background image

 

 

 
 
 

PROLOG

PROLOG

PROLOG

PROLOG    

 
 
 

Fallodon, Anglia  

Listopad 1384 r. 

 

U

iegła ile sił w nogach. Jej jedynym celem były drzwi znajdujące się na końcu 

korytarza. Jeżeli chciała jeszcze kiedykolwiek ujrzeć światło poranka, musiała dostać się tam 
jak najszybciej. Czas nie był jej sprzymierzeńcem. Nikt nie był... Ludzie, na których liczyła, 
zdradzili ją. 

Dotarła  do  drzwi  sypialni  i  pchnęła  je  z  całej  siły.  „Otwarte  ‘  –  pomyślała  z  ulgą. 

Szybko  przekręciła  klucz  w  zamku.  Była  zmęczona  i  obolała.  Ujrzawszy  w  rogu  pokoju 
wielką  skrzynię,  postanowiła  przesunąć  ją  i  zablokować  wejście.    Na  nic  się  to  zdało,  gdyż 
była  zbyt  ciężka.  Wpadła  w  panikę  i  zaczęła  gorączkowo  rozglądać  się  po  pokoju  w  celu 
znalezienia  jakiejś  kryjówki.  Zaklęła  głośno.  Dlaczego  nie  zdecydowała  się  uciec  do  pokoju 
Charlesa, tam przynajmniej były dwa wyjścia. Uświadomiwszy sobie swoją głupotę, usłyszała 
głośne walenie. 

-

 

Wyłaź !!! – ryknął męski głos. Mężczyzna był już po kilku kuflach piwa – Wiem, że 

tam jesteś !!! 

  Uciekła  w  najdalszy  kąt  pomieszczenia.  Na  stoliku  stała  szkatuła,  która  zawierała 

wszystko  co  posiadała.  Nie  było  tego  wiele.  Nie  zastanawiając  się  ani  chwili,  wyciągnęła 
mały,  ozdobiony  brylantami  sztylet  –  jedyną  pamiątkę,  jaką  pozostawił  po  sobie  jej  ojciec. 
Łzy napłynęły jej do oczu. Modliła się o to, aby nie było jej dane go użyć. 

Podbiegła  do  okna  i  opierając  się  na  parapecie,  spojrzała  w  dół.  A  raczej  starała  się. 

Widoczność  była  znikoma.  Panował  mrok.  Do  poranka  brakowało  dwóch  godzin.  Krople 
deszczu dudniły o szybę. Nie była w stanie ocenić, ile metrów brakowało jej do bezpiecznego 
gruntu.  Jedyne  co  zapamiętała  z  opowieści  Jeffreya  o  tym  zamku,  było  to,  iż  pokoje 
sypialniane  znajdowały  się  na  drugim  piętrze.  To  prawie  dwadzieścia  metrów.  Za  dużo... 
Jeżeli  skoczy,  zginie...Chyba,  ze  szczęście  jej  dopisze  i  połamie  sobie  tylko  nogę.  Później 
doczołga  się  do  stajni,  wsiądzie  na  konia  i  popędzi  do  najbliższej  wioski  po  pomoc.  Mało 
prawdopodobne... 

background image

 

Jej  rozmyślania  przerwało  ponowne,  znacznie  głośniejsze  uderzanie  pięściami  w  

drzwi. „ To już koniec „ - pomyślała. Serce podskoczyło jej do gardła. W tę jedną noc całe jej 
dotychczasowe  życie  legło  w  gruzach.  Przystanęła  obok  drzwi,  gotowa  rzucić  się  w  każdej 
chwili na swego przeciwnika. Usłyszała jak do niej mówi: 

-

 

Jeszcze  żadna  dziwka  Charlesa  mi  się  nie  oparła  –  powiedział  to  z 

samozadowoleniem,  po  czym  zagroził  –  Jeżeli  natychmiast  nie  otworzysz  tych  drzwi, 
wywarzę je i na oczach wszystkich wezmę cię siła tu i teraz !!! 

Wiedziała,  że  tak  czy  później  by  to  zrobił.  Zgwałcił,  pozwolił  na  to  samo  swoim 

kompanom, a potem zabił. 

-

 

SARAH  !!!  –  usłyszawszy  swoje  imię  w  jego  ustach,  zrobiło  się  jej  niedobrze  – 

Słodka,  piękna  Sarah...  Otwórz...  Zobaczysz,  że  po  wszystkim  nie  będziesz  mogła  się  ode 
mnie odkleić... 

W wyobraźni ujrzała jego obleśny uśmiech i to co miał zamiar z nią robić. Za każdym 

razem,  gdy napotykali się spojrzeniami, miał ten  sam zawzięty wyraz twarzy, który mówił :   
„ prędzej, czy później będę cię miał”.  Na wspomnienie dnia, kiedy to śledził ją spacerującą 
samotnie po lesie i  o mało jej nie zgwałcił, przeszły ją dreszcze. 

- Guildford  – usłyszała słaby głos swojego przyjaciela, Jeffreya – Proszę, pozwól jej 

odejść.  Ona  nie  jest  niczemu  winna.  To  z  Greyem  masz  do  wyrównania  rachunki.  Wypuść 
dziewczynę... 

Nastąpiła cisza. „Boże,  on go zabije  !” – i już sięgała do klucza, by otworzyć drzwi, 

gdy usłyszała: 

-  Grey  zjawi  się  po  to  ,  by  ją  uwolnić...  A  jak  tu  dotrze,  powitam  go  z  otwartymi 

rękoma... Myślisz, że bachor w brzuchu tej dziwki zrobi na nim wrażenie ? 

-  Tylko  ją  tknij,  a...-    nie  zdążył  dokończyć,  bo  już  leżał  powalony  na  ziemię,  z 

mieczem przystawionym do gardła. 

- Gdzie jest zapasowy klucz ? – warknął Guildford. 
- Jesteś głupcem, jeżeli myślisz, że ci powiem – wykrztusił lokaj, otrząsając się z ciosu 

jaki mu zadano. 

Uszom  Sarah  dobiegł  dźwięk  łamanej  kości.  Miała  rękę  na  klamce  i  już  zamierzała 

otwierać  drzwi,  gdy  w  zamku  zazgrzytał  klucz.  Odskoczyła  gwałtownie  na  druga  stronę 
pokoju, po czym, gotowa na swego wroga, czekała. Ogarnęło ją przerażenie. Zacisnęła palce 
na rękojeści sztyletu. Ostatnie przekręcenie zamka i drzwi powoli uchyliły się. Sparaliżowana 
Sarah,  stała  w  miejscu  i  obserwowała  jak  intruz  wypełnia  framugę  swoją  wielką  posturą. 
Zrobiło  jej  się  słabo.  Spodziewając  się  ujrzeć  demoniczną  twarz  pijanego  mężczyzny, 
zacisnęła usta, omal nie przegryzając warg. Jednak oczy, w które spojrzała, nie były oczami 
Spencera Guildforda. Były oczami diabła... 

Sarah - sparaliżowana strachem i własną głupotą, przestała oddychać. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

1111    

 
 

LONDYN, KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ 

 
 

W

wudziestoletniej Sarah Aston nikt jeszcze nie całował – aczkolwiek nie w taki 

sposób. Twardo, z doświadczeniem i brutalnie. Tak, jak całuje się kobietę lekkich obyczajów. 
Oczywiście, wiedziała kim on jest. W trakcie wieczornej zabawy zorganizowanej przez 
Morganę, nieraz przez przypadek natrafiała na jego spojrzenie. Jego wzrok przebijał na 
wskroś osobę, na którą patrzył. Podczas uczty miała niestety to szczęście, aby siedzieć 
naprzeciwko niego. Wtedy wydawał się taki samotny i obcy pośród wszystkich tych 
sztucznych ludzi. Zrobiło się jej jego żal. Sama nie miała ochoty schodzić dziś na dół. Po 
całodziennej podróży z  Lancaster do Londynu jedyne na co miała ochotę, było położenie się 
do ciepłego i miękkiego łóżka. Ale ciotka Morgana wymusiła na niej uczestnictwo, 
zagrażając, że będzie musiała brać udział we wszystkich wieczorach planowanych w 
następnym tygodniu. Sarah wolała poświęcić ten jeden dzień w imię wolności przez resztę 
pobytu. 

Nienawidziła spotkań organizowanych przez ciotki. Morgana i Bessie, ciężko 

doświadczone przez los, za wszelką cenę pragnęły zrekompensować sobie wszystkie krzywdy 
jakie je spotkały. W tym celu spraszały do posiadłości całą śmietankę towarzyską Londynu. 
W większości byli to ludzie młodzi i w przeważającej większości mężczyźni. Sarah zawsze 
zastanawiało, dlaczego kobiety ( bardziej chętne do brania udziału w tego typu maskaradach ) 
starały się omijać dom jej ciotek wielkim łukiem ? Aż do dzisiaj... 

Po wystawnej uczcie, występie trupy muzycznej i kilku partiach szach, ciotki ogłosiły, że 

już pora zakończyć wieczór. Poinstruowały gości, gdzie znajdują się pokoje sypialniane. 

-

 

No to pora spać – powiedziała zagadkowo Connie, która także mieszkała w tym domu. 

Z resztą nie tylko ona. Pod swój dach Bessie i Morgana przygarnęły także Ginny, Chelsea, 
Margareth, Stephanie i Annie. – Którego sobie upatrzyłaś, co ? 

W pierwszej chwili Sarah nie zrozumiała o co chodzi.  
-

 

No, który ci się podoba ? – dopytywała przyjaciółka – Chyba mi nie powiesz, że 

ż

aden. Spójrz na lorda Collina, nie dość, że jest nieziemsko przystojny, to na dodatek posiada 

nie zgoła dużą fortunę. Wprost idealny mężczyzna dla takiej kobiety jak ty...Ale jeżeli chcesz 
go mieć tylko dla siebie, to musisz działać szybko. Patrz, Annie tez chce się koło niego 
zakręcić... 

W drugim końcu pokoju, przy oknie stała Annie – otoczona przez gromadkę wielbicieli. 

Była najpiękniejszą kobietą pośród mieszkanek Servant Hall. Była niska, lecz nie 
przysadzista. Miała szczupłą talię, jak na swój wzrost długie nogi oraz to co rzuca się na 
pierwszy plan, gdy mężczyźni się z nią witają – duży biust. Dzisiejszego wieczoru uwydatniła 
go jeszcze bardziej, poprzez silnie zasznurowany gorset.. Długie blond włosy związane były 
w mały koczek, który ukazywał szyję i ramiona. Suknia ze szkarłatnego jedwabiu opinała 
możliwie wszystkie wypukłości. Trochę zazdrościła jej tego. 

-

 

No to jej nie przeszkadzam – odparła wyraźnie Sarah – Jeżeli chce go mieć, to prędzej 

czy później, by go miała. Nie znasz Annie?  

background image

 

-

 

Masz rację – przyznała niechętnie Connie, po czym dodała weselej  – Porównując was 

obie, łatwo się domyślić, która nie ma żadnych szans na zaskarbienie sobie przyjaźni lorda. 
On nie lubi inteligentnych kobiet... Annie świetnie się nadaje do tej roli. 

Obie wybuchły śmiechem.  
-

 

A co powiesz na lorda Ramsey’a ? Nie jest może zbyt młody, ale jest niezwykle 

zabawny. 

-

 

 To znaczy ? Opowiada kawały ? – dopytywała się Sarah. 

-

 

Nie, za każdym razem jak na niego patrzę to chce mi się śmiać 

Właśnie w tej chwili lord Edward Ramsey przystawiał się do Margareth. Nie był zbyt 

trzeźwy, a odzienie zdążył już poplamić chyba wszystkimi posiłkami jakie dzisiaj serwowano. 
Ramsey był dość niezwykle indywidualną osobowością. Powoli dochodził do pięćdziesiątki, 
włosy już dawno zmieniły barwę z miedzianych na siwe. Jeszcze chwila, a wyrośnie mu drugi 
podbródek, a przez gigantyczny brzuch nie będzie mógł ujrzeć swoich krótkich nóżek. Sarah 
słyszała, ze miał już trzy żony, ale każda z nich nie mogła z nim wytrzymać. Wszystkie 
zostawiły go dla kochanków. Trochę smutne, ale cóż.... 

-

 

Jak podobał ci się dzisiejszy wieczór ? – spytała swoim aksamitnym głosem Bessie, 

wyrastając wprost przed Sarah – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. 

Bessie jak na swój wiek wyglądała na o wiele młodszą. Miała długie czarne włosy, 

których nie lubiła związywać. Teraz rozpuszczone opadały na ramiona i biust. Niezwykle 
piękne w całej jej twarzy wydawały się oczy, które były koloru brązowego. Właśnie poprzez 
swoje zmysłowe spojrzenie, potrafiła zahipnotyzować niejednego młodzieńca. 

-

 

To był niezwykle ujmujący wieczór, ciociu – odpowiedziała grzecznie Sarah – Z 

resztą jak wszystkie, które urządzacie razem z ciocią Morganą. 

-

 

Jakżeby mogłoby być inaczej – odrzekła z samozadowoleniem, po czym dodała – 

Miałyśmy nadzieję, ze wszystko pójdzie zgodnie z planem, jednakże... 

-

 

Jednakże...? – wtrąciła się Connie. 

-

 

Musiałyśmy źle oszacować liczbę gości – powiedziała to z udawanym smutkiem – 

Okazało się, ze nie wszyscy mają gdzie przenocować. Całe drugie piętro jest zapełnione, a nie 
mogę pozwolić na to, aby ktoś wracał do domu w środku nocy. 

-

 

Chcesz powiedzieć, ze wszystkie dwanaście sypialni jest zajętych? – zdziwiła się 

Sarah – W takim razie nie można by było rozłożyć im posłań tutaj, w wielkiej sali ? 

Bessie popatrzyła na Sarah z naganą. 
-

 

Sarah, kochanie. O gości trzeba należycie dbać – powiedziała to jak do kilkuletniego 

dziecka – Co by sobie pomyślał lord Orwell, gdybym kazała mu spać w sali balowej ? Albo 
lady Borough dowiedziawszy się, że nie ma dla niej miejsca.  

Bessie rozejrzała się po pokoju i utkwiła swoje spojrzenie na drugim końcu.  
-

 

Mogłabyś dołączyć do Margareth ? – zwróciła się do Connie – Wydaje mi się, że stary 

Ramsey zaraz będzie miał kłopoty, jeżeli nie odciągniesz jej od niego. 

-

 

Tak jest – z niechętną miną przyjaciółka powędrowała w stronę lorda i Mary 

Lord Ramsey był już mocno wstawiony. Próbował obmacywać Maggie, a nawet skraść 

pocałunek. Pewnie nawet nie wiedział z kim rozmawiał. Margareth była osobą o niezwykle 
sympatycznym uosobieniu, jednakże w takiej sytuacji niejedna kobieta wpadłaby w gniew. Po 
dołączeniu Connie, lord musiał na razie zaprzestać swoich planów. 

-

 

Odnośnie ciebie – zwróciła się do Sarah ciotka – W korytarzu czeka miły młodzieniec. 

Prosił mnie o pokazanie mu pokoju, gdzie miałby spać, jednakże w tej chwili muszę jakoś 
rozwiązać problem z innymi gośćmi. Wspaniale byłoby z twojej strony, gdybyś zaprowadziła 
go do sypialni....Później oczywiście sama możesz udać się na spoczynek.... 

„ O co jej chodzi?” – pomyślała Sarah –„ Jaki znowu mężczyzna?”. Spojrzała na ciotkę, 

lecz jej mina nie wyrażała żadnych emocji. 
Widząc zwątpienie w oczach dziewczyny, Bessie ostrzegła : 

background image

 

-

 

Pamiętaj o naszej umowie. Ten jeden wieczór masz mi być posłuszna. Chyba, że 

chcesz przez cały następny tydzień widzieć twarz lorda Ramseya czy Orwella ? 

-

 

W porządku – zgodziła się Sarah – Nie mam innego wyjścia, prawda? 

-

 

Wspaniale – rzekła uradowana ciotka – Czeka na ciebie w głównym korytarzu. 

Bessie zbierała się do odejścia, po czym odwróciła się i dodała z tajemniczym 

uśmiechem: 

-     Na imię ma Charles Grey. 

 

„Charles Grey” – Sarah powtarzała sobie w myślach to znajome nazwisko. Jakby 

wcześniej już je słyszała... 

Dojście do głównego holu zajęło jej jakąś minutę. Po drodze zatrzymała się tylko na 

chwilę, by spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Sarah, podobnie jak swoja zmarła matka, 
sprawiała wrażenie istoty delikatnej i kruchej. Cerę miała gładką, jasną i świetlistą, a usta 
zaróżowione. Długie czarne włosy spływały kaskadą fal na ramiona, kończąc się na 
wysokości pasa. Najbardziej w swoim wyglądzie nienawidziła oczu. Były koloru fiołkowego 
– łatwo zapadały w pamięć. Po dokładniejszych oględzinach z ulgą stwierdziła, że w świetle 
palącej się na korytarzu lampy, jej oczy przybrały kolor niebieski.  

Ruszyła przed siebie niepewnym krokiem. Co to za mężczyzna czekał na nią, a raczej na 

ciotkę Bessie ? Czy umówili się na potajemną schadzkę, a ciotka ze względu na zamieszanie 
wywołane z posłaniami, a raczej ich braku, nie mogła zjawić się w wyznaczone miejsce? 

Sarah przestała o tym rozmyślać, gdy na końcu długiego holu spostrzegła mężczyznę. Stał 

do niej tyłem, więc nie mogła ujrzeć jego twarzy. Coś niepokojącego było w jego postawie. 
Coś groźnego, ale zarazem znajomego. Powoli zbliżała się na palcach, aby nie zwrócić na 
siebie uwagi. Gdy stała zaledwie dwa metry od nieznajomego, niepewnym głosem spytała : 

-

 

Pan Charles Grey? 

Mężczyzna odwrócił się i w pełnym blasku lamp, Sarah dostrzegła jego twarz. Starała się 

zachować pozory spokoju, jednak wewnątrz jak najszybciej pragnęła uciec od niego jak 
najdalej. 

-

 

Zależy kto pyta? 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

2222    

 
 
 
 

`

iał już tego dosyć. Nowe suknie, klejnoty, spotkania towarzyskie... Jak na 

kochankę była bardzo droga w utrzymaniu. Część swojego czasu oraz miesięcznego dochodu 
poświęcał na spełnianie jej zachcianek. W zamian za to ona odpłacała mu się czymś innym. 
Przez większą część tygodnia oddawali się wszelkiego rodzaju igraszkom miłosnym ;) Jednak 
już od jakiegoś czasu zauważył, że apetyt na tę krągłą i pełną kobietę zmalał. Mimo, iż za 
każdym razem, gdy się spotykali, wykazywała entuzjazm i duże doświadczenie, zaczęła go 
nudzić...Patrząc na to, iż na początku może i była warta całego tego splendoru, tak teraz miał 
pewne wątpliwości. Początek końca zainteresowaniem jej osobą zaczął się wtedy, gdy 
dowiedział się o jeszcze jednym mężczyźnie, który regularnie odwiedzał tak dobrze znaną 
Charlesowi sypialnię. Nie lubił, gdy ktoś robił z niego głupca... A na pewno nie kobieta.... Od 
samego początku nie mógł mieć stuprocentowej pewności co do szczerości swojej kochanki. 
Nie wiedział ilu było przed nim, ani też ilu zastąpi jego miejsce.  

Sprytnie postąpiła zapraszając go na to przyjęcie. Pewnie domyślała się co chce jej 

powiedzieć. Przez cały wieczór nie zamieniła z nim ani jednego słowa, pomijając jakiś gest 
czy spojrzenie. W pierwszej chwili pomyślał, że może faktycznie godzi się z jego odejściem. 
Nie była kobietą delikatną, ani też wylewną w swoich uczuciach. W łóżku, owszem, była 
namiętna i przejmowała inicjatywę, ale to tyczyło się tylko granic sypialni. W otoczeniu 
innych ludzi przywdziewała maskę próżności i wyniosłości. Jakby chciała pokazać, że nie 
każdy może ją mieć... 

Rozmyślał o tym jak raz na zawsze zakończyć związek z Bessie, gdy niespodziewanie 

za plecami usłyszał  kobiecy głos. Usłyszał swoje imię... Podirytowany tym, że w całym 
domu nie może pobyć sam ani na chwilę, odwrócił się. Już dzisiaj widział tę twarz, wiele 
razy...  Siedząc naprzeciwko niej podczas uczty, zastanawiał się jakiego koloru są jej oczy ? 
Nigdy jeszcze w swoim dotychczasowym życiu nie patrzył w kobiece oczy o takim 
odcieniu...Hipnotyzowały...Sprawiały, że wszystko inne przestawało mieć znaczenie... 

Z gorzkim smakiem stwierdził, że była młoda. Zbyt młoda jak dla niego...Miała góra 

dwadzieścia lat. On mając trzydzieści dwa nie wdawał się w romanse z młódkami. Nie miał 
takiego zwyczaju, jak co po niektórzy. Może gdyby był kilka lat młodszy... 

-

 

Pan Charles Grey? – usłyszał niepewny głos dziewczyny. Ręce skrzyżowała na piersi, 

pewnie dlatego, aby ukryć ich drżenie. To dobrze, że sprawiał wrażenie groźnego. Taki 
właśnie powinien jej się wydawać. Groźny, niebezpieczny, nie warty zaufania...Stary... 

-

 

To zależy kto pyta? – odpowiedział niegrzecznie, czekając na jej reakcję. 
Po niewielkim rozluźnieniu, mającym miejsce przed sekundą, nie było śladu. Twarz 

jej stężała i przybrała barwę ciemnego wina. Pewnie zrozumiała z jakim typem człowieka ma 
do czynienia. 

-

 

Przepraszam za moją impertynencję, panie – rzekła nieszczerze – Nazywam się Aston. 

Sarah Aston. 

Ukłoniła się tak nisko, że mógł bezczelnie podziwiać wszystkie jej wdzięki. 

Szczególnie te dwa z przodu. 

background image

 

-

 

Tak więc, czy mam przyjemność z panem Charlesem Greyem? – nie dawała za 
wygraną.  

-

 

Widząc twój upór, pewnie nie wywinę się od nie udzielenia odpowiedzi – kącik jego 

górnej wargi powędrował do góry –  Charles Richard Grey, drugi hrabia Fallodon i trzeci 
hrabia Hostwick Hall jest do pani usług – podniósł jej dłoń, przystawił do swoich warg i 
złożył niezwykle szarmancki pocałunek – Czym mogę usłużyć pani, Sarah Aston? 

Doskonale zdawał sobie sprawę z komizmu tej sytuacji. Dziewczyna jednak chyba nie 

widziała w tym niczego zabawnego. Szybkim i wyćwiczonym ruchem wyrwała swój 
nadgarstek z jego dłoni. Przyjąwszy sztywną postawę, spojrzała mu w oczy i z niezwykła 
determinacją odrzekła: 

-

 

Może być pan pewien, hrabio Grey, że ani teraz, ani nigdy indziej nie mam zamiaru 

korzystać z pańskich usług – zrobiła pauzę - Odnośnie celu naszej rozmowy, panie, 
poproszono mnie o wskazanie ci  pokoju gościnnego, w którym spędzisz dzisiejszą noc. Tak 
wiec nie traćmy czasu i jak najszybciej udajmy się do wschodniego skrzydła. Proszę za mną. 

Sarah ruszyła prosto korytarzem, z ulgą stwierdzając, że mężczyzna udaje się za nią. 

Bardzo pewny siebie... Pewnie niejednej kobiecie zawrócił w głowie tym swoim 
uśmieszkiem, a już na pewno zrobił na nich wrażenie dotyk warg muskających ich dłonie ( w 
przypadku Sarah rękawiczkę ). Ciekawe ile takich pocałunków musiał złożyć na rękach 
kobiety, aby ta zgodziła się na pójście z nim do łóżka? Pewnie ani jednego... Na widok jego 
samego same rozbierały się do rosołu...” Mnie by nie zmusił „ – pomyślała – „ Takie sztuczki 
na mnie nie działają...Ale skąd mam to wiedzieć, skoro nikt się do mnie w taki sposób nie 
zwracał. No, pomijając Francesa, ale to co innego” 

-

 

Jakiego są koloru ?  - usłyszała blisko za swoimi plecami jego głos. 

-

 

Ale co ? – zapytała nie odwracając się i nie zmieniając prędkości z jaką się poruszała. 

-

 

Twoje oczy, jaki mają kolor ? – dopytywał się, sprawiając jednocześnie wrażenie 

jakby mu na tym zależało. 

Zatrzymała się i spojrzała na niego z powątpieniem. 

-

 

Jakiego koloru są moje...oczy ? – spytała, ale już swoim delikatnym i spokojnym 

głosem – Jest pan chyba jedyną osobą, która mnie o to pyta... 

-

 

Czy wielbiciele nigdy nie komplementowali tej części twojej twarzy? Tylko głupiec 

nie dostrzegłby prawdziwego piękna, które się za nią kryje.  

Sarah zmarszczyła czoło i zaczęła zastanawiać się, jak wybrnąć z tej niezręcznej 

sytuacji. Nie posiadała nigdy „takich wielbicieli” jakich miał na myśli. Nie miała możliwości 
zadawania się z młodzieńcami w swoim wieku. Kto więc w takim razie miał ją adorować? 
Chyba nie ci starzy lordowie, którzy wolne chwile spędzali w towarzystwie młodych i 
pięknych kobiet.  Poczuła zażenowanie. Już dawno zdążyła zauważyć prawidłowość, że 
każda istota płci męskiej ulega bezzwłocznie urokowi Annie, Margareth, Chelsea i reszcie 
dziewczyn. Tylko nie jej...  

-

 

To pewnie o tobie musiał mówić mi dzisiaj Collin. „ Właśnie przed chwilą ujrzałem 

najpiękniejszą kobietę na świecie, której oczy wyglądają jak prawdziwe szmaragdy” – 
zacytował – Tak, to z pewnością o ciebie mu chodziło. Muszę przyznać, że niełatwo jest 
zaskarbić sobie sympatię lorda Collina, pomijając damy, które opłaca.  

Wypowiedział to z takim sarkazmem, jakiego Sarah jeszcze nigdy dotąd nie słyszała, 

nawet u żadnej ze swoich ciotek. 

-

 

A może... – ze skupieniem zaczął wpatrywać się w jej twarz –  Tak szybko chcesz 

mieć mnie z głowy. Czyżbyś spieszyła się tak bardzo, bo gdzieś w jednej z kilkunastu sypialni 
z niecierpliwością ktoś oczekuje twojej wizyty?  

Z powrotem doprowadzał ją tym swoim głupim gadaniem do wściekłości. A przecież 

znali się dopiero kilka minut? Impertynencki, irytujący, nieznośny... 

background image

 

-

 

Nawet jeśli, to nie muszę panu niczego opowiadać – rzekła przez zaciśnięte zęby – 

Chciałabym jak najszybciej znaleźć się już w mojej sypialni ! 

Widząc znaczną zmianę w wyrazie jego oczu, szybko dodała: 

-

 

Przebyłam dzisiaj bardzo długą drogę i chciałabym odpocząć. Sama ! Chyba tyle mi 

się należy, prawda? Jeśli więc pan pozwoli, nalegałabym na jak najszybsze dotarcie do 
wschodniego skrzydła i rozstanie się na progu. 

-

 

Oczywiście – wskazał jej pierwszeństwo, po czym ruszył za nią. 
Nie odezwał się już do niej ani słowem, chociaż czuła jego spojrzenie za plecami. Ze 

zdziwieniem stwierdziła, że gdy na niego nie patrzy, może spokojnie oddychać. Grey 
emanował niezwykłą siłą. Wyższy o półtorej głowy, musiał schylać się, aby spojrzeć Sarah 
prosto w twarz. Chciała wiedzieć o nim jak najwięcej, i z tego prostego faktu palnęła prosto z 
mostu: 

-

 

Moja ciotka nie odwiedzi cię dzisiaj w twojej sypialni – rzekła z tryumfem – Jest zbyt 

zajęta. Na pewno nie znajdzie czasu dla swojego bliskiego przyjaciela...Ani nie dzisiaj, ani 
nie jutro, kto wie kiedy?... 

-

 

O czym ty teraz ględzisz? – powiedział rozbawiony – O jaką znowu ciotkę ci chodzi? 

Sarah popatrzyła na niego z politowaniem. 

-

 

Przecież wiem, że Bessie robi to z tobą za pieniądze. Nie wyrzekniesz się tego. 
Po chwili dotarł do niego sens jej wypowiedzi. Z zadowoleniem spostrzegła 

zdziwienie na jego pięknej twarzy. 

-

 

Chyba mi nie powiesz, ze Bessie jest twoją ciotką?- gdy przytaknęła, roześmiał się 

głośno, a jego śmiech rozniósł się po korytarzu – Czy mówimy o tej samej osobie? 

-

 

A widziałeś tutaj jakąś inną Bessie?! 

-

 

Ale...to nie możliwe – ciągle się śmiał – Bessie jest... Ty jesteś... młoda. Właściwie, to 

ile masz lat, dziewczyno? 

-

 

Mam dwadzieścia lat i jestem już wystarczająco dorosła i dojrzała – widząc chochliki 

w jego oczach, niemalże wykrzyczała – Ale nie w taki sposób jaki sobie znowu wyobrażasz!  

-

 

Skąd wiesz o czym myślę? Ja wcale nie myślę o tym, o czym ty myślisz, że faceci 

zawsze myślą. Jest jeszcze wiele rzeczy, które zaprzątają teraz moją głowę i na pewno jedną z 
nich nie jest potajemna schadzka z Bessie ! 

To dlaczego wiedział o kogo jej chodzi? Bo robił to z nią ! Pewnie nie raz. Sarah nie 

dowiedziałaby się o ich związku, gdyby nie przypadkowy komentarz Chelsea pod jego 
adresem. Powiedziała, że zazdrości Starej Bess takiego namiętnego kochanka. Dodała tez, że 
sama chciałaby zabawić się z takim ogierem w swojej sypialni (!) Yahhh  Jak ona mogła 
sobie wyobrażać coś takiego? Przecież to...Ughh 

- Masz wobec niej jakieś głębsze zamiary, czy po prostu potrzebujesz jej tylko do 

jednego, a mianowicie sek.... 

-

 

O nie! – przerwał jej – Na pewno nie będziemy rozmawiać na ten temat. A już na 

pewno nie będę tłumaczyć takiej smarkuli jak ty, co robię z jej ciotką sam na sam! 

-

 

Nawet nie chcę znać szczegółów! Nie będę o tym rozmawiać z 

jakimś...NIMFOMANEM ! Na samą myśl, gdy wyobrażę sobie ciebie bez... 

Z gardła wydała dziwnie nieokreślony dźwięk. Za wszelką cenę starała się unikać jego 

spojrzenia. Płonęły jej policzki i czuła, że zaraz spłonie. Na całe szczęście dotarli do końca 
podróży.  
Znajdowali się teraz we wschodnim skrzydle, a sypialnia znajdowała się na końcu długiego 
korytarza. Sarah nie miała zamiaru poruszyć się nawet o centymetr w ich stronę. 

-

 

Na końcu, przedostatnie drzwi po lewej. Sypialnia jest otwarta, a klucz znajduje się 

wewnątrz zamka – wszystko to wypowiedziała jednym tchem. 

-

 

Taaak, dziękuję – zadarł głowę do góry i popatrzywszy jednoznacznie na drzwi rzekł 

niemalże szeptem – Skoro twoja ciotka nie mogła przyjść, to może ty... 

background image

 

-

 

DOBRANOC ! – nie zdążył dokończyć, bo Sarah już odwrócona do niego plecami, 

szybkim krokiem, prawie że biegiem, opuszczała korytarz.  

-

 

SPOTKAMY SIĘ JUTRO ? – usłyszała wykrzyczane pytanie – MOŻE PRZY 

Ś

NIADANIU? 

-

 

NIE JEM ŚNIADAŃ ! – odpowiedziała, nie zastanawiając się nad sensem własnych 

słów – NA OBIEDZIE TEŻ MNIE NIE BĘDZIE! 

Znikła za rogiem i już więcej tego wieczoru jej nie spotkał.

 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

10 

3333    

 
 
 

róciła do swojej sypialni w zawrotnym tempie. Po pierwszym spotkaniu z 

Grey’em od razu poczuła do niego niechęć. W jego towarzystwie czuła się osaczona... Przez 
chwilę myślała, że naprawdę zamierza zrobić z nią coś nieprzyzwoitego. W końcu co to dla 
niego za różnica. Ta kobieta, czy inna ? Sprawiał wrażenie jakby nie miał trudności z 
zaspokajaniem swoich potrzeb. WSZYSTKICH. 

Wszedłszy do sypialni, zamknęła za sobą drzwi na klucz. Miała taki nawyk odkąd po 

stracie rodziców nie było jej dane nigdy więcej spać w swoim rodzinnym domu. Pokój 
urządzony był w stylu „im mniej, tym lepiej”. Łóżko z dębowego drewna, podobnie jak 
zasłony w oknach, posiadało jedwabne kotary koloru seledynowego. Przy łóżku po jednej 
stronie stał mały stoliczek, zaś po drugiej toaletka. W pomieszczeniu znajdował się także 
parawan, za którym najczęściej Sarah brała kąpiel.  Na kominku już płonął i trzaskał wesoło 
ogień. 

Zamknąwszy drzwi, odłożyła klucz na komodę i spojrzała na łóżko. Ze zdziwieniem 

spostrzegła, że nie była sama w pokoju. Jej miejsce do spania było już zajęte. Sarah 
doczłapała się do posłania i dłużej się nie zastanawiając, runęła do tyłu.  

-

 

Ałłła !!! Przygniotłaś mi nogę !!!  

-

 

Przepraszam Connie, ale widziałaś jak się kładłam, więc mogłaś ją zabrać ! A tak w 

ogóle to co robisz w MOIM łóżku ?! 

Przyjaciółka wzruszyła obojętnie ramionami i jeszcze bardziej zakopała się w puchową 

pierzynę.  

-

 

Moja wina, że nie mam gdzie spać ? – odpowiedziała z wyrzutem – Spytaj lepiej 

Morgany i Bessie ! Spytaj, gdzie umieściły na dzisiejszą noc grubą lady Borough ? 

-

 

Chcesz powiedzieć, że ona teraz... O, Boże. Dobrze, że to nie moje łóżko zostanie 

teraz na zawsze zdeformowane. Jedyny plus tej historii...Dlaczego na przykład Margareth nie 
mogła odstąpić jej swego łóżka ? 

Connie popatrzyła na mnie tak, jakbym dopiero wczoraj trafiła do tego domu i tego 

małego świata. No tak, Margareth, Chelsea, Stephanie i Annie były kobietami INNEJ 
kategorii. One nie dzieliły się niczym, z nikim. Zresztą, jako kobiety do towarzystwa nie 
musiały praktycznie nic. To Sarah i młodsza od niej o rok Connie, ze względu na swoją 
pozycję ( a raczej jej brak ) były wykorzystywane wszędzie tam, gdzie pokojówki i służba nie 
miały czasu zajrzeć. Na przykład, przy braku rąk do pomocy, pomagały słać łóżka dla gości, 
sprzątały w pokojach, dekorowały wielką salę. Jak jakieś służące, a nie krewne... Connie była 
kuzynką Annie, natomiast Annie siostrzenicą Bessie i Morgany ( jej matka – a  ich siostra 
zmarła na gruźlicę ).  

Na początku Sarah nie potrafiła się tutaj odnaleźć, ale z czasem zrozumiała, że tylko rola 

kurtyzany pomoże jej w zmianie pozycji. Tak więc jej rola w domu została już na zawsze 
określona, bo Sarah nie miała zamiaru skończyć tak jak reszta dziewczyn. Została stworzona 
do innego celu. Ten cel został określony w chwili śmierci jej rodziców. W momencie, gdy 
dowiedziała się o tej tragedii, poprzysięgła zemstę na tych, którzy to uczynili. 

-

 

Hej, wcale mnie nie słuchasz ! – usłyszała zdenerwowany głos przyjaciółki – Znowu 

błądzisz gdzieś wysoko w chmurach. 

background image

 

11 

-

 

Co mówiłaś ? – nie słysząc odpowiedzi Connie, powiedziała błagalnie – Con, bardzo 

cię przepraszam. Jestem po prostu wściekła ! Tylu różnych ludzi było dzisiaj zaproszonych, a 
ja nie miałam nawet okazji z nikim porozmawiać. Może ktoś słyszał coś o śmierci moich 
rodziców ??  Coś co posunie mnie o jeden krok do odgadnięcia tajemnicy ! 

-

 

Sarah – westchnęła Connie – Ja wiem jak bardzo ważne jest dla ciebie znalezienie 

morderców twoich rodziców, ale nie pamiętasz jak mówiła Bessie, że to był nieszczęśliwy 
wypadek. Ktoś przez nieuwagę zaprószył ogień i cały dom stanął w płomieniach... Nikt nie 
miał szansy na ratunek... 

-

 

To nieprawda ! – zaprotestowała. 

-

 

Ale skąd możesz wiedzieć ? – dopytywała się Connie. 

-

 

Mam podstawy do tego, aby tak twierdzić. Wiele aspektów nie zostało do końca 

wyjaśnionych. Na przykład to, że niemożliwe byłoby zaprószenie ognia w jadalni, w miejscu 
oddalonym prawie dziesięć metrów od kominka. Z kolei ogień w kominku palił się tylko 
wtedy, gdy ktoś przebywał w pomieszczeniu. Moi rodzice nie byli bardzo bogaci i 
oszczędzali na wszystkim, na czym się tylko dało. Dlaczego także po wybuchu pożaru, mój 
ojciec i moja matka nie próbowali się ratować ? Dlaczego nie wybili okna i nie uciekli z 
domu? Ich ciała znaleziono na parterze. Gdyby wtedy jeszcze żyli to na pewno próbowaliby 
uciekać. 

Widząc łzy spływające po jej twarzy, Connie przybliżyła się do przyjaciółki i 

przytuliła ją bardzo mocno. 
-

 

No dobrze – zaczęła spokojnie – Przyjmijmy, że masz rację i naprawdę zostali 

zamordowani. Jak więc sama zamierzasz odszukać tych przestępców ? Mogą być 
niebezpieczni i zrobią ci krzywdę. A co jeśli... już nie żyją? W końcu minęło już dwanaście 
lat. Nawet nie wiesz w jakim mogą być wieku... 
Sarah ze smutkiem stwierdziła, że przyjaciółka ma racje. Jeszcze tyle rzeczy musiała się 
dowiedzieć, aby zacząć działać. Nie była przygotowana na spotkanie z mordercami. Jeszcze 
nie teraz... Ale skoro do tej pory zdążyła już tyle osiągnąć w tej sprawie, to reszta będzie tylko 
kwestią czasu. Nie spocznie dopóki ich nie odnajdzie. 

-

 

Jeżeli ktoś zaangażuje się w tę sprawę równie mocno jak ja, to na pewno we dwójkę 

szybciej odkryjemy prawdę. – zasugerowała – W duecie zawsze można działać na większym 
polu. Więcej ludzi się pozna i wielu rzeczy się dowie. Ale sama tego nie dokonam... 
Do Connie dotarło to co powiedziała Sarah. Wiedziała jak bardzo zależy przyjaciółce na 
dojściu do prawdy. Z drugiej strony jednak obawiała się tego, co może na nie czyhać. Jak 
dwie samotne, młode kobiety mogły równać się z niewiadomo iloma bezdusznymi i 
bezwzględnymi typami? Ale musiała jej pomóc... To samo Sarah zrobiłaby dla niej... 

-

 

W porządku – odparła, po czym dodała z entuzjazmem – Moja rola będzie polegała na 

przepytaniu wszystkich ludzi, którzy zjawią się w tym domu. Jeżeli dowiem się czegoś 
ciekawego, to będę dawała ci znać. W przypadku, gdy stwierdzę, że robi się zbyt 
niebezpiecznie, wypisuję się z tego układu. Jeśli tobie będzie coś zagrażać, zrobię wszystko 
co w mojej mocy, abyś więcej do tego nie powracała, zrozumiałaś? 
Sarah , dotąd wpatrzona i wsłuchana w słowa przyjaciółki, z radości nie mogła się 
powstrzymać przed wyściskaniem jej. 

-

 

Dziękuję, dziękuję, dziękuję !– niemalże wykrzyczała – Pamiętaj, ze nikt nie może się 

o tym dowiedzieć! Jesteś jedyną osobą, której o tym powiedziałam!  

Connie pokiwała głową. Sarah wyskoczyła z łóżka i pobiegła za parawan, by przebrać się 

w nocną koszulkę. 

-

 

JAK JA CIĘ KOCHAM ! – dało się słyszeć jej jeszcze podekscytowany głos. 

-

 

Ja ciebie też – wyszeptała przyjaciółka, zastanawiając się, czy aby dobrze postąpiła... 

 
 

background image

 

12 

 

            

           

 

 
 
 
 

Pierwszą rzeczą , która rzuciła się Sarah tuż po przebudzeniu, była Connie siedząca 

przy toaletce w pełnej już garderobie. Ledwie świtało za oknem. Pierwszy raz śpiąc z kimś w 
jednym łóżku, o dziwo stwierdziła, ze była wypoczęta. Puchowa kołdra była tak wielka, iż 
bez trudu pomieściła je obie. 

Sarah ziewnęła głośno, dając do zrozumienia, że już nie śpi. 

-

 

Gdzież to się tak wyszykowałaś ? Czy ja o czymś nie wiem ? 

Connie na widok obudzonej przyjaciółki uśmiechnęła się szeroko. Była taka ładna. 

Miała na sobie brokatową suknię, ze stanikiem usztywnionym fiszbinami. Ciemny 
materiał doskonale podkreślał delikatną różowość jej karnacji. 
-

 

Moja droga, dzisiaj zaczynam naszą akcję, wiec powinnam jakoś przyciągać uwagę 

naszych wspaniałych gości. 

-

 

Widzę, ze bardzo się w to zaangażowałaś. – odparła radośnie Sarah. 

-

 

Pomyślałam, że może...nic lepszego w życiu mi się już nie przytrafi – na chwilę 

sposępniała - A ty nie schodzisz dzisiaj na dół ? Do śniadania masz jeszcze tylko niecałe 
półgodziny. 

Na dźwięk o śniadaniu, Sarah wydała z siebie pomruk odmowy i jak najszczelniej 

okryła się narzutą. „ Spotkamy się  jutro na śniadaniu? ”. Na wspomnienie słów Charlesa 
Grey’a odechciało jej się jakiegokolwiek wyjścia po za drzwi sypialni. Nie mogła się jednak 
ukrywać tutaj w nieskończoność. Grey dobrze wiedział, że prędzej, czy później będą musieli 
na siebie natrafić. Ten dom aż taki wielki to nie był. Całe szczęście, że nie orientował się, 
gdzie położona jest jej sypialnia. 

-

 

A mogłabyś mi jej przynieść tutaj na górę ? Tylko tak, żeby nikt cię nie widział ? – 

prosiła. 

Connie spojrzała na nią jak na wariatkę.  

-

 

Nie rozumiem dlaczego nie chcesz zejść na dół i nawet nie będę próbowała. Dzisiaj po 

południu, co nie jest zresztą nowością, będzie zorganizowane przyjęcie, więc nie wiem co 
masz zamiar jeść do tego czasu. 

Nie miała więc wyboru ?  

-

 

Zejdź chociaż na chwilę – próbowała ją namówić Connie – Zjesz sobie spokojnie, a 

potem wrócisz na górę. Jeżeli nie zejdziesz to będziesz głodna... 

-

 

Wytrzymam – zarzekała się Sarah.  
Nagle zaburczało jej głośno w brzuchu. Naprawdę musiała coś zjeść...Wyskoczyła z 

łóżka jak armata, pobiegła za parawan i nie tracąc czasu zaczęła ubierać wczorajszą suknię. 

-

 

Connie, pospiesz się !– zawołała przed tym jak przełożyła spódnicę przez nogi – Może 

zdążymy zanim ktoś się zjawi !  

Po piętnastu sekundach wyszła zza parawanu ubrana już w bordową suknię. Zerknęła 

tylko do lustra, czy aby włosy za bardzo nie odstają na boki, złapała Connie za ramię i 
podeszły do drzwi. Pociągnęła za klamkę, ale zapomniała, że przecież były zamknięte na 
klucz. „Ktoś naprawdę chce, abym nie pojawiła się teraz na dole”- pomyślała. Wzięła klucz z 
szafki i wsadziła do zamka. 

Szybkim krokiem, aczkolwiek nie biegiem udały się do jadalni. Jak Sarah 

przypuszczała, o tej godzinie jeszcze nikogo nie było. Uspokoiwszy się odrobinę, usiadła przy 

background image

 

13 

stole razem z Connie i czekały na podanie dla nich śniadania. Mandy, służąca pojawiła się 
dopiero po pięciu minutach. 

-

 

Przepraszam, panienki – dygnęła przed nimi – ale niestety śniadanie zostanie podane 

dopiero o godzinie ósmej. Kucharka prosi o wybaczenie tego małego opóźnienia. 

-

 

Jak to dopiero po ósmej ?! – zdenerwowała się Sarah – Przecież zawsze o tej porze 

kuchnia jest już otwarta ! Ja chcę... 

-

 

Przepraszam za jej zachowanie, Mandy – Connie przejęła rozmowę – Bardzo się 

spieszyłyśmy  i myślałyśmy, że już można cos przekąsić. Mówiłaś coś o opóźnieniu? 

Mandy wystraszona wybuchem Sarah, odpowiedziała jąkając się: 

-

 

Dziiisiaj... poo... po...łudniu ludzie z wioski o...strzegali o nadchodzącej za...mieci. W 

tym ce...lu lord Grey, hrabia Collins, lord Ramsey oraz re..szta mężczyzn wybrali się na 
po...lowanie. Prosili o po..danie na śniadanie, jak i na dzisiejszy wieczór te...go , co upolują. 

-

 

Dziękuję ci , Mandy – z uśmiechem odrzekła Connie – Nie zajmujemy ci już dłużej 

czasu. Możesz wrócić do pracy. 

Mandy jeszcze raz dygnęła, pomknęła w stronę korytarza prowadzącego do kuchni, by 

po chwili zniknąć za jego rogiem. 

-

 

Co się z tobą dzieje ? – wypytywała się przyjaciółka – Dlaczego tak naskoczyłaś na 

bogu ducha winna Mandy. Kogo się tak obawiasz? 

Sarah nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo ktoś zaczął walić w wielkie, dębowe 

drzwi. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

14 

4444    

 
 
 
 

W

wóch rosłych służących podbiegło do drzwi i zaczęło mocować się z zasuwą. 

Po drugiej udanej próbie, otworzyły się. Lodowaty wiatr wdarł się do środka. Sarah podniosła 
głowę i ujrzała, że Connie utkwiła spojrzenie w olbrzymiej postaci w drzwiach, a na jej 
twarzy zastygł wyraz zaciekawienia. W innych okolicznościach wydawałoby się to zabawne, 
ale teraz Sarah nie było wcale do śmiechu. Odwróciła się w stronę drzwi. Stał tam ośnieżony, 
futrzany przybysz, wypełniający szerokimi barkami całe wejście. Wszedł do środka, a wraz z 
nim także inni mężczyźni. Każdy z nich niósł jakieś upolowane zwierzę. Największe 
wrażenie na Sarah zrobił jednak wielki dzik, dźwigany przez trzech ludzi.  

- Dzisiaj goście tego zamczyska nie muszą obawiać się o strawę ! – zagrzmiał głos lorda 

Ramsey’a – Oto my, widoczni tutaj wojownicy już o to zadbaliśmy ! 

-

 

A w szczególności ty, Ramsey  -  odpowiedział głośno Collin. Wszyscy mężczyźni 

wybuchli śmiechem. 

-

 

Gdyby nie ty,  nie wiem, czy powrócilibyśmy do zamku z tym wielkim i dorodnym 

odyńcem ! – zawtórował rozbawiony Charles Grey, po czym dodał z kamienną miną  – 
Następnym razem ani myślę zabierać cię z nami na polowanie! 

W sali zapanowała cisza. Nikomu nie było już tak wesoło. Większość mężczyzn 

spoglądała w kierunku Franka Houstona, handlarza z pobliskiej wioski. Grey ściągnął swoje 
grube, niedźwiedzie futro i rzucił niedbale na ręce służącego. Uszy odmarzły mu od mrozu, a 
policzki i nos przybrały czerwoną barwę. 

- Masz niezwykłe szczęście, że Frankowi nic się nie stało! Ma jedynie niewielkie 

zadrapanie, ale mogło się to skończyć źle, gdyby nie szybka interwencja Collina! 

- Co się właściwie stało? – spytała Bessie, wkraczając do jadalni. Włosy jak zwykle 

miała rozpuszczone i lśniące, a dzisiaj ubrana była w prostą, niebieską suknię. Dziwne, jak na 
jej gust. Dlaczego stara się udawać jakąś niewinną kobietę? Jej ruchy, gesty i sposób 
mówienia...  Przecież widać, że wychodzi jej to z marnym skutkiem. 

Grey zatrzymał spojrzenie na jej twarzy. Przez chwilę wpatrywał się z dziwnie smutną 

miną, po czym powiedział zwracając się do wszystkich: 

- Wyruszyliśmy z zamiarem upolowania jakiegoś wielkiego zwierza, które zapewni 

wszystkim strawę na okres śnieżycy. Krążyliśmy w lesie od dwóch godzin i upolowaliśmy 
jedynie kilka królików. Przemarznięci na kość postanowiliśmy wracać do zamku, ale po kilku 
minutach marszu Collin zauważył jakiś ruch w krzakach.  Wszyscy w mig odgadliśmy, że to 
dzik, jednak jeden z nas był na tyle ŚLEPY, by podejść bliżej i zobaczyć co się tam kryło! 
Ramsey spłoszył zwierzę, które wystraszone zaczęło pędzić w kierunku Franka! Dzik 
przygwoździł go do drzewa, a my rzuciliśmy się na ratunek. Gdyby Collin szybko nie 
zareagował to niechybnie zbieralibyśmy jego szczątki w promieniu kilku metrów ! 

- Skąd mogłem wiedzieć co kryło się w krzakach, Grey ?! – niemal wykrzyczał 

oburzony, ale jednocześnie za skruchą – Przecież nie naraziłbym na niebezpieczeństwo 
któregokolwiek z was ! Nie mam doświadczenia w polowaniach ! 

- To po co bierzesz w nich udział ?! Masz już nauczkę. Następnym razem pomyślisz 

dziesięć razy zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję. Dzisiaj o mało przez ciebie nie zginął 

background image

 

15 

człowiek! Ja na twoim miejscu upiłbym się dzisiaj do nieprzytomności, aby choć na chwilę o 
tym zapomnieć 

Ramsey wyglądał tak, jakby miał zaraz rzucić się na Grey’a. Mięśnie twarzy miał 

ś

ciągnięte, a pięści zaciśnięte.  

- Ale jak to mówią, wszystko skończyło się dobrze – wtrąciła się Bessie, chcąc 

rozrzedzić nieco atmosferę. Podeszła do Grey’a, wzięła go pod ramię i popatrzyła czule w 
oczy – Trzeba o tym jak najszybciej zapomnieć. Nie potrzeba nam tu teraz żadnych kłótni. 
Przygotowałam na dzisiaj wiele atrakcji ( rzekła ze szczególną tonacją na ostatnie słowo ) i 
nie chcę, aby cokolwiek zepsuło nam ten wieczór.  

To było ohydne, patrząc jak ona się do niego mizdrzy. Dlaczego jej na to pozwalał ? 

Jako kochankowie nie powinni tak otwarcie przed wszystkimi ukazywać sobie uczuć.  

Mężczyźni powoli zaczęli rozchodzić się do swoich sypialni. Kucharka poinstruowała 

dwójkę, gdzie mają zanieść dzika. Ramsey jako pierwszy opuścił jadalnię w niezwykłym 
tempie. Sarah i Connie tez miały zamiar wyjść niezauważone, jednak na dźwięk kobiecego 
głosu, zatrzymały się w połowie drogi : 

- Sarah! – zawołała zdziwiona Bessie – Co wy tutaj robicie o tak wczesnej porze ?!  
Connie odwróciła się pierwsza. Nie widząc żadnego wyjścia z tej sytuacji, Sarah zrobiła 

to samo. Powoli stanęła twarzą w twarz z ciotką i lordem Grey’em. Nie miała odwagi 
spojrzeć mu w oczy, więc stała tam tak wpatrując się w dół swojej sukni. Wszystkimi 
zmysłami czuła jego obecność.  

- Miałyśmy zamiar zjeść śniadanie, ale służąca zdążyła już nam oznajmić co i jak – 

oznajmiła Connie. 

- Gdybyście wczoraj zostały wieczorem i pomogły sprzątać po przyjęciu, 

wiedziałybyście, że dzisiaj śniadania nie będzie – odrzekła z naganą Bessie – Jak zwykle 
tylko z wami są zawsze takie problemy. 

- Inne dziewczyny musiały o tym wiedzieć...Wnioskując z tego, musiały  pomagać 

wczoraj tobie i Morganie w porządkach? Któż by pomyślał...– spytała ironicznie Sarah, 
podnosząc głowę, zapominając tym samym o obecności Grey’a.  

On sam nie wtrącał się w rozmowę. Stał przy boku Bessie i wpatrywał się w Sarah. 

Wyraźnie spostrzegła, że dzisiaj patrzył na nią w jakiś inny sposób. Jego wcześniejsze 
zainteresowanie zastąpił dystans.  

Bessie tego ranka musiała chyba wstać lewą nogą, albo po prostu nie chciała krzyczeć 

na mnie w obecności Grey’a, bo powstrzymując gniew tylko powiedziała : 

- Mam nadzieję, że znajdziecie odrobinę wolnego czasu przed przyjęciem. Ktoś musi 

udać się do wioski, do starej zielarki po przyprawy potrzebne do ugotowania potraw.  

- Niech więc się ktoś uda – odparła bez namysłu Sarah. Chciała odegrać się na ciotce za 

to, że nie traktuje jej poważnie. A może na jej zachowanie miał wpływ ktoś zupełnie inny ...? 
– My z Connie będziemy bardzo zajęte. 

Twarz Bessie powoli przybierała czerwoną barwę. 
- Daj spokój, Sarah – powiedziała udając rozbawienie Con, kładąc mi rękę na ramieniu, 

po czym zwróciła się do Bessie – Na pewno zdążymy pójść do wioski po to wszystko. Może 
uda nam się wrócić przed śnieżycą, jak myślisz Sarah ? 

Bessie z tryumfem spoglądała na dziewczynę. Sarah już miała powiedzieć coś, co 

sprawiłoby, że nie zostałoby śladu po tym jej ironicznym uśmiechu, ale Charles zapytał: 

- Właśnie miałem zamiar udać się konno do wioski. Chciałem spotkać się ze starym 

przyjacielem. Tak się składa, że mogę zabrać ze sobą jedną z was. Zaoszczędzi to czasu na 
dojście i powrót, co wy na to? 

- One same...- zaczęła Bessie 
- Dziękujemy, ale..- próbowała odmówić Connie 
- Nie sprawi mi to żadnego kłopotu – serdecznie się uśmiechnął do dziewczyny 

background image

 

16 

Sarah wiedziała, że kłamał. Udawał tylko takiego wspaniałomyślnego i rycerskiego, 

ż

eby tylko zdobyć uznanie w oczach jej ciotki. Po minie Connie widać było, że Grey jej się 

podobał. Patrzyła na niego jak na obrazek. Wykorzystałby ją i szybko porzucił. Sarah znała 
jego naturę, dlatego nie mogła pozwolić na to, żeby jej przyjaciółka kochała mężczyznę bez 
wzajemności. Musiała to zrobić. 

- Ja chętnie pojadę z wami, panie– udała zachwyt – Pójdę przyszykować się do 

przejażdżki, bo im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy. Chodź, Connie! 

Złapała zdziwioną Connie za rękę i zanim wybiegły z jadalni, zdążyła spostrzec 

zaskoczenie, a zarazem dziwny błysk w oczach Charles’a. 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

17 

5555    

 

 

c

ół godziny później zeszła na dół. Ubrana była w strój odpowiedni do konnej 

jazdy. Był już nieco odrobinę zniszczony, dlatego zarzuciła na siebie pelerynę. Włosy upięła 
w mały kok i zakryła dodatkowo kapturem. Był zimowy, ale mroźny dzień, a Sarah nie 
posiadała rękawiczek. Zganiła się za to w duchu.  

Grey czekał na nią przed dziedzińcem. Czarny ogier był już osiodłany i gotowy do 

drogi.  Niestety jego właściciel także. Sarah zauważyła, jak słońce odbija się w jego 
doskonale wyczyszczonych czarnych butach. Na rękach założone miał rękawice z grubej, 
koźlęcej skóry. Nie miał na sobie futra, w którym wyruszył dzisiaj na polowanie. Zastąpił je 
grubym, sięgającym do kostek płaszczem. 

Sarah wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Jeszcze nie wyruszyli, a już myślała 

o tym, aby jak najszybciej powrócić. Była głodna, a co w związku z tym idzie, nadwrażliwa. 
Grey był tak zajęty koniem, że chyba nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. Dopiero gdy 
stanęła niemalże na nim, podniósł głowę. Zaskoczył ją, bo szeroko się uśmiechnął. Nie był on 
ironiczny, ale chłopięcy i szczery. Niemal z oślepiającym blaskiem błysnęły równe i białe 
zęby. „Bez wątpienia wiele kobiet w Anglii myśli w tej chwili o tym człowieku” – pomyślała 
z irytacją. Ze złością także stwierdziła, że mimo porannego wypadu, był wypoczęty, 
zachwycony słońcem i oczekiwał niecierpliwie ich wspólnej przejażdżki. 

- Gotowa? – spytał tylko. 

W odpowiedzi Sarah skinęła głową. Trzymała ją wysoko i dumnie. Charles bez 

dalszych słów wsiadł na konia. Minęła długa chwila zanim odezwał się ponownie: 

   - Zamierzasz dosiąść tego konia, czy będziesz tu tak stać, a ja sam pojadę do wioski? – 

popatrzył na nią z góry, a jego oczy prawie całkowicie skrywały opuszczone powieki. 

Podeszła do wielkiego rumaka i spojrzała na jeźdźca, swobodnie trzymającego lejce. 

Popatrzyła na niego niepewnie. Nie chciała jechać na jednym siodle. Liczyłoby się to z tym, 
ż

e musiałaby się czegoś trzymać. Jego... Nim skończyła rozmyślać, siedziała już okrakiem na 

końskim grzbiecie uniesiona jak piórko mocarną dłonią i rzucona za jeźdźca na siodło. 
Wyruszyli. Sarah pochyliła się do tyłu, aby możliwie jak najdalej odsunąć się od jego 
muskularnych pleców. W odpowiedzi na swój ruch, usłyszała : 

- Siedź spokojnie, bo spłoszysz konia i poniesie ! – rozkazał – Złap mnie w pasie ! 
„Co proszę? Za żadne skarby świata !” 
- Zad twego konia jest szeroki niczym ława – odezwała się – Nie ma obawy, że się 

zsunę i spadnę. 

Sarah musiała mieć się na baczności. Był przecież mężczyzną. Chwaliłby się 

wszystkim, że go dotykała. A na pewno Bessie. Tego by nie zniosła. 

Pokonywali właśnie przeszkodę w postaci zwalonego pnia drzewa. Koń wystrzelił do 

góry, aby ją przeskoczyć, a Sarah poczuła jak zsuwa się do tyłu. W ostatniej chwili Grey 
złapał ja za poły peleryny i pociągnął do góry. 

- ZŁAP MNIE W PASIE, DZIEWCZYNO! – krzyknął stanowczo – CHCESZ 

ZŁAMAĆ SOBIE KARK ?! 

Sarah posłusznie, acz niechętnie wykonała jego rozkaz. Zbliżyła się i obiema rękami 

powoli objęła jego postać. Skrzyżowała  ręce na wysokości jego klatki piersiowej. Poczuła jak 
cały sztywnieje. Aż tak bardzo brzydził się jej dotyku? Chyba nie różnił się niczym od rąk 

background image

 

18 

tych wszystkich dziwek, które miały do tego prawo. Robiąc na złość, Sarah wtuliła twarz w 
jego plecy. Poczuła bijące od niego ciepło. Był teraz dla niej opoką, chroniącą przed 
zderzeniem z pniami drzew. Cała podróż upłynęła im w milczeniu. 

 

 

            

            

 

 
 

Po dwudziestu minutach szybkiej jazdy, dotarli do wioski i zatrzymali się przy dużej 

zagrodzie położonej obok drogi. 

W całej okolicy panowała bieda i ubóstwo. Nie słychać było śmiechu dzieci bawiących 

się na śniegu. Zwierzęta schowane były w zagrodach. Tylko czasem jakiś zbłąkany i głodny 
pies siedział przy drzwiach jakiejś chaty w nadziei na odrobinę smakołyków. Wszyscy 
mieszkańcy pochowani byli w swoich małych domkach, w których temperatura była nieraz 
niższa niż na zewnątrz. Niebo, wcześniej słoneczne i pogodne, powoli zapowiadało nadejście 
ś

nieżycy. 

- Czy mogłabyś...? 
Sarah usłyszała pytający głos Grey’a, początkowo nie wiedząc o co mu chodzi. Dopiero 

po dłuższej chwili zorientowała się, że wciąż silnie obejmuje go w pasie. Jak oparzona 
cofnęła ręce do tyłu. Zrobiło jej się głupio i poczuła pojawiające się rumieńce na twarzy. Grey 
zręcznie zeskoczył z konia na puchową ziemię, po czym równie szybko zrobił to z Sarah. Z 
momentem dotknięcia trzewików z podłożem, puścił ją. Zachwiała się lekko, ale ustała na 
nogach. Była zawiedziona, że tak ją traktuje. Przez całą drogę nie odezwał się do niej ani 
słowem. „ Może mnie nie lubi ? Chciał zapewne przebyć tą podróż z Connie i to jej ręce 
chciał czuć na swoim ciele.” 

Grey podciągnął koniowi popręg i opuścił strzemiona. Podniósł głowę i spojrzał 

mimowolnie na Sarah. Widoczny jak dotąd dystans zamienił się we wściekłość, gdy 
spostrzegł jej czerwone od mrozu ręce. 

Dlaczego nie masz rękawiczek? Czyżbyś nie zauważyła, że jest zima, a za oknem leży 

ś

nieg?! – zganił ją jak małe dziecko, podobnie jak robiła to Bessie. Może nauczył się tego od 

niej? 

Nie zastanawiając się dłużej nad słusznością swojego zachowania, zdjął  swoje i mimo 

głośnego sprzeciwu, włożył dziewczynie na ręce. Sarah poczuła przyjemne ciepło, gdy 
miękkość wyściełanych rękawiczek zetknęła się z jej skórą. Czuła jeszcze pozostałości po 
cieple Grey’a. 

- Chciałaś sobie odmrozić ręce? – nie dawał za wygraną. 
Sarah pokręciła głową. 
Jesteś bardzo lekkomyślna, wiesz? – powiedział z westchnieniem – Spotkałem 

mężczyznę, który przez swoją głupotę stracił nogę. 

- Co mu się stało ? – spytała z zaciekawieniem. 
Poszedł na polowanie i wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę. Zakleszczona noga 

nie miała szans na uratowanie, jeden chłop przyniósł z chaty piłę i odcinał kawałek po 
kawałku. Teraz może wydawać ci się to obrzydliwe, ale gdyby nie ta szybka reakcja, to 
wykrwawiłby się na śmierć. 

- Czy... znasz tego mężczyznę?  To on jest tym przyjacielem, którego masz zamiar 

odwiedzić.– odgadła. 

background image

 

19 

- Skąd...to odgadłaś? – spytał zdziwiony, gdy odwróciła się i zmierzała do swojego celu 

podróży. 

- Twoja twarz wszystko zdradziła – zawahała się, ale po chwili dodała – Byłeś bardzo 

smutny, gdy o tym mówiłeś. Twoje oczy powiedziały to za ciebie. Stwierdziłam, że musi 
więc być dla ciebie kimś ważnym...Zajmować szczególne miejsce w twoim sercu... 

 
 

            

            

 

 
 

Pragnął jej – jeśli nie po to, by ją kochać ( czy wiedział co to słowo w ogóle znaczy ?), 

to dla zaspokojenia przyjemności. Mając do czynienia z kobietami takimi jak Bessie, bywał 
zniecierpliwiony i szybko się nudził. Kiedy potrzebował kobiety, po prostu ją sobie brał. 
Jedyny kłopot sprawiało mu wybranie jednej z pośród wielu chętnych. 

Dlaczego więc tak bardzo reagował na widok tej jednej dziewczyny ? Wiadomość o 

tym, gdzie przebywała nie dawała mu spokoju. Była taka młoda, a już pewnie nie raz 
zapraszała mężczyzn do swego łoża. Ciekawe ilu ich miała? I z którym zrobiła to po raz 
pierwszy ? Po stokroć wolałby, by była  taka jak jedna z owych dziwek, z którymi mieszkała - 
wyrachowana i doświadczona. Ona natomiast kusiła go swoją udawaną niewinnością i 
oplątywała jego zmysły. I to go jeszcze bardziej denerwowało.  

 

            

            

 

 

 

Sarah znalazła się w skromnej izbie, która dla mieszkańców chatki wydawała się 

pałacową komnatą. Oprócz wąskiego łóżka stojącego w rogu, dostrzec można było dwa małe 
stołki i stół, kiedyś z czterema nogami, teraz pozostały trzy. Izba nie była wietrzona przez 
długi czas. Panował tu nieprzyjemny zapach, którego źródłem były walające się pod stołem 
resztki jedzenia.  

Ten brud raził Sarah. Nie mogła pojąć, jak w takich warunkach może ktokolwiek 

mieszkać? Na dodatek mało szczelne okna nie chroniły przed zimnem panującym na 
zewnątrz. 

- Sarah, nieprawdaż? 
Odwróciła się i zobaczyła stojącą w progu postawną kobietę, jeszcze dość młodą, choć 

niewątpliwie znacznie starszą od niej. Miała na sobie znoszoną już szarą suknię, a na niej 
pobrudzony fartuch. Włosy całkowicie przesłaniał biały, lniany czepek, tak iż trudno było 
powiedzieć jakiego właściwie są koloru. Jej miła i dość ładna twarz pozbawiona była 
zmarszczek. W jednej ręce trzymała małe zawiniątko, które po bliższych oględzinach okazało 
się małą dziewczynką, zaledwie kilkumiesięczną. W drugiej natomiast talerz z parującą zupą.  

Sarah skinęła w odpowiedzi głową. Na widok jedzenia, zaburczało jej w brzuchu. 

Położyła na nim rękę, aby choć trochę zagłuszyć organizm domagający się pożywienia. 

- Moja matka zaraz się tu zjawi i da ci wszystko to co potrzebujesz – odparła serdecznie 

– Proszę, usiądź. 

Wskazała ręką na stołek, po czym sama zajęła miejsce na sienniku.  
- Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam – sprawiała wrażenie takiej słabej i kruchej 

– Jestem Alice, a to mała Georgiana. 

Pokazała z dumą swoje dziecko. Sarah bez trudy mogła teraz ujrzeć twarz bobasa. 

Dziewczynka miała śliczne, niebieskie oczka, pulchne policzki i jasne włoski. 

background image

 

20 

- Masz śliczną córeczkę – rzekła szczerze Sarah, spoglądając na kobietę – Jest bardzo 

malutka. Musiała się niedawno urodzić. 

- Dokładnie cztery dni temu. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu...ale 

nie chciałabym ponownie go przechodzić. Poród trwał zaledwie siedem godzin, a jeszcze 
dzisiaj czuję się cała obolała i zmęczona. 

- Słyszałam kiedyś historię kobiety, która wydawała na świat bliźniaki. Jej poród trwał 

ponad dwadzieścia godzin. 

- Tak, to nic w porównaniu z tym ile ja musiałam się wycierpieć. Ale warto było.. 
Ucałowała córeczkę i leciutko przytuliła. 
- Oby twój poród zakończył się szybko i bez komplikacji – dodała z uśmiechem mimo 

zmęczenia. 

- Jesteś w ciąży, pani ? – matka Alice, Mirra wkroczyła do pokoju. 
Była to bardzo pulchna kobieta około sześćdziesiątki. Siwe włosy i mnóstwo 

zmarszczek sprawiały, że wydawała się jeszcze bardziej starsza. Na rękach trzymała 
skrzynkę, w której zapewne przechowywała przyprawy. 

Sarah nie miała czasu zaprotestować, bo stara kobieta już zaczęła mówić: 
- Co ja się pytam, przecież widać żeś przy nadziei. Skóra twa świetlista, a oczy radosne. 

W dodatku, któraż kobieta chwyta się za brzuch przy obcych. Coś mi się wydaje, że to syn.  

- Mamo...- Alice starała się wytłumaczyć błąd swojej matce, ale ta nie przestawała 

gadać. 

- Więc przysłali cię po przyprawy potrzebne do dzisiejszej wieczerzy? W zimie nie 

posiadam ich za wiele, ale spróbuję jakoś pomóc. 

Z hukiem postawiła skrzynkę na stole tak, że niechybnie by się wywrócił. Wzięła 

pierwszy lepszy z brzegu pakunek i rzuciła Sarah na kolana. 

- To wam się przyda – widząc pytający wzrok dziewczyny, rzekła – Kurkuma – smakuje 

jak imbir, ale jest nieco łagodniejsza. Najlepiej smakuje dodana do kurzych jaj. Świetnie 
nadaje się też do leczenia poparzeń i wągrów.  

Rzuciła kolejną przyprawę, następną i następną. 
- Szafran – gorzki, ale za to dobry do mięsa i ryby. Jeśli chcesz zaciągnąć do sypialni 

mężczyznę, on ci w tym pomoże. Podobno to świetny afrodyzjak. Kardamon – o korzennym 
zapachu, w połączeniu z kurakami. Anyż – przyprawia się nim świniaki,   Kumin – do 
tłuścinek, a Imbir do zupy. 

Kobieta opróżniła całą skrzyneczkę. Więcej nie miała. Wszystko oddała na ucztę w 

zamku. Sarah miała wyrzuty sumienia. Ta biedna rodzina nie miała za wiele, a to co było 
najbardziej drogie, oddała za zaledwie dwie kopiejki. Bessie powiedziała, że za więcej nie 
weźmie.  

- Chyba wasza kucharka wie jak się tego używa, co? – spytała, ale i tak nie czekała na 

odpowiedź – Oczywiście jako kobieta przy nadziei nie możesz tknąć z żadnych z tych 
przypraw. 

Sarah zauważyła, jak Alice wzniosła oczy do nieba. Bardzo ją to rozbawiło. 
- Ostrzegam, jeżeli nie chcesz niedorozwiniętego syna, nie waż się tego jeść. Pewna 

stara zielarka powiedziała mi to samo czterdzieści lat temu. Posłuchałam i widzisz jaka Alice 
jest normalna. A byłaby głupia, gdybym pewnego wieczora o mało co nie zjadła żeberek z 
szafranem. Mówię ci, musisz poświęcić się dla dobra dziecka. 

- Jakiego dziecka ? 
Sarah nie musiała odwracać głowy, by wiedzieć kto zagościł do chaty. Spojrzała na 

niego. Grey wydawał się być zaskoczony, ale było to nic w porównaniu z tym, co usłyszał od 
staruszki: 

background image

 

21 

- A to pewnie szanowny tatuś – Mirra podeszła do bardzo blisko i z nachalnością 

zaczęła oględziny  

- Wybacz skarbie – zwróciła się do Sarah, nie odrywając jednak wzroku z Charles’a – 

ale dziecko urody po tobie nie odziedziczy. Myślę, ze będzie bardziej podobny co ojca. 
Wyrośnie na równie silnego i odważnego mężczyznę. Kobiety nie będą mogły odpędzić od 
niego wzroku. 

- Sarah? – Grey szukał odpowiedzi – O co tutaj chodzi? O czym ta stara kobieta gada? 
- Przepraszam, panie! – Alice zareagowała – Moja stara matka jak sobie coś ubzdura, to 

nie mam na nią bata. To stara kobiecina i nie może się przemęczać. Chodź mamo, musisz się 
położyć i odpocząć. Zapomniałaś już, że jutro przyjeżdża Kevin? Obiecałaś mu, że będziesz o 
siebie dbała... 

- Kevin jutro przyjeżdża? – Mirra nie mogła pohamować radości – Dlaczegoż mi nie 

powiedziała? Muszę przyszykować świniaka na jutro, przydałoby się tez trochę ogarnąć izbę 
i... 

 Alice, trzymając dziecko w ramionach, pomogła staruszce przejść do drugiego pokoju. 

Wybaczcie, ale mama powinna odpocząć. 

- Dziękujemy za wizytę, lady Sarah – zdążyła jeszcze rzec – Tobie, milordzie również. 
Obie znikły za progiem. Do uszu Sarah dobiegł niezadowolony płacz małej Georginy. 

Przepuściwszy dziewczynę pierwszą, Grey także wyszedł na zewnątrz. 

 

            

            

 

 

Zaczął prószyć śnieg. Powoli pokrywał ziemię cienką pierzyną. Temperatura spadła, a 

każde wymówione słowo zamieniało się w lodowaty obłok. Sarah zarzuciła kaptur na głowę i 
szczelnie okryła się peleryną. Dzięki rękawicom Grey’a, ręce Sarah nie odczuwały już zimna. 
Dziewczyna nie mogła jednak znieść myśli, że stać go było na taki gest. Jemu też pewnie 
marzły teraz palce.  

Szli ramię w ramię do stajni, która znajdowała się przy oberży. To tam Grey zostawił 

swego konia. 

- Masz to po co przyjechałaś? – chciał się upewnić. 
- Tak. Mirra niezwykle ciężko na to pracowała. Aż żal mi, że muszę to wszystko jej 

zabierać. Jutro przyjeżdża jej syn, a ona z czego ma przyrządzić dla niego obiad? Przecież 
wszystko oddała mi. Tej rodzinie jest już i tak wystarczająco ciężko. Zresztą, poznałeś jej 
córkę Alice i sam widziałeś, że niedawno wydała na świat dziecko. 

- A właśnie – przerwał jej – O jakim dziecku była mowa, gdy się pojawiłem? 
- Oh... – westchnęła już lekko podirytowana Sarah – Mówiła o dziecku, które mam 

urodzić. 

- Jesteś w ciąży ?! – Charles doznał szoku.  
- Zmysły ci się postradały ! – Sarah oburzyła się, że mógł w ogóle coś takiego pomyśleć 

– Nie, nie jestem! Gdybym była, to musiałby istnieć też mężczyzna, który doprowadziłby 
do...do takiego stanu, że kobieta jest...brzemienna. 

Sarah spuściła głowę najniżej jak tylko zdołała. Wyczuwała pojawiające się rumieńce. 

Zdawała sobie sprawę z natarczywego spojrzenia Grey’a. 

- Mówiłaś, że ile masz lat? Dwadzieścia? – bardzo wyraźnie wypowiedział tę liczbę, 

wyolbrzymić dzielącą ich różnicę wieku – Nie jesteś szkaradna, ani stara. Wielu mężczyznom 
na pewno podoba się twoja pyskatość i niezależność. Czy żaden dotąd młodzieniec nie 
przykuł twojej uwagi? Nie skradł ci całusa? 

Sarah miała tego dość.  

background image

 

22 

Otwarcie się z niej naśmiewał, a szczególnie z jej niedoświadczenia w tych sprawach. 

No tak, przecież on na drugie imię miał „Król Rozpusty”. Jak mogła się do niego 
porównywać? 

- Nawet nie wiesz ile razy ! – odparła mało przekonująco – Zazwyczaj nie mogę się 

odpędzić od adoratorów. Czasami są tacy, których zapały przekraczają ich możliwości. Na 
przykład raz, taki jeden bardzo popędliwy mężczyzna starał się aż za bardzo i zanim doszło 
do... 

- Dość ! – powiedział stanowczo – Zapewne miałaś wiele takich przygód. Jeśli będę 

chciał to na pewno opowiesz mi je na osobności...albo pokażesz.  

- Jeśli będziesz chciał?! – zaśmiała się mu prosto w twarz – Z wszystkimi kobietami tak 

postępujesz, jak ze mną? 

Zatrzymali się pod ośnieżonym drzewem. Grey popatrzył na nią takim wzrokiem, że 

miała ochotę go uderzyć. 

- Jeżeli będziesz kobietą to pokażę ci jak się z nimi obchodzę - uśmiechał się tak 

szeroko, że w kącikach oczu ukazały się maleńkie zmarszczek. 

- Jestem dla ciebie dzieckiem? – nie mogła pohamować złości – Ile ty masz zatem lat ?! 
- Obawiam się, że zbyt wiele jak dla ciebie... trzydzieści dwa – odparł ponuro.  
Dla Sarah był niezwykle piękny i młody, jednak chciała się na nim odegrać i 

powiedziała z przekąsem. 

- Rzeczywiście, jesteś już bardzo stary... założę się, że musisz wiele wysiłku włożyć w 

to, aby wskoczyć na konia, a co dopiero się na nim utrzymać. Dlatego pewnie podczas jazdy 
siedziałeś jak kołek, bo bałeś się, że przy upadku pogruchotasz sobie wszystkie kości. 

Grey rzucił jej spojrzenie tak płomienne, że gdyby nie zimno otaczającego ją powietrza, 

zamieniłaby się w kupkę prochu. Jednym krokiem zniwelował dzielącą ich odległość. Był tak 
blisko, iż Sarah niemal czuła jego przyspieszony oddech na swojej twarzy. Sama przestała 
oddychać. 

- Myślisz, że jestem stary? – zapytał drażniąc się z nią – Jestem silniejszy i sprawniejszy 

niż większość twoich rówieśników. Nie męczę się tak szybko jak oni. W moim ciele kryją się 
zmysły  nienasycone, których nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. 

Zrozumiała jego aluzję. Zbyt dobitnie. O czym innym mógł myśleć taki mężczyzna jak 

on? Przyłożył rękę do jej policzka i delikatnie pogłaskał. Zadrżała. 

- Nie waż się nawet próbować! Nie robisz na mnie żadnego wrażenia! – przerwała, by 

uwolnić się od jego dotyku. Był próżny. Bardzo próżny. Myślał pewnie, że każdą kobietę 
może mieć na skinienie palca. Jeszcze gorzko się rozczaruje –Wręcz.... brzydzę się tobą! 

- Pokaż, jakie piękne rzeczy kryją się pod tą peleryną! Dlaczego wzbraniasz mi tego, co 

widziało już wielu ? – wyszeptał drwiąco. 

- Za kogo ty mnie w ogóle masz ?! 
Z całej siły odepchnęła go od siebie. Odwróciła  na pięcie i szybkim krokiem ruszyła 

leśną ścieżką. 

- Dokąd cię niesie ? – krzyknął za nią Charles – Do zamku jest daleka droga. Czyżbyś 

zapomniała, że przybyliśmy tu konno? 

- Chyba ty zapomniałeś ! – odkrzyknęła, po czym ruszyła przed siebie szaleńczym 

biegiem. 

Grey zaklął szpetnie i zawrócił w kierunku stodoły.  

 

            

            

 

 

Jak można się było domyśleć, Sarah po piętnastu minutach biegu, szybko się zmęczyła. 

Bolały ją nogi i nie mogła złapać oddechu. Śnieg zaczął padać mocniej, co zwiastowało 

background image

 

23 

ś

nieżycę w niedługim czasie. Nie miała już sił, dlatego szła powłóczając nogami. Trochę się 

obawiała, że zasypie ją w tym lesie. Odwróciła się, sprawdzając czy ktoś za nią nie jedzie. Na 
ś

cieżce za nią nie było nikogo. „ Pewnie już jest w zamku. Chce mnie w ten sposób ukarać za 

to, że mu nie uległam”.  

Starała nie zaprzątać sobie głowy tym starym osłem. Udawał, że jest łasy na jej wdzięki, 

ż

e i tak pewnie nie będzie o niej pamiętał idąc dzisiaj z Bessie do łóżka. „Ciekawe, jak szybko 

ciotka ulega mu po zamknięciu drzwi sypialni?” 

- O czym tak skrycie myślisz ? 
Sarah krzyknęła ze strachu. Odwróciła się i spostrzegła Grey’a wygodnie siedzącego na 

swoim koniu. Minę miał pogodną, a z twarzy nie schodził pewny siebie uśmiech. 

- Zostaw mnie – burknęła niegrzecznie. 
- Zmęczyliśmy się co? – cieszył się z jej niepowodzenia – Po tym jak uciekłaś miałem 

ochotę sprać ci ten śliczny tyłeczek. Gnałem co sił, że o mało koń nie połamał sobie nóg. W 
pewnej chwili zrozumiałem że tak, czy inaczej nie masz takiej kondycji, by dojść do zamku 
szybciej niż jeździec.  

- Twoja teoria sprawdziła się ! Możesz już jechać sobie dalej ! Nie chcę cię widzieć ! 
Nieco zaskoczony Grey, wsadził rękę pod poły płaszcza i wyciągnął pakunek. Ręka 

dziewczyny mimowolnie powędrowała do kieszeni w sukni. Pusto...Charles trzymał woreczek 
z przyprawami Mirry.  

- Leżało na ścieżce, wiec sobie wziąłem – zaczął przerzucać worek z jednej ręki do 

drugiej – Jakiż to głupiec zgubił taki skarb? 

Starając  ukryć kotłujące się w niej emocje, Sarah wyciągnęła przed siebie rękę i 

drżącym głosem powiedziała: 

- Mógłbyś mi to zwrócić?  
- A wsiądziesz na konia i pojedziesz ze mną do zamku? – no tak, coś za coś. 
Widząc niezbyt pewną minę dziewczyny, dodał myśląc, że nieco złagodzi tym jej opór: 
- Twoja ciotka kazała mi przywieźć ciebie z powrotem, całą i bezpieczną... 
- Akurat – popatrzyła na niego tak, jakby przed chwilą jej oznajmił, że nic go z Bessie 

nie łączy. 

Grey wyciągnął do niej rękę. Gdy złapała ją, poczuł ulgę. Po chwili zręcznie przez niego 

wciągnięta, siedziała przed nim na grzbiecie rumaka. Przytrzymał Sarah ramieniem, czując 
jak cała sztywnieje.  

- Czy mógłbyś nie trzymać mnie tak mocno? - odezwała się.  
Rozluźnił uścisk, ale jej nie puścił. Była bardzo zmęczona, ale nie miała zamiaru opierać 

głowy na jego torsie. Gdy dojechali na miejsce, zeskoczyła na ziemię. Grey zobaczył 
wyciągniętą dłoń. Bez słowa wręczył dziewczynie woreczek. Gdy tylko położył go na jej 
ręce, odwróciła się i odeszła.  Tylko powiem mroźnego powietrza zdradzał, że przed chwilą tu 
stała. 

Sarah podeszła do drzwi i ujrzała ubraną w grube futro Annie. Wpatrzona była w 

jeźdźca i jego konia. Westchnęła  przeciągle i powiedziała do Sarah z zachwytem; 

Od dawna nie ujeżdżałam czegoś równie wielkiego i wspaniałego... To samo można tez 

powiedzieć o jego ogierze... 

 
 
 

background image

 

24 

 

6666    

 
 

 

^

tóż by pomyślał, że tak szybko podejmie decyzję o sprzedaży Falladon. 

Przecież dopiero od miesiąca jest jego właścicielem! 

- Staremu lordowi na pewno by się to nie spodobało.  
- Dziedzicząc zamek, dostał też niemałą fortunę. Nie jest więc biedny. 
- Lady Cornelia chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo jak widać, całkiem straciła dla 

niego głowę. 

Po tej uwadze oczy wszystkich ludzi zgromadzonych przy stole, jak i Sarah zwróciły się 

w stronę, gdzie obiadował lord Grey. W jadalni ustawiono cztery stoły. Przy pierwszym 
siedziała Bessie i Morgana wraz ze swoimi znakomitymi gośćmi. Nie zabrakło tam lady 
Borough, lorda Orwell’a  i Charles’a, po którego lewej ręce siedziała Cornelia Bufford wraz z 
ojcem. Pozostałe dwa stoły zajęte były przez Annie, Chelsea, Margareth, Ginny, Stephanie i 
ich całe towarzystwo. Sarah i Connie zmuszone były do zajęcia miejsc przy ostatnim stole, 
gdzie usiadła reszta mniej znanych osób. 

Sarah już wcześniej zauważyła jak kilka nie znanych jej dam siedzących przy głównym 

stole, również strzela ku Charles’owi oczami. Zrobiło jej się dziwnie smutno, gdy spostrzegła 
jak obdarzył szczególnie ciepłym uśmiechem lady Cornelię. Była ona rudowłosą pięknością o 
ciemnoniebieskich oczach i uroczych dołeczkach, które pojawiały się, gdy się śmiała. Miała 
na sobie kosztowną, obcisłą suknię koloru ciemnozielonego, uwydatniającą jej niezwykle 
kształtne ciało. Sznury brylantów błyszczały wokół jej szyi. Sarah zerknęła na własną suknię 
z bordowego materiału i pomyślała, że w porównaniu z suknią córki hrabiego Bufford’a jej 
strój za skromny. Była to suknia, która jako jedyna nadawała się na dzisiejszy wieczór.  

Mężczyzna, który miał siedzieć obok Sarah przy stole, został jej przedstawiony. Był to 

Alfred Cornwell, nieśmiały trochę szpakowaty, starszawy pan o bladawej twarzy. Wydawał 
się dość sympatyczny. Nie mieli jednak okazji porozmawiać dłużej, bo naprzeciwko siedziała 
bardzo gadatliwa matrona. Nie było chwili aby nie zamykała swojej buzi. Zdążyła już 
opowiedzieć o swoich dwóch niezamężnych córkach, posiadłości na granicy ze Szkocją i 
kogo upatrzyła sobie na przyszłego zięcia.  

- Córka Bufford’a i lord Grey wyraźnie mają się ku sobie, nieprawdaż?  
Sarah popatrzyła w stronę głównego stołu, kiedy akurat Cornelia kładła poufale rękę na 

udzie Charles’a. Był to bardzo intymny gest. Sarah czekała na jego reakcję, ale się nie 
doczekała. Zawiódł ją tą obojętnością. Sama nie wiedziała, dlaczego tak reaguje. W dodatku 
lord Bufford nie przestawał się na nią gapić. Zirytowana odwróciła wzrok i natrafiła na 
spojrzenie matrony.  

- No, czyż nie mają się wyraźnie ku sobie? – powtórzyła pytanie. 
- Chyba tak – odparła chłodno Sarah. 
-

 

A ty, moje dziecko, znasz lorda Grey’a? – dama rzuciła jej porozumiewawcze 

spojrzenie  

- Trochę...- wymamrotała. 

background image

 

25 

-

 

I chyba nie powiesz mi, że nie poczułaś do niego słabości? Muszę przyznać, że nawet 

ja, w moim wieku, nigdy nie widziałam równie przystojnego mężczyzny. Dla takiego 
mogłabym... 

-

 

W takim razie jestem chyba jedyną nienormalną kobietą na tej sali, na której aparycja 

lorda Grey’a nie robi żadnego wrażenia – powiedziała spokojnie Sarah. 

Matrona o mało co nie zakrztusiła się kurczakiem, którego właśnie przełykała. 

Kaszlnęła kilka razy i wytarła usta serwetką. 

- Moja droga! 
Sarah odwróciła głowę od starej kobiety i zaczęła obserwować salę. Connie została 

poproszona przez jednego dość ładnego młodzieńca do tańca. Zdawałoby się, iż wśród 
takiego tłumu nie można czuć samotności. A jednak Sarah czuła się bardzo samotna. 
Pomyślała o swoich rodzicach i nagle poczuła się jeszcze bardziej nieszczęśliwa i bezradna. 
Musi jak najszybciej odnaleźć morderców i wymierzyć im sprawiedliwość. Nie wytrzyma 
dłużej w tej sali! 

Przeprosiła siedzących przy stole gości i wstała z krzesła. Przeszła parkiet i natknęła się 

na Connie. 

-

 

Oh, Sarah! – przyjaciółka rzuciła się jej na szyję – Widziałaś tą lisicę Bufford? Jak ona 

ś

mie tak otwarcie podrywać lorda Grey’a ?!  

-

 

Zgadzam się, to nie jest odpowiednia pora, ani miejsce po temu – odpowiedziała 

obojętnie Sarah. 

-

 

Przecież widać jak cała mówi „Weź mnie tu i teraz”! A jej ojciec na to wszystko 

pozwala! Nie widzi nic złego w tym, że jego córka na oczach wszystkich robi z siebie 
pośmiewisko! 

- Pierwszy raz widzę ją na oczy. Nie wiesz kiedy przyjechali?- chciała  dowiedzieć się 

Sarah. 

-

 

Przyjechali jakieś dwie godziny temu i postawili cały dom na baczność. Służba 

biegała tylko w tę i we w tę. Akurat przechodziłam do kuchni, gdy ta mała rzuciła walizkę w 
moją stronę i kazała mi ją zanieść na górę. Wyobrażasz to sobie ? Odpowiedziałam, że sama 
może to zrobić i gdyby wzrok mógł zabijać, to już bym nie żyła. Nie wiedziałam, że jest tak 
ważną osobą. Równie dobrze mogłaby być moją służącą. No i oczywiście sypialnię dostała 
osobną!  

-

 

Ale chyba nie zaprzeczysz, że wydają się być dla siebie stworzeni – powiedziała Sarah 

– Lord i... lady. 

Connie spojrzała na przyjaciółkę i przez chwilę się w nią wpatrywała. Nie rozumiała jej 

smutnego nastroju. Podążyła za jej wzrokiem i natrafiła na tańczących lorda Grey’a i 
Cornelię. Sięgała mu zaledwie do ramion. Nie przestawała się do niego uśmiechać i usilnie 
przy każdym kolejnym kroku, starała się zniwelować przestrzeń znajdującą się między nimi. 

Nagle twarz Connie rozjaśniła się. 
-

 

Nie wiem, czy kojarzysz tego młodzieńca, z którym niedawno tańczyłam? – słysząc 

pozytywną odpowiedź, dokończyła – Otóż, nazywa się Frank i jest synem jakiegoś ważnego 
jegomościa.  Zna bardzo wielu różnych ludzi i coś mi się wydaje, że może nam pomóc. Nie 
jestem pewna, ale być może zna kogoś, kto znał także twoich rodziców. 

-

 

Proszę, Connie, obyś się nie myliła – Sarah się ożywiła 

- Spróbuję dowiedzieć się jak najwięcej. Nie będzie żadnych problemów. On jest 

naprawdę miły, chociaż może troszkę dziwny – Connie dostrzegła Franka w tłumie gości, 
który właśnie zmierzał w ich stronę -  Powiedział, że im człowiek ma większą głowę i mózg, 
to jest tym bardziej mądrzejszy, uwierzyłabyś? 

-

 

Jego głowa wydaje się być trochę mała.. – Sarah odpowiedziała, po czym obie zaczęły 

się śmiać – Wracam do siebie. Jak będziesz wracała to zapukaj cztery razy. Wtedy ci otworzę. 

-

 

Nie chcesz go poznać ? – nalegała przyjaciółka. 

background image

 

26 

-

 

Jeżeli jeszcze jutro będziesz chciała go znać to ja również. 

Sarah wyminęła grupkę mężczyzn i rozpłynęła się w tłumie. Zanim wyszła na korytarz, 

jeszcze raz spojrzała w stronę tańczących ludzi. Grey i Cornelia zniknęli.   

 
 

            

            

 

 

 

Po cichu i samotnie przemierzała puste korytarze zamku. Pragnęła zamknąć się w 

swoim pokoju, odgrodzić od towarzystwa, w którym nie było dla niej miejsca. Ponieważ 
Bessie i Morgana nie mogły doczekać się tego wieczoru, Sarah starała się im go nie 
zniszczyć. Łatwiej przyszło jej opuszczenie sali w trakcie zabawy, niż pozostanie i usilne 
staranie nie wywołania jakiegoś skandalu. Wystarczy Cornelia, która zapewne już upatrzyła 
sobie Charles’a i postanowiła za wszelką cenę zdobyć jego względy. 

-

 

Droga panno Aston !– usłyszała za plecami męski głos.  

Sarah szybko odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z hrabią Buffordem. Ojciec 

Cornelii zbliżał się do sześćdziesiątki, szczycił się łysiną na samym czubku swej wielkiej i 
czerwonej głowy. Strój miał pognieciony, a w lewej ręce trzymał kielich z winem. Pewnie nie 
pierwszy tego wieczora. 

-

 

Jakże mi miło cię wreszcie poznać ! – powiedział uśmiechając się krzywo - Powiem 

bez ogródek, że jesteś bardzo podobna do swojej matki. 

Sarah zamierzała po prostu sobie odejść, ale słysząc ostatnie zdanie Bufford’a 

przystanęła. Słowa te wstrząsnęły nią do głębi. 

- Znałeś, panie moją matkę? - spytała słabo. 
-

 

Była bardzo piękną kobietą – przystawił kielich do ust i wypił odrobinę –W całej 

Anglii nie było mężczyzny, który nie kochałby się w niej potajemnie. Ileż razy to ja sam 
chciałem zastąpić miejsce twego ojca. 

Na wspomnienie o ojcu, poczuła się tak podekscytowana i podenerwowana, że aż 

rozbolał ją żołądek. 

-

 

Jesteś równie piękna jak ona, panno Aston. A może i ...piękniejsza? – rzekł Bufford i 

zmierzył wzrokiem jej sylwetkę, skupiając dłuższą uwagę na piersiach. 

Już na dźwięk wypowiedzianych słów, Sarah powinna pożegnać się jak najszybciej i 

odejść. W tym momencie nie była jednak w stanie myśleć racjonalnie.  

- Jesteś równie ponętna jak ona. Równie....smaczny kąsek. 

Bufford próbował objąć ją ramieniem, ale wywinęła się mu. Nie zauważał odrazy 

malującej się na jej twarzy. Chciał objąć ją po raz drugi i tym razem mu się udało. Sarah 
próbowała się wyrwać, ale pomimo swego wieku i trzymanego kielicha w jednej ręce, nadal 
był bardzo silny. 

- Co pan wyprawia ?! – ostro zareagowała – Proszę mnie puścić! 
- Och, podobasz mi się panno Aston. Masz młode i kuszące ciało. Przez cały wieczór 

nie mogłem oderwać od ciebie oczu. Czyżbyś tego nie zauważyła?  

Sarah odepchnęła go z całej siły, ale natychmiast znów ją pochwycił. 
- Cóż mam jeszcze uczynić, aby zdobyć twoje względy? 
- Mówię po raz ostatni! Proszę mnie puścić! – nie widząc jednak efektu, Sarah 

wybuchła – PUŚĆ MNIE, TY STARY GŁUPCZE! 

Zamiast tak uczynić, pochylił się i Sarah poczuła na ustach jego obślinione wargi. Na 

szczęście pocałunek był krótki. Zniecierpliwiony mężczyzna rozdarł przód jej bordowej 
sukni. Położył dłoń na jej piersi. W tym momencie Sarah wpadła w prawdziwą panikę. Jeżeli 
mu się nie wyrwie, to on ją zgwałci!  Przycisnął ją jeszcze bardziej do siebie i złapawszy za 

background image

 

27 

ramię, zaczął ciągnąć do najbliższych drzwi. Szybkim ruchem wytrąciła mu kielich z ręki. 
Wino poplamiło cały przód jego marynarki. Puścił jej rękę  i ze wściekłością zaczął wycierać 
plamę. Podniósł głowę i zamierzał na nią nawrzeszczeć, ale Sarah rozpłynęła się w powietrzu. 

 

            

            

 

 
 
 
Nie wiedzieć jak zdołała uciec temu potworowi. Przez całą drogę nie mogła 

powstrzymać łez. Twarz miała bladą i zapłakaną, a jej jedyna balowa suknia została 
zniszczona. Ciało Sarah wstrząsnął kolejny szloch. Biegła na oślep, nie wiedząc dokąd. 
Pragnęła jak najdalej uciec od tamtego miejsca, pokonywała dwa stopnie na raz. Nie chciała 
być zauważona przez kogokolwiek, nie w podartym ubraniu i spuchniętej twarzy. Kiedy 
wybiegła z za zakrętu, niemal straciła oddech na widok dwojga ludzi. 

Charles i Cornelia złączeni byli w długim, namiętnym pocałunku. Dziewczyna 

zarzuciła mu ręce na ramiona i przygniotła do ściany ( o ile w ogóle było to możliwe ). Na 
dźwięk kroków, Grey podniósł głowę i spojrzał w przekrwione oczy Sarah. Cornelia, nie 
wyczuwając zaangażowania z jego strony, otworzyła oczy. Dopiero po chwili wyczuła 
obecność Sarah.  

Krew odpłynęła z twarzy Charles’a, gdy spojrzał na podartą suknię dziewczyny. W 

jego oczach pojawiła się furia. 

- KTO CI TO ZROBIŁ ?!- głos miał bardziej zimny i nieczuły, niż kiedykolwiek 

dotąd. 

Odepchnął Cornelię i chciał objąć Sarah, ale gdy tylko jej dotknął, ta odskoczyła ze 

wstrętem i uderzyła plecami o ścianę. Czuła się zhańbiona i brudna. Nie potrafiła spojrzeć mu 
w oczy.  

- WYJAW CHOCIAŻ IMIĘ TEGO SKUR***** KTÓRY CI TO ZROBIŁ ?! 
Sarah spojrzała w kierunku schodów, którymi przybyła na to piętro. Patrząc za jej 

wzrokiem Charles głośno rozkazał: 

- CZEKAJ TU NA MNIE, ROZUMIESZ ?! – szukał w twarzy Sarah jakiegoś 

potwierdzenia, ale ta stała ze spuszczoną głową. 

Grey ruszył biegiem schodami i już go nie było. 
- Charles! – Cornelia pobiegła za nim. 

Sarah została sama i bała się ruszyć. Jej wyobraźnia podsuwała jej obraz Bufford’a 

czającego się gdzieś za rogiem. Policzyła do dziesięciu i ruszyła szaleńczo przed siebie. 
 

 

 

 

 

 
 

 

  
 

background image

 

28 

 

7777    

 

 

m

apowiadana na południe śnieżyca, przyszła wieczorem. Wiatr za oknami świstał 

złowrogo, a w pokoju panował przejmujący chłód. Ogień w kominku przestał się palić dobrą 
godzinę temu. 

Sarah leżała na łóżku, szczelnie opatulona pierzyną. Wylane łzy już dawno zaschły na 

jej policzkach, ale twarz ciągle pozostawała blada. Nie mogła zasnąć. Wpatrywała się tylko 
nieobecnym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Obłok pary wydobywał się z jej ust za każdym 
razem, gdy wypuszczała powietrze. 

Po tym jak zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni, poczuła się bezpiecznie. Zamknęła jej na 

klucz i dodatkowo zabezpieczyła szafką. Gdy weszła do pokoju, okno znajdujące się po 
prawej stronie łóżka było otwarte na oścież. Śnieg zdążył już zasypać dywan i kawałek 
posłania. Sarah podbiegła i przez chwilę mocowała się ze starą zasuwą, by w końcu je 
zamknąć. Wyjrzała przez szybę na okolicę i nie mogła dostrzec zarysu lasu. Wszystko 
spowite było białym puchem, a płatki śniegu i krople deszczu miarowo uderzały o cienką 
przeszkodę. Sarah podeszła do kominka i próbowała rozpalić ogień, ale na próżno. Ręce tak 
jej się trzęsły, że nie była w stanie wzniecić iskry. Wzięła z fotela swoją pelerynę i podbiegła 
do łóżka. Położyła ją na podłogę, na roztapiający się śnieg, który powoli zaczął w nią 
wsiąkać. Później wskoczyła pod pierzynę i szczelnie się nią okryła.  

Gdy już zasypiała, usłyszała pukanie do drzwi. Nie odpowiedziała. Ktoś zapukał 

ponownie, tym razem głośniej. Znowu cisza. Za trzecim razem załomotał tak głośno, że było 
go chyba słychać aż na piętrze poniżej. Nie widząc jakiejkolwiek reakcji, Grey zaklął głośno i 
odszedł. 

O północy odwiedziła ją Morgana, chyba nieświadoma tego co spotkało jej krewną. 

Podobnie jak Charles nie została wpuszczona do środka. Nakazała tylko Sarah, aby szczelnie 
zamknęła wszystkie okna, bo do sypialni lady Borough  
( czyt. do sypialni Connie ) już zdążył wedrzeć się śnieg. Podobno też wielkie dębowe drzwi 
zostały uszkodzone z zewnątrz przez wichurę. 

Jeszcze kilka razy ktoś nachodził jej sypialnię, później nikt już nie zakłócał jej 

spokoju. Na myśl o tym, że dzisiaj mogła zostać skrzywdzona, po policzkach ponownie 
popłynęły jej łzy, których nie starała się już powstrzymywać. Smutek powrócił z jeszcze 
większą siłą, gdy Connie nie wróciła na noc do pokoju. 

 

 

            

            

 

 

- Panienko, Sarah! Proszę otworzyć ! 

Pierwszą rzeczą, którą Sarah usłyszała po przebudzeniu było pukanie do drzwi. Nie 

miała pojęcia, jaka to pora dnia. Czuła się zmęczona i strasznie bolała ją głowa. Odwróciła się 
do okna, za którym wciąż prószył śnieg, choć nie tak mocno jak poprzedniego wieczora. 

background image

 

29 

Pukanie rozległo się ponownie. Sarah wstała z łóżka, narzuciła na siebie pierzynę i 

poczłapała do drzwi. Gdy tylko się otworzyły, Mandy – służąca, znalazła się w środku i 
podeszła do nie rozpalonego kominka. 

- Która to godzina? – spytała Sarah z poczuciem winy, po czym usiadła na łóżku. 
- Wreszcie się pani obudziła!- Mandy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, 

rozpaliła ogień w kominku. W pokoju od razu zrobiło się cieplej – Dobrze się dziś panience 
spało, prawda? 

- Jak widać... -  Sarah odgarnęła z twarzy splątane włosy. 
- Gdyby panienka nie zamykała się w nocy to nagrzałabym w kominku. Tak tu zimno 

i... A co to jest?! – spytała Mandy.  

Podniosła z ziemi przemokniętą pelerynę i wykręciła. 
- Mogłabym prosić o przyniesienie bali z wodą? – zbyła pytanie służącej – Chciałabym 

się odświeżyć przed śniadaniem. 

- Ale poranny posiłek był już podany – powiedziała ze zdziwieniem, bacznie się jej 

przyglądając – Minęło już południe i... 

- Minęło południe ?! – wykrzyknęła z niepokojem Sarah – Niemożliwe! 
- Bardzo pani potrzebowała odpoczynku. Po tym co się wczoraj wydarzyło... 
- Co masz na myśli? – niemal zaskrzeczała. 
 „Wszyscy już wiedzą?! Boże...” 

- No, tyle gości i tańców i ...mocnych trunków...i mężczyzn... – twarz Mandy spłonęła 

rumieńcem. 

- Co? – Sarah poczuła ulgę – A nieeeee, ja poszłam wczoraj bardzo szybko spać! Nie 

miałam nawet możliwości... 

- Nie musi mi się panienka z niczego tłumaczyć...– Mandy unikała kontaktu 

wzrokowego – To nie moja sprawa... Zaraz przygotuję dla panienki kąpiel.  

I już jej nie było. Znikła za drzwiami po to, by po kilku minutach pojawiły się w nich 

dwie młode służące. Pierwsza nalała do wanny gorącą wodę, a druga krzątała się koło 
kominka, aby dogrzać zimne ręczniki. Sarah podziękowała za przygotowanie kąpieli i 
wyprosiła obce za drzwi. Podeszła do kominka i rozebrała się do naga. Spojrzała na swoje 
ręce i z przerażeniem zauważyła na nich siniaki. A jednak jej się to nie przyśniło... 

Rozpuściła włosy, które teraz sięgały do pasa, i zanurzyła się w parującej wodzie. 

Zmęczona i obolała, oparła głowę o brzeg wanny i zamknęła oczy. Ciepło, które czuła na 
każdym skrawku swojej skóry było niezwykle odprężające.  

Sarah zaczęła rozmyślać o wczorajszej nocy. Czy Charles odkrył, że to ojciec Cornelii 

próbował wziąć ją siłą? A może uznał, że to ona go sprowokowała? W końcu kto z kim 
przystaje... 

Usłyszała podniesiony głos jednej ze służących. Jakieś zamieszanie panowało za 

drzwiami. Nagle uszu Sarah dobiegł dźwięk głosu Charles’a. 

- Domagam się, aby pozwolono mi zobaczyć się z panną Aston ! – głos miał 

wzburzony. 

- Ależ nie mogę na to pozwolić! Panna Aston... 

Sarah przeczuwając chwilę, która miała się za chwilę wydarzyć, sięgnęła pospiesznie 

po ręcznik. Usłyszała trzask otwierających się za jej plecami drzwi i w ostatnim momencie 
zdążyła się okryć, chociaż nadal stała w wannie. 

- Bardzo przepraszam, ale ten pan był głuchy na jakiekolwiek... 

- Wyjdźcie! – Charles wydarł się na obie kobiety – Zostawcie nas samych! 

Po tym jak drzwi się za nimi zatrzasnęły, w pokoju zapanowała cisza... Sarah bała się 

odwrócić i spojrzeć mu w twarz Wiedziała co w niej ujrzy. Obrzydzenie i wstręt do jej osoby. 
Nie chciała doznać cierpienia, do którego doprowadził wczoraj Bufford. Odwrócenie się do 

background image

 

30 

drzwi było bardzo bolesną próbą. Natrafiła na spojrzenie stalowych oczu. Charles nie 
spodziewał się ujrzeć jej niemal nagiej. 

- Wystarczająco się już napatrzyłeś?! – rzuciła oskarżycielsko, równocześnie starając 

się udawać, że jego obecność nie robi na niej żadnego wrażenia – Opuść natychmiast moją 
komnatę, bo... 

- Bo? – nie dawał za wygraną. 
- Bo inaczej dokończę kąpiel w twojej obecności! 
Nim spodziewała się ujrzeć na jego chłodnej i obojętnej twarzy uśmiechu. 
- Uwierz mi, że wcale nie zachęcasz mnie do opuszczenia tej komnaty... 

Wielka i imponująca postać Grey’a wydawała się wypełniać całe pomieszczenie. 

Sarah zadrżała, gdy po chwili usiadł na jej łóżku. 

- Wczoraj zrobiłaś dosłownie wszystko, by mnie zwieść. Dzisiaj już ci się nie uda – 

badawczo się jej przyglądał, po czym zakomenderował – Chcę znać prawdę...Powiedz, kim 
on jest. 

Szczękę miał zaciśniętą, a jego twarz wyrażała burzę najrozmaitszych emocji. 

- Więc nie wiesz... – Sarah rzekła cicho, trochę zawiedziona. 

- Ale mi powiesz – powiedział pewny swego, a po chwili spytał prosto z mostu – 

Zgwałcił cię, czy oddałaś się dla pieniędzy? 

Sarah nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Sądził, że chciała zrobić to z Bufford’em 

za pieniądze?! Tak jak on to robił z Bessie?! Miała ochotę rzucić się z na jego z pięściami, ale 
uniemożliwiał to wciąż podtrzymywany ręcznik. 

- Jak śmiesz tak do mnie mówić?!- twarz Sarah zrobiła się czerwona z gniewu - 

Myślisz, że mogłabym...Boże, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz!  

- Możliwe, że mówisz prawdę – rozparł się wygodnie na łóżku - Wczoraj zobaczyłem 

cię...taką zapłakaną i zranioną, że w pierwszej chwili miałem ochotę zatłuc tego, który ci to 
zrobił. Teraz też bym to zrobił, ale co jeśli kłamiesz? Co jeśli zabiję niewinnego człowieka? 

- Wynoś się! – rzuciła gwałtownym szeptem. 
- Kto? – nie zważał na jej słowa. 

Sarah miała tego dosyć. Wyszła z wanny tak gwałtownie, że trochę wody chlusnęło na 

podłogę. Stanęła stopami na podłodze i gorzko tego pożałowała. Nie było już tak przyjemnie, 
a zimno przeszyło ją do szpiku kości. Podeszła jak najbliżej i możliwie jak najdalej do 
Grey’a. Wskazała ręką na drzwi i szczękając zębami wydukała: 

- Wynoś się, ty bydlaku! 

Nie wiedząc kiedy, Sarah leżała płasko na materacu. Próbowała usiąść, ale 

przytrzymywało ją silne ramię. Charles uśmiechnął się, rozchylił wargi, ukazując białe zęby. 
Zaczęła jedną pięścią w jego pierś, bo drugą wciąż próbowała daremnie ukryć swoje ciało. 

- Też zamierzasz mnie zgwałcić?! – wyszeptała mu prosto w twarz. 
- Nie muszę... 

Usiłowała go odtrącić, ale jego usta były coraz bliżej. Zdała sobie sprawę, że sprzeciw 

nie na wiele się zda. 

- Jeśli... 

Usta Charles’a powoli dotknęły jej warg. Sarah wstrząsnął dreszcz. Było to dla niej 

zupełnie nowe doznanie. Starała się wyswobodzić, ale z każdą sekundą jej opór malał. 
Wyczuwając jej uległość, Grey pogłębił pocałunek, wślizgując się językiem w jej usta. 
Jęknęła. Puściła ręcznik i objęła go za szyję. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele. 
Dotykały pleców, pośladków i ud. Sarah nie mogła złapać tchu, a serce waliło jej jak oszalałe. 
Poczuła muśnięcia jego warg na swojej szyi, a potem cichy szept: 

- Jak łatwo cię zniewolić... 

Znowu ich wargi połączyły się w długim, głębokim i niemal bolesnym pocałunku. 

- Wyjaw mi jego imię...- wyszeptał wprost w jej usta. 

background image

 

31 

Te słowa sprowadziły ją z powrotem na ziemię. Próbowała wyrwać się z jego objęć. 

Bezskutecznie. Unieruchomił jej nadgarstki nad głową. 

- Zrobiłeś to specjalnie! – wykrzyczała mu w twarz – Cóż, każdy działa najlepiej jak 

umie. Nigdy ci nie powiem co się wydarzyło ostatniej nocy! 

Charles już miał coś odpowiedzieć, kiedy drzwi komnaty otworzyły się i do pokoju 

wkroczyła Connie. Grey zdążył okryć Sarah, na sekundę przed tym jak jej przyjaciółka 
powiedziała: 

- Sarah, musisz natychmiast... 

Oczy Connie rozszerzyły się ze zdziwienia. Zacięła się w środku zdania, co miało 

miejsce bardzo rzadko. Spojrzała na Sarah, potem na Grey’a, i jeszcze raz na Sarah. Tysiące 
pytań cisnęło się jej na usta, ale Sarah zdążyła zapytać: 

- Tak, Connie? 
-

 

Musisz natychmiast zejść na dół – powiedziała i nie widząc reakcji Sarah, dodała– 

Przyjechał Frances. TEN Frances. 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

32 

 

 
 

8  

 
 

U

yłabym wdzięczna, gdybyś sobie już poszedł ! – usłyszał Charles. 

Zaraz po tym, jak Connie opuściła pokój, Sarah pobiegła za parawan. Grey usiadł na 

łóżku, oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Przymknął oczy. Czuł się jak ostatni 
głupiec, który o mało co nie utracił nad sobą kontroli. Gdyby nie przeszkodziła im tamta 
dziewczyna, kto wie do czego by doszło. Był wściekły na siebie, że zapomniał o rozsądku, ale 
równocześnie na nią, że tak łatwo mu uległa. Pragnął jej tak bardzo... ale nie mógł jej tknąć. 
Pewnie miała duże doświadczenie, lecz za każdym razem gdy na nią spoglądał, wydawała mu 
się taka niewinna. Gniew i smutek wywołały falę gorąca, od której zapiekła go twarz. Mógłby 
mieć każdą, Cornelię, Bessie, Annie...Sięgnął ręką do kieszeni i wyczuł pod palcami szorstki 
pergamin. Wczoraj Jeffrey powiadomił go, że musi jak najszybciej wracać do Falladon. Nie 
wyjaśnił konkretnie o co chodzi. A więc na tym się to skończy...Jutro wyjedzie i już nigdy nie 
ujrzy tej dziewczyny.  

Wyszła z za parawanu i jej twarz znów pojawiła się w polu widzenia : 

- Chyba wyraziłam się dosyć jasno. Nie chcę cię widzieć – powiedziała z 

naburmuszoną miną – Co tu jeszcze robisz ? 

Chales zmarszczył brwi. Sarah utkwiła w nim chmurne, fiołkowe oczy. Nagle poczuł 

się pozbawiony energii i stracił ochotę na rozmowę.  

- Widzę, że bardzo ci się spieszy, aby przywitać tego....? 
- Frances’a Cartier’a – dokończyła. 
- Anglika? – spytał. 
Sarah pozostawała chłodna i spokojna.  

- Jak możesz się łatwo domyślić, pochodzi z Francji. To mój bardzo bliski przyjaciel... 

Ale Charles już jej nie słuchał. Mój bardzo bliski przyjaciel utkwiło w nim na dobre. 

Sarah nie domyśliła się jak to jedno zdanie wypowiedziane z jej ust, mogło wpłynąć na 
Grey’a. A więc nie tylko Anglicy byli w kręgu jej adoratorów. 

- Nie chcę jednak teraz o nim rozmawiać, a zwłaszcza z tobą. 
Sarah podeszła do kominka i wyciągnęła ręce, by się ogrzać. Chwilę później odezwała 

się cicho: 

- Nie miałeś prawa. 

Spojrzała na Charles’a i ujrzała niedowierzanie na jego twarzy. 

- Co powiedziałaś? 

- Powiedziałam, że nie miałeś prawa wchodzić do mojego pokoju, gdy brałam kąpiel! 

– starała się wytrzymać jego przebijający na wskroś wzrok – I nie miałeś prawa dotykać mnie 
w ten sposób ! 

- Przykro mi to słyszeć – odpowiedział z dziwnym grymasem na twarzy – Nie 

zauważyłem jednak zbytniego oporu z twojej strony. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że 
ci się to podoba.  

- Nie podobało! – szybko zaprzeczyła. 

background image

 

33 

Zanim odwróciła się do niego tyłem, Charles zauważył jak jej policzki spłonęły 

rumieńcem.  

- Jesteś więc bardzo dobrą aktorką. Nie myślałaś nigdy o tym, aby zagrać... 
- A czy lady Cornelia też posiada takie talenty? – w jej tonie znów zabrzmiała 

pewność siebie – Wczoraj ujrzałeś pewnie ich cały wachlarz. 

Charles wstał z łóżka rozgniewany, widząc, że Sarah z nim pogrywa. 
- Nie rozmawiamy teraz o pannie Bufford.– powiedział ostrym tonem – Nie lubisz jej, 

prawda? 

Sarah, nieświadoma tego, że Charles zbliżał się do niej powolnym krokiem, 

odpowiedziała: 

-  Nie znam jej. Ale sumując to, co reprezentowała sobą wczoraj i to, jak zachowywał 

się jej ojciec, śmiało mogę powiedzieć, że pasujesz do tej rodziny. Z pewnością znajdziecie z 
Bufford’em wspólny język.  

Ostatnie zdanie wypowiedziała z ironią.  
- Myślisz, że mam zamiar oświadczyć się lady Cornelii?-  Sarah podskoczyła, słysząc 

tuż za plecami głos Charles’a – Nic mnie z nią nie łączy i nie rozumiem skąd ci to wszystko 
przyszło do głowy.  

Sarah odwróciła się i stanęła z nim twarzą w twarz. 
- Nie możesz robić tego, co ci się żywnie podoba! – powiedziała przez zaciśnięte zęby 

– Traktujesz kobiety jak rzeczy! Czarujesz je i uwodzisz, by zaspokoić swoje niecne potrzeby, 
a potem zostawiasz  i wyrzucasz jak jakieś śmieci! Przynajmniej okazałbyś odrobinę honoru  
prosząc ją o rękę!  

Charles złapał ją i przyciągnął do siebie. Chwycił za ramiona i mocno potrząsnął. 

Sarah dostrzegła grymas bólu na jego twarzy. 

- Uważasz, że nie mogę robić tego, co chcę? Uważasz, że jestem skazany na życie 

tylko z jedną kobietą?! 

Sarah już otwierała usta, żeby powiedzieć: „Tak”, lecz je zamknęła. 

 

- Wmawiasz sobie coś, czego tak naprawdę nie myślisz. Nie wierzę, żebyś był aż 

takim rozpustnikiem. Nigdy nie liczysz się z uczuciami innych?  

Nie odpowiedział, tylko podniósł rękę i otwartą dłonią zaczął gładzić ją po policzku. Nie 

podobał jej się wściekły blask jego oczu, więc nie odważyła się więcej odzywać. Czyżby 
chciał robić z nią rzeczy, które tak bardzo lubiły inne kobiety? 

Sarah odwróciła głowę, mimo iż jego skóra jego dłoni była ciepła i   

- Nie możesz znieść mojego dotyku, a czy na dotyk wszystkich mężczyzn reagujesz tak 

samo jak na mój?  - burknął Charles, i znów wszystko zaczynało się od początku. 

- Proszę, daruj już sobie – dziewczyna powiedziała znudzona – Któryś raz z kolei 

obrażasz mnie, a  ja nawet nie wiem co jest tego przyczyną. Raz jesteś znośny, a raz nie mogę 
na ciebie patrzeć. Wiesz coś, co zmusza cię do takiego zachowania? Ktoś ci coś nagadał na 
mój temat? 

Charles za wszelką cenę starał się nie podnosić na nią wzroku. 

-  Chodzi o to, że...on próbował mnie zgwałcić? – Sarah z trudem zadała to pytanie. 

Usiadła bezradnie na fotelu – Myślisz, że skoro Buffordowi na to pozwoliłam, to wszystkim 
na to pozwalam... 

Nie zdała sobie sprawy z błędu jaki przed chwilą popełniła, bo Charles już złapał ją i 

mocnym szarpnięciem podciągnął do góry. Wydał zdławiony okrzyk gniewu i udręki. 

-  Bufford...?! – ryknął – Spotkałem go na schodach jak wracał do swojego pokoju. 

Sukinsyn wmówił mi, że jakaś dziwka zniszczyła mu koszulę. Myślałem, że chodzi o Annie 
albo Chelsea, ale....Zabiję go !!! 

Charles bez słowa rzucił się ku drzwiom, a Sarah zaraz za nim. Wybiegła na korytarz, 

ale nawet jakby chciała, nie dogoniłaby go. Był już blisko zakrętu. 

background image

 

34 

-  CHARLES!!! – krzyknęła – WRACAJ!!! 
 

            

            

 

 
 
 

Sarah ruszyła w ślad za nim. Zbliżała się już do zakrętu, za którym znajdowały się 

schody. 

Jak mogła byś taka głupia?! Dlaczego powiedziała mu o Buffordzie?  
- O Boże! – wypadło z jej ust. 

Zebrała w sobie wszystkie siły i przyspieszyła. Nie wiedziała, gdzie mógł pobiec 

Charles, więc ruszyła w stronę  salonu. Zazwyczaj po śniadaniu wszyscy się tam zbierali, by 
odpocząć.  

Zanim otworzyła drzwi, do jej uszu dobiegł histeryczny krzyk Cornelii:  
- ZOSTAW GO !!!  
Sarah wbiegła do środka w chwili, gdy hrabia Bufford nie zdążył zrobić uniku przez 

kolejnym już chyba ciosem Charles’a. Wszyscy goście i domownicy przypatrywali się walce. 
Nawet służba zleciała się, by podziwiać widowisko. Nikt nie reagował. 

- ON KRWAWI !!! – Cornelia wrzasnęła. 
Bufford nie  miał szans ze starciem z Grey’em. Sarah podbiegła do nich obu i chciała 

ich rozdzielić. Wskoczyła Charles’owi na plecy i zaczęła walić pięściami. 

- PUŚĆ GO !!! – wydarła mu się do ucha. 
Bufford znów został brutalnie uderzony w twarz. Dziewczyna objęła Grey’a za szyję i 

starała się odciągnąć go do tyłu. Jeszcze chwila, a z Bufforda zostałyby tylko strzępy.  

- ZARAZ GO ZABIJESZ !!! 

Po tych słowach Charles przestał okładać go pięściami. Zaciśnięta ręka zatrzymała się w 

połowie drogi. Sarah zeskoczyła na podłogę. Cornelia uklękła obok ojca i pochyliła się nad 
nim. Dotknęła jego spuchniętej twarzy i obrzuciła Charles’a oskarżycielskim spojrzeniem. 

- Jak mogłeś?! – krzyknęła oburzona – Zaraz wykrwawi się na śmierć! Przez ciebie! 

Chciałeś go zabić?! 

Bufford wciąż przytomny, zaczął jęczeć z bólu.  
- Co się tu dzieje? – Sarah usłyszała pytanie Bessie, która w tym momencie weszła do 

salonu – Dlaczego hrabia Bufford leży zmasakrowany na podłodze?!  

- Jeżeli jeszcze kiedykolwiek ją tkniesz – Charles wskazał palcem na leżącego - 

przysięgam, że to będzie ostatnia rzecz jaką zrobisz w swoim życiu. 

- Jak śmiesz?! – Cornelia wciąż nie zdawała sobie sprawy z całego zamieszania. 
- A ty – powiedział – zabieraj go i wynoście się stąd! 
- To nie jest twój dom – wtrąciła się Bessie – Nie możesz wyrzucać moich gości! Oni 

nic nie zrobili! To ty zaatakowałeś hrabiego Bufford’a i to ja powinnam wyrzucić ciebie! 

Charles odwrócił się, i nawet nie spoglądając na Sarah, zaczął przeciskać się przez tłum 

zgromadzonych ludzi. Gdy zniknął w korytarzu, wrzawa rozniosła się po całej posiadłości. 

 
 

            

            

 

 

W miarę upływu czasu, goście uspokoili się i pozwolili lekarzowi na zbadanie 

Bufford’a. Kilku mężczyzn podniosło go i zaniosło do sypialni. Lady Cornelia nie 
odstępowała ich ani na krok i razem z nimi opuściła salon.  

background image

 

35 

Sarah stała spokojnie i czekała, aż Bessie zaatakuje. Jak się spodziewała, nie trwało to 

zbyt długo. 

- Sarah, masz mi natychmiast wyjaśnić co tu się dzieje! – powiedziała przez zaciśnięte 

ż

eby – Dlaczego Grey zaatakował Bufford’a ?!  

- Skąd mam wiedzieć – skłamała – Szłam do kuchni, gdy na korytarzu natknęłam się na 

Charl...lorda Grey’a. To wszystko. 

Bessie zmrużyła oczy. Zawsze to robiła, gdy rozmawiała z Sarah. 
- Czemu więc rzuciłaś się, by odpędzić go od Bufford’a? Ty wiesz czemu do tego 

doszło i masz mi natychmiast powiedzieć. Jak zwykle musisz być przyczyną wszystkich 
kłopotów! Z innymi dziewczynami jest spokój. Tylko z tobą są same problemy. 

Sarah zadarła głowę do góry. 
- Wiem, że niełatwo jest ci wychowywać się bez rodziców i że bardzo za nimi tęsknisz – 

powiedziała na pozór spokojnie, lecz takim tonem jakiego używała zazwyczaj, aby nie 
wybuchnąć - ale takim zachowaniem nie możesz zwracać na siebie uwagi. Inni ludzie nie są 
tak pobłażliwi jak ja i kiedyś źle się to dla ciebie skończy. 

- Ciągle mi powtarzasz, że cię okłamuję – Sarah powiedziała ostro – Może powinnaś 

zastanowić się, co jest tego powodem. Nie, nie zastanowisz się, bo nie interesuje cię mój los.  

Usłyszała śmiech. Bessie śmiała się z niej. 
- Kto ci nagadał takich niewiarygodnych rzeczy. Zależy mi na tobie. 
- Jak możesz tak mówić - Sarah cicho powiedziała. 
Bessie traciła cierpliwość, bo nie miała już takiej radosnej miny jak przed chwilą. 
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, wspięła się na palce i zbliżyła się na tyle blisko, 

aby nikt nie usłyszał wypowiedzianych słów: 

- Pozwalasz mężczyznom, aby cię wykorzystywali, a biednym kobietom gotujesz taki 

sam los jaki spotkał ciebie. Urządzasz jakieś głupie spotkania, gdzie spraszasz obcych ludzi. 
Wczoraj o mało co nie zostałam przez jednego z nich zgwałcona. Jesteś taką ignorantką. 
Nawet nie wiesz, co dzieje się w twoim własnym domu... 

Sarah odwróciła się i odeszła. Bessie stała osłupiała. Zaskoczona, nie wiedziała co 

odpowiedzieć. Nie spodziewała się takich gorzkich słów. 

 
 

            

            

 

 
 

 Cała okolica okryta była puszystym śniegiem. Sarah z trudem pokonywała drogę do 

stajni. Stawiała nogi przed sobą i za każdym razem zapadała się po kolana. Wychodząc, 
zarzuciła na siebie leżący na krześle płaszcz, ale i tak nie czuła już większej części swego 
ciała. Twarz miała już zaróżowioną od mrozu i jak zwykle nie wzięła rękawic. Uważając, by 
nie nadepnąć na fałdy sukni, szybko przemierzała zimową   

Dotarła do otwartych na oścież drzwi stajni. Spostrzegła, że ktoś już zdążył odśnieżyć 

wejście. Zauważyła również, że wichura zniszczyła dach i duże ilości śniegu wpadały do 
ś

rodka. Zwierzęta nie były przyzwyczajone do takich warunków.  

Sarah już miała wbiec do środka, gdy wielki czarny koń zastąpił jej drogę. Odskoczyła 

na bok, bojąc się, że ją stratuje. Zapomniała jednak o skutych lodem kamiennych płytach i 
straciła równowagę. Nogi rozjechały się w odwrotne strony i poleciała do tyłu wprost w 
wielką, śnieżną zaspę.   

Jeździec opatulony był w dobrze jej znane futro. Tylko kawałek twarzy wystawał poza 

obręb okrycia. Nie dało się nie zauważyć jego szerokiego uśmiechu. Grey zeskoczył z konia i 

background image

 

36 

wyciągnął ramię, by pomóc jej wstać, zignorowała go jednak i sama podniosła się z ziemi. 
Zrobiła to bardzo ostrożnie, by ponownie się przed nim nie zbłaźnić.  

- Co ty wyprawiasz? – spytał zatroskany. 
Sarah podeszła powoli do czarnego rumaka i zaczęła głaskać go po łbie. Jego sierść była 

ciepła i taka miła w dotyku.  

- Wyjeżdżasz – stwierdziła po chwili cicho. 
- Tak – odpowiedział – Wracam do siebie. 
Powinna być zadowolona, że nie będzie musiała znosić jego okropnego charakteru. Nikt 

nie będzie się z niej naśmiewał i robił głupich uwag. A jednak, na myśl o tym, że Charles 
opuszcza Servant Hall, zrobiło jej się smutno. 

- Proszę, zostań – powiedziała – Bessie wcale nie chciała cię wyrzucać. Tak tylko 

powiedziała. Przecież ją znasz, zawsze musi mieć ostatnie słowo. Zresztą, nie mogła 
zachować się inaczej. Wszyscy tego od niej oczekiwali, a ty...nie byłeś zbyt delikatny dla 
Bufford’a. 

- To nie ma nic wspólnego z Bessie – przerwał jej – Gdybym miał zrobić z Buffordem 

to samo, nie miałbym oporów. Bydlak powinien się cieszyć, że uszedł z tego z życiem. 

- Wciąż nie mogę uwierzyć w to co zrobiłeś – oświadczyła – Chciałam ci podziękować, 

bo nie spodziewałam się tego po tobie.  

Widząc jak marszczy brwi, szybko dodała: 
- To znaczy, spodziewałam się, że jesteś niezwykle silny, ale...Co ja mówię, pewnie 

stanąłbyś w obronie każdej innej kobiety.  

Podniosła wzrok i natrafiła na jego spojrzenie. Ilekroć na nią spoglądał w taki sposób, 

przestawała myśleć o czymkolwiek. Zobaczyła jak pochyla głowę i poczuła się niezręcznie, 
bo zaczął wpatrywać się w nią tak, jakby chciał przejrzeć jej myśli na wskroś. Jego ciepły 
oddech łaskotał ją po twarzy. Chciała by ją pocałował. Zamrugała oczami, bo nie poznawała 
samej siebie. Jak to możliwe, że jej uczucia do tego mężczyzny zmieniły się tak bardzo. 

Nie zastanawiając się nad tym co robi, wspięła się na palce, zarzuciła mu ramiona na 

szyję i pocałowała. Dotknęła jego wargi swoimi i nie widząc żadnej reakcji z jego strony, 
przycisnęła jeszcze mocniej. Nie umiała się całować i chciała, aby to on przejął inicjatywę. 
Przerwała pocałunek i chcąc złamać jego barierę, ponownie przywarła do niego ustami. 
Charles stał jednak niewzruszony. Nie zrobił nic, a Sarah poczuła się tym dotknięta do 
ż

ywego. Odsunęła się i odwróciła wzrok. Nie potrafiła spojrzeć mu teraz w twarz. Stali na 

mrozie, a jej policzki i tak już zbyt różowe, zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Oboje milczeli. 

- Przepraszam, wygłupiłam się – wykrztusiła – Jestem taka żałosna... 
- Jesteś niezwykła, Sarah – powiedział i obdarzył ją smutnym uśmiechem – Piękna, 

młoda i taka inna niż wszystkie i naprawdę cieszę się, że mogłem cię poznać... 

Przygryzła wargi. 
- ...ale powiedz mi, dlaczego tutaj przyszłaś. Czego oczekujesz? Sama powiedziałaś, że 

nie czujesz do mnie sympatii i nie znosisz mojego widoku! Dlaczego więc TO zrobiłaś?! 

- Myślałam, że... 
- Sama mówiłaś, że mogę mieć każdą kobietę jaką zapragnę! – przypomniał jej –  Skąd 

ci przyszło do głowy, że pragnę ciebie??  

- Gdyby tak nie było to nie patrzyłbyś na mnie w taki sposób! – wybuchła – Gdybyś 

mnie nie chciał, to Connie nie znalazłaby nas dzisiaj na łóżku w mojej sypialni!  

Charles zaśmiał się ironicznie. 
- Zawsze biorę to co chcę. Gdybym chciał, miałbym cię już pierwszego dnia, kiedy się 

spotkaliśmy.  

Sarah zamarła, słysząc te słowa. 
- Nie lubię jednak dostawać tego, co mieli już wszyscy. 

background image

 

37 

Charles zmierzył ją wzrokiem, po czym podszedł do swego rumaka, złapał za lejce i 

wskoczył na siodło. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, o czym mówił.  

- Ty myślisz, że jestem...dziwką?! – wykrztusiła, odwracając się w jego stronę. 
Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Opatulił się jeszcze bardziej futrem i zatrzymał 

swój wzrok na jakimś małym punkciku w oddali. 

- Czy ja wyglądam ci na dziwkę?! – krzyknęła z rozpaczą, łapiąc go za nogawkę. 
Czując szarpnięcie u nogi, spojrzał na dziewczynę. Łzy napływały jej do oczu, ale 

powstrzymywała je szybkim mruganiem.  

- A czy ja wyglądam ci na idiotę? – spytał oschle. 

Koń ruszył galopem i to były ostanie słowa jakie Sarah usłyszała od Grey’a. 
 
 
 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

38 

 

 
 

 

 

W

opiero po kilku minutach Sarah zebrała siły, by wrócić do zamku. Zanim 

złapała za klamkę, zaczął padać śnieg. Ślady, które były jedyną oznaką obecności Grey’a, 
zanikały. Dobrą chwilę stała ze wzrokiem utkwionym w punkt, gdzie zniknął Charles. 
Zastanawiała się , czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. A jeśli było to ich ostatnie 
spotkanie? Może powinna była teraz pojechać za nim i zapytać, czemu przez cały ten czas 
brał ją za... kobietę pokroju Annie. Musiała wyjaśnić to wielkie nieporozumienie. Postanowiła 
jednak tego nie robić.  

Powoli odwróciła się, otworzyła drzwi i weszła do domu w poszukiwaniu Francesa. 
 

            

            

 

 

Korytarz był pełny ludzi. Drzwi do kuchni stały otworem. Sarah zauważyła jak 

kucharka uwijała się jak szalona przy piecu, starając się, by ogień nie zgasł, a potrawy nie 
wystygły. O dziwo, cała służba zdążyła już powrócić do swoich codziennych zajęć, bo 
pokojówka, która była w momencie walki Charles’a i Bufford’a, niosła tacę z jedzeniem do 
jadalni. 

Nie chcąc przeszkadzać, skierowała się w stronę salonu. Nie umknęły jej uwadze 

spojrzenia, jakie kierowali w jej stronę wszyscy mijający ją ludzie. Z za zakrętu wyszły dwie 
młode służące. Dostrzegłszy Sarah, jedna szepnęła coś do drugiej, która nie mogła 
powstrzymać się od śmiechu. Czyżby wszyscy w zamku już wiedzieli, że to z jej powodu 
Grey napadł na ojca Cornelii? 

Wyminęła je i kilka kroków dalej odwróciła głowę. Obie dziewczyny zerkały na nią. 
- Jak mogłaś? – zapytała Connie, wyskakując z za rogu. Nie zauważyła, jak 

przestraszyła swoją przyjaciółkę. 
    Sarah wzruszyła ramionami. Przyspieszone bicie serca powoli wracało do normy. Milczała. 

- Pewnie nie wiesz o co chodzi – powiedziała za nią – Tyle się dzisiaj wydarzyło, że aż 

nie wiem od czego zacząć. 

Connie była w bojowym nastroju. Ręce miała skrzyżowane na piersiach, a obcasem u 

pantofla stukała w podłogę. 

- Co chcesz usłyszeć? – odparła Sarah rozdrażnionym tonem. 
- Co robił Grey w TWOJEJ sypialni, na TWOIM łóżku, na TOBIE ?! 
– Widziałaś nas i chyba wysunęłaś już własne wnioski. Zaraz pewnie spytasz dlaczego 

obściskiwaliśmy się, skoro gustuje on tylko w doświadczonych kobietach?  

Connie odrzekła rzekła: 

background image

 

39 

- Lord Grey nie jest jakimś starym i grubym obżartuchem, który będzie ulegał twoim 

zachciankom. Wiesz jaką ma opinię w towarzystwie, a liczbę jego miłosnych podbojów nie 
sposób zliczyć.  

Sarah roześmiała się cicho. 

- Widziałam jeszcze niedawno, jak sama wpatrywałaś się w niego jak w bóstwo. Co 

zmieniło twoje zdanie o nim? Chyba nie myślisz, że łączy mnie z nim coś więcej? A czy w 
ogóle coś łączy? 

- Wy do siebie nie pasujecie – w tonie Con pobrzmiewała pewność – Wiem, czego 

oczekujesz od mężczyzn. On się w tobie nie zakocha, to nie ten typ. Zaznasz z nim chwilę 
przyjemności, a potem co? 

- Daj spokój, Connie – Sarah parsknęła śmiechem – Ja mu się nawet nie podobam. 

Zresztą, pomyśl jak mogę konkurować z innymi kobietami. Tylko na mnie spójrz. Sama 
widziałaś, jak podczas balu nie odstępował Cornelii ani na krok.  

„ I nie przestawał całować”. 

- Pewnie tego nie wiesz, ale do swoich miłosnych podbojów może także 

zaliczyć...moją ciotkę.  

- Ciotkę? – Connie była wyraźnie zdziwiona – Ale którą? Bessie? 
- A myślałaś, że Morganę? Nawet mi trudno jest wyobrazić sobie ją z lordem 

Grey’em. 

- Bessie i Grey? Czyż on nie ma za grosz wychowania?  
- To co widziałaś w moim pokoju, było tylko nic nieznaczącym epizodem. Nawet nie 

wiem, kiedy rzucił się na mnie. Nie miałam czasu na jakąkolwiek reakcję – Sarah schowała 
ręce w fałdy sukni, chcąc tym samym ukryć ich drżenie  -  Ale już o tym zapomniałam, a on 
pewnie jeszcze zanim opuścił mój pokój. Nie wracajmy do tego. 

- Tak tylko ci się wydaje – Connie wzięła przyjaciółkę pod ramię – Po prostu martwię 

się o ciebie. Jesteś mi bardzo droga i nie chcę, aby stała ci się jakaś krzywda.  

- Dlatego się przyjaźnimy – Sarah ścisnęła ją mocniej – Wiem też, że nikomu się z 

tego nie wygadasz... 

- Jeżeli nie rozkażesz mi przesiadywać w obecności Frances’a, to przysięgam. 
- Ach tak, Frances – Sarah przypomniała sobie o jego przybyciu – Mam nadzieję, że 

nie uraził cię tym razem? 

- Nie zdążył. Bessie kazała jak najszybciej po ciebie posłać, więc uciekłam. Sarah, ja 

nie mogę znieść widoku tego człowieka! Strojów ma chyba więcej, niż my razem. W dodatku 
co drugie słowo, które do mnie kieruje, jest po francusku. Czy on myśli, że wszyscy ludzie 
ż

yjący na ziemi znają ten język?! 

- Nie chciałaś uczyć się francuskiego, więc teraz nie miej o to pretensji. Frances nie 

mówi biegle angielszczyzną i nie możesz z tego powodu czuć do niego niechęci. Jest moim 
przyjacielem, tak samo jak ty.  

- Dobrze, spróbuję być dla niego miła – odpowiedziała Connie z dziwnym błyskiem w 

oku – Na swój sposób... 

- Gdzie on teraz jest? 
- Czeka w bibliotece – Connie zaśmiała się – Od dobrych piętnastu minut. 
- Co?! – Sarah nie rozumiała wesołego nastroju przyjaciółki – Mogłaś pomnie posłać. 

Wiesz jak nie lubi, gdy się spóźniam.  

Weszły schodami na pierwsze piętro i doszły do wąskich drzwi. 
- Chcę także wiedzieć, dlaczego Grey napadł na Bufforda i co ty miałaś z tym 

wspólnego? –Connie podjęła wcześniejszy wątek rozmowy. 

- Przysięgam, że ci powiem, ale nie teraz – usłyszała od Sarah, która położyła rękę na 

klamce i uchyliła lekko drzwi – Wieczorem w sypialni. 

- A zostawisz tym razem otwarte drzwi? 

background image

 

40 

 
 
 
 

10 

 
 
 
 

 

                         

 

 
 
 

f

arah! Vraiment, c’est toi!

1

 

Uśmiechnęła się na dźwięk tak dobrze znanego jej męskiego głosu. Nie słyszała go 

blisko cztery lata i dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jej go brakowało.  

- Frances!– podeszła i rzuciła mu się na szyję – Jesteś ostatnią osobą, którą 

spodziewałam się tu zobaczyć! 

- Qu’est que tu dis

2

? – usłyszała pytanie w języku francuskim. 

Kiedy Sarah weszła do biblioteki, zauważyła, że i Frances poświęcił wiele uwagi 

swojemu wyglądowi. Miał na sobie szarą koszulę i brązowy kaftan. Niewiele zmienił się w 
ciągu tych kilku lat. Wciąż wyglądał młodzieńczo, a włosy miał tak samo ciemne jak je 
zapamiętała. Jego klasyczne rysy rozjaśniał pogodny uśmiech, a brązowe oczy skrzyły się 
wesołością. Patrzył na nią tym samym szczerym spojrzeniem. 

- Ja nie bardzo znać twoj jezyk – powiedział łamaną angielszczyzną – Ty rozmawiać 

francuski. 

                                                 

1

 franc. To naprawdę ty 

2

 franc. Co powiedziałaś 

background image

 

41 

- Przepraszam – powiedziała i szybko dodała już w jego rodzimym języku – To 

zdumiewające, że stoimy tu teraz i spokojnie rozmawiamy. Myślałam, że już nigdy nie będzie 
nam dane się spotkać. Po tym jak wyjechałeś bez słowa... 

Na policzkach Francesa pojawił się rumieniec. 
- Wiem – odrzekł wypuszczając ją z ramion – Wciąż masz mi za złe, że nie przyszedłem 

i się nie po żegnałem, mam rację? 

Może i wtedy była na niego zła, ale cztery lata robią swoje. Przestała się tym 

zamartwiać już jakiś czas temu, jednak każdego dnia przywoływała w pamięci jego twarz. Ze 
zdziwieniem stwierdziła, że w ciągu ostatnich kilku dni ani razu nie pomyślała o swoim...nim. 

- Musiałeś mieć jakieś ważne powody, aby opuścić Anglię i wyjechać do Francji...w 

ś

rodku nocy – Sarah zaczęła wpatrywać się w okno. 

Frances złapał ją za rękę i czekał, aż na niego spojrzy. Kiedy to zrobiła, powiedział: 
- Jeżeli powiem ci, że wróciłem do kraju moich przodków, bo nie potrafiłem się z nikim  

porozumieć? Że czułem się obco w tym kraju, wśród tych ludzi, uwierzysz mi wtedy? 

- A ja w jakim języku z tobą rozmawiałam? Hiszpańskim? – spytała po angielsku, a 

później tak, aby zrozumiał – Kiedyś już słyszałam to pytanie. „Sarah, wierzysz mi?” 

- Naprawdę, chciałbym odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania...ale złożyłem 

obietnicę. Nie mogę jej złamać. 

- Dlaczego? Przecież wyjeżdżając złamałeś już jedną. Nie pamiętasz już co i gdzie mi 

obiecałeś? 

Wpatrywała się w niego intensywnie. Wątpliwe, by pamiętał... 
- Dzień przed moim wyjazdem byliśmy wtedy na balu u lady Dornwing – odwrócił się i 

podszedł do stojącego za nim bordowego fotela.  

Usiadł. 
- W środku zabawy wymknęłaś się na dziedziniec, a ja wiedziałam, że zamierzasz uciec 

– z uśmiechem na ustach przypominał sobie tamto wydarzenie – Cały dzień zastanawiałaś się 
jak daleka jest droga do Londynu i to dało mi do myślenia. Już podczas śniadania 
zachowywałaś się dosyć dziwnie. Myślałaś, że nikt cię nie obserwuje, ale ja widziałem jak 
chowasz do kieszeni sukni kawałek chleba i sera.  

Sarah stała zdumiona. Podeszła i usiadła obok na drugim fotelu. 
- Miałam szesnaście lat – wytłumaczyła i dodała po angielsku – Zmieniłam się od 

tamtego czasu. 

Nie dociekając, co właśnie przed chwilą powiedziała, ciągnął dalej. 
- Jak już powiedziałem, miałem podstawy do tego, aby myśleć, że zamierzasz uciec. 

Skradałaś się po cichu i nie chciałaś być przez nikogo zauważona. Gdy weszłaś do stajni, 
pomyślałem, że to moja ostatnia szansa na to, by spróbować cię zatrzymać. Wbiegłem za tobą 
i zrobiłem coś, co wydawało mi się jedynym sposobem, aby cię zatrzymać... 

Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę. Dawne wspomnienia i żale, o których starała się 

tak bardzo zapomnieć, powróciły ze zdwojoną siłą. 

- Oświadczyłem ci się, a ty.. 
- To było da... 
- Się zgodziłaś – wyszeptał. 
Pokręciła głową. Kilka lat temu straciła wszelką wiarę w miłość Francesa do niej. Nie 

dość, że ją opuścił, to w dodatku upokorzył. Była zbyt łatwowierna i naiwna, by posądzać go 
o jakieś głębsze uczucia. Zawiodła się na nim.  

- Po co tu przyjechałeś? Do kraju i  ludzi, którzy cię nie rozumieją?!– spytała, wstając z 

fotela. Frances zrobił to samo. 

- Sarah, posłuchaj – złapał ją za rękę – Ja...ja nie jestem typem uwodziciela. Nigdy nie 

zrobiłem niczego bardziej haniebnego, niż to co uczyniłem tobie. Czuję się winny. 

- Niepotrzebnie – szybko powiedziała. 

background image

 

42 

- Muszę cię spytać o coś, Sarah. To co się między nami wydarzyło było czymś 

wyjątkowym. Ja to wiem i ty to wiesz.  

- Jeżeli natychmiast nie przestaniesz się wygłupiać... 
Frances westchnął głośno. Nadal trzymając jej dłoń w swojej, uklęknął, wyciągnął z 

tylnej kieszeni brylantowy pierścionek i spytał: 

- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?  
Sarah spoglądała na niego ze zdumieniem. Rumieniec pokrył jej policzki. Chciała 

odejść, ale szybko wstał i złapał ją za łokieć. 

- Zaczekaj! 
Strząsnęła jego rękę. 
- Nie rób tego z rozsądku, Frances! – odparła gniewnie – Przez to, ze kiedyś obiecałeś 

mi małżeństwo, nie musisz skłaniać się do podejmowania aż tak drastycznych kroków. 
Nie wyjdę za ciebie za mąż! Nie możesz brać mnie za żonę z poczucia winy! 

Był wyraźnie dotknięty. Jego twarz pobladła, a krew ścięła się z żyłach. Trafiła w czułe 

miejsce. 

- Jesteś teraz wzburzona, Sarah – próbował wytłumaczyć sobie jej odmowę – Nie wiesz, 

co mówisz. Zastanów się.  

- Powiedziałam już dość wyraźnie, NIE! Nie mogę zrozumieć, dlaczego to do ciebie nie 

dociera! Przyjechałeś, bo myślałeś, że usycham tęsknoty do ciebie?! Już dawno cię nie 
kocham! Ty to wszystko zniszczyłeś!  

- Możemy zacząć wszystko .... 

Odwróciła się i wybiegła z biblioteki. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

43 

 
 
 

11 

 

 

W

laczego mi to zrobił?” – zastanawiała się Sarah. Dałaby wszystko, byle tylko 

cofnąć czas i nie przyjść na spotkanie z Francesem. Przez całe cztery lata nie odezwał się do 
niej ani jednym słowem, nie wysłał choćby jednego listu. Nie miała pewności, czy nawet 
jeszcze żyje... Ileż nocy przepłakała po tym, jak ją zostawił. Z roku na rok jednak zdołała 
zapomnieć o bólu, który jej zadał.   

Wiele razy rozmyślała, jakby to było, gdyby któregoś dnia Frances zjawił się i wrócił po 

nią. Ileż to razy, gdy Bessie, Morgana i reszta dziewczyn wychodziły na zabawy, a ona 
zostawała sama w domu. Bała się, że on przyjedzie, a jej nie będzie. Nigdy tak jednak się nie 
stało. Teraz żałowała, że była aż tak naiwna. Gdyby kochał ją miłością bezgraniczną, tak jak 
ona jego, nie opuścił by jej. Zrobiłby wszystko, aby byli razem. Widać, nie bardzo mu 
zależało.  

 

            

            

 

 

Znalazła Connie w jej sypialni. Ścieliła właśnie swoje łóżko, na którym od kilku dni 

spała lady Borough. Sarah wiedziała, że przyjaciółka dałaby wszystko, byle tylko zabrać 
rzeczy z jej pokoju i przenieść się tutaj. Tęskniła za tym pokojem, jedyną rzeczą, która 
należała do niej. 

Sarah bez słowa usiadła przy kominku i z przyjemnością przysunęła się bliżej do ognia. 

Wydawało jej się dziwne, że Connie nie spytała o czym rozmawiała z Francesem, ale była 
wdzięczna za milczenie. Nie wracała także do tematu Grey’a i Bufford’a. 

Obie milczały. W pokoju panowała błoga cisza. Zwykle to Con nie potrafiła wytrzymać 

bez gadania dłużej niż pięć minut, ale teraz Sarah była pełna podziwu.  

- Connie! – zawołała Sarah, nie mogąc wytrzymać – On mnie poprosił o rękę! 
Connie zamarła. Słowa przyjaciółki zdumiały ją. 
- Słyszałaś?! Chce bym została jego żoną! 
- Kiedy tu weszłaś – odezwała się – wiedziałam, że coś się stało, ale myślałam, że 

chodzi o... 

Urwała. 
- A ty...? – spytała po chwili. 
- Powiedziałam: „Nie”. 
- Dlaczego? 

background image

 

44 

- Bo kiedyś...Bo on...Wiesz, jak się sprawy między nami mają. Doszedł do wniosku, że 

musi wynagrodzić mi cierpienie, którego był przyczyną. Niepotrzebnie czuł się zobowiązany 
do oświadczyn, mógł darować sobie nawet przyjazd tutaj... 

Connie już otwierała usta, żeby spytać „Dlaczego”, lecz je zamknęła. Zamiast tego 

powiedziała: 

- Nie powiesz chyba, że nic do niego nie czujesz? 
Sarah wstała i zaczęła przechadzać się po sypialni. 
- Tak, przyjaźń – odrzekła – Jesteśmy teraz tylko przyjaciółmi! Niczym więcej. 
Connie rozparła się wygodnie w fotelu i szeroko ziewnęła. Zaczęła się przeciągać. 
- Kochasz go? – spytała wprost. 
Sarah energicznie zaczęła kręcić głową. 
- Nie, nie kocham! Miłość nie ma z tym nic wspólnego. 
- Ale on cię nadal kocha. Nie wyszedłby z taką propozycją, gdyby czegoś do ciebie nie 

czuł. Sarah, on w ogóle by tutaj nie przyjeżdżał, gdyby nie ty! Pewnie narażał życie, aby 
przedostać się z Francji aż tutaj. 

Sarah spojrzała na przyjaciółkę i rozpaczliwie powiedziała: 
- Ty chyba nie pamiętasz, jak mnie potraktował ostatnim razem! Oświadczył się i też 

przyrzekał niestworzone rzeczy. Powiedz mi, co z tych przyrzeczeń było prawdą? 

- Wiem, co ci zrobił! – Connie skrzyżowała ręce na piersi – Nienawidzę go przez to co 

ci zrobił! Jestem chyba ostatnią osobą, która namawiałaby cię do wyjścia za niego za mąż! 
Nie będę roztrząsać twojej decyzji o odrzuceniu jego oświadczyn, ale pomyśl o tym, że 
zabrałby cię stąd i raz na zawsze uwolnił od tego niewolniczego życia! Zapewniłby ci 
bezpieczeństwo, dostatek i wolność do końca twoich dni... 

Sarah uśmiechnęła się blado. 
- Gdyby to było takie proste. Wyjść za człowieka, dzięki któremu nie będziesz musiała 

zamartwiać się o przyszłość... 

- Dlatego proszę cię, przemyśl wszystko na spokojnie i dopiero wtedy podejmij 

decyzję...  

Connie położyła się na dopiero co pościelone łóżko. Skoro i tak nie było jej dane 

spędzić tutaj nocy, to jakie to miało znaczenie. Wskazała na ręką na wolne miejsce obok 
siebie. Sarah wskoczyła na posłanie obok Connie i przytuliła się do przyjaciółki. Trwały w 
tym uścisku nawet wtedy, gdy Connie zaczęła rozmyślać: 

-  W ciągu ostatnich kilku dni bardzo się zmieniłaś. Wyraźnie zaczęłaś sprzeciwiać się 

decyzjom Bessie. 

- Przejrzałam na oczy jej prawdziwą naturę – wyszeptała przyjaciółce we włosy – Przez 

cały ten czas utwierdzała mnie w przekonaniu, że do końca życia będę musiała dziękować jej 
za przygarnięcie mnie pod swój dach. 

- I tu tkwi problem – rzekła poważnie Connie – Nie możemy wpaść w zastawione przez 

nią sidła. Widzisz jak skończyły inne dziewczyny.  

Sarah przypomniała sobie ostatnią rozmowę z Charles’em. Przypuszczał, że ona jest... 
Odsunęła się od Connie, wciąż nie wypuszczając jej dłoni ze swoich, i sprawiła, aby na 

nią spojrzała. 

- Chciałabym, abyś przyjrzała mi się i powiedziała jak wyglądam. 
- Co? – Connie nie rozumiała. 
- Spójrz na moją twarz i powiedz, co o niej sądzisz – wytłumaczyła – Czy wyglądam ci 

na... 

- Sarah, jesteś bardzo ładna. Masz śliczną buzię i twarz, i  oczy, i w ogóle cała jesteś 

ładna. Wyglądasz na bardzo pewną siebie, mądrą, inteligentną i niesłychanie piękną 
dziewczynę. Niestety stwierdzam z bólem, że urodą przewyższasz nas wszystkie. Nawet 
Annie. 

background image

 

45 

- Dziękuję, Con – uśmiechały się do siebie – Ale chciałam zapytać, czy... wyglądam ci 

na dziwkę? 

Connie usiadła z wrażenia. Wpatrywała się w przyjaciółkę jak na wariatkę. Co jej 

uderzyło do głowy? 

- Sarah, ty dziwką?! – zaczęła się śmiać – Ktoś wziął cię za ladacznicę? 
Sarah także usiadła. Podwinęła kolana pod brodę i objęła rękoma. 
- I to nie jedna osoba. 
- Co ty mówisz? Toż nawet Mandy znana jest z tego, że z wszystkimi i wszędzie i ani 

razu nikt nie nazwał jej dziwką, a ktoś miałby tak powiedzieć do ciebie? Do anioła w ludzkiej 
postaci? 

- No tak, teraz pora na zabawę w pytania i odpowiedzi. Wczoraj podobnie jak ty, i 

Frances i wszyscy obecni na zamku byli obecni przy tym, jak Charles... 

- Charles? Któżby się spodziewał, że jesteście ze sobą na ty. 
Connie puściła do niej zawadiackie oczko. W odpowiedzi na tą ironiczną uwagę, została 

trafiona poduszką w głowę. 

- Jak już mówiłam, widziałaś jak Charles pobił Bufford’a, ale nie wiesz z jakiego 

powodu. 

- I dlatego ty mi zaraz to powiesz. 
- Jak wracałam z balu, tego na którym poznałaś tamtego chłopaka... 
- Franka – podpowiedziała. 
- ...to na korytarzu natknęłam się na ojca Cornelii. Był już trochę wstawiony, a ja 

chciałam jak najszybciej wrócić do siebie. Myślał chyba, że jestem jedną z dziewczyn Bessie 
i chciał mnie zaciągnąć do najbliższego pokoju, by mnie zgwałcić. 

Sarah zauważyła jak Connie ledwie nad sobą panuje. 
- Ale Charles cię uratował? 
- Jakimś cudem wyrwałam mu się i uciekłam. Nie wiedzieć kiedy byłam już na 

następnym piętrze i to tam natknęłam się na Grey’a.  

Nie zamierzała wspominać o tym z kim był i co robił. 
- Nic mu nie powiedziałam, sam domyślił się co się stało. Wściekły pobiegł na 

poszukiwania Bufford’a, chociaż wtedy jeszcze nie wiedział, że to on. Pobiegłam do siebie i 
zamknęłam się w sypialni.  

- A ja jak głupia próbowałam się dostać do środka – powiedziała Connie, ale nie miała 

teraz o to żalu. 

- Przepraszam, dopiero rano je otworzyłam. Służąca przygotowała mi kąpiel, w trakcie 

której wparował do mojego pokoju Grey. 

- Jak brałaś kąpiel?! – nie była oburzona, ale zaskoczona – Widział cię nagą?! 
- Mam nadzieję, że nie – odparła Sarah niepewnie – Okryłam się ręcznikiem. 
- Który z ciebie zdarł. 
Sarah posłała przyjaciółce miażdżące spojrzenie, które sprawiło, że w jednej chwili 

zamilkła. 

- Znalazłaś nas w momencie, gdy się na mnie rzucił. Nie mogłam nic na to poradzić... 
- Bo było ci dobrze... 
- Connie, proszę przestań. Jeżeli chcesz usłyszeć historię do końca, to zamilcz! 
Connie ściągnęła usta w dziubek i udawała, że zamyka je na kłódkę. 
- Charles dowiedział się, że Bufford próbował mnie zgwałcić i wybiegł z pokoju. Nie 

mogłam go powstrzymać, a resztę to chyba znasz. Pobił go dotkliwie i wyszedł z salonu. 
Chciałam mu podziękować, ale już szykował się do wyjazdu. To właśnie wtedy powiedział, 
ż

e jestem dziwką. To znaczy może nie powiedział tego dosłownie... 

- To skąd wiesz?! 

background image

 

46 

- Gdybyś widziała jak na mnie patrzył – Sarah rzekła rozżalona – Nie chciał mnie nawet 

dotknąć. 

- Mówiłam ci – Connie przypomniała - Wiedziałaś jakim jest mężczyzną i jaki tryb 

ż

ycie wiedzie. 

Przyjaciółka nie miała zamiaru się powtarzać. Wstała z łóżka i podeszła do okna. 

Zaczęła wpatrywać się w piękny zimowy krajobraz. 

- Boże! Niech to wszystko się już skończy – westchnęła Sarah. 
Connie nie odpowiedziała. 
- Kiedy wszyscy ci ludzie wyjadą, wszystko wróci znowu do normy –stwierdziła – 

Będziemy wiodły spokojne życie, takie na jakie zasługujemy. 

- Naprawdę? – Connie uśmiechnęła się i wskazała rękę na pokój– Chcesz tak żyć? Jako 

uboga krewna do końca swoich dni usługiwać innym? 

- A ty ? – przyznała, po czym dodała poważnie. 
 – Dobrze byłoby wyjechać jak najdalej stąd i zacząć nowe życie. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

background image

 

47 

 

12 

 

Fallodon, Anglia  

Styczeń 1384 r. 

 

a

ie zdradzał żadnych emocji. Patrzył to na jedno, to na drugie i nie był w stanie 

pojąć, co się do cholery dzieje!  

Po długiej i wyczerpującej jeździe zamierzał pójść do swojej komnaty i nie wyściubiać z 

niej nosa, aż do rana. Może noc z bardzo zręczną Johanną okazałaby się lekiem na wszystkie 
jego kłopoty. Jakże złudne to było pragnienie. Przybył niespełna piętnaście minut temu i nie 
pozwolono mu nawet odświeżyć się po czterogodzinnej podróży. Gdy tylko przekroczył próg, 
Olsen – jeden z jego strażników, przekazał mu wiadomość, że ktoś oczekuje go w wielkiej 
sali. Nie chciał powiedzieć o co chodzi, a że zazwyczaj buzia nie zamykała mu się ani na 
chwilę, zasiał w nim ziarno niepewności. Na domiar tego, przemierzając korytarz, żaden z 
przyjaciół nie podniósł na niego głowy. Skoro wszyscy unikali jego spojrzenia, musiało stać 
się coś złego.  

Dotarłszy do drzwi, przystanął i zawahał się nieznacznie. Obawiał się najgorszego... 

·     ·     ·

  

 

 
 

 

background image

 

48 

Jeffrey wzrostem dorównywał Charlesowi, lecz nie był tak muskularny. Twarz miał 

urodziwą i mógł się podobać, ale kłamstwem byłoby nazwanie go łamaczem niewieścich serc. 
Jego miodowo-złote włosy nie były jeszcze naznaczone siwymi pasmami, a twarz 
pozbawiona trwałych zmarszczek. 

Charles wpatrywał się w młodszego o dwa lata przyjaciela, którego znał jeszcze z czasu 

pobytu na dworze Edwarda III. Grey, mając szesnaście lat, a Jeffrey czternaście, zaciągnęli 
się pod sztandar króla, by trzy lata później zostać pasowanymi na rycerzy. Po śmierci 
Edwarda władza przypadła w ręce jego dziesięcioletniego syna, Ryszarda II. W tym samym 
roku zmarł John Grey, ojciec Charles’a. Ta sytuacja wymusiła na nim powrót do domu. Jako 
jedyny potomek odziedziczył rodzinny majątek i posiadł władzę  nad obszarem oraz 
ludnością go zamieszkującą. Odziedziczył tym samym tytuł lorda. Jeffrey oraz  kilku 
kompanów zrezygnowało z błogiego życia na dworze i wraz z Charlesem przenieśli się do 
Fallodon, leżącego w południowo-wschodniej Anglii. 

Przeniósł wzrok na dziewczynę. Miała brudną i połataną suknię. Włosy, kiedyś 

złocistobrązowe i lśniące, były rozczochrane i tłuste. Na jednym policzku widniały 
skaleczenia, na drugim podłużny siniec. Wielkie, zielone oczy choć podkrążone, nadawały 
wyraz regularnej, owalnej twarzy z pełnymi, zmysłowymi ustami. Charles wiedział, że pod tą 
warstwą brudu była  nie tylko urodziwa, lecz wręcz piękna kobieta. 

Jeffrey stał i obejmował ją ramieniem. Pewnie gdyby odsunął się choćby o centymetr, 

dziewczyna niechybnie by zemdlała – pomyślał Charles. Siedział przy stole, naprzeciw 
stojącej pary. Nie zadał sobie trudu, by popatrzeć na dziewczynę. Już i tak była bardzo 
zdenerwowana, a kolejne mordercze spojrzenie rzucone w jej kierunku doprowadziłoby ją do 
natychmiastowej śmierci.  

Grey przeszył ostrym wzrokiem przyjaciela. Docenił jego powściągliwość w 

zachowaniu, bo sam z wielką trudnością próbował utrzymać swoje nerwy na wodzy. 

- Masz ją zwrócić – powiedział spokojnie – Nie drażnij Spencera. Już i tak mamy z nim 

bardzo napięte stosunki. Masz  ją natychmiast oddać. 

Przypuszczał, że przyjaciel zrezygnuje przerażony jego stanowczością. Jeffrey 

wyprostował sztywno plecy i jeszcze mocniej uścisnął ramieniem dziewczynę. Spojrzał mu 
odważnie w oczy. 

- Nie możesz jej zatrzymać! - Grey nie ukrywał wściekłości. 
Przyjaciel popatrzył na niego z niedowierzaniem. 
- Mam ją odesłać z powrotem? – potrząsnął głową – Chyba rozumiesz, iż nie mogę 

pozwolić, by poślubiła tego tyrana!  

Taki stan rzeczy bardzo odpowiadał Charlesowi.  
- Nie zaznałaby z nim szczęścia – upierał się przy swoim Jeffrey. 
- I tylko z tego powodu ją uprowadziłeś?! – Grey wstał z miejsca – Skąd możesz 

wiedzieć, jaki los czekałby ją  w zamku Guilforda?! Porwałeś jego kobietę! Czy zdajesz sobie 
sprawę z tego co właśnie zrobiłeś?! 

Grey zamyślił się na chwilę. 
- Jak długo ją ukrywasz? – spytał. 
- Minie kilka dni, zanim ktokolwiek dowie się, gdzie ona 

jest... 

- Jak długo? – ponowił pytanie. 
Jeffrey odkrząknął. 
- Cztery dni. 
Czyli  musiał to zaplanować jeszcze zanim Grey opuścił Fallodon. Pojechał do Bodiam 

dzień po wyjeździe Charlesa. 

- Spencer szybko odkryje, że więzisz Melissę Stuart- dodał 

background image

 

49 

zniżając głos: - Możliwe, iż jest już w drodze. W przyszłym miesiącu ma odbyć się ich ślub, 
więc jeżeli odeślesz ją nietkniętą do domu... 

W oczach Jeffreya pojawiły się iskry. 
- Podjąłem już decyzję. Zostaje z nami.   
- To do mnie należy decyzja, do cholery! – Charles walnął pięścią w stół – Nie chcę jej 

tutaj! Masz ją natychmiast zwrócić! 

Dziewczyna ze strachu podskoczyła. Po umorusanych policzkach spływały jej łzy. 

Jeffrey spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się drwiąco. 

- Boisz się Spencera, o to chodzi. 
Nie bał się. W gruncie rzeczy pragnął gorąco spotkania z nim. Chciał, aby stanęli 

naprzeciw siebie w ostatecznej walce. Guilford był okrutny i wiadome było, iż znęca się nad 
mieszkańcami Bodiam Castle. Melissa miała zostać jego piątą żoną na przełomie jedenastu lat 
i Greyowi było żal tej nieszczęsnej dziewczyny. Zapewne czekał ją ten sam los co jej 
poprzedniczek. Ale co mógł na to poradzić?  

- Daj spokój, Charles – powiedział Jeff, nie słysząc reakcji -  Tylko kilka dni, 

przysięgam. 

Czyżby czuł coś do tej dziewczyny? – zastanawiał się Grey. Widzieli się zaledwie kilka 

razy i to też w mało sprzyjających warunkach. Nie mogło zrodzić się z tego coś więcej. 

- Dwa dni – oświadczył twardo i widząc już otwierające się usta przyjaciela, dodał – 

Jeżeli za dwa dni dalej będzie tu przebywać, sam zadbam o to, aby wróciła tam, skąd 
przyszła. 

- Dziękuję – odpowiedział szczerze uradowany. 
Charlesowi nie było do śmiechu. Zastanawiał się , czy aby na pewno podjął dobrą 

decyzję.  

- Zadziwiasz mnie, przyjacielu. 
- A to niby dlaczego? – Jeffrey rzucił mu przenikliwe spojrzenie. 
- Przetrzymujesz ją tu cztery dni, a wciąż wygląda jak ostatnie nieszczęście. Powiedz 

służbie, żeby przygotowała dla niej kąpiel. 

 
 

            

            

 

 
 
 

 

W tym samym czasie 

Servant Hall, Londyn  

 

 

Gdy wyłonił się z tłumu, wstrzymała oddech. Zadała sobie pytanie, ile jeszcze czasu 

będzie musiała to znosić. Serce mocniej jej zabiło, kiedy zobaczyła, że kieruje się w tę stronę. 
Jak bardzo chciała stać się teraz niewidzialna! 

Instynktownie przywarła do ściany, gdy usłyszała jak przystaje tuż obok. Przymknęła 

oczy. Cały wieczór unikała spotkania z nim i teraz jej wysiłki nie mogły pójść na marne! 

Usłyszawszy oddalające się kroki, domyśliła się, że jak na razie dopięła swego. 

Schowana za kotarą, wzięła się na odwagę i uchyliła delikatnie zasłonę. Z ulgą 

zauważyła, że jej prześladowca tańczył teraz z Margareth. Miną minuty zanim ponownie 
wyruszy na jej poszukiwanie. 

background image

 

50 

Sarah powoli wypuściła tkaninę z dłoni i ułożyła ręce na kolanach. Dlaczego się tak 

zachowywała? Nie potrafiła stanąć z prawdą twarzą w twarz. Przyznała, że została zmuszona 
do takiej ostateczności. Wciąż miała przed sobą obraz Francesa jak klęczy przed nią i się 
oświadcza. Zaraz po tym przypominała sobie również moment, kiedy ją opuszcza i przez 
cztery lata nie daje żadnych oznak życia Ukrywała się przed osobą, dla której kiedyś mogłaby 
wskoczyć w ogień. Jak bardzo potrafią zmieniać się ludzie i relacje między nimi. 

- Skąd wiedziałam, że cię tu znajdę? 
To była Connie. Usiadła obok przyjaciółki. 
- Nie wiedziałam, że mnie szukasz - odszepnęła. 
- Znikasz na półtorej godziny i oczekujesz, że twoja najlepsza przyjaciółka tego nie 

zauważy? - spytała kąśliwie. 

Potrzebujesz czegoś ? Jeżeli nie, to możesz już iść. 
- Powiedz mi, dlaczego szepczesz? - spytała Connie, wstając i rozchylając zasłonę. 
- Nieeeee! - Sarah krzyknęła bezgłośnie.  
Przyjaciółka nie zdążyła zdradzić jej kryjówki, bo Sarah szybko złapała za poły kotary. 

Ś

ciągnęła je tak mocno, że nie przedostawał się przez nie nawet mały snopek światła. 

- Nie chowaj się - naśladując Sarah, szepnęła. 
- Nie chowam się! - zaperzyła się - Ja po prostu nie chcę go widzieć! 

Sarah nie podobał się wyraz twarzy Connie. 

- Posłuchaj ! Nie chcesz chyba, żeby Frances cię tu znalazł. Zrobi mu się przykro, jeżeli 

dowie się, że siedzisz tu przez niego. Cały wieczór stara się z tobą porozmawiać, a ty nie 
dajesz mu szansy. Zapewne chce cię przeprosić. 

- Albo oczekuje tego po mnie - odrzekła marszcząc z gniewu brwi - Uraziłam jego 

dumę, odrzucając oświadczyny. Tylko czeka na moment, w którym wrócę do niego z błagalną 
miną. 

- Frances jest dobrym mężczyzną - rzekła Connie z naciskiem - Nie ma w naturze 

poniżania kobiet. 

- Tak, tak. Mężczyźni zawsze są dobrzy, ale dla innych mężczyzn. O kobietach 

przypominają sobie wtedy, gdy nie mają na kim wyładować swojej frustracji, najczęściej 
seksualnej. Trudno byłoby to uczynić z mężczyznami.  

- Nie - obruszyła się Con — Nie wszyscy mężczyźni są tacy. 
- Wszyscy! 
- Wszyscy, czy jakiegoś konkretnego masz na myśli?- spytała Connie, widząc zły humor 

przyjaciółki. 

Sarah skierowała swoje spojrzenie w sufit i odrzekła: 
- Ogólnie...mówię. 
- Niemożliwe, aby wszyscy mężczyźni byli tacy, jak mówisz. 
- Może zapędziłam się mówiąc, że wszyscy, ale jeden na pewno – odparła smutno. 
Connie spojrzała na nią zaniepokojona. Nie była w stanie zrozumieć złego nastroju 

przyjaciółki.  

- Nie możesz tu siedzieć. Wróć ze mną do reszty.  
- Nie - odparła Sarah szeptem - Za chwilę. Nic się nie stanie, jak jeszcze troszkę tu 

posiedzę. Sama. 

- Czy mogę coś dla ciebie... 
- Nie – przerwała przyjaciółce – Nic nie możesz już zrobić. 
„Nic już nie mogła zrobić”. Te słowa pozostawały w niej przez cały wieczór. 

 

 

background image

 

51 

13 

 
 
 
 

c

łomienie wesoło buzowały w kominku. Za oknem było kilkanaście stopni 

poniżej zera, ale wewnątrz było tak gorąco jak na dziedzińcu w letni poranek. 

Charles siedział zanurzony w balii. Ramiona przerzucone miał przez oba jej brzegi. 

Musiał odświeżyć się po podróży, ale miał nadzieję zrobić to nieco później. Zważając jednak 
na fakt, że Jeff organizował kolację na cześć swojego gościa, kąpiel była konieczna, a 
mężczyźni z Fallodon byli na bakier z higieną osobistą. Charles już teraz potrafił przewidzieć 
zbliżającą się katastrofę. 

Nabrał powietrza i zanurkował. 
Melissa miała zostać żoną tego idioty Guilforda. Była mu obiecana już od dawien 

dawna, więc postępowanie Jeffreya było dla niego niezrozumiałe. Nie wziął chyba pod uwagę 
faktu, że ma do czynienia z kobietą, której ojciec był jednym z najważniejszych, może nawet i 
zaraz po samym królu Ryszardzie II, człowiekiem w państwie.  

Nie jeden raz goszczono ich na zamku Bodiam i widzieli jak bardzo zaborczy potrafi 

być jego pan. Spencerowi jeszcze nigdy w życiu nie odmówiono czegoś, czego naprawdę 
pragnął. Prędzej czy później i tak udawało mu się to zdobyć. A Melissa była jedną z takich 
rzeczy. Może nawet i najbardziej upragnioną...

  

 
 

               ●               ● 

 

 

Charles poznał Melissę podczas jednej z uczt na zamku jej ojca – Hugh Stuarta. Chociaż  

mieszkali niedaleko siebie i byli sąsiadami, rzadko się spotykali. Ojciec Melissy był prawą 
ręką króla i żył tak bogato jak sam władca. Większą część roku przebywał na dworze, dlatego 
też nie często gościł w swoich posiadłościach, a ich zarządzanie powierzył swoim ludziom. 
Jednym z takich „ludzi” miał zostać Guilford, ale dopiero po ślubie z jego córką... 

Nie obrażając Stuarta i nie wchodząc z nim w jakiś konflikt, Charles przyjął zaproszenie 

i wraz z Jeffreyem i innymi mężczyznami udali się do jego twierdzy - Arundel. Zrobili to 
wyłącznie z obowiązku, a nie dla przyjemności. 

 

background image

 

52 

 

 
 
Pojechali w siódemkę, reszta ludzi pozostała w Fallodon.  

Przekroczyli wysokie na ponad cztery metry drewniane drzwi i znaleźli się w obszernej sali 
wypełnionej kilkudziesięcioma stołami i krzesłami. Zdawało się, że zebrali się tu wszyscy 
mieszkańcy pobliskiej wioski i twierdzy. 

Charles wypatrzył Stuarta u szczytu wielkiego stołu. Siedział w bogato zdobionym 

fotelu podobnym do tronu, opierając stopę na podnóżku. Miejsce obok było puste. Żona 
Hugh, a matka Melissy umarła na poty jeszcze kiedy dziewczyna była dzieckiem.  

Przechadzając się między gromadkami tańczących gości, Grey czuł na sobie wiele 

zaciekawionych oczu. Jeffrey i sześciu ludzi kroczyło w ślad za nim. Z wysiłkiem skłonił się 
przed Spencerem, który nagle wyrósł przed nim z pucharem wina w jednej ręce i blondwłosą 
dziewczyną uwieszoną na drugiej. Mężczyzna przywitał się Greyem: 

- Drogi Sir Charlesie ! – zaśmiał się – Cóż za niespodziankę sprawiłeś mi przyjmując to 

zaproszenie! A już lękałem się, czy śnieg nie zasypie was tam w Fallodon! 

- Jak widzisz, nie – odparł lodowatym głosem – Podobno to twoje przyjęcie 

zaręczynowe? Mniemam, iż mam przyjemność z lady Melissą? 

Zwrócił się do młodej, dość ładnej dziewczyny. Na oko miała nie więcej niż 

siedemnaście lat. Długie blond włosy spływały kaskadą loków na ramiona i piersi. Skłoniła 
się przed Charlesem, który obdarzył ją swoim półuśmieszkiem.  

- Dla ciebie panie, zaraz mogę się nią stać – zobaczył jak wdzięczy pod jego 

spojrzeniem. 

Guilford odrzucił do tyłu głowę i ryknął gromkim śmiechem. Uśmiech złagodził ostre 

rysy jego twarzy: orli nos, mocno zarysowana broda pokryta zarostem,  
ciemne oczy o przenikliwym spojrzeniu.  

background image

 

53 

- Ta dziwka nigdy nie będzie moją żoną – ostre słowa wypowiedział wprost do 

dziewczyny. 

Charles nie zauważył, aby była tym urażona. Wydęła usta i jeszcze bardziej naparła na 

ciało Spencera. Po chwili spojrzała pożądliwym wzrokiem na niego. Poczuł obrzydzenie. 

- Jest dobra w łóżku, ale nic poza tym – wycedził – Dzięki niej nie zyskam tego. 
Wskazał ręką całą salę. Charles zaczął współczuć dziewczynie, która miała zostać mu 

poślubiona.  

- Melissa Stuart jest tam – Spencer wskazał niedbale ręką za siebie – To ta niemrawa 

blondynka, która siedzi obok hrabiego Jenningsa. 

Charles podążył wzrokiem w kierunku, który pokazał. 
I wtedy ujrzał ją po raz pierwszy...  
Siedziała wyprostowana przy suto zastawionym stole. Wpatrywała się co chwila w 

drzwi, jakby chciała uciec. Stary Jennings wdał się z nią w rozmowę, ale był to jedynie 
monolog, bo Melissa mu nie odpowiadała. Charles zastanawiał się, czy chociaż go słuchała. 
Próbowała przyjąć radosny wyraz twarzy, lecz nie udało jej się w tym wytrwać. Była smutna, 
samotna i ... przerażona? 

Z początku Grey był urzeczony głównie jej wyglądem. 

Należał do mężczyzn wrażliwych na kobiece wdzięki, a Melissa miała ich pod dostatkiem. 
Nie mógł uwierzyć, że jest córką dwulicowego, fałszywego i obłudnego Stuarta. Ubrana w 
szaty z najprzedniejszej tkaniny, czerwonego atłasu przeszywanego złotą nitką. Była 
chodzącą doskonałością — jasne włosy, zielone oczy i porcelanowa cera. 

- Jeszcze miesiąc i będzie moją żoną – oświadczył Spencer z tryumfem - Jej majątek 

wystarczająco zrekompensuje mi te wszystkie nudne dni jakie mnie z nią czekają.  

Charles miał ochotę mu przyłożyć.  
- Jest dziewicą i tylko to się liczy, prawda? 
Jeffrey położył rękę na ramieniu swojego przyjaciela. Widział jak wszystko się w nim 

gotowało, a sam zresztą też chciał przywalić Spencerowi za ten jego niewyparzony język.  
Charles zauważył, że nie był osamotniony w podziwie dla urody córki Stuarta.  

Kiedy podnosząc głowę utkwiła spojrzenie na ich postaciach, Jeff nie mógł oderwać 

wzroku od tej dziewczyny. Uśmiechnął się do niej, a ona, jak przyłapana na nieodpowiednim 
zachowaniu mała dziewczynka, spuściła wzrok. 

Charles usłyszał jak Jeffrey wypuścił powietrze z płuc. Wciągnął je z powrotem, gdy 

duże, zielone oczy po chwili skrzyżowały się z jego spojrzeniem. 

 

               ●               ● 

 

Już wtedy Charles wiedział, że pomiędzy tą dwójką coś się wydarzyło. Znał Jeffreya i 

wiedział, że nie mógłby on ot tak po prostu porwać Stuartowi córkę. Jedyną przyczynę 
widział w zdarzeniu, z którego relację usłyszał jeszcze tego samego wieczora... 

 

               ●               ● 

 

Jeffrey był zauroczony Melissą od pierwszego wejrzenia. Chciał z nią porozmawiać, ale 

nie odważył się w obecności jej ojca. Okazja nadarzyła się w chwili, gdy zobaczył jak obiekt 
jego pożądania wymknął się potajemnie z wielkiej sali. 

background image

 

54 

Jeffrey poszedł za Melissą, która zmierzała do swojej sypialni(?). Zniknęła za rogiem 

długiego korytarza i już miał ją dogonić, gdy usłyszał: 

- Moja cierpliwość się skończyła – rozpoznał służalczy głos Spencera - Nie walcz ze 

mną. Chyba nie chcesz mieć we mnie wroga? Twój koniec się zbliża. Jeszcze tylko miesiąc i 
będziesz zdana tylko na moją łaskę. Twój ojciec nie będzie miał prawa wtrącać się w to jak 
traktuję jego córkę. Muszę mieć Arundel! Dlatego bądź mi posłuszna i rób to co ci rozkażę. 

- Boże! Jaki mój ojciec jest ślepy! – jej głos był delikatny, ale ostry jak brzytwa – Upadł 

tak nisko, by wprowadzać do rodziny taką szuję jak ty! Jesteś nikim! 

Usłyszał jak powiedziała z pogardą: 
- Nigdy nie będę twoja! 
Spencer zaśmiał się. 
- Wyglądasz prześlicznie w tej ciemnoczerwonej sukni. To z pewnością dzięki twym 

pięknym jasnym włosom, Melisso. Doskonale wiesz, że nie masz innego wyjścia, jak 
poślubienie mnie. Twój ojciec mi ufa... 

- Bo jest głupcem! 
- Ufa mi – ciągnął – Gdy umrze, to wszystko będzie należeć do mnie. Twoje całe 

dziedzictwo przejdzie w moje ręce. 

- Odejdź stąd ! – nie błagała, tylko rozkazała – Zostaw nas w spokoju i wracaj tam skąd 

przyszedłeś! 

- Ciekawe czy będziesz równie agresywna w naszą noc poślubną – powiedział obleśnie 

się uśmiechając – Po co jednak czekać cały miesiąc... 

- Ty cholerny draniu! Zostaw mnie, bo będę krzyczeć! 
Spencer wsadził jej rękę w wycięcie sukni. Nie zastanawiając się długo, Melissa walnęła 

go z całej siły pięścią w brzuch. Guilford zrobił unik i teraz ona znalazła się w pułapce. 
Przyciągnął ją do siebie i obiema rękami złapał za szyję. Chwyciła go za ręce, ale nie mogła 
się uwolnić. 

 W tym momencie Jeffrey wyszedł z za zakrętu.  
- Spencer, szukałem cię! – miał ochotę zabić go gołymi rękami, ale zmusił się do 

przyjacielskiego uśmiechu. 

Guilford sprawnym ruchem przeniósł dłonie z szyi Melissy na ramiona. 
- Ooo! Widzę, że przeszkodziłem przyszłej młodej parze – popatrzył mu w oczy i 

powiedział rzeczowo – Musicie się na chwilę pożegnać, bo Stuart cię szuka.  

- Teraz? – omal nie wpadł w furię – Nie może poczekać?!  
- Może – powiedział, odwracając się – Powiem mu, że jesteś zbyt zajęty swoją przyszłą 

ż

oną i ... 

- Czekaj! – Spencer znalazł się przy jego boku – Nie mów mu nic o tym, że...widziałem 

się z jego córką – po chwili dodał cichszym, weselszym tonem – Ona nie może się już 
doczekać naszego ślubu. Na każdym kroku daje mi to wyraźnie do zrozumienia. Wiesz, co 
mam na myśli? 

I mrugnął do niego porozumiewawczo. 
„Jasne, że wiem skur*****”. 
- Nic, tylko pozazdrościć – uśmiechnął się od ucha do ucha. 
Razem ruszyli w stronę wielkiej sali. Tuż przed zakrętem, Jeff odwrócił głowę i spojrzał 

za siebie. Korytarz za nim był pusty. 

 
 

               ●               ● 

 

background image

 

55 

 

Otworzył oczy.  
 
Ujrzał nad sobą tkwiącą bez ruchu postać. Błyskawicznie wynurzył się z wody, która 

spiętrzona chlusnęła na posadzkę. Podniósł rękę i wytarł wilgotne powieki. Po chwili 
popatrzył wściekle na intruza, który ośmielił się wejść do jego komnaty. 

- Długo cię nie było – usłyszał w odpowiedzi gorący pomruk. 
Wielkie, niemal czarne oczy Johanny skrzyżowały się z jego spojrzeniem.  
– Tęskniłam...- powiedziały jej zmysłowe usta. 
Jakże często słyszał od niej to słowo. Była niezwykle piękna. Nie mógł oderwać od niej 

oczu.  Rude i kręcone włosy sięgały jej do pasa. Miała nieskazitelną, alabastrową cerę, 
ciemnobrązowe, błyszczące oczy i czerwone usta, które przywodziły na myśl najrozmaitsze 
grzeszne myśli. 

Johanna była jego kochanką już od dwóch miesięcy, lecz z każdym dniem jej 

nienasycenie wzrastało. Miała trzydzieści lat. Nie wściekał się na swoich ludzi za sposób, w 
jaki na nią patrzyli. Przechadzając się po zamkowych korytarzach, skupiała na sobie całą 
uwagę jego nawet najwierniejszych kompanów. Nie czuł do niej żadnego przywiązania, tak 
więc nie wyzywał na pojedynek każdego, kto spoglądał na nią pożądliwym wzrokiem.  

- A ty...tęskniłeś za mną? – zachichotała. 
Wiedział, jakiej odpowiedzi oczekiwała, nie trudno było się tego domyślić. Uwielbiała 

jak prawił jej komplementy, jednak dzisiaj nie miał nastroju do flirtu. 

- Nie – oświadczył bezceremonialnie. 
W brązowych oczach Johanny błysnęła złość.  
- Masz inną kobietę – nie spytała, tylko stwierdziła. 
Charles popatrzył na nią obojętnym wzrokiem. Nie bez powodu została jego kochanką. 

Cenił w niej niezależność, oryginalność i doświadczenie. Te cechy od początku pociągały go 
najbardziej. Zauważył teraz, że Johanna zaczyna się za bardzo angażować. Stawała się 
zazdrosna, a przecież dał jej jasno do zrozumienia, że nie jest jego jedyną kobietą. Tak, była 
obecna na zamku i tu miał spełniać jego zachcianki. Jeżeli ta rola jej nie odpowiadała, proszę 
bardzo. Znajdzie sobie inną, potem następną i następną... 

Gdy minął jej gniew, na jasnym czole pojawiła się zmarszczka i Johanna zacisnęła usta. 

Była zła na samą siebie za własną nieostrożność. Powinna to była przewidzieć. Popełniła 
błąd, przez który – musiała to przyznać – straciła w oczach Charlesa. Wiedziała, że nie 
przywykł do przymusowej wstrzemięźliwości. Był mężczyzną i potrzebował fizycznej 
miłości, potrzebował kobiety. Jej... 

- Nie, nie mam – powiedział znudzony. 
Posłała mu jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów. Widziała jak Charles wstaje i 

wychodzi z wanny. Był dobrze 
Zbudowany. Miał szczupłą talię, długie nogi i bardzo szerokie ramiona. Brzuch wyglądał 
jakby był wyciosany z najtwardszego kamienia. Johanna obserwowała, jak poruszają się jego 
mięśnie, gdy podchodził do łóżka po ręcznik. Nawet z takiej odległości promieniowała od 
niego siła, która jednocześnie pociągała ją i niepokoiła. Zwinnym ruchem rozwiązała tasiemki 
u sukni i z niej wyskoczyła. 

Charles wytarł mokre włosy i zawiązał sobie ręcznik na biodrach. Spojrzał za siebie i 

wstrzymał oddech. Jego oczom ukazała się postać Johanny w pełnej krasie. Stała przed nim 
naga, kompletnie niezawstydzona. Pochwycił jej wzrok. 

- Pragnę cię – wyszeptała – Wiem, że ty mnie też... 
Miał ochotę ją udusić, albo zabić. Wiedziała jak działa na niego jej gotowość. Czuł 

narastające pożądanie. Westchnął ciężko i odwrócił się z wysiłkiem. 

Usłyszał jak powoli zbliżyła się do niego. Poczuł jej smukłe palce na swoich plecach. 

background image

 

56 

- Jo...  
Zdziwił go jego ochrypły głos.  
Johanna wzięła to za pozwolenie i przylgnęła do niego całym ciałem. Jego ciało 

zareagowało w odpowiedni sposób.  
Johanna cofnęła się nieco, a jej płonące oczy pociemniały    (o ile w ogóle to było możliwe) 
niedwuznacznym zaproszeniem... 

Stanęła z nim twarzą w twarz i sięgnęła do ręcznika oplatającego jego biodra. Podniosła 

ręce i zaczęła powoli go rozwiązywać. Po sekundzie leżał już na podłodze. 
Johanna zarzuciła Charlesowi ręce na szyję i zaczęła badać językiem wnętrze jego ust. 
Jęknęła cicho i zadrżała, gdy odpowiedział jej tym samym. Nie przerywając pocałunku, wziął 
ją na ręce, rzucił na łóżko i przykrył swym potężnym ciałem. Zanurzyła ręce w jego ciągle 
jeszcze mokrych włosach. Charles zaczął błądzić dłońmi po jej nagim ciele. 

Nagle przypomniał sobie ciepło innego ciała, które spoczywało na jego piersi dzień 

wcześniej. Mimo woli otworzył oczy, rozpamiętując młodą dziewczęcą sylwetkę, przyciśniętą 
do jego rozpalonego ciała. Wciąż widział twarz tamtej, jak leży pod nim, jak go pragnie... 
Przeklinał teraz w duchu czarnowłosą piękność, przez którą nie interesowała go już żadna 
inna kobieta. Pragnął wyłącznie jej, wciąż miał przed oczami te niezwykłe oczy... 

Johanna zajęczała w uniesieniu, jaj palce zaczęły ześlizgiwać się po biodrze mężczyzny, 

nieomylnie dążąc tam, gdzie kończyły się jej poszukiwania. Jęknął pod wprawnym 
dotknięciem i poddał się zmysłom.  

Dotykając niemal samych gwiazd zawieszonych na niedosiężnym nieboskłonie samego 

raju, zdążył jedynie wyszeptać: 

- Sarah... 

 

 
 
 
 
 
 
 
 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

57 

14 

 
 
 
 
 
 

c

owiew  mroźnego powietrza był teraz wszystkim, czego potrzebowała. Stała na 

murze i okryta w długi, wełniany płaszcz obserwowała zachód słońca. Była przemarznięta do 
szpiku kości, ale nie chciała jeszcze wracać do środka. Cała okolica znajdowała się pod 
ś

nieżną pierzyną, tylko gdzieniegdzie można było dostrzec drzewa, które wystawały ponad 

ziemię i nie dały się zimie. Wiatr – niezwykle często goszczący te tereny - nie jęczał 
zwodniczo i nie wył rozdzierająco tego wieczoru. Może podążał teraz błagalne ku złocisto 
zachodzącej kuli? 

 

 

 
Sarah podniosła kielich z winem, który trzymała w ręce i wypiła odrobinę. Nie potrafiła 

zliczyć, który do tej pory. Jeszcze nigdy się nie upiła, to nie przystawało damie. Nie lubiła 
przyjęć, a tym bardziej mężczyzn, którzy w nich uczestniczyli. Alkohol potrafi bardzo 
zmienić człowieka. Na własne oczy widziała jak mili, inteligentni ludzie w ciągu kilku chwil 
zamieniali się w zwierzęta. Nie, nie w zwierzęta, to byłaby dla nich obraza. Zamieniali się w 
potwory. Bufford jest tego najlepszym przykładem.  

background image

 

58 

Nagle zapragnęła być jak wiatr. Nieuchwytna, niewidzialna, wolna...Okrążająca kulę 

ziemską, docierająca do każdej, nawet najmniejszej szczeliny... 

Kichnęła. 
Kielich wyśliznął się z jej rąk, a wino rozlało się na kamienną posadzkę. I na jej 

płaszcz...  

Uklękła i podniosła lekko wygniecione naczynie. „Bessy i tak tego nie zauważy” – 

pomyślała. Nie zauważy niczego poniżej jej wiecznie zadartej głowy. Choć była jej ciotką, 
nie żywiła do niej jakiś większych uczuć. Tak samo było z Sarah. Nie tęskniła za jej 
obecnością, głosem czy twarzą. Bessie potrafiła tylko rozkazywać i wymagać. Nigdy nie 
zdarzyło im się śmiać w swoim towarzystwie, mimo iż Sarah uwielbiała rozśmieszać ludzi. 
Ciągle spozierał na nią wzrok zimnych, stalowych oczu i widok wiecznie zaciśniętych, niemal 
niewidocznych ust. Nie mogła wyjść z podziwu jakim cudem Bessie potrafi zjednywać sobie 
mężczyzn. Była ładna, ale oschła. Czy mężczyźni lubią takie kobiety? Ciągle niezadowolone, 
nachmurzone i zimne?  

Przypomniała sobie Charlesa i westchnęła. On był z Bessie. A skoro się z nią kochał, to 

musiał coś do niej czuć. Ale co? Przecież nie robił tego z byle kim, a już na pewno dla 
zaspokojenia własnej żądzy. Jak się nad tym dłużej zastanowić można dojść do jednego 
wniosku. Gdy Charles wyjeżdżał, nawet nie pożegnał się z Bessie. Ona go rzuciła, a on się 
wściekł, bo nie mógł jej już posiąść. Sądził, że skoro Sarah jest jej siostrzenicą, nie w aż tak 
młodym wieku, podobną do niej z fizycznego punktu widzenia, zada jej ostateczny cios, gdy 
ją posiądzie...? Nie, to niemożliwe. Chyba nie...Nie chciał się zemścić na Bessie, nie mógłby 
w taki sposób. Nie jest aż tak perfidny i wyrachowany. Podobnie jak dla niej, honor jest dla 
niego najważniejszy, a tak nie postępuje człowiek honorowy. 

Wstała i znowu westchnęła. Skąd w ogóle przyszły jej do głowy te niedorzeczne myśli? 

Przecież go nie zna i już pewnie nie zdąży poznać. Może kiedyś Charles tu powróci i będzie 
chciał się z nią zobaczyć...ale jej już tu nie będzie. 

Sarah usłyszała jak ktoś wychodzi na zewnątrz. Wiedziała, że jej plany unikania go 

spełzną na niczym. Nie mogła teraz uciec, w końcu była mu winna chociaż tą jedną rozmowę. 

Frances stanął metr od niej i popatrzył na słońce, które skryło się za horyzontem. Tylko 

promienie przebijały się słabo przez korony drzew. 

- Dlaczego to robisz? – usłyszała pytanie po francusku. 
Wiedziała, o co teraz mu chodziło. 
- Myślałam, że tak będzie najlepiej – powiedziała, a z jej ust wypłynął obłok pary – 

Minimum słów, maksimum... 

- Treści – dokończył za nią i się uśmiechnął.  
- Nie chciałam dawać ci żadnych złudnych nadziei, Frances – Sarah wyszeptała – Za 

bardzo mi na tobie zależy, by sprawiać ci ból. Nie możesz mnie kochać z poczucia winy... 

Frances spojrzał na nią, ale nie zmniejszył dzielącej ich odległości. 
- Kocha się za nic – stwierdził - Nie istnieje żaden powód do miłości. 
Jak bardzo chciała teraz nie rozumieć tego co mówi.  

Patrzyła w jego niezwykłe, brązowe oczy i widziała w nich...bezgraniczną miłość. Kochała go 
kiedyś z całego serca, ale to przeminęło. Niezwykle trudno musiała pogodzić się z jego 
odejściem. Szczelnego muru, który budowała przez tyle lat, nie mogło teraz nic zburzyć. 

- Kochać to także umieć się rozstać – odrzekła nieco pogodniej -  Umieć pozwolić 

komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.  

- Tylko idiota pozwoli odejść kobiecie, którą kocha – powiedział zaciskając zęby – Ja 

tak nie zrobię, nie popełnię tego samego błędu po raz drugi. 

- Kochasz mnie? – spytała z wielkim trudem. 
- Tak – szybko przytaknął. 
- Przez całe swoje życie, czy tylko przez te ostatnie kilkanaście godzin? 

background image

 

59 

Wiedziała, że jej słowa dotknęły go boleśnie. Skrzywił się na twarzy i zacisnął pięści. 
- Zawsze cię kochałem. 
- Nie dałeś mi tego odczuć – wyszeptała – Sprawiłeś mi więcej bólu, niż ktokolwiek 

inny.  

- Wiem i bardzo cię przepraszam. 
Dopiero teraz Frances zbliżył się do niej i złapał ją za ręce. Nie miała zamiaru ich 

wyrywać, gdy poczuła jego ciepłe dłonie. 

- Gdzie masz rękawiczki? – spytał zirytowany – Przecież jest zimno! 
Bezwiednie się uśmiechnęła. Już to gdzieś słyszała.  
- Nigdy nie pozwolisz mi odejść? – przestała się uśmiechać i spytała z pretensją. 
- Nie – usłyszała krótka odpowiedź. 
- A jeśli powiem, że cię kocham, zrobisz to dla mnie i odejdziesz? 
Widziała jak Frances zastanawia się nad jej słowami i nie wiedziała, czy udało jej się go 

przekonać. Usłyszy od niej to, co od dawna chciał i to wszystko. Zostawi ją w spokoju i 
wyjedzie. Zrobi wszystko, by usłyszeć od niej te dwa słowa. Była tego pewna. 

Dopiero, po krótkiej chwili ciszy Frances odpowiedział: 
- Sarah, przysiągłem ci, że już nigdy cię nie zostawię. To co proponujesz jest niezwykle 

prowokujące, ale wolę być z tobą bez miłości, niż bez ciebie. 

A nie powinno być raczej odwrotnie?! Z twoją miłością, ale bez ciebie? 
- I wiedząc, że nigdy się na to nie zgodzę, zamierzasz tu siedzieć do końca świata? 
- I jeden dzień dłużej – dodał. 
- Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała po angielsku bardziej do siebie, niż do niego. 
- Proszę cię – uklęknął, ale wciąż trzymał ją za rękę – Zgódź się i zostań moją żoną. Raz 

na zawsze opuścisz to piekielne miejsce i w końcu będziemy razem.  

Patrzyła na niego i nie mogła znieść myśli, że to wszystko z jej powodu.  
- Wiesz, że do tego nigdy nie dojdzie... 
- Ale dlaczego? – spytał – Czego ci jeszcze potrzeba? Przecież cię kocham, mogę 

zapewnić ci dostanie życie! Wreszcie stad uciekniesz! Czy to ci nie wystarcza?! 

Tak, chciała stąd uciec i to bardzo. Nie mogła jednak zrobić tego w tak żałosny sposób. 
- Zrobię wszystko, by cię przekonać – jego głos stawał się niemal groźbą. 
Był jej przyjacielem z dzieciństwa, ale przez cały okres dojrzewania nie mieli ze sobą 

ż

adnego kontaktu. Mógł się zmienić, mógł...dojrzeć. Zrozumieć. Zmienić się. 

- Jutro wyjeżdżam – powiedział, a jego ból i smutek był niemal odczuwalny w 

powietrzu – i jeśli chcesz stąd uciec, to twoja jedyna szansa. 

A więc w taki sposób chciał to rozegrać? 
- Jeśli się zgodzę, to pomożesz mi uciec? – spytała z ironią – Sama potrafię to zrobić. 
- I dokąd pójdziesz? Nie masz innej rodziny. Chcesz stąd uciec, ale nie możesz. Nie 

masz dokąd, więc nie uciekasz. I koło się zatacza... 

- Moje koło – odrzekła mrużąc oczy – Nie twoje. 
Wstał z kolan, otrzepał nogawki i spojrzał na Sarah. 
- Jutro... 
Nic więcej nie powiedział. Odszedł. 
Sarah nie próbowała go zatrzymać, bo też nie miała nic więcej do dodania....