background image

Osho – 

ODWAGA Radość niebezpiecznego życia 

 

Przedmowa 

 

Nie nazywaj tego niepewnością – nazwij to cudem. Nie nazywaj tego brakiem 

pewności siebie - nazwij to wolnością. 

Nie jestem tu, aby narzucać wam dogmaty - dogmat daje pewność. Nie jestem tu, 

aby składać wam obietnice na wyrost - każda taka obietnica stwarza poczucie 

bezpieczeństwa. Jestem tu po prostu po to, aby obudzić w was czujność i 

świadomość, żebyście umieli trwać tu i teraz pomimo braku poczucia 

bezpieczeństwa, pomimo niepewności i wszystkich zagrożeń, które życie niesie ze 

sobą. 

Wiem, że przybyliście tu w poszukiwaniu pewności, gotowych recept, jakichś ,,-
izmów”

, własnego miejsca, kogoś, na kim moglibyście polegać. Przyszliście tu ze 

względu na strach. Poszukujecie jakiejś pięknej niewoli - abyście mogli żyć bez 

konieczności ciągłego zachowywania czujności. 

Chciałbym pogłębić wasz brak poczucia bezpieczeństwa, waszą niepewność - 

ponieważ takie jest życie, taki jest Bóg. Gdy pojawia się niepewność i 

niebezpieczeństwo, jedynym, co powinniście zrobić, jest zachować świadomość. 

Są dwie możliwości. Możesz zamknąć oczy i popaść w dogmaty, stać się 

chrześcijaninem, hinduistą czy muzułmaninem... 

a w końcu przeistoczyć się w strusia. To nie przemienia życia, tylko zamyka twoje 

oczy, ogłupia, pozbawia inteligencji. Czujesz się bezpieczny w swojej niewiedzy - 

wszyscy idioci czują się bezpieczni. Właściwie tylko idioci czują się bezpiecznie. 

Człowiek, który żyje naprawdę, zawsze będzie czuł się niepewnie. Czy istnieje 

jakaś pewność? 

Życie nie jest procesem mechanicznym, nie może być pewne. Jest 

nieprzewidywalną tajemnicą. Nikt nie wie, co wydarzy się za moment. Nawet Bóg, 

który, waszym zdaniem, mieszka gdzieś w siódmym niebie, nawet On - jeśli tam 

jest  nie wie, co się wydarzy! Ponieważ jeśli wiedziałby, co się wydarzy, wtedy 

życie byłoby fałszywe, wszystko byłoby z góry zapisanie i ukartowane. 

Skąd Bóg mógłby wiedzieć, co się wydarzy, skoro przyszłość jest otwarta? Jeśli 

wiedziałby - życie byłoby martwe, jak proces mechaniczny. Nie byłoby w nim 

wolności - a jak może istnieć życie bez wolności? Wtedy nie istniałby wybór: 

rozwijać się czy nie. Wszystko, co z góry ustalone, jest pozbawione chwały i 

majestatu. Bylibyście tylko robotami. 

Nie, nic nie jest bezpieczne. Takie jest moje przesłanie. Nic nie może być 
bezpie

czne, bo życie bezpieczne jest gorsze od śmierci. Nic nie jest pewne. Życie 

jest pełne niepewności i niespodzianek - oto jego piękno! Nigdy nie dochodzisz do 

momentu, w którym możesz powiedzieć: „Teraz mam stuprocentową pewność". 

background image

Kiedy mówisz, że jesteś czegoś pewien, deklarujesz swoją śmierć; popełniasz 
samobójstwo. 

Życie toczy się pośród tysiąca niepewności. Na tym polega jego wolność. Nie 

nazywaj tego brakiem pewności.  

Rozumiem, dlaczego umysł nazywa wolność „niepewnością" (...). Czy spędziłeś 

kiedyś kilka miesięcy (lat) w więzieniu? Jeśli byłeś tam, to wiesz, że gdy nadchodzi 

dzień uwolnienia, więzień odczuwa niepewność co do swojej przyszłości. W 

więzieniu wszystko było jasne. Wszystko opierało się na żelaznej rutynie. 
Zapewniano jedzenie, schronienie; 

nie było obawy o to, że następnego dnia może 

nie być niczego do jedzenia, że będziesz głodny - nic z tych rzeczy, wszystko było 

pewne. A tu nagle po wielu łatach strażnik przychodzi i oznajmia: „Teraz 

zostaniesz zwolniony". Więzień zaczyna drżeć. Za murami znów pojawi się 

niepewność; znów trzeba będzie szukać, znów trzeba będzie żyć z poczuciem 

wolności. 

Wolność budzi lęk. Ludzie rozprawiają o niej, ale się jej boją. A człowiek nie jest 

człowiekiem, jeśli boi się wolności. 

Daję wam wolność, nie daję wam bezpieczeństwa. Daję wam zrozumienie, a nie 

wiedzę. Wiedza przynosi ze sobą pewność. Gdybym udzielał wam wskazówek, 

pewnych wskazówek o istnieniu Boga, Ducha Świętego, Jezusa - jedynego Syna 

Bożego, o piekle i niebie, o tym, co dobre, a co złe, o tym, że za popełnianie 

grzechów traficie do piekła, a za cnotliwe uczynki będziecie w niebie - koniec! - 

mielibyście pewność. Właśnie dlatego tak wielu ludzi wybrało bycie 

chrześcijaninem, hinduistą, muzułmaninem, dżainistą - oni nie chcą wolności, chcą 
sztywnych zasad. 

Umierał człowiek - nagle, w wypadku samochodowym. Nikt nie wiedział, że jest 

żydem, więc wezwano katolickiego księdza. Ten pochylił się nad mężczyzną, który 

był już w stanie agonalnym, i zapytał: 

Wierzysz w Trójcę Przenajświętszą, Boga Ojca, Syna Jego Jezusa i Ducha 

Świętego? 

Mężczyzna otworzył oczy i powiedział: 
- Patrzcie, ja umieram - a on zadaje zagadki! 

Gdy śmierć zapuka do drzwi, okaże się, że cała twoja pewność to po prostu 

zagadki, jest niemądra. Nie chwytaj się kurczowo pewności. Życie jest niepewne - 

niepewność to jego natura. Człowiek inteligentny zawsze pozostaje niepewny. 

Właśnie ta gotowość pozostania niepewnym oznacza odwagę. Ta gotowość 
pozostania niepewnym oznacza zaufanie. Osoba inteligentna pozostaje czujna w 

każdej sytuacji - odpowiada na nią całym swoim sercem. Nie wie, co się wydarzy, 

nie wie, czy to albo tamto się stanie. Życie to nie nauka ścisła; to nie łańcuch 

zdarzeń sprowokowany konkretną przyczyną. Podgrzej wodę do stu stopni, a 
wyparuje - 

to jest pewnik. Ale w prawdziwym życiu nic nie jest pewne. 

background image

Każda jednostka jest wyrazem wolności, nieznanej wolności. Przewidywanie, 

oczekiwanie spodziewanych rezultatów jest niemożliwe. Trzeba żyć z uwagą i 
zrozumieniem. 

Przyszliście do mnie w poszukiwaniu wiedzy; chcecie ustalić reguły, abyście mogli 

się ich trzymać. Ale ja nie podaję reguł. Powiem więcej: jeśli jakieś już macie - 

odbiorę je wam! Zniszczę waszą pewność, sprawię, że zaczniecie się wahać, że 

przestaniecie czuć się pewnie. To jest podstawowa zmiana, która musi się 

dokonać. Tb jedyna rzecz, którą musi zrobić mistrz - zostawić was w całkowitej 

wolności. W całkowitej wolności, z otwartymi możliwościami, bez jakichkolwiek 

pewników (...). Będziecie musieli być czujni, nic więcej. 

To właśnie nazywam zrozumieniem. Jeśli rozumiesz, niepewność staje się istotną 

częścią życia. I tak właśnie jest dobrze, ponieważ dzięki niepewności życie staje 

się nieustającą niespodzianką. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Utrzymuje cię 

to w stanie ciągłego zdziwienia. Nie nazywaj tego niepewnością -nazwij to cudem. 

Nie nazywaj tego brakiem pewności siebie - nazwij to wolnością. 
 

Rozdział pierwszy  

 
Czym jest odwaga? 
 

Na pierwszy rzut oka nie ma dużej różnicy między tchórzem a odważnym. Jedyną 

jest to, że tchórz wsłuchuje się w swój 

Odwaga jest podążaniem w nieznane wbrew swoim obawom.  

Nie oznacza ona braku lęku. Strach znika, gdy stajemy się coraz odważniejsi. 

Ostatecznym doświadczeniem odwagi jest stan bycia nieustraszonym, który - gdy 

odwaga jest całkowita - staje się jak aromat. Ale na początku człowiek tchórzliwy i 

odważny nie różnią się od siebie zanadto. Jedyną różnicą jest to, że tchórz 

wsłuchuje się w swój strach i za nim podąża, a osoba odważna odsuwa go na bok 

i idzie dalej, zapuszcza się w nieznane pomimo lęków. Odczuwa strach, strach jej 
towarzyszy. 

Gdy tak jak Kolumb wypływasz na niezbadane morze, napotykasz strach, 

ogromny strach, ponieważ nie wiadomo, co może się wydarzyć. Opuszczasz 

bezpieczny brzeg. Do tej pory było ci świetnie, jednak brakowało ci jednego - 

przygody. Zapuszczanie się w nieznane dostarcza emocji. Serce znów zaczyna 

bić mocniej; ponownie zaczynasz czuć, że żyjesz, że przepełnia cię wigor. Każda 

twoja komórka żyje, ponieważ zdecydowałeś się przyjąć wyzwanie. 
Przyjmowanie wyzwania od nieznanego pomimo strachu to odwaga. Zawsz

e będą 

towarzyszyć temu obawy, ale jeśli zdecydujesz się przyjmować wyzwania, strach 

powoli zniknie. Doświadczanie radości związanej z nieznanym, pojawiający się 

zachwyt wzmacniają cię, uczą uczciwości, wyostrzają inteligencję. Po raz pierwszy 

odczujesz, że życie to nie nuda, lecz przygoda. A z czasem strach zanika; wtedy 

ciągle rozglądasz się w poszukiwaniu jakiejś przygody. 

background image

Generalnie, odwaga to ryzykowanie tym, co jest nam znane, na rzecz nieznanego; 

wygodą na rzecz niewygody. Jest to mozolna pielgrzymka do nieznanego celu. 

Nigdy nie wiadomo, czy będziemy w stanie się na to zdobyć. Jest to jak hazard, 

lecz tylko ci, którzy podejmują ryzyko, wiedzą, czym naprawdę jest życie. 
 
Tao odwagi 
 

Życie nie przestrzega zasad logiki; nieprzerwanie podąża własną drogą. To ty 

musisz wsłuchać się w nie; życie nie posłucha twoich argumentów; są mu 

całkowicie obojętne. 

Co widzisz, gdy podążasz drogą swojego życia? Nadciąga burza, padają ogromne 

drzewa. Według Darwina, powinny przetrwać, są tak potężne i silne. Przyjrzyj się 

prastaremu drzewu, wysokiemu na dziesiątki metrów, mającemu trzy tysiące lat. 

Sama jego obecność stwarza wrażenie siły i mocy. Miliony korzeni zanurzyły się 

głęboko w ziemię, więc drzewo stoi stabilnie. Oczywiście będzie walczyć - nie 

chce skapitulować, poddać się, ale po burzy upada martwe, przestaje żyć, cała 

jego siła znika. Burza okazała się potężniejsza. Zawsze tak jest, ponieważ burza 

jest całością, a drzewo - jednostką. 

Jednak istnieją także mniejsze rośliny, trawa. Gdy nadchodzi burza, trawa poddaje 

się, więc burza nie jest w stanie jej zaszkodzić. Co najwyżej może ją oczyścić, 

zmyć z niej kurz, ale nic więcej. Obmywa jak prysznic, a gdy odchodzi, niskie 

zarośla i trawy ponownie unoszą głowy. Trawa prawie nie ma korzeni, może ją 

wyrwać małe dziecko, ale pokonała burzę. Jak to możliwe? 

Trawa podążyła ścieżką tao, drogą wskazaną przez Laocy, natomiast drzewo 

wybrało drogę Darwina. Drzewo zachowało logikę: próbowało się opierać, pokazać 

swoją siłę. Jeśli starasz się pokazać swoją siłę, zostaniesz pokonany. Wszyscy 

Hitlerowie, Napoleonowie, Aleksandrowie Wielcy są jak ogromne, silne drzewa. 

Wszyscy zostaną pokonani. Natomiast Laocy są jak małe rośliny: nikt nie jest w 

stanie ich pokonać, ponieważ zawsze są gotowi ulec. Jak można pokonać kogoś, 
kto mówi: 

„Poddaję się. Ciesz się zwycięstwem, po co robić tyle hałasu? Jestem 

pokonany". Nawet Aleksander poczuje się bezsilny przed Laocy, nie będzie w 

stanie niczego zrobić. Opowiada o tym pewna anegdota. 

W czasach, gdy Aleksander Wielki dotarł do Indii, żył tam pewien mistyk, sannjasin 
* o imieniu Dandamis. 
 
* Sannjasini (z sanskrytu) - 

dosłowne: porzucający; w hinduizmie: mnisi, wędrowni 

asceci, reprezentujący czwarty, najdoskonalszy etap życia. 
 

Przed wyprawą przyjaciele poprosili Aleksandra, żeby przywiózł ze sobą 

sannjasina, ponieważ ten unikalny kwiat można spotkać tylko w Indiach. 
Powiedzieli: 
- Przywieziesz zapewne wiele rzeczy, ale nie zapomnij o sannjasinie.  

background image

Chcielibyśmy ujrzeć go na własne oczy, dowiedzieć się, kto to naprawdę jest. 

Aleksander, przejęty wojną, skupiony na walce, przypomniał sobie o tym dopiero, 

kiedy już wracał z podbojów, będąc tuż przy granicy Indii. Mijał ostatnią wioskę, 

więc rozkazał żołnierzom, aby udali się do niej i rozejrzeli za jakimś sannjasinem. 

Traf chciał, że nad rzeką nieopodal wioski przebywał akurat Dandamis. Ludzie 
mówili: 

Zjawiliście się w dobrym momencie. Żyje bowiem wielu sannjasinów,  

lecz spotkać prawdziwego to niezwykła rzadkość. Możesz udać się do niego w 
odwiedziny, otrzymasz prawdziwy darszan*. 
Aleksander roze

śmiał się i odpowiedział: 

Nie przybyłem tu po to, by otrzymywać jakieś darszany. Moi żołnierze go pojmą. 

Zabiorę go ze sobą do stolicy mojego kraju. 

Wieśniacy odpowiedzieli: 

To nie będzie tak proste... 

Aleksander nie mógł w to uwierzyć. Zwyciężał imperatorów, królów, więc jaki 

problem mógł mieć z sannjasin - żebrakiem i ascetą? Gdy żołnierze udali się do 
Dandamisa, ujrzeli go nagiego na brzegu rzeki. Powiedzieli: 

Aleksander Wielki zaprasza cię, abyś towarzyszył mu w podróży do jego kraju. 

Zostanie ci 

zapewnione wszystko, czego potrzebujesz. Będziesz gościem króla. 

Nagi fakir roześmiał się i rzekł: 

Pójdźcie i powiedzcie swojemu panu, że człowiek, który sam siebie nazywa 

„wielkim", nie może być wielki. A dodajcie także, że nikt mnie stąd nie zabierze. 

Sannjasin przemieszcza się jak chmura, niczym nie skrępowany. Nie jestem 
niewolnikiem. 
Odpowiedzieli mu: 

Musiałeś słyszeć o Aleksandrze! To gwałtowny człowiek. Jeśli mu odmówisz, nie 

posłucha, tylko utnie ci głowę. 

sannjasin rzekł: 

Lepiej przyprowadźcie tu swojego pana. Może zrozumie to, co mu powiem. 

Aleksander zdecydował się iść, gdy jego żołnierze oznajmili: 

On jest kimś wyjątkowym, świetlistym. Unosi się wokół niego coś przedziwnego. 

Jest nagi, ale nie czuje się tego w jego obecności. Jest tak potężny, że w jego 

towarzystwie człowiek zapomina o całym świecie. Ma w sobie magnetyzm, wokół 

panuje cisza, a całe otoczenie wydaje się cieszyć jego obecnością. Warto się z 

nim spotkać, ale jest pewien problem... Biedak upiera się, że nikt nigdzie go nie 
zab

ierze, że nie jest niczyim niewolnikiem. 

Aleksander poszedł na spotkanie, trzymając obnażony miecz w dłoni. Dandamis 

roześmiał się i powiedział: 

Schowaj miecz, jest ci niepotrzebny. Odłóż go na miejsce; jest bezużyteczny, 

gdyż możesz nim pociąć jedynie moje ciało, które opuściłem już dawno temu. 

Miecz mnie nie zrani; nie bądź dziecinny. 

background image

Mówi się, że był to pierwszy raz, kiedy Aleksander posłuchał cudzego rozkazu. Z 

powodu obecności tego człowieka jakby zapomniał, kim jest. Schował miecz i 

rzekł: 
- Nigdy n

ie spotkałem tak cudownego człowieka. Gdy wrócił do obozu powiedział: 

Trudno jest zabić kogoś, kto jest gotów umrzeć. Zabicie go nie ma sensu. Można 

zabić kogoś, kto walczy, wtedy ma to sens; nie można tego zrobić, gdy ktoś jest 
gotów i mówi: „Oto moja g

łowa, możesz ją śmiało odciąć." 

Dandamis rzeczywiście powiedział: „Oto moja głowa, możesz ją odciąć. Gdy 

osunie się, obaj zobaczymy, jak spada na piasek, ponieważ nie jestem swoim 

ciałem. Jestem świadkiem". 

Aleksander po powrocie oznajmił przyjaciołom: 
- B

yło wielu sannjasinów, których mogłem ze sobą przywieźć, ale nie byli 

prawdziwi. Później zaś spotkałem człowieka, który naprawdę był niezwykły. 

Dobrze słyszeliście: taki kwiat jest wyjątkowo rzadki. Lecz nikt nie zmusi go do 

niczego, ponieważ nie boi się on umrzeć. Gdy ktoś nie boi się śmierci, jak można 

go do czegokolwiek nakłonić? 

To twój strach czyni z ciebie niewolnika. Przestajesz nim być, gdy przestajesz się 

bać. Twój strach zmusza cię także do robienia niewolników z innych, tak by nie 
próbowali zniew

olić ciebie. 

Człowiek pozbawiony strachu nie boi się nikogo i nie sprawia, że inni się go boją. 

Strach całkowicie znika. 
 
Droga serca 
 

Angielskie słowo courage * (odwaga) jest bardzo interesujące. Pochodzi od 

łacińskiego cor - co oznacza „serce". Skoro rdzeń słowa „odwaga" pochodzi od 

„serca", to bycie odważnym oznacza życie z sercem. Słabi i tylko słabi żyją, 

używając głowy; przerażeni, wznoszą wokół siebie mury logiki. Przepełnieni 

strachem, zamykają wszystkie drzwi - teologią, koncepcjami, słowami, teoriami - i 

chowają się za tymi zamkniętymi drzwiami. 

Droga serca jest drogą odwagi. Oznacza życie w poczuciu niepewności, życie z 

miłością, zaufaniem, poruszanie się po nieznanym, pozostawienie przeszłości i 

pozwolenie na to, by spełniała się przyszłość. Odwaga jest poruszaniem się po 

niebezpiecznych ścieżkach. Życie to niebezpieczeństwo i jedynie tchórze go 

unikają - jednocześnie stając się martwi. Osoba żywa, żyjąca naprawdę, zawsze 

wybierze nieznane. Zaryzykuje pomimo zagrożenia. Serce jest zawsze gotowe 
ry

zykować, jest graczem. Głowa jest jak biznesmen - kalkuluje i jest przebiegła. 

Serce tego nie robi. 
 

Słowo courage jest piękne i ciekawe. Żyjąc sercem, człowiek odkrywa sens. Poeta 

żyje z sercem i sercem słucha odgłosów nieznanego. Głowa nie potrafi słuchać; 

jest daleko od tego, co nieznane. Jest wypełniona tym, co już znasz. 

background image

Czym jest twój umysł? Wszystkim, co wiesz. A to jest przeszłość, coś, co umarło, 

odeszło. Umysł to jedynie wspomnienie. Serce jest przyszłością, serce jest 

nadzieją, zawsze wiąże się z tym, co będzie. Głowa myśli o przeszłości, serce 

marzy o przyszłości. 

Przyszłość dopiero nadejdzie. Zawiera w sobie możliwość nadejdzie, nadchodzi. 

W każdej chwili przyszłość staje się teraźniejszością, teraźniejszość - 

przeszłością. Przeszłość nie daje wyboru, już się stała. Oddaliłeś się od niej - 

spełniła się, jest martwa jak grób. Przyszłość jest jak nasienie - budzi się, rozwija, 

by napotkać teraźniejszość. 

Jesteś w ciągłym ruchu. Teraźniejszość jest jak most ku przyszłości. Tb krok, który 

właśnie stawiasz, a który zmierza w stronę przyszłości. 

Każdy chce być sobą. Bycie sobą dostarcza tak dużo szczęścia  

i błogości, że nie ma powodu być fałszywym. Musisz mieć odwagę, by zajrzeć w 

głąb: Dlaczego się boisz? Co może zrobić ci świat? Ludzie mogą się z ciebie 

śmiać; to poprawi im nastrój - śmiech jest zawsze lekarstwem. Pomyślą, że 

oszalałeś... Ale fakt, iż tak pomyślą, nie sprawi, że staniesz się szalony. 

Jeśli twoja radość, łzy, taniec są prawdziwe - prędzej czy później znajdą cię ludzie, 

którzy będą cię rozumieć, którzy być może dołączą do twojej karawany. Ja też 

zaczynałem w pojedynkę, z czasem pojawili się inni ludzie i tak stworzyliśmy 

światową karawanę! Nikogo nie zapraszałem; robiłem po prostu to, co wypływało z 
mojego serca. 
Jestem odpowiedzialny za 

swoje serce, nie innych ludzi. Ty również odpowiadasz 

tylko za swoje. Nie sprzeciwiaj się. Sprzeciw to samobójstwo, wyniszcza cię. I jaka 

z tego korzyść? Nawet gdy ludzie cię szanują, uważają za rozważnego, 

szacownego człowieka, to ich opinie cię nie wzbogacą. Nie dostarczą ci lepszego 

wglądu w życie i jego piękno. 

Ile milionów ludzi żyło na Ziemi przed tobą? Nie znasz nawet ich imion; to, czy 

istnieli, czy nie, nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Byli wśród nich święci i 
grzesznicy, ludzie godni szacunku

, ekscentrycy, szaleńcy - i wszyscy zniknęli, 

nawet najmniejszy ślad po nich nie został. 

Twoim głównym celem powinno być rozwijanie i ochrona tych jakości, które 

będziesz mógł zabrać ze sobą, gdy śmierć zniszczy twoje ciało i umysł, ponieważ 

tylko te jakości będą ci towarzyszyć. Są one jedynymi prawdziwymi wartościami. 

Tylko ci ludzie, którzy je osiągają, żyją naprawdę; inni po prostu udają. 
 

Pewnej nocy KGB puka do drzwi Jasela Finkelsztajna. Jaseł otwiera. Agent KGB 
pyta: 

Czy mieszka tu Jaseł Finkelsztajn? 

- Nie - 

odpowiada Jaseł, stojąc na progu w swojej powycieranej piżamie. 

Nie? Więc jak się nazywasz? 

Jaseł Finkelsztajn. 

Agent powala go na ziemię i krzyczy: 

background image

Dlaczego na moje pytanie odpowiedziałeś, że tu nie mieszkasz? 

- Pan to nazywa mieszkaniem? - 

odpowiada Jaseł. 

Sama egzystencja to nie życie. Spójrz na swoje życie. Czy możesz nazwać je 

darem? Czy możesz je nazwać prezentem? Chciałbyś, aby dano ci to samo życie 
ponownie? 
 

Nie słuchaj recept - słuchaj własnego serca. To jedyna recepta, którą polecam: 

słuchaj uważnie, świadomie, a nigdy się nie pomylisz. Słuchając własnego serca, 

nie będziesz czuł się rozdarty. Zaczniesz poruszać się we właściwym kierunku, 

bez zastanawiania się, co jest właściwe, a co niewłaściwe. 

Nowa sztuka życia dla ludzkości będzie zawierać się w tajemnicy uważnego, 

świadomego słuchania własnego serca. Podążaj za nim, idź, dokądkolwiek cię 
poprowadzi. Owszem, czasem wpadniesz w tarapaty - 

ale wtedy pamiętaj, to jest 

potrzebne, abyś mógł dojrzeć. Czasem zejdziesz na manowce - ale pamiętaj: i to 
jest etapem dorastania. Wiele razy upadniesz - 

i znów się podniesiesz, ponieważ 

w ten sposób zdobywa się siłę. W ten sposób scalasz się. 

Nie przestrzegaj zasad narzuconych z zewnątrz. Żadna narzucona reguła nie 

może być słuszna, ponieważ zasady tworzone są przez ludzi, którzy chcą tobą 

kierować! Tak, czasami na świecie zdarzali się również wielcy, oświeceni ludzie - 

Budda, Jezus, Kryszna, Mahomet. Nie narzucali światu swoich reguł, dawali mu 

swą miłość. Ale prędzej czy później zawsze znajdą się ci, którzy stworzą kodeksy 

prawideł, jak żyć. Kiedy mistrz odchodzi, znika jego światło. Ci, którzy zostali, 

pogrążeni w ciemności, zaczynają po omacku szukać zasad, których mogliby 

przestrzegać, bo bez światła niczego nie widzą. Teraz będą zmuszeni polegać na 
zasadach. 

To, co robił Jezus, było zgodne z głosem Jego serca. To, co robią chrześcijanie, 

niekoniecznie zgadza się z głosami ich serc. Naśladują - a w momencie, gdy 

naśladujesz, obrażasz swoje człowieczeństwo, obrażasz swojego Boga. 
 

Nie naśladuj. Zawsze bądź oryginalny. Nie stawaj się kopią. Niestety, cały świat 

pełen jest kopii. 

Jeśli jesteś oryginałem, życie jest jak taniec - a przecież zostałeś stworzony jako 

istota oryginalna, niepowtarzalna. Zauważ, jak wiele różni Buddę od Kryszny. Jeśli 
K

ryszna naśladowałby Buddę, stracilibyśmy jednego z najpiękniejszych ludzi na 

Ziemi. A gdyby Budda podążał za Kryszna, byłby po prostu marnym falsyfikatem. 

Wyobraź sobie Buddę grającego na flecie! - zakłóciłby sen wielu ludzi, nie był 

Recistą. Wyobraź sobie tańczącego Buddę - to wygląda śmiesznie, absurdalnie. 
Podobnie z Kryszna. Siedzi pod drzewem bez Hetu, bez korony z pawich piór, bez 
bogatych szat - 

po prostu siedzi pod drzewem jak żebrak z zamkniętymi oczami, 

bez ludzi tańczących dookoła, bez muzyki, bez śpiewów - wyglądałby tak biednie, 
tak bezsilnie. 

background image

Budda to Budda, Kryszna to Kryszna, a ty to ty. Pod żadnym względem nie jesteś 

gorszy od innych. Szanuj siebie, szanuj swój wewnętrzny głos i podążaj za nim. 

I pamiętaj - nie gwarantuję, że zawsze dobrze cię poprowadzi. Wiele razy 

poprowadzi cię na manowce, bo aby dojść do właściwych drzwi, trzeba wpierw 

zapukać do wielu niewłaściwych. Tak już jest. Jeśli natkniesz się na dobre drzwi 

przez przypadek, nie będziesz umiał rozpoznać, że są to te właściwe. Pamiętaj 

więc - w ostatecznym rozrachunku żaden wysiłek nie idzie na marne; wszystkie 

biorą udział w osiągnięciu kulminacyjnego punktu twojej dojrzałości. 

Nie bądź niezdecydowany, nie martw się za bardzo o to, że zrobisz coś nie tak. To 
jeden z problemów: ludzi 

nauczono wystrzegać się błędów. Stają się 

niezdecydowani, pełni lęku, przerażeni tym, że mogliby zrobić coś źle, i tkwią w 

miejscu. Nie potrafią się ruszyć, bo coś złego może się wydarzyć. Stają się jak 

kamienie, tracą możliwość ruchu. 
 

Popełniaj tyle błędów, ile to możliwe, pamiętając tylko o jednym: nie popełniaj 

drugi raz tego samego. A będziesz wzrastać. Gubienie się jest częścią twojej 

wolności, sprzeciw - nawet wobec Boga - to część twojej godności. Sprzeciwianie 

się, nawet Bogu, jest niekiedy piękne. Właśnie w ten sposób wykształcisz 

kręgosłup; są całe miliony ludzi pozbawione kręgosłupa. 

Zapomnij o wszystkim, co ci określano jako słuszne lub niesłuszne. Życie nie jest 

niezmienne. Coś, co jest dobre dzisiaj, może stać się błędem jutro, coś, co jest 
n

iesłuszne w tym momencie, w następnym może być właściwe. Życia nie można 

zaszufladkować; nie można przyczepić metek: „To jest prawidłowe, a to 

nieprawidłowe". Życie to nie apteka, gdzie każda buteleczka ma swoją nalepkę, 

dzięki czemu wiesz, co zawiera. Życie jest tajemnicą: w jednym momencie 

wszystko pasuje i jest dobre; w następnym tyle wody upłynęło w Gangesie, że już 

nie pasuje i jest niesłuszne. 
Jaka jest moja defin

icja tego, co słuszne? Słuszne jest to, co współgra z 

egzystencją, a to, co z nią nie współgra, jest niesłuszne. W każdym momencie 

będziesz musiał zachować czujność, ponieważ w każdej chwili musisz 

podejmować decyzję na nowo. Nie możesz polegać na gotowych odpowiedziach. 
 

Tylko głupcy polegają na gotowych odpowiedziach, ponieważ do tego nie jest 

potrzebna inteligencja. Oto wiesz, co jest właściwe, a co niesłuszne, możesz łatwo 

zapamiętać; lista nie jest długa. Dziesięć przykazań - proste! - wiesz, co jest 

dobre, a co złe. Ale życie ciągle się zmienia. Gdyby powrócił Mojżesz, nie sądzę, 

by podał ci tych samych dziesięć przykazań - nie mógłby. Po upływie trzech 

tysięcy lat te same przykazania? Musiałby dać coś nowego. 

Moje własne zdanie jest takie: przykazania są źródłem nieporozumień, ponieważ 

zanim dotrą do ludzi, już stają się przestarzałe. Życie mknie tak szybko; jest 

dynamiczne, nie statyczne. Nie jest nieruchomym stawem, jest Gangesem, płynie. 

background image

Nie jest takie samo w dwóch kolejnych momentach. Jedna rzecz może być dobra 

w tym momencie, a może nie być dobra w następnym. 

Co robić? Jedyne, co można, to uczynić ludzi na tyle czujnymi, aby sami mogli 

decydować, jak zareagują na zmieniające się życie. Jeśli masz oczy, to 

zauważysz, że każda chwila jest zaskoczeniem i gotowe odpowiedzi nie mają 

żadnego zastosowania. 
 
Droga inteligencji 
 
Inteligencja to 

życie, to spontaniczność, otwartość, brak zabezpieczenia. To 

bezstronność, odwaga funkcjonowania bez podejmowania wcześniejszych decyzji. 

A dlaczego mówię, że jest odwagą? Jest odwagą, ponieważ gdy działasz w 

sposób z góry założony, twoje decyzje chronią cię, dają poczucie bezpieczeństwa. 

Dobrze je znasz, dobrze wiesz, jak do nich dojść, z nimi jesteś bardzo skuteczny. 

Improwizacja w życiu to funkcjonowanie w niewinności. Nie ma bezpieczeństwa; 

możesz się pomylić, zboczyć na manowce. 
Ten, kto jest gotów wy

ruszyć na poszukiwanie, zwane prawdą, musi przygotować 

się na popełnianie błędów - musi być w stanie ryzykować. Może zejść na 

manowce, ale tak można dojść do celu. Gubiąc się wiele razy, nauczysz się, jak 

więcej nie zabłądzić. Popełniając wiele błędów, człowiek uczy się, czym jest błąd i 

jak go nie popełniać. Wiedząc, czym jest błąd, przybliża 

się coraz bardziej do prawdy. Są to indywidualne poszukiwania; nikt nie może 

polegać na cudzych wnioskach. 
 

Nie urodziłeś się jako umysł. Niech to wsiąknie głęboko w twoje serce; tak 

głęboko, jak to tylko możliwe, ponieważ dzięki temu otworzą się drzwi. Jeśli 

urodziłeś się bez umysłu, to znaczy, że umysł jest wytworem społecznym. Nie jest 

naturalny, jest kulturowy. Został „wymyślony" i „narzucony" ci. Głęboko wewnątrz 

wciąż jesteś wolny, możesz się wydostać. Nie możesz uciec od natury, ale jeśli 

tylko się na to zdecydujesz, możesz uciec od tego, co sztuczne. 

Byt poprzedza myśl. Nie jest więc stanem umysłu, jest stanem wykraczającym 

poza umysł. Bycie jest sposobem poznania tego, co fundamentalne, nie myślenie. 

Nauka to myślenie, filozofia to myślenie, teologia to myślenie. Religijność nie 

oznacza myślenia. Religijna bliskość to bliskość bez myślenia. Jest bardziej 

intymna, doprowadza cię bliżej do rzeczywistości, odrzuca wszystko, co cię 

powstrzymywało, odblokowuje cię; zaczynasz płynąć przez życie. Nie myślisz, że 

jesteś oderwany, patrzysz. Nie myślisz z zastrzeżeniem, że jesteś obserwatorem, 

kimś odległym. Spotykasz się, łączysz i wnikasz w rzeczywistość. 
Jest to inny ro

dzaj poznania. Nie może być nazwany „wiedzą". Bardziej podobny 

jest do miłości niż wiedzy. Jest to poznanie tak intymne, że słowo „wiedza" nie 

wystarcza, aby je wyrazić. Słowo „miłość" jest bardziej adekwatne, bardziej 
wyraziste. 

background image

W historii świadomości rasy ludzkiej pierwsza rozwinęła się magia. Stanowiła ona 

połączenie nauki i religii. Miała w sobie coś z umysłu i nie-umysłu. Później z magii 

wyrosła filozofia. Z filozofii - nauka. Magia była zarówno nie-umysłem, jak i 

umysłem. Filozofia była już tylko umysłem. Później umysł i metoda 

eksperymentalna stworzyły naukę. Stanem nie-umysłu jest zaś religijność. 

Religijność i nauka to dwa różne sposoby podejścia do rzeczywistości. Nauka 

zbliża się do niej za pośrednictwem swych wielu dziedzin, religijność - wprost. 

Nauka to podejście pośrednie; religijność to podejście bezpośrednie. Nauka kręci 

się po obrzeżach, religijność dociera do samego serca rzeczywistości. 

I jeszcze kilka uwag (...). Myśl może wymyślać tylko to, co znane - może przeżuć 

to, co już było przeżute. Myślenie nigdy nie może być oryginalne. Jak można 

myśleć o nieznanym? Cokolwiek możesz wymyślić, było znane ci już wcześniej. 

Możesz myśleć tylko dlatego, że już coś znasz. Myślenie może co najwyżej 

stworzyć nowe kombinacje. Możesz myśleć o złotym latającym koniu, lecz nic tu 

nie jest nowe. Znasz ptaki latające pod niebem, znasz złoto, znasz konie - łączysz 

te trzy elementy ze sobą. Myślenie może jedynie dać nowe kombinacje, ale nie 

może poznać nieznanego. Nieznane pozostaje poza jego obrębem. Dlatego 
my

ślenie kręci się w kółko, wciąż poznajesz to, co już jest ci znane, przeżuwasz 

to, co już jest przeżute. Myślenie nigdy nie jest oryginalne. 
 

Wkraczanie w rzeczywistość oryginalnie, radykalnie, bez pośredników -wkraczanie 

w rzeczywistość tak, jakbyś był pierwszą istniejącą osobą na świecie - to jest 

wyzwolenie. Taka świeżość wyzwala. 

Prawda to doświadczenie, nie stwierdzenie. Prawda nigdy nie pojawia się wskutek 

studiów; musisz się z nią zmierzyć, musisz stawić jej czoła. Ktoś, kto uczy się 

miłości, jest jak osoba, która zagłębia się w Himalaje, studiując mapy. Mapa to nie 

prawdziwe góry. A jeśli zaczniesz wierzyć w mapę, przegapisz góry. Jeśli będziesz 

obsesyjnie gapił się w mapę, to choćby góry były tuż pod twoim nosem, nie 

będziesz w stanie ich dostrzec. 
 

I tak właśnie jest. Góry są tuż przed tobą, ale ty nie odrywasz oczu od map, 

odwzorowujących te góry, stworzonych przez różnych badaczy. Ktoś wspiął się na 

szczyt od północy, ktoś inny od wschodu. Stworzyli różne mapy: Koran, Biblię, - 

różne mapy tej samej prawdy. A ty jesteś nimi obładowany, uginasz się pod ich 

ciężarem. Nie możesz poruszyć się nawet o centymetr. Nie możesz dostrzec gór 

przed sobą, ich dziewiczych wierzchołków, pokrytych śniegiem, błyszczących w 

porannym słońcu jak złoto. Nie masz oczu, aby to dostrzec. 

Tendencyjnie nastawione oko jest ślepe. Serce pełne już podjętych decyzji jest 

martwe. Z powodu apriorycznych ocen twoja inteligencja zaczyna tracić ostrość, 

piękno, siłę. Staje się nudna. 

background image

Nudna inteligencja to intelekt. Twoja tak zwana int

eligencja nie jest naprawdę 

inteligentna, tylko intelektualna. Intelekt jest padliną. Możesz go dekorować, 

ozdabiać perłami, diamentami, szmaragdami - padlina pozostanie padliną. 

Bycie żywym oznacza coś całkowicie innego. 
 

Nauka oznacza jasność, całkowitą jasność co do faktów. A jeśli dążysz do takiej 

jasności co do faktów, nie możesz odczuwać tego, co nieodgadnione - im bardziej 

jesteś konkretny, tym więcej tajemniczości wyparowuje. Tajemniczość wymaga 

braku precyzji; wymaga czegoś, co nie poddaje się definicjom, czegoś 

nieokreślonego. Nauka opiera się na faktach. Tajemnica nie jest faktualna, jest 
egzystencjalna. 

Fakt stanowi jedynie część egzystencji, bardzo małą część. Nauka zajmuje się 

częściami, ponieważ dużo łatwiej się z nimi uporać. Są mniejsze, poddają się 

analizie; nie przytłaczają, można je brać do rąk. Można zrobić im sekcję, 

szufladkować, mieć całkowitą pewność co do ich cech, stanu, możliwości - ale w 
tym procesie tajemnica zostaje zabita. Nauka to morderstwo dokonywane na 
tajemnicy. 

Jeśli chcesz doświadczyć nieznanego, będziesz musiał otworzyć inne drzwi, z 

całkiem innego wymiaru. Sfera nauki jest sferą umysłu. W sferze cudu, tajemnicy 

leży medytacja. 

Medytacja zabiera cię w nieznane, w niezbadane. Zabiera cię powolutku w pewien 
rodzaj wzajemne

go przenikania, gdzie obserwator i obserwowane stają się 

całością. W nauce byłoby to niemożliwe. Obserwator musi pozostać 

obserwatorem, a obserwowane musi pozostać obserwowanym - te dwie pozycje 

muszą być przez cały czas rozdzielne. W żadnym momencie nie możesz się 

zapomnieć; to, co badasz nie powinno cię ani przez chwilę interesować, 

pochłaniać, pasjonować, budzić twojej miłości ani poczucia wspólnoty. Musisz się 

oderwać, pozostać zimnym, całkowicie obojętnym. A obojętność zabija tajemnicę. 

Jeśli naprawdę chcesz doświadczyć tajemnicy, będziesz musiał otworzyć w sobie 

nowe drzwi. Nie nawołuję: „Przestańcie być naukowcami!" Mówię jedynie, by 

nauka nie była dla was aktywnością pierwszoplanową. Kiedy jesteś w 

laboratorium, bądź naukowcem, ale kiedy wychodzisz z niego, zapominaj o nauce. 

Słuchaj ptaków - ale nie w sposób naukowy! Patrz na kwiaty - ale nie w sposób 
naukowy. K

iedy patrzysz na różę z naukowego punktu widzenia, staje się ona 

zupełnie inna. To nie ta sama róża, której doświadcza poeta. 

Doświadczenie nie zależy od przedmiotu, zależy od tego, kto je przeprowadza, od 

głębi odczuwania. 
 

Patrząc na kwiat, sam stań się kwiatem; tańcz wokół niego, śpiewaj. Wiatr jest 

chłodny i orzeźwiający, słońce - ciepłe, a kwiat - w pełnym rozkwicie. Tańczy na 
wietrze, cie

szy się, śpiewa, wyśpiewuje alleluja. Współuczestnicz w tym! Porzuć 

obojętność, obiektywność, bezstronność. Porzuć postawę naukową. Stań się 

background image

bardziej elastyczny, roztop się, przekształć. Pozwól kwiatu przemówić do twojego 

serca, pozwól mu dotrzeć do twojej istoty. Zaproś go - jest gościem! A wtedy 

uchylisz rąbka tajemnicy. 

To jest pierwszy krok w stronę nieznanego. Ostateczny krok jest następujący: jeśli 

potrafisz uczestniczyć przez chwilę, to znaczy, że poznałeś klucz, sekret. Zacznij 

więc uczestniczyć we wszystkim, co robisz. Gdy idziesz, nie rób tego 
mechanicznie, nie obserwuj - 

bądź tym. Gdy tańczysz, nie rób tego tylko 

technicznie; technika jest nieistotna. Możesz robić wszystko poprawnie 

technicznie, a mimo to tracić całą radość z tańca. Rozpłyń się w nim, stań się 

tańcem, zapomnij o sobie-tancerzu. 

Gdy osiągniesz taką jedność w wielu czynnościach swego życia, kiedy wszystko 

wokół ciebie zacznie doświadczać zanikania, lekkości, braku ego (...) gdy kwiat i ty 

staniecie się jednym, tęcza i ty staniecie się jednym (...) gdy chmury będą 

wędrować po niebie, a jednocześnie w tobie (...) gdy zapanuje w tobie całkowita 

cisza, nie będzie w tobie nikogo, jedynie czysta cisza, dziewicza, niezmącona, 

niezakłócona przez logikę, myśl, emocję, uczucie - to właśnie będzie moment 

medytacji. Umysł odszedł, a gdy odchodzi - pojawia się tajemnica. 
 
Droga zaufania 
 

Zaufanie jest najwyższym rodzajem inteligencji. Dlaczego ludzie nie ufają innym? 

Ponieważ nie ufają swojej inteligencji. Boją się, obawiają się, że zostaną oszukani. 

Boją się; dlatego wątpią. Wątpliwość wynika ze strachu. Wątpliwość wynika z 

niepewności co do własnej inteligencji. Nie jesteś przekonany, że umiesz ufać ani 

że chciałbyś ufać. Zaufanie wymaga ogromnej inteligencji, odwagi, uczciwości. 
Wymaga wielkiego 

serca, aby mogło w nim zamieszkać. Jeśli nie masz 

wystarczająco dużo inteligencji, bronisz się przez wzbudzanie w sobie wątpliwości. 

Jeśli dysponujesz inteligencją, jesteś gotów udać się w nieznane, ponieważ wiesz, 

że nawet gdyby cały znany ci świat zniknął, będziesz w stanie poradzić sobie w 

nieznanym. Będziesz w stanie w nim się zadomowić. Ufasz swojej inteligencji. 

Wątpienie ciągle ma się na baczności; inteligencja jest otwarta, ponieważ wie, że 

cokolwiek się stanie, będzie w stanie przyjąć wyzwanie, odpowiednio zareagować. 

Przeciętny umysł nie ufa sobie. Wiedza jest przeciętna. 
 

Istnienie w stanie niewiedzy to inteligencja, to przejaw czujności - i niczego nie 

gromadzi. Każdy przemijający moment, znika, nie zostawia za sobą śladu, 

żadnego egzystencjalnego śladu. Człowiek wychodzi z niego ponownie czysty, 
ponownie niewinny, znów taki jak dziecko. 

Nie próbuj zrozumieć życia. Żyj!  

Nie próbuj zrozumieć miłości. Wniknij w nią. Wtedy będziesz wiedział - a wiedza ta 

będzie wynikać z twojego doświadczania. Ona nigdy nie zniszczy tajemnicy, która 

głosi: im więcej wiesz, tym więcej pozostaje do poznania. 

background image

 

Życie nie jest zadaniem. Traktowanie go jak zadania jest błędem. Ono jest 

tajemnicą, którą trzeba przeżyć, kochać, doświadczać. 

Umysł wiecznie poszukujący wyjaśnień to umysł, który się boi - z powodu 

ogromnego strachu chce, aby wszystko było łatwe do zrozumienia. Nie potrafią 

zagłębić się w nic, co niewyjaśnione. Dzięki wyjaśnieniom czuje, że terytorium jest 

znajome; zna topografię,  

umie poruszać się z mapą, z przewodnikiem, z harmonogramem. Ale nie jest 

gotów poruszać się po terenie nieznanym, niezbadanym, bez mapy, bez 

przewodnika. Tymczasem życie jest, jakie jest, i nie można stworzyć jego mapy, 

bo ciągle się zmienia. Każdy kolejny moment dzieje się teraz. Nie ma nic starego 

pod Słońcem, wierz mi: wszystko jest nowe. Jest potężną dynamiką, czystym 

ruchem. Jedynie zmiana jest zjawiskiem stałym; tylko to nigdy się nie zmienia. 

Wszystko inne się zmienia, więc nie możesz mieć mapy; zanim mapa będzie 
gotowa, stanie si

ę nieaktualna. Zanim dostaniesz ją do rąk, już będzie 

bezużyteczna. Życie zmieniło swoje ścieżki. Zaczęło grać w nową grę. Nie 

poradzisz sobie z życiem, korzystając z map, ponieważ nie można go zmierzyć. 

Nie poradzisz sobie z życiem, posługując się przewodnikami, ponieważ one są 

przydatne tylko dla rzeczy stałych. Życie nie jest stałe, jest dynamiczne, jest 

procesem. Nie możesz mieć jego mapy. Nie można go zmierzyć, jest 

niezmierzoną tajemnicą. Nie proś więc o wyjaśnienia. 

A oto, co nazywam dojrzałością umysłu: gdy ktoś dochodzi do stanu patrzenia na 

życie bez pytań, po prostu zanurza się w nim z odwagą, bez lęku. 

Świat jest pełen ludzi pseudoreligijnych. Kościoły, świątynie, gurudwary  

meczety pełne są łudzi. A jednocześnie czy nie widzisz, że świat jest absolutnie 

areligijny? Z tyloma religijnymi ludźmi świat jest areligijny – jak to się dzieje? 

Każdy z osobna jest religijny, ale wszyscy razem - nie są. Religia jest fałszywa. 

Ludzie „pielęgnowali” w sobie zaufanie. Stało się ono przekonaniem, nie 

doświadczeniem. Nauczono ich wierzyć, nie nauczono ich wiedzieć - oto błąd. 

Nigdy nie wierz. Jeśli nie potrafisz ufać, lepiej wątp, ponieważ mając wątpliwości, 

masz szansę, że kiedyś pojawi się zaufanie. Nie możesz żyć wiecznie w 

wątpliwości. Wątpliwość to cierpienie, choroba. Z nią nigdy nie poczujesz się 

spełniony; będziesz roztrzęsiony, pozostaniesz w cierpieniu, rozdarty i 

niezdecydowany. To będzie jak koszmar, więc pewnego dnia zaczniesz 

poszukiwać możliwości wydostania się z niego. Moim zdaniem, lepiej być ateistą 

niż pseudoteistą. 
 

Od dzieciństwa wpajano ci wiarę. Umysł każdego był uwarunkowywany tak, aby 

wierzył: w Boga, w duszę, w to i w tamto. Teraz wiara wsiąknęła w twoje kości i 

twoją krew, ale nadal pozostała przekonaniem - nie wiedzą. A jeśli nie wiesz, nie 

możesz się wyzwolić. Wiedza wyzwala, jedynie ona wyzwala. Wszystkie 

przekonania są zapożyczone; dali ci je inni, nie rozkwitły dzięki tobie. A w jaki 

background image

sposób coś zapożyczonego może doprowadzić cię do prawdy, absolutnej prawdy? 

Porzuć wszystko, co zabrałeś od innych. Lepiej być żebrakiem niż bogaczem, 

który zawdzięcza wszystko nie swoim własnym zarobkom, lecz kradzieżom; 

człowiekiem bogatym pożyczonymi rzeczami, bogatym tradycją, dziedzictwem. 

Nie, lepiej być żebrakiem, ale samodzielnym. Taka bieda nosi w sobie własne 

bogactwo, ponieważ jest prawdziwa. Bogactwo przekonań jest mizerne. 

Przekonania nigdy nie sięgną głęboko; pozostaną na powierzchni skóry. 

Wystarczy lekko zadrapać, a pojawią się wątpliwości. 
Wierzysz w Boga. Nagle twoja firma bankrutuje i poj

awia się niewiara. Mówisz: 

„Nie wierzę, nie umiem już wierzyć w Boga". Wierzysz w Boga. Umiera ktoś, kogo 

kochasz; pojawia się niewiara. Wierzysz w Boga i tylko z powodu śmierci 

umiłowanej osoby twoja wiara uległa zniszczeniu? Widocznie niewiele była warta. 

Zaufanie nigdy nie może zostać zniszczone - gdy się pojawi, nic go nie zniszczy. 
Nic, absolutnie nic. 
 

Pamiętaj, że istnieje ogromna różnica pomiędzy zaufaniem a przekonaniem. 
Zaufanie to sprawa osobista; przekonania - 

społeczna. Zaufanie musisz sam w 

so

bie odnaleźć i rozwinąć. W przekonaniach wystarczy po prostu trwać bez 

względu na to, kim jesteś, i można je narzucić. Toteż odrzuć je. Pojawi się strach. 

Jeśli bowiem porzucisz przekonania, zaczniesz się bać. Każde przekonanie 

zmusza wątpliwości, aby gdzieś się ukryły, tłumi je. Nie martw się tym; pozwól 

pojawić się wątpliwościom. Każdy musi przetrwać ciemną noc, zanim dotrwa do 

poranka. Każdy musi przejść przez wątpliwości. Podróż jest długa, noc ciemna. 

Ale kiedy po długiej podróży i po ciemnej nocy nadchodzi poranek, wtedy wiesz, 

że było warto. 

Zaufanie może zostać „wykreowane" - nigdy nie próbuj tego robić; to właśnie 

uczyniła ludzkość. Wykreowane zaufanie staje się przekonaniem. Odkryj je w 

sobie, nie próbuj go tworzyć. Zanurz się głębiej w siebie, do samego źródła. 

Pójście nową drogą będzie wymagało zaufania, ponieważ zagłębisz się w 

nieznane. Będzie wymagało ogromnego zaufania i odwagi, ponieważ będziesz 

przemieszczać się z dała od konwencji i tradycji, z dala od tłumu. Wypłyniesz na 
otwarte morze, ni

e wiedząc, czy drugi brzeg w ogóle istnieje. 

Nie mógłbym proponować ci tej nowej drogi bez przygotowania cię do tego, byś 

ufał. Będzie to wyglądać jak sprzeczność, ale co mogę zrobić? Takie jest życie. 

Jedynie człowiek z ogromnym zaufaniem jest zdolny do wielkich wątpliwości, 

zadawania pytań. 

Człowiek z małym zaufaniem, może wątpić tylko odrobinę.  

Człowiek, który nie ufa w ogóle, może jedynie udawać, że wątpi. Nie umie szukać 

głęboko. Głębia pojawia się wraz z zaufaniem - i jest związana z ryzykiem. 
Zanim 

wyślę cię na niezbadane morza, muszę przygotować cię do tej bezkresnej 

podróży. Będziesz musiał udać się w nią sam - ałe ja mogę doprowadzić cię do 

łodzi. Najpierw musisz wiedzieć o pięknie zaufania, ekstazie drogi serca, żebyś - 

background image

udawszy się na otwarty ocean rzeczywistości - miał wystarczająco dużo odwagi, 

by płynąć dalej. Cokolwiek się wydarzy, będziesz ufał samemu sobie. 
 

Pomyśl: jak mógłbyś zaufać komuś lub czemuś, jeśli nie ufasz sobie? To 

niemożliwe. Jeśli wątpisz w siebie - jak mógłbyś zaufać? Masz nabrać ufności, a 
nie ufasz sobie - 

jak zaufasz swojemu zaufaniu? Zanim intelekt będzie mógł 

przemienić się w inteligencję, najpierw musisz koniecznie otworzyć serce. Oto 

różnica pomiędzy intelektem a inteligencją. 
Inteligencja to intelekt zestrojony z twoim 

sercem. Serce wie, jak ufać. Intelekt wie, 

jak szukać. 

Jest taka oto wschodnia opowieść: dwóch żebraków mieszkało niedaleko wioski. 

Jeden z nich był ślepy, a drugi pozbawiony nóg. Obaj oczywiście rywalizowali - 

stanowili dla siebie konkurencję w tej samej branży: żebrząc od tych samych ludzi, 

i stale boczyli się jeden na drugiego. Byli wrogami, nie przyjaciółmi (...). 

Przedstawiciele tej samej profesji nie przyjaźnią się. To byłoby trudne, ponieważ 

trzeba rywalizować, walczyć o tych samych klientów. Żebracy oznaczali więc 

swoich: „Pamiętaj, ten jest mój, nie zaczepiaj go". Ty nie wiesz może, do którego 

żebraka należysz, kim jest ten żebrak, który cię posiada, ale któryś z nich ma do 

ciebie wyłączne prawo. Mógł nawet walczyć o ciebie i wygrać bójkę, i teraz jesteś 

jego własnością... 

Często widywałem pewnego żebraka w pobliżu uniwersytetu, ale któregoś dnia 

spotkałem go na bazarze. Wcześniej codziennie kręcił się koło szkoły, ponieważ 

młodzi ludzie są bardziej hojni; starsi stają się coraz smutniejsi, coraz bardziej 

przerażeni. Śmierć się zbliża, pieniądze wydają się być jedyną rzeczą, która może 

pomóc. Jeśli je mają, to ktoś im pomoże; jeśli nie mają pieniędzy, nawet ich 

własne dzieci nie przejmą się ich losem. Ale młodzi ludzie potracą być rozrzutni. 

Są młodzi, mogą zarabiać; mają przed sobą całe, długie życie. 

Zatem ów człowiek dzięki studentom był bogatym żebrakiem... W Indiach studenci 

pochodzą głównie z bogatych rodzin; dla biednych studia łączą się z ogromnym 

wyrzeczeniem. Garstce biednych udaje skończyć uczelnię, ale jest to bardzo 

trudne i uciążliwe. Ja również pochodzę z biednej rodziny. Całe noce pracowałem 

jako korektor w gazecie, a w dzień chodziłem na zajęcia. Przez wiele lat nie 

spałem więcej niż trzy, cztery godziny na dobę - kiedy tylko mogłem znaleźć na to 

czas w dzień czy w nocy. 

Żebrak, o którym mówię, był bardzo silny. Żaden inny nie mógł pojawić się na ulicy 

uniwersyteckiej, nawet wejście było dla nich zakazane. Wszyscy wiedzieli, do kogo 

należy uczelnia - do tego żebraka! I pewnego dnia zamiast staruszka zobaczyłem 

młodego człowieka. Zapytałem go: 

Co się stało? Gdzie jest staruszek? Odpowiedział: 

Jest moim teściem. Dał mi uniwersytet w prezencie ślubnym, kiedy ożeniłem się 

z jego córką. Od dziś ta ulica i cały uniwersytet należą do mnie. Mój teść pokazał 
mi moich klientów. 

background image

Jednak uniwersytet nie wiedział nawet, że w międzyczasie zmienił się jego 

właściciel! 

W Indiach, gdy ktoś poślubi czyjąś córkę, dostaje posag. Nie można tak po prostu 

ożenić się z dziewczyną. Jeśli twój teść jest bogaty, musi dać ci samochód, 

mieszkanie. Jeśli go na to nie stać, musi dać przynajmniej skuter. Jeśli i na to ma 

za mało pieniędzy, to choć rower, ale coś dać musi - radio, telewizor, trochę 

gotówki. Jeśli jest bardzo bogaty, zapewnia ci możliwość wyjazdu za granicę, na 

studia, abyś zdobył wykształcenie, został lekarzem, inżynierem - a on za to 

zapłaci. Córka żebraka wyszła za mąż i cały uniwersytet został oddany jej mężowi 
w posagu. 

Spotkałem tego staruszka na targu i powiedziałem: 

Brawo! Świetnie zrobiłeś, dając posag. 

- Tak - 

odparł - mam tylko jedną córkę i chciałem zrobić coś dla mojego zięcia. 

Dałem mu najlepsze miejsce do żebrania. Teraz jestem tutaj na targu i znów 

próbuję zdobyć monopol. To ogromnie ciężka praca, ponieważ jest tu wielu 

starych żebraków, którzy już przypisali sobie klientów. Ale nie ma się czym 

martwić. Dam sobie radę; wyrzucę stąd kilku dziadów. 

I tak właśnie zrobił. 
 

[Ale wróćmy do wschodniej opowieści.]  

Pewnego dnia w lesie, w którym mieszkali obaj żebracy, wybuchł pożar. Pomyśleli 
pr

zez chwilę. Byli wrogami, nie rozmawiali ze sobą, ale to była sytuacja 

kryzysowa. Ślepiec powiedział do beznogiego: 

Jedyna możliwość ucieczki jest taka: ty usiądziesz mi na plecach, wykorzystasz 

moje nogi, a ja wykorzystam twoje oczy. Tylko w taki sposób 

zdołamy się 

uratować. 

Natychmiast doszło do porozumienia. Nie było problemów. Człowiek bez nóg nie 

mógłby się wydostać; przebrnięcie przez las było dla niego niemożliwe - wszystko 

płonęło. Normalnie mógł się jakoś przemieścić, ale teraz nie zdałoby się to na nic. 

Trzeba było uciekać i to szybko. Ślepiec również był pewny, że sam się nie 

wydostanie. Nie wiedział, gdzie jest ogień, gdzie bezpieczna droga, które drzewa 

płoną, a które nie. Był przecież ślepy... Zgubiłby się. Lecz obaj byli inteligentni; 
odrzuc

ili wrogość, zostali przyjaciółmi i ocalili życie. 

 

Jest to wschodnia przypowieść. Mówi o intelekcie i sercu. Nie dotyczy żebraków, 

dotyczy ciebie. Nie ma nic wspólnego z pożarem w lesie, ma coś wspólnego z 

tobą - ponieważ to ty płoniesz. W każdym momencie czujesz palący ból, cierpisz w 

smutku i udręce. W samotności twój intelekt jest ślepy. Ma nogi, może szybko 

biegać, szybko się poruszać, ale ponieważ jest ślepy, nie może wybrać kierunku, 

w którym powinien się udać. Jest zmuszony do nieustannej walki, upadków, ran, 

poczucia, że życie nie ma sensu. Tak właśnie mówią intelektualiści na całym 

świecie: „Życie nie ma sensu". 

background image

Wydaje im się, że życie nie ma sensu, bo każą dostrzegać światło swemu 

ślepemu intelektowi. To niemożliwe. 

Wewnątrz ciebie jest serce, które widzi, czuje, lecz nie ma nóg; nie może biegać. 

Pozostaje w miejscu, bijąc, czekając (...). Pewnego dnia intelekt zrozumie i będzie 

w stanie skorzystać z oczu serca. 
 

Gdy mówię o zaufaniu, mam na myśli oczy serca.  

Gdy mówię o wątpliwości, myślę o nogach intelektu. Razem są w stanie wydostać 

się z pożaru; nie będzie to problem. Ale pamiętaj, intelekt musi nieść serce na 

swoich ramionach. Musi. Serce nie ma nóg, tylko oczy, a intelekt musi go słuchać i 

podążać za jego wskazówkami. 

W objęciach serca intelekt staje się inteligentny. Jest to całkowita przemiana 

energii. Kiedy ona następuje, człowiek staje się nie intelektualistą, ale po prostu 

mądrym. Mądrość bierze się z połączenia serca i intelektu. Teraz, kiedy 

dowiedziałeś się, jak zsynchronizować bicie serca z pracą intelektu, masz w 

dłoniach cały sekret, główny klucz do otwarcia wszystkich tajemnic. 
 

Droga niewinności 
 

Prawdziwy problem nie dotyczy odwagi. U jego podstaw leży fakt, że wszystko, co 
znane, jest martwe, a co nieznane - 

żyje. Kurczowe trzymanie się znanego jest jak 

trzymanie się zwłok. Porzucenie ich nie wymaga odwagi; to trwanie w tym objęciu 

wymaga ogromnego wysiłku. Przyjrzyj się korzyściom, które przyniosło ci wszystko 

to, co już znasz, co przeżyłeś. Co osiągnąłeś? Czy nie czujesz się nadal pusty? 

Nie odczuwasz ogromnego niezadowolenia, głębokiej frustracji, braku poczucia 

sensu? Po prostu jakoś udaje ci się ukrywać tę prawdę, tworzyć iluzje, by się 

czymś zająć, zaprzątnąć umysł. 

Oto wyzwanie: dostrzec wyraźnie, że to, co wiesz, należy do przeszłości, odeszło. 

Jest częścią cmentarza. Chcesz znaleźć się w grobie, czy chcesz nadal żyć? A to 

nie jest tylko problem dnia dzisiejszego; tym samym problemem będzie jutro, 

pojutrze, a także chwila, w której zaczerpniesz swego ostatniego oddechu. 
Wszystko, co ci znane - 

informacje, wiedza, doświadczenie - kumuluje się. 

Tymczasem w chwili, gdy je poznasz, kończą swoją użyteczność. Dźwiganie 

pustych słów, tego martwego brzemienia, niszczy twoje życie, obciąża je, 

powstrzymuje cię przed zaznaniem radości istnienia - które wciąż na ciebie czeka. 

Dla mądrego człowieka każda przeszła chwila jest jak śmierć, a każda chwila 

nadchodząca jest jak narodziny. Jego teraźniejszość jest zawsze zmianą, 
ponownym narodzeniem, zmartwychwstaniem. Odwaga nie ma z tym wszystkim 
wiele wspólnego - 

to pierwsza sprawa, którą należy zrozumieć. Jest to kwestia 

jasności widzenia, świadomości, co jest czym. 

background image

I po drugie, skoro już mowa o odwadze - nikt nie jest w stanie ci jej dać. Nie jest to 

coś, co można ofiarować jak podarunek. Rodzisz się z tym, ale może nie 

pozwalasz mu się rozwinąć, nie pozwalasz mu się umocnić. 
 

Niemożność to odwaga i czystość. Jeśli jesteś niewinny nie potrzebna ci odwaga. 

Nie potrzebujesz także czystości, ponieważ nic nie może być już czystsze, tak 

kryształowo czyste, jak niewinność. Cała rzecz w tym, by obronić swoją 

niewinność. 

Niewinności nie można w sobie wykształcić, nie można się jej nauczyć. Nie jest 

czymś takim jak talent: malowanie, muzyka, poezja, rzeźba. Jest raczej podobna 
do oddechu - przychodzisz 

z nią na świat. Niewinność jest naturą każdego 

człowieka. Wszyscy rodzimy się niewinni. 

Jak ktoś mógłby nie urodzić się niewinnym? Narodziny oznaczają, że wkroczyłeś 

w świat jako tabula rasa, nic nie jest w tobie zapisane. Masz jedynie przyszłość, 
bez prz

eszłości. To jest jedno ze znaczeń niewinności.  

 

Spróbujmy zrozumieć wszystkie znaczenia. 

Pierwsze to: brak przeszłości, tylko przyszłość. Przeszłość psuje, ponieważ rodzi 

wspomnienia, doświadczenia, oczekiwania. Wszystko to czyni cię sprytnym, ale 
nie cz

ystym. Czyni cię przebiegłym, ale nie inteligentnym. Może pomóc ci odnieść 

sukces w świecie, ale poniesiesz klęskę we wnętrzu siebie. Wszystkie sukcesy 

świata nie znaczą nic w porównaniu z klęską, z którą w końcu będziesz musiał się 

zmierzyć, ponieważ ostatecznie tylko twoje wewnętrzne ja zostanie z tobą. 

Wszystko inne przeminie: chwała, władza, twoje nazwisko, twoja sława - wszystko 

zacznie znikać jak cienie. 

Na końcu pozostanie jedynie to, co miałeś ze sobą na samym początku. Możesz z 

tego świata zabrać tylko to, co ze sobą przyniosłeś. 
 

W Indiach wszyscy uważają, że świat jest jak poczekalnia na dworcu kolejowym. 

Nie jest twoim domem. W poczekalni nie zostajesz na zawsze. Nic nie należy tam 
do ciebie - 

ani sprzęty, ani obrazy na ścianach (...). Korzystasz z nich - oglądasz 

obrazy, siedzisz w fotelu, odpoczywasz na łóżku - ale nic nie należy do ciebie. 

Jesteś tu tylko przez kilka minut albo co najwyżej godzin, później odjedziesz. 

Tylko to, co ze sobą przyniosłeś do poczekalni, możesz stamtąd wynieść; tylko to 

jest twoje. Co przyniosłeś na świat? 

A świat z całą pewnością jest poczekalnią. Czas oczekiwania może wynosić nie 

sekundy, minuty, godziny czy dni, tylko nawet całe lata; ale jakie to ma znaczenie, 

czy czekasz siedem godzin, czy siedemdziesiąt lat? 
Tyle 

tylko, że po siedemdziesięciu latach możesz zapomnieć, iż jesteś zaledwie w 

poczekalni. Może ci się wydawać, że jesteś właścicielem, że to jest twój dom. 

Możesz zacząć przyklejać w poczekalni tabliczki z własnym imieniem. 

background image

Niektórzy ludzie -

widziałem to, ponieważ dużo podróżowałem - piszą swoje imię w 

toaletach dworcowych albo wyżynają na sprzętach w poczekalni. Wygląda to 

głupio, ale bardzo przypomina to, co robią w życiu. 
 

Znalazłem pewną ważną opowieść w starożytnych księgach dżainizmu. W Indiach 
powiada 

się, że jeśli ktoś może zostać władcą całego świata, to tylko czakrawartin. 

Słowo to, czakra, oznacza po prostu koło. W starożytnych Indiach tak właśnie 

unikano niepotrzebnego rozlewu krwi i aktów przemocy: rydwan, złoty rydwan, 

drogocenny, zaprzęgnięty w piękne, silne konie, przemieszczał się do drugiego 

królestwa. Jeśli królestwo to nie stawiało oporu i pozwalało na przejazd rydwanu, 

oznaczało to, że akceptowano właściciela rydwanu jako swojego zwierzchnika. Nie 

było wówczas potrzeby staczać walki. 
Rydwa

n przemieszczał się, a kiedy ktoś stawał mu na drodze, zaczynała się 

wojna. Jeśli rydwan nie był zatrzymany, wtedy zwierzchnictwo króla zostawało 

potwierdzone bez wojny. Stawał się czakrawartinem - tym, którego koła 

przemierzyły okolicę i nikt nie był w stanie go zatrzymać. Takie było pragnienie 

każdego z władców - stać się czakrawartinem. 

Aby to się ziściło, potrzebna jest zdecydowanie większa siła niż ta, którą 

dysponował Aleksander Wielki. Żeby tak po prostu wysłać rydwan... musi wspierać 

go ogromna potęga. Musi panować powszechna i absolutna pewność, że jeśli 

rydwan zostanie zatrzymany, dojdzie do masowej rzezi. Oznacza to, iż z góry 

wiadomo o tym człowieku, że jeśli ma zamiar podbić jakiś kraj, nie ma możliwości 

go przed tym powstrzymać. 
Jest to jednak sposób symboliczny, bardziej cywilizowany. Nie ma potrzeby 

atakować, nie ma potrzeby wszczynać mordów; wystarczy wysłać symboliczną 

wiadomość. Jeśli inny król uzna, że nie ma sensu się opierać - walka oznaczałaby 

po prostu przegraną, niepotrzebne akty przemocy, zniszczenie -wita rydwan, a w 

stolicy rzucają mu kwiaty na drogę. 

Wydaje się, że jest to bardziej cywilizowany sposób niż ten, w jaki postępują 

państwa takie jak Związek Radziecki i Stany Zjednoczone. Po prostu wyślij 

rydwan. Ale to oznacza, że twoja przewaga powinna być dla ciebie absolutnie 

pewna. I nie tylko dla ciebie; powinna być oczywista także dla wszystkich innych. 

Tylko wtedy taki symbol może być pomocny. Każdy król pragnie pewnego dnia 

zostać czakrawartinem. 

Oto opowieść o jednym z ludzi, który stał się czakrawartinem. A pamiętajmy, że 

dzieje się tak tylko raz na tysiąc lat. Nawet Aleksander Wielki nie był zdobywcą 

całego świata; wiele ziem nie zostało przez niego podbitych. Poza tym umarł 

bardzo młodo, w wieku trzydziestu trzech lat. Nie miał wystarczająco dużo czasu, 

by podbić świat. Zresztą - nie cały świat był wtedy odkryty! Połowa globu była 

nieznana, a druga, choć znana, nie została podbita w całości. 

background image

Człowiek, o którym wam opowiem, stał się czakrawartinem. Mówi się, że kiedy 

ktoś taki umiera - co zdarza się zaledwie raz na tysiąc lat - jest przyjmowany do 

nieba z ogromną radością i zostaje zabrany do specjalnego miejsca. 

Wg mitologii dżainizmu, w niebie istnieją góry tak wielkie jak Himalaje. Nazywają 

się Sumeru, co oznacza „najwyższa góra" - nic nie może być wyższe, nic nie może 

być wspanialsze. Himalaje powstały ze skał, ziemi i lodu. Sumeru jest z litego 

złota; zamiast kamieni są tam diamenty, rubiny i szmaragdy. 
 

Kiedy czakrawartin umiera, jest prowadzony na Sumeru, aby mógł wyryć tam 

swoje imię. To rzadka okazja. Człowiek ten był więc ogromnie podekscytowany 

tym, że miał napisać swoje imię na Sumeru, dopisać się do listy wszystkich 

wielkich ludzi, którzy byli, a także którzy będą. Zostawał przyjęty do rodu nadludzi. 

Strażnik przy bramie dał mu narzędzie do wykucia imienia. Ale cesarz zapragnął 

zabrać ze sobą kilka osób, które popełniły samobójstwo po jego śmierci - nie 

umiały bowiem wyobrazić sobie życia bez niego. Jego żona, premier, dowódca 
wojsk, wszyscy wielcy dostojnicy, którzy go 

otaczali, popełnili samobójstwo, więc 

przyszli z nim. 

Poprosił zatem strażnika, by i ich wpuścił, tak by mogli zobaczyć, jak uwiecznia 

swoje imię. Jaką radość sprawia pójście samemu i wykucie imienia, jeśli nie ma 

nikogo, kto by to zobaczył? Prawdziwa radość wynika z tego, że patrzy cały świat. 

Strażnik powiedział jednak: 

Posłuchaj mojej rady. Mój ojciec był tu strażnikiem, jego ojciec był strażnikiem; 

przez wieki byliśmy strażnikami na górze Sumeru. Radzę ci, byś nie brał ich ze 

sobą, bo tego pożałujesz. 

Cesarz nie rozumiał dlaczego, ale nie bardzo miał też powód, by nie posłuchać tej 
rady - 

jaki niecny interes mógł mieć ten człowiek w powstrzymaniu go? 

Strażnik rzekł: 

Jeśli mimo wszystko chcesz, żeby zobaczyli, najpierw idź sam, wyryj swoje imię, 

a po

tem wróć i zabierz ich ze sobą. Nie mam nic przeciwko wpuszczeniu ich 

nawet teraz, ale w razie gdybyś zmienił zdanie, nie będziesz już miał możliwości 

odwrotu. Będą tam z tobą. Lepiej najpierw pójdź sam. 

Była to rozsądna rada. Cesarz powiedział: 

W porządku. Pójdę sam, wyryję swe imię i wrócę po was wszystkich. 

Podjąłeś słuszną decyzję - powiedział strażnik. 

Cesarz poszedł i ujrzał górę Sumeru, lśniącą w tysiącu słońc. W niebie nie możesz 

być tak biedny, żeby mieć tylko jedno słońce. Tysiąc słońc i złota góra większa niż 
Himalaje - 

a Himalaje mają prawie trzy tysiące kilometrów długości! Przez moment 

nie był w stanie otworzyć oczu z powodu oślepiającego blasku. Później zaś zaczął 

szukać wolnego miejsca na swoje imię. Jakże był jednak zmieszany: nie było 
m

iejsca; całą górę pokrywały wyryte imiona. 

Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Po raz pierwszy uświadomił sobie, kim jest. 

Do tej chwili wydawało mu się, że jest istotą wyjątkową, która trafia się raz na 

background image

tysiąc lat. Ale przecież czas biegnie nieskończenie długo; nawet tysiąc lat to mało, 

więc wielu czakrawartinów trafiło tu przed nim. Na tej największej we 

wszechświecie górze nie było skrawka miejsca, na którym mógłby napisać swoje 

imię. 

Wracając, zdał sobie sprawę z tego, że strażnik miał rację. Dobrze, że nie zabrał 

ze sobą żony, dowódcy, ministra i innych bliskich przyjaciół. Nie widzieli tego, więc 

wciąż mogli wierzyć, że ich cesarz jest kimś wyjątkowym. 

Odciągnął strażnika na bok i powiedział: 
- Ale tam nie ma miejsca! 

To właśnie próbowałem ci powiedzieć - odparł strażnik. - Musisz wymazać kilka 

imion i napisać na ich miejscu swoje.  

Tak się robi; przez całe swoje życie to widziałem. Mój ojciec mówił, że tak robiono. 

Ojciec mojego ojca. Nikt z mojej rodziny nie widział nigdy, aby na Sumeru była 

choć odrobina wolnego miejsca. Kiedy przybywa nowy czakrawartin, musi 

wymazać kilka imion, aby zmieścić własne. Dlatego nie jest to cała historia 

czakrawartinem. Wiele razy wymazywano ją, wiele razy ponownie ryto. Zrób, co 

masz zrobić, a później, jeśli chcesz pokazać to przyjaciołom, możesz ich 

wprowadzić. 

Cesarz odrzekł: 

Nie, nie chcę im tego pokazywać i nie chcę nawet napisać własnego imienia. Jaki 

sens by to miało? I tak pewnego dnia ktoś przyjdzie i je wymaże. Całe moje życie 

stało się całkowicie pozbawione znaczenia. To było moją jedyną nadzieją: na 

Sumeru, złotej górze w niebie, miało widnieć moje imię. Po to żyłem, temu 

podporządkowałem swój los, dla tego byłem gotów zabić cały świat. A okazuje się, 

że każdy może wymazać moje imię i napisać swoje. Jaki jest sens, abym je pisał? 

Nie napiszę. 

Strażnik zaśmiał się. 

Dlaczego się śmiejesz? - zapytał cesarz 

Również i to słyszałem od moich dziadków. Czakrawartini przybywali i ujrzawszy, 

zawracali; nie pisali swoich imion. Nie jesteś wyjątkiem. Każdy, posiadający choć 

odrobinę inteligencji, postąpiłby tak samo. 
 

Co możesz zdobyć na tym świecie? Co możesz z niego ze sobą zabrać? Swoje 

nazwisko, swój prestiż, poważanie? Swoje pieniądze, władzę - co? Swoją wiedzę? 

Niczego nie możesz zabrać. Wszystko będziesz musiał porzucić. I w tym 

momencie zrozumiesz, że wszystko, co posiadałeś, nie było twoje; samo poję cię 

posiadania było mylne. A ze względu na swoją własność stałeś się przekupny. 

Aby się wzbogacić - mieć więcej pieniędzy, większą władzę, podbić więcej krajów - 
rob

iłeś rzeczy, które nawet tobie samemu wydawały się niewłaściwe. Kłamałeś, 

byłeś nieuczciwy. Miałeś setki twarzy. Nawet przez krótką chwilę nie byłeś 

prawdziwym sobą - ani w stosunku do innych, ani w stosunku do siebie. Nie 

mogłeś. Musiałeś być fałszywy, nadęty, stwarzać pozory, ponieważ to pomaga 

background image

odnieść sukces w świecie. Autentyczność ci nie pomoże. Szczerość ci nie 

pomoże. Prawdomówność ci nie pomoże. 

Kim jesteś bez swojej własności, sukcesów, sławy? Nie wiesz. Jesteś swoim 

nazwiskiem, swoją sławą, swoim prestiżem, posiadaną władzą. Ale oprócz tego 

kim jesteś? Ta chęć posiadania staje się twoją tożsamością. Daje ci fałszywe 
poczucie istnienia.  
To jest ego. 
 
Ego nie jest niczym tajemniczym. Jest zjawiskiem bardzo prostym. Nie wiesz, kim 

jesteś, a życie bez takiej wiedzy jest niemożliwe. Jeśli nie wiem, kim jestem, to, co 

tu robię? Wtedy cokolwiek robię, staje się bez znaczenia. Pierwszą i podstawową 

sprawą jest dowiedzenie się, kim jestem. Być może później będę mógł zrobić coś, 

co wypełni moją naturę, uczyni mnie zadowolonym, doprowadzi mnie do celu. 

Lecz jeśli nie wiem, kim jestem, a robię wiele rzeczy, jakże zdołam dotrzeć tam, 

dokąd prowadzi mnie moja natura? Biegałem w tę i z powrotem, ale nigdy nie 

zdarzył się moment, w którym mógłbym powiedzieć: „Nareszcie tu dotarłem, oto 

miejsce, którego szukałem”. 

Nie wiesz, kim jesteś, więc w zamian potrzebna ci jest fałszywa tożsamość.  
 

To, co posiadasz, daje ci fałszywą tożsamość. 
 

Przyszedłeś na świat jako niewinny obserwator. Każdy przybywa w ten sam 
sposób, z 

takimi samymi jakościami świadomości. Ale zaczynasz wchodzić w 

układy ze światem dorosłych. Oni mają wiele rzeczy, które mogą ci dać. Ty masz 

tylko jedną, jest nią twoja czystość, twój szacunek do samego siebie. Nie masz 
wiele - 

jedną, prostą rzecz. Możesz ją różnie nazwać: niewinność, inteligencja, 

autentyczność. Masz tylko ją. 

Dziecko jest naturalnie zainteresowane wszystkim, co widzi dookoła siebie. Ciągle 

chce mieć to i tamto; należy to do ludzkiej natury. Jeśli spojrzysz na małe dziecko, 
nawet na nowor

odka, zauważysz, że wciąż czegoś szuka; jego rączki próbują coś 

znaleźć. Rozpoczął wędrówkę. 

Zagubi się w podróży, ponieważ na tym świecie nie można niczego dostać, nie 

płacąc za to. A biedne dziecko nie jest w stanie zrozumieć, że to, co oddaje, jest 
tak 

drogocenne. Nawet jeśli cały świat byłby po jednej stronie, a jego niewinność 

po drugiej, to i tak ona byłaby cenniejsza. Dziecko nie zdaje jednak sobie z tego 
sprawy. Ma po prostu to, co ma. Bierze to za pewnik. 

Pozwólcie, że opowiem wam historię, która to wyjaśni. Pewien bardzo bogaty 

mężczyzna zaczął odczuwać frustrację - to naturalny skutek osiągnięcia sukcesu. 

Nic nie zawodzi tak jak sukces. Sukces tylko wtedy wydaje się fascynujący, gdy 

jesteś nieudacznikiem. Gdy osiągniesz sukces, wiesz, że zostałeś oszukany przez 

świat, przez ludzi, przez społeczeństwo. Mężczyzna, o którym mówię, posiadał 

wszystkie bogactwa, ale brakowało mu spokoju ducha. Zaczął więc go szukać. 

background image

Tak właśnie dzieje się w Ameryce. W Ameryce więcej ludzi niż w jakimkolwiek 
innym kraju n

a świecie szuka spokoju ducha. W Indiach nigdy nie spotkałem 

takich ludzi. Spokój żołądka jest sprawą ważniejszą - spokój ducha jest zbyt 

odległy. Duszę od żołądka oddziela prawie milion kilometrów. 

Ale w USA każdy szuka spokoju duszy i, oczywiście, gdy ktoś go szuka, zaraz 

znajdzie się ktoś inny, kto gotów jest nam go dać. 
 

To proste prawo ekonomii: gdy pojawia się popyt, pojawia się również podaż. Nie 

ma znaczenia, czy rzeczywiście potrzebujesz tego, czego szukasz. Nikogo nie 
obchodzi, co uzyskasz - czy n

ie będzie to jedynie zdradliwa reklamówka, 

propaganda, substytut. 

Przebiegli i podstępni ludzie, znający tę prostą zasadę popytu i podaży, poszli o 

krok dalej. Teraz mówią: „Nie ma potrzeby czekać na popyt, sami możecie go 

stworzyć". Tym właśnie jest sztuka reklamy: tworzeniem popytu. Przed 

przeczytaniem reklamy nie masz potrzeby, nigdy nie czułeś, że ten towar jest ci 

niezbędny. Lecz po przeczytaniu jej nagle myślisz: „Mój Boże, przegapiłem coś. 

Byłem takim głupcem, nie zdając sobie sprawy, że to istnieje". Zanim rozpoczyna 

się produkcję, pojawia się reklama - nawet dwa, trzy lata wcześniej. Produktu 

jeszcze nie ma w sprzedaży, gdyż popyt musi wytworzyć się w umysłach ludzi. A 

gdy się pojawi się, z czasem zamieni się w potrzebę. 

Bernard Shaw powiedział, że gdy publikował swoją pierwszą powieść, nie było 

zapotrzebowania na jego książki - nikt wtedy nie słyszał o George'u Bernardzie 

Shaw. Nikt nie powiedziałby: „Potrzebna jest mi książka Bernarda Shaw". Więc co 

zrobił? Sam opublikował tę książkę - sam był wydawcą, sam zebrał pieniądze. A 

później chodził od księgami do księgami i pytał: „Czy macie książkę Bernarda 

Shaw?" Padała odpowiedź: „Bernard Shaw? Nigdy o nim nie słyszeliśmy". A on na 

to: „Dziwne, prowadzicie państwo księgarnię, a nigdy nie słyszeliście o tym 

wspaniałym pisarzu? Nie jesteście na bieżąco, czy co? Pierwszą rzeczą, którą 

powinniście zrobić, jest zaopatrzenie się w jego książki". Wydał tylko jedną, ale 

reklamował od razu kilka, ponieważ skoro już chodził po mieście, to czemu miał 

propagować tylko jedną? Jedna książka nie czyni człowieka wielkim pisarzem. 

Przebierał się - czasem zakładał kapelusz, czasem okulary. W końcu ludzie 

zaczęli przychodzić do domu Bernarda Shaw. A on zrobił to wszystko sam - 

reklamę i dostawy książki. W ten sposób sprzedał swoją pierwszą powieść. 

Zaczepiał ludzi na ulicy: „Słyszał pan? Ciągle mówi się tyle dobrego o książce 

jakiegoś George'a Bernarda Shaw. Ludzie powiadają, że jest świetna. „Słyszał pan 

o niej?” Przechodnie odpowiadali: „Nie, nigdy nie słyszeliśmy tego nazwiska". A 

on: „Dziwne, myślałem, że w Londynie mieszkają wykształceni ludzie". 

Chodził do bibliotek, do klubów, wszędzie, gdzie mógł kreować popyt, dokonał 

tego. Sprzedał książkę, a w końcu - tak jak zaplanował - stał się najznamienitszym 
pisarzem swojej e

poki. Wykreował zapotrzebowanie. 

background image

Ale jeśli chcesz odnieść sukces, nie ma dla ciebie sensu, by ktoś tworzył popyt na 
spokój ducha. I tak stracisz go w drodze do sukcesu. Jest to naturalny bieg rzeczy. 

Sukces pozbawia cię spokoju. Wysysa wszystko, co w życiu ważne: spokój, ciszę, 

radość, miłość. Odbiera ci wszystko. W końcu masz dłonie pełne śmieci, a to, co 

było cenne, zostało zgubione. Nagle zdajesz sobie sprawę, że potrzebujesz 

spokoju ducha. I zaraz znajdują się dostawcy, którzy nie mają pojęcia ani o 
spokoju, ani o duchu. 
 

Kiedyś przeczytałem książkę zatytułowaną Spokój umysłu, rabina Joshua 

Liebmana. Przebrnąłem przez nią całą; facet nic nie wie ani o spokoju, ani o 

umyśle. Lecz jest biznesmenem. Wykonał świetną robotę. Jego książka dobrze się 
sprzedaje 

w wielu krajach, ponieważ każdy, kto szuka spokoju w głowie, prędzej 

czy później natrafi na tekst Liebmana. Pięknie ją napisał. Jest świetnym autorem, 

doskonałym mówcą, wręcz imponującym - bylibyście pod wrażeniem. Lecz po 

przeczytaniu jego książki spokój nie przybliży się do was, a może nawet oddali. 

Jeśli człowiek wie, czym jest spokój, i wie, czym jest umysł, to nie napisze książki 

zatytułowanej Spokój Umysłu, ponieważ to umysł jest sprawcą niepokoju i 

pobudzenia. Spokój jest wtedy, gdy nie ma umysłu. Dlatego spokój umysłu nie 

istnieje. Jeśli jest umysł, to nie ma spokoju. Jeśli jest spokój, nie ma umysłu. Ale 

książki Spokój Umysłu nikt nie wyda. Mimo że taka jest prawda, nikt jej nie wyda, 

bo taki tytuł nie miałby dla ludzi sensu. 
 

Dziecko nie jest świadome tego, co ze sobą przynosi na świat. Ów bogaty 

człowiek był dokładnie w takiej samej sytuacji. Miał wszystkie bogactwa świata, a 

teraz poszukiwał spokoju umysłu. Udawał się do wielu mędrców, a oni udzielali mu 

wspaniałych rad, lecz rady nikomu nie pomagają. 

Właściwie to jedynie głupcy udzielają i słuchają rad. Ludzie mądrzy robią to bardzo 

niechętnie, ponieważ doskonale wiedzą, że jedyną rzeczą na świecie dawaną za 

darmo są rady, a mimo to nikt ich nie przyjmuje. Po co więc tracić czas? 

Człowiek mądry na początku przygotowuje cię do przyjęcia rady. Nie udziela ci jej 

tak po prostu; najpierw musisz zostać przygotowany. Przygotowanie może trwać 

lata, jak przygotowanie gleby, ale tylko potem możesz zasiać nasiona. Tylko 

głupiec sieje na skałach i kamieniach i nie przejmuje się nawet tym, że marnuje 
nasiona. 
 

Wielu mędrców dawało pewnemu zamożnemu człowiekowi rady, ale żadna nie 

poskutkowała. W końcu człowiek nieproszony o radę, uważany w wiosce za idiotę, 

zatrzymał go na drodze i powiedział: 
- Niepotrzebnie m

arnujesz swój czas. Żaden z tych ludzi nie jest mędrcem. 

Doskonale ich znam, ale ponieważ mają mnie za głupka, nikt mi nie wierzy. Być 

może ty również mi nie uwierzysz, ale wiem o pewnym mędrcu. Widzę, jak 

nieustannie zamartwiasz się, bo pragniesz spokoju ducha, i pomyślałem, że 

background image

dobrze będzie wskazać ci właściwą osobę. Zwykle nikt nie prosi mnie o radę, a ja 

nigdy ich nie udzielam. Ale widok twojego przeraźliwego smutku przerwał moje 

milczenie. Pójdź do mężczyzny z sąsiedniej wioski. 

Bogacz natychmiast udał się tam na swoim lśniącym koniu z ogromną torbą 

wypełnioną cennymi diamentami. Dotarł na miejsce i znalazł mężczyznę - znany 

był wśród sufich jako Mułła Nasreddin. 

Zapytał Mułłę: 

Czy możesz pomóc mi osiągnąć spokój umysłu? Mułła odpowiedział: 

- Pomóc? M

ogę ci go dać. 

Bogaty mężczyzna pomyślał: „Dziwne. Idiota mi coś poradził, a ja, zdesperowany, 

myśląc, że nie może mi to zaszkodzić, przybyłem tu. Ten człowiek wydaje się być 

jeszcze większym idiotą. Mówi «mogę ci go dać». A na głos powiedział: 

Możesz mi go dać? Byłem u różnych mędrców; wszyscy udzielali rad: zrób to, 

zrób tamto, żyj w dyscyplinie, działaj dla dobra innych, pomagaj biednym, otwieraj 

szpitale. Wymieniali te wszystkie rzeczy, a ja je robiłem i nic nie pomagało. 

Pojawiło się tylko więcej problemów. A ty mówisz, że możesz mi dać spokój 

umysłu? 

Mułła odpowiedział: 

Tak. To bardzo proste. Zsiądź z konia. 

Bogacz zsiadł z konia. Trzymał jednak mocno swoją torbę, więc Nasreddin spytał: 

Co masz w tej torbie, że trzymasz ją tak blisko serca? 

Są tu bezcenne diamenty. Jeśli potrafisz dać mi spokój umysłu, ja dam ci tę 

torbę. 

Lecz zanim zdążył się zorientować, co się dzieje, Mułła pochwycił torbę i uciekł z 

nią! Bogacz przez moment był zszokowany; nie wiedział, co ma zrobić. Ale zaraz 

rzucił się w pogoń za mężczyzną. Była to jednak wioska Nasreddina - znał w niej 

każdą uliczkę, wszystkie skróty, a na dodatek szybko biegał. Bogacz w ciągu 

całego swojego życia nie biegał, był strasznie gruby... Płakał, jęczał, sapał, łzy 

spływały mu po policzkach. Wołał: „Oszukano mnie! Ten mężczyzna odebrał mi to, 

na co pracowałem przez całe życie; odebrał mi wszystko”. 

Podążała za nim grupka mieszkańców wioski i wszyscy się śmiali. Zapytał więc: 

Jesteście idiotami? Czy ta cała wieś pełna jest idiotów? Jestem całkowicie 

zrujnowany, a wy zamiast łapać złodzieja śmiejecie się. 
Odpowiedzieli: 

To nie złodziej, to bardzo mądry człowiek. 

Bogacz pomyślał ze złością: „To ten idiota z mojej wioski wpakował mnie w 

kłopoty". W końcu biegnąc i pocąc się dogonił Mułłę. Okazało się, że siedział już 

pod tym samym drzewem, pod którym wcześniej rozmawiali. Obok niego 

spokojnie stał koń i leżała torba. Bogacz zjawił się, szlochając. Mułła powiedział: 

Zabieraj torbę. 

Bogaty mężczyzna zabrał torbę i przycisnął mocno do serca. Mułła zapytał: 

Jak się czujesz? Odczuwasz spokój? Bogacz odpowiedział: 

background image

Tak, czuję ogromny spokój. Jesteś dziwnym człowiekiem i masz dziwne metody. 

To nie są dziwne metody, lecz prosta kalkulacja - odparł Mułła. - Przyzwyczajasz 

się do tego, co jest twoją własnością. Musisz dostać szansę, aby to utracić, a 

wtedy nagle uświadamiasz sobie, co straciłeś. Nie zdobyłeś niczego nowego; to 

dokładnie ta sama torba, którą dźwigałeś ze sobą, nie mając spokoju umysłu. 

Teraz trzymasz tę samą torbę przy sercu i wszyscy widzą, jak jesteś spokojny! Idź 

do domu i nie zawracaj już ludziom głowy. 
 
Prawdziwy dramat dziecka - 

rodzi się niewinne i jest gotowe kupić coś w zamian 

za swoją niewinność. Jest gotowe kupić niepotrzebne śmieci w zamian za 

odwagę. Gotowe jest kupić zabawki - cóż wspanialszego jest 

na świecie od zabawek? W za- mian straci przejrzystość myślenia. Zrozumie to 

dopiero wtedy, gdy posiądzie już wszystkie 

zabawki i nie będzie umiało się nimi cieszyć, nie będzie odczuwać sukcesów ani 

spełnienia. Wtedy zrozumie, co straciło - i to z własnej woli. 

W lepszym świecie każda rodzina będzie uczyć się od dzieci. Ty śpieszysz się tak 

bardzo, aby je wyedukować. Nikt nie uczy się od nich, a one mają wiele do 

przekazania. Ty nie możesz ich nauczyć niczego. 

Ponieważ jesteś starszy i silniejszy, zaczynasz kształtować dziecko na swoje 

podobieństwo, nie zastanawiając się nawet, kim jesteś, dokąd doszedłeś, jaki 

masz status w świecie duchowym. Jesteś nędzarzem - chcesz tego samego dla 
swoich dzieci? 

Ale nikt się nie zastanawia. Inaczej dorośli uczyliby się od małych dzieci. Dzieci 

dlatego przynoszą tak wiele z innego świata, ponieważ są tu nowe. Wciąż noszą w 

sobie ciszę łona, ciszę samego istnienia. 

Zawsze pamiętaj, aby ufać nieznanemu. Umysł jest tym znanym. Nieznane nie 

może być umysłem. Może być wszystkim innym, ale nie umysłem. Jedyne, co 

pewne o umyśle, to, że jest on skupiskiem znanego. Jeśli natrafisz na rozstajne 

drogi, umysł powie: „Idź tędy, znasz tę drogę". Jeśli posłuchasz swojej istoty, 

doradzi ona, byś poszedł drogą, której nie znasz, bo lubi przygody. Umysł jest 

ortodoksyjny, konserwatywny. Zawsze chce poruszać się po śladach, wydeptaną 

ścieżką - ścieżką, na której napotka mniejszy opór. Więc zawsze słuchaj 

nieznanego. I gromadź odwagę, aby móc poruszać się po nieznanym. 

Potrzeba ogromnej odwagi, wyzbycia się strachu, aby dorosnąć do swojego 

przeznaczenia. Ludzie przepełnieni strachem nie są w stanie wydostać się poza 

to, co znane. Znane daje pewien rodzaj wygody, bezpieczeństwa, ponieważ jest... 

znane. Wiemy wystarczająco dużo o tym, co poznaliśmy, możemy więc łatwo 

sobie poradzić. Nawet w stanie uśpienia jakoś sobie dajemy radę - nie ma 

potrzeby się budzić; to, co znane, jest dla nas bardzo wygodne. 
 

W momencie przekraczania granicy znanego rośnie strach, ponieważ teraz 
b

ędziemy jak głupcy, bez wiedzy, co wolno, a czego nie. Teraz nie będziemy już 

background image

tak pewni siebie, teraz może się zdarzyć, że popełnimy błędy; możemy się zgubić. 

Właśnie ten strach przywiązuje ludzi do znanego, a gdy ktoś da się spętać 

znanemu, staje się martwy. 

Życie powinno być niebezpieczne - nie ma innej drogi. Jedynie przez 

niebezpieczeństwo osiąga się dojrzałość. Trzeba być poszukiwaczem przygód, 

gotowym zaryzykować to, co znane, na rzecz nieznanego. A gdy człowiek 

zasmakuje radości bycia wolnym i nieustraszonym, nie będzie tego nigdy żałować, 

ponieważ wtedy dopiero przekona się, czym jest pełne życie. Wtedy przekona się, 

co znaczy zapalenie pochodni życia jednocześnie na dwóch końcach. Choćby 

najkrótszy moment tej intensywności zadowala bardziej niż cała wieczność 

przeciętnego życia. 
 

Rozdział drugi 

 
Gdy nowe puka do twoich drzwi, otwieraj! 
 

To, co nowe, jest nieznane. Może być przyjazne albo wrogie, kto wie? Tego nie 

wiadomo z góry! Aby się dowiedzieć, musisz je wpuścić; stąd strach i obawa. 
Nowe pochod

zi z zewnątrz. Nie jest częścią ciebie. Cała twoja przeszłość jest 

zagrożona. Nowe nie łączy się z tobą, stąd strach. Żyłeś po swojemu, myślałeś w 

określony sposób, swoimi przekonaniami wymościłeś sobie wygodne życie. I nagle 

do drzwi puka coś nowego. Twój dawny schemat zostaje zakłócony. Jeśli 

dopuścisz do siebie to, co nowe, nigdy już nie będziesz tą samą osobą, nowe cię 
zmieni. 
 
Jest to ryzykowne. Nigdy nie wiadomo

, dokąd nowe nas zaprowadzi. To, co stare, 

jest znane; żyłeś z tym przez lata, oswoiłeś się. To, co nowe, jest nieznane. Może 

być przyjazne albo wrogie, kto wie? Tego nie wiadomo z góry! Aby się dowiedzieć, 

musisz je wpuścić; stąd strach i obawa. 

Nie możesz też nowego ignorować. Stare nie dało ci tego, czego szukasz. 

Składało obietnice, ale nie zostały one spełnione. Stare jest znane, ale nie daje 

szczęścia. Nowe może stać się niewygodne, lecz zawsze jest szansa, że 

przyniesie szczęście. Nie chcesz ani go odrzucić, ani zaakceptować. Wahasz się, 

w twojej duszy rodzi się udręka. To naturalne, nie ma w tym nic złego. Tak było 

zawsze i tak zawsze będzie.

 

Postaraj się zrozumieć, jak pojawia się nowe. Każdy na świecie chce się 

odnawiać, ponieważ nikt nie jest zadowolony z tego, co stare. Nikt nigdy nie może 

być zadowolony z tego, co stare, bo niezależnie od tego, czym ono jest, zbyt 

dobrze je znasz. Stare stało się powtarzalne, nudne, monotonne. Chcesz się go 

pozbyć. Chcesz odkrywać, ryzykować. Chcesz stać się kimś nowym, ale gdy nowe 

puka do twoich drzwi, kurczysz się, wycofujesz, ukrywasz za tym, co stare. Oto 
dylemat.

 

background image

Jak stajemy się kimś nowym? Potrzebna jest odwaga, ale nie zwyczajna; potrzeba 

nadzwyczajnej odwagi. Świat jest pełen tchórzy, dlatego ludzie przestali się 

rozwijać. Jak możesz rosnąć, jeśli jesteś tchórzem? W każdej nowej sytuacji 

kurczysz się, zamykasz oczy. Jak możesz się rozwijać? Jak możesz być sobą? 

Jedynie udajesz, że istniejesz.

 

A ponieważ sam nie możesz rosnąć, musisz znaleźć substytut wzrostu. Ty nie 

możesz rosnąć, ale twoje konto w banku może - to właśnie substytut. Nie wymaga 
odwagi, doskonale harmonizuje z twoim tchó

rzostwem. Twoje konto rośnie, a tobie 

się wydaje, że również ty rośniesz, że bardziej cię szanują. Twoje nazwisko i 

sława potężnieją, a ty myślisz, że potężniejesz wraz z nimi? Zwyczajnie się 
oszukujesz. Twoje nazwis

ko to nie ty, twoja sława to nie ty. Twoje konto nie jest 

tobą. Kiedy myślisz o faktycznym sobie, zaczynasz drżeć ze strachu, ponieważ, 

jeśli chcesz się rozwijać, musisz porzucić swoje tchórzostwo. 
 

Jak stajemy się kimś nowym? Nie dzięki samym sobie. Nowość przychodzi z 

zewnątrz, powiedzmy, że od Boga. Nowość pochodzi od Istnienia. Umysł zawsze 

jest stary. Umysł nigdy nie jest nowy, bo przechowuje w sobie całą twoją 

przeszłość. Nowość przychodzi z zewnątrz; jest darem od Boga. 
To, co 

jest nieznane i niepoznawalne, co istnieje poza obrębem ciebie, ma na 

ciebie wpływ. Ma - ponieważ nie jesteś zapieczętowany i odstawiony na półkę; nie 

jesteś wyspą. Mogłeś zapomnieć o tym, co istnieje poza tobą, ale ono nie 
zapomnia

ło o tobie. Dziecko może zapomnieć matkę, matka nie zapomni dziecka. 

Część może zacząć myśleć: „Jestem oddzielną jednostką", ale całość wie, że tak 

nie jest. Całość ma do ciebie dostęp. Stale się z tobą kontaktuje. Właśnie dlatego 

nowe ciągle nadchodzi, choć ty go nie zapraszasz. Przychodzi każdego ranka, 

każdego wieczora. Przychodzi na tysiąc sposobów. Jeśli masz widzące oczy, 

dostrzegasz, że pojawia się co chwilę. 

Egzystencja hojnie cię obdarza, lecz ty jesteś ograniczony swoją przeszłością. 

Niejako znajdujesz się w grobie. Stałeś się nieczuły. Straciłeś wrażliwość z 
powodu tchórzos

twa. Być wrażliwym znaczy odczuwać nowe, odczuwać 

dreszczyk emocji związany z nowym, pasję. Wtedy pojawi się przygoda, a ty 

zaczniesz iść w nieznane, nie wiedząc, dokąd zmierzasz. 

Umysłowi wydaje się to szalone. Umysł uważa, że porzucanie tego, co stare, jest 
nieracjonalne. Ale Bóg zawsze jest no

wym. Dlatego odnośnie Boga nie można 

użyć ani czasu przeszłego, ani przyszłego. Nie możemy powiedzieć „Był Bóg" ani 

„Będzie Bóg". Możemy użyć czasu teraźniejszego: „Bóg jest". Zawsze jest świeży, 

dziewiczy. I ma do ciebie dostęp. 
 

Pamiętaj, wszelkie nowe, które spotyka cię w życiu, to przekazy od Boga. Jeśli 

przyjmujesz je do wiadomości, jesteś człowiekiem religijnym. Jeśli odrzucasz, nie 

jesteś. Aby zaakceptować nowe, trzeba się po prostu odprężyć, otworzyć i 

background image

pozwolić nowemu wejść do środka. Nie zamykaj drogi wstępującemu w ciebie 
Bogu. 

Oto całe znaczenie modlitwy czy medytacji - otwierasz się, mówisz: „Tak", mówisz: 

„Proszę, wejdź. Długo na ciebie czekałem i dziękuję, że się zjawiłeś". Zawsze 
przyjmuj nowe z rado

ścią. Nawet jeśli czasem powoduje niewygody, jest tego 

warte. Jeśli wywodzi cię w pole - i tak jest tego warte, ponieważ tylko dzięki 

błędom uczymy się, tylko dzięki trudnościom dorastamy. Nowe przyniesie 

trudności. Właśnie dlatego decydujesz się na stare - ono nie niesie ze sobą 

wyzwań. Jest pocieszeniem, jest schronieniem. 

Tylko głęboka i całkowita akceptacja nowego może cię przemienić. Ty nie możesz 

sprowadzić nowego do swojego życia; przychodzi samo. Możesz je tylko 

zaakceptować albo odrzucić. Jeśli odrzucisz - pozostaniesz kamieniem, 

zamkniętym i martwym. Jeśli przyjmiesz - staniesz się kwiatem, zaczniesz się 

otwierać... To będzie jak święto. 

Jedynie pojawienie się nowego może cię przemienić, nie ma to innej drogi. I 

pamiętaj, że nie ma to nic wspólnego ze staraniem. Ale zaprzestanie wysiłków nie 

oznacza, że możesz nie robić zupełnie nic; powinno to być działanie bez udziału 

woli, kierunku czy impulsu z twojej przeszłości. Poszukiwanie nowego nie może 

być zwyczajnym poszukiwaniem. Ponieważ dotyczy tego, co nowe - jak można go 

szukać? Nie znasz go, nigdy go nie spotkałeś. Poszukiwanie nowego to otwarcie 

wszelkich możliwości. Nie wiesz. Musisz zacząć od stanu niewiedzy, musisz 

poruszać się niewinnie jak dziecko, zachwycony możliwościami - a są one 

nieskończone. 

Nie możesz nic zrobić, aby stworzyć nowe, ponieważ cokolwiek zrobisz, będzie to 

pochodziło ze starego, będzie dotyczyć przeszłości. Ale to nie znaczy, że masz 

przestać działać. Jest to działanie bez udziału woli, kierunku czy impulsu z 

przeszłości, działanie medytacyjne. Zachowuj się spontanicznie. Pozwól de-

cydować chwili. 

Nie narzucaj swojej decyzji, ponieważ będzie ona wynikać z przeszłości i zniszczy 

to, co nowe. Zachowuj się jak dziecko. Całkowicie zatrać się w chwili - a każdego 
dnia znajdziesz no

we odsłony, nowe światło, nowy wgląd. I te nowe doświadcze-

nia 

zaczną cię zmieniać. Pewnego dnia nagłe zobaczysz, że w każdej chwili jesteś 

nowy. Stare już się za tobą nie wlecze, nie ciągnie się za tobą jak chmura. Jesteś 

jak kropla rosy, świeża i młoda. 

Oto prawdziwe znaczenie zmartwychwstania. Jeśli to zrozumiesz, uwolnisz się od 

pamięci - pamięci psychologicznej. Pamięć jest martwa. Pamięć nie jest prawdą i 

nie może nią być, ponieważ prawda jest zawsze żywa, prawda jest życiem. Pa-

mięć to narzucanie się tego, co już nie istnieje, stało się jak upiór, hamuje nas, jest 

naszym więzieniem. Tak naprawdę pamięć to my. Tworzy ona w nas węzeł, 

strukturę nazywaną „ja", ego. I Oczywiście ten fałszywy byt zwany „ja" nieustannie 

boi się swojej śmierci. Dlatego ty boisz się nowego. 
 

background image

Tak naprawdę wcale nie ty się boisz. Twoja istota nie odczuwa strachu. Czuje go 

ego, ponieważ bardzo boi się zginąć. Jest sztuczne, przypadkowo sklecone w 

całość. W każdej chwili może się rozpaść na kawałki. Dlatego, gdy przychodzi 
nowe, poja

wia się strach. Ego boi się rozlecieć. W jakiś sposób udawało mu się 

zachować spójność, trwać w jednym kawałku, a teraz przychodzi coś nowego - 

będzie to coś, co niesie zagrożenie. Dlatego nie przyjmujesz nowego z radością. 

Jakże ego miałoby radośnie zaakceptować swoją śmierć? 

Aby umieć przyjąć to, co nowe, powinieneś pojąć, że nie jesteś swoim ego. 

Zobaczysz wtedy, że ego to po prostu twoja pamięć, ale ty nie jesteś pamięcią. 

Można ją porównać do komputera, maszyny, mechanizmu - pożytecznego, ale 

całkowicie ci podporządkowanego (...). Ty jesteś świadomością, nie pamięcią. 

Wspomnienia stanowią zawartość świadomości, ty jesteś samą świadomością. 

Na przykład dostrzegasz na ulicy człowieka. Przypominasz sobie twarz, ale nie 

pamiętasz nazwiska. Gdybyś był pamięcią, powinieneś pamiętać również 
nazwisko. Ale ty mówisz: „Roz

poznaję tę twarz, ale nie pamiętam nazwiska". 

Później szperasz w pamięci, przeszukujesz ją i nagle pojawia się imię, a ty mó-

wisz: „Tak, to jest imię tej osoby". Pamięć to zapis. Przeszukujesz go, ale nie 

jesteś nim. 

Często zdarza się też, że jeśli bardzo się starasz coś sobie przypomnieć, staje się 

to coraz trudniejsze. Napięcie uniemożliwia pamięci przekazanie informacji. Za 

wszelką cenę próbujesz przypomnieć sobie czyjeś imię, ale nie udaje się, nawet 

jeśli czujesz, że masz je na „końcu języka". Wiesz dobrze, że je znasz, ale nie 

możesz sobie przypomnieć. 

To dziwne. Jeżeli byłbyś pamięcią, to kto nie dopuszczałby tej informacji? I kto 

mówiłby: „Wiem, ale nie mogę sobie przypomnieć"? Próbujesz coraz usilniej, a im 

bardziej się starasz, tym trudniejsze się to staje. W końcu, zmęczony tym 

zmaganiem, idziesz na spacer i nagle, gdy patrzysz na krzew róży, zjawia się, 

przypomniało się. 

Nie jesteś swoją pamięcią. Jesteś świadomością, pamięć to zawartość - ale 

jednocześnie cała życiowa energia dla ego. Pamięć jest, oczywiście, stara i boi się 

tego, co nowe. Nowe może 

być niepokojące, trudne do przełknięcia. Nowe może nieść kłopoty. Będziesz 

zmuszony przestawić się. Będziesz musiał ponownie się dostosować. To wydaje 

się bardzo pracochłonne. 

Aby stać się nową osobą, trzeba przestać identyfikować się ze swoim ego. Gdy już 

to zrobisz, nie będziesz za wszelką cenę z lękiem utrzymywał go przy życiu. 

Zresztą już wiesz, że niezależnie od tego, czy żyje, czy nie, i tak jest martwe. Jest 

po prostu maszyną. Używaj go, ale nie daj mu się wykorzystywać. Ego nieustannie 

boi się śmierci, ponieważ jest przypadkowe; stąd strach. Nie wypływa z bycia; nie 

mogłoby, bo bycie jest życiem. Jak życie może bać się śmierci? Życie nie zna 

śmierci. Ego wyrasta ze splotu przypadków, ze sztucznego, z tego, co w jakiś 

background image

sposób zostało połączone w jedność, z fałszywego, z nieprawdziwego. Śmierć ego 

to odrodzenie się do bycia. 
 

Nowe jest posłańcem Boga, jest sygnałem od Boga. Jest jak ewangelia! Słuchaj 

nowego, dotrzymaj mu kroku. Wiem, że się boisz. Pomimo strachu idź razem z 

nim, a twoje życie stanie się bogatsze i pewnego dnia będziesz w stanie ukazać 

swoją zniewoloną wielkość. 

Wiele przegapiamy w życiu, ponieważ brakuje nam odwagi. Właściwie do 

osiągnięcia celu potrzebny jest nie wysiłek, lecz odwaga - a sprawy zaczną się 

wydarzać, same do ciebie przyjdą (...) Przynajmniej jest tak w świecie 

wewnętrznym. Według mnie, największą odwagą jest życie w stanie zadowolenia. 

Smutek to ogromne tchórzostwo. Do tego, aby być nieszczęśliwym, nic nie jest 

potrzebne. Każdy tchórz, każdy głupek  

może się tak czuć. Każdy potrafi być nieszczęśliwy. Ale do poczucia błogości 
potrzebna jest ogromna odwaga - 

a żeby ją poczuć, trzeba nad sobą popracować. 

Zwykle myślimy: „Cóż niby trzeba zrobić, żeby chcieć być szczęśliwym? Każdy 

chce być szczęśliwy". To absolutna bzdura. Człowiek bardzo rzadko chce być 

szczęśliwy - choć ciągle powtarza, że chce. Bardzo rzadko jest gotowy na bycie 

szczęśliwym. Smutek to swoista inwestycja. Ludzie uwielbiają czuć się źle. Są 

wręcz szczęśliwi, gdy są nieszczęśliwi. 

Dużo trzeba zrozumieć, by wydostać się z kolein smutku. Najważniejsze, byś 

wiedział, że nikt cię w nich nie trzyma. To ty zdecydowałeś się trwać w więzieniu 

nieszczęścia. Nikt nikogo tam nie trzyma. Człowiek potrafi się stamtąd wydostać, 

może to zrobić w mgnieniu oka. Jeśli ktoś jest nieszczęśliwy, to sam za to 
odpow

iada. Niestety, nieszczęśliwy nigdy nie przyjmuje tej odpowiedzialności - to 

jego sposób na pozostanie smutnym. Mó

wi: „To inni sprawiają, że czuję się 

smutny". 

Skoro to inni sprawiają, że jesteś nieszczęśliwy, cóż ty możesz poradzić? Jeśli zaś 
ty sprawi

asz, że czujesz się smutny, można coś zrobić... Można coś zrobić 

natychmiast. Wtedy to, czy jesteś nieszczęśliwy, czy nie, leży w twoich rękach. 
Ludzie zrzu

cają odpowiedzialność - czasem na żonę, czasem na męża, czasami 

na rodzinę, czasem na wychowanie, na dzieciństwo, matkę, ojca... czasem na 

społeczeństwo, na historię, przeznaczenie, Boga - zawsze znajdzie się ktoś lub 

coś. Zmieniają się nazwy, ale sztuczka jest ta sama. 

Człowiek staje się naprawdę człowiekiem, gdy akceptuje całkowitą 
odpowiedzialn

ość - sam odpowiada za to, kim jest. To jest pierwsza odwaga, 

największa odwaga. Trudno ją zaakceptować, ponieważ umysł ciągle powtarza: 

„Jeśli ty jesteś odpowiedzialny, dlaczego tak postępujesz?" Aby tego uniknąć, mó-

wimy, że to inni są odpowiedzialni: „Cóż mogę poradzić? Jestem bezsilny. Jestem 

ofiarą! Nie mogę niczego zrobić, bo moce silniejsze ode mnie miotają mną na 

wszystkie strony. Jedyne, co mogę, to płakać, że jestem nieszczęśliwy, i stawać 

background image

się jeszcze bardziej nieszczęśliwy". Jeśli tak postępujesz, wszystko się potęguje. 

Wtedy zapadasz się coraz głębiej. 

Nikt, żadna zewnętrzna siła, cię nie krzywdzi. To ty i tylko ty. Na tym polega cała 
filozofia karmy - 

to twoje czyny; „karma" oznacza czyny. Zrobiłeś coś i możesz to 

„odczynić". I nie ma potrzeby czekać, zwlekać. Nie potrzebujesz czasu do namysłu 
- po prostu wyskakuj i to zaraz! 

Okazuje się jednak, że przyzwyczailiśmy się. Gdy przestajemy czuć się 

nieszczęśliwi, odczuwamy samotność, tracimy najbliższego towarzysza. Stał się 
naszym cieniem -ws

zędzie za nami chodzi. Gdy nie ma nikogo, to przynajmniej 

jest z tobą twój smutek - jesteś z nim połączony. To stare małżeństwo; pozosta-

jesz w związku ze smutkiem przez długie lata. 

Ale teraz nadszedł czas na rozwód. To nazywam ogromną odwagą - porzucenie 

smutku, porzucenie starych przyzwyczajeń umysłu, najstarszego towarzysza. 
 

Rozdział trzeci 

 

Odwaga miłości 

 

Strach nie jest niczym innym jak tylko brakiem miłości. Działaj miłością, zapomnij o 

strachu. Jeśli umiesz kochać, strach ginie. 

Jeśli głęboko kochasz, nie ma strachu. Strach jest negacją, brakiem. Trzeba to 

głęboko zrozumieć. Jeśli to ci umknie, nigdy nie pojmiesz istoty strachu. On jest 

jak ciemność. Ciemność nie istnieje, tylko wydaje się, że jest. Właściwie jest 

jednak po prostu brakiem światła. To światło istnieje; usuń je, a w tym miejscu 

pojawi się ciemność. 

Ciemność nie istnieje, nie możesz jej usunąć, nie możesz jej przenieść, wyrzucić. 

Jeśli chcesz coś na nią poradzić, musisz skorzystać ze światła, ponieważ masz 
kontakt jedynie z tym, co 

istnieje. Zgaś światło, pojawi się ciemność; zapal je, 

ciemności nie będzie. Robisz coś ze światłem, nie z ciemnością. 

Strach to ciemność, brak miłości. Nie możesz z nim nic zrobić, a im bardziej 

będziesz próbował, tym większy on się stanie, ponieważ będzie się to okazywać 

coraz bardziej niemożliwe. Problem tylko się pogłębia. Jeśli podejmiesz walkę z 

ciemnością, przegrasz. Możesz dobyć miecza i próbować ją zgładzić, ale to ty 

padniesz wyczerpany. A w końcu umysł podpowie ci: „Ciemność jest zbyt potężna, 

dlatego nie mogę jej pokonać". 
 
Tu 

właśnie pojawia się błąd. Z pozoru brzmi to logicznie -skoro zmagałeś się z 

ciemnością i nie byłeś w stanie jej pokonać, zatem dochodzisz do wniosku, że 

ciemność jest potężna, a ty w jej obliczu - bezsilny. Ale prawda jest inna. Nie 

jesteś bezsilny, ciemność jest bezsilna. W istocie ciemności w ogóle nie ma - 

dlatego nie mogłeś z nią wygrać. Jak możesz pokonać coś, czego nie ma? 

background image

Nie walcz więc ze strachem; inaczej zaczniesz się coraz bardziej bać i zrodzi się w 
tobie no

wy strach. Będzie to strach przed potęgą strachu; bardzo niebezpieczny. 

Po pierwsze, strach jest brakiem, po drugie, strach przed strachem jest obawą 
przed bra

kiem braku. Czujesz, jakbyś popadał w obłęd! 

Strach to nic innego jak brak miłości. Działaj miłością, zapomnij o strachu. Jeśli 

prawdziwie kochasz, strach zniknie. Jeśli kochasz głęboko, nie ma strachu. 

Kiedy byłeś w kimś zakochany, nawet przez krótki czas, czy odczuwałeś strach? 

Na próżno szukać go w związkach, w których ludzie choć przez moment głęboko 

się kochają i są razem, w których zwracają się ku sobie - w takich chwilach strachu 

nie ma. Tak jak w przypadku światła: kiedy jest włączone, nie ma ciemności. 

Sekretem, który pomoże ci pozbyć się strachu, jest bardziej kochać. 

Jeśli odczuwasz w sobie strach, kochaj bardziej. Bądź odważny w miłości, 

zdobądź się na odwagę. Bądź śmiały w miłości; kochaj bardziej, kochaj 

bezwarunkowo. Im bardziej będziesz kochać, tym mniejszy będzie strach. 

A gdy mówię „kochaj", mam na myśli wszystkie cztery warstwy miłości - od seksu 
do samadhi. 

Kochaj głęboko. Jeśli głęboko kochasz w związku seksualnym, to z twojego ciała 

zniknie większość lęków. Jeśli twoje ciało drży ze strachu, jest to strach przed 

seksem; nie byłeś 

w głębokim związku seksualnym. Twoje ciało drży, twoje ciało nie czuje się 

swobodnie, nie czuje się jak w domu. 

Kochaj głęboko - orgazm rozwieje wszelkie obawy z twojego ciała. Kiedy mówię, 

że rozwieje obawy, nie mam na myśli, że staniesz się „śmiałkiem", ponieważ 

śmiałkowie to tylko jak tchórze odwróceni do góry nogami. Gdy mówię, że cała 

obawa zniknie, mam na myśli brak zarówno tchórzostwa, jak i brawury. Są to dwa 
oblicza strachu. 

Spójrz na tych śmiałków: zobaczysz, że gdzieś głęboko w sobie się boją. Dokoła 

siebie utworzyli zbroję. Brawura to nie brak strachu, to strach dobrze chroniony, 
zabezpieczony, uzbro

jony. Dopiero gdy znika, stajesz się nieustraszony. Nie 

wzbu

dzasz strachu w innych i nie pozwalasz innym wzbudzać strachu w sobie. 

Głęboki orgazm seksualny daje ciału poczucie bycia sobą. Ciało czuje się zdrowe, 

ponieważ czuje się całością. 
Wtedy kolejnym 

krokiem jest miłość. Kochaj ludzi bez warunków wstępnych. 

Jeśli masz w zanadrzu jakiekolwiek warunki, to nigdy nie będziesz w stanie 

pokochać; warunki staną się barierami. Ponieważ miłość jest dla ciebie 

błogosławieństwem, po co przejmować się warunkami? Jest tak korzystna, jest tak 

głęboka i wspaniała - kochaj bezinteresownie, nie proś o nic w zamian. Jeśli 

zrozumiesz, że jedynie kochając ludzi, dorośniesz wolny od strachu, będziesz 
k

ochać dla czystej przyjemności kochania! 

Ludzie kochają zazwyczaj wtedy, gdy spełnione zostają wyznaczone przez nich 

warunki. Mówią: masz być taki a taki, tylko wtedy cię pokocham. Matka mówi do 

dziecka: Jeśli będziesz się dobrze zachowywać, to będę cię kochać". Żona mówi 

background image

do męża: „Musisz być taki, tylko wtedy będę cię kochać". Każdy dyktuje warunki, a 

miłość znika. 

Miłość to bezmiar nieba! Nie możesz jej ograniczać przez wyznaczanie 

przestrzeni, stawianie warunków, określanie limitów. Jeśli wpuścisz do domu 

świeże powietrze i zamkniesz je - zamkniesz wszystkie okna, zanikniesz wszystkie 
drzwi - 

wkrótce stanie się ono nieświeże. Miłość zawsze jest związana z wolno-

ścią; jeśli zanikniesz ją jak świeże powietrze w swoim domu, wszystko stanie się 

nieświeże i brudne. 

Od niepamiętnych czasów stanowi to ogromny problem dla ludzkości. Gdy się 

zakochujesz, wszystko wydaje się być piękne, ponieważ w tych chwilach nie 
ustalasz warunków. Dwie oso

by zbliżają się do siebie bezinteresownie. Gdy 

związek się ustabilizuje, zaczynają traktować się nawzajem jak coś oczywistego. 

Wtedy zostają narzucone warunki: „Powinieneś być taki, powinnaś zachowywać 

się tak - tylko wtedy będę cię kochać". Jakby miłość była umową komercyjną. 

Kiedy nie kochasz całym swoim sercem, jesteś handlarzem. Próbujesz zmusić 

drugą osobę do zrobienia czegoś; tylko wtedy będziesz ją kochać. Traktujesz 

miłość jak nagrodę lub środek nacisku, ale wcale nie kochasz. Próbujesz 

powstrzymać swoją miłość albo dajesz ją, ale w obu przypadkach miłość jest 

etapem przejściowym. Celem jest coś innego. 

Przynosisz żonie prezenty - jest zadowolona, przytula się do ciebie, całuje cię. Ale 
gdy niczego nie przynosisz do domu, po

jawia się dystans. Już nie lgnie do ciebie, 

nie zbliża się. Jeśli tak postępujesz, zapominasz, że na twojej miłości zyskują nie 

tylko inni, ale również ty. Miłość w pierwszej kolejności pomaga tym, którzy 

kochają. Następnie pomaga tym, którzy są kochani. 

Jakże często ludzie przychodzą do mnie i mówią: „Mój partner mnie nie kocha". 
Nikt nie 

mówi: „Nie kocham swojego partnera". Miłość stała się żądaniem: „Partner 

mnie nie kocha". Za

pomnij o nim! Miłość to tak piękny stan; jeśli ty kochasz, to i 

tak będziesz szczęśliwa. 
 

Im bardziej kochasz, tym bardziej kochają ciebie. Im mniej kochasz, a sam 

wymagasz jak najwięcej miłości od innych, tym mniej cię kochają, stajesz się coraz 

bardziej zamknięty, ograniczony przez swoje ego. I stajesz się drażliwy - nawet 

gdy ktoś zbliża się do ciebie, aby cię pokochać, ty zaczynasz się bać, ponieważ w 
przypad

ku każdej miłości jest ryzyko, że kiedyś zostaniesz porzucony, odsunięty. 

Nikt cię nie kocha - ta myśl zakorzeniła się w tobie. Dlaczego ten człowiek próbuje 

zmienić twoje zdanie na ten temat? Próbuje pokochać ciebie! To musi być jakieś 
oszustwo! Próbuj

e cię zwieść? Widocznie jest przebiegły, sprytny. Chronisz się. 

Nie po

zwalasz nikomu pokochać siebie i ty również nie kochasz innych. Wtedy 

pojawia się strach. Wtedy jesteś na świecie sam, samotny, odcięty. 
Czym w takim razie jest strach? Strach to poczu

cie odcięcia od egzystencji. 

Niechaj to będzie definicja strachu: stan odcięcia od egzystencji. Zostałeś sam, jak 

płaczące w domu dziecko. Rodzice wyszli do teatru. Dziecko szlocha w swoim 

background image

łóżeczku. Zostawione samo, bez kontaktu, bez opiekuna, bez kogoś, kto je 

pocieszy, bez kochającej osoby; samotność, wszędzie ogromna samotność. To 
jest stan strachu. 

Dzieje się tak, ponieważ zostałeś wychowany w sposób, który nie dopuszcza 

miłości. Cała ludzkość została wyszkolona do innych celów, nie do miłości. 
Szk

olono nas, abyśmy zabijali. Istnieją armie, trenowane latami w umiejętności 

zabijania! Uczo

no nas liczenia; istnieją szkoły, uniwersytety uczące nas liczenia, 

po to aby nikt nie mógł nas oszukać, a my byśmy mogli oszukiwać innych. Ale nie 
ma miejsc, w kt

órych naucza się wolności kochania. 

Właściwie nie tylko społeczeństwo powstrzymuje każdy wysiłek zmierzający w 

kierunku miłości. Rodzice też nie lubią tego, gdy ich dzieci się zakochują. Żaden 

ojciec tego nie lubi, żadna matka. Jakie by nie były ich pretensje, żaden ojciec i 

żadna matka nie lubią tego, gdy ich dzieci się zakochują. Lubią planowane 

małżeństwa. 

Dlaczego? Ponieważ, gdy młodzieniec zakocha się w kobiecie czy dziewczynie, 

odsuwa się od rodziny; tworzy nową, własną. Oczywiście buntuje się przeciw 
starej rodzinie. Mówi: „Te

raz odchodzę, stworzę własny dom". I wybiera swoją 

kobietę; ojciec i matka nie mają z tym nic wspólnego, zdaje się, że zostali 

wyeliminowani z życia syna. 

A przecież chcieliby je zorganizować: „Ty tworzysz dom, ale pozwól nam 

zorganizować ślub, abyśmy mogli się wtrącić. I nie zakochuj się - ponieważ gdy się 

zakochasz, miłość stanie się całym twoim światem". Tymczasem małżeństwo 

aranżowane jest po prostu pewnym układem społecznym. Nie jesteś zakochany, 

twoja żona nie jest dla ciebie całym światem, twój mąż nie jest całym twoim 

światem. Rodzina jest ważna tak długo, jak długo trwa małżeństwo. Gdy pojawia 

się związek z miłości, rodzina się rozpada. 

Na Zachodzie rodzina zanika. Aranżowane małżeństwa ma-ją za wszelką cenę 
pom

óc jej przetrwać. Nawet jeśli czujesz, że rodzina cię niszczy, że jest 

pozbawiona miłości - nie ma to znaczenia, musisz się poświęcić. Jeśli małżeństwo 

jest aranżowane, cała rodzina może współżyć ze sobą. W takiej rodzinie może żyć 

nawet sto osób. Ale jeśli chłopak i dziewczyna zakochają się, stają się dla siebie 

całym światem. Chcą poruszać się tylko we dwoje, chcą intymności. Nie chcą 

wokół siebie stu wujków, wujków tych wujków, kuzynów i ich kuzynów. Nie chcą 

całego tego bazaru; chcą mieć swój mały, prywatny świat. Wszystko zdaje się im 

przeszkadzać. 

Rodzina to wróg miłości. Pewnie słyszałeś, że jest źródłem miłości, ale ja ci 

mówię: rodzina to wróg miłości. Rodzina przeżyła, uśmiercając miłość, nie 

pozwoliła dziać się miłości. 

Społeczeństwo nie dopuszcza miłości, ponieważ człowiekiem głęboko 

zakochanym nie można manipulować. Nie wyślesz go na wojnę. Powiedziałby: 

„Jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem! Dokąd chcecie mnie wysyłać? Dlaczego 

background image

mam jechać i zabijać nieznajomych, którzy być może są szczęśliwi w swoich 

domach? Nie ma między nami konfliktu, niezgodności interesów". 

Jeśli młodsze pokolenia będą zagłębiać się w miłość, wojny znikną. Nie będzie 

można znaleźć wystarczającej liczby szaleńców, którzy poszliby na wojnę. Jeśli 

kochasz, zasmakowałeś czegoś z życia; nie zgodzisz się na śmierć i zabijanie 

ludzi. Jeśli nie kochasz, nie zasmakowałeś życia; kochasz śmierć. 
 

Strach zabija, chce zabijać. Strach jest energią destrukcyjną, miłość - twórczą. 

Gdy kochasz, chcesz tworzyć - możesz chcieć śpiewać piosenki albo malować, 

albo pisać wiersze, ale nie chwycisz bagnetu czy bomby atomowej i nie 

pośpieszysz, by zabijać nieznanych ci ludzi, którzy niczego ci nie zrobili, którzy są 
dla ciebie tak samo obcy jak ty dla nich. 

Świat porzuci wojny tylko wtedy, gdy znów pojawi się w nim miłość. Politycy nie 

chcą, abyś kochał, ani społeczeństwo tego nie chce. Rodzina nie pozwala ci 

kochać. Wszyscy oni chcą kontrolować twoją miłosną energię, ponieważ to jedyna 
prawdzi

wa energia. Dlatego w jej miejsce pojawia się strach. 

Jeśli dobrze mnie rozumiesz, odrzuć strach i kochaj bardziej - kochaj 

bezinteresownie. Nie myśl, że gdy kochasz, robisz coś dla tej drugiej osoby; robisz 

coś dla siebie. Gdy kochasz, korzyści płyną do ciebie. Więc nie czekaj; nie mów, 

że pokochasz, gdy inni to zrobią - to nie ma sensu. 

Bądź samolubny. Miłość jest egoistyczna. Kochaj ludzi -dzięki temu poczujesz się 

spełniony, dzięki temu doznasz błogosławieństwa. 

A gdy miłość staje się głębsza, znika strach; miłość jest światłem, strach - 

ciemnością. 

Wówczas pojawia się trzeci etap miłości - modlitwa. Kościoły, religie, sekty uczą 

cię, jak się modlić. Ale tak naprawdę utrudniają ci modlitwę, ponieważ modlitwa 

jest spontaniczna. Nie można się jej nauczyć. Jeśli w dzieciństwie uczono cię 
modlitw, zatrz

ymano wspaniałe doświadczenie, które mogło ci się przydarzyć. 

Modlitwa jest zjawiskiem spontanicznym. 
 

Chcę opowiedzieć wam pewną historię, którą uwielbiam. Lew Tołstoj napisał 

krótką opowieść: W centralnej Rosji było jezioro, które stało się sławne dzięki 

trzem świętym. Zainteresowali się nim ludzie z całego imperium. Tysiące ludzi 

przyjeżdżało, żeby zobaczyć tych trzech świętych. 

Wysokiej rangi duchowny zaczął się niepokoić: Co się dzieje? Nigdy nie słyszał o 

takich trzech „świętych", nie byli oni kanonizowani przez kościół. Kto zrobił z nich 

świętych? Chrześcijaństwo czyni jedną z najgłupszych rzeczy - wydają certyfikaty: 

„Ten człowiek jest święty". Tak jakby można było zrobić z człowieka świętego 

przez nadanie mu tytułu! 
Ale ludzie oszaleli na ic

h punkcie i pojawiało się mnóstwo informacji o 

zachodzących tam cudach, więc duchowny pojechał skontrolować sytuację na 

miejscu. Popłynął łodzią na wyspę, na której mieszkali ci trzej biedacy. Byli po 

background image

prostu ubogimi, ale bar

dzo szczęśliwymi ludźmi. Istnieje bowiem tylko jeden rodzaj 

ubóstwa: serce, które nie potrafi kochać. Byli oni więc ubodzy, ale jednocześnie 

bogaci, bogatszych trudno byłoby znaleźć. 

Zastał ich zadowolonych, siedzących pod drzewem i śmiejących się. Widząc go, 

ukłonili się, a duchowny zapytał: 

Co tu robicie? Słyszałem plotki, że jesteście wielkimi świętymi. Czy umiecie się 

modlić? 

Widząc tych trzech mężczyzn, duchowny natychmiast wyczuł, że są 

niewykształceni, troszeczkę głupawi; szczęśliwi, ale nierozumni. 
Spojrzeli na siebie i powiedzieli: 

Przepraszamy, panie, nie znamy modlitw kościelnych, ponieważ jesteśmy 

prostakami. Ale stworzyliśmy swoją własną modlitwę. Jeśli nie urazi cię to, 

możemy ją powtórzyć. 

Dobrze, pokażcie, jak się modlicie - powiedział kapłan. 

Próbowaliśmy, myśleliśmy, zastanawialiśmy się, ale nie jesteśmy wielkimi 

myślicielami, jesteśmy głupcami, prostymi ludźmi z wioski. Więc zdecydowaliśmy 

się na prostą modlitwę. W chrześcijaństwie mówi się, że Bóg jest Trójcą: Bogiem 

Ojcem, Synem i Duchem Świętym. A nas jest również trzech. Więc 

zdecydowaliśmy się na taką modlitwę: „Ty jesteś Trójcą, nas również jest trzech, 

zmiłuj się nad nami". Oto cała nasza modlitwa: „Ty jesteś Trójcą, nas również jest 

trzech, zmiłuj się nad nami". 

Pop bardzo się rozgniewał, prawie wpadł w furię. Powiedział: 

Cóż za nonsens! Nigdy nie słyszałem takiej modlitwy. Przestańcie! Nie możecie 

być świętymi w taki sposób. Jesteście po prostu głupcami! 

Padli mu więc do stóp i błagali: 
- Naucz nas prawdziwej, dobrej modlitwy. 

Pop powiedział im modlitwę akceptowaną przez rosyjski Kościół prawosławny. 

Była długa, skomplikowana; wzniosłe, pom-patyczne słowa. Trzej mężczyźni 

popatrzyli na siebie z trwogą. Brama nieba była dla nich zamknięta. Powiedzieli: 

Prosimy, powtórz nam jeszcze raz, ponieważ modlitwa jest długa, a my jesteśmy 

niewykształceni. 

Duchowny powtórzył. Oni znów powiedzieli: 

Jeszcze raz, panie, bo zapomnimy słów i coś pójdzie nie tak. 

Kapłan znów powtórzył. Gorąco mu podziękowali, a on poczuł satysfakcję, że 

wykonał dobry uczynek i nawrócił trzech głupców. 

Odpłynął w swojej łodzi. Gdy był na środku jeziora, nie mógł uwierzyć własnym 
oczom - 

ci trzej, ci głupcy biegli do niego po powierzchni wody, krzycząc: 

Zaczekaj... Powtórz modlitwę jeszcze raz... Zapomnieliśmy! Trudno było w to 

uwierzyć! Kapłan padł im do stóp i powiedział: 

Wybaczcie mi. I módlcie się swoją modlitwą. 

 

background image

Trzecią energią miłości jest modlitwa. Religie, zorganizowane kościoły zniszczyły 

ją. Dostałeś „gotowce". Modlitwa to spontaniczne uczucie. Przypomnij sobie tę 

opowieść, gdy będziesz się modlić. Pozwól swojej modlitwie na spontaniczność. 

Jeśli nawet twoja modlitwa nie może być spontaniczna, co to oznacza? Jeśli nawet 

przed Bogiem musisz być przygotowany, to czy będziesz kiedykolwiek 
autentyczny, prawdziwy, naturalny? 

Mów to, co chcesz powiedzieć. Rozmawiaj z Bogiem tak, jakby był twoim mądrym 
przyjacielem. Ale nie wprowadzaj atmo

sfery formalności. Formalna znajomość z 

kimś w ogóle nie jest znajomością. Jeśli zachowujesz się w sposób formalny 

również wobec Boga, tracisz całą spontaniczność. 

Wprowadź do modlitwy miłość. Wtedy możesz mówić! To piękna rzecz, dialog z 

wszechświatem. 

Tylko czy zaobserwowałeś, że jeśli jesteś naprawdę spontaniczny, ludzie uznają 

cię za szaleńca? Jeśli podejdziesz do drzewa i zaczniesz z nim rozmawiać albo 

będziesz rozmawiać z kwiatem, z różą - ludzie uznają cię za wariata. Jeśli 

pójdziesz do kościoła i będziesz mówił do krzyża czy do obrazu, nikt nie uzna cię 

za szaleńca; ludzie pomyślą, że jesteś religijny. Rozmawiasz z kamieniem w 

świątyni i wszyscy myślą, że jesteś religijny, ponieważ to jest zaakceptowana 
forma. 

Mówisz do róży, a jest ona przecież bardziej żywa niż kamienny posąg, bardziej 

boska niż jakikolwiek wizerunek... mówisz do drzewa, a jest ono bardziej 
zakorzenione w B

ogu niż jakikolwiek krzyż, ponieważ krzyż nie ma korzeni, jest 

martwy. Drzewo żyje, z korzeniami zapuszczonymi głęboko w ziemię, z gałęziami 

wysoko przy niebie, złączone z całością, z promieniami słońca, z gwiazdami. 

Rozmawiaj z drzewami! To może być punktem styczności z boskością. 

Ale jeśli będziesz tak rozmawiał, ludzie uznają, że jesteś szalony. Spontaniczność 

mylona jest z szaleństwem. Spełnianie form uznawane jest za świętość. Zupełnie 

odwrotnie niż nakazywałaby to rzeczywistość. Kiedy idziesz do świątyni i 

odklepujesz wyuczone modlitwy, jesteś zwykłym głupcem. Rozmawiaj sercem przy 

sercu! Modlitwa jest piękna, dzięki niej zaczniesz rozkwitać. 

Bycie zakochanym to też rodzaj modlitwy; zakochanym całkowicie. Czasem 

złościsz się na wszystko i nie rozmawiasz; to cudowne! Powtarzasz sobie: „Nie 

będę mówić, już wystarczy, wcale mnie nie słuchasz!" Piękna postawa, żywa. 

Czasem całkowicie porzucasz modlitwę, ponieważ ty się modlisz, a Bóg nie chce 

cię wysłuchać. Jest to gorący związek, złościsz się. Czasem czujesz się 

doskonale, jesteś wdzięczny, a czasem czujesz się odrzucony. Ale pozwól, żeby 

był to żywy związek. Wtedy modlitwa jest szczera. Jeśli zachowujesz się jak 
gramofon i powtarzasz codziennie to samo, nie jest to wcale modlitwa. 

Słyszałem o prawniku, który wszystko sobie kalkulował. Każdej nocy, gdy kładł się 

do łóżka, patrzył w niebo i mówił: „To samo, co wczoraj" i zasypiał. Tylko raz się 

pomodlił - pierwszy raz w swoim życiu - a później powtarzał: „To samo". To było 

background image

całkiem logiczne; po co miał codziennie powtarzać tę samą modlitwę? Nie ważne, 

czy powiesz „To samo", czy powtórzysz całą modlitwę. Na jedno wychodzi. 

Modlitwa powinna być pełnym życia doświadczeniem, dialogiem serc. A wkrótce, 

jeśli jest szczera, poczujesz, że nie tylko ty mówisz, ale pojawia się też odpowiedź. 

Wtedy modlitwa staje się czymś dojrzałym, samodzielnym. Gdy czujesz odpo-

wiedź - modlitwa przeradza się w dialog. Nie tylko mówisz, ale również słuchasz. 

I uwierz mi: Istnienie jest gotowe ci odpowiedzieć. Gdy twoje serce będzie otwarte, 

zawsze dostaniesz odpowiedź. 

Nie ma drugiej tak pięknej rzeczy jak modlitwa. Seks nie może być tak cudowny 

jak miłość, a miłość nie może być tak piękna jak modlitwa. 

A później następuje czwarty etap. Nazywam go medytacją. Wtedy nawet dialog 

ustaje, a właściwie prowadzisz go w ciszy. Słowa ustają, ponieważ gdy serce jest 

całkowicie pełne, nie możesz mówić. Gdy serce jest przepełnione, możesz tylko 

trwać w ciszy. Wtedy nie ma drugiej strony. Ty i wszechświat to jedność. Niczego 
nie mówisz 

ani nie słuchasz. Jesteś jednością z wszechświatem, z 

Wszechmogącym. Jedność - to medytacja. 

Takie są cztery etapy miłości i na każdym z nich strach będzie malał. Kiedy seks 

stanie się wspaniały, zniknie strach ciała. Ciało nie będzie neurotyczne. 
Obser

wowałem tysiące ciał -zwykle są neurotyczne, doprowadzone do 

szaleństwa, niespełnione, spięte. 

Kiedy pojawi się miłość, strach zniknie z umysłu. Będziesz żył wolny, spokojny. 

Nie nadejdzie strach, nie pojawią się koszmary. 

Kiedy pojawi się modlitwa, strach zniknie całkowicie, ponieważ dzięki modlitwie 

staniesz się jednością - odczujesz głęboki związek z Wszechmogącym. Strach 

zniknie z duszy. Gdy się modlisz, ginie strach przed śmiercią. 
A gdy medytujesz, znika wszystko. Znika strach, znika brak strachu. Nic nie 
pozostaje. Czy raczej pozostaje tylko nic. Nie

ograniczona czystość, cnota, 

niewinność. 
 

Nie związek, lecz stan bytu 

 

Miłość nie jest związkiem z kimś. Miłość to stan istnienia; nie ma ona nic 

wspólnego z żadnym innym człowiekiem. Nie jesteś zakochany, jesteś miłością. 

Oczywiście, gdy człowiek jest miłością, staje się zakochany - ale jest to tylko 
rezultat, produkt ubo

czny, a nie źródło. Źródłem jest to, że człowiek jest miłością. 

Kto może być miłością? Jeśli nie wiesz, kim jesteś, to nie możesz być miłością. 

Będziesz strachem. Strach to całkowite przeciwieństwo miłości. Pamiętaj, 

przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, jak wydaje się wielu ludziom. 

Nienawiść to miłość na wspak, nie przeciwieństwo miłości. Prawdziwym 

przeciwieństwem miłości jest strach. W miłości człowiek się rozwija, w strachu -

kurczy. W strachu człowiek zamyka się, w miłości - otwiera. W strachu człowiek 

wątpi, w miłości - ufa. W strachu człowiek zostawiony jest sam sobie, w miłości - 

background image

rozpływa się, nie rozmyśla o samotności. Gdy nie ma człowieka, nie może czuć się 
samo

tny. Wtedy te drzewa i ptaki, chmury, słońce i gwiazdy są w tobie. Miłość jest 

wtedy, gdy poznasz swoje wewnętrzne niebo. 

Małe dziecko pozbawione jest strachu; dzieci rodzą się bez strachu. Gdyby 

społeczeństwo pomagało im i wspierało je, aby pozostały bez strachu, zachęcało, 

by wspinać się na drzewa i góry, pływać w oceanach i rzekach, gdyby pomagało 

stać się poszukiwaczem nieznanego, gdyby tworzyło nowe pytania zamiast 

udzielać martwych odpowiedzi - wtedy dzieci głęboko umiłowałyby życie. I to 

byłaby prawdziwa religia. Nie ma głębszej religii niż miłość. 

Medytuj, tańcz, śpiewaj i coraz bardziej zagłębiaj się w siebie. Uważniej słuchaj 

ptaków. Patrz na kwiaty z szacunkiem, podziwem. Nie staraj się zdobywać wiedzy, 
nie szufladkuj. Roz

legła wiedza jest jedynie umiejętnością przyklejania metek, kla-

syfikowania. Spotykaj ludzi, łącz się z nimi, z jak największą liczbą osób, ponieważ 

każda osoba wyraża inny aspekt Boga. Ucz się od ludzi. Nie bój się. Istnienie nie 
jest twoim wrogiem, opie

kuje się tobą, gotowe jest wspierać cię w każdy możliwy 

sposób. Ufaj, a zaczniesz odczuwać w sobie przypływ energii. Energia ta to 

miłość. Chce ona opromieniać całą egzystencję; z nią człowiek czuje się 

błogosławiony. A kiedy sam czujesz się błogosławiony, jakże nie miałbyś 

błogosławić Istnienia? 

Miłość wzbudza pragnienie, by dobrze życzyć wszystkiemu, co istnieje. 
 

To ciastko jest pyszne! 

 

Miłość nie zdarza się często. Aby poznać wnętrze innej osoby, potrzeba 
gruntownych zmia

n, ponieważ będziesz musiał wpuścić tę osobę do wnętrza 

siebie. Będziesz musiał stać się bezbronny, bezgranicznie czuły, otwarty. 

Jest to ryzykowne. Dopuszczenie kogoś do swojego wnętrza jest ryzykowne, 
niebezpieczne. Nie wiesz, co ta osoba ci zrobi. Nie 

wiesz, co uczyni, gdy odsłonisz 

wszystkie swoje sekrety, gdy to, co ukrywałeś, wyjdzie na jaw, gdy całkowicie się 

ujawnisz. Dlatego nigdy się nie otwieramy. 

Zwykła znajomość - a my mylimy ją z miłością. Spotykają się nasze obrzeża, a 

nam się wydaje, że to my się spotkaliśmy. Obrzeże jest ogrodzeniem wokół ciebie. 

Nie jest tobą! Obrzeże to miejsce, w którym ty się kończysz, a zaczyna się świat. 

Bywa, że nawet mąż i żona, żyjący ze sobą od wielu lat, są zaledwie znajomymi. 

Mogą prawie się nie znać. A im dłużej z kimś mieszkasz, tym bardziej zapominasz, 

że jego wnętrze nadal zostało nie odkryte. 

Więc pierwszą rzeczą, którą trzeba zrozumieć, jest to, że nie należy mylić 

znajomości z miłością. Możecie uprawiać miłość, może łączyć was relacja 
seksualna, ale seks 

może również pochodzić z obrzeża. Jeśli nie spotkają się dwa 

wnętrza, seks jest zwykłym spotkaniem dwóch ciał. A spotkanie dwóch ciał nie jest 

twoim spotkaniem. Seks także pozostaje znajomością - fizyczną, cielesną, ale 

background image

ciągle tylko znajomością. Możesz dopuścić do siebie drugą osobę tylko wtedy, gdy 

się nie boisz, gdy nie przepełnia cię lęk. 

Są dwa sposoby na życie: jeden skupiony na strachu, drugi - na miłości. Życie 

skupione na strachu nigdy nie doprowadzi cię do głębokiego związku. 
Pozostaniesz przera

żony i nie dopuścisz do siebie innych, nie pozwolisz, aby 

odkryli twoje wnętrze. Dopuszczasz drugą osobę do pewnego stopnia, a potem 
poja

wia się mur i wszystko ustaje. 

 

Osoba nastawiona na miłość to ktoś, kto nie boi się przyszłości, ktoś, kto nie boi 
s

ię rezultatów i konsekwencji, kto żyje tu i teraz. Nie przejmuj się rezultatami; tak 

robi umysł nastawiony na strach. Nie zastanawiaj się, co z tego wszystkiego 
wynik

nie. Po prostu bądź tu i żyj pełnią. Nie kalkuluj. Człowiek skupiony na strachu 

zawsze 

kalkuluje, planuje, organizuje, zabezpiecza. W ten sposób traci życie. 

Słyszałem pewną opowieść o starym mnichu zeń. Leżał na łożu śmierci. Nadszedł 

jego ostatni dzień. On też potwierdził, że tego popołudnia już go nie będzie. 

Zebrali się jego zwolen- ' nicy, uczniowie, przyjaciele. Wielu ludzi go kochało, 
wszyscy za

częli się zjeżdżać, nawet z bardzo daleka. 

Jeden z jego dawnych uczniów, gdy tylko usłyszał, że mistrz umiera, pobiegł na 

targ. Ktoś spytał go: 
- Twój Mistrz umiera w swojej chacie! Dlaczego idziesz na targ? 

Wiem, że mistrz uwielbia pewne ciastko - odparł. - Zamierzam mu je kupić. 

Było bardzo trudno znaleźć to ciastko, ale koło południa jakoś mu się udało. 

Pobiegł więc czym prędzej do mistrza. 

Tymczasem wszyscy się niepokoili; zdawało im się, że mistrz na kogoś czeka. 

Otwierał oczy, rozglądał się i znów je zamykał. Gdy przyszedł uczeń, mistrz 

powiedział: 

Jesteś w końcu. Masz ciastko? 

Uczeń wyjął je i podał. Był bardzo szczęśliwy, że mistrz o nie poprosił. 

Umierając, mistrz wziął to ciastko w dłonie, a mimo że był bardzo stary, jego ręce 

nie drżały. Ktoś zapytał więc: 

Jesteś bardzo stary, na pograniczu życia i śmierci. Niedługo uleci z ciebie 

ostatnie tchnienie, a twoja dłoń nawet nie zadrży? 

Mistrz odpowiedział: 

Nigdy nie drżę, ponieważ nie czuję strachu. Moje ciało zestarzało się, ale ja 

pozostałem młody i zostanę taki, nawet gdy moje ciało zniknie. 

Potem ugryzł ciastko i zaczął żuć. Ktoś zapytał: 

Jakie jest twoje ostatnie przesłanie, mistrzu? Wkrótce nas opuścisz. Co chcesz, 

abyśmy zapamiętali? 

Mistrz uśmiechnął się i powiedział: 
- Hm, to ciastko jest przepyszne. 
 

background image

Oto człowiek, który żyje tu i teraz. To ciastko jest przepyszne. Nawet śmierć nie 

ma znaczenia. Następny moment się nie liczy. Ten moment i to ciastko są pyszne. 

Jeśli potrafisz żyć obecną chwilą, teraźniejszością, być w niej całą pełnią, tylko 

wtedy potrafisz kochać. 

Miłość to rzadki kwiat. Wyrasta tylko czasami. Miliony ludzi żyją w błędnym 

przekonaniu, że go posiedli. Wierzą, że kochają, ale jest to tylko ich przekonanie. 

Miłość jest unikalnym kwiatem. Zdarza się tylko niekiedy. Jest unikalna, ponieważ 
przy

trafia się tylko wtedy, gdy nie ma strachu, nigdy wcześniej. Oznacza to, że 

miłość może przydarzyć się tylko osobie głęboko uduchowionej, religijnej. Seks 
jest m

ożliwy dla wszystkich. Znajomość jest możliwa dla wszystkich. Miłość nie. 

Kiedy się nie boisz, nie masz niczego do ukrycia, wtedy możesz być otwarty, 

możesz usunąć wszystkie granice. A potem zaproś drugą osobę, aby poznała 

twoje wnętrze. 

I pamiętaj: jeśli otworzysz się przed kimś, ta druga osoba także to zrobi, ponieważ 

gdy pozwalasz, aby ktoś odkrył twoje wnętrze, wyzwalasz zaufanie. Gdy ty się nie 

boisz, druga osoba też przestaje się bać. 

W twojej miłości strach jest zawsze obecny. Maż obawia się żony, żona boi się 

męża. Kochankowie są pełni lęku. Właściwie to wcale nie jest miłość. To jedynie 

układ dwóch osób, przepełnionych strachem, zależnych od siebie, walczących, 
wykorzystu

jących się nawzajem, manipulujących, kontrolujących, dominujących, 

pragn

ących zawładnąć -jest to wszystko, tylko nie miłość. 

 

Jeśli umiesz otworzyć się na miłość, nie potrzebujesz modlitw, nie potrzebujesz 

medytacji, nie potrzebujesz kościoła czy świątyni. Jeśli potrafisz kochać, możesz 

całkowicie zapomnieć o Bogu, ponieważ dzięki miłości i tak doświadczysz tego 
wszy

stkiego: medytacji, modlitwy, Boga; doświadczysz wszystkiego. To właśnie 

ma na myśli Jezus mówiąc, że Bóg jest miłością. 

Miłość jest skomplikowana. Trzeba się wyzbyć lęków. A najdziwniejsze jest to, że 

boisz się tak bardzo, mimo że nie masz niczego do stracenia. 

Mistyk Kabir powiedział kiedyś: „Zaglądam w głąb ludzi (...) tak bardzo się boją, 

ale nie umiem zrozumieć dlaczego - przecież nie mają niczego do stracenia". I 

mówił dalej: „To tak jakby ktoś, kto jest nagi, nie chciał wykąpać się w rzece, 

ponieważ bałby się, że nie będzie miał gdzie wysuszyć ubrania". Jesteś w takiej 

właśnie sytuacji - nie masz ubrania, ale stale się o nie martwisz. 

Co masz do stracenia? Nic. Ciało zostanie zabrane przez śmierć. Zanim to 

nastąpi, oddaj je miłości. Wszystko, co masz, zostanie zabrane; zanim zostanie 

zabrane, dlaczego się tym nie podzielić? Jest to jedyna metoda, aby je posiąść. 

Jeśli umiesz dzielić się, rozdawać, jesteś mistrzem. To i tak przecież zostanie 
odebrane - niczeg

o nie możesz zachować na zawsze. Śmierć zniszczy wszystko. 

Więc, jeśli słuchasz uważnie, widzisz, że walka toczy się pomiędzy śmiercią i 

miłością. Jeśli potrafisz obdarowywać, śmierć nie nastąpi. Zanim wszystko 
zostanie ci odebrane - ty sam to oddasz, pod

arujesz. Wtedy nie może być śmierci. 

background image

Dla tego, kto kocha, śmierci nie ma. Dla człowieka nie-kochającego każda chwila 

jest śmiercią, w każdej sekundzie coś jest mu wyrywane. Ciało zanika, a on traci 

każdy moment. A kiedy nadejdzie śmierć, wszystko to i tak zostanie zniszczone. 

Czym jest ten strach? Dlaczego tak bardzo się boisz? Nawet jeśli wszystko o tobie 

wiadomo i jesteś jak otwarta księga, czego tu się bać? W jaki sposób może ci to 

zaszkodzić? To, że musisz się ukrywać, chronić, być stale gotowy do walki, to, że 

każdy jest wrogiem, każdy jest przeciw tobie - wszystko to jest tylko jednym 

wielkim kłamstwem, narzuconym przez społeczeństwo. 

Nikt nie jest ci przeciwny. Nawet jeśli tak czujesz, to ta osoba nie jest przeciw tobie 

ponieważ każdy zajmuje się sobą, nie tobą. Nie ma czego się bać. Zanim 

stworzysz prawdziwy związek, powinieneś zdać sobie z tego sprawę. Nie ma 

czego się bać. 

Medytuj na ten temat. A później pozwól drugiej osobie zagłębić się w ciebie, 

zaproś ją do swojego wnętrza. Nie twórz barier; stań się przejściem otwartym na 

oścież, bez zamków, bez drzwi, które mógłbyś zamknąć.  

Wtedy miłość będzie możliwa. 
 

Miłość jest wtedy, gdy spotykają się dwa wnętrza. Ma w sobie coś z alchemii; to 
tak jak spotkanie wodoru i tlenu, którego rezultatem jest nowa substancja, woda. 

Możesz mieć i wodór, i tlen, ale kiedy będziesz spragniony, osobne będą całkiem 

bezużyteczne. Choćbyś miał nieograniczone ilości obu pierwiastków - pragnienie 

nie ustąpi. 

Gdy spotykają się dwa wnętrza, powstaje nowa jakość: miłość. I jest ona jak woda; 

zaspokaja pragnienie wielu, wielu wcieleń. Nagle czujesz się zadowolony. Jest to 
widzialna ozna

ka miłości; jesteś zadowolony tak, jakbyś osiągnął wszystko. Nie 

masz już nic więcej do osiągnięcia; doszedłeś do celu, następnego nie ma, 

przeznaczenie się wypełniło. Nasienie stało się kwiatem, rozkwitło w pełni. 

Kiedy jesteś zakochany, przepełnia cię szczęście, które widać na pierwszy rzut 

oka. Miłości nie można zobaczyć, ale łatwo dostrzec zadowolenie, ogromną 

satysfakcję... Każdy oddech, każdy ruch, cała twoja istota jest w stanie ciągłego 
zachwytu. 

Być może zdziwi cię, gdy powiem, że miłość sprawia, iż przestajesz pożądać. 

Pożądanie wiąże się właśnie z brakiem zadowolenia. Pożądasz, ponieważ czegoś 

ci brakuje. Pożądasz, ponieważ wydaje ci się, że zdobycie tego da ci szczęście. 

Pożądanie wypływa z niezadowolenia. 

W przypadku miłości spotykają się dwa wnętrza, rozpływają się, łączą ze sobą i 

powstaje nowa alchemiczna jakość, pojawia się zadowolenie. To tak jakby cała 
egzystenc

ja zastygła w bezruchu. Wtedy jedynym, co istnieje, jest chwila obecna. I 

wtedy możesz powiedzieć: „To ciastko jest przepyszne". Dla zakochanego 

człowieka nawet śmierć jest bez znaczenia. 
 

Świat bez granic 

background image

 

Miłość to wejście do świata bez granic, do świata, który się nie kończy. Miłość ma 

początek, ale nie ma końca. 

Pamiętaj o jednym: umysł zwykle wtrąca się i odbiera miłości jej nieskończoność i 

przestrzeń. Jeśli naprawdę kochasz, dajesz drugiej osobie nieskończoną 

przestrzeń. Jesteś dla niej przestrzenią, w której i z którą może wzrastać. Umysł 

wtrąca się i stara się zawładnąć człowiekiem, a to niszczy miłość. Umysł jest 

bardzo zachłanny - umysł to chciwość. Umysł jest trujący. Jeśli człowiek chce 

przenieść się do świata miłości, musi odrzucić umysł, żyć bez jego ingerencji. 
Rozum jest dobry, gdy pozostaje na swoim miejscu. Jest potrzebny na targu; nie 

jest potrzebny w miłości. Jest potrzebny przy zarządzaniu budżetem, ale nie jest 

potrzebny, gdy zagłębiasz się w przestrzeń wewnętrzną. Potrzebny jest do 
matema

tyki; niepotrzebny do medytacji. Rozum jest użyteczny, ale tylko dla świata 

zewnętrznego. Dla świata wewnętrznego nie ma znaczenia. Kochaj więc 

bardziej... kochaj bezinteresownie. Stań się miłością. Stań się otwarty, kochający. 
Ptaki i drzewa, 

ziemia i gwiazdy, czarne i białe, mężczyzna i kobieta - każdy 

rozumie. Istnieje tylko jeden język, wspólny dla całego wszechświata - to język 

miłości. Więc stań się nią. A gdy będziesz miłością, otworzy się przed tobą całkiem 

nowy świat, świat bez granic. 

Zawsze pamiętaj, że umysł sprawia, iż ludzie zamykają się w sobie. Rozum boi się 

otwartości, ponieważ istnieje głównie dzięki strachowi. Im bardziej nieustraszony 

jest człowiek, tym mniej odwołuje się do rozumu. 

Być może zauważyłeś, że gdy się boisz, gdy pojawia się niepokój, gdy coś cię 

martwi, umysł bardzo się koncentruje. Gdy jesteś zaniepokojony, umysł pracuje na 

przyspieszonych obrotach. Gdy niepokój ustępuje, umysł przestaje pracować tak 
intensywnie. 
 

Kiedy wszystko dobrze się układa, kiedy nie ma strachu, rozum wlecze się z tyłu. 

Gdy coś się zepsuje, gdy wystąpi jakieś zagrożenie, umysł wysuwa się na czoło, 

staje się przywódcą. Adolf Hitler w swojej książce Mein Kampf napisał, że jeśli 

człowiek chce pozostać przywódcą kraju, musi utrzymywać go w ciągłym strachu, 

w przekonaniu, że sąsiad szykuje się do ataku, że inne państwa wzięły go na cel, 

że szykują się do uderzenia. Rozpowszechniaj pogłoski. Nie pozwól ludziom czuć 

się swobodnie, bo przestaną ich obchodzić politycy. Gdy ludzie mają za wiele 
sw

obody, politycy tracą na znaczeniu. Utrzymuj w ludziach strach, a wtedy władza 

pozostanie w rękach polityków. 

Każda wojna przyczynia się do wzrostu popularności polityków. Churchill czy 
Hitler, Stalin czy Mao - 

wszyscy są wytworami wojny. Gdyby nie było II wojny 

światowej, to nie byłoby Winstona Churchilla ani Hitlera, ani Stalina. Wojna 

stwarza sprzyjające sytuacje, daje ludziom szansę dominacji i zostania liderem. 
laka sama jest polityka rozumu. 

background image

Medytacja to tworzenie sytuacji, w których rozum ma coraz 

mniej do roboty. Jesteś 

nieustraszony, kochający, spokojny-jesteś tak zadowolony z tego, co ci się 

przydarza, że rozum nie ma niczego do roboty. I pozostaje gdzieś w tyle, coraz 

dalej i dalej; dystans miedzy wami rośnie. 

Pewnego dnia rozum odłącza się od ciebie -wtedy stajesz się wszechświatem. Nie 

jesteś już ograniczony swoim ciałem, nie jesteś niczym ograniczony -jesteś czystą 

przestrzenią. Oto czym jest Bóg. Bóg to czysta przestrzeń. 

Miłość jest drogą do tej przestrzeni. Bóg - celem; miłość - sposobem dotarcia do 
Niego. 
 

Ludzie, którzy się boją, to ci sami ludzie, którzy są zdolni do ogromnej miłości. 

Strach to jej negatywna postać. Jeśli człowiek nie pozwala płynąć miłości, 

zamienia się ona w strach. Jeśli miłość może płynąć swobodnie, strach znika. 
Dlatego strach zani

ka jedynie w chwilach wypełnionych miłością. Jeśli kogoś ko-

chasz, obawy nagle pierzchną. Zakochani są jedynymi ludźmi nieodczuwającymi 

lęków; nawet śmierć nie jest dla nich problemem. Tylko oni mogą umrzeć w 

całkowitej ciszy i bez trwogi. 

Ale w praktyce zawsze jakoś tak się dzieje, że im bardziej kochasz, tym większy 

czujesz strach. Kobiety odczuwają go silniej niż mężczyźni, gdyż są bardziej 

skłonne do miłości. Na tym świecie jest niewiele możliwości, aby spełnić swoją 

miłość. Pozostaje wiec ona jakby w zawieszeniu, zamienia się w swą własną 

karykaturę. Może przerodzić się w zazdrość, co również jest wyrazem strachu. 

Może nawet przerodzić się w nienawiść - to też jest aspektem strachu. Dlatego 

kochaj najbardziej, jak tylko możesz. Kochaj bezwarunkowo i na wszelkie możliwe 

sposoby. Jeden człowiek może kochać na miliony sposobów. 

Można kochać nieznajomego przechodzącego przez ulicę, poczuć do niego miłość 

i pójść dalej w swoją stronę. Nie ma nawet potrzeby rozmawiać. Nie trzeba tego 

komunikować. Wystarczy tylko to poczuć i iść dalej swoją drogą. Można kochać 
ka

mień albo drzewa, można kochać niebo, gwiazdy. Można kochać przyjaciela, 

męża, dzieci, ojca, matkę. Jedna osoba może kochać na miliony sposobów. 

Pamiętaj: być odważnym nie znaczy nie odczuwać lęku. Jeśli ktoś nie czuje lęku, 

nie możesz nazwać go odważnym. Nie nazywamy maszyny odważną, choć nie 

wie ona, co to lęk. Odwaga istnieje tylko w oceanie strachu, jest jak wyspa. 

Występuje strach, ale pomimo to człowiek ryzykuje; tym jest odwaga. Człowiek 

drży, boi się ciemności, a i tak w nią idzie. Idzie na przekór sobie; tym jest bycie 

odważnym. Nie oznacza ono bycia nieustraszonym. Oznacza odczuwanie strachu, 
ale niepozwala-

nie, aby zwyciężał. 

Najtrudniejszy problem powstaje, gdy 

pojawia się miłość. Wtedy strach chwyta cię 

za duszę, ponieważ kochać znaczy umrzeć, umrzeć w drugiej osobie. Jest to 

śmierć dużo głębsza niż zwykła śmierć. W zwyczajnej 

śmierci  umiera  tylko  ciało; w śmierci z miłości umiera ego. 

background image

Aby kochać, trzeba mieć w sobie śmiałość. Wymaga ona od człowieka, by zagłębił 

się w nią pomimo lęków. 

Im większe ryzyko, tym większa szansa, aby dojrzeć - więc nic nie pomaga 

człowiekowi w rozwoju bardziej niż miłość. Ludzie bojący się kochać pozostają 

dziecinni, nierozwinięci, niedojrzali. Jedynie ogień miłości daje dojrzałość. 
 

Ani łatwa, ani trudna, naturalna 

 

Miłość jest naturalnym stanem świadomości. Nie jest ani łatwa, ani trudna, żadne z 

tych określeń do niej nie pasuje. Nie wymaga wysiłku; dlatego nie może być ani 

łatwa, ani trudna. Jest jak oddychanie, jak bicie serca, jak krążenie krwi w ciele. 

Miłość jest sednem twojej istoty (...) ale jako taka stała się prawie niemożliwa do 

osiągnięcia. Społeczeństwo nie pozwala na nią. Społeczeństwo wyznacza ci takie 

reguły gry, które wykluczają miłość, a dopuszczają jedynie nienawiść. Nienawiść 

jest łatwa, a miłość nie tylko trudna, lecz wręcz niemożliwa. Człowiek został po- 

wykrzywiany. Nie można zrobić z kogoś niewolnika, jeśli się go wcześniej nie 

zniekształci. Od wieków politycy i kapłani prowadzą tę cichą działalność. 

Przekształcają ludzkość w tłum niewolników. Niszczą w ludziach każdy przejaw 
buntu - 

a miłość jest buntem, ponieważ słucha jedynie serca i nie dba o nic innego. 

Miłość jest niebezpieczna, ponieważ sprawia, że stajesz się indywidualnością. A 

państwo i kościoły nie chcą jednostek. Nie chcą ludzi, chcą mieć stado baranów. 

Chcą istot, które tylko wyglądają jak ludzie, ale których dusze zostały całkowicie 
roztrzas

kane, tak głęboko zniszczone, że nie nadają się do naprawy. 

Najlepszym zaś sposobem na zniszczenie człowieka jest zniszczenie jego 

miłosnej spontaniczności. Jeśli człowieka wypełnia miłość, nie istnieją nacje; one 

opierają się na nienawiści. Hindusi nienawidzą Pakistańczyków, Pakistańczycy 
nienawid

zą Hindusów - tylko dzięki temu mogą istnieć rozdzielne państwa. Jeśli 

pojawi się miłość, znikną granice. Jeśli znikną granice, kto będzie chrześcijaninem, 

a kto żydem? Jeśli pojawi się miłość, zniknie religia. 

Jeśli pojawi się miłość, kto będzie chodził do świątyni? Po co? Szukamy Boga, 

ponieważ brakuje nam miłości. Bóg jest substytutem brakującej miłości. Nie jesteś 

szczęśliwy, nie jesteś spokojny, nie żyjesz w ekstazie, stąd twoje poszukiwania 
Boga - 

w innym wypadku któż by się tym przejmował? Kogo to obchodzi? Jeśli 

twoje życie to taniec, Bóg już w nim jest. Kochające serce jest wypełnione Bogiem. 

Nie ma potrzeby szukać, nie ma potrzeby modlić się ani chodzić do świątyni czy 

do kapłana. 

Dlatego kapłan i polityk oboje są wrogami ludzkości. Są w zmowie, ponieważ 

polityk chce zawładnąć twoim ciałem, a kapłan - twoją duszą.  
 

Klucz jest ten sam: zniszczyć miłość. Wtedy człowiek jest tylko pustką, próżnią, 

bezsensowną egzystencją. Wtedy można z ludźmi robić wszystko; nikt nie będzie 

się buntował, nikt nie będzie miał wystarczająco dużo odwagi. 

background image

Miłość daje odwagę, odbiera cały strach. Prześladowcy polegają na twoim strachu. 

Tworzą go w tobie, tworzą tysiące rodzajów strachu. Jesteś otoczony strachem, 

wypełnia on twoją psychikę. W głębi siebie cały się trzęsiesz. Tylko na zewnątrz 
sta

rasz się utrzymać pozory, wewnątrz przepełniony jesteś strachem, warstwa po 

warstwie. 
 

Człowiek wypełniony strachem może tylko nienawidzić - nienawiść wynika w 

naturalny sposób ze strachu. Człowiek pełen strachu jest również pełen gniewu i 

jest przeciwnikiem życia, a nie jego zwolennikiem. Dla człowieka przepełnionego 

strachem śmierć oznacza ulgę. Jest on samobójcą, jest negatywnie nastawiony do 

życia. Życie wydaje mu się niebezpieczne, ponieważ aby żyć, trzeba kochać. 

Jakże można tak egzystować? Ciało, aby żyć, potrzebuje oddechu, a dusza 

potrzebuje miłości. Lecz przecież miłość jest całkowicie zatruta. 

Przez zatrucie twojej miłosnej energii wywołano w tobie rozłam; sprawiono, że 

jesteś wrogiem samego siebie. Podzielono cię na dwoje. Rozpętano w tobie 

wewnętrzną wojnę, jesteś w ciągłym konflikcie. Przez konflikt tracisz energię; stąd 

brak w twoim życiu werwy, wesołości. Nie jest wypełnione energią; jest nudne, 

płaskie, ograniczone. 

Miłość wyostrza inteligencję, strach ją przytępia. Komu zależy na twojej 
inteligencji? Nie tym, którzy 

rządzą. Jak mogliby chcieć, żebyś był inteligentny? 

Przecież zaraz przejrzałbyś całą ich strategię, ich gierki. Chcą, żebyś był głupi i 

przeciętny. Na pewno zależy im na tym, abyś był wydajny jako pracownik, ale nie 

inteligentny. Dlatego ludzkość wykorzystuje zaledwie minimum swojego 

potencjału. 
 

Naukowe badania mówią, że w ciągu życia przeciętny człowiek wykorzystuje tylko 

pięć procent swojej inteligencji. Jeśli zwyczajny człowiek tylko pięć procent, to co z 
tymi nadzwyczajnymi? Co z Einsteinem, Mozartem, Beethovenem? Badacze 

mówią, że nawet ludzie obdarzeni wielkim talentem nie wykorzystują więcej niż 

dziesięć procent. A ci, których nazywamy geniuszami, wykorzystują zaledwie 

piętnaście procent. 

Wyobraź sobie świat, w którym każdy wykorzystuje sto procent swojego 

potencjału... Wtedy bogowie byliby zazdrośni o Ziemię, wtedy chcieliby rodzić się 

tutaj. Ziemia byłaby rajem, cudownym miejscem. W tej chwili jest piekłem. 

Jeśli człowiek nie zostanie zatruty, jeśli pozwoli się mu żyć w spokoju, wtedy 

miłość okaże się bardzo prosta. Nie ma żadnych problemów. Będzie ona jak 

woda, która naturalnie spływa w dół, albo para wodna, unosząca się w górę, albo 
jak kwit

nące kwiaty, jak śpiew ptaków. Będzie naturalna i spontaniczna! 

 

Ale człowieka nie zostawia się samemu sobie. Gdy tylko rodzi się dziecko, 

dręczyciele gotowi są, aby się nim zająć, zniszczyć jego energię, wykrzywić je tak 

głęboko, żeby nie było w stanie uświadomić sobie tego, że żyje w fałszywym 

background image

świecie, że żyje na niby. Lepiej, żeby nie żył takim życiem, do jakiego się narodził. 

Lepiej, żeby nie wiedział, że żyje w czymś sztucznym, plastikowym, że jego dusza 

wcale tak nie wygląda. Właśnie dlatego miliony ludzi żyją tak marnie: gdzieś w 

głębi odczuwają, że zostali podzieleni, że nie są sobą, że coś poszło nie tak... 
 

Miłość jest prosta, jeśli dziecku pomaga się i pozwala rozwijać naturalnie. Jeśli 

pomaga mu się żyć w zgodzie z naturą, w harmonii z samym sobą, jeśli wspiera 

się je, podbudowuje, dodaje odwagi do bycia naturalnym, do bycia sobą, do bycia 

światłem. Wtedy miłość jest prosta. Człowiek będzie po prostu kochał! 

Nienawiść stanie się w zasadzie niemożliwa, ponieważ aby nienawidzić kogoś, 

najpierw musisz wytworzyć truciznę w sobie. Możesz dawać coś innym tylko 

wtedy, gdy sam to masz. Możesz nienawidzić tylko wtedy, gdy sam jesteś pełen 

nienawiści. A bycie przepełnionym nienawiścią jest jak piekło, jak życie w palącym 

ogniu. Bycie pełnym nienawiści oznacza zadawanie ran, w pierwszej kolejności 

samemu sobie. Zanim zranisz kogoś, musisz zranić siebie. 

Druga osoba może nie dać się zranić, to zależy od niej. Ale jedna rzecz jest 

pewna: zanim zaczniesz nienawidzić, musisz przebyć długą drogę cierpienia i 

smutku. Druga osoba może nie akceptować twojej nienawiści, może ją odrzucić. 

Druga osoba może być buddą - może się z tego śmiać. Może ci wybaczyć, może 

cię odrzucić. Możesz nie być w stanie jej zranić, jeśli nie ma zamiaru reagować. 

Jeśli nie uda ci się wyprowadzić jej z równowagi, to co zrobisz? Będziesz czuł się 
wobec niej bezsilny. 

Niekoniecznie więc uda ci się kogoś skrzywdzić. Ale jedno jest pewne, jeśli kogoś 

nienawidzisz, w pierwszej kolejności ranisz, na wiele sposobów, swoją własną 

duszę. Żeby zatruwać innych, sam musisz być wypełniony trucizną. 
 

Nienawiść jest nienaturalna. Oznaką zdrowia jest miłość; nienawiść to oznaka 
choroby. Jest nienaturalna tak samo jak choroba. Powstaje wtedy, gdy zgubisz 

ścieżkę natury, gdy przestajesz być w harmonii z własnym życiem, z sobą, ze 

swoim wnętrzem. Wtedy chorujesz - choruje psychika, dusza. Nienawiść to tylko 

objaw choroby, a miłość to jedna z oznak zdrowia, spełnienia i świętości. 

Miłość powinna być czymś najbardziej naturalnym. Ale nie jest. Wręcz przeciwnie, 

stała się czymś najtrudniejszym, prawie niemożliwym. Nienawiść stała się łatwa; 

jesteś w niej wyćwiczony, jesteś na nią przygotowany. Być hinduistą to 

nienawidzić muzułmanów, chrześcijan, żydów; być chrześcijaninem to czuć wstręt 

do innych religii. Być nacjonalistą oznacza nienawidzić innych narodów. 

Znasz tylko jeden sposób kochania: kochać, nienawidząc wszystkich pozostałych. 

Możesz okazać miłość do swojego kraju, jedynie nienawidząc inne, a miłość do 

swojego kościoła jedynie przez nienawiść do innych kościołów. Znalazłeś się w sa-

mym środku wielkiego rozgardiaszu. 

Wszystkie te tak zwane „religie" ciągle rozprawiają o miłości, a same 

rozprzestrzeniają po świecie coraz większą nienawiść. Chrześcijanie mówią o 

background image

miłości, a rozpętują wojny, prowadzą krucjaty. Muzułmanie mówią o miłości, a 

toczą dżihad - święte wojny. Hinduiści mówią o miłości, lecz w ich świętych 

pismach pełno jest nienawiści, nienawiści do innych religii. A my to wszystko 

akceptujemy! Akceptujemy bez sprzeciwu, ponieważ tak nas wyszkolono, 

nauczono, że tak powinno być. Przez to negujemy swoją własna naturę. 
 

Miłość została zatruta, ale nie zniszczona. Trucizny można się pozbyć z 
organizmu - 

możesz się oczyścić. Możesz zwymiotować to, co społeczeństwo 

wmusiło w ciebie. Możesz porzucić wszystkie nabyte przekonania i 
uwarunkowania - 

możesz stać się wolny. Społeczeństwo nie może uczynić z 

ciebie niewolni

ka, jeśli ty zdecydujesz się być wolny. 

Już czas odrzucić stare wzorce i zacząć nową drogę życia, drogę naturalną, nie 

represyjną, nie drogę wyrzeczeń, lecz radości. Nienawiść będzie stawać się coraz 

mniej możliwa. Nienawiść to przeciwstawny biegun miłości, podobnie jak choroba 

to drugi biegun zdrowia. Nie musisz decydować się na chorobę. 

Choroba ma kilka zalet, których nie oferuje stan pełnego zdrowia, ale nie 

przywiązuj się do nich. Nienawiść również ma zalety, których nie ma miłość. 

Musisz być ostrożny. Choremu człowiekowi wszyscy współczują, nikt go nie 

krzywdzi, każdy uważa na to, co do niego mówi, bo w końcu jest on tak bardzo 

chory. Na nim skupia się cała uwaga rodziny i przyjaciół, staje w centrum 

zainteresowania, zostaje kimś ważnym. Jeśli jednak za bardzo przywiąże się do 

tego bycia ważnym, do tego sposobu zaspokajania ego, nigdy nie będzie chciał 

wyzdrowieć. Będzie kurczowo trzymać się choroby. Psycholodzy mówią, że wielu 

ludzi trzyma się choroby ze względu na te właśnie korzyści. Tak wiele 

zainwestowali w swoją chorobę, że zapomnieli już, jak kurczowo się jej trzymają. 

Boją się, że jeśli wyzdrowieją, znów będą nikim. 

Ty również tego uczysz. Gdy małe dziecko zachoruje, cała rodzina skupia na nim 

swoją uwagę. Jest to postępowanie całkowicie nienaukowe. Gdy dziecko choruje, 

dbaj o jego ciało, ale nie przesadzaj z wynagradzaniem go. To niebezpieczne, 

ponieważ choroba i twoja wyjątkowa troska zaczną być ze sobą kojarzone... A tak 

się stanie, jeśli będzie się to powtarzać. Kiedy dziecko zachoruje, staje się osobą 

numer jeden w całej rodzinie: tatuś przy- 

chodzi, siada koło niego i wypytuje o samopoczucie, przychodzi lekarz, zaczynają 

przychodzić sąsiedzi, koledzy, ludzie przynoszą prezenty... Dziecko może się za 

bardzo do tego przyzwyczaić; może to tak dowartościowywać jego ego, że nie 

będzie chciało się wyleczyć. A jeśli tak się stanie, to wyzdrowienie staje się 

niemożliwe. Nie pomogą żadne leki. Ta osoba trwale przywiąże się do choroby. To 

stało się z większością ludzi. 

Gdy nienawidzisz, twoje ego się dowartościowuje. Ego może istnieć tylko wtedy, 

gdy nienawidzisz, ponieważ nienawidząc, czujesz się lepszy, stajesz się odrębny, 

wyraźny. Nienawidząc, przybierasz konkretną tożsamość. W miłości ego musi 

background image

zniknąć. Kochając, przestajesz być odrębny - miłość pomaga ci roztopić się w 

innych. Jest spotkaniem i złączeniem. 

Jeśli za bardzo przywiążesz się do ego, nienawiść stanie się czymś łatwym, a 

miłość - bardzo trudnym. Bądź czujny, uważny: nienawiść jest cieniem ego. Miłość 
wymaga olbrzymiej od

wagi. Wymaga jej, ponieważ wiąże się z poświęceniem ego. 

Je

dynie ci, którzy gotowi są stać się nikim, będą w stanie pokochać. Tylko ci, 

którzy są gotowi stać się niczym, całkowicie pozbawieni siebie, są w stanie przyjąć 

podarunek miłości z zewnątrz. 
 

Ego jest tchórzostwem. Tchórzostwo nie jest zaledwie jakąś częścią ego, lecz 

wypełnia je całkowicie. I nic się tu nie da zmienić, ponieważ ego żyje w wiecznym 

strachu przed odsłonięciem: jest wewnątrz puste, nie egzystencjalne; jest 

mirażem, nie rzeczywistością. A gdy coś jest tylko mirażem, fatamorganą, będzie 

zawsze wypełnione strachem. 

Na pustyni miraż widać z daleka. Wygląda tak realnie, że widzisz nawet, jak 

rosnące tam drzewa odbijają się w wodzie, która przecież nie istnieje. Widzisz 
drzewa, widzisz ich odbicie, wi

dzisz fale na wodzie i odblaski światła na falach - 

ale to wszystko 

z daleka. Gdy się zbliżasz, miraż zaczyna znikać. Nigdy niczego 

tam nie było; to tylko efekt optyczny, spowodowany odbijaniem się promieni 

słonecznych od rozgrzanego piasku pustyni. W tym odbiciu i powracających 

promieniach słońca powstaje obraz oazy. Ale widać go tylko, kiedy jesteś daleko; 

obraz nie istnieje, gdy podchodzisz bliżej. Wtedy widzisz jedynie gorący piasek i 

bijące promienie słońca. 

W innym kontekście łatwiej będzie to zrozumieć. Widzisz Księżyc, widzisz jego 

piękno, widzisz jego chłodne światło. Pierwsi astronauci byli zaskoczeni, ponieważ 

gdy zbliżyli się do Księżyca, nie było tam żadnego światła. Księżyc był płaskim, 

jałowym kawałkiem materii - żadnej zieleni, żadnych oznak życia; martwa skała. 

Gdy już stali na Księżycu, z zaskoczeniem patrzyli na Ziemię: promieniowała 

pięknym światłem. 

W porównaniu z tym światłem, piękno Księżyca było niczym, ponieważ Ziemia jest 

od niego osiem razy większa; jej światło jest osiem razy intensywniejsze, srebrne. 

Astronauci wiedzieli, że światło było nieprawdziwe, ale widzieli je. Nie ma go... a 

co dziwniejsze: gdy byli na Ziemi, widzieli piękne srebrne światło wokół Księżyca. 

Teraz byli na Księżycu, a on wyglądał jak martwa skała, natomiast Ziemia 

promieniała pięknem. Znali Ziemię, mieszkali na niej przez całe życie; nigdy nie wi-

dzieli czegoś takiego. Żeby dostrzec odbicie promieni słonecznych, potrzebny jest 
dystans. 

Ziemia również odbija światło: gdy pojawiają się promienie słoneczne, część z nich 

zostaje wchłonięta przez Ziemię, ale większość odbija się. To odbite światło 

widzialne jest jedynie, gdy znajdujesz się daleko od Ziemi; z bliska go nie widzisz. 
 

background image

Ego jest zjawiskiem nieegzystencjalnym - 

ludzie oddaleni od ciebie mogą je 

poczuć, zobaczyć, mogą zostać przez nie skrzywdzeni. Twoją jedyną troską jest 

nie dopuścić ich bliżej. 

Wszyscy trzymają innych na dystans, ponieważ dopuszczenie kogoś zbyt blisko 
siebie oznacza odkrycie przed nim swojej we

wnętrznej pustki. 

Ego nie istnieje. Choć tak bardzo się z nim utożsamiasz, że jego śmierć, jego 

zniknięcie traktujesz jak swoje własne, tak nie jest. Wręcz przeciwnie: gdy ego 
umrze, poznasz r

zeczywistość, poznasz istotę siebie. 

Egoista pozostanie tchórzem. Nie będzie w stanie pozwolić nikomu na żaden 

rodzaj bliskości - na przyjaźń, miłość, nawet na koleżeństwo. Adolf Hitler nigdy nie 

pozwalał, by ktoś spał w jego pokoju. Zawsze spał sam, zamykając drzwi od 

środka. Nigdy się nie ożenił. Gdyby to zrobił, musiałby wpuścić do swojego pokoju 

kobietę; a nie tylko do pokoju - również do łóżka. To zbyt bliskie, zbyt ryzykowne. 

Nie miał przyjaciół. Zawsze trzymał ludzi na dystans od siebie; przez całe życie 

nikt nigdy nie położył mu ręki na ramieniu - nie mógł pozwolić nawet na taką 

bliskość. 

Czego się bał? Dlaczego się bał? Bał się, że z chwilą gdy dopuści kogoś tak blisko 

siebie, jego wielkość - „wielki Adolf Hitler" - zniknie, a ukaże się malutka, 
niepozorna istota. Nie po

zostanie nawet ślad tej wielkości, sławionej na portretach, 

a która była jedynie produktem ogromnej machiny propagandowej. 

Im większy egoista, tym większa jest jego samotność. Bycie samotnym jest 

przygnębiające, ale trzeba zapłacić tę cenę. Aby nieistniejące ego wydało się 

prawdziwe, musisz płacić smutkiem, bólem, udręczeniem. Jednak, nawet jeśli uda 

ci się nikogo do siebie nie dopuścić, sam będziesz doskonale wiedzieć, że to tylko 

mydlana bańka - jedno ukłucie szpilką i zniknie. 
 

Napoleon Bonaparte był jednym z największych egoistów w całej historii egoizmu, 

lecz został pokonany. Warto rozważyć powód jego przegranej. 

Gdy był małym dzieckiem - miał sześć miesięcy - niańka, która się nim 

opiekowała, zostawiła go w ogrodzie i poszła po coś do domu. W tym czasie na 
dziec

ko wskoczył bezpański kot. W oczach sześciomiesięcznego dziecka kot 

musiał wyglądać jak ogromny lew! Wszystko jest zawsze względne i 
proporcjonalne - 

dla tego małego dziecka był to ogromny lew. Kot chciał się tylko 

pobawić, ale dziecko doznało szoku. Wstrząs ten bardzo głęboko wniknął w jego 

psychikę. Mimo iż jako dorosły Napoleon stoczył wiele wojen, był znakomitym 

żołnierzem, potrafił zmierzyć się z „lwem" - nadal bał się kotów. Gdy widział kota, 

tracił całą odwagę; nagle stawał się sześciomiesięcznym dzieckiem. 

Angielski admirał Nelson wiedział o tym; inaczej nie śmiałby się równać z 

Napoleonem Bonaparte. I była to jedyna bitwa, w której Napoleon zrezygnował z 

dowodzenia. Nelson umieścił przed pierwszą linią wojsk siedemdziesiąt kotów. 
Gdy Napoleon je zoba

czył - a jeden kot wystarczyłby dla tego biedaka - załamał 

background image

się. Po prostu powiedział zastępcy: „Przejmij dowodzenie. Nie jestem w dobrej 

formie do walki ani do myślenia. Te koty mnie zabiły". I został pokonany. 

Historycy, którzy mówią, że został pokonany przez Nelsona, są w błędzie. Został 

pokonany przez zagrywkę psychologiczną. Został pokonany przez koty, przez 

swoje dzieciństwo, przez strach, nad którym nie miał kontroli. 

Kiedy został zesłany na małą wysepkę Świętej Heleny, pierwszego dnia poszedł 

na spacer. Nie musiał chodzić w kajdankach, ponieważ wyspa była mała i nie było 

można z niej uciec. Ze względu na załamanie nerwowe i przegraną do opieki 
przydzie

lono mu lekarza. Przechadzał się razem z nim. Gdy szli wąską ścieżką, z 

naprzeciwka nadeszła kobieta, niosąca wielki kopiec siana. Ścieżka była bardzo 

wąska; ktoś musiał ustąpić. Pomimo iż lekarz był Anglikiem, krzyknął na kobietę: 

„Ustąp z drogi! Nie zdajesz sobie sprawy, kogo masz przed sobą? Nie ważne, że 

przegrał, ale to przecież sam Napoleon Bonaparte". 

Ale kobieta była niewykształcona, nigdy nie słyszała tego nazwiska. Więc 

powiedziała: „Co z tego? Niech on zejdzie na bok! A ty powinieneś się wstydzić. 

Jestem kobietą, dźwigam wielki ciężar i mam wam ustąpić?" 

Napoleon chwycił lekarza za rękę, odciągnął go na bok i powiedział: „Czasy, gdy 

góry ustępowały drogi Napoleonowi Bonaparte, odeszły; nie ma już bańki 

mydlanej. Trzeba ustąpić z drogi tej kobiecie, dźwigającej siano". 

Po przegranej zauważył, co się stało: przez całe życie tłumił strach. Trzymał go w 

tajemnicy, ale teraz sekret wyszedł na jaw, został zdemaskowany. Napoleon 

Bonaparte był nikim. 
Taki jest los wielkich egoistów. 
 

Nie myśl, że tchórzostwo stanowi tylko część egoizmu; 
jest jego ca

łością. Ego to tchórzostwo. Życie bez ego oznacza życie bez lęku, 

ponieważ wtedy nie można ci niczego odebrać; nawet śmierć nie może niczego w 
tobie 

zniszczyć. Jedyną rzeczą, którą ktoś mógł w tobie zniszczyć, było ego. 

Ego jest tak kruche, oscyluje tak b

lisko krawędzi śmierci, że ludzie, którzy 

kurczowo się go trzymają, zawsze w głębi siebie trzęsą się ze strachu. 

Porzucenie ego to najwspanialszy wyczyn, jakiego człowiek może dokonać. 

Dowodzi twojej siły, pokazuje, że jesteś kimś więcej, niż widzialną postacią, że 

masz w sobie coś, co jest nieśmiertelne, niezniszczalne, wieczne. 

Ego zamienia cię w tchórza. Brak ego czyni z ciebie nieulękłego pielgrzyma po 

ścieżkach wiecznej tajemnicy życia. 
 

Rozdział czwarty 
 

Wydostań się z tłumu 

 

background image

Medytacja to po prostu 

odwaga, by być cichym i samym. Powoli, bardzo powoli 

zaczynasz odczuwać w sobie nową wartość, nową żywotność, nowe piękno, nową 
inteligencje, któ

re nie są od nikogo zapożyczone, które rosną wraz z tobą. Są 

zakorzenione w twojej egzystencji, l - 

jeśli nie jesteś tchórzem - rozwiną się w 

owoce, w kwiaty. 

Nikt nie jest tym, kim miał być. Społeczeństwo, kultura, religia, edukacja spiskują 

przeciw bezbronnym dzieciom. Mają nad nimi władzę. Dziecko jest bezsilne i 

zależne, więc dorośli ukształtują je tak, jak tego chcą. Nie pozwolą żadnemu 

dziecku dorastać zgodnie z jego naturalnym przeznaczeniem. Zrobią wszystko, by 

zamienić ludzką istotę w coś użytecznego. Kto wie - może jeśli dziecko pozostawi 

się samemu sobie, aby dorastało, nie będzie z niego żadnego pożytku? 

Społeczeństwo nie jest gotowe zaryzykować. Przechwytuje dziecko i zaczyna for-

mować je według swoich potrzeb. W pewnym sensie zabija duszę dziecka, dając 

mu fałszywą tożsamość, tak aby nigdy nie tęskniło za własną duszą, za swoją 

istotą. Fałszywa tożsamość jest substytutem. Ale ten substytut jest użyteczny tylko 
w grupie, któ

ra ci go wpoiła. Gdy jesteś sam, to, co fałszywe, zaczyna się roz-

padać; zaczyna wyłaniać się tłumiona prawda. Stąd strach przed samotnością. 

Nikt nie chce być samotny. Każdy chce należeć do jakiejś grupy - i to nie do 

jednej, do wielu. Można należeć jednocześnie do zgromadzenia religijnego, partii 

politycznej, klubu rotarian... Istnieje całe mnóstwo grup, do których można 

należeć. Człowiek chce mieć oparcie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, 
po

nieważ bez niego nie może znieść fałszu. Gdy jest sam, zaczyna doznawać 

swoistego szaleństwa. Przez tyle lat wierzył, że jest kimś, a nagle, w samotności, 

zaczyna odczuwać, że jest kimś zupełnie innym. To powoduje strach: więc kim 
jestem? 

Te całe lata tłumienia... Upłynie trochę czasu, zanim prawda zdoła się przebić. 

Przerwa pomiędzy tymi dwoma stanami została nazwana przez mistyków „ciemną 

nocą duszy" - bardzo trafne określenie. Nie jesteś już fałszywy, ale jeszcze nie 

jesteś prawdziwy. Tkwisz w stanie zawieszenia, nie wiesz, kim jesteś. 
Problem ten jest najbardziej bolesny w krajach Zachodu, po

nieważ nie rozwinięto 

tam metody możliwie szybkiego odkrywania prawdy, aby skrócić czas „ciemnej 
nocy duszy". Zachód niczego nie wie 

o medytacji. A medytacja jest jedynie nazwą 

bycia samemu, w ciszy, czekania na pojawienie się tego, co prawdziwe. To nie-

działanie, to ciche odprężenie - ponieważ jeśli cokolwiek zrobisz, będzie to 

pochodzić z twojej fałszywej osobowości (...) wszystko, co robiłeś przez tyle lat, 

wypływało z niej. To stary nawyk. 
 

Przyzwyczajenia nie chcą umierać. Masz za sobą tyle lat życia z fałszywą 

osobowością, narzuconą ci przez ludzi, których kochasz, których szanujesz. Nie 

chcieli wyrządzić ci krzywdy. Mieli dobre intencje, lecz, niestety, ich świadomość 

była zerowa. Nie byli ludźmi świadomymi - twoi rodzice, nauczyciele, duchowni, 

background image

politycy - 

sami żyli w nieświadomości. A nawet dobre intencje w rękach 

nieświadomej osoby zamieniają się w truciznę. 

Więc zawsze gdy jesteś sam, pojawia się głęboki strach - bo nagle fałsz zaczyna 

znikać. Trochę to potrwa, zanim zjawi się prawda; straciłeś ją tak wiele lat temu. 

Nad tą wieloletnią przerwą musi zostać zbudowany most. 

Wydaje ci się, że oszalejesz od tego strachu. Powoduje on, że tracisz zmysły, 
zdrowie psychiczne, rozum, wszystko - ponie

waż „ja", nadane ci przez innych, 

składa się z wszystkich tych rzeczy. Natychmiast zaczynasz robić coś, co odwróci 

twoją uwagę. Jeśli nie ma towarzystwa innych ludzi, jest przynajmniej jakieś 

działanie, tak że zaangażowany w nie fałsz nie znika. 

Dlatego ludziom najtrudniej jest, gdy mają wolne. Pracują przez pięć dni, licząc na 

to, że w weekend się zrelaksują. Ale weekend to najgorszy okres - w weekendy 

zdarza się więcej wypadków, więcej ludzi popełnia samobójstwa, jest więcej 

morderstw, kradzieży i gwałtów. Dziwne... Ludzie byli przez pięć dni w coś 

zaangażowani i nie było problemu. Ale nagle weekend daje im do wyboru: albo 

zaangażować się w coś, albo się zrelaksować. I okazuje się, że odpoczynek jest 
przera

żający; fałszywa osobowość znika. Rozpoczyna się wtedy picie alkoholu lub 

n

arkotyzowanie się różnymi wypełniaczami czasu. W myśl zasady; angażuj się, 

rób coś – cokolwiek, choćby coś głupiego. Ludzie jeżdżą na plażę, zderzak przy 
zde

rzaku, w kilometrowych korkach. Jeśli spytasz ich, dokąd jadą, okaże się, że 

chcą być „gdzieś z dala od tłumu". Ale cały tłum jedzie razem z nimi! Wszyscy jadą 
razem 

znaleźć odludne, ciche miejsce! 

Gdyby zostali w domu, mieliby samotność i ciszę - ponieważ wszyscy idioci udali 

się w poszukiwaniu spokojnego miejsca. Śpieszą się jak szaleni, ponieważ dwa 

dni szybko się skończą; muszą dojechać - nie ważne dokąd!. 

Plaże są tak zaludnione! Nawet na targach nie ma tylu ludzi. A co najdziwniejsze - 

ludzie czują się zadowoleni, wystawiwszy ciało na słońce. Dziesięć tysięcy ludzi na 

maleńkiej plaży opala się i „relaksuje". Ta sama osoba na tej samej plaży nie 

potrafiłaby relaksować się w pojedynkę. Ale wie, że tak należy robić, skoro tysiące 

ludzi dookoła tak właśnie się relaksuje. Ci sami ludzie byli w biurach, na ulicach, 
na targach, teraz - 

są na plaży. 

 

Tłum jest niezbędny, aby istniała fałszywa osobowość.  

W chwili gdy jesteś sam, wariujesz. W tym miejscu należałoby zrozumieć 

nieco medytację. 

Nie martw się, ponieważ wszystko, co może zniknąć, jest warte zniknięcia. 
Przywieranie do tego jest bezsensowne - to nie twoje, to nie ty. 
 

Jesteś sobą, gdy znika fałsz i na jego miejscu pojawia się świeża, niewinna, 
niezanieczyszczona istota. Nikt za ciebie nie udzieli odpowiedzi na pytanie „Kim 
jestem?" - 

sam będziesz to wiedział. 

background image

Wszelkie techniki medytacyjne mają pomóc w zniszczeniu fałszu. Nie dają ci 
prawdy - 

prawdy nie można dać. Coś, co może być dane, nie może być prawdą. 

Prawdę już masz; trzeba tylko usunąć fałsz. 

Można to powiedzieć jeszcze w taki sposób: Mistrz odbiera ci rzeczy, których tak 

naprawdę wcale nie posiadasz, a daje te, które już masz od dawna. 

Medytacja to po prostu odwaga, by być cichym i samym. Powoli, bardzo powoli 

zaczynasz odczuwać w sobie nową wartość, nową żywotność, nowe piękno, nową 

inteligencję, które nie są od nikogo zapożyczone, które rosną wraz z tobą. Są 
zakorzenione w twojej egzystencji. I -

jeśli nie jesteś tchórzem - rozwiną się w 

owoce, w kwiaty. 

Tylko ludzie dzielni, odważni, śmiali mogą być religijni. Nie stali bywalcy kościoła - 

oni są tchórzami. Nie hinduiści, muzułmanie, chrześcijanie - Oni są przeciwni 
poszukiwaniom. Wszys

cy oni stanowią ten sam tłum, starający się wzmocnić 

swoją fałszywą osobowość. 

Urodziłeś się, przyszedłeś na świat z życiem, świadomością, z ogromną 

wrażliwością. Spójrz na małe dziecko - spójrz w jego oczy, dostrzeż tę świeżość. 

Wszystko to zostało w tobie zakryte przez fałszywą osobowość. 

Nie ma potrzeby się bać. Możesz stracić tylko to, co powinno być stracone. A 

byłoby dobrze pozbyć się tego jak najszybciej - ponieważ im dłużej to masz, tym 

silniejsze się staje. 

Człowiek nic nie wie na temat jutra. Nie umieraj, dopóki nie odkryjesz swojej 

autentycznej osobowości. Tylko ta garstka ludzi, która żyła i umarła z autentyczną 

tożsamością, ma szczęście. Oni wiedzą, że życie jest wieczne, a śmierć to fikcja. 
 

Dyktat liczb 

 

Społeczeństwo spodziewa się, że będziesz zachowywał się dokładnie tak jak inni. 

W momencie gdy zachowasz się odrobinę inaczej, stajesz się obcym, a ludzie 

lękają się obcych. 

Właśnie dlatego, jeśli dwie osoby siedzą w autobusie, w pociągu czy na 
przystanku - 

zwykle nie potrafią siedzieć w ciszy. Oboje są wobec siebie 

nieznajomymi. Toteż natychmiast zaczynają się sobie przedstawiać: „Dokąd pan 

jedzie? Czym się pan zajmuje?" Kilka informacji... i uspokajają się; jesteś kolejną 
lu

dzką istotą podobną do nich. 

Ludzie ciągle chcą przebywać w tłumie, do którego pasują. W chwili gdy 

zachowasz się inaczej, tłum staje się podejrzliwy, coś jest nie tak. Znają cię i 

dostrzegają zmianę. Znali cię, gdy nie akceptowałeś siebie, a teraz nagle widza, 

że zacząłeś siebie akceptować (...) W naszym społeczeństwie nikt nie akceptuje 

siebie. Każdy siebie potępia. Taki jest styl bycia: potępiać siebie. Jeśli się nie 

potępiasz, jeśli akceptujesz siebie, odciąłeś się od społeczeństwa. A 

społeczeństwo nie toleruje nikogo, kto odchodzi od gromady, ponieważ ono żyje 

liczbami; jest to dyktat liczb. Gdy liczba jest duża, ludzie czują się dobrze. 

background image

Ogromne liczby pozwalają ludziom łudzić się, że postępują słusznie - nie mogą się 

mylić, skoro miliony są razem z nimi. 

Gdy zostaną sami, pojawiają się wątpliwości: „Nikogo przy mnie nie ma. Jaka jest 

gwarancja, że mam rację?" Dlatego właśnie mówię, że bycie indywidualnością w 

tym świecie to ogromna odwaga. 

Aby być indywidualnością, potrzebny jest grunt pozbawiony strachu: „Nie ważne, 

że cały świat jest przeciwko mnie. Ważne jest to, że mam swoje własne 

doświadczenie. Nie zwracam uwagi na liczby, na to, ile osób mnie popiera. Patrzę 
na zasa

dność mojego doświadczenia - czy powtarzam jak papuga cudze słowa, 

czy też źródłem moich twierdzeń są moje własne przeżycia. Jeśli źródło jest w 

moim doświadczeniu, jeśli jest częścią mojej krwi, kości i szpiku, wtedy cały świat 

może być po przeciwnej stronie; ja mam rację, a oni się mylą. To nie ma zna-

czenia, nie potrzebuję, ich głosów, aby wiedzieć, że mam rację. Tylko ludzie, 

którzy posługują się opiniami innych, potrzebują ich wsparcia. 
Ale – jak do tej pory - 

tak właśnie funkcjonuje społeczeństwo. W ten sposób 

trzymają cię w stadzie. Jeśli są smutni, ty również masz być smutny; jeśli są 

nieszczęśliwi, i ty musisz być nieszczęśliwy. Musisz być taki sam jak oni. Inności 

się nie akceptuje, ponieważ zawsze prowadzi ona do indywidualności, 

wyjątkowości - a społeczeństwo bardzo się tego boi. To oznacza uniezależnienie 

się od grupy, taka osoba nie dba ani trochę o tłum. Bogowie, świątynie, kapłani, 

święte księgi - wszystko to traci dla niej znaczenie. 

Taka osoba odzyskuje siebie i podąża własną drogą. Ma swój sposób na to, jak 

żyć, jak umrzeć, jak świętować, jak śpiewać i tańczyć. Doszła do domu. Nikt nie 

wraca do domu razem z tłumem. Każdy dochodzi tam sam. 
 

Słuchaj swojego zmysłu wewnętrznego 

 

Pewien chłopiec ciągle drapał się po głowie. Jego ojciec spojrzał na niego 

pewnego dnia i spytał: 

Synu, dlaczego stale drapiesz się w głowę? 

- Hm - odpowied

ział chłopak - chyba dlatego, że jestem jedyną osobą, która wie, 

że ona mnie swędzi. 

To właśnie zmysł wewnętrzny! Tylko ty wiesz. Nikt inny. Nie można tego 

zaobserwować z zewnątrz. Gdy boli cię głowa, tylko ty o tym wiesz; nie możesz 
tego nikomu udowodni

ć. Kiedy jesteś szczęśliwy, tylko ty to odczuwasz, nikt inny. 

Nie możesz tego położyć na stole, aby zostało zbadane, pokrojone, zanalizowane 
przez wszystkich. 

W istocie sam zmysł wewnętrzny jest do tego stopnia wewnętrzny, że nie możesz 

udowodnić jego istnienia. Dlatego nauka neguje jego istnienie, choć negacja ta 

jest sprzeczna z naturą ludzką. Nawet naukowiec wie, że gdy czuje miłość, jest to 
zjawis

ko wewnętrzne. Coś tam jest! Nie jest to rzecz ani przedmiot i nie jest 

możliwe pokazanie tego innym - a mimo to istnieje. 

background image

 

Zmysł wewnętrzny ma swój własny sposób postrzegania. Ale przez akademicką 

edukację ludzie zatracili zaufanie do takiej oceny. Do tego stopnia polegają na 

zdaniu innych, że jeśli ktoś powie: „Wyglądasz na szczęśliwego", zaczynają czuć 
si

ę szczęśliwi. Podobnie jeśli dwadzieścia osób postanowi cię unieszczęśliwić, uda 

im się to. Wystarczy, że będą powtarzać przez cały dzień - gdy tylko się na ciebie 

natkną: „Wyglądasz na nieszczęśliwego, na bardzo smutnego. Co się stało? Ktoś 

umarł?" Zaczniesz podejrzewać, że skoro tylu ludzi mówi, że jesteś nieszczęśliwy, 

to pewnie mają rację. 
Polegasz na opiniach innych - 

od tak dawna, że zgubiłeś wszystkie ślady 

wewnętrznego zmysłu. Musisz go na nowo odkryć, ponieważ wszystko, co jest 

piękne, wszystko, co jest dobre, wszystko, co jest boskie, można poczuć jedynie 

dzięki niemu. 

Przestań pozostawać pod wpływem opinii innych ludzi. Zacznij raczej patrzeć w 

głąb siebie. Pozwól wewnętrznemu zmysłowi przemawiać do ciebie. Ufaj mu. Jeśli 

mu zaufasz, będzie rósł. Jeśli mu zaufasz, odżywisz go i stanie się silniejszy. 
 

Wiwekananda poszedł do Ramakryszny i powiedział: 

Boga nie ma! Mogę to udowodnić! Boga nie ma. 

Był niezwykle logicznie myślącym, sceptycznym, dobrze wykształconym 

człowiekiem, biegłym w zachodniej filozofii. Ramakryszna zaś był analfabetą. 

Dobrze, udowodnij więc! - poprosił Ramakryszna. Wiwekanada mówił dużo, 

przedstawił wszystkie dowody, które zgromadził. Ramakryszna słuchał cierpliwie, 
a potem po

wiedział: 

Jednak mój zmysł wewnętrzny, który jest dla mnie najwyższym autorytetem, 

mówi mi, że Bóg istnieje. I jest to ostateczny dowód. Wszystko, o czym mówisz, to 

argumenty. A co mówi ci twój wewnętrzny zmysł? 

Wiwekananda nawet o tym nie pomyślał. Wzruszył ramionami. Czytał książki, 

zbierał argumenty i dowody za i przeciw, na ich podstawie starał się rozstrzygnąć 

kwestię istnienia Boga. Ale nie zajrzał w głąb siebie. Nie spytał swojego zmysłu 

wewnętrznego. To głupie, ale sceptyczny umysł jest głupi, logiczny umysł jest 

głupi. 
Ramakryszna pow

iedział: „Twoje argumenty są wspaniałe, podobały mi się. Ale 

cóż mogę zrobić? Mój zmysł wewnętrzny mówi mi, że Bóg istnieje. Podobnie mówi 

mi, czy jestem szczęśliwy, chory, smutny, czy boli mnie brzuch, czy dzisiaj czuję 

się dobrze. To nie temat do dyskusji. Nie mogę ci udowodnić, ale jeśli chcesz, mo-

gę ci Go pokazać". 

Nikt wcześniej nie powiedział Wiwekanandzie, że Boga można pokazać. Zanim 

zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Ramakryszna skoczył - był nieokrzesanym 

człowiekiem - i oparł stopę na klatce piersiowej Wiwekanandy! Coś się nagle stało, 

podskoczyła jakaś energia i Wiwekananda na trzy godziny zapadł w trans. Gdy 

otworzył oczy, był całkowicie odmienionym człowiekiem. Ramakryszna zapytał go: 

background image

Co teraz myślisz? Jest Bóg czy Go nie ma? Co mówi ci twój wewnętrzny zmysł? 

Wiwekananda był pogrążony w ciszy, w spokoju, jakiego do tej pory nie znał. 

Wewnątrz siebie czuł triumf, czuł się doskonale, był przepełniony dobrym 

samopoczuciem... Musiał uklęknąć, dotknąć stóp Ramakryszny i powiedzieć: 
- Tak, Bóg istnieje. 
 

Bóg nie jest osobą, lecz poczuciem najwyższego błogostanu,  najpełniejszym 

poczuciem bycia „u siebie", najwyższą świadomością, że należysz do tego świata, 

a świat należy do ciebie. Nie jesteś tu obcy, jesteś stąd. Jest On najpełniejszym 
przekonaniem - w sensie egzystencjalnym - 

że wszystko, co istnieje, nie jest od-

dzielone od ciebie, t

aka świadomość jest Bogiem. Ale możesz ją osiągnąć jedynie 

wtedy, gdy pozwolisz działać swojemu zmysłowi wewnętrznemu. 
 
Zacznij 

go dopuszczać do głosu! Dawaj mu jak najwięcej okazji. Nie szukaj jedynie 

zewnętrznych autorytetów, nie szukaj zewnętrznych opinii. Staraj się zachować 

większą niezależność. Więcej odczuwaj, mniej myśl. 

Wyjdź, przyjrzyj się kwiatu róży i nie powtarzaj jak papuga: „Jest piękny". To 
opinia

, którą być może jedynie zapożyczyłeś od innych; od dzieciństwa słyszałeś: 

„Róże są piękne, zachwycające", więc gdy widzisz różę, powtarzasz jak automat: 

„Jest piękna". Czy naprawdę to czujesz? Czy jest to twoje wewnętrzne odczucie? 

Jeśli nie, nie mów tego. 

Patrząc na Księżyc, nie mów, że jest piękny - chyba, że tak podpowiada twój 

wewnętrzny zmysł. Będziesz zaskoczony, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent 

rzeczy, które dźwigasz w swoim umyśle, jest zapożyczonych. A w tych 

dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach różności, bezużytecznych śmieci, za-

gubiony jest, tonie, jeden procent wewnętrznego zmysłu. Porzuć ten pęd ku 

„wiedzy". Obudź swój wewnętrzny zmysł. 
 

Bóg jest poznawalny tylko dzięki wewnętrznemu zmysłowi. 

Zmysłów jest sześć, w tym pięć zewnętrznych - te informują cię o świecie. Oczy 

mówią o świetle; bez nich nie znałbyś go. Uszy mówią o dźwięku; bez nich nic byś 

o nim nie wiedział. Ale jest też szósty zmysł, zmysł wewnętrzny. Mówi ci o tobie i o 

tym, co się dzieje wokół ciebie. Zmysł ten musi zostać odkryty. Odkrywaniem 

szóstego zmysłu jest właśnie medytacja. 

Największy strach budzą w nas opinie innych ludzi. Z chwilą gdy przestaniesz bać 

się tłumu, przestajesz być owieczką, stajesz się lwem. W twoim sercu budzi się 

ryk, ryk wolności. 
Budda nazw

ał go „rykiem lwa". Gdy człowiek osiąga stan absolutnej ciszy, ryczy 

jak lew. Po raz pierwszy wie, czym jest wol

ność, ponieważ teraz nie boi się zdania 

innych. To, co mówią ludzie, nie ma znaczenia. To, czy nazywają cię świętym, czy 
grzesznikiem, jest n

ieistotne; twoim absolutnym i jedynym sędzią jest Bóg. Bóg to 

nie osoba, Bóg to cały wszechświat. 

background image

Nie jest to więc kwestia stawania przed obliczem jakiejś osoby; musisz zmierzyć 

się z drzewami, rzekami, górami, gwiazdami - z całym wszechświatem. A jest to 

nasz wszechświat, jesteśmy jego częścią. Nie ma potrzeby się go bać, nie ma 
potrzeby czegokol

wiek przed nim ukrywać. Właściwie nawet jeśli spróbujesz, nie 

uda ci się to. On już wie, wie o tobie więcej niż ty sam. 

Jest jeszcze jedna sprawa, nawet ważniejsza od doświadczania Boga. Otóż 

musimy zdać sobie sprawę z tego, że Bóg już osądził. Nie jest to coś, co zdarzy 

się w przyszłości, to już się stało: już osądził. Dlatego znika nawet strach przed 

sądem. Nie jest to kwestia dnia Sądu Ostatecznego. Nie musisz drżeć; pierwszy 

dzień był dniem sądu; osądził cię, gdy cię stworzył. Zna cię, jesteś jego dziełem. 

Jeśli stanie się z tobą coś złego, to On odpowiada, nie ty. Jeśli zbłądzisz, On za to 

odpowiada, nie ty. Jak ty mógłbyś być odpowiedzialny? Nie stworzyłeś samego 

siebie. Jeśli malujesz i coś się nie uda, nie możesz powiedzieć, że zawinił obraz - 

przyczyna leży w dłoni malarza. 

Więc nie ma potrzeby obawiać się tłumu czy wyimaginowanego Boga, pytającego 

cię w dniu Sądu Ostatecznego, co zrobiłeś i czego nie zrobiłeś. On już osądził - to 

bardzo ważne -już się to stało, więc jesteś wolny. A w chwili, gdy człowiek wie, że 

ma swobodę być sobą, życie nabiera dynamizmu. 

Strach nakłada kajdany. Wolność dodaje skrzydeł. 
 

Wolność dodaje skrzydeł 
 

Przez całe życie byłem „nieprzystosowany" - w ramach rodziny, religii, standardów 

mojego kraju. Cieszyło mnie to, ponieważ bycie nieprzystosowanym oznacza 

bycie indywidualnością. 

Pasować do ustalonego porządku to stracić swoją indywidualność. I taki jest twój 

cały świat. Z chwilą gdy idziesz na kompromis i zatracasz indywidualizm, tracisz 

wszystko. Popełniasz samobójstwo. Ludzie, którzy pasują do świata, są ludźmi, 
którzy zniszczyli sami siebie. 

Naturalnie, bycie indywidualistą wymaga odwagi, ogromnej potrzeby wolności; 

inaczej nie staniesz sam przeciw całemu światu. Ale sprzeciwienie się światu jest 

początkiem tak ogromnej radości, zachwytu, błogosławieństwa, że ci, którzy nigdy 

nie byli odrzuceni, nie zdołają tego zrozumieć. 

Wszyscy wielcy ludzie w historii ludzkości byli wyrzutkami w swoich 

społeczeństwach. Wszyscy, którzy mieli wkład w rozwój szczęścia ludzkości i w 

piękno Ziemi, byli niedopasowani. Bycie niedopasowanym jest bardzo cenną 

cechą. 

Nie chodź na kompromis. Kompromis to początek twojego unicestwienia. 

Nie chodzi mi o to, że masz być uparty; jeśli widzisz, że coś jest słuszne, zgódź się 

na to. Ale gdy zdasz sobie sprawę, że coś jest błędne, wtedy, nawet gdyby cały 

świat uważał inaczej, jest 

background image

to błędne. Trzymaj się swojego stanowiska - to doda ci wytrzymałości, siły, 

integralności. 
Bycie niedopasowanym nie ma nic wspólnego z byciem egoi

stą. Jeśli jesteś 

egoistą, prędzej czy później pójdziesz na kompromis. Gdy tylko znajdziesz grupę, 

społeczność, kraj, który pomoże ci być jeszcze większym egoistą, natychmiast 

dopasujesz się do nich. Prawdziwa osoba nieprzystosowana jest skromna, nikt nie 

może nią zawładnąć. Jest wolna, ponieważ uwolniła się od ego. 
W moim przekonaniu, tylko ludzie o wielkiej inteligencji, in

dywidualiści zostają 

odrzuceni. Ludzie posłuszni, nie-indywidualiści, bez swobody ekspresji, tacy, 
którzy nigdy nie odmawia

ją i zawsze są gotowi na coś się zgodzić, nawet jeśli jest 

to wbrew ich woli - 

są ludźmi, których świat szanuje. Zostają prezydentami, 

premierami, są honorowani w każdy możliwy sposób z tej prostej przyczyny, że 

popełnili samobójstwo. Nie żyją, skamienieli. Jak można dopasować żyjącego 

człowieka do określonego szablonu? Każda indywidualność jest wyjątkowa - 

dlaczego ma się dopasować do obrazu innej osoby? 

Niedolę świata można bardzo łatwo wyjaśnić: każdy człowiek został przycięty, 

uformowany, zaplanowany przez innych, których nie obchodziło, jaka jest jego 

natura. Nie dają życiu szansy. Od chwili narodzin psują dziecko - oczywiście mają 
dobre intencj

e. Żaden rodzic nie ma świadomości tego, co naprawdę robi, sam był 

bowiem wychowany w ten sam sposób. Powtarza ten schemat ze swoim 
dzieckiem; nie zna innego sposobu. 

Nieposłuszne dziecko jest stale potępiane. Z drugiej strony dziecko posłuszne jest 

ciągle chwalone. Ale czy słyszałeś kiedyś o tym, żeby posłuszne dziecko stało się 

sławne w jakiejkolwiek dziedzinie wymagającej kreatywności? Czy słyszałeś 

kiedyś o jakimś posłusznym dziecku, które w życiu dorosłym otrzymało nagrodę 
Nobla - 

literacką, pokojową, naukową? Posłuszne dzieci stają się częścią tłumu. 

Zawsze byłem osobą niedopasowaną i podobało mi się to, w każdym calu, w 

każdej kropli. Bycie po prostu sobą to wspaniała rzecz. 
 

Wolność od, wolność dla 
 

Nie myśl kategoriami wolności od czegoś; zawsze myśl o wolności dla czegoś. A 

różnica jest ogromna. Nie myśl od - myśl dla. Bądź wolny dla Boga, bądź wolny 

dla prawdy. Nie myśl, że chcesz być wolny od tłumu, wolny od kościoła, wolny od 

tego, wolny od tamtego. Pewnego dnia mógłbyś odejść od tego wszystkiego, 
nawet bardzo daleko, al

e nigdy nie byłbyś wolny. To jedynie pewien rodzaj 

uspokajania samego siebie. 

Dlaczego tak bardzo boisz się tłumu? (...) Twój strach pokazuje, co cię w nim 

pociąga. Dokądkolwiek pójdziesz, zostaniesz zdominowany przez tłum. 

Chodzi mi o to, że proste fakty pokazują, iż nie ma potrzeby myśleć kategoriami 

tłumu. Myśl po swojemu. Zacznij w tej właśnie chwili. Nie można być wolnym, 

background image

kiedy człowiek walczy. Możesz odrzucić sposób myślenia tłumu, ponieważ walka 
nie ma sensu. 

Tłum nie jest problemem - problemem jesteś ty. To nie tłum cię wciąga, lecz ty 

dążysz do niego, bo tak jesteś nieświadomie ukształtowany. Pamiętaj, żeby nigdy 

nie zrzucać odpowiedzialności na innych. Wcale nie pomoże ci się to od niej 

uwolnić. Gdzieś głęboko pozostanie twoją odpowiedzialnością. Dlaczego człowiek 

miałby być wrogiem tłumu? Biedny tłum! Dlaczego miałbyś być mu przeciwny? 

Dlaczego dźwigasz na sobie taki ciężar? 

Tłum nie może ci niczego zrobić, dopóki z nim nie współpracujesz. Cały problem 

tkwi w twojej gotowości do współpracy. Współpracę z tłumem możesz przerwać, 

teraz, tak po prostu. Jeśli wydaje ci się, że to wymaga wysiłku - masz problem. 
Zrób to natychmiast. To kwestia chwili, spontanicznego zrozumienia. Przekonasz 

się, że próbując walczyć, toczysz z góry przegraną bitwę. Walcząc, nadajesz 

tłumowi coraz większe znaczenie. 

To właśnie przytrafiło się milionom ludzi. Ktoś chce uciec od kobiet - w Indiach 

robiono tak przez wieki. Staje się on coraz bardziej pochłonięty ich pragnieniem. 

Chce zrezygnować z seksu, ale jego umysł skupia się właśnie na seksie; myśli 

tylko o tym i o niczym innym. Pości, nie kładzie się spać, ćwiczy pranajamę i jogę, 

zajmuje się tysiącem innych rzeczy - wszystko to nonsens. Im bardziej walczy z 
seksem, tym bardziej go sobie narzuca, tym bardziej s

ię na nim koncentruje. 

Nabiera on dla niego ogromnego znaczenia, sta

je się nieproporcjonalnie wielkim 

problemem. 

To się stało w chrześcijańskich zakonach. Narzucono surowe reguły, zaczęto się 

bać. To samo może stać się z tobą, jeśli za bardzo będziesz bał się tłumu. Tłum 

nie może niczego zrobić, dopóki nie zaczniesz z nim współpracować. Zachowaj 
czuj

ność. Nie współpracuj! 

Zaobserwowałem, że cokolwiek się nam przydarza, sami jesteśmy za to 

odpowiedzialni. Nikt inny niczego nam nie robi. Chciałeś, żeby coś się stało, więc 

się to stało. Ktoś cię wykorzystuje, ponieważ chciałeś być wykorzystany. Ktoś 

zamknął cię w więzieniu, ponieważ chciałeś być uwięziony. Musiałeś do tego 

dążyć. Może nazywasz to poczuciem bezpieczeństwa. Może nadałeś inną nazwę, 

inną etykietkę, ale pragnąłeś być uwięziony, ponieważ w więzieniu człowiek jest 

bezpieczny, nie ma tam niepewności. 

Nie walcz jednak ze ścianami więzienia. Patrz w głąb. Odnajęli tę potrzebę 

bezpieczeństwa, przemyśl, dlaczego tłum może tobą manipulować. Zapewne o 

coś prosiłeś: o uznanie, honory, szacunek, poważanie. Jeśli poprosisz, będziesz 

musiał zapłacić. Potem tłum powie: „Dobrze, damy ci szacunek, a ty oddaj nam 

swoją wolność". To prosta wymiana. Ale tak naprawdę tłum nigdy ci niczego nie 

zrobił - przecież tłum to także ty. Więc znajdź swój własny sposób, aby się z niego 

wydostać! 
 

Odnajdź swoją pierwotną twarz 

background image

 

Po prostu bądź, kim jesteś, i przestań martwić się o cały świat. Odczujesz wtedy w 

swoim sercu wspaniałe odprężenie i głęboki spokój. Jest to coś, co wyznawcy zeń 

nazywają „pierwotną twarzą" - zrelaksowaną, bez napięć, bez pretensji, bez 
hipokryzji, bez tak zwanych znamion dobrego wychowania. 

I pamiętaj: „pierwotna twarz" to tylko poetyckie określenie; nie znaczy to, że twoja 

twarz zacznie wyglądać inaczej. Ta sama twarz straci całe napięcie, ta sama twarz 

złagodnieje, ta sama twarz przestanie osądzać, ta sama twarz przestanie myśleć o 
innych jako o gorszych. Ta sama twarz, kiedy przyjmie te nowe war

tości, stanie się 

twoją prawdziwą twarzą. 
Jes

t dawne przysłowie: bohaterowie to ludzie, którym zabrakło odwagi, aby 

stchórzyć. Jeśli jesteś tchórzem, co w tym złego? Jesteś tchórzem -wspaniale. 

Tchórze też są potrzebni, w innym wypadku skąd by się brali bohaterowie? Są oni 

absolutnie niezbędni, aby stworzyć tło dla bohaterów. Po prostu bądź sobą, 
cokolwiek to znaczy. 

Problem polega na tym, że wcześniej nikt nie mówił ci, żebyś był sobą. Każdy się 

wtrąca i mówi, że masz być taki albo inny - nawet w banalnych sprawach. 

W szkole... Byłem jeszcze chłopcem, ale już nie znosiłem, gdy mówiono mi, jak 

mam postępować. Nauczyciele próbowali mnie przekupić: „Jeśli będziesz 

grzeczny, staniesz się geniuszem". Odpowiadałem: „Do diabła z geniuszami - po 

prostu chcę być sobą". Zwykłem siadać z nogami założonymi na ławkę, co draż-

niło nauczycieli. Mówili: „Cóż to za zachowanie?" 

Odpowiadałem: „Ławka nic do mnie nie mówi. To sprawa między mną i ławką, 

dlaczego pan się denerwuje? Nie zakładam nóg na pana głowę! Niech pan też 

odpręży się jak ja. W takiej pozie łatwiej mi zrozumieć te bzdury, które wkłada mi 

pan do głowy". 

Po jednej stronie klasy było piękne okno, za nim - drzewa, ptaki; kukułki. Przez 

większość czasu wyglądałem przez okno, a nauczyciel podchodził do mnie i pytał: 

„Po co właściwie przychodzisz do szkoły?" Odpowiadałem: „Ponieważ w moim do-

mu nie ma okna, przez które roztacza się widok na całe niebo. I wokół mojego 

domu nie ma kukułek, nie ma ptaków. Dom stoi w mieście, otoczony innymi bu-

dynkami. Jest tam taki tłok, że ptaki się nie pojawiają. Kukułki uważają, że ci ludzie 
nie za

służyli na to, aby im śpiewać. Nie przyszedłem tu, aby słuchać tego, co pan 

mówi! Płacę za siebie, a pan jest tylko usługodawcą i proszę o tym nie zapominać. 

Jeśli obleję, nie przyjdę do pana na skargę; nie będę miał pretensji. Ale jeśli przez 

cały rok udawałbym, że pana słucham, a naprawdę słuchałbym kukułek za oknem, 

zacząłbym zachowywać się jak hipokryta. Nie chcę być hipokrytą". 

Nauczyciele, profesorowie, chcieli wszystko robić w określony sposób. W tamtych 

czasach, a być może jest tak do dziś, w mojej szkole konieczne było noszenie 

przepisowych czapek. Nie mam nic przeciwko czapkom; gdy opuściłem 

uniwersytet sam zacząłem nosić czapki, ale nigdy wcześniej. Pierwszy wykła-

dowca, który zaczął się tym martwić, zapytał: „Naruszasz dyscyplinę szkoły. Gdzie 

background image

jest twoja czapka?" Odpowiedziałem: „Niech pan przyniesie kodeks. Czy jest tam 

mowa o tym, że każdy chłopak musi nosić czapkę? Jeśli nie, to narzuca pan coś 
wbrew ko

deksowi szkolnemu". Wziął mnie do dyrektora, a ja powiedziałem mu: 

„Jestem gotów, pokażcie mi tylko, gdzie jest napisane, że czapki są obowiązkowe. 

Jeśli są, mogę nawet odejść ze szkoły, ale najpierw pokażcie mi, gdzie to jest 
napisane". 

Nie było takiego przepisu, więc powiedziałem: „Możecie podać mi jakieś 
uzas

adnione argumenty na rzecz noszenia czapki? Czy to zwiększy moją 

inteligencję? Czy polepszy moje życie? Czy doda mi zdrowia? Sprawi, że będę 

więcej rozumiał? O ile wiem, Bengal to jedyny region Indii, gdzie nie nosi się 

czapek, i jest to najmądrzejsza część kraju. Pandżab jest przeciwieństwem Ben-

galu, Tam zamiast czapek ludzie noszą turbany - ogromne turbany, tak jakby 

chcieli zatrzymać w nich swoją pierzchającą inteligencję. I jest to najmniej 

inteligentna część kraju". 

Dyrektor powiedział: „To, co mówisz, ma jakiś sens, ale noszenie czapki należy do 

studenckiej dyscypliny. Jeśli przestaniesz nosić czapkę, inni też tak zrobią". 

Odpowiedziałem: „Więc czego się bać? Po prostu odrzućcie tę zasadę". 
 

Nawet w banalnych sprawach nikt nie chce pozwolić ci, abyś był sobą. W 

dzieciństwie miałem długie włosy. Często kręciłem się po sklepie mojego ojca, 

ponieważ był połączony z domem. 

Dom był za sklepem i aby do niego dostrzec, trzeba było przejść przez sklep. 
Ludzie pytali: „Czyja to córka?" - 

ponieważ miałem długie włosy, nikt nie potrafił 

wyobrazić sobie, że jestem chłopakiem. Mój ojciec czuł ogromne zakłopotanie, 
odpowia

dając: „To chłopiec". Nie ustępowali: „To czemu ma takie długie włosy?" 

Pewnego dnia ojciec zrobił coś całkowicie sprzecznego ze swoją naturą - 

przyszedł do mnie, bardzo zawstydzony i zły, i własnoręcznie obciął mi włosy. 

Wziął nożyczki, których używał w sklepie do rozcinania materiału, i obciął mi 

włosy. Nic nie powiedziałem - był zaskoczony. Spytał: „Nie masz nic do po-

wiedzenia?" Odparłem: „Powiem to po swojemu". 

Poszedłem do fryzjera - opiumisty - który miał zakład naprzeciwko. Był jedynym 

człowiekiem, którego szanowałem. Wszędzie pełno było fryzjerów, ale ja 

uwielbiałem tego staruszka. Był niepowtarzalny i też mnie kochał; rozmawialiśmy 
godzi

nami. Wszystko, co mówił, było bezsensowne! Pewnego dnia powiedział: 

„Jeśli wszyscy uzależnieni od opium utworzą partię, przejmiemy władzę w tym 

kraju". Odpowiedziałem: „To dobry pomysł..." Fryzjer zadumał się i rzekł: „Ale 

ponieważ wszyscy jesteśmy uzależnieni od opium, zapomnę, o co mi chodziło". 

Pocieszyłem go: „Nie martw się. Masz mnie; ja będę pamiętał. Powiedz mi tylko, 

jakich zmian chcesz w państwie, jakie masz poglądy polityczne, i ja się tym 

zajmę". 

Poszedłem więc do niego i powiedziałem: „Ogól mi głowę". W Indiach goli się 

głowę tylko wtedy, gdy straci się ojca. Na chwilę nawet ten opiumista oprzytomniał 

background image

i spytał: „Co się stało? Czy umarł twój ojciec?" Powiedziałem „Niech cię to nie 

interesuje. Zrób, o co proszę; nie martw się! Po prostu zetnij mi włosy, ogól 

głowę". 

Powiedział: „Załatwione! To najprostsza praca. Wiele razy wpadałem w tarapaty, 

bo ludzie chcieli, żebym ogolił im brodę, a ja zapominałem się i goliłem głowę". 

Zwykłem długo przesiadywać w jego zakładzie, ponieważ zawsze zdarzały się tam 

jakieś niedorzeczne sytuacje. Ogolił komuś pół wąsów i nagle mówił: „Proszę 

zaczekać, przypomniałem sobie o czymś pilnym". A mężczyzna odpowiadał: „Ale 

jestem uwięziony na tym krześle i nie mam połowy wąsów. Nie mogę stąd wyjść!" 
A on odpowia

dał: „Zaraz wracam". Mijały godziny, a klient wciąż tam siedział... To 

był naprawdę szalony fryzjer. 

Raz musiałem pomóc mężczyźnie i dokończyć golenie. Powiedziałem: „Teraz jest 

pan wolny. Niech pan tu nigdy więcej nie przychodzi. On nie miał zamiaru zrobić 

panu na złość. Po prostu zapomina". 

Więc fryzjer powiedział: „Racja. To nie moja sprawa. Umarł, to umarł". Ogolił mi 

głowę, a ja poszedłem do domu. Przeszedłem przez sklep. Mój ojciec i jego klienci 
spojrzeli na mnie. Za

pytali: „Co się stało? Czyj to syn? Jego ojciec umarł". Ojciec 

od

powiedział: „To mój syn, a ja żyję! Ale wiedziałem, że coś zrobi. Dobrze mi 

odpowiedział". 

Dokąd tylko poszedłem, wszyscy pytali: „Co się stało? Przecież twój ojciec cieszył 

się doskonałym zdrowiem". Odpowiadałem: „Ludzie umierają w każdym wieku. 
Dlaczego martwi

cie się o niego, nie o moje włosy?" 

Była to ostatnia rzecz, którą mój ojciec mi zrobił, ponieważ bał się, że kolejna 

odpowiedź może być dużo bardziej zdecydowana! Przeciwnie, przyniósł specjalny 
olejek na porost 

włosów. To bardzo cenny olejek, pochodzi z Bengalu. Wytwarza 

się go z kwiatów javakusum. Jest drogi, rzadki, używany tylko przez najbogatszych 

i nie przez mężczyzn, tylko przez kobiety - aby utrzymać jak najdłuższe włosy. W 

Bengalu widziałem pewną kobietę, której włosy dotykały ziemi - ponad półtora 

metra długości. Ten olejek działa wręcz magicznie na porost włosów. 

Powiedziałem: „Teraz rozumiesz". Odpowiedział: „Zrozumiałem. Szybko, użyj tego 

olejku; za parę miesięcy włosy ci odrosną". Dodałem jeszcze: „Ty wywołałeś to 

całe zamieszanie. Czego się wstydziłeś? Mogłeś powiedzieć: «To moja córka». 

Nie miałbym nic przeciwko temu. Ale nie powinieneś interweniować w ten sposób. 

Było to okrutne i barbarzyńskie, Zamiast porozmawiać ze mną po prostu zacząłeś 

obcinać mi włosy". 

Nikt nie pozwala drugiemu być sobą. Wpojono ci te wszystkie idee tak głęboko, iż 

wydaje ci się, że są twoje. Zrelaksuj się. Zapomnij o wszystkich uwarunkowaniach, 

odrzuć je, jak drzewo zrzuca suche liście. Lepiej być nagim drzewem, pozba-

wionym liści, niż mieć plastikowe liście i kwiaty; to paskudne. 

Pierwotna twarz oznacza po prostu, że nie jesteś zdominowany przez żadną 

moralność, religię, społeczeństwo, przez rodziców, nauczycieli, kapłanów, przez 

background image

nikogo. Jeżeli żyjesz po swojemu, zgodnie ze swoim zmysłem wewnętrznym, 

jeżeli jesteś wrażliwy, to będziesz miał prawdziwą twarz. 
 

Rozdział piąty 
 

Radość niebezpiecznego życia 

 

Odważni pędzą na złamanie karku. Poszukują niebezpieczeństwa. Ich życiowa 

filozofia nie ma nic wspólnego z podejściem firm ubezpieczeniowych. To filozofia 

himalaistów, lotników, surferów. A surfują nie tylko w morzach zewnętrznych, ale 

także po oceanach ukrytych we wnętrzu nich samych. Nie wspinają się jedynie w 

Alpach czy Himalajach; zdobywają najwyższe szczyty w sobie. 
 

Niebezpieczne życie sprawia, że czujesz się w pełni żywym człowiekiem. Jeśli nie 

podejmujesz ryzyka, nie żyjesz wcale. Życie kwitnie tylko, gdy jest niebezpiecznie, 
niepe

wnie; w bezpieczeństwie nie rozkwita nigdy. 

Jeśli dążysz do bezpieczeństwa, stajesz się spokojnym stawem. Twoja energia 

przestaje się poruszać. Zaczynasz się bać... ponieważ nie umiesz wyprawić się w 

nieznane. Po co ryzykować? Znane jest bardziej bezpieczne. Wpadasz w obsesję 

tego, co znane. Czujesz się nim zmęczony, jesteś znudzony, czujesz się smutny, 
ale nadal po

zostajesz w tym, co znasz, w tym, co zdaje się być wygodne. Niezna-

ne sprawia, że drżysz. Na samą myśl o nim masz zawroty głowy. 

Na świecie są tylko dwa typy ludzi: jedni, dążący do wygody, poszukujący śmierci, 

zmierzający do komfortowego grobu, i drudzy, którzy chcą żyć. Ci ostatni 

wybierają ryzyko, ponieważ tylko dzięki niemu życie kwitnie. 

Czy wspinałeś się kiedyś? Im wyżej wejdziesz, tym młodszy, świeższy się czujesz. 

Im większe ryzyko spadku, im głębsza przepaść za plecami, tym więcej życia 

czujesz w sobie (...)• Właśnie wtedy - na granicy życia i śmierci, gdy wisisz 

pomiędzy życiem i śmiercią - wtedy nie ma nudy, nie ma kurzu przeszłości, nie ma 

pragnienia przyszłości. Wtedy wyostrza się teraźniejszość jak płomień. To 
wystarczy - 

żyjesz tu i teraz. 

Podobnie w przypadku surflngu, narciarstwa, szybownictwa - tam, gdzie pojawia 

się ryzyko utraty życia, jest też ogromna radość, bo czujesz, jak wielką wartość ma 

twoje życie. Stąd przywiązanie ludzi do sportów ekstremalnych. 

Ludzie wspinają się na szczyty górskie (...). Ktoś spytał Edmunda Hillarego: 

„Dlaczego chciałeś wejść na Mount Everest? Po co?" A Hillary odpowiedział: 

„Ponieważ jest. Stanowi nieustające wyzwanie". Było to ryzykowne, wielu 
poprzedników zgi

nęło. Przez sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat ludzie się tam wspi-

nali całymi grupami. Mimo że to była prawie pewna śmierć, chętnych nie 

brakowało. Co ich pociągało? 

background image

Sięgając wyżej, udając się daleko od terenów zamieszkałych, od rutyny życia, 

ponownie stajesz się dziki, ponownie stajesz się częścią świata zwierząt. Znów 

żyjesz jak tygrys czy lew, jak rzeka. Znów wzbijasz się w niebo jak ptak, coraz 

wyżej i wyżej. Chwila po chwili bezpieczeństwo, konto w banku, żona, mąż, ro-

dzina, społeczeństwo, kościół, szacunek bledną, stają się coraz odleglejsze. 
Zostajesz sam. 

Właśnie dlatego ludzi tak bardzo ciągnie do sportu. Nie jest to prawdziwe 

zagrożenie, ponieważ możesz się przygotować. Możesz się nauczyć, przejść 
trening. Ryzyko jest skalkulowane -

jeśli mogę użyć takiego określenia. 

Wspinaczkę możesz trenować i podjąć wszelkie środki ostrożności. Albo w 
przypadku szybkiej jazdy samochodem - 

możesz jechać sto osiemdziesiąt 

kilometrów na godzinę i będzie to niebezpieczne, emocjonujące. Ale możesz się w 

tym tak wprawić, że dla ciebie przestanie to być niebezpieczne; będzie się takie 

wydawało tylko z zewnątrz. Nawet jeśli jest ryzyko, to jest ono niewielkie. Z 

czasem staje się zaś tylko cielesne, dotyczy tylko ciała. 

Gdy mówię, żebyś żył ryzykownie, nie mam na myśli po prostu ryzyka fizycznego, 

ale psychiczne, a w końcu - duchowe. Religijność jest duchowym ryzykiem. 

Dociera ona do tak wysokich pułapów, że być może nie ma już z nich powrotu. 
Takie jest zna

czenie określenia Buddy: anagamin - „ten, który nigdy nie wróci". 

Dochodzi do pułapu, do punktu, z którego nie ma powrotu... a potem po prostu 

znika. Już nigdy nie wraca. 

Gdy mówię, byś żył niebezpiecznie, chodzi mi o to, żebyś nie wiódł życia 
szacownego obywatela - 

burmistrza miasta czy członka zarządu korporacji. To nie 

jest życie. Jeśli zostaniesz ministrem albo będziesz miał jakiś inny dobry zawód, 

każdego dnia będą ci na konto napływać nowe pieniądze i wszystko będzie 

wspaniale. Ale kiedy wszystko tak wspaniale się układa - przyjrzyj się: umierasz, 

nic się nie dzieje. Być może ludzie cię szanują, a gdy umrzesz, podąży za tobą 

długa procesja. Pięknie! Ale na tym koniec. W gazetach pokażą twoje zdjęcie i 

wydrukują artykuły, a potem ludzie o tobie zapomną. Ty zaś całe swoje życie 

oddałeś tym rzeczom. 

Człowiek może zmarnować swoje życie dla zwykłych, doczesnych spraw. Bycie 

uduchowionym oznacza zrozumienie, że te malutkie rzeczy nie mają większego 

znaczenia. Nie mówię, że zupełnie nie mają znaczenia. Mają pewien sens, pewne 
zna

czenie, ale nie tak duże, jak ci się wydaje. 

Pieniądze są potrzebne. Są potrzebą. Ale nie są i nie mogą być celem. Dom jest 

potrzebny, oczywiście. Jest konieczny. Nie jestem ascetą i nie namawiam, 

żebyście zburzyli swoje domy i uciekli w Himalaje. Dom jest potrzebny - ale ma 

służyć tobie. Nie zrozum tego źle. Gdy obserwuje ludzi, widzę, że wszystko 

przewróciło się do góry nogami. Żyją tak, jakby to dom ich potrzebował. Pracują na 

potrzeby domu. Żyją tak, jakby zaspokajali potrzeby swoich kont w banku - po 

prostu zbierają pieniądze, a potem umierają. Zresztą nigdy nie zaczęli życia. Ani 

background image

przez chwilę nie doświadczyli pulsowania, mocy życia. Byli uwięzieni w 

bezpieczeństwie, w rutynie, w szacunku. 

To naturalne, że tacy ludzie odczuwają nudę. Przychodzą do mnie i mówią, że są 

znudzeni. Mówią, że są zmęczeni, że utknęli, i nie wiedzą, co mogą z tym zrobić. 

Wydaje im się, że dzięki powtarzaniu jakiejś mantry znów ożyją. A to nie takie 

proste. Będą musieli zmienić cały wzorzec swojego życia. 

Kochaj, ale niech ci się nie wydaje, że jutro kobieta nadal będzie twoja. Nie licz na 

nic. Nie ograniczaj kobiety do bycia żoną. Wtedy będziesz żył niebezpiecznie. Nie 

ograniczaj mężczyzny do bycia mężem, ponieważ „mąż" to paskudne określenie. 

Pozwól mężczyźnie być twoim mężczyzną, a kobiecie - twoją kobietą. Niech twoje 

jutro będzie nieprzewidywalne. Niczego nie oczekuj i na wszystko bądź gotów. To 

właśnie mam na myśli, mówiąc, byś żył niebezpiecznie. 

Co zwykle robimy? Zakochujemy się w kobiecie i natychmiast idziemy do urzędu 

stanu cywilnego czy do kościoła, aby wziąć ślub. Nie mówię, żeby nie brać ślubu. 

To formalność. Dobrze, usatysfakcjonuj społeczeństwo, ale głęboko w swoim 

umyśle nigdy nie staraj się zawłaszczyć tej 

kobiety. Nigdy, nawet przez chwilę, nie mów: „Należysz do mnie". Jak druga 
osoba mog

łaby do ciebie należeć? Gdy zaczniesz przywłaszczać sobie kobietę, 

ona zacznie 

przywłaszczać  

sobie ciebie. Wtedy oboje przestaniecie się kochać. Wtedy niszczycie się i 

zabijacie nawzajem, paraliżujecie. Kochaj, ale nie pozwól twojej miłości zdegrado-

wać się jedynie do małżeństwa. 
Pracuj - praca jest potrzebna - 

ale nie pozwól, by stała się twoim jedynym życiem. 

W cen

trum twojego życia powinna tętnić zabawa. Praca powinna być tylko 

środkiem do realizacji tej zabawy. Pracuj w biurze, pracuj w fabryce, pracuj w 

sklepie, ale znajduj czas i okazje do zabawy. Nie pozwól, aby twoje życie było 

jedynie rutyną pracy - ponieważ celem życia jest zabawa! 

Zabawa to robienie czegoś, co sprawia ci radość. Im więcej rzeczy cię cieszy, tym 

więcej jest w tobie życia. Oczywiście, twoje życie zawsze będzie zagrożone, w 

niebezpieczeństwie. Ale takie właśnie powinno być. Ryzyko stanowi część życia. 

Właściwie ryzyko jest jego najlepszą częścią, najpiękniejszą. Każda chwila jest 
ryzykiem. Wdychasz i wydychasz powietrze -jest ry

zyko. Kto wie, czy oddech się 

nie zatrzyma? To nie jest pewne, nie ma gwarancji. 

Ale są ludzie, dla których bezpieczeństwo stało się jak religia. Nawet jeśli 

rozmawiają o Bogu, mówią o Nim jako o najwyższym bezpieczeństwie. Jeśli myślą 

o Bogu, robią to jedynie dlatego, że się boją. Jeśli modlą się i medytują, robią to 

tylko po to, aby dobrze zapisać się w Boskich kartotekach: „Jeśli Bóg istnieje, 

będzie wiedział, że regularnie chodziłem do kościoła, że sumiennie Go czciłem. 

Oto zaświadczenie". Nawet ich modlitwa jest tylko środkiem do celu. 
 

Żyć niebezpiecznie oznacza żyć tak, jakby każdy moment był ostatni.  
 

background image

Każda chwila ma swoją nieodłączną wartość, a ty się nie boisz. Wiesz, że jest tam 

śmierć, i akceptujesz to, nie ukrywasz się przed nią, spotykasz się z nią. Takie 

spotkania podobają ci się - fizycznie, psychicznie i duchowo. Radowanie się z tych 

momentów bezpośredniego kontaktu ze śmiercią - gdy staje się ona prawie 
rzeczywista - 

to właśnie niebezpieczne życie. 

Odważni pędzą na złamanie karku. Poszukują niebezpieczeństwa. Ich życiowa 
filozofia nie ma nic wspólnego z podej

ściem firm ubezpieczeniowych. To filozofia 

himalaistów, lotni

ków, surferów. A surfują nie tylko w morzach zewnętrznych, ale 

także po oceanach ukrytych we wnętrzu nich samych. Nie wspinają się jedynie w 

Alpach czy Himalajach; zdobywają najwyższe szczyty w sobie. 

Ważne, byś nigdy nie zapomniał sztuki ryzykowania. Zawsze bądź w stanie 

ryzykować. Nie trać okazji do ryzyka, a nigdy nie będziesz przegranym. Ryzyko to 
jedyna gwarancj

a, by być naprawdę żywy. 

Czegokolwiek byś nie uczynił, życie pozostanie tajemnicą 

Rozum nie może pogodzić się z tym, że nie wszystko da się wyjaśnić. Ma 

szaleńczą potrzebę wytłumaczenia wszystkiego, a jeśli nie pełnego 

wytłumaczenia, to przynajmniej opisania. Wszystko, co jest zagadką, paradoksem, 
niepokoi go. 
Historia filozofii, religii, nauki, matematyki ma wspólne ko

rzenie, ten sam umysł i... 

to samo swędzenie. Ty możesz podrapać się tak, a ktoś inny zupełnie inaczej. Ale 
jedno jest wspólne - potrze

ba dowiedzenia się, dlaczego coś cię swędzi. Usiłujesz 

dowieść samemu sobie, że egzystencja nie jest tajemnicą. Umysł tylko wtedy 

poczuje się dobrze, kiedy uda mu się rozwikłać sekrety egzystencji. 

Religia chrześcijańska dokonała tego przez stworzenie koncepcji Boga, Ducha 

Świętego, Syna Bożego; inne religie wytworzyły inne pojęcia. To jest ich sposób 

na przykrywanie dziury niemożliwej do przykrycia; cokolwiek zrobisz, ona nadal 
tam jest. Im bar

dziej starasz sieją przykryć, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że 

istnieje. Twój ogromny wysiłek, aby ją zakryć, pokazuje, jak wielki jest twój strach 

przed tym, że ktoś ją zobaczy. 

W dzieciństwie wiele razy spadałem z drzew. Uwielbiałem się na nie wspinać, a im 

wyżej wchodziłem, tym większą odczuwałem radość. I oczywiście wiele razy 

spadałem. Wciąż mam na łydkach, na kolanach, wszędzie - blizny po zranieniach. 

Ponieważ stale wspinałem się i spadałem, każdego dnia rozrywałem ubranie. Moja 

mama mówiła: „Nie wychodź w tych podziurawionych spodniach. Daj mi, zaceruję 

je". Ja odpowiadałem: „Nie, nie chcę". 

A ona upierała się: „Ale co ludzie pomyślą... Jesteś synem najlepszego 

sprzedawcy ubrań w mieście, a zawsze włóczysz się w podartych spodniach, 

jakby nikt o ciebie nie dbał". Odpowiadałem: „Jeśli zaszyjesz, będzie to brzydko 

wyglądać. Teraz każdy widzi, że jest to świeżo podarte. Nie wyszedłbym przecież 
z domu z ta

ką dziurą. Jest świeża, właśnie spadłem z drzewa. A jeśli zaszyjesz - 

będzie wyglądać jak coś starego, coś, co usiłuję ukryć. Jeśli zaszyjesz, będę 

wyglądał na biedaka. A teraz rozdarta koszula sprawia, że wydaję się odważny. 

background image

Nie martw się. Każdego, kto wspomni coś na ten temat, mogę wyzwać na 

pojedynek. Powiem mu: «Możesz wejść ze mną na to drzewo. Jeśli z niego nie 
spa

dniesz, będziesz miał prawo mówić o mnie, co chcesz»". 

W Indiach drzewa są bardzo miękkie, łatwo się łamią, np. dżamun. Dżamun to 

bardzo słodki owoc, ale drzewo rośnie wysokie i jest bardzo delikatne; jego gałęzie 

mogą się w każdej chwili złamać. Jeśli jednak nie wejdziesz wysoko, nie 

zdobędziesz najlepszych owoców, ponieważ te dojrzewające nisko zostały już 
zerwane przez tchórzy - 

przez tych, którzy nie odważyli się wspiąć wyżej niż dwa 

metry. 

Jeśli masz odwagę wspiąć się na wysokość sześciu metrów, wtedy zdobędziesz 

naprawdę soczyste dżamuny. Są zarezerwowane dla tych, którzy mają odwagę - z 

tej wysokości upadek jest prawie pewny. Nic na to nie poradzisz, to wykracza poza 

ludzkie możliwości. Wystarczy mocniejszy wiatr... Nie dasz rady szybko zejść; całe 

gałęzie odłamują się od pnia i zanim zdążysz cokolwiek zrobić, leżysz już na 
ziemi. 

Mama nigdy nie potrafiła zrozumieć mojego toku rozumowania. Próbowałem jej 

wyjaśnić: „To bardzo proste. Jeśli nie zaszyjesz mojej koszuli, oznacza to, że 

rozdarcie jest świeże; doszło do niego przed chwilą. Zaszyte - pokazuje, że nie 
jest nowe; 

że wyszedłem z łatą z domu. To dowodzi, że jestem biedny, a ja nie chcę za 

takiego uchodzić". Odpowiadała: „Nie rozumiem twojego sposobu myślenia, po-

nieważ każdy w tym domu, gdy rozedrze mu się koszula albo brakuje guzików, 
przychodzi i pro

si, abym zacerowała mu ubranie. A ty jesteś jedyną osobą, do 

której ja muszę przychodzić i nawet wtedy nie pozwalasz zacerować dziur". 

Powiedziałem: „Nie. Jeśli chcesz dać mi nową bluzę, w porządku. Ale zacerowanej 
nie b

ędę nosił. Podartą mogę nosić przez cały rok; nie ma problemu, ponieważ 

jest zawsze jakby świeżo podarta. Zawsze mogę powiedzieć, że przed chwilą 
spad

łem z drzewa". 

Cała historia rozumu w różnych dziedzinach wiedzy to właśnie łatanie - głównie 
matematyka

, ponieważ matematyka to gra 

czysto rozumowa. Są matematycy, którym wydaje się, że to nie prawda, tak jak są 

teolodzy, którzy myślą, że Bóg jest rzeczywisty. Ale Bóg to tylko koncepcja. Jeśli 

konie miałyby swoją wiarę, ich Bóg byłby koniem. Możesz być pewien, że nie 

byłby człowiekiem, ponieważ ludzie byli dla koni tak okrutni, że mogą być 

utożsamiani jedynie z szatanem, nie z Bogiem. Ale wtedy każde zwierze miałoby 

swoją własną koncepcję Boga, tak jak każda ludzka rasa ma swoją. 
 
Koncepcje to substytut

y wypełniające dziury w miejscach, w których życie jest 

tajemnicą, a których nie może wypełnić rzeczywistość. Zapychasz te dziury 

koncepcjami i dzięki temu odczuwasz satysfakcję, że znów pojmujesz życie. 

Czy zastanawiałeś się kiedyś nad słowem „pojmować"? Oznacza ono, że czymś 

zawładnąłeś. To dziwne, że słowo to nabrało znaczenia, które jest tak dalekie od 

background image

oryginalnej treści: wszystko, co możesz zagarnąć, co znajduje się na wyciągnięcie 

ręki, w zasięgu twojej władzy, pod butem. Wszystko, czego jesteś panem. 

Ludzie starają się interpretować życie w ten sam sposób. Chcą mieć możliwość 

włożenia go pod pantofel i stwierdzenia: „Jesteśmy panami. Nie ma nic, czego 

byśmy nie rozumieli". 

Ale to niemożliwe. Czegokolwiek byś nie zrobił, życie jest tajemnicą i nią 
pozostanie. 

Zawsze jest coś dalej, coś poza. Jesteśmy przez to otoczeni. Tym czymś jest Bóg; 

to coś, trzeba zgłębić. Jest wewnątrz i na zewnątrz; jest zawsze. Ale zapominamy 

o tym (...). Często dlatego, że spoglądanie w to, jest niewygodne, kłopotliwe. To 

tak, jak z patrzeniem w przepaść - człowiek zaczyna drżeć, zaczyna mu się kręcić 

w głowie. Wystarczy świadomość przepaści i zaczynasz się trząść. Nikt nie patrzy 

w przepaść; odwracamy głowę w innym kierunku, unikamy rzeczywistości. Ale 

rzeczywistość jest  jak przepaść, ponieważ to ogromna pustka. To niezmierzone 
niebo bez granic. Budda mówi: durangama - „ot

wórz się na to, co jest poza". Nigdy 

nie zamykaj się w granicach, przekraczaj je. Twórz granice, jeśli są ci potrzebne, 

ale zawsze pamiętaj, żeby je przekraczać. Nie czyń sam siebie więźniem. 

Budujemy wiele więzień: relacje z ludźmi, przekonania, religie - to wszystko są 

więzienia. Jest tam wygodnie, ponieważ nie wieją silne wiatry. Czujemy się 
chronieni - 

aczkolwiek ochrona jest złudna, ponieważ w końcu przyjdzie śmierć i 

zabierze cię poza. 

Zanim to się stanie, pójdź tam sam. 

Oto pewna opowieść: umierał mnich zen. Był bardzo stary, miał dziewięćdziesiąt 

lat. Nagle otworzył oczy i spytał: „Gdzie moje buty?" 

Uczeń odpowiedział: „Dokąd się wybierasz? Pomieszało ci się w głowie? 

Umierasz, a lekarz powiedział, że już nic się nie da zrobić; zostało ci kilka minut". 

Ten rzekł: „Właśnie dlatego chcę moje buty. Pójdę na cmentarz sam, nie chcę 

zostać tam zaciągnięty. Sam tam pójdę i sam spotkam się ze śmiercią. Nie chcę 

być zaniesiony. Znasz mnie - nigdy na nikim nie polegałem. To byłoby okropne 

być zaniesionym tam przez cztery osoby. Nie". Poszedł na cmentarz. I nie tylko to 

sam wykopał swój grób, położył się w nim i umarł. Cóż za odwaga przyjmowania 

tego, 

co nieznane, cóż za odwaga bycia samodzielnym i przywitania tego, co jest 

poza! Śmierć zostaje przemieniona, nie jest już śmiercią. 

Tak odważny człowiek nigdy nie umiera; to śmierć zostaje pokonana. Tak 

odważny człowiek wychodzi poza śmierć. Dla kogoś, kto sam wychodzi poza, to, 

co tam jest, przestaje być śmiercią. Staje się mile widziane. Jeśli się przywitasz, to 

coś przywita też ciebie; ono jest jak twoje echo. 
 

Życie zawsze jest nieprzewidywalne 
 

background image

Ego otacza cię jak mur. Wmawia ci, że będzie cię chronić. To jego sposób 

uwodzenia. Powtarza: Jeśli mnie zabraknie, będziesz bezbronny, podatny na 
ciosy, ryzyko jest zbyt wielkie. Po

zwól mi cię bronić, pozwól się otoczyć". 

Owszem, ego daje pewną ochronę, ale ten mur jednocześnie cię więzi. Gdyby nie 
ta odr

obina poczucia bezpieczeństwa, nikt nie zgodziłby się na cierpienia 

związane z istnieniem ego. Jakąś ochronę więc daje i możesz się dzięki temu 

obronić przez wrogiem, lecz z czasem zaczynasz bronić się również przed przy-

jaciółmi. 

To dokładnie tak, jakbyś zamykał drzwi domu, chowając się w obawie przed 

wrogiem. Później przychodzi przyjaciel, ale drzwi są zamknięte i on też nie może 

wejść. Jeśli zbyt mocno boisz się wrogów, nie dopuścisz również przyjaciół. A jeśli 
otworzysz drzwi przyjacielowi, istnieje ry

zyko, że wejdzie przez nie również wróg. 

Człowiek musi się nad tym głęboko zastanowić; to jeden z poważniejszych 

dylematów w życiu. Bardzo niewielu ludzi ma odwagę, by podejść do niego 

właściwie, reszta staje się tchórzami, ukrywa się, marnuje. 

Życie jest ryzykowne, w śmierci nie ma ryzyka. Umrzyj, a pozbędziesz się 
problemu - 

nikt cię nie zabije, ponieważ już jesteś martwy. Wejdź do grobu, a 

zakończysz wszystko! Nie ma chorób, nie ma gniewu, nie ma kłopotów - jesteś 
wolny od wszelkich problemów. 
To wted

y, kiedy żyjesz, jest mnóstwo kłopotów. Im pełniej człowiek żyje, tym 

więcej pojawia się problemów. Ale nie ma w tym nic złego, ponieważ zmagając się 

z problemami, walcząc z wyzwaniami, człowiek dojrzewa. 
 

Ego to niedostrzegalny mur dokoła ciebie. Nie pozwala się nikomu zbliżyć. 

Czujesz się chroniony, czujesz się bezpiecznie, ale ochrona ta jest podobna do 

śmierci. To jak roślina, która chowa się wewnątrz nasienia, boi się wykiełkować, bo 

kto wie, co ją czeka? Świat to loteria, a roślinka będzie delikatna, krucha... Za ścia-

ną nasienia ukrywa się jak w celi; wszystko jest zabezpieczone. 

Albo pomyśl o małym dziecku w łonie matki. Ma tam wszystko, każda jego 

potrzeba jest natychmiast spełniana. Nie ma złości, walki, nie ma przyszłości. 

Dziecko po prostu żyje błogo. Każda potrzeba spełniana jest przez matkę. 

Ale czy chciałbyś na zawsze pozostać w łonie matki? Jest to tak bezpieczne. Jeśli 

mógłbyś wybrać - czy zostałbyś w łonie matki? To bardzo wygodne. Jakiż większy 

komfort można sobie wyobrazić? Naukowcy mówią, że nie jesteśmy w stanie 

stworzyć niczego wygodniejszego. Zdaje się, że łono to ostateczny, największy 
komfort. Taka wygoda! Nie ma agresji, nie ma problemów, nie ma przymusu 
pracy. Czysta egzystencja. Wszystko dostarczane jest automatycznie - 

zwiększa 

się potrzeba i natychmiast zostaje zaspokojona. Nie ma nawet problemu z 
oddychaniem - matka oddycha za dziecko. Nie ma problemu z pokarmem - matka 

je za dziecko. Ale czy chciałbyś pozostać w łonie matki? Jest to wygodne, ale to 

nie życie. Życie jest zawsze nieprzewidywalne. Życie jest gdzieś indziej, na 

zewnątrz. 

background image

Słowo „ekstaza" jest bardzo wymowne, z łaciny oznacza „wyjść ponad". Ekstaza 

oznacza wydostanie się z wszystkich skorup i zabezpieczeń, z ego, z wszelkich 
wygód, spoza wszystkich murów po

dobnych do śmierci. Być ekstatycznym ozna-

cza być wolnym, poruszać się, być procesem, być podatnym, tak iż ulega się 

nawet najlżejszym podmuchom wiatru. 

Gdy nasionko pęka i pojawia się ukryte w nim światło, gdy rodzi się dziecko i 

opuszcza łono, zostawia wygodę i udogodnienia, przenosi się do nieznanego 

świata - to jest ekstaza. Gdy pisklę przełamuje skorupkę jajka i wzlatuje do nieba, 

to właśnie ekstaza. 

Ego jest jak skorupka jajka; będziesz musiał się z niego wydostać. Bądź 

ekstatyczny! Wydostań się z zabezpieczeń, ze skorup, z pewności. Wtedy 

dosięgniesz rozległego świata, niezmierzonego, nieskończonego. Tylko wtedy 

będziesz żył w obfitości. 

Ale strach cię paraliżuje. Dziecko, zanim przyjdzie na świat, zapewne nie może się 

zdecydować, czy tego chce czy nie. Być albo nie być? Pewnie robi krok naprzód i 

krok wstecz. Może dlatego matki tak bardzo cierpią. Dziecko się waha, nie jest 

całkowicie gotowe na ekstazę. Przeszłość ściąga je z powrotem, przyszłość każe 

wyjść i dziecko jest w rozterce. 
Jest to m

ur niezdecydowania, czepianie się przeszłości, uczepienie się ego. 

Czasami, bardzo rzadko, gdy jesteś naprawdę żywy i czujny, będziesz w stanie go 

zobaczyć. Zwykle jednak, pomimo tego, że jest to bardzo widoczny mur, nie 

będziesz mógł go dostrzec. Człowiek może przeżyć całe życie bez uświadomienia 

sobie, że żyje w celi, zamknięty z wszystkich stron, bez okien, w czymś co Leibnitz 

nazywał „monadą". Bez drzwi, bez okien, po prostu uwięziony wewnątrz - za 

przeźroczystą, szklaną ścianą. 

Ego trzeba odrzucić. Człowiek musi zebrać odwagę i roztrzaskać je o podłogę. 

Ludzie zwykle dokarmiają je, nie wiedząc, że karmią swoje własne piekło. 
 

Pani Cochrane stała obok trumny swego zmarłego męża. Obok stał ich syn. 

Żałobnicy, jeden po drugim, podchodzili z kondolencjami. 

Teraz nie czuje już bólu - powiedziała pani Croy. - Na co umarł? 

- Biedak - 

odpowiedziała pani Cochrane. - Zmarł na rze-żączkę! 

Inna kobieta spojrzała na ciało. 

Odszedł w pokoju - powiedziała. - Jego twarz wyraża spokój. Na co umarł? 

Umarł na rzeżączkę! - odpowiedziała wdowa. Nagle syn odciągnął matkę na bok. 

- Mamo - 

powiedział. - To straszne, co mówisz o ojcu. Przecież on nie zmarł na 

rzeżączkę, tylko na biegunkę! 
- Wiem! - 

powiedziała pani Cochrane. - Ale wolę, żeby myśleli, że ten dupek umarł 

jak playboy, a nie jak gówniarz. 

Grali do samego końca. 
 

background image

Ego nie pozwala ci być prawdziwym, zmusza cię, abyś udawał. Ego jest 

kłamstwem, ale decyzja leży w twoich rękach. Podjęcie jej wymaga ogromnej 

odwagi, ponieważ wszystko, co w sobie pielęgnowałeś do tej pory, zostanie 

zniszczone. Cała twoje przeszłość zostanie roztrzaskana. Ty zostaniesz 

zniszczony. Będziesz istniał, ale nie będziesz tą samą osobą. Pojawi się w tobie 
nowy byt - 

świeży, nieskażony przeszłością. Wtedy mur zniknie, a ty będziesz 

widział nieograniczoną nieskończoność. 

Staruszek, wchodząc do swego ulubionego baru, zauważył, że pracuje w nim 

nowa barmanka. W pierwszej chwili nie był zachwycony, ale w końcu powiedział, 

że jest najładniejszą dziewczyną, jaką widzi już od dłuższego czasu. 

Barmanka, zarozumiała istotka, odwróciła głowę i rzuciła cierpko: „Przykro mi, ale 

nie mogę się odwzajemnić podobnym komplementem". 

A staruszek odpowiedział spokojnie: „Skarbeczku, nie mogłaś postąpić tak jak ja? 

Nie mogłaś skłamać?" 
Wszystkie nasze poprawne formy towarzyskie to nic innego jak wsparcie ego 

innych ludzi. To kłamstwa. Mówisz coś komuś, a on także odpowiada 

komplementem. Żadne z was nie mówi prawdy. Trwa gra: etykieta, formy, 
eleganckie pozy i maski. 

Będziesz musiał zmierzyć się z murem. Z czasem staje się on tak gruby, że nic 

przez niego nie widać. Każdego dnia grubieje - więc nie zwlekaj. Jeśli poczujesz 

wokół siebie mur, reaguj natychmiast! Skacz przez niego! To wymaga jedynie 

podjęcia decyzji, niczego więcej. Przestań go wzmacniać. Jeśli tylko zobaczysz, 

że zaczynasz go pielęgnować, przestań. W przeciągu kilku dni zginie, ponieważ 
po

trzebuje twojego nieustannego wsparcia, potrzebuje karmienia piersią. 

 

Najwyższa odwaga: bez początku, bez końca 
 
Jest wiele strachów, ale generalnie 

to tylko różne odmiany jednego strachu, 

gałęzie tego samego drzewa. Drzewem tym jest śmierć. Możesz nie być 

świadomy, że twój lęk ma związek ze śmiercią, ale każdy strach ma z nią związek. 

Strach jest tylko cieniem. Może nie być to dla ciebie oczywiste, kiedy boisz się 

zbankrutować, ale ty naprawdę boisz się żyć bez pieniędzy, boisz się być bardziej 

podatnym na śmierć. Ludzie trzymają pieniądze jako zabezpieczenie, chociaż 
dosko

nale wiedzą, że nic nie jest w stanie ochronić ich przed śmiercią. Ale muszą 

coś robić. Przynajmniej są czymś zajęci; narzucanie sobie zajęć to pewien rodzaj 

ucieczki od świadomości, rodzaj narkotyku. 

Toteż obok alkoholików funkcjonują pracoholicy. Muszą być stale zajęci, nie mogą 

odłożyć pracy. Wakacje budzą w nich strach. Nie są w stanie siedzieć w spokoju. 

Mogą jednego ranka kilka razy czytać tę samą gazetę. Chcą być czymś zajęci, po-

nieważ w ten sposób tworzą zasłonę między sobą a śmiercią. Ale jeśli dotrzemy 

do samego rdzenia tego problemu, okazuje się, że jedyny rodzaj strachu, jaki 

istnieje, to strach przed śmiercią. Bardzo ważne jest uświadomienie sobie, że 

background image

wszystkie, naj

przeróżniejsze lęki, to tylko odgałęzienia, więc jeśli znasz korzenie - 

możesz coś zrobić. Skoro śmierć jest podstawowym, fundamentalnym lękiem, 
wtedy 

jedynie jedna rzecz może uczynić cię nieustraszonym: wewnętrzne 

doświadczenie nieśmiertelnej świadomości. Nic innego! Nie pieniądze, nie władza, 
nie 

prestiż - nic nie może być zabezpieczeniem przed śmiercią poza głęboką 

medytacją, która wyjawia ci, że umrze twoje ciało i umysł, ale ty jesteś czymś 

ponad to. Twoja dusza, twoje wewnętrzne źródło życia istniało przed tobą i będzie 

istnieć po tobie. Zmienia się, ewoluuje, ale nigdy nie zniknie. Od samego począt-

ku, jeśli był jakiś początek, do samego końca, jeśli jest jakiś koniec, nigdy nie 
zniknie. 

Egzystencja nie ma ani początku, ani końca. Zawsze była, tak samo jak ty. Mogły 

się zmieniać formy; zmieniały się nawet w tym życiu. Pierwszego dnia, gdy 

pojawiłeś się w łonie swojej matki, nie byłeś większy niż kropka pod znakiem 

zapytania. Gdyby pokazano ci fotografię, nie rozpoznałbyś siebie. A właściwie 

istniałeś nawet wcześniej... 

Dwoje ludzi spierało się, jak daleko są w stanie sięgnąć pamięcią, jak dużo są w 

stanie sobie przypomnieć. Jeden z nich 
pami

ętał swoje dzieciństwo około trzeciego roku życia. Drugi powiedział: „To nic 

nadzwyczajnego. Ja pamiętani dzień, w którym mój ojciec i matka wybrali się na 

piknik. Gdy tam szliśmy, byłem w ojcu. Gdy wracaliśmy, byłem w matce!" 

Czy rozpoznałbyś siebie z czasów, gdy byłeś w swoim ojcu? Można by pokazać ci 

zdjęcie; można by je powiększyć, ale nie rozpoznałbyś siebie. A przecież to ta 

sama forma życia, to samo źródło życia, które w tej chwili pulsuje w tobie. 

Każdego dnia się zmieniasz: gdy dopiero co się urodziłeś, gdy miałeś dzień... - nie 

byłbyś w stanie rozpoznać siebie z tamtego okresu. Powiedziałbyś: „Mój Boże, to 

ja?" Wszystko się zmieni; zestarzejesz się, twoja młodość zniknie. Dzieciństwo 

minęło dawno temu, nadejdzie śmierć. Ale dotknie ona jedynie formy, nie esencji. 

A forma to to, co zmieniało się w tobie przez całe życie. 

Twoja forma zmienia się w każdej chwili. A śmierć to nic więcej jak zmiana, 

decydująca zmiana, odrobinę poważniejsza zmiana, szybsza zmiana; od 

dzieciństwa do młodości - nie wiesz, kiedy odeszło dzieciństwo i przyszła młodość; 

od młodości do starości - wszystko dzieje się stopniowo. Nie zauważasz, kiedy, 

którego dnia, w którym roku opuściła cię młodość. Zmiany następują stopniowo, 
powoli. 

Śmierć jest kwantowym skokiem z jednego ciała, z jednej formy w kolejną. Ale nie 

jest twoim końcem. Nigdy się nie narodziłeś i nigdy nie umrzesz. Zawsze tu jesteś. 

Formy pojawiają się i znikają, a rzeka życia płynie nadal. Dopóki tego nie doświad-

czysz, strach przed śmiercią cię nie opuści. Jedynie medytacja, tylko medytacja 

może ci pomóc. 

Mogę próbować was przekonywać, możecie czytać o tym w świętych pismach, ale 

to nie pomoże pokonać wątpliwości. Będziecie myśleć: „Kto wie, oni mogą kłamać, 

background image

mogli sami dać się oszukać. Mogła ich zwieść literatura, mogli ich zwieść nauczy-

ciele". A dopóki pozostanie wątpliwość, pozostanie również strach. 

To medytacja stawia cię twarzą w twarz z rzeczywistością. Gdy raz przekonasz się 

sam, czym jest życie, nigdy już nie będziesz przejmował się śmiercią. 

Jesteś w stanie wychodzić poza... Leży to w twojej mocy i masz do tego prawo. 

Lecz będziesz musiał wykonać drobny wysiłek przeniesienia się z umysłu do nie-

umysłu. 

Gdy rodzi się dziecko, myślimy, że jest to początek nowego życia. To nieprawda. 
Gdy umiera starus

zek, myślisz, że to koniec jego życia. Nie. Życie to coś więcej 

niż narodziny i śmierć. Narodziny i śmierć nie są dwoma biegunami życia. Wiele 

przełomowych chwil przydarza się w trakcie jego trwania, ale samo życie nie 

zaczyna się ani nie kończy; życie i wieczność są sobie równe. Jednak niełatwo jest 

zrozumieć, jak życie zmienia się w śmierć; jest bardzo trudno to sobie choćby 

wyobrazić. 

Jest na świecie kilka rzeczy niewyobrażalnych. Należy do nich pojęcie tego, jak 

życie zmienia się w śmierć. Kiedy przestaje być ono życiem, a staje się śmiercią? 
Gdzie przebiega gra

nica? Nie da się wykreślić granicy dla narodzenia, dla począt-

ku życia: czy jest ono wtedy, gdy dziecko się rodzi, czy wtedy, gdy zostaje 

poczęte? Ale nawet przed tym jajeczko mamy, sperma taty były żywe; nie były 
martwe, bo z dwóch martwych rze

czy nie powstanie życie. Kiedy więc powstaje 

dziecko? Nauka nie jest w stanie zdecydować jednoznacznie. Nie ma takiego mo-

mentu, ponieważ nawet jajeczka, które matka nosi w swoim łonie, są w niej od jej 
urodzenia... 

Trzeba się pogodzić z tym: pół twojej istoty żyje w twojej matce, zanim zostaniesz 

poczęty. Druga połowa jest w twoim ojcu - ona również musi być dostarczona 

żywa. Plemniki, opuszczające ciało twojego ojca, są żywe. Ich życie nie trwa 

długo, tylko około dwóch godzin. W tym czasie muszą odnaleźć jajeczko matki. 

Jeśli nie spotkają się w ciągu tych dwóch godzin, jeśli będą włóczyć się to tu, to 
tam... 

To całkowicie pewne, że każdy plemnik ma charakterystyczną dla siebie 

osobowość. Kilka jest leniwych; gdy reszta gna w stronę jajeczka, one 

przechadzają się z wolna. W ten sposób nigdy nie dojdą do celu, ale co mogą na 

to poradzić? Ich cechy pojawiają się wraz z narodzinami: nie potrafią biec, już 

raczej umrą; nie są nawet świadome tego, co się stanie. 

Ale kilka z nich to olimpijczycy, natychmiast zaczynają sprint. Trwa ogromna 

rywalizacja, setki pędzących do jajeczka plemników... Łono matki mieści 

ograniczoną liczbę komórek i każdego miesiąca uwalnia jedną. Właśnie dlatego 
kobieta ma menst

ruację; każdego miesiąca uwalniane jest jedno jajeczko. Więc 

tylko jednemu z grupy miliona uda się osiągnąć cel... To naprawdę poważny 
problem filozoficzny! O wszystkim decyduje biolo

gia. To ona sprawia, że z tak 

wielu milionów ludzi, tylko jeden może się narodzić. Kim byli ci, którzy nie dostali 

background image

się do jajeczka matki? Był to jeden z argumentów hinduskich mędrców, panditów, 
szankaraczarja, przeciw regulacji narodzin. 

Indie są sprytne, jeśli chodzi o argumentację. Papież ciągle wypowiada się przeciw 
regula

cji narodzin, a nie ma żadnych argumentów. Jego hinduski odpowiednik 

wymyślił przynajmniej kilka sensownych. Jeden z nich jest taki, że zaprzestanie 

płodzenia dzieci nie ma sensu. Jaka różnica - dwójka czy trójka? Rabindranath 

Tagore był trzynastym dzieckiem w rodzinie; nie byłoby go, gdyby praktykowano 

antykoncepcję. 

Argument wydaje się być przekonujący, ponieważ kontrola narodzin oznacza 

zatrzymanie się na dwójce, maksymalnie trójce dzieci: nie ryzykuj, jedno może 

umrzeć lub coś innego złego może się przydarzyć. Możesz spłodzić dwójkę dzieci, 

które mają zastąpić ciebie i twoją żonę, więc nie ma przyrostu naturalnego; ale 

Rabindranath był trzynastym dzieckiem swoich rodziców -jeśli poprzestaliby na 

dwanaściorgu, wtedy i tak przegapiłby pociąg. A ilu takich Rabindranathów 

przegapia swój pociąg? 

Rozmawiałem z jednym z szankaraczarjów. Powiedziałem „Słusznie. Zgadzam się 

z tym argumentem: żal byłoby Rabindranatha Tagore. Ale ja wolałbym to. Jeśli 

cały kraj może dzięki kontroli narodzin żyć w pokoju, może mieć wystarczająco du-

żo pożywienia, wystarczająco dużo ubrań, może zaspokoić swoje podstawowe 

potrzeby, wtedy myślę, że warto. Jestem gotów stracić jednego Rabindranatha 

Tagore, to nic wielkiego. Musisz dostrzec proporcje: miliony ludzi umierających i 

głodujących po to, aby narodził się jeden Tagore? Czy każde małżeństwo powinno 

dojść do trzynastki? A co z czternastym dzieckiem? Co z piętnastym?" 

Mamy do czynienia z ogromnymi liczbami. W każdym akcie seksualnym 

mężczyzna uwalnia miliony plemników. Nie za każdym razem, gdy człowiek 

uprawia miłość, zostaje poczęte dziecko - miliony ludzi po prostu znikają. Nigdy się 

nie dowiemy, ilu wśród nich było laureatów nagrody Nobla, ilu prezydentów, 

premierów... Musieli tam być różni ludzie. 
Oto moje obliczenia: od czternastego do czterdziestego dru

giego roku życia 

przeciętny mężczyzna uwalnia tyle plemników, ile liczy ludzka populacja na Ziemi. 

Jeden mężczyzna może zaludnić całą planetę, przeludnić ją! Zresztą już jest 

przeludniona. Wszyscy ci ludzie byliby wyjątkowymi indywidualnościami, nie ma-

jącymi ze sobą nic wspólnego poza człowieczeństwem. 
 

Nie, życie nie zaczyna się tam. Ono zaczyna się dużo wcześniej. Dla ciebie jest to 

jedynie przypuszczenie, dla mnie zaś to doświadczenie. Życie zaczyna się w 

momencie śmierci w poprzednim życiu. Gdy umrzesz, jeden rozdział twojego życia 

chociaż ludzie myślą, że było to całe twoje życie - zostaje zamknięty. Był to tylko 

rozdział w książce z nieskończoną ilością rozdziałów. Zamyka się jeden rozdział, 

ale nie zamyka się książka. Po prostu przewróć kartkę, a zacznie się kolejny. 

Umierając, człowiek zaczyna wyobrażać sobie kolejne życie. To coś, o czym 

wiemy, ponieważ dzieje się tak, zanim rozdział całkowicie się zamknie. Raz na 

background image

jakiś czas jakiś człowiek powraca z ostatecznego punktu. Na przykład tonie i w 

jakiś sposób zostaje odratowany. Prawie zapada w śpiączkę; trzeba wypompować 

z niego wodę, zrobić sztuczne oddychanie i w jakiś sposób człowiek zostaje 

odratowany. Był na krawędzi zamknięcia rozdziału. Tacy ludzie mówią później 
bardzo ciekawe rzeczy. 

Jedną jest to, że w ostatniej chwili, gdy czuli, że umierają, że wszystko jest 

skończone, całe ich życie w jednym momencie przelatywało im przed oczami - od 

chwili urodzin do chwili śmierci. W ułamku sekundy widzieli wszystko, co im się 
przy

darzyło, wszystko, co zapamiętali, i to, czego nie mogli sobie wcześniej 

przypomnieć; wiele rzeczy, z których nawet nie zdawali sobie sprawy, których nie 

byli świadomi. Cały obraz z pamięci przesuwa się szybko, w mgnieniu oka; musi to 

trwać ułamek sekundy, ponieważ człowiek umiera, nie ma czasu na oglądanie 

pełnometrażowego filmu. 

Zresztą nawet jeśli obejrzysz cały pełnometrażowy film, nie będziesz w stanie 

opowiedzieć historii życia człowieka z najdrobniejszymi, mało istotnymi 
szcz

egółami. A w takiej chwili wszystko przesuwa się przed oczami. Zanim 

zaniknie się jego rozdział, człowiek odzyskuje wszystkie swoje doświadczenia, 

niespełnione pragnienia, oczekiwania, rozczarowania, frustracje, cierpienia, 

radości - wszystko. 
Budda nazywa to tanha. 

Dosłownie oznacza to pożądanie, ale metaforycznie 

chodzi o całe życie związane z pożądaniem. Wszystko to - frustracje, spełnienia, 
rozczarowania, sukcesy, po

rażki - dotyczy obszaru, który można nazwać 

pożądaniem. 

Umierający człowiek, zanim uda się dalej, musi zobaczyć to wszystko, aby sobie 

to przypomnieć, ponieważ ciało odchodzi - ten umysł i mózg nie będą już dłużej do 

niego należeć - ale pragnienia jego umysłu przylgną do jego duszy i zadecydują o 

przyszłym życiu. Cokolwiek pozostało niespełnione, stanie się celem, do którego 

będzie zmierzał. 

Twoje życie zaczyna się na długo przed tym, zanim się urodzisz, zanim twoja 

matka zajdzie w ciążę - pod koniec twojego poprzedniego życia. Ten koniec jest 

początkiem tego życia. Jeden rozdział się zamyka, drugi otwiera. To, jakie będzie 
two

je nowe życie, zależy w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach od 

ostatniego momentu śmierci. Wszystko zależy od tego, co zabrałeś, od tego, co 

przyniesiesz ze sobą jako nasienie. Staniesz się drzewem, będziesz dawać 
owoce, kwiaty, czy cze

ka cię inny los. W nasionku nie da się tego dostrzec, ale 

ono ma już plan. 

Możliwe, że pewnego dnia nauka będzie w stanie odczytać, co przynosi ze sobą to 

nasionko: jakie gałęzie będzie mieć drzewo, jak długo będzie żyło, co się z nim 
stanie. Plan istnieje, tyl

ko my jeszcze nie znamy jego języka. Wszystko, co się 

wydarzy, jest już potencjalnie obecne. 

To, co robisz w chwili śmierci, warunkuje, jakie będą twoje narodziny. Większość 

ludzi umiera w kurczowym napięciu. Nie chcą umrzeć, można zrozumieć dlaczego. 

background image

Z tym że w chwili śmierci zdają sobie sprawę, że wcale nie żyli. Życie zwyczajnie 

przeminęło jak sen i nadeszła śmierć. Teraz nie ma już więcej czasu, by żyć - 

śmierć puka do drzwi. Gdy był czas, ty robiłeś tysiąc głupich rzeczy, raczej 

marnując go niż żyjąc. 

Pytałem często ludzi, zajętych grą w karty, w szachy: „Czemu to robicie?" 

Odpowiadali: „Zabijamy czas". Od dzieciństwa byłem przeciwnikiem wyrażenia 

„zabijać czas". Mój dziadek świetnie grał w szachy, a ja pytałem go: „Starzejesz 

się i wciąż zabijasz czas. Nie widzisz, że tak naprawdę to on zabija ciebie? 

Powtarzasz ciągle, że to ty zabijasz czas. Nie wiesz nawet, gdzie on jest. Chwyć 

go i pokaż mi". 

Wszystkie te wyrażenia, że czas jest „ulotny", „krótki", „przemijający", są tylko 

formą pocieszenia. Tak naprawdę to ty znikasz - w każdej chwili spływasz w dół. 

Wydaje ci się, że to czas upływa, tak jakbyś ty miał zostać, a czas odejść! Czas 

jest na swoim miejscu; nie mija. Zegarki i zegary to wymysł człowieka. Mierzą 

upływ czasu, choć on wcale nie upływa. 

W Indiach, w Pandżabie, gdybyś tam pojechał, nigdy nikogo nie pytaj: „Która jest 

godzina?" Gdyby akurat była dwunasta, zostaniesz tak pobity, że będzie to cud, 

jeśli przeżyjesz. Wszystko to ma swój filozoficzny powód - ale gdy filozofia dostaje 

się w ręce głupca, takie właśnie są skutki. 

Nanak, założyciel sikhizmu, mówił, że moment samadhi, oświecenia, jest jak 
spotkanie dwóch wskazówek zegara na go

dzinie dwunastej; przestają być dwiema 

wskazówkami. Dał po prostu przykład tego, że w chwili samadhi dwoistość twojej 
isto

ty znika i stajesz się jednością. To samo dzieje się w chwili śmierci: dwie 

oddzielnie poruszające się wskazówki zatrzymują się, stają się jedną. Stajesz się 

jednością z egzystencją. 

W Pandżabie godzina dwunasta stała się symbolem śmierci. Jeśli spytasz 

jakiegoś sardardżi:* 
 

* Tytułem tym sikhowie określają szczególnie szanowanych wyznawców swojej 
religii; sardar znaczy 

lider, przewodnik; końcówka -dżi oznacza wyróżnienie i 

można ją porównać do tytułu „wielmożny" (przyp. tłum.). 
 
 

„Która jest godzina?", a będzie dwunasta, on zwyczajnie zacznie cię bić, bo 

pomyśli, że drażnisz go i przeklinasz śmiercią. O kimś, kto ma zmęczoną twarz, 

wygląda na smutnego, udręczonego, w Pandżabie mówi się: „Na jego twarzy jest 

godzina dwunasta". Widziałem sarda-rów zmieniających godzinę: gdy zbliżała się 

dwunasta, szybko przesuwali wskazówki o pięć minut do przodu. Nie tolerują ich 

na dwunastej; własny zegarek ich oszukuje. Dwunasta przypomina im o smutku, 

przygnębieniu, śmierci; całkowicie zapomnieli o tym rozumieniu samadhi, które 

przedstawił im Nanak. 

Gdy człowiek umiera, gdy wybija jego godzina dwunasta, usiłuje chwytać się życia. 

Przez całe życie myślał, że czas upływa; teraz czuje, że to on odchodzi, że to on 

background image

uleciał. Żadne kurczowe trzymanie nie może pomóc. Staje się nieszczęśliwy, smu-

tek robi się nie do zniesienia. Większość ludzi przed śmiercią zapada w stan 

nieświadomości, w śpiączkę. Tracą możliwość przypomnienia sobie swojego 

życia. 

Jeśli w chwili śmierci nie usiłujesz za wszelką cenę przytrzymać się życia, jeśli 

nawet przez moment nie pożądasz gorączkowo, by pozostać żywym, umrzesz 

świadomie, ponieważ natura nie ma potrzeby wprowadzać cię w stan 

nieświadomości, w śpiączkę. Umrzesz czujny, przypomnisz sobie całą swoją 

przeszłość. Dostrzeżesz, że to, co robiłeś, było po prostu głupie. 
 

Jeśli potrzeby zostały spełnione - co zyskałeś? Jeśli potrzeby nie zostały 

zaspokojone i cierpiałeś -pytasz, co zyskałbyś, gdybyś je zaspokoił. To gra, w 
której zawsze 

przegrywasz. To, czy zwyciężysz, czy nie, jest bez znaczenia. 

Twoje przyjemności były niczym, były jak znaki pisane na wodzie, a twój ból został 

wykuty w granicie. Znosiłeś tyle bólu dla tych znaków na wodzie. Przez całe życie 

cierpiałeś dla tych małych radości, które z tej perspektywy, z tego pułapu, z 

którego widzisz całą dolinę swojego życia, zdają się nie większe niż zabawki. 

Sukcesy okazały się porażkami. Porażki, oczywiście, także były porażkami. 

Pragnienie doznawania przyjemności okazało się niczym innym jak tylko nagrodą 
za ból. 

Twoja euforia była jedynie wytworem wyobraźni. Masz puste ręce. Życie było 

błędnym kołem: wciąż się w nim poruszałeś w koło i w koło, i w koło. Donikąd nie 

dojechałeś, ponieważ poruszając się w kółko, nie można donikąd dotrzeć. Środek 
za

wsze pozostaje w tej samej odległości, w którymkolwiek punkcie na okręgu się 

znajdujesz. 

Przychodziły sukcesy, następowały porażki; zdarzały się przyjemność i ból; był 

smutek i radość. Ale wszystko toczyło się na obwodzie okręgu, a centrum zawsze 

pozostawało jednakowo dalekie. Gdy trwałeś w tym, trudno było to zobaczyć - 

byłeś zbyt zaangażowany, zbyt mocno uczestniczyłeś. A teraz wszystko nagle 

wyśliznęło się rąk - pozostałeś pusty. 

Kahlil Gibran bardzo trafnie opisał to w swoim wspaniałym utworze Prorok. 

Almustafa, prorok, przybiegł do ludzi pracujących na farmie, aby się pożegnać, 

gdyż przypłynął jego statek. Nadszedł czas rozstania... Poszedł, aby 

powspominać, co się wydarzyło w czasie jego pobytu wśród nich. Almustafa mówi, 

że jest niczym rzeka, która w końcu musi wpaść do oceanu. Zanim to się stanie, 

spojrzy wstecz, na miejsca, które mijała po drodze - na dżunglę, na góry, na ludzi. 

Była to długa podróż, tysiąc mil, a teraz, w jednej chwili, rzeka rozpłynie się w 
oceanie. 
Jedna

k to spojrzenie wstecz możliwe jest tylko wtedy, gdy nie trzymasz się 

przeszłości. Jeżeli bardzo boisz się ją utracić, wtedy nie masz czasu obserwować, 

patrzeć. A ten czas to tylko ułamek sekundy. Jeśli człowiek umiera w pełni 

świadomy, widząc wszystko, co napotykał po drodze, widząc własną głupotę - au-

background image

tomatycznie rodzi się z umiejętnością oceny, z inteligencją, z odwagą. Nie jest to 

coś, co musiałby dopiero zdobywać. 

Ludzie mówią mi: „Byłeś bystry, odważny, inteligentny już jako dziecko; ja nigdy 
nie m

iałem takiej śmiałości, nawet teraz..." Powodem jest to, że w poprzednim 

życiu umarłem inaczej niż ty. To ogromna różnica, ponieważ w jaki sposób 
umrzesz, w ta

ki sam się narodzisz. Jedną stroną monety jest twoja śmierć, a 

drugą - narodziny. Jeśli po jednej stronie monety były niepewność, smutek, 

udręczenie, pożądanie, to po jej drugiej stronie nie możesz się spodziewać 

bystrości, inteligencji, odwagi, jasności, świadomości. 

Choć jest to proste, trudno to wytłumaczyć, bo nie zrobiłem w tym życiu nic, aby 

być odważnym, bystrym czy inteligentnym. I nigdy nie postrzegałem siebie w 

takich kategoriach. Dopiero z czasem powoli uświadamiałem sobie, jak niemądrzy 

są ludzie. Była to późniejsza refleksja; na początku nie zdawałem sobie sprawy z 

tego, że jestem odważny. Wydawało mi się, że wszyscy są tacy. 

Gdy zacząłem dorastać, uświadomiłem sobie, jakie było moje poprzednie życie i 

śmierć, i przypomniałem sobie, z jaką łatwością umarłem - nie tylko łatwo, ale i bez 

lęku. Bardziej interesowało mnie to, co nieznane przede mną, niż znane, które już 

widziałem. Nigdy nie patrzyłem wstecz. Szedłem przez życie, nie oglądając się do 

tyłu. Nie miałoby to sensu. Nie można zawrócić, więc po co tracić czas? Zawsze 

patrzę w przód. Nawet w chwili śmierci patrzyłem w przód - i to uświadomiło mi, 
dla

czego nie miałem hamulców, które powstrzymywały innych ludzi od pewnych 

działań. 

Hamulce te są efektem strachu przed nieznanym. Trzymasz się przeszłości i boisz 

się iść w nieznane. Trzymasz się znanego, tego, co oswojone. Może być to 
bolesne i brzydkie, ale przynaj

mniej to znasz. Łączy was specyficzny rodzaj 

symbiozy. 

Będziesz zaskoczony, ale widziałem to u tysięcy ludzi: trzymają się kurczowo 
swojego smutku z bardzo prostego powodu - 

łączy ich ze smutkiem pewien rodzaj 

symbiozy. Żyli w niej tak długo, że przerwanie jej byłoby prawie jak rozwód. 

Taka sama sytuacja jest z małżeństwem i rozwodem. Mężczyzna przynajmniej 

dwanaście razy na dobę myśli o rozwodzie; kobieta również - ale oboje dają sobie 

jakoś radę, żyją ze sobą z tej prostej przyczyny, że oboje boją się nieznanego. Ten 

mężczyzna jest zły; to prawda, ale jak byłoby z innym? Może się okazać jeszcze 

gorszy. Już się przyzwyczaiłaś do niegodziwości tego mężczyzny, do braku 

miłości i jesteś w stanie to tolerować. Robisz to od dawna, uodporniłaś się. Nie 

wiesz, jak byłoby z nowym facetem; musiałabyś zacząć od samego początku... 

Więc ludzie trzymają się tego, co znają. 

Patrz na ludzi w chwili śmierci. Ich cierpienie nie jest spowodowane śmiercią. 

Śmierć nie ma w sobie bólu, jest bezbolesna. Jest przyjemna jak głęboki sen. Czy 

uważasz, że głęboki sen to coś bolesnego? Ale oni nie martwią się śmiercią, 
snem, przy

jemnością; boją się, bo znane wymyka im się z rąk. Strach oznacza 

tylko jedno: utratę znanego i wkroczenie w nieznane. 

background image

 

Odwaga to przeciwieństwo strachu. Zawsze bądź gotów porzucić znane - to więcej 

niż tylko chcieć porzucić - nie czekaj, aż dojrzeje. Po prostu zmień to na nowe... 

Jego nowość, świeżość są tak nęcące. Tak przejawia się odwaga. 

Strach przed śmiercią to zdecydowanie największy strach i działa najbardziej 

destrukcyjnie na twoją odwagę. Jest na to jednak rada. Nie możesz, co prawda, 

wrócić do swojej poprzedniej śmierci, ale możesz zacząć robić coś innego: bądź 

zawsze i we wszystkim gotów wyzbyć się znanego na rzecz nieznanego. Jest 

lepsze, nawet jeśli prowadzi do czegoś gorszego niż znane - to nie ma znaczenia. 

Liczy się zamiana znanego na nieznane, twoja gotowość do tej zmiany. Jest to 

bardzo cenne. Staraj się postępować tak jak najczęściej. To przygotuje cię do 

śmierci. Kiedy przychodzi śmierć, nie zdołasz nagle zdecydować: „Wybieram ją, a 

porzucam życie". Takich decyzji nie podejmuje się znienacka. 

Musisz się posuwać krok za krokiem, przygotowywać stopniowo. A gdy oswoisz 

się z pięknem nieznanego, wówczas zaczniesz tworzyć w sobie nową jakość. Ona 

jest już w tobie, tylko nigdy nie była aktywna. Zanim nadejdzie śmierć, przechodź 

ze znanego w nieznane. Zawsze pamiętaj, że nowe jest lepsze niż stare. 

Mówi się: all that isoldis not gold - nie wszystko, co stare, jest złotem. Ja mówię, 

nawet gdyby było, zapomnij o nim. Wybieraj nowe - złote czy nie złote, to nie ma 

znaczenia. To, co się liczy, to twój wybór: żeby się uczyć, doświadczać, wchodzić 

w ciemność. Powoli twoja odwaga zacznie funkcjonować. 
Ze strach

em wiąże się tchórzliwość, nijakość i tępota umysłu. Wszystko to 

występuje razem i wspiera się nawzajem. Z odwagą przychodzi przenikliwość, 

inteligencja, otwartość, bezstronny umysł, zdolność do nauki. Wszystko to jest 

także ze sobą połączone. 
Zacznij o

d prostego ćwiczenia: zawsze pamiętaj, by - gdy tylko masz możliwość -

wybierać nieznane, ryzykowne, niebezpieczne, niepewne, a nigdy nie stracisz. 

Tylko wtedy śmierć może stać się odkrywczym doświadczeniem i dać ci wgląd w 
twoje nowe narodziny; a nie ty

lko wgląd, ale także wybór. Świadomie możesz 

wybrać sobie matkę i ojca. Zwykle jest to nieświadome, przypadkowe. Ale 

człowiek świadomie umierający, rodzi się świadomy. 

Po moich narodzinach przez trzy dni nie ssałem mleka. Wszyscy się martwili. 
Lekarze si

ę niepokoili, czy w ogóle przeżyję, skoro odmawiam picia pokarmu. Nie 

mieli pojęcia o moich trudnościach, o problemach, jakie dla mnie stwarzali. 

Próbowali mnie zmusić i nie było możliwości, żebym ja coś im wytłumaczył albo 

żeby sami zrozumieli. W poprzednim życiu, zanim umarłem, pościłem. Chciałem 

dokończyć dwudziestojednodniowy post, ale trzy dni przed ukończeniem go 

zostałem zamordowany. Te trzy dni pozostały w mojej świadomości nawet po 
pono

wnym urodzeniu. Musiałem dokończyć post. Jestem bardzo uparty! Zwykle 

ludzie nie przenoszą spraw z jednego życia do drugiego; gdy rozdział zostaje 

zamknięty, sprawy się urywają. Przez trzy dni nikt nie był w stanie włożyć nic w 

moje usta; po prostu odrzucałem to, ale po trzech dniach wszystko wróciło do 

background image

normy i c

ała rodzina była bardzo zdziwiona. Dopytywali się lekarza: „Dlaczego 

odmawiał jedzenia przez trzy dni? Nie był przecież chory. I dlaczego po trzech 

dniach wszystko się uregulowało?" Pozostało to dla nich tajemnicą. 

Nie chcę zbyt wiele o tym opowiadać, ponieważ dla was są to czyste hipotezy, a ja 

nie jestem w stanie udowodnić ich naukowo. Nie chce zaś budować w was 

żadnych przekonań, wierzeń. Odrzucajcie wszystko, co mogłoby stworzyć taki 

system w waszych umysłach. Kochacie mnie, ufacie mi, więc cokolwiek powiem, 

uwierzycie w to. Ale nalegam po raz kolejny, żebyście wszystko to, co nie opiera 

się na waszym doświadczeniu, akceptowali tylko hipotetycznie. Nie przyjmujcie 

tego za własne opinie. 

Jeśli czasem daję taki przykład, wynika to z czystej konieczności, ponieważ ludzie 

pytają: „Jak ci się udało być tak odważnym i zdecydowanym w dzieciństwie?" Nic 

nie zrobiłem. Po prostu kontynuowałem to, co zacząłem w poprzednim życiu. 

Odwaga pojawi się. Zacznij od prostej zasady: nigdy nie przegap nieznanego. 
Zawsze 

wybieraj to, co nieznane, i idź do przodu. Nawet jeśli cierpisz, warto - 

zawsze w końcu obróci się to na dobre. Dzięki temu stajesz się dojrzalszy, 

doroślejszy, inteligentniejszy. 
 

Rozdział szósty 
 
W poszukiwaniu odwagi 

 
Techniki medytacyjne oraz odpowiedzi na pytania 
 

Każdy odczuwa lęk - i powinien odczuwać. Życie jest takie, że powinien. Ludzie, 

którzy pokonali swoje lęki, nie osiągnęli tego przez stanie się śmiałkami - śmiałek 

jedynie blokuje strach; nie znaczy to, że go nie odczuwa. Przestać odczuwać 

strach znaczy zaakceptować swoje lęki. Nie jest to kwestia brawury. To po prostu 

umiejętność spojrzenia na realia życia i dostrzeżenia, że lęki te są naturalne. 

Trzeba się na nie zgodzić. 
 

Czy poczucie strachu i poczucie winy są tym samym? 
 
Strach i wina 

nie są tym samym. Jeśli zaakceptujesz swoje lęki, poczujesz się 

wolny. Natomiast strach zduszony, odrzucony, przeklęty przez ciebie, wywołuje 

poczucie winy. Jeżeli zrozumiesz, że strach jest elementem każdej sytuacji... Jest 

on częściowo obecny w każdej sytuacji. Człowiek jest częścią, maleńką, 

drobniutką cząsteczką, a cała reszta to ogromny ocean. Sama myśl o tym 

wywołuje drżenie: „Mogę się zagubić, zatrze się moja indywidualność". To strach 

przed śmiercią. Wszystkie lęki, tak naprawdę, dotyczą śmierci. Strach przed 

śmiercią jest strachem przed unicestwieniem. 

background image

To naturalne, że człowiek drży, boi się. Jeżeli zgodzisz się na to, jeśli pojmiesz, że 

życie jest właśnie takie, jeśli całkowicie to zaakceptujesz, drżenie natychmiast 

ustąpi. A strach? Energia, która zamieniała się w strach, rozpręży się i zamieni w 

wolność. Wtedy pojmiesz, że nawet jeśli kropla zniknie w oceanie, to przecież 

będzie tam nadal; stanie się oceanem. Wtedy także śmierć staje się nirwaną i już 

nie boisz się unicestwienia. Dzięki temu zaczynasz pojmować słowa Jezusa: „Kto 

by się starał życie swe zachować, utraci je. A kto je zatraci, uchowa je". 

Jedyną drogą, by wznieść się ponad śmierć, jest akceptacja śmierci. Wtedy ona 

znika. Jedyną drogą, by nie czuć strachu, jest akceptacja strachu. Wtedy energia 

znajduje ujście i staje się wolnością. Ale jeśli ją potępisz, zagłuszysz, jeśli ukryjesz 

fakt, że się boisz -jeśli uzbroisz się, chronisz siebie, jesteś nastawiony 
defensywnie - 

pojawia się poczucie winy. 

Wszystko to, co usiłujesz zagłuszyć, co jest zabronione, co nie pozostaje w 

zgodzie z naturą, rodzi w tobie poczucie winy. Wyrzucasz sobie, że okłamujesz 

innych i samego siebie. Ten brak prawdziwości rodzi poczucie winy. 

Pytasz, czy odczuwanie lęku jest tym samym, co poczucie winy. Nie. Lęk może 

nim być, ale nie musi. To zależy, co zrobisz z lękiem. Jeśli postąpisz niewłaściwie, 
przejdzie w poczucie wi

ny. Jeśli jednak zaakceptujesz fakt, że się boisz, i nie 

będziesz 

starać się niczego z tym robić dalej - to nie będzie miał innej możliwości: stanie się 

wolnością, stanie się odwagą! 

Nie mów sobie, że jesteś okropny, zły, grzeszny. Nie potępiaj siebie. Jesteś tym, 

kim jesteś. Nie myśl, że jesteś winien, nie czuj się za to winnym. Jeżeli coś jest 

źle, nie znaczy, że TY jesteś zły. Może źle postąpiłeś, ale to nie znaczy, że jesteś 

z tego powodu złym człowiekiem. Pewne czyny mogą być złe, ale istota człowieka 
jest zawsze dobra. 
 

Zauważyłem, że wciąż usiłuję udowadniać innym, że jestem ważny i mam 

władzę. Zastanawiałem się nad przyczyną tego i wydaje mi się, że powoduje 

mną strach. 
 

Ego jest zawsze dzieckiem strachu. Osoba nie odczuwająca strachu nie ma ego. 

Jest on bowiem tarczą obronną, zbroją. Boisz się i z tego powodu sprawiasz 

wrażenie, że jesteś tym lub tamtym, jesteś taki albo inny. Nikt więc się nie 

ośmieli... obawiają się. To jest ogólnie rzecz biorąc strach. - Świetnie! Przyjrzałeś 

się temu dogłębnie i wnikliwie. I kiedy dostrzegłeś podstawową tego przyczynę, 

wszystko nagle stało się jasne. Inni usiłują zwalczać ego. Rzecz w tym, iż ego nie 
jest rzeczywistym proble

mem. Walczą z symptomem, nie z chorobą. Prawdziwą 

Choro

bą jest strach. Możesz usiłować zwalczyć ego, ale nie osiągniesz celu. Ego 

nie jest jakimś rzeczywistym wrogiem, jest fikcją. Nawet jeżeli wygrasz, to przecież 
ni

e wygrasz niczego. Nie możesz wygrać, bo pokonać można tylko rzeczywistego 

background image

wroga. Wróg fik

cyjny nie istnieje, jest jedynie fasadą. To tak, jakbyś miał paskudną 

ranę i przykrył ją jakąś ozdobą. 

Pewnego razu przebywałem w domu gwiazdora filmowego. Zaprosił on wiele osób 

na spotkanie ze mną. Jednym z gości była pewna aktorka, która miała na ręku 

piękny zegarek z szeroką bransoletą. Jakiś mężczyzna siedzący obok niej zaczął 

go podziwiać, co wywołało u niej zakłopotanie. Obserwowałem całą scenkę z 
pewnego odd

alenia. Mężczyzna zaczął nalegać, żeby zdjęła zegarek, ona nie 

chciała. Ten jednak nie ustępował, w końcu więc uległa. I wtedy zobaczyłem, o co 

jej chodziło. Na przegubie miała duży biały ślad, bliznę po trądzie. Ukrywała ją pod 

bransoletą. A teraz nagle wszystko się wydało - oblał ją pot, ogarnęło 
zdenerwowanie... 

Takie właśnie jest ego. Tkwi w tobie strach, ale go nie okazujesz, bo jeśli 

pokażesz, że się boisz, wiele osób będzie chciało to wykorzystać. Kiedy dowiedzą 

się, że jesteś przerażony, przyłożą ci jeszcze mocniej. Będzie ich cieszyć, że cię 
upokarza

ją, że ktoś jest słabszy od nich. Ludzie lubią korzystać z okazji, żeby 

kogoś takiego kopnąć... 

Każdy więc, kto boi się czegoś, w głębi siebie wytwarza wokół tego lęku wielkie 
ego i coraz bardziej n

adyma ten balon, czyniąc go coraz większym. Adolf Hitler 

czy Idi Amin* z Ugandy  
 

* Były bokser wagi ciężkiej, samozwańczy dyktator Ugandy, twórca represyjnego 
sy

stemu władzy w latach 70., odpowiedzialny za śmierć - wg różnych szacunków - 

od 150 do 600 t

yś. osób. Po obaleniu go w 1979 roku i ucieczce z kraju przebywał 

w Arabii Sau

dyjskiej, gdzie zmarł w 2003 roku (przyp. wyd. pol.) 

 

takie osobowości stają się ogromnie nadęte. A następnie wywołują strach u 

innych. Każdy, kto usiłuje przestraszyć innych, doskonale wie, że sam odczuwa 

wielki lęk, bo jeśli nie -to po co to wszystko? Jaki miałoby to sens? Kto zawracałby 
so

bie głowę tym, żeby cię straszyć, jeśli sam nie miałby własnych lęków? 

Ludzie przepełnieni strachem robią wszystko, by inni też się bali, bo wtedy czują 

się bezpieczniej. Wiedzą, że nie będziesz starał się ich dotknąć, przekroczyć 
granic, które wyznaczyli. 

Przyjrzałeś się temu - znasz przyczynę. Nie próbuj zwalczać ego. Raczej obserwuj 

swoje lęki i staraj sieje zaakceptować. Są naturalne, należą do życia. Nie ma 

powodu tego ukrywać, nie ma powodu ich negować. Wszystkich ludzi przepełnia 

strach. Stanowi on element człowieczeństwa. Zgódź się na to, a w tej samej chwili 

zniknie twoje ego. Nie będzie ci już potrzebne. 

Zwalczanie ego nie pomoże; akceptacja lęku - poskutkuje natychmiast. 

Zrozumiesz, że skoro jesteśmy tak maleńcy w tak ogromnym wszechświecie, to 

nasz lęk jest czymś oczywistym. W każdej chwili możemy zniknąć, coś pójdzie źle 

i znikniemy. Jakże można się tego nie bać? Kiedy to zaakceptujesz, strach bę-

background image

dzie stopniowo ustępował, bo nie będzie miał żadnego sensu. Pogodziłeś się z 
tym - 

a w pakiecie promocyjnym dostałeś odwagę; tak to właśnie działa! 

Nie twórz więc struktury, za którą się schowasz. Jeśli nie będziesz usiłował tego 
u

niknąć, przejdzie to po prostu samo. Nie znaczy to, że nie będziesz odczuwać 

lęku. Mówię jedynie, że nie będziesz się go obawiał. Lęk się pojawi, ale ty nie 

będziesz się go obawiał. Rozumiesz? Obawiać się znaczy być przeciwko swoim 

lękom - nie chcieć, żeby się pojawiały. A one cię nachodzą... 

Kiedy je zaakceptujesz... Drzewa są zielone, ludzie są pełni lęków. I co z tym 

zrobić? Drzewa niczego nie udają. Wszyscy jesteśmy śmiertelni. Strach jest 

cieniem śmierci. Pogódź się z tym! 
 

Kiedy przebywam sam, czuję, że byłbym w stanie rozluźnić się, polubić ludzi, 

ale gdy tylko znajduję się w towarzystwie, natychmiast znów się zamykam. 
 

Trudno kochać rzeczywistych ludzi, bo nie spełniają naszych oczekiwań. 

Prawdziwy człowiek nie ma takiego zamiaru. Nie po to żyje, żeby spełniać czyjeś 

oczekiwania. Ma własne życie do spełnienia. I zawsze, gdy wykona jakiś ruch, 

który jest ci nie na rękę, albo nie współodczuwa z tobą emocji, twojego jestestwa - 

sprawy się komplikują. 

Łatwo myśleć o miłości, dużo trudniej jest kochać. Łatwo kochać cały świat. 

Najtrudniej jest pokochać człowieka. Bardzo łatwo kochać Boga czy ludzkość. 

Prawdziwy problem pojawia się w chwili, gdy spotykasz i poznajesz rzeczywistego 

człowieka. A poznać go znaczy podjąć wielkie wyzwanie. 
On nie ma zamiaru by

ć twoim niewolnikiem. Ani ty -jego. Tu właśnie pojawia się 

problem. Gdyby jedno z was chciało zostać niewolnikiem, problem by się 

rozwiązał. Ale on pozostaje, ponieważ nikt nie żyje po to, żeby odgrywać rolę 

niewolnika, nikt nie jest w stanie stać się niewolnikiem. Każdy jest sobie panem, 

istota życia polega na wolności. Człowiek jest wolnością. 

Pamiętaj więc, że jest to prawdziwy problem. Nie dotyczy on jedynie ciebie, ma 

związek z samym zjawiskiem nazywanym miłością. Nie rób z tego swojego 
osobistego problemu, bo utrud

nisz sobie życie. W mniejszym lub większym 

stopniu każdy musi się zmierzyć z tym problemem. Nie spotkałem nigdy 

człowieka, który nie przeżywał trudnych chwil w miłości. 

Bliskie związki zwykle przynoszą jakieś sytuacje konfliktowe i dobrze jest przez nie 

przejść. Ludzie na Wschodzie uciekli od tego, uważając, że to za trudne. Zaczęli 

zapierać się swojej miłości, odrzucać ją. Niekochani i niekochający - nazwali to 
uni

kaniem więzów. Z czasem stali się jakby częściowo martwi. Miłość prawie 

całkiem zniknęła na Wschodzie; została zastąpiona medytacją. 

Medytacja oznacza, że czujesz się dobrze w swojej samotności, że pozostajesz w 

związku jedynie z samym sobą. Twój świat jest kompletny i nie masz potrzeby 
wychodzenia na ze

wnątrz. To rozwiązuje dziewięćdziesiąt dziewięć procent twoich 

problemów, ale za jaką ogromną cenę. Będziesz mniej nerwowy - człowiek 

background image

Wschodu jest mniej zatroskany, mniej spięty... jakby żył w stworzonej przez siebie 

jaskini, bezpieczny, z zamkniętymi oczami. Nie pozwala swojej energii rozchodzić 

się. Tworzy zamknięty obieg, przepływ energii wewnątrz siebie i czuje się 

szczęśliwy. Tyle że to szczęście jest trochę martwe. Nie jest świętowaniem, nie 
jest radosne. 

Jedno na pewno można stwierdzić - nie jest nieszczęśliwy. Ale to tak samo, jak 

gdybyśmy twierdzili, że ktoś jest w pełni zdrowy, bo nie ma żadnej choroby. Brak 

chorób nie przesądza o zdrowiu. Znaczenie pojęcia „zdrowie" ma zabarwienie 
pozy

tywne, promieniuje blaskiem; to nie po prostu „brak choroby". Gdyby uważać 

ina

czej, to nawet martwe ciało byłoby zdrowe - przecież nie ma chorób. 

Spróbowaliśmy na Wschodzie żyć bez miłości, wyrzec się świata, czyli odrzucić 

miłość. Wyrzec się kobiety, mężczyzny i wszystkich tych możliwości, które 

mogłyby doprowadzić do rozkwitu miłości. Mnisi dżainizmu, mnisi hinduizmu, mnisi 
bud

dyzmu nie mają prawa rozmawiać z kobietami sam na sam, nie wolno im 

dotykać kobiet, nawet nie powinni patrzeć im w twarz. Kiedy kobieta chce ich o coś 

zapytać, muszą mieć spuszczony wzrok, patrzeć na czubek własnego nosa, tak 
aby nawet przypad

kowo nie ujrzeć kobiety. Kto wie, coś przecież mogłoby w nich 

drgnąć, a w rękach miłości wszyscy jesteśmy bezradni... 

Nie mieszkają w domach i nie pozostają długo w jednym miejscu, bo mogliby 

poczuć przywiązanie, miłość. Kontynuują więc przemieszczanie się, włóczęgę i 

unikanie wszelkich związków. Wypracowali w sobie pewien rodzaj dystansu. Są 

ludźmi spokojnymi, świat nie ma na nich wpływu, nie odczuwają szczęścia, 

świętowania. 
Na Zachodzie jest odwrotnie. Ludzie próbowali 

znaleźć szczęście przez miłość i 

wyniknęło z tego mnóstwo problemów. Zatracili kontakt z samymi sobą, oddalili się 

od samych siebie tak bardzo, że nie potrafią teraz wrócić. Nie widzą ścieżki, nie 

wiedzą, gdzie jest ich dom. Czują swoją bezużyteczność, bezdomność i dlatego 

pragną coraz więcej miłosnych doznań z tą kobietą, z tamtym mężczyzną - 
heteroseksualnych, homosek

sualnych, autoseksualnych. Próbują na przeróżne 

sposoby, ale nadal czują pustkę, bo sama miłość dostarcza poczucia szczęścia, 
ale nie 

ma w nim ciszy. A szczęście bez ciszy jest niepełne. 

Kiedy czujesz się szczęśliwy, ale nie ma w tym ciszy, twoje szczęście będzie jak 

gorączka, podniecenie... wiele hałasu o nic. Taki stan gorączki wytworzy w tobie 

wielkie napięcie, ale nic z tego nie wyniknie oprócz zwykłej bieganiny, polowania. 
A pewne

go dnia okazuje się, że cały wysiłek na nic, bo usiłowałeś znaleźć kogoś, 

a przecież jeszcze nawet nie odnalazłeś sam siebie. 

Obie drogi okazały się błędne. Wschód odniósł porażkę, praktykując medytację 

bez miłości. Zachód odniósł porażkę, praktykując miłość bez medytacji. Cały mój 

wysiłek zmierza do tego, by przekazać ci syntezę, całość - medytację plus miłość. 

Człowiek powinien czuć się dobrze zarówno z ludźmi, jak i sam ze sobą. Powinien 

znaleźć szczęście wewnątrz siebie, a także w związkach z innymi, powinien umieć 

urządzić piękny dom w sobie i w miejscu, które zamieszkuje. Powinien mieć 

background image

piękny ogród dookoła domu, ale także piękną sypialnię. Ogród nie kłóci się z 

sypialnią, sypialnia nie kłóci się z ogrodem. 

Medytacja powinna być schronieniem wewnątrz ciebie, świątynią twojego 

jestestwa. Ilekroć poczujesz, że masz dosyć świata, możesz ukryć się w świątyni. 

Możesz wziąć kąpiel wewnątrz swojego jestestwa. Odświeżyć się, poczuć się jak 
nowonarodzony, zn

ów pełen życia, świeży, młody, odnowiony... by żyć, by trwać. 

Jednak powinieneś także umieć kochać ludzi i nie unikać problemów, taka bowiem 
cisza, która nie ma w sobie si

ły, aby zmierzyć się z problemami, nie jest wiele 

warta. Jedynie taka cisza, która mimo napotkanych problemów nadal pozostaje 

ciszą, jest tą upragnioną. 

Chciałbym więc przekazać ci te dwie rady: po pierwsze zacznij medytować, gdyż 

zawsze lepiej jest zacząć od swojego wnętrza, czyli od medytacji. Ale nie 
poprzestawaj na tym. Medytacja 

powinna być dynamiczna, rozkwitać, otworzyć się 

i stać się miłością. I niczym się nie przejmuj, nie stwarzaj problemu tam, gdzie go 

nie ma. To ludzkie, naturalne, że wszyscy się boimy. Tak musi być i ma to związek 

z życiem. A ludzie, którzy się nie boją, nie pozbyli się lęku dlatego, że nagle stali 

się odważni. Śmiałek po prostu dusi swój strach, ale wcale się go nie pozbył. 

Człowiek przestaje się bać jedynie wtedy, gdy zaakceptuje swoje lęki. To nie jest 

kwestia brawury. To wniknięcie w prawdę o życiu i przekonanie się, że strach jest 
zjawiskiem natural

nym. Wystarczy to zaakceptować! 

Problem pojawia się dlatego, że chcesz pozbyć się lęków. Wpojono ci egoistyczne 

hasła w rodzaju: „Bądź dzielny". Cóż to za bzdura! Głupota. Jak człowiek 

inteligentny mógłby uniknąć lęków? Tylko głupi niczego się nie boi. Kierowca 

autobusu trąbi, a ty, nieulękniony, stoisz na środku jezdni! Albo byk biegnie prosto 
na ciebie, a ty stoisz, nieustraszony, w miejscu! Je

steś wtedy głupkiem. Człowiek 

mądry czym prędzej usunie się na bok. 

Jeżeli popadniesz w skrajność i będziesz nieustannie sprawdzał, czy w trawie nie 

kryje się jakiś wąż, masz problem. Jeśli nie ma nikogo na drodze, a ty czujesz 
strach i zaczynasz ucieka, masz problem. Ale w sytuacjach faktycznego 

zagrożenia strach jest naturalny. 

Kiedy więc mówię, że pozbędziesz się lęków, nie mam na myśli tego, że przestaną 

się one pojawiać w twoim życiu. Zrozumiesz po prostu, że dziewięćdziesiąt 

procent twoich lęków to sprawa twojej wyobraźni. Dziesięć procent jest 
prawdziwych, 

a więc trzeba je zaakceptować. 

Nie czynię ludzi odważnymi. Pomagam im stać się bardziej odpowiedzialnymi, 

wrażliwymi, uważnymi - i to wystarcza. Zauważają, że mogą wykorzystać swoje 
obawy jak szczeble w dra

binie. Dlatego już więcej się nie martw, zgoda? 

 

Z czego składa się strach? Zawsze czai się za rogiem, ale gdy próbuję się z 

nim zmierzyć, staje się cieniem. Jeżeli jest niesubstancjonalny, to jak udaje 

mu się zdobyć nade mną taką wiedzę? 
 

background image

Strach jest tak samo niesubstancjonalny jak twój cień, ale przecież istnieje. Cień 

także istnieje - bezcielesny, jak negatyw, ale nie pozbawiony egzystencji, czasami 

wywierający wręcz ogromny wpływ na ciebie. Kiedy znajdziesz się w dżungli o 

zmroku, możesz się wystraszyć własnego cienia. Na pustkowiu, idąc ścieżką, 

możesz nagle zacząć uciekać, bo wystraszy cię twój cień. Bieg będzie realny, 

ucieczka będzie odbywać się naprawdę, tyle że powód był nierzeczywisty. Możesz 

uciec przed kawałkiem sznurka, myśląc, że to wąż. Kiedy wrócisz na to miejsce i 
zobaczysz, co c

ię tak przeraziło, wybuchniesz tylko śmiechem. 

Ludzie unikają miejsc, których się boją. Bardziej obawiają się strachu niż 

czegokolwiek innego, bo już sama obecność strachu bardzo głęboko tobą 

wstrząsa. A takie wstrząsy są bardzo autentyczne, pamiętaj o tym. Lęk jest jak zły 
sen, jak koszmar - 

kiedy się budzisz, jego efekty są nadal widoczne. Twój oddech 

się zmienił, jesteś spocony, drżysz, jest ci gorąco. Już wiesz, że to był tylko nocny 

koszmar, sen, nic takiego, ale musi minąć pewien czas, zanim wiedza ta dotrze do 

wnętrza twojej jaźni. Przez ten czas efekty wywołane niesubstancjonalnym snem 
nadal trwa

ją. Strach jest jak nocny koszmar. 

Pytasz, z czego się on składa. Z ignorowania swej własnej istoty. Istnieje tylko 

jeden strach; objawia się na różne sposoby, ma tysiące rodzajów, ale zasadniczo 

rzecz ujmując jest jeden: „Być może w samym środku mojej istoty wcale mnie nie 
ma". I w pe

wnym sensie ten lęk jest słuszny. 

Jest Bóg, a ciebie nie ma. Nie ma gospodarza, jest tylko Gość. I ze względu na te 
podejr

zenia, zresztą nie bezpodstawne, nie zaglądasz tam. Udajesz, że jesteś; 

wiesz, że gdybyś sprawdził, okazałoby się, że cię nie ma. Jest to głęboko ukryte, 
nieme zrozumienie. Nie intelektualne, ale egzystencjalne. Poczu

cie, że być może 

cię nie ma, tkwi w samym jądrze twojej istoty. 

Myślisz: „Lepiej tam nie zaglądać, lepiej patrzeć na zewnątrz". To przynajmniej 

zapewnia ci złudzenie, pozwala trwać iluzji, że jednak jesteś. Ale ponieważ to 

poczucie istnienia jest fałszywe, rodzi lęk; łatwo je rozbić, każdy głębszy kontakt 

może je skruszyć. Może zostać zniszczone przez miłość lub kiedy spotkasz 

swojego mistrza, lub jeśli zachorujesz na bardzo poważną chorobę albo gdy 

widzisz, jak ktoś umiera. Jest delikatne, łatwo można je potłuc. Starasz się jednak 

jakoś sobie poradzić, byle nie patrzeć w głąb. 

Mułła Nasreddin jechał pociągiem. Nadszedł konduktor i poprosił o okazanie 

biletu. Nasreddin sprawdził we wszystkich kieszeniach, torbach, ale biletu nie 

znalazł. Zaczął się pocić, stawał się coraz bardziej przerażony. Kontroler 

powiedział: 

Jest jeszcze jedna kieszeń, do której pan nie zajrzał. Proszę sprawdzić, może 

bilet jest właśnie tam. 

Mułła odpowiedział: 

Proszę nie wspominać o tej kieszeni. Nie mam zamiaru do niej zaglądać. To 

moja jedyna nadzieja. Jeżeli zajrzę do tej kieszeni, a biletu tam nie będzie, stracę 

całą nadzieję. Nie mogę tego zrobić. Jeśli pan pozwoli, przeszukani wszystkie 

background image

miejsca je

szcze raz; ale ta kieszeń jest jak ostatnia szansa. Nie mam zamiaru jej 

dotknąć, bez względu na to, czy znajdę bilet, czy nie. 

Sytuacja ta dotyczy także ego. Nie zaglądasz tam i dzięki temu wciąż masz 

nadzieję: „Kto wie, być może tam jest?" Ale jednocześnie coś ci szepce, że tam 

niczego nie ma. Właśnie to fałszywe ego - które powstało, dlatego że nie patrzyłeś 

w głąb siebie, a jedynie na zewnątrz - jest podstawową przyczyną lęku. Będziesz 

bał się wszystkich tych zakamarków, w które powinieneś zajrzeć. Będziesz bał się 

piękna, bo ono prowadzi do wewnątrz. Piękny zachód słońca, chmury rozświetlone 
kolorami, a 

ty będziesz bał się na to patrzeć, bo to wciąga cię do twojego 

własnego wnętrza. Takie cudowne zjawiska powodują, że przestajesz myśleć - 

umysł jest przez chwilę w stanie takiego zachwytu, że zapomina myśleć, zapomina 
o wszystkich tych sprawach, którymi 

zajmuje cię na co dzień. Cichnie twoje ciągłe 

rozgadanie i nagle znajdujesz się wewnątrz siebie. 

Ludzie boją się wspaniałej muzyki, pięknej poezji, zbliżenia do drugiego człowieka. 

Związki z innymi opierają się na zasadzie „zaliczaj i znikaj". Nie usiłują poznawać 

się bliżej, bo wiedzą, że drugi człowiek jak lustro ukaże im ich własne oblicze. A co 

stanie się, jeżeli takie lustro nie pokaże niczego? 

Ludzie boją się miłości. Udają, rozgrywają gierki. Boją się także medytacji. Zmienią 

swój sposób myślenia i od razu nazywają to medytacją. Tak właśnie robi Maharishi 
Mahesh Yogi -jego medytacja transcendentalna nie jest ani transcendentalna, ani 

nie jest nawet medytacją. To proste powtarzanie mantry, czyli proces myślowy, 

skoncentrowane myślenie. Jest to kolejne narzędzie używane zamiast medytacji, 

Ludzie powtarzają modlitwy - chrześcijańskie, muzułmańskie, hinduskie - wszystko 

po to, aby uniknąć medytacji. Pamiętaj: one nie są medytacją. Umysł jest bardzo 

sprytny, stworzył wiele zjawisk, nadając im fałszywą nazwę medytacji. 

Medytacja zachodzi wtedy, kiedy nic nie robisz, kiedy umysł nie funkcjonuje. Takie 
niefunkcjonowanie mózgu jest medyta

cją - nie żadne śpiewy, mantry, obrazy, 

koncentracja. Podczas medytacji człowiek po prostu jest. W tym byciu znika ego, a 
wraz z nim - 

jego cień. Tym cieniem jest strach. 

Strach to jeden z największych problemów. Każda istota ludzka musi przez niego 

przejść i osiągnąć pewien poziom zrozumienia go. Ego powoduje lęk, że pewnego 

dnia może będziesz musiał umrzeć. Usiłujesz przekonać samego siebie, że śmierć 

zdarza się tylko innym ludziom. W pewnym sensie masz rację: zmarł sąsiad, 

znajomy, przyjaciel, żona, matka - to zawsze zdarza się komuś innemu, tobie 

nigdy. Chwytasz się tego spostrzeżenia, bo być może jesteś wyjątkiem, być może 

ty nie umrzesz. W taki właśnie sposób twoje ego usiłuje cię chronić. 

Za każdym razem, kiedy ktoś umiera, coś drży w tobie. Każda śmierć jest jakby 

maleńką śmiercią ciebie. Nie pytaj komu bije dzwon, zawsze bije on tobie. Każda 

śmierć jest twoją śmiercią, nawet wtedy, gdy z drzewa spada suchy liść. Toteż 

usiłujemy jakoś się obronić. Ktoś umiera, a my mówimy o nieśmiertelności duszy. 

Spada liść z drzewa, a my mówimy: „Nie ma się czym martwić. Niedługo wróci 

wiosna i drzewo będzie miało nowe liście. To jest po prostu jak zmiana ubrania". 

background image

Ludzie wierzą w nieśmiertelność duszy nie dlatego, że coś na ten temat wiedzą, 

ale dlatego, że powoduje nimi lęk. Im większym tchórzem jest człowiek, tym 

większe prawdopodobieństwo, że będzie wierzył w nieśmiertelność duszy. Nie dla-

tego, że jest religijny. Jest po prostu tchórzem. Wiara w nieśmiertelność duszy nie 

ma nic wspólnego z religią. Człowiek religijny myśli: „Mnie nie ma", a wszystko 

pozostałe jest nieśmiertelne. Ale to nie ma nic wspólnego z „ja". Moje „ja" nie jest 

nieśmiertelne - przemija, zostało stworzone przez nas samych. 

Strach jest cieniem „ja". Natomiast „ja" jest głęboko przekonane, że będzie 

musiało zniknąć wraz ze śmiercią. Rdzeniem całego strachu jest śmierć; wszystkie 

lęki są jego pochodną. A całe piękno polega na tym, że śmierć jest tak samo 
nierze

czywista jak ego. Strach jest jak most między ego i śmiercią. 

Strach jest bezsilny, sam w sobie nie ma żadnej mocy. Pytasz: „Jeśli nie jest 

rzeczywisty, jak udaje mu się zdobyć nade mną taką kontrolę?" Chciałbyś wierzyć, 

że to za sprawą siły, którą ma strach. Nie jesteś gotowy na to, żeby zagłębić się w 

siebie i zmierzyć z własną pustką. A to z niej bierze się moc strachu. Gdyby nie 

ona, twoje lęki byłyby słabe, bezsilne. Nic nie rodzi się w wyniku poczucia strachu. 

Miłość daje życie, miłość jest twórcza; strach jest jałowy. 

Państwo Smith przyszli na rozprawę sądową. 

Chciałabym rozwieść się z tym typkiem - powiedziała pani Smith. 

Ja też chcę się pozbyć tego babsztyla - zawołał pan Smith. Sędzia zapytał: - Ile 

państwo mają dzieci? 
- Troje - 

powiedziała żona. 

Może zostańcie razem jeszcze rok, postarajcie się o jeszcze jedno dziecko. 

Wtedy będziecie mieli czworo. Każde z was weźmie dwoje i będziecie oboje 
zadowoleni. 

A co się stanie, jeżeli urodzą się nam bliźnięta? - zapytał mąż. Na to pani Smith 

zawołała: - Ha! Patrzcie na tego marzyciela. Gdybym liczyła na niego, to tej trójki 

też by nie było! 

Strach jest całkowicie bezpłodny. Nigdy niczego nie stworzył. Ale może zniszczyć 

całe twoje życie, może otoczyć cię jak ciemność, jak czarna chmura, może wyssać 

twoją energię. Nie pozwoli ci wniknąć w głębokie doznania piękna, poezji, miłości, 

radości, świętowania, medytacji. Nie, będzie cię trzymał na powierzchni, bo on 

sam tylko tu może funkcjonować. Jest jak zmarszczka na tafli wody. 

Wniknij wewnątrz siebie, popatrz. Jeżeli znajdziesz tam jedynie pustkę, to co? 

Taka jest twoja natura, tacy jesteśmy. Dlaczego miałbyś się tym tak bardzo 

przejmować? Pustka może być piękna jak niebo. Twoja istota wewnętrzna jest 

piękna jak niebo, jest twoim niebem. Niebo jest puste, ale może pomieścić 

wszystko, cały stworzony świat, Słońce, Księżyc, gwiazdy, Ziemię, inne planety. 

Twoje niebo oznacza przestrzeń, w której to wszystko może się pomieścić. Jest 
pusty

m niebem, ponieważ stanowi tło dla wszystkiego, co istnieje. Zdarzenia 

przepływają jak chmury, niebo pozostaje niewzruszone. 

background image

Masz swoje wewnętrzne niebo; jest puste. Chmury pojawiają się i znikają, planety 

tworzą się i rozpadają, gwiazdy rozbłyskują i gasną, a wewnętrzne niebo pozostaje 

takie samo, nietknięte, czyste, spokojne. Nazywamy je sakszin -świadkiem. 
Stanowi on cel wszystkich medytacji. 

Wejdź do środka, zachwyć się wewnętrznym niebem. Pamiętaj, że cokolwiek tam 

zobaczysz, nie jest tobą. Możesz dostrzec myśli, ale ty nie jesteś myślą; możesz 

zobaczyć swoje uczucia, ale nie jesteś uczuciem; będą tam twoje marzenia, 

pragnienia, wspomnienia, wyobrażenia, plany - ale to nie ty. Postaraj się odsunąć 
na bok wszystko, co zobaczysz. Pewnego dnia nadejd

zie ta wspaniała chwila, 

najważniejsza chwila w twoim życiu, kiedy nie zostanie nic, czego musiałbyś się 

pozbyć. Wszystko widzialne zniknie, zostanie tylko widz. Ten widz to właśnie pu-
ste niebo. 

Wiedzieć oznacza być bez lęku. Wiedzieć oznacza być przepełnionym miłością. 

Wiedzieć to być Bogiem, być nieśmiertelnym. 
 

Dlaczego jestem tak przerażony na myśl, że miałbym się przed kimś 

otworzyć? 
 

kto nie jest? Otwieranie się napawa wielkim strachem. To naturalne, bo przecież 

oznacza to ukazywanie wszystkich 

głupot, które masz w swojej głowie, tego 

śmietnika, który gromadził się przez całe wieki, przez wiele kolejnych wcieleń. 

Otworzyć się to przecież pokazać wszystkie swoje słabości, ograniczenia, błędy. 

Oznacza także, że stajesz się bezbronny. Śmierć... Otworzyć się to pokazać swoją 

pustkę. 

Za tym całym śmietnikiem umysłu i hałasem, jaki umysł wytwarza, znajduje się 

wymiar głębokiej pustki. Człowiek czuje się nieważny bez Boga, jest bez Niego 

pusty i nie ma wartości. Człowiek chce ukryć tę nagość, pustkę, ohydę. Zakrywa to 

pięknymi kwiatami, przyozdabia, jak tylko umie najlepiej. Usiłuje udawać, że jest 

kimś ważnym. Nie jest to wyłącznie twoja cecha; to dotyczy wszystkich. Nikt nie 

chce być jak otwarta księga. Powstrzymuje nas strach: „Co inni sobie pomyślą?" 

Od dzieciństwa nauczono cię nosić maski, piękne maski. Nie musisz mieć pięknej 

twarzy, wystarczy piękna maska, a na dodatek - jest przecież niedroga. Zmienić 

swoją twarz - to wielki wysiłek. Przemalować twarz jest bardzo łatwo. 

Kiedy nagle masz odsłonić swoją prawdziwą twarz, przeszywa cię głęboki dreszcz. 

Rozdygotany, myślisz gorączkowo: „Czy spodobam się innym? Czy ludzie nadal 

będą mnie akceptować, kochać, szanować?" Któż to może wiedzieć? Podobały im 

się twoje maski, odczuwali przed tobą respekt, zachwycali się tym, jak się 

ubierasz. A teraz pojawiły się obawy, czy zobaczywszy cię bez ubrania nadal będą 

cię kochać, szanować, doceniać, czy też wszyscy się od ciebie odwrócą. Mogą 

przecież odejść, możesz zostać sam. 

Toteż ludzie wciąż udają. Powodem jest strach. Z niego rodzi się fałsz i udawanie. 

Aby nie czuć lęku, trzeba być autentycznym. 

background image

Jedna z najważniejszych prawd życiowych mówi: cokolwiek ukrywasz, to się 

rozrasta; cokolwiek zaś wyciągasz na światło dzienne, jeśli jest złe, znika, 
wyparowuje 

w słońcu, a jeśli jest dobre - rozkwita. Ale kiedy coś ukrywasz, dzieje 

się odwrotnie. Dobre początki usychają, bo nie są odżywiane; potrzebują one 

przecież wiatru i deszczu, i słońca, kontaktu z naturą. Mogą rosnąć jedynie na 
glebie prawdy, bo ona dostar

cza właściwych składników. Kiedy przestaniesz ich 

dostarczać - to, co było dobrym początkiem, staje się coraz słabsze. Ludzie głodzą 

swoją rzeczywistość, a przekarmiają złudzenia. 

Twoje nieprawdziwe twarze karmią się kłamstwem. Musisz więc dostarczać go 
c

oraz więcej. Aby potwierdzić jedno kłamstwo, potrzebujesz stu innych, bo 

kłamstwo może być podtrzymane tylko przez jeszcze większe kłamstwo. Kiedy 

więc chowasz się za jakąś fasadą, twoja rzeczywistość zamiera, a 
nierzeczywi

stość potężnieje. 

Jeśli się odsłonisz, nierzeczywistość zniknie; skazana jest na zniknięcie, bo nie 

jest w stanie funkcjonować otwarcie. Musi pozostawać w ciemności, w tajemnicy, 
w tunelach twojej pod

świadomości. Jeśli skonfrontujesz ją ze świadomością, 

zacznie znikać. 

Na rym właśnie polega cały sukces psychoanalizy. Jest bardzo prosty. 

Psychoanalityk pomaga przenieść wszystko, co zalega w twojej podświadomości, 
w ciemnych zakamarkach twojej isto

ty, do poziomu świadomości. Wydobywa 

wszystko na powie

rzchnię, tak byś mógł to zobaczyć i żeby inni także mogli to 

zoba

czyć. Wtedy zdarzają się cuda: ilekroć to ujrzysz, zaczynasz to w sobie 

zwalczać. Jeżeli możesz więc ukazać to jednej osobie -a właśnie taki jest cel 

psychoanalityka, żeby to w tobie wydobyć -stanowi to doskonały początek do 

przeprowadzenia wielkich zmian w sobie. Odsłonięcie się przed psychoanalitykiem 
jest w pewnym stopniu ograniczone: to zaledwie jedna osoba w zaciszu gabinetu, 
osoba, która nikomu nie wyjawi twoich tajemnic, to nale

ży do etyki zawodowej. 

Takie otwarcie s

ię, mimo że stanowi dużą pomoc, jest więc niecałkowite. Dlatego 

właśnie proces ten trwa całymi latami; to, czego można dokonać w ciągu kilku dni, 

zajmuje w psychoanalizie kilka lat. Nigdy zresztą nie zostaje całkowicie 

ukończone. Nie istnieje na całym świecie ani jeden przypadek zakończenia 

psychoanalizy, zamknięcia procesu, podsumowania. Nie, jeszcze się tak nie 

zdarzyło. Nawet twój psychoanalityk nie został całkowicie „spsychoanalizowany", 

odsłonięcie siebie jest tu bowiem niecałkowite i następuje na pewnych ustalonych 

zasadach. Psychoanalityk słucha, ale jakby nie słyszał, bo przecież nie powie tego 
nikomu innemu. Nie

mniej pomaga to, bardzo pomaga wyprostować wiele spraw. 

Gdybyś umiał otworzyć się w sposób religijny - nie w zaciszu gabinetu, ale w 

każdym miejscu i o każdej porze - udałoby ci się to, co robią sannjasini. Oni 

dokonują nieustannej auto-psychoanalizy - przez dwadzieścia cztery godziny na 

dobę, codziennie. 

background image

Psychoanaliza dotyczy wszelkich sytuacji z życia: kontaktów z żoną, z 
przyjacielem, 

z rodziną, z wrogiem, z nieznajomym, z szefem, ze służącym. 

Pozostajesz przecież w najróżniejszych relacjach przez całą dobę. 

Jeżeli będziesz otwarty... Na początku będzie to cię przerażać, ale wkrótce 

zaczniesz nabierać siły, ponieważ prawda ukazana w świetle dziennym wzmacnia 

się, natomiast nieprawda — ginie. I wraz z umacnianiem się prawdy poczujesz, że 
ukorze

niasz się, masz lepszą koncentrację. Zaczynasz stawać się jednostką; 

zanika osobowość, pojawia się indywidualność. 

Osobowość jest fikcją, znaczenie ma indywidualność. Osobowość to fasada, twoją 

prawdą jest indywidualność. Osobowość jest narzucona z zewnątrz; to persona.* 
 

* Łac. persona - rola, osobo, maska (przyp. tłum.) 
 
 

Indywidualność to rzeczywistość - takim stworzył cię Bóg. Osobowość to 

społeczne wyrafinowanie, połysk. Indywidualność jest surowa, dzika, silna, ma 

wielką moc. 

Strach będzie ci towarzyszył jedynie na początku. Dlatego pojawia się potrzeba 

mistrza, by na początku ktoś potrzymał cię za rękę, udzielił ci wsparcia, byś z jego 

pomocą wykonał kilka pierwszych kroków. Mistrz nie jest jedynie 

psychoanalitykiem, jest kimś znacznie więcej. Psychoanalityk to profesja, mistrz -

nie. Pomaganie ludziom nie jest jego pracą, lecz powołaniem. Zawiera się w tym 

jego miłość, jego współodczuwanie. I ze względu na tę umiejętność 

współodczuwania prowadzi cię tylko tak długo, jak to jest tobie potrzebne. Kiedy 

czuje, że zaczynasz radzić sobie sam, powoli wysuwa swoją dłoń z twojej. 

Choćbyś próbował się go kurczowo trzymać, on ci na to nie pozwoli. 

Kiedy już jesteś gotowy, ośmielony, nie znający lęku, kiedy zasmakowałeś 

wolności, jaką daje prawda, otwartość - dalej możesz iść o własnych siłach, 

świecić swoim własnym światłem. Twój lęk jest zrozumiały, bo przecież od 

wczesnego dzieciństwa uczono cię obłudy; tak się z nią identyfikujesz, że odrzu-

cenie tego całego fałszu wydaje się samobójstwem. Boisz się, ponieważ 

rozumiesz, że czeka cię kryzys tożsamości. 

Przez pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat byłeś jakimś typem człowieka. Teraz, w 

końcowej fazie życia, rzucić wszystko i zaczynać od zera? To wydaje się straszne. 

Zbliża się śmierć - czy to pora na takie zmiany? Kto wie, czy będziesz w stanie ich 

dokonać? Co, jeśli stracisz swoją osobowość, a zabraknie ci czasu, energii, 

odwagi, aby osiągnąć swoją indywidualność? Miałbyś umrzeć bez 

indywidualności? Miałbyś bez niej spędzić ostatnie lata życia? To byłoby jakieś 

szaleństwo! Serce schodzi do żołądka, kurczy się coraz bardziej. Człowiek myśli: 
„Poczekam jeszcze pa

rę dni. Lepiej żyć po staremu, wygodnie, bezpiecznie". 

Doszed

łeś do wprawy w takim myśleniu - nic dziwnego, zainwestowałeś w nie 

sześćdziesiąt lat życia. Zawsze jakoś sobie radziłeś, udało ci się stworzyć wizję 

tego, kim jesteś, a teraz mówią, żebyś ją porzucił, bo jest nieprawdziwa! 

background image

Oczyw

iście, że będziesz się bał. Nie potępiaj tego, nie czuj, że to coś złego. Lęk 

jest po prostu częścią wychowania, adaptacji do społeczeństwa. Musimy go 

zaakceptować, aby wznieść się ponad niego. 

Otwieraj się powoli, powoli... - nie ma powodu dokonywać wyczynów, nad którymi 

nie będziesz w stanie zapanować. Poruszaj się spokojnie, krok za krokiem. 

Wkrótce poznasz jednak smak prawdy i ze zdziwieniem stwierdzisz, że tych 

sześćdziesiąt lat było całkowitym marnotrawstwem. Twoja stara osobowość 
przepadnie, stan

iesz się jakby kimś nowym. Nie będzie to gotowa, nowa osoba, 

lecz sposób patrzenia, inna perspektywa. Kiedy wypowiesz słowo „ja", nie będzie 

się za nim nic kryło. Użyjesz go, bo będzie w danej chwili potrzebne. Nie będzie w 

nim poprzednich znaczeń, ciężkości, naleciałości egzystencjalnych. Znajdziesz w 

tym słowie przestrzeń, ocean, nieskończoność, boskość. 

Nigdy już nie narzucisz sobie żadnej innej osobowości; stara zniknie, a ty po raz 

pierwszy poczujesz się, jakbyś był falą w boskim oceanie. To nie osobowość, bo 

ciebie nie ma w środku. Zniknąłeś, roztopiłeś się w Bogu. 

Jeżeli podejmujesz ryzyko kłamstwa, możesz także podjąć się dotarcia do prawdy. 

Ma to wielką wartość, zwłaszcza, że ryzykujesz tylko wtedy, gdy kłamiesz. W 
przypadku prawdy niczym nie ryzykujesz - 

możesz tylko wygrać. 

 
W

łaśnie do mnie dotarło, że jestem sobą znudzony, popadłem w stagnację. 

Powiedziałeś, żeby akceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Ja nie umiem 

zaakceptować swojego życia, wiedząc, że nie ma we mnie już żadnej radości. 

Co mam robić? 
 

Słyszałem o nowym środku przeciwdepresyjnym, który nie odpręża, lecz utrzymuje 

w napięciu. Spróbuj go! Raz, drugi, trzeci - bądź dobrym Amerykaninem. I na tym 

dosyć. Spróbuj trzy razy i przestań, bo nie ma sensu nadal robić z siebie głupca. 

Mówisz mi: „Dotarło do mnie, że jestem sobą znudzony"... To wspaniałe odkrycie. 

Naprawdę! Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że są sobą całkowicie 

znudzeni. Wszyscy wokół to widzą, tylko nie oni. Jeśli zdasz sobie z tego sprawę, 

jest to wspaniały początek. Z tego zrozumienia wynika kilka dalszych spraw. 

Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które umie się nudzić. To wielki przywilej, to 

część ludzkiej godności. Czy widziałeś kiedyś znudzonego byka albo osła? One 

się nie nudzą. Nuda oznacza po prostu, że wybrałeś błędny sposób na życie. 

Skoro więc to do ciebie dotarło, to wspaniale - zrozumiałeś, że potrzebne będą 
pewne zmiany. 

Nie myśl więc, że odczuwanie znudzenia samym sobą jest złym znakiem. To 

może być dobry początek czegoś nowego. Ale nie poprzestawaj na tym. 

Czemu czujemy się znudzeni sobą? Dlatego, że wpasowaliśmy się w sztywne 

normy, narzucone nam przez innych. Odrzućmy je, zacznijmy żyć po swojemu. 

Jedynie osoba autentyczna nie odczuwa nudy. Osoby fałszywe są na nią skazane. 

Chrześcijanin czy dżainista, parias czy komunista - wszyscy będą odczuwać 

background image

znudzenie, bo dzielą swoje życie na części. To, co prawdziwe w nich, zostaje 

odsunięte na bok, a prowadzą życie, które nie jest prawdziwe. To właśnie ono 

powoduje nudę. Gdybyś robił to, co naprawdę chcesz robić, nie odczuwałbyś 

znudzenia. Kiedy przyjęto mnie na uniwersytet, moi rodzice, ojciec, cała rodzina, 

wszyscy chcieli, żebym został naukowcem, bo to zawód z przyszłością, albo 

lekarzem, albo chociaż inżynierem. Zdecydowanie odmówiłem. Powiedziałem: 

„Będę robić to, co chcę, bo nie zamierzam nudzić się przez resztę życia. Jako 

naukowiec mogę odnieść sukces, mogę zdobyć uznanie, pieniądze, prestiż, ale w 

głębi siebie będę znudzony, bo będę robił nie to, co chciałbym". Byli zadziwieni, bo 
nie m

ogli dopatrzyć się żadnych korzyści ze studiowania filozofii. Dla nich był to po 

prostu najgor

szy kierunek na uniwersytecie. Zgodzili się więc na to niechętnie, w 

przekonaniu, że marnuję sobie przyszłość. W końcu dotarto do nich jednak, że się 
mylili. 
Ni

e jest to sprawa pieniędzy, władzy czy prestiżu. Chodzi o to, co naprawdę 

chciałbyś robić. Rób to bez względu na to, jakie osiągasz rezultaty, a twoje 

znudzenie zniknie. Jeśli musisz robić to, czego wymagają od ciebie inni, musisz 

wykonywać coś dokładnie w taki sposób, jak ci nakazano, są to kamienie węgielne 
nudy. 

Cała ludzkość nudzi się, bo ten, kto chciał być mistykiem, został matematykiem, 

ten, kto chciał być matematykiem, jest politykiem, a urodzony poeta został 

biznesmenem. Każdy jest nie tam, gdzie chciał być, każdy zajmuje miejsce kogoś 
innego. Zaryzykuj. Nuda zniknie w mgnieniu oka. 

Mówisz: „Dotarto do mnie to, że jestem sobą znudzony..." A wiesz, dlaczego? Po 

prostu nie jesteś autentyczny, nie jesteś prawdziwy, nie szanujesz samego siebie. 

dodajesz: „Nie ma we mnie radości". A jak możesz ją poczuć? Ona przelewałaby 

się w tobie jak ożywczy sok, gdybyś robił to, co pragniesz robić. 

Vincent van Gogh odczuwał całkowite zadowolenie z samego faktu, że maluje. Nie 
kupowano jego obrazów, nikt go ni

e doceniał, często bywał niedożywiony, 

przymierał głodem. Brat dawał mu od czasu do czasu trochę pieniędzy, tak aby 

mógł jakoś przeżyć. W ciągu tygodnia przez trzy dni coś jadał, a cztery dni pościł. 

Za pieniądze, które zaoszczędził najedzeniu, musiał przecież kupować płótno, pę-

dzle i farby. Mimo to odczuwał radość, krążyła ona nim jak ożywcze soki. Kiedy 

miał trzydzieści trzy lata, popełnił samobójstwo, ale czy to coś gorszego niż twoje 

tak zwane życie? On skończył z sobą, kiedy namalował wszystko, co chciał 
namalo

wać. W dniu gdy zakończył malowanie zachodu słońca, co było jego 

największym pragnieniem, napisał pożegnalny list: „Moja praca zakończona, czuję 

się spełniony. Opuszczam ten świat całkowicie zadowolony". Odebrał sobie życie, 

ale właściwie nie nazwałbym tego samobójstwem. Żył pełnią, sumiennie wypalił 

świecę aż do końca i to z dwóch stron. 

Choćbyś żył sto lat, twoje życie może być suche jak kość, jak ogromny ciężar. 

Mówisz: „Nie umiem zaakceptować swojego życia, wiedząc, że nie ma we mnie 

już żadnej radości". Kiedy mówię, żebyście akceptowali samych siebie, nie mam 

background image

na myśli tego, że macie podążać utartą ścieżką życia. Proszę, żebyście dobrze 
mnie zrozu

mieli. Akceptować siebie to znaczy odrzucić wszystko inne -a pozostać 

sobą. Obawiam się, że pojmujesz to w jakiś sobie właściwy sposób i stąd 
nieporozumienia... 

Marsjanin wylądował w samym centrum Manhattanu. Natychmiast podszedł do 

niego żebrak, prosząc o jakąś drobną monetę. Marsjanin zapytał: 

A cóż to jest moneta? 

Po chwili zastanowienia 

żebrak odparł: 

Ma pan rację. Czy może mi pan dać jakiś banknot? 

Nie powiedziałem tego, co ty zrozumiałeś. Powinieneś odrzucić wszystko, co ci 

narzucono. Zaakceptuj najbardziej wewnętrzny rdzeń swojej istoty, który 

przyniosłeś ze sobą na ten świat, a nie będziesz miał poczucia, że coś cię omija. 
W tej samej chwili, kiedy bezwarunkowo zaakceptujesz samego siebie, po

jawi się 

nagła fala radości. Zaczną w tobie krążyć ożywcze soki, życie stanie się ekstazą. 

Pewien młody człowiek zapadł w śpiączkę. Kiedy zaczął się obawiać, że mogą go 

chcieć pochować, zaczął dawać znów oznaki życia. Zapytano go: „Jak to jest, 

kiedy się umrze?" 

Wykrzyknął: „Jak to - umrze?! Ani przez chwilę nie byłem umarły, przez cały czas 

wiedziałem, co się tu dzieje, a poza tym byłem głodny i zmarzły mi stopy". 

Jednak jeden z ciekawskich nie ustępował:„A dlaczego myślisz, że te fakty 

świadczą, że nadal żyjesz?" 

Pacjent odpowiedział: „Hm, gdyby to było niebo - nie czułbym głodu, a gdyby to 

było piekło - nie zmarzłyby mi stopy." 

Otóż to, skoro tylko jest ci zimno w stopy i jesteś głodny, to znaczy, że jeszcze 

żyjesz. Wstawaj i przebiegnij się! 

Pewien biedny chłopak, który nie otrzymał starannego wykształcenia ani nie umiał 

zachowywać się w towarzystwie, zakochał się w córce milionera. Ta zaprosiła go 

do rezydencji swoich rodziców na kolację, aby go przedstawić. Młodzieniec czuł 

się spięty i onieśmielony, widząc drogie meble, służbę i wszystkie inne przejawy 

luksusu, ale jakoś udało mu się to przez pewien czas ukrywać. Dopiero kiedy 

został posadzony do kolacji przy wielkim, pięknym stole i kiedy napił się wina, jego 
zdenerwo

wanie ustąpiło i... głośno puścił bąka. 

Ojciec dziewczyny spojrzał na niego, a potem na swojego psa, który leżał u stóp 

młodzieńca, i groźnym głosem zawołał: „Rover!" Młodzieniec poczuł ogromną ul-

gę, gdyż pomyślał, że cała wina spadła na psa. Toteż kilka minut później znowu 

puścił bąka. Gospodarz znów zawołał na psa. Kiedy jednak sytuacja powtórzyła 

się po raz trzeci, zdenerwowany ojciec dziewczyny zawołał: „Rover, rusz się 
wreszcie, zanim ten facet na ciebie nasra!" 

Wciąż jeszcze jest czas na to, by się uwolnić. Potrzeba ci jedynie odrobinę odwagi 
gracza. 

Na dodatek niczego nie możesz przegrać. Jedyne, co stracisz, to swoje 

kajdany-

nudę, ciągłe poczucie, że coś w życiu przegapiasz. Co jeszcze mógłbyś 

stracić? Wyrwij się z rutyny i zgódź się na samego siebie wbrew Mojżeszowi, 

background image

Jezusowi, Mahawirze, Krysznie - 

zaakceptuj siebie. Nie musisz odczuwać 

odpowiedzialności wobec Buddy czy Zaratu-stry, Kabira czy Nanaka. Twoja 

odpowiedzialność dotyczy tylko i wyłącznie ciebie. Bądź odpowiedzialny, a kiedy 

używam tego słowa, miej pewność, że rozumiesz, o co mi chodzi. Nie mówię o 

obowiązkach; używani tego słowa w sensie dosłownym: odpowiadaj 

rzeczywistości, bądź odpowiedzialny, udzielaj odpowiedzi. 

Zapewne prowadziłeś nieodpowiedzialne życie, wypełniając wszystkie obowiązki 

wynikające z twoich powinności, robiąc to, co inni spodziewali się, że będziesz 

robił. Co masz do stracenia? Jesteś znudzony - to świetny punkt wyjścia. Nie 
odczuwasz ra

dości - czego więcej potrzeba, by podjąć próbę wyjścia z więzienia? 

Wyskakuj i nie oglądaj się za siebie! Niektórzy doradzają: „Zanim skoczysz, 

pomyśl dwa razy". Ja mówię: „Skacz, a potem myśl sobie, ile tylko chcesz!" 
 

Mam takie wrażenie, jakbym wyładowała na Księżycu... Mam wrażenie, że 

gdybym umiała lepiej sprecyzować ten lęk, zniknąłby on. To poczucie, że 

wszystko, ale naprawdę wszystko... może się zdarzyć! 
 

Pojawia się czasem lęk, którego nie można określić. Nie ma żadnej przyczyny, nie 

wiemy, co go powoduje. Być może właśnie to, że nie wiemy, jest przyczyną. Kiedy 

wiemy, dlaczego coś się dzieje, możemy znaleźć wytłumaczenie, przeanalizować 
sytua

cję, mamy punkt zaczepienia. Istnieje jednak taki rodzaj strachu, który zdarza 

się raz na jakiś czas, i nie wiemy, skąd się wziął. Egzystencjaliści nazywają go 
angst - 

udręka, ból istnienia. Nie jest to lęk przed tym czy tamtym, jest to lęk 

spowodowany eg

zystencją. Istnienie jest bowiem otoczone nieistnieniem, byt za-

nurzony jest w niebycie. Istnienie jest niemal jak wyspa na oceanie nieistnienia, jak 

kruszynka. Nieistnienie jest ogromne. Cała przestrzeń wypełniona jest niebytem, a 

w nim gdzieniegdzie pojawia się byt. Nie potrzeba lepszego powodu do strachu. 

Ten jest wystarczający, by zabrać ci grunt spod stóp. Człowiek zaczyna spadać w 

otchłań, ponieważ nie jest w stanie tego lęku sprecyzować, powiedzieć: „Boję się 
tego i tamtego". Jego cier

pienie narasta, bo nie ma czym go wytłumaczyć. 

Ludzie chodzą do psychoanalityków nie po to, żeby poddać się terapii, ale po to, 

żeby doszukać się przyczyny swojego cierpienia. I psychoanaliza właśnie takich 

wyjaśnień dostarcza. Tb powoduje, że człowiek zaczyna czuć się lepiej. Nie 

poddano go jakiemuś leczeniu, tylko udzielono wyjaśnień. A kiedy myślimy, że 

znamy powody, zaczynamy czuć się lepiej. Sprawy stają się jakby prostsze. 

Można o tym mówić, zrozumieć to. 

Co jakiś czas każdy przechodzi przez lęk tego rodzaju. Trzeba przez niego jakoś 

przejść, nie usiłować go zagłuszać. Jeśli będziesz usiłowała go uniknąć, stracisz 

okazję. Jeżeli przez niego przejdziesz, początkowo będziesz czuć się załamana, w 
ogrom

nym niebezpieczeństwie, jakby cała przeszłość zniknęła, jakbyś umierała. 

Ale po jakimś czasie poczujesz się bezpieczna pomimo otaczającego cię 

background image

niebezpie

czeństwa. Rozluźnisz się w nieistnieniu i lęk odejdzie. To, co wyglądało 

jak załamanie, w końcu okaże się przełamaniem strachu. 

Po prostu przejdź przez to i nie doszukuj się niczego na siłę. Umysł będzie 

próbował znaleźć powody, będzie mówił: „Moje obawy spowodowane są tym i 
tym". Ale nie ma potrzeby szu

kać. Po prostu poddaj się temu co wieczór, przez 

czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt minut. Siedź w milczeniu i pozwól, żeby 

nieistnienie przenikało twoje istnienie. Niech wyspa bytu rozpłynie się w oceanie 

niebytu. Stań się nicością. Zgódź się na ten lęk i wytrwaj w nim. Wyjdziesz z tego 

odświeżona, ożywiona i nieulękła. 

Aby pokonać strach, trzeba przez niego przejść - przez ten właśnie rodzaj strachu, 

nie żaden inny. Obawiasz się, że twój chłopak cię zostawi? Jest to rodzaj lęku, ale 

jakże jest zwyczajny - możesz mieć wielu innych chłopaków; właściwie to bardzo 

maleńki lęk. Boisz się, że możesz nie mieć wystarczająco dużo pieniędzy na 

utrzymanie, ale przecież możesz coś na to poradzić. Taki rodzaj strachu jest 
trywialny, nie ma wiele wspólne

go z bólem istnienia. Większość ludzi żyje w 

swoich małych, zwyczajnych lękach i dlatego nie stają się odważniejsi. Lęk 

egzystencjalny można pokonać tylko wtedy, gdy przez niego przejdziesz. 

Nie usiłuj więc znajdować wyjaśnienia; nie ma go. Przejdź przez to; wejdź tak 

głęboko, jak tylko możesz, i obserwuj. Będziesz miała stracha, ale idź. Wbrew 
wszystkim obawom. Wy

niknie z tego coś naprawdę pięknego; jakby pąk róży. 

Twoje istnienie stanie się mocniejsze. Jeśli nie odrzucisz wyzwania, które rzuca ci 

nieistnienie, twoje istnienie wzmocni się. Nie ma czego się bać. Po prostu zmierz 

się ze strachem. 
 

Medytacja na strach przed pustką 
 

Każdej nocy, zanim zaśniesz, zamknij oczy i na dwadzieścia minut wejdź w swoją 

pustkę. Zaakceptuj ją, niech sobie będzie tam, gdzie jest. Masz poczucie strachu - 

też pozwól mu tam być. Choćbyś drżała -wytrzymaj, nie odrzucaj tego obszaru w 

sobie. Za dwa, trzy tygodnie poczujesz jego piękno, błogosławieństwo. Lęk zniknie 
sam z siebie. Nie tobie z nim wal

czyć. 

Usiądź wygodnie na kolanach na podłodze. Jeśli głowa naturalnie pochyla się do 
przodu - 

to dobrze, pochyl ją. Będziesz nieomal w pozycji embrionalnej, tak jak 

dziecko pozostające w łonie matki. Głowa dotknie kolan albo podłogi. Tb dobrze. 

Wniknij w swoje własne łono i tam pozostań. Żadnej techniki, żadnej mantry, bez 

jakiegokolwiek wysiłku. Po prostu bądź. Poczuj, co się z tobą dzieje. Jest to coś, 

czego wcześniej nie doświadczałaś. Twój umysł jest zaniepokojony, bo dzieje się 

coś, co pochodzi z całkiem innego, nieznanego wymiaru. Umysł sobie z tym nie 
radzi, jest skonsternowany, bo nie zna niczego takie

go, a chciałby to nazwać, 

przykleić etykietkę. 

background image

To, co znamy, to umysł. Nieznane - to Bóg. To, co nieznane, nigdy nie stanie się 

częścią znanego. To, co poznajemy, nie jest już nieznanym Bogiem. Nieznane 
pozostaje niepoznawalne. 

Nawet jeśli coś o tym wiesz, to i tak tego nie poznasz. Tajemnica nie podlega 

rozwiązaniu; jest nierozwiązywalna. 

Toteż każdego wieczoru wchodź w tę przestrzeń. Będzie tam lęk, drżenie, ale to 

dobrze. Powoli zniknie, ustąpi miejsca radości. Po trzech tygodniach pewnego 

dnia poczujesz taką błogość, taki zastrzyk energii, wzbogacenie twojego jestestwa 

poczuciem radości -jakby skończyła się noc i słońce pojawiło się na horyzoncie. 
 

Medytacja, by pozbyć się utrwalonych zachowań lękowych 
 

Zauważyłem, że wciąż powtarzam pewien wzorzec zachowania, który 

przyjąłem jeszcze w dzieciństwie. Zawsze gdy dostawałem burę od rodziców 
albo gdy mnie krytykowali, po 

prostu zamykałem się, uciekałem, pocieszając 

się myślą, że ludzie nie są mi do niczego potrzebni i poradzę sobie bez nich. 
Teraz wi

dzę, że podobnie reaguję na przyjaciół. 

 

To jedynie przyzwyczajenie, które mocno się w tobie utrwaliło. Spróbuj 

postępować odwrotnie. Kiedy chcesz się zaniknąć - otwieraj się. Jeśli chcesz 

odejść - nie idź; jeśli nie chcesz o czymś rozmawiać - mów. Jeśli wolałbyś uniknąć 
awantury -

nie unikaj jej, rozpętaj istną burzę. 

W sytuacj

ach zagrożenia zawsze mamy alternatywę: walczyć albo uciekać. 

Dziecku - 

zwłaszcza w krajach przywiązanych do tradycji - nie wolno walczyć. W 

Ameryce dziecko stawia się tak zaciekle, że to rodzice czasem muszą uciekać. Ale 
w krajach ba

zujących na starych tradycjach, gdzie hołduje się od wieków tym 

samym 

wartościom, dziecko nie może się buntować. Jedyny sposób to zaniknąć 

się w sobie, owinąć się wokół swojego jestestwa, aby je zabezpieczyć. Nauczyłeś 

się więc uciekać. 

Jedyne, co możesz teraz zrobić, to w chwilach, kiedy masz ochotę uciekać, nie 

ruszaj się, zostań i stocz walkę. Popróbuj tego przez miesiąc - zobaczymy, co 

dalej. Kiedy już nauczysz się reagować odwrotnie - powiem ci, jak odrzucić obie 

reakcje. Bo obie są złe i obu musisz się pozbyć. Tylko w ten sposób przestaniesz 

odczuwać zagrożenie. Ponieważ jeden rodzaj reakcji zakorzenił się w tobie, 

musimy go zrównoważyć drugim - przeciwnym. 

Bądź więc przez miesiąc prawdziwym wojownikiem; o wszystko. To będzie 

świetne doświadczenie, co? Kiedy zmuszeni jesteśmy uciekać - czujemy swoją 

niższość, upokorzenie. Zamykanie się w sobie - to tchórzowski sposób na życie. 

Ale stać się odważnym!... A później odrzucimy oba te sposoby, bo u podstaw 

takiej odwagi także leży tchórzostwo. Dopiero gdy uda ci się pozbyć i odwagi, i 

tchórzostwa, staniesz się człowiekiem bez lęku. Spróbuj. 
 

background image

Medytacja, by zaufać 
 

Jeżeli jest ci trudno zaufać, musisz się cofnąć, zagłębić się w swoją przeszłość. 

Musisz wejść głęboko w swoje wspomnienia, wyczyścić umysł z minionych 

odczuć. Masz tam zapewne wielki śmietnik; wyczyść go. 
Oto s

posób, w jaki trzeba to zrobić: cofnij się, ale nie z nastawieniem, żeby sobie 

przypominać, lecz po to, żeby poczuć ulgę. Uczyń z tego medytację. Każdego dnia 

wieczorem przez godzinę cofaj się w czasie. Spróbuj odtworzyć zdarzenia z 
dzie

ciństwa. Im głębiej wnikasz, tym lepiej, bo chowamy w sobie wiele zdarzeń i 

niechętnie pozwalamy im wracać do pamięci. Pozwól im na to. Codziennie 

będziesz mógł wejść nieco głębiej. Najpierw przypomną ci się zdarzenia z okresu, 

kiedy miałeś cztery, pięć lat i nie będziesz mógł wniknąć dalej. Poczujesz, że 

wyrósł przed tobą Mur Chiński. Ale nadal próbuj, powolutku: co się działo, gdy 

miałeś trzy latka, dwa latka? Ludzie dochodzą nawet do momentu swoich 

narodzin. Są i tacy, którzy przypomnieli sobie okres płodowy, a nawet tacy, którzy 

sięgnęli do swojego innego życia przed śmiercią w poprzednim wcieleniu. Jeżeli 
dojdziesz do momentu swoich narodzin i spróbujesz od

czuć ulgę, będziesz musiał 

zmierzyć się z bólem, z przejmującym cierpieniem. To prawie tak, jakbyś znów się 
ro

dził. Może zaczniesz krzyczeć jak nowonarodzone dziecko - przez kilka sekund 

dusiło się, nie mogło oddychać i dzięki temu krzykowi zaczerpnęło pierwszego 

oddechu. Jego drogi oddechowe otworzyły się, płuca zaczęły funkcjonować. Może 

będziesz musiał dotrzeć aż do tego punktu. Potem wracaj. Następnego wieczoru 

znów tam wniknij; i tak przez kilka wieczorów. To może zabrać ci od trzech do 

dziewięciu miesięcy. Będziesz stopniowo odczuwał coraz większą ulgę, a wraz z 

nią pojawi się coraz większe zaufanie. Kiedy wyczyścisz swoją przeszłość i 

będziesz świadomy wszystkiego, co się wydarzyło - uwolnisz się od niej. Oto klucz 

do rozwiązania tego problemu: stając się świadomym tego, co zalega w twojej pa-

mięci, uwalniasz się od tego. Wtedy możesz zaufać. Świadomość wyzwala, 

nieświadomość tworzy więzy. 
 

Medytacja, by przemienić lęk w miłość 
 

Możesz siedzieć na krześle czy gdziekolwiek indziej, ale tak, byś czuł się 

naprawdę wygodnie. Złóż dłonie na podołku, prawa pod 
spodem, lewa na wierzchu - 

tak, pozycja jest ważna, ponieważ prawa ręka jest 

połączona z lewą półkulą mózgu, skąd przychodzi poczucie strachu. Lewa ręka 

połączona jest z prawą półkulą mózgu, skąd przychodzi odwaga. 

Lewa półkula to siedziba rozsądku, a rozsądek jest tchórzem. Dlatego nie 

znajdziesz człowieka jednocześnie odważnego i rozsądnego. Człowiek odważny 

będzie irracjonalny, przyzwyczajony do irracjonalnych zachowań. Prawa półkula 
mózgu jest intuicyjna - 

toteż w znaczeniu symbolicznym, i nie tylko, dostarcza 

energii określonym postawom, związkom. 

background image

Prawa dłoń leży pod lewą, oba kciuki są połączone. Odpręż się, zamknij oczy, 

pozwól, by twoja żuchwa lekko się rozluźniła... bardzo delikatnie, tak byś mógł 

zacząć oddychać ustami; to doskonale relaksuje. Kiedy przestajesz oddychać 
przez nos, stare wzorc

e mózgu przestają funkcjonować. Dzięki temu łatwiej będzie 

ukształtować nowy wzorzec. Poza tym jeśli nie oddychasz przez nos, nie 
stymulujesz mózgu - 

powietrze płynie bezpośrednio do klatki piersiowej. Oddech 

przez nos to ciągła stymulacja, masaż mózgu. Kiedy oddychasz, powietrze z 

jednej dziurki w nosie masuje jedną półkulę mózgu, potem powietrze z drugiej 
dziurki - 

masuje drugą. Co czterdzieści minut następuje zmiana. 

Siedź więc w tej pozycji, oddychaj przez usta. Nos jest dualistyczny, usta - nie. 
Ki

edy oddychasz przez usta, nie następuje zmiana. Możesz oddychać przez całą 

godzinę z takim samym skutkiem - pozostaniesz w takim samym stanie. Kiedy 

oddychasz przez nos, ten stan się zmienia, niezauważenie dla ciebie. 
Pozostaniesz w bardzo cichym, niepodzielonym, nowym sta

nie odprężenia, a 

twoje energie 

zaczną przepływać w inny sposób. Po prostu codziennie siedź w 

ciszy, nie robiąc niczego przez co najmniej czterdzieści minut. Zacznij od 

czterdziestu minut, dochodząc stopniowo do sześćdziesięciu. 
Jednocz

eśnie nie przegapiaj nadarzających się okazji; łap je. Zawsze wybieraj 

życie i działanie. Nigdy się nie wycofuj, nigdy nie uciekaj. Ciesz się, kiedy pojawia 

się szansa, żeby coś zrobić, by być kreatywnym. 
 
l pytanie ostatnie: Strach przed Bogiem 
 
Czy wizja osobowego Boga, który o nas dba - nawet czysto hipotetycznie - 

nie jest jednak w pewien sposób użyteczna ? Kiedy pomyślę o porzuceniu 
wizji Boga, odczuwam strach. 
 

Dlaczego boisz się odrzucić wizję Boga? To proste - ona w pewien sposób chroni 

cię przed poczuciem lęku. Kiedy ją odrzucisz, pojawi się strach. Jest to rodzaj 
psychicznego zabezpieczenia. 

Dziecko jest skazane na strach. W łonie matki - nie, bo wtedy nie musi nawet 

myśleć o chodzeniu do synagogi albo kościoła, o czytaniu Biblii, Koranu czy Gity 
ani o tym, czy Bóg istnie

je. Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko w łonie matki było 

w najmniejszym nawet stopniu zainteresowane Bogiem, dia

błem, niebem, piekłem. 

Po co? Właśnie przebywa w raju. Nie ma nic lepszego. Znajduje się w 

bezpiecznym, ciepłym, przytulnym domu, pływa w wodach, które je odżywiają. Po 

dziewięciu miesiącach odbędzie wielką podróż - od bycia prawie niczym do stania 

się istotą. Przez dziewięć miesięcy przejdzie przez doświadczenie milionów lat 
ewolucji - 

od pierwszej istoty aż do teraz, przez wszystkie fazy. 

Dziecko ma poczucie pełnego bezpieczeństwa: nie musi pracować, nie zginie z 

głodu, ma wszystko, czego potrzebuje. Takie życie przez dziewięć miesięcy w 

łonie matki jest powodem, z którego stworzono tak zwane religie. 

background image

Kiedy dzi

ecko się urodzi, pierwszym, co odczuwa, jest strach. To naturalne. 

Straciło dom, poczucie bezpieczeństwa, ciepełko. Wszystko, co było jego światem, 

przepadło, a ono znalazło się w jakimś innym świecie, zupełnie obcym. Musi 

zacząć samodzielnie oddychać. Właśnie z tego dziecko zdaje sobie sprawę 
najpierw - 

teraz będzie musiało samodzielnie oddychać, bez pomocy mamy. Na 

dodatek le

karz obraca je do góry nogami i daje klapsa, żeby je przywołać do 

rzeczywistości. Niezły początek! Co za powitanie! 

Z tego wrażenia zaczyna samodzielnie oddychać. Czy zauważyłeś, że zawsze gdy 

odczuwasz przerażenie, zmienia się twój oddech? Jeśli nie zwróciłeś na to uwagi, 

zrób to przy najbliższej okazji. Kiedy się boisz, zmienia się twój oddech. A kiedy 

jesteś na luzie, masz poczucie bezpieczeństwa, zauważ, jak harmonijny staje się 

twój oddech, w głębokiej zgodzie, coraz bardziej cichy. Czasami, w stanie 

głębokiej medytacji, masz poczucie, jakby twój oddech zupełnie się zatrzymał. Nie 

zatrzymuje się, ale faktycznie bardzo spowalnia. 

Początki dziecka na tym świecie kojarzą mu się przed wszystkim ze strachem. 

Przez dziewięć miesięcy przebywało w ciemności, a teraz w nowoczesnym 

szpitalu lampy świecą oślepiającym blaskiem. Dla jego oczu, dla siatkówki, która 

przecież nie widziała światełka nawet tak delikatnego jak płomyk świecy, taki blask 
to stanowczo za wiele! To 

szok dla maleńkich oczu. 

A lekarz nie czeka ani chwili - 

odcina pępowinę, która łączy je z matką, pozbawia 

je ostatniej nadziei na powrót do bezpie

cznego świata. A to przecież takie 

maleństwo. Wszyscy wiemy, że ludzkie niemowlę jest najbardziej nieporadne 

spośród wszystkich ssaków. Dlatego konie nie wymyśliły sobie Boga, ani słonie. 

Nie mają takiej potrzeby. Dziecko słonia natychmiast po urodzeniu staje na nogi i 

zaczyna poznawać świat. Nie jest tak zależne jak ludzkie dziecko. Może cię to 
zaskoczy, ale na tej za

leżności dziecka bazuje cała ogromna infrastruktura: twoja 

ro

dzina, społeczeństwo, kultura, religia, filozofia. 

U zwierząt zjawisko rodziny nie istnieje z prostego powodu - dzieci zwierząt nie 

potrzebują rodziców. Człowiek zdecydował, że stworzy pewien system. Ojciec i 

matka muszą pozostawać razem, po to żeby opiekować się dzieckiem. Jest ono 
wyni

kiem ich miłości, jest ich dziełem. Jeżeli ludzkie niemowlę zostawić same 

sobie, jak robi to większość zwierząt, to oczywiście nie ma ono szansy na 

przetrwanie. Jak znajdzie jedzenie? Kogo zapyta? O co pytać? Może urodziło się 

za wcześnie? Kilku biologów twierdzi, że dzieci ludzkie rodzą się przedwcześnie, 

że dziewięć miesięcy to za mało i dlatego przychodzą na świat tak bezbronne. Ale 

ciało ludzkie jest właśnie takie i matka nie może nosić dziecka dłużej, bo umrze, a 

ono wraz z nią. Obliczono, że jeśli płód pozostawałby w łonie matki przez co 
najmniej trzy l

ata, to być może nie istniałaby potrzeba ojca, matki, rodziny, 

społeczeństwa, kultury, Boga i kapłana. Ale trzy lata - to całkiem niemożliwe. 

Ta wyjątkowa sytuacja biologiczna ma wpływ na całe ludzkie zachowanie, sposób 

myślenia, strukturę rodziny, społeczeństwa. To ona właśnie jest przyczyną lęków. 

Pierwsze doświadczenie noworodka to lęk i ostatnie doświadczenie człowieka to 

background image

także lęk. Narodziny są rodzajem śmierci, jeśli popatrzysz na nie z punktu 

widzenia noworodka. Żył w doskonałym świecie, był bardzo szczęśliwy. Nie 

potrzebował, a nawet nie życzył sobie żadnych zmian. Korzystał z życia, rósł i był 
zadowolony, a tu nagle - 

eksmisja. Dla niego to jakby doświadczenie śmierci jego 

dotychcza

sowego świata, bezpieczeństwa, przytulnego domku. 

Wymyśliliśmy wodne materace i gorące kąpiele w wannie, abyśmy leżąc mogli 

wracać do doświadczania tamtego utraconego świata. Ci, którzy umieją korzystać 

z gorących kąpieli, dodają do nich soli - bo płyny w łonie matki również były słone. 

Ale jak długo można wytrzymać w wannie? 

Zygmunt Freud nie był człowiekiem oświeconym. Więcej - był trochę szurnięty, ale 

przecież i tacy ludzie mają coś do powiedzenia. Czasem tworzą wiekopomne idee. 

Uważał on na przykład, że powodem, z którego mężczyzna kocha się z kobietą, 

jest chęć powrotu do łona. Mam wrażenie, że jest w tym jakieś ziarenko prawdy: 

poszukiwanie łona, drogi, którą przyszedł na ten świat. Ale nie udało mu się nigdy 

osiągnąć celu, toteż zaczął wymyślać jaskinie, domy, samoloty. Pomyśl o wnętrzu 
samolotu - 

wcale się nie zdziwię, jeśli któregoś dnia ludzie zaczną latać 

samolotami, usadowieni w wannach z gorącą wodą. Słoną. Podobna sytuacja, 

choć na pewno nie w pełni satysfakcjonująca. 
T

aki właśnie był cały świat dziecka. My staramy się, by było nam równie przytulnie: 

naciśnij guzik, a natychmiast pojawia się stewardesa. Robimy wszystko, aby 

osiągnąć maksimum wygody, ale nadal daleko nam do komfortu, który mieliśmy w 

łonie matki. Dostawałeś pokarm, zanim zdążyłeś poczuć, że jesteś głodny. Zanim 

zdążyłeś poczuć, że potrzebujesz powietrza, już było ci dostarczone. Żadnych 

obowiązków. 

Jeżeli dziecko, wychodzące z łona matki, coś czuje, to zapewne ma wrażenie, że 

umiera. Na pewno nie czuje, jakby właśnie się rodziło. To my tak to określamy - 

stoimy na zewnątrz i nazywamy to narodzinami. 

A pewnego dnia po raz drugi, mimo całego wysiłku włożonego w to życie, mimo 

urządzenia się w nim - dom, rodzina, grono przyjaciół, odrobina ciepła, swoje małe 

miejsce na świecie, gdzie można odpocząć - nagle okazuje się, że znowu jesteś 
wyr

zucony. To trudne; przez całe życie o coś zabiegasz, by na końcu dowiedzieć 

się, że znów nadszedł ten dzień. 

Znów pojawia się lekarz - ten sam, który dał ci klapsa, kiedy się rodziłeś. Wtedy 

pomógł ci złapać pierwszy oddech, tym razem... 

Wszyscy jesteśmy po jednej stronie, nie wiemy, co jest po drugiej. Możemy się 

jedynie domyślać; stąd piekło i niebo, i wszystkie inne wytwory nieposkromionej 

wyobraźni. 

Jesteśmy po jednej stronie, ale ten człowiek umiera. Naszym zdaniem, jest to 

śmierć, ale może to są kolejne narodziny. Tylko on to wie, lecz nie może wrócić i 

powiedzieć: „Nie martwcie się; nie umarłem, nadal jestem żywy". Podobnie jak nie 

mógł wrócić do łona matki, żeby po raz ostatni rzucić okiem na wszystko i 

pożegnać się, tak i teraz - nie może wrócić i powiedzieć, że nadal żyje. 

background image

Hinduistyczna koncepcja odrodzenia opiera się po prostu na zjawisku narodzin. Z 

punktu widzenia łona -jeżeli ono myśli -dziecko umiera. Również dla dziecka - jeśli 

myśli - narodziny są śmiercią. Ale przecież nie umarło, urodziło się. To samo do-

tyczy śmierci: z naszej strony wygląda na śmierć, ale jak to jest z drugiej strony? 

Niestety, ta „druga strona" to jedynie nasze domysły. Może-

m

y J

e

J przypisać, co 

nam się żywnie podoba. Każda religia opisuje ją inaczej, bo każda społeczność, 

każda kultura zależy od położenia geograficznego, ma inną historię. Na przykład 

Tybetańczyk uważa, że po drugiej stronie nie ma chłodu; chłód - nie mówiąc już o 
mrozie - 

przeraża go. Tybetańczyk uważa więc, że zmarłemu jest ciepło, że 

przebywa w 

świecie, w którym zawsze panuje ciepło. Z kolei Hindus nie wyobraża 

sobie, że po drugiej 

stronie miałoby być zawsze ciepło. Cztery miesiące upałów w Indiach stanowczo 
wystarcza. Tym bardziej jest to nie do zaakcep

towania na drugim świecie. Być 

może Hindusi nie znają się zanadto na klimatyzacji, ale opisują swój raj jako 

miejsce, gdzie zawsze jest chłodnawo - nie za zimno i nie za ciepło. Panuje tam 
zawsze wiosna, taka jak w Indiach - 

kwitną wszystkie kwiaty, wiatr przynosi upojne 

zapachy, ptaki śpiewają, wszystko tętni życiem. Żadnych upałów, tylko lekki 

chłodek. 

Pomysły te są wytworem ludzkiego mózgu (...). W innym wypadku raj byłby taki 

sam dla Tybetańczyków, Hindusów czy muzułmanów. Muzułmanin nie mógłby 

wyobrazić sobie, że ten inny świat to pustynia. Tyle przez pustynię wycierpiał. 

Drugi świat musi być oazą - ogromną, niekończącą się oazą. Nie maleńką, którą 

napotykasz po przebyciu dziesiątek kilometrów -kilka drzew, małe źródełko wody. 
Nie - raj to jedna wielka oa

za i żadnej pustyni. 

Wymyślamy sobie różności, ale dla osoby umierającej jest to ponowne przejście 

przez proces, którego już raz doświadczyła. To znany fakt, że jeśli umieramy, a nie 
tracimy przytom

ności, nie wpadamy w śpiączkę, wtedy przypominamy sobie 

wszystkie zdarzenia, które miały miejsce w naszym życiu od samego momentu 

narodzin. Wygląda na to, że takie ostatnie spojrzenie ma dużą wagę. W ciągu kilku 

sekund przewijają się wszystkie daty w kalendarzu, zupełnie jak w filmie. 

Kalendarz biegnie w błyskawicznym tempie. W dwugodzinnym filmie często 

ukazanych jest wiele lat... gdyby zachować zwykłe tempo, siedziałbyś w sali 
kinowej dwa lata; kto ma na to czas? Twój ka

lendarz przewija się, daty przelatują 

przed oczami; w chwili śmierci następuje to bardzo szybko. W parę chwil życie 
cofa si

ę aż do momentu narodzin. Znów nastąpił ten sam proces - życie zatoczyło 

pełne koło. 

Dlaczego chciałbym, żebyś to pamiętał? Dlatego, że twój Bóg nie jest niczym 

innym tylko lękiem, który ogarnął cię w momencie narodzin i narastał aż do teraz, 

stając się coraz większy. Z tego właśnie powodu młody człowiek może być ateistą, 
mo

że sobie na to pozwolić. Z wiekiem jednak staje się to coraz trudniejsze. Kiedy 

zbliża się chwila jego śmierci i zapytasz go, czy nadal jest ateistą, odpowie 

background image

zapewne coś w rodzaju: „Nie jestem już tego taki pewien". To strach przed rym, co 

się ma zdarzyć. Cały jego świat zniknie. 

Mój dziadek nie był człowiekiem religijnym. Miał charakter podobny do Greka 

Zorby: zjeść, napić się i cieszyć - przecież innego świata nie ma, te wszystkie 
o

powieści to nonsens. Z kolei mój ojciec był bardzo religijny - zapewne była to 

reakcja na styl życia dziadka; nazywamy to konfliktem pokoleń. W mojej rodzinie 

wszystko było postawione na głowie: dziadek ateista, a z tego powodu ojciec - 
teista. Zawsze gdy 

ojciec wychodził do świątyni, dziadek wyśmiewał go i mówił: 

„Idź! Marnuj swoje życie wśród tych głupich posągów!" 

Uwielbiam Zorbę z wielu powodów; jednym z nich jest fakt, że odnalazłem w nim 

swojego dziadka. Pamiętam, że dziadek lubił dobrze zjeść, a posiłki 

przygotowywał zawsze samodzielnie; nie wierzył, że ktoś inny zrobiłby to tak 

dobrze jak on. W ciągu wielu lat swojego życia gościłem w tysiącach domów w 

Indiach, ale nigdy nie jadłem nic tak smacznego jak potrawy dziadka. A on tak 

kochał gotowanie, że co tydzień zapraszał przyjaciół i robił im ucztę, cały dzień dla 

nich gotując. Moja mama, ciotka, służąca i kucharz - wszyscy byli wyrzucani z 
kuchni. Kiedy dziadek go

tował, nikt nie miał prawa przeszkadzać. Ale dla mnie był 

wy

jątkowo łaskawy. Pozwalał mi patrzeć. Kiedyś powiedział: „Ucz się, żebyś nie 

był zależny od innych. Tylko ty sam znasz swój smak. Jak ktoś inny mógłby znać 
go lepiej?" 

Odpowiedziałem: „To jest dla mnie za trudne; jestem zbyt leniwy. Mogę popatrzeć, 

ale gotować przez cały dzień?! Nie, to niemożliwe". Niczego więc się nie 

nauczyłem, ale samo obserwowanie go było ciekawe. Kiedy dziadek gotował, 

stawał się artystą -jak rzeźbiarz, muzyk czy malarz. To nie było gotowanie. Dla 

niego to była sztuka. A jeśli coś było choćby odrobinę nie tak, jak powinno - 

wyrzucał natychmiast i gotował od początku. Mówiłem: „Przecież to bardzo dobre". 

Odpowiadał: „Nie, to jest po prostu dobre. A ja jestem perfekcjonistą i dopóki nie 

osiągnę swojego poziomu perfekcji, nie poczęstuję tym nikogo. Kocham to, co 

gotuję". 

Umiał przyrządzać wiele koktajli (...). A cokolwiek robił, cała rodzina zaraz 

zwracała się przeciwko niemu; nazywali go utrapieńcem. Nie wpuszczał nikogo do 

kuchni, a pod wieczór zwoływał wszystkich ateistów z miasta. Z kolacją czekał, aż 
zaj

dzie słońce, po to tylko, żeby postąpić na przekór dżainistom. Jadł po 

zachodzie, dlatego że dżainizm nakazuje jeść ostatni posiłek, zanim zajdzie 

słońce. Zwykle wysyłał mnie przed dom, żebym sprawdził, czy słońce już zaszło. 

Drażnił tym całą rodzinę, ale nie mogli się na niego złościć, gdyż był głową domu, 
senio

rem rodu. W zastępstwie złościli się więc na mnie; było im łatwiej. Pytali: 

„Czemu się kręcisz w tę i z powrotem, sprawdzając zachód słońca? Ten starzec 

zgubi także ciebie". 

Żałuję, że natknąłem się na powieść Grek Zorba, dopiero gdy dziadek już umierał. 

Podczas ceremonii pogrzebowej myślałem tylko o jednym -jak bardzo byłby 

szczęśliwy, gdybym ją dla niego przetłumaczył i mu ją czytał. Przeczytałem mu 

background image

wiele książek. On sam nie zdobył wykształcenia. Umiał się jedynie podpisać. Nie 

nauczył się pisać ani czytać - ale był z tego dumny. Zwykł mawiać: „To dobrze, że 

ojciec nie zmuszał mnie do szkoły. Zepsułby mnie. Te książki psują ludzi". 

Ostrzegał mnie: „Pamiętaj - twój ojciec jest zepsuty, tak samo twoi wujkowie; wciąż 

czytają te religijne księgi pełne bzdur. A kiedy oni tracą czas na czytanie - ja żyję. 

Najlepiej jest uczyć się życia - żyjąc. Wyślą cię na uniwersytet wbrew mojej woli. 

Nie mogę sprzeciwić się obojgu - twojej matce i ojcu. Ale pilnuj się, żebyś się nie 
zagu

bił w tych wszystkich książkach". 

Cieszył się z tysiąca drobiazgów. Zapytałem go kiedyś: „Każdy wierzy w Boga. 
Dlaczego ty nie wierzysz, Babal" (Nazywa

łem go Baba, co znaczy po hindusku 

„dziadek".) 

Odpowiedział: „Bo się nie boję". Bardzo prosta odpowiedź: „Czego się bać? Nie 

ma takiej potrzeby. Nie zrobiłem niczego złego, nikogo nie skrzywdziłem. Żyję 

pogodnie i radośnie. Jeśli jakiś Bóg istnieje i kiedyś Go spotkam, nie będzie na 

mnie zły. To raczej ja będę zły na Niego, że stworzył ten świat. Ale ja się nie boję". 

Kiedy umierał, zapytałem go znowu. Lekarze powiedzieli, że zostało mu tylko kilka 

minut. Jego puls słabł, serce spowalniało, ale nadal był przytomny. Powiedziałem: 
,Baba, mam jedno py

tanie..." Otworzył oczy i, uprzedzając je, rzekł: „Chcesz zapy-

tać, dlaczego nie wierzę w Boga. Wiedziałem, że zadasz mi to pytanie na łożu 

śmierci. Czy sądzisz, że śmierć mnie przeraża? Żyłem tak radośnie i taką pełnią, 

że umieram bez żalu. Co nowego mógłbym zrobić jutro? Wszystkiego już 

zaznałem, nie ma nic więcej. Mój puls słabnie, moje serce słabnie; myślę, że 

wszystko będzie w jak najlepszym porządku, bo czuję się pogodzony, spokojny, 

cichy. Czy umrę całkowicie, czy też będę nadal żył - tego nie wiem. Ale chcę, 

żebyś pamiętał jedno: nie czuję lęku". 

Powiedziałeś: „Kiedy pomyślę o porzuceniu wizji Boga, odczuwam strach". To 

pokazuje, że głazem koncepcji Boga 

przygniatasz strach. Kiedy ten głaz odrzucisz, strach się pojawi. 

Kiedy ogarnie cię strach, musisz się z nim zmierzyć. Nie pomoże ci zasłanianie go 

wiarą w Boga. Zwątpiłeś i już nie wierzysz. Nie możesz mieć wiary w Boga, bo 

zwątpienie jest czymś rzeczywistym, a wiara - fikcyjnym. A żadna fikcja nie ma 

szans w obliczu faktów. Bóg stanie się dla ciebie tworem czysto hipotetycznym, 

twoje modlitwy zatracą sens. 

Jeśli raz usłyszysz prawdę, nie zdołasz jej zapomnieć. To jedna z cech prawdy - 

nie musisz starać się ją zapamiętać. Kłamstwo wymaga ciągłego pamiętania. 

Mógłbyś łatwo coś pomylić. Ten, kto często kłamie, musi mieć lepszą pamięć niż 

człowiek prawdomówny. Jeśli bowiem zawsze mówisz prawdę - nie musisz 

niczego zapamiętywać. 

Ktoś, kto kłamie, musi pamiętać nie tylko swoje kłamstwa, ale także którego z nich 

użył w stosunku do której osoby. Jedno kłamstwo powoduje łańcuszek kolejnych. 

Rodzą się jedne za drugimi, zupełnie wymykają się spod kontroli. 

background image

Natomiast prawda jest jak celibat - 

nie posiada dzieci; nie ma męża. Jeśli raz 

pojmiesz to, że Bóg nie jest niczym innym jak tylko hipotezą, stworzoną przed 

kapłanów, polityków, elity władzy, pedagogów, i że oni wszyscy chcą trzymać cię 
w psychi

cznej niewoli, że mają w tym swój interes... cóż - przestaniesz się 

obawiać. A oni chcą, żebyś się bał, bo kiedy się nie boisz -jesteś niebezpieczny. 

Masz wybór: możesz być człowiekiem tchórzliwym, pełnym obaw, zniewolonym, 

bez jakiejkolwiek godności, bez szacunku dla samego siebie - albo możesz 

odrzucić lęk. 

Ale wtedy będziesz buntownikiem, nie unikniesz tego. Albo będziesz wierzącym, 

albo będziesz miał duszę buntownika. Ci wszyscy, dla których jako rebeliant 

mógłbyś być niewygodny, usiłują zalepić umysły ludzi papką chrześcijaństwa, 

judaizmu, islamu czy hinduizmu. Mają siłę przekonywania, bo wszyscy, którzy 

pragną władzy, wiedzą, iż idea Boga pomaga w jej zdobyciu. 

Jeżeli boisz się Boga - a jest to przecież jedna z podstawowych zasad wiary - 

musisz podporządkować się Jego nakazom i wyrokom, świętym księgom, 
mesjaszom, kolejnym wcieleniom - 

słuchać Go i jego przedstawicieli. Bardziej 

zresztą Jego przedstawicieli, bo Bóg się z tobą nie komunikuje. Ogromnie dziwny 

układ. Religia to najdziwniejszy biznes, jaki stworzono. Nie ma szefa, ale jest 
mnó

stwo pośredników: kapłani, biskupi, kardynałowie, papież - cała hierarchia. A 

na samej górze - nie ma nikogo. 

Chciałeś, żeby wymyślono Boga, bo nie mogłeś znieść samotności. Nie potrafiłeś 

zmierzyć się z życiem, z jego pięknem, radością, cierpieniem, troską. Bałeś się 

tego doświadczać, nie mając kogoś, kto nad tobą czuwa i chroni cię jak parasol. 

Poprosiłeś o Boga ze strachu. I oczywiście wszędzie pełno jest sztukmistrzów. 
Prosisz - i masz. 

Będziesz musiał porzucić tę wizję Boga, która pomaga ci ukoić strach. Trzeba 

będzie przejść przez te wszystkie lęki i zaakceptować fakt, że są częścią ludzkiej 

rzeczywistości. Nie ma potrzeby uciekać. 
Trze

ba będzie się w to zagłębić, a im głębiej wnikniesz w strach, tym mniej go 

znajdziesz. Kiedy dotkniesz kamiennego dna lęku, po prostu zaczniesz się z tego 

śmiać - nie było czego się obawiać. A kiedy zniknie lęk, pojawia się niewinność, 
która jest summum bonum, 

najczystszą esencją człowieka religijnego. 

Ta niewinność jest siłą. Ta niewinność, to jedyny prawdziwy cud. 

Niewinność jest początkiem wszystkiego, ale nie uczyni cię ona chrześcijaninem 

ani muzułmaninem. Niewinność sprawi, że będziesz po prostu zwykłym 

człowiekiem, całkowicie akceptującym swoją zwyczajność, żyjącym radośnie, 

wdzięcznym wszystkiemu, co istnieje - nie koncepcji Boga, ponieważ ona jest 
wytworem, narzuconym ci przez innych. 

Istnienie nie jest jakąś ideą. Po prostu jest - w tobie, poza tobą. Kiedy odzyskujesz 

swoją niewinność, pojawia się w tobie głębokie poczucie wdzięczności. Nie nazwę 

tego modlitwą, bo kiedy się modlisz, zwykle o coś prosisz. A ty nie prosisz tu, lecz 

dziękujesz za wszystko, co do tej pory otrzymałeś. 

background image

Otrzymałeś bardzo wiele. Czy zasłużyłeś na to? Czy zapracowałeś na to? Istnienie 

obsypuje cię tak hojnie, że prosić o więcej byłoby niewdzięcznością. Ciesz się z 

tego, co otrzymałeś. Najpiękniejsze jest to, że kiedy jesteś zadowolony, istnienie 

obdarza cię coraz hojniej. Im większą odczuwasz wdzięczność, tym więcej 
otrzymujesz. To nieprzerwany proces. 

Pamiętaj jedno: wizja Boga musi być odrzucona. Już w chwili, kiedy nazwałeś to 

wizją, cała koncepcja Boga legła w gruzach. Czy ci się to podoba, czy nie - nie 
zmienisz tego; to nieodwracalne. 

Jedyna droga, jaka ci pozostała, prowadzi do samego sedna lęku. Wejdź tam 

cicho, tak żebyś poczuł jego głębię. 

Czasami zdarza się, że wcale nie jest tam głęboko. 

Pewien człowiek, idąc po ciemku, ześliznął się ze skały. Ponieważ obawiał się, że 

może spaść kilkaset metrów, trzymał się gałęzi, która wyrastała ze ściany urwiska. 

To, co mógł dostrzec w dole, wyglądało jak bezdenna przepaść. Zaczął krzyczeć, 

ale odpowiadało mu tylko echo; nikogo nie było w pobliżu. Możesz sobie 

wyobrazić tę ciągnącą się przez całą noc torturę. Oko w oko ze śmiercią, dłonie 

zgrabiałe z zimna, ledwie wytrzymujące ciężar ciała... A kiedy wzeszło słońce, 

spojrzał w dół i zaśmiał się: nie było przepaści. Jakieś dwadzieścia centymetrów 

poniżej była skalna półka. Mógł na niej bezpiecznie przespać całą noc, zamiast 

tkwić w tym koszmarze. 

Mogę ci powiedzieć, że wiem z własnego doświadczenia: strach nie ma więcej niż 

dwadzieścia centymetrów głębokości. Od ciebie zależy, czy chcesz tkwić 

uczepiony tej gałęzi i zamienić swoje życie w koszmar, czy raczej puścisz gałąź i 

staniesz na własnych nogach. Nie ma czego się bać. 
 
OSHO International Foundation - o autorze 
 

Nauki Osho nie poddają się kategoryzacji. Dotyczą wszystkich aspektów życia 

począwszy od indywidualnych poszukiwań sensu ludzkiej egzystencji aż po 

najważniejsze wydarzenia społeczne i polityczne. Osho nie pisał książek. Jednak 

przez ponad 35 lat rozmawiał z ludźmi i wygłaszał wykłady na wielu 

międzynarodowych spotkaniach, pozostawiając po sobie tysiące godzin nagrań na 

kasetach audio i video. Książki są rezultatem ich transkrypcji. 

Osho został uznany przez londyński „Sunday Times" za jedną z 1000 osób, które 

wywarły największy wpływ na XX wiek. Amerykański pisarz Tom Robbins uznał go 
za „najbardziej niebez

piecznego człowieka od czasów Jezusa Chrystusa". 

Za cel swej działalności Osho uznał stworzenie warunków dla narodzin nowego 

typu człowieka - „Buddy Zorby" - który łączyłby w sobie wyciszoną duchowość 
Gautamy Buddy z umie

jętnością korzystania ze wszelkich uciech życia na wzór 

Greka Zorby. Przez wszystkie jego prace przewija się wątek połączenia 
o

dwiecznej mądrości Wschodu z najwyższym potencjałem nauki i technologii 

stworzonym przez Zachód.