background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

1 z 8

06-05-08 16:54

 

Czymże jest Miłość

Znalezienie definicji Miłości  jest  raczej zadaniem  nierealnym.  Miłość  wymyka  się  słowom.  Jest  pomiędzy  ich  ulotnymi,
ograniczonymi znaczeniami, a nie w nich. Wszelkie starania kończą się na przenośniach, porównaniach lub na opisie jej
niezliczonych,  ożywiających  materię  skutków  lub  wiecznie  żywych  cech.  Przykładem  jest  znany  chyba  każdemu
przepiękny fragment z Listu do Koryntian.
Nie myślmy, że ktoś nam poda definicję Miłości, to się jej nauczymy na pamięć i wtedy będziemy „mieć” Miłość. To jest
jeszcze bardziej nierealne.

Celem jest doświadczanie istoty Miłości, 

a nie Jej definiowanie.

Łatwiej jest wyrazić Jej istotę pisząc, czym nie jest. 
Dla przykładu można powiedzieć, że: 

„To, co rani mnie, innych ludzi 

lub jakiekolwiek inne stworzenie we Wszechświecie 

nie jest Miłością.”

Nie można oczywiście traktować powyższego zdania jako definicji. Tym bardziej, że dowiadujemy się z niego jedynie, że
Miłość nie jest tym, co zostało określone w zdaniu słowem „To”. Taki opis może być ewentualnie początkiem bogatego
we wnioski procesu odkrywania swojej prawdy. Pozostawię to Twoim zamyśleniom.
Z takich zamyśleń wynika o wiele więcej dobra, niż z niejednej niedoskonałej definicji. Dzieje się tak, ponieważ dla wielu
ludzi znajomość definicji kończy potrzebę myślenia o tym, co ta definicja definiuje. Skoro już jest określone znaczenie
czegoś,  to,  po  co  się  zastanawiać  nad  tym  czymś  –  przecież  wystarczy  „wklepać  na  pamięć”.  Nie  zawsze  idzie  to
w  parze  z  głębszym  zrozumieniem.  W  szkole  nauczyłem  się  wielu  definicji,  dostawałem  stopnie  za  ich  bezbłędne
recytowanie.  Mogę  śmiało  powiedzieć,  że  jeszcze  więcej  stopni  dostałem  za  brak  umiejętności  bezbłędnego  ich
recytowania. To niczego  nie  zmienia,  bowiem  i  tak  najczęściej  nie  rozumiałem, głębokiej  istoty  skrywanej  w  słowach.
Brakowało  mi  wnikliwości  i  umiejętności  zadawania  pytań.  Nie  twierdzę,  że  definicje  są  zbędne.  Twierdzę  jedynie,  że
powinny  być  dla  nas  impulsem  do  poszukiwań,  a  nie  bezmyślnymi  przyjmowanymi  aksjomatami  końcowymi.
Powinniśmy  raczej  uczyć  się  dociekliwości  w  zadawaniu  pytań  dla  ich  zrozumienia,  niż  uporu  w  ich  pamięciowym,
bezmyślnym powtarzaniu. 
Tak  przy  okazji,  najważniejszą  z  rzeczy,  których  ciągle  się  uczę  będąc  dorosłym  człowiekiem,  jest  umiejętność
zadawania sobie (i nie tylko sobie)użytecznych pytań. Są one początkiem procesów myślowych, w których jest ukryta
„iskra mądrości”. 

Zamyślenie nie jest intelektualną zabawą.

To  raczej  „podróż  do  serca  duszy”,  poprzez  głęboko  pod  słowami  ukryte  energie.  W  tej  podróży  mamy  wielu
pomocników. To wysłannicy Duszy – nasze Emocje. To najdokładniejsze drogowskazy, jakie istnieją we Wszechświecie.
To one informują  nas  najpewniej,  jaki właśnie  czynimy krok,  jakie  odkrycie.  Nawet, jeżeli  nie  będziemy  wiedzieć, czy
zmierzamy  „dobrą  drogą  i  w  dobrym  kierunku”,  to  na  pewno  będziemy  to  czuć.  Problem  polega  na  naszej  znikomej
umiejętności  „czytania  ich”  (emocji),  a  jakby  tego  było  mało,  dodatkowo,  niektórych  po  prostu  nie  lubimy  lub  nie
chcemy „czytać”.

Zanim powrócimy do  pytania zawartego w  tytule, chcę dodać, że  ten artykuł  jest  zaproszeniem  do  szerokiej zadumy.
Będzie pełen dygresji i przeskoków  myślowych.  Będzie pełen  pytań i niedokończonych wątków. Będzie  pełen  tematów
pobocznych, teoretycznie niezwiązanych z Miłością. Mam nadzieję, że będzie to użyteczne i doprowadzi Cię do nowych
lub starych, a zaskakujących wniosków i przemyśleń. Nie spodziewaj się proszę, jakiejś konkretnej chronologii. Chyba,
że  skojarzeniowej.  Ponieważ  lubię  zasady  Aikido,  użyję  jednej  z  nich,  by  wyjaśnić,  co  mam  na  myśli.  Oto  i  ona:
„Niczego nie oczekuj, ale spodziewaj się wszystkiego.”
Zapraszam Cię. Niech to będzie dla Ciebie nową przygodą.

Boży aspekt Miłości.
Wielokrotnie na przestrzeni  mojego  życia  słyszałem  słowa  „Bóg  jest  Miłością”.  Co  by  się  stało,  gdybyśmy  na  zasadzie
odwrócenia  powiedzieli  „Miłość  jest  Bogiem.”?  Czy  wolno  nam  tak  powiedzieć?  Być  może  to  nie  jest  równoznaczne.
Przecież  moglibyśmy  powiedzieć  również:  „Bóg  jest  Prawdą,  Dobrem.”  Może  to  oznacza,  że  Bóg  jest  tym  wszystkim
jednocześnie i  w  pełni. Wtedy  zdanie mogłoby  brzmieć:  „Bóg jest  też  Miłością.” Czy to  pomoże nam  wniknąć w istotę
Miłości?
Boga  tak  samo  trudno  zdefiniować  jak  Miłość.  Postrzegamy  Go  –  po  ludzku  –  jako  Osobę.  Jedna  z  głównych  prawd
wiary brzmi przecież: „Są trzy osoby Boskie…”. Jednak czy rzeczywiście chodzi o osobę. Opisujemy Boga w znany sobie
sposób,  bo  przekracza  nasze  wszelkie  wyobrażenia.  A  może  po  prostu  Bóg  jest  wszechobecną  i  wszechogarniającą
Czystą  Energią?  Przecież  Jest  zawsze  i  wszędzie.  Jeśli  wszędzie,  to  nie  tylko  gdzieś  wokół  nas,  ale  w  nas  samych
również. Skoro Bóg jest w nas, to i Miłość, bo Bóg jest Miłością. 

Jesteśmy cząstką Boga, więc jesteśmy też cząstką Miłości.

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

2 z 8

06-05-08 16:54

Bóg  zaprasza  nas  na  ten  świat,  byśmy  mogli  odnaleźć  swoją  drogę  do  wieczności  z  Nim,  czyli  też  z  Miłością,  bo  są
Jednością.  Tak,  to  zaproszenie  do  wieczności.  Nawet,  gdy  nasze  ciała  w  „proch  się  obrócą”  Miłość  przetrwa
niezwyciężona, a my wraz z Nią. 

Miłość będzie jedynym po nas śladem.

Nie można Jej zniszczyć, bo jest wieczna. Można jedynie jej nie odkryć, ale to wymaga wiele wysiłku i starań.

W  Biblii  można  znaleźć  wiele  tekstów  o  Bogu  i  Miłości.  Dla  przykładu  czytamy,  że  „Bóg  z  Miłości  do  Ludzi  ofiarował
Swojego Syna jedynego, by ich zbawić.” „Bóg z Miłości” nie znaczy (przynajmniej dla nas) tego samego, co „Bóg, czyli
Miłość”. Wynikałoby z tego, że Bóg doświadczał tej wielkiej Energii, jaką jest Miłość, a zdanie „Bóg jest Miłością” znaczy
na  przykład,  że  doświadczał  jej  w  sposób  pełny,  całkowity  i  doskonały.  Albo,  że  Bóg  nie  potrzebuje  definicji,  by
wiedzieć,  czym  jest  Miłość,  bo  jest  Nią  całkowicie  –  po  ludzku  potrzebujemy  dodać  słowa  typu:  „wypełniony”  lub
„nasycony”. Jednocześnie zupełnie  nieświadomie  zaczynamy  Boga opisywać jako np. naczynie, które może być  czymś
wypełnione lub roztwór, który może być czymś nasycony. Być może trochę przesadziłem. Powiesz, że czepiam się słów.
A  ja  tylko  poszukuję  sposobu  na  opisanie  nieopisywalnego.  Nasz  język  wydaje  się  być  wystarczający  dla  opisania
zjawisk  fizycznych  –  z  naszego  wymiaru,  ale  zupełnie  odwrotnie  jest  ze  zjawiskami  z  innych  wymiarów.  Tu  mówimy
przecież  o  energii,  a  jak  ją  opisać,  skoro  można  ją  jedynie  poczuć.  Problem  w  tym,  że  mimo  wszystko  chcemy  ją
uchwycić, wyizolować, by opisać i zrozumieć, a to tym bardziej przeszkadza ją głęboko przeżywać i wyraźnie odczuwać.

Miłość a nienawiść.

Czasem  nam  się  wydaje,  że  możemy  obdarzać  miłością  jednego  człowieka,  a  drugiego  w  tym  samym  czasie
nienawidzić. Czasem nawet nam się wydaje, że  tego samego człowieka czasem miłujemy, a czasem nienawidzimy. To
zupełna niemożliwość. Użyjmy przenośni. Przyjmijmy na chwilę, że miłość jest mokrym, a nienawiść jest suchym. Jeżeli
jesteś mokry, nie możesz jednocześnie być suchy. 

Nie można Miłować i nienawidzić jednocześnie.

Chcemy  miłować  innych,  chcemy,  aby  inni  nas  miłowali,  a  jednocześnie  nie  miłujemy  samych  siebie.  Wierzymy,  że
możemy  miłować  kogoś,  nie  miłując  siebie,  bo  to  dwie  różne  rzeczy.  Niestety,  nie  jest  to  możliwe.  Jest  to  nie  tylko
powiązane ze sobą, to jest nierozłączne. 

Brak miłości do siebie powoduje, 

że nie jesteśmy zdolni miłować kogokolwiek.

Jeżeli  wypełnia  Cię  energia  Miłości,  to  nią  emanujesz  w  każdej  chwili  swojego  życia,  w  każdej  sytuacji,  sam  ze  sobą
i z innymi. Miłość jest w nas, albo jej w nas nie ma. Nie może być i nie być jednocześnie. 
To  tak,  jakbyśmy  wierzyli,  że  możemy  jednocześnie  (w  tej  samej  chwili)  wdychać  i  wydychać  powietrze.  Przecież
wiemy,  że  jest  to  niemożliwe.  To  się  wyklucza.  Już  spróbowałeś?  I  jak?  Udało  Ci  się?  Jeżeli  tak,  to  jesteś  jedyny
na świecie. Więc wracam do pytania, jak będąc cząstką Miłości można jednocześnie być cząstką nienawiści? Odpowiedź
jest oczywista: nie można.
Poza tym nienawiść nie istnieje. Wymyśliliśmy to słowo, by jakoś nazwać pustkę powstającą z braku Miłości. Ale jakiego
znowu  braku?  Nie  może  Miłości  zabraknąć.  Jest  Zawsze.  Nie  tylko  jest  Zawsze,  ale  była  Zawsze  i  będzie  Zawsze  –
podobnie jak Bóg. To, że ktoś Jej jeszcze w sobie nie odnalazł, nie oznacza, że Jej nie ma. Oznacza jedynie, że jej nie
odnalazł. A skoro nie odnalazł, to znaczy, że szukał. A skoro szukał to wierzył, że jest. Wierzył czy wiedział? Wszystko
jedno. To nie ma znaczenia. Nie szukałby, gdyby wcześniej nie doświadczył. Nie wiedziałby, czego szuka, więc jak niby
miałby to rozpoznać, gdy znajdzie? 

Miłość JEST.

Nienawiść  to  słowo,  które  określa  nieszczęście  człowieka,  który  jeszcze  nie  znalazł  w  sobie  Miłości.  Nie  znalazł  jej
życiodajnego Źródła. Nie odczuwa tej przemożnej, świeżej i nieskończonej Mocy. 
Nienawiść to słowo, które wskazuje na zatwardziałość ludzkiego serca, na rezygnację ze szczęścia. 
Nienawiść  to  słowo,  które  wskazuje  na  brak  akceptacji,  na  ignorancję,  na  brak  rozumienia,  na  brak  świadomości,
na brak nadziei, na brak pokory, na brak wewnętrznej integracji, na brak pogodzenia z samym sobą. 

Nienawiść jest słowem, które wskazuje na BRAK.

Poza słowami.

Problem tkwi  w tym,  że szukamy  Miłości na  zewnątrz, w  filmach,  w  książkach,  w  innych  ludziach.  Jeździmy  po całym
Świecie,  jakby  to mogło  w  czymś  pomóc.  Pędzimy  za  szybko  by  dostrzec,  że  wystarczy usiąść  pod  drzewem,  w  ciszy
zamknąć umęczone wypatrywaniem oczy i pozwolić Jej się objawić. Miłość lubi być wewnątrz. Mieszka w nas. 
Dla wielu „mieszka” nie znaczy mieszka, znaczy „ukrywa się”. Mam obawy, że zamieniliśmy Miłość na szukanie Miłości,
a to dodatkowo sprawę komplikuje. Zupełnie innym celem jest Miłość, a zupełnie innym znalezienie Miłości. Jakby było
mało tego, że słowo Miłość wymyślili ludzie, którzy tak samo jak my poszukiwali Jej i nie umieli wytłumaczyć, tak samo
jak  my,  czym  Ona  jest.  Przecież  od  początku  świata  do  dziś  nikt  Miłości  nie  zdołał  wprost  zdefiniować.  Rodzimy  się
z mniejszą  lub większą  pamięcią doświadczenia  Miłości,  ale  nie z  definicją  słowną tego,  co  później  nazywamy słowem
Miłość.

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

3 z 8

06-05-08 16:54

Słowo „miłość” nie jest Miłością.

To złożenie kilku liter – znaków umownych, które same w sobie również nic nie znaczą – jak w tysiącach innych słów.
Żadne z nich nie są tym, co określają. To zupełna abstrakcja. 
Weźmy  prosty  przykład:  cyfra  6.  Widziałeś  kiedyś  szóstkę?  To  prosta  zagadka,  pomyśl.  OK.!  Ja  nie  widziałem.  Widzę
symbol,  który  znaczy  dla  mnie  sześć,  ale  to  nie  jest  szóstka.  Mogę  zobaczyć  sześciu  ludzi,  sześć  jabłek,  sześć
samochodów lub sześć „czegokolwiek”, ale to nie jest sześć tylko „cokolwiek” w ilości sześć. Fajne, prawda? 
Jeszcze łatwiej to zrozumieć na przykładzie słowa „zabawa”. „Zabawa” nic nie znaczy. Nie istnieje coś takiego. Mówisz,
że  istnieje?  W  takim  razie  sprawdźmy.  Zobacz  zabawę.  No  i  co,  widziałeś?  Cokolwiek  widziałeś  nie  widziałeś  zabawy.
Mogłeś zobaczyć tańczących ludzi, jazdę konno, rzucanie śnieżkami, koszenie trawy, a nawet swoją pracę, (jeśli jesteś
komikiem lub, jeżeli po prostu cię bawi), ale nie zabawę. To puste słowo, któremu każdy nadaje swoje znaczenie, które
każdy wypełnia swoją, niepowtarzalną treścią. 
No  właśnie,  słowo  „zabawa”  nic  nie  znaczy,  jeżeli  go  nie  połączysz  z  jakąś  czynnością.  Nie  ma  znaczenia  z  jaką,  bo
wszystko  może  być  zabawne.  To  kwestia  preferencji  lub  wyboru.  Powiedzmy,  że  widziałeś  jazdę  konno.  OK.!  Jednak
polecenie brzmiało: „zobacz zabawę”, a nie „zobacz jazdę konno”. Dla mnie czynność, przy której można skręcić kark,
to  żadna  zabawa.  Wolę  pisać  i  to  mnie  bawi.  To  oznacza,  że  zabawa  jest  stanem,  który  towarzyszy  różnym
wykonywanym przez nas czynnościom. To kontekst, który może nadać czemuś zupełnie nowe znaczenie. Powiedz sobie
„bawi mnie moja praca”, a od jutra będziesz miał nową zabawę. Pozwól sobie na jeszcze jedną zabawę i zobacz to, co
znaczy słowo „kontekst”.
Właśnie  tyle  znaczą  słowa.  I  Ty  i  ja  wiemy,  co  dla  nas  znaczy  słowo  „zabawa”,  ale  ani  Ty,  ani  ja  nie  wiemy,  czym
zabawa jest. 

Czujemy zabawę – czujemy Miłość.

Miłość jest bezwarunkowa.

Czy można kogoś Miłować, „za…”, „bo…”, „jeżeli…”?
Myślę, że nie. Cokolwiek potrzebuje dodatkowych warunków, nie jest Miłością. Pomyśl nad zdaniem: „Jeżeli wyniesiesz
śmieci,  będę  Cię  kochać.”  To  tak,  jakby  wynoszenie  śmieci  miało  moc  sprawczą.  Miliony  ludzi  wyrzuca  codziennie
śmieci,  wszyscy  oni  powinni  przeżywać  Miłość  i  być  szczęśliwymi.  Nie  sądzę,  że  tak  jest.  Jest  zupełnie  odwrotnie,  to
Miłość  jest  sprawcza  dla  wynoszenia  śmieci  z  radością.  Gdyby  od  zrobienia  lub  niezrobienia  czegoś  zależało  istnienie
i  doświadczanie  Miłości,  to  każdy  z  nas  ciągle  by  jej  doświadczał.  Przecież  ciągle  coś  robimy  lub  czegoś  nie  robimy
wierząc, że to z Miłości lub dla Niej. Zagadka jest prosta. Zrobienie czegokolwiek na zewnątrz nic nie da, dopóki jest to
tylko na zewnątrz.

Jeśli szukasz Miłości działaj wewnątrz siebie.

Chrystus nie Miłował swoich oprawców za to, że byli jego oprawcami. On ich po prostu Miłował. Był dzieckiem Boga, tak
jak  każdy  z  nas,  a  Bóg  jest  Miłością.  To  zupełnie  niezrozumiałe,  czemu  mówimy  do  dziecka,  że  będziemy  je  kochać,
jeżeli będzie  grzeczne. Czemu  mówimy do  Ukochanej  Osoby,  że  Miłujemy  Ją,  bo(…). Czemu  w  ogóle  stawiamy  jakieś
warunki?  Miłość  jest  bezwarunkowa.  Miłość  jest  stanem  jak  Niebo,  dlatego  być  może  mówimy  czasami,  że  „jesteśmy
w niebie”. Pamiętasz ten stan? To jest właśnie Niebo! To jest właśnie Miłość!
Potrafimy przeżywać Miłość, doświadczamy Jej w każdej chwili życia, choć nie zawsze Ją odczuwamy w ten sam sposób.
Miłość jest czasami jak rwący potok, czasami jak ledwie wyczuwalny podmuch wiatru nad spokojną wodą, czasami jak
fajerwerki  migające  tysiącem  kolorów,  czasami  jak  delikatny  płomyk  świecy  w  centrum  ciemności.  Miłość  ma  więcej
odcieni niż tęcza.

Substytuty Miłości.
Zbyt wielu ludzi myli Miłość z zakochaniem, ekscytacją, zauroczeniem i wieloma innymi stanami. Może nie ma w tym nic
złego, ale problem w tym, że gdy owe stany mijają, – a każdy z nich kiedyś przemija – owi ludzie wpadają w rozpacz,
że Miłość tak krótko trwa, że mija, że boli. Ale to nie była Miłość. Miłość nie może przeminąć. Miłość Jest. Byli po prostu
„na haju” i ten haj minął – to wszystko. Nie otarli się nawet o Miłość. Następnym razem szukają jeszcze większego haju
i  wierzą,  że  tym  razem  będzie  trwał  i  trwał  i  trwał…  już  do  końca  życia.  Niestety,  czeka  ich  rozczarowanie.  Jedynie
Miłość może trwać do końca życia, a nawet dłużej, niż do końca życia, bo nie boi się śmierci. 

Śmierć nie jest dla Miłości barierą. 

„Miłość nigdy nie ustaje.”

Można  powiedzieć,  że  ci  ludzie  bardzo  silnie  odczuwają  pragnienie  Miłości.  Tak  bardzo  Jej  pragną,  że  wszędzie  ją
„widzą” i nawet zwykły stan ekscytacji mogą z Miłością pomylić. Ale w takiej chwili przeżywają pragnienie Miłości, a nie
Miłość. Z  każdą  chwilą  bardziej czują, że  brak  temu  pełni,  że to  nie  to.  „Różowe  okulary”  nagle  stają  się  szare  i  czar
pryska  jak  bańka  mydlana.  Żeby  skrócić  do  minimum  niemiły  stan,  właściwie  natychmiast  ruszają  na  nowe
poszukiwania.  W  takim  momencie  nawet  gdyby  we  własnych  dłoniach  trzymali  Miłość,  nie  zauważyliby  tego.  I  to
dopiero jest smutne.
Spodziewają  się,  że  Miłość  zawsze  przynosi  tylko  coś  miłego.  Spodziewają  się  wiecznej  ekstazy.  Ponieważ  szukają
wiecznego drżenia ciała, zatrzymują się na powierzchni i nie znajdują tego, czego w istocie szukają. Lecz nie wyciągają
wniosków. Miłość przynosi tylko miłe rzeczy i wieczną ekstazę, lecz objawia się wiecznym drżeniem Duszy i wiecznym
drżeniem  Serca.  To  dzieje  się  w  najgłębszej  głębi.  Tego  już  zupełnie  nie  potrafię  opisać,  ale  jeśli  „ktoś”  doświadczył
prawdziwej, głębokiej Miłości, już wie, o  czym mowa.  Dla „Ktoś” to żadna tajemnica.  Wręcz  przeciwnie  teraz  wreszcie
ma poczucie pełnego zrozumienia, o czym mowa. No właśnie – Miłość – jasne!
I  tu  pojawia  się  jeden  z  najważniejszych  stanów,  jakich  może  doświadczać  człowiek  –  stan  głębokiej  świadomości
siebie.  Bez  Świadomości  i  Miłości  nasze  życie  przypomina  chodzenie  po  piętrowym  labiryncie  spowitym  w  półmroku
i  w  dodatku  z  opaską  zasłaniającą  „zmysły”.  Życie  –  labirynt,  Świadomość  –  włącznik  jasności  i  Miłość  –  jasność.

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

4 z 8

06-05-08 16:54

Opaska  na  „zmysłach”  symbolizuje  naszą  decyzję.  Jedynie  od  nas  zależy,  czy  zdejmiemy  opaskę  ze  „zmysłów”
i ostrożnie poruszając się w półmroku poszukamy wyłącznika, by rozświetlić nasze Życie. Włączników jest bardzo dużo,
niepoliczona niepoliczoność, ale są umieszczone w dość nietypowych miejscach i w nietypowy sposób. Spodziewamy się
– po ludzku – gdzie powinny być, na jakiej wysokości i jak powinny wyglądać. Błąd. Duży błąd. I wcale nie jest pewne,
że będą na ścianach. Tam ich nie ma, są gdzie indziej. Obudź się – jesteśmy w innym wymiarze. Nie mówimy o energii
elektrycznej, ale o Miłości, o Wiecznej Energii. Poczuj ją.
Słowo „oczy”  stanowi  w  tej  przenośni  jedynie  symbol,  ale  nie  chodzi  o  zmysł  wzroku.  „Obudź  się”  też  nie  znaczy,  że
teraz  śpisz.  Czynność,  którą  właśnie  wykonujesz  –  czytanie  –  przeczy  jednoczesnemu  spaniu.  „Śpisz”  oznacza  stan
psychicznego uśpienia. Ten rodzaj „snu” może dziać się jednocześnie z każdą czynnością. Może towarzyszyć życiu przez
wiele lat. To zadziwiające zjawisko, ale istnieje i jest bardzo powszechne. Bardziej niż można przypuszczać w pierwszej
chwili. Rozejrzyj się uważnie wokół siebie – będąc wśród ludzi. Bardzo ładnie widać to zjawisko, gdy ludzie nie wiedzą,
że na nich patrzysz. W dużych supermarketach to może być świetną zabawą. Jestem przekonany, że po kilku minutach
spokojnej  obserwacji  bez  oceniania  kogokolwiek  i  bez  wstępnych  założeń,  co  masz  spostrzec,  bezbłędnie  będziesz  to
zjawisko spostrzegać. Zobaczysz też na pewno, że nie wszyscy są w tym stanie. Jest to szczególnie ważne, bo dowodzi,
że można się przebudzić z tego uśpienia. To dowodzi, że można żyć w stanie świadomości.

Głęboki sens.
Mam poczucie, że  troszkę „pływamy” w  temacie Miłości.  To nawet  może  być  trafna  przenośnia.  Miłość  nas  ogarnia ze
wszystkich stron, unosi nas jak woda. Jesteśmy w Niej zanurzeni, a ciągle jej szukamy. Jednak pływając najlepiej jest
poczuć wodę, poznawać ją i mieć swoje niepowtarzalne doświadczenie, a czasem mistyczne wręcz przeżycie. Słyszałem
wielokrotnie  jak  cudownie  jest  pływać  w  ukrytej  przed  ludźmi  spokojnej  zatoce  w  Brazylii,  w  przejrzystej,  niczym
niezmąconej  ciepłej  wodzie  Oceanu,  ale  te  opowieści  były  „suche”.  Poczułem  to  dopiero  wyskakując  z  łodzi
do przejrzystej, niczym niezmąconej ciepłej wody Oceanu, w ukrytej przed ludźmi spokojnej zatoce w Brazylii. Zresztą
chyba  nie  potrzebuję  Ci  uzasadniać,  że  mój,  nawet  najpiękniejszy  opis  pływania  nie  jest  tym  samym,  co  Twoje
pływanie. Twoje bogactwo jest w Twoim, nie w moim doświadczeniu. „Pływajmy” i doświadczaj.

Wszystko dzieje się po coś.

Każda rzecz, która nas spotyka, spotyka nas w jakimś celu. I jest pewne, że to ważne dla naszego życia. Możemy tego
nie wiedzieć, ale z perspektywy czasu zawsze stwierdzamy, że był w tym głęboki sens. 
Przypadek też jest trudno zdefiniować, ale przez grę słów można podjąć próbę. Nie jest to definicja, umówmy się, że to
próba. Oto ona (próba): 

„Przypadek nie istnieje. 

To, co nazywamy „przypadkiem”, jest informacją od naszej Duszy,

że właśnie dzieje się coś doskonałego w naszym życiu 

i my tej doskonałości nie rozumiemy lub nawet nie dostrzegamy.”

Nie rozumiemy, więc nadajemy temu nazwę „przypadek”, by szybciej pójść dalej. 
Ciekawym  jest  jednak  fakt,  że  gdy  ktoś  wygra  w  toto  –  lotka,  nigdy  nie  powie,  że  to  przypadek  –  tak  miało  być.
Należało  mu  się,  a  Bóg  wie,  co  robi.  Jeżeli  jednak  uderzymy  w  słup  przy  parkowaniu,  mówimy  „to  się  stało
przypadkiem. Rzeczywiście ciekawe. A prawda jest taka, że ani jedna, ani druga, ani jakakolwiek inna rzecz nie zdarza
się przypadkiem. 
Najczęściej to, co określamy przypadkowym zdarzeniem odmienia nasze życie.
My dowiadujemy się o tym po jakimś czasie, ale to zupełnie inna sprawa. 

Przypadek jest Posłańcem, nigdy się nie myli i jest doskonale skuteczny.

Nikomu nie funduje czegoś, co nie jest mu konieczne. 

Przypadek nigdy, nikomu, niczego nie czyni przypadkiem.

To  najważniejszy  z  możliwych  „budzików”.  A  my  zupełnie  przestaliśmy  słyszeć  jego  „dźwięk”.  Nawet,  kiedy
doświadczamy  jego  przemożnych  pozytywnych  skutków,  najczęściej  zapominamy  mu  podziękować.  Zresztą  nie
wymaga  tego,  ponieważ  wie,  że  podziękowania  należą  się  jedynie  komuś,  kto  go  odczytał.  Jedynie  sobie  można  być
wdzięcznym,  że  usłyszało  się  „dźwięk”  budzika  i  że  się  zareagowało.  Wiem  to  i  mimo  wszystko  lubię  dziękować
Przypadkowi za to, że był wytrwały i nie przestał dopóty, dopóki nie zacząłem dostrzegać. Dziękuję mu też za wszelakie
łamigłówki. 

Przypadek to Anioł Wspomożyciel rozwoju.

Nasza trudność z odczytaniem bierze się również stąd, że Przypadek działa z rozkazu Duszy. W związku z tym, ma wiele
wspólnego  z  rozwojem  duchowym,  a  skoro  tak  wielu  ludzi  żyje  na  poziomie  czysto  fizjologicznym,  to  niby  jak  mają
odczytać przekaz Duszy. To dwie zupełnie różne rzeczywistości. Przypadek ma trudne zadanie. Ma nas obudzić ze stanu
psychicznego uśpienia, z letargu. Ma nas zatrzymać w bezsensownej gonitwie. 

Przypadek jest życiowym „znakiem zapytania”. 

Jest doskonałą manifestacją Ducha, 

pełną mądrości i celowości.

Przypadek jest „oddechem” Wszechświata.

Może dziwi Cię, że tyle o Przypadku piszę. Jednak to również nie jest żaden Przypadek (tak jak fakt, że to czytasz). To

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

5 z 8

06-05-08 16:54

może  być  troszkę  zaskakujące,  ale  pisząc  o  Miłości,  grzechem  śmiertelnym  byłoby  pomięcie  Przypadku.  Dlaczego?
Ponieważ Miłość jest motorem jego działania. 

Przypadek zaistniał w Miłości i w Niej działa.

Można śmiało powiedzieć, 

że to, co my ludzie nazywamy „Przypadkiem”, 

jest w rzeczywistości „Znakiem Miłości”.

Wydaje  nam  się,  że  jest  to  Znak  zaszyfrowany,  ale  to  pozory.  Nasze  niedoskonałe  zmysły  są  niedoskonałe  między
innymi dlatego, że zniekształcają. I to, co jest niezmiernie proste, wydaje się nam wielce skomplikowane. „Wydaje się”
trafia w sedno. Nie spotkałem bardziej czytelnych znaków niż „Przypadki – Znaki Miłości”. Nie można obwiniać alfabetu
za to, że ktoś się go nie nauczył używać.
Mówimy, że istnieje Przypadek. To bzdura.
Istnieje (jedynie) nasz duchowy analfabetyzm. Jest większy niż cały Wszechświat.
Istnieje (jedynie) nasza ignorancja zjawisk, których nie umiemy odczytać, chociaż są podane w najprostszej możliwej
dla faktu formie. Zmieniają wszystko wokół, a my wolimy udawać ślepego, albo nawet głupiego. 
Istnieje (jedynie) nasz brak wnikliwości. To on owocuje brakiem zrozumienia tego, co się właśnie dokonuje. Przypadek
zrobił,  co  do  niego  należało.  Dał  nam  szansę,  a  reszta  jest  po  naszej  stronie.  Ostatecznie  chodzi  o  nasz  Rozwój
i o nasze Szczęście. Jedno jest pewne – nie przestanie nigdy. „Miłość nigdy nie ustaje” – pamiętasz jeszcze? 
Istnieje (jedynie) nasz brak świadomości.
Istnieje (jedynie) nasza ślepota, ewentualnie nasza krótkowzroczność. Jesteśmy otoczeni najlepszymi dla naszego życia
zrządzeniami, a nie żadnym przypadkiem. 

Nic i nigdy nie zdarza się człowiekowi przypadkiem.

Nasze bariery.
Zbudowaliśmy w sobie system zabezpieczeń, który stał się naszym więzieniem. Mądry Miś, Kubuś Puchatek rzekłby, że
„jesteśmy  zgubieni.”  To  może  zamiast  tworzyć  następne  zabezpieczenia  przed  świadomym  życiem,  zacznijmy  się
po prostu szybciej uczyć. Stworzyliśmy całe mnóstwo pojęć, nasyciliśmy je nadmiarem treści. Ale skoro jesteśmy tacy
mądrzy  i  bardzo  elokwentni,  to,  czemu  ich  istota  jest  dla  nas  wciąż  tajemnicą?  Może  po  prostu  zatraciliśmy  pokorę?
Polecieliśmy  w  kosmos,  by  zdobyć  szczęście,  a  zyskaliśmy  jedynie  ulotne  zadowolenie  i  odrobinę  satysfakcji.  Już
planujemy jak odwiedzić dalsze przestrzenie. Ale i ta podróż nie da nam szczęścia. Dlaczego? Bo jedynie podróż w głąb
siebie może nas uszczęśliwić. Najdłuższa i najciekawsza z możliwych podróży – podróż od głowy do serca. 

Podróż w głąb siebie – to prawdziwa podróż do centrum Kosmosu.

Słyszałem  w  radiu,  że  jeden  człowiek  zabił  drugiego  „przypadkiem”.  Niesamowite.  To  jest  tragiczne,  przyznaję,  ale
będzie  jeszcze  bardziej,  jeśli  niczego  nas  nie  nauczy.  Wejdźmy  w  głąb.  To  nie  jest  żaden  przypadek.  To  „budzik”  dla
nas, tkwiących w letargu ludzi.
Nie znam człowieka, który zginął. Nie wiem jak żył. Wiem jedynie jak umarło jego ciało. Wiem też, że Duszy nie można
dźgnąć nożem. Zrealizował się misterny plan, którego znaczenia nie rozumiemy, bo zapadamy się w rozpaczy i w lęku.
Boimy  się  o  siebie  lub  o  swoich  bliskich  –  to  normalne,  że  dosięga  nas  przerażenie.  Faktem  jest,  że  zginął  człowiek.
Faktem jest, że za Jego przyczyną otrzymujemy znak. Faktem jest, że niewielu z nas potrafi ten znak odczytać. 

Pytania są liczne:

Kiedy zacznę szanować swoje życie?
Jak przeżyłem dzisiejszy dzień?
Jak bardzo muszę się bać, by się odważyć dokonać zmiany w swoim sercu?
Jak wielu ludzi musi jeszcze zginąć, by być znakiem, że Świat zmierza ku zagładzie?
Ile rozpaczy i lęku muszę przeżyć, by skierować się ku Miłości?
Co musi się wydarzyć bym podjął działanie? Kiedy zareaguję?
Czego trzeba, by obudzić się z letargu?
Co mogę zrobić, żyjąc tam gdzie żyję, by zasilić świat energią Miłości?

Wniosków też jest wiele:

Stań w obronie życia.
Zmień to, na co masz wpływ – swoje życie – to ma znaczenie.
Skontaktuj się ze swoją Duszą i dowiedz się, po co tu jesteś. To ważne, więc nie odkładaj tego na potem.
Wyciągnij wnioski.

Niestety wydaje nam się, że dokonanie krótkiej oceny zdarzenia zwalnia nas z myślenia. Mówimy sami do siebie, że nie
mamy wpływu, że nic nie możemy z tym zrobić. Przekazujemy ewentualnie sensacyjne wieści. Bawimy się w grę „podaj
dalej”, jakby to mogło w czymś pomóc. W nadziei, że troszkę nam ulży, „oddajemy” w ten sposób na zewnątrz swoje
wewnętrzne napięcie. Zupełnie zapominamy, że ta gra nie ma sensu. I tak do nas wróci, wcześniej czy później, tak lub
inaczej, ale wróci. 

Nie ma ucieczki.

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

6 z 8

06-05-08 16:54

Dopóki  nie  nauczymy  się  tego,  czego  mamy  się  nauczyć,  dopóki  nie  zrozumiemy  tego,  co  mamy  zrozumieć,  będzie
wracać w nieskończoność. Nie chodzi o to, by się bać. Chodzi o odzyskanie świadomości. 

Lęk oddziela od Miłości.

Włączamy  najbardziej  ze  znanych  nam  mechanizmów  obronnych.  Mechanizm  ten  polega  na  jak  najszybszej  ucieczce
z przerażającego  nas lęku, ku  kojącej  nadziei.  Ala to  tylko  następny  mechanizm,  który trzyma  nas  w  nieświadomości
i  w  bezruchu.  Co  prawda,  „nieprzyjemny”  stan,  który  właśnie  teraz  przeżywamy,  na  moment  „znika”,  bo  nadzieja
zabiera  nas  w  podróż  w  przyszłość,  jednak  bardzo  szybko  wróci  –  to  pewne.  Dopóki  nie  nauczymy  się  tego,  czego
mamy się nauczyć, dopóki nie zrozumiemy tego, co mamy zrozumieć, będzie wracać w nieskończoność.
To  prawda,  że  gdy  dzieje  się  tragedia  w  naszym  życiu,  wszystko  wydaje  się  takie  mało  ważne.  Przeżywamy  trudne
emocje  i  to  jest  w  porządku.  Problem  w  tym,  że  gdy  stają  się  bardzo  silne  chcemy  od  nich  uciec.  To  najgorsze,  co
możemy  wtedy  zrobić.  Ponowna  ucieczka.  I  to  jest  właśnie  najważniejsza  chwila.  Zamiast  połykać  tabletki
na uspokojenie pozwólmy sobie doświadczyć tej trudnej emocji do końca. Niech lęk trwa, aż sam zniknie. Poczekajmy
chwilę,  poczujmy  swój  ból,  przeżyjmy  go  całym  sobą,  a  sam  odejdzie  dając  przestrzeń  Miłości.  Jeżeli  znów  go
zblokujemy – powróci. 
Jesteśmy  uzależnieni  od  „miłych”  przeżyć.  Właściwie  bardziej  trafne  byłoby  określenie  „od  tego,  co  uważamy  za  miłe
przeżycia”. Odnosi się wrażenie obserwując ludzi, że są w stanie zrobić cokolwiek, by było miło, chociaż przez chwilę.
Ale to  zwyczajna  ucieczka  przed świadomością  tego,  co  właśnie  się  w  nas dzieje. Boimy  się  swoich  „nieprzyjemnych”
emocji.  Jak  na  ironię  dopiero  całkowite  przeżycie  tych  niby  „nieprzyjemnych”  emocji  uwalnia  od  lęku.  Dopiero  krok
dalej  umiejscowione  jest  Szczęście.  Prawdziwie  Miłe  rzeczy  to  te,  które  są  miłe  dla  Serca  i  Duszy.  Te,  które
przeprowadzają nas czasem przez „ból i ciemność”, by nas od nich uwolnić. Te, których przeżycie odmienia nasze życie
na  coraz  bardziej  świadome.  Miłe  rzeczy  mają  długofalowe  dobre  skutki  dla  naszego  życia  i  to  właśnie  te  skutki
decydują, co jest Miłe. W tym ujęciu to, co uważamy za „nie miłe” może okazać się miłe, a to, co uważamy za „miłe”,
może okazać się nie miłe.

Wybaczenie a wdzięczność.

Myślę,  że  czas  dotknąć  następnego  zjawiska  kojarzonego  z  Miłością.  To  nieco  trudniejsze  ze  względu  na  umacniane
przez wiele pokoleń mniemania. Są silnie w nas zakorzenione. Czujemy się do nich przywiązani, a nawet utożsamiamy
się z nimi.
Mowa o wybaczeniu, które często kojarzy się z Miłością – chyba nazbyt wprost. Powiedzenie: „kto Miłuje, ten wybacza”
jest  zbytnim  uproszczeniem.  Uważam,  że  jeśli  ktoś  jest  wypełniony  Miłością  nie  postąpi  w  sposób,  który  wymaga
od kogoś, by mu wybaczał. Nie ma również niczego do wybaczenia ani sobie, ani komukolwiek innemu. To zaskakujące,
ale przyjrzyjmy się dokładniej.
Jeśli ktoś stawia się w pozycji osoby, która ma coś, komuś wybaczyć, stawia się w pozycji osoby lepszej. „Ty zawiniłeś,
byłeś  nie  w  porządku,  –  ale  ja  taki  dobry  jestem  –  wybaczę  ci.  Zapominamy,  że  my  również  mamy  wpływ  na  każdą
sytuację,  w  której  uczestniczymy.  Sami  ją  dla  siebie  stwarzamy.  Od  naszych  zachowań  zależy  tak  samo  wiele,  jak
od  zachowań  innych  jej  uczestników.  Odpowiedzialność  za  każde  wydarzenie  w  naszym  życiu  jest  po  naszej  stronie.
Gdy  mówimy  do  kogoś  „wybaczę  ci”,  przerzucamy  na  niego  odpowiedzialność  za  swoje  życie.  A  co  z  naszymi
decyzjami, wyborami? Coś tu jest nie w porządku. Mówiąc „wybaczam ci” czynimy Kogoś winnym. Trudno oczekiwać,
by  się  z  tego  ucieszył.  Chyba  nikt  nie  lubi  czuć  się  winny.  To  nie  czyni  życia  szczęśliwszym  (ani  jednej  stronie,  ani
drugiej).
Odruchowo  na  zewnątrz  szukamy  winnych  za  swoje  niepowodzenia,  trudności,  niemiłe  doświadczenia  lub  stany
emocjonalne.  Trudno  nam  przyznać  się  przed  samym  sobą,  że  miało  się  wybór,  można  było  postąpić  w  inny  sposób,
a nie zrobiło się tego. Rzeczywiście może to nie jest przyjemne, ale przynajmniej uczciwe i zgodne z prawdą. 

Zachowajmy postawę wdzięczności i emanujmy Dobrem.

Posyłajmy  zrozumienie  i  współczucie.  Jeżeli  musimy  coś  komuś  wybaczyć,  to  sobie  wybaczmy.  To  wystarczy,  by  inni
odczuli ulgę i uwolnienie. Jest wielu nieszczęśliwych ludzi, którzy są zupełnie nieświadomi tego, co czynią. Powtarzam,
Oni potrzebują naszej modlitwy, a nie wybaczenia. Jak można obwiniać człowieka lub mu wybaczać, jeśli on nawet nie
wie,  o  co  chodzi?  Jest  już  wystarczająco  nieszczęśliwy.  Jego  nieświadomość  jest  dla  niego  największą  możliwą  karą.
Jeszcze  raz  podkreślam,  on  potrzebuje  modlitwy,  by  to  odkrył  i  został  oświecony.  Wtedy  stanie  się  jakieś  dobro,  bo
będzie mógł dokonać wyboru. Może coś w swoim życiu zmieni. 
Fakt, że chcemy komuś coś wybaczać oznacza, że jesteśmy nadal od niego zależni. Tkwimy w bezruchu, w „więzieniu”
i  pocieszamy  się,  że  robimy  to  z  Miłości  do  kogoś.  Co  to  oznacza?  To  proste.  Jeśli  mu  nie  wybaczymy,  to  nadal
będziemy tkwić w jakieś traumie. Jesteśmy uwięzieni w teoriach. Wydaje nam się, że jeśli dostatecznie długo będziemy
cierpieć, to go odmienimy. Może tak, a może nie. Ale co z Miłowaniem siebie. „Kochaj Bliźniego, jak siebie samego”. Co
i komu można chcieć wybaczyć, jeżeli podstawowego przykazania Miłości samemu się nie spełnia? I jak uzasadnić, że to
wynik Miłości? Nie sądzę by to było możliwe.
Ktoś  funduje  sobie  ciężkie  życie,  przez  lata  pielęgnuje  urazę,  jest  cierpiący  i  nieszczęśliwy,  niszczy  swoje  życie
i z Miłości chce coś komuś wybaczyć. Jak odnajdzie w sobie Miłość, by to zrobić, skoro jest wypełniony Jej brakiem –
nawet w stosunku do siebie? W takim razie, kiedy (z Miłości) wybaczy sobie fakt, że tak długo komuś nie wybaczył?
Prawda jest prosta. 

Wdzięczność jest lekarstwem.

Potrzeba wybaczenia jest informacją, że nie odczytaliśmy nauki. To znak, że marnujemy ważne doświadczenie swojego
życia.  Tragiczne  jest  to,  że  trzymamy  się  go,  zamiast  wyciągnąć  z  niego  wnioski  i  dokonać  zmiany  w  swoim  życiu.
Zamiast  wybaczać  bądźmy wdzięczni. To rusza nas  z miejsca. Wybaczenie  unieruchamia  i  więzi w  przeszłości. Bardzo
wielu ludzi mówi, że chce wybaczyć, a w rzeczywistości czeka na taki moment, w którym przyjdzie ktoś i ich przeprosi –
tak,  jakby  to  coś  mogło  zmienić.  To  dowodzi  tylko  jednego.  Nie  chcemy  Miłości,  chcemy  mieć  rację,  a  może  nawet

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

7 z 8

06-05-08 16:54

władzę.
Dlatego  uważam,  że  Wdzięczność  jest  zdecydowanie  bliżej  Miłości  niż  wybaczenie.  Rozumiem,  że  może  być  komuś
trudno to przyjąć, zwłaszcza w pierwszej chwili. Nasza ludzka logika nie może sobie z tym poradzić. Ale…

… albo ludzka logika - racja, albo Boża logika – Miłość.

Po prostu sprawdź. 
Przywołaj  sytuację,  która  Cię  bolała,  taką,  której  nie  możesz,  a  chcesz  wybaczyć.  Być  może  podobna  zdarzała  Ci  się
często  lub  nadal  zdarza.  Jeśli  Ci  się  zdarza,  to  znaczy,  że  jej  jeszcze  nie  odczytałeś.  Odpowiedz  sobie  na  poniższe
pytania, daj  sobie spokojny  czas, płacz, jeśli  trzeba i nie  przestawaj zadawać  sobie pytań  dopóty,  dopóki  nie poznasz
odpowiedzi. Znajdź to,  czego wcześniej nie  znalazłeś, to,  o czym nie  pomyślałeś. Wyciągnij wnioski.  Zastosuj w życiu
i żyj – wolny. Wtedy obserwuj to, co się wydarzy. Życie na pewno Ci odpowie. Powodzenia.

Oto pytania:

Czego miałem się nauczyć z tej sytuacji?
Czego się nauczyłem o sobie?
Za co mogę być wdzięczny tej sytuacji?
Co dzięki niej zrozumiałem?
Jakie dobro z niej wynika?
Jakich zmian w życiu dokonałem pod jej wpływem?
Jakie zmiany mam wprowadzić dziś?
Czego mam się nauczyć, by nie musiała się powtórzyć?

Wdzięczność pojawia się jako następstwo czegoś, co uznajemy za dobre dla nas. Kiedy docieramy do nowych odkryć –
bądźmy sobie wdzięczni. Zmieniamy jakość swojego życia. Wzrasta nasz szacunek do siebie i do innych, wzrasta nasza
świadomość i ufność – wzrasta Miłość. Uczmy się. Życie jest niczym szkoła, do której wszyscy uczęszczamy. Każdy ma
do zaliczenia jakieś „egzaminy” i one przychodzą w sposób mądry, w odpowiednim czasie i w odpowiedniej kolejności.
Przychodzą  do  nas  jedynie  wtedy,  gdy  jesteśmy  wewnętrznie  gotowi  (uposażeni),  by  je  przejść  i  z  nich  skorzystać.
Kiedy  nauczymy  się  tego,  czego  mamy  się  z  nich  nauczyć  –  odchodzą  –  robią  miejsce  nowym.  Zawsze  tak  jest,
ponieważ Życie jest Rozwojem.

Życie jest Rozwojem.

Szkoła życia.
Oczywiście  możemy  tego  nie  zrobić,  możemy  nie  przyjąć  nauki,  możemy  ją  zignorować.  Możemy  nie  chcieć  zdać
do następnej klasy – to nasze prawo. To może być nawet kuszące, ponieważ znamy już dobrze program tej, w której
jesteśmy  i  to  jest  wygodne.  Można  mieć  poczucie,  że  jest  się  takim  mądrym.  Znajomy  teren.  Miła  strefa  komfortu
i bezpieczeństwa. Wiadomo, co jest za zakrętem. Znamy „program”, a mimo to jesteśmy zdziwieni, że przeżywamy „de
ja vu”. 
Mamy  nadzieję,  że  będziemy  powtarzać  w  nieskończoność  miłe  lekcje.  Cóż  za  naiwność  z  naszej  strony.  A  te
„nieprzyjemne”,  kto  za  nas  przeżyje?  One  też  będą  się  powtarzać  w  nieskończoność,  dopóki  ich  nie  zrozumiemy.  Są
w programie tej klasy i już. Konsekwencją bycia w tej klasie są takie lekcje i takie egzaminy – to wszystko, co będzie
się w nieskończoność powtarzać – trzeba to zrozumieć. To nasza indywidualna decyzja. Tak jak każdy uczeń na świecie
masz wybór, jak szybko to załatwisz i „awansujesz”. Wierzysz, że samo się zmieni i będzie pięknie? Nie licz na to. Jeśli
nie wierzysz słowom, poczekaj, żyj jak żyjesz i wróć do tego tekstu za rok lub dwa. (Pamięć jest ulotna, więc zapisuj
sobie, jakie „lekcje” ci się w kółko powtarzają. To może pomóc w wyciągnięciu wniosków.)
Porównanie do szkoły i egzaminów do następnej klasy jest łatwe do zrozumienia i dość czytelne. Istnieje jednak jedna
diametralna  różnica  między  „normalną”  szkołą,  a  szkołą  życia.  Nie  wolno  o  tym  zapominać.  Otóż  w  normalnej  szkole
jest stopniowy system ocen (np. 1 – 6). Oznacza to, że można coś poznać na 5, na 3 lub nawet na 2 i to wystarczy, by
zdać do następnej klasy.  Nie jest wymagane,  aby mieć same najwyższe  oceny, (czyli 6). W szkole  życia  jest zupełnie
inaczej.  Nie  istnieją  pojęcia  „zdał  na  3”  lub  „zdał  na  5”.  Istnieją  pojęcia  „zdał”  lub  „nie  zdał”.  Nie  istnieje  pojęcie
„opanował program w stopniu wystarczającym”, istnieje jedynie pojęcie „opanował program w stopniu całkowitym”. Nie
istnieje  żadno  minimum  programowe,  istnieje  jedynie  maksimum  programowe.  Tak,  więc  w  szkole  życia,  jeżeli  nie
opanujesz  choćby  jednej  rzeczy  w  programie,  nie  przejdziesz  do  klasy  następnej.  I  zapewniam  cię,  egzaminator  –
Życie, zadba o to!
Może  to  trochę  przydługa  dygresja,  jednak  ignorancja  byłaby  gorsza.  Miłość  wymaga  wielkiej  wnikliwości.  Im  szerzej
zdołamy spojrzeć na swoje życie, tym szybciej i wyraźniej dostrzeżemy Jej (Miłości) światło.

Miłość jest żywa. Oddycha. Przemienia w piękno nasze życie. 

Każdy, kto niszczy Miłość niszczy Życie.

Nie tylko swoje lub cudze, ale w ogóle Życie.

Kilka dni temu byliśmy z Anią w księgarni. 
Ania  jest  moją  Towarzyszką  Życia,  moją  Partnerką,  moim  Natchnieniem,  Prezentem  od  Wszechświata.  Jest  Cudem
mojego życia. Łączy nas Miłość. Miłość jest naszym oddechem.
Staliśmy i oglądaliśmy książki. W pewnej chwili nasze oczy zatrzymały się na zakładkach do książek. Były na nich różne
teksty. Wybraliśmy dwie. Oba teksty są piękne i każdy z nich może być początkiem następnej zadumy. 
Dedykuję Ci te teksty, Tobie i Twojemu Życiu.

Tekst pierwszy: 

„Miłość uszlachetnia wszystko, czego dotknie swoim tchnieniem.”

background image

Czymże jest Miłość

http://www.kefann.pl/print.php?art=043

8 z 8

06-05-08 16:54

Tekst drugi: 

„Tylko Miłość potrafi każdą rzecz, nawet najskromniejszą, uczynić piękną.”

W  taki  właśnie  sposób  Miłość,  której  szukamy  robi  nam  prezenty,  przypomina  nam  o  sobie,  zaprasza  do  zadumy,
zaprasza do Siebie. 
Miłość JEST blisko, bardzo blisko. Miłość JEST w każdym z nas. 
Odkrywajmy Jej piękno. 

Miłość jest najcudowniejszym zjawiskiem Wszechświata.

Wiele rzeczy może nas zadowolić, ale jedynie Miłość może nas uszczęśliwić.

Miłość przejawia się Zawsze i Wszędzie.

To my nie zawsze i nie wszędzie Ją dostrzegamy. Uczmy się. Po to właśnie żyjemy, by się tego nauczyć. Gdy nauczymy
się Miłość dostrzegać, to będzie również oznaczać, że wiemy, czym Miłość JEST. 

Będziemy trwać w Miłości tak, jak Miłość trwa w nas – Wiecznie.

Życie, jest szkołą Miłości. 
Miłość, jest szkołą Życia.
MIŁOŚĆ … ŻYCIE.

Piotr Pilipczuk