background image

Biblioteka ALETHEIA

Ludwig Wittgenstein 

O pewności

Greckie słowo ALETHEIA oddawane jest

zazwyczaj za pomocą łacińskiego „veritas"

oraz jego odpowiedników w językach nowożytnych.

Znaczy więc tyle, co „prawda", jednakże zgodnie

ze swoją etymologią ALETHEIA ma sens negatywny,

bo jest rzeczownikiem zaprzeczonym. Będący 

jej podstawą przymiotnik ALETHES składa się

z partykuły przeczącej A - i z rdzenia słownego,

który w najczystszej postaci widoczny jest w LETHO,

homeryckim wariancie ogólnogreckiego LANTHANO

ukrywam", a także w LETHE „zapominanie,

zapomnienie" oraz w LATHOS „zapomniany"

(Theocr. 23, 24), i znaczy „nie ukryty", „nie zatajony".

W swym źródłowym znaczeniu ALETHEIA to -

to, co nieskrywane", „to, co niezatajone",

bądź we współczesnej wykładni Martina Heideggera -

nieskrytość".

PRZEŁOŻYLI

MAŁGORZATA SADY i WOJCIECH SADY

WSTĘPEM OPATRZYŁ

WOJCIECH SADY

 

Warszawa 1993

background image

Tytuł oryginału: Uber Gewifiheit

Podstawa przekładu: Uber GewiftheitlOn Certainty,

Harper Torchbook, New York, Evanston, San Francisco,

London 1972

Opracowanie graficzne: Jan Bokiewicz

© Copyright for the Polish edition by Fundacja Aletheia © 

Copyright for the Polish translation by

Małgorzata Sady and Wojciech Sady © 

Copyright for the introduction by Wojciech Sady

Tytuł dotowany przez Fundację Kultury

ISBN 83-901171-1-8

W 1946 r. Ludwig Wittgenstein

1

  skończył pisać Część I 

Dociekań filozoficznych — i przez parę następnych lat czytał 
tekst   wybranym   osobom   jako   niedoskonały,   ale   jednak 
najlepszy, na jaki go było stać, wyraz jego nowych poglądów 
na naturę języka. Wcześniej, zwłaszcza w latach 1937-1944, 
intensywnie  pracował  nad  Częścią  II  książki,  która  miała 
być wykładem nowej filozofii logiki i matematyki — twierdził 
wówczas, że w tej dziedzinie osiągnął najwięcej.  W końcu 
jednak, niezadowolony z uzyskanych wyników, zdecydował 
się   opublikować   Część   I   oddzielnie.   (Notatki   do  Części  II 
wydano pośmiertnie, w latach 1956 i 1978, jako Remarks on 
the   Foundations   ofMathematics.)

2

 

W   połowie   lat 

czterdziestych,   co   wyraźnie   widać   w   końcowych   partiach 
Części   I,  jego   zainteresowania   przesunęły  się   od  filozofii 
matematyki do — jak to określał — filozofii psychologii.

Pracom   nad   filozofią   psychologii   —   inspirowanym 

głównie lekturą Principles of Psychology Williama Jamesa

1

  Informacje o życiu Wittgensteina i elementarne wprowadzenia do obu 

jego filozofii znaleźć można w Wojciech Sady,  Wittgenstein. Życie i dzieło. 

Lublin, Daimonion 1993.

2

  Wittgenstein   pisał   po   niemiecku,   ale   jego   pisma   publikowano 

pośmiertnie w Anglii, w większości z równoległymi  przekładami angiels-

kimi — i te ich wydania są najlepiej znane, tym bardziej, że właśnie wśród 

filozofów anglojęzycznych prace te wywołały najżywszy oddźwięk. Ich 

tytuły pochodzą od wydawców, którymi  zgodnie z wolą  Wittgensteina 

PRZEDMOWA

l

background image

zostali Elizabeth (G. E. M.) Anscombe, Rush Rhees i Georg Henrik von 

Wright.

background image

i  Gestalt Psychology  Wolfganga Kohlera — poświęcił Wit-

tgenstein  pozostałe  mu pięć  lat życia.  Mimo rosnących 

kłopotów ze  zdrowiem (niestrawność, rozstrój nerwowy, 

wreszcie rak prostaty) pisał w tym czasie bardzo dużo. Co 

pewien   czas   dyktował   wybrane   fragmenty   maszynistce; 

powstały   w   ten   sposób   zbiory   uwag,   wydane   w   latach 

1980-1982 jako  Remarks on the Philosophy of Psychology,  

Yolume I (maj 1946 — październik 1947), Remarks on the 

Philosophy of Psychology, Yolume //(listopad 1947 — sierpień 

1948)  i  Las   t   Writings   on   the   Philosophy   of   Psychology, 

Yolume I: Preliminary Studies for Part II of Philosophical 

Investigations  (październik 1948 — marzec 1949). Maszyno-

pisy te poprawiał i poddawał dalszym selekcjom; wynikiem 

tych   zabiegów   są   m.   in.   dwa   zbiory   uwag,   z   których 

wcześniejszy opublikowano w 1967 r. jako  Zettel  (Kartki), 

zaś późniejszy wydawcy włączyli do  Dociekań filozoficznych 

jako ich obecną Część  II.  (Tłumaczono tę kontrowersyjną 

decyzję faktem, że Wittgenstein zamierzał tych notatek użyć 

do rewizji kilkudziesięciu ostatnich stron Części I.) Notatki o 

filozofii psychologii powstawały też po 1949 r., zachowane 

rękopisy opublikowano w 1992 r. jako Last Writings on the 

Philosophy of Psychology, Yolume  II:  The Inner and the 

Outer, 1949-1951  (ostatnie zapiski poczynione zostały 15 

kwietnia 1951 r.).

W 1947 r. Wittgenstein ostatecznie zrezygnował z katedry 

w   Cambridge.   Miał   trochę   oszczędności,   ale   nie   miał 

domu. Zamieszkał zrazu na irlandzkiej farmie. Następnych 

parę miesięcy spędził samotnie w należącej do przyjaciela 

chacie na odludnym wybrzeżu Irlandii. (Żywił się wówczas 

prawie wyłącznie konserwami, a na uwagę tubylca, że to 

bardzo niezdrowo, odparł: „Ludzie i tak żyją za długo".) 

Wreszcie kłopoty ze zdrowiem zmusiły go do zamieszkania w 

hotelu w Dublinie, co pewien czas bywał też u rodziny w 

Wiedniu i u przyjaciół w Cambridge. Ten wielki samotnik 

stwierdził teraz, że dłużej już samotności znieść nie może, 

tym bardziej, że będąc chory, potrzebował po prostu opieki. Z 

wdzięcznością przyjął więc zaproszenie od swego ucznia

i przyjaciela, Normana Malcolma, i w lipcu 1949 r. odpłynął 

do Stanów Zjednoczonych.

Malcolm przybył do Cambridge w 1938 r. i szybko uległ 

kompletnej fascynacji Wittgensteinem, przejął jego poglądy, 

naśladował jego zachowanie. Nie usłuchał go w jednym: 

zamiast porzucić filozofię i zabrać się do jakiejś „uczciwej", 

fizycznej pracy, po powrocie do U.S.A. zrobił doktorat i 

został wykładowcą filozofii. W 1949 r. pracował w Cornell 

University. Wittgenstein zamieszkał w jego domu w Ithaca 

(na pytanie żony Malcolma, co będzie jadał, odparł, że jest 

mu to obojętne, o ile tylko dostanie na wszystkie posiłki to 

samo; w rezultacie jadał wyłącznie chleb z serem). Uczest-

niczyli wspólnie w ogromnej liczbie seminariów i dyskusji, w 

których brali udział m. in. Max Black, John Nelson i Oets 

Bouwsma, a które Wittgenstein kompletnie zdominował 

swoją obecnością. Malcolmowi czytał, uwaga po uwadze, 

Dociekania filozoficzne.  Rychło jednak te lektury zamieniły 

się w dyskusje, a jednym z wiodących tematów stała się 

próba obalenia sceptycyzmu, podjęta przez George'a Ed-

warda Moore'a w dwóch artykułach:  Obrona zdrowego 

rozsądku Dowód na istnienie świata zewnętrznego*.

Późnym latem 1949 r. Wittgenstein poczuł się bardzo źle, 

ale przeprowadzone w szpitalu badania niczego nie wykryły. 

W październiku powrócił do Anglii, a w listopadzie lekarz z 

Cambridge,   dr   Edward   Bevan,   stwierdził   u   niego   raka 

prostaty. Wiadomość przyjął z najwyższym spokojem, wyraził 

tylko zmartwienie, że kuracja hormonalna może pozwolić mu 

żyć   jeszcze   kilka   lat.   Na   Boże   Narodzenie   pojechał   do 

rodzinnego domu (a raczej pałacu) w Wiedniu, w którym 

jego siostra, Hermina, umierała właśnie na raka, a gdzie w 

luksusowych   warunkach   przebywał   przez   trzy   miesiące. 

Czytał wtedy Farbenlehre (Teorię kolorów) Goethego — po-

3

  G. E. Moore,  O metodzie filozoficznej.  Wstęp, wybór, tłumaczenie 

Wojciech Sady. Warszawa 1990, ss. 16-35, 68-85. Książka została wydana w 

skandaliczny   sposób,   pozbawiona   przyobiecanej   tłumaczowi   korekty 

zawiera kilkaset błędów. Mimo to będę się do niej w tym opracowaniu 

odwoływał.

background image

budziło   go   to   do   spisania   serii   uwag,   włączonych   do 
wydanych w 1977 r. Remarks on Colour (Uwagi o kolorze). 
Zaczął   też   pisać   o   problemach,   o   których   dyskutował  z 
Malcolmem   parę   miesięcy   wcześniej   —   problemach   statusu 
poglądów   na   świat   Zdrowego   Rozsądku   w   ujęciu   G.   E. 
Moore'a — i tak powstały uwagi, noszące w prezentowanym 
poniżej tekście numery od l do 65.

Po krótkim pobycie u przyjaciół w Londynie i Cambridge 

(pisał w tym czasie kolejne uwagi o kolorach), zamieszkał  w 
kwietniu 1950 r. w domu Elizabeth Anscombe w (Mordzie, 
gdzie, z przerwami, pozostał do lutego 1951 r. Późnym latem 
spisał uwagi od 66 do 299 O pewności. Dwukrotnie spotykał 
się w tym  czasie z dominikaninem,  Ojcem Konradem, co 
jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że nie jest w 
stanie   zaakceptować   dogmatów   wiary   swego  dzieciństwa. 
Mimo,   że   pieniądze   mu   się   kończyły,   odmówił  przyjęcia 
stypendium od Fundacji Rockefellera, twierdząc, że nie jest 
już zdolny do twórczej pracy filozoficznej.

Jesienią odwiedził w towarzystwie studenta z Cambridge, 

Bena Richardsa, swą pustelniczą chatę w Norwegii; chciał 
spędzić tam resztę życia, ale nic z tych planów nie wyszło. 
Potem, za wstawiennictwem Ojca Konrada, miał zamieszkać w 
klasztorze. Z początkiem 1951 r. stało się jednak oczywiste, że 
koniec jest bliski. Bał się umierać w szpitalu i z wdzięcznością 
przyjął w pierwszych dniach lutego zaproszenie drą Bevana, by 
nie płacąc za nic spędził ostatnie dni w jego domu w Cambridge. 
Wkrótce   potem   zaprzestano   wszelkich   kuracji.   I   wtedy 
właśnie Wittgenstein, który od jesieni niczego nie napisał, 
zabrał   się   jak   szalony   do   pracy.   Powiedział   wówczas   do 
przyjaciela,   że   w   tych   ostatnich   dniach   nie   interesuje   go 
zupełnie „życie przyszłe", a tylko życie obecne i to, co jeszcze 
może napisać. W ciągu dwóch miesięcy powstał szereg notatek o 
kolorach (uwagi l — 88 On Colour), o filozofii psychologii, a 
wreszcie ponad połowa tekstu O pewności (uwagi 300 — 676).

26 kwietnia 1951 r. skończył 62 lata. 27-go spisał ostatnie 

uwagi filozoficzne. 28-go stracił świadomość. 29-go, otoczony 
przez paru swych uczniów i przyjaciół, zmarł.

Notatki O pewności mają znaczenie dwojakie. Po pierwsze 

—   i   przede   wszystkim   —   Wittgenstein   rozwija   w   nich 
pewne idee z  Dociekań filozoficznych,  wprowadza też idee 
nowe,   których   w   jego   „główniaku"   nie   znajdziemy.   Po 
drugie, jako polemika z Moore'm, mogą one szalenie pomóc w 
zrozumieniu   zawiłości   filozofii  Dociekań.  Tak   bowiem,   jak 
Tractatus logico-philosophicus był — nader krytycznym  — 
rozwinięciem filozofii Russella, tak na Dociekania filozoficzne 
patrzeć można  jako na — nader krytyczne  — rozwinięcie 
filozofii   Moore'a.   Przypomnijmy   w   związku   z   tym  parę 
faktów.

W 1903 r. Bertrand Russell i George Edward Moore dali 

początek jednemu z dwu wielkich nurtów filozofii  XX  w.: 
filozofii analitycznej.  Obaj rozwiązać chcieli wielkie, kla-
syczne problemy filozoficzne, obu dręczyła świadomość, że 
dzieje tej dyscypliny są dziejami porażek i złudzeń. Szukali 
przeto  metody,  która pozwoli zbudować system filozofii na 
trwałych podstawach i w rzetelny sposób. Znaleźli tę metodę w 
analizie   językowej.  Moore   rozpoczynał  Principia   Ethica 
(1903) od znamiennego stwierdzenia:

We wszystkich (...) badaniach filozoficznych trudności i nieporozu-

mienia,   jakich   pełno   w   historii   tej   dziedziny,   powodowane   są 

głównie przez bardzo prostą przyczynę: a mianowicie przez próby 

odpowiadania na pytania bez uprzedniego ścisłego ustalenia, na 

jakie to pytanie chcecie dać odpowiedź.

Warunkiem koniecznym rzetelnego filozofowania jest przeto 
usunięcie   językowego   zamętu,   dokładne   ustalenie,   jakie 
pojęcia kryją się za naszymi stówami i jakie sądy wyrażane są 
przez nasze zdania.

W tym miejscu drogi Russella i Moore'a rozchodziły się: 

Russell prowadził  analizy logiczne,  próbując wyeksplikować 
tradycyjne   problemy   filozoficzne   w   precyzyjnym   języku 
logiki   matematycznej;   Moore   zadowalał   się   mnożeniem 
wyjaśnień przy użyciu języka potocznego, co określa się

background image

zwykle mianem  analiz lingwistycznych.  Interesowały go zaś 
dwie wielkie grupy zagadnień: problemy etyki i problemy 
„natury i realności przedmiotów postrzegania".

Jasność nie wystarcza,  dokładne rozeznanie w znacze-

niach i sensach naszych wyrażeń nie jest jeszcze filozofią. 
Moore przekonany był jednak — i taka miała być filozoficzna 
funkcja jego analiz — że gdy osiągniemy całkowitą jasność 
pojęciową, to pewne prawdy filozoficzne staną się  dla nas 
intuicyjnie oczywiste. Gdy więc jasno pojmiemy, że dobro jest 
prostą   (czyli   nieanalizowalną)   i   nienaturalną   cechą  rzeczy 
dobrych,   to   będziemy   mogli   stwierdzić,   które  rzeczy  są 
wewnętrznie dobre — czyli warte posiadania ze względu na 
nie same — o ile tylko wyobrazimy je sobie w izolacji od 
reszty świata. Jeśli chodzi o teorię postrzeżeń zmysłowych 
—   i   związane   z   nią   zagadnienie   istnienia   świata 
zewnętrznego — to Moore odwołuje się do, jak to nazywa, 
poglądów na świat Zdrowego Rozsądku:

jestem   jednym   z   filozofów   uważających,   że   „pogląd   na   świat 

Zdrowego   Rozsądku"   jest,   pod   pewnymi   podstawowymi 

względami, całkowicie prawdziwy [...] jeśli wiemy, że [pewne sądy] 

są przejawami ,,poglądu na świat Zdrowego Rozsądku", to wynika  

stąd, iż są one prawdziwe*

Zaraz  potem Moore dodaje, że wiele  tak zwanych poglądów 
Zdrowego Rozsądku — opinii żywionych przez tak zwanych 
zwykłych   ludzi   —   bynajmniej   na   zaufanie   nie   zasługuje. 
Powstaje w związku z tym szereg pytań, a przede wszystkim: 
dlaczego Moore ufa poglądom Zdrowego Rozsądku i jakie 
poglądy do klasy tej zalicza?

Próżno   szukać   u   niego   odpowiedzi   na   drugie   z   tych 

pytań.   Zamiast   ogólnego   kryterium   „zdroworozsądko-
wości"   znajdujemy   jedynie   szereg   przykładów,   a   naj-
pełniejsza   lista   znajduje   się   właśnie   w   cz.   l   „Obrony 
Zdrowego Rozsądku":

1

 G, E. Moore, O metodzie..., dz. cyt., s. 24.

Istnieje obecnie żywe ludzkie ciało będące  moim  ciałem. Zostało 

ono   -urodzone   w   pewnej   chwili   w   przeszłości   i   odtąd   istniało 

nieprzerwanie, choć nie bez podlegania zmianom; było na przykład 

dużo mniejsze w chwili narodzin i przez pewien czas potem niż jest 

obecnie.   Od   chwili   narodzin   było   zawsze   bądź   w   styczności  z 

powierzchnią Ziemi, bądź niedaleko od niej; a w każdej chwili od 

jego   narodzin   istniało   wiele   innych  rzeczy,  mających   kształty  i 

rozmiary w trzech wymiarach (w tym samym znanym sensie, w 

jakim   ono   je   ma),   od   których   znajdowało   się   ono  w   różnych 

odległościach  (w tym znanym sensie, w jakim jest ono teraz w 

pewnej   odległości   od   tego   kominka   i   od   tej   biblioteczki,  a   w 

większej odległości od biblioteczki niż od kominka); istniały także 

(bardzo często, w każdym przypadku) pewne inne rzeczy tego rodzaju, 

z którymi było ono w  styczności  (w tym samym sensie,  w jakim 

stykam się teraz z piórem, jakie trzymam w mej prawej ręce i z paroma 

ubraniami, które właśnie mam na sobie). Wśród rzeczy, które, w tym 

sensie, tworzyły część jego otoczenia (tzn. bądź stykały się z nim, bądź 

pozostawały w  pewnej,  dowolnie  dużej  odległości)  były, w każdej 

chwili od jego narodzin, wielkie ilości innych żywych ciał ludzkich, z 

których każde, tak jak ono (a) zostało w pewnym czasie urodzone, 

(b) istniało pewien czas po narodzinach, (c) było,  w każdej chwili 

swego  życia  po narodzinach,  bądź  w  styczności  z powierzchnią 

Ziemi bądź niedaleko od niej; wiele z tych ciał już umarło i przestało 

istnieć. Ale Ziemia istniała również przez wiele lat zanim urodzone 

zostało   moje   ciało   i   w   ciągu   tych   wielu   lat  wielkie   ilości   ciał 

ludzkich żyły na niej w każdej chwili; wiele z tych  ciał  umarło i 

przestało istnieć przed moimi narodzinami. Wreszcie (by przejść do 

innej   klasy   sądów)   jestem   istotą   ludzką   i   miałem,   w   różnych 

okresach   odkąd   urodzone   zostało   moje   ciało,   wiele   różnych 

doznań   każdego   z   wielu   różnych   rodzajów:   np.   często 

spostrzegałem zarówno moje własne ciało jak inne rzeczy, tworzące 

część jego otoczenia, włączając w to inne ciała ludzkie; nie tylko 

spostrzegałem rzeczy tego rodzaju, ale obserwowałem także fakty 

ich dotyczące, takie jak na przykład fakt, który obserwuję w tej 

chwili,   że   ten   kominek   jest   obecnie   bliżej   mego   ciała   niż   ta 

biblioteczka; świadom też byłem innych faktów, których w danej 

chwili nie obserwowałem, takich jak na przykład faktu, którego 

świadom jestem w tej chwili, iż ciało moje istniało wczoraj i że także 

było   wówczas   przez   pewien   czas   bliżej   tego   kominka   niż   tej 

biblioteczki; żywiłem oczekiwania związane z przyszłością i miałem 

wiele   różnego   rodzaju   przekonań,   zarówno   prawdziwych   jak  i 

fałszywych; myślałem o wyimaginowanych osobach i zdarzeniach, w 

realność   których   nie   wierzyłem;   miewałem   sny;   żywiłem   również 

uczucia wielu różnych rodzajów. I tak jak moje ciało było ciałem

10

11

background image

 

background image

istoty ludzkiej, a mianowicie mnie, która miała, w ciągu jego życia 

wiele doznań każdego z tych (i innych) różnych rodzajów, tak też w 

przypadku wielu innych ciał ludzkich, które żyły na Ziemi, każde było 

ciałem innej ludzkiej istoty, która miała, w ciągu życia tego ciała, 

wiele różnych doznań tych (i innych) różnych rodzajów.

5

Zaraz potem, w §2, Moore stwierdza, że poglądy na świat 

Zdrowego Rozsądku są poglądami  powszechnie  żywionymi 

przez ludzi:

W przypadku  bardzo wielu  (nie mówię  wszystkich)  ludzkich istot 

należących do (zawierającej mnie samego) klasy określonej w sposób 

następujący,   tzn.   jako   ludzkich   istot,   które   miały   ludzkie  ciała, 

zostały urodzone i żyły jakiś czas na Ziemi i które podczas życia 

tych   ciał   miały   wiele   różnych   doznań   każdego   z   rodzajów 

wymienionych w l, jest prawdą, że każda często podczas życia 

swego ciała znała, w odniesieniu do niej samej lub jej ciała i w 

odniesieniu do pewnego czasu wcześniejszego niż któraś z chwil,  w 

których zapisałem sądy z l, sąd odpowiadający każdemu z sądów z l, 

w tym sensie, że stwierdza on w odniesieniu do niej samej \ubjej ciała 

oraz   owego   wcześniejszego   czasu   (w   każdym   mianowicie 

przypadku czasu, w którym ona go znała) to właśnie, co stwierdza 

odpowiedni sąd z l w odniesieniu do mnie lub mojego ciała oraz 

czasu, w którym sąd ten zapisałem.

6

Moore twierdzi, że:

— wymienione sądy są prawdziwe w klasycznym sensie 

tego terminu (czyli, że są zgodne z rzeczywistością);

—  są  to te  sądy, które  wyrażane  są przez zapisane 

powyżej zdania w ich zwykłym rozumieniu;

— wszystkie te sądy są prawdziwe;

— są one prawdziwe calkowicie;
— to, że wszystkie tak określone sądy są całkowicie 

prawdziwe, jest czymś, o czym wie każdy dorosły zdrowy na 

umyśle (czyli, że ich prawdziwość jest kwestią nie Wiary lecz 

Wiedzy).

Co jednak stanowi podstawę — rację — by tak nieza-

chwianie ufać poglądom na świat Zdrowego Rozsądku?

Znaleźć na ten temat można u Moore'a argumenty trojakiego 

bodaj   rodzaju.   Po   pierwsze,   pokazuje   on,   że   filozofowie 

przeczący   pewnym   poglądom   Zdrowego   Rozsądku   nie-

uchronnie   popadają   w   sprzeczność;   to   znaczy,   że   przy 

innych okazjach, również w swych pracach filozoficznych, 

głoszą   rzeczy   zakładające   prawdziwość   tych   poglądów 

Zdrowego Rozsądku, którym wcześniej przeczyli. Po drugie, 

co szczególnie interesujące z perspektywy filozofii później-

szego Wittgensteina, Moore niejednokrotnie pokazywał, że 

gdyby pewne sprzeczne ze Zdrowym Rozsądkiem poglądy 

filozofów były prawdziwe, to wiele z wypowiadanych przez 

nas zdań nie mogłoby mieć sensu — tymczasem zdań tych 

używamy w życiu codziennym i z pewnością one sens mają. 

Nie są to dobre argumenty. Idealista odrzucający poglądy 

Zdrowego   Rozsądku   nie   uzna   też   za   poprawne 

odpowiednich zdań z języka potocznego; a na zarzut,  że 

odrzucając   te   poglądy   sam   sobie   przeczy   odpowiedzieć 

będzie   mógł   np.,   że   poprzednio   mówił   o   „prawdziwie 

istniejącym świecie idei", a potem już tylko o „tym świecie 

pozorów". Dlatego, koniec końców, Moore odwołuje się 

do „argumentów" trzeciego rodzaju:  pewne poglądy na 

świat Zdrowego Rozsądku zniewalają nas swą oczywistością, 

nie potrafimy oprzeć się przekonaniu, że są one prawdziwe.  

Żadne  filozoficzne   argumenty,   choćby  najbardziej   wyra-

finowane, nie są równie przekonujące. W artykule Natura i 

realność   przedmiotów   postrzegania  (1905)  Moore   na   kil-

kudziesięciu   stronach  poszukiwał   dobrych   racji   przema-

wiających za istnieniem świata zewnętrznego, by wreszcie 

przyznać, że niczego właściwie nie osiągnął. I wtedy pojawia 

się wyznanie:

Im dłużej patrzę na otaczające mnie przedmioty, tym mniej mogę

oprzeć się przekonaniu, że to, co widzę, naprawdę istnieje, tak

prawdziwe i tak realne, jak moje jego postrzeżenie. Przekonanie to

jest zniewalające.

7

. .. . .

 

Tamże., s. 16-17. 

6

 Tamże., s. 17.

12

7

 Tamże., s. 12.

13

background image

W  podobny sposób  Moore  przeprowadza  swój  dowód na 
istnienie świata zewnętrznego — 
czyli dowód istnienia „rzeczy 
zewnętrznych względem naszych umysłów" lub „rzeczy, które 
dadzą się znaleźć w przestrzeni" (Kant). Wiem, powiadał, że 
ta oto moja ręka jest rzeczą zewnętrzną wobec mego umysłu, 
że znajduje się ona w przestrzeni — a także wiem, że ta ręka 
istnieje. A zatem dowiodłem, że istnieje co  najmniej jedna 
rzecz zewnętrzna wobec mego umysłu. Chcecie dowodu, że 
istnieją co najmniej dwie rzeczy zewnętrzne? Proszę bardzo, 
oto unoszę obie ręce i mówię: „Tu jest jedna ręka, a tu jest 
druga".   Chcecie   dowodu,  że  rzeczy zewnętrzne istniały w 
przeszłości? Oto on:

Trzymałem niedawno dwie ręce nad tym pulpitem; a zatem 

niedawno istniały dwie ręce; a zatem co najmniej dwa przed-

mioty   zewnętrzne   istniały   w   pewnym   czasie   w   przeszłości 

C.B.D.O.

8

Czytając  O pewności  trzeba pamiętać, że jest to zbiór 

notatek prowadzonych na bieżąco, nie poprawionych i nie 
poddanych   selekcji.   Normalny   tryb   pracy   Wittgensteina 
polegał na tym, że z takich rękopisów wybierał uwagi, które 
uznał za udane i dyktował je maszynistce, maszynopisy te 
poprawiał dalej, część uwag usuwał, dodawał nowe, zmieniał 
ich   kolejność   —   i   sporządzał   kolejne   maszynopisy.   To 
właśnie   stadium   osiągnęły   wspomniane   powyżej  Zettel  
Część  II  Dociekań filozoficznych —  a przecież i one miały 
nadal charakter notatek roboczych! Niech więc nie dziwią 
nas liczne powtórzenia w tekście czy mnogość tez wyraźnie 
niedopracowanych,   niejasnych  aluzji   itd.   Czytając  O   pew-
ności  
musimy   wykonać   na   własną   odpowiedzialność   tę 
pracę, której ich autor wykonać nie zdążył.

8

 Tamże., s. 83. 14

background image

A przecież tekst ten, spisany w większości w ostatnich 

tygodniach życia, ma w dzisiejszej filozofii znaczenie ogromne. 
Szczególną rolę pełni na przykład w pewnych toczonych dziś 
sporach   teologicznych  

9

.   Są   nawet   tacy,   którzy   cenią  

pewności  bardziej niż  Dociekania filozoficzne.  Niewątpliwie 
pojawia   się   w   tej   książce   szereg   nowych   w   stosunku   do 
Dociekań  idei.   Ich   wydobycie   wymaga   jednak   daleko 
sięgających   interpretacji,   a   nie   chciałbym   narzucać   Czy-
telni(cz)kom własnego rozumienia

10

  — tym bardziej, że sam 

Wittgenstein nie znosił prezentowania swoich myśli  przez 
innych. Sądzę zresztą, że notatki  O pewności,  zważywszy na 
ich charakter i okoliczności powstania, nie tyle czekają na 
interpretację,   co   stanowią   wyzwanie,   by   —   rozwinąwszy 
tkwiące   w   tekście   zalążkowe   idee   —   zbudować   na   tej 
podstawie nową, postwittgensteinowską filozofię.

Wittgenstein spisał 65 pierwszych uwag  O pewności  na 

dwudziestu luźnych  kartkach papieru, pozostałe w niewiel-
kich notatnikach. Wydawcy, G. E. M. Anscombe i G. H. von 
Wright,   opublikowali   te   zapiski   bez   żadnych   selekcji   czy 
poprawek   —   swój   wkład   ograniczyli   do   ponumerowania 
uwag kolejno od l do 676 i opatrzenia całości tytułem. Tekst 
ukazał   się   po   raz   pierwszy  nakładem  wydawnictwa   Basil 
Blackwell,   Oxford,   w   roku   1969,   wraz   z   równoległym 
przekładem angielskim, którego dokonali Denis Paul i Eli-
zabeth Anscombe. W późniejszych wydaniach poprawiono 
nieco błędów.

Nasz   polski   przekład  O   pewności  ukazał   się   po   raz 

pierwszy drukiem w numerze 2(13), 1984  Colloąuia Commu-
nia.  
Obecnie   przedstawiamy   znacznie   zmienioną   wersję 
tamtego   tekstu.   Sporządziliśmy   go   na   podstawie   niemie-
ckiego oryginału, zdając się tu i ówdzie, w trudniejszych

9

 F. Kerr, Theology a/ter Wittgenstein, Blackwell 1986; zob. też R. Trigg, 

Rozum i zaangażowanie, PAX 1978.

10

 Próbowałem niegdyś użyć idei z O pewności w filozofii nauki, Co to 

znaczy, że coś istnieje?, w: „Studia Filozoficzne", nr 11-12, 1982, ss. 3-18, a 

choć po latach uważam ten tekst za nieudolny,  to nadal jestem gotów 

pewnych zawartych tam myśli bronić.

15

background image

przypadkach, na rozumienie sugerowane przez przekład 

angielski;   z   tego   przekładu   pochodzi   m.   in.   parę   słów 

zamieszczonych w nawiasach kwadratowych, a których 

brak w oryginale. Ogólnie rzecz biorąc przekład angielski 

„wygładza" tekst Wittgensteina, zapełniając niejasności czy 

luki wywodów interpretacjami pochodzącymi od tłumaczy. 

My staraliśmy się być bliżsi oryginałowi, choć nie zawsze 

oparliśmy się pokusie, by oddać myśl autora w sposób 

potoczyściej brzmiący w języku polskim czy by zastąpić 

pełnym zdaniem równoważnik zdania z zapisków Wittgens-

teina. Dlatego też często zastępowaliśmy formy bierne przez 

czynne; a niekiedy osłabialiśmy nagminnie stosowany przez 

autora tryb przypuszczający, pomijając jakieś „a gdyby", 

„byłoby" itd.

Niestety nie udało się nam pewnych kluczowych dla tekstu 

terminów oddać przy pomocy stale tych samych terminów 

polskich. Tak więc niemieckie Grundi Grunde to w przekładzie 

czasem „racja" (zwłaszcza gdy chodzi o przeciwstawienie 

przyczyn  powstawania danego poglądu  racjom,  które przema-

wiają na jego rzecz), a czasem „podstawa". Glauben to u nas 

raz „wiara" (zwłaszcza gdy chodzi o przeciwstawienie wiedzy 

wiary),  a raz „przekonanie". „Pewność" odpowiada wittgen-

steinowskim  Gewiheit  i  Sicherheit,  choć ten ostatni termin 

oddajemy   niekiedy   przez   „niezawodny".

 Evidenz 

przekładamy zwykle na „świadectwo", co ma zarówno zalety 

jak wady. Falsch to raz „fałszywy", a raz „błędny". Wszystkie 

tego typu decyzje terminologiczne muszą opierać się na 

rozumieniu filozoficznego sensu tekstu i pociągają za sobą 

nieuniknione ryzyko. Dobierając polską terminologię kiero-

waliśmy   się   w   pewnej   mierze   doskonałym   przekładem 

Dociekań filozoficznych  dokonanym przez Bogusława Wol-

niewicza (PWN, Warszawa 1972). Pewne zawiłości tekstu 

niemieckiego pomógł nam rozwikłać Profesor Leon Kój, 

któremu serdecznie za to dziękujemy. Oczywiście wyłącznie 

my ponosimy odpowiedzialność za wszystkie błędy i niedo-

skonałości ostatecznej wersji tłumaczenia.

Wojciech Sady

 

O PEWNOŚCI

łi. M. «••

16

background image

1. Jeśli wiesz, że tu jest jedna ręka, to zgodzimy się co do 

całej reszty.

(Kiedy powiada się, że tego a tego zdania nie daje się 

dowieść, nie znaczy to oczywiście, że nie można go wy-

prowadzić z innych zdań; każde zdanie daje się wyprowadzić z 

innych zdań. Ale te zdania mogą nie być bardziej pewne niż 

ono samo.) (O tym komiczna uwaga H. Newmana.)

2. Z tego, że mnie — lub każdemu — wydaje się, że tak jest, 
nie wynika, że tak jest.

Co prawda wolno spytać, czy można w to sensownie 

wątpić.

3. Jeśli np. ktoś mówi „Nie wiem, czy tu jest ręka", to 

można by mu powiedzieć „Spójrz z bliska". —Ta możliwość 

przekonania się należy do gry językowej. Jest jedną z jej 

istotnych cech.

4. „Wiem, że jestem człowiekiem". Aby ujrzeć, jak niejasny 

jest  sens  tego  zdania, rozważ  jego  negację. Co  najwyżej 

można by je zrozumieć jeszcze w ten sposób: „Wiem, że mam 

ludzkie organy". (Np. mózg, którego jednak nikt dotąd nie 

widział.) Ale co ze zdaniem w rodzaju „Wiem, że mam 

mózg"? Czy mogę w nie wątpić? Nie mam podstaw, by 

wątpićl Za nim przemawia wszystko, przeciwko niemu nic. A 

mimo to można sobie wyobrazić, że podczas operacji moja 

czaszka okaże się pusta.

5.  To, czy zdanie może w końcu okazać  się fałszywe, 

zależy od warunków, które, według mnie, mają dla niego 

obowiązywać.

6. A więc czy można (jak Moore) wyliczyć to, co się wie? Tak 

po prostu, jak sądzę, nie. W przeciwnym bowiem razie

 

19

background image

błędnie używa się wyrażenia „Wiem". A to błędne użycie 
wydaje   się   ujawniać   osobliwy   i   nadzwyczaj   ważny   stan 
umysłowy.

7. Moje życie pokazuje, że wiem, albo że jestem pewny, iż tam 
stoi krzesło, są drzwi i tak dalej. — Mówię do przyjaciela „Weź 
stamtąd to krzesło", „Zamknij drzwi" itd., itd.

8.   Różnica   między   pojęciem   'wiedzieć'   a   pojęciem   'być 
pewnym' nie jest zbyt ważna, chyba że „wiem" ma znaczyć: 
Nie mogę się mylić. Na sali sądowej np. w każdym zeznaniu 
zamiast   „wiem"   można   by   powiedzieć   „jestem   pewien". 
Możemy   sobie   nawet   wyobrazić,   że   „wiem"   byłoby   tam 
zakazane. [Ustęp w  Wilhelm Meister,  gdzie „Wiesz" i „Wie-
działeś" użyte jest w znaczeniu „Byłeś pewien", gdy rzeczy 
miały się inaczej, niż on wiedział.]

9. Czy zatem, w trakcie swego życia, upewniam się, że tu jest 
ręka (a mianowicie moja ręka)?

10. Wiem, że tu leży chory człowiek? Nonsens! Siedzę przy 
jego łóżku, wpatruję się w jego twarz. — A więc nie wiem, 
że tam leży chory? — Ani pytanie, ani stwierdzenie nie  mają 
sensu. Nie więcej niż powiedzenie: „Jestem tutaj",  którego 
przecież   mógłbym   użyć   w   każdej   chwili,   skoro   tylko 
nadarzyłaby się stosowna okazja. — Czy zatem „ 2 x 2   = 4" 
jest też, za wyjątkiem stosownych okazji, niedorzecznością, a 
nie prawdziwym zdaniem arytmetycznym? „ 2 x 2  = 4" jest 
prawdziwym zdaniem arytmetycznym — nie „w stosownych 
okolicznościach",   nie   „zawsze"   —   ale   wypowiedziane   czy 
napisane znaki „ 2 x 2  = 4" mogłyby w chińskim mieć inne 
znaczenie lub być jawną niedorzecznością, a z tego widać, że 
tylko w użyciu zdanie ma sens. I „Wiem, że tu leży  chory", 
użyte   w   nieodpowiedniej   sytuacji,   wygląda   nie   na 
niedorzeczność, a raczej na oczywistość, tylko dlatego, że z 
łatwością   możemy   wyobrazić   sobie   pasującą   do   niego 
sytuację; i sądzimy, że słowa „Wiem, że..." są zawsze na

20

miejscu tam, gdzie nie ma wątpliwości (a więc także tam, 
gdzie wyrażenie wątpliwości byłoby niezrozumiałe).

11. Po prostu nie zauważamy, jak bardzo wyspecjalizowane 

jest użycie „Wiem".

12.   —   Ponieważ   „Wiem"   wydaje   się   opisywać   stan 
faktyczny, który ręczy za to, co wiedziane, jako za fakt. Po 
prostu zapomina się o wyrażeniu „Myślałem, że wiem".

13. Nie jest bowiem tak, by z czyjejś wypowiedzi „Wiem, że 
tak jest", można było wywnioskować zdanie „Tak jest". Ani 
też z tej wypowiedzi i z tego, że nie jest ona kłamstwem. Ale 
czy z mojej wypowiedzi „Wiem itd." nie mogę wywnioskować 
„Tak jest"? Owszem; a również „Tam jest ręka" wynika ze 
zdania „On wie, że tam jest ręka". Ale z jego  wypowiedzi 
„Wiem..." nie wynika, że on to wie.

14.     Musimy najpierw wykazać, że on to wie.

15.   Musimy  wykazać,  że   nie   mogła   zajść   pomyłka.   Zape-
wnienie „Wiem to" nie wystarcza. W końcu jest to bowiem 
tylko zapewnienie, że nie mogę się mylić i musimy obiektywnie 
ustalić, że co do tego się nie mylę.

16. „Jeśli coś wiem, to wiem też, że to wiem itd." sprowadza 
się do tego, że „Wiem to" znaczy „Co do tego się nie mylę". 
Ale to, czy tak jest, musi dać się obiektywnie ustalić.

17. Załóżmy teraz, że — wskazując na jakiś przedmiot  — 
mówię  „Nie mylę się co do tego, że to jest książka". Jak 
wyglądałby tu błąd? I czy mam na ten temat  jasne  wyob-
rażenie?

18. „Wiem to" znaczy często: mam odpowiednie podstawy, 
by to twierdzić. Jeśli więc ktoś inny zna tę grę

background image

 

21

background image

językową,   to   przyzna,   że   wiem.   Inny,   o   ile   zna   tę   grę 
językową, musi być zdolny do wyobrażenia sobie,  skąd ktoś 
może coś takiego wiedzieć.

19. Stwierdzenie „Wiem, że tu jest ręka" można więc tak 
kontunuować:   „jest   to   mianowicie  moja  ręka,   którą 
oglądam". Wtedy rozumny człowiek nie wątpiłby w to, że 
wiem. — Idealista też nie będzie wątpił; powie on raczej, że 
nie   zajmują   go   praktyczne   wątpliwości,   które   zostały 
rozwiane, ale że za nimi kryje się jeszcze dalsza wątpliwość. 
— Potrzeba innego sposobu by wykazać, że to jest iluzja.

20.   „Wątpienie   w   istnienie   świata   zewnętrznego"   nie 
oznacza   jedynie   np.   wątpienia   w   istnienie   planety,  czego 
dowiodły późniejsze  obserwacje.  — A może  Moore chce 
powiedzieć, że wiedza, iż tu jest jego ręka, jest innego rodzaju 
niż wiedza, że istnieje planeta Saturn? W przeciwnym razie 
można by wątpiącym wskazać na odkrycie planety Saturn i 
powiedzieć,   że   jej   istnienia   dowiedziono,   a   zatem   dowie-
dziono też istnienia świata zewnętrznego.

21.   Pogląd   Moore'a   sprowadza   się   w   istocie   do   tego,   że 
pojęcie 'wiedzieć' jest analogiczne do pojęć 'wierzyć', 'do-
myślać się', 'wątpić', 'być przekonanym' pod tym względem, iż 
stwierdzenie „Wiem..." nie może być pomyłką. A jeśli tak jest, 
to z takiej wypowiedzi można wnioskować o prawdziwości 
stwierdzenia.   I   forma   „Myślałem,   że   wiem"   zostaje  tu 
przeoczona. — Ale jeśli ta ostatnia jest niedopuszczalna,  to 
błąd w stwierdzeniu musi być również logicznie niemożliwy. 
I każdy, kto zna tę grę językową, musi być tego świadomy; 
zapewnienie wiarygodnego człowieka, że wie, niczego tu nie 
wnosi.

22. Byłoby doprawdy osobliwe, gdybyśmy musieli wierzyć 
wiarygodnej osobie, która mówi „Nie mogę się mylić"  lub 
„Nie mylę się".

23.   Jeśli   nie   wiem,   czy   ktoś   ma   dwie   ręce   (czy   np. 
amputowano mu je czy nie), to uwierzę jego zapewnieniu, iż 
ma dwie ręce, o ile jest godny zaufania. Ale jeśli mówi, że 
to wie, znaczyć to może dla mnie jedynie tyle, iż mógł się o 
tym przekonać, a zatem, że jego ręce nie są wciąż jeszcze 
schowane pod przykryciem czy bandażami itd., itd. To, że 
wierzę tu człowiekowi godnemu zaufania wypływa stąd, iż 
przyjąłem, że może się on o tym przekonać. Ale ktoś, kto 
mówi, że nie ma (być może) przedmiotów fizycznych, nie 
czyni czegoś takiego.

24.   Pytanie   idealisty   brzmiałoby   mniej   więcej   tak:   „Jakim 
prawem nie wątpię w istnienie moich rąk?" (I nie można na 
nie odpowiedzieć: „ Wiem, że istnieją".) Ale ten, kto tak pyta, 
nie dostrzega, że wątpienie w istnienie funkcjonuje tylko w 
obrębie gry językowej. A zatem najpierw trzeba by zapytać: 
jak   przedstawiałaby  się   taka   wątpliwość?   a   nie   rozumieć 
tego od razu.

25. Można się mylić nawet co do tego, „że tu jest ręka". 
Tylko w określonych okolicznościach jest to niemożliwe. — 
„Także   w   obliczeniach   można   się   pomylić   —   a   tylko  w 
pewnych okolicznościach nie."

26.   Czy   jednak   w   samej  regule  można   dojrzeć,   jakie 
okoliczności logicznie wykluczają pomyłkę w zastosowaniu 
reguł obliczeniowych?

I na cóż przyda się nam tu reguła? Czy nie moglibyśmy jej 

(z kolei) błędnie zastosować?

27. Jeśli jednak chcielibyśmy podać tu coś na kształt reguły, 
to   zawierałaby   ona   wówczas   wyrażenie   „w   normalnych 
okolicznościach".   Zaś   normalne   okoliczności   można 
rozpoznać, lecz nie można ich dokładnie opisać. Co najwyżej 
[możemy opisać] zakres nienormalnych.

 

23

22

background image

28.      Czym jest 'uczenie się reguły'? — Tym.

Czym jest 'błędne jej stosowanie'? — Tym. A to, na co 

zwraca się tu uwagę, jest czymś nieokreślonym.

29. Praktyczne używanie reguły pokazuje również, na czym 
polega błąd w jej stosowaniu.

30. Kiedy ktoś się o czymś przekonał, to powiada: „Tak, ten 
rachunek się zgadza"; lecz nie wywnioskował tego ze swego 
poczucia   pewności.   Nie   wnioskuje   się   o   stanie   rzeczy   z 
własnej pewności.

Pewność jest jak gdyby tonem, jakim stwierdza się stan 

rzeczy, lecz nie wnioskuje się z tonu o tym, że ma się słuszność.

31. Te zdania, do których człowiek wciąż na nowo powraca 
niczym   nawiedzony,   chciałbym   usunąć   z   języka 
filozoficznego.

32. Nie chodzi o to, że Moore wie, iż tu jest ręka, a raczej o to, 
że nie zrozumielibyśmy go, gdyby powiedział „Oczywiście 
mogę   się   co   do   tego   mylić".   Zapytalibyśmy   „Na   czym  by 
polegało zrobienie takiego błędu?" — np. odkrycie, że to był 
błąd?

33. Wykluczylibyśmy zatem zdania, które nie prowadzą nas 
dalej.

34.   Jeśli   nauczono   kogoś   rachować,   to   czy   nauczono   go 
również polegać na obliczeniach swego nauczyciela? Ale te 
objaśnienia muszą jednak gdzieś mieć swój kres. Czy nauczy 
się go również, że może polegać na swych zmysłach — skoro 
faktycznie w wielu wypadkach mówi mu się, że nie można na 
nich polegać?

Reguła i wyjątek.

35.   Ale   czyż   nie   można   sobie   wyobrazić,   że   nie   byłoby 
przedmiotów fizycznych? Nie wiem. A jednak „Są przed-

mioty fizyczne" jest niedorzecznością. Czy ma to być zdanie 
empiryczne? —

A czy to jest zdaniem empirycznym: „Wydaje się, że są 

przedmioty fizyczne"?

36.  Pouczenia  „A jest  przedmiotem  fizycznym"  udzielamy 
tylko komuś, kto jeszcze nie rozumie, co znaczy „A" lub  co 
znaczy   „przedmiot   fizyczny".   Pouczenie   to   dotyczy   zatem 
użycia słów, zaś „przedmiot fizyczny" jest pojęciem logicz-
nym. (Jak kolor, ilość,...) I dlatego żadnego zdania w rodzaju 
„Są przedmioty fizyczne" nie da się sformułować.

A jednak takie nieudane próby napotykamy na każdym 

kroku.

37.   Ale   czy   na   sceptycyzm   idealisty   albo   na   zapewnienia 
realisty wystarczy odpowiedzieć, że „Są przedmioty fizyczne" 
jest niedorzecznością? Dla nich nie jest to w końcu niedorzecz-
ność. Odpowiedzią byłoby jednak: zarówno to twierdzenie jak 
jego   przeciwieństwo   stanowią   chybioną   próbę   wyrażenia 
(czegoś), czego tak wyrazić się nie da. Zaś to, że jest to próba 
chybiona, można pokazać; ale na tym się sprawa nie kończy. 
Trzeba sobie koniecznie uzmysłowić, że to, co jawi się nam 
jako pierwszy wyraz trudności lub jej rozwiązania, może być 
nadal wyrażeniem najzupełniej błędnym. Tak jak ten, kto 
słusznie krytykuje obraz, często na początku skieruje zarzuty w 
niewłaściwe miejsce i potrzeba  dociekań,  by znaleźć dla tej 
krytyki właściwy punkt zaczepienia.

38.   Wiedza   w   matematyce.   Trzeba   tu   wciąż   na   nowo 
przypominać sobie, że 'proces' czy 'stan wewnętrzny' jest 
nieważny i pytać „Dlaczego miałby on być ważny? Co to 
mnie  obchodzi?"   Interesujące  jest  to,   jak  używamy  zdań 
matematycznych.

39.  Tak  się   rachuje,   w   takich   okolicznościach   rachunek 

uważa   się   za  absolutnie   niezawodny,   za   na   pewno   pra-

widłowy.

 

24

25

background image

40. Z „Wiem, że to jest moja ręka" może wynikać pytanie 

„Skąd to wiesz?", a odpowiedź na nie zakłada, że tak można 

to wiedzieć. Zamiast „Wiem, że to jest moja ręka" można 

więc  powiedzieć   „Tu  jest  moja  ręka"   i  dodać,  skąd  to 

wiadomo.

41. „Wiem, gdzie czuję ból", „Wiem, że czuję go tutaj"" jest 

równie   niepoprawne   jak:   „Wiem,   że   mam   bóle".   Ale 

„Wiem, gdzie dotknąłeś mego ramienia" jest poprawne.

42. Można rzec „On w to wierzy, ale tak nie jest", a nie „On 

to   wie,   ale   tak   nie   jest".   Czy   wypływa   to   z   różnicy 

pomiędzy stanami psychicznymi wiary i wiedzy? Nie.  — 

„Stanem psychicznym" można nazwać coś, co wyrażają ton 

wypowiedzi,   gesty   itp.  Można   by  zatem   mówić   o   psy-

chicznym stanie przekonania i wszystko jedno, czy jest to 

wiedza, czy fałszywa wiara. Przeświadczenie, że słowa 

„wierzyć" i „wiedzieć" muszą odpowiadać różnym stanom 

psychicznym byłoby tym samym co wiara, iż słowo „ja" i 

imię   „Ludwig"   muszą   odnosić   się   do   różnych   ludzi, 

ponieważ pojęcia są różne.

43. Jakiego rodzaju zdaniem jest: „Nie możemy mylić się 

co do tego, że 12 x 12 = 144"? Musi to z pewnością być 

zdanie logiki. —— Ale czy to nie jest to samo, albo czy 

nie sprowadza się do tego samego, co stwierdzenie 12 x 12 = 

144?

44.   Skoro   wymagasz   reguły,   z   której   wynika,   że   nie 

można się tu pomylić w obliczeniach, to odpowiedź brzmi, iż 

nie nauczyliśmy się tego dzięki regule, ale dzięki temu, że 

nauczyliśmy się rachować.

45.      Poznaliśmy naturę rachowania ucząc się rachować.

46.   Czy   jednak   nie   można   opisać   tego,   w   jaki   sposób 

przekonujemy się o niezawodności rachunku? O tak! Ale

wtedy właśnie nie pojawia się reguła. — Najważniejsze 

jednak jest: Nie potrzeba reguły. Niczego nam nie brak. 

Rachujemy zgodnie z regułą, to wystarcza.

na

47.  Tak  się   rachuje.  To  jest   rachowanie.   To,   czego   ™ 

przykład uczymy się w szkole. Zapomnij o transcendentnej 

pewności, związanej z twoim pojęciem ducha.

48.   A   jednak   z   mnóstwa   rachunków   jedne   można   by 

określić jako raz na zawsze niezawodne, inne jako jeszcze nie 

ustalone. Ale czy to jest różnica logiczna"?

49. Ale pamiętaj: jeśli nawet rachunek jest dla mnie czymś 
ustalonym, to jest to tylko decyzja dla celów 
praktycznych.

50.      Kiedy mówi  się:  wiem, że 
obliczenia zostały sprawdzone.

51.   Co   to   za   zdanie:   „Jak   mógłby   tu   wyglądać   błąd?" 

Musiałoby to być zdanie logiczne. Ale jest to logika, której 

się nie używa, tego bowiem, czego ona uczy, nie uczymy się 

za pomocą zdań. — Jest to zdanie logiczne, opisuje bowiem 

sytuację pojęciową (językową).

52. Ta sytuacja nie jest więc taka sama dla zdań w rodzaju „W 

tej odległości od Słońca znajduje się planeta" i „Tu jest ręka" 

(mianowicie moja własna). Tego drugiego nie można nazwać 

hipotezą. Ale między nimi nie ma ostrej granicy.

53.   Można   zatem   przyznać,   że   Moore   ma   rację,   o   ile 

przyjmiemy taką interpretację jego poglądów, przy której 

zdanie mówiące, iż tu jest przedmiot fizyczny, mieć będzie 

taki sam status logiczny jak zdanie, które mówi, że tu jest 

czerwona plama.

54. Nie jest mianowicie prawdą, że — w miarę jak  pr 

echodzimy od planety do mojej własnej ręki — pomyłka

 

=   ...? Gdy

26

27

background image

staje się coraz bardziej i bardziej nieprawdopodobna. Ale 

w pewnym punkcie jest ona już nie do pomyślenia.

Na to wskazuje chociażby rzecz taka, że w przeciwnym 

razie musiałoby dać się pomyśleć i to, iż mylimy się w każdej 

wypowiedzi na temat przedmiotów fizycznych, że wszystkie, 

jakie kiedykolwiek wygłaszamy, są fałszywe.

55. A zatem czy możliwa jest hipoteza, że wszystkie rzeczy z 

naszego   otoczenia  nie  istnieją?   Czyż   nie  przypominałaby 

ona tej, że pomyliliśmy się we wszystkich naszych oblicze-

niach? •

56. Kiedy mówi się „Być może ta planeta nie istnieje,  a 

zjawisko świetlne powstaje w inny sposób", to przecież 

potrzebny jest przykład przedmiotu,  który  istnieje. On nie 

istnieje, —jak np. ...

A może powinniśmy rzec, że pewność jest jedynie skon-

struowanym punktem, do którego niektóre rzeczy zbliżają 

się bardziej, a inne mniej? Nie. Wątpliwość stopniowo traci 

swój sens. Ta gra językowa jest właśnie taka.

A wszystko, co opisuje grę językową, należy do logiki.

57. „ Wiem, nie tylko przypuszczam, że tu jest moja ręka" — 

czy nie można by tego rozumieć jako zdania gramatycznego? 

A więc nie czasowo. —

Ale czy wtedy nie przypomina ono tego: „Wiem, nie 

tylko przypuszczam, że widzę czerwień"?

I czy konsekwencją „A więc są przedmioty fizyczne" nie 

jest „A więc są kolory"?

58. Jeśli „Ja  wiem itd." rozumie się jako zdanie grama-

tyczne, to oczywiście „ja" nie może być ważne. I znaczy to 

właściwie „Nie ma w tym przypadku czegoś takiego jak 

wątpliwość" lub „Wyrażenie 'Ja nie wiem' nie ma w tym 

przypadku żadnego sensu". A z tego wynika oczywiście, że 

„Ja wiem" również sensu nie ma.

59.   „Ja   wiem"   jest   tu   wglądem  logicznym.  Tylko   że 
realizmu w ten sposób dowieść się nie da.

60.   Błędne   jest   powiedzenie,   że   'hipoteza',   iż   to   jest 

kawałek papieru, byłaby potwierdzona bądź obalona przez 

późniejsze doświadczenie i że w „Wiem, że to jest kawałek 

papieru", „Wiem" odnosi się do takiej hipotezy albo do 

określenia logicznego.

61.      ...Znaczenie słowa jest rodzajem jego zastosowania. 
Bo jest ono  tym, czego  uczymy się najpierw,  gdy 
włączamy słowo do naszego języka.

62.   Dlatego   zachodzi   odpowiedniość   pomiędzy   pojęciami 
„znaczenie" i „reguła".

63. Jeśli wyobrazimy sobie, że fakty są inne, niż są, to pewne gry 

językowe stracą na znaczeniu, inne zaś staną się ważne. I tak 

stopniowo to się zmienia — użycie słownika języka.

64. Porównaj znaczenie słowa z 'funkcją' urzędnika.  A 

'różne znaczenia' z 'różnymi funkcjami'.

65. Kiedy zmienia się gra językowa, zmieniają się pojęcia, a 

wraz z pojęciami znaczenia słów.

66.   Wypowiadam   stwierdzenia   o   rzeczywistości   mające 

różne stopnie niezawodności. Jak ujawnia się stopień nieza-

wodności? Jakie ma konsekwencje?

Może chodzić np. o niezawodność pamięci czy percepcji. 

Mogę być czegoś pewny, lecz wiedzieć, jaki test mógłby 

przekonać mnie, że się mylę. Jestem np. całkowicie pewny 

daty bitwy, ale gdybym znalazł inną datę w uznanym dziele 

historycznym, to zmieniłbym swą opinię i nie błądziłbym z 

tego powodu w odniesieniu do wszystkich innych sądów.

 

29

28

background image

67.   Czy   moglibyśmy   wyobrazić   sobie   człowieka,   który 

wciąż myli się tam, gdzie my uważamy błąd za wykluczony, a 

zarazem gdzie nigdy na niego nie natrafiliśmy?

Mówi on np. z taką samą pewnością (i z wszystkimi jej 

oznakami), jak ja, że mieszka tam a tam, ma tyle a tyle lat, 

pochodzi z takiego a takiego miasta, lecz się myli.

Ale jak on odnosi się do tego błędu? Co powinienem 

przyjąć?

68.     Pytanie brzmi: co ma tu powiedzieć logik?

69. Mógłbym powiedzieć: „Jeśli mylę się co do  tego,  to nie 

mam gwarancji, że cokolwiek z tego, co mówię, jest prawdą". 

Ale ani inni nie powiedzą tego o mnie, ani ja o innych.

70.   Od   miesięcy   mieszkam   pod   adresem   A,   niezliczoną 

ilość razy odczytywałem nazwę ulicy i numer domu i dałem 

ten adres niezliczonej ilości ludzi. I jeśli się co do tego mylę, 

to ta pomyłka jest niewiele mniejsza, niż gdybym (fałszywie) 

wierzył, że piszę po chińsku a nie po niemiecku.

71.   Gdyby   mój   przyjaciel   pewnego   dnia   sobie   wyimagi-

nował, że od dłuższego czasu mieszka w takim to a takim 

miejscu itd., itd., to nie nazwałbym tego błędem, lecz raczej 

zaburzeniem psychicznym, może przejściowym.

72.   Nie   każde   fałszywe   przekonanie   tego   rodzaju   jest 
błędem.

/

73. Ale jaka jest różnica pomiędzy błędem a zaburzeniem 

psychicznym?   Albo   jaka   jest   różnica   pomiędzy   trakto-

waniem tego przeze mnie jako błędu i jako zaburzenia 

psychicznego?

74. Czy można powiedzieć: błąd ma nie tylko przyczynę, ma 

też podstawy? Tzn. w przybliżeniu: gdy ktoś robi błąd, daje 

się to wpasować w to, co wie on prawidłowo.

75.   Czy  byłoby   poprawne:   Gdybym   jedynie   był   błędnie 

przekonany, że tu przede mną stoi stół, to wciąż mogłoby to 

być błędem; ale jeśli jestem błędnie przekonany, że codziennie 

od kilku miesięcy widuję ten lub jakiś podobny stół,  i 

regularnie go używam, to czy nie jest to błąd?

76.   Muszę   naturalnie   zmierzać   do   podania   twierdzeń, 

które można by tu chcieć wygłosić, lecz nie można by 

wygłosić ich sensownie.

77. Być może dla pewności przemnożę dwukrotnie lub dam 

komuś innemu do sprawdzenia. Ale czy będę sprawdzał  to 

dwadzieścia   razy   lub   dam   dwudziestu   ludziom   do   spraw-

dzenia? I czy jest to pewne zaniedbanie? Czy niezawodność 

naprawdę by wzrosła po dwudziestu sprawdzeniach?

78.      A czy mogę podać rację, że tak nie jest?

79. To, że jestem mężczyzną a nie kobietą, można zwery-

fikować,   ale   gdybym   powiedział,   że   jestem   kobietą,  a 

chciałbym   tę   pomyłkę   wyjaśnić   mówiąc,   że   nie   spraw-

dziłem tego stwierdzenia, to tego wyjaśnienia by nie uznano.

80.  Prawdziwość  moich   stwierdzeń   jest   sprawdzianem 

tego, że je rozumiem.

81. Tzn.: jeśli wygłaszam pewne fałszywe stwierdzenia, to 

wątpliwym się staje, czy je rozumiem.

82. To, co uchodzi za dostateczny sprawdzian stwierdzenia — 

należy do logiki. Należy do opisu gry językowej.

83.  Prawdziwość  pewnych   zdań   empirycznych   należy   do 

naszego układu odniesienia.

84. Moore mówi, że wie, iż Ziemia istniała przez wiele lat 

pr/ed jego narodzinami. I wypowiedź ta, tak wyrażona,

 

30

31

background image

wydaje się dotyczyć jego osoby, nawet jeśli dodatkowo jest 

wypowiedzią o świecie fizycznym.  Ale filozoficznie  jest 

nieinteresujące, czy Moore wie to bądź tamto, interesujące 

jest, że i skąd można to wiedzieć. Gdyby Moore powiada-

miał nas, że zna odległość dzielącą pewne gwiazdy, to 

moglibyśmy z tego wyciągać wniosek, iż przeprowadził 

specjalne badania i chcielibyśmy dowiedzieć się, jakie. Lecz 

Moore wybiera dokładnie ten przypadek, w którym wszyscy, 

jak   się   zdaje,   wiemy   to   samo,   co   on,   a   nie   możemy 

powiedzieć, skąd. Jestem np. przekonany, że wiem tyle samo 

na ten temat (istnienie Ziemi), co Moore i jeśli on wie, iż 

jest tak, jak on mówi, to ja to też wiem. Bo też nie jest tak, 

jakoby   doszedł   on  do  tego  zdania   po  jakiejś  myślowej 

drodze, która jest mi wprawdzie dostępna, lecz której nie 

przebyłem.

85.   Co   więc   składa   się   na   to,   że   ktoś   to   wie?   Może 

znajomość historii? Wiedzieć on musi, co znaczy: Ziemia 

istnieje już tak a tak długo. Bo nie każdy rozumny dorosły 

musi to wiedzieć. Widzimy ludzi budujących i burzących 

domy i prowadzi nas to do pytania: „Od jak dawna stoi ten 

dom?" Ale jak dochodzi się do tego, by zadawać takie 

pytanie np. o górę? Czy więc wszyscy ludzie mają pojęcie 

'Ziemi' jako  ciała,  które może powstać i przeminąć? Dla-

czego nie miałbym myśleć o Ziemi jako o czymś płaskim, ale 

w każdym kierunku (także w głąb) rozciągającym się bez 

końca? Wtedy jednakże można by powiedzieć „Wiem, że ta 

góra istniała na długo przed moimi narodzinami". — Co by 

jednak było, gdybym spotkał człowieka, który by w to nie 

wierzył?

86. A co, jeśli w zdaniu Moore'a „Wiem" zastąpimy przez 
„Mam niewzruszone przekonanie"?

87. Czy zdanie twierdzące, które mogło funkcjonować jako 

hipoteza, nie może być też użyte jako podstawa badania  i 

działania? Tzn. czy nie można go po prostu chronić przed

wątpliwościami, choć nie według wyraźnej reguły? Po prostu 
przyjmuje się go jako truizm, nigdy nie kwestionowany, 
może nawet nigdy nie formułowany.

88. Może być na przykład tak, że wszystkie nasze badania są 
ustawione w ten sposób, aby pewne zdania, o ile się je w 
ogóle   formułuje,   usytuować   poza   zasięgiem   wszelkich 
wątpliwości.   Leżą   one   poza   drogą,   po   której   podąża 
badanie.

89. Chciałoby się powiedzieć: „Wszystko przemawia za tym 

i  nic  przeciwko,  że  Ziemia  istniała  na długo  przed  moim 

urodzeniem..."

Ale czy jednak nie mógłbym wierzyć w twierdzenie 

przeciwne? Powstaje jednak pytanie: Jakie byłyby praktyczne 

skutki takiej wiary? — Być może ktoś powie: „Nie o to tu 

chodzi. Wiara jest tym, czym jest, niezależnie od swych 

praktycznych skutków". Myśli się: To jest zawsze to samo 

nastawienie ludzkiego umysłu.

90. Pierwotne znaczenie „wiem" przypomina i odnosi się do 

„widzę". („Wissen", „videre".) I „Wiedziałem, że on był  w 

tym pokoju, ale go w tym pokoju nie było" przypomina 

„Widziałem go w tym pokoju, ale go tam nie było". „Ja 

wiem" wyrażać ma relację nie między mną a sensem zdania 

(jak „Ja wierzę"), ale pomiędzy mną a faktem. Tak, że moja 

świadomość   ogarnia  fakt.  (Z   tej   właśnie   racji   chce   się 

powiedzieć, że nie wie się właściwie niczego o tym, co dzieje 

się w świecie zewnętrznym, a tylko o tym, co dzieje się w 

sferze  tak zwanych danych zmysłowych.) To dałoby nam 

obraz wiedzy jako percepcji zdarzenia zewnętrznego przy 

pomocy promieni wzrokowych, rzutujących go takim, jakie 

jest, na oko i na świadomość. Tylko że wtedy natychmiast 

powstaje pytanie, czy można być pewnym tego rzutowania. I 

ten   obraz   pokazuje   wprawdzie,   jak  wyobrażamy  sobie 

naszą wiedzę, lecz nie to, co leży u podstaw tego wyob-

rażenia.

 

33

32

background image

91. Jeśli Moore mówi, że wie, iż Ziemia istniała itd., to 

większość z nas przyzna mu rację co do tego, że istniała już 

ona od tak dawna i będziemy mu też wierzyć gdy mówi, iż 

jest o tym przekonany. Ale czy ma on też odpowiednie racje 

na poparcie swego przekonania? Bo jeśli nie, to przecież tego 

nie wie (Russell).

92. Można jednak spytać: „Czy ktoś może mieć uzasadnione 

racje, by wierzyć, że Ziemia istnieje od niedawna,  mniej 

więcej od jego narodzin?" — Przypuśćmy, że zawsze mu tak 

mówiono,   —   czy   miałby   jakąś   dobrą   rację,   by  w   to 

wątpić?   Ludzie   wierzyli,   że   mogą   wywołać   deszcz; 

dlaczego król nie mógłby zostać wychowany w wierze, że 

świat rozpoczął się wraz z nim? I gdyby teraz Moore i ten 

król spotkali się i dyskutowali, to czy Moore naprawdę 

mógłby wykazać, że jego przekonanie jest słuszne? Nie 

twierdzę, że Moore nie mógłby nawrócić króla na swój 

pogląd, lecz byłoby to nawrócenie szczególnego rodzaju; 

król doprowadzony by został do tego, by patrzeć na świat 

inaczej.

Pamiętaj, że jest się często przekonanym o  słuszności 

pewnego poglądu za sprawą jego prostoty lub symetrii, tj. 

one doprowadzają do tego, iż się ten pogląd przyjmuje. 

Wtedy może mówi się po prostu „Tak musi być".

93. Zdania przedstawiające to, co Moore 'wie', są wszystkie 

tego  rodzaju,  że  trudno  wyobrazić   sobie,  dlaczego  ktoś 

miałby wierzyć w twierdzenie przeciwne. Np.  zdanie, że 

Moore spędził całe swe życie w niewielkiej odległości od 

Ziemi.   —   Znów   mogę   tu   mówić   o   sobie  zamiast   o 

Moore'rze. Cóż mogłoby mnie doprowadzić do tego, bym 

uwierzył w twierdzenie przeciwne? Może pamięć a może 

to, co mi powiedziano.  — Wszystko,  co  widziałem lub 

słyszałem, przekonuje mnie, iż żaden  człowiek nigdy nie 

oddalił się zbytnio od Ziemi. Nic w moim obrazie świata 

nie przemawia za poglądem przeciwnym.

94.   Ale   nie   zyskałem   swego   obrazu   świata,   gdyż   prze-

konałem   się   o   jego   poprawności,   ani   nie   dlatego,   że 

jestem   przekonany   o   jego   poprawności.   Lecz   jest   to 

odziedziczone tło, na którym rozróżniam prawdę od fałszu.

95. Zdania opisujące ten obraz świata mogłyby należeć do 

jakiegoś rodzaju mitologii. A ich rola jest podobna do roli 

reguł gry; gry zaś można się też nauczyć czysto praktycznie, 

nie ucząc się żadnych wyraźnych reguł.

96. Można by sobie wyobrazić, że pewne zdania o formie 

zdań empirycznych stwardniały i funkcjonowały jako kanały 

dla niestwardniałych, płynnych zdań empirycznych; i że ten 

stosunek   zmienił   się   z   czasem,  kiedy   zdania   płynne 

stwardniały, a twarde stały się płynnymi.

97.   Mitologia   może   na   nowo   popaść   w   stan   płynny, 

koryto myśli może się przesunąć. Rozróżniam jednak ruch 

wody w korycie rzeki od przesunięcia samego koryta, choć 

nie ma między nimi ostrego podziału.

98.   Lecz   jeśli   ktoś   by   powiedział   „Tak   więc   logika 

również   jest   nauką   empiryczną",   to   nie   miałby   racji. 

Słusznym jest jednak, że to samo zdanie można raz trak-

tować jako coś do sprawdzenia empirycznego, a raz jako 

regułę sprawdzania.

99. Tak, brzeg tamtej rzeki składa się po części z twardej 

skały, nie podlegającej żadnym (lub jedynie niezauważal-

nym) zmianom, a po części z piasku, który raz tu a raz tam 

jest zmywany i nanoszony.

100.   Prawdy,   o   których   Moore   mówi,   że   je   zna,   są, 
nawiasem mówiąc, prawdami, które wszyscy znamy, o ile on je 
zna.

 

34

-35

background image

101. Zdaniem takim mogłoby więc być np. „Nigdy się nie 

zdarzyło, by moje ciało znikło, a po pewnym czasie pojawiło 

się na nowo".

102. Czy nie mógłbym wierzyć, że kiedyś, nie wiedząc  o 

tym,   może   w   stanie   nieprzytomności,   zostałem   uniesiony 

daleko od Ziemi, tak że inni o tym wiedzą, ale mi tego nie 

mówią? To jednak zupełnie nie pasowałoby do całej reszty 

moich  przekonań.   Nie,   żebym   mógł   opisać   system  tych 

przekonań.   Lecz   moje   przekonania   tworzą   system, 

strukturę.

103.   I   gdybym   teraz   miał   powiedzieć   „Jest   moim   nie-

wzruszonym przekonaniem, że itd.", to w tym przypadku 

znaczyłoby również, że nie doszedłem do tego przekonania 

świadomie, po przebyciu pewnej drogi myślowej, lecz że jest 

ono zakotwiczone we wszystkich moich  pytaniach i od-

powiedziach, w taki sposób, że nie mogę go poruszyć.

104.     Jestem np. również przekonany o tym, że Słońce nie 

jest dziurą w sklepieniu niebieskim.

105. Wszelkie sprawdzanie, wszelkie potwierdzanie i obalanie 

hipotez zachodzi zawsze wewnątrz systemu. System ten nie jest 

mianowicie   mniej   lub   bardziej   arbitralnym  i   wątpliwym 

punktem wyjścia dla wszystkich naszych argumentów, lecz 

należy   on   do   istoty   tego,   co   nazywamy   argumentem. 

System   jest   nie   tyle   punktem   wyjścia,   co  żywiołem, w 

którym żyją argumenty.

106.   Pewien   dorosły   opowiedział   dziecku,   że   był   na 

Księżycu. Dziecko mi to opowiada, a ja mówię, że to był 

tylko żart, że ów człowiek na Księżycu nie był; Księżyc jest 

bardzo, bardzo od nas daleko i nie można tam się wspiąć czy 

polecieć. — Jeśli teraz dziecko się przy tym upiera: może jest 

jednak pewien sposób dostania się tam, którego tylko ja nie 

znam itd. — cóż mógłbym mu odpowiedzieć? Cóż mógłbym

36

odpowiedzieć dorosłym tubylcom, którzy wierzą, że lu-

dzie czasem udają się na Księżyc (może tak interpretują 

swoje sny), a którzy faktycznie przyznają, że zwykłymi 

sposobami nie można się tam wspiąć czy dolecieć?

— Lecz dziecko nie będzie zazwyczaj obstawać przy takim 

wierzeniu   i   szybko   przekona   go   to,   co   mu   mówimy  z 

powagą.

107.  Czy nie  przypomina   to  dokładnie  sposobu,  w  jaki 

można dziecku wpoić wiarę w Boga lub że Boga nie ma
—   i   potem   będzie   ono   mogło,   odpowiednio,   podawać 

przekonujące racje na rzecz jednego lub drugiego?

108. „Czy nie ma zatem prawdy obiektywnej? Czy nie jest 

prawdą lub fałszem, że ktoś był na Księżycu?" Jeśli myślimy w 

obrębie   naszego   systemu,   to   jest   pewne,   że   nikt   na 

Księżycu nie był. Nie tylko nigdy niczego podobnego nie 

donosili nam rozumni ludzie, ale cały nasz system fizyki 

zabrania nam w to wierzyć. Wymaga to bowiem odpowiedzi 

na pytania: „Jak przezwyciężył on siłę ciężkości?", „Jak 

mógł żyć bez atmosfery?" i tysiące innych, na które od-

powiedzi brak. Ale przypuśćmy, że zamiast tych wszystkich 

wyjaśnień napotkalibyśmy odpowiedź: „Nie wiem,  jak  do-

ciera   się   na   Księżyc,   jednak   ci,   którzy   tam   docierają, 

rozpoznają natychmiast, że tam są; a ty również nie możesz 

wyjaśnić wszystkiego". Czulibyśmy się niesłychanie odlegli 

intelektualnie od kogoś, kto by tak mówił.

109. „Zdanie empiryczne jest sprawdzalne" (mówimy). Ale 

jak? i przez co?

110. Co  uchodzi  za jego sprawdzian? — „Ale czy jest to 

sprawdzian wystarczający? A, jeśli tak, to czy nie powinno to 

być jako takie rozpoznawalne w logice?" — Jak gdyby 

uzasadnianie nie docierało gdzieś do kresu. Ale ów kres nie 

jest   nieuzasadnionym   założeniem,   jest   nieuzasadnionym 

sposobem działania. ,

background image

 

37

background image

111. „Wiem, że nigdy nie byłem na Księżycu." — To brzmi 
całkiem   inaczej   w   okolicznościach   faktycznych,   niż 
brzmiałoby   wtedy,   gdyby   niejeden   człowiek   był   na 
Księżycu,   być   może   sam   o   tym   nie   wiedząc.   W  tym 
przypadku można by podać racje na rzecz tej wiedzy. Czy 
nie   ma   tu   podobnego   związku,   co   między   ogólną  regułą 
mnożenia i szczególnym, przeprowadzonym mnożeniem?

Chcę powiedzieć: To, że nie byłem na Księżycu, jest dla 

mnie  równie  niewzruszone,   jak   jakiekolwiek   tego   uza-
sadnienie.

112. I czy nie to właśnie Moore chce powiedzieć, gdy mówi, 
że wie te wszystkie rzeczy? — Ale czy naprawdę chodzi o 
to, że on to wie, a nie o to, iż pewne z tych zdań muszą być 
dla nas ustalone?

113. Gdy ktoś chce nas uczyć  matematyki,  nie zacznie od 
zapewniania nas, że wie, iż a + b = b + a.

Kto nie jest pewien żadnego faktu, ten również nie 

może być pewien sensu swoich słów.

115. Gdyby ktoś próbował wątpić we wszystko, to nie 

doszedłby nawet do wątpienia w cokolwiek. Gra w wątpienie 
sama zakłada już pewność.

116. Czy zamiast „Wiem..." Moore nie mógłby rzec „Jest dla 
mnie  ustalone, że..."? I dalej: „Jest ustalone dla mnie i dla 
wielu innych..."

117. Dlaczego nie mogę wątpić w to, że nigdy nie byłem na 
Księżycu? I jak mógłbym próbować w to wątpić?

Przede wszystkim  założenie,  że być  może  tam byłem, 

uderzałoby mnie swą  bezużytecznością.  Nic by z niego nie 
wynikało, niczego by ono nie wyjaśniało. Nie wiązałoby się z 
niczym w moim życiu.

Gdy   mówię   „Nic   nie   przemawia   za   tym,   wszystko 

przeciw",  to  zakłada   to  z  góry zasadę  przemawiania   za   i 
przeciw. Tzn. muszę powiedzieć, co by za tym przemawiało.

118. A czy prawidłowe byłoby powiedzenie: Nikt jak dotąd 
nie otworzył mojej czaszki by zobaczyć, czy jest w niej mózg; 
ale wszystko przemawia za tym, a nic przeciw, że by go tam 
znaleziono?

119.   Ale   czy   można   również   rzec:   Nic   nie   przemawia 
przeciw a wszystko za tym, że ten stół nadal tam się znajduje, 
gdy nikt go nie widzi? Bo co za tym przemawia?

120. Ale gdyby ktoś w to wątpił, to jak jego wątpliwości 
przejawiałyby się w praktyce? I czy nie moglibyśmy dać mu 
w spokoju wątpić, skoro nie robi to żadnej różnicy?

121.     Czy można rzec: „Gdzie nie ma wątpienia, tam nie

ma też wiedzy"?

122.     Czy wątpienie nie wymaga racji?       "

123. Gdziekolwiek spojrzę, nie znajduję racji, by wątpić w to, 
że...

124.      Chcę rzec: używamy sądów jako zasad(y) sądzenia.

125. Gdyby ślepiec mnie spytał „Czy masz dwie ręce?", to nie 
upewniałbym   się   o   tym   patrząc.   Gdybym  miał   tu  w   ogóle 
jakieś   wątpliwości,   to   nie   wiem,   dlaczego   miałbym   ufać 
własnym oczom. Bo czemu nie miałbym sprawdzić swoich 
oczu patrząc, by stwierdzić, czy widzę dwie moje ręce? Co jest 
przez co sprawdzane? (Kto decyduje o tym, co jest ustalone?) I 
co znaczy powiedzenie, że to a to jest ustalone?

 

>   114.

38

39

background image

126. Nie jestem bardziej pewny znaczeń moich słów, niż 

niektórych sądów. Czy mogę wątpić, że ten kolor nazywa się 

„niebieski"?

(Moje) wątpliwości tworzą system.

127. Bo skąd wiem, że ktoś wątpi? Skąd wiem, że używa on 

słów „Wątpię w to" tak jak ja?

128.     Od dziecka uczyłem się tak sądzić. To jest sądzenie.

129.     Tak nauczyłem się sądzić; to poznałem jako sąd.

130. Ale czy to nie doświadczenie nas uczy, by tak sądzić, tzn. 

że   poprawnie   jest   tak   sądzić?   Ale   w   jaki   sposób 

doświadczenie nas uczył My możemy wyprowadzić coś z 

doświadczenia, ale doświadczenie nie kieruje nas, by coś  z 

niego wyprowadzić. Jeśli to jest  racja,  by tak sądzić (a nie 

tylko przyczyna), to nadal nie dysponujemy racją, aby uznać to 

za rację.

131. Nie, doświadczenie nie jest racją na rzecz naszej gry w 

sądzenie. Nie są też nią jej znakomite sukcesy.

132.   Ludzie   sądzili,   że   król   może   wywołać   deszcz;  my 

mówimy, że przeczy to wszelkiemu doświadczeniu. Dziś 

uważa się samolot, radio itp. za środki zbliżania ludzi  i 

szerzenia kultury.

133.   W   normalnych   warunkach   nie   przekonuję   się,   że 

mam dwie ręce, oglądając je. Dlaczego nie? Czy doświadczenie 

wykazało, że jest to  zbędne?  Albo (znowu): Czy w jakiś 

sposób opanowaliśmy ogólne prawo indukcji i czy także 

tutaj mu ufamy? — Ale dlaczego powinniśmy najpierw 

opanować prawo ogólne, a nie od razu szczególne?

134. Jeśli włożyłem książkę do szuflady, to zakładam, że ona 
tam jest, chyba że... „Doświadczenie zawsze przyznaje

40

mi rację. Nie ma dobrze udokumentowanych przypadków, 

by książka (po prostu) zniknęła."  Często zdarzało się, że 

książka nigdy więcej się nie znalazła, choć sądziliśmy, iż 

wiemy, gdzie była. — Lecz doświadczenie  naprawdę nas 

jednak uczy, że książka np. nie znika. (Np. stopniowo nie 

wyparowuje.)   —   Lecz   czy   to   właśnie  doświadczenie   z 

książkami   itd.   sprawia,   że   przyjmujemy,  iż   książka   nie 

zniknęła? Ale przypuśćmy, że odkryliśmy,  iż  w pewnych 

szczególnych, nowych warunkach, książki  zniknęły — czy 

nie zmienilibyśmy naszego założenia? Czy można przeczyć 

oddziaływaniu doświadczenia na nasz system założeń?

135. A czy po prostu nie stosujemy się do zasady, że to, co 

zdarza  się  zawsze,  będzie   się   zdarzało   nadal   (lub   coś 

podobnego)? Co znaczy stosować się do tej zasady? Czy 

naprawdę wprowadzamy ją do naszego rozumowania? A 

może jest to tylko  prawo przyrody,  do którego stosuje się 

nasze wnioskowanie? Raczej to ostatnie. Nie jest to przed-

miotem naszych rozważań.

136. Kiedy Moore mówi, że  wie  to a to, w rzeczywistości 

wymienia zdania empiryczne, którym przytakujemy bez 

specjalnego sprawdzenia; a zatem zdania, które w systemie 

naszych zdań empirycznych odgrywają szczególną logiczną 

rolę.

137.   Nawet   gdy   ktoś   najbardziej   godny   zaufania   za-

pewnia mnie, że wie, iż jest tak a tak, samo to nie może 

przekonać mnie o tym, że on to wie. Jedynie, że wierzy, iż 

wie. Dlatego zapewnienie Moore'a, że wie..., nie interesuje 

nas.   Lecz   zdania,   które   Moore  wylicza   jako   przykłady 

takich   znanych   prawd,   są   rzeczywiście   interesujące. Nie 

dlatego, że każdy wie, iż są prawdziwe, lub że wierzy, iż je 

zna, ale dlatego,  że wszystkie one pełnią podobną rolę w 

systemie naszych sądów empirycznych.

41

background image

138.      Np. nie dochodzimy do żadnego z nich w wyniku 

badań.

Istnieją np. badania historyczne i badania nad kształtem i 

nad wiekiem Ziemi, lecz nie nad tym, czy Ziemia istniała 

przez ostatnie 100 lat. Oczywiście, wielu z nas ma informacje na 

temat tego okresu od swoich rodziców i dziadków, lecz czyż 

nie mogliby się oni mylić? — „Nonsens!", ktoś powie, „jakżeż 

ci wszyscy ludzie mieliby się mylić?" Ale czy to jest argument? 

Czy nie jest to po prostu odrzucenie pewnej idei? A może 

określenie pojęcia? Bo jeśli mówię tu o możliwości błędu, to 

zmienia to rolę, jaką w naszym życiu odgrywają  „błąd" i 

„prawda".

139. Aby ustanowić praktykę, potrzeba nie tylko reguł, ale 

także przykładów. Nasze reguły pozostawiają otwarte furtki 

i praktyka musi mówić sama za siebie.

140.   Nie   opanowujemy   praktyki   wydawania   sądów   em-

pirycznych ucząc się reguł; uczy się nas sądów i ich związków z 

innymi sądami. Ogól sądów jest dla nas przekonujący.

141. Kiedy zaczynamy w coś  wierzyć,  to nie w pojedyncze 

zdanie, ale w cały system zdań. (Światło stopniowo rozjaśnia 

wszystko.)

142.   To   nie   pojedyncze   aksjomaty   uderzają   mnie   swą 

oczywistością, lecz system, w którym konsekwencje i aks-

jomaty wzajemnie się wspierają.

143. Powiedziano mi np., że ktoś wiele lat temu wspiął się na tę 

górę. A czy zawsze badam wiarygodność opowiadającego i to, 

czy   ta   góra   istniała   przed   laty?   Dziecko   o   wiele   później 

dowiaduje się, że są wiarygodni i niewiarygodni opowiadający, niż 

dowiaduje   się   faktów,   które   mu   opowiedziano.  Wcale   nie 

dowiaduje się, że owa góra istnieje już od dawna; tzn. pytanie, czy 

tak jest, w ogóle nie powstaje. Połyka ono, że tak powiem,  tę 

konsekwencję wraz z tym, czego się uczy.

42

144. Dziecko uczy się wierzyć w mnóstwo rzeczy. Tzn. uczy 

się   np.   działać   zgodnie   z   tymi   wierzeniami.   Stopniowo 

powstaje system tego, w co się wierzy, a w nim niejedno 

ustalone jest w sposób niewzruszony, niejedno jest bardziej 

lub mniej ruchome. To, co ustalone, nie ma takiego charak-

teru dlatego, że jest oczywiste czy przekonywające, jest 

raczej ustalone przez to, co go otacza.

145. Chce się rzec „ Wszystkie moje doświadczenia pokazują, 

że tak jest". Lecz jak one to robią? Bo owo zdanie, na które 

one wskazują, samo należy do ich szczególnej interpretacji.

„To, że uważam to zdanie za niezawodnie prawdziwe, 

charakteryzuje również moją interpretację doświadczenia".

146.   Tworzymy   sobie  obraz  Ziemi   jako   kuli,   swobodnie 

unoszącej się w przestrzeni i nie zmieniającej się zasadniczo 

w ciągu 100 lat. Powiedziałem „Tworzymy sobie obraz itd." i 

ten obraz  pomaga  nam teraz  wydawać  sądy  o  różnych 

stanach rzeczy.

Mogę w rzeczy samej obliczyć wymiary mostu, czasem 

obliczyć też, że most jest korzystniejszy od promu itd., itd. 

— ale gdzieś muszę zacząć od założenia czy rozstrzygnięcia.

147. Obraz Ziemi jako kuli jest  dobrym  obrazem, sprawdza 

się wszędzie, jest to także obraz prosty — krótko mówiąc, 

posługujemy się nim nie wątpiąc w niego.

148. Dlaczego nie przekonuję się o tym, że mam jeszcze 

dwie nogi, gdy chcę wstać z krzesła? Nie ma żadnego 

dlaczego. Po prostu tego nie robię. Tak właśnie postępuję.

149.   Moje   sądy   same   charakteryzują   sposób   i   metodę 

tego, jak wydaję sądy, naturę sądów.

150. Jak się określa, która ręka jest prawa, a która lewa? 

Skąd wiem, że mój sąd będzie zgodny z sądami innych? Skąd

43

background image

wiem, że ten kolor jest niebieski? Jeśli sobie tu nie ufam, to 

dlaczego miałbym ufać cudzemu sądowi? Czy jest tu jakieś 

dlaczego? Czyż nie muszę gdzieś zacząć ufać? Tzn. muszę 

gdzieś zacząć od nie-wątpienia; i nie jest to, że tak powiem, 

nieprzemyślane, jest to wybaczalne: jest to część wydawania 

sądów.

151. Chciałbym rzec: Moore nie wie tego, o czym twierdzi, że 

wie,   ale   jest   to   dla   niego   ustalone,   tak   jak   i   dla   mnie; 

uważanie tego za absolutnie niewzruszone stanowi część 

metody naszych wątpień i badań.

152.   Zdań,   które   są  dla   mnie   ustalone,   nie   uczę   się  w 

sposób jawny. Mogę je później  odkryć,  tak jak oś obrotu, 

wokół której wiruje pewne ciało. Oś ta nie jest ustalona w 

tym sensie, że coś mocno ją trzyma, ale że ruch wokół niej 

określa ją jako nieruchomą.

153. Nikt mnie nigdy nie uczył, że moje ręce nie znikają, gdy 

nie zwracam na nie uwagi. Nie można też powiedzieć, że 

stwierdzając coś zakładam prawdziwość tego zdania itd. (jak 

gdybym na nim się opierał), ono bowiem nabiera sensu 

dopiero dzięki innym naszym stwierdzeniom.

154.   Są   takie   przypadki,   że   jeśli   ktoś   wykazuje   oznaki 

wątpienia tam, gdzie my nie wątpimy, to nie możemy  z 

przekonaniem  zrozumieć   jego  oznak  wątpienia  jako   oznak 

wątpienia.

Tzn. jeśli mamy zrozumieć jego oznaki wątpienia jako 

takie,   to   przejawiać   je   on   może   tylko   w   szczególnych 

przypadkach, a nie w innych.

155.   W   pewnych   okolicznościach   człowiek   nie   może   się 

mylić. („Może" użyto tu logicznie, a zdanie to nie głosi, że w 

tych okolicznościach człowiek nie może powiedzieć niczego 

fałszywego.)   Gdyby   Moore   miał   wygłosić   zdania 

przeciwne zdaniom, o których twierdzi, że są pewne, to nie

44

tylko nie zgodzilibyśmy się z nim, ale uznalibyśmy go za 

umysłowo chorego.

156. Aby się pomylić, człowiek musi wcześniej wydawać sądy 

takie, jak ogół ludzi.

157. A co by było, gdyby ktoś nie mógł sobie przypo-

mnieć, czy zawsze miał pięć palców lub dwie ręce? Czy 

rozumielibyśmy go? Czy moglibyśmy mieć pewność, że go 

rozumiemy?

158. Czy mogę się mylić np. co do tego, że pewne słowa, z 

których zbudowane jest to zdanie, są słowami polskimi, 

których znaczenie znam?

159. Jako dzieci uczymy się faktów, np. że każdy człowiek ma 

mózg i przyjmujemy je na wiarę. Wierzę, że jest wyspa, 

Australia, o takim to a takim kształcie i tak dalej i tak dalej; 

wierzę, że miałem pradziadków, że ludzie, którzy podawali 

się za moich rodziców, są naprawdę moimi rodzicami itd. Te 

przekonania nigdy może nie zostały wypowiedziane, a nawet 

myśl, że tak jest, nigdy nie została pomyślana.

160.  Dziecko  uczy  się   dzięki  temu,   że   wierzy   dorosłym. 

Wątpienie pojawia się po uwierzeniu.

161. Ogromnie  dużo  się  nauczyłem  i  przyjąłem to  dzięki 

autorytetowi ludzi, a potem odkryłem pewne rzeczy potwier-

dzane lub obalane przez moje doświadczenie.

162. Ogólnie przyjmuję za prawdziwe to, co podawane jest w 

podręcznikach np. geografii. Dlaczego? Powiadam: Wszystkie te 

fakty były potwierdzane setki razy. Ale skąd to wiem? Jakie 

mam   na   to   dowody?   Mam   obraz   świata.   Czy   jest   on 

prawdziwy czy fałszywy? Przede wszystkim jest on substratem 

wszystkich moich badań i stwierdzeń. Nie wszystkie zdania 

opisujące go w równym stopniu podlegają sprawdzeniu.

45

background image

163.     Czy ktoś kiedyś sprawdził, że ten stół nadal tu jest, 

gdy nikt na niego nie zwraca uwagi?

Sprawdzamy opowieści o Napoleonie, lecz nie to, czy 

wszystkie  doniesienia  na  jego  temat   nie   opierają  się   na 

złudzeniach zmysłowych, oszustwach i temu podobnych. 

Bo kiedy w ogóle coś sprawdzamy, to już zakładamy coś, 

co   nie   jest   sprawdzane.   Czy   mam   teraz   rzec,   że 

eksperyment,   który   może   robię   by   sprawdzić  pewne 

zdanie, zakłada prawdziwość zdania, że przyrząd,  co do 

którego   wierzę,   iż   go   widzę,   naprawdę   tu   jest  (i  temu 

podobne)?

164.     Czy sprawdzanie nie ma końca?

'

165. Jedno dziecko mogłoby powiedzieć drugiemu „Wiem, 

że   Ziemia   ma   już   wiele   setek   lat"   i   znaczyłoby   to: 

nauczyłem się tego.

166. Trudno jest uświadomić sobie bezpodstawność naszych 

przekonań.

167.   Jasne   jest,   że   nie   wszystkie   nasze   twierdzenia   em-

piryczne   mają   ten   sam   status,  albowiem   zdanie   można 

ustalić i ze zdania empirycznego uczynić normę opisu.

Pomyślmy o badaniach chemicznych. Lavoisier w swoim 

laboratorium przeprowadza eksperymenty  z substancjami i 

konkluduje, że przy spalaniu zachodzi to a to. Nie twierdzi, 

że innym razem mogłoby zdarzyć się coś innego. Trzyma 

się określonego obrazu świata, oczywiście nie wynalazł go, 

lecz nauczył się go jako dziecko. Mówię obraz świata a nie 

hipoteza, jest to bowiem oczywista podstawa jego badań i 

jako taki nie jest też wysłowiony.

168. Ale jaką rolę odgrywa założenie, że substancja A w 

takich   samych   warunkach   zawsze   tak   samo   reaguje  z 

substancją B? A może jest to część definicji substancji?

46

169. Można by mniemać, że istniałyby zdania mówiące, iż 

chemia jest  możliwa.  I byłyby to zdania nauk przyrod-

niczych.   Bo   na   czym   miałyby   się   opierać,   jak   nie   na 

doświadczeniu?

170.   Wierzę   temu,   co   ludzie   przekazują   mi   w   pewien 

sposób.   Wierzę   więc   w   fakty   geograficzne,   chemiczne, 

historyczne itd. Tak właśnie  uczę  się nauk. Oczywiście 

uczenie się oparte jest na wierze.

Kto   nauczył   się,   że   Mont   Blanc   ma   4000   metrów 

wysokości, kto sprawdził to na mapie, ten mówi, że  to 
wie.

A więc czy można powiedzieć: godzimy się w ten sposób 

ufać, ponieważ okazało się to skuteczne?

171. Głównym powodem, dla którego Moore przyjmuje, 

że nigdy nie był na Księżycu, jest to, że nikt nie był na 

Księżycu i że nie  mógłby  się tam znaleźć; a wierzymy 

temu na podstawie tego, czegośmy się nauczyli.

172. Być może mówi się „U podstaw tego zaufania musi 

przecież   leżeć   jakaś   zasada",   ale   co   taka   zasada   może 

sprawić? Czy jest to coś więcej niż naturalne prawo „brania 

za prawdziwe"?

173. A więc czy w mojej mocy pozostaje to, w co wierzę? lub 
w co wierzę niezachwianie?

Wierzę, że tam stoi krzesło. Czy nie mogę się mylić? 

Ale czy mogę wierzyć w to, że się mylę? Czy mogę to w 

ogóle brać pod uwagę? — A czy nie  mógłbym  również 

trwać przy swoich wierzeniach, niezależnie od tego, czego 

bym się później nie dowiedział? Ale teraz, czy moja wiara 

jest uzasadniona!

174. Działam z  całkowitą  pewnością.  Ale  ta pewność  jest 
moja własna.

47

background image

175.   „Wiem   to"   mówię   do   kogoś   innego;   i   tu   tkwi 
uzasadnienie. Lecz nie ma go dla mojej wiary.

176. Zamiast „Wiem to" można w niektórych przypadkach 
powiedzieć   „Jest   tak   —   polegaj   na   tym".  W   niektórych 
przypadkach   jednak:   „Nauczyłem   się   już   tego   dawno 
temu"; a czasem: „Jestem pewny, że tak jest".

177.     Wierzę w to, co wiem.

178. Błędne użycie, jakie Moore czyni ze zdania „Wiem..." 
polega na tym, że traktuje on je jako wypowiedź równie mało 
wątpliwą jak może „Boli mnie". A ponieważ  z „Wiem, że 
jest tak" wynika „Jest tak", więc w to ostatnie  również nie 
można wątpić.

179.   Poprawne   byłoby   powiedzenie:   „Wierzę..."   ma   su-
biektywną wartość logiczną, ale „Wiem..." nie.

180.      Lub że „Wierzę..."jest deklaracją, ale „Wiem..." nie.

181.   A   co,   gdyby   Moore   zamiast   „Wiem..."   powiedział 

„Przysięgam..."?

182.   Bardziej  pierwotnym   jest  wyobrażenie,   że  Ziemia  nie 
miała początku. Dziecko nie ma powodu by pytać, jak długo 
już Ziemia istnieje, ponieważ wszystkie zmiany zachodzą  na 
niej. Jeśli to, co bierze się za Ziemię, naprawdę kiedyś 
powstało — a co trudno sobie wyobrazić — to oczywiście 
przyjmuje się, że ów początek miał miejsce niewyobrażalnie 
dawno temu.

183. „Jest pewne, że Napoleon po bitwie pod Austerlitz... Tak 
więc   jest   przecież   również   pewne,   że   Ziemia   wtedy 
istniała".

184. „Pewne jest, że nie przybyliśmy na tę planetę przed stu 
laty z jakiejś innej". Tak, jest to równie pewne, jak pewne są 
takie rzeczy.

185. Śmieszyłoby mnie, gdyby ktoś chciał wątpić w istnienie 
Napoleona; lecz gdyby ktoś wątpił w istnienie Ziemi przed 
150 laty, byłbym może bardziej skłonny słuchać, bo  wtedy 
wątpiłby on w cały nasz system świadectw. Nie wydaje mi się, 
aby ten system był bardziej pewny niż pewność  wewnątrz 
niego.

186.   „Mógłbym   przyjąć,   że   Napoleon   nie   istniał   i   jest 
postacią legendarną, ale nie, że Ziemia nie istniała przed 150 
laty".

187. „Czy wiesz, że Ziemia wtedy istniała?" — „Oczywiście 
wiem to. Przejąłem to od kogoś, kto jest dokładnie z tym 
obeznany".

188. Wydaje mi się, że ktoś, kto wątpi w istnienie Ziemi  w 
tamtym   czasie,   targa   się   na   istotę   wszelkich   świadectw 
historycznych. A nie mogę powiedzieć o tych ostatnich, że są 
na pewno poprawne.

189.   Kiedyś   trzeba   przejść   od   wyjaśniania   do   samego 
opisu.

190.   To,   co   nazywamy   historycznym   świadectwem, 
wskazuje,   że   Ziemia   istniała   już   na   długo   przed   moimi 
narodzinami; — nic nie przemawia za hipotezą przeciwną.

191. Ale jeśli wszystko przemawia za pewną hipotezą i nic 
przeciwko niej — to czy jest ona na pewno prawdziwa? 
Można ją tak określić. — Ale czy na pewno zgadza się ona z 
rzeczywistością, z faktami? — Tak pytając kręcisz się już w 
kółko.

 

48

49

background image

192.     Istnieje oczywiście uzasadnienie, ale uzasadnienie 

ma kres.

193.     Co to znaczy: prawdziwość zdania jest pewna!

194.   Słowem   „pewny"   wyrażamy   całkowite   przekonanie, 

brak jakichkolwiek wątpliwości i staramy się w ten sposób 

przekonać innych. To jest subiektywna pewność.

Lecz kiedy coś jest obiektywnie pewne? — Kiedy błąd nie 

jest możliwy. Ale o jaką możliwość tu chodzi? Czy błąd nie 

musi być wykluczony logicznie!

195. Jeśli wierzę, że siedzę w swoim pokoju, a tak nie jest, to 
nie powie się wtedy, że się  pomyliłem:  Ale na czym polega 
istotna różnica pomiędzy błędem a tym przypadkiem?

196.   Pewnym   świadectwem   jest   to,   które  uznajemy   za 

bezwarunkowo pewne, zgodnie z którym  działamy z  pew-

nością, bez wątpliwości.

To, co nazywamy „błędem", odgrywa całkiem określoną 

rolę w naszych grach językowych, podobnie jak to, co 

uważamy za pewne świadectwo.

197.   Powiedzenie,   że   uważamy   coś   za   niezawodne   świa-

dectwo, gdyż jest z pewnością prawdziwe, byłoby niedo-

rzecznością.

198. Musimy raczej określić najpierw rolę świadczenia za  i 

przeciw zdaniu.

199. Użycie  „prawdziwy albo fałszywy"  ma w sobie coś 

mylącego dlatego, że przypomina powiedzenie „to  zgadza 

się z faktami albo nie", a chodzi tu właśnie o to, czym jest 

„zgadzanie się".

200.   „Zdanie   jest   prawdziwe   albo   fałszywe"   znaczy 

właściwie tylko tyle, że musi być możliwe rozstrzygnięcie za 

albo   przeciw.   Ale   nie   mówi   to,   jak   wygląda   podstawa 

takiego rozstrzygania.

201.   Wyobraź   sobie,   że   ktoś   spytał:   „Czy   naprawdę 

powinniśmy polegać na świadectwie naszej pamięci (lub 

naszych zmysłów) tak, jak polegamy?"

202. Pewne zdania Moore'a nieomal oznajmiają, że mamy 
prawo polegać na tym świadectwie.

203. [Wszystko, co uważamy za świadectwo, wskazuje na to, 

że Ziemia istniała już na długo przed moimi narodzinami. Mc 

nie potwierdza hipotezy przeciwnej.

Jeśli wszystko przemawia za hipotezą, a nic przeciw niej, 

to czy jest ona obiektywnie pewna? Można ją tak nazwać. 

Ale czy bezwarunkowo zgadza się ona ze światem faktów? 

W najlepszym razie pokazuje nam ona, co znaczy „zgod-

ność". Trudno nam wyobrazić sobie, by była fałszywa, ale 

trudno też posłużyć się nią.]*

Na czym więc polega ta zgodność jeśli nie na tym, że to, 

co stanowi świadectwo dla tych gier językowych, przemawia 

za naszym zdaniem? (Tractatus Log.—Phil.)

204.   Jednakże   ugruntowywanie,   uzasadnianie   świadectw 

dobiega kresu; — ale ów kres nie polega na tym, że niektóre 

zdania jawią nam się bezpośrednio jako prawdziwe, nie jest 

więc   z   naszej   strony   pewnym   sposobem  widzenia;  jest 

naszym działaniem, które leży u podstaw gry językowej.

205. Jeśli prawdziwe to tyle, co uzasadnione, to podstawi nie 
jest ani prawdziwa, ani fałszywa.

Fragment skreślony w rękopisie. [Przyp. wyd.]

 

50

51

background image

206. Gdyby nas ktoś spytał „Ale czy to prawda?" moglibyśmy 

rzec  „Tak";  ale gdyby  zażądał podstaw,  moglibyśmy  rzec 

„Nie  mogę dać ci żadnych  podstaw, ale jeśli nauczysz  się 

więcej, to też będziesz myślał tak samo".

Gdyby więc do tego nie doszło, znaczyłoby to, że nie jest 

on w stanie np. nauczyć się historii.

207.   „Cóż   za   dziwny   zbieg   okoliczności,   że   wszyscy 
ludzie, którym otwarto czaszki, mieli mózgi!"

208.   Rozmawiam   telefonicznie   z   Nowym   Jorkiem.   Mój 

przyjaciel mówi mi, że jego drzewka mają takie a takie 

pączki. Jestem teraz przekonany, że jego drzewka są... Czy 

jestem też przekonany, że Ziemia istnieje?

209.   Istnienie   Ziemi   jest   raczej   częścią   całego  obrazu, 

tworzącego punkt wyjścia dla tego przekonania.

210. Czy moja rozmowa telefoniczna z Nowym Jorkiem 

wzmacnia moje przekonanie, że Ziemia istnieje?

Wiele wygląda na ustalone i to wyłączone jest z ruchu. 

Jest to, że tak powiem, usunięte na martwy tor.

211. Nadaje to naszemu sposobowi patrzenia na  rzeczy  i 

naszym badaniom ich formę. Być może kiedyś było to 

przedmiotem   sporów.   Ale   być   może   od   niepamiętnych 

czasów należało do  rusztowania  wszystkich naszych roz-

ważań. (Każdy człowiek ma rodziców.)

212.   W   pewnych   warunkach   uznajemy   np.   rachunek   za 

wystarczająco sprawdzony. Co daje nam do tego prawo? 

Doświadczenie? Czyż ono nie mogło nas zwodzić? Gdzieś 

musimy skończyć uzasadnianie i wtedy pozostaje zdanie: tak 

oto rachujemy.

213.   Nasze   'zdania   empiryczne'   nie   tworzą   jednorodnej 

masy.

52

214. Co powstrzymuje mnie od przypuszczenia, że ten stół 

znika   albo   zmienia   swój   kształt   i   kolor,   gdy   nikt   nie 

zwraca  na  niego  uwagi,  a  gdy  ktoś  znów  nań  spojrzy, 

powraca   do  swego   dawnego   stanu?   —  „Lecz   któż  coś 

takiego przypuszcza!" — można by rzec.

215. Widzimy tutaj, że idea 'zgodności z rzeczywistością' nie 

ma żadnego jasnego zastosowania.

216.     Zdanie „To jest napisane".

217. Gdyby ktoś sądził, że  wszystkie  nasze obliczenia są 

niepewne   i   że   nie   możemy   na   żadnym   z   nich   polegać 

(uzasadniając to tym, że błędy są zawsze możliwe), to być 

może uznalibyśmy go za obłąkanego. Ale czy możemy 

powiedzieć, że on się myli? Czy po prostu nie reaguje on 

inaczej: my polegamy na obliczeniach, on nie, my jesteśmy 

pewni, on nie.

218.   Czy   mogę   na   mgnienie   oka   uwierzyć,   że   byłem 
kiedyś w stratosferze? Nie. Czy zatem wiem, że nie byłem, 
— jak Moore?

219. Jako rozsądny człowiek nie mogę mieć co do  tego 
żadnych wątpliwości. — Tak to już jest. —

220.      Rozsądny człowiek nie ma pewnych wątpliwości.

221.      Czy mogę wątpić w to, w co chcę wątpić?

222. Nie mogę wątpić w to, że nigdy nie byłem w stra-

tosferze. Czy dlatego to wiem, czy dlatego to jest prawdą?

223. Bo czyż nie mógłbym być obłąkany i nie wątpić w to, w co 
bezwzględnie wątpić powinienem?

53

background image

224.   „Wiem,   że   to   się   nigdy  nie   zdarzyło,   bo   gdyby   się 
zdarzyło, to nie mógłbym żadnym cudem o tym zapomnieć". 
Ale,   przyjmując,   że   to   się   zdarzyło,   byłby   to   właśnie   ten 
przypadek, iż o tym zapomniałeś. I skąd wiesz, że żadnym 
cudem   nie   mogłeś   o   tym   zapomnieć?   Może   właśnie   na 
podstawie wcześniejszych doświadczeń?

225.  To,  przy  czym obstaję,  nie  jest  jednym  zdaniem,   ale 
siecią zdań.

226.   Czy   przypuszczenie,   że   byłem   kiedyś   na   Księżycu, 
mogę w ogóle uznać za godne poważnego potraktowania?

227.      „Czy jest więc coś, co można zapomnieć?"

228.   „W   takich   okolicznościach   ludzie   nie   mówią:   'Być 
może wszystko zapomnieliśmy' czy czegoś podobnego, lecz 
przyjmują, że..."

229.   Nasza   rozmowa   nabiera   sensu   dzięki   reszcie   naszych 
działań.

230. Pytamy siebie: Co robimy z oświadczeniem „Wiem..."! 
Bo nie chodzi nam o procesy myślowe czy o stany umysłu.

I tak trzeba rozstrzygnąć, czy coś jest wiedzą, czy nie.

231. Gdyby ktoś wątpił, czy Ziemia istniała przed stu laty, to 
nie   rozumiałbym  dlatego,  iż   nie   wiedziałbym,   co   ów  ktoś 
godzi się jeszcze uznawać za świadectwo, a czego nie.

232. „Moglibyśmy wątpić w każdy spośród tych faktów, lecz 
nie moglibyśmy wątpić we wszystkie".

Czy   nie   bardziej   poprawne   byłoby   powiedzenie:   „nie 

wątpimy we wszystkie".

To, że nie wątpimy we wszystkie, jest właśnie sposobem i 

metodą wydawania naszych sądów, a zatem i naszych działań.

233. Gdyby dziecko mnie zapytało, czy Ziemia istniała  już 
przed moimi narodzinami, odpowiedziałbym mu, że nie tylko 
przed   moimi   narodzinami,   ale   długo,   długo   wcześniej.  A 
ponadto   miałbym   uczucie,   że   mówię   coś   śmiesznego. 
Podobnie, gdyby dziecko zapytało, czy taka a taka góra jest 
wyższa   od   wysokiego   domu,   który   widziało.   Mógłbym 
odpowiedzieć   na   to   pytanie   tylko   komuś,   komu   najpierw 
wpoiłbym obraz świata.

Jeśli więc odpowiadam na to pytanie z pewnością, to co 

daje mi tę pewność?

234. Wierzę, że mam przodków i że każdy człowiek ich ma. 
Wierzę, że są różne miasta, wierzę też, ogólnie, w główne fakty 
z   geografii   i   historii.   Wierzę,   że   Ziemia   jest   ciałem,   na 
którego powierzchni poruszamy się i że nie znika ono nagle, 
czy coś w tym rodzaju, podobnie jak inne ciała stałe: ten stół, 
ten dom, to drzewo itd. Gdybym chciał wątpić w istnienie 
Ziemi   na   długo   przed   moimi   narodzinami,   to   musiałbym 
wątpić we wszystko, co możliwe, co jest dla mnie ustalone.

235. A to, że coś jest dla mnie ustalone, nie opiera się na 
mojej głupocie czy łatwowierności.

236. Gdyby ktoś rzekł „Ziemia niezbyt długo..." —co by to 
podważało? Czy wiem?

Czy musiałoby to być tak zwane przekonanie naukowe? 

Czy nie mogłoby być mistyczne? I czy musi on koniecznie 
przeczyć faktom historycznym? a nawet geograficznym?

237.   Kiedy   mówię   „Przed   godziną   ten   stół   jeszcze   nie 
istniał",   to   mam   prawdopodobnie   na   myśli,   że   został 
zrobiony dopiero później.

Jeśli mówię „Ta góra jeszcze wówczas nie istniała", to 

zapewne chodzi mi o to, że powstała ona dopiero później — 
może w wyniku wybuchu wulkanu.

Jeśli mówię  „Ta  góra  nie  istniała  jeszcze  pół godziny 

temu", to jest to stwierdzenie tak osobliwe, że nie wiadomo,

 

55

54

background image

o   co   rai   chodzi.   Może   na   przykład   chodzi   mi   o   coś 

fałszywego, ale naukowego. Ktoś może sądzi, że stwierdzenie, 

iż  ta  góra  jeszcze  wówczas  nie istniała,  jest całkiem jasne, 

niezależnie od kontekstu, jaki sobie wyobrazimy. Ale przy-

puśćmy, że ktoś rzekł „Ta góra nie istniała jeszcze przed 

minutą,   ale   istniała   inna,   dokładnie   taka   sama".   Tylko 

znajomy kontekst pozwala, by to, o co chodzi, wyszło na jaw.

238.   Mógłbym   więc   kogoś,   kto   mówi,   że   Ziemia   nie 

istniała   przed   jego   narodzinami,   wypytywać   dalej,   aby 

zorientować się, z którymi spośród moich przekonań on się 

kłóci. I mogłoby być tak, że przeczyłby on moim poglądom 

podstawowym. A gdyby tak było, to musiałbym na tym 

poprzestać.

Podobnie gdyby oznajmił, że był kiedyś na Księżycu.

239.   Wierzę,   że   każdy   człowiek   ma   dwoje   ludzkich   ro-

dziców; ale katolicy wierzą, że Jezus miał tylko jedną ludzką 

matkę. A inni wierzyliby może, że są ludzie, którzy nie mają 

żadnych rodziców i nie dawaliby wiary żadnym przeczącym 

temu świadectwom. Katolicy wierzą również, że opłatek w 

pewnych okolicznościach zmienia całkowicie swój charakter, a 

jednocześnie,   że   wszelkie   świadectwa   dowodzą   czegoś 

przeciwnego. Tak więc gdyby Moore powiedział „Wiem, że to 

jest wino a nie krew", katolicy by mu się przeciwstawili.

240. Na czym opiera się przekonanie, że wszyscy ludzie 

mają rodziców? Na doświadczeniu. Ale jak to niezawodne 

przekonanie mogę oprzeć na swym doświadczeniu? No cóż, 

opieram go nie tylko na tym, że znam rodziców pewnych 

ludzi,   ale   na   wszystkim,   czego   nauczyłem   się   o   życiu 

płciowym ludzi, o ich anatomii i fizjologii; a także na tym, co 

posłyszałem i zobaczyłem jeśli chodzi o zwierzęta. Ale czy 

naprawdę jest to dowód?

241. Czy to nie jest hipoteza, która, jak  wierzę,  wciąż na 

nowo w pełni zostaje potwierdzona?

56

242. Czy nie musimy na każdym kroku mówić: „Stanowczo w 

to wierzę"!

243.   „Wiem..."   mówimy   wtedy,   gdy   gotowi   jesteśmy 

podać   przekonywające   racje.   „Wiem..."   odsyła   do 

możliwości wykazania prawdy. To, że ktoś coś wie, da się 

pokazać, o ile jest on o tym przekonany.

Ale jeśli to, w co wierzy, jest tego rodzaju, że racje, jakie 

może podać, nie są bardziej pewne niż jego twierdzenie, to 

nie może on rzec, że wie to, w co wierzy.

244. Jeśli ktoś powiada „Mam ciało", to można go spytać 

„Kto przemawia teraz przez te usta?"

245. Do kogo się mówi, że się coś wie? Do siebie lub do 

kogoś innego. Jeśli mówi się to do siebie, to jak odróżnia się 

to   od   zapewnienia,   że   jest   się  pewnym,  iż   to   się   tak 

przedstawia? Nie ma subiektywnej pewności, że coś wiem. 

Subiektywna jest pewność, ale nie wiedza. Jeśli więc mówię 

sobie „Wiem, że mam dwie ręce" i nie ma to wyrażać tylko 

mojej subiektywnej pewności, to muszę móc przekonać 

siebie samego, że mam rację. Ale nie mogę tego zrobić, bo to, że 

mam dwie ręce, nie jest mniej pewne zanim na nie spojrzę, niż 

później. Mógłbym jednak powiedzieć: „To, że mam dwie ręce, 

jest niezachwianym przekonaniem". Wyrażałoby to fakt, że 

nie jestem gotów, by uznać cokolwiek za przypadek obalający 

to zdanie.

246.   „Dotarłem   tutaj   do   podwalin   wszystkich   moich 

przekonań". „Przy tym stanowisku będę  obstawali  Ale czy 

nie jest tak właśnie tylko dlatego, że jestem o tym w pełni 

przekonany! — Jak to jest: być w pełni przekonanym?

247.   Jak   mógłbym   teraz   wątpić,   że   mam   dwie   ręce? 

Dlaczego w ogóle nie mogę sobie tego wyobrazić? W co bym 

wierzył, gdybym w to nie wierzył? Jak dotąd brak mi w ogóle

57

background image

systemu,   w   ramach   którego   mogłaby   się   pojawić   ta 

wątpliwość.

248.      Dotarłem do podwalin moich przekonań.

I można by nieomal powiedzieć, że te fundamenty

dźwigane są przez cały dom.

- . • > • • - 

249.     Powstaje fałszywy obraz wątpienia.

250. To, że mam dwie ręce, jest w normalnych okolicz-

nościach równie pewne, jak cokolwiek, co mógłbym przy-

wołać jako świadectwo na to.

Dlatego widok mojej ręki nie może tu być żadnym 

świadectwem.

251.   Czy  to   nie   znaczy:   będę   bezwarunkowo   postępował 

zgodnie z tym przekonaniem i nie pozwolę się niczemu 

zwieść?

252. Lecz nie chodzi tu tylko o to, że  ja  w ten sposób 

wierzę, iż mam dwie ręce, lecz że wierzy w to każdy rozsądny 

człowiek.

253.   U   podłoża   ugruntowanego   przekonania   leży   prze-

konanie nieugruntowane.

Każdy 'rozsądny' człowiek tak postępuje.

255. Wątpliwości przejawiają się na pewne charakterystyczne 

sposoby,   lecz   te   przejawy   są   charakterystyczne   tylko  w 

pewnych okolicznościach. Gdyby ktoś rzekł, że wątpi w 

istnienie   swoich   rąk,   oglądając   je   nadal   ze   wszystkich 

stron, starając się przekonać, czy nie są one efektem jakiegoś 

odbicia lub czegoś podobnego, to nie bylibyśmy pewni, czy 

mamy   to   nazwać   wątpieniem.   Moglibyśmy   opisać   ten 

sposób zachowania jako przypominający wątpienie, ale jego 

gra nie byłaby naszą.

58

256.     Z drugiej strony gra językowa zmienia się z czasem.

257. Gdyby ktoś mi powiedział, że wątpi, iż ma ciało, 

wziąłbym go za półgłupka. Lecz nie wiedziałbym, co zna-

czyłoby przekonanie go o tym, że je ma. I gdybym coś 

powiedział, a to usunęłoby jego wątpliwości, to nie wie-

działbym jak i dlaczego.

258.     Nie wiem, jak ma zostać użyte zdanie „Mam ciało". 
To nie stosuje się bezwarunkowo do zdania, że zawsze 
byłem na powierzchni Ziemi lub w jej pobliżu.

259. Kto by wątpił, że Ziemia istnieje od 100 lat, mógłby mieć 
wątpliwość naukową lub filozoficzną.

260.   Chciałbym   zarezerwować   wyrażenie   „Wiem..."   dla 
przypadków, w których używa się go w normalnym obiegu 
językowym.

261.   Nie   potrafię   sobie   teraz   wyobrazić   rozumnego 
wątpienia w istnienie Ziemi w ciągu ostatnich 100 lat.

262. Mogę sobie wyobrazić człowieka, który wyrósł  w 

całkiem   szczególnych   warunkach   i   któremu   wpojono,   że 

Ziemia powstała 50 lat temu — i dlatego też w to wierzy. 

Moglibyśmy go pouczać: Ziemia już od dawna... itd.  — 

Próbowalibyśmy przekazać mu nasz obraz świata. Zaszłoby 

to w wyniku swoistej perswazji.

263.      Uczeń wierzy nauczycielom i podręcznikom.

264. Mogę sobie wyobrazić takie oto zdarzenie:  Moore'a 

schwytali   dzicy   i   wyrażają   podejrzenie,   że   przybył  on   z 

jakiegoś miejsca leżącego między Ziemią a Księżycem. Moore 

mówi im, że wie..., lecz nie może im podać racji na  rzecz 

swej pewności, mają oni bowiem fantastyczne idee na

59

254.

background image

temat ludzkich możliwości latania, a niczego nie wiedzą  o 
fizyce. To byłaby sposobność, by wygłosić to stwierdzenie.

265. Ale co jeszcze mówi ono ponad „Nigdy nie byłem tam 
a tam i mam przekonywające racje, by w to wierzyć"?

266.   A   tutaj   trzeba   by   jeszcze   powiedzieć,   co   to   są 

przekonywające racje.

267.   „Nie   tylko   mam   wzrokowe   doznanie   drzewa,   lecz 

wiem, że to jest drzewo".

268. „Wiem, że to jest ręka". — A co to jest ręka? — „No, np. 

to".

269.   Czy   jestem   bardziej   pewny   tego,   że   nie   byłem   na 
Księżycu, niż tego, że nie byłem w Bułgarii? Dlaczego jestem 
taki pewny? No, wiem, że również nie byłem w pobliżu, np. 
nigdy nie byłem na Bałkanach.

270. „Mam przekonywające racje na rzecz swej pewności". 
Te racje sprawiają, że jest to pewność obiektywna.

271. Nie rozstrzygam, co stanowi uzasadnioną rację na rzecz 

czegoś.

272.     Wiem = Znam to jako pewne.

273.     Ale kiedy mówi się o czymś, że jest pewne?

Bo o to, czy coś  jest  pewne, można się spierać; wtedy 

mianowicie, gdy coś jest obiektywnie pewne.

Istnieje   niezliczona   ilość   zdań   empirycznych,   które 

uważamy za pewne.

274. Jedno z nich powiada, że gdy ucięto komuś rękę, to ona 

nie   odrośnie.   Inne,   że   gdy   obcina   się   komuś   głowę,   to 

umiera i nie będzie więcej żył.

Można   rzec,   że   doświadczenie   uczy   nas   tych   zdań. 

Jednakże   nie   uczy   nas   ich   ono   w   izolacji,   ale   uczy   nas 
mnóstwa   zdań   powiązanych   ze   sobą.   Gdyby   były   one 
wyizolowane,   to   może   mógłbym   w   nie   wątpić,   gdyż   nie 
miałbym odnośnych doświadczeń.

275. Jeśli doświadczenie stanowi podstawę naszej pewności, 
to chodzi oczywiście o doświadczenie przeszłe.

I nie jest to może tylko moje doświadczenie, lecz i innych, 

od których przejmuję wiedzę.

Ale   z   drugiej   strony   można   by   powiedzieć,   że   to 

doświadczenie   pozwala   nam   dać   wiarę   innym.   Ale   jakie 
doświadczenie sprawia, że wierzę, iż książki z anatomii i 
fizjologii nie zawierają fałszów? Widocznie jest prawdą, że i 
to zaufanie jest oparte na moim własnym doświadczeniu.

276.   Wierzymy,   że   tak   powiem,   że   ta   wielka   budowla 
istnieje i że raz tu, raz tam, widzimy jej skrawek.

277.      „Nie mogę powstrzymać się od przekonania..."

278.      „Jestem spokojny, że tak jest".

279. Jest całkowicie pewne, że samochody nie wyrastają  z 
ziemi.   —   Czujemy,   że   gdyby   ktoś   umiał   wierzyć,   że 
wyrastają,   to   mógłby   dać   wiarę   we  wszystko,  o   czym 
głosimy, że jest niemożliwe, co uważamy za pewne.

Lecz jak to  jedno  przekonanie wiąże się ze wszystkimi 

innymi?   Chcielibyśmy   rzec,   że   ktoś,   kto   by   umiał   w   to 
wierzyć, nie uznaje całego naszego systemu weryfikacji.

Ten system jest czymś, co człowiek nabywa w rezultacie 

obserwacji i pouczeń. Celowo nie mówię „uczy się".

280. Odkąd zobaczył on to to, to i to posłyszał, nie jest w 
stanie wątpić, że...

60

61

background image

 

background image

281. Ja, L. W., wierzę, jestem pewien, że mój przyjaciel nie 

ma w głowie czy w ciele trocin, chociaż moje zmysły nie 

dostarczają mi na ten temat żadnych bezpośrednich świa-

dectw. Jestem pewien na podstawie tego, co mi powiedziano, 

co   przeczytałem   i   na   podstawie   swego   doświadczenia. 

Wątpienie w to wydaje mi się szaleństwem — naturalnie 

znów zgadzam się tu z innymi, ale 70 się z nimi zgadzam.

282. Nie mogę powiedzieć, że mam dobre racje by sądzić, że 

koty nie rosną na drzewach lub że miałem ojca i matkę. Jeśli 

ktoś ma tu wątpliwości —jak mogło do tego dojść? Czy od 

początku   miałby  nie   wierzyć,   że   miał   rodziców?   Ale  czy 

można to sobie wyobrazić, o ile od początku go tego nie 

nauczono?

283. Bo jakżeby dziecko mogło od razu wątpić w to, co mu 

się wpaja? Znaczyć by to mogło jedynie, że nie mogłoby ono 

nauczyć się pewnych gier językowych.

284. Ludzie zabijali zwierzęta od najdawniejszych czasów, 

używali   ich   futer,   kości   itd.,   itd.   do   pewnych   celów; 

stanowczo liczyli na to, że podobne części znajdą u podob-

nych zwierząt.

Zawsze uczyli się z doświadczenia, a obserwując ich 

działania można się przekonać, że stanowczo wierzyli w 

pewne  rzeczy,  niezależnie   od   tego,   czy   wyrażali   swe 

przekonania, czy nie. Naturalnie nie chcę przez to powie-

dzieć, że ludzie ci powinni tak postępować, a tylko, że tak 

postępują.

285. Jeśli ktoś czegoś poszukuje i w jakimś określonym 

miejscu rozkopuje ziemię, pokazuje tym samym, że wierzy, iż 

tam jest to, czego szuka.

286. To, w co wierzymy,  zależy  od tego, czego się uczymy. 

Wszyscy wierzymy, że nie ma możliwości dostania się na 

Księżyc; ale mogliby istnieć ludzie wierzący, że jest to

możliwe i że czasem to się zdarza. Mówimy: nie wiedzą oni 

tyle, co my. I niech nie będą tak pewni swoich przekonań 

— są w błędzie i my to wiemy.

Jeśli porównamy nasz system wiedzy z ich systemem, to 

ich okaże się znacznie uboższy.

23.9.50
287. Wiewiórka nie wnioskuje przez indukcję, że i następnej 
zimy potrzebne będą zapasy. I nam nie bardziej  potrzeba 
prawa   indukcji,   by   uzasadnić   nasze   działania  i 
przewidywania.

288. Wiem nie tylko to, że Ziemia istniała na długo przed 

moimi narodzinami, ale i to, że jest ona dużym ciałem, że 

ustalone   zostało,   iż   tak   ja   jak   inni   ludzie   mamy   wielu 

przodków, że są książki o tym wszystkim, że książki takie nie 

kłamią itd., itd., itd. I wiem to wszystko? Wierzę w to. 

Przekazano   mi   ten   korpus   wiedzy   i   nie   mam   żadnych 

podstaw, by w to wątpić, mam natomiast wszelkiego rodzaju 

potwierdzenia.

I dlaczego nie miałbym powiedzieć, że to wszystko wiem? 

Czy tak się właśnie nie mówi?

Lecz nie tylko ja wiem, czy wierzę w to wszystko, ale inni 

też. A raczej wierzę, że oni w to wierzą.

289. Jestem mocno przekonany, że inni wierzą, wierzą że 
wiedzą, iż wszystko tak się przedstawia.

290. Sam napisałem w mojej książce, że dziecko uczy się 

rozumieć słowo w taki to a taki sposób: Wiem to, czy w 

to   wierzę?   Dlaczego   w   takim   przypadku   nie  piszę 

„Wierzę...", a po prostu używam zdania twierdzącego?

291. Wiemy,  że Ziemia  jest  okrągła. Przekonaliśmy  się 
definitywnie, że jest okrągła.

 

63

62

background image

Będziemy trwać przy tym stanowisku, chyba że zmieni 

się   cały   nasz   pogląd   na   przyrodę.   „Skąd   to   wiesz?"— 

Wierzę w to.

292.   Przyszłe   doświadczenia   nie   mogą  zadać   klamu 

wcześniejszym, co najwyżej mogą zmienić cały nasz pogląd 

na sprawy.

293.     Podobnie ze zdaniem „Woda wrze w 100°C".

294.  Tak  zyskujemy   przekonania,  to  nazywa   się   „być 

słusznie o tym przekonanym".

295. Czy zatem nie mieliśmy, w tym sensie,  dowodu  tego 

zdania? Ale fakt, że ponownie zdarza się to samo, nie jest na 

to żadnym dowodem; a jednak mówimy, że daje nam to 

prawo, aby to przyjąć.

296.   To  nazywamy  „empirycznymi   podstawami"   naszych 

założeń.

297. Uczymy się bowiem nie tylko tego, że takie a takie 

doświadczenia   dają   takie   a   takie   wyniki,   lecz   również 

wyprowadzanych z nich konkluzji. I nie ma w tym oczy-

wiście nic złego. Bo to [wyprowadzone] zdanie jest in-

strumentem określonego użytku.

298. 'Jesteśmy tego zupełnie pewni' nie znaczy po prostu, że 

każda   poszczególna   osoba   jest   tego   pewna,   ale   że 

należymy do społeczności, którą spajają nauka i edukacja.

299.     We arę satisfied that the earth is round.*

"Jesteśmy w pełni przeświadczeni, że Ziemia jest okrągła.

10.3.51

300. Nie wszystkie korekty naszych poglądów znajdują się 
na tym samym poziomie.

301. Zakładając, że nie jest prawdą, iż Ziemia istniała na 
długo przed moimi narodzinami — jak byśmy wyobrażali 
sobie wykrycie pomyłki?

302. Na nic się nie zda powiedzenie „Być może robimy 
błąd" — gdy żadne świadectwo nie jest godne zaufania, to 
nie można ufać obecnemu świadectwu.

303. Jeśli np. zawsze myliliśmy się w obliczeniach i 12 x 12 nie 

równa   się   144,   to   dlaczego   mielibyśmy   ufać   jakimkolwiek 

innym obliczeniom? I to jest naturalnie błędnie wyrażone.

304. Ale też nie  robię błędu  w tym wzorze na mnożenie. 
Mogę w przyszłości powiedzieć, że mi się teraz pomieszało, 
ale nie, że się pomyliłem.

305. Tutaj raz jeszcze potrzeba kroku podobnego do tego z 
teorii względności.

306. „Nie wiem, czy to jest ręka". A czy wiesz, co  znaczy 
słowo „ręka"? I nie mów „Wiem, co ono teraz dla mnie 
znaczy". I czy nie jest faktem empirycznym, że tego słowa tak 
się używa?

307. I jest tu rzeczą osobliwą, że gdy jestem całkiem pewny 

użycia słów, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, to mimo to 

nie mogę podać racji na rzecz mego sposobu postępowania. 

Gdybym spróbował, mógłbym ich podać 1000, lecz żadna nie 

byłaby tak pewna jak to, na rzecz czego mają być racjami.

308. 'Wiedza' i 'pewność' należą do różnych kategorii. Nie 

są one dwoma 'stanami psychicznymi', jak może

 

64

65

background image

'domniemanie'   i   '-bycie   pewnym'.   (Tutaj   zakładam,   że 

powiedzenie „Wiem, co  znaczy  (np.) słowo 'wątpliwość'" 

ma   dla   mnie   sens   i   że   zdanie   to   przydziela   słowu 

„wątpliwość"   pewną   rolę   logiczną.)   Tym,   co   nas   teraz 

interesuje, jest nie bycie pewnym, lecz wiedza. Tzn. interesuje 

nas to, że nie można wątpić w pewne zdania empiryczne, 

o ile wydawanie sądów w ogóle ma być możliwe. Albo też: 

skłonny   jestem   wierzyć,   że   nie   wszystko,   co   ma   formę 

zdania empirycznego, jest zdaniem empirycznym.

309. Czy reguła i zdanie empiryczne przechodzą jedno  w 

drugie?

310. Nauczyciel i uczeń. Uczeń nie pozwala wytłumaczyć 

sobie czegoś, bowiem ustawicznie przerywa (nauczycielowi) 

wątpliwościami, np. w istnienie rzeczy, znaczenia słów itd. 

Nauczyciel mówi: „Nie przerywaj mi więcej i rób to, co ci 

mówię;  jak  dotąd  twoje   wątpliwości   zupełnie   nie  mają 

sensu".

311.  Lub  wyobraź   sobie,  że  uczeń  kwestionowałby  praw-

dziwość historii (i wszystko, co się z tym wiąże), a nawet to, 

że Ziemia w ogóle istniała przed stu łaty.

312. Czuję się tak, jakby była to czcza wątpliwość. Ale, 

zatem, czy nie jest też czcza wiara w historię? Nie; łączy ona 

tak wiele.

313. A więc czy właśnie to powoduje, że wierzymy w 

pewne   zdanie?   Cóż,   po   prostu   łączy   to   gramatykę 

„Wierzyć" z gramatyką zdania, w które się wierzy.

314. Wyobraź sobie, że uczeń naprawdę zapytał: „A czy stół 

również tutaj się znajduje, gdy odwracam się, a nawet gdy 

go  nikt  nie widzi?" Czy nauczyciel powinien go uspokoić  i 

powiedzieć „Oczywiście, że tak!" —

66

Być może nauczyciel będzie nieco rozdrażniony, pomyśl 

jednak, że uczeń wyrośnie zapewne z takich pytań.

315. Tzn. nauczyciel odczuje, że to rzeczywiście nie jest 

poprawne pytanie.

I podobnie, gdyby uczeń powątpiewał w jednostajność 

przyrody, a zatem w słuszność argumentów indukcyjnych.

— Nauczyciel czułby, że z tego powodu on i uczeń tracą 
tylko czas, że uczeń utknie i nie posunie się w nauce dalej.

— I miałby rację. Byłoby to tak, jakby ktoś szukał jakiegoś 

przedmiotu w pokoju; otwierał szufladę i nie widział go tam; 

potem zamykał ją znowu, czekał i otwierał ją raz jeszcze by 

zobaczyć, czy może teraz tam jest, i tak w kółko. Nie nauczył 

się jeszcze szukać. I podobnie ów uczeń nie nauczył się 

jeszcze pytać. Nie nauczył się tej gry, której nauczyć go 

chcemy.

316. I czy nie tak samo by było, gdyby uczeń zatrzymywał 

lekcję historii wątpliwościami, czy Ziemia naprawdę...?

317. Wątpliwość ta nie należy do wątpliwości z naszej gry. 

(Lecz myśmy tej gry sobie nie wybrali!)

12.3.51

318. 'To pytanie w ogóle tu nie powstaje!' Odpowiedź na nie 

charakteryzowałaby metodę. Nie ma jednak ostrej granicy 

między zdaniami metodologicznymi, a zdaniami w obrębie 

metody.

319. Ale czy nie trzeba by wtedy mówić, że nie ma ostrej 

granicy między zdaniami logiki, a zdaniami empirycznymi? 

Jest to właśnie nieostrość granicy między regułą, a zdaniem 

empirycznym.

320.   Tu   trzeba,   jak   sądzę,   pamiętać   o   tym,   że   pojęcie 

'zdanie' samo nie jest ostre.

67

background image

321.   Mówię   jednak:   każde   zdanie   empiryczne   można 

przekształcić w postulat — i uczynić go normą opisu. Ale i to 

budzi   moje   podejrzenia.   Zdanie   to   jest   zbyt   ogólne. 

Chciałoby się niemal rzec „Każde zdanie empiryczne można, 

teoretycznie, przekształcić...", ale co tu  znaczy  „teoretycz-

nie"? Wszystko to za bardzo przypomina Tractatus.

322. A co, gdyby uczeń nie zechciał uwierzyć, że ta góra od 

niepamiętnych czasów zawsze tu stała?

Powiedzielibyśmy, że nie ma on żadnych podstaw, by to 

podejrzewać.

323.     Czy rozumne niedowierzanie musi mieć podstawy? 

Moglibyśmy też rzec: „rozumny człowiek w to wierzy".

324.   Tak   więc   nie   nazwalibyśmy   rozumnym   kogoś,   kto 

wierzy w coś wbrew naukowym świadectwom.

325. Kiedy mówimy,  że wiemy,  iż..., chodzi nam o to, że 

każda rozumna osoba w naszym położeniu również by 

wiedziała, że byłoby głupotą w to wątpić. Podobnie Moore 

chce nie tylko powiedzieć, że on wie, iż on itd., itd., lecz 

również, że ten, kto posiada rozum, w jego położeniu 

wiedziałby właśnie to samo.

326. Ale kto nam mówi, w co w  tej  sytuacji rozumnie jest 

wierzyć?

327. Tak więc  można  by powiedzieć:  „Rozumny  człowiek 

wierzy, że Ziemia istniała na długo przed jego urodzeniem, że 

jego życie rozgrywało się na powierzchni Ziemi lub w jej 

pobliżu, że on np. nie był na Księżycu, że posiada system 

nerwowy i różne wnętrzności tak, jak wszyscy inni ludzie 

itd., itd."

328.      „Wiem to tak, jak wiem, że nazywam się L. W".

329. 'Jeśli on w  to  wątpi — cokolwiek znacasyttt^wątpić"

— to nigdy nie nauczy się tej gry.'

••"

.:.'/,      V =

330.   Tak   więc   zdanie   „Wiem..."   wyraża   pStOWość   do 

wierzenia w pewne rzeczy.

13.3

331. Jeśli w ogóle działamy z pewnością na mocy przekonań, to 

czyż powinno nas dziwić, że w tak wiele nie możemy wątpić?

332. Pomyśl, że ktoś by powiedział bez chęci  filozofowania: 

„Nie wiem, czy nie byłem na Księżycu, nie przypominam sobie, 

bym   tam   kiedykolwiek   był".   (Dlaczego   ten   człowiek   tak 

bardzo by się od nas różnił?)

Przede   wszystkim:   skądby   miał   wiedzieć,   że   jest   na 

Księżycu? Jak on to sobie wyobraża? Porównaj: „Nie wiem, 

czy   kiedyś   byłem   w   wiosce  X".  Ale   i   tego   nie   mógłbym 

powiedzieć, gdyby  X leżała w Turcji, bo wiem, że w Turcji 

nigdy nie byłem.

333.   Pytam   kogoś:   „Czy   byłeś   kiedyś   w   Chinach?"   On 

odpowiada:   „Nie   wiem".   Tu   by   zapewne   ktoś   rzekł:   „Nie 

wiesz! Czy  masz jakąkolwiek podstawę by wierzyć, że może 

kiedyś tam byłeś? Czy byłeś kiedyś np. w pobliżu chińskiej 

granicy? A może twoi rodzice byli tam wtedy, gdy miałeś się 

urodzić?" — Normalnie przecież Europejczycy wiedzą, czy 

byli w Chinach, czy nie.

334. Tzn.: ludzie rozumni wątpią  w to  tylko w takich to a 

takich okolicznościach.

335.   Procedura   na   sali   sądowej   opiera   się   na   tym,   że 

okoliczności   nadają   wypowiedziom   pewne   prawdopodo-

bieństwo.  Wypowiedź,   że   np.   ktoś   przyszedł   na  świat   bez 

rodziców, nie zostałaby tam nigdy wzięta pod uwagę.

 

68

69

background image

336. Ale to, co ludziom wydaje się rozsądne i nierozsądne, 

zmienia   się.   W  pewnych   okresach   wydaje   się   ludziom 

rozsądne coś, co w innych czasach wydaje się nierozsądne. I 

na odwrót.

Lecz czy nie ma tu obiektywnej oznaki?
Bardzo rozumni i wykształceni ludzie wierzą w biblijną 

historię stworzenia, inni zaś utrzymują, że jest to dowiedziony 

fałsz,   a   racje   tych   drugich   są   doskonale   znane   tym 

pierwszym.

337. Nie można przeprowadzać eksperymentów, jeśli nie ma 

rzeczy,  w  które się nie wątpi.  Nie znaczy  to jednak, że 

pewne założenia przyjmuje się wtedy na wiarę. Kiedy piszę i 

wysyłam list, to przyjmuję, że on dotrze, oczekuję tego.

Kiedy przeprowadzam eksperyment, to nie wątpię w ist-

nienie aparatury, którą mam przed oczyma. Mam mnóstwo 

wątpliwości,   ale   nie  tę.  Gdy   rachuję,   to   wierzę,   bez 

wątpliwości, że cyfry na papierze nie zmieniają się samo-

czynnie, przez cały czas ufam też mej pamięci i to ufam jej 

bezwarunkowo. Jest to ta sama pewność co ta, że nie byłem 

na Księżycu.

338. Ale  wyobraźmy  sobie ludzi,  którzy nigdy nie byli 

pewni   takich   rzeczy,   lecz   mówiliby,   że   są   one  bardzo 

prawdopodobne i że nie opłaca się w nie wątpić. Tak więc 

ktoś taki będąc w moim położeniu rzekłby: „Jest wysoce 

nieprawdopodobne, że byłem kiedykolwiek na Księżycu" 

itd., itd. Czym życie tych ludzi różniłoby się od naszego? Są 

przecież ludzie, którzy mówią, że jest tylko wysoce praw-

dopodobne, że woda w kotle stojącym na ogniu zagotuje się, a 

nie zamarznie, a zatem ściśle biorąc to, co uważamy za 

niemożliwe, jest tylko nieprawdopodobne. Czy zmienia to 

coś w ich życiu? A może tylko mówią oni o pewnych rzeczach 

więcej, niż inni?

339. Wyobraź sobie kogoś, kto miał odebrać przyjaciela  z 

dworca kolejowego, jednak zamiast sprawdzić po prostu

rozkład jazdy i wyjść na dworzec o odpowiedniej porze, 

powiada: „Nie wierzę, że pociąg naprawdę przyjedzie, lecz 

mimo to pójdę na dworzec". Robi on wszystko to, co robią 

zwykli ludzie, ale dodaje do tego wątpliwości, niezadowolenie 

z siebie, itp.

340.   Z   taką   samą   pewnością,   z   jaką   wierzymy  w 
którekolwiek  ze   zdań   matematycznych,   wiemy   też,   jak 
wymawia się litery „A" i „B", jak nazywa się barwa ludzkiej 
krwi, że inni ludzie mają krew i nazywają ją „krwią".

341.   Tzn.  pytania,  jakie   stawiamy   i   nasze  wątpliwości, 
opierają się na tym, że pewne zdania wątpliwościom nie 
podlegają,   są   niejako   zawiasami,   na   których   tamte   się 
obracają.

342. Tzn. do logiki naszych badań naukowych należy to, że 
pewne sprawy są w rzeczy samej niepowątpiewalne.

343. Nie jest to jednak tak, że nie możemy wszystkiego 
zbadać i dlatego też chcąc nie chcąc zadowolić się musimy 
założeniem. Jeśli chcę, by drzwi się obróciły, muszę umoco-
wać zawiasy.

344.   Moje  życie  polega   na   tym,   że   niejedno   mnie   za-
dowala.

345. Gdy kogoś pytam „Jaki teraz widzisz kolor?" po to, by 
dowiedzieć się, jaki kolor jest tu w tej chwili, to nie mogę 
zarazem wątpić, czy zapytywany rozumie po polsku, czy nie 
chce mnie oszukać, czy własna pamięć nie zawodzi mnie, jeśli 
chodzi o nazwy kolorów, itd.

346. Gdy grając w szachy próbuję komuś dać mata, to nie 

mogę wątpić, czy moje figury same nie zmieniają miejsc i czy 

jednocześnie pamięć nie płata mi figla tak, że tego nie 

zauważam.

 

71

70

background image

15.3.51

347. „Wiem, że to jest drzewo". Dlaczego wydaje mi się,  że 
nie rozumiem tego zdania? choć jest to w końcu wyjątkowo 
proste   zdanie   najzwyklejszego   typu?   Jest   tak,   jakbym   nie 
mógł   skupić   swego   umysłu   na   jakimkolwiek  sensie.   Bo, 
mianowicie, nie skupiam się na tej sferze, gdzie on tkwi. Gdy 
tylko   myślę   o   potocznym,   a   nie   o   filozoficznym  użyciu 
zdania, jego sens staje się jasny i wyraźny.

348.   Podobnie   słowa   „Jestem   tutaj"   mają   sens   tylko  w 
pewnych kontekstach, a nie wtedy, gdy mówię je do kogoś, kto 
siedzi   naprzeciw  mnie   i   widzi   mnie   wyraźnie   —  i  to  nie 
dlatego, że są zbędne, ale że ich sens nie jest określony przez 
sytuację, a określenia takiego potrzebuje.

349.   „Wiem,   że   to   jest   drzewo"   —   to   może   znaczyć 
wszystko: patrzę na roślinę, którą biorę za młody buk, a ktoś 
inny za czarną porzeczkę. Mówi „To jest krzew", a ja, że to 
drzewo. — Widzimy coś we mgle, co jeden z nas bierze za 
człowieka, a drugi mówi „Wiem, że to jest drzewo". Ktoś 
chce   zbadać   mój   wzrok   itd.,   itd.   —   itd.,   itd.   Za   każdym 
razem owo „to", co uznaję za drzewo, jest innego rodzaju.

A co by było,  gdybyśmy  wyrażali  się dokładniej? np. 

„Wiem, że  to tutaj  jest drzewem, widzę to  wystarczająco 
wyraźnie". — Przypuśćmy nawet, że poczyniłem tę uwagę w 
kontekście rozmowy (tak, że była ona wówczas istotna);  a 
teraz, poza wszelkim kontekstem,  powtarzam ją patrząc na 
drzewo i dodaję „Mam na myśli te same słowa, co minut 
temu".   Gdybym   dodał   np.,   że   znów   myślałem   o   moim 
kiepskim wzroku i że był to rodzaj westchnienia, to w tej 
wypowiedzi nie byłoby nic zagadkowego.

Bo to, co rozumiemy  przez zdanie można wyrazić przez 

uzupełnienie go, a to da się z tym zdaniem połączyć.

350.      „Wiem, że to jest drzewo", powiada filozof, może po 
to, by sobie lub innym unaocznić, że wie coś, co nie jest

72

prawdą logiczną lub matematyczną. Podobnie ktoś, kto nosi 
się z myślą, że nie jest już dłużej potrzebny, może wciąż sobie 
powtarzać „Mogę jeszcze robić to i to i to". Gdyby  takie 
myśli często go nurtowały, to nie byłoby dziwnym gdyby, 
pozornie   poza   wszelkim   kontekstem,   wypowiadał   takie 
zdanie na głos. (Ale tutaj już naszkicowałem tło, otoczenie tej 
uwagi,   a   więc   podałem   kontekst.)   Ale   gdyby   ktoś,  w 
zupełnie   heterogenicznych   okolicznościach,   wykrzyknął,  z 
najzupełniej przekonującą mimiką „Precz z nim!", to można 
by   o   tych   słowach   (i   ich   tonie)   powiedzieć,   że   są   one 
wzorcem, który naprawdę ma  dobrze znane zastosowania, 
ale   że   w   tym   przypadku   nie   jest   jasne   nawet   to,   jakim 
językiem  ów   ktoś   się   posługuje.   Mógłbym   wykonać   ręką 
ruch taki, jaki bym robił trzymając w niej piłę i piłując deskę; 
ale czy moglibyśmy  poza wszelkim kontekstem poprawnie 
nazwać ten ruch  piłowaniem!  (Mogłoby to być coś zupełnie 
innego.)

351. Czy pytanie „Czy te słowa mają sens?" nie przypomina 
„Czy to jest narzędzie?" zadawanego gdy ktoś, powiedzmy, 
wytwarza młot? Mówię „Tak, to jest młot". Ale co by było, 
gdyby rzecz, którą każdy z nas bierze za młot, gdzie indziej 
była np. pociskiem lub batutą? Teraz zastosujcie to sami!

352. Gdy ktoś powiada „Wiem, że to jest drzewo", to mogę 
odpowiedzieć: „Tak, to jest zdanie. Zdanie polskie. I co z 
tego?"   A   może   on   na   to   odpowie:   „Chciałem   tylko 
przypomnieć sobie, że coś takiego wiem"! ————

353. A co, jeśli odpowie: „Chcę poczynić uwagę logiczną"? 
———— Gdy leśniczy idzie z pomocnikami do lasu  i mówi 
„To drzewo jest do ścięcia i to to" ———— to co będzie, 
jeśli wtedy zrobi uwagę „Wiem, że to jest drzewo"?  — Ale 
czyja nie mógłbym powiedzieć o leśniczym „On wie, że to jest 
drzewo — nie bada tego ani nie zleca swoim ludziom, aby 
to zbadali"?

73

background image

354. Zachowanie wątpiące i nie wątpiące. Pierwsze istnieje 

tylko o tyle, o ile istnieje drugie.

355. Psychiatra mógłby mnie może spytać „Czy wiesz, co to 

jest?", a ja mógłbym odpowiedzieć „Wiem, że to jest fotel, 

poznaję go, zawsze stał w moim pokoju". On nie sprawdza 

tu może mojego wzroku, ale moją zdolność rozpoznawania 

przedmiotów, znajomość ich nazw i funkcji. Chodzi mu tu o 

samoorientację. Niewłaściwym byłoby tu moje powiedzenie 

„Wierzę,   że   to   jest   krzesło",   gdyż   wyrażałoby   ono   moją 

gotowość do sprawdzenia mej wypowiedzi. Tymczasem 

„Wiem, że to..." pociąga za sobą zdumienie, gdyby to,xgo 

powiedziałem, nie potwierdziło się.

356. Mój „stan umysłu", „wiedzenie" nie ręczy mi za to, co 

się zdarzy. Ale polega to na tym, że nie rozumiałbym, na 

czym oprzeć by się mogło wątpienie, gdzie byłyby możliwe 

dalsze testy.

357.   Można   by   powiedzieć:   „'Wiem'   wyraża  spokojną 

pewność, nie tę, która wciąż walczy".

358.   Chciałbym   postrzegać   tę   pewność   nie   jako   coś 

pokrewnego pochopności czy powierzchowności, ale jako 

(pewien) sposób życia. (To jest bardzo kiepsko wyrażone i 

zapewne też kiepsko pomyślane.)

359. Ale to znaczy, że chcę ją pojąć jako coś, co leży poza 

tym, co uzasadnione i nieuzasadnione; a więc tak, jak coś 

zwierzęcego.

360.   WIEM,   że   to   jest   moja   stopa.   Nie   potrafiłbym 

zaakceptować żadnego doświadczenia jako dowodu, że tak 

nie jest. — To może być okrzyk; ale co z niego wynikał 

Przynajmniej tyle, że działać będę z pewnością nie znającą 

wątpliwości, zgodnie z moim przekonaniem.

361. Ale mógłbym też rzec: Bóg mi objawił, że tak jest. Bóg 
nauczył   mnie,   że   to   jest   moja   stopa.   I   dlatego   gdyby 
zdarzyło się coś, co wydawałoby się przeczyć tej wiedzy, to 
musiałbym uznać to za złudzenie.

362. I czy nie wychodzi tu na jaw, że ta wiedza pokrewna jest 
decyzji?

363. I trudno tu znaleźć przejście od tego, co chciałoby się 

wykrzyknąć, do jego konsekwencji w naszym postępowaniu.

364. Można by również tak zapytać: „Jeśli wiesz, że to jest 

twoja stopa, — to czy wiesz także, a może tylko wierzysz, że 

żadne przyszłe doświadczenie nie wyda się przeczyć twej 

wiedzy?" (tzn. że tobie samemu takim się nie wyda?).

365. Gdyby teraz ktoś odparł: „Wiem również, że nigdy mi 

się   nie  wyda,  by   coś   tej   wiedzy   przeczyło",   —   cóż 

moglibyśmy dowiedzieć się z tego poza tym, że on sam nie 

wątpiłby, iż nigdy się to nie zdarzy?

366. A co, gdyby zabronione było mówienie „Wiem",  a 
dozwolone jedynie „Wierzę, że wiem"?

367.      Czy słów w rodzaju „wiedzieć", podobnie jak „wie-

rzyć", nie tworzy się po to, by potem piętnować stwierdzenie 

„Wiem" gdy ten, kto je wypowiada, myli się? W rezultacie 

błąd staje się czymś zakazanym.

368.   Gdy   ktoś   powiada,   że   żadnego   doświadczenia   nie 

uzna za dowód czegoś przeciwnego, to jest to przecież 

decyzja. Jest możliwe, że będzie on działał wbrew niej.

16.3.51

369. Gdybym chciał wątpić, że to jest moja ręka, to jak 

mógłbym uniknąć wątpliwości, czy słowo „ręka" ma jakieś

 

74

75

background image

znaczenie?  A  zatem jest  to  coś,   co  przecież,  jak   się
wydaje, wiem.

370.   A   poprawniej:   Fakt,   że   bez   namysłu   używam  słowa 
„ręka" i wszystkich  innych  słów z mojego zdania, tak, że 
stanąłbym  na skraju przepaści, gdybym  tylko próbował tu 
wątpić — pokazuje, że brak wątpliwości należy do istoty gry 
językowej, że pytanie „Skąd wiem..." odwleka grę językową 
lub ją unieważnia.

371.   Czy   „Wiem,   że   to   jest   ręka"   nie  znaczy  w   sensie 
Moore'a   tego   samego   lub   prawie   tego   samego,   co:   mogę 
wypowiadać twierdzenia w rodzaju „Ta ręka mnie boli" czy 
„Ta ręka jest słabsza od tej", czy „Złamałem kiedyś tę rękę" i 
niezliczone inne w grach językowych, w których nie pojawia 
się wątpienie w istnienie tej ręki.

372. Tylko w pewnych przypadkach można badać „Czy to 
naprawdę jest ręka?" (lub „moja ręka"). Bo zdanie „Wątpię, 
czy to naprawdę jest moja (lub jakaś) ręka" nie ma sensu bez 
szczegółowych dookreśleń. Z samych  słów nie sposób się 
dowiedzieć, czy w ogóle chodzi tu o jakiś — i o jaki — 
rodzaj wątpliwości.

373. Dlaczego powinno być możliwe podanie podstaw,  by 
w coś wierzyć, skoro nie można być pewnym?

374. Uczymy dziecko „To jest twoja ręka", a nie „To być 
może (lub „prawdopodobnie") jest twoja ręka". Tak dziecko 
uczy się niezliczonych gier językowych dotyczących jego ręki. 
W ogóle nie przychodzi mu do głowy, by badać lub  pytać 
'czy to naprawdę jest ręka'. Z drugiej strony nie uczy się też, 
że wie, iż to jest ręka.

375.   Trzeba   tu   sobie   uświadomić,   że   całkowity   brak 
wątpliwości w jakimś punkcie, nawet tam, gdzie powiedzieli-
byśmy, iż może istnieć 'uzasadniona' wątpliwość, nie musi

76

obalać gry językowej. Jest bowiem również coś takiego, jak 
inna arytmetyka.

Wierzę, że przyznanie tego musi leżeć u podstaw rozu-

mienia logiki.

17.3

:

-     . . . . . . .               „:               .                                       .- 

.:    .,',

376. Mogę z pasją twierdzić, że wiem, iż to jest (np.) moja stopa.

377. Ale taka pasja pojawia się przecież (bardzo) rzadko i nie 
ma jej ani śladu, gdy zwyczajnie mówię o tej stopie.

378.     Wiedza opiera się ostatecznie na uznaniu.

379.     Mówię z pasją „ Wiem, że to jest stopa" — ale co to

znaczył

380. Mógłbym  kontynuować:  „Nic na świecie nie przekona 
mnie, że to nie jest stopa!" Dla mnie ten fakt leży u podstaw 
wszelkiej wiedzy. Zaniecham innych rzeczy, ale tego nie.

381. Owo „Nic na świecie..." jest oczywiście postawą, jakiej 
nie zajmuje się wobec wszystkiego, w co się wierzy lub czego 
jest się pewnym.

382. To nie znaczy,  że naprawdę nic na świecie nie będzie 
mogło przekonać mnie o czymś innym.

383. Argument „Być może śnię" jest bezsensowny dlatego, że 
jeśli ta uwaga również mi się śni, to śni mi się też, że te słowa 
mają jakieś znaczenie.

384.     Jakiego rodzaju zdaniem jest „Nic na świecie..."?

385.   Ma   ono   formę   przepowiedni,   lecz   (naturalnie)   nie 
opartej na doświadczeniu.

77

background image

386. Ten kto, jak Moore, mówi, że wie, iż... — określa 

stopień pewności, jaki coś ma dla niego. A istotne jest, że ów 

stopień ma wartość maksymalną.

387. Ktoś mógłby mnie spytać: „Na ile jesteś pewien: że to 

tam jest drzewem; że masz pieniądze w kieszeni; że to jest 

twoja stopa?" A odpowiedź w jednym przypadku mogłaby 

brzmieć „nie jestem pewien", w drugim „prawie pewien", w 

trzecim „nie mogę w to wątpić". I odpowiedzi te miałyby 

sens   nawet   przy   braku   racji.   Nie   potrzebowałbym   np. 

mówić: „Nie mogę być pewien, że to jest drzewo, gdyż mój 

wzrok nie jest wystarczająco ostry". Chcę rzec: dla Moore'a 

powiedzenie „ Wiem, że to jest drzewo" miało sens o tyle, o 

ile chciał przez to powiedzieć coś całkiem określonego.

[Wierzę, że przeczytanie moich notatek mogłoby zainte-

resować filozofa potrafiącego myśleć samodzielnie. Bo nawet 

jeśli z rzadka tylko trafiałem w sedno, to zorientowałby się 

on, ku jakim celom nieustannie dążę.]

388.   Każdy   z   nas   często   używa   takiego   zdania   i   nie 

powstaje pytanie, czy ma ono sens. Ale czy to znaczy, że 

prowadzi ono do jakiegoś wniosku filozoficznego? Czy w 

większym stopniu istnienia rzeczy zewnętrznych dowodzi to, 

że wiem, iż to jest ręka, niż to, że nie wiem, czy jest to 

złoto, czy brąz?

18.3

389.   Moore   chciał   podać   przykład   by   pokazać,   że   na-

prawdę   można  znać  zdania  o przedmiotach  fizycznych. 

Gdyby spierano się, czy można czuć ból w określonej części 

ciała, to ten, kogo by tam właśnie bolało, mógłby rzec: 

„Zapewniam cię, że boli mnie tam teraz". Ale brzmiałoby 

dziwnie, gdyby Moore rzekł: „Zapewniam cię, że wiem, iż to 

jest   drzewo".   Po   prostu   osobiste   przeżycie   nas   tu   nie 

interesuje.

390. Tu istotne jest tylko to, że ma sens powiedzenie, iż wie 
się coś takiego; a przeto zapewnieniem, że się to wie, nic tu nie 
można osiągnąć.

391.   Wyobraź   sobie   grę   językową   „Kiedy   cię   zawołam, 

wejdź tymi drzwiami". We wszystkich zwykłych przypad-

kach nie sposób wątpić, że te drzwi naprawdę tutaj są.

392.   Muszę   pokazać,   że   wątpienie   nie   jest   konieczne, 
nawet gdy jest możliwe. Że możliwość gry językowej nie 
zależy   od   tego,   czy   wszystko,   co   można   poddać  w 
wątpliwość, zostało w wątpliwość poddane. (To wiąże się  z 
rolą sprzeczności w matematyce.)

393. Gdyby zdanie „Wiem, że to jest drzewo" wypowie-
dziano poza grą językową, to mogłoby też być cytatem 
(może z podręcznika języka polskiego). — „Ale jeśli mam to 
na myśli,  
gdy je wygłaszam?" Stare nieporozumienie wokół 
pojęcia 'mieć na myśli'.

394.      „To należy do rzeczy, w które nie mogę wątpić".

395. „Wiem to wszystko". I ujawni się to w sposobie,  w 
jaki działam i mówię o tych rzeczach

396. Czy może on w grze językowej (2)* powiedzieć, że wie, 
iż to są kamienie budowlane? — „Nie, ale to wie".

397. Czy ja się nie mylę i czy Moore nie ma całkowitej 

racji? Czy nie popełniam podstawowego błędu brania tego, 

co się myśli, za to, co się wie? Oczywiście nie myślę „Ziemia 

istniała już na jakiś czas przed moimi narodzinami", ale czy 

nie wiem o tym? Czy nie pokazuję tego, że wiem, poprzez to, 

że zawsze wyciągam z tego wnioski?

'Dociekania filozoficzne I, 2. [Przyp. wyd.J

78

79

background image

 

background image

398.  Czy  nie  wiem  też,  że   w  tym domu   nie  ma   żadnych 
schodów,  prowadzących   sześć   pięter   w   głąb  ziemi,   nawet 
jeśli nigdy o tym nie pomyślałem?

399. Ale czy to, że wyciągam z tego wnioski, wskazuje nie 
tylko na to, iż przyjmuję tę hipotezę?

19.3

400. Mam tu skłonność walczyć z wiatrakami, gdyż wciąż nie 
mogę powiedzieć tego, co naprawdę chcę powiedzieć.

401. Chcę rzec: zdania o postaci zdań empirycznych, a nie 
tylko zdania logiki, tworzą podstawy wszelkiego operowania 
myślą   (językiem).   —   Ta   konstatacja   nie   ma   postaci 
„Wiem...". „Wiem..." wyraża to, co ja wiem, a to logiki nie 
interesuje.

402.   W   tej   uwadze   wyrażenie   „zdania   o   postaci   zdań 
empirycznych"   jest   zupełnie   niewłaściwe;   wypowiedzi,  o 
które   chodzi,   dotyczą   przedmiotów   [materialnych].   I   nie 
służą  one   jako   podstawy  w   ten   sam   sposób,  co   hipotezy, 
które, gdy okażą się fałszywe, zastępuje się innymi.

...und schreib getrost

,. . . . , ,  ,

„Im Anfang war die Tat".*

403. Powiedzieć w sensie Moore'a o człowieku, że coś wie; iż 
to, co mówi, jest więc bezwarunkową prawdą, wydaje mi się 
fałszem.   —   Jest   to   prawdą   tylko   o   tyle,   o   ile   stanowi 
niewzruszoną podstawę jego gry językowej.

404. Chcę rzec: Nie jest tak, że w pewnym punkcie człowiek 
poznaje   prawdę   z   całkowitą   pewnością.   Ale   że   całkowita 
pewność jest jedynie kwestią jego nastawienia.

*...i pisz z przekonaniem/„Na początku byt czyn". Goethe, Faust L

405.      Ale naturalnie i tu tkwi jeszcze błąd.

406.   To,   do   czego   zmierzam,   tkwi   również   w   różnicy 
między przypadkową konstatacją „Wiem, że to..." taką, jaką 
użyto   by   w   życiu   codziennym,   a   tą   samą   wypowiedzią 
poczynioną przez filozofa.

/407.      Bo gdy Moore powiada „Wiem, że to ... jest", to

mógłbym odpowiedzieć „Nie wiesz w ogóle nic!" A przecież
nie odpowiedziałbym tak komuś, kto mówiłby bez intencji
filozoficznych. Czułbym więc (czy słusznie?), że ci dwaj chcą j
powiedzieć różne rzeczy.

'~ ~-

^J

408. Bo jeśli ktoś mówi, że wie to a to i że to należy do jego 
filozofii — to jego filozofia jest fałszywa, jeśli stwierdzając to 
błądzi.

409. Jeśli mówię „Wiem, że to jest stopa" — to co naprawdę 
mówię?   Czy   cały   dowcip   nie   polega   na   tym,   że  pewien 
jestem   wniosku   —   że   gdyby   ktoś   wątpił,   to   mógłbym  mu 
powiedzieć „Widzisz, mówiłem ci"? Czy cała moja wiedza 
byłaby nadal coś warta, gdyby mnie zwodziła jako  zasada 
postępowania? A czy nie może zwodzić?

20.3

410.   Nasza   wiedza   tworzy   ogromny   system.   I   tylko   w 
obrębie   tego   systemu   szczegół   ma   tę   wartość,   jaką   mu 
nadajemy.

411. Jeśli mówię „Zakładamy, że Ziemia istnieje od bardzo 
wielu   lat"   (czy   coś   podobnego),   to   oczywiście   dziwnie 
brzmi, iż powinniśmy coś takiego  zakładać.  Ale w całym 
systemie   naszych   gier   językowych   należy  to   do  podstaw. 
Założenie   to,   można   by   powiedzieć,   tworzy   podstawę 
działania, a zatem, naturalnie, również podstawę myślenia.

 

•! t-

81

80

background image

412. Ktoś, kto nie jest w stanie wyobrazić sobie przypadku, w 
którym można by powiedzieć „Wiem, że to jest moja ręka" (a 
przypadki  takie są  nader  rzadkie),  mógłby  powiedzieć,  że 
słowa   te   są   niedorzeczne.   Mógłby   też   rzecz   jasna 
powiedzieć:   „Oczywiście,   że   wiem,   jakże   mógłbym   nie 
wiedzieć?" — ale wtedy brałby może zdanie „To jest moja 
ręka" za objaśnienie słów „moja ręka".

413. Wyobraź sobie bowiem, że prowadziłbyś rękę ślepca  i 
prowadząc ją po swojej ręce powiedziałbyś „To jest moja 
ręka"; gdyby on cię wtedy zapytał „Czy jesteś pewien?" lub 
„Czy  wiesz   o  tym?",   to   miałoby   to   sens   tylko   w   bardzo 
specyficznych okolicznościach.

414. Ale z drugiej strony: Skąd wiem, że to jest moja ręka? Czy 
chociaż wiem tu dokładnie, co znaczy powiedzenie, że to  jest 
moja ręka? — Gdy mówię „Skąd wiem?", to nie chodzi mi o 
to,   że   trochę   w   to  wątpię.  Tu   znajduje   się   podstawa 
wszystkich   moich   działań.   Ale   wydaje   mi   się,   że   słowa 
„Wiem" wyrażają ją błędnie.

415. I czyż użycie słowa „wiedzieć" jako pierwszorzędnego 
słowa filozoficznego nie jest w ogóle całkowicie błędne? Jeśli 
„wiedzieć" budzi takie zainteresowanie, to dlaczego nie „być 
pewnym"?   Widocznie   dlatego,   że   byłoby  ono   zbyt 
subiektywne. A czy „wiedzieć" nie jest równie subiektywne? 
Czy nie zwodzi nas ta gramatyczna swoistość, że „p" wynika z 
„wiem, że p"?

„Wierzę, że wiem" nie musiałoby wyrażać mniejszego 

stopnia pewności. — Tak, ale nie chcemy tu wyrażać nawet 
największej pewności subiektywnej, lecz to, że pewne zdania 
zdają   się   leżeć   u  podstaw   wszystkich   pytań   i   wszystkich 
myśli.

416.      I czy nie jest takim np. zdanie, że mieszkałem w tym 
pokoju tygodniami, że moja pamięć mnie tu nie zawodzi? 
— „certain beyond all reasonable doubt" —*

21.3        "'' ifciJKt  '••

->"S 

;

<"

J

 /X1i»J'' •   ''.'f i

417.   „Wiem,   że   w   ostatnim   miesiącu   codziennie   brałem 
kąpiel".  Co  tu  sobie   przypominam?  Każdy  dzień  i   kąpiel 
każdego dnia? Nie.  Wiem,  że kąpałem się codziennie i nie 
wyprowadzam tego z jakichś innych danych bezpośrednich. 
Podobnie mówię „Poczułem ukłucie w ramieniu" nie wpro-
wadzając tego umiejscowienia do mej świadomości w inny 
sposób (może przy pomocy obrazu).

418.   A   może   moje   rozumienie  jest   tylko   ślepotą   na   mój 
własny brak rozumienia? Często tak mi się wydaje.

419. Jeśli mówię „Nigdy nie byłem w Azji Mniejszej", to skąd 
pochodzi ta wiedza? Nie wykalkulowałem tego, nikt mi  tego 
nie powiedział; mówi mi to moja pamięć. — Czy więc  nie 
mogę   się  co do tego  mylić?  Czy  tutaj   tkwi  prawda,  którą 
wierni — Nie mogę od tego sądu odstąpić nie obalając wraz z 
nim wszystkich innych sądów.

420. Także zdanie w rodzaju, że mieszkam teraz w Anglii, ma 
takie dwie strony: Nie jest to bląd— ale z drugiej strony:  co 
wiem   o   Anglii?   Czy   nie   mogę   się   całkowicie   w   moich 
sądach mylić?

Czy  nie   byłoby  możliwe,   że   ludzie  przychodziliby  do 

mego pokoju i wszyscy mówili coś przeciwnego, a nawet 
dawaliby mi na to 'dowody', tak że nagle stałbym się sam 
niczym   obłąkany  między   normalnymi,   albo   jak   normalny 
między szaleńcami? Czy nie mogłyby mnie wtedy ogarnąć 
wątpliwości co do tego, co teraz wydaje mi się najbardziej 
niewątpliwym?

421.   Jestem   w   Anglii.   —   Wszystko   wokół   mi   to   mówi; 
gdziekolwiek i jakkolwiek pozwalam biec swoim myślom, 
natychmiast mi to potwierdzają. — Ale czy nie uległbym

'— „pewny ponad wszelką rozumną wątpliwość" •

 

82

83

background image

dezorientacji, gdyby zdarzyły się rzeczy, o jakich by mi się 
teraz nie śniło?

422. Chcę więc powiedzieć coś, co zabrzmi jak pragmatyzm.

Wchodzi mi tu w drogę pewien rodzaj światopoglądu.

423.   Dlaczego   więc   nie   powiem   po   prostu   za   Moore'm 
„Wiem,  że jestem w Anglii"?  Powiedzenie to ma sens  w 
określonych okolicznościach, które mogę sobie wyobrazić. Ale 
gdy wypowiadam to zdanie poza owymi  okolicznościami, 
jako   przykład   na   to,   że   tego   rodzaju   rzeczy   wiem  z 
pewnością, to z miejsca budzi to moje podejrzenia. — Czy 
słusznie?

424.   Mówię   „Wiem   p"   albo   po   to,   by   zapewnić,   że   ja 
również   wiem   o   prawdziwości   p,   albo   po   prostu   jako 
wzmocnienie [- p. Mówi się też „Nie wierzę w to, wiem to". 
Można by to również wyrazić tak (np.): „To jest drzewo. I 
nie jest to żadne domniemanie".

A co z tym: „Gdybym miał kogoś powiadomić, że to jest 

drzewo, to nie byłoby to tylko domniemaniem". Czyż nie to 
próbował powiedzieć Moore?

425. Nie byłoby to żadne domniemanie i mógłbym powiadomić 
o tym  innych z całkowitą pewnością, jako o czymś,  co  jest 
niewątpliwe.   Ale   czy  znaczy  to,   że   jest   to   bezwarunkową 
prawdą? Czy to, co z całkowitą pewnością rozpoznaję jako 
drzewo,   które   widzę   tu   przez   całe   moje   życie,   nie   może 
okazać się czymś innym? Czy nie mogłem tego sobie uroić? A 
mimo   to   w  okolicznościach   nadających   temu  zdaniu  sens 
trafnym byłoby powiedzenie „Wiem (nie tylko mniemam), że 
to jest drzewo". Błędnym byłoby powiedzenie, że ściśle rzecz 
biorąc   tylko   w   to   wierzę.   Całkowicie  mylącym  byłoby 
powiedzenie:   wierzę,   że   nazywam   się  L.  W.  A  to  też  jest 
poprawne: nie mogę co do tego się mylić. Ale to nie znaczy, 
że jestem tu nieomylny.

21.3.51

i ;

'      •'-

426.      A jak komuś pokazać, że znamy nie tylko prawdy o 
danych zmysłowych, ale i o rzeczach? Bo przecież nie może 
wystarczyć to, że ktoś nas zapewnia, iż on to wie. Od czego 
więc trzeba wyjść, aby to pokazać?

22.3

427.   Trzeba   pokazać,   że   jeśli   nawet   nie   używa   on   nigdy 
słów „Wiem...", to jego zachowanie ukazuje to, o co nam 
chodzi.

428.   Bo   przypuśćmy,   że   normalnie   zachowujący   się 
człowiek zapewniałby nas, że tylko wierzy, iż nazywa się tak a 
tak,  wierzy,  iż   rozpoznaje   swoich   stałych   domowników, 
wierzy, iż ma ręce i nogi wtedy, gdy ich nie widzi, itd. Czy 
możemy na podstawie jego postępowania (i mowy) pokazać 
mu, że tak nie jest?

23.3.51

'•

429. Jaką mam rację by teraz, gdy nie widzę swoich palców, 
przyjmować, że mam ich pięć u każdej stopy?

Czy poprawne jest powiedzenie, że moją rację stanowi to, iż 

zawsze   mnie   tego   uczyło   wcześniejsze   doświadczenie?   Czy 
bardziej   pewny   jestem   wcześniejszego   doświadczenia   niż 
tego, że mam dziesięć palców u nóg?

To wcześniejsze doświadczenie może bardzo dobrze być 

przyczyną  mojej obecnej pewności; ale czy stanowi dla niej 
rację?

430.   Spotykam   mieszkańca   Marsa,   a   on   mnie   pyta   „Ile 
palców u nóg mają ludzie?" — Mówię „Dziesięć. Pokażę ci" i 
zdejmuję buty. Przypuśćmy, że dziwiłby się, iż wiedziałem to 
z   taką   pewnością,   choć   ich   nie   widziałem.   —   Czy 
powinienem wtedy rzec: „My, ludzie, wiemy, że mamy tyle 
palców u nóg, niezależnie od tego, czy je widzimy czy nie"?

 

84

85

background image

26.3.51

fr; .?;.,.-.

431. „Wiem,  że ten pokój jest na drugim piętrze, że za 

drzwiami   znajduje   się   krótki   korytarz   prowadzący   do 

schodów  itd."   Można  by  wyobrazić   sobie  przypadki,  w 

których   mógłbym   to   wypowiedzieć,   lecz   byłyby   one 

niesłychanie rzadkie. Ale z drugiej strony dzień po dniu to, 

co robię, a także to, co mówię, wiedzę tę ujawnia.

A czego ktoś inny dowiaduje się z mojego postępowania i 

mowy? Czy tylko tego, że jestem pewien swych racji? — 
Z  tego,   że   mieszkam   tu  od   wielu   tygodni   i   codziennie 
wchodzę i schodzę po schodach dowiaduje się on, że wiem, 
gdzie znajduje się mój pokój. — Zapewnienia „Wiem" użyję 
wtedy, gdy nie wie on jeszcze tego, co zmusiłoby go do 
wniosku, że wiem.

432.   Wypowiedź   „Wiem..."   może   mieć   swoje   znaczenie 
tylko w powiązaniu z resztą rzeczy świadczących, że wiem.

433.   Tak   więc,   gdy   mówię   komuś  „Wiem,  że   to   jest 

drzewo", to jest to tak, jakbym powiedział „To jest drzewo; 

możesz   absolutnie   na   tym   polegać;   nie   ma   tu   żadnej 

wątpliwości". A filozof mógłby użyć tego stwierdzenia tylko 

po to, aby pokazać, że tej formy mowy faktycznie się używa. 

Ale gdyby nie miało to być jedynie spostrzeżenie dotyczące 

polskiej gramatyki, to musiałby on określić okoliczności, 

w których wyrażenie to funkcjonuje.

434. A czy  doświadczenie  uczy nas, że w takich to a takich 

okolicznościach   ludzie   wiedzą   to   a   to?   Oczywiście, 

doświadczenie pokazuje nam, że normalnie po tylu a tylu 

dniach człowiek obeznaje się z domem, w którym mieszka. A 

również:   doświadczenie   uczy   nas,   że   po   takim   a   takim 

okresie nauki sąd człowieka staje się godny zaufania. Musi 

on, jak mówi doświadczenie, uczyć się tyle a tyle, by móc 

dokonywać trafnych przewidywań. Ale— — —. .,., ,

27.3

435.      Człowiek często zostaje opętany przez słowo. Np. 

przez słowo „wiedzieć".

436. Czy Boga krępuje nasza wiedza? Czy wiele naszych 

wypowiedzi  nie może  być fałszywych? Bo to jest to, co 

chcemy powiedzieć.

437. Skłonny jestem rzec: „To nie może być fałszem". To jest 

interesujące, ale jakie ma konsekwencje?

438. Nie wystarczyłoby zapewnić, że wiem, co tam a tam się 

dzieje   —   bez   podania   racji,   które   kogoś   (innego) 

przekonają o tym, że jestem w stanie to wiedzieć.

439. Nawet wypowiedź „Wiem, że za tymi drzwiami jest 

korytarz i schody na parter" brzmi tak przekonywająco 

tylko dlatego, iż każdy przyjmuje, że to wiem.

440.     Jest tu coś uniwersalnego; nie tylko coś osobistego.

441. Na sali sądowej samo zapewnienie świadka „Wiem..." 

nikogo by nie przekonało. Należy wykazać, że był  w takim 

stanie, iż wie.

Nawet zapewnienie „Wiem, że to jest ręka" wypowie-

dziane w chwili, gdy patrzy się na swoją rękę, nie byłoby 

wiarygodne, gdybyśmy nie znali okoliczności wypowiedzi. A 

gdy je znamy, to wygląda ono na zapewnienie, że mówiący jest 

pod tym względem normalny.

442. Bo czy nie może być tak, że wyobrażam sobie, że coś 

wierni

443. Wyobraź sobie, że w pewnym języku nie ma słowa 

odpowiadającego naszemu „wiedzieć" — Ludzie po prostu 

wygłaszają stwierdzenia. „To jest drzewo" itd. Może się

 

87

background image

naturalnie   zdarzyć,   że   się   mylą.   I   dodają   do  zdania   znak 
pokazujący,   jakie   jest   ich   zdaniem   prawdopodobieństwo 
błędu — a może powinienem powiedzieć: jakie jest praw-
dopodobieństwo błędu? To ostatnie można również wskazać 
przez podanie pewnych okoliczności. Np. „A powiedział do 
B...   Stałem   w   pobliżu,   a   mam   dobry   słuch"   lub   „A   był 
wczoraj tam a tam. Widziałem go z daleka. Nie mam zbyt 
dobrego  wzroku" lub „Tam rośnie  drzewo. Widzę  je  wy-
raźnie i widziałem je przedtem niezliczoną ilość razy".

444. „Pociąg odjeżdża o drugiej. Sprawdź to raz jeszcze dla 
pewności"   lub   „Pociąg   odjeżdża   o   drugiej.   Właśnie 
sprawdziłem to w nowym rozkładzie jazdy". Można również 
dodać   „W   takich   sprawach   zasługuję   na   zaufanie". 
Użyteczność takich uzupełnień jest oczywista.

445. Ale jeśli mówię „Mam dwie ręce", to co mogę dodać, by 
wykazać   wiarygodność?   Najwyżej   to,   że   okoliczności   są 
zwyczajne.

446. Dlaczego jestem tak pewien, że to jest moja ręka? Czy 
cała gra językowa nie opiera się na tego rodzaju pewności?

Lub: Czy ta pewność nie jest (już) założona w tej grze 

językowej? A mianowicie przez to, że ten nie gra w tę grę, lub 
gra błędnie, kto nie rozpoznaje przedmiotów z pewnością.

28.3

447. Porównaj to z 12 x 12 = 144. Tutaj także nie mówimy 
„być   może".   Bo   o   ile   zdanie   to   opiera   się   na   tym,   że  w 
obliczeniach   czy   rachunkach   nie   robimy  błędów,   że   nasze 
zmysły nie zwodzą nas w trakcie obliczeń, to obydwa zdania, 
arytmetyczne i fizyczne, są na tym samym poziomie.

Chcę   rzec:   Gra   fizyczna   jest   równie   pewna   jak   aryt-

metyczna. Ale to może zostać źle zrozumiane. Moja uwaga 
jest logiczna, a nie psychologiczna.

448.   Chcę   powiedzieć:   Jeśli   kogoś   nie   dziwi,   że   zdania 
arytmetyczne (np. tabliczki mnożenia) są 'absolutnie pewne', 
to dlaczego miałby go zdumiewać fakt, że zdanie „To jest 
moja ręka" też takie jest?

449.     Musimy zostać nauczeni czegoś jako podstawy.

450. Chcę powiedzieć: Nasze nauczanie ma postać „To jest 
fiołek", „To jest stół". Wprawdzie dziecko mogłoby  słowo 
„fiołek" usłyszeć po raz pierwszy w zdaniu „To może  być 
fiołek", ale wtedy spytać by mogło „Co to jest fiołek?"  Tu 
można by naturalnie odpowiedzieć pokazując mu obrazek. 
co by było,  gdyby tylko pokazując mu  obrazek mówiono 
„To jest...", zaś w innych przypadkach  jedynie  „To może 
być..."? — Jakie ma to mieć praktyczne konsekwencje?

Wątpienie,   które   wątpiłoby   we   wszystko,   nie   byłoby 

wątpieniem.

451.   Mój   zarzut   przeciw   Moore'owi,   że   sens   izolowanego 
zdania   „To   jest   drzewo"   jest   nieokreślony,   ponieważ   nie 
zostało określone, czym jest owo „to", o którym się mówi, iż 
jest drzewem — nie działa, bo ten sens można dookreślić 
mówiąc np. „Ten przedmiot tutaj, wyglądający na drzewo, 
nie jest sztuczną imitacją, lecz prawdziwym drzewem".

452. Nie  byłoby rozumnym wątpić, czy to jest  prawdziwe 
drzewo czy tylko...

Fakt, że wydaje mi się to niewątpliwe, nie liczy się. Gdyby 

nierozumnym było tu wątpić, to nie można by tego wyprowa-
dzić z tego, co utrzymuję. Potrzebna by tu też była reguła 
oznajmiająca, że wątpienie jest tu nierozumne. Ale i jej nie ma.

453. Mówię wprawdzie: „Tutaj żaden rozsądny człowiek  by 
nie wątpił". —Czy można by sobie wyobrazić, że zapytano 
uczonych   sędziów,   czy   wątpienie   jest   rozumne,   czy 
nierozumne?

 

89

88

background image

454. Są przypadki, w których wątpienie jest nierozumne, ale 
też   i   takie,   w   których   wydaje   się   ono   logicznie   nie-
możliwe. I wydaje się, że nie ma między nimi wyraźnej 
granicy.

29.3
455. Każda gra językowa polega na tym, że słowa i przedmioty 

rozpoznaje   się   wciąż   na   nowo.   Uczymy   się   równie 

nieustępliwie, że to jest krzesło, jak tego, że 2 x 2 =4.

456. Tak więc jeśli wątpię lub nie jestem pewien tego, że to jest 
(w jakimkolwiek sensie) moja ręka, to dlaczego w takim razie 
nie tego, co znaczą te słowa?

457. Czy chcę powiedzieć, że pewność leży w naturze gry 
językowej?

458. Wątpi się z określonych powodów. Chodzi o to: jak 
wątpienie jest wprowadzane do gry językowej?

459. Gdyby kupiec chciał badać każde ze swych jabłek bez 

żadnej   racji,   tak   aby   upewnić   się   we   wszystkim,   to 

dlaczego nie musiałby (więc) badać badania? I czy można tu 

mówić o wierze (chodzi mi o wiarę w sensie religijnym, a nie o 

domniemanie)? Wszystkie słowa psychologiczne odwodzą nas 

tu tylko od tego, co najważniejsze.

460. Idę do lekarza, pokazuję mu swą rękę i mówię „To jest 

ręka,   a   nie...;   zraniłem   się   w   nią   itd.,   itd."   Czyż   nie 

udzielam tu tylko zbędnej informacji? Czy nie można by np. 

powiedzieć: Przypuśćmy, że słowa „To jest ręka" stano-

wiłyby jakąś informację —jak mógłbyś liczyć na to, że on tę 

informację zrozumie? Cóż, jeśli ulega wątpliwości, 'że to jest 

ręka', to dlaczego nie ulega wątpliwości również i to, że 

jestem człowiekiem, który informuje o tym lekarza? — Ale z 

drugiej strony można wyobrazić sobie przypadki — nawet

jeśli są bardzo rzadkie — w których wyjaśnienie takie nie jest 

zbędne, lub jest tylko zbędne, lecz nie absurdalne.

461. Przypuśćmy, że byłbym lekarzem i przyszedłby do mnie 

pacjent, pokazał mi swą rękę i rzekł: „To tutaj, co  wygląda 

jak ręka, nie jest znakomitą imitacją, lecz naprawdę jest ręką". 

Po   czym   mówiłby   o   swym   zranieniu.   —   Czy  naprawdę 

uważałbym to za informację,  mimo  jej zbędności?  Czy  nie 

uznałbym tego raczej za niedorzeczność, mającą co  prawda 

postać informacji? Bo, powiedziałbym, gdyby ta informacja 

naprawdę miała sens, to jak mógłby on być pewien tego, co 

mówi? Brakuje tła, by to było informacją.

30.3

462. Dlaczego Moore wśród  rzeczy,  które wie, nie wymienia 

np. tego, że w takiej a takiej części Anglii leży wioska, która 

tak a tak się nazywa? Innymi słowy, dlaczego nie wspomina 

faktu, o którym wie on, ale nie każdy z nas?

31.3

463.   Jest   jednak  pewnym,  że   informacja   „To  jest   drzewo" 

mogłaby, gdyby nikt nie mógł w to wątpić, być rodzajem 

żartu i jako taka mieć sens. Renan rzeczywiście zażartował 

kiedyś w ten sposób.

3.4.51

•    

::

"

464.   Moją   trudność   można   też   pokazać   tak:   Siedzę   i 

rozmawiam   z   przyjacielem.   Nagle   mówię:   „Wiedziałem 

przez cały czas, że ty jesteś N. N." Czyż  ta  uwaga,  choć 

prawdziwa, nie jest zbędna?

Wydaje mi się, że słowa te przypominałyby „Szczęść 

Boże" skierowane do kogoś w środku rozmowy.

465.   A   co   by   było,   gdybyśmy   posłyszeli   słowa   „Dziś 

wiadomo, że jest ponad ... gatunków owadów" w miejscu

 

90

91

background image

„Wiem, że to jest drzewo"? Gdyby ktoś nagle wypowiedział 
pierwsze zdanie poza wszelkim kontekstem, to można  by 
sądzić, że w międzyczasie rozmyślał on o czymś innym i teraz 
wypowiada na głos zdanie należące do toku jego myśli.  A 
może: jest w transie i mówi nie rozumiejąc swych słów.

466. Wydaje mi się też, że coś przez cały czas wiedziałem,  a 
jednak   nie   było   sensu,   by   to   mówić,   by   tę   prawdę 
wypowiedzieć.

467.   Siedzę   w   ogrodzie   z   filozofem,   który   raz   za   razem
powtarza „Wiem, że to jest drzewo", wskazując na drzewo
rosnące   nieopodal.   Ktoś   trzeci   podchodzi   i   słyszy   to,
a   ja   mu   mówię:   „Ten   człowiek   nie   jest   obłąkany:   my
tylko filozofujemy".

.

4.4

468.   Ktoś   mówi   bez   związku   „To   jest   drzewo".   Mógłby 
powiedzieć to zdanie, gdyż przypomina sobie, że słyszał je w 
podobnej   sytuacji;   albo   poruszyłoby   go   nagle   piękno 
drzewa, a zdanie to byłoby wykrzyknikiem; albo wypowie-
działby to zdanie jako przykład gramatyczny; itd., itd. Teraz 
pytam go: „Jak to rozumiałeś?", a on odpowiada: „To była 
informacja skierowana do ciebie". Czyż nie mógłbym przy-
puścić, że on nie wie, co mówi, skoro jest na tyle pomylony, 
by chcieć podać mi tę informację?

469. Ktoś w środku rozmowy bez związku mówi do mnie 
„Życzę   ci   wszystkiego   dobrego".   Jestem   zdumiony;   ale 
później uświadamiam sobie, że te słowa wiążą się z jego 
myślami o mnie. I już nie rażą mnie więcej jako bezsensowne.

470. Dlaczego nie ma wątpliwości, że nazywam się L. W.? Nie 
wygląda   to   w   ogóle   na   coś   takiego,   co   można   by 
natychmiast ustalić w sposób niewątpliwy. Nie powinno się 
sądzić, że jest to bezsprzeczna prawda.

5.4

[Tu nadal w moim myśleniu jest wielka luka. I wątpię, czy 

zostanie ona teraz wypełniona.]

471. Tak trudno jest znaleźć początek. Czy lepiej: tak trudno 
zacząć od początku. I nie próbować cofać się dalej.

472. Kiedy dziecko uczy się języka, to uczy się jednocześnie 
tego, czym jest badanie, a czym nie. Kiedy uczy się, że w 
pokoju jest szafa, to nie uczy się go wątpić, czy to, co widzi 
później jest jeszcze szafą, czy tylko rodzajem makiety.

473.   Tak   jak   przy   pisaniu   uczymy   się   określonej   pod-
stawowej formy [liter], a później sieją zmienia, tak najpierw 
uczymy   się   stabilności   rzeczy   jako   normy,   która   później 
podlega zmianom.

474. Ta gra okazuje się skuteczna. To może być przyczyną, 
dla której się w nią gra, ale nie racją.

475. Chcę tu traktować ludzi jak zwierzęta; jak prymitywne 
istoty, którym przyznaje się instynkt, ale nie rozumność. Jako 
istoty   w   stanie   prymitywnym.   Nie   potrzebujemy   się 
wstydzić  żadnej logiki wystarczająco dobrej dla prymityw-
nych sposobów porozumiewania się. Język nie wyłonił się z 
jakiejś rozumności.

6.4

476.   Dziecko   nie   uczy  się,   że   istnieją   książki,   że   istnieją 

krzesła,  itd.,  itd.  —  uczy  się   ono brać   książki,   siadać  na 

krzesłach, itd.

Później, oczywiście, powstają pytania o istnienie: „Czy 

istnieje jednorożec?" itd. Ale pytanie takie jest możliwe tylko 
dlatego, że z reguły żadne jemu odpowiadające pytanie nie 
występuje. Bo skąd wiadomo, jak przekonać się o istnieniu

 

93

92

background image

jednorożców? Jak nauczono się określać, czy coś istnieje, 
czy nie?

477.   „Tak   więc   trzeba   wiedzieć,   że   istnieją   przedmioty, 
których nazw uczymy dziecko przy pomocy wyjaśnienia ze 
wskazaniem."* — Dlaczego trzeba to wiedzieć? Czy nie 
wystarcza, że doświadczenie nie wykaże później czegoś 
przeciwnego?

Bo czemu gra językowa ma się opierać na jakiejś wiedzy?

7.4

478. Czy dziecko wierzy, że istnieje mleko? Albo czy wie, że 
istnieje mleko? Czy kot wie, że istnieje mysz?

479. Czy mamy powiedzieć, że wiedza o tym, iż istnieją 
przedmioty  fizyczne, pojawia  się  bardzo  wcześnie,  czy 
bardzo późno?

8-4

:.  ' ".  "  \.!.  .'.'. '"' •    Vv

480. Dziecko, które uczy się używać słowa „drzewo". Stoi 
się   z   nim   przed   drzewem   i   mówi  „Piękne  drzewo!" 
Oczywiście, w tej grze językowej nie pojawia się żadne 
wątpienie. Ale czy można też powiedzieć, że dziecko wie: 
że drzewo istnieje? W rzeczy samej jest prawdą, że 'wiedzieć 
coś' nie zawiera w sobie myślenia o tym — ale czy ten, kto 
coś wie, nie musi być w stanie wątpić? A wątpić znaczy 
myśleć.

481. Kiedy słyszy się Moore'a mówiącego „ Wiem, że to jest 
drzewo", to natychmiast rozumie się tych, którzy uważają, 
że to wcale nie jest ustalone.

Kwestia ta jawi nam się teraz jako niejasna i mglista. 

Tak, jakby Moore rzucił na nią złe światło.

*W przekładzie angielskim jest: ... przy pomocy definicji ostensywnej. 

[Przyp. tłum.]

Jest to tak, jakbym miał ujrzeć obraz (być może sceno-

grafię) i rozpoznałbym już z daleka i bez cienia wątpliwości, 

co on przedstawia. Ale teraz podchodzę bliżej: i wtedy 

dostrzegam wiele różnokolorowych plam, a wszystkie dalece 

wieloznaczne i bynajmniej nie dające żadnej pewności.

482.   Tak   jakby   „Wiem"   nie   tolerowało   metafizycznej 

emfazy.

483.   Poprawne   użycie   słowa   „Wiem".   Ktoś   o   słabym 

wzroku pyta mnie: „Czy wierzysz, że to, co tam widzimy, jest 

drzewem?"—Odpowiadam „ Wiem, że jest, widzę je dokładnie, a 

znam je dobrze". -— A: „Czy N. N. jest w domu?" — Ja: 

„Wierzę, że jest". — A: „Czy był w domu wczoraj?" — Ja: 

„Wczoraj był w domu, wiem o tym, rozmawiałem z nim."—A: 

„Wiesz, czy tylko wierzysz, że ta część domu jest nowo 

dobudowana?" — Ja: „ Wiem o tym, dowiedziałem się od..."

484. W tych przypadkach mówi się „Wiem" i podaje się 

podstawę tej wiedzy, a przynajmniej można ją podać.

485. Możemy też wyobrazić sobie przypadek, w którym ktoś 

przegląda listę zdań i nieustannie pyta „Wiesz o tym czy tylko 

w   to   wierzysz?"   Chce   sprawdzić   pewność   każdego 

poszczególnego zdania. Mogłoby tu chodzić o zeznanie 

świadka przed sądem.

9.4

486. „Wiesz, czy tylko wierzysz, że nazywasz się L. W.?" 

Czy to pytanie ma sens?

Wiesz, czy tylko wierzysz, że to, co tu zapisujesz, to słowa 

twojego języka ojczystego? Czy tylko wierzysz, że „wierzyć" 

ma takie znaczenie? Jakie znaczenie?

487. Co jest dowodem na to, że coś wierni Najpewniej nie to, 

że mówię, iż coś wiem.

 

95

94

background image

488.      I gdy autorzy wyliczają wszystko, co wiedzą, to nie 
dowodzi to zupełnie niczego.

Również tego, że można coś wiedzieć o rzeczach fizycz-

nych, nie mogą dowieść zapewnienia tych, którzy w to wierzą.

489.   Bo   cóż   odpowiadamy   temu,   kto   mówi:   „Wierzę,   że 
tylko tak to ci się przedstawia, jakbyś wiedział".

490. I gdy pytam „Czy wiem, czy tylko wierzę, że nazywam 
się..." to na nic się nie zda, iż wejrzę w siebie.

Ale   mógłbym   rzec:   nie   tylko   nigdy   w   najmniejszym 

stopniu nie wątpiłem, że tak się nazywam, lecz gdybym w to 
zwątpił, to nie mógłbym być pewien żadnego sądu.

10.4

491.      „Czy wiem, czy tylko wierzę, że nazywam się L. W.?"

— Tak, gdyby to pytanie znaczyło „czy jestem pewny, czy 
tylko przypuszczam, że...?", to można by polegać na mojej 
odpowiedzi. —

492.   „Czy   wiem,   czy   tylko   wierzę...?"   można   by   też   tak 
wyrazić: A co gdyby się  wydawało,  że to, co do tej pory 
wydawało się nie ulegać wątpliwości, było fałszywą opinią? 
Czy zareagowałbym tak, jak wtedy, gdy wiara okazała się 
fałszywa? a może wydawałoby się, że grunt usuwa się spod 
moich  sądów? — Ale naturalnie nie chcę tu  prorokować. 
Czy 
rzekłbym po prostu „Nigdy o tym nie pomyślałem!"

—   a   może   (musiałbym)   przeciwstawić   się   rewidowaniu 
swego sądu, ponieważ 'rewizja' taka równałaby się zagładzie 
wszelkich zasad?

493. A więc czy muszę uznawać pewne autorytety, by móc 
w ogóle wydawać sądy?

494.   „Nie   mogę   wątpić   w   to   zdanie   nie   zaprzestając 
wszelkiego wydawania sądów."

Ale   co   to   za   zdanie?   (Przypomina   ono   to,   co   Frege 

powiedział o prawie identyczności.*) Z pewnością nie jest to 
zdanie   empiryczne.   Nie   należy   ono   do   psychologii.   Ma 
raczej charakter reguły.

495.   Można   by   komuś,   kto   by   chciał   wnosić   obiekcje 
przeciw niepowątpiewalnym zdaniom, powiedzieć po prostu 
„Ach, bzdura!". A więc nie odpowiedzieć mu, ale go skarcić.

496. Jest to przypadek podobny do tego, w którym pokazuje 
się, że nie ma sensu mówić, iż w pewną grę zawsze  grano 
błędnie.

497.  Gdyby  ktoś  chciał  wzbudzić  we mnie  wątpliwości   i 
mówiłby:   tu   zwodzi   cię   twoja   pamięć,   tam   zostałeś 
oszukany, tam znowu nie przekonałeś się dość gruntownie, 
itd.,   a   ja   nie   uległbym   dezorientacji   i   wytrwał   przy  swej 
pewności — to nie może być w tym nic złego, bo to właśnie 
definiuje grę.

11.4

498. Jest rzeczą osobliwą, że choć nawet uznaję za całkiem 
poprawne   to,   iż   ktoś   słowem   „Bzdura!"   odrzuca   próbę 
zmylenia   go   przy   pomocy   wątpliwości   dotyczących 
podstaw, to utrzymuję, że nie jest poprawne, jeśli usiłuje się 
on bronić używając przy tym słów „Wiem".

499.   Mógłbym   też   powiedzieć   tak:   'prawo   indukcji'   nie 
może   być  uzasadnione  bardziej,   niż   pewne   jednostkowe 
zdania dotyczące materiału doświadczalnego.

500.   Ale   niedorzeczne   wydaje   mi   się   też   powiedzenie 
„Wiem, że prawo indukcji jest prawdziwe".

'Grundgesetze der Arithmetik I xvii. fPrzyp. wydj

 

96

97

background image

Wyobraź sobie, że ktoś powiedział to w sądzie! Popraw-

niej byłoby rzec „Wierzę w prawo...", gdzie 'wierzę' nie 
miałoby nic wspólnego z przypuszczam.

501. Czy nie jestem coraz bliższy i bliższy powiedzenia, że 

logika koniec końców nie daje się opisać? Musisz przyjrzeć 

się praktyce językowej, a wtedy to zobaczysz.

502. Czy można by powiedzieć „Znam położenie swych rąk 
z   zamkniętymi   oczyma",   gdyby   położenie,   jakie   bym 
podawał, zawsze lub w większości przypadków przeczyło 
zeznaniom innych?

503. Oglądam pewien przedmiot i mówię „To jest drzewo" 

lub „Wiem, że to...". Jeśli teraz podchodzę bliżej i okazuje 

się, że jest inaczej, to mogę rzec „To nie jest jednak drzewo" 

lub też „To było drzewo, ale teraz już nie jest". Ale  gdyby 

teraz wszyscy inni mi przeczyli i mówili, że to nigdy nie było 

drzewem i gdyby wszystkie inne świadectwa przemawiały 

przeciwko   mnie   —   to   na   co   by   mi   się   jeszcze  zdało 

obstawanie przy moim „Wiem..."?

504. To, czy coś  wiem,  zależy od tego, czy świadectwa 
przyznają mi rację, czy mi przeczą. Tak więc powiedzenie, że 
ktoś wie, iż go boli, nie znaczy nic.

505.     To, że się coś wie, jest zawsze z łaski Natury.

506.   Jeśli   moja   pamięć   mnie   tu   zwodzi,   to   może   mnie 

zwieść wszędzie."

Jeśli tego nie wiem, to skąd wiem, że moje słowa znaczą 

to, co, jak wierzę, znaczą?

507. „Jeśli to mnie zwodzi, to co jeszcze znaczy 'zwodzić'?"

508.      Na czym mogę polegać? 

98

509.   Naprawdę   chcę   powiedzieć,   że   gra   językowa   jest 

możliwa tylko wtedy, gdy na czymś się polega (nie powie-

działem „gdy można na czymś polegać").

510. Jeśli mówię „Naturalnie wiem, że to jest ręcznik", to 

formułuję wypowiedź. Nie myślę o weryfikacji. Dla mnie jest to 

wypowiedź bezpośrednia.

Nie myślę o przeszłości ani o przyszłości. (I podobnie 

naturalnie Moore.)

Jest to całkiem tak, jakbym bezpośrednio coś pochwycił, 

tak jakbym bez wątpliwości chwycił ręcznik.

511.   Ale   takie   bezpośrednie   pochwycenie   odpowiada 

przecież pewności, a nie wiedzy.

Ale czy nie chwytam tak również nazw rzeczy? '   '

12.4

512.  Czy  nie   chodzi   tu   o  pytanie:  „Co  by   było,  gdybyś 

musiał zmienić swój pogląd nawet na te najbardziej fun-

damentalne sprawy?" Nie wydaje mi się, by odpowiedzią na 

nie było: „Nie musisz go zmieniać. Na tym właśnie polega to, 

że są one 'fundamentalne' ".

513. Co by było, gdyby zaszło coś naprawdę niesłycha-negol 

— Gdybym, powiedzmy, zobaczył jak domy stopniowo, bez 

widocznej przyczyny, przeobrażają się w mgłę; gdyby bydło 

na   polach   stawało   na   głowach,   śmiało   się  i   mówiło 

zrozumiałe słowa; gdyby drzewa stopniowo przeobrażały się 

w ludzi a ludzie w drzewa. Czy miałem więc rację, mówiąc 

przed wszystkimi tymi zdarzeniami „Wiem, że  to jest dom" 

itd., lub po prostu „To jest dom" itd.?

514.   Wydaje   mi   się,   że   to   jest   stwierdzenie   fundamental

ne; jeśli jest fałszywe, to czy coś jeszcze może być 'prawdziwe'

lub 'fałszywe'? , , .

• , • - . •

99

background image

515. Jeśli  nie  nazywam się L. W., to jak mogę polegać na 
tym, co rozumie się przez „prawdziwy" lub „fałszywy"?

516. Gdyby zdarzyło się coś (gdyby np. ktoś mi coś mówił), 
co obliczone byłoby na wzbudzenie we mnie wątpliwości co 
do mego imienia, to byłoby to na pewno coś,  co budziłoby 
wątpliwości co do samych podstaw tego wątpienia i dlatego 
mógłbym   podjąć   decyzję,   by   zachować   swe   dawne 
przekonania.

517. Ale czy nie mogłoby się wydarzyć  coś, co by mnie 
zupełnie wyrzuciło z torów? Świadectwo, które uczyniłoby z 
tego, co najbardziej pewne, coś dla mnie nie do przyjęcia? lub 
spowodowałoby   jednak,   że   uchyliłbym   najbardziej   fun-
damentalne   ze   swych   sądów?   (Nieważne,   słusznie   czy 
niesłusznie.)

518.   Czy   mógłbym   sobie   wyobrazić,   że   obserwuję   to  u 
jakiegoś innego człowieka?

519.   Jeśli   wykonujesz   rozkaz   „Przynieś   mi   książkę",   to 
musisz,   być   może,   sprawdzić,   czy  to,   co   tu   widzisz,   jest 
naprawdę książką, ale wtedy przynajmniej wiesz, co rozumie 
się przez słowo „książka"; a jeśli tego nie wiesz, to możesz to 
sprawdzić — ale wtedy musisz jeszcze wiedzieć, co znaczy 
jakieś inne słowo. A fakt, że jakieś słowo znaczy to a to, tak a 
tak   go   się   używa,   jest   z   kolei   faktem   empirycznym, 
podobnie jak to, iż ten przedmiot jest książką.

Tak więc byś mógł wykonać rozkaz, istnieć musi fakt 

empiryczny, w który nie wątpisz. Wątpienie samo spoczywa 
tylko na czymś, co samo jest poza zasięgiem wątpienia.

A ponieważ gra językowa polega na powtarzających się w 

czasie   aktach   grania,   to,   jak   się   wydaje,   nie   możemy  w 
każdym  poszczególnym  przypadku   powiedzieć,   że   to   a   to 
musi nie podlegać wątpliwościom, aby gra językowa była 
możliwa — ale że pewien empiryczny lub inny sąd musi z 
reguly nie podlegać wątpliwościom.

13.4

520. Moore ma wszelkie prawo, by mówić, że wie, iż przed 
nim stoi drzewo. Naturalnie może się co do tego mylić. (Bo nie 
jest tu tak jak z wyrażeniem „Wierzę, że tu stoi  drzewo".) 
Ale to, czy ma on w tym przypadku rację, czy się myli, jest 
filozoficznie   nieistotne.   Jeśli   Moore   atakuje   tych,  którzy 
powiadają, że właściwie nie można czegoś takiego wiedzieć, 
to nie może tego dokonać poprzez zapewnianie ich, że on wie 
to   a   to.   Bo   nie   potrzebujemy   mu   wierzyć.   Gdyby  jego 
oponent   utrzymywał,   że   nie   można   w   to   a   to  wierzyć, 
mógłby mu odpowiedzieć „Ja w to wierzę".

14.4

521.   Błąd   Moore'a   polega   na   tym,   że   twierdzeniu,   iż 
człowiek nie może czegoś wiedzieć, przeciwstawia „Ja to 
wiem".

522. Mówimy: Jeśli dziecko opanowało język — a zatem jego 
zastosowanie — to musi ono znać znaczenia słów. Musi  np. 
być   w   stanie   bez   żadnych   wątpliwości   powiązać   białe, 
czarne, czerwone i niebieskie rzeczy z nazwami ich kolorów.

523. Tak, nikt tu nie tęskni za wątpliwościami; nikogo nie 
dziwi, że nie domyślamy się tylko znaczeń słów.

15.4

524. Czy istotne dla naszej gry językowej ('rozkazywania  i 
wykonywania rozkazu' np.) jest to, że w pewnych miejscach nie 
pojawia się wątpliwość, albo czy wystarcza, jeśli występuje 
poczucie   pewności,   choćby   nawet   z   lekkim   powiewem 
wątpliwości?

Czy nie wystarczy więc, że nie nazwę, tak jak czynię to 

obecnie,   czegoś   'czarnym',   'zielonym',   'czerwonym'  bez 
pytania,  
bez mieszania się w to jakichś wątpliwości — ale 
zamiast tego powiem „Pewien jestem, że to jest czerwone",

101

100

background image

 

background image

tak   jak   ktoś   może   powie   „Pewien   jestem,   że   on   dzisiaj 
przyjdzie" (a zatem 'z poczuciem pewności')?

To towarzyszące poczucie pewności jest nam naturalnie 

obojętne   i   podobnie   nie   potrzebujemy   przejmować   się 
słowami „Jestem pewien". — Istotne jest, czy towarzyszy 
temu różnica w praktyce językowej.

Można   by   zapytać,   czy   wszędzie   tam,   gdzie   my   np. 

składalibyśmy meldunek z pewnością  (w trakcie  doświad-
czenia np. patrzymy w rurę i określamy kolor, jaki przez nią 
widzimy), on rzekłby „Jestem pewien". Jeśli tak, to najpierw 
bylibyśmy skłonni sprawdzić jego deklarację. Ale gdyby się 
okazało, że zasługuje on w pełni na zaufanie, to stwierdzono 
by,   iż   jego   sposób   mówienia   jest   jedynie   nieszkodliwym 
dziwactwem. Można by np. przypuścić, że czytał on filo-
zofów   sceptycznych,   uległ   przekonaniu,   iż   nie  można   ni-
czego wiedzieć i dlatego przyjął taki sposób mówienia. Gdy 
raz się już do tego przyzwyczailiśmy, to nie przeszkadza to w 
praktyce.

525. Jak zatem wygląda przypadek, gdy ktoś ma naprawdę 
inny od nas stosunek do np. nazw kolorów? Gdy mianowicie 
w ich użyciu utrzymuje się lekkie wątpienie lub  możliwość 
wątpienia?

16.4

526. Gdyby ktoś patrząc na angielską skrzynkę pocztową rzekł 
„Jestem   pewien,   że   to   jest   czerwone",   to   musielibyśmy 
przypuścić, iż jest on daltonistą lub wierzyć, że nie opanował 
jeszcze danego języka i zna nazwy kolorów tylko w jakimś 
języku innym.

Gdyby nie miał miejsca żaden z tych dwóch przypadków, to 

nie zupełnie byśmy go rozumieli.

527. Polak, który nazywa ten kolor „czerwonym", nie jest 

'pewien, że nazywa się on po polsku „czerwony"'. Dziecko, 

które opanowało użycie słowa, nie jest 'pewne, że

ten kolor w jego języku tak się nazywa'. Nie można też o nim 

powiedzieć, że ucząc się mówić uczy się, iż ten kolor tak się 

po polsku nazywa; ani też: ono to wie, gdy nauczyło się 

użycia słowa.

528. A jednak: gdyby ktoś mnie zapytał, jak się ten kolor 

nazywa po niemiecku, a na moją odpowiedź zareagowałby 

pytaniem „Czy jesteś pewien?", to odparłbym: „  Wiem  to, 

niemiecki jest moim językiem ojczystym".

529. I np. jedno dziecko powie o drugim lub o sobie, że wie 

już, jak to a to się nazywa.

530. Mogę komuś powiedzieć „Ten kolor nazywa się po 

polsku 'czerwień'" (jeśli uczę go np. polskiego). W tym 

przypadku nie powiedziałbym „Wiem, że ten kolor..." — 

powiedziałbym to może wtedy, gdybym tego właśnie sam się 

uczył,   albo   przez   kontrast   z   jakimś   innym   kolorem, 

którego polskiej nazwy nie znam.

531.   Ale   czy   nie   należałoby   mojego   obecnego   stanu 

opisać następująco:  wiem,  jak ten kolor  nazywa się po 

polsku? I jeśli tak właśnie by należało, to dlaczego nie 

powinienem wyrazić swego obecnego stanu odpowiadającymi 

temu słowami „Wiem itd."?

532. Tak więc gdy Moore siedząc przed drzewem powiedział 

„Wiem,   że   to...",   to   wyraził   po   prostu   prawdę   o   swym 

ówczesnym stanie.

[Filozofuję teraz niczym staruszka, która bezustannie 

coś zapodziewa i na nowo musi tego szukać: raz okularów, 

raz kluczy.]

533. Cóż,  jeśli  poprawne  było opisanie  jego  stanu  poza 

kontekstem, to równie poprawne było wypowiedzenie poza 

kontekstem słów „To jest drzewo".

 

103

background image

534.   Ale   czy   błędne   jest   powiedzenie:   „Dziecko,   które 
opanowało grę językową, musi wiedzieć pewne rzeczy"?

Gdyby   zamiast   tego   rzec   „musi   pewne   rzeczy  móc 

zrobić",  to   byłby   to   pleonazm,   a   jednak   tak   właśnie 
chciałbym odpowiedzieć na pierwsze zdanie. — Ale: „Dzie-
cko nabywa wiedzę przyrodniczą". To zakłada, że dziecko 
może spytać, jak nazywa się taka a taka roślina.

535. Dziecko wie, jak się coś nazywa, jeśli umie poprawnie 
odpowiedzieć na pytanie „Jak to się nazywa?"

536. Oczywiście dziecko, które zaczyna uczyć się języka,  w 
ogóle nie posiada jeszcze pojęcia nazywania się.

537.   Czy   można   o   kimś,   kto   nie   posiada   tego   pojęcia, 
powiedzieć, że wie, jak to a to się nazywa?

538. Dziecko, chciałbym rzec, uczy się tak a tak reagować; 
a   kiedy   to   robi,   to   jeszcze   nic   z   tego   nie   wie.   Wiedza 
zaczyna się dopiero na dalszym szczeblu.

539.     Czy z wiedzą jest tak jak z gromadzeniem?

540. Pies mógłby nauczyć się biec do N na zawołanie „N", a 
na   zawołanie   „M"   do   M   —   ale   czy   wiedziałby   na   tej 
podstawie, jak ci ludzie się nazywają?

541. „On wie tylko, jak ten ktoś się nazywa, nie wie jeszcze, 
jak nazywa  się tamten ktoś". Tego nie można,  ściśle  rzecz 
biorąc, powiedzieć o kimś, kto nie ma jeszcze pojęcia o tym, 
że ludzie mają imiona.

542. „Nie mogę opisać tego kwiatu, jeśli nie wiem, że ten 
kolor nazywa się 'czerwony'".

543. Dziecko potrafi używać imion ludzi na długo przedtem, 
nim w jakiejkolwiek postaci jest w stanie powiedzieć:

„Wiem, jak ten się nazywa; nie wiem jeszcze, jak nazywa się 

tamten".

544. Oczywiście, mogę zgodnie z prawdą rzec „Wiem, jak ten 
kolor nazywa się po polsku" wskazując np. na kolor świeżej 
krwi. Ale — — —

17.4

.':,.

545. 'Dziecko wie, jaki kolor oznacza słowo „niebieski"'. To, 
co ono tu wie, nie jest wcale takie proste.

546. Rzekłbym „Wiem, jak się ten kolor nazywa", gdyby np. 
chodziło o odcienie, których nazwy nie każdy zna.

547.   Dziecku,   które   dopiero   co   zaczyna   mówić   i   umie 
używać słów „czerwony" i „niebieski", nie można jeszcze 
powiedzieć: „Ty przecież wiesz, jak się ten kolor nazywa".

548. Dziecko musi nauczyć się nazw kolorów zanim będzie 
mogło spytać o nazwę koloru.

549. Błędne byłoby powiedzenie, że tylko wtedy mogę rzec 
„Wiem, że tu stoi krzesło", gdy krzesło tu stoi. Wtedy tylko, 
oczywiście, jest to  prawdą,  ale mam prawo tak rzec, kiedy 
jestem pewny, że ono tam stoi, nawet jeśli się mylę.

18.4

550.  Jeśli  ktoś  w coś  wierzy,   to nie  zawsze  musimy   być 
zdolni odpowiedzieć na pytanie 'dlaczego w to wierzy'; ale 
jeśli on coś wie, to na pytanie „skąd to wie?" trzeba móc dać 
odpowiedź.

551. I jeśli odpowiada się na to pytanie, to trzeba to uczynić 
wedle powszechnie uznanych zasad.  Tak  można coś takiego 
wiedzieć.

 

104

105

background image

552. Czy wiem, że siedzę teraz na krześle? — A czy tego nie 

wiem? W obecnych okolicznościach nikt by nie rzekł, że  to 

wiem, ale nie rzekłby również np., że jestem przytomny. Ani 

też normalnie nie powie się tego o przechodniu z ulicy.

553.   To   dziwne:   jeśli   powiem,   bez   specjalnego   powodu, 
„Wiem", np. „Wiem, że siedzę teraz na krześle", to wypo-
wiedź ta wydaje mi się nieusprawiedliwiona i pretensjonalna. 
Ale gdy wypowiadam to samo wtedy, gdy istnieje jakaś po 
temu potrzeba, to choć nie jestem ani o włos bardziej pewny 
prawdziwości tej wypowiedzi, to wydaje mi się ona w pełni 
usprawiedliwiona i zwyczajna.

554. Nie jest ona pretensjonalna w swej grze językowej. Nie 
zajmuje   wyższej   pozycji   niż,   po   prostu,   ludzka   gra 
językowa.   Tu   bowiem   ma   ona   swe   ograniczone   zasto-
sowanie.

Ale gdy tylko wypowiadam to zdanie poza jego konteks-

tem, to jawi się ono w niewłaściwym świetle. Bo wygląda 
wtedy na to, jakbym chciał zapewniać, że są rzeczy, które 
wiem. Rzeczy, o których sam Bóg nie może mi nic powie-
dzieć.

19.4

'

r

.,\''^     ; . . '    !    ..     . . '     ''.               .,.     

..."        ,            ,;'

555. Mówimy, wiemy, że woda gotuje się, gdy postawi się ją 

na   ogniu.   Skąd   to   wiemy?   Doświadczenie   nas   tego 

nauczyło. — Mówię „Wiem, że jadłem dziś rano śniadanie"; 

doświadczenie mnie tego nie nauczyło. Mówi się też „Wiem, że 

mam bóle". Za każdym razem gra językowa jest inna, za 

każdym razem jesteśmy  pewni  i za każdym razem ludzie 

zgadzają się z nami, że  jesteśmy w stanie  to wiedzieć.  I 

dlatego twierdzenia fizyki znajdują się w podręcznikach dla

każdego.

Jeśli ktoś powiada, że coś wie, to musi to być coś, co on, 

w powszechnej opinii, jest w stanie wiedzieć.

556.      Nie mówi się: On jest w stanie w to wierzyć.

Ale raczej: „W tej sytuacji rozsądnym jest to przyjąć" 

(czy „wierzyć w to").

557. Zadaniem sądu wojennego może być rozstrzygnięcie, 

czy w takim to a takim położeniu rozsądnym było przyjąć 

to a to z pewnością (choćby i błędnie).

558. Mówimy, wiemy,  że w takich to a takich okolicz-

nościach woda wrze, a nie zamarza. Czy jest tu do po-

myślenia, że się mylimy? Czy pomyłka nie unicestwiłaby 

czasem   wszelkiego   wydawania   sądów?   Co   więcej:   Co 

mogłoby się ostać, gdyby to upadło? Czy ktoś mógłby 

odkryć coś takiego, że powiedzielibyśmy: „To był błąd"?

Cokolwiek może  zdarzyć  się w przyszłości, jakkolwiek 

może się w przyszłości zachować woda — my wiemy, że 

dotąd,   w   niezliczonej   ilości   przypadków,  tak  się   za-

chowywała.

Fakt ten wtopił się w fundament naszej gry językowej.

559. Musisz zważać na to, że gra językowa jest, że  tak 

powiem, czymś nieprzewidywalnym. Rozumiem przez  to: 

jest   pozbawiona   podstaw.   Nie   jest   rozumna   (czy   nie-

rozumna).

Jest tu — jak nasze życie.

560.   A   pojęcie   wiedzy   jest   połączone   z   pojęciem   gry 

językowej.

561. „Wiem" i „Możesz na tym polegać". Ale nie zawsze 

można zastąpić drugie pierwszym.

562. W każdym razie istotnym jest wyobrazić sobie język, w 

którym nasze pojęcie „wiedzieć" nie istnieje.

563.   Powiada   się   „Wiem,   że   mam   bóle"   chociaż   nie 

można po temu podać żadnej przekonywającej racji. — Czy

 

107

background image

to jest to samo, co „Jestem pewny, że on..."? — Nie. „Jestem 

pewny" mówi ci o mojej pewności subiektywnej. „Wiem" 

znaczy, że pomiędzy mną, który wie, a tym, który nie wie, 

jest różnica rozumienia. (Oparta może na różnicy stopnia 

doświadczenia.)

Gdy w matematyce mówię „Wiem", to usprawiedliwie-

niem na to jest dowód.

Jeśli w obu tych przypadkach zamiast „Wiem" powiada 

się   „Możesz   na   tym   polegać",   to   uzasadnienie   jest   za 

każdym razem innego rodzaju.

A uzasadnianie ma kres.

564.   Gra   językowa:   przynoszenie   kamieni   budowlanych, 

meldowanie o ilości kamieni do dyspozycji. Ilość czasem się 

szacuje, czasem ustala przez policzenie. Pojawia się wtedy 

pytanie: „Czy wierzysz, że jest tyle kamieni?" i odpowiedź 

„Wiem to, właśnie je policzyłem". Ale „Wiem" mogłoby się tu 

nie   pojawić.   Gdyby   jednak   było   kilka   rodzajów   skon-

statowania czegoś z pewnością, jak liczenie, ważenie, mierzenie 

stosu,   to   wtedy   miejsce   oświadczenia,  skąd  się   wie, 

mogłaby zająć wypowiedź „Wiem".

565. Ale tu nie powiedziało się jeszcze nic o 'wiedzy', że  to 
nazywa się „płyta", to „słup", itd.

566. Cóż, dziecko uczące się mojej gry językowej (nr 2)*, nie 

uczy się mówić „Wiem, że to nazywa się 'płyta'".

Tak więc istnieje oczywiście gra językowa, w której 

dziecko używa  tego  zdania. To zakłada, że dziecko, gdy 

tylko dana jest mu nazwa, już może jej używać. Tak jak 

gdyby mi ktoś powiedział „Ten kolor nazywa się...". — Jeśli 

więc dziecko nauczyło się gry językowej z kamieniami 

budowlanymi, to można mu teraz powiedzieć coś w rodzaju 

,,A ten kamień nazywa się'...'" i w ten sposób pierwotna gra 

językowa ulega poszerzeniu.

'Dociekania filozoficzne I, 2. [Przyp. wyd.] 

108

567. Czy więc moja wiedza, że nazywam się L. W., jest tego 

samego   rodzaju   co   wiedza,   że   woda   wrze   w   100°C?   To 

pytanie jest naturalnie źle postawione.

568. Gdyby jedno z moich imion było niezwykle rzadko 

używane, to mogłoby się zdarzyć, że nie znałbym go. To, że 

znam swoje imię, jest tylko dlatego samo przez się zro-

zumiałe, że, podobnie jak wszyscy inni, używam go nie-

zliczoną ilość razy.

569. Przeżycie wewnętrzne nie może wykazać mi, że coś 

wiem.

Jeśli mimo to mówię „Wiem, że nazywam się...", a rzecz 

jasna nie jest to przecież zdanie empiryczne,— — —

570. „Wiem, że tak się nazywam; u nas każdy dorosły wie, jak 

się nazywa".

571.   „Nazywam   się...   —   możesz   na   tym   polegać.   Jeśli 

okaże się to fałszem, to w przyszłości nigdy więcej mi nie 

uwierzysz".

572. A jednak wydaje mi się, że wiem, iż nie mogę mylić się 

co do swego własnego imienia!

To znajduje wyraz w słowach: „Jeśli to jest nieprawdą, to 

jestem obłąkany". Dobrze, ale to są słowa; a jaki ma to 

wpływ na stosowanie języka?

573.   Czy   dlatego,   że   nic   przeciwnego   mnie   nie   prze-

konuje?

574.   Powstaje   pytanie:   jakiego  rodzaju  zdaniem   jest: 

„Wiem, że nie mogę się co do tego mylić", albo też: „Nie 

mogę się co do tego mylić"?

Owo „Wiem" zdaje się odcinać wszelkie racje. Ja to po 

prostu wiem. Ale jeśli może tu w ogóle być mowa o pomyłce, to 

musi istnieć możliwość sprawdzenia, czy to wiem.

109

background image

575. Wypowiedź „Wiem" mogłaby też mieć za cel wskazanie, 
w   którym   miejscu   można   na   mnie   polegać;   przy   czym 
użyteczność tego znaku musi pochodzić z doświadczenia.

576.  Można  by rzec  „Skąd wiem, że  nie  mylę  się co do 
swego imienia?" — i gdyby odpowiedź brzmiała „Ponieważ 
tak często go używałem", to można by pytać dalej: „Skąd 
wiem, że się co do tego nie mylę?" I tutaj „Skąd wiem" nie 
może już mieć żadnego sensu.

577.      „Znam swoje imię z całkowitą pewnością".

Odmówiłbym wzięcia pod uwagę jakiegokolwiek ar-

gumentu, który by próbował wykazać, że nie znam.

A co znaczy „odmówiłbym"? Czy jest to wyraz intencji?

578. A czy wyższy autorytet nie mógłby mnie zapewnić,  że 
nie znam prawdy? Tak, że musiałbym rzec „Poucz mnie!" Ale 
wtedy moje oczy musiałyby być otwarte.

579. To, że każdy zna swoje imię z największą pewnością, 
należy do gry językowej z imionami ludzi.

20.4

580.   Mogłoby   przecież   być   tak,   że   zawsze,   ilekroć   po-
wiedziałem   „Wiem   to",   okazywało   się   to   fałszem.   (Wy-
kazywanie.)

581. Ale może mimo to nie mógłbym sobie pomóc i nadal 
zapewniałbym „Wiem...". Ale zatem jak dziecko nauczyło 
się tego wyrażenia?

582.   „Wiem   to"   może   znaczyć:   Jestem   z   tym   dobrze 
obznajomiony — albo też: Jest tak na pewno.

583. „Wiem, że ten ... nazywa się '...'" — Skąd to wiesz? — 
„Dowiedziałem się...".

Czy mógłbym tu „Wiem, że itd." zastąpić przez „W ... 

nazywa się to '...'"?

584. Czy byłoby możliwym używanie czasownika „wiedzieć" 
tylko w pytaniu „Skąd to wiesz?", które  następowałoby po 
prostym stwierdzeniu? — Zamiast „Już to wiem" powiada 
się „Jestem z tym  obeznajmiony";  a to  następuje tylko po 
zakomunikowaniu faktu. Ale co mówi się zamiast „Wiem, co 
to jest"?

585. Ale czy „Wiem,  że to jest drzewo" nie mówi  czegoś 
innego niż „To jest drzewo"?

586.   Zamiast   „Wiem,  co   to   jest",   można   by  rzec   „Mogę 
powiedzieć,   co   to   jest".   I   gdyby   przyjąć  ten   sposób   wy-
rażania się, to co stałoby się z „Wiem, że to jest..."?

587. Wracając do pytania, czy „Wiem, że to jest..." mówi coś 
innego niż „To jest...". — W pierwszym zdaniu wymieniono 
osobę, w drugim nie. Ale stąd nie widać, że mają one różny 
sens.   W   każdym   razie   pierwsza   forma   jest   nierzadko 
zastępowana przez drugą i wtedy często nadaje się jej pewną 
specyficzną intonację. Inaczej bowiem mówi się wtedy, gdy 
wypowiada się stwierdzenie nie zaprzeczone, a inaczej, gdy 
trwa się przy stwierdzeniu w obliczu sprzeczności.

588.   Ale   czy   słowami   „Wiem,   że..."   nie   mówię   tego,   iż 
znajduję się w jakimś określonym stanie, podczas gdy samo 
stwierdzenie „Tak jest..." tego nie mówi? A jednak często 
odpowiada się na takie stwierdzenie [pytaniem] „Skąd o tym 
wiesz?" — „Ale przecież sam fakt, że to stwierdzam, daje do 
zrozumienia, iż sądzę, że to wiem". — Można by to wyrazić 
następująco: W ogrodzie zoologicznym mógłby stać napis 
„To jest zebra"; ale przecież nie „Wiem, że to jest zebra". 
„Wiem"   ma   sens   tylko   wtedy,   gdy   wypowiada   je   pewna 
osoba.   Ale   wtedy   jest   obojętne,   czy   wypowiedź   brzmi 
„Wiem..." czy „To jest..."

 

111

110

background image

 

L

background image

589.   Jak   bowiem   uczymy   się   rozpoznawać   swój   stan 
wiedzenia czegoś?

590. O rozpoznawaniu stanu wiedzy można by mówić co 
najwyżej wtedy, gdy powiada się „Wiem, co to jest". Można 
się tu o tym przekonać, czy naprawdę posiada się tę wiedzę.

591.      „Wiem, co to za drzewo. — To jest kasztan." 
„Wiem, co to za drzewo. — Wiem, że to jest kasztan." 
Pierwsza   wypowiedź   brzmi   naturalniej,   niż   druga. 
„Wiem" zostanie po raz drugi powiedziane tylko wtedy, gdy 
będzie się chciało specjalnie zaakcentować pewność; być 
może aby uprzedzić sprzeciw. Pierwsze „Wiem" znaczy 
mniej więcej: Mogę powiedzieć.

Ale w innym przypadku można by zacząć od konstatacji 

„To jest...", a potem odpowiedzieć na sprzeciw: „Wiem, co to 
za drzewo" i w ten sposób zaakcentować pewność.

592.      „Mogę powiedzieć, co to za..., i to z pewnością".

593. Nawet gdy „Wiem, że jest tak" można zastąpić przez 
„Jest   tak",   to   nie   można   jednak   negacji   jednego   zastąpić 
przez negację drugiego.

Wraz z „Nie wiem..." do gry językowej wkracza nowy 

składnik.

21.4

•            •     

;:

           ' 

;

 •;             •'                 •;'•

594. Nazywam się „L. W." I gdyby ktoś to kwestionował, to 
natychmiast   ustanowiłbym   niezliczone   powiązania,   które 
czynią to pewnym.

595. „Ale mogę przecież wyobrazić sobie człowieka, który 
tworzy   wszystkie   te   powiązania,   a   żadne   z   nich   nie 
odpowiada rzeczywistości. Dlaczego ja nie miałbym znaleźć 
się w podobnej sytuacji?"

112

Gdy wyobrażam sobie takiego człowieka, to wyobrażam 

sobie również rzeczywistość, świat, który go otacza; a także 
jego, jak myśli (i mówi) wbrew temu światu.

596. Jeśli ktoś mnie informuje, że nazywa się N. N., to ma dla 
mnie sens zapytanie go „Czy możesz się co do tego mylić?" 
Jest   to   w   grze   językowej   pytanie   zgodne   z   regułami.  I 
odpowiedź Tak lub Nie ma sens. — Ale oczywiście także ta 
odpowiedź nie jest nieomylna, tzn. może kiedyś okazać się 
fałszywa,   co   nie   pozbawia   pytania   „Czy   możesz   się..."   i 
odpowiedzi „Nie" ich sensu.

597.   Odpowiedź   na   pytanie   „Czy  możesz  się   co   do  tego 
mylić?"   nadaje   stwierdzeniu   określoną   rangę.   Odpowiedź 
może też brzmieć „Nie sądzę".

598.   Ale   czy   na   pytanie   „Czy   możesz..."   nie   można   by 
odpowiedzieć:   „Opiszę   ci   ten   przypadek   i   potem   sam 
zdecydujesz, czy mogę się mylić"?

Np.   gdyby   chodziło   o   czyjeś   imię,   to   przypadek   ów 

mógłby wyglądać  tak, że osoba ta nigdy tego imienia nie 
używała,   ale   przypomina   sobie,   że   czytała   je   w   jakimś 
dokumencie,   —   ale   z   drugiej   strony  odpowiedź   mogłaby 
brzmieć: „Nosiłem to imię przez całe swoje życie, wszyscy 
mnie tak nazywali". Jeśli to nie jest równoważne wypowiedzi 
„Nie mogę  się co do tego mylić",  to to ostatnie w ogóle 
pozbawione   jest   wszelkiego   sensu.   A   jednak   w   sposób 
całkowicie oczywisty wskazuje to na bardzo ważną różnicę.

599. Można by np. opisać pewność zdania, że woda gotuje 
się w mniej więcej 100°C. Nie jest to np. zdanie, które kiedyś 
słyszałem, jak może to czy tamto, które mógłbym wymienić. 
Sam w szkole zrobiłem taki eksperyment. To zdanie jest w 
naszych   podręcznikach   zdaniem   bardzo   elementarnym,   a 
podręczniki   te   w   takich   sprawach   są   godne   zaufania, 
ponieważ...   —   Można   teraz   temu   wszystkiemu 
przeciwstawić przykłady pokazujące, że ludzie to i tamto

113

l

background image

uważali za pewne, co później, w naszym mniemaniu, okazało się 
fałszywe. Ale argument ten jest bezwartościowy.* Powiedzieć: 
koniec końców możemy przytoczyć tylko takie racje, jakie my 
uważamy  za   racje,   to  nie   powiedzieć   zupełnie   nic.  Jestem 
przekonany,   że   u   podstaw   tego   leży   niezrozumienie   natury 
naszych gier językowych.

600.   Jakie   mam   podstawy,   aby   ufać   podręcznikom   fizyki 
eksperymentalnej?

Nie   mam   żadnych   podstaw,   by   im   ufać.   I   ufam   im. 

Wiem, jak takie książki powstają — albo raczej wierzę, że 
wiem. Mam trochę świadectw, ale nie sięgają one daleko i są 
rozproszone.   Rozmaite   rzeczy   słyszałem,   widziałem,   czy-
tałem.

22.4

''  "  '   "     .'

601.   Nieustannie  zagraża  nam   pragnienie,   by   znaleźć 
znaczenie poprzez kontemplowanie wyrażenia i nastroju, w 
jakim   używa   się   go,   zamiast   myśleć   wciąż   o   praktyce. 
Dlatego tak często powtarzamy sobie samym to wyrażenie, tak 
jakbyśmy   w   wyrażeniu   i   w   doznawanym   uczuciu   musieli 
dojrzeć to, czego szukamy.

23.4

602. Czy powinienem rzec „Wierzę w fizykę", czy „Wiem, że 
fizyka jest prawdziwa"?

603.   Nauczono   mnie,   że   w  takich  okolicznościach  to  się 
dzieje. Zostało to odkryte w wyniku kilkakrotnych prób. To 
wszystko niczego by nam oczywiście nie dowiodło, gdyby to 
doświadczenie nie było otoczone przez inne, które wraz z 
nim tworzą system. Nie robiono więc eksperymentów

'[Uwaga na marginesie]: Czy nie może też  się zdarzyć, że  rozpo-

znaliśmy dzisiaj błąd z przeszłości, a później dochodzimy do wniosku, że 

pierwsza opinia była słuszna? itd.

114

akurat na temat spadania, ale również eksperymenty z opo-
rem powietrza i wiele innych.

Ale w końcu polegam na tych doświadczeniach czy też na 

sprawozdaniach z nich, bez skrupułów uzależniam od nich 
swoje własne działania. A czy to zaufanie nie potwierdziło 
się? Na ile mogę wyrokować — tak.

604. Na sali sądowej oświadczenie fizyka, że woda gotuje się 
w   100°C   zostałoby   bezwarunkowo   przyjęte   za   prawdę. 
Gdybym teraz nie ufał temu oświadczeniu, to co mógłbym 
uczynić,   by   je   osłabić?   Samemu   przeprowadzić 
eksperymenty? Czegóż by one dowiodły?

605.   A   co   by   było,   gdyby   oświadczenie   fizyka   było 
przesądem i równie absurdalnym byłoby kierować się nim 
przy wydawaniu wyroku, co polegać na próbie ognia?

606. To, że ktoś inny wedle mojego mniemania się pomylił, 
nie stanowi żadnej racji by przyjąć, że ja się teraz mylę. — 
Ale czy nie stanowi to racji by przyjąć, że mogę się mylić? Nie 
jest to żadna racja, bym miał w swoich sądach czy działaniach 
przejawiać jakąkolwiek niepewność.

607. Sędzia mógłby wręcz powiedzieć „To jest prawda — 
na  ile   człowiek  może   ją   poznać".  Ale   co  by ten  dodatek 
wniósł? („beyond all reasonable doubt").

608. Czy popełniam błąd stosując się w swoich działaniach do 
zdań fizyki? Czy mam rzec, że nie mam po  temu żadnych 
dobrych  racji? Czy nie  to właśnie  jest  tym, co  nazywamy 
'dobrą racją'?

609. Przypuśćmy, że spotkaliśmy ludzi, którzy nie  uważają 
tego za   uzasadnioną  rację.  Ale   jak  to sobie   wyobrażamy? 
Zamiast u fizyków zasięgają może rady u wyroczni. (I dlatego 
uważamy ich  za  prymitywnych.)  Czy to  źle,   że  zasięgają 
rady u wyroczni i do niej się stosują? — Jeśli

115

background image

mówimy,  że to „źle", to czy nie  zwalczamy  ich gry przyj-
mując naszą grę językową jako punkt wyjścia?

610.   I   czy   zwalczając   ją   mamy   rację,   czy   nie   mamy? 
Oczywiście nasze postępowanie podparte zostanie rozmaitymi 
hasłami (sloganami).

611. Tam, gdzie naprawdę spotykają się dwie zasady, które 
są   nie   do   pogodzenia,   jeden   drugiego   uważa   za   głupca  i 
heretyka.

612. Powiedziałem, że 'zwalczałbym' drugiego, — ale zatem 
czyż  nie podałbym  mu  racji

1

.  Owszem;  ale jak daleko  one 

sięgają? U kresu racji stoi  perswazja.  (Pomyśl o tym, co  się 
dzieje, gdy misjonarze nawracają tubylców.)

613. Jeśli teraz powiadam „Wiem, że woda w postawionym na 
gazie czajniku nie zamarznie, lecz się zagotuje", to owo moje 
„Wiem" jest równie uzasadnione jak cokolwiek innego. 'Jeśli 
coś   wiem,   to   wiem   to'.   —   A   może   z   jeszcze  większą 
pewnością wiem, że ten człowiek naprzeciw mnie jest  moim 
starym   przyjacielem,   takim  to   a   takim?   I   jak   to  się   ma  w 
porównaniu   ze   zdaniem,   że   patrzę   dwojgiem  oczu  i   że 
zobaczę je gdy spojrzę do lustra? — Nie mam pewności, co na to 
odpowiedzieć.   —   Ale   jest   różnica   między   tymi   dwoma 
przypadkami. Jeśli woda zamarznie nad płomieniem, to będę 
niepomiernie zdziwiony, ale przyjmę jakiś nieznany mi jeszcze 
czynnik i może pozostawię to do osądzenia fizykom. — Ale co 
mogłoby skłonić mnie bym zwątpił w to, że ów człowiek to N. N., 
którego   znam   od   lat?   Tutaj   wydaje   się,   że   wątpienie 
pociągnęłoby za sobą wszystko i pogrążyło w chaosie.

614.   Tzn.:   gdyby   mi   ze   wszystkich   stron   przeczono   i 
mówiono,   że   ów  ktoś   nie   nazywa   się   tak,   jak   to   zawsze 
wiedziałem (i „wiedziałem" używam tu celowo), to w tym 
przypadku   zostałbym   pozbawiony   wszelkich   podstaw   wy-
dawania sądów.

615. Czy teraz znaczy to: „Mogę w ogóle wydawać  sądy 

tylko  dlatego, że rzeczy zachowują się tak a tak (niejako 

dobrodusznie)?

616. A czy byłoby  nie do pomyślenia,  że pozostałbym  w 
siodle bez względu na to, jak bardzo fakty stawałyby dęba?

617. Pewne zdarzenia postawiłyby mnie w sytuacji, w której 
nie mógłbym dłużej prowadzić starej gry językowej. W której 
zostałbym wyrwany z pewności gry.

Zaiste,   czy   nie   jest   samo   przez   się   zrozumiałe,   że 

możliwość gry jest uwarunkowana przez pewne fakty?

618. W tym  przypadku  wydawać  by się mogło,  jakoby gra 

językowa musiała 'wskazać' fakty, które ją umożliwiają. (Ale 

tak nie jest.)

Czy   można   więc   powiedzieć,   że   jedynie   pewna   pra-

widłowość zdarzeń sprawia, iż indukcja jest możliwa? Owo 
'możliwa' musiałoby oczywiście znaczyć 'logicznie możliwa

1

.

619.   Czy   mam   powiedzieć:   Nawet   gdyby   nagle   wystąpiła 
nieprawidłowość w zjawiskach przyrody, to nie musiałoby to 
mnie   wyrzucić   z   siodła.   Mógłbym,   jak   przedtem,   wyciągać 
wnioski — ale czy nadal nazywałoby się to „indukcją", to 
inne pytanie.

620. W określonych okolicznościach powiada się „Możesz na 
tym   polegać";   i   zapewnienie   to   może   być   w   języku 
potocznym   uzasadnione   lub   nieuzasadnione,  a   może   być 
uznane   za   uzasadnione   nawet   wtedy,   gdy   to,   co 
przepowiedziane,   nie  ziściło  się.  Istnieje   gra  językowa,  
której używa się tego zapewnienia.

24.4

621.   Gdyby   dyskutowano   na   temat   anatomii,   rzekłbym: 
„Wiem, że z mózgu wychodzi.12 par nerwów". Nigdy tych

116

117

background image

 

background image

nerwów nie widziałem, a nawet specjalista obserwował je 
tylko w nielicznych przypadkach. — Tak właśnie używa się 
tu poprawnie słowa „Wiem".

622.   Można   też   poprawnie   użyć   „Wiem"   w   kontekstach 
wymienionych przez Moore'a, przynajmniej w  określonych 
okolicznościach.  
(Nie wiem wprawdzie, co znaczy „Wiem, że 
jestem człowiekiem". I temu jednak można by nadać sens.) 
Dla każdego z tych zdań mogę sobie wyobrazić warunki, które 
wprawiają je w ruch w jednej z naszych gier językowych, a 
w ten sposób traci ono wszelką filozoficzną niezwykłość.

623. Dziwne, że w takim przypadku zawsze chciałbym rzec 
(choć jest to błąd): „Wiem to — na ile można  coś takiego 
wiedzieć". To nie jest poprawne, ale coś poprawnego za tym 
się kryje.

624.   Czy   możesz   mylić   się   co   do   tego,   że   ten   kolor   po 
polsku nazywa się 'zielony'? Mogę na to odpowiedzieć tylko 
„Nie". Gdybym powiedział „Tak, — bo zawsze wchodzi w 
grę złudzenie", to nic by to nie znaczyło.

Bo czy inni nie znają tego dodatku? I skąd ja go znam?

625. Ale czy to znaczy, że jest nie do pomyślenia, by słowo 
„zielony"   zostało   wypowiedziane   skutkiem   przejęzyczenia 
czy chwilowego pomieszania? Czy nie znamy takich przy-
padków? — Można też komuś powiedzieć: „Czy się przypa-
dkiem nie przejęzyczyłeś?" Znaczy to mniej więcej: „Rozważ 
to raz jeszcze". —

Ale  te  środki  ostrożności  mają  sens  tylko  wtedy,   gdy 

gdzieś mają kres.

Wątpienie bez kresu nie jest nawet wątpieniem.

626.   Nic   też   nie   znaczy  powiedzenie:   „Polską   nazwą   tego 
koloru   jest  z   pewnością  'zielony',   —   chyba,   że   się 
przejęzyczam czy jestem w jakiś sposób w stanie zamętu".

627.   Czy   nie   należałoby   wtrącić   tego   zastrzeżenia   do 

wszystkich  gier  językowych?  (Co pokazuje   jego  bezsensow-

ność.)

628.   Kiedy   powiada   się   „Pewne   zdania   muszą   być   umie-
szczone   poza   zasięgiem   wątpliwości",   to   brzmi   to   tak, 
jakbym te zdania — np. to, że nazywam się L. W. — miał 
zamieścić w książce logicznej.  Jeśli bowiem należy to do 
opisu gry językowej, to należy też do logiki. Jednak to, że 
nazywam   się   L.   W.,   nie   należy   do   takiego   opisu.   Gra 
językowa   operująca   imionami  osób   istnieć   może   zapewne 
nawet wtedy, gdy mylę się co do swego imienia — ale to 
zakłada, iż bezsensowne jest powiedzenie, że większość ludzi 
myli się co do swych imion.

629. Z drugiej jednak strony poprawnym jest powiedzieć  o 
sobie „Nie mogę  mylić się co do swego imienia", a niepo-
prawnym „Być może się mylę". Ale to nie znaczy, że dla 
innych nie ma sensu wątpić w to, co, jak oświadczam, jest 
pewne.

630. To, że nie można w języku ojczystym mylić się co do 

oznaczenia   pewnych  rzeczy,  jest   po   prostu   czymś 

normalnym.

631.   „Nie   mogę   się   co   do   tego   mylić"   charakteryzuje   po 

prostu pewien rodzaj twierdzenia.

632.   Wspomnienie   pewne   i   niepewne.   Gdyby   pewne 
wspomnienie nie było ogólnie bardziej godne zaufania, tzn. 
nie byłoby przez dalszą weryfikację potwierdzane częściej, 
niż wspomnienie niepewne, to wyraz pewności i niepewności 
nie pełniłby w języku swej obecnej funkcji.

633. „Nie mogę się co do tego mylić" — ale co by było, 
gdybym   się   jednak   później   pomylił?   Bo   czy   nie   jest   to 
możliwe? Ale czy to sprawia, że wyrażenie „Nie mogę się

 

119

118

background image

itd." jest niedorzeczne? Czy nie lepiej byłoby zamiast tego 
rzec „Trudno mi się co do tego mylić"? Nie, bo to znaczy coś 
innego.

634. „Nie mogę  się co do tego mylić;  w najgorszym razie 
zrobię ze swego zdania normę".

635.      „Nie mogę się co do tego mylić: byłem z nim dzisiaj".

636.   „Nie   mogę   się   co   do   tego   mylić;   gdyby   nawet 
wydawało się, że coś przemawia przeciwko memu zdaniu, to 
mimo tego pozoru będę przy nim trwał".

637.   „Nie   mogę   się   itd."   wskazuje   memu   twierdzeniu   jego 
miejsce w grze. To jednak odnosi się zasadniczo do mnie, a 
nie do gry w ogólności.

Jeśli się w swym twierdzeniu mylę, to nie odbiera to grze 

językowej jej użyteczności.

25.4

.

638. „Nie mogę się co do tego mylić" jest zwykłym zdaniem 
służącym temu, aby przydać wypowiedzi wartość pewności. 
I tylko w potocznym użyciu jest to uzasadnione.

639. Ale co to do diabła pomoże, jeśli — jak każdy przyzna 
— mogę się co do tego mylić, a więc także co do zdania, 
które ono miało wspierać?

640. Czy mam powiedzieć, że to zdanie wyklucza określony 
rodzaj błędu?

641. „Dziś mi o tym powiedział — co do tego nie mogę się 
mylić". — Ale co będzie, jeśli później okaże się to fałszem?! 
Czy nie musimy tu wprowadzić rozróżnienia między sposo-
bami, na jakie coś 'okazuje się fałszywe'? — Jak zatem można to 
wykazać, że moja wypowiedź była fałszem? Tutaj przecież

120

świadectwo walczy przeciw świadectwu i trzeba  zdecydować, 

które ma ustąpić.

642.  Jeśli  jednak  ktoś  wyraża   wątpliwości:  A co by było, 
gdybym nagle, że tak powiem, przebudził się i rzekł „Po-
myślcie, wyobrażałem sobie, że nazywam się L. W.!" —— a 
kto powie, że nie obudzę się raz jeszcze i nie nazwę tego 
nadzwyczajnym przywidzeniem itd.?

643.   Można   oczywiście   wyobrazić   sobie   przypadek  —   a 
takowe istnieją — gdy po 'przebudzeniu' nigdy więcej nie ma 
się wątpliwości, co było przywidzeniem a co prawdą. Ale taki 
przypadek, lub jego możliwość,  nie dyskredytuje  przecież 
zdania „Nie mogę się co do tego mylić".

644. Czy bowiem w przeciwnym  razie całe twierdzenie nie 
zostałoby w ten sposób zdyskredytowane?

645. Nie mogę się co do tego mylić — ale zapewne mogę 
kiedyś, słusznie czy niesłusznie, pomyśleć, że uświadamiam 
sobie, iż nie byłem zdolny do wydawania sądu.

646.   Gdyby   to   się   zawsze   lub   często   zdarzało,   zapewne 
zmieniłoby to zupełnie charakter gry językowej.

647. Zachodzi różnica pomiędzy pomyłką, dla której, że tak 
powiem,   miejsce   w   grze   językowej   jest   przygotowane,  a 
zupełną nieprawidłowością, która zdarza się jako wyjątek.

648. Mogę też przekonać kogoś innego o tym, że 'nie mogę 

się co do tego mylić'.

Powiadam komuś: „Dziś rano był u mnie ten a ten i to a 

to mu powiedział". Jeśli go to zdumiewa, może mnie spytać: 
„Czy nie możesz się co do tego mylić?" Może to  znaczyć: 
„Czy na pewno zdarzyło się to  dziś ranol"  lub też  „Czy na 
pewno   dobrze   go   zrozumiałeś?"   —   Łatwo   dostrzec,  co 
powinienem dodać, aby wykazać, że nie mylę się co do

:,'.'

121

background image

czasu i, podobnie, że nie zrozumiałem źle opowieści. Ale to 
wszystko  nie  może   wykazać,   iż   to   wszystko   mi   się   nie 
przyśniło lub że nie uroiłem sobie tego niczym mary sennej. 
Ani   też   nie   może   to   wykazać,   że   się   ogólnie   nie 
przejęzyczyłem. (Coś takiego się zdarza.)

649.     (Kiedyś powiedziałem do kogoś — po angielsku
— że kształt pewnej gałęzi podobny jest do gałęzi  wiązu, 
czemu ów ktoś zaprzeczył. Gdy potem przechodziliśmy koło 
kasztanów,   rzekłem   „Widzisz,   tu   są   gałęzie,   o   których 
mówiłem". On na to „Ależ to kasztan"
— a ja „Zawsze, gdy mówię wiąz, mam na myśli kasztan".)

650.   To   zapewne   znaczy:   w   pewnych   (często   się   po-
wtarzających)   przypadkach   możliwość  pomyłki  daje   się 
wyeliminować. — Tak też eliminuje się błędy rachunkowe. 
Bo   jeśli   rachunek   był   sprawdzany   mnóstwo   razy,   to   nie 
można  potem powiedzieć: „Jego prawidłowość jest, mimo 
tego, tylko  bardzo prawdopodobna —  błąd bowiem zawsze 
może się jeszcze wślizgnąć". Przypuśćmy bowiem, że kiedyś 
się   wydało,   iż   błąd   został   wykryty   —   dlaczego   tutaj   nie 
mielibyśmy podejrzewać błędu?

651. Nie mogę się mylić co do tego, że 12 x 12 = 144. A nie 
można  matematycznej  pewności   przeciwstawić  względnej 
pewności   zdań   empirycznych.   Bo   zdanie   matematyczne 
otrzymuje się w wyniku serii działań, które w żaden  sposób 
nie różnią się od pozostałych działań w naszym życiu  i  tak 
samo narażone są na zapomnienie, przeoczenie, złudzenie.

652. Czy mogę teraz prorokować, że ludzie nigdy nie obalą 
obecnych   zdań   rachunkowych,   że   nigdy   nie   powiedzą,  iż 
wiedzą   wreszcie,   jak   się   te   rzeczy   mają?   Ale   czy   to 
usprawiedliwiałoby wątpienie z naszej strony?

653.   Jeśli   zdanie   12   x   12   =   144   nie   podlega   wątpli
wościom,  to musi tak być  również ze zdaniami  nie-mate-
matycznymi.

;

 --.•,-. • < • • - , • • •  <

26.4.51

654.   Ale   temu   wiele   może   przeczyć.   —   Po   pierwsze   jest 
faktem,  że   „12   x   12   itd."   jest   zdaniem  matematycznym  
można  z tego wyciągać  wniosek, że tylko te zdania są  w 
takiej sytuacji. I jeśli ten wniosek nie jest uzasadniony,  to 
równie pewne powinno być zdanie o procesie rachowania, 
ale nie będące samo zdaniem matematycznym. — Myślę o 
zdaniu w rodzaju: „Mnożenie '12 x 12', o ile przeprowadzają 
je ludzie biegli w rachunkach, da w większości przypadków 
wynik '144'". Zdaniu temu nikt nie zaprzeczy, a nie jest ono 
naturalnie   zdaniem   matematycznym.   Ale   czy  ma   ono 
pewność zdania matematycznego?

655.   Zdanie   matematyczne   niejako   oficjalnie   naznaczone 
zostało stemplem bezsporności. Tzn.: „Spierajcie się o inne 
rzeczy; ta jest ustalona —jest osią wokół której spór może się 
obracać".

656. A tego nie można powiedzieć o zdaniu, że ja nazywam 
się L. W. Ani o zdaniu, że tacy a tacy ludzie prawidłowo 
wykonali takie a takie obliczenia.

657.   O   zdaniach   matematyki   powiedzieć   można,   że   są 
skamielinami. — Zdanie „Nazywani się..." takim nie jest. 
Ale   ci,   którzy,   tak   jak   ja,   dysponują   przytłaczającymi 
świadectwami, też uważać je będą za  niezbite.  I to nie na 
skutek   bezmyślności.   Bo   to,   że   świadectwo   jest   przytła-
czające, polega właśnie na tym,  że nie  musimy  ustępować 
przed żadnym świadectwem przeciwnym.  Mamy tu zatem 
oparcie podobne do tego, które sprawia, że zdania matema-
tyczne są niezbite.

 

123

122

background image

658. Pytanie  „Ale czy  nie mogłeś ulec teraz złudzeniu,  a 
później być może zorientować się, że tak było?" mogłoby 
również być zarzutem wobec tabliczki mnożenia.

659. „Nie mogę mylić się co do tego, że zjadłem właśnie 
obiad".

Bo jeśli mówię komuś „Zjadłem właśnie obiad", to może 

on sądzić, że kłamię, albo że nie jestem teraz przy zdrowych 
zmysłach, nie uwierzy jednak, że się mylę. Tak, założenie, że 
mógłbym się mylić, nie ma tu sensu.

Ale to się nie zgadza. Mógłbym np. zaraz po obiedzie, nie 

wiedząc o tym, zdrzemnąć się przy stole i spać przez godzinę, a 
teraz sądzić, że właśnie jadłem.

Ale   mimo   wszystko   rozróżniam   tu   rozmaite   rodzaje 

pomyłek.

660.   Mógłbym   spytać:  „Jak  mógłbym   pomylić   się   co  do 
tego, że nazywam się L. W.?" I odpowiedzieć: Nie widzę, 
jakby to było możliwe.

661.   Jak   mógłbym   się   mylić   przyjmując,   że   nigdy   nie 
byłem na Księżycu?

662.   Gdybym   rzekł   „Nigdy   nie   byłem   na   Księżycu,   ale 
mogę się mylić", byłoby to idiotyczne.

Bo nawet myśl, że mógłbym być tam przeniesiony w 

nieznany   sposób   we   śnie,  nie   dawałaby   mi   prawa,  by 
mówić   tu   o   możliwej   pomyłce.   Gram  blednie,  jeśli   to 
czynię.

663.   Mam   prawo   powiedzieć   „Nie   mogę   się   co   do   tego 
mylić" nawet gdy jestem w błędzie.

664. Czym innym jest: czy ktoś uczy się w szkole tego, co w 
matematyce   jest   poprawne   a   co   niepoprawne   i   czy   sam 
oświadczam, że nie mogę się w pewnym zdaniu mylić.

665. Przydaję tu temu, co jest powszechnie ustalone, coś 

specjalnego.

666.   Ale   jak   jest   np.   z   anatomią   (albo   ze   znaczną   jej 
częścią)? Czy to, co ona opisuje, również nie podlega żadnym 
wątpliwościom?

667. Nawet gdybym przybył do kraju, gdzie ludzie wierzyliby, 
że są we śnie przenoszeni na Księżyc, to nie mógłbym  im 
powiedzieć:   „Nigdy   nie   byłem   na   Księżycu.   —   Naturalnie 
mogę się mylić." A na ich pytanie „Czy nie możesz się 
mylić?" musiałbym odpowiedzieć: Nie.

668.   Jakie   to   ma   praktyczne   konsekwencje,   jeśli   udzielam 
informacji i dodaję, że nie mogę się co do tego mylić?

(Mógłbym też zamiast tego dodać: „Co do tego nie mogę 

się mylić bardziej, niż co do tego, że nazywam się L. W.")

Ktoś inny mógłby mimo to wątpić w moje stwierdzenie. 

Ale jeśli mi ufa, to nie tylko przyjmie moją informację, ale też z 
mojego   przekonania   wyciągnie   określone   wnioski   co   do 
tego, jak się zachowam.

669. Z pewnością używa się w praktyce zdania „Nie mogę się 
co   do   tego   mylić".   Ale  można   wątpić,   czy   ma   ono   być 
później rozumiane w zupełnie ścisłym sensie, czy też raczej 
jest rodzajem przesady, której używa się być może tylko w 
celach perswazyjnych.

27.4.

670. Można by mówić o podstawowych zasadach ludzkich 
badań.

671. Lecę stąd w taką część świata, gdzie ludzie mają tylko 
nieokreślone   wieści,   a   może   w   ogóle   żadnych,   na   temat 
możliwości latania. Mówię im, że przyleciałem właśnie do 
nich z... Pytają mnie, czy mogę się mylić. — Mają oczywiście

 

124

125

background image

fałszywe wyobrażenia o tym,  jak się ta rzecz przedstawia. 
(Gdyby zapakowano mnie do pudła, to może myliłbym się co 
do   rodzaju   transportu.)   Jeśli   powiem   im  po   prostu,   że   nie 
mogę się mylić, to może ich to nie przekona; ale przekona 
ich, gdy opiszę im przebieg zajścia. Wtedy na pewno nie będą 
pytać o możliwość pomyłki. Ale mogliby przy tym — nawet 
jeśli mi ufają — sądzić, że śniłem lub iż czary spowodowały, 
że to sobie wyimaginowałem.

672. 'Jeśli nie ufam temu świadectwu, to dlaczego mam ufać 
jakiemukolwiek innemu?'

673. Czy nie jest trudno rozróżnić przypadki, w których nie 
mogę się mylić i te, w których raczej nie mogę się mylić? Czy 
zawsze   jest   jasne,   do   jakiego   rodzaju   dany   przypadek 
należy? Przypuszczam, że nie.

674.   Są   też   jednak  określone   typy   przypadków,   w   których 
słusznie mówię, że nie mogę się mylić i Moore podał kilka ich 
przykładów.

Mogę wyliczyć  różne typowe przypadki, ale nie mogę 

określić wspólnej cechy. (N. N. nie może się mylić co do tego, 
że kilka dni temu przyleciał z Ameryki do Anglii. Może on 
głosić coś innego tylko wtedy, gdy jest szalony.)

675.      Jeśli ktoś wierzy, że kilka dni temu przyleciał z Ameryki 
do Anglii, to wierzę, że nie może się co do tego mylić. I tak 
samo, gdy ktoś mówi, że siedzi teraz przy stole i pisze.

676.   „Ale   jeśli   nawet   w  takich   przypadkach   nie   mogę   się 
mylić, — to czy nie jest możliwe, że jestem pod narkozą?" 
Jeśli jestem i jeśli narkoza pozbawiła mnie przytomności, to 
nie mówię teraz i nie myślę naprawdę. Nie mogę na serio 
przyjąć, że w tej chwili śnię. Ktoś kto, śniąc, mówi „Śnię", 
nawet gdy mówi na głos, nie ma racji w większym stopniu niż 
wtedy, gdyby we śnie powiedział „Pada deszcz" wówczas,

kiedy faktycznie by padało. Nawet gdyby jego sen naprawdę 
był związany z szumem deszczu.

 

127

126