background image

„Dla kogo choinka?” 

 

      Przez zaśnieżony, grudniowy las wędrował skrzat Marceli. Chociaż nie było 
łatwo brnąć po kolana w śniegu, skrzat wesoło podśpiewywał sobie pod nosem i 
co chwila uśmiechał się radośnie. Na plecach dźwigał bowiem piękną, zieloną 
choinkę, którą miał lada chwila podarować komuś, komu jest ona naprawdę 
potrzebna. Już sama myśl o radości jaką sprawi obdarowanemu sprawiała, że 
Marceli czuł w sercu miłe ciepło. Ale mimo, że spacerował już po lesie od 
południa ( a słońce dawno zniknęło już za horyzontem) nie spotkał jeszcze 
nikogo, komu mógłby choinkę ofiarować. 

     Pomiędzy świerkami przemykał lis Mateusz. Był nieco zdenerwowany, bo od 
rana nic jeszcze nie miał w pysku. Dzień nie był dobry na polowanie, bo jego 
ślady były widoczne na śniegu i wszystkie małe, leśne zwierzątka omijały go z 
daleka. A Mateuszowi powoli zaczynało burczeć w brzuchu… 

     Kiedy lis zobaczył skrzata niosącego wspaniałą, rozłożystą choinkę 
natychmiast przyszedł mu do głowy niesamowity pomysł: 

„Gdybym miał taką choinkę, ukryłbym się za nią i czekał, aż jakiś zabłąkany 
zajączek pojawi się na polance. Głuptaskowi nie przyszłoby do głowy, że 
ukrywam się za zielonymi gałązkami, a kiedy podszedłby bliżej, jedna chwila i 
miałbym kolację jak się patrzy!”  - rozmarzył się Mateusz. 

     Podszedł do skrzata i zapytał z niewinną miną: 

- Witaj, mały skrzacie. A nie za ciężko ci tak dźwigać takie rozłożyste drzewko? 
Może mógłbym ci w tym pomóc? 

     Skrzat ukłonił się nisko i pokręcił głową: 

- Mam ważne zadanie do wykonania. Muszę ofiarować tę choinkę temu, kto 
najbardziej jej potrzebuje. 

- O! – westchnął z zachwytem lis – To na pewno jest prezent dla mnie! Nikt nie 
potrzebuje jej bardziej niż ja! 

- A do czego, drogi lisie, jest ci potrzebna choinka? – zapytał Marceli. 

- No, choinka jest mi bardzo potrzebna do… do… - zaczął się jąkać Mateusz – 
Jest mi potrzebna, bo chcę urządzić wielki bal noworoczny dla wszystkich 

background image

zwierząt leśnych! – wykrzyknął wreszcie, bo pomyślał, że to może być 
dostateczny powód, aby otrzymać drzewko – A sam wiesz, że bal noworoczny 
bez choinki nie może się odbyć! 

    Skrzat Marceli uważnie popatrzył na lisa i po chwili stwierdził: 

- Niestety, lisie, to nie jest choinka dla ciebie! 

    Minął Mateusza, który zazgrzytał tylko zębami ze złości i poszedł dalej. 

    W leśnym zagajniku dziadek Dionizy zbierał chrust.  Układał małe, połamane 
gałązki na sankach, aby wieczorem napalić nimi w piecu i ogrzać swoje stare, 
zmarznięte kości. Kiedy ujrzał skrzata wędrującego z choinką na plecach zatarł 
ręce: 

„Jakie dorodne drzewko! – pomyślał – Jak pięknie paliłoby się w moim piecu! 
A jak cieplutko zrobiłoby się w mojej chatce…” – rozmarzył się i wyszedł na 
spotkanie Marcelemu. 

- Witaj, mądry skrzacie! – ukłonił się Marcelemu – A dokąd to niesiesz taką 
dużą choinkę? Nie chciałbyś przypadkiem jej tu zostawić? 

-   Mam ważne zadanie do wykonania. Muszę ofiarować tę choinkę temu, kto 
najbardziej jej potrzebuje. – powtórzył skrzat to samo, co przed chwilą 
powiedział lisowi. 

Dziadek uśmiechnął się od ucha do ucha: 

- No, to lepiej nie mogłeś trafić, bo ta choinka jest mi bardzo, ale to bardzo 
potrzebna! 

- Naprawdę? – uśmiechnął się Marceli – A do czego? 

Dziadek Dionizy podrapał się w głowę. Nie mógł przecież zdradzić, że zamierza 
spalić drzewko w piecu. 

- Mam w swoim sadzie kilka różnych drzewek. Ta choineczka pasowałaby do 
nich jak ulał. – wymyślił na poczekaniu. 

Marceli popatrzył uważnie na staruszka i pokręcił głową: 

- Przykro mi, ale ta choinka nie jest dla ciebie. – i powędrował dalej, 
podśpiewując cicho radosną kolędę. 

background image

    Tymczasem tuż za starym dębem mały, szary zajączek wyglądał ze swojej 
norki, z trwoga rozglądając się na wszystkie strony. W norce pod kołderką z 
zeschłych liści smacznie spały jego dzieciaczki. Zajączek drżał o ich 
bezpieczeństwo, bał się, żeby jakiś żarłoczny lis albo wilk nie odkrył ich norki. 
Kiedy zobaczył skrzata Marcelego wędrującego z choinką na plecach rozmarzył 
się: 

- Gdybym miał takie drzewko, ustawiłbym je przy wejściu do norki i wtedy 
żaden lis ani inny drapieżnik nie trafiłby do mojego domku… 

Jakież było zdziwienie zajączka, kiedy skrzat Marceli skierował swoje kroki 
wprost w jego stronę, a kiedy stanął przed norką, postawił choinkę na ziemi i 
powiedział: 

-   Mam ważne zadanie do wykonania. Muszę ofiarować tę choinkę temu, kto 
najbardziej jej potrzebuje. 

- Naprawdę… - wyszeptał przerażony zajączek – Ale ja nie wiem, kto 
najbardziej mógłby jej potrzebować… 

- Ale ja już wiem! – roześmiał się skrzat. Ustawił choinkę przy wejściu do norki 
tak, że nikt by się nawet nie domyślił, że tuż za nią jest zajęczy domek. To się 
dopiero ucieszą małe zajączki, kiedy rano zobaczą zielone drzewko, które na 
dodatek będą mogły ustroić do zbliżającej się wigilii! 

   A uradowany skrzat Marceli powędrował dalej, nucąc pod nosem „Cicha noc, 
święta noc…”