background image

Świat nie jest absurdalny. Nie jest tak, że umysł nie potrafi go zrozumieć. Przeciwnie: 

może umysł ludzki już zrozumiał świat, ale jeszcze o tym nie wie...

L. Pauwels i J. Bergier, Aufbruch ins dritte Jahrtausend
 
Dzieje rodzaju ludzkiego są ciągłą walką pomiędzy ciemnością a światłem. Dlatego  

kłótnie o korzyści poznania nie mają sensu: człowiek chce poznawać. Jeśli przestanie, 
nie będzie już człowiekiem.

Fridtjof Nansen
 
Fatima nie powiedziała światu swego ostatniego słowa Od pierwszego dnia rozwija 

się religijna żarliwość; cud staje się większy, tajemnica objawia...

Kardynał Cerejeira
 
Cuda nie zdarzają się w sprzeczności z naturą, lecz w sprzeczności z tym, co nam  

jest w naturze znane.

Św. Augustyn
 
Kto wie, co drzemie za kulisami dziejów?
Fryderyk Schiller, Don Carlos

Przedmowa

W   czerwcu   1985   roku   byłem   w   Fatimie.   W   miesiącach   letnich   zajmowałem   się 

sprawami   zawodowymi   w   Hiszpanii,   rękopis   niniejszej   książki   był   już   w   zasadzie 
ukończony, ja zaś odczułem wewnętrzną potrzebę pojechania do Portugalii, zobaczenia 
tego kraju, tej miejscowości i stanięcia choć raz dokładnie w miejscu, gdzie prawie 
siedemdziesiąt lat temu wszystko się wydarzyło.

Co stało się w 1917 roku w Fatimie? Chodzi mi o to, co stało się naprawdę? Zgodnie z 

wersją tradycyjną, oficjalnie uznaną i reprezentowaną przez Kościół katolicki, w Fatimie 
objawiła się Matka Boska, tak jak wcześniej objawiała się w Lourdes i w wielu innych 
miejscach Ziemi. Krytycy, którzy z reguły tylko bardzo powierzchownie zajmowali się 
niezwykle   skomplikowaną   i   wielowarstwową   tematyką   objawień   maryjnych   (lub 
przynajmniej   twierdzą,   że   się   nią   zajmowali),   tłumaczą   je   halucynacjami,   zbiorową 
psychozą oraz jakimiś duchowo-umysłowymi procesami w ludzkim mózgu, nie odnosząc 
ich jednak do zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości. Zasadniczo nie podzielam tych 
opinii. Jak to często bywa, także i tu niezbędna jest wielostronna obserwacja i analiza. 
Być może, niektóre przypadki (jak z Carabandal) da się wyjaśnić w ten sposób, wiele 
jednak ma zdecydowanie inną wymowę.

1

background image

Jeżeli jednak objawienia maryjne są rzeczywistymi i nie urojonymi wytworami fantazji 

dzieci w okresie dojrzewania lub jeszcze młodszych, to jaka tajemnica kryje się za tym? 
Czy jest to  rzeczywiście  Maria, matka Jezusa, która od stuleci „objawia się" na całym 
świecie, głosi na ogół mało konkretne przepowiednie o końcu świata i znika? Już przed 
stuleciami takie zjawisko ostrzegało przed rychłym końcem świata – „kielich wkrótce się 
przepełni", a przed 25 laty oznajmiło – „kielich się przepełnił", ale jak dotąd koniec świata 
nie nastąpił. Dlaczego w większości przypadków Maria kieruje swoje orędzie do mało 
wykształconych dzieci, które rzadko są w stanie zrozumieć, co dzieje się wokół nich i z 
nimi?   Dlaczego   porozumiewanie   się   „widzących"   ze   zjawiskiem   jest   często   tak 
nieefektywne, że dla wyjaśnienia im sensu i treści posłania konieczna jest większa liczba 
objawień.   Czy   nie   byłoby   rozsądniej  przekazać   je   rządzącym  tym   światem,   zamiast 
wybierać drogę okrężną?

W dyskusjach o objawieniach często wysuwa się argument, który na pierwszy rzut oka 

wydaje się logiczny: jakie jest „naturalne" wyjaśnienie dla licznych cudownych uzdrowień 
w Lourdes czy Fatimie, jeżeli Matka Boska tam się nie objawiła? Jak sądzę, należy sobie 
wyjaśnić, że w istocie mamy tu do czynienia z dwiema zupełnie różnymi sprawami. Z 
jednej   strony   jest   to   pojawianie   się   postaci   kobiecej,   której   zamiarem   z   reguły   jest 
przekazanie   określonego   posłania   (chyba   że   postać   jest   niema).   Uleczenie   chorych 
nigdy   nie   jest   jej   zasadniczym   celem.   Przeciwnie,   nie   ma   ani   jednego   znanego 
przypadku, aby zjawa – na przykład – pochyliła się nad chorym i go leczyła.

Cudowne  uleczenia to zupełnie inna sprawa. Zdarzają się spontanicznie podczas 

samych objawień (ale tylko podczas ich serii) lub po objawieniach, tzn. w bezpośrednim 
sąsiedztwie   miejsca   objawienia.   Nie   ma   jednak   żadnego   dowodu,   ba,   nawet 
poważniejszej poszlaki, że istnieje związek przyczynowy między nimi a postacią Marii. 
Nie   wiemy,   jak   właściwie   dochodzi   do   tak   zwanego   cudownego   uleczenia.   Mocna 
postawa oczekiwania i intensywna nadzieja na cud spowodowały z pewnością większość 
uzdrowień.   W   psychologii   fenomen   ten   znany   jest   jako  self-fullfilling   prophecy 
(samospełniająca się przepowiednia). Inne uzdrowienia mogą być też wywołane przez 
nie zbadane dotąd zjawiska, które może wytłumaczyć parapsychologia. Może istnieje 
coś takiego jak „pole mentalne", wywoływane przez ogół wiernych w miejscu pielgrzymki 
tym, że są oni przekonani o cudach w danym miejscu. Być może takie pola powodujące 
uzdrowienia istnieją.

W   sprawie   cudownych   uzdrowień   jedno   nie   powinno   nas   zmylić.   Wszystkie 

wykazywane na odpowiednich listach uzdrowienia dotyczą takich chorób, jak: gruźlica, 
ślepota, zapalenie opon mózgowych, zapalenie opłucnej, paraliż itd. Nie było ani jednego 
przypadku   odrośnięcia   amputowanej   nogi   czy   też   odzyskania   mowy   i   słuchu   przez 
głuchoniemego od urodzenia. Skąd ta selekcja? Gdyby rzeczywiście chodziło o „cuda" w 
klasycznym rozumieniu, podobny wybór nie byłby zrozumiały. A więc cuda zdarzają się 
tylko w określonych, wyznaczonych ramach, tzn. w chorobach, których uleczenie może 
być wytłumaczone wspomnianymi przyczynami: wiarą i oczekiwaniem. Weźmy do ręki 
Nowy Testament i przeczytajmy z Ewangelii św. Marka. Jezus nie mówi tam „pomogłem 
ci" lub „Bóg cię uzdrowił", ale: „Córko, wiara twoja uzdrowiła cię" (Mar. 5, 34) i „Idź, wiara 

2

background image

twoja uzdrowiła cię" (Mar. 10, 52). Najdobitniej podkreśla Jezus moc wiary w Ewangelii 
św.   Mateusza:   „Wtedy   przystąpili   uczniowie   do   Jezusa   na   osobności   i   powiedzieli: 
Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić? A On im mówi: Dla niedowiarstwa waszego. Bo 
zaprawdę   powiadam   wam,   gdybyście   mieli   wiarę   jak   ziarnko   gorczycy,   to 
powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego 
dla was nie będzie. Ale ten rodzaj nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post" 
(Mat. 17, 19-21).

W zasadzie jest to właśnie zjawisko, o którym wcześniej pisałem. Cudowne uleczenia 

nie są powodowane działaniem Boga, Jezusa czy Marii, ale tylko i wyłącznie wiarą w te 
działania. Spostrzeżenie to uważam za bardzo ważne i godne podkreślenia, bo pomoże 
nam w obiektywnej ocenie i w lepszym zrozumieniu wydarzeń zachodzących przed i po 
objawieniu maryjnym.

Jeżeli więc to nie Maria objawiła się w Fatimie, Lourdes i w innych miejscach, to w 

takim   razie   kto   lub   co?   W   książce   tej   spróbowałem   przedstawić   całkowicie   nową 
odpowiedź na to pytanie, w tak szczegółowej i obszernej formie. O ile wiem, istnieją 
nieliczne krótkie artykuły i wzmianki we francuskich i angielskich publikacjach (np. B. 
Vallée The Invisible College), zajmujących się jednak tym tematem tylko na marginesie. 
Przyznaję, że proponowane przeze mnie wyjaśnienia problemu nie tłumaczą wszystkich 
fenomenów i nie odpowiadają na wszystkie pytania. Ale wierzę, że jeśli pójdziemy tym 
tropem,   to   otrzymamy   niezwykły   instrument,   który   pewnego   dnia   może   okazać   się 
pomocny w poznaniu pełnej prawdy. I właśnie to wydaje mi się potrzebniejsze dzisiaj niż 
kiedykolwiek.

Johannes Fiebag

Wurzburg, czerwiec 1986

Wstęp

„Kto chce się rozwijać, musi wpierw nauczyć się wątpić, gdyż wątpliwość ducha 
prowadzi do odkrycia prawdy."

Arystoteles

 
Znane są najróżniejsze przepowiednie końca świata. Od biblijnego Objawienia św. 

Jana, przez Nostradamusa, aż do licznych proroctw religijnych, pseudoreligijnych lub 
wypowiedzi   spekulujących   na   sensacjach   proroków,   wizjonerów   i   szarlatanów, 
przedstawiających różne domniemane czy urojone apokalipsy. Dziś dochodzą do tego 
naukowo   upiększone   czy   umotywowane   politycznie   histerie   czasu   zagłady,   widzące 
Czarnego Piotrusia odpowiedzialnego za całe zło w technice, wmawiające pozostałej 
części   ludzkości   nieuchronność   globalnej   śmierci   i   nie   widzące   alternatywy   ani   dla 
straszliwego szybkiego końca, ani dla strachu bez końca.

3

background image

W   historii   ludzkości   przepowiadano   już   wiele   końców   świata.   Po   raz   pierwszy, 

przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym, miała to być noc sylwestrowa 999-1000. 
Ledwie możemy dziś zrozumieć, co się wtedy stało. A może po prostu powstał ruch „No-
Future". Od wielu lat panował głód i bezrobocie, w ciężkie zimy brakowało drewna na 
opał, a najpotrzebniejsze produkty spożywcze wciąż drożały. Ale nikomu nie chciało się 
nawet kiwnąć palcem, bo i po co? Czyż w Biblii nie napisano wyraźnie o walce Michała 
Archanioła z szatanem: „I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabel i 
szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani i zamknął ją, i położył nad nim 
pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc lat. Potem musi być 
wypuszczony na krótki czas" (Obj. 20, 2-3). To miało nastąpić. Nikomu chyba poważnie 
nie przeszkadzało, że Jezus sam powiedział: „Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani 
aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mar. 13, 32). Kolumny umartwiających się 
pokutników rozbiegły się po Europie, szerząc smutek i przygnębienie (obok dżumy i 
cholery). Nieliczni, którzy nie dali się zwariować agonią, obejmującą cały świat zachodni, 
i starali się zachować rozsądek, nie byli z pewnością dość silni czy zdolni do walki z tymi 
bredniami. Pozostało im jedno: przeczekać.

I nadszedł rok 1000 i nic się nie zdarzyło! Rankiem 1 stycznia 1000 roku słońce jak 

zawsze wzeszło na wschodzie, nie otworzyły się bramy piekieł, nie zagrzmiały z nieba 
apokaliptyczne trąby i nie zostali wskrzeszeni umarli. Życie toczyło się dalej, tak jak 
dotychczas.

Wciąż powtarzały się podobne, nie tak jednak radykalne zapowiedzi zagłady świata. 

Nie  jest od  nich  wolne  i  nasze stulecie. Ponowne   pojawienie  się na  niebie komety 
Halleya w 1910 roku przeraziło pół świata. A kiedy dwaj brytyjscy badacze zapowiedzieli 
na   1982   rok   tzw.   „efekt   Jowisza",   rzadką   w   Układzie   Słonecznym   konstelację,   gdy 
większość planet ustawi się jakby w szeregu, to nawet nasi „oświeceni" współcześni 
uwierzyli w zbliżające się trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, przesunięcia biegunów i 
wielkie katastrofy klimatyczne.

Następną „podejrzaną" datą był rok 1988, kolejną – jakże inaczej – będzie przełom 

stulecia. Jednak i po 1 stycznia 2000 roku słońce będzie dalej wschodzić, nie zobaczymy 
apokaliptycznych jeźdźców wymachujących trąbami, a groby się nie otworzą.

Mimo   przeciwnych   twierdzeń   określonych   kręgów   uważam,   że   zarówno   globalna 

katastrofa środowiska, jak i trzecia wojna światowa są nieprawdopodobne. Oczywiście, 
nie możemy tych niebezpieczeństw bagatelizować czy ignorować, ale historia pokazała, 
że   w   ciągu   dziejów   człowiek   stale   potwierdzał   swoją   umiejętność   rozpoznawania 
kryzysów, stawiania czoła niebezpieczeństwom i pokonywania przeszkód.

Jeśli   jednak   zechcemy   widzieć   wszystko   w   czarnych   barwach,   to   wcześniej   czy 

później staniemy się ofiarą własnego pesymizmu: po co się męczyć, jeśli za kilka lat i tak 
będzie   po   wszystkim?   Jest   to   dokładnie   takie   samo   zachowanie,   jak   zachowanie 
wyśmiewanych   przez   nas   ludzi   z   999   roku.   Tylko,   że   leżenie   z   założonymi   rękami 
miałoby w dzisiejszych czasach bardziej katastrofalne następstwa niż przed tysiącem lat.

4

background image

Ale   co   mamy   myśleć   o   tych   wszystkich   proroctwach   sprzed   wielu,   wielu   lat, 

zapowiadających koniec świata? Jak to jest właściwie z przepowiednią przekazaną przed 
siedemdziesięciu laty trójce dzieci w Portugalii przez postać, która „jednak musiała to 
wiedzieć", przez Matkę Boską?

Od   początku  lat   sześćdziesiątych  znana   jest,   choć  tylko  we   fragmentach,   wersja 

słynnej   „trzeciej   części   orędzia",   którą   przekazano   dzieciom   z   Fatimy   w   1917   roku 
(wrócimy jeszcze do okoliczności tego posłania i jego zwiastowania). W proroctwie tym, 
przez wielu uważanym za autentyczne, powiedziano dosłownie:

„Na całą ludzkość przyjdzie wielka kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej 

połowie   dwudziestego   wieku...   Nigdzie   nie   ma   porządku.   Nawet   na   najwyższych 
szczeblach  władzy panuje  szatan i  decyduje o  wszystkim.  Zdoła   wniknąć nawet  na 
najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać umysły wielkich naukowców, którzy 
wynajdą broń zdolną w kilka minut zniszczyć połowę ludzkości! Opanuje przywódców 
narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli ludzkość temu się nie sprzeciwi, 
nie   będę   mogła   powstrzymać   ręki   sprawiedliwości   mego   Syna,   Jezusa   Chrystusa. 
Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż ukarał ich kiedyś potopem. Ale 
także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby. Kościół pogrąży się w mroku, a 
świat  wielce  się  przerazi,  wielka  wojna  rozpęta   się  w  drugiej  połowie   dwudziestego 
wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z oceanów wyparuje, piana z sykiem 
uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. Miliony, wiele milionów ludzi zginie z 
godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie 
spojrzeć,   będą   cierpienia,   nędza   na   całej   ziemi   i   zagłada   we   wszystkich   krajach. 
Spójrzcie,   ten   czas   jest   coraz   bliżej,   nieszczęście   staje   się   coraz   większe,   nie   ma 
żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z małymi, książęta Kościoła z 
wiernymi,   władcy   tego   świata   ze   swymi   ludami,   wszędzie   zapanuje   śmierć,   przez 
błądzących   ludzi   wychwalana   jako   triumf   i   przez   pachołków   szatana,   który   będzie 
jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje żaden król i cesarz, 
żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga Ojca, by ukarać tych, 
którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko przetrwają i pozostaną przy 
życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć Bogu jak kiedyś, gdy świat 
nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych następców mego Syna, 
Jezusa Chrystusa, wszystkich prawdziwych chrześcijan i apostołów ostatniego czasu! 
Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to nawrócenie nie nadejdzie z góry 
od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz biada, biada, jeśli to nawrócenie 
nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się wtedy jeszcze o wiele gorzej! 
Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku służąc ci pomocą".

Na pierwszy rzut oka brzmi to dość zagadkowo i strasznie. Jeśli te słowa istotnie 

pochodzą od jakiejś „boskiej instancji", mielibyśmy wiele powodów do strachu, gdyż 
oskarżane przez tę postać stosunki na ziemi od tej pory niewiele się poprawiły, lecz 
raczej  przeciwnie:   pogorszyły.   Innymi   słowy,   katastrofy,   ostateczna  apokalipsa  i  Sąd 
Ostateczny zdarzałyby się zapewne co dzień wokół nas i należałoby się tylko dziwić, że 
nie zdarzyły się już dawno.

5

background image

Ale czy słowa te są naprawdę słowami Matki Boskiej? Czy rzeczywiście przekazała je 

pastereczce   Lucii   dos   Santos?   Możemy   też   poczekać   do   końca   naszego   stulecia   i 
sprawdzić, czy zdarzenia opisane w proroctwie nastąpią.

Wydaje mi się jednak, że i w inny sposób można stwierdzić, czy ten tekst o końcu 

świata pochodzi ze źródeł niebiańskich czy też wątpliwych, ziemskich. Nie unikniemy 
przy tym pytania, czy proroctwo znane jako „trzecia część orędzia" z Fatimy ma w ogóle 
cokolwiek wspólnego z wydarzeniami 1917 roku lub czy autentyczna „trzecia tajemnica" 
nie zawierała całkiem innego posłania, którego treść była tak niezwykła i przerażająca, 
że wpływowe kręgi Watykanu wolały utrzymać je na zawsze w tajemnicy?

Czyż nie budzi to państwa wątpliwości? Proszę wybrać się z nami v tę niecodzienną, 

ale – jak sądzę – fascynującą odkrywczą podróż. Podróż ta doprowadzi nas do granic 
współczesnej wiedzy, spotkamy się z licznymi, niezwykłymi sprawami, na końcu jednak 
tej   naszej   „podróży"   wszystkie   elementy   mozaiki   ułożymy   w   wielki,   wielowymiarowy 
obraz.

Niech państwo dadzą zrobić sobie niespodziankę...

1. Objawienia

Bogowie będą rozmawiać z nami oko w oko dopiero, gdy my sami będziemy mieli 
twarz.

C. S. Lervis, teolog, Oxford

 

Fatima, dzieci i ich czasy

Gdy człowiek – jako pielgrzym, turysta czy zwyczajny ciekawski – przybywa dziś z Vila 

Nova   de   Ourem   w   środkowej   Portugalii,   z   Leirii   czy   Batalhi,   nie   najgorszą   drogą 
prowadzącą przez płaskowyż Sierra de Aire, przez częściowo zalesione góry i wyżyny, 
może sobie wyrobić pojęcie o czasach, w których rejon ten stał się znany na świecie. Być 
może ubóstwo mieszkańców tej części świata trochę się w ostatnich latach zmniejszyło, 
ale nigdy nie była to kraina bogata i pewnie nigdy taka nie będzie, chociaż po drogach 
jeździ więcej samochodów z turystami niż kiedykolwiek.

Przyjeżdżając do Fatimy człowiek odnosi wrażenie, że przeniósł się do innego świata. 

Tu wszystko zmieniło się od pamiętnego 13 października 1917 roku, który odmienił nie 
tylko tę wioskę. Fatima jest dzisiaj największą maryjną świętością świata. I tak, jak w 
Lourdes we Francji i w innych „cudownych" miejscach, mieszają się tu wartości sakralne 
z   rozbuchanymi   przejawami   życia   świeckiego:   hotelami,   gospodami,   barami, 
najróżniejszymi   sklepami,   kioskami   z   pamiątkami,   a   także   „pierwszym   i   jedynym   w 
Portugalii muzeum figur woskowych". Wszystko to powstało przez parę dziesięcioleci 
zaledwie, a dziś sprzyja rozwojowi turystyki dla pielgrzymów, nie pozostawiając wiele 
miejsca szukającym ciszy i skupienia.

6

background image

Ale centrum Fatimy to miejsce, w którym wtedy, przed blisko siedemdziesięciu laty, 

zdarzył się cud. Tu na Cova da Iria wznosi się dziś wielka bazylika, liczne budowle 
administracji kościelnej, siedziba Błękitnej Armii Matki Boskiej Fatimskiej, szpital i nowo 
urządzone, duże centrum obsługi pielgrzymów. Wszystko to otacza ogromny plac, na 
który, szczególnie w rocznicę wydarzeń, schodzą się tłumy pielgrzymów. Codziennie 
celebruje się tu msze i odprawia  nabożeństwa, tu odbywają się  nocne  procesje, tu 
przybyło dwóch papieży (Paweł VI i Jan Paweł II oraz – jeszcze jako kardynał Wenecji – 
późniejszy papież Jan XXIII), aby modlić się i zwracać do wiernych na całym świecie.

W   1917   roku   Fatima   była   nieistotną   wiejską   gminą,   liczącą   niespełna   2500 

mieszkańców. Obejmowała około czterdziestu wiosek, mających z reguły nie więcej niż 
po dziesięć niskich, jednopiętrowych domów, rozrzuconych wokół miasteczka targowego 
Fatima. Ludzie żyli zwyczajnie i skromnie. Nie znali nic poza codzienną pracą na ubogiej 
roli.   Uprawiali   pszenicę,   kukurydzę,   a   gdzieniegdzie   winorośl.   Mieszkali   w   domach 
równie biednych jak oni sami.

Rok 1917 był rokiem wojny, w którą została wmieszana, podobnie jak inne kraje 

Europy,   także   Portugalia,   od   1910   roku   republika   o   niestabilnych   stosunkach 
politycznych. Ludność wiejska szukała w wierze ochrony i ucieczki, gdyż Kościół stanowił 
od   dawna   potężną   opokę   narodu   portugalskiego.   Tutaj,   daleko   od   wielkich   miast   i 
Lizbony, nic nie stracił ze swego znaczenia. Ludzie byli wierzący, pomocy szukali „na 
łonie Matki Kościoła".

W Aljustrel, małej osadzie, złożonej z kilku domów, oddalonej tylko o kilka minut drogi 

od Fatimy, mieszkały wtedy dwie spokrewnione ze sobą rodziny: jedną tworzyli Manuel-
Pedro Marto i jego żona Olimpia de Jezus, drugą Antonio dos Santos i jego żona Maria-
Rosa. Oba małżeństwa miały liczne potomstwo, co nie było w tych czasach i w tym 
regionie   niczym   niezwykłym.   Dwoje   najmłodszych   spośród   jedenaściorga   dzieci 
Manuela-Pedro Marto to Francisco, urodzony 11 czerwca 1908 roku i Jacinta, która 
przyszła na świat 10 marca 1910 roku. Antonio i Maria-Rosa dos Santos mieli pięcioro 
dzieci, najmłodsza córeczka urodziła się 22 marca 1907 roku i otrzymała imię Lucia.

Troje dzieci, o których nikt nie przypuszczał, że staną się znane na całym świecie, 

rosło tak, jak tysiące innych w tym kraju. Nie miały możliwości chodzenia do szkoły. Całą 
wiedzę potrzebną w przyszłości, musieli im przekazać rodzice. Maria-Rosa, matka Lucii, 
przejęła ten obowiązek w stosunku do dzieci swoich i brata. Uczyła je historii i starych 
zwyczajów, a w szczególności wiary katolickiej. Nauka religijnej tradycji i kanonów wiary 
była dla niej niezwykle ważna, dlatego nie może dziwić, że Lucia mając zaledwie sześć i 
pół roku mogła przystąpić do pierwszej komunii. Zdaniem wielu autorów piszących o 
Fatimie trójka dzieci była szczególnie pilna w modlitwie: „Dzieci, wychowane w surowej 
wierze, umiały się modlić i z wielką pilnością uczyły się katechizmu. Lucia już w wieku 
siedmiu   lat   przystąpiła   do   pierwszej   komunii"   [1]   oraz   „Cała   trójka   była   pobożna   i 
niewinna. Żadne nie umiało pisać ani czytać. Jedynie Lucia przystąpiła do pierwszej 
komunii"   [2].   Jak   dalece   charakterystyki   te   są   zgodne   z   prawdą,   czy   po   prostu 
odzwierciedlają tworzący się mit, pozostanie nie rozstrzygnięte. Wydaje się jednak mimo 

7

background image

wszystko, że dzieci w latach owych decydujących wydarzeń rzeczywiście były pobożne i 
wierzące, tak jak wychowali je rodzice.

Religijne wyobrażenia małych dzieci i innych mieszkańców Fatimy były zgodne z 

naiwnym,   dziecięcym   pojmowaniem   wiary.   Nie   mówię   tego   lekceważąco,   słowa   te 
obrazują   po   prostu,   o   co   chodzi.   Dla   ludzi   tamtych   czasów   nie   istniały   „krytyczne" 
dyskusje nad tym, co przejęli od rodziców i dziadków i przekazali własnym dzieciom. Dla 
nich   Jezus,   apostołowie   i   aniołowie   naprawdę   panowali   nad   chmurami,   brodaty   i 
dobroduszny Bóg Ojciec rządził z nieba siłami przyrody, a szczególnie szanowana i 
uwielbiana   była   Maria,   Matka   Boska,   patronka   kraju.   Pod   ziemią,   w   głębokich 
zakamarkach piekła szatan uprawiał swój niecny proceder i należało się strzec, aby mu 
nie   ulec.   Rozstrzygającymi   kryteriami   życia   doczesnego   były   niebiańska  hierarchia   i 
porządek,   to   wszystko,   co   Kościół   głosił   od   stuleci,   a   czego   katechizm   uczył   od 
niepamiętnych czasów. I tylko z tego punktu widzenia, gdy uświadomimy sobie religijne 
tło tego zjawiska, zrozumiemy, co naprawdę stało się w Fatimie i dlaczego przebiegło 
właśnie tak.

Objawienia „anioła"

Właściwa historia Fatimy rozpoczyna się wiosną 1916 roku. W pobliżu wsi u stóp 

wzgórza   Cabeço   dziewięcioletnia   wówczas   Lucia,   ośmioletni   Francisco   i   jego 
sześcioletnia   siostra   Jacinta   pasali   stado   owiec,   należących   obu   rodzin   z  Aljustrel. 
Dokładnej daty nie da się odtworzyć („Dokładnej daty nie mogę podać, ponieważ wtedy 
nie znałam ani lat, ani miesięcy, ani nawet dni tygodnia" – Lucia dos Santos w 1942 
roku), przypuszczalnie było to w maju lub na początku czerwca [3].

Przed   południem   zaczął   padać   deszcz,   przy   czym   autorzy   nie   są   zgodni   co   do 

intensywności opadów. U Barthasa znajdujemy taki oto opis: „deszcz bardzo drobny 
deszcz, rodzaj mżawki" [4], gdy Castelbranco każe spaść „ulewie" [5]. W każdym razie 
trójka dzieci znajduje schronienie w niewielkiej grocie otoczonej drzewami i krzakami. Tu 
w   południe   spożywają   przyniesiony   chleb,   odmawiają   różaniec   i   w   końcu   ponownie 
wychodzą na zewnątrz.

W tym momencie dzieje się coś dziwnego: chociaż niebo znów lśni błękitem, dzieci 

przeraża silny podmuch wiatru. Spoglądając ku równinie widzą „silne światło i jakby 
ludzką sylwetkę odznaczającą się w powietrzu i zbliżającą do nich. Była biała, bielsza niż 
śnieg. Wyglądała jak posąg z kryształu, przez który przeświecały promienie słońca" [4].

Dzieci  stoją   jak  osłupiałe. Ale   im   bardziej   zbliża  się  do  nich  dziwna   postać,   tym 

wyraźniej   widzą   mniej   więcej   czternasto-   albo   piętnastoletniego   chłopca   „o 
nadprzyrodzonej urodzie" [4]. Podszedłszy do nich, świetlista zjawa mówi: „Nie lękajcie 
się. Jestem Aniołem Pokoju. Módlcie się ze mną".

Postać klęka, dotyka czołem ziemi i powtarza trzykrotnie: „Boże mój, wierzę, wielbię, 

ufam i kocham Cię! Proszę Cię o wybaczenie dla tych, którzy nie wierzą, nie wielbią, nie 
ufają i nie kochają Cię!"

Dzieci są tak przejęte, że bez wahania idą za przykładem świetlistej postaci. Anioł 

zwraca się do nich jeszcze raz: „Tak macie się modlić! Najświętsze Serca Jezusa i Marii 

8

background image

wzruszą się waszą modlitwą". Następnie postać znika. Lucia: „Nadprzyrodzone uczucie, 
które   nas   ogarnęło,   było   tak   silne,   że   przez   dłuższy   czas   trwaliśmy   w   pełnym 
zapomnieniu w tej samej pozycji, w której opuścił nas anioł i ciągle powtarzaliśmy tę 
samą modlitwę. Czuliśmy obecność Boga tak blisko i gorąco, że nawet nie odważyliśmy 
się mówić ze sobą. Jeszcze następnego dnia nasze dusze kąpały się w tym uczuciu, 
które dopiero bardzo powoli zanikało" [4].

Około dwu miesięcy później, a więc zapewne w końcu lipca lub na początku sierpnia, 

dzieci bawiły się w pobliżu studni w ogrodzie rodziców Lucii. Było koło południa, gdy 
ponownie ukazała się tajemnicza świetlista postać: „Co robicie? – zapytał »anioł«. – 
Módlcie się, dużo się módlcie! Święte Serca Jezusa i Marii w swej łaskawości planują dla 
was coś szczególnego... Ofiarujcie Panu nieustanne modły i wyrzeczenia".

Tym razem Lucia, najstarsza z trójki, odważa się odezwać. Zadaje pytanie świetlistej 

postaci: „Jak mamy składać ofiary?"

„Wszystko   może   być   ofiarą.   Złóżcie   ją   Bogu   jako   pokutę   za   grzechy,   które   go 

obrażają,   i   błagajcie   go   stale   o   nawrócenie   grzeszników.   Spróbujcie   w   ten   sposób 
sprowadzić pokój dla waszej ojczyzny". Postać przerwała na chwilę, po czym ciągnęła: 
„Jestem jej Aniołem Stróżem, Aniołem Portugalii. Przede wszystkim przyjmijcie z pokorą 
cierpienia, jakie Pan na was ześle" [4].

Słowa te wywarły na dzieciach wielkie wrażenie. Lucia powiedziała później: „Od tej 

chwili   poświęciliśmy   Panu   wszystko,   tak   jak   nam   kazał.  Ale   wtedy   nie   szukaliśmy 
umartwień   ani   innych   form   pokutnych,   tylko   leżąc   na   ziemi   całymi   godzinami 
powtarzaliśmy modlitwę, której nauczył nas anioł" [2].

Znów mijają dwa miesiące. Dzieci są w grocie Cabeço, gdy nagle spowija je jaskrawe 

światło, „nieziemski blask" [4]. Po raz trzeci objawia im się „anioł". W rękach trzyma 
kielich, nad którym unosi się hostia. Z opłatka spływają czerwone „krople krwi". Postać 
wypuszcza kielich, który wraz z hostią zawisa w powietrzu, „anioł" klęka przed dziećmi i 
prosi, aby trzykrotnie powtórzyły następującą modlitwę: „Przenajświętsza Trójco, wielbię 
Ciebie z głębi duszy i ofiaruję Ci drogocenne Ciało, Krew, Duszę i Boskość naszego 
Pana, Jezusa Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach na całym świecie, jako 
zadośćuczynienie   za   wszystkie   zniewagi,   które   obrażały   jego   samego;   poprzez 
nieskończone zasługi Najświętszego Serca i wstawiennictwo Niepokalanego Serca Marii 
błagam o nawrócenie nieszczęsnych grzeszników".

Po   trzykrotnym   odmówieniu  modlitwy   przez   dzieci  postać   się   podnosi.   Następnie 

przekazuje kielich Jacincie i Francisco, a hostię Lucii, i mówi: „Weźcie Ciało i Krew 
Chrystusa, tak strasznie znieważane przez niewdzięcznych ludzi".

Postać znów schyla się ku ziemi i rozpoczyna modlitwę. Dzieci czynią to samo. Modlą 

się nieustannie godzinami, jeszcze długo po zniknięciu postaci. Dopiero pod wieczór 
budzą się jakby z głębokiego snu. Wracają do domu zamyślone, pod wrażeniem „boskiej 
mocy", która zwróciła się do nich, i z wzajemnym przyrzeczeniem, aby nikomu nic nie 
mówić o wydarzeniach z Cabeço.

Pierwsze objawienie postaci kobiecej

9

background image

Około dwóch kilometrów od Aljustrel i okrągłe trzy kilometry od Fatimy zieleni się Cova 

da Iria, Kotlina św. Irii, zagłębienie terenu (obecnie zabudowane i wybrukowane), dokąd 
trójka pastuszków pognała swoje stado w niedzielę 13 maja 1917 roku. Wcześniej dzieci 
były na mszy świętej w odległym o ponad dwa kilometry Boleiros. Teraz, w porze obiadu, 
wyprowadziły zwierzęta, zjadły przyniesiony chleb i bawiły się w rzemieślników, budując 
okrągły mur z kamieni.

Są   pogrążone   w   zabawie,   gdy   przeraża   je   niespodziewany   błysk:   „Nagle   dzieci 

oślepia potężne światło, które same nazywają »błyskawicą«  (relampagno),  ponieważ 
brakuje im innego określenia" [4].

Rozglądają   się.   Ale   niebo   jest   bezchmurne.   Słońce   świeci,   stojąc   W   zenicie 

bladoniebieskiego,   wiosennego   nieba.   Mimo   to   dzieci   postanawiają   wracać,   aby   nie 
zaskoczył ich majowy deszcz. Zbiegają z niewielkiego pagórka, ale w połowie drogi, w 
pobliżu małego dębu ostrolistnego, ponownie spowija je światło. Przestraszone patrzą po 
sobie i w jeszcze większym pośpiechu dalej pędzą owce.

Nagle otacza je promieniująca jasność, która pochodzi gdzieś z okolicy dębu: „Przed 

sobą,   w   środku   potężnego   blasku   ujrzały   unoszącą   się   nad   drzewkiem   przepiękną 
kobietę, promieniującą jaśniej niż słońce" [4].

Dzieci są przerażone. Chcą uciekać. Ale postać zwraca się do nich: „Nie obawiajcie 

się, nie wyrządzę wam krzywdy". „Przepiękna pani" czy „panienka", jak nazywają ją 
dzieci, nie jest wiele starsza od nich. Według autorów książek o Fatimie musiała robić 
wrażenie dziewczyny piętnasto- lub najwyżej osiemnastoletniej. Miała suknię białą jak 
śnieg, obramowaną przy szyi złotą tasiemką i długą aż do stóp. Welon, okrywający głowę 
i plecy sięgał też do ledwo widocznych stóp, muskających listowie dębu. W złożonych 
dłoniach trzymała różaniec.

Przez kilka minut dzieci były jak sparaliżowane. Zastygłe w całkowitej ekstazie, nie 

potrafią pojąć, co się dzieje. Lucia budzi się z odrętwienia jako pierwsza i pyta: „Skąd 
przybywasz, Pani?"

„Przybywam z nieba", odpowiada kobieta. „Z nieba! I co chcesz tu robić, Pani?"
Na to postać prosi dzieci, aby każdego trzynastego dnia nadchodzących miesięcy 

przychodziły ponownie w to miejsce: „W październiku powiem wam, kim jestem i czego 
od was oczekuję".

W   trakcie   rozmowy   dochodzi   do   interesującego   zdarzenia.   Francisco   nie   potrafi 

widocznie   dostrzec   w   jasnym   zjawisku   świetlnym   postaci   kobiecej   (podczas   tej   i 
następnych rozmów tylko Lucia jest w stanie rozmawiać ze zjawą). Zdziwiony zwraca się 
do starszej kuzynki: „Nikogo nie widzę. Rzuć w nią kamieniem, wtedy na pewno będziesz 
wiedzieć, czy ktoś tam jest".

Lucia, widząca postać bardzo wyraźnie, zwraca się zdziwiona do młodej kobiety: „Jak 

to się dzieje, że Francisco cię nie widzi?" „Powiedz mu – odpowiada kobieta – żeby 
odmówił różaniec, to też mnie zobaczy."

10

background image

Chłopiec zaczyna odmawiać różaniec, tak jak od niego zażądano. I nagle też widzi 

„piękną panią". Ale jej nie słyszy ani nie może z nią mówić.

Teraz kobieta wraca do swojej prośby: „Czy chcecie oddać się Bogu, znieść każdą 

ofiarę i przyjąć każde cierpienie, które na was ześlę, jako wynagrodzenie za grzechy, 
które   obrażają   Jego   Boski   Majestat,   i   dla   nawrócenia   grzeszników   oraz   jako 
zadośćuczynienie   za   przewinienia   i   wszystkie   inne   zniewagi,   które   wyrządzono 
Niepokalanemu Sercu Marii?"

„Tak!",   wołają   dzieci,   zjawa   zaś   kontynuuje:   „Wkrótce   będziecie   musiały   wiele 

przecierpieć. Ale łaska boska da wam siłę, której potrzebujecie".

W tym momencie rozkłada ręce, a „tajemnicze światło" [5] kieruje się ku dzieciom jak 

„wiązka   promieni"   [4]   i   przechodzi   przez   nie.   Dzieci   padają   na   ziemię   i   jak   pod 
wewnętrznym   przymusem   zaczynają   odmawiać   modlitwę   „anioła"  (Przenajświętsza 
Trójco,   wielbię   Ciebie...),  
ciągle   ją  powtarzając.  W   końcu   postać   oddala   się,   powoli 
przesuwając się w linii prostej ku wschodowi, "jak w jakiejś sztuce" (Lucia, 1942 rok), aż 
znika w słońcu. Cała rozmowa trwała może dziesięć minut, ale dzieci jeszcze długo 
potem są poruszone i zaskoczone, szukają „nadal na wschodzie śladu światła" postaci 
[4].

Nie będziemy tu mówić o tym, co się działo w okresie między objawieniami, bo nie jest 

to istotne dla zrozumienia właściwych zdarzeń. To, że na początku nikt dzieciom nie 
wierzył,   że   zarzucano   im   kłamstwo,   że   poddano   je   długim   przesłuchaniom   władz 
kościelnych i świeckich, ze względu na charakter wydarzeń nie może nikogo dziwić. Kto 
chciałby głębiej zająć się tymi „interwałami", powinien przestudiować obszerną literaturę 
poświęconą Fatimie.

Drugie objawienie i pierwsi świadkowie

Trzynastego następnego miesiąca dzieci znów idą w to samo miejsce w Cova da Iria, 

gdzie   „pani"   objawiła   im   się   po   raz   pierwszy.   Tym   razem   nie   są   same:   około 
sześćdziesięciu ciekawskich idzie za nimi.

I rzeczywiście, w trakcie odmawiania różańca przez dzieci błyskawica z jasnego nieba 

znów spowija okolicę jaskrawym światłem. Obie dziewczynki i Francisco podrywają się i 
biegną do małego dębu. Jeden spośród sześćdziesięciu świadków (jego nazwiska nie 
wymienia ani Barthas, ani Castelbranco, ani inny autor) opowiada o tym, co widział i 
słyszał: „Słyszałem, co Lucia mówiła do zjawy, ale nic nie widziałem ani nie słyszałem 
odpowiedzi.   Zauważyłem   wszakże   coś   osobliwego:   był   czerwiec,   drzewo   wypuściło 
pełno młodych, długich pędów i gdy Lucia oznajmiła, że Pani oddala się w kierunku 
wschodnim, wszystkie gałązki skłoniły się w tym samym kierunku, jak gdyby oddalając 
się Pani otarła się o gałęzie".

Zjawisko poruszającego się drzewa opisano przy późniejszych objawieniach. Postać, 

widziana tylko przez trójkę dzieci, nakazuje, aby dziewczynki i chłopiec nauczyli się 
czytać i pisać, i daje pierwszą przepowiednię dotyczącą przyszłości dzieci: „Jacintę i 
Francisca wkrótce zabiorę do siebie. Ty [Lucia] musisz dłużej pozostać tu na dole. Jezus 
potrzebuje twoich usług, żebym była bardziej znana i kochana".

11

background image

I   wtedy   zachodzi   to   samo   zjawisko,   które   dzieci   opisywały   podczas   pierwszego 

spotkania  z postacią kobiecą. Lucia  (w   publikacji  z  1942  roku):   „Przy  tych  słowach 
Błogosławiona Dziewica rozłożyła dłonie i po raz drugi spłynęło przenikające nas światło. 
W świetle tym poczuliśmy się jak pogrążeni w Bogu. Wydawało się, że Francisco i 
Jacinta stoją na unoszącej się ku niebu wiązce promieni, ja stałam w wiązce spływającej 
na ziemię" [6].

Trójka dzieci widzi jeszcze coś. Wydaje się, że przed prawą dłonią kobiety unosi się 

krwawiące,   oplecione   cierniami   serce.   Lucia   (1942   rok):   „Poznaliśmy,   że   było   to 
Niepokalane Serce Marii, zasmucone niezliczonymi grzechami świata i domagające się 
pojednania i zadośćuczynienia".

Potem świetlista postać się oddala, znikając w końcu w jaskrawej tarczy słonecznej. 

Sześćdziesięcioosobowa   grupa   widzów   nie   może   się   zdecydować   na   opuszczenie 
miejsca tego osobliwego wydarzenia. Nikt nie zauważył kobiety, widzianej przez dzieci, 
ale wszyscy odczuli, że z pewnością zdarzyło się tu „coś", czego nie można wytłumaczyć 
„oszustwem"   czy   „kłamstwami"   dzieci.   Wielu   wraca   do   Fatimy   modląc   się   i   szybko 
rozpowszechniając opowieści o cudownym zdarzeniu w Cova da Iria.

Trzecie objawienie i „wizja piekła"

13 lipca 1917 roku tłum ciekawskich i wiernych, pragnących współuczestniczyć w 

oczekiwanym wydarzeniu, liczył już cztery do pięciu tysięcy osób. Wielu przybyło do 
Fatimy z bliska i z daleka dzień wcześniej. Nocowano u znajomych czy u rodziny lub po 
prostu na polach, na świeżym powietrzu. Teraz, w porze obiadowej, wszyscy zebrali się 
w   Cova   da   Iria.   Tu,   wokół   małego   dębu,   chłopi   ustawili   prosty,   drewniany   krzyż   i 
kamienny mur.

W kilka minut po przybyciu dzieci błyskawica znów przeszywa bezchmurne niebo i po 

raz trzeci pojawia się przed nimi postać w aureoli. I znów Lucia zwraca się do kobiety: 
„Czego życzysz sobie ode mnie, pani?"

Świetlista postać mówi, żeby dzieci przyszły tu trzynastego następnego miesiąca i 

żeby dalej co dzień odmawiały różaniec na cześć ukochanej Matki Boskiej Różańcowej 
dla uzyskania pokoju dla świata i zakończenia wojny, gdyż tylko ona może pomóc.

Lucii zlecono spytać o imię kobiety. Ta odpowiada: „Przychodźcie tu dalej co miesiąc. 

W październiku powiem, kim jestem i czego sobie życzę, a żeby wszyscy uwierzyli, 
uczynię cud, który wszyscy zobaczą".

W ten sposób po raz pierwszy zapowiedziała wielkie wydarzenie, które miało uczynić 

z Fatimy jedno z najważniejszych miejsc objawień naszej ery. I jeszcze raz nakazała 
dzieciom: „Ofiarujcie się za grzeszników i powtarzajcie często, szczególnie gdy złożycie 
ofiarę: »Panie Jezu, to z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zniewagi 
popełniane przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi«".

Następnie „pani" przekazuje dzieciom trzy tajemnice, które na razie mają zachować 

dla   siebie.  Dopiero   w   1943   roku   opublikowano   pierwsze  dwie,   a   tak   zwana   trzecia 

12

background image

tajemnica fatimska oficjalnie do dziś pozostaje w zamknięciu (w dalszej części książki 
jeszcze się nią zajmiemy).

Lucia tak o tym pisała: „Wypowiadając ostatnie słowa, Maria ponownie rozłożyła ręce 

tak, jak podczas dwóch wcześniejszych objawień. Spływająca wiązka światła zdawała 
się przenikać ziemię i ujrzeliśmy wielkie morze ognia, znajdujące się jakby w jej głębi". 
Przerażone dzieci widzą „szatana" i „biedne dusze" pokutujące w morzu płomieni jak 
węgle, rozżarzone do czerwoności. „Dusze" krzyczą z bólu i rozpaczy. Lucia: „Diabły 
wyróżniały się tym, że miały straszliwe i ohydne postacie szkaradnych i nieznanych 
zwierząt,   ale   były   przezroczyste   i   czarne.   Wizja   trwała   tylko   chwilę,   a   my   musimy 
dziękować naszej dobrej, niebiańskiej Matce, że wcześniej przyrzekła doprowadzić nas 
do nieba. Wierzę, że w przeciwnym razie umarlibyśmy z przerażenia i grozy".

„Pani" zwraca się ponownie do dzieci: „Widziałyście piekło, dokąd idą dusze biednych 

grzeszników. Aby je zbawić, Pan chce zaprowadzić na całym świecie nabożeństwo do 
mego Niepokalanego Serca. Jeśli świat uczyni to, co wam powiem, wiele dusz zostanie 
uratowanych i nastanie pokój".

Zgodnie z zapiskami Lucii, opublikowanymi przez Kościół w 1942 roku, w tym miejscu 

świetlista   postać   przekazała   proroctwo   o   drugiej   wojnie   światowej:   „Jeśli   jednak   nie 
zaprzestanie się obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu papieża Piusa XI wybuchnie 
nowa i gorsza wojna. Gdy zobaczycie noc rozjaśnioną przez nieznane światło, będziecie 
wiedzieć, że to znak dany wam przez Boga, że będzie karać świat za zbrodnie wojną, 
głodem, prześladowaniem Kościoła i Ojca świętego".

I znów nikt z licznych świadków nie widział zjawy. Barthas pisał jednak: „Ale wszyscy 

po raz pierwszy widzieli małą, białą, przyjazną chmurkę, która spowijała dzieci i unosiła 
się nad miejscem objawienia. Wszyscy zauważyli też znaczny spadek temperatury i 
zmniejszenie   natężenia   światła   słonecznego.   Oba   te   zjawiska   ustały   z   uderzeniem 
pioruna, gdy »pani« się oddalała".

Czwarte objawienie niezwykłego dnia

Między trzecim a czwartym objawieniem, które miało się zdarzyć 13 sierpnia, dzieci 

były narażone na dość silne represje. W terminie wyznaczonym przez świetlistą postać 
zatrzymano je i uwięziono w domu starosty okręgu Vila Nova de Ourem, Artura d'Oliveira 
Santos. Piętnaście do dwudziestu tysięcy pielgrzymów i ciekawskich przybyło tego dnia 
do Fatimy. Na wieść o wydarzeniach w stolicy okręgu, tak bardzo się wzburzyli, że chcieli 
razem udać się do Vila Nova de Ourem uwolnić dzieci. Jednak wtedy wydarzyło się 
nieoczekiwanie coś, na co tłum zapewne już nie liczył. Castelbranco pisał: „Dokładnie o 
tej samej porze co wcześniejsze objawienia, odgłos gromu skierował uwagę tłumu na 
dąb, z którego hałas ten zdawał się wydobywać. Następnie błysnęło, co tradycyjnie 
zapowiadało   dzieciom   nadejście   pani.   Słońce   straciło   blask,   a   powietrze   nabrało 
cudownego zabarwienia". 1 znów ludzie ujrzeli małą, białą chmurkę unoszącą się nad 
dębem, która uniosła się potem i zniknęła.

Cztery dni później, po uwolnieniu z aresztu w Vila Nova de Ourem, w niedzielę 19 

sierpnia, Lucia, Francisco i jego brat Joao pędzą stada obu rodzin w dolinę Os Valinhos 

13

background image

między  Aljustrel   a   wzgórzami   Ca   beęo.   Nagle   koło   czwartej   po   południu   powietrze 
nabiera tego dziwnego zabarwienia, do którego przywykli podczas objawień w Cova da 
Iria. Zdziwieni, rozglądają się. I rzeczywiście: nagle jaskrawa błyskawica spowija okolicę 
niebiańską powodzią światła. Lucia woła Joao, aby szybko sprowadził Jacintę. Chłopiec 
biegnie. Gdy wraca z siostrą, następna błyskawica przecina niebo. I znów nad małym 
dębem jest Zjawa, i znów Lucia pyta: „Czego sobie życzysz, pani?"

„Chcę,   żebyście   nadal   przychodziły   do   Cova   da   Iria   każdego   trzynastego   aż   do 

października i abyście nadal odmawiały różaniec".

Lucia, pomna przeżyć w Vila Nova de Ourem, ponownie prosi postać, aby uczyniła 

wielki cud: „Dobrze – odpowiada kobieta – w październiku uczynię cud, żeby wszyscy 
uwierzyli   w   moje   objawienie.   Gdyby   was   nie   zatrzymano,   cud   byłby   jeszcze 
wspanialszy!" [5].

Czwarte objawienie trwało też około dziesięciu minut. Zaraz potem Lucia zerwała 

gałązkę z dębu i zabrała ją do domu. „Kiedy matka małej Lucii z niewiarą dotknęła 
gałązki, wraz ze wszystkimi obecnymi poczuła wspaniały, niezwykły zapach" [2].

Piąte objawienie i niezwykły „deszcz kwiatów"

Wydarzenia,   które   rozegrały   się   13   września,   wydawały   się   wskazywać   na   cud, 

zapowiadany   na   październik.   Do   Fatimy   przybyło   tego   dnia   blisko   30   000   ludzi. 
Większość z nich to pobożni pielgrzymi, którzy w oczekiwaniu nadchodzących wydarzeń, 
modląc się, błagali niebo o litość. Przybycie kosztowało dzieci wiele wysiłku. Z trudem 
udało im się dotrzeć na miejsce objawienia. Wciąż je zatrzymywano i przekazywano im 
własne prośby. Wysłannik wikariusza generalnego z Lizbony, dr M. Nunes Formigao, tak 
opisał swoje wrażenia: „Podczas podróży do Fatimy wzruszyłem się bardzo. Więcej niż 
raz miałem łzy w oczach, widząc wiarę i pobożność tysięcy ludzi. Ulice i drogi były 
czarne od ludzi" [6].

Dokładnie o dwunastej słońce znów zaczyna tracić blask, powietrze zabarwia się na 

żółto.   „Nagle   na   bezchmurnym   niebie   ukazała   się   świecąca   kula,   która   wolno   i 
majestatycznie   zbliżyła   się   ze   wschodu   i   obniżyła   nad   dębem.   Po   około   dziesięciu 
minutach [zwykły czas trwania objawienia] ponownie się uniosła się i zniknęła w świetle 
słońca" [2].

Ale nie był to jedyny cud, jaki ujrzało 30 000 pielgrzymów: „Biała chmura okryła dąb i 

troje dzieci. W tym samym czasie z nieba spadł deszcz białych kwiatów, znikających na 
pewnej wysokości, nie doleciawszy do ziemi".

Dzieci oczywiście nic nie widziały, były bowiem pogrążone w rozmowie ze świetlistą 

postacią, która jak zwykle objawiła im się nad dębem: „W październiku – zapowiedziała 
tym razem – zjawią się również pobłogosławić świat: Zbawiciel, Matka Boska Bolesna, 
Matka Boska Karmelitańska i święty Józef z Dzieciątkiem Jezus". I dodała: „Bóg jest 
zadowolony   z   waszych   ofiar,   ale   nie   chce,   żebyście   spały   przewiązane   sznurem 
pokutnym, noście go tylko w dzień. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli" 
[2].

14

background image

Tak więc ludzie czekali jeszcze jeden miesiąc, aż do pamiętnego 13 października 

1917 roku, którego to dnia niebiańskie moce miały dać światu znak.

Szóste objawienie i „cud słońca"

13   października   1917   roku   było   zimno   i   padał   jesienny   deszcz.   Mimo   to   już 

poprzedniego dnia przybył do Fatimy niezliczony tłum pielgrzymów i ciekawskich, gdyż 
zapowiedź „wielkiego cudu" była znana w całej Portugalii i poza jej granicami. Większość 
ludzi   nocowała   na   wolnym   powietrzu,   aby   zapewnić   sobie   dobre   miejsce   podczas 
oczekiwanego widowiska.

Po przybyciu do Cova da Iria trójki dzieci-wizjonerów w towarzystwie rodziców (po 

początkowych   wątpliwościach   stali   bez   zastrzeżeń   po   ich   stronie)   trzeba   było  znów 
torować   im   drogę   przez   tłum.   Przypuszczalnie   zgromadziło   się   tam   około 
siedemdziesięciu tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków nawet sto tysięcy.

I znowu dokładnie w południe trójkę dzieci modlących się w pobliżu dębu (z którego 

pozostał tylko goły pień, gdyż wszystko inne zabrali łowcy pamiątek) spowiła znana biała 
chmurka, która następnie uniosła się na pięć, sześć metrów. Dzieciom ponownie objawiła 
się postać kobieca, niewidoczna dla otoczenia, a Lucia zadała pytanie: „Czego żądasz 
ode mnie, pani?"

Kobieta odparła: „Chcę ci powiedzieć, że należy wybudować tu kaplicę ku mojej czci i 

że jestem Matką Boską Różańcową. Nadal odmawiajcie codziennie różaniec. Trzeba, 
aby ludzie się poprawili i prosili o wybaczenie swych grzechów". Po krótkiej przerwie 
ciągnęła:  „Każcie  ludziom  zaprzestać  obrażania   Pana   Boga,  bo  już  i  tak   dosyć  Go 
obrażano" [2].

Następnie rozłożyła ręce i wskazała na słońce. Lucia zawołała do tłumu: „Patrzcie na 

słońce!" W tym momencie rozpoczęło się widowisko, na które zapewne nikt w Cova da 
Iria nie liczył i którego nigdy nie zapomni. Mżawka nagle ustała, a chmury się rozstąpiły. 
„Słońce pojawiło się w zenicie jak srebrzyście błyszcząca tarcza. Z szaloną szybkością 
zaczęło się kręcić wokół własnej osi niby płomieniste koło. Jednocześnie mieniło się 
wszystkimi barwami tęczy wyrzucając na wszystkie strony języki ognia" [2]. Cała okolica, 
drzewa, kamienie, niebo i ludzie spowici byli fioletowym, zielonym, czerwonym, żółtym i 
niebieskim   światłem.   Potem   słońce   zatrzymało   się   na   moment.   „Po   chwili   znowu 
rozpoczęło   swój   fantastyczny   ruch   i   powtórzyła   się   bajkowa   gra   świateł   i   kolorów, 
fajerwerk tak wspaniały, że trudno wyobrazić sobie coś piękniejszego. Po kilku minutach 
słońce   znów   zatrzymało   się   w   tańcu,   jakby   chcąc   dać   widzom   chwilę   wytchnienia. 
Następnie po raz trzeci rozpoczęło swój czarowny fajerwerk, jeszcze różnorodniejszy i 
barwniejszy   niż   dotychczas,   jak   gdyby   chciało   dać   wszystkim   obecnym   sposobność 
spokojnego oswojenia się z tym zjawiskiem" [1].

Ale nie był to koniec tego przerażającego a zarazem fascynującego wydarzenia. Teraz 

bowiem słońce jakby oderwało się od firmamentu i poruszając się ogromnymi zygzakami, 
spadało na ziemię. Dr Almeida Garret z Coimbry opisał to tak: „Słońce krążyło z tą samą 
szybkością. Jednocześnie oderwało się od sklepienia niebieskiego i krwawoczerwone 

15

background image

zbliżało ku ziemi. Wydawało się, że ognistym, potwornym impetem zmiażdży wszystko" 
[6].

Siedemdziesięciotysięczny   tłum   pada   na   kolana.   Ludzie   krzyczą,   płaczą,   wołają, 

modlą się: „Cud, cud!", „Wierzę w Boga!", „Boże, zmiłuj się!".

„Słońce nagle przestaje spadać z zawrotną szybkością i wraca na miejsce, poruszając 

się   takimi   samymi   zygzakami   jak   przy   spadaniu,   i   znowu   świeci   na   jasnym   niebie 
dawnym blaskiem. Ludzki tłum powstaje i śpiewa wspólnie: »Wierzę w Boga«" [4].

Ludzie stwierdzają ze zdziwieniem, że ich ubrania są prawie suche. a ziemia nie tak 

błotnista jak przedtem. Wydarzenie, nazwane w sprawozdaniach „cudem słońca" trwało 
w sumie dziesięć minut. Widzieli je nie tylko ludzie zgromadzeni w Cova da Iria, widać je 
było nawet z odległości 40 km.

Podczas cudu dzieci ujrzały jeszcze coś. Lucia: „Gdy Maria unosiła się ku słońcu i 

znikała w oddali, śledziliśmy ją wzrokiem. I oto nagle zobaczyliśmy obok słońca Świętą 
Rodzinę: po prawej Marię w białej sukni i niebieskim płaszczu, po lewej świętego Józefa 
z Dzieciątkiem na ramieniu. Dzieciątko było małe, miało około roku". Lucia, Jacinta i 
Francisco widzieli też, jak święty Józef z Dzieciątkiem błogosławił świat. Potem obraz 
zniknął. Dopiero wtedy trójka dzieci zauważa „cud słońca". Od tej chwili Fatima szybko 
awansuje   do   najważniejszych   miejsc   pielgrzymek   maryjnych   świata   katolickiego. 
Każdego   trzynastego   dnia   każdego   miesiąca   przybywają   tu   tysiące   pielgrzymów. 
Wkrótce powstaje pierwsza kaplica, później wielka bazylika.

Niedługo po tych wydarzeniach Francisco i Jacinta umierają na tak zwaną hiszpańską 

grypę. Pierwszy Francisco – 4 kwietnia 1919 roku, po nim – 20 lutego 1920 roku Jacinta, 
u której wystąpiło też zapalenie opłucnej. Oboje byli przekonani, że cierpienia te wzięli na 
siebie jako pokutę, aby mogli pójść do nieba. Jedynie Lucia nie zachorowała. Wkrótce 
wstępuje   do   Kolegium   Sióstr   św.   Doroty,   a   25   marca   1948   przechodzi   do   zakonu 
karmelitanek bosych w Coimbrze, gdzie w sędziwym wieku żyje do dziś pod imieniem 
„siostry Lucii od Niepokalanego Serca Maryi".

Śledztwo

O badaniu wydarzeń przez Kościół katolicki trafnie napisali Wegener i Lichy: „To, co 

stało się  w  Fatimie,  dotyczy Kościoła.  Nie  mógł   uniknąć odpowiedzialności  i musiał 
starannie   zbadać   sprawę,   sprawdzić   prawdziwość   wydarzeń   i   zająć   stanowisko. 
Śledztwo prowadziły wszystkie instancje kościelne" [6].

Pierwszym, który je prowadził z ramienia Kościoła, był fatimski proboszcz, Ferreira. 

Jeszcze w czasie objawień był jednym z najkrytyczniej nastawionych sceptyków i nie brał 
udziału w żadnym objawieniu. Pierwsze przesłuchanie dzieci-wizjonerów przeprowadził 
w czternaście dni po pierwszym objawieniu, a potem kolejne w nieregularnych odstępach 
czasu.   W   końcu   poprosił   swego   przełożonego,   administratora   Vidala   z   Lizbony,   o 
zwolnienie go z tego zadania, ale polecono mu kontynuować śledztwo. W rezultacie 
sporządził osiemnastostronicowy raport, datowany 6 kwietnia 1919 roku, czyli już po 
śmierci Francisca. Wkrótce opuścił Fatimę i nigdy tam nie wrócił.

16

background image

W 1921 roku kotlinę Cova da Iria zakupił biskup diecezji Leiria, Jose Alves Correia da 

Silva,   który   3   maja   1922   roku   powołał   komisję,  składającą   się  z   siedmiu   członków 
(profesorów teologii, kapłanów świeckich i zakonnych) do zbadania wydarzeń z 1917 
roku. Wyniki prac komisji opierają się głównie na relacjach trojga dzieci (z których w tym 
czasie żyła tylko Lucia) i licznych, częściowo wielokrotnie przesłuchiwanych, naocznych 
świadków wydarzeń. Śledztwo trwało w sumie blisko osiem lat. 8 kwietnia 1929 roku 
biskupowi przekazano raport komisji. Po zapoznaniu się ze wszystkimi dokumentami 
Jose Alves Correia da Silva wypowiedział się w końcu: „Ośmiu lat trzeba było; abym 
przeszedł   od   wątpliwości   do   pewności.   Fatima   jest   jednym   z   najostrzejszych   cierni 
mojego biskupiego urzędu" [6]. A w liście pasterskim do swojej diecezji oznajmił: „Wiele 
razy   przesłuchiwaliśmy   jedyne   jeszcze   żyjące   dziecko   z   trójki   pastuszków.   Opis   i 
odpowiedzi dziewczynki są proste i szczere. Nie odkryliśmy w nich nic sprzecznego z 
wiarą i obyczajem".

Raport   ten   opublikowano   13   października   1930   roku,   dokładnie  trzynaście  lat  po 

ostatnim objawieniu. Według niego: „l. uznaje się za wiarygodne wizje, które miały dzieci 
w Kotlinie św. Irii, w probostwie Fatima w tej diecezji, każdego trzynastego dnia od maja 
do października 1917 roku; 2. zezwala się oficjalnie na kult Matki Boskiej Fatimskiej" [6]. 
A w innym miejscu napisano: „Wyrok Kościoła nie wymaga, aby wszyscy koniecznie mieli 
wierzyć w objawienia. Wyjaśnia tylko, że nie ma w nich nic sprzecznego z dogmatami 
wiary   i   obyczajów   i   że   istnieją   wystarczające   dowody   ludzkiej   wiarygodności. 
Niestosowne   byłoby   mianowicie   odrzucenie   wyroku   Kościoła   jako   niekrytycznego, 
ponieważ wcześniej zostało przeprowadzono wnikliwe śledztwo".

W ten sposób objawienia fatimskie zostały usankcjonowane przez Kościół. Kult Matki 

Boskiej Fatimskiej z 1917 roku rozprzestrzenił się szybko na całą Portugalię i inne kraje 
chrześcijańskie. Naturalnej wielkości figurę Matki Boskiej Fatimskiej noszono w czasie 
procesji w wielu krajach Europy, Afryki, Azji i Ameryki, w wielu kościołach stoją dziś 
Madonny   Fatimskie,   poświęcono   jej   wiele   kościołów   na   całym   świecie   i   założono 
„Błękitną Armię Matki Boskiej Fatimskiej", w wielu krajach bardzo liczną, której zadaniem 
jest szerzenie orędzia fatimskiego.

Mimo   to   głosy   krytyki   odzywały   się   i   odzywają   nadal   nawet   w   łonie   Kościoła 

katolickiego. Mało kto z owych krytyków neguje wydarzenia same w sobie, chodzi raczej 
o pytanie, co się naprawdę wydarzyło w Fatimie? Bernardus formułuje je szczególnie 
ostro: „Co objawiło się w Fatimie? Z pewnością nie Maria, święta i czysta Matka naszego 
Pana i Zbawiciela; najprawdopodobniej był to własny duch trójki pastuszków, do tego 
później doszły halucynacje dzisiejszej mniszki Lucii". Bernardus widzi tu bardziej rękę 
szatana niż moce niebieskie: „Czy był to zły duch? Tego nie wiemy. Ale myśl ta jest 
jednak możliwa, gdyż objawieniom udało się zwabić Kościół katolicki na ścieżkę obcą 
Ewangelii" [7].

Nad   przekazaną   przez   dzieci   wizją   piekła   zastanawiał   się   też   Dhanis.   Istotnie 

uderzające   jest   to,   że   obrazy,   widziane   przez   dzieci,   dokładnie   odpowiadały   ich 
wyobrażeniom o tym, co widziały (zresztą to samo dotyczy też objawień maryjnych i 
obrazów   Świętej   Rodziny).   Dhanis   pisał,   że   wizja   piekła   może   być   rozumiana   tylko 

17

background image

symbolicznie, „jeśli obraz piekła, pokazany dzieciom przez Panią, w swojej straszliwej 
powadze można potraktować jako rzeczywistość, to nie można go oceniać jako realnego 
faktu. Możliwe, że powstał on na podstawie widzianych przez Lucię średniowiecznych 
obrazów   męki   potępionych,   które   już   wtedy   ukształtowały   w   niej   takie   właśnie 
wyobrażenia piekła. Ale diabły jako potępieńcy są bezcielesnymi istotami i nie mogą 
objawiać się ani jako »budzące strach zwierzęta«, ani jako »przejrzyste i czarne«".

Cóż więc naprawdę zdarzyło się w Fatimie w 1917 roku? Jedno jest pewne. Mamy 

wyraźnie  do  czynienia  z  dwiema  formami   występowania  jednego  zjawiska.  Z   jednej 
strony   ze   zjawiskami   fizycznymi   (do   nich   zaliczają   się   ruchy   gałęzi   dębu,   spadek 
temperatury   powietrza,   zmniejszenie   natężenia   światła   słonecznego,   pojawienie   się 
„chmur"   i   „chmurek",   widok   ślizgającej   się   w   powietrzu   „kuli   świetlnej",   spadanie 
dziwnych, rozpuszczających się białych „kwiatów" a przede wszystkim „cud słońca"), 
obserwowanymi przez bardzo wielu świadków. Z drugiej strony z obrazami widzianymi 
tylko przez dzieci, jak postacie, wizja piekła i na koniec Święta Rodzina.

Dziś, prawie siedemdziesiąt lat po wydarzeniach w Fatimie, musimy sobie ponownie 

zadać   pytanie,   co   się   wtedy   zdarzyło.   To,   że   coś   się   zdarzyło,   nie   budzi   żadnych 
wątpliwości. Przemawia za tym nie tylko szczerość dzieci, które przez tak długi czas na 
pewno nie upierałyby się przy jakiejś wymyślonej historii, ale także świadectwo wielu 
obecnych, wiernych czy sceptyków, którzy pod przysięgą jednakowo wypowiadali się o 
wydarzeniach   w   Cova   da   Iria.   Zarzucenie   im   wszystkim   pomyłki,   fałszerstwa   czy 
kłamstwa świadczyłoby o ogromnej ignorancji.

Kto więc lub co objawiło się w Fatimie? „Święta Panienka"? „Zły duch"? Było to 

wydarzenie „niebiańskie" czy „diabelskie"? Czy też odegrało tu rolę pewne zjawisko, 
które zaczynamy powoli rozumieć dopiero dziś, po latach, bo dopiero teraz jesteśmy w 
stanie porównać je z innymi, podobnymi przypadkami.

Nie możemy się powstrzymać od zadania tego pytania, bo wydaje się, że wydarzenia 

w Fatimie są w istocie tylko jednym aspektem daleko obszerniejszego fenomenu, który 
może pojawiać się w różnych formach, w różnych miejscach i w różnych czasach. W 
Fatimie 1917 roku wystąpił w formie objawienia maryjnego. Dziś znamy go pod całkiem 
inną nazwą. To Nieznane Obiekty Latające.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to myśl niegodna zdarzeń z 1917 roku. Że to 

bluźnierstwo. Zapewniam jednak, że nic takiego nie jest moim zamiarem. W tej książce 
chodzi tylko o porównanie i wskazanie punktów wspólnych między Fatimą a innymi 
zdarzeniami na całym świecie, które mają wiele wspólnego. Podobieństwa te, jak jeszcze 
zobaczymy, są niekiedy tak uderzające, że wnioski narzucają się same.

Mimo to chcemy zachować krytyczny dystans w naszej analizie. Popadanie z jednej 

skrajności w drugą nie ma sensu. Nie ma też żadnych czysto fizycznych dowodów. 
Dysponujemy tylko relacjami świadków. Nie „pojmano" i nie dokonano analizy postaci 
kobiecej objawiającej się w Fatimie, tak jak nie udało się dotychczas „złapać" żadnego 
UFO, rozłożyć na części, a potem zbudować samemu od nowa. Tak więc zostają nam 
tylko zeznania ludzi twierdzących, że byli obecni przy takim zdarzeniu. W Fatimie było 

18

background image

ich   w   końcu   około   siedemdziesięciu   tysięcy,   a   na   całym   świecie   (dotyczy   to   UFO) 
znacznie więcej. Czy ludzie ci byli i są wariatami? Czy wszyscy mają halucynacje? Czy 
cierpią na potrzebę bycia kimś za wszelką cenę? Na chorobę psychiczną? Czy są to 
zwykli blagierzy, którzy chcieliby zobaczyć swoje nazwiska w prasie czy usłyszeć przez 
radio? Zapewne istnieją takie przypadki i nie byłoby uczciwe ich negowanie. Zapewne 
większość   (może   nawet   około   90%)   spotkań   z   UFO   można   tłumaczyć   błędną 
interpretacją,   nieporozumieniami,   świadomymi   oszustwami   itd.  Ale   pozostaje   reszta, 
której nie możemy wyjaśnić w sposób naturalny, nawet gdyby określone kręgi chciały 
nieprzerwanie wmawiać to opinii publicznej.

Uczciwość cytowanych przeze mnie świadków UFO nie ulega wątpliwości. Zarzucanie 

im świadomego kłamstwa byłoby nie tylko nienaukowe, ale i świadomie obraźliwe. Wielu 
świadków boi się publicznego ujawniania, nie chcąc mieć nic wspólnego z całym tym 
hałasem, który niekiedy wokół nich powstaje. Większość wycofuje się w rozgoryczeniu, 
gdy   ich   sprawozdania,   często   po   długim   wahaniu   zawierzone   policji,   określonym 
władzom czy grupom badawczym, niespodziewanie ukazują się w gazetach. Wielu z nich 
nie chce mówić o swoich przeżyciach w radiu czy telewizji, bojąc się narażenia na 
śmieszność czy też obwołania przez znajomych i przyjaciół kłamcami. Nie są to objawy 
potrzeby imponowania czy choroby umysłowej. Nie, świadkowie UFO są takimi samymi 
ludźmi jak wszyscy inni, ludźmi ze wszystkich warstw społecznych, wszystkich zawodów, 
ze   wszystkich   krajów,   którzy   wspólnie   i   często   przerażająco   zgodnie   opowiadają   o 
zjawisku godnym poważnego potraktowania i zbadania. Książką tą chcemy się do tego 
przyczynić

2. Spotkania z UFO

Powinniśmy zapewne wybaczyć tym, którzy nie wiedzą, naszym obowiązkiem 
jednak jest uczynić wszystko, żeby wiedzieli.

R. Popper, 1932

 

Spotkania pierwszego i drugiego stopnia z UFO

W ostatnich dwudziestu latach astronomowie i astrofizycy wytropili tak wiele dziwnych 

obiektów w odległych regionach Wszechświata, że dzisiaj w ogóle nie możemy ocenić, 
jak dalece odkrycia te zmieniają i będą zmieniać nasz obraz świata: czarne dziury i białe 
karły, kosmiczne promieniowanie tła, galaktyki Seyferta, pulsary i kwazary oraz Kosmos 
o strukturze wyraźnie podobnej do struktury komórek. Astronomia posługująca się falami 
radiowymi,   promieniowaniem   rentgenowskim,   badająca   Kosmos   w   ultrafiolecie   i 
podczerwieni, stworzyła nam zupełnie nowe możliwości obserwacji Wszechświata. W 
końcu   to   podróże   kosmiczne   pozwoliły   nam   szczegółowo   sfotografować   i   dokonać 
pomiarów prawie wszystkich planet i księżyców Układu Słonecznego.

A mimo to stale pojawia się na naszym niebie fenomen, który prawie nigdy nie dał się 

całkowicie sprawdzić, zanalizować czy poddać badaniu uwieńczonemu sukcesem. Są to 

19

background image

Nieznane   Obiekty   Latające.   Nie   będziemy   tu   dotykać   „historii"   tego   zjawiska,   którą 
przedstawiono   gdzie   indziej   [8].  Ale   od   blisko   czterdziestu   lat   prawie   codziennie   w 
różnych punktach naszej planety obserwuje się UFO. Mówi się o świecących kulach, 
które płyną w powietrzu, zatrzymują się nagle, a potem wykonują ruchy absurdalne i 
niezgodne z mechaniką lotu, o metalicznie połyskujących tarczach, dyskach, ogromnych 
cylindrach, formacjach latających „spodków". Przede wszystkim jednak istnieją relacje o 
obiektach,   które   wylądowały,   o   istotach   podobnych   do   człowieka,   i   –   co   chyba 
najciekawsze   i   najosobliwsze   –   o   uprowadzeniach   i   bezpośrednich   kontaktach   z 
załogami UFO.

Czym   są   UFO?   Skąd   przybywają?   Czego   chcą   ich   załogi?   Uczciwie   musimy 

przyznać,   że   na   żadne   z   tych   pytań   nie   możemy   dać   zadowalającej   odpowiedzi. 
Najczęstsze przypuszczenie ogranicza się do stwierdzenia, że są to pozaziemskie statki 
kosmiczne, wysłańcy odległych cywilizacji. Pokrótce się tym zajmiemy.

Głównym   argumentem   przeciw   hipotezie   ETI  (Extraterrestrial   Intelligences,  czyli 

inteligencje   pozaziemskie)   są   bez   wątpienia   ogromne   odległości   międzygwiezdne. 
Odległość od Ziemi do Księżyca, najbliższego nam ciała niebieskiego, wynosi około 380 
000 km, to trochę więcej niż światło przebyłoby w sekundę. Statki Apollo potrzebowały 
prawie trzech dni na przebycie tego dystansu.

Ponieważ   możemy   założyć,   że   w   Układzie   Słonecznym   nie   ma   żadnych   innych 

rozwiniętych i inteligentnych cywilizacji, pozostaje tylko możliwość międzygwiezdnego 
pochodzenia tak zwanych UFO. Najbliżej Ziemi znajduje się gwiazda Alfa Centauri i 
możemy liczyć, że ma ona układ planetarny. Alfa Centauri jest jednak oddalona od nas 0 
4,3 lata świetlne! Przy zastosowaniu dzisiejszej techniki rakietowej podróż tam trwałaby 
dziesięć lub sto tysięcy lat, bez wątpienia o wiele za długo, aby poważnie rozważać 
możliwość wysyłania tam załogowych czy nawet bezzałogowych statków kosmicznych.

Ale   rozpatruje   się   już   możliwość   skrócenia   czasu   podróży   do   60   lat,   co   dla 

bezzałogowej sondy kosmicznej byłoby z pewnością do przyjęcia (projekt Dedal). Za 
pomocą   statków   kosmicznych   Dedal   o   napędzie   termojądrowym   roboty   mogłyby 
docierać na najbliższe nam gwiazdy w stosunkowo krótkim czasie, nawet gdyby to było 
niemożliwe dla lotów załogowych [9J.

Studium projektowe Dedal, sporządzone przez British Interplanetary Society świadczy 

jednak o tym, że loty, przynajmniej do hipotetycznych układów planetarnych najbliższych 
nam gwiazd, nie muszą pozostać utopią, nawet jeśli dziesięć lat temu powszechnie tak 
sądzono. Od tamtych czasów obliczono możliwości kolonizacji galaktycznej, znacznie 
wykraczające   poza   studia   nad   Dedalem.   Posłużono   się   modelami   tak   zwanych 
pokoleniowych   statków   kosmicznych  czy   arek   gwiezdnych.   Są   to   wielkie   kompleksy 
kosmiczne,   będące   dla   bardzo   wielu   ludzi   (nawet   dla   kilku   tysięcy)   „latającym 
domostwem". I mimo stosunkowo niewielkiej prędkości we Wszechświecie mogłyby w 
ciągu zaledwie pięciu milionów lat skolonizować całą Galaktykę. Pięć milionów lat w 
astronomicznym wymiarze to naprawdę niewiele.

20

background image

Jeśli więc  inni  istnieją – a większość wspomnianych naukowców tak zakłada – to 

przynajmniej   jedna   z   licznych   cywilizacji   Galaktyki   rozpoczęła   zapewne   kiedyś 
kolonizację innych układów gwiezdnych i nieuchronnie dotarła w obręb naszej Drogi 
Mlecznej. Jeśli tak, to dlaczego nic nie widzimy? Problem ten, nazwany od nazwiska 
słynnego   fizyka   Enrico   Fermiego   „paradoksem   Fermiego",   nie   da   się   rozwiązać   tak 
długo, jak długo nie zdecydujemy się na włączenie obserwowanych od wieków zjawisk 
do   kręgu   tych   zagadnień.   Zarówno   paleoastronautyka,   zajmująca   się   szukaniem 
osobliwych śladów w historii, jak i badania nad UFO mogą nam tu znacznie pomóc lub 
przynajmniej   dostarczyć   istotnych   poszlak.   Nie   jest   do   końca   zrozumiałe,   dlaczego 
dziedziny   te   nie   cieszą   się   powszechnym   a   przede   wszystkim   naukowym 
zainteresowaniem.

Nie znaczy to jednak, że nikt się nimi nie zajmuje. Przeciwnie, jednym z najbardziej 

wyspecjalizowanych badaczy w dziedzinie poszukiwań SETI (Search for Extraterrestial 
Intelligences,  
czyli   poszukiwania   pozaziemskich   inteligencji)   jest   bostoński   astronom 
prof. Michael Papagiannis. Zastanawiał się on nad częstotliwością pojawiania się UFO. 
W   rzeczy   samej   jest   mało   prawdopodobne,   żeby   pozaziemskie   pojazdy   kosmiczne 
regularnie   przebywały   ogromne   odległości   międzygwiezdne   w   celu   składania   nam 
krótkich wizyt. Dlatego Papagiannis zaproponował, aby rozpocząć poszukiwania stałej 
bazy, istniejącej zapewne gdzieś w Układzie Słonecznym. Dotychczas nie odkryliśmy nic 
takiego, ale przeszukiwanie Układu Słonecznego jest jeszcze w powijakach. Nie mamy 
co liczyć, że już po dwudziestu pięciu latach trafimy przypadkiem na jedną lub więcej 
takich stacji.

Ale gdzie możemy się ich spodziewać? Zakładając istnienie wielkich gwiezdnych arek, 

które dziś (!) wydają się najbardziej prawdopodobnym środkiem pokonywania przestrzeni 
międzygwiezdnych,   to   takie   statki   kolonizacyjne   powinny   „zacumować"   w   obszarze 
Układu Słonecznego, spełniającym określone warunki: dopływ energii, łatwy dostęp do 
surowców i wody. W naszym systemie planetarnym warunki takie istnieją w skupisku 
planetoid...

Planetoidy krążą wokół Słońca w obszarze między orbitami naszych zewnętrznych 

sąsiadów, Marsa i Jowisza. Jest to wiele tysięcy małych Planetek albo asteroid, czyli ciał 
przypominających   gwiazdy.   Przypuszczalnie   jest   to   materiał   pozostały   z   czasów 
powstawania Układu Słonecznego, z którego nie powstała planeta. Ale właśnie tu można 
się   spodziewać   znacznych   zasobów   surowcowych,   przede   wszystkim   metali.   Dzięki 
niewielkim   rozmiarom   tych   ciał   (na   ogół   o   średnicy   kilku,   niektóre   nawet   kilkuset 
kilometrów) eksploatacja metali byłaby bardzo prosta.

Dla   pozaziemskich   kolonii   kosmicznych   byłoby   to   wręcz   idealne   miejsce   do 

zakotwiczenia.   Prócz   surowców   miałyby   tu   do   dyspozycji   energię   słoneczną.   Wodę 
można by łatwo sprowadzić z czap polarnych Marsa lub lodowych księżyców Jowisza. 
Papagiannis wierzy, że takie pozaziemskie społeczeństwa musiały już dawno osiągnąć 
statyczne   stadium   istnienia,   bo   proces   kolonizacji   odbył   się   przypuszczalnie   przed 
milionami czy nawet miliardami lat. Stąd ich przemiany były zapewne bardzo rzadkie, a 
czas, subiektywnie patrząc, upływał znacznie wolniej niż w naszym zagonionym świecie. 

21

background image

Papagiannis:   „Ziemia   była   dla   nich   zapewne   bardzo   nieciekawym   nośnikiem 
prymitywnego życia, wartym zachowania jedynie ze względu na studia ewolucyjne czy 
jako   zoo.  Ale   w   ostatnim   stuleciu   nastąpiły   rewolucyjne   zmiany.   Łączność   radiowa, 
samoloty, bomby atomowe, satelity, wyprawy na inne planety – działań tych nie mogą nie 
zauważyć" [10]. Innymi słowy. przynajmniej od czasu, gdy poznaliśmy energię jądrową i 
dzięki   temu,   przynajmniej   teoretycznie,   jesteśmy   w   stanie   zagrozić   im   atakiem 
nuklearnym,   nie   mogą   nas   dłużej   ignorować.   Papagiannis:   „Dlatego   można   sobie 
wyobrazić, że wobec tej nagłej eksplozji technologicznej zachowują jeszcze rezerwę i 
próbują rozstrzygnąć, czy reprezentujemy jakiś rodzaj choroby kosmicznej, którą należy 
zniszczyć, zanim się rozprzestrzeni, czy może jesteśmy młokosami rokującymi jakieś 
nadzieje, którym powinno się pomóc w przystąpieniu do już istniejącego społeczeństwa 
galaktycznego. Myślę, że nasze teraźniejsze postępowanie powinno dać sposobność do 
uświadomienia sobie obu tych konsekwencji" [10].

Amerykański fizyk, dr Robert Freitas, przedstawił w 1983 roku międzynarodowy plan 

poszukiwania  śladów  inteligencji  pozaziemskiej  w  Układzie  Słonecznym.  Projekt ten, 
nazwany   SETA  (Search   for   Extraterrestrial   Artifacts,  czyli   poszukiwanie   artefaktów 
pozaziemskich),   powinien   rozpocząć   się   na   przykład   od   planetoid   lub   od   punktów 
Lagrange'a   w   układzie   Ziemia-Księżyc   lub   Ziemia-Słońce.   Tu   znosi   się   wzajemnie 
grawitacja tych ciał niebieskich i tu mogą stacjonować stacje bezzałogowe, które od 
stuleci   lub   dłużej   obserwują   wszystkie   wydarzenia   na   Ziemi   i   przekazują   je 
przedstawicielom obcych cywilizacji, niezależnie, czy znajdują się oni obecnie w Układzie 
Słonecznym w międzygwiezdnych arkach kolonizacyjnych, czy na którejś z odległych 
gwiazd stałych. W marcu 1986 roku europejska sonda kosmiczna Giotto przeleciała po 
raz pierwszy przez ogon komety Halleya i przekazała na Ziemię zdjęcia jądra komety. 
Tymczasem planuje się wysłanie następnej sondy, Giotto II, która ma się dopasować do 
kursu komety i towarzyszyć jej przez jakiś czas. Podobne pojazdy kosmiczne mogłyby na 
przykład zbliżyć się do punktu Lagrange'a i sprawdzić, czy nie kryją się tam sondy 
pozaziemskich   cywilizacji.   Na   lata   dziewięćdziesiąte   planuje   się   wyprawę   ku 
planetoidom. Czekamy z niecierpliwością na rezultaty tego przedsięwzięcia.

Jeśli chodzi o poszukiwania cywilizacji pozaziemskich, nadal jesteśmy na początku. 

Nie wiemy, czy UFO mają z nimi jakiś związek. Istnieją przecież inne hipotezy: UFO to 
pojazdy z przyszłości, pojazdy z innych wymiarów czy wszechświatów równoległych. 
Może to być materialna projekcja jakiejś wyższej inteligencji z Universum lub z innego 
poziomu istnienia. Może są to także projekcje zbiorowej podświadomości ludzkości. Tak 
naprawdę nic jeszcze nie wiadomo. Brakuje danych empirycznych, faktów, dowodów. 
Już   od   lat   pięćdziesiątych   kompetentni   przedstawiciele   rządów   różnych   krajów 
lekceważyli   i   wyśmiewali   UFO   albo   w   tajemnicy   pracowali   nad   rozwiązaniem   tego 
problemu. W obu przypadkach oszukiwano nas, opinię publiczną i obiektywną naukę. 
Rozpowszechniając   błędne   informacje   uniemożliwiono   znalezienie   zadowalającego 
rozwiązania.

Ufologię   pozostawiono   do   dziś   inicjatywie   poszczególnych   naukowców   i 

nienaukowców.   Szczególnie   wśród   tych   ostatnich   jest,   niestety,   pełno   różnych   grup, 

22

background image

grupek, a także samotnych „badaczy", którzy w swoich „badaniach" niezbyt przejmują się 
stroną naukową i z badania UFO chcieliby zrobić nie wiadomo co. Znaczącą rolę grają 
dla nich aspekty religijne i pseudoreligijne. Chcieliby nam obwieścić, że UFO to wysłańcy 
Boga,   pojazdy   aniołów   czy   innych   duchowo   wysoko   rozwiniętych   cywilizacji 
pozaziemskich, chcących uratować ludzi (czy paru „wybrańców") przed zbliżającym się 
końcem świata – Sąd Ostateczny jako kosmiczna przygoda! Z drugiej strony są tacy, 
którzy uważają to wszystko za dzieło mocy piekielnych: „Jesteśmy zdania, że szatan i 
jego demony mają związek z tymi niezwykłymi fenomenami. Wierzymy także, że ich 
działalność ma wiele wspólnego z nadchodzącym końcem świata. Z biblijnego punktu 
widzenia zwiększona aktywność szatana wcale nas nie dziwi" [11]. A więc zalecają: 
„wierzący chrześcijanie nie muszą się bać, gdy w toku badań zajmiemy się działalnością 
demonów, ale warto trzymać swą fantazję w ryzach" [11].

Jest to rada, której można tylko przyklasnąć (i której przestrzegać Powinni także 

cytowani autorzy), bo właśnie w dziedzinie UFO, podobnie jak w paleoastronautyce i 
parapsychologii, publikuje się niekiedy tak wierutne brednie, że krytyczny czytelnik czy 
obserwator   może   tylko   z   politowaniem   pokiwać   głową.   Potrzeba   nam   obiektywnego 
podejścia   bez   uprzedzeń   i   bez   pseudoreligijnych   zapatrywań   na   to   całkiem   realne 
zjawisko.

Jednym z najpoważniejszych i z pewnością najbardziej znanych w świecie badaczy 

UFO   był   chicagowski   astronom,   prof.   J.   Allen   Hynek.   Niegdyś   zatrudniony   w 
realizowanym przez siły powietrzne USA Project Bluebook, który miał wyjaśnić naturę 
zjawiska UFO, porzucił po kilku latach tę pracę z powodu uprawianego tam kupczenia 
tajemnicami oraz polityki dezinformowania opinii publicznej. Do swojej nagłej śmierci w 
kwietniu 1986 roku kierował instytutem Center for UFO-Studies w Evanston, Illinois. Jako 
pierwszy   sklasyfikował   przed   paru   laty   spotkania   z   UFO.   Jego   klasyfikacja   jest 
akceptowana do dziś. Zgodnie z nią obserwacje nieznanych obiektów latających można 
podzielić na trzy kategorie:

 
1) spotkania pierwszego stopnia: obserwacja UFO, który nie pozostawia śladów ani 

nie widać załogi (najczęstszy przypadek);

2) spotkania drugiego stopnia: obserwowane  UFO pozostawia fizyczne ślady, np. 

ślady lądowania, ślady promieniowania, ślady na roślinach, zwierzętach i ludziach (na 
przykład oparzenia);

3)   spotkania   trzeciego   stopnia:   obserwacja   UFO   i   jego   załogi,   nawiązanie   przez 

załogę   kontaktu   z   obserwatorem   czy   obserwatorami,   ewentualne   uprowadzenie   do 
obiektu, badanie i późniejsze uwolnienie obserwatora.

 
Spotkania pierwszego stopnia, jak nadmieniliśmy, są z pewnością najczęstsze ze 

wszystkich obserwacji UFO i tu właśnie powstaje najwięcej błędnych interpretacji. Na 
ogół widzi się tylko jakieś „jasne światło w oddali" lub jakiś „kosmiczny przedmiot" między 
chmurami, etc. Ale i w tej kategorii są informacje godne zaufania, obserwacje ludzi, 

23

background image

którzy   doskonale   znają   się   na   zjawiskach   zachodzących   na   niebie   i   są   w   stanie 
rozstrzygnąć, czy jest to coś całkowicie „naturalnego", czy też coś niewytłumaczalnego. 
Są   to   astronomowie,   astronauci,   piloci,   kontrolerzy   radarów,   meteorolodzy.   Jako 
klasyczny przykład wymieniany jest tu prof. Clyde Tombaugh, astronom, który w 1930 
roku odkrył planetę Pluton. 20 sierpnia 1949 roku Tombaugh obserwował wraz z żoną i 
teściową geometryczną formację prostokątnych, żółtozielonych obiektów, przelatujących 
powoli   z   północnego   zachodu   na   południowy   wschód   nad   Las   Cruces   w   Meksyku. 
Tombaugh: „Wątpię, czy to zjawisko było jakimś ziemskim odbiciem... Byłem tak nie 
przygotowany na tego rodzaju osobliwą obserwację, że skamieniałem ze zdziwienia" 
[12).   Tombaugh   pracował   wtedy   w   doświadczalnej   stacji   rakietowej   White   Sand. 
Następnie dodaje, że „nie mamy [tzn. Amerykanie – J. Fiebag) nic, co można by z tym 
nawet porównać" [13J.

Wzorcowe spotkanie pierwszego stopnia opisał Hynek. Przypadek ten przeanalizowali 

i   odłożyli  ad   acta  jako   „niezidentyfikowany"   pracownicy   Project   Bluebook.   Głównym 
świadkiem był dyrektor szkoły, a także kilka towarzyszących mu osób. Jechali oni dwoma 
samochodami.   „Zupełnie   niespodziewanie   zauważyłem   za   skałą   jakieś   światło   i 
pomyślałem, że to jeden z tych starych samolotów zboczył z kursu i awaryjnie ląduje na 
polu. To pierwsze przyszło mi na myśl. I wtedy zza skały wyłonił się ten niezwykły obiekt. 
Kształtem przypominał trochę stalowy hełm z czasów drugiej wojny światowej" [14]. 
Dyrektor szkoły mimowolnie zahamował i zatrzymał samochód. „Nie mogłem zrozumieć, 
dlaczego   samolot   miałby   schodzić   tu   do   lądowania.   A  ten   ogromny,   oceniam,   że 
dziewięćdziesięciometrowy   obiekt   wyłonił   się   zza   skały   i   prawie   w   zupełnej   ciszy 
zatrzymał się nade mną na ułamek sekundy, jak przedmiot, który zmienia swój kierunek. 
Potem   odleciał   ku   lotnisku"   [14].   Najbardziej   zdziwiła   go   jasność   obiektu:   „Dach 
samochodu   wydawał   się  przepuszczać  światło.  Było   niewiarygodnie  jasno,  strasznie 
jasno,   powtarzałem   sobie.   Spojrzałem   na   dłonie:   wyglądały   jak   na   zdjęciu 
rentgenowskim" [14].

W dziejach spotkań z UFO wielokrotnie dochodziło do ścigania niezidentyfikowanych 

obiektów przez pilotów z różnych krajów. Pierwszy taki przypadek zdarzył się 7 stycznia 
1954   roku   nad   Kentucky,   gdy   amerykański   pilot   Thomas   Mantell   zginął,   próbując 
schwytać UFO [8]. Podobna historia, choć szczęśliwie zakończona dla pilota, wydarzyła 
się  w  Chile.  16  grudnia  1979  roku   nad   północnochilijskim  miastem   Calama   ujrzano 
„ogromną ognistą kulę". Generał Benjamin Opazo Brull rozkazał czterem myśliwcom z 
bazy   sił   powietrznych   w   Cerro   Moreno   wystartować   do   pościgu   i   zidentyfikowania 
obiektu. Według danych radarowej kontroli lotów samoloty znajdowały się najpierw na 
pułapie 5000 m. Ale UFO umknęło im, lecąc pionowo w górę. Obiekt stale utrzymywał 
odległość  około 1500-1700  metrów  od  ścigających.  Nagle   ruszył wprost  na  samolot 
kapitana Luisa Lira Bustosa, który zrobił unik, przechodząc błyskawicznie w lot nurkowy. 
Komandor Javir Pratt Corona kontynuował pościg. Zbliżywszy się do obiektu, ujrzał, że 
jest to „ogromny trójkąt ze światłami na rogach". Inny pilot, Jose Fernandes Martin, był 
wyraźnie zszokowany, bo nie mógł sobie wyobrazić, „żeby normalny obiekt lataJący w 
kształcie   ogromnego   trójkąta   mógł   unosić   się   bez   ruchu   w   powietrzu"   [8].   Po   kilku 
minutach   nieznany   obiekt   ponownie   wzniósł   się   pionowo   i   oddalił   na   dwadzieścia 

24

background image

kilometrów od ścigających go myśliwców, a w końcu zniknął „w tajemniczy sposób", jak 
wyraził się Pratt Corona.

Co ciekawe, w trakcie pościgu udało się zrobić zdjęcia nieznanego obiektu, a jedno z 

nich zostało opublikowane. Widać na nim światła na rogach ogromnego trójkąta. 30 
grudnia 1978 udało się, też z pokładu samolotu, sfilmować nad Nową Zelandią jakiś 
obiekt.   W   związku   z   tym   fizyk,   dr   Bruce   Maccaabee,   przeprowadził   szczegółowe 
dochodzenie, przeanalizował film i rozmawiał ze świadkami. Po zakończeniu tych badań, 
w których  uczestniczyli też  jego koledzy i specjaliści-filmowcy, ustalił, że  nie jest  to 
fałszerstwo, lecz że było to „prawdziwe UFO".

Setki świadków z amerykańskich stanów Kansas i Missouri widziały 17 listopada 1980 

roku ogromny obiekt latający, który przez ponad cztery godziny krążył po niebie. Także i 
ten obiekt opisano jako trójkąt wielkości boiska do piłki nożnej. Miał jedno światło białe i 
dwa czerwone „jakby reflektory". Roger Benett, jeden z licznych świadków, słyszał „ciche 
brzęczenie" w momencie przelotu obiektu nad nim. „Na krótko przed zniknięciem obiektu 
w   chmurach   wypuścił   on   jednocześnie   około   sześciu   mniejszych   obiektów".   Inni 
świadkowie, jak Rick Hull i Buddy Hannafort, dojrzeli okna „jakby kabiny".

23 grudnia 1981 roku dwaj policjanci w amerykańskim stanie Kentucky widzieli całą 

flotyllę nieznanych obiektów latających. Frank Chinn i John Cooper śledzili za pomocą 
lornetki „eskadrę sześciu obiektów" lecących jeden za drugim. „UFO lśniły, jakby były 
zrobione z jakiegoś niezwykle świecącego materiału". Chinn porównał ten połysk do 
połysku oszlifowanego diamentu: „Różnica polegała na tym, że na każdej płaszczyźnie 
zewnętrznej umieszczony był jasny reflektor, świecący jaskrawym, białym światłem. A 
pośrodku obiektu obracały się trzy błyszczące światła w kolorze zielonym, czerwonym i 
żółtym".   Cooper   zaś   uzupełnia:   „Nie   ma   na   to   żadnego   logicznego   wyjaśnienia. 
Widziałem wystarczająco dużo samolotów i helikopterów, by wiedzieć, że nie były to 
obiekty latające, jakimi dysponujemy".

Trzech innych policjantów, Karl Sicinski i jego dwaj koledzy, widziało 25 listopada 1980 

roku nad miastem Will County w stanie Kentucky obiekt poruszający się na wysokości 
około 500 metrów. Zgodnie z ich zeznaniami leciał on początkowo na południe, potem 
skierował się na wschód, a zaraz potem na północ. W końcu zatrzymał się, zwrócony w 
kierunku   południowo-wschodnim.   Sicinski:   „Był   potwornie   duży   i   bardzo   jasny.   Miał 
kształt leżącej łzy, a otaczała go białoróżowa łuna".

Dzięki meldunkowi, który Sicinski przekazał drogą radiową do na posterunek, załogi 

dwóch innych patroli też zauważyły obiekt. Zbliżyły się do niego z dwóch różnych stron. 
Najbliżej obiektu był zapewne Sam Cucci: „Włączyłem szperacz, ale UFO zawrócił i 
nagle zniknął, tak jakby ktoś zgasił światło".

Takie nagłe znikanie obiektów – podobnie jak nagłe pojawianie się – jest ich typową i 

często obserwowaną cechą. Zjawisko to jest sprzeczne ze znanymi nam prawami fizyki i 
świadczy o tym, że mamy tu Zapewne do czynienia z demonstracją jakiejś zupełnie nam 
nie znanej technologii.

25

background image

Innym,   ciągle   opisywanym   zjawiskiem   jest   wysyłanie   różnych   rodzajów 

promieniowania, przede wszystkim światła widzialnego. W nocy z 29 na 30 listopada 
1983  na  niebie  nad  Ras-al-Kheima  (Zjednoczone  Emiraty Arabskie)  zaobserwowano 
obiekt, z którego w kierunku Ziemi wybiegały silne, pomarańczowe promienie. Naoczni 
świadkowie opowiadali, że obiekt latający był widoczny przez dwie godziny i „wysyłał po 
dwa promienie świetlne w niezmiennej kolejności. Za każdym razem światło było silne 
przez minutę, potem znowu słabe i znów silne itd.". Podczas emisji światła obiekt się nie 
poruszał.   Według   rządowej   gazety   syryjskiej   „Teshreen"   zjawisko   to   obserwowało 
kilkaset osób.

Nad ranem 30 stycznia 1985 roku załoga i wielu pasażerów radzieckiego samolotu 

pasażerskiego   TU   134A   widziało   na   nocnym   niebie   „wielką,   błyszczącą   gwiazdę". 
Według   moskiewskiej   gazety   związkowej   „Trud"   i   niemieckiej   agencji   prasowej   DPA 
obiekt został dostrzeżony przez załogę o godzinie 4.10. Samolot odbywał lot Tbilisi-
Rostów-Tallin na wysokości około 10 000 metrów.

Według kapitana obiekt początkowo unosił się jakieś 30-40 km nad ziemią wysyłając 

wąski promień światła w jej stronę. Promień ten nad powierzchnią ziemi rozszerzał się, 
tworząc stożek. W tym „zdumiewająco jasnym świetle" załoga widziała domy i ulice.

Pilot Igor Czerkaszyn zeznał do protokołu, że wiązka światła skierowała się nagle na 

samolot. Kabinę pilotów zalało jaskrawe światło. Załoga widziała biały punkt świetlny 
otoczony   kolorowymi   pierścieniami,   który   zamienił   się   „niespodziewanie   w   zieloną 
chmurę". Zaraz potem obiekt błyskawicznie skierował się w stronę samolotu, przecinając 
jego kurs. Załodze wydawało się teraz, że wygląda jak „chmura w kształcie samolotu". 
„Chmura" eskortowała ich aż nad Estonię. Potem zniknęła.

Relacje członków załogi i niektórych pasażerów potwierdzone zostały zarówno przez 

pilotów maszyny lecącej z przeciwka, jak i przez kontrolę naziemną, która na ekranach 
radarów widziała dziwne „plamy" koło samolotu.

Takie   obserwacje   UFO,   wiążące   się   z   emisją   światła   prowadzą   nas,   według 

klasyfikacji   Hynka,   do   tak   zwanych   spotkań   drugiego   stopnia,   czyli   obserwacji 
nieznanych obiektów latających pozostawiających ślady, choćby były to ślady na ziemi 
(np.   ślady   lądowania)   lub   w   formie   szkód,   powstałych   w   wyniku   najrozmaitszego 
promieniowania. Taki właśnie spektakularny przypadek zdarzył się przed paru laty w 
Związku Radzieckim.

20 września 1977 roku mieszkańcy Petrozawodska, stolicy Karelskiej Autonomicznej 

Republiki   Radzieckiej,   widzieli   około   czwartej   nad   ranem   na   niebie   coś 
przypominającego wielką, świecącą meduzę, która zalała całe miasto morzem światła. 
Niebo nad miastem było bezchmurne, jasność obiektu wielokrotnie przyćmiła jasność 
gwiazd. UFO unosiło się nad domami przez około 12 minut i w końcu oddaliło w kierunku 
jeziora Onega.

O   wydarzeniu   „Prawda"   doniosła   23   września   1978   roku,   z   prawie   rocznym 

opóźnieniem:   „Nad   Petrozawodskiem   unosiła   się   »gwiazda«,   świecąca   intensywnym 
blaskiem i przypominająca świecące koło z kłosów. Z kształtu była podobna do meduzy. 

26

background image

Zbliżała się powoli do Petrozawodska, zalewając przy tym miasto intensywnym światłem. 
Były to tysiące wiązek świetlnych, sprawiających wrażenie ulewnego deszczu. Po jakimś 
czasie promieniowanie ustało, świetlna meduza ograniczyła swoją jasność i oddaliła się 
w stronę jeziora Onega. Na horyzoncie widać było szare chmury i gdy zjawisko w nie 
weszło,   powstało   w   nich   kilka   półkoli   i   małe   koła   w   kolorze   czerwonaworóżowym. 
Zjawisko trwało dziesięć do dwunastu minut".

Mikołaj Miłow, korespondent agencji TASS, wkrótce przybył na miejsce zdarzenia i 

miał sposobność zasięgnięcia dokładnych informacji. Pokazywano mu podziurawione 
brukowce   i  szyby   w   oknach.   Jego   zdaniem   w   Petrozawodsku   musiały  się  rozegrać 
burzliwe sceny. Wiele osób uwierzyło w amerykański atak atomowy i było na krawędzi 
załamania nerwowego. Miłow tak pisał o swoich rozmówcach, naocznych świadkach: 
„Wyglądało, jakby nagle zachorowali. Sprawiali wrażenie rozstrojonych nerwowo".

Jako pierwsi spostrzegli tego ranka osobliwe zjawisko policjanci z Helsinek, stolicy 

Finlandii. Zgodnie z ich raportem widzieli je pomiędzy godziną 3.06 a 3.10. Określili je 
jako   „kulę   ze   światła",   przesuwającą   się   powoli   na   wschód,   w   stronę   Związku 
Radzieckiego. Około czwartej rano zjawisko dotarło do Petrozawodska nad jeziorem 
Onega. Jurij Gromow, dyrektor stacji meteorologicznej w Petrozawodsku, przyrównał 
promienie świetlne „do małych złotych strzał". Powiedział też: „Nagle jakiś mały obiekt 
oddzielił się od zjawiska świetlnego i poleciał ku ziemi. W tym czasie główny obiekt 
stopniowo   przybrał   formę   eliptycznego   pierścienia,   w   środku   bladoczerwonego,   po 
bokach białego. Skierował się na ławicę chmur nad jeziorem Onega, wypalił w nich 
czerwoną   dziurę   i   zniknął   w   niej".   Fizyk   i   oceanograf   Władimir  Ażaża  opisał   swoje 
obserwacje w następujący sposób: „Obiekt leciał nisko nad portem, następnie zatrzymał 
się nad stojącym na kotwicy statkiem długości 142 m. Porównanie ze statkiem pozwoliło 
stwierdzić, że średnica UFO wynosiła 104 metry. Gdy UFO oddalało się w stronę jeziora 
Onega, wielu kierowców ruszyło za nim".

Potem przez długi czas obiekt unosił się bez ruchu nad jeziorem. Ażaża: „Po chwili 

jakiś mały obiekt oddzielił się od obiektu głównego. Leciał prosto w dół i zniknął pod 
powierzchnią wody. W tym samym momencie obiekt główny ruszył i z wielką szybkością 
zniknął   w   ławicy   chmur".   Konsekwencje,   jakie   według   niego   należy   wyciągnąć   z 
zachowania obiektu, są nieuniknione. „Moim zdaniem nad Petrozawodskiem widziano 
albo   UFO,   wysłannika   wyższej   inteligencji   z   załogą   i   pasażerami,   albo   pole   siłowe 
wywołane przez UFO".

Innym naocznym świadkiem był lekarz W. I. Mienkowoj, którego o tak wczesnej porze 

wezwano do pacjenta: „Nagle zobaczyliśmy tę osobliwą gwiazdę. Miała wiele, wiele 
promieni   i   całkowicie   zakrywała   niebo.   W   końcu   płomienista   kula   ruszyła   w   stronę 
gwiazdozbioru   Wielkiej   Niedźwiedzicy,   zmniejszając   intensywność   promieniowania. 
Światło tego obiektu było początkowo tak jasne i przezroczyste, że bolały mnie oczy. 
Zjawisko trwało piętnaście minut".

Co ciekawe, w 1980 roku obserwowano we Francji bardzo podobne obiekty, które 

jednak  nie   wysyłały  zagadkowych  promieni   świetlnych.   Łącznie  trzy  obiekty  latające 
pojawiły   się   nad   paryskim   przedmieściem   Creteil.   Opisano   je   jako   „wielkie   twory   w 

27

background image

kształcie gwiazd, porównywalne trochę z jasnożółto połyskującymi jeżami". Inny obiekt 
wysyłał promienie czerwone, żółte i zielone. Początkowo poruszał się powoli, a potem 
nagle się zatrzymał i błyskawicznie obrócił wokół własnej osi.

Wydarzenia   nad   Petrozawodskiem   przebiegły   względnie   spokojnie   (pomijając 

podziurawione brukowce i powybijane szyby okien) w porównaniu z innymi, które miały 
miejsce w Indiach 17 marca 1979 roku. UFO spowodowało tam prawdziwą katastrofę, 
która kosztowała życie 28 ludzi. Początkowo mówiono oficjalnie, że tornado spustoszyło 
jedno   z   przedmieść   New   Delhi.   Ale   badania,   przeprowadzone   przez   fizyka,   prof. 
Swdesha Kumara Trikha z uniwersytetu w New Delhi, świadczą o czymś zupełnie innym. 
Jego zdaniem zniszczenie domów, połamanie masztów telegraficznych i drzew, zranienie 
i zabicie wielu ludzi są następstwem lotu koszącego jakiegoś UFO i jego radioaktywnych 
spalin. Liczni świadkowie, wśród nich na przykład prof. dr Shatrughan Skhula (też z 
uniwersytetu w New Delhi), obserwowali pomarańczowy, świecący obiekt w kształcie kuli, 
który przemieszczał się nad miejscowością zygzakowatym kursem zmieniając wysokość. 
Trikha wykonał badania, które wykazały, że radioaktywność w miejscu katastrofy wzrosła 
o   55%.   Ten   radioaktywny   ślad   odkryto   wzdłuż   najbardziej   zniszczonego,   wąskiego 
dwumilowego   pasa.   Na   podstawie   swoich   badań   Swdesh  Trikha   odrzuca   wszystkie 
wyjaśnienia przyrodnicze: „Moim zdaniem zostało to spowodowane przez nisko lecące 
UFO, napędzane energią jądrową". Bezpośrednio po katastrofie rząd zamknął ten obszar 
i zabronił dziennikarzom fotografowania zwłok i zniszczonych domów. Zresztą zwłoki 
natychmiast spalono.

Nie zawsze podobne zdarzenia muszą kosztować życie ludzkie. Podany przykład jest 

wyjątkiem i należy go traktować jako osobliwość. Jednak dosyć często poszczególni 
świadkowie ulegają poparzeniom. W końcu czerwca 1980 roku „Dziennik Argentyński", 
ukazujący się w Buenos Aires, doniósł o spotkaniu z UFO pewnego robotnika rolnego z 
prowincji Santa Fe. Angel German Moressi z Arequito szedł do pracy na swoim polu, gdy 
zauważył, że jest śledzony przez jakiś jaskrawo świecący obiekt latający. Obiekt ten 
zbliżał się do niego, ale Moressi nie był zdolny do ucieczki. Bijący z obiektu żar stał się w 
końcu tak silny, że Moressi stracił przytomność i upadł na ziemię.

Gdy doszedł do siebie, stwierdził, że ma rozległe oparzeliny na ramionach i udał się 

do szpitala w Arequito. 26 czerwca lekarze ze szpitala wydali komunikat w jego sprawie. 
Moressi   miał   oparzenia   w   pięciu   miejscach   na   prawym   przedramieniu   i   w   okolicy 
lędźwiowej.   Oparzeliny   liczyły   po   trzy   centymetry   średnicy,   miały   kolor   ochry   i 
występowały na nich pęcherzyki. Po tygodniowym leczeniu nie uległy żadnej zmianie, a 
Moressi jeszcze długo później uskarżał się na ciągłe bóle głowy.

Oparzenia podobne do silnych oparzeń słonecznych były następstwem obserwacji 

UFO, prowadzonej  przez  elektryka,  Jerry'ego  McAllistera  z Anderson  w Południowej 
Karolinie, w nocy na 11 września 1980 roku. O 4.20 wyrwał go ze snu dziwny warkot, 
przypominający „furkotanie kręcących się śmigieł". Wyjrzał przez okno i zobaczył spowitą 
jasnym światłem tarczę, o średnicy około dwudziestu metrów, wysoką na dwa piętra, 
mającą w środku rząd okien. Tarcza unosiła się tuż nad czubkami jodłowego zagajnika. 
Światło tarczy zalało całą okolicę, w pokoju było jasno jak w dzień. McAllister: „Zrobiona 

28

background image

była  z  ciemnoszarego  metalu.   Obracała  się  zgodnie   z   ruchem   wskazówek  zegara". 
Oprócz McAllistera obiekt widziało także czterech policjantów w dwóch samochodach 
patrolowych. Mike Burtom zastępca szeryfa z Andersom „Obserwowałem UFO przez 
półtorej godziny, zanim w końcu zniknęło na północnym wschodzie. Nie ma dla tego 
żadnego ziemskiego wyjaśnienia".

Później ustalono, że McAllister doznał oparzeń twarzy. Przez cztery dni cierpiał na 

silne bóle głowy i ciągłe dzwonienie w uszach. W miejscu pojawienia się UFO policja 
stwierdziła skrajne zwiększenie radioaktywności.

Publikacje odrzucające istnienie UFO często stosują argument, że nigdy dotychczas 

nie udało się odnaleźć i zanalizować żadnych materialnych elementów UFO. To prawda, 
że przypuszczalnie do dziś żaden nieznany obiekt latający nie wpadł w ręce żadnego 
rządu na ziemi. (Świadomie używam tu słowa „przypuszczalnie", bo relacje o przypadku 
z Roswell z lat pięćdziesiątych nie są wcale wyssane z palca. Rozbite UFO znaleziono 
tam podobno na pustyni w Arizonie [1 S].) Z drugiej strony wydaje się jednak, że istnieją 
przynajmniej pojedyncze elementy, wyrzucone lub zgubione przez UFO. Zostały one 
odnalezione,   a   nawet   poddane   analizie.   Jeden   z   takich   przypadków   zdarzył   się   w 
Brazylii. Pewnego letniego wieczoru w 1983 roku małżeństwo Freitas widziało, że około 
dwudziestu metrów nad ich domem w Macae unosił się owalny obiekt, promieniujący 
błękitnym   światłem.   Po   mniej   więcej   godzinie   cały   dom   spowiła   niebieskawa   mgła. 
Słychać   było   dźwięki   przypominające   wybuchy   ogni   sztucznych.   Następnie   obiekt 
przesunął się nad sąsiedni dom i dwójka świadków ujrzała, jak pozornie płonące części 
spadają do ich i do sąsiedniego ogrodu. Gasły natychmiast po zetknięciu z ziemią.

Policja   zaalarmowana   przez   małżeństwo   oddała   elementy   do   analizy.   Rzecznik 

prasowy policji Milton Belgas oświadczył: „Przeprowadzono wiele badań. Materiał ten 
jest nam zupełnie nie znany. Jeżeli jest pochodzenia ziemskiego, to nie został dotąd 
odkryty". Części badano w Instytucie Kryminologii w Rio de Janeiro. Według rzecznika 
policji były to trzy cylindryczne przedmioty długości kilku centymetrów. Podczas upadku 
wypaliły dwie dziury w trawie ogrodów i jedną w dachu sąsiedniego domu.

Podobne wypadki były już znane wcześniej. Z pewnością świadczą najdobitniej, że 

UFO, niezależnie od ich pochodzenia, to obiekty materialne, nie zaś złudzenia optyczne, 
halucynacje, niejasne wytwory wyobraźni czy inne bzdury tego rodzaju. Potwierdzają to 
także relacje ze spotkań trzeciego stopnia, jakie zdarzały się na całej kuli ziemskiej, 
relacje ludzi, którzy spotkali się z załogami nieznanych obiektów latających.

Spotkania z UFO trzeciego stopnia

Szczególnie w latach pięćdziesiątych stał się głośny osobliwy „gatunek" obserwatorów 

UFO:   tak   zwani   „kontaktowcy".   Twierdzili   oni   –   zwłaszcza   George   Adamsky,   Fry, 
Villanueva   i   inni   –   że   utrzymują   stały   kontakt   z   Wenusjanami,   Marsjanami,   z 
„kosmicznymi ludźmi" z Jowisza, Saturna, Urana i Plutona i że są zapraszani na Księżyc 
(po jego drugiej stronie znajdowały się rzekomo lasy i morza) i na inne planety, itd. My 
jednak wiemy, od czasu misji amerykańskich i radzieckich sond kosmicznych, że ani na 
Marsie, ani na Wenus, ani na innych planetach nie ma inteligentnego życia (nie można 

29

background image

całkowicie wykluczyć ewentualności istnienia prymitywnych organizmów na Marsie lub 
Tytanie, księżycu Saturna). W ten sposób fantastyczne opisy kontaktowców okazały się 
zupełnie bezpodstawne.

Ale czy dlatego wszystkie relacje o spotkaniach z załogami UFO należałoby między 

bajki włożyć? Na pewno nie. W ostatnich latach znanych jest kilka przypadków, które 
wytrzymują  wszelkie badania  i których nie  można  zwyczajnie  pominąć.   Coś  takiego 
zdarzyło się w pobliżu wsi Pietuszki pod Moskwą. Aleksander Norin, strażnik i pracownik 
leśny,   podczas   obchodu   lasu   w   pobliżu   radzieckiej   stolicy   zauważył   nagle   jakiś 
pomarańczowoczerwony obiekt, stojący na leśnej polanie, a obok dwie poruszające się 
istoty.   Miały   około   jednego   metra   wzrostu,   szerokie   bary   i   sprawiały   wrażenie 
muskularnych. Całe ich ciała i głowy zakrywały ściśle przylegające czarne ubrania. Tam, 
gdzie   Norin   spodziewał   się   ujrzeć   oczy,   okrycie   miało   szparę.   Język,   którym   się 
posługiwali,   przypominał   pracownikowi   leśnictwa   świergot   ptaków.   Gdy   dwójka 
zauważyła mężczyznę, zawróciła do swojego pojazdu, który zaraz się wzniósł i zniknął w 
jaskrawej błyskawicy.

Inny przypadek, który początkowo wyglądał na całkiem zwykłe spotkanie drugiego 

stopnia, doprowadzi nas do jeszcze innego wariantu bezpośrednich kontaktów ludzi i 
załóg UFO. Ukazujący się w Lantanie w USA „Weekly World News" pisał 4 listopada 
1980 roku: „Pewien mężczyzna, jego żona, dzieci i siostra zostali sterroryzowani przez 
UFO   po   przejęciu   kontroli   nad   ich   samochodem.   Osłupiała   rodzina   nijak   nie   może 
doliczyć się godziny z życia. Ten niewiarygodny przypadek wywarł ogromne wrażenie na 
Johnie Mannie i jego rodzinie. Do dziś dręczą ich ciągłe zmory senne, związane z tym 
niewyjaśnionym spotkaniem. John opowiada, że jadąc około północy w okolicy Stanford-
in-the-Vale   w  Anglii,   siedział  wraz   z   siostrą   Frances   Farrow   na   przednim   siedzeniu 
samochodu, a żona Gloria oraz dzieci, Natasza i Tania, z tyłu. Nagle, jak opowiada, na 
niebie ukazało się promieniujące, białe światło. Zaczął żartować z żoną na temat UFO. 
Następnie jakiś czarny obiekt zasłonił Księżyc i dał się słyszeć głośny dźwięk. John 
zatrzymał   samochód   i   wysiadł   sprawdzić,   co   się   dzieje.   Dokładnie   nad   sobą   ujrzał 
ogromne UFO. Wskoczył z powrotem do wozu i ruszył. Zauważył jednak, że coś przejęło 
kontrolę nad pojazdem. Wieziono ich dziwną drogą przez tajemniczą okolicę, aż w końcu 
przybyli do domu. Spojrzawszy na zegarek, stwierdzili, że przejazd krótkiego odcinka 
drogi trwał w niewytłumaczalny sposób o godzinę dłużej niż powinien".

Tylko na pierwszy rzut oka wydaje się, że było to spotkanie drugiego stopnia. W 

rzeczywistości relacja ta zawiera opis pewnego symptomu, który w znamienny sposób 
wskazuje na szczególny wariant spotkań z UFO: na time-lapsing, czyli wzięcie do UFO.

Pierwsza relacja z uprowadzenia pochodzi z 1961 roku. Właśnie wtedy, 19 września, 

podczas nocnej jazdy odludną wiejską drogą w Kanadzie małżeństwo Hillów zostało 
zatrzymane przez UFO. Małe istoty podobne do ludzi zabrały ich do obiektu i poddały 
bolesnym chwilami badaniom. Po dwóch godzinach zostali wypuszczeni, ale nie mogli 
sobie przypomnieć, co działo się przez te dwie godziny. Oboje pamiętali tylko lądujący, 
promieniście jasny obiekt i fakt, że zginęło im sto dwadzieścia minut z życia. Dopiero po 
latach, gdy Barney Hill zaczął cierpieć na wrzody żołądka, które powstały w wyniku 

30

background image

doznanych   przeżyć,   oboje   zdecydowali   się   udać   do   lekarza.   Ten   skierował   ich   do 
psychiatry   doświadczonego   w   stosowaniu   hipnozy.   Dopiero   tu,   podczas   regresji 
hipnotycznych, polegających na powrocie w przeszłość pod wpływem hipnozy, udało się 
złamać   blokadę   mentalną   i   przywrócić   doznane   przeżycia   świadomości   obojga 
małżonków.

Przypadek Hillów to z pewnością jedno z najbardziej znanych zdarzeń tego typu [8], 

zrezygnuję więc ze szczegółowego opisu. Ale nie jest to jedyny taki przypadek! Dzięki 
jego opublikowaniu zgłaszają się, zwłaszcza ostatnio, na całym świecie ludzie, którym 
kiedyś przydarzyło się coś szczególnego, którym „brakuje czasu", niekiedy wielu godzin, i 
którzy przez całe lata cierpią z tego powodu. I co zastanawiające, przeprowadzane przez 
specjalistów   hipnotyzerów   regresje   wykazują   niemal   identyczny   przebieg   wypadków: 
uprowadzenie do UFO, badanie na jego pokładzie i późniejsze uwolnienie, połączone z 
założeniem mentalnej blokady na wspomnienia o zdarzeniu.

Jeden z najnowszych takich przypadków opisano w czasopiśmie „Esotera" z sierpnia 

1983 roku. Trzy Angielki: Viv Hayward (27 lat), Valerie Walters (26 lat) i Rosemary 
Hawkins   (27   lat)   po   poddaniu   się   hipnozie,   przeprowadzanej   przez   różnych   lekarzy 
oddzielnie dla każdej z nich zgodnie oświadczyły, że zostały porwane do UFO. Kobiety te 
znajdowały się około 2.30 rano na drodze AS na zachód od Birmingham, gdy zauważyły 
nad sobą jakiś obiekt latający, świecący białoczerwonym światłem. Viv Hayward, która 
prowadziła samochód, nacisnęła pedał gazu, ale silnik zgasł. Od tej chwili kobietom 
brakuje dwudziestu minut. Dopiero pod wpływem hipnozy przypomniały sobie i zgodnie 
opisały, że zostały zabrane do obiektu i zbadane przez małe istoty o wzroście około 1,20 
m.

Podobną   przygodę  przeżył  28   czerwca  1980   roku   dwudziestojednoletni  brazylijski 

strażnik Antonio Ferreira. Podczas obchodu dużej budowy o trzeciej w nocy zobaczył z 
odległości około siedemdziesięciu metrów jakiś „dziwny przedmiot", który powoli osiadał 
na ziemi. Ferreira podszedł do obiektu i ujrzał dwie małe, mniej więcej metrowe postacie, 
które wysiadły z pojazdu. Jedna z nich skierowała na niego „skrzynkę", z której wystrzelił 
czerwony   promień   i   sparaliżował   Ferreirę..   „Istoty   te   miały   na   sobie   coś   w   rodzaju 
obcisłych, błyszczących dresów sportowych, które pokrywały ich ciała razem z głowami. 
Na dresach umieszczony był mały symbol – krzyż w okręgu". Jakaś niewidoczna siła 
uniosła Ferreirę i umieściła w pojeździe. Także tu wszystko było spowite czerwonawym 
światłem, oświetlającym metalicznie lśniące wyposażenie wnętrza. Z pewnością ten mały 
obiekt   był   swego   rodzaju   pojazdem   dostawczym,   bo   po   pewnym   czasie   Ferreirę 
przeprowadzono   do   innego,   większego   obiektu.   Czekało   tu   na   niego   dziesięć   do 
dwunastu małych istot. Jak wspomina Ferreira, miały wielkie oczy i nieproporcjonalnie 
duże głowy. Posługiwały się językiem, którego nie rozumiał. W jednym z pomieszczeń, 
do którego go zaprowadzono, musiał usiąść i poddać się bolesnym badaniom. Dopiero 
około   53°,czyli   w   dwie   i   pół   godziny   po   pierwszym   kontakcie   z   załogą   UFO, 
pozostawiono   go   w   pobliżu  budowy.   Na   skórze  miał  ślady   po   licznych   nakłuciach  i 
dziwne,   czarne   punkty,   których   pochodzenia   nie   mogli   ustalić   badający   go   lekarze. 
Inspektor   policji,   Jose   Zanvello,   któremu   zlecono   śledztwo   w   tej   sprawie,   odkrył   w 

31

background image

miejscu wskazanym przez strażnika jako miejsce lądowania kolisty odcisk o wypalonych 
krawędziach. Okoliczne druty kolczaste wykazywały niezwykły stopień namagnesowania. 
Inny strażnik widział tej nocy w pobliżu budowy, dokładnie o 2.30 , "jakby kulę ognistą".

Aż do połowy lat siedemdziesiątych znano jedynie takie przypadki utraty ciągłości 

czasu, w których ludzi (jak małżeństwo Hillów) zatrzymywano gdzieś na odludnej drodze, 
uprowadzano i wypuszczano. Ale powyższe zdarzenie stanowi zupełnie inny wariant, 
który jest równie fascynujący, co przerażający. Ludzi zabiera się po prostu z mieszkań, 
domów i miejsc pracy podczas wykonywania codziennych prac czy podczas snu. Taki 
właśnie typowy i dokładnie przebadany przypadek opisują Raymund Fowler [16] i Scott 
D. Rogo [17].

Wszystko   zaczęło   się   25   stycznia   1967   roku   w   domu   pani   Betty  Andreasson   w 

amerykańskim stanie Massachusetts, w którym mieszkała wspólnie z dziećmi i teściem 
(mąż zginął w wypadku samochodowym). Pierwszy zobaczył obcych teść. Byli mali i 
przypominali mu „księżycowych ludzików" oraz „maski na święto Halloween". Stali przed 
domem pod oknem. Gdy wszedł do bawialni, żeby powiedzieć o tym synowej, zarówno 
on, jak i pozostali, zostali nagle sparaliżowani. Nie mogli się poruszyć. Po przyjściu do 
siebie stwierdzili utratę pewnego czasu. W ciągu następnych miesięcy Betty Andreasson 
i jej najstarsza córka zaczęły sobie stopniowo przypominać różne sprawy związane z tym 
styczniowym wieczorem. W końcu w 1977 roku poddały się hipnozie. Przypomniały sobie 
wtedy   obcych   –   małe,   szaroskóre   istoty   z   dużymi   głowami   bez   włosów.   Mimo   to 
emanował z nich „pokój". Telepatycznie zaczęli oddziaływać na panią Andreasson. Jej 
pierwszą reakcją było spytanie przybyszów, czy nie mogłaby im zaproponować czegoś 
do jedzenia.

Następnym wspomnieniem było zabranie jej pod eskortą do obiektu latającego, który 

wylądował w pobliżu domu. Tu poddano ją bardzo dokładnemu badaniu fizycznemu i 
najwyraźniej także psychicznemu. Podczas badania leżała na płaskim stole, a nad sobą 
widziała bardzo jaskrawą lampę, wręcz zalewającą ją światłem. W trakcie badania do 
pępka  wprowadzono   jej  długą,   srebrzystą  igłę  (coś   podobnego   znane   jest   z  innych 
przypadków, choćby Betty Hill) i podobny instrument do nosa. Następnie musiała przeżyć 
jakieś wizjonerskie sceny.  W  końcu ją wypuszczono, nakazując hipnotycznie, aby  o 
wszystkim zapomniała. Ale na tym spotkania pani Andreasson z UFO wcale się nie 
skończyły. Kilka lat później znów stała się obiektem zainteresowania obcych, ale o tym 
opowiemy w następnym rozdziale.

W   swojej   książce   [18]   Budd   Hopkins   przedstawia   wiele   takich   i   podobnych 

przypadków. Interesującym przykładem wydaje się przeżycie Howarda Richa. Pewnego 
wieczoru latem 1979 roku odwiedził swą matkę w Toms River w stanie New Jersey, a 
potem około jedenastej wieczór oglądał jeszcze jakiś film w telewizji. Niespodziewanie 
cały pokój zalała fala niebieskiego światła. Rich odniósł wrażenie, że światło nie płynie 
zza okien, ale promieniuje gdzieś ze środka pomieszczenia. „Wszystko trwało około 
trzech   do   czterech   sekund   i   gdy   się   zakończyło,   miałem   porządnego   stracha.   Coś 
okropnie mnie przestraszyło".

32

background image

Rich przypomina sobie, że poszedł do sypialni, wziął naładowany pistolet i wyszedł 

przed dom. Nie zauważył nic podejrzanego, postanowił więc pójść spać. Ale dopiero po 
kilku godzinach uspokoił się na tyle, aby na krótko zasnąć. Nic mu się nie śniło.

Początkowo Rich oceniał czas trwania swego wyjścia na dwór tylko na kilka minut. Ale 

uporczywe wypytywanie go przez Hopkinsa wykazało, że po powrocie do bawialni w 
telewizji nadawano już inny film. Było więc możliwe, że upłynęło więcej czasu, niż sądził 
Rich.

Przeprowadzona przez psychologa, panią dr. A. Chmar, regresja hipnotyczna dała 

zaskakujące wyniki. Pierwszym niezwykłym zjawiskiem zauważonym przez Richa było 
niebieskie światło, które na kilka sekund rozjaśniło pokój. Zdarzenie to, mimo że było 
nieszkodliwe, bardzo go przestraszyło: „Myślę, że wyrażenie »przeczucie pełne obaw« 
pasuje tu najlepiej. Może uroiłem to sobie, ale w jakiś sposób wszystko wokół mnie stało 
się   nagle   ciemne   i   bardzo   ciche".   Potem   wziął   pistolet   i   wyszedł   przed   drzwi. 
„Rozejrzałem się, czując na zewnątrz jakieś niebezpieczeństwo. Czułem je całym ciałem, 
było wszechobecne. Byłem przekonany, że na zewnątrz coś się na mnie czai."

I   wtedy   za   drzewami   pobliskiego   lasku  ujrzał  jasne  światło.  „Upuszczam  pistolet. 

Wiem, że go po prostu upuszczam. Prawie nie mogę się ruszać i w jakiś sposób czuję, 
że ktoś tam jest... Patrzą na mnie..."

Rich widzi ciemne postacie idące w jego stronę. W dalszym ciągu nie może się 

ruszyć. Potem poczuł, że leci w stronę jasnego światła, eskortowany przez ciemne istoty. 
„Ci ludzie chcą, żebym razem z nimi wszedł do tej ciemnej, okrągłej chmury, z której 
płynie światło. To nie może być prawda, to tylko sen... To tylko..."

Ale to nie tylko sen. Rich jest wprowadzony do obiektu. Próbuje coś powiedzieć do 

postaci, ale one nie rozumieją go albo nie chcą rozumieć. Musi położyć się na stole, 
uczucie strachu i niepewności znika. „Czuję się bardzo dobrze. Teraz wszystko jest w 
porządku, ci ludzie to przyjaciele." Rich opisuje, że istoty były raczej małe (około jednego 
metra wzrostu), o długich ramionach i zimnej skórze.

Także na nim przeprowadza się badania. Po obudzeniu się nazajutrz odkrywa w łóżku 

wiele małych plamek krwi. Od tej nocy cierpi na trudne do wyjaśnienia bóle żołądka. Bolą 
go też ramiona i gardło. We wszystkich tych miejscach wprowadzono do jego ciała długie 
igły lub sondy. Możliwe, że pobrano próbki tkanek.

Relacje z podobnych wydarzeń są ostatnio coraz częstsze. I jeszcze coś uderza w 

związku   z   nimi.   Wielu   z   porwanych   już   we   wczesnym   dzieciństwie   lub   w   młodości 
przeżyło spotkanie trzeciego stopnia i wydaje się, że drugie zdarzenie jest czymś w 
rodzaju   „badania   kontrolnego".   Dopiero   dzięki   zastosowaniu   regresji   hipnotycznej 
poznano   związki   przyczynowe   między   nie   wyjaśnionym   zdarzeniem  z  dzieciństwa  a 
późniejszym spotkaniem z UFO.

Hopkins stwierdza [18], że dzieci porywano najczęściej podczas zabaw na dworze. 

„Opisy zdarzeń kończyły się prawie zawsze tak samo. Dzieci nagle spostrzegały przed 
sobą kilka dziwnych istot w obcisłych, srebrzystych ubraniach. Po chwili istoty znikały tak 

33

background image

samo szybko, jak się pojawiały. W ilu przypadkach wystąpiła przerwa w czasie, z której 
nikt sobie nie zdawał sprawy? Ale przede wszystkim, do czego dzieci były potrzebne?"

Interesujące pytanie, na które dotąd nie znaleziono zadowalającej odpowiedzi. Z wielu 

takich przypadków wynika, że pod wpływem hipnozy świadkowie przypominają sobie, jak 
podczas drugiego kontaktu wydobyto im z nosa lub innej części ciała jakiś przedmiot, coś 
jakby sondę. Z pewnością umieszczono go tam przed laty. Być może istoty te traktują 
nas   w   taki   sam   sposób,   jak   my   niektóre   dzikie   zwierzęta,   którym   zakłada   się 
automatyczne nadajniki w celu kontroli ich zwyczajów. Może tak, może nie...

Ale być może posuniemy się do przodu, gdy pod tym właśnie kątem jeszcze raz 

zbadamy wydarzenie sprzed siedemdziesięciu lat. Wtedy właśnie trójka małych dzieci 
nawiązała kontakt z dziwnymi istotami, które zaskoczyły je podczas zabawy. Także wtedy 
widziano świetliste chmury i jasne światła. Także wtedy ponad siedemdziesiąt tysięcy 
przerażonych ludzi obserwowało poruszającą się, wirującą tarczę. W 1917 roku wzięto tę 
tarczę za słońce, które, jak się zdawało, opuściło swoje miejsce na niebie. „Chmurę" 
wzięto za symbol nieba, a istoty za anioła i Matkę Boską. A dzisiaj?

Dzisiaj dysponujemy relacjami o incydentach, jakie zdarzały się na całym świecie. 

Niektóre z nich wykazują ogromne podobieństwo do zdarzeń w Fatimie. Uwzględniając 
ten   punkt   widzenia,   można   chyba   powiedzieć,   że   nadszedł   czas,   aby   ponownie 
zastanowić się nad wydarzeniami z 1917 roku?

3. Porównanie

Każda wysoko rozwinięta technologia niczym nie różni się od magii.

Artlrur C. Clarke

 

Kulty cargo

Gdy w XVI wieku Hiszpanie wylądowali na wybrzeżu Meksyku i bez wysiłku podbili 

potężne państwo Azteków, pomogła im pewna okoliczność, na którą zapewne prawie nie 
liczyli: Indianie widzieli w nich bogów czy półbogów, wysłanników Quetzalcoatla, który 
niegdyś   odleciał   do   swojej   gwiezdnej   ojczyzny.   Konie,   na   których   jeździli,   zbroje 
błyszczące srebrem, nieznane rodzaje broni i ogromne „domy", na których przybyli zza 
oceanu – wszystko to było dla tubylców tak obce i przytłaczające, że siłą rzeczy musieli 
dojść do wniosku, że są to istoty boskie, bogowie lub przynajmniej ich wysłannicy.

Mamy tu do czynienia z pewnym, wciąż powtarzającym się w dziejach zjawiskiem 

(także w naszych czasach!), polegającym na kontakcie kultury rozwiniętej ze stosunkowo 
nie rozwiniętą. To dziwne zachowanie jako pierwszy zauważył Krzysztof Kolumb. „Witali 
nas, jakbyśmy przybyli z nieba" – napisał w dzienniku pokładowym po zejściu na ląd na 
jednej z Wysp Bahama. Sir Francis Drake spotykał się z tym samym w latach 1577-1580, 
gdy   dobijał   do   zachodnich   wybrzeży   dzisiejszych   Stanów   Zjednoczonych.   „Indianie 
podchodzili   tylko   w   dużych   gromadach,   uzbrojeni   w   strzały   i   łuki.   Nie   byli   jednak 
nastawieni wojowniczo, ich zachwyt budziły raczej liczne nowe i nieznane przedmioty i 

34

background image

nie myśleli o walce, ale czcili nas jak istoty nieziemskie... Próbowaliśmy im wytłumaczyć, 
że   nie   jesteśmy   bogami,   ale   zwykłymi   śmiertelnikami,   którzy   muszą   jeść   i   pić,   aby 
przeżyć. Nie udało nam się wszakże odwieść ich od tych przesądów..." [19].

Kapitan James Cook został na Tahiti uznany za powracającego boga Rongo, który 

kiedyś opuścił wyspę na „statku z chmur". Odkrywca Walter Raleigh spotkał się z w 
Wirginii triumfalnym przyjęciem. Cabral, portugalski zdobywca Brazylii, został przyjęty 
podobnie.   Francuski   kapitan   Jean   Ribault   kazał   w   1565   roku   ustawić   na   Florydzie 
kolumnę z herbem państwa. Po niewielu latach kolumna ta stała się centralnym obiektem 
kultu tubylców. Ozdobili ją girlandami i składali pod nią ofiary.

Ale podobne wydarzenia mają miejsce także dziś. W latach dwudziestych naszego 

stulecia przyrodnik Frank Hurley stwierdził ze zdumieniem, że mieszkańcy Nowej Gwinei 
oddają cześć boską nie tylko jemu, ale także jego wodnopłatowi. Co wieczór na dziobie 
jego maszyny składali w ofierze świnię. Gdy inni biali w 1943 roku po raz pierwszy dostali 
się w góry Nowej Gwinei, zauważyli ze zdumieniem, że tamtejsi tubylcy mieli długie 
„anteny" z kijów bambusowych, „druty" z włókien roślinnych, „izolatory" z liści bambusa i 
„mikrofony" z drewna. Później okazało się, że ich zwiadowcy obserwowali amerykańskich 
żołnierzy   z   pewnej   odległej   bazy   sił   powietrznych   i   w   ten   sposób   chcieli   wywołać 
„niebiańskie ptaki", aby im też przyniosły prezenty. Tubylcy urządzili prawdziwe widmowe 
lądowisko, na którym ich starszyzna z utęsknieniem czekała co wieczór na przybycie 
„białych bogów".

Najbardziej kuriozalny  przypadek  takiego osobliwego zachowania  wydarzył się  na 

małej   wyspie  Tanna   na   południowym   Pacyfiku.   Do   dziś   otacza   się   tam   czcią   boga 
zwanego John Frum. Wyspiarze noszą tatuaże z literami USA i uważają Amerykę za 
ziemię obiecaną, skąd John Frum kiedyś powróci i obficie ich wynagrodzi.

Już   wiadomo,   że   John   Frum   był   zapewne   amerykańskim   żołnierzem,   który 

prawdopodobnie   przez   krótki   czas   przebywał   na   wyspie   w   latach   dwudziestych. 
Opowiadał wyspiarzom o swojej ojczyźnie, o zwyczajach i zdobyczach cywilizacji, co 
wieczór pokazywał im proste triki techniczne. Leczył najprostszymi metodami, ale dla 
tubylców   graniczyło   to   z   cudem.   Potem   wrócił   do   domu.   Na   wyspie   zaś   w   kilka 
dziesięcioleci awansował na boga całej wyspiarskiej kultury. Jak relikwie przechowuje się 
kilka monet, dwa banknoty, hełm i fotografię Johna Fruma. Ówczesny wódz plemienia, 
któremu później John Frum ukazał się we śnie, jest obecnie czczony jako wielki prorok. 
W   małym   kościółku   w   głównej   wsi   obok   obrazu   Jezusa   znajduje   się   też   fotografia 
amerykańskich astronautów na Księżycu, którym oczywiście składa się kwiaty w ofierze. 
Przedstawiciele plemienia siedzą wciąż na plaży, czekając na powrót Johna Fruma, który 
pewnego dnia przybędzie z Ameryki przez morze i poprowadzi ich do raju.

Ulrich Dopatka [20] i Erich von Däniken [21] opisali szereg tak zwanych kultów cargo. 

Słowo  cargo  pochodzi z angielskiego i znaczy tyle, co towar. Określa się nim religijne 
formy zachowania ludzi prymitywnych, którzy przedmioty cywilizacji technicznej otaczają 
boskim kultem.

35

background image

W 1926 roku miało miejsce w Nowej Gwinei symptomatyczne zdarzenie. Wiele lat 

później tak wspominał je jeden z tubylców: „Byłem jeszcze dzieckiem. Ojciec zabrał mnie 
na   polowanie   i   wtedy   zobaczyliśmy   pierwszego   białego   człowieka.   Śmiertelnie   się 
przestraszyłem i zacząłem płakać. Skąd się tu wziął? Z nieba czy z rzeki? Byliśmy 
zupełnie zdezorientowani". Inny tubylec powiedział: „W naszej wsi rozniosła się wieść, że 
przyszły do nas błyskawice. Uważaliśmy tych białych za błyskawice z nieba. Niektórzy 
mówili, że to nasi przodkowie, którzy powrócili z krainy zmarłych". Gdy trochę później w 
tej samej okolicy wylądował pierwszy samolot, zapanował zupełny chaos. Pewna stara 
kobieta  opowiadała,  jak  podczas  lądowania   „wielkiego  ptaka"   wszyscy  rzucili  się  na 
ziemię   i   ukryli   twarze.   Następnie   uciekli   i   pochowali   się.   Niektórzy   obejmowali   się, 
krzycząc ze strachu. „Wpadliśmy w panikę, bo nie wiedzieliśmy, co się dzieje".

Z czasem tubylcy przestali się tak bać, ale mieli dziwny szacunek do białych i ich 

urządzeń technicznych. Badaczom niepostrzeżenie udało się przemycić do tubylczych 
chat   magnetofony   i   nagrać   rozmowy.   W  ten   sposób   dowiedziano   się,  że  wyspiarze 
oddawali wielką cześć „potężnemu ptakowi", który przyniósł im liczne prezenty.

Urządzeniom technicznym nadaje się w takim przypadku nazwy przejęte z własnego 

prymitywnego języka. Są to porównania do rzeczy znanych. Pierwszy samolot, który 
wylądował na Papui, został nazwany „diabłem, który zleciał na dół". Parowóz stał się dla 
Indian „ognistym rumakiem", a druty telegrafu „śpiewającymi drutami". Do dziś Apacze 
określają   części   samochodowe   pojęciami   z   anatomii   człowieka:   „oczy"   to   reflektory, 
„jelita" to silnik i tak dalej. Obcy przybysze szybko zostają bogami: mieszkańcy Wysp 
Banksa wzięli białych za „boga Quata i jego braci, którzy wyszli z łodzi", a na Nowej 
Gwinei biali stali się bogiem Manseren Koreri itd.

Podobne przykłady moglibyśmy w zasadzie mnożyć bez końca. Pokazują one typowe 

zachowania człowieka, spotykającego się z całkowicie dominującą, niezrozumiałą kulturą 
i technologią. Najtrafniej scharakteryzował je Arthur C. Clarke: „Każda wysoko rozwinięta 
technologia niczym nie różni się od magii". Wszystkie zdobycze naszych czasów byłyby 
dla   ludzi   z   minionych   stuleci   „cudami",   sprawami   „nadprzyrodzonymi"   i   magią. 
Najzwyklejsza   żarówka,   najprostsza   lodówka,   radio   i   telewizor,   nie   mówiąc   o 
fotokomórce otwierającej drzwi, o różnych pojazdach, samolotach itd. – wszystko to 
musiałoby   sprawiać   magiczne,   całkowicie   niepojęte   i   niewyobrażalne   wrażenie, 
szczególnie wtedy, gdy kontakt trwał stosunkowo krótko, a ludzie ci nie mieli możliwości 
żadnego   zrozumienia   tego,   co   zobaczyli.  Ale   nie   powinniśmy   mieć   z   tego   powodu 
uczucia wyższości. Tak samo, jak ludzie XII wieku nie rozumieliby naszych zdobyczy 
techniki,   tak   i   my   nie   bylibyśmy   w   stanie   pojąć   technologii   XXV   lub   XXX   wieku. 
Oczywiście zakładając ciągły rozwój w tej dziedzinie. Także dla nas istniejący wtedy stan 
rzeczy musiałby się wydać niewytłumaczalny, magiczny, a może nawet w jakimś stopniu 
„boski". Ale oddawanie się „teoretyzowaniu" nie jest konieczne. Ludzie współcześni, gdy 
zostaną skonfrontowani ze znacznie wyprzedzającą ich technologią, istotnie reagują w 
taki   właśnie   sposób.   Choć   może   się   to   wydawać   dziwne,   ale   spotkania   z   UFO, 
przynajmniej w pierwszej fazie tego niespodziewanego, przytłaczającego zdarzenia, są 
przez wielu obserwatorów interpretowane religijnie. Przykładem takiego zachowania jest 

36

background image

następujący   przypadek.   29   grudnia   1980   roku   pięćdziesięciosiedmioletnia   Vicky 
Landrum, jej wnuk Colby i przyjaciółka Betty Cash jechali wieczorem samotną drogą w 
pobliżu Dayton w stanie Teksas. Nagle zauważyli nad sobą jaskrawo świecący obiekt, 
który unosił się na wysokości około 30 metrów, początkowo nad wierzchołkami drzew, a 
następnie przed nimi nad jezdnią. W trakcie regresji hipnotycznej nie dowiedziano się o 
niczym, co świadczyłoby o spotkanie trzeciego stopnia, ale Vicky Landrum opisała obiekt 
tak samo, jak jej wnuk i przyjaciółka: miał kształt diamentu. „Jest większy od wieży 
ciśnień. Wydaje z siebie jakieś gwizdy, przeciągłe pip... pip... pip". Od obiektu bucha 
gorąco. Betty Cash wyskoczyła z samochodu krzycząc: „Spalimy się, moje oczy, moje 
oczy, spali mi oczy!" Vicky Landrum udało się wciągnąć ją z powrotem. Potem obiekt 
zniknął.   Po   godzinie   u   całej   trójki   wystąpiły   objawy   typowe   dla   oparzeń   i   skażeń 
radioaktywnych: pęcherze na ciele, biegunka, utrata całych kosmyków włosów, guzy na 
skórze, obrzęk twarzy.

Dla nas interesująca jest pierwsza reakcja Vicky Landrum, którą opisał Warren Stacy. 

„Pierwszą reakcją tej głęboko religijnej kobiety było przekonanie, że była świadkiem 
powrotu  Jezusa  Chrystusa. Jak  bowiem  inaczej  wytłumaczyć tę  ziejącą płomieniami 
wizję, która rozegrała się przed jej oczami? »Nie bój się – powtarzała wciąż do wnuka. – 
To Jezus przyszedł do nas z nieba... nic nam nie zrobi«" [22].

Oto właśnie takie zjawisko. Pomylenie przytłaczającej technologii Z wyobrażeniami 

natury religijnej. Dopiero gdy okaże się, że nie jest to wcale mistyczne objawienie Boga, 
zdarzenie   to   traktuje   się   jako   coś   rzeczywistego.   Przypisuje   się   je   wtedy   jakiejś 
odmiennej, ale także niezrozumiałej technice.

Jest   to   jeden   z   przypadków   natychmiastowej   interpretacji   religijnej   przeżyć 

związanych z UFO. Innym wariantem jest mistyfikacja późniejsza. Przykładem może tu 
być przypadek Betty Andreasson (por. rozdział 2, Spotkania z UFO), która jest dziś 
zdania, że ci, którzy ją  uprowadzili, byli  wysłańcami  Boga. Podobnie zachowuje  się 
Morsa   Stafford,   która   razem   ze  swymi   przyjaciółkami   Luise   Smith   i   Elaine  Thomas 
została uprowadzona do UFO 6 stycznia 1976 roku. Na drodze między Stanford a Liberty 
w   stanie   Kentucky   zobaczyły   one   nad   sobą   gigantyczny   pojazd   wielkości   boiska 
piłkarskiego, zakończony białym wierzchołkiem w kształcie kopuły. Poniżej ujrzały rząd 
różnokolorowych świateł. Nagle straciły kontrolę nad samochodem, który jechał dalej 
jakby sam z prędkością 150 km na godzinę. W pewnej chwili oczy zaczęły im łzawić, a 
głowy   przeszył   nieznośny,   kłujący   ból.   Potem   w   pamięci   brak   im   półtorej   godziny. 
Podczas   regresji   hipnotycznej   ustalono,   że   w   tym   czasie   zostały   wzięte   na   pokład 
obiektu. „Obcy mieli 1,20-1,35 m wzrostu. Na głowie nosili coś podobnego do kapturów. 
Ciała mieli okryte". Tak pod hipnozą opisała ich Luise Smith. I w innych szczegółach 
istoty te przypominały postaci spotykane przez większość osób, stykających się z UFO: 
„Widać było tylko ich straszne, bardzo ciemne oczy i ręce podobne do rozpostartego 
skrzydła ptaka. Były szare. Jeszcze dziś widzę przed sobą te oczy – były takie duże i 
pomagały".

Także w tym przypadku przeprowadzono znane nam już, częściowo bardzo bolesne 

badania.   Kobiety   położono   na   stole,   oblano   ciepłym,   śliskim   płynem,   pod   którego 

37

background image

wpływem   odniosły   wrażenie,   że   się   duszą.   Gdy   zastygł,   brutalnie  ściągnięto   go   jak 
plaster. Badanym wykręcano ręce i nogi, z pewnością w celu sprawdzenia wytrzymałości 
ludzkich   członków   na   obciążenie.   Każdej   z   nich   wbito   coś   w   kark   i   rzeczywiście 
wszystkie trzy miały w tym miejscu małą ranę.

Dzisiaj Morsa Stafford jest przekonana, że w rzeczywistości miała do czynienia z 

istotami niebiańskimi, z aniołami. Wobec opisanych powyżej tortur taka opinia jest dla 
mnie   wręcz   absurdalna.   W   kilka   tygodni   później   Morsa   Stafford   przeżyła   drugie 
spotkanie, które ma związek z pierwszym i które przebiegło zupełnie inaczej. Leżała w 
domu na tapczanie słuchając radia, gdy usłyszała głos dochodzący jakby z niej samej i 
rozkazujący jej się obrócić. Zobaczyła stojącego za nią jednego z obcych. Był spowity 
promienistym blaskiem. Tym razem miał rudozłote włosy i brodę. Istota nakazała jej 
spojrzeć   sobie   w   oczy.   Morsa   Stafford:   „Do   dziś   bardzo   dobrze   pamiętam,   jak 
próbowałam podejść do telefonu, ale jakaś siła nie dawała mi tego zrobić. Nie sądzę, 
żebym się baka przybysza. Już nie wiem, czy w ogóle wtedy myślałam". Istota nie 
spuszczała z niej oczu i zanim zniknęła, powiedziała: „Buree, duch jest jeszcze głodny".

Co ciekawe istota miała na sobie coś w rodzaju błyszczącej peleryny i wyglądała „jak 

z czasów biblijnych". Właśnie dlatego Morsa Stattford doszła do wniosku, że ma przed 
sobą anioła: „Miał lśniące ubranie przypominające togę. Wyglądało, jakby świeciło na 
nim słońce. Ubranie było z materiału lśniącego bardziej niż wszystkie materiały, jakie 
znamy. Jego włosy, a także wszystko na nim, płonęło" [25].

Gdybyśmy założyli, że chodziło tu rzeczywiście o wysłańców Boga, aniołów lub inne 

niebiańskie   postacie,   to   trudno   pojąć,   dlaczego   mieliby   oni   na   zlecenie 
wszechwiedzącego   przecież   Boga   przeprowadzać   na   swoich   ofiarach   tak   bolesne 
badania, dlaczego mieliby latać przez atmosferę ku Ziemi w pojazdach jakiejś cywilizacji 
zdecydowanie materialnej i dysponującej wysoko rozwiniętą techniką i dlaczego mieliby 
przekazywać swoim przerażonym partnerom tak niezrozumiałe zdania, jak „Burce, duch 
jest jeszcze głodny".

Nie, z pewnością chodzi tu o coś zupełnie innego. Istotne wydają się tu dwie sprawy. 

Pierwsza to fakt, że nawet w naszym stechnicyzowanym świecie kontakty z UFO mogą 
być   przez   ludzi   głęboko   wierzących   interpretowane   religijnie.   Druga   to   wniosek 
nasuwający się na podstawie opisanego przypadku, że załogi UFO, szczególnie przy 
spotkaniach trzeciego stopnia, chcą całkiem świadomie przekonać uprowadzonych przez 
siebie ludzi o religijnym charakterze zdarzenia. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. 
Może jest to próba pomocy porwanym w zrozumieniu tego, co byłoby dla nich trudne do 
zrozumienia. Możliwe jest jednak również, że pod religijną maską celowo ukrywane są 
prawdziwe zamiary i właściwe pochodzenie przybyszów.

Ale ten obraz nie powinien nas skierować na fałszywy trop. Religijna interpretacja 

przeżyć jest z pewnością wyjątkiem. Mimo wszystko uważam za istotne ukazanie tego 
ważnego aspektu, bo mógł odegrać decydującą rolę w innym przypadku: w Fatimie w 
1917 roku.

Napój i jedzenie

38

background image

Objawienia fatimskie umożliwiają nam porównanie zaobserwowanych tam zjawisk ze 

współczesnymi   nam   zdarzeniami.   Za   zajście,   inicjujące   dalsze   wydarzenia,   możemy 
przyjąć objawienie „anioła". Istotną rolę gra tu też komunia święta, którą dzieci przyjęły 
podczas trzeciego a zarazem ostatniego spotkania z „aniołem".

Przyjrzyjmy się jeszcze raz środowisku, w którym wzrastała Lucia, Jacinta i Francisco. 

Od małego wychowywane religijnie, codziennie odmawiały różaniec, nim jeszcze nastały 
wydarzenia 1916 roku. Należały do surowej wspólnoty katolickiej, a anioły, diabły, Matka 
Boska i cała niebiańska hierarchia były dla nich tak samo oczywiste i niewątpliwe, jak 
owce, które wypasały, i kamienie, po których biegały na pastwisku.

Postacią   „anioła",   którego   dzieci   widziały   łącznie   trzy   razy,   zajmiemy   się   jeszcze 

dokładniej.   Podczas   trzeciego   spotkania   u   stóp   wzgórza   Cabeço   wizja   trzymała   w 
dłoniach kielich i hostię. Z hostii do kielicha kapały „krople krwi". Potem „anioł" ukląkł, a 
kielich i hostia unosiły się w powietrzu. Również dzieciom kazał uklęknąć i trzy razy 
powtórzyć:

„Przenajświętsza Trójco: Ojcze, Synu i Duchu Święty. Wielbię was z głębi duszy i 

ofiaruję   wam   drogocenne   Ciało,   Krew,   Duszę   i   Boskość   naszego   Pana,   Jezusa 
Chrystusa,   obecnego   we   wszystkich   tabernakulach   na   całym   świecie,   jako 
zadośćuczynienie za wszystkie zniewagi, które go obrażały. Przez nieskończone zasługi 
Najświętszego Serca i wstawiennictwo Niepokalanego Serca Marii błagam o nawrócenie 
nieszczęsnych grzeszników".

Następnie postać podnosi się i przekazuje Lucii hostię, a Jacincie i Francisco kielich 

ze   słowami:   „Weźcie   Ciało   i   Krew   Chrystusa,   tak   strasznie   znieważane   przez 
niewdzięcznych ludzi. Pokutujcie za ich grzechy i pocieszajcie Boga". Ponownie klęka i 
zaczyna po raz kolejny: „Przenajświętsza Trójco..." Potem .znika.

Odejście świetlistej postaci nie było dla dzieci końcem tego zdarzenia. Castelbranco 

pisał: „Dzieci trwały w swej modlitewnej postawie i nieustannie powtarzały modlitwę, 
łącząc   ze   sobą   modlitwy   posłyszane   podczas   pierwszego   i   ostatniego   objawienia. 
Niezwykle głęboko skupione, zatapiały się w modlitwie i nie zwracały uwagi na otoczenie. 
A gdy godzinami modliły się w grocie, owieczki ich pasły się grzecznie, jakby chronione 
niewidzialną ręką" [5].

Lucia tak pisała w 1942 roku o godzinach po przyjęciu komunii świętej: „Zniewoleni 

przez otaczającą nas niezwykłą potęgę, we wszystkim naśladowaliśmy anioła. Tak jak on 
klękaliśmy   na   ziemi   i   powtarzaliśmy   modlitwę,   którą   odmawiał   dla   nas.   Wrażenie 
obecności Boga było tak silne, że całkowicie nas wypełniało i prawie unicestwiało". Na 
długi czas dzieci jakby zatraciły zmysły. Także później działanie komunii osłabło. Lucia: 
„Przez   cały   dzień   zachowywaliśmy   się   jakby   napędzani   tą   niezwykłą   mocą,   która 
całkowicie zapanowała nad nami. Pokój i radość, które odczuwaliśmy, były wielkie, ale 
całkowicie  wewnętrzne.   Duszę  wziął  całkowicie  w   swe   władanie   Bóg".   Spotkanie   to 
wywołało jeszcze jeden efekt: „Wielka była też cielesna słabość, która nas krępowała. 
Francisco krzyczał: »Lubię widzieć anioła, ale najgorsze jest to, że nie jestem już w 
stanie nic robić. Nie mogę już biegać, nie wiem, co mi jest«".

39

background image

Obok „wielkiego, fizycznego wycieńczenia" [4], pojawiła się też chyba pewna utrata 

ciągłości czasu. Lucia przypomina sobie, że kilka dni po trzecim objawieniu „anioła" 
Francisco spytał ją: „Anioł dał ci komunię świętą, ale co potem dał mnie i Jacincie?" 
Chłopiec najwyraźniej stracił wtedy pamięć i dopiero po przypomnieniu mu przez siostrę 
faktycznego stanu rzeczy, zawołał: „Teraz rozumiem! Czułem, że Bóg był we mnie, ale 
nie wiedziałem w jaki sposób" [6].

Na chwilową utratę poczucia czasu wskazuje jeszcze jeden szczegół opisywany w 

pracach o Fatimie. Barthas: „Francisco pierwszy przyszedł do siebie i przypomniał sobie 
o ziemskiej rzeczywistości. Nadszedł wieczór, trzeba było wracać do domu" [4]. Od 
spotkania z „aniołem" minęło już zapewne wiele godzin, z czego dzieci zupełnie nie 
zdawały sobie sprawy. Doszły do siebie dopiero, gdy zrobiło się ciemno i chłodno.

Opinia autorów prac o Fatimie na temat tego zjawiska wydaje mi się interesująca. Na 

przykład  Wegener   i  Lichy  napisali:  „Anioł   wprowadził  dzieci  w  zupełnie  nowy   świat. 
Zewnętrznie były jak dotąd pastuszkami. Bawiły się, śpiewały, różniąc się niewiele od 
innych dzieci" [6]. Ale „tajemnicze światło" nadal świeciło w ich duszach i kazało im 
widzieć   wszystko   innym   wzrokiem.   W   niezatarty   sposób   świetlista   postać   „anioła" 
wywarła na nich swój wpływ: „Módlcie się, składajcie ofiary – słyszały ciągle w skalnej 
grocie Cabeço i w cieniu dębów i oliwek, gdzie spokojnie wypasały owce. Godzinami 
klęczały nisko pochylone nad ziemią obok cichej studni w ogrodzie" [6]. Tak długo, aż 
„padaliśmy ze zmęczenia", jak napisała Lucia.

Najwyraźniej (także tu autorzy prac o Fatimie są zgodni) wizyty „anioła" i przyjęcie 

komunii   świętej   miały   na   celu   przygotowanie   późniejszych   objawień   Marii:   „Wizje 
»anioła« nauczyły przyszłych zwiastunów Marii modlenia się z płomienną żarliwością, 
modlenia się za tych, którzy tego nie czynią, i pokutowania za tych, którzy nie mają ani 
wiary,   ani   miłości.   Tak   jak   niegdyś   objawienia  Archanioła   Michała   rozbudziły   miłość 
ojczyzny w Joannie d'Arc i rozwinęły w niej cnotę i odwagę, tak wizje te spowodowały, że 
wszystkie myśli dzieci zostały skierowane na wielką sprawę Niepokalanego Serca Maryi" 
[4].

Uprzytomnijmy sobie jeszcze raz po kolei, jakie efekty wywarło na dzieciach przyjęcie 

„komunii":

– były „jakby pozbawione zmysłów";
– były „całkowicie wypełnione obecnością Boga", a nawet „prawie unicestwione";
– opanowała je jakaś „nadnaturalna siła", kierująca ich działaniami;
– „siła" ta nakazywała im stale powtarzać modlitwy i działania; – odczuwały przy tym 

jakiś „wewnętrzny spokój";

– godzinami po tym zdarzeniu odczuwały „fizyczne wycieńczenie";
– sugestywnie stale „brzmi w ich uszach." wezwanie do modlitwy i poświęcenia. Dzieci 

modliły się tak długo, aż przewracały się ze zmęczenia;

40

background image

– stałe wewnętrzne nastawienie sprawiło, że „wszystkie myśli" zostały nakierowane 

wyłącznie   na   „Niepokalane   Serce   Maryi",   tzn.   na   przyszłe   zdarzenia.   Oznaczało   w 
rzeczywistości ograniczenie świadomości i postrzegania rzeczywistości.

 
Uwzględniając   te   wszystkie   punkty,   nietrudno   stwierdzić   (przynajmniej   temu,   kto 

podchodzi do tych spraw bez uprzedzeń), co stało się z dziećmi. Działanie komunii 
odpowiada niemal we wszystkich szczegółach wrażeniom, obserwowanym po przyjęciu 
określonych   narkotyków   i   środków   odurzających.   Ze   względu   na   częściowe 
podobieństwo  objawów trudno  dziś stwierdzić,  który ze  środków  znanych dzisiejszej 
medycynie został zastosowany w Fatimie. Poza tym, jak wiemy, podano je tylko raz, 
podczas gdy normalnie do podtrzymania określonych, zmienionych stanów świadomości 
konieczne jest regularne podawanie stale zwiększanej dawki. Przypuszczalnie była to 
albo   kombinacja   znanych   środków   odurzających,   albo   narkotyk   nam   nie   znany.   To 
ostatnie   wydaje   mi   się   najbliższe   prawdy,   bo   całe   zjawisko   nie   jest   z   pewnością 
pochodzenia ziemskiego.

Ale i znane nam narkotyki mogą wywołać większość opisanych objawów. Na przykład 

Wagner w następujący sposób opisuje narkotyk sporządzany z meksykańskich grzybów 
teonanacatl  czy  psylocybin:   „W  trakcie   odurzenia   psylocybiną   dochodzi   do   rozkładu 
trójwymiarowej, codziennej rzeczywistości. Uczucie obezwładniającej miłości, radości i 
religijności panuje nad rozwojem wydarzeń" [23]. W związku z tym Wagner przytacza 
eksperyment, który parę lat temu przeprowadzono na Uniwersytecie Harvarda. Podano 
wtedy studentom psylocybinę przed piątkowym nabożeństwem. Gdy objawy odurzenia 
ustąpiły po około pięciu godzinach, spytano młodych kobiet i mężczyzn o wrażenia. 
Wszyscy opowiadali o wizjonerskich przeżyciach, podobnych do przeżyć opisywanych 
przez   średniowiecznych   mistyków.   Wagner:   „Szczególnie   silne   było   przeżywanie 
jedności, tzn. jednostka staje się całością, względność – absolutem, podmiot – obiektem, 
ja – tobą, a człowiek – boskością" [23].

Jest to opisane już przez Lucię zjawisko „zupełnego wypełnienia obecnością Boga". 

Podobne objawy występują po zażyciu meskaliny, zawierającej pejotl a otrzymywanej z 
soku meskalu, kaktusa meksykańskiego. Wagner: „Przebieg odurzenia jest silnie zależny 
od ilości przyjętej meskaliny. 0,1 do 0,2 g powoduje zmiany wrażeń zmysłowych i uczucie 
błogości...   W   większości   przypadków   euforia   nabiera   uroczystego   charakteru"   [23]. 
Uczucie   szczęścia   odczuwane   przez   odurzonych   jest   trudne   do   opisania.   Takie 
wyrażenia jak „wiosennie", „swobodnie", „kosmicznie", „harmonijnie" nie wystarczają do 
oddania przeżyć. Przy większej dawce (0,3 do 0,6 g) „przeżycia i wizje" są odbierane w 
oderwaniu od własnego ja: „Traci się poczucie czasu, wolę i pamięć" [23]. A. Huxley tak 
opisał   swoje   przeżycia   po   eksperymentalnym   zażyciu   meskaliny:   „W   niektórych 
przypadkach   dochodzi   do   postrzegania   pozazmysłowego,   niektórzy  ludzie  odkrywają 
piękno świata, jakiego dotąd nie znali. Wielu innych poznaje wspaniałość, nieskończoną 
wartość   i   nieskończoną   pełnię   znaczeń   samego   istnienia   oraz   danego   wydarzenia, 
którego nie da się opisać słowami. W ostatniej fazie utraty własnego  ja  dochodzi do 
mrocznego poznania, że Wszechświat jest we wszystkim, a wszystko jest w istocie 

41

background image

każdym. Przypuszczalnie istota doczesna nie jest w stanie posunąć się dalej i zrozumieć 
wszystkiego, co dzieje się gdzieś we Wszechświecie" [24].

Takie „mistyczne" przeżycia, rzekome doświadczanie Boga pod wpływem środków 

odurzających, są z pewnością najbardziej znanymi i dominującymi momentami takich 
stanów. Zjawisko to występuje nawet po zażyciu narkotyku uzyskanego z muchomora: 
„Odurzony   pada   jak   zabity  na   ziemię  i  zapada   w  głęboki   sen.   Właśnie   sen   jest  tu 
największą  atrakcją.  Pojawiają  się  najpiękniejsze,  fantastyczne  sny"  (23].  I   w  innym 
miejscu: „Niektórzy mają też religijne i mitologiczne wizje. Wierzą, że sen pokazał im 
przyszłość" [23].

Przy   narkotykach   uzyskiwanych   z   roślin   rodziny   psiankowatych,   takich   jak 

mandragora, bieluń dziędzierzawa, lulek czarny i pokrzyk wilcza jagoda, występują inne 
objawy,   które   jednak   w   znacznej   mierze   odpowiadają   objawom   zaobserwowanym   u 
dzieci. Kuriozalna wydaje się w tym kontekście relacja pewnego rzymskiego historyka o 
toczącej się w w Azji Mniejszej wojnie między wojskami Antoniusza a Partami. W czasie 
odwrotu stale pogarszało się zaopatrzenie w żywność i żołnierze musieli jeść zioła i 
korzenie, rosnące na skraju drogi. A były wśród nich również bieluń i mandragora, gdyż 
opisane przez Rzymian objawy są typowe dla obu tych roślin: „Każdy, kto zjadł trochę, 
zapominał   o   wszystkim   i   niczego   nie   poznawał".   Gdy   zaś   jeden   z   żołnierzy   rzucił 
kamieniem, „to zaraz setki innych zatrutych ziołami zaczynało go naśladować". W czasie 
tej   akcji   doszło   podobno   do   kilku   wypadków   śmiertelnych   i   wielu   zranień.   Wagner: 
„Reakcje   przy   zatruciach   zbiorowych   są   bardzo   typowe.   Jeśli   ktoś   zrobi   coś 
bezsensownego, zaraz inni go naśladują. Maszerują gęsiego lub tańczą po pokoju..." A w 
innym   miejscu:   „Bezsensowny   pęd   do   naśladownictwa   i   chwilowa   utrata   pamięci   to 
dalsze typowe cechy silnego zatrucia skopolaminą" [23].

Obok skłonności do naśladowania zachowań innych, przejawiającej się u dzieci z 

Fatimy w formie ciągłego powtarzania modlitwy, także tu pojawiają się „wizje": „Jeszcze 
zanim   w   pełni   wystąpi   tłumiące   działanie   skopolaminy,   występują   w   stanie 
półświadomości   najrozmaitsze   bajeczne   halucynacje.   Ich   intensywność   zależy   od 
dozowania i nastroju" [23]. Wiąże się z tym zmniejszenie aktywności napięcia mięśni i 
ruchów perystaltycznych. Skutek: „Osoba poddana eksperymentowi ulega jednocześnie 
osłabieniu..." [23]. Także i ten objaw znamy z opowieści trójki dzieci-wizjonerów.

Jeśli zaś chodzi o syntetycznie otrzymany narkotyk LSD-25, Wagner zwraca uwagę 

na pewien aspekt, który i moim zdaniem jest chyba istotny dla wydarzeń w Fatimie: 
„Narkotyk może wywołać do świadomości tylko to, co w człowieku istnieje w jakiejś 
postaci.   Bez   wątpienia   zostaje   pobudzona   fantazja,   wzrasta   umiejętność   rozumienia 
spraw tego świata, ale to niewiele da, jeśli nie uda się »tego, co się ujrzało w stanie 
odurzenia, zrealizować w życiu codziennym pracą i siłą woli«" [23]. Dokładnie tak było z 
dziećmi-wizjonerami.   Z   jednej   strony   były   predysponowane   do   udziału   w   tych 
zdarzeniach,   to   znaczy   ich   religijne   wychowanie   i   całe   środowisko   już   wcześniej 
przygotowały je na religijne przyjęcie przeżyć powstałych po zażyciu narkotyku. Ale z 
drugiej strony to, co zobaczyły, transponowały na świat rzeczywisty, to znaczy także w 
stanie świadomości, spełniały nadal polecenia świetlistej postaci.

42

background image

Mimo to wydaje mi się, że pojawił się jeden szczegół, którego nie możemy tłumaczyć 

wyłącznie   działaniem   środka   odurzającego.   Wprawdzie   nie   wiemy   dokładnie,   jaki 
narkotyk podano dzieciom, ale przypuszczalnie – wspominaliśmy już o tym – był to jakiś 
nie znany nam środek, który łączył w działaniu wiele dotychczas zbadanych narkotyków. 
Ponadto wydaje się, że mamy tu też do czynienia ze zjawiskiem, określanym przez 
Wagnera   w   nawiązaniu   do   środków,   uzyskiwanych   z   psiankowatych,   jako   „efekt 
hipnotyczny" [23], czyli dużą podatnością odurzonego na hipnozę. Wagner: „Ten efekt 
hipnotyczny   wykorzystywano   kiedyś   w   lecznictwie   do   czasowego   uspokajania 
rozszalałych i nie dających się okiełznać chorych psychicznie" [23]. Ale trójka dzieci nie 
była ani chora psychicznie, ani nie szalała na wzgórzu Cabeço. Jednak właśnie ten efekt 
wyraża i tłumaczy, w jaki sposób w ciągu tak długiego czasu (prawie rok) doszło do tego, 
że dzieci nieustannie powtarzały modlitwy i słyszały „sugestywnie brzmiące w uszach" 
nakazy „składania ofiar i modlitw".

Prócz tego musimy wziąć pod uwagę, że objawienia „anioła" nie można tłumaczyć 

tylko „obrazami wizji", powstałymi w wyniku odurzenia. Już wcześniej dzieci widziały 
dwukrotnie   świetlistą   postać,   widziały   ją   też   podczas   trzeciego   objawienia   przed 
przyjęciem narkotyku. Najwyraźniej narkotyk, podany przez „anioła" miał jedynie sprawić, 
aby   dzieci   były   podatniejsze   na   wzywające   do   ustawicznych   modłów   polecenia, 
sugestywne dzięki ich wielokrotnemu, dobitnemu powtarzaniu. Czy potem, po zażyciu, 
przekazywano dzieciom dalsze instrukcje, nie można ani potwierdzić, ani wykluczyć. 
Bezpośrednio   po   przyjęciu   „komunii"   dzieci   zapadły   w   stan,   który   nie   pozwalał   im 
dostrzegać otaczającego świata i prowadził do czasowej utraty pamięci. Ale fakt, że i one 
po ustąpieniu stanu odurzenia dzień za dniem, tygodniami i miesiącami spełniały nakazy 
„anioła", pozwala myśleć o możliwości instrukcji posthipnotycznej. Jest to wręcz typowe 
dla tego fenomenu.

W ten sposób wracamy do naszego przypuszczenia, że zdarzenia fatimskie były w 

istocie spotkaniami z UFO. Gdyby tak było, to większość opisanych tam zjawisk można 
by znaleźć w najnowszej historii UFO, a może i w dawnych przekazach. Dotyczy to także 
podawania narkotyków. Dysponujemy relacjami z takich zdarzeń. Dwa przypadki spotkań 
z UFO wydają mi się tu symptomatyczne i warto je pokrótce przedstawić. 10 maja 1969 
roku w pobliżu Pedro Leopoldo w Brazylii żołnierz Jose Antonio da Silva został wzięty na 
pokład UFO, a następnie uwolniony w Colatinie (też w Brazylii). Według jego relacji 
załoga UFO „pozbawiła go możliwości poruszania się" i wzięła do obiektu. Następnie 
„podano mu do wypicia jakiś zielonkawy i gorzki płyn" i „wypytywano o warunki życia na 
Ziemi".

Najwyraźniej środek ten był w tym przypadku rodzajem „surowicy prawdy", dzięki 

któremu można było szybciej otrzymać wymagane informacje. Inny przypadek opisali 
Judith i Alan Gansbergowie. 25 października 1974 roku Carl Higdon polował w lasach 
Medicine Bow National Forrest w Wyoming. Dopisało mu szczęście: łoś wyszedł mu na 
strzał. Higdon złożył się, wycelował i wypalił. Ale po 15 metrach kula upadła na ziemię, 
jakby   straciła   całą   energię.   Nie   wierząc   własnym   oczom   Higdon   podszedł   do   tego 
miejsca, a podniósłszy pocisk zauważył nagle za sobą dwie istoty, które czekały na niego 

43

background image

w cieniu zarośli. Gansbergowie: „Przywódca podał mu pudełko z pięcioma kapsułkami i 
nakazał połknąć jedną". Higdonowi nie pozostało nic innego, jak to zrobić. Po zażyciu 
kapsułki   poczuł   się   „uwolniony",   zdawało   mu   się,   że   się   unosi,   i   w   tym   stanie 
przeniesiono go do stojącego w pobliżu obiektu. Tam go zbadano, ale obcy powiedzieli 
mu po chwili, że „nie jest tym, czego potrzebują" [25].

Mamy tu do czynienia z objawami podobnymi do stanu odurzenia, które oderwały 

podobno   Higdona   od   rzeczywistości,   z   drugiej   zaś   strony   skłoniły   obcych   do 
przeprowadzenia specjalnych badań.

Takie stosowanie określonych narkotyków nie jest więc rzadkością podczas kontaktów 

z UFO. Spotykamy się z nim wielokrotnie, także podczas analogicznych kontaktów przed 
tysiącami lat. Przede wszystkim Stary Testament zawiera wiele takich relacji. Ponieważ 
należy wyjść z założenia, że opisane tam „spotkania z Bogiem" nie były w większości 
przypadków niczym innym, jak tylko zdarzeniami nazywanymi obecnie spotkaniami z 
UFO [26, 27, 19, 28], to można oczywiście mówić o podawaniu pokarmu „niebiańskiego 
pochodzenia" pojedyńczym osobom czy grupom osób.

Tak na przykład napisano, że anioł podał prorokowi Eliaszowi „prażony chleb" i „dzban 

z wodą", co umożliwiło mu wędrówkę po pustyni przez czterdzieści dni i nocy. Prorok 
Ezechiel podczas pierwszego „spotkania z Bogiem" otrzymał do zjedzenia „zwój księgi", 
po czym został zabrany na pokład „chwały Pana" i był w stanie znieść psychicznie 
następujący potem lot. W Księdze Ezdrasza, apokryficznym tekście Starego Testamentu, 
znajduje się fragment, mówiący o tym, że Ezdrasz i pięciu innych mężczyzn otrzymało 
kielich do wypicia: „Otworzyłem wtedy usta i zobaczyłem kielich mi podany, napełniony 
jakby wodą, której kolor był niczym ogień. Wziąłem go i wypiłem. Gdy wypiłem, moje 
serce   przejrzało,   moja   pierś   nabrzmiała   mądrością,   moja   dusza   zachowała 
wspomnienia".

Wszystkie   te   przykłady   świadczą   o   tym,   że   podanie   pewnych   narkotyków 

(każdorazowo dostosowanych do zamierzonych doświadczeń) jest typowe dla schematu 
wielu  spotkań z UFO,  a przyjęcie „komunii  świętej",  jak  w przypadku trójki  dzieci  z 
Fatimy,   nie   jest   niczym   niezwykłym.   Pasuje   nawet   doskonale   do   mozaiki,   którą   w 
ostatnich latach zaczęliśmy układać przy okazji pojawiania się UFO.

Trzeba  tu   uwzględnić  jedno  zjawisko.  Wydaje  się  ono  nie   mieć  nic  wspólnego  z 

zażywaniem   narkotyków,   ale   z   drugiej   strony   jest   typowe   dla   określonych   spotkań 
trzeciego stopnia. Jest to strach przed opowiedzeniem o zdarzeniu innym ludziom. Nie 
chodzi tu o proste stwierdzenie: „Oni wcale nam nie uwierzą". W przypadku wielu porwań 
do UFO o wiele częściej musiał to być bezpośredni zakaz mówienia o wydarzeniu. Budd 
Hopkins pisał o tym: „W końcu należy wymienić trzeci czynnik. Moim zdaniem istnieją 
wskazówki, że porywacze danych osób po zakończeniu eksperymentu »instalują« im 
silne bariery psychiczne, zapobiegające przekazywaniu przez »ofiary« innym osobom 
informacji o ich przeżyciach. Prawie każdy człowiek, którego słuchałem, gdy pod hipnozą 
mówił o UFO, rozdrażniony i zdenerwowany wskazywał, że nakazano mu zapomnieć o 
wszystkim i nic nie mówić innym ludziom" [18].

44

background image

Wydaje mi się, że właśnie taką barierę hipnotyczną założono trójce dzieci-wizjonerów 

już podczas pierwszego objawienia anioła. Lucia: „Czuliśmy obecność Boga tak głęboko 
wewnętrznie i tak żywo, że nie ważyliśmy się mówić o objawieniu". W innym miejscu 
mówi jeszcze wyraźniej: „Łaska ta poruszyła tak bardzo nasze dusze, że byłoby prawie 
niemożliwe powiedzieć o tym choć najmniejsze słowo". Ponieważ działo się tak, o czym 
już wspominałem, po pierwszym objawieniu, można założyć, że także tutaj mamy do 
czynienia   z   czasową   utratą   pamięci.   Przypomnijmy   sobie,   co   napisał   Hopkins   o 
uprowadzeniach dzieci do UFO: „W ilu przypadkach nastąpiła przerwa w czasie, z której 
nikt sobie nie zdawał sprawy? Ale przede wszystkim, do czego dzieci były potrzebne?" 
[18]

Później wrócimy jeszcze  do  kwestii,  jak długo  działały  narkotyki podane  podczas 

ostatniego   objawienia   „anioła".   Nie   należy   zapominać   o   nie   uwzględnionym   dotąd, 
istotnym fakcie, że dzieciom podano nie to samo. Jacinta i Francisco pili z kielicha, Lucia 
otrzymała od „anioła" „hostię". Zarówno napój, jak i chleb, zawierały składniki, które 
wywołały te same objawy u całej trójki. Ale musi być jakaś przyczyna, że Lucia dostała 
coś innego niż Jacinta i Francisco. Zobaczmy, czy taka przyczyna istniała...

Zjawiska

Poza   aniołem   i   postacią  Marii,   widzianymi  tylko  przez   trójkę  dzieci,   nastąpiły   też 

widzialne   i   uchwytne   zjawiska,   potwierdzone   przez   wielu,   niekiedy   przez   tysiące 
świadków. Zaliczamy do nich:

– wirującą „tarczę słoneczną";
– świetlną kulę;
– obłok nad dębem;
– zmiany temperatury i światła;
– zagadkowy deszcze „kwiatów";
– błyskawice, dźwięki przypominające grzmoty oraz inne odgłosy;
– poruszające się drzewko dębu.
Barthas pisał: „Każdy, kto próbował zagłębić się w misterium fatimskie, które otwiera 

tak   szerokie   perspektywy   i   przedstawia   zdarzenie   o   tak   wielostronnym   i   owocnym 
oddziaływaniu,  powinien   traktować  cuda   atmosferyczne  i sam   cud  słońca  tylko  jako 
zjawiska towarzyszące i dodatkową dekorację" [4]. Taka opinia może być ważna dla 
teologa, takiego jak Barthas, ale w żadnym razie nie dla specjalisty w dziedzinie nauk 
przyrodniczych.   Przeciwnie   –   najpierw   musi   się   on   poświęcić   badaniu   zjawisk 
„dotykalnych", musi je sprawdzić, w miarę możliwości przeanalizować, dopiero potem 
może   formułować   wnioski.   Żadne,   nawet   tak   interesujące   „posłannictwo",   nie   może 
przekazać informacji o istocie danego zdarzenia. Świadczą o niej jedynie objawy natury 
fizycznej.   Zacznijmy   więc   od   opisanych   przez   Barthasa   tak   zwanych   „cudów 
atmosferycznych". Musimy zbadać, co się za nimi kryje i wtedy dopiero będziemy mogli 
wyciągnąć wnioski związane z orędziem fatimskim, a nie odwrotnie! Barthas jednak 

45

background image

przyznaje:   „Chciałbym   też   podkreślić,   że   »znaki«   nie   zostały   jeszcze   dokładnie   i 
wystarczająco krytycznie zbadane" [4].

Takie   istotnie   wrażenie   pozostaje   po   przeczytaniu   rozmaitych,   wydawanych   z 

kościelnym przyzwoleniem, książek na temat Fatimy. Ich autorzy ukazują wydarzenia, nie 
zadając sobie  chyba pytania,  o  co  naprawdę  tam  chodziło. Specjalnie  poruszam  tę 
sprawę, bo chciałbym zwrócić uwagę, że użyte przeze mnie cytaty dotyczące zdarzeń w 
Fatimie pochodzą bez wyjątku z publikacji wydanych z zezwoleniem Kościoła. Uważny 
czytelnik bez wątpienia zada sobie w tym czy innym miejscu pytanie, jak to możliwe, że 
pewne sądy o powyższych zjawiskach wciąż powracają w kolejnych publikacjach, a nikt 
z autorów (ani czytelników!) nie ma najmniejszych choćby podejrzeń, że chodzi o coś 
zupełnie innego, niż się powszechnie sądzi. Wnioski są niekiedy tak przekonujące, a 
zgodność   tak   frapująca,   że   logiczne   konsekwencje   są   zrozumiałe   same   przez   się. 
Prześledźmy to jednak w pewnej kolejności.

Podczas piątego objawienia, 13 września 1917 roku, obecny był generalny wikariusz 

Leirii,   monsignore   Jean   Quaresma   i   towarzyszący   mu   ksiądz.   Chcieli   przyjrzeć   się 
zdarzeniom.   Relacja   Quaresmy   zawiera   wiele   interesujących   fragmentów,   które 
przytaczają: Castelbranco [5], Barthas [4], a w streszczeniach również Wegener i Lichy 
[6].   Quaresma   na   początku   nadmienia,   że   niebo   było   zupełnie   bezchmurne,   gdy 
spojrzenia ludzi skierowały się nagle na pewien określony punkt na firmamencie: „Patrzę 
i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wyraźnie widzę zbliżającą się świecącą kulę, która 
ze wschodu na zachód posuwa się powoli i majestatycznie w przestrzeni". Quaresma 
wskazuje ją towarzyszowi, który dostrzega świecący obiekt. „Po chwili kula i wysyłane 
przez nią światło niespodzianie znikają mi z oczu. Nie widzi ich już też kapłan stojący 
obok..."

Podczas   objawień   maryjnych   obiekt   był   oczywiście   niewidoczny.   Quaresma:   „Po 

krótkiej chwili, odpowiadającej czasowi trwania objawienia, ta sama mała dziewczynka 
zawołała powtórnie: »Tam! Tam! Teraz znowu się wznosi!« i pokazała palcem w tym 
kierunku. Dziecko nie przestawało patrzeć i wskazywać ręką na kulę świetlną aż do jej 
zniknięcia w kierunku słońca".

Zrozumiałe, że Quaresma i zaprzyjaźniony kapłan wpadli z tego powodu w szalony 

zachwyt.   Obaj   byli   przekonani,   że   uczestniczyli   w   cudzie.   Quaresma   napisał: 
„Pastuszkowie mogli w niebiańskiej wizji zobaczyć Matkę Boską, my ujrzeliśmy tylko 
»pojazd« – jeśli można tak powiedzieć – który przyniósł Ją z nieba w niegościnne Serra 
de Aire..."

Tym samym wikariusz generalny trafił zapewne w dziesiątkę Świecące „kule", które 

posuwają się w powietrzu, znikają, znowu się pojawiają i w końcu całkowicie wymykają 
spojrzeniom obserwatorów, należą bez wątpienia do najczęstszych obiektów spotkań 
pierwszego stopnia. Sprawozdań o ich pojawianiu się jest bardzo wiele. Tymczasem 
Barthas   czyni   nam   przysługę   i   potwierdza   istnienie   obiektu.   Charakteryzuje   go   tak 
jednoznacznie, że nie potrzeba żadnego komentarza: „Zgodnie z innymi sprawozdaniami 
świetlna kula była nawet nieco podłużnego kształtu. Szerszą stroną zwrócona była ku 
ziemi. Wszyscy, którzy ją widzieli, mieli to samo wrażenie, co wspomniani duchowni, a 

46

background image

mianowicie, że było to coś w rodzaju »niebiańskiego samolotu«, który przywiózł Matkę 
Boską na spotkanie z pastuszkami i zabrał ją potem z powrotem do raju... Ten »samolot 
ze światła« widziano bezpośrednio przed i po objawieniu" [4]. A w innym miejscu: „13 
września   spośród   wspomnianych   trzech   księży   (Gois,   Quaresma   i   da   Silva)   dwóch 
pierwszych   podziwiało   owal   świetlny,   nazywany   przez   lud   »samolotem   Najświętszej 
Pani«..."

Jeszcze raz muszę podkreślić, że są to dosłowne cytaty z publikacji kościelnej z 1955 

roku. Ale to nie koniec osobliwości. Podczas piątego objawienia zaobserwowano jeszcze 
jedno zadziwiające zjawisko. Van Es pisał o nim: „W tym samym czasie spadło z nieba 
coś w rodzaju białych kwiatów, które nie osiągały ziemi, ale znikały na pewnej wysokości" 
[2].   Podobnie   opisał   to   zdarzenie   Castelbranco:   „I   –   niesłychany   cud   –   z   jasnego, 
bezchmurnego nieba zaczął padać na obecnych jakby deszcz białych kwiatów, które 
znikały, nie dotykając ziemi" [5].

Interesujące, że taki sam „cud" wydarzył się jeszcze później, a mianowicie 13 maja 

1918 i 1924 roku, czyli rok, a potem siedem lat po objawieniach w Fatimie. Świadczy to o 
tym, że i wówczas można było odnotować podobną aktywność. Barthas napisał o tym: 
„Cud ten, którego rozum nie pojmuje, wydarzał się i później przy okazji pielgrzymek, 
przede   wszystkim   13   maja   1918   i   1924   roku.   Za   drugim   razem   obecny   był   Jego 
Ekscelencja   Jose   Correia   da   Silva.   Najdziwniejsze   jest.   że   »kwiaty«   i   światło 
niebiańskiego pochodzenia widać było na płycie fotograficznej" [4]. To zdjęcie udało się 
zrobić panu Antonio Rebelo. O ile wiem, jest to jedyne zdjęcie „deszczu kwiatów".

O „deszczu" z 13 maja 1918 roku tak opowiadała pani da Cruz, świadek zdarzenia: 

„Trzynastego maja następnego roku (1918) zauważyłam jakby białe kule, które spadały z 
nieba". Innego 13 maja (zapewne 1924 roku) widziała „różane płatki", które, jak się 
zdawało, też w wielkiej ilości spadały ze słońca: „Wysoko były duże, ale niżej robiły się 
coraz mniejsze i znikały! Mężczyźni podstawiali nawet kapelusze, chcąc je złapać, ale 
nic w nich nie było". Wyglądało, jakby jeden z „płatków róży" upadł jej na lewe ramię: 
„Próbowałam go wziąć do ręki, ale nic tam nie było!"

Ale, jak zaraz zobaczymy, ten „deszcz kwiatów" czy „deszcz płatków" nie jest wcale 

„niesłychanym   cudem"   czy   nawet   cudem,   „którego   rozum   nie   ogarnia",   jak   to   się 
wówczas zdawało wikariuszowi generalnemu Leirii. I to zjawisko jest bardzo dobrze 
znane badaczom UFO. Zdumiewające, że znają je pod nazwą „anielskie włosy".

Margaret Sachs opisała je w UFO-Encyclopedia: „Anielskie włosy – biała substancja 

podobna do pajęczyny, która niekiedy w znacznych ilościach spada z nieba. Średnica 
spadających obiektów waha się od kilku centymetrów do wielu metrów. Prawie w połowie 
wszystkich przypadków obserwowano, że wyrzucało je cylindryczne UFO, pod i obok 
którego znajdowały się chmuropodobne formacje" [29]. Chociaż „anielskie włosy" mylono 
czasem z babim latem, mają one jednak jedną cechę bardzo charakterystyczną: „Można 
je   odróżnić   dzięki   temu,   że   rozpuszczają   się   w   zetknięciu   z   ziemią".   Badania 
mikroskopijnych pozostałości substancji stwierdziły obecność boru, krzemu, wapnia  i 
magnezu.   Dalsze   badania   nie   były   dotychczas   możliwe   ze   względu   na   nietrwałość 
substancji.

47

background image

Znamy bardzo wiele przypadków pojawiania się „anielskich włosów". I. Hobana i J. 

Weverberg [30] przedstawili łącznie 26 różnych zdarzeń z przebadanego przez siebie 
okresu między 1949 a 1965 rokiem. Trzy z nich chciałbym tu przytoczyć.

27 października 1954 roku tysiące ludzi mogło obserwować UFO podczas spotkania 

piłkarskiego na stadionie we Florencji. Sam mecz trzeba było przerwać na wiele minut. 
Po zniknięciu obiektu rozciągnęła się nad miastem jakby olbrzymia „pajęczyna", która 
rozpadła się na pojedyńcze płatki i spadła jak deszcz na ziemię. Część płatków opadła 
na krótko na dachy, drzewa i ulice miasta, potem płatki zniknęły [31 ].

Dwa   inne   przypadki   pojawienia   się   „anielskich   włosów"   można   uznać   za   niemal 

klasyczne, a ich podobieństwo do zdarzeń w Fatimie jest bardzo wyraźne.

17 października 1952 roku kilkaset osób widziało nad Oloron we Francji chmurę o 

dziwnym kształcie na całkowicie błękitnym niebie. Pod chmurą widziano wyraźnie jakiś 
wąski, biały, cylindryczny obiekt, pochylony w dół 0 45 stopni, który poruszał się powoli 
na południowy zachód. Z jego tylnej części wydobywał się biały „dym". Przed dużym, 
podłużnym   obiektem   poruszało   się   około   trzydziestu   mniejszych,   też   wyrzucających 
„dym". Leciały zygzakami w parach obok siebie. Gdy zbliżyły się za bardzo do siebie, 
pojawiały się jaskrawe błyskawice i między nimi przeskakiwała jakby elektryczna iskra. 
Po   zniknięciu   obiektów   coś   „białego"   spadło   na   ziemię.   Była   to   niezwykle   ulotna 
substancja, słynne „anielskie włosy" [32].

Już dziesięć dni później coś niemal identycznego zdarzyło się nad Gaillac, także we 

Francji. Również tu około stu osób obserwowało duży, cylindryczny obiekt, który powoli 
leciał   na   południowy   zachód,   wyrzucając   z   siebie   dużą   chmurę   białego   „dymu". 
Towarzyszyło mu dziesięć małych tarcz, też lecących parami. Cała ta dziwna formacja 
zatrzymała się na dziesięć minut nad miastem i zrzuciła na ziemię dużą ilość „anielskich 
włosów". Substancja leżała na domach tylko przez kilka sekund i zaraz się ulotniła. 
Bezpośrednio potem ten i inny obiekt latający w kształcie dysku zostały zaobserwowane 
przez  stację  meteorologiczną  w  Brives-Charensac,   150   km  na  północny  wschód  od 
Gaillac [32].

Nie wiemy, czym są „anielskie włosy". Może to pozostałości po spalinach z silników 

UFO, może produkty uboczne, powstające przy materializacji czy dematerializacji tych 
obiektów.   Krótki   okres   dotychczasowych   badań   tego   typu   substancji   nie   pozwala 
powiedzieć o tym czegoś dokładniejszego.

Oba   przytoczone   przypadki   są   dla   nas   szczególnie   ważne   dlatego,   że 

zaobserwowano tu trzy zjawiska, które wystąpiły także w Fatimie, a mianowicie:

– opady „anielskich włosów",
– pojawianie się białego, podłużnego obiektu (Barthas: „Według innych sprawozdań 

kula świetlna miała nawet podłużny kształt i szerszą stroną zwrócona była ku ziemi" [4]) 
oraz innego, mniejszego ciała latającego„

– pojawianie się białej chmury, wyrzucanej z obiektu.

48

background image

Ta   biała   chmura   jest   następnym   fenomenem   zarejestrowanym   w   Fatimie,   który 

obserwowali wszyscy obecni. Barthas pisał o tym m.in.: „Wiejski łuk triumfalny [ustawiony 
wokół dębu przez chłopów – przyp. J.F.], wznoszący się nad okaleczonym pniakiem, 
znalazł się nagle w cieniu unoszącego się nad ziemią przepięknego obłoku. Obłok ten 
powiększył się i uniósł na wysokość pięciu-sześciu metrów. Następnie rozwiał się jak 
dym na wietrze. Zaraz potem powstał następny taki twór i znów zniknął w ten sam 
sposób.   Powtórzyło   się   to   jeszcze   po   raz   trzeci.   Wyglądało   to   nieomal   tak,   jakby 
objawienie,   zgodnie   ze   zwyczajem   liturgicznym,   zostało   uczczone   za   pomocą 
niewidzialnej   kadzielnicy.   Całe   zdarzenie   trwało   tak   samo   długo   jak   objawienie,   a 
mianowicie 10 do 15 minut" [4].

Wikariusz generalny Leirii, Jean Quaresma, widzi nawet bezpośredni związek między 

opadem   „anielskich   włosów"   a   obłokiem   nad   dębem:   „Gdy   dzieci   rozmawiały   z 
niewidzialną   postacią,   lud   widział  biały   obłok,   okrywający   dąb   i   grupkę   pastuszków. 
Jednocześnie z nieba spadł deszcz białych kwiatów".

Poza wydłużonym świetlnym cylindrem podczas piątego objawienia pojawiło się wiele 

innych   obiektów   (pojawiały   się   one   prawdopodobnie   także   podczas   wcześniejszych 
objawień, ale nie ma na to zeznań świadków, którymi byli zapewne tylko ludzie prości). 
Także to przypomina obserwacje nad Oloron i Gaillac, które, o dziwo!, zgadzają się z 
wydarzeniami w Fatimie, także pod względem czasu trwania, czyli 10-15 minut. Barthas 
cytuje   słowa   fatimskiego   proboszcza:   „Chciałbym   tu   jeszcze   powiedzieć,   że   tego 
trzynastego dnia około trzeciej godziny przyszedł do mnie na plebanię przewielebny pan 
Antonio de Figueiredo, profesor seminarium w Santarem i objaśnił mi, że widział gwiazdy 
znajdujące się nie na orbicie, lecz w niżej położonej strefie nieba. Przyszedł do mnie 
tylko dlatego, żeby mi o tym powiedzieć" [4].

Jeżeli założymy, że jakiś obiekt, będący w związku przyczynowym z objawieniem, 

znajdował się w pobliżu dębu, być może w „stanie półmaterialnym", a obecność tego 
obiektu objawiła się tylko kilka razy wypuszczanym obłokiem, to zrozumiałe stanie się 
inne zjawisko: ruchy gałęzi dębu. Obiekt, który promieniuje, wypuszcza chmury i inne, 
bliżej   nie   zidentyfikowane,   białe   „płatki",   przypuszczalnie   wytwarza   silne   pole 
elektromagnetyczne, konieczne do powstania i podtrzymania tych zjawisk. Dysponujemy 
wieloma podobnymi relacjami, przy czym zjawisko to przejawia się obecnie gaśnięciem 
silników samochodowych, odbiorników radiowych, urządzeń elektrycznych itd.

Działanie energii elektostatycznej jest wszystkim doskonale znane. Wystarczy kilka 

razy przejechać grzebieniem po włosach, aby zaczęły być one przezeń przyciągane. A 
co mówiono o dębie, nad którym znajdował się świecący obiekt oraz obłok? Wegener i 
Lichy piszą: „Świadkowie twierdzili, że przez cały czas gałęzie drzewa pochylały się i 
poruszały, jakby dźwigały coś, co je wyginało do dołu. Gdy Pani oddalała się na wschód, 
gałęzie skierowały się w tę samą stronę. Wyglądało, jakby muskały jej suknię".

Jest to zjawisko znane nam pod nazwą siły elektrostatycznej. Dlaczego drzewo było 

potrzebne   do   jego   zamanifestowania,   nie   wiadomo.   Ale   zapewne   i   tu   decydujące 
znaczenie miały przyczyny natury energetycznej.

49

background image

Za hipotezą taką przemawia również kolejne zjawisko. Barthas wyraża się o nim np.: 

„W każdym razie Maria de la Capelina i inni naoczni świadkowie relacjonują, że gdy 
Lucia mówiła, było słychać cichy, bardzo delikatny, ale niezrozumiały głos. Porównali go 
do   brzęczenia   pszczoły"   [4].   Coś   podobnego   przedstawiają   też   relacje   z   trzeciego 
objawienia. Barthas cytuje niejakiego pana Marto, który 13 lipca był tuż obok dębu: 
„Wrażenie   było   tak   wielkie,   że   ludzie   wokół   zamilkli:   A   wtedy   usłyszałem   jakieś 
mruczenie, jakby bąk brzęczał w pustym dzbanie. Ale żeby słowa były zrozumiałe... nie, 
żadnych słów nie słyszałem!" [4].

Podobne odgłosy, występujące na przykład przy pracy prądnic czy innych urządzeń 

elektrycznych,   nie   są   dziś   niczym   niezwykłym.   Ale   dla   ludzi   ówczesnych,   którzy 
(szczególnie w tym wiejskim regionie) nie znali takich urządzeń, brzmiało to na pewno 
jak   „brzęczenie   pszczoły"   czy   „bąk   w   dzbanie".   I   jeśli   mamy   być   szczerzy,   to   te 
porównania dobrano doskonale.

Za   każdym   razem   z   objawieniem   wiązał   się   spadek   temperatury   i   zmniejszenie 

intensywności światła. Szczególnie to pierwsze zjawisko zostało dokładnie opisane w 
literaturze poświęconej UFO. Przytoczymy tu tylko kilka przykładów. Howard Rich opisał 
pod hipnozą swoje odczucia po uprowadzeniu go do obiektu, który wylądował przed 
domem jego matki: „Znowu to jasne światło... Wszędzie jest teraz widno jak w dzień, ale 
te postacie są ciemne. Zrobiło się też dosyć chłodno" [18]. Podczas spotkania trzeciego 
stopnia na wiejskiej drodze koło Umvuma w Afryce Południowej jakiś obiekt pojawił się 
nad samochodem dwóch Afrykanerów, których Scott D. Rogo wymienia tylko z imienia, 
Peter i Francis. Mocne pola elektromagnetyczne spowodowały zgaśnięcie silnika, ale 
samochód jechał dalej, jakby automatycznie kierowany niewidzialną ręką: „Pędziliśmy 
krętą drogą, ale zakręty braliśmy naprawdę doskonale, mimo że ja nie kiwnąłem nawet 
palcem. Temperatura w wozie bardzo spadła, z około 25 do najwyżej 10 stopni" [17]. 24 
września 1974 roku Michael Byatt i Pamela William jechali z Bridgeport do Malden 
Newton w Wielkiej Brytanii, gdy nagle silnik ich samochodu zakrztusił się, a światła 
reflektorów przygasły. Byatt: „Jednocześnie w samochodzie zrobiło się nieznośnie zimno. 
Mieliśmy niesamowite uczucie, że jesteśmy obserwowani. Światła samochodu stały się 
wyraźnie słabsze, ale nie zgasły". Oboje widzieli „na niebie jakieś niebieskożółte światło 
w kształcie elipsy" [33].

Podobne przypadki można mnożyć w nieskończoność. Cytowany już pan Marto w 

następujący sposób opisał zdarzenie w Fatimie: „Widziałem coś w rodzaju małego lekko 
popielatego obłoku, unoszącego się nad drzewkiem. Słońce pociemniało, powiał lekki, 
świeży wiatr, bardzo przyjemny. Można było zapomnieć, że jest środek upalnego lata" 
[4].

I tu nie wiemy dokładnie, jakie zjawisko związane z UFO powoduje takie objawy. 

Niemniej jednak można przypuszczać, że obiekty te pobierają energię z otoczenia (w tym 
przypadku cieplną i świetlną), a następnie przetwarzają ją w jakiś sposób na inną (np. na 
energię napędową). Ale nasze informacje na temat sposobu działania hipotetycznego 
napędu UFO nie są jeszcze na tyle wystarczające, aby wysuwać dalej idące wnioski.

50

background image

Podczas objawień wielokrotnie słyszano w pobliżu dębu odgłosy podobne do strzałów 

czy grzmotów, które doskonale znamy zarówno ze współczesnej literatury poświęconej 
UFO, jak i z „epoki biblijnej". Prawie wszystkim objawieniom „boga" towarzyszy ogień, 
burza i podobne zjawiska, a także pioruny i błyskawice. Znamy je też z podobnych 
opowieści z całego świata, na przykład ze staroindyjskiej Mahabharaty, w której czytamy: 
„Wóz, którym leciał Bhima, świecił jasno jak słońce, a grzmiał niczym piorun. Latający 
wóz sypał iskrami jak płomień na nocnym, letnim niebie. Przeleciał jak kometa. Było tak, 
jakby świeciły dwa słońca. Wtedy wóz się podniósł i całe niebo zaczęło świecić".

Podczas   czwartego   objawienia,   które   z   powodu   uwięzienia   dzieci   zdarzyło   się 

niezgodnie z planem dopiero 19 sierpnia, jedynym świadkiem był Joao, brat Jacinty i 
Francisca. Barthas pisze: „Oprócz bezpośrednich uczestników tylko Joao widział ten 
spektakl przyrody. Potem usłyszał głośny hałas, który wydał mu się jakby detonacją 
bomby   czy  też   rakiety  (foguete)"  [4].  A  o   zdarzeniach,  jakie  miały  miejsce  podczas 
drugiego objawienia, pisze: „W końcu obecni zapewnili, że w chwili oddalania się postaci 
od dębu słyszeli odgłos przypominający startującą rakietę" [4]. Komentarze są zbędne...

„Cud słońca"

„»Cud słońca« z 13 października, który opisały ówczesne gazety, był najcudowniejszy 

z   dotychczasowych   zjawisk   i   na   tych,   którzy   mieli   szczęście   go   zobaczyć,   wywarł 
największe wrażenie". Tak wyraził się biskup Leirii, Jose Alves Correira da Silva, w liście 
pasterskim uznającym kult Matki Boskiej Fatimskiej. Po zapoznaniu się ze wszystkimi 
dokumentami można się tylko dołączyć do tej opinii, choć wkrótce wykażemy, że pojęcie 
„cud słońca" nie odzwierciedla istoty wydarzeń, bo nie był to ani „cud", ani nie chodziło o 
„słońce".

13 października siedemdziesiąt tysięcy ludzi widziało  jakiś obiekt, który z uwagi na 

stan  ówczesnej  wiedzy  został  wzięty za   słońce.  „Słońce"   to   poruszało  się,  „drżało", 
obracało   się   ruchem   kolistym,   wydawało   się,   że   runie   na   tłum,   wyrzucało   kolorowe 
promienie świetlne, rozpraszało chmury i suszyło mokre ubrania. Poza dwoma ostatnimi, 
nie są to zjawiska typowe dla słońca. Już tylko z astronomicznego punktu widzenia nie 
mogło tu chodzić o centralną gwiazdę Układu Słonecznego. Nawet gdybyśmy przyjęli 
niewiarygodny wariant, że wtedy Słońce „ruszyło z posad" z powodu niezrozumiałego, 
kosmicznego oddziaływania pola siłowego lub Ziemia zmieniła orbitę i była ciskana w 
różne strony, to takie zdarzenie zauważono by nie tylko w Fatimie, lecz również na całym 
świecie.   A   gdybyśmy   przeanalizowali   obserwowane   zjawisko   z   punktu   widzenia 
astronomii, doszlibyśmy do wniosku, że prowadziłoby ono do katastrofalnych następstw, 
które zmieniłyby oblicze Ziemi albo zniszczyłyby nawet wszystkie wyższe formy życia.

Z czystym sumieniem możemy więc założyć, że całość tego zjawiska nie miała nic 

wspólnego ze Słońcem. Można wprawdzie oponować, że był to „boski cud", niepojęty dla 
ludzkiego   rozumu   i   objawiony   tylko   tym,   którzy   byli   w   Fatimie.   Przyjęcie   takiego 
stanowiska jednak wynika tylko z wygodnictwa, bo przerzuca ciężar dowodów na stronę 
tego, co boskie, niepojęte i niedostępne. Ale wyjaśnienie tak proste nie wystarczy komuś 
naprawdę zainteresowanemu zdarzeniami w Fatimie.

51

background image

Zajmijmy się teraz obiektem uznanym za słońce, jego pojawieniem się, ruchami i 

oddziaływaniem na ludzi. Szybko stwierdzimy, z czym naprawdę mamy tu do czynienia...

Barthas tak pisał o pojawieniu się tego „słońca": „Nagle przestało padać. Rozpłynęły 

się ciemne chmury, od rana zakrywające niebo. Słońce pojawiło się w zenicie jak srebrna 
tarcza, na którą można skierować wzrok, nie będąc oślepionym. Wokół tej matowej 
tarczy widać było świecący wieniec" [4]. Tym samym Barthas sugeruje, że nie było to 
wcale słońce, lecz coś, co je przypominało: srebrna tarcza, na którą można patrzeć (na 
Słońce nie można) bez konieczności mrużenia oślepionych oczu. Przebywający swego 
czasu   w   pobliżu   Fatimy   misjonarz   Ignazio   Lourenco   Pereira   napisał   w   liście   do 
ówczesnego biskupa z Meliapour w Indiach m.in.: „Wciąż patrzę na gwiazdę. Zdaje mi 
się blada, bez połysku, podobna do wielkiej kuli śnieżnej, kręcącej się wokół własnej osi" 
[4].  Jeszcze dokładniejszy opis  podaje  dr  Jose  Proencade Almeida  Garret,  profesor 
uniwersytetu   w   Coimbrze:   „Objawiła   mi   się   jako   tarcza   o   ostro   zarysowanych 
krawędziach, świecąca jak żywy ogień, ale nie rażąca oczu. Słyszałem jak w Fatimie 
słońce to przyrównywano do srebrnej, matowej tarczy. Nie wydaje mi się to trafne. Kolor 
miała jaśniejszy, żywszy i bogatszy. Połyskiwała i mieniła się jak perła. W żaden sposób 
nie   przypominała   światła   księżyca   w   jasną   noc".   Obiekt   nie   „przypominał   słońca 
świecącego przez mgłę", nie był też ani zaciemniony, ani nieostry, ani zamglony. „Nie był 
okrągły jak księżyc, a jego światło nie miało nastroju i półcieni księżycowego światła. 
Zdawało   się, że jest  to  płaska, wypolerowana  tarcza, oprawiona  w  masę  perłową... 
odznaczała się ostrymi krawędziami" [6].

Te opisy obserwowanej tarczy wystarczą, żeby jednoznacznie zidentyfikować ją nie 

jako słońce, lecz jako konkretny, materialny obiekt latający. W tym miejscu przypomnijmy 
jeszcze raz jego najbardziej znamienne cechy. Obiekt ten objawił się jako:

– srebrna tarcza lub jako mieniąca się i połyskująca tarcza,
– jest przyrównywany do wirującej „kuli śnieżnej",
–   można   na   niego   patrzeć,   gdyż   nie   razi   oczu,   ale   nie   można   go   porównać   ze 

światłem Księżyca,

– jest płaski i gładki,
– ma ostro zarysowane krawędzie,
– wokół krawędzi widoczny jest świecący wieniec.
Nie ma zapewne opisu, trafniej przekazującego cechy najczęściej spotykanego typu 

UFO. Świecące i promieniujące obiekty latające w kształcie dysku są od dziesiątków lat 
obserwowane   na   całym   świecie.   Opisuje   się   je   w   sposób   niemal   identyczny   lub 
identyczny. Dlatego w pierwszych latach „odkrywania" UFO nadano im mało zaszczytną 
nazwę  „latających  spodków".   Na   całym  świecie  określa  się  je  takimi  pojęciami,   jak: 
„obiekt   w   kształcie   tarczy   z   pomarańczowoczerwonym   wieńcem   ognia"   (przypadek 
Mantella, 7.1.1954 r.), „ogromne koło z żarzącego się metalu" (obserwacja z samolotu 
DC-3 nad Atlantykiem, 27.4.1950 r.), „silnie świecące ciała latające" (Norwegia, styczeń 
1972), „promieniująco niebieskie, błyszczące latające spodki" (Lizbona, 20.10.1976 r.), 

52

background image

„lśniący, biały, okrągły obiekt" (Lizbona, 20.6.1976 r.), „świecący, okrągły przedmiot w 
kształcie dysku" (przypadek Extera, 3.9.1965 r.), „płaski, świecący obiekt w kształcie 
koła" (obserwacja dokonana z łodzi T. Heyerdahla RA II, początek 1970 roku), „tarcza w 
kształcie   soczewki   o   prawie   stumetrowej   średnicy"   (Orge,   Łotwa,   1965   r.),   „wielki, 
promieniujący, okrągły, srebrny obiekt" (Charleston, 2.12.1977 r.) itd. [8]. Porównanie jest 
tak uderzające i tak jednoznaczne, że rozwiewa wszelkie wątpliwości co do prawdziwej 
tożsamości „słońca" z Fatimy.

Nasze   założenie   potwierdzają   też   ruchy   tego   „słońca".   Również   tu   mamy   wiele 

odniesień   do   typowych   opisów   współczesnych   spotkań   z   UFO.   Castelbranco   pisał: 
„Nagle słońce zaczyna drżeć i chwiać się. Następnie wykonuje kilka szybkich ruchów i w 
końcu   obraca   się   z   ogromną   szybkością   wokół   własnej   osi   jak   ogniste   koło. 
Jednocześnie emituje, jak ogromny reflektor, wiązki światła we wszystkich kolorach – 
zielone,   niebieskie,   czerwone,   fioletowe   i   inne,   które   spowijają   wszystko   –   chmury, 
drzewa, skały, poszczególne twarze i cały ogromny tłum – w fantastycznej grze świateł" 
[5].   Podobnie   brzmi   opis   Barthasa:   „I   potem   zaczyna   nagle   drżeć,   wykonywać 
gwałtowne,   powtarzające  się  ruchy,   by  w   końcu  obracać  się  wokół  własnej  osi,   jak 
ogniste koło, wysyłając na wszystkie strony wiązki światła w ciągle zmieniających się 
kolorach" [4]. Świadek Ferreira Borges tak opisał to zdarzenie w liście do Barthasa: 
„Podniosłem oczy i zobaczyłem poruszające się i jakby tańczące słońce. Widziałem, jak 
zajmowało w przestrzeni trzy różne pozycje, jakby chciało zaznaczyć rogi trójkąta. Potem 
widziałem, że kręciło się niczym ogniste koło..." [4]. A wspomniany już prof. Gamet pisze: 
„Tarcza ta, błyszcząca jak macica perłowa, poruszała się z zawrotną szybkością. Ale nie 
był   to   blask   żywej   gwiazdy,   słońce   obracało   się   rzeczywiście   wokół   własnej   osi 
niepowstrzymanie z ogromną szybkością" [6].

Zjawisko wirującego „słońca" zdarzyło się trzykrotnie z jedną krótką przerwą. Barthas: 

„Znowu się zatrzymało, aby po chwili po raz trzeci rozpocząć ten fantastyczny fajerwerk, 
jeszcze bardziej kolorowy, barwny i promieniujący, z którym nie mogą się równać żadne 
ziemskie ognie sztuczne. Wywarło to na tłumie efekt nie do opisania. Siedemdziesiąt 
tysięcy   ludzi   przeżywało   ten   moment   w   zachwycie,   bez   ruchu,   ze   wstrzymanym 
oddechem..." [4].

Ale   to   „widowisko"   [2]   czy   „bajecznie   piękny   fajerwerk"   [6]   nie   kończy   jeszcze 

„wielkiego fatimskiego cudu". Castelbranco pisze: „Prawdziwym punktem kulminacyjnym 
cudu, dramatycznym momentem zwrotu dusz ku Bogu w akcie skruchy, był upadek 
słońca.   W   trakcie   tych   szalonych   czarów   ognia   i   kolorów   słońce   oderwało   się   od 
firmamentu jak jakieś olbrzymie koło, które w wyniku zbyt szybkich ruchów wyskoczyło z 
osi i spadało zygzakami na przerażony tłum" [5]. Barthas: „Nagle wszyscy bez wyjątku 
odnieśli wrażenie, że słońce oderwało się od sklepienia niebieskiego i, poruszając się 
małymi skokami w prawo i w lewo, zaczęło na nich spadać. Jego żar się zwiększał" [4]. 
Świadek Perreira: „Nagle wydało się, że poruszając się zygzakami spadnie zaraz na 
ziemię" [4]. Świadek Borges: „Wtedy zobaczyłem, że obraca się niczym koło ogniste, a 
zdawało się, że zbliża się spiralą ku ziemi" [4]. I w końcu prof. Gamet: „Utrzymując 
szybkość swych obrotów, zeszło z firmamentu i krwistoczerwone zbliżało się ku ziemi. 

53

background image

Zagrażało nam zgnieceniem ciężarem ogromnej, ognistej masy. To były straszne chwile!" 
[6].

Nawet dziś, po siedemdziesięciu latach, można doskonale wyobrazić sobie zgrozę, 

strach i trwogę ludzi wobec tak niezrozumiałego dla nich zjawiska. To; co się rozegrało 
przed ich oczami i nad ich głowami, wywarło na zebranych trwałe wrażenie. I chyba to 
było celem całej akcji. Borges: „Co zdarzyło się potem? Już nie wiem... byłem całkiem 
oszołomiony tym, co się wokół mnie stało" [4].

Według   relacji   po   chwilowym   zatrzymaniu   się   nad   tłumem   tarcza   wróciła   takimi 

samymi zygzakami „na swoje miejsce i znów świeciła starym blaskiem na pogodnym 
niebie". Ludzie stwierdzili ze zdziwieniem, że żar bijący z obiektu prawie osuszył ich 
ubrania i ziemię mokrą od deszczu.

Oba te zjawiska, czyli ruchy obiektu i wytworzona przez niego wysoka temperatura, 

która   mogła   spowodować   zniknięcie   chmur,   są   doskonale   znane   z   publikacji 
poświęconych   UFO.   Margaret   Sachs   przedstawiła   w   załączniku   do   swej  UFO-
Encyclopedia  
opis najczęściej spotykanych manewrów UFO. Wśród nich znajdujemy 
znane nam z Fatimy zygzakowate ruchy obiektów, przypominające opadanie zwiędłych 
liści, a także spiralne obroty obiektów wokół siebie. Odczuwanie gorąca, szczególnie 
przez świadków znajdujących się bardzo blisko lądującego obiektu, jest bardzo częste i 
w niektórych przypadkach prowadzi do oparzeń skóry (por. rozdz. 2).

Co   ciekawe,   zjawisko   „tańczącego   słońca"   widziane   było   nie   tylko   przez 

siedemdziesiąt tysięcy zebranych w Fatimie, lecz również przez ludzi znajdujących się w 
promieniu czterdziestu kilometrów od miejsca zdarzenia. W ten sposób upada często 
powtarzany   przez   krytyków   zarzut,   że   była   to   psychoza   czy   zbiorowa   sugestia.  A 
przecież nie tylko wierzący czekali na cud. Wspomniany już ojciec Ferreira, wówczas 
jeszcze dziecko, uczeń szkoły oddalonej o 12 km od Fatimy, tak opowiada: „Koło nas stał 
niewierzący, który przez całe rano drwił sobie z tych, którzy udali się do Fatimy. Teraz był 
jak sparaliżowany. Osłupiały, utkwił oczy w słońcu. Potem widziałem jak drżał od stóp do 
głów, aż w końcu padł na brudnej ulicy z uniesionymi rękami na kolana. Słyszałem jak 
ciągle powtarzał: »Przenajświętsza Pani! Przenajświętsza Pani!«. Nic innego nie mógł z 
siebie wydobyć" [4].

Jak   możemy  dziś  wyjaśnić   fenomen   fatimski?   Nieuchronną   odpowiedź   dają 

przedstawione   zdarzenia.   Jakiś   jasno   świecący   obiekt,   wytwarzający   wysoką 
temperaturę, będący z pozoru wielkości Słońca i mający kształt tarczy od strony naszej 
gwiazdy centralnej, przebija się przez chmury, rozprasza je, trzy razy wielokrotnie wiruje 
wokół własnej osi, następnie opada zygzakami ku ziemi, potem wznosi się i znika ku 
słońcu. Wszystko to nie ma w sobie nic „cudownego", „mistycznego" czy „boskiego", jak 
to się wówczas ludziom zdawało. Nie mogli w tym wszystkim nie uznać wszechmocy 
Boga.   Nic   nie   wiedzieli   o   UFO   i   o   zjawiskach   towarzyszących   ich   pojawianiu   się. 
Lotnictwo   zaczynało   się   dopiero   rozwijać,   a   o   podróżach   kosmicznych   nikomu   się 
jeszcze nie śniło.

54

background image

Ale  my  możemy dokonać porównań, możemy dokonać zestawień  i nie powinniśmy 

dłużej przypisywać jakiegoś zdarzenia władzy boskiej, która nie miała z nim absolutnie 
nic wspólnego. Właśnie „cud słońca", uważany dotąd za niewątpliwy „znak Boga" [4], 
jednoznacznie wskazuje na fakt, że było to zjawisko na wskroś rzeczywiste, fizycznie 
zrozumiałe   i   na   pewno   nie   „cudowne".   Barthas   cytuje   Marquesa   da   Cruz:   „Wielu 
naukowców, którzy uczestniczyli w tym spektaklu, często przyznaje: »Tak, widziałem! Ale 
nie mam na to wyjaśnienia«" [4]. Od tego czasu minęło bardzo wiele lat. Dziś możemy 
znaleźć wyjaśnienie. Ale trzeba przyznać, że nie rozwieje ono wszystkich wątpliwości. 
Dzięki niemu jednak po raz pierwszy możemy poznać prawdziwe przyczyny, zróżnicować 
wydarzenia i ocenić realia fizyczne. Potrzeba nam tylko trochę odwagi, aby zajrzeć za 
kulisy   i   skierować   wzrok   na   to,   co   znajduje   się   za   linią   horyzontu.  Ale   czy   wobec 
wydarzeń w Fatimie mamy inny wybór?

Postacie

W poprzednich rozdziałach przekonaliśmy się, że chleb i napój podane dzieciom nie 

były   komunią   świętą.   Dowiedzieliśmy   się,   że   najrozmaitsze   zjawiska,   występujące 
podczas  sześciu  objawień,  można  wyjaśnić  racjonalnie  na  gruncie  fizyki.  Na   koniec 
upewniliśmy   się,   że   „wielki   cud   słońca"   z   13   października   1917   roku   byk   tylko 
obserwowanymi   przez   siedemdziesiąt   tysięcy   ludzi   manewrami   obiektu,   który   dziś 
nazwalibyśmy UFO. Ostatnią istotną kwestią, które nam pozostaje, jest kwestia objawień 
anioła,   a   szczególnie   postaci   kobiecej,   będących   centralnym   punktem   wydarzeń   w 
Fatimie.

Pierwsze spotkanie anioła z dziećmi odbyło się wiosną 1916 roku, gdy bawiły się one 

po deszczu w małej grocie na wzgórzu Cabeço. Castelbranco tak opisał pojawienie się 
postaci: „Silny powiew wiatru kazał im podnieść oczy. Zobaczyły w powietrzu biały obłok 
w kształcie ludzkiej postaci, która się do nich zbliżała. Wyglądała prawie jak figura ze 
śniegu, ale w promieniach słońca wydawało się, że jest przezroczysta jak kryształ" [5]. 
Barthas   opisuje   to   zdarzenie   podobnie,   lecz   bardziej   szczegółowo:   „Nad   drzewkami 
oliwnymi,   które   zasłaniały   przed   nimi   podnóże   zbocza,   widzą   silne   światło   i   jakby 
sylwetkę ludzką, odcinającą się w powietrzu i zbliżającą do nich. Była zupełnie biała, 
bielsza niż śnieg. Objawiła się jak posąg z kryształu, przez który przeświecały promienie 
słońca.   Im   bliżej   była   sylwetka,   tym   lepiej   było   widać   jej   rysy.   Były   to   rysy 
czternastoletniego czy piętnastoletniego młodzieńca o nadprzyrodzonej urodzie" [4]. Ale 
chyba najtrafniej scharakteryzowała objawienie sama Lucia:  „Era da luz –  on był ze 
światła".

Na pierwszy rzut oka istotnie wydaje się, że wszystko jest czymś „boskim". Z nieba 

spływa jakaś świetlista postać, świeci, jest przezroczysta, ma wygląd czternasto- lub 
piętnastoletniego chłopca i do tego rozmawia z dziećmi. Cud! Cud?

W rzeczywistości zjawiska takie opisano w literaturze poświęconej UFO. Znane są 

tam   pod   pojęciem   projekcji   obiektywnej.  W   charakterystyce   anioła  mówi   się  tylko  o 
sylwetce, tzn. o dwuwymiarowej, płaskiej wizji, widocznej „w białym obłoku". Ale projekcje 
(także zwykłe projekcje filmowe) funkcjonują dokładnie według zasady: potrzebny jest 
ośrodek, na którym wyświetlimy dany obiekt, oraz projektor, który wyemituje ten obraz. 

55

background image

Relacje z Fatimy świadczą o tym, że istniał tam zarówno ośrodek (biały obłok), jak i 
medium obrazu („silne światło"). Samego projektora dzieci nie widziały, ale nie można się 
temu dziwić, gdyż cała ich uwaga była skierowana na postać przed nimi.

Z pewnością objawienie „anioła" nie było zwykłym filmem wyświetlanym z obiektu nad 

oliwkami   w   ciemność   groty   Cabeço.   Ale   to   porównanie   pomoże   nam   w   lepszym 
zrozumieniu   wydarzeń.   Zdarzyło   się   tu   coś   przypominającego   film   wyświetlany   na 
ekranie – ale nie to samo! Najdobitniej uzmysławia to fakt, że dzieci mogły rozmawiać z 
postacią i że podała im ona za trzecim razem prawdziwe pożywienie. Ale gdy siedzimy 
dziś w kinie, oglądając jakiś pasjonujący film, mimo woli bywamy wciągnięci w sam 
środek wydarzeń, przenosimy się na miejsce akcji, wraz z bohaterami wędrujemy przez 
pustynie i  puszcze. Ale  w  rzeczywistości  siedzimy wygodnie  w  fotelu  przed  wielkim 
ekranem, na którym dzięki grze światła i kolorów wydaje się toczyć prawie rzeczywista 
akcja.  Iluzja  ta   dociera  do   nas  w  sposób   jeszcze  bardziej  przekonujący,   gdy   dzięki 
prostemu  trickowi  rozszczepienia światła  na kolory  widzimy  zdarzenia przestrzennie, 
trójwymiarowo.   Wydaje   się   wtedy,   że   samoloty   lecą   przez   salę,   wokół   świszczą 
indiańskie strzały, a konie galopują wprost na nas. Jest to tak podniecająca przygoda, że 
nie można jej przedstawić sobie bardziej realistycznie.

O ileż silniejsze wrażenie wywarły na pewno podobne efekty na dzieciach z Fatimy, 

które tego wszystkiego nie znały. Wychowywały się w świecie, pozbawionym praktycznie 
techniki. Nigdy w życiu nie były w kinie i nigdy o czymś takim nie słyszały. Tak doskonała 
projekcja   była   dla   nich   zdarzeniem   rzeczywistym.  Nie   mogły   nie   uwierzyć   w   to,   co 
rozgrywało się przed ich oczami.

Jak fizycznie wyjaśnić „projekcje obiektywne"? Punktem wyjścia może być holografia 

czy przestrzenne przedstawienie trójwymiarowego obiektu. Metodę tę stworzył już w 
latach   1947/1948   prof.   dr   Dennis   Gabor   późniejszy   laureat   nagrody   Nobla.   Dziś 
wystarczy do tego płyta fotograficzna pokryta specjalną emulsją oraz promień lasera, 
który za pomocą półzwierciadła zostaje rozszczepiony na wiązkę przedmiotową i wiązkę 
odniesienia. Wiązka przedmiotowa kieruje się na fotografowany obiekt, odbija się od 
niego   i   zostaje   przejęta   przez   płytę   fotograficzną.   Wiązka   odniesienia   kieruje   się 
bezpośrednio   na   płytę   fotograficzną.   Hologram   po   oświetleniu   wiązką   odniesienia 
rekonstruuje przedmiot. W ten sposób można wyczarować w przestrzeni trójwymiarowe 
przedmioty.

Z czasem metodę tę udoskonalono, co umożliwiło trójwymiarową projekcję ruchomych 

zdjęć filmowych. Na przykład na imprezach rozrywkowych występują znani aktorzy, nie 
będąc w rzeczywistości obecni. Aczkolwiek jeszcze niedoskonałe, jest to w zasadzie to 
samo zjawisko, które kiedyś wystąpiło w Fatimie – bezcielesne „istoty ze światła", które 
wydają   się   unosić   nad   ziemią   i   mogą   w   każdym   momencie   zniknąć.   Naturalnie   są 
różnice, na przykład „anioł" i „postać Marii" potrafiły mówić z dziećmi, tzn. brały udział w 
akcji i reagowały na zachowanie rozmówców.

Jak już wspomnieliśmy, „projekcje obiektywne" opisywano w literaturze poświęconej 

UFO. Adolf Schneider tak zdefiniował to zjawisko: „Nie są to projekcje w znaczeniu 
psychologicznym czy psychopatologicznym, lecz zjawiska przestrzenne o niekoniecznie 

56

background image

materialnym   charakterze   w   znaczeniu   mas   dających   się   zważyć   lub   zmierzyć.   W 
szczególności trzeba tu poruszyć temat wszystkich zjawisk świetlnych, które powstają 
nie tylko dzięki przedmiotowym, dającym się zlokalizować źródłom światła" [34].

Przykładów niespodziewanego pojawiania się obcych jest bez liku. Charakterystyczny 

wydaje mi się przypadek Lydii Stealneaker, opisany przez Judith i Alana Gansbergów. 
Jego   podobieństwo   do   tego,   co   stało   się   w   Fatimie,   jest   uderzające!   Pewnego 
popołudnia   1954   roku   dziewięcioletnia   wówczas   Lydia   Stealneaker   wraz   z   bratem   i 
siostrą poszła z wizytą do wspólnych przyjaciół. Wracając polną drogą na farmę rodziców 
w pobliżu Jacksonville w USA, dzieci szalały, wygłupiały się i bawiły. „Nagle zauważyły 
jaskrawą błyskawicę i stanął przed nimi jakiś człowiek. Dzieci pamiętają, jak biegły z 
powrotem drogą prowadzącą przez gęsty las, wołając o pomoc i krzycząc ze strachu. 
Słońce już zaszło i było ciemno" [25].

Dopiero w 1975 roku, po jeszcze innym dziwnym spotkaniu z UFO, Lydia Stealneaker 

zdecydowała   się   wyjaśnić   za   pomocą   hipnozy   to   zdarzenie   ze   swego   dzieciństwa. 
Przypomniała sobie, że wraz z rodzeństwem została zabrana na pokład UFO. Jakieś 
istoty zbadały ją, umieszczając na jej głowie coś w rodzaju „klamer". „Z mojej głowy 
zabrano   wiedzę,   one   wiedziały   o   mnie   wszystko".   Przypomniała   sobie   też,   że   i   jej 
rodzeństwo  poddano  eksperymentowi.   Potem dzieci  wypuszczono.  Jej brat  zginął w 
wypadku samochodowym w 1965 roku, a siostra do dziś odmawia poddania się regresji 
hipnotycznej, bo nie chce uczestniczyć w czymś, „w czym uczestniczyła Lydia" [25].

Inne przypadki również świadczą o tym, że załogi UFO nie zawsze muszą pojawiać 

się materialnie, lecz że często mamy do czynienia z projekcją obiektywną. Przykładem 
może być wspomniany już przeze mnie przypadek Betty Andreasson, którą obce istoty 
uprowadziły z mieszkania i badały w obiekcie znajdującym się w pobliżu domu. Scott D. 
Rogo: „Pod hipnozą Betty Andreasson zobaczyła ponownie, jak do domu wchodzi grupa 
obcych istot, materializujących się po przejściu przez zamknięte drzwi. Wchodziły po 
kolei, jak duchy przenikające przez ściany" [17].

Vallée przytacza łącznie 923 przypadki lądowania nieznanych obiektów latających w 

latach 1868-1968. Niektóre z nich wyraźnie przypominają zdarzenia w Fatimie:

57

background image

716: „Trzecia postać stała w pobliżu. Uznali ją za złudzenie optyczne. Wszystkie 

maszyny i istoty żywe lśniły."

719: „...jakiś świecący człowiek..."

767: „Mieli po dwa metry wzrostu. Ich głowy były ogromne, lśnili i byli 
przezroczyści... Wrócili na pokład swojej maszyny; jak niesieni przez światło."

857: „Jakaś sylwetka w świecącym ubraniu, która zmieniła się w bezkształtne 
światło i zniknęła..."

862: „Jakiś mały człowiek w błyszcząco-srebrnym ubraniu, głowa tego człowieka 
była spowita oparami."

870: „Wykonywał urywane ruchy i podnosił rękami jakąś rurę. Wydawało się, że 
całe to zjawisko migocze."

915: „Jakaś dziwaczna istota mająca 2,10 metra wzrostu unosiła się w powietrzu. Z 
jej ciała emanowało osobliwe światło, w pobliżu znajdował się nieznany, silnie 

świecący obiekt" [35].

2 czerwca 1962 roku w Weronie wydarzył się przypadek nr 537. „Przy oknie było 

wyraźnie widać ludzką postać. Miała półprzezroczyste ciało, czaszkę w połowie łysą. 
Świadek krzyknął ze strachu, obudził innych i cała trójka zobaczyła, że zjawa kurczy się i 
znika. Zupełnie jak obraz telewizyjny po wyłączeniu odbiornika" [35].

Podobnie   jak   postać   „anioła",   który   trzykrotnie   odwiedził   dzieci   z   Fatimy, 

charakteryzuje się postać Marii. Na przykład Castelbranco tak o niej pisał: „O dwa kroki 
przed   sobą   zobaczyli   nad   zielonymi   liśćmi   dębu   »piękną   panią«,   całą   błyszczącą   i 
świecącą jaśniej niż słońce!" [5]. Josef Wegener i Johannes Lichy opisali twarz kobiecej 
postaci bardziej szczegółowo: „Cała promieniowała światłem i była otoczona jasnym 
blaskiem, jaśniejszym niż słońce. Gdy później poproszono Lucię o opisanie jej oblicza, 
nie potrafiła nic innego powiedzieć niż: »Światło. To było światło, światło, światło!«" [6].

Wydaje się, że opis Barthasa wywiera największe wrażenie: „Nagle jakaś potężna fala 

światła oślepia dzieci. Nazywają ją »błyskawicą«, bo nie mają innego określenia. Na 
środku zbocza, tuż koło dużego dębu, którego dziś już nie ma, zatrzymała ich druga, 
jeszcze jaśniejsza »błyskawica«... Po kilku krokach, mniej więcej w odległości trzech do 
czterech metrów od małego dębu, spowiła je jakaś promieniująca, niemal oślepiająca 
jasność" [4]. Dzieci biegną dalej, potem odwracają się i patrzą na prawo: „Przed sobą, w 
środku   ogromnego   blasku   ujrzały   unoszącą   się   nad   drzewkiem   przepiękną   kobietę, 
promieniującą jaśniej niż słońce" [4].

Gdy opis ten porównamy jeszcze raz z naszą hipotezą projekcji obiektywnej, bardzo 

szybko zrozumiemy przebieg wydarzeń:

58

background image

– zbudowano pole siłowe, co objawiło się w formie trzech „fal świetlnych" (wydaje się, 

że podczas pierwszego objawienia Marii pole to zadziałało dopiero za trzecim razem; 
podczas następnych objawień widziano już tylko po jednej błyskawicy);

– pole siłowe ustabilizowało się nad dębem;
–   dzięki   wyregulowaniu   i   koncentracji   promienia   laserowego   lub   równoważnego 

promienia cząsteczkowego powstaje obraz, postać staje się widoczna.

O   wiele   łatwiej   zrozumieć   teraz   także   ruchy   gałęzi   dębu   i   „brzęczenie"   w   jego 

najbliższym otoczeniu. A mianowicie było to drugorzędne zjawisko towarzyszące polu 
siłowemu, określane przez późniejszych świadków jako „świecący obłok".

Ale pozostaje jeszcze jedno do wyjaśnienia. Chodzi o fakt, że świadkowie objawienia 

widzieli wprawdzie główne pole siłowe, nie widzieli jednak postaci Marii. Za rozwiązanie 
możemy tylko przyjąć hipotezę, bo nie dysponujemy wystarczającą ilością informacji 
szczegółowych. Może pewną rolę odegrała „komunia święta", dziwny narkotyk, podany 
dzieciom podczas trzeciego objawienia „anioła". (O tym, czy „anioł" mógł czy nie mógł 
być widziany przez innych obserwatorów, nie wiemy. Spotykała się z nim tylko trójka 
dzieci.)   Być   może   nie   chciano,   aby   inni   zobaczyli   postaci   Marii.   Nie   wiemy   jednak 
dlaczego. Ale gdybyśmy założyli, że podany dzieciom narkotyk lub bezpośrednio potem 
przeprowadzona   hipnotyczna   lub   wręcz   fizyczna   manipulacja   spowodowały,   że   tylko 
dzieci widziały postacie, to może posuniemy się o krok dalej. Być może, w trakcie tej 
manipulacji rozszerzono możliwości percepcji, bo ludzie widzą tylko w pewnym, bardzo 
ograniczonym   zakresie   fal   świetlnych.   Światła   ultrafioletowego   i   podczerwonego   nie 
widzimy, choć są także nośnikiem informacji optycznych dla innych organizmów żywych, 
na  przykład  dla pewnych  gatunków  owadów.  My widzimy  w tym świetle  dopiero  za 
pomocą specjalnej aparatury, ale może zaawansowanej medycynie uda się osiągnąć to 
w sposób „naturalny", przez podanie określonych środków czy za pomocą operacyjnych 
zmian oka. Może w Fatimie wystarczyła już zmiana wrażliwości widzenia, która sprawiła, 
że dzieci widziały fale światła o częstotliwości zwiększonej lub zmniejszonej o niewiele 
herców, co pozwalało im dostrzec „coś", co dla pozostałych musiało być niewidzialne!

Gdy przypomnimy sobie to, co się zdarzyło, musimy jeszcze raz zwrócić uwagę na 

fakt, że Lucia dostała do zjedzenia opłatek, a Jacinta i Francisco jakiś płyn do wypicia. 
Jak już wspomniałem, okoliczność ta wymaga wyjaśnienia. Jeżeli założymy, że przyjęte 
środki   mają   związek   przyczynowy   ze   zdolnością   dzieci   do   postrzegania   objawienia 
maryjnego, to rzeczywiście nasuwa się pewne rozwiązanie. Lucia, która otrzymała coś 
innego niż jej dwoje przyjaciół, jako jedyna rozumiała, co mówi postać i rozmawiała z nią! 
Jacinta i Francisco tylko ją widzieli. Z pewnością narkotyk, zażyty przez Lucię, zawierał 
jakiś  inny,   dodatkowy   składnik   aktywny,   który   umożliwił  jej   komunikację  ze  świetistą 
postacią   (Zobaczymy   jeszcze,   że   miało   to   przypuszczalnie   dodatkowy   zamierzony 
skutek.)

W pierwszej części tej książki wspomniałem, że Francisco nie widział początkowo 

postaci w otaczającym  dzieci  polu  światła. Na pytanie  zdziwionej  Lucii postać Marii 
odpowiedziała:   „Powiedz   mu,   żeby   odmawiał   różaniec,   wtedy   też   mnie   zobaczy". 

59

background image

Zaskakujący szczegół, który także doskonale pasuje do powstającego obrazu całości. 
Wydaje   się,   że   właśnie   różaniec,   którego   stałe   odmawianie   sugestywnie   nakazywał 
dzieciom „anioł", odgrywał rolę „psychicznego katalizatora". Coś podobnego znamy z 
hipnozy: na wcześniej określone hasło „ofiara", znajdująca się w stanie posthipnozy, robi 
lub mówi coś, nie mając o tym najmniejszego pojęcia i nie znajdując potem żadnego 
wytłumaczenia dla swego postępowania. Podobnie mogło być i w tym przypadku. Hasło, 
„wszczepione" za pomocą narkotyku i hipnozy uaktywniło wcześniej zgromadzone, ale 
nie   wykorzystywane   informacje.   Nagle   dzieci   uzyskały   ponadnormalne   możliwości 
postrzegania.

Potwierdza to inny fakt. Hildebert Wagner wskazuje, że testowane osoby osiągają 

zadziwiające   wyniki   po   zażyciu   psylocybiny.   W   trakcie   eksperymentu   w   gazetowym 
tekście zamazano początkowo 43%, a potem nawet 75% górnej połowy. Przetestowano 
łącznie   siedemnastu   studentów.   Czterej   studenci,   znajdujący   się   pod   wpływem 
psylocybiny, byli w stanie prawidłowo przeczytać do 95% tekstu. Twierdzili nawet, że 
„rzeczywiście" widzieli przed sobą brakujące fragmenty liter. Wagner: „Objawiały im się w 
jasnej szarości. Byli przekonani, że nie zostały całkowicie wymazane. Wydaje się, że 
psylocybina   wzmacnia   komplementarną   aktywność   umysłową   lub   możliwość 
przetwarzanie informacji na znaczenia. Czyż nie nasuwa się tu uderzająca paralela do 
wizjonerskich uzdolnień przypisywanych przez tubylców pewnemu grzybowi?" [23].

Dzieciom podano jakiś dziwny narkotyk. W sugestywny sposób przygotowano je na 

nadchodzące zdarzenie i mogły już dostrzec to „coś", co dla innych było niewidoczne. 
Taki   przebieg   zdarzeń   jest   z   pewnością   bardzo   interesujący,   ale   w   żadnym   razie 
„cudowny".

Za   tezą,   że   dzieci   za   pomocą   narkotyku   zostały   przygotowane   na   objawienia, 

przemawia jeszcze jeden szczegół. Pokazuje on nam, że najwyraźniej starano się, aby 
dzieci nie straciły nabytych zdolności. Wydaje się, że podczas pierwszych trzech spotkań 
całą trójkę poddano czemuś w rodzaju „ponownej terapii", podczas której powtórnie 
zmobilizowano aktywne składniki narkotyku. Znowu „zalały" one ciało i wywołały takie 
samo  uczucie  szczęścia,  jak  bezpośrednio  po   zażyciu.  Barthas:   „Przy  tych  słowach 
postać rozłożyła dłonie jak ksiądz, gdy mówi Dominus vobiscum. Poprzez ten prosty gest 
tajemnicze światło spłynęło na dzieci jak wiązka promieni. Było to bardzo silne i bardzo 
przenikliwe światło, które – jak powiedziała Lucia – »docierało do głębin duszy«" [4]. W 
tym świetle rozpoznali się w Bogu, „wyraźniej niż w najjaśniejszym zwierciadle". I o tym 
samym zjawisku podczas drugiego objawienia: „Dzięki temu gestowi ponownie spłynęło 
na dzieci promieniujące światło. Czuły się całkowicie zanurzone w tym boskim świetle, 
jak w samym Bogu. Zdawało się im, że Francisco i Jacinta znaleźli się w promieniu 
światła dążącym ku niebu, natomiast Lucia w innym, skierowanym ku ziemi" [4].

A więc i tu Lucia poddana jest „terapii specjalnej", co nie powinno nas już dziwić. 

Zaktywizowano   u   niej   zapewne   inne   składniki.   Sama   akcja   nastąpiła   za   pomocą 
promienia energii, który prawdopodobnie pobudził i reaktywował łańcuchy molekularne 
składników   aktywnych.   W   ten   oto   rozsądny   i   prosty   sposób   zostaje   wyjaśnione 
zagadnienie zróżnicowanego przyjmowania narkotyku.

60

background image

Podczas   trzeciego   objawienia   pokazano   dzieciom   „wizję"   piekła.   Barthas:   „Po 

wypowiedzeniu słów »ofiarujcie się« itd. Najświętsza Panienka znów rozłożyła dłonie, tak 
jak   podczas   poprzednich   dwóch   objawień.   Spływające   z   nich   światło   zdawało   się 
przenikać ziemię i zobaczyliśmy wtedy coś w rodzaju ogromnego morza ognia" [4]. Ku 
swemu przerażeniu dzieci rozpoznały w tym „piekle" diabły i biedne dusze, które nurzały 
się w płomieniach, a były „przezroczyste niczym żarzące się węgle" [4].

Zarówno w przypadku tej wizji, jak i postaci Marii (tak samo jak w przypadku wizji 

Świętej Rodziny podczas ostatniego objawienia), chodziło zapewne o ten sam rodzaj 
projekcji. I jeszcze coś uderza w tej wizji piekła, coś, o czym już mówiliśmy. Mianowicie 
fakt, że  piekło to wyglądało dokładnie tak,  jak  dzieci  je sobie wyobrażały.  To  samo 
dotyczy postaci Marii, anioła i Świętej Rodziny. W nawiązaniu do tego zacytujmy P. 
Dhanisa:   „Być   może,   ta   plastyczna   wizja   powstała   na   podstawie   średniowiecznych 
obrazów mąk potępieńców znanych już Lucii" [36].

Wydaje się, że tak właśnie było. Dzieciom pokazano projekcję takich obrazów, które 

rozumiały, które istniały już w ich fantazji i których oczekiwały. Skąd o tym wiedziano? 
Gansbergowie tak pisali o Lydii Stealneaker: „Wtedy została zabrana na pokład jakiegoś 
pojazdu kosmicznego przez podobne istoty, które umieściły jej na głowie klamrę i »z 
mojej głowy została zabrana wiedza – wiedziały o mnie wszystko«" [25]. Fakt czasowej 
utraty pamięci podczas trzeciego objawienia anielskiego (możliwe, że było tak i podczas 
objawień wcześniejszych) pozwala przypuszczać, że to samo przytrafiło się dzieciom z 
Fatimy. Poznano ich wyobrażenia i skopiowano je w formie obiektywnej projekcji. Taka 
hipoteza zadowalająco wyjaśnia problem poruszony przez Dhanisa.

Poszczególne objawienia kończą się na opuszczeniu przez obłok miejsca nad dębem 

i   zniknięciu   (dysponujemy   relacją   z   piątego   objawienia,   mówiącym   o   „samolocie   ze 
światła", który też oddalił się na północny wschód). Istnieją też dwie przytoczone przez 
Johna de Marchi interesujące wypowiedzi dzieci, które donoszą o szczególe godnym 
uwagi.   Jak   wspomina   jej   matka,   Jacinta   tak   mówiła   o   pierwszym   objawieniu:   „Gdy 
wracała do nieba, zdawało się, że drzwi zamykają się tak szybko, że pomyślałam, że 
przytną jej nogi" [37]. A według Marii da Capelinha, która też była świadkiem zdarzenia, 
Lucia   powiedziała   jakoby   podczas   drugiego   objawienia:   „Teraz   już   nic   nie   widzimy. 
Wróciła do nieba. Drzwi są zamknięte" [37].

Ta marginalna uwaga o zamykających się drzwiach zawiera możliwość widzenia przez 

dzieci   obiektu   emitującego   projekcję.  Ale   poza   tym   nie   zwracają   na   niego   żadnej 
szczególnej uwagi i zaliczają go po prostu do „nieba". Mimo wszystko jest to interesująca 
informacja,   która   dodatkowo   świadczy   na   korzyść   naszej   tezy   o   materialnym 
pochodzeniu źródła projekcji.

Kończąc,   chcemy   jeszcze   raz   przytoczyć   za   Barthasem   słowa   świadka   Ferreiry 

Borgesa, który w prosty i zarazem trafny sposób przekazał swoje wrażenia: „Wypełniony 
nabożną radością byłem pewny, że uczestniczyłem w wielkim cudzie i że pomiędzy 
dziećmi a istotą z innego świata wydarzyło się coś tajemniczego..." [4].

Choroba

61

background image

Cud słońca zakończył serię objawień. Ale istnieją wskazówki świadczące, że „Królowa 

Różańcowa" ukazywała się dzieciom i później. Podczas choroby Francisca i Jacinty, do 
której jeszcze wrócimy, zdarzało się to z pewnością wielokrotnie. Barthas cytuje rozmowę 
Jacinty z Lucią na wiosnę 1918 roku: „Najświętsza Panienka znowu mnie odwiedziła. 
Chce, abym poszła jeszcze do dwóch szpitali, ale nie po to, aby wyzdrowieć, ale żeby 
jeszcze więcej cierpieć..." [4]. Takie „odwiedziny" powtarzały się wielokrotnie aż do jej 
śmierci 20 lutego 1919 roku. Sama Lucia mówi także o powtarzających się, późniejszych 
spotkaniach z „Marią".

Interesujące, że podobne przypadki znamy ze współczesnej literatury poświęconej 

UFO. Jako przykład wykorzystamy tu ponownie przypadek Betty Andreasson. W wiele lat 
po porwaniu obudziło ją ze snu jakieś brzęczenie. Scott D. Rogo: „Gdy odwróciła się w 
stronę   dźwięków,   zobaczyła   »istotę   ze   światła«,   która   miała   półtora   metra   wzrostu, 
normalne proporcje, ale robiła wrażenie niematerialnej. W całości składała się ze światła. 
Zniknęła nad schodami, gdy zauważyła, że pani Andreasson ją zobaczyła" [17]. Również 
Mona Stafford, o której już wcześniej pisaliśmy, widziała w wiele miesięcy po swoim 
porwaniu jakąś istotę zanurzoną w promieniującym świetle, wyglądającą jak z czasów 
biblijnych   i   wypowiadającą   do   niej   niezrozumiałe   zdanie:   „Buree,   duch   jest   jeszcze 
głodny" [25].

W ten sposób doszliśmy prawie do końca fatimskiej historii. Ale musimy się trochę 

zająć jeszcze jednym aspektem – rychłą chorobą i śmiercią Jacinty i Francisco.

Już podczas drugiego objawienia „piękna pani" odparła na pytanie Lucii: „Jacintę i 

Francisco wkrótce zabiorę do siebie. Ty musisz dłużej pozostać tu na dole" [3].

Z tego „proroctwa" bez wątpienia wynika, że postać wiedziała o bliskiej śmierci dzieci. 

Dotychczas ich chorobę uważano za hiszpankę, która szalała wówczas w Europie, a 
więc i w Fatimie, nawet wśród członków obu rodzin. Na nią umarli Jacinta i Francisco. 
Chłopiec   2   kwietnia   1918   roku,   jego   siostra   20   lutego   1919   roku.   Dziewczynka 
przebywała   w   wielu   szpitalach,   nie   uzyskano   jednak   poprawy   jej   stanu   zdrowia. 
Odwrotnie: „Stan chorej się pogarszał... Jacinta wróciła do Aljustrel z przetoką wlewym 
płucu..." [4]. Jacintę w końcu operowano, ale nie przyniosło to poprawy. Zmarła prawie 
dwa lata po pierwszym objawieniu maryjnym.

Gdybyśmy   założyli,   że   świetlista   postać   z   Fatimy   byka   istotnie   Matką   Boską,   to 

pozostanie jednak niezrozumiałe, dlaczego dzieci wybrane do tej ważnej misji zostały 
potraktowane przez Boga w tak okrutny sposób i dlaczego ich śmierć była zaplanowana 
od samego początku. Przyjmując wszakże naszą hipotezę, że wszystkie te wydarzenia 
odbyły się bez boskiego udziału, brało w nim natomiast udział UFO, to śmierć dzieci (z 
pewnością planowaną) można przynajmniej próbować wyjaśnić, choć nie udowodnić.

O. Raymondo donosi o UFO, które pojawiło się w 1954 lub 1955 roku na brazylijskim 

wybrzeżu   Recreio   dos   Bandierantes   w   pobliżu   Baara   da   Tijuca.   Pewne   brazylijskie 
małżeństwo wybrało się na wycieczkę na plażę, gdy nagle jakiś duży cień padł na ich 
samochód   i   towarzyszył   im   przez   długi   czas.   Gdy   mężczyzna   zatrzymał   w   końcu 
samochód i spojrzał w górę, ujrzał wielki, metalowy talerz, wiszący bez ruchu nad autem. 

62

background image

Mężczyzna nie potrafił powiedzieć nic sensownego, zawrócił i popędził z powrotem do 
domu. Po kilku dniach zmarł na zupełnie nie znaną, szybko przebiegającą chorobę [38].

Znane jest wiele przypadków, gdy promienie wysyłane przez UFO lub otaczające je 

pole   promieniowania   czy   pole   siłowe   powodowały   oparzenia,   zranienia,   wystąpienie 
objawów nieznanych chorób, a niekiedy śmierć świadków. A jak było w Fatimie?

Choroba   dzieci   jest   nazywana   przez   autorów   hiszpanką.   Jej   epidemia   szalała   w 

Europie w latach 1918-1920. Zachorowało na nią blisko 500 milionów, z których 22 
miliony zmarło... Jest to odmiana grypy wywoływanej przez wirusy kropelkowej infekcji 
dróg oddechowych. Niszczy ona nabłonek górnych dróg oddechowych pomiędzy nosem 
a   oskrzelami   oraz   obniża   odporność   organizmu.   Pierwszymi   objawami   choroby   są 
gorączka, dreszcze, ból gardła, bóle kończyn, mięśni i brzucha, wymioty i biegunka. 
Następnie   występuje   zapalenie   oskrzelików   i   nosowych   zatok   bocznych,   zakłócenia 
krążenia i zaburzenia układu nerwowego. Trzeba tu przypomnieć, że podczas sześciu 
objawień dzieci znajdowały się bezpośrednio w polu siłowym ciała emitującego projekcję. 
Nie wiemy, jak takie pole oddziałuje na człowieka, ale może podobnie do promieniowania 
radioaktywnego. I rzeczywiście przebieg choroby (szczególnie u Jacinty, u której pojawia 
się jeszcze „fistuła" czy „guz") jest podobny w pewien sposób do przebiegu choroby 
popromiennej, w której także wystękują wymioty, bóle głowy, biegunka, uszkodzenia 
skóry, guzy itd. Ówcześni lekarze nie byli w stanie postawić właściwej diagnozy po prostu 
z powodu nieznajomości radioaktywnego promieniowania.

A Lucia? Też stała w polu siłowym. Ale przypomnijmy sobie o „szczególnej roli", jaką 

miała odegrać Lucia, najstarsza z trójki. Tylko ona potrafiła rozmawiać z ze zjawą, bo 
„anioł" podał jej do zjedzenia coś innego. Jako jedyna przeżyła. Być może wpłynął na to 
podany narkotyk. Byłoby to drugie potwierdzenie istnienia różnicy między narkotykami, 
jakie otrzymała Lucia, a jakie otrzymali Jacinta i Francisco.

Chciałbym zwrócić uwagę, że jest to tylko przypuszczenie, założenie. Ale doskonale 

pasuje do całości obrazu, który stworzyliśmy. A możliwości takiej na pewno nie możemy 
całkowicie wykluczyć. Pasuje ona zarówno do hipotezy o różnicy między narkotykami, 
jak i do przepowiedni. Dzięki temu wyraźnie widać, że śmierć dwójki dzieci była od 
początku zaplanowana i konsekwentnie przeprowadzona. Prawdopodobnie ta dwójka 
miała być świadkiem tylko na samym początku, świadkiem samych objawień w celu 
uwiarygodnienia   relacji   Lucii.   Dzieciom   pozwolono   umrzeć,   aby   zapobiec   powstaniu 
późniejszych   sprzeczności   i   nieprzyjemnych   wypowiedzi.   Po   prostu   nie   podano   im 
środka, który otrzymała najstarsza z trójki i który pozwolił jej przeżyć. Trudno uwierzyć, 
że stał za tym Bóg.

Ale   dziś   możemy   zrekonstruować   przypuszczalny   przebieg   wydarzeń   w   Fatimie. 

Celowo wyrażam się tu niezwykle ostrożnie, bo nawet teraz nasza hipoteza nie wyjaśnia 
w sposób ścisły wszystkich zdarzeń. Moim jednak zdaniem posiadane dane wystarczą, 
aby przynajmniej na tyle uprawdopodobnić poniższe punkty, że dalsze badania w tym 
kierunku wydają się wskazane. Zgodnie z nimi „operacja Fatima" miała następujący 
przebieg:

63

background image

– dzieci są obserwowane i wybrane (rzeczywiście istnieje sprawozdanie Lucii, zgodnie 

z którym już w 1915 roku miała „upiorne objawienia");

– w 1916 roku dzieci trzy razy otrzymały instrukcje za pośrednictwem emitowanej 

świetlistej postaci anioła. Podczas tych spotkań są badane. Analizowana jest ich wiedza, 
ich wyobrażenia i fantazja. Podczas ostatniego spotkania zostają tak „przekształcone" (w 
szczególności psychicznie,  ale  być może  również fizycznie)  za pomocą  specjalnego 
środka, wykazującego wiele cech narkotyku, że właściwy „program objawień" może się 
rozpocząć;

–   aż   do   chwili   rozpoczęcia   się   objawień   są   zmuszane   za   pośrednictwem 

przekazanych  w  hipnozie  sugestywnych   rozkazów  utrzymywać  nieprzerwany   kontakt 
duchowy   z   minionymi   i   nadchodzącymi   wydarzeniami.   Wymaga   się   od   nich 
ustawicznego posłuszeństwa wobec raz przekazanych instrukcji;

–   13   maja   1917   roku   rozpoczyna   się   seria   objawień.   Za   pomocą   „projekcji 

obiektywnej"   przekazywane   są   dzieciom   „orędzia"   i   dalsze   instrukcje.   Zjawiska 
drugorzędne są widziane przez innych świadków;

– w celu nadania wiarygodności otrzymanym przez dzieci „orędziom" 13 października 

1917 roku ma miejsce „cud", w jego trakcie zdawało się, że jakiś obiekt, który dziś 
zaliczylibyśmy   do   UFO,   spada   z   kierunku   słońca   manewrując,   czym   zdumiał   lub 
„nawrócił" zebranych;

– w ciągu niecałych dwóch lat dwójka mniej ważnych świadków umiera na chorobę, 

związaną z kontaktem z otaczającym je polem siłowym, obiektami i narkotykami. Przy 
życiu pozostaje wyłącznie Lucia, która opowiada o przekazanym jej „orędziu".

 
Przebieg   wydarzeń   zgodny   z   powyższymi   punktami   i   tak   zinterpretowany   należy, 

moim zdaniem, rozszerzyć o jeszcze jedną kwestię. Dlaczego to wszystko się stało? Jaki 
sens   spektakl   ten   miał   dla   załogi   UFO?   Czy   nie   można   było   przeprowadzić   tego 
wszystkiego bardziej skutecznie w innym miejscu, na przykład nad stolicą któregoś z 
ważnych krajów? Nie możemy udzielić zadowalającej odpowiedzi na te pytania. Ale nie 
zajęliśmy się jeszcze bliżej innym istotnym aspektem zdarzeń w Fatimie: tak zwanymi 
trzema orędziami czy trzema tajemnicami fatimskimi. Może z ich pomocą znajdziemy 
rozwiązanie.

4. Orędzie

Gdy kiedyś, najpierw powali, pocznie się nam objawiać hierarchia Universum, 
będziemy musieli stanąć twarzą w twarz ze zniechęcającym faktem: jeżeli istnieją 
jacyś bogowie, dla których najważniejszą sprawą jest człowiek, to nie mogą to być 
bardzo znaczący bogowie.

Arthur Clarke

 

Dwie pierwsze tajemnice

64

background image

Podczas serii objawień kobieca postać przekazała wiele instrukcji i nakazów, które 

obecnie   są   znane   jako   „maryjne   orędzie   fatimskie".   W   przeważającej   części   są   to 
przesłania o treści religijnej, tzn. prośby o pokutę i modlitwę, jak na przykład: „Ofiarujcie 
się za grzeszników i powtarzajcie często, szczególnie gdy złożycie ofiarę: Panie Jezu, to 
z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zniewagi popełniane przeciwko 
Niepokalanemu Sercu Marii".

Szczególnie interesująca jest część orędzia określana jako dwie pierwsze tajemnice 

fatimskie. Według autorów prac o Fatimie w proroczy sposób zapowiada ona drugą 
wojnę   światową.   Oto   jej   treść:   „Widziałyście   piekło,   dokąd   idą   dusze   biednych 
grzeszników.  Aby   je   ratować,   Zbawiciel   świata   pragnie   ustanowić   nabożeństwo   do 
mojego Niepokalanego Serca. Jeśli zostanie spełnione, co wam powiem, zbawi się wiele 
dusz i zapanuje pokój. Wojna się skończy (pierwsza wojna światowa – przyp. J.F.], ale 
jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się inna, jeszcze 
gorsza wojna.

Gdy pewnej nocy ujrzycie dziwne, nieznane światło, wiedzcie, że będzie to wielki 

znak, który daje wam Bóg, iż ukarze świat za zbrodnie: wojną, głodem, prześladowaniem 
Kościoła i Ojca Świętego.

Aby temu zapobiec, przyjdę prosić o poświęcenie świata mojemu Niepokalanemu 

Sercu oraz o komunię świętą zadośćczyniącą w pierwsze soboty miesiąca. Jeśli moje 
żądania zostaną przyjęte, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli jednak tak się nie 
stanie,  jej   błędy  rozprzestrzenią  się  na   świat  cały.   Wybuchną   wojny.   Wielu  dobrych 
będzie prześladowanych, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie 
zniszczonych... ale w końcu moje Niepokalane Serce zatryumfuje".

Według   Barthasa   w   miejscu,   gdzie   postawiono   wielokropek,   miała   znajdować   się 

trzecia,   wciąż   utajniona   część   orędzia   fatimskiego.   Zajmijmy   się   jednak   najpierw 
oficjalnie uznanym fragmentem. Jak wiadomo, został on spisany przez Lucię w 1942 
roku i rok później opublikowany przez Kościół. Zawiera dwa proroctwa odnoszące się do 
przyszłości, przy czym jedno z nich przedstawia pewien charakterystyczny warunek typu 
jeśli – to („...jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się 
inna, jeszcze gorsza wojna").

Opublikowanie tego tekstu stanowiło w swoim czasie niemałą sensacj. Wydawało się, 

że   jest   on   dalszym   potwierdzeniem   nadprzyrodzonego   pochodzenia   wydarzeń 
fatimskich.   W   istocie   jednak   orędzia   tego   nie   można   uznać   za   proroctwo   z   bardzo 
prostego powodu. Udostępniono je opinii publicznej dopiero po opisywanych przez nie 
zdarzeniach.   Aby   przepowiednia   była   prawdziwa,   musi   wyprzedzać   przepowiadane 
zdarzenie.   Później   jest   możliwe   każde   (!)   „proroctwo".   Takie   „przepowiednie" 
opublikowane po fakcie mogą w pewien sposób oddziaływać na ludzi łatwowiernych albo 
prostodusznych, nie mają jednak żadnego historycznego znaczenia.

Załóżmy jednak, że jest to rzeczywiście posłanie boskie. Ale wtedy nie da się wyjaśnić 

następującego zdania: „Jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI 
rozpocznie się inna, jeszcze gorsza wojna". W ten sposób pokazane są dwie możliwości 

65

background image

przyszłego rozwoju. Albo dojdzie do nawrócenia i nie wybuchnie nowa wojna, albo tak 
się nie stanie i do wojny dojdzie. Innymi słowy, rzekomo boska zjawa najwyraźniej nic nie 
wiedziała o prawdziwym przebiegu przyszłych wydarzeń. Zdanie to przedstawia jedną z 
możliwości,  nic   więcej.   Gdyby   posłannictwo   pochodziło   rzeczywiście   od 
wszystkowiedzącego Boga, znającego przyszłość w każdym szczególe, to wyglądałoby 
bez wątpienia zupełnie inaczej i byłoby znacznie konkretniejsze.

Do tego opiera się ono na całkowitym niedocenianiu historycznych przyczyn, które 

doprowadziły do wybuchu drugiej wojny światowej. Nie wybuchła ona bowiem wcale z 
powodu nawrócenia czy nienawrócenia się komunistyczno-ateistycznej Rosji. Także po 
tym „sądzie" nie zmieniły się stosunki panujące w ZSRR. Przeciwnie – dzięki drugiej 
wojnie światowej Związkowi Radzieckiemu udało się znacznie rozszerzyć swą władzę na 
zachód!

Ale jest coś jeszcze lepszego. W proroctwie jednoznacznie powiedziano, że podczas 

pontyfikatu Piusa XI wybuchnie kolejna wojna. Ale Pius XI zmarł 10 lutego 1939 roku, a 2 
marca   wybrano   na   papieża   kardynała   Eugenio   Pacellego,   byłego   nuncjusza 
apostolskiego w Niemczech. Nazwał się on Piusem XII. Dopiero 1 września 1939, czyli 
pół   roku   później,   wkroczenie   Niemiec   do   Polski   rozpoczęło   drugą   wojnę   światową. 
Można sobie to tłumaczyć na wszystkie możliwe sposoby, ale proroctwo pięknej Pani jest 
obiektywnie   fałszywe!   „Inna,   jeszcze   gorsza   wojna"   rozpoczęła   się   nie   podczas 
pontyfikatu Piusa XI, lecz Piusa XII, jego następcy. Boskie proroctwo, boska znajomość 
przyszłości? Raczej nie.

Nie zamierzamy tu jednak w żadnym razie pomawiać Lucii o świadome mówienie 

nieprawdy   i   wprowadzenie   w   błąd   światowej   opinii   ppublicznej.   W   1928   roku   Lucia 
wstąpiła do Kolegium Sióstr św. Doroty, a w 1948 roku przeszła do zakonu karmelitanek 
bosych. Od samego początku strona kościelna nakazała jej zachowanie na zewnątrz 
całkowitego   milczenia   o   zdarzeniach   i   orędziu.   Barthas:   „Lucia   przyrzekła   milczeć. 
Dochowała obietnicy tak dobrze, że nigdy nie powiedziała ani jednego słowa o swoich 
wizjach ani o pielgrzymkach do Fatimy. Nawet, gdy mówiono o tym w jej obecności". 
Dopiero   w   1942   roku   pisemnie   przekazała   orędzie   i   potem   wstąpiła   do   klasztoru 
karmelitanek bosych, gdzie do tej pory żyje w ścisłym odosobnieniu. Nastąpiło to „za 
zgodą stolicy apostolskiej, by zapobiec zakłócaniu jej spokoju przez ciekawskich" [4].

Pytanie, jakie automatycznie się nasuwa w tym miejscu, brzmi: dlaczego? Czego się 

obawiano?   Czy   w   interesie   światowej   opinii   publicznej   i   Kościoła   nie   leży   zdobycie 
wszystkich danych i informacji o objawieniach fatimskich? Co chce się ukryć, czemu 
zapobiec? A może  ostatni  żyjący  świadek z  Fatimy powiedziałby o  sprawach,  które 
mogłyby się komuś w Watykanie nie spodobać? Może okazałoby się, że trzy posłania z 
Fatimy nie są wcale posłaniami z Fatimy?

„Trzecie orędzie fatimskie"

Barthas tak pisał o trzeciej części posłania: „Kiedy zostanie wyjawiona trzecia część 

tajemnicy«? Na to pytanie zgodnie odpowiedzieli mi w 1946 roku Lucia i biskup Leirii: »W 
roku 1960«" [4].

66

background image

Zapieczętowane orędzie przekazano swego czasu papieżowi Piusowi XII, który, nie 

otwierając go, skierował je dalej do Świętego Oficjum, gdzie miało być przechowywane 
do 1960 roku, „bo tak chce Przenajświętsza Panienka" [3]. W 1959 roku, czyli na rok 
przed decydującą datą, czasopismo „Posłaniec Fatimski" ponownie zacytowało słowa 
Lucii: „Nie mogę wdawać się w dalsze szczegóły, gdyż są one jeszcze tajemnicą, która 
zgodnie z wolą Przenajświętszej Panienki może być wyjawiona tylko Ojcu Świętemu i 
biskupowi Fatimy. Obaj nie chcą jej poznać, aby nie wywierała na nich żadnego wpływu. 
Jest to trzecia część orędzia Matki Boskiej, która ma pozostać tajemnicą aż do roku 
1960..." A w innym miejscu: „Wtedy lepiej się to zrozumie, ale gdy zwierzchność tego 
chce, można przeczytać to już teraz".

W 1960 roku, w którym zgodnie z wolą postaci kobiecej z Fatimy trzecie orędzie miało 

być przekazane opinii publicznej, w Watykanie rządził Jan XXIII. Freire, nawiązując do 
listu   kardynała   Capovilli   z   12.6.1977   roku,   opowiada,   że   tekst   został   otwarty   i 
przeczytany przez papieża i jego zaufanego: „W rzeczywistości list został przeczytany 
kilka   dni   później.   Ponieważ   czytanie   było   utrudnione   ze   względu   na   dialektowe 
wyrażenia,   wezwano   do   pomocy   portugalskiego   tłumacza   przy   Sekretariacie   Stanu, 
monsignore   Paula   José   Tavaresa.   Następnie   z   jego   treścią   zapoznali   się   najwyżsi 
dostojnicy Świętego Oficjum i Sekretariatu Stanu, a także kilka innych osób" [39].

Według Valeego zaś były to dramatyczne chwile: „Pewnemu człowiekowi, do którego 

mam   zaufanie,   zdał   relację   jeden   z   sekretarzy   papieża.   W   1960   roku   poprosił   on 
niektórych   wyższych   dostojników   kościelnych,   aby   wzięli   udział   w   otwarciu   tajnego 
fragmentu orędzia fatimskiego. Ponieważ odbywało się to uroczyście za zamkniętymi 
drzwiami, sekretarz zobaczył kardynałów dopiero, gdy opuszczali papieskie biuro" [39]. 
Wyglądali   na   bardzo   przerażonych,   jak   ktoś,   „kto   dopiero   co   zobaczył   ducha"   [39]. 
Według innych sprawozdań papież zbladł czytając tekst i tylko powiedział: „Nie możemy 
ujawnić tajemnicy. Wywołałaby panikę".

Dokument znowu znalazł się pod zamknięciem i do dzisiaj nikt z następców Jana XXIII 

(Paweł   VI,   Jan   Paweł   I   ani   Jan   Paweł   II)   nie   zmienił   tej   decyzji,   mimo   wyraźnego 
życzenia „świętej Panienki".

Ma się rozumieć, katolickie, wierzące społeczeństwo nie całkiem pogodziło się z takim 

postępowaniem. Gdy minął rok 1960 i nic nie nastąpiło, coraz głośniejsze stały się głosy 
domagające   się   wyjawienia   tajemnicy.   I   wtedy   wydarzyło   się   coś   dziwnego.   15 
października 1963 roku Louis Emrich, naczelny redaktor katolickiego czasopisma „Neues 
Europa",   opublikował   tak   zwaną   dyplomatyczną   wersję   trzeciej   tajemnicy.   Niedługo 
przedtem skontaktował się z nim pewien, nie wymieniany z nazwiska „ojciec z Watykanu" 
(rzekomo bez zlecenia Watykanu) i w trakcie wielogodzinnej rozmowy w cztery oczy 
wyjawił   jej   treść.   Tekst   ten   do   dziś   ani   nie   został   oficjalnie   potwierdzony,   ani 
zdementowany. Powszechnie akceptuje się go jako skróconą wersję trzeciego posłania.

W rzeczy samej cała sprawa jest naprawdę dziwna. Oto w kulminacyjnym momencie 

dyskusji, gdy domagano się ujawnienia orędzia fatimskiego, nie wymieniony z nazwiska 
„ojciec z Watykanu" kontaktuje się z wydawcą niemieckiego czasopisma i oddaje do 
publikacji tekst, który – co najdziwniejsze – dokładnie odpowiada oczekiwaniom, jakie z 

67

background image

nim wiązano. Wszystko to sprawia wrażenie potajemnie zainscenizowanej i lansowanej 
przez Watykan „akcji uspokajającej", która całkowicie osiąga swój cel po początkowych i 
coraz rzadziej powracających falach oburzenia i gniewu. Przedstawiono wersję możliwą 
do akceptacji, a zainteresowanie całą sprawą zanikło.

Tekst, opublikowany przez Emricha, został przedstawiony we wstępie do niniejszej 

książki. Dla lepszego zrozumienia całości obrazu należy go w tym miejscu jeszcze raz 
przytoczyć. Po krótkim wprowadzeniu napisano tam: „Na całą ludzkość przyjdzie wielka 
kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej połowie dwudziestego wieku.. Nigdzie nie 
ma porządku. Nawet na najwyższych szczeblach władzy panuje szatan i decyduje o 
wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać 
umysły wielkich naukowców, którzy wynajdą broń, zdolną w kilka minut zniszczyć połowę 
ludzkości! Opanuje przywódców narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli 
ludzkość temu się nie sprzeciwi, nie będę mogła powstrzymać ręki sprawiedliwości mego 
Syna, Jezusa Chrystusa. Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż 
ukarał ich kiedyś potopem. Ale także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby. 
Kościół pogrąży się w mroku, a świat wielce się przerazi, wielka wojna rozpęta się w 
drugiej połowie dwudziestego wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z 
oceanów wyparuje, piana z sykiem uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. 
Miliony, wiele milionów ludzi zginie z godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą 
zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i 
zagłada we wszystkich krajach. Spójrzcie, ten czas jest coraz bliżej, nieszczęście staje 
się coraz większe, nie ma żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z 
małymi, książęta Kościoła z wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami, wszędzie 
zapanuje   śmierć,  przez  błądzących ludzi  wychwalana   jako  triumf  i  przez  pachołków 
szatana, który będzie jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje 
żaden król i cesarz, żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga 
Ojca,  by  ukarać  tych,  którzy muszą   zostać  ukarani. Ale  później  ci,  którzy  wszystko 
przetrwają i pozostaną przy życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć 
Bogu jak kiedyś, gdy świat nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych 
następców   mego   Syna,   Jezusa   Chrystusa,   wszystkich   prawdziwych   chrześcijan   i 
apostołów ostatniego czasu! Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to 
nawrócenie nie nadejdzie z góry od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz 
biada, biada, jeśli to nawrócenie nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się 
wtedy jeszcze o wiele gorzej! Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku 
służąc ci pomocą".

Tak jak powiedzieliśmy, na taką właśnie treść trzeciej tajemnicy fatimskiej czekano: 

proroctwo 0 odległej przyszłości, powiązane z zachęceniem do pokuty i nawrócenia, a 
może nawet zapowiedź trzeciej wojny światowej. Ale poznana przez nas jej treść nie 
pozwala domyślać się, dlaczego trzymano ją w tajemnicy (zakładając nawet, że jest 
niepełna). Proroctwa o końcu świata pojawiają się już od czasów biblijnych. Objawienie 
św. Jana ma wiele wspólnego z cytowanymi zdaniami. Od stuleci rozmaici wizjonerzy 
przedstawiają nam o wiele straszniejsze obrazy przyszłości. W każdym razie tekst ten 

68

background image

ani   nie   wywoła   zblednięcia  papieża   i   kardynałów,   ani   nie   jest   wart  trzymania  go   w 
zamknięciu przez dziesięciolecia.

I rzeczywiście, fragment rzekomej trzeciej tajemnicy fatimskiej, opublikowany przez 

Emricha daje nam pewną wskazówkę, że nie jest to instrukcja, otrzymana przez dzieci. 
W rzeczywistości tekst zaczyna się słowami: „Lecz chcesz ode mnie znaku, by każdy 
akceptował słowa, które za twoim pośrednictwem oznajmiam ludzkości. Widziałaś cud 
słońca,   a   wraz   z   tobą   wierzący   i   niewierzący,   chłopi,   mieszkańcy   miast,   mędrcy, 
dziennikarze, księża, ludzie świeccy, każdy go widział i teraz głosi w moim imieniu. Nie 
bój się, moja  mała,  gdyż  jestem Matką Boską,  która  mówi  do  ciebie. Proszę  cię o 
objawienie tego orędzia całemu światu".

Dwa   szczegóły   czynią   ten   tekst   niewiarygodnym,   przynajmniej   jako   „trzecią 

tajemnicę": odwołanie się do „cudu słońca" i samookreślenie się postaci kobiecej jako 
Matki Boskiej. Miały one przecież miejsce dopiero podczas ostatniego objawienia w 
październiku, trzy tajemnice przekazano natomiast podczas trzeciego objawienia w lipcu! 
Jeżeli tekst ten był autentyczną wiadomością przekazaną dzieciom, byłby posłaniem 
dodatkowym, późniejszym. Trzecia tajemnica fatimska ma z nim niewiele wspólnego!

Rzeczywiście, istnieją przesłanki, że taka opinia nie jest wcale niesłuszna. Kardynał 

Ottaviani,   jeden   z   niewielu  ludzi   Watykanu,   którzy   poznali   prawdziwą   treść   orędzia, 
podkreślił na konferencji prasowej w 1967 roku: „Mogę tylko stwierdzić, że wszystko to, 
co mówi się o tajemnicy fatimskiej, jest pozbawione wszelkich podstaw". 30 września 
1984   roku   niemiecki   tygodnik   katolicki   „Bildpost"   opublikował   wywiad   z   ówczesnym 
biskupem diecezji Leiria, Alberto Cosme do Amaralem, który tak wypowiedział się na 
konferencji prasowej w Wiedniu: „Trzecia tajemnica fatimska nie ma nic wspólnego ani z 
bombami atomowymi i głowicami bojowymi, ani z rakietami Pershing i SS-20, ani z 
zagładą świata. Jej treść dotyczy raczej naszej wiary" [40]. Wszystkie próby interpretacji 
trzeciej tajemnicy jako „orędzia nieszczęścia" i przepowiedni „atomowego holocaustu" 
tylko   „odwracają   uwagę   od   prawdziwego   znaczenia   objawień   maryjnych   z   Fatimy". 
Według słów biskupa do Amarala istnieją „jednakże ważne przyczyny", które dotychczas 
skłaniały papieży, by go nie ogłaszać. „Pismo pasterki Lucii znajduje się w Watykanie od 
1957 roku. Tylko papież i kilka zaufanych osób zna jego treść".

Jeśli więc w trzeciej tajemnicy fatimskiej nie chodzi o nadchodzącą wojnę światową, 

jeżeli nie ma tam  nic o  zagładzie całych ludów i narodów oraz  nic o  nieszczęściach, 
spodziewanych w ciągu następnych czterdziestu lat, to co zawiera ten tekst? Jak brzmi 
prawdziwe orędzie fatimskie?

Gdy pójdziemy tropem naszej hipotezy, że objawienia były zdarzeniem związanym z 

UFO,   to   odpowiedź   nieomal   sama   się   narzuca.  Trzecie   orędzie,   „trzecia   tajemnica" 
zawiera informacje o faktycznym przebiegu wydarzeń, o ich rzeczywistych kulisach, o 
„operacji Fatima", a może nawet znacznie więcej. Dopiero wtedy można sobie wyobrazić, 
że papież i kardynałowie bledną po przeczytaniu tego tekstu, wtedy możemy zrozumieć, 
dlaczego   dostojnicy   kościelni   odmawiali   jego   opublikowania,  wtedy  wszystkie 
dotychczasowe   publikacje   stracą   podstawy,   wtedy   treść   ta   będzie   dotyczyła   istotnie 

69

background image

„naszej wiary".  Wtedy  i tylko wtedy staną się zrozumiałe wszystkie te mylące akcje, 
żenujące wymówki oraz izolowanie Lucii od światowej opinii publicznej.

to jest właśnie wielka tajemnica fatimska, którą wciąż się przed nami ukrywa. Zjawa 

powiedziała, że trzecie orędzie należy opublikować w 1960 roku, bo zakładano, że wtedy 
ludzkość będzie już dojrzała do zrozumienia tekstu.

Ale ci, którzy posłanie przechowują i w końcu mieli je nam udostępnić, nie spełnili tego 

życzenia. W 32 lata po wyznaczonym terminie nie robi się nic, by wyjawić tajemnicę. Czy 
papież i Kościół mogliby sobie pozwolić na takie postępowanie, na taki jednoznaczny 
sprzeciw wobec woli Boga, gdyby w Fatimie rzeczywiście objawiła się Maria, matka 
Jezusa?   Z   pewnością   nie.   Sama   ta   właśnie   paradoksalna   okoliczność   pokazuje, 
wyraźniej niż każdy oficjalny dokument czy jakiekolwiek wyjaśnienie, że w Watykanie 
doskonale wiedzą, o co naprawdę chodzi.

5. Konsekwencje

Nasza niewiedza i nasze uprzedzenia nie powinny nam przeszkadzać w 
przekraczaniu myślą granic naszego świata, naszej historii, a nawet naszej wiary 
chrześcijańskiej...

Paul Tillich

 
Dzięki naszym badaniom i porównaniom znacznie uprawdopodobniły się następujące 

punkty:

– objawienia w Fatimie nie były „ingerencją boską" w dzieje ludzkości;
– prawie wszystko wskazuje na to, że w rzeczywistości był to jeden z wariantów 

zjawiska zwanego UFO;

– dalsze utrzymywanie w tajemnicy „trzeciego posłania" pozwala przypuszczać, że 

prawdziwe kulisy tego zdarzenia znane są najwyższym watykańskim dostojnikom.

Oficjalnie istnieją dwa powody, dla których trzeciego posłania nie opublikowano do 

dziś.   Gdyby   było   to   proroctwo   zapowiadające   wojnę,   to   jego   ogłoszenie   mogłoby 
wywołać panikę. Podczas swojej pielgrzymki do Niemiec papież Jan Paweł II powiedział 
w Fuldzie: „Z powodu trudnej treści moi poprzednicy na Stolicy Piotrowej przedstawili 
wersję dyplomatyczną [tym samym jednoznacznie potwierdzono, że znany nam tekst 
rzeczywiście pochodzi z Watykanu – przyp. J.F.]. Poza tym każdemu chrześcijaninowi 
powinno przecież wystarczyć, gdy wie o tym, że jeśli można przeczytać, że oceany 
zaleją całe kontynenty, że ludzie umrą z minuty na minutę, i będą to miliony, to wtedy 
rzeczywiście   nie   należy   już   pragnąć   ogłoszenia   tej   tajemnicy.   Wielu   chce   się   jej 
dowiedzieć z ciekawości czy chęci sensacji, ale zapominają, że wiedza oznacza też 
odpowiedzialność. Módlcie się, módlcie i już nie pytajcie. Zawierzcie Matce Boskiej".

A więc rzekomo jesteśmy jeszcze niegotowi i nie dość odpowiedzialni, aby ogarnąć 

„trudną   treść"   orędzia.   Gdyby   jednak   nie   chodziło   o   przyszłą   wojnę   światową,   jak 

70

background image

powiedział papież, ale „tylko" o sprawy wiary, jak niedwuznacznie stwierdzili kardynał 
Ottaviani i biskup do Amaral, to trzymanie go w tajemnicy staje się jeszcze bardziej 
niepojęte.   Można   by   to   zrozumieć   dopiero   wtedy,   gdyby   zagrażało   fundamentalnym 
podstawom wiary lub przynajmiej powodowało powstanie jakichś głębszych rys na tym 
fundamencie. Lecz taka polityka Watykanu nie jest niczym nowym. Ponieważ również 
przywódcy Kościoła  katolickiego należą  bez wyjątku do ludzi,  którzy  strzegą swoich 
pozycji i ani myślą łatwo rezygnować z raz ustalonych struktur (też struktur władzy), to 
oczywiste staje się stopowanie informacji, która prowadziłaby nie tylko do niepokojów, 
lecz również do znacznych zmian. Nowe idee, które mogłyby postawić pod znakiem 
zapytania raz ustanowione i przez wieki sprawdzone pojęcia, przebijały się dotychczas 
bardzo powoli i wbrew wyraźnej woli dostojników kościelnych. Oto kilka przykładów, które 
nam to uzmysłowią.

71

background image

Sprawa Galileusza. 

Siedemnastowieczny włoski matematyk i astronom Galileo 

Galilei podzielał poglądy Kopernika, że to nie Słońce krąży wokół Ziemi, lecz 
Ziemia wokół Słońca. W 1632 roku przedstawił swoje poglądy w dziele 
Dialog o 

dwóch najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym. 

Rzym 

ostrzegał go wielokrotnie przed głoszeniem tych tez. W końcu Galileusz stanął 

przed trybunałem Inkwizycji. Jako wierzący katolik, stosujący się do poleceń 
Kościoła, musiał odwołać swoje poglądy. Gdyby przy nich obstawał, wtrącono by 

go do więzienia jako heretyka. Jego słynne słowa „a jednak się kręci" nie są 
wprawdzie historycznie udowodnione, ale świadczą o niezłomnej woli tego 

człowieka do obrony prawdy. Siłą napędową tego zupełnie zagmatwanego procesu 
był papież Urban VIII, który dla pokazania, kto „tu rządzi", zażądał przykładnej 

kary. Bez wątpienia Urban VIII mógłby po prostu uznać teorię Kopernika za 
heretycką i pozbyć się problemu. Rzymski historyk Giorgio de Santillana pisał o 

tym: „Nie uczynił tego, ale za to pozwolił zrobić z procesu jedyne w swoim 
rodzaju, nieprzekonujące kuriozum w historii. To hałaśliwe prześladowanie 

teologiczne, połączone z dogmatyczną bojaźnią, ta szarpanina i deptanie 
człowieka, który ośmielił się wyrazić swoje naukowe poglądy, wszystko to jeszcze 

bardziej ośmieszyło władze... Cały ten teatr dokładnie pasuje do ówczesnych, 
nadętych, papieskich łuków triumfalnych, wychodzących na kupę gruzu, która 

wcześniej była ulicą. Tak samo pasuje do imponujących bram barokowych na 
Campagna Romana, które zupełnie niespodziewanie przechodzą ze śpiącej, 

otoczonej murami ulicy, w puste pole pełne ostów. Ponadto ma też ów 
przekonujący, rzymski pozór celowości, jej samej wszakże nie da się odnaleźć" 

[41].

Można by sądzić, że w czasach podróży kosmicznych i fantastycznie od tamtych 

czasów rozwijającej się astronomii każdy powinien podzielać poglądy Galileusza. 
A jednak nie! Wprawdzie w 1979 roku papież Jan Paweł II zlecił ponowne 

dochodzenie (zgodnie z nim Galileusz był „człowiekiem wiary", który „wiele 
wycierpiał przez ludzi i urzędy Kościoła"), ale po wieloletnich badaniach 

wyznaczona komisja nie zdobyła się na zmianę ówczesnego wyroku, ponieważ 
Inkwizycja działała w dobrej wierze. W ten sposób także obecnie, w 1992 roku, 

ponad 350 lat po Galileuszu i w ćwierć wieku od początków podróży kosmicznych, 
kopernikański system świata nie został uznany przez Kościół...

 

72

background image

Sprawa Fabriciusa, Galileusza i Scheinera. 

Skonstruowanie lunety astronomicznej 

w XVII wieku umożliwiło odkrycie plam na Słońcu, ich obserwację i uznanie za 
naturalną część centralnej gwiazdy Układu Słonecznego. Trzech ludzi dokonało 

tego niemal jednocześnie: David Fabricius, Galileusz i ojciec Christoph Scheiner. 
Dziś wiemy, że plamy na Słońcu zjawiskiem cyklicznym. Są to względnie 

zimniejsze obszary obszary fotosfery, które mogą osiągać średnicę do 300 000 km 
i powstają w wyniku magnetycznych zakłóceń w jądrze Słońca. Oficjalne 

stanowisko Kościoła w sprawie tego odkrycia wyraził w 1611 roku biskup Busaus 
w piśmie do Scheinera: „Wszystkie pisma Arystotelesa przeczytałem wiele razy od 

początku do końca. I zapewniam cię, że nic takiego, o czym mi donosisz, nie 
znalazłem. Idź, mój synu, i poprzestań na tym. Zapewniam cię, że plamy, które 

widziałeś na Słońcu, to tylko wady twoich szkieł czy oczu".

Według Kościoła Słońce, jako doskonałe dzieło Boga, było „niezwykle 

przejrzystym ciałem" i dlatego wszystkie obserwacje „plam" na nim musiały być 
albo nieprawdziwe, albo błędnie interpretowane. Ma rację Galileusz: „Ponieważ 

Słońce przedstawia się nam po części plamiście i mętnie, dlaczego nie mielibyśmy 
powiedzieć, że jest »plamiste« i »mętne«? Nazwy i przymioty muszą odpowiadać 

istocie spraw, a nie istota nazwom, gdyż pierwsze są sprawy, a dopiero potem 
przychodzą nazwy". Niestety, postulat Galileusza nie jest realizowany do dziś. 

Ciągle próbuje się dostosować świat do własnych wyobrażeń, a nie wyobrażenia 
do świata rzeczywistego (zresztą dotyczy to wszystkich dziedzin). W odniesieniu 

do Fatimy oznacza to, że znane są wszystkie ówczesne zdarzenia i treść trzeciego 
posłania, ale nic się nie robi, aby wytłumaczyć prawdziwy stan rzeczy, aby 

„nazwy" dostosować do „spraw".

 

Sprawa Giordana Bruna. 

Włoski filozof i dominikanin Bruno (1548-1600) na 

podstawie własnych rozważań doszedł do wniosku, że we Wszechświecie istnieje 

nieskończenie wiele światów, w tym także wiele zamieszkanych przez inne rodzaje 
ludzkości. Reprezentował też światopogląd panteistyczny. Tym razem Inkwizycja 

się nie ociągała. W 1600 roku Giordano Bruno został spalony na stosie jako 
heretyk.

 
Te kilka przykładów powinno wystarczyć dla wykazania, że historia jest pełna nieomal 

identycznych przypadków. Nowatorskie badania naukowe udowadniają poglądy inne od 
faworyzowanych przez Kościół, a więc odrzucane (rzekomo z powodu sprzeczności z 
Biblią), a ich reprezentanci są prześladowani i zmuszani do milczenia.

Ale mamy już, Bogu dzięki, rok 1992. Nie ma już Inkwizycji, nikt nie jest sądzony, 

skazywany na wygnanie czy tracony, tylko dlatego że reprezentuje poglądy sprzeczne z 
doktryną Kościoła. Czy są to jednak zmiany zasadnicze?

73

background image

Przykład Fatimy świadczy tym, że jest, niestety, przeciwnie. Świadomie ukrywa się 

informacje, które mogłyby wiele zmienić, buduje się kult wokół zdarzenia, które nie ma 
nic wspólnego ani z Marią, ani z Bogiem – a za pomocą pryncypialnych argumentów 
oszukuje się miliony wierzących chrześcijan.

Hans Küng napisał kiedyś w związku z dyskusją nad nieomylnością (słowa te możemy 

bez wątpienia wykorzystać także w naszym przypadku): „W Kościele, który nie boi się 
prawdy, który może bać się tylko nieprawdy, który rości sobie prawo do bycia »filarem i 
opoką prawdy«, w takim Kościele szczere i żywotne zainteresowanie musi polegać na 
tym, że prawda nie jest »ukrywana«, lecz ciągle na nowo »objawiana«. Stawka jest zbyt 
duża, by można było długo utrzymać milczenie" [42].

Pragnę tu zauważyć, że nie chodzi mi o negowanie chrześcijańskich dogmatów czy o 

głoszenie światopoglądu ateistycznego. Ale właśnie jako chrześcijaninowi ważna wydaje 
mi się świadomość tego, co jest istotne, a co nie. Sam Nowy Testament jednoznacznie 
wskazuje,   że   objawienia   fatimskie  nie   mogą  przedstawiać   boskiego   zdarzenia.   W 
Ewangelii św. Mateusza czytamy: „A Jezus odpowiadając, rzekł im: Baczcie, żeby was 
ktoś nie zwiódł. Albowiem wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Jam jest Chrystus, i 
wielu zwiodą. Potem usłyszycie o wojnach i wieści wojenne. Baczcie, abyście się nie 
trwożyli, bo musi się to stać, ale to jeszcze nie koniec" (Mat. 24, 4-6). A w innym miejscu 
jeszcze wyraźniej: „Gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus albo tam, nie 
wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie 
znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych. Oto przepowiedziałem wam. Gdyby 
więc wam powiedzieli: Oto jest na pustyni – nie wychodźcie; oto jest w kryjówce – nie 
wierzcie. Gdyż jak błyskawica pojawia się od wschodu i jaśnieje aż na zachód, tak 
będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Bo gdzie jest padlina, tam zlatują się sępy" 
(Mat. 24, 23-28).

Można wysunąć zarzut, że w Fatimie nie objawił się Jezus, lecz Maria i anioł. Ale jest 

to słuszne tylko do pewnego stopnia. Przypomnijmy sobie „wizje" podczas ostatniego 
objawienia. Lucia tak o tym pisała: „Widziałam św. Józefa i Dzieciątko Jezus obok Matki 
Boskiej, widziałam Zbawiciela, który błogosławił tłum" [3]. Ale sam Jezus Chrystus taką 
możliwość całkowicie wykluczył, zatem  nie był  to wtedy „Zbawiciel", ani „św. Józef", 
„Maria" czy „anioł". Jest to całkowicie konsekwentny wniosek, wynikający tylko z tekstów 
Pisma Świętego. Quod erat demonstrandum – co było do udowodnienia!

Widzimy więc, że nieboski charakter objawień fatimskich można wykazać w dwojaki 

sposób. Pierwszy z nich tworzą nauki przyrodnicze i analityka, drugi sama pierwotna 
nauka chrześcijańska. Całkowitą więc rację ma P. S. J. Bernardus, pisząc, że wizjom 
udało się „zwabić Kościół katolicki na ścieżkę obcą ewangelii" [7]!

W   związku   z   tym   musimy   przypomnieć   o   wszystkich   przypadkach   objawień 

maryjnych,   które   wciąż   zdarzają   się   od   stuleci.   Oto   niektóre,   najbardziej 
charakterystyczne:

 

74

background image

W maju 1664 roku w pobliżu Le Laus (okręg Grenoble, Alpy Francuskie) 

siedemnastoletniej pasterce Benoit Rencurel objawił się „starszy mężczyzna w 
czerwonej sukni" (por. przypadek Mony Stafford), który podał się za „św. 

Maurycego". Kazał jej udać się do pewnej doliny w pobliżu St. Etienne, „gdzie 
miała ją spotkać wielka łaska". Nazajutrz objawiła jej się tam „pani z dzieckiem", 

która podczas kolejnej wizji podała się za Marię, Matkę Jezusa i nakazała budowę 
kościoła.

 

18 lipca 1830 roku dwudziestoczteroletnia Catherine Labouré, zakonnica 

paryskiego klasztoru szarytek, budzi się ze snu o godzinie 233°, gdyż słyszy, że 
ktoś wołają ją po imieniu. Obok jej łóżka stoi jakaś mała, dziecięca istota ze 

złotymi włosami. Światło emanujące z jej ciała rozświetla pokój. Istota prowadzi 
Catherine do kaplicy klasztornej, która także całkowicie spowita jest w jasnym 

świetle. Na fotelu przeoryszy czeka tam na nią „Maria", ubrana w białą szatę. 
Włosy zakrywa jej niebieski welon. Oznajmia kilka proroctw, dość niejasnych i 

dotyczących w zasadzie politycznego życia Paryża w latach 1870 i 1871.

 

27 listopada 1830 roku postać pojawia się ponownie. Tym razem unosi się nad 
ołtarzem w kaplicy: stoi na półkuli, trzymając w ręce złoty globus z krzyżem. Na 

każdym palcu ma trzy pierścienie, które wysyłają jasne promienie świetlne. 
Catherine Labouré: „Jakiś owalny twór powstał wokół świętej Dziewicy. Zawierał 

napis ze złotych liter: »Mario, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy 
wrócili do Ciebie!«. Ten półkolisty napis zaczynał się na wysokości prawej dłoni, 

przechodził ponad głową i kończył w lewej dłoni. Złota kula zanikała w blasku 
światła, jakby pękała. Postać rozkłada dłonie, lecz jej ramiona uginają się pod 

brzemieniem łaski. Potem głos powiedział: »Uczyńcie ten obraz w metalu. 
Wszyscy, którzy będą go nosić, doznają łaski«. W tym momencie obraz się obrócił 

i zobaczyłam jego drugą stronę..." Potem, wedle słów Catherine Labouré, 
objawienie zniknęło „jak zdmuchnięta świeca".

 

75

background image

19 września 1846 roku dwoje dzieci widzi „Matkę Boską" koło La Salette we 

Francji. W ówczesnych zapisach tak relacjonowano to zdarzenie: „19 września 
1846 roku jedenastoletni Maximin Geraud i piętnastoletnia Mélanie Calvat jak 

zwykle wypasali na zboczu góry La Salette bydło należące do chłopów, u których 
służyli. Niebo było bezchmurne, słońce jasno świeciło na południowym zachodzie. 

Była zapewne trzecia po południu. Nagle dzieci ujrzały w pobliżu zadziwiającą 
jasność, wobec której słońce zdawało się blednąć. W tej jasności poruszało się 

duże światło, jeszcze jaśniejsze od jego otoczenia... W środku tego światła 
siedziała kobieta w promienistej bieli. Wychodziły od niej świetlne strzały, a nad jej 

skronią płonęła korona z róż... Kobieta mówiła: »Nie bójcie się, moje dzieci. 
Przybyłam, aby powiedzieć wam o ważnych sprawach...«" [39].

Interesująca jest uwaga Maximina, że „jasność" była „otwarta" i że dzieci widziały 
postać w tym „otworze". W zaskakujący sposób przypomina to zarówno „samolot 

ze światła", który obserwowano podczas piątego objawienia fatimskiego, jak i 
wypowiedź Jacinty, że „drzwi się zamknęły". Ullathorne tak przytacza słowa 

Maximina Geraud: „Gdy już zeszliśmy, Melanie zobaczyła jakąś wielką jasność nad 
źródłem i powiedziała do mnie: »Maxime, chodź tu i zobacz ten blask«. 

Podszedłem do Melanie i wtedy zobaczyliśmy otwartą jasność, a w niej siedzącą 
panią". Godna uwagi wydaje mi się też wypowiedź Melanie o zniknięciu kobiety: 

„Następnie przeniosła się na miejsce, gdzie wcześniej szukaliśmy naszych krów. 
Nie dotykała trawy, lecz poruszała się jakby na czubkach palców. Maximin i ja 

poszliśmy za nią... Wtedy ta przepiękna pani uniosła się troszeczkę nad ziemię, 
spojrzała na niebo, a potem na ziemię. Potem nie widzieliśmy już więcej jej głowy, 

potem ramion, a w końcu stóp. Widzieliśmy już tylko blask, a potem jasność 
zniknęła" [43]. Na polecenie papieża Piusa IX dwójka wizjonerów spisała w 1851 

roku posłanie otrzymane od postaci świetlnej. Dokument został dostarczony do 
Watykanu, sporządzono z niego 12 odpisów, ale później wszystkie rzekomo 

zaginęły i dziś są uważane za „zagubione".

 

76

background image

11 lutego 1852 roku czternastoletnia Bernadetta Soubirous ma pierwsze z 

osiemnastu objawień w grocie w pobliżu miejscowości Lourdes w Pirenejach 
Francuskich. Zamierzała właśnie przejść w bród małą rzeczkę, zaczęła więc 

zdejmować buty i pończochy. Później tak to opisała: „Gdy zaczęłam, usłyszałam 
jakiś odgłos. Poszłam więc na łąkę i zobaczyłam, że drzewa wcale się nie 

poruszają. Dalej zdejmowałam buty i pończochy, gdy znów usłyszałam ten sam 
odgłos. Podniosłam głowę i spojrzałam w górę ku grocie. Zobaczyłam jakąś panią 

ubraną na biało i z niebieską szarfą... Przetarłam oczy, bo myślałam, że widzę 
ducha" [44J. Rene Laurentin wskazuje też na fakt, że Bernardetta początkowo 

widziała w grocie tylko coś „nieokreślonego", „jakby powiewającą chustę czy 
worek na mąkę", co potem przeobraziło się w postać pani w bieli. Najdziwniejsze, 

że podczas pierwszego objawienia Bernadetta wcale nie była przekonana, że ma 
do czynienia z Matką Boską. W swoich opowiadaniach stale używała słowa 
aquero, 

używanego w lokalnym dialekcie burgundzkim na oznaczenie czegoś lub rzeczy 
[45].

 

17 stycznia 1871 roku siedmioro dzieci widzi „piękną panią" unoszącą się nad 

pewnym domem w małej francuskiej wiosce Pontmain i uśmiechającą się do nich. 
Jedno z nich, Eugene Barbadett, początkowo zauważyło „brak gwiazd" na 

niewielkim skrawku nieba, na którym po chwili pokazała się zjawa. Według dzieci 
kobieta znajdowała się wewnątrz trójkąta z „gwiazd". Wzburzeni mieszkańcy wsi 

widzieli istotnie „trzy okrągłe gwiazdy", nie byli jednak świadkami wizji. Także tu 
interesujący jest przebieg znikania postaci. Richard tak opisał w 1871 roku 

przebieg wydarzenia: „Duży, biały welon, który wzniósł się spod jej stóp, okrył ją 
aż do pasa i posuwał się coraz wyżej, aż owinął się wokół szyi. Eugene powiedział, 

że wyglądało, jakby weszła do worka. Dzieci widziały już tylko jej twarz, pełną 
niebiańskiego piękna i uśmiechniętą. Wkrótce twarz pani zniknęła i widać było 

tylko koronę, a nad nią gwiazdę. A potem wszystko zniknęło wraz z dużym, 
niebieskim owalem i czterema świecami, które do końca jasno świeciły" [46].

 

77

background image

21 sierpnia 1879 w małej zachodnioirlandzkiej miejscowości Knock (dziś duży 

ośrodek kultu religijnego, który odwiedził również papież Jan Paweł II podczas 
swojej pielgrzymki do Irlandii) miało miejsce objawienie, które uważam za bardzo 

dla nas interesujące. Po południu 21 sierpnia Mary McLoughlin, gospodyni 
księdza Cavanagha, widzi na frontowej ścianie kościoła w Knock „cudowną grupę 

osobliwych figur lub objawień – jedna była jak Matka Boska, inna jak święty Józef, 
a jeszcze inna jak jakiś biskup; zobaczyłam ołtarz". Początkowo Mary McLoughlin 

wierzy, że jej ksiądz kupił nową grupę figur i ustawił przy ścianie kościoła. Gdy 
zapada zmierzch, jeszcze raz spogląda na kościół. Postacie są tam nadal, jeszcze 

wyraźniejsze i jaśniejsze niż przy świetle dziennym (!). Zawołano innych świadków. 
Wśród nich była Mary Beirne, która zeznała później do protokołu: „Zaraz wyszłam i 

udałam się w to miejsce. Po przybyciu wyraźnie zobaczyłam trzy postacie. 
Natychmiast podeszłam, aby ucałować stopy Przenajświętszej Panienki. Ale w 

objęciach poczułam tylko mur. Zdziwiłam się bardzo, że nie mogłam wyczuć 
postaci, które tak wyraźnie widziałam przed sobą".

Zdarzenie w Knock jest o tyle niezwykłe, że postacie są zupełnie nieruchome. Mary 
Beirne: „Te trzy postacie zdawały się być nieruchome, były jak posągi. Znajdowały 

się na frontowej ścianie kościoła i unosiły się około dwóch stóp [około 60 cm – 
przyp. J.F.] nad ziemią. Przenajświętsza Panienka była w środku, okrywała ją biała 

suknia. Jej ręce były tak samo ułożone, jak ręce księdza podczas mszy świętej... 
Na głowie miała coś, co przypominało koronę. Jej oczy skierowane były ku niebu".

Warto wymienić jeszcze jedno zjawisko, które tu wystąpiło. Mary Beirne: „W tym 
czasie deszcz lał jak z cebra, ale tam, gdzie były figury, nie padało. Obmacałam 

rękami ziemię, ale była całkiem sucha. Postaci nie wykonywały żadnych ruchów 
ani nie dawały znaku życia..."

Może uda nam się to wyjaśnić, jeśli przypomnimy sobie o możliwości projekcji. 
Być może podczas powstawania wizji dochodzi do wzajemnej zależności 

pomiędzy cząstkami energii wytwarzającymi postacie a danym medium. Zazwyczaj 
tym medium jest powietrze, w przypadku Knock doszły do tego znaczne ilości 

wody. Jak już powiedzieliśmy, nie wiemy dokładnie, co mogłoby się zdarzyć 
podczas wystąpienia takiego promieniowania czy pola siłowego, lecz 

ewentualność parowania wody nie jest wykluczona. Już dawno wielokrotnie 
wskazywano na możliwość, że świadkowie padli ofiarą żartu. Myślano przy tym o 

projekcji za pomocą tak zwanej laterna magica, która wchodziła wtedy w modę. W 
pewien sposób przypominała ona pierwsze projektory filmowe. Pomysł ten jednak 

szybko zarzucono, bo świadkowie zasłoniliby na pewno w którymś momencie 
promień światła „magicznej latarni" i rzuciliby cień na grupę figur. Ale nic o czymś 

takim nie wiadomo.

78

background image

Być może jednak tłumaczenie to wcale nie mija się z prawdą, jeśli „projektor" nie 

był zwyczajną „latarnią magiczną" i nie znajdował się na powierzchni ziemi. 
Potwierdza to chyba wypowiedź świadka, którą chcielibyśmy tu zacytować: 

„Nazywam się Patrick Walsh. Mieszkam w Ballinderrig, oddalonym od Knock o 
milę. Dobrze pamiętam ów 21 sierpnia 1879 roku. Noc była bardzo ciemna. Mocno 

padało. O dziewiątej wieczór szedłem przez swoje pole. Byłem w odległości około 
pół mili od kościoła. Na południowej ścianie szczytowej kaplicy zobaczyłem 

bardzo jasne światło. Wyglądało jak wielka złota, świetlista kula. Chyba nigdy 
wcześniej nie widziałem takiego światła. 
Zajaśniano wysoko w powietrzu i wokół 

frontowej ściany kościoła. Było okrągłe. Wcale się nie ruszało. Jego jasność się 
nie zmieniała. Następnego dnia dowiadywałem się, czy inni też widzieli tamtej 

nocy jakieś światła. Dopiero teraz dowiaduję się o wizjach czy objawieniu, jakie 
mieli ludzie" [44].

 

30 sierpnia 1880 roku. Pod tą datą po raz pierwszy kronika opactwa Llanthony w 

Walii opowiada o objawieniach w okolicy klasztoru, które trwają aż do września. 
„W poniedziałek wieczorem czterech chłopców bawiło się na polach między 

Vespers a Compline. Nadeszła ósma. Było jeszcze jasno, choć już zaczynało 
zmierzchać. John Steward, dwunastolatek, czekał właśnie na swoją kolejkę w grze. 

Nagle ujrzał jasną, oślepiającą postać, posuwającą się polami ku niemu. Otaczała 
ją aureola w kształcie świecącego owalu. Postać wyglądała na kobietę. Nosiła 

welon, który zakrywał także jej twarz. Dłonie trzymała wzniesione, jak do 
błogosławieństwa. Zbliżała się bardzo powoli... Widzieli, że przepiękna postać 

dotyka zarośli. Na chwilę zatrzymała się tam w świetle, a potem prześlizgnęła się 
przez krzaki i zniknęła... Objawienie było jak obraz Niepokalanego Poczęcia" [44].

Także i tu podkreślono, że ziemia i zarośla były ciepłe i suche, chociaż trawa na 
polu była mokra od rosy. 15 września 1880 roku zdarzyło się coś, 

przypominającego chyba fatimski „cud słońca". W klasztornej kronice napisano: 
„Wielebny ojciec powiedział wtedy: »Zaśpiewajmy 
Ave na chwałę Przenajświętszej 

Panienki«. Nim zdążyliśmy zacząć, całe niebo i góry rozbłysły narastającymi 
kręgami światła, które wychodziły jedne z drugich. Światło zalało nasze twarze i 

pobliskie budynki. W wewnętrznym pierścieniu znajdowała się jakaś 
majestatyczna, niebiańska postać w zwiewnej szacie. Postać była ogromna, ale od 

początku objawienia wydawało .się, że kurczy się do ludzkich rozmiarów. Postać 
stała z boku i spoglądała na krzewy. Ta wizja była najwyraźniejsza, a szczegóły 

bardzo ostre. Ale trwało to tylko przez chwilę... Kilka minut później pan E. z 
Oxfordu i jeden z chłopców zobaczyli w świetle, koło zamkniętych drzwi, mglistą 

postać Najświętszej Panienki z uniesionymi dłońmi. To ostatnia wizja, jaką 
zawdzięczamy Łasce Bożej" [44].

 

79

background image

29 listopada 1932 roku pięcioro dzieci rodziny Degeimbre widzi w Beauraing w 

Belgii „Marię w białej sukni i welonie" ze złotą koroną i „złotym sercem". Jedno z 
dzieci przyznało, że początkowo było to coś w rodzaju białej chusty, z której 

wyłoniła się Matka Boska. Jej twarz „wyglądała, jakby miała w środku żarówkę 
elektryczną" [47].

 

9 października 1949 roku zaczęła się trawająca do 1952 seria objawień nad 

zalesionym pagórkiem w pobliżu Heroldsbach koło Bambergu w środkowej 
Frankonii. Początkowo wiele dzieci widziało błyszczący napis nad czubkami drzew 

(„jakby słońce świeciło przez zieloną butelkę od piwa"), który składał się z się z 
liter IHS (monogram Jezusa). Potem była to „biała łuna", a w końcu „jakaś biała  

kobieta, która wyglądała jak biała siostra". Podczas późniejszych objawień  
widziano Dzieciątko Jezus, Przenajświętszą Trójcę, świętego Józefa i wielu 

aniołów. 8 grudnia 1949 roku także tu miał miejsce „cud słońca", który w 
zadziwiający sposób przypomina fatimski. Ówczesny proboszcz Heroldsbach, 

Gailer, podał później do protokołu: „Słońce zbliżało się do nas. Potężnie przy tym 
trzeszczało. Zobaczyłem w nim wieniec z róż, szeroki na 20 centymetrów. Antonie 

Saam widziała w słońcu Matkę Boską z Dzieciątkiem. Było nas tam pięciu 
duchownych. Będę świadczyć o tym przez całe życie". Innym świadkiem był 

teolog, prof. J. B. Walz: „Robiło się coraz jaśniej i jaśniej, coraz jaskrawiej. Słońce 
coraz bardziej raziło. Wydawało się, że się powiększa i coraz bardziej do nas 

zbliża. Byłem jak oślepiony". Walz odniósł wrażenie, że bierze udział w jakimś 
niezwykłym wydarzeniu: „Słońce zaczęło się bardzo szybko kręcić wokół własnej 

osi. Jego obroty były tak wyraźne i tak szybkie, że zdawało mi się, jakby jakiś 
silnik bardzo szybko i równomiernie obracał tarczą słoneczną. Tarcza słoneczna 

nabrała wtedy najwspanialszych kolorów" [48].

 

14 marca 1950 roku dwunastoletnia Tina Mallia wiele razy widzi postać kobiecą w 
pobliżu Casalicchio we Włoszech. 15 kwietnia wielki tłum towarzyszy jej na 

miejsce objawienia. Powód: postać zapowiedziała „wielki cud". Rzeczywiście, 
chmury się nagle rozchodzą i widać „jaskrawo świecącą gwiazdę", która zaczyna 

się obracać, dziko tańczy, w zygzakach zbliża się do ziemi i w końcu znika na 
niebie „jak tarcza wirująca wokół własnej osi". Taki sam cud zdarzył się raz jeszcze 

następnego dnia [49].

 

80

background image

30 października 1950 roku i przez trzy następne dni papież Pius XII wielokrotnie 

widzi wirujące „słońce". Jako pierwszy informuje o tym legat papieski, kardynał 
Federico Tedeschini, przy okazji mszy pontyfikalnej, odprawianej 13 października 

1951 roku w Fatimie: „Wydarzyło się to o godzinie czwartej po południu 30 i 31 
października oraz 1 listopada ubiegłego, 1950 roku, a potem jeszcze raz osiem dni 

później... W ogrodach Watykanu Ojciec Święty spojrzał na słońce i na jego oczach 
powtórzył się cud, który widziany był dokładnie przed 33 laty tu w Cova... Pod 

opieką Marii mógł wziąć udział w spektaklu odgrywanym przez słońce, które 
ruszywszy się z posad wypełnione życiem, przekazało zastępcy chrystusowemu 

nieme, ale wymowne posłanie" [4].

 

1 czerwca 1958 roku Mateusz Laszut, czterdziestodwuletni strażnik leśny z małej 
słowackiej miejscowości Turzovka, jak co dzień modli się przed obrazem Matki 

Boskiej od lat wiszącym na drzewie na zboczu góry Żiwczak. Nagle widzi, że tuż 
obok niego na ziemię spadają „białe róże". Rozgląda się i wszędzie widzi „leżące 

róże, a słońce nie znajduje się już na swoim miejscu. W odległości dwunastu  
metrów dostrzega postać kobiety, która „wygląda dokładnie tak, jak figura z 

Lourdes, przed którą zwykł modlić się w swoim pokoju" (!). Postać podnosi dłoń i 
wskazuje na drzewo, przed którym modli się mężczyzna. Widać tam teraz 

zmieniającą się wciąż mapę świata. Laszut widzi, jak będzie wyglądał świat, jeśli 
ludzie się nie nawrócą, a jak, gdy nastanie pokój. W ciągu trzech godzin pokazano 

mu łącznie siedem takich ruchomych obrazów. Na koniec objawienia widzi 
pękające niebo i Jezusa wiszącego na krzyżu. Po zniknięciu wizji zauważa leżący 

obok siebie różaniec „z jakiegoś nieznanego materiału". Postać kobiety objawiła 
się jeszcze sześć razy. Na skutek tego Turzovka przeobraża się w „czeskie 

Lourdes". W 1966 roku w obecności grupy pielgrzymów miało dojść do 
ponownego objawienia, które nawet udało się sfotografować [50].

 

Od 18 czerwca 1961 roku aż do 1965 roku cztery dziewczęta w wieku jedenastu i 

dwunastu lat miały rzekomo łącznie około 2000 (!) objawień maryjnych. Miejscem 
zdarzeń jest Garabandal w hiszpańskiej prowincji Santander. Jak dalece mamy tu 

do czynienia z objawieniami w dotychczas poznanej formie, pozostaje nie 
rozstrzygnięte. Raczej nieprawdopodobne. Interesujące jest jednak wcześniejsze 

objawienie anioła, dokładnie takiego, jak go sobie dzieci wyobrażają. Conchita  
Gonzales, jedna z czterech dziewcząt, tak go opisała: „Nosił długą, powłóczystą, 

niebieską suknię. Miał piękne, duże i różowe skrzydła. Jego twarz była mała – ani 
pociągła, ani też okrągła, a oczy czarne. Wyglądał na jakieś dziewięć lat. Ale choć 

wyglądał na dziecko, robił wrażenie bardzo potężnego" [51].

 

81

background image

Od 2 kwietnia 1968 roku do 1970 roku nad kopułami koptyjskiego kościoła na  

przedmieściach Kairu wielokrotnie widziano świetlne wizje postaci kobiecej. Także 
tu udało się zrobić wiele zdjęć. Sam Cyryl VI, głowa Kościoła koptyjskiego, tak 

opisał pierwsze objawienie: „O 245 rano objawiła się Przenajświętsza Panienka 
jako promieniująca i fosforyzują figura. Jej całe ciało świeciło. Ponownie objawiła 

się o czwartej rano i pozostała aż do świtu o piątej. Widok był imponujący i pełen 
blasku. Zjawa kierowała się na zachód, unosząc niekiedy dłonie do 

błogosławieństwa lub składając wielokrotne ukłony. Świetlna aureola otaczała jej 
głowę. Wokół postaci widziałem kilka migotliwych istot. Wyglądały jak gwiazdy 

zanurzone w ciemnym błękicie..."

 

20 kwietnia 1969 roku Montichiari, miasteczko w północnych Włoszech, stało się 
centrum „niebiańskiej" manifestacji. Już od wiosny 1947 roku objawiała się tam 

nieregularnie Maria jako „Rosa Mystica". Za każdym razem widziała ją jednak tylko 
pielęgniarka Pierina Gilli (trzynaste i ostatnie dotąd objawienie miało miejsce 3 

września 1976 roku). Już podczas pierwszego objawienia świetlista postać 
zapowiedziała pielęgniarce, że pewnego dnia uczyni wielki cud. 20 kwietnia po 

południu dziewiętnaście osób przybyło z pielgrzymką do Montichiari, a stamtąd do 
źródła w Fontanelle, miejsca niektórych objawień. Wśród pielgrzymów znajdował 

się Alfons Maria Weigl, autor wielu broszur religijnych, głęboko przekonany o 
prawdziwości objawień maryjnych. Napisał, że dzień był bardzo chłodny, a niebo 

zasnute chmurami. Około szesnastej chmury nagle się rozeszły i w tym miejscu na 
niebie zaczęło się robić ciemno, jakby już zapadła tam noc. W środku coś 

migotało, jak gwiazdy, a następnie utworzyło wieniec z dwunastu świecących 
punktów. Weigl: „Wtedy w dalszej odległości pojawiła się jakaś blada tarcza, która 

powiększała się w oczach i zbliżała prosto do nas. Zmieniła kolor na czerwony o 
przepięknych odcieniach i miotała się na boki, jak latarnia w czasie nawałnicy. 

Następnie przesunęła się do krawędzi chmur i wydawało się, że runie na ziemię" 
[52].

 
W  tym   miejscu  powinienem   chyba   zwrócić   uwagę   na   fakt,   że   –   podobnie   jak   w 

cytowanych   już   książkach   o   Fatimie   –   także   i   te   fragmenty   pochodzą   z   książeczki 
opatrzonej kościelnym imprimatur biskupa Regensburga, dr. Grabera. Ale ta sprawa jest 
o wiele bardziej fantastyczna. Ze strachu i przerażenia dziewiętnastu pielgrzymów pada 
na kolana i krzyczy do Boga. Sam Weigl wierzy, że zaczął się Sąd Ostateczny. Przed ich 
oczami „blada tarcza" zaczyna obracać się wokół swej osi „jak ogniste koło, początkowo 
w prawo, potem w lewo, rzucając przy tym na ziemię wielkie płomienie ognia. Całe niebo 
jakby zanurzyło się w czerwonej farbie. Widok był straszny i nie do opisania" [52].

Następnie obiekt popędził z powrotem w ciemny tunel z chmur, nadal kołysząc się na 

boki: „Czerwony kolor na niebie już zniknął, chmury stały się białe jak śnieg i widać było 
także słońce w promieniującej, pięknej bieli. Wyszło z głębi ciemnego korytarza, ruszyło 

82

background image

powoli ku nam drżąc lekko i na kilka chwil zatrzymało się w środku wieńca z gwiazd. 
Potem rozdzieliło się na dwie części i widać było tylko świetlny wieniec" [52].

Chmury ponownie zaczęły zmieniać kolor. Zrobiły się żółte, jakby z siarki. „Słońce" 

znowu gwałtownie opuściło ciemny tunel, bujając się w lewo i w prawo. „Potem zbliżyło 
się aż do krawędzi chmur i wydawało się, że niczym szybko wirujące ogniste koło zwali 
się na ziemię, miotając przy tym wielkie i liczne płomienie siarki. Spektakl ten powtórzył 
się wiele razy. Następnie ciemna powierzchnia nieba zaczęła się rozjaśniać, gwiazdy 
zbladły i chmury się zamknęły. Jeszcze długo widziano na niebie jakąś żółtą plamę" [52].

Plamę tę było widać nawet z odległości 12 kilometrów. Całe wydarzenie trwało około 

piętnastu   minut.   Był   to   jednak   tylko   wstęp   do   jeszcze   bardziej   spektakularnego 
wydarzenia, które miało miejsce 8 grudnia tegoż roku. Przebieg jego jest tak niezwykły, 
że należy go tu dokładnie przytoczyć.

Znów został zapowiedziany „wielki cud" i znów wśród 120 świadków znalazł się Alfons 

Weigl. Dzień był to bardzo piękny, choć mroźny. Niebo było przejrzyście błękitne, gdy o 
143° „słońce" zaczęło się ruszać. Zmieniło barwę: początkowo na czerwoną, potem na 
białą. Weigl: „Po obu stronach, z lewej i z prawej, wytrysnęły trzy promienie świetlne. 
Środkowy, najmniejszy, dawał rytmiczne, migające znaki jak latarnia morska... W tym 
czasie słońce powoli obracało się wokół własnej osi. Zmieniło kolor na żółty i dalej 
obracało się bardzo powoli" [52]. Te przenikające się wzajemnie zmiany kolorów – z 
czerwonego przez biały w żółty i znów w czerwony – ustały. Potem znowu pojawiły się 
trzy promienie świetlne, wysyłające w stronę pielgrzymów migocące znaki – trzy krótkie, 
trzy długie i trzy krótkie – jak sygnał SOS, które Weigl, parafrazując tradycyjne Save our 
souls, 
ratujcie nasze dusze, interpretuje jako „ratujcie wasze dusze". Weigl: „Teraz słońce 
stało się bladoczerwone, a w środku pojawił się jakiś mały, niebieski punkt, który wciąż 
się powiększał. Bardzo szybko obrócił się jak tarcza. Na lewo i prawo wyrzucił wiele 
niebieskich prętów, zakończonych z jednej strony niebieską kulą. Pręty te początkowo 
unosiły się w powietrzu i wyraźnie zniżyły z firmamentu. Nagle jakaś niewidoczna dłoń 
zebrała je i ustawiła z nich symbole geometryczne, które powoli opadały na ziemię" [52].

Niektóre z prętów spadły tuż obok zgromadzonych. Oceniano, że miały po około 

dziesięciu metrów długości. Ułożyły się na ziemi w kształt różańca. „Spojrzałem na pole 
pokryte  cienką  warstwą  śniegu  i  wyraźnie  zobaczyłem  na   nim  cienie  znaków,   które 
spadały z nieba. Nie był to więc wytwór wyobraźni" [52]. Słońce znów zaczęło zmieniać 
kolor. Weigl: „Pojawił się niebieski punkt, znowu się powiększył i znów wyrzucił niebieskie 
pręty, które teraz mierzyły około jednego metra i były wewnątrz jasne, jak neonówki. Na 
jednym z końców też miały niebieską kulę" [52]. Pręty ponownie zajmują w powietrzu 
określone pozycje i wiszą „ukośnie na niebie". Weigl: „Do tych prętów dodano pręty 
poprzeczne, tak że wyglądały jak drabina. Opuściły niebo i powoli spadały na ziemię. Nie 
można ich było zliczyć" (52]. „Słońce" po raz kolejny zmieniło kolor, najpierw na żółty, 
potem na czerwony: „Niebieski punkt pojawił się znowu, stawał się coraz większy i zaczął 
wysyłać liczne strzały i błyskawice, które jednak przed czubkami miały te błękitne kule. 
Na   pokrytych   śniegiem   polach   i   teraz   wyraźnie   było   widać   ich   cienie.   Można   było 
zobaczyć jak grzęzną w ziemi. Pola zrobiły się zupełnie niebieskie" [52].

83

background image

W ten oto sposób skończył się prawie ten „niebiański spektakl". Ale słońce znów 

zaczyna   się   obracać.   Teraz   wygląda   jak   „okrągła   tęcza,   podobna   do   szybko 
obracającego   się   koła,   rzucającego   na   ziemię   kolorowe   wiązki   promieni"   [52]. 
Zgromadzonych zalewają wszystkie kolory tęczy. Potem kolory płowieją, „słońce" znów 
świeci   swoim   zwykłym   blaskiem,   rażąc   oczy.   Weigl:   „Zastanawiające,   że   wcześniej 
można   było   przez   trzy   kwadranse   bez   przerwy   patrzeć   gołym   okiem   na   słońce. 
Zgromadziło się tu około 120 osób i wszyscy widzieli to samo" [52].

Przypadek ten jest – pod względem przebiegu i intensywności – z pewnością jedyny w 

swoim rodzaju. Przewyższa nawet „cud słońca" w Fatimie, mimo że widziało go tylko 
120, nie zaś 70 000 ludzi. Przypomnijmy jeszcze raz jego najważniejsze elementy:

–   w   Montichiari/Fontanelle   mają   miejsce   objawienia   maryjne.   Postać   wiele   razy 

zapowiada wielki cud;

– zdarzenie to znów ma formę „cudu słońca", tzn. „niebiańskiego spektaklu";
– widać „bladą tarczę" (znów myloną ze słońcem), a obok poruszające się gwiazdy i 

sztucznie stworzony „tunel z chmur";

– tarcza porusza się, tańczy, obraca, wysyła płomienie ognia;
– zebranym zdaje się, że obiekt świadomie wysyła sensowne sygnały (sygnał SOS);
– obiekt wyrzuca „pręty świetlne", które formują się we wzory geometryczne i grzęzną 

w ziemi, tak że pola robią się „całkiem niebieskie".

 
Czy jest to zdarzenie mistyczne, religijne? Ingerencja boska? Cud Matki Boskiej? 

Może warto by przeprowadzić dokładne badanie pól Fontanelle. Nie byłoby specjalnym 
zaskoczeniem, gdyby natknięto się tam na coś naprawdę niezwykłego...

 

84

background image

24 czerwca 1981 roku pięcioro dzieci i młodzieży w wieku od 10 do 17 lat bawi się 

na wzniesieniu Crnica w pobliżu małej chorwackiej wioski Medjugorje na 
południowy zachód od Mostaru. Koło wpół do siódmej wieczór widzą nagle w 

kolumnie ze światła „dziewczynę w wieku około dwudziestu lat, tak ładną jakiej 
jeszcze nigdy nie widzieli". Młoda kobieta ma na sobie długą, białą suknię, koronę 

z gwiazd, a na ręku trzyma małe dziecko. Zapowiada „orędzie pokuty i pokoju", 
przeznaczone tylko dla papieża.

Po tym pierwszym – przypuszczalnie autentycznym – spotkaniu do dziś w 
Medjugorje mają miejsce objawienia maryjne, do których śpieszą tysiące 

pielgrzymów z całego świata. Jednak po publikacji we „Frankfurter Allgemeine 
Zeitung" [53] wydaje się, że seria objawień jest manipulacją jugosłowiańskich 

franciszkanów, którzy w ten sposób liczyli na wzmocnienie swojej od dawna 
osłabionej pozycji wobec biskupa. Autor artykułu, Johann Georg ReiBmuller, tak o 

tym pisał: „»Wizjonerzy«, jak naiwnie nazwano tę grupę dzieci i młodzieży, 
opowiadali, że Przenajświętsza Panienka ganiła biskupa Mostaru. Matka Boska 

jako sojusznik ukaranych przez papieża franciszkanów w sporze z biskupem to 
wymysł jedyny w swoim rodzaju. Wielokrotnie przyłapywano »wizjonerów« na 

kłamstwie. Jedna z dziewcząt odpowiedziała na ten zarzut, że Przenajświętsza 
Panienka tak jej nakazała. Inna »wizjonerka« ma od niedawna chłopaka i Matka 

Boska już się jej więcej nie objawia. Niektóre ze spraw rzekomo przekazanych 
młodym ludziom przez Przenajświętszą Panienkę to sprawy trywialne. Matka 

Boska miała »wizjonerom« przyrzec, że na zakończenie objawień da jakiś wielki 
znak. Czy aby tak uderzająco długi okres objawień nie wynika z tego, że takiego 

znaku ciągle nie ma?" I w dalszej części tekstu: „Niewielu podejrzewa, że 
wszystko było od samego początku machinacją franciszkanów. Powszechna jest 

opinia, że przynajmniej początkowo młodzi ludzie wierzyli, że widzą i słyszą Matkę 
Boską. Franciszkanie podzielali tę wiarę, ale jednocześnie przejęli zarządzanie 

wydarzeniami i stopniowo stali się panami cudu. Nie da się jednak ustalić, w co 
wierzą dzisiaj naprawdę »wizjonerzy« i uczestniczący w tych zdarzeniach 

franciszkanie".

Przypadek ten dobitnie pokazuje, niezależnie od tego, czy wersja przedstawiona 

we „Frankfurter Allgemeine Zeitung" okaże się prawdziwa, czy nie, że 
najprostszymi środkami można wywrzeć głębokie wrażenie na wiernych. Z 

pewnością wystarczą wątpliwe „orędzia", „proroctwa" czy „zapowiedzi wielkiego 
znaku", aby poruszyć tysiące ludzi. Jeżeli w Medjugorje na początku rzeczywiście 

miało miejsce objawienie, to wszystko w inny sposób pasuje do wieloletniej 
tradycji: jako połączenie władzy ziemskiej z nieziemską. Takie wykorzystanie 

rzekomej „boskości" do czysto świeckich celów znamy już od ze Starego 
Testamentu. Medjugorje byłoby tu kolejnym, choć kuriozalnym przykładem. W 

każdym razie czasopismo ,,Das Beste aus Readers Digest" z marca 1986 donosi o 
zwiększonej radioaktywności w Medjugorje. Świadczy to, że zdarzenia te miały 

raczej charakter fizyczny niż religijny [54].

85

background image

 

W grudniu 1984 roku w lesie niedaleko Wrocławia, na Dolnym Śląsku, objawia się 
Matka Boska. Według wypowiedzi świadka Maria była „naturalnej wielkości, włosy 

miała zakryte welonem, na ręku trzymała Dzieciątko Jezus. Mówiła do nas przez 
półtorej godziny, nagrałem ją nawet na magnetofon". Do zebranych zwróciła się w 

języku polskim i niemieckim: „Do 2000 roku wybuchnie wielka wojna, jeśli ludzie 
się nie poprawią". Od tamtej pory liczni wierni pielgrzymują do tego najmłodszego 

ze wszystkich znanych miejsc objawień.

 
Podane tu przykłady stanowią tylko niewielką część wszystkich objawień Marii i Boga 

z ostatnich stuleci. Ich przebieg jest niemal identyczny. Z reguły to dzieci słyszą dziwne 
odgłosy, potem widzą coś świecącego, w czym w końcu rozpoznają postać kobiety, 
przekazującej   im   określone   posłania.   W   niektórych   przypadkach   dochodzą   jeszcze 
zjawiska towarzyszące (kwiaty spadające z nieba, „cud słońca" etc). Ich podobieństwa 
do wydarzeń w Fatimie nie można nie zauważyć.

Wiele do myślenia dają też badania prowadzone przez francuskiego badacza UFO 

Gilberta   Cornu,   który   przeprowadził   analizę   częstotliwości   występowania   objawień 
maryjnych z jednej strony i spotkań z UFO z drugiej [44]. Analiza objęła lata 1900-1980 i 
wykazała zadziwiający wzrost objawień maryjnych w 1947 roku, a więc wówczas, kiedy 
obserwacja pilota Kennetha Arnolda stała się pierwszym znanym spotkaniem z UFO. 
Zaraz potem donoszono o nich z całego świata. Inny znaczny wzrost nastąpił w 1954 
roku we Francji, gdy kraj ten odwiedziły masowo UFO. Przypadek czy coś więcej?

Ciekawe,   że   od   czasów   Fatimy   Kościół   nie   uznał   żadnych   podobnych   objawień 

maryjnych.   W   opublikowanym   w   1951   roku   dekrecie   Świętego   Oficjum   w   sprawie 
Heroldsbach   napisano   na   przykład:   „W   środę,   18   lipca   1951   roku   na   konferencji 
najwyższej Kongregacji Świętego Oficjum Ich Eminencje, najdostojniejsi kardynałowie, 
których pieczy powierzono sprawy wiary i obyczaju, postanawiają po sprawdzeniu akt i 
dokumentów:   Jest   pewne,   że   wymienione   objawienia   nie   mają   charakteru 
nadprzyrodzonego.  Dlatego  odnośny kult  w wyżej wymienionej  miejscowości  i gdzie 
indziej   zostaje   zabroniony".   Księża,   którzy   sprzeciwiali   się   temu   nakazowi,   zostali 
zawieszeni   w   prawach   udzielania   sakramentów.   W   dalszej   części   powiedziano:   „W 
następny czwartek Jego Świątobliwość, papież Pius XII, podczas audiencji zwyczajnej 
udzielonej   Jego   Eminencji   asesorowi   Świętego   Oficjum   zaaprobował,   zatwierdził   i 
nakazał ogłosić przedstawiony sobie dekret".

Nie ma żadnego logicznego powodu, aby uznać objawienia w Fatimie i Lourdes, a 

odrzucić   jako   nieprawdziwe   pozostałe   (szczególnie   te,   które   obserwowało   wielu 
świadków i którym towarzyszyły różne zjawiska). Można to zrozumieć dopiero wtedy, gdy 
wyjdziemy z założenia, że prawdziwe kulisy są w Watykanie znane. Także w 1951 roku 
mogło już tak być (przynajmniej w zasadniczych sprawach). Od 1947 roku na całym 
świecie   widziano   i   opisywano   nieznane   obiekty   latające.   Były   już   przypadki,   który 
wykazywały   wyraźne   podobieństwo   do   dotychczas   znanych   objawień   maryjnych. 

86

background image

Wyjaśniałoby to odrzucenie przez Piusa XII wydarzeń w Heroldsbach, choć on sam 
widział „cud słońca". Z pewnością nie można zarzucić odpowiedzialnym dostojnikom w 
Watykanie,   że   są   tak   krótkowzroczni,   iż   od   samego   początku   nie   dostrzegli   tych 
podobieństw.

Z analizy wydarzeń w Fatimie należy moim zdaniem wyciągnąć dwa wnioski:
– zjawisko UFO występuje od tysiącleci w rozmaitych wariantach, jeden z nich ma 

charakter religijny;

– wynika stąd, że na nowo należy ocenić objawienia maryjne i boskie.
Nie wiemy, dlaczego objawienia się zdarzają, jaki interes inteligencje stojące za tymi 

zjawiskami mają w ingerowaniu w ten czy inny sposób w nasze dzieje. Ale trzeba sobie 
uświadomić,   że   my   –   właśnie   jako   chrześcijanie!   –   nie   mamy   już   dłużej   prawa 
przypisywać Bogu powszechnie znanych, naturalnych, logicznie powtarzalnych i wcale 
nie „cudownych" zdarzeń. Gdyby Bóg ingerował w bieg wydarzeń we Wszechświecie, to 
na pewno nie w tak spektakularny sposób, przynoszący tak bardzo niezadawalające 
wyniki. (Należy sobie też tu zadać pytanie, czy Bóg  w ogóle  ingeruje w historię. W 
konsekwencji   każda   taka   ingerencja   oznaczałaby   dodatkową   korektę,   tym   samym 
świadczyłaby   o   błędnym   zaplanowaniu   uruchomionego   już   „Programu   Kosmos".  Ale 
błędnie planującego Boga jest sobie jeszcze trudniej wyobrazić niż Boga, zwracającego 
na   siebie   uwagę   za   pomocą   „kul   świetlnych"   czy   „srebrzyście   lśniących   tarcz".) 
Powinniśmy zaprzestać prób dopasowania Boga do „ludzkich" schematów myślowych. 
Przykazanie ze Starego Testamentu „Nie będziesz czynił żadnego obrazu ani żadnego 
podobieństwa mego" ma tu pełne uzasadnienie.

Z tego wszystkiego wynikają znowu dwie prawidłowości:
– „objawienia" i zjawisko UFO należy dokładnie zanalizować i zbadać jako całość. Nie 

chodzi o to, że tak ważne i z pewnością bardzo istotne dla przebiegu historii ludzkości 
zagadnienie,   zostawia   się   nielicznym   prywatnym   badaczom.   Wszystkie   dane   i 
informacje,   którymi   dysponujemy.   (zaliczam   do   nich   też   posłanie   fatimskie),   trzeba 
opublikować   i   udostępnić   nauce,   tę   zaś   zachęcić   do   przeprowadzenia   wolnych   od 
uprzedzeń,   krytycznych   badań,   nie   przekraczających   granic   wyznaczonych   przez 
naukowe instrumentarium. Oczywiście niniejsza książka nie rości sobie praw do takiego 
studium, może wszakże byś inspiracją do podjęcia takich badań;

– wierzący chrześcijanin musi być gotowy do sprowadzenia swej wiary do  tego, co 

najważniejsze (tzn. do nauki Jezusa Chrystusa). Kościół katolicki nie musi już skreślać, 
wyjaśniać   czy   na   nowo   interpretować   tych   punktów   swej   nauki,   które   dotychczas 
uważano   za  ważne  lub   przynajmniej  oficjalnie  aprobowane.   Prędzej   czy  później  nie 
będzie już można tłumaczyć „boskich" objawień ze Starego Testamentu teologicznymi 
wykrętami, nie będzie już można obwiniać proroka Ezechiela, o to, że zwariował, tylko 
dlatego, że szczegółowo opisał lądowanie boskiego wozu. Prędzej czy później okaże się 
też wyraźniej niż dotychczas, że wszystkie tak zwane objawienia maryjne są czymś 
zupełnie innym, niż wielu ludzi obecnie uważa. Dla Kościoła byłoby korzystniejsze, gdyby 
ta zmiana w myśleniu wyszła od niego, a nie była pozostawiona laikom.

87

background image

 
W Fatimie i gdzie indziej inteligencje, kryjące się za zjawiskami UFO, chciały dać 

światu znak. Czyż nie najwyższy czas znak ten poznać, właśnie teraz, gdy szykujemy się 
do przekroczenia progu trzeciego tysiąclecia? Nie wiemy, jaką drogę inteligencje te chcą 
nam wskazać. Ale być może byłoby lepiej poznać przynajmniej kilka metrów tej drogi, 
aby już nie szukać na ślepo i po omacku niepewnej, mrocznej przyszłości.

Posłowie

W   poniedziałek,   19   maja   1986   roku,   cztery   samoloty   bojowe   brazylijskich   sił 

powietrznych   –   dwa   Mirage   i   dwa   myśliwce   F-5   –   wystartowały   śladem 
niezidentyfikowanych obiektów latających. Nad Sao Paulo, Sao dos Campos i Rio de 
Janeiro zaobserwowano blisko 20 pulsujących i świecących UFO. Podporucznik Kleber, 
pilot F-5, któremu udało się zbliżyć do jednego z obiektów na 20 kilometrów, opisał go 
jako „pulsujące światło, czerwone i białe, ale raczej białe. Nie była to gwiazda, nie mógł 
to być także jakiś inny samolot. To nie było nic ziemskiego". Pilot drugiego F-5, Marcio 
Jordao,   opowiadał,   że   widział   „duże   światło,   które   się   nie   zmieniało,   ale   wyraźnie 
poruszało.   Zbliżyłem   się  na   około   40   kilometrów,   ale   już   nie   mogłem   przyśpieszyć. 
Widoczność była wspaniała. Nie było chmur ani żadnego ruchu lotniczego".

Minister   lotnictwa   wojskowego   Brazylii,   Otavio   Moreira   Lima,   poinformował   na 

konferencji   prasowej,   zorganizowanej   trzy   dni   po   zdarzeniu,   że   jeden   z   pilotów 
zameldował   dostrzeżenie   „wielobarwnych   obiektów":   „Trzynaście   takich   obiektów 
podążało za jego maszyną, siedem po jednej, sześć po drugiej stronie samolotu."

Po raz pierwszy UFO pojawiły się na ekranach radarów centrali obrony powietrznej w 

Rio de Janeiro. Otavio Lima: „Ponieważ obiekty sprawiły, że ekrany radarów w Sao Paulo 
pokrył   »śnieg«,   i   zakłóciły   ruch   powietrzny,   postanowiliśmy   wysłać   samoloty,   aby   je 
śledziły". Po trzech godzinach obiekty oddaliły się w stronę Atlantyku. Minister: „Nie 
mogę podać wytłumaczenia tych zdarzeń, bo żadnego nie mamy".

W dalszym ciągu UFO pojawiają się w przestrzeni powietrznej wielu krajów świata. 

Często   przemilczane,   odrzucane   przez   oficjalne   komisje   dochodzeniowe  (Raport 
Condona) jako zjawisko nieważne z punktu widzenia nauki, niegodne więc dalszego 
badania,   ośmieszane   przez   przesadnie   gorliwych   dziennikarzy   i   samozwańczych 
„bojowników   z   irracjonalnością",   UFO   wydają   się   nie   zważać   na   to   dziwaczne 
zachowanie naszych współczesnych. Tak jak dawniej zjawiają się to tu, to tam, wykonują 
najbardziej   niewiarygodne   manewry,   lądują   i   startują,   aby   w   chwilę   potem   zniknąć, 
pozostawiając mieszkańcom tej planety nowe pytania i zagadki.

Nie można wyzbyć się wrażenia, że wobec tego zjawiska prowadzi się coś w rodzaju 

„polityki dezinformacji", a czynią to nie tylko czynniki rządowe, lecz również same UFO, 
czy raczej ci, którzy się nimi posługują. Już niejednokrotnie wskazywałem na ten dziwny i 
w wielu przypadkach udokumentowany aspekt [SS]. Sprzeczne wypowiedzi świadków, 
różne dane dotyczące miejsca pochodzenia przybyszów (zgodnie z nimi musiałaby do 
nas przybyć połowa Galaktyki) i tak dalej – wszystko to utrudnia nawet najgorliwszemu 

88

background image

badaczowi   zachowanie   orientacji.   Trudno   powiedzieć,   dlaczego   prowadzi   się   taką 
„politykę", ale być może istotną rolę grają tu jakieś powody związane z koniecznością 
kamuflażu i bezpieczeństwem przybyszów.

A teraz dochodzi do tego jeszcze jeden godny uwagi i nie mniej osobliwy aspekt: 

oczywistą   zbieżność   wydarzeń   związanych   z   UFO   z   jednej   strony   z   objawieniami 
maryjnymi z drugiej. Johannes Fiebag wykazał to wyraźnie na przykładzie serii objawień 
fatimskich   1917   roku.   Wprawdzie   hipotezy   takie   już   formułowano,   ale   dopiero   teraz 
przeprowadzono obszerną i wszechstronną analizę problemu.

Pozostaje jednak kwestia celowości takich objawień. Przystrojone w religijną otoczkę 

wezwania do nawrócenia się i zachowania pokoju są na pewno godne pochwały, ale do 
dziś nie przyniosły żadnego rezultatu. Do dziś nie było żadnej większej interwencji i nie 
zdarzy   się   ona   zapewne   w   przyszłości.   Jeśli   miałoby   dojść   do   zagłady   świata,   to 
najprawdopodobniej   sami   się   o   to   zatroszczymy.   Nie   potrzebujemy   do   tego   żadnej 
pozaziemskiej ekspedycji karnej.

Ze starszych i nowszych relacji, odnoszących się prawdopodobnie do kontaktów z 

inteligencjami pozaziemskimi, wydaje się wyraźnie wynikać, że jest jakiś bardzo ważny 
powód   ich   obecności,   obserwacji   i   badania   naszej   kultury   i   cywilizacji.  Trudno   dziś 
powiedzieć, czy tak już będzie i czy w przyszłości zjawiska tego rodzaju rozszerzą się i w 
jakim kierunku. W końcu nasz udział w tym wszystkim jest tylko bierny. Powinniśmy się 
cieszyć   z   każdego   doniesienia   o   nowych   objawieniach   maryjnych   (tak   samo   jak   z 
każdego nowego przypadku UFO), a ulepszone metody badawcze i po raz pierwszy 
przeprowadzone w niniejszej książce porównanie typologii obu tych zjawisk powinny 
umożliwić, prędzej czy później, zdobycie absolutnie niezbitych dowodów na związek (lub 
też brak związku) tych fenomenów.

Ale obawiam się, że to zależy nie tylko od nas...

Johannes von Buttlar

Zamek Laudenbach, lipiec 1986 roku.

Podziękowania

Podobnie jak inne książki, także i ta jest wynikiem długoletnich poszukiwań i badań. 

Wszystkie te wysiłki nie byłyby możliwe bez energicznej pomocy licznych przyjaciół. 
Wielu z nich udostępniło mi teksty i zdjęcia, inni dzięki interesującym i żywym dyskusjom 
przyczynili   się   do   wypracowania   ostatecznego   obrazu   problemu,   a   jeszcze   inni   byli 
uprzejmi rękopis przeczytać i przekazać mi uwagi krytyczne. Niektórych z nich chciałbym 
tu   wymienić.   Są   to:   moi   bracia   Peter   i   Mattias,   Wolfgang   Siebenhaar,   Christoph 
Opfermann, Ulli Mechler, Brigitte Rein Walter Förster Alexandra i Harry Schmiegowie 
Hans-Werner Sachmann, Axel Ertelt, Reinhard Habeck, Peter Krassa, Victor Farkas, 
Sissi   i   Gerd   Lossi,   Hans-Werner   Peiniger   i   Käthe   Zeuschner.   Timur   Schlender 
zainspirował powstanie tego rękopisu. Rainerowi Holbe z Radia Luxemburg wielokrotnie 
dziękuję za jego zainteresowanie i pomoc przy opracowywaniu tematu, a Johannesowi 
von Buttlarowi za posłowie. Szczególne wyrazy podziękowania należą się Wigbertowi 
Grabertowi,   bez   którego   wielorakich   wysiłków   książka   ta   by   się   nie   ukazała   (albo 

89

background image

przynajmniej jeszcze nie ukazała). Podziękowanie należy się też moim rodzicom za ich 
pełne miłości zrozumienie, a także „czynnikowi przypadkowemu" (albo temu, co się za 
tym kryje), który więcej wniósł do powstania niniejszej książki, niż można by oczekiwać...

Przypisy

1.   Michael   Ferber,  Die   Gottesmutter-Erscheinungen   in   Fatima,  Freiburg   bez   daty 

wydania.

2. Marinus Maria van Es,  Fatima – Erscheinungen und Botschaft Unserer Lieben 

Frau, Jestetten 1979.

3. Lucia dos Santos, Schwester Lucia spricht über Fatima, Fatima 1977.
4. Chanoine Barthas,  Fatima-ein Wunder des zwanzigsten Jahrhunderts,  Freiburg 

1955.

5. J. Castelbranco, Maria erscheint und spricht in Fatima, Konstanz-München-Freiburg 

1949.

6. Josef Wegener i Johannes Lichy, Fatima – Geschichte und Botschaft, Steyl 1981.
7. P. S. J. Bernardus, Fatima – Wahrheit oder Täuschung, München 1985
8. Johannes Fiebag, Rätsel der Menschheit, Göttingen-Luxemburg 1982.
9. Johannes i Peter Fiebagowie (opr.), Aus den Tiefen des Alls, Tübingen 1985.
10. Michael D. Papagiannis, The Importance ąf Exploring the Asteroid Belt, (w:) „Acta 

Astronautica", vol. 10, nr 10, 1983.

11. J. Weldon i Z. Levitt, UFOs and Okkultismus, Asslar 1980.
12. H. R. Hall, The UFO-Evidence, Washington D.C. 1954.
13. Science Digest" listopad 1981.
14. J. Allen Hynek, UFO – Begegnungen der ersten, zweiten und dritten Art, München 

1978.

15. Charles Berlitz i William Moor, Der Roswell-Zwischenfall, Wien-Hamburg 1980.
16. Raymund Fowler, The Andreas.son Affair, New York 1979.
17. Scott D. Rogo, UFO Abductions, New York 1980.
18. Budd Hopkins, Von UFOs entführt, München 1982.
19. Johannes Fiebag i Peter Fiebag, Die Entdeckung des Heiligen Grals, Göttingen-

Luxemburg 1984.

20. Ulrich Dopatka, Cargo-Kulte – Porgestern-Heute-Gestem, Feldbrunnen 1982.
21. Erich von Däniken, Czy się myliłem?, Warszawa 1994.
22. Warren Stacy, Der feurige Diamant, (w:) , Esotera" 3/1982.
23. Hildebert Wagner, Rauschgift-Drogen, Berlin-Heilderberg-New York 1970.

90

background image

24. Aldous Huxley, Die Pforten der Wahrnehmung, München 1982.
25. Judith Gansberg i Alan Gansberg, Die UFO-Beweise, München 1979.
26. Josef Blumrieh, Kosmiczne pojazdy Ezechiela, Łódź 1993.
27. Peter Krassa, Gott kam von den Sternen, Freiburg 1974.
28. Hans Herbert Beier, Kronzeuge Ezechiel, München 1985.
29. Margaret Sachs, The UFO-Encyclopedia, New York 1980.
30. I. Hobana i J. Weverberg, UFOs in Oost en West, Deventer 1971.
31. Peter Kolosimo, Schatten auf den Sternen, München 1966.
32. Michel Aime, The Truth about Flying Saucers, New York 1956.
33. D. Conelly, Case Similarities, (w:) „Skylook" 88:8/1975.
34. Adolf Schneider,  Physiologische und psychosomatische Wirkungen der Strahlen 

unbekannter   Flugobjekte,  (w:)   „Strahlenwirkungen   in   der   Umgebung   von   UFOs", 
MUFON-CES, Ottobrunn 1977.

35. Jean-Chude Bourret, UFO-Spekulationen und Tatsachen, Zug 1977.
36. P. Dhanis, Bij de Verschijingen en het Geheim van Fatima, Brügge 1945.
37. John de Marchi, The lmmaculate Heart, New York 1952.
38. O. Raymondo, UFO Shades Car, (w:) „MUFON-CES Journal" 105, sierpień 1976.
39. Hellmut Hoffmann, Die Wahrheit über die Botschajt von Fatima, Bietigheim 1984.
40. „Bildpost", 40/30, wrzesień 1984.
41. Willi Ley, Die Himmelskunde, Düsseldorf-Wien 1965.
42.   Hans   Küng,  Zum   Geleit,  (w:)   „Der   neue   Stand   der   Unfehlbarkeitsdebatte", 

VIV/1975.

43. William Ullathorne, The Holy Mountain of La Salette, Missionaries of Our Lady of 

La Selette, 1854 (?).

44. Kevin MeClure, The Evidence for Visions of the Virgin Mary, Wellingborough 1983.
45. Rene Laurentin, Les Apparation de Lourdes, Paris 1966.
46. L'Abbe Richard, The Apparation at Pontmain, New York 1871.
47. Jean Helle, Miracles, New York 1958.
48.   Christel  Altgott,  Heroldsbach,   eine   mütterliche   Mahnung,  Rheydt-Odenkirchen 

1969.

49. Konrad Algermassen et al., Lexikon der Marienkunde, Regensburg 1957.
50.   Franz   Grufik,  Turzovka-das   tschechoslowakische   Lourdes,  Stein   am   Rhein, 

b.d.wyd.

51. F. Sanchez-Ventura y Pascual, The Apparations of Carabanclal, Detroit 1966.

91

background image

52. Anton Maria Weigl, Maria, Rosa Mystica, Altötting 1976.
53.   Reißmüller,   Johann   Georg,  Kann   es   sein,   daß   in   dem   Dorf   Medugorje   die 

Muttergotles den Bischof  von  Mostar rügt?,  (w:) „Frankfurter Allgemeine Zeitung" z 20 
lutego 1986.

54. „Das beste aus Readers Digest", marzec 1986.
55. Johannes von Buttlar, Przybywają z odleglych gwiazd, Warszawa 1994, Reisen in 

die Ewigkeit, Düsseldorf-Wien 1973, Schneller als das Licht, Düsseldorf-Wien 1972, Das 
UFO-Phänomen, 
München 1978.

 

Literatura ogólna:

Adler, Manfred, Zeichen der Zeit, Lautersdorf 1979.
Appel, Petrus, Ultimatum Gottes an die Welt, Lautersdorf 1979.
Beck, H., Lichterscheinungen und Plasmaphänomene in der Umgebung unbekannter 

Flugobjekte,  (w:),   „Strahlenwirkungen   in   der   Umgebung   von   UFOs",   MUFON-CES, 
Ottobrunn 1977.

Bender, Hans, Kriegsprophezeiungen, cz.2., (w:) „Zeitschrift für Parapsychologie und 

Grenzgebiete der Psychologie", nr 3/4 1981.

Blum, Ralph & Judy, Beyond Earth – Man's Conctact witki UFOs, New York 1974.
Däniken, Erich von, Objawienia, Warszawa 1995.
Ernst, Robert, Lexikon der Marienerscheinungen, Wallhorn 1985.
Fonseca, L. Gonzaga da, Maria spricht zur Welt – in Fatima 1917, Freiburg 1978.
Freitas, Robert A., The Search for F.xtraterrestial Artifacts, (w:) „Journal of the British 

Interplanetary Society", tom 36, str. 501-506, 1983.

Fuller, John G., The Interrupted Journey, London 1981.
Hamm, Emma Teresa, Fingriffe – Gourdes und Fatima żm Zeitgeschehen, Leutersdorf 

1980.

Hesemann, Michael, Findet der Weltagentur statt?, Göttingen 1984.
Holgersen, Alma, Das Buch von Fatima, Wien-München 1954.
Hynek, J. Allen: UFO-Report, München 1978.
Krassa, Peter, Die „Lichtqualle" über Petrosawodsk, (w:) „Esotera" 2/1979.
Lorenzen, Coral & Jim, Encounters with UFO-Occupants, New York 1976.
Meckelburg, Ernst, Der Überraum, Freiburg 1978.
Mecklenburg, Ernst, Besucher aus der Zukunft, Bern-München 1980.
Rossi, Severo & Oliveria, Ventino de, Fatima, Fatima 1982.
Schneider, Adolf, Besucher aus dem Kosmos, Freiburg 1973.

92

background image

Schneider, Adolf & Malthaner, Hubert, Das Geheimnis der Unbekannten Flugobjekte, 

Freiburg 1976.

Smith, Warren, Der jeurige Diamant, (w:) „Esotera" 3/1982.
Stringfield, Leonard, Situation Red – The UFO Siege, New York 1977.
 

Publikacje prasowe:

„Bildpost" z 30 września 1984.
„Esotera" 1/80, 2/80, 7/80, 12/80, 2/81, 3/81, 6/81, 8/81, 10/81, l2/81, 7/83, 8/83, 2/84
„Weekly World News" z 4 listopada 1980.

93


Document Outline