³a  ci  zarz¹dziæ  zmasowany  atak  bombowy  sektora

Tatooine znanego jako Morze Wydm? Nie próbuj zaprzeczaæ, ¿e

tak by³o. Wszyscy o tym wiemy, podobnie jak o tym, ¿e ten atak

bombowy by³ kierowany osobiœcie przez ciebie ze statku flagowe-

go Zak³adów Stoczniowych Kuat.

A wiêc wiedzieli tak¿e i o tym. Szef ochrony Kuata bardzo siê

postara³, ¿eby nie sprzedaæ go po³owicznie.

– To nie wasza sprawa – warkn¹³. – Niektóre posuniêcia s¹

konieczne, a ich przyczyn nie mo¿na ujawniaæ publicznie. Jak d³u-

go Zak³ady Stoczniowe Kuat s¹ koncernem przynosz¹cym zyski…

a wy przecie¿ macie w nich udzia³… wszelkie próby wtr¹cania siê

w te sprawy nic nie dadz¹ z wyj¹tkiem tego, ¿e przeszkodz¹ mi

w prowadzeniu dzia³alnoœci.

– Ach, tak! – Khoss nachyli³ siê nad siwow³os¹ g³ow¹ Kny-

lenna Starszego. – Chcesz mieæ tajemnice przed najbli¿szymi, któ-

rzy maj¹ najwiêksze prawo, ¿eby wiedzie栖 szerokim ruchem ra-

mienia ogarn¹³ wszystkich zebranych. – Przedstawiciele wszystkich

rodów w³adaj¹cych tym œwiatem s¹ dla ciebie jak dzieci, które nie

potrafi¹ zrozumieæ wszystkich twoich wielkich planów i manew-

rów. Powiedz mi, Kuacie z Kuatów – ci¹gn¹³ dalej Khoss z lodo-

wat¹ pogard¹ – czy mamy uwa¿aæ, ¿e nam pochlebiasz tak¹ po-

staw¹?

Tym razem przemówi³a Kodir z Kuhlvultów.

– Mo¿esz uwa¿aæ, ¿e ciê obra¿aj¹ albo ¿e ci pochlebiaj¹, to

zale¿y od ciebie – powiedzia³a. – Ale prawda jest taka, jak mówi

Kuat. Rz¹dz¹ce rody ju¿ bardzo dawno temu postanowi³y zaufaæ

jego rodowi. Stworzyliœmy Wy³¹cznoœæ Dziedziczenia tylko po to,

¿eby rodzina Kuatów z pokolenia na pokolenie mog³a zarz¹dzaæ

korporacj¹, z której pochodzi ca³e nasze bogactwo. Czy teraz wy-

cofacie to zaufanie bez lepszej przyczyny ni¿ to, ¿e Kuat z Ku-

atów dzia³a tak, jak uwa¿a za stosowne?

– Nasza  ma³a  kuzynka  Kuhlvult  opowiedzia³a  siê  jasno  po

jednej stronie – Khoss zmierzy³ j¹ szyderczym wzrokiem i znów

wyci¹gn¹³ rêce do t³umu zebranego pod cylindrem systemu pod-

trzymywania ¿ycia. – Daliœmy jej szansê, ¿eby opowiedzia³a siê

background image

209

po stronie wszystkich rz¹dz¹cych rodów, które pragn¹ sprawiedli-

woœci i nie dadz¹ siê zwieœæ ³atwymi argumentami o zagro¿eniu

Ÿróde³ naszego bogactwa. Mo¿e ma powody, ¿eby dokonaæ w³a-

œnie takiego wyboru. Dlaczego zdrada mia³aby ograniczaæ siê wy-

³¹cznie do krwi Kuatów? Kuat w³ada tak¹ potêg¹, ¿e z pewnoœci¹

ma sposoby, aby przeci¹gn¹æ na swoj¹ stronê wszystkich g³upców

i chciwców.

Po s³owach Khossa Knylenna natychmiast rozleg³y siê gniew-

ne okrzyki otaczaj¹cych go popleczników. Ponad ich gwar zdo³a³

siê jednak przedrzeæ jeden g³os.

– Nic mnie tak nie kusi jak pragnienie, by wcisn¹æ ci te s³owa

z powrotem do gard³a – Kodir z Kuhlvultów spojrza³a na Khossa

tak, jakby by³a gotowa wejœæ na szczyt cylindra i si³¹ wprowadziæ

zamiar w czyn. – Gdyby mia³y jak¹œ wagê, pewnie byœ siê nimi

ud³awi³, wierzê w to. Ale to same k³amstwa, aluzje i plotki, które

nie znacz¹ dok³adnie nic.

– Droga kuzynko – odpar³ Khoss z jadowit¹ grzecznoœci¹. –

Nie³atwo jest zmierzyæ wagê spraw tak subtelnych jak zdrada Ku-

ata.  Jest  zbyt  sprytny, ¿eby otwarcie i na oczach wszystkich za-

spokajaæ swoje chore ambicje.

– I dlatego przekupstwem torujesz sobie drogê do moich pry-

watnych  apartamentów –  Kuat  machn¹³  rêk¹  w kierunku  by³ego

szefa ochrony – i nasy³asz szpiegów na tych, którzy ci nic z³ego

nie uczynili?

– Robiê to, co uwa¿am za konieczne – odpar³ Khoss. – Gdy-

by pomog³o mi to wykorzeniæ z³o, które zalêg³o siê pomiêdzy nami,

sprzymierzy³bym siê z najmroczniejszymi si³ami, jakie mo¿na zna-

leŸæ we wszechœwiecie. Ale ty ju¿ mnie w tym ubieg³eœ, prawda?

– Opowiadasz g³upstwa.

– Doprawdy? – Khoss wysoko uniós³ brwi. – Czy to g³upota,

¿e zastanawiam siê nad znaczeniem nie tylko szpiegostwa Kuata,

lecz równie¿ niewyjaœnionego nalotu bombowego na powierzchniê

innej planety? Planety, o której kr¹¿¹ ju¿ plotki w ca³ej galaktyce?

Mo¿e sam nie uœwiadamiasz sobie natury tych opowieœci, ale wy-

daje siê doœæ jasne, ¿e Tatooine nabra³a ostatnio wielkiego znacze-

nia  w oczach  Imperatora  Palpatine’a,  a  tak¿e  najstraszliwszego

narzêdzia  jego  woli,  samego  Lorda  Dartha  Vadera.  I nie  trzeba

wprawnej siatki szpiegowskiej, aby dowiedzieæ siê, ¿e Sojusz Re-

beliantów zyska³ ostatnio nowego i cennego przywódcê w osobie

niejakiego  Luke’a  Skywalkera,  którego  rodzinn¹  planet¹  jest  ta

14 – Spisek Xizora

background image

210

sama Tatooine. Czy mamy wierzyæ, ¿e to czysty przypadek, i¿ ze

wszystkich zamieszkanych œwiatów w ca³ej galaktyce intrygi Ku-

ata z Kuatów równie¿ krêc¹ siê wokó³ Tatooine? Czy nie nale¿y

raczej przypuszczaæ, ¿e intrygi Kuata przez jego nieostro¿noœæ i g³u-

potê ostatecznie wpl¹ta³y nasz œwiat i nasze dziedzictwo w œmier-

cionoœne zmagania pomiêdzy Imperium a Rebeli¹? – Okrzyki po-

pleczników  Knylennów  nabra³y  intensywnoœci. –  Przecie¿  nie

wiemy nawet, jakiemu celowi ma s³u¿yæ ta intryga. On nie uwa¿a

nas za doœæ godnych zaufania, ¿eby powierzyæ nam swoje tajem-

nice. Dlatego ukry³ przed nami, ¿e otrzyma³ z Tatooine równie¿

inn¹  wiadomoœæ,  dotycz¹c¹  losów  pewnego  znanego  ³owcy  na-

gród nazwiskiem Boba Fett. £owca ten prawdopodobnie równie¿

by³ kiedyœ klientem Zak³adów Stoczniowych Kuat, ale teraz jest

chyba czymœ wiêcej. – Khoss dŸgn¹³ palcem w kierunku swojego

przeciwnika, stoj¹cego przed przenoœnym systemem podtrzymy-

wania ¿ycia. – Czy to prawda, Kuat?

A zatem przeciek informacji by³ znacznie wiêkszy, ni¿ siê Kuat

obawia³. Ruszyli nawet poza planetê, zorientowa³ siê. Prawdopo-

dobnie ród Knylenn skontaktowa³ siê z siatk¹ szpiegowsk¹ w innej

czêœci galaktyki i zap³aci³ za to, co chcia³ wiedzieæ. Oznacza³o to,

¿e przypuszczalnie uda³o im siê przeœledziæ jeszcze inne po³¹cze-

nia, które Kuat wola³by zachowaæ w tajemnicy.

Ale czego w³aœciwie siê dowiedzieli? To siê dopiero zobaczy.

– Skoro wiesz tak du¿o – Kuat machn¹³ rêk¹ w stronê Khos-

sa – to dlaczego nie powiesz nam ca³ej prawdy? A przynajmniej

tego, co ty uwa¿asz za prawdê?

– Nie  chodzi  tu  o interpretacjê,  Kuat.  Ja  wiem.  A  przynaj-

mniej wiem doœæ, doœæ, by siê obawiaæ, do czego doprowadz¹ nas

twoje machinacje.

– Do czego mianowicie? – Kuat wci¹¿ zachowywa³ uprzej-

my, a nawet nieco rozbawiony ton.

– Wiele przed nami ukrywa³eœ… widaæ lubisz tajemnice, Kuat.

Ale prawda sama w koñcu wyjdzie na jaw. – Khoss wyprostowa³

siê za os³on¹ wykrzywionej twarzy Knylenna Starszego w szkla-

nym cylindrze i skrzy¿owa³ ramiona na piersi. – Czy zaprzeczasz,

¿e intrygi te wpl¹ta³y ciê równie¿… a wraz z tob¹ Zak³ady Stocz-

niowe Kuat… w konszachty z organizacj¹ przestêpcz¹ znan¹ jako

Czarne S³oñce? Powiedzia³eœ, ¿e cenisz sobie Imperium jako klienta,

a jednak prowadzisz tak¿e tajemne interesy z istotami, które nie-

ustannie umykaj¹ sprawiedliwoœci Palpatine’a po ca³ej galaktyce.

background image

211

Nazwa³bym to ryzykown¹ gr¹, gr¹, która usi³uje wykorzystaæ wro-

goœæ obu stron. A to ju¿ nie s¹ dobre interesy, Kuat. To szaleñstwo.

A wiêc nie wiedz¹ wszystkiego, stwierdzi³ Kuat. Nie wiado-

mo, z jakich Ÿróde³ informacji skorzystali Knylennowie i ile zap³a-

cili, ale nie wystarczy³o to, by odkryæ wszystkie jego plany i ma-

newry. Gdyby Khoss z Knylennów wiedzia³ dok³adnie, co Kuat

zamierza³ z Imperium i Czarnym S³oñcem… i jeszcze z Sojuszem

Rebeliantów… u¿y³by ju¿ tej wiedzy przeciwko Kuatowi. Niektó-

re z tych dzia³añ, na przyk³ad próba powi¹zania ksiêcia Xizora,

przywódcy Czarnego S³oñca, z najazdem imperialnych szturmow-

ców, w wyniku którego zginêli wuj i ciotka Luke’a Skywalkera,

by³y  nies³ychanie  ryzykowne,  a  jednak  konieczne,  podobnie  jak

czêœæ wymyœlonej przez Kuata akcji wyeliminowania zagro¿enia,

jakie stanowi³ dla Zak³adów Stoczniowych ksi¹¿ê Xizor. Plan siê

nie powiód³, Kuat musia³ przyznaæ siê do tego sam przed sob¹.

Wszystkie jego wysi³ki, ³¹cznie z nalotem bombowym na Tatoo-

ine, zmierza³y do zlikwidowania œladów tego planu, zanim prawda

o nim dotrze do Imperatora Palpatine’a. Mo¿e siê spóŸni³em, po-

myœla³. Jeœli Knylennowie dotarli do tylu informacji, trudno powie-

dzieæ, czego dowiedzia³ siê Palpatine, dysponuj¹cy ogromn¹ siatk¹

wywiadowcz¹.

Us³ysza³ ju¿ doœæ od Khossa. Stan wiedzy Knylennów o jego

sekretach by³ ca³kowicie jasny.

– Nie mam zamiaru mówiæ wam wiêcej, ni¿ ju¿ wiecie. Jeœli

s¹dzisz, ¿e to zdrada… i jeœli uda³o ci siê przekonaæ niektóre rz¹-

dz¹ce rody, ¿e tak jest w istocie… pozostaje tylko jedno zasadni-

cze pytanie: co masz zamiar z tym zrobiæ?

Knylenn Starszy przemówi³ znowu, a jego g³os chrypia³ nie-

przyjemnie z g³oœnika ze wzmacniaczem, zamontowanego w obu-

dowie maszyny ho³ubi¹cej wiekowe cia³o.

– Ród Kuatów… musi… zap³aci慠cenꅠza swoje zbrod-

nie…

– Zbrodnie? – s³owa Starszego wywo³a³y furiê Kodir. Zrobi³a

krok naprzód z miejsca, gdzie sta³a u boku Kuata. – To ty jesteœ

zbrodniarzem!

Oskar¿ycielski palec wystrzeli³ w kierunku góruj¹cego nad ni¹

Khossa z Knylennów. – Twoja chciwoœæ i ambicja doprowadzi³y

ciê do œledzenia i szkalowania krewnego. – Kodir objê³a gestem

rêki równie¿ pozosta³ych Knylennów i ich przybranych krewnia-

ków. – Wy wszyscy dzielicie z nim winê, poniewa¿ pozwoliliœcie,

background image

212

aby to podejrzenie zatru³o wasze umys³y. W galaktyce panuje wojna,

Imperium walczy przeciwko Rebeliantom i chcecie czy nie, znaj-

dujemy siê w samym œrodku pola bitwy. Nie czas teraz na konspi-

rowanie przeciw jedynemu, który potrafi bezpiecznie nas przez to

wszystko  przeprowadziæ.

– Raczej doprowadziæ do ruiny – Khoss z Knylennów opa-

nowa³  siê  i mówi³  teraz  ³agodniejszym  tonem,  widocznie  po  to,

aby przyci¹gn¹æ z powrotem tych, którzy zaczêli siê rozmyœlaæ. –

Kuat z Kuatów ukrywa przed nami to, co powinniœmy wiedzieæ…

i co uwolni³oby go od wszelkich podejrzeñ, gdyby jego dzia³ania

by³y bez skazy. S¹ sprawy, o których powinniœmy wiedzieæ, a on

zdo³a³ je przed nami zataiæ. Niech wiêc teraz rozproszy tê ciem-

noœæ, któr¹ siê sam otoczy³, a wtedy wszelkie nasze podejrzenia

wobec niego rozp³yn¹ siê niczym rosa na leœnych liœciach. – To

poetyckie porównanie okrasi³ nieprzyjemnym uœmieszkiem. – I co

teraz powiesz, Kuacie z Kuatów? Mo¿esz zachowaæ swoje tajem-

nice… ale licz siê z podejrzeniami i oskar¿eniami.

Kuat z trudem opar³ siê pokusie, by wyjawiæ wszystko, czego

ujawnienia ¿¹da³ Khoss z Knylennów. Powiem im, myœla³ ponuro,

i niech to siê wreszcie skoñczy. Wina spadnie w tym samym stop-

niu na g³owy Knylennów i ich krewniaków jak i na jego w³asn¹.

Dlaczego tylko on ma siê uginaæ pod ciê¿arem, podczas gdy wszy-

scy korzystaj¹ z dobrodziejstw wynikaj¹cych z jego nieprzerwa-

nej harówki? Czu³, jak s³owa same cisn¹ mu siê na usta, by wyja-

wiæ skomplikowane szczegó³y jego intryg.

Powiedz im prawdê, myœla³ gor¹czkowo Kuat, i porzuæ wszelk¹

nadziejê powodzenia, prze¿ycia, uratowania Zak³adów Stocznio-

wych przed wrogami.

To by³a w³aœnie pu³apka, w jak¹ sam siê schwyta³. Informacje

p³ynê³y w obie strony. Jeœli Knylennowie mieli kontakty ze szpie-

gami i innymi mrocznymi Ÿród³ami informacji, wówczas wszyst-

ko, co tu ujawni, natychmiast trafi do istot jeszcze bardziej zainte-

resowanych poczynaniami Kuata z Kuatów. Ktoœ taki jak ksi¹¿ê

Xizor  na  pewno  nie  bêdzie  zachwycony,  jeœli  oka¿e  siê,  ¿e  od

dawna jest celem dla sieci, któr¹ uplót³ Kuat w nadziei, ¿e zdo³a go

w ni¹ schwytaæ. A Xizor mia³ sposoby, aby wyraziæ swoje nieza-

dowolenie… bardzo osobiste sposoby, z pocz¹tku tylko trochê nie-

przyjemne, a ostatecznie zabójcze dla inicjatora intrygi. Taka by³a

cena gry o wysokie stawki. Kuata jednak gnêbi³a œwiadomoœæ, ¿e

jeœli on poniesie klêskê, dotknie ona równie¿ Zak³ady Stoczniowe

background image

213

Kuat. Korporacja przestanie istnieæ, nawet jej nazwa zostanie wy-

mazana z historii, gdy poch³onie j¹ tkanka Imperium. Xizor ju¿

dawno wyrazi³ siê jasno, jakie s¹ jego intencje co do zak³adów.

Brakowa³o mu jedynie pretekstu, aby przekonaæ Imperatora Pal-

patine’a do przejêcia korporacji i zagarniêcia jej cennego dobytku

jak w³asnego. Odkrycie intryg przygotowanych przez Kuata z Ku-

atów powinno do tego celu wystarczyæ w zupe³noœci.

Wybór, przed którym sta³ Kuat, nie by³ zatem ¿adnym wybo-

rem. Wiedzia³, ¿e jeœli wykorzysta prawdê do obrony przed takim

przeciwnikiem, jakim by³ Khoss z Knylennów, wyda i jego, i Za-

k³ady Stoczniowe w rêce innego, znacznie okrutniejszego wroga.

Ju¿ lepiej zachowaæ milczenie i przyj¹æ wszelkie oskar¿enia, jakie

na mnie rzuc¹, pomyœla³.

– S³ucham wy³¹cznie w³asnych rad – powiedzia³ g³oœno. – Po-

dobnie jak wy. Ty i twoi konspiratorzy nie pytaliœcie mnie o radê,

zanim uznaliœcie, ¿e nale¿y mnie szpiegowaæ. Niech wiêc i tak bê-

dzie. Jeœli mimo starañ nie potraficie odkryæ tego, co tak bardzo

chcielibyœcie wiedzieæ, i jeœli tej wiedzy nie mo¿ecie kupiæ za ¿ad-

ne kredyty, które moja ciê¿ka praca w³o¿y³a do waszych kufrów,

nie spodziewajcie siê, ¿e dam wam tê informacjê za darmo.

Khoss z Knylennów uœmiechn¹³ siê i skin¹³ g³ow¹.

– W³aœnie takiej odpowiedzi siê po tobie spodziewa³em. Wszy-

scy,  którzy  cierpieliœmy  pod  twoj¹  nieograniczon¹  w³adz¹,  wie-

dzieliœmy, co od ciebie us³yszymy. Wcale nie jesteœmy zaskoczeni,

¿e nie chcesz… albo nie mo¿esz… siê broniæ.

– Nie musi siê broniæ przed bezpodstawnymi oskar¿eniami! –

gor¹co wykrzyknê³a Kodir.

Ironiczny grymas powróci³ na twarz Khossa.

– Wiem, wiem… dokona³aœ wyboru. Jeœli twoj¹ lojalnoœæ mo¿-

na kupiæ zdrad¹, to bêdziesz musia³a siê zadowoliæ t¹ w³aœnie cen¹. –

Zignorowa³ j¹ i spojrza³ znowu na Kuata. – Widzisz, ilu nas jest

przeciwko tobie? – Rozpostartymi rêkami obj¹³ t³um swoich zwo-

lenników. – To bardzo widoczna wiêkszoœæ, nie s¹dzisz? To mnie

wyznaczyli, abym przemawia³ w ich imieniu… i z³o¿yli przysiêgê

wasalsk¹ rodowi Knylennów. Przysiêga ta jest wi¹¿¹ca i nieodwo-

³alna i na jej podstawie przekazujê ci ¿yczenia rodów rz¹dz¹cych,

Kuacie z Kuatów.

– Naprawdê? –  Kuat  pog³adzi³  podbródek,  rozejrza³  siê  po

otaczaj¹cych  go  twarzach,  po  czym  znów  spojrza³  na  Khossa. –

Wydaje mi siê, ¿e to zbyt wielka odpowiedzialnoœæ powierzaæ tak¹

background image

214

misjê komuœ, kto nawet nie jest przywódc¹ rodu, którego przed-

stawicielstwo sobie uzurpuje.

Uœmiech Khossa zmieni³ siê w brzydki grymas.

– Co chcesz przez to powiedzieæ?

– To bardzo proste. Jest dok³adnie tak, jak mówiê. Nie jesteœ

g³ow¹ rodu Knylennów, jesteœ wci¹¿ tylko nêdznym nastêpc¹ tego,

po kim pewnego dnia odziedziczysz ten tytu³. Przysiêgi, z³o¿one

przez inne rody rz¹dz¹ce, nie zosta³y z³o¿one tobie, tylko komuœ

innemu. – Kuat wskaza³ wiekow¹, pomarszczon¹ twarz Knylenna

Starszego. – Czy to nie on powinien mnie oskar¿aæ, czy to nie on

powinien ¿¹daæ satysfakcji w imieniu spadkobierców tego œwiata?

Minê³a d³u¿sza chwila, zanim Khoss odpowiedzia³.

– To  prawda –  odrzek³  z  morderczym  spojrzeniem.  Cofn¹³

siê o krok na swojej platformie, nie zdejmuj¹c d³oni z ramion okry-

tego  metalem  Starszego. –  Jeœli  to  jego  s³owa  chcecie  us³yszeæ,

chêtnie wyra¿am na to zgodê.

Po¿ó³k³e  oczy  Knylenna  Starszego  popatrzy³y  ¿a³oœnie  na

Kuata.

– Jestem  stary… –  jego  g³os  by³  pe³en  znu¿enia  i nienawi-

œci. – Nie mam ju¿ si³y… jak kiedyœ. – Bulgotanie wydawane przez

system  kontrapunktowa³o  jego  s³owa. –  Dlatego…  m³odszy… –

g³owa Starszego unios³a siê lekko, wskazuj¹c na stoj¹cego nad nim

Khossa –  On  mówi  s³owa…  które  mia³bym  wypowiedzieæ  ja…

Mówi… – S³owa wydobywa³y siê z ust Starszego chyba tylko dziêki

sile woli – Z moim autorytetem… Nie w¹tpcie w niego…

– Czy wy rozumiecie to tak samo? – Kuat powiód³ wzrokiem

po  twarzach  popleczników  Knylenna,  ustawionych  po  obu  stro-

nach maszyny podtrzymuj¹cej ¿ycie. – S³uchacie Khossa z Kny-

lennów, poniewa¿ mówi on w imieniu Starszego rodu?

Kilku z zebranych skinê³o g³owami. Jeden z nich, Kadnessi

Starszy, przemówi³:

– Jesteœmy lojalni wobec Knylenna Starszego. Odebra³ od nas

przysiêgê dawno temu. Jeœli chce, aby przemawia³ za niego dzie-

dzic, my siê nie sprzeciwiamy. – Kadnessi Starszy ostro spojrza³

na Kuata. – A ty?

– Nie, wcale – odpar³ zapytany. – Wasze przysiêgi s¹ œwiête i po-

trafiê je uszanowaæ. Ale sprawdŸmy, czy wszyscy szanuj¹ je tak jak ja.

Szybkim krokiem przeby³ niewielk¹ odleg³oœæ dziel¹c¹ go od

przenoœnego systemu podtrzymywania ¿ycia i siêgn¹³ do przyci-

sków widocznych na p³ycie.

background image

215

– Zatrzymajcie  go! –  krzykn¹³  ze  szczytu  maszyny  Khoss

z Knylennów, wœciekle machaj¹c rêk¹ w kierunku napastnika.

Zanim Kuat zdo³a³ po³o¿yæ d³oñ na systemie podtrzymywania

¿ycia, ktoœ inny chwyci³ go za ramiê i okrêci³. By³y szef ochrony

Zak³adów Stoczniowych przyci¹gn¹³ Kuata ku sobie za po³ê cere-

monialnej szaty.

– Wiem, co próbujesz zrobi慠– by³y szef ochrony mia³ po-

nur¹ i wœciek³¹ minê. Drug¹ rêk¹ szuka³ czegoœ pod kurtk¹. – Nie

po to ciê sprzeda³em tym ludziom, ¿ebym teraz ogl¹da³ ich klê-

skê. – W jego d³oni pojawi³o siê b³yszcz¹ce zimno wibroostrze. –

Musisz to zrozumie慠jestem teraz po ich stronie.

Kuat pchn¹³ z ca³ej si³y Fenalda w twarz. Przedramieniem za-

blokowa³ cios wibroostrza w ¿ebra. By³y szef ochrony by³ m³od-

szy i silniejszy od niego, zbyt silny, by Kuat móg³ wyrwaæ siê z nie-

dŸwiedziego uœcisku wokó³ szyi. Wibroostrze rozciê³o ciê¿ki materia³

szaty Kuata, ¿³obi¹c w skórze ramienia g³êbokie na milimetr naciê-

cie, precyzyjne jak dotkniêcie skalpela chirurga. Pop³ynê³a krew,

œciekaj¹c na ciasno splecionych ze sob¹ mê¿czyzn.

D³oñ trzymaj¹ca ostrze uderzy³a z ca³ej si³y w splot s³oneczny

Kuata, wyciskaj¹c mu oddech z p³uc i zmuszaj¹c do cofniêcia siê

o krok. To pozwoli³o by³emu szefowi ochrony zyskaæ trochê miej-

sca; zamachn¹³ siê i wycelowa³ wibroostrze, aby zada栜miertelny

cios w gard³o Kuata.

Cios nigdy nie dotar³ do celu.

By³y szef ochrony jêkn¹³ z bólu i zaskoczenia, a wibroostrze

z brzêkiem upad³o na posadzkê i wiruj¹c, potoczy³o siê dalej. Palce

by³ego szefa ochrony usi³owa³y rozluŸniæ ramiê Kodir z Kuhlvultów,

które mocno œciska³o jego krtañ. Dziewczyna wbi³a mu kolano w ple-

cy i wygiê³a jego cia³o w napiêty ³uk. Wiêkszy ciê¿ar mê¿czyzny omal

nie pozbawi³ jej równowagi. Zanim jednak Fenald zd¹¿y³ to wykorzy-

staæ, wolne ramiê Kodir zatoczy³o ³uk, a piêœæ uderzy³a w skroñ mê¿-

czyzny. Cios by³ tak silny, ¿e koœæ pêk³a z chrupniêciem. Oczy by³ego

szefa ochrony wywróci³y siê bia³kami do góry. Gdy Kodir puœci³a go,

pad³ nieprzytomny na posadzkê sali zgromadzeñ.

Zebrany pod œwietlist¹ kopu³¹ t³um znieruchomia³ na chwilê,

zaszokowany gwa³townymi wypadkami, jakie rozegra³y siê na jego

oczach.  Zanim  ktokolwiek  zdo³a³  siê  poruszyæ,  Kuat  z  Kuatów

rzuci³  siê  w przód  i chwyci³  wibroostrze,  które  wypad³o  z  d³oni

Fenalda. Krew œcieka³a po jego ramieniu i skapywa³a z ³okcia, gdy

unosi³ broñ w górê.

background image

216

– Radzê wszystkim, ¿eby pozostali na swoich miejscach i za-

chowali ca³kowity spokój. – Przyp³yw adrenaliny znieczuli³ Kuata

na ból. Przód jego ceremonialnej szaty, rozciêty i splamiony krwi¹

przez to samo ostrze, które teraz trzyma³ przed sob¹, zwisa³ a¿ na

buty. Kopn¹³ na bok ciê¿k¹ tkaninê i podszed³ bli¿ej do maszynerii

systemu podtrzymywania ¿ycia.

– Ciebie  to  te¿  dotyczy –  powiedzia³.  Uniós³  wy¿ej  wibro-

ostrze, lœni¹cym czubkiem celuj¹c w gard³o Khossa z Knylennów. –

Stój  tam,  gdzie  stoisz.  W ten  sposób  bêdziesz  wszystko  dobrze

widzia³.

Khoss znieruchomia³, jakby zahipnotyzowany widokiem ostrza.

Poni¿ej ca³¹ scenê obserwowa³y spod opadaj¹cych powiek po¿ó³-

k³e oczy Knylenna Starszego. Œlina œcieka³a mu z k¹cików pó³-

otwartych  ust.

Kuat wiedzia³, ¿e ma tylko kilka sekund, zanim Knylennowie

otrz¹sn¹  siê  z  szoku,  który  teraz  trzyma³  ich  w miejscu.  Ale  to

w zupe³noœci wystarczy.

Podszed³  do  przenoœnego  systemu  podtrzymywania  ¿ycia.

Kiedy przejecha³ wibroostrzem po ods³oniêtych kablach i wê¿ach,

maszyna ryknê³a, jakby metal i silikon by³ w stanie odczuwaæ ból.

Aparatura do oczyszczania krwi przyspieszy³a i zatrzyma³a siê ze

zgrzytem, gdy rury przesta³y przenosiæ ciecz. Przetworzona krew

i inne p³yny rozla³y siê w ka³u¿ê pod g¹sienicami maszyny.

Nad g³ow¹ Kuata twarz Knylenna Starszego skrzywi³a siê i za-

mar³a w potwornym grymasie. ¯y³y pod pomarszczon¹ skór¹ na-

brzmia³y, naciskaj¹c na ograniczaj¹cy je metalowy ko³nierz cylin-

dra. W wilgotnym k¹ciku ust pojawi³a siê i pêk³a czerwona bañka.

Kolejny cios, tym razem czubkiem wibroostrza, zrobi³ dziurê

w przedniej p³ycie cylindra. Kuat rozszerzy³ j¹ na tyle, aby wci-

sn¹æ palce pod g³adk¹ krawêdŸ metalu. Naprê¿y³ miêœnie i poci¹-

gn¹³. Kodir z Kuhlvultów do³¹czy³a do niego i pomog³a mu odgi¹æ

p³ytê. We dwoje w koñcu zerwali j¹ z maszyny i odrzucili z meta-

licznym brzêkiem na pod³ogê sali zgromadzeñ.

Teraz Kuat ju¿ nie potrzebowa³ wibroostrza. Bez trudu móg³

siêgn¹æ do wnêtrznoœci systemu i wy³¹czyæ go.

– Cofnijcie siꠖ zabrzmia³ za jego plecami ostrzegawczy g³os

Kodir. Kuat obejrza³ siê przez ramiê i zobaczy³, ¿e podnios³a po-

rzucone wibroostrze. Z kolanami zgiêtymi w obronnym przysia-

dzie trzyma³a Knylennów i ich przybranych krewniaków w bez-

piecznej odleg³oœci.

background image

217

– Mo¿e byœ siê tak pospieszy³? – mruknê³a, ogl¹daj¹c siê na

Kuata. – Nie mogê ich trzymaæ wiecznie.

– To potrwa tylko chwilꠖ zapewni³. Ca³y system podtrzy-

mywania ¿ycia poruszany by³ jednym uk³adem motywatora. Kuat

dotar³ do niego, wyci¹gn¹³ na wierzch i wyrwa³ z obwodów ma-

szynerii.

Z zamontowanego u góry cylindra g³oœnika ze wzmacniaczem

rozleg³ siê nieludzki wrzask, jakby Kuat zada³ cios w samo serce

¿yj¹cej istoty. Ca³y system podtrzymywania ¿ycia zadygota³ i opad³

lekko na g¹sienicach, prawie str¹caj¹c Khossa ze szczytu. Szara,

pomarszczona twarz Knylenna Starszego nie dawa³a ¿adnych oznak

¿ycia, gdy Kuat chwyci³ doln¹ krawêdŸ cylindra i oderwa³ od resz-

ty.  Cylinder,  niczym  tarcza  antycznego  wojownika,  z  brzêkiem

upad³ na stertê zdemontowanych czêœci maszyny.

To nie wibroostrze, którym wymachiwa³a Kodir z Kuhlvul-

tów,  spowodowa³o,  ¿e  goœcie  zebrani  w sali  zgromadzeñ  jedno-

czeœnie cofnêli siê o krok od stoj¹cej poœród nich martwej maszy-

ny. Sprawi³ to widok obna¿onego wnêtrza.

Z otwartego cylindra zwisa³o cia³o Knylenna Starszego. Nie

by³o utrzymywane w pozycji pionowej przez rury i przewody sys-

temu podtrzymywania ¿ycia, tylko za pomoc¹ zwyczajnego, skó-

rzanego rzemienia, przecinaj¹cego zapad³¹ klatkê piersiow¹ trupa.

Cia³o, wysuszone na wystaj¹cych koœciach, by³o zimne i martwe

jak otaczaj¹cy je metal, jakby szkielet stanowi³ czêœæ konstrukcji

maszyny. Otwarcie cylindra uwolni³o smród rozk³adu. Kilku Kny-

lennów odwróci³o twarze z wyrazem przera¿enia i odrazy.

Knylenn  Starszy  nie  ¿y³  ju¿  od  d³u¿szego  czasu.  Zmar³  na

d³ugo przedtem, zanim przenoœny system podtrzymywania ¿ycia

wprowadzi³ ukryte w nim zw³oki na zgromadzenie. To by³o oczy-

wiste.

– Niez³a  robota,  bardzo  dobrze  zaprojektowana  maszyna –

pochwali³ Kuat. Z podziwem zawodowego konstruktora zademon-

strowa³ obecnym pozosta³e szczegó³y. Wskaza³ przewody i serwo-

mechaniczne  po³¹czenia  pneumatycznych  rurek  przebiegaj¹cych

przez metalowy ko³nierz a¿ do podstawy czaszki Starszego. – Jak

widzicie, nie by³o sensu wykosztowywaæ siê na zachowanie ca³ego

cia³a  w tej  parodii  ¿ycia.  Nale¿a³o  utrzymaæ  w tym  stanie  tylko

g³owê Starszego, aby sprawia³a wra¿enie, ¿e wci¹¿ ¿yje i funkcjo-

nuje. Wystarczy³o  kilka  uk³adów  animacyjnych  czasu  rzeczywi-

stego,  zsyntetyzowany  g³os  i baza  danych  akcentu  i s³ownictwa,

background image

218

a wszystko pod kontrol¹ inteligencji robota pierwszego stopnia, który

mia³ jakoby monitorowaæ komponenty systemu podtrzymywania

¿ycia i odpowiadaj¹ce im sygna³y ¿yciowe. W sumie niezbyt skom-

plikowana  konstrukcja.  Ale  i tak doskona³a robota. –  Kuat  spoj-

rza³ w górê na poblad³¹ twarz Khossa. – Kogo do niej wynaj¹³eœ?

Na pewno s³ono zap³aci³eœ – powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Miêdzy

nami mówi¹c, wygl¹da mi to na robotê studia Phonane Mimesis…

oni siê chyba specjalizuj¹ w takich rzeczach. Mo¿e jednak…

– Sk¹d wiedzia³eœ? – Kostki dr¿¹cych d³oni Khossa zbiela³y, gdy

zacisn¹³ je na tym, co pozosta³o z cylindra. Jego g³os brzmia³  teraz

jeszcze s³abiej ni¿ g³os fa³szywego Knylenna Starszego. – Starszy

umar³ ponad rok temu i nikt inny nigdy niczego nie podejrzewa³…

– Mo¿e i podejrzewali… – Kuat powiód³ rozbawionym wzro-

kiem po pozosta³ych zgromadzonych. – Mo¿e tylko nie chcieli nic

mówiæ, poniewa¿ ju¿ podjêli decyzjê, ¿e pomog¹ ci wydrzeæ kon-

trolê Zak³adów Stoczniowych Kuat z moich r¹k. Przypuszczam,

¿e mia³eœ kilku wspólników. – Kuat spojrza³ na cz³owieka stoj¹ce-

go na szczycie martwej maszyny. – Pamiêtam, ¿e Knylenn Star-

szy  nie  by³  g³upi.  Mia³  oczywiœcie  ambicje  w stosunku  do  rodu

Knylennów, ale nie s¹dzê, aby da³ siê nabraæ na ten twój plan.

– I w³aœnie dlatego…

– Powiedzmy,  ¿e  to  wystarczy³o,  aby  obudziæ  mój  scepty-

cyzm –  ci¹gn¹³  Kuat. –  Potrzebowa³em  jednak  dowodu…  i nie

musia³em na niego d³ugo czekaæ. Teraz widaæ, ¿e nie urodzi³eœ siê

in¿ynierem,  Khoss.  Zbyt  mocno  polegasz  na  sprytnych  maszy-

nach. Ktoœ, kto z nimi pracuje i kto je projektuje, wie, ¿e czynnik

ludzki jest nieunikniony. I decyduj¹cy. – Potrz¹sn¹³ g³ow¹ w uda-

wanym ¿alu. – Ludzie zawsze potykaj¹ siê na najprostszych rze-

czach.  NieŸle  zaprojektowa³eœ  inteligencjê  robota  w tym  swoim

urz¹dzeniu. Imitacja Knylenna Starszego by³a te¿ na przyzwoitym

poziomie. Ale, niestety, robot pomyli³ fakty. Trudno by³oby Star-

szemu przysi¹c przed naszymi biologicznymi matkami, ¿e mnie

prze¿yje, bo nasze matki nigdy siê nie spotka³y. Moja zmar³a w cza-

sie porodu, kiedy przyszed³em na œwiat. Wychowa³ mnie ród Ku-

atów ze strony ojca, od którego te¿ otrzyma³em moje dziedzictwo.

Wiêc kiedy twój oszukany Knylenn Starszy nie przy³apa³ mnie na

tym prostym k³amstwie… wtedy siê zorientowa³em, ¿e to nie on.

– Nie  bardzo  rozumiem –  wyzna³  jeden  z  Kadnessich,  ten

sam, który odezwa³ siê wczeœniej. – Po co Khoss mia³by dok³adaæ

tak wielkich starañ, aby stworzyæ wra¿enie, ¿e Knylenn Starszy

background image

219

wci¹¿  ¿yje?  Przecie¿  gdyby  wiadomoœæ  o œmierci  Starszego  siê

roznios³a, to w³aœnie Khoss zosta³by mianowany g³ow¹ rodu jako

spadkobierca domu Knylennów.

– Nietrudno to zrozumie栖 uœmiechn¹³ siê Kuat. – Nie wy-

starczy odziedziczyæ tytu³, jeœli przysiêga wasalska zosta³a z³o¿ona

przez  inne  rody  osobie  poprzedniego  Knylenna  Starszego.  Nikt

z was nigdy nie sk³ada³ przysiêgi Khossowi Knylennowi. – Taki

pomys³ rozœmieszy³ Kuata. – Zreszt¹ po co mielibyœcie to robiæ?

¯eby Khoss móg³ kontynuowaæ swoj¹ kampaniê zmierzaj¹c¹ do

usuniêcia mnie z zarz¹du Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia³

mieæ po swojej stronie ca³y autorytet ¿yj¹cego Knylenna Starsze-

go, nie obawiaj¹c siê i nie nara¿aj¹c jednoczeœnie na to, ¿e starzec

nie zaakceptuje jego metod dzia³ania. Pozostaje tylko pytanie… –

Kuat zni¿y³ g³os, wyra¿aj¹c to ponure podejrzenie – …do jakiego

stopnia  przyda³a  mu  siê  œmieræ  Knylenna  Starszego?  Byæ  mo¿e

nasz drogi kuzyn Khoss… dopomóg³ trochê naturze w tym wzglê-

dzie. Tylko troszeczkê…

– To… to k³amstwo! – Twarz Khossa z Knylennów poblad³a

jak œciana. – Jeœli chcesz przez to powiedzieæ, ¿e go zabi³em… ¿e

mia³em coœ wspólnego z jego œmierci¹…

– To bardzo powa¿ne oskar¿enie – wtr¹ci³ Kadnessi. Skin¹³

g³ow¹ i gest ten natychmiast zosta³ powtórzony przez wszystkich

obecnych, w³¹czaj¹c w to Knylennów i ich przybranych krewnia-

ków. –  Wymaga  przeprowadzenia  œledztwa.  Ale  jeœli  oka¿e  siê

prawd¹…

– Wtedy morderca odda siê w rêce sprawiedliwoœci – uzupe³-

ni³a z wyraŸn¹ satysfakcj¹ Kodir z Kuhlvultów. – Takie jest pra-

wo, równie stare, jak wszystkie panuj¹ce rody. Jeœli wyznaczony

dziedzic odbierze ¿ycie Starszemu, jest to najciê¿sza ze znanych

zbrodni. A kara za tê zbrodniê musi zostaæ wymierzona, bo ina-

czej rody sp³yn¹ krwi¹ ofiar.

Wygl¹da³o na to, ¿e Khoss, stoj¹cy wci¹¿ na szczycie zrujno-

wanego dowodu swojej intrygi, ca³kiem postrada³ zmys³y. Zacisn¹³

piêœci i wykrzywi³ twarz w bezsilnoœci i poczuciu winy.

Kuat wiedzia³, czego siê spodziewaæ: zobaczy³, jak miêœnie

Khossa napinaj¹ siê do dzia³ania. Nie by³ zatem zaskoczony, gdy

pokonany dziedzic Knylennów zeskoczy³ z podwy¿szonej platfor-

my i wyci¹gniêtymi rêkami siêgn¹³ do gard³a swojego wroga.

Tym razem Kodir nie musia³a interweniowaæ, Kuat sam siê tym

zaj¹³.  Jedn¹  rêk¹  uderzy³  Khossa  w szczêkê,  a¿  g³owa  tamtego

background image

220

odskoczy³a w ty³; cios drugiej piêœci Kuata rzuci³ Knylenna pod

nogi krewnych. Khoss nie podniós³ siê ju¿, choæ pierœ porusza³a

mu siê w górê i w dó³ w ciê¿kiej walce o oddech.

– Dajcie mi znaæ, co zadecydujecie w jego sprawie – rzuci³

Kuat ch³odno. – Dla opinii publicznej i Zak³adów Stoczniowych

najlepiej bêdzie, jeœli egzekucja zostanie wykonana mo¿liwie jak

najdyskretniej.  Takie  zamieszanie  we  w³asnych  szeregach  mo¿e

byæ odebrane z zewn¹trz jako przejaw s³aboœci organizacji.

Odwróci³ siê i skierowa³ w stronê wyjœcia.

Fenald w³aœnie zaczyna³ odzyskiwa栜wiadomoœæ i z trudem

uniós³ d³oñ, gdy Kuat przechodzi³ obok niego. Kodir opar³a pode-

szwê stopy na jego piersi i z powrotem przygniot³a go do pod³ogi.

– Nie s¹dzê, aby rodowi Kuat potrzebne by³y jeszcze twoje

us³ugi – uœmiechnê³a siê, patrz¹c w twarz Kuata z Kuatów. – Chy-

ba szykuje siê zmiana na stanowisku szefa ochrony w Zak³adach

Stoczniowych Kuat.

Opar³a piêœci na biodrach, lekko przechyli³a g³owê i spojrza³a

wyczekuj¹co na Kuata.

– A wiêc…

Przygl¹da³ jej siê przez krótk¹ chwilê, zanim podj¹³ decyzjê.

– Dobrze – zdecydowa³. Skin¹³ g³ow¹ w kierunku wyjœcia i ko-

rytarza prowadz¹cego do doków. – Statek czeka.

background image

221

R O Z D Z I A £

"

Sprawy formalne za³atwili w drodze powrotnej do Zak³adów

Stoczniowych Kuat.

– Tego nigdy wczeœniej nie by³o – rzek³ Kuat z Kuatów. Pod-

ró¿ mia³a trwaæ krótko, dlatego natychmiast przeszed³ do konkre-

tów. – A przynajmniej ja nie s³ysza³em o przypadku, ¿eby cz³onek

jednego z rodów panuj¹cych s³u¿y³ jako szef ochrony korporacji.

Moi przodkowie zawsze zatrudniali kogoœ spoza planety. – Uniós³

jedn¹  brew. –  I odbywa³o  siê  to  po  starannych  poszukiwaniach

i sprawdzeniu kwalifikacji. – Zaœmia³ siê gorzko. – Zdaje siê, ¿e to

i tak nic nie da³o.

Wspomnienie zdrady Fenalda wci¹¿ jeszcze go bola³o.

Kodir z Kuhlvultów opar³a siê o fotel pasa¿erski.

– Zastanawiasz siê, czy mam dobre kwalifikacje do tej pra-

cy? – uœmiechnê³a siê do niego. – Jakich jeszcze dowodów mam

ci dostarczyæ?

– ¯adnego – potrz¹sn¹³ g³ow¹ Kuat. – W sali zgromadzeñ ro-

dów rz¹dz¹cych pokaza³aœ siê z najlepszej strony i wiem, ¿e potra-

fisz dzia³aæ w razie koniecznoœci. A poza tym… nie da³aœ siê ra-

zem z innymi nabraæ na intrygê Khossa. Oznacza to albo bystry

umys³, co przydaje siê szefowi ochrony, albo mo¿e…

– Co: mo¿e?

Teraz to on siê uœmiechn¹³.

– Mo¿e jakieœ przecieki? Khoss z Knylennów chyba nie po-

trafi³ wszystkiego utrzymaæ w sekrecie, choæ tak mu siê wydawa-

³o.  Trochê  powêszyæ  tu  i tam,  jakieœ  podejrzenie,  jakaœ  poszla-

ka… wzmianka o nietypowych dostawach do domostwa Knylennów,

background image

222

wiesz, takie rzeczy… Inteligentna osoba mog³a siê zorientowaæ, ¿e

Starszy jest martwy, zanim jeszcze ja na to wpad³em.

– Och,  masz  trochê  racji –  przyzna³a  Kodir. –  Inteligentna

osoba powinna siê by³a w tym po³apaæ. A przy tym… – wydawa³a

siê bardzo z siebie zadowolona – …inteligentna osoba potrafi do-

chowaæ w³asnych sekretów.

– W  porz¹dku –  odpar³  Kuat. –  Jeœli  tylko  nie  bêdzie  ci  to

przeszkadzaæ w spe³nianiu obowi¹zków. Musimy jednak omówiæ

parê innych spraw, nie tylko twoje kwalifikacje.

– To znaczy? – Kodir odwróci³a wzrok od iluminatora.

– Muszê  wiedzieæ  dok³adnie,  dlaczego  chcesz  byæ  szefem

ochrony w Zak³adach Stoczniowych Kuat.

Wzruszy³a ramionami.

– Jest wiele odpowiedzi, które mog³abym ci zaproponowaæ.

Mo¿e powinnam po prostu powiedzieæ, ¿e chcê byæ tam, gdzie siê

coœ dzieje… to taka cecha rodowa Kuhlvultów. A wydaje mi siê,

¿e wokó³ Zak³adów Stoczniowych Kuat bêdzie siê teraz wiele dzia³o.

– Jeœli chcesz byæ w centrum wydarzeñ, przy³¹cz siê do Soju-

szu Rebeliantów. Bêdziesz mia³a tyle emocji, ile tylko zdo³asz znieœæ.

– Dba³oœæ o w³asn¹ skórê te¿ nale¿y do cech rodowych klanu

Kuhlvultów – potrz¹snê³a g³ow¹ Kodir. – Nie wiem, czy szukanie

zwady z Imperium jest zgodne z ide¹ przetrwania.

– Nie wiem te¿, czy opowiedzenie siê po stronie Imperatora

wychodzi na zdrowie – znajomy ciê¿ar przygniót³ znowu ramiona

Kuata. – Próbujê tylko zachowaæ w ca³oœci i niezale¿noœci Zak³a-

dy Stoczniowe Kuat i nie zale¿y mi, kto wygra.

– I to jest jedna z rzeczy, które w tobie podziwiam – powie-

dzia³a Kodir. – ¯¹dasz lojalnoœci od innych, ale nie jesteœ takim

idiot¹, ¿eby komuœ ofiarowywaæ swoj¹.

Przez  chwilê  zastanawia³  siê,  czy  nie  s³yszy  w  jej  s³owach

sarkazmu. Potem jednak musia³ przyznaæ, ¿e jej s³owa zawiera³y

g³êbok¹ m¹droœæ.

– Lojalnoœæ,  jak¹  Imperator  Palpatine  wymusza  na  swoich

zwolennikach, nie jest lojalnoœci¹ wolnych istot. To tylko lêk nie-

wolników.

– Gdybym donios³a Imperatorowi o twoich uczuciach wobec

niego – odpar³a Kodir – zap³aci³byœ za to ¿yciem.

– Ale tego nie zrobisz. – Oboje spowa¿nieli. – Oznacza to, ¿e

albo nie boisz siê Palpatine’a, albo jesteœ lojalna… w wystarczaj¹-

cym stopniu… wobec mnie. Albo…

background image

223

– Zawsze jest jeszcze jakieœ „albo”.

– ¯yjemy w skomplikowanej galaktyce – odpar³ Kuat. – Albo

masz jakieœ swoje szczególne powody, aby opowiedzieæ siê po mo-

jej stronie. To, czego chcesz, osi¹gniesz znacznie ³atwiej, jeœli pozo-

stanê zdrowy i ca³y na czele Zak³adów Stoczniowych Kuat. – Po-

chyli³ siê i uwa¿niej spojrza³ na Kodir. – A w³aœciwie czego ty chcesz?

– Odpowiedzi.

Jedno  s³owo,  wypowiedziane  bezbarwnym  tonem.  Kuat

z uznaniem skin¹³ g³ow¹.

– Trudno  je  uzyska栖  powiedzia³. –  W przeciwieñstwie  do

pytañ,  od  których  roi  siê  we  wszechœwiecie  niczym  od  atomów

wodoru.

Kodir lekko wzruszy³a ramionami.

– Moje s¹ bardzo konkretne.

Osobisty transporter dolatywa³ ju¿ do Zak³adów Stoczniowych,

a Kuat chcia³ ustaliæ kilka spraw z nowym szefem ochrony, póki

byli sami.

– Uwa¿aj –  ostrzeg³. –  Czasem  zadajesz  pytania  i otrzymu-

jesz odpowiedzi, ale nie s¹ to te odpowiedzi, które chcia³abyœ us³y-

szeæ.

– Podejmê to ryzyko – odpar³a bez œladu emocji na twarzy.

– Wiêc pytaj.

Pochyli³a  siê  bli¿ej  ku  Kuatowi,  jakby  mog³a  coœ  wyczytaæ

w jego oczach. Po d³u¿szej chwili zapyta³a:

– Co siê sta³o z dziewczyn¹?

Pytanie nieco go zaskoczy³o.

– Nie wiem, o czym mówisz.

W bezbarwnym g³osie Kodir pojawi³ siê cieñ gniewu.

– Nie baw siê ze mn¹ w kotka i myszkê. Mo¿emy razem stwo-

rzyæ dobry uk³ad albo staæ siê wrogami. Wybór nale¿y do ciebie.

Ten przeb³ysk temperamentu obudzi³ jego ciekawoœæ. Dla niej

to istotna sprawa, pomyœla³. Nie wiedzia³ tylko, co to takiego…

jeszcze nie.

– Wyjaœnij mi – rzek³ powoli i spokojnie – o jakiej dziewczy-

nie mówisz. Od tego zaczniemy rozmowê.

– O tancerce. W pa³acu Jabby Hutta.

Kuat potrzebowa³ kilku chwil, ¿eby przypomnieæ sobie, o co

jej chodzi. Wreszcie zrozumia³, ¿e ma na myœli hologram. Holo-

gram  z  sondy  nadprzestrzennej,  na  której  demonta¿u  przy³apa³

go szpieg Khossa z Knylennów. Tam, w sali zgromadzeñ rodów

background image

224

rz¹dz¹cych, Kodir ogl¹da³a wraz z innymi odtwarzanie hologramu

przedstawiaj¹cego minione zdarzenia w pa³acu Jabby. Widocznie

dostrzeg³a coœ, co uzna³a za wa¿ne. Ale co?

– Pewnie zginê³a – rzek³ Kuat. – Kiedy Jabba rzuci³ j¹ na po-

¿arcie swojemu ulubieñcowi rankorowi, który siedzia³ w jamie za-

mykanej ruchom¹ krat¹. Nikt nie mo¿e prze¿yæ tak bliskiego kon-

taktu z rankorem.

– Nie mówiê o tej tancerce – odpar³a Kodir z wyraŸnym znie-

cierpliwieniem. – Kogo obchodzi jakaœ twi’lecka samica? To zna-

czy, szkoda jej, ale nie to jest najwa¿niejsze. Chodzi mi o tê drug¹,

tê, któr¹ by³o widaæ na hologramie pa³acu. Sta³a z boku. To o niej

chcia³abym siê czegoœ dowiedzieæ.

Kuat grzeba³ w pamiêci, usi³uj¹c wydobyæ z niej szczegó³y,

które do tej pory uwa¿a³ za niewa¿ne. Kiedy po raz pierwszy ogl¹-

da³  holograficzny  przekaz  z  sondy  nadprzestrzennej,  koncentro-

wa³ siê na manewrach ³owcy nagród Boby Fetta w pa³acu Jabby.

To  by³  zreszt¹  jedyny  powód,  dla  którego  umieœci³  tam  autono-

miczn¹ jednostkê szpiegowsk¹. Wszystko inne, co zosta³o zareje-

strowane, by³o spraw¹ czystego przypadku.

– Masz racjꠖ powiedzia³ w koñcu. – Zdaje siê, ¿e rzeczy-

wiœcie by³a tam jakaœ inna tancerka. – Wzruszy³ ramionami. – Jabba

zawsze trzyma³ u siebie ca³¹ trupê tancerek. Bior¹c pod uwagê, ¿e

karmi³ nimi swoje zwierz¹tka, nie by³o to zajêcie wró¿¹ce d³ugie

¿ycie.

– Ale ta jedna prze¿y³a – odpar³a Kodir z nieoczekiwan¹ gwa³-

townoœci¹. – Mówiê o tej drugiej, której Jabba nie rzuci³ na po¿ar-

cie rankorowi.

– Sk¹d wiesz? – Wci¹¿ nie móg³ zrozumieæ zainteresowania

Kodir anonimow¹ tancerk¹ na zapad³ym œwiecie Tatooine. – Mog³o

siê z ni¹ staæ coœ innego, zanim Jabba zosta³ zabity… Nawet po-

tem… to bardzo niebezpieczne otoczenie, trudno w nim prze¿yæ.

– Ja wiem, ¿e ona ¿yje – odpar³a Kodir przez zaciœniête zêby. –

Czujê to. Nawet z takiej odleg³oœci.

Zafascynowany Kuat wbi³ wzrok w siedz¹c¹ obok m³od¹ ko-

bietê. Teraz, kiedy przypomnia³ ju¿ sobie œliczn¹ twarz tamtej dru-

giej tancerki na hologramie, parê kolejnych elementów uk³adanki

znalaz³o swoje miejsce. Zapis holograficzny pochwyci³ na kilka

sekund jej obraz, jak przygl¹da³a siê samicy Twi’leków, spadaj¹-

cej do jamy rankora przed tronem Jabby, a potem s³ucha³a przera-

¿onych okrzyków niewidocznej w ciemnej czeluœci agonii.

background image

225

Teraz,  patrz¹c  na  Kodir  z  Kuhlvultów,  dostrzeg³  to,  czego

wczeœniej nie zauwa¿y³. Ale to nie wyjaœni³o tajemnicy.

– Tak – odpar³a miêkko, widz¹c b³ysk zrozumienia w oczach

Kuata, kiedy uœwiadomi³ sobie nagle rodzinne podobieñstwo. – Ta

dziewczyna, ta tancerka z pa³acu Jabby… ona jest z mojego rodu,

z tej samej krwi, z Kuhlvultów. St¹d wiem, ¿e ona jeszcze ¿yje.

Musi ¿yæ…

By³o jeszcze coœ wiêcej. Kuat by³ tego pewien. Zapyta³ cicho,

niemal czule:

– Jak ma na imiê?

Kodir mocno zacisnê³a oczy, zanim odpowiedzia³a:

– Jej imiê… jej prawdziwe imiê brzmi Kateel z Kuhlvultów –

s³owa wydobywa³y siê powoli, jakby z trudem. – Ale kiedy by³a

ma³a i mówi³a dziecinnym jêzykiem, nie umia³a prawid³owo wy-

mawiaæ swojego imienia. Mówi³a po prostu Neelah – g³os Kodir

zni¿y³ siê do szeptu. – Tak j¹ nazywaliœmy.

Kuat popatrzy³ na siedz¹c¹ obok kobietê ze wspó³czuciem.

– I myœlisz, ¿e pomogê ci j¹ odnaleŸæ.

– Och…  zrobisz  to –  Kodir  skierowa³a  na  niego  p³on¹cy

wzrok. – Wcale w to nie w¹tpiê.

Spojrzenie w iluminator ukaza³o Kuatowi zbli¿aj¹ce siê doki

Zak³adów Stoczniowych. Odwróci³ siê do Kodir.

– Moje mo¿liwoœci… i czas… s¹ ograniczone. Nie wiem, jak

dziecko jednego z panuj¹cych rodów Kuat znalaz³o siê w pa³acu

Jabby Hutta. I mam znacznie pilniejsze sprawy do za³atwienia ni¿

szukanie odpowiedzi na to pytanie.

– Nie, nie masz – odpar³a Kodir ze z³owró¿bn¹ nutk¹ w g³o-

sie. – Zapewniam ciꅠnie ma dla ciebie wa¿niejszej sprawy ni¿ ta.

– Wydaje siê, ¿e jesteœ bardzo pewna siebie.

Znów skinê³a g³ow¹.

– Mam po temu powody.

Kuat uniós³ brew.

– Jakie?

– Oczywiste – odpar³a – i bardzo przekonuj¹ce. Wspomina-

³eœ ju¿ o swoich podejrzeniach, ¿e mam jeszcze inne Ÿród³a infor-

macji… i to dobre Ÿród³a. Dlatego wiedzia³am, ¿e Knylenn Starszy

nie ¿yje, jeszcze zanim ty siê zorientowa³eœ. Spêdzi³am wiele cza-

su, buduj¹c i opracowuj¹c tê sieæ informacyjn¹; niektóre jej ele-

menty  odziedziczy³am  razem  z  krwi¹  Kuhlvultów.  Dziêki  temu

wiem o tobie ró¿ne rzeczy, Kuat. Bardzo istotne rzeczy.

15 – Spisek Xizora

background image

226

– Doprawdy? – zmierzy³ j¹ zimnym wzrokiem. – Mów dalej.

– Uda³o ci siê utrzymaæ to w tajemnicy przed wszystkimi…

³¹cznie  z  twoim  w³asnym  szefem  ochrony.  Ale  ja  przynajmniej

czêœciowo orientujê siê w twoich zamiarach. Khoss z Knylennów

mia³ racjê, kiedy twierdzi³, ¿e twoje intrygi i plany zaprowadzi³y

ciê,  a  wraz  z  tob¹  i Zak³ady  Stoczniowe  Kuat,  na  doœæ  niebez-

pieczne terytorium pomiêdzy Imperium a organizacj¹ Czarne S³oñce.

Ale Khoss nie wiedzia³ tego, co uda³o siê odkryæ mnie. – W oczach

Kodir pojawi³ siê cieñ sympatii, a nawet podziwu. – Khoss chcia³

tylko wykorzystaæ niewielkie strzêpki informacji, jakie zdoby³, dla

zaspokojenia w³asnych ambicji, aby przej¹æ kontrolê nad Zak³ada-

mi Stoczniowymi Kuat. Nawet gdyby wiedzia³ to, co ja wiem, nie

d¹¿y³by do niczego wiêcej. Ale ja siê domyœli³am, co chcia³eœ osi¹-

gn¹æ swoimi intrygami. Mo¿e i s¹ niebezpieczne, ale nie masz wyj-

œcia, jeœli chcesz ocaliæ Zak³ady Stoczniowe Kuat.

Kuat opar³ siê o wyœcie³any zag³ówek fotela.

– A wiêc wiesz.

– Wiem doœæ – zgodzi³a siê Kodir. – Doœæ, aby uznaæ, ¿e pró-

bowa³eœ dokonaæ szlachetnego czynu, Kuacie z Kuatów. Komuœ

tak bliskiemu Imperium jak ty… bliskiemu, a jednak nie stanowi¹-

cemu jego czêœci… nietrudno by³o przeanalizowaæ dok³adnie sytu-

acjê i wydedukowaæ, ¿e najwiêkszym i najbli¿szym zagro¿eniem

niezale¿noœci Zak³adów Stoczniowych Kuat nie jest Imperator Pal-

patine, lecz jego poddany, ksi¹¿ê Xizor.

– W³aœnie. – Samo brzmienie imienia falleeñskiego szlachci-

ca poruszy³o g³êbok¹ nutê urazy w duszy Kuata. – Xizor po¿¹da

potêgi i mo¿liwoœci Zak³adów Stoczniowych Kuat; bardziej ni¿

czegokolwiek innego pragnie w³¹czyæ korporacjê do swego do-

minium. I zamierza³ tego dokonaæ z pomoc¹ podejrzliwoœci Im-

peratora. Gdyby Xizor móg³ dostarczyæ dowodów, prawdziwych

albo  zmyœlonych,  ¿e  zarz¹d  Zak³adów  Stoczniowych  Kuat  by³

nielojalny wobec Imperium, Palpatine mia³by podstawy do prze-

jêcia  korporacji.  Kr¹¿owniki  imperialne,  te  same,  które  zosta³y

zbudowane  w tych  dokach,  okr¹¿y³yby  planetê;  zostalibyœmy

pojmani i zmia¿d¿eni obcasem Imperatora tak samo jak inne œwia-

ty. – Kuat zacisn¹³ palce na porêczach fotela, a¿ zbiela³y mu kost-

ki. – Jak wszystkie inne œwiaty, gdyby Palpatine postawi³ na swo-

im.

– Ostro¿nie – k¹cik ust Kodir uniós³ siê w uœmiechu. – Teraz

zaczynasz mówiæ jak cz³onek Sojuszu Rebeliantów.

background image

227

– Gdybym s¹dzi³, ¿e maj¹ jak¹kolwiek szansꅠchoæby naj-

mniejsz¹ szansê na zwyciêstwo… przy³¹czy³bym siê do nich. Prze-

kaza³bym  wszystkie  zasoby  Zak³adów  Stoczniowych  Sojuszowi

niezale¿nie od tego, czy panuj¹ce rody zgodzi³yby siê ze mn¹, czy

nie. – Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze smutkiem. – Rebelianci nie wie-

dz¹,  na  co  siê  porywaj¹.  Mo¿e  uda  im  siê  zniszczyæ  jedn¹  czy

drug¹ wadliw¹ konstrukcjê, tak¹ jak Gwiazda Œmierci, ale raczej

dziêki  zadufaniu  i pustog³owiu  admira³ów  Floty  Imperialnej  ni¿

w³asnej przewadze.

– Zastanawiam siê nad tym. W czasie moich poszukiwañ s³y-

sza³am to i owo o niektórych przywódcach Rebeliantów. – Cichy

g³os Kodir sta³ siê pe³en zadumy. – Na niektórych œwiatach mówi¹

o tym Luke’u Skywalkerze, jakby to by³ bohater, na którego cze-

kali od lat, od czasu obalenia starej Republiki.

– Stworzenia  rozumne  mog¹  wierzyæ  we  wszystko,  co  ze-

chc¹, ale zbyt czêsto mieszaj¹ w³asne nadzieje i sny z tward¹ rze-

czywistoœci¹. – Twarz Kuata wygl¹da³a jak posêpna maska. – Nie

mogê sobie pozwoliæ na ten luksus. Jako konstruktor jestem zain-

teresowany wy³¹cznie tym, co dzia³a.

– Szkoda zatem, ¿e twoja intryga przeciwko ksiêciu Xizoro-

wi upad³a. Teraz zosta³y ci tylko resztki, które trzeba usun¹æ.

Opisa³a sytuacjê z godn¹ podziwu precyzj¹.

– Przypuszczam, ¿e ty chcesz mi pomóc usun¹æ œlady?

– Masz racjꠖ odpar³a Kodir. – Xizor nie by³ jedynym, kto

zyska³by na dostarczeniu szkodliwych dla ciebie dowodów. Z tego,

co zdo³a³am stwierdziæ, odwali³eœ kawa³ solidnej roboty, próbuj¹c

stworzyæ sytuacjê, która uwik³a³aby ksiêcia Xizora w prawdziwe

k³opoty. Syntetyczne falleeñskie feromony razem ze wspomaga-

nym  sensorycznie  zapisem  wideo  z  napaœci  imperialnych  sztur-

mowców na farmê wilgoci na Tatooine, napaœci, w której zostali

okrutnie zamordowani wuj i ciotka Luke’a Skywalkera, jego jedy-

na rodzina, w której wychowa³ siê od dziecka… to doskona³y spo-

sób,  subtelny,  a  jednoczeœnie  wyraŸny  dowód,  ¿e  ksi¹¿ê  Xizor

w jakiœ  sposób  by³  zamieszany  w napaœæ.  Prawdopodobnie  Sky-

walker zechcia³by policzyæ siê z Xizorem. Pomagaj¹c Sojuszowi

Rebeliantów, za³atwi³by przy okazji osobiste porachunki, œcigaj¹c

jednego z naczelnych pacho³ków Imperatora Palpatine’a. – Kodir

uœmiechnê³a siê z posêpnym uznaniem. – Tyle tylko, ¿e to ty mia-

³eœ odnieœæ prawdziwe korzyœci z takiego obrotu sprawy.

– To prawda – przyzna³ Kuat. – Ja i Zak³ady Stoczniowe.

background image

228

– Oczywiœcie. Nawet gdyby Skywalkerowi nie uda³o siê wy-

eliminowaæ  Xizora,  zaabsorbowa³by  go  wystarczaj¹co,  aby  po-

wstrzymaæ ksiêcia przed dalszymi zakusami na Zak³ady Stocznio-

we Kuat. Przynajmniej na jakiœ czas.

– Czas mo¿e byæ nieraz cennym towarem. – Kuat rozpostar³

d³onie na oparciach fotela. – Trzeba go kupowaæ tyle, ile siê da

i gdzie siê da.

– Bardzo  m¹dre,  Kuacie  z  Kuatów.  Postaram  siê  zapamiê-

taæ. – W oczach Kodir znów pojawi³o siê wspó³czucie. – Szkoda,

¿e  te  wszystkie  starannie  przygotowane plany  nie wypali³y. I ¿e

zarówno ty, jak i Zak³ady Stoczniowe Kuat lepiej wyszlibyœcie na

tym, gdyby te plany nigdy nie powsta³y.

– To prawda. Widaæ z tego, ¿e nie mo¿na zabezpieczyæ siê

przed ka¿d¹ ewentualnoœci¹. Myœla³em, ¿e najbardziej muszê oba-

wiaæ siê machinacji Xizora. A potem siê okaza³o, ¿e Xizor by³ sam

sobie najgorszym wrogiem, bo za³atwi³o go w³asne okrucieñstwo

i przebieg³oœæ. Szkoda, ¿e nie sta³o siê to wczeœniej, zanim wypro-

dukowa³em przeciwko niemu fa³szywe dowody.

Kodir delikatnie dotknê³a jego ramienia.

– Teraz to twojemu ¿yciu zagra¿a niebezpieczeñstwo, Kuacie

z Kuatów. Twojemu ¿yciu i wszystkiemu, co dla ciebie cenne. Twój

spryt obróci³ siê przeciwko tobie niczym sztylet zwrócony we w³a-

sn¹ pierœ. Jeœli Imperator Palpatine kiedykolwiek wejdzie w posia-

danie tego sfabrykowanego dowodu, natychmiast siê zorientuje, ¿e

jest fa³szywy. Wie ju¿, ¿e ksi¹¿ê Xizor nigdy nie mia³ nic wspólnego

z najazdem na farmê wilgoci na Tatooine. Bêdzie zatem polowa³ na

tego, kto sfa³szowa³ dowód… i nieuchronnie dotrze po œladach do

ciebie. Nie s¹dzê, aby Imperator pob³a¿liwie patrzy³ na te intrygi,

jakie rozgrywaj¹ siê pod samym jego nosem. Ka¿e zap³aciæ ich ini-

cjatorowi wysok¹ cenê. A wtedy za³atwi dwie sprawy za jednym

zamachem: zemstꅠi Zak³ady Stoczniowe Kuat dla siebie.

Ta  ostatnia  sprawa  by³a  jedyn¹,  która  liczy³a  siê  dla  Kuata.

Maszyny psuj¹ siê i rdzewiej¹, a ¿ywe istoty umieraj¹, powiedzia³

sobie. Tylko te wy¿sze istoty, które buduj¹ maszyny, s³u¿¹ im i dla

nich umieraj¹, maj¹ szansê prze¿yæ w tym wszechœwiecie. A myœl,

¿e w³asnymi d³oñmi i umys³em móg³by przynieœæ zgubê najuko-

chañszym Zak³adom Stoczniowym, przyprawia³a go o szaleñstwo.

Kuat z Kuatów poprzysi¹g³ sobie, ¿e w ten czy inny sposób dopil-

nuje, ¿eby Imperator Palpatine nie chwyci³ korporacji w swoje brud-

ne ³apy.

background image

229

– Masz rzeczywiœcie doskona³e rozeznanie w mojej obecnej

sytuacji – powiedzia³ g³oœno. – Gratulujê ci, Kodir z Kuhlvultów.

Twoja sieæ informatorów i twój przebieg³y umys³ s³u¿¹ ci dosko-

nale. – Ostro¿nie siêgn¹³ do kieszeni przy siedzeniu osobistego trans-

portera. – Naprawdê, masz doskona³¹ kartê przetargow¹, aby za-

pewniæ  sobie  moj¹  pomoc  przy  odszukaniu  siostry,  która  w tak

tajemniczy sposób zab³¹ka³a siê z dala od rodzinnego œwiata.

Ta zagadka mocno go intrygowa³a. Jak córka jednego z panu-

j¹cych rodów Kuat mog³a znaleŸæ siê w pa³acu Jabby jako tancer-

ka? Kuat postanowi³, ¿e pewnego dnia siê tym zajmie. Na razie

jednak mia³ ca³kiem inne sprawy na g³owie. Jego d³oñ zamknê³a

siê wokó³ uchwytu z ch³odnego metalu.

– Sama powiedzia³aœ, ¿e muszê wyeliminowaæ wszystko, co

mog³oby mnie pogr¹¿yæ w oczach Imperatora Palpatine’a, zw³asz-

cza to, ¿e przy³o¿y³em rêkê do stworzenia dowodów – powiedzia³.

Wyj¹³ z bocznej kieszeni siedzenia pistolet laserowy i wycelowa³

go  miêdzy  oczy  siedz¹cej  obok  niego  kobiety.  –  Có¿,  bêdziesz

pierwszym dowodem, jakiego likwidacj¹ siê zaj¹³em. Doprawdy,

wiesz zbyt wiele, ¿ebym móg³ pozwoliæ ci dalej ¿yæ.

Jej ruch by³ szybszy, ni¿ Kuat móg³by siê spodziewaæ. Szyb-

szy i sprytniejszy. Kodir nie próbowa³a chwyciæ broni ani uchyliæ

siê przed jej œmiercionoœnym promieniem. Uwiêziona w ciasnym

siedzeniu pasa¿erskim mia³aby niewielk¹ szansê dokonaæ jednego

lub  drugiego,  zanim  promieñ  laserowy przepali jej czaszkê. Za-

miast  tego  uderzy³a  kantem  d³oni  w cienk¹  p³ytê  konstrukcyjn¹

przed siedzeniami, oddzielaj¹c¹ kabinê pasa¿ersk¹ od kokpitu trans-

portera.  Kuat  instynktownie  pod¹¿y³  wzrokiem  za  tym  ruchem

i przez mikrosekundê nie patrzy³ na Kodir. Zanim spojrza³ znowu,

jej druga d³oñ chwyci³a splamion¹ krwi¹ tkaninê ceremonialnej sza-

ty,  któr¹  wci¹¿  mia³  na  sobie.  Nie  próbowa³a  go  odepchn¹æ  ani

wyrwaæ mu miotacza; zamiast tego poci¹gnê³a go na siebie. Nacisk

sprawi³,  ¿e  uwiêzione  ramiê  Kuata  unios³o  siê  ku  górze,  a  d³oñ

trzymaj¹ca  miotacz  podskoczy³a  w kierunku  sklepienia  kabiny.

Uda³o mu siê oddaæ jeden strza³, zanim druga rêka Kodir uderzy³a

go w szczêkê. Cios by³ doœæ silny, by unieœæ go z miejsca. Kuat

z trudem tylko zdo³a³ utrzymaæ równowagê w w¹skim przejœciu

kabiny.

Syreny alarmowe osobistego transportera zaczê³y wyæ, zanim

jeszcze Kuat odzyska³ zdolnoœæ pojedynczego widzenia. Kiedy pole

widzenia mu siê oczyœci³o, zobaczy³ pistolet laserowy w d³oni Kodir

background image

230

i zwêglon¹ dziurê o postrzêpionych brzegach wypalon¹ w p³ycie

sufitowej.

– Co siê dzieje? – rozleg³ siê niespokojny g³os pilota z g³oœni-

ka  systemu  komunikacyjnego. –  Panie  in¿ynierze,  czy  wszystko

w porz¹dku? Proszê odpowiedzieæ i potwierdziæ…

– W porz¹dku – odpowiedzia³ Kuat. Podci¹gn¹³ siê z powro-

tem na fotel i z ulg¹ opad³ na wyœcie³ane siedzenie. – Mieliœmy tu

ma³y  wypadek.  Nic,  czym  nale¿a³oby  siê  przejmowaæ. –  Strza³

z miotacza, cho栜miertelny dla cz³owieka, nie mia³ wystarczaj¹cej

mocy,  by  przebiæ  pow³okê  transportera.  Kuat  ostro¿nie  obmaca³

obola³¹ szczêkê. – Mo¿esz kontynuowaæ lot.

– Zbli¿amy siê do doków. Za minutê siadamy i cumujemy –

odpar³ g³os pilota.

Kodir nie zawraca³a sobie g³owy zwracaniem miotacza Ku-

atowi. Siedzia³a na swoim miejscu i przygl¹da³a mu siê uwa¿nie.

– Myœlê, ¿e teraz rozumiemy siê trochê lepiej – powiedzia³a.

– Jasne –  odpar³  Kuat.  Bola³a  go  ca³a  szczêka. –  Z  pewno-

œci¹…

Transporter usiad³ w doku. Na wezwanie Kuata dwójka pra-

cowników dzia³u ochrony korporacji odprowadzi³a now¹ szefow¹

do jej biura. Kodir mia³a podj¹æ obowi¹zki od zaraz.

Zanim Kuat wróci³ do swojej prywatnej kwatery i znów zo-

sta³  sam,  pod¹¿y³  myœl¹  po  utartych  szlakach.  W przyæmionym

œwietle gwiazd ponad Zak³adami Stoczniowymi zdj¹³ ceremonial-

n¹  szatê  i powiesi³  j¹  z  powrotem  na  wieszaku,  myœl¹c  o ³owcy

nagród Bobie Fetcie.

Klucz, myœla³. To on jest kluczem.

Do teraŸniejszoœci i przysz³oœci… jeœli w ogóle jest przysz³oœæ

dla  Zak³adów  Stoczniowych  Kuat.  I do  przesz³oœci,  która  teraz

wydawa³a siê jeszcze bardziej tajemnicza ni¿ przedtem.

Usiad³ przy swoim stole laboratoryjnym. Felinks wskoczy³ mu

na kolana, a on g³adzi³ jedwabiste futerko, pogr¹¿ony w myœlach

bardzo odleg³ych i w czasie, i w przestrzeni.

W ciemnoœci myœla³ o ³owcy nagród i o przesz³oœci.

background image

231

R O Z D Z I A £

#

WCZORAJ

– I jak nam posz³o?

Trandoszañski ³owca nagród Bossk czeka³ na odpowiedŸ w tyl-

nej czêœci kokpitu „Niewolnika I”, obserwuj¹c jego w³aœciciela i pi-

lota, który dokonywa³ w³aœnie poprawek w kursie. Przestrzeñ kok-

pitu by³a tak ciasna, ¿e ³uskowate ramiona i barki Bosska ociera³y

siê o œciany i sufit.

Ukryty za wizjerem wzrok Boby Fetta odwróci³ siê od uk³a-

dów kontrolnych.

– Nie widzê ¿adnej potrzeby analizy naszej operacji post mor-

tem – oœwiadczy³ obojêtnie. – Post mortem zreszt¹ nie jest odpo-

wiednim okreœleniem, poniewa¿ mamy nasz towar, po który przy-

lecieliœmy, a w dodatku i… – nawet pod he³mem mandaloriañskiej

zbroi bojowej mo¿na by³o wyczuæ, ¿e wzrok Fetta stwardnia³…

nikt po drodze nie zgin¹³.

To  ju¿  lekka  przesada,  pomyœla³  Bossk.  To  prawda,  ani  on,

ani Boba Fett nie zginêli w czasie akcji pojmania imperialnego sztur-

mowca renegata Trhina Voss’on’ta, ale otarli siê o œmieræ tak bli-

sko, jak to by³o mo¿liwe. Cudem tylko nie skoñczyli jako pusto-

okie trupy pod niskim niebem kopalnianej planety, któr¹ w³aœnie

opuœcili. Po wrzuceniu nieprzytomnego Voss’on’ta do jednej z klatek

w g³ównej ³adowni „Niewolnika I” Bossk natychmiast pomaszero-

wa³ do szafki z zapasami œrodków medycznych i zacz¹³ siê systema-

tycznie ³ataæ. Teraz, kiedy tak sta³ w kokpicie, mia³ jeszcze lekkie

trudnoœci z oddychaniem, poniewa¿ owin¹³ sobie pierœ przezroczy-

stym  banda¿em  œci¹gaj¹cym,  aby  unieruchomiæ  ¿ebra  po³amane

w czasie upadku z wiertnicy. Nag³a erupcja chaosu w parszywej

background image

232

knajpie w ma³ej opuszczonej osadzie górniczej z pewnoœci¹ pozo-

stanie w pamiêci Bosska jako jeden z najmniej przyjemnych epi-

zodów w jego karierze ³owcy nagród.

W czasie gdy Bossk opatrywa³ swoje rany, Boba Fett ignoro-

wa³ swoje obra¿enia, na oko znacznie gorsze – w koñcu potê¿na

masa wiertnicy spad³a wprost na niego – i przygotowywa³ „Nie-

wolnika I” do startu. Bossk niechêtnie musia³ przyznaæ, ¿e by³a to

jedyna m¹dra rzecz, jak¹ mogli teraz zrobiæ. W koñcu nie mieli

¿adnej pewnoœci, jakie jeszcze inne mechanizmy obronne przygo-

towa³ Voss’on’t na wypadek swojego schwytania. Lepiej wynieœæ

siebie, statek i towar na bezpieczn¹ odleg³oœæ poza orbitê planety.

Dopiero po za³atwieniu niezbêdnych czynnoœci Boba Fett po-

œwiêci³ nieco czasu w³asnej osobie. Wymieni³ podarte i po³amane

czêœci zbroi i uzbrojenia, korzystaj¹c z pokaŸnego zapasu czêœci

zamiennych,  jaki  trzyma³  na  pok³adzie  „Niewolnika  I”.  Nawet

w he³mie, którego czarny wizjer zosta³ strzaskany przez ciê¿ar wiert-

nicy. Boba Fett wymieni³ uszkodzony uk³ad optyczny oraz monto-

wan¹ z boku antenê komunikacyjn¹, bo tak¿e uleg³a zniszczeniu

w czasie walki. Kiedy Bossk spojrza³ na niego po tych wszystkich

zabiegach, ujrza³ ³owcê nagród, który wydawa³ siê pokiereszowa-

ny przez rozmaite doœwiadczenia, ale nie bardziej ni¿ przedtem.

Wyblak³e, wytarte mandaloriañskie kolory na powyginanym he³-

mie nie wygl¹da³y ani trochê gorzej.

Bossk bardzo chcia³by móc powiedzieæ to samo o sobie. Z tego,

co wiedzia³, jedyne osoby na pok³adzie „Niewolnika I”, które by³y

teraz w stanie gorszym od niego, to pobity i pot³uczony eksszturmo-

wiec zamkniêty w jednej z klatek ³adowni i le¿¹cy w szufladzie ma-

gazynowej martwy ³owca nagród Zuckuss. Bossk wci¹¿ by³ niemile

zaskoczony zimnym pragmatyzmem, z jakim Boba Fett na zawsze

usun¹³ go z drogi. Choæ z drugiej strony czego innego mo¿esz siê

spodziewaæ, stowarzyszaj¹c siê z kimœ takim jak Boba Fett? – my-

œla³ sobie. Tê lekcjê zd¹¿y³ ju¿ wzi¹æ sobie do serca.

– I to wszystko? – zapyta³, kiedy Fett bez dalszych dyskusji

odwróci³ siê w stronê uk³adów kontrolnych. – Nic wiêcej?

– Nie ma o czym mówi栖 Boba Fett pozwoli³ sobie na lekkie

wzruszenie ramion. – Pozostaje tylko czekaæ na wyp³atê. – Okry-

tym rêkawic¹ palcem wstukiwa³ nowe namiary w komputer nawi-

gacyjny. –  Jeœli  to  dla  ciebie  takie  wa¿ne,  mogê  powiedzieæ,  ¿e

nasza spó³ka… nasza tymczasowa spó³ka okaza³a siê sukcesem.

– Cieszê siê, ¿e tak uwa¿asz. – Bossk wyj¹³ zza pasa metalo-

wy przedmiot i z cichym klikniêciem przy³o¿y³ jego koniec do tylnej

background image

233

czêœci he³mu Boby Fetta. – Poniewa¿ w³aœnie w tej chwili rozwi¹-

zujê nasz¹ spó³kê.

Boba Fett obróci³ siê i stwierdzi³, ¿e ma przed nosem wylot

lufy pistoletu laserowego Bosska. Trandoszanin poczu³ wewnêtrz-

n¹ satysfakcjê, wyobra¿aj¹c sobie wyraz zdziwienia na twarzy ukry-

tej pod czarnym wizjerem.

– A có¿ to ma znaczyæ? – g³os Boby Fetta by³ pozbawiony

wszelkiego œladu emocji.

– Da³bym  ci  trzy  szanse  odgadniêcia,  gdybym  wiedzia³,  ¿e

ich potrzebujesz. – Bossk wycelowa³ broñ w œrodkow¹ czêœæ wi-

zjera  he³mu. –  Ale  nie  s¹  ci  potrzebne.  Mo¿e  by³eœ  doœæ  g³upi,

¿eby stowarzyszyæ siê ze mn¹ w tym zadaniu, ale na pewno star-

czy ci rozumu, ¿eby siê zorientowaæ, co siê w tej chwili dzieje. –

Jedna strona mordy Bosska unios³a siê w ironicznym uœmiechu. –

Jak ju¿ mówi³em, nasze partnerstwo uwa¿am za zakoñczone.

Odst¹pi³  krok  w ty³  w stronê  wejœcia  do  kokpitu  i da³  znak

miotaczem.

– Wstawaj.

– Doskonale – odpar³ Boba Fett i obróci³ siê razem z fotelem

pilota tak, by znaleŸæ siê twarz¹ do niego. – Ale jako by³y partner

pozwól, ¿e udzielê ci rady. To nie jest dobry pomys³.

– Zamknij gêbê. Odwróæ siê twarz¹ do iluminatora.

Bossk uwa¿nym okiem obserwowa³ Fetta, który powoli wsta-

wa³ z miejsca.

– Niczego nie próbuj. Ten miotacz ma bardzo czu³y spust…

i ja te¿. – Woln¹ rêk¹ zacz¹³ œci¹gaæ co wiêksze sztuki broni prze-

wieszone przez ramiê Boby Fetta. Odrzuca³ je w odleg³y k¹t kokpi-

tu. Wbi³ lufê miotacza miêdzy ³opatki tamtego i pozrywa³ linki wy-

zwalaj¹ce uzbrojenie, zamontowane na przegubach i przedramionach

mandaloriañskiej zbroi. Przez ca³y czas spêdzony na pok³adzie „Nie-

wolnika I” uwa¿nie obserwowa³ Fetta, dopatruj¹c siê wszystkich

ukrytych gad¿etów po kolei. Teraz, kiedy odst¹pi³ od niego, by³

absolutnie przekonany, ¿e dok³adnie rozbroi³ przeciwnika.

– W porz¹dku – rzek³. Znów ulokowa³ siê u wejœcia do kok-

pitu, nie spuszczaj¹c Fetta z muszki. – Czas na dó³.

Fett by³ ju¿ w po³owie metalowej drabinki wiod¹cej na dó³,

gdy  siê  zatrzyma³  i spojrza³  na  Bosska,  który  ca³y  czas  celowa³

w niego z miotacza.

– Oczywiœcie, zdajesz sobie sprawꠖ rzek³ ³agodnym tonem –

¿e podejmujesz naprawdê spore ryzyko. To jest mój statek i stanowi

background image

234

czêœæ mnie samego, tak jak ta broñ, któr¹ mi w³aœnie zabra³eœ. Czy

ty  naprawdê  s¹dzisz,  ¿e  nie  mam  ju¿  pod  rêk¹  ¿adnej  metody

obrony?

– No, teraz na pewno nie masz. – Bossk przykucn¹³ na skraju

luku, z którego prowadzi³a drabinka, i woln¹ rêk¹ siêgn¹³ do jednej

z kieszeni przy pasie. Wyci¹gn¹³ pe³n¹ garœæ zminiaturyzowanych

Ÿróde³ zasilania, mechanizmów wyzwalaj¹cych i przekaŸników sen-

sorowych. Urz¹dzenia z³owieszczo zalœni³y w jego d³oni.

– Nie straci³em czasu spêdzonego na pok³adzie „Niewolnika I”.

Dobrze siê wszystkiemu przyjrza³em i przygotowa³em do tego, by

wprowadziæ  parê  w³asnych  zmian.  Daj  sobie  powiedzieæ,  stary:

w rêkawie nie masz ju¿ ani jednej sztuczki. – Bossk machn¹³ mio-

taczem. – Ruszaj, ruszaj.

Kiedy Boba Fett dotar³ do ostatniego szczebla drabinki i odsu-

n¹³ siê na bok, Bossk nie traci³ czasu na schodzenie w œlad za nim.

Skoczy³, wyl¹dowa³ na ugiêtych kolanach i natychmiast z powro-

tem wycelowa³ miotacz w sam œrodek wizjera Fetta.

– Widzisz? Nie jesteœ jedyn¹ osob¹ zdoln¹ do przygotowania

niespodzianek.

– Wynika z tego, ¿e nie – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na

piersi. – Gratulujê ci. Musia³eœ to planowaæ ju¿ od d³u¿szego czasu.

– Masz absolutn¹ racjê, planowa³em to nawet, zanim tu przy-

by³em, jeszcze d³ugo przed rozmow¹ z tob¹, kiedy zaoferowa³em

ci tê robotê. – Bossk szponem kciuka wskaza³ na eksszturmowca

Voss’on’ta,  wci¹¿  le¿¹cego  bez  zmys³ów  na  pod³odze  klatki  za

plecami Fetta. – Dostaæ po³owê nagrody za ten szczególny towar

to bardzo mi³a rzecz, ale nie znam nic milszego, ni¿ zgarn¹æ wszyst-

kie kredyty.

– Tego w³aœnie chcia³eœ od samego pocz¹tku – Boba Fett po-

woli potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Niezbyt udana spó³ka.

– Có¿, co racja, to racja – wyszczerzy³ siê na niego Bossk. –

Serce mi pêka na sam¹ myœl, ¿e zdradzi³em twoje zaufanie i tak

dalej. Ale wiesz co? Powiem ci parê ciekawych rzeczy. Po pierw-

sze, obchodzisz mnie mniej wiêcej tyle, co ty³ek zdech³ego wom-

prata, co ty myœlisz na ten temat. Po drugie, to czysta gra z wza-

jemnoœci¹. Wierzy³eœ mi jako partnerowi, tak samo jak stara Gildia

£owców Nagród zaufa³a tobie, kiedy przyszed³eœ i zg³osi³eœ chêæ

wst¹pienia w jej szeregi, podczas kiedy przez ca³y czas myœla³eœ

tylko o tym, jak wbiæ wibronó¿ w nasze wspólne plecy.

– Kto ci to powiedzia³?

background image

235

– Nikt nie musia³ mówiæ, Fett. Sam sobie to potrafi³em wykom-

binowaæ. – Bossk mocniej zacisn¹³ d³oñ na rêkojeœci pistoletu. – Po-

trzebowa³em tylko pewnego potwierdzenia moich podejrzeñ. I dosta-

³em je, korzystaj¹c z kontaktów w Czarnym S³oñcu. Za kilka kredytów

bardzo chêtnie opowiedzieli mi parê interesuj¹cych kawa³ków o tym,

jak to ksi¹¿ê Xizor postanowi³ dobraæ siê Gildii do skóry.

He³m Boby Fetta przechyli³ siê na bok, jakby oczy ukryte za

czarnym wizjerem uwa¿niej przyjrza³y siê Bosskowi.

– A co w tym wszystkim robi Xizor?

– Nie  graj  ze  mn¹  w durnia,  Fett.  Nie  mam  na  to  czasu. –

Bossk  podniós³  miotacz  i znów  ustawi³  go  na  wysokoœci  he³mu

tamtego. – A jeœli mam byæ dok³adny, ty te¿ go nie masz. W ogóle

nie masz ju¿ czasu.

– Co zamierzasz zrobiæ?

– To samo, co chcia³em zrobiæ ju¿ od bardzo dawna. Od pierw-

szego dnia, kiedy nasze drogi siê przeciê³y, wiedzia³em, ¿e ta chwi-

la kiedyœ przyjdzie, Fett. I ¿e potem jeden z nas bêdzie ¿y³, a drugi

nie. Zgadnij, którym bêdziesz ty.

Boba  Fett  emanowa³  takim  samym  upiornym  spokojem  jak

przedtem.

– Bardzo du¿o gadasz jak na kogoœ, kto zamierza zabiæ.

– Nie chcia³em straciæ okazji, ¿eby ci powiedzieæ dok³adnie, co

o tobie myœlꠖ odpar³ Bossk. – Ale masz racjê. W³aœnie mi siê skoñ-

czy³a gadka. PrzejdŸmy do czêœci artystycznej. – Nie zdejmuj¹c muszki

miotacza z Boby Fetta, Bossk woln¹ rêk¹ wskaza³ œluzê zewnêtrzn¹

³adowni. – Od ciebie te¿ ju¿ nie chcê s³yszeæ ani s³owa. Wyjdziesz na

zewn¹trz, gdzie nikt i nic nie wydaje ¿adnych dŸwiêków. Jesteœmy

teraz otoczeni przez pró¿niê, Fett. WeŸ g³êboki oddech, bo to twój

ostatni. – Naje¿ony k³ami uœmiech Bosska sta³ siê jeszcze szerszy. –

Z przyjemnoœci¹ obrócê ten statek dooko³a, ¿eby siê przekonaæ, co

z ciebie zosta³o, kiedy ju¿ krew siê w tobie zagotuje, a cia³o rozpry-

œnie siê pod wp³ywem ciœnienia wewnêtrznego. Podobno ten proces

trwa na tyle d³ugo, ¿e jesteœ w stanie go poczuæ, sekundê, a mo¿e

nawet dwie. Mog¹ ci siê trochê d³u¿yæ, ale trudno. – Wskaza³ mu

kierunek broni¹. – No, ruszaj siê. Znasz drogê na zewn¹trz.

– Twoja  niezwyk³a dok³adnoœæ  jest  godna  uznania. –  Boba

Fett zrobi³ krok w stronꠜluzy. – Nieraz ju¿ zdarza³o mi siê zo-

staæ zapêdzonym w œlep¹ uliczkê na moim w³asnym statku… nie-

które  sztuki  towaru,  jakie  przewozi³em,  by³y  bardzo  pomys³o-

we… ale nigdy jeszcze nikt nie rozbroi³ wewnêtrznych systemów

background image

236

obronnych „Niewolnika I”. To coœ ca³kiem nowego. – Zatrzyma³

siê i podniós³ he³m tak, ¿e wizjer spogl¹da³ wprost w oczy Bos-

ska. – Szkoda ¿e nie pomyœla³eœ o wszystkim.

– Tak? Na przyk³ad?

– Nieraz wystarczy przeoczyæ jeden malutki szczeg󳠖 Boba

Fett podniós³ rêkê i postuka³ siê w bok he³mu. – Zostawi³eœ nie-

tkniêty mój komunikator.

Ostro¿nie, pomyœla³ Bossk. Ten ³otr bawi siê z tob¹ w kotka

i myszkê.

– Te¿ mi coœ – powiedzia³. – Kogo wezwiesz na pomoc? Je-

steœmy tutaj sami, a w tym sektorze galaktyki nie ma innych stat-

ków. Wierz mi, sprawdzi³em tak¿e i to. – Kciukiem wskaza³ za sie-

bie. – A ten znokautowany szturmowiec te¿ pewnie nie przyjdzie ci

z pomoc¹ w najbli¿szym czasie. Wiêc ruszaj. Poka¿, ¿e masz jaja,

i sam, o w³asnych si³ach wejdŸ do œluzy. Nie masz innego wyjœcia.

Boba Fett nie odpowiedzia³. Bosskowi wyda³o siê, ¿e s³yszy

st³umiony szept, jakby Fett przemawia³ do mikrofonu komunika-

tora ukrytego wewn¹trz he³mu. Minê³o kilka sekund, po których

Bossk  by³  ju¿  ca³kiem  pewien,  ¿e  coœ  us³ysza³.  Jedna  z  szafek

magazynowych za jego plecami otworzy³a siê; jej metalowe drzwi,

rozhermetyzowane, unios³y siê w górê.

– Niez³a sztuczka… – Bossk nawet nie zamierza³ siê odwra-

caæ, ¿eby sprawdziæ, co siê dzieje. – Jeœli s¹dzisz, ¿e takim g³upim

dowcipem zmusisz mnie do odwrócenia od ciebie wzroku i miota-

cza,  to  bardzo  mnie  rozczarowa³eœ.  Spodziewa³em  siê  po  tobie

czegoœ lepszego ni¿ prób odwrócenia mojej uwagi szelestem wy-

wo³anym przez komunikator.

– W porz¹dku. A teraz lepiej?

Zbarania³. Te s³owa wypowiedzia³ inny g³os, i to dok³adnie za

jego plecami. Bossk by³ jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy nagle

poczu³ na potylicy zimny dotyk lufy miotacza.

Dopiero wtedy rozpozna³ ten g³os.

– Zuckuss!

Lufa miotacza nie ruszy³a siê z jego karku.

– Zgadza siꠖ odpar³ Zuckuss, wci¹¿ ukryty za jego pleca-

mi. – A teraz mo¿e ³askawie opuœcisz broñ. Naprawdê nie lubiê,

kiedy ktoœ celuje w mojego partnera.

– Ja  to  wezmê. –  Boba  Fett  zrobi³  krok  do  przodu  i  wyj¹³

miotacz z nagle sparali¿owanej rêki Bosska. Ruchem lufy wskaza³

mu klatkê. – Stañ sobie tam.

background image

237

Bossk  wymrucza³  d³ug¹  litaniê  gard³owych  trandoszañskich

przekleñstw, ale pos³usznie wycofa³ siê pod durastalowe prêty.

– I kto tu mówi o nieczystych zagraniach…? – Jego oczy zwê-

zi³y siê w szparki, gdy spojrza³ na Zuckussa. – Wcale nie umar³eœ.

– Staram siê tego unikaæ, kiedy tylko mogê. – Miotacz trzy-

many w d³oniach Zuckussa odbi³ siê w jego ogromnych, owadzich

oczach jak w lustrze. – Choæ mojej rasie ³atwo przychodzi udawa-

nie nieboszczyka. – Spomiêdzy rurek aparatu oddechowego wyj¹³

dwie miniaturowe butle sprê¿onego amoniaku. – Jeœli pochodzi siê

z planety takiej jak Gand, gdzie ¿yj¹ zarówno istoty oddychaj¹ce

tlenem, jak i amoniakiem, trzeba umieæ siê przystosowaæ. W bo-

gatym w tlen œrodowisku mogê w ogóle przestaæ oddychaæ i ukryæ

wszelkie zewnêtrzne oznaki ¿ycia. Zazwyczaj potrafiê wytrzymaæ

przez  kilka  minut,  ale  jeœli  mam  to –  podniós³  do  góry  zestawy

powietrzne – nie ma problemu, mo¿e byæ nawet kilka dni. W³aœci-

wie to nawet wspania³y relaks.

– I  bardzo  po¿yteczny –  odpar³  Boba  Fett. –  Odkry³em,  ¿e

kiedy ma siê do czynienia z Trandoszaninem, dobrze jest mieæ pod

rêk¹ jeszcze jednego partnera.

– Ty oœliz³y… – Bosskowi zabrak³o s³ów, wiêc tylko bezsil-

nie zacisn¹³ w piêœci szponiaste ³apy. Nie wiedzia³, której ze stoj¹-

cych przed nim dwóch istot nienawidzi³ bardziej.

– Jak  mog³eœ  to  zrobiæ? –  warkn¹³  na  Zuckussa. –  Przecie¿

pracowaliœmy razem, byliœmy prawdziwymi partnerami…

– Biznes  to  biznes –  Zuckuss  lekko  wzruszy³  ramionami. –

A Boba Fett z³o¿y³ mi ofertê, której po prostu nie potrafi³em odrzu-

ciæ. Mówimy o czterdziestu procentach ceny za towar w klatce.

– Czterdzieœci! Ja da³bym ci ca³e piêædziesi¹t!

– Tak,  ale…  c󿠖  Zuckuss  z  ¿alem  pokrêci³  g³ow¹. –  Nie

jesteœ teraz w pozycji do negocjacji.

Bossk zamilk³, jeœli nie liczyæ zgrzytania k³ów i pulsu t³uk¹ce-

go mu siê w skroniach. Zdrada istot rozumnych zawsze doprowa-

dza³a go do furii.

– A ty… – Bossk zwróci³ przekrwione oczy w stronê Boby

Fetta. – Planowa³eœ to przez ca³y czas, mo¿e nie?

– Tak samo, jak ty planowa³eœ swoje – Boba Fett wsadzi³ za

pas pistolet laserowy, który zabra³ Bosskowi. Wyci¹gn¹³ do stoj¹-

cego obok Zuckussa pust¹ d³oñ. – Daj mi swój miotacz.

– Co? – wielkie oczy Zuckussa zrobi³y siê ze zdumienia jesz-

cze wiêksze. – Dlaczego?

background image

238

– Po prostu mi go daj.

Zuckuss poda³ mu broñ.

– Dziêki. – Boba Fett szybko sprawdzi³ poziom na³adowania

ogniwa zasilaj¹cego, podniós³ broñ i wycelowa³ w Zuckussa. – A te-

raz stañ tam ko³o niego.

– Co… co ty robisz?

Boba Fett sugestywnie poruszy³ miotaczem.

– Mo¿esz stan¹æ ko³o Bosska albo zabijê ciê tam, gdzie sto-

isz. Wybór nale¿y do ciebie.

– Myœla³em… – Zuckuss potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze zgroz¹, ale sta-

n¹³ obok Bosska pod œcian¹ ³adowni „Niewolnika I”. – Myœla³em,

¿e jesteœmy partnerami…

– Ty idioto! – Bossk nie móg³ wytrzymaæ odrazy, jaka w nim

wezbra³a, i otwart¹ d³oni¹ paln¹³ Zuckussa w g³owê. – Nigdy w ¿y-

ciu nie dawaj broni komuœ takiemu jak on.

– A sk¹d niby mia³em wiedzieæ? – Zuckuss potar³ uderzone

miejsce. – Ufa³em mu…

– To by³ twój pierwszy b³¹d. – Boba Fett szachowa³ obu jed-

nym pistoletem, trzymanym w okrytej rêkawic¹ d³oni. Spojrza³ na

Bosska. – A twoim b³êdem by³o przekonanie, ¿e ci ufam. Od po-

cz¹tku wiedzia³em, ¿e masz zamiar mnie wyeliminowaæ natych-

miast, jak tylko towar znajdzie siê w moim posiadaniu.

– W  porz¹dku –  skin¹³  gow¹  Bossk,  rozk³adaj¹c  rêce  na

boki. – To uczciwa ocena. Nie mo¿esz mieæ mi za z³e, ¿e próbo-

wa³em.  I naprawdê  pomog³em  ci  z³apaæ  Voss’on’ta.  Wiêc  mo¿e

zapomnijmy o tej czêœci mojego planu i przeka¿my go Kud’arowi

Mub’atowi, a nagrodê podzielmy pó³ na pó³, tak jak mieliœmy to

zrobiæ od pocz¹tku.

– Hej! A co ze mn¹? – zaprotestowa³ Zuckuss jêkliwie. – Co

ja dostanê?

– ¯aden z was nic nie dostanie – odpar³ Boba Fett – z wyj¹tkiem

strza³u z miotacza miêdzy oczy. Moja cierpliwoœæ ma swoje granice.

– Uwa¿am,  ¿e  Zuckuss  ma  racjê. –  Wycelowany  w Bosska

miotacz znacznie przyspieszy³ jego procesy myœlowe. – Uczciwoœæ

to uczciwoœæ. – Stan¹³ za Zuckussem i po³o¿y³ mu na ramionach

szponiaste ³apy. – W koñcu nie próbowaliœmy zrobiæ niczego inne-

go ni¿ ty. No wiesz, graæ tak, ¿eby wygraæ.

– Masz racjê. – Miotacz nawet nie drgn¹³ w d³oni Boby Fet-

ta. – Wy graliœcie, ¿eby wygraæ, i ja gra³em, ¿eby wygraæ. Jedyna

ró¿nica polega na tym, ¿e… ja wygra³em.

background image

239

Bossk nie odezwa³ siê wiêcej. Zamiast tego jednym p³ynnym

ruchem z³apa³ Zuckussa, poderwa³ go do góry i rzuci³ nim w Bobê

Fetta. PrzeraŸliwie wymachuj¹ca wszystkimi koñczynami postaæ

jeszcze nie zd¹¿y³a uderzyæ w cel, kiedy Bossk na ugiêtych nogach

popêdzi³ na drug¹ stronê statku. Zanim skoczy³ w jedyn¹ dla siebie

drogê ucieczki, promieñ z miotacza osmali³ mu ³uski na ramieniu.

Sprawdzaj¹c instalacje „Niewolnika I”, ju¿ wczeœniej zauwa¿y³

okr¹g³y w³az do pomocniczej kapsu³y ratunkowej. Kapsu³a musia³a

stanowiæ czêœæ oryginalnego wyposa¿enia statku, zainstalowanego

jeszcze w Zak³adach Stoczniowych Kuat, gdy firma budowa³a go

na zamówienie Boby Fetta. Trudno uwierzyæ, ¿e Boba Fett w ogóle

kiedykolwiek skorzysta³by z tego urz¹dzenia. Bossk nie by³ nawet

pewny, czy kapsu³a jest sprawna, bo zewnêtrzne uszczelnienie wi¹-

zek kabli zosta³o odkrêcone i zdjête, jakby Fett ju¿ dawno postano-

wi³ zdemontowaæ mechanizm wyrzutni i ca³¹ kapsu³ê. Jednak warto

by³o spróbowaæ. Gor¹ce iskry sparzy³y mu plecy, gdy kolejny strza³

trafi³ w przegrodê nad jego g³ow¹. W³az kapsu³y otworzy³ siê i Bossk

da³ nura do ciemnego, ciasnego wnêtrza.

– Nigdzie siê chyba nie wybierasz, Bossk…

Bossk wysun¹³ g³owê zza krawêdzi w³azu i zobaczy³, ¿e Zuckuss

le¿y na pod³odze ³adowni, os³aniaj¹c g³owê obiema rêkami. Nad nim

sta³ okryty zbroj¹ Boba Fett z miotaczem wycelowanym w kapsu³ê.

– Ju¿ da³em sygna³ do kokpitu i dokona³em obejœcia sekwen-

cji odpalenia. – Miotacz w d³oni Fetta celowa³ dok³adnie w cen-

tralny punkt w³azu. – Dla ciebie to koniec imprezy. Dos³ownie.

– Mo¿e… – odpowiedzia³ Bossk. Cofn¹³ siê w g³¹b kapsu³y

i starannie przeszuka³ kieszenie pasa. Nie mia³ przy sobie broni,

ale znalaz³ coœ, co jeszcze mog³o mu siê przydaæ: niewielki obiekt,

jeden z elementów, które powyjmowa³ z obwodów „Niewolnika I”,

gdy  rozbraja³  pok³adowe  systemy  obronne.  Kiedy  wcisn¹³  guzi-

czek na szczycie niewielkiego cylindra, wzd³u¿ jego boku zaczê³y

wêdrowaæ  maleñkie,  czerwone  œwiate³ka.  Nie  zdejmuj¹c  kciuka

z przycisku, wyci¹gn¹³ rêkê tak, by Fett móg³ go zobaczyæ przez

otwarty w³az.

– Pogadajmy.

Zuckuss ostro¿nie uniós³ g³owê z pod³ogi ³adowni.

– Bossk! – On te¿ zauwa¿y³ urz¹dzenie. – Co ty wyprawiasz?

Przecie¿ nas pozabijasz!

– Mniej wiêcej taki mam plan – zgodzi³ siê z nim Bossk. –

Nigdzie siê nie wybieram, je¿eli nie zabiorê wszystkich ze sob¹. –

background image

240

Podniós³ migaj¹cy cylinder nieco wy¿ej. – Fett… Wiesz, co to jest,

prawda? Powinieneœ, to czêœæ twojego sprzêtu.

– Miniaturowy detonator termiczny – odpar³ Boba Fett. – Nic

szczególnego. Widzia³em ju¿ istoty, które próbowa³y sobie to i owo

za³atwiæ za pomoc¹ wersji pe³nowymiarowej. Kiedy s¹ takie ma³e

jak ten, mog¹ siê przydaæ tylko do odrzucania czêœci pow³oki uszko-

dzonej w czasie wymiany ognia laserowego. I tylko po to trzyma-

³em  je  na  pok³adzie  „Niewolnika  I”. –  Fett  potrz¹sn¹³  g³ow¹. –

Mo¿esz siê nim wysadziæ, ale jest za s³aby, ¿eby zniszczyæ ca³y

statek.

– Nie musi. – Bossk odsun¹³ siê ostro¿nie od krawêdzi w³a-

zu. – Potrzebujê tylko odpowiednio du¿ej wyrwy w kad³ubie, ¿e-

byœcie nie mieli szansy dotrzeæ do Kud’ara Mub’ata bez zatrzyma-

nia siê na doœæ gruntowny i d³ugi remont. A obaj wiemy, ¿e sprawa

pojmania przez nas Trhina Voss’on’ta ju¿ siê rozesz³a. Chcia³byœ

wisieæ w przestrzeni w powa¿nie uszkodzonym statku, podczas gdy

ka¿dy ³owca nagród w galaktyce bêdzie próbowa³ ci zwin¹æ ten

cenny towar?

Boba Fett milcza³ przez kilka sekund, wreszcie skin¹³ g³ow¹.

– W porz¹dku – rzek³. – Ubijê z tob¹ interes. Uaktywniê se-

kwencjê odpalenia kapsu³y i bêdziesz móg³ odlecieæ. Ale kiedy na-

sze œcie¿ki znów siê skrzy¿uj¹… b¹dŸ przygotowany na najgorsze.

– Nie martw siê. Bêdê przygotowany.

– Zabezpiecz z powrotem detonator i rzuæ mi go tutaj.

– Chyba ¿artujesz – warkn¹³ Bossk. – Wy³¹czê detonator, kie-

dy ju¿ bêdê bezpiecznie w drodze. Ani sekundy wczeœniej.

– Jak  sobie  ¿yczysz. –  Boba  Fett  woln¹  rêk¹  siêgn¹³  w dó³

i z³apa³ Zuckussa pod ramiê. – ChodŸ, ty te¿ siê przejedziesz.

– Co… co ty… – prycha³ przera¿ony Zuckuss, gdy Fett pcha³

go w stronê kapsu³y ratunkowej. – Ale… ale jesteœ mi winny…

– W³aœnie sp³acam swój d³ug. – Z miotaczem przy skroni Zu-

ckussa Boba Fett jednym celnym kopniakiem umieœci³ go w kap-

sule. – Pozwalam ci ¿yæ.

Wnêtrze kapsu³y ledwie zdo³a³o pomieœciæ obu ³owców na-

gród. Krêgos³up Bosska wbija³ siê w zakrzywion¹ œcianê i sklepie-

nie, jedno ramiê Zuckussa wgniata³o mu siê w mordê. Odepchn¹³

Zuckussa na bok i zacz¹³ hermetyzowaæ w³az. Pochwyci³ ostatnie

spojrzenie  mrocznego,  przes³oniêtego  wizjerem  oblicza  Fetta…

i wyrzuci³ detonator na zewn¹trz w tej samej chwili, gdy w³az za-

mkn¹³ siê do koñca.

background image

241

Sekwencja odpalenia ju¿ siê rozpoczê³a, jakby kapsu³a by³a ar-

chaiczn¹ metalow¹ kul¹ wystrzelon¹ z muszkietu przez cz³onka jakie-

goœ prymitywnego plemienia. Potê¿na fala wstrz¹su spowodowana

detonacj¹ wewn¹trz statku rzuci³a Bosskiem i Zuckussem o œcianê

kapsu³y, która jednak bezpiecznie wyprysnê³a ze swojej nawy.

– Po co to zrobi³eœ? – Szybkoœæ kapsu³y b³yskawicznie usu-

nê³a j¹ ze strefy skutków wybuchu. Zuckuss otar³ krew z rozciêcia

na czole i skuli³ siê pod œcian¹ w jednym koñcu ciasnej kabiny. –

Gdyby eksplodowa³o o pó³ sekundy wczeœniej, nie zdo³alibyœmy

siê odpaliæ!

– I  tak  nie  dalibyœmy  rady  uciec,  gdyby  Boba  Fett  zd¹¿y³

obróciæ statek i ustrzeliæ nas z dzia³a laserowego. – Bossk nachyli³

siê i oplót³ kolana muskularnymi ramionami. – Chcia³em siê tylko

upewniæ, ¿e bêdzie mia³ zajêcie, dopóki nie znajdziemy siê poza

zasiêgiem strza³u.

– Jasne, to dobry pomys³. – Zuckuss zacz¹³ siê wierciæ, pró-

buj¹c wygospodarowaæ dla siebie trochê wiêcej miejsca we wnê-

trzu kapsu³y. – Dla odmiany czujê, ¿e bêdê sobie musia³ poszukaæ

jakiegoœ bardziej solidnego partnera – doda³ z niechêci¹. Jego owa-

dzie oczy unios³y siê w górê, jakby szukaj¹c w otaczaj¹cej prze-

strzeni  jakiejkolwiek  wskazówki  co  do  kierunku  lotu  kapsu³y. –

Jak s¹dzisz, gdzie ta puszka nas wywiezie?

– Kto wie? – O ile Bossk siê orientowa³, wybór miejsca prze-

znaczenia nie znajdowa³ siê w zakresie mo¿liwoœci tych urz¹dzeñ;

zazwyczaj by³y one zaprogramowane tak, aby odszukaæ i namie-

rzyæ najbli¿sz¹ nadaj¹c¹ siê do zamieszkania planetê. – Dowiemy

siê, kiedy dolecimy.

Mia³ ponur¹ pewnoœæ tylko w jednej sprawie: ¿e prêdzej czy

póŸniej, w ten czy inny sposób, znajdzie powrotn¹ drogê do Boby

Fetta.

A wtedy zap³aci mi za wszystko, przysiêga³ sobie Bossk.

Lepiej póŸno ni¿ wcale.

Uszkodzenia nie by³y du¿e i ³atwo je by³o naprawiæ. Nast¹pi³

chwilowy spadek ciœnienia atmosfery na pok³adzie „Niewolnika I”,

gdy powietrze zaczê³o uciekaæ przez otwór wybity przez detonator

termiczny, rzucony przez Bosska w charakterze gestu po¿egnalne-

go. Jednak eksplozja uaktywni³a uk³ady zabezpieczenia homeosta-

tycznego statku i zarówno konstrukcja pow³oki, jak i jej powierzchnia

16 – Spisek Xizora

background image

242

w okolicy w³azu do kapsu³y ratunkowej zasklepi³y siê b³yskawicz-

nie, niczym szybko goj¹ca siê rana na miêkkim ciele ¿ywej istoty.

Zanim jeszcze wewnêtrzne ciœnienie statku zd¹¿y³o siê ustabi-

lizowaæ, Boba Fett wzi¹³ siê do roboty, staraj¹c siê zminimalizo-

waæ skutki eksplozji. He³m mandaloriañskiej zbroi zawiera³ w³asne

zasilanie w powietrze – wystarcza³o ono najwy¿ej na kilka minut,

ale akurat tyle by³o mu potrzeba, ¿eby w porê dotrzeæ do pok³ado-

wych  zasobów  tlenu.  Teraz  bardziej  martwi³  siê  o stan  zdrowia

swojego towaru w ³adowni statku. Trhin Voss’on’t zachowa war-

toœæ tylko wtedy, jeœli pozostanie przy ¿yciu. Fett chwyci³ z jednej

z szafek butlê z tlenem i b³yskawicznie przy³o¿y³ maskê tlenow¹

do twarzy dusz¹cego siê ju¿ Voss’on’ta. Powieki szturmowca trze-

pota³y  przez  chwilê,  jakby  szok  spowodowany  niedotlenieniem

wystarczy³,  aby  przywróciæ  mu  przytomnoœæ,  ale  szybki  cios

w skroñ wystarczy³, aby znów bezpiecznie j¹ straci³.

Koniecznoœæ zajêcia siê towarem odwróci³a uwagê Boby Fetta

i uniemo¿liwi³a zrewan¿owanie siê odlatuj¹cemu Bosskowi. Tym-

czasem uszkodzenia „Niewolnika I” zosta³y zabezpieczone, a wszyst-

kie systemy powróci³y do stanu stabilnoœci. Boba Fett poszed³ do

kokpitu i stwierdzi³, ¿e po kapsule ratunkowej znikn¹³ wszelki œlad –

zarówno  w przestrzeni,  jak  i na  ekranach  skanerów. Te¿  dobrze,

pomyœla³. Zemsta rzadko stanowi³a u niego cel sam w sobie, a tym

razem zdecydowanie nie by³a warta zw³oki w podró¿y. Jeœli jeszcze

kiedyœ natknie siê na Trandoszanina, zajmie siê nim staranniej.

Na razie mia³ na g³owie inny niedokoñczony interes. Im szyb-

ciej dostarczy do miejsca przeznaczenia towar, zainkasuje nagrodê

i siê ulotni, tym lepiej siê poczuje. Pod jednym wzglêdem Bossk

mia³ racjê: im d³u¿ej tu zostanie, tym ³atwiej œci¹gnie na siebie uwagê

innych ³owców nagród. Oczywiœcie, obroni³by siê przed nimi bez

trudu, ale po co podejmowaæ niepotrzebne wysi³ki? Boba Fett po-

chyli³ siê nad uk³adami kontrolnymi statku, odczytuj¹c wskazania

mierników i próbuj¹c z ich wskazañ oceniæ stan techniczny statku.

W  mniej  ni¿  standardow¹  jednostkê  czasu  póŸniej  zna³  ju¿

odpowiedŸ. Statek dotrze na miejsce, ale w bardzo kiepskim sta-

nie. Po dok³adnym sprawdzeniu uszkodzonej czêœci przy u¿yciu

przenoœnego zestawu do diagnostyki strukturalnej pow³oki Boba

Fett opuœci³ ³adowniê i wróci³ do kokpitu. Komputer pok³adowy

przetrawi³ cyfry, które Fett do niego wprowadzi³, i dokona³ anali-

zy. Wyniki nie by³y dobre. „Niewolnikowi I” nie zagra¿a³o znisz-

czenie,  ba,  móg³  nawet  podró¿owaæ  bez  ograniczeñ  czasowych,

background image

243

ale pod warunkiem ¿e z prêdkoœci¹ podœwietln¹. Eksplozja doko-

na³a  sporych  zniszczeñ  w dyszach  bocznych  silników  do  precy-

zyjnych manewrów, znacznie ograniczaj¹c mo¿liwoœci i zwrotnoœæ

statku. Naprê¿enia zwi¹zane z przeskokiem w prêdkoœæ nadœwietl-

n¹ spowodowa³yby oderwanie od kad³uba wa¿nych powierzchni ste-

ruj¹cych. „Niewolnik I” dotar³by zapewne do sieci Kud’ara Mub’ata,

ale jako kuœtykaj¹cy kaleka.

Nie mia³ wyboru. Jeœli pozostanie w tym sektorze i zajmie siê

naprawami, bêdzie ³atwym celem dla ka¿dego, kto ma na oku jego

cenny  ³adunek.  Bezpieczeñstwo,  niezbêdne  do  wy³adowania  to-

waru, le¿y po drugiej stronie galaktyki…

Bezpieczeñstwo… i ogromna sterta kredytów. Nie, nie ma ¿ad-

nego wyboru. ¯adnego.

Uwa¿nie i precyzyjnie zacz¹³ wprowadzaæ parametry do kom-

putera nawigacyjnego, przygotowuj¹c siê do skoku w nadprzestrzeñ.

– Odezwa³ siê wywiadowca – zameldowa³ specjalista ³¹czno-

œci Czarnego S³oñca. – Statek Boby Fetta w³aœnie wyruszy³ z miej-

sca, gdzie widziano go po raz ostatni.

– Bardzo  dobrze –  odpar³  ksi¹¿ê  Xizor,  odwracaj¹c  siê  od

g³ównego iluminatora swojej kabiny na pok³adzie „Megiery”. W tej

chwili  widaæ  by³o  tylko  usian¹  gwiazdami  pustkê  przestrzeni. –

UprzedŸ wszystkich. Prawdopodobnie nied³ugo siê tu zjawi.

– Jak pan sobie ¿yczy, sir.

– Upewnij siê, ¿e wszyscy rozumiej¹ – Xizor na moment za-

trzyma³ spojrzenie na podw³adnym, po czym powróci³ do kontem-

placji jasnych punktów galaktyki. – Musimy byæ przygotowani na

jego przyjêcie – doda³ i uœmiechn¹³ siê lekko. – W sposób, na jaki

zas³uguje.

Specjalista ³¹cznoœciowiec szybko skin¹³ g³ow¹ na znak zro-

zumienia i pospieszy³ wykonaæ rozkazy.

Ksi¹¿ê Xizor skrzy¿owa³ ramiona na piersi i pogr¹¿ony w roz-

kosznych medytacjach do po³owy przys³oni³ oczy powiekami.

Szybka œmieræ, ale pewna, pomyœla³. Có¿ mo¿e byæ lepszego

dla kogoœ takiego jak Boba Fett?

background image

244

R O Z D Z I A £

$

DZIŒ

– Dowiedzia³aœ siê wszystkiego? – zapyta³ Boba Fett, spogl¹-

daj¹c przez ramiê na kobietê stoj¹c¹ w progu kokpitu. – Wszyst-

kiego, co chcia³aœ wiedzieæ?

Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.

– Postanowi³am,  ¿e  dam  Dengarowi  trochê  odpocz¹æ –  od-

powiedzia³a. –  Przerwa³  w najciekawszym  momencie –  doda³a,

uœmiechaj¹c siê z³oœliwie. – W³aœnie mia³eœ zostaæ zabity.

– Który to raz?

– A co to ma za znaczenie? – na twarzy Neeli odmalowa³o siê

coœ w rodzaju podziwu. – Opowiadanie twojej historii to bardzo

d³ugie zajêcie.

– Bywa³em  tu  i tam… –  Teraz  ju¿  nie  musia³  bez  przerwy

zwracaæ  uwagi  na  uk³ady  sterownicze  „Wœciek³ego  Psa”.  Kurs

statku zosta³ ustawiony. – Jeœli inne istoty uwa¿aj¹ to za coœ nie-

zwyk³ego, to ich sprawa. Ja po prostu zajmujê siê swoimi intere-

sami.

– Morderczymi interesami, jeœli wierzyæ temu, co s³ysza³am.

– Takie jest ¿ycie.

– Dla ciebie.

– Tylko to siê liczy.

Neelah obrzuci³a go spojrzeniem pe³nym niesmaku.

– Zaczynam siê zastanawiaæ, czy przebywanie z tob¹ to do-

bry pomys³.

– Wszystko  jest  wzglêdne –  spokojnie  odpowiedzia³  Fett. –

Mo¿e ze mn¹ jesteœ teraz bezpieczniejsza ni¿ gdziekolwiek indziej.

– Co masz na myœli?

background image

245

– W galaktyce bardzo wiele siê teraz dzieje – Boba Fett ru-

chem g³owy wskaza³ na iluminator. – Przes³uchiwa³em w³aœnie in-

formacje na g³ównych pasmach dostêpnych czêstotliwoœci. Szy-

kuje  siê  wielka  konfrontacja  pomiêdzy  Imperium  a  Sojuszem

Rebeliantów… gdzieœ w pobli¿u Endora. Ca³e si³y Imperium zmie-

rzaj¹ w kierunku tego punktu. Gdyby s¹dziæ z pozorów, mo¿e to

byæ coœ wielkiego. I decyduj¹cego.

– No to co? – Neelah nie wydawa³a siê wstrz¹œniêta. – Z tego,

co mówi³ Dengar,  wywnioskowa³am,  ¿e  zawsze  jakoœ  potrafi³eœ

prze¿yæ, niezale¿nie od tego, kto by³ na wierzchu.

– To siê udaje – odpar³ – jeœli w galaktyce jest wiêcej ni¿ jed-

na  si³a  d¹¿¹ca  do  dominacji.  Wiele mo¿na dokonaæ pod samym

nosem nawet takiego despoty jak Imperator Palpatine, o ile jego

uwaga jest skupiona na przeciwniku doœæ silnym, aby stanowi³ dla

niego wyzwanie. Sojusz Rebeliantów sprawi³ mu do tej pory wiele

problemów, ale mam wra¿enie, ¿e szczêœliwa passa Rebeliantów

dobiega koñca. Palpatine mia³ wiele okazji, ¿eby rozszyfrowaæ ich

s³aboœci, i teraz zamierza ich zmia¿d¿yæ raz na zawsze.

– A ty s¹dzisz, ¿e mu siê to uda?

– Nie  zak³ada³bym  siê,  ¿e  nie –  Boba  Fett  z  powrotem  od-

wróci³ fotel pilota do pulpitu sterowniczego. – A kiedy to ju¿ siê

stanie, galaktyka stanie siê miejscem znacznie zimniejszym, bar-

dziej ponurym i zabójczym. Cokolwiek sobie myœlisz, jestem przy-

najmniej wolnym strzelcem i motywuje mnie wy³¹cznie zysk. Z Im-

peratorem Palpatine’em jest nieco inaczej.

Obejrza³ siê przez ramiê. Neelah powoli skinê³a g³ow¹, pogr¹-

¿ona we w³asnych myœlach. Fett wiedzia³, ¿e ocenia swoje szanse

prze¿ycia w takiej galaktyce, jak¹ jej opisa³. Czu³, ¿e dziewczyna

nie jest na tyle g³upia, ¿eby ¿ywiæ jakiekolwiek nadzieje. Wiedzia³

jednak, ¿e to jej nie powstrzyma.

Podobnie jak nie powstrzyma jego.

Boba Fett nie musia³ siê ogl¹daæ, aby wyczuæ, ¿e znowu jest

sam  w kokpicie.  Neelah  wróci³a  do  ³adowni  statku.  Rozpar³  siê

wygodnie  w fotelu  pilota  i p³asko  po³o¿y³  d³onie  na  porêczach.

Wkrótce „Wœciek³y Pies” dotrze do kresu swojej podró¿y. Teraz

pozosta³o mu ju¿ tylko czekanie w pe³niej gotowoœci. To – i pew-

noœæ œmierci. Swojej… lub tej drugiej istoty.

Podobnie jak to by³o kiedyœ, gdy jego w³asny statek, „Niewol-

nik I”, wci¹gn¹³ go w pu³apkê. Pu³apkê, w której on, Boba Fett,

mia³ zgin¹æ.

background image

246

Przymkn¹³  oczy  pod  os³on¹  wizjera  i pogr¹¿y³  siê  w mroku

w³asnej przesz³oœci.

Zastanawia³ siê, ile razy jeszcze przyjdzie mu umrze慠nie

umieraj¹c. Pewnego dnia wszystko siê skoñczy.

Ale jeszcze nie teraz, pomyœla³. Jeszcze nie.

background image

247

PODZIÊKOWANIA

Autor pragnie podziêkowaæ Sue Rostoni za redakcjê, Michaelowi

Stackpole’owi za opiniê znawcy broni oraz Geri Jeter, absolwent-

ce gemmologii, za porady dotycz¹ce kamieni szlachetnych.