background image

O p l a t a   p oc zt owa   uiszczona  r y c z a ł t e m  

Cena  numeru  30 gr

NR  4

W Y C H O D Z I   R A Z   W  M I E S I Ą C U

ROK  1

t

  y

F o t .   L.  L  u 

y  k

background image

St r.   2

K O B I E T A   W I E J S K A

WE  Ż N I W A

M atko

  — 

ty  wieczna  trosko  i  żywicielko 

zatroskana  o  los  swoich  dzieci

  —  

spójrz,  oto  nad­

chodzą  żniwa.

P ra ży  słońce,  tchnie płodnością  ziemia,  chylą 

się  coraz  niżej

  —  

dojrzewające,  chlebne  kłosy.

W  spokojnym  codziennym  trudzie

  —  

czekamy.

N a   nowy  chleb.
P rzyniesie  on  nam

  —  

pachnącą  nadzieję

  —  

syto ści

spokoju.

Chleb

  —  

Jakie  jego  przeznaczenie,  w  czym 

błogosławieństwo  ?

M atko

  —  

ty  trosko  wieczna  o  sytość  twoich 

dzieci

  —  

za tro ska j  się  dziś

  —  

w  przygotow aniu 

do  nowego  chleba

  —  

o  jeg o   czystość  i siłę,  o  jeg o  

świętość  dojrzewającą  w  słońcu.

Chleb

  —  

ja k   w szystko  na  ziem i  —  wniesie 

w  Twój  dom

  —  

błogosławieństwo,  sprawiedliwość, 

radość

albo  pychę,  zazdrość,  pożądanie i  krzywdę.

Bo  nie  w  chlebie  tkwi  źródło  dobra  i  zła,  ale 

w  człowieku,  który  chleb  dzieli.

  —

W  komorze  bogacza  rozpycha  się  dumą  i pogardą.

W   kom orze  nędzarza

  —  

broni  od  śmierci

  —  

a  niema  sił

  —  

na  życie.  Buntem  wzbiera!

W   komorze  —  dobrego  człowieka  —  jest 

chleb

  —  

wyrzutem  sum ienia:

Mnie  syci,  mnie  siły  daje

  —  

a  brat  m ój

  —  

tęskni  do  chleba...;  mówi  on,  człowiek  Boży.

A  co  wniesie  M atko

  —  

chleb  nowy  do  two­

jeg o   d o m u ?

Kiedy  drżącą  z   radości  ręką  krajać  będziesz

pierw szą  krom kę  swoim  dzieciom  czy  p o m yślisz

‘ 

że  tysiące  innych  dzieci

  —  

będzie  bez  chleba? 

Czy  szukać  będziesz  w  sercu

  —  

w  myśleniu 

swoim  rady  na  cudzą  nędzę?

Czy  p rzyło ży sz  ręce  swoje  do  wielkiej społecz­

nej  P r z e m i a n y ?

  —

W  dom u  twoim,  M atko  troskliwa  chleb  nowy 

będzie  m ia ł  siłę  i  wagę

  —  

Twojego  serca.

  —

W  niedzielne  popołudnie,  kiedy  chleb  w  słońcu 

dojrzewa,  weź  dzieci  swoje  i  id ź  z   nim i  miedzą...

Prostym i  dziecięcymi  słowam i  m ódl się; Ojcze­

naszem  i  westchnieniem  głębokim  o  czystość  serca 
i  siłę,  o  wrażliwość  na  cudzą  niedolę,  o  chleba 

powszechność  i  o  m ądrość  gospodarzenia  w  lu d z ­

kiej  rodzinie „Ojcze  nasz" i  chleba „naszego"  mów. 

N a s z ?   A  któ ż  to  je s t  „my?"...
Czy  to  tylko  ja ,  ojciec  dzieci  moich  i  one,
 

ten  drobiazg  kochany?

Czy  rodziną  naszą  nie  je s t  wieś,  Polska  i lu­

dzie  —   wszyscy  tacy  ja k   ja

  —  

lu d zie?

Niechże  Ci  gadają  o  tym

  —  

zadum ane  kłosy 

chlebne  w  niedzielną,  popołudniową  godzinę.

One

  —  

które  dla  wszystkich  rosną,  w szystkim  

jednaką  siłę  dają  i są  dla  w szystkich  najświętszym  

B ożym   Darem.

M atczyną,  najtroskliwszą  ręką podzielony  być 

winien  chleb  nowy.

  —

M atko

  —  

ty  nieustające  w  kochaniu  serce

  —  

strzeż  świętości  chleba  w  sprawiedliwym,  m atczy­
nym  podziale. 

M aria  R adży mińska

S T .   M Ł O D O Ż E N I E C

PIEŚŃ  O  PRACY

Z a n i m   b r z a s k  

do   n o c y   aż

r o b o t a   —   n a s z a   robota... 

Pali  s k w a r  

i  siepie  w i a t r  

r o b o t a   —   a  ino  ja k ? ! ... 

W a r e m   tchu  — 

u p o r e m   n ó g   —  

r o b o t a   —  n a s z a   robota... 

w i a r a   s tą d

w   s u m ie n iu   rąk 

r o b o t a   —  n a s z a   robota... 

D ź w i g a ć   ś w i a t  

za  s ło ń c e m   w   ś l a d   —  

r o b o t a   —   n a s z a   robota... 

żyż nić  go  

na  c h le b a   g lo n   —  

r o b o t a   —   a  ino  j a k ? ! .. 

c h ł o p s k a   r o b o t a   —  

n a s z   c h ło p s k i  ś w i a t ...

background image

K O B I E T A   W I E J S K A

S t r .   3

M.  M ANIAKÓ W NA

J o a n n a   d ' A r c

(Wymawia  się  Dark)

„I  patrzcie,  co  to   i eden  czło* 

w iek  może. 

G d y  

duchem   —  gw iazda  na 

św iata  sie  kirze

Zapali..."

T.  Słowacki

W   m aju  tego  ro k u   Francja  uroczy 

ście  obchodziła  przeszło  piećs r-tletnia 
rocznicę  sw ych  zwycięstw 

nad   nie

przyjacielem .  Rocznicę  swego  prze

de  w szystkiem  

o drodzenia 

m orał

n o m aro d o w eg o 

żołnierskiego  — 

czciła  z  uw ielbieniem   pamięć  boha* 

terskiej  spraw czyni  tych  zdarzeń  — 

Joanny  d ’A rc.

D ziś  szczególnie,  kiedy  przeżyw a

my  m om ent  dziejow y,  wym agaiacy 

olbrzym ich  sił  m oralnych, 

zacieka

w ia  nas  ta  niezw ykła  postać  dziew* 

czyny

5chłopki,  k tó ra  właśnie  dzięki 

swei  m ocy  m oralnei  potrafiła  d o k a

zać  czynów ,  dających  jej  imie  boha* 
terki  i  świętej  n aro d u   Francuzów .

U ro d ziła  się  m iędzy  1410  —  1412 

rokiem   (d o k ład n ej  daty   historia  me 
-n a)  w   rodzinie  w olnego  km iecia  wę 

w si  D om rem y,  leżącej  u   zachodniej 
granicy  Francji.  W ie ś  rodzin n a  Toan 
r>v  należała  do  d ó b r  królew skich,  a 
wiec  chłopi  tam tejsi  korzysta-i  z  <n 
pieki  praw a  i  żyli  w   atm osferze  wzgję 

dnei  w olności,  interesow ali  sie  w ie

cej*oo lity ka,  jak o   bezpośred n io  ich 
obchodzącą  przez  fakt  przynależność 

ci  do  d ó b r  k o ro nn ych  —  co  niew at

pliw ie  p o d n o siło   poziom  

ich  życia 

um ysłow ego  i  kulturalnego.  Połoze

nie  kresow e  tych  okolic 

w pływ ało 

na  h arto w no ść 

n atu r 

zamieszkałej 

tam   ludności  i  budziło  uczucia  cat* 

riotyczne,  b ard zo  m ało  zresztą  iesz

cze  rozw inięte  w   ow ych  czasach  p o

śró d   w szystkich  naro dów .

D zieciństw o  Joanny, 

jak  wszyst* 

kicb  dzieci  chłopskich,  było  oracow i 
te  —  pom agała  w  robocie  g o sp o d ar

skiei  w   dom u  i  na  polu.  C ię ż y ła   sie 
d o b ry m   zdrow iem ,  była  silna  żywa 

i  czynna,  lecz  m ałom ów na,  słdoi  na 

do  rozm yślań  i  pobożna.  N ie  uczy

la  sie  wcale,  chociaż  w ów czas  naw et 

na  w si  było  to   m ożliw e  —  d o rie ro  
po  w yjściu  z  do m u   poznała  sie  ze 
sztuka  p isania  i  czytania.

W y p a d ło   jej  żyć  w   czasach  niez* 

m iernie  ciężkich  dla  jej  ojczvz:iv  — 

Francji,  w   okresie  t.  zw.  w o jn y   stu

letniej  z  A nglia,  k tó ra   się  zaczęła  w

o k u   1337  a  trw ała  z  przerw am i  do  

ro k u   1453.  W   w ojnie  tej 

pow odze

nie  nie  sprzyjało  Francji,  a  nrzyczy* 
niały  się  do  tego  zamieszki  w ew nctrz 
ne  .—  p o w stania  nieludzko 

uciska

nych  mieszczan  i  chłopów   oraz  w al

ki  k ró la  z  książętam i  feodalnym ’,  któ 

zv  nierzadko  łączyli  sie  z  w rogiem . 

W   p ierw szej  ćwierci  X V   w ieku  ca* 
la  p ółnocna  Francja  b yła  w   p o sia d a

aiu  A ng likó w .  Półrocznego  króla  an 

gielskiego,  H en ryka,  k oro n o w an o   na 

k ró la  Francji,  a  p raw o w ity   dziedzic 

k o ro n y   francuskiej,  K arol  V II  tułał 

,sie  w   południow ej  Francji.  A   był  to 

człow iek  niewielkiej 

inteligencji 

abego  charakteru  (sy n   obłąkanego) 

—  cechy  te  były  całkiem  ni.eodpo

w iednie  u  człow ieka, 

k tó ry  

7.  racji 

swego  stan o w isk a  pow ołany  był  do 

, organizow ania  o b ro n y  

i  dźw igania 

nękanego  pięcioletnia  w o jna 

kraju. 

Rozprzężenie  w ew nętrzne  i 

u padek 

ducha  żołnierskiego  doszły  już  do  te 

go  stopnia,  że  w   tym   okresie  Francu*

\  zi 

srom otnie 

przegryw ali 

prawdę 

w szystkie  bitw y,  chociaż  często  gó

owali  nad  nieprzyjacielem   liczba  żoł 

nierza,  sprzętu  w ojennego  i  dogod- 

i v p s

 

położeniem   terenow ym .

T o   rozpaczliw e  położenie  ojczyzny 

.  przejm ow ało  groza  m łoda,  osiemna*
,  stoletnia  w ów czas, 

Joannę 

cFArc.

,  Tak  w iadom o,  czasy  średniow iecza, 

charakteryzuje  w iara  w   „n a d o rz v ro ! 

d z o n e“,  żarliw a  religijność,  graniczą

ca  z  zabobonem .  A tm osfera  tęgo  ro* 
dzai.u  m ogła  być  podłożem   dp   orze

rodzenia  się  w  sercu  i  um yśle  Toan

,  ny   silnego,  u  tej’  wrażliwe! 

natury, 

uczucia  miłości  do   k raju   i  w olności 

w  wiarę  w   posłannictw o  boże,  odda*

.  iące_  w  tej  decydującej*  dla  Francji 

chwili  dziejow ej,  ster  o b ro n y   w   jej 
prorocze  ręce.

K iedy  ja  doszły  wieści  o  rozpocze 

ciu  przez  A n g lik ó w   oblężenia  O rle

anu,  ostatniej  silnej  tw ierd zy  Franęu 

zów,  p ostanow iła  dotrzeć  do  króle* 
więza  K arola  V II  i  przekonać  go,  że 
o na  jest  przez  Boga  w y b rana  dla  o

calenia  Francji.  Ł atw o  się  d om yheć 

t jakie  przykrości  i  tru d n o ści  m usiała 

pokonać,  zanim   się  jej  udało  urys* 

~.ć  rozm ow ę  z  królew iczem   i 

s d o w o

 

'•  ać,  ab y  on  i  jego  otoczerńe  uwie 

rzyło  w   jej  nadziem ska 

misję, 

lei 

niezw ykła  b y strość  um ysłu,  u ro k   o> 

I  sobisty,  ogrom nie 

d o d atn i 

sypiące

na  zdem oralizow ane  w szechstronnie 

w o jsko,  płom ienna  w iara  i  w ola  zwy 

cięstwa  oraz  jakiś  legendam y_m ir,  ia 

m  się 

cieszyła  w śró d  

szerokich 

m as  lu d u   ta  dziewica* w ybaw icielka 
—  ostatecznie  spraw iły,  że  dan o   jej 

ddział  żołnierzy  i  m ogła  c w ruszyć 

■>a  o b ro nę  O rleanu.

Sama  kierow ała  atakam i 

przeciw  

w arow niom  

p ow znoszonym  

przez 

w o jsk a  angielskie, 

zagrzew ała 

do 

zwycięskiej  w alki  sw ym   nadludzkim  

zapałem   i  w ytrzym ałością  na  tru d y  
lak   w ielka,  że  chociaż  raniona  n o

ryw ala  się  na  now o   d o  w alki.

I  stało  się  po   raz  pierw szy  od   wie 

u  lat  —  Francuzi  odnieśli  rwycięs* 

-o  Było  to  

8  m aja  1429  r.

P otężna  w ola  i  w iara  w   siłv  żv w ot 

ne  w łasnego  n a ro d u   uo so b iona  w   tej 
m łodziutkiej 

w iejskiej  dziew czynie, 

zwalczyła  zbiorow a  niemoc,  niew ia

rę  naro d u .  Zw ycięska  o b ro n a  Orlea* 

nu  b y ła   początkiem   tego  olbrzym ie

'o   dzieła  —  o d rod zenia  duchow ego 

Francuzów . 

Joannę 

zw ano 

od tąd  

D ziew ica  O rleańska.

P o   ocaleniu  O rleanu  Joanna  d ’A rc 

w prow ad ziła  K arola  V II  do   Rgjms, 

gdzie  się  k o ron o w ał  na  kró la  Francji.

W alczyła  jeszcze  niejedno k rotn ie 

w zbudzając  zapał  w śró d   sw ojch  żoł* 

aierzv,  a  z ab o b o n n y   strach  w śió d  

w o jsk   angielskich  i  przyczyniał?  sie 

do   szybkiego  uw alniania  k raiu   spod 

-“zemocy  w roga.

Sława  jej  rozeszła  sie  daleko 

00  za 

-rajnice  Francji,  ale  b yła  sola  w   oku 

• “(u  m ożnych  z  otoczenia  k ró le w ­

skiego,  bo   p o d   ich  adresem   nje  szcze 
dziła  Joanna 

szczerych,  p ro sty ch   i 

szorstkich  słów   p raw d y .  N ieigdna  in 

u v g e  m usiała  zwalczyć  dzielna  dzic- 

wczyna,  niejed nok ro tn ie  m usiała  prze 

łam ywać  tępa  bierność  nieudolnego 

króla,  by  m óc  dalej  prow adzić  kraj 
cu  w yzw oleniu.  A ie  k ró l  nie  dorósł 

->  jej  p ro sty c h   m ąd ry ch   rad. 

Starano  się  pozyskać  ia  zbytkiem  

I  i  zaszczytam i,  ab y   w   ten  sposób  zwia 

’  zać  ia  ze  spraw am i  przyziem nym i,  bv 
j  pozw oliła 

spocząć 

pozbaw ionem u 

w oli  królo w i  i  jego  płochym   i  k ró t

kow zrocznym  

dw orakom .  N a d a n o  

szlachectw o 

całej  iei  rodzinie. 

W  

czasie  tej  uroczystości  na  zapytanie 
czeg;o  b v   pragnęła  —  pro siła  o  uw ol 

nienje  od  danin  sw ojej  w si  rodzinnej.

background image

S t r .   4

K O B I E T A   W I E J S K A

M ałod u szn ość,  w yrachow anie  oso 

biste,  obrażone  am bicje, 

zagrożone 

interesy   k siążąt  św ieckich  i  kościei- 

nyęh  francuskich  i  a n ie ls k ic h   w y ­

w o łują  tak a   reakcję  w o k ó ł  niej.  że 

u tru d n ia ła   życie  i  działalność  Toanny 
—  nie  rozum ie  jej  intencyj  naw et  ten 
którego   uczyniła  królem   Francji.

W   czasie  o b ro n y   m iasta  Com pieg- 

ne  p o p a d ła   Toanna  w   niewole,  pojm ą 

na  nrzez  B u rgundów ,  zdrajców   Frar. 

cii  a  sprzym ierzeńców   Anglii_

Z am knięto  ia  w   wiezieniu,  ro k   cza 

su 

dręczono 

badaniem   sadow ym  

wreszcie  oskarżo no  o  czary.  S praw ' 

cami  tepo  byli  A nplicy,  którzy  ia  wy­

kupili  o d   B urp und ó w ,  przy  biernym  
przyzw oleniu  całej'  Francji.  G łów nym  

narzędziem   inicjato rów   tep c  sraszli- 

w epo  dzieła  b y ł  b isk u p   francuski 

C auchou,  k tó ry   przeprow adził 

ten 

h an ieb ny   proces  przez  francuski  sad 
kościelny  (w   zajętej  przez  A ng lik ó w  
części  k ra ju ).  Zależało  bow iem  

na­

jeźdźcom ,  b y   w   ten  sp o só b  zakw es­

tio now ać  cale  dzieło  Toanny  d ’A rc: 
k o ro n ę  K arola  V II  {  świeżo  obudzo- 
ne  siły  Francji.

D ziew ica  O rleańsk a  stała  ,sic  jed­

na  z  w ielu  ofiar  „świętej “  Inkw izy- 
cji,  straszliw epo 

sadu 

kośc-elnego 

tych 

dziw nych 

średniow iecznych 

czasów,  sad u  

n ad  oskarżonym i 

w  

kw estiach  w iary.

D ziw n a  rzecz  —  n ik t  z  tych,  któ- 

rym   przyw róciła  w ładzę,  ani  n aw et  z

HALINA  GÓRSKA

A  D

tych,  k tó rzy   byli  jej 

tow arzyszam i 

broni,  nie  upom niał  sie  o  nia.  nie  p ić  
bow ał  jej  w ykupić,  pom ścić,  o d b  ć— 
jeden  ty lk o   rycerz  Jan  d ’A u lo n   p o ­
szedł  z  nia  razem   w   niew olę  i  bvł  iei 
w ierny  do   końca.

K ról  po został  płuchy  na  uoom nie- 

nia  szlachetnepo  arcybiskuoa  E m bru 

r a   żal  lu d u   francuskiepo  —  o«- 

zostaw ił  Joannę  jej  w łasnem u  lo so ­
wi  w   rękach  w ropów .

D n :a  30  m aja  1431  roku  bohater’ 

ka  osw obodzicielka  Francji  "ginęła, 
sp alona  na  stosie.

U   stóp  stosu  w idniał  napis:  „Jo- 

anna,  k tó ra   kazała  mienić  sie  Dzie- 

wica,  zpubna  oszustka,  zw odzicielka 

ludu.  uw ikłana  w   przesady  i  bałwo- 

chw alstw a,  bluźniaca  Bopu,  błądzą­

cą  w-  wierze,  chełpliw a, 

rozw iazłi, 

krw i  ludzkiej  chciwa  — 

odb*eżała 

K ościoła,  w zyw ała  diabłów ,  zatw ar­
działa  heretyczka“.

Z a  straszliw a  śmierć  Toanny  d ’An. 

pon o si  odpow iedzialność 

cała  ó w ­

czesna  Francja  i  cały  ów czesny  Koś- 

iół.  bow iem   nieliczne  ty lk o   jed n o st­

ki  p ro testo w ały  

przeciw   okropnej 

krzyw dzie,  jaka  ja  spotkała.  Pamięć 

iei  żyła  ty lk o   w   d uszy  ludu,  z  które 
. o  w yro sła  i  lu d   francuski  czcił  i a 
'ako   św ięta.

Tym czasem   Francja  ciągle  z  pow . 

dzeniem  uw alnia  się  o d   w roga  i  od-

E  L  A

b u d o w uje.  Jakaś  dziw na  zm iana  na 
stepuje  w   sam ym   K arolu  V II  —  p o ­

trafi  dobrać  sobie  o d pow iednich  lu ­

dzi  i  rządzi  krajem   pom yślnie 

Aż 

wreszcie  zd o b y w a  się,  tru d n o   dociec 
z  jakich  p o b u d ek , 

na  d o p ro w ad ze­

nie  do  rew izji  procesu  tej,  k tó ra   za- 

oczatkow ała  dzieło  odro dzen ia  i  da 

’a  m u  koronę.  W y ro k   now ego  try bu 

’u  zap adł  7  lipca  1457  roku.  zarzi 

->iac  poprzedniem u  procesow i:  p o d ­

stęp, 

potw arz, 

niespraw iedliw ość, 

sprzeczność,  b łędy ".  O d b y ła   sie  uro 

sta  procesja,  w ypłoszono 

po ch ­

walne  kazanie  na  placu  stracenia  i 

w zniesiono  krzyż 

p am iątko w y  

na 

tym   miejscu.

W   ro k u   1909  K ościół  opł?«za  Jo- 

anne  „błogosław iona",  a w   ro k u   1920 
zalicza  ja  w   poczet  św iętych.

D o p iero   po  śmierci  zaczęło  sie  o t ł  

ne  chw ały  „życie"  Joanny  d ’A rc :  a r ­
tyści  różnych  n aro d ó w   i  w szystkich 
czasów   utrw alaia  niezw ykłe  *ei  czv 

n y  w   sw ych  utw orach,  uczeni  opisom  

i  życia  pośw ięcają  swe  dzieła.  Fran 

:a  w idzi  w   niej  b o haterk ę  n arodo w a 

le.  enda,  niesiona  na 

skrzydłach

fantazji  ludu,  czci  w  niej  jego  b o h a ­
terska  przedstaw icielkę, 

k to ra  wał 

czyła  i  zginęła  za  W o ln o ść   i  P raw dę

Ciekawych  odsyłam 

do  książek  specjalnie 

poświęconych 

Joannie  D ‘ A r k :   K-  Libelta 

ks.  J.  Górki  i  Z  Zawiszanki.

nała  jakiegoś  szczegółu,  sami 

orzę- 

p o m in a li:

—  A   zapom niałaś,  że  ojciec  kupił 

wam  w   budce  w od ę  ze  sokiem  

i  pierniki!

A lb o :

—  A   nie  pow iedziałaś,  że  naprzód  

pojechaliście  jeszcze  tram w ajem !

I  A d ela  m usiała  ciągle  na  pow o  o- 

pow iadać  o  tem.  jak  to  było  na  W o ­
li,  k ied y   ona  b y ła  jeszcze  mąła.

Bo  dw a  lata  tem u,  na  W o li  A dela 

była  jeszcze  mała.

U   w szystkich  dzieci  to  dorastanie 

idzi,e  zawsze 

bardzo  pow oli. 

N aj- 

,  przó d   sa  małe,  a  potem   w ieksze,  a 

potem   dop iero   —  duże.

A le  u   A deli  to  było  inaczej.

D o p ó k i  m ieszkali  na  W o li.  w   tem 

dużem   m ieszkaniu,  d o p ó k i  tatu ś  bvł 
zdrgw y,  a  m am usia  nie  chodziła  do 
fabryki,  to  A d ela  b y ła  mała.  A le  kie 

d y   tatu ś  zachorow ał  i  stracił  pracę  a 
oni  przenieśli  się  na  Ż elazna  do  jed 

nei  izby V   suterynach,  to   A d e la   zro­
biła  się  napie  —  duża.  T a k   odrazu. 

Bez  przejścia.  N iem al  z  dnia  na 
dzień.

^ (W y ją te k   z  książki 

H aliny 

G órskiej  „D ru g a   Bram a",  k tó ­
rej  3-cie  w ydanie 

ukazało  się 

niedaw no 

nakładem  

„R oju". 

N asze  czytelniczki  zapozna  on 
z  ciężka  dola  k o b iet  i  dzieci  r o ­

botniczych,  a  w   szczególności 

dziew czynek  z  proletariatu ,  p a 
k tó rych   barkach  spoczyw a  czę 
sto   zbyt  w ielki  i  przedw cześnie 

p rzygniatający  je  ciężą/1.  P o d o b

K iedy  W ic u sio w i  i  Z osi  nudziło 

się .„prosili  A d elę:

—  A dela,  o pow iedz 

jak  to  było 

na  W o li!

•Albo  (jeszcze  częściej):

—  A dela,  opow iedz  jak  to   bvto, 

kiedy   ty   byłaś  jeszcze  mała!

I  A d ela  o p o w iadała  o  m ieszkaniu, 

w   którem   b y ła  alkow a,  p o k ó i  z  fro ­

terow ana  i  starannie  zaścielana 

d y ­

w anikam i  p o d ło g a   i  kuchnia  w   k to ­

na  jest  dola  ich 

rów ieśniczek 

na  wsi.  M a tk i  p ow in n y   zw ró ­
cić  uw agę  na  krzyw dę, 

która 

w yrzgdzaja  często 

nieśw iado­

mie  sw oim   przeciążonym   praca 

i  przerataiacem i  ich  siiy 

o b o ­

wiązkami-,  dzieciom.  C iepłe  sło 

w o 

otuchy  i  uznania 

d o d aje 

dziecku  sił  i  radości,  n iesp ra­

w iedliw y  w y rzu t  przyg niata  je 
o d b iera  m u  w iarę  w   siebie).

rej  zawsze  palił  się  ogień.  I  o  zielonei 

pluszow ej  kanapie,  i  lam pie  z  ab ażu­
rem  i  klatce  z  kanarkam i.  I  o  tem  że 
w te d y   nie  było  su b lo k ato ró w ,  a  ma* 

m a  nie  chodziła  d o   fabryki.  I  o  tem. 

jak  pew nego  razu  rodzice  zabrali  ja 

ze  so bą  d o  kina.  i  o  tem   jak   nojecha 

li  statkiem   na  Bielany.

W ic u ś  i  Z osia  nie mieli  n ig d y   dość 

tych  opow iadań,  choć  już  ta k   dobrze 
je  pam iętali,  że  k ied y   A d e la   zaoom k

background image

Nr  4 

K O B I E T A   W I E J S K A  

S t r.   5

ZO FIA   LIPINA

J ą t r z ą c a   r a n a

N ie  wszyscy  co  zam ożniejsi  g o ‘>! 

podarz.e  we  w si  m oga  obeiść  sie  bez 

stałei  najem nej  pom ocy.  C i  k tó rzy  

m ają  już  dorosłe  dzieci  sami  zazw w  

czai  daja  sobie  rade  ’  d o naim u ia  ty l­
ko  larem  do  żniw a  czy  kopania.  Bez­
dzietni  lub  m aiacy  dzieci  małe.  b io rą 
do  pom ocy  w   gospodarstw ie  stalą 
służbę-  Bogatsi 

trzym aia  paro bk a, 

dziew kę  -  pastucha  —  a  mniei  zam or 

ni  tv lk o   dziew kę  lub  pastucha.

W   dzisiejszych  czasach  nie  tru d n o  

dostać  służących. 

C ieżkie  w aru nk i 

życiow e  w ypędzają  z  dom u 

naw et 

tvch.  k tó rz y b y   i  u  rodziców   mieli  co 

robić.  Chcąc  jednak   ulżyć  rodzinie 
zmuszeni  sa  w ysługiw ać  sie  obcym , 

w ygnani  dobrow olnie  na  p o n iew ier­

kę  i  haró w kę  bez  końca.

W   majoAvym  num erze 

.K obiety 

W ie jsk ie j"  pisano 

o  niedoli  dziew ­

cząt  w ieiskich  służących  po   miastach 
lecz  trzeba  ze  sm utkiem   stw ierdzić 
że  dola  p aro b k ó w ,  dziew ek  czy p astu  
chów  na  wsi, 

iest  stok ro ć  gorsza 

choć  m ało  sie  o  tym   m ówi.  Test  to 
u k ry ta   iatrzaca  sie  rana  w   ż y a u   spo- 
łecznem  wsi.

Istnieją  po  w siach  ro d zin y  

k tó ­

rych  życie  jest  wieczna  tułaczka  po

służbach.  W iecznym   zabieganiem   o 

cudze  stod oły ,  cudze  konie  kroayy  i 

nna  g o sp o d arsk a  żywine.  W y z y sk i­

wani  nie  liczący  sie  w p ro st  za  lu d zi, 

ogłupieni  praca  nad  siły,  pebaia  swo 

je  sm utne  życie,  nie  zdolni  naw et  do 

sprzeciw u  g d y   im  sie  dzieie  k rz y w ­
da.  L edw o  taki  z  k oły sk i  v£y)ezie.  a 

iuż  h a id a   ze  służby  na  służbę 

o  I 

gospodarza  do  gospodarza  b o ry k a  

sie  z  zaw istnym   losem,  byle  i.io  żyć, 
bvU  iaki  taki  grosz  na 

ooedzenie 

najpilniejszych  potrzeb,  zarobić.

Z d arza  sie  nieraz,  że  nieuczciwi  h r  

dzie  i  tego  ciężko  zarobionego  g ro ­

sza  nie  w ypłaca.  Znałam   w ypadek. 

,że  służąca  zachorow ała  i  lekarz  kazał 

iei  przestać  pracow ać,  a  srosjąpdarz 

.  w yk orzystał  sytuacje  i  odm ów ił  iei 

zapłaty  z?  przepracow any  czas  dlate 

go.  że  d o   końca  ro k u   nie  w vbv ła  (u 

m ow a  iest  roczna  i  płaci  sie  służbie  z 

T  'iO.  A   tu   się  przecież  trza  leczyć  i 

za  co?  Służba 

d o

 

chłopskich  gosp o­

darstw ach  nie  iest  ubezpieczona,  nie 
ma  K asy  C horych,  ani  zasiłku  cho 
rob o w ego  iak  w   mieście.

B ardzo  często  służący  pracuie  za 

byle  co.  A   rodzice  b o ia   sie  wspom- 

i-ieć  o  lepsze  w ynagrodzenie  b o   o r z ­

cież  gosp odarz  m ógłby  dziecko 

ze 

służby  w ydalić,  przytem   nie  w szy st­
kie  dzieci  m ają  rodziców ,  sa  i  siero­
ty   bez  ojca  i  m atki,  o  nich  iuż  n ik t 
sie  nie  zatroszczy,  skazane  sa  na  łas- 
hę  i  niełaskę 

sw ego 

chlebodaw cy. 

Teszcze  g d y  tak a  sierota  dostanie  sie 

d o   ludzi  rzetelnych  i  dobrych,  to 
chwała  Bogu.  A le  g d y  na  nieszczęście 
trafi  na  takiego,  k tó ry   uw aża  sługę 
za  zwierze  robocze,  to  w te d y   los  iei 

~odnv  iest  pożałow ania.  Pracuie  o d 

św itu  do  zm roku  za  m arna  łvżke  li' 

ebei  straw y,  pęd zo n y   do  ro b o ty   nad 

siły,  w ysłuchuie  różnych  przezw isk 

i  przekleństw ,  boiac  sie  odezw ać,  b y  
p racodaw cv  nie  obrazić  i  służby  nie 
utracić.  I  tak   w   m ilczeniu  i  cierpieniu 
gorzkim i  łzami  oblane  upływ a  życie 

sieroce.

C b łon cy 

n a  

służbie  lepiei  daia  so­

bie  rade  aniżeli  dziewczęta,  k tó re   z 
natura-  sa  słabsze  i  bardziei  narażone 

- a   różne  niedom ogania  i  nie  zawsze 

m oga  ciężko  pracow ać.  A le  któż-by 

ta  uw ażał  na  służącą,  że  ona  nie  m o ­
że  pracow ać?  C zy  m róz, 

czv  słofa, 

pędza  do  ro b o ty   iak   zawsze  —  prze 

cież  na  to  iest  aby   pracow ała!

D ziew czyna 

przez  b ra k   w yrozu-

K iedy  nan rzykład  w   m ieszkaniu  na 

W o li  m ów iło  fip  „dzieci",  to  m yśla­
ło   się;  W ic u ś,  Z osia  i  A d ela 

A lf 

na  Żelaznej  to  iuż  ty lk o   o  W icusi.u 

i  Zosi.  a  późniei  o  Tasiu,  m ów iło  sie 

dzieci".  A d eia  b yła  iuż  dorosła.  D o  

Adeli  m ów iło  sie  teraz:  „Zaim ii  sie 

dziećmi!".  ..U m yj,  —  albo  —  „połóż 
spać  dzieci!"  A   późniei  to  iuż  naw et 
—  „Przepierz" 

—  albo  „przyszył 

dzieciom !"  A   jeszcze  późniei  to   iuż 

sie  naw et  nic  nie  m ów iło,  bo   to  prze 
cież  rozum iało  sie  sam o  przez  sie.  że 
to  p o w in n a  zrobić  A dela,  k tó ra   iest 

już  teraz  —  duża.

W   m ieszkaniu  na  W o li  A dela  d o ­

staw ała  przed  pójściem  

do 

szkół'- 

dużv  k u b ek   kaw y   z  kożuszkiem   i 

m atka  sm arow ała  iei  g rubo  m asłem

i bleb,  w zdychając:

—  T a k   sie  długo  w ysiedzi  dziecko 

bez  czegoś  gorącego  w   tei  szkole!

I  k u p o w ała 

dla  niej  pieć 

deka 

s z v rk i  albo  kiełbasy  do   bułk i  k tó rą 

iei  w kład ała  do   tornistra.

A le  na  Żelaznej, 

rozdzielało 

się 

m leko  i  trochę  smalcu  jeśli  by ł  w   do

mu  tv lk o   m iedzy  W icu sia.  Zosię  i 
Tasia.  i  m ów iło  sie:

—  A b y   dla  dzieci!

N a  W o li,  kied y   A d e la   w ychodzi­

ła  zima  na  ulice,  m atka  zapinała  iei 

sama  płaszcz,  ow iązyw ała  szvie  sza­
likiem  i  gniew ała  sie,  że  A d ela  dużo 
' ozm aw ia  na  m rozie.

A le  na  Żelaznej,  kied y   m atka  za­

częła 

brać 

pranie 

do 

dom a, 

n ik t  nie  troszczył sie  o  to,  że A d ela  w  
iednei  sukienczynie  biegnie  ę-j  chw i­
la  z.  pełnei  p a ry   izby  do  sklepiku, 
po  sode,  krochm al,  lub  m ydło

N a   W o li,  kied y  

czasem 

A dela 

chciała  z  figlów   podnieść  W icusia 
lub  Zosię,  m atk a  krzyczała  na  nią

—  Z o staw   to  w   tei  chwili,  bo  sie 

podźw igniesz!

A le  n a  Żelaznej,  to  iuż  n ik t  nie 

m yślał  o  tem,  że  A dela  nosi  cały 
dzień  na  rękach  Tasia  i  pom aga  m at­

ce  w ylew ać  ciężkie  baniaki.

N a   Żelaznej  A dela  była  iuż  duza.

D aw niej  rodzice 

b ard zo  uważali, 

fTw  się  A d e la   nie  spóźniała  do 

szkoły,  a  k ied y   m iała  raz  zła  cenzure

m artw ili  sie  i  wzięli  iei  naw et  k o re ­

p e ty to ra   za  pięć  rubli 

na  miesiąc. 

N a   p o czątk u  ro k u   ojciec  sam  k u p o ­

w ał  iei  książki,  a  pió rn ik   to   m iała  ta 

ki,  jak   żadna  w   klasie:  żółty   p o htu- 

row any.  ro d z ie lo n v   na  cztery  o so b ­

ne  szufladki  (d o   piór,  do  gutnv.  do 

obsad ek   i  do  o łó w k ó w ),  z  bukietem  

róż  i  niezapom inajek  w ym alow anym  

na  wierzchu!

Ą le  na  Żelaznei,  to  iuż  daw no  roz 

począł  s.ie  ro k   szkolny,  ą_o  kupien iu 
książek  nie  by ło   naw et  m ow y.  A d e ­
la  m usiała  ie  pożyczać  o d   kole^aek  a

-eśli  trzeba  iej  b y ło   zeszytu.  :zv  ołów  

’  a. 

to  nam yślała  się  długo,  zan-.m 

z w ie d z ia ła   o  tem   m atce,  b o   m atka 

zaraz  zaczynała  krzyczeć,  że  co  cbwi 

'a   czegoś  innego  iei  sie  zaclidew a  i 

że  ona  sobie  żyły  w ypruw a,  a  A d ela 
nie  m a  nad  nia  litości.  A lb o   p o c h y ­

lała  się  nad  b alia  z  tw arza  zacięta  i 

zim na  i  zaciśniętem i  ustam i,  iakgdy- 
bv   wcale  nie  słyszała  p ro śb y   A d e li  i 
tarła  bielizna  z  tak a   zacięta  złością,  że 
A d ela  „w olała"  iuż  nie  „zaczynać". 

Nijęt  też  nie  troszczył  się  o  to .  że  A -

background image

S t r.   6

K O B I E T A   W I E J S K A

Nr   4

m ienia  i  opieki  ze  stro n y   gospodyni 

często  nabaw ia  sie  cieżkiei  choroby.

0   sobie  g o sp o d y n i  pam iętać  potraf

1  w   razie  czego  um ie  cały  dom   p o ru 5 
szyć  na  sw oje  usługi,  ale  o  służące! 

zapom ina,  że  i  ona  jest  człowiekiem.

I  pom yśleć  czem  sie  różni  gospo* 

dyni  o d   służącej?  C h v b a  tem  że  jest 

bogata,  ma  czem  zapłacić  wiec  może 
sie  noszanow ać.  A le  g d y b y   tak   bied 
nvch  nie  było  któż  by   z*»  b<" i-atych 

ro b ił?   W te d y   b v   sie  i  m ajątk ó w   w v 

rzekli,  bo   b v   sobie  sami  naoew no  z 

ro bota  ra d y   nie  dali.  Służący  <'zv  siu 

żaca  sa  także  ludźm i  i  maia  takie  sa* 
m o  do   życia  i  zdrow ia  p ra v\o. 

jak 

g ospodarz 

i  g ospo d yni 

K ażdem u 

zdrow ie  miłe,  dla  biednego  iest  ca 

iym  m ajątkiem .  G d y   jest  z d r   w y  za* 

prąęuie  sobie  na  życie,  a  g dv   zdrow ic 
straci,  a  ze  zdrow iem   zdolność  do 
pracy,  czeka  go  w ted y  ty li o  nędza  i 
kii  żebraczy.

Przew ażnie  służba  przesiaduje  n r  

chlewach,  stajniach  i  strychach  i  n i  

ma  dla  niej  m iejsca  v/  dom u  miesz* 

kalnym . 

O dży w ia  sie  slużbe 

bvle 

czem  i  byle  jak.  D la  siebie  gotuje  sie 

często  o so b n o   grym aśne  frykasy, 

siużbie  rzuca  sie  byle  ochłap,  nie  b a ­

cząc  na  jej  ciężka  prace.  W id ziałam  

iak  w   jednym   dom u  gospodarz  i  go*. 
p o d v n i 

dziećmi 

zjadali 

ciepły

dela,  k tó ra   nie  m ogła  często  nodołać 
w   robocie  spóźnia  sie  d o   szkoły,  lub 

opuszcza  lekcje. 

A  

kied y  

m atka 

otrzym ała  pracę  w   fabryce,  to   Adc* 

la  została  już  na  stałe  w   dom u.  ml* 
noyuać  dzieci.

—  T o   tru d n o ! 

N a u k a   chleba  jej 

nie  d al 

1'•"*!'

A d e la   b y ła  teraz  tak a  duża  że  nie 

potrzeb ow ała  już  naw et  chodzić  do 
szkoły.

Z resztą  zew nętrznie 

A dela  także 

spow ażniała.  N ie  żeby  w yrosła,  ale 

w ychudła  i  w yciągnęła  sie  iakoś  Jej 

daw niej  okrągłą  i  różow a  twarzycz* 

ka  zaostrzyła  sie.  oczy  przygasły 

pa 

brały  przedw cześnie  dojrzałego  wy* 

razu. 

a  jasr.e, 

kędzierzaw e 

w łosy 

k tóre  daw niej  m atk a  zw iazyw ała  do 

szkoły  granato w a  k o k ard a,  ściagała 

teraz  A d ela  w tv ł  i  zaplatała  w   maleń 

ki  tw a rd y   w ark o czyk , 

zakończony 

tasiem ka,  co  n adaw ało  im  p o d obień 

stw o  d o   uczesania  ty ch   w szystkich 

zm ęczonych  całodzienna  praca  i  krza 
tanina  ko b iet,  k tó re  w raz  z  iei  mat* 
ka  p o w racały   z  fabryki:  tyle  +vlko, 
że  w arkoczyk  A d eli  nie  by ł  zw inięty 
iak  u  nich  w   m aleńka,  przypięta  kil* 
ku  szpilkam i  na  czubku  głow y  ku* 

,  kiełkę.  I  tak   sam o  jak   owe  k o b iety  

A d e la   garbiła  się  teraz  trochę  i  cho*

o b iad   a  służącą  sprzatała  koło  świń 

i  krów .  M ów ili  mi,  że  ona  n ig d y  z 

nimi  nie  je.  bo  ona  nie  lubi  ciepłego 
jedzenia  ty lk o   zimne. 

Z  ciekawości 

zaczekałam  aż  służącą  bedzie  jeść  c 

hi ad  Z a  chwile  przyszła 

do   izb'* 

siadła  koło  stołu  i  czeka.  G sp o d y n i 

przynosi  iei  p ó ł  dużej  miski  barsz* 
czu.  n a d ro b iła   iei  chleba 

m ów i, 

„ W y je d z   to.  bo  do  wieczora  to  sie 

znąarni"  i  służącą  zjadła 

wszystk*'. 

no  bo  szkoda  przecież. 

ab v  świnw 

m iały  barszcz  jeść.  N astępnie  g o sp o ­

dyni  przynosi  druga  m iskę  k a p u s t' 

i  znow u  m ów i:  „Z jedz  to  też.  bo  ka 

p u sta  z  grochem   to   skiśnie  do  wie* 
czora"  i  służącą  ie.  bo  przecież  szko* 
da  b v   kap u sta  skisła.  W   końcu  gos­

p o d y n i  przynosi  donice  do b ry ch   ku 

-ek,  ale  służącą  już  me  jadła,  bo  mia 

ia  dosyć  barszczu  i  k a p u st'  .  -   „lak 

nie  jesz  —  m ów i  g osp o d y n i  —  to  zo 
stanie  na  w ieczór,  klu sk i  sie  me  po* 

p su ja".  A le  do  w ieczora  g c sn o d y n ' 

z  dziećmi  klu sk i  zjadła  i  służącą  i:h  
nie  skosztow ała.  N ib y   sie  daje  służą 

cej,  ale  tak,  b v   nie  zjadła.

T ru d n o   zliczyć  w szystkie  przykro 

sci  i  u d ręk i  jakie  służba  znosi  od  
sw oich  gospodarzy.

I  za  co?

Z a  to,  że  pracuje  za  nich!  Że  zdzie

dziła  pow łócząc  zmęczonemi 

noga*  , 

mi.  I  ta k   sam o  opuszczała  bezwład*  ' 

w e  w zdłuż  ciała  rece  jeśli  zdarzyło 
sie  iei  stać  chwilę  bez  pracy.

I  tak   sam o  jak  one 

nauczvTa  ssę 

w krótce,  w   każdej  okoliczności  eta* 
wać  p o   stronie  ..swoich  dzieci"  i  v a l  

-wć  o  nie  z  całym  światem .

B o  na  W o li  i  jeszcze  nawę*  z 

p o

czatku  na  Żelaznei  —  to   cóż?  Był 

orzecie--  zawsze  jakiś  sw ói  bezpiecz* 
ny   i  w łasn y  kat.  A le  kiedy  ostatnie 

‘-niadze  i  sprzęty  poszłv  na  lecze* 

a  później 

na  pogrzeb  ojca 

lo 

m atka  A deli  wzięła  sobie  „na  miesz* 
kanie"  lok atorów .  B yło  tam   coś. ra* 

"o-  ze  trzy  kobiety,  dw óch  chłonów  

i  siedm ioro  dzieci.  W iec  te  k o b iety  

to   kłóciły  się  ze  sob a  o  w sz y stk o ;  o 

miejsce  przy  kuchni  i  przy  balii 

sznyr  na  strychu,  o  kolejność  s.zcro* 

w ania  podłogi.  A  dzieci  to  znow u  w v 
dzięrały  sobie  z  rak,  czv  ten  kaw alęk 
chleba,  czy  zim ny  kartofel,  czv  k ub ek  

kaw v,  ho  jedzenia  n ig d y   nie  bvło  za 
wiele.  I  m atki  m usiały  pilnow ać  że* 

b v   inne  dzieci  nie  „p o d jad ły "  iei  ina 

łych,  zupełnie  jak  kw oki  swoich  pi* 

skla.t.  A le  m atka  A deli  była  od  rana 
w   fabryce,  a  w racała  tak  zmęczona, 
że  już  do  niczego  nie  m iała  sił.  To

ra  sw oje  zdrow ie,  sw oje  m łode  lata

—>  to,  b v   kom uś  m aiatk u   orzyspo* 

rzyć  a  sam em u  na  starość  iść  o o   żeb­
rach!  T ru d n o   o  w iększa  k rzy w dę.—

Służba,  k tó ra   pom aga  sw ym   go*.* 

p o d arzo m   w   pracy  pow inn a  bvć  trak 
to w an a  po  ludzku.  C zyż  ich  wina 

iest.  że  los  kazał  im  sie  urodzić  u  wv 

robn ik a,  a  nie  zasobnej  chacie  b o g a ­

tego  kmiecia.

W a rto ść   człow ieka  nie  jest  w   p .r  

siadanych  przezeń  m orgach,  lecz  w 

•ego  zaletach  charakteru  i  serca  a  nie 
jeden  służący 

p o d   tym  

wzgledem 

przew yższa 

całe 

niebo 

swego 

chlebodaw cę.

Los  służby  na  wsi  pow inien  sie 

zmienić  na  lepsze,  b o  tego  wym aga 
spraw iedliw ość  społeczna,  iąk  ró w ­
nież  godność  człowiecza.

C hłopi,  k tó rz y   chcą  życie  w  Polsce 

-p rz e ć   na  spraw iedliw ości,  m usza  te 

spraw iedliw ość  najpierw   uczynić  w 

iw oich  rodzinach  i  sw oich  sęscach.

K ob iety  najwięcej  sty k aia  sie 

z- 

służba.  M y   też  m ożem y  wiele  zrob'ć 

b v   los  służby  polepszyć.  O płaci  to 
nam   się  stok rotnie,  b o   zdobędziem y 

sobie  z  niej  przyjaciół,  a  nie  w rog ó w  

k tó rzy   skrycie  cała  dusza  nas  niena­
w idzą,  iak  często  dzieje  sie  teraz.

I  A dela  wiec  gotow ała  i  szorow ała,  a 
I,  często  naw et  i  prała.  I  to   A d ela  m u­

siała  bronić  „sw oich"  dzieci.

Św iat  podzielił  sie  teraz  dla  niej. 

jak b y   na  dw ie  części:  jedna  blisk a  i 

jedynie  ważna,  to  była  A defa  „je; 
dzieci  i  jej  m atka.  D ru g a   obojętna, 

to  byli  w szyscy  inni  ludzie.  T a k   obo 

jętna,  że  aż  sie  czasem  sama  tem u  dz: 

wiła.  Bo  daw niej  gd y   się  kom u  nie 
pow iodło,  to  ia  ta k   obchodziło  jak­
b y   to  iei  sie  samej  przytrafiło.  O trzy  
mała  jakaś  koleżanka  zły  stopień  — 
A dela  m artw i  sie  z  nia  razem.  Zoba* 
czyła  ślepego  kaleke  na  ulicy  —  iuż 
cały  dzień  myśleć  o  niczem  _ innem 

nie  może.  O k rad li  sąsiadkę.  —  A d e ­

la  w  nocy  się  budzi  i  rozw aża  co  ta 
sąsiad ka  teraz  pocznie.  A ż  sie  nieraz 

.  m atka  na  nia  za  to   irytow ała 

a  o i 

ciec  nazyw ał  ia  „zm artw ienie  całego 

.  św iata".  A le  na  Żelaznei  to   te  troski 

innych  ludzi,  przestały  A dele  iakoś 

obchodzić.

—  M am   dość  sw oich  k ło p o tó w !— 

m ów iła  niechętnie,  zupełnie 

iak   lo ­

k a to rk a   K ubasiow a.

N a  W o li  nie  b yło  praw ie 

luclzi, 

k tó ry ch   A dela  napraw dę  nie  lubiła. 
O hyba  pani  od  arytm etyki,  k tó ra  by  
ła  straszna  złośnica  i  jeden  chłopak 
w   szkole,  k tó ry   ja  naum yślnie  sztur*

background image

Nr  4

K O B I E T A   W I E J S K A

S tr.  7

PIO TR  ŚWIETLIK

Wieś  w   objęciach  spółdzielczości

G dziekolw iek  na  wsi  w idzim y  P ° 

stęp,,  d o b ro b y t  i  radość  tąm   tego 
w szystkiego 

d ok o n ała  praca  sp ó ł­

dzielcza. 

Test  to 

zjaw isko  b ard zo  

wielkiego  znaczenia,  poniew aż  wieś 
nareszcie  zrozum iała, 

że  ty l^ o  

na 

drodze  spółdzielczej  zdoła  sie  w y z­

wolić  sp o d   przem ocy 

uprzyw ilejo­

w anych  bogaczy  i  lichw y  kapitałów  
nagrom adzonych  w   rekach  nieuczci­
w ego  człowieka.

W e źm y   dla  przy k ład u   K asy  Sief- 

czyka.

J..at  tem u  około  60  panow ała  we 

wsi  m ałopolskiej  ogrom na  nędza 

w yzysk  lichw iarski,  k tó ry   d o p ro w a ­

dził  do  tego,  że  tysiące  chłopów   mu 
siało  uciekać  z  w łasnej  zag ro d y   i  szu 
kać  chleba  po  świecie,  a  ci,  k tó rzy  
pozostali  w  k raju   staw ali  sie  najm i­
tam i  dziedziców   i  w szelkich  innych 

pośredn ik ó w .  D o p iero   D r  Stefczyk 
znalazł  drogę  w yjścia  z  tej  ^ciężkiej 
niedoli,  a  natchnęło  go  następujące 

zdarzenie.  K iedy  razu  pew nego  przy 

słuchiwał  się 

śpiew om  

religijnym  

chłopów   w   czernichow skim   koście­
le  usłyszał,  jak  m iędzy  innym i  śpie­

w ano:  „Słodkie  Jezus  Dziecie,  b ło ­
gosław   naszej  biedzie". 

Śpiew  ten

był  wyrazem   wielkiej  bierności  i  nie 

zaradności 

tam tejszych 

chłopów . 

Z b u n to w ał  się  przeciw ko  tem u  D r 

Stefczyk,  zaczął  buntow ać 

innych, 

w ym yślił 

i  zorganizow ał, 

w raz 

członkam i  tam tejszego  K ółka  R o ln i­

czego  Kasę  Pożyczkow a  w   C zerni­

chowie. 

T o   był  początek 

naszych 

dzisiejszych  K as  Stefczyka.

Jaką  rolę  odegrały  K asy  Stefczyka 

nie  trzeba  m ówić,  bo  to  jest  w iado­

me  każdem u.  M ożna  śm iało  oowie*

G

a c  

lc 

k o s z y k a r z  

—  

spółdzielca

gał  przy  pisaniu.  A le  i  to  naw et  nie 
było  takie  praw dziw e  nielubienie.  Za 
to  na  Żelaznej  to   takich  ludzi  zrób-' 
lo  się  nagle  b ard zo  w ielu:  łoi  atorzv, 

dzieci  z  p o d w ó rk a,  k tó re  lubiły  d o ­

kuczyć  jej  „m ałym ", 

sklepiczarka, 

k tó ra   nie  chciała  daw ać  na  k red y t, 

ale  już  najbardziej  to  chyba  —  lu ­
dzie  z  Saskiego  o g ro d u.  Bo  w   życiu 

4eli  istniała  dław iąca  ia  iak  k o sz­

m ar  i  pow tarzająca 

sie 

codziennie 

zmora  i  ta  zm orą  b y ły   w łaśnie  space 

do  Saskiego  o g ro d u.

Zaczęło  sie  o d   tego,  że  Z o sia  któ- 

iała  krzyw e  nóżki  i  ciągle  choro 

wała. 

potrzebo w ała 

pow ietrza 

i  słońca.

—  Spacery,  proszę  pani,  spacery, 

iarzvnv  i  surow e  ow oce  sa  naiważ- 
riieisze!  —  tak  

pow iedziała 

matce 

d o k to rk a.

W iec  A dela,  k tó ra   stała  o b o k   i 

przysłuchiw ała  sie  tem u 

ze  ‘•kupie- 

niem,  gotow ała  jarzyny,  sk ro bała  z 

b raku  ow oców   surow a  m archew  

codziennie  chodziła z  Z osia  na  spacer.

N iełatw a  to   rzecz,  iak  sie  m a  dw a 

naście  lat,  m aszerow ać  kilka  kilom e­

tró w   dźw igając  na  rekach  p ó łto ra ro ­

cznego  Jasia,  prow adząc  za  reke  cztc 
roletnia  Zosie  i  uw ażaiac 

żeby  się 

sześcioletni  W ic u ś,  straszny  łobuz  i 
zaw adiaka  gdzieś  po  drodze  nie  za 

w ieruszył  i  nie  w p a d ł  p o d   tram w aj.

K iedy  A dela  w chodziła  do  o g ro d u  

k oszula  aż  m o kra  b y ła   na  ruei 

od 

p o tu ,  nogi  uginały  sie  p o d   nia  z  o- 

słabienia,  rece  m dlały, 

a  zaschnięte 

od   kurzu  i  o d   ciągłego  k rz y k u   gard­

ło.  staw ało  się  iak b y   drew niane.

—  A ch,  żeby  nie  te  spacery,  to  bv 

człow iekow i  by ło   lżei  żyć  na  św ie­

cie!  —  w zdychała  A dela,  lecz  m imo 
to  co  rano  podejm ow ała 

odw ażnie 

w ędrów kę  d o   ogrod u. 

każdym  

dniem   rosła  w   niej  iednak  nienaw iść 

do  tych  m atek,  b on  i  nianiek  i  do 

tych  biało,  różow o  i  b łęk itn o   u b ra ­

nych  laleczek,  p rzy patruj a c y h   sie  z 
nieufnem   zdziw ieniem   jej  dzieciojji. 
N ajb ard ziej  może  jednak  me  znosi­
ła  dziew czynek  w   sw oim   w ieku  łub 
niewiele  m łodszych  o d   siebie.  D ziew  

czynek  w  jasnych,  k ró tk ich   sukien ­

kach,  z  barw nem i  m otylam i  k o k a rd .

skaczących  jak  małe  dzieci  przez  ska 

kanki,  baw iących  sie  w   piłkę,  p ro w a 

dzonych  za  reke.  piastujących  łu d zą­

co  p o d o b n e   do  prawdziwych,  „dzi­

k u s i e " ,  a  patrzących  z  o draza  na

i  Tasia,  k tó ry   m iał  w y sy p k ę  na 

'w arzy.

Jakiś  niew ytłum aczony  w stręt  i  p o 

garda  w zbierały  w   A deli.  N  \ .  N ie 

b y ły   to  v/łaściwie  w strę t  i  p o g arda. 

Było  to   jakieś  inne,  dziw ne  uczucie. 
D ziew czynki  te  śm ieszyły  A dele,  ale 
nie  b y ło   w   jej  śm iechu  w esołości, 
lecz  raczej  szyderstw o,  obrzydzenie,

•cha  złość  i  jak b y   —  obraza.

I  k ied y   A d ela  w racała  ze  spaceru 

do  dom u,  b y ła  ta k   zmęczona  i  roz­

drażniona,  że  to   ona  pierwsz.a  w szczy 

nała  teraz  często  aw an tu ry   i  kłótnie. 

Sasiadki  zaczęły  sie  na  m a  w ieczo­
rem  skarżyć  m atce,  k tró a   w ysłuchi 

wała  icli  narzekań  kiw ając  sie  sennie 

. na  brześle  i  patrzac  tępym   w zrokiem  

przed  siebie.  A le  pew nego  razu  coś 
w   tych  pow tarzających  sie  n arzeka­
niach  uderzyło  ja  w idać,  bo  u o d n io . 

sła  oczy  i  spojrzała  uw ażnie  na  A de

background image

Str.  8

dzieć,  że  K asy  Stefczyka  uratowany 
chłopów   w   całej  M ałopolsce  o d   z u ­
pełnej  ru in y   gospodarczej.

P o d o b n ie  sie  działo  w   Poznańskim  

gdzie  praw dziw ym  

pionierem   Kas 

O szczędnościow o  *  Pożyczkow ych 

b y ł  ks.  Szam arzew ski,  a 

po 

jego 

śmierci  p row ad ził  ruch  spółdzielczy 

ks. 

P io tr 

W a w rzy n ia k   —  zwany 

Przez  N iem ców  

„niekoronow anym  

królem   p olskim ".

N a   terenie  K ongresów ki 

rozw iia 

sie  znow u  b.  p ięk ny   ruch  spółdziei- 
ni  Spożyw ców ,  a  pionieram i  tej  spół 

dzjelczości  są: 

Stanisław  

W o jc ie ­

chow ski  b.  prezy dent  Polski  i  R o ­

m uald  M ielczarski.

D o   b ardzo   w ażnych 

spółdzielni 

przetw órczych 

należą 

Spółdzielnie 

mleczarskie.

A le  chłopi  nie  po p rzestają  na  tym  

co  stw orzon o   przed   łatv,  lecz  ciągle 
tw orzą 

now e 

form y 

spółdzielcze. 

Spółdzielczość  ogarnia  pow oli  w szy 
stkie  dziedziny  życia  i  dąży  do  tego 

bv  zaspokoić 

w szystkie 

p otrzeb y  

wsi.

Spółdzielnia  Z d ro w ia 

w   M a rk o ­

wej  (pierw sza  w   Polsce)  stw arza  m  < 
we  i  to   ogrom nie  ciekawe  sp o so by  
sam opom ocy  w   dziedzinie  zdrow ia 
na  wsi.  Spółdzielnia  Z d ro w ia  spro- 
w adza  na  wieś  lekarza,  obtania  kosz 
tv   leczenia,  uczy  iak  żvć.  abv  nie  za­

chorow ać.  rozw ija  opiekę  n ad   m at­

ka  i  dzieckiem   i  t.  p.

N o w ą   form ą  spółdzielcza  iest  o r­

le.  Patrzyła  długo  w   m ilczeniu,  z  co 

raz  większem   zdziwieniem .

—  N o ...  —  pow iedziała  w reszcie— 

k to b y   się  tego  spodziew ał!  T akie  z

:  b-do  do bre  i  ładne  dziecko  a  te 

H k ’e  się  iakieś  złe,  chude  \  brzyd 

kie  zrobiło.  P raw dziw a  jedzą1

I  nagle,  A delę  jakby   coś  kolnęło 

w  serce.

T yle  razy  iuż  przecież  słyszała  A- 

dela  to  słow o  z  ust  sasiadek  i  —  n k .

A le  teraz,  k ied y  

ie 

pow iedziała 

m atka,  to  taki  poczuła  vr  sobie  żak 
ze 

b v l a b v  

sie  rozpłakała  r a   głos  iak 

małe  dzmcko.  żebv  jej  tak   nie  bvło 

x.r^tyd.  D o p iero   wiec  w   nocv  kiedy  

w szyscy  zasnęli  i  kied y   w   izbie  sły- 

sbać  iuż  było  ty lk o   ciężki?  o d d ech y 

trzeszczenie  łóżek  j  chrapanie  loka? 

'-"-ów.  A dela  rozpłakała  rie  -  <warza 
w tulona  w   poduszkę.

A   nazajutrz,  kied y   W icu ś  i  Zosia 

prosili  A delę,  żeby  im  opow iedziała 

jak  to  było  na  \U o li,  kiedy  buła  iesz 

cze  mała,  A dela  zam yśliła  się  i  p o ­
w iedziała:

—  K iedy   byłam   mała,  byłam   jesz­

cze  do b ra.

K O B I E T A   W I E J S K A

ganizow anie  przez  Spółdzielnie  Zd.ro 
w ia  w   M arkow ej  —  dziecińców   let­

nich,  gdzie  k o b iety   w iejskie 

w łas­

nym   kosztem  

i  w spólnym i 

siłami 

tw o rzą  świetlice  dla  dzieci,  u trzym u­

ją  dla  nich  w ychow aw czynie,  k tó ry  

mi  są  dziew częta  w iejskie  i  organi­
zują  w łasnym i  siłami  ku rsy   dla  tych 

„opiekunek".

Spółdzielnia  D rzew na 

usuw a 

h an d lu   drzewem   niesum iennych  po­
śred ników   i  może  w płynąć 

d o d a t­

nio  na  celową  gosp od ark ę Je śn ą   i  ua 

podniesienie  stanu  budownic+y-a  na 
wsi. 

D w u letnia  g o s p o d a rk i 

Spół­

dzielni  D rzew nej  w   Ż ołyni 

d o p ro ­

w adziła  już  do  tego,  że  jest  w  p<'sia­

dan iu   dziesięciom orgow ego  obszaru 

lasu.

Spółdzielnia  b udow lan a  w   Kracz- 

kow ej  daje  rów nież  ciekawe  w yniki 
w yniki,  bo  zam iast  pieniędzy  na  u- 

dżjąły  d ają  członkow ie  prace 

p rzy  

w yrobie  cegły,  dachów ki,  p u stak ów  

a  naw et  i  przy  budow ie  domów-  dla 

członków .  Zdarzać  się  będzie  i  tak, 

że  jakiś  członek  tejże  spółdzielni  ma 

jący  w   tej  chwili  18  —  21  lat  może 

w   przeciągu 

kilku  lat  takiei  ora-:v. 

w ypracow ać  sw ój  w łasny  dom   k tó  

ry   m u  k ied y ś  spółdzielnia  zb u d u j'  . 
B ardzo  w ielką  korzyścią  w   te'  sp Ał- 

dzielni  jest  uw zględnianie  fachow e­
go  budow nictw a.

C iekaw ym   p rzykładem   spółdziel­

czości  na  wsi  iest  Spółdzielnia  Kos~v 

k arsk a  w   G aci,  gdzie  członkow ie  tej 
że  spółdzielni  w ykupili  na  w łasność 

10  m orgów   łaki,  na  którei  b ed a  u- 

praw iać  w iklinę  —  dotychczas  spro 

w adzana  z  bardzo  daleka  i  od  p ry ­

w atnych  pośred nik ów .

M o żn ab y   dalei  brać  p o d   uw agę 

Spółdzielnię  Piekarska,  k tó ra   sie  mc. 

poszczycić  n.  p.  G o dzian ów .  Piekar 

nia  Spółdzielcza  zw alnia  nasze  k o b i­

ty   o d   pieczenia  chleba,  zaoszczędza 

aż  2/3  opału;  niema  ryzyka  pr-.y  pie­

czeniu  chleba,  bo  piekarz  m usi  być 

fachow y.

B ardzo  w idocznym   objaw em   dzia 

łalności  spółdzielczej  na  wsi  sa  te  ty  
s:ace  dom ów   spółdzielczych  —  lu d o  

w yęh 

p o b u d o w an y ch   w łasnym i  si­

lami.

Ni1  dziedzinie 

k u ltu ry   duchow ej 

tw orzą  się  na  wsi  B iblioteki  sp ół­

dzielcze  i  U n iw ersy tety   lu do w e  —  o 

czym  należałoby  kiedyś  pom ów ić  o- 
sobno, 

a  takich  p rzy k ład ó w   m am y 

iuż  sporo.

D o   now ych 

spółdzielczych  form  

pracy  m ożem y  śm iało  zaliczyć  org a­

nizujące  się  na  w si  Sądy  C hłopskie, 

U bezpieczenia  czyli  asekuracje  b y d ­

ła, 

Szkółki 

drzew ek  ow ocnw ych, 

,S półki  m aszynow e,  Spółdzielnie  tkąc

Nr   4

kie  w śró d  kobiet,  Łaźnie  spółdzięł- 

.  cze.  Spółdzielnie  ow ocarskie  i  t.  p.

A   w   tych  spółdzielczych  p o czyna­

niach  podkreślić  trzeba  objaw   rados 
ny,  że  grom ady  chłopskie  same  b io ­
rą  się  do  ro b o ty , 

że  inicjatyw a  i 

w szystkie  w ysiłki  idą  już  od  doiu  a 
nie  o d   góry,  iak  tego  do  dziś  dnia 
byliśm y  św iadkam i 

n.  p.  w   Losko­

wie,  gdzie  o soba  ks.  B lizińskiego  łą­
czy  się  ściśle  z  tym   w szystkim   co 
tam  jest  zrobione,  natom iast  chłopi 
tam tejsi  raczej  biernie  spełniają  wolę 
sław nego  już  dziś  inicjatora.

Irn y m   przykładem   jest  np.  H andz 

lów ka.  T u   spółdzielczość  w yrastała 
od   dołu,  kierow ana  przez  tak   zwano 

a u to ry tety   p rzodo w n ik ów .  W s z y s t­

k o   to   co  H an d zló w k a 

p o d   w zglę­

dem  spółdzielczym   stw orzyła  iest  nie 

ty lk o   piekne,  ale  przedstaw ia  w ielką 

w artość  i  dlatego,  że  jest  to  iedyna 

bodaj  wieś.  gdzie  M agrysie,  S o b k :  i 
R ajzery  pokazali  co  chłop  sąpiodzieł 

nie  może.  Jednakż  nie  obeszło  sie  i 

tam  

bez 

błędów , 

m ianowicie 

Spółdzielczość  w   H andzlów ce  o g ra ­

nicza  się  do   samei  ty lk o   H a n d z ló w ­

ki.  g  już  ich  nie  obchodzi  co  b y   dob 

rego  i  pięknego  p o d   w zględem   spół 

,  dzięlczym  zrobić  z  najbliższy,  bodaj 

okolicą.  Jest  to   tak   zw ana  spółdziel­
czość  „zagrodow a", 

na  k tó ra  czas. 

aby  w yszła  poza  sw oje  opło tki.  W ie 

rzvijiv,  że  i  H andzlow ianie  zmienią 

w n e t  sw oje  postępow anie.

A   wiele  iuż  m am y  p rzykładów ,  że 

chłopi  w   Polsce  ze  sw oia  spółdziel­
czością  nie  ograniczają  się  tylko  cło 

w łasnej  grom ady,  lecz  w spółdziała­

nie  sw oie 

rozszerzają 

na 

dalekie 

nieraz  okolice.

I  tak   n.  n.

Spółdzielnia  Z d ro w ia 

w   M a rk o ­

wej  obeim iiie  cała  gminę 

nawer 

kilka  wsi  dalszych.  W   Gaci  w ybudo­

w ano  wieiski  U niw ersy tet  T.udowy 

siłami  w ieki  tvsięcv  chlonów   z  ca­

łej  P o lsk i.  W   innym   znów   m iejscu 

spółdzielnia  drremma  obeim uie  sw e ' 

-m  zasięgiem 

kilka  "o w m tów . 

To 

znów   ca1--  okręg  spółdzielczy  przv 
s+pm-ie  do  b u d o w y   szkoły  so ó łd -k ! 

czei

G ro m ad y   '-błońskie  łacza  sie  z  so* 

h a   b y   nie  dać  s-p  biedzie,  b y   sobie 

w   życiu  pom óc.  b v   bronić  sie  p r/e d  
w vzvskiem .  a  rów nocześnie  uczą 

s ir 

zgodnego  w spółdziałania.  wvrabi-na 
w   sobie  roezu cje  obow iązku  i  soli­

darności  oraz  szczerego  braterstw a. 

W a rto ści  te.  narstaiace  dziś  na  w s:, 

m aja  ogrom ne  znaczenie,  bo   um ożli­

w iają  chłopom   urzeczyw istnieniu  za­

dań  k tó re  sobie  zakreślaja.

K o biety   bierzcie  w   tej  w ażnej  ro ­

bocie  jaknajw iększy  udział.

background image

Nr   4

Koziołeczek

Oj,  tej  Jag n ie !  Oj.  tej  J a g n ie  

K o z io łe c z e k   u g r z ą z ł  w  bagnie!

Ch yżo  b ie rz c ie   tu,  pastusi 

Bo  koziołek  się  udusi. 

W c h o d źc ie ,  c h o c ia ż   c z a r n a

woda,

Bo koziołka b a rd z o   szko da.

M ia ł  on  rożki, 

jak  pierożki.

M ia ł  k o ż u s z e k  

po  s a m   b r z u s z e k  

M ia ł  bró d e czkę, 

ja k   m io tłeczkę .

—  Nie  płacz,  J a g n a !  Nie  p ła c z

J a g n a

W yciąg n iem y  kozła  z  b a g n a !

B ła ż e k   z ła p a ł  go  z a   rożki, 

z a   te  rożki 

ja k   pierożki

Kuba  z ła p a ł  z a   k o żu szek, 

z a   k o ż u s z e k  

po  s a m   b rz u s z e k

F lo re k   z ła p a ł z a   b ró d e c z k ę  

z a   b r ó d e c z k ę  

ja k   m io tłeczkę .

Z a   ogonek  cap!.,.  J a g n e c z k a : 

W yciągnęli  k o z io łe c z k a !

J.  P o ra ziń s k a

Ele,  mele,  eska 
Chwali  się  Tereska,

Ta  n a sza   Tereska 

Jakiego  mam  pieska.

A  ten  piesek  bardzo  zły: 

Pokazuje  białe  k ły ,

M a łe   u szki  trzym a   w   szpic,
Z a   owcami:  hyc  —  hyc
  —  hyc!

J. Porazińska

Agrest

Była  s o b i e   m a ła   d z i e w c z y n k a  

w o ł a n o  

na  nią  K ach na ,  M i e s z ­

kała 

ze  s w o j ą  

m at ką   na 

w si  

w   małej  cha t ce .

Przy  d o m u   był  o g r ó d e k ,   a  w 

nim  buraki,  kapusta,   kartofle  i  i n ­
ne 

w a r z y w a .   N a   środku  rosły 

d w a   krzaki  agrestu.

Krzaki te matka o d d a ł a  Kachnie.

—   Pilnuj  ich  dobr ze .  G d y   ur os ­

ną  b ę d ą   miały  o w o c e   :  b ę d z i e s z  
jadła  agrest  c z e r w o n y .  

D z i e w ­

c z y n k a   c i e s z y   się  bar dz o,  b o   lubi 

agrest  i  c iąg l e  do  o g r o d u   z agląda, 

j edno  ma  z ma r twi e ni e  :  do  o gr odu 
p r z ed os ta j ą  się  kury  i  matka  c o  
c h wi l a   w o ł a :

—  K ac h n a,   w y p ę d ź   kury  z  o-  

grodu.

K a s i e ńk a  bi egni e  i  nieraz  d o b ­

rze  s i ę   namorduj e  nim  je  wy r zu c i.  
Z a l e d w i e   us iądz ie   przy  lalce  lub 

przy  innej  z a b a w c e ,   a  tu  z n o w u  

s ł y s z y :

—   Kachna, 

c z y   nie  w i dz i sz , 

ż e   p eł n o  kur  w   o g r o d z i e ?

 

K O B I E T A   W I E J S K A

Kachny

Przykrzył o  się  to  d z i e w c z y n c e .  

Je dn e g o  dnia  matka  p o s zł a  do 

roboty  na  c ał y  d z i eń   i  p o w i a d a   :

M a s z   o b i a d   na  pi ecu  i  m le ko 

na 

pó łc e,  

a  pilnuj 

mi 

d o m u .  

W r ó c ę   do pi e ro   nad  w i e c z o r e m .

D o b r z e   p o m y ś l a ł a   K ac h n a ,   —  

ale  za  kurami 

u g a n i a ć   s ię   nie 

b ę d ę .  

N i e ch  

m a m 

c h o ć   jeden 

dzi eń  s p o ko j n y.

Zajęła  się  d z i e w c z y n k a   to  tem, 

to  o w e m   i  c z a s   prędko  zleciał. 

N ad   w i e c z o r e m   b i e g n ie   z o b a c z y ć ,  
c z y  agrest  s ię   już  zarumi eni ł.

Patrzy...  a  tu  kury  i  indyki  

o bs tąpił y  k r z e w y   i  w s z y s t k i e   o w o ­
c e   z  do łu  p oo bj ada ł y.

A   s i o !   w y   n i e g o d z i w e !   krzyk­

nę ła   d z i e w c z y n k a   i  d u ż ą   r ózgą 
w y g a n i a   n a t a r cz y we   p t a c t w o

Ale  j akż e  s ię   zmartwiła,  g dy 

o be jrz ał a  a g r e s t !   Z a l e d w i e   kilka 
ś r o d k o w y c h   g a ł ą ze k  miał o  o w o c e .

T e r a z   już  wi e,   d l a c z e g o   trzeba 

przed  dr obi em  s trzec  o gr cdu.

Str.  9

background image

b t r -  10__________________________________ 

K O B IE T A   W IE JS K A  

___________________

Q  SURMACZOWA

Najważniejsze  te  morgi...

W   czerw cow ym   num erze  naszego 

pism a  ukazał  się  artyku ł 

p. 

t. 

„Przedślubne  obiecanki".

W   artykule  tym   ob.  M .  K ielarow i 

poruszyła  spraw ę  niezm iernie  w ażną 
i  piekąca,  a  dotyczącą  sto su n k u   ro-1 
dziców   do  sw oich  dzieci  w   ich  okrc- 
sie  przedślubnym ;  iak  to  przeróżny* 

mi  obiecankam i  w abia  zięcia  lub  sy 

now a,  po  to  bv  się  tv 'k o   pobrali.  W  

ten  sp osób   stw arzaja  sw ym   dzieciom 
b ardzo   silne  złudzenie, 

które  zaraz 

po  ślubie  przeobraża  się  w   rozczaro 

wanie,  unieszczęśliw iając  m łoda  pa- 
re  nieraz  na  całe  życie.

Ą le  p o d o b n a   chytrościa  raka  sa  o 

panow ani  rodzice,  grzeszą  rów nież  i 

sami  narzeczeni  w obec  siebie. 

A n o  

nie  dziw ota,  „niedaleko  pada  jabłko 
od  jabłoni"  —  pow iadaia.

I  tego  jedynaka,  o  który m   pisze 

ob.  K ielarow a  też  nie  m ożem y  uspm  
w iedliwić,  b o   i  on  polow ał  na  bogate 
w iano,  a  k iedy   go  jego  obliczenia  za­

w iodły,  wtenczas  pozw oliło  m u  sp- 
mienie  znęcać  sie  nad  żona.  m atka  je­
go  dziecka  tak   długo  póki  jei 

nie 

w pędził  do  grobu.  A le  tvm   sie  na­

pew no  nie  przejął,  bo  znów   ma  na­

dzieję  na  no w y  ożenek  i  na  nowa  bo 
g aty  posag.

P o d o b n e   fak ty   widzieć  m ożna  na 

wsi  dość  często.  O to   kilka  p.rzvkła- 

ló w :

K aw aler  ma  kilka  morgóav  zie ni. 

bu d yn ki  gospo darsk ie  i  dom   m iesi 
ivalpv  —  chce  się  żenić.  —  Chce  sp 

bię  w yszukać  tow arzyszkę  życia. 

C zy  idzie  do  tei,  k tó ra   sobie  sercem 
u p atrzy ł?  —  G dzie  tam.  —

O to   pew nego  w ieczoru  avvsvła  aż 

; rzęch  sw atów ,  a  każd ego  d o  innej, 

bogatszej  dziew czyny.  W y sła ł  swa- 

tó w .i  czeka.  D obrze  po   pó łno cy  po- 
średnicy  m ocno  podchm ieleni  v-róci- 
li  z  now inam i  i  po  kolei  o o o w ia d a ii 

co  ~dzie  słyszeli,  a  kaw aler  m ilc z '. 

k tó ra  z  tych  dziew cząt  jest  n a jb o g d  

sza.  W reszcie  uradzili  w szyscy,  że 

Taga  G ó zików n a  dostanie  5  morgów/ 
ziemi,  2  m orgi  łaki,  2  k ró w v   i  ciele 
a  do  tego  jeszcze 

duża  w yp raw ę  i 

coś  złotych  na  d o d atek   —■  Taga  jest 
najbogatsza  i  z  nia  sie  bedzie  żenił 

N ie  to,  że  Taga  jest  niegospodarna 
że  niem a  zdrow ia,  że  z  ojcam i  i  sasia 
dami  nie  żyje  w  zgodzie  i  do  żadnei 

organizacji  we  w si 

nie  należy  i  to. 

K aw aler  obliczył  dokum entnie  m or­
gi,  krow y,  pierzyny  i  złociaki  i  stw ier 

dził,  że  bogatszej  o d   Tagi  w   całej

kolicy  niem a  —  zatem  bedzie  to  je­
go  żona.

Skoro  św it  już  nasz  kaw aler  prze­

kroczył  progi  swojej  w ybranej,  o b /  

się  wcześniej  nie  dow iedziała,  że  te ­

go  samego  wieczoru  co 

do 

ej  słai 

sw aty  do   M arysi  G rzędzielów nei  i 

Kasi  Takubczanki.

D ru gi  przykład  jest  całkiem 

p o ­

d o b n y   do  pierw szego  z  ta  *vlko  róż­
nica.  że  kaw aler  w  przeć'agu  iedneno 

miesiąca  żenił  się  aż  trzy   razy.

W y szła   już  pierw sza  z cpow iedż, 

lecz  przy  ugodzie  m ajątkow ej  nasD 

piłp  nieporozum ienie,  poniew aż  ka- 
w aler  spoddziew ał  sie,  że  rodzice  je­

go  Tadwisi  dadza  jej  te  łaczke  koło 
p o tok a,  a  poniew aż  nie  dali.  więc  za­

w iedziony  zryw a  z  dziewczyna 

N a  druga  sobotę  idzie  już  z  inna 

dać  na  zapow iedzi,  lecz  i  tu  pow ta- 

rza _się  p o d o b n a   historia.  W   trzecim 
miejscu  (p o   ty g o d n iu   czasu)  poszło

luż  nieco  lżej,  bo  nasz  kay/ałer  żeni! 

sie  już 

na  złość  pannie  pierwszej 

i  drugiej.

A  słyszałam   i  o  w y p a d k u  

że  że- 

riacz  w  przew idyw aniu,  że  może przy  

ugodzie  m ajątkow ej  nie  da^za  m u  te 

go  co  przyobiecali  daje  na  zapow ie­

dzi  rów nocześnie  z  trzem a  pannam i 

w  trzech  parafiach  i  tak  ubezpieczo­
ny  prow adzi  targi.  Tam   gdzie  dadza 
najw ięcej,  tam   się  żeni. 

O   tem,  że

spraw ił  zaw ód  dziew czynie,  że  n ara­

ził  ja  na  pośm iew isko,  ani  nie  potny 

śli  Z apow iedzi  w yszły,  term in  ślubu 

nadszedł,  a  on  naw et  nie  zaw iadom i’ 
że  z  ożenku  zrezygnow ał,  że  żeni  się 

gdzieindziej.

W idziałam   i  takie  zdarzenie:  W e ­

sele  przygotow ane  —  G oście  zapro 
szepi 

— 

pojutrze  m a  być  ślub  — 

Tuż  przed  ślubem   pan  m iody  uciek-.

background image

Nr  4

J.  JANKOWSKI

Stare  i

l a k   już  jest  życie  urządzone, 

że 

uczymy  się,  zwłaszcza  za  m łodu,  wie 

le  rzeczy  od  starszych. 

Ci 

znow u 

w iedza  dużo  o d  swoich  poprzedni* 

ków   i  tak   sie  to  wlecze  wstecz  coraz 
dalsi,  parę  dobrych  tysęcy  lat.  N a j­

pierw   p atrzym y  się  na  najbliższych 

naszych 

sąsiadów : 

na 

rodziców ,

krew nych,  potem   na  ludzi,  m ieszka­
jących  w  jednej  wsi,  m ówiących  jęci* 
nym   językiem,  wreszcie  staram y  cię 
ogarnąć  w szystkich  ludzi  j  obejrzeć 
się  za  siebie,  do  historii.  A b y   czU- 

w iek  poszedł  naprzó d   w   życiu,  musi 

sie  trochę  tym   m inionym   i  często  ??. 

pom nianym   histo ryjk o m   napatrzeć.

Zaczęto 

w  „K obiecie  W iejsk iej" 

mówić  o  kobiecie  sąsiadującej  z  n a ­
mi  o  tysiące,  tysiące  km ,  o  kobiecie 

japońskiej.  M oże  to  i  dobrze,  bo  z 

postępem   ludzkości  to  jest  tak.  że  w 

jednym   m iejscu 

w yskakuje  on 

na* 

przód,  a  w   drugim   wlecze  sie.  jakby 
mu  sie  wcale  nie  spieszyło.  .  Często 

też  w   A zji,  na  D alekim   W sch o d ź'c 

spostrzegam y  ze  zdum ieniem   niektó* 
re  takie  urządzenia,  jakie  by ły   u  nas 

pareset  lat  tem u.  M oże  zresztą  i  u 

nas  gdzieś  jeszcze 

drzem ią, 

gdzieś 

na  zapiecku...

A le  u  kogoś,  to  zawsze  lepiej  s ’ę 

dojrzy.

Tak  w spom niałem ,  była  iuż  m owa 

o  kobiecie  japońskiej. 

N ie 

wiem, 

czy  w szystkim  

przyszło  do  .słow y, 

że  i  u  nas  często  było  nie  inaczej.

A   teraz  po p atrzm y   jeszcze  chwilę, 

tak  z  grubsza, 

z  odległości  tysięcy 

km   na  kobietę  in dyjską.  M ożna  się 
spodziew ać  czegoś  ciekawego  w   k ra 
ju.  gdzie  350  m ilionam i  ludzi  rządzi 
garstka  A nglików ,  gdzie  istnieją  je ­
szcze 

święte 

węże  i  inne  czczone 

przez  człow ieka  zwierzęta,  w idzi  się 

-ały  szereg  ludzi  um artw iających  cia 

ło  z.  p o b u d e k   religijnych...

dlaczego? 

Bo  ojcofwie  narzeczone) 

nie  z ro b ilk za p isu   notarialnego.  M usi 
więc  starow ina  ojciec  czy  ip.atka  je 

chać  corychlej  do  odległego  miasta, 
bez  v/zględu  na  m róz  i  slote.  N ieraz 
z  narażeniem   zdrow ia  i  życia.  bv   za* 

pisać  córce  m ajątek.

W   tym   w szystkim   co  opisałam   o5 

prócz  chęci  łatw ego  zbogacenia  sie, 
niesłychanie  p rzy k ry   i  up akarzając5' 
jest  stosun ek  do  kobiety.

N a   kobietę  praw ie  nie  zwraca  się

K O B I E T A   W I E J S K A

zapomniane

A  zaglądnąć  do  chłopskiego  lub 

robotniczego  dom u,  to   poza  tym .  żę 
w szystko  od  a  do  z  jest  tu   inne  niż  u 
nas,  pozatym   jest  taka  sami  o  ile  nie 
większa  bieda.  W   dom u  —  Lepiance 

jakich  u  nas 

mimo  w szystko  mało, 

krzata  się 

trzynastoletnia  g o sp o sią ; 

na  imię  jej  Sucharita.  M ozoli  sie  bie* 
daczka  sama,  choć  iuż  się  spodziew a 
w  niedługim   czasie  dziecka,  a  mąż 

tymczasem  odpraw ia 

pokutę. 

Stoi 

iuż  od  w schodu  słońca 

na 

słupie, 

w bitym   nad  święta  rzeka.

H a  

tru d n o ! 

Słyszała 

wszedzie 

przecież, 

że  to  jest  ważniejsze 

niż 

w szystko.  Czasem   przychodzą  iei  w 
takim   osam otnieniu  różne  m yśli  do 
głow y,  ale  m łoda  g ospody n i  odgarna 

;e  iak  złodzieja.  T eraz  też  sobie  m yś5 
li,  czy  to  słuszne,  ażeby  ona  harów a 
la  od  rana  do  nocy,  a  mąż  —  nicpoń 

o d b y w ał  całymi  dniam i  sw oje  cere* 

m onie?  Rodizce  ułożyli  ich  małżem 

stw o,  kiedy  m iała  dopiero  10  lat,  a 
że  nieznany  narzeczony 

nie 

chciał 

w ielkiego  posagu  wobec  tego  pospie 

szono  się  z  ożenkiem  i  dwunastolet* 
nia  Sucharita  została  m ężatka.

M iała  straszną  lekaw ość  d o   cz_v* 

tanin  i  pisania,  której  to  sztuki  uczvł 

sie  iej  starszy  brat.  A le  cóż!  N ależa­

ła  przecież  do  niskiej  kasty,  a  tu  n a5 
- k a   jest  niepotrzebna,  zwłaszcza  ko* 
biecie.  T y lk o   dziewczynie  z  naiwvż* 

szych  kast  w olno  sie  uczyć,  a  ona 
pochodziła  z  k asty 

czyli 

w arstw y 

chłopskiej.  T u   i  z  chłopców   m ało 

k tó ry   um iał  czytać  i  pisać,  a  cóż  d o ! 

■>ie';o  dziewczęta!

Sucharicie 

b ardzo  się  p o d o b ało , 

gdv  dawniej  w   letnie  wieczory  wy* 
szła  przed  dom   i  słuchała 

iak  b rat 

sylabizow ał  litery,  la  samą  gnali  do 
ro b o ty,  mimo  że  była  słabego  z d to 5 
wia,  Bo  cóż  to   kogo  obch o dzi?!  T y 5 
le  k o b iet  um iera  przedw cześnie!  Oj*

uwagi,  jej  w artości  osobiste  nie  m aia 
znaczenia,  nie  interesują  m łodego  k* 

walera.  Byle  tylk o  przyszła  żona  by 

la  trochę  do   ludzi  p o do bn a,  to   w v 5 

starczy  mu, 

tylko  te  m orgi,  morgi 

najw ażniejsze.

K obieta  w   sw ojej  człowieczej  god* 

ności  jest  tu  strasznie  przez  meżczyz 

ne  sponiew ierana.  Ale  czy  i  nie  nasza 

w  tym   v/ina,  że  kobieta  niema  tak ie5 
go  szacunku  i  pow ażania 

jak  mieć 

p o w in n a?

Str.  11

historie

ciec  jej  m aw iał  zawsze,  że  z  k o b ie t)5 

mi  w  dom u  najw iększy  kłopot.

lej  mąż  był  dla  niej  w strę tn y   ale 

męża  porzucić  to   niesłychaną  rzecz. 

U m ęczono  by  ją  chyba 

na  śm ^rć 

bo   żonie  nie  w olno  p o d   żadnym   w a5 

i unkiem   opuścić  męża  —  o n   nato* 

m iast  może  zrobić  co  m u  sie  p o d o ­

ba.  T a k   czasem 

m yślała  Sucharita. 

ale  nie  doczekała  iuż  lepszych 

cza­

sów,  bo  zmarła  przy  urod zeniu   dziec 
ka.  M oże  i  to  lepiej...  G d y b y   mąż  u* 
marł,  to b y   była  jeszcze  bardziej  nie5 
szczęśliwa,  b o  w d ow a  jest  uw ażana 

za  coś  niskiego  i  podłego,  a  drugi 

raz  jej  za  mąż  w ychodzić  nie  w olno. 

W y p a d e k   taki,  jak  ten  nie  należy  ani 

do   najlepszych,  ani  do  najgorszych: 
tak   jest  przeciętnie.  Przedw czesne  za 

m ążpójście, 

choroby, 

niezdrow e  i 

skarlałe  dzieci,  brak  jakiegokolw iek 

w ykształcenia  —  oto  w   Indiach  co5 

dzienne  zjaw iska, 

którym  

rzadke 

k to  sie  dziwi.

K o biety   w yższych  klas  może  nie 

orącuią  tak   ciężko  fizycznie,  ale  by* 
*v  też  przez  cale  w ieki 

traktow ane 

iak  bydlęta.  Król,  w zględnie  bogaty 

ksiaże,  mógł  sobie  trzym ać  cały  ha­
rem  kobiecy,  czy  kilka,  kilkanaście 
a  naw et  kilkadziesiąt  żon,  któ rym   się 

to  często  nie  w ydaw ało  wcale  up oka 

rzaiace.

C o  więcej,  to  sto sun k i  te  nie  są 

ty lko   historycznym   w spom nieniem  

ale  trafiają  się  i  teraz.  C hciał  wiec 
wieje  i  pięknych  żon  król,  bo   b ył  nai 
bogatszy,  to  je  miał.  mieli  je  m aha5 
radżow ie,  czyli  również  bogaci  ksią* 
żeł?  a  z  tym   że  to  jest  sponiew iera5 
nie  ludzkiej  godności  wcale  się  nie 
liczono;  na  to  zresztą  pozw ala  reh 5 

ia  G łów nym i  religiami  w   Indiach 

są:  hinduizm ,  b uddyzm   i  islam.  N a  

om ów ienie  tych  spraw   potrzeba  by 
osobnego  artykułu,  to  też  podkreśię 

tu  ty lk o   fakt, 

że  religia  H indusów  

uświęca  podział  na  kasty,  pozw ala  na 

m ałżeństw a 

z  w ielom a  kobietam i 

słowem   na  cały  system   społeczny  ja* 
ki  tam   panuje.  T akie  zaś  w vsokie  i 
niskie  szczeble  społeczne  prow adza 
c!o  upośledzenia  m oralnego  i  m ate5 
lialnego  jednych  orzez  drugich.  (Z n a 

to  b a rd z o   dobrze!!)

P o d o b n a   historia 

zachodzi  także 

ze  stosunkiem   mężczyzn  do  kobiet. 

Ich  w ielow iekow e  upośledzenie  było 

w ynikiem   głupoty  i  barbarzyńskich 

pojęć  reilgijno  5  społecznych.  Indie

background image

h.  CIEKOTOWA

W   naszym  dziecińcu

K O B I E T A  W I E J S K A __________________  

Nr   4

S tr.  12

uchodzą  za  kraj  w ysokiej 

k u ltu ry  

duchow ej.  T ak ,  ale  do  tej 

k u ltu ry  

mieli  dostęp  ty lk o   kapłani  i  rycerze, 
p odo bnie  zresztą  jak  w  Europie.  A  

ci  zrozum ieli  już  b ardzo  wcześnie,  że 
abv  się  utrzym ać  przy  w ładzy,  mu* 
sza  w arsty/y  niższe  zostać  w   jakna i* 
większej  ciemnocie.  Dziś  p w yieły   te 

wyższe  w arstw y  naogól  kulturę  an* 

.sielską.  A nglicy  bowiem   sa  obecn-e 

panam i  kraju.  N ic  popraw ili  jednak 
ani  doli  kobiety,  ani  nikogo  z  w arstw  

upośledzonych.  A nglikom   rzecz  zro* 

zum iała  zależy  na  tym.  aby  utrzym ać 
rozbicie  H in dusów ,  bo  inaczei 

mu* 

sieliby  s  e  stam tąd  wynieść.  R ozm a­

w iałem   raz,  copraw da  nie  o  kobiecie 

indyjskiej  ale  o  w spom nianych  już 

stosunkach  społecznych. 

Bo  trzeba  , 

wiedzieć,  że  w   Indiach  istnieia  jesz* 

cze  k asty   czyli  w arstw y   społeczne  i 
z  jednej  do  drugiei  nie  m ożna  się. do 
stać,  chyba  po  śmierci.  N ainiższa  ta* 
ka  w arstw ą  są  pariasi, 

do  których 

nie  w olno  się  naw et  zbliżać,  bo  ich 

d o ty k   plam i  człow ieka  lepiei  urodgo 

nego.

Człow iek,  z  który m   rozm awiałem  

zauważył,  że  i  u  nas  też  sa  tacy  p a­
riasi,  bo  p o d o b n e  krzv w d v   sie  cza* 
sem  znosi  i  p o d o b n ie  jak  tam ci  u w i 
za  s;e  je  za  jakiś  d o p u st,  którem u  nie 
w olno  się  sprzeciwiać.  Przecież  i  i; 
nas.  tak   jak  obecnie  w   Indiach,  b rak  
p o to m stw a  by ł  uw ażany  za  nieszczę* 
ście  a  maż  m ógł  odesłać  bezdzietna 
żone  rodzinie  lub  p o p ro stu   ia  zosta* 
wić.  W   Indiach  jest  ożenek  obow iaz 

kiem  

religijnym ; 

dlatego 

p raw :e 

w szyscy ,sie  żenią.  I  u  nas  uv/ażano 

o so b y   bezżenne  za  o so b y  conaim nie; 

nieszczęśliwe.  A  sto  lat  jeszcze  p rz e ­

cież  nie  upłynęło 

iak 

rówmież 

Polsce  nie  miała  k obieta  d o steo u   dc 

szkół  i  do  urzędów .  Jej  rola  ograni* 

czała  sie  ty lko  do  w ychow ania  dzie* 

ci  i  do  harów ki 

w   gospodarstw ie. 

Z upełnie  tak  sam o 

iak  w  Indiach. 

T y lk o   że  tam   ko b ieta  pracuje  przy 

gospod arstw ie,  a  mąż  o d b y w ą  poku  

te  na  slupie  lub   inne  ceremonie  reli* 

"iine,  a  u  nas  rów nież  k obieta  niemi 
często  czasu  na  czytanie  bo  ma  wciaz 

oh otc  —  stary   —  iak  zauw azył  Kpi. 

Świetlik,  drzem ie,  ćmi  faję,  lub  coś 

sobie  przeczyta.

I  tamci  ludzie  zdaleka,  z  k rainy 

dżungli,  ty grysów ,  słoni  :  upalnego 

słońca  zaczynaj a  przecierać  oczv.  wrt 
dzieć  sw oie  k rzy w d y   i  obm yślać  dro 
gi  k u   lepszei  przyszłości:  iak  wyr*

wać  z  poniżenia  niższe  w arstw y   lud* 

ności,  jak  w yrów nać  krzywcie 

ko* 

biety.

W y d a ja   się  nam   może  straszne  te 

stosunki,  jakie  pan ują  w  niektórych 

kraiach,  ale  jak  dokładniej  zaglądnie

P o d   jabłoniam i  rozgościła  sie  gro 

m ada  dziecek.  Roześm iane  buziaki, 

błyszczące  zachw ytem   oczv,  w  garści 

dzierży  każde  kawa!  gliny. 

A ch  t* 

glino  upragniona.  Z  lubością  p lask a­

ją  o  cię  drobne  rączyny,  z  hibością 

ug niatają  z  ciebie  małe  paluszki  róż* 
ne  cudeńka,  o  jakich  ino  dzięcińskie 

serd uszko  zamarzy.

O to   Stacho,  w ielki  m iło śrik   przv 

ro d y ,  lepi  w   skupieniu  p tak i:  K azek 

m oże  przyszły 

m echanik, 

w yrabia 

klucze  i  k łó d k i,  a  Tanek  ulepił  w o rb o  
żka.  N ieraz  go  tym   w orbożkiem   Ba* 
busia  straszyli,  a  iak  ino  r

o ś  

nabroił 

w o rb ożek" 

cie  weźm ie 

s v n . k u “   -  

pow iadali.

W y b ra z ił  sobie  Tanek  tego 

wor* 

bożka,  iako  strasznego  w ęża-potw o­
ra  i  takim   go  też  z  gliny  uleci?

O b o k  

na 

piaskow nicy 

k ilko ro 

dzieci 

pochłoniętych 

urządzaniem  

g o spodarstw a.

A   tam ,  p o d   grusza,  przy   st  >likacb 

siedzą  „m alarze".  M ała 

T erenia 

rozm achem   kładzie  jedną  fatbe 

na 

druga  i  m ó w .  że  „m aluje  niebo  w 

deszcz".  W o jte k   zapacykow ał 

już 

cały;  arkusz  i  z  pow aga  tłum aczy,  że 

to   chm ura  gradow a  i  słonko,  co  się 

rozbiło  o  skałę".

W   D ziecińcu  naszym   słońce  p ło n ie! 

K w ia ta m i  pachnie  i  wiosną 

W   D ziecińcu  n a szym   m iło ść  śpiewa 

Serduszka  dzieci  —  rosną  !

S erduszka  dzieci  zgodnie  biją 
R ą c ik i  splatają  kolo  —

W  D ziecińcu  naszym   Polska

M łoda

Podnosi ja sne  czoło !

W  Dziecińcu  naszym   pro ste  ław y 

A  w yjść  się  z   niego  nie  chce,
Sam e  zdobim y,  w ypiększam y 

W   serduszkach  i  w   izdebce!

M .  R a d zy m iń sk i

m v  d o  swoich  chałup, 

to 

tam  te* 

zasern  jeszcze  p o k u tu ją   po   katach 
'w e  przesądy  i  zwyczaje,  na  które 

sie  oburzam y,  w idząc  je 

u  innych. 

R o zglądnijm y  się  szeroko  po  świe 

;e.  P o patrzm y 

choć  przelotnie 

przeszłość  i  na  sasiadów ,  to   może 
ra m   w yraźniej  stanie  przed  oczyma 

a,  po  której  m am y  kroczyć.

U lubione  zajęcie  W ład zia  to  bu* 

dow nictw o.  I  teraz  w idzim y  go,  jak 

b u d u je  z  klock ów   dom   lu dow y .

W   pochłoniętej 

praca 

grom adce 

objaw iają  się  nam   przeżycia,  zainte* 

resow ania  zdolności,  a  m oże  i  w y ­

bitne  talenty,  dzieci.  A   czy  grzebanie 
sie  w   piasku,  w   glinie,  albo  rysowa* 
nie  m ożna  nazwać  pracą?  Przecież  to  
dla  dzieci  najw iększa  radość  —  zaba 
w a  —  nie  praca.  N iek tó re  m atk i  to 
naw et  tu rb u ia   się,  że  w   dziecińcu  za* 
wiele  jest  zabaw y,  że  dziecko  od   ro* 

b o ty   o d w y k a   i  potem   w   dom u  żad* 

nei  z  niego  w yreki  nie  będzie.  O d   tei 
gliny  to   i  ubranie  sie  niszczy  i  bru* 
dzi.  a  dla  m atki  ino  wieczna  robota. 

„  A lbo  poco  kupo w ać  —  p o w la d a ia — 

takim   brzdącom   ołów ki,  zeszyty,  far 

by,  panier  na  w y cin an k i?  Ta.kBv  mój 

S tas'o   b ” !  w iększy  tobym   tych  gro* 
-w*  nie  żałow ała  a  tak   ino  -marne* 

w any   pieniądz.  Pewnie, 

że  dziecku 

-ab aw k a  potrzebna  ale  przecież  iak 

mu  kuni*-  niłke  1a'ke  albo  wózeczek 

to  ma  dosyć  uciechy.

N im   to  so b ;e  w yjaśnim y   zastanów 

m v   się,  czego  żadam y  od  dzięcińca?

C zv  ty lk o   pragniem y  odciążyć  się 

bie  o d   onieki  nad  dzieckiem ,  a  więc 

czv  chodzi  ty lk o   o  nasza  m atczyną 

w ygodę  czy  głów ną  tro sk a  iest  — 

dziecko?

D zisiaj  nasze 

dziecińce 

za  m ało 

zw racaia  uw agi  na  w vcho v ran;e  i  roz 
■»*ói  du cho w y  i  um ysło w y   dziecka. 

Z aspakaiaia  głów nie  jego  potrzeby 

fizyczne  i  zapew nniaja  rn.u  opiekę 

.  ~d*r  m atka  jest  zajęta  praca.

Psychologow ie  czyli  badacze  i  zna 

wcv  duszv  lu d zk T i  tw ierdza  że  w ar 
tość  i  życie  człow ieka  zależv  o d   tego 

iakie  rnU}  dzieciństw o  i  to  dziecin.* 

stw o  najw cześniejsze 

do  lat  7*miu, 

:edv  dziecko  jest  jeszcze 

P o d  

wyła- 

- z " ;  opieka  rodzicóiy.

T e  w łaśnie  lata 

kied y  zdaie 

się 

nam ,  że  dziecko  m ało  jeszcze  roząi* 

. mie,  sa  takie  ogrom nie  w ażne  w   w y ­

chow aniu  człow ieka.  N ie  w olno  ich 
zlekceważyć,  ani  zaniedbać,  bo  w y ­

rządzim y  dziecku  k rzyw dę 

której 

iuż  n ik t  nigdy  nie  iest  w  stanie  n a­

praw ić.

N auczycielstw o  w iejskie  zaobser* 

w ow ało,  że  dziecko  ze  wsi  w   porów* 
naniu  ze  ewo»m  rów ieśnikiem   z  rn.ia* 
sta,  rrz y c h o d z i  do  szkoły  z.abamowa 
ne  v*  swoim   rozw oju,  że  m ogłoby 
być  bardziej  rozw inięte  um ysłow o  i 

duchow o  niż  jest.  D laczego?  Bo  na

background image

Nr   4

K O B I E T A   W I E J S K A

Śtr.  13

w si  za  m ała  uw agę  zwraca  sie  na  wy 

chow anie  i  rozw ói  dziecka.

N ajbliżej  dziecka 

w   tym   okresie 

życia  stoi  m atka.  Jei  w p ły w   iest  og­
rom ny.  Im   m ądrzejsza  i  leosza  iest 
m atka,  tym   m ądrzejsze  i  łepeze  jest 
dziecko.  A le  m atka  na  wsi  m a  zbvt 
m ało  czasu,  zwłaszcza  w   porze  let­
niej.  ab y   m ogła  tak  troskliw ie  zająć 
sie  dzieckiem . 

Z an iedb u je  ie 

albo

k  to  robi  dziś  wiele  m atek,  od daia 

dziecko  do   dziecińca.

Dzieciniec 

więc  może 

zapew nić 

dzięcku  nie  ty lko   opieke,  ale  może 
pom óc  matce  w   w ychow aniu  dziec­
ka.  W   dziecińcu  nasz  syn  czv  córka 

si  edza  cały  dzień  przez  kilka  m iesię­
cy  letnich.  W   naszej 

okolicy  n r . 

gdzie  dziecińce  niezależne  sa  o d   sub- 

wencii,  bo  prow adzone  sa  w łasnym i 

siłami,  trw aia  naw et  j  5  miesięcy.  Je­
śli  zw azym y,  że  dziecko  w   dziecińcu 
bedzie  każdego  lata,  począw szy  od  3 
ro k u   życia,  dzieciniec  m oże  odegrać 
w ażną  rolę  w   w ychow aniu  i  rozw oju 

dziecka  na  w si.

W p ły w   ten  może  być  do Jatni.  rr.o 

że  w nieść  w   życie  dziecka  wicie  dob 
rego  i  pięknego, 

ale  m oże  rów nież 

w ypaczyć  i  skrzyw dzić.  Zależy  to   od 
osobistych  w artości  i  przygotow ania 

w ychow aw czyni. 

D latego  nie  może 

być  dla  nas  obo jętn e  k to  i  iak  w y ­
chow uje  nasze  dziecko.

W ych ow aw czy ni  m usi  mieć  głebo 

ko  w   sercu 

ten 

ideał  człowieka, 

jakiego 

chcem y 

w ychow ać 

M usi 

znać  drogi  i  sp osob y ,  k tó re  ia  do  te 

go  celu  zaprow adza.

K ażda  zabaw a,  wycieczka 

b ajka 

czy  piosenka,  budzi  uczucia  w   n a ­

szym   dziecku,  złe  lub  dobre, 

więc 

w vchov/uje,  rzeźbi  głęboki  ślad  w 

małej  duszyczce. 

D latego   nie  może 

b-  ć  bylejaka,  nieprzem yślana,

T akie  np.  zajęcia  iak  lepienie  z  gli 

ny,  m alowanie,  rysow anie, 

ąw cina- 

nie,  zabaw a  w  piask u   itp.  sa  o g ro m ­

nie  pożyteczne  i  należałoby  ie  w p ro ­

wadzić  do   każdego  dziecińca  M aja 

one  w ielka  w artość  dlatego,  że  uczą 
mvśleć  i  tw orzyć.  D ziecko  dostaje  do 
ręki  nie  gotow a  zabaw kę  w ym yślana 
i  zrobioną  przez  k ogoś  drugiego,  ale 
m ateriał  surow y,  z  któ rego  m a  tw o ' 
v^yć  sam o  co  zechce,  co  sam o  wymy­

śli.  Pracuje  —  baw iac  sie.

T o   nic, 

że  ten  pierwszy-  ptaszek 

wcale  nie  przyp om ina  praw dziw ego 
p tak a,  już  drugi,  dziesiąty  .  b ędą  co­
raz 

doskonalsze. 

U w ierzm y 

jeśli 

dziecko  pok azu je  nam   ząmaząna  k u  
tke  i  m ów i,  że  to  niebo  i  df-szcz.  W a  
żne  jest  nie  to,  jak  nam alow ało,  ale 
co  nrzeżyw ało  i  co  w idziało  przy  tei 

pracy.  C ieszm y  sie  pospólr.ię  z  nim. 

o  zair o  

tw orzyło,  że  doznaie  tei  naj 

U cbszej  ludzkiej  radości  —  radości

i  tw orzenia  D latego  nie  żałujm y  gro* 

i  

sza  na  papier,  zeszyty,  farbv,  ołów ki 

i  itp.  pom oce  potrzebne  w   -dziecińcu. 

Zeszłego 

lata 

zw iedzając 

jeden 

dzieciniec  w   pow .  siedleckim ,  trafi­

łam  p rzy p ad k o w o   na  rysunki.

R y su n k i  te  prow adzone  by ły   w 

ten  sposób,  że  w ychow aw czyni  ryso 
wała  na  tablicy  w zór,  a  dzieci  prze­
rysow yw ały  go  do  sw oich  zeszytów  

N a   m oje  pytanie  czemu  dzieci  nie 

yąują  z  głow y  ty lk o   ze  w zeru,  o d ­

pow iedziano  mi,  że  „m atki  lubią  iak 

dzieci  ładnie  rysuia.  Poniew aż  jednak 

same  nic  ładnego  narysow ać  nie  po 
trafia,  więc  sie  im  dla  ułatw ienia  ry ­

suje  na  tablicy  w z ó r“.  N a   m oią_proś- 

e  w ychow aw czyni 

zaproponow ała 

łzie/dom,  aby  narysow ały  coś,  co  sa 

chcą  —  co  w ym yśla.

I  co  się  okazało?  D zieci  odm ów i 

ły,  m ówiąc,  że  same  nie  potrafią.  I 

długo  trzeba  je  było 

przekonyw ać

K  ŚWIATEK  BALALOWA

Ż yjem y  w   czasach  bardzo  niespo 

kornych,  a  naw et  m oże  przedw o jen­

nych. 

C ała  E u ro p a 

p rzy gotow uje 

sie  gorączkow o 

do 

w ojny, 

k tó ra  

swym  

okrucieństw em  

zniszcze­

niem  przeniesie  w szystkie  dotychcza 

sow ę  w o jn y   świata.

I  P olska  jest  już  zw arta,  silna  i  go 

tow a 

by  oprzeć  się  zakusom   złych 

sasiadów   N iem ców ,  k tó rzy   chcą  nas 
odepchnąć 

o d   morza, 

skazać 

na 

u w iad  gospodarczy, 

a  naw et  grożą 

nam   zuchwale  p ow tórn ym   zakuciem 

w  hańbiącą  niewolę.  T o   też  na  czasie 

iest  przypom nieć  b o h aterską  w alkę 

chłopów   polskich  w   byłym   zaborze 

prusk im   z  Niem cam i  o  wiarę  świętą 
naszą  śliczną  m owę  i  zagon  ojczysty.

W   okresie  przeszło  stuletniej  nie­

woli,  w szyscy  trzej  zaborcy  dręczy­
li  ok ru tnie  n aró d   polski,  ale  najw ię­

cej  dało  się  we  znaki  ludności  w   p o ­

znańskim ,  wiecznie  głodne  i  ziejące 

do  nas  nienaw iścią  h ard e  prusactw o. 
Z aprzysięgło  ono  bow iem   przed  ?0- 
ciu  laty  zgubę  Polakom  

i  używ ało 

praw dziw ie  szatańskich  sposobów , 

b y   ich  doszczętnie  w ytępić  i  obsiąść 

ziemię  zroszoną  krw ią 

i  potem   na­

szych  praojców .  W   tym   celu  w p ro ­
w adzili  N iem cy  do  polskich  szkól  ię 
zyk  niemiecki,  zalali  kraj  niem iecki­

mi  urzędnikam i,  nauczycielami  k u p ­

i  zachęcać  nim  sp róbow ały.  D ro b n e 

na.oozór  zdarzenie,  ale  dużo  m ówiące.

W   dzieciach  tych 

nie  ob u d zo n o  

m yśli  sam odzielnej  i  tw órczej,  nie  o- 

b u d zon o   w iary  w   sw oje  siły.  K toś 

za  nich  m yśli,  k toś  tw orzy,  a  one  sa 
tylko  odbiorcam i  —  naśladow cam i.

W   ten  sposób  w ychow u ,e  sie  czło 

w ieka  biernego  bez  inicjatyw y, 

nie 

um iejącego  działać  i  m yśU ć.  sam o­

dzielnie.  A   takich  niestety  iest  w śró d  

chłopów   najwięcej  i  tu   iest  przyczy­
na,  że  chłopi  mimo,  iż  iest  ich  w   Pol- 

p  parę  m ilionów ,  ta k   m ało  znaczą 

dlatego 

w ychow anie 

małego 

dziecka  naw et  jeszcze  przed.pójściem  

do  szkoły  jest  takie  ważne.

Rozum ieją  to  dobrze  ci,  Łtórzyby 

chcieli  wiecznie  chłopem  

rządzić  i 

w ychow yw ać  go  po  sw ojem u. 

N a ­

reszcie  pow in ni  zrozum ieć  to  i  sann 
chłopi  i  w ychow yw anie  sw oich  dzie­
ci  ptoeżyć  szczególna  troska,.

cami,  rzem ieślnikam i  i  robotnikam i, 
zabronili  mówić  p o   p o lsk u   \y  urzę­

dach,  na  zgrom adzeniach  i  w   stów a 
jzyszeniaoh, 

oraz  zm ieniali 

nazw y 

m iast  i  wsi  polskich  na  niemieckie. 

W y g n a n o   w   tym   czasie 

za  granicę 

na  tułaczkę  przeszło  sto  tysięcy  P o ­

lak ów   sarkających  na  te  nieludzkie 

okrucieństw a  niemieckie, 

o s a d z o ­

no  na  tym   m iejscu  kilkadziesiąt  ty ­

sięcy  N iem ców .

N a   szczęście 

w  tych  opłakany  h 

czasach  znalazło  się  w   Poznańskim  

trzech  dzielnych  ludzi,  gorąco  Polskę 

m iłujących  a  m ianow icie:  lekarz  dr 

K arol  M arcinkow ski,  ksiądz  W a w ­

rzyniak  syn  chłopski  i  ziem ianin  M a 
ksym ilian  Jackow ski,  k tó rz y   p o d ję ­

li  cichą,  nieubłaganą,  ale  b ardzo  sku 
teczna  w alkę  z  niem czyzną.  NTawołv> 
wali  oni  bezustannie  w   tajnych   p ło ­
m iennych  pism ach,  książkach  i  na  ze 
braniach  ludność,  b y   raz  zrozum iała 

że  jest  rdzennie  polska,  m a  praw o  
myśleć  i  rozw ijać  się  w   duchu  p o ls­

kim,  szerzyli  ośw iatę  pow szechną,  a 
zwłaszcza  rolniczą  na  wsi,  b v   p o d ­
nieść  gospodark ę,  założyli  B ank  L u ­

dow y.  by   sie  w zm ogła  ogólną  zamoż 

ność,  kształcili 

d obrych  

kupców   i 

rzem ieślników ,  b y   w ypierać  z  m iast 

N iem ców .

C hy trzy   Niem cy,  w idząc,  że  ta  za

Chłopi  w ielkopolscy

nie  dali  Niemcom  ziemi

background image

Ś t r.   14

K O B I E T A   W I E J S K A

żarta  sam oobrona  n a ro d u   polskiego 
p o d n o si  go  na  duchu,  um acnia  w ia­
rę  w   niechybne  zw ycięstw o,  zabroni 

li  w   kościołach  i  szkołach  m odlić  się 
po  p o lsk u ,  a  księżom   nakazali  uczyć 
religii  polskie  dzieci  p o   niem iecku  I 
w ów czas  stała  się  rzecz  w p ro st  nie' 

poieta.

Bo  oto   siedm ioletnie 

dzieci  pol- 

skię  w  m iasteczku  W rześn i  za  nic  w 

świecie  nie  chciały  się  uczyć,  a  tvm - 

bardziej  m odlić  po  niem iecku,  za  co 

by ły   straszliw ie  bite  i  k atow ane  do 

krw i  przez  bru taln eg o   p ruskiego  na* 

uczyciela. 

Zrozpaczeni  rodzice 

nie 

m ogąc  obojętnie  patrzeć  na  ból  i  mę 
ki  sw ych  d robn y ch   dzieci  i  przera­
bianie  ich 

żywcem  

na 

N iem ców , 

w padli  raz  grom adnie  do  szkoły  i 

pobili 

krw aw ego 

kata*nauczvciela, 

lecz  za  to  m usieli  długo  cierpieć 

pruskich  więzieniach.

W ^ed y  zdum iał  sie  św iat  cały,  że 

do. w alki  z  ogrom ną  potęgą  nicrniec- 
ka  o  wiarę  i  m ow ę  polską  staie  o d ' 

ważnie  m atka*Polka  i  jej  dzieci  w v ! 

chow ane  przez  nią  od  niem ow lęctw a 
w  gorącej  miłości  do  Polski.

A le  jeszcze  gorsze  czasy 

nastaE 

potem   w   Poznańskim;,  zwłaszcza  dla 

chłopów ,  gdy  N iem cy  z  zem sty  w v 5 

dali  nieludzka  ustaw ę  o  wywłaszczę* 
niu.  czyli  o  przym usow ym   sp rzed a' 
w aniu  ziemi 

przez  P olak ó w   Niem* 

com  a  co  najokropniejsze, 

że  chło* 

pom   polskim , 

nie  w olno  bvlo  sta* 

wiać  dom ów   m ieszkalnych,  bv  zmu 
sić  ich  przez  to  do   o d d a n ia   ziemi  w  
ięcę  pruskie. 

tu  połam ali 

sobie 

N iem cy  zęby  na  tej  ustaw ie  i  naresz 

lie  zrozum ieli,  że  ośw iecony  lu d   poi 
;k a   jest  najw iększą  silą  i  najpew niej 

sza  o b ro n a  całego  narodu.

T o   też  m urem   stanęli  chłopi  pul* 

scy  i  zasłonili  piersiam i  ziemie  oj czy 
eta,  objęli  ia  czarnymi,  spracow ana" 

mi  rękam i  jak  m atkę  najlepsza  '  po* 

przysięgli  bronić  jej  do  ostatniei  kro 

pli  krw i 

przed  nienajedzonym  

:-:a* 

dem  pruskim . 

Sym bolem   zaś  tych 

w alk  z  p ru sk a   przem ocą  o  polską 

ziemię,  b y ł  tw a rd y , 

b ied n y  

c liJ' p 

m ałorolny  M ichał  D rzym ała  z  Pod* 
gradow ic,  k tórem u  N iem cy  nie  per. 
w olili 

zbudow ać  dom u. 

Poniew aż 

r.ie  w olno   m u  było  m ieszkać  w   s ta j­

ni  ani  w   stodole,  więc  k upił  sobie 

Kryty  w óz  o d   cyganów   i  zam ieszkał 
w  nim   z  rodzina.  N ie  pom ogło  wię* 
zienie,  ani  k ary  

jakie 

sypali  mu 

N ięjncy, 

zaciął  sie  D rzym ała 

po* 

przysiągł, 

że  um iłow anej  ziemi  oj* 

czystej  N iem com   nie  o d d a   i  przysię­
gi  dotrzym ał.

R ozpisały  się  gazety  praw ie  na  ca 

łym   świecie,  o  nieustępliw ym   D iz y  

inalg,  zaczęto  w szędzie  szydzić  i  'vy*

śmiewać  się 

z  m ądrych  N iem ców , 

jak  ich  to  p ro sty   b ied ny   chłop  p o l­

ski  „w yw iódł  w   pole".  Złość  Niem* 
ców   nie  m iała  w tedy   granic.  D rzynra 
ła  tvm   uporem   i  przyw iązaniem   do 

ziemi  zwrócił  oczy  całej  E u ro p y   na 
straszna  krzyw dę,  jaka  N iem cy  wy* 
rządzali  n arodow i  polskiem u

W s z y stk o  

jednak 

przetrzym ał 

tw a rd y   D rzym ała  i  doczekał  się 

roku  1918  strasznej  klęski  swych  cie 

miężycieli  Niemców-  w   w ojnie  św ia­

towej.  A   co  najw ażniejsze  że  doczc 

kał  się  w olnej,  niepodległej  Polski, 
do   której  tęsknił  i  szedł  w   trudzie  i 

walce  przez  całe  życie.

Sław ny  zaś  historyczny  wóz  D rzy 

m ały  znajduje  się  dziś  w   K rakow ie 
na  W aw elu ,  aby  przypom inał  zw ła­

szcza  m łodym   pokoleniom ,  straszną 

p ru sk ą   niew olę  i  uczył  je  ta k   kochać

D laczego  to  życie  na  wsi  iest  ta­

kie  ciężkie,  dlaczego  tak   nas  zawsze 

p rzy g niata  jego  ciężar  i  ten  kryzys 

bez  k o ń c a ?   C hłop  zasiał,  zorał,  na* 

troszczył  się  o  te  p lo n y   niem ało, 

wreszcie  we  żniw a  zebrał  je  w  poc.e 

czoła  i  cóż  m a  za  ta  pracę  i  t r u d v 
N aw et  tego  kaw ałka  chleba  skąpić 

m usi  sobie  i  dzieciom ,  m ieszkanie 

ma  kiepskie,  ubiera  się  licho  w   n aj­

gorszą  tandetę.  A   gdzie 

podziew a 

sie  reszta  d o c h o d u ?

N iestety,  p ro d u k ty   rolnika  w  p o ­

rów naniu  do  w y ro b ó w   p rzem ysło ­

w ych  bez  któ ry ch   obejść  się  nie  moi* 
na.  są  b ard zo  tanie.  T rzeb a .zapłac  i 

po d a tk i,  w yrów nać  zaległości,  kto* 

re  się  na  przedn ów ku  zrobiło,  kupić 

jakie  takie  b u ty   na  zimę,  drzew a  na 

opał,  i  już  po  pieniądzach.  A   fu  jesz* 

cze  tyle  po trzeb,  aż  głow a  pęka.  1 rz i 
b y   dom   popraw ić,  lepiej  dzieci  o d ż y ­

wiać  bo  słabe  i  zagrożone  sucho ta­

mi,  trzab y   pom yśleć,  aby  je  czegj-' 

nauczyć  b o   jakże  je  tym i  dw orni

ziemię  polskan,  iak  ja  kochali  chło* 
pi  w ielkopolscy.  Z m arł  przęd   d w o ­

m a  łaty  n iestru dzo ny 

b o jo w n ik  

P olskę  M ichał  D rzym ała,  odznaczo­

ny,  ale  dopiero  po  śmierci  w ysokim  
orderem .  Polscy  chłopi  całkiem   siu* 
sznie  dom agają  się  ab y  pro ch v   M i­

chała  D rzy m ały   spoczęły 

w   „ G ro ­

bach  Z asłużonych"  na  Skałce  w   Kra 

kow ie.  W y lizan e  z  ran  p o   wielkiej 

w ojnie  św iatow ej  chciwe  p ru sa rtw o  

znów   ostrzy  sobie  dzisiaj  apetyty  na 
nasze  prastare  ziemie  polskie.  W   r a ­
zie  p otrzeby,  p ó jd ą  

chłopi 

polscy 

śladem   b ohaterskiego  D rzym ały  ze 

sztandarem ,  na  któ rym   już  T adeusz 

K ościuszko  w ypisał:  „Ż y w ią  i  b ro ­

nią"  —  p ó jd ą   na  śm iertelny  bój  z 
N iem cem   z  pieśm a  na  ustach:  „T w ier 
dza  nam   będzie 

k a ż d y   próg 

T a k  

nam  dopom óż  Bóg"!.

m orgam i  obdzielić.  C złek  b y   se  rece 

dla  tych  dzieci  sw oich  u ro b ił  cóż 

k ied v   i  ota  robotę  nie  łatwr*

M v   k o b iety   odczuw am y  bardziej 

w szelką  biedę  i  niedostatki.  Bo  i  jak 
m a  nie  boleć  m atczyne  serce,  k i e ł ' 
nie  może  dać  swem u  dziecku  jeść  d c 

syta,  nie  w idzi  dla  niego  żadnych 

w id o k ó w   na  p rzyszłość  N ie  schodzi 

więc  z  głow y  frasunek,  do  tego  h a ­

rów k a  od   św itu  do  zm roku  człek, 

nie  dośpi,  nie  doje,  ino  ta k   zabiega 

żeby  jakoś  przecie  biedzie  sie  ze 

w szystkim   nie  dać.  N ic  dziw nego, 

że  takich  w aru n k ó w   te  ko b iety   co 

udłe  nie  m ogą  przenieść  i  w   kwiecie 

w ieku  m uszą  pożegnać  sie  z  życiem. 

Po  naszych  cm entarzach  jest  b ardzo 
dużo  m ogił  takich  m łodych  kobiet.

Przed staw m y   sobie  życie  kobiety 

z  m iasta.  Takaż  różnica!  G d y b y   k o ­

biety  z  m iasta  przyszły  na  wieś  i 

chciały  w niknąć  w   nasze  życię  to  p o ­

w iedziałyby,  że  k o b iety   w siow e  są 

cichymi  bohaterkam i.

ANNA  PO TO CZNA  Sietesz

D L A C Z E G O ?

background image

Nr  4________________________ 

 

k o b i e t a

 

w i e j s k a

N   O  WJ_N_Y

K o b ie ty  m uszq  za s tq p ić   ch ło p ó w  

w   sp ó łd zie ln ia ch

W ojna  wisi  na  włosku.  N ie  zyczymy  jej 

sobie  i  nie  'będziemy  sami  jej  wywoływali. 

Jest  ona  najpotw om iejsyzm   obyczajem  rzc 

komo  kulturalnej  ludzkości.  Jeżeli  jednak 

narzucą  ją  nam   m iędzynarodow i  drapieżcy 

to  musimy  sję 

wszystkimi  siłami 

bronić 

przed  bestialskimi  nowoczesnym i  H unnam i 
by  nie  zbudow ali  na  naszej  ziemi  swego 

królestwa  piekielnego.  M usim y  bronić  kul* 
tury,  bronić  ludzkości  i  najprostszych  praw  
człowieka.

A   w ojna  będzie  teraz  bardziej  sroga  niż 

ostatnia,  wciągnie  ona  wszystkie  siły  ludz- 
kie  w  grę,  wszystkie  dziedziny  życia  zaprzą 

gnie  do  swego  w ozu.  I  spółdzielczość  nic

stanie  pa  boku.  Ich  działalność  stanie  się 

dla  ludzi  i  dla  państw a  podw ójnie  ważna 
Czy  grosz  dla  członków   za  masło,  czy  żyw 
r.ość  spółdzielczo  sprzedana 

ze 

wsi 

dla 

miast,  dla  w ojska  —  będą  w  czasie  w ojny 

dwa  razy  cenniejsze.  Spółdzielnie  spożyw* 
ców  będą  w  mieście  wyłącznym!  dostarczy 

cielami  żywności  dla  ich  mieszkańców  w 

porozum ieniu  z  władzam i  państwowymi,  a 
na  wsi  wyłącznym i 

sprzedawcami 

nafty, 

mydła,  soli  i  innych 

artykułów  

codzien* 

nych,  O d  sprawności  Spółdzielni 

zależeć 

będzie  społeczna  wytrzym ałość  na  wojnę.

K ierownicy  S półdzielni  i  jej  władze  mu, 

szą  podw ójnie  spraw nie  pracow ać  w  czasie 

wojny.  A   tu   tymczasem,  zamosi  się  na  to, 

że  ci  dotychczasow i  dośw iadczeni 

sklepo- 

wi,  kierownicy,  skarbnicy,  księgowi  i  preze 

si  oraz  kom isje  rewizyjne  —  pójdą  z  kara 
binem   na  front  jako  mężczyźni.  Któż  więc 
ma  przejąć  p o   nich  pracę,  któż  now y  p o ­
trafi  i  dal  ra d ę ?   N ik t  o  tem  przecież  dotąd 

nie  m yślał,  że  ich  braknie.

Żlc  b y   było,  gdybyśm y  dopiero  w tedy 

uczyli  się  wszystkiego,  gdy  ich  iuż  braknie 

Bo  od  kogo  w tedy  nauczym y  się  i  czy  bę* 
dzie  czas  dop iero   się  uczyć,  gdy  już  z  mici 
sca  trza  będzie  umieć  prowadzić^ pilne  spra 

wy  spółdzielni?  W tedy  napew no  doprow a 
dzilib^śnyy  ją  do  bankructw a,  a  lu d zi  do 

szkody,  sialibyśm y  zniechęcenie,  niewiarę 

i  bierność  oraz  sobkostw o.  społeczne  osła* 

bienie.

D latego  już  dziś  trzeba  rozsądnie  zawcza 

si'  pomyśleć  o  przygotow aniu.  Miejsca  pc 

zm obilizow anych 

mężczyznach 

zapewne 

nie  mogą  objąć  ani  dzieci,  ani  pozostań 
starcy.  O n i  mogą  służyć  radą,  pomocą,  ale 
pracę  samą  muszą  podjąć 

same 

kobiety. 

N a  ich  to   głow ie  prócz  troski  o  dzieci,  o 
dom,  znajdzie  się  cale  gospodarstw o  rolne, 
mające  w yżyw ić  dom   i  miasto  oraz  wojsko 

r.a  ich  głowę  spadnie  społeczne  gospodar­

stw o  w  spółdzielniach.

Poznać  się  na  towarze,  na  prowadzeniu 

ksiąg,  na  kalkulacji,  na  kontroli  —  nie  moż 

na  tak  za  jeden  dzień,  by  to  robić  dobrze. 

D latego 

Związek  Spółdzielni  Spożywców 

urządzać  będzie  po  żniwach  w  każdym   ok* 
ręgu  osobliw e  kursy,  które  mają  przygoto* 

wać  kobietę  do  tych  czynności, 

aby 

na 

wszelki  w ypadek  'były  gotow e.  M uszą  one 
jeszcze  próbow ać  potem 

praktycznie 

się 

szkolić  przy  dośw iadczonych  spółdzielcach, 

żeby  przygotow anie  było  pełne  i  skuteczne.

K ażda  Spółdzielnia  we  wsi  musi  już  te ­

raz  o  tem  pomyśleć  i  do  każd.ń  czynności 

przygotow ać  w  zapasie  zastępczynię.  A   ko* 

biety  pragnące  się  podjąć  tej  pracy  niech 

zwrócą  się  do   Spółdzielni  miejscowych  i  do 

rad  okręgow ych  o  w iadom ości  w  spraw ie 
kursu  i  praktyki.

O dkładać  tego  nie  można.

Ilu  lu d z i  ż y je   o b e cn ie 

na  św iecie

O bliczenia  w ykazują,  że  na  całej  kuli 

ziemskiej  żyje  2  m iliardy  134  m iliony  istot 

ludzkich. 

O d  ro k u   ubiegłego 

nastąpił 

st  o  18  milionów.  Z   górą  połow a  lu* 

dzi  zamieszkuje  A zję,  a  mianowicie  375 

milionów   w  Indiach,  450  m ilionów   w  Chi* 
nach  i  72  mil.  w   Japonii.

E uropa  posiada  tylko  397  mil.  mieszkań* 

ców.  S tany  Z jednoczone  A m .  Póln.  131 

mil.  i  A m eryka  Południow a  90  mil.

Burza  w ięzienia

Tym  szczęśliwym  krajem   jest  Szwecja, 

gdzie  w  najbliższej  przyszłości  zostanie  zbu 

rzone 

najw iększe 

w ięzienie 

szwedzkie 

„I.angholm en“ 

w   stolicy  państw a  Sztok* 

nolmic,  poniew aż  jest  niepotrzebne.

Które  2 0 -z ło tó w k i

p o zo sta jq   w   o b ie g u ?

Bank  Polski  zawiadamia,  że  z  dniem  30 

czerwca  1939  r.  zaprzestał  w ym iany  jedy* 

nie  biletów   20  zlotowych  z  datam i  1  marca 

1926  r.  i  1  w rześnia  1929  r„  opatrzonych 

na  stronie  odw rotnej  banknotu  rysunkami 

dwóch  gmachów.

N atom iast  pozostają  nadal  w  obiegu  i  są 

prawnym  środkiem   płatniczym   bilety  ban* 
kowe  20  zlotowe  z  głową  kobiecą  po  pra* 

wej  stronie  banknotu,  emitowane  20  czerw* 
ca  1931  oraz  1  listopada  1936  r.

K o b ie ty   w   a d w o k a tu r z e

D o   pracy  adwokackiej  weszły  u   nas  ko* 

b iety  dopiero  w   wolnym   państw te.  W   r. 

1931  było  kobiet  adw okatek  zaledwie  100 

w  r.  1937 

212  co  stanowi  tylko  3  procent

ogółu  adwokatów.  N atom iast  w  tymże  ro* 

k u  

odbyw ało  praktykę  prawniczą  440  ko* 

oiet.  Jednak 

ostatnim i 

laty 

zastosowano 

duże  obostrzenia 

w  przyjm ow aniu 

mlo- 

dych  sił  do  adw okatury,  tak,  że  i  dopływ  

kobiet  do  tego  zawodu 

tak 

nieliczny 

jeszcze  się  zmniejszył.

___________  

  

 

St r.  15

M a m y  już  d ro źd zie  

sp ó łd zie lcze

Dotychczas  używaliśmy  w  Polsce 

tylko 

drożdży,  w yrabianych  przek 

zm ówionych 

bogaczy  czyli  przez  kartele.  Z arabiały  one 

grube  miliony, 

których  używ ały 

-  

jak 

w szystkie  kartele  -   do  dalszego  wyzysku 

kupujących  i  do  wpływu  na  rządzenie  po ­

dług  kartelow ych  życzeń 

na  do b ro   boga. 

czy.  D otychzas  nie  pozw oliły  one  nikom u 

innem u  wyrabiać  drożdży,  żeby  dochody 

tylko  sobie  zabezpieczyć. 

Zam ykały 

one 

nawet  niektóre 

swoje  drożdżow nie, 

żeby 

pozostałe  ich  fabryki  mogły  więcej  na  lu ­

dziach  zarobić,  A   ten  zarobek  przecież  pły* 

nie  z  rąk  kupujących  rzesz  ludzi  pracy,  któ. 

r*.y  n*e  mają  nic  do   powiedzer.ta  o  zużyci* 

ich  dochodów.

D opiero  w  zeszłym  roku  udało  się  Zwiąż* 

kowi  Spółdzielni  Spcżyw ców   „SpołemF  z 

trudem   uzyskać  pozw olenie  na  piery/szą  n''e. 

kartelow ą  drożdżow nię  i  w  tym  roku  z 

wiosną  ukończono  jej  budow ę  w  Kielcach 

tak,  że  na  tegoroczne  Zielone  Święta  już 

wiele  spóldzielczyń  piekło  ciasto  na  droż* 

dżach  spółdzielczych.

O d  tego  czasu  i  z  nowego  tegorocznego 

ziarna  now y  chleb  pow szedni 

wszelkie 

ciasta  na  wszystkie  święta  pow inny  wszyst* 

kie  postępowe  kobiety  piec  tylko  na  droż. 

dżach  spółdzielczych. 

Bo  grosz  zarobku 

płacony  za  nie 

w  spółdzielniach, 

będzie 

rozdzielony 

spraw iedliw ie 

między 

spól* 

dzielców,  a  grosz  dochodu  zo stając/  fabry* 

ce  spółdzielczej  pójdzie  na  dalszą  ro zb u d c . 

wę  fabryk  spółdzielczych,  przyspieszających 

sprawiedliwość  społeczną.

K iedy  z  taką  myślą 

zajadać 

będzieniy 

przy  żniwie  chleb  na  drożdżach  spółdziel* 

czych  wyrosły,  to  chyba  napraw dę  może  on 

lepiej  smakować.

background image

Nr  4

K O B I E T A   W I E J S K A

Str.  16

 

P o

Pamiętać należy

że  we  wszystkich  s p ó ł d z i e l n i a c h  

s ą   d o  

n a b y c i a   a r t y k u ł y

S P O Ł E M

produkow ane

„ S P O Ł E M

przez  w ła sn e   Z a k ł a d y  

W y t w ó r c z e  

Związku 

Spółdzielni  S p o ży w có w  

R.  P.

:h  |

t y  I

t f  

I

I 

I

I 

I

^ Z n a k   „ S P O Ł E M "   to  gwarancja  wysokiej  jakości  t o w a r ^ ^

R o zp o w szech n ia jc ie  „Kobietą  Wiejską

m ydła  w s ze lk ieg o   rodzaju,  proszki  do  prania  i  c z y s z c z e ­
nia,  kosm etyki,  pasty  do  obu w ia  i  zapraw y  do  podłóg,
 
św ie ce ,  tutki,  b  bułki  itp.,  kostki  bulionow e,  przyprawy 

do  zup,  drożdże,  ocet,  musztarda,  płynne  su rów ki  o w o ­

cow e,  marmolada,  pow idła,  dżemy,  cukierki,  czekolady, 

herbatniki,  pierniki,  budynie,  galaretki,  herbata,  kaw a, 
kakao,  oliw a  nicejska,  korzenie,  kon serw y  i  m arynaty 

rybne  w s z e lk ie g o   rodzaju,  ryby  w ęd zo n e.

Znak  „ S P O Ł E   M“  to  gwarancja  wysokiej  jakości  towaru.

m

m

Maszyny  do  szycia

nŁF9-HUSQi)IIRHn

w ykonane z p ie rw szo r zę d n eg o  

s z w e d z k i e g o   m a t e r i a ł u  

dostarcza  po  niskich  cenach

TOH. A L F A - L A U A L  Sp.  z o.  o.

W arszaw a,  Tamka  3 

W arszawa,  Sklep,  Aleje  Jerozolimskie  25

Oddział:  P o z n a ń ,   ul.  D ąb row sk iego  12

Prenum erata  —   „K o b ie ta   W ie js k a ",  —   w y n o s i:  k w a rta ln ie   1*—   zł  p ó łro c zn ie   2-—   zł  —   rocznie  3*50.

CENNIK  OGŁOSZEŃ  :  cala  strona  —   2 0 0 '—  zł 

1/2

  strony  100'  zł'  —   1  8  strony  5 0   zł  -   Za  treść  o g ło szeń .  Redakcja  nie  odpow iada.

M iejsce  w yd ania  :  M arkowa  k/Łańcuta

Redaktor  i  W ydaw ca;  H A N N A   CIEKOTOWA

Adres  Redakcji  i  Administracji;:  .K obieta  Wiejska",  Markowa  k/Łańcuta,  Spółdzielnia  Zdrowia.  Numer  Rozrachunku  1.

Drukarnia  Literacka  Kraków,  Pi.  Zgody  4.  —  Telefon  185-18.