background image

M iłość,  p łeć 

i  m atriarch at

Erich  Fromm

R  E  B  I  S

background image

W  SERII  Z  WODNIKIEM

u k a z a ły   się   m .in .:

Richard  Bach 

MEWA

Roger  E.  Allen 

SZKOŁA MENEDŻERÓW  KUBUSIA  PUCHATKA

Gary Zukav 

TAŃCZĄCY MISTRZOWIE  WU  LI 

SIEDLISKO  DUSZY

Carol  S.  Pearson 

NASZ  WEWNETRZNY  BOHATER

Erich  Fromm,  D.T  Suzuki,  Richard  de  Martino 

BUDDYZM  ZEN  I  PSYCHOANALIZA

D.T.  Suzuki 

WPROWADZENIE  DO  BUDDYZMU  ZEN

Erich  Fromm 

MIEĆ  CZY  BYĆ?

REWOLUCJA NADZIEI 

MIŁOŚĆ,  PŁEĆ  I  MATRIARCHAT 

ANATOMIA LUDZKIEJ  DESTRUKCYJNOŚCI

Carlos  Castaneda 

NAUKI  DON  JUANA 

ODRĘBNA  RZECZYWISTOŚĆ 

PODRÓŻ  DO  IXTLAN 

OPOWIEŚCI  O  MOCY 

DRUGI  KRĄG  MOCY

DAR  ORŁA 

WEWNĘTRZNY  OGIEŃ 

POTĘGA  MILCZENIA 

SZTUKA  ŚNIENIA

Daniel  Quinn 

IZMAEL 

OPATRZNOŚĆ

background image

Erich  Fromm

M iłość,  płeć 

i  matriarchat

Przekład 

B ea ta   R ad om sk a 

G rzegorz  S o w iń sk i

DOM  WYDAWNICZY  REBIS 

POZNAŃ  1 9 9 9

background image

■tytuł oryginału 

Liebe,  Sexualitat  und M atriarchat 

(ang.) Love,  Sexuality  and M atriarchy

Copyright © 1994 by the Estate  of Erich Fromm 

Foreword  Copyright © 1994 by Rainer Funk 

Copyright © for the Polish edition 

by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1997

Przekład

Beata Radomska r.  1,  2,  5,  6,  7,  8,  9,  10,  11 

Grzegorz Sowiński  Słowo od wydawcy niemieckiego,  r.  3,

Redaktor 

Grzegorz Sowiński

Opracowanie  graficzne 

Andrzej  Florkowski, Jacek  Pietrzyński

Ilustracja  na okładce 

MAURITIUS

Wydanie II (poprawione)

ISBN 83-7120-709-3

Dom Wydawniczy REBIS Sp.  z o.o. 

ul. Żmigrodzka 41/49,60-171 Poznań 

tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74

Fotoskład:  Z.P.  A kapit,  Poznań,  ul.  Czernichowska  50B 

D ruk  i  oprawa:  Zakłady Graficzne im.  K E N   S.A. 

Bydgoszcz,  ul.  Jagiellońska  1,  Fax  21-26-71

background image

Słow o  od wydawcy niemieckiego

„Nie  sposób  zrozumieć  an i  psychologii  kobiety,  ani  psy­

chologii  mężczyzny, jeśli  się nie pam ięta,  że  od m niej  wię­
cej  sześciu  tysiącleci  obie  płci  pozostają  w  stan ie  wojny. 

W ojna  t a   m a  c h a ra k te r  podjazdowy.  Przed  sześcioma  ty ­

siącam i  la t  p a tria rc h a t  odniósł  zwycięstwo  n a d   kobietą  -  

społeczeństwo zostało oparte n a  dominacji mężczyzny. Ko­

biety stały się jego w łasnością i m usiały okazywać wdzięcz­

ność za każde ustępstw o, jak ie m ężczyzna n a ich rzecz czy­
nił.  W szelka dom inacja jednej  części  ludzkości, jednej  k la­
sy  społecznej, jednej  grupy  narodowej  czy jednej  płci  nad 
in n ą  rodzi b u n t,  złość,  nienaw iść i żądzę  zem sty u uciska­
nych  i  wyzyskiwanych,  lęk  zaś  i  niepewność  u   uciskają­
cych i  wyzyskujących”.

Przytoczona powyżej wypowiedź E richa From m a, pocho­

dząca  z  wyw iadu  opublikowanego  16  stycznia  1975  roku 

przez  „L’E sp resso ”,  podsum ow uje  jego  podstaw owe  idee 

dotyczące  kw estii  płci.  Źródłem  problemów  nie  je st,  ja k  

tw ierdzi  From m ,  różnica  płci;  to  raczej  jej  celowe  utw ier­

dzanie nieuchronnie prowadzi do trudności po obu stronach 
barykady.

From m  in teresu je się nie tyle faktem  różnicy anatom icz­

nej  i biologicznej  pomiędzy płciami, ile jej funkcjonalizacją 
w toku dziejów. Funkcją, k tó rą  różnica m iędzy płcią m ęską 
i płcią żeńską -  ich w zajem na odmienność -  pełni w powią­

zaniu z seksualizm em , je s t zapew nienie trw ałości g atu n k u  

ludzkiego.  S eksualn a atrakcyjność każdej z płci m a jed n ak  
tylko  ograniczone  znaczenie.  Nie  była  więc w stan ie  sp ra­
wić,  by  człowiek  nie  wykorzystywał  różnicy  płci  w  swych 

dążeniach  do  dominacji.  Dlatego  w  tym   kontekście  szcze-

5

background image

golnie interesujące je s t pytanie, w ja k i sposób owa funkcjo- 
nalizacja różnicy płci wpływa w sferze psychicznej n a prze­
żywanie  tożsam ości  indyw idualnej  i  n a  współżycie  ludzi, 
zwłaszcza n a  współżycie  kobiet i mężczyzn.

Każde rozw iązanie kw estii płci, które chce jedynie znieść 

panowanie mężczyzny i przekazać je kobiecie, wspiera wojnę 
między płciami. Dlatego w przytoczonym wywiadzie Fromm  
ani słowem nie w spom ina o ruch u fem inistycznym  -  w isto­
cie  rzeczy  „stanowiącym   kontynuację  zasady  św iata  pa- 

triarchalnego,  tyle  tylko,  że  tera z   kobiety  m ają  otrzym ać 

ową władzę, k tó ra  dotychczas była wyłączną dom eną m ęż­

czyzn” -  ponieważ  kobiety  nie  „emancypują  się jako  istoty 
ludzkie”. Wojna trw a, „po obu stronach barykady nieuchron­
nie rodząc bezm iar nienawiści i sadyzmu. Wyzyskiwani i wy­
zyskujący,  których  m ożna  by  porównać  do  w ięźnia  i jego 
strażn ik a,  płyną  w jednej  łodzi.  Oba  obozy  stanow ią  dla 
siebie  zagrożenie  i wzajem nie  się nienaw idzą.  Każdy  oba­
wia  się  ataków  ze  strony  drugiego.  Mężczyźni  boją  się  ko­

biet,  naw et jeśli  utrzym ują,  że je s t inaczej”.

Rzadko który problem  psychologiczny budzi tyle kontro­

w ersji i je s t ta k  skom plikowany ja k  kw estia płci.  Przyczy­
n a  je s t prosta: wciąż jeszcze żyjemy w tradycji p a tria rc h a ­
tu ,  dlatego  każdy  z  n a s je s t  bezpośrednio  zaangażow any 
w kw estię płci i kieruje się wielorakim i uprzedzeniam i, p a r­
tycypując  w  projekcjach  i  przeniesieniach,  zwyczajowych 
w  „wojnie  płci”.  By  osiągnąć  tu   pew ną  jasność,  najpierw  
m usim y  sobie  zdać  spraw ę  ze  swego uw ikłania  we wzorce 
patriarchalnego m yślenia i w niknąć w m atriarch aln e wzor­
ce  percepcji i  myśli.  Tylko  w tedy będziemy  mogli  dojść  do 

takiego sposobu postrzegania rzeczywistości, który in teg ru ­

je  obie płci ponad ich różnicą.

P u n k tem   wyjścia  wszelkiej  sensownej  analizy  kw estii 

płci m usi być funkcjonalizacja różnicy płci w epoce p a tria r­
chatu. Sam  From m  doszedł do tego w niosku ju ż pod koniec 
la t dwudziestych dzięki lekturze pism  Jo h a n n a  Jak o b a Ba- 
chofena,  a  tak że  dzięki  dyskusjom   z  Georgiem  Grodde- 
ckiem, lekarzem  z Baden-Baden. Niepodobna przecenić zna­
czenia, jak ie dla rozwoju m yśli From m a m iał Bachofenow-

6

background image

ski Das  M utterrecht  (M atriarchat).  From m ow ska recepcja 
Bachofena  swój  literacki  w yraz  znalazła ju ż  n a  początku 
la t trzydziestych.  Szacunek  dla Bachofena widać  w  całym 

dziele  From m a.  N aw et  w  późnym  w ieku  From m   zaliczał 

prace  tego  a u to ra   do  najw ażniejszych  źródeł  swej  m yśli 
i  nie  przestaw ał  rekom endować  lek tu ry   Das  M utterrecht.

A rtykuły, które składają się n a  część pierw szą tego zbio­

ru ,  stanow ią  wymowne  świadectwo  Frommowskiej  recep­

cji tekstów  Bachofena,  om awiających stru k tu rę  społeczeń­
stw a  m atriarch aln eg o  i  p atriarchalnego.  U kazując,  z  j a ­

kim   zapałem   zapoznaw ał  się  z  dorobkiem   Bachofena, 
From m  jaw i  się  tu   również jako  p rek u rso r  analiz  do  dziś 

ak tualn ej  kw estii  płci.  Dwie  prace,  które  po  raz  pierwszy 

u k azu ją się  drukiem , w ym agają krótkiej  noty edytorskiej.

Przyczynek  zatytułow any  Bachofena  odkrycie  m a tria r­

chatu  wchodzi  w  skład  naukowej  spuścizny From m a jako 

zredagow any  rękopis  w  języku  angielskim .  Pochodzi  on 
z  połowy  la t  pięćdziesiątych  i  pow stał jako  w prowadzenie 

do  planow anego  tłum aczenia  pracy  Bachofena  n a   angiel­
ski,  które jed n a k   nie  doszło  wówczas  do  skutku.  Dopiero 
w  ro ku  1967  Bollinger  F oundation  um ożliw iła  p rzekład 
głównych  pism   szwajcarskiego  badacza.  W stęp  From m a, 
zatytułow any Bachofens Significance for Today, popadł w za­
pom nienie  i  nigdy  nie  został  przez  au to ra  opublikowany.

Przyczynek  zatytułow any  M ęskie  stworzenie  św iata  do­

piero  niedaw no  udało  mi  się  odnaleźć  w  tej  części  From- 

mowskiego  archiw um ,  k tó ra   należy  do  New  York  Public 
Library.  M a  on  postać  rękopisu  zredagowanego  w języku 
niem ieckim . Jego datow ania n a   1933 rok nie potw ierdzają 
żadne  ze  znanych  dokumentów.  W yraźne  n aw iązania  do 
k u ltu ry   europejskiej  i  am erykańskiej  każą  przypuszczać, 

że rękopis pow stał w pierwszych m iesiącach pobytu From ­
m a w Stanach  Zjednoczonych. Do przeprowadzonego w tym  
tekście  porów nania  pomiędzy biblijnym  i babilońskim  m i­
tem   o  stw orzeniu  From m   stale  powraca  w  swych  później­

szych pism ach.

M atriarch aln e  i  p a triarc h aln e   s tru k tu ry   społeczne  wy­

w ierają  istotny  wpływ  n a   kw estię  płci.  Nie  są  one jed n a k

7

background image

jedynym i  d eterm in antam i.  W  części  drugiej  From m   roz­

w aża kw estię zw iązku między płcią i ch a ra k te re m  człowie­
ka.  Rozpraw a z  1943  roku,  zatytułow ana Płeć  i  charakter, 

je s t próbą pokazania, że różnice biologiczne pomiędzy m ęż­

czyzną  i  kobietą  pociągają  za  sobą  pew ne  różnice  ch arak ­

terologiczne.  Wywody From m a  sk u piają  się  n a   problem a­
tyce  odmienności  ról  mężczyzny  i  kobiety  we  współżyciu 

płciowym  oraz  w ynikających  z  tego  konsekwencji  ch a ra k ­
terologicznych.  Oczywiście, te biologicznie uw arunkow ane 
następ stw a  sprzęgają  się  z  następ stw am i,  k tó re  generuje 
bezpośrednie  działanie  czynników  społecznych.  N astęp ­
stw a  uw arunkow ane  społecznie  w yw ierają  „znacznie  sil­
niejszy  wpływ  i  mogą  potęgować,  zacierać  bądź  odwracać 
różnice  biologiczne”.  W  1948  roku  From m   poszerzył  Płeć 
i  charakter o kilka w ażnych ustępów.

D ruga  praca  poświęcona  problem atyce  „płci  i  c h a ra k te ­

ru ”  nosi  ty tu ł  M ężczyzna  -   kobieta.  Pow stała  ona  n a  pod­
staw ie  odczytu  poświęconego  kw estii  płci,  k tó ry   From m  
wygłosił  w  1949  roku.  N iniejsza  edycja  zaw iera  również 
najw ażniejsze  wywody,  które  From m   przedstaw ił  podczas 

dyskusji towarzyszącej jego w ystąpieniu. Między odczytem, 

którego te k s t został opublikowany w  1951 roku, a tekstem  

Płeć  i  charakter  widać  pewne  napięcie,  ponieważ  From m  

nie  próbuje już  wywodzić  międzypłciowych różnic  ch a ra k ­

terologicznych  z  uw arunkow ań  biologicznych,  specyficz­

nych  dla każdej  z  płci,  lecz  lapidarnie  stw ierdza:  „nie je st 
ta k ”,  iżby  „trudności,  które  pojaw iają  się  w  relacjach  po­

między  m ężczyzną  i  kobietą,  były  w  swej  istocie  u w a ru n ­

kow ane  przez  różnicę  płci”.  Relacje  m iędzy  m ężczyzną 

i  kobietą  są przede wszystkim   relacjam i  dwojga ludzi.  Re­
lacje  między  ludźm i  zaś  determ inuje  dom inujący  ch a ra k ­
te r  społeczeństwa.  W yróżnikiem  dominującego  w  dzisiej­
szych czasach c h a ra k te ru  społeczeństwa je s t w łaśnie to, że 
dla  ludzi  pu nk tem   orientacyjnym   nie je s t już  ich  w łasne 
istnienie i  specyfika ich płci,  lecz  rynek,  sukces,  przypisa­
n a im rola, cudze oczekiwania.  Rynkowy c h a ra k te r dzisiej­
szego społeczeństwa powoduje, że „niewiele specyfiki pozo­
stało w relacjach  między mężczyzną i kobietą”.

8

background image

W edług From m a, kw estię płci determ inują zarówno ma- 

tria rc h a łn e  czy p a triarc h ałn e  s tru k tu ry  społeczne, ja k  i do­
m in a n ta   c h a ra k te ru   danego  społeczeństwa.  Ujęcie  to  m a 
dalekosiężne następstw a dla rozumienia seksualizm u w kon­

tekście  kw estii  płci.  Dlatego  dwa  przyczynki,  składające 

się n a  część trzecią,  podejm ują problem atykę  zw iązku płci 

i  seksualizm u.  Pierw sza  praca,  zatytułow ana  S eksualizm  

i charakter, pow stała w 1948 roku i była reakcją n a R aport 
Kinseya.  From m  jed n a k   tylko  ubocznie  naw iązuje  do  tej 
publikacji.  Odcinając  się  od  koncepcji  Freuda,  który  cha­
ra k te r mężczyzny i  kobiety pojmuje w  świetle losów popę­
du  seksualnego  u  chłopca i  u  dziewczynki,  From m  stw ier­

dza,  że  zależność  je s t  dokładnie  odwrotna:  „Uważam,  że 
zachow anie  sek su alne  nie  je s t  przyczyną,  lecz  skutkiem  
s tru k tu ry  c h a ra k te ru  danego człowieka”.  O dolach i niedo­
lach relacji  m iędzy m ężczyzną i kobietą  nie  decyduje „łóż­
ko”,  wręcz  przeciwnie,  to  w łaśnie  wzorzec  relacji,  ch a ra k ­
ter,  decyduje  o  ich  zachow aniu  seksualnym .  Dlatego  spe­
cyficzne  dla  każdej  płci  problem y  nie  są  n astępstw em  
różnicy pomiędzy płciami, lecz przede w szystkim  wyrazem  

szczególnego c h a ra k te ru  relacji pomiędzy dwojgiem ludzi.

Dotyczy  to  nie  tylko  seksualizm u  międzypłciowego,  ale 

i  hom oseksualizm u.  N a  te m a t  hom oseksualizm u  From m  

wypowiadał  się tylko ubocznie.  A rtykuł Zm iana  w pojm o­
w aniu  hom oseksualizm u,
  który  po  raz  pierwszy  ukazuje 
się  tu   drukiem ,  stanow i  jed y n ą  pracę  From m a,  k tó ra  

w  całości tra k tu je   o hom oseksualizm ie. Angielskojęzyczny 

m anuskryp t,  zredagow any  w  1940  roku,  należy  do  nowo­

jorskiej części spuścizny From m a. From m  pokazuje w nim, 

że p rak ty k a  terapeu tyczn a nie potw ierdza Freudowskiego 

rozum ienia hom oseksualizm u. Hom oseksualizm  nie stano­
wi odrębnej jednostki klinicznej, lecz zjawisko, które tow a­

rzyszy  najrozm aitszym   problem om   charakterologicznym  
i „zanika, jeśli rozwiąże  się ogólne  problem y charakterolo­
giczne”.  Zdaniem   From m a,  fak t  te n   potw ierdza  również 
tezę, że to nie seksualizm  determ inuje ch arak ter, lecz w ła­
śnie  orientacja  charakterologiczna  determ inuje  zachowa­
n ia seksualne.  Dlatego istnieje „tyle różnych typów zacho­

9

background image

w ania hom oseksualnego, ile typów zachow ania heterosek ­
sualnego,  a interp ersonaln e relacje hom oseksualistów  wy­
k azu ją  tak ie   sam e  problem y  ja k   in terp erso n aln e  relacje 
h eteroseksualistów ”.

Je śli  kw estia  płci  i  problem y  relacji  pomiędzy  płciami, 

związane z ich odmiennością, nie są przejawem różnicy płci — 

wręcz  przeciwnie:  różnica płci je s t celowo um acniana,  aby 
mogły znajdować u p u st ludzkie nam iętności (cechy ch a ra k ­
teru), tak ie ja k  panowanie i podległość, miłość i nienaw iść -  
to k w estia wzajem nych stosunków  pomiędzy obiema płcia­
mi  okazuje  się  przede  w szystkim   pytaniem , ja k a   o rien ta­

cja  c h a ra k te ru   determ inuje  k sz ta łt  relacji  pomiędzy ludź­

mi:  miłość  czy nienaw iść,  uw ielbienie  życia czy fascynacja 
przemocą.  Dlatego część czw arta tra k tu je  o podstawowych 

orientacjach  charakterologicznych,  które  wyw ierają  decy­
dujący wpływ także  n a kw estię płci.

A rtykuł Egoizm  a miłość w łasna u k azał się w  1939 roku 

w czasopiśmie „Psychiatry”,  a  później  popadł w zapom nie­
nie, jeśli nie liczyć jego pierwszej  części, k tó rą Fromm w łą­
czył w 1947 roku do swej książki Psychoanalyse un d  E th ik. 
N ależy  on  do  najw ażniejszych  rozpraw   From m a.  A utor 
przedstaw ia w nim  -  n a  długo przed rep rezen tan tam i psy­
chologii  ja ź n i  i  teorii  narcyzm u  -   koncepcję,  która, 
w odróżnieniu od Freudowskiego ujęcia, głosi,  że stosunek 

człowieka do siebie samego zawsze w spółgra z jego stosun ­

kiem   do  innych  ludzi.  P u n k tem   wyjścia  From m a  nie je s t 
konkurencja  m iędzy  miłością  w łasn ą  i  miłością  bliźniego, 

lecz  korespondencja  i' korelacja  naszego  stosunku  do  sa ­
mych siebie i do naszych obiektów. From m  podkreśla przy 
tym   niezbędność  pozytywnego  odniesienia  człowieka  do 
samego  siebie -   niezbędność  miłości  własnej.  Dopiero  gdy 
miłość  do  samego  siebie  zostaje  udarem niona,  pojawiają 

się  egoizm  i  narcyzm   jako  formy  kom pensacyjne  braku 

miłości własnej.  Podobną logikę relacji człowieka do  sam e­

go  siebie  i  relacji  do  obiektów  ukazuje  From m   również 

w odniesieniu do nienawiści, mówiąc o nienaw iści reaktyw ­
nej  i  nienaw iści  uw arunkow anej  charakterologicznie.  Za­

skakująca je s t przy tym  jasność,  z ja k ą  From m  w  1939 ro­

10

background image

ku potrafił ukazać podłoże psychologiczne niemieckiego n a ­

zizmu.

Miłość  i  nienaw iść  są  podstawowymi  orientacjam i  cha­

rakterologicznym i,  które  wpływają  n a   k sz ta łt  relacji  po­
między  płciami.  W XX  w ieku  pojęcia  miłości  i  nienaw iści 
uzyskały znacznie szersze,  a zarazem  precyzyjniejsze zna­
czenie.  Nie  chodzi już  tylko  o  miłość,  lecz  o  miłość  do  ży­
wej  istoty, k tó ra  rośnie i rozwija się:  o biofilię.  I nie  chodzi 

już tylko o nienaw iść, lecz o rozkosz niszczenia dla samego 

niszczenia,  o  nęcącą  siłę  wszelkiej  m artw oty,  o  fascyna­
cję  przemocą,  o miłość  do  śmierci:  o  nekrofilię.  Kwestie te 
porusza  o statn ia  rozpraw a,  opublikow ana  przez  From m a 
w 1967 roku w jednym  z am erykańskich czasopism. O przy­

szłości  człowieka  nie  zadecyduje  k w estia  płci,  lecz  odpo­

wiedź  n a   pytanie,  czy  nasze  stosunki  -   w  tym   stosunki 

między  płciam i  -   będzie  określać  miłość  życia,  czy  miłość 
śmierci.  „Postawy tej  tru d n o  je d n a k   doświadczyć w  kręgu 

k ultury, k tó ra  kładzie nacisk n a  rezu ltaty , a nie n a  proces, 

n a  rzeczy,  a nie  n a  życie,  k tó ra  środki  czyni  celem  i k tó ra 
uczy n as  używać  mózgu  tam ,  gdzie  powinno  mówić  serce. 
Miłość do drugiego człowieka i miłość do życia nie są czymś, 

do czego m ożna dojść w pośpiechu.  Do seksu tak , ale nie do 
miłości.fjyiiłość wym aga,  byśmy  się  radow ali  ciszą,  byśmy 
potrafili  cieszyć  się  bycięm,  a  nie  tylko  działaniem ,  posia­
daniem  czy używ aniem ”.

R ainer F u n k

background image
background image

Część  I

M atriarchat  a 

męskie 

stw orzenie 

świata

background image
background image

1.  Bachofena odkrycie  matriarchatu

Bachofen  je s t  znany  stosunkow o  nielicznym   specjali­

stom.  W  żadnym   razie  nie  m ożna  go jed n a k   uznać  za  „za­
pom nianego  a u to ra ”  -   Bachofen  nigdy  nie  był  znany  czy 
sławny,  ani wtedy,  gdy  ukazyw ały  się jego książki,  ani  za­

raz  po  śmierci.  W  o statnich  lata ch   życia  Bachofena  jego 

dzieła  zostały dostrzeżone  przez  niektórych  antropologów, 

tak ic h   ja k   Adolf B a stia n   czy  Lewis  H.  M organ,  a  także 

przez Fryderyka E ngelsa, n a którego (podobnie ja k  n a  K a­
rola  M arksa)  w yw arł  on  znaczny  wpływ.  Przez  wiele  la t 

jed n a k   dorobek  Bachofena  był  niem al  całkowicie  ignoro­

w any i  dopiero  przed  pierw szą  wojną  światow ą  m ała g ru ­

pa niem ieckich intelektualistów  o rom antycznych zapatry­
waniach zaczęła go n a nowo czytać i sławić jego imię -  choć 

tylko  w  niew ielkich  kręgach.  Dopiero  w  ostatnich  latach  

daje  się zauważyć w zrost zainteresow ania postacią Bacho­

fena,  nie tylko w Niemczech i Szwajcarii,  ale także  w k ra ­

jac h   anglo- i  hiszpańskojęzycznych.

Osobliwy los prac Bachofena ukaże  się  nam  jeszcze wy­

raźniej,  jeśli  porównam y  go  z  innym   geniuszem ,  który

o  jedno  pokolenie  później  pracow ał  nad   pokrew ną  proble­
m aty k ą  -   z  Zygm untem   Freudem .  Ja k iż   k o n tra st  przed­
staw iają  losy  ich  dokonań!  F reu d   staje  się jednym   z  n aj­

bardziej  znanych n a   świecie  myślicieli, jego  idee i katego­

rie  wchodzą  do języka  potocznego, jego  książki  publikuje 
się  we  w szystkich językach, jego  idei  naucza  się  w  niezli­
czonych  placówkach  naukowych;  Bachofen  zaś  pozostaje 
postacią  nieznaną  ogółowi,  podziw ianą  przez  nielicznych, 

w yśm iew aną  przez  większość  specjalistów.  W szystko  to 

je s t tym  bardziej  uderzające,  że  Bachofen  niejednokrotnie

15

background image

antycypow ał  idee  F reu d a,  a  często  udzielał  też  bardziej 
dogłębnych  odpowiedzi n a  te  sam e  co F reud   pytania.

Za  główne  dokonanie  Bachofena  zwykle  uw aża  się  od­

krycie  m atriarchatu .  Analizując  m ity  i  symbole  Rzymian, 
Greków i Egipcjan, doszedł on do wniosku, że p atriarch aln a 
s tru k tu ra   społeczeństwa,  k tó rą  spotykam y  w  całej  historii 
cywilizowanego świata, jest stosunkowo młodym tworem  i że 
poprzedzał ją  s ta n  kultury,  w którym   m atk a była głową ro­
dziny,  przywódczynią  społeczeństwa  i  W ielką  Boginią.  B a­
chofen zakładał ponadto, że u zarania dziejów fazę m atriar- 
chalną poprzedzała niedojrzała, prymitywna forma społeczeń­
stw a  („heteryzm”),  opierająca  się  wyłącznie  n a   naturalnej 
kreatyw ności  kobiety,  nie  znająca  instytucji  m ałżeństw a, 
praw a,  zasad  czy  porządku  -   stan,  który  m ożna  by  porów­
nać  do  nieokiełzanego  rozrostu  bagiennego  zielska.  F aza 
m atriarchatu  stanowi  ogniwo  pośrednie  pomiędzy  najniższą 
i najwyższą, ja k  dotąd, fazą rozwoju ludzkości -  fazą p a triar­
chatu,  w której  w łada ojciec jako przedstaw iciel praw a,  ro­

zumu,  świadomości  i  hierarchicznej  organizacji  społecznej.

Teoria ta  je s t czymś więcej niż tylko hipotezą  antropolo­

giczną,  któ ra  dotyczy pewnego prehistorycznego  zjawiska. 

Stanow i  ona  głęboką  i  w ielostronną  koncepcję  historiozo­

ficzną,  k tó ra   w  wielu  p un k tach   przypom ina  historiozofię 

Hegla,  a  zwłaszcza  M arksa.  W edług  M arksa,  początkiem  
dziejów je s t  pierw otny  sta n   równości,  który  cechuje  nie­

wielki stopień ludzkiej  samoświadomości i rozwoju sił wy­

twórczych.  Człowiek  rozwija  się  dzięki  przeobrażeniom  
w  sferze  pracy -   doskonali  swój  um ysł,  swą  biegłość,  swą 
indywidualność;  n a   koniec  powraca  do  początkowej  h a r ­
monii,  osiąganej już wszakże n a  nowej  płaszczyźnie -  pła­

szczyźnie  racjonalizm u  i  techniki.  U  Bachofena  podobny 

przebieg ewolucji wiąże się z dom inującą rolą postaci m a t­
ki  bądź  ojca.  Tok  dziejów  wiedzie  od  przedracjonalnego 
św iata m acierzyńskiego do racjonalnego  św iata ojcowskie­
go,  a  zarazem   od  wolności  i  równości  do  hierarch ii  i  nie­
równości. N a koniec człowiek m a powrócić do sta n u  miłości 
i  równości,  osiągając je   n a  nowym  poziomie,  który  będzie 
połączeniem  zasad m atriarchalnej  i patriarchaln ej.

16

background image

Ten ewolucyjny model historii bynajm niej nie wyczerpu­

je  znaczenia  Bachofenowskiej  teorii.  Swą  a n a lizą   istoty 

miłości  m acierzyńskiej  i  miłości  ojcowskiej  Bachofen  poło­
żył podwaliny pod psychologię indyw idualnego i społeczne­

go rozwoju psychicznego. J e s t on nie tyle prek u rsorem  no­
woczesnej  psychologii,  ile  raczej  odkrywcą  nowych  dróg, 
którego poglądy dzisiaj, po stu  lata ch  rozwoju n a u k i o czło­

wieku, są bardziej  zapładniające i, paradoksalnie, bardziej 
nowoczesne niż w jego własnej  epoce.  Dalsze wywody m ają 
uzasadnić  to tw ierdzenie.

Zapewne  najbardziej  fundam entalnym   dokonaniem  B a­

chofena  je s t  jego  an aliza  isto ty   miłości  m acierzyńskiej 
i  miłości ojcowskiej  oraz konstytuow anej  przez nie różnicy 
m iędzy przyw iązaniem   do  m atk i  bądź  do  ojca.  Oczywiście 
nie chodzi tu  o  em pirycznych rodziców tej  czy innej  osoby, 
lecz  o  ich  „typ  idealny”  (w  rozum ieniu  M axa  W ebera)  czy 
też  ich  archetyp  (w  rozum ieniu  Ju n ga).  Bachofen  rozw a­

ża funkcję i rolę zasady m acierzyńskiej  i zasady ojcowskiej 
w toku ludzkiej  ewolucji.

Co je s t isto tą funkcji  m acierzyńskiej?

Wychowując potomstwo, kobieta wcześniej niż mężczyzna uczy 

się  rozszerzać  swą  miłującą  opiekuńczość  poza  granice  własne­
go  „ja”  na  inną  istotę,  całą  swą  inwencję  poświęcając  ochronie 
i upiększeniu jej egzystencji. W tym sensie kobieta jest skarbnicą 
wszelkiej kultury, wszelkiej życzliwości, wszelkiego poświęcenia, 
wszelkiej  troski  o  żywych  i  wszelkiego  żalu  za  dusze  zmarłych 
(J. J. Bachofen, Myth, Religion and Mother Right).

Miłość,  troska,  odpowiedzialność  za  innych  są  dziełem 

m atki;  miłość m acierzyńska je s t ziarnem ,  z którego w y ra­

sta  w szelka miłość i wszelki altruizm .  Co  więcej, miłość ta  

je s t  podstaw ą  rozwoju  powszechnego  hum anizm u.  M atka 

kocha swe dzieci dlatego, że są jej  dziećmi, a nie dlatego, że 
spełniają tak ie   czy inne w arunk i  albo tak ie  czy inne  ocze­
kiw ania.  M atka  kocha  swe  dzieci  po  równi,  zatem   i  one 
sam e, dopóki więź z m atk ą  stanow i najw ażniejszy związek 
w ich życiu, uw ażają się za wzajem nie równe. „Idea m acie­
rzyństw a rodzi poczucie powszechnego b rate rstw a  w szyst­

17

background image

kich  łudzi,  które  ginie  z  rozwojem  idei  ojcostwa”  (tamże). 

Wolność  i  równość,  szczęście  i  bezw arunkow a  afirm acja 

życia są głównymi  zasadam i k u ltu ry  zogniskowanej  wokół 

postaci m atki.

W przeciw ieństw ie do zasady m acierzyńskiej,  zasada oj­

cowska je s t  zasadą  praw a,  porządku,  rozwagi,  hierarchii; 
ojciec  m a  swego  ukochanego  syna,  k tóry je s t  doń  n a jb a r­

dziej  podobny,  k tó iy  najlepiej  nad aje  się  do  roli  sukcesora 

jego m ają tk u  i jego pozycji w świecie. W śród synów skupio­

nych wokół osoby ojca równość u stęp uje m iejsca hierarchii, 
a h arm onia  sporowi.  W ielką  zasługą  Bachofena je s t to,  że 
pokazał  przebieg  ewolucji  historycznej  od  zasady  m acie­
rzyńskiej  do  zasady  ojcowskiej  oraz  zwrócił  uwagę  zarów­
no  n a   pozytywne,  ja k   i  negatyw ne  asp ekty  obu  zasad. 
U znanie  p a tria rc h a tu   za  wyższą  formę  ewolucji  nie  prze­
szkodziło  m u  zauważyć  ta k   specyficznych  zalet  s tru k tu ry  
m atriarch aln ej, ja k  i wad p a triarc h atu .

Pozytywnym   aspektem   m a tria rc h a tu   je s t  jego  zmysł 

równości,  powszechności i bezw arunkow ej  afirm acji  życia. 
N egatyw nym   aspektem   są więzy krw i  i  ziemi,  b rak   racjo­
nalności  i  postępu.  Pozytywnym   asp ek tem   p a tria rc h a tu  

je s t jego  zasad a rozum u,  praw a,  nau k i,  cywilizacji,  rozwo­
ju   duchowego,  n ato m iast  negatyw nym   hierarch ia,  ucisk, 

nierówność,  nieludzkie  trak to w an ie.  Pozytywne  aspekty 

m a tria rc h a tu  i  negatyw ne  p a tria rc h a tu   szczególnie  dobit­

ny  wyraz  znalazły  w  Antygonie  Sofoklesa.  A ntygona  je st 
rep re z en ta n tk ą  ludzkiego tra k to w a n ia  i miłości, n ato m iast 

Kreon,  to ta lita rn y   przywódca,  reprezentuje  k u lt  pań stw a 

i  zasadę  posłuszeństw a.

Bachofen je s t  nie  tylko  odkrywcą  istoty  miłości  m acie­

rzyńskiej i miłości ojcowskiej, ich roli w procesie historycz­
nym,  ale  również  ojcem in terp retacji  symboli i  mitów,  tak  

ja k  F reud je s t ojcem interpretacji m arzeń sennych. W praw­

dzie  m itam i  interesow ali  się  także  rom antycy  -   dość  wy­
mienić  K arla  O tfrieda  M ullera,  Joseph a  von  G órresa  czy 
Georga F riedricha  C reuzera -   ale  Bachofen je s t genialnie 
oryginalny  w  swej  m etodzie  odkryw ania  nieświadomości 
za u k ry tą  treścią m itu.  S ta ra n n ie  rozważając każdy szcze­

18

background image

gół m itu,  dosięga Bachofen jego najgłębszych, nieuśw iada- 
m ianych korzeni i  motywów.

Bachofen  m a  rzadko  spotykany  u  innych  badaczy  dar 

intuicyjnego w glądu w sens symboli. Je śli ktoś chciałby się  ' 
nauczyć rozum ienia bogactwa i subtelności symbolizm u, to 
nie znalazłby lepszego nauczyciela niż Bachofen.  Czytając, 
n a  przykład, rozdział Sym bole ja ja , m ożna dostrzec nie tyl­
ko głębię i  subtelność, których wym aga in te rp re ta c ja  sym ­

bolu, ale też niebyw ałą cierpliwość i um iłow anie przedm io­
tu   analizy,  które  cechują  każdy  krok  Bachofena  w  odszy­
frow yw aniu  znaczenia  danego  symbolu  czy  m itu.  Sam  
Bachofen doskonale zdaw ał sobie spraw ę z bogactw a i głę­
bi m itu, który dopuszcza nie tylko jedn ą, „właściwą” in te r­
pretację,  lecz  całe ich m nóstwo,  zależnie  od  głębi  rozum ie­
nia, k tó rą  ktoś  osiągnął.  Mit,  stanow iący egzegezę  symbo­

lu, je s t „wytworem tego okresu w kultu rze, w którym  życie 
nie  wyłamało  się jeszcze  z  harm onii  n a tu ry ”  (tamże).  M it 
rządzi  się  w łasnym i  praw am i; jeśli  ktoś je  zna,  to jego  ro­

zum ienie m itu  je s t równie obiektywne i racjonalne, ja k  ro­
zum ienie każdego innego  zjaw iska historycznego.

Przyjrzyjm y się bliżej m etodzie i sposobowi in terp retacji 

mitów  i  symboli  u  Bachofena.  Pierw szy,  a  zarazem   chy­
ba  najw ażniejszy je s t  fakt,  iż  Bachofen  nie  ulega  cudzym 

opiniom.  J e s t  świadom y  sprzeciw u,  k tó ry   wywołają  jego 
teorie.

Ten  kontrast,  który  nie  mógłby już  być  bardziej  radykalny, 

wywiera  głęboki  wpływ  na  nasze  metody  i  na  nasze  odkrycia. 
Odkrycia  przywodzą  nas  do  faktów  historycznych,  które  dog­
matyczny  przesąd  traktuje jako już  nieważne,  a  które  są jed­

nak istotne  dla wszelkiego pełnego rozumienia  dziejów (tamże).

Konieczne je s t więc spełnienie  podstawowego w arunku.

Uczony musi  umieć całkowicie  odrzucić idee  i wierzenia wła­

snej epoki, które wypełniają jego ducha, i przenieść się w zupełnie 
odmienny  świat  myśli.  Bez  takiej  autonegacji  trudno  myśleć
o rzeczywistym sukcesie w badaniu starożytności.  Uczony, który 
za  punkt  wyjścia  przyjmuje  postawę  późniejszych  pokoleń,  nieu­
chronnie uniemożliwia  sobie rozumienie najdawniejszych czasów.

19

background image

Mnożą się sprzeczności; gdy wyjaśnienie jakiegoś zjawiska wyda­

je się niemożliwe, podaje się je w wątpliwość, a na koniec przeczy 
jego  istnieniu.  Oto  dlaczego  uczoność  i  krytycyzm  naszej  epoki 

przynoszą tak niewiele  znaczących i trwałych rezultatów.  Praw­
dziwy krytycyzm tkwi w samym materiale i nie zna innego kryte­
rium  niż  jego  obiektywne  prawo,  innego  celu  niż  rozumienie 
odmiennego  systemu,  innego  sprawdzianu  niż  liczba  zjawisk, 
które  wyjaśnia jego  podstawowa  zasada.  Gdzie  uczoność  widzi 
deformacje, tam zafałszowanie jest dziełem uczonego, a nie źródeł, 
którym w swej ignorancji, arogancji i niedbałości chce on przypi­
sać własne braki. Poważny uczony musi stale pamiętać, że świat, 
którym  się  zajmuje, jest  nieskończenie  różny od  znanej  mu rze­
czywistości i że jego wiedza o nim, choć znaczna, zawsze musi być 
ograniczona; że jego doświadczenie życiowe zwykle jest niedojrza­
łe,  gdyż  opiera  się  na  obserwacji  niewielkiego  wycinka  czasu, 
a  materiał,  którym  dysponuje,  to  zbieranina  oderwanych  okru­
chów  i  fragmentów,  które  często, jeśli  patrzeć  na  nie  z jednego 
tylko punktu widzenia, wydają się nieautentyczne, ale jeśli umie­

ścić je  w  ich  prawdziwym  kontekście,  demaskują  tak  pochopny 

osąd (tamże).

W  wyim ku  tym   Bachofen  dał  nie  tylko jeden   z  n a jb a r­

dziej  zwięzłych i pięknych opisów problem u obiektywności 

i wolności wewnętrznej w badaniach historycznych, ale i n a ­
k reślił w ierny obraz  w łasnej  metody.  Czytelnika jego prac 

u derza -  tym  bardziej, im dalej posuw a się le k tu ra  -  obiek­

tywizm  ich  autora.  Bachofen,  podobnie ja k  jego wielki  ro­

dak C arl Jacob B urckhard t, nie uległ wrzawie potęgi i su k ­

cesu  swej  epoki;  naw et jego  w łasne  upodobania i  wartości 
nie  zdeformowały m u  obrazu m inionych  czasów.  Bachofen 
nazw ał sw ą m etodę „metodą badającą n a tu rę ” (eine  natur- 

forschende M ethode, por. tam że), przez co rozum iał „czysto 

obiektyw ną  obserwację”  (tamże).  N ikt,  kto  zapoznaje  się 

z  jego  prezentacją  różnorakich  aspektów   tej  metody,  nie 

może  nie  być  pod  w rażeniem   wyjątkowych  zdolności  Ba­

chofena jako obserw atora i  naukowca.

Das M utterrecht ukazało się mniej  więcej  w tym   samym  

czasie  co  główne  dzieło  Darw ina.  Mimo wielu  oczywistych 
różnic  m iędzy  tym i  pracam i  nie  ulega  wątpliwości,  że 

w swej  koncepcji  rozwoju człowieka i historii Bachofen  za­

stosow ał  zasadę  ewolucjonizmu.  Podobnie  ja k   D arw in,

20

background image

u znał  on  początki  ludzkiej  ewolucji  za  skrom ne,  a  naw et 
upokarzające  dla naszej  dumy.

Nawet jeśli obraz, który odsłania się  przed nami,  niezbyt nas 

cieszy, nawet jeśli nie skłania nas do dumy z naszych początków, 
to jednak widok człowieka, który stopniowo transcenduje bestial­
stwo swej natury, może uzasadniać ufną wiarę, że dzięki wszyst­
kim  zmianom ród ludzki  znajdzie  siłę, by  dokończyć  swą trium­
falną wspinaczkę, która z głębin,  z nocy materii prowadzi go ku 

światłu niebiańsko-duchowej  zasady (tamże).

Oraz:

Któż by nie chciał [...] oszczędzić naszemu rodowi pamięci tak 

niegodnego dzieciństwa? Ale świadectwo historii nie pozwala nam 
zważać na głos dumy i miłości własnej. Nie ulega wątpliwości, że 

instytucja  małżeństwa  stanowi  owoc  nader  powolnego  postępu 

(tamże).

K rótkiego  z  konieczności  opisu  m etody  B achofena  nie 

możemy  zakończyć,  nie  w spom niaw szy  choćby  słowem
o jego dialektycznym  nastaw ieniu. Bachofen, podobnie ja k  
Hegel,  uw ażał  konflikt  i  sprzeczność  za  m otor  postępu. 
K ażde  zjawisko  historyczne  należy  ujmować jako  reakcję 
n a  wcześniejszy -  przeciwny — stan. „To nie paradoks, lecz 
w ielka  praw da  [...]  że  k u ltu ra   ludzka  czyni  postępy  tylko 

dzięki  ścieraniu  się  przeciw ieństw ”  (tamże).  Dzięki  rozu­
m ieniu dialektycznej n a tu ry  procesu historycznego Bacho­
fen mógł  dostrzec,  że  skrajność wszelkiej  postaw y w ynika 

z jej  tryum fu n a d  poprzednim , przeciwnym  stan em  i  że je ­
śli  ktoś  dostatecznie  głęboko  szuka,  to  w  każdej  nowej 
skrajności  odnajdzie  ślady poprzedzającego ją   przeciw ień­
stw a  (por.  Freudow ski  „powrót  stłum ionego”  w  formacji 
reaktyw nej).

Nic dziwnego, że człowiek o praw dziw ie naukowym  um y­

śle,  ta k i ja k  Bachofen,  nie  uległ  fascynacji  m etodą ilościo­
wą  w  n a u k a ch   społecznych.  G runtow na  i  wyczerpująca 
an aliza jednego zjaw iska je s t więcej w a rta  niż prezentacja 
wielu  analogii,  z których  żadna  nie je s t w pełni przekony­
wająca.  Dla  Bachofena  sto  dowodów  połowicznych  nigdy 
nie  sumowało  się w  dowód,  którego  dostarcza jed n a  g ru n ­

21

background image

tow na  analiza.  Bachofen  pokazał,  że  nie  m ożna  oddzielać 

od siebie rozum ienia s tru k tu ry  społecznej, rozum ienia p ra ­
wa, rozum ienia religii, rozum ienia u k ład u  rodzinnego i ro­
zum ienia  stru k tu ry   ch arak teru .  Zatem  ju ż  przed  stu   laty 
zastosował w  praktyce  badawczej  pogląd,  który zdobył  so­

bie  uznanie  dopiero  w  ostatnich  latach.  Dzięki  tem u   B a­

chofen  nie  je s t  an i  antropologiem ,  ani  archeologiem,  ani 
filozofem,  ani  psychologiem,  ani  socjologiem  czy  history­
kiem.  Bachofen upraw ia n au k ę  o człowieku i  żadna z tych 

dziedzin nie je s t dlań niezależna  od pozostałych.

W spomniałem   ju ż  o  osobliwym  przeciw ieństw ie  losu, 

który stał się udziałem  Bachofena i Freuda. N atom iast inne 
istotne różnice między nim i -  dotyczące zarówno ich dzieła, 

ja k   i  ich  osobowości  -   mogą  posłużyć  także  uw ypukleniu 

uderzających  podobieństw  między  obydwoma  badaczam i.

Ich prace  ogniskują się n a  tym  sam ym   problem ie -  pro­

blemie  rozum ienia rozwoju  człowieka  poprzez  rozum ienie 

jego  relacji  z  m a tk ą   i  ojcem.  Obaj  uw ażali,  że  początkiem  

ludzkiego  rozwoju  je s t  związek  z  m atk ą,  k tóry  z  czasem 

słabnie  i  u stępuje  m iejsca  związkowi  z  ojcem  jak o   głów­
nym  obiektem  uczuć. Ja k że  inaczej postrzegali jed n a k  sens 

tego związku!  Dla F re u d a  był on przede w szystkim  związ­
kiem   seksualnym .  Skutkiem   tego  założenia  F reud   zacie­

m nił fakt, który Bachofen wydobył n a  św iatło -  że związek 
z  m atk ą  je s t  pierw szą  i  najsilniejszą  relacją  emocjonalną 
małego  dziecka.  N ajw iększą  zaś  tęsk n o tą   niem owlęcia  -  
tęsknotą, k tó ra nigdy n as nie opuszcza, dopóki nie powróci­
my  do  m atki-ziem i  -  je s t  tęsk n o ta  za  m atczyną  miłością; 
m atk a   oznacza  dlań  życie,  ciepło,  pokarm ,  szczęście,  bez­

pieczeństwo.  Miłość  m atk i  je s t  m iłością  bezw arunkow ą, 

której  dziecko  doświadcza  nie  dlatego,  że  je s t  posłuszne, 

dobre  czy użyteczne,  lecz  dlatego,  że je s t jej  dzieckiem,  że 
tej  miłości  i  opieki  potrzebuje.  F reud,  praw dopodobnie 
z charakterologicznych powodów, tę n ajsilniejszą z w szyst­
kich  uczuciowych tęsk not racjonalizuje jako więź  seksual­
ną, op artą n a  tym , że chłopiec wykazuje  aktyw ny in sty n k t 

seksualny  i  że  m atk a  je s t jed yną  intym nie  zn an ą  m u  ko­

bietą, któ ra opiekując się nim  fizycznie, pobudza jego pożą­

22

background image

danie seksualne. F reud ujaw nia sw ą osobliwą negację emo­
cjonalnego  znaczenia  m atki,  pisząc:  „Nie  potrafiłbym  
w skazać w okresie  dzieciństw a potrzeby silniejszej  niż po­
trzeb a  ojcowskiej  opieki”  (Z.  F reud,  K u ltu ra   ja k o   źródło 

cierpień). Albo we w prow adzeniu do drugiego w ydania swej 

T ra u m deu tun g,  gdzie,  po  stracie  ojca,  stw ierdza,  że  jego 
śm ierć je s t „najważniejszym  w ydarzeniem , najbardziej bo­
lesną  s tr a tą   w  życiu  człowieka”  (cytat  za:  E.  Jones,  The 

Life  a nd  Work  o f S ig m u n d   Freud,  t.  1).  M ożna  w yraźnie 

zaobserwować, ja k  w doświadczeniach F re u d a  m atk a  traci 

sw ą  ośrodkową  rolę  i  zostaje  zdetronizow ana  przez  ojca. 

W ypędzona bogini przeobraża  się w  prostytutkę.

Bachofenowska in terp retacja pokazuje, że F reud  m a r a ­

cję, gdy przyjm uje, że niezdolność do przezwyciężenia przy­

w iązania do m atk i (choć nie wszelkiej tęsknoty do niej) je s t 

zarodkiem  wszelkiej nerwicy,  a popełnia błąd, gdy re d u k u ­

je rolę m atk i do roli seksualnej. F u n d am en taln y m  dokona­

niem  Bachofena je s t odkrycie, że najw cześniejszą i najgłęb­
szą więzią człowieka je s t więź  z m atk ą,  że osiągnięcie  doj­
rzałości,  zarówno  przez jednostkę,  ja k   i  przez  ród  ludzki, 
w ym aga przezwyciężenia  tej  fiksacji i  przejścia  przez  s ta ­

dium,  w  którym   związek  z  ojcem  staje  się  główną  relacją; 
że  w  końcu,  n a   jeszcze  wyższym  szczeblu  rozwoju,  więź 
z m atk ą  odnaw ia się, ale ju ż nie jako przyw iązanie do w ła­
snej  m atki,  lecz jako  powrót  do  zasady  miłości  i  równości 
n a  wyższym,  duchowym poziomie.

Ze  swego  sk rajnie  p atriarch aln eg o   stanow iska  F reud 

patrzył  n a kobietę ja k  n a  w ykastrow anego mężczyznę (ty­
powa kom pensacja nie przezwyciężonego lęku przed zależ­
nością od kobiety), nato m iast w ujęciu Bachofena je s t ona, 

jako  m atk a,  rep re z en ta n tk ą   pierw otnej  siły,  n a tu ry ,  rze­

czywistości, a zarazem  miłości i afirm acji życia. To w łaśnie 

dlatego, a nie z powodu atrakcyjności seksualnej, zaw iązu­

je się więź, k tó rą ta k  tru d n o  przezwyciężyć.  Z drugiej  stro ­

ny, ukazując pozytywną funkcję ojca, Bachofen dowodzi, że 
zwrot  od  m atki  do  ojca  nie  w ynika  z  obaw  kastracyjnych, 
lecz  z  odczuwanej  przez  chłopca  potrzeby  przew odnictw a 
i  pomocy  ojca,  który ucieleśnia  zasadę  ojcowską.

23

background image

Bachofen,  podobnie ja k  F reud ,  w nika  w  tajem nicę języ­

k a symbolicznego.  F reud bada głównie  sny,  n ato m iast B a­
chofen  mity.  Żaden  z  nich  nie  uległ  obiegowym  opiniom
0 m itach i m arzeniach sennych; obaj poszukiw ali ich ukry ­

tych,  utajonych,  nieuśw iadam ianych  znaczeń.  I  znów: j a ­
każ  różnica,  jeśli  chodzi  o  głębię  w yrazu  najbardziej  ele­

m entarnych p ragn ień  człowieka, zakorzenionych w w a ru n ­

k ach  jego  egzystencji  -   F reu d   zbyt  często  ogranicza  ich 

znaczenie do seksualizm u czy skojarzeń, nierzadko tryw ial­

nych,  a  ujaw nianych  za  pomocą  m etody  swobodnych  sko­

jarzeń.

Obu  in teresu je  relacja  pomiędzy  historią,  religią  i  psy­

chologią.  Bachofen postrzega ewolucję rodu ludzkiego jako 
wzbicie się ponad więź z m atk ą  i k o n stru u je społeczeństwo 
m atriarch aln e jako stadiu m  poprzedzające znane nam  k ul­
tu ry   p a triarc h aln e .  F reud,  przeciw nie,  początek  dziejów
1 ludzkiej  ewolucji widzi w stadzie,  w którym   dom inuje oj­
ciec,  i w buncie synów przeciwko ojcu.

Podobieństw a  i  różnice  teoretyczne  pomiędzy  Bachofe- 

nem  i F reudem  są odbiciem podobieństw i różnic pomiędzy 
ich  osobowościami.  Obaj  to  geniusze  pałający  n ieodpartą 

żądzą praw dy, nienasyconym  zainteresow aniem  ukrytym i, 
tajem nym i  podziem iam i-ducha.  A  je d n a k   jak a ż   różnica. 
Bachofen, szw ajcarski patrycjusz — religijny, konserw atyw ­
ny i antyliberalny.  Freud, w iedeński Żyd -  liberalny, anty- 
religijny,  racjonalistyczny.

Różnice  te  nie  powinny  nam   przesłaniać  innych,  które 

m ają  nie  m niejsze  znaczenie.  Bachofen,  skrajnie  konser­
w atyw ny  i  n a d e r  sceptyczny  wobec  wszystkiego  co  nowe, 
był człowiekiem głębokiej w iary w przyszłość rodu ludzkie­
go. Wierzył, że między początkiem  i końcem ludzkich spraw 
widać  szczególne  podobieństwo,  że  koniec  je s t  powrotem 

do  początku,  n a   wyższej  płaszczyźnie  rozwoju.  Twierdził, 
że zasady m a tria rc h a tu  nie  znikną,  lecz  zostaną  zachowa­
ne  (aufgehoben  w  Heglowskim   rozum ieniu)  i  połączone 

w  nową  syntezę  z  zasadam i  p a triarc h atu .  Oto  słowa  B a­

chofena,  w  których  opisuje  on  swą  w iarę  w  rozwój  rodu 
ludzkiego:

24

background image

Jedno wielkie prawo rządzi prawidłowym rozwojem człowieka. 

Rozwój ten postępuje od materializmu do immaterializmu, od fi- 

zyczności do metafizyczności, od telluryzmu do duchowości. Osta­

teczny  cel  można  będzie  osiągnąć  tylko  dzięki  zjednoczonemu 
wysiłkowi  wszystkich  ludzi  i  epok  -   ale  na  pewno  zostanie  on 

osiągnięty, mimo wszelkich przeciwności losu. Co zaczęło się jako 

materialne,  musi  się  zakończyć  jako  niematerialne.  U  końca 
wszelkiego prawidłowego rozwoju stoi nowe ius  naturale, już nie 
materii, lecz ducha -  ostateczna sprawiedliwość, która będzie po­

wszechna,  tak jak  powszechna  była  pierwotna  sprawiedliwość, 
i tak jak pierwotne prawo, wolna od wszelkiej arbitralności, dyk­

towana przez samą rzecz, nie wymyślona, lecz odkryta przez czło­

wieka,  tak jak  pierwotne  prawa  fizyczne jawiły  się jako  imma- 
nentny porządek materialny. Persowie wierzyli, że kiedyś będzie 
na świecie jedna sprawiedliwość i jeden język.  „Gdy Aryman zo­
stanie pokonany, ziemia będzie płaska i równa, a szczęśliwa ludz­
kość znać będzie jeden język, jedną formę rządów i jeden sposób 

życia” (Plutarch,  O Izydzie i Ozyrysie). Ta ostateczna sprawiedli­
wość  oznacza  czyste  promieniowanie  zasady  dobra.  Nie jest  to 
telluryczne prawo, podobne do mrocznej, krwawej  sprawiedliwo­

ści pierwszej, materialnej ery, lecz niebiańskie i świetliste, dosko­
nałe prawo Zeusowe. Ta ostateczna sublimacja musi implikować 
zarazem jego zanik. Dzięki uwolnieniu się od wszelkichmaterial- 
nych  domieszek prawo  staje  się miłością.  Miłość jest  najwyższą 
sprawiedliwością.  Ta  sprawiedliwość  znów  musi  się  przejawiać 
w dualności, ale nie, jak dawna sprawiedliwość telluryczna, w du­
alności właściwej konfliktowi i nie kończącemu się niszczeniu, lecz 
w  dualności,  która  nadstawia  drugi  policzek i  z radością  oddaje 

drugi płaszcz. W doktrynie tej uobecnia się najwyższa sprawiedli­

wość. Jej  doskonałość transcenduje  nawet pojęcie  sprawiedliwo­

ści, a tym sposobem staje się ostateczną i całkowitą negacją ma­

terii, usunięciem wszelkich dysonansów (tamże).

Pomimo  tej  w iary  w  człowieka  -   a  może  w łaśnie  z  jej 

powodu -  Bachofen z  pełnym   sceptycyzmem odnosił się  do 
„postępu”  swej  epoki i tego,  co  miało nadejść  w XX wieku. 

Oto  przepow iednia  z  1869  roku,  k tó ra  dowodzi  profetycz­
nej jasności, z ja k ą  Bachofen widział przyszłość -  tej samej 
intuicyjnej jasności,  z ja k ą  spoglądał w przeszłość:

Zaczynam  wierzyć,  że  historycy  XX  wieku  nie  będą  mieli

o czym pisać, jeśli nie liczyć Ameryki i Rosji. Europa, Stary Świat, 
leży na łożu boleści i już z tego nie wyjdzie.  Dla nowych władców 

świata będziemy jeszcze dość użyteczni jako nauczyciele, jak nie­

gdyś  Grecy  dla  rzymskiej  potęgi,  i  będziemy  mieli  okazję  grun­

25

background image

townie  studiować do  końca dzieje tego  postępu.  Niestety, jestem 
czarnowidzem,  czego  nikt  nie  lubi  (list  do  Meyer-Ochsnera,  25 
maja  1869).

P arad o k saln ie,  F re u d   reprezentuje^odw rotną  postaw ę 

polityczną.  On,  liberał,  niezbyt  wierzy  w  przyszłość  ludz­
kości. J e s t przekonany, że n aw et gdyby rozw iązano proble­
m y  społeczne  i  ekonomiczne,  to  i  ta k   n a tu r a   człowieka 
n ad al będzie go czynić zazdrosnym  czy zaw istnym , i nadal 
będzie się on kierować chęcią rywalizacji z innym i mężczy­

znam i  o  przywilej  posiadania  w szystkich  pożądanych  ko­

biet.  Dla F re u d a  proces historyczny je s t z istoty tragiczny. 
Im  większy je s t udział człowieka w tw orzeniu kultury, tym  
w iększa je s t  też jego  fru stracja  instynktow nych  popędów, 
tym   bardziej  staje  się  też  nieszczęśliwy  i  znerwicowany.

Dla  Bachofena  człowiek  dzięki  konfliktom   zm ierza  ku 

coraz wyższym formom harm onii.  Z drugiej  strony, Bacho­
fen nigdy nie uległ czarowi potęgi,  czego nie m ożna powie­

dzieć o Freudzie.  Gdy rozpoczęła się pierw sza wojna św ia­

towa, F reud, ja k  pisze Jo n es w drugim  tomie jego biografii, 

stał  się  żarliw ym  patrio tą,  głęboko przekonanym ,  że racja 
leży po stronie A ustrii i Niemiec, entuzjazm ującym  się nie­
m ieckim i  zwycięstwami.  Ten  tragiczny  udział  w  histerii 
wojennej nigdy nie mógłby się przydarzyć Bachofenowi, dla 
którego w artości duchowe były zbyt realn e i jednoznaczne, 
by  kiedykolwiek  skłonić  go  do  k u ltu   oręża  i  zwycięstwa.

Porów nanie  Bachofena  i  F reu d a  nie  m iało  um niejszyć 

wielkości twórcy psychoanalizy: wielkość pozostaje wielko­

ścią n aw et mimo cieni, które m ącą św ietlistą postać geniu­
sza.  Przeprow adzone porów nanie miało ukazać szczególną 
pozycję  Bachofena,  a  może  i  dać  wyraz  m em u  osobistemu 
podziwowi  dla  człowieka,  którego  dokonania  są  ta k   mało 
znane,  a  jednocześnie  ta k   istotne  dla  naszego  pokolenia 
i dla przyszłości.

N a  zakończenie  chciałbym  k ilk a  uw ag  poświęcić  odpo­

wiedzi  n a  pytanie,  w jakich  kierunkach  m ożna kontynuo­
wać dzieło Bachofena i w jak i sposób korzystać z niego jako 
źródła  nowych  odkryć  w  dziedzinie  antropologii,  historii, 
religii i  psychologii.  N a jednym  polu wpływ Bachofena za­

26

background image

znaczył się już w przeszłości.  Chodzi tu  o  b ad an ia M arksa 

i Engelsa nad związkiem pomiędzy s tru k tu rą  rodziny, stru k ­

tu rą   społeczeństw a  i  organizacją  ekonom iczną  we  wcze­
snych  dziejach  człowieka.  Engels  w  swej  pracy  Pochodze­
nie  rodziny,  własności  pryw atnej  i  p a ń stw a 
  (opublikowa­
nej  po raz pierwszy w  1884 roku) poświadcza wpływ m yśli 
Bachofena  n a   w łasne  poglądy.  Inni, ja k   Lewis  H.  M organ 
w  System s  o f Consanguinity  a n d   A ffin ity   o f the  H u m a ń  

F am ily (W ashington  1871) i w Społeczeństwie pierw otnym , 

a wiele la t później  Robert B riffault w The Mothers., A  Stu- 

dy  o f the  Origins  o f Sentim ents  a n d   In stitu tio n s,  dowied­
li  istn ien ia  s tru k tu r  m atriarchaln ych   w  wielu  społeczeń­

stw ach i religiach, innych niż te, które badał Bachofen. J e s t 
to  jed n a k   dopiero  początek  twórczego  w ykorzystania  od­
kryć Bachofena w badaniach antropologicznych i historycz­
nych.  S tu d ia   n ad   hinduizm em ,  n ad   religiam i  M eksyku 

i  Chin,  n a d   rozwojem judaizm u,  katolicyzm u  i  p ro te sta n ­
tyzm u  z  pewnością  zaowocują  nowymi  i  odkrywczymi  do­
konaniam i,  jeśli  będą  uwzględniać  podstawowe  idee  B a­
chofena. Jego teorie rzucają światło również n a  religie pry­
m ityw ne  i  n a   zjaw iska  pseudoreligijne,  tak ie   ja k   współ­

czesne  system y  to talitarn e.  Pełne  zrozum ienie  ich  a tra k ­
cyjności  dla  milionów  ludzi je s t  możliwe  tylko  wtedy,  gdy 

dostrzegamy,  ja k   łączą  się  w  nich  funkcje  m acierzyńskie 
z  funkcjam i  ojcowskimi  i  ja k   system y  te  odwołują  się  do 
nieuśw iadam ianych  tęsknot,  związanych  z  postacią  m atki 

i  ojca.

Nie mniej  owocne będzie  zastosow anie  teorii Bachofena 

n a polu psychologii indyw idualnej. Doprowadzi ono do nie­

zbędnej korekty Freudow skich pojęć kazirodztw a czy kom ­

pleksu  Edypa  i  do  pogłębienia  odkryć  J u n g a   w  tej  dzie­

dzinie.  Sądzę,  że pomoże to ustalić typologię klasyfikującą 
ludzi jako c h a ra k te r skupiony n a  postaci  m atk i  bądź  cha­
r a k te r  skupiony  n a  postaci  ojca,  z  których  każdy  m a  swą 

szczególną  historię,  a  tak że  swe  specyficzne  zalety 

i wady. W efekcie może się okazać, że n a m iejscu Freudow ­

skiego,  czysto  ojcowskiego  superego  pojawi  się  sum ienie 

m acierzyńskie  i  sum ienie  ojcowskie,  i  okaże  się,  że  pełna

27

background image

dojrzałość  polega  n a   ich  syntezie,  k tó ra   n astęp u je,  gdy 
odryw ają się one od osoby m atk i i ojca, uzyskując zarazem  
wzm ocnienie  ze  strony   sił  m acierzyńskich  i  ojcowskich, 

które tkw ią w każdym  człowieku.

Poza tym  odkrycia Bachofena przyczynią się  do  nowych 

dokonań  n a   polu  psychopatologii.  Być  może  ktoś  odkryje, 
że człowiek skupiony n a  postaci m atk i w ykazuje skłonność 

do pewnych chorób psychicznych, innych niż te, do których 
skłonność  w ykazuje  człowiek  skupiony  n a   postaci  ojca. 

Mogłoby to rzucić  nowe  św iatło n a  problem atykę  depresji, 
niektórych  form  nerw ic  charakterologicznych  typu  recep- 
tywnego,  a tak że nerw ic  anankastycznych i paranoi.  Jako 

człowiek, k tóry — choć w na d e r ograniczonym  stopniu -  s ta ­
ra ł się zastosować odkrycia Bachofena do zagadnień a n tro ­
pologii  i  psychologii,  mogę  tylko  stw ierdzić,  że  moim  zda­
niem  dotychczas nie zaczęto naw et sięgać po bogactwo pro­
pozycji zaw artych w jego  dziele.

Nie uw ażam  bynajm niej, by w szystkie teorie Bachofena 

były  trafne.  H isto ria  idei  to  h isto ria  błędów,  a  Bachofen 

nie  stanow i  w yjątku  od  tej  reguły.  Liczy  się  jed n a k   owo 

jąd ro  praw dy obecne w idei i jego przydatność dla przyszłej 

myśli.  Pod  tym   względem  Bachofen je s t jednym   z  n a jb a r­

dziej  twórczych i najbardziej  postępowych myślicieli.

background image

2.  Teoria matriarchatu i jej znaczenie 

dla psychologii  społecznej

D as  M utterrecht J. J .  Bachofena, po raz pierw szy w yda­

ne w  1861  roku, podzieliło  los  dwu innych publikacji  n a u ­

kowych, które ukazały się m niej więcej  w tym  sam ym  cza­

sie:  O pochodzeniu gatunków  K.  D arw ina oraz Przyczynku 

do  krytyki  ekonom ii  politycznej  K.  M ark sa  (obie  ujrzały 
św iatło  dzienne  w  roku  1859).  W szystkie  trzy   dzieła,  zaj­
m ujące  się  specjalistycznym i  zagadnieniam i  naukowym i, 
wywołały  żywe  reakcje  uczonych  i  laików,  w ykraczające 
poza w ąskie granice swych specjalności.

Je śli chodzi o  M arksa i  D arw ina,  spraw a je s t  oczywista 

i nie w ym aga bliższego kom entarza.  N atom iast przypadek 

Bachofena je st,  z  wielu  powodów,  bardziej  skom plikowa­
ny.  Przede  w szystkim   dlatego,  że  problem atykę  m a tria r­
ch a tu   zdaje  się  niewiele  łączyć  z  kw estiam i  o  żywotnym 
znaczeniu  dla  społeczeństw a  m ieszczańskiego.  Po  drugie 
dlatego,  że  teorię  m a tria rc h a tu   przyjęły  z  entuzjastyczną 
ap ro b atą  dwa  skrajn ie  przeciw staw ne  -   zarówno  ideolo­

gicznie, ja k  i politycznie -  obozy.  N ajpierw  odkryli  Bacho­
fena  przedstaw iciele  obozu  socjalistycznego:  M arks,  E n ­

gels,  Bebel  i  inni.  Po  kilku  dziesięcioleciach  względnego 
zapom nienia jego  idee  zostały  przypom niane  przez  filozo­

fów antysocjalistycznych, tak ich  ja k  Klages i B aum ler. Ofi­

cjalna n a u k a   owych  czasów przeciw staw iała  się  koncepcji 

Bachofena,  form ując  front  sprzeciw u  lub  całkowitego  lek­
cew ażenia -  postaw ę ta k ą  reprezentow ali n aw et p rzed sta­
wiciele socjalistycznej orientacji, n a  przykład H einrich Cu- 
now.  O statnim i laty  problem  m a tria rc h a tu  odgrywa w n a ­
ukowych  dyskusjach  coraz  w iększą  rolę.  Je d n i  zgadzają 
się z m atria rc h a ln ą  wizją, in n i zdecydowanie ją  odrzucają,

29

background image

przy czym niem al wszyscy w ykazują  emocjonalne  zaanga­
żowanie w tę kw estię.

Spróbujm y  się  zastanow ić,  dlaczego  problem atyka  m a­

tria rc h a tu  budzi ta k  silne reakcje emocjonalne i co łączy ją  
z  żywotnymi  in teresam i  społecznymi.  P o starajm y   się  też 
odsłonić  rzeczywiste  powody,  dla  których  teo ria  m a tria r­
ch atu   zyskała  zwolenników  zarówno  w  obozie  rewolucyj­
nym , ja k  i w antyrewolucyjnym .  Będziemy wówczas mogli 
dostrzec znaczenie tego zagadnienia dla b a d ań  n ad  współ­
czesnymi  stru k tu ra m i  społecznymi i ich  przeobrażeniam i.

Zantagonizow anych  zwolenników  m a tria rc h a tu   łączył 

d y stans w stosu n ku do społeczeństwa mieszczańsko-demo- 
kratycznego.  Oczywiście,  w badaniach  n ad   s tru k tu rą   spo­
łeczną,  odwołujących  się  do  św iadectw a  mitów,  instytucji 
praw nych itp.,  d y stan s ta k i je st niezbędny,  zwłaszcza  gdy 
m am y  do  czynienia  ze  stru k tu rą ,  k tó ra   zasadniczo  różni 

się  od  porządku  społeczeństw a  m ieszczańskiego,  i  to  nie 

tylko  poszczególnymi  aspektam i,  ale  także  swymi  podsta­
wowymi  cechami  psychospołecznymi.  Bachofen  doskonale 

zdaw ał  sobie  z  tego  spraw ę,  pisząc:

Zrozumienie  zjawisk matriarchatu można  osiągnąć tylko  pod 

jednym warunkiem. Uczony musi umieć całkowicie odrzucić idee 

i  wierzenia  własnej  epoki,  które  wypełniają jego  ducha,  i  prze­

nieść się w zupełnie odmienny świat myśli  [...] Uczony, który za 
punkt  wyjścia  przyjmuje  postawę  późniejszych  pokoleń,  nieu­
chronnie uniemożliwia sobie rozumienie najdawniejszych czasów 
(J. J. Bachofen,  Myth,  Religion and Mother Right).

Z  pewnością  te n   w aru n ek   w stępny  spełniali  wszyscy, 

którzy odcinali się od własnej  epoki -  obojętne, czy spoglą­

dali  w  przeszłość ja k   n a   raj  utracony,  czy  z  nadzieją  wy­

glądali ku lepszej przyszłości. Wydaje się, że k ry ty k a te r a ­

źniejszości była jedynym  m om entem , który łączył wrogich 
sobie  adherentów   teorii  m atria rc h a tu .  O stry  antagonizm  

pomiędzy  obiema  grupam i,  który  dzielił je  w  każdej  innej 
kw estii,  sugerow ałby,  że  teo ria  m a tria rc h a tu   i  sam   jej 
przedm iot  łączą  w  sobie  szereg  heterogenicznych  elem en­
tów,  dzięki  czemu jed n a   grupa  mogła  się  skupić  n a  pew­
nych aspektach teorii jako zasadniczych, a d rug a n a zupeł­

30

background image

nie  innych.  Tym  sposobem  obie  mogły  znaleźć  powody  do 

jej  popierania.

A utorzy  konserw atyw ni,  tacy  ja k   B aum ler,  spoglądali 

w  przeszłość,  by  odszukać  w  niej  w łasne  ideały  społeczne. 

J a k ie   zatem  były powody ich szczególnej  sym patii  dla teo­

rii  m atria rc h a tu ?  J e d n ą   z  odpowiedzi  podaje  Engels,  z au ­
w ażając  zarazem   -   i  kry tyku jąc  -   przychylny  sto su n ek  
Bachofena  do  religii,  który te n   sam  jasno  wyraża:

Jest tylko jedna, potężna dźwignia wszystkich cywilizacji, mia­

nowicie religia.  Każdy wzlot i każdy schyłek ludzkiej  egzystencji 
rodzi się z ruchu, który swój początek ma w tej najwyższej sferze 
(tamże).

Oczywiście  nie  tylko  Bachofen  reprezentow ał  ta k ą   po­

staw ę.  J e s t ona je d n a k  fundam entalnie w ażna dla jego te ­
orii, k tó ra  zakłada ścisły związek kobiety i religijności.

Jeśli matriarchat w szczególnym stopniu wykazuje to kapłań­

skie piętno, to przyczyną jest sama natura kobieca, głęboki zmysł' 
boskiej obecności, który, w połączeniu z uczuciem miłości, wyzwa­
la w kobiecie,  zwłaszcza w matce,  oddanie  religijne,  największą 
aktywnością cechujące się w najbardziej barbarzyńskich czasach 
(tamże).

Bachofen uznaje zatem  postaw ę religijną za dystynktyw- 

n ą   „dyspozycję”  kobiety,  a  religię  za  specyficzny  rys  m a­
tria rc h a tu .  W jego  ujęciu  religia  nie je s t jed n a k   po  pro stu 
form ą  kultowej  czci  i  świadomości.  J e d n a   z  jego  n a jb a r­

dziej  błyskotliwych  idei  głosi,  że  d an a  s tru k tu ra   ludzkiej 

psychiki pozostaje w relacji  do konkretnej  religii -  jak k o l­
wiek  staw ia  on  tę  relację  n a   głowie  i  wywodzi  s tru k tu rę  

psychiczną z  religii.

Rys  rom antyczny teorii  Bachofena jeszcze jaśniej  prze­

jaw ia   się  w  jego  sto su n k u   do  przeszłości.  Sw ą  m iłością 

i  uw agą  Bachofen  obdarza  najbardziej  odległą  przeszłość 
rodzaju ludzkiego, k tó rą  idealizuje.  Co więcej, w szacunku 

dla zm arłych widzi jed n ą  z najbardziej  fundam entalnych -  

i  godnych  podziwu  -   cech  k u ltu r  m atriarchalnych.  O m a­
wiając  m a tria rc h a t  licyjski,  stw ierdza,  że  „cały  styl  życia 

danego  n aro du   m ożna  zobaczyć  w  jego  postaw ie  wobec

31

background image

św iata zm arłych. K ult zm arłych pozostaje w ścisłym związ­

k u z szacunkiem   dla przodków, który nie  daje się oddzielić 

od miłości  do tradycji i  od  spojrzenia  zwróconego  w  stronę 

przeszłości” (tamże).

W tajem nych  k ultach  m acierzyńsko-tellurycznych  znaj­

duje Bachofen „dobitne podkreślenie mrocznej, śm iertelnej 

strony  życia  n a tu ry ”,  ch arakterystyczne  dla  m atriarch al- 
nego  stanow iska.  B aum ler precyzyjnie  przedstaw ia  różni­
cę  w  tej  kw estii  pomiędzy  stanow iskiem   rom antycznym  
i stanow iskiem  rewolucyjnym:

Kto chce zrozumieć mity, ten musi mieć głębokie poczucie potę­

gi  przeszłości.  Podobnie,  kto  chce  zrozumieć rewolucje  i rewolu­

cjonistów, ten musi mieć głęboką świadomość przyszłości i jej po­

tencjału.

By  zrozumieć istotę  tego  stanowiska,  należy  sobie  zdać  spra­

wę, że nie jest to jedyna możliwa koncepcja dziejów. Głębokie po­

czucie  przyszłości  może  zaowocować  zupełnie  inną  koncepcją  -  

koncepcją, która zakłada aktywny, męski wysiłek, świadomą ak­

tywność i ideały rewolucyjne. W tym ujęciu człowiek, wolny i nie­
skrępowany,  kreuje  przyszłość  z  niczego.  W  poprzednim  ujęciu 
człowiek  stanowi  ogniwo  w  „cyklu  narodzin”,  w  przekazywaniu 
krwi i uświęconych tradycją obyczajów, element pewnej „całości”, 
która zatraca się w nieznanych zakamarkach przeszłości [...] Bę'dą 
tam zmarli, jeśli żywi tak postanowią.  Nie odeszli oni na zawsze 

z tego świata. Wszyscy przodkowie nadal istnieją. Nadal działają
i doradzają wspólnocie swych potomków (Baumler, cyt. za: J. J. Ba­
chofen, Der Mythus von  Orient und  Okzident).

Z asadniczą cechą opisanej przez B achofena m atriarchal- 

nej  s tru k tu ry  psychicznej i związanej  z n ią religii chtonicz- 

nej je s t postaw a społeczeństwa m atriarchalnego wobec n a ­

tu ry , jego ukierunkow anie n a   św iat m aterialn y  jako prze­

ciwieństwo intelektualny ch  i  duchowych realności.

Matriarchat wiąże się z materią i z tym szczeblem rozwoju re­

ligijnego,  który  uznaje  wyłącznie  życie  cielesne  [...]  Zwycięstwo 
patriarchatu wyzwoliło ducha od zjawisk natury, wyniosło ludz­
ką  egzystencję  ponad  prawa  życia  materialnego.  Zasada macie­
rzyństwa jest wspólna wszystkim sferom życia tellurycznego, ale 
mężczyzna,  przypisując  swej  potencji  twórczej  nadrzędną  pozy- 
cję, wybija się ponad ten związek i staje się świadom swego wyż­
szego  powołania.  Życie  duchowe  wznosi  się  ponad  byt  cielesny,

32

background image

a  związek z niższymi  sferami egzystencji zostaje  ograniczony do 
fizycznego aspektu.  Macierzyństwo przynależy do fizycznej  stro­
ny człowieka, jest jedynym momentem, który łączy go ze światem 
zwierzęcym; zasada ojcowsko-duchowa należy wyłącznie do czło­
wieka. To dzięki niej wyłamuje się on  z więzów telluryzmu i kie­
ruje  wzrok  ku  wyższym  sferom  kosmosu  (J.  J.  Bachofen,  Myth, 

Religion  and Mother Right).

J a k  widać,  dwa  m om enty ch arak tery zu ją  sto su n ek spo­

łeczeństw a m atriarchalnego do natu ry : bierne poddanie się 
n atu rz e   oraz przeciw staw ienie w artości n a tu ra ln y c h  i bio­
logicznych  wartościom   intelektualnym .  N a tu ra ,  podobnie 

ja k  postać m atki, stanow i ośrodek k u ltu ry  m atriarchalnej -  

w  obliczu  n a tu ry   ludzkość  wciąż  pozostaje  bezradnym  

dzieckiem.

Pierwsza  [tzn.  kultura matriarchalna]  ogranicza  się  do mate­

rii,  druga [tzn. kultura patriarchalna] oznacza rozwój  intelektu­

alny i duchowy. Pierwszą rządzi nieświadoma prawość, drugą in­
dywidualizm.  W  pierwszej  odnajdujemy  poddanie  się  naturze, 
w  drugiej  wzniesienie  się  ponad  nią,  przełamanie  dawnych  ba­
rier -  miejsce trwałego spokoju, pogodnego zadowolenia i wiecz­
nej infantylności w starzejącym się ciele zajmuje bolesny wysiłek 
prometejskiego  życia.  Matczyne  oddanie jest wzniosłą  nadzieją, 

zawartą w tajemnicy Demeter, postrzeganej w losie ziarna-nasie- 
nia.  Człowiek helleński,  przeciwnie,  wszystko,  nawet najwyższe 
szczyty, chce zdobywać o własnych siłach. W walce zdobywa świa­
domość  swej  ojcowskiej  natury,  wznosi  się  ponad zasadę  macie­
rzyńską, do której niegdyś całkowicie należał, i walczy o swe wła­
sne ubóstwienie. Źródła nieśmiertelności nie widzi już w kobiecie 
rodzącej dzieci, lecz w zasadzie męskiej kreatywności, której przy­

daje boskiego charakteru, dawniej przyznawanego wyłącznie ma­
cierzyństwu  (J.  J.  Bachofen,  Der  Mythus  von  Orient  und  Okzi- 

dent).

System   aksjologiczny  k u ltu ry   m atriarch aln ej  h a rm o n i­

zuje z jej  zasad ą biernego podporządkow ania m atce, n a tu ­
rze  i  ziemi jako  elem entom ,  którym   przypada  ośrodkowa 
rola.  Za  w artościowe  uchodzą  tylko  elem enty  n a tu ra ln e  
i biologiczne;  duchowe, kulturow e i racjonalne są uw ażane 
za bezwartościowe.  Najpełniej  ten  kieru n ek  m yślenia  roz­
w inął Bachofen w swym pojęciu sprawiedliwości. W przeci­
w ieństw ie  do  m ieszczańskiego  praw a  n aturaln eg o,  dla

33

background image

którego  „ n a tu rą ” je s t  zabsolutyzow ane  społeczeństwo  pa- 
tria rc h a ln e , m atriarch aln e praw o n a tu ra ln e  cechuje domi­
nacja w artości instynktow nych, n atu ralny ch ,  opierających 
się n a  związkach krwi. Praw o m atriarch aln e nie dopuszcza 
rozum nego zrów noważenia winy i pokuty -  je s t ono zdomi­
now ane  przez  „ n a tu raln ą ”  zasadę  odwetu,  odpłacania  po­
dobnym  za podobne. 

\

Ten  wyłączny  szacunek  m atriarchalnego  „praw a  n a tu ­

ralnego”  dla  związków krw i  najdobitniej  uk azał  Bachofen 
w swej in terp retacji Orestei Ajschylosa. Dla swego kochan­
ka,  E gista,  K litajm estra  m orduje  powracającego  z  wojny 
trojańskiej Agamemnona, własnego męża. Orestes, syn Aga- 
m em nona i  K litajm estry,  pomścił  mężobójstwo,  u śm ierca­

jąc  m atkę.  E rynie  (furie),  zdetronizow ane ju ż  boginie  m a­

cierzyńskie, prześladują O restesa  za jego czyn.  W tedy pod 
sw ą obronę biorą go nowe bóstw a zwycięskiego p a tria rc h a ­
tu: Apollo i A tena, k tó ra nie urodziła się z m atczynego łona, 
lecz wyskoczyła z głowy Zeusa.  Co je s t isto tą tego konflik­
tu?  Dla  praw a  m atriarchalnego  istnieje  tylko jed n a   zbro­
dnia:  pogwałcenie  związków krw i.  E rynie  nie  prześladują 
niew iernej  żony,  bo  nie  łączyło  jej  żadne  pokrew ieństw o 
z  m ężczyzną,  którego  pozbawiła  życia.  Niewierność,  choć 
h an iebna,  nie obchodzi ich.  Je śli jed n a k  ktoś  zadaje  gw ałt 

związkom krwi, to żadne rozumowe równoważenie jego czy­

n u  uspraw iedliw ialnym i czy wybaczalnym i m otyw am i  nie 
może  uchronić  spraw cy przed bezlitosną  surowością n a tu ­
ralnego lex  talionis.

G inekokracja je s t „królestwem  miłości i związków krw i, 

w przeciwieństwie do męsko-apollińskiego królestwa świado­

mego i rozważnego działania” (Baumler, cyt.  za.: J. J. Bacho­
fen, Der M ythus  von  Orient  und  Okzident).  Jej  kategoriam i 

są:  „tradycja,  płodzenie  i  żywe  pokrewieństwo,  oparte  n a 
zw iązkach krw i i prokreacji” (tamże).  Pojęć tych Bachofen 
używa w konkretnym  znaczeniu.  Przeniesione z królestw a 
filozoficznej  spekulacji  do  k rólestw a  b a d ań   naukowych, 
nadały  one  nową  wagę  dokum entom   etnologicznym.  Dość 
niejasne  pojęcie  n a tu ry   i  „naturalnego”  sposobu  życia  zo­
stało  zastąpione przez  konk retn y  obraz m atki  i m atrycen-

34

background image

tryczny  system   prawny,  którego  istn ien ie  daje  się  em pi­
rycznie  wykazać.

Nie m ożna powiedzieć, że Bachofen po p ro stu  przejm uje 

stanow isko  rom antyków ,  zwrócone  w  stron ę  przeszłości 
i  zogniskow ane  n a  n atu rze.  A daptuje  on  je d n ą   z  n a j­
bardziej  zapładniających  idei  rom antyzm u,  której  treść 

je s t  u   niego  znacznie  szersza  niż  w  filozofii  rom antycz­

nej.  Ideą  tą  je s t rozróżnienie  p ierw iastk a m ęskiego  i  pier­
w ia stk a   żeńskiego,  trak to w an y ch   jako  rad y k aln ie  róż­
ne  jakości,  zarówno  n a  płaszczyźnie  n a tu ry   organicznej, 

ja k  i n a  płaszczyźnie psychiki,  ducha i in telek tu .  Pojęciem 

tym   rom antycy  (i  niektórzy  przedstaw iciele  niem ieckiego 
idealizm u)  radykalnie  przeciw staw ili  się  popularnym   ide­
om, które przyjęły się w XVII i XVIII wieku,  zwłaszcza we 
Francji.

Sedno wcześniejszych teorii oddaje zwrot: „Dusza nie m a 

płci”.  Relacji  pomiędzy  m ężczyzną  i  kobietą  poświęcono 
m nóstwo książek, które zawsze kończyły się je d n ą  konklu­
zją:  m ęskość i kobiecość nie są jakościam i zakorzenionym i 
w intelekcie i psychice. W szelkie różnice psychiczne pom ię­

dzy  m ężczyzną  i  kobietą  dają  się  łatw o  w yjaśnić  ich 
odm iennym   wychowaniem  i  w ykształceniem .  W łaśnie  te n  
czynnik  generuje  różnice  pomiędzy  m ężczyzną  i  kobietą, 
ta k  ja k   generuje  różnice  pomiędzy  grupam i  społecznymi.

Pojęcie  zasadniczej  tożsam ości obu płci było  ściśle zw ią­

zane  z  postulatem   politycznym,  który,  ze  zm ienną  in te n ­
sywnością,  odgrywał isto tn ą rolę w czasach rewolucji  m ie­
szczańskiej. P ostulatem  tym  była em ancypacja kobiety, jej 
in tele k tu a ln a ,  społeczna i polityczna równość.  Łatwo  zau­
ważyć, ja k   teoria  splotła  się  tu   z  m otyw am i  politycznymi. 
Teoria identyczności kobiety i  mężczyzny położyła  podwa­
liny  pod  żądanie  rów noupraw nienia  politycznego  kobiety. 
Ale równość ta  oznaczała -  explicite  bądź tylko im plicite  — 

że w swej  istocie kobieta, jako członek  społeczeństw a m ie­
szczańskiego, je s t tym  sam ym  co mężczyzna. Em ancypacja 
nie  oznaczała  więc,  że  kobieta  może  swobodnie  rozwijać 
swe  specyficzne,  nie  znane  dotąd cechy i możliwości;  prze­
ciwnie, kobieta wyemancypowała się, by stać się m ieszczań­

35

background image

skim  mężczyzną.  „Ludzka” em ancypacja kobiety w rzeczy­
wistości  oznaczała  jej  em ancypacyjną  przem ianę  w  m ie­
szczańskiego  mężczyznę.

Ruch  reakcji  politycznej  doprowadził  do  zm iany  poglą­

dów  n a  relację  między  obiema  płciam i  oraz  „n atu rę”  męż­

czyzny  i  kobiety.  W  1793  roku  zam knięto  paryskie  kluby 
kobiece.  Teorię  zasadniczej  tożsam ości  psychicznej  z a stą ­
piło pojęcie fundam entalnej, niezm iennej, „ n atu raln ej” róż­
nicy m iędzy płciami. Przedstaw iciele późnego rom antyzm u 

rozwijali  koncepcję  tej  różnicy,  odwołując  się  do  historii, 
socjologii,  lingw istyki,  mitologii i  fizjologii.  W porów naniu 
z niem ieckim  idealizm em  i wczesnym rom antyzm em  zmie­

niło się znaczenie słowa „kobieta”. Je śli wcześniej  oznacza­
ło  ono kochającą istotę,  z  któ rą  związek  stanow i  doświad­

czenie autentycznego „człowieczeństwa”, to z biegiem czasu 
zaczęło oznaczać „m atkę”,  a więź z n ią powrót do „natury” 

i harm onijnego życia n a jej  łonie.

Oświecenie przeczyło istn ien iu  różnic psychicznych, gło­

sząc  równość  obu  płci  i  utożsam iając  ludzką  istotę  z  m ie­
szczańskim   mężczyzną.  Ujęcie  to  było  w yrazem   oświece­
niowych wysiłków n a  rzecz  zapew nienia kobiecie wolności 
i  równości  społecznej.  Gdy  społeczeństwo  m ieszczańskie 
u trw aliło  swe  zdobycze i porzuciło postępow ą pozycję poli­
tyczną, nie potrzebowało ju ż pojęcia międzypłciowej  równo­

ści.  T eraz  potrzebowało  teorii  głoszącej  istnien ie  n a tu ra l­
nych  różnic  m iędzy  płciami,  aby  mogło  dzięki  niej  u z a sa ­
dnić  p o stu la t nierówności  społecznej  mężczyzny i  kobiety. 
Choć  nowa  teo ria  była  bardziej  pogłębiona  psychologicz­
nie,  to jed n a k  jej  piękne  słowa o  godności kobiety etc.  słu­
żyły jednem u   celowi:  u trzy m aniu   zależności  kobiety jako 
istoty,  k tó ra  m a służyć mężczyźnie.

Za chwilę spróbuję wyjaśnić, dlaczego społeczeństwo k la­

sowe je s t ta k  ściśle  związane  z  m ęskim i rządam i w kręgu 
rodziny.  Ale  zapew ne ju ż  teraz jasn o   widać,  że  dla  obroń­
ców  m ęskich,  hierarchicznych  rządów  klasowych  niezwy­

kle  atrakcy jn a  m usiała  być k ażd a teoria  głosząca  uniw er­

salne  znaczenie  międzypłciowych  różnic.  Tu  kryje  się  je ­
den z głównych powodów,  dla których Bachofen cieszył się

36

background image

sym p atią  konserw atystów .  N ależy  je d n a k   podkreślić,  że 
sam   Bachofen  w  znacznym   stopniu  zapobiegł  możliwości 

interp reto w an ia  swej  teorii w  reakcyjnym   duchu,  badając 

różnice pomiędzy płciam i i odkrywając wcześniejsze s tru k ­

tu ry  społeczne i kulturow e, w których wyższość i a u to ry tet 
kobiety były bezsporną  oczywistością.

Romantycy,  co  isto tn e  dla  ich  koncepcji,  ujm ow ali  m ię­

dzypłciowe  różnice  nie jako  zjawisko  uw arunkow ane  spo­
łecznie czy stopniowo rozwijające się z biegiem  dziejów, ale 

jak o  niezm ienny fak t biologiczny.  Nie czynili w ielkich s ta ­

rań ,  by  określić  rzeczyw istą  n a tu rę   m ęskich  i  żeńskich 
cech.  Je d n i  uw ażali  c h a ra k te r  m ieszczańskiej  kobiety  za 

w yraz jej „istoty”. Inn i różnicę między m ężczyzną i kobietą 
traktow ali n a d e r powierzchownie: Fichte, n a  przykład, wie­

rzył, że cała różnica m iędzy m ężczyzną i kobietą opiera się 
n a   „n aturaln ej” różnicy w zachow aniu  podczas  a k tu  płcio­
wego.

Przedstaw iciele  późnego  rom antyzm u  utożsam iali  „ko­

bietę”  z  „m atką”,  ale  zarazem   odwrócili  się  od  m glistych 
konkluzji  i  zapoczątkow ali b ad an ia  em piryczne  n a d   zasa­

dą  m acierzyńską,  prowadzone  n a   polu  histo rii  i  biologii. 

W  efekcie  przydali  pojęciu  m atk i  niezwykłej  głębi.  Zwła­

szcza  sam   Bachofen,  choć  w  pewnej  m ierze  przyw iązany 
do  „naturalności”  międzypłciowych  różnic,  doszedł  do  no­

wych,  istotnych tez.  W myśl jednej  z  ważniejszych n a tu ra  
kobiety  rozw inęła  się  z  jej  realnej  „praktyki”  życiowej  -  
z jej opieki n a d  bezradnym  niemowlęciem, k tó rą  w ym usza 

sytuacja biologiczna.

Zarówno  ten,  ja k   i  wiele  innych  faktów,  o  których już 

wcześniej  wspom nieliśm y,  świadczy,  że  Bachofen  nie  był 

zdeklarow anym   rom antykiem ,  jak im   chcieliby  go  widzieć 

Klages i B aum ler. J a k  jeszcze  zobaczymy, „błogosławione” 

społeczeństwo m atriarchalne Bachofena m a wiele cech, któ­
re  w ykazują  ścisłe  pokrew ieństwo  z  ideałam i  socjalizmu. 
N a przykład za główne dążenie społeczeństwa m atria rc h a l­
nego uw aża Bachofen troskę o dobrobyt m aterialn y  i ziem­
skie  szczęście człowieka.  Również w innych  p u n k tach  rze­
czywistość społeczeństwa m atriarchalnego w ujęciu Bacho-

37

background image

fena  je s t  pokrew na  socjalistycznym   ideom  i  intencjom , 

a  bezpośrednio  przeciw staw na  rom antycznym   i  reakcyj­

nym   celom.  Zdaniem   Bachofena,  społeczeństwo  m a tria r­
chalne  m ożna  uznać  za  pierw otną  dem okrację,  w  której 
seksualizm  był wolny od chrześcijańskiego potępienia, w któ­
rej  najw ażniejszym i  zasadam i m oralnym i były miłość m a­
cierzyńska i współczucie, w której  najcięższy grzech stano­
wiła krzyw da w yrządzona bliźniem u i w której nie istn ia ła  

jeszcze  w łasność  pryw atna.  J a k   zauw aża  Kelles-K rauz 

(„Neue  Zeit”,  1901-1902,  I),  w  Bachofenowskiej  c h a ra k te ­
rystyce  społeczeństw a  m atriarchalnego  pobrzm iew a  s ta ra  
legenda  o  dorodnym   drzew ie  owocowym  i  cudownym 
źródle,  które  zm arniały,  gdy  człowiek  uczynił  z  nich  w ła­
sność pryw atną.

Często,  choć nie  zawsze,  Bachofen pokazuje,  że je s t my­

ślicielem dialektycznym .  Zanotujm y tę  uwagę:

Demetryjska ginekokracja jest zrozumiała, jeśli się założy ist­

nienie  wcześniejszego,  bardziej  pierwotnego  stanu,  krańcowo 
odmiennego od podstawowych zasad demetryjskiego  sposobu ży­
cia;  wykształcił  się  on w wyniku walki  z tym wcześniejszym  po­
rządkiem. Historyczna rzeczywistość matriarchatu jest więc świa­
dectwem historycznej  rzeczywistości heteryzmu (J.  J.  Bachofen, 

Der Mythus  von  Orient  und Okzident).

Filozofia Bachofena je s t pod wieloma względami pokrew­

n a  filozofii Hegla:

Przejście  od macierzyńskiej  do  ojcowskiej  koncepcji ludzkości 

było najważniejszym  punktem  zwrotnym w dziejach relacji mię­
dzy obiema płciami [...] W podkreśleniu ojcostwa mamy wyzwole­
nie się ludzkiego ducha od zjawisk natury, a w zaszczepieniu za­

sady  ojcostwa  wzniesienie  się  ludzkiej  egzystencji  ponad  prawa 

życia cielesnego (tamże).

Dla Bachofena najwyższym  celem ludzkiego przeznacze­

n ia je s t „wzniesienie  się ziemskiej  egzystencji  do  czystości 

zasady boskiego ojca”. Zwycięstwo zasady ojcowsko-ducho- 

wej  nad  m acierzyńsko-m aterialną  urzeczyw istniło  się 
w zwycięstwie Rzym u nad Wschodem,  zwłaszcza nad K ar­
tag in ą  i Jerozolim ą:

38

background image

To właśnie rzymska myśl zachęciła Europejczyków do odciśnię­

cia  swego  piętna  na  całej  ziemi.  Ta  prosta  myśl,  że  tylko  wolne 
rządy ducha,  a  nie  żadne  prawo  fizyczne,  stanowią  o  losie  ludzi 

(tamże).

Trudno  nie  dostrzec  wyraźnej  sprzeczności  m iędzy  Ba- 

chofenem,  k tóry  opiewa  dem okrację  ginekokratyczną, 

a Bachofenem arystokratycznym , który w ystępuje przeciw 

politycznej  emancypacji  kobiet  i  który  pisze:  „Siłą  rzeczy, 

dem okracja zawsze toruje drogę tyranii; moim ideałem  je s t 

republika, rządzona nie przez wielu, lecz przez najlepszych 

obywateli” (Kelles-Krauz,  op.  cit.).  Sprzeczność ta  ukazuje 
się  n a   wielu  płaszczyznach.  N a  płaszczyźnie  filozoficznej 

m am y wierzącego  protestan ta  i  idealistę  naprzeciw  rom an­
tyka,  filozofa  dialektycznego  naprzeciw  naturalistycznego 

m etafizyka.  N a płaszczyźnie  społecznej  i  politycznej  anty- 
dem okratę naprzeciw orędownika komunistyczno-demokra- 
tycznej  stru k tu ry   społecznej.  N a  płaszczyźnie  m oralnej 
rzecznika m oralności protestancko-m ieszczańskiej nap rze­
ciw  zw olennika  społeczeństwa,  w którym   miejsce  m ałżeń­
stw a monogamicznego  zajm uje  swoboda  seksualna.

W odróżnieniu od K lagesa i B aum lera, Bachofen nie s ta ­

ra ł  się  harm onizow ać  tych  sprzeczności.  To,  że  je  dopu­

szczał,  w yjaśnia,  dlaczego  cieszył  się  ta k   dużą  ap ro b atą 
u  tych  socjalistów,  którzy  mieli  n a   oku  nie  reform ę,  lecz 
gruntow ne przeobrażenie s tru k tu r społecznych i psychicz­

nych  społeczeństwa.

F a k t, że Bachofen ucieleśniał w sobie tak ie  sprzeczności 

i niem al nie s ta ra ł się ich ukryw ać, w ynikał przede w szyst­
kim  z w arunków  psychicznych i ekonomicznych jego życia. 
Z akres jego  ludzkich  i  intelek tualn y ch  zainteresow ań  był 
ogromny,  a jego sym patia  dla  m a tria rc h a tu   bez w ątpienia 
wywodziła się  z głębokiego przyw iązania do m atki.  Bacho­
fen  ożenił  się  dopiero  po jej  śmierci,  w  w ieku  czterdziestu 
lat.  Dziesięciomilionowy spadek pozwolił m u zachować  re ­

zerwę  wobec  niektórych  m ieszczańskich  ideałów  -   rezer­

wę,  k tó ra   była  koniecznością  dla  każdego  entu zjasty   m a­
tria rc h a tu .  Z  drugiej  strony,  te n  bazylejski  patrycjusz  był 
ta k   głęboko  zakorzeniony  w  swej  p atriarch aln ej  tradycji,

39

background image

że  nie  mógł  nie  dochować  lojalności  tradycyjnym   prote- 
stancko-m ieszczańskim  ideałom. Neorom antycy, ja k  Schu- 
ler,  Klages  i  B aum ler,  dostrzegali  tylko  Bachofena,  który 
głosił irracjonalizm , podporządkow anie n a tu rz e  i wyłączne 
rządy w artości n aturalny ch , opierających się n a związkach 

krw i  i  ziemi.  Problem   sprzeczności  w ew nętrznych  Bacho­
fena rozw iązywali  dzięki jednostronnej  in te rp re ta c ji1.

Również socjaliści dostrzegali „m istyczną” stronę Bacho­

fena, ale uw agę i sym patię kierow ali k u  niem u jak o  etnolo­
gowi  i  psychologowi,  to  znaczy  k u   tej  części  jego  dzieła, 
której  zawdzięcza on swe  znaczenie w  dziejach nauki.

W XIX w ieku n ik t nie uczynił ta k  wiele  dla propagandy 

dzieła  szw ajcarskiego  uczonego  ja k   F ry dery k   Engels. 

W  Pochodzeniu  rodziny,  własności  pryw a tnej  i  p a ń stw a  

stw ierdza  on,  że  początek  histo rii  rodziny  wyznacza  Ba- 
chofenowskie  Das  M utterrecht.  Oczywiście  E ngels  k ry ty ­
kuje  idealistyczne  stanow isko  Bachofena,  które  wywodzi 

stosunki  społeczne z religii,  ale  pisze:

Wszystko to jednak nie umniejsza jego przełomowej zasługi; on 

to  pierwszy  odrzucił  frazes  o  nieznanym  pierwotnym  okresie,

o  bezładnych stosunkach płciowych,  i wykazał,  że w  starożytnej 

literaturze klasycznej mamy mnóstwo śladów świadczących o tym, 

że  u  Greków  i  Azjatów  istniał  w  rzeczywistości  przed  małżeń­
stwem pojedynczej pary taki stan, kiedy bez obrazy obyczajów nie 
tylko jeden mężczyzna obcował płciowo z wielu kobietami, ale tak­
że jedna kobieta z wielu mężczyznami; [...] że na skutek tego po­
chodzenie można było ustalać pierwotnie jedynie w linii żeńskiej, 
od matki do matki; że to wyłączne uznawanie linii żeńskiej zacho­
wało  się jeszcze  przez  czas  dłuższy  w  okresie  małżeństwa  poje­

dynczej pary, kiedy ojcostwo było pewne lub w każdym razie uzna­

wane;  że  to  pierwotne  położenie  matek, jako jedynych  pewnych 
rodziców swych dzieci, zapewniało im, a przez to kobietom w ogóle, 
wyższą pozycję społeczną, niż zajmowały one kiedykolwiek w cza­

sach  późniejszych.  Wprawdzie  Bachofen  nie  wypowiedział  tych 
twierdzeń z taką jasnością -  stały temu na przeszkodzie jego mi­
styczne  poglądy.  Dowiódł jednak  tych twierdzeń,  a to  oznaczało 
w roku  1861  całkowitą  rewolucję (F.  Engels,  Pochodzenie  rodzi­
ny,  własności prywatnej i państwa).

Szesnaście la t później  am erykański etnolog Lewis H. Mor­

gan wykazał, że m atria rc h a ln a  s tru k tu ra  społeczna w ystę­

40

background image

powała  w  najróżniejszych  rejonach;  posłużył  się  przy  tym 
m etodam i  całkowicie  odm iennymi  od  metod,  które  stoso­
wał Bachofen.  M arks i Engels gruntow nie studiowali Spo­
łeczeństwo pierwotne
  M organa,  które  posłużyło Engelsowi 
za  podstaw ę  jego  dzieła  o  rodzinie.  O m awiając  odkryty 
przez M organa ród m atriarchalny, Engels zauważa, że m iał 
on „takie samo znaczenie dla prehistorii, ja k  Darwinowska 
teo ria  rozwoju  dla  biologii  i  M arksow ska  teoria  wartości 
dodatkowej  dla  ekonomii  politycznej”.  Trudno  o  większą 
pochwałę  z u s t Engelsa,  który  dalej  pisze:

Ród matriarchalny stał się osią, wokół której obraca się cała ta 

nauka; od chwili jego odkrycia wiadomo, w jakim kierunku winny 
iść badania i co  ma być ich przedmiotem  oraz jak należy grupo­
wać zbadany materiał (tamże).

Odkrycie m a tria rc h a tu  wywarło wpływ nie tylko n a  E n ­

gelsa.  M arks  pozostawił  szereg  uw ag  krytycznych,  które 
Engels  w ykorzystał  później  w  swym  dziele.  N a  teorii  m a­
tria rc h a tu   Bebel  oparł  swój  socjalistyczny  bestseller  Ko­
bieta i socjalizm.
 Zięć M arksa, Paul Lafargue, pisał o „strasz­
liwej  roli kapłanki i  strażniczki  tajemnic,  k tó rą  kobieta  od­
gryw ała  we  wspólnocie  pierw otnej”  (cyt.  za:  Kelles-Krauz, 
op.  cit.) i jej  powrocie do tej roli w społeczeństwie przyszło­

ści. W edług Kelles-K rauza, Bachofen drąży pod m ieszczań­
skim   renesansem   i  wygrzebuje  szlachetne  ziarno  nowego, 

rewolucyjnego  renesansu:  renesansu  komunistycznego  du­
cha (tamże).

Co  skłoniło  socjalistów  do  ta k   przychylnej  postaw y  wo­

bec teorii m atria rc h a tu ?  Podobnie ja k  rom antyków , przede 
w szystkim   ich  dystans  emocjonalny  i  ideologiczny  w  sto­

su nku do społeczeństwa mieszczańskiego.  Bachofen w ska­
zał  n a   relatyw ność  aktu aln y ch   stosunków   społecznych. 
Podkreślił  fakt,  że  m ałżeństw o  monogamiczne  w  żadnym 
razie nie je s t odwieczną i „ n a tu raln ą ” instytucją. Ruch teo­
retyczny i polityczny, opowiadający się za fundam entalnym  
przeobrażeniem   istniejącej  s tru k tu ry   społecznej,  m usiał 
z radością powitać tak i pogląd. Ze swego politycznego punktu 
widzenia Bachofen ujmował go jednak jako problematyczny:

41

background image

Wyłączność  związku  małżeńskiego  wydaje  się  tak  niezbędna, 

tak  ściśle  związana  z  godnością  natury ludzkiej  i jej  wzniosłym 

powołaniem, że większość ludzi uważa ją  za odwieczny stan rze­
czy. Twierdzenie, że istniały głębsze, nieskrępowane związki mię­
dzy płciami, uznaje się za błędną czy bezużyteczną spekulację na 
temat  początków ludzkiego istnienia i odrzuca jak zły  sen.  Któż 
by  nie  chciał  przyjąć  powszechnie  panującego  poglądu  i  oszczę­
dzić naszemu gatunkowi bolesnej pamięci o jego wstydliwym dzie­
ciństwie? Świadectwo historii nie pozwala nam jednak iść za gło­

sem dumy i egotyzmu ani wątpić w boleśnie powolny postęp czło­
wieka  ku  wyższej  moralności  małżeńskiej  (J.  J.  Bachofen,  Der 

Mythus  von  Orient  und Okzident).

Sym patię  m arksistów   teo ria  m a tria rc h a tu   zyskała  nie 

tylko  dzięki  tem u,  że  podkreśliła  względność  m ieszczań­

skiej s tru k tu ry  społecznej, ale i dzięki swej  szczególnej tre ­
ści.  Po pierwsze, odkryw a ona okres, w którym  kobieta nie 
była niewolnicą mężczyzny i przedm iotem  h a n d lu  wym ien­
nego, lecz au torytetem  i ośrodkiem  społeczeństw a -  mocny 

arg u m en t  w  walce  o  polityczną  i  społeczną  emancypację 

kobiet. W ielką b atalię, k tó ra  rozpoczęła się w XVIII wieku, 
n a  nowo podjęli bojownicy walki o społeczeństwo bezklaso- 

we.  P a tria rc h a ln a   s tru k tu ra   społeczna je s t  ze  swych  psy­
chospołecznych  założeń  ściśle  zw iązana  z  klasowym   cha­
rak te re m   dzisiejszego  społeczeństwa.  W  ogromnej  m ierze 

opiera  się  ono  n a   specyficznych  postaw ach  psychicznych, 
po  części  zakorzenionych w nieśw iadom ych  popędach;  po­

staw y te skutecznie uzupełniają przym us zew nętrzny, wy­

w ierany  przez  a p a ra t  adm inistracyjny.  Rodzina  p a tria r­

chaln a je s t jednym  z najw ażniejszych ośrodków u rab ia n ia  
postaw   psychicznych,  które  przyczyniają  się  do  u trzy m a­
n ia  stabilności  społeczeństwa  klasowego  (por.  E.  From m , 
Metoda  i funkcja  analitycznej psychologii  społecznej).

Niech  m i  będzie  wolno  skupić  się  tera z   n a   najw ażniej­

szym aspekcie.  Zajmiemy się obecnie kom pleksem   emocjo­
nalnym ,  który  m ożna  by  nazw ać  kom pleksem   „patrycen- 
trycznym ”.  Obejmuje  on n astępujące  elem enty:  uczuciowe 
uzależnienie  od  władzy  ojcowskiej,  które je s t  m ieszaniną 
lęku,  miłości  i  nienaw iści;  utożsam ianie  się  z  w ładzą  oj­
cowską  w  obliczu  słabszych;  mocne  i  surow e  superego,

42

background image

które staw ia obowiązek ponad szczęście; poczucie winy, s ta ­
le  reprodukow ane  przez  rozdźwięk  pomiędzy w ym agania­
m i  superego  i  w ym aganiam i  rzeczywistości,  k tóre  rodzi 
posłuszeństw o człowieka wobec autorytetów . Kompleks ten  

je s t w arunkiem  psychospołecznym, który w yjaśnia, dlacze­

go  niem al  powszechnie  uw aża  się  rodzinę  za  fun dam ent 

(czy przynajm niej  za jed en  z filarów) społeczeństwa. W yja­
śn ia  on  również,  dlaczego  wszelki  zam ach  teoretyczny  n a 
rodzinę -  a tak im  zam achem  była Bachofenowska teoria -  

m u siał  się  spotkać  z  poparciem   autorów   o  socjalistycznej 
proweniencji.

W  kontekście  naszej  problem atyki  szczególnie  w ażny 

je s t  obraz  charakterystycznych  dla  m a tria rc h a tu   w a ru n ­

ków  społecznych,  psychicznych,  m oralnych i  politycznych, 
k tóry  n ak reślili  Bachofen  i  M organ.  O  ile  spojrzenie  B a­

chofena  cechuje  nostalgia  za  tym   wczesnym,  n a   zawsze 
minionym  etapem   rozwoju  społeczeństwa,  o  tyle  M organ 
mówi  o  wyższym  stad iu m   cywilizacji,  któ re  m a  jeszcze 
nadejść:  „będzie  to  powrót,  ale  n a   wyższym  szczeblu,  do 
wolności,  równości  i  b ra te rstw a ,  cechujących  staro żytn e 
rody”.  Sam   Bachofen  obrazowo  opisuje  ów  rys  wolności, 
równości  i  b rate rstw a ,  właściwy  społeczeństw u  m atria r- 
chalnem u, którego naczelnym i zasadam i były nie lęk i ule­
głość, lecz miłość i współczucie2.

Przychylnej  recepcji  Bachofena  u  socjalistów  sprzyjało 

również  znaczenie troski  o m aterialn e  szczęście  człowieka 

w społeczeństwie m atriarchalnym .  Choć ów n aturalistycz- 

ny  m aterializm ,  zakorzeniony  w  energii,  k tó rą   m a tk a   po­

święca  n a   popraw ę  m aterialn y ch   w arunków   życia  swego 
dziecka,  n a  płaszczyźnie  teoretycznej  różni  się  zasadniczo 
od m aterializm u  dialektycznego,  to jed n a k  m a w sobie rys 
akceptowalnego  hedonizm u  społecznego,  który  wyjaśnia, 
dlaczego orędownicy socjalizmu ta k  dobrze przyjęli tę teorię.

Dodajmy tu  p arę ogólnych uw ag n a  te m a t zasady zupeł­

nego b ra k u  ograniczeń seksualnych,  k tó rą Bachofen  przy­

pisuje  w czesnem u  społeczeństw u  ginekokratycznem u. 
Z  pewnością  błędem   byłaby  teza,  że  istn ien ie  ograniczeń 
w sferze seksualnej daje się wyjaśnić jedynie n a tu rą  społe-

43

background image

czeństw a  klasow ego  i  że  społeczeństwo  bezklasow e  n ie­

chybnie  przywróciłoby  nieograniczone  związki  seksualne, 
opisywane  przez  Bachofena.  Z  drugiej  strony,  m usim y po­

wiedzieć,  że m oralność, k tó ra  gani i deprecjonuje przyjem ­

ność sek su alną, odgrywa isto tn ą rolę w u trzy m an iu  społe­
czeństw a  klasowego,  że  zatem   wszelki  a ta k   n a  tę   m oral­
ność  -   którym   z  pewnością  była  również  teo ria  Bachofe­
n a  -  spotka  się  z  życzliwym przyjęciem  u socjalistów.

Życie  seksu aln e  oferuje jed n ą  z  najbardziej  elem en tar­

nych  i  najpotężniejszych  możliwości  zadowolenia  i  szczę­
ścia.  Gdyby było ono dozwolone w całej  pełni, jakiej  wym a­
ga twórczy rozwój ludzkiej osobowości, gdyby nie było ogra­
niczane  przez  konieczność  zachow ania  kontroli  nad  
m asam i, to spełnienie tej istotnej możliwości szczęścia nie­
uchronnie  prowadziłoby  do  wzmożonego  p rag nien ia  sa ty ­

sfakcji  i  szczęścia  w  innych  dziedzinach  życia.  Ponieważ 
zaspokojenie  tego  prag nienia  wymagałoby  środków  m ate ­

rialnych,  przeto  samo  z  siebie  doprowadziłoby  do  zburze­
n ia  istniejącego porządku społecznego.  O graniczanie saty ­

sfakcji seksualnej  pełni tak że in n ą  funkcję społeczną.  Gdy 
przyjemność sek su aln ą jako ta k ą  uznaje się za grzech, gdy 

pożądanie  seksualne  nieu stan n ie  działa w każdej  ludzkiej 

istocie,  w tedy  zakazy  m oralne  sta ją   się  źródłem   poczucia 

winy,  które  często je s t  nieuśw iadom ione  czy  przenoszone 
w inne sfery  życia.

Poczucie w iny pełni  ogromnie w ażną  funkcję  społeczną. 

To  za  jego  sp raw ą  człowiek  ujm uje  swe  cierpienie  jako 
spraw iedliw ą k a rę   za w łasne winy,  a  nie jako następstw o 
wadliwej  organizacji  społecznej.  Ono tak że  przyczynia  się 

do  emocjonalnego  onieśm ielenia,  które  ogranicza  in telek­

tu aln e  -  w tym  zwłaszcza krytyczne -  zdolności człowieka, 

a  zarazem   um acnia  emocjonalne  przyw iązanie  do  rep re­
zentantów  m oralności  społecznej.

Niech  mi  będzie  wolno  zwrócić  uw agę  n a jeszcze jeden, 

ostatni  już  aspekt.  B adania  kliniczne  psychoanalitycznej 
psychologii indyw idualnej dostarczają dowodów, że tłum ie­
nie  bądź  akceptow anie  satysfakcji  seksualnej  m a  istotne 
n astęp stw a dla s tru k tu ry  popędów i c h a ra k te ru  człowieka

44

background image

(patrz  E.  Fromm ,  M etoda  i  funkcja...).  W arunkiem   wy­
kształcenia  się  „charakteru   genitalnego” je s t  nieobecność 
zaham ow ań  seksualnych,  k tó re  w strzy m ują  optym alny 
rozwój osobowości. W śród cech, które niew ątpliw ie sk ład a­

ją   się  n a   c h a ra k te r  genitalny,  znajduje  się  niezależność 

psychiczna  i  in tele k tu a ln a ,  której  znaczenia  społecznego 
nie  m a  potrzeby  podkreślać.  Z  drugiej  strony,  tłum ienie 
seksualizm u  genitalnego  prowadzi  do  rozw inięcia  się  czy 
nasilen ia  tak ich   tendencji  instynktow nych, ja k   tendencje 
analne, tendencje sadystyczne czy tendencje hom oseksual­
ne,  które  w  decydującym  stopniu  stanow ią  o  popędowych 
podstaw ach  dzisiejszego  społeczeństwa.

N iezależnie  od  obecnego  sta n u   b ad ań   n a d   m a tria rc h a ­

tem   wydaje  się  pewne,  że  istn ieją   s tru k tu ry   społeczne, 
które m ożna nazw ać m atrycentrycznym i. J e śli zatem  chce­
m y zrozumieć dzisiejsze s tru k tu ry  społeczne i ich tra n sfo r­
macje, to m usim y brać pod uw agę obecne i przyszłe wyniki 
tych  badań.

Libidalne dążenia ludzi należą do  społecznych „sił tw ór­

czych”. Dzięki swej elastyczności i zmienności w znacznym  
stopniu  dostosowują  się  one  do  ekonomicznej  i  społecznej 

sytuacji grupy społecznej -  jakkolw iek owa zdolność a d ap ­

tacji m a swe granice. S tru k tu ra  psychiczna, w spólna człon­
kom danej grupy społecznej, stanow i niezbędny fu n d am ent 
stabilności społecznej.  Oczywiście pełni ona to zadanie tyl­
ko  dopóty,  dopóki  sprzeczności  pomiędzy  s tr u k tu rą   psy­
chiczną  a w arun kam i  ekonomicznymi  nie  przekroczą pro­
gu krytycznego; gdy zostaje on przekroczony, siły psychicz­
ne  działają w  k ieru n k u   zm iany czy zburzenia istniejącego 
porządku.  Nie  m ożna  je d n a k   zapominać,  że  różne  klasy 
społeczne  mogą  mieć  radykalnie  odm ienne,  a  n aw et  prze­
ciw stawne,  s tru k tu ry   psychiczne,  co  zależy  od  funkcji  da­
nej  klasy w  procesie społecznym.

Dzięki  swej  indyw idualnej  konstytucji  i  osobistym   do­

świadczeniom  życiowym,  zwłaszcza  z  wczesnego  dzieciń­
stw a, jed n o stk a różni  się  psychicznie  od  członków własnej 

grupy,  jedn ak że  znaczna  część  jej  stru k tu ry   psychicznej 
stanow i w ynik adaptacji do jej  klasy i  do  całego społeczeń­

45

background image

stw a.  N asza w iedza  o  czynnikach  determ inujących  s tru k ­

tu rę   psychiczną  danej  klasy  czy  społeczeństwa,  a  zatem

o psychicznych „siłach twórczych” występujących w danym  
społeczeństw ie,  je s t  niew ielka  w  porów naniu  z  wiedzą
o  stru k tu ra c h  ekonomicznych i  społecznych.  J e s t ta k  m ię­
dzy  innym i  dlatego,  że  badacz,  który  zajm uje  się  tym i  za­
gadnieniam i,  sam   został  ukształto w an y  przez  s tru k tu rę  
psychiczną typow ą  dla  społeczeństwa, w którym  żyje -  ro­
zum ie  zatem  jedynie  te  stru k tu ry ,  które  są jak oś  podobne 

do  jego  w łasnej.  Łatwo  popełnia  błąd,  tra k tu ją c   w łasną 
stru k tu rę   psychiczną  czy  też  s tru k tu rę   psychiczną  swego 
społeczeństw a jak o  „n atu rę lu d zk ą”.  Łatwo też może prze­
oczyć  fakt,  że  w odm iennych w arun k ach   społecznych  siła­
m i  twórczymi  byłyby  -   i  m ogą  być  -   zupełnie  odm ienne 
s tru k tu ry   popędowe.

B ad an ia n a d  k u ltu ra m i „m atrycentrycznym i” są istotne 

dla  n a u k   społecznych,  ujaw niają  bowiem  istn ien ie  stru k ­

t u r  psychicznych, które  są zupełnie odm ienne  od  działają­

cych  w  naszym   społeczeństw ie;  zarazem   rzucają  nowe 
światło n a   zasadę  „patrycentryczną”.

Kom pleks  patrycentryczny  to  s tr u k tu ra   psychiczna, 

której  ośrodkiem  je s t stosunek do ojca (czy  do jego psycho­
logicznych ekwiwalentów). Form ułując pojęcie (pozytywne­

go)  kom pleksu  Edypa,  F reud  odkrył jed en  z  zasadniczych 
aspektów  tej  stru k tu ry  -  choć zarazem  przecenił jego u n i­
w ersalność,  ponieważ  nie  potrafił  zachować  niezbędnego 

d ystansu do własnego społeczeństwa. Pobudzenia seksu al­

ne  u niem owlęcia płci m ęskiej,  skierow ane  n a   m atk ę jako 

pierwszy i  najw ażniejszy żeński „obiekt miłości”,  k ażą m u 
traktow ać ojca jako rywala. Układowi tem u szczególne zn a­
czenie nad aje fakt,  że w rodzinie  p atriarch aln ej  ojciec je s t 

jednocześnie  auto rytetem ,  k tó ry  kieruje  życiem  dziecka. 

Pom ijając  kw estię fizjologicznej  niemożności  zaspokojenia 
p ragnień  dziecka,  należy  wskazać,  że  podwójna  rola  ojca 
m a  inny,  opisany  przez  F reu d a  skutek:  dziecko,  pragnąc 
zająć  miejsce  ojca,  do  pewnego  stopnia  identyfikuje  się 
z nim. Dokonuje ono introjekcji ojca jako rep re z en ta n ta  n a ­
kazów m oralnych, co stanow i potężny czynnik k ształtow a­

46

background image

nia  się  świadomości.  Proces  te n   kończy  się  tylko  częścio­
wym  sukcesem ,  dlatego  ryw alizacja  dziecka  z  ojcem  pro­
wadzi do pow stania am biw alentnej  postaw y emocjonalnej. 
Z jednej strony, dziecko chce być kochane przez swego ojca, 
z  drugiej  nato m iast, m niej  czy bardziej jaw nie b u ntuje  się 
przeciwko niem u.

Kom pleks  patrycentryczny  k sz ta łtu ją   również  procesy 

psychiczne,  które przebiegają w sam ym  ojcu:  po pierwsze, 

jego  zazdrość  o  syna.  Po  części bierze  się  ona  stąd,  że  dro­

ga życia ojca staje się coraz k ró tsza w porów naniu z  drogą 
życia, k tó rą  m a przed sobą jego syn. Istotniejsza przyczyna 

tej  zazdrości m a  społeczne  źródła:  sytuacja  życiowa  dziec­
k a  je s t  względnie  wolna  od  zobowiązań  społecznych.  Za­

zdrość ojca je s t większa,  gdy większy je s t ciężar ojcowskiej 

odpowiedzialności.

Jeszcze  istotniej  determ inują  postaw ę  ojca  wobec  syna 

czynniki  społeczno-ekonomiczne.  W  zależności  od  w a ru n ­

ków ekonomicznych syn je s t albo dziedzicem m ajątk u  ojca, 

albo  jego  podporą  n a   sta re   lata.  Stanow i  więc  swego  ro­
dzaju inwestycję. Z ekonomicznego p u n k tu  widzenia  sum y 
zainw estow ane  w jego  wychowanie  i  edukację  niczym  się 

nie  różnią  od  wydatków  n a  ubezpieczenie  i  fundusz  eme­
rytalny.

Co  więcej,  syn  odgrywa  isto tn ą  rolę  również  tam ,  gdzie 

chodzi o prestiż społeczny ojca. Św iadczenia społeczne syna 

i  tow arzyszące  im   uznanie  m ogą  zwiększać  prestiż  ojca, 
ta k  ja k  niepowodzenia i porażki  mogą te n  p restiż  zm niej­

szyć, a naw et zniweczyć (podobną rolę odgrywa ekonomicz­

nie  czy  społecznie korzystny ożenek).

Funkcje społeczne i ekonomiczne syna powodują, że zwy­

kle celem jego edukacji nie je s t szczęście osobiste -  m aksy­
m alny  rozwój  osobowości  -   lecz  m aksym alna  użyteczność 
w  św iadczeniu  n a   rzecz  potrzeb  ekonomicznych  i  społecz­

nych ojca. Często dochodzi więc do obiektywnego konfliktu 

pomiędzy  szczęściem  a  użytecznością  syna.  Ojciec  zwykle 
nie je s t  świadomy tego konfliktu,  gdyż pod wpływem ideo­
logii swego społeczeństwa uznaje oba te cele za identyczne. 
Sytuację  dodatkowo  kom plikuje  okoliczność,  że  ojciec  czę­

47

background image

sto identyfikuje się z synem:  oczekuje, że będzie on nie ty l­
ko  użyteczny  społecznie,  ale  i  urzeczyw istni jego  w łasne, 
nie  spełnione  m arzen ia i w yobrażenia.

Funkcje  społeczne  syna m ają decydujący wpływ n a  cha­

r a k te r  miłości  ojcowskiej:  syn je s t kochany  przez  ojca  pod 
w arunkiem , że spełnia pokładane w nim  oczekiwania. Gdy 

je zawodzi, miłość ojca może zaniknąć, a n aw et p rzekształ­

cić  się w pogardę  czy nienaw iść (stąd ta k  ch arakterystycz­
nym  zjaw iskiem  k u ltu ry  patrycentrycznej je s t „umiłowany 

syn” -  ten , który najlepiej  spełnia ojcowskie  oczekiwania).

W arunkow y  c h a ra k te r  miłości  ojcowskiej  zwykle  pocią­

ga za sobą dwa n astępstw a: (1) u tra tę  bezpieczeństw a psy­
chicznego, generowanego przez świadomość, że je s t się bez­

w arunkow o  kochanym;  (2)  intensyfikację  roli  sum ienia  -  

człowiek przyjm uje światopogląd, w którym  główną tro sk ą 
życiową  staje  się  spełnienie  obowiązku,  ponieważ  tylko  to 
może  m u przynajm niej  w m inim alnym   stopniu g w aranto­
wać,  że  będzie  kochany.  J e d n a k   n aw et m aksym alne  speł­
n ienie  w ym agań  sum ienia  nie  chroni  przed  poczuciem 

winy,  gdyż  działanie  człowieka  nigdy  nie  dorównuje  idea­
łom, któ re są  przed nim   staw iane.

Typowa3 miłość m acierzyńska m a zupełnie inny ch a ra k ­

ter.  Przede w szystkim ,  w pierwszych lata ch  życia je s t cał­
kowicie bezw arunkow a. Opieka m atk i n ad  bezradnym  nie­

mowlęciem nie je s t uzależniona od żadnych m oralnych czy 

społecznych  zobowiązań,  jak im   dziecko  m iałoby  sprostać: 

m a tk a   nie  oczekuje  naw et,  że  dziecko  odwzajemni jej  m i­

łość.  Bezwarunkowość  miłości  m acierzyńskiej  je s t  biolo­
giczną koniecznością,  k tó ra może również podsycać  skłon­
ność  do  bezwarunkow ej  miłości,  zakorzenioną  w  emocjo­
nalnej  konstytucji  kobiety.  Pewność,  że  miłość  m atki  (czy 

jej  psychologicznego  ekw iw alentu)  nie je s t uzależniona  od 

żadnych  w arunków ,  oznacza,  że  spełnianie  nakazów   mo­
ralnych odgrywa znacznie m niejszą rolę, ponieważ nie je st 
w arunkiem ,  od którego zależy,  czy je s t się kochanym.

Od  opisanych  tu   cech  miłości  m acierzyńskiej  mocno 

odbiega  obraz  kobiety,  który  kultyw uje  dzisiejsze,  patry- 
centryczne  społeczeństwo.  W  zasadzie  zna  ono  jedynie

48

background image

odwagę i heroizm  mężczyzny (u którego  cechy te w rzeczy­

wistości są zabarw ione  sporą dozą narcyzm u).  O braz m a t­
ki  został  zniekształcony  przez  rys  sentym entalizm u  i  sła­

bości.  M iejsce  bezw arunkow ej  miłości  m acierzyńskiej, 

k tó rą  kobieta obdarza nie tylko w łasne dzieci, lecz w ogóle 
wszystkie dzieci i  wszystkie istoty ludzkie, w obrazie m a t­
ki  zajęła typowo m ieszczańska  żądza posiadania.

Ze zm ianą w izerunku m atki idzie w parze uw arunkow a­

ne  społecznie  zniekształcenie  relacji  m atka-dziecko.  N a­

stępstw em   tego  zniekształcenia  -   a  zarazem   przejaw em  

kom pleksu  Edypa -  je s t postaw a,  w  której  pragnienie,  by 
być  kochanym   przez  m atkę,  zostaje  zastąpione  przez  p ra ­

gnienie,  by  się  nią  opiekować  i  wynieść  ją   n a  piedestał. 
M atka  zostaje  pozbawiona  swej  opiekuńczej  funkcji  -   te ­

raz inni się n ią  opiekują i utrzym u ją w „czystości”.  T a for­

m acja  rea k ty w n a   (zniekształcająca  pierw otną  relację  do 
m atki)  rozciąga  się  n a   inne  symbole  m acierzyńskie,  tak ie 

ja k  k raj,  naród  czy ziemia,  i  odgrywa isto tn ą  rolę w sk raj­

nie patrycentrycznych ideologiach naszych czasów.  M atka

i jej psychologiczne ekw iw alenty nie zniknęły z tych ideolo­

gii,  lecz zm ieniły swą funkcję z isto t opiekuńczych n a  isto­
ty w ym agające  opieki.

R easum ując,  możemy  powiedzieć,  że  p atry cen tryczn ą 

jednostkę -  i patrycentryczne społeczeństwo -  c h arak tery ­

zuje  zespół  cech,  wśród  których  dom inują  tak ie, ja k   suro­
we superego, poczucie winy, pełna posłuchu miłość do  ojca 

jako autorytetu, pragnienie dominacji n ad  słabszymi i przy­

jemność znajdow ana w dominacji nad nimi, akceptacja cier­

pienia jak o  k a ry  za w łasne winy oraz upośledzenie zdolno­
ści  do  odczuw ania  szczęścia.  N ato m iast  kom pleks  m atry- 
centryczny ch arakteryzuje optym istyczne zaufanie do bez­
w arunkow ej  miłości  m atki,  znacznie  m niejsze  poczucie 
winy,  znacznie  słabsze  superego  oraz  w iększa zdolność  do 
odczuwania przyjemności i szczęścia.  Cechom tym  w tóruje 
ideał  matczynego  współczucia  i  miłości  dla  słabych  i  po­
trzebujących  pomocy4.

Choć oba typy można odnaleźć w każdym społeczeństwie — 

pierw otnie są one zależne od układu, który p anuje w rodzi­

49

background image

nie  dziecka  -   to jed n a k   wydaje  się,  że  każdy  z  nich, jako 
typ  przeciętny,  je s t  ch arakterysty czny   dla  jednego  typu 

społeczeństwa. Prawdopodobnie typ patrycentryczny prze­
w aża  w  społeczeństwie  protestancko-m ieszczańskim ,  n a ­
tom iast typ m atrycentryczny znaczną  rolę odgrywał w ok­
resie średniowiecza, a dziś utrzym uje się w społeczeństwach 
południowej  Europy.  K w estia ta  przyw iodła n as  do rozwa­
żań M axa W ebera n a d  związkiem  k ap italizm u  m ieszczań­
skiego i  protestanckiego  etosu  pracy,  stanow iącym   przeci­
w ieństw o  zw iązku  m iędzy  katolicyzm em   i  etosem   pracy 
w k rajach katolickich.

Mimo  wszelkich  zastrzeżeń,  jak ie   m ożna  by  podnieść 

przeciw  poszczególnym  tezom   W ebera,  istn ien ie  takiego 

zw iązku je s t  dla  dzisiejszej  n au k i  bezsporne.  Sam   W eber 

rozw ażał problem  n a  płaszczyźnie świadomości i ideologii. 
Pełne zrozum ienie wzajem nych relacji możliwe je s t jed n a k  
tylko n a  gruncie  analizy popędu, k tóry  leży u  podstaw  k a ­

pitalizm u  m ieszczańskiego i  ducha  protestantyzm u.

Choć również katolicyzm  wykazuje wiele patrycentrycz- 

nych rysów — Bóg Ojciec, m ęska h ierarch ia etc. — to jed n a k  
nie ulega wątpliwości, że isto tn ą rolę odgrywa w nim  kom ­
pleks  m atrycentryczny.  N ajśw iętsza  M aria  P a n n a   i  sam  
Kościół  są  w  sensie  psychologicznym  odpowiednikiem  
Wielkiej M atki, k tó ra  n a  swej piersi daje schronienie wszy­

stkim   swym  dzieciom.  M atriarchalne  rysy  przypisuje  się 

również, jakkolw iek  nieświadom ie,  sam em u  Bogu.  Każdy 

„syn  Kościoła”  może  być  pew ien  miłości  Kościoła-M atki, 
dopóki uw aża się za jego dziecię bądź powraca n a  jego łono. 
Do  tej  synowskiej  relacji  dochodzi  dzięki  sakram entom . 

Oczywiście  nak azy   m oralne  odgrywają  znaczną  rolę,  ale 
nieodzowną  wagę  społeczną  zapew nia  im  dopiero  działa­
nie  skomplikowanego  m echanizm u,  podczas  gdy  każdy 
w ierny  może  być  pewien,  że je s t kochany  bez  względu  na 
całą sferę m oralną.  Katolicyzm w niem ałym   stopniu gene­
ruje w w iernych poczucie winy, ale jednocześnie przew idu­

je  możliwość  uw olnienia  się  od  tego  uczucia.  Ceną,  ja k ą  

trz e b a   za  to  zapłacić,  je s t  uczuciowa  więź  z  Kościołem
i jego sługam i.

50

background image

Protestantyzm  dokładnie oczyścił chrześcijaństwo z wszel­

kich m atrycentrycznych rysów. S ub sty tu ty  m atki, takie ja k  
N ajśw iętsza  M aria  P a n n a   czy Kościół,  zniknęły,  podobnie 

ja k   m acierzyńskie  rysy  Boga.  W  centru m   teologii  L u tra 5 

znajdujem y  wątpliwość,  czy  grzeszny  człowiek  może  być 

pewny, że je s t kochany. Lekarstw o je s t tylko jedno: w ia ra 6. 
W kalw inizm ie i w wielu innych odłam ach p ro testan ty zm u 

naw et  te n   środek  okazuje  się  niew ystarczający.  W iarę 

w fundam entalny sposób  dopełnia obowiązek  („wewnątrz- 

światow a  asceza”) i „sukces”  w  życiu  świeckim,  będący je ­
dynym  dowodem  przychylności i  łaski  ze strony Boga7.

Do pow stania protestantyzm u doprowadziły te sam e czyn­

niki  społeczne  i  ekonomiczne,  które  umożliwiły pow stanie 
„ducha” kapitalizm u. J a k  k ażda religia, protestanty zm  nie­

u stan n ie odtw arza i um acnia s tru k tu rę  popędów, która jest 
niezbędna w każdym  konkretnym  społeczeństwie. Kompleks 
patrycentryczny -  w którym  obowiązek i sukces są główną 
siłą napędową, podczas gdy przyjemność i szczęście odgry­
w ają rolę drugorzędną — stanow i jed n ą z najpotężniejszych 
sił  stojących  za  niebyw ałym i  osiągnięciam i  ekonomiczny­
mi  i  ku ltu raln y m i  kapitalizm u.  W  czasach  przedkapitali- 

stycznych ludzi (na przykład niewolników) trz e b a  było siłą 

fizyczną  zm uszać,  by  swą  energię  przeznaczyli  n a   ekono­
micznie użyteczną pracę.  Dzięki wpływowi kom pleksu pa- 
trycentrycznego  ludzie  zaczęli  to  robić  z  w łasnej  „wolnej 
woli”,  ponieważ  doszło  do  internalizacji  przym usu  zewnę­
trznego.  Najpełniej dokonała się ona wśród członków klasy 

panującej  społeczeństwa  m ieszczańskiego,  k tó ra  była  rze­
czywistym rep rezen tan tem  typowo m ieszczańskiego  etosu 
pracy.  In ternalizacja  prow adziła przy tym   do  zupełnie  in ­
nego  re z u lta tu   niż  stosow ana  dawniej  siła  zew nętrzna: 

spełnienie nakazów  sum ienia przynosiło satysfakcję, k tóra 

w znacznym  stopniu przyczyniała się do u trw alen ia stru k ­
tu ry  patrycentrycznej8.

S atysfakcja  ta   była  jed n a k   mocno  ograniczona,  ponie­

waż spełnienie obowiązku i sukces ekonomiczny dość kiep­
sko  rekom pensowały  utracone  jakości:  radość  życia  i  po­
czucie bezpieczeństw a wew nętrznego, oparte n a  wiedzy,  że

51

background image

człowiek  je s t  bezw arunkow o  kochany.  Co  więcej,  duch 

homo  hom ini  lupus  generow ał izolację jednostki i niezdol­
ność do miłości -  ogromne brzem ię psychiczne,  które przy­

czyniło się do podkopania s tru k tu ry  patrycentrycznej, ja k ­

kolwiek  główne  czynniki,  k tóre  ją   naruszyły,  m iały  swe 

źródło w zm ianach ekonomicznych.

S tru k tu ra  p atrycentryczna,  k tó ra   stanow iła  psychiczną 

siłę napędow ą społeczeństw a protestancko-m ieszczańskie- 
go i podstaw ę jego osiągnięć ekonomicznych,  stw orzyła za­
razem  w arunki,  które  chciały zburzyć s tru k tu rę  patrycen- 
tryczną i doprowadziły do odrodzenia się s tru k tu ry  m atry- 
centrycznej.  W zrost  sił  wytwórczych  człowieka  umożliwił, 
po raz  pierw szy w  dziejach,  zrodzenie  się  m yśli o urzeczy­
w istnien iu porządku społecznego, który wcześniej pojawiał 

się tylko w baśniach i m itach  -  porządku, który zapew niał­

by w szystkim  środki m aterialn e niezbędne do praw dziw e­

go szczęścia,  a w ym agał stosunkowo niewielkiego w ysiłku, 
porządku,  w  którym   ludzie  w ydatkow aliby  sw ą  energię 
bardziej  n a   rozwój  swych  ludzkich  możliwości  niż  n a   pro­
dukcję dóbr ekonomicznych, które są absolutnie niezbędne 

dla istn ien ia  cywilizacji.

N ajbardziej  postępowi filozofowie francuskiego  oświece­

n ia   wyzwolili  się  od  emocjonalnego  i  ideologicznego  kom ­

p onentu s tru k tu ry  patrycentrycznej. Rzeczywistym, w peł­
ni  dojrzałym   rep rezen tan tem   nowych,  m atrycentrycznych 
tendencji  okazała  się  je d n a k   k lasa,  k tó ra   całkowicie  po­

święcała  się  pracy raczej  z  pobudek ekonomicznych niż  ze 
zinternalizow anego  przym usu:  k la sa   robotnicza.  Ta  sam a 
s tru k tu ra   emocjonalna  stw orzyła jeden  z  w arunków   sk u ­
tecznego  wpływu  socjalizmu  m arksistow skiego  n a   klasę 
robotniczą  -   wpływ  te n   był  bowiem  zależny  od jej  specy­
ficznej  s tru k tu ry  popędów.

F undam entem   psychicznym 9  m arksistow skiego  progra­

m u społecznego był przede w szystkim  kom pleks m atrycen­

tryczny.  M arksizm  głosił,  że gdyby ekonomiczne  możliwo­

ści  produkcyjne  były  racjonalnie  zorganizowane,  to  czło­

wiek  m iałby  zapew nioną  w ystarczającą  ilość  potrzebnych 

m u  dóbr,  niezależnie od swej  roli w procesie produkcji.  Co

52

background image

więcej,  w szystko  to  m ożna  by  osiągnąć  o  wiele  m niejszym  

niż dotąd wysiłkiem  każdej jednostki. W reszcie, m arksizm  
uw ażał,  że  każdy  człowiek  m a  bezw arunkow e  praw o  do 
szczęścia, które polega przede w szystkim  n a  „harm onijnym  
rozwoju  osobowości”.  W szystkie  te   tezy  były  racjonalnym , 
naukow ym  ujęciem idei, które w innych w arun k ach  ekono­
m icznych  mogły  się  w yrażać  tylko  w  fantazji:  m atka-zie- 
m ia, k tó ra  w szystkie  swe  dzieci obdarza w szystkim ,  czego 
im  potrzeba, bez względu n a  ich zasługi.

Związek między tendencjam i m atrycentrycznym i i id ea­

mi  socjalistycznym i  w yjaśnia,  dlaczego  „m aterialistyczno- 
-dem okratyczny” c h a ra k te r społeczeństw m atriarch aln y ch  

sk łaniał autorów  socjalistycznych do w yrażania ta k  głębo­

kiej  sym patii  dla teorii m atria rc h a tu .

P rzy p isy

Klages, który myśl racjonalną (G eist) uważa za antagonistkę „duszy”, 

rozwiązuje  problem,  uznając  naturalistyczną  metafizykę  Bachofena  za 

jądro  jego  m yśli,  a  jego  protestancki  idealizm  za  wtórny  i  uboczny. 

Baumler, podważając interpretację Klagesa, jeszcze bardziej zawęża myśl 

Bachofena.  O  ile  Klages  przynajmniej  dostrzega  Bachofena-antyprote- 
stanta  i  antyidealistę,  o  tyle  Baumler,  przyjmując  zasadniczo  patrycen- 
tryczny punkt widzenia, za incydentalną uważa najważniejszą część dzie­
ła Bachofena: jego tezy historyczne i psychologiczne na tem at społeczeń­
stwa matriarchalnego. Baumler za istotną uważa jedynie naturalistyczną
 
metafizykę  Bachofena,  a jako  fałszywe  założenie  odrzuca  obraz  kobiety 

jako ośrodka i spoiwa najdawniejszej  organizacji  społecznej.  Za niepraw­

dziwe  uważa  również  twierdzenie, jakoby  u  zarania  dziejów  nie  można 
było  znaleźć  monogamii.  Matriarchat jako  rzeczywistość  społeczna jest 
dla niego incydentalnym zjawiskiem:  „Religia chtoniczna będzie mieć de­
cydujące  znaczenie  dla rozumienia  prehistorii,  nawet gdyby się  okazało,
 
że nigdy nie było czegoś takiego jak indoeuropejski matriarchat. Bachofe- 
nowskie  wyjaśnienie jest w  swych  najbardziej  podstawowych  aspektach 

zupełnie niezależne od odkryć etnologicznych i lingwistycznych, ponieważ 
nie opiera się na socjologicznych czy historycznych hipotezach [...] Podsta­
wy  Bachofenowskiej  filozofii  dziejów tkwią w jego metafizyce.  Głębia tej
 
metafizyki jest  pierwszorzędną  sprawą.  Błędy,  które  Bachofen  popełnia 
na polu filozofii kultury [to znaczy jego błędy socjologiczne i historyczne], 
łatwo  skorygować.  Praca  naukowa  nad  początkami  rodzaju  ludzkiego, 
która byłaby zupełnie wolna od błędów, niczego by nam nie kazała prosto­

53

background image

wać,  ale  też  nie  zawierałaby  niczego,  co  zasługiwałoby  na  uwagę” 
(J.  J.  Bachofen, Der Mythus  von  Orient  und  Okzidenf).  Bachofen to swej 

teorii  „idzie  za  daleko”,  gdy  na  konto  kobiety  zapisuje  pierwsze  postępy 
ludzkiego rodzaju. Zdaniem Baumlera, jest to „fałszywa hipoteza”. Matka 

jest istotna nie jako społeczna i psychologiczna realność, lecz jako katego­

ria  religijna,  o  którą  Bachofen  wzbogacił  świadomość  ludzkości,  w  tym 
zwłaszcza  filozofię  dziejów.  N ie jesteśm y  zaskoczeni,  gdy  Baumler  potę­
pia, jako  typowo  „orientalną”,  afirmację  i  akceptację  seksualizm u,  którą
 
Bachofen  uważał  za  esencjalny  rys  matriarchatu,  ani  gdy wyjaśnia jego 
otwartość na sprawy seksu przez pryzmat jego osobistej  „czystości”.

2 „Relacją, która leży u źródeł wszelkiej kultury, wszelkiej cnoty, w szel­

kiej  szlachetności  egzystencji,  jest  relacja  między  matką  i  dzieckiem. 
W świecie  przemocy  działa ona jako  boska  zasada  miłości,  zjednoczenia, 
pokoju.  Wychowując  potomstwo,  kobieta  wcześniej  niż  mężczyzna  uczy 
się  rozszerzać  swą miłującą  opiekuńczość  poza  granice własnego  «ja»  na 
inną istotę, całą swą inwencję poświęcając ochronie i upiększeniu jej egzy­
stencji. W tym  sensie kobieta jest skarbnicą wszelkiej  kultury, wszelkiej
 
życzliwości, wszelkiego poświęcenia, wszelkiej troski o żywych i wszelkie­
go  żalu  za  dusze  zmarłych.  Miłość,  którą  owocuje  macierzyństwo,  jest
 
wszakże nie tylko silniejsza, ale i powszechniejsza [...] O ile zasada ojcow­

ska jest  inherentnie  restryktywna,  o  tyle  zasada  macierzyńska jest  po­
wszechna;  zasada ojcowska implikuje  ograniczenie  do  określonych grup,
 
natomiast  zasada  macierzyńska,  podobnie jak  życie  natury,  nie  zna  ba­
rier.  Idea macierzyństwa rodzi  poczucie  powszechnego  braterstwa wszy­
stkich ludzi, które ginie z rozwojem idei  ojcostwa.  Rodzina oparta na pa­
triarchacie jest zamkniętym, odrębnym organizmem, podczas gdy rodzina
 
matriarchalna przyjmuje typowo uniwersalny charakter, który leży u po­
czątków wszelkiego rozwoju i odróżnia  życie  materialne  od wyższego  ży­

cia duchowego. Każde łono -  doczesny obraz Demeter, matki-ziemi -  daje 
braci i siostry dzieciom każdej innej kobiety; kraj rodzinny zna tylko braci
i siostry, dopóki system  ojcowski nie rozdzieli tej niezróżnicowanej jedno­
ści i nie wprowadzi  zasady podziału.

Kultury matriarchalne ukazują wiele przejawów, ba, sformułowań pra­

wnych tego aspektu  zasady macierzyńskiej. Jest on  podstawą powszech­

nej  wolności  i  równości,  tak  częstej  wśród  ludzi  żyjących  w  warunkach 

matriarchalnych, ich gościnności i ich niechęci do wszelkich restrykcji [...] 
To w nim mają swe korzenie wspaniałe poczucie pokrewieństwa i sympa- 

theia (współodczuwanie), które nie znając barier i linii podziału, rozciąga­

ją  się  na  wszystkich  członków  narodu.  Państwa  matriarchalne  słynęły 

z  braku  waśni  i  konfliktów  wewnętrznych  [...]  Co  nie  mniej  charaktery­
styczne,  ludy  matriarchalne  za  szczególnie  karygodny  czyn  uważały
 

skrzywdzenie drugiego człowieka czy nawet zwierzęcia [...] Kulturę świa­

ta matriarchalnego przenika atmosfera czułego człowieczeństwa, dostrze­
galna nawet w twarzach egipskich posągów” (J.  J.  Bachofen, Myth,  Reli-
 

gion and Mother Right).

3 Oczywiście mówię tu  o miłości macierzyńskiej  czy miłości ojcowskiej

54

background image

w idealnym sensie. Miłość konkretnej matki czy konkretnego ojca odbiega 

od tego idealnego obrazu -  z  najrozmaitszych powodów.

4 Typ patrycentryczny wiąże się z „charakterem analnym” i „charakte­

rem kompulsywnym” (w terminologii psychoanalitycznej), natom iast typ 
matrycentryczny  z  „charakterem  oralnym”.  Ten  ostatni  należy  odróżnić 
od „charakteru oralno-sadystycznego”. Osoba oralno-sadystyczna, o skłon­
nościach pasożytniczych, pragnie tylko dostawać i nie jest skłonna dawać.
 
N a odmowę spełnienia jej  życzeń reaguje złością, a nie smutkiem jak typ 
matrycentryczny.

Między  typologią  opartą  na  pregenitalnych  strukturach  charakteru 

a  typologią  matrycentryczną  i  patrycentryczną  istnieje  fundamentalna 
różnica.  Pierwsza wyraża pregenitalną fiksację na poziomie oralnym czy 
analnym, która stanowi zasadnicze przeciwieństwo dojrzałego „charakte­
ru genitalnego”. Druga, uwzględniając dominującą relację przedmiotową,
 
nie stoi w opozycji do charakteru genitalnego. Typ matrycentryczny może 
mieć charakter oralny -  osoba taka jest mniej  czy bardziej pasywna, uza­
leżniona i wymagająca pomocy ze strony innych ludzi. Typ matrycentrycz­

ny może jednak mieć również charakter „genitalny” -  osoba taka jest psy­
chicznie dojrzała, aktywna, nie wykazuje nerwicy czy zahamowań.

Typologia,  którą  tu  przyjęliśmy,  pomija  kwestię  stopnia  dojrzałości, 

koncentrując się na jednym aspekcie struktury charakteru. Pełna prezen­
tacja wymagałaby oczywiście rozważenia różnic między charakterem ge­
nitalnym i charakterem pregenitalnym zarówno u typu matrycentryczne-
 
go, jak i u typu patrycentrycznego. N ie możemy tu w pełni omówić rozma­
itych  kategorii  psychoanalitycznych  (zob.  W.  Reich,  Charakteranalyse,
 
Wien  1933). Wierzę jednak,  że typologia oparta na relacjach przedmioto­
wych,  a nie na „strefach erogennych” czy na  symptomatologii  klinicznej,
 

otwiera  przed  badaniami  społecznymi  szerokie  możliwości.  N ie  możemy 
też  omówić interesującego  zagadnienia relacji między zaproponowanymi 
typami  a typem  schizotymika  i  typem  cyklotymika w  typologii  Kretsch­
mera, charakterem zintegrowanym i charakterem zdezintegrowanym w ty­
pologii Jaenscha czy typem introwertyka i typem ekstrawertyka w typolo­
gii Junga.

5 Z psychologicznego punktu widzenia, Luter był typem skrajnie patry- 

centrycznym. Całe jego życie przenika ambiwalentna postawa wobec ojca, 
która  przejawia  się  w fakcie,  że  zawsze ogniskuje  się on jednocześnie na 
dwóch figurach ojca: figurze,  którą kocha, i figurze, do której  żywi  pogar­

dę  i nienawiść.  Lutrowi  zupełnie brak  zrozumienia  dla  radości  życia  czy 
dla  kultury,  w której  taka  radość  odgrywa  zasadniczą  rolę.  Dlatego  sam 

jest jednym  z  wielkich  nienawistników.  Można  go  zaliczyć  do  typu  kom- 

pulsywno-neurotycznego, homoseksualnego, co oczywiście nie oznacza, że 
Luter był  neurotykiem kompulsywym  czy homoseksualistą w  sensie kli­
nicznym.

6Pełny sens tezy sola fide można wyjaśnić tylko w kategoriach kompul- 

sywno-neurotycznych mechanizmów myślowych i towarzyszących im wąt­
pliwości. N ie możemy się tu nimi bliżej  zająć.

55

background image

Dzisiaj  chciałbym istotnie uzupełnić tę interpretację. Właśnie  z powo­

du  swej  ambiwalencji  (nienawiści  do ojca i  autorytetów Kościoła katolic­
kiego  oraz  przyjaznego  usposobienia  wobec  świeckich  książąt,  któremu
 
towarzyszyła nienawiść do zbuntowanych  chłopów)  Luter tęsknił za bez­
warunkową miłością matki.  Tylko w tym przypadku mógł mieć pewność,
 
że jest  kochany.  Jak  widzieliśmy,  miłość  matki  jest  nam  dana  lub  nie, 
natom iast nie można jej zdobyć przypodobywaniem się czy innymi „dobry­
mi uczynkami”. W oczach Lutra reprezentantką łaski Boskiej jest miłość
 
matczyna, której  nie można osiągnąć dobrymi uczynkami, a jedynie dzię­
ki wierze, że jest się obdarzonym łaską Boga. W teologii Lutra za świado­
mościową fasadą radykalnie patrycentrycznej religii „powróciła” nieuświa­
domiona tęsknota za miłością matki (por. Freudowski „powrót stłumione­
go”).  O  ile  jednak  w  teologii  katolickiej  występowała  także  potrzeba
 
matczynnej miłości, reprezentowanej przez macierzyńskie aspekty Kościo­
ła,  o tyle  Luter nie mógł  się  spodziewać miłości  ojca  z  powodu  swej  bun-
 
towniczości,  dlatego  miłość  matki  z  konieczności  oznaczała  dlań jedyną 
szansę, by być kochanym. Matka Lutra stanowiła jednak całkowite prze­

ciwieństwo  kochającej,  tchnącej  ciepłem  matki,  dlatego  nadzieja  ta  była 
nadzieją rozpaczliwą, którą podtrzymywało jedynie jego poczucie,  że jest 
bezsilny  i  bezwartościowy,  innymi  słowy:  że jest  dzieckiem  zdanym  na 
litość swej matki. Usuwając symbole matki z religii, Luter utorował drogę 
skrajnie patriarchalnemu społeczeństwu.

7  W  kontekście  rozpatrywanych  tu  problemów  religia  żydowska jawi 

się jako niezwykle skomplikowana. Wyraźnie nosi ona piętno reakcji, skie­
rowanej przeciwko matrycentrycznym religiom Bliskiego Wschodu. Podob­
nie jak  w  protestantyzmie, jej  pojęcie  Boga  ma  wyłącznie  ojcowsko-mę-
 

skie rysy.

Z drugiej strony, obraz Wielkiej Matki nie został zatarty, lecz zachował 

się w pojęciu Ziemi  Świętej, „mlekiem i miodem płynącej”. Religia żydow­
ska  opiera  się  na  następującym  przekonaniu:  „Zgrzeszyliśmy  i  za  karę
 
Bóg  wygnał  nas  z  naszej  ziemi,  ale  pozwoli  nam  powrócić,  gdy już  dość 
wycierpimy”. Ziemia ta, którą proroctwa przedstawiają jako żyzną, nigdy 
nie  zawodzącą  krainę,  przejęła  rolę,  którą  w  religiach  matriarchalnych 
pełniła Wielka Matka.

8 Mówiąc o pracy i etosie pracy, mam na myśli specyficzne, konkretne 

zjawisko historyczne: mieszczańskie pojęcie pracy. Z pewnością praca ma 
wiele  innych  funkcji  psychicznych.  Na  przykład jest  wyrazem  odpowie­
dzialności  społecznej  i  szansą  na  twórcze  działanie.  Istnieje  etos  pracy,
 
w którym dominują te właśnie aspekty.

9  Jest  rzeczą  oczywistą,  że  te  psychologiczne  rozważania  zajmują  się 

jedynie psychicznymi siłami wytwórczymi -  nie wyjaśniają socjalizmu jako 

zjawiska  psychologicznego  ani  nie  próbują  zastąpić  racjonalnej  analizy 

jego  teorii interpretacją psychologiczną.

background image

3.  Męskie stworzenie  świata

Jo h an n  Jakob Bachofen, bazylejski profesor praw a rzym ­

skiego,  był  pierwszym   badaczem ,  który  dokonał  wyłomu 

w  naiw nych  w yobrażeniach  o  natu raln o ści  społeczeństw a 
patriarchalnego, o oczywistości przewagi mężczyzny n a d  ko­
bietą. Genialne spojrzenie, niebywała przenikliwość i ogrom­
n a   wiedza  pozwoliły  m u  zstąpić  z  wyżyn  m ęskiego  stan o ­
w iska i zerwać zasłonę, k tó rą  duch p a triarc h aln y  rozwiesił 
n a d  w ielką i jakże isto tn ą  częścią ludzkich dziejów. Bacho­
fen odsłonił w te n  sposób  obraz  zupełnie innych,  zdomino­
w anych przez kobietę form społecznych i k u ltu r, w których 
kobieta  była  królową,  kap łan k ą,  przywódczynią,  i  u k azał 
w izerunek  społeczeństw,  w  których  liczyło  się jedynie  po­

chodzenie  ze  strony  m atki,  podczas  gdy  ojca  nie  łączyły 
z  dziećmi form alne związki krwi. Bachofen uw ażał,  że m a­

tria rc h a t  stanow i  początek  wszelkiego  ludzkiego  rozwoju
i że dopiero w trakcie długiego procesu historycznego miejsce 
porządku  m atriarchalnego  zajął  porządek  p atriarch aln y . 

Szw ajcarski  uczony  pokazał  ponadto,  że  różnica  m iędzy 
m ęską i żeńską zasad ą przenika wszelkie życie psychiczne 

jako  fu n d am en taln y  fak t  i  że  są  jej  przyporządkow ane 

określone  symbole:  dzień  -   noc,  słońce  -   księżyc,  stro n a 
lewa — stro n a praw a.

Bachofen z pewnością m ylił się w niejednej ze swych tez, 

jakkolw iek  nowsze  b a d a n ia   etnologiczne  niew ątpliw ie 

w wielu p u n k tach  potwierdziłyby zasadność jego ujęć.  Do­
strzegł jed n a k  kw estie o zasadniczym  znaczeniu i otworzył 
nowe,  owocne  drogi  przed rozum ieniem  tak ich  zagadnień, 

ja k   popędowe  podstaw y  życia  społecznego,  różnice  pom ię­

dzy m ęską i  żeńską isto tą  czy znaczenie symboli.

57

background image

W  początkowym  okresie  nikt  nie  skorzystał  z  tych  dróg. 

Przez  dziesięciolecia  niem al  o  nich  zapomniano.  Bachofen 

pozostał jedynym -  jeśli nie liczyć kilku pokrewnych m u um y­
słów jego  epoki  -  badaczem,  który  dzięki  sprzyjającym  wa­
runkom   osobistym  (z jednej  strony  niezwykłe  uzdolnienia, 
z  drugiej  intensywna  więź  z  m atką),  rozpoznał  relatywność 
społeczeństwa patriarchalnego już w czasach, gdy znajdowa­
ło się ono w swym apogeum,  gdy nie stało się jeszcze  dla sa­
mego  siebie  problemem  i  gdy  zatem   konstatacje  Bachofena 
nie mogły trafić do  przekonania myślicielom i badaczom czy 
postępowym przedstawicielom mieszczaństwa.

Głębie  życia  psychicznego,  które  Bachofen  dojrzał  i  n a 

powrót odsłonił,  pozostały nie zauważone i trzeb a było  do­
piero  F reu d a,  który  potrafił je  ponownie  odkryć  i  ukazać 
w znacznie szerszym  zakresie niż Bachofen. F reu d  podążał 

przy tym  zupełnie innym i drogami. O ile Bachofen był p ra ­
woznawcą,  filologiem,  rom antykiem ,  który  dla  uzasadnie­
n ia  swych  tez  odwoływał  się  do  mitów,  rzeźb,  zwyczajów 
ludowych,  o  tyle  F reu d  był  lekarzem   i  racjonalistą,  który 

stosując przyrodoznawcze  metody,  za  pośrednictw em   eks­

p erym entu  i dzięki  pracy z  neurotykam i  pokazywał,  gdzie 

należy szukać rzeczywistych impulsów aktywności psychicz­
nej,  i  prezentow ał  ich  praw dziw ą  n atu rę.  Tylko  w jednej 
kw estii F reu d był  mocniej  niż  Bachofen  uw ikłany w prze­
sądy mieszczańsko-patriarchalnego społeczeństwa: w przece­
n ian iu  roli mężczyzny i w założeniu o jego n a tu ra ln e j prze­
w adze n a d  kobietą.

Gdy  trw ałe  s tru k tu ry   społeczeństw a  p atriarchaln ego  

uległy jed n a k   rozluźnieniu,  myśl  Bachofena  zaczęła  świę­
cić renesans. W głównej m ierze przyczynił się do tego krąg  
niem ieckich  intelektualistów ,  który  skupił  się  wokół  tego 

niezwykłego  nauczyciela  -   jego  najbardziej  znaczącym, 
choć nie  najgłębszym   rep rezen tantem   był Ludw ik Klages. 
R enesans  ów  nie  był  wszakże  wolny  od  deformacji.  Wspo­

m niany  k rąg   intelektualistów   zwracał  bowiem  swe  spoj­
rzenie  wyłącznie  ku  przeszłości,  teraźniejszość  tra k tu ją c  
z  szyderczą  pogardą,  a  przyszłości  nie  okazując najm niej­

szego  zainteresow ania.

58

background image

Jeszcze więcej czasu m usiało upłynąć, zanim  etnologowie

i psychologowie uwolnili się od p atriarch aln y ch  przesądów, 
by [dojść] ta k  w psychologii indywidualnej, ja k  i w psychologii 
społecznej  do problem atyki m a tria rc h a tu ,  do nieuprzedzo- 
nej  oceny  żeńskiej  psychiki  i jej  znaczenia  dla  mężczyzny. 
Z etnologów należałoby tu  wymienić B riffaulta i M alinow­
skiego.  Z psychologów nato m iast przede wszystkim  Georga 
Groddecka, który zapewne jako pierw szy dostrzegł najw aż­
niejsze  fakty  w  tej  dziedzinie:  zazdrość  mężczyzny  w  sto­
su n k u   do  kobiety,  zwłaszcza  „zazdrość  o  zdolność  rodze­
n ia ”  -   zazdrość  o  niedostępną  dla  mężczyzny,  n a tu ra ln ą  
kreatyw ność.

W  tym   sam ym   k ieru n k u   -   do  odkrycia  jedn o stron nie 

m ęskiego  stanow iska  F re u d a   i  u k a z an ia   dalekosiężnych 

skutków   psychicznych  ta k   biseksualizm u,  ja k   swoistości 
specyficznie i pierw otnie żeńskiego seksualizm u -  zm ierza­

ją   prace  K aren   H orney.  W ykazaniem   m ęskiej  zazdrości

0 zdolność rodzenia Groddeck dokonał odkrycia o niebyw a­
łym znaczeniu. Zdolność rodzenia, n a tu ra ln a  kreatyw ność, 

je s t t ą  w łasnością, k tó rą  posiada kobieta i której b ra k  m ęż­

czyźnie.  W  trakcie  rozwoju  kulturow ego  św iadom a  ocena 
tej  jakości,  dokonyw ana  z  p u n k tu   w idzenia  mężczyzny
1  kobiety,  z  całą  pewnością  uległa  obniżeniu.  Zm iana  ta  
m ia ła   rozm aite  przyczyny.  Przede  w szystkim   przyczyny 
ekonomiczne  w  węższym  sensie:  im   prym ityw niejsze  są 
s tru k tu ry   ekonomiczne,  im  mniej  techniki i  m aszyn  służy 
produkcji  dóbr,  tym   większe  znaczenie m a  dla gospodarki 
żywa  siła  robocza,  tym   większe  znaczenie  m a  też  kobieta 

jako istota, k tó ra  dostarcza społeczeństwu żywej  siły robo­

czej, a więc najw ażniejszego środka produkcji. W m iarę ja k  
siła ludzka traci n a  znaczeniu  dla gospodarki,  m aleć m usi 

także rola kobiety i ocena jej  specyficznej  zdolności.

Do tego dochodzi inna, w szerszym  znaczeniu ekonomicz­

n a  przyczyna.  W  stosunkow o  prym ityw nych  społeczeń­
stw ach,  bazujących  głównie  n a  rolnictwie  i  hodowli,  bez­
pieczeństwo życia i bogactwo dóbr w zasadzie nie zależą od 
czynników  technicznych  i  rozumowych.  Potęgą,  k tó ra   de­
cyduje o życiu i śm ierci człowieka, je s t k reaty w n a moc n a ­

59

background image

tu ry  -   żyzność  gleby,  działanie  wody i  słońca.  Osią  gospo­

dark i je s t  owa  tajem nicza  siła,  dzięki  której  n a tu ra  wciąż 

rodzi  z  sam ej  siebie  nowe,  w ażne  dla  ludzkiego  życia  pro­

dukty.  Kto  jeszcze  posiada  tę  tajem niczą  moc  n a tu ra ln e j 

kreatyw ności?  Jed y nie  kobieta.  W łaśnie  ona  dysponuje 

ową  zdolnością,  k tó rą   dzieli  z  całą  n a tu rą ,  z  roślinam i 

i  zw ierzętam i,  i  od  której  zależała  egzystencja  człowieka. 

Czy  m ężczyzna  nie  m u siał  się  wydawać  w  zestaw ieniu 
z  n ią  kalekim   osobnikiem,  którem u  b rak   najw ażniejszej, 
zasadniczej  „potencji”  -   zdolności  do  n atu raln ej  kreatyw ­
ności? Czy w skutek tego żeńskiego p ry m atu  nie m usiał od­
czuwać  wobec  kobiety  najwyższego  podziwu  i  najwyższej 

zazdrości?

Zarówno  zazdrość, ja k   i  podziw  m usiały być  tym   w ięk­

sze,  im   m niejszą  rolę  odgryw ała  zdolność  płodzenia,  czyli 
m ęska  zasada.  Wiele  czasu upłynęło,  zanim   ludzie  zaczęli 
rozum ieć  związek  m iędzy  aktem   płciowym  i  ciążą,  zanim  
pojęli,  że  nie  tylko  kobieta  daje  dziecku  życie.  T a  daw na 
w iara zachowała się jeszcze w idei narodzin z dziewicy — idei 

obecnej w ta k  wielu m itach i religiach, włącznie z chrześci­

jań stw em . Jeszcze dziś niektóre plem iona prym ityw ne nie 

znają  rzeczywistego  sta n u   rzeczy.  F a k t  te n   będzie  mniej 
zdumiewający, jeśli zważymy, ja k  wiele czasu musiało upły­
nąć,  zanim   ludzie  zrozum ieli,  że  w zrost  roślin,  owoców 
i  bulw  nie  następuje  „sam  z  siebie”,  że  potrzebne je s t  n a ­
sienie, aby m atka-ziem ia mogła obrodzić swymi bogactw a­
mi,  zanim   pojęli,  że  „kto  sieje,  te n   również  zbiera  plony”. 

Odkrycia  tego  z  pewnością  nie  dokonano  w  przypadkowy 
sposób.  Gdy  n a  sk u tek  jałow ienia  gleby,  n a d m ia ru   ludno­
ści czy zm ian klim atycznych dary  n a tu ry  przestaw ały wy­
starczać do  zaspokojenia potrzeb ludzi,  życie zm uszało ich 

do poszukiw ania aktyw nych form produkcyjnego oddziały­

w ania  n a   n a tu rę ,  dzięki  czemu  zaczęli  siać,  orać,  udoma- 
wiać i  hodować zwierzęta.

Kreatywność n a tu ra ln ą  uzupełniła kreatyw ność rozumo­

wa,  to  znaczy produkcyjne oddziaływanie n a   m aterię.  Dla 
rozwoju  społeczeństw a  ludzkiego  charakterystyczny  je s t 

w zrost  znaczenia  kreatyw ności  rozumowej.  T echnika

60

background image

i m aszyna stanow ią przejaw coraz  szerszego oddziaływania 
na m aterię i uw arunkow anej przez te n  proces inten syfika­
cji  zdolności  do kreow ania,  w ytw arzania nowych,  użytecz­
nych dla człowieka  dóbr,  podnoszących kom fort jego  życia.

W łaśnie  w  czasach,  gdy  notowano  gw ałtow ny  rozwój 

techniki,  gdy odkrywano i  anektow ano nowe  lądy, gdy bu­

dowano  nowe  stosunki  handlow e,  pod  w rażeniem   znacze­

n ia  czynników  rozum owych  zaczęto  zaniżać  znaczenie 

czynników n atu raln ych , ta k  ja k  niegdyś je zawyżano. „Du­

chowi”,  produkcyjnej  zasadzie  m ęskiej,  przyznano  bezwa­

runkow y,  bezgraniczny p ry m at -  nastaw ien ie to wyrażało 

się  zarówno  w  idealistycznej  filozofii,  w  pewnych  cechach 

m ieszczańskiego  racjonalizm u,  ja k   i  w  ściśle  p atriarch al- 
nej  stru k tu rz e   społecznej.

N ietrudno  zrozumieć,  że  w  czasach  w zrastającego  zna­

czenia  czynników  rozumowych  w  życiu  społecznym  (przy 
czym  czasam i  tak im i  nie je s t  bynajm niej  tylko  „nowożyt- 

ność”, podobnie ja k  nowoczesna tech n ik a nie je s t jedynym  
w yrazem  produkcyjnej kreatyw ności rozumowej) specyficz­
n a  zdolność kobiety -  jej n a tu ra ln a  kreatyw ność — w św ia­

domości społecznej w yraźnie traciła n a  znaczeniu, podczas 

gdy zyskiwała n a wartości produkcyjna potencja rozumowa 
mężczyzny. W świadomości ludzi m ęska rola m usiała się ja ­
wić jako  coraz  bardziej  pożądana,  n ato m iast  żeńska  jako 

coraz bardziej  uboczna i pozbawiona większej  wartości.

Ocena  t a   w ystępuje jed n a k   tylko  w  świadomości,  w  ży­

wionych  przez  świadomość  społeczną  p rzesąd ach   w arto ­

ściujących.  Nieświadomość  reaguje  „bardziej  n a tu ra ln ie ”. 

Żaden rozwój  racjonalno-techniczny  nie  zwiedzie jej  co  do 
faktu,  że jedynie kobieta posiada ową tajem niczą zdolność 
n a tu ra ln e j  kreatyw ności,  że  tylko  kobieta  pozostaje  ta k  
blisko  n a tu ry ,  życia,  że  tylko  kobiecie je s t  w łaściw a  owa 

zdolność bezpośredniego i instynktow nego rozum ienia pro­

cesów życiowych, k tó ra  niegdyś czyniła kobiety wieszczka­
mi, prorokiniam i,  przywódczyniami i  dzięki której  kobiety 

jeszcze  dziś  są  o wiele  większym  g w arantem   życia niż  ta k  

niepewni mężczyźni, lubujący się w grze ze śm iercią i w uni­
cestwianiu.

61

background image

W nieświadom ości  mężczyzny  poczucie  przew agi  kobie­

ty  i zazdrość o  n a tu ra ln ą  kreatyw ność,  k tó ra  stanow i spe­

cyficzną  potencję  kobiety,  również  dziś  są  stale  obecne  -  
w tak im  sam ym  stopniu, w jak im  w nieświadom ości kobie­
ty   tkw i  dum a  z  tej  zdolności  i  poczucie  własnej  przewagi 
n ad  mężczyzną.

D okum entem ,  k tóry   najm ocniej  w yraża  sk ra jn ie   m ę­

skie i p a triarc h aln e  n astaw ien ie emocjonalne -  który dzię­

ki tem u  sta ł się też najw ażniejszym  fundam entem  literac­
kim   p atriarch aln ej  postaw y  emocjonalnej  w  k ręg u   euro­

pejskiej  i  am erykańskiej  k u ltu ry   -  je s t  S tary   T estam ent. 

W  klasyczny  sposób  prezentuje  on  uczucia  i  w iarę  społe­

czeństw a  p atriarchalnego,  które  wierzy  w  przew agę  męż­
czyzny n ad kobietą -  nic dziwnego, że również kw estia k re ­

atywności, stw orzenia, znalazła w nim  skrajnie m ęskie roz­

w iązanie.

S ta ry   T e sta m en t  m a  skrajnie  m ęski  c h a ra k te r,  gdyż, 

jako podstawowy te k s t  żydowskiego m onoteizm u,  stanow i 

dokum ent  zwycięstwa  n ad   żeńskim i  bóstw am i,  n ad   ma- 

triarch alny m i  śladam i  w  stru k tu rz e   społecznej.  S tary   Te­

sta m e n t je s t tryum falnym  śpiewem  zwycięskiej religii m ę­
skiej, zwycięską p ieśnią w ytępienia m atriarch aln y ch  pozo­
stałości w religii i społeczeństwie.

„Na  początku  stw orzył  Bóg  niebo  i  ziemię.  Ziemia  zaś 

była  bezładem   i  pustkow iem   (tohuw abohu),  i  ciemności 
były nad otchłanią, a Duch (tchnienie, w iatr, sp iritu s) Boży 
unosił  się  (tkwił)  n a d   wodam i  (T iam at,  olbrzym   m orski 
w babilońskim  eposie o stw orzeniu). I rzekł Bóg: «Niech się 

stan ie  światłość!»  I  sta ła   się  światłość”  [Księga  Rodzaju 
(Rdz)  1,  1-3]. Te początkowe zdania biblijnego m itu  o stwo­
rzeniu  stanow ią  proklam ację  męskiej  władzy  i  przewagi. 

W skutek przyzwyczajenia,  które  Europejczykom  i Am ery­

kanom  każe od dzieciństw a traktow ać te  słowa niem al jako 
oczywistość,  łatw o  zapom inam y,  ja k   p arado k saln y  i  ja k  
„sprzeczny  z  n a tu r ą ”  je s t  biblijny  m it.  To  mężczyzna  -  

a  nie  kobieta,  m atk a   -   stw arza  św iat,  rodzi  uniw ersum . 
W jaki sposób tego dokonuje? U stam i, słowem: „I rzekł Bóg; 
i  s ta ła   się...”  -   oto  m agiczna  form uła,  k tó ra  przew ija  się

62

background image

przez  cały m it o stw orzeniu,  k tó ra  in au g u ruje każdy nowy 

a k t stw orzenia,  każde  nowe  narodziny.

Zanim   szczegółowo  zajm iem y  się  główną  kw estią  -  m ę­

skim   stw orzeniem   św iata  i  człowieka  -   przyjrzyjm y  się 
skrajn ie  m ęskiem u  charakterow i  starotestam entow ej  re ­

lacji.

Pierw szym   aktem   stw orzenia je s t  zrodzenie  światłości. 

Św iatło  zawsze  i  wszędzie je s t  symbolem  m ęskiej  zasady 
(odnośnie  do  tej  kw estii  por.  głęboko  drążące  b ad an ia  B a­
chofena),  tru d n o  się więc dziwić, że również  w biblijnej  re ­

lacji  o  stw orzeniu  światło je s t początkiem   św iata.  Ale  i  to 

sk rajn ie  m ęskie  ujęcie  stw orzenia  nie  wykorzeniło  pozo­
stałości  dawnych,  pierw otnych  w yobrażeń.  [W prawdzie] 
m it przedstaw ia jeszcze Boga jako  tkwiącego, jak o  spoczy­

wającego n a pram atce, ale w spom ina już tylko jej symbole, 

nie zaś wielkość samej m atki, po czym tylko męskiego Boga 
wysław ia jako  stwórcę -  jak o  jedynego  stwórcę.

T a sam a, „ n ien atu raln a” tendencja, k tó ra  elim inuje rolę 

kobiety, k tó ra  dyskredytuje kobietę, jeszcze jaw niej, jeszcze 

jednoznaczniej  dochodzi  do  głosu  w  drugiej  relacji  o  stwo­

rzeniu  [Rdz 2,  4 i nast.].

ile  w  pierwszej  człowiek  zostaje jeszcze  n a   podobień­

stwo Boga „stworzony m ęskim  i żeńskim ” -  pozostałość po 
daw nym  w yobrażeniu dwupłciowego bóstw a -  o tyle w d ru ­
giej  Bóg stw arza tylko mężczyznę.  Również i ta  relacja nie 
w pełni elim inuje pozostałości dawnych wyobrażeń. „I zdrój 
(woda)  bił  z  ziemi,  i  naw ilżał  całą  ziemię.  W tedy  stworzył 
Bóg  człowieka  (Adama),  z  prochu  ziemi  (a d a m a ),  i  tchn ął 
w jego  nozdrza  tchnienie  życia,  i  sta ł  się  człowiek  isto tą 

żywą”  [Rdz  2,  6  i  nast.].  Także  tu ta j  zachowała  się  zatem  

figura p ram a tk i -  ziemi -  k tó rą  naw ilża woda jako m ęska 

zasad a  i  której  łono  wydaje  n a   św iat  człowieka 
(ocean je s t  powszechnym  symbolem  pierw iastk a  żeńskie­

go, woda  słodka — rzeki i deszcz -  symbolem m ęskiej,  uży­

źniającej zasady). Ale i w tej opowieści m ęski bóg znów je s t 

właściwym stwórcą. Pozostałości stary ch  wyobrażeń zupeł­
nie  znikają w następnej  części relacji.  Po  stw orzeniu  m ęż­

czyzny jak o   pierwszej  istoty  ludzkiej  Bóg  z  tro sk ą  m yśli

63

background image

0  jego  potrzebach.  „Nie  je s t  dobrze,  żeby  m ężczyzna  był 

sam ”, rzecze Bóg [Rdz 2,19]. Bez w ątp ien ia je s t to głęboka 
k o n statacja psychologiczna,  sform ułow ana jed n a k  wyłącz­
nie  ze  stanow iska  mężczyzny.

Bóg stw arza najpierw   zw ierzęta,  k tó re  daje  mężczyźnie 

jako „pomoc”. Ten jed n a k  „nie znalazł pomocy” pośród nich 

[Rdz 2 ,1 9  b]. (Warto zwrócić uwagę n a  znaczenie, jak ie m it 
przyznaje  n ad aw an iu   nazw   przez  mężczyznę:  „I  stworzył 
Bóg  z  ziemi  wszelkie  zw ierzęta  polne  i wszelkie  p tak i  po­
w ietrzne,  i  przyprow adził je  do  mężczyzny,  aby  zobaczyć, 

ja k ą   da  im  nazwę.  I  ta k  ja k   człowiek  nazwie  żywą  istotę, 

ta k ą   m iała  być jej  nazw a”  [Rdz  2,  19],  Powrócimy jeszcze 

do tej  kw estii.)

Gdy zw ierzęta okazały się niezdolne złagodzić samotność 

mężczyzny, Bóg stw arza kobietę:  „Wtedy zesłał Bóg głębo­
ki  sen  n a   mężczyznę,  i  zasnął  mężczyzna.  I  wyjął  jedno 

z jego  żeber,  a miejsce  to  zapełnił  ciałem.  I  z  żebra,  które 

wyjął  z  mężczyzny,  stworzył  Bóg  niew iastę,  i  przyprow a­

dził  j ą   do  mężczyzny.  W tedy  m ężczyzna  powiedział:  «Ta 
dopiero je s t  kością  z  mojej  kości  i  ciałem  z  mego  ciała,  ta  
będzie się zwać m ężycą (isza ), bo z mężczyzny (isz) została 
wzięta»”  [Rdz  2,  21-23].

W drugiej  relacji o stw orzeniu kobiety paradoks m ęskie­

go rodzenia ukazuje się jeszcze jednoznaczniej i jaw niej niż 

we  wcześniejszej  części  m itu.  Porządek  n a tu ra ln y   zostaje 
tu  postaw iony n a głowie. To nie kobieta rodzi, to nie kobie­
ta  nosi dziecko w swym łonie, lecz właśnie mężczyzna wpro­

w adza  kobietę  n a  św iat,  w łaśnie  on je s t  rodzicielem, jego 

żebro je s t macicą.

Wrogość  w  sto su nk u  do  kobiety,  lęk  w  obliczu  kobiety, 

krótko  mówiąc  skrajn ie  m ęski  p u n k t  widzenia,  stanow ią 
cechę  charakterystyczną  następującej  tera z  relacji  o  grze­
chu pierworodnym. Znajdujem y się tu  w sferze uczuć, które 

są znam ienne dla s tru k tu r patriarchalnych. Bóg -  wszech­
mocny  ojciec  -  wydaje  zakaz.  Swem u  synowi,  m anu,  chce 

okazać  przyjazne  usposobienie;  pozostawi  m u  niew iastę

1  rajskie  życie, jeśli Adam  będzie  respektow ał  ów  zakaz  — 

zakaz  spożywania owoców z  drzew a poznania.  Bóg nie po­

64

background image

daje  powodów,  dla  których  wydał ta k i  zakaz,  i  mówi jedy­
nie  o  groźbie  kary,  o  śmierci.  O  praw dziw ych  powodach 
dowiadujem y się  dopiero  od węża:  „Bóg  wie,  że  gdy  spoży­

jecie  owoc  z  tego  drzewa,  otworzą  się  w am   oczy,  i  ta k  ja k  

Bóg będziecie  znali  dobro  i  zło”  [Rdz  3,  5],  Tym  zatem ,  na 
co biblijny m it nie pozwala Adamowi, je s t utożsam ienie się 
z  Bogiem  -   w  w yniku  takiej  identyfikacji  syn  sam   byłby 
ojcem.  Podobny je s t również sens symboliczny zakazanego 
owocu,  który  zjada  Adam.  Zakazane jabłko  stanow i  sym ­
bol m atki, być może m atczynej piersi, n ato m ia st zakaz jego 
spożywania je s t zakazem  obcowania seksualnego z m atką.

M am y tu   zatem   do  czynienia  z  klasyczną tra g e d ią   Edy­

pa:  pod  groźbą  śm ierci  ojciec  zakazuje  synowi  utożsam ia­
n ia   się  z  nim   i  posiadania  m atki.  Syn je s t  nieposłuszny — 
ale groźba nie zostaje spełniona. Syn zachowuje życie, m usi 

jed n a k   opuścić  raj.  Co  oznacza  życie  w  raju?  J e s t  ono  ży­

ciem niemowlęcia n a m atczynej  piersi. W ra ju  syn nie m u­
siał  pracować,  nie  m usiał  upraw iać  roli,  nie  m u siał  sobie 
szyć odzieży,  strzegła go  i żywiła  dobra,  kochająca m atk a, 
żyzna ziemia.  Ojciec nie był zazdrosny, dopóki syn pozosta­
w ał  niemowlęciem  i  nie  był  jego  rywalem .  Lecz  gdy  syn 
dorósł, gdy sam  chce być ojcem i pożąda m atk i, w tedy m usi 
się  od  niej  odłączyć,  w tedy m usi  zrezygnować  z jej  miłości 
i  ochrony,  w tedy  sam   m usi  sobie  szukać  pożywienia,  sam  

spraw iać sobie  odzież,  sam  podjąć w alkę  o życie.

„Grzech pierworodny”, wygnanie z raju , je s t prezentacją 

konfliktu  Edypa,  p rezen tacją  przem iany  niem owlęcia 
w  identyfikującego  się  z  ojcem  chłopca,  prezentacją  u s ta ­
now ienia  przez  ojca  zakazu  kazirodczych  związków  doro­

słego  syna  z m atk ą.  Biblijny m it z  całą pewnością  nie je st 

jed n a k  m item , który by przedstaw iał początek i  prafunda- 

m en t dziejów ludzkości. M it te n  stworzyła zwycięska stru k ­

tu r a   społeczna  i  religia  p a triarc h atu ,  konflikt  E dypa  zaś,

o którym  opowiada starotestam entow y m it, je s t klasycznym 
konfliktem , ja k i rozgrywa  się  w rodzinie  p atriarch alnej.

N a  wszystko  patrzy  się  tu   z  perspektyw y  zwycięskiego 

mężczyzny i ojca rodziny.  Kobieta je s t zagrożeniem ,  kobie­

ta  je s t  złą  zasadą,  mężczyzna  winien  się bać kobiety.  „Ko­

65

background image

b ieta spostrzegła, że drzewo to m a owoce dobre dojedzenia 
i  że  je s t  rozkoszą  dla  oczu,  zerw ała  w tedy  z  niego  owoc, 

skosztow ała  i  d ała  mężczyźnie,  który  był  z  nią,  i  on  sko­
sztow ał” [Rdz 3, 6].  K obieta je s t nieopanow ana, zmysłowa, 

niepoham ow ana;  swą żądzą ku si mężczyznę,  który nie po­
tra fi  się  oprzeć  i  popada  w  nieszczęście.  Zapewne  żaden 
te k s t nie ukazał ta k  drastycznie i  przejrzyście ja k  starote- 

stam entow y  m it,  w yrażający  m ęską,  p a tria rc h a ln ą   wizję 
św iata, lęku mężczyzny przed kobietą i zarzu tu , że kobieta 

je s t  kusicielką,  k tó ra   przynosi  zgubę.  W szędzie  -   od  idei 

grzechu  pierworodnego,  przez  procesy  czarownic,  aż  po 
[Ottona] W einingera [(1903) i jego tezę, jakoby kobieta była 
pod względem psychicznym  i etycznym  m niej  wartościowa 
niż  mężczyzna]  -   odnajdujem y  tę  sam ą  pogardę,  tę  sam ą 
nienaw iść i te n  sam  lęk przed kobietą, k tóry jednoczy m ęż­
czyzn  społeczeństw a patriarchalnego.

Z tym  m ęskim   duchem   w  pełni w spółgra  przekleństw o, 

którym  Bóg posyła swe dzieci w św iat.  Syn m usi pracować, 
nie będzie ju ż ja k  niemowlę żyć n a  piersi m atki. Do kobiety 
Bóg mówi:  „Obarczę  cię  niezm iernie  wielkim   tru d em   twej 
brzem ienności,  w  bólu  będziesz  rodziła  dzieci,  k u   tw em u 
mężowi  będziesz  kierow ała  swe  pragnienia,  on  zaś  będzie 
panow ał n ad   tobą”  [Rdz  3,  16].  Czy m ożna wyraziściej  za­

rysować  p a tria rc h a ln ą   wizję  św iata?  Teraz  m ężczyzna 
bierze  zemstę.  Tak ja k  jego  pożądanie  kobiety  przyniosło 
m u nieszczęście, ta k  tera z  pożądanie mężczyzny przez ko­

bietę  m a  doprowadzić  do jej  podległości.  (W  rodzinie  pa- 

triarchaln ej  mężczyzna  może,  prawowicie  bądź  nieprawo- 
wicie, mieć tyle kobiet, ile zechce, n ato m iast żona m usi m u 
być  w ierna,  to  znaczy je s t  popędowo  zależna  od  swego je ­

dynego obiektu seksualnego,  podczas  gdy m ąż  swą  swobo­
dą  seksualn ą  zapew nia  sobie  niezależność,  a  tym   sam ym  
u trw ala  i um acnia swe panow anie n ad m ałżonką.)

Szczególnie  charakterystyczny  je s t  te n   fragm ent  prze­

kleństwa, który dotyczy rodzenia. Jedyną realnością, którą -  
przynajmniej n a płaszczyźnie świadomości -  dostrzega męż­
czyzna,  nie je s t  szczęście  rodzenia,  lecz  zw iązany  z  poro­

dem ból. Również ten  m om ent biblijnego m itu  można uznać

66

background image

za klasyczny  wyraz  typowo  męskiej  postaw y wobec  rodze­

nia.  J a k  w ygląda to je d n a k  n a  płaszczyźnie  nieśw iadom o­

ści  mężczyzny?  Czy  fakt,  że  m ężczyzna  dostrzega w  poro­

dzie jedynie jego negatyw ny w ym iar -  ból — nie zaś wielkie 

szczęście m atki, nie stanow i ju ż reaktyw nego następ stw a? 
Czy to nie jego  w łasna,  głęboko w yp arta  zazdrość o  rodze­
nie  i  jego  specyficznie  m ęski  resen ty m en t  każą  m u  p ra ­
gnąć,  by kobieta  te n   wielki  przywilej,  tę  nieosiągalną  dla 
mężczyzny jakość n a tu ra ln e j kreatyw ności opłacała wzmo­

żonym  bólem?  Czy  m ężczyzna  nie  tra k tu je  jako  pociesze­

n ia  tego,  że rodzenie wiąże  się  z  bólem,  a  stą d  je s t  czymś, 

czego  nie  w arto pragnąć?

S krajnie „męsko”-patriarchalnego ducha biblijnego m itu

0  stworzeniu będziemy  mogli  lepiej  ocenić, jeśli  porównamy 
go  z  wcześniejszym,  babilońskim  mitem.  Porównanie  to  bę­

dzie mieć zasadnicze znaczenie zwłaszcza dla eksplikacji pro­

blem u  męskiego  stworzenia  -   stworzenia  za  pomocą  słowa.

B abiloński  poem at  o  stw orzeniu  św iata,  pow stały  n aj­

prawdopodobniej za panow ania dynastii H am m u rap i (oko­
ło  2000  la t  przed  Chr.),  służył  określonym   dążeniom   poli­
tycznym: Babilon, stolica polityczna Babilonii, m iał się stać 
również centrum  religijnym  k raju , a bóg M arduk m iał s ta ­
nąć n a  czele babilońskiego panteonu. M it o stw orzeniu uza­

sa d n ia   tę  suprem ację  M ard u k a  określoną  w izją  historii 

bogów  i  ludzi.  B abiloński  m it,  który  naczelnego  męskiego 
boga ustanaw ia władcą świata, jest jednak w urzeczywistnie­
niu  tych  dążeń  znacznie  mniej  radykalny  niż  biblijna  opo­
wieść. Ani nie usuw a innych męskich bóstw, ani nie odrzuca 
tradycji Wielkiej  Matki, która stoi u początku świata.

M it  babiloński je s t  również  w yrazem   m ęskiej,  p a triar- 

chalnej  religii  i  s tru k tu ry   społecznej.  Zachował  je d n a k  
znacznie  więcej  m atriarch alny ch  śladów  niż  S tary   T e sta ­
m en t — dlatego stanow i ta k  cenne uzupełnienie. „Wiele je st 
miejscowości, które pod tą   czy in n ą  nazw ą czciły  stwórczą
1  płodną  moc  n atu ry .  W  Kesz  główną  boginią  była  bogini 
N in h u rsag  czy też  M ama;  w Adab  tę  sam ą  żeńską  zasadę 
czczono jako boginię Ninm ach, w H alab jako Isztar, w Akad 

jako A nunit, w Kisz jako In n an n ę, w Isin jako N in k arran ę,

67

background image

w  U ru k  jako  N anę  itd .;  w  tej  ostatniej  miejscowości  k u lt 
bogini w krótce  zupełnie  zepchnął  n a   drugi  p lan  k u lt boga 

niebios, A nu” (A. U ngnad, Die Religion der Babylonier und 

Assyrer).

J a k  rozpoczyna się babiloński  m it?

Gdy w górze niebiosa nie były jeszcze nazwane,
A ziemia poniżej nie miała swego imienia,

Gdy Apsu, Prapoczątkowy, rodzic wszystkich,

Mummu, Tiamat, matka wszystkiego,

Swe wody mieszali w jedno,
Gdy nie było stałego lądu ani namułu,
Gdy z bogów wszystkich żaden nie żył,

Ani nikt nie był nazwany, żaden los nie był wyznaczony,
Wówczas uformowano bogów w ich środku

(to znaczy pośrodku wymienionych wyżej pramocy).

(Cytowane za A. U ngnadem ; tak że następ n e cytaty pochodzą z przekładu Ungna- 

da,  który  uzupełnił lu k i  w tekście  zgodnie  z  treścią kontekstu.)

W babilońskim  micie stw órcą św iata nie je s t m ęski bóg, 

św iat  bowiem je s t  dzieckiem  dwóch  stojących  u  początku 
prasił, m ęskiej i żeńskiej zasady, Apsu (wody słodkie) i T ia­
m a t  (wody  słone).  Pram orze  (tehom ),  o  którym   wspom ina 
również  biblijny  m it,  nie  staw iając  go  je d n a k   n a   równi 

z m ęskim  bogiem, babiloński m it p rzedstaw ia jeszcze jako 
kobietę, jak o  p ram atk ę, jako  rodzicielkę bogów i  ludzi.

„Dni dłużyły się, la ta  mnożyły”. Apsu i T iam at d ają życie 

swym  synom -  bogom -  którzy sta ją  się coraz bardziej  du­
m ni i m ądrzy.  Dochodzi do rebelii synów przeciwko matce.

Wtedy zjednoczyli się boscy bracia,
Przeszkadzali Tiamat, drwiąc ze strażników,

Mącili serce Tiamat:
Teraz jej wszechmoc nagle prysła!

Apsu popadł w nieustanny smutek,
Tiamat była zmartwiona, troskało się jej  serce.

Uderzone zostało biodro potężnego Mummu,
Nie było dobre ich postępowanie:  planowali bunt!

I Apsu, rodzic wielkich bogów,
Zawołał na Mummu,  swego posłańca, i rzekł:

68

background image

„Mummu, mój posłańcze, radości mego serca!
Nuże, ku Tiamat skierujmy swe kroki”.

Poszli ku niej, i przed obliczem Tiamat się kłoniąc,

Naradzali się nad boskimi dziećmi.

Otwierając usta, mówi Apsu słowa,
Do Tiamat, lśniącej, rzecze tak:

„Bezgranicznie uciążliwe jest dla mnie ich postępowanie,

W dzień nie znajduję wytchnienia, a w nocy spokoju!

Chcę ich zniszczyć, postępowanie ich ukrócić,

Aby cisza zapanowała i abyśmy znaleźli spokój!”

Gdy Tiamat usłyszała te słowa,
Pełna złości zakrzyknęła straszliwie;
W gniewnym bólu, wściekłością opanowana,
Natychmiast wymyśliła złowrogi plan:

„Cóż pozostaje nam uczynić? Posiać zniszczenie!
Utrudniony niech będzie ich czyn, abyśmy wiecznie panowali!”

Wtedy Mummu powiedział, doradzając Apsu —

Niełaskawą radą była rada Mummu:
„Nuże, jeśli pełen mocy jest ich czyn, to pogmatwaj go,
A wtedy znajdziesz dniem wytchnienie, a nocą swój spokój!”

Gdy Apsu to usłyszał, rozpromieniło się jego oblicze,
Ponieważ zaplanował coś złowrogiego dla swych boskich dzieci; 
Pieszczotliwie objął Mummu za szyję,
Wziął go na kolana,  składając mu pocałunek.

N astępne  strofy  opisują  wielki  stra c h   niebiańskich  bo­

gów n a  wieść o zamyśle mocy chaosu. Radę zna tylko jeden 
bóg -  E a  -  najm ądrzejszy  wśród  nich,  k tórem u je s t  dane 
zwyciężyć wszystkie złe potęgi „formułą czystego zaklęcia”. 
Także tera z  udaje się m u pokonać i spętać Apsu i M umm u; 

T iam at jed n a k  pozostaje niezwyciężona, podobnie ja k  pew­
n a  liczba niższych mocy,  o  których m it  po raz   pierwszy tu  
wspom ina. Szczególnie silny okazuje się wśród nich Kingu, 
„lśniący  bóg”:  wzywa  on  T iam at,  by  nie  porzucała  swego 
planu, lecz ponownie odważyła się n a w alkę z bogami. T ia­
m at nie daje się długo nam aw iać: zbiera swe zastępy, które 
w budzącym  grozę  pochodzie w yruszają  n a  bój.

69

background image

Zebrali się, krocząc u boku Tiamat,
Krzycząc, układając plany, bez ustanku dniem i nocą, 
Uzbrojeni do walki, wściekli, szalejący,
Zgromadzeni, by ważyć się na bój.

Matka chaosu (Tiamat),  która wszystko uformowała,
Dała mocny oręż, zrodziła  olbrzymie węże

O ostrych zębach, co nie znają litości,
Ich ciało zamiast krwią napełniła jadem.

Wściekłe smoki o straszliwym obliczu,

Kipiące straszliwością, powołała do życia:
Kto je zobaczy, miał zdrętwieć;
Cielskom jak dęby nic nie stawi czoła.

Na pole bitwy wywiodła żmije, bazyliszki i jaszczury,
Wściekłe psy, huragany i ludzi-skorpiony,
Gwałtowne burze, ludzi-ryby, barany morskie:
Z bronią rozjuszoną, nieustraszoną w walce.

Rozkazy jej  są wszechmocne, nie znają sprzeciwu,

Jedenaście takich jak ten pomiotów stawiając do walki!

W swym orszaku, wśród swych boskich dzieci 
Wywyższyła teraz Kingu, potęgi mu użyczając.

Dowodzenie wojskiem, kierowanie oddziałami,
Rozpoczynanie bitwy, wszczynanie boju,
Dowodzenie i kierowanie naczelne walką 

Powierzyła mu, odziewając go wspaniale:

„Poświęcony czarami, jesteś teraz wysoko podniesiony;
Dałam ci władzę bogów!
Wzniosły bądź, mój wybrany małżonku;
Niech cię wspaniale sławią bogowie głębin!”

Na piersi położyła mu tablice losu:

„Niech twój rozkaz będzie niezmienny, niech twe słowa wiążą!”

A Kingu, wzniosły, władający teraz jako wszechbóg,

Zwiastuje losy boskim dzieciom:
„Otwórzcie usta, by zdusić pożogę!
Kto okaże się dzielny, ten zyska na władzy!”

Ja k że  inaczej  niż  Biblia tę  walkę,  tę rew oltę opisuje  ba­

biloński m it. Tam  syn, skuszony przez niew iastę, w ystępu­

70

background image

je  przeciw  ojcu  i  zostaje  przezeń  u k a ra n y   w ypędzeniem  

z  raju,  oddzieleniem   od m atki.  T utaj  b u n t  synów przeciw­
ko  pram atce.  T iam at  okazuje  się  m ocniejsza  od  swego 
m ęża. Apsu ulega w walce,  T iam at pozostaje niezwyciężo­
na. P ra m a tk a  je s t budzącą przerażenie wojowniczką, a jako 
przywódczyni  wojsk  w prow adza  do  boju  m ęskiego  boga, 
Kingu, i czyni go swym m ałżonkiem  -  zgodnie z często spo­
tykanym i w społeczeństwach m atriarchalnych zależnościa­
mi, które odzwierciedla to zdarzenie, przywództwo politycz­
ne  i  wojenne  spoczywa w rękach mężczyzn,  którzy jed n a k  
sw ą powagę i godność otrzym ują z n ad an ia kobiet i działa­

ją  tylko jako ich reprezentanci.

N ajpierw  dwóch  m ęskich bogów -  Ea,  po nim  zaś Anu -  

próbuje odwiedzić T iam at i jej m ałżonka Kingu. A nu otrzy­
m uje  polecenie,  by  uspokoił  ich  pewnym   słowem  m agicz­
nym.  Jednakże:

Gdy Anu usłyszał słowa swego ojca,
Poszedł drogą do niej,

Lecz gdy się zbliżał, zgłębiając jej  plan,

Zapomniał o oporze: zawrócił!

W tym  momencie do opowieści zostaje w prowadzona po­

stać  boga,  który  stan ie  się  głównym  bohaterem   eposu  -  
postać  M arduka.  M ard uk  je s t  pełen  w iary  w  zwycięstwo. 
Mówi  do Anszara:

„Czyż kiedykolwiek sprzeciwił ci się jakiś mężczyzna?
Teraz Tiamat, niewiasta,  miałaby cię pokonać?

O, ojcze bogów, ciesz  się teraz i raduj;

Albowiem niebawem stopa twa spocznie na karku Tiamat!”

Bogowie zbierają się, by wyznaczyć M arduka n a  antago­

n istę bogini Tiam at.  Zanim  jed n a k  M arduk zostanie u zn a­
ny za władcę i przywódcę, m usi przejść próbę, k tó ra  dowie­

dzie,  czy  dysponuje  on  własnościam i,  które  zapew nią  m u 
zwycięstwo  n ad wszechmocną Tiam at.

Przynieśli potem do środka pewien płaszcz
I rzekli do Marduka, swego pierworodzonego:

71

background image

„Los Twój, Panie, niech przewyższy bogów,
Nakaż zniszczenie lub stworzenie -  i niech  się spełni nakaz! 

Na rozkaz twój niech teraz płaszcz przeminie!

Potem rozkaż znów, by na nowo powstał!”

Wtedy rozkazał on: I patrz, płaszcz przeminął!
I znów wydał rozkaz:  I na nowo powstał!

Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: „Marduk jest królem!”
Potem obdarzyli go sceptrem, tronem i laską,
A także bronią zwycięską, która wroga odpiera.

„Nuże więc, wytęp żywot Tiamat,
Niech wiatry zaniosą jej  krew w miejsce ukryte!’”

W stosownym czasie zajm iem y się szczegółowo tą  funda­

m en taln ą  próbą,  najpierw  jed n a k   pokażem y  zakończenie 
walki. M arduk buduje sieć, aby uwięzić w niej T iam at; two­

rzy  siedem   wichrów,  aby  „zmącić  w nętrze”  T iam at.  Tak 
uzbrojony -  w w iatrach znów rozpoznajem y typowo m ęski 
a try b u t  -   w yrusza  przeciwko  T iam at.  Gdy  ją   nap otkał 
i ujrzał,

Pomieszał swój krok,
Zapomniał o rozwadze, jego czyn stał się chwiejny!

A Tiamat sprostała mu,  nie uginając karku,
Wydatnymi wargami śląc mu złośliwości.

Po chwili  M arduk n ab iera jed n a k  odwagi.  T ak ja k   z po­

czątku on stracił opanowanie, ta k  teraz T iam at tra c i pew­
ność.  M arduk wzywa ją  do walki. Woła:

„Natęż swe siły, przywiąż swe bronie!
Celuj! Ja  i ty zmierzymy się!”

Gdy Tiamat usłyszała te słowa,

Wyszła z siebie, odeszła od zmysłów,

Głośno zakrzyknęła, pełna wściekłej furii,
Gwałtownie drżąc w swych najgłębszych podstawach.

Recytuje czarodziejskie słowo, mrucząc zaklęcia,

A bogowie walki okazują swą broń.

72

background image

Rzucili się na siebie, Tiamat i Marduk,
Ruszyli do walki, gotując się do boju.
Rozpostarł Pan swą sieć i schwytał w nią Tiamat,
Zły wiatr, swego sługę, wypuścił przeciw niej.

Gdy Tiamat otworzyła swe usta, by go pochłonąć,
Zły wiatr wpadł w nie, by ich nie mogła zamknąć. 

Wściekłymi wiatrami napełnił Marduk jej  ciało,

Straciła przytomność, szeroko rozwarła usta.

Wypuścił strzałę,  przeszywając jej ciało,
Rozrywając jej  wnętrze,  rozplątując jej  serce;
Ujarzmił ją, położył kres jej  życiu,
Powalił jej  zwłoki, depcząc po nich.

Gdy on, przywódca, natarł na Tiamat,

Rozbił jej  siły zbrojne, rozsypała się rota;

Bogowie, którzy szli u jej  boku z pomocą,
Zadrżeli, zadygotali, zawrócili.

Próbowali uciec, ocalić swe życie:
Byli uwięzieni, ucieczka była niemożliwa!

Wtedy wszystkich ich związał, rozbił ich broń,

Siedzieli w sidłach, spętani w sieci.
Sfery huczały, przepełnione skargami;
W więzieniu trzymani, odebrali karę.

Także owych jedenaście istot, okrytych przerażeniem, 
Diabelski pomiot, który szedł u jej boku,
Marduk rzucił w pęta, rozbił jego siłę,
Rozdeptał go mimo całego oporu.

A Kingu, który był wywyższony ponad nich,
Ujarzmił i przeznaczył bogu śmierci,

Zabrał mu tablice przeznaczenia, które się mu nie należały, 
Opatrzył pieczęciami, wieszając je sobie na piersi.

Gdy ugiął i pokonał przeciwników,
Gdy do szczętu pobił straszliwych wrogów,
Gdy on, Anszar,  zwycięstwo nad nimi sprawił,
Także życzenie Ea spełnił Marduk, bohater,
Gdy ciężko jeszcze więził ujarzmionych bogów,
Poszedł ku Tiamat, którą właśnie ujarzmił.

Przystąpił Pan do nóg Tiamat,
Straszliwą maczugą rozłupał jej czaszkę,

73

background image

Na strzępy pociął jej  żyły,
Wiatrowi północnemu kazał zanieść jej krew w miejsce ukryte.

Gdy ojcowie to zobaczyli, wydali okrzyk radości,
Przynieśli Mardukowi dary i prezenty.

Wtedy wypoczął Pan, przyglądając się jej  ciału;
Rozpłatał cielsko, obmyślając mądry plan:
Niczym małżę je przepołowił,
Połowę podniósł i niebo rozsnuł.

Zaciągnął zasuwę, ustanowił straże,
By wody (nieba) nie uchodziły -  tak im nakazał.
Przekraczając niebo, oglądał miejsca;
Stanął przed oceanem, siedzibą Ea.

Wymierzył Pan budowlę oceanu,
Wzniósł Eszarrę, jego odpowiednik:

W pałacu Eszarry, który zbudował jako niebo,

Stworzył siedziby dla Anu, Enlila i Ea.

N ietrudno  dostrzec  symboliczny  sens  odtworzonej  tu  

w alki  m iędzy  M ardukiem   i  Tiam at.  W alka  ta  je s t  aktem  

płciowym.  O  ile  n a  pierwszy  widok  niew iasty  mężczyzna 
tra c i pewność, o tyle po rozpoczęciu się właściwej w alki nie­
w iasta  „wychodzi  z  siebie”,  odchodzi  od  zmysłów.  O tw iera 
u sta , by go pochłonąć, lecz M arduk  napełnia jej ciało wście­
kłym i  w iatram i.  T iam at  traci  przytom ność,  rozw iera  sze­

roko  u sta,  M arduk wypuszcza  strzałę  i  „ujarzm ia ją ,  koń­
cząc jej  żywot”.  W iatry i  strz a ła   są  bez  w ątpienia  symbo­
lem   m ęskich genitaliów,  ta k  ja k  u s ta   sym bolizują  żeńskie 
narządy.  W yraźnie  wychodzi  tu   n a   jaw   lęk  mężczyzny 

przed  żeńskim i  genitaliam i jako  lęk  przed  pochłonięciem 
przez  nie.  W  końcu jed n a k   zwycięzcą  okazuje  się  mężczy­

zna -  kobieta  zostaje  ujarzm iona i  uśm iercona.

Dla psychoanalityka opis te n  nie je s t niczym zask aku ją­

cym.  P rzedstaw ia  on  a k t  płciowy jako  walkę,  jako  sady­

styczny i krw aw y  a ta k  mężczyzny n a  kobietę  i jako  próbę 
uśm iercenia  mężczyzny  przez  kobietę  podczas  a k tu   płcio­
wego.  Babiloński  m it  snuje  swą  opowieść  z  p u n k tu  widze­
nia mężczyzny,  którem u udaje  się ujarzm ić i pokonać nie­
bezpieczną dlań  niew iastę.

74

background image

Po  zwycięstwie  M ard u ka  n astęp u je  nowy  a k t  stw orze­

nia.  Z rozpłatanych zwłok T iam at M arduk stw arza niebio­
sa. Nie są one ju ż dzieckiem mężczyzny i niew iasty, ale też 
nie  są jeszcze  dziełem  sam ego  mężczyzny.  M ężczyzna je s t 
wprawdzie stw órcą, niem niej jed n a k  potrzebuje m atczyne­
go ciała jako m ateriału.

Po  u śm ierceniu  T iam at  i  klęsce  jej  pomocników  do­

chodzi  do  pokoju  między  bogam i  oraz  do  stw orzenia  czło­

w ieka,  którego  najistotniejszym   zadaniem   m a  być  k u lt 
bogów.

M arduk mówi  do bogów:

„Krew chcę zebrać, dodać kości,
Uformować chcę człowieka; człowiekiem niech będzie jego imię, 
Chcę go stworzyć, człowieka;

Niech jego obowiązkiem będzie kult bogów...

Mądrze chcę odmienić drogi bogów:
Niech jednakową mają część, na dwie grupy niech będą

podzieleni”.

Wtedy odrzekł Ea, tak mu odpowiadając,

Przedstawiając pewien plan dla zadowolenia bogów:

„Ofiarą niech się stanie jeden: ich brat.
Niech zostanie unicestwiony dla stworzenia ludzi!
Niech zbiorą się wielcy bogowie;
Potem niech się stanie on ofiarą, oni niech pozostaną!”

Zebrał wtedy Marduk wielkich bogów;
I wstępując pośród nich, daje swe polecenie.
Otwiera usta, bogowie uważnie słuchają,
Do duchów podziemi kieruje słowo:

„Zaiste, prawdziwe pozostaje, com wcześniej wam rzekł, 
Prawdę wam mówię ze szczerego serca.
Kim był ten, który wzniecił opór,
Który skusił Tiamat, który rozpętał wojnę?
On, sprawca oporu,  stanie się ofiarą,
Spotka go kara za jego występek!”

Wtedy dali odpowiedź niebiańscy bogowie 
Królowi świata, swemu panu i doradcy:

75

background image

„Kingu jest tym, który zachęcał do oporu,

Który skusił Tiamat, który rozpętał wojnę!”

Pojmali go, związanego przywiedli przed Ea,
Kary mu udzielają:  Przecinają mu żyły.
Z jego krwi stworzyli ludzi;
Pozostałych bogów uniewinnił król Marduk.

Z wdzięczności za odzyskaną wolność A nunnaki zobowią­

zują  się  wznieść  bogu  w sp aniałą  św iątynię.  M arduk  wy­
znacza Babilon n a miejsce tego san k tu ariu m . Po zakończe­
n iu   budowy  M arduk  zap rasza  w szystkich  bogów n a   ucztę 
do św iątyni, gdzie boskie zgrom adzenie pieśniam i pochwal­
nym i oddaje hołd swem u ocalicielowi i stwórcy św iata.  Po­

słuchajm y jeszcze  o statnich  wersów  babilońskiego  eposu. 
Ogłosiwszy  sławę  M arduka jak o  boga  „dobrego  tch nienia” 

i „pana czystego  zaklęcia”, m it mówi:

Niech zachowają to starzy, niech tego nauczają,

Uczeni i mędrcy niech mądrze to rozważają!

Wskazówki udzielił ojciec synowi,

Ucho pasterza i stróża niechaj  się otworzy!

Radował się on Panem bogów, Mardukiem,

Jego kraj niech się stanie żyzny, on sam niech będzie w dobrym

zdrowiu!

Jego słowo jest całkowicie wierne, nieomylna jego wypowiedź,

Rozkazu jego ust żaden bóg nie może zmienić;

Bez strachu spogląda on przed siebie, nie wahając się i nie

ustępując;

Gdy się złości, żaden bóg nie potrafi mu stawić czoła.
Jego serce jest pełne troski, jego dobroć wielka;
Bezecnik i grzesznik otrzymuje od niego łaskę.

Zakończenie  m itu  je s t  utrzy m ane  w  tonacji,  k tó ra  jako 

żywo  przypom ina  ducha  Starego  T estam en tu   i  jego  opo­
wieści  o  stw orzeniu.  N ad  św iatem   panuje  wszechmocny, 

ojcowski,  nieomylny,  surowy,  ale  też  łaskaw y i  przebacza­

jący bóg. „Miłosierny bóg, u którego życie je s t pełnią”, stw a­

rza człowieka, „dzieło swych rą k ”. Nie stw arza go ju ż wspól­
nie  z  niew iastą  ani  też  nie  z jej  ciała,  lecz  samodzielnie,

76

background image

jakkolw iek  z  ciała  i  krw i  żywej  istoty,  z  boga,  k tóry  m usi 

um rzeć,  aby żyć mogli  ludzie.

Choć zakończenie babilońskiego m itu  przypom ina biblij­

n ą  relację o stw orzeniu, to jed n a k  różni się od niej zarówno 
pu nktem  wyjścia, ja k  i  przebiegiem   całej  prezentacji.

W  biblijnym   micie  wyłącznym  zwycięzcą  i  w ładcą  je s t 

jedyny,  m ęski,  ojcowski  bóg.  Biblijna  opowieść  nie  tylko 

nie mówi ju ż o żadnych innych bogach poza Bogiem-Stwór- 
cą,  ale  też  elim inuje  w ątek   w alki  ze  starszy m i  bogami 
i zwycięstwa n ad nimi. Jedynie pram orze tehom przypom i­
n a  jeszcze  o  dawnej  pram atce  i władczyni T iam at, jedynie 
wąż,  który przed  swą  degradacją był królewskim   zwierzę­
ciem,  m ocarnym   sm okiem ,  przypom ina  jeszcze  o  walce, 
któ rą  m ęski  bóg m usiał  niegdyś  stoczyć  z  ogromnymi  wę­
żam i i  wściekłymi  sm okam i, rzuconym i  do boju przez pra- 
m atkę Tiam at.

Babiloński  m it  je s t  bardziej  pojednawczy  w  swym  za­

kończeniu. W prawdzie T iam at -  rep re z en ta n tk a  zasad ma- 
triarch alnych  -  ponosi śmierć, podobnie ja k  jej m ąż i obroń­
ca Kingu, jed nak że wszyscy pozostali pomocnicy T iam at -  

A nunnaki  -   zostają  ułaskaw ieni  i  wznoszą  zwycięskiemu 

bogu  św iątynię.  Z  woli  M arduk a  m ogą  dalej  żyć jako  „du­
chy  podziemi”,  a  tym   sam ym ,  jako  podrzędni,  usługujący 
bogowie,  zostają  włączeni  w  hierarchię,  u  której  szczytu 
stoi M arduk.

Babiloński m it pochodzi z epoki, w której górę w ziął m ę­

ski,  ojcowski  bóg,  w ładca  całego  św iata.  Jego  zwycięstwo 
nie  było jed n a k  ta k   radykalne  czy  ta k   gwałtowne,  by  wy­
m azało  z  pam ięci  daw ne  żeńskie  boginie  i  ich  m ęskich 
pomocników.  Istn iały   one  n ad al jako  bóstw a  o  drugorzęd­
nym  znaczeniu -  możliwe, że babiloński m it zaw iera rem i­
niscencje,  któ re  rad y k alnie  u su n ą ł  m it  hebrajski:  wspo­
m nienie  o  walce  dwóch  porządków  religijnych  i  społecz­
nych,  o  walce  pom iędzy  sta rą ,  m acierzyńsko-chtoniczną 
religią m atriarch aln ą, charakteryzow aną za pomocą takich 

kategorii,  ja k   „noc”,  „woda”,  „m ateria”,  i  nową,  ojcowską 
religią,  charakteryzow aną  za pomocą tak ich kategorii, ja k  
„światło”,  „w iatr”,  „duch”.  B abilońska  relacja  kończy  się

77

background image

tam ,  gdzie  rozpoczyna  się  biblijny  m it;  odtw arza  ona  całą 

historię w alki, podczas gdy biblijna relacja opowiada tylko
o zwycięstwie -  zwycięstwie ta k  całkowitym,  że wym azuje 
ono  imię  zwyciężonych i  sam  fak t walki.

Pod  tym   względem  relacja  babilońska  w ykazuje  wiele 

podobieństw do wzorcowo zinterpretow anej przez Bachofe­
n a  opowieści o walce E rynii z Apollinem  i o wynikłej  z niej 
decyzji,  k tó ra  uczyniła E rynie boginiam i niższej  rangi,  po­

zostającym i w  służbie boga  światłości.

Powróćmy tera z   do  kw estii  stw orzenia  św iata,  w  szcze­

gólności  do  kw estii  m ęskiego  stw orzenia.  W  babilońskim  
micie  spotykam y  trzy  różne  w arian ty   stw orzenia.  N a  po­
czątku m am y mężczyznę i niew iastę, wody słodkie i ocean, 
płodziciela  i  m atk ę,  którzy  wspólnie  dają  życie  swym  sy- 
nom-bogom.  Ów pierwszy a k t stw orzenia w pełni odpowia­

da  zatem   n a tu ra ln e m u   stanow i  rzeczy,  zgodnie  z  którym  
stw órcam i  są  zarówno  mężczyzna, ja k   i  kobieta.  W  babi­
lońskim   micie  nie  pojaw iają  się ju ż  dawniejsze  wyobraże­
nia,  które  przyjmowały,  że  św iat  stw orzyła  sam a  kobieta, 
bez udziału mężczyzny, że u  początku wszelkiego istnienia 
s ta ła  jedynie w ielka pram atk a.  Tego rodzaju w yobrażenia 
cechują  m yślenie  społeczeństw a  m atriarch aln ego ,  które 
w  czasach  pow stania  babilońskiego  m itu  należało  już  do 

odległej  przeszłości.  O statn im   śladem   dawnych,  m atriar- 
chalnych wyobrażeń je s t fakt,  że babilońska relacja przed­
staw ia T iam at jako właściwą władczynię i królową, która, 
w odróżnieniu od swego m ałżonka Apsu, początkowo pozo­

staje niezwyciężona; że T iam at „wyznacza” K ingu tylko n a 
dowódcę  wojsk  i  n a   m ałżonka;  że  to  ona,  a  nie  jej  mąż, 
budzi w synach  strach  i respekt.

Drugi  a k t  stw orzenia  dokonuje  się  po  śmierci  Tiam at, 

kiedy to  M arduk  wznosi  z jej  ciała  niebiosa.  M it  odchodzi 
tu   od  n a tu raln eg o   porządku  rzeczy.  N iebiosa  nie  są  już 

dzieckiem   niew iasty,  spłodzonym  przez  mężczyznę,  lecz 
dziełem mężczyzny, który jed n a k  wykorzystuje żeńską m a­
terię,  to  znaczy  ciało  niew iasty.  Niebiosa  są jeszcze  two­
rem   niew iasty  i  mężczyzny,  ale  a k t  stw orzenia  dokonuje 
się już  poza n atu raln y m i kolejami płodzenia i  ciąży.

78

background image

Trzecim  w arian tem   stw orzenia,  który  spotykam y w b a­

bilońskim  micie, je s t stw orzenie człowieka. M ard u k  form u­

je  człowieka  z  ciała  i  krw i  zabitego  Kingu.  M it  całkowicie 

elim inuje  tu  jakikolw iek udział  kobiety.  Ani  nie  rodzi  ona 
człowieka, ani jej  ciało nie służy już za m ate ria ł a k tu  stw o­
rzenia; jedynym  stw órcą człowieka je s t m ęski bóg.  Ten typ 

kreacji jeszcze radykalniej niż poprzedni neguje i wyw raca 

n a tu ra ln y   porządek  rzeczy.  Mimo  to  m ężczyzna  wciąż je ­
szcze je s t w swym akcie stw orzenia zw iązany z żywą m ate ­
rią,  z  już  istn iejącą  k rw ią  i  ciałem.  Nie  je s t  absolutnym , 
wyłącznym  stwórcą.

Ten  trzeci  typ  stw orzenia  w  pełni  współgra  z  w a ria n ­

tem , który p rezentuje biblijna relacja o stw orzeniu niew ia­

sty.  Również  w  biblijnym   micie  nową  istotę  stw arza  sam  

m ęski bóg, bez w spółudziału niew iasty, ale tak że tu ta j je s t 

on zw iązany z już istniejącą żywą m aterią. Biblijna relacja 

je s t  tylko  odrobinę  radykalniejsza  -  jeszcze  konsekw ent­

niej  w yw raca  n a tu ra ln y   porządek  rzeczy  i  p rzed staw ia 
mężczyznę  nie  tylko jako  m atkę  człowieka,  ale  i,  w  szcze­
gólności,  samej  kobiety.

Je śli w babilońskim  micie b rak  jednej skrajności, m iano­

wicie  partenogenetycznego  stw orzenia,  stw orzenia  przez 

sam ą tylko niew iastę, bez w spółudziału mężczyzny, to brak  

w nim   również  drugiej  skrajności,  mianowicie  stw orzenia 

z  ducha,  stw orzenia  przez  samego  tylko  mężczyznę,  który 

by  nie  potrzebował  substancji  ożywionej  jako  m ateriału. 
Ten typ stw orzenia -  bodaj najwyraziściej i najplastyczniej 
przedstaw iony przez grecki m it o A tenie zrodzonej  z głowy 
Z eusa -  spotykam y w biblijnym   micie.  Z  pewnością także 
biblijny  m it  nie  w ym azał  jeszcze  całkowicie  pam ięci

o  p ram atce  T iam at,  skoro  powiada,  że  Bóg  „tkwi”  ponad 
wodami,  niem niej  je d n a k   nam acalny   sens  biblijnej  opo­

wieści  nie  przyznaje  ju ż  istotniejszej  roli  żywiołowi  żeń­

skiemu.

Relacja nie  zaczyna  się  słowami:  „Na  początku  był  cha­

os, n a początku była ciemność...”, lecz słowami: „Na począt­

ku  stworzył  Bóg...”,  zatem   tylko  on  sam ,  m ęski  Bóg,  bez 
w spółudziału niew iasty,  stworzył niebo i ziemię.  Po  dygre-

79

background image

ąji, w której pobrzm iew a jeszcze echo daw nych wyobrażeń, 
relacja  kontynuuje:  „I  rzekł  Bóg:  «Niech  się  stan ie  świa­

tłość!* I sta ła  się  światłość” [Rdz  1,  3],  Z całą w yrazistością 

ukazuje się tu  skrajność czysto męskiego stw orzenia, stwo­
rzen ia za pomocą słowa, stw orzenia za pomocą myśli, stwo­
rzen ia za pomocą ducha.  Nie potrzeba już m atczynego łona 
an i  m atczynej  m aterii;  u s ta   mężczyzny,  który  wypowiada 
słowo,  m ają  zdolność  bezpośredniego  i  natychm iastow ego 

stw arzan ia życia.  Tak rozum iane  stw orzenie je s t bieguno­

wym  przeciw ieństw em  partenogenezy.  To sk rajn e wyobra­

żenie  je s t  przejaw em   rów nie  skrajnego,  p atriarch alnego 

n asta w ie n ia , 

które 

deprecjonuje 

w artość 

kobiety 

i  degraduje  jej  rolę.  M ężczyzna  u zurpuje  sobie  tak że  tę 

zdolność, k tó ra  przysługuje jedynie kobiecie — zdolność ro­
dzenia,  stw arzan ia  nowego  życia.

N ależy zauważyć, że ta  biblijna idea stw orzenia z ducha 

stoi  w jeszcze  większej  [sprzeczności]  z  wszelkim   porząd­

kiem  n a tu ra ln y m  niż idea partenogenezy.  K onstatacja,  że 

dziecko stw arzają pospołu ojciec i m atk a, m a postać pozna­
n ia  naukowego,  które  udało  się  ludziom  osiągnąć  dopiero 
po  niezwykle  długim   czasie  -   poznania,  które  zawsze  m a 
c h a ra k te r teoretyczny, podobnie jak , dla przykładu, pozna­
nie,  że  Ziemia  obraca  się  wokół  Słońca,  a  nie  n a   odwrót. 

Doskonale  wiemy,  że  ta k   jest,  niem niej  jed n a k   widzimy, 
że to w łaśnie  Słońce  porusza  się  wokół Ziemi;  widzimy,  że 
dziecko  pochodzi  od  m atk i,  że  w  niej  rośnie,  porusza  się, 
a potem  dzięki niej  się rodzi. Nigdy nie widzimy bezpośre­

dniego  zw iązku  m iędzy  dzieckiem  i  ojcem, jeśli  nie  liczyć 

ich  podobieństwa  (które  nie  m usi  być  jed n a k   łączone  ze 

stw orzeniem ,  n aw et jeśli  w  późniejszym  czasie,  po  rozpo­
znaniu  udziału  mężczyzny w  akcie  stw orzenia,  służyło  za 

istotny  i  w yrazisty  dowód  rzeczowy).  Dlatego  w  biblijnej 

relacji  podkreśla  się  podobieństwo  do  ojca:  „Na  podobień­
stwo  Boga  stworzył go”  [Rdz  1,  27  b].

Myśl,  że  jedynie  sam   m ężczyzna  może  swymi  ustam i, 

swym  słowem,  ze  swego  ducha  stworzyć  żywą  istotę, je s t 
urojeniem ,  k tó re  pozostaje  w  najw iększej  sprzeczności 
z n a tu rą ; neguje  ono wszelkie doświadczenie, w szelką rze­

80

background image

czywistość, wszelkie u w arunkow ania n atu ra ln e .  Lekcew a­
ży  wszelkie  ograniczenia  n a tu ra ln e ,  byle  tylko  osiągnąć 

jeden cel: przedstaw ić m ężczyznę jako absolutnie doskona­

łą istotę, posiadającą tak że zdolność, której  życie w yraźnie 

jej  odmówiło — zdolność rodzenia.  Owo urojenie, któ re  mo­

gło  się  pojawić  tylko  n a   gruncie  skrajnie  patriarchalnego 
społeczeństw a,  stanow i  prototyp  wszelkiej  idealistycznej 
myśli, k tó ra lekceważy wszelkie w aru n k i n a tu ra ln e .  Rów­
nocześnie  je s t  ono,  z  jednej  strony,  przejaw em   głębokiej 

zawiści mężczyzny wobec kobiety,  poczucia niższości  z  po­

wodu  nieposiadania zdolności rodzenia,  zazdrości  o rodze­
nie, z drugiej zaś, w yrazem  pragnienia, by osiągnąć tę zdol­
ność,  choćby n aw et zupełnie innym i  drogami.

W  babilońskim   micie  nie  w ystępuje  żadna  z  obu  sk ra j­

nych możliwości stw orzenia, zatem  ani partenogeneza, ani 

stw orzenie  za  pomocą  słowa,  czysto  m ęskie  stw orzenie. 
B abiloński epos opowiada je d n a k  o zdarzeniu, k tó re stan o ­

wi  p rasta d iu m   właściwego  stw orzenia  za  pomocą  słowa, 

a  zarazem  jasn o  ukazuje  właściwy  sens  tej  koncepcji  m ę­
skiego stw orzenia. M amy tu  n a m yśli próbę, k tó rą M ardu k 

m usi  przejść,  zanim   ostatecznie  otrzym a  polecenie  walki 

z  T iam at  -   próbę,  k tó ra   m a  dopiero  upewnić  bogów,  że 
M arduk odniesie  zwycięstwo.  Cóż to  za próba?

Przynieśli potem do środka pewien płaszcz 
I rzekli do Marduka,  swego pierworodzonego:
„Los Twój, Panie, niech przewyższy bogów,

Nakaż zniszczenie lub stworzenie -  i niech się spełni nakaz! 

Na rozkaz twój niech teraz płaszcz przeminie!
Potem rozkaż znów, by na nowo powstał!”

Wtedy rozkazał on: I patrz, płaszcz przeminął!

I znów wydał rozkaz:  I na nowo powstał!

Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: „Marduk jest królem!”
Potem obdarzyli go berłem, tronem i laską,

A także bronią zwycięską, która wroga odpiera.

„Nuże więc, wytęp żywot Tiamat,
Niech wiatry zaniosą jej  krew w miejsce ukryte!”

81

background image

B oh ater m usi przejść tę sw oistą próbę , aby dowieść swej 

przydatności  do  roli,  k tó rą   m u   przeznaczono.  Być  może 
oczekiwalibyśmy,  że  M arduk  będzie  m usiał  dowieść  swej 

dzielności  czy  m ądrości,  tym czasem   bogowie  w ym agają 

odeń  tylko,  by  um iał  słowem  doprowadzić  do  zniknięcia 
i  ponownego  pow stania  płaszcza.  Co  oznacza  ta   sw oista 

próba?

M ard uk m a walczyć  z T iam at.  Je śli m a  się  okazać  zwy­

cięzcą,  to  nie  może jej  w  niczym  ustępować.  Ja k o   mężczy­

zna ustępu je jej jed n a k  pod jednym  -  zasadniczym  -  wzglę­
dem.  Tylko T iam at potrafi  stw arzać nowe  życie,  tylko ona 
może rodzić i spraw iać,  by rzeczy powstawały.  To ona daje 
życie,  to  także  ona je  zabiera.  W ielka M atka jest,  z jednej 
strony,  dobrą,  dającą  życie,  m ąd rą   m atk ą,  z  drugiej  zaś, 
uśm iercającą, czarną m atk ą  -  podobnie sam a n a tu ra  u k a ­

zuje  człowiekowi  dwojakie  oblicze:  jako  u trzym ująca  go 
przy życiu moc, a zarazem  jako zagrożenie (odnośnie do tej 
kw estii por. przede w szystkim  wywody Bachofena o dwoja­
kim   znaczeniu  postaci  m atk i  jako  istoty,  k tó ra   przynosi 

życie i śmierć). Je śli m ęski bóg m a odnieść zwycięstwo nad 
m atk ą,  to  m usi jakoś  wyrównać  te n   brak,  tę   niezdolność 
rodzenia,  kreow ania.

T aki je s t  sens  próby,  której  bogowie  poddają  M arduka. 

M ardu k potrafi wszystko, co potrafi m atka. Potrafi to, cze­
go  n a tu ra   odmówiła  mężczyźnie:  potrafi  zm ieniać  n a tu rę , 
potrafi  spraw ić,  by  dowolny  przedm iot  znikł  i  n a  powrót 
powstał. J e s t oczywiste, że bynajm niej  nie chodzi tu  o sam  

przedm iot,  o  ów  banaln y   przedm iot  codziennego  użytku, 

jak im  je s t płaszcz. Próba m a jedynie dowieść, że M arduk -  

m ężczyzna — nie ustępuje już kobiecie, że podobnie ja k  ona 
potrafi  stw arzać  życie  i  odbierać  życie.  W  świetle  tej  kon­

statacji łatwo zrozumieć dalsze  słowa m itu:

Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: „Marduk jest królem!”

Dopiero  ta   próba  pokazuje,  że  M arduk  dorównuje  T ia­

m a t  i  dzięki  tem u  daje  gw arancję  zwycięstwa.  Siła  u s t 
M arduka  zastępuje  siłę  żeńskiego  łona;  u sta   mężczyzny

82

background image

potrafią  rodzić,  do czego w rzeczywistości  zdolne je s t jed y ­
nie łono  niewiasty.

W próbie, k tó rą  przechodzi M arduk, odnajdujem y proto­

typ  m ęskiego  stw orzenia  -   stw orzenia  za  pomocą  słowa. 
To,  co  babiloński  m it  p rzedstaw ia  tylko jako  próbę,  przed 
k tó rą  staje jego m ęski bohater,  w biblijnym  micie  staje  się 
m etodą  m ęskiego  stw arzan ia  za  pomocą  słowa.  W  Biblii 
Bóg  stw arza  „siłą  swego  słowa”.  Biblijny  Bóg czyni  z  kos­
m osem to samo, co M arduk z płaszczem. „I rzekł Bóg: Niech 

się  stan ie światłość; i sta ła  się światłość” [Rdz  1,  3],  M ęski 
Bóg  w  pełni  przejął  funkcje  zwyciężonej  Wielkiej  M atki. 
Potrafi  rodzić,  potrafi  stw arzać  — duchem,  słowem  znosi 

wszelkie uw arunkow ania n a tu ra ln e ; tylko on panuje, i n ik t 
prócz  niego.

B iblijna relacja jeszcze tylko w jednym  przypadku odwo­

łuje  się  do  tej  potęgi  słowa:  gdy  opowiada,  ja k   Bóg  przy­
wiódł w szystkie zw ierzęta przed oblicze Adam a, „aby zoba­
czyć,  ja k ą   da  im  nazw ę”  [Roz  2,  19  b],  i  gdy  A dam   Ewie 
nadaje  nazw ę  „mężyca”  (isza ).  N adanie  nazw y je s t jak b y  
drugim  stworzeniem. Tak ja k  męski Bóg stworzył swym sło­
wem  żywe  istoty,  ta k   Adam  stw arza je jeszcze  raz,  swym 
słowem nadając każdej  nazwę.

background image

4 .  Robert Briffault o matriarchacie

Swym  obszernym   dziełem  The  Mothers.  A   S tu d y   o f the 

Oringins o fS en tim e n ts a nd  Institu tio n s (1928) Robert Brif­
fau lt podejmuje tem at, którego podstaw y teoretyczne stwo­
rzyli w lata ch  sześćdziesiątych i  siedem dziesiątych m inio­

nego  stulecia Jo h a n n  Jak o b  Bachofen i  Lewis H enry Mor­
gan.  Oficjalna  n a u k a  przez  dziesięciolecia  pom ijała  m il­
czeniem  teorię  m atriarchatu,  a  nazwiska jej  twórców  poja­
wiały się jedynie w publikacjach kilku autorów o socjalistycz­

nej  proweniencji.  W  ostatnich latach m am y  do  czynienia  ze 
swego rodzaju  renesansem ,  do  którego  przyczynili  się bada­
cze o zupełnie innej  orientacji światopoglądowej.  Teoria m a­
tria rc h a tu   jest  coraz  częściej  przedmiotem  omówień  czy 
wzmianek  zarówno  w  pracach  naukowych, ja k   i  w  bardziej 

popularyzatorskich przyczynkach,  a dzieło Briffaulta  z pew­

nością  skłoni  do  dyskusji  również  tych,  którzy  dotychczas 
w  ogóle  nie  zwracali  uwagi  n a  problematykę  m atriarchatu.

Próba klasyfikacji, k tó ra  pracę B riffaulta zaliczyłaby do 

dzieł etnologicznych, byłaby jed n a k  daleka od ścisłości. The 

M others...  wychodzi  poza  ram y  etnologii.  J e s t  pracą  tyleż 

etnologiczną, co socjologiczną i psychologiczną -  z tej przy­
czyny trud no  też w skazać jej tezę główną. W każdym  razie 
m ylą  się  ci  krytycy,  według których  dzieło  B riffaulta  daje 

się sprowadzić do tezy, że początek wszelkiego rozwoju spo­
łecznego cechują mniej  czy bardziej  w yraźne  stosunki m a­
triarchalne.  W  przypadku  dzieła  o  ta k   szerokim   zakresie 
mógłby się ktoś spodziewać, że o jego „tezie głównej” więcej 

powie m u ty tu ł niż  sam a treść.  W istocie m am y tu  jed n a k  
do  czynienia tyleż  z  teorią m a tria rc h a tu ,  ile  z  psychologią 
o partą n a   etnologii  porównawczej  czy  z  h isto rią instytucji

84

background image

m ałżeństw a.  W  przedm owie  do  swego  dzieła  B riffault j a ­

sno  określa  swój  p u n k t  wyjścia:  pytanie  o  źródło  in sty n k ­

tów społecznych skłoniło go do wniosku, że ich zalążek s ta ­

nowią  in sty n k ty   m acierzyńskie,  a  tym   sam ym   do  zwróce­

n ia  się  ku  owym  wczesnym   stadiom   rozwoju  społecznego, 
w  których  ośrodkiem   organizacji  i  psychologii  społecznej 
była postać m atki.

Choć  The M others...  dostarcza  dociekaniom  n a d   ogólny­

m i zagadnieniam i socjologicznymi i socjopsychologicznymi 
w ielu  ważnych  inspiracji,  to jed n a k  jego  zasadnicza  w a r­
tość  zasadza  się  n a  niezwykłym   bogactwie  m a te ria łu   i  n a 
mnogości analiz szczegółowych. Dlatego poniższe uw agi nie 
m ogą wyczerpująco przedstaw ić treści om awianego  dzieła. 
M ają  one jedynie  zasygnalizować c h a ra k te r pracy badaw ­

czej  i  zainteresow ań teoretycznych Briffaulta.

B riffault  zaczyna  od  w y kazania  zasadniczego  udziału 

tradycji  społecznej  (traditional  heredity)  w  rozwoju  ludz­

kiego życia duchowego i uczuciowego.  Ludzkie in sty n k ty  -  
zakorzenione  w  s tru k tu rz e   biologicznej  człowieka  —  są 
transform ow ane przez wpływy społeczne,  a różnice pom ię­
dzy jednostkam i żyjącymi w kręgu odm iennych k u ltu r s ta ­
now ią  pochodną  m odyfikujących  w arunków   społecznych. 
Przym iotniki  „męski”  i  „żeński”  są   dla  B riffaulta  fu n d a­
m entalnym i kategoriam i psychologicznymi, których jed n a k  
nie  wywodzi  on, ja k   przedstaw iciele  rom antyzm u,  z  „isto­
ty ” płci, lecz w yjaśnia je odm iennością funkcji  życiowych -  
to znaczy praktyki życiowej -  obu płci. Tym sposobem Brif­
fau lt  wydobywa  problem   różnicy  płci  z  mroków  kategorii 
filozoficznych i rzuca n a ń   światło b ad ań  naukowych.

Do  czynników  decydujących  dla  rozwoju  żeńsko-macie- 

rzyńskiego c h a ra k te ru  (m aternal instinct) zalicza B riffault 
niezwykle wydłużoną u człowieka -  w porów naniu z wszy­

stkim i  pozostałymi  ssak am i -   ciążę  oraz  p o stn a ta ln ą   nie­
dojrzałość noworodka i uw arunkow aną przez ten  fak t dłu­
gotrw ałą  opiekę  m atki  n ad  dzieckiem.  Z  owego  in sty n k tu  
opieki  n a d   bezradnym   noworodkiem   rozwija  się  miłość 

m acierzyńska,  k tó ra   dotyczy  nie  tylko  dziecka  — w  szcze­
gólności  nie  tylko  własnego  dziecka  -   lecz,  jako  in sty n k t

85

background image

społeczny, jako miłość ogólnoludzka,  rozciąga  się  także  n a 

isto ty   dorosłe  i  stanow i  jedno  z  najw ażniejszych  źródeł 
wszelkiego rozwoju społecznego.  W miłości m acierzyńskiej 
tkw i źródło wszelkiej miłości w ogóle.  Nie je s t ona tożsam a 

z seksualizm em , spokrew nionym  raczej  z egoistycznym  in ­
styn k tem  głodu.  Seksualizm  wiąże się bardziej  z okrucień­
stw em ,  a jego zespolenie z m iłością je s t wysoce wyspecjali­
zowanym  owocem  rozwoju  kulturowego.  U   ludów  prym i­

tyw nych  seksualizm   stosunkow o  rzadko  łączy  się  z  „mi­
łością”, podczas gdy,  odwrotnie,  aseksualne uczucie m acie­
rzyńskiej  czułości  szczególnie  często  pojaw ia  się  także 
w relacjach między  dorosłymi.

Ujm ując miłość mężczyzny jako owoc jego żeńsko-macie- 

rzyńskich sił popędowych, Briffault zakłada biseksualny cha­
ra k te r  każdej jednostki.  Miłość  m acierzyńska je s t  źródłem 
nie tylko miłości i czułości, ale także współczucia, wielkodu­

szności, życzliwości, krótko mówiąc: wszelkich uczuć „altrui- 
stycznych”, włącznie z ich najbardziej  abstrakcyjnymi i ogól­

nym i formami. Miłość dziecka do m atki wypływa z potrzeby 

ochrony i pomocy;  in styn k t stadn y  je s t pochodną  dziecięce­

go lęku i b rak u  ochrony.  Podobnie wrogość,  k tó rą plem iona 

prym ityw ne okazują obcemu, nie je s t wrodzoną dyspozycją 

czy  przejawem   „naturalnego”  popędu  agresji,  lecz  wytwo­

rem  realnych w arunków  życia grup prymitywnych, które to 
w arunki  z  konieczności prowadzą  do pow stania  wzajemnej 

nieufności pomiędzy poszczególnymi grupam i.

Przeciwieństwo popędu seksualnego i miłości m acierzyń­

skiej  stanow i  u   B riffaulta  podstaw ę  błyskotliwego  ujęcia 
różnicy  m iędzy  stadem   zwierzęcym  i  rodziną  zwierzęcą. 

Wedle  B riffaulta,  stado je s t  pozbawionym  stabilności  wy­

tw orem  męskich im pulsów seksualnych, rodzina n ato m iast 
stanowi rezu ltat działania instynktów  m acierzyńskich i two­
rzy  kom órkę  podstaw ową  w szystkich  trw ałych  grup  spo­
łecznych.  Prym ityw na g ru pa ludzka nie rozwija się  ze s ta ­
da zwierzęcego, lecz z rodziny zwierzęcej.  Z rastan ie się t a ­
kich rodzin, które istnieją dzięki więzi m atki z potomstwem  
i nie w ykazują żadnego podobieństwa do  późniejszej rodzi­
ny  patriarch alnej,  prowadzi  do  pow stania  prymitywnego

86

background image

społeczeństwa, skupionego wokół m atki. Egzogam ia czy też 
zakaz  związków  kazirodczych  nie  je s t  rezu ltatem   an i  j a ­

kiegoś wrodzonego in sty n k tu ,  ani n atu raln ej  decyzji, u w a ­

runkow anej  przez  szkodliwe  n astę p stw a   związku  pom ię­
dzy krew nym i.  W now atorski  sposób,  którego  nie  możemy 

tu  bliżej  omówić,  B riffault próbuje wyjaśnić zjawisko egzo- 

gam ii s tru k tu rą  społeczności skupionej wokół m atki, zw ra­
cając  przy  tym   uwagę,  w  ja k   w ielu  m iejscach  n a   ziem i 
m ożna jeszcze  odnaleźć  ślady  pierw otnej,  m atriarch alnej 
s tru k tu ry  rodziny — m atrylokalnego m ałżeństw a, w którym  

m ąż często w prow adza się do dom u swej  żony, a n a pytanie

o pochodzenie zwykle podaje rodzinę m atki. W okresie przej­
ściowym  między  m ałżeństw em   m atrylokalnym   i  m ałżeń­
stwem  patrylokalnym  -  transform ację tę uw arunkow ał roz­
wój  własności prywatnej  -   zgoda rodziny żony była  okupy­
w ana  przez  przyszłego  m ęża  podarunkiem   czy  przysługą.

W  większości  społeczeństw  prym ityw nych  kobieta  m a 

niezw ykle  wysoki  stopień  niezależności,  u zasadniony 
podziałem  pracy i związanym i z nim  funkcjam i ekonomicz­
nym i kobiet.  Ciężka praca kobiet w żadnym  razie nie może 
być podstaw ą w niosku  o ich niższej  pozycji  społecznej.  Od 
m atrycentrycznej  s tru k tu ry  -  to znaczy od ustroju społecz­
nego, który ch arakteryzuje  się stosunkow o dużym  znacze­

niem   społecznym   i  psychicznym   kobiety  -   należy  ściśle 
odróżnić  porządek  m atria rc h a ln y   (ginekokratyczny), 

w którym  kobieta  dom inuje  n ad  mężczyzną.  W szelkie  sto­

sunki  dominacji  opierają  się  n a   istn ien iu   własności  pry­

w atnej i jej  obronie.  S tąd też m a tria rc h a t w węższym zna­

czeniu  może  występować  tylko  we  względnie  wysoko  roz­
w iniętych  społecznościach.

M ałżeństw o  pełni  istotne  funkcje  ekonomiczne  i  w  żad­

nym  razie nie je s t instytucją „ n a tu raln ą ”. Dlatego pierw ot­
nie nie wiązało  się też  z  dążeniem   do wyłącznego posiada­
nia p a rtn e ra  seksualnego. T ak ja k  nie istnieje „n atu raln y” 
in sty n k t monogamiczny, ta k   również  nie  istnieje  zazdrość 
ukierunkow ana  n a   wyłączne  posiadanie  obiektu  sek sual­
nego.  U  członków  społeczeństwa  prymitywnego  zazdrość 
nie łączy się z  obroną wyłączności ich praw , lecz  z lękiem,

87

background image

że  pozostaną  oni  bez  obiektu  seksualnego,  zatem   nie je s t 

zw iązana  z  podebraniem   obiektu,  lecz  z jego  odebraniem . 
Społeczeństw a prym ityw ne w znacznie m niejszym  stopniu 

w ypierają seksualizm ,  dlatego b ra k  w nich wprawdzie  n a ­

strojów miłosnego  zauroczenia,  ale tak że  deformacji uczu­
ciowych  czy  zjaw isk  patologicznych,  k tóre  swe  istn ienie 
zaw dzięczają w łaśnie w yparciu seksualności.  Uczucia mo- 
nogam iczne nie  są przyczyną,  lecz n astępstw em   instytucji 
m ałżeństw a  monogamicznego.  Ewolucję  m ałżeństw a  mo- 
nogamicznego w arunkow ały przede w szystkim  przekształ­
cenia  ekonomiczne  i  społeczne.  P u n k tem   zw rotnym   tych 
przeobrażeń był m om ent, w którym  m ężczyzna sta ł się w ła­

ścicielem  sta d a ,  co  zapewniło  m u  w iększą  siłę  nabywczą, 
a tym  samym przewagę ekonomiczną n ad  kobietą. Tam gdzie 
brakowało tego  stadium ,  dłużej  utrzym ywały się  pierwotne, 
m atrycentryczne stosunki. Od m ałżeństw a prymitywnego po 
małżeństwo rzymskie związek m ałżeński pełnił głównie funk­
cję  ekonomiczną,  nie  zaś  seksualną.  M ałżeństwo  chrześci­

jańskie natom iast sta ra  się połączyć oba te aspekty i zaspo­

kajać  w  ram ach   instytucji  m ałżeństw a  nie  tylko  interesy 

ekonomiczne,  ale także miłość i potrzeby seksualne.

Briffault  szczegółowo  zajmuje  się  problem atyką  rozwoju 

religii  i  moralności.  W ymieńmy  choćby  kilka  wątków jego 

dociekań.  Tabu -  jako  prototyp wszelkiej  irracjonalnej  mo­

ralności -  Briffault wywodzi z nałożonego mężowi przez żonę 

zakazu kontaktów  płciowych podczas m enstruacji.  Pow sta­
nie totem izm u łączy z faktem ,  że najw ażniejsze pożywienie 
rodu,  które  pierwotnie  stanowiło  jego  wspólną  własność, 
prawdopodobnie uzyskało c h arak ter świętości i totem u.  Po­
w stanie poczucia indywidualności uznaje za następstw o po­
w stania własności prywatnej. Pow stania własności pryw at­

nej  nie  uw aża  za  owoc  indywidualistycznych  instynktów , 
lecz, przeciwnie, twierdzi, że to własność pryw atna generuje 

ów rzekomo n atu raln y  instynkt.  Omawia także rolę księży­
ca w kosmologii społeczeństw prymitywnych. Zdaniem Brif­
faulta,  obraz  cyklicznie  ubywającej  i  przybywającej  tarczy 
księżyca pozostaje w najściślejszym związku z prymitywny­
m i  w yobrażeniam i  śmierci  i  zm artw ychw stania  -   słońce

88

background image

zaczyna  odgrywać  coraz  w iększą  rolę  dopiero  w raz  z  roz­

wojem  k u ltu ry   rolniczej.  Źródłem  prym ityw nych  idei  reli­
gijnych  nie  je s t  bynajm niej  „deifikacja  n a tu ry ”,  lecz  p ra ­
gnienie  zdobycia sił magicznych.

Kobieta  odgrywa w rozwoju  religii  ogromną,  zwykle  nie 

docenianą rolę. W ielkie boginie, które zajm ują w ażne m iej­
sce w religiach Azji Przedniej  i  Europy,  swe  znaczenie  za­
wdzięczają  związkowi  z  ry tam i  rolniczym i  oraz  ze  specy­
ficzną,  m agiczną zdolnością n a tu ra ln e j kreatyw ności.  Roz­

wój  religii  osiąga  swe  apogeum,  gdy  ludzie  ju ż  nie  tylko 

d arzą  lękiem   i  czcią  boginię jako  posiadaczkę  sił  m agicz­

nych, ale i wielbią ją  jako dziewiczą m atk ę dziecięcia boże­
go.  Po raz pierw szy uczucie  religijne  zaczyna  się tu  łączyć 

z  miłością;  przejście  od  znużonych  narodowych  bóstw  e t­

nicznych  do  delikatnych  bóstw  wszechświatowych  po  raz 
pierw szy  dokonało  się  w figurze  Wielkiej  M atki.  Gdy pry­

m ityw na  m agia  stopniowo  przeobraziła  się  dzięki  pracy 

m ęskiego in te le k tu  w „religię teologiczną”, kobieta straciła 
n a  znaczeniu religijnym.

N ajsilniejszy  wpływ  n a  rozwój  m oralności  w yw arły jej 

tabuistyczne  źródła.  Moc  prym ityw nych  tab u ,  stanow ią­
cych  źródło  m oralności  seksualnej  i  m oralności  w  ogóle, 
potęgują m ęskie p ragnienia własności, które stopniowo roz­
wijającej  się moralności n ad ają ciężar gatunkow y.  Nie je s t 
praw dą,  jakoby  żeńska  „ n a tu ra ”  w ystąpiła  ze  skrajnym i 
w ym aganiam i czystości seksualnej,  a żeńska zazdrość wy­
m u siła  monogam ię.  W ręcz  przeciwnie:  społeczności  m a­
tria rc h a ln e  cechuje szczególnie duży stopień swobody i roz­
wiązłości.  Pierw otne,  prym ityw ne  ta b u   i  zw iązane  z  nimi 
uczucia  m oralne  m ają  powszechną  n a tu rę ,  n ato m ia st  po­
w stanie  m oralności  seksualnej,  któ ra  głosi  wymóg czysto­

ści płciowej, wiązało się z rozwojem społeczeństwa p a tria r­

chalnego  i  stosun kam i  ekonomicznym i,  które  stanow iły 

jego  fundam ent.  Czystość  płciowa  była  początkowo,  ja k  

w Azji Przedniej, w Egipcie i Grecji, rytualnym  w arunkiem  
posiadania  siły  magicznej  bądź, ja k   w  Rzymie,  cnotą  oby­
w atelską.  Dopiero  dzięki  chrześcijaństw u  uzyskała  rangę 

atry b u tu ,  k tórem u  przyznaje  się  wysoką  w artość  etyczną

89

background image

czy  religijną.  Choć w  chrześcijaństwie pojawiały się zróżni­
cowane  poglądy n a   stopień  grzeszności  obcowania  płciowe­
go, to jed n ak  wśród chrześcijan nigdy nie było wątpliwości, 

że dziewictwo je s t czymś wyższym niż m ałżeństwo.  Poglądy 
Ojców Kościoła stały w najradykalniejszym  przeciwieństwie 
do idei i  zwyczajów  europejskich barbarzyńców.  Stopniowe 
przeobrażenie,  do  którego  doprowadził  chrześcijański  rygo­
ryzm,  swój  wyraz  znalazło  najpierw  w  literaturze,  a  potem 
z wolna -  nigdy przy tym  w pełni -  w życiu  społecznym.

Dzieło B riffaulta doczekało się, przede w szystkim  w An­

glii  i  w  S ta n ac h   Zjednoczonych,  w ielu,  niekiedy  n a d e r 
szczegółowych  omówień  (zob.  Bibliografia:  H.  Ellis,  A.  M. 
Ludovici,  B.  M alinowski,  C.  E.  Ayres,  L.  Langdon-Davies, 
M.  Ginsberg, A. Goldenweiser), których sp ektru m  sięga od 

entuzjastycznej  aprobaty  po  chłodne  odrzucenie  -   zw ła­
szcza  przez  etnologów.

Laik w dziedzinie etnologii z pewnością nie je s t w stanie 

rozstrzygnąć, czy w poszczególnych kw estiach w iększą w a­

gę m ają arg u m en ty B riffaulta,  czyjego  antagonistów .  J a k  

ju ż jed n a k  zaznaczyliśm y n a  w stępie,  dzieło B riffaulta da­

leko  w ykracza  poza  ram y  konkretnych  zagadnień  etnolo­
gicznych;  niebyw ała  rozległość  opracowanego  m ate ria łu  

oraz rzadko spotykana niezależność i oryginalność in telek ­

tu a ln a   a u to ra   spraw iają,  że  jego  dzieło  stanow i  w ażny 

w kład do b ad a ń  socjopsychologicznych. W kw estii m a tria r­
chatu   B riffault  podejmuje  b ad an ia  w  punkcie,  do  którego 

doprowadził je  M organ.

Metodą,  k tó rą posługuje  się Briffault, je s t m etoda m ate­

rializm u  historycznego,  albowiem  s ta ra   się  on  wyjaśniać 
przeobrażenia w sferze uczuć i związanych z nim i instytucji 

przeobrażeniam i praktyki życia, w tym  zwłaszcza przeobra­
żeniami  stosunków  ekonomicznych.  Zasadnicze  znaczenie 
tego niezwykłego dzieła zdaje się polegać n a akceptacji spo­
łecznego uw arunkow ania wszelkich -  w tym  także z pozoru 
najbardziej  naturalnych -  uczuć,  n a próbie wyjaśnienia ich 

ewolucji  określonymi  zm ianam i  społecznymi,  próbie,  która 
opiera się n a przebogatym m ateriale empirycznym.

W  ram ach   krótkiego  omówienia  uw agi  krytyczne  mogą

90

background image

dotyczyć jedynie  ogólnych tez,  nie  zaś  szczegółowych  ujęć. 

J e d e n   z  punktów   możliwej  k rytyki  przew idział  ju ż  sam  

Briffault,  w skazując  w  przedm owie  n a  niekorzystne  w a­
ru n k i, w jak ich  pow staw ała jego praca. Między poszczegól­
nym i  częściami  książki  b ra k  jakościowej  i  ilościowej  rów­
nowagi.  Istotniejsze  od  tego  m an k a m en tu   są  w szakże 
ujem ne n astę p stw a  duchowej  niezależności i sam odzielno­
ści:  B riffault w  ogóle  nie  uw zględnia -   albo  czyni  to tylko 
sporadycznie  -   daw niejszych  czy  współczesnych  autorów, 

których bad an ia zm ierzały w tym  sam ym  kieru n k u . A b ovo 

analizuje kw estie, które doczekały się szczegółowego opra­
cowania już  w  okresie  francuskiego  oświecenia,  tak ie  ja k  

problem   społecznego  uw arunkow ania  uczuć,  w  ogóle  nie 
w spom ina M arksa i  Engelsa,  wreszcie w niew ielkim   stop­

niu  bierze  pod  uw agę  nowszą  lite ra tu rę   z  dziedziny  psy­
chologii ludów.  Szczególnie mocno odbija się to n a  analizie 
problem u pozornego altru izm u  miłości m atki w społeczeń­
stw ach  prym ityw nych.  N iedostateczne  uw zględnienie  b a­
dań   szkoły  durkheim ow skiej  n ad   społeczeństwem   prym i­

tyw nym , w tym  zwłaszcza prac Levy-Briihla o m entalności 

prym ityw nej,  stanow i rzeczywisty m ankam ent.

W  odniesieniu  do  jednej  kw estii  nie  możemy  się  po­

w strzym ać  od  bardziej  szczegółowej  uw agi  krytycznej. 
W  o statnim   rozdziale,  k tóry   podsumowuje  całość  rozw a­

żań, B riffault mówi o „wrodzonym konserw atyzm ie” kobie­

ty  i stw ierdza, że — w szerszym  znaczeniu -  żadna kobieta, 
k tó ra   przekroczyła  dw udziesty  p iąty   rok  życia,  nie  je s t 
w stanie niczego nowego się nauczyć.  U B riffaulta tego ro­

dzaju „pomyłka” m usi dziwić tym  bardziej, że w swym dzie­
le  z wielkim  powodzeniem  s ta ra  się  on wykazać społeczne 
uw arunkow ania uczuć, co oznacza zasadniczy postęp w po­
rów naniu z poglądam i rom antyków , zwłaszcza Bachofena. 
Pokazuje ona, ja k  głęboko zakorzenione w nieświadomości 
n a w e t  ta k   postępowego  badacza  są  tradycyjne  przesądy 
wartościujące. Niemniej jed n ak  jako całość dzieło Briffaulta 
dostarcza także krytycznem u czytelnikowi wielu pouczają­
cych  i  inspirujących  wiadomości,  pozostawiając  w rażenie 
znaczącego  dokonania  naukowego.

91

background image

5.  Dzisiejsze znaczenie teorii matriarchatu

F akt,  że w wieku XIX i w pierwszej  połowie XX Bachofe- 

nowska teoria m atriarch atu  i społeczeństw m atriarchalnych 

cieszyła się stosunkowo niewielkim  zainteresowaniem , moż­

n a   wytłumaczyć  tym,  że  do  końca  pierwszej  wojny  świato­
wej  system   p atriarchalny  panował  niezachwianie  w  E uro­
pie i Ameryce, ta k  iż sam a idea kobiety jako ośrodka s tru k ­

tu ry   społecznej  i  religijnej  w ydaw ała  się  niew yobrażalna 
i niedorzeczna. Zmiany społeczne i psychologiczne, które do­
konały się w  ciągu  ostatnich czterdziestu  lat,  są powodem, 

dla którego  problem m atria rc h a tu   znajduje  się  dziś w cen­

tru m   uwagi.  Dopiero  tera z   n astęp u ją  zm iany  generujące 
nową ocenę idei, których przez ponad sto la t n ik t nie podej­

mował. Zanim jednak zajmę się tym i przeobrażeniam i, niech 
mi  będzie  wolno  czytelnikowi  nie  zaznajomionemu  z  p ra ­
cami Bachofena i M organa pokrótce przedstawić ich pogląd 
n a zasadę i wartość społeczeństwa m atriarchaln eg o l.

Zgodnie  z  ujęciem   Bachofena,  zasad a  m a tria rc h a ln a  

je s t  zasad ą  życia,  jedności  i  pokoju.  K obieta,  opiekując 

się niemowlęciem,  rozszerza  swą miłość poza granice w ła­
snego „ja” n a  inne istoty ludzkie i projektuje wszelkie swe 
uzdolnienia  i  wyobraźnię  n a   ochronę  i  upiększanie  egzy­
stencji  drugiego  człowieka.  Z asada  m a tria rc h a tu   je s t  za­
sad ą  powszechności,  podczas  gdy  system   p atriarc h aln y  

je s t  system em   restrykcji.  Idea  powszechnego  b rate rstw a  

w szystkich ludzi, zakorzeniona w zasadzie m acierzyństw a, 
zanika  w raz  z  rozwojem  społeczeństw a  patriarchalnego. 
M atriarch at  je s t  fundam entem   zasady  powszechnej  wol­
ności i równości, pokoju i czułości. J e s t również fundam en­
tem   zasadniczej  troski  o  dobrobyt  m aterialn y   i  szczęście

92

background image

doczesne  (patrz  J .  J .  Bachofen,  M utterrecht  u n d   Urreli- 

gio n ).

Zupełnie  niezależnie  L.  H.  M organ  doszedł  do  w niosku 

(wstępnie sformułowanego w Systems o f Consanguinity and  

A ffin ity,  a  bardziej  precyzyjnie  w  Społeczeństwie pierw ot­

nym ),  że  system  rodowy In d ian  am erykańskich -  podobny 
do  spotykanego  w  Azji,  Afryce  i  A u stralii  -   opiera  się  n a 
zasadzie m atriarch aln ej,  co  skłoniło go  do przypuszczenia, 
że  wyższe  formy  cywilizacji  „będą  pow tórzeniem ,  ale  n a 
wyższym szczeblu, zasady wolności, równości i b rate rstw a , 
cechującej  rody staroży tn e”.  N aw et ta   skrótow a  p rez e n ta ­
cja  zasad  m a tria rc h a tu   powinna  wyjaśnić,  dlaczego  przy­
pisuję ta k  ogromne znaczenie następującym  zm ianom  spo- 
łeczno-psychologicznym:

1.  P o r a ż k a   s y s t e m u   p a t r i a r c h a l n o - a u t o r y t a r n e -  

go; jego  niezdolność  do  zapobiegania  długotrw ałym   i  ru j­
nującym   wojnom  i  dyk taturom   opartym   n a   terrorze; jego 
niezdolność  do  przeciw działania  przyszłym   katastrofom , 
tak im  ja k   w ojna  nukleam o-biologiczno-chemiczna,  głodo­
wi  w  większości  byłych  kolonii  czy  tragicznym   skutkom  
rosnącego  zanieczyszczenia  powietrza,  wody i gleby.

2.  R e w o lu c ja   d e m o k r a ty c z n a ,  k tó ra  zniosła  tra d y ­

cyjne s tru k tu ry  au to ry tarn e, zastępując je s tru k tu ra m i de­
m okratycznym i. Proces dem okratyzacji n a stą p ił w raz z po­

jaw ieniem  się zamożnego społeczeństwa technologicznego, 

którego fundam entem  je s t nie osobiste posłuszeństw o, lecz 
p raca zespołowa i  sterow any konsens.

3.  R e w o lu c ja   k o b ie c a ,  która,  choć jeszcze  niepełna, 

dokonała wielkiego postępu w urzeczyw istnianiu  rad y k al­

nych,  oświeceniowych  idei  równości  mężczyzny  i  kobiety. 
Rewolucja  ta   zadała  potężny  cios  władzy  p atriarch aln ej, 
nie tylko w k rajach  kapitalistycznych, ale i w państw ie ta k  
konserw atyw nym  ja k  Związek Radziecki.

4.  R e w o lu c ja   d z ie c ię c a   i  m ło d z ie ż o w a : niegdyś dzie­

ci mogły wyrażać swój  sprzeciw tylko nieadekw atnym i środ­

kam i,  takim i  ja k   odmowa  spożywania  posiłku,  płacz,  za­
parcia, m oczenia nocne i ogólny upór, ale począwszy od XIX 
w ieku  znalazły  orędowników  (Pestalozzi,  F reu d   i  inni),

93

background image

którzy  podkreślali,  że  dzieci  m ają  w łasną  wolę,  że  przeży­
w ają  w łasne  emocje  i  że  należy  je  traktow ać  poważnie. 
W XX w ieku tendencja ta  um ocniła się i pogłębiła, a dr Ben­

jam in   Spock  sta ł  się  jej  najbardziej  wpływowym  rzeczni­

kiem. Dzisiejsza młodzież mówi własnym  -  i ju ż nie tłum io­
nym -  głosem.  Młodzi ludzie chcą, by ich słuchano i tra k to ­
wano jako partnerów , chcą być aktyw nym  podmiotem, a nie 
biernym   przedm iotem   układu,  który  stanow i  o  ich  życiu. 
Wobec  patriarchalnych  autorytetów   w ystępują  z  bezpośre­

dnimi,  żywiołowymi -  a niekiedy i złośliwymi -  atakam i.

5.  W iz ja   k o n s u m p c y jn e g o   r a j u .  N asza konsum pcyj­

n a  k u ltu ra   kreuje  nową  wizję: jeśli  pójdziemy  dalej  drogą 
postępu  technologicznego,  to  w  końcu  osiągniem y  punkt, 
w  którym   żadne  życzenie  nie  pozostanie  nie  spełnione, 

a  spełnienie  będzie  natychm iastow e  i  nie  wym agające j a ­

kiegokolwiek  wysiłku.  W  wizji  tej  technika  przybiera  ce­

chy  W ielkiej  M atki,  już  nie  n a tu ra ln e j,  lecz  technicznej, 

k tó ra   niańczy  swe  dzieci  i  koi  je  n ie u sta ją c ą   kołysanką 

(w postaci  ra d ia  i telewizji).  Pod względem  emocjonalnym 
człowiek  n a   powrót  staje  się  niemowlęciem,  którem u  po­
czucie bezpieczeństw a daje nadzieja, że pierś m atk i zawsze 

dostarczy  obfitości  m leka  i  że  nigdy  nie  trzeb a ju ż  będzie 
sam odzielnie podejmować decyzji. Będą one bowiem leżały 
w gestii samego a p a ra tu  technologicznego, interpretow ane 
i wcielane w życie przez technokratów  -  nowych kapłanów  
rodzącej  się  religii  m a tria rc h a ln e j2,  której  boginią  je s t 
Technika.

6. Pew ne tendencje m atriarch aln e m ożna zaobserwować 

również wśród niektórych  odłamów m niej  czy bardziej  r a ­
dykalnej  młodzieży.  Są one  nie tylko radykalnie  antyauto- 
ry ta rn e,  ale i  przyjm ują  w spom niane  wyżej  w artości  i  po­

staw y  charakterystyczne  dla  św iata  m atriarchalnego, j a ­

kim   p rzed staw iają  go  Bachofen  i  M organ.  Idea  seksu 

grupowego  (obecna  wśród  przedstaw icieli  k lasy  średniej 
czy  wśród  członków  radykalnych  kom un)  m a  ścisły  zwią­

zek  z  opisywanym   przez  Bachofena,  wczesnym,  m atriar- 

chalnym   stadium   rozwoju  ludzkości.  Można  się  też  z a sta ­
nawiać,  czy  tendencja  do  zam azyw ania  międzypłciowych

94

background image

różnic w wyglądzie,  ubiorze itd.  również nie je s t zw iązana 

z tendencją do zniesienia tradycyjnego s ta tu s u  mężczyzny 

i  do  ujednolicenia  obu  płci,  której  efektem   je s t  reg resja 

(w sferze emocjonalnej) do pregenitalnej fazy niemowlęctwa.

Także inne m om enty potw ierdzają przypuszczenie, że ta  

część młodego pokolenia wykazuje nasilające się tendencje 
m atriarch aln e. „G rupa” zdaje się przyjmować funkcję m a t­
ki.  P otrzeba  natychm iastow ego  zaspokojenia  w szelkich 
życzeń,  bierno-receptyw na  postaw a,  nąjjaskraw iej  przeja­
w iająca  się  w  narkom anii,  potrzeba  zbierania  się  razem  
i fizycznego ko ntak tu każdego z każdym -  wszystko to zdaje 
się znakiem  regresji do niemowlęcej więzi z m atką. Pod tym  
względem  młode  pokolenie jest  bardziej  podobne  do  swych 
rodziców,  niż  samo  sądzi, jakkolw iek m a inne  wzorce  kon­
sumpcji,  a  swą rozpacz wyraża otwarcie i  agresywnie.  Nie­
pokojąca w tym  neom atriarchalizm ie jest okoliczność, że sta ­
nowi on jedynie negację patriarchalizm u i regresję do wzor­
ców niemowlęctwa, a nie dialektyczną progresję ku  wyższej 
formie m atriarchalizm u. Oddźwięk idei H. Marcusego wśród 
młodej  generacji bierze  się głównie stąd,  że je s t on orędow­
nikiem  infantylnego naw rotu do m atriarchalizm u i u a tra k ­
cyjnia tę  zasadę retoryką rewolucyjną.

7. 

Zapewne nie bez zw iązku z tym i przeobrażeniam i spo­

łecznymi pozostaje  ewolucja psychoanalizy,  k tó ra   zaczyna 
korygować Freudowskie przekonanie o zasadniczym znacze­
niu więzi seksualnej między synem i m atk ą oraz generowa­
nej  przez tę  relację wrogośći  względem  ojca,  wprowadzając 
nową koncepcję,  która  mówi  o  wczesnej,  intensywnej  więzi 
„preedypalnej”  pomiędzy  niemowlęciem  i  m atką,  niezależ­
nej od płci dziecka. Dzieło Bachofena, gruntow nie studiow a­
ne  przez  psychoanalityków,  będzie  mieć  nieocenioną  w ar­
tość dla zrozum ienia tego pozaseksualnego związku.

Te wprowadzające uw agi chciałbym zakończyć rozw aża­

niam i  teoretycznym i.  Z asada  m a tria rc h a ln a   je s t  zasad ą 
bezwarunkow ej miłości, n atu raln ej równości, podkreślania 
więzów  krw i  i  ziemi,  zasad ą  współczucia  i  m iłosierdzia; 
zasad a  p a tria rc h a ln a   je s t  zasad ą  w arunkow ej  miłości, 
s tru k tu ry   hierarchicznej,  m yśli  abstrakcyjnej,  praw a  s ta ­

95

background image

nowionego, p ań stw a i sprawiedliwości.  M iłosierdzie i sp ra ­

wiedliwość są tu  dwoma biegunam i, reprezentującym i dwie 
przeciw ne  zasady.

J a k   się  wydaje,  w  toku  dziejów  obie  zasady  czasam i 

gwałtow nie się ze  sobą ścierały,  czasam i zaś tworzyły syn­
tezę  (na  przykład  w  Kościele  katolickim   czy  w  M arksow- 
skiej  koncepcji  socjalizmu).  W  sytuacji  ich  k onfliktu  za­

sa d a   m a tria rc h a ln a   przejaw ia  się  m atczyną  nadpobłaż- 

liwością  i  infantylizacją  dziecka,  k tó ra  uniem ożliw ia  m u 

osiągnięcie  pełnej  dojrzałości,  n ato m ia st  w ładza  ojcowska 
staje się surowym  zakazem  i kontrolą,  których fun dam en ­

tem  je s t  stra c h   dziecka  i jego  poczucie  winy.  Sytuacja  t a ­
k a   rzu tu je  n a   relację  dziecka  do  m atk i  i  ojca, ja k  również 

n a  ducha społeczeństw patriarch aln eg o i m atriarchalnego, 
który  determ inuje  s tru k tu rę   rodziny.  Społeczeństwo  czy­

sto  m atriarch aln e  ham uje  pełny  rozwój  jednostki,  zatem  

postęp  techniczny,  rozumowy,  artystyczny.  Z  drugiej  stro ­
ny,  społeczeństwo  czysto  p a tria rc h a ln e   nie  przyw iązuje 
wagi do takich  wartości, ja k  miłość i równość, skupiając się 

n a  ustanow ionych przez  człowieka praw ach,  n a   państw ie, 

abstrakcyjnych zasadach, posłuszeństw ie. W Antygonie So- 
foklesa postaw ę ta k ą  obrazuje osoba i system  Kreona, p ier­
wowzoru  przywódcy  faszystowskiego  (por.  omówienie  tej 
kw estii w E.  From m , Z apom niany język,  rozdz.  5).

Gdy  zasad a  m atria rc h a ln a  i  zasada  p a tria rc h a ln a   two­

rzą  syntezę, k ażda z nich n ab iera barw  drugiej: miłość m a­
cierzyńska  wzbogaca  się  o  elem ent  spraw iedliw ości 
i  rozumności,  miłość  ojcowska  nato m iast  o  elem ent  m iło­

sierdzia i  równości.

J a k   się  zdaje,  dzisiejsza  w alka  z  au to ry tetam i  p a triar- 

chalnym i  destruu je  zasadę  p a triarc h aln ą ,  ale  w  zam ian 
proponuje regresyw ny i  niedialektyczny powrót do  zasady 
m atriarchaln ej.  Perspektyw icznym   i  postępowym  rozwią­

zaniem  może być tylko nowa synteza, k tó ra przeciwieństwo 

m iłosierdzia i sprawiedliwości zastąpi ich u n ią n a  wyższym 

poziomie.

96

background image

Przypisy

1  Bardziej  szczegółowe  omówienie  teorii  matriarchatu  i jej  znaczenia 

psychologicznego  znajdzie  czytelnik  w  Teorii  praw a  macierzystego  i je j 

zw iązku  z   psychologią  społeczną  [w:  E.  Fromm,  Kryzys  psychoanalizy] 

oraz w E.  Fromm,  Zapomniany język, rozdział  zatytułowany „Mit Edypa 
i kompleks Edypa”.

2 Należy zauważyć, że te antypatriarchalne i matriarchalne tendencje 

występują  zwłaszcza  wśród  zamożniejszych  warstw  społecznych,  zatru­
dnionych  w scybemetyzowanych  działach  gospodarki.  Dawna  klasa  niż­
sza i  klasa  średnia  -   chłopi,  małomiasteczkowi  sklepikarze  etc.  -  które
 
nie są beneficjentami konsumpcyjnej  zamożności i czują, że ich tożsamość 
i wartości znalazły się w niebezpieczeństwie, kurczowo trzymają się daw­
nego,  patriarchalnego i  autorytatywnego porządku,  stając  się  zażartymi
 
wrogami  nowych  tendencji,  zwłaszcza  zaś tych  grup, które  najwyraźniej
i  najradykalniej  wyrażają nowe wartości i nowy styl  życia.  (Podobne  zja­
wisko można było zaobserwować wśród tychże klas w przednazistowskich
 
Niemczech,  gdzie  stały  się  one  gruntem,  na  którym  wyrósł  nazizm.) 

W  Metodzie  i  funkcji  analitycznej psychologii  społecznej  [w:  E.  Fromm, 
Kryzys  psychoanalizy]  pokrótce  wykazałem  prawdopodobieństwo  zastą­

pienia patriarchalnej  struktury społecznej  strukturą matriarchalną.

background image
background image

Część II

Różnice  płci 

a  charakter

background image
background image

6 .  Płeć i  charakter

Teza,  że  pomiędzy  m ężczyznam i  i  kobietam i  w ystępują 

wrodzone różnice, które z konieczności generują fundam en­
ta ln e  różnice c h a ra k te ru  i  losu  obu płci, je s t bardzo  stara. 

S ta ry  T estam en t ta k   opisuje  swoistość i  przekleństw o ko­

biety: „Ku tw em u mężowi będziesz kierow ała swe pragn ie­
n ia,  on  zaś  będzie  panow ał  n a d   tobą”,  a  przekleństw em  

mężczyzny  czyni  pracę  w  trudzie  i  znoju.  N aw et  relacja 
biblijna  zaw iera  wszakże  tezę  przeciwną:  człowiek  został 
stworzony  n a   podobieństwo  Boże  i  dopiero  k a rą   za  pier­

w otne  nieposłuszeństw o  mężczyzny  i  kobiety  -   równych 

sobie pod względem odpowiedzialności m oralnej -  stało się 
przekleństw o  wzajem nego  konfliktu  i  wiecznej  różnicy. 
Oba poglądy -  o podstawowej  różnicy i o podstawowej toż­
samości -  przew ijają się przez stulecia:  niektóre  epoki czy 
szkoły filozoficzne eksponowały pierw szą, inne dru g ą tezę.

Problem   n a b ra ł większego znaczenia  w  dyskusjach filo­

zoficznych i politycznych XVIII i XIX wieku.  Reprezentanci 
filozofii  oświecenia  utrzym yw ali,  że  nie  istn ieją  wrodzone 
różnice międzypłciowe  (l’ame  n ’a pa s  de  sexe)\  że wszelkie 
obserwowane różnice są uw arunkow ane przez różnicę edu­
kacyjną,  a zatem   m ają, jakbyśm y dzisiaj  powiedzieli,  cha­
ra k te r różnic kulturowych. Dziewiętnastowieczni filozofowie 
rom antyczni  byli  całkowicie  przeciwnego  zdania.  Analizo­
wali oni różnice charakterologiczne pomiędzy mężczyznami 
i kobietami, dochodząc do wniosku, że fundam entalne różni­

ce  wynikają  z  wrodzonej  różnicy  biologicznej  i  fizjologicz­

nej,  a zatem  występowałyby w każdej  możliwej  kulturze.

N iezależnie  od swej  wartości,  arg um entacja obu stro n  -  

przy czym analizy rom antyków  często były nie pozbawione

101

background image

głębi -  m iała implikacje polityczne.  Filozofowie oświecenia, 

zwłaszcza francuscy,  chcieli  się przyczynić do społecznego -  
a  w  pewnym   stopniu  i  do  politycznego  -   rów noupraw nie­

n ia  m ężczyzn  i  kobiet.  Podkreślali  tedy  b rak   wrodzonych 

różnic jak o  arg um en t przem aw iający za ich widzeniem  pro­

blem u.  Romantycy,  którzy  byli  politycznymi  reak cjonista­

mi, w yniki swych analiz istoty -  das Wesen -  n a tu ry  kobie­
cej trak to w ali jako dowód n a  konieczność nierówności poli­
tycznej i społecznej. Przyznając „kobiecie jako tak iej” wiele 
w spaniałych cech, trw ali n a  stanow isku,  że  c h arak ter czy­
ni ją  niezdolną do równego z mężczyzną uczestnictw a w ży­
ciu społecznym i politycznym.

W alka polityczna o rów noupraw nienie kobiet nie zakoń­

czyła się w XIX stuleciu, ta k  ja k  nie zakończyła się dysku­

sja  n ad   wrodzonym  względnie  kulturow ym   ch arak terem  
różnic m iędzy mężczyzną i kobietą. W nowoczesnej  psycho­
logii  najbardziej  jaw nym   rep rezen tan tem   stanow iska  ro­
m antycznego sta ł się Freud.  O ile  argum entacja ro m an ty ­
ków  sięga po język filozoficzny,  o tyle  F reud   opiera  się  na 
naukowej  obserwacji  pacjentów,  poddaw anych procedurze 
psychoanalitycznej. F reud przyjmuje, że różnica anatom icz­

na  m iędzy płciam i je s t przyczyną  trw ałych  różnic  c h a ra k ­
terologicznych.  P arafrazując  sentencję  Napoleona,  F reud  
powiedział o kobiecie, że „Jej  losem je s t an ato m ia” i D ziew- 

czynka,  odkrywając,  że  b rak  jej  męskiego  organu  płciowe­
go,  przeżywa  głęboki  szok i w strząs;  czuje  się  pozbawiona 
czegoś,  co  powinna  mieć;  zazdrości  mężczyznom,  że  m ają 
to,  czego  odmówił  jej  los;  w  trakcie  norm alnego  rozwoju 

s ta ra   się  przezwyciężyć  swe  poczucie  niższości  i  zazdrość, 
przy  czym  su b stytutem   męskiego  organu  płciowego  stają 
się  dzieci,  m ąż  czy m ajątek.  W  przypadku  rozwoju  n euro­
tycznego  kobieta  nie  potrafi  wytworzyć  satysfakcjonują­

cych środków zastępczych.  Zachowuje swą zazdrość wobec 
wszystkich mężczyzn, nie porzuca pragnienia, by być m ęż­
czyzną,  staje  się  hom oseksualistką  albo  nienaw idzi  m ęż­
czyzn czy też  poszukuje  dozwolonych kulturow o  su b sty tu ­
tów.  N aw et  w  przypadku  prawidłowego  rozwoju  tragizm  
losu  kobiety  nigdy  nie  znika  całkowicie  -   kobieta je s t n a ­

102

background image

znaczona  pragnieniem ,  by  zdobyć  coś,  czego  osiągnąć  nie 

może.

Psychoanalitycy  ortodoksyjni  uzn ali  teorię  F re u d a   za 

k am ień  węgielny  swego  system u  psychologicznego,  n ato ­
m iast grup a psychoanalityków  zorientow anych kulturow o 
zakw estionow ała  odkrycie F reuda.  W ykazali oni -  klinicz­
nie  i  teoretycznie -  błędy w jego  rozum owaniu,  zwracając 
uw agę n a kulturow e i osobowe doświadczenia kobiet w no­
woczesnym społeczeństwie, odpowiedzialne za w ykształce­
nie  się  cech  charakterologicznych,  których  genezę  Freud 
w yjaśniał  w  kategoriach  biologicznych.  Najnowsze  odkry­
cia  antropologiczne  potwierdziły  zasadność  poglądów  p re­

zentow anych przez tę  grupę  psychoanalityków.

Istnieje  jed n a k   niebezpieczeństwo,  że  zwolennicy  tych 

postępowych  teorii  antropologicznych  i  psychologicznych 
posuną się  zbyt daleko i całkowicie  zaprzeczą wszelkiem u 
wpływowi różnic biologicznych n a  kształtow anie się s tru k ­
tu ry   ch arak teru .  Mogą ich  do tego  skłonić tak ie  sam e  mo­
tywy, jak ie   m ożna  znaleźć  u   przedstaw icieli  francuskiego 

oświecenia:  skoro  argum entem   wrogów  równości  mężczy­
zny i  kobiety je s t eksponowanie  wrodzonych różnic,  to ich 
oponentom może się wydawać, że m uszą dowieść, iż wszel­

kie  em pirycznie  stw ierdzalne  różnice  w ynikają  wyłącznie 

z  przyczyn kulturowych.

N ależy zauważyć, że z kontrow ersją tą  wiąże się istotne 

zagadnienie  filozoficzne.  Skłonność  do  negow ania  wszel­

kich  międzypłciowych  różnic  charakterologicznych  może 

wypływać z milczącej  akceptacji jednego z założeń filozofii 
antyrównościowej:  by  domagać  się  równości,  trzeb a  udo­
wodnić,  że  nie  istnieją  międzypłciowe  różnice  ch araktero­
logiczne,  prócz tych,  do których bezpośrednio przyczyniają 
się istniejące w aru nki społeczne. D yskusja je s t tu  szczegól­
nie  zagm atw ana,  ponieważ  jed n a   g ru p a  mówi  o  r ó ż n i ­
c a c h ,  podczas  gdy  reakcjoniści  w  istocie  rzeczy  m ają  n a 
m yśli  n i e d o s t a t k i ,   a  dokładniej:  niedostatki, które  unie­
m ożliwiają  pełną  równość.  O graniczona inteligencja,  brak  
zdolności  organizacyjnych,  b rak   zdolności  do  abstrahow a­
nia  czy  do  krytycznego  sądu  m iały  wykluczać  pełną  rów­

103

background image

ność  kobiet  i  mężczyzn.  N iektóre  szkoły  przyznaw ały  im 
w praw dzie  zdolność  intuicji  czy  miłości,  ale  cech  tych  nie 
uw ażały za w alor przysposabiający kobietę do zadań nowo­
czesnego społeczeństwa.  Podobnie sądzi  się często o m niej­
szościach, n a przykład o M urzynach czy Żydach. Psycholog 
i  antropolog znaleźli się zatem  w sytuacji, w której m usieli 
negować istn ienie wszelkich zasadniczych różnic pomiędzy 
płciam i  czy pomiędzy grupam i rasow ym i,  uniem ożliw iają­

cych  im   ud ział  w  pełnej  równości.  L iberalny  m yśliciel 
w  takiej  sytuacji  skłonny  był  m inim alizować  w szelką  od­
rębność.

Choć liberałow ie udowodnili,  że nie istn ieją różnice, któ­

re by uspraw iedliw iały nierówność polityczną,  ekonomicz­
n ą  i społeczną, to jed n a k  dali się zepchnąć do obrony, k tó ra  
nie je s t strategicznie korzystnym  położeniem. Czym innym  

je s t u stalać,  że nie m a różnic  s p o łe c z n ie   s z k o d liw y c h , 

czym  innym   zaś  utrzym ywać,  że  w  ogóle  nie  m a  żadnych 
różnic.  W łaściwe pytanie brzm i zatem : ja k i użytek robi się 
z  rzeczywistych  czy  rzekom ych  różnic  i  dla  jakich   celów 
politycznych  się je  wykorzystuje?  N aw et jeśli  przyjąć,  że 

m iędzy kobietam i i mężczyznam i widać pewne różnice cha­
rakterologiczne, to co  oznacza ich istnienie?

W pracy tej  prezentuję tezę,  że  pewne różnice biologicz­

ne  przyczyniają  się  do  pow stania  różnic  charakterologicz­
nych;  że różnice  charakterologiczne  sta p ia ją  się z różnica­
mi,  które  są  bezpośrednim   wytworem   czynników  społecz­
nych;  że  te   o statn ie  różnice  w yw ierają  znacznie  silniejszy 
wpływ  i  mogą  potęgować,  zacierać  bądź  odwracać  różnice 
biologiczne;  wreszcie,  że  międzypłciowe  różnice  c h a ra k te ­

rologiczne  nigdy  nie  konstytu ują  — jeśli  nie  są  bezpośre­
dnio uw arunkow ane przez k u ltu rę  -  różnic aksjologicznych 
między  obiem a  płciami.  Innym i  słowy,  różnic  ch arak tero ­
logicznych  nie  m ożna  rozpatryw ać  w  kategoriach  „dobra” 
i  „zła”,  a jedynie  w  kategoriach  z a b a r w i e n i a   -   zespołu 

zalet  i  wad,  specyficznego  dla  każdej  większej  grupy  spo­
łecznej.  W  szczególności,  typowy  c h a ra k te r  mężczyzny 
i  kobiety  w kręgu  k u ltu ry   zachodniej je s t  uw arunkow any 
przez ich role społeczne, ale zarazem  zabarw iony przez róż­

104

background image

nice  płci.  Zabarw ienie  to  nie  je s t  ta k   istotne  ja k   różnice 
uw arunkow ane  społecznie,  niem niej jed n a k   nie  m ożna  go 
całkowicie  lekceważyć.

Reakcyjne  m yślenie milcząco  zakłada,  że  równość ozna­

cza  nieobecność  różnic pomiędzy  ludźm i  czy  grupam i  spo­
łecznymi.  Poniew aż  różnice  bezsprzecznie  w ystępują  we 

wszystkich dziedzinach życia, przeto konkluduje się, że rów­
ność je s t  niemożliwa.  Z  kolei  liberałowie  są  skłonni  nego­
wać  fakt,  że  m iędzy  m ężczyznam i  i  kobietam i  w ystępują 
większe  różnice,  jeśli  chodzi  o  ich  uzdolnienia  umysłowe 
i  fizyczne, o przypadkow e -  korzystne bądź niekorzystne -  
w aru n k i  osobowościowe.  Tym  sposobem  w spierają  tylko 
swych adw ersarzy, których arg u m en ty  bardziej tra fia ją  do 
przekonania  przeciętnem u  człowiekowi.  Pojęcie  równości, 
rozwijane  zarówno przez tradycję judeochrześcijańską, ja k  
i  przez  nowoczesne  n u rty  postępowe,  oznacza,  że  wszyscy 
ludzie są równi n a płaszczyźnie ta k  podstawowych zdolno­
ści, ja k  zdolność do wolności i szczęścia. W sensie politycz­
nym   ta   podstaw ow a  równość  oznacza,  że  żaden  człowiek
i  żadna gru p a ludzka nie może wykorzystywać innych jako 
środka do celu.  Każdy je s t św iatem   dla samego siebie i ce­
lem   sam ym   w  sobie.  Każdy  dąży  do  realizacji  swej  istoty, 
włącznie z tym i  specyficznymi cechami, któ re są dlań cha­
rakterystyczne i odróżniają go od innych. Równość stanow i 
zatem  fu nd am en t pełnego rozwoju różnic, którego owocem 

je s t rozwój  indywidualności.

Choć wiele różnic biologicznych m ożna rozpatryw ać pod 

k ątem  ich zw iązku  z  różnicam i m iędzy  ch arakterem   męż­

czyzny  i  ch arak terem   kobiety,  to jed n a k   zajm iem y  się  tu  

w  zasadzie  tylko jed n ą   z  nich.  N aszym   zam iarem  je s t  nie 
tyle  analiza  całego  problem u  międzypłciowych  różnic cha­

rakterologicznych,  ile  zobrazowanie  ogólnej  tezy.  Skupi­

my  się  przede  w szystkim   n a   roli  mężczyzny  i  roli  kobiety 

podczas  obcowania  płciowego,  by  pokazać,  że  różnica  ich 
ról im plikuje  pewne  różnice  charakterologiczne  -   różnice, 

które  tylko n ad ają  zabarw ienie  głównym  różnicom,  im pli­
kowanym   przez  odm ienne  role  społeczne  mężczyzny  i  ko­
biety.

105

background image

By spełnić sw ą funkcję seksualną, m ężczyzna m usi osią­

gnąć  wzwód  i  utrzym ać  go  podczas  zbliżenia,  dopóki  nie 

osiągnie orgazm u; by zaspokoić p a rtn e rk ę ,  m usi  utrzym ać 
s ta n  wzwodu ta k  długo, by ona mogła osiągnąć orgazm. By 
seksualnie  zaspokoić  kobietę,  m ężczyzna  m usi  zatem   z a ­
d e m o n s tr o w a ć ,  że je s t  zdolny  osiągnąć  i  utrzym ać  stan 
erekcji.  Kobieta  n atom iast,  by  seksualnie  zaspokoić  męż­
czyznę, niczego nie m usi demonstrować. Oczywiście jej pod­
niecenie  może  zwiększyć  przyjemność  mężczyzny,  a  pewne 

zm iany fizyczne, które zachodzą w jej n arząd ach  płciowych, 
ułatw iają  m u  zbliżenie.  Ponieważ  in te resu ją   n as  tu  jedy­
nie  czysto  sek sualn e  reakcje  -   a  nie  reakcje  psychiczne 
odm iennych osobowości — przeto możemy stw ierdzić, że dla 

zaspokojenia  kobiety  mężczyzna  m usi  osiągnąć  erekcję, 
podczas  gdy  dla  zaspokojenia  mężczyzny kobiecie  w y star­
cza  odrobina  chęci.  Mówiąc  o  chęci,  należy  zaznaczyć,  że 
sek su aln a  dysponowalność  kobiety  dla  mężczyzny  zależy 
od jej  woli  -   zbliżenie je s t  świadom ą  decyzją,  k tó rą   może 

ona podjąć,  kiedy tylko  zechce.

N atom iast  dysponowalność  mężczyzny  nie je s t  funkcją 

jego  woli.  J a k  wiadomo,  może  on  odczuwać  seksualne  po­

żądanie, a naw et doznać erekcji wbrew swej woli, ta k  samo 

ja k  może okazać się niezdolnym do współżycia, mimo swych 

najszczerszych  chęci.  Ponadto  niezdolność  mężczyzny  do 
seksualnego funkcjonowania je s t faktem , którego nie może 
on  ukryć.  Całkowity  czy  częściowy  b ra k   reakcji  ze  strony 
kobiety -   j ej  „niepowodzenie” -  choć często rozpoznaw al­
ny  dla  mężczyzny,  nie je s t jed n a k   ta k   ew identny,  a  poza 
tym   pozwala  n a  mistyfikacje.  Je śli  kobieta  z  własnej  woli 

godzi  się  n a   zbliżenie,  to  mężczyzna  może  być  pew ien  za­
spokojenia,  ilekroć jej  zapragnie.  Sytuacja  kobiety je s t  tu  
zupełnie in n a  -  choćby  najsilniej  odczuwane przez n ią po­

żądanie  nie  doprowadzi jej  do  zaspokojenia, jeśli  mężczy­
zna nie pragnie jej n a  tyle, by osiągnąć erekcję. N aw et pod­
czas samego zbliżenia zaspokojenie kobiety je s t zależne od 
tego,  czy  mężczyzna  je s t  zdolny  doprowadzić  ją   do  orga­
zmu.  By zadowolić swą  partn erk ę, mężczyzna, w odróżnie­
n iu od kobiety, m usi  zatem   czegoś  dowieść.

106

background image

Z  różnicy  ról  seksualnych  kobiety  i  mężczyzny  w ynika 

różnica ich specyficznych lęków, związanych z funkcją sek­
sualną.  Lęk  mężczyzny  i  lęk  kobiety  ogniskuje  się  n a  ich 
czułych  punktach.  U  mężczyzny  czułym  p unktem  je s t  to, 
że m usi on coś udow adniać -  że może ponieść porażkę. Zbli­
żenie  zawsze m a dla niego barw ę  spraw dzianu, egzam inu. 
Specyficznym  lękiem   mężczyzny je s t  lęk  przed  p o r a ż k ą . 
Skrajnym  przypadkiem  je s t tu ta j  stra c h  przed k a stra cją  -  
strach,  że  stan ie  się  organicznie,  a więc trw ale,  niezdolny 
do seksualnego funkcjonowania. Dla kobiety czułym p u n k ­

tem  je s t jej  zależność od mężczyzny -  elem ent niepewności 

związanej  z  funkcją  sek su aln ą bierze  się  stąd,  że  mężczy­
zna może kobietę „zostawić sam ą”, że k obieta może doznać 
zawodu, że nie m a pełnej kontroli n a d  procesem, który pro­

w adzi  ją   do  zaspokojenia  seksualnego.  Nic  dziwnego  za­
tem , że lęk mężczyzn i lęk kobiet odnosi się do odmiennych 

sfer -  lęki mężczyzny  dotyczą jego  ,ja ”, jego  prestiżu, jego 
w artości w oczach kobiety, n ato m ia st lęki kobiety ognisku­

ją  się n a  jej  satysfakcji  s e k su a ln e j1.

Czytelnik  może  zapytać,  czy  lęki  te   nie  są  c h arak tery ­

styczne tylko dla osobowości neurotycznych? Czyż norm al­
ny  m ężczyzna  nie  je s t  pewny  swojej  potencji?  Czyż  nor­
m aln a  kobieta  nie  je s t  pew na  swego  p a rtn e ra ?   Czy  cały 
problem   nie  dotyczy  człowieka  nowoczesnego,  który  je s t 
mocno znerwicowany i czuje się niepew ny seksualnie? Czy 
„mężczyzna pierw otny” i „kobieta pierw otna” ze swym „pry­
m ityw nym ” i nieskażonym  seksualizm em  nie byli wolni od 
tego typu wątpliwości i lęków?

N a pierwszy rz u t oka ta k  w łaśnie mogłoby się wydawać. 

Mężczyzna, który nieu stan n ie niepokoi się o swą potencję, 

je s t typowym przykładem  osobowości neurotycznej, podob­

nie ja k  kobieta, która nieustannie obawia się, że pozostanie 
nie  zaspokojona,  albo k tó ra   cierpi  z  powodu  swej  zależno­
ści.  W  większości  przypadków różnica  pomiędzy  osobowo­
ścią  „neurotyczną” i  osobowością  „norm alną” je s t  bardziej 
różnicą  stopnia  samowiedzy  niż  różnicą jakości.  Lęk,  któ­
ry u  neurotyka  przejaw ia  się jako  świadome  i  n ieu stan n e 
uczucie,  u  „normalnego  mężczyzny” je s t  czymś  stosunko­

107

background image

wo niezauw ażalnym  i niew ielkim .  To sam o dotyczy kobiet. 
Ponadto,  niektóre  zdarzenia,  wywołujące  u   neurotyków  

jaw ny lęk,  nie  m ają takiego  działania  n a  osoby norm alne. 

N orm alny m ężczyzna nie w ątpi w sw ą potencję. N orm alna 
kobieta  nie  obawia  się,  że  będzie  seksualnie  fru strow an a 
przez mężczyznę, którego w ybrała n a swego p a rtn e ra . Wy­
bór  w łaśnie  takiego  mężczyzny,  k tó rem u   może  „ufać” 
w  spraw ach  seksu, je s t  zasadniczym   m om entem  jej  zdro­
wego  in sty n k tu   seksualnego.  Oczywiście  nie  zm ienia  to 
fak tu , że m ężczyzna może ponieść porażkę, k tó ra  nigdy nie 
może  się przydarzyć kobiecie.  Kobieta je s t  zależna od m ę­

skiego pożądania, n a to m ia st mężczyzna nie je s t zależny od 

kobiecego.

Zobrazujmy  tę  niezwykle  w ażną  okoliczność  pew ną  p a­

ralelą.  Zastanów m y  się  n a d   różnicą  między  aktorem   czy 

mówcą a kim ś, kto należy do ich publiczności. Choć bywają 
aktorzy  czy  mówcy,  którzy  odczuwają  lęk  przed  każdym  
w ystępem   -   naw et  doświadczone  osoby mogą  się  obawiać 
porażki:  ja k   się  zdaje,  większość  ludzi  w ystępujących  pu­
blicznie odczuwa ja k iś lęk -  to je d n a k  z pewnością zdarza­

j ą  się i tacy, których lęk w ogóle się nie ima. F ak t, że naw et 

oni uznają,  iż  udan y w ystęp  przynosi  swego  rodzaju  ulgę, 

k tó ra   przejaw ia  się  dum ą  czy  szczęściem,  w skazuje,  że 

w pewnym   stopniu  zdaw ali  sobie  spraw ę  z  możliwości  po­
rażki.

Jeszcze inny m om ent w isto tny  sposób determ inuje obe­

cność  lęków  -   lęków  r ó ż n y c h   u  norm alnego  mężczyzny
i u norm alnej  kobiety.

Różnica  międzypłciowa  je s t  podstaw ą  pierwszego,  n a j­

prostszego podziału ludzkości n a  dwie odrębne grupy. Męż­
czyzna  i  kobieta  potrzebują  się  w zajem nie  -   biologicznie, 
dla  zachow ania  g a tu n k u   i  rodziny,  oraz  psychologicznie, 

dla  zaspokojenia  swych  prag n ień   seksualnych.  W  każdej 
sytuacji,  w  której  dwie  różne  grupy  są  sobie  w zajem nie 
potrzebne,  pojaw iają  się  nie  tylko  elem enty  harm onii, 

współpracy  i  wzajem nego  zadowolenia,  ale  także  walki

i  dysharm onii.

108

background image

Miłość i  antagonizm   są  dwoma  aspektam i  podstawowe­

go u k ład u  -  różnicy i współzależności.  Relacji seksualnych 
pomiędzy obiem a płciam i  nie  da  się  całkowicie  uwolnić  od 
antagonizm u  i  wrogości.  M ężczyzna  i  kobieta,  zdolni  da­

rzyć się wzajem  miłością,-są zdolni tak że do wzajemnej nie­
nawiści.  W każdym   związku mężczyzny i kobiety tkw i  po­
tencjalny  antagonizm ,  który  czasam i  stanow i  źródło lęku. 
U kochana osoba może stać się wrogiem i  ugodzić p a rtn e ra  
w jego  czułe miejsce.

P rzedstaw iona  koncepcja  m ęskich  i  żeńskich  lęków  za­

sadniczo  różni  się  od  koncepcji  F reuda.  A utor  przejął  od 
F re u d a   założenie  o  potencjalnym   antagonizm ie  m iędzy­
płciowym,  ale  inaczej  pojmuje  n a tu rę   tego  antagonizm u. 
F re u d   stoi  n a   gruncie  porządku  patriarchaln eg o,  zatem  
głównym  konfliktem   je s t  d lań   konflikt  pom iędzy  ojcem

i  synem.  Kobieta  nie je s t  n a   tyle  w ażna,  by  mogła  budzić 

ta k i  sam   lęk ja k   ojciec.  Zdaniem   Freu da,  główną  obawą 
mężczyzny je s t obawa kastracji. Źródłem tej obawy nie je st 

je d n a k   kobieta,  lecz  ojciec,  zazdrosny  z  powodu  kazirod­

czych p ragn ień syna. Dopiero w tórnie obawa przed k a s tra ­
cją zostaje skierow ana przeciwko kobiecie.  Dla F reu d a ko­
bieta  je s t  isto tą  seksualnie  n i ż s z ą   -   a  nie  r ó ż n ą   -   od 
mężczyzny,  dlatego  nie  może  on  dostrzec,  że  mężczyzna 
lęk a się kobiety równie mocno ja k  swego ojca.

Mimochodem  w inniśm y  również  zaznaczyć,  że  lęk  sk u­

piony  n a   n arz ą d a ch   seksualnych  je s t  różny  u  mężczyzn

i  u   kobiet.  U   mężczyzny  sk rajn ą  form ą  takiego  lęku je s t 

myśl,  że  jego  organ  seksualny  zostanie  odcięty.  Je śli  nie 
liczyć pewnych wyjątków, to lęk kobiety o  w łasne narządy  
seksualne  nie  m a  nic  wspólnego  z  ich  ew entualną  u tra tą
i dotyczy jedynie możliwości uszkodzenia wew nętrzych p a r­
tii ciała.  Pochwa je s t wejściem do w n ętrza kobiecego ciała, 
a  zarazem   jego  delikatnym   i  niezm iernie  ważnym   orga­
nem. Zapewne każdy odczuwa potencjalny lęk przed uszko­
dzeniem   ciała  w  w yniku  d ziałan ia  n a  jego  otwory.
O  ile jed n a k  inne  otwory  m ożna  lepiej  czy  gorzej  chronić,
o  tyle  w  przypadku  pochwy  spraw a  nie je s t  ta k   prosta  -  
najpierw  surowość rodziców, później  zaś plotki i wyobraże­

109

background image

n ia   napadów   krym inalnych  w yw ierają  wpływ  n a  dziecko. 
W  norm alnym   przypadku  lęk  kobiety  nie  wiąże  się  z  k a ­

stracją, lecz z jej bezbronnością wobec ew entualnego urazu  

w ew nętrznego,  takiego ja k  niepożądana  ciąża.

O pisując  różnicę  m iędzy  lękiem   specyficznym  dla  męż­

czyzn i lękiem  specyficznym dla kobiet, omówiliśmy już jed ­

n ą   z  różnic  charakterologicznych,  im plikow anych  przez 

różnicę pomiędzy rolą sek su aln ą mężczyzny i rolą sek sual­
n ą  kobiety.  Specyficzny dla każdej  płci lęk rodzi specyficz­
ne  dla każdej  płci  tendencje  do jego przezwyciężenia.

Ponieważ m ężczyzna lęka się przede w szystkim  porażki 

w realizacji oczekiwanego  odeń  zad ania -  bądź niezdolno­

ści  do jego  realizacji  -  przeto  m echanizm em ,  k tóry  m a  go 

bronić  przed  tym   lękiem ,  je s t  żądza  prestiżu.  Mężczyzna 

odczuwa głęboką potrzebę nieustannego udow adniania so­

bie,  kobiecie,  k tó rą   kocha,  w szystkim   innym   kobietom

i w szystkim  innym  mężczyznom, że potrafi sprostać w szel­
kim  oczekiwaniom.  Swój  lęk przed porażką w sferze seksu 
m ężczyzna pragnie ukoić dzięki rywalizacji we w szystkich 
innych dziedzinach życia, w których sukces zapew nić mogą 

siła  woli,  tężyzna  fizyczna  i  inteligencja.  Z  pragnieniem  

p restiżu  ściśle się wiąże jego ryw ałizacyjna postaw a wobec 
innych  mężczyzn.  Obaw iając  się  niepowodzenia,  chciałby 

udowodnić, że je s t lepszy niż wszyscy inni. Don J u a n  doko­
nuje  tego  bezpośrednio  -   w  dziedzinie  seksu,  n ato m iast 
przeciętny  mężczyzna  czyni  to  pośrednio,  zabijając  więcej 
wrogów, łowiąc więcej  zwierzyny, zarabiając więcej pienię­

dzy  czy  n a   wszelki  inny  sposób  odnosząc  sukces  większy 
niż jego ryw ale  płci m ęskiej.

M usim y sobie zdawać spraw ę, że sw oista rola seksualn a 

mężczyzny je s t jed n a k  w m niejszym   stopniu  źródłem p ra ­
gnienia rywalizacji i prestiżu   niż  czynniki n a tu ry  społecz­
nej  i  kulturow ej.  J a k   dowiodło  w ielu  psychoanalityków , 

antropologów i socjologów, dążenia tak ie  są przede w szyst­

kim  efektem  doświadczeń, które w danej k u ltu rze sta ją  się 

udziałem   zarówno  dziecka, ja k  i  człowieka  dorosłego.  Wy­
kazano,  że  dziecko,  u którego pojawił  się lęk,  czuje  się po­

zbawione  siły i  w artości -   dlatego  popularność i  uznanie,

110

background image

przew aga n a d  k o n k u ren tam i  sta ją   się  dla  niego im peraty­
wem. W spółczesny system  ekonomiczny i  społeczny opiera 
się n a  zasadach rywalizacji i sukcesu; ideologie zachw alają 
te wartości.  Te i inne okoliczności spraw iły, że w kręgu  za­
chodniej  k u ltu ry   pragnienie  p restiżu   i  rywalizacji  zostało 
trw ale zaszczepione przeciętnem u człowiekowi.  Mężczyźni
i kobiety -  naw et gdyby nie różnili się swą rolą seksualną -  
przejaw ialiby tak ie pragnienia tylko pod presją czynników 
społecznych.  J e s t  ona  ta k   ogromna,  że  wydaje  się  w ątpli­
we,  by -  w  sensie ilościowym -  pragnienie prestiżu,  gene­
row ane przez czynniki seksualne, m iało tu  większy wpływ. 
Kwestią o pierwszorzędnym znaczeniu nie je s t jed n ak ilo ść, 
czyli  stopień,  w jakim   ryw alizacja  w zrasta  dzięki  czynni­
kom  seksualnym ,  lecz  niezbędność  rozpoznania  faktu,  że 
obok  czynników  uw arunkow anych  społecznie  w ystępuje
i inny, który również przyczynia się do rywalizacyjnych po­
staw. Tak się składa, że w kręgu k u ltu ry  zachodniej presja 
społeczna  działa  n a  mężczyzn  w  tym   sam ym   kieru n k u   co 
czynniki  seksualne.  Również w przypadku kobiet czynniki 
kulturow e i  seksualne działały dotychczas w jednym  i tym  
sam ym  kieru n ku . W ostatn ich czasach możemy jed n a k  za­
obserwować fun d am en taln ą zm ianę  sta tu s u  kobiet,  dzięki 
której  żyją  one  dziś  w  takich  sam ych  w arun k ach   społecz­
nych  i  ekonomicznych ja k   mężczyźni  -   zarówno  n a  męż­

czyzn, ja k  i  n a  kobiety wpływ wyw ierają te  sam e  czynniki 
społeczne,  które,  ja k   dowodzą  zebrane  dane  empiryczne, 

okazują się  silniejsze  od czynników seksualnych.

M ęskie  p ragnienie  p restiżu  rzuca  nieco  św iatła  n a  spe­

cyficzną  n a tu rę   próżności  mężczyzn.  Powszechnie  uw aża 
się,  że  kobiety w ykazują  większą  próżność  niż  mężczyźni. 
Być  może  p raw da  wygląda  a k u ra t  odwrotnie,  w  każdym  

jed n a k  razie isto tn a  je s t tu  różnica jakościowa, a nie różni­

ca  ilościowa  między  m ęską  i  kobiecą  próżnością.  Isto tn ą 
cechą m ęskiej  próżności je s t chęć,  by się  popisać,  by poka­
zać, jakim   się je s t  „wirtuozem ”.  Mężczyzna  zachowuje  się 
tak , jakby   życie  było  n ieustannym   egzam inem .  Stale  p ra ­
gnie  udow adniać,  że  nie  obawia  się  porażki.  Próżność  ta  
zabarw ia  wszelkie  poczynania  m ężczyzny  Prawdopodob­

n i

background image

nie  nie  m a  takiego  męskiego  dzieła  -   od  miłości  po  n aj­

śmielsze  czyny czy m yśli -  k tóre nie byłoby w jak iejś  m ie­
rze zabarw ione tą  typową dla mężczyzn próżnością.  O tyle 

też ich  działaniu b ra k  powagi.

Innym   aspektem   męskiego  p rag n ien ia  p restiżu  je s t  lęk 

przed ośmieszeniem, zwłaszcza przez kobietę. N aw et tchórz 
może  się  stać  kim ś  w  rodzaju  boh atera,  jeśli  lęka  się,  że 
wyśm ieje  go  ja k a ś   kobieta.  Ów  lęk  przed  ośm ieszeniem  
bywa  silniejszy naw et niż lęk przed u tr a tą  życia.  Postaw a 
ta  je s t typowa  dla wzorca m ęskiego heroizm u,  nie wyższe­
go  niż  heroizm ,  do  którego  są  zdolne  kobiety,  ale  różnego 
odeń,  ponieważ  zabarwionego m ęską próżnością.

Niepewność  wobec  kobiety  i  lęk  przed  w yśm ianiem   ro­

dzą w mężczyźnie jeszcze inny owoc: nienaw iść do kobiety. 
N ienawiść ta  generuje dążenie -  które pełni tak że obronną 
funkcję  — by  zdominować  kobietę,  by  zapanow ać  n a d   nią, 
by  wywołać  w  niej  poczucie,  że je s t  słabsza  i  gorsza.  Gdy 
mężczyźnie  udaje  się  to  osiągnąć,  nie  m usi  się ju ż jej  oba­
wiać.  Gdy kobieta boi się mężczyzny — gdy boi się,  że męż­

czyzna ją  zabije,  zatłucze czy zagłodzi -  nie może  się z nie­
go naśm iew ać. W ładza n a d  drugim  człowiekiem nie zależy 
od siły nam iętności  ani  od funkcjonow ania  seksualnej  czy 
emocjonalnej  kreatyw ności.  W ładza  zależy  od  czynników, 
które m ożna ta k  utrw alić, by w kobiecie nigdy nie pojawiła 

się ju ż  wątpliwość  co  do  w łasnej  niekom petencji.  N aw ia­

sem   mówiąc,  w łaśnie  obietnica  władzy  n a d   kobietą  je st 
pociechą,  k tó rą   patriarch aln ie  stronniczy  m it  biblijny  m a 

dla mężczyzny,  gdy Bóg rzuca n a ń  przekleństw o.

W inniśmy wspomnieć o jeszcze jednej, ostatniej ju ż skłon­

ności mężczyzny,  której  źródłem je s t jego lęk przed niepo­
wodzeniem  -   wspomnieć  nie  tyle  dlatego,  że je s t  to  „nor­
m aln a”  skłonność, ile  dlatego,  że  pozostaje  ona w  związku 
z  problem em ,  którym   zajm uje  się  lite ra tu ra   psychoanali­
tyczna:  o  p ragnieniu  mężczyzny,  by  być  kobietą.  W praw ­

dzie  F reud  zupełnie  n a tu ra ln ie   zakłada,  że  podstawowym 
rysem  psychiki kobiecej je s t pragnienie, by być mężczyzną, 

ale  w ielu  innych  psychoanalityków   rozpoznało  w łaśnie 

u  mężczyzn  obecność  pragnienia,  by  być  kobietą,  którego

112

background image

genezę rozm aicie w yjaśniali.  Zajmijmy się obecnie jednym  

z  tych  w yjaśnień  -   zakłada  ono,  że  mężczyzna  zazdrości 

kobiecie jej  zdolności  rodzenia.  Chcielibyśmy  wykazać,  że 
u  mężczyzn zachodzi związek pomiędzy ich ciągłą potrzebą 

dowodzenia czegoś i ich pragnieniem , by być kobietą. S ytu­

acja  „spraw dzianu”  je s t  n ieu stan n y m   brzem ieniem .  Dla 
mężczyzny  byłoby  w ielką  ulgą,  gdyby  się  mógł  od  niego 
uwolnić  -   a  mógłby  się  uwolnić,  gdyby  był  kobietą.  Nor­
m alny  m ężczyzna  ledwie  sobie  jed n a k   uśw iadam ia  to  -  
dość słabe w sensie ilościowym -  pragnienie.  U neurotyka 
pragnienie, by być kobietą, może być niezwykle mocne, nie­
zależnie od tego, czy je s t uśw iadam iane, czy tłum ione. Siła 

tego pragn ien ia zależy od intensyw ności lęku przed niepo­

wodzeniem,  zakorzenionego z kolei w całej  stru k tu rz e  oso­

bowości.

T ak ja k   pewne  skłonności  charakterologiczne  m ają  swe 

źródło w głównym lęku mężczyzn -  w lęku  przed niepowo­
dzeniem   -   ta k   in ne  wypływają  z  głównej  obawy  kobiet  — 
obawy  przed  fru stracją  i  zależnością.  Kobieta  boi  się,  że 

m ężczyzna  zostawi ją   sam ą — w trakcie  a k tu  seksualnego, 

ale  także  w  sensie  emocjonalnym  czy  społecznym  -   i  boi 
się, że je s t zależna od mężczyzny, a obie te  obawy łączą się 

w  cechę,  k tó rą   powszechnie  uw aża  się  za  typowo  kobiecą. 

Zależność  tę   wywodzi  się  z  kobiecej  „natury”.  Tradycyjna 
rola kobiety w k ręgu wszelkiej  k u ltu ry  p atriarchaln ej je s t 

ta k a ,  że  generuje  lęk  przed  zależnością,  bez  względu  na 
w szelkie w arunki,  specyficzne  dla jej  funkcji  seksualnej  -  

ale  znów czynniki  społeczne  błędnie  ujm uje  się jak o   czyn­

niki  n atu raln e.  Mimo  zwyczajowego  błędu  w  rozum ieniu 
kobiecej  n a tu ry ,  tw ierdzenie  o  zależności kobiet m a  w  so­
bie  ziarno  praw dy,  którego  nie  m ożna  lekceważyć.  Zależ­
ność  ta   je s t  rez u lta tem   jej  specyficznej  roli  seksualnej, 
k tó rą   tera z   pokrótce  przedstaw im y.  Kobieta  nie  m usi  ni­
czego  udow adniać.  Nie  m usi  się  bać  niepowodzenia,  ale 
w  swym  zadowoleniu  seksualnym  je s t  zależna  od  czegoś, 
co  leżą  poza  nią  sam ą -   od  męskiego  pożądania  i  męskiej 
potencji.  M ężczyzna  nigdy  nie je s t  całkowicie  pewien,  czy 
m u się powiedzie,  a obawa ta  ran i jego dumę.  Kobieta nig­

113

background image

dy  nie  je s t  całkowicie  pew na,  czy  może  n a   nim   polegać, 
a  obawa ta  wywołuje poczucie  niepewności i lęku.

Cechą,  k tó rą  indukuje  ta k a   sytuacja  kobiety,  je s t  próż­

ność,  ale próżność  różna  od próżności mężczyzny.  Mężczy­
zna je s t próżny w tym   sensie,  że  pokazuje,  co potrafi  z r o ­
bić,  że  udow adnia,  iż  nigdy  nie  notuje  niepowodzeń.  Ko­
b ieta je s t próżna w tym   sensie,  że przede w szystkim  m usi 
przyciągać  i  że  m usi  sobie  udow adniać,  iż  potrafi  przycią­

gać,  iż je s t  pociągająca.  Oczywiście  mężczyzna,  by  zdobyć 

kobietę,  m usi ją   pociągać  seksualnie.  Odnosi  się  to  zwła­

szcza do k u ltu ry, w której kręgu w atrakcyjność sek su aln ą 
są  uw ikłane  różnorakie  g u sta   i  uczucia.  M ężczyzna  dys­
ponuje  wszakże  również  innym i  środkam i,  dzięki  którym  
może zdobyć czy nakłonić kobietę do współżycia:  siłą fizycz­
n ą   czy  -   co  ważniejsze  -   siłą  społeczną  i  m ajątkiem .  Jego 

możliwości osiągnięcia satysfakcji seksualnej nie zależą tyl­
ko od jego  atrakcyjności  seksualnej.  Satysfakcja  seksualna 
kobiety zależy wyłącznie  od jej  atrakcyjności.  Ani przemoc, 

ani obietnice nie uczynią mężczyzny spraw nym  seksualnie. 

Wszelkie wysiłki kobiety, by być pociągającą, są wymuszone 

przez  jej  rolę  seksualną,  której  następstw em   je st  kobieca 
próżność, czyli skupianie się n a  własnej  atrakcyjności2.

Obawa kobiety przed zależnością, przed frustracją, przed 

rolą,  k tó ra   zm usza ją   do  oczekiwania,  często  rodzi  prag­

nienie,  które  ta k   dobitnie  podkreślił  Freud:  pragnienie, 

by  posiadać  m ęski  organ  płciowy3.  W szelako  źródłem   te ­

go prag nien ia nie je s t pierw otne poczucie b rak u  czegoś, co 

m iałoby  czynić kobietę  gorszą  od  mężczyzny.  Choć  w  wie­
lu  przypadkach  przyczyny  mogą  być  inne,  to jed n a k   zwy­
kle pragnienie, by mieć penis, m a swe źródło w jej pragnie­
niu,  by  być  niezależną,  by  nie  być  ograniczaną  w  swym 

działaniu, by nie być w ystaw ioną n a  groźbę frustracji. Tak 

ja k   pragnienie  mężczyzny,  by  być  kobietą,  m a  swe  źródło 

w pragnieniu,  by  uwolnić  się  od brzem ienia  spraw dzianu, 
ta k  pragnienie kobiety, by mieć penisa, może wynikać z jej 

pragnienia, by przezwyciężyć w łasną zależność od mężczy­
zny. W szczególnych okolicznościach -  jakkolw iek dość czę­

sto -  zdarza się również, że penis służy nie tylko za symbol

114

background image

niezależności,  lecz  również,  w  przypadku  tendencji  sady- 

styczno-agresywnych,  za  symboliczną  broń,  k tó rą  kobieta 

kieruje  przeciwko mężczyznom  czy innym  kobietom 4.

Je śli  główną  bronią  mężczyzny,  kierow aną  przeciwko 

kobiecie, je s t jego przew aga fizyczna i społeczna, to główną 

bronią kobiety je s t jej  zdolność do ośm ieszania mężczyzny. 
N ajradykalniejszą form ą ośm ieszenia mężczyzny je s t uczy­
nienie go im potentem . Kobieta dokonuje tego n a wiele spo­

sobów,  brutaln y ch   lub  subtelnych,  począwszy  od  w yrażo­

nego  expressis  uerbis  bądź  milczącego  oczekiwania  jego 
porażki, a n a  oziębłości i pochwicy, fizycznie uniem ożliw ia­

jącej  zbliżenie,  skończywszy.  P ragnienie,  by  w ykastrow ać 

mężczyznę,  zdaje  się  nie  odgrywać  tu   najważniejszej  roli, 

ja k   uw ażał  Freud.  Z  pewnością je s t  ono jednym   ze  sposo­

bów doprow adzania mężczyzny do sta n u  im potencji, często 
pojaw iającym   się,  gdy  dochodzą  do  głosu  destrukcyjne
i sadystyczne tendencje.  Głównym celem kobiecej  wrogości 
wydaje  się jed n a k   nie  fizyczne,  lecz  czynnościowe  uszko­
dzenie  -   zastopowanie  zdolności  mężczyzny  do  działania. 
Specyficzna dla mężczyzny wrogość w stosunku do kobiety 
m a n a  celu p r z e w a g ę , n ato m ia st wrogość kobiety do m ęż­
czyzny  p o d k o p a n ie   jego  pozycji.

Związek z międzypłciowymi różnicam i charakterologicz­

nym i mogą mieć i inne różnice seksualne. U kobiety n a rz ą ­
dy płciowe są bardziej zróżnicowane niż u mężczyzny i obej­
m ują  dwa  ośrodki  pobudzania.  Główny  ośrodek  pobudza­

n ia   u   kobiety  znajduje  się  w ew nątrz  ciała,  podczas  gdy 
u   mężczyzny n a  zew nątrz.  U  mężczyzny,  inaczej  niż  u  ko­
biety, pobudzenie seksualne je s t w yraźnie widoczne. U ko­
biety a k t seksualny może oznaczać ciążę z towarzyszącym i 

jej  głębokimi  zm ianam i  horm onalnym i,  jak ie   nie  grożą 

męskiej aktywności seksualnej. Naszym  celem nie je s t a n a ­
liza tych zagadnień, ale m usim y się zająć jeszcze jed n ą  róż­
nicą,  ponieważ  klasyczne  piśm iennictw o  psychoanalitycz­
ne nieco ją   zaniedbywało.

Kobiety  mogą  rodzić  dzieci,  czego  nie  m ogą  mężczyź­

ni. Co charakterystyczne, F reud, ze swego p atriarchalnego 
p u n k tu  w idzenia, zakłada, że kobieta je st zazdrosna o m ę­

115

background image

ski organ płciowy,  a niem al zupełnie  nie zauw aża, że męż­
czyzna może  zazdrościć kobiecie zdolności rodzenia. U  źró­
deł  tej jednostronności  F re u d a   leży  nie tylko  założenie,  że 
m ężczyźni  przew yższają  kobiety,  ale  także  postaw a  cha­
rak tery sty czn a dla wysoko rozw iniętej cywilizacji technicz- 
no-przemysłowej, w której  n a tu ra ln a  kreatyw ność nie je s t 
zbyt  wysoko  w artościow ana.  We  wcześniejszych  okresach 
ludzkich dziejów, gdy życie  z sam ej  swej  istoty zależało  od 
kreatyw ności  n a tu ry ,  a  nie  od  kreatyw ności  technicznej, 

fakt, że kobieta je s t obdarzona tym  darem  n a równi z glebą 

i  sam icam i  zw ierząt,  m usiał  wywierać  ogromne  w rażenie. 

M ę ż c z y z n a   j e s t   b e z p ło d n y   -  jeśli brać pod uw agę czy­
sto n atu ralisty czn ą płaszczyznę.  M ożna przyjąć,  że w k u l­
tu rze,  k tó ra   kładzie  nacisk  n a   n a tu ra ln ą   kreatyw ność, 
mężczyzna  czuł  się  gorszy  od  kobiety,  zwłaszcza  gdy jego 

rola  w procesie  rozrodczym  nie była  dobrze  znana.  Można 
przyjmować,  że  ze względu  n a  tę  zdolność,  której  m u  b ra ­
kowało,  m ężczyzna  otaczał  kobietę  czcią,  odczuwał  przed 
n ią  stra c h  i  zazdrościł jej.  Sam   nie  mógł  kreować  nowych 

stw orzeń — potrafił jedynie  zabijać  zw ierzęta,  by je  potem 
zjadać,  czy wrogów, by dzięki tem u  zapewnić sobie bezpie­
czeństwo  albo w m agiczny sposób posiąść ich siłę.

Pom ińm y  kw estię  tych  wpływów  w  czysto  agrarnych 

w spólnotach  i  zajmijmy  się  pokrótce  n astępstw am i  nie­
których doniosłych zmian historycznych. Je d n ą  z najbardziej 
istotnych było upowszechnienie się technicznych m etod pro­

dukcji.  W  coraz  większym  stopniu  zaczęto  wykorzystywać 
ludzki  rozum,  który  pom agał  zdobywać  i  udoskonalać  roz­
m aite środki do życia,  pierwotnie zależne tylko od łaskawo­
ści natury.  Choć pierwotnie kobiety posiadały dar, który za­
pewniał  im  wyższość  nad  mężczyznami,  kom pensującym i 

sobie jego  b rak   zdolnością  niszczenia,  to jed n ak  z  biegiem 
czasu mężczyźni zaczęli wykorzystywać rozum jako podsta­
wę racjonalnej  kreatywności. W dawniejszych stadiach roz­
woju wiązało  się to  z  m agią,  nato m iast w  dzisiejszych cza­

sach wiąże się z nauką.  Sam a fizjologia wyposażyła kobiety 

w  zdolność  kreacji;  mężczyźni  swą  kreatyw ność  u d o w a ­

d n i a j ą   zdecydowanym wysiłkiem  umysłowym.

116

background image

M iast  rozwijać  ten   w ątek,  moglibyśmy  się  odwołać  do 

pism   Bachofena,  M organa  i  B riffaulta  -   zebrali  oni  i  pod­
dali  błyskotliwej  analizie  m ate ria ł  antropologiczny,  który, 
n aw et  jeśli  nie  potw ierdza  ich  tez,  to  je d n a k   w yraźnie 

w skazuje,  że we wczesnych  dziejach występowały tu  i  ów­

dzie k u ltu ry , w których organizacja społeczna skupiała się 

wokół postaci m atki,  a bogini-m atka,  utożsam iana z k re a ­
tyw nością  n a tu ry ,  stanow iła  ośrodek  m ęskich  wyobrażeń 
religijnych5.

Je d e n  przykład wystarczy.  B abiloński m it o  stw orzeniu 

rozpoczyna  się  od  panow ania  bogini-m atki  -   T iam at  -  
k tó ra  spraw uje rządy nad w szechśw iatem . Panow anie T ia­
m a t je s t jed n a k  zagrożone przez jej  synów, którzy p lanują 
b u n t  i  chcą ją   obalić.  W  walce  tej  je s t  im  potrzebny jako 
przywódca ktoś, kto będzie w stanie dorównać T iam at siłą. 
Koniec końców  zgadzają  się  n a   M arduka,  ale  zanim   osta­
tecznie  go  wybiorą,  n ak azu ją  m u,  by  poddał  się  próbie. 
J a k a   to próba?  Przyniesiono  płaszcz.  M arduk m usi  „mocą 
u s t” spraw ić, by płaszcz zniknął, a potem  znów się pojawił. 

W ybrany  przywódca  słowem  unicestw ia  płaszcz  i  słowem 

dokonuje,  że  płaszcz  ponownie  się  pojawia.  Przywództwo 
M ard u ka  zostaje  potwierdzone.  Pokonuje  on boginię-mat- 
kę,  a  z jej  ciała  tworzy  Niebo  i  Ziemię.  J a k i je s t  sens  tej 
próby?  Je śli  m ęski  bóg  m a  dorównać  bogini  swą  mocą,  to 
m usi posiadać tę jed n ą  właściwość, k tó ra zapew nia jej prze­
wagę -  moc stw arzania. Próba m a dowieść, że M arduk dys­
ponuje  tą   mocą,  ta k  ja k   dysponuje  ch arakterystyczną  dla 
mężczyzny mocą niszczenia, dzięki której m ężczyzna zwykł 
przekształcać  n a tu rę .  M arduk  niszczy,  a  następn ie  stw a­
rza  n a  nowo m aterialny przedm iot.  Czyni to jed n a k  dzięki 
słowu,  a nie, ja k  kobieta,  dzięki łonu.  N a tu ra ln ą  kreatyw ­
ność zastąp iła m agia m yśli i słowa.

Biblijny  m it  stw orzenia  rozpoczyna  się  tam ,  gdzie  koń­

czy  się  m it babiloński.  W ymazano  niem al  w szystkie  ślady 
panow ania  żeńskiej  bogini.  Stw orzenie  św iata rozpoczyna 

boska m agia -  m agia stw arzan ia  za pomocą  słowa.  Tem at 

męskiego stw orzenia zostaje powtórzony, przy czym, wbrew 

faktom , w biblijnym  ujęciu m ężczyzna nie rodzi się z kobie­

117

background image

ty, lecz, przeciwnie, to kobieta zostaje stw orzona z jego cia­

ł a 6.  M it  biblijny je s t nieledwie  pieśnią try um fu  nad   poko­
n a n ą  kobietą; przeczy faktowi,  że kobiety rodzą mężczyzn, 
i  odwraca  n a tu ra ln e   relacje.  N aw et  przekleństw o,  które 
Bóg  rzuca  n a   pierwszych  ludzi,  utw ierdza  wyższość  m ęż­
czyzny.  Kobieca  zdolność  rodzenia  zostaje  zauw ażona,  ale 
tylko jako źródło cierpień. Przeznaczeniem  mężczyzny s ta ­

je się  praca, to znaczy wytwórczość -  tym   sposobem zastę­

puje  on  pierw otną  kreatyw ość  kobiety,  naw et jeśli  wiąże 

się to z tru d em  i  znojem 7.

Przez  m om ent  zajęliśm y  się  m atriarch aln y m i  śladam i 

w  dziejach  religii,  by  zilustrow ać  istotny  fakt:  że  kobieta 

posiada  d a r  n a tu ra ln e j  kreatyw ności,  którego  b ra k   m ęż­
czyźnie; że n a płaszczyźnie n a tu ra ln e j  m ężczyzna je s t bez­
płodny.  W pewnych okresach  dziejów  z  całą  świadomością 
odczuwano tę wyższość kobiety, podczas gdy w innych pod­
kreślano  m agię  i  rozum ową  kreatyw ność  mężczyzny.  J a k  

się  wydaje,  różnica  ta   do  dziś  nie  straciła  n a   znaczeniu: 
w mężczyźnie drzemie gdzieś nieuświadomiony strach przed 
kobietą,  generow any przez jej  specyficzną  zdolność,  której 
b ra k   mężczyźnie.  J e s t  ona  u  mężczyzny  przedm iotem   za­

zdrości,  a  zarazem   obawy.  W  n a tu rz e   mężczyzny  tkw i 
gdzieś potrzeba nieustannego w ysiłku,  którym  kom pensu­

je  on  sobie  swą  ułomność,  gdzieś  w  kobiecie  zaś  drzem ie 

poczucie przew agi n ad  mężczyzną, której  źródłem  je s t jego 
„bezpłodność”.

Dotychczas  zajm owaliśmy  się  pewnym i  różnicam i  cha­

rakterologicznym i  między  m ężczyzną  i  kobietą,  które  są 

następstw em  ich różnic  seksualnych.  Czy m a to  oznaczać, 
że pewne cechy, tak ie  ja k  kobieca nadzależność czy m ęskie 
pragnienie prestiżu i rywalizacji, są wynikiem  przede wszy­

stkim  różnic seksualnych? Czy m ożna oczekiwać, że każda 

kobieta i każdy mężczyzna będą wykazywać te  cechy,  ta k  
iż  w ystępowanie  u nich  cech  charakterystycznych  dla  płci 

przeciwnej  należałoby  w yjaśniać obecnością hom oseksual­
nych  komponentów?

W żadnym  razie. Różnice seksualne jedynie  z a b a r w i a -  

j ą  osobowość  przeciętnego  mężczyzny i  przeciętnej  kobie­

118

background image

ty.  Zabarw ienie  to  m ożna  porównać  do  tonacji  utw oru, 
która nie je s t jed n a k  sam ą melodią. Co więcej, dotyczy ono 
tylko  przeciętnego  mężczyzny  i  przeciętnej  kobiety,  by 
u  każdego  konkretnego  osobnika  przyjąć  swój  szczegól­
ny  w ariant.  Te  „ n atu raln e”  różnice  łączą  się  z  różnicam i, 
które  generuje  k o n k retn a   k u ltu ra .  N a  przykład  w  k rę ­
gu  naszej  współczesnej  k u ltu ry   -   zarówno  n a  płaszczyź­
nie ideologicznej, ja k  i  n a  płaszczyźnie faktycznych relacji 
międzypłciowych  -   kobiety  są  zależne  od  mężczyzn,  męż­
czyźni  zaś  dążą  do  p restiżu i rywalizacyjnego  sukcesu,  ale 
obecność  tych  tendencji  wiąże  się  nie  tyle  z  rolą  seksual­
ną, ile z rolą społeczną kobiety i mężczyzny. Społeczeństwo 

je s t  zorganizow ane  w  sposób,  który  wym usza  tak ie   dąże­

nia, bez względu n a to, czy są one zakorzenione w specyfice 
mężczyzny i kobiety.  Pragnienie prestiżu, które m ożna za­

obserwować  u  mężczyzn  od  schyłku  średniowiecza,  je s t 

uw arunkow ane  przede w szystkim  przez  system   społeczny 
i  ekonomiczny,  a  nie  przez  rolę  sek su aln ą  mężczyzny. 
Podobnie  w ygląda  kw estia  zależności  kobiet.  Wzorce  k u l­
turow e  i  formy  społeczne  mogą  prowadzić  do  pow stania 
tendencji  charakterologicznych,  które  są  zbieżne  z  te n ­

dencjami  uw arunkow anym i  przez  zupełnie  inny  czynnik, 

m ianowicie  przez  różnice  seksu aln e  m iędzy  m ężczyzną 
i  kobietą.  W  tak im   przypadku  dwie  paralelne  tendencje 

stap iają  się  w jedno,  skutkiem   czego  wydaje  się,  że  obie 

m ają też jedno źródło.  Z  drugiej  strony, jeśli wzorce k u ltu ­
rowe  generują,  n a   przykład,  zależność  mężczyzn,  to  te n ­

dencja  do  uzależnienia,  jako  następstw o  różnic  sek su al­

nych,  zan ik a  u   kobiet,  a  pojaw ia  się  u  płci  przeciwnej, 

u  której,  zgodnie  z  „naturalnym i”  różnicami,  pojawić  się 
nie  powinna.

P rag nienie  p restiżu   i  zależność,  jako  wytwór  k u ltu ry , 

d eterm inu ją  całą  osobowość  -   nie  są  tonacją,  lecz  sam ą 
melodią.  Kobieta  j e s t   zatem   zależna,  a  mężczyzna  j e s t  
żądny uznania.  Tym  sposobem osobowość jednostki  zosta­

je zredukow ana do jednego segm entu  ludzkiej  osobowości. 

Z  różnicam i  charakterologicznym i,  które  są  następstw em  
różnic  n atu raln ych ,  spraw a  wygląda  jed n a k   inaczej.  Ko­

119

background image

b ieta  n ie   j e s t   z  n a tu ry   zależna,  m ężczyzna  n ie   j e s t  

z  n a tu ry   próżny.  Głębsza  niż  międzypłciowe  różnice  je s t 

równość mężczyzny i kobiety,  którzy  są  przede w szystkim  
isto tam i  ludzkim i,  w ykazującym i  tak ie   sam e  możliwości, 
p rag nienia  i  obawy.  Cokolwiek je s t  różnego  u   mężczyzny 
i  kobiety  sk u tk iem   ich  różnic  n atu raln y ch ,  nie  czyni  ic h  

różnym i  isto tam i,  a  jedynie  przydaje  ich  osobowościom, 
które są zasadniczo podobne, lekkiego zróżnicowania, uwy­

datniając  tę   czy in n ą  tendencję,  co w  doświadczeniu  prze­

jaw ia  się jak o  zabarw ienie.  Te — zakorzenione w różnicach 

seksualnych -  różnice m iędzy m ężczyzną i kobietą nie dają 
zatem  podstaw  do wyznaczania im  różnych ról społecznych.

W dzisiejszych czasach wydaje się oczywistością, że wszel­

kie  różnice  międzypłciowe  są  stosunkowo  nieistotne  w  po­

rów naniu  z  różnicami  charakterologicznymi,  które  można 
znaleźć  między  osobnikami jednej  i  tej  samej  płci.  Różnice 

seksualne nie wpływają n a zdolność do pracy.  Z całą pewno­
ścią,  jakość  mocno  zindywidualizowanych  dokonań  mogą 
zabarwiać  cechy  płciowe  ich  autora  -  jed n a  płeć  może  być 
bardziej uzdolniona do pewnych zadań niż druga, ale podob­
nie  wygląda  to wśród  ekstraw ertyków  i introw ertyków  czy 
wśród  pykników  i  asteników.  Nikomu  naw et  nie  przyjdzie 

do głowy, by tego rodzaju cechy czynić podstaw ą różnicowa­
nia społecznego,  ekonomicznego czy politycznego.

I  znów,  obok  generalnych  wpływów  społecznych,  które 

form ują m ęskie  i kobiece  wzorce,  duże  znaczenie  m ają in ­

dyw idualne i przypadkow e -  ze społecznego p u n k tu  widze­
n ia  -   dośw iadczenia  każdego  osobnika.  Te  osobiste  do­
św iadczenia stap iają się z wzorcami kulturow ym i i zwykle 
w zm acniają,  choć  czasem   tak że  osłabiają,  ich  działanie. 
Wpływ czynników społecznych i  czynników osobowych nie 
bez tru d u , ale jed n a k  przew yższa wpływ czynników „natu­
ralnych”,  które powyżej  omówiliśmy.

Ciągle m usim y podkreślać -  m ożna to uznać za  sm utny 

kom entarz  do  naszej  epoki  -   że  różnice,  których  źródłem 

je s t m ęska czy kobieca rola, nie dają się oceniać ze społecz­

nego  czy  moralnego  p u n k tu   widzenia.  Sam e  w  sobie  i  dla 

siebie  nie  są  one  ani  dobre,  ani  złe  -   ani  pożądane,  ani

120

background image

niekorzystne.  Ta  sam a  cecha  będzie  się  u  jednej  osoby 

jaw ić,  w  pewnych  okolicznościach,  jako  rys  pozytywny, 

a  u   innej,  w  innych  okolicznościach, jako  rys  negatyw ny. 
N egatyw ne  formy,  w  których  mogą  się jaw ić  strach   m ęż­
czyzny  przed  porażką  i jego  potrzeba  prestiżu,  są  oczywi­
ste:  próżność,  b rak   powagi,  niesolidność i  chełpliwość.  Ale 

nie  mniej  oczywisty je s t fakt,  że  te n   sam   rys  może  zaowo­
cować  n a d e r  pozytywnymi  cechami  ch arakteru :  inicjaty­
wą,  aktyw nością  i  odwagą.  Podobnie je s t  z  opisanym i  ce­

cham i kobiet.  Ich specyficzne cechy mogą spraw iać — i czę­
sto  sp raw iają  —  że  kobieta  je s t  niezdolna  praktycznie, 

emocjonalnie i in telek tu aln ie „stać o w łasnych siłach”, pod­

czas gdy w innych w arun kach  te sam e cechy są źródłem jej 

cierpliwości,  solidności,  miłości i erotycznego charme.

Pozytywne bądź  negatyw ne następstw o tej  czy innej  ce­

chy  charakterologicznej  zależy  od  całej  s tru k tu ry   ch a ra k ­
te ru   człowieka.  Takim i  czynnikam i  osobowościowymi, 
które pociągają za sobą pozytywne bądź negatyw ne n a stę p ­
stwo,  są, n a  przykład, lęk versus zaufanie do siebie czy de- 
struktyw ność  versus  konstruktyw ność.  Ale  nie  w ystarczy 
wyodrębnić jed n ą czy dwie izolowane cechy -  tylko  c a ło ś ć  
s tru k tu ry  c h a ra k te ru  rozstrzyga, czy jed n a  z m ęskich bądź 
kobiecych cech staje się cechą pozytywną, czy też negatyw ­
ną.  Tę  sam ą  zasadę Klages wprowadził  do  swego  system u 
grafołogicznego. K ażda z cech pism a odręcznego może mieć 
pozytywny  a lb o   negatyw ny  sens,  zależnie  od  czynnika, 
który  Klages  nazyw a  Form niveau  („poziom  formy”)  całej 
osobowości. Je śli czyjś c h a ra k te r m ożna określić jak o  „upo­
rządkow any”,  to  określenie  to może  oznaczać jed n ą   z  dwu 
ewentualności:  albo  coś  pozytywnego,  że  m ianowicie  czło­
wiek te n  nie je s t „chaotyczny”, że um ie sobie zorganizować 
życie,  albo coś negatyw nego, że mianowicie je s t pedantycz­
ny,  jałow y  czy  pozbawiony  inicjatywy.  Oczywiście  cecha 
zw ana  „uporządkow aniem ”  m a  zarówno  pozytywne,  ja k  
i  negatyw ne n astępstw a,  ale każde  następstw o je s t d eter­
m inow ane przez mnogie czynniki całej  osobowości; te  z ko­
lei zależą od zew nętrznych warunków, które sprzyjają roz­
wojowi  życia bądź  go udarem niają.

121

background image

Choć relacja wyższość-niższość zakłada choćby najm niej­

szą,  k ró tk o trw ałą  różnicę,  to je d n a k   sam a  t a   różnica  by­
najm niej  nie  oznacza  wyższości  czy  niższości.  Nie  mogą 
tego  zrozum ieć  ludzie,  którzy  sku tk iem   całej  s tru k tu ry  

swej  osobowości są niezdolni pojąć czy doświadczyć równo­
ści.  S tąd   faszystow sko-autorytarny  c h a ra k te r  m usi  mylić 
różnicę z nierównością. W swym m yśleniu pozostaje on pod 
wpływem  własnej  pogardy  dla  każdego,  kto  m a  m niejszą 

moc,  i  swej  „miłości”  do  człowieka,  który je s t  pełen  mocy. 
Relacje oparte n a poszanow aniu godności każdego człowie­
k a  są  dlań  po  prostu  niezrozum iałe.  W szędzie,  gdzie  do­

strzega  różnice,  doszukuje  się  ukrytej  wyższości bądź  niż­
szości.  Gdy  tylko  może  wykazać  różnice  między  grupam i, 
wierzy, że udowodnił, iż jed n a  z nich góruje n ad drugą.  Ci, 
którzy w yznają zasadę międzyludzkiej  równości,  winni się 
w ystrzegać  błędu  akceptacji  tej  faszystow skiej  postawy. 

Można kreować tak ie w arunk i społeczne, które będą sprzy­

jać  rozwojowi  pozytywnych  cech  osób,  płci  i  grup  narodo­

wościowych. Cały św iat potrzebuje takich warunków. Dzię­

ki nim  będą się mogły uw ydatniać te różnice między ludź­
mi, które nie są kw estią dobra czy zła, lecz indywidualnego 

zabarw ienia osobowości, to zaś wzbogaci i poszerzy ludzką 

k u ltu rę,  a także zaowocuje bardziej zintegrow aną s tru k tu ­

rą  rodziny.

Przypisy

1 Podobnego rozróżnienia, dotyczącego lęków seksualnych u dzieci, do­

konała  Karen  Horney w Die Angst  vor  der Frau  w:  „Zeitschrift  fur Psy- 
choanalyse”,  13  (1932) [Lęk przed kobietą, w: K.  Horney, Psychologia  ko­
biety].

2 Można tu zgłosić jedno zastrzeżenie. Jeśli wszystko to jest prawdą, to 

dlaczego u większości  zwierząt właśnie samiec śpiewa i ma żywsze ubar­
wienie  -   innymi  słowy:  dlaczego  samiec  przyciąga  samicę,  a  nie  na  od­
wrót? Analogie ze świata zwierzęcego często wydają się bardzo przekonu­

jące, zwykle jednak nie dostrzega się całej  złożoności różnorakich czynni­

ków.  Nie  wnikając  w  te  skomplikowane  problemy,  pozwolę  sobie  tylko 
podkreślić fakt, że w przypadku ludzkiej społeczności ważną rolę odgrywa 

stopień,  w jakim  mężczyzna ekonomicznie uzależnił od siebie kobietę,  co

122

background image

wydatnie  zwiększa jej  potrzebę  przyciągania  mężczyzny.  W  grę  wchodzi 

tu nie tylko satysfakcja seksualna, lecz całe życie i bezpieczeństwo kobiety.

3 Por.  Clara  Thompson,  What  Is  Penis  Envy?  i  późniejsze  omówienie 

Janet  Rioch  w  „Proceedings  of the  Association  for  the  Advancement  of 
Psychoanalysis”, Boston Meetings,  1942.

4 W  żeńskim  homoseksualizmie  istotnym  elementem  obrazu  wydaje 

się  połączenie  tendencji,  by  być  aktywną  -   przeciwieństwo  „wyczekują­
cej”, zależnej postawy -  z tendencjami zdecydowanie destruktywnymi.

6 Zob. również Frieda Fromm-Reichmann, Notes on the Mother Role in 

the Family Group, „Bulletin of the Menninger Clinic”, 4 (1940).

6 Por.  grecki  mit o Atenie,  która  zrodziła się z głowy Zeusa, i interpre­

tację tego mitu jako śladów religii matriarchalnej, pochodzącą od Bacho­
fena i  Otto.

7 Życie człowieka rozpoczyna się -  co znamienne dla biblijnej  relacji -  

od  zburzenia pierwotnej  harmonii  między mężczyzną i kobietą oraz mię­

dzy  człowiekiem  i  naturą.  Wątek  ten  podjął  mesjanistyczny  nurt judai­
zmu.  Choć  życie  historyczne  rozpoczyna  się  od  dysharmonii,  to jednak
 
historia na koniec ją przezwycięży i zakończy się harmonią.  Swym wysił­
kiem w dziejach człowiek sprawi,  że przekleństwo Boga zostanie odwoła­
ne.  Myśl  profetyczna i myśl talmudyczna przedstawia panowanie Mesja­
sza jako okres pokoju między ludźmi,  między człowiekiem i  zwierzęciem,
 
między mężczyzną i kobietą. Wojny znikną, a natura będzie wszechzasobna.

background image

7.  Mężczyzna -  kobieta

Problem   relacji  m iędzy  m ężczyznam i  i  kobietam i  m usi 

być  niezwykle  trudn y ,  jeśliby  bowiem  było  inaczej,  to  lu­

dzie nie błądziliby, co ta k  często im się zdarza.  Dlatego roz­
w ażania  n a d   tą   kw estią  najlepiej  będzie  zacząć  od  kilku 
pytań. Je śli zdołam nim i sprowokować P ań stw a do m yśle­
nia, to w łasne doświadczenie zapew ne pozwoli Wam udzie­

lić p a ru  odpowiedzi.

Pierw sze  pytanie,  które  chciałbym  tu   podnieść,  brzmi: 

czy sam  te m a t nie rodzi jakiejś iluzji? Zdaje się on impliko­
wać tezę,  że trudności w relacjach m iędzy m ężczyzną i ko­
b ietą  są  uw arunkow ane  przede  w szystkim   przez  różnicę 

płci. T ak jed n a k  nie jest. Relacja między mężczyzną i kobie­
tą  -  między mężczyznam i i kobietam i -  je s t przede w szyst­
kim  relacją m iędzy ludźm i. W szystko, co dobre w relacjach 

między  dwojgiem  ludzi, je s t  dobre  również  w  relacji  m ię­
dzy m ężczyznam i i kobietam i, wszystko zaś,  co  złe w rela ­
cjach m iędzyludzkich, je s t złe również w relacjach między 
m ężczyzną i kobietą.

Szczególne m ank am en ty w relacjach m iędzy m ężczyzna­

mi  i  kobietam i  często  nie  są  n astępstw em   specyficznych 

dla każdej  płci  cech, lecz ich międzyosobowych relacji.

Za m om ent powrócę  do tego problem u,  najpierw  jedn ak 

chciałbym jeszcze  raz  sprecyzować tem atyk ę  mego  w ystą­
pienia.  Relacje  m iędzy  mężczyznami  i  kobietam i  są  rela ­

cjami  między  gru p ą  zwycięzców  i  gru p ą  pokonanych. 
W  1949  roku  w  S ta n ac h   Zjednoczonych  teza  ta k a   może 
brzm ieć  osobliwie  i  wywoływać  uśm iechy.  Dlatego  jeśli 

chcemy zrozumieć, w jak i sposób h istoria zabarw ia dzisiej­
szą  postawę  obu  płci,  i  pojąć,  co  każda  z  płci  wie  i  myśli

124

background image

0 drugiej, m usim y brać pod uw agę ostatnie pięć tysięcy la t 
stosunków   pom iędzy  m ężczyznam i  i  kobietam i.  Dopiero 
w tedy możemy się zastanaw iać n a d  pytaniem ,  co,  w szcze­
gólności,  różnicuje  mężczyzn  i  kobiety;  dopiero  w tedy  mo­
żemy próbować stw ierdzić, co stanow i ch arak tery stykę re ­
lacji między mężczyzną i kobietą, co je s t rzeczywistym  pro­
blem em   relacji  międzypłciowych,  a  co  problem em   relacji 
międzyludzkich.

Niech  m i  będzie  wolno  zacząć  od  tej  drugiej  kw estii

1 określić relację m iędzy m ężczyznam i i kobietam i jako re ­
lację  m iędzy  g ru p ą  zwycięzców  i  grupą  pokonanych.  J a k  
powiedziałem,  dzisiaj  teza  ta k a  w  Stan ach   Zjednoczonych 
wywołuje uśmiechy, ponieważ kobiety, zwłaszcza w dużych 

m iastach,  w yraźnie  nie  w yglądają n a   pokonane,  nie  czują 
się pokonanym i i nie  zachow ują  się ja k  pokonane.

Od  daw na  dyskutuje  się -  nie bez  racji -  n a d  pytaniem , 

k tó ra płeć w naszej  wielkomiejskiej k ulturze je s t silniejsza. 

Nie sądzę jednak, by problem był ta k  prosty. Uproszczeniem 

je s t  również  teza,  że  w  Ameryce  kobiety  w  pełni  się  wye­

mancypowały,  a zatem   osiągnęły tak i  sam   sta tu s ja k  męż­
czyźni.  Myślę,  że trw ająca od kilku tysięcy lat w alka ciągle 

jeszcze  przejaw ia  się  szczególnym  ukształtow aniem   relacji 

między  mężczyznami  i  kobietam i  w  kręgu  naszej  kultury.

Sporo  świadectw  pozwala  n am   zakładać,  że  społeczeń­

stwo  patriarch aln e,  przez  o statnie  pięć  czy  sześć  tysięcy 
la t funkcjonujące w  Chinach,  Indiach,  Europie i Ameryce, 
nie je s t jedyną formą,  z  pomocą której  obie  płcie organizo­
wały  swe  życie.  Sporo  świadectw  w skazuje,  że  (jeśli  nie 
wszędzie,  to w każdym  razie w wielu m iejscach globu) po­
przednikiem  społeczeństw patriarchalnych, zdominowanych 
przez mężczyzn, były społeczeństwa m atriarch aln e, w któ­
rych  rodzina  i  inne  stru k tu ry   społeczne  ogniskują  się  wo­
kół kobiety i m atki.

Kobieta  dom inow ała  niegdyś  w  system ie  społecznym 

i  rodzinnym ,  a  ślady  tej  dominacji  m ożna  dostrzec  w  roz­
m aitych  system ach  religijnych.  Pozostałości  tej  dawnej 
organizacji  znajdujem y n aw et w dokumencie, k tóry dobrze 
znam y -  w S tarym  Testam encie.

125

background image

Co stw ierdzam y, jeśli opowieść o A dam ie i Ew ie odczytu­

jem y  z  pew ną  dozą  obiektywizmu?  Stwierdzam y,  że  prze­

kleństw o je s t  skierow ane  przeciw  Ewie,  a  pośrednio  prze­

ciw Adamowi,  ponieważ  dom inowanie nad  innym i nie je st 
niczym lepszym   niż  podleganie  czyjejś  dominacji.  Mężczy­
zna m a panować n a d  kobietą, a kobieta m a pragnąć swego 
m ęża -  oto k a ra   za grzech Ewy.

Jeśli dominacja mężczyzny nad kobietą zostaje ustanowio­

n a jako nowa  zasada,  to  oczywiście  m usiał istnieć  czas,  gdy 
było inaczej. I rzeczywiście, m amy dokumenty, które potwier­
dzają to przypuszczenie. Jeśli porównamy babilońską relację
o stworzeniu św iata z biblijną opowieścią, to stwierdzimy, że 
babiloński  mit,  wcześniejszy  od  biblijnego,  mówi  o  zupełnie 
innym   porządku.  Główną figurą babilońskiego  m itu nie jest 
bóg, lecz bogini -  Tiam at.  Synowie T iam at wszczynają bunt, 
by  koniec  końców  pokonać  ją   i  ustanowić  rządy  męskich 

bóstw, którym  przewodzi M arduk, wielki babiloński bóg.

Możemy  zatem   stw ierdzić,  że  biblijna  opowieść  o  stwo­

rzeniu  rozpoczyna  się  tam ,  gdzie  kończy  się  babilońska. 

Bóg  stw arza  św iat  za  pomocą  słowa.  By  wyeksponować 
wyższość k u ltu ry  p atriarch aln ej nad  m atria rc h a ln ą, biblij­
n a  opowieść mówi, że Ew a została stw orzona z mężczyzny.

K u ltu ra   p a tria rc h a ln a   -   k u ltu ra ,  w  której  m ężczyzna 

zdaje się silniejszy i predestynow any do rządów  n ad  kobie­
tą  — opanow ała cały św iat. Jedynie w niew ielkich wspólno­
tach   prym ityw nych  możemy  współcześnie  odnaleźć  ślady 
dawniejszych,  m atriarch aln y ch   form.  Panow anie  mężczy­
zny nad kobietą  dopiero niedaw no  zaczęło  się  załamywać.

Trudno powiedzieć, co lepsze: czy system  m atriarch alny, 

czy  patriarch alny .  Sądzę  zresztą,  że  w  tej  formie  pytanie 

je s t  niewłaściwe,  ponieważ  system   m atriarch aln y   akcen­

tuje elem ent więzi n atu raln y ch, równości n a tu ra ln e j, miło­

ści,  podczas  gdy  system   p atriarch aln y   kładzie  nacisk  na 
elem ent  cywilizacji,  myśli,  sta n u ,  inwencji,  pracowitości 
i,  pod wieloma  względami,  postępu  (w porów naniu  z  daw­

n ą k u ltu rą  m atriarchaln ą).

Celem  ludzkości  m usi  być  uwolnienie  się  od  wszelkiego 

rodzaju hierarchii, czy to m atriarchalnych, czy p atriarchał-

126

background image

nych.  M usim y  dojść  do  sta n u ,  w  którym   relacja  m iędzy 
płciam i będzie w olna od wszelkiej pokusy dominacji. Tylko 
n a   tej  drodze  mężczyźni  i  kobiety  mogą  rozwijać  swe  rze­
czywiste  różnice,  sw ą rzeczyw istą  biegunowość.

Pam iętajm y jed n ak ,  że,  wbrew  pozorom,  nasza  k u ltu ra  

nie je s t  spełnieniem   tego  celu.  Stanowi  ona  k res  p a triar- 
chalnej  dominacji, ale nie je s t jeszcze system em , w którym  
obie  płci  spotykają  się jak o  równorzędne.  W alka wciąż  się 
toczy. Je ste m  przekonany, że w alka ta  nie je s t indyw idual­
n ą potyczką dwojga ludzi,  lecz kontynuacją wielowiekowej 
w alki  między płciami.  M amy  tu   do  czynienia  z  ciągnącym 
się konfliktem  m iędzy mężczyzną i  kobietą,  którzy są  zde­
zorientow ani i  zupełnie nie wiedzą, ja k a  je s t rola każdego 
z nich.

W społeczeństwie p atriarch aln y m  spotykam y w szystkie 

typowe ideologie  i  przesądy,  które  grupa  rządząca  przeja­
w ia  w  odniesieniu  do  grupy  rządzonej:  kobiety  m ają  się 

jakoby kierować uczuciami, być niezdyscyplinowane, próż­

ne, dziecinne, niezorganizow ane, słabsze od mężczyzn -  ale 
urocze.

Oczywiście te p a triarc h aln e  opinie o n atu rz e  kobiet zwy­

kle  całkowicie  rozm ijają  się  z  praw dą.  Skąd  przekonanie, 

że kobiety są bardziej próżne niż mężczyźni? Myślę, że k aż­
dy,  kto baczniej  przyjrzy  się  mężczyźnie,  może  stw ierdzić, 
że jeśli cokolwiek m ożna powiedzieć o mężczyznach, to w ła­
śnie to, że są próżni. W istocie rzeczy mężczyźni niem al we 

w szystkim  chcą się popisać przed innymi.

Kobiety są znacznie m niej  próżne.  To  praw da,  że  czasa­

mi,  jak o   ta k   zw ana  słaba  płeć,  m uszą  okazywać  pew ną 
próżność,  zabiegając  o  względy,  ale  wszelka  beznam iętna 
obserwacja  obala  m it  o  próżności  kobiet,  większej  jakoby 
od próżności  mężczyzn.

Weźmy  inny  przesąd:  oto  mężczyźni  m ają  być  bardziej 

w ytrzym ali niż kobiety. K ażda pielęgniarka powie nam , że 
odsetek  mężczyzn,  którzy  m dleją  podczas  zastrzyku  czy 
pobierania  krwi, je s t  znacznie  wyższy  niż  odsetek  kobiet, 
że kobiety lepiej znoszą ból, który mężczyzn zm ienia w bez­
rad n e  dzieci.  Mimo  to  mężczyźni  przez  stulecia,  a  raczej

127

background image

przez  tysiąclecia,  z  powodzeniem  utrzym yw ali,  że  są  płcią 

silniejszą i w ytrzym alszą.

No cóż, nie m a w tym  nic zaskakującego. J e s t to typowa 

ideologia  grupy ludzi,  którzy  m uszą  udow adniać  swe  p ra ­
wo  do  panow ania.  Mężczyźni,  którzy  nie  są  większością, 
lecz zaledwie połową ludzkiego rodu, i  którzy od tysiącleci 
głoszą, że m ają praw o panow ać n ad  drugą połową, m usieli 

się  posługiwać  ideologią  n a   tyle  wiarygodną,  by  potrafiła 

przekonać tę  drugą  połowę,  a  zwłaszcza by potrafiła prze­
konać ich  samych.

W  XVIII  i  XIX w ieku  problem   równości  mężczyzn  i  ko­

b iet rzeczywiście stał się palącą kw estią. M ożna było wów­

czas  zaobserwować  niezwykle interesujące  zjawisko.  Zwo­
lennicy  rów noupraw nienia  kobiet  głosili,  że  m iędzy  obie­
m a  płciam i  nie  w ystępują  żadne  różnice  psychologiczne. 
J a k  sform ułowali to F rancuzi -   dusza nie  m a płci:  między 

osobnikam i o odm iennej  płci nie istn ieją żadne różnice n a ­
tu ry  psychologicznej.  Z kolei przeciwnicy politycznej  i spo­
łecznej  równości kobiet podkreślali -  często ze  sporą in teli­
gencją  i  subtelnością -   że  pod  względem  psychologicznym 
kobiety  są  całkowicie  różne  od  mężczyzn.  Oczywiście  stale 
pojaw iała  się  teza,  że  z  powodu  tych  różnic  kobiety  winny 

pozostawać  n a  uboczu  i  że  lepiej  wypełnią  swe  powołanie, 

jeśli nie będą w takim  sam ym  stopniu ja k  mężczyźni uczest­

niczyć w życiu społecznym i politycznym.

Podobne  m yślenie jeszcze  dziś  m ożna spotkać wśród fe­

m inistek,  szerm ierzy postępu,  liberałów  czy  wśród innych 

grup, które opowiadają się za równością pomiędzy wszelki­
mi istotam i ludzkimi, w szczególności za równością pomię­
dzy  obiema  płciami.  Przedstaw iciele  tych  środowisk  gło­
szą, że nie m a żadnych różnic między ludźmi, albo są skłon­
ni je  minimalizować.  U trzym ują  oni,  że jedynym   źródłem 
różnic istniejących między ludźm i je s t środowisko k u ltu ro ­
we  i  wychowanie,  że  między  obiema  płciami  nie  m a  isto t­

nych różnic psychologicznych, które nie byłyby następstw em  

czynników  środowiskowych i  wychowawczych.

Boję  się,  że  stanow isko  to,  ta k   popularne  wśród  obroń­

ców  równości  mężczyzn  i  kobiet, je s t  nie  do  przyjęcia,  i  to

128

background image

z  wielu  powodów.  Zapewne  najw ażniejszą  jego  w adą je s t 
to, że rozm ija się z praw dą. Równie dobrze m ożna by tw ier­
dzić,  że nie m a żadnych różnic psychologicznych pomiędzy 
grupam i  narodowościowymi  i  że  każdy,  kto  posługuje  się 
słowem „rasa”, popełnia jak ieś straszliw e wykroczenie. Być 
może  z naukowego p u n k tu  w idzenia „rasa” nie je s t najlep­
szym  słowem,  niem niej  jed n a k   nie  da  się  zaprzeczyć,  że 
ludzie o różnej  narodowości różnią się zarówno wyglądem, 

ja k  i tem peram entem .

Po  drugie,  powyższy  sposób  rozum ow ania  je s t  nie  do 

przyjęcia,  ponieważ  prowadzi  do  błędnych  sugestii.  Suge­
ruje  on,  że  równość  oznacza  identyczność.  W  rzeczywisto­

ści, równość i p o stu lat równości im plikują coś przeciwnego, 
a mianowicie,  że mimo wszelkich różnic nikogo nie m ożna 
czynić  narzędziem   służącym   do  osiągania  czyichkolwiek 
celów,  że  k ażda  isto ta   ludzka  je s t  celem  w  sobie 

i  dla  siebie.  To  zaś  oznacza,  że  każdem u  wolno  rozwijać 

swoiste  cechy,  które  odróżniają  go  od innych jako jed n o st­

kę, jak o   rep re z en ta n ta   danej  płci, jako  rep re z en ta n ta   da­
nej  narodowości.  Równość  nie  oznacza  negacji  różnic,  lecz 
możliwość ich najpełniejszego urzeczyw istniania.

Kto  przyjm uje,  że  równość  oznacza  b ra k   różnic,  te n  

u m acnia  tendencje,  które  prow adzą  do  zubożenia  naszej 
k u ltu ry   -   do  „autom atyzacji”  jednostki  -   i  do  osłabienia 

tego,  co  stanow i  najbardziej  wartościowy w ym iar ludzkiej 
egzystencji:  rozwoju swoistości każdego człowieka.

Używając słowa „swoistość”, w inienem  P ań stw u  przypo­

mnieć,  ja k   osobliwy  był jego  los.  Gdy  w  dzisiejszych  cza­
sach  mówimy  o  kim ś,  że  je s t  swoistością,  nie  m am y  n a 
m yśli  niczego  sym patycznego.  Je d n ak ż e   słowo  „swoisty” 
winno  być  najw iększym   kom plem entem , jak i  możemy ko­
m uś  powiedzieć  -   kom plem entem ,  który  oznacza,  że  ktoś 
się  nie  poddał,  że  zachował  najw artościow szą  część  ludz­
kiej egzystencji, mianowicie w łasną indywidualność, że je s t 
niezrów nany,  różny od  w szystkich innych.

Myślę,  że  błąd  utożsam ienia  równości  z  identycznością 

sta ł  się  w  Ameryce jed n ą   z  przyczyn  swoistego  zjawiska, 
które  m ożna  zaobserwować  w  kręgu  naszej  kultury:  te n ­

129

background image

dencji, by minimalizować różnice międzypłciowe, by je ukry­

wać, negować.  Kobiety sta ra ją   się upodobnić do mężczyzn, 

mężczyżni  czasem  do  kobiet,  a  polaryzacja  męskości  i  ko­

biecości,  mężczyzn i kobiet powoli  zanika.

Sądzę, że jedynym  rozw iązaniem  problem u -  w ogólnych 

kategoriach  -  je s t  praca  n a d   pojęciem  polaryzacji  w  sto­
sun k ach   m iędzy  płciami.  N ikt  nie  powie,  że  dodatni  czy 
ujem ny  biegun  elektryczny  stoi  niżej  niż  drugi.  Wszyscy 
wiemy  n ato m iast,  że  pole  m iędzy  biegunam i je s t  genero­
w ane  przez  ich  polaryzację,  k tó ra   stanow i  źródło  produk­
tywnej  siły.

W tym  w łaśnie znaczeniu obie płci (jako przejaw  m ęskie­

go i żeńskiego asp ek tu  św iata, kosm osu i każdego z nas) są 

dwoma biegunam i, które m uszą zachować swą różnicę, swą 
polaryzację,  by  mogły  generow ać  tw órczą  dynam ikę,  pro­
d uktyw ną siłę, której  źródłem je s t w łaśnie ta  polaryzacja.

Przejdźm y teraz do drugiego założenia, zgodnie z którym  

relacje m iędzy mężczyzną i kobietą nigdy nie są ani lepsze, 

ani  gorsze  od  relacji  m iędzyludzkich  w  danym   społeczeń­
stwie.  Gdybym  m iał  w skazać  wśród  relacji  międzyosobo­

wych  tę   jed n ą ,  k tó ra   w yw iera  najbardziej  destrukcyjny 

wpływ n a  relacje między m ężczyzną i kobietą,  to w skazał­
bym n a  czynnik, który w swej książce Niech się stanie czło­

wiek  nazyw am   orientacją  rynkową.  Powiedziałbym,  że je ­
steśm y straszliw ie sam otni, n aw et jeśli utrzym ujem y „kon­
ta k ty ”  z  m nóstw em   ludzi  i  n a   pozór  wydajemy  się  ta k  
towarzyscy.

Przeciętny człowiek je s t dziś straszliw ie sam otny i czuje 

się  sam otny.  Czuje  się  tak ,  jak by   był  artykułem   handlo­
wym, to znaczy czuje się ta k , jak b y  jego w artość była zależ­
n a  od jego powodzenia, od jego „pokupności”, od akceptacji 

przez  innych,  a nie  od jego  w nętrza,  od  tego,  co  m ożna  by 
nazw ać  w artością  u ż y tk o w ą   jego  osobowości,  od  jego 
mocy,  od jego zdolności  do miłości,  od jego ludzkich w arto ­

ści -  chyba że potrafi je sprzedać, że um ie odnosić sukcesy, 

że  je s t  akceptow any  przez  innych.  W łaśnie  to  rozum iem  

przez  „orientację  rynkow ą”.

O rientacja rynkowa je s t odpowiedzialna za to, że u więk-

130

background image

szóści  ludzi  szacunek  dla  sam ych  siebie  je s t  niezwykle 
chwiejnym  uczuciem.  Czują  się  oni  wartościowi  nie  d late ­
go,  że  każe  im   ta k   w łasne  przekonanie:  „Oto ja,  oto  moja 
zdolność do miłości, oto moja zdolność do m yślenia i odczu­
w an ia”,  lecz  dlatego,  że  są  akceptow ani  przez  innych,  że 
potrafią  się  sprzedać,  że  inni  mówią:  „To  w spaniały  męż­
czyzna”  czy  „To  w spaniała kobieta”.

^N aturalnie, gdy poczucie szacunku dla samego siebie je s t 

zależne  od  cudzej  opinii,  traci  sw ą  pewność.  Każdy  dzień 

je s t nową bitw ą, ponieważ codziennie trzeb a kogoś przeko­

nać i udowodnić sobie  sam em u,  że je s t się w porządku.

Posłużm y się pew ną analogią i spróbujm y sobie wyobra­

zić,  co mogłyby  odczuwać torebki  n a  ladzie  sklepowej.  To­

rebk a  o  swoistym   fasonie,  której  wiele  podobnych  sprze­

dano,  wieczorem  będzie  się  czuła  dum na.  Inna,  k tó ra   m a 

nieco  niem odny  fason  albo  je s t  zbyt  droga,  albo  z  ja k ie ­

goś  innego  powodu nie  znalazła nabywcy,  będzie przygnę­

biona.

Pierw sza  to reb ka  pomyśli:  „Jestem   w sp an iała”;  druga: 

„Jestem   nic  nie  w a rta ”.  A przecież  owa  „w spaniała”  może 
nie  być  piękniejsza  czy  użyteczniejsza  od  innych  ani  nie 
przewyższać ich  żadną  cechą w ew nętrzną.  Torebka,  któ ra 
nie  została  sprzedan a,  będzie  się  czuła  niepotrzebna. 

W  naszej  analogii  poczucie  w artości torebek byłoby  zależ­

ne  od  ich  sukcesu,  od  liczby  nabywców,  którzy  z  tego  czy 
innego powodu w ybrali tę,  a nie inną.

W odniesieniu do człowieka analogia ta  oznacza, że k aż­

dy m usi być sw oistą istotą, że jego osobowość m usi być s ta ­

le  o tw arta  n a   zm ianę,  by  móc  się  dostosować  do  najnow ­

szego modelu.  W łaśnie  dlatego rodzice  często  czują się  za­

kłopotani,  gdy przebyw ają  ze  swymi  dziećmi.  Dzieci  znają 
bowiem najnow szy model lepiej  niż rodzice.  Ale  rodzice  są 

gotowi  nadrobić  zaległości.  Niczym  dzieci  śledzą  najnow ­
sze  notow ania n a  rynku  osobowości.

Gdzie  m ożna  znaleźć  te  notow ania?  Co  pozwala  się 

z nim i zapoznać? Kino, reklam y trunków  i ub rań,  sygnały, 

których  źródłem  je s t  sposób,  w jak i  ubierają  się  i  rozm a­

w iają znani  ludzie.

131

background image

Każdy  m odel  staje  się  niem odny  ju ż  po  kilk u   latach. 

W niedzielnym  „Times M agazine” przeczytałem  o cztern a­

stoletniej  dziewczynie,  któ ra  mówi,  że jej  m atk a   je s t  ta k  
starom odna, jak b y  n ad al był  1945  rok.  W pierwszej  chwili 
nie  mogłem  zrozumieć,  o  co  chodzi.  M yślałem,  że  to  błąd 

dru k arsk i,  dopóki  nie  zrozum iałem ,  że  1945  rok wydawał 
się tej dziewczynie straszliw ie starośw iecki. Je ste m  jed n a k  

pewien,  że jej  m atk a  wiedziała,  iż m usi przyśpieszyć.

W ja k i  sposób  „orientacja  rynkow a”  wpływa  n a   relacje 

m iędzy płciam i, m iędzy m ężczyzną i kobietą? Przede wszy­
stkim   m yślę,  że  wiele  z  tego,  co  k u rsu je  pod  nazw ą  miło­
ści,  je s t  poszukiw aniem   sukcesu  i  akceptacji.  Ludzie  po­
trzeb u ją  kogoś,  kto  nie  tylko  o  czwartej  po  południu,  ale 
tak że  o  ósmej,  o  dziesiątej  i  o  dw unastej  powie  im:  „Je­

steś  świetny, jeste ś  w porządku,  dobrze  ci  idzie”.  To jeden 
czynnik.

Swej  w artości  dowodzi  się tak że  wyborem  odpowiedniej 

osoby  -   to  drugi  czynnik.  Człowiek  chce  być  najnowszym  
modelem,  a  zarazem   m a  praw o  i  obowiązek  zakochać  się 
w najnowszym   modelu.  Spraw y te  m ożna ująć  ta k  b ru ta l­
nie, ja k   zrobił to pewien  osiem nastolatek,  zapytany  o  swe 

życiowe  ambicje.  Powiedział  on,  że  chciałby  kupić  lepszy 
samochód  -   chodziło  o  zam ianę  forda  n a   buicka — by móc 
podrywać lepsze  dziewczyny.

No  cóż,  chłopak  był  przynajm niej  szczery  i,  ja k   sądzę, 

w yraził  coś,  co  w  naszym   kręgu  kulturow ym   w  znacznej 

m ierze wpływa n a nasz wybór p a rtn e ra .

O rien tacja  rynkow a  w  jeszcze  inny  sposób  k ształtu je 

międzypłciowe relacje. W orientacji rynkowej wszystko m a 
swój  schem at,  a  my  gorliwie  wcielamy w  życie  najnowszy 
model i działam y według najnowszego wzorca.  Role,  które 
przyjm ujemy,  w szczególności role seksualne,  m ają mocno 

schem atyczną postać, przy czym schem aty te nie są jedno­
lite  czy  zuniform izow ane  -   często  w ykazują  sprzeczność 
w ew nętrzną.  Mężczyzna  m a  być  agresyw ny  w  interesach 
i  czuły  w  domu.  Ma  żyć  pracą,  ale  nie  m a  być  zmęczony, 

gdy  wieczorem  w raca  do  domu.  Ma  być  bezwzględny  dla 
swych  klientów   i  konkurentów ,  a  uczciwy  wobec  żony

132

background image

i  dzieci.  Ma  być  łubiany  przez  wszystkich,  ale  najgłębsze 

uczucia  zachowywać  dla  swej  rodziny

I cóż!  Biedny mężczyzna usiłuje żyć wśród  tych schem a­

tów.  Przed obłędem ratu je  go chyba tylko to, że nie tr a k tu ­

je  ich nazbyt poważnie. To samo dotyczy kobiet.  Także one 

m uszą żyć zgodnie ze schem atam i, które są równie sprzecz­
ne ja k  wzorce m ęskie.

Rzecz  ja s n a ,  w  każdej  k u ltu rze  istn ieją  wzorce  zacho­

w ań,  ale  w  daw niejszych  czasach  cechowała  je  p rzyn aj­
m niej  pew na stabilność. W k u lturze, w której jesteśm y  ta k  
zależni  od  n a jn o w s z e g o   wzorca,  od  akceptacji,  od  speł­
n ian ia cudzych oczekiwań, znika z pola widzenia królestw o 

jakości,  które  rzeczywiście  przynależą  do  naszej  męskiej 

czy  żeńskiej  roli.  Niewiele  specyfiki  pozostało  w  relacjach 
między  m ężczyzną i kobietą.

Gdy w stosunkach między mężczyzną i kobietą wyborów 

dokonuje się n a  gruncie orientacji rynkowej i mocno usche- 
m atyzow anych  ról,  jedno  m usi  się  pojawić:  nu d a.  M am 
w rażenie, że słowo „nuda” nie spotyka się z ta k ą  uw agą, n a 

ja k ą  rzeczywiście zasługuje. Mówimy o wszelkiego rodzaju 

okropnościach,  jak ie  przydarzają  się  ludziom,  ale  rzadko 

w spom inam y  o  najkoszm arniejszej:  o  nudzie,  odczuwanej 

w sam otności lub,  co gorsza,  we współbyciu z  drugim  czło­
wiekiem.

Wiele osób zna tylko dwa sposoby walki z nudą.  U nikają 

nudy, sięgając po jed n ą  z wielu dróg, które oferuje k u ltu ra: 

chodzą n a  przyjęcia, n aw iązują kontakty, piją, grają w k a r­

ty,  słuchają  radia,  i tym   sposobem każdego  dnia,  każdego 
wieczora  sam i  siebie  m am ią.  Albo  też  — po  części  je s t  to 
pochodną ich przynależności klasowej  -  w yobrażają sobie, 

że  wszystko  się  zmieni, jeśli  zm ienią  p a rtn e ra .  M yślą,  że 

ich m ałżeństw o było nieudane, ponieważ trafili n a  niew ła­

ściwego p a rtn e ra , i zakładają, że jego zm iana usu nie nudę.

Ludzie  nie  dostrzegają,  że  główne  p ytanie  nie  brzmi: 

„Czy jestem  kochany?”,  w znacznej  m ierze tożsam e z p y ta ­

niam i:  „Czy ktoś  m nie  akceptuje?  Czy ktoś  się  o m nie tro ­

szczy?  Czy  ktoś  m nie  podziwia?”  Główne  p ytanie  brzmi: 

„Czy potrafię kochać?”

133

background image

J e s t to rzeczywiście tru d n e.  Dopóki nie pojawi się nuda, 

łatw o  być  kochanym   i  zakochanym .  Ale  kochać,  trw ać 
w miłości, to napraw dę tru d n a , fchoć nie n adludzka rzecz -  
to napraw dę  najbardziej  isto tn a  z ludzkich zdolności.

Kto  nie  potrafi  być  sam   ze  sobą,  kto  nie  potrafi  się  a u ­

tentycznie  zainteresow ać innym i  ani  sobą  sam ym ,  ten  nie 

potrafi też być z kim ś innym  i nie popaść po pewnym  czasie 

w znudzenie.  Gdy relacje międzypłciowe sta ją  się ucieczką 

przed  sam otnością  i  izolacją,  m ają  niew iele  wspólnego 
z  możliwościami,  które  przynosi  rzeczyw ista  relacja  m ię­

dzy m ężczyzną i kobietą.

Chciałbym   wspom nieć  o  jeszcze  jednej  iluzji.  J e s t  nią 

przekonanie, że rzeczywistym  problem em  w relacjach m ię­

dzy płciam i je s t  seks.  Trzydzieści  la t tem u   byliśm y niesa­
mowicie  dum ni,  gdy  w  epoce  em ancypacji  seksualnej  wy­
dawało się,  że k ruszeją p ę ta  przeszłości i że rozpoczyna się 
nowa e ra  ludzkich relacji między obiema płciami.  R ezulta­
ty  nie były jed n a k  ta k  w spaniałe, ja k  wielu z n as oczekiwa­
ło,  bo  nie  wszystko,  co  się  świeci,  je s t  seksem .  Popędem 

seksualnym   k ieru ją   rozm aite  motywy,  które  sam e 
w sobie  nie m ają seksualnego ch arak teru .

Jednym  z najsilniejszych bodźców, być może silniejszym  

niż  wszystkie  inne, je s t  próżność.  Ale  bodźcami,  które  sty­
m ulują popęd płciowy, je s t również samotność czy bu n t prze­
ciw  aktu aln em u  związkowi.  Mężczyzna,  którego  coś  popy­
cha  k u   nowym  podbojom  seksualnym ,  myśli,  że  motywuje 
go  atrakcyjność  seksualna  kobiet,  podczas  gdy w rzeczywi­

stości powoduje nim  w łasna próżność, k tó ra każe m u dowo­
dzić  swej  wyższości  n ad  wszystkimi  innymi  mężczyznami.

Relacje  sek su aln e  m iędzy  dw iem a  osobami  nie  mogą 

wyglądać lepiej  niż  ich relacje  m iędzyludzkie.  Bardzo  czę­

sto  seks je s t drogą n a  skróty do wzajemnej bliskości -  dro­
gą n a d e r złudną.  Seks, który z całą pewnością stanow i ele­
m en t  relacji  między  ludźmi,  w  kręgu  naszej  k u ltu ry  je s t 
ta k   przeładow any  wszelkiego  rodzaju  funkcjam i,  że  to,  co 

jaw i się jako ogrom na swoboda seksualna, w żadnym  razie 

nie je s t -  obawiam  się -  wyłącznie kw estią płci.

Czy  zatem  wiemy coś  o rzeczywistych różnicach między

134

background image

m ężczyznam i i kobietam i? Wszystko, co dotychczas powie­
działem , m iało negatyw ny charakter.  Jeśli ktoś z P aństw a 
oczekiwał jednoznacznego  określenia  różnic  między  m ęż­
czyzną i  kobietą,  ten   m usiał  się  poczuć rozczarowany.  Nie 
sądzę, byśmy je znali.  Nie możemy ich znać, bo nie pozwa­
lają  n a to  okoliczności,  o których wcześniej  wspom niałem. 

Je śli obie płci od tysięcy la t ze  sobą walczą, jeśli p a trz ą  na 
siebie  przez  pryzm at  przesądów,  charakterystycznych  dla 

sytuacji  w alki,  to ja k   m ielibyśmy tera z   wiedzieć,  czym  są 
rzeczywiste  różnice m iędzy przedstaw icielam i  obu płci?

Tylko wtedy,  gdy zapomnimy  o różnicach, gdy zapom ni­

my  o  stereotypach,  będziemy  mogli  rozwinąć  poczucie  tej 
równości,  dzięki  której  każdy  człowiek je s t  celem  sam ym  
w sobie. Być może dowiemy się wówczas czegoś o różnicach 
między m ężczyznam i i  kobietam i.

Chciałbym   tu  jed n a k  choćby napom knąć o jednej  różni­

cy,  która, ja k   sądzę,  rzutuje  w  pewnym  stopniu  n a  powo­
dzenie relacji m iędzy m ężczyzną a kobietą,  a jako ta k a  za­
sługuje  n a  uwagę  w kręgu  naszej  kultu ry .  W ydaje  m i  się, 
że  kobiety  są  bardziej  czułe  niż  mężczyżni.  Nie  m a  w tym  
nic  zaskakującego,  ponieważ  w  relacji  m atk i  do  dziecka 
czułość je s t  podstaw ową cnotą.

J a k  Państw o w iedzą -  zwłaszcza jeśli byw ają słuchacza­

m i odczytów psychiatrycznych -  modne je s t podkreślać, ja k  
wielkie  znaczenie  m a to, kiedy  dziecko  zostaje  odstaw ione 
od  piersi,  kiedy je s t  pielęgnowane  i ja k   przebiega  przyu­
czanie  go  do  zabiegów  higienicznych.  Ludzie  w ierzą,  że 
przepisy,  ja k   uszczęśliwić  dziecko  z  pomocą  tego  rodzaju 
technicznych zabiegów,  są  skuteczne.

Zapom inają jed n ak ,  że  napraw dę  liczy  się  tylko jedno — 

czułość  m atki.  Czułość  m a  wiele  odcieni.  Oznacza  miłość, 
oznacza  szacunek,  oznacza  wiedzę.  Z  sam ej  swej  n a tu ry  

je s t  czymś  zupełnie  innym   niż  seks  czy  głód.  Sięgając  po 

term inologię  psychologiczną,  m ożna  by  powiedzieć,  że  t a ­
kie popędy, ja k  seks czy głód,  cechuje sam onapędzająca się 

dynam ika, ta k  iż  sta ją  się one coraz intensyw niejsze i koń­

czą się  nagłym   apogeum, w którym  człowiek osiąga zaspo­
kojenie i niczego więcej  -  przez  chwilę -  nie  chce.

135

background image

Taką n a tu rę  m a pew ien typ dążeń czy popędów.  Czułość 

należy  do  innego  typu.  Czułość  nie je s t  sam onapędzającą 

się  postaw ą,  nie  m a  celu,  nie  m a  apogeum,  nie  m a  końca. 
Swe  zaspokojenie  znajduje w  sam ym   swym  akcie,  w rado­
ści z tego, że je s t czymś przyjaznym , czymś ciepłym, że sza­
nuje  i uszczęśliw ia  drugą  osobę,  n a której  się  skupia.  My­
ślę,  że  czułość  je s t  jednym   z  najbardziej  autoafirm atyw - 
nych,  najradośniejszych  doświadczeń, jak ie   m ogą  się  stać 
naszym  udziałem , i że  ludzkie istoty generalnie  są  do  niej 
zdolne.  D la ludzi  zdolnych do  czułości nie je s t  ona  autore- 
zygnacją ani samopoświęceniem. Poświęceniem  wydaje się 
tylko tym , którzy nie  potrafią być czuli.

Odnoszę w rażenie,  że  w naszej  k u ltu rze  m ożna  spotkać 

niew iele  czułości.  W eźmy  filmy,  k tó re  pokazują  miłość. 
W szystkie  sceny  z  n am iętnym i  pocałunkam i  są  ocenzuro­

w ane, ale publiczność m a sobie wyobrazić, ja k  były cudow­
ne.  Film y m ają jakoby przedstaw iać nam iętność.  Dla wie­
lu nie są one zbyt przekonujące, ale dla wielu innych m a to 
być miłością.  J a k  często oglądają Państw o w film ach prze­

jaw y prawdziwej czułości m iędzy kobietą i mężczyzną, m ię­

dzy rodzicam i i dziećmi czy w ogóle między ludźm i? Myślę, 
że  niezwykle  rzadko.  Nie  chcę  przez  to  powiedzieć,  że  nie 

jesteśm y zdolni  do czułości,  lecz  że n asza k u ltu ra  zniechę­

ca  do  niej.  Przyczyny  tego  przynajm niej  po  części  tkw ią 

w fakcie, że nasza k u ltu ra  je s t k u ltu rą  ukieru n ko w aną n a 

cel.  W szystko  m a jak iś  cel  i  powinno  dokądś  prowadzić  -  
m usisz  „dokądś  zm ierzać”  .

To praw da, że sta ra m y  się oszczędzać czas — a potem  nie 

wiemy,  co  z  nim   zrobić,  więc  próbujem y  go  jak o ś  zabić. 

Naszym   pierwszym   im pulsem   je s t jed n a k   zm ierzanie  do 
czegoś. Mało cenimy proces samego życia, jeśli donikąd ono 
nie  zm ierza,  w łaśnie  samego  życia,  w łaśnie  samego jedze­
nia czy spania, czy myślenia, czy odczuwania, czy patrzenia. 
Je śli życie nie m a celu, mówimy, to cóż je s t w arte? Czułość 
także  nie  m a  celu.  Czułość  nie  dąży, ja k   życie  seksualne, 

do  fizjologicznej  ulgi  i  nagłego  zaspokojenia.  Czułość  nie 
m a żadnego celu poza radością  z  poczucia tego,  że  daje  się 
drugiem u  człowiekowi  ciepło,  przyjemność i  opiekę.

136

background image

Zniechęcamy zatem  do czułości. Ludzie — zwłaszcza męż­

czyźni  -   są  zakłopotani,  gdy  okazują  czułość.  A  wszelkie 
negowanie  różnic m iędzy płciami,  wszelkie  dążenie  do ja k  
największego upodobnienia mężczyzn i kobiet odwodzi ko­
biety od okazyw ania całej  czułości, k tó ra je s t czymś specy­
ficznym w łaśnie  dla nich.

Pow racam  tu   do p u n k tu  wyjścia,  do  swej  tezy,  że w alka 

płci  nie  dobiegła jeszcze  końca.  W  Ameryce  kobiety  osią­
gnęły  znaczny  stopień  równości.  Nie je s t  to jeszcze  pełna 

równość, niem niej je d n a k  uczyniono tu  więcej niż w innych 
krajach.  N adal jed n a k  kobiety  m uszą  bronić  tej  zdobyczy. 

Dlatego  gorliwie  sta ra ją   się  udowodnić,  że m ają  praw o  do 

równości,  mimo  że  są  ta k   różne  od  mężczyzn.  Tłum ią  za­
tem   swe  im pulsy  czułości.  W  efekcie  mężczyźni,  którym  
b rak u je  tej  czułości,  p rag n ą   czuć,  że  są  podziw iani  i  że 
um acnia  się  ich  szacunek  dla  sam ych  siebie.  Żyją  więc 
w  stanie  ciągłej  zależności i  obawy.  N atom iast kobiety  ży­

j ą   w  stan ie  frustracji,  ponieważ  nie  mogą  w  pełni  swobo­

dnie  realizować swej  kobiecej  roli.

Z  pewnością je s t  to  przerysow any  obraz  i  najzupełniej 

się z P aństw em  zgadzam , jeśli uważacie, że nie zawsze ta k  

to  wygląda.  W szelkie  uogólnianie  czasem  wym aga jed n ak  
przerysow ania  obrazu.

Kończąc  te  uw agi  n a   te m a t  relacji  m iędzy  m ężczyzną 

i kobietą, jeszcze raz  chciałbym podkreślić,  że m usim y za­
pomnieć  o  międzypłciowych  różnicach, jeśli  chcemy je  po­
znać.  M usim y żyć spontanicznie i pełną piersią jak o  istoty 
ludzkie.  Nie możemy dać się zaabsorbować pytaniom  w ro­

dzaju:  „Czy jestem  typowym  mężczyzną?”, „Czy jestem  ty ­

pową kobietą?”,  „Czy moje  zachowanie  dostosowało  się  do 
roli,  k tó rą   przypisała  mi  k u ltu ra ? ”,  „Czy  odnoszę  sukce­
sy  w  swej  roli  seksualnej?”  Dopiero  gdy  zapom nim y  o  ta ­
kich pytaniach,  głęboka  polaryzacja,  obecna m iędzy płcia­
m i i w każdej ludzkiej istocie, przekształci się w k reaty w n ą 
moc.

background image
background image

Część III

Płeć  a  seksualizm

background image
background image

8 .  Seksualizm i charakter

Teoria Freu da, ogłoszona z początkiem  naszego stulecia, 

stan o w iła  wyzwanie  dla  pokolenia,  które  niezachw ianie 

wierzyło  w  zakazy  seksualne  epoki  w iktoriańskiej.  F reud 
w ykazał,  że napiętnow anie życia seksualnego rodzi poczu­

cie winy,  co  sprzyja pow staw aniu nerwic.  Ponadto udowo­
dnił,  że  odchylenia  od  ta k   zwanego  norm alnego  zachowa­

n ia   seksualnego  nie  są  rzadko  spotykanym i  patologiam i, 

lecz  częścią  norm alnego  rozwoju  seksualnego,  który  toczy 
się od niem owlęctwa do  dojrzałości, i że aberracje  seksual­

ne u dorosłych są śladem  wcześniejszych wzorców sek sual­
nych,  że  należy je  zatem   traktow ać raczej jako  sym ptom y 
neurotyczne niż jako w ystępek moralny.

Je śli  pam iętać,  że  F reu d   i jego  szkoła  uczynili  sek su a­

lizm osią swej teorii psychologicznej, to tru d n o  się nie zdzi­
wić,  że  przed  ogłoszeniem  w  1948  roku  R aportu  K inseya 

psychoanalitycy nie przyglądali się bliżej zachowaniom sek­
sualnym .  M ożna  by  się  spodziewać,  że  R aport  K inseya, 

przedstaw iający  fakty  w spierające  generalne  stanow isko 
psychoanalityczne,  naw et jeśli  opisuje  tylko jaw n e  zacho­
w an ia seksualne, nie zajm ując się problem em  nieuśw iada- 
m ianych  motywacji i  cech  ch arak teru ,  zostanie  z  en tu zja­

zmem pow itany przez psychoanalityków. W brew tego typu 
oczekiwaniom, ra p o rt spotkał się u części (mniejszej, m am  

nadzieję)  psychoanalityków   z  nieprzyjaznym   przyjęciem. 

N a przykład jed n a  z k rytyk posuw a się do zarzutu,  że Kin- 
sey nie mógł w ta k  krótkim  czasie zebrać takiego bogactwa 
danych,  skoro  psychoanalitycy  uw ażają,  że  zebranie  d a­

nych  porównawczych  o  jednej  osobie,  wym agające  wielu 
wywiadów,  je s t  niebywale  tru d nym   przedsięwzięciem.  Po

141

background image

a rg u m en t ta k i rzeczywiście m ożna sięgać, gdy ja k iś badacz 
odnosi większe sukcesy niż jego poprzednicy,  niem niej je d ­
n a k  tru d n o  go uznać  za pow ażną krytykę.

R ozpatrując znaczenie R aportu K inseya z p u n k tu  widze­

n ia psychoanalityka, m usim y najpierw  przyjrzeć się różni­
com teoretycznym  pomiędzy rozm aitym i  szkołam i psycho­

analitycznym i  w  odniesieniu  do  roli  seksu  w  ludzkim   za­
chow aniu.  F reu d   i  jego  zwolennicy  przyjm ują,  że  seks 
stanow i  główną  siłę  napędow ą  ludzkiego  zachowania.  Za­
k ład ają oni,  że norm alny rozwój  libido może się zatrzym ać 
bądź wypaczyć,  zwłaszcza  we wczesnym  dzieciństwie,  pod 
p resją  wpływów  środowiskowych  oraz  że  swoistość  zacho­
w ania  i  c h a ra k te ru   dorosłego  człowieka  m a  swe  korzenie 

w  swoistości jego  pragnień  seksualnych.  C h araktery styk ę 
życia  seksualnego  danej  jed nostk i  uw ażają  oni  za  rep re­

zentatyw n ą  dla jej  całej  osobowości.

W eźmy  przykład  skłonności  sadystycznych.  Zdaniem  

F re u d a,  im pulsy  sadystyczne  są  częścią  dążeń  se k su a l­
nych, które pojaw iają się u dziecka w pewnym okresie jego 

rozwoju.  Je śli ta  w czesna faza seksualnego  rozwoju dziec­
k a  pozostanie predom inującą w jego  życiu  seksualnym ,  to 

jak o  człowiek dorosły będzie on przejaw iać sadyzm  albo ja ­

ko zboczenie płciowe, albo jak o  s tru k tu rę  charakterologicz­

n ą ,  której  najw ażniejszym   rysem   je s t  żądza  panow ania, 
dom inacji i  um niejszania innych.

In n ą   ilu stracją  niech  będą  „pragnienia  oralne”.  F reud 

tw ierdzi, że zanim  popęd płciowy zogniskuje się n a gen ita­
liach,  najpierw  przejaw ia się w sposób bardziej  rozproszo­
ny, wiążąc  się  z innym i okolicami ciała.  Okres niemowlęc­

tw a m a cechować predom inacja przyjemności związanej  ze 

sferą  u s t  oraz  z  funkcją jed zenia  i  picia.  Jeśli  dojdzie  do 
u trw ale n ia   tej  fazy  rozwoju  seksualnego,  to  zachowanie 

dorosłej  osoby n adal będzie determ inow ane przez pragnie­

n ia  oralne.  Osoba ta k a   pozostanie  bierna,  uzależniona  od 
innych, oczekująca od nich, by ją  „karm ili” i byli jej podporą.

F reud  przyjął,  że  postaw a  człowieka  wobec  innych jest 

sublim acją (bądź „formacją reak ty w n ą”) tych dążeń seksu­
alnych,  które  dom inują  w jego  osobowości,  oraz  że  szcze­

142

background image

gólny typ n a staw ien ia seksualnego determ inuje n astaw ie­
nie emocjonalne i rodzaj międzyosobowych relacji, rozwija­
nych przez  d an ą  osobę.

Próbował on wytłumaczyć dynam iczną n a tu rę   cech cha­

ra k te ru , łącząc swą charakterologię  z teorią libido.  W zgo­

dzie  z  dom inującym   w  n au kach   przyrodniczych  u   schyłku 

XIX  w ieku  m aterialistycznym   sposobem  m yślenia,  który 

przyjm ował,  że  energia je s t  pojęciem  substancjalnym   r a ­
czej niż relacyjnym , F reud uw ażał, że popęd seksualny s ta ­
nowi  źródło  energii  dla  procesu  form owania  się  c h a ra k te ­

ru. Z pomocą wielu skomplikowanych i błyskotliwych zało­

żeń  F reu d   w yjaśniał  rozm aite  cechy  c h a ra k te ru   jako 

„sublim ację”  bądź  „formację  reak ty w n ą”  różnych  form  po­

pędu  płciowego.  D y n a m ic z n ą   n a t u r ę   cech  c h a ra k te ru  

in terpretow ał jako  przejaw  ich  l ib i d a l n e g o   ź r ó d ła .

W  ślad   za  ewolucją  przyrodoznaw stw a,  k tó re  zaczęło 

podkreślać  dynam ikę  wzajem nych  relacji,  teoria  psychoa­
nalityczna  odrzuciła  daw ne  pojęcie  izolowanej jednostki -  

homo psychologicus -  i w prowadziła  nowe,  o parte n a rela­

cji człowieka do innych, do n a tu ry  i do siebie samego. Poję­
cie to n a d e r trafn ie sform ułował H.  S.  Sullivan,  definiując 
psychoanalizę jak o   „badanie  relacji  m iędzyludzkich”  (por. 

H.  S.  Sullivan,  Conceptions  o f M odern  Psychiatry).  Mię­
dzyosobowe  relacje, trak to w an e przez F reu d a jako  r e z u l ­

t a t   zm iennych form pożądania seksualnego, zostają u zn a­
ne  za  czynnik determ inujący skłonności  seksualne.  O zna­
cza  to,  że  n ie   z a c h o w a n ia   s e k s u a l n e   d e t e r m i n u j ą  
c h a r a k t e r ,   le c z   c h a r a k t e r   d e t e r m i n u j e   z a c h o w a ­
n i a   s e k s u a l n e .

K ilka  przykładów   pozwoli  lepiej  zrozumieć  to  „relacyj­

ne”  pojęcie.  Jeśli  dom inującym   rysem   c h a ra k te ru   jakiejś 
osoby je s t skłonność do  m anipulow ania innym i ludźm i dla 
osiągnięcia  w łasnych  celów  (por.  mój  opis  „orientacji  ry n ­
kowej” w M ec/i się stanie człowiek), to jej postaw a seksual­
n a będzie zgodna z t ą  cechą charakterologiczną. Tego typu 
osoba  postrzega  innych  jako  środek  zaspokajania  swych 
potrzeb seksualnych, a jej  zasadą jest, w najlepszym  razie, 
zasada  fa ir play  -   w ym iana,  w  której  żaden  z  partnerów

143

background image

nie  daje  więcej,  niż  sam   otrzym uje.  Tak  ukierunkow any 
c h a ra k te r  każe  postrzegać  relacje  sek su aln e  raczej  jako 
uczciwą w ym ianę  niż jako intym ny związek i miłość.

C h a ra k te r au to ry tarn y , którego relację  do innych d e te r­

m inuje  pragnienie  władzy  i  dominacji,  tak ie  sam e  cechy 
wykazuje w swej  postaw ie seksualnej, której  w arian ty  się­

gają  od  całkowitego  lekcew ażenia  p a rtn e ra   po  czerpanie 
przyjemności  z  zadaw ania bólu fizycznego czy psychiczne­
go.  Z  kolei  u  osoby  uległej  m asochistyczna  skłonność  do 
cierpienia  i  podporządkow ania  się je s t  cechą  ch arak teru , 
k tó ra   determ inuje  jej  zachow ania  seksualne,  często  pro­
w adząc do im potencji i  oziębłości.

P rzedstaw ione  orientacje  charakterologiczne  pokazują, 

ja k   odchylenia  seksualn e  są  zakorzenione  w  stru k tu rz e  

c h a ra k te ru  danej osoby. K upow anie „miłości” oraz perwer- 
sje  sadystyczne i  m asochistyczne są  determ inow ane  przez 

dominujące cechy charakteru, ta k  samo ja k  podstaw ą szczę­
ścia seksualnego je s t zdolność człowieka do miłości. U tw ór­
czej osoby, k tó ra  je s t zdolna budować relacje z drugim  czło­
wiekiem  nie  w kategoriach „kupna”  czy podboju i  porażki, 
lecz  równości i  wzajemnego  szacunku,  pożądanie  seksual­
ne je s t wyrazem  i  spełnieniem   miłości.

Fakt,  że  zachowania  seksualne  są  zdeterminowane przez 

charakter, nie pozostaje w sprzeczności w faktem, że sam in­
stynkt płciowy jest zakorzeniony w chemii naszego ciała.  In­
stynkt  płciowy jest korzeniem  w s z y s tk ic h   form  zachowa­
nia seksualnego, a stru k tu ra  charakteru, szczególny typ rela­
cji  danego  człowieka  do  św iata  determ inuje  s z c z e g ó ln y  

s p o s ó b   je g o   z a s p o k a j a n i a ,  nie  zaś  in sty n k t jako  taki.

I  faktycznie,  zachow ania  seksualne  dostarczają  najroz­

m aitszych wskazówek, które pozwalają  zrozumieć ch a ra k ­

te r   danej  osoby.  W  odróżnieniu  od  niem al  w szystkich  in ­

nych  rodzajów  aktywności,  aktyw ność  sek su aln a  z  samej 

swej n a tu ry  cechuje się pew ną pryw atnością, a zatem  mniej 
stosuje  się  do wzorców,  dzięki  czemu  w większym   stopniu 
może  stanow ić  wyraz  indyw idualnej  swoistości.  Poza  tym 
intensywność pożądania seksualnego czyni zachowania sek­

sualne mniej  kontrolowalnymi.

144

background image

Choć zatem  Freudow ski  o p is   związku m iędzy zachowa­

niam i seksualnym i i ch arak terem  zachowuje sw ą trafność, 
to jed n a k  nasze  w y j a ś n i e n i e   tego związku wygląda in a ­
czej.  J a k  uczy h isto ria m yśli ludzkiej, rozwój  poglądów te ­
oretycznych nie polega n a  negacji starszej teorii, lecz n a  jej 
reinterpretacji.  W  naszym   pojęciu  zachow ania  seksualne 
nie są przyczyną, lecz skutkiem  stru k tu ry  c h a ra k te ru  czło­

wieka.  S tąd   R aport  K inseya  ze  swym  bogactwem  danych
o zachow aniach seksualnych stanow i nieocenione źródło in­
formacji  dla każdego,  kto  zajm uje  się  psychologią  społecz­
ną,  a  zwłaszcza problem atyką charak teru.

Przez  stulecia  seksualizm   piętnow ano jako  zło  m oralne 

bądź,  w  najlepszym   razie,  uznaw ano, jako  usankcjonow a­

ny przez sa k ra m en t m ałżeństw a, za m oralnie obojętne zja­
wisko.  W szelką  aktyw ność  seksualną,  k tó ra   nie  m iała  n a 
celu prokreącji, w tym  zwłaszcza wszelkie dewiacje  sek su­

alne,  uw ażano  za  grzech.  U  podstaw  takiego  sto su nk u  do 
spraw  seksu leżało generalne przekonanie, że ciało ludzkie 

je s t  źródłem   zepsucia  i  że  dobro  osiągnąć  m ożna jedynie 

przez  stłum ienie w ym agań  instynktu.

Z początkiem   naszego  w ieku  podniósł  się  b u n t  przeciw­

ko  m oralistycznem u  pojmowaniu  seksu,  pobudzany  przez 

dokonania  tak ich   postaci,  ja k   F reu d   czy  Havelock  Ellis. 
F reud  wykazał,  że  tłum ienie  potrzeb  seksualnych  często 
prowadzi  do  pow stania  nerwicy,  i oskarżył k u ltu rę   o  skła­
danie  zdrowia  psychicznego  n a  ołtarzu  p urytańskiej  mo­
ralności.  Nie mniej  istotny, ja k  się zdaje, je s t też inny sku­
te k   zakazów  seksualnych:  rozwój  intensywnego  poczucia 
winy  u  każdej  jednostki.  Ponieważ  każdy  norm alny  czło­
wiek od  dzieciństw a m a pragnienia  seksualne,  przeto,  n a ­

znaczone  przez  k u ltu rę   piętnem   zła,  m uszą  się  one  stać 

niew yczerpanym   źródłem   poczucia  winy.  Poczucie  winy 

czyni  człowieka  skłonnym   do  ulegania  autorytetom ,  które 
chcą go  poskrom ić i w ykorzystać  do  własnych celów.  Isto t­
nie,  dojrzałość  i  szczęście  nie  dają  się  pogodzić  z  wszecho­

becnym  poczuciem winy.

N apiętnow anie  seksu  przyniosło  jeszcze  jeden,  n a jb a r­

dziej  niepożądany  rezu ltat:  zainteresow anie  etyki  skupiło

145

background image

się n a niewielkiej dziedzinie zachow ań seksualnych, co rze­
czywiście  przesłoniło  w ażne  problem y  etyczne  ludzkiego 

zachowania.  M oralność  sta ła   się  niem al tożsam a  z  m oral­

nością  sek su aln ą  i  cnotą,  z  przestrzeganiem   zakazów  se­
ksualnych,  narzuconych przez k u ltu rę.  Tym  sposobem  za­
niedbano  zasadniczy  problem   etyki:  problem   relacji  czło­

wieka do bliźnich. B rak  miłości, obojętność, zazdrość, żądzę 
w ładzy  uw ażano  za  zjaw iska  m niej  isto tn e  etycznie  niż 
przestrzeganie  konw enansów   seksualnych.  K w estię  etyki 
przesłoniło przekonanie,  że „ciało” je s t źródłem   zła.  H isto­
ria   ludzkości  dowodzi jed n ak ,  że  problem em ,  który  stan o ­
wi  zagrożenie  dla  pokoju  i  dla  szczęścia jednostki  i  społe­

czeństw a,  nie  są   nam iętności  sek sualne  czy  inn e  żądze, 
zakorzenione w naszej  konstrukcji fizjologicznej, lecz irr a ­
cjonalne  nam iętności  „m entalne”,  tak ie ja k   nienaw iść,  za­
zdrość czy ambicja. I faktycznie, wszelkie fizyczne, in sty n k ­
tow ne  żądze,  z  seksem   włącznie,  są  nieszkodliw e  n aw et 
w  swych  dewiacyjnych czy  perw ersyjnych postaciach i nie 

stanow ią żadnego zagrożenia dla dobrobytu ludzkości w po­
rów naniu ze szkodam i, do których przyczyniają się wymie­
nione powyżej, irracjonalne  nam iętności.

Choć  b u n t  przeciw  tłum ien iu  potrzeb  seksualnych  był 

zdrową i postępow ą tendencją, to jed n a k   z  czasem  przero­

dził  się  w przeciw ną  skrajność,  zajm ując równie  niem ożli­

we  do  u trzy m an ia  stanow isko,  że  zachow ania  seksualne 
nie  poddają się  żadnej  ocenie  etycznej.

Je śli  przedm iotem   etyki  są  nasze  zachow ania  i  nasze 

uczucia wobec innych, to jak im  sposobem mogłyby być wy­
łączone z dziedziny sądu etycznego zachowania seksualne — 

jeden   z  najbardziej  znaczących  przejawów  relacji  człowie­

k a  do  innych  ludzi?  Jeśli  wierzymy,  że  miłość,  szacunek 
i odpowiedzialność za innych są podstawowymi w artościa­
m i etycznymi, to również zachow ania seksualne należy oce­
niać  w kategoriach  tych wartości.  Skoro poszczególne  for­

my zaspokojenia popędu płciowego są zakorzenione w cha­
rakterze człowieka, to mogą podlegać osądowi, tak  ja k  każde 
inne  charakterologicznie  znaczące zachowanie.

Przykładem   zw iązku  pomiędzy  zachow aniam i  sek sual­

146

background image

nym i i autentycznym i problem am i etycznymi je s t ta b u  k a ­

zirodztw a  -   n a jsta rsz y   i  najbardziej  u n iw ersalny  zakaz 
seksualny, który m ożna spotkać, w takiej  czy innej postaci, 

we w szystkich k u ltu ra ch   prym ityw nych,  a także  w naszej 
nowoczesnej  ku ltu rze.  Zakaz  kazirodztw a  do  dziś  zacho­
w ał c h a ra k te r ta b u  i nie został powiązany z problem atyką 

c h a ra k te ru   czy  z  problem atyką  etyki  racjonalnej.  Gdyby, 

ja k   sądzi  większość  ludzi,  kazirodztw o  rzeczywiście  było 

sporadyczną  perw ersją,  k tó ra   m a  niew ielkie  znaczenie 

w naszej  k u ltu rze,  nie  m usielibyśm y się  specjalnie  zajmo­
wać  tym   problem em .  Choć  kazirodztw o  w  prostej  formie 
pożądania seksualnego pomiędzy krew nym i występuje sto­

sunkowo  rzadko,  to jed n a k   staje  się  palącym   problem em , 

jeśli rozum iem y, że p ragn ienia kazirodcze bywają zakorze­

nione w naszym  charakterze.

Miłość kazirodczą m ożna tu  rozumieć jako symbol.  Daje 

ona  symboliczny  wyraz  niezdolności  do  obdarzania  m iło­

ścią „obcego”,  to  znaczy  osoby,  z  k tó rą  nie jesteśm y „w fa­

m ilijnych  sto sunkach”,  z k tó rą  nie  łączą  nas  związki  krwi 

ani  wcześniejsza  zażyłość.  Dopełnieniem   miłości  kazirod­
czej je s t ksenofobia, nienaw iść i nieufność wobec „obcego”. 
Kazirodztwo symbolizuje ciepło i bezpieczeństwo łona,  pę­
powinową zależność jako przeciw ieństwo niezależności do­
rosłego  człowieka.  Tylko  wtedy,  gdy  człowiek  potrafi  ko­
chać  „obcego”,  gdy  potrafi  dostrzec jąd ro   człowieczeństwa 
w innej  osobie, może  doświadczyć siebie jako ludzkiej isto­
ty.  I tylko wtedy, gdy potrafi doświadczyć siebie jako ludz­
kiej  indyw idualności,  może  pokochać  „obcego”.  Pokonali­
śm y  kazirodztw o  w  w ąskim   tego  słowa  znaczeniu  -  jako 
zw iązek  seksualny między  członkami jednej  rodziny — ale 
n ad al  praktykujem y  kazirodztwo  w  sensie  charakterolo­
gicznym, ponieważ nie potrafim y pokochać „obcego”, osoby

o odmiennym statu sie społecznym. Uprzedzenia rasowe i n a ­
rodowe  są  przejaw em   kazirodczych  elem entów  we  współ­
czesnej kulturze. Zwalczymy kazirodztwo tylko wtedy, gdy 
będziemy  potrafili  -   każdy  z  n as  -   nie  tylko  myśleć  o  ob­
cym jako  o  naszym   bracie,  ale  także  odczuwać  i  akcepto­
wać  obcego jako  naszego  brata.

147

background image

Problem   kazirodztw a  dostatecznie  egzem plifikuje  to,  co 

chcę powiedzieć n a  te m a t generalnego związku etyki i p ra ­
gnień  seksualnych.  Podobnie  ja k   w  przypadku  wielu  in ­
nych problemów seksualnych,  tak ż e  tu ta j  etycznie istotny 
nie  je s t  seksualizm   jak o   tak i,  lecz  im plikow ana  przezeń 
postaw a wobec  innych isto t  ludzkich.  Zarówno  potępienie 

m oralne  seksualności,  ja k   i  stanow isko  pełnego  relatyw i­
zm u  etycznego  w  spraw ach  sek su   zawiodły  jako  zasady 
przewodnie.  Dzięki  rozum ieniu  psychologicznej  doniosło­
ści  zachow ań  seksualnych  dla  całej  osobowości  potrafim y 
dostrzec  fakt,  że  zachow ania  sek sualn e  stanow ią  obiekt 
w artościujących  sądów  etycznych.

Problem  seksu i szczęścia ściśle się wiąże z przedstaw io­

nym  tu  problem em  etycznym. W reakcji n a  tezę, że tłu m ie­

nie potrzeb seksualnych je s t n ie tylko fu n d am en taln ą cno­
tą , ale i w arunkiem  szczęścia, satysfakcję sek su alną u zn a­
no jeśli nie wręcz za synonim  szczęścia, to w każdym  razie 
za jego  główny  w arunek.  F reu d   i jego  szkoła  podkreślali, 

że  zadowolenie  sek su aln e  je s t  w aru nk iem   zdrow ia  psy­
chicznego  i  szczęścia.  W  dzisiejszych  czasach  wielu  głosi 
i wierzy, że szczęście m ałżeńskie opiera się przede w szyst­
kim   n a  satysfakcji  seksualnej  i  że  lekarstw em   n a   proble­

my m ałżeńskie są lepsze techniki współżycia.  Doświadcze­
nie  zdaje  się jed n a k   nie  potw ierdzać  tej  opinii.  Rzeczywi­

ście,  wiele  nerw ic  łączy  się  z  zaburzeniam i  seksualnym i, 
a w ielu nieszczęśliwców cierpi również z powodu frustracji 
seksualnych,  ale  nie je s t  praw dą, jakoby  satysfakcja  sek­
su aln a była przyczyną zdrowia psychicznego i szczęścia czy 
wręcz  była  z  nim i  tożsam a.  Psychoanalitycy  często  spoty­
k a ją  się z pacjentam i, których zdolność do miłości i tw orze­
n ia  bliskich  związków  z  innym i  je s t  upośledzona,  a  któ­

rzy mimo to doskonale funkcjonują seksualnie i rzeczywiście 
czynią satysfakcję seksualną substytutem  miłości, ponieważ 

jedyną  siłą, której  są pewni,  pozostaje potencja seksualna. 

Swą  niezdolność  do  twórczego  działania  w innych  sferach 
życia,  k tó ra  uniem ożliwia  im  odczuwanie  pełni  szczęścia, 
równoważą  oni  i  m ask u ją  aktyw nością  seksu aln ą.  Z na­
czenie pragnień seksualnych oraz  ich zaspokojenia m ożna

148

background image

określić tylko w pow iązaniu ze s tru k tu rą  ch arak teru .  P r a ­

g nienia  sek sualn e  mogą  być  w yrazem   strach u ,  próżności, 

chęci  dominacji,  ale  mogą  być  również  wyrazem   miłości. 
Odpowiedź  n a   pytanie,  czy  satysfakcja  seksualna  prow a­
dzi  do  szczęścia,  zależy  wyłącznie  od jej  roli  w  stru k tu rz e  

całego  ch arak teru .

A naliza  relacji  pomiędzy  satysfakcją  seksu aln ą  i  szczę­

ściem, n aw et ta k  szkicowa ja k  tu ta j, m usi poświęcić uwagę 
fundam entalnej  kontrow ersji,  związanej  z  pojęciem  szczę­

ścia.  Je d e n   pogląd  głosi,  że  szczęście  należy  definiować 

w yłącznie  w  kategoriach  subiektyw nych.  W  tym   ujęciu 

szczęście  je s t  tożsam e  z  zaspokojeniem   wszelkiego  typu 

pragnień. Postrzega się je tu ta j jako rzecz g u stu  i upodoba­

nia, niezależnie od jakości konkretnego pragnienia. W prze­
ciwieństwie  do  tego  relatyw istycznego  stanow iska,  które 

w  dzisiejszych  czasach  przew aża  w  świadomości  zbioro­

wej, stanow isko reprezentow ane przez tradycję filozofii h u ­
m anistycznej,  od  P lato n a  i  A rystotelesa  po  Spinozę  i  De- 

weya, podkreśla, że szczęście, które bynajm niej nie je s t toż­

sam e  z  posłuszeństw em   wobec  norm   wyznaczanych  przez 
a u to ry te t  zew nętrzny,  nie  je s t  również  „relatyw ne”,  lecz 

podporządkow ane  normom,  które  w ynikają  z  n a tu ry   czło­
wieka.  „Szczęście je s t  znakiem ,  że  człowiek  znalazł  odpo­
wiedź  n a   problem   ludzkiej  egzystencji,  k tó rą je s t tw órcza 

realizacja  w łasnych  możliwości,  oznaczająca  jedność  ze 
św iatem , a równocześnie zachowanie integralności w łasne­
go  «ja».  Twórczo  wykorzystując  swą  energię,  człowiek  po­

m n aża  swe  siły,  «płonie,  ale  się  nie  spala»”;  „ S z c z ę ś c ie  

j e s t   s p r a w d z i a n e m   d o s k o n a ło ś c i   w  s z tu c e   ż y c ia , 

s p r a w d z i a n e m   c n o ty ,  w  ty m   s e n s ie ,  j a k i   m a   o n a  
w  e ty c e   h u m a n i s t y c z n e j ” (E.  Fromm , Niech  się  stanie 

człowiek).

Teza,  k tó ra   głosi,  że  szczęście  nie  je s t  owocem  naszej 

zdolności  do  miłości,  lecz  jedynie  satysfakcji  seksualnej, 
przesłania  i  zaciem nia  problem   w  tak im   sam ym   stopniu, 
w jak im   czyni  to  w iktoriański  przesąd,  skierow any  prze­
ciw  satysfakcji  seksualnej.  W obu przypadkach izoluje  się 
seks  od  osobowości  i  tra k tu je   jako  dobry  bądź  zły  sam

149

background image

w  sobie,  mimo  że  m ożna  go  wartościować jedynie  w  kon­
tekście  całej  s tru k tu ry  ch arak teru .  Samo tylko  zanegow a­
nie  kodeksu  moralności  w iktoriańskiej  pozostaje jałowym 

aktem .

Szczęśliwość nie jest nagrodą za cnotę, lecz  cnotą samą,  i cie­

szymy  się  nią  nie  dlatego,  że  hamujemy  żądzę,  lecz  odwrotnie, 

dlatego, że się nią nie cieszymy, możemy hamować żądze (Spino­

za, Etyka).

Je śli  wierzym y  w  znaczenie  zachow ań  seksualnych  dla 

rozum ienia  ch ara k te ru ,  to  m usim y uznać  R aport Kinseya 

za  niezwykle  ważny  dla  b ad ań   n a d   „ c h a r a k te r e m   s p o ­

ł e c z n y m ”.  Przez  „ch arakter  społeczny”  rozum iem   trzon 

ch ara k te ru , wspólny dla większości członków danej  k u ltu ­
ry, w odróżnieniu od „charakteru indyw idualnego”, którym  
ludzie należący do tej samej k u ltu ry  różnią się między sobą. 
Społeczeństwo nie istnieje gdzieś  p o z a  jednostkam i, które 

je k on sty tu ują, lecz j e s t   ogółem tych jednostek.  Siły emo­

cjonalne,  któ re  działają  w  większości jego  członków,  stają 
się potężnym i siłam i procesu społecznego, k tó re go stabili­

zują,  tran sfo rm u ją bądź  rozbijają.

S tudia  n a d   ch arak terem   społecznym  stanow ią  główny 

w ątek   b a d a ń   n ad   problem atyką  „osobowości  i  k u ltu ry ”, 
któ ra  znalazła  się  w  centrum   uw agi  współczesnych  nau k  
społecznych.  Niestety, ja k   dotąd,  postępy  n a  tym   polu  nie 
są  zadowalające.  Zbyt  dużą  wagę  przyw iązywano  do  gro­
m adzenia  danych  o  tym ,  co  ludzie  m y ś lą   (lub  sądzą,  że 

powinni  myśleć),  zaniedbując  badanie  sił  emocjonalnych. 
Choć  ankiety  mogą być istotnym   narzędziem   badawczym, 

to jed n a k   m usim y  wiedzieć  więcej  -   ank iety   nie  pomogą 

nam   w  rozum ieniu  sił  działających  pod  powierzchnią  gło­

szonych  przekonań.  A tylko wtedy,  gdy  znam y te  siły,  mo­
żemy  przewidzieć,  ja k   członkowie  danego  społeczeństwa 
odpowiedzą  w  krytycznej  sytuacji  n a   idee,  w  które  zdają 

się  wierzyć,  i  n a   nowe  ideologie,  które  obecnie  odrzucają. 
Z  p u n k tu   w idzenia  dynam iki  społecznej  k ażd a  opinia je s t 

w a rta  tylko tyle, ile je s t w a rta  m atry ca emocjonalna, któ ra 

stanow i jej  podłoże.

150

background image

Tym czasem   je d n a k   brak uje  b a d ań   n aw et  n ad  n a jb a r­

dziej  palącym i  zagadnieniam i  szczegółowymi,  o  całościo­

wym obrazie c h a ra k te ru  społecznego nie wspom inając. Cóż 
wiemy,  n a   przykład,  o  szczęściu  ludzi  w  naszej  kulturze? 

Oczywiście  niejeden  odpowie  w  ankiecie,  że  je s t  szczęśli­

wy  -   bo  w łaśnie  ta k   w inien  siebie  odbierać  szanujący  się 

obywatel.  Stopień  autentycznego  poczucia  szczęścia  czy 

jego  b rak u   pozostaje  jed n a k   k w estią  przypuszczeń,  choć 

w łaśnie ta  w iedza pozwoliłaby nam   odpowiedzieć n a p y ta ­
nie,  czy  nasze  instytucje  realizują  cel,  do  którego  zostały 
powołane:  najw iększe  szczęście ja k   najw iększej  liczby  lu ­

dzi. Albo co wiemy o stopniu, w jakim  n a zachowanie współ­
czesnego człowieka wpływa refleksja etyczna,  a nie  strach  

przed d ezaprobatą czy k arą? W ydatkowano niebyw ałe n a ­
kłady energii i pieniędzy, by podnieść znaczenie motywacji 

etycznych.  W szystko,  co  wiemy  o  powodzeniu  tych  wysił­

ków,  pozostaje jed n a k  tylko czystym  domysłem.

Weźmy inny przykład.  Co wiemy o poziomie i intensyw ­

ności sił destrukcji, które tkw ią w każdym , kto żyje w k rę ­

gu naszej k ultury? Chociaż nie sposób zaprzeczyć, że nasze 

nadzieje  n a   pokojowy  i  dem okratyczny  rozwój  w  znacznej 

m ierze  opierają  się  n a   założeniu,  że  przeciętny  człowiek 
nie je s t opanow any  destrukcyjnym i  skłonnościam i,  to je d ­
n a k   nie  zrobiono  nic,  by  dowiedzieć  się, ja k   wygląda  stan  
faktyczny.  O pinia,  że  większość  ludzi  wykazuje  d e stru k ­
cyjne  tendencje, je s t  równie  nie  spraw dzona ja k  tw ierdze­
nie,  że spraw y m ają  się  a k u ra t odwrotnie. J a k  dotąd, n a u ­
ki społeczne niewiele uczyniły, by rzucić światło n a  to k lu­
czowe  zagadnienie.

W  dużej  m ierze  za  zaniedbanie  b a d ań   n ad   tym i  funda­

m entalnym i  problem am i  k u ltu ry   i  c h a ra k te ru   odpowiada 
postaw a  większości  psychologów  społecznych.  Sądzą  oni, 
że jeśli jakiegoś zjaw iska nie m ożna badać w sposób, który 
by  pozwalał  n a  ścisłą  analizę  ilościową,  to  nie  należy  go 
w ogóle badać.  Próbują zatem  kopiować m etody stosowane 
z  powodzeniem  w  n au k ach   przyrodniczych,  fetyszyzując 
m etodę  naukow ą.  Z am iast  wypracowywać  nowe  metody, 
dostosowane  do  przedm iotu  ich  badań,  to  znaczy  do  ludzi

151

background image

i  procesów  życiowych,  w ybierają  zagadnienia,  które  speł­
n iają  wymogi  m etod  laboratoryjnych.  M e to d a   d e t e r m i ­
n u j e   ic h   w y b ó r  z a g a d n i e ń ,  p o d c z a s   g d y   to   w ł a ś ­
n ie   w y b ó r  m e to d y   p o w i n i e n   by ć  d e t e r m i n o w a n y  
p r z e z   d a n y   p r o b le m .

R aport K inseya  z  dwu powodów powinien stać  się isto t­

nym   bodźcem  dla  n a u k   społecznych:  (1)  uzyskane  przez 
K inseya dane rzucają światło n a  jed en  z wym iarów zacho­
w ania,  a  zatem , jeśli  się je  należycie in terp retu je,  n a   cha­
r a k te r społeczny; (2) Kinseyowi udało się uzyskać  doniosłe 
dane  z  dziedziny,  k tó rą   uw ażano  za  niepenetrow alną  dla 
nauki.  N aw et  jeśli  m etody  b a d ań   n ad  ch arak terem   spo­
łecznym z konieczności m uszą się różnić od m etody ilościo- 
wo-statystycznej, którą Kinsey zasadnie zastosował w swych 
b ad aniach  n ad   zachow aniam i  seksualnym i,  to  trudności 

zw iązane  z  wypracowaniem   i  wdrożeniem   m etod  charak- 

terologii  społecznej  m ożna  przezwyciężyć.  B ad ania  em pi­

ryczne nad  siłam i, które leżą u  podstaw  zachow ań w skali 
masowej,  zaowocują  doniosłym i  wynikam i,  jeśli  psycho­
logowie  społeczni  p o tra k tu ją   te   zagadnienia  z  ta k ą   sam ą 
odwagą  i  energią,  ja k   uczynił  to  Kinsey  w raz  ze  swymi 
współpracownikam i.

background image

9 .  Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu

W swym psychoanalitycznym użyciu term in „homoseksua­

lizm” przypomina worek, do którego wrzuca się wszelkie for­
my relacji z reprezentantam i tej  samej  płci.  Homoseksualne 
mogą być czynności, postawy, uczucia, myśli, a także ich stłu­
mienie. Krótko mówiąc, można tym  słowem określać wszyst­

ko, co w jakikolwiek sposób dotyczy relacji, wrogich czy przy­

jacielskich, pomiędzy przedstawicielami jednej płci. Co zatem  

psychoanalityk przekazuje sobie, swym słuchaczom czy swe­
m u pacjentowi, gdy powiada,  że pacjent wykazuje tendencje 
homoseksualne?  Nie  rozjaśnia  to  za  bardzo jego  własnego 
myślenia  ani  nie  przekazuje  słuchaczom  zdefiniowanej  idei. 

Jeśli  użyje  on  tego  term inu  w  rozmowie  z  pacjentem,  jego 

słowa, m iast pomagać, często budzą przerażenie, gdyż w mo­

wie potocznej słowo „homoseksualny” m a bardziej konkretny 

sens, z którym  w dodatku łączy się niepokojące zabarwienie 
emocjonalne.  Mając n a  uwadze  to  powszechne  zamieszanie, 

uznałem, że warto dokonać przeglądu całości tem atyki, prze­

śledzić różne ujęcia psychoanalityczne homoseksualizmu, n a 

koniec zaś opisać dzisiejszy statu s tego pojęcia.

Freud, orientujący się w swej teorii n a  libido, uw aża nie­

uświadom iony  hom oseksualizm   za  podstaw ę  i  przyczynę 
nerw ic,  nowsze  analizy  prow adzą  jed n a k   do  wniosku,  że 
hom oseksualizm  je s t tylko sym ptom em  ogólniejszych tru d ­
ności  osobowościowych.  H om oseksualizm   nie je s t  podsta­
wowym problem em , lecz jednym  z symptomów zaburzenia 

c h a ra k te ru   i  m a  tendencję  do  zaniku,  gdy  tylko  rozwiąże 
się  bardziej  ogólne  problem y charakterologiczne.

Zdaniem Freuda, nieuśw iadam iany homoseksualizm moż­

n a   stw ierdzić  u  każdego  człowieka.  J e s t  on  częścią  pier­

153

background image

wotnego libido. Istnieć zaś może w trzech różnych formach. 

Są to:  hom oseksualizm  utajony, hom oseksualizm  stłum iony 

i  hom oseksualizm  jawny.  Hom oseksualizm   utajony  można 
zaobserwować u każdego, choć u  jednych ludzi w większym, 

a u innych w mniejszym stopniu.  Hom oseksualizm  utajony 

nie m usi mieć patologicznego charakteru.  Freud przyjmuje, 

że  może  się  on  wyrażać  patologicznie  bądź  sublimacyjnie. 
Z hom oseksualizm em  jako problemem psychoanaliza m a do 

czynienia tylko w jego postaci stłumionej lub jawnej.  Gdyby 
zastosowanie term in u  „homoseksualizm” ograniczało się do 

tych  dwu  form,  byłoby  mniej  zam ieszania,  chociaż  naw et 
F reu d mówi o stłum ionych skłonnościach hom oseksualnych 
w  sytuacjach,  które  nie  dotyczą  seksualności  w potocznym, 

ograniczonym  znaczeniu  tego  słowa.  Poglądy  F reuda w tej 
m aterii opierają się n a jego pojęciu biseksualizm u.  Zgodnie 
z  tym   pojęciem,  część  pierwotnego  libido je st  przydzielona 
homoseksualizmowi  i, ja k   się  zdaje,  nie  może  zostać  prze­
kształcona w libido heteroseksualne.  Oba rodzaje libido  po­

zostają odrębnymi składnikam i pierwotnego biseksualizm u. 

W toku rozwoju jedno z nich zwycięża, natom iast drugie albo 

się sublim uje, albo je s t podstaw ą formowania się problemów 

neurotycznych. J a k  widać, w koncepcji F reuda nieuśw iada- 
m iany  hom oseksualizm  jest  ważnym  składnikiem   podsta­

wowej  stru k tu ry  osobowości.  Nigdy nie było dla m nie jasne, 
w jakich w arunkach te nieuśw iadam iane tendencje stają się, 

zdaniem   Freuda,  świadome  czy jaw ne.  Dodatkowe  zam ie­
szanie w literatu rze wywołuje fakt,  że jako przykład homo­
seksualizm u przedstaw ia się niekiedy przypadki, w których 
nie w ystępuje w yraźna relacja  seksualna,  a jedynie  mocna 

zależność  neurotyczna  od  przedstaw iciela  tej  samej  płci. 
Możemy przypuszczać, że tego typu związek różni się dyna­
m iką od związku jaw nie homoseksualnego. O ile wiem, szko­
ła klasyczna nie dysponuje danym i analitycznymi,  które by 
mówiły o czynnikach prowadzących do ostatecznego pogwał­

cenia zakazu kulturowego, to znaczy do przyjęcia przez jed ­

nostkę jaw nie  homoseksualnego  sposobu  życia, jeśli  nie  li­

czyć nader ogólnego sformułowania,  że tego typu  osoba wy­
kazuje  słabe  superego.

154

background image

Jeśli kwestionujem y podstawową teorię osobowości F re u ­

da,  w  m yśl  której  s tru k tu ra   c h a ra k te ru   je s t  rez u lta te m  
sublim acji  popędów  seksualnych,  to  m usim y  inaczej  po­
dejść do kw estii hom oseksualizm u stłum ionego i hom osek­
sualizm u jaw nego.  Odrzucając teorię  libido,  m ożna  znacz­

nie łatwiej  dostrzec, że hom oseksualizm  nie je s t jed n o stk ą 
kliniczną. Nie sposób w skazać w yraźnie zarysowanej  sy tu ­
acji, w której  hom oseksualizm   zawsze by się pojawiał. Wy­
stępuje  on jako  symptom  u  ludzi  o  różnych  typach  stru k ­
tu ry   ch arak teru .  P rosty podział  n a   typ  aktyw ny  i  typ  p a ­
sywny nie obejmuje całości  obrazu,  a samo to rozróżnienie 
nie zawsze je s t jednoznaczne. N a przykład jed n a  i ta   sam a 
osoba może być  ak tyw na w kontakcie  z  młodszym p a rtn e ­
rem ,  a pasyw na w kontakcie ze starszym .  Typ osobowości, 

który  w jak im ś  przypadku  wytworzył jaw nie  hom oseksu­

aln ą   postaw ę,  może być niem al identyczny  z typem ,  który 
w bardzo podobnych okolicznościach  dokonuje  wyboru h e­
teroseksualnego.  [B ernard]  Robbins  stw ierdza,  że  wśród 
hom oseksualistów  często spotyka się osobowość sadomaso- 
chistyczną.  Je d n ak , ja k   wiadomo,  heterosek su aln e  skłon­
ności sadom asochistyczne są również bardzo częste, zatem  
arg um ent nie w yjaśnia konkretnego wyboru obiektu seksu­
alnego.  Możemy się  zgodzić  z Freudem ,  że  każdy człowiek 
m a  b iseksualn ą  n a tu rę   w  tym   sensie,  iż je s t  biologicznie 
zdolny  do  pobudzania  seksualnego  przez  k ażd ą  z  płci, 
a  tak że  przez  rozm aite  inne  bodźce.  W ielu  ludzi  s ta ra   się 
stworzyć m niej  lub bardziej  trw ały  związek ze swym p a rt­
nerem .  W  dzieciństwie,  zanim  jeszcze  zostaną  narzucone 
zakazy dorosłych, stym ulacja ciała wywołuje bezkrytyczną 
radość.  Przyjem ność  tę  m ożna  przeżywać  z  k ażd ą  płcią, 
a wybór w  znacznej  m ierze  zależy od bliskości  czy  dostęp­
ności  p artn e ra .

Spróbujm y  pospekulować,  ja k   mógłby  przebiegać  roz­

wój  jednostki  w  k u lturze  nie  znającej  restrykcji  sek su al­
nych.  Możliwe,  że  większość  dzieci  przejaw iłaby preferen­
cję  dla  biologicznie  najbardziej  satysfakcjonującego  typu 
zaspokojenia  seksualnego  i  że  znajdow ałaby je  w  połącze­
niu  m ęskich i  żeńskich  organów  płciowych.  Gdyby  aktyw ­

155

background image

ność heteroseksualna stała się preferow aną formą życia sek­
sualnego,  czy  oznaczałoby  to,  że  inne  formy  zostały  stłu ­
mione?  W  kulturze,  która  rzeczywiście  nie  krytykuje  żad­
nych  skłonności  seksualnych,  stłu m ienie  nie  byłoby  ko­
nieczne.  H om oseksualizm   zanikałby  sam oistnie,  gdyby 
były  dostępne  sposoby  zaspokojenia  zapewniające  większą 
satysfakcję  seksualną.  Mógłby  się  zaś  ponownie  pojawiać, 
gdyby  znikały  możliwości  heteroseksualne.  Innym i  słowy, 
n a  poziomie fizjologicznym ludzie prawdopodobnie uzyski­
waliby zaspokojenie seksualne we wszelki możliwy sposób, 

ale m ając możliwość wyboru, w ybieraliby najbardziej przy­

jemny.

Większość relacji  seksualnych m a jed n a k  również,  poza 

fizjologicznym zaspokojeniem  pożądania, w ym iar in te rp e r­

sonalny.  Związek  m a  znaczenie  jako  pew na  całość.  W ar­

tość  zw iązku  wpływa  z  kolei  n a   satysfakcję  z  aktywności 

seksualnej. Poza kilkom a sytuacjam i -  będziemy je m usie­
li  niebaw em   opisać  -   w  których  wybór  hom oseksualnego 
obiektu  miłości  je s t  zdeterm inow any  ograniczeniam i  śro­
dowiskowymi,  czynnik  in terp erso naln y ,  to  znaczy  typ 
związku,  c h a ra k te r zależności,  osobowość  obiektu miłości, 

jest, ja k  się zdaje,  elem entem , którego nie m ożna pomijać, 

analizując wybór heteroseksualnego bądź hom oseksualne­

go  sposobu  życia.  Zanim   jed n a k   dokładniej  omówimy  tę 

kw estię, przyjrzyjm y się poziom om  akceptacji hom oseksu­

alizm u w naszym   społeczeństwie.

T aką  czy  in n ą   formę  restrykcji  seksualnych  odnajduje­

my w większości k u ltu r. Preferuje się i akceptuje jed n ą  for­
mę zachow ań seksualnych, a dyskredytuje, w różnym  stop­
niu, inne sposoby uzyskiw ania satysfakcji: niektóre są cał­
kowicie  zabronione  i  karaln e,  inne  zaś  po  p ro stu   mniej 

akceptowane.  Oczywiście, w w aru n kach  tak ich  żaden czło­
wiek  nie  m a  możliwości  swobodnego  wyboru.  Skłaniając 
się  ku  nie  akceptowanej  kulturow o  formie  zachow ań  sek­
sualnych,  m usi  staw ić  czoło  groźbie  ostracyzm u.  W łaśnie 
to  w kręgu  naszej  k u ltu ry  je s t jednym   z problemów zwią­
zanych z jaw nym  hom oseksualizm em , zwłaszcza hom osek­
sualizm em   mężczyzn.  F reud  uw ażał,  że  podstaw owa  róż­

156

background image

nica pomiędzy hom oseksualistą stłum ionym  i hom oseksua­
listą   jaw nym   polega  n a   tym ,  że  pierw szy  m a  mocne, 

a  drugi słabe superego. Ujęcie tak ie  je s t zbyt dużym  upro­
szczeniem,  ponieważ  obok  psychopatów,  którzy  odpowia­

d ają Freudow skiem u  opisowi,  wśród jaw nych hom oseksu­
alistów   odnajdujem y  zarówno  tak ich   ludzi,  którzy  cierpią 
przez  swe  mocne  superego i  są  autentycznie  nieszczęśliwi 
z powodu swych skłonności, ja k  i takich, którzy z rezygna­
cją akceptują swój  los,  ale czują się upośledzeni, ja k  i w re­
szcie  takich,  którzy  stracili  w szelki  szacunek  dla  siebie

i uw ażają swe zachow ania seksu aln e za jeszcze jedno św ia­
dectwo  b ra k u   w łasnej  w artości.  Inni,  szczęśliwsi,  dzięki 
sprzyjającym   okolicznościom  nie  zetk n ęli  się  z  bardziej 
przestępczym, psychopatycznym elem entem  grup hom osek­
sualnych,  częstym   zwłaszcza w  dużych  m iastach,  a  dzięki 
swej  izolacji  czy  dyskrecji  uchronili  się  przed  gorzkim   do­
świadczeniem   dezaprobaty  społecznej.  Nie  odczuwają  oni 

konfliktu  n a   tle  swych  upodobań  seksualnych,  choć  pod 
innym i względam i nie b rak  im  poczucia odpowiedzialności 

społecznej,  nie  cechują  się  więc,  by  użyć  term in u   F reuda, 
słabym   superego.

W ostatniej  z wymienionych  sytuacji najczęściej  znajdu­

j ą  się kobiety.  Dlatego m usim y się zastanowić n ad  różnicą 

m iędzy  hom oseksualizm em   m ęskim   i  hom oseksualizm em  
żeńskim , ja k ą  jaw i  się  ona  przynajm niej  w  naszym   kręgu 

kulturow ym .  Ogólnie rzecz ujm ując, kobietom pozwala się 

n a   w iększą  niż  mężczyznom  zażyłość  fizyczną.  Pocałunki
i  uściski  m iędzy  kobietam i  są  akceptow anym i  form am i 
w yrażania przyjaźni. W Ameryce ojciec często czuje się zbyt 
skrępowany, by pocałować własnego syna, podczas gdy m a t­
k a  i  córka  nie  m ają  tak ich  zaham ow ań.  Ferenczi  zwrócił 

uwagę,  że  w  naszej  k u ltu rze  kom pulsywny h eteroseksua- 

lizm  stanow i  pochodną  zakazu  bliskiej  przyjaźni  z  przed­
staw icielem  tej  samej  płci. J e s t rzeczą oczywistą,  że p o sta­

w a wobec  przyjaźni  w obrębie jednej  płci,  a zatem   i  wobec 

jaw nego  hom oseksualizm u,  je s t  w  odniesieniu  do  kobiet 

znacznie  bardziej  pobłażliwa.  Jeszcze  do  niedaw na  znacz­

nie  silniejszy  był  zakaz,  k tóry   zab ra n ia ł  kobiecie  kon­

157

background image

tak tów  pozam ałżeńskich.  W w ielu społecznościach kobiety 

mogą  żyć  w jaw nie  hom oseksualnym   związku,  nie  spoty­
kając  się  z  dezaprobatą  społeczną, jeśli  tylko  nie  podkre­
ślają swojej odmienności, n a przykład m ęskim  ubiorem  czy 
m ęskim i  m an ieram i jednej  z nich.  Je śli  naw et  czasem   po­
suw ają  się  do  takiej  skrajności,  to  raczej  uw aża  się je  za 

dziwaczne,  niż  potępia.  N ato m iast  mężczyżni,  którzy  by 

czegoś takiego próbowali, najprawdopodobniej  spotkają się 

z  w yraźną  wrogością.

T ak różna  postaw a społeczeństw a wobec hom oseksuali­

zm u m ęskiego i hom oseksualizm u żeńskiego m a, być może, 
biologiczne  źródła:  kobiety  mogą  żyć  ze  sobą  w  głębokiej 
zażyłości,  z  pocałunkam i,  pieszczotam i  i  bliskim   k o n tak ­
tem   fizycznym,  nie  ukazując  oznak  zadowolenia  seksual­
nego.  Mężczyźni w takiej  samej  sytuacji nie mogą nie zda­
wać  sobie  spraw y,  że  je s t  ona  seksu aln ie  stym ulująca. 

Prócz  czynnika  biologicznego,  który  być  może  przyczynia 

się do większej tolerancji dla żeńskiego hom oseksualizm u, 

istn ieją inne czynniki, które bezspornie przyczyniają się do 
tego,  że  sytuację  ta k ą   łatwiej  uznać  za  norm alną  w  przy­

padku kobiet. J a k  ju ż wspom niałem , w w aru n k ach  ograni­
czonego wyboru człowiek sięga po tak ich  partneró w  sek su­

alnych,  jacy  są  m u  dostępni.  Je śli  m a  wiele  możliwości 

wyboru,  decyduje  się  n a  tego,  którego  najbardziej  pożąda. 

Okoliczności  powodujące  deprywację  -  n a   przykład  żywot 

n a   odludziu  -   seksualn ie  atrakcyjnym   obiektem   mogą 

uczynić najprzedziw niejsze  stw orzenia.

G eneralnie  biorąc,  mężczyznę  spotyka  mniej  zew nętrz­

nych  przypadków   deprywacji  niż  kobietę.  Je śli  więc  męż­
czyzna  staje  się  jaw nym   hom oseksualistą,  to  niem al  za­
wsze  stoją  za  tym   jego  problem y  z  sam ym   sobą.  Społe­

czeństwo nie toleruje czegoś takiego. Mężczyźnie, który m a 
problemy z sam ym  sobą, zostaje przyklejona e tykietka czło­
w ieka  słabego.  Je śli  chodzi  o  możliwość  naw iązyw ania 
związków heteroseksualnych,  to  kobieta  częściej  niż  męż­

czyzna  znajduje  się  w  sytuacji  odosobnienia.  N ieatrakcyj- 

ność  fizyczna i wiek bardziej  upośledzają kobietę niż  męż­

czyznę.  Więcej  konw enansów   obwarowuje  jej  poszukiw a­

158

background image

n ia p a rtn e ra ,  dlatego naw et wtedy,  gdy je s t m łoda i  a tra k ­
cyjna,  przez  długi  czas może nie  znajdować  społecznie  a k ­
ceptow alnych  form  k o n tak tu   z  mężczyznami.  Tym  sposo­
bem   trudności  zew nętrzne  nierzadko  skłaniają  stosunko­
wo  dojrzałe  kobiety  do  wejścia  w  związek hom oseksualny, 

podczas  gdy  u  mężczyzny jaw ny  hom oseksualizm   zwykle 

je s t przejaw em   poważnych  zaburzeń osobowości.  Nie  chcę 

przez to powiedzieć, że nie m a hom oseksualistek z głęboki­
m i  zaburzeniam i  w ew nętrznym i,  a  jedynie  zasugerować, 

że  tolerancja  społeczeństwa  może  wynikać  stąd,  iż  całko­

wicie  zdrowych hom oseksualistek je s t  znacznie  więcej  niż 
hom oseksualistek z takim i  czy innym i  zaburzeniam i.

O dm ienna  postaw a  k ulturow a  wobec  „lalusia”  (the  sis- 

sy)  i  wobec  „chłopczycy”  (the  tomboy)  znów  w skazuje  n a 
w iększą  tolerancję  dla  żeńskiego  hom oseksualizm u.  Je śli 

chłopiec je s t nazyw any lalusiem ,  to  czuje  się  n apiętnow a­
ny, a gru p a uważa, że go to dyskredytuje. N azw anie dziew­
czynki chłopczycą nie oznacza takiej  dezaprobaty,  a często 
n aw et  stanow i  dla  niej  powód  do  dumy.  Prawdopodobnie 
znaczenie przypisyw ane tym  określeniom  wzięło się z dzie­
cięcego  przekonania,  że  odwaga  i  zuchwałość  są  cechami 
pożądanym i u obu płci.  Zatem  lalu ś je s t tchórzem , m am in­
synkiem ,  zaś chłopczyca dzielną  dziewczyną, k tó ra  potrafi 
sprostać  rów nem u jej  w zrostem   chłopakowi.  Wzorzec  ten  
prawdopodobnie  staje  się  cząstką późniejszej  postaw y wo­
bec hom oseksualizm u u obu  płci.

Postaw ę  zachodniego  społeczeństw a  wobec  hom oseksu­

alizm u m ożna podsumować następująco. W większości śro­
dowisk je s t on uznaw any za nie akceptowaną formę aktyw ­
ności seksualnej.  Gdy okoliczności zew nętrzne czasowo lub 
trw ale uniem ożliw iają wybór heteroseksualny, ja k  w sy tu ­
acjach  odosobnienia,  hom oseksualizm   spotyka  się  z  nieco 
w iększą  tolerancją  społeczeństwa.  Również  cechy  ch a ra k ­
te ru , zwyczajowo kojarzone z hom oseksualizm em , wpływa­

ją   n a  stopień  dezaprobaty  dla  odmieńca.  Dlatego  „chłop­

czyca” spotyka się z m niejszym  lekceważeniem  niż „laluś”. 
Ludzi,  których  wybór  obiektu  miłości je s t  ograniczony  do 
przedstaw icieli  ich  własnej  płci  z  przyczyn  zew nętrznych,

159

background image

a  nie  z  powodu  cech  osobowości,  m ożna  określić jak o   nor­
m alnych hom oseksualistów -  w tym  sensie, że ich homosek­
sualizm  je s t  po  prostu  w ykorzystaniem   najlepszego  z  do­

stępnych typów relacji interpersonalnych.  Przypadki tak ie 

nie stanow ią przedm iotu zainteresow ania psychopatologii.

Problem em ,  k tó ry   in te resu je   n a s  jak o   psych o terapeu­

tów,  je s t  pytanie  o  zaburzenia  w ew nętrzne,  które  p redy­

sponują  jednostkę  do  wyboru  jaw nego  hom oseksualizm u 

jak o   preferow anej  formy  związków  międzyludzkich.  Czy, 

przy b rak u  ograniczeń zew nętrznych, hom oseksualizm  je s t 
pochodną jednego  czynnika  sprawczego,  czy  też  łączy  się 

z  różnorakim i  trudnościam i  interpersonalnym i?  Czy  je s t 

wytworem  określonej stru k tu ry  osobowości, czy też pow sta­

je   pod  wpływem  działania  przypadkowych  czynników  n a 
ju ż obciążoną osobowość, czy może sk łan iają doń określone 

tendencje, występujące  od wczesnego  dzieciństwa?  Niewy­

kluczone, że k ażda z wymienionych sytuacji może się poja­
wić jako predysponujące podłoże i że  sens tego sym ptom u, 

jak im  je s t hom oseksualizm , w każdym  przypadku je s t zde­

term inow any  w łaśnie  przez  jego  podłoże.  Innym i  słowy, 
hom oseksualizm  nie je s t jed n o stk ą kliniczną, lecz sym pto­

mem ,  który  może  mieć  różny  sens,  zależnie  od  s tru k tu ry  
osobowości.  Jego miejsce w obrazie nerwicy m ożna porów­

nać do bólu głowy w obrazie rozm aitych chorób.  Ból głowy 

może  być  następstw em   guza  mózgu,  zapalenia  zatok,  po­

czątków choroby  zakaźnej,  a ta k u   m igreny,  zaburzeń emo­
cjonalnych  czy  uderzenia  w  głowę.  Gdy  podstawowa  dole­
gliwość zostaje u su n ięta, ból  zanika.

Podobnie, jaw nym   hom oseksualizm em   mogą się  przeja­

wiać:  strach   przed  płcią przeciw ną,  strach   przed  odpowie­

dzialnością, której  wym aga się od człowieka dorosłego, po­
trz e b a   negacji  autorytetów ,  próba  up o rania  się  z  n ien a ­
w iścią  czy  ryw alizacyjne  postaw y  wobec  przedstaw icieli 
w łasnej  płci.  Hom oseksualizm  może też  oznaczać ucieczkę 

od  rzeczywistości  i  zanurzenie  się  w  żywioł  cielesności, 
podobne do autoerotycznych działań u schizofreników,  czy 
sym ptom   żądzy  niszczenia  samego  siebie  czy  innych.  Po­
wyższa lista  bynajm niej  nie wyczerpuje w szystkich możli­

160

background image

wych  znaczeń  hom oseksualizm u,  a  jedynie  p rzedstaw ia 
sytuacje,  które  osobiście  stw ierdziłem ,  analizując jego  po­
szczególne przypadki. U zm ysławia jednak, ja k  szerokie je s t 
sp ek tru m  problemów, które mogą się wyrażać hom oseksu­
alnym i  sym ptom am i.

Chcielibyśm y te vaz  ustalić -  jeśli to  możliwe -   dlaczego 

w łaśnie  hom oseksualizm  je s t  w ybierany jako  rozw iązanie 

problemów.  Czy  możemy  w skazać  indyw idualne  ten d e n ­
cje,  k tóre  od  dzieciństw a  predysponują  do  hom oseksuali­
zmu?  W  wielu  przypadkach  wydaje  się,  że  tak .  W  kręgu 
naszej  k u ltu ry   większość  dzieci  wychowuje  się  w  bliskim  
zw iązku  z  dw iem a  osobami  należącym i  do  przeciw nych 

płci.  J e s t  oczywiste,  że  stosunek  dziecka  do  każdego  z  ro­

dziców je s t  odmienny,  że  pew ną  rolę  odgrywa tu   zaintere­
sowanie seksualne i ciekawość, k tó re jed n a k  zwykle nie są 

najw ażniejszym  m om entem . Stosunek dziecka do rodziców 

je s t w znacznym  stopniu zależny od roli, k tó rą każde z nich 

odgrywa  w jego  życiu.  N a  przykład  m atk ę  zwykle  silniej 
niż  ojca  kojarzy  się  z  zaspokajaniem   potrzeb  cielesnych. 
Funkcje  ojca  są  rozm aite.  W niektórych  rodzinach  strzeże 
on dyscypliny, w innych je s t tow arzyszem  zabaw, w jeszcze 

innych w raz  z  m atk ą   opiekuje  się  dzieckiem.  W szystko to 
wpływa  n a   sposób  postrzegan ia  rodziców  przez  dziecko. 

Ponadto  stosunek  dziecka  do  rodziców je s t  kształtow any 
przez ich osobowość.  Dziecko wcześnie uczy się,  które z ro­
dziców spraw uje władzę,  które bardziej je  kocha,  które za­
sługuje  n a   większe  zaufanie,  które  je s t  bardziej  podatne 
n a  jego sztuczki itd. Czynniki te decydują, które z rodziców 

je s t  bardziej  łubiane  i  którem u  dziecko  okazuje  większe 

posłuszeństwo.  Niezwykle istotny wpływ n a  rozwój  skłon­
ności  hom oseksualnych  m a  świadomość  dziecka,  że  jego 
płeć była rozczarow aniem   dla rodziców czy dla w ażniejsze­
go  z rodziców,  zwłaszcza jeśli  w konsekwencji  tego rozcza­
row ania  tra k tu ją   oni  dziecko  ta k ,  jak by   było  odm iennej 
płci.  Żaden  z  tych  czynników  nie  prowadzi jed n a k   w  każ­

dym  przypadku  do  hom oseksualizm u  u  osoby  dorosłej. 
Dziewczynki, które chciały być chłopcami,  w okresie  dora­
sta n ia   mogą nie  wykazywać jakiegoś  szczególnego  zainte­

161

background image

resow ania  w łasną  płcią.  Chłopcy  o  nieco  m acierzyńskich 

skłonnościach często żenią się i znajdują satysfakcję z m a t­

kow ania  w łasnym   dzieciom,  wolni  od  zm agań  z  hom o­

seksualizm em .  Je śli  ojciec  m iał  silniejszy,  bardziej  kon­
stru kty w n y  wpływ n a życie chłopca i kochał go bardziej niż 
m atk a,  k tó ra  źle w ypełniała swą rolę, to chłopiec może  się 
stać  hom oseksualistą,  ale  równie  prawdopodobne  je s t  to, 

że będzie szukać kobiety o osobowości zbliżonej do jego ojca, 

bądź -  jeśli u raz  był poważniejszy -  będzie się chciał ożenić 

z kobietą  w yw ierającą n a ń   podobnie  d estruktyw ny wpływ 

ja k  jego m a tk a  bądź uw ikła się w związek hom oseksualny 

z  destruktyw nym   mężczyzną.  Podobnie  moglibyśmy prze­
śledzić w szystkie możliwe kom binacje osobowości rodziców

i wykazać,  że sam e w sobie nie przesądzają one  o wyborze 

płci  przyszłego  p artn e ra .

Relacje  seksualne  zdają  się  uk ładać  wzdłuż  dwu  głów­

nych linii. Pierw szą je s t wybór konstruktyw ny, kiedy to do­
m inuje  w zajem na  pomoc  i  uczucie,  dru gą  wybór  d e stru k ­
tywny,  kiedy  to jed no stk a  przyw iązuje  się  do  osoby,  k tó ra 
budzi w niej  strach  i k tó ra  może j ą  zniszczyć — ćm a i fascy­
nacja płomieniem.  Oczywiście nie m ożna zapom inać o wie­

lu  sytuacjach pośrednich,  n a  przykład  związku,  który je s t 

zasadniczo  konstruktyw ny,  niem niej  jed n a k   zaw iera  rów­

nież  pewne  elem enty  destrukcji  itp.  Rozróżnienie  to  je s t 
niezależne od podziału n a płci.  Oba typy relacji odnajduje­
my zarówno w związkach heteroseksualnych, ja k  i w związ­

kach hom oseksualnych.

N adal m usim y zatem  poszukiwać czynników jednoznacz­

nie predeterm inujących form owanie się hom oseksualizm u. 
W  tym   kontekście  szczególnie  w ażne  będą  dwie  kwestie: 

stopień uszkodzenia osobowości oraz rola czynników akcy- 
dentalnych.  Ludzie,  którzy byli  w  znacznym   stopniu  onie­
śm ielani  albo  odczuwają  niew ielki  szacunek  dla  własnej 

osoby, a zatem  z trudnością naw iązują przyjaźnie i są skrę­
powani w towarzystwie, m ają skłonność wiązać się z przed­
staw icielam i własnej płci, ponieważ budzi to w nich m niej­
szy strach.  Czują się rozum iani  przez ludzi, którzy są tacy 

sam i ja k  oni. Nie m a tu  p rzerażenia nieprzew idyw alnością

162

background image

osoby, której się nie zna.  Ponadto, relacja z płcią przeciw ną 
staw ia  większe  w ym agania  -   od  mężczyzny  oczekuje  się, 
że  będzie  podporą  dla  kobiety,  od  kobiety,  że  będzie  m iała 
dzieci.  W ym aga  to  bardziej  dojrzałego  poczucia  odpowie­
dzialności. P rzestraszo na kobieta boi się sprawdzić, czy je s t 
n a  tyle  pociągająca,  by  zdobyć  mężczyznę,  przestraszony 
m ężczyzna  boi  się,  że  może  nie  być  n a  tyle  skuteczny,  by 
przyciągnąć  kobietę.  Ale  również  i  te   sytuacje  nie  m uszą 
niezm iennie prowadzić do hom oseksualizm u: je s t on tu  czę­
ściowym  rozw iązaniem   problemów  i  przynajm niej  po  czę­
ści w yprow adza z izolacji.

Jaw n y  hom oseksualizm  je s t atrakcyjny dla osób niedoj­

rzałych i dla neurotyków , niezależnie od ich płci, ponieważ 
pozwala n a  zażyłość, k tó ra zapew nia względną wolność od 

odpowiedzialności  społecznej.  R ezultatem   związku  homo­
seksualnego  nigdy  nie  są  dzieci.  Żadne  praw o  nie  zmusi 
osoby,  któ ra  tego  nie  chce,  by była  podporą  dla  swego  ho­
m oseksualnego p a rtn e ra . H om oseksualizm  przyciąga rów­
nież  ludzi,  którzy  m ają  trudności  w  tw orzeniu  wszelkich 
zażyłych  związków.  J a k   ju ż  w spom niałem ,  w łasn a  płeć 
budzi m niejszy strach, bo je s t znajom a.  Związek hom osek­

sualny  wydaje  się  mniej  trw ały,  mniej  usidlający,  w szak 

w każdej  chwili m ożna się zeń wycofać.  Oczywiście w raże­

nie wolności często je s t złudne, ponieważ neurotyczny zwią­
zek z przedstaw icielem  tej sam ej bądź przeciwnej płci może 
stać  się  więzią  pomiędzy  neurotycznie  uzależnionym i  od 
siebie  partn eram i.  N iektórzy mężczyźni  z  lęku  przed w al­

k ą  o  byt  sta ją   się  zależni  od  innego  mężczyzny  nie  tylko 

finansowo.

Pokazaliśm y ja k   dotąd,  że  w  hom oseksualizm ie  mogą 

znaleźć  częściowe  rozw iązanie  rozm aite  problem y  osobo­
wości.  N adal jed n a k   nie  odnaleźliśm y  czynnika,  który  by 

jako  czynnik  specyficzny  prowadził  do  w ykształcenia  się 

hom oseksualnej  orientacji.  Dużą  wagę  w  badan iach   nad  

przyczynam i  hom oseksualizm u  przyw iązywano  do  homo­
seksualnego uw iedzenia we wczesnym okresie życia, a wie­
lu hom oseksualistów  tem u w łaśnie  doświadczeniu przypi­
suje  swój  sposób  życia.  Doświadczenie  tak ie  było  jed n a k

163

background image

udziałem  wielu ludzi, którzy nie stali się h om oseksualista­

mi.  Możliwe,  że  doświadczenie hom oseksualne będzie  s ta ­
nowić  o statn i,  decydujący  im puls  do  choroby  nerwowej 
chłopca  już  poważnie  obciążonego,  odczuwającego  strach 
przed  kobietam i  i  niezaradnego  życiowo,  podczas  gdy  po­

dobne  zdarzenie  dla  chłopca  zdrowego  i  nie  lękającego  się 
św iata będzie tylko incydentem  n a  drodze poznaw ania ży­
cia,  k tó rą   pójdzie  dalej,  by  zdobywać  nowe  doświadcze­
nia.  J a k  wiemy,  zabawy hom oseksualne,  niezwykle częste 
w  okresie  przedadolescencyjnym ,  u  większości  dzieci  nie 
powodują  poważniejszych  zaburzeń.

Być może pod wpływem F reu da, k tóry z ogromnym naci­

skiem   podkreślał  sek su aln ą  genezę  nerwic,  może  również 
z powodu zdecydowanej dezaprobaty kulturow ej, hom osek­
sualizm  jaw i  się  nam  jako  sym ptom ,  którem u  przypisuje­
my  w iększą  wagę  niż jego  rzeczywiste  znaczenie.  Analizy 

z o statnich la t w skazują z całą pewnością, że hom oseksua­
lizm je s t problem em , który  zanika, jeśli  rozwiąże  się  ogól­
ne  problem y  charakterologiczne.  Hom oseksualizm   n aw et 

jak o   sym ptom   nie  je s t jednorodnym   zjawiskiem .  Istnieje 

tyle  różnych  typów  zachow ania  hom oseksualnego,  ile  ty ­

pów  zachow ania heteroseksualnego,  a in terperso n alne  re ­
lacje hom oseksualistów  w ykazują tak ie sam e problem y ja k  
in terp erso n aln e relacje heteroseksualistów . W ażną częścią 

obrazu bywa niekiedy więź m atka-dziecko.  Często w związ­
k u   dom inują uczucia rywalizacyjne  i  sadomasochistyczne. 
Spotyka się związki oparte n a stra c h u  i nienaw iści,  a obok 
tego związki oparte n a wzajemnej  pomocy. Prom iskuityzm  

je s t  może  częstszy wśród hom oseksualistów  niż  wśród h e­

teroseksualistów ,  ale  jego  znaczenie  w  stru k tu rz e   osobo­

wości je s t bardzo podobne  u  obu  płci.  W  obu  przypadkach 
głównym celem je s t stym ulacja genitaliów  i ciała.  Osobnik 
w ybrany  n a   w spółuczestnika  tych  doświadczeń  nie  je s t 
istotny. Prom iskuityczna aktywność seksualna m a kompul- 

sywny  c h a ra k te r  i  stanow i  jedyny  przedm iot  zaintereso­
w ania.  N a  film ach  z  prom iskuitycznym i  am an tam i  ich 
p a rtn e r często nie je s t naw et w yraźnie widoczny,  a niekie­

dy nie  mówi naw et jednego  słowa.

164

background image

D rugą skrajnością je s t m ałżeństwo hom oseksualne, przez 

co rozum iem  względnie stabilny,  długotrw ały związek dwu 
osób,  w którym  zainteresow ania i osobowość każdej  z nich 
m ają znaczenie dla drugiej. Tu tak że odnajdujem y w szyst­
kie obrazy neurotycznego m ałżeństw a heteroseksualnego — 

tę   sam ą  zaborczość,  zazdrość  i  w alkę  o  władzę.  P rzy naj­

mniej teoretycznie m ożna przyjmować, że między homosek­
su alistam i  może  istnieć  zw iązek  oparty  n a   dojrzałej  m i­
łości.  W  k ręgu   naszej  k u ltu ry   dojrzała  miłość  wydaje  się 
rzadko  spotykanym   zjawiskiem ,  które,  bez w ątpienia, je st 

jeszcze rzadsze wśród hom oseksualistów ,  ponieważ osoba, 

któ ra  wykazuje  niezbędny  stopień  dojrzałości,  praw dopo­
dobnie  wybierze  związek  h eteroseksualny,  chyba  że  u n ie­
możliwią jej  to  okoliczności  zew nętrzne.

J a k  w ykazałem ,  k onkretny wybór hom oseksualizm u j a ­

ko preferow anej formy międzyosobowych relacji może mieć 
w  różnych  przypadkach  różne  źródła.  Je śli  chodzi  o  kon­
k re tn ą   kom binację  okoliczności  czy  k o n k retn ą   sytuację 

jako  czynnik  specyficzny genezy  hom oseksualizm u,  to nie 

udało  się n am  go  odkryć.

Je śli  nie  um iem y  znaleźć  specyficznej  przyczyny  homo­

seksualizm u, to czy um iem y znaleźć specyficzne potrzeby, 
zaspokajane przez hom oseksualizm ?  Oczywiście dostarcza 

on satysfakcji seksualnej,  co je s t isto tn e  dla osoby niezdol­

nej  nawiązyw ać  k o n tak ty   z  płcią  odm ienną.  Poza  tym   po­
m aga uporać się  z problem em   sam otności i izolacji,  ponie­
waż w ym aga p a rtn e ra .  Sam   fak t  przynależności  do  grupy 

objętej  kulturow ym   ta b u   d ostarcza  swoistej  satysfakcji. 
Człowiek  może  się  poczuć  buntow nikiem ,  zuchwalcem, 

a  jako  członek  grupy  skłóconej  ze  św iatem   łatwiej  znosi 
sytuację  ostracyzm u  społecznego.  Nieco  wcześniej  wspo­

m nieliśm y o  innych korzyściach,  tak ich  ja k  uwolnienie  od 

odpowiedzialności czy wsparcie finansowe, zwłaszcza w przy­

padk u niektórych hom oseksualistów   płci m ęskiej.

Jaw n y  hom oseksualizm  może wywierać k o nstruktyw ny 

bądź  destruktyw ny  wpływ  n a   osobowość.  Może  stanow ić 
najlepszy  typ  związków  m iędzyludzkich,  do  jakiego  je s t 
zdolny  dany  człowiek,  a jako  ta k i je s t  lepszy  niż  izolacja.

165

background image

Dotyczy to zwłaszcza zależności typu m atka-dziecko, któ rą 

m ożna spotykać u hom oseksualistów  obojga płci.  Z drugiej 

strony, może być dodatkowym czynnikiem  destrukcji w roz­
chwianej  osobowości.  W żadnym  jed n a k  przypadku homo­
seksualizm   nie je s t  przyczyną  stru k tu ry  neurotycznej  ani 
głównym źródłem  nerwicy, choć jeśli się pojawi, może potę­
gować problemy.  Podobnie ja k  w przypadku innych  sym p­
tomów nerwicy, psychoanaliza m usi zająć się przede wszy­
stkim   s tru k tu rą   osobowości,  rozum iejąc,  że  symptom  je s t 

jej  w tórnym   przejawem.

background image

Część IV

Charakter  społeczny 

a  miłość

background image
background image

10 .  Egoizm a miłość własna

Nowoczesną k u ltu rę  przenika zakaz egoizmu. Egoistycz­

n a  postaw a m a być grzechem,  n ato m iast miłość  do  innych 
cnotą.  Bez  w ątpienia,  pogląd  te n   nie  tylko  stoi  w jaw nej 

sprzeczności z  p rak ty k ą  współczesnego  społeczeństwa,  ale

i kłóci się z innym  ujęciem, które zakłada, że najpotężniej­

szym i najw łaściw szym  popędem człowieka je s t egoizm,  że 

k ażda ludzka istota, postępując zgodnie z tym  im peratyw ­

nym   popędem,  czyni  najwięcej  dla  dobra  wspólnego.  Is t­
nienie  tego  ty p u   ideologii  nie  um niejsza  wagi  doktryn, 
które deklarują,  że egoizm je s t najwyższym  złem,  a miłość 

do  innych  naczelną  cnotą.  Słowo  „egoizm”,  w  znaczeniu 

powszechnie stosow anym  przez te ideologie, je s t m niej  czy 
bardziej  synonim iczne  z określeniem   „miłość w łasn a”.  Mi­

łość do innych, k tó ra je s t cnotą, i miłość w łasna, k tó ra  je s t 
grzechem ,  m ają  zatem   stanow ić  alternatyw ę.

Z asada ta  swój  klasyczny wyraz znalazła w teologii K al­

wina.  Człowiek je s t z istoty zły i bezsilny.  N a gruncie swej 

potęgi czy swych zalet człowiek nie może uczynić niczego — 

absolutnie  niczego  — co  by  było  dobre.  „Nie  należym y  do 
siebie”,  pow iada  Kalwin  w  swych  In stitu tio   C hristianae 

Religionis,  „zatem  ani  nasz  rozum ,  ani  nasza wola  nie  po­

w inny dominować w naszych  rozw ażaniach i czynach.  Nie 
należym y  do  siebie;  zatem   naszym   celem  nie  powinno  być 
poszukiw anie tego, co korzystne dla naszego ciała.  Nie n a ­
leżymy  do  siebie;  zatem   zapomnijmy,  n a  ile  to  możliwe,

o  sobie  i  o  wszystkim ,  co  nasze.  Należymy  do  Boga;  dla 
niego  zatem   żyjmy i  um ierajm y.  Ponieważ  najbardziej  n i­
szczącą  plagą,  k tó ra  rujnuje  ludzi, je s t  ich  posłuszeństw o 

wobec sam ych siebie, przeto jedyną drogą do zbaw ienia je s t

169

background image

niczego nie wiedzieć i niczego nie  pragnąć, lecz zdać się  na 
przewodnictwo  Boga,  który kroczy przed n am i”1.

Człowiek  pow inien  nie  tylko  być  prześw iadczony o  w ła­

snej  znikomości,  ale i czynić wszystko  dla  upokorzenia  sa ­
mego siebie.  „Albowiem nie nazyw am  tego pokorą”, powia­
da  K alw in  (tam że),  J e ś li  sądzicie,  że  coś  w am   pozostaje 
[...] nie możemy osądzać się właściwie, jeśli nie odczuwamy 
najwyższej  pogardy  dla  wszystkiego,  co  m ożna  by  w  nas 
uznać  za  znam ienite.  Pokora je s t  szczerą  uległością  um y­
słu ogarniętego przem ożnym  poczuciem w łasnej nędzy; ta k  
bowiem  przedstaw ia to  słowo Boże”.

A kcentow anie  znikomości  i  nikczem ności  człowieka 

oznacza, że nie m a w nim  niczego, co mogłoby się m u podo­
bać.  F u n dam en tem   tej  doktryny je s t  pogarda  i  nienaw iść 

człowieka  do  samego  siebie.  K alw in jasn o   staw ia  spraw ę, 
stw ierdzając,  że „miłość w łasn a” je s t „plagą” (tamże).

Je śli człowiek znajduje w sobie coś, „co spraw ia m u przy­

jem ność”,  to  ujaw nia  tym   sposobem  swą  grzeszną  miłość 

w łasną. Jego sym patia dla samego siebie spraw i, że będzie 
osądzał  innych i  nim i  pogardzał.  Zatem   sym patia  dla  sie­
bie,  upodobanie  do  czegokolwiek w sobie sam ym   stanow ią 

jed en  z  najw iększych, jak ie  tylko  sobie  m ożna  wyobrazić, 

grzechów. W yklucza to miłość do innych2 i je s t równoznacz­
ne z  egoizm em 3.

Między  teologią  K alw ina  a  filozofią  K an ta  istn ieją  fun­

d am entalne różnice,  niem niej jed n a k   ich  stosunek  do  pro­

blem u  miłości własnej  człowieka  pozostaje  ta k i  sam.  Zda­

niem  K anta,  cnotą je s t chcieć  szczęścia  innych,  n ato m iast 
pragnienie  w łasnego  szczęścia  je s t  etycznie  „obojętne”, 
gdyż  pozostaje  dążeniem   płynącym   z  samej  n a tu ry   czło­
w ieka,  a  dążenie  n a tu ra ln e   nie  może  mieć  pozytywnego 

znaczenia  etycznego  (por.  I.  Kant,  K rytyka  praktycznego 
rozumu). K an t przyznaje, że człowiek nie m usi rezygnować 
ze  swych  dążeń  do  szczęścia;  w  pewnych  okolicznościach 
tro sk a o w łasne szczęście może naw et stanow ić obowiązek: 
po części dlatego, że zdrowie, dobrobyt i tym  podobne mogą 

stanowić środki konieczne do spełnienia obowiązku, po czę­
ści zaś dlatego, że brak  szczęścia -  bieda -  może kusić czło­

170

background image

w ieka do uchybienia swem u obowiązkowi (por. tam że). Ale 
miłość samego siebie,  dążenie do własnego  szczęścia nigdy 
nie  mogą  być  cnotą.  D ążenie  do  własnego  szczęścia  jako 

zasad a  etyczna  „zasługuje  najbardziej  n a  odrzucenie,  nie 

tylko z tego względu, że je s t fałszywa [...] lecz z tego wzglę­

du,  że podsuwa m oralności pobudki, które  raczej j ą  podko­

pują i całą jej szczytność unicestw iają” (I. K ant, U zasadnie­
nie  m etafizyki  moralności,).
  K an t  wyróżnia  w  egotyzm ie 
miłość  w łasną,  p h ila u tia ,  to  znaczy  życzliwość  wobec  sa ­
mego siebie, oraz arogancję, to znaczy przyjemność znajdo­
w aną w sobie  samym .  „Rozumna miłość w łasna” m usi być 
poddana  ograniczeniom   zasad   etycznych,  przyjem ność 
znajdow ana  w  sobie  sam ym   m usi  zostać  u su n ię ta ,  a  czło­
wiek m usi  odczuć upokorzenie,  porównując siebie  ze świę­
tością  praw  m oralnych (I.  K ant,  Krytyka praktycznego  ro­

zu m u ).  Człowiek  najw yższe  szczęście  w inien  czerpać  ze 

sp ełniania swego obowiązku. Realizacja zasady m oralnej -  
a  zatem   indyw idualnego  szczęścia  -  je s t  możliwa jedynie 

w powszechnej  całości,  w narodzie,  w państw ie.  Jed n ak że 
„dobrobyt  pań stw a  -   salus  rei publicae  suprem a  lex  est  — 
nie je s t tożsam y z  dobrobytem   i  szczęściem  obyw ateli”4.

Choć  K a n t  okazuje  większy  szacunek  dla  integralności 

człowieka, niż czynili to Kalw in czy Luter, to je d n a k  stw ier­
dza,  że  n aw et  przeciwko  najbardziej  ty ra ń sk im   rządom  
człowiek nie  m a  praw a  się buntow ać,  a jeśli  zagrozi  w ład­

cy, to k a rą  m usi być śm ierć (por.  I. K ant, Religia  w obrębie 

samego rozumu). K a n t podkreśla w rodzoną skłonność czło­

w ieka  do  zła  (por.  I.  K ant,  K rytyka praktycznego  rozum u, 
zwłaszcza ks.  1),  dla której  stłum ien ia niezbędne je s t p ra ­
wo m oralne, im peratyw  kategoryczny, jeśli człowiek nie m a 
się  stać bestią,  a  społeczeństwo ludzkie  nie m a  się przero­
dzić w dziką  anarchię.

Om awiając  koncepcje  K alw ina  i  K anta,  podkreśliliśm y 

ich  akcentow anie  ludzkiej  znikomości.  Z  drugiej  strony, 
k ład ą  oni  nacisk  n a  autonom ię  i  godność  człowieka. 
Sprzeczność ta  je s t stale obecna w ich pism ach. Inn i filozo­
fowie  oświecenia,  n a   przykład  Helwecjusz,  aspiracje
i szczęście jednostki eksponowali znacznie silniej niż K ant.

171

background image

Ta  tendencja  nowożytnej  filozofii  skrajny  w yraz  znalazła 
u S tirn e ra  i Nietzschego. W sposobie form ułow ania proble­
m u   -   choć  niekoniecznie  w  rzeczyw istym   jego  rozum ie­

niu  -  S tirn e r i N ietzsche  podzielają główne założenie K al­
w ina i K anta: że miłość do innych i miłość do siebie samego 
w zajem nie  się  w ykluczają.  Jed n ak że,  w  odróżnieniu  od 
K alw ina i K an ta, miłość do innych uw ażają oni za przejaw  

słabości  i  samopoświęcenie,  n a to m ia st  egotyzm,  samolub- 
stwo  i  miłość  do  samego  siebie  -   tak że  oni  wprow adzają 
zam ęt, nie rozróżniając w yraźnie pomiędzy tym i zjaw iska­
mi -  u zn ają  za  cnotę.  S tirn e r  powiada:  „Tutaj  rozstrzygać 
m usi  egoizm,  sam olubstw o,  nie  zasad a  m iło ś c i  czy miło­
sierne  motywy, ja k  litość,  łagodność  serca,  dobroduszność 
czy n aw et sprawiedliwość i słuszność (bo naw et iustitia je st 

objawem miłości, produktem  miłości): miłość zna tylko ofia­
rę  i  żąda  «poświęcenia»”  (M.  Stirner,  Jed yn y  i  jego  w ła­
sność).

Miłość, k tó rą  opisuje S tirn er, je s t m asochistycznym  uza­

leżnieniem ,  które czyni człowieka jedynie  środkiem   do  cu­
dzych  celów.  T ak pojmując  miłość,  S tirn e r  nie  mógł  u n ik ­
nąć  sform ułow ania,  które  postuluje  bezwzględny  egotyzm 

jak o   cel.  Oczywiście  sform ułow anie  to  je s t  wysoce  pole­

miczne  i  przesadne.  Pozytyw na  zasada,  o  k tó rą   chodziło 
S tirn e ro w i5,  była  zwrócona  przeciwko  postaw ie,  k tó rą   od 
stuleci  reprezentu je  teologia  chrześcijańska  i  k tó ra  była 

żywa w niem ieckim  idealizm ie, w czasach  S tirn e ra  odcho­

dzącym  w  przeszłość,  m ianowicie  postaw ie,  k tó ra   zm usza 

człowieka  do  uległości  i  każe  się  m u  zw racać  k u   mocy 
i  zasadzie  leżącej  poza  nim   samym .  Z  pewnością  S tirn e r 

nie  był  filozofem  tej  m iary  co  K a n t  czy  Hegel,  ale  m iał 
odwagę  radykalnie  w ystąpić  przeciw tem u  nurtow i  filozo­
fii  idealistycznej,  k tóry  negował  k o n k retn e  indyw iduum  
i tym  sposobem  pozwalał p aństw u   absolutnem u zachować 

nad  nim  represyjną władzę. Choć tru d n o  tu  w ogóle porów­
nywać  głębię  i  rozległość  obu  filozofów,  to jed n a k  postaw a 
Nietzschego je s t  pod  wieloma  względam i  podobna  do  po­

staw y  S tirn era.  Również  Nietzsche  postrzega  miłość  i  al­
tru izm   jako  w yraz  słabości  i  autonegacji.  W  oczach  N ie­

172

background image

tzschego poszukiw anie miłości je s t czymś typowym dla nie­
wolników,  którzy  nie  p otrafią  walczyć  o  to,  czego  pragną, 
i  sta ra ją   się to otrzym ać  dzięki  „miłości”.  A ltruizm   i  filan­
tro p ia  są  więc  oznakam i  w y n atu rzen ia.  Z daniem   N ie­
tzschego,  istotę  zdrowej  arystokracji  stanow i  to,  że  nie 
w aha  się  ona poświęcić  niezliczonych istn ień   ludzkich  dla 
w łasnych interesów  i nie odczuwa z tego powodu wyrzutów 

sum ienia. Społeczeństwo powinno być „podwaliną i ru szto ­

w aniem ,  n a   którem   wyborowy  g a tu n e k   isto t  może  się 
wznieść do swych wyższych zadań i -  ogólniej mówiąc — n a 
poziom  wyższego  i s t n i e n i a ”  (F.  Nietzsche,  Poza  dobrem 
i  złem ).  M ożna  by  mnożyć  cytaty  dokum entujące  tego  du ­

cha sadyzm u, pogardy i brutalnego egotyzmu.  Często u w a­
ża  się  tę   stronę  Nietzschego  za jego  filozofię.  Czy je s t  to 
słuszne;  czy je s t to „rzeczywisty”  Nietzsche?

Odpowiedź n a  powyższe pytanie w ym agałaby szczegóło­

wej  analizy N ietzscheańskich  dzieł, której  nie możemy się 
tu   podjąć.  Różne  powody  skłaniały  Nietzschego  do  wypo­
w iad ania  się  w  tak im   duchu.  Po  pierw sze,  jego  filozofia 
była, podobnie ja k  w przypadku S tirn era,  reakcją, buntem  

przeciwko  tradycji  filozoficznej,  k tó ra   em piryczne  indyw i­
duum  podporządkowywała władzy i zasadzie, leżącym poza 
sam ą  jedn ostk ą.  N a  te n   reakcyjny  c h a ra k te r  m yśli  N ie­
tzschego  w skazuje jego  skłonność  do  przesady.  Po  drugie, 
pewne  cechy  osobowości  Nietzschego  -  jego  ogromne  po­
czucie  niepewności  i  lęk -  w yjaśniają  również,  sk ąd   brały 
się w nim  sadystyczne im pulsy, które prowadziły go do tego 
rodzaju sform ułowań. Nie wydaje się jed n ak , by skłonności 
te  stanow iły  „istotę” jego  osobowości,  a  odpowiadające  im 
poglądy  istotę jego  filozofii.  I  wreszcie,  N ietzsche  przejął 
niektóre  z  n aturalistycznych  idei  swej  epoki,  w yrażanych 
przez m aterialistyczno-biologiczną filozofię, dla której cha­
rakterystyczna była koncepcja fizjologicznych  korzeni  zja­
w isk  psychicznych  oraz  koncepcja  „przetrw ania  najlepiej 
dostosowanych”.  In te rp re ta c ja  ta  nie neguje  fak tu , że N ie­
tzsche podzielał pogląd, iż między miłością  do innych i m i­
łością  do  siebie  samego  zachodzi  sprzeczność.  W ażne jed ­
nak,  że  dokonuje  on  pierwszego  kroku  na  drodze  do  prze­

173

background image

zwyciężenia tej błędnej  dychotomii. „Miłość”, k tó rą  atak uje 
N ietzsche, je s t uczuciem, które wypływa nie z siły człowie­

ka,  lecz  z jego  słabości:  „To  wasze  ukochanie  bliźnich je s t 

złem  um iłow aniem   samego  siebie.  Pierzchacie  k u   bliźnim  
przed sam ym i  sobą i pragniecie cnotę z tego uczynić:  prze­
zieram   naw skroś  tę  bezlicowość  w aszą”.  N ietzsche  w yra­
źnie stw ierdza: „Z sam ym i sobą podołać nie zdołacie, siebie 
nie dość umiłowawszy” (F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra). 

Indyw iduum   m a  d lań   „wartość  isto tn ie  nadzw yczajną” 

(F. N ietzsche, Zm ierzch bożyszcz). „Potężnym ” człowiekiem 

je s t ten , kto posiadł „prawdziwą dobroć, szlachetność, wiel­

kość ducha, który nie daje, by odbierać, który uprzejm ością 

swą nie chce się wywyższać; -  «marnotrawstwo» jako wzo­
rzec  praw dziw ej  dobroci,  bogactwo  osobowości  jako  prze­
sła n k a ” (F.  N ietzsche, Z  genealogii  moralności).

Tę  sam ą  ideę  w yraża  Nietzsche  również  w  Tako  rzecze 

Zaratustra:  „Jeden idzie do bliźniego, ponieważ siebie szu­
ka;  drugi,  ponieważ  siebie  zatracić prag nie”.

Istotę tych poglądów można by ująć tak: miłość je s t prze­

jaw em   obfitości,  a  jej  p rzesłan k ą  je s t  potęga  człowieka, 

który potrafi dawać; miłość je s t afirm acją, „chce rzecz uko­

chania  dopiero  -   stworzyć”  (F.  Nietzsche,  Tako  rzecze  Z a ­
ratustra)-,
  miłość  do  drugiego  człowieka je s t  cnotą jedynie 
wtedy,  gdy  wypływa  z  tej  w ew nętrznej  potęgi,  n ato m iast 

je s t czymś obmierzłym, gdy stanow i wyraz niezdolności do 

bycia  sam ym   sobą.

F ak tem  je s t jedn ak,  że  problem   relacji  pomiędzy  miło­

ścią  w łasną  a  miłością  do  innych  pozostał  u  Nietzschego 

nie  rozw iązaną  antynom ią,  naw et  jeśli  m ożna  się  domy­
ślać,  w jak im  k ieru n k u  Nietzsche  poszukiwałby  rozw iąza­
n ia  (por.  isto tną  pracę  M axa  Horkheim era,  Egoism us  und 

Freiheitsbewegung,  któ ra  zajm uje  się  zagadnieniem   egoi­

zmu w nowożytnych  dziejach).

D oktryna,  k tó ra   głosi,  że  sam olubstw o  je s t  arcyzłem , 

a miłość  do  siebie  samego wyklucza  miłość  do innych,  wy­
stępuje  nie  tylko  w  teologii  i  filozofii.  J e s t  ona  jednym  
z wzorców, którymi ludzie nieustannie się posługują w domu, 

w  szkole,  w  kościele,  w  filmach,  w  litera tu rz e   i  we  wszel­

174

background image

kich innych środkach sugestii społecznej.  „Nie bądź  sam o­
lubem ”  — zdanie  to  w tłacza  się  do  głowy  m ilionom  dzieci, 

z pokolenia n a pokolenie.  Trudno sprecyzować jego w łaści­

wy  sens.  W  świadomości  rodziców  znaczy  ono  zazwyczaj 
tyle,  co:  „Nie bądź  egoistyczny,  nierozważny,  obojętny wo­
bec  innych”.  W  rzeczywistości  jed n a k   m a  ono  dla  nich
o  wiele  szersze  znaczenie.  „Nie  być  sam olubem ” to  nie  ro­
bić  rzeczy,  n a   które  m a  się  ochotę,  to  rezygnować  z  w ła­

snych  pragnień  przez  wzgląd  n a  tych,  którzy  rządzą,  czy­
li rodziców,  a później władz.  Zdanie „Nie bądź  sam olubem ” 

w ykazuje  więc  ta k ą   sam ą  dwuznaczność,  z ja k ą   spotkali­
śm y  się ju ż  w  kalw inizm ie.  Obok  swych  oczywistych  im ­
plikacji, zdanie to nakazuje: „Nie kochaj  siebie”, „Nie bądź 

sobą”,  podporządkuj  swe  życie  czemuś,  co  w ażniejsze  od 

ciebie -  obojętne,  czy będzie  to ja k a ś   zew nętrzna moc,  czy 
też  „obowiązek” jako jej  internalizacja.  Zdanie  „Nie  bądź 

sam olubem ” staje się jed n ą  z najpotężniejszych broni ideo­

logicznych,  k tó ra  służy  tłu m ieniu   spontaniczności  i  swo­
bodnego  rozwoju  osobowości.  Pod  presją  tego  sloganu  wy­
m ag a  się  od  człowieka  wszelkiego  poświęcenia  i  pełn e­
go  podporządkow ania:  „nieegoistyczne”  są  tylko  te  cele, 
k tóre nie  służą jednostce,  lecz  kom uś  czy czemuś poza nią 

sam ą.

O braz ten, powtórzmy, w pewnym  sensie je s t jed n ostron­

ny.  Obok doktryny, wedle której nie należy być egoistą, we 
współczesnym społeczeństwie propaguje się odw rotną kon­

cepcję:  miej  n a   uw adze  w łasną  korzyść,  działaj  zgodnie 

z  tym ,  co  dla  ciebie  najlepsze,  a  postępując  tak ,  przynie­
siesz  najw iększe  korzyści  także  w szystkim   innym .  Idea, 

wedle której  indyw idualny egotyzm je s t fundam entem  po­
wszechnego dobrobytu,  stanow i zasadę, n a której  oparł się 
kapitalizm   ze  swoimi  sto su n kam i  konkurencji.  Może  to 

dziwne,  że  dwie,  n a  pozór ta k   sprzeczne  zasady  mogą  być 

krzew ione w jednej i tej sam ej kulturze. Ale tak ie są fakty, 

nie  m a  wątpliwości.  Sprzeczność  między wzorcami ideolo­
gicznymi prowadzi do zam ętu w um yśle jednostki. Rozdar­

cie, które powodują te w zajem nie sprzeczne doktryny,  s ta ­
nowi poważną przeszkodę w procesie integracji  osobowości

175

background image

i  często  prowadzi  do  w ykształcenia  się  c h a ra k te ru   n eu ro ­
tycznego (moment ten podkreślają K. H om ey w  Neurotycznej 
osobowości  naszych  czasów  oraz  R.  S.  Lynd w  Knowledge 

for  W hat).

Zauważmy, że ta  p a ra  sprzecznych ze sobą doktryn pełni 

isto tn ą  funkcję  społeczną.  Doktryna,  któ ra  głosi,  że  każdy 
w inien dążyć do swej  indywidualnej  korzyści,  była niezbęd­
nym  bodźcem prywatnej  inicjatywności, k tó ra stanow i fun­

d am ent  nowoczesnych  s tru k tu r  ekonomicznych.  F unkcja 
społeczna doktryny, k tó rą wyraża zdanie „Nie bądź egoistą”, 

w ykazuje  dwuznaczność.  Szerokim  masom,  które  m usiały 

żyć n a  zwykłym poziomie egzystencji,  doktryna ta  pozwala­
ła  rezygnować  z  pragnień,  które  były  nie  do  zrealizowania 
w  danym   system ie  społeczno-ekonomicznym.  Było  niezwy­
kle ważne, by swej  rezygnacji nie pojmowali oni jako czegoś 
narzuconego z zewnątrz, gdyż nieuchronnym  rezultatem  t a ­
kiego  odczucia  byłby  mniej  czy  bardziej  uświadomiony  żal 
i  sprzeciw wobec  społeczeństwa.  Reakcji takiej  m ożna było 

w  znacznym  stopniu  zapobiec,  czyniąc  z  wyrzeczenia  cnotę 
m oralną.  O  ile  te n  w ym iar  społecznej  funkcji  zakazu  egoi­
zmu je s t oczywisty, o tyle  drugi, to znaczy wpływ tego tab u  
n a  uprzywilejowaną mniejszość, je s t nieco bardziej skompli­
kowany.  Zyska jedn ak n a jasności, jeśli  przyjrzymy się bli­

żej  znaczeniu  słowa „egoizm”.  Gdyby  oznaczało  ono  zainte­

resowanie własnymi korzyściami ekonomicznymi, zakaz ego­
izm u  byłby  poważnym  ham ulcem   inicjatywy  ekonomicz­
nej  ludzi  interesu.  W  rzeczywistości jed n ak   oznaczało  ono, 

zwłaszcza we wcześniejszych  stadiach k u ltu ry   europejskiej 
i am erykańskiej: nie rób tego, n a  co masz ochotę, nie szukaj 

zabawy, nie trać pieniędzy i energii n a przyjemności, za swój 
obowiązek uważaj  pracę,  sukces i  powodzenie.

M ax  Weber  pokazał  -   co  pozostaje jego  w ybitną  zasłu­

gą -  że ta k   zw ana przez  niego  zasada  w ew nątrzśw iatowej 
ascezy  (innerweltliche  Askese)  stanow iła  isto tn y w arunek 
w ykształcenia postawy, k tó ra  um ożliw iała skierow anie ca­
łej  energii n a pracę i spełnianie obowiązku.  Ogromne osią­
gnięcia  ekonomiczne  nowoczesnego  społeczeństwa  nie  by­
łyby możliwe,  gdyby tego  rodzaju  ascetyzm   nie  zaangażo­

176

background image

wał  się  z  całą  energią  po  stronie  niezmożonej  pracy i  osz­
czędności.  A naliza  stru k tu ry   c h a ra k te ru   współczesnego 
człowieka, k tó ra  w ykształciła się w XVI w ielu, wykroczyła­
by  poza  zakres  tego  artyk u łu .  W ystarczy  powiedzieć,  że 
zm iany ekonomiczne i  społeczne,  któ re  dokonały się w XV 

i XVI w ieku,  zburzyły  poczucie  bezpieczeństw a  i  „przyna­
leżności”, charakterystyczne dla członków średniowieczne­

go  społeczeństw a6.  Pozycja  społeczno-ekonom iczna  m iej­
skiej  klasy średniej,  chłopstw a i  szlachty  została zachw ia­

n a   (por.  R.  Pascal,  The  Social  B asis  o f  the  German 

Reform ation.  M artin  L uter  a nd   H is  T im es;  J.  B.  K raus, 

Scholastik,  P u ritan ism u s  u n d   K a p ita lism u s;  R.  H.  Taw- 
ney,  Religion  a nd  the  Rise  o f Capitalism ).  Doszło  do  p a u ­
peryzacji,  do załam an ia się tradycyjnej  pozycji ekonomicz­
nej,  ale  pojawiły  się  też  nowe  szanse  sukcesu  ekonomicz­
nego.  Zerw aniu  uległy  więzi  religijne  i  duchowe,  rozpadł 

się św iat bezpieczny dla jednostki. Raj został n a dobre u tra ­
cony,  człowiek  znalazł  się  zupełnie  sam   w  świecie,  o jego 
sukcesie  czy porażce  decydowały p raw a  rynku.  Podstaw o­

wym  stosunkiem   do  innych  sta ł  się  stosunek  bezlitosnej 
konkurencji.  R ezultatem   tego  wszystkiego  było  nowe  po­

czucie  wolności,  którem u jed n a k   tow arzyszył  rosnący lęk. 
Ów lęk rodził z kolei gotowość do ponownego podporządko­

w ania się religijnym  czy świeckim autorytetom , jeszcze sil­

niejszym  niż  poprzednie.

Nowy indyw idualizm   z jednej  strony,  a lęk i podporząd­

kowanie  się  autorytetom   z  drugiej,  swój  ideologiczny  wy­
raz  znalazły  w  protestantyzm ie  i  kalw inizm ie.  Obie  dok­
try n y   religijne  odegrały  ogrom ną  rolę  w  pobudzaniu 
i  um acnianiu  tych  nowych  postaw.  W ażniejsza jed n a k   od 

podporządkow ywania  się  zew nętrznym   autorytetom   była 

ich  in ternalizacja  -   człowiek  sta ł  się  niew olnikiem   pana, 
który w darł  się  do jego w nętrza.  Ten  w ew nętrzny p a n  n a ­
kazyw ał jednostce niezm ożoną pracę i dążenie  do sukcesu, 

n atom iast nigdy nie pozwalał jej być sobą i cieszyć się sobą. 
Zapanow ał  duch  nieufności  i  wrogości,  k tó re  jed n o stk a 
zw racała  nie  tylko  przeciwko  św iatu   zew nętrznem u,  ale 

i  przeciwko  sobie  samej.

177

background image

Nowoczesny człowiek był egoistą w dwojakim sensie: nie­

wiele  się interesow ał innym i ludźm i i z  lękiem   skupiał  się 

n a swych w łasnych korzyściach. Czy jed n a k  ów egoizm rze­
czywiście  oznaczał  zainteresow anie  człowieka  dla  samego 
siebie jako  dla jednostki,  z jej  w szystkim i intelek tu alnym i 
i emocjonalnymi możliwościami? Czy „człowiek” nie sta ł się 

dodatkiem  do  swej  roli  społeczno-ekonomicznej, trybikiem  
w  m achinie  ekonomicznej,  n aw et jeśli  niekiedy trybikiem
o  istotnym   znaczeniu?  Czy  nie  sta ł  się  niew olnikiem   tej 
m achiny,  naw et  jeśli  subiektyw nie  sądził,  że  kieruje  się 
w łasną  wolą?  Czy jego  egoizm  był  tożsam y  z  miłością  do 

samego  siebie,  czy też  w y rastał z jej  braku?

M usim y  poczekać  z  odpowiedzią,  albowiem   najpierw  

w inniśm y doprowadzić do końca prezentację doktryny ego­

izm u  we  współczesnym   społeczeństwie.  Zakaz  egoizmu 
n asilał  się  w  system ach  autorytarnych.  Jed n ym   z  fun da­
m entów   ideologicznych  narodowego  socjalizmu  je s t  zasa­

da: „Dobro publiczne m a pierw szeństw o przed dobrem  pry­
w atnym ”  (G em einnutz  geht  uor  Eigennutz).  O pierając  się 
n a   zasadach  nazistow skiej  techniki  propagandy,  ideę  tę 
w yrażano  w  sposób,  który  pozwalał  robotnikom   wierzyć 
w  „socjalistyczną”  część  nazistow skiego  program u.  W sze­

lako w kontekście całej nazistow skiej filozofii m a ona mniej 
więcej  ta k i sens: jed n ostk a  nie pow inna chcieć niczego dla 

siebie;  swą  satysfakcję  pow inna  znajdować  w  tym ,  że  eli­

m inuje swą indyw idualność i m a udział, jako m aleń ka czą­

stk a,  w większej  całości,  k tó rą  je s t rasa ,  państw o  czy jego 
symbol  -   F u h rer.  P rotestanty zm   i  kalw inizm ,  naw et jeśli 
podkreślały znikomość jednostki, to jed n a k  zawsze  akcen­
towały również wolność i  odpowiedzialność indyw idualną, 

n ato m iast nazizm   z  samej  n a tu ry  skupiał się n a  znikomo­

ści  jednostki.  Jedyny  w yjątek  stanow ią  „urodzeni”  przy­

wódcy, choć naw et oni w inni się czuć narzędziem  tego, kto 

stoi  wyżej  w  hierarchii,  najwyższy  przywódca  zaś  winien 
się  czuć narzędziem  przeznaczenia.

D oktryna,  w  myśl  której  miłość  do  samego  siebie  jest 

tożsam a z „egoizmem” i stanow i przeciwieństwo miłości do 

innych,  przen ikn ęła  teologię,  filozofię  i  wzorce  życia  co­

178

background image

dziennego.  Nic  zatem   dziwnego,  że  odnajdujem y  ją   rów­

nież  w  psychologii  naukow ej  jak o   rzekomo  obiektyw ne 

stw ierdzenie faktów. Przykładem  niech tu  będzie Freudow ­
sk a teoria narcyzm u. Skrótowo rzecz ujm ując, zak łada ona, 
że człowiek m a pewien zasób libido. Początkowo, u niem ow­

lęcia,  całe libido kierow ane je s t n a  w łasną osobę  dziecka -  

je s t  to  n a r c y z m   p ie r w o tn y .  Później  libido  zostaje  skie­

row ane n a inne obiekty. Je śli ktoś je s t ham ow any w swych 
„relacjach z obiektam i”, to jego libido wycofuje się od obiek­
tów i ponownie zw raca się k u  jego osobie —je s t to n a r c y z m  
w tó rn y .  Zgodnie  z  Freudow skim   ujęciem,  miłość  do  ego 
i  miłość  do  obiektu  zew nętrznego  stanow ią  nieom al  m e­
chaniczną alternatyw ę.  Im  więcej  miłości kieruję k u  św ia­
tu   zew nętrznem u,  tym   m niej  miłości  m am   dla  siebie  -  

i  vice  uersa.  Z  tego  względu  F reu d   p rzedstaw ia  miłość  do 

drugiego  człowieka jako  zubożenie  miłości  w łasnej,  ponie­
waż  cała  miłość  zostaje  w  tym   przypadku  skierow ana  ku 
obiektowi  zew nętrznem u.  We  Freudow skiej  koncepcji  n a ­
rcyzm u znajdujem y dokładnie tę sam ą ideę co w religii pro­

testanckiej, w filozofii idealistycznej  i w codziennych wzor­

cach  współczesnej  kultury.  F a k t  te n   sam   w  sobie  niczego 
nie dowodzi. P rzekład zasady ogólnej n a  kategorie psycho­
logii empirycznej daje nam  je d n a k  dobrą podstaw ę do zwe­
ryfikow ania samej  zasady.

N asuw ają  się  tu   n astęp ujące  pytania:  czy  obserwacje 

psychologiczne  potw ierdzają tezę  o zasadniczej  sprzeczno­
ści  pomiędzy  m iłością  do  samego  siebie  i  miłością  do  in ­
nych,  o  ich  alternatyw ności?  Czy  miłość  do  samego  siebie 

je s t  tym   sam ym   co  egoizm,  czy  też  istnieje  m iędzy  nim i 
ja k a ś  różnica,  i  czy faktycznie  są  one przeciwieństwem?

Zanim   zajm iem y  się  em piryczną  stro n ą  zagadnienia, 

zauważm y,  że z filozoficznego p u n k tu  widzenia nie  sposób 
utrzym ać  poglądu,  k tó ry  zakład a,  że  miłość  do  innych 

i miłość do samego siebie są czymś sprzecznym. Je śli cnotą 

je s t  kochać  bliźniego  jako  istotę  ludzką,  to  dlaczego  nie 

wolno mi kochać również siebie? Zasada, k tó ra proklam uje 
miłość do człowieka, ale zakazuje mi miłości do samego sie­
bie, wyklucza m nie spośród ogółu isto t ludzkich.  W szelako

179

background image

najgłębszym   doświadczeniem   ludzkiej  egzystencji  je s t  to 
doświadczenie,  w  którym   m am   wzgląd  n a   samego  siebie. 

Solidarność  z  innym i  je s t  tylko  w tedy  solidarnością,  gdy 

nie  wyłącza  mojej  osoby.  D oktryna,  k tó ra   głosi  tak ie  wy­
kluczenie, ju ż sam ym  tym  dowodzi, że je s t obiektywnie nie­

uczciwa7.

Dochodzimy tu   do p rzesłanek  psychologicznych,  n a któ­

rych  opierają  się  konkluzje  tego  artyk u łu .  Ogólnie  biorąc, 
są  to następujące założenia: nie tylko inni, lecz również my 
sam i jesteśm y   „obiektem”  naszych  uczuć  i  postaw;  posta­
w a wobec innych i  postaw a wobec  samego  siebie nie tylko 
nie  są  w zajem nie  sprzeczne,  ale  wręcz  w ykazują  zasadni­

czą  zbieżność  (aspekt te n   podkreśla  K.  Horney w  Nowych 

drogach w psychoanalizie, zwłaszcza rozdz.  5 i 7). W odnie­

sieniu  do  omawianego  zagadnienia  oznacza  to,  że  miłość 
do  innych  i  miłość  do  siebie  samego  nie  są  altern aty w ą, 
podobnie ja k  nie są altern aty w ą nienaw iść do innych i nie­
naw iść  do  samego  siebie.  W prost  przeciwnie,  postaw ę  m i­
łości  do  samego  siebie  m ożna  znaleźć  u  ludzi,  którzy  są 

przynajm niej  zdolni  kochać  innych.  N ienawiść  do  samego 
siebie je s t nierozdzielnie zw iązana z nienaw iścią do innych, 
n aw et jeśli  powierzchowne  w rażenie  zdaje  się  mówić  coś 
przeciwnego.  Innym i  słowy,  zarówno  miłość,  ja k   i  n ien a ­
wiść  są,  w  zasadzie,  nierozdzielne,  jeśli  chodzi  o  różnicę 

pomiędzy „obiektam i” a moim w łasnym  ,ja ”.

By  ujaśnić tę  tezę,  m usim y  się  zająć  problem atyką  nie­

naw iści  i  miłości.  Jeśli  chodzi  o  nienaw iść,  to  m ożna  wy­
różnić „nienawiść reak ty w n ą” i „nienawiść uw arunkow aną 

charakterologicznie”.  Przez  nienaw iść  reak ty w n ą  rozu­
m iem   nienaw iść,  k tó ra   zasadniczo  je s t  reakcją  n a   a ta k  
skierow any n a  moje życie,  bezpieczeństwo czy ideały bądź 
n a   osobę,  k tó rą  kocham  i  z  k tó rą   się  identyfikuję.  P rze­

słan ką  tej  reaktyw nej  nienaw iści je s t  mój  pozytywny  sto­
sunek do własnego życia, do innych ludzi i do ideałów. Tam, 
gdzie  występuje  silna  afirm acja  życia,  tam   a ta k   n a   życie 
m usi wzbudzić  silną nienawiść.  Tam ,  gdzie  występuje  m i­
łość, ta m  m usi się pojawić nienaw iść, jeśli zostaje zaatak o ­

wany  obiekt miłości.  Nie  m a takiego  nam iętnego  dążenia,

180

background image

które nie prowadziłoby do nienaw iści, jeśli  atakow any je s t 

jego  obiekt.  N ienaw iść  ta k a   stanow i  k o n tra p u n k t  życia. 

Pojawia się w szczególnej  sytuacji, m a doprowadzić do zni­

szczenia  n a p a stn ik a   i,  w  zasadzie,  w ygasa  po  osiągnięciu 

tego  celu  (kreatyw ną  funkcję  destrukcji  uw ypuklił F.  Nie­
tzsche w Ecce Homo).

Nienawiść uw arunkow ana charakterologicznie je s t czymś 

innym . W prawdzie pojawiła się kiedyś jako reakcja n a pew­

ne  przeżycia  z  okresu  dzieciństw a,  ale  z  czasem   s ta ła   się 

trw ałą  cechą  c h a ra k te ru   danej  osoby -  wrogością,  widocz­

n ą naw et wtedy, gdy nie p rzerad za się w jaw n ą nienaw iść. 

W yraz  tw arzy,  gest,  ton  głosu,  rodzaj  dowcipów,  drobne 
mimowolne reakcje zdradzają obserw atorowi tę fundam en­
ta ln ą  wrogość,  k tó rą  m ożna  określić jako  s ta łą   g o to w o ś ć  

do nienaw iści. J e s t ona podstaw ą,  z której rodzi się n ien a ­

wiść  reaktyw na, jeśli  zadziała  specyficzny bodziec.  T a  re ­

akcja nienaw iści  może być całkowicie  racjonalna — ta k  ra ­

cjonalna, ja k  to m a miejsce w sytuacjach, które opisaliśm y 

jako wywołujące nienaw iść reaktyw ną. Zachodzi tu  jed n a k  

fu n d am en taln a różnica. W przypadku nienaw iści reak tyw ­
nej  sytuacja  k r e u j e   nienaw iść.  W  przypadku  nienaw iści 
uw arunkow anej charakterologicznie sytuacja  u a k t y w n i a  
„bezczynną” wrogość. W zbudzona nienaw iść przynosi czło­
wiekowi coś w rodzaju poczucia ulgi, ta k  jak by  był on szczę­

śliwy,  że  znalazł  racjonalną  okazję  w yrażenia  swej  chro­

nicznej wrogości.  U kazuje on szczególny rodzaj  satysfakcji 
i przyjemności, czerpanej z własnej nienawiści, którego b rak  
w przypadku nienaw iści reaktyw nej.

Gdy  reakcja  nienaw iści je s t  proporcjonalna  do  sytuacji 

zew nętrznej,  mówimy  o  reakcji  „norm alnej”,  n a w e t  jeśli 

je s t ona aktyw izacją nienaw iści uw arunkow anej  c h a ra k te ­

rologicznie.  Pomiędzy reakcją n orm aln ą i reakcją „irracjo­
n a ln ą ”,  ja k ą   znajdujem y  u   neurotyków   czy  psychotyków, 
w ystępują  niezliczone  formy  pośrednie,  nie  m ożna  tu   za­
tem   przeprowadzić  ostrego  rozgraniczenia.  W  irracjonal­
nej  reakcji  nienaw iści  emocje  zdają  się  nieproporcjonalne 

do  rzeczywistej  sytuacji.  Z ilustrujm y to  przykładem   re a k ­

cji, k tó rą  jakże często m ają okazję obserwować p sychoana­

i

181

background image

litycy.  Oto pacjent m usiał czekać dziesięć m inu t, ponieważ 
psychoanalityk się spóźnił.  Do gab inetu  wchodzi rozwście­

czony  z  powodu  doznanej  obrazy.  S krajne  przypadki  b a r­
dziej  w yraźnie m ożna zaobserwować  u psychotyków -  dys­
proporcja je s t tu  jeszcze bardziej uderzająca. Psychotyczną 

nienaw iść  może  wywołać  coś,  co  z  perspektyw y  rzeczywi­

stości  nie  je s t  w  ogóle  obraźliw e.  J e s t  je d n a k   obraźliwe 
z perspektyw y uczuć danej osoby.  Irracjon aln a reakcja je s t 

więc irracjon alna tylko  z perspektyw y  zew nętrznej,  obiek­
tywnej  rzeczywistości, a nie z perspektyw y subiektyw nych 
p rzesłanek  samego  zainteresow anego.

Chroniczną wrogość może celowo wzbudzać i przekształcać 

w jaw n ą   nienaw iść  również  sugestia  społeczna,  to  znaczy 
propaganda.  Je śli  propaganda,  któ ra  chce  wpoić  ludziom 
nienaw iść  do konkretnych  obiektów,  m a być skuteczna,  to 
m usi  się  opierać  n a   charakterologicznie  uw arunkow anej 
wrogości w  stru k tu rz e   osobowości  członków grupy,  do  któ­
rej je s t skierow ana.  Przykładem  może tu  być odwoływanie 

się nazizm u do grupy, k tó ra  stanow iła jego trzon, czyli niż­

szych w arstw  klasy średniej. U tajona nienaw iść cechowała 
członków tej grupy n a  długo przedtem ,  nim  uakty w n iła się 
pod  wpływem  nazistow skiej  propagandy.  Dlatego  też  mo­
gła  się  stać ta k  podatnym   dla niej  gruntem .

Psychoanaliza wielekroć pozwala  obserwować  w arunki, 

które odpowiadają za pojawienie się nienaw iści w s tru k tu ­
rze  charak teru.

M ożna  stwierdzić,  że  czynnikiem   decydującym  o  poja­

w ieniu się nienaw iści uw arunkow anej charakterologicznie 

je s t wszystko, czym ham uje się bądź niszczy u dziecka spon­

taniczność,  wolność,  ekspansyw ność  emocjonalną  i  fizycz­
ną, rozwój jego ,ja ”8. Środki, któ re wykorzystuje się do tego 

celu, są rozm aite: od jaw nej, onieśm ielającej wrogości i te r ­
roru  po  subtelny i „słodki” rodzaj  „anonimowego  au to ry te­
tu ”,  który  niczego  otwarcie  nie  zabrania,  a jedynie  mówi: 
„Wiem,  że ci się  to  spodoba” czy też  „Wiem,  że ci  się to nie 

spodoba”.

Zwykła  frustracja instynktow nych popędów nie  generu­

je  głęboko  zakorzenionej  wrogości,  ale  w łaśnie  n a   takim

182

background image

założeniu oparł się F reud  w swej koncepcji kom pleksu Edy­

pa.  W  m yśl  tej  teorii,  fru stra c ja   p rag n ień   seksualnych, 

skierow anych  ku  ojcu  czy  m atce,  rodzi  nienaw iść,  k tó ra  
z  kolei prowadzi  do lęku i uległości.  Oczywiście,  fru stra c ja  
często jaw i  się jako  sym ptom   czegoś,  co  generuje  wrogość: 

lekcew ażenia  dziecka,  h am ow ania  jego  ekspansyw ności, 
odm aw iania  m u  swobody.  Rzeczywistym  rez u lta tem   nie 

je s t jed n a k  izolowana fru stracja, lecz w alka dziecka z tym i 

siłam i,  które  chcą  stłum ić jego  swobodę  i  spontaniczność. 

M ożna w skazać wiele form, w jak ich  dziecko prowadzi w al­
kę  o  swą  wolność,  i  wiele  sposobów,  w jakie  m askuje  swą 
porażkę.  Może  ono  zinternalizow ać  a u to ry tet  zew nętrzny 
i być „dobre”;  może jaw nie  się  zbuntować,  a  mimo to  pozo­

staw ać zależne; może poczuć, że „przynależy” dzięki pełne­

m u  dostosow aniu  się  do  wzorców  kulturow ych  kosztem  

u tra ty   indyw idualnego  ,ja ”.  Zawsze  efektem   będzie  tu  
m niejsza czy w iększa p u stk a  w ew nętrzna,  poczucie  zniko­
mości, lęk,  generow ana przez to wszystko,  chroniczna nie­
nawiść, a także  r e s e n t y m e n t ,  który Nietzsche n a d e r tra f­
nie  scharakteryzow ał jako Lebensneid,  życiową  zawiść.

Pom iędzy nienaw iścią a życiową zawiścią zachodzi  sub­

te ln a   różnica.  J a k   stw ierdziliśm y,  celem  nienaw iści  je s t 

zniszczenie  obiektu,  który  znajduje  się  n a  zew nątrz  m nie 
samego.  Niszcząc  go,  zdobywam  relatyw ną  moc.  Życiowa 
zawiść również m a zniszczyć innych, nie po to jed n ak, bym 
zdobył relatyw ną moc,  lecz  po to, bym  m iał satysfakcję,  że 
odmówiłem  innym   uciechy  z  tego,  czym  -  z  zew nętrznych 
czy  w ew nętrznych  powodów  — sam   nie  mogę  się  cieszyć. 

Jej  celem je s t więc uśm ierzenie bólu, zakorzenionego w mej 

niezdolności do szczęścia, poprzez usunięcie z mego otocze­
n ia w szystkich, którzy sam ym  swym istnieniem   pokazują, 
czego mi b r a k 9.

W zasadzie te sam e czynniki w aru n ku ją rozwój chronicz­

nej nienaw iści w grupie. Różnica, podobnie ja k  różnica m ię­

dzy psychologią indyw idualną i psychologią społeczną,  po­

legałaby  tylko  n a  tym ,  że  w  psychologii  indyw idualnej 
poszukujem y indyw idualnych i przypadkowych warunków, 
odpowiedzialnych za pow stanie tych cech ch arak teru , dzię­

183

background image

ki  którym   jed en   osobnik  różni  się  od  pozostałych  człon­
ków  swej  grupy,  podczas  gdy  w  psychologii  społecznej  in ­
teresu jem y   się  s tr u k tu rą   c h a ra k te ru   w  tym   zakresie, 
w jak im  je s t  ona  wspólna,  a  więc  typowa,  dla  większości 

członków  tej  grupy  -   nie  poszukujem y  tu   zatem   przy­
padkowych, indyw idualnych uw arunkow ań, takich ja k  sro­

gi ojciec czy niespodziew ana śm ierć ukochanej  siostry, lecz 

tych  w arunków   życia,  które  są  doświadczeniem   wspól­

nym   dla  grupy jako  takiej.  Nie  chodzi  więc  o te n   czy inny 
izolowany rys  całego  sposobu  życia, lecz  o  pełną  s tru k tu rę  
podstawowych  doświadczeń  życiowych,  istotowo  u w a ru n ­
kow anych  n ade  w szystko  przez  sytuacją  społeczno-eko­
nom iczną  poszczególnej  grupy  (por.  E.  From m ,  M etody 

i funkcje...).

Dziecko  je s t  p rzesiąknięte  „duchem”  społeczeństw a  na 

długo przedtem, zanim bezpośrednio zetknie się z nim w szko­
le.  W  swych  stru k tu ra c h   c h a ra k te ru   rodzice  są  reprezen­
ta n ta m i ducha panującego w ich społeczeństwie i w ich kla­

sie  społecznej.  Atm osferę  tę  przekazują  dziecku,  od  dnia 
narodzin  począwszy.  Rodzina je s t  więc  „psychiczną  agen­
cją”  społeczeństwa.

Łatwo  tera z   zrozumieć,  dlaczego  zajęliśm y  się  kw estią 

specyfikacji form nienaw iści. O ile w przypadku nienaw iści 
reaktyw nej  bodziec, który je s t  zarazem  obiektem ,  stanow i 
„przyczynę”  nienaw iści,  o  tyle  w  przypadku  nienaw iści 
uw arunkow anej  charakterologicznie gotowość do nienaw i­

ści  jak o   fu n d am e n ta ln a   postaw a  istnieje  niezależnie  od 
obiektu i jeszcze zanim  bodziec zainicjuje przem ianę chro­
nicznej wrogości w jaw n ą nienawiść. J a k  stwierdzono, fun­

d am en taln a nienaw iść  pierw otnie,  w  okresie  dzieciństwa, 
pojawia  się  za  spraw ą  pewnych  osób,  by  później  stać  się 
częścią  s tru k tu ry   osobowości,  ta k   iż  obiekt  odgrywa wów­

czas już tylko drugorzędną rolę.  W tym  przypadku nie  m a 
zatem ,  w  zasadzie,  różnicy  pomiędzy  obiektem   poza  m ną 
sam ym  i moim ,ja ”.  Chroniczna wrogość je s t  stale  obecna. 
Jej  zew nętrzne  obiekty  zm ieniają  się  zależnie  od  okolicz­
ności  i jedynie  od  pewnych  czynników  zależy,  czy ja   sam  

stan ę  się jednym   z  obiektów swej  wrogości.  By  zrozumieć,

184

background image

dlaczego  w  jednym   przypadku  nienaw iść  je s t  kierow ana 

n a  k o n k retn ą  osobę, a w innym  nienaw idzi się siebie sam e­

go,  m usim y poznać  specyficzne  czynniki  sytuacyjne,  które 
czynią innych bądź m nie samego obiektem  mej jaw nej nie­

nawiści.  W tym   kontekście  interesu je n a s  w szakże  ogólna 

zasada, zgodnie z k tó rą  nienaw iść u w arunkow ana ch a ra k ­

terologicznie  je s t  czymś,  co  prom ieniuje  z  jed n o stki  i  n i­

czym  św iatło  reflektora  skupia  się  raz  n a  tym ,  raz  n a   in ­
nym   obiekcie,  w tym  i n a   m nie  samym.

F u n d a m en ta ln a   nienaw iść je s t jednym   z  głównych  pro­

blemów naszej k u ltury.  Pokazaliśm y n a początku, ja k  kal- 
winizm i protestantyzm  przedstaw iają człowieka jako z grun­
tu  złą istotę, k tó ra  zasługuje n a pogardę. Nienawiść, z ja k ą  
L u ter odnosi się do zbuntow anych chłopów, je s t w prost nie­
bywała.

M ax W eber  zwrócił  uw agę  n a   rys  nieufności  i  wrogości 

wobec innych,  który przew ija  się  przez  piśm iennictw o  pu- 

rytańskie, pełne ostrzeżeń przed w iarą, że inni ludzie okażą 

n am  pomoc i  życzliwość.  B axter zalecał  głęboką  nieufność 

naw et  w  sto su n k u   do  najbliższych  przyjaciół.  T.  A dam s 
powiada:  „On -  człowiek, który «wie swoje» -  nie je s t ślepy 
w spraw ach żadnego człowieka, ale najlepiej  widzi w swych 
własnych.  O granicza się do kręgu w łasnych interesów  i nie 
kładzie palca  m iędzy drzwi  [...]  Widzi jego  [św iata]  fałszy- 
wość,  uczy  się  przeto  ufać  zawsze  sobie  sam em u,  innym  
zaś  n a tyle,  by nie  ponieść szkody,  gdy go zaw iodą”  (Work 

o f the P uritan Diuines,  cyt.  za:  M.  Weber).

Hobbes  przyjm uje,  że  człowiek  ze  swej  n a tu ry  je s t  d ra ­

pieżnym   zwierzęciem,  które  przepełnia  wrogość,  żądza 
m ordu  i  grabieży.  Pokój  i  porządek  m ożna  zaprow adzić 
dzięki  powszechnej  zgodzie  i  podporządkow aniu  się  au to ­
rytetow i państw a. O pinia K an ta o ludzkiej n a tu rz e  nie róż­
ni  się  specjalnie  od  poglądu  Hobbesa:  tak że  K a n t  uw aża, 
że człowiek m a n a tu ra ln ą   skłonność do zła. W śród psycho­
logów  często  m ożna  spotkać  założenie,  iż  chroniczna  nie­
nawiść stanow i nieodłączną część ludzkiej natury.  W illiam 
Ja m es uw ażał ją  za ta k  potężną, że przyjmował za pewnik, 
iż każdy z nas odczuwa n a tu ra ln ą  odrazę przed k o n taktem

185

background image

fizycznym  z  innym i  osobami  (por.  W.  Jam es,  Principles  o f 

Psychology,  zwłaszcza  tom   2).  W  swej  teorii  in sty n k tu  

śm ierci F reu d  przyjm uje,  że  z przyczyn biologicznych każ­
dy  z  n as  je s t  kierow any  przez  n ieod p artą  siłę  niszczenia 
albo innych,  albo  siebie  samego.

Choć  niektórzy filozofowie  epoki  oświecenia wierzyli,  że 

n a tu ra   człowieka  je s t  dobra,  a  jego  wrogość  stanow i  n a ­

stępstw o  w arunków ,  w  jak ich   przyszło  m u  żyć,  to  jed ­
n a k  pogląd, że wrogość pozostaje nieodłączną częścią ludz­
kiej n a tu ry , przew ija się przez idee reprezentatyw nych my­
ślicieli  nowożytnej  epoki,  od  L u tra   po  współczesność.  Nie 
m a potrzeby się zastanaw iać, czy założenie to je s t do utrzy­
m ania.  Jakkolw iek  by  było,  filozofowie  i  psychologowie, 
którzy  je  przyjmowali,  byli  dobrymi  obserw atoram i  czło­
w ieka, który żył w kręgu ich k u ltu ry , naw et jeśli popełniali 
błąd,  sądząc,  że  nowożytny  człowiek  nie je s t  w  swej  isto­

cie  wytworem   historycznym ,  lecz  tym ,  czym  uczyniła  go 
n a tu ra .

ile  m yśliciele  w yraźnie  dostrzegali  potęgę  wrogości 

w nowożytnym człowieku, o tyle popularne ideologie i prze­
k o n an ia  przeciętnego  człowieka  ignorują  to  zjawisko.  J e ­

dynie  stosunkowo  nieliczni  zdają sobie  spraw ę  ze  swej  za­
sadniczej  niechęci  do  innych.  W ielu  m a  tylko  poczucie,  że 
po  p rostu  m ało  się  in teresu ją  czy  zajm ują  innym i.  W ięk­
szość zupełnie sobie nie uśw iadam ia n atężen ia chronicznej 
nienaw iści  w  sobie  i  w  innych.  Przyswoili  sobie  postawę 
uczuciową,  któ rą,  ja k   sądzą,  powinni  się  kierować:  lubić 

ludzi  i  uw ażać  ich  za  miłych,  dopóki  nie  dopuszczają  się 

agresji.  Ju ż   sam a  częstotliwość  owego  „lubienia ludzi”  do­

wodzi jego miałkości czy raczej jego kom pensacyjnego cha­

ra k te ru , który m a zrównoważyć fund am en taln y b ra k  sym­
p atii  dla innych.

ile powszechność fundam entalnej nieufności i niechęci 

do innych zn ana je s t wielu obserw atorom  naszej  sceny spo­
łecznej, o tyle niechęć człowieka do samego siebie je s t mniej 
rozpoznanym   zjawiskiem.  W szelako  nienaw iść  człowieka 
do samego siebie możemy uw ażać za sporadyczny fenomen 

jedynie  wtedy,  gdy  ograniczam y  się  do  tych  przypadków,

186

background image

gdy ktoś z całą otw artością nienaw idzi czy nie lubi samego 
siebie.  Zwykle niechęć ta  je s t n a  różne sposoby ukryw ana. 

Jednym   z jej  najczęściej  spotykanych,  pośrednich  przeja­
wów je s t  poczucie  niższości,  ta k   powszechne  w  kręgu  n a ­

szej  kultu ry .  N a  płaszczyźnie  świadomości  ludzie,  którzy 
są nim  dotknięci, nie odczuwają niechęci do sam ych siebie, 
a jedynie uw ażają się za gorszych,  za głupich, za n ie a tra k ­
cyjnych -  czy cokolwiek innego może  się  składać n a  szcze­
gólną treść  poczucia niższości1 °.

Oczywiście  dynam ika  poczucia  niższości  je s t  złożonym 

zjawiskiem ,  n a  które  składa  się więcej  czynników niż  ten, 

którym   się  zajm ujem y.  Ale  w łaśnie  on  w ystępuje  zawsze: 
niechęć  do  samego  siebie  -   a  przynajm niej  b ra k   sym patii 

dla  własnej  osoby -  je s t  w  poczuciu  niższości  zawsze  obe­
cna jako dynam iczny czynnik.

Jeszcze subtelniejszą form ą niechęci człowieka do sam e­

go  siebie je s t jego  skłonność  do  n ieustannej  sam okrytyki. 
Tego rodzaju  osoby nie  czują  się gorsze  od  innych,  ale  gdy 
popełnią jak iś  błąd  lub  gdy  odkryją  w  sobie  coś,  czego  nie 
powinno  być,  ich  sam okrytycyzm  je s t  zupełnie  niepropor­
cjonalny do  znaczenia tego błędu czy tej wady.  Ludzie tacy 
chcą  być  doskonali  w edług  swych  w łasnych  stan d ard ów  
albo  przynajm niej  w edług standardów   otoczenia,  byle  tyl­
ko  zdobyć uczucie  i  uznanie.  Czują  się  spokojni,  gdy m ają 
poczucie,  że to,  co zrobili, je s t doskonałe, lub gdy udaje się 
im  zdobyć  u znanie  innych.  Ilekroć  im  tego  brak,  tylekroć 
p rzygniata ich, zwykle tłum ione, poczucie niższości. I znów 
źródłem tej  postaw y je s t zasadniczy b ra k  sym patii  dla s a ­
mego  siebie.  S tan ie  się  to  bardziej  oczywiste, jeśli  porów­
nam y  tę  postaw ę  człowieka  wobec  samego  siebie  z  odpo­
w iadającą  jej  postaw ą  wobec  innych.  Jeśli,  n a   przykład, 
mężczyzna,  który  sądzi,  że  kocha kobietę,  uw aża j ą   za nic 
nie w artą,  gdy popełni ona jak iś błąd,  albo jeśli jego uczu­

cie je st  całkowicie  uzależnione  od  tego,  czy inni ją   chwalą 

bądź  krytyk ują,  to  niew ątpliw ie  m am y  tu   do  czynienia 

z fundam entalnym  brakiem  miłości. J e s t to człowiek, który 

nienaw idzi,  który  w ykorzystuje  każdą  okazję  do  krytyki 
innych i  którego  uwagi nie  ujdzie  żadna gafa.

187

background image

N ajpowszechniejszym  je d n a k   przejaw em   b rak u   sym pa­

tii dla samego siebie je s t sposób, w ja k i ludzie tra k tu ją  sie­
bie samych.  Człowiek je s t dla siebie niczym poganiacz nie­

wolników. M iast służyć rzeczywistem u panu, um ieścił pana 
w swym w nętrzu.  P a n  te n  je s t srogi i okrutny. Nie daje m u 
chwili  w ytchnienia,  zab ra n ia   m u  wszelkiej  przyjemności, 
nie  pozwala  m u  kierować  się  swymi  pragnieniam i.  Jeśli 

człowiekowi  zdarza  się  go  nie  posłuchać,  to  tylko  u k ra d ­

kiem  i za cenę nieczystego sum ienia. N aw et pogoń za przy­

jem nościam i je s t  równie  kom pulsyw na ja k   praca.  Nic  nie 

u w alnia  go  od  ciągłego  niepokoju,  który  przenika jego  ży­

cie.  Zwykle  ludzie  nie  zdają  sobie  n aw et spraw y  ze  swego 

try b u   życia.  T rafiają  się je d n a k   wyjątki.  Gdy  b an k ier  J a ­

m es  Stillm an   w kwiecie  w ieku  osiągnął bogactwo,  prestiż 
i  potęgę,  osiągalne  tylko  dla  nielicznych,  powiedział:  „Ni­
gdy w życiu nie robiłem  tego,  co chciałem, i nigdy nie będę 
tego robił” (por. A.  Robeson,  The Portrait o f a  Banker: J a ­
m es S tillm a n n ,
  New York  1927).

F reu d   w  swej  koncepcji  superego  dokładnie  opisał  rolę 

„sum ienia”  jako  internalizacji  zew nętrznych  autorytetów  

i  jak o   nośnika  głęboko  osadzonej  wrogości  człowieka  do 

samego  siebie.  Zakłada  on,  że  superego  zaw iera  znaczną 
część  podstawowej,  wrodzonej  człowiekowi  destruktyw no- 

ści,  k tó rą   obraca  przeciwko  człowiekowi  jak o   obowiązek 

i  powinność  m oralną.  Mimo  wszelkich  zastrzeżeń,  jakie 

m ożna  zgłosić  przeciw  Freudow skiej  teorii  superego  (zob. 
moja  analiza tego  pojęcia  w:  E.  From m ,  Sozialpsychologi- 
scher  Teil), m uszę przyznać,  że F reud bez w ątpienia prze­

nikliwie  dostrzegł wrogość i okrucieństw o,  zaw arte w  „su­
m ieniu”, jak im   pojmuje je nowożytność.

W szystko, co dotyczy wrogości i nienaw iści, dotyczy rów­

nież  miłości.  Problem atykę  miłości  do  innych  i  miłości  do 

siebie  znacznie  tru dniej  jed n a k   analizować,  i  to  z  dwóch 
powodów.  Po  pierwsze,  o ile nienaw iść je s t zjaw iskiem  po­
wszechnie spotykanym  w naszym  społeczeństwie,  a zatem  
i  łatwo  dostępnym   dla  b ad ań  empirycznych,  o  tyle  miłość 

je s t zjaw iskiem  stosunkowo rzadkim , które tylko z trudem  

poddaje się  empirycznej  obserwacji -  dlatego w szelka dys­

188

background image

k u sja może się przerodzić w czystą spekulację. D ruga tr u d ­
ność  je s t  bodaj  jeszcze  w iększa.  Żadne  słowo  nie je s t  ta k  
nadużyw ane  i  prostytuow ane ja k   słowo  „miłość”.  M ieli je 
n a  u stach  ludzie gotowi dopuścić się każdego okrucieństw a, 
któ re  służyło  ich  celom;  pod  jego  przykryw ką  zm uszano 
ludzi  do poświęcenia  w łasnego  szczęścia,  do  podporządko­
w an ia całej  swej istoty tym , którzy czerpali z tego korzyści. 
Używ ano  go  jak o   podstaw y  etycznej  nieuspraw iedliw io­
nych  żądań.  Uczyniono je  ta k   pustym ,  że  dla  w ielu  ludzi 
miłość nie oznacza już nic ponad to, że dwoje ludzi przeżyło 
ze sobą dwadzieścia lat, nie spierając się częściej niż raz n a  

tydzień.  Posługiw anie  się  tak im   słowem je s t  więc  niebez­

pieczne i nieco kłopotliwe.  Psycholog nie może je d n a k  pod­

dać  się  tem u   zamętowi.  Gardłować  o  miłości  to,  w  najlep ­
szym  razie,  dawać  świadectwo  złego  sm aku.  Ale  dokonać 
chłodnej,  krytycznej  analizy  całego  zjaw iska  i  zdem asko­
wać  pseudomiłość -   zadania,  których  nie  sposób  od  siebie 
oddzielić  -   to  spełnić  obowiązek,  przed  którym   psycholog 
nie m a praw a się  uchylać.

Nie  m uszę  mówić,  że  w  arty k u le  tym   nie  próbuję  doko­

nać  analizy  miłości.  Sam   opis  zjaw isk  psychologicznych, 
które przyjęło się  określać term in em  „miłość”,  złożyłby się 
n a   sporą księgę.  Niepodobna jed n a k  nie  pokusić się  o p re ­
zentację,  której  w ym aga  główny  w ątek   niniejszych  roz­
ważań.

Ja k o   miłość  często  p rzedstaw ia  się  dwa,  ściśle  ze  sobą 

zw iązane  zjaw iska -  miłość m asochistyczną i miłość sady­
styczną.  W  przypadku  m iło ś c i  m a s o c h i s t y c z n e j   czło­
wiek  rezygnuje  ze  swego  „ja”,  ze  swej  inicjatyw y  i  in te ­
gralności,  aby całkowicie podporządkować się innej  osobie, 
któ rą  uznaje  za  silniejszą.  Z  głębokiego  lęku,  k tó ry   daje 
początek  poczuciu  niezdolności  do  sam odzielnego  życia, 
człowiek pragnie pozbyć się własnego, indyw idualnego „ja” 
i stać się częścią innej istoty, zyskując w ten  sposób bezpie­
czeństwo  i odnajdując ośrodek, którego brakuje m u  w nim  

samym.  To wyrzeczenie  się  własnego  „ja”,  często  sław ione 

jako  przykład  „wielkiej  miłości”,  w  rzeczywistości je s t for­

m ą  bałw ochwalstwa  i  unicestw ieniem   własnego  „ja”.  Po­

189

background image

staw ę  tę   pojmowano jako  miłość,  co  uczyniło ją   tym   b a r­
dziej  kuszącą  i  tym  bardziej  niebezpieczną.

N ato m iast  m iło ś ć   s a d y s t y c z n a   wypływa  z  p rag n ie­

nia,  by  pochłonąć  obiekt  i  uczynić  zeń  bezwolny  in s tr u ­
m ent.  Również to  dążenie  m a  swe  źródło w głębokim  lęku 

i w niezdolności  do samodzielnego życia, w tym  przypadku 

jed n a k  poczucie siły i bezpieczeństw a nie je s t owocem w łas­

nego podporządkowania,  lecz ograniczonej  władzy n ad dru­
gą osobą. Zarówno w miłości m asochistycznej, ja k  i w m iło­
ści  sadystycznej  przejaw ia  się  fu n d am e n ta ln a   potrzeba, 
której źródłem  je s t zasadnicza niezdolność do niezależnego 
życia.  Sięgając  po  term in   biologiczny,  tę  podstaw ową  po­
trzeb ę  m ożna  określić  jak o   „potrzebę  symbiozy”.  Miłość 

sadystyczna  często je s t  tym   rodzajem   miłości,  którym   ro­
dzice  d arzą  swe  dzieci.  Nie  m a  większego  znaczenia,  czy 
dom inacja je s t jaw nie  a u to ry tarn a ,  czy  też  subtelnie  „no­
woczesna”.  W  obu  przypadkach  prowadzi  ona  do  osłabie­
n ia  dziecięcego  „ja”,  w  późniejszych  latach   do w ykształce­
n ia się u dziecka tak ich  sam ych tendencji symbiotycznych. 
Miłość  sadystyczna  nierzadko  w ystępuje  również  wśród 

dorosłych. W długotrw ałych związkach role często są stałe: 

jed e n   p a rtn e r  reprezentuje  sadystyczny,  drugi  zaś  m aso­

chistyczny  biegun ich  symbiotycznego  związku.  W  niektó­
rych  przypadkach  role  stale  się  zm ieniają  -   m am y  wów­
czas do czynienia z n ie u sta n n ą  w alką o panow anie i podpo­
rządkow anie,  pojmowaną jako  miłość.

Z dotychczasowych rozw ażań wynika, że miłości nie moż­

n a  oddzielać od wolności i niezależności. W przeciwieństwie 

do symbiotycznej  pseudomiłości,  fundam entalnym  w a ru n ­
kiem   miłości je s t  wolność  i  równość.  Jej  w arunkiem   je s t 
siła,  niezależność,  integralność  „ja”,  które  potrafi  istnieć 

sam odzielnie  i  w ytrzym ać  samotność.  W arunek  te n   doty­
czy zarówno osoby,  k tó ra  kocha, ja k  i osoby,  k tó ra je s t ko­
chana.  Miłość to spontaniczny ak t,  a spontaniczność ozna­
cza  -   również  dosłownie  -   zdolność  działania  z  własnej, 
wolnej  woli.  Jeśli  skutkiem   lęku  i  słabości  własnego  „ja” 
człowiek  nie  może  znaleźć  oparcia  w  sam ym   sobie,  to  nie 

je s t w stan ie kochać.

190

background image

S tanie  się  to  w  pełni  zrozum iałe, jeśli  zapytam y,  n a   co 

ukierunkow uje  się  miłość.  Miłość  stanow i  przeciw ieństwo 
nienaw iści.  N ienaw iść  je s t  nam iętny m   p rag nieniem   n i­
szczenia. Miłość je s t nam iętn ą afirm acją swego „obiektu”11. 
Miłość  nie je s t  więc  „afektem ”,  lecz  aktyw nym   dążeniem , 
które za cel m a szczęście, rozwój i wolność swego „obiektu”. 
Ta  n a m ię tn a   afirm acja  nie je s t  możliwa, jeśli  w łasne  „ja” 

je s t  kalekie,  auten tyczn a  afirm acja  zawsze  opiera  się  bo­

wiem n a poczuciu mocy.  Człowiek, którego „ja” je s t upośle­

dzone, może kochać tylko w am biw alentny sposób -  m ocną 

częścią swego „ja” może kochać, n ato m iast kaleką m usi nie­
naw idzić12.

T erm in „nam iętna afirm acja” może  prowadzić  do niepo­

rozum ienia. Nie oznacza on intelek tu aln ej afirm acji w sen ­

sie  czysto  racjonalnego  sądu,  lecz  znacznie  głębszy  ak t, 

w którym  uczestniczy cała osobowość człowieka: jego in te ­

lekt,  emocje  i  zmysły.  Oczy,  uszy  i  nos  często  są  równie 
dobrymi -  jeśli nie lepszymi -  organam i afirm acji ja k  mózg. 
Głęboka  i  n am ię tn a   afirm acja  odnosi  się  do  istoty   „obiek­

tu ”,  a nie  tylko  do jego  poszczególnych jakości.  W  S tarym  

Testam encie nie m a mocniejszego w yrazu miłości Boga  do 
człowieka n ad słowa, które zam ykają każdy dzień stw orze­
nia:  „I w idział Bóg,  że  było  dobre”.

Możliwe je s t i inne nieporozum ienie, którego szczególnie 

należy  unikać.  N a  podstaw ie  dotychczasowych  wywodów 
m ożna by wysnuć wniosek,  że w szelka afirm acja je s t m iło­
ścią,  niezależnie  od  wartości  swego  obiektu.  Oznaczałoby 
to, że miłość je s t czysto subiektyw nym  uczuciem afirm acji, 
zam kniętym   n a   problem   w artości  obiektywnych.  N asuw a 
się  pytanie:  czy  m ożna  kochać  zło?  Tym  oto  sposobem  do­

szliśmy  do jednego  z  najtrudniejszych  problemów  psycho­
logii  i  filozofii,  którym ,  niestety,  nie  możemy  się  tu   zająć. 
M uszę  je d n a k   jeszcze  raz   powiedzieć,  że  afirm acja 
w  prezentow anym   tu   znaczeniu  nie je s t  czymś  całkowicie 
subiektywnym .  Miłość je s t afirm acją  życia,  rozwoju,  rado­
ści,  wolności,  zatem   zło,  które  oznacza  negację,  śm ierć, 
przym us, z definicji nie może  być obiektem  miłości.  Z pew­
nością  subiektyw nym   uczuciem  może  być  przyjem na  eks­

191

background image

cytacja,  k tó ra   n a  poziomie  świadomości  wiąże  się  z  kon­
w encjonalnym   term inem   „miłość”.  Człowiek  lubi  wierzyć, 
że kocha,  ale  an aliza jego psychiki  odsłania  sta n   zupełnie 
różny od tego,  co  om awiam   tu  jako miłość.

To  sam o  p ytanie  n asu w a  się  w odniesieniu  do  pewnych 

innych  problemów psychologii,  n a  przykład w odniesieniu 

do  problem u,  czy  szczęście je s t  całkowicie  subiektyw nym  
zjaw iskiem , czy też zaw iera w sobie ja k iś obiektywny czyn­
nik.  Czy  osoba,  k tó ra   czuje  się  „szczęśliwa” w  sytuacji  za­
leżności  i  autorezygnacji, je s t  szczęśliwa,  ponieważ  czuje, 
że je s t  szczęśliwa,  czy też  szczęście  zawsze  zależy od pew­
nych w artości, tak ich  ja k  wolność i integralność? A rgum en­
tu , że ludzie są „szczęśliwi”, zawsze używano, by uspraw ie­

dliwić  ich  ciemiężenie.  Słaba  to jed n a k   obrona.  Szczęścia 
nie m ożna oddzielić od pewnych w artości i nie je s t ono czy­

sto  subiektyw nym   poczuciem  zadowolenia.  Weźmy  przy­

k ład m asochizm u.  Człowiek może być zadowolony z podpo­

rządkow ania,  z  to rtu r  czy  n aw et  ze  śmierci,  ale  w  podpo­
rządkow aniu,  to rtu ra c h   czy  śm ierci  nie  m a  szczęścia. 
R ozw ażania  ta k ie   zdają  się  należeć  raczej  do  filozofii  czy 
religii  niż  do  psychologii.  Nie  sądzę jed n ak , by ta k  rzeczy­
wiście  było.  D ostatecznie  w yrafinow ana  analiza  psycholo­

giczna,  k tó ra   zdaje  sobie  spraw ę  ze  zróżnicowania jakości 
uczuć,  zależnego  od  stru k tu ry   osobowości,  potrafi  ukazać 
różnicę  m iędzy  z a d o w o le n ie m   a  s z c z ę ś c ie m .  Psycho­
logia  może  być  świadom a  tak ich   problemów  tylko  wtedy, 
gdy  nie  próbuje  się  odseparować  od  problem u  wartości. 

I gdy nie w zbrania się przed pytaniem   o cel  ludzkiej  egzy­
stencji.

Podobnie  ja k   nienaw iść  u w aru nk o w an a  ch arakterolo­

gicznie,  miłość  m a  swe  korzenie  w  fundam entalnej  posta­
wie,  k tó ra  je s t  stale  obecna:  m ożna ją   nazwać  gotowością 
do  kochania,  f u n d a m e n t a l n ą   s y m p a t ią .  Poszczególny 
obiekt  u ru ch am ia ją ,  ale  nie  je s t jej  przyczyną.  Zdolność 
i gotowość do kochania je s t cechą c h a ra k te ru , ta k  samo ja k  

gotowość do nienaw iści13. Trudno powiedzieć, jak ie w aru n ­

ki  sprzyjają  rozwojowi  z a s a d n i c z e j   s y m p a t ii .  Wydaje 

się, że istnieją dwa główne: w aru n ek pozytywny i w arunek

192

background image

negatywny.  W arunkiem   pozytywnym  je s t  miłość,  której 
człowiek  doświadcza  w  okresie  dzieciństw a.  Choć  wedle 
powszechnego  przekonania  rodzice  kochają  swe  dzieci,  to 

jed n a k  miłość ta k a  je s t raczej  w yjątkiem   niż  regułą.  Moż- 

'n a   zatem  powiedzieć,  że  pierwszy  z  w arunków  najczęściej 

nie je s t  spełniony.  W arunkiem   negatyw nym  je s t  nieobec­
ność omówionych wcześniej czynników, które prow adzą do 
zaistn ienia  chronicznej  nienawiści.  Każdy,  kto  obserwuje 
doświadczenia dzieciństwa, nie bez racji może podać w w ąt­
pliwość tezę, jakoby czynniki te często były nieobecne.

Z  założenia,  że  rzeczyw ista  miłość  je s t  zakorzeniona 

w fundam entalnej  sym patii, w ynika istotny w niosek co do 
o b i e k t u   miłości. W zasadzie brzm i on ta k  sam o ja k  wnio­
sek, który dotyczył obiektów chronicznej nienaw iści: żaden 
obiekt  miłości  nie  je s t  jedynym   i  w yłącznym   obiektem . 
Z  pewnością  nie je s t  to  kw estią  przypadku,  że  k o n k retn a  
osoba staje się  o b ie k te m   czyjejś miłości.  Czynniki,  które 
w a ru n k u ją ta k i k onkretny wybór,  są zbyt liczne i  zbyt zło­
żone,  by je  tu   omawiać.

Co  istotne,  miłość  do  konkretnego  o b ie k tu   je s t  tylko 

uaktyw nieniem  i skupieniem  chronicznej  miłości n a jednej 
osobie.  Nie je s t  tak , ja k   chcieliby  orędownicy  „miłości  ro­
m antycznej”:  że  n a  świecie  je s t  tylko  jed n a   osoba,  k tó rą 

może  pokochać  dany  człowiek,  że  spotkanie  takiej  osoby 

je s t  jego  w ielką  życiową  szan są  i  że  miłość  do  tej  osoby 

oznacza  odsunięcie  się  od  w szystkich innych  osób.  Miłość, 

której  doświadczyć  m ożna  tylko  w  odniesieniu  do  jed ­

nej  osoby,  już  sam ym   tym   dowodzi,  że  nie  je s t  miłością, 
lecz symbiotycznym  przyw iązaniem .  F u n d a m en ta ln a   afir­
m acja,  stanow iąca  elem ent  miłości,  je s t  skierow ana  ku 
ukochanej  osobie  jako  ucieleśnieniu  istotowych  w artości 
ludzkich.

Miłość do jednej  osoby oznacza miłość do  człowieka jako 

takiego.  „Podział  pracy”,  ja k   nazyw a  to  W illiam  Ja m e s  -  
kochać  w łasną  rodzinę,  a być  obojętnym  wobec  „obcego” — 

je s t  oznaką  zasadniczej  niezdolności  do  kochania.  Miłość 

do człowieka jak o  takiego nie jest, ja k  się często przyjm uje, 

abstrakcją,  k tó ra  przychodzi  „po”  miłości  do  jak iejś  kon­

193

background image

kretnej osoby, czy rozszerzeniem  doświadczenia, które w ią­

zało  się  z jak im ś  szczególnym  o b ie k te m ;  miłość  do  czło­
w ieka jak o   takiego je s t  p rzesłanką  tego  wszystkiego, ja k ­
kolwiek,  w  po rządku  genetycznym ,  dochodzi  się  do  niej 
przez  k o n tak t z konkretnym i jednostkam i.

J a k  z tego wynika, moje własne „ja” stanowi, w zasadzie, 

ta k i sam  obiekt mej  miłości ja k  każda in n a  osoba. A firm a­

cja  mego  własnego  życia,  szczęścia,  rozwoju,  wolności  m a 
za  podstaw ę  obecność  fundam entalnej  gotowości  i  zdolno­
ści do takiej  afirmacji. Jeśli człowiek m a tę gotowość, to m a 

ją   również  w  sto su nk u  do  samego  siebie; jeśli  potrafi  ko­

chać jedynie innych, to nie potrafi kochać w ogóle. Jednym  
słowem,  w  odniesieniu  do  swych  o b ie k tó w   miłość  je s t 
równie  nierozdzielna ja k  nienawiść.

P rzedstaw iona tu  zasad a -  że nienaw iść i miłość są u ak ­

tyw nieniem   stałej  gotowości  -   dotyczy  tak że  innych  zja­

wisk psychicznych.  Zmysłowość, n a przykład, nie je s t zwy­
k łą  reakcją  n a  bodziec.  Osoba  zmysłowa  czy  -  ja k   można 
by  powiedzieć  -   erotyczna  m a  z  g ru n tu   erotyczną  p o s t a ­
wę  wobec  św iata.  Nie  oznacza  to,  że  tego  rodzaju  osoba 

je s t  stale  pobudzona  seksualnie,  lecz  że  otacza ją   erotycz­

n a   a t m o s f e r a ,  u ak ty w n ian a  przez  k onkretny  obiekt,  ale 

podprogowo  obecna  przed  pojaw ieniem   się  b o d ź c a .  Nie 
chodzi tu  zatem  o  fizjologicznie  d an ą zdolność pobudzenia 
seksualnego,  lecz  o  atm osferę  gotowości  erotycznej,  atm o­

sferę, k tó rą m ożna zaobserwować również wtedy, gdy czło­

wiek  nie je s t  seksualnie  pobudzony.  Z  drugiej  strony,  is t­

nieją  osoby,  u   których  b ra k  tej  gotowości  erotycznej,  stąd 
podniecenie  sek sualne  je s t  u   nich  wywoływane  głównie 
przez bodziec, który oddziałuje n a  ich popęd  płciowy.  Oso­
by tak ie  mogą  się  między  sobą  różnić  progiem   stym ulacji, 

ale  łączy je jeden   elem ent:  ich  podniecenie  seksualne je s t 
oddzielone od całej  osobowości z jej intelektualnym i i emo­
cjonalnymi jakościam i.

In n ą   egzem plifikacją  tej  zasady je s t  zmysł  piękna.  Ist­

nieje typ osobowości, który cechuje gotowość do  postrzega­
n ia piękna. I znów nie oznacza to, że człowiek wrażliwy na 
piękno  stale  p atrzy   n a  piękne  obrazy,  n a   pięknych  ludzi

194

background image

czy  n a   piękne  pejzaże; jeśli jed n a k  je  widzi,  to  uak ty w n ia 
się jego stale  obecna gotowość,  zatem  nie m am y tu  do  czy­
n ienia z prostym  pobudzeniem  zm ysłu piękna przez obiekt. 
W nikliw a  obserwacja  ujaw nia,  że  osobę  tego  ty p u   cechuje 

inny  sposób  p atrzen ia  n a  św iat,  obecny naw et  wtedy,  gdy 

spogląda  ona  n a   obiekty,  które  nie  są  bodźcem  do  in te n ­
sywnej  percepcji  piękna.  Gdybyśmy  mieli  więcej  m iejsca, 
moglibyśmy przytoczyć znacznie więcej  tego typu przy kła­
dów.  Sam a  zasada je s t już jed n a k   zapewne jasn a :  ta k  ja k  

wiele szkół psychologicznych ujmowało reakcje ludzkie w k a­
tegoriach  bodźca  i  reakcji14,  ta k   zgodnie  z  prezentow aną 
tu   zasad ą  c h a ra k te r je s t  pew ną  s tru k tu rą ,  n a   k tó rą   sk ła­

dają  się  różnorakie  g o to w o ś c i,  stale  obecne  i  aktyw izo­

w ane przez bodziec zew nętrzny.  Pogląd te n  m a zasadnicze 

znaczenie dla takiej psychologii dynamicznej, ja k ą  je s t psy­
choanaliza.

F reud  zakłada,  że  w szystkie  tego  rodzaju  gotowości  są 

zakorzenione  w  in sty n k tach   biologicznych.  Przyjm ujem y, 
że choć w przypadku niektórych gotowości założenie to je s t 
zgodne z praw dą, to jed n a k  wiele innych powstaje jako re ­
akcja n a indyw idualne i społeczne doświadczenia jednostki.

Pozostaje  nam   omówić  jeszcze  jed n ą  kw estię.  Je śli  się 

zgodzimy, że miłość do samego siebie i miłość do innych są, 

w  zasadzie,  paralelnym i  zjaw iskam i,  to ja k   m ożna  wyja­

śnić  e g o iz m ,  który je s t  ew identnie  sprzeczny z  wszelkim  
autentycznym  zainteresow aniem  innym i ludźmi.  E g o i s t a  
zajm uje się tylko sobą,  chce wszystkiego dla siebie, nie po­

tra fi dawać z poczuciem przyjemności i pragnie tylko brać; 
n a   św iat zew nętrzny  p atrzy  jedynie  przez  pry zm at korzy­

ści, jak ich  mogliby m u dostarczyć inni ludzie; nie in te re su ­

je   się potrzebam i innych ani nie szanuje ich godności i in ­

tegralności.  Widzi  tylko  siebie,  w szystkich  ludzi  ocenia 

z punktu widzenia ich przydatności do jego celów; jest z grun­

tu   niezdolny  do  miłości.  Egoizm te n   może  być jaw ny  bądź 

m askow any wszelkiego rodzaju nieegoistycznymi gestam i -  

w ujęciu dynamicznym  obie możliwości są tym  samym. Wy­

daje  się  oczywiste,  że  te n   typ  osobowości  cechuje  sprzecz­

ność  między  niebyw ałym   zainteresow aniem   sam ym   sobą

195

background image

i  zupełnym   brakiem   zainteresow ania  innym i.  Czy  nie  do­
wodzi to zatem , że zainteresow anie innym i i zainteresow a­
nie  sobą  stanow ią  alternatyw ę?  Rzeczywiście  by ta k  było, 

gdyby egoizm był tożsam y  z miłością człowieka  do  samego 
siebie.  Założenie  tak ie  pozostaje  jed n a k   iluzją,  k tó ra   do­

prow adziła do ta k  wielu błędnych wniosków. W istocie rze­

czy egoizm i miłość człowieka do samego siebie są całkowi­
tym   przeciw ieństwem .

Egoizm to swego rodzaju żądza (niemieckie słowo Selbst- 

sucht — „m ania n a   punkcie  samego  siebie” -  n a d e r trafn ie 
oddaje tę cechę, która łączy wszystkie manie). Egoizm, podob­

nie ja k  każdą inną żądzę, cechuje nienasyconość, k tó ra u nie­
możliwia osiągnięcie rzeczywistego zadowolenia. Żądza je s t 

ja k   stu d n ia   bez  dna:  wyczerpuje  człowieka  w  nie  kończą­

cym  się  w ysiłku  zaspokojenia  potrzeby,  który  nigdy  nie 
osiąga  swego  celu.  Dochodzimy tu   do  kluczowego  m om en­
tu:  w nikliw a  obserw acja  pokazuje,  że  egoista,  choć  stale 

zajęty  sobą,  nigdy nie je s t  zadowolony,  ciągle je s t  niespo- 

kojony,  ciągle  się  boi,  że  czegoś  m u  zabraknie,  że  czegoś 

zostanie  pozbawiony.  P rzepełnia  go  paląca  zawiść  wobec 
wszystkich, którzy mogą mieć więcej.  Jeśli przyjrzym y się 

jeszcze  wnikliwiej,  zwłaszcza  nieuśw iadam ianej  dynam i­

ce, to stw ierdzim y,  że tego typu  człowiek w gruncie  rzeczy 
wcale  nie  sym patyzuje  z  sobą,  lecz  odczuwa  głęboką  nie­

chęć  do  siebie.  T a jaw n a   sprzeczność je s t  zagadką,  k tó rą 
łatw o rozwiązać. Egoizm m a swe źródło w łaśnie w tym  b ra ­
k u   sym patii  dla  samego  siebie.  Człowiek,  który  nie  lubi 

sam   siebie  i  nie  akceptuje  siebie,  ciągle  lęka  się  o  siebie. 
Nie m a poczucia bezpieczeństwa wew nętrznego, które mo­
że się pojawić tylko n a  gruncie autentycznej sym patii i afir­
macji.  M usi zajmować się  sobą,  żądać wszystkiego dla sie­
bie,  gdyż jego  w łasnem u  ,ja ”  b rak   bezpieczeństwa  i  zado­
wolenia.  To  samo  dotyczy  ta k   zwanych  osób  narcystycz­

nych, które w ykazują n a d m iern ą koncentrację  nie  tyle  n a 

otrzym yw aniu  rzeczy,  ile  n a  podziw ianiu  siebie.  Chociaż 
z zewnętrznego p u n k tu  w idzenia wydaje się, że narcyz je s t 
w sobie bezgranicznie zakochany, to jed n a k  w rzeczywisto­

ści nie odczuwa on dla siebie sym patii, a jego narcyzm  s ta ­

196

background image

nowi, podobnie ja k  egoizm, nadkom pensację fu n d am en tal­
nego  b rak u   miłości  do  siebie.  F reu d   tw ierdził,  że  narcyz 
odsuw a sw ą miłość od innych i kieruje ją  n a w łasną osobę.

O  ile  pierw sza  część tej  tezy je s t  praw dziw a,  o  tyle  drugą 

m usim y uznać za iluzję. Osoba narcystyczna nie kocha ani 
innych,  ani siebie  sam ej16.

Łatwiej będzie zrozumieć te n  m echanizm ,  gdy porów na­

m y go  z  nad m iern ą koncentracją n a  innych i  z  nad m iern ą 
wobec  innych  opiekuńczością.  Czy  będzie  to  nad m iern ie 
troskliw a m atk a, czyjej n adm iernie zainteresow any dziec­
kiem   m ałżonek,  dostatecznie  głęboka  obserw acja  zawsze 
ukaże jed en   fakt:  choć  n a   poziomie  świadomości  osoby  te 

są  przekonane,  że  szczególną  sym patię  okazują  swem u 
dziecku  czy współmałżonkowi,  to je d n a k  w  rzeczywistości 
cechuje je  głęboko tłum iona wrogość do samego obiektu ich 
zainteresow ania.  Oboje  są  nadm iernie  zainteresow ani  in ­
nym i, ponieważ m uszą sobie skompensować nie tylko b rak  
sym patii,  ale i  faktyczną wrogość.

Problem  egoizmu m a jeszcze inny aspekt. Zapytajm y, czy 

poświęcenie własnej osoby nie je s t skrajnym  w yrazem  b ra ­
k u  egoizmu i czy, z drugiej strony, osoba, k tó ra  kocha siebie 

sam ą,  potrafiłaby dokonać tego  najwyższego poświęcenia? 
Odpowiedź zależy wyłącznie od rozum ienia słowa „poświę­
cenie”.  Istnieje  p o ś w ię c e n ie , n a  k tó re w o statnich  latach  
szczególny  nacisk  kładzie  filozofia  faszystow ska: jed n o st­

k a w inna  oddać siebie  czemuś,  co  od niej  większe i w arto­

ściowsze — Fuhrerow i,  rasie.  Je d n o stk a   sam a w sobie je s t 

niczym, a poprzez a k t nihilacji siebie n a  rzecz wyższej mocy 

spełnia swe przeznaczenie. W tak im  ujęciu poświęcenie sie­

bie  n a   rzecz  kogoś  czy czegoś  większego  ode  m nie  m a  być 

sam o  w  sobie  najw yższą  z  osiągalnych  cnót.  Je śli  miłość, 
zarówno  do  siebie  samego, ja k  i  do  drugiej  osoby,  oznacza 
zasadniczą  afirm ację  i  szacunek,  to  koncepcja  ta k a   pozo­
staje w jask raw ej  sprzeczności z  miłością w łasną.  W szela­

ko w ystępuje  też inny rodzaj  poświęcenia:  gdybym  m usiał 

oddać  życie,  by  ocalić  ideę,  k tó ra  sta ła   się  cząstką  m nie 
samego, czy człowieka,  którego kocham, to poświęcenie t a ­

kie mogłoby być skrajnym  przejaw em  mej  afirm acji sam e­

197

background image

go siebie. Oczywiście nie afirm acji „ja” fizycznego, lecz afir­
m acji „ja” jak o  ją d ra  całej mej osobowości. W tym  przypad­
k u   poświęcenie  nie je s t  celem  sam ym   w  sobie,  lecz  ceną, 

ja k ą  m uszę  zapłacić  za  urzeczyw istnienie  i  afirm ację  w ła­

snego „ja”. Tak ja k  tu ta j poświęcenie m a źródło w autoafir- 

m acji, ta k  w  przypadku poświęcenia, które m ożna nazwać 
poświęceniem  m asochistycznym , źródłem  je s t b rak  miłości 

do siebie i szacunku dla siebie. Poświęcenie to je s t z n a tu ry  
nihilistyczne.

Problem   egoizmu  szczególne  znaczenie  m a  w  psychote­

rapii.  N eurotyk  często je s t  e g o i s t ą   w  tym   sensie,  że  wy­
kazuje  zaham ow ania  w relacjach  z innym i  bądź  nad m ier­
ny  lęk  o  siebie.  Można  się  czegoś  takiego  spodziewać,  po­
niew aż  n e u r o t y k i e m   je s t  osoba,  u   której  nie  powiodła 

się  integracja  silnego  „ja”.  Oczywiście,  nie  oznacza  to,  że 

integracja  silnego  „ja”  powiodła  się  u   osoby  n o r m a l n e j . 
W iększość  d o b r z e   p r z y s t o s o w a n y c h   traci  w  młodym 

wieku  w łasne  „ja”,  zastępow ane  przez  „j  a”  s p o łe c z n e , 
podsuw ane  im   przez  społeczeństwo.  Tego  typu  ludzie  nie 

znają  konfliktów  neurotycznych,  ponieważ  sam i  zniknęli, 
a  zatem   zniknął  również  rozziew  między  nim i  i  św iatem  
zew nętrznym .  Często  zdarza  się,  że  neurotyk  zachowuje 
się  n i e e g o i s t y c z n i e ,  w ykazuje  b ra k   pewności  siebie 
i  zaham ow anie  w  dążeniu  do  swych  celów.  Powód tej  nie- 
egoistyczności je s t zasadniczo tak i sam  ja k  powód e g o iz m u . 
N iem al zawsze b rak  tu  miłości do samego siebie. I w łaśnie 
miłość  do  samego  siebie je s t potrzebna,  by  neurotyk mógł 

się  wyleczyć.  Je śli  neurotyk wyleczył  się  ze  swych  proble­

mów, to w żadnym  razie nie  oznacza to,  że stał się n orm al­

ny,  czyli  dostosowany  do  „ja”  społecznego,  lecz  że  z  sukce­
sem  realizuje  swe  „ja”,  którego  nigdy  w  pełni  nie  u tracił 
i o którego zachowanie walczył swymi sym ptom am i n euro­
tycznymi. Zatem  teoria narcyzm u, w rodzaju Freudowskiej, 
k tó ra   racjonalizuje  wzorzec  kulturow y  potępiający  miłość 

w łasną poprzez utożsam ienie jej  z  e g o iz m e m ,  może  mieć 
d estruktyw ne  skutki  terapeutyczne,  gdyż  um acnia  zakaz 
miłości własnej.  P o z y ty w n y m i  jej  efekty m ożna nazwać 
tylko wtedy, gdy psychoterapia nie chce dopomóc jednostce

198

background image

być  sobą,  to  znaczy  być  wolną,  spontaniczną  i  tw órczą  -  

przym ioty  zwyczajowo  rezerwowane  dla  artystów   -   a  za­

m ia st tego s ta ra ła  się jednostkę odwieść od w alki o w łasne 
„ja” i ułatw ić jej  spokojne, wolne od neurotycznego zgiełku 

dostosowanie  do  wzorca kulturowego.

Dzisiejsza  epoka  coraz  bardziej  chce  uczynić  człowieka 

bezsilnym   atom em .  System y  au to ry tarn e  sta ra ją   się  zre­
dukować  jednostkę  do  pozbawionego  woli  i  uczuć  n a rz ę ­

dzia  w ręk u   tych,  którzy trzym ają wodze,  gnębią j ą  terro ­

rem ,  cynizmem,  potęgą  pań stw a,  w ielkim i  d em o n stra­
cjami,  płom iennym i  przem ów ieniam i  i  wszelkim i  innym i 
środkam i sugestii.  Gdy w końcu jed n o stk a poczuje się zbyt 
słaba,  by  stać w pojedynkę,  oferuje  się jej  satysfakcję,  wy­
rażając zgodę, by uczestniczyła w potędze i chwale nadrzęd­

nej całości, której je s t cząstką. P ropaganda a u to ry ta rn a  a r ­

gum entuje, że jedn ostka w państw ie dem okratycznym  je s t 
e g o is t ą ,  że  pow inna  się  wyzbyć  egoizmu  i  zacząć  myśleć 
społecznie.  A rgum ent te n  je s t kłam stw em .  N azizm   z a stą ­

pił egoizm przeciętnego  człowieka najbrutalniejszym   egoi­

zmem  rządzącej  biurokracji  i  państw a.  W ezwanie  do  nie- 
egoistycznej postaw y je s t bronią, k tó ra m a jeszcze bardziej 
skłonić przeciętną jednostkę  do  uległości i wyrzeczeń.

Nie należy krytykow ać społeczeństwa dem okratycznego 

za  to,  że  ludzie  są  zbyt  egoistyczni.  Ten  niew ątpliw y fak t 

je s t tylko  n astępstw em   czegoś  zupełnie  innego.  D em okra­

cji nie udało się spraw ić, by jed n ostk a pokochała siebie, to 
znaczy, by cechował ją  głęboki zmysł afirm acji wobec swe­

go  indywidualnego  „ja”,  z jego  w szystkim i  in te le k tu a ln y ­
mi, emocjonalnymi i sensualnym i możliwościami. P u rytań- 

sko-protestanckie  dziedzictwo  w yrzekania  się  siebie,  pod­

porządkow ania  się  jed nostk i  wymogom  produkcji  i  re n ­
towności  stworzyło  w arunki,  w  których  mógł  się  pojawić 
faszyzm. Gotowość do uległości, spaczona  o d w a g a , dla któ­
rej  pociągający je s t  obraz  wojny  i  sam ounicestw ienia,  są 
możliwe tylko n a  gruncie desperacji -  w znacznym  stopniu 
nieuśw iadom ionej  —  k tó rą   zagłuszają  pieśni  wojskowe 
i  okrzyki  n a   cześć  F iihrera.  Jed no stk a,  k tó ra   u tra c iła   m i­
łość  do  siebie  samej, je s t  równie  gotowa um rzeć, ja k   zabi­

199

background image

jać. Je śli n asza k u ltu ra  nie m a się stać k u ltu rą  faszystow­

ską,  to jej  problem em  nie je s t n a d m ia r egoizmu,  lecz brak 
miłości własnej. Naszym  celem m usi być stw orzenie takich 
w arunków ,  które  um ożliw ią jednostce  realizację  swej  wol­
ności,  nie  tylko  w  form alnym   sensie,  lecz  tak że  przez 
utw ierdzenie  całej  jej  osobowości  z  jej  in telek tu alnym i, 
emocjonalnymi  i  sensualnym i jakościam i.  Wolność  t a   nie 
oznacza  panow ania jednej  części  osobowości  n a d   drugą  -  
świadomości n a d  n a tu rą , superego n ad  id -  lecz integrację 
całej  osobowości  i  faktyczną  ekspresję  w szystkich  możli­
wości tej  zintegrow anej  osobowości.

Przypisy

1  Od  słów  „Ponieważ  najbardziej...”  cytuję  w  przekładzie  własnym 

z łacińskiego oryginału (J. Kalwin, Institutio Christianae Religionis, 1838). 

Powodem, dla którego odchodzę od tłumaczenia Allena, są drobne zmiany 
względem oryginału, łagodzące drastyczność myśli Kalwina. Allen tłuma­

czy  następująco:  „Ponieważ  uleganie  własnym  skłonnościom  nieuchron­
nie prowadzi ludzi do ruiny, przeto jedyną bezpieczną drogą nie jest pole­
ganie  na  własnej  wiedzy  czy  woli,  lecz  podążanie  za  Panem”.  Łacińskie
 
sibi ipsis obtem perant nie znaczy jednak „ulegać własnym skłonnościom”, 
lecz  „być  posłusznym  sobie”.  Zakaz  ulegania  własnym  skłonnościom  ma 
łagodność Kantowskiej  etyki, w której  człowiek powinien tłumić natural­

ne skłonności i w ten sposób wypełniać nakazy sumienia. Z drugiej strony, 
zakaz dawania posłuchu samemu sobie prowadzi do zaprzeczenia autono­
mii  człowieka.  Do  podobnej,  subtelnej  zmiany  sensu  doprowadził  prze­
kład  słów  ita  unicus  est  salułis  portis  nihil  nec  sapere,  nec  uelle per  se
 
ipsum  jako: „nie polegać na własnej wiedzy czy woli”. Oryginalne sformu­
łowanie  z  całą  ostrością  przeciwstawia  się mottu oświeceniowej  filozofii:
 
sapere  aude  -   „odważyć  się  wiedzieć”,  podczas  gdy  tłumaczenie  Allena 

przestrzega  tylko  przed  poleganiem  na  własnej  wiedzy,  co jest  znacznie 
mniej  sprzeczne  z  myślą  współczesną.  Wspominam  o  tych  odstępstwach 
od oryginału, które odkryłem zupełnie przypadkowo, ponieważ dobrze ilu­

strują  one  fakt,  że  myśl  autora  bywa  „uwspółcześniana”  i  podbarwiana 
przez tłumacza, którym z pewnością nie kierują takie intencje.

2 Należy jednak zauważyć, że nawet miłość bliźniego, mimo że stanowi 

jedną z fundamentalnych nauk Nowego Testamentu, u Kalwina nie spo­

tyka  się  z  podobnym uznaniem.  W jaskrawej  sprzeczności  z  Nowym  Te­
stamentem powiada on (tamże, rozdz. 24, § 1): „Albowiem wywody schola­
styków o wyższości miłosierdzia nad wiarą i nadzieją są zwykłą mrzonką
 
rozwichrzonej wyobraźni”.

200

background image

Wprawdzie Luter podkreśla duchową wolność jednostki, ale jego teo­

logia,  choć odmienna  od teologii Kalwina, wyraża  to  samo  przeświadcze­
nie o zasadniczej  bezsilności i nicości  człowieka.

4I.  Kant,  Der  Rechtslehre  Zweiter  Teil,  Berlin  1907,  rozdział  1,  §  49. 

Tłumaczę z niemieckiego oryginału, gdyż część tę pominięto w angielskim 
przekładzie The M ethaphysics ofE thics J.  W.  Semple’a, Edinburgh  1871.

5 Oto jedno z jego pozytywnych sformułowań:  „Ale jak człowiek korzy­

sta  z  życia? Zużywając je, tak jak zużywa świecę,  którą spala  [...] Korzy­
stanie z życia oznacza jego zużywanie” (M. Stirner, op. cit.).  Engels wyra­
źnie  dostrzegał  tę jednostronność  Stirnera i  próbował  przezwyciężyć fał­
szywą alternatywę miłości człowieka do samego siebie i miłości do innych.
 
W  liście  do  Marksa,  w   którym  omawia  książkę  Stirnera,  Engels  pisze: 
„Jeśli  zaś  cielesna jednostka  stanowi  rzeczywistą  podstawę,  rzeczywisty 
punkt wyjścia  dla  naszego  «człowieka»,  to tym  samym  egoizm -  oczywi­
ście  nie  ty lk o   rozumowy egoizm  Stirnera,  lecz  także  e g o iz m   s e r c a   - 
 

jest również punktem wyjścia dla naszej miłości do ludzi” (list datowny 19 

listopada  1844  [cyt.  za:  K.  Marks,  F.  Engels,  Dzieła,  Warszawa  1968, 
t.  27).

6 Harry  Stack  Sullivan  położył  szczególny  nacisk  na potrzebę  bezpie­

czeństwa jako jeden z podstawowych motywów ludzkiej  aktywności, pod­
czas gdy ortodoksyjna literatura psychoanalityczna nie  zwracała należy­
tej  uwagi na ten czynnik motywacyjny.

7 Myśl tę wyraża biblijne przykazanie „Kochaj bliźniego swego jak sie­

bie samego!” Oznacza ono, że szacunek dla własnej  integralności i wyjąt­

kowości, miłość i zrozumienie  dla własnej  osoby nie  dają się oddzielić od 
szacunku,  miłości  i  zrozumienia  dla  drugiego  człowieka.  Odkrycie  wła­
snego „ja” jest nierozerwalnie związane z odkryciem cudzego „ja”.

8 W ostatnich latach pewna liczba psychologów zainteresowała się prze­

jawami  świadomej  bądź  nieświadomej  wrogości  u dzieci.  Niektórzy z du­

żym  powodzeniem  ukazywali  obecność  nasilonej  wrogości  u  bardzo  ma­
łych  dzieci.  Szczególnie  owocną  metodą  okazało  się  aranżowanie  zabaw,
 
w  których  dziecko  mogło  wyraźnie  okazywać  wrogość.  Według  Laurette 
Bender i Paula Schildera (Aggresiueness  in  Children,  1936), im  dzieci  są 
młodsze,  tym  bardziej  bezpośrednio  wyrażają  swą  wrogość,  podczas  gdy 
starsze tłum ią wrogie reakcje,  które można jednak wyraźnie zaobserwo­
wać  w  sytuacjach  zabawy.  Por.  również  D.  M.  Levy,  Studies  in  Sibling
 

R icalry, t. V,  1937. L. Murphey i G. Lem er zauważyli, że normalne dzieci, 

które na pozór są zwyczajnie dostosowane do grupy przedszkolnej, przeja­
wiały  mocną  agresję  w  sytuacji  swobodnej  zabawy,  podczas  której  były
 

same z jednym dorosłym. J.  L. Despert (A Mełhod for the S tu dy o f Perso- 

nality Reactions  in Preschool Age  Children  by Means o f A nalysis o f their 
Play,  1940)  doszedł  do  podobnych  wniosków.  A.  Hartoch  i  E.  Schachtel 

zaobserwowali  oznaki  znacznej  agresywności  podczas  wykonywania  te­
stów Rorschacha z dziećmi w wieku od 2 do 4 lat, które w swym zachowa­

niu nie przejawiały podobnego stopnia jawnej agresywności.

9 Sadyzm  należy  odróżnić  od  nienawiści.  Moim  zdaniem,  sadysta nie

201

background image

chce  unicestwić  obiektu,  lecz  zdobyć  nad  nim  władzę  absolutną,  uczynić 

zeń swe  narzędzie.  Sadyzm może  się łączyć z nienawiścią,  a  wówczas ce­
chuje się okrucieństwem, które zwykło się podkreślać, formułując pojęcie
 
sadyzmu.  Może  się  łączyć także  z  sympatią -  w tym  przypadku  sadysta 
chce  mieć obiekt jako  narzędzie,  wobec którego  zarazem na wszystko  się 
godzi  poza jednym -  wolnością.

10  N a  przykład  przemysł  kosmetyczny  wykorzystuje  tę  nieświadomą 

niechęć człowieka  do  samego  siebie,  terroryzując  go  groźbą „woni  ciała”. 

Nieuświadam iana niechęć, jaką  przeciętny  człowiek  odczuwa wobec  sie­
bie samego, czyni go łatwym łupem tej  sugestii.

11  Słowo „obiekt” ujmuję  w cudzysłów,  ponieważ  w przypadku miłości 

„obiekt” przestaje być obiektem, to  znaczy czymś przeciwnym  i  oddzielo­
nym  od podmiotu.  To  nie  przypadek,  że  słowa „obiekt”  i „obiekcja”  mają
 
ten sam  źródłosłów.

12 Sullivan w swych wykładach zbliżył się do takiego ujęcia.  Stwierdza 

on, że w okresie preadolescencji w relacjach międzyosobniczych pojawiają 
się impulsy, dzięki którym  zaczyna  się  odczuwać  zadowolenie z faktu,  że 
coś  sprawia  przyjemność  drugiemu człowiekowi  (koledze).  Według Sułli- 
vana, miłość jest sytuacją, w której  zadowolenie osoby kochanej jest rów­
nie istotne i pożądane jak zadowolenie osoby kochającej.

13 Gotowość do miłości i gotowość do nienawiści w żadnym razie nie są 

jakościami  dwu różnych  typów osobowości.  U wielu  ludzi  obie  gotowości 

ze sobą współistnieją.

14Refleksologiczny punkt widzenia wydaje się zbliżony do naszego, ale 

ich  podobieństwo jest  czysto  powierzchowne.  Refleksologia  zakłada  pre- 
formowaną  gotowość  neuronów  do  reagowania  w  określony  sposób  na 

określony  bodziec.  Nasz  punkt  widzenia  nie  dotyczy  tych  warunków  fi­
zycznych, a poza tym -  co istotniejsze -  przez  g o to w o ść   rozumiemy rze­
czywiście  obecną,  ale  zwlekającą  czy  opieszałą  postawę,  która  generuje
 
podstawową atmosferę, czyli G rundstim m ung.

15  Myślenie  Freuda  ograniczają  ramy  jego  pojęć  instynktu,  dlatego 

m usiał on  dojść do takich, a nie innych wniosków.

background image

1 1 .  Czy nadal kochamy życie?

Pytanie, czy n ad al kocham y życie,  dla niektórych z P a ń ­

stw a może  zabrzmieć jako irytujące,  a naw et jako  bezsen­
sowne.  Czyż  wszyscy  nie  kocham y  życia?  Czyż  to  nie  m i­
łość  życia  je s t  podstaw ą  naszych  w szystkich  poczynań? 
Czyż moglibyśmy w ogóle żyć, gdybyśmy nie kochali życia, 
gdybyśmy  nie  s ta ra li  się  go  utrzym yw ać  i  ulepszać?  Ci 
z P aństw a, którzy w łaśnie ta k  uw ażają,  i  autor, k tóry s ta ­
wia to pytanie,  zapew ne bez większego tru d u  dojdą  do  po­
rozum ienia, jeśli tylko  się  o  to  postarają.

Porozum ienie  z  innym i  może  być  trudniejsze.  N a  myśli 

m am   tu   tych  z  P aństw a,  którzy  n a   moje  pytanie  reagują 
z niejakim  oburzeniem .  Łatwo wyobrazić  sobie ich oburzo­
n ą   odpowiedź:  „Jak  może  P a n   w ątpić,  że  kocham y  życie? 
C ała  n asza  cywilizacja,  nasz  sposób  życia,  nasze  uczucia 
religijne,  nasze  idee  polityczne — wszystko  to  m a  swe  ko­
rzenie w um iłow aniu życia,  zatem  P ań sk ie pytanie podaje 

w  wątpliwość  sam e  fundam enty  naszej  kultu ry !”  O burze­
nie  to,  ja k   każde  oburzenie,  u tru d n ia   możliwość  porozu­

m ienia, ponieważ łączy w sobie gniew i prawość. Słowa roz­
sąd k u  czy  życzliwości  znacznie  łatwiej  docierają  do  osoby 
zagniew anej  niż  do  oburzonej,  k tó ra   swój  gniew  podsyca 
przekonaniem   o  w łasnej  zacności.  Ale  może  część  tych, 

których  oburzyło  tytułow e  pytanie,  będzie  bardziej  skłon­

n a   m nie  wysłuchać,  jeśli  zważy,  że  nikogo  nie  atakuję, 
a jedynie próbuję  wyjaśnić pewne  niebezpieczeństwo,  któ­
rego bez takiego uściślenia nie  sposób  przezwyciężyć.

To  praw da,  że  ani  jednostka,  ani  k u ltu ra   nie  mogłyby 

istnieć bez  choćby m inim um   miłości  do  życia.  Widzimy,  że 
ludzie,  którzy u tracili  to  m inim um ,  popadają  w obłęd,  po­

203

background image

p ełniają  samobójstwo,  w padają  w  alkoholizm   czy  n ark o ­
m anię; znam y również całe społeczeństwa, które, zagubiw­

szy  miłość  do  życia  i  ulegając  żądzy  niszczenia,  rozpadły 
się  i  p rzestały  istnieć.  W ystarczy  przypom nieć  Azteków, 
których potęga rozsypała się w proch przed niew ielką gru ­
pą Hiszpanów; albo nazistow skie Niemcy, k tó re popełniły­

by zbiorowe  samobójstwo,  gdyby przew ażyła wola H itlera. 

Św iat  zachodni  nie  rozpada  się  jeszcze,  niem niej  jed n a k  
pew ne  oznaki  w skazują,  że  może  to  n astąpić.  Mówiąc

0 miłości  życia,  m usim y najpierw  ustalić,  co  nazywam y ży­
ciem.  Może się to Pań stw u  wydawać proste:  życie je s t prze­
ciwieństwem  śmierci.  Żyjąca istota -  człowiek czy zwierzę -  
może się samoczynnie poruszać i reaguje n a bodźce; m artw y 
organizm  nie je st do niczego takiego zdolny, a ponadto ulega 
rozkładowi i nie może  zachować samego  siebie,  ta k  ja k  k a­
m ień czy  kaw ałek  drewna.  Istotnie, je s t to  najbardziej  ele­

m en tarn a droga definiowania życia; możemy wszakże spró­
bować nieco  dokładniej  opisać jego  właściwości.  Życie  stale 
dąży do połączenia i  zjednoczenia.  Innym i  słowy,  życie jest 
procesem nieustannego rozwoju i nieustannej  zmiany.  Gdy 
rozwój  i  zm iana  ustają,  dochodzi  do  śmierci.  Rozwój  życia 

nie jest  bezładny  i  nieustrukturow any:  każda  żywa  istota 
m a  w łasną  formę  i  stru k tu rę,  zapisaną  w  chromosomach. 
Może ona rozwijać się pełniej,  doskonalej,  nigdy jed n ak  nie 
może rozwinąć się w coś, do czego się nie zrodziła.

Życie  je s t  zawsze  procesem:  procesem  przem ian  i  roz­

kw itu, procesem  nieustann ej interakcji pomiędzy s tru k tu ­
r ą  organiczną  a środowiskiem.  Jab ło ń  nigdy nie  stan ie  się 
wiśnią; ale zarówno jabłoń, ja k  i w iśnia mogą się stać mniej 

czy  bardziej  pięknym   drzewem,  zależnie  od  swego  orga­

nicznego  uposażenia  i  środow iska.  Stopień  wilgotności

1  nasłonecznienia,  zbaw ienny  dla jednej  rośliny,  dla  innej 

będzie  zabójczy.  Nie  inaczej  je s t  z  człowiekiem.  N iestety, 
większość  rodziców i  nauczycieli  wie  o  ludziach  mniej  niż 

dobry ogrodnik o roślinach.

J a k  powiedzieliśmy, rozwój  życia nie je s t bezładny i nie­

przewidywalny, lecz zgodny ze stru k tu ra ln y m  wzorcem, co 

jed n a k   nie  oznacza  — w  ścisłym  rozum ieniu  -   że  dają  się

204

background image

przew idyw ać indyw idualne  cechy  żywej  istoty.  Stanow i  to 

jed en   z  wielkich  paradoksów   wszelkiego  życia.  Życie je s t 

przew idyw alne  -   a  zarazem   nie jest.  W  ogólnym  zarysie 
wiemy, lepiej czy gorzej, czym stan ie się dowolna żywa isto­

ta;  ale  życie je st  pełne  niespodzianek,  nieuporządkow ane, 

jeśli je porównać z porządkiem  m aterii nieożywionej. Je że ­

li  ktoś  spodziewa  się  znaleźć  „porządek”  -   który,  koniec 
końców, je s t kategorią jego w łasnego um ysłu -  w istotach 

żywych, te n  nieuchronnie się zawiedzie. Może on, jeśli jego 

p ragnienie  porządku je s t bardzo  silne,  sta ra ć   się wtłoczyć 
życie w uporządkow ane wzory, by kontrolować jego proces. 
Gdy  zaś  odkryje,  że  kontrola  ta k a  je s t  niemożliwa,  może 
ew entualnie, powodowany rozczarow aniem  i  wściekłością, 
próbować  zdusić  i  zabić  życie.  Zapanow ała  w  nim   n ien a­
wiść do życia, ponieważ nie um iał się uwolnić od przym usu 
kontroli. Zabrakło m u miłości do życia, ponieważ, ja k  mówi 
francuska piosenka,  „miłość je s t dzieckiem wolności”.

Należy  dodać,  że  dotyczy to  naszego  stosun k u   nie  tylko 

do  życia innych,  lecz  również  do  naszego własnego.  Każdy 
z n a s  zna kogoś, kto nie potrafi być spontaniczny, kto nig­
dy nie czuje się swobodnie, ponieważ s ta ra  się kontrolować 
swe  uczucia,  m yśli i poczynania,  kto nie  może  podjąć  żad­
nych działań, jeśli nie wie dokładnie, jak ie będą ich skutki, 
kto  nie  może  znieść  wątpliwości,  kto  zapam iętale  szuka 
pewności, a gdy nie może jej znaleźć, często przeżywa m ękę 
narastający ch   dylematów.  Tacy  opętani  potrzebą  kontroli 
ludzie  mogą być życzliwi lub  srodzy,  ale m usi być  spełnio­
ny jed en w arunek: obiekt ich zainteresow ania m usi się dać 
kontrolować.  Gdy  potrzeba  kontroli  osiąga  pewien  punkt, 
psych iatra może  stwierdzić,  że  osoba ta k a  cierpi n a  nerw i­
cę obsesyjno-kompulsywną z elem entam i sadyzm u. J e s t to 
dobre  określenie,  jeśli  chodzi  o  klasyfikację  chorób  psy­
chicznych.  Ale  z  nieco innego  p u n k tu   widzenia  m ożna po­
wiedzieć,  że  osoba  ta   cierpi,  ponieważ  nie je s t  zdolna  ko­
chać  życia,  że lęka  się  życia,  ta k  ja k   lęka  się  wszystkiego, 
nad   czym  nie m a kontroli.

Tak  oto  dochodzimy  do  zasady wszelkiej  miłości,  czy  to 

miłości  do życia, czy to miłości do człowieka, do zwierzęcia,

205

background image

do kw iatu.  Praw dziw a miłość m usi  odpowiadać potrzebom

i  n a tu rz e   swego  obiektu.  Je śli  jakiejś  roślinie  potrzebna 

je s t niew ielka wilgotność, to  swą miłość przejaw iam  w ten  

sposób, że zapew niam  jej w łaśnie ta k ą  wilgotność, ja k a  je st 

jej  potrzebna.  Je śli  z  góry  założyłem,  że  wiem,  „co  je s t 

dobre  dla  roślin”  -   n a   przykład,  że  dla  w szystkich  roślin 
dobra je s t duża ilość wody -  to uszkodzę  lub  zniszczę  swą 
roślinę,  ponieważ  nie  byłem   zdolny  obdarzyć jej  miłością 
w ta k i sposób, ja k i był tu  niezbędny. Nie w ystarczy po pro­

stu  „kochać”; nie w ystarczy „dobrze chcieć” dla innej  żywej 

istoty -  jeśli nie wiem, czego potrzeba roślinie,  zwierzęciu, 

dziecku, mężczyźnie czy kobiecie, jeśli nie potrafię porzucić 

m e g o   w yobrażenia o tym , „co je s t dla nich najlepsze”, mej 

skłonności  do  kontrolow ania,  to  moja  miłość  staje  się  de­
strukcją,  pocałunkiem  śmierci.

W ielu ludzi nie potrafi zrozumieć, dlaczego, mimo że głę­

boko  czy  wręcz  n am iętnie  kochają  d aną  osobę,  nie  otrzy­
m ują  od  niej  miłości.  S k arżą  się  n a  okrucieństw o  swego 
losu i nie mogą pojąć, dlaczego ich miłość nie potrafi wywo­
łać  uczucia  w  drugim   człowieku.  Gdyby,  zam iast  się  nad 

sobą użalać i obwiniać życie,  pomyśleli, czy ich uczucie od­
powiada potrzebom  kochanego człowieka,  czy też tylko ich 
własnym ,  utrw alonym   wyobrażeniom  o  tym ,  „co je s t  n aj­
lepsze”,  może  udałoby  się  im   odmienić  tragiczny bieg wy­

darzeń.

Od kontroli  do przemocy je s t tylko jed en  krok.  Co  doty­

czy  pierwszej,  dotyczy  tak że  drugiej:  miłość  i  przemoc  są 

sprzecznością nie do pogodzenia i być może nie m a bardziej 

fundam entalnej  dychotomii w ludzkim  zachow aniu niż dy­

chotom ia miłości i przemocy. Obie są głęboko zakorzenione 

w naszej natu rze; stanow ią dwie główne możliwości zbliże­

n ia  się  do  św iata  i  ścierania  się  ze  św iatem .  Gdy  mówię
o  przemocy,  niekoniecznie  m am   n a  m yśli  od  raz u   gwałt, 

agresję, napaść czy wojnę.  Te drastyczne przejaw y siły nie 
są jed n ak  tożsam e  z  z a s a d ą   przemocy.  W iększości  ludzi 
zasada  przemocy jaw i  się jako  ta k   n a tu ra ln a   i  oczywista, 
że tru dno im naw et rozpoznać, iż je s t to cząstkow a zasada, 

k tó ra  nie  stanow i  cząstki  „natury  ludzkiej”.  Z asada  prze­

206

background image

mocy często wydaje się najwłaściwszym  i najprostszym  roz­
w iązaniem   problemu.

Dość  pomyśleć  o  postępow aniu  m atk i  w  sytuacji,  gdy 

dziecko nie chce zrobić czegoś,  co niezbędne.  Cóż  może być 

lepszego i  szybszego  niż  zmusić  J a s ia  przemocą?  Ty  m asz 
moc, on m usi u stąpić -  dlaczego by jej nie użyć? Oczywiście 

swej  siły możesz użyć n a wiele sposobów,  od bardziej  przy­

jaznych po nieprzyjem ne.  Możesz  zacząć od persw azji,  n a ­

w et nie wspom inając o użyciu przemocy, traktow anej jako 
twój  środek  ostateczny.  Albo  możesz  zacząć  bezpośrednio 
od gróźb.  Możesz wówczas użyć przemocy z u m iarem  i ty l­
ko  w  tak im   stopniu,  w jak im   w ym aga  tego  cel;  albo  mo­
żesz, jeśli m asz skłonności sadystyczne, użyć przemocy bez­
pośrednio  i  w  stopniu  większym,  niż  wym aga  tego  sy tu a ­
cja.  Przemoc  nie  m usi  być  groźbą  fizyczną;  znam y  także 
przemoc  psychiczną,  k tó ra  w ykorzystuje  podatność  dziec­
k a  n a   sugestię  czy jego  niewiedzę,  by je  oszukać,  okłam ać 
czy  zrobić  m u  pran ie  mózgu.  E fekty użycia  przemocy wy­
kraczają poza  konkretn y cel,  dla którego  po n ią  sięgnięto: 

jeśli twój przeciw nik nie um ie się skutecznie obronić, prze­

moc  je s t  dla  ciebie  także  źródłem   ogromnej  satysfakcji. 
Wydaje ci się to spraw dzianem  twej  potęgi, twej  przewagi, 
twej  mocy.  Ja k ż e   złudny  to  jed n a k   spraw dzian!  Dorosły 
bierze  górę  tylko  dlatego,  że  je s t  większy  i  silniejszy  od 

dziecka, podczas gdy wobec człowieka uzbrojonego w pisto­

let sam  byłby niczym  dziecko.

Postaw a  wobec  dziecka  je s t  tylko jednym   z  przejawów 

przemocy.  W  dorosłym  życiu  przemoc,  n a  płaszczyźnie in ­
dywidualnej  i  społecznej,  spotyka  się  w  bodaj  większym  

jeszcze  natężeniu,  ponieważ  naszej  postaw y  wobec  rówie­

śników,  zwłaszcza obcych,  nie  łagodzi czułość,  k tórą więk­
szość z n a s okazuje wobec dzieci. W większości międzyludz­
kich relacji użycie przemocy je s t ograniczane przez prawo. 

W  wielu  przypadkach  w łaśnie  praw o  zab rania  mi  sięgać 

po  przemoc jak o   środek,  którym   zm uszam   drugiego  czło­
wieka,  by  przystał  n a  m ą  wolę.  Ale  praw o  stanow i  tylko 
absolutne  m inim um   ochrony przed przemocą.  W  większo­
ści  międzyosobowych  relacji  praw o  nie  może  skutecznie

207

background image

ingerować.  Ojciec,  który swem u  dorastającem u  synowi nie 
pozwala  sam odzielnie  w ybrać  drogi  kariery,  w strzym ując 

m u w ypłatę kieszonkowego,  m atk a, k tó ra płacze i  odwołu­

je się do wielkoduszności syna, by wyperswadować m u m ał­

żeństwo  z  w ybraną  przezeń  dziewczyną,  uciekają  się  do 

przemocy.  Pracodaw ca, k tóry grozi pracownikowi zwolnie­

niem ,  nauczyciel,  który  w ym aga  od  uczniów,  by  przyjęli 

jego poglądy, i w ystaw ia złe oceny tym , którzy tego nie ro­

bią -  wszędzie tu , świadomie bądź nieświadom ie, korzysta 
się  z przemocy.

W stosunkach m iędzynarodowych nie m a ponadnarodo­

wego  praw a,  które  by  ograniczało  przemoc.  Z asada  suw e­
renności,  akceptow ana  przez  w szystkie  narody,  głosi,  że 
państw o m a praw o bronić swych interesów  wszelkim i środ­
kam i, jak ie  u zna za stosowne, w tym  tak że -  i przede wszy­

stk im  — swymi  siłam i  zbrojnym i i  przem ocą ekonomiczną. 

Ja k ż e  łatwo nam  przekonać sam ych siebie, że  n a s z e   uży­

cie  przemocy je s t uspraw iedliw ioną  obroną,  i  zupełnie  nie 

przeszkadza nam  w tym  fakt,  że dla osiągnięcia  swych ce­
lów  stajem y  się  siewcami  śm ierci  i  zniszczenia.  Staliśm y 

się ta k  nieczuli, że podczas śn ia d a n ia  ze spokojem czytam y 
gazetowe  informacje  o  zabitych  czy  okaleczonych  mężczy­
znach,  kobietach i  dzieciach.

Oczywiście  użycie  przemocy je s t  racjonalne  tylko  wów­

czas,  gdy dysponuję w iększą siłą niż  przeciwnik.  Logiczną 

konsekw encją  je s t  dążenie  do  zw iększenia  w łasnej  siły
i uniem ożliwienia innym   osiągnięcia takiego samego pozio­

mu.  H istoria  pokazuje  jednak,  wyraźniej  niż  jednostkowe 
życie, że wszelkie wysiłki, które m ają zapewnić trw ałą prze­
wagę  dzięki  sile,  nieodm iennie  zawodzą.  Co  w  euforii  zwy­

cięstwa wydaje się podwaliną stuleci nowego, niezmiennego 
porządku, opartego n a  przewadze sił, rozpada się ju ż po kil­

k u  dziesięcioleciach pod naporem  nowej  siły bądź skutkiem  

zaniku wewnętrznej  żywotności. Tysiącletnia Rzesza H itle­
ra,  k tóra  przetrw ała  ledwie  piętnaście  lat,  stanowi  typowy 
przykład tryum fu opartego głównie na przemocy.

Przemoc, n aw et gdy zdaje się przynosić pożądane rezul­

taty, wykazuje cechę, k tó rą w przypadku lekarstw a nazw a­

208

background image

libyśm y  szkodliwym  „efektem  ubocznym”.  W  skali  naro­
dowej  przem oc  budzi  w  pokrzywdzonych  żądzę  odwetu, 
a zarazem  uspraw iedliw ia m oralnie ich w łasne użycie prze­
mocy,  do którego dochodzi, gdy tylko pozwolą im n a to oko­
liczności.

Równie niebezpieczny je s t efekt uboczny, który przemoc 

wywołuje  w  ludziach  korzystających  z  przemocy.  Ten,  kto 
ucieka  się  do  przemocy,  w krótce  zaczyna  mylić  potęgę 

swych środków przemocy (bogactwo, pozycja,  prestiż,  czoł­
gi i bomby)  z potęgą własnej  osoby.  Nie s ta ra   się więc spo­

tęgować  s ie b i e   s a m e g o , swego um ysłu, swej miłości, swej 
w italności  -   całą  energię  w ydatkuje  n a  potęgowanie  siły 

swych  ś ro d k ó w . Sam  staje się ubogi, choć rośnie jego zdol­

ność w yw ierania przemocy;  po osiągnięciu pewnego p u n k ­
tu ,  od którego nie m a już odwrotu, może ju ż tylko podążać 

dalej  drogą przemocy i  ryzykować w szystkim   dla  sukcesu, 

który  zapew nia  sobie  siłowymi  m etodam i.  Staje  się  mniej 

w italny,  mniej  interesujący i mniej  zainteresow any,  n a to ­
m iast bardziej  strachliw y i oczywiście przez wielu bardziej 
podziwiany.

Miłość je s t przeciw ieństw em  przemocy.  Miłość s ta ra   się 

rozumieć,  przekonywać,  pobudzać.  Czyniąc  tak ,  człowiek, 
który kocha, stale się zmienia.  Staje się bardziej wrażliwy, 
bardziej  spostrzegawczy,  bardziej  twórczy,  staje  się  b a r­
dziej sobą. Miłość to nie ckliwość czy słabość. Miłość to spo­
sób oddziaływ ania i odm ieniania, który nie pociąga za sobą 
szkodliwych  efektów  ubocznych,  jak ie   cechują  przemoc. 
W przeciw ieństw ie do przemocy miłość wym aga cierpliwo­
ści, w ew nętrznego w ysiłku  i,  co najw ażniejsze,  odwagi.  Do 
rozw iązania problem u miłości niezbędna je s t odwaga, któ­
ra   pozwala  przetrzym ać  rozczarowanie,  zachować  cierpli­
wość w obliczu niepowodzeń. N iezbędna je s t w iara we w ła­

sną moc,  a nie w jej  wypaczoną kopię -  przemoc.

Nie powiedziałem  jeszcze nic, czego by Państw o nie wie­

dzieli? Pewnie tak; wywody te m iały jed n a k  sens, albowiem 

niejednokrotnie nie  zdajemy sobie  spraw y ze  swej  wiedzy. 
Uwagi  o  przemocy  i  miłości  jako  dwóch  zasadniczych  po­
staw ach  wobec  życia  m iały  pobudzić  P ań stw a  do  refleksji

209

background image

n a d   spraw am i,  które  znacie,  ale  nie jesteście tego  świado­
mi.  Przyjrzyjcie  się  swej  reakcji  w  stosunku  do  własnego 

dziecka, psa,  sąsiada, sprzedawcy, przeciw nika polityczne­

go, nie mówiąc już o wrogu politycznym. J a k  napinacie się, 
gdy w asze  zam iary zostają udarem nione; ja k   szukacie  za­
raz  środków  przemocy;  ja k   czujecie  się  zdruzgotani,  gdy 
nie możecie czy nie potraficie ich znaleźć. J a k  często macie 
ochotę  powtórzyć  za  Królową  z  A licji  w  krainie  czarów: 
„Ściąć m u głowę”. Je śli chcecie rozpoznać swą skłonność do 
przemocy jako  drogi  n a  skróty,  czasam i  m usicie  obserwo­
wać  siebie  niezwykle  uw ażnie  i  uczyć  się  w słuchiw ać 
w reakcje, które z trudem  docierają do waszej  świadomości.

Spróbujcie zatem  zawrócić i porzucić postaw ę przemocy. 

Bądźcie  w italni,  cierpliwi,  przestańcie  się interesow ać  sa ­
mym i rezu ltatam i,  a m iast tego mocniej  skupcie się n a  sa ­
mym   procesie,  obserwujcie, ja k   się  rozluźniacie,  pozbądź­
cie się napięcia i lęku. Przemoc je s t tylko jednym  ze sposo­
bów  rozw iązyw ania  problemów  ludzkiej  egzystencji.  J e s t 
on możliwy tylko dla tych, którzy dysponują środkam i prze­
mocy,  używanym i  przeciwko  słabszym.  Choć je s t  to ja k a ś  
m etoda rozw iązyw ania problemów życia, to jed n a k  nie je st 

ona  m etodą  zadowalającą.  Czyni  człowieka  niewolnikiem  
środków przemocy, budzi w nim  poczucie sam otności i s tr a ­
chu.  Użycie  przemocy je s t jed n ą  z  możliwych  odpowiedzi 
n a   problem y  życia,  odpowiedzią  ab su rd a ln ą   jed n a k ,  nie 

tyle  dlatego,  że  siła pozostaje m iałką w artością,  ile przede 
w szystkim   dlatego,  że  przemoc  nie  pomoże  w  obliczu  n aj­

bardziej  fundam entalnego  zjaw iska  egzystencji  -   w  obli­
czu nieuchronności śmierci.  Najm ocarniejszy człowiek je st 
isto tą   śm iertelną  ta k   samo  ja k   najsłabszy  i  w łaśnie  te n  

cierń  ostatecznej  klęski  czyni  zasadę  przemocy  ta k   niedo­
rzeczną, naw et jeśli  sobie  tego nie  uśw iadam iam y.

Miłość zawsze oznacza aktyw ne  zainteresow anie rozwo­

jem  i  życiem  osoby,  któ rą kochamy.  Nie  może  być inaczej, 

skoro samo życie je s t procesem staw an ia się,  łączenia i ze­
spalania,  zatem   miłość  do  wszystkiego,  co  żyje,  m usi  być 

nam iętnym   pragnieniem   w sparcia tego  procesu.  Z  drugiej 

strony,  kontrola  i  przemoc  są, ja k   widzieliśmy,  sprzeczne

210

background image

z n a tu rą  miłości i stanow ią przeszkodę w jej rozwoju i funk­
cjonowaniu.

N iektórzy  z  P ań stw a  zapytają  tera z   ze  zniecierpliwie­

niem, dlaczego mówię o miłości życia, skoro do tej pory mówi­
łem głównie o miłości do ludzi, zwierząt, roślin.  Czy istnieje 
coś  takiego ja k   „miłość  do  życia”?  Czy  nie jest  ona  czystą 
abstrakcją i czy jedynym i  r z e c z y w is ty m i  obiektami miło­
ści nie są konkretne zjawiska, w szczególności ludzie?

Sądzę, że n a  pytanie to po części udzieliłem  już odpowie­

dzi,  a  przynajm niej  położyłem  pod  n ią  fundam ent.  Jeśli 
życie je s t ze swej  n a tu ry  procesem  w zrostu i integracji, je ­
śli kontrola i  przemoc są  życiu przeciwne,  to miłość  do ży­
cia  stanow i  kw intesencję  wszelkiej  miłości; je s t  ona  miło­
ścią  do  życia w człowieku, w zwierzęciu,  w kwiecie.  Miłość 
do  życia  nie  je s t  bynajm niej  abstrakcją,  lecz  najbardziej 
k o nk retn ą  kw intesencją  wszelkiego  rodzaju  miłości.  K aż­

dy,  kto wierzy,  że kogoś kocha,  ale jednocześnie nie kocha 
życia,  może  pożądać  swego  ukochanego,  pragnąć  go,  przy­

w iązać się  doń — ale nie je s t to miłość.

Wiemy, że ta k  jest, ale często nie jesteśm y świądomi swej 

wiedzy.  Większość  ludzi  dokładnie  rozum ie,  o  co  chodzi, 

gdy  słyszy,  że  ktoś  „napraw dę  kocha  życie”.  M amy  wów­
czas n a m yśli człowieka, który darzy m iłością wszelkie zja­
w iska wzrostu i witalności, którego zajmuje rozwój  dziecka, 
rozwój dorosłego człowieka, rozwój idei, rozwój organizacji. 
Dla człowieka takiego żywe sta ją  się naw et przedm ioty nie­
ożywione,  ja k   kam ień  czy  woda,  a  przedm ioty  żywe  zaj­
m ują  go  nie  dlatego,  że  są  wielkie  i  potężne,  lecz  dlatego 
właśnie, że są ożywione. Człowieka, który kocha życie, czę­
sto m ożna rozpoznać naw et po jego wyrazie twarzy, po bły­

sku  oka,  po jasności,  k tó ra  bije  z jego  oblicza.  Gdy  ludzie 
się w sobie zakochują, kochają życie i dlatego są zajm ujący 
dla siebie  wzajem. Je śli zaś owa miłość życia je s t zbyt  sła­
ba,  by się utrzym ać, to znów się odkochują i nie mogą zro­
zumieć,  dlaczego  ich  tw arze,  choć  te  sam e,  nie  są ju ż jed ­
n a k  te  same.

Czy  wszyscy  ludzie  m iłują  życie  i  czy  różnią  się  między 

sobą tylko  stopniem   tej  miłości?  Dobrze  by było,  lecz,  nie­

211

background image

stety, m ożna spotkać i takich, którzy nie m iłują życia, któ­
rzy  „miłują”  śmierć,  destrukcję,  chorobę,  rozkład,  rozpad. 
Nie  zajm uje ich rozwój  i  w italność,  które  budzą w nich je ­
dynie aw ersję i pragnienie ich zdław ienia. Ludzie tacy nie­
naw idzą  życia,  ponieważ  an i  nie  potrafią  się  nim   cieszyć, 
ani  nie  m ogą  go  kontrolować.  C ierpią  z  powodu  jedynej 
prawdziwej perw ersji -  pociągu do śmierci. W swej książce 

Serce człowieka  ludzi takich nazw ałem  nekrofilam i, „miło­

śnikam i  śm ierci”,  wykazując,  że  w  swych  ekstrem alnych 
form ach orientacja nekrofilna stanow i, z psychiatrycznego 
p u n k tu  w idzenia,  symptom  poważnej  choroby psychicznej.

Każdy  z  P a ń stw a   odkryje  po  chwili  nam ysłu,  że  prócz 

m iłośników  życia  zna  tak że  m iłośników  śmierci,  choć  nie 
odważył  się  ta k   o  nich  myśleć,  gdyż  n a   zew nątrz  każdy 
z nich je s t „miły” i „kochający”. Je śli się zdarzy, że jakiegoś 
człowieka ogarnie żądza zabijania, w zruszam y ram ionam i 
n a d  jego  stan em   i  mówimy,  że je s t „chory”.  Być  może  fak­
tycznie je s t chory.  Lecz ja k  możemy się przekonać,  że i my 
nie cierpim y n a  tę sam ą chorobę? Skąd pewność, że m iłuje­
m y życie,  a nie  śmierć?

W  rzeczy  sam ej,  poważne  sym ptom y,  zauw ażalne  we 

współczesnej  ku ltu rze,  zdają  się  wskazywać,  że  je s te ś ­
m y już  zainfekow ani przez zdradliw y pociąg do m artw oty. 
W szędzie  wokół  dostrzegam y  przejaw y  tego  upodobania: 

destrukcyjny gw ałt i sadyzm  w stosunkach m iędzynarodo­

wych,  przestępstw o  i  okrucieństw o  n a  płaszczyźnie  n aro ­

dowej,  napięcie  i  lęk,  których  poziom  m ożna  zmierzyć ilo­
ścią  sprzedaw anych w naszym  k ra ju   środków uspokajają­
cych, narkom ania, k tó ra je s t próbą zastąpien ia prawdziwej 
miłości życia  dreszczem emocji i ekscytacją.  Nie  potrzebu­

jem y  sta ty sty k ,  by  się  o  tym   przekonać.  Większość 

z  nas  w  m niejszym   czy  większym   stopniu  wykazuje  już 
pierwsze  symptomy.  Zastanów m y  się  nad  potrzebą,  k tóra 
ta k   wielu  z  n as  nie je st  obca,  nad  potrzebą  wypicia  kieli­
szka,  bez  którego  nie  możemy  się  swobodnie  poczuć  w to­
warzystwie; n ad  udawanym i wyrazam i radości czy sm utku, 
których  zdaje  się  wymagać  sytuacja;  n ad  naszą  skłonno­
ścią,  k tó ra  każe nam  raczej  m y ś le ć   niż  czuć, ja k  powin­

212

background image

niśm y  się  zachować  w  danej  sytuacji  (na  weselu,  n a   po­
grzebie, przed obrazem  znanego m alarza); n ad  coraz częst­

szym sięganiem  po seks dla osiągnięcia „intymności” i pod­

niecenia,  bez jakiegokolw iek uczucia  wobec  drugiej  osoby, 

jeśli  nie liczyć pożądania.

Innym   świadectwem   lęku  i  napięcia je s t  kom pulsywne 

p alenie  papierosów.  Każdy,  kto  próbował  rzucić  palenie, 
wie,  że  pokusa je s t najsilniejsza przed  spotkaniem   z  ludź­

mi  oraz  we  wszelkich  innych  sytuacjach,  które  wywołują 
stra c h  czy napięcie.

Mogą  P aństw o  dokonać  prostego  eksperym entu.  Spró­

bujcie  usiąść  w  ciszy,  nic  nie  robić  i  o  niczym  nie  myśleć. 
Możecie zam knąć oczy, możecie patrzeć n a  drzewo, n a  pole, 
n a  kw iat. Zapewne pomyślicie, że to proste. Spróbujcie! Czy 
nie  okaże  się,  że  jesteście  zniecierpliw ieni,  że  m yślicie

o tysiącu spraw , wyczekując chwili,  gdy wreszcie będziecie 
mogli  zakończyć ten   eksperym ent?

Czy owo  napięcie i ów lęk są waszym   osobistym proble­

m em? W pewnej  m ierze sym ptom y te są oczywiście proble­

m em  indyw idualnym .  W większym  jed n a k   stopniu  są  one 
w ynikiem   naszego  sposobu  życia  w  epoce  przemysłowej. 
Przede  w szystkim   jesteśm y   bardziej  zainteresow ani  r e ­

z u l t a t a m i   niż  procesem,  który  do  nich prowadzi.  W  sfe­

rze  produkcji  przemysłowej  re z u lta ty   te   zawdzięczam y 

m aszynom   i  przyrządom .  Doszło ju ż  do  tego,  że  o  sam ych 
sobie  m yślim y jako  o  m aszynach,  że  oczekujemy  od  siebie 
szybkich rezultatów  i rozglądam y się za przyrządam i, które 
w yprodukują pożądany  skutek.

Ale  człowiek  nie je s t  m aszyną!  Życie  nie je s t  środkiem  

do jakiegoś  celu,  lecz  celem  sam ym   w  sobie.  Proces  życia, 
to  znaczy  proces  przem ian,  w zrostu,  rozwoju,  nabyw ania 
wiedzy i wrażliwości, je s t ważniejszy niż wszelkie osiągnię­
cia techniczne  czy produkty,  oczywiście  pod  w arunkiem  -  
niebyw ale  istotnym   -   że  kocham y  życie.  Je śli  n a  pytanie, 

dlaczego  kogoś  kochacie,  odpowiedzielibyście:  „Bo  odnosi 
sukcesy, bo je s t sław ny i bogaty”, to prawdopodobnie sam i 

poczulibyście się nieco zażenowani, ponieważ wiecie, że nie 

m a to nic wspólnego z miłością. Je śli zaś powiedzielibyście:

213

background image

„Bo  je s t  pełen  życia,  bo  kocham   jego  uśm iech,  jego  głos, 

jego  ręce, jego  oczy,  ponieważ  prom ienieją  życiem”,  to  rze­

czywiście podalibyście powód.  Podobnie je s t z w am i sam y­

mi.  Jesteście  interesujący,  bo  się  interesujecie.  Jesteście 
kochani,  poniew aż  potraficie  kochać  i  ponieważ  w  sobie 
sam ych i  w innych ludziach kochacie  życie.

Postaw y  tej  tru d n o  jed n a k   doświadczyć  w k ręgu  k u ltu ­

ry,  k tó ra   kładzie  nacisk  n a  rezu ltaty ,  a  nie  n a   proces,  n a  

rzeczy, a nie n a  życie, k tó ra środki czyni celem i k tó ra  uczy 
n a s używać mózgu tam , gdzie powinno mówić serce. Miłość 

do  drugiego  człowieka  i  miłość  do  życia  nie  są  czymś,  do 

czego  m ożna  dojść  w  pośpiechu.  Do  seksu   tak ,  ale  nie 

do miłości.  Miłość wym aga,  byśmy się radow ali ciszą,  byś­

my potrafili  cieszyć się  b y c ie m ,  a nie tylko  d z ia ł a n i e m , 
p o s i a d a n i e m   czy   u ż y w a n ie m .

Innym   czynnikiem ,  który  nie  sprzyja  miłości  życia, je s t 

nasze  rosnące,  ciągle  nie  zaspokojone  pożądanie  rzeczy. 

Istotnie,  rzeczy  mogą  i  powinny  służyć  człowiekowi.  Gdy 

jed n a k   s ta ją   się  raczej  celem niż  środkiem ,  podkopują n a ­

sze zainteresow anie życiem, n aszą miłość do życia, i czynią 

n a s  dodatkiem   do m aszyny,  rzeczą.  Rzeczy mogą być  uży­
teczne,  ale  nie  mogą  kochać  ani  człowieka,  ani  życia.  Tak 
n a s indoktrynow ano jako konsum entów ,  że  uwierzyliśm y, 
iż  żadna  przyjem ność  nie  je s t  pełna,  jeśli  się  nie  łączy 

z czymś, co m ożna kupić.  U traciliśm y wiedzę,  powszechną 

jeszcze  kilk a  pokoleń  tem u:  że  najznam ienitsze  przyjem ­

ności życia nie w ym agają żadnej ap a ra tu ry . W ym agają n a ­

to m iast  zdolności  do  wyciszenia,  „odpuszczenia”,  koncen­
tracji.

W ypraw a n a  Księżyc, k tó ra  ekscytuje wyobraźnię milio­

nów  ludzi, je s t  dla  wielu  bardziej  atrak cyjna  niż  uw ażne, 
głębokie  spojrzenie  n a   drugiego  człowieka,  n a  kw iat,  n a 

rzekę czy w  siebie  samego.  W ypraw a n a  Księżyc z  pewno­

ścią wym aga inteligencji, wytrwałości, odwagi, ale nie w ią­
że  się  z  miłością.  W ypraw a  n a   Księżyc  to  symbol  życia 
z  a p a ra tu rą   techniczną,  fascynacji  a p a ra tu rą   techniczną

i  używ ania  a p a ra tu ry  technicznej.  Św iat  rzeczy w yprodu­
kowanych  przez  człowieka je s t  n a szą   dum ą  i  naszym   za­

214

background image

grożeniem. Im  w ażniejszy staje się „rzeczowy” a sp ek t św ia­
ta ,  im  bardziej jesteśm y  zainteresow ani  m anipulow aniem  

rzeczam i, 

tym  

m niej 

doświadczam y  jakości 

życia

i  tym  mniej  potrafim y kochać  życie.  M amy powody,  by po­

dejrzewać,  że bardziej  niż  samo  życie  cenimy cuda tech n i­

ki,  które  m ogą  zniszczyć  życie.  Czy  to  możliwe,  że  nie  po­

trafim y doprowadzić do rozbrojenia nuklearnego, ponieważ 
życie straciło wiele ze swej atrakcyjności i ponieważ rzeczy 
stały  się  obiektem  naszego podziwu?

Jeszcze  in n ą   przeszkodą,  k tó ra  osłabia  naszą  miłość  do 

życia,  je s t  postępująca  biurokratyzacja  naszych  działań. 
Możecie Państw o wybrać dla tego  zjaw iska wdzięczniejsze 
nazwy:  „praca  zespołowa”,  „duch  grupy”  czy jakąkolw iek 

in ną.  W  każdym   razie,  w  im ię  m aksym alnej  wydajności 

ekonomicznej staram y  się przyciąć każdą jednostkę do w ła­
ściwych  rozm iarów,  dzięki  którym   stan ie  się  ona jednym  

z  członków  grupy:  wydajnym,  zdyscyplinowanym,  ale  po­
zbawionym tożsam ości i pełni życia, upośledzonym  w swej 
zdolności do m iłow ania  życia.

Mogą Państw o  zapytać,  co  możemy uczynić,  by to  zmie­

nić?  Czy m usim y zrezygnować z naszego system u produk­
cji masowej, z naszych osiągnięć technicznych, by móc znów 
kochać życie? Nie sądzę. M usimy natom iast zdać sobie sp ra ­
wę z zagrożenia, m usim y przywrócić rzeczom ich właściwe 

miejsce,  m usim y  skończyć  z  przekształcaniem   siebie  sa ­

m ych  w  rzeczy  i  w  istoty,  które  nim i  m anipulują.  Jeśli, 

m ia st  m anipulow ać  rzeczam i,  pokochamy  w szystko,  co 
żyje,  to  naw et  zwykła rzecz,  n a   przykład  szklanka,  nab ie­
rze  życia  dzięki  naszem u  ożywiającemu  spojrzeniu, jak im  
p atrzy n a  św iat arty sta.  Przekonam y się wówczas, że czło­
wiek  czy  rzecz  mówią  do  nas, jeśli  dostatecznie  długo  n a 
nich  patrzym y.  M usim y jed n a k   napraw dę  patrzeć,  zapo­
m nieć  o w yciąganiu  z tego jakichkolw iek  zysków i rzeczy­
wiście się wyciszyć. Je śli stw ierdzasz, że m usisz opisać swe 

uczucia  ekstatycznym i  wypowiedziami,  takim i jak:  „Czyż 
to  nie boskie”,  „Chciałbym  to jeszcze  raz  zobaczyć”,  to twe 
uczucia zapew ne nie  są wiele w arte; jeśli potrafisz patrzeć 
n a   drzewo  w  ta k i  sposób,  że  zdaje  się  ono  odwzajem niać

215

background image

twe  spojrzenie,  to  praw dopodobnie  nie  będziesz  chciał  n i­
czego  powiedzieć.

Nie  m a  recepty,  dzięki  której  m ożna  by  pokochać  życie. 

Wiele m ożna się jed n a k  nauczyć.  Je śli potrafisz wyzbyć się 
iluzji, jeśli  potrafisz  zobaczyć  siebie  i  innych  takim i, jacy 

jesteście, jeśli  potrafisz  się wyciszyć,  zam iast stale  dokądś 

gnać,  jeśli  potrafisz  dostrzec  różnicę  pom iędzy  życiem

i  rzeczam i,  pomiędzy  szczęściem  a  dreszczem   emocji,  po­

m iędzy środkam i i celem,  zwłaszcza zaś pomiędzy miłością

i  przem ocą,  to  uczyniłeś  ju ż  pierw szy  krok  k u   tem u,  by 
kochać  życie.  Teraz,  gdy  m asz  go  ju ż  za  sobą,  ponownie 

zacznij pytać. Doniosłe odpowiedzi znajdziecie w wielu książ­

kach — a przede w szystkim  w sobie  samych.

Nie  wolno  zlekceważyć  jednego  problemu.  Możecie  się 

obawiać,  że im bardziej  człowiek kocha życie, tym   większe 
cierpienie spraw iają m u n ieu stan n e ata k i n a praw dę, pięk­
no, jedność i życie.  Rzeczywiście ta k  jest,  zwłaszcza w dzi­
siejszych  czasach.  Ale  obojętność  wobec  życia jak o   sposób 
n a   u drękę  może  zrodzić  jedynie  jeszcze  w iększą  udrękę. 
Każdy,  kto  znajduje  się  w stan ie  ostrej  depresji,  powie,  że 
uczucie  sm utk u   byłoby  ulgą  w  porów naniu  z  m ęczarnią, 

ja k ą  je s t b rak  jakichkolw iek uczuć. W życiu najw ażniejsze 
je s t życie,  a nie szczęście. Najgorszym,  co się może w życiu 

przydarzyć, je s t obojętność,  a nie  cierpienie.

jeszcze jed n a  uwaga.  Je śli  cierpimy,  to możemy próbo­

wać  usunąć  przyczyny  swego  cierpienia.  Je śli  niczego  nie 
odczuwamy,  to jesteśm y ja k   sparaliżow ani.  W  dotychcza­
sowych dziejach człowieka cierpienie było m otorem  zmian. 
Czyżby  obojętność  m iała  po  raz  pierwszy  zniszczyć  naszą 

zdolność odm ieniania swego losu?

background image

Bibliografia

C.  E. Ayres, Review  of Robert  Briffault,  The Mothers,  „The New 

Republic”, 4 grudnia 1927.

J. J.  Bachofen, Das Mutterrecht, w: M.  Schroeter (red.), Der My- 

thus von Orient und Okzident. Eine Metaphysik der alten Welt. 

Aus den  Werken von J.  J.  Bachofen, Munchen  1926.

—, Mutterrecht und Urreligion, R. Mara (wyb. i red.), Stuttgart 1954.
—, Myth, Religion, and Mother Right, Princeton 1967 [por. J. J. Ba­

chofen, Mutterrecht und  Urreligion].

A. Baumler, Bachofen, der Mythologe der Romantik, w: M. Schroe­

ter (red.),  Der Mythus  von  Orient  und  Okzident.  Eine  Meta­

physik  der  alten  Welt.  Aus  den  Werken  von  J.  J.  Bachofen, 

Munchen  1926; nowe wydanie:  Das Mythische  Weltalter.  Ba- 
chofens  romantische  Deutung  des  Altertums.  Z  posłowiem: 
Bachofen  und die Religionsgeschichte, Munchen  1965.

A. Bebel, Die Frau und der Sozialismus, Stuttgart 1878 [Kobieta

i socyalizm, Kraków  1907].

L. Bender, P.  Schilder, Aggressiueness in  Children, „Genetic Psy- 

chology Monographs”, t.  18,  1936.

R.  Briffault,  The Mothers.  A  Study of the  Origins  of Sentiments 

and Institutions, t.  I-III, London  1928.

J. Calvin, Unterricht in der christlichen Religion.  Institutio Chri- 

stianae Religionis, Neukirchen 1955; wyd. angielskie: Institu- 

tes of the  Christian Religion, Philadelphia  1928.

Ch. R. Darwin,  On the  Origin of Species by Means of Natural Se- 

lection, London 1858; wyd. niemieckie: Die Entstehung der Ar- 
ten durch naturliche Zuchtwahl, Leipzig 1859 [O powstawaniu 

gatunków drogą doboru naturalnego czyli o utrzymaniu się do­

skonałych  ras w walce o  byt, Warszawa 1955].

J. L. Despert, A Method for the Study of Personality Reactions in 

Preschool  Age  Children  by  Means  of Analysis  of their Play, 

„Journal of Psychology”, t.  9,  1940.

217

background image

K. Ellis, Review of Robert Briffault,  The Mothers, „Birth Control 

Review”,  wrzesień  1928,  oraz  „Views  and  Reviews”,  2.  seria.

F.  Engels,  Der  Ursprung  der Familie,  des  Privateigentums  und 

des Staats.  Im Anschlufi an Lewis H.  Morgan’s Forschungen, 
w:  Karl  Mant und  Friedrich  Engels,  Werke  (MEW),  tom  21, 
Berlin 1962, [Pochodzenie rodziny,  własności prywatnej i pań­
stwa.  W związku z badaniami Lewisa H. Morgana,
 Warszawa 

1977],

Ch. Fourier, Die Frau  und der Sozialismus,  1878.

S.  Freud,  The  Standard  Edition  of the  Complete  Psychological 

Works  of Sigmund  Freud  (S.E.)  tomy  1-24,  London  1953- 

-1974.

—,  The  Interpretation  of Dreams,  (S.E.)  tomy  4-5  [Objaśnienie 

marzeń sennych, Warszawa  1996].

—, The Dissolution of the Oedipus  Complex,  (S.E.) tom 19.
—,  Civilization  and  its  Discontent,  (S.E.)  tom  21  [Kultura jako 

źródło cierpień, Warszawa 1995].

E. Fromm,  The Method and Function  of an Analytic Social Psy- 

chology, w: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis, New York 

1970 [Metoda i funkcja analitycznej psychologii społecznej, w: 

E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Poznań 1995].

—,  Psychoanalytic  Characterology  and  Its  Relevance  for  Social 

Psychology, w: E. Fromm,  The Crisis of Psychoanalysis,  1970 

[Charakterologia  psychoanalityczna  i jej  znaczenie  dla  psy­
chologii  społecznej,
  w:  E.  Fromm,  Kryzys psychoanalizy,  Po­
znań  1995].

—, Robert Briffaults  Werk  iiber das Mutterrecht, „Zeitschrift fur 

Sozialforschung”,  Paris,  t.  II  (1933)  [Robert  Briffault  o  ma­
triarchacie,
  w  niniejszym  tomie].

—, The Theory of Mother Right and Its Relevance for Social Psy­

chology,  w:  E.  Fromm,  The  Crisis  of Psychoanalysis,  [Teoria 

prawa macierzystego i jej związek z psychologią społeczną, w:

E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Poznań 1995].

—, Sozialpsychologischer Teil, w: M. Horkheimer (red.), Schriften 

des Instituts fur Sozialforschung, t. V: Studien iiber Autoritat 

und Familie. Forschungsberichte aus dem Institut fur Sozial­

forschung, Paris  1936.

—, Escape from Freedom, New York 1941  [Ucieczka od wolności, 

Warszawa  1970],

—,  Sex and  Character,  „Psychiatry. Journal for the  Study of In- 

terpersonal  Process”,  Washington,  t.  6,  1943  [Płeć  i  charak­
ter,
  w niniejszym tomie].

218

background image

—, Man for Himself, New York  1947  [Niech  się  stanie  człowiek. 

Z psychologii  etyki,  Warszawa—Wrocław  1994].

—,  The  Oedipus  Complex  and  the  Oedipus  Myth,  w:  R.  N.  An- 

shen (red.), The Family: Its Functions and Destiny, New York 
1949.

—, The Forgotten Language, New York 1951 [Zapomniany język. 

Wstęp  do  rozumienia  snów,  baśni  i  mitów, Warszawa  1972].

—,  Man  -   Woman,  w:  M.  M.  Hughes  (red.),  The  People  in  Your 

Life: Psychiatry and Personal Relations, New York 1951 [Męż­

czyzna  -  kobieta,  w  niniejszym tomie].

—, The Heart ofMan. Its Genius for Good and Evil, New York 1964 

[Serce  człowieka.  Jego  niezwykła  zdolność  do  dobra  i  zła, 

Warszawa  1996].

F.  Fromm-Reichmann,  Notes  on  the  Mother  Role  in  the  Family 

Group, „Bulletin of the Menninger Clinic”, t. 4, 1940.

M. Ginsberg, Review  of Robert  Briffault,  The Mothers, „The Na- 

tion and the Atheneum”, 20 VIII  1927.

A.  Goldenweiser, Reuiew  of Robert  Briffault,  The  Mothers,  „The 

Nation”, New York, 20 VII  1928.

M.  Horkheimer,  Egoismus  und  Freiheitsbewegung,  „Zeitschrift 

fur Sozialforschung”, t.  5,  1936.

K.  Horney,  Die  Angst  vor  der  Frau,  „Internationale  Zeitschrift 

fur Psychoanalyse”,  Wien-Leipzig, t.  13,  1932  [Lęk przed  ko­

bietą,  w:  K.  Horney, Psychologia kobiety,  Poznań  1997],

—,  The Neurotic Personality of Our  Time, New York 1937 [Neuro­

tyczna osobowość naszych czasów, Warszawa 1976, Poznań 1993].

—,  New  Ways  in  Psychoanalysis,  New  York  1939  [Nowe  drogi 

w psychoanalizie, Warszawa  1987].

W. James, Principles of Psychology, 2 t., New York 1893.

E. Jones, The Life and Work ofSigmund Freud, 1.1, New York 1953.
I. Kant, Die Religion innerhalb der Grenzen der blofien Vernunft, 

w:  Immanuel  Kants  Werke,  t.  VI,  Berlin  1907;  wyd.  angiel­
skie .Religion Within the Limits ofReason Alone, Chicago 1934 

[Religia w obrębie samego rozumu, Kraków 1993],

—, Der Rechtslehre Zweiter Teil. Das óffentliche Recht, w: Imma­

nuel Kants  Werke, t. VI, Berlin 1907.

—, Kritik  der praktischen  Vernunft, w:  Immanuel Kants  Werke, 

t. V, Berlin  1908; wyd. angielskie: Kant’s  Critiąue of Practical 

Reason and Other Works on the  Theory of Ethics, London-New 

York  1909  [Krytyka  praktycznego  rozumu,  Warszawa  1972].

—, Grundlagen zur Metaphysick der Sitten, Lepzig 1993 [ Uzasa­

dnienie  metafizyki  moralności,  Warszawa  1986]

219

background image

C.  von  Kelles-Krauz,  J.  J.  Bachofen,  w:  H.-J.  Heinrichs  (red.), 

Materialien zu Bachofens „Das Mutterrecht”, Frankfurt a.  M. 

1975; pierwodruk:  J.  J.  Bachofen  (1861-1901).  Aus  den  Stu- 

dien  iiber  die  Quellen  des  Marxismus,  referat na Universite 
Nouvelle w Brukseli, „Die Neue Zeit. Revue des geistigen und 
óffentlichen  Lebens”,  Stuttgart,  nr  15,  rocznik  XX, 
t.  I ,  1901-1902.

J.  B.  Kraus,  Scholastikj~Puritanismus  und  Kapitalismus,  Miin- 

chen  1930.

P. Kluckhohn, Die Auffassung der Liebe in der Literatur des  18. 

Jahrhunderts  und in der Romantik, Halle  1931.

J. Langdon-Davies, Reuieui of Robert Briffault, The Mothers, „The 

Herald Tribune”, New York,  18 IX 1927.

D. M. Levy, Studies in Sibling Rivalry, t. V, New York 1937.

A. M. Ludovici, Review of Robert Briffault,  The Mothers, „English 

Review”, listopad 1927.

R. S. Lynd, Knouiledge for What, Princeton  1939.

B. Malinowski, Review of Robert Briffault,  The Mothers, „States- 

man”, wrzesień  1927.

K.  Marx,  Karl  Marx  und Friedrich  Engels,  Historisch-kritische 

Gesamtausgabe  (MEGA).  Werke-Schriften-Briefe,  w:  Samt- 
liche  Werke  und  Schriften  mit Ausnahme  des Kapitał,  zit.  I, 

1-6, Berlin  1932.

K.  Marx, F. Engels,  Werke (MEW), Berlin:

—i  Zur Kritik der Politischen Okonomie, w: MEW, 1.13, Berlin 1961 

[Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1953].

—,  Der  Ursprung  der  Familie,  des  Privateigentums  und  des 

Staats.  Im Anschlufl an Lewis H.  Morgan’s Forschungen.  w: 
MEW, t. 21, [Pochodzenie rodziny,  własności prywatnej i pań­
stwa.  W związku z badaniami Lewisa H. Morgana,
 Warszawa 

1953],

L.  H.  Morgan,  Systems  of Cosanguinity  and Affinity  of the  Hu­

mań Family, Washington  1870.

—, Ancient  Society.  Or Researches  in  the  Lines  of Humań  Pro­

gress from Sauagery Through Barbarism to Civilization, New 

York 1977 [Społeczeństwo pierwotne, czyli Badanie kolei ludz­
kiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji,
 
Warszawa  1887].

F.  Nietzsche,  Gótzen-Dammerung,  w:  Nietzches  Werke,  t.  VIII, 

Leipzig  1906;  wyd.  angielskie:  The  Twilight  of Idols,  Edin- 
burgh  1911  [Zmierzch  bożyszcz,  Warszawa  1905-1906],

220

background image

—, Also sprach.  Zarathustra,  w: Nietzsches  Werke,  t. VI,  1,  Leip­

zig 1910; wyd. angielskie: Thus Spoke Zarathustra, New York 
[Tako  rzecze  Zaratustra,  Warszawa  1908].

—, Zur Genealogie der Morał, w: Nietzches  Werke, t. VII, Leipzig 

1910  [Z genealogii  moralności,  Warszawa  1908].

—, Der Wille zur Macht, w: Nietzches  Werke, t. XV i XVI, Leipzig 

1911; wyd.  angielskie:  The  Will to Power, 2 tomy, Edinburgh- 

-London  1910  [Wola  mocy,  Warszawa  1910-1911].

—, Ecce Homo, w: Nietzches  Werke, t. XV, Leipzig 1911; wyd. an­

gielskie:  Ecce  Homo,  New  York  1911  [Ecce  Homo,  Kraków 

1996],

—, Nietzsches  Werke, Nachla/S, Leipzig.
R.  Pascal,  The  Social Basis of the  German Reformation.  Martin 

Luther and His  Times, London  1933.

W. Reich, Charakteranalyse. Technik und Grundlagen, Wien 1933.
A. Robeson (Brown), The Portrait of a Banker: James Stillmann, 

New York  1927.

B. de Spinoza, DieEthik, Hamburg 1976 [Etyka, Warszawa 1954].
M.  Stirner, Der Einzige  und  sein  Eigentum,  Leipzig  1893;  wyd.

angielskie:  The  Ego and His  Own,  London  1912  [M.  Stirner, 

Jedyny i jego własność, Warszawa 1995].

H. S. Sullivan, Conceptions of Modern Psychiatry.  The First  Wil­

liam Alanson White Memoriał Lectures, „Psychiatry”, Washing­
ton, t.  3,  1940.

R. H. Tawney, Religion and the Rise of Capitalism, London 1926; 

wyd. niemieckie: Religion  und Fruhkapitalismus.  Eine histo- 

rische Studie, Berlin  1946  [Religia  a powstanie  kapitalizmu, 
Warszawa  1963].

C. Thompson, What is Penis Envy?, „Proceedings of the Associa- 

tion for the Advancement of Psychoanalysis”, Boston Meetings 

1942.

A. Ungnad, Die Religion der Babylonier und Assyrer,  Jena 1921.
M. Weber, Die protestantische Ethik  und der Geist des Kapitali- 

smus,  w:  Gesammelte  Aufsatze  zur  Religionssoziologie,  t.  1, 
Tiibingen  1920; wyd. angielskie: The Protestant Ethic and the 
Spirit of Capitalism, London 1930 [Etyka protestancka a duch 
kapitalizmu,  Lublin  1994].

O. Weininger, Geschlecht  und  Charakter,  Wien  1903  [Płeć i  cha­

rakter, Warszawa  1994].

background image

Wykaz  źródeł

1.  Bachofena  odkrycie  matriarchatu

Bachofen’s  Discovery  of the  Mother Right.  Nie  publikowany 

maszynopis  z  lat  pięćdziesiątych.  ©  1994  by  the  Estate  of 
Erich Fromm.

2. Teoria matriarchatu i jej znaczenie dla psychologii społecznej 

The Theory of Mother Right and Its Relevance for Social Psy- 

chology (1934). Niemiecki pierwodruk: „Zeitschrift fur Sozial­
forschung”, Paris 1934, 3, ss.  196-227. Pierwsze wydanie an­
gielskie: E.  Fromm,  The  Crisis of Psychoanalysis.  Essays on 

Freud, Marx and Social Psychology, New York 1970, ss.  106- 

-134. © 1934 by Erich Fromm [wyd. polskie Kryzys psychoa­

nalizy, Poznań  19951.

3. Męskie stworzenie świata

Die mannliche Schópfung. Nie publikowany maszynopis sprzed 

1933 r. © 1994 by the Estate of Erich Fromm.

4. Robert Briffault o matriarchacie

Robert  Briffaults  Werks  iiber  das  Mutterrecht,  Paris  1933. 

Pierwodruk:  „Zeitschrift fur Sozialforschung”. Paris  1933, 2, 

ss. 382-387. © 1934 by Erich Fromm.

5. Dzisiejsze znaczenie  teorii matriarchatu

The Significance ofthe Theory of Mother Right for Today (1970). 

Pierwodruk: E. Fromm, The  Crisis  of Psychoanalysis.  Essays 

on  Freud,  Marx  and  Social  Psychology,  New  York  1970, 

ss.  100-105.  ©  1970  by  Erich  Fromm  [wyd.  polskie  Kryzys 

psychoanalizy, Poznań  1995].

6. Płeć i charakter

Sex and  Character (1943).  Pierwodruk:  „Psychiatry. Journal 

for  the  Study  of  Interpersonal  Process”,  Washington  t.  6 

(1943),  ss.  21-31.  Poszerzona wersja obu artykułów:  The Fa­

mily:  Its  Functions  and  Destiny,  R.  N.  Anshen  (red.),  New 
York 1949,  ss. 375-392. © 1943 i  1949 by Erich Fromm.

222

background image

7.  Mężczyzna  -  kobieta

Man -  Woman  (1951). Wykład z 1949. Pierwodruk: The People 

in  Your  Life: Psychiatry  and  Personal Relations,  M.  M.  Hu­
ghes (red.), New York 1951, ss. 3-27. © 1951 by Erich Fromm.

8.  Seksualizm  i  charakter

Sexuality  and  Character  (1948).  Po  raz  pierwszy  opubliko­

wane  pod  tytułem  Sex  and  Character:  The  Kinsey  Report 
Viewed from  the Standpoint of Psychoanalysis, w: About the 

Kinsey Report, D. P. Geddes i E. Curie (red.), New York 1948, 

ss.  301-311. ©  1948 by Erich Fromm.

9.  Zmiana  w pojmowaniu  homoseksualizmu

Changing Concepts of Homosexuality (1940). Nie publikowa­

ny maszynopis z około  1940 r. © 1994 by the Estate of Erich 

Fromm.

10. Egoizm a  miłość własna

Selfishness  and  Self-Love  (1967).  Pierwodruk:  „Psychiatry. 

Journal for the Study of Interpersonal Process”, Washington 

1939,  2, ss. 507-523. © 1939 by Erich Fromm.

11. Czy nadal kochamy życie?

Do  We Still Love Life? (1967).  Odczyt opublikowany w:  „Mc- 

Calls”,  94,  New  York  1967,  ss.  57  oraz  108-110.  ©  1967  by 

Erich Fromm.

background image

Spis  treści

Słowo od  wydawcy n ie m ie c k ie g o .........................................................  

5

C zęść I

M a tria rch a t a  m ę sk ie  stw o r z e n ie   ś w i a t a .................................  

13

1.  Bachofena odkrycie matriarchatu ( 1 9 5 5 ) ......................................  

15

2.  Teoria  matriarchatu  i jej  znaczenie  dla  psychologii  społecznej 

(1934) 

...............................................................................................  

29

3.  Męskie stworzenie świata ( 1 9 3 3 ) ....................................................  

57

4.  Robert  Briffault o matriarchacie (1933) 

....................................... 

84

5.  Dzisiejsze znaczenie teorii matriarchatu ( 1 9 7 0 ) ........................ 

92

C zęść II

R ó ż n ic e  p łc i a c h a r a k t e r ..................................................................  

99

6.  Płeć i charakter (1 9 4 3 ).......................................................................  

101

7.  Mężczyzna -  kobieta ( 1 9 5 1 ) .............................................................. 

124

Część III

P łe ć  a  s e k s u a liz m ................................................................................. 

139

8.  Seksualizm i  charakter ( 1 9 4 8 ) .........................................................  

141

9.  Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu ( 1 9 4 0 ) ........................ 

153

Część IV

C h arak ter sp o łe c z n y  a  m i ł o ś ć ......................................................... 

167

10.  Egoizm  a miłość własna ( 1 9 3 9 ) ....................................................  

169

11.  Czy nadal kochamy życie? ( 1 9 6 7 ) ...............................................  

203

B ib lio g ra fia ............................................................................................... 217

Wykaz ź r ó d e ł .......................................................................................... 222

background image

BIBLIOTEKA  NOWEJ  MYŚLI

Erich  Fromm 

(1 9 0 0 -1 9 8 0 ) jest uznawany  za jednego 

z najwybitniejszych  i  najbardziej  wpływowych  myślicieli 
XX wieku.  Stworzył własny system  zwany psychoanalizą 
humanistyczną,  do  którego  wprowadził  problematykę 

społeczną.  Spośród jego  prac  REBIS wydał m.in.:  Mieć 
czy  być?,  Kryzys  psychoanalizy,  A n a to m ię   ludzkiej 
destrukcyjności.

Miłość,  płeć  i  matriarchat  to  zbiór  artykułów  i  odczy­
tów  poświęconych,  najogólniej  ujmując,  kwestii  płci. 
Fromm  rozważa  tu  zagadnienia  funkcjonalizacji  różnic 

między płcią męską i  żeńską,  jej  wpływ na  przeżywanie 
tożsamości  indywidualnej  i  współżycie  ludzi.  Rozważa 
kwestię  związku między płcią a  charakterem   człowieka, 
odnosi  się  do  zagadnienia  homoseksualizmu  oraz  ana­
lizuje wpływ matriarchalnych  i  patriarchalnych  struktur 
społecznych  na  związki  między  obiema  płciami.
Fromm  głosił:  „Nie  sposób  zrozumieć  ani  psychologii 
kobiety,  ani  psychologii  mężczyzny,  jeśli  się  nie  pam ię­
ta,  że  od  mniej  więcej  sześciu tysięcy lat pomiędzy obie­
ma  płciami  panuje  stan wojny".

ISB N-83-71  2 0 - 7 0 9 - 3

®>

REBIS

Cena  23  zł

9 7 8 8 3 7 1   2 0 7 0 9 9


Document Outline