background image

 

Toksyczni terapeuci 

 

David Boadella 

 

background image

 
 

SPIS TREŚCI 

 

1.  Przemoc

2

 terapeutyczna:

 

KATHARSIS POPRZEZ GNIEW. 

 

Trzy warstwy struktury charakteru  

Bezpieczna gwałtowność.  

2.  Przemoc emocjonalna: WROGI NACISK.  

Kozły ofiarne i nagonki  

Nowa tyrania.  

Charakter psychopatyczny.  

Targ niewolników.  

Masochizm i upokorzenie.  

3.  Przemoc fizyczna: LEK PRZED SMIERCIA.  

Nemezis medyczna.  

Walki - odmowa i przyzwolenie.  

Napaści i prawdziwe naruszenie ciała.  

Krwawa linia miedzy życiem i śmiercią.  

Prawda i fikcja.  

Pełnia, śmiertelność i odpowiedzialność.  

Dodatek. Pogląd na gwałtowność.

 

background image

Przemoc

2

 terapeutyczna: KATHARSIS POPRZEZ GNIEW. 

Długo trwał w psychologii zażarty spór o to, czy wrogie i destrukcyjne impulsy maja u 
człowieka charakter wrodzony, czy tez nabyty. Konrad Lorenz, etolog, ciągle 
utrzymuje, że - wrodzony. Natomiast w świetle poglądu, wyrażonego już wiele lat 
temu przez amerykańskiego psychologa, Johna Dollarda, niszczycielska agresja jest 
zawsze reakcja na frustracje. 
Z kolei problem, czy u ludzi występuje instynkt śmierci, szczegółowo 
przedyskutowano wśród freudystow. By wyjaśnić źródło trwałych u człowieka 
negatywnych i destrukcyjnych impulsów, stworzyli oni koncepcje instynktu śmierci. W 
tej kwestii nie zgadzał się z nimi Wilhelm Reich. Wysunął on pogląd, że gwałtowne 
impulsy destrukcyjne są popędami drugiego stopnia (secondary drives)(1), 
wyrastającymi z tłumienia i wypierania popędów pierwotnych (takich jak impuls 
kontaktowania się, potrzeba miłości, spontanicznej twórczości i kooperacji w pracy i 
zabawie). 

Trzy warstwy struktury charakteru. 

W koncepcji Reicha, mówiącej o trzech warstwach psychiki ludzkiej, warstwa trzecia 
składa się ze wszystkich kulturowo przyswojonych sposobów nakładania maski, która 
ukrywa nie tylko głębokie impulsy pierwotne, lecz także rezultaty zniekształcenia tych 
impulsów: destrukcyjne popędy drugiego stopnia. W terapii opracowanej przez 
Reicha zejście poniżej powierzchniowej warstwy obron charakterologicznych 
prowadzi do wyłonienia przenikających się wzajemnie impulsów pierwotnych i 
impulsów drugiego stopnia. Zadanie terapii polega na porozdzielaniu ich, by złość i 
wściekłość mogły się w sposób bezpieczny wyładować, tworząc przestrzeń 
emocjonalna dla radości i dających przyjemność interakcji z ludźmi. Reich pisał:  

"W ideałach etycznych i społecznych liberalizmu rozpoznajemy reprezentacje 
powierzchniowej warstwy charakteru; panowania nad sobą i tolerancja. Normy 
społeczne liberalizmu służą opanowaniu 'bestii' w człowieku, 'impulsów drugiego 
stopnia', czyli warstwy drugiej, freudowskiej podświadomości... W przeciwieństwie 
zaś do liberalizmu, który reprezentuje powierzchniowa warstwę charakteru, i do 
prawdziwej rewolucji, którą reprezentuje warstwy najgłębsze, faszyzm reprezentuje w 
zasadzie druga warstwę charakteru, warstwę impulsów drugiego stopnia"(1). 

 
W terapiach, które pomijają rozróżnienie Reicha, usuniecie warstwy powierzchniowej 
wyzwala jednocześnie pozytywne impulsy pierwotne i impulsy drugiego stopnia. Z 
powodu tęsknoty do impulsów pierwotnych łatwo ludzi skłonić do akceptowania 
impulsów drugiego stopnia: w ten sposób miłość i spontaniczność idą w parze z 
faszystowskim folgowaniem gwałtowności. Piękna i Bestia - to dwie bliźniacze 
twarze, które na nas patrzą, gdy opadnie maska. 

Odblokowanie gwałtownych i destrukcyjnych impulsów odbywa się w terapii 
reichianskiej i w bioenergetyce poprzez kopanie, uderzanie, gryzienie lub poprzez 
inne biologiczne formy wyrażania furii. Reich zaznaczał, ze osoba przechodząca taka 
terapie musi mieć ze względów bezpieczeństwa do pewnego stopnia silne ego. 
Niektórym z trudem udaje się zapanować nad własną gwałtownością i dlatego nie są 
oni gotowi do wyrażenia jej otwarcie dotąd, aż nie wytworzy się w nich zdolność do 

background image

kontrolowania w miarę potrzeby własnych impulsów za pomocą woli

3

. Osoba o 

umiarkowanie silnym ego jest w stanie zogniskować i ukierunkować swoja furie, by 
nie szkodzić sobie i innym przejawami niebezpiecznego zachowania. Kopiąc materac 
i uderzając poduszkę, doświadcza odblokowania sprężonych destrukcyjnych uczuć, 
jakkolwiek jej działanie nie staje się niebezpieczne. Jeżeli nie dokona się takiego 
rozróżnienia, może dojść do sytuacji określanej jako odreagowanie (acting-out), a 
wówczas człowiek wyzwala swe gwałtowne uczucia czy zachowania na forum 
społecznym, kosztem własnym i innych ludzi. 

Rzeczywistość ekspresji gwałtowności następująco opisali Alexander Lowen i John 
Pierrakos w monografii poświęconej temu tematowi: "Zachowanie gwałtowne jest 
naturalna reakcja na zagrożenie wolności. Odnosi się to zarówno do dorosłych, jak i 
do dzieci. Nie zawsze wynikiem takiego zachowania jest uzyskanie wolności. Na 
przemoc zwykle odpowiada się przemocą i w walce, która potem następuję, 
zwycięża zwykle silniejszy. Dlatego może się okazać, że lepiej jest opanować własną 
gwałtowność, ale te decyzje powinno się podejmować raczej w oparciu o kontekst 
sytuacji, niż o zasady etyczne. Człowiek może się raczej poddać niż walczyć, jeżeli to 
uratuje mu życie, ale ma prawo walczyć, jeżeli jego wolność jest zagrożona. 

Gwałtowność może być wyrazem patologii. Jest patologiczna - to znaczy 
neurotyczna, psychopatyczna lub psychotyczna - wtedy, gdy nie ma związku z 
rzeczywistym ograniczeniem wolności danej osoby. Jeżeli np. ograniczenie pojawiło 
się w przeszłości, to patologia jest aktualne przywoływanie gwałtowności powstałej z 
tamtego powodu. Podobnie, jeżeli ograniczenie wprowadzają rodzice, to 
patologiczne jest wyładowanie agresji na młodszym rodzeństwie. Problemy pojawiają 
się dlatego, ze tylko nieliczni rodzice pozwalają dziecku gwałtownie reagować na 
frustracje. Gwałtowność musi wiec znaleźć obiekt zastępczy albo tez musi być 
powstrzymana do późniejszej okazji... 
Wyładowanie stłumionej agresji, to znaczy odblokowanie jej w sposób niewłaściwy, 
nie uwalnia człowieka od frustracji. Na przykład gwałtowność ojca, który bije swoje 
dziecko za przejawy buntu lub odmowę wykonania poleceń, nie ma bezpośredniego 
związku z zachowaniem dziecka. Ani buntowniczość, ani nieposłuszeństwo dziecka 
nie ograniczają osobistej wolności ojca. Jego gwałtowność oznacza, ze 
prawdopodobnie doznawał ograniczenia wolności ze strony swojego ojca, który 
wymagał posłuszeństwa i nie tolerował buntu. Uderzając dziecko, wyładowuje 
gwałtowność należącą do innego czasu i innej sytuacji. Jedynym rezultatem takiego 
działania jest pozbawienie dziecka wolności, podczas gdy ojciec, mimo chwilowego 
uczucia ulgi i spokoju, staje się jeszcze bardziej sfrustrowany"(3). 

Bezpieczna gwałtowność. 

Jerome Liss, który zapoczątkował grupy encounter

4

 w Wielkiej Brytanii, interesująco 

opisuje, jak grupa czy sesja terapeutyczna umożliwiają doświadczanie bezpiecznej 
gwałtowności: "Ludziom potrzebne są bezpieczne warunki do wyładowania sprężonej 
gwałtowności, by otworzyć bramę prowadzącą do miłości. Nowe grupy mogą nas 
nauczyć, ze gwałtowna ekspresja bywa całkowicie bezpieczna. Słowo violence - 
przemoc, gwałtowność -ma dwa znaczenia słownikowe: 'stosowanie siły fizycznej w 
celu zranienia lub obrażenia kogoś' oraz 'działanie nacechowane porywczością i 
ferworem'. Potrzebne nam są okazje do porywczego działania w bezpiecznych 
warunkach, potrzebujemy owej bezpiecznej gwałtowności. Zahamowanie 

background image

porywczości i ferworu to zahamowanie entuzjazmu, potrzeb i intensywnych 
zainteresowań, to destrukcyjna ucieczka. Potrzebne jest nam miejsce do pracy nad 
ferworem, by nie umarły nasze namiętności". 

Liss opisuje przypadek przygnębionego człowieka, imieniem Ted. Grupa pomaga mu 
zogniskować uwagę na zawieszonej nad nim złowieszczej czarnej sylwetce. "Ted 
wstał. Drżał, ciężko oddychał, jęczał, był w stanie ostrej paniki. Potem zwinął się w 
kłębek... Nagle rozprostował się. Zaczął się rzucać, jakby chciał gwałtownie 
zaatakować ten straszny cień, krzycząc: 'Nienawidzę cię! Nienawidzę cię!' Krzyczał 
tak i boksował się z cieniem, dopóki nie wyczerpał całej energii. Osunął się na 
podłogę, płakał, a później powiedział z ulga: 'Zwalczyłem tego upiora'. 
Dla całkowitego uwolnienia się od paniki, jaką Ted miał w sobie, potrzebował on 
właśnie bezpiecznej gwałtowności, za pomocą której mógł się zemścić. Upiór, 
reprezentujący wszystkie zmaterializowane 'podejrzliwe oczy', zaatakował ciało 
Teda. Żeby pozbyć się tej obcej mocy, Tedowi potrzebne było wyładowanie fizyczne. 
Samymi słowami nie można by było tego dokonać" (4). Czy to w trakcie spotkań 
grupowych, czy sesji indywidualnych, w trakcie organizowania sytuacji, w których 
gwałtowność mogłaby być wyrażona we właściwych warunkach, terapeuta musi 
zachować czujność, gdyż niektórym ludziom łatwiej wybrać złość, pokrywając jakieś 
inne uczucie, np. lęk, z którym znacznie trudniej wejść w kontakt. W metodzie Radix 
stosuje się strukturę o nazwie "lęk pod pokrywka złości", gdzie ta sytuacja występuje 
bardzo często (5). 

Trzeba znaleźć równowagę między uzasadnionym udziałem w intensywnym 
doświadczeniu złości, która dojrzała do tego, żeby ją odczuwać i może 
przygotowywać drogę dla nowych wglądów oraz nowego zorganizowania 
emocjonalnego, a prostym odtworzeniem dotychczasowych form wyrażania złości, 
które blokują drogę głębszym impulsom. Trzeba także mieć ciągle na uwadze 
potrzeby osób niedostatecznie odgraniczonych (underbounded), które pod naciskiem 
własnych destrukcyjnych uczuć mogą być w stałym niebezpieczeństwie fragmentacji. 
Doświadczenie zapanowania nad potężnymi uczuciami o charakterze destrukcyjnym 
i przyznania, że one istnieją, jest ważne choćby dlatego, ze umożliwią oczyszczające 
ich odblokowanie. Stanley Keleman omówił dość obszernie niektóre z tych 
problemów w swoim artykule na temat zasad katharsis i pracy nad forma ekspresji w 
terapii (6). 

 

 

background image

Przemoc emocjonalna: WROGI NACISK. 

Z powodu niezrozumienia niektórych z tych podstawowych rozróżnień często pojawia 
się w grupach terapeutycznych i w sesjach indywidualnych sytuacja, której ustalonym 
celem jest "wydobycie złości". W praktyce oznacza to, ze lider zaczyna dyrygować 
energia emocjonalna w grupie, akcentując emocje uprzednio przez siebie 
wyselekcjonowana. Jednak wówczas oczyszczająca ekspresja, będąca rezultatem 
tego wszystkiego, okazać się może dobra dla jednych, zła dla innych, a 
nieadekwatna dla pozostałych. 

Reich opracował znakomite narzędzia analizy charakteru. Używał ich, aby pomagać 
ludziom w konfrontowaniu się z własnymi ustalonymi postawami i w wyzwalaniu 
energii do dokonywania zmian. Niektóre z tych narzędzi przejął ruch encounter i 
zaadaptował je do pracy w grupach. Użycie feed-backu jako życzliwej konfrontacji z 
liderem lub reszta grupy, ma na celu pomoc jednostkom, by postrzegały siebie tak, 
jak je widza inni i zdawały sobie sprawę ze sposobu wchodzenia z innymi w kolizje. 
Jednak ten rodzaj feed-backu oddziela jedynie delikatna linia od feed-backu 
negatywnego i wrogiego, którego celem - z antyterapeutycznymi konsekwencjami - 
jest atak na dana osobę z powodu pancerza charakterologicznego. 

Zatem grupy treningowe mogą mieć rezultaty dobre albo złe. Joel Kovel tak o tym 
mówi: "W zależności od natury tego, co znajduje się pod warstewka 
"Terapeutycznego ciepełka", spotkania w grupach mogą prowadzić do ujawnienia 
znacznej wrogości. Jeżeli dołączy się do tego jeszcze nieszczęsną skłonność grup 
do szukania sobie kozła ofiarnego, oznacza to dość często, ze ktoś bardziej podatny 
na ciosy dozna więcej zniewag, niż może znieść" (7). 

Kozły ofiarne i nagonki. 

Skłonność grupy do traktowania jako kozła ofiarnego jednego ze swoich członków, 
który z jakichś powodów niedostatecznie przystosowuje się do normy przyjętej w 
grupie, jest cecha, z której wrażliwy lider będzie sobie zdawał sprawę i której zdoła 
przeciwdziałać. Oryginalny eksperyment Synanonu w niespotykanym nigdzie indziej 
stopniu rozwinął proces znieważania słownego - stało się ono tam sztuka. W tej 
społeczności terapeutycznej narkomanów zachęcano do zniewag werbalnych: do 
krzyku, przekleństw, a równocześnie respektowano całkowity zakaz jakiejkolwiek 
gwałtowności fizycznej. Konfrontacja w tej grupie była jednak ograniczona pewnymi 
ścisłymi regułami. Jedna z nich wykluczała destrukcyjna działalność, zwaną nagonka 
(rat-packing), która ma miejsce wtedy, gdy cala grupa, albo jej większość, zwraca się 
przeciwko jednej osobie, tworząc ogromna presje emocjonalna na zasadzie wielu-
przeciw-jednemu. Carl Rogers, jedna z głównych postaci ruchu encounter, ma sporo 
ciekawego do powiedzenia o tym, jakich liderów wymaga praca z ludzkimi uczuciami 
w grupie. "Ni polecam - pisał - facylitatora, który wierzy w jakieś pojedyncze 
podejście, czyli w jedyny i podstawowy element procesu grupowego. Mam wielki 
szacunek dla terapeutów Synanonu i dla skuteczności ich pracy z narkomanami, ale 
odrzuca mnie ich pospiesznie uformowany dogmat, ze bezlitosny atak - oparty bądź 
na uczuciach prawdziwych, bądź rzekomych - jest jedynym kryterium, które pozwala 
ocenić, czy grupa odnosi sukces czy porażkę. Chce, żeby dawać wyraz wrogości i 
wściekłości wtedy, kiedy emocje te są rzeczywiście przezywane; i ja sam chce je 

background image

wyrażać wtedy, kiedy rzeczywiście we mnie powstaną; ale istnieje wiele innych 
uczuć, które są równie ważne, zarówno w życiu, jak i w grupie" (8). 
Przyjrzyjmy się dwu przykładom nagonki. Pierwsza, która miała w Londynie, opisuje 
poniżej Glyn Seaborn-Jones. 

Nowa tyrania. 

"Rodzice żądali: 'Pohamuj złość, bo inaczej cię odrzucę'. Niedoświadczony terapeuta 
lub grupa może w inny sposób jawny lub ukryty stawiać przeciwne zadanie: 'Wyraz 
swoja złość, bo cię odrzucę'. Nowa tyranie ilustruje incydent, jaki zdarzył się w jednej 
z moich grup. Jedna z uczestniczek, Berenice, zgłosiła się na ochotnika do pracy nad 
centralnym problemem swojego życia: czuła, że ludzie ją odrzucają, ale nie umiała 
powiedzieć, dlaczego, i nie umiała nic zrobić, żeby to zmienić. Na moja prośbę 
wybrała dwoje spośród członków grupy, którzy, jak czuła, odrzucali ja. Kiedy się z 
tym do nich zwróciła, przyznali, ze rzeczywiście ich irytuje, gdyż staje się chłodna i 
'rozsądna' oraz zaczyna się wymądrzać właśnie wtedy, gdy dla wszystkich jest jasne, 
ze 'tak naprawdę', to jest zła. W miarę rozwijania się tej rozmowy oboje stawali się 
coraz bardziej wściekli, wrzeszczeli na nią, walili w poduszki, żądając: 'Okaz swoje 
uczucia! Przestań udawać!'. Stopniowo i inni w grupie zaczęli się emocjonalnie 
wciągać w sytuacje. Pięcioro uczestników zirytowało się i zaczęło na nią krzyczeć, 
dwie osoby zmartwiły się i wybuchnęły płaczem, dwie inne zaczęły pocieszać te 
plączące, a dwie śmiały się nerwowo. Ja sam pozostałem na uboczu i czekałem, czy 
ta prowokacja spowoduje wybuch złości u Berenice. Wyraziła ona część tej złości 
krzycząc: 'faszystka!' do dziewczyny, z którą znalazła się twarzą w twarz. W miarę 
jednak, jak rosła liczba atakujących - zamroziła się ponownie, a kiedy atakujących 
jeszcze przybyło, wybuchnęła płaczem. Jasne było dla mnie, ze lęk był dla niej 
uczuciem ważniejszym niż złość. Powiedziałem grupie, ze jej oskarżenie 'faszystka', 
które wywołało śmiech, było całkowicie uzasadnione. Doświadczała ona teraz tyranii 
podobnej do tej, jaka stosowała wobec niej matka. Tyle, ze wymagania były 
odwrotne: 'Wyraz swoje uczucia, albo cię odrzucę', w miejsce: 'Zmień albo pohamuj 
swoje uczucia albo cię odrzucę!'. Sugerowałem także, że niektórzy członkowie grupy 
atakowali to, co było lustrzanym odbiciem zamrożonego, przerażonego dziecka 
obecnego w nich samych: dziecka poddanego naciskowi, żeby robiło coś, czego w 
tym czasie nie potrafiło, żeby nie wyrażało swych uczuć. Jedna z kobiet zgodziła się 
wtedy ze mną i powiedziała, że na miejscu Berenice wybiegłaby z pokoju. 'Tak, że 
Berenice jest bardzo odważna' - powiedziałem na to. W tym momencie dałem znak i 
cala grupa objęła Berenice jak dziecko. Dla Berenice kontakt ten oznaczał ulgę 
płynąca z cieplej akceptacji po przeżyciu lęku przed całkowitym odrzuceniem, a 
pozostałym uczestnikom stworzył możliwość odpokutowania z brutalna zbiorowa 
napaść na kogoś, zmagającego się z tym samym problemem, jaki mieli sami - 
problemem braku spontaniczności. 

Incydent ten jest ilustracja trzech kwestii: niebezpieczeństwa przymusu uwolnienia 
się od tyranii, potrzeby łagodnego pohamowania impulsów złości u prowadzącego 
grupę i potrzeby okazjonalnej interpretacji w trakcie pracy z grupa. Interpretacja, jaką 
dałem, zmienił bieg pracy grupy o 180. Grupa bez lidera, albo grupa z liderem 
niedoświadczonym czy niewrażliwym, może łatwo przegnać lub sparaliżować 
jednego ze swych uczestników, bądź tez zrobić mu pranie mózgu, osaczając go jak 
sfora wściekłych psów gończych (9). 

background image

A teraz przykład nagonki, która nie została opanowana przez lidera. Wydarzenie to 
opisała mi jedna z uczestniczek mojej grupy w Stirling. Człowiek, który stal się ofiara, 
był jej bliskim przyjacielem. Nazwę go John. Bral on udział w trwającej siedem dni 
grupie encounter. Juz pierwszego dnia lider powiedział do Johna: "Wezmę się za 
ciebie przed końcem grupy". Wiec w ostatnim dniu zajęć zachęcił wszystkich do 
udzielenia Johnowi tylko negatywnego feed-backu. A i od siebie dodał podobny. Nie 
było feed-backu pozytywnego. Na tym zajścia się skończyły. John wyszedł 
wstrząśnięty, w poczuciu własnej bezwartościowości, z myślami o samobójstwie. 
Później przez długie miesiące żył w stanie szoku i depresji. Cale miesiące minęły, 
zanim zaczął odzyskiwać szacunek dla samego siebie. Niczego wartościowego nie 
nauczył się z doświadczenia, w którym stal się kozłem ofiarnym. Zdruzgotanie 
pancerza charakteru nie spowodowało żadnego rozwoju. Nie wystąpił żaden efekt 
oczyszczający. Wynikiem była tylko próba odbudowania poczucia własnej godności i 
głębokie poczucie zranienia, które John odbierał jako najboleśniejsze przeżycie 
własnego życia. 

Matt Miles, Mott Liberman i Irv Yalom przeprowadzili na Uniwersytecie Kalifornijskim 
w Stanford badania nad stylami prowadzenia grup i wpływem stylu pracy lidera na 
uczestników. Wyprowadzili następujący wniosek ogólny: Jedna trzecia uczestników 
grup odnosi korzyści trwające co najmniej przez 6 miesięcy; w jednej trzeciej korzyści 
są krótkotrwałe, a pozostała cześć albo odpada w trakcie trwania zajęć, albo ponosi 
szkody. Te ostatnią grupę, liczącą 8% wszystkich osób poddanych badaniom, 
nazwano ofiarami. Wśród ofiar są tacy, którzy doznali poważnych szkód, a także 
tacy, którzy, choć czuli się źle, nie potrzebowali terapii, aby przyjść do siebie. 
Najwięcej ofiar było w grupach, których liderów cechowały albo chłód i dystans, albo 
wysoki poziom agresji, względnie wszystkie z wyżej wymienionych cech. Tam, gdzie 
lider okazywał ciepło, nie było ofiar (10). 

Liczba stylów prowadzenia grupy równa jest liczbie podstawowych typów charakteru. 
W najwyższym stopniu niszczące oddziaływanie wywiera lider o wysokim natężeniu 
cech psychopatycznych. Trzeba w tym miejscu przypomnieć opis charakteru 
psychopatycznego, który zawiera kombinacje chłodnego dystansu z agresywnym 
manipulowaniem innymi ludźmi. Poniższe cytaty pochodzą z artykułu Alexandra 
Lowena, który najpełniej opisał te strukturę. 

Charakter psychopatyczny. 

"Psychopata może robić lub mówić rzeczy, które ranią innych, nieświadom rezultatów 
swego działania. Jego wrogość jest niezamierzona i prawdopodobnie dlatego 
psychopata nie dostrzega jej przejawów we własnym postępowaniu. W 
uzasadnionych słowach zaprzeczy, jakoby miał złe intencje; posunie się jednak dalej 
i zaprzeczy tez oczywistym faktom. (...) Psychopaci są znani z tego, ze z łatwością 
potrafią cię zawieść. Zmusza cię, byś uwierzył, że to, co mówią, jest prawda, być 
może dlatego, że sami w to wierzą albo też dlatego, ze sami nie wierzą w nic. 
Przekonają cię o własnej niewinności, nawet jeżeli byłeś świadkiem, ze zrobili coś 
złego. I przebłagają cię dzięki swojej niewiarygodnej otwartości.  

Jeżeli psychopata jest w stosunku do ciebie niewrażliwy albo obojętny, to dzieje się 
tak dlatego, ze rzeczywiście dla niego nie istniejesz. Świadom jest ciebie jako obrazu 
w swoim umyśle, a jego reakcje są reakcjami na ten obraz, a nie na żądną czującą 

background image

osobę istniejącą w formie cielesnej. Potrafi cię bezkarnie zniszczyć, bo to, co robi, to 
dla niego tylko wymazanie obrazu ze świadomości (...). Może wyabstrahować swoje 
uczucia do poziomu kosmicznego, stając się mistykiem. Na tym poziomie będzie 
rozprawiał o uczuciach, ale będą to tylko abstrakcje lub duchy, a nie zwykłe 
codzienne uczucia przeżywane przez istoty ludzkie, których życie jest dążeniem do 
prostych przyjemności i radości (...). 

Prawie zawsze psychopata otoczony jest przez własnych wyznawców. Potrzebuje 
wyznawców i zastosuje wszelkie triki, żeby ich przyciągnąć. Będzie mamił, czarował, 
uwodził, przywabiał ludzi po to, żeby go potrzebowali... Będzie obwieszczał i 
obiecywał, że stanie się ich światłem, ich ciepłem, motorem ich działania i ich 
życiowym wyzwaniem. Uważa się za lepszego od innych, gdyż nie potrzebuje 
nikogo. Ludzie zrozpaczeni, przerażeni, zagubieni będą się do niego garnąc jak do 
zbawcy. Czyż nie pokazał, że potrafi wznieść się ponad ludzkie zmagania? 

Ludzi, będących psychopatami, bądź mających cechy psychopatyczne, znaleźć 
można we wszystkich obszarach ludzkich dążeń i działań. Są także w naszym 
zawodzie - wśród psychiatrów i psychoterapeutów. Psychopata znany jest ze swego 
manipulatorstwa. Wszystkie jego manipulacje i manewry prowadza do tego, żeby inni 
uznawali jego niezwykłość. To cel każdego, kto manipuluje innymi ludźmi. I wszyscy, 
którzy postrzegają siebie jako osoby niezwykłe - są manipulatorami. Dziedzina 
psychoterapii nie jest wolna od pierwiastków psychopatycznych. Podejścia 
obiecujące ci zbawienie, dopełnienie, aktualizacje, etc., to manipulacja, byś 
postrzegał jej krzewiciela jako cos niezwykłego. Jako kogoś, kto zna odpowiedz. 
Jako kogoś, kto zna drogę. Kto potrafi powiedzieć lub pokazać ci, jak to wszystko 
osiągnąć. A ludzi idą za tymi obietnicami, gdyż są zagubieni i zdesperowani" (11). 

Problem z liderami psychopatami polega na tym, ze przyciągają oni nie tylko 
naiwnych i zagubionych, ale także tych, u których rozpacz może przyjąć formę 
kompulsywnej potrzeby wyładowania własnej gwałtowności, czy to emocjonalnej czy 
fizycznej. Może to czasami prowadzić do zrytualizowanych scen upokorzenia i 
dominacji, które we wstrząsający sposób realizują psychopatyczne zachcianki. 
George Bach opisał grę, zwana targ niewolników, w następujący sposób: 

Targ niewolników. 

"W tym rytuale uczestnicy maja okazje doświadczyć siebie w sytuacji całkowitego 
dominowania nad kimś i całkowitego poddaństwa. Odgrywają kolejno role pana i 
niewolnika (...). Najpierw ustala się czas - zwykle trzy do pięciu minut i podejmuje 
decyzje kto ma grac jaka role. Następnie osoba, która gra role niewolnika, zgłasza 
pewne ograniczenia, mówiąc, czego nie chce robić (np. nie chce śpiewać lub czołgać 
się po podłodze). Skoro jednak rytuał się zaczyna, niewolnik musi wykonywać 
natychmiast wszystkie polecenia z wyjątkiem wcześniej zastrzeżonych" (12). 

Ograniczenia, opisywane przez Bacha, stanowią umowę, co do której istnieje zgoda. 
Istota przemocy emocjonalnej polega na tym, że rytuały mogą być odgrywane na 
zapotrzebowanie jednego uczestnika albo lidera wbrew życzeniom innych lub w 
sposób, który nie respektuje ich ograniczeń. W grupie, prowadzonej przez tego 
lidera, który zaangażowany był w nagonkę na Johna, pewien uczestnik zorganizował, 
za zgoda lidera, rytuał, w którym sam grał role strażnika obozu koncentracyjnego, 

background image

podczas gdy inni grali Żydów idących do komory gazowej - był to rodzaj 
neofaszystowskiej psychodramy. W dalszych częściach tego rozdziału będę mówił o 
pewnych implikacjach podskórnych prądów, jakie mogą ujawnić się wskutek tego 
rodzaju działań. 

W doskonalej książce o psychopatach Alan Harrington wyprowadza wniosek, ze taka 
grupa oferuje "psychopatyczny chrzest w postaci nowych (choć neopogańskich) 
sakramentów, którym towarzyszy chrześcijańskie samoponiżenie i spowiedź. 
Psychopatia i chrześcijaństwo mieszają się. Następuję zamierzona utrata godności. 
Za zło uznaje się jedynie frustracje i lęk. Wszystko inne jest do przyjęcia (...). Grupa 
encounter staje się wiec często polem psychopatycznych gier i prawdopodobnie izbą 
tortur, w której za normę uznaje się społecznie nieaprobowaną niedojrzałość 
emocjonalną, czasami brutalne zachowanie, gruboskórność, nieodpowiedzialność, 
impulsywność i wybuchowe atakowanie innych" (13). 

Podobnym grom psychopatycznym oddawały się grupy społeczności Anonimowych 
Alkoholików w Austrii. Dokładne sprawozdanie składa Wolfgang Kerner w wywiadzie 
udzielonym Peterowi Eedy'emu (15). Dalsze szczegóły na temat emocjonalnej presji 
wywieranej w takich grupach znajdują się w liście do społeczności AA, napisanym 
przez Rafi Rosena z Izraela: "Moj lęk wzbudziła konfrontacja z silną i doświadczoną 
grupą osób (waszym personelem prowadzącym), która posługuje się przebiegłymi 
technikami agresji, by łamać ludzi przy użyciu terapeutycznie zorientowanych 
racjonalizacji. Oni grają w terapeutyczna grę przełamywania pancerza i wyzwalania 
osoby. W rzeczywistości jednak usiłują złamać człowieka, by nie mógł uwolnić się od 
upodlenia. Przez ponad dwa lata życia w komunie nie zdołali pomoc nikomu ani 
nikogo podtrzymać, a ludzi podatniejszych na załamania i słabszych spychali jeszcze 
głębiej w niedole i to właśnie wtedy, kiedy widzieli ręce wyciągnięte po pomoc. 
Racjonalizują to w ten sposób, że każdy powinien sam walczyć o swoje; natomiast 
rzeczywistość jest taka, ze większa cześć grupy jest uciskana i utrzymywana w 
nieszczęściu albo tez unika wszelkich "terapeutycznych" kontaktów z prowadzącymi.  

Jednak motywacje prowadzących grupy można odczytać z wyrazu twarzy, która 
wyraża okrucieństwo i nienawiść a zarazem przyjemność z podtrzymywania gry. 
Inaczej niż ja odczuwają to oczywiście ludzie, którzy z własnych rodzin wynieśli 
naostrzone pazury i rozwiniętą, pełną nienawiści agresywność. Wchodzą oni łatwo 
we współzawodnictwo z prowadzącymi i wkrótce znajdują się na ich pozycjach" (14). 

Robert Hacco, który odwiedził tę grupę w roku 1975, pisał do mnie, że ludzie, 
uważani za negatywnych, stanowią liczbę około 15 na 60. Pozostali ganią ich za 
niedostateczne analizowanie się, za brak miłości lub kooperatywności w pracy: 
"Mogę też stwierdzić, że grupa wraz z tymi, którzy ją prowadzą, wywiera na innych 
duży nacisk, brak jednak przypadków gwałtowności fizycznej". 

Masochizm i upokorzenie. 

Peter Eedy, w trakcie swej wizyty w społeczności AA w Wiedniu, zdał sobie sprawę z 
relacji miedzy manipulowaniem uczuciami ze strony lidera, Otto Muhla, a 
masochistycznymi skłonnościami niektórych uczestników grupy: 

background image

"Wydaje się, że dla Muhla ważne było jedynie prowokowanie, zwalczanie mnie, a nie 
dążenie do nawiązania ludzkiego porozumienia. Wydawało się, że bardzo chce mnie 
upokorzyć... Upokorzenie jest bardzo ważnym elementem struktury masochistycznej. 
Upokarzać i być upokarzanym. To było bardzo częste w tej grupie... Próbowałem 
mówić, że istnieje bardziej humanitarny sposób przeprowadzania terapii niż 
upokarzanie ludzi albo zmuszanie ich, by występowali na środek i odgrywali rożne 
rzeczy. Mówiło się, że nie ma tam użycia siły, ale od pierwszej chwili poczułem, że 
każdy wywiera na mnie nacisk, żebym postępował zgodnie z jego norma, a nie 
zgodnie z moimi własnymi wartościami czy normami. Nie ma szacunku dla 
mechanizmów obronnych obecnych w człowieku... Nie powinno się człowieka 
zmuszać do rezygnowania z nich, bo może to prowadzić do załamania, jest bardzo 
destrukcyjne i niebezpieczne" (15). 

Eric Edwards, pisząc swój artykuł o masochizmie i gwałtowności, wyróżnił pewne 
podstawowe dla tego zagadnienia cechy relacji rodzic-dziecko: "Dziecko uczy się, że 
nie może funkcjonować inaczej, jak tylko pod przymusem, traci w ten sposób wiarę w 
naturalną łatwość procesów cielesnych... Masochista jest uwieziony w sobie, wiec nie 
może funkcjonować spontanicznie. Często był w rodzinie chłopcem (czy tez 
dziewczynka) do bicia, kozłem ofiarnym przyciągającym całą wrogość... W rezultacie 
zdaje się mówić" 'Zmuście mnie do tego, żebym coś czuł'. Zatem: 

• 

Bicie ma narzucać uczucia;  

• 

Pasywność uspokaja;  

• 

Identyfikacja z rolą aktywną jest zemstą.  

Nienawiść rozdziela się w charakterze masochistycznym na trzy części. Ego jest w 
oporny sposób posłuszne i/lub buntownicze wobec druzgoczącego superego 
(wewnętrzny automasochizm), a to, co pozostaje, jest skierowane na zewnątrz w 
związkach o charakterze prowokacyjnym lub złośliwym... Podstawę procesu tworzy 
przekonanie, ze potęga ma racje i ma być popierana przez sile fizyczna albo 
przymus mentalny (wojna psychologiczna)" (31). 
W eksperymencie Synanonu żona jednego z uczestników była karana z ten sposób, 
ze musiała chodzić w kółko na czworakach, mając przy tym łańcuch założony na 
szyje (26). Oczywiście, podczas gdy masochista zgadza się na taki rodzaj 
upokorzenia, to ludzie nie mający skłonności masochistycznych mogą za pomocą 
manipulacji psychopatycznej zostać zmuszeni do zajęcia pozycji masochistycznej, 
gdy nacisk grupy przezwycięży ich naturalna odporność. Temat ten podejmę w 
części poświeconej gwałtowności fizycznej. 
 

background image

Przemoc fizyczna: LĘK PRZED ŚMIERCIĄ. 

• 

Nemezis(6) medyczna.  

• 

Walki - odmowa i przyzwolenie.  

• 

Napaści i prawdziwe naruszenie ciała.  

• 

Krwawa linia miedzy życiem i śmiercią(8).  

• 

Prawda i fikcja.  

• 

Pełnia, śmiertelność, odpowiedzialność.  

• 

Dodatek. Pogląd na gwałtowność.  

Nemezis(6) medyczna. 

Przemoc fizyczna zaczyna się od sińców. "Czym jest siniak?" - spytałem Stanley'a 
Kelemana. Jest to uszkodzenie naczyń krwionośnych - odpowiedział. Tak wiec, gdy 
terapeuta posiniaczy klienta stosując zbyt silny nacisk na mięsnie, to uszkadza jego 
naczynia krwionośne. Eva Reich usłyszawszy o pacjentach boleśnie posiniaczonych 
w trakcie terapii Reicha lub neoreichian, zadała proste pytanie: "Czy mój ojciec ranił 
ludzi?" Koncepcja, jakoby przełamywanie pancerza psychicznego wymagało bólu 
fizycznego, jest wątpliwą. W bólu organizm kurczy się, broniąc się nawet jeżeli w 
jakimś innym miejscu pod palcami terapeuty następuje rozluźnienie. Wilhelm Reich 
występował przeciwko drastycznemu manipulowaniu i silnemu naciskowi na mięsnie. 
Podejście do napiec mięśniowych za pomocą silnych pięści nazywał muscle 
squeezer i armour-pusher (wyżymaczka dla mięsni i łamacz pancerza). 

Nawet dobrzy terapeuci mogą czasami nie rozpoznać ograniczeń w ciele i do takiego 
nawet stopnia nie zwracać uwagi na opór tkanek, ze dojdzie do złamania kości. 
Pewien terapeuta duński złamał klientowi żebro, bo zastosował zbyt silny ucisk na 
klatkę piersiowa, zachęcając do swobodniejszego oddychania. Dwa lata temu pewna 
organizacja neoreichowska przeprowadzała sekretne wywiady wśród terapeutów 
stosujących tę terapie, żeby dowiedzieć się o szkodach ponoszonych przez klientów 
w trakcie terapii ! Kiedy Ivan Illich pisał o efektach jatrogennych (chorobach 
powodowanych przez kuracje medyczne), nie miał na myśli terapeutów zajmujących 
się napięciami w ciele, ale jego ostra krytyka może się do nich równie dobrze 
stosować (17). 

Nadmiernie prowokacyjna presja emocjonalna może wywierać fizyczny wpływ na 
ciało. Przedłużające się wymuszanie regresji (primalling) może spowodować więcej 

background image

stresu niż ulgi i stać się przyczyną wrzodu żołądka, kamieni w woreczku żółciowym 
czy problemów z wątrobą. Nadmierne oddychanie może być zabójcze. W pewnych 
formach rebirthingu doprowadza się celowo do takiej hiperwentylacji, że organizm 
jest na granicy tężyczki (spowodowanej wdychaniem zbyt dużej ilości dwutlenku 
węgla i zmianami w równowadze wapniowej w mięśniach). Oczywiście sposoby takie 
mogą wywoływać zmienione stany świadomości - przyjemne albo niepokojące, w 
zależności od charakteru i typu ciała. Jednak terapeuta, który decyduje się na 
prowokowanie oddychania, powinien zdawać sobie sprawę, że Reich określał taką 
prace mianem chirurgii emocjonalnej i ostrzegał, że nie należy jej stosować, jeżeli nie 
ma się odpowiednich do tego kwalifikacji. Mimo mojego przekonania o istnieniu wielu 
sposobów, by ludzie w małych grupach pomagali sobie wzajemnie w rozładowywaniu 
stresów (18), podtrzymuje zdecydowanie opinie Reicha, że nie można bawić się w 
chirurga, kiedy się nie ma wykształcenia medycznego7. Pewien uczestnik grupy w 
Niemczech, który został wprowadzony w stan hiperwentylacji, stracił przytomność i 
już jej nie odzyskał. Jest to pierwszy przypadek śmierci wskutek sprowokowania 
nadmiernego oddychania. Mam nadzieje, ze jedyny. 

Walki - odmowa i przyzwolenie. 

W grupach encounter do gwałtowności fizycznej dochodzi miedzy uczestnikami 
grupy zwykle na skutek zachęty ze strony lidera. Nie mowie tu o wybuchającej bez 
ostrzeżenia gwałtowności psychotycznej, gdyż zwykle niechętni jej są zarówno 
liderzy, jak i uczestnicy grupy, wiec nikt w sposób zamierzony do niej nie dąży. Nie 
mam zamiaru zajmować się tu zagadnieniem, w jaki sposób w grupach unikać reakcji 
psychotycznych - jest to oddzielny problem. Gwałtowność fizyczna objawiająca się 
odreagowywaniem (acting out) złości i wrogości w formie ataków fizycznych - też nie 
jest tutaj przedmiotem opisu. Chciałbym natomiast przedstawić trzy odmiany walki: 
walkę kontrolowaną, walkę bez ograniczeń (no-limits) oraz specjalną odmianę walki 
bez ograniczeń - mianowicie atak typu nagonka (rat-packing).  

Walka kontrolowana to oczywiście sport. Znam judo, staczałem wielokrotnie takie 
walki, odczuwałem wtedy znaczną przyjemność przeciwstawiając się innym i czyniąc 
z pełną energią użytek z agresji fizycznej. Kiedy uzyskiwałem ostatni stopień, 
musiałem walczyć z człowiekiem o około 25 kg cięższym ode mnie - jeżeli 

background image

przyszpiliłby mnie do ziemi, miałbym małe szanse. Na szczęście zdołałem wygrać, 
gdyż poruszałem się szybciej niż on i zdołałem rzucić go na mate. Uczę judo także 
małe dzieci. Uprawiając judo, człowiek uczy się, miedzy innymi, jak nie zranić 
przeciwnika i jak go w sposób bezpieczny unieruchomić; istnieje też jasny sposób 
sygnalizowania, że się poddajesz, a sygnał taki jest natychmiast respektowany. 
Dzięki temu w judo zdarza się bardzo mało wypadków. Nauka rzutów w judo polega 
na tym, ze rzucający podnosi przeciwnika w gore, chroniąc go tym samym przed 
uderzeniem głową o podłogę. Publiczność znajdująca się naokoło musi siedzieć w 
pozycji klęczącej, żeby nikt nie wylądował na czyichś wyciągniętych nogach. Chwyty 
zwane zamkiem (arm locke and neck locks) za ramiona i za szyje są standardową 
częścią repertuaru judo, ale i w nich respektowana jest anatomia, wiec rzadko 
zdarzają się uszkodzenia ciała. Judo ustanawia wiec wysoki standard walki 
kontrolowanej. 

Synanon, w swoich początkach, całkowicie wykluczał walki fizyczne miedzy 
uczestnikami, którzy musieli uporać się z całą wrogością wyłącznie werbalnie. Bill 
Schutz opisuje kilka rodzajów konfrontacji fizycznej podlegającej regułom, miedzy 
innymi siłowanie się na rękę lub jego duńską odmianę - na kciuki. George Bach 
dodaje styl walki bataca, w którym ludzie walczą nieszkodliwymi, miękko obitymi 
palkami. Pisze: "W bataca, jak we wszystkich innych rytuałach, bierze się udział za 
obopólną zgodą. Jeżeli są różnice, tak jak miedzy dzieckiem a rodzicem albo miedzy 
człowiekiem postawnym a niepozornym, miedzy mężczyzną a kobieta, uczestnicy 
musza wynegocjować sposoby wyrównania szans i 'ograniczenia broni', które 
zrównoważą nierówności fizyczne. (...)Ustalane są także inne ograniczenia. Na 
przykład walczący umawiają się, że na niektóre części ciała, jak na przykład na twarz 
i obszar genitaliów, nie wolno wyprowadzać ciosów. Ustala się też strefę 
bezpieczeństwa, do której może się schronić uczestnik zmęczony lub pokonany" 
(12). Bach mówi, że agresja konstruktywna wzrasta w miarę, jak redukuje się pełną 
nienawiści wrogość. W swojej książce pod tytułem Joy (Radość) Bill Schutz poświęca 
10 stron na dokładny opis walki fizycznej miedzy Mikiem i Ginny, dwojgiem 
uczestników jednej z jego grup encounter w Esalen, w Kalifornii. Z Mike'a emanował 
taki rodzaj stłumionej furii, jaki reprezentuje Marlon Brando: furia, która może 
wybuchnąć w każdej chwili. Ginny natomiast była kobieta o postawie rywalizacyjnej, 

background image

zgłosiła się do walki z Mike'em na ochotnika. Schutz następująco opisuje przebieg 
zmagań: "Mike zdjął buty, stanął przed Ginny, wyciągnął ręce, szybko zahaczył ją 
noga i usiłował w stylu zapaśniczym rzucić na podłogę. Ginny mocowała się z nim 
desperacko; kręcili się tak w kolko, aż Ginny znalazła się w końcu na podłodze. Wiła 
się i wykręcała, ale w końcu musiała się poddać, bo Mike był silniejszy. Pomógł jej, 
gdy wstawała. Później Ginny udało się powalić Mike'a - przy nieznacznym tylko 
oporze z jego strony. Na koniec pozwolił, by pomogła mu wstać". Schutz poświęca 
dużo miejsca psychologii każdego z uczestników i zyskom, jakie ta konfrontacja dala 
każdemu z nich. Ginny powiedziała: "Ufałam Mike'owi, że przewróci mnie na ziemie, 
nie robiąc mi nic złego. Ufałam też trenerowi, że wie co robi". Schutz podsumował to 
następująco: "Mike'owi potrzebna była konfrontacja z tą kobietą, której nie można się 
było przeciwstawić, a Ginny chciała poczuć siłę mężczyzny, co podtrzymałby jej 
kobiecość. Niebezpieczeństwo fizyczne jest tutaj bardziej pozorne niż realne. 
Obserwowałem wiele takich spotkań i nie widziałem nic straszniejszego niż 
zadrapania. Środki ostrożności należy podejmować, ale w rzeczywistości ludzie nie 
chcą sobie nawzajem zrobić krzywdy" (19). 

Napaści i prawdziwe naruszenie ciała. 

Grupy no-limits (bez ograniczeń) powstały, ponieważ uważano, ze reguły fair play i 
ochrona przed niebezpieczeństwami fizycznych konfrontacji nie pozwalają w całej 
pełni zmierzyć się z gwałtownością danej osoby. Nie dba się o wyrównywanie szans, 
usuwa się zabezpieczenia, nie wzbrania się niczego, a każdy jest odpowiedzialny 
tylko za siebie i za nikogo więcej. W rezultacie oczywiście drastycznie wzrasta liczba 
uszkodzeń ciała. Często zdarzają się w takich grupach złamania kości, uszkodzenie 
rzepki kolanowej, skręcenie szyi. Wyznaje się zasadę, że nie można zrobić omletu 
bez stłuczenia jajek. Znałem ludzi, którzy po wzięciu udziału w takich grupach 
chodzili o kulach, a także innych, którzy musieli przejść skomplikowane operacje 
stawów. Holender, Jorg Andrees Elten w ten sposób o tym pisał: "W niektórych 
grupach dochodzi do scen tak brutalnych, ze ludzie wycofują się z uczestnictwa, 
gdyż nie mogą znieść terapii szokowej. I często dochodzi do uszkodzeń ciała. Wiem, 
co mowie, bo i mnie samemu złamano dwa zebra w czasie grupy encounter" (20). 
Dalej mówi, że nie żałuje, gdyż pomogło mu to przełamać własne sztywne 

background image

uwarunkowania. Richard Price, dyrektor Esalen, wolał jednak uważać taką terapie 
szokowa za taktykę obozu koncentracyjnego (27). 

W rozmowie na temat gwałtowności pewna kobieta opowiedziała mi, że jej przyjaciel 
brał udział w grupie, w trakcie której pobili trzy kobiety i poczuł się po tym o wiele 
lepiej, a także nauczył się czegoś pożytecznego. Nie mówiła nic o tym, czy te kobiety 
zyskały coś wartościowego. 

W Synanonie, znanej społeczności terapeutycznej w USA, zaczęto lekceważyć 
istniejący początkowo zakaz gwałtowności fizycznej. Wiele przypadków kar 
cielesnych i bicia uczestników (również dzieci) znalazło swój finał przed sadem. 
Chuck Dederich, założyciel ośrodka, jest obecnie oskarżony o spisek z zamiarem 
dokonania zabójstwa (26). 

Znany angielski lider grupy, pracujący za granica, opublikował sprawozdanie z 
incydentu, w którym pewien mężczyzna doznał szalu i w wybuchu maniackiej furii 
rzucił się z pięściami na innego uczestnika. Pozostali członkowie grupy próbowali go 
powstrzymać, ale lider nie interweniował. Furia wzrastała. Dopiero w chwili, gdy 
zaatakowanemu zaczęło grozić realne niebezpieczeństwo, lider zawołał do 
napastnika, by przestał i zwrócił energie do środka. Gdy ten się podporządkował, 
doświadczył chwilowej ekstazy płynącej z całkowitego oddania się czemuś, w tym 
wypadku - chęci zabijania (21). Poglądy tego lidera na temat gwałtowności podane 
są w jednym z dodatków. 

Krwawa linia miedzy życiem a śmiercią(8). 

Oczywiście doświadczenie żądzy krwi, bardziej pasujące do wojownika 
skandynawskiego z X wieku, może prowadzić do ekstazy czy samadhi9; sadystom 
zdarza się osiągnąć orgazm w szczytowych momentach napaści. Istnieją jednak 
lepsze drogi do oświecenia. W German Press w roku 1978 opublikowano opis 
strasznych przeżyć w grupie encounter. Sprawozdanie takie napisała Eva Renzi, 
Niemka, twierdząca, że opiera się na faktach. Organizatorzy ośrodka, w którym 
według niej wszystko to się zdarzyło, oświadczyli publicznie, że jej opowiadanie jest 
zmyślone, nieprawdziwe, zostało spowodowane histerią i fantazją. Bez względu na 
to, czy jest prawda, czy fikcja, opowiadanie jej ma formę archetypu - zawiera 

background image

wszystkie składniki pełnego doświadczenia napaści. Jej koszmar wart jest poznania, 
podobnie jak zła podróż narkotyczna, gdyż mówi o tkwiących w psychice ludzkiej 
korzeniach horroru manipulacji. Trzeba też powiedzieć, że jej doświadczenia 
zgadzają się z koncepcja grup bez ograniczeń (no-limits); w istocie, jeżeli doda się 
jeszcze jeden składnik - fizyczną nagonkę (rat-packing) - są one tym, czego można 
się w takiej grupie spodziewać. Eva mówi, że jest właśnie ofiarą takiej grupy. Oto, jak 
opisuje te przeżycia. 

"Lider grupy juz na mnie czekał. Czułam się podle wchodząc do niskiego pokoju bez 
okien... W pokoju było 18 osób. Znałam tylko Jana, pięćdziesięcioletniego Holendra. 
Lider usiadł, po zamknięciu grubych, dźwiękoszczelnych drzwi... Nagle jedna z kobiet 
rzuciła się na drugą wrzeszcząc: 'Chce mi się rzygać, kiedy na ciebie patrzę. Jesteś 
wampirem. Mam ochotę podrapać ci gębę'. Biła ją. Pomyślałam, że wyładowuje 
tłumioną nienawiść do własnej matki. Nie było w tym nic złego. Tymczasem wstały 
dwie kobiety i młody mężczyzna. Młody mężczyzna rzucił się na około 
osiemnastoletnia dziewczynę, zatrzymał ja i targając za uszy mówił: 'Jesteś 
karykatura madonny. Myślisz pewnie, że jesteś lepsza od nas. Jesteś tutaj najgorsza 
ze wszystkich'. A później, pokazując na mnie: 'Razem z tobą ty suko. Tobie też się 
dostanie'. Z nosa dziewczyny płynęła krew. Desperacko usiłowała obronić się przed 
ciosami. Wtedy wtrącił się lider. Powiedział: 'Myślisz pewnie, ze masz kontrole nad 
tym, co się dookoła dzieje. Nie masz nawet kontroli nad sobą. A tutaj jesteś pod 
całkowitą kontrola'. Myślałam, że źle słyszę. Powiedziałam spontanicznie: 'Całkiem 
świadomie wywołujesz u tej dziewczyny paranoje. Chcesz całkowicie ją uzależnić'. 
Inni kazali mi się zamknąć. Nastąpiła krotka przerwa... Miałam trudności z 
włączeniem się i snułam się z kata w kat.  

Sesja grupowa zakończyła się histeryczna scena, w centrum której znalazł się Jan, 
Holender. Zaczęło się od tego, ze lider powiedział do Jana: 'Wiesz, ze to koniec. 
Jedyne, co ci zostaje, to zaufać. A jeżeli nie, to wyskocz z wieżowca.'. Była to 
umysłowa tortura przypominająca praktyki reżimów totalitarnych. Janowi zrobiło się 
niedobrze. Drżał i płakał. 'Jeżeli ufasz - powiedziano mu - połóż się i zamknij oczy'. 
Zrobił to. A nam powiedziano: 'Jeżeli ktoś ma dla tego człowieka jakieś uczucie, 
niech mu to okaże'. Grupa zalała go czułością. Ja również głaskałam go po głowie 
plącząc. W końcu lider polecił, żeby każdy z nas wybrał sobie partnera, którego nie 

background image

akceptuje. Zawahałam się. Wtedy Jan usiadł kolo mnie. Lider powiedział: 'Chce, 
żebyście to jasno zrozumieli, że pracujemy nie tylko w tej sali, ale przez 24 godziny 
na dobę. I pary, które się właśnie utworzyły, musza spędzić razem wieczór i noc'. 

Chciałam wtedy zaprotestować przeciwko takiemu ingerowaniu w moje prywatne 
życie, ale zabroniono mi otwierać usta. Inni wyszli ja musiałam zostać. Przez kilka 
minut siedzieliśmy w milczeniu. Nagle lider powiedział: 'Zaufaj. Mam dla ciebie dużo 
miłości'. A potem, po długim, penetrującym spojrzeniu dodał: 'i nie tylko duchowej'. 
Wyszedł szybko. Wkrótce wrócił Jan i powiedział, że przyniesie parę rzeczy ze 
swojego pokoju; rzeczy potrzebne na noc. Sytuacja była groteskowa. Miałam spędzić 
noc z człowiekiem, którego wybrałam po prostu dlatego, że tak zostało 
zadecydowane. Pomyślałam, że symptomatyczne jest to rozkazywanie mi, co mam 
robić. Ludzie uważają, że kobiety powinny być na każde zawołanie. Jan i ja 
zostaliśmy razem na kolacji. Po dwóch godzinach byłam zmęczona i poszłam spać. 

Następnego dnia przyszłam na zajęcia grupy punktualnie. Powiedziałam przyjaźnie: 
'Dzień dobry'. Odpowiedziała mi lodowata cisza. Usiadłam. Lider spytał o to, co się 
działo w czasie ubiegłych 24 godzin. Wtedy Jan skoczył na równe nogi, szarpnął 
mnie i zaczął bić bez opamiętania. 'Ty dziwko', wrzeszczał, 'upokorzyłaś mnie, ty 
przeklęta babo, zabije cię'. Byłam przerażona. Zaczęła mi płynąć krew z nosa. 
Krzyknęłam: 'Jeżeli czujesz, że obrażona jest twoja męska duma, to twoja sprawa'. 
Bił mnie dalej. Podarł mi bluzkę i rzucił mnie na podłogę. Jak opętany usiadł na mnie, 
walił pięściami po głowie, ściskał szyje i wrzeszczał: 'Powiedz prawdę, ty ścierwo'. 
'Jaka prawdę ? Czy zwariowałeś, czy jesteś zahipnotyzowany' - krzyknęłam. Nagle 
zostawił mnie..., wstałam drżąc i próbując zatamować krew z nosa. 'Czy to ośrodek 
oszalałej męskości?' - zapytałam. Myślałam, że ten obłęd minął i chciałam odejść. 
Wtedy jeden z mężczyzn rzucił się na mnie. 'Właśnie tak' - powiedział. 'A po co tu 
jesteśmy, jak myślisz ?'. Wtedy złapały mnie dwie kobiety, a w końcu cala grupa. 

To, co się stało później, było jak koszmarny sen. Krzyczeli: 'Walcz z nami, ty tchórzu. 
Masz zamiar zgrywać się na świętą, ty kurwo'. Uciekałam z jednego rogu pokoju w 
drugi. Walili mnie pięściami, drapali, kopali, ciągnęli za włosy. Zdarli ze mnie bluzkę i 
spodnie. Byłam zupełnie naga, a oni byli tak zależni od swego szaleństwa, że 
zaczęłam się bać, że mnie zabiją. Jedyną moja myślą, było zachować przytomność. 

background image

Krzyczałam: 'Puśćcie mnie. Chce stąd wyjść'. Na znak lidera puścili mnie. Ta 
koszmarna scena trwała co najmniej 15 minut. Cały pokój zaplamiony był krwią. 
Drżałam i powtarzałam, że chce natychmiast wyjść. 'Dajcie ją na środek' - rozkazał 
lider. 'To, co się tu dzieje jest zbrodnia' - krzyknęłam. Byłam zupełnie przytomna i 
bardzo skoncentrowana. Niektóre kobiety wyszły, ja musiałam zostać. Holender 
powiedział: 'Proszę, zostań'.  

... Nie wierzyłam własnym uszom. Ten obłęd pomieszany z sadyzmem, z 
fanatyzmem, z chęcią podboju świata - czyż nie słyszałam tego juz gdzie indziej? 
Wypuścili mnie. Czułam, jak sztywnieje, kiedy tak wychodziłam zawinięta tylko w 
szal, niosąc przesiąknięte krwią ubranie. Wzięłam riksze, pojechałam do hotelu, a w 
swoim pokoju załamałam się i zaczęłam płakać. Kiedy brałam prysznic, rany paliły 
mnie jak ogień. W strasznym pospiechu spakowałam się i wzięłam taksówkę. 
Pojechałam do szpitala, gdzie opisano moje obrażenia. Później spotkałam się z 
ministrem spraw wewnętrznych... Jasne było, że przedtem wielu innych uczestników 
składało w policji podobne zeznania" (22). 

Prawda i fikcja. 

Zgodnie z tym, co mówi rzecznik prasowy ośrodka, w którym miało miejsce to 
zgrupowanie encounter, policja przesłuchiwała świadków. Świadkowie zaprzeczyli 
jakoby wypadki tak się toczyły i powiedzieli, ze nic takiego nie pamiętają. Policja 
wyciągnęła wniosek, że zeznanie Evy Renzi było wytworem jej fantazji (23). 
Napisałem do Jana, o którym mówiła Eva, i poprosiłem go o jego wersje wypadków. 
Jego odpowiedz była bardzo krotka: "Eva Renzi brala udział w jednej z grup, wyszła i 
zorganizowała histeryczną kampanie" (24). Wierzę, że to, co mówi Jan, jest 
prawdziwe. Zgadza się z wypowiedzią samej Evy Renzi w tym, ze: 

• 

pozwolono jej wyjść (w końcu),  

• 

każdy wpadłby w histerie po przeżyciu takiego koszmaru, który napełnił go obawa o 
życie (definicja słownikowa histerii - 'chorobliwe podniecenie'),  

• 

Eva sama opisała stopnie swojego protestu i swoja kampanie o zwrócenie publicznej 
uwagi na swój protest.  

Jeżeli to koszmarne opowiadanie ma oparcie w faktach, to oczywiście tylko policja 
powołana jest do działania w takiej sprawie. Pewien lider grupy w Niemczech stanął 

background image

niedawno przed sadem oskarżony o aprobowanie gwałtowności skierowanej 
przeciwko jednostkom w jego grupie. Czytelnik musi sam ocenić, czy opowiadanie 
Evy Renzi jest fikcja, czy nie, w oparciu o własne rozumienie psychopatologii ludzkiej 
i o wewnętrzną spójność lub brak spójności tego opowiadania. Jest to oczywiście 
historia niesamowita, ale może ona posłużyć jako ostrzeżenie, podobnie jak Rok 
1984 Orwella, będący fikcją, daje wgląd w wężowisko tyranii politycznej. Nawet jeżeli 
uczestnicy grupy Evy nie byli w zmowie, by zataić prawdę, to jednak taka zmowa jest 
możliwa. Widzieliśmy, z jaka łatwością uczestnicy grupy w Synanonie wessani zostali 
przez zniewalający system alternatywnej filozofii lub wiary, kontrolowany przez 
silnego lidera. Nieodparta presja systemu skłaniała nawet do porzucenia własnej 
etyki jako reakcyjnej lub represyjnej i przyłączenia się do każdego typu zachowań, 
byleby tylko był on akceptowany przez lidera. Reich pisał: "Jedna osoba o toksycznej 
i paskudnej osobowości może zniszczyć cała grupę dobrze funkcjonujących kobiet i 
mężczyzn" (25). 
Joel Kovel opisuje w swojej książce, jak szczerość i otwartość w wyrażaniu sądów, 
do której zachęca się w niektórych grupach, może zostać przehandlowana za cenę 
zafałszowania i ograniczenia postrzegania. Skłonność ta, twierdzi, jest wyjątkowo 
silna w grupach "wskutek ich skłonności do obniżania poziomu krytycyzmu. Stad 
możliwość tyranii - grupa encounter może narzucić rodzaj świadomości, który jest 
skierowany na wymagania grupy. Uczestnik przystosowuje się do nich, gdyż chce 
osiągać korzyści związane z przynależnością do grupy (i ze strachu przed 
ostracyzmem), ale przystosowując się tłumi wszelka zdolność do formułowania 
obiektywnego zdania. Wówczas jego umysł jest czysty, wyprany z rozgardiaszu 
krytycznych myśli i pełen ożywionych uczuć. w takim stanie mogą znikać niepokoje 
neurotyczne i pojawi się wzmożone uczucie bliskości z innymi... a towarzyszyć mu 
będzie uwielbienie dla przywódcy charyzmatycznego" (7). Zaufaj... albo skacz z 
wieżowca ! 
Na temat prania mózgów w procesie grupowym pisze więcej w następnym rozdziale. 

Pełnia, śmiertelność i odpowiedzialność. 

Ci, którzy są pewni, ze opowiadanie Evy Renzi zostało przez nią wymyślone i jej 
todesangst był wytworem zwichniętej wyobraźni czy rozszczepionego umysłu, niech 
wezmą pod uwagę, że w ośrodku, w którym to wszystko się zdarzyło, zabroniono od 

background image

tamtego czasu gwałtowności fizycznej, zwłaszcza w grupach. Nie pozwala się tam na 
walki fizyczne żadnego rodzaju. Dwa miesiące przed wypadkami opisanymi przez 
Eve Renzi, Jorg Andrees Elten opisuje encounter, w którym brał udział, i w czasie 
którego ten sam lider zachęcał grupę do napaści na pewnego Argentyńczyka. Elten 
pisze: 

"Zaczęła się chaotyczna walka. Sapania, krzyki, głuche uderzenia w nagie ciało. Jęki. 
Już są wszyscy na nim. Z wrzaskami i rykiem. Scena prosto z piekła. Ja siedzę na 
materacu. Także Japonka nie bierze w tym udziału. Czuje się strasznie. Lider 
krzyczy: Przyłącz się ! Argentyńczyk strasznie krzyczy. Nie mogę się ruszyć. 
Uczestnicy grupy siedzą na jego rekach i nogach, na klatce piersiowej i brzuchu. 
Jeden przygniata mu twarz poduszka. Argentyńczyk walczy o powietrze, jest już w 
konwulsjach, przyduszony. Podchodzę bliżej. Nie mogę zdecydować się na 
przyłączenie się, ale nie mogę tez iść za własnym odruchem i pomoc mu. Jestem jak 
sparaliżowany. Przypominają mi się nagle przeżycia z faszystowskiej szkoły. (Elten 
chodził do elitarnej szkoły nazistowskiej Napola, w Naumburgu). Tam także odbywały 
się takie walki jako testy na wytrwanie dla nowo przybyłych. Były to sadystyczne 
rytuały..., chrzest dla nowicjuszy. 

Lider przerywa walkę. Argentyńczyk czołga się do kąta i jęcząc chowa głowę w 
ramiona. Lider, ze wzrokiem utkwionym we mnie i Japonce mówi: 'Zawiodła wasza 
energia. Gdybyście się włączyli, wtedy coś by z tego było'. Co miał na myśli? Czy 
Argentyńczyk miał doznać katharsis? Czy prócz wycia i szczękania zębami lider 
oczekiwał wielkiego wybuchu, który nazywał wyrzuceniem gówna? Kiedy zaczynają 
drżeć mi ręce, czuje, że te walki, które zwykle nie są zabawą, maja w sobie cos 
przerażającego. Przygnębiają mnie. To atmosfera izby tortur". W końcu Jorg Elten 
dochodzi do zrozumienia celu tych makabrycznych scen: "Tymczasem zrozumiałem, 
że gwałtowność nie jest w tych grupach celem samym w sobie, ale sposobem 
zmuszenia ludzi do bycia tu i teraz, do przeżycia pełni i pełnej świadomości" (28,29). 

Grupa encounter opisywana przez Eltena, rzeczywiście zaleca i skupia się coraz 
bardziej bezpośrednio wokół "walki i pieprzenia, siły i seksu, śmierci i życia". W takiej 
grupie, w której nie jest niczym niezwykłym łamanie kości (w trzecim dniu zajęć tej 
grupy złamano nogę pewnemu Włochowi), jak również staczanie boju o możność 

background image

oddychania, czyli o życie, lider skupia całą władzę w swoich rekach. Jest panem 
życia i śmierci. Doprowadzając ludzi do granic wytrzymałości, na skraj wyczerpania i 
wprowadzając ich w glebie ekstazy i przerażenia, w ekstremalne sytuacje 
egzystencjalne, na skraj linii krwi, ma nadzieje ich rozbudzić. Rujnując fasadę 
społeczną, która zahamowuje nagłe wyładowanie gwałtowności, składa obietnice 
zbawienia. Można z całą jasnością zauważyć, ze jest to psychopatyczne 
doprowadzenie do ostateczności:  

ci, co nie zostają zbawieni za pomocą destrukcji, zostają zniszczeni za pomocą 
zbawienia. 

Ci, którzy są pewni, że Eva Renzi wymyśliła swoją historię, powinni sobie zadać 
pytanie, czy te trzy osoby, które poniosły śmierć w rożnych miejscach świata wskutek 
gwałtowności stosowanej w grupach terapeutycznych, też miały omamy albo histerie 
(tak by je pewnie opisano, gdyby przeżyły i próbowały protestować)(10). Pierwszy z 
tych wypadków miał miejsce w Adelajdzie, w Australii, w roku 1977. Podczas bójki 
kobieta została przyduszona poduszka. Udusiła się, zanim ktokolwiek zdał sobie z 
tego sprawę. Druga śmierć miała miejsce nieco wcześniej w Berlinie. Pewna kobieta 
"doświadczała ponownie swoich narodzin". Zawinięto ją w dywan, na którym usiadło 
kilka osób. Kanał porodowy zamienił się w kanał śmierci. Dwaj terapeuci prowadzący 
tę grupę dostali wyroki za zabójstwo. Trzecia śmierć miała miejsce tego roku(11) we 
Francji. Pewien mężczyzna umarł w okolicznościach podobnych do tych, w których 
straciła życie kobieta w Adelajdzie. Le Monde i Figaro zamieściły wiadomości o tym 
na pierwszych stronach. Można oczywiście tłumaczyć, że trzy zgony nastąpiły 
wskutek nieszczęśliwych wypadków, że nie były to morderstwa. Są one jednak 
produktami ubocznymi nadużycia siły, zlekceważenia rozsądnych zabezpieczeń i 
ograniczeń, stanowią nieuchronna eskalacje potencjału psychopatycznego w grupie 
terapeutycznej, prowadzącej do tragedii.  

Kto jest za to odpowiedzialny? My wszyscy. Lider-ignorant, lider-prowokator, czy tez 
po prostu lider-faszysta. I ci, którzy działają pod wpływem impulsów 
psychopatycznych za zgoda takiego lidera. Odpowiedzialni są też ci, którzy zamiast 
głośno protestować, będąc świadkami brutalności, milczą i godzą się na nią. Także 
ci, którzy organizują takie grupy i nie interesują się tym, co się w nich dzieje. Jak tez 

background image

ci, którzy wiedzą, co tam się dzieje, a nie ujawniają tego, bo chcą chronić jakąś 
organizacje albo charyzmatycznego lidera. Odpowiedzialni są też ci, którzy przed 
wzięciem udziału w grupie podpisują zobowiązanie, że są całkowicie odpowiedzialni 
za wszystko, co się wydarzy - gdyż w ten sposób biorą udział w zmowie, która 
pozwala liderowi, by czuł się zwolniony z odpowiedzialności. Ja też jestem 
odpowiedzialny, gdyż juz 18 miesięcy temu zwrócono moją uwagę na brutalność i 
sadyzm, mające miejsce w grupach, a ja dotychczas milczałem. Nawet fantazje o 
charakterze archetypów mogą nas czegoś nauczyć o źródłach paranoi; a w teatrze 
okrucieństwa nie wszystko jest fikcja. 

"Kto jest wrogiem?" - pisał Reich. "Wrogiem jest sama zakaźna zgnilizna, bez 
względu na to, gdzie się znajduje, a nie jakąś szczególna grupa, państwo, naród, 
rasa, czy klasa społeczna. Odwracano uwagę od trucizny we własnym obozie, a 
szukano jej wyłącznie w cudzym. Wrogiem jest przebiegłość toksycznego charakteru 
we wszystkich obozach, na prawo i lewo, w wysokich i niskich warstwach 
społecznych, w każdej szkole, rodzinie, grupie, klasie społecznej i narodzie na ziemi. 
Rozwiązaniem jest... bezwzględne, bezlitosne przekazanie do powszechnej 
wiadomości pełnej prawdy o zadżumieniu wokół i w domu... Twoje opanowanie w 
obliczu ukrytego zła samo jest złem, niczym więcej jak wykrętem. Wrogiem jest twoja 
utajona sympatia dla zabójcy życia" (53). 

Jeżeli zaczynasz poświęcać człowieka, to juz mu nie pomagasz. Niszczysz 
go, okaleczasz. Jesteś gwałtowny, jesteś zbrodniarzem. Dlatego wszyscy ci 
tak zwani mahatmowie, usiłujący zmieniać ludzi, są zbrodniarzami. Powinno 
się po prostu kochać, pomagać, być gotowym do dawania - bez stawiania 
warunków. 

... Nie jest to myśl, która może spodobać się ego. Ego chce zmieniać innych, 
podobnie jak ty, ale kimże jesteś ty sam, żeby uzurpować sobie prawo do 
zmieniania kogokolwiek? Nie bierz na siebie takiej odpowiedzialności. To 
niebezpieczne; w ten sposób hoduje się Hitlerów. Przejmują oni 
odpowiedzialność za zmienianie świata według własnych pomysłów. 

background image

Nigdy nie próbuj nikogo zmuszać, pociągać, popychać, manipulować. To są 
sposoby stosowane przez ego. Z tego składa się wszelka polityka (30)(12). 

Bhagwan Shree Rajneesh (Osho) 

Dodatek. 

Pogląd pewnego lidera grupy na gwałtowność. 

"Przemoc daje rezultaty... Wszystko dzieje się samoczynnie. Nigdy nikogo się do 
niczego nie zachęca. Ludzie przychodzą z nadzieja na przeżycie gwałtowności i chcą 
tego. W każdym jest gwałtowność, praktycznie nie ma pod tym względem wyjątków. 
Boja się jej, ale i są zachwyceni. Sami to robią. Nigdy nikomu nie każe się walczyć, 
jeżeli, to trzeciego albo czwartego dnia, kiedy wszystko jest już zaakceptowane. 

Jeżeli człowiek sobie w czymś popuści, to osiąga to, czego chce. Jeżeli popuści 
sobie w walce, to znaczy, że z tego najwięcej korzysta. Jeżeli powalczy z pełnym 
oddaniem, to później jest już czysty. 

... W trakcie najgwałtowniejszego incydentu, jaki się w mojej grupie wydarzył, 
człowiek doznał samadhi. Chciał zabić kogoś. On go zabijał, zabijał go, a grupa nie 
mogła go powstrzymać. Wyrwał się i dopadł tej osoby; powiesił ją na ścianie... i nikt 
go nie mógł powstrzymać. Walili go, kopali i nic go nie powstrzymało. I wtedy 
powiedziałem po prostu: 'Przestań. Skieruj energie do środka'. I wtedy po prostu 
doznał samadhi. 

Wywiad przeprowadzony przez wydawcę Encounter, Nr 3. 1978. Wyd. Vakil and 
Sons Ltd., Ballad Estate, Bombay. 

 

background image

ŚMIERĆ EGO. 

METAPSYCHOLOGIA POŚWIĘCENIA. 

Wstęp. 

Podczas gdy poprzedni rozdział poświecony był analizie szczególnego zjawiska, 
jakim jest przemoc, niniejszy rozdział pozwala przyjrzeć się bliżej matrycy relacji 
grupowych, z których zjawisko to wynika. 

Na początku trzeba powiedzieć, że nie jestem przeciwnikiem grup ani terapii 
grupowej. W trakcie swojej praktyki prowadziłem ponad sto grup terapeutycznych i 
opublikowałem kilkadziesiąt numerów kwartalnika Energy and Character, w których 
znalazły się liczne artykuły przedstawiające zalety dobrze prowadzonych grup. 

Niniejsze studium dotyczy mechanizmu zadżumienia emocjonalnego (emotional 
plague). Uważam, że zrozumienie tej kwestii będzie miało w nadchodzącej dekadzie 
podstawowe znaczenie dla tych, którzy znajdują się na drodze rozwoju - czy to 
teoretycznego, czy duchowego. Możliwe, iż wzniosłe wizje tych, którzy budzą 
nadzieje na lepszą przyszłość, są zasadniczo nie do pogodzenia z mechanizmami, 
które wyzwalają się w społeczeństwach ludzi oddających się wyższym wartościom. 
W przeszłości widzieliśmy to w dramatycznej rozbieżności między nauką Jezusa i 
miłością bliźniego, a działającą w Jego imieniu inkwizycją hiszpańską czy 
purytańskim paleniem czarownic. Widzieliśmy to, gdy utrzymująca życie aztecka 
religia, skupiona na otwieraniu serc ku słońcu, przekształciła się w sadystyczny rytuał 
kapłanów, którzy w imię tej samej wiary dosłownie wydzierali bijące serca z żywych 
ciał(13). Widzieliśmy to w rozbieżności między społeczną nauką Marksa a bezlitosna 
rzeczywistością archipelagu Gułag. 

Próbuję zrozumieć, jak były możliwe wydarzenie sprzed roku, kiedy masowe 
morderstwo i zbiorowe samobójstwo zakończyły rozwój nowego ruchu społecznego i 
religijnego założonego przez przewodniczącego Komisji Praw Człowieka i laureata 
Nagrody im. Martina Luthera Kinga za humanizm (chodzi o komunę Jima Jonesa w 
Gujanie). Niniejszy rozdział rozpoczyna realizacje kłopotliwego zadania, jakim jest 

background image

wytyczenie mapy prądów podskórnych, które początkową nadzieję zamieniają w 
końcowy horror. 

Zbawienie albo samopoświęcenie. 

"Musisz umrzeć dla samego siebie. 

Musisz stać się jednym". 

Charles Manson  

Niektórzy ludzie korzystający z terapii reichianskiej ("pracy z ciałem"), żywią nadzieje, 
że będą umieli wyjść z wiezienia charakteru i zbroi mięśniowej ku istnieniu 
szczęśliwszemu i bardziej spontanicznemu. Tak wiec stara zbroja charakteru 
spostrzegana jest jako wróg, który musi umrzeć, aby wewnętrzna osoba mogła żyć. 
Czasami prowadzi to do stylu terapii, który przypuszcza gwałtowny atak na obronę 
charakteru. W poprzednim rozdziale przytoczyłem drastyczne przypadki ukazujące, 
że nie można prowadzić ludzi ku wolności pod groźba rewolweru emocjonalnego. 
Musimy być ostrożni wobec idei głoszącej, iż pozbycie się bloków i zbroi jest 
środkiem do osiągnięcia zbawienia siebie, gdyż ten niby zbawienny proces mógłby 
niektórych ludzi zniszczyć. W terapii pierwotnej istnieje pojecie pacjenta po przeżyciu 
pierwotnym (post-primal patient) pozbawionego swojej zbroi. Charles Kelley (36) 
kilka lat temu poświęcił cały artykuł rozważaniom niebezpieczeństw płynących z 
dzielenia świata na ludzi schwytanych w pułapkę i wyzwolonych, uzbrojonych i 
nieuzbrojonych, neurotycznych i po przeżyciu pierwotnym (post-primal). Albo mówiąc 
językiem scjentologii nieotwartych i otwartych (unclear and clear). 
Rozpowszechnione nieporozumienie, dotyczące pracy reichowskiej, wynika z 
założenia, iż wymaga ona wydostania się z głowy i wejścia w ciało. Czasami jednak 
musimy właśnie pomoc ludziom dostać się do własnych głów ! Ale stereotypowe 
przekonanie, ze "umysł jest wrogiem" wydaje się jednak zyskiwać zwolenników. 
Jeden z najgłębszych zamętów spowodowany był użyciem terminu umysł (mind) lub 
terminu ego przez rożnych nauczycieli, psychologów czy przywódców religijnych w 
dwóch przeciwstawnych, choć często nie rozróżnianych, znaczeniach. Na przykład w 
pracy Alexandra Lowena i bioenergetyków kładzie się duży nacisk na rozwijanie 
silniejszego ego oraz lepsze ugruntowanie osoby, wzmocnienie w niej zasady 
rzeczywistości, zakorzenienie w zasadach bezpieczeństwa i przyjemności. Pewien 
nacisk na ego można znaleźć także w większości szkół terapeutycznych o klasycznej 
proweniencji. 

background image

Z drugiej strony w wielu religiach świata, głownie w większości form mistycyzmu, ego 
traktuje się jak wroga, siedlisko samolubności i wąskiego interesu jednostkowego, 
głaz zagradzający drogę ku oświeceniu, kamień młyński u szyi zbawiciela(14).  

Funkcja i status. 

Aby wyjaśnić te nieporozumienia, musimy przeprowadzić rozróżnienie miedzy ego 
funkcjonalnym a ego statusu. Zaczerpnąłem ten podział od Krishnamurtiego, który 
pisze o tym następująco: 

"Istnieją dwa rożne sposoby myślenia: myślenie jako wypełnianie pewnej funkcji i 
myślenie w sensie używania tej funkcji dla osiągnięcia statusu, autorytetu, pozycji, 
prestiżu" (38). 

Gdy Lowen stwierdził w swej definicji, iż ego składa się z funkcji percepcji i kontroli, 
opisał tym samym bliźniaczy system funkcjonalny, tworzący granice na styku miedzy 
nami a innymi ludźmi (39). Brak takiego ego, bądź posiadanie słabego ego, wystawia 
nas na niebezpieczeństwo niezróżnicowanej percepcji lub wybuchowych, 
nieskoordynowanych wzorców ruchowych. 

Chciałbym, aby to było zupełnie jasne: chodzi o to, że zbytnia słabość ego 
funkcjonalnego może prowadzić do takiego stylu życia, który gdzie indziej nazwałem 
kosmoza (cosmozis) i w którym mistyczne stany świadomości są pożądane same dla 
siebie, granice się zacierają, a człowiek albo dąży do quasi-schizofrenicznego stanu 
percepcji, albo stopniowo się weń osuwa. W praktyce - choć mistyk może zasadniczo 
żarliwie bronić osmotycznego stanu świadomości - w praktyce miałby on małe 
szanse, by utrzymać wystarczająco funkcjonalne ego i przeżyć w codziennym 
świecie. Spróbujcie przejść przez ruchliwą ulice będąc w transie, a zrozumiecie, co 
mam na myśli. Ego funkcjonalne dostarcza nam orientacji i możliwości widzenia tego, 
co znajduje się na zewnątrz nas, umożliwia rozróżnianie i koncentracje, dokonywanie 
spostrzeżeniowych porównań i ocen, przeprowadzanie podziałów i szczery 
krytycyzm. A wiec w mistycyzmie chodzić musi raczej o wolność od patologicznych 
wymiarów ego niż całkowity jego brak. 

background image

Wyraz wartość pochodzi od łacińskiego rdzenia valere, "być zdrowym". Ego jako 
wyraz zdrowia całego organizmu prowadzi nas ku wybieraniu dalszej pomyślności 
nas samych i innych ludzi. Ego to także koordynator, osłabiacz, nadzorca, 
powstrzymywacz, hamulcowy. Ono daje sygnał mięśniom, który powstrzymuje cię, 
nim wybiegniesz pod nadjeżdżający samochód. Ono reguluje postawę i napięcie 
mięsni. Ono rozważa działania w terminach ich rzeczywistych skutków. Ono ustawia 
barierę miedzy silą namiętności a wyrażaniem uczuć w świecie zewnętrznym i pyta: 
czy to jest właściwe; czy wybieram, czy tez jestem zmuszany; jakie będą 
konsekwencje działania i czy je zaakceptuje? Natomiast zachowanie psychopatyczne 
często charakteryzuje się nieadekwatnym systemem kontroli, częstym pozwalaniem 
sobie na wyładowania, mimowolnym poczuciem winy, dużą ilością racji 
przekonujących, dlaczego słuszne jest pozbycie się racji. Kult nieracjonalności wyrósł 
częściowo jako zmasowane przeciwstawienie się ego autorytatywnemu (lub statusu). 
W dalszej części rozważymy to obszerniej. 

Ego statusu nie ma nic wspólnego z funkcjonowaniem koordynującym. W 
rzeczywistości rozrywa ono harmonijne funkcjonowanie. Ego statusu zakorzenione 
jest w poczuciu wyższości, w oddzieleniu umysłu od ciała i w wyniesieniu umysłu na 
pozycje antagonistyczna wobec ciała. Ego statusu to glos zinternalizowanego tyrana, 
utrzymujący ludzi pod kontrola innych ludzi. Jest blisko związane z freudowskim 
superego, które w pracy Reicha uważane było za fizjologiczne zakorzenienie 
nieświadomych , narzuconych, neurotycznych hamulców, jakie sami sobie 
nakładamy, za cześć wyuczonego doświadczenia, jakie nabyliśmy wzrastając w zbyt 
napiętych albo zbyt niespokojnych stosunkach rodzinnych. 

Ego funkcjonalne podobne jest do pary oczu wraz z powiekami, które można 
zmrużyć, żeby patrzeć pod słońce. Ego statusu podobne jest opuszczonym 
zasłonom odcinającym światło dzienne. Uwolnienie się od oślepiającego działania 
ego statusu oznacza odkrycie, rozwijanie i doskonalenie funkcji widzenia. Z drugiej 
strony ego funkcjonalne może zostać oślepione albo wtedy, gdy powieki są na 
sztywno zamknięte, albo wtedy, gdy są na sztywno otwarte. Oczy, aby dobrze 
działać, muszą wybierać, na co i kiedy patrzeć, a kiedy się odwrócić. Innymi słowy, 
percepcja jest bezpośrednio związana z systemem kontroli motorycznej. 

background image

Całkiem świadomie wybrałem oczy jako kanał charakterystyczny dla ego 
funkcjonalnego. Bowiem używanie oczu jest ważną częścią praktyk medytacyjnych, z 
których większość stara się prowadzić człowieka ku oświeceniu. Doświadczenia i 
przekazy mistyków obfitują w obrazy światła. 

Oto fundamentalna łamigłówka, a zarazem główna teza tego rozdziału: oświecenie 
można osiągnąć dzięki uwolnieniu się od oślepiającego działania umysłu 
skrępowanego stereotypami kulturowymi i neurotyczna zbroja charakteru. Korzenie 
takiej wolności sięgają głęboko, bardzo głęboko, co powoduje, że chodzi wśród nas 
niewielu ludzi w stanie, który można by nazwać oświeconym. Z drugiej strony, wielu, 
wielu ludzi angażuje się w przedłużający się proces demontowania i pozbywania się 
ego funkcjonalnego; czynią to w przekonaniu, iż jeśli będą mnie myśleć i silniej 
zamkną oczy, staną się ludźmi bardziej oświeconymi. 

Jedną z konsekwencji tej łamigłówki oraz nieporozumienia leżącego u jej podstaw 
jest to, ze nauczyciele duchowi zniechęcający ludzi do inwestowania w ego statusu 
mogą wychowywać następców, którzy próbują cofać się do bardziej dziecięcego 
sposobu bycia z okresu przed bezpiecznym ukształtowaniem się ich ego 
funkcjonalnego. To niebezpieczeństwo jest równie wielkie, jak groźba, iż systemy, 
które starają się umocnić ego funkcjonalne i pomoc ludziom, by stawali się radosnymi 
dorosłymi, źle użyte mogą otwierać się na nowe formy rywalizacji o status i gry sił. 
Uczestnik terapii reichianskiej powiedział mi: "Rozstałem się ze swoja dziewczyna, 
bo nieprawidłowo poruszała miednica". 

Deformacja JA. 

Graf von Durkheim patrzy na to, co nazwałem ego statusu, jak na usztywnienia i 
nadmierny rozwój ego funkcjonalnego. Dlatego w rozwoju ludzkim i procesie 
życiowym widzi on dwa niebezpieczeństwa: "Człowiek ma albo za wiele ego, to 
znaczy ego jest za bardzo podkreślone, a ja (self) jest w nim uwiezione; albo ma ego 
za mało i w konsekwencji staje się bezbronny i nieosłonięty wobec wszystkich sil 
życia" (40). 

Dalej Durkheim wyjaśnia, jak widzi prawidłowy rozwój ego: "Każdy człowiek w swojej 
istocie jest, na swój sposób, częścią Wielkiego Bytu (Great Being). Jego udział w 

background image

jedności i porządku Wielkiego Bytu jest boleśnie ukryty pod struktura świadomości, 
która zawsze opiera się na parach przeciwieństw. Jego wzorzec świadomościowy 
skoncentrowany w ego i oparty na przeciwieństwach nie tylko oznacza odwrócenie 
się od Wielkiego Życia (Great Life), lecz także, właśnie z powodu swojej dręczącej 
ciasnoty, nigdy nie jest w stanie uciszyć wrodzonej człowiekowi tęsknoty za 
powrotem do początkowej jedności życia. Jednakże bez prawidłowego rozwoju ego 
nie może istnieć żadne owocne doświadczenie transcendentalnej jedności życia. Ale 
odzyskiwanie świadomości tej jedności jest ściśle "raison d'etre" człowieka, 
ośrodkiem nerwowym wszelkich ludzkich wysiłków i tłem każdej tęsknoty za 
szczęściem, pełnią i pokojem. 

Trzy rzeczy należą do ego dobrze rozwiniętego: 1. właściwa postawa; 2. właściwa 
forma i 3. właściwe granice.... Tak wiec udane ego: 1. nie jest sztywnym punktem, 
lecz zdolnością do ruchu wokół dobrze osadzonej osi; 2. jest zdolnością do zmiany 
bez utraty formy jednostkowej; 3. jest przenikalne, jednak nie pozwala na przerwanie 
granic" (40). 

I znów Durkheim wyjaśnia szczegółowo - tak, że dokładnie wiemy, co ma na myśli - 
podwójne niebezpieczeństwo nadmiernej sztywności ego i słabości ego: "Z 
zależności od zasady ego wynika dwojakie niebezpieczeństwo. Jeśli ego nadmiernie 
dominuje, podstawowy ośrodek witalny zostaje stłumiony, ponieważ statyczne 
wzorce ego zagradzają dostęp do Wielkiego Bytu i do tchnienia Wielkiego Życia. 
Jeśli zaś właściwe ego nie rozwinęło się, charakterowi świadomości człowieka 
brakuje warunków koniecznych dla integracji z bytem, a wówczas człowiek nie może 
być świadom podstawowego ośrodka jednoczącego i kształtującego" (40). 

W rozdziale "Deformacje JA" Durkheim rozwija i rozszerza opis tych dwóch 
niebezpieczeństw. Niebezpieczeństwo ego usztywnionego jest tak znajome tym, 
którzy zetknęli się juz z Reichowskim opisem zbroi charakteru lub z przytaczanymi 
przez Rajneesha (Osho) stałymi przykładami ego nadmiernie rozbudowanego, ja 
skoncentruje się wyłącznie na niebezpieczeństwie przeciwstawnym - na słabości 
ego: 

background image

"Człowiek pozbawiony granic ego w zetknięciu ze światem nie może zachować 
swojej integralności. Jest całkowicie wystawiony na świat i nie ma oparcia nawet 
przeciwko samemu sobie. Jest bezradny wobec własnych instynktów i emocji. Przy 
swojej całkowitej zależności od instynktu i emocji jest jednocześnie pozbawiony 
wytrwałości i ukierunkowania... Człowiek bez JA, kiedy oddaje się czemuś, nigdy nie 
robi tego zdecydowanie, lecz żyje niewygodnie w stanie płynnego oddania się. 
Kocha i nienawidzi bez ograniczenia, ponieważ nie ma w sobie nic, co by mu dało 
miarę i równowagę... Najgłębsza tragedia człowieka z niedorozwiniętym JA polega 
na jego stosunku do sil Wielkiego Życia, które stale usiłują się w nim zrealizować. 
Wdzierają się w niego i chociaż często przynoszą mu okresy głębokiej błogości, nie 
mogą zyskać w nim stałego oparcia. Okres pełen szczęścia mija bez śladu, bowiem 
człowiek ten nie jest zdolny nadać mu wewnętrznej formy. Raz po raz zapada ze 
światła w ciemność, z radości w głęboki smutek. Nadto bezbronny i otwarty jest 
opanowywany zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz, czy to przez szczęśliwość, czy 
przez żal, ale nic nie zostawia trwałego śladu. Szczęście odpływa, a nieszczęście nie 
wydaje owoców" (40). 

Podobny do Durkheimowskiego, choć nie tak wyraźnie rozwinięty, pogląd prezentuje 
Paul Tillich. Przeprowadza on rozróżnienie miedzy samowyniesieniem (self-I 
elevation) (związanym z egocentryzmem, samowolą i nieuzasadnioną dumą), utratą 
siebie (self-loss) (związaną z uczuciem słabości i niezdolnością do zespolenia 
rozdzierających go tendencji) z autoafirmacja (self-affirmation) (41). Tillich postrzega 
autoafirmacje jako ześrodkowany stan równowagi miedzy dwoma biegunami 
tożsamości i zmieniania siebie. Pisze on: "Jaźń psychologiczna (psychological self) 
może zostać rozdarta z powodu jej niezdolności do asymilowania (tj. do przyjęcia w 
obręb ześrodkowanej jedności liczby wrażeń zbyt dużej z powodu ich intensywności 
albo ilości), bądź z powodu niezdolności do stawiania oporu destrukcyjnemu 
wpływowi wrażeń pociągających jaźń (self) w zbyt wielu lub nadmiernie 
przeciwstawnych kierunkach. Przeciwne zaburzenie spowodowane jest lękiem jaźni 
psychologicznej (psychological self) przed utrata siebie, co prowadzi... do 
przekształcenia się tożsamości w martwa formę. Miedzy tymi biegunami sytuują się 
mieszaniny psychicznej autointegracji i dezintegracji" (42). 

background image

Jaźń ześrodkowana, według Tillicha, osiąga równowagę miedzy indywidualizacja a 
uczestnictwem (43). Zbyt silne uczepienie się indywidualności kosztem podniesienia 
barier i zamknięcia na nowe asymilacje od innych tworzy sztywne, nadmiernie 
obronne ego. Ale jeśli człowiek zostanie zbyt silnie wessany przez drugi biegun i 
zanurzy swoją osobowość w tym, w czym uczestniczy, utraci swoje centrum w morzu 
wrażeń albo zdarzeń. To doprowadziło Tillicha do gruntownej dyskusji o 
dwuznaczności wyrzeczenia i twierdzenia o prymacie wyboru. 

Dwuznaczność poświecenia i prymat wyboru. 

Ruchy religijne i terapeutyczne często koncentrują się wokół konieczności 
poświecenia. "Zrezygnuj z obron", "przestań się powstrzymywać", "poddaj się 
procesowi grupowemu", "odrzuć te swoje przestarzale przekonania", itd. Tillich 
przytacza także kilka przykładów roli poddania się nieuchronnym sytuacjom 
życiowym. 

"Musimy poświęcać korzyści możliwe dla tych, które są czy mogą stać się realne. 
Musimy wyrzekać się możliwej pracy i możliwego powołania dla tych, które 
wybraliśmy. Musimy poświęcać możliwe relacje z ludźmi w imię rzeczywistych bądź 
rzeczywiste w imię możliwych. Musimy wybierać miedzy spójnym, ale 
samoograniczajacym się budowaniem naszego życia a przekraczaniem wszelkich 
ograniczeń i utratą spójności oraz kierunku" (42). 

W ocenie potocznej - powiada Tillich - poświecenie jest czymś niedwuznacznie 
dobrym. W ten sposób w ruchach religijnych za najwyższą cnotę może być uznane 
wyrzeczenie się ego, a w pracy terapeutycznej korzyści płynące z odpuszczenia, 
poddania się prądowi, itd. Tillich jest innego zdania. 

"Każde poświecenie to ryzyko moralne, a ukryte motywy mogą nawet sprawić, że 
poświecenie pozornie bohaterskie stanie się podejrzane. Nie oznacza to, że 
poświecenie nie powinno istnieć - życie moralne stale się go domaga. Ale ryzyko 
winno być podejmowane ze świadomością, że jest ryzykiem, a nie czymś 
niedwuznacznie dobrym, na czym może się opierać beztroskie sumienie... 
Dwuznaczność poświecenia staje się także widoczna, gdy postawi się pytanie: co ma 
zostać poświecone? Poświecenie się może być bezwartościowe, jeśli nie istnieje 

background image

żadne ja (self) warte, by je poświęcić. Ten inny, bądź przyczyna, dla której dokonuje 
się poświecenia, może nic z tego nie mieć, a ten, kto się poświęca, może nie 
osiągnąć w ten sposób samointegracji... Jeśli jednak poświęcenie ja (self) jest 
wartościowe, powstaje pytanie, czy ten, dla kogo jest poświecone, wart jest, by je 
otrzymać. Przyczyna, którą je otrzymuje, może być zła albo osoba, której jest ono 
ofiarowane, może go użyć samolubnie" (42). 

Te rozważania przygotowują do spojrzenia na relacje, jaka w ruchach duchowych 
zachodzi miedzy nauka o wyrzeczeniu a osiągnięciem oświecenia; a później będą 
miały zastosowanie do wielu form pseudowyrzeczenia, jakie można znaleźć w 
grupach społecznych. 

Wyrzeczenie i oświecenie. 

Neurotyczne struktury charakteru są sposobami powstrzymywania zagrożenia, jakim 
jest odpuszczenie. Wzorce trzymania to rożne rodzaje masek, jakie budujemy, by 
obronić się przed naciskami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Ograniczają nas i 
zamykają, uzbrajają nas przeciwko odczuwaniu i odcinają od spontaniczności. 
Blokują nasze zmysły i ograniczają nasze ruchy. W Biblii powiada się: mają oczy i nie 
widzą, maja uszy i nie słyszą. 

Nauczyciele duchowi mówią o oświeceniu w terminach poddania się. Kto ma się 
poddać, by stać się oświeconym ? Wielu powiedziałoby, ze porzucić należy 
neurotyczne cechy charakteru, bowiem bez nich osoba funkcjonuje w zdrowszy, czyli 
pełniejszy sposób. Jednocześnie porzuca ona wszelkie pretensje do tego, by być 
kimś wyjątkowym albo niezwykłym. Staje się zwykła w tym sensie, że jej zmysły są 
dostrojone, jej ruchy niewymuszone. Oświecenie - nauczają mistrzowie - jest 
naprawdę tym samym, co bycie tym, kim jesteśmy, widzenie tego, co jest i robienie 
tego, co robimy, z pełna świadomością. Jednocześnie wydaje się to nierealnym 
snem, ponieważ przesadzenie jednym krokiem uwarunkowanych nawykowych 
wzorców obron jest bardzo trudne. Stare nawyki niełatwo umierają. Łatwo natomiast 
ukształtować nowe wzory bycia kimś specjalnym, które faktycznie są nowymi 
formami pancerza, duchowego pancerza. W książce "Cutting through spiritual 
materialism" (Przedzieranie się przez materializm duchowy) (44) wybitny buddysta 

background image

Chogyam Trungpa przedstawia i opisuje niektóre subtelne mechanizmy takiego 
ponownego wpadania w pułapkę. 

Charles Kelley skrytykował Reichowska koncepcje charakteru genitalnego jako 
właśnie takiego nierealnego snu (36). Gurdzijew uczył nas, że większość życia 
spędzamy śpiąc. Rozluźnienie pancerza odpowiada budzenie się tego, kim i gdzie 
jesteśmy i dokąd chcemy podążać. Reich w jednym ze swoich "Biuletynów Energii 
Orgonalnej" (Orgone Energy Bulletin) cytuje Goethego: "Rzeczą najtrudniejsza ze 
wszystkich jest zobaczenie tego, co mamy przed oczami". W "Mordowaniu 
Chrystusa" (The Murder of Christ) (25) Reich maluje własny obraz istoty oświeconej 
przywołując przykład Jezusa. Nie chodzi o to, czy historyczny Jezus był, czy nie był 
podobny do tego, jakim opisuje go Reich. Patrzę na Reichowski portret Jezusa jak na 
połyskliwą żywa istotę ludzką, która była zdolna do pełnego poddania się procesowi 
życiowemu wewnątrz i na zewnątrz siebie. 

Reich używa wizerunku Chrystusa jako obrazu zdrowych funkcji życiowych w każdej 
osobie, a ukrzyżowanie przedstawia jako proces uszkadzający zdrową funkcje 
zyciową na etapie kształtowania się podstaw i zbroi charakteru. W ten sam sposób 
Reich używa obrazu zmartwychwstania ciała jako symbolu procesu odnowy, 
otwierania się i przemieniania, ku którym zmierzają ludzie, gdy wchodzę w głębszy 
kontakt ze swoimi rdzennymi uczuciami i potrzebami. Jak pokazałem w moim 
artykule "Oparcie wewnętrzne" (The inner ground) (45) , zetkniecie się z rdzeniem 
własnej duchowości nie wymaga bynajmniej odrzucenia radości cielesnej. 
Oświecenie oznacza zatem stan bycia jednym z przepływem własnego życia, o czym 
pisali i czego przykładami byli nie tylko Jezus, lecz także Budda. Lao Tsu i 
nauczyciele zen. Oznacza to wolność od uczucia, że jest się "ciężko obładowanym" 
masą negatywnych zastrzeżeń, a zarazem oznacza jasne widzenie i jasny umysł tak, 
że oczy widzą, uszy słyszą, a świadomość jest żywa i wrażliwa. 

Na drodze wyrzeczenia istnieje kilka niebezpieczeństw, o których należy wiedzieć. 
Są to:  

• 

Zbyt gwałtowne rozpuszczenie zbroi.  

• 

Wyrzeczenie się ego funkcjonalnego.  

• 

Wyrzeczenie kompensacyjne, kiedy ustępuje się w jednej sferze, by zachować ważne 
obrony charakteru innej.  

background image

Pierwsze z tych niebezpieczeństw prowadzi do przygniecenia organizmu 
doświadczeniem, którego nie może on unieść. Jest to zagrożenie dla rdzenia. 
Drugie z tych niebezpieczeństw prowadzi do większej bezradności i często wiąże się 
z cedowaniem ważnych obszarów czyichś wyborów życiowych na zastępcę rodzica, 
by ten podejmował decyzje na własną rękę. Pociąga to za sobą pomieszanie żywych 
cech nieuzbrojonego dziecka z zależnością osoby niedojrzałej. 
Trzecie niebezpieczeństwo prowadzi do zastąpienia konwencjonalnych funkcji 
superego nowym superego duchowym, które usprawiedliwia nowe wzorce trzymania 
obrony w imię wyrzeczenia. 
Przyjrzyjmy się po kolei każdemu z tych niebezpieczeństw. 

Załamanie się ego i śmierć psychiczna. 

Nagle odarcie z obron charakteru może być zdarzeniem o wymiarach 
katastroficznych, tak jak długo ekspozycja na bezpośrednie światło słoneczne (jak na 
pustyni albo na polach śniegowych) może spowodować ślepotę. Implikacje takiej 
sytuacji w pracy terapeutycznej będą dyskutowane niżej. Teraz zajmę się wpływem, 
jaki na nieprzygotowany organizm wywierają mocne techniki medytacyjne czy nawet 
silne wglądy religijne. 

Jedna z metod pracy nad sobą nastawiona na stworzenie stanu oświeconego znana 
jest jako budzenie kundalini. We wcześniejszym artykule (46) pisałem juz o tym, jak 
Gopi Krishna relacjonuje swoje własne doświadczenie na tej drodze. Od czasu 
powstania tego artykułu kolega Stanley'a Kelemana, Lee Sanella, napisał calą 
książkę o podobieństwach i różnicach miedzy świadomością w stanie kundalini a 
stanem psychotycznym. Poniższy opis zaczerpnięty jest z mojej ksiązki The Charge 
of Consciousness (Ładunek świadomości) (2), w której przyglądam się pewnym 
aspektom psychologii stanu kundalini: przytaczam go tutaj, ponieważ wiele osób, 
które nie czytały tej nieco bardziej technicznej monografii, nie zna też opisów Sanelli. 

Lee Sanella pisze: "Gdy dochodzi do odsunięcia jaźni (self) od aktywnego 
uczestnictwa lub identyfikacji z percepcja, powstaje stan oderwania albo 
świadomości z pozycji obserwatora. Ale kiedy z powodu głębokich oporów 
psychologicznych, leku i zamieszania czy nacisków zewnętrznych (np. społecznych) 

background image

brakuje równowagi, przewagę mogą uzyskać negatywne aspekty doświadczenia. 
Wynikiem może być histeria bądź stan pokrewny schizofrenii. Osoba taka może 
również zacząć sama utożsamiać się z procesem psychokundalini w sposób 
negatywny, egotyczny, wierząc, iż została wybrana przez Boga dla jakiejś większej 
misji, być może jako zbawiciel" (47). 

Sanella opisuje kobietę, której przydarzyło się coś takiego. Najpierw miała ona liczne 
klasyczne objawy psychokundalini. "Czuła, że coś oddziaływuje na segmenty jej ciała 
od palców stóp do pleców. Proces ten wznosił się i poczuła ból po obu stronach nosa 
oraz fale doznań w górnej części szyi i dolnej części twarzy. Towarzyszyło temu 
uczucie silnego ciepła w placach. Zdawało jej się również, że silne imadło ściska jej 
głowę. Podczas tych fal doznań zmuszona była oddychać jakby wzdychając, pojawiły 
się też gwałtowne skręcające ruchy głowy oraz szyi. Raz ta energia w głowie 
przesunęła się niżej i skóra czaszki stała się zimna, podczas gdy twarz była gorąca" 
(47). 

Sanella dowodzi, iż proces psychokundalini jest środkiem, jaki ciało rozwija, by 
pozbyć się stresów. Pisze: "Kundalini wznosząc się powoduje, ze centralny system 
nerwowy pozbywa się stresu. Punkty stresowe będą zwykle podczas medytacji 
powodować ból. Kiedy kundalini napotyka na punkty stresowe bądź bloki, zaczyna 
działać zgodnie ze swoja własna wola wchodząc w nastawiony na usuniecie tych 
bloków samosterowny i samoograniczający się proces rozszerzania się na cały 
system psychofizjologiczny. Gdy blok zostaje zlikwidowany, kundalini przepływa 
swobodnie przez ten punkt i kontynuuje swoja drogę wzwyż aż do napotkania 
następnego obszaru stresu. Jak prąd wytwarza światło, gdy płynie przez cienkie 
włókno wolframowe, ale nie wtedy, gdy przepływa przez gruby drut miedziany, 
ponieważ włókno w przeciwieństwie do drutu stawia niezbędny opór, tak kundalini 
powoduje najwięcej doznań, kiedy wchodzi w zablokowany obszar natury lub ciała. 
Ale ciepło wytwarzane przez ścieranie się kundalini z oporem szybko spala blok i 
doznanie przemija. Jeśli cienki strumień wody przepływa przez cienka gumowa rurkę, 
rurka zaczyna rzucać się wokoło, podczas gdy ten sam strumień w sikawce 
strażackiej pozostanie niemal niezauważony, podobnie przepływ kundalini przez 
zatkane kanały w ciele lub umyśle powoduje ruchy tych obszarów tak długo, aż 
przeszkoda zostanie spłukana a kanały rozszerzone" (46). 

background image

Kiedy wszystko odbywa się pomyślnie, twierdzi Sanella, podnoszenie się kundalini 
obrazuje proces odradzania się, przepłukiwania ciała, oczyszczania go i odnawiania. 
Jung pisał: "Jeśli uda ci się obudzić kundalini, to znaczy kiedy zaczyna ona 
wychodzić poza czysta potencjalność, z konieczności dajesz początek światu 
całkowicie odmiennemu od naszego świata. To świat wieczności" (48). Wiele z 
doznań typu kundalini mocno przypomina to, co Caron Kent nazywa siłami wzrostu i 
co uważa za żywotną sile terapeutyczna w ciele, przezwyciężającą procesy 
ograniczające (49). 

Zarówno w kundalini, jak w siłach wzrostu na poziomie tak głębokim, jak opisuje je 
Kent, a także w głębokiej pracy bioenergetycznej mamy do czynienia z korzeniami 
ożywiających nas sił życiowych. Są to strumienie bardzo głębokie. Reich szczególnie 
przestrzegał przed budzeniem tych sił za pomocą intensywnych technik, zanim nie 
będzie się wiedziało dokładnie, co się robi. Jeśli coś pójdzie źle, kundalini może 
utknąć za barierą energetyczną i przejść w stan psychotyczny. Oto tragiczne 
następstwo przypadku opisywanego przez Sanelle: "Przez okres trzech lat stopniowo 
nabierała przekonania, że została wybrana przez Boga, aby urodzić się na nowo jako 
wyższa istota ludzka. Uległa tendencji, przed którą ostrzegał Jung: uznała te siłe za 
wybór swojego własnego ego, za jego rezultat, wpadając w pułapkę rozdęcia ego i 
fałszywej wyższości. Potem stała się nieufna wobec tych, którzy słuchali jej historii, 
ale nie zgadzali się z jej interpretacja. Oczekiwała, że inni ludzie będą dokładnie 
wiedzieli, o czym opowiada i przyjmą bez zastrzeżeń to, co mówi. Nigdy nie 
skorzystała z pośrednictwa żadnego duchownego i nie chce tego spróbować. Nie 
była zainteresowana żadną pomocą z naszej strony" (47). 

Itzhak Bentow pisze, że dla ludzi nieprzygotowanych wzrost kundalini wiąże się 
często z traumą i często kończy hospitalizacja z rozpoznaniem schizofrenii: "Dzieje 
się tak dlatego, iż zostali oni nagle wystrzeleni w sytuację, w której funkcjonują w 
więcej niż jednej rzeczywistości. Mogą widzieć i słyszeć rzeczy zachodzące w 
rzeczywistościach sąsiadujących z naszą - wyższych od naszej, np. w rzeczywistości 
astralnej, ponieważ ich rezonans (frequency response) rozszerzył się... Gwałtowny 
atak informacji może być niszczący, więc zaczynają mieszać albo mylić dwie lub trzy 
rzeczywistości" (50). 

background image

Sanella ostrzega przed nieodpowiedzialnym pobudzaniem kundalini, jeśli nie ma się 
doświadczenia praktycznego i właściwego przewodnika. "Chcemy zwłaszcza ostrzec, 
iż metody przeznaczone specjalnie do przyspieszania obudzenia kundalini, takie jak 
ćwiczenia oddechowe jogi, zwane pranajama, należy uznać za ryzykowne, jeśli nie 
są praktykowane bezpośrednio pod przewodnictwem w pełni osadzonego w 
rzeczywistości nauczyciela... Świadome praktykowanie tych metod może, przez 
wymuszanie kundalini, spowodować przedwczesne i niezrównoważone uwolnienie 
tytanicznych sil wewnętrznych". 

Wedlug Guntripa utrata ego jest ostatnim i najstraszniejszym niebezpieczeństwem 
psychicznym: "Schizoidalna reakcja odsunięcia się od obiektów, których 
doświadczanie staje się nieznośne, stwarza ostateczne niebezpieczeństwo 
schizoidalne, a mianowicie niebezpieczeństwo utraty ego. Odrealnienie świata 
zewnętrznego idzie w parze z depersonalizacja. Kiedy rozpada się relacja 
przedmiotowa, ego pustoszeje, a jeśli proces ten nie zostanie zatrzymany, kończy się 
rosnącą apatią, załamaniem psychicznym i śmiercią" (51). 

Frank Lake tak komentuje powyższy cytat: "Wiele można by powiedzieć o 
terminologii, która wyraża to nie jako utratę ego, lecz jako utratę JA (self). W 
dzieciństwie jedynym satysfakcjonującym sposobem doświadczania swojego 
ludzkiego bycia jest JA sam. Nawet w depersonalizacji występuje JA, lecz utraciło 
ono swoje JA (self), bez którego nie może się obejść. Ego może być rozbite czy 
nawet, jak w schizofrenii, pokawałkowane, ale nie utracone. Kiedy relacje 
interpersonalne są nieosiągalne, to nie ego zagrożone jest unicestwieniem, lecz ego-
w-relacji-do osoby czyli JA-sam (52). 

W każdym aszramie zalecającym metody medytacyjne i zachęcające ludzi, by stali 
się mniej skrępowani, znajdzie się pewna liczba osób w stanach psychotycznych, w 
których potencjalne załamanie ego może zostać przyspieszone przez nadmierne 
wystawienie na ścieżki oświecenia. Niektórzy dosłownie dostają z tego powodu 
psychozy i trzeba ich hospitalizować. To samo dotyczy grup w terapii pierwotnej, 
gdzie nacisk jest zbyt silny, chociaż wielu prowadzących te grupy zdaje sobie z tego 
sprawę i stara się wyeliminować osoby prepsychotyczne. Wielka szkoda, ponieważ 
istnieją sposoby skutecznej pracy z takimi osobami zarówno w społecznościach 

background image

terapeutycznych, jak duchowych, pod warunkiem, ze naturalna dyscyplina 
dostosowana jest do potrzeb ludzi w stanach dezintegracji. Tragedie bądź 
rozczarowania będą się zdarzały tak długo, jak nie zdamy sobie sprawy z 
paradoksalnego faktu, iż rezygnacja ze zbroi charakteru musi iść w parze ze 
wzmocnieniem i zabezpieczeniem ego funkcjonalnego (faktycznie z budowaniem 
ego). W aszramie Rajneesha (Osho) w Poonie został rozesłany okólnik 
powstrzymujący osoby niestabilne psychicznie od wstępowania do aszramu. Ta 
próba ograniczenia ilości przypadków rozbicia ludzi przez mocne terapie i medytacje 
świadczy, z jednej strony, o chwalebnym poczuciu odpowiedzialności; z drugiej 
strony zatrzaskuje ona drzwi przed ludzkimi potrzebami, nie pozostawiając nic poza 
leczeniem konwencjonalnym i hospitalizacja. 

Dostarczony przez Franka Lake'a opis świadczy o tym, ze wystarczy proste 
przeżycie zetknięcia się z głęboka nauka religijna, by zbyt gwałtownie obedrzeć 
człowieka ze zbroi obron i rzucić go na takie glebie samego siebie, ze nie jest on w 
stanie - tak nieosłonięty i bez przygotowania - stawiać im czoła. Lake jako 
chrześcijanin, pisząc o tym w związku ze swoja wiara, powiada: "Czytanie Ewangelii 
rozstraja naturalne ludzkie mniej lub bardziej spójne wewnętrzne obrony wystawione 
na wypadek ponownego nadejścia ciężkich czasów. Ewangelia jest nawet bardziej 
wymagająca. Żąda wyrzeczenia się obojętności, która jest ostatnia obrona pozycji 
schizoida. Gdy prorocza służba Słowa odziera go z ochronnego płaszcza, do którego 
był przywiązany, budzi się niepokój odłączenia... To rozkaz zdjęcia jednego garnituru 
umysłowego i nałożenia innego. Przyjęcie totalnej wiary może łatwo sprowokować 
wybuch objawów schizofrenicznych wszędzie tam, gdzie podłoże osobowości 
stanowi dynamika schizoidalna" (52). W drugiej części tego rozdziału poświeconej 
regresji, wrócę do tematu słabego ego. 

Zgodnie z Alexandrem Lowenem (39) ego ma dwie zasadnicze funkcje: organizacje 
percepcji i koordynacje impulsów motorycznych. Jeśli rezygnacje ze zbroi pomylimy z 
poddaniem się ego funkcjonalnego możemy oczekiwać, iż w miejsce opisanego 
wyżej załamania się ego (które jest relatywnie katastroficzną odpowiedzią na nagłe 
załamanie się zbroi) znajdziemy jednostronne przecenianie zdezorganizowanej 
percepcji i nieskoordynowanych ruchów. Zajmę się kolejno każdą z tych funkcji ego i 
ich osłabieniem. 

background image

Widzenie globalne. 

W moim artykule o kontakcie wzrokowym (37) opisałem nadmiernie zogniskowane 
podejście obsesyjno-kompulsywnego rodzaju uwagi. Zwykle spotyka się je u 
intelektualistów i jest to sztywny styl percepcji, którą charakteryzuje widzenie 
tunelowe - wykluczanie znacznej części tego, co można zobaczyć. Jest to forma 
uzbrojenia w królestwie percepcji. Można zatem oczekiwać, iż poddanie się 
doprowadzi do rozluźnienia tej ciasnej struktury intelektualnej. Gdy w języku 
potocznym mówi się "stracić głowę" albo kiedy Rajneesh (Osho) tytułuje jedną ze 
swoich książek Nie masz nic do stracenia poza głową (Nothing to Lose but Your 
Head) (53), to chodzi o ten właśnie rodzaj samoograniczajacego się, nadmiernie 
zawężonego intelektualizmu, Nasz system edukacji, aktywnie zachęcający do tego 
sztywnego stylu myślenia i nauczania, przejął go jako cześć spuścizny po cywilizacji 
mechanicznej. Podobnie A.S.Neill pisząc swoja książkę Szkoła dla serc, nie dla głów 
(Hearts not Heads in yhe School) (54) apelował o więcej miejsca dla emocji i o 
porzucenie ciasnych sposobów trenowania umysłu. Pancerzem jest sztywność 
systemu i niemożliwość rozluźnienia go. Ani koncentracja, ani skupienie, ani 
wybiorcza uwaga czy myślenie logiczne nie są przeszkoda: paraliżuje ludzi sztywne 
uczepienie się tych cech i wykluczenie innych potrzeb percepcji. 

Cytowałem także, za Davidem Shapiro, opis sposobu widzenia biegunowo 
przeciwstawny widzeniu tunelowemu: "Jest ono całościowe, stosunkowo 
rozproszone i pozbawione ostrości. Słowem - jest impresjonistyczne. Wydaje się, że 
w porównaniu z aktywną, intensywną i ostro zogniskowaną uwagą osoby obsesyjno-
kompulsywnej i w przeciwieństwie do niej świadomość histeryczna pozbawiona jest 
ostrego ogniska uwagi; łatwo nią zawładnąć. Dlatego u tych ludzi widzimy nie tylko 
podatność na sugestie, lecz także ogólne rozkojarzenie z rozproszeniem myślenia i 
ekspresji" (55). 

Jeśli świadomość zogniskowana i zróżnicowana utożsamia się z widzeniem 
tunelowym, to świadomość niezogniskowaną i niezróżnicowaną można uznać za 
cnotę. Może ona w równym stopniu wykluczać inne formy, tworząc biegunowo 
przeciwny model pancerza. Chodzi o to, aby umieć przechodzić od zróżnicowania do 
niezroznicowania i z powrotem; umieć koncentrować umysł i odprężać go, wtapiać 

background image

się i indywidualizować, tworzyć granice i pozbywać się jej - zgodnie z sytuacja i 
możliwościami, jakie stwarza życie. Wielopromienna świadomość podroży 
psychodelicznej może być taką samą pułapką, jak widzenie tunelowe; wielu 
nauczycieli religijnych ostrzega ludzi, by nie ufali fajerwerkom odczuć i doznań, gdy 
są one forma zatrucia, która w rzeczywistości powstrzymuje przed wejściem w 
głębszy kontakt z całością samego siebie. A zatem nie jest to kwestia uwolnienia się 
od umysłu, zdmuchnięcia umysłu; chodzi raczej o to, jak stworzyć umysł pełny. Watts 
pisze: 

"Lao-Tsu, Chuang-Tsu i Lieh-Tsu byli wszyscy dostatecznie świadomi, by pisać 
nacechowane mądrością ksiązki. Ich nieświadomość nie jest omdleniem, lecz tym, co 
interpretatorzy zen oznaczali później jako wu-hsin, dosłownie nie-umysł, czyli 
nieświadomość samego siebie. Jest to stan pełni, w którym umysł funkcjonuje 
swobodnie i z łatwością, bez wrażenia, że drugi umysł czy ego stoi nad nim z kijem. 
Jeśli zwykły człowiek to ktoś, kto chodząc musi podnosić nogi rekami, to taoista 
nauczył się pozwalać nogom, by chodziły same" (56). 

Umysł pierwszy to całość funkcjonowania psychicznego i w tej całości organizujące 
percepcje ego funkcjonalne jest absolutnie niezbędne. Umysł jest podobny do jednej 
z twoich dwóch nóg - powiada Rajneesh (Osho); nie możesz chodzić tylko na jednej 
nodze. Drugi umysł, który stoi nad pierwszym, jak człowiek z kijem, to superego, 
znane w bioenergetyce jako głos stawiający warunki albo jako zbroja charakteru - top 
dog w psychologii Gestalt. Umiejętność poddania się oznacza porzucenie drugiego 
umysłu bez wyrzekania się umysłu pierwszego, zdemontowania warunkowania 
pochodzącego z introjekcji superego - bez łamania ani osłabiania ego, które jest 
podstawą naszego człowieczeństwa - takiego, jakim opisywał je Guntrip(16). 

Wola życia. 

Ośrodek woli lokalizowany jest w korpusie ciała miedzy ramionami, bezpośrednio na 
poziomie serca. Nazywam ośrodek woli tylnymi drzwiami do serca, czasami bowiem 
jedynie przez zmiękczenie zbyt upartej woli człowiek może wejść w kontakt z 
uczuciami płynącymi z serca. 

background image

Lowen (39) opisał przepływ energii w górę ciała: agresywnej (asertywnej) wzdłuż 
pleców i erotycznej wzdłuż przedniej powierzchni ciała; opisał też, jak te dwa 
strumienie łączą się w zdrowym funkcjonowaniu oraz jak rozdzielają się w 
funkcjonowaniu neurotycznym. Ale wielu ludzi będzie uważało użycie woli za 
zachowanie neurotyczne myląc naturalna walkę z kompulsywnym pragnieniem. Jeśli 
odrzucimy użycie woli, wylejemy dziecko z kąpielą i będziemy mieli do czynienia z 
innym rodzajem funkcjonowania spolaryzowanego. Nosi on nazwę impulsywności. 
Impulsywność to działanie bez namysłu, bezcelowe dryfowanie, życie zawsze tu i 
teraz, zrezygnowanie z kośćca moralnego i idealizowanie tego stylu życia jako 
usprawiedliwionego zasadą zachowania spontanicznego. 

Lowen opisał pulsacje miedzy zasadą przyjemności a zasada realności: 

Wyznaczanie celów jest funkcją zasady realności zgodnie z którą jednostka 
będzie znosić ból czy odkładać na później doraźną przyjemność w imię 
większej satysfakcji w przyszłości. Osiągniecie celu oznacza, że można 
odprężyć się i cieszyć owocami swojej pracy. Takie zachowanie jest 
racjonalne, jeśli cel naprawdę związany jest z obietnicami przyjemności. 
Niestety, większość celów to symbole statusu, które zyskały w myśleniu ludzi 
wyolbrzymione znaczenie (57). 

Rzeczywiście, wielu ludzi myli racjonalne dążenie do celu z poszukiwaniem symboli 
statusu i odrzucając symbol statusu jako cześć zbroi charakteru, odrzucają wszelkie 
dążenie do celu. Takie odrzucenie cechowało styl życia dzieci-kwiatów w latach 
sześćdziesiątych. 

Podobnie musimy odróżnić kompulsywny upór od woli jako takiej. Ten proces widzę 
nieco inaczej niż Lowen, który zdaje się ograniczać opis woli do następujących słów: 

Wola jest antytezą przyjemności. Zmobilizowanie woli do osiągnięcia nawet 
najmniejszego celu redukuje uczucie przyjemności (57). 

Dążenie do celu i celowość są w środowiskach zajmujących się rozwojem cenione 
tak nisko, ze Charles Kelley zmuszony był rozwinąć serie warsztatów zatytułowanych 
wychowanie dla celu (education for purpose), by uzupełnić te, które były ludziom 

background image

lepiej znane a nosiły nazwę wychowanie dla uczucia (education for feeling). Głowna 
cześć tej pracy obejmowała refleksje nad kierunkami własnego życia, nad 
wzmocnieniem zasady realności oraz ugruntowaniem własnych decyzji (58). 

Stan depresji można uważać, z jednej strony, za nadmiar kompulsywnego pragnienia 
- nadmiar ten Lowen opisuje jako źródło napięcia i utraty przyjemności - a z drugiej 
uznać za brak tego rodzaju woli życia, który Tillich nazwał męstwem bycia (59). 
Człowiek depresyjny to ktoś, kogo opuściła wola życia. Z drugiej strony osoba w 
stanie manii religijnej może wyrzec się swojej własnej woli, by podążać za wola Boga 
lub wola guru. Niech się dzieje wola Twoja. 

Rajneesh (Osho) ma parę interesujących rzeczy do powiedzenia zarówno w 
sprawie ego, jak i w sprawie poddania się guru. Jeśli chodzi o ego, to 
niektórzy sannjasini mogą być zdziwieni słuchając nauki Rajneesha (Osho): 

Dobrze jest mieć ego, ponieważ inaczej nie będziesz miał w życiu kręgosłupa. 
Każdy cię zmiażdży. Jeśli nie będziesz miał w życiu ego, pozostaniesz 
nieistnieniem, będziesz wykorzystywany, gnębiony, torturowany. Każdy 
człowiek, każdy Adolf Hitler stanie się twoim pasterzem, a ty będziesz owca. 
(60) 

Tak jak jest czas na skupione myślenie i widzenie, i czas na widzenie globalne, tak 
jest czas na usztywnienie swoich planów i czas na ich rozluźnienie, czas na 
obstawanie przy swoim i czas na uleganie wpływom, czas na przebudzenie i 
działanie i czas na sen i marzenie. Istota struktury charakteru jest wznoszenie i 
zamrażanie ustalonych pozycji wokół czegokolwiek. Samo słowo charassein 
pochodzi od Greków i oznacza ryć: charakter to ustalona matryca umysłu człowieka, 
forma ograniczająca i zniekształcająca jego doświadczenie. 

Powinieneś nauczyć się swojego ego - powiada Rajneesh (Osho) - ale 
jednocześnie daleko ważniejsze i donioślejsze jest to, byś nauczył się, iż w 
każdej chwili, kiedy zechcesz odłączyć się od ego, możesz to uczynić. (60) 

background image

Formuj się i deformuj, krystalizuj i rozpuszczaj, kształtuj strukturę i pozbawiaj ją 
granic, by rozprężać się i rozszerzać; zmieniaj granice, by nadać życiu nowy kształt. I 
naucz się także, jak w dowolnym momencie ponownie się zintegrować. 

W sprawie poddania się guru wypowiada się Rajneesh (Osho), odpowiadając na 
następujące pytanie: Stwierdzam, ze prawie nie jestem w stanie poddać się 
męskiemu ego. Zamiast tego zaczynam rywalizować, stawiać opór albo bać się. Czy 
mógłbyś powiedzieć coś na ten temat? Oto cześć odpowiedzi: 

Kto ci mówi, żebyś poddała się męskiemu ego? Nigdy nie poddajesz się 
komuś innemu. Kiedy dwoje ludzi zakochuje się, oboje poddają się miłości; 
żadne z nich nie poddaje się drugiemu. Jeśli ten drugi człowiek stara się, 
żebyś mu się poddała, unikaj tego..., to nie jest miłość. Miłość nigdy nie 
wymaga poddania... Jeśli mężczyzna wymaga od ciebie wyrzeczenia, nie 
kocha cię. Nie wplątuj się w taki romans pozbawiony miłości. On cię 
nienawidzi - inaczej po cóż by żądał wyrzeczenia? Chce tobą zawładnąć, chce 
zmienić cię w rzecz. Chce cię użyć, wykorzystać. Myśli o tobie jedynie jako o 
ciele, mechanizmie. Nie szanuje cię jako osoby, jako ducha. To upokorzenie, 
a nie miłość. (61) 

Oto jasno przedstawiona relacja miedzy właściwym a niewłaściwym wyrzeczeniem z 
jednej strony a ego funkcjonalnym i ego statusu - z drugiej. Niewłaściwe poddanie się 
prowadzi do tego, że można dać się wykorzystać i upokarzać, ale właściwe użycie 
ego zabezpieczy cię przed niewłaściwym rodzajem wyrzeczenia, tak jak właściwy 
rodzaj wyrzeczenia jest nieodzowny, by porzucić status ego i zbroje charakteru. 

Przyjaciel duchowy i mesjanistyczny przywódca. 

Pisarz buddyjski Chogyam Trungpa rozważa poddanie się jako proces otwierania się 
na kogoś, komu się ufa. Pisze on: 

Obawiam się, że na Zachodzie nadużywa się słowa guru. Lepiej byłoby mówić 
o czyimś przyjacielu duchowym, ponieważ nauki kładą nacisk na wzajemne 
spotkanie dwóch umysłów. To raczej kwestia wzajemnego porozumienia niż 
relacji miedzy mistrzem i sługą, miedzy istota wysoce rozwiniętą a żałośnie 

background image

zagubioną. W relacji mistrz-sługa może się wydawać, że istota rozwinięta 
unosi się, lewituje, patrzy na nas z góry. Jej glos przenika, wypełnia 
przestrzeń. Każde słowo, każde kaszlniecie, każdy jej ruch to gest mądrości. 
Ale to sen. Guru powinien być przyjacielem duchowym, który przekazuje nam i 
przedstawia swoje cechy.(17) (44). 

W tym sensie guru jest po prostu człowiekiem posiadającym umiejętność docierania 
do prawdziwego ja (self) drugiego człowieka; to umiejętność, którą wielu z nas 
uznałoby za istotę tego, czego dotyczy terapia. Z pewnością to właśnie rozumiał 
D.W.Winnicott przez terapie, gdy mówił o potencjalnej przestrzeni. w której dwie 
istoty ludzkie uczą się porozumiewać ze sobą otwierając się wzajem na siebie w 
sposób prawdziwy i znaczący (62). Trungpa powiada, iż niezależność od guru 
rozpoczyna się w punkcie, w którym każda sytuacja może stać się wyrazem jego 
nauk. 

Najpierw poddałeś się swojemu przyjacielowi duchowemu. Potem 
porozumiewałeś się z nim i grałeś. A teraz doszedłeś do stanu całkowitej 
otwartości. W wyniku tej otwartości zaczynasz dostrzegać zalety guru w 
każdej sytuacji życiowej. Zatem wszystkie sytuacje w życiu dają ci możliwość, 
byś był równie otwarty, jak wtedy, gdy jesteś z guru, a wiec wszystkie rzeczy 
mogą stać się guru. (44) 

Przywódca mesjanistyczny jest dokładnym przeciwieństwem przyjaciela duchowego. 
Pielęgnuje on starannie rozwój relacji mistrz-sługa i zachęca do niej. Antropolog 
Anthony Wallace opisuje, jak prorok głosi swoją wizje nowego sposobu życia w 
duchu ewangelicznym lub mesjanistycznym. 

Wówczas prorok dokonuje nawróceń. Niektórzy dostają ataków histerycznych 
wywołanych sugestią w tłumie; inni doświadczają ekstatycznych wizji w 
otoczeniu prywatnym; inni jeszcze zostają przekonani przez argumenty mniej 
lub bardziej racjonalne... Prorok zmienia swój przekaz zależnie od potrzeb. W 
przypadku, gdy rozwija się zorganizowana wrogość wobec ruchu, często 
dochodzi do krystalizacji wrogości wobec niewierzących i nacisk przesuwa się 
z pielęgnowania ideału na walkę z niewierzącymi. (63) 

background image

Przyjaciel czy brat duchowy jest bliski Reichowskiej koncepcji nowego przywódcy 
(25). Jest zwykły, nie nadzwyczajny. Opiera się pokusie przewodzenia. Odmawia 
ludziom obietnicy jakiegokolwiek rodzaju zbawienia, ale cierpliwie poświęca czas, by 
pokazać im drogi do zbawienia samych siebie. Nigdy nie poddaje się zmistyfikowaniu 
przez tłum ani nie oczekuje poddania wynikającego z relacji miedzy mistrzem a 
sługą, ani nie przyjmuje niby-poddania. 

Cement metapsychiczny i deifikacja bohatera. 

U Freuda znajdujemy interesującą dyskusje procesu poddania się w relacji do 
procesu grupowego, gdy ten pociąga za sobą podporządkowanie jednostkowego 
procesu życiowego kierunkowi i etosowi potężnego przywódcy charyzmatycznego. 
Freud pisze: 

Niesamowite i nieuniknione cechy grup można trafnie wyprowadzić z faktu ich 
pochodzenia od hordy pierwotnej... Grupa nadal chce, by rządziła nią 
nieskrępowana siła; żywi najwyższą namiętność do władzy..., pragnie być 
posłuszna. Pierwotny ojciec jest ideałem grupowym, który rządzi.(64) 

Freud dowodzi, ze deifikacja bohatera, która wynosi przywódcę na pozycje władzy 
nadprzyrodzonej, idzie ramie w ramie z regresywnym wyrzeczeniem się prawdziwej 
afirmacji siebie: 

Można by rzec, iż silne więzy emocjonalne, jakie obserwujemy w grupach, są 
dostatecznym wyjaśnieniem jednej z ich cech: braku niezależności i inicjatywy 
u ich członków, podobieństwa reakcji każdego z nich, zredukowania ich, by 
tak rzec, do poziomu jednostek grupowych. Ale jeśli spojrzymy na to jak na 
całość, grupa pokazuje nam coś więcej. Niektóre jej cechy - słabość zdolności 
intelektualnych, brak skrępowania emocjonalnego, niezdolność do 
umiarkowania i odkładania na później, skłonność do przekraczania wszelkich 
granic w wyrażaniu emocji i całkowitego wyładowywania ich w formie działania 
- te i podobne cechy... ukazują nieomylny obraz regresji aktywności umysłowej 
do stanu wcześniejszego. (64) 

background image

Freud łączy przeniesienia na przywódcę charyzmatycznego z procesem zaślepienia i 
miłości. Prawdziwa miłość, jak jasno pokazał Rajneesh (Osho) w cytacie 
przytoczonym wcześniej, nie ma nic wspólnego z poddaniem się innemu 
człowiekowi. Ale ślepa miłość jest forma nałogu (65), który zdaniem Freuda ma taka 
oto cechę: 

Wraz z poświeceniem ego obiektowi - czego nie sposób już odróżnić od 
wysublimowanego poświecenia dla abstrakcyjnej idei - funkcje wyznaczone 
ego idealnemu całkowicie przestają działać. Krytycyzm wyćwiczony przez te 
władze milczy; wszystko, co obiekt czyni i czego żąda, jest słuszne i 
nienaganne. Sumienie nie stosuje się do niczego, co robi się ze względu na 
obiekt; w zaślepieniu miłością brak wyrzutów sumienia doprowadzony zostaje 
aż do punktu zbrodni. (64) 

Możemy tu przypomnieć doświadczenie Evy Renzi. Prowadzący grupę twierdził, że 
zadawanie gwałtu członkom grupy jest usprawiedliwione posłuszeństwem wobec 
ostatecznej etyki poddania się spontaniczności i pełni, a zarazem przyznawał, iż 
zachowania dozwolone w jego grupie czy takie, do jakich milcząco zachęcał, w wielu 
krajach byłyby przestępstwem. Sama Renzi w wywiadzie prasowym bez 
zastanowienia powiedziała, iż myślała, że atakujący ją ludzie z grupy byli 
zahipnotyzowani przez prowadzącego grupę. Nie mam wątpliwości, że w tym miejscu 
jest ona w błędzie, chyba że termin być zahipnotyzowanym zinterpretujemy w sensie 
szerszym i głębszym. To właśnie czyni dalej Freud: 

Jest oczywiste, ze jedynie niewielki krok dzieli zakochanie (zaślepienie) od 
hipnozy. Widoczne są względy, pod którymi te dwa stany zgadzają się ze 
sobą. Ta sama pokorna zależność, ta sama uległość, ten sam brak 
krytycyzmu w stosunku do hipnotyzera i w stosunku do umiłowanego obiektu. 
To samo wchłonięcie własnej inicjatywy... Z drugiej strony możemy także 
powiedzieć, iż relacja hipnotyczna jest (jeśli wolno użyć takiego wyrażenia) 
grupą składającą się z dwóch członków. (64) 

background image

Ernest Becker w rozdziale zatytułowanym Urok rzucony przez osoby - łańcuch 
niewoli (The spell cast by persons - the nexus of unfreedom) pisze o fascynującym 
wpływie, jaki wywierają osoby mające władzę - czy to polityczna, czy duchowa.  

Istnieje wokół niego coś takiego, co wydaje się promieniować na innych i 
roztapiać ich w jego aurze, fascynujące działanie tego, co Jung nazwał 
osobowością mana (mana personality)... Ludzie, jak później ujął to Finichel, 
tęsknią za hipnozą dokładnie dlatego, że chcą wrócić do magicznej opieki, do 
udziału we wszechmocy, do oceanicznego uczucia, jakim cieszyli się, gdy byli 
kochani i ochraniani przez swoich rodziców. Dla Freuda siła życiowa 
utrzymująca spójność grupy działała jak rodzaj cementu metapsychicznego, 
który zamyka ludzi we wzajemnej i niezrozumiałej zależności jak magnetyczna 
siła przywódcy odwzajemniana pełnym poczucia winy przelaniem na niego 
woli każdego członka grupy. (66) 

Dla niniejszej dyskusji istotne jest, byśmy mieli na uwadze różnice między miłością 
zdrową a miłością narkotyczną; miedzy hipnozą używaną w uzasadnionych 
przypadkach jako metoda terapeutyczna a hipnozą używaną manipulacyjnie w stylu 
Svengali; i miedzy demokratycznym procesem grupowym a procesem grupowego 
zadżumienia emocjonalnego. 

Szeroka przepaść. 

Trzecim procesem, o którym wspomniałem wcześniej, jest rozwój wyrzeczeń 
kompensujących. Istota takiego procesu polega na tym, że ktoś podniecony 
odkryciem, jak dobre jest wyrzeczenie, używa go jako racjonalizacji dla odrzucenia 
dokładnie tej części swojego życia, którą już wcześniej przeznaczył do kasacji na 
mocy swojego wzorca charakteru. To prowadzi nas do problemu ucznia. Jeśli 
próbujemy zrozumieć, jak to się dzieje, że religijna nauka o wyrzeczeniu jest tak 
uporczywie źle rozumiana, to stajemy wobec trudności stwarzanej przez przepaść 
miedzy nauka a jej rozumieniem. Reich pisze o tym problemie szeroko w swojej 
książce Mordowanie Chrystusa (The Murder of Christ): 

Uczniowie Chrystusa nie rozumieją naprawdę, o czym on mówi. Mają jedynie 
nikłą świadomość wielkiej obietnicy, jaką im składa. Czują, jak piją wielkimi 

background image

łykami, ale nie potrafią jej przyswoić. Gdy słowa przestają płynąć z jego ust, 
echo przestaje odbijać się od odległej góry, Usilnie próbują, najlepiej jak 
potrafią, uczyć się od Chrystusa i naśladować go. Ale szybko stwierdzają, że 
po prostu nie rozumieją i nie potrafią go zrozumieć... Odbierają go jako 
tajemniczego, w jakiś sposób niejasnego, odległego, nie w pełni obecnego, 
dziwnego, tak bardzo odmiennego, jak gdyby widzieli go przez mgle lub opary. 
Rozwiera się szeroka przepaść między faktyczną niemocą tłumu, której już 
nigdy nie można zamknąć... Szeroka przepaść między faktyczną niemocą 
tłumu i jego mistycznym utożsamieniem z mówca na trybunie. W tej przepaści 
Hitlerowie, Stalinowie, Mussolinowie, Barabasze i złoczyńcy wszystkich ziem 
wywierają swój wpływ na ludzi (25). 

Dalej Reich z wielka przenikliwością i jasnością opisuje, co dzieje się w luce miedzy 
wielka nowina przekazywana przez wielkiego nauczyciela a sposobem, w jaki ta 
nowina może zostać przyjęta przez większość tych, którzy jej słuchają: 

Jeśli innowator lub prorok ani sam nie siedzi w miejscu, ani nie znika 
bezgłośnie, wówczas nad ludzka egzystencja zawisa prawdziwe 
niebezpieczeństwo. Jego źródłem jest sukces proroka. Oto kroki prowadzące 
do powszechnej społecznej katastrofy: 

1. Nowe posłanie przekazane przez kilku małych wielkich ludzi rozbudza ogromna 

nadzieje w masie inercyjnych ludzi.  

2.  Ci mali wielcy ludzie nie są tak inercyjni, jak wielki tłum. Są czujni, przenikliwi, 

rządni sukcesu i władzy; na razie jeszcze nie dążą do panowania nad ludźmi.  

3.  Prorocy, którzy potępili grzeszna egzystencje i ujrzeli nowe krainy, składają obietnice 

nieświadomi, ze tworzą fundament nowej złej władzy, którą sami by potępili jako 
pierwsi.  

4.  Mali wielcy ludzie podchwycą nowa idee. Możliwość nowej wizji wprawia ich w 

oszołomienie... Upojenie władzą jest niezamierzonym, lecz pewnym rezultatem 
połączenia wielkiej wizji i małych umiejętności. W ten sposób ze wspaniałej wizji 
wybawienia powstaje nowe, gorsze zło. Inercja ludzi, wizja proroka i przemiana wizji 
w upojenie władzą w małych apostołach wielkich proroków tworzą trójkę, która 
stanowi system reprodukcji ludzkiej niedoli (25).  

Te obserwacje Reicha były próbą uchwycenia losu, który spotyka wielkich nauczycieli 
religijnych i wielkich odkrywców nowej świadomości. Przewidział - trafnie, jak się 
okazuje - wiele drobnych rzeczy, jakie miały się zdarzyć w ruchu orgonomicznym, 
który wyrósł z jego własnej pracy (67), tak jakby był świadkiem zdegradowania się w 

background image

bezpłodne ortodoksje twórczych odkryć Freuda i Marksa. Zobaczył, z jaką łatwością 
profetyczny nauczyciel, istota ludzka obdarzona wizjami, lub oświecony mistrz 
poddaje się masie następców, którzy wkrótce po śmierci nauczyciela, a czasami 
nawet za jego życia zaczynają korumpować i brukać wielką nową naukę. Dostrzegł 
również właściwą małym ludziom(18) tendencję do wspinania się na drabiniasty wóz 
władzy i czerpania zysków z ludzkiej łatwowierności i głodu prawdy oraz cudów. W 
drugiej części tego rozdziału przytoczę przykłady takich możliwości w naszych 
czasach; tam też bliżej przyjrzę się cechom ludzi, którzy poddają się nowym ruchom 
natury religijnej, terapeutycznej albo politycznej w przekonaniu, że ten rodzaj 
poddania jest tym samym poddaniem, o jakim naprawdę mówią nauczyciele 
duchowi. Spróbuję podzielić się z wami moim poglądem na szeroka przepaść, o 
której mówił Reich i co do której żywił obawę, iż nigdy się nie zamknie. 

background image

PACJENCI I ADEPCI - WZORCE CHARAKTEROLOGICZNE. 

Założenia podstawowe. 

Wyznawcy często źle rozumieją, a nawet wypaczają nauki duchowych nauczycieli. 
Możemy uznać, że wypaczenia te są spowodowane przez ich struktury charakteru i 
założyć, że w rożnych grupach uczniów władczych przywódców znajdziemy 
dominujące i reprezentatywne wzorce zniekształceń, które będziemy mogli 
potraktować jako zbiorowa manifestacje dobrze znanych typów charakteru. 

Zanim jednak spojrzymy na te relacje szczegółowo, musimy rzucić okiem na prace 
W.R.Biona na temat procesu grupowego, ponieważ jego poglądy rzucają światło na 
większość wcześniejszych i późniejszych opisów relacji miedzy przywódca i 
uczniami. 

Wieloletnia praktyka w prowadzeniu grup terapeutycznych doprowadziła Biona do 
zwrócenia szczególnej uwagi na naturę oczekiwań, jakie grupy wiązały z jego osoba i 
na to, jak różnie grupy te rozumiały swoje funkcjonowanie, oraz na swoją i ich w tym 
role. Doszedł do przekonania, iż między celami roboczymi grupy a istniejącymi w niej 
ukrytymi i nieświadomymi tendencjami, które określał jako zasady podstawowe, 
istniała zasadnicza sprzeczność. Pisał: "Siła grupy w spełnianiu potrzeb jednostki 
wynika - jak sadze - z mentalności grupowej" (68). Mentalność grupowa jest, według 
Biona, mglista i trudna do uchwycenia, a przede wszystkim jest anonimowa: 
"Mentalność grupową będę uważał za pule, do której wnosi się anonimowe ofiary i 
dzięki której, i za której pośrednictwem spełniają się impulsy i pragnienia zawarte 
pośrednio w tych ofiarach" (68). 

Po drugie, jeśli chodzi o cechy patologiczne, grupa wykazuje zadziwiającą 
jednomyślność: "Obserwując, w jaki sposób grupa się rozwija, uświadomiłem sobie, 
że jej motto mogłoby brzmieć: <Zjednoczenie sprzedawców szarlatańskich 
specyfików>. A powiedziałem to sobie dopiero wówczas, gdy spostrzegłem, że 
wyrażam w ten sposób swoje uczucie dotyczące nie dysharmonii grupy, lecz jej 
jedności. Co więcej, bardzo szybko uświadomiłem sobie, iż nieprzypadkowo 
przypisałem ten slogan grupie, ilekroć bowiem chciałem, by mnie wysłuchano, grupa 

background image

jednoczyła się przeciwko mnie. Trzeba było zmodyfikować przekonanie, ze neurotycy 
nie umieją współpracować" (68). 

Po trzecie jedność ta może wyrażać się nie tyle przez specyficzne wypowiedzi czy 
zachowania, ile przez zmowę milczenia: "Zakładam, że jeśli grupa nie odrzuca 
zdecydowanie swego przywódcy, to faktycznie podąża za nim. Uważam, że jestem 
całkowicie usprawiedliwiony, kiedy mowie, ze grupa czuje to czy tamto - gdy, w 
istocie, tylko jeden czy dwóch ludzi przejawia zachowania prowokujące do takich 
stwierdzeń, a reszta nie wykazuje żadnych jawnych oznak odrzucenia nadanego 
grupie kierunku. Ośmielam się powiedzieć, że będzie możliwe oparcie przekonania o 
współudziale grupy na czymś bardziej przekonującym niż świadectwo negatywne, ale 
na razie uważam świadectwo negatywne za dostatecznie dobre" (68). 

Bion wyróżnia trzy podstawowe zasady, które nazywa zasadą zależności, zasada 
poszukiwania zbawienia i zasada walczyć-albo-uciekać. John Southgate i Rosemary 
Randall stosowali te terminologie do typów charakteru(19)(69). Niniejszy rozdział 
jednakże koncentruje się na tym, jak pewien rodzaj zgodności zasady podstawowej 
czy postaw charakteru znajduje odbicie w procesie grupowym. Bion wyjaśnia, że w 
czasie, gdy w danej grupie działa jedna z zasad podstawowych, "stan emocjonalny 
związany z każdą z zasad wyklucza stany emocjonalne właściwe pozostałym dwom 
zasadom podstawowym". Jednakże w każdej grupie, bądź społeczności, mogą się 
przejawiać w pełni wszystkie trzy zasady. "Nie są one w konflikcie, lecz przeplatają 
się. Miedzy zasadami podstawowymi nie ma bezpośredniego konfliktu; jeden stan 
zmienia się w inny i są to albo przejścia gładkie, albo spowodowane interwencją (...), 
która w ramach próby uporania się z emocjami i zjawiskami jednej zasady 
podstawowej mobilizuje emocje innej" (68). 

Wszystkie trzy zasady podstawowe Biona maja fundamentalne znaczenie dla tematu 
niniejszego artykułu. Można je uważać za ukryte wypaczenia, których należy się 
spodziewać we wszystkich grupach, szczególnie w grupach zorganizowanych wokół 
celu terapeutycznego lub duchowego. Bion twierdzi, że nigdy nie spotkał grupy 
liczącej więcej niż pięć osób, która nie dostarczyłaby dobrych przykładów istnienia 
podskórnych prądów charakterologicznych. Reich podsumował te tendencje jako 
"zadżumienie emocjonalne" i był dostatecznie inteligentny, by szukać ich oznak 

background image

zarówno w sobie samym, jak i w tych, którzy z nim razem pracowali albo studiowali 
(70). Streszczę teraz krotko trzy zasady Biona. 

Zasada zależności. 

"Zasada podstawowa polega na tym, że grupa zebrała się razem, by uzyskać 
bezpieczeństwo od jednostki, od której zależą członkowie grupy... Oznacza to, ze 
jedną osobę zawsze traktuje się jak kogoś, kto ma zaspokoić potrzeby grupy, a 
reszta to ci, których potrzeby maja być zaspokojone... W grupie tej dochodzi do 
ostrego starcia miedzy zasadą podstawową a potrzebami jednostek jako ludzi 
dorosłych... Jest tu ktoś, kto ma czuwać, by nieodpowiedzialne czyny jednostek nie 
pociągnęły za sobą żadnych niefortunnych zdarzeń... Każde doświadczenie zależnej 
grupy, na każdym poziomie, wskazuje wyraźną niezdolność jednostek w grupie do 
tego, by uwierzyły, że mogą nauczyć się czegoś wartościowego od siebie 
nawzajem... Wszystkie aspekty zachowania w grupie zależnej można uznać za 
powiązane ze sobą, pod warunkiem, iż taka grupa wierzy w siłę, która nie płynie z 
nauki, lecz z magii. Lider grupy zatem powinien albo być magikiem, albo 
zachowywać się jak ktoś taki... Poczucie bezpieczeństwa, jakiego dostarcza taka 
grupa, zależy od przypisywania wszechmocy lub wszechwiedzy jednemu z 
uczestników i jest nierozerwalnie związane z poczuciem niekompetencji i frustracji 
pozostałych" (68). 

Zasada poszukiwania zbawienia. 

" W relacji spełniającej zasadę poszukiwania zbawienia centralna pozycje zajmuje 
idea mesjasza albo mesjanizm, a więź miedzy jednostkami ma charakter libidalny. 
Idea mesjanistyczna przejawia się w założeniu, że pojedynczy pacjent wart jest 
znacznego poświecenia ze strony analityka, tkwi także w poglądzie, czasami 
wyrażanym otwarcie, iż w wyniku pracy psychoanalitycznej zostanie udoskonalona 
technika, która ostatecznie zbawi ludzkość" (68). To odsyła nas do poglądu Freuda 
na związek, jaki zachodzi miedzy narkotyczna miłością, zaślepieniem, czy 
hipnotycznym uwiedzeniem a zjawiskiem przeniesienia w grupie (64). Według Biona 
w grupie opartej na zasadzie poszukiwania zbawienia nacisk przesuwa się z 
przywódcy na pełne nadziei oczekiwanie, że grupa zmierza ku czemuś, na obietnice 

background image

- orgiastycznej potencji, powtórnego dorastania, zaniku niepokoju czy jutrzenki 
oświecenia - która może być siłą napędową grupy mesjanistycznej. "Dlatego uczucia 
związane z grupą spełniającą zasadę poszukiwania zbawienia są przeciwstawne 
nienawiści, destruktywności i rozpaczy. Dla podtrzymania uczucia nadziei istotne 
jest, by przywódca grupy - w przeciwieństwie do przywódcy grupy opartej na 
zasadzie zależności bądź na zasadzie walczyć-albo-uciekać nigdy się nie pojawił. 
Byłaby to osoba lub idea, która zbawi grupę - ale jest oczywiste, że nadzieja 
mesjanistyczna nigdy nie może się spełnić. Nadzieja trwa jedynie dzięki temu, ze 
pozostaje nadzieja" (68). 

Alexander Lowen mówił o tym problemie przy okazji wykładu o psychopatii. 
"Składanie obietnic, których nie można spełnić, jest manipulacja... Podejście 
obiecujące, że cię zbawia, że się spełnisz, zrealizujesz etc., są manipulacja, która ma 
cię skłonić, byś autora obietnicy postrzegał jako kogoś wyjątkowego. On ma 
odpowiedzi. Zna drogę. Może ci powiedzieć czy pokazać, jak je osiągnąć... Nie wiem, 
czy bioenergetyka należy do tej kategorii. Mam nadzieje, ze nie. Dzisiaj nie 
obiecywałem wam niczego. Próbowałem podzielić się z wami wlanym rozumieniem 
problemów, które są nam wspólne" (71). 

Zasada walczyć-albo-uciekać. 

Szczególny rodzaj przywództwa reprezentuje człowiek, który mobilizuje grupę do 
ataku na kogoś, lub przeciwnie, przewodzi jej w ucieczce... Jednostka czuje, ze w 
grupie jej dobro jest kwestia drugorzędną - na pierwszym planie jest grupa, w 
ucieczce jednostka zostaje porzucona; przetrwanie, a nie jednostka, jest dla grupy 
potrzeba najwyższą... Przywódca to zwykle mężczyzna albo kobieta o wyraźnych 
tendencjach paranoidalnych. Jeśli obecność wroga nie jest natychmiast oczywista 
dla grupy, to być może następną najlepsza rzeczą, jaka grupa może zrobić, jest 
wybranie przywódcy, dla którego wróg jest oczywisty... Jeśli to tylko możliwe, 
szukając przywódcy, grupa znajduje paranoidalnego schizofrenika czy złośliwego 
histeryka; jeśli nie znajdzie którejś z tych psychopatycznych osobowości o 
zbrodniczych intencjach, wyprodukuje ją; jeśli nie znajdzie osobowości 
psychopatycznej, wybierze kalekę mającego łatwość wypowiadania się" (68). 

background image

W konsekwencji trzech zasad podstawowych Biona członkowie grup o silnym etosie 
wewnętrznym, jaki występuje w komunach, społecznościach religijnych czy grupach 
w rodzaju Synanonu, bądź Domów Terapii Pierwotnej (Primal-Therapy-Housholds), 
mogą raczej doświadczyć polaryzacji dobra i zła niż stawić czoło bolesnej prawdzie 
dwuznaczności normalnego istnienia, jak to określa Tillich (72). Bion tłumaczy to w 
sposób następujący: 

"Jednostka podtrzymywana przez grupę próbuje utrzymać dobro grupy w izolacji od 
jej zła i albo będzie twierdzić, że czuje się zła z powodu grupy, albo czuje się z jej 
powodu dobra. Jednak nie przyzna z łatwością, iż czuje się lepsza dzięki grupie, na 
którą się skarży; ani tez ze czuje się gorsza w związku z przynależnością do grupy, w 
której dobro w tym momencie woli wierzyć... Jeden z problemów tkwi w tym, że 
jednostka często wykorzystuje grupę, by poprzez całkowite zanurzenie się w niej 
osiągnąć poczucie witalności albo - przeciwnie - by całkowicie odrzucając grupę, 
zdobyć jednostkowa niezależność" (68). 

Dalej Bion powiada, iż potrzeba bezpieczeństwa osiągniętego przez całkowite 
zanurzenie się w grupie może spowodować, że członek grupy oddzieli się od 
nieprzyjemnych uczuć z nią związanych i przypisze je czemuś zewnętrznemu, nawet 
swojej własnej nerwicy. Prowadzi to do "oskarżenia, że jednostka nie może myśleć w 
grupie". W grupach religijnych lub duchowych krytycyzm jest często odparowywany 
pod racjonalizującym pretekstem, że wypływa z braku zaufania, braku wiary, tkwienia 
w głowie, posiadania zbyt wielkiego ego czy nieumiejętności całkowitego poddania 
się Mistrzowi bądź miłości. 

Ponieważ wyrzeczenie traktuje się jako idee mesjanistyczna, która ma usprawiedliwić 
tłumienie wszelkiej krytyki procesu grupowego lub jego przywódców, warto przyjrzeć 
się bliżej, jak ono samo może stać się fałszywym idolem, który odciąga grupę od 
jakiegokolwiek głębokiego czy autentycznego procesu samorozwoju bądź wzrostu 
duchowego. 

Spójrzmy zatem na osiem podstawowych typów charakteru jak na źródła ośmiu 
różnych form pseudowyrzeczenia. Podczas gdy nauczyciele duchowi zalecają 
wyrzeczenie się ego statusu, pseudowyrzeczenie oznacza wyrzeczenie się pewnej 

background image

ważnej właściwości ego funkcjonalnego w celu zatrzymania i zracjonalizowania już 
istniejącej struktury charakteru. 

background image

Wyrzeczenia. 
 

Regresja i kosmoza: wyrzeczenie się tożsamości. 

Jednostkę schizoidalna(20) pociągają pewne praktyki medytacyjne, ponieważ dzięki 
nim może ona rozluźnić swoją percepcje. W praktykach medytacyjnych normą jest 
bowiem widzenie globalne, wiec schizoidalna osoba - pełna dobrej myśli - może 
porzucić wszelką potrzebę różnicowania lub uszczegółowiania. W artykule Miedzy 
omdleniem a drgawkami (Between coma and convulsion) (73) opisałem wiele form 
zapadnięcia się w siebie, w którym stany nadmiernej ekscytacji i nadmiernego 
rozprężenia się prowadziły do bardzo niezgruntowanych form doświadczenia, 
zmierzając ku depersonalizacji i kosmozie. Istnieje forma regresji zwana odwrotem 
lub rewersja (reversion). Poświęciłem jej kilka stron mojej ksiązki Ładunek 
świadomości (The Charge of Consciousness) (2). Poniższe fragmenty tekstu stamtąd 
właśnie pochodzą. 

Obok regresji wykorzystywanej w celach terapeutycznych istnieje taka jej forma, 
która podkrada się podstępnie i prowadzi do stanu skrajnego nieograniczenia 
fizycznego, a odpowiada temu, co wcześniej nazwałem rozprzestrzenianiem się 
(spacing out). Aaron Esterson proces ten określa jako odwrót (reversion). Ponieważ 
Esterson, wraz z Laingiem, był jednym z pionierów antypsychiatrycznej grupy, od 
której wziął początek Kingsley Hall, jego uwagi są szczególnie istotne: 

"Na odwrót (reversion) można patrzeć jak na formę regresji sięgającej w przeszłość 
do miejsca, które wydaje się punktem wyjścia dla osobistej historii jednostki. O ile 
regresja jest emocjonalnym i doświadczalnym cofnięciem się w czasie osobistym, 
odwrót (reversion) oznacza wejście w świat bez czasu. Można sądzić, iż już po 
narodzinach biologicznych istnieją rożne okresy, w których nie doświadcza się stałej 
osobowej ciągłości w czasie i przestrzeni. W odwrocie (reversion) dana osoba może 
doświadczać cofnięcia się zarówno do tego okresu, jak i do okresu spędzonego w 
macicy przed narodzinami biologicznymi" (74). 

To, co Esterson opisuje jako odwrót (reversion), odpowiada ściśle zjawisku, które 
wcześniej opisałem jako odcieleśnienie (disembodiment). W obszarze pobudzenia 

background image

pojawia się pulsacja miedzy Ja (I) i ja (self), której dobry opis znajduje się w 
przytoczonym przeze mnie streszczeniu pracy Ronalda Fischera. Ugruntowany 
mistyk potrafi wyrzec się swojego poczucia posiadania niezależnego Ja (I) i zanurzyć 
się głęboko w doświadczenie roztapiającej się jedności i kosmicznego poczucia jaźni 
(self). Schizofrenik ma zaś jedynie kruche ego, które łatwo rozpada się i włącza go 
do uniwersalnego, ale sfragmentaryzowanego poczucia niemożności różnicowania. 
Czasami aktywnie dąży on do tego stanu, czasami po prostu weń wpada, czasami 
broni się przed nim ze wszystkich sil. Laing tak opisał polaryzacje pochłonięcia i 
skamienienia: 

"Zamiast opartej na autonomii jednostki polaryzacji miedzy oddzieleniem a 
połączeniem zachodzi tu z jednej strony kompletna utrata bytu przez zatopienie się w 
innej osobie, a z drugiej - całkowita samotność". Laing postrzega osobę schizoidalna 
jako kogoś, kto cały swój wysiłek kieruje na ochronę swojego ja (self): 

"Wskazaliśmy już wyżej, że to ja (self) jest mało stabilne, jednostką miota strach 
przed roztopieniem się w niebycie: w tym, co William Blake opisał ostatecznie jako 
chaotyczne nieistnienie. Jest gotowa zrezygnować ze wszystkiego, czym jest, poza 
swoim self. Ale tragiczny paradoks polega na tym, ze im bardziej broni tak swego 
self, tym bardziej się ono rozpada. Widoczna i ostateczna destrukcja self w stanach 
schizofrenicznych następuje nie za sprawą zewnętrznego ataku wroga 
(rzeczywistego lub domniemanego), lecz przez zniszczenie wywołane wewnętrznymi 
zabiegami obronnymi jednostki" (75). 

Częścią tego paradoksu jest to, że odwrót (reversion) stwarza nadzieje ochrony 
głębszych pokładów self, tworzy kokon niezależności, który w momencie, gdy zniknie 
już pulsacja miedzy wycofywaniem się do wewnątrz a związkami zewnętrznymi - jak 
nieprzenikalna chmura otula schizoidalna jednostkę. Posłuchajmy, jak Esterson 
opisuje zarówno nadzieje, jak i niebezpieczeństwa związane z niekontrolowanym 
odwrotem (reversion): 

"Odwrót (reversion) może nastąpić w trakcie dążenia do odkrywania siebie w 
ćwiczeniach jogi czy podczas psychoanalizy, jeśli terapeuta dopuszcza, by jednostka 
pozwoliła sobie na wejście w regiony przedosobowe i bezosobowe. Może też 

background image

wynikać z osobistego rozpadu jednostki w sytuacji społecznej, która wydaje się 
jednostce nie do wytrzymania z powodu rzekomych nacisków interpersonalnych. 
Albo też może być skutkiem działania czynników chemicznych, jak meskalina, LSD 
czy inne podobne (...). 

W bezczasowym świecie odwrotu (reversion) nie istnieje doświadczenie ja (self) i nie-
ja (non-self), nie ma podziału na tu i nie-tu ani zróżnicowania percepcyjnego. 
Jednostka jest zatem bezradna i zależna społecznie. Jej doświadczenie należy do 
obszaru nie-ego i pre-ego. Przez doświadczenie z obszaru ego rozumiem 
doświadczenie Ja (ego) (...) oraz doświadczenie bycia odrębnym ja (self), odrębnie 
od innych doświadczającym (...). Ja (self) osobiste lub należące do ego stale 
rozróżnia się miedzy sobą a innymi. Podczas odwrotu (reversion) w mniejszym lub 
większym stopniu zatraca się owa zdolność zróżnicowanej percepcji" (74). 

Na przykład w całkowitym odwrocie (reversion) Ja (I) znika bez śladu. Można to 
określić jako pierwotną matryce doświadczenia. Jednostka doświadcza całkowitego 
rozkładu osobowości, tj. własnego Ja (self) i własnej tożsamości (74). Kiedy droga 
duchowa podąża osoba właściwie przygotowana, dobrze prowadzona i 
zdyscyplinowana, możliwy staje się według Estersona, odwrót (reversion) udany. 
Esterson porównuje to zjawisko do ruchu regresywno-progresywnego, w którym 
człowiek wykorzystuje swoje ekstatyczne doświadczenie prawdy transcendentalnej, 
by zapoczątkować nowy etap rozwoju osobistego. Jednak w przypadku odwrotu 
(reversion) negatywnego następuje wycofanie się z kontaktu i obrona przed 
osobistym doświadczeniem, włącznie z wczesnym doświadczeniem pojawiającym się 
podczas regresji. 

Esterson pisze: "Można, na przykład, doświadczać zjaw, które bywały różnie 
określane jako archetypowe, mistyczne, duchowe, transcendentne, mitologiczne, 
kosmogeniczne itp. Jednostka musi te zjawiska oceniać dialektycznie, jeżeli ma 
zasymilować je w doświadczeniu. Inaczej doświadczenie może wchłonąć jednostkę. 
Odwrót (reversion) zatem - kończy Esterson - niesie w sobie pewne ryzyko. Może 
doprowadzić do katastrofy osobistej, jeśli dotyczy osoby, która nie jest jeszcze 
dostatecznie ugruntowana. Często bywa doświadczany jako ponowne narodziny. Ale 
ponowne narodziny są przyjściem na świat, nowym początkiem, dzieciństwem - a nie 

background image

dorosłością mężczyzny albo kobiety. Moim zdaniem ekstazy odwrotu (reversion) nie 
można osiągnąć przez ciągłe powtarzanie doświadczenia" (74). 

Grupy terapeutyczne czasami tworzone są po to, by ludziom nadmiernie 
identyfikującym się ze sztywnym doczesnym ego pomoc w rozluźnieniu jego wpływu 
na ich świadomość. Ale jeśli do takiej grupy przyjdą osoby o potrzebach zupełnie 
przeciwstawnych, osoby, które muszą ukształtować stabilny rdzeń osobistej 
tożsamości, ustanowić dla siebie szersze i lepiej ugruntowane terytorium osobiste i 
jego granice - wtedy powstaje ryzyko, że doświadczenie grupowe może przyspieszyć 
u nich psychozę. Te dwa typy ludzkie Esterson porównuje do opowieści o dwóch 
osobach w świątyni żydowskiej, które dostają się do miejsca ukrywającego świętych, 
przechodząc przez szparę w zasłonie. 

"Istnieją tu dwa rodzaje niebezpieczeństw i oba wiążą się, by tak rzec, ze szpara w 
tej zasłonie (...). Jedno z niebezpieczeństw polega na tym, że osoba, która 
przechodzi przez zasłonę, tak jest przerażona tym, co może być za zasłona, że 
całkowicie pochłania ją obrona, której rezultatem jest radykalne odcięcie się od 
możliwości doświadczania świata fantazji i transcendencji. Na przeciwnym biegunie 
znajduje się ktoś, kto jest zupełnie pogrążony w wyłaniającej się fantazji i 
doświadczeniu transcendentalnym, wiec i kompletnie odrywa się od świata 
rzeczywistości społecznej. Każda z tych osób, by wyzdrowieć, musi odkryć to, od 
czego się oderwała - i musi zrobić to w sposób, który umożliwi odtworzenie 
nienaruszonej zasłony" (74). 

Niektórzy sądzą, że Laing w ostatnim okresie przestał dostrzegać różnice pomiędzy 
pełnym dezorientacji stanem schizofrenicznym a orientacja i jasnością mistyka. 
Uczestnicy sympozjum antypsychiatrycznego w 1970 twierdzili, iż niezdecydowanie 
Lainga w tej sprawie kontrastuje z jego wcześniejszymi poglądami wyrażonymi w The 
Devided Self, toteż napisali: Laing zakłada, że osoba w stanie schizofrenii porzuciła 
swoje ego, pozbyła się go, a zatem osiągnęła prawdę mistyka (...). W rzeczywistości 
zanim schizofrenik będzie mógł zacząć tracić swoje ego w sposób mistyczny, musi je 
najpierw na nowo poskładać. Gdy ego jest rozbite, chętnie się myśli, że się je 
straciło. (Tak jak w czasie intensywnej <podróży> po LSD ktoś może powiedzieć 

background image

<jestem Budda> czy cos w tym rodzaju - lecz tylko po to, by chwile później się 
zatracić)" (76). 

Egzorcyzmy i oczyszczenie: wyrzeczenie się kontroli. 

W przeciwieństwie do osób schizoidalnych jednostkę histeryczną przyciągają ruchy 
terapeutyczne bądź religijne, które stwarzają możliwość kategorycznego wyrzeczenia 
się kontroli. 

Eksplozyjny akt uwalniania emocji daje chwilową ulgę od napięcia wewnętrznego. 
Lecz by emocjonalne oczyszczenie miało wartość terapeutyczna, konieczna jest 
pewna dojrzałość. W wielu systemach terapeutycznych na skutek błędnej 
interpretacji teorii Reicha rozładowanie emocjonalne traktuje się jako cel pierwotny i 
rozwija metody na jego sprowokowanie. Za pomocą technik uciskowych wprawia się 
ludzi w ekstatyczne stany, a następnie wypuszcza cześć wytworzonego tą drogą 
ładunku w sposób porównywany przez Jeana Ambrosiego (79) do egzorcyzmów. 
Ostatnio w swojej grupie miałem mężczyznę, który robił to przez dziesięć lat bez 
żadnego widocznego pożytku. Pompował swoją energię tak, że wybuchła, a jego 
ciało, traktowane w ten sposób, nie było przygotowane do rozpoznania własnych, 
ukrytych jeszcze tendencji samoregulacyjnych - tendencji do łagodniejszej pulsacji i 
organicznego dojrzewania ku bardziej naturalnym formom gradacji napięcia i 
rozładowania. Ten człowiek potrzebował pomocy, by dostrzec, ze prawdziwa ekstaza 
wyrasta z ruchu pulsacyjnego, a nie wybuchowego przedziurawienia granicy miedzy 
ja (self) i światem. 

Zasada katartyczna staje się potencjalną groźbą dla otoczenia, gdy przechodzi w 
zachowania typu acting out. Człowiek przekracza wtedy niezbędne granice i zamiast 
projektować swoje uczucia na inne osoby - narzuca je im. O odreagowaniu (acting 
out) w grupie następująco pisze Ernest Becker: 

Przywódca stwarza możliwość nowych doświadczeń - pozwala na wyrażanie 
sekretnych pragnień i fantazji oraz zakazanych impulsów. Wszystkie 
zachowania grupy wyzwalają się dzięki aprobacie lidera. Można czuć się tak, 
jakby się było znowu wszechwładnym dzieckiem, zachęcanym przez rodziców 
do całkowitego dogadzania sobie - albo jakby się było pacjentem u 

background image

psychoanalityka, który nie cenzuruje żadnych pragnień i myśli. W takiej grupie 
każdemu wydaje się, że jest wszechmocny, jest kimś, kto pod przychylnym 
okiem ojca ma prawo w pełni zaspokajać swoje potrzeby. Widząc to, można 
zrozumieć przerażający sadyzm działania grupowego. (80) 

Ten sadyzm nie zawsze musi mieć charakter fizycznego ataku. Może przejawiać się 
w postaci gruboskórności lub chłodnego odrzucenia. Tworzony jest bowiem przez 
rozmaite rodzaje pseudowyrzeczen, które stapiając się i mieszając ze sobą 
przybierają rożne formy zachowania niehumanitarnego. Autorka poniższego cytatu 
jest kobietą, zwaną Maretta, która opisuje swoje doświadczenie w Centrum 
Medytacyjnym Rajneesha (Osho) w Niemczech, w dniach od 20 do 22 kwietnia 1979 
roku: 

Uczestniczyłam w grupie Energia uczuć - bioenergetycznej, gestaltowskiej, 
medytacyjnej - prowadzonych przez Swami Paramananda (alias Dr H.Klaus). 
Na początku, w piątek wieczorem, pojawił się lider z kilkoma uczniami, swoja 
dziewczyną i kilkoma innymi osobami, i przedstawił swój punkt widzenia. 
Oświadczył, że nie jest terapeutą, lecz że chce z nami praktykować. Ekstaza, 
przezywanie bólu lub radości, zatracanie się - to miało być wszystko. Bez 
przerwy trwał taniec sufich, była dyskoteka, ćwiczenia bioenergetyczne, 
ćwiczenia z krzykiem, medytacja w tańcu etc. W poniedziałek poczułam, że 
juz więcej nie wytrzymam i nie wezmę udziału w porannej medytacji 
dynamicznej. Kiedy o dziewiątej zaczęła się grupa i poprosiłam o czas dla 
siebie (motywując to tym, że czuje złość), lider nagle podskoczył, przypadł do 
mnie, i zaczął wrzeszczeć coś w tym rodzaju: Nienawidzę tych, którzy nie dają 
z siebie wszystkiego. Tak jak ty, głupia kozo! Jesteś kupą gówna. Ktoś 
powinien cię zabić, jeśli dalej będziesz tak robić. Wściekła podskoczyłam i 
uderzyłam go w rękę. Wrzasnął, że zwichnęłam mu ramie, uderzył mnie, rzucił 
się na ziemie i przez dwie godziny płakał i krzyczał: Chciałem tylko twojego 
dobra, chciałem ci pomoc, ale jeśli nie chcesz zostać, siedź w swoim gównie! 
Byliśmy otoczeni prawie przez wszystkich terapeutów i większość grupy. 
Siedziałam zapłakana i chciałam, żeby ktoś pomógł mi poradzić sobie z tą 
moją wściekłością na lidera grupy, ale koterapeuci nie pozwolili mi na to. 
Miałam zwrócić się o to do któregoś z uczestników grupy. Czułam się 

background image

jednocześnie bezradna i wściekła. W końcu przy pomocy kilku członków grupy 
udało mi się ulać nieco tej wściekłości, choć ciągle czułam złość na lidera. Nie 
mogłam, nie wolno mi było jednak jej wyrazić. Podczas lunchu pokłóciłam się 
z kobieta z sekty sannjasinow. Nazwala mnie kawałkiem gówna, z którym nie 
chce mieć nic wspólnego. Byłam przerażona, bezradna i zdawało mi się, że 
spotykam się z najgłębsza pogardą ludzi. Wkrótce potem znów zebrała się 
grupa. Poszłam tam z uczuciem, że musze coś zrobić ze swoją wściekłością 
na lidera grupy i na te kobietę, że nie mogę pozwolić, aby dalej trwała taka 
sytuacja. Ale kiedy powiedziałam to w początkowej rundce, lider tylko 
stwierdził: Och, tak, tak, tak. To z kolei sprawiło, że poczułam się opuszczona i 
wzgardzona, razem z moimi łzami i wściekłością. Krzyknęłam na niego, że 
chce wyjaśnić to uczucie teraz. Odpowiedział mi tylko koterapeuta, mówiąc, że 
terapia jest skończona. Nie chcemy zajmować się tobą. Potem zaczęły się 
informacje zwrotne grupy dla jej członków. Siedziałam, płakałam, płakałam i 
nie mogłam przestać. Po chwili kobieta będąca w pobliżu powiedziała, że mój 
płacz przeszkadza jej słuchać. Kiedy kilku członków grupy roześmiało się w 
odpowiedzi na uwagę zrobiona przez lidera, kobieta, z którą starłam się 
podczas lunchu, powiedziała o mnie: Nie śmiejcie się, bo inaczej ona stanie 
się ogólnym zagrożeniem. Nie zrozumiałam nic z tej sytuacji i czułam się 
całkowicie opuszczona. Nikt się do mnie nie odżywał, nikt mnie nie pocieszył 
ani nie objął. A byli tam ludzie, którzy mówili, że pragną pogłębić swoje 
człowieczeństwo i wrażliwość, ludzie, których ja w ciągu tych dni także 
dotykałam. Czy naprawdę chodziło im o mnie, gdy podczas ćwiczeń patrzyli 
na siebie, dotykali się i próbowali poznać wzajemnie? Nie. Naprawdę nie mogli 
myśleć o mnie, widzieć mnie, czuć mnie. Jako istota ludzka nie istniałam dla 
nich. Byłam jedynie przedmiotem, który służył do zaspokajania ich własnych 
potrzeb, przedmiotem, którego nie traktuje się poważnie, a po użyciu odstawia 
się do kąta. Gdy poczułam, że dłużej już tego nie wytrzymam, poszłam zabrać 
swoje rzeczy, by skończyć z tą sytuacją odrzucenia i pojechać do domu, do 
ludzi, którzy mnie lubią. Potem wróciłam do sali, w której pracowała grupa, bo 
zostawiłam tam jakieś swoje rzeczy. Wydawało mi się też, że to niemożliwe, 
by oni pozwolili mi tak odejść. W jakiś sposób będą musieli zareagować. Nic. 
Tylko: Nie przeszkadzaj nam swoim pakowaniem. Spływaj. Moja wściekłość 

background image

wzrosła: Wyjdę, kiedy będę chciała. Wtedy dziewczyna lidera, popierana przez 
innych, tak zwanych koterapeutow, powiedziała: Spływaj, natychmiast znikaj! 
Chwyciła obraz Bhagwana, który miała blisko siebie i ustawiła przede mną, 
jakby egzorcyzmowała diabła. Wyszłam zapłakana, nic nie rozumiejąc. 
Dlaczego nikt z grupy mnie nie poparł? Dlaczego nikt nic nie powiedział ? 
Najgorsze w tej sytuacji dla mnie było to, że nie mogłam poradzić sobie ze 
wszystkimi tymi sprawami (chociaż pierwszego wieczoru lider powiedział, że 
on lub jego koterapeuci będą stale obecni dla każdego), że zostałam po 
prostu opuszczona i że odmówiono mi konfrontacji, że odrzucono mnie, 
ponieważ nie współpracowałam w sposób, o jaki chodziło liderowi grupy. 

W środę po południu zapukał nagle do moich drzwi członek grupy pochodzący 
z Karlsruhe. Chciał dowiedzieć się o mnie i wyjaśnić swoje zachowanie w 
grupie. Powiedział, że po prostu bal się mnie poprzeć, ponieważ miał uczucie, 
że mniej więcej dwie trzecie uczestników identyfikuje się z liderem. Inni czuli 
się tak samo. 

Jest jedna rzecz, nad którą po pracy w tej grupie wciąż się zastanawiam: czy 
odnajdywanie siebie i swoich uczuć rzeczywiście oznacza całkowite 
zniszczenie własnej osobowości, absolutne zapomnienie o sobie i pogrążenie 
się w ekstazie, jak to sobie wyobrażał lider grupy czy kobieta, z którą 
rozmawiałam podczas przerwy? Myślę, że jest to bardzo niebezpieczna 
tendencja, ponieważ w ostatecznym rachunku może ona oznaczać odrzucenie 
własnej osobowości i odpowiedzialności, a następnie negowanie i siebie, i 
innych oraz bezkrytyczne podążanie za kimkolwiek lub czymkolwiek, byle tylko 
oddać się i zatopić w ekstazie. Ceną tego dążenia może być nawet 
zniszczenie siebie i innych, o ile tylko jest szansa, by przeżyć na jawie swoje 
własne tęsknoty. (81) 

Symbiotyczne zaspokojenie: wyrzeczenie się niezależności. 

Charakter oralny potrzebuje pokarmu; obawia się niezależności, niepokoi go 
podejmowanie decyzji oraz odpowiedzialność za zarobkowanie. Jest też skłonny 
oddawać się różnym formom oralnego dożywiania. 

background image

Znaczna cześć grup terapeutycznych czy religijnych stanowią osoby z charakterem 
oralnym, które przyciąga dostępna tam strawa duchowa. Odpowiedzialny lider grupy 
stara się takich ludzi stopniowo przestawić z odżywiania pokarmem dostarczanym 
przez innych - na samoodżywianie. Zdrowie grupy można na rożne sposoby ocenić 
na podstawie tego, jak wiele troski poświęca ona dostarczaniu dobrego pożywienia, 
a także w jakim stopniu animuje naturalne procesy odłączenia się. Jeśli w grupie 
istnieje pewien stopień patologii (jak pokazali to w swoim ostatnim artykule John 
Southgate i Rosemary Randall) (69), to potrzebuje ona ludzi słabych i zależnych, aby 
się na nich oprzeć, pomija proces wyodrębniania się i utrzymuje swoich członków w 
stanie biernej uległości. Jest to zjawisko wysysania siły, opisane przez Reicha w 
Mordowaniu Chrystusa (The Murder of Christ): 

Potrzebowali zewnętrznej siły, która by zastąpiła im utracona, wewnętrzną 
moc, wiarę i bezpieczeństwo. Po utracie wewnętrznej spontaniczności 
potrzebowali i otrzymali zewnętrzne kule, na których wspierają się aż do 
dzisiaj. Chrystus przypomina jaskrawy, promienny kwiat; wie o tym, kocha to i 
początkowo naiwnie próbuje przekazać to uczucie swoim bliźnim, w których 
najwyraźniej go nie ma. Wie, że są udręczeni, bo brakuje im tego uczucia; bo 
je zabili, ale nie uświadamia sobie faktu, że ich nienawiść do tego uczucia jest 
równie wielka jak tęsknota za nim, silniejsza niż wszystko inne w życiu (,,,), To 
zły los Chrystusa, że tego nie wie. Sądzi, że jego bliźni jest jedynie 
nieświadomy albo przytępiony głodem lub ciężką pracą. Wierzy, że przylgnie 
do jego wiedzy jak spragniony człowiek do studni (,,,). Bliźni rzeczywiście 
rzucają się na jego Siłę Życiową jak spragniony człowiek na źródło wody. 
Pochłaniają ją wielkimi łykami, z wytrzeszczonymi oczami i pałającymi 
twarzami. Czuja, że odżyli, promieniują łagodną jasnością, doznają nawet 
przebłysków olśniewających myśli; potrafią zadawać dobre pytania, dzięki 
czemu Mistrz może oddać więcej ze swego bogactwa. A oni nieustannie 
wypijają wszystko. Mistrz wlewa w nich bez ustanku, gdyż wciąż gromadzą się 
wokół niego, by pić, pić, pić krystalicznie czyste słowa z jego ust, promienną 
siłę z jego ciała, i jego pocieszenia, rady i wielką mądrość. Sława hojnego 
dawcy roznosi się daleko i wciąż coraz więcej spragnionych mężczyzn i kobiet 
napełnia wysuszone naczynia sokiem samego Życia, promieniującą laską jego 

background image

prostoty i pełni istnienia (...). Tym sposobem spotyka się boska laska i ludzkie 
pragnienie pocieszenia. Jeden wciąż daje, inni wciąż biorą, pija, ssą, 
napełniają się. Chrystus, który obdarzony jest boska, naturalna łaską, tzn. 
niezatamowanym Życiem, kieruje się prostą ideą: Każda dusza ma w sobie 
daną od Boga łaskę. Niech, cierpiąc pragnienie, piją z mej obfitości a staną się 
silni, zaczną innych obdarzać własną mocą. Tutaj nasz Mistrz popełnia swój 
pierwszy fatalny błąd. Wierzy, zupełnie logicznie, jeśli patrzeć z punktu 
widzenia jego własnego życia, że biorący, gdy już się nasyci, sam stanie się 
dającym. Doskonały dawca nie wie, że chroniczne wygłodzenie uczyniło 
biorących niezdolnymi do dawania. Stali się jednokierunkowymi, ślepymi 
uliczkami. W istocie są sitami. To właśnie zabija doskonałego dawce. (25) 

Słowa Reicha mogą brzmieć zbyt gorzko. Ale historia przyzna mu słuszność. Prawie 
wszystkie ruchy religijne zakładane przez wielkich mistrzów obdarzonych głęboką 
łaską, nadzieją i pasją, upadały kilka pokoleń później (a czasem nawet za życia ich 
założycieli), nicowane przez ten właśnie proces, który opisuje Reich. Można by 
uniknąć tego fatalnego pęknięcia, gdyby przywódcy religijnemu udało się to, do 
czego dążył Rajneesh (Osho): połączenie wielkiej nauki z głębokim procesem terapii. 
Ale wówczas podczas terapii powinien skoncentrować się wyraźnie na 
charakterologicznych typach patologii w relacji miedzy przywódcą a uczniami, na 
modelu patologicznych zasad podstawowych i na znajomości socjologicznych 
procesów degeneracji, które mogą zamienić demokratyczna społeczność w 
zdegenerowany emocjonalnie zbrojny obóz. Im większa grupa czy ruch, tym 
ważniejsze jest zrozumienie procesu degeneracji, który może aszram przemienić w 
obóz koncentracyjny, a terapeutę w psychopatycznego guru. 

Ból pierwotny: wyrzeczenie się obrony. 

Charakter masochistyczny ma skłonność do cierpienia. Grupa osób o skłonnościach 
masochistycznych zbiera się razem, by cierpieć z powodu jakiegoś rodzaju trudności. 
Może to być rygor emocjonalny, wynikający ze zbyt silnego nacisku terapeutycznego; 
może to być surowy ascetyzm religijny albo przynależność do grupy podobnej 
Synanonowi, która upokorzenie czy bicie traktuje jako środek korygujący zachowanie 
dewiacyjne (82). 

background image

Odpowiedz masochistyczna w znacznym stopniu ujawnia się u ludzi, którzy pragną 
zadośćuczynić wymaganiom trenera (np. gotowi są znosić jego nieustanne oratorskie 
popisy). Film dokumentalny nakręcony ostatnio przez BBC (83) ilustruje niektóre 
metody stosowane w grupach terapeutycznych, zwanymi grupami egzegetycznymi 
(exegesis); jest to główny nurt rozwoju osobistego wzorujący się na treningu EST 
(Erchard Seminar Training Groups), ale jak się zdaje znacznie bardziej faszyzujący i 
tworzony mniej inteligentnie. Mój przyjaciel przesłał mi opis tego programu: 

"To, co zobaczyłem, było czystym faszyzmem psychicznym. Facet z telewizji, ubrany 
w bardzo dobrze skrojony garnitur, drze się na ludzi - było tam pięćdziesiąt albo i 
więcej osób - i poniża ich. W pewnym momencie jeden człowiek z grupy wstaje i 
chce wyjść. Facet w garniturze drze się: >Nie wyjdziesz, zapłaciłeś mi za to, żebym 
cię zatrzymał !< Pod winda staje strażnik (ludzie z grupy maję tu spędzić trzy dni). 
Człowiek mówi: >Ja chcę wyjść<. Facet w garniturze wrzeszczy: >Będziesz się 
czołgał jak pies ! Jestem twoim panem ! Na kolana !< - i zapędza go w kat, chcąc 
zmusić do powrotu na miejsce. Człowiek wraca na miejsce. Nikt z uczestników ani 
słowem nie odzywa się w jego obronie. Wszyscy patrzą na niego nieruchomo, jak na 
kogoś, kto zakłóca porządek. W telewizji nadawano później wywiad z tym 
człowiekiem, który chciał wyjść; mówił, że przerażało go to, iż nikt nie usiłował 
interweniować i pomoc mu. 

Inna scena. Ludzie leżą na podłodze. Facet w garniturze chodzi w kółko i mówi 
bardzo głośno o tym, że nie pokazujemy siebie innym, że wszyscy nosimy maski, itd. 
Ktoś śmieje się nerwowo. Cięcie i inna scena: ludzie mówią do mikrofonu coś w tym 
rodzaju: >Myślałem, że jestem kimś rozkosznym, a wszyscy inni są nic nie warci; 
teraz widzą, że wszyscy inni są rozkoszni, a ja jestem nic nie wart<. Oklaski wśród 
słuchających. 

Cięcie i inna scena - facet w garniturze stoi na wprost innego mężczyzny, 
wrzeszcząc: >Ja jestem tutaj, ty jesteś tam. A teraz gdzie ja jestem, tutaj, czy tam?< 
Jeśli mężczyzna zrozumie to źle, musi powtarzać wciąż od nowa, aż da dobra 
odpowiedz. 

background image

Człowiek, który próbował wyjść, znowu chce to zrobić. Wtedy facet w garniturze 
mówi: Dam ci trzykrotna szanse zmiany decyzji. Wszyscy ci pomożemy. Powiemy 
<kukuryku>. Jeśli po trzech razach będziesz chciał wyjść, możesz iść. Podnosi ręce, 
tak jakby zamierzał dyrygować orkiestra. Wszyscy trzy razy mówią <kukuryku>. Po 
każdym razie facet w garniturze sprawdza, czy mężczyzna nadal chce wyjść. Gdy 
chce wyjść i za trzecim razem, facet w garniturze mówi strażnikowi, by go wypuścił". 

A tak prezentuje ten program sprawozdanie w Radio Times: "Pięćdziesięciu ośmiu 
ludzi zebranych w pokoju hotelowym w Londynie. Przez cale trzy dni będą robić to, 
co im się powie; opuszcza swoje miejsca tylko za zgoda trenera, dobrowolnie 
poddając się obelgom, upokorzeniu i stresowi fizycznemu. Celem jest <oświecenie>. 
Krytycy nazywają to praniem mózgów" (Radio Times, 20 listopada 1979). 

Poddawanie się obelgom i upokorzeniu to istota masochizmu. Pranie mózgów 
prowadzi do następnej formy patologicznego wyrzeczenia - wyrzeczenia się protestu. 

Pranie mózgów: wyrzeczenie się protestu. 

Osoba a charakterem biernokobiecym nie jest predestynowana do cierpienia, lecz do 
milczącej zgody. Dlatego znaczna liczba ludzi tego typu asystuje przy rozwoju 
patologicznych tendencji, ponieważ charakterystyczną cechą ich zachowania jest 
brak oporu i uśmierzanie konfliktów. Tendencja do zaprzeczania, uśmierzania 
napięcia jest cecha dobrze znana w życiu społecznym i odgrywa ważną role w 
funkcjonowaniu sil politycznych (84). Reich stwierdził, że apolityczna postawa 
jednostki jest faktycznie bardzo polityczna. Milcząca zgoda osób biernokobiecych 
stanowi ciche poparcie dla każdej praktyki proponowanej przez przywódcę grupy. 
Osoby biernokobiece to milcząca większość. W tajemnicy mogą mieć wątpliwości, 
wahania wewnętrzne, lęki, pytania, zastrzeżenia, ale tłumią je z obawy przed 
zaatakowaniem czy ośmieszeniem. Osoby biernokobiece, przytakiwacze, tworzą 
ukryty ferment torujący drogę podstępnym procesom grupowym. 

Milcząca zgoda ma duże znaczenie w innej formie pseudowyrzeczenia: w 
zaprzedaniu. Przez zaprzedanie rozumiem realizacje celów duchowych za pomocą 
Śródków materialnych, których zdobywanie pociąga za sobą degradacje duchowa. 
Faust zaprzedał swoja dusz diabłu za przyjemność w życiu doczesnym. U 

background image

sannjasinow, dobrze znanej wschodniej wspólnoty religijnej(21), ma miejsce sytuacja 
odwrotna: tam na rynku sprzedaje się swoje ciała - mogą to być pokazy masturbacji 
lub prostytucji -by uzyskać pieniądze dla dusz: na dom dla wspólnoty duchowej. 
Praktyki te maja ciche poparcie wspólnoty, w której o niemoralnych zarobkach mówi 
się powściągliwie jako o "jedzeniu słodyczy"' Oczywiście, jeśli ktoś samodzielnie 
wybiera zarabianie pieniędzy w ten sposób, to jest to jego własna sprawa - ja 
kwestionuje jedynie nieetyczny wymiar zachęcania do tego procederu. Czy 
prostytucja powinna być ceną raju? 

Wyrzekanie się protestu przeciwko nielegalnemu gromadzeniu funduszy bywa 
również znaczące. We wspólnocie sannjasinow oficjalnie zwalcza się narkotyki, a 
nawet zakazuje ich przyjmowania. Jednakże nieoficjalnie wewnątrz i wokół wspólnoty 
kwitnie produkcja narkotyków, do której wysocy ranga sannjasini po cichu 
przyciągają ludzi potrzebujących pieniędzy na zakup miejsca we wspólnocie. W 
torbach z podwójnym dnem przemyca się samolotem pięć lub sześć kilo konopi, 
które lecą przez Amsterdam i Paryż do Montrealu, gdzie sprzedawane są za 9000 
funtów. Gang producentów zabiera 6000 funtów, a ten, kto przemyca narkotyki 
dostaje 3000. Na bilet do nieba. Kilku sannjasinow stale odsiaduje wyroki za udział w 
gangach narkotycznych. Dwóch, aby dostać mniejszy wyrok, mówiło na procesie, że 
stosowano wobec nich technikę prania mózgów. 

W książce zatytułowanej Uwiedzenie i zabicie umysłu (Mental seduction and 
menticide) Joost Meerloo zawarł studium techniki prania mózgów. Stwierdził, że 
"niebezpieczeństwo zniszczenia ducha porównywalne jest z tym, jakie w 
płaszczyźnie fizycznej niesie wojna atomowa - z groźbą totalnego unicestwienia. 
Rzeczywiście, te dwie sprawy łączą się i wzajemnie splatają ze sobą" (85). 
Faktycznie, aby kierować wydajnym przemysłem nuklearnym, machiną wojenną albo 
obozem koncentracyjnym, trzeba przede wszystkim być uległym wobec 
rozporządzeń - a nic nie sprzyja takiej uległości bardziej niż charakter biernokobiecy. 
W jednym z ostatnich eksperymentów amerykańskich ochotnikom w laboratorium 
psychologicznym polecono stosowanie uderzeń prądem elektrycznym wobec osób, 
których nie widzieli. Uderzenia te miały być coraz silniejsze. W rzeczywistości nie 
było żadnych uderzeń prądem, ale ochotnicy nie wiedzieli o tym i w wielu 

background image

przypadkach nadal przestrzegali instrukcji, nawet wtedy, gdy poziom uderzenia był 
określony jako bardzo silny, zagrażający zdrowiu i życiu(22). 

Meerloo przytacza szczegółową analizę techniki wydobywania zeznań od więźniów 
politycznych; w sytuacji stresowej można w człowieku uruchomić nieświadome 
poczucie winy (którego prawie każdy nabawił się w dzieciństwie) (KAZDY NABAWIŁ 
SIĘ W DZIECINSTWIE, przyp.LeoTar), i tą metodą podporządkować sobie daną 
osobę. Jakkolwiek Meerloo w niewielkim stopniu zdaje sobie sprawę z seksualnych 
źródeł tego poczucia winy, to jednak jest świadom, że "strategia rozwijania poczucia 
winy jest najstarszym narzędziem matek, służącym zdobyciu władzy nad duszami 
dzieci" (85). 

W 1957 napisałem recenzje książki Meerloo. Mówiłem tam: "Bliski związek miedzy 
funkcja inkwizytora a funkcja terapeuty można zobaczyć w filmie Więzień (The 
Prisoner) opartym na doświadczeniach kardynała Mindsentsy'ego, trzymanego przez 
komunistów. Kiedy inkwizytor obnażył doszczętnie swoją ofiarę, wydobył z więźnia 
ukryta winę, doprowadzając go do pełnej zależności, użył swojej wiedzy przeciwko 
niemu. Raz zbudowana sytuacja przeniesieniowa została bezwzględnie utrzymana w 
celu kontrolowania myśli i uczuć ofiary" (86). Oczywiście właśnie to ostatnie 
nadużycie odróżnia dobrego terapeutę od inkwizytora; zły terapeuta, który ludźmi 
manipuluje, może nie różnić się od sprawnego inkwizytora. 

Joel Kovel opisał, w jaki sposób zabrać ludziom ich uczciwość w zamian za 
zafałszowaną i ograniczoną percepcje: "(...) podobna droga może skłonić terapeutę 
czy dowolna szkołę do mówienia nam całkiem uczciwie, że dzięki stosownym 
metodom pacjenci świetnie funkcjonują, i tylko nieznacznie zostali uszkodzeni. 
Tendencje do takiego zachowania ma każdy człowiek, gdy idzie o jego interesy. Ale 
szczególnie silna jest ona w grupach spotkaniowych, którym za pomocą wewnętrznej 
tyranii można narzucić świadomość, podwyższoną wprawdzie, ale ograniczoną, 
wąsko skierowaną na potrzeby grupy. Pragnienie, by czerpać korzyści z 
przynależności do grupy, i lęk przed ostracyzmem powodują, że członek grupy może 
dobrze dostosować się do tych zadań. Ale najlepiej zrobi, jeśli po prostu stłumi 
wszelką zdolność do protestu. Będzie miał wówczas czysty umysł, pełen żywego 
uczucia, całkowicie wyprany z czyniących zamęt krytycznych myśli. W tym stanie z 

background image

powodzeniem cofnąć się może w cierpienie neurotyczne; wzrosnąć mogą uczucia 
intymności, a wraz z tym głębokie przywiązanie do współczłonków oraz cześć dla 
charyzmatycznego przywódcy" (87). 

Etyka macho: wyrzeczenie się litości. 

Z kolei osoba o charakterze fallicznym może w przypadku ekstremalnym stać się 
męskim szowinistą. Jeśli męski szowinista wpadnie w krwiożerczy szał w grupie 
terapeutycznej bądź we wspólnocie religijnej, to następstwem tego będzie rozwój 
postaw pogardy dla kobiecości (u kobiet typowi fallicznemu odpowiada funkcjonalnie 
charakter męskoagresywny, przy czym nie chodzi mi tu o zdyskredytowanie wielu 
słusznych, szczerych reform i protestów społecznych, które były wynikiem ruchu 
kobiecego)(23). 

Apodyktyczność charakteru fallicznego najbardziej wyraziście przejawia się poprzez 
dominacje seksualna, Grupy terapeutyczne lub tantryczne dysponują potężnymi 
ideologiami racjonalizującymi i uświęcającymi rożne formy dominacji seksualnej. Na 
przykład relacje terapeutyczną można wykorzystać jako silną podstawę ułatwiającą 
uwodzenie klientek. Podobnie funkcjonuje arogancki w formie komunizm seksualny 
praktykowany w niektórych wspólnotach AA, gdzie członkom wspólnoty zabrania się 
spania z tym samym partnerem więcej niż jedna noc, by istniała gwarancja, że każdy 
śpi z każdym - rodzaj grupowego wymuszenia syndromu Casanovy. "Wytworzył się 
zwyczaj, że nikt nie śpi dwie noce z rzędu z tym samy partnerem, gdyż uznaje się to 
za zachowanie aspołeczne i zaburzające komunikacje. Poza tym byłoby to nudne" 
(88). 

Grupowe praktyki seksualne w grupach tantrycznych tylko wówczas mogą być 
traktowane jako przejaw dominacji seksualnej, gdy nacisk grupy ma skłonić ludzi do 
realizowania określonej aktywności seksualnej. Podstawowa zasadą dominacji jest, 
oczywiście, siła fizyczna, co w terminologii seksualnej określa się jako gwałt. Kiedy 
pisałem o przemocy w grupach, pominąłem rozdział na temat przemocy seksualnej z 
powodu niejasności materiału, jakim dysponowałem; nie chciałem pisać na 
podstawie pogłosek. Jednak teraz jest już jasne, że oprócz przemocy emocjonalnej i 
fizycznej, które wcześniej opisałem, z równym przekonaniem stosowano przemoc 

background image

seksualną, włącznie z gwałtem. Eva Renzi nie fantazjowała, gdy w trakcie 
grupowego spotkania krzyczała z pasja: "Czy to centrum rozwoju zwariowanej 
męskości !?" Z innej grupy prowadzonej przez tego samego lidera inna kobieta 
uciekła, gdyż wcześniej została zgwałcona. Musiała następnie poddać się 
kilkumiesięcznemu leczeniu psychologicznemu, by poradzić sobie z fatalnymi 
następstwami tego zdarzenia. Podobne incydenty zdarzają się we wspólnotach 
religijnych. Powstaje gigantyczny zamęt, gdy "krystalicznie czyste słowa" nauczyciela 
religijnego nakładają się na barbarzyńskie akty, jakich dopuszczają się jego 
uczniowie, absolutnie nie rozumiejący, czego dotyczy żywy ludzki przekaz. Niektórzy 
ludzie nie maja dość siły ego, by zobaczyć, że zostali postawieni wobec wyboru 
miedzy koniecznością wyrzeczenia się całkowitego zaufania do grupy a 
wybaczeniem, za wszelka cenę, dokonywanych okropności. Ujrzenie próżni 
istniejącej miedzy miłością okazywaną przez mistrza a władzą, którą dzierżą 
uczniowie, może być doświadczeniem schizofrenicznej niemal miary. Otwiera się 
szeroka przepaść, by nigdy juz się nie zamknąć. Niektórzy ludzie prawie w niej toną. 

Moralność oblężenia: wyrzeczenie się wolności. 

Osoba paranoidalna zamyka się w sobie, by bronić się przed wyimaginowanym 
zagrożeniem z zewnątrz. Frank Lake, opierając się na lekturze tekstów Mary 
Douglas, bardzo dobrze scharakteryzował grupę paranoidalną: 

"Wszechświat podzielony jest między walczące ze sobą siły dobra i zła. Istnieją silne, 
wyraźne granice zewnętrzne. Podstawowym czynnikiem, określającym prawa, jest 
granica grupy; ludzie zostają zaliczeni albo do członków grupy, albo do obcych. 
Granica aż do magicznego, przerażającego poziomu, kojarzy się z 
niebezpieczeństwem. Kosmos jest taki, ze grupa ciągle musi się mieć na baczności 
przed przebranymi za przyjaciół wrogami, którzy wprowadzają zło. Stale uprawiany 
jest rytuał wykrywania, usuwania, oczyszczania i ponownego zakreślenia granic. 
Panuje przekonanie, iż zło znajduje się na zewnątrz, a dobro - wewnątrz. 
"Niesamowita penetrująca siła promieniuje z osobowości paranoidalnej". 

Grupa paranoidalna może reprezentować taki system myślowy, który obiecuje 
natychmiastowe rozładowanie wszelkich napięć w jednostce i grupie. Główne 

background image

zadanie przywódcy polega tu przede wszystkim na utrzymaniu w grupie przekonania, 
ze jej granice i kosmologia są prawdziwe i oczywiste. Dewianci są karani. Ego - 
kontrolowane przez nacisk innych ludzi. Przywódcy okazują imponującą pewność 
siebie "elekta" (89). 

Dobrym przykładem grupy paranoidalnej był Synanon. Dokumentalny film BBC (82) 
pokazał, w jaki sposób ta społeczność terapeutyczna, z początku bardzo obiecującą, 
zaczęła degenerować się w grupę paranoidalną, która w filmie określa się jako 
"społeczność od kolebki do grobu", oferująca "totalna religie alternatywna". Od jej 
członków oczekiwano tu oddania się grupie. Praktykowano pewien rodzaj moralności 
przetrwania, polegający na dążeniu do zmiany osobowości, zgodnie z określonym z 
góry kierunkiem. Zachowanie odbiegające od norm grupy było karane, na przykład 
biciem albo upokorzeniem, jak w przypadku, kiedy żona z łańcuchem na szyi była 
zmuszona do chodzenia na czworakach wokół pokoju. 

W Synanonie panowało ustalenie, że wszystkie kobiety ciężarne usuwają ciąże, a 
wszyscy mężczyźni powyżej pewnego wieku poddają się przecięciu nasieniowodów. 
Nie narodzone dzieci w grupie, w której były pary małżeńskie, uważano za rodzaj 
składanej ofiary. Dzieci realne - za tworzące zobowiązania, zakłócenie, które 
uniemożliwia rodzicom pełne wyrzeczenie się. Styl życia opierał się na przymusie, a 
wolność była ograniczona i nie istniało prawo do opuszczenia społeczności. Motto 
grupy paranoidalnej brzmi: "Jeśli nie jesteś naszym przyjacielem , jesteś naszym 
wrogiem. Kto nie z nami, ten przeciw nam". 

Mentalność paranoidalna w postaci grupowej może, usprawiedliwiać brutalność, a 
grupę zamienić w zbrojny obóz. W Synanonie były przykłady dzieci bitych czy 
rzucanych o podłogę bądź ścianę. Mówiono mi także o podobnych zdarzeniach w 
aszramie terapeutycznym. Usprawiedliwienie zawsze można znaleźć. 

W Synanonie wydano 63000 dolarów na broń, a uzbrojeni strażnicy przechodzili 
regularną musztrę. Grupa paranoidalna boi się inwazji z zewnątrz, przygotowuje się 
do oporu, podnosi mosty przed intruzami, ochrania swoje cytadele, buduje mury 
obronne wokół magicznego przywódcy, szkoli gwardzistów w zabijaniu gołymi 
rekami. Mentalność obozu koncentracyjnego zaczyna tlić się podstępnie, 

background image

paranoidalna lojalność rozdmuchuje ją w mały płomień, a wichry fanatyzmu 
zamieniają ja w las ognia. Wybaczenie niewielkich ekscesów tworzy precedensy dla 
usprawiedliwienia większych, a w miarę eskalacji zdarzeń paranoidalna moralność 
przetrwania krzepnie w uczuciu Najwyższego Prawa. 

Kontrola totalna: wyrzeczenie się woli. 

Przywódca psychopatyczny to wielki ojciec. Często przewodzi grupom, które 
tworzone są przez ludzi bezlitośnie sprawnych w detalach, przez charaktery 
obsesyjne. W orszaku każdego Hitlera można znaleźć wielu eichmannow - zwykłych, 
dobrze kontrolujących się ludzi o zablokowanych uczuciach, którzy nie tylko w 
milczeniu przyjmują szalone rozkazy psychopatycznego przywódcy, lecz także 
aktywnie organizują ich wykonanie pod przewodem religii lub ruchu ku odrodzeniu 
religijnemu. Nigdzie realizacja tego wzoru nie była tak pełna, jak u Czcigodnego Jima 
Jonesa, w jego hierarchicznej organizacji "aniołów" i uzbrojonych gwardzistów. 

Świątynia Ludzi (The People's Temple) została założona w roku 1963 w Ukiach, sto 
mil na polnoc od San Francisco. W grudniu 1973 roku przeniosła się do Gujany, do 
Jonestown, niedaleko Port Kaituma. Jej twórca, Jim Jones, założył wcześniej w roku 
1953, Chrześcijańskie Zgromadzenie Kościoła Boga. Głosił, że jest spadkobiercą 
ducha Jezusa, Buddy, Lenina oraz braterstwa ludzi i że Bóg go prowadzi. 
Poprzednio był dyrektorem Komisji Praw Człowieka, a styczniu 1977 roku otrzymał w 
San Francisco nagrodę imienia Martina Luthera Konga. Wypowiadał się śmiało na 
temat praw obywatelskich oraz harmonii między ludźmi. Mając jedno własne dziecko, 
adoptował jeszcze siedmioro dzieci rożnych ras. Richard Tropp, dyrektor szkoły 
wyższej, który przyłączył się do Świątyni Ludzi, powiedział: "Jones zawsze chciał 
zbudować wielorasowe pokojowe społeczeństwo egalitarne. Teraz mamy tu 
możliwość ustanowienia ludzkich instytucji dosłownie od kolebki do grobu" (91). 
Tropp zostawił w Stanach swoją żonę, aby żyć w społeczności w Jonestown. "Chce 
zbudować i potwierdzić możliwość tej alternatywy - powiedział. - Czuje, że będę mógł 
się tu spełnić". Tropp mówił, że Świątynie Ludzi ujrzał jako żywy, funkcjonujący 
eksperyment, który unaoczniał, jak powinno działać społeczeństwo. Al Mills mówił o 
tym tak: "Doszliśmy do myślenia grupowego, byliśmy bardzo ciepłą, kochająca się 
rodzina. Była to wspaniała i zgrana grupa". 

background image

Jim Jines głosił formę socjalizmu apostolskiego, który urzekał tysiące ludzi, także 
tych na wysokich stanowiskach.. Pojawiał się na podium razem z siostrą prezydenta 
Stanów Zjednoczonych, głosząc charyzmatyczną odnowę. Oto, jak sam określa 
niektóre swoje ideały: 

"Tu jest spokój. Nigdzie nie ma życia równie pełnego, jak we wspólnocie (...). 
Współpraca wspólnotowa dostarcza takiego bezpieczeństwa. Dostarcza struktury 
pokazującej, że potrzeby wszystkie są zaspokajane. Maksymalizuje zdolności 
twórcze każdej jednostki i daje czas na realizacje indywidualnych zainteresowań. 
Mamy najlepsza żywność i wysoki poziom profilaktyki medycznej. Uprawiamy 
wszystkie dziedziny sportu i każdy rodzaj rekreacji. Kwitną talenty muzyczne i 
plastyczne. Dzielimy się każdą radością i każdą potrzebą. Nasze życie pełne jest 
bezpieczeństwa, różnorodności, rozwoju i ogarniającej wiedzy (...). Mamy tutaj czyste 
uczucia, że nie wspieramy (amerykańskiego) nadużywania władzy (,,,). Teraz jest 
pokój. Dla ludzi starych wolność od samotności i męki rasizmu. Dla dzieci - ulga tak 
prosta, jak koniec z moczeniem nocnym i złymi snami. Znaleźliśmy egzystencje 
zdrową i znaczącą. Związki miedzy nami są wzniosłe, nie wynikają po prostu z 
seksu, lecz ze wspólnych ideałów, którymi żyjemy. Przekroczyliśmy próg alienacji i 
znaleźliśmy taki sposób życia, który budzi zaufanie i może przemówić do 
społeczeństwa cynicznego i zimnego". 

Jak inni ludzie widzieli Jima Jonesa? Her Caen, felietonista z San Francisco, pisal: 
"Wydał mi się pociągający, łagodny, skromny, mówił poważnie o pomaganiu ludziom. 
Jeśli wówczas oszukiwał, robił to po mistrzowsku". Mark Lane, znany prawnik, opisał 
Jonestown jako "najbardziej niewiarygodne społeczeństwo w środku dżungli" i 
powiedział, że przeszedł tam najlepsze w jego życiu badania lekarskie. Kongresman 
Ryan, który pojechał zbadać tę wspólnotę, był mocno poruszony: "Są tam ludzie - 
powiedział - którzy wierzą, że jest to najlepsza rzecz, jaka się im kiedykolwiek 
przydarzyła". Pięćdziesięciotrzyletni Tom Dickson, były wyznawca Jonesa, 
powiedział o nim: "Trudno opisać te jego atrakcyjność, ale potrafił on przekonywać 
ludzi, że jest czymś, czym nie był. Był miły, łagodny, pociągający. Miał dynamiczny 
głos i żywą gestykulacje oraz przyciągający wygląd. Wiedział, kiedy krzyknąć, a kiedy 
zniżyć glos". Mary Lou Clansey pisała: "Jonestwon staje mi się z dnia na dzień 
droższe, Jest tu tyle piękna, tyle radości w twarzach naszych dzieci i dziadków". 

background image

Scott Thomas, inny wyznawca Jonesa, relacjonował: "Jest tu tyle spokoju i ciszy. 
Nocą ludzie odczuwają komfort wiedząc, że nie muszą obawiać się grabieży czy 
morderstwa we śnie. Sam Jim Jones powiedział: "Nie wierzę w przemoc. Przemoc 
korumpuje. Nienawidzę władzy. Nienawidzę pieniędzy". 

Jak na osobę, która nienawidzi pieniędzy, Jones zachowywał się dziwnie. Zbudował 
ogromne imperium finansowe z "dobrowolnych" składek swoich popleczników, którzy 
ze swojego dochodu czy kapitału mieli coraz większe sumy przekazywać na rzecz 
społeczności. Nawet przed założeniem Jonestown zebranie 30 tysięcy dolarów z 
sobotnio-niedzielnej misji kaznodziejskiej nie było niczym nadzwyczajnym. Tylko w 
formie czeków na zabezpieczenie socjalne przychodziło co miesiąc przynajmniej 65 
tysięcy dolarów. "Wszystko, czego dotknę, zmienia się w pieniądze" - mawiał. 

Przekazywanie grupie zarobków i własności dodatkowo uzależniało jej członków. "To 
właśnie czyniło całą sprawę tak trudną do wytrzymania", powiedział były wyznawca 
Jonesa, Al Mills. "Nie mieliśmy dokąd pójść ani nie mieliśmy nic, do czego by można 
wrócić". 

 
Niewiele z tych pieniędzy trafiło do społeczności. Mimo przytoczonych wyżej 
wypowiedzi o wysokiej jakości odżywiania, jego poziom był niższy od 
standardowego. Deborah Blakey, eks-wyznawczyni, pisała: "Najuczciwsi byli w 
najgorszym stanie fizycznym. Podkrążone oczy, czy skrajny spadek wagi uważane 
były za oznaki lojalności (...). Jedzenia było żałośnie mało. Ryż na śniadanie, 
wodnista zupa ryżowa na obiad i ryz z fasola na kolacje. W niedziele jajko i ciastko. 
Dwa lub trzy razy w tygodniu warzywa (...). W przeciwieństwie do tego Czcigodny 
Jones skarżąc się na kłopoty z poziomem cukru we krwi, jadał osobno i regularnie 
spożywał mięso (...). W połowie lutego 1978 roku warunki w Jonestown zaczęły być 
tak złe, że połowa ludzi miała silną biegunkę lub wysoką gorączkę. Jak większość 
chorych nie otrzymałam żadnego wzmacniającego pożywienia, mogącego 
przyspieszyć mój powrót do zdrowia. Dawano mi wodę i herbatę tak długo, aż 
poczułam się dostatecznie dobrze, by wrócić do podstawowej diety z ryżu i fasoli". 
Charles Krause, pisząc o członkach kultu (wszystkich, nie tylko z Jonestown), 

background image

powiedział, że wyglądali zawsze na zmęczonych, niedożywionych i będących w 
ekstazie. 

Zmniejszenie ilości spożywanego pożywienia jest dobrze znanym środkiem służącym 
wywoływaniu zmiennych stanów świadomości. Puharich pisał, że pozbawienie 
żywności stanowiło w szamanizmie element techniki wprowadzania w stany transu 
(92). Słabość fizyczna spowodowana złym jedzeniem bądź dolegliwościami 
tropikalnymi ułatwia przywódcy rozwiniecie patologicznego związku miedzy nimi a 
tłumem wiernych. Słabość ciała roznieca świetlaną gorączkę ducha. To krok ku 
skłonieniu ludzi do poddawania się totalnej kontroli. 

Częścią kultu osoby Jima Jonesa były jego fotografie, które - jak twierdził - maja 
właściwości talizmanu. Mogły chronić przed włamaniem czy innymi nieszczęściami, a 
przyłożone do chorej części ciała, miały uzdrawiać. Niedożywienie na poziomie 
realnym, niby-pokarm na poziomie duchowym. 

Religia Jonesa z pewnością nie była konwencjonalna. Odstępowała od tradycyjnej 
religii i moralności, co mogło przemawiać do niektórych jej wyznawców swoja 
oczywistością i podejściem pozbawionym nonsensów. "Ani ja, ani moi koledzy - pisał 
Jim Jones w swoim magazynie "People's Forum" w styczniu 1978 - nie tkwimy w 
oparach opium religii". 

W miejsce opium religii Jones wprowadził oczyszczenie z przemocy i manipulowanie 
seksem: "Seks odgrywał znaczną role w dzierżeniu przez Jonesa rządów nad trzoda 
Świątyni. Była to kolejna dźwignia, za pomocą której mógł całkowicie kontrolować 
życie podległych mu ludzi - nagradzając lub karząc i do pewnego stopnia dążąc do 
zaspokojenia własnych potrzeb (...)". Mike Carmell, związany dawniej z Jonesem 
duchowny, powiedział, ze Jones próbował uczynić siebie "jedynym w Świątyni 
uprawnionym przedmiotem pożądania seksualnego". Pamięta, jak Jones oświadczył, 
ze wziąłby udział w sześciogodzinnym seansie seksualnym, bo cos takiego "totalnie 
zaciera" osobowość jego partnerek (91). 

 

background image

Białe noce i orgazm śmierci. 

Swobodna aktywność seksualna oczywiście nie zaciera totalnie osobowości 
partnerów, lecz ją potęguje. Ale orgazm jest wyrzeczeniem się kontroli ego. Reich 
wykazał, że wiele osób nie umie w pełni poddać się orgazmowi z powodu 
nieświadomego napięcia mięsni, uniemożliwiającego głębokie rozluźnienie (93). Dla 
niektórych ludzi szczytowanie może jednak stanowić najdalej posuniętą możliwość 
zbliżenia się do granicy ich ego statusu, z jego wypracowanymi środkami obronnymi. 
Pozostałym za to może dać narzędzie kontrolowania innych i podporządkowania ich 
swojej kompulsywnej woli w sposób, który wzmacnia własny neurotyzm oraz 
potrzebę władzy. 

Orgazm bywa czasem nazywany małą śmiercią. Umieramy w naszych rolach 
społecznych, by ponownie zatopić się w głębszym i starszym nurcie istnienia tylko po 
to, by znów się narodzić do niezależnej egzystencji. Reich pokazał, iż "lęk przed 
śmiercią i umieraniem jest identyczny z nieświadomym strachem przed orgazmem, a 
rzekomy instynkt śmierci, pragnienie rozproszenia się, to nic innego, jak 
nieświadoma tęsknota za orgazmicznym uwolnieniem napięcia" (93). 

Jeszcze raz dostrzegamy przepaść między przekonaniem, iż podczas orgazmu 
osobowość jednego z partnerów zostaje "totalnie zatarta" a rozumieniem orgazmu 
jako ruchu od obudzenia świadomości ego do osiągnięcia oceanicznej świadomości, 
w której stanowimy jedność z inna istota ludzka i gdzie granice zostają na pewien 
czas zniesione. 

Jeśli orgazm jest małą śmiercią, to być może śmierć jest wielkim orgazmem w tym 
sensie, ze trwale likwiduje granice osobowości. Ci, którzy wierzą w jakiś rodzaj 
transcendencji, twierdza, iż dusza indywidualna poprzez śmierć zlewa się z 
kosmosem, fala wraca do oceanu. I można zrobić jedną rzecz: pomoc ludziom w 
uwolnieniu się od lęku przed śmiercią i umieraniem, rozwijając w nich bardziej 
ekspansywne i bogatsze w przyjemności podejście do życia, a także poprzez 
zminimalizowanie strachu przed orgazmem i zdobycie licznych doświadczeń 
życiowych (tych wszystkich małych końców i przejść) jako próby przed największym 
z końców i przejść: przed sama śmiercią. Stanley Keleman w swojej książce 

background image

Przeżywanie umieranią (Living Your Dying) (94) z wielkim zrozumieniem opisał 
postawy odrzucenia i akceptacji nieuchronności śmierci. Rajneesh (Osho) też wiele 
mówił o tym, jak napięcie, wywołujące opór przed naturalną śmiercią, wpływa na 
życie człowieka. John Keats pisał o "umieraniu do życia" (95). Elizabeth Kuubler-
Ross pomagała ludziom umierającym spotkać się ze śmiercią odważnie i z 
godnością(25). 

U przywódcy psychopatycznego jednakże śmierć wywołuje inny rodzaj fascynacji. 
"Musi umrzeć twoje ja (self). Musisz umrzeć. Musisz stać się jednością" (96) - głosił 
Charles Manson (według relacji Susan Aatkins, która należała do jego "rodziny"). 
Mansona łączyły głębokie, choć krótkotrwałe związki z wieloma sektami religijnymi, 
włącznie ze scjentystami, buddystami oraz wyznawcami religii wschodnich. 
Opisywano go jako znawcę niektórych działów Biblii i chrześcijaństwa. "Jego oczy, 
ukryte wśród długich włosów i brody - pisze Susan Atkins - wpatrywały się bacznie w 
każdą twarz. Wyglądał jak Jezus przemawiający do swoich dwunastu apostołów. 
Przyszło mi do głowy coś porywającego i przerażającego jednocześnie: że on może 
być Chrystusem" (96). W "rodzinie" Mansona lato miłości zamieniło się w koszmar 
nienawiści i narkotyków, a jego kulminacją było krwawe morderstwo Sharon Tate. 

Sporo ciekawych informacji o "rodzinie" Mansona podaje Ernest Becker; wiążą się 
one z innymi ważnymi dla naszych rozważań kwestiami. "Była tu grupa młodych 
mężczyzn i kobiet identyfikujących się z Charlsem Mansonem i żyjących w 
masochistycznej wobec niego uległości. Poświecili mu się oni całkowicie i traktowali 
go jako swego rodzaju ludzkiego boga. Rzeczywiście pasował on do Freudowskiego 
opisu ojca pierwotnego: był autorytarny, bardzo wymagający wobec swoich 
wyznawców i był zagorzałym zwolennikiem dyscypliny. Jego oczy patrzyły z dużą 
silą, a na tych, którzy poddali się jego urokowi, wywierał bez wątpienia znaczny 
wpływ. Był człowiekiem bardzo pewnym siebie. Miał nawet swoją własną prawdę, 
swoja megalomańską wizje przejęcia rządów nad światem. Dla jego wyznawców 
wizja ta była bohaterską misją, w której oni mieli zaszczyt uczestniczyć. Przekonał 
ich, że jedynie spełniając jego plan mogą osiągnąć zbawienie. "Rodzina" była bardzo 
zamknięta, nie istniały zakazy seksualne, a członkowie wspólnoty mogli mieć do 
siebie swobodny dostęp. Posługiwali się nawet seksem, aby przyciągnąć do 
"rodziny" ludzi z nią nie związanych. Widać wyraźnie, że Manson łączył "fascynujące 

background image

oddziaływanie osobowości narcystycznej" z "zaraźliwością osoby bezkonfliktowej". 
Za przykładem i pod dowództwem Mansona każdy mógł swobodnie odrzucić nie 
tylko swoje zahamowania seksualne, lecz także opory przed dokonaniem 
morderstwa. Zdawało się, że członkowie "rodziny" nie maja żadnych wyrzutów 
sumienia, nie czuja się winni ani zawstydzeni z powodu swoich zbrodni" (80). 
Dopiero później, kiedy ich więź ze wspólnym systemem przekonań została zerwana, 
niektórzy zaczęli przejawiać wyrzuty sumienia i poczucie winy. 

Becker tak uzupełnia opis "rodziny" Mansona: "Ludzie byli zdziwieni jawnym brakiem 
uczuć, ale dynamika emocjonalna, którą obserwowaliśmy, nasuwa wniosek bardziej 
zadziwiający: społeczności dokonujące zabójstw, podobne do "rodziny" Mansona, nie 
są pozbawione człowieczych postaw. Przerażającymi czyni je to, ze do ekstremum 
doprowadzają skłonności obecne w nas wszystkich. Dlaczego wiec maja czuć się 
winni lub odczuwać wyrzuty sumienia? Przywódca bierze odpowiedzialność za akt 
destrukcji i ci, którzy niszczą na jego komendę, nie są już mordercami, lecz 
<świętymi bohaterami>. Pragną gorąco służyć, pozostając w jego potężnej aurze, i 
pielęgnować otrzymane od niego złudzenie, iż bohatersko przekształcają świat. 
Poddani jego hipnotycznemu czarowi, wzmocnieni siła tęsknot za bohaterską 
autoekspresją mogą zabijać, nie tracą równowagi. Myślą - jak się wydaje - że czynią 
swoim ofiarom "łaskę", uświęcając je przez włączenie do swojej <świętej misji>. 
Ofiara z życia, jak wiemy z literatury antropologicznej, staje się świętym darem 
składanym bogom, naturze czy losowi. Dzięki śmierci społeczność otrzymuje więcej 
witalności, a zatem ofiara służy światu w najzaszczytniejszy z możliwych sposobów - 
poprzez własną uświęcona śmierć" (80). 

Manson nie założył oczywiście żadnego ruchu religijnego. Jednakże jego postać i 
kariera pomagają nam zrozumieć zjawisko jakim jest pojawienie się Świątyni Ludzi. 
Rajd śmierci Jima Jonesa zaczął się od przekształcenia partnerskiego nacisku w 
brutalna przemoc. Mark Lane przypuszcza, ze w Świątyni Ludzi były 
prawdopodobnie osoby, które chciały odejść - choć nie więcej niż dziesięć procent - i 
podkreśla, że do powstrzymania ich przed odejściem nie użyto innych środków poza 
partnerskim naciskiem. Dr Thomas Ungerledier - z Instytutu Neuropsychiatrycznego 
w Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles - napisał: "Za pomocą partnerskiego 
nacisku można dokonać rzeczy niewiarygodnych, nie wywołując żadnej reakcji 

background image

świata zewnętrznego. Paranoja staje się użytecznym narzędziem. To oślepiająca 
siła. Z jej udziałem możesz nawet bardziej zaangażować się w wywieranie 
partnerskiego nacisku" (91). 

Agehenanda Bharati, antropolog a Uniwersytetu w Syrakuzach, tak pisał o eskalacji 
władzy: "Trzeba pamiętać, iż przywódcy, tacy jak Jones, zawsze wierzą w to, co 
robią. Jeśli ktoś wszedł na tę drogę, musi ona doprowadzić go do poszukiwania 
władzy. Zależność wyznawców zwiększa władzę. Istnieje punkt, z którego nie ma 
odwrotu, punkt zwrotny. Nagle zaczynasz potrzebować coraz więcej władzy, by 
zyskać na pewności siebie - a poszukiwania zaczynasz łączyć z boskim powołaniem 
(...). W Indiach istnieją guru, tacy jak Sai Baba, którzy maja dziesięć milionów 
wyznawców. Ale w innych kultach często coś powstrzymuje pęd ku władzy - na 
przykład ludzie się sprzeciwiają. Jonesowi udało się tego uniknąć przez zabranie 
swoich wyznawców do Gujany. Nie było tam środków przekazu ani możliwości 
wyrażenia niezgody czy przeprowadzenia śledztwa" (91). 

Rabin Maurice Davis, który odsprzedał Jonesowi synagogę w Indianapolis na 
świątynie, zastanawiał się później: "Myślę ciągle o tym, co się dzieje, gdy władza 
miłości zamienia się w miłość władzy". 

Jim Jones zaczął prowadzić maratony, które systematycznie osłabiały opór wobec 
niego. Al Mills opisał Jonesa jako "geniusza w odzieraniu swoich <parafian> z ich 
ego podczas całonocnych (oczyszczających) sesji, w czasie których byli oni przez 
Jonesa i resztę kongregacji oskarżani i upokarzani". Za upokorzeniami i 
oskarżeniami poszła przemoc fizyczna. Jak mówi Mills: "Przypadki bicia zaczęły 
pojawiać się stopniowo. Jeśli ktoś, będąc świadkiem takich zajść, wyrażał 
niezadowolenie, sam mógł być wywołany na środek i bity". Deborah Blakey w 
złożonym pod przysięgą oświadczeniu na temat kolonii w Gujanie pisała: "W ciągu 
tych lat, które spędziłam w Świątyni Ludzi, obserwowałam coraz częstsze 
odchodzenie organizacji od głoszonego ideału poświecenia się przemianie 
społecznej i demokracji uczestniczącej. Czcigodny Jones stopniowo nakładał tyrański 
ucisk na życie członków Świątyni" (60). Tyrański ucisk utrzymywano przez 
rozwinięcie w obrębie organizacji hierarchicznych poziomów. "Kościół Jonesa opierał 
się na poczwórnej strukturze autorytetu. Najbardziej wewnętrzną grupę nazywano 

background image

aniołami; potem była komisja planowania, a następnie siły bezpieczeństwa - 
uzbrojona milicja Jonesa. Na szczycie piramidy stał, oczywiście, sam założyciel". 

Użycie straży w społeczności łatwo uzasadnić groźbą ataku z zewnątrz. Ale to 
początek mentalności oblężniczej. A mentalność oblężnicza, nawet kiedy istnieje 
pewien poziom zagrożenia zewnętrznego, może nagle przechylić się w stronę 
paranoi. Wtedy strażnicy zmieniają się w siły represyjne, które mają wprowadzić w 
czyn wolę Założyciela. Musimy pamiętać, że małe państwo policyjne, podobnie jak 
duże, nie rodzi się jednej nocy, rozwija się stopniowo, małymi krokami wśród ludzi 
owładniętych wielkim podnieceniem czy marzeniem. 

Kiedy Jim Jones osiągnął punkt zwrotny hierarchia była gotowa do wykonania jego 
"białej nocy", rewolucyjnego samobójstwa, które przedtem na próbę kilka razy 
rytualnie odegrano. Uzbrojeni strażnicy zajęli miejsca wokół pawilonu, by nikt nie 
próbował uciekać. Dr Schacht, wraz ze swoim wysoko cenionym zespołem 
medycznym, przyniósł kadź i zaczął mieszać winogronowy napój z cyjankali, który 
niebawem miał być wstrzyknięty do ust niemowląt i dzieci, wlany do gardeł 
nastolatków i dorosłych. Czcigodny Jones namiętnie zachęcał swoja trzodę do 
umierania z godnością. Ludzie ustawili się w kolejce, by wyssać ostatni "posiłek". 
Śmierć przedstawiono jako terapie ostateczną a życie jako wieczne wiezienie(26). 
Trucizna to "lekarstwo", które ma przynieść "odpoczynek". "Najlepsze, co możesz 
zrobić, to rozluźnić się - mówi Jones do swojej trzody przez megafon - i nie będziesz 
miał żadnego problemu(98). Dzieci krzyczą w konwulsjach, ale on nadal tam stoi, jak 
opętany nawołując do rozluźnienia. Don Macalvano, oficer bezpieczeństwa mówi do 
tłumu: 

"Byłem kiedyś terapeutą, a terapia, którą prowadziłem, wiązała się z reinkarnacja, i 
sytuacjami z poprzednich wcieleń. I za każdym razem, gdy ktoś doświadczał 
wchodzenia w poprzednie życie, miałem dość szczęścia, by umożliwić mu 
doświadczanie śmierci (...). Każdy, kto zrobił ten krok na druga stronę, był tak 
szczęśliwy !" (98). A wiec śmiertelna agonia po cyjankali została osłodzona obietnicą 
ekstazy aż po sam kres. Thomas Ungergleider spekulował: "Mogliby chętnie zabić 
się sami na tle identyfikacji z agresorem, jak nazwala to Anna Freud. Jest to 
mechanizm obronny w sytuacjach beznadziejnych, kiedy ego ulega zniszczeniu (w 

background image

ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego niektórzy Żydzi w obozach 
koncentracyjnych pomagali sobie nawzajem w dostaniu się do komór gazowych)". 

Tej "białej nocy" w Jonestown, 18 listopada 1978 roku, kiedy szal religijny doszedł do 
ostatecznego rozwiązania, ostatecznego roztopienia się, ostatecznej orgii jedności - 
umarło ponad 900 osób. Charles Krause napisał: "Dla swoich wyznawców Jones był 
bogiem. Jego władzę mogli oni przejąć jedynie poprzez okazanie mu posłuszeństwa. 
Kiedy pili cyjankali, mogło im się wydawać, że na chwile dzielą z Jonesem 
ostateczna władze - władzę nad życiem i śmiercią. Jeśli wśród zniszczenia i 
konwulsji ten moment nadejdzie, nikt nigdy nie będzie o tym wiedział" (91). 

Paul Mathews, którego artykuł o Jonestown dotarł do mnie juz po tym, jak 
naszkicowałem własny tekst, tak komentuje całą sprawę: "Pragnienie oddania się 
przywódcy faszystowskiemu i jego ruchowi zakorzenione jest tak głęboko, że nawet 
po tragicznych wydarzeniach w Jonestown byli ludzie, którzy je chwalili i popierali" 
(90). Mathews cytuje fragment sprawozdania z Time Magazine: 

"W świątyni czterdziestotrzyletni Guy Young powiedział, że ma jednego syna i 
jednego zięcia, o których wie, że żyją. W tym momencie zaszlochał, a inny członek 
grupy wyjaśnił, że żona Younga, jego cztery córki, syn i dwoje wnuków umarło. 
Young przyszedł do siebie i dodał: <Nie żałuję ani jednej chwili, którą tam spędzili. To 
były najszczęśliwsze i najbogatsze dni w ich życiu>" (100). 

W artykule Le Monde zatytulowanym "Nowa religia - psychoterapia" ("Une nouvelle 
religion - la psychotherapie") Max Pages rzuca kilka wymownych refleksji 
dotyczących ekstremizmu w ruchach wyznaniowych. Chociaż artykuł nie jest 
poświecony Jonestown, autor stwierdza: "Zjawisko sekt przyciągnęło naszą uwagę 
od czasu masakry w Gujanie, ale nie mamy wystarczającej świadomości, by 
stwierdzić, ze wśród nas też mogą działać te same procesy w formie bardziej 
zdradliwej" (101). 

Gujana uczy nas (jeżeli nie wiedzieliśmy tego wcześniej) czujności na oznaki 
rodzenia się fanatyzmu i faszyzmu religijnego w każdym ruchu deklarującym dążenie 
do pełni życia i pomoc ludziom w docieraniu do głębi w sobie lub we wszechświecie. 
Te oznaki są następujące: 

background image

• 

istnienie mesjanistycznego przywódcy przebranego za przyjaciela duchowego;  

• 

gwałcenie ciała usprawiedliwiane potrzebami duszy;  

• 

hierarchia władzy zamaskowana ukrytym niewolnictwem ekonomicznym;  

• 

ustanowienie gwardii zabójców pod pretekstem konieczności samoobrony;  

• 

wyzysk seksualny pod pretekstem terapii;  

• 

obietnica pomocy grupowej, za którą idzie odmowa udzielenia wsparcia jednostce;  

• 

pranie mózgów pod płaszczykiem osłabienia ego;  

• 

wymuszenia finansowe przedstawiane jako konieczny wkład członków grupy;  

• 

narkotyczna miłość, która blokuje głębokie związki;  

• 

zadanie od kobiet usuwania ciąży zamiast pozostawienia im możliwości decyzji w tej 
dziedzinie;  

• 

handel narkotykami idący w parze z filozofia swobody używania narkotyków;  

• 

wypaczanie ludzkich nadziei poprzez kreowanie (w imię szlachetnych celów) pełnych 
grozy sytuacji. 

background image

Kontakt i uczestnictwo. 

Ego znajduje się na peryferiach organizmu, tam gdzie oczy widza, a ręce chwytają. 
Jeśli za bardzo na peryferiach, mamy ludzi, którzy nadmiernie się kontrolują i są 
nadmiernie zogniskowani: rdzeń jest karłowaty z powodu niedożywienia. Jeśli za 
bardzo w kierunku rdzenia - gdy ludzie pragną odkryć ból pierwotny albo ekstazę 
religijna - ego zaczyna więdnąc i słabnąc. Zdrowy system Ja (sel-system) pulsuje 
miedzy tymi dwiema skrajnościami: zwraca się na zewnątrz, by wzmocnić 
różnicowanie, a ku środkowi - by ponownie odkryć jedność. 

Świat peryferii jest utożsamiany ze światem spraw nieistotnych, z codziennością, 
zwykłością, brutalnością i realnością. Utożsamiany jest z zatęchłymi pułapkami starej 
zbroi i dlatego ludzie wylewają dziecko z kąpielą; osłabiają granice, która broni ich 
przed inwazją z zewnątrz i pomaga zogniskować uczucia wewnętrzne. W 
poszukiwaniu uczuć z rdzenia zbyt łatwo dają się wessać w centrum potężnych 
ruchów, które prą ku zmianie, i mogą w niewidoczny sposób odzwierciedlać osobistą 
dynamikę energii charyzmatycznego przywódcy. 

Na koniec musimy zdać sobie sprawę z tego, że obron charakteru nie będziemy 
mogli zdobyć szturmem, jeśli braknie nam przygotowania, byśmy zostali 
kawalerzystami emocjonalnymi. 

Pulsacja miedzy centrum a peryferiami to inny sposób ustalania przepływu miedzy 
tym, co dowolne a przez wole kontrolowane. Przepływu, a nie wojny. W niektórych 
ruchach terapeutycznych i religijnych kontrole woli sprawuje jedna osoba, wiec ludzie 
mogą wybrać poddanie się siłom nieuświadomionym. Ale poddanie się siłom, których 
nie można już kształtować, oznacza początek stawania się niewolnikiem. Chce być 
wolny, by chodzić po ziemi i pływać po morzu. Nie chce być zamknięty na ladzie i nie 
moc pływać, ani nie chce, by wyciągnięto mnie na morze i pozostawiono, bym utonął. 
I jeśli już decyduje się, by wypłynąć na morze kosmicznych prądów i oceanicznych 
uczuć, musze być zdolny do rozróżnienia sił nieżyczliwych i życzliwych. Największym 
błędem, jaki mogę popełnić w swojej podroży, jest pomylenie śmierci i destrukcji ego 
z narodzinami i tworzeniem prawdziwych jaźni (self). 

background image

Przepaść, jaka otwiera się przed masowymi ruchami przemiany społecznej, religijnej 
lub terapeutycznej, może zniknąć dopiero wówczas, gdy więcej uwagi będziemy 
poświęcać jakości kontaktu, a mniej ilości energii; więcej formie, a mniej magicznej 
intensywności; raczej temu, jak budować mosty niż temu, jak likwidować obrony; 
raczej małym cudom, trafiającym nam w ręce, gdy dotykamy zwyczajności - niż 
głębinowym ładunkom, wybuchającym z powodu zatrucia zwykłością. 

W końcu powinniśmy przypomnieć sobie, iż praca Reicha umożliwiła nam jasne 
zrozumienie osobowych i duchowych cech organicznego wyrzeczenia się. Wyraźnie 
określił te cechy Ola Rankes, człowiek, który głęboko afirmował życie. Zauważmy, jak 
wiele użytych przez niego słów odnosi się do funkcji ego. Najlepszym zakończeniem 
tego tekstu będzie przywołanie jego jasnych słow: 

"Zdolność do kompletnego poddania się jest jedna i niepodzielna, czy to w uścisku 
seksualnym, czy w rozmowie, czy w pracy (...). Niech mi będzie wolno wyliczyć 
niektóre z najważniejszych kryteriów tego podstawowego warunku zdrowia: 

- Zdolność do całkowitej koncentracji na wykonywanej pracy, zadaniu, rozmowie; 
uczucie jedności zarówno z tym, czym się jest, jak z tym, co się robi. 

- Zdolność do kontaktu i poczucie kontaktu zarówno z samym sobą, jak z ludźmi, z 
natura i sztuka, oraz na przykład z narzędziem używanym w pracy; należy również 
podkreślić tutaj znaczenie umiejętności przyjmowania wrażeń, odwagę i wole w 
pozwalaniu rzeczom i zdarzeniom na wywoływanie wrażeń. 

- Wolność od niepokoju, kiedy nie ma niebezpieczeństwa, i umiejętność racjonalnego 
działania nawet w sytuacjach niebezpiecznych, kiedy uważa się, że cel jest 
wystarczająco słuszny i ważny, by działanie podjąć. 

- Głębokie i trwale dobre samopoczucie, uczucie siły; uczucie, którego człowiek staje 
się świadom za każdym razem, gdy skieruje na nie uwagę, nawet walcząc z 
trudnościami" (99). 

I jeszcze jeden cytat, tym razem z tekstu Stanley'a Kelemana: "Your Body Speaks its 
Mind" (Twoje ciało mówi swoim umysłem), Simon & Schuster, 1975): 

background image

"Duchowość rozumiem jako podwyższenie procesów pobudzenia u zwierzęcia 
ludzkiego. Doświadczenie religijne odłączone od związanych z nim komunałów to 
doświadczenie żywe. To nasze żywe doświadczenie oraz żywość tego, czego 
doświadczamy. Jego głębokość i intensywność odpowiadają temu, jak głębokie i 
intensywne są nasze prądy. Nasz prądy to nasze pole biologiczne, pole naszego 
życia cielesnego. Doświadczenie naszych prądów jest doświadczeniem duchowym. 
Przezywanie naszych prądów, uczestnictwo w tworzeniu naszego życia to 
największa tajemnica i radość istnienia. Najważniejszą rzeczą, jaką możemy dla 
siebie zrobić, jest zaufanie ciału, które formuje nas jako kogoś (...). Powiedzenie 
<Poddaje się wszystkiemu, co się zdarza> to lekkomyślne zdradzenie siebie. 
Oznacza pogardę dla tej części mnie, która mnie wyraża. Gubię ją przy okazji 
pogardy". 

Uwalniając się całkowicie od wszystkiego, nie dokonując żadnej selekcji, dążę do 
pozbycia się czegoś nieprzyjemnego. Nie podejmuje żadnego określonego 
zobowiązania; po prostu wyrzekam się energii samokształcenia się, a to jest wyraz 
pogardy dla samego siebie i wyraz strachu. W czasie aktu miłosnego kobieta i 
mężczyzna kierują wzajemnie energie ku sobie, by zbudować wspólną przyjemność. 
Uczestniczą w sobie wzajemnie. Mówią: <kształtujemy nasze życie>". 

background image

PRZYPISY. 

1.  Mowa o roku 1978 (przyp.red.).  
2.  Termin violence tłumaczony jest w zależności od kontekstu jako przemoc lub 

gwałtowność (przyp.red.).  

3. Pisałem o tym w związku z omawianiem ludzi nieodgraniczonych 

(underbounded) w ksiazce "The Charge of Consciousness (2); zob. tez David 
Boadella, "Przyplywy zycia". "Wprowadzenie do biosyntezy", przekl. Maciej 
Zembaty i Anna Tanalska- Duleba, Ag.Wyd. Jacek Santorski & Co, Warszawa 
1992. 

4.  Encounter - grupy spotkaniowe - działania treningowe, w których przy pomocy 

technik psychoterapeutycznych uczestnicy eksperymentują z rożnymi formami 
wyrażania siebie i kontaktu z ludźmi (przyp.red.). 

5. Warto zwrócić uwagę, że wiele odkryć SYNANONU zostało przeniesionych i 

zastosowanych (lub niezależnie dokonanych) w polskim MONARZE. Zob. 
Jerzy Siczek, "Narkonauci. Od uzależnienia do dobrego życia", Ag.Wyd. Jacek 
Santorski & Co, 1994 (przyp.red.). 

6.  Nemezis - w mitologii greckiej bogini ludzkiego losu i strazniczka 

powszechnego ładu, uosobienie zemsty bogów (przyp.red.).  

7.  Rebirthing jest rozwijany jako ruch nieprofesjonalny i dlatego ośrodki kliniczne 

i psychoterapeutyczne odnoszą się do tych praktyk z dużą rezerwą 
(przyp.red.).  

8. Nagłówek nawiązuje do tytułu filmu opartego na motywach powiesci Sidney'a 

Sheldona, "Bloodline"; wyd.pol.: Sydney Sheldon, "Krwawa linia", Phantom-
Press, Gdansk 1993 (przyp.red).  

9.  Samadhi - w jodze mistycznej stan transu, kiedy świadomość jest 

zaabsorbowana Najwyższym (przyp.red.).  

10. Lider grupy Evy Renzi przyznał, że była ona atakowana w grupie przez (co 

najmniej) trzy osoby. W czasie wywiadu powiedział: "Eva Renzi sciagnela na 
siebie bardzo szybko agresje innych. Zaatakowały ją dwie kobiety i jeden 
mężczyzna. W trakcie tego incydentu rozdarto jej ubranie. Przeżycia jakie 
miała pani Renzi należą do normalnych zjawisk zachodzących w grupach 
encounter na całym świecie. Ktokolwiek wchodzi na ring bokserski, wie, ze 
ryzykuje utrata oka" (33).  

11. Mowa o roku 1979 (przyp.red.).  
12. Serwis prasowy Nr 22, 18 marca 1979. Rajneesh Foundation. Poona. "W 

styczniu tego roku wszystkim liderom grup wydane zostały instrukcje, według 
których nie wolno zezwalać uczestnikom grup na użycie walki jako sposobu 
rozladowywania tlumionych emocji, ani tez jakichkolwiek innych celów" (30).  

13. Patrz: "Heart teaching of the Nahua people" (nauka serca ludu Nahua), w 

"Energy and Character", vol.12, nr 1.  

14. Nauczyciele zen podkreślają niejednokrotnie, że istotą oświecenia nie jest 

utrata ego, lecz otwarcie granic dobrze zintegrowanego JA (przyp.red.).  

15. Zob. tez: David Boadella, "Przepływy życia. Wprowadzenie do biosyntezy", 

przekl. Maciej Zembaty i Anna Tanalska-Dulebba, Ag.Wyd. Jacek Santorski & 
Co, Warszawa 1992 (przyp.red.).  

16. Por.: Anna Czarownicka, Ewa Wojciechowska, "Psychopatologia i 

psychoterapia problemu schizoidalnego w ujęciu H.Guntripa", w "Nowe 
zjawiska w psychoterapii", pod red. M.Lis-Turlejskiej, Ag.Wyd. Jacek Santorski 
& Co, Warszawa 1991 (przyp.red.).  

background image

17. Zob. tez: Chogyam Trungpa & Co, w przygotowaniu (przyp.red.).  
18. "Małymi ludźmi" Reich nazywał osoby uwiezione w strukturze swojego 

charakteru, niewolników ego statusu (przyp.red.).  

19. Zob. tez: John Southgate, "Nerwicowe i twórcze aspekty charakteru", w 

"Rezonans i Dialog" nr 5, Ag.Wyd. Jacek Santorski & Co, 1994 (w druku).  

20. Formacje charakterologiczne, w kategoriach ktorych David Boadella analizuje 

zadżumienie emocjonalne adeptów religijnych praktyk, opisane są m.in. w 
jego artykulach "Stress i struktura charakteru" oraz "Wzorce osobowosci". 
Zobacz "Rezonans i Dialog" nr 3, Ag.Wyd. Jacek Santorski & Co, Warszawa 
1991 (przyp.red.).  

21. Sannjasini - adepci wspólnoty religijnej związanej z tradycja (Osho) 

Rajneesha. Dane dotyczą stanu ruchu w końcu lat siedemdziesiątych 
(przyp.red.).  

22. Zobacz: Stanley Milgram, "Badanie posłuszeństwa", w "Przełom w 

psychologii", wybor i opracowanie Kazimierz Jankowski, Czytelnik, Warszawa 
1978 (przyp.red.).  

23. Przypominam sobie, jak w jednym ze środowisk warszawskich 

psychoterapeutów na początku lat siedemdziesiątych tropiona była i 
piętnowana "cipowatosc" (przyp.J.S.).  

24. Wszystkie cytaty dotyczące Jima Jonesa i jego Świątyni Ludzi pochodzą z 

tego źródła.  

25. Podobno Bhagwan Shree Rajneesh (Osho) powiedział umierając: "Żegnaj mój 

śnie..." (przyp.J.S.).  

26. W oryginale "cop-put", zapewne pomyłka, powinno być "cop-out" (przyp.tlum.).  

 

LITERATURA CYTOWANA. 

1.  Wilhelm Reich, The Mass Psychology of Fascism, Orgone Institute Press, 

New York, 1946.  

2.  David Boadella, The Charge of Consciousness, Abbotsbury Publications, 

1979.  

3.  Alexander Lowen, John Pierrakos, Agression and Violence in the Individual, 

Inst. for Bio-energetic Analysis, Monographs, New York, 1969.  

4.  Jerome Liss, Free to Feel: Finding your way Through the new therapies, 

Wildwood House, London 1974.  

5.  Joel Dweck, Anger with fear on top, w: 'Energy and Character', vol.11, nr 2, 

maj 1980.  

6.  Stanley Keleman, The cathartic body and the formative body, w: 'Energy and 

Character', vol.4, nr 1, 1973.  

7.  Joel Kovel, A complete guide to therapy, Penguin Books, London, 1978.  
8.  Carl Rogers, Encounter Group, Penguin Books, London 107-, wyd.pol.: Carl 

R.Rogers, Terapia nastawiona na klienta. Grupy spotkaniowe, przekl. Anna 
Dodziuk, Elzbieta Knoll, Thesaurus Press 'Juniorzy Gospodarki', Wroclaw 
1991.  

9.  Glyn Seaborn-Jones, Launching, w: 'Energy and Character', vol.7, nr 1, 

styczen 1976.  

10. Peter Smith, What is the effect of being in an encounter group?, w: 'Self and 

Society. The Journal of Humanistic Psychology', vol.1, nr 1, marzec 1973.  

background image

11. Alexander Lowen, The psychopatic character, w: 'Energy and Character', 

vol.7, nr 3, wrzesien 1976.  

12. George Bach, Herbert Goldberg, Creative Aggression: the art of assertive 

living, Coventure, London 1976.  

13. Alan Harrington, Psychopaths, If Books, London 1976.  
14. Rafi Rosen, Letter to the Action Analyse Kommune, Wieden, 6 pazdziernika 

1975.  

15. Peter Eedy, Therapy or acting out, w: 'Energy and Character', vol.8, nr 1, 

styczen 1977.  

16. David Boadella, The breakthrough into the vegetative realm, w: 'Orgonomic 

Functionalizm', vol.7, nr 1, 1961.  

17. Ivan Illich, Medical nemezis: the expropriation of health, Calder & Boyars, 

1975.  

18. David Boadella, Assisted Passage, w 'European Journal of Humanistic 

Psychology', vol.1, nr 1, styczen 1979.  

19. William Schutz, Joy: expanding human awareness, Grove Press, New York 

1967.  

20. Jorg Andrees Elter, Artykul w Der Spiegel, nr 35, 28 sierpnia 1978.  
21. Encounter (wywiad), 'Sanays', nr 3, maj-czerwiec 1978, Bombaj, Indie.  
22. Eva Renzi, Let me go, I want to get out of here, w: 'Stern Magazine', nr 35, 

sierpien 1978, Hamburg.  

23. Krishna Prem, List do Der Spiegel, nr 35, 28 sierpnia 1978.  
24. Jan Foundraine, List do Der Spiegel, nr 35, 28 sierpnia 1978.  
25. Wilhelm Reich, The Murder of Christ, Rangley, Maine 1952, wyd.pol.: Wilhelm 

Reich, Mordowanie Chrystusa, przekl. Henryk Smagacz, Ag.Wyd. Jacek 
Santorski & Co, w przygotowaniu.  

26. Norman Stone (producent), The Synanon Story, BBC 1, 21 pazdziernik 1979.  
27. Richard Price, List napisany 23 lutego 1978, adresat: Krishna Prem.  
28. Jorg Andrees Elten, Artykul w Der Spiegel, nr 43, 22 pazdziernika 1979.  
29. Satyananda, Ganz Entspannt in Hier und Jetzt, Rowohlt Verlag, Reinberg, 

West Germany, 1979.  

30. Bhagwan Shree Rajneesh (Osho), Politics and Love, w: "Come Follow Me" 

vol.II, 1976 (z wykladu wygloszonego 5 listopada 1975).  

31. Eric H.Edwards, Masochism and violence, w: 'Energy and Character', vol.1, nr 

2, maj 1970 (w: 'In the Wake of Reich, 1976).  

32. David Boadella, Stress and Character, w: 'Energy and Character' vol. 5, nr 2, 

maj 1974, wyd.pol.: David Boadella, Stress i struktura charakteru. Synteza 
pojec, w: 'Rezonans i Dialog, nr 3, Ag.Wyd. Jacek Santorski & Co, Warszawa 
1991.  

33. Gerd Sowein, Editorial on the Renzi affair, Fern-Ausgabe, 22 sierpnia 1978, 

Munich, West Germany.  

34. Richard Price, List do Davida Boadelli, 23 pazdziernika 1979.  
35. Un Patient meurt au cours d'une seance de psychotherapie de groupe, w: Le 

Monde, 15 maja 1979.  

36. Charles Kelley, Primal Scream and genital character, w: 'Energy and 

Character' vol.2, nr 3, wrzesien 1979.  

37. David Boadella, The flow of the head, w: 'Energy and Character' vol.9, nr 3, 

wrzesien 1979.  

background image

38. Jiddu Krishnamurti, Talks by Krishnamurti in Europe 1962, Lonndon 1963, 

wyd.pol. fragmentow w: Jiddu Krishnamurti, Rozmowy, Thesaurus Press, 
Wroclaw 1993.  

39. Alexander Lowen, The physical dynamics of character structure, New York 

1958.  

40. Karlfried Graf von Durkheim, Hara, Allen & Unwin, London 1977.  
41. Paul Tillich, Systematic Theology, vol.2, London 1957.  
42. Paul Tillich, Systematic Theology, vol.9, London 1964.  
43. Paul Tillich, Systematic Theology, vol.1, London 1952.  
44. Chogyam Trungpa, Cutting through spiritual materialism, Shambala, London 

1973.  

45. David Boadella, The inner ground, w 'Energy and Character', vol.10, nr 2, maj 

1979, zob.: David Boadella, Przeplyw zycia. Wprowadzenie do biosyntezy, 
przekl. Maciej Zembaty i Anna Tanalska-Duleba, Ag. Jacek Santorski & Co, 
Warszawa 1992.  

46. David Boadella, Between coma and convulsion, Pat II, a: 'Energy and 

Character' vol.7, nr 1, styczen 1976.  

47. Lee Sanella, Kundalini: psychosis and transcendence, San Francisco, 1976.  
48. Carl Yung, Psychological commentaries on kundalini yoga, New York 1975.  
49. Caron Kent, The puzzled body, London 1971.  
50. Itzhak Bentow, Stalking the wild prendulum, Wilwood House, London 1978.  
51. Hurry Guntrip, Personality structure and human interaction, London 1961.  
52. Frank Lake, Clinical Theology, Darton Longman and Todd, London 1976.  
53. Bhagwan Shree Rajneesh (Osho), Nothing to lose but your head, Poona, India 

1978.  

54. Aleksander S.Neill, Hearts not heads in the school, London 1948.  
55. David Shapiro, Neurotic styles, New York 1965.  
56. Alan Watts, The way of Zen, London 1957.  
57. Alexander Lowen, The rhytm of life, New York 1966.  
58. Charles Kelley, Education in feeling and purpose, w: 'Energy and Character, 

vol. 2, nr 1, styczen 1971.  

59. Paul Tillich, The courage to be, Nisbet & Co. Ltd, London 1952, wyd. pol.: Paul 

Tillich, Mestwo bycia, tlum. Henryk Bednarek, REBIS, Poznan 1994.  

60. Bhagwan Shree Rajneesh (Osho), Zen: path of paradox. Cytowane w: 

'Rajneesh Foundation Newsletter', vol. 4, 1 stycznia 1978.  

61. Bhagwan Shree Rajneesh (Osho), The Secret of Secrets, cytowane w: 

'Rajneesh Foundation Newsletter', vol. 4, nr 20, 16 pazdziernika 1978.  

62. Donald Winnicott, Playing and reality, Tavistock Publ., London 1971.  
63. Charles Krause, The Guayana Massacre, Pan Books, London and Sydney 

1979.  

64. Sigmund Freud, Group psychology and the analysis of the ego, London 1992, 

wyd. pol.: Zygmunt Freud, Psychologia zbiorowosci i analiza ego, w tomie: Z. 
Freud, Poza zasada przyjemnosci, przekl. J.Prokopiuk, PWN, Warszawa 
1976.  

65. Stanton Peele, Love and addiction, London 1977.  
66. Ernest Becker, The denial of death, New York 1973.  
67. David Boadella, On doctrinaire movements, w: 'Energy and Character', vol. 2, 

nr 1, styczen 1971.  

68. W.R.Bion, Experience in groups, London 1961.  

background image

69. John Southgate & Rosemary Randall, Work democracy or emotional plague, 

w: 'Energy and Character', vol. 9, nr 2 vol. 10, nr 1, maj 1978 - styczen 1979.  

70. Wilhelm Reich, The emotional plague, w: 'Character Analysis' Vison Press, 

1948.  

71. Alexander Lowen, The psychopatic personality, w: 'Energy and Character', vol. 

7, nr 3, wrzesien 1976.  

72. Paul Tillich, Systematic Theology, vol. 3, London 1964.  
73. David Boadella, Between coma and convulsion, Part I, w: 'Energy and 

Character' vol. 6, nr 3, wrzesien 1975.  

74. Aaron Esterson, Leaves of Spring: schizophrenia, family & sacrifice, London 

1972.  

75. Ronald D.Laing, The devided self, London 1965.  
76. Robert Coles, R.D.Laing and Anti-psychiatry, w: 'Laing and Anti-Psychiatry', 

Penguin Books, London 1972.  

77. David Boadella, Contact and dread, w: 'Energy and Character', vol. 2, nr 3, 

wrzesien 1971.  

78. David Boadella, On screaming oneself, w: 'Energy and Character', vol. 4, nr 1, 

styczen 1973.  

79. Jean Ambrosi, L'analyse psychoenergetique, Paris 1979, wyd. pol.: Jean 

Ambrosi, Analiza psychoenergetyczna, przekl. Monika Bartnicka, 
Laboratorium Psychoedukacji, Warszawa 1987, materialy szkoleniowe, na 
prawach rekopisu.  

80. Ernest Becker, The denial of death, New York 1975.  
81. Maretta, Experience in a group, w: 'Sensus Communication. A journal of 

humanistic psychology', vol. 3, nr 4, lipiec - sierpien 1979.  

82. Norman Stone, (Producent), The Synanon Story, BBC 1, 21 pazdziernika 

1972.  

83. Christ Gilders, (Producent), Transformation Express, BBC 1, 25 listopada 

1975.  

84. David Boadella, Talk on Energy and Politics, San Francisco Reich 

Conference, sierpien 1974.  

85. Joost Meerloo, Mental seduction and menticide, London 1957.  
86. David Boadella, Review of Meerloo "Orgonomic Functionalism", vol. 4, nr 4, 

listopad 1957.  

87. Joel Kovel, Complete guide to therapy, Penguin Boooks, London 1976.  
88. The Actions Analyse Kommune News, nr 1, Vienna 1975.  
89. Frank Lake, Leaflet on paranoia and small groups, cytowane za: Mary 

Douglas, Natural Symbols, 1979.  

90. Paul Mathews, The people's Temple, w: 'Journal of Orgonomy', vol. 13, nr 2, 

listopad 1979.  

91. Charles Krause, The Guyana Massacre, Pan Books, London and Sydney, 

1979.  

92. Andrija Puharich, Beyond Telepathy, London 1962.  
93. Wilhelm Reich, The function of the orgasm, New York 1942, wyd. pol.: 

Wilhelm Reich, Funkcja orgazmu, przekł. Natasza Szymanska i Ewa 
Wojciechowska, Ag. Jacek Santorski & Co, 1994, w przygotowaniu.  

94. Stanley Keleman, Living your dying, New York 1974.  
95. John Keats, Letters of John Keats, Oxford 1947.  
96. Susan Atkins, Child of satan, child of God, London 1977.  
97. E.Sanders, The family, Dutton, New York 1971.  

background image

98. David Blundy, Secret of the Jonestown tapes, w: 'Sunday Times Magazine', 25 

listopada 1979.  

99. Ola Raknes, Wilhelm Reich and Orgonomy, New York 1973.  
100. 

Cult of Death (reportaz), Time Magazine, 4 grudnia 1978.  

101. 

Max Pages, Une novelle religion - la psychotherapie, w: 'Le Monde', 30 

wrzesnia 1979. 


Document Outline