plik

5 czerwca, 19.00,

prywatny samolot w drodze do Genowii

JA KSIĘśNICZKĄ? JASNE!

Sztuka

Mii Thermopolis

(pierwsza wersja)

CENA

DZIEŃ. Zabałaganiony pokój nastolatki, z oknami do podłogi, wychodzącymi na

schody poŜarowe i podwórko studnię. Wielki Ŝółty KOT siedzi na kaloryferze i macha

ogonem. Dziewczyna u progu kobiecości (szesnastoletnia MIA THERMOPOLIS) szuka

czegoś gorączkowo. Jej matka (HELEN THERMOPOLIS), uderzająco atrakcyjna kobieta

przed czterdziestką, staje w drzwiach.

HELEN

Mia! Limuzyna czeka!

MIA

Nie ma mojego pamiętnika! Nie mogę przecieŜ pojechać na całe lato do Genowii bez

pamiętnika!

HELEN

pochyla się i wyciąga czarno-biały pamiętnik, który wpadł między łóŜko Mii a ścianę.

Wtorek, 11 lutego, 18.00,

limuzyna w drodze do domu,

po lekcjach etykiety

Kiedy dzisiaj weszłam do Grandmère na lekcje etykiety, na róŜowej brokatowej

kanapie, na której zazwyczaj siedzę (bo to najbliŜej miseczki z migdałami w cukrze, które

podkradam, kiedy Grandmère nie patrzy, chociaŜ właściwie wcale nie są takie dobre, bo nie

są w czekoladzie ani nic, ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, zresztą dlaczego

starsi ludzie zawsze mają beznadziejne słodycze?), więc na róŜowej kanapie siedział

dziwaczny facet. Byłam ciekawa, kto to, bo miał na sobie monochromatyczną koszulę i taki

sam krawat, jak facet z telewizyjnego talk show albo mafioso, a kogoś takiego raczej się nie

spodziewasz w apartamencie prawdziwej księŜnej w hotelu Plaza. Nie Ŝebym się uprzedzała

do ludzi, ale tak jest.

Grandmère zjawiła się w niebieskim kapeluszu z piórami, jakby była co najmniej

Królową Matką, a nie babką księŜniczki, i powiedziała:

- Amelio, jak dobrze, Ŝe jesteś. Chciałabym, Ŝebyś poznała doktora Steve'a.

A ja:

- Kogo, przepraszam?

A ona:

- JAK ŚMIESZ W TAKI SPOSÓB ODZYWAĆ SIĘ DO MOJEGO ASTROLOGA?

Aha! Grandmère ma astrologa.

Przyznaję, Ŝe się zaniepokoiłam, bo oczywiście od razu pomyślałam o Rasputinie - no

wiecie, tym gościu, który był, jakby to powiedzieć, „duchowym doradcą” (tudzieŜ mistyczną

wyrocznią) rosyjskiej rodziny carskiej, jeszcze zanim wszyscy zginęli rozstrzelani przez

rozjuszony lud. Niekoniecznie z powodu Rasputina, ale poddani cara trochę stracili do niego

szacunek, bo razem z Ŝoną słuchał rad kolesia, którego hobby było zbieranie włosów dziewic.

Oczywiście to nie dotyczy Nancy Reagan, która radziła się astroloŜki Jeanne Dixon,

ale tylko dlatego, Ŝe Jeanne Dixon miała inne hobby - golfa.

W kaŜdym razie sądzę, Ŝe doktor Steve nie jest jak Rasputin, to znaczy, nie ma brody.

Właściwie nie ma Ŝadnego owłosienia, jest całkiem łysy. No i był w garniturze, a nie w

mnisim habicie.

Mimo wszystko nie spodobało mi się, kiedy wskazał na mnie i powiedział:

- Nic nie mów! Niech zgadnę! To jest Jej KsiąŜęca Wysokość, księŜniczka Amelia!

Na co Grandmère klasnęła w dłonie i mało brakowało, a podskoczyłaby z radości.

- Tak jest! - zawołała. - To prawda! On jest zadziwiający! CzyŜ nie jest zadziwiający,

Amelio?

Nie wiem, co w tym takiego zadziwiającego, skoro słyszał, jak Grandmère zwracała

się do mnie po imieniu, kiedy weszłam.

A poza tym moja twarz mniej więcej co tydzień jest na okładce „Teen People”. Ale co

tam.

- Doktorze, proszę nam powiedzieć, czego się pan dowiedział o Amelii? - Grandmère

opadła na fotel obity róŜowym brokatem i pstryknęła palcami w moją stronę, co, jak juŜ

wiem, oznacza: Przyrządź mi sidecara. I to juŜ. - Podałam mu twoją datę i godzinę urodzenia,

Amelio, i doktor Steve obiecał, Ŝe zaprezentuje twój profil dzisiaj, tu i teraz, Ŝebyś takŜe

mogła tego wysłuchać.

- Nie, wielkie dzięki - mruknęłam, idąc do barku. - Nie chcę, Ŝeby mi przepowiadano

przyszłość. - Zwłaszcza koleś, który się nazywa doktor Steve.

- AleŜ Amelio, doktor Steve nie przepowiada przyszłości - oburzyła się Grandmère. -

Bada pozycje ciał niebieskich w chwili narodzin danej osoby i interpretuje znaczenie tej

konfiguracji, prezentując potencjalny przebieg Ŝycia jednostki. Na przykład doktor Steve

twierdzi, Ŝe obecnie groŜą mi powaŜne obraŜenia fizyczne...

- Próba zamachu? - podsunęłam z nadzieją mieszając brandy z Cointreau. MoŜe ten

facet ma więcej wspólnego z Rasputinem, niŜ mi się zdawało.

Ale Grandmère mnie zignorowała.

- ...i wkrótce spotkam się z romantyczną propozycją. CzyŜ nie, doktorze Steve?

- Tak jest, Wasza Wysokość, wyraźnie widzę niebezpieczeństwo. - Doktor Steve

spojrzał z powagą na Grandmère. -A takŜe oświadczyny.

- To na pewno ten przebrzydły lord Crenshaw -stwierdziła Grandmère, gdy podałam

jej drinka. - Bardzo nalegał, Ŝeby mi towarzyszyć na bal dobroczynny, który hrabina wydaje

na rzecz Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego w walentynki. Dobrze, doktorze

Steve, co do Amelii...

- Nie chcę tego wiedzieć! - krzyknęłam. No bo powaŜnie, kto chciałby poznać swoją

przyszłość? Nie Ŝebym wierzyła w astrologię, ale wiecie, niektóre rzeczy się sprawdzają. Na

przykład to, Ŝe KozioroŜce i Byki dobrze się rozumieją. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt,

e Michael Moscovitz, najinteligentniejszy i najprzystojniejszy uczeń ostatniej klasy w naszej

szkole (chyba Ŝe jest się ślepym, jak te, które uwaŜają, Ŝe najinteligentniejszy i

najprzystojniejszy jest Josh Richter), chodziłby z Ŝałosną, płaską pierwszoklasistką jak ja? To

tak, jakby Josh Hartnett zaczął się nagle umawiać z Little Debbie, słynną z batoników.

Mniam, batoniki Little Debbie.

Ale doktor Steve juŜ wyjął mój wykres i czytał:

- KsięŜniczka Amelia, Jej KsiąŜęca Wysokość, jest obdarzona niespotykaną

przenikliwością, natura i wszelkie stworzenia Ŝyjące dostarczają jej wielu radości...

- Auć! - krzyknęłam. Chciałam uciec, ale potknęłam się o Rommla, który kulił się w

wykładanym futrem koszyku koło stojaka z gazetami. - Nie! Nie chcę tego słuchać!

- Jest bardzo stała, zwłaszcza w uczuciach...

- Ani słowa więcej! - Usiłowałam się wyplątać z Rommla, ale to nie było proste, bo

miotał się na wszystkie strony w koszyku.

- ...A najdłuŜszy, najtrwalszy związek połączy ją z troskliwym, hojnym Lwem...

Zamarłam w bezruchu.

- LWEM?! - wrzasnęłam z podłogi. - To niemoŜliwe! Michael jest KozioroŜcem!

- CóŜ, Amelio. - Grandmère z niewinną miną upiła drinka. - Najwyraźniej to nie

Michael jest ci pisany. Co jeszcze, doktorze Steve?

Ale ja juŜ nie słuchałam. Bo wiedziałam na pewno, Ŝe doktor Steve to szarlatan.

Dobra, moŜe nie nosi habitu, nie ma brody i nie zbiera włosów dziewic, ale taka z niego

wyrocznia, jak i z Rasputina.

Bo kaŜdy astrolog, który nie wyczytał z mojej daty urodzenia, Ŝe Michael Moscovitz

jest mi pisany, do niczego się nie nadaje.

Albo pozostaje na usługach mojej babki, która nie znosi Michaela, bo on nie pochodzi

z rodziny królewskiej ani, co gorsza, nie jest obrzydliwie bogaty, a więc jej zdaniem nie ma

prawa wiązać się z jej wnuczką.

Grzecznie podziękowałam doktorowi Steve'owi, Ŝe mnie poinformował, iŜ moim

przeznaczeniem jest dokonać wielkich rzeczy, gdy zasiądę na tronie Genowii, tak z czystej

uprzejmości. Ale szczerze mówiąc, mógłby mi to powiedzieć pierwszy lepszy jasnowidz z

ulicy. Bo przecieŜ planuję przekształcić pałac w wielkie schronisko dla zwierząt, i w ogóle.

Rany!

Ciekawe, ile kasy Grandmère dała temu oszustowi. MoŜe powinnam zadzwonić do

taty. W końcu ostatnie, czego nam trzeba, to próba zamachu stanu, wywołana rozrzutnością

Grandmère. Tata i bez tego ma dość kłopotów; stara się uspokoić parlament w związku ze

sprawą parkometrów, którą niechcący rozpętałam podczas ferii zimowych.

Kto by się spodziewał, Ŝe członkowie gabinetu są tacy draŜliwi? MoŜna by pomyśleć,

e okaŜą mi więcej wdzięczności. To tylko kwestia czasu, zanim tabuny turystów z

amerykańskich statków wycieczkowych zupełnie zdemolują delikatną infrastrukturę Genowii.

Musimy szukać innego źródła finansowania budŜetu i wykluczyć statki wycieczkowe; w

innym wypadu Genowia zacznie tonąć jak Wenecja.

BoŜe, tak cięŜko jest być księŜniczką.

Wtorek, 11 lutego, 22.00,

strych

No dobra, popełniłam błąd, Ŝe wysłałam Tinie Hakim Baba wiadomość i powtórzyłam

wszystko, co powiedział doktor Steve. To znaczy, powtórzyłam jej, bo wydawało mi się to

zabawne, a Tinie dobrze zrobi trochę rozrywki, bo walentynki juŜ za trzy dni, a ona nadal nie

ma komu dać walentynkowej kartki i czekoladki, Ŝe juŜ nie wspomnę o kimś, kto dałby jej

wisiorek od Kay Jewelers (kaŜde kocham zaczyna się na „k”) inkrustowany sztucznymi

rubinami, odkąd jej chłopak, David Farouq El-Abar, rzucił ją dla Jasmine z turkusowymi

klamrami na zębach. (Tylko Ŝe to nie przetrwało. Tina mówiła, Ŝe widziała go w Serendipity

III w zeszły weekend, pił mroŜoną czekoladę z dziewczyną bez aparatu ortodontycznego, za

to z napuszoną fryzurą).

W kaŜdym razie spodziewałam się, Ŝe powie: „Nie słuchaj doktora Steve'a, on się

myli”. Ale nie. Zareagowała zupełnie inaczej.

LUVROMANCE

: Mia, powaŜnie musisz coś zrobić. Doktor Steve to jeden z najbardziej

znanych astrologów w Ameryce! Przewidział, Ŝe N'Sync się rozpadnie!

OUIE

Skoro jest taki dobry, nic na to nie poradzę, prawda? Mogę tylko

bezczynnie leŜeć i czekać, aŜ los się wypełni.

artowałam. Zapomniałam, Ŝe Tina na ogół nie chwyta sarkazmu.

LUVROMANCE

Nie! To NAJGORSZE, co moŜesz zrobić! Co się z tobą dzieje, Mia?

Musisz WALCZYĆ! WALCZYĆ O MĘśCZYZNĘ, KTÓREGO KOCHASZ!

OUIE

Tino, jak mogę walczyć o męŜczyznę, którego kocham, jeśli nawet nie

wiem, z kim mam walczyć? To znaczy, ja przecieŜ nawet nie wierzę w to, co mówił

doktor Steve. Słuchaj, przypominam ci, Ŝe powiedział teŜ, iŜ ktoś się oświadczy

Grandmère. Kto mógłby być na tyle głupi, Ŝeby zrobić COŚ TAKIEGO?

LUVROMANCE

Na przykład twój dziadek? Posłuchaj, chodzi o to, Ŝe musisz być

BARDZO ostroŜna. Nie DAWAJ Michaelowi Ŝadnego powodu, Ŝeby cię rzucił -jak

Dave mnie.

OUIE

Tina! Nie dałaś Davidowi Ŝadnego powodu, Ŝeby cię rzucił! Rzucił cię, bo

jest niedojrzałym gnojkiem.

LUVROMANCE

Nie, Mia. Odkąd się rozstaliśmy, minęło juŜ tyle czasu, Ŝe zdąŜyłam

zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Pozwoliłam, by David wymknął mi się z rąk, bo

nie chciałam się za nim uganiać, a on obawiał się powaŜnego związku. Ale teraz

wiem, co naleŜało zrobić - powinnam była dać mu POWÓD, Ŝeby zechciał się ze mną

ZWIĄZAĆ.

OUIE

Chcesz powiedzieć: przespać się z nim? No nie, obiecałyśmy sobie, Ŝe

będziemy ostatnimi dziewicami w Liceum imienia Alberta Einstaina! O ile pamiętam,

mamy się oszczędzać do balu maturalnego!

LUVROMANCE

Oczywiście, Ŝe nie to chciałam powiedzieć. Jest wiele innych

sposobów, by chłopak się zaangaŜował, nie trzeba od razu posuwać się do TEGO.

MoŜna mu na INNE sposoby pokazać, Ŝe ci zaleŜy. Na przykład... Na przykład, co

robicie z Michaelem na walentynki?

OUIE

Och. Nie wiem. Nie rozmawialiśmy o tym.

LUVROMANCE

NIE

ROZMAWIALIŚCIE

TYM?

NAJBARDZIEJ

ROMANTYCZNYM

WIĘCIE

ROKU???

TWOJE

PIERWSZE

WALENTYNKI Z PRAWDZIWYM CHŁOPAKIEM, A WY JESZCZE O TYM NIE

ROZMAWIALIŚCIE, JAK JE SPĘDZICIE???

OUIE

chyba źle, co? MoŜe wyślę mu kartkę...

LUVROMANCE

Nie tylko kartkę, Mia. Nie rozumiesz? Te walentynki mają dla was

szczególne znaczenie, bo to wasze pierwsze wspólne święto zakochanych. Jeśli

wszystkiego odpowiednio nie zaplanujesz - romantyczna kolacja, walentynkowe

upominki, pocałunek - przepowiednia doktora Steve'a spełni się NA PEWNO i

skończysz z jakimś Lwem.

OUIE

WALENTYNKOWY UPOMINEK?? Dopiero co skończył mi się szlaban

za kradzieŜ kamieni księŜycowych na urodziny Michaela. Jaki prezent mam wymyślić

na walentynki? Co dziewczyny DAJĄ chłopakom na walentynki? Czy to nie FACECI

mają nam dawać prezenty?

LUVROMANCE

Na wasze pierwsze wspólne walentynki powinnaś mu coś dać. Na

przykład ksiąŜkę. Albo sweter.

OUIE

SWETER??? MUSI BYĆ KASZMIROWY??? Bo jestem totalnie spłukana,

wydałam całą tygodniówkę na nowe wegańskie ciasteczka z Pangea.

LUVROMANCE

SWETER TO TYLKO PRZYKŁAD. MoŜe płytę?

OUIE

Tino, Michael jest MUZYKIEM. Kiedy chce mieć płytę, to sobie ją kupuje.

Michael ma wszystko, czego zapragnie. Poza kamieniami księŜycowymi. Ale juŜ mu

je dałam.

LUVROMANCE

Musi być coś, co mu się spodoba. Słuchaj, zastanowię się i dam ci

znać. Ale Mia, powtarzam, to bardzo waŜne. Zwłaszcza w świetle tego, co powiedział

doktor Steve. Twoje pierwsze walentynki z Michaelem muszą być wyjątkowe, bo

inaczej wylądujesz w końcu z Lwem, niewaŜne, kto to jest. Albo, co gorsza,

zostaniesz sama. Jak ja.

OUIE

Tina, nie martw się! I na ciebie czeka walentynka! Musimy ci go tylko

znaleźć!

LUVROMANCE

Nie, Mia, nie. Wszyscy najlepsi faceci są juŜ zajęci. Nic mi nie jest,

naprawdę. W te walentynki będę świętowała mój romans ze MNĄ. Zanim pokocha się

kogoś innego, trzeba się nauczyć kochać siebie.

OUIE

Masz rację!

Biedna Tina. NIENAWIDZĘ tego głupiego Dave'a. Jego szczęście, Ŝe mnie jeszcze

nie spotkał. Lars dostał na gwiazdkę nowy paralizator i aŜ go ręce swędzą, Ŝeby go na kimś

wypróbować.

BoŜe! Dlaczego wszystko jest takie SKOMPLIKOWANE? Akurat kiedy myślałam, Ŝe

wreszcie, dla odmiany, wszystko się układa, zjawia się jakiś jasnowidz i wszystko psuje.

Takie juŜ moje szczęście.

I jak zwykle to wina Grandmère. Po co zatrudniała tego całego astrologa? Dlaczego

nie ma kręgarza jak normalna babcia?

roda, 12 lutego,

algebra

No dobra, w samochodzie, w drodze do szkoły starałam się być bardzo subtelna i

dyskretna. Wiecie, na temat tych całych walentynek. Kiedy Michael i Lilly wsiedli do

limuzyny, a ja doszłam do siebie po tym, jak zobaczyłam, Ŝe Michael tak słodko wygląda,

kiedy jest ogolony, odświeŜony i boski. BoŜe, to totalnie NIE FAIR, Ŝe ktoś wygląda tak

bosko bladym świtem. Powiedziałam:

- Słuchaj, Lilly, co robicie z Borisem na walentynki? - Wiecie, tak totalnie od

niechcenia, i w ogóle.

A Lilly na to:

- W walentynki? Naćpałaś się czy co?

- Hm. - Wolałabym, Ŝeby Lilly przestała w obecności swojego brata pytać, czy się

naćpałam. Zdaję sobie sprawę, Ŝe Michael wie, iŜ nie zaŜywam narkotyków, ale to totalnie

niegrzeczne.

- Nie. Ale walentynki są tuŜ-tuŜ, no wiesz, w piątek.

Wydawało mi się, Ŝe to bardzo sprytnie rozegrałam, bo rzuciłam mimochodem, Ŝe

walentynki są w piątek, Ŝeby przypomnieć o tym Michaelowi, tylko Ŝe nie powiedziałam tego

DO NIEGO, tylko do Lilly. Super, nie?

- Mia, wiem, kiedy wypada czternasty lutego - syknęła Lilly złośliwie. - Chodzi mi o

co innego: niby od kiedy obchodzisz święto, które powstało tylko po to, Ŝeby nabijać kabzę

firmom produkującym kartki z Ŝyczeniami i kwiaciarniom? PrzecieŜ to przemysłowcy z tych

branŜy pewnego dnia postanowili, Ŝe wymyślą kolejne święto, Ŝeby single poczuli się jeszcze

gorzej.

- Hm - powtórzyłam. - Właściwie święty Walenty to postać autentyczna, ksiądz, który

udzielał ślubu Ŝołnierzom, mimo zakazu rzymskiego cezara, bo cezar uwaŜał, Ŝe kawalerowie

lepiej walczą. Wtrącił więc Walentego do więzienia, tylko Ŝe tam Walenty zakochał się w

córce straŜnika i pisał do niej listy miłosne podpisane „twój Walenty”, i stąd dzisiejszy

zwyczaj posyłania walentynek bliskim.

- Hm. - Lilly przedrzeźniała mnie, co nie było zbyt miłe. - Właściwie święty Walenty

po prostu pomagał chrześcijanom ukrywać się przed Rzymianami. Potem go schwytano i

zatłuczono na śmierć czternastego lutego.

- śadna z was nie ma racji - odezwał się Michael, rozbawiony. - Czternastego lutego

staroŜytni Rzymianie oddawali cześć bogini Junonie, a następnego dnia odbywały się

luperkalia, święto pochodzące z III wieku, poświęcone bogu Lupercusowi, który chronił owce

przed wilkami. W wigilię tego święta losowano imiona dziewcząt i chłopców i zgodnie z

wierzeniem mieli oni w przyszłym roku zostać parą.

Mój chłopak jest taki mądry! A do tego jego szyja tak ładnie pachnie. Co prawda

powąchałam ją dopiero później, kiedy wysiedliśmy z samochodu. Ale kiedy wreszcie to

zrobiłam, przekonałam się, Ŝe pachnie NAPRAWDĘ superowo. Oczywiście zdaję sobie

sprawę, Ŝe to tylko feromony, które Michael wydziela, a które podnoszą w moim mózgu

poziom serotoniny i tym samym sprawiają, Ŝe w jego obecności jestem odpręŜona i mam

dobry humor. Nauczyłam się tego wszystkiego na biologii.

Ale naprawdę podobają mi się feromony Michaela. O wiele bardziej niŜ feromony

jakiegoś tam Lwa, tego jestem pewna.

- Później - ciągnął Michael - księŜa chrześcijańscy usiłowali wyplenić praktyki

pogańskie i zmienili nazwę święta z luperkaliów na Dzień Świętego Walentego. Nadawali

dzieciom imiona świętych, Ŝeby dzieci wzorowały się na Ŝyciu świętego, którego imię noszą.

Ale o wiele popularniejsze okazało się łączenie z przedstawicielem płci przeciwnej.

- Nic dziwnego - mruknęła Lilly. - Chciałabyś powielać Ŝycie gościa, którego

zatłuczono na śmierć?

- NIEWAśNE. - Nie pojmowałam, w jaki sposób rozmowa zboczyła z tematu. - Lilly,

co planujecie z Borisem na walentynki?

- JuŜ ci mówiłam - Ŝachnęła się Lilly. - NIC. Nie biorę udziału w barbarzyńskich

pogańskich rytuałach. Nigdy nie obchodziłam walentynek, i ty o tym wiesz, Mia. Czy

kiedykolwiek dałam ci walentynkę? Oczywiście nie licząc sytuacji, gdy jakaś durna

nauczycielka ZMUSZAŁA nas do robienia walentynkowych kartek, a sama wymykała się do

pokoju nauczycielskiego i paliła przez pół lekcji, podczas gdy my harowaliśmy w pocie czoła.

Kolejny przykład niedoskonałości naszego systemu edukacyjnego w porównaniu z resztą

wiata.

Naprawdę mnie tym zaskoczyła.

- No nie. Ale przecieŜ to pierwsze walentynki w twoim Ŝyciu, gdy naprawdę masz

chłopaka. Nie dasz mu nawet kartki?

- I tym samym dołoŜę moje cięŜko zarobione pieniądze do wypchanej kabzy firmy

Hallmark, która, tak przy okazji, płaci głodowe pensje zatrudnianym plastykom? O nie.

A wtedy limuzyna się zatrzymała i musieliśmy wysiąść.

Nie pozwoliłam, by to mnie zbiło z tropu. W drodze do szkoły powiedziałam do

Michaela:

- A co ty sądzisz o walentynkach? UwaŜasz, Ŝe to barbarzyński, pogański rytuał?

Uśmiechnął się.

- Nie. Ale zgadzam się, Ŝe to ohydny produkt uboczny producentów słodyczy, kart

wiątecznych i kwiatów i Ŝe najlepszym sposobem walki z takim materializmem jest nie brać

w tym udziału. Baw się dobrze na algebrze.

A potem mnie pocałował - przez co skoczył mi poziom oksytocyny - i pobiegł na

swoje zajęcia.

Jestem przekonana, Ŝe gdy Tina się o tym dowie, uzna, Ŝe to zły znak.

To znaczy ta sprawa z walentynkami, nie mój poziom oksytocyny.

roda, 12 lutego,

rozwój zainteresowań

Miałam rację! Dzisiaj podczas lunchu - a dopiero wtedy miałam okazję porozmawiać

z Tiną- powtórzyłam jej, co mówili Lilly i Michael, a ona na to:

- Fatalnie.

Stałyśmy w kolejce po czekoladki na deser, a Lilly i reszta juŜ siedzieli przy stoliku,

więc nie musiałam się obawiać, Ŝe ktoś nas podsłucha. To znaczy, oprócz innych ludzi w

kolejce, ale za nami nikogo nie było, a przed nami stał tylko ten Facet, Który Nie Cierpi,

kiedy Dodają Kukurydzy do Chili, więc się nie liczył.

- Wiem - przyznałam. - Ale co mam zrobić? Michael nienawidzi walentynek.

- Musisz to zmienić - orzekła Tina. - MoŜe nienawidzi walentynek tylko dlatego, Ŝe

nigdy nie przeŜył fajnych.

- Ja teŜ nie - zauwaŜyłam.

- Tym waŜniejsze, by wasze pierwsze wspólne walentynki były wyjątkowe.

- JuŜ ci mówiłam, nie mam pieniędzy.

- Nie potrzeba pieniędzy, Ŝeby dać w prezencie coś wyjątkowego - tłumaczyła Tina. -

Pod tym względem Michael i Lilly mają rację, nie daj się zwariować firmom cukierniczym,

papierniczym, jubilerskim i kwiaciarskim i nie myśl, Ŝe tylko kupując wyjątkowy prezent,

okazujesz ukochanemu, Ŝe go kochasz. Prezenty własnej roboty są o wiele waŜniejsze, bo

pochodzą od serca. Po prostu zrób Michaelowi walentynkę.

- Jasne - Ŝachnęłam się. - Bo niby jestem taka utalentowana, co? Pamiętasz, jak się

nabawiłam oparzenia drugiego stopnia, kiedy wypalaliśmy ceramikę w szkole? Zresztą

pomyśl, jak beznadziejnie to wyjdzie, kiedy ja mu coś dam, a on mnie nie. Pomyśli, Ŝe jego

dziewczyna jest miękka i uległa presji komercyjnego święta.

- AleŜ skąd! - Tina się oburzyła. - Uzna, Ŝe to urocze.

Akurat wtedy Lana Weinberger stanęła w kolejce za nami i bardzo głośno mówiła do

komórki (chociaŜ oficjalnie nie wolno nam ich uŜywać w szkole):

- Tak, Trish, właśnie tak, okazało się, Ŝe jednak nie mogę iść w piątek na ten koncert.

Wyobraź sobie, Jose w końcu zebrał się na odwagę i zaprosił mnie do One If By Land, Two If

By Sea, wiesz, byłej wozowni, w której urządzono jedną z najbardziej romantycznych

restauracji w Nowym Jorku. Tak, zarezerwował stolik przy kominku, Ŝeby nam nie

przeszkadzano. A jego tata dopilnuje, Ŝeby podano nam szampana Cristal. To będą

najbardziej romantyczne walentynki na świecie.

Naprawdę trudno było nie zwymiotować, słuchając tego wszystkiego, ale jakimś

cudem nam się z Tiną udało. Przynajmniej póki Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają

Kukurydzy do Chili, nie zapytał:

- Czy w tym jest kukurydza? Sprzedawczyni powiedziała, Ŝe nie, a Lana, tuŜ za nami,

opuściła telefon i wrzasnęła:

- O BOśE, CZY TA KOLEJKA NIE MOśE SIĘ POSUWAĆ JESZCZE WOLNIEJ?!

- BoŜe, Lana, wyluzuj - mruknęłam, bo naprawdę zrobiło mi się Ŝal Faceta, Który Nie

Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili; przecieŜ tylko zadał pytanie. - Nie martw się, twój

batonik się nie zepsuje. - Bo ona kupuje tylko zboŜowe batony.

Lana nawet nie raczyła odpowiedzieć, ponownie podniosła komórkę do ucha i

mówiła:

- BoŜe, nie mogę się doczekać, kiedy skończę szkołę i nie będę musiała spędzać tyle

czasu z DZIECIAKAMI. - Biedula, jeszcze trochę poczeka, całe trzy i pół roku.

Ale nie to jest najgorsze, najgorsze, Ŝe kiedy poszłam na zajęcia RZ, Boris zaciągnął

mnie do kąta, kiedy Lilly była zajęta pokazywaniem pani Hill sztucznej stopy, którą ulepiła z

chałki, a która przyda się jej do najnowszego odcinka Lilly mówi prosto z mostu (po-

więconego samookaleczeniu dla urody w róŜnych kulturach na przestrzeni wieków,

poczynając od bandaŜowania stóp w dynastii T'Dang po korektę biustu w show-biznesie we

współczesnych Stanach Zjednoczonych).

Poszłam za Borisem do schowka, w którym kaŜemy mu ćwiczyć, bo inaczej

wszystkich nas boli głowa. Nigdy przedtem tam nie byłam. Ale nie pojmuję, czemu narzeka,

skoro jest tam całkiem przytulnie, tylko nie ma światła słonecznego. A mnie akurat zapach

rodków czystości nie przeszkadza.

- Kupiłem to Lilly na walentynki - oznajmił Boris i wyjął coś z futerału na skrzypce. -

Jak myślisz, spodoba się jej?

Na jego dłoni spoczywało mało puzderko, a w nim...

roda, 12 lutego, 16.00,

limuzyna w drodze do domu z hotelu Plaza

Kiedy dzisiaj weszłam do hotelu Płaza, Grandmère szykowała się do wyjścia i na mój

widok zawołała:

- Och, Amelia! Dzisiaj nie mam czasu. Wracaj do domu!

Niezłe przywitanie, prawda?

- A co z lekcjami etykiety? - zdziwiłam się. Akurat uczymy się wkładać sari, na

wypadek gdyby kiedyś mi je podarowano i musiałabym w nim wystąpić na oficjalnej kolacji.

- Nie mam czasu. - Grandmère rysowała sobie brwi. - Dzisiaj wieczorem doktor Steve

występuje w programie Larry'ego Kinga i obiecałam, Ŝe z nim pójdę, Ŝeby go wspierać

duchowo. Biedaczek bardzo się denerwuje.

- Idziesz z NIM?! - wrzasnęłam.

- AleŜ oczywiście - odparła Grandmère. - Amelio, nie dla wszystkich błysk fleszy i

wiatła kamer stanowią chleb powszedni tak jak dla nas.

Spodobało mi się, Ŝe powiedziała „dla nas” - bo dla mnie błyski fleszy i światła kamer

NIGDY nie staną się chlebem powszednim i nienawidzę udzielania wywiadów. Ale mimo

wszystko...

- Grandmère - zaczęłam. Wiedziałam, Ŝe to trudna sprawa, ale uznałam, Ŝe moim

moralnym obowiązkiem jest spróbować. - Nie uwaŜasz, Ŝe ten cały Steve...

- DOKTOR Steve.

- Nie uwaŜasz, Ŝe ten cały DOKTOR Steve posuwa się trochę za szybko? PrzecieŜ

dopiero co go poznałaś.

WŁOSY DZIEWIC to jedyne, co chodziło mi po głowie. W 1977 roku w końcu

zburzyli dom Rasputina i znaleźli mnóstwo pudełek z WŁOSAMI, które poukrywał w

cianach.

- Amelio. - Grandmère na chwilę przestała się krzątać i łypnęła na mnie groźnie. -

Doktor Steve to geniusz. A kiedy geniusz prosi cię o pomoc, nie moŜesz mu odmówić. Często

ci powtarzam, Ŝe samo przebywanie w towarzystwie osób utalentowanych sprawia, Ŝe

rozwijamy się i my.

Co świetnie tłumaczy, dlaczego spotykam się z Michaelem (oczywiście oprócz

feromonów). Ale doktor Steve geniuszem? Sama nie wiem. Zaczynam się martwić. A jeśli to

rzeczywiście drugi Rasputin? Szkoda, Ŝe taty tu nie ma, zapytałabym go o radę. No bo co zro-

bimy, jeśli ten cały doktor Steve to svengali - wiecie, taki charyzmatyczny świr, który

hipnotyzuje kobiety urokiem osobistym i zmusza je, by były mu posłuszne, jak David Koresh

z Waco czy mormońscy fundamentaliści, którzy nakłaniają trzynastoletnie pasierbice, Ŝeby za

nich wychodziły?

A co, jeśli Grandmère uzna doktora Steve'a za swojego guru i będzie w ślad za nim

podróŜowała po całym świecie?

O rany! Nigdy więcej lekcji etykiety.

HURRA!

Nie, moment, to wcale nie takie dobre. Nie, nie chodzi mi o lekcje etykiety, tylko Ŝe

moją babkę omami jakiś lewy astrolog naciągacz. Co robić? Dzwonić do taty?

Tak, chyba tak.

No, moŜe w przyszłym tygodniu. Dobrze będzie mieć kilka dni spokoju bez lekcji

etykiety. Muszę zaplanować, co zrobić z Michaelem i walentynkami.

I pomyśleć, Ŝe kiedyś sądziłam, Ŝe gdy Michael się we mnie zakocha, wszystkie moje

problemy same się rozwiąŜą. HA!

roda, 12 lutego, 22.00,

strych

Zapytałam mamę, co ona i pan G. robią w walentynki, a ona tylko roześmiała się

złośliwie i stwierdziła, Ŝe nic.

Pan Gianini był z nami w pokoju, sortował bieliznę. Nagle posmutniał i się sprzeciwił:

- Jak to: nic? Zabieram cię na kolację!

Na co mama uniosła nogi z mniej więcej dwudziestu poduszek, na których je opierała,

i odparła:

- Nie na tych opuchniętych kostkach, kolego.

- No dobra - zgodził się pan Gianini. - Zamówimy coś do domu. Ale robimy coś w

walentynki, Helen.

A mama wtedy zapomniała o ciąŜowej burzy hormonów, spojrzała na niego ckliwym

wzrokiem i szepnęła:

- Kochany.

A pan G. odpowiedział takim samym spojrzeniem.

Musiałam wyjść, Ŝeby nie zwymiotować.

To takie niesprawiedliwie. Nawet moja MAMA ma walentynkę. A pan G., choć moŜe

nie naleŜy do geniuszy, jest naprawdę mądry. Jakim cudem ON uznaje walentynki, a Michael

nie? CO Z NIM NIE TAK? To znaczy z Michaelem? MoŜe przeŜył koszmarne walentynki, co

spowodowało, Ŝe obrzydził sobie to święto na całe Ŝycie? MoŜe skaleczył się o kant kartki,

otwierając walentynkowy liścik? I nie mógł zatamować krwawienia? I trafił do szpitala? I

załoŜono mu szwy? CZY TO DLATEGO TAK BARDZO NIENAWIDZI WALENTYNEK?

Superowo, jego siostra przesyła mi wiadomość. MoŜe ona pomoŜe mi rozwiązać tę

zagadkę.

OMYN

ULE

Cześć. Musisz mi pomóc przy rekonstrukcji scen z hidŜry. PoŜyczysz

mi swoich Kenów?

OUIE

Chodzi o samookaleczenie?

OMYN

ULE

Tak...

OUIE

Nie, nie poŜyczę ci moich Kenów! Potniesz ich na kawałki!

OMYN

ULE

Nie, hidŜra to indyjscy eunuchowie. Obcina się im penisy i jądra. Na

lubach błogosławią młodej parze. A wiesz, Ŝe Ken nic tam nie ma, więc nadaje się

doskonale.

OUIE

Ale ohydne. Dobrze, poŜyczę ci ich. Słuchaj, mogę cię o coś zapytać?

Chodzi o Michaela.

OMYN

ULE

A mam inne wyjście?

OUIE

Dlaczego on tak bardzo nienawidzi walentynek?

OMYN

ULE

O BoŜe, znowu!

OUIE

Proszę, Lilly, to nasze pierwsze wspólne walentynki! MOJE pierwsze

walentynki z chłopakiem. A Michael nie chce brać w tym udziału. DLACZEGO?

OMYN

ULE

Tłumaczył ci dlaczego. UwaŜa, Ŝe to idiotyczne święto wymyślone

przez firmy papiernicze, które chcą wykorzystać takich durnych naiwniaków jak ty.

OUIE

Pan G. i moja mama obchodzą walentynki, a nie są durnymi naiwniakami.

OMYN

ULE

Nie traktuj durnych naiwniaków dosłownie. Słuchaj, Mia, wiem, jak

bardzo ci się marzy wisiorek z serduszkiem wysadzanym autentycznymi sztucznymi

rubinami firmy Kay Jewelers (LOL), ale nie licz na Michaela w tym względzie.

Nie do wiary, Ŝe wspomniała o rubinowym serduszku! Takim, jakie kupił jej Boris!

CzyŜby juŜ wiedziała? A moŜe to tylko złośliwość? Dlaczego dopisała LOL? Naprawdę

uwaŜa, Ŝe są kiczowate? Co zrobi, kiedy Boris jej to da? Powie LOL na głos? PrzecieŜ to mu

złamie serce!

OUIE

Nie wiem, co masz przeciwko wisiorkom z serduszkiem. Moim zdaniem są

bardzo ładne! Byłabym wzruszona, gdybym taki dostała.

OMYN

ULE

Ty tak. Ale nie licz na coś takiego od Michaela. Mówię ci, to nie ten

typ. W ogóle to nie jest typ walentynkowy. Nie mieści mi się w głowie, Ŝe jeszcze

tego nie zauwaŜyłaś.

Czwartek, 13 lutego, algebra

Dzisiaj przed zajęciami podeszłam do pana G. i zapytałam, czy moŜemy

porozmawiać, a on na to:

- Mia, jeśli chcesz powiedzieć, Ŝe nie rozwiązałaś wszystkich zadań z końca rozdziału,

to tak się składa, Ŝe wiem, Ŝe do jedenastej gadałaś z Lilly na czacie...

- Nie, nie, skończyłam zadania - zapewniłam pospiesznie. BoŜe, fatalnie jest mieszkać

z własnym nauczycielem algebry. - Ale chciałam zapytać, czy pan, no, czy pan uznaje Dzień

więtego Walentego? Czy moŜe zaczął pan uznawać dopiero teraz, z powodu mamy?

Pan G. spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie, ale chyba dałam mu do myślenia.

- CóŜ, nie mogę powiedzieć, Ŝe od zawsze byłem zwolennikiem walentynek. Ale

teraz, kiedy jestem z twoją mamą, uwaŜam, Ŝe to miła okazja, by dać jej do zrozumienia, ile

dla mnie znaczy.

- No właśnie! - zawołałam. - TeŜ tak uwaŜam! Ale Michael jest totalnie

antywalentynkowy! Jak mam go przekonać, Ŝe to cudowne święto?

- Nie posunąłbym się do stwierdzenia, Ŝe to cudowne święto - mruknął pan G. - Ale

wiesz, Mia, tak naprawdę niewaŜne, czy się uznaje walentynki, czy nie. WaŜne, jak się

odnosisz do bliskich, a oni do ciebie.

Wiem, Ŝe tu ma rację. NiewaŜne, czy Michael uznaje walentynki, czy nie. Liczy się

tylko to, Ŝe się kochamy.

No dobra. ALE CO Z LWEM???

Czwartek, 13 lutego,

rozwój zainteresowań

ChociaŜ dzisiaj czwartek, Michael usiadł podczas lunchu z nami, a nie z Klubem

Komputerowym, bo trzech jego członków zwaliła grypa. Ale chyba tego Ŝałował, bo Lilly

opowiadała nam o najnowszym hicie chirurgii plastycznej, czyli usuwaniu Ŝeber. Kobiety,

którym marzy się figura klepsydry, zapisują się na listy oczekujących, a przy tym trwają w

fałszywym przekonaniu, Ŝe juŜ w czasach wiktoriańskich odbywały się takie operacje.

Tylko Ŝe to nieprawda, bo niemal wszystkie ingerencje chirurgiczne w czasach

wiktoriańskich kończyły się śmiercią i gdyby jakaś kobieta NAPRAWDĘ zdecydowała się na

usunięcie dwóch Ŝeber, bo marzyła się jej trzydziestocentymetrowa talia, umarłaby na stole

operacyjnym.

Muszę przyznać, Ŝe po tych rewelacjach wegetariański burger z trudem przechodził mi

przez gardło. Nie mogę się doczekać, kiedy juŜ skończy z tymi samookaleczeniami.

Ale jeszcze musi dopracować sekwencję o Michaelu Jacksonie.

W kaŜdym razie siedzieliśmy tak sobie, aŜ podszedł nie kto inny jak Judith Gershner,

w której, jak mi się dawniej wydawało, Michael się kochał. ChociaŜ juŜ wiem, Ŝe tylko się

przyjaźnili, nadal jestem o nią zazdrosna. No, bo jest SUPERMĄDRA.

I ma WIELKIE cycki.

- Michael, pamiętasz, Ŝe dzisiaj upływa termin zgłoszeń z fizyki? - zapytała.

A Michael omal się nie udławił spaghetti z klopsami i przyznał, Ŝe zapomniał, a Judith

poradziła, Ŝeby się zgłosił przed końcem piątej przerwy, bo inaczej nie zakwalifikuje się do

etapu regionalnego. Michael zerwał się od stołu i porwał plecak.

- Muszę lecieć - powiedział do mnie. - MoŜesz zjeść moje yodels, jeśli chcesz.

To bardzo miłe z jego strony, bo mógł je przecieŜ zabrać ze sobą. Ale wie, Ŝe je

uwielbiam.

No dobra, moŜe to nie walentynka, ale blisko.

- Straciłby głowę, gdyby nie nosił jej na karku - mruknęła Judith i sięgnęła po jego

niedokończone pieczywo czosnkowe. Co moim zdaniem jest trochę niegrzeczne. Nie to, Ŝe

zjada jego pieczywo czosnkowe, tylko sugestia, Ŝe jest niezorganizowany. Bo jest, totalnie. W

kaŜdym razie bardziej niŜ ja.

- Oczywiście wszystko się zaczęło do Hipokratesa. - Dotarł do nas głos Lilly. -

Okazało się, Ŝe moŜna uspokoić kaprysy ciała za pomocą upuszczania krwi, wymiotów albo

rodków na przeczyszczenie.

- Fuj! - Boris i Tina wzdrygnęli się jednocześnie.

- Wow! - Judith była pod wraŜeniem. - Powinnam częściej wpadać do was na lunch.

- To do programu Lilly - wyjaśniłam.

- Bomba - mruknęła Judith.

Trochę mnie zdziwiło, Ŝe tak po prostu usiadła z nami i kończyła lunch Michaela.

PrzecieŜ on UGRYZŁ tę grzankę czosnkową. Mnie nie przeszkadzają jego bakterie, ale

jestem zdziwiona, Ŝe Judith, która nawet nie jest jego dziewczyną teŜ nie ma nic przeciwko

temu.

I nagle zastanowiło mnie, czy nie ma jakiegoś POWODU, dla którego się ich nie

obawia. MoŜe na przykład kocha się w Michaelu, czy coś takiego. ChociaŜ podobno chodzi z

jakimś chłopakiem z Dalton.

No ale róŜne rzeczy chodzą ci po głowie, kiedy widzisz, jak inna dziewczyna wcina

chleb czosnkowy twojego chłopaka.

Zaczęłam więc od niechcenia:

- Co robisz w walentynki, Judith?

A ona na to:

- Walentynki? śartujesz chyba! Ktoś to jeszcze obchodzi?

Znacząco rozejrzałam się po kafeterii, bo na wszystkich ścianach widniały czerwone

serca i kwiatki, dzieło Klubu Plastycznego.

Judith podąŜyła w ślad za moim wzrokiem.

- No tak. CóŜ, sama nie wiem. Chyba gdzieś wyskoczę na kolację z moim chłopakiem.

- Czy niechęć do walentynek to część programu nauki w klasie maturalnej, czy co? -

zapytałam. - Bo Michael teŜ ma takie podejście.

- Szczerze mówiąc - odparła Judith - to jest trochę drętwe. To święto powstało po to,

eby kaŜdy poczuł się źle we własnej skórze. Jeśli masz kogoś i nie dostaniesz walentynki,

czujesz się okropnie. A jeśli jesteś singlem, to juŜ w ogóle klęska. Więc właściwie daje się

Czwartek, 13 lutego,

francuski

Mia, rozmawiałaś juŜ z Michaelem o walentynkach? - Tina.

Nie. Po co? Naprawdę nie uznaje tego święta. A Lilly mówi, Ŝe jego zdaniem

walentynki obchodzą naiwne prostaki.

Pewnie dlatego, Ŝe nigdy nie przeŜył szczęśliwych walentynek! Musisz go przekonać,

e to cudowne święto, zabawne i romantyczne.

Sama nie wiem, Tina. MoŜe w tym roku po prostu damy sobie spokój.

Jeśli chcesz wpaść do mnie na maraton filmów walentynkowych, zapraszam. Będą teŜ

Lilly i Ling Su. Namawiam Shameekę, ale wiesz. Ma randkę.

Jakie filmy będziecie oglądać?

Najlepsze na świecie filmy walentynkową

Pięć najlepszych filmów walentynkowych według Tiny Hakim Baby (zdecydowanie

poprawią ci humor, niewaŜne, czy masz się do kogo przytulić, czy nie).

niadanie u Tiffany 'ego - Holly Golightly to śliczna imprezowiczka, która nie wierzy,

e ludzie - i koty - mogą do kogoś naleŜeć. Czy przystojny sąsiad wpłynie na zmianę

jej opinii? Ulubiona scena: gdy Audrey Hepburn i George Peppard szukają Kota w

ulewnym deszczu.

Zabawna buzia - Jo Stockton, mól ksiąŜkowy w niemodnych ciuchach, nie nadaje się

na super-modelkę... ale fotograf Fred Astaire dostrzega łabędzia w brzydkim kaczątku

i wkrótce Jo jest w ParyŜu, na pokazie mody, na którym ktoś skrada jej serce.

Ulubiona scena: gdy Audrey Hepburn dostaje te wszystkie nowe ciuchy!

Sabrina - chłopczyca Sabrina obawia się, Ŝe w oczach bogacza Davida Larrabhee

będzie tylko córką szofera... dopóki nie stanie się modna i elegancka. Ulubiona scena:

gdy Audrey Hepburn mówi Wiliamowi Holdenowi, Ŝe nazwała swojego pudla David!

Charade - Śliczna świeŜo upieczona wdowa Reggie przekonuje się, Ŝe jej mąŜ ukradł

ogromny majątek i kaŜdy łotr w mieście, w tym takŜe Cary Grant - uwaŜa, Ŝe ona wie,

gdzie go ukrył. Ulubiona scena - gdy Audrey Hepburn wskazuje dołek w brodzie

Cary'ego Granta i pyta, jak się tam goli.

My fair Lady - śliczna kwiaciarka Eliza Doolittle znajduje się w środku miłosnego

trójkąta -z jednej strony jest profesor Higgins, który nauczył ją zachowywać się jak

dama, z drugiej - młody dŜentelmen, który się w niej zakochał. Ulubiona scena - gdy

Audrey Hepburn idzie na bal.

Hm. Super, Tino. Zapowiada się niezły maraton. Ale zdajesz sobie sprawę, Ŝe we

wszystkich tych filmach występuje Audrey Hepburn?

Oczywiście! Dlaczego nie? To najlepsza aktorka wszech czasów!

Och, dobrze wiedzieć! Nie zjadajcie całego popcornu. MoŜe wpadnę.

SUPER! To znaczy, nie CHCĘ, Ŝebyś zrywała z Michaelem, nie chcę, Ŝebyś chodziła

z jakimś Lwem, którego nawet nie znamy. Jesteście sobie z Michaelem pisani jak

Justin i Britney. Ale fajnie, jeśli wpadniesz.

Dzięki, Tino. Wiem, o co ci chodzi. Britney i Justin są cudowni. I bardzo do siebie

pasują. Och.

Czwartek, 13 lutego,

limuzyna w drodze do domu z hotelu Plaza

Grandmère ZAGINĘŁA!!!!!!!

Dzisiaj nie ma lekcji etykiety, bo NIKT NIE WIE, GDZIE JEST Grandmère!!!

CZYśBY JĄ PORWANO?

No dobra, na powaŜnie to chyba nie. To znaczy wątpię, Ŝeby ktoś ją przetrzymywał

dla okupu. Gdyby tak było, juŜ by się do nas odezwał i błagał, Ŝebyśmy ją zabrali. Szczerze

współczuję kaŜdemu, kto odwaŜyłby się porwać Grandmère. Po pierwsze, taki porywacz

zapewne udusiłby się, wdychając dym z jej papierosów.

A gdyby nawet to przeŜył, MARZYŁBY o śmierci, gdyby zaczęła krytykować jego

technikę porywania.

- W Ŝyciu nie widziałam równie Ŝałosnego traktowania broni palnej! Co się z panem

dzieje? Zero etyki zawodowej! Z małpy byłby lepszy porywacz niŜ z pana!

Dlatego jestem pewna, Ŝe nikt jej nie porwał. Z tego, co mówiła jej pokojówka,

wynika, Ŝe po śniadaniu przyszedł po nią doktor Steve i wyszli razem.

Widywano ich w róŜnych miejscach: w programie Today, gdzie Katie Couric

rozmawiała z doktorem Steve'em na temat jego przepowiedni, Ŝe ksiąŜę Karol zrezygnuje z

korony brytyjskiej, byle móc się oŜenić z Camillą Parker-Bowles. Później pojawili się w pro-

gramie Maury, gdzie doktor Steve słusznie odgadł, Ŝe biologicznym ojcem dziecka

dziewczyny imieniem Tiffany nie był jej mąŜ, Roy, tylko syn jej męŜa z pierwszego

małŜeństwa, Jimmy. Następnie doktor Steve przepowiedział, Ŝe Roy uderzy Jimmy'ego, i tak

teŜ się stało.

Zastanawiam się, czy zadzwonić do taty. No bo to jednak nie jest normalne. Nie

kazirodcze związki Tiffany, ale cała ta afera z Grandmère. Grandmère NIGDY nie opuszcza

lekcji etykiety, jeśli tylko to moŜliwe. JakieŜ inne ma w Ŝyciu przyjemności, poza dręczeniem

mnie przez kilka godzin? To znaczy, oprócz palenia i sączenia sidecarów? No i zakupów?

Z drugiej strony, jeśli teraz zadzwonię do taty, wymyśli coś, Ŝeby rozdzielić

Grandmère i doktora Steve'a i znowu będę miała lekcje etykiety. Co ja, oszalałam? Nie chcę z

własnej woli marnować popołudnia na naukę protokołu dyplomatycznego.

Ale teŜ nie chcę siedzieć z załoŜonymi rękami i patrzeć bezczynnie, jak Grandmère

robi z siebie idiotkę z powodu faceta. Zwłaszcza z powodu faceta, który moŜe się okazać

kolejnym svengali-Davidem Koreshem-mormońskim fundamentalistą i Rasputinem w jednej

osobie. Bo nie zapominajmy, co spotkało córki Romanowów! A Grandmère nie nosi gorsetów

wyszywanych brylantami jak one, więc pociski nie odbiją się od jej sukni, by w końcu

rykoszetem trafić ją w czoło jak Anastazję.

O rany, to powaŜny problem. Muszę się nad tym zastanowić. Okazać się wielkoduszną

i sypnąć Grandmère dla jej własnego dobra? Czy być egoistką, a z Grandmère niech się

dzieje, co chce?

Hm...

Czwartek, 13 lutego,

strych

Zapytałam mamę, co by zrobiła, gdyby jej przyjaciółka wpakowała się w tarapaty -

pilnowałaby własnego nosa czy powiedziała szczerze, co o tym myśli?

A mama na to:

- Mia, czy Lilly zaŜywa narkotyki? Jakie? Powiedz mi natychmiast. Wiesz, Ŝe w tym

tygodniu dwie studentki zmarły od przedawkowania ecstasy...

- Spokojnie, mamo. Nie chodzi o narkotyki.

- Och. - Mama zamrugała szybko. - Więc o co? Ale wtedy tak się zdenerwowałam, Ŝe

nie chciałam juŜ o tym rozmawiać, więc powiedziałam tylko, Ŝe Lilly chce sobie przekłuć

nos, a mama stwierdziła:

- O BoŜe, przecieŜ to w stylu 1998. -I dodała, Ŝe dziwi ją, iŜ Lilly robi coś tak bardzo

komercyjnego, ale zauwaŜyła teŜ, Ŝe do twarzy jej będzie z brylancikiem w nozdrzu.

Rodzice!

Ale potem, zanim zdąŜyłam do siebie uciec, zapytała:

- Skarbie, a co planujecie na jutro z Michaelem? Na walentynki?

A ja zalałam się łzami.

Nie wiem, co mnie ugryzło. MoŜna by pomyśleć, Ŝe to ja jestem w ciąŜy.

W kaŜdym razie chyba usłyszała, jak głos mi się łamie, kiedy odpowiadałam:

- Nic. Michael nie uznaje walentynek.

A mama powiedziała ze współczuciem:

- To, Ŝe on nie uznaje walentynek, nie znaczy, Ŝe ty teŜ masz przestać je uznawać.

A ja na to:

- No tak, ale jeśli dam mu walentynkę, uzna, Ŝe jestem totalną ofiarą.

Mama:

Piątek, 14 lutego,

algebra

Jeszcze mu nie dałam. Chciałam to zrobić z samego rana, w limuzynie, ale ta głupia

Lilly ciągle gadała, jak to dziewięćdziesiąt procent implantów piersi z czasem pęka i Ŝe jeśli

decydujesz się na implanty, musisz być świadoma konieczności regularnego powtarzania

zabiegu albo ich usunięcia jak Pam Anderson.

Nie było to najbardziej romantyczne tło, Ŝeby wręczyć ukochanemu walentynkowy

prezent, który się robiło przez pół nocy.

Najlepsze, Ŝe juŜ dziś dostałam jedną walentynkę! Naleśniki w kształcie serca! Mama

wstała rano i je usmaŜyła! Nie do wiary!

No dobra, to Ŝałosne, Ŝe jak dotąd dostałam walentynkę tylko od mamy.

Ale przynajmniej coś dostałam!

I juŜ jedną dałam... Larsowi. To kartka, którą kupiłam w sklepie Ho, kiedy nie patrzył.

Nie mogłam się oprzeć, jest na niej serduszko z karabinem maszynowym i napis: „Zwalasz

mnie z nóg”.

Chyba nie przesadzam, twierdząc, Ŝe Lars się trochę rozkleił, kiedy ją dostał. MoŜe to

i dwumetrowa góra mięśni wyszkolonych w Izraelu, ale w środku - straszny mięczak.

Nie wiem jeszcze, kiedy dam walentynkę Michaelowi. Dzisiaj podczas lunchu ma

pospiesznie zwołane posiedzenie Klubu Komputerowego, a później juŜ go nie zobaczę.

Chyba Ŝe pójdę do nich po południu, o ile znowu nie będzie lekcji etykiety (tym razem

najpierw zadzwonię do hotelu i się dowiem).

Błagam, błagam, niech kryzys wieku średniego Grandmère, czy jak to się tam nazywa,

trwa dalej! (Oczywiście o ile przy tym nie dzieje się jej krzywda. W sensie dosłownym i

przenośnym).

Piątek, 14 lutego,

higiena

- O BOśE, CO ON CI DAŁ?

- CICHO.

- PowaŜnie! PokaŜ!

- CICHO!!!!!!!!

- No, daj. Co to? Chciałabym zobaczyć!

- Lilly. Nie. Słuchaj teraz. Uczymy się bardzo ciekawych rzeczy o brodawkach na

narządach intymnych. Kto jak kto, ale ty powinnaś być zafascynowana tematem.

- POKAś MI.

- Zobacz. Zadowolona????

- CZEKOLADKI OD WHITMANA???? KENNY SHOWALTER PODSZEDŁ DO

TWOJEJ SZAFKI, śEBY CI WRĘCZYĆ CZEKOLADKI OD WHITMANA W

WALENTYNKI???? CHACHACHACHA!!!!!!

- To wcale nie jest śmieszne! Zrobił to na oczach Michaela!

- To bardzo dobrze Michaelowi zrobi, jak się przekona, Ŝe ma rywala.

- Michael nie ma Ŝadnego rywala do moich uczuć! Wie, Ŝe Kenny'ego lubię jedynie

jako przyjaciela.

- No tak, ale czy KENNY o tym wie?

- Powiedziałam mu z dziewięć miliardów razy. BoŜe, dlaczego on TO zrobił????

- Bo cię kooocha. Co było napisane na kartce?

- „Jesteś moją walentynką”.

- Chachachacha! Daj czekoladkę!

- Nie! To moje!

- Oj, DAJ SPOKÓJ. Nawet nie lubisz tych z kremowym nadzieniem.

- Właśnie, Ŝe lubię.

- Nieprawda. Lubisz chrupiące i z toffi. No daj.

- Znajdź sobie własnego prześladowcę, Ŝeby ci dawał czekoladki. Kenny jest mój.

- Egoistka.

- Ha! I kto to mówi!

- Co to ma znaczyć?

- Nic.

- Nie, powaŜnie. Niby dlaczego jestem egoistką?

- Co zrobisz, jeśli Boris da ci walentynkę? Naprawdę fajną?

- Nie odwaŜy się. JuŜ o tym rozmawialiśmy. I powiedziałam mu, Ŝe bojkotuję Dzień

więtego Walentego z powodów ideologicznych.

- No jasne, wszystkim Moscovitzom się wydaje, Ŝe mogą innym dyktować, co mają

myśleć. Ale niektórzy mają własny rozum.

- Co TO miało znaczyć?

- Nic.

- Jesteś walnięta, prawie tak walnięta jak twoja babka, którą wczoraj widziałam w

programie Davida Lettermana w towarzystwie podejrzanego astrologa, który się rozwodził,

jak to Tom Cruise zejdzie się z Katie Holmes. Akurat!!!!!!!!! PrzecieŜ Tom jest o wiele za

stary dla Joey!

No dobra. Naprawdę muszę coś zrobić z Grandmère. Sytuacja wymyka się spod

kontroli.

ChociaŜ moŜe poczekam jeszcze jeden dzień...

Piątek, 14 lutego,

rozwój zainteresowań

Dzisiejszy lunch był totalnie magiczny!

Dobra, najpierw Tina i ja znowu stałyśmy w kolejce przed Laną i nagle zadzwoniła jej

komórka. Zaraz ją odebrała i zaczęła tym słodkim do obrzydzenia głosem:

- Och, cześć, Josh.

Spojrzałam na Tinę i udałam, Ŝe wsadzam sobie palec do gardła, jakbym chciała

puścić pawia. Tina skręcała się ze śmiechu.

Ale nagle głos Lany stał się piskliwy i głośny.

- Jak to, naciągnąłeś sobie mięsień w udzie? - syknęła.

Okazało się, Ŝe Josh dzwonił z izby przyjęć, dokąd go zabrali po trzeciej lekcji, bo nie

mógł juŜ dłuŜej wytrzymać straszliwego bólu w udzie. Podobno naciągnął coś sobie wczoraj,

podczas treningu koszykówki, ale dopiero dzisiaj, na trygonometrii, ból naprawdę dał mu się

we znaki.

Co tylko dowodzi, Ŝe nic dobrego nie wynika z odwoływania spotkania z przyjaciółką

tylko dlatego, Ŝeby pójść na randkę, a właśnie tak Lana postąpiła z Trish. Taka karma.

- Dlaczego od razu nie posmarowałeś tego maścią rozgrzewającą? -jęczała Lana.

Ale nie było nam dane poznać odpowiedzi na to pytanie, bo chyba wtedy Josh zdobył

się na odwagę i poinformował ją, Ŝe będzie musiał zostać w domu z zimnym okładem na

udzie i nie zabierze jej do One If By Land, Two If By Sea na romantyczną walentynkową

kolację.

Przysięgam, Ŝe krzyk Lany było słychać na drugim końcu miasta.

Ale to nie koniec. Akurat kiedy Lana obrzucała Josha najgorszymi przezwiskami za

to, Ŝe śmiał naciągnąć sobie mięsień akurat teraz i zepsuł ich pierwsze wspólne walentynki,

Facet, Który Nie Cierpi, kiedy Dodają Kukurydzy do Chili, przeszedł obok ze swoją tacą...

Lana nieco zbyt dramatycznie machnęła ręką, walnęła w tacę Faceta, Który Nie Cierpi, kiedy

Dodają Kukurydzy do Chili, i jego sałatka taco wyleciała w powietrze... i spadła na Lanę.

PowaŜnie. Miała salsę we włosach.

CóŜ mogłyśmy z Tiną zrobić, jak nie przybić piątkę?

Ale najdziwniejsze, Ŝe później było jeszcze LEPIEJ. Bo Michael opuścił posiedzenie

Klubu Komputerowego, Ŝeby usiąść koło mnie!

Nie mogłam w to uwierzyć, ale nagle zjawił się koło mnie i stwierdził, Ŝe nie moŜe

ryzykować, Ŝe męska część uczniów Liceum imienia Alberta Einsteina poderwie mu

dziewczynę za plecami, więc będzie mnie strzegł jak oka w głowie! A to wszystko przez

Kenny'ego i czekoladki Whitmana!

Co moim zdaniem było strasznie słodkie - chociaŜ jako feministka powinnam się

oczywiście oburzyć, bo przecieŜ nikt nie musi mnie strzec przed niechcianymi zalotami

innych chłopców, sama świetnie trafiam butem w okolice jąder. Lars mnie tego nauczył,

kiedy ćwiczyliśmy kravmage - izraelską sztukę walki - Ŝebym umiała się bronić, na wypadek,

gdyby ktoś chciał mnie porwać. W kaŜdym razie nagle zapomniałam, Ŝe wstydzę się dać mu

walentynkę, którą dla niego zrobiłam, i Ŝe się obawiam, iŜ wyjdę na idiotkę w oczach

Michaela i wszystkich innych przy moim stoliku. Zamiast tego po prostu wyjęłam ją z

plecaka i mu wręczyłam.

Mama miała rację! MICHAEL BYŁ ZACHWYCONY!!!! TOTALNIE!!!!!

Oczywiście to nie była taka ZWYCZAJNA walentynka, lecz malutka ksiąŜeczka,

którą sama zrobiłam, z kuponami do wyrywania, na których jest napisane, co mogę zrobić dla

Michaela, na przykład zabrać Pawłowa na spacer, pomasować mu plecy (Michaelowi, nie

Pawłowowi) czy go pocałować (takich kuponów jest ze cztery!!!) Michael musi tylko

odpowiedni wyrwać i mi wręczyć. I oczywiście od razu to zrobił (kupon na pocałunek).

Więc właściwie całowaliśmy się przy stoliku, aŜ Lars i Wahim, ochroniarze Tiny,

zaczęli chrząkać, a Lilly burknęła:

- O BOśE! IDŹCIE DO HOTELU!

Mama miała rację: w walentynki najwaŜniejsze jest nie to, co dostajesz, ale co dajesz.

TOTALNIE.

O BoŜe, było tak cudownie.

Przynajmniej dopóki Boris - zainspirowany chyba reakcją Michaela na moją

walentynkę - nie wyjął nagle skrzypców z futerału i nie zaczął grać, PRZY WSZYSTKICH,

Magic of the Night z Upiora w operze. Pochylał się przy tym coraz bardziej do Lilly, aŜ

muszką niemal dotykał jej twarzy. Wszyscy spojrzeliśmy na tę jego muchę, a tam dyndał

wisiorek w kształcie serduszka wysadzanego autentycznymi sztucznymi rubinami firmy Kay

Rewelers.

A Lilly, zamiast:

- Boris, dzięki, jakie to słodkie!

Powiedziała:

- Co TO jest? I jakim cudem trafiło na twoją muchę?

Więc Boris musiał przestać grać i powiedzieć:

- Wszystkiego najlepszego w walentynki, Lilly. To dla ciebie. Mam nadzieję, Ŝe ci się

spodoba.

A Lilly na to:

- O BoŜe, kupiłeś mi ten beznadziejny wisiorek firmy Kay? -I uśmiechnęła się

ironicznie.

Nie wierzyłam własnym uszom. Nawet teraz serce mi się ściska na myśl, Ŝe moja

najlepsza przyjaciółka powiedziała coś tak okrutnego. Tina pobladła nagle, Michael był zły, a

biedny Boris wyglądał, jakby dostał w twarz!

Więc się włączyłam:

- O BoŜe, Boris, jaki śliczny! - I jeszcze: - Jakie to miłe z jego strony, prawda, Lilly? -

I bez przerwy Z CAŁEJ SIŁY kopałam ją pod stołem.

Lilly łypała na mnie groźnie i pytała, o co chodzi, ale w końcu bąknęła:

- Och. Tak. Dzięki, Boris. To miłe. Ale wiesz, Ŝe nie popieram noszenia kamieni

szlachetnych ze względu na warunki, w jakich mieszkają w Afryce pracownicy kopalń, gdzie

się je wydobywa.

- PrzecieŜ te są sztuczne - wyjaśniała Tina zduszonym głosem.

A Lilly tylko powiedziała:

- Och!

Ale do tego czasu Boris zdąŜył schować skrzypce i odejść.

- Świetna robota - mruknął Michael złośliwie.

Ale Lilly się oburzyła.

- Jasne! A ty co dałeś swojej dziewczynie?

Ale Michael się jej odgryzł:

- Codziennie jej mówię, Ŝe ją kocham. śadna firma papiernicza nie musi mi o tym

przypominać raz do roku. A jak często ty mówisz Borisowi, Ŝe ci na nim zaleŜy?

A Lilly poczerwieniała i odeszła.

Piątek, 14 lutego,

francuski

Michael przed chwilą dogonił mnie na korytarzu i usiłował mi wcisnąć w rękę jeden z

kuponów na Kolację z Mią.

- Spotkajmy się dzisiaj - poprosił. - Chodźmy na romantyczną walentynkową kolację.

Pewnie w to nie uwierzysz, ale udało mi się zdobyć rezerwację w One If By Land, Two If By

Sea. Chyba ktoś odwołał rezerwację.

Miał rację. Nie mogłam w to uwierzyć.

A najgorsze, Ŝe był taki słodki, taki przystojny i pełen nadziei, gdy stał tam z moim

kuponem w ręku, a na jego szyi pojawiał się cień zarostu.

Ale musiałam mu odmówić.

- Przykro mi, Michael, ale umówiłam się z Tiną. Urządza walentynkowy maraton

filmowy, a nic nie mówiłeś, Ŝe mamy się spotkać, więc obiecałam, Ŝe przyjdę.

Bo nie zrobię Tinie tego, co Lana Trish. Nie chcę, by los się na mnie zemścił!

Mina mu zrzedła.

- Chyba Ŝartujesz.

- PrzecieŜ w kółko powtarzałeś, Ŝe nie uznajesz Dnia Świętego Walentego, więc

myślałam...

- JuŜ wiem! - Roześmiał się. - Wiem, wiem! AleŜ ze mnie idiota, co? Tylko Ŝe... nie

przyzwyczaiłem się do tego, Ŝe mam dziewczynę.

WIĘC TINA MIAŁA RACJĘ!!!! Nie chodzi o to, Ŝe Michael ma coś przeciwko

walentynkom. Po prostu wcześniej nie miał powodu, by je obchodzić!

- Posłuchaj, a jutro się spotkamy? - zapytał.

- Bardzo chętnie - odparłam.

Piątek, 14 lutego,

hotel Plaza

Grandmère wróciła. Wiedziałam, Ŝe co dobre, to się szybko kończy.

Kiedy weszłam do apartamentu, w pierwszej chwili jej nie zauwaŜyłam, choć

wiedziałam, Ŝe jest, bo wcześniej dzwoniłam, Ŝeby się upewnić. Okazało się, Ŝe jej nie

spostrzegłam, bo leŜała na kanapie w beŜowym peniuarze, z sidecarem i popielniczką pod

ręką i nogą w gipsie.

- O BoŜe, Grandmère! - krzyknęłam. - Co ci się stało? TeŜ naciągnęłaś sobie udo?

- Rany boskie, Amelio, nie wrzeszcz! - Spojrzała na mnie z irytacją. - Co ty pleciesz,

jakie udo? Nie mówiłam ci, Ŝe księŜniczki nigdy nie rozprawiają o udach?

- Och, przepraszam. - Rozejrzałam się dokoła, ale nigdzie nie było widać doktora

Steve'a. Czy to moŜliwe? CzyŜbym była sama z Grandmère? To znaczy oczywiście, nie licząc

Rommla, który skulił się przy jej zdrowej nodze. -Ale co się stało?

- Nie chcę o tym rozmawiać - ucięła Grandmère. - Przysuń sobie krzesło i siadaj.

Dzisiaj omówimy, co robić, gdy łowca autografów usiłuje wciągnąć cię w rozmowę. Z jednej

strony, nie chcesz go urazić, bo koronowane głowy nie powinny mieć wrogów, nawet jeśli to

tylko ludzie, którzy sprzedają twój autograf na e-Bay. Z drugiej strony, niektórzy fani,

zafascynowani twoją pozycją, bywają męczący. Przekonałam się, Ŝe najlepiej działa

następująca wymówka: Bardzo przepraszam, ale wydaje mi się, Ŝe dostrzegłam hrabiego de

Rosti. Muszę się z nim przywitać, nie widzieliśmy się od ostatniego sezonu w Biarritz...

- Grandmère - przerwałam jej. ChociaŜ księŜniczki nie przerywają. - Powiesz mi w

końcu, co ci się stało w nogę czy nie? - I wtedy nagle sobie coś przypomniałam. I krew

zastygła mi w Ŝyłach. - O BoŜe, Grandmère! Doktor Steve miał rację! Przewidział, Ŝe

odniesiesz powaŜne obraŜenia fizyczne!

Co oznacza, Ŝe moŜe nie mylił się takŜe w innych swoich przepowiedniach - moŜe

jednak skończę z LWEM!!! O nie!

Ale Grandmère rzuciła pogardliwie:

- Doktor Steve! Nigdy więcej nie wymawiaj przy mnie tego imienia!

- Grandmère! - Zrobiło mi się słabo. Bo przecieŜ Grandmère NAPRAWDĘ była

ranna, więc szanse, Ŝe jego przepowiednia co do mnie się sprawdzi, rosną, prawda? -

Powiedział...

- Zraniłam się w nogę, uciekając przed jego Ŝałosnymi zalotami! - krzyknęła

Grandmère. - Wyobraź sobie moje przeraŜenie, kiedy, po programie tego uroczego pana

Lettermana, ten rzekomy doktor zaprosił mnie do siebie na herbatę i zaczął się zaklinać,

jakoby Ŝywił do mnie płomienne uczucie! Romantyczne! Tłumaczyłam mu, Ŝe się myli, Ŝe

błędnie bierze wdzięczność za wszystko, co dla niego zrobiłam, za miłość. Ale mi nie

uwierzył! Co chwila łapał mnie za rękę i plótł bzdury, jacy to będziemy szczęśliwi, gdy się

pobierzemy i zamieszkamy w Genowii!

Z trudem zachowałam powagę.

- Grandmère - stwierdziłam - w tym tygodniu spędzaliście razem mnóstwo czasu.

Chyba rozumiesz, Ŝe mógł to uznać za coś więcej niŜ przyjaźń...

- Amelio! - Grandmère była przeraŜona. - śartujesz? Ja jestem księŜną, a on... on...

nikim! Co za impertynencja! Oczywiście powiedziałam mu to od razu, ale ten bezczelny

prostak myślał, Ŝe tylko udaję niedostępną! Usiłował mnie pocałować, Amelio! - Grandmère

musiała łyknąć sidecara, zanim mogła mówić dalej.

Ja tymczasem robiłam, co mogłam, Ŝeby się nie roześmiać, aŜ łzy płynęły mi po

twarzy.

- Oczywiście spoliczkowałam go za bezczelność - ciągnęła Grandmère. - I jak myślisz,

co on na to? Złapał mnie za ramiona i powiedział, Ŝe jeszcze nigdy Ŝadna kobieta nie

wznieciła w nim takiego ognia. Jakbym tego wcześniej nie słyszała! Tego okropnego

człowieka nie było stać na oryginalny tekst, choćby nie wiem co! Oczywiście zawołałam

Raoula - to ochroniarz Grandmère - i zaraz przybiegł, ale tymczasem zdąŜyłam sama się

uwolnić. Niestety, niechcący potknęłam się o biednego Rommla, który bohatersko spieszył mi

na ratunek. I złamałam sobie palec u nogi. Muszę porozmawiać z Guccim o obcasach

pantofelków na ten sezon; są zdecydowanie za wysokie...

- Mimo wszystko - za wszelką cenę starałam się nie roześmiać - miał rację w co

najmniej dwóch sprawach: naprawdę zostałaś ranna i ktoś ci się oświadczył...

Grandmère łypnęła na mnie groźnie.

Piątek, 14 lutego, 20.00,

limuzyna w drodze do Tiny

!!!!!!!!!!!

Dzisiaj, kiedy wybierałam się do Tiny, usłyszałam coś dziwnego, jakby pukanie. W

MOJE OKNO.

Początkowo myślałam, Ŝe to gołąb, ale potem spojrzałam i zobaczyłam...

najcudowniejszy widok w Ŝyciu.

MICHAEL STAŁ NA MOICH SCHODACH PRZECIWPOśAROWYCH!

Nie wierzyłam własnym oczom! Podbiegam do okna, otworzyłam je i zawołałam:

ROBISZ?

DLACZEGO

JESTEŚ

SCHODACH

PRZECIWPOśAROWYCH???? DLACZEGO NIE ZADZWONIŁEŚ DO DRZWI JAK

NORMALNY CZŁOWIEK?

A on się uśmiechnął i powiedział:

- Bo tak jest bardziej romantycznie.

- Ale jak się tu w ogóle dostałeś? - zdziwiłam się. Bo Lars bardzo się starał, Ŝeby

zabezpieczyć wejście na nasze podwórko, na które wychodzi mój pokój. Chodziło o to, Ŝeby

nikt nie mógł zrobić tego, co Michael, czyli zakraść się po schodach przeciwpoŜarowych pod

moje okno.

Michael uśmiechnął się jeszcze szerzej i odparł:

- Wpuścił mnie twój sąsiad, Ronnie. A teraz bądź juŜ cicho. Wiem, Ŝe zaraz idziesz do

Tiny, ale najpierw chciałem ci dać prezent z okazji luperkaliów, choć to o dzień za wcześnie.

Nie mogłem się doczekać.

Sięgnął po gitarę i tam, w świetle latarni, zaśpiewał dla mnie serenadę - „naszą”

piosenkę, tę, którą napisał o mnie - Wysoka szklanka wody.

Brzmi mniej więcej tak:

Wysoka szklanka wody

Pragniesz jej dla ochłody

Starasz się zachować spokój

Lecz ciągle masz ją na oku

Gdy czekasz na nią od rana

Z wraŜenia drŜą ci kolana

Przychodzi w sukience róŜowej

Przerasta wszystkich o głowę

Pocą ci się juŜ dłonie

Bo zaraz podejdziesz do niej

I liczysz, Ŝe ci uwierzy

Jak bardzo ci na niej zaleŜy

I co powiesz teraz

Czy uwierzy ci teraz

Patrzy na ciebie teraz

JuŜ nie zwlekaj, idź zaraz

JuŜ jesteś przygotowany

Lecz to nie lalka z porcelany

To sprawa niewątpliwa

Ona jest bardzo prawdziwa

Chyba się nie odwaŜysz

Zepsujesz to, o czym marzysz

Chcesz śpiewać tylko dla niej

NiewaŜne, co się stanie

Wysoka szklanka wody

Pragniesz jej dla ochłody

Starasz się zachować spokój

Lecz ciągle masz ją na oku

5 czerwca, 21.00,

prywatny samolot w drodze do Genowii

JA KSIĘśNICZKĄ? JASNE!

Sztuka

Mii Thermopolis

CENA

NOC. Dziewczyna u progu kobiecości (szesnastoletnia MIA THERMOPOLIS) siedzi

w wygodnym skórzanym fotelu na pokładzie luksusowego prywatnego samolotu. Przed

chwilą skończyła czytać czarno-biały pamiętnik. Zamyka go, podnosi wzrok i wzdycha.

MIA

Od tego czasu obchodzimy z Michaelem cudowne walentynki...

E tam, to nieprawda. Michael NADAL bojkotuje walentynki, upiera się, Ŝe to spisek

firmy Hallmark, kwiaciarzy i producentów czekoladek.

Ale nie ma nic przeciwko luperkaliom piętnastego lutego.

Tylko Ŝe nie ma kart z napisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji luperkaliów”. I

pewnie dlatego je lubi.

I, szczerze mówiąc, ja teŜ!