background image

 

CZĘŚD PIERWSZA OD KOŁŁĄTAJA DO SZYMANOWSKIEGO 

 

HUGO KOŁŁĄTAJ 

 

„Ostatnia przestroga dla Polski”  

 

Kołłątaj  zwraca  uwagę  na  ważne  zagadnienia  polityczne,  które  będą  mieściły  się  w  ramach 
przyszłej  konstytucji  (tzn.  3  V  1791).  Ukazuje  narodowi  realną  sytuacje,  którą  można 
wykorzystać do odbudowy rządu i zmiany jego praw jakimi się kieruje. Należy zmienić sytuacje 
polityczną, która teraz zaistniała, postawić się w stanie siły i przyzwoitej powagi. Rząd nie będzie 
dobrym jeżeli tron Polski będzie nadal elekcyjnym. „Trzeba nam króla sukcesjonalnego, bo nas 
przyszłe interregnum do reszty podzieli; trzeba nam króla mającego władzę przyzwoitą, określoną 
prawami, zawarowaną przez straż narodu, bo nie będziemy mieli nigdy egzekucji dobrej, silnej i 
skutecznej,  a  bez  egzekucji  nie  masz  na  świecie  rządu.”  Wolność  ludu  i  jego  prawa  są  dla 
Kołłątaja bardzo istotną sprawą. Nadmienia, że wolności własnej nie należy wykorzystywać (jak 
to było wcześniej) do tego aby nieposłusznym wobec władzy się stawać. „Nie idzie w tej mierze o 
swawolą ludu, nie idzie, aby lud do rządu wpływał, idzie o to, aby kochał i szanował rząd narodu 
naszego.”  Szlachta  posiadająca  władze  wykonawczą  powinna  zająć  się  sprawami  swoimi  i  z 
ziemią związanymi. Nie zaś narzucać mieszczaństwu ciężkie prawa. Powinna z mieszczaństwem 
prawa dla miasta ustalać, aby te nie stawały się zbyt ciężkimi. Oba te stany powinny miedzy sobą 
w zgodności współżyć, „bo szlachcic, ile właściciel ziemi, potrzebuje ludnych i bogatych miast 
dla  łatwiejszego  swych  produktów  odbytu,  dla  nabycia  rzeczy  wygodzie  jego  służących. 
Wzajemnie mieszczaństwo, ile rzemieślnik i kupiec, żyć musi z produktu ziemskiego na opłacie 
właściciela; czy rzemiosłem, czy kupiectwem opatruje swe potrzeby, właściciel ziemi nagradzać 
go musi.” 

Ostatnia przestroga” dla Polski Hugo Kołłątaja. 

Nazwisko Hugo Kołłątaja kojarzone jest przede wszystkim z kuźnicą kołłątajowską, czyli 
grupą  ludzi  kultury,  przede  wszystkim  pisarzy  i  publicystów,  ale  także  przedstawicieli 
innych  zawodów  artystycznych,  która  zawiązana  została  w  okresie  trwania  Sejmu 
Wielkiego  i  bardzo  bliska  współpracowała  ze  stronnictwem  patriotycznym.  Grupa  ta 
nieprzypadkowo nosi nazwę utworzoną od nazwiska autora Przestróg dla Polski - był on 
bowiem  jej  założycielem  ale  także  czołowym  teoretykiem  i 

liderem

  w  czasie  prac 

sejmowych.  Myślą  przewodnią  przyświecającą  tej  organizacji  była  wszechstronna 
naprawa Rzeczypospolitej tak w wymiarze państwowym, jak społeczno - obyczajowym a 
na  kulturalnym  powrocie  do  europejskiej  elity  kończąc,  wreszcie  uchronienie  jej  przed 
wpływami państw sąsiadujących pod względem polityczno - obszarowym. Fakt, że udało 
mu się zebrać wokół siebie tak liczną grupę polskiej inteligencji musiał wynikać z jasno 
określonego i bardzo gruntownie przemyślanego programu odnowy ustroju politycznego. 
Poniżej  postaram  się  przedstawić  główne  myśli  i  założenia  teoretyczne,  które 
przyświecały Kołłątajowi w jego codziennej pracy. 

Po  pierwsze 

reformę

  kraju  rozpocząć  należy  od  samych  podstaw,  zatem  od  ludzi 

mieszkających  na  wsiach,  do  tej  pory  nie  mających  żadnych  praw  publicznych,  zaś 
mających względem swoich przełożonych mnóstwo obowiązków. Nie postulował jednak 
uwłaszczenia chłopów, choć z całą pewnością taka myśl, wzorem postępowego Zachodu, 

background image

 

przez myśl Kołłątajowi przeszła. Dlatego też pozostał na poziomie obdarzenia chłopstwa 

wolnością

 i pewnymi, podstawowymi prawami, jak na przykład prawo wyboru o sobie i 

swoje

rodzinie

. 

Idąc  krok  wyżej  zdefiniował  szczegółowo  rolę  warstwy  mieszczaństwa  w  stworzonym 
przez  siebie  modelu  społecznym.  Oczywiście  nie  uznał  jej  jeszcze  za  tożsamą  pod 
względem  ważności  ze  stanem  szlacheckim,  ale  kategorycznie  wypowiedział  się 
przeciwko  dotychczasowemu  wyzyskowi  i  uciskom,  jakie  stosowała  względem 
mieszcza

magnateria

.  Co  więcej  wskazał  bardzo  wyraźnie,  że  mieszkańcy  miast  mają 

prawo  i  wręcz  powinni  decydować  o  sobie  i  swoim  losie,  dlatego  wszelkie  prawa  nie 
mogą  być  im  narzucane  odgórnie,  lecz  proponowane  i  przyjmowane  po  uprzedniej 
merytorycznej dyskusji. 

Po  trzecie  zajął  bardzo  radykalne  stanowisko  wobec  elekcyjności  sejmu  oraz  prawa 
liberum  veto,  zarzucając  zgromadzeniu  przypadkowość  oraz  niedouczenie  i  brak 
kwalifikacji  większości  posłujących  szlachciców.  Stwierdził  także,  że  żaden  sejm  nie 
przyniesie  nic  dobrego,  jeśli  zasiadać  w  nim  będą  źle  dobrani  ludzie  a  często  wręcz 
narodowi zdrajcy, będący pod wpływem sugestii Rosji czy Prus. 

Wreszcie  poddał  ostrej  krytyce  fakt  wolnej  elekcji  na  funkcję  króla.  Przykłady 
nietrafnych  decyzji  można  przecież  mnożyć  a  zgubne  skutki  tych  błędów  są  widoczne 
przecież  gołym  okiem.  Dlatego  właśnie  Kołłątaj  postuluje  powrót  do  zasady 
dziedziczności  tronu  w  rodzie  mającym  dobre  tradycje  i  cechującym  się  przede 
wszystkim  postawą  patriotyczną,  nie  zaś  prywatą  i  chęcią  wyzyskania  urzędu  do 
pomnażania swych majątków. 

Oczywiście  niemożliwością  jest  wypunktować  i  chociażby  fragmentarycznie  omówić 
wszystkie postulaty głoszone przez Kołłątaja w Ostatniej Przestrodze dla Rzeczpospolitej 
czy  w  czasie  obrad  Sejmu  Wielkiego.  Te  wymienione  powyżej  wydały  mi  się 
najważniejszymi,  bowiem  jasno  wypowiadają  się  na  najważniejsze  dla  funkcjonowania 
państwa  tematy  oraz  można  je,  tym  samym,  uznać  za  wykładnię  teorii  głoszonej  przez 
Hugona  Kołłątaja,  która  zyskała  sobie  tak  wielki  poklask  wśród  ówczesnej  polskiej 
inteligencji. 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

Ignacy Krasicki

 

 

 

NADZIEJA

 

  
Co czynić, gdy się los dla nas wspaczy 
I smutną grozi koleją?  
Czyliż się srogiej poddać rozpaczy, 
Czyli się wzmagać nadzieją? 
  
Płynący w burzy, kiedy maszt pryśnie,  
Widzi, iż łódka ma zginąć, 
Niechże łagodny promyk zabłyśnie,  
Sili się brzegu dopłynąć. 
  
Straszy z daleka uprawne role 
Wzmagająca się ulewa,  
Idzie starowny oracz na pole 
I co uprawił, zasiewa. 
  
Nie wie, czy zbierze, na co pracuje,  
Nie wie, czy zyska pogodę, 
Jednakże słodycz w nadziei czuje  
I wróży sobie nadgrodę. 

 

NADGROBEK CHŁOPA

 

  
Tu leży ten, co karmił oświecone pany,  
W prostej z darnia mogile, ubogi poddany.  
Nie łże nad nim nadgrobek, a następca dumny  
Nie wsparł trumny kruszcowej drogimi kolumny.  
Pochowano ubogo, na wzór innych kmieci,  
Opłakała go żona, opłakały dzieci,  
Pamięć jego nazwiska zginęła zapewnie,  
Gdyby był jak pan kradał, wisiałby na drewnie. 

 

OSOBNOŚĆ

 

  
Spokojny kącie, w którym się ukrywam 
Od uprzykrzonej natrętników zgrai, 
W twojej zaciszy we wszystko opływam 
Pewien, że głos mój i myśl się utai. 
Złymi widoki utrudzony srodze, 
Pozwól, niech w tobie przykrość moją słodzę. 
  

background image

 

Dość długo byłem Fortuny igrzyskiem,  
Czas już rozpięte dawno spuścić żagle,  
Niech się świat bawi innym widowiskiem,  
Niech jednych wznosi, spuszcza drugich nagle,  
Nie chcę i myśleć o Fortuny kole;  
Byłem na górze, byłem i na dole. 
  
Póki wiek rześki niepewne zawody  
Przyszłego losu uwdzięczał i słodził,  
Biegłem za szczęściem mniej baczny, bo młody,  
Niech też odetchnę, dość-em się nachodził.  
Patrzcie na inszych, Argusy stooczne,  
Ja sobie w kącie tymczasem odpocznę. 

 

SZCZĘŚLIWOŚĆ 

 

Rok się skończył, winszować tej pory należy."  
"Komu?" - "Wszystkim." - "Niech Jędrzej z winszowaniem bieży;  
Jędrzej, co to zmyśloną wziąwszy na się postać,  
Szuka, gdzie by się wkręcić lub zysk jaki dostać,  
A przedajnym językiem, drogi albo tani,  
Jak zgodzą, jak zapłacą, tak chwali lub gani.  
Albo Szymon, miłośnik ludzkiego rodzaju,  
Co złych i dobrych wspolem chwaląc dla zwyczaju,  
Gdy cnotę i występki równą szalą mierzy,  
Tyle zyskał w rzemieśle, że mu nicht nie wierzy.  
Niechaj tacy winszują; ja milczę." - "Źle czynisz.  
Alboż wszystkich zarówno potępiasz i winisz?  
Alboż wszystkim źle życzysz?" - "Owszem, dobrze życzę.  
Są cnotliwi, a chociaż niewiele ich liczę,  
Chociaż ledwo ten rodzaj w złych się tłoku zmieści,  
Są dobrzy i w płci męskiej, są i w płci niewieściej." -  
"Więc im winszuj!" - "A jakaż winszować przyczyna?" -  
"Stary się rok zakończył, a nowy zaczyna." -  
"Cóż mam dobrym powiedzieć? W starym ucierpieli,  
I w przyszłym cierpieć będą zapewne musieli.  
Nie kończy się podściwych niefortuna z rokiem,  
Rzadko się cnota szczęsnym ucieszy wyrokiem.  
Do was więc mowę zwracam, sztuczni, a ostrożni,  
Filuty oświecone i jaśnie wielmożni,  
Wielmożni i szlachetni z zgrają waszą całą,  
Winszuję, że w tym roku dobrze się udało.  
Coście tylko pragnęli, wszystko warn los zdarzył,  
Wyście się tam ogrzali, gdzie się drugi sparzył.  
Fortuna, której koło ustawnie się toczy,  
Była ślepą dla innych, dla was miała oczy.  
Więc winszuję wszem wobec, każdemu z osobna.  
Tobie najprzód, którego dziś postać ozdobna,  
Którego oko śmiałe, a czoło jak z miedzi,  
W twoich progach los spoczął i Fortuna siedzi,  

background image

 

Płyną ci dni pomyślne, a przędziarka Kioto  
Pasmo życia nawija na jedwab i złoto.  
Gdzie stąpisz, wszystko w kwiecie, gdzie wspojźrzysz, w owocach,  
A gdy bierzesz spoczynek w twych rozkosznych nocach,  
Ty śpisz, a szczęście czuje. Brzęczą złota trzosy,  
Wrzask cię chwały otacza, a podchlebne głosy,  
Im bardziej natężone, im ogromniej wrzeszczą,  
Tym wdzięczniej stuch twój mocnią, uszy twoje pieszczą.  
Umiesz słyszeć, coc milo, na przymówkę głuchy,  
A gdy czasem mniej wdzięczne zalecą podsłuchy,  
Umiesz i nie dosłyszeć. Talent dziwny, rzadki!  
Takie więc szczęścia twego gdy widzę zadatki,  
Winszuję ci. A najprzód, żeś ocalał zdrowo;  
Wieluż za mniej los srogi ukarał surowo,  
A bardziej sprawiedliwość, której wiek zepsuty  
Nie zna teraz, a przeto szczęśliwe filuty.  
Winszuję, jak ty inszym, że tobie nie mierżą;  
Winszuję, żeś choć zdradził, przecież jeszczeć wierzą;  
Winszuję, żeś choć okradł, nie każą ci wracać,  
Możesz łupu zdartego, na co chcesz, obracać; 

Jest więc czego winszować. A tobie, Konstanty,  
Coś się zgrał na wsie, weksle, pieniądze i fanty,  
Przecież grasz, czego srogi los niegdy pozbawił,  
Przemysł sztuczny to zleczył, fortunę poprawił,  
Odzyskałeś, coś przegrał, już brzękasz wygraną.  
Winszuję, że cię na złym dziele nie złapano.  
A tobie, panie Pawle, jest czego winszować:  
Przed rokiem musiałeś się o szeląg turbować,  
Teraz kroćmi rachujesz. Jak to przyszło? - Sztuka!  
Zyskałeś, cóżeś zyskał? Nowa to nauka!  
Nie powiem. I satyra nie ma być zbyt jasną.  
Tak to nowe światełka wschodzą, stare gasną.  
Panie Piętrze, a waszeć coś wskórał w tym roku?  
Utyłeś, więc winszuję dobrego obroku.  
A jak? Mamże powiedzieć, czyli mam zasłaniać?  
Zasłonię; proszę jednak jejmości się kłaniać.  
A waść, panie Wincenty, coś majętność kupił  
Nie dawszy i szeląga? Czyś okradł, czyś złupił,  
Dość, że wioska już twoja. Niechaj płacze głupi.  
Po co nie był ostrożnym, już jej nie odkupi.  
Zły też to był gospodarz: grunt leżał odłogiem,  
Pola były zarosły chwastem, łąki głogiem.  
Ty przemysłem naprawisz, coś zyskał fortelem,  
I tak się wysłużonym już obywatelem  
Staniesz twojej ojczyźnie. Tak pięknej przysługi  
Winszuję, a choćby się zgorszył może drugi,  
Że gardzisz skrupułami, winszuję i tego:  
Znak to jest mocnej duszy, umysłu wielkiego.  
Gmin podły wnętrzna trwoga i sumnienie straszy.  
Mędrcy! Warn dziękujemy, nauki to waszej  
Jest dzieło, że z nas każdy pozbył się wędzidła.  
Stawia dowcip przemyślny śmiało teraz sidła,  
Kto w nie wpadnie, tym gorzej, że był nieostrożny  

background image

 

Śmieje się, co oszukał, a umysł nietrwożny,  
Wsparty kunsztem dowcipnym wygodnej nauki,  
Na dalsze się natęża i sidła, i sztuki.  
Winszuję więc warn, ucznie dzisiejsi i przeszli,  
Winszuję, żeście nawet mistrzów waszych przeszli.  
A warn co mam powiedzieć, cnotliwa hołoto?  
Dobrzy! Cierpieć wasz podział, ale cierpieć z cnotą.  
Modnej maksym nauki że się nie trzymacie,  
Trzódko mała wśród łotrów, niewiele zyskacie.  
Nie rozpaczajcie jednak. Patrzajcie, jak dalej  
Los tych, których rozpieścił, wesprze i ocali.  
Rzadko się niepodściwośč tak, jak zacznie, kończy,  
A cnota, co się nigdy z chytrością nie łączy,  
Choć jej często dokuczą troski, niepokoje,  
Później, prawda, lecz lepiej wychodzi na swoje." 

 

Ignacy Krasicki, Wybór liryków

oprac. Sante Graciotti, BN I 252, 1985. 

 

WSTĘP 

I. 

Liryka w Europie w wieku XVIII. 

w wielu państwach – proza: 

racjonalizm kartezjański i klasycystyczny XVII wieku. 

nowy oświeceniowy racjonalizm. 

traktaty  polityczne  i  obyczajowe,  powieści  podróżnicze  i  utopijne  fantazje,  „Sztuka  poetycka” 
Boileau, inspiracja pastersko-arkadyjska, uczuciowość, sentymentalizm. 

Włochy – liryka, Hiszpania – upadek po Lope de Vega, Calderone… 

angielski teatr Szekspira. 

II. 

Liryka w Polsce wieku XVIII. 

odrodzenie po epoce saskiej, inspiracja wiejsko-bukoliczna. 

prądy: 

klasycystyczny. 

arkadyjsko-sentymentalno-rorokowy. 

poezja Drużbackiej, Rzewuskiego. 

III. 

Liryczny świat Krasickiego. 

największy poeta klasycystyczny, literatura obyczajowa, społeczna. 

serce, intelekt, mityzacja – niewielkie zdolności narratorskie, „moralnie zaangażowany”, pięk-no 
przyrody,  arkadyzm,  stoicko-epikurejski  ideał  życia  w  osamotnieniu,  świadomość  utopijna 
(możliwość  przeniesienia  fikcji  w  rzeczywistość),  poetyckość  poezji  moralistycznej,  poezja 
służebna wobec rozumu, liryczna medytacja nad życiem, triumf intelektu. 

 

TEKST 

A.  Wiersze  różne  –  Dmochowski,  51  utworów,  II  tom  „Dzieł”  Krasickiego,  1803-1804;  charakter 

liryczno-okolicznościowy, poezje ulotne, niedostatki. 

Pieśń – kompozycja młodzieńcza, prośba o pożywienie dla kmiotków. 

Noc – utwór niedokończony, pochwała Boga, „Ty wszystko, ja niczym”. 

[Święta miłości kochanej ojczyzny] – z „myszeidy”, p. IX, 33-40. 

background image

 

Powązki – dla Izabeli Czartoryskiej, rozkoszny gaik, „miejsce wdzięku, pieszczoty, spoczyn-ku, 
ochłody”, 4 zwrotki, 4 razy „nie masz nad Powązki”. 

[Gdybym  ja  był  Szwajcarem]  –  narodowe  charaktery,  „Niedobrze  być  nierządnym,  słabym  mi-
zerakiem,/ Prawda, jednak mi miło mówić, żem Polakiem”. 

[Zatrudnionemu szczęśliwością kraju] – fraszka, dla króla. 

[Panie Antoni, jużeśmy tez starzy] – do brata, lepiej być małym niż królem i prymasem. 

Do pana Jędrzeja – kiedyś było lepiej, „Kradli jak dzisiaj, ale nie tak jawnie”. 

Osobność – do spokojnego kąta. 

Nadgrobek chłopa – uciemiężony. 

Do pana Michała – każdy ma jakąś wadę. 

Do… - tonący żeglarz i bezpieczny na brzegu chłop. 

Pszczoły – ideał mierności, zachwyt dla natury, baśniowość. 

Do…  -  patriotyzm,  starzec  płacze,  ojczyzna  zginęła,  „milsza  śmierć  wolna  niż  życie  w  kajda-
nach”. 

[Wpośród okropnej zaciszy] – „Mało nam, ale wystarczy”. 

Do  księdza  plebana  –  „Można  przestać  na  małym”,  „Ów  głupi,  co  świat  posiadł,  a  posiadłszy 
płacze,/ bo już nie miał co posiąść”. 

Nowy Rok – „Nie jest człowieka, co jest doskonałe”. 

Dworak – pochwała życia wiejskiego, wiosna, „Miast miłośnik, martwy byłem,/ W tobiem [wsi] 
osiadł i ożyłem”. 

[Myśli słodka, gdy spokojna] – wyższość nad zdarzeniami. 

Do pana Jana – zachęta do życia w cnocie, „Kto cnotliwy,/ Ten szczęśliwy”. 

Nadgrobek Piotrowi Baudoin, misjonarzowi – mąż prawy, „Nie ten, kto łzy wyciskał, lecz kto je 
ocierał”. 

Nadgrobek  Stanisławowi  Konarskiemu,  Scholarium  Pilarum  –  „Ten,  co  pierwszy  zdziczałe  ciął 
gałęzie wzniosłe,/ I śmiał ścieżki odkrywać wiekami zarosłe,/ Co nauki, co miłość kraju wzniósł i 
krzepił,/ W cieniu laurów spoczywa, które sam zaszczepił”. 

Gdyrania  starego  Bartłomieja  –  dobrotliwe  wyśmianie  pochwał  minionych  czasów,  rozumu, 
grzeczność, skromność, poszanowanie rodziców, małżeństwa, zasnął. 

Myśli starca – życie to kłopot i troskliwość. 

Nieborak – cnota i cierpliwość. 

Prostak – podporządkowanie regułom społeczeństwa. 

Do Marcina – radość, dytyramb, młodzieńczość, wieńce i hulanki. 

Pociecha – zmienny los, stoicyzm. 

Do Boga – piosenka, tonacja psalmodyczna, zaufanie w Bogu, od którego wszystko pochodzi 

Modlitwa – prośba o łaskę „umiaru”. 

[O Kochanowski! Ty, coś pisał czule] – do wnuczki Urszulki, roślinność, „mały krzaczek”, gruntu 
uprawa. 

[Wszystko swój sąd w świecie trzyma] – nieuchronność losu, śmierć. 

[Zniośł moment, co wiek skaził] – „dzielna rozpacz”, „wsparta na cnocie”. 

Pieśń na 3 dzień maja – pomoc i łaska Boga. 

Nadzieja – nadzieja, żeglarz tonie, oracz boi się o plony. 

Szczęśliwość – epikureizm + stoicyzm, bezsilność wobec losu. 

O  quid  solutis  beatius  curis?  –  Cóż  jest  szczęśliwszego  niż  być  wolnym  od  trosk?,  z  Katullusa 
XXXI, cóż nad odpoczynek milszego? 

Do  Jana  –  bratanek,  przestroga,  by  nie  gonić  za  ułudą,  mierność,  jak  dzieci,  „Życie  nasze  jest 
igraszką”. 

 

B.  Wiersze z prozą. 

z „Podróży z Warszawy do Biłgoraja. Do ks. Stanisława Poniatowskiego”: 

[Pomiędzy rozkoszne gaje] – gdzie można odpocząć. 

[Miły to widok] – „Po dziennej pracy wieczorem się cieszy”. 

[Dobrze to było] – dawne gospodynie a nowoczesne arkadyjskie pasterki. 

[O miejsce słodkie] – cudzoziemiec w ojczyźnie (zabory). 

[Los jak z ludźmi] – zmienność sił państw. 

background image

 

Do Dulfusa

1

 – zjawa poprzednika na biskupstwie warmińskim, który był gospodarny, bo nie był 

autorem. 

Do S…

2

  -  akceptacja  życia,  jakim  jest,  proza  +  wiersz,  brak  idealnego  stanu,  wiersz  „Być  księ-

dzem…, młodzianem…” itd. 

Do …

3

 - czas na odpoczynek, „południe przeszło”. 

[Przyszedł dzień polowania] – pięknie, ALE („zawżdy się tam wmiesza, gdzie go nie potrzeba” – 
„ale”) zaczął padać deszcz. 

Do …

4

 - każda pora roku (lato i zima) ma plusy. 

List imieniem brata do siostry

5

 – z 1784 r., opis dnia w Lidzbarku, zamku i izb; pobudka, ka-wa, 

ptaszki,  spacer,  ogród,  obiad,  biblioteka,  (drzemka),  gra,  wieczerza,  „dobranoc,  moja  ko-chana 
siostro”. 

 

C.  Bajki.

6

 

 

D.  „Pieśni Osjana” – praca nad nimi 1778-1799 z przerwą 1780-1790, preromantyzm. 

Pieśń  I  Kalmy  –  nieprzyjazna  noc,  opuszczona  Kalma,  prośba  o  światło  do  księżyca  i  gwiazd, 
Salgar  się  nie  odzywa,  opuściła  dla  niego  rodziców,  przeczuwa:  Salgar  zabije  jej  brata  i  sam 
zginie. 

Opisanie nocy miesiąca października* na północy Szkocji – bard 1. – noc tajemnicza i groź-na. 

 

E.  „O rymotwórstwie i rymotwórcach” – od 1793 r., zarys historyczny literatury światowej. 

F. Petrarca „Na śmierć Madonny Laury (Sonet 260)” – smutna dolina, rzeczka powiększona przez 
jego łzy, powietrze gorące westchnieniami, już jej nie zobaczy. 

 

 

 

 

 

 

 

                                                           

1

 z Warszawy, Krasicki winien był mu ogromną sumę. 

2

 niezidentyfikowany adresat. 

3

 niezidentyfikowany adresat. 

4

 niezidentyfikowany adresat. 

5

 Anny Charczewskiej. 

6

 patrz: I. Krasicki, Bajki, oprac. Z. Goliński, BN I 220. 

background image

 

 

 

 

 

Adam Naruszewicz  

 

LIRYKI WYBRANE 

 

Cztery części roku 

WIOSNA 

  

..Nil sine magno  

Vita labore dedit mortalibus... 

O, jak wesołe nastały czasy!  
W śliczną się barwę przybrały lasy;  
Słońce się coraz wyżej pomyka;  
Ledwo śnieg widać, lecz i ten znika. 
  
Szumny Akwilon skrzydły mroźnemi  
Gdzieś do lapońskiej zaleciał ziemi,  
A lekki Zefir na lekkich cugach  
Po rozłożystych sieje kwiat smugach. 
  
Słodki szum czynią, gdy wiatr powiewa,  
Papużym liściem ozdobne drzewa;  
Gdziekolwiek pójdziesz, wiosenne dzwonki,  
Kwilą pieskliwym głosem skowronki. 
  
Tu wełnonośnych owiec drużyna  
Młodziuchne trawy ząbkami ścina;  
Owdzie z wiernymi u nóg ogary  
Nadyma pasterz huczne fujary. 
  
Wisła okowy zdarszy warowne,  
Pędzi do morza statki ładowne. 
Czeka gospodarz, by mu za żyto  
Holender złotą brząknął kalitą. 
  
Dalej do pługów uprawiać ziemię,  
Dalej do wołów, robocze plemię!  

background image

10 

 

Gdy nie zasiejem za dobrej chwili,  
Przez całą zimę będziem pościli. 
  

LATO 

  

Secura mens juge convivium 

Patrz, jak na środek wzbiwszy się nieba,  
Ogniem tchną żywym rumaki Feba:  
Trudno się ukryć, gdzie by upały  
Okrutne z góry nie dosięgały. 
  
Pełne wód przedtym płynących rączo  
Ledwo się miałkim dnem rzeki sączą,  
A gdzie koń bystry ledwo w pław chodził,  
Widziałem, jako lada pies brodził. 
  
Smutne kwiateczki ze mdłymi ziołki  
Zwiędłe ku ziemi chylą wierzchołki,  
Czekając, rychło z różanej dłoni  
Perłowej rosy Hesper uroni. 
  
Zemdlony żniwiarz upałem srogiem  
Dysze w południe leżąc pod brogiem.  
Zamilkły wdzięczne ptasząt okrzyki,  
Tylko się w chrostach swarza koniki. 
 
Często, skopcone mglistymi kiry,  
Ciska grad niebo i ogień szczyry;  
Dnia za chmurami nie widać we dnie,  
Wszystko od trwogi stworzenie blednie. 
  
A ja pod moim słomianym dachem  
Starym się wesół posilam Bachem.  
Niechaj się niebo, jako chce, sroży,  
Czystego serca nic nie zatrwoży. 
  

JESIEŃ 

  

Labor ipse voluptas 

Minęły słońca letniego skwary,  
Łaskawa jesień dzieli swe dary:  
Gdziekolwiek tylko wzrok się mój toczy,  
Jest czym ucieszyć i napaść oczy. 
  
Ciągną na wozach ogromne woły  
Snopki, którymi rwą się stodoły;  

background image

11 

 

Wesołe dziewki, raźni młodzieńce  
Niosą, śpiewając, do dworu wieńce. 
  
Nie dba na żądła brzmiącej hałastry  
Chłop, podcinając z kanara plastry,  
A w spore beczki i duże kadzie  
Wdzięczny pijakom prowijant kładzie. 
  
Rozlicznych wetów moc nieźliczona  
Łamie ciężarem drzewom ramiona. 
Żaden nie sięga, żaden nie szczypie:  
Sam dobrowolnie owoc się sypie. 
  
Masz, gospodarzu, zapłatę za to,  
Żeś przepracował wiosnę i lato;  
Ciesz się z czeladką; a kto próżnuje,  
Niech głodny gardziel piaskiem ładuje. 
  

ZIMA 

 

Kos ubi decidimus, palvis et umbra sumus 

Rozkoszna chwilo jesiennej pory,  
Którą bieg czasu już porwał skory,  
O, kto by mi dał skrzydła tak lotne,  
Bym mógł twe cofnąć cugi niewrotne! 
  
Jako spuszczony z tęgiej cięciwy 
Do celu pocisk leci pierzchliwy, 
Tak, co mię cieszył wdzięcznym widokiem, 
Niedoścignionym zniknął czas krokiem. 
  
Od północnego ostry Boota 
Gwiżdże wiatr w uszy i śniegi miota. 
Ledwo w południe ciepło Tytana 
Czuć, który w lecie ogniem tchnął z rana. 
  
Rącze kryształów wodnych woźniki  
Noszą na grzbietach ładowne bryki;  
Umilkł gwar miłych ptasząt pieszczony,  
Same po dachach wrzask czynią wrony. 
 
Lecz mię to przecie nie tak dolega,  
Że śliczna pora od nas odbiega;  
Nadejdzie znowu, jak miną lody,  
Czas, co osypie kwieciem ogrody. 
  
Ale na ciebie, nędzny człowiecze,  
Gdy się starości zima przywlecze.  

background image

12 

 

Zetnie krew w żyłach, nabawi śronu,  
Nie spędzisz śniegu z włosów do zgonu. 

 

 

DO KOMINKA 

  
Kiedy z północy rozpędziwszy żagle  
Port opanują roku śnieżne wiatry,  
A w dzikie Afrów umknie Zefir nagle  
Pola, i mrozem poczną ziewać Tatry;  
Gdy za pół świata wypędzone słońce  
Nieścigłym lotem z naszej uniknie strony,  
A za nim w pogoń wyszle północ gońce,  
Sypiąc na ziemię i śniegi, i śrony;  
Kiedy naturze zamknie odetchnienie,  
W części powietrza ostre natka szpilki,  
A w biały kolor na śmierć przyrodzenie  
Ustroi, mnie zaś w barany lub wilki;  
Gdy bielmem zajdzie domu mego okno,  
Od pudru drzewa zsiwieją, a nogi  
Po szkle wodnistym chodząc nie zamokną,  
Ani wczorajszej mogą pognać drogi: 
  
Tyś mym Zefirkiem cichuchnym,  
Tyś południem, tyś zachodem,  
Tyś moim przyjemnym wschodem,  
Tyś moim majem miluchnym. 
  
Ty moim jesteś widokiem,  
Ty przechadzką, ty cieplicą, 
Tyś mym sobolem i świcą,  
Tyś mojej chatki jest okiem. 
  
Ach, póki zimno nie minie, 
Tyś dla mnie wszystko, Kominie! 

 

FILIŻANKA  

IMIENIEM A. L. K.

 

  
Co niebo jasne przy złotej pogodzie,  
Kiedy się zatli błękitnym szafirem;  
Co malowany gmin kwiatów w ogrodzie,  
Chłodnym w poranku muskany Zefirem;  
Toś ty w mych oczach, cudowne naczynie,  
W którym dank bierze Sas bogatej Chinie. 
  

background image

13 

 

Wszystko się w twojej zamknęło postaci:  
Z delikatnością kształt gładkiej roboty,  
Z różnymi złoto farbami się braci,  
Dwa zmysły wabiąc lubymi pieszczoty.  
Rad bym cię nigdy z oczu mych nie zmykał,  
A zawsze usty chętliwymi tykał. 
  
Twojej sam ogień szanując urody,  
Miedzy drogimi najcelniejsza sprzęty,  
Cofnął z miłości płomień jasnoszkody  
I wolną puścił przez bystre odmęty:  
A co misterny rzemieśnik ulepił,  
To jeszcze hartem warowniej ukrzepił. 
  
Czy do poprawy pomaga odmiana?  
Czy mię życzliwość moja słodko zwodzi?  
Ledwoś, filżanko, odmieniła pana,  
Nowa się w tobie cale piękność rodzi: 
Błysnęły jaśniej twe farby i wdzięki,  
Skoroś się pani mej dotknęła ręki. 
  
Skąd miłość sercem słodkie wije pęta, 
Nabiera blasku z jej włosów twe złoto; 
Tuczą twój szafir nadobne oczęta, 
A ukraszony wstyd wiarą i cnotą, 
Z wdzięcznym uśmiechem bieluchnego lica, 
Żywiej róż twoich szkarłaty roznieca. 
  
Nie trzeba mieszać do napoju potem  
Zamorskich przypraw, które Indy rodzą:  
Usta jej lipcem, usta kandyzbrotem,  
I same cierpkie piołuny osłodzą.  
Gdzie one były, kto postawi swoje,  
Boskie wypijać będzie mniemał zdroje. 
  
Niech się nie chlubi z perłowym pucharem  
Udatna Hebe, że służąc Junonie  
Nieśmiertelnym ją napawa nektarem,  
Gdy sobie siedzi na Jowisza łonie.  
I ziemskiej ten się los nadarzył glinie,  
Że z niej piękniejsza pije niż boginie. 

 

background image

14 

 

 

 

BALON

 

 

 

Gdzie bystrym tylko Orzeł polotem 
Pierzchliwe pogania ptaki,  
A gniewny Jowisz ognistym grotem 
Powietrzne przeszywa szlaki, 
  
Niezwykłych ludzi zuchwała para,  
Zwalczywszy natury prawa, 
Wznawia tor klęską sławny Ikara  
I na podniebiu już stawa. 
  
Nabrzmiały kruszców zgorzałych duchem.  
Krąg lekkiej przodkuje łodzi, 
Los dla niej rudlem, nici łańcuchem,  
Z wiatrami za pasy chodzi. 
  
Już im te złotą wyniosłe pychą  
Mocarskich siedlisk ogromy 
W gruzów nikczemnych potrząskę lichą  
Wzrok przeistoczył poziomy. 
  
Król, Wódz, Senator, kmieć pracowity,  
Czy rządzi, czy ryje ziemię, 
W błahych się zlepkach czołga ukryty,  
Jak drobne robaczków plemię. 
W strumyk dziecinnym palcem na stole  
Z kilku kropel zakreślony, 
Ledwo się sączy na tym padole 
Nurt szumnej Wisły, zmieniony. 
  
Gminie, ku rzadkiej zbiegły zabawce,  
Jakież ci cuda mózg kryśli? 
Ty sobie roisz czary, latawce:  
Filozof inaczej myśli. 
  
Choć się Natura troistym grodzi 
Ze stali murów opasem,  
Rozum człowieczy wszędy przechodzi, 
Niezłomny, pracą i czasem. 
  
Tymi on wsparty, bory wędrowne  
Burzliwym morzom poruczył, 

background image

15 

 

Wydarł z otchłani kruszce kosztowne  
I skakać głazy nauczył. 
  
Zbywają dzikiej mocy żywioły  
Pod jego dzielnym rozkazem, 
Leniwe woda opuszcza doły,  
A góry ścielą się płazem. 
  
Tego się styru w pogodnej porze 
Gdy ujął mężny Sarmata,  
Choć go opuścił i wiatr, i zorze, 
Już wolniej sobie polata. 
  
Wszystko zwyciężysz, Łódko szlachetna,  
Na ciosy przeciwne twarda; 
Statek twój sława uwieczni świetna  
Chlubniej niż podróż Blancharda. 
 

HYMN DO SŁOŃCA

 

  
Duszo istot po wielkim rozproszonych świecie,  
O ty, prawicy twórczej najdroższy sygnecie!  
Oceanie światłości, którą w krąg twój biegły  
Zlewa tron Wszechmocnego latom niepodległy.  
Sprawco płodów wszelakich! twojej darem ręki  
Poziomy nasz świat bierze życie, blask i wdzięki.  
Twoim dzielnym uśmiechem tknięta ziemia licha  
Porusza się, odmładza, rodzi i oddycha,  
A żywotnimi na wskroś groty przenikniona,  
Dobywa dziwnych skarbów z upornego łona. 
  
Ty, unosząc po niebie swe koła potoczne,  
Piszesz godzinom płochym kresy nieprzeskoczne;  
Przed twym jedzie powozem na koniu udatnym,  
Siejąc perły wilgotne po trakcie szkarłatnym,  
Srebrnowłosa Jutrzeńka, i gościniec zmacza;  
Ciebie pompa, wielmożność, blask, wielkość otacza.  
Majestat przy twym tronie wolnym idzie krokiem,  
Na który człek ułomnym nie śmie rzucić okiem.  
Z twej karocy złocistej Żyzność plon bogaty  
Sypie na ziemię: owoc, ziarno, wdzięczne kwiaty.  
Skąd wszelka dusza żyjąc, co lata, co pływa,  
Co chodzi, głosu na twe pochwały dobywa.  
Twe bystrym upierzone ogniem jasne pręty,  
Przenikając grunt twardy z morskimi otmęty, 
Sposobią gnuśne żużle i bryły niezgrabne 
Na kosztowne kanaki, na kruszce powabne. 
Stąd na płótnie, na drzewie, ciał twórca kłamliwy 

background image

16 

 

Rodzi misternym pędzlem świat bez głosu żywy; 
Stąd ma pilny rzemieślnik naczynia sposobne; 
Stąd uprawia swe role chłopstwo chleborobne; 
Stąd zbytek swe przepychy chlubnym zdobi blaskiem, 
Stąd ludzkiego przemysłu chlubnym wynalazkiem 
Krągłe się złoto wijąc nieustannym ruchem, 
Łączy świat różnousty handlownym łańcuchem. 
  
Bez ciebie wszystko martwym snem ujęte leży,  
Gdy się skrzepłym oddechem Arktów czas zaśnieży:  
Wszystko sępi ćma sroga, czarnych strachów pani,  
Zdaje się świat do pierwszej powracać otchłani.  
Ale skoro łagodnym zabłyśniesz promykiem,  
Wnet raźniejszym natura cała idzie szykiem:  
Igrają wypuszczone rzeki z groźnej kluby,  
Drzewa się w różnoliście przyozdobią szuby;  
Strzelają młodą trawką, zrzuciwszy niezbędne  
Z karków ciężary, pola, żywiąc trzody błędne.  
Sama na bystrych falach Kloto w klęski płodna,  
Choć kopie mokre groby, ryjąc morze do dna,  
Nie tak się zdaje sroga, i wraca nadzieje,  
Gdy się twa śliczna postać od wschodu rozśmieje. 
  
Wszystko tobie ulega: niech się jak chce burzy,  
I czarnymi obłoki niebo dzień zachmurzy;  
Niech szyje piorunami, a strasznym łoskotem  
Grozi trwożliwej ziemi niechybnym wywrotem;  
Skoro nań łuk wymierzysz z farb uwity cudnych,  
Wioną na pierwszy widok roty cieniów brudnych.  
Powraca luby pokój, a z cienistej cieśni  
Wywodzą stada w pole pastuszkowie leśni. 
Lecz ty, o wielki Twórco! któryś dziwnym czynem  
Osypał dla nas niebo licznym świateł gminem  
I w pośrodku ich wodza złotego posadził,  
By pewnym trybem lata i wieki prowadził;  
Jakąż za to odbierzesz od zlepków śmiertelnych  
Chwałę? Któryż-to język sprawy Twych rąk dzielnych  
Godnie opieje? Twojej Przedwiecznej Istoty  
Mądrość kieruje wszystkie niebieskie obroty;  
Ty nimi lotnych duchów obarczywszy skrzydła,  
Jednym ostrogi, drugim przydajesz wędzidła,  
By krążąc po powietrzu rozlicznymi koły,  
Śliczną sceną bawiły podniebne żywioły. 
  
Bez Twej wodzy opatrznej bądź na chwilę drobną 
Świat by się cały okrył ruiną żałobną, 
A rozhukane sfery, wzorem bystrych koni, 
W pierwszej sprzecznych żywiołów pogrążyły toni. 
  

background image

17 

 

Jeżeli człek niewdzięczny w twych przybytkach, Panie,  
Tłumi w niegodnych ustach dziwnych łask wyznanie,  
Samo Cię, od połudnej do północnej osi,  
Niebo, swojego sprawcę, pochwałami wznosi. 
 
 

NA SANIE KSIĘŻNY IZABELI CZARTORYSKIEJ

 

 

 

Generałowej ziem podolskich 

  
Fraszka do twych sań, księżno, wóz gładkiej Cyprydy, 
I koncha wodogromnej na morzu Tetydy! 
Twój powóz wszystkie zgasił: cały złotem błyska; 
Siedzi Kupid na dyszlu i grot z łuku ciska. 
Wkoło lotnych Amorków płochy tłum się wije, 
Siejąc róże szkarłatne i mleczne lilije. 
Dzielny rumak pod ciężar chyli kark z ochotą, 
Toczy z ust białe piany, żuje czyste złoto. 
Z wysmukłej szyi cudny zaplot na pierś spływa, 
Ozdobny szor od pereł raźny grzbiet okrywa. 
Pełno dzwonków po bokach brzęk wydaje mnogi, 
Ostrzegając, by każdy ustępował z drogi. 
Więc pod takim kibitnej rzędem pełen chluby, 
Macha bujnym ogonem, krasne wstrzęsa czuby; 
Zbiera nóżki pod miarą, jako łani chyża, 
Jeży grzywy powiewne i głośno poryża, 
A latając to na te, to na owe strony, 
Dzieli nadobną panią na lud zgromadzony. 
W pośrodku cna Eliza ładnych siedzi sanek, 
Eliza, co pięknością dochodzi niebianek; 
Eliza, co białością gasząc blask łabęci, 
Krasą róże, oczema serca ludzkie nęci. 
Na której pańskich ustach Rozkosz i Pociechy, 
Wdzięki, Powaby siedzą, i słodkie Uśmiechy; 
Która, gdy na cię okiem dobroczynnym rzuci, 
I w martwych sercach płomień wdzięczności ocuci. 
Pozad stoi przyjaciel, złote dzierżąc lice, 
I biegłego przysługę sprawuje woźnice; 
Fuka na koń i biczem bez ustanku trzaska, 
I styruje, by śliska ciągło szła kolaska. 
O wózku! prym ci daje Boota oś krzywa: 
Ty Elizę, lecz serca Eliza porywa! 
 

background image

18 

 

 

SUPLIKA DO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI

 

  
Czas, co najtrwalsze obala budowy,  
A k'woli zmiennej płonnym włada światem,  
Zwinął na koniec szwadron Jezusowy,  
Gdziem od lat tylu prostym był sołdatem. 
  
Kraj mi jest świadkiem, żem poczciwie służył:  
Nie padła na me serce żadna skaza,  
Bądź mię za pieszka kiedy zakon użył,  
Czym grzbiet osiodłał rączego Pegaza. 
  
Już wiek stargany przez twardą żołnierkę  
W pełnym niesłusznej rejmencie ohydy,  
Przydzie na błędną puścić poniewierkę,  
Lub dyszeć w kącie miedzy inwalidy. 
  
Bez chleba kęsa, bez roli zagonu  
Wstyd mi, lecz muszę dolę mą otwierać.  
Użal się, Królu, z wysokiego tronu,  
A nie daj z głodu na starość umierać. 
  
Niech pod twym berłem nie będę przykładem,  
Co świat o naszych literatach plecie:  
Kładną cytrynki na stół przed obiadem,  
A gdy wycisną sok, rzucą na śmiecie. 
 
Póki mam siły i podołam sławie,  
Którąś mi sprawił, Panie, twym zachętem,  
Siadam za stołem z książęty na ławie;  
Każdy mię kocha, bom nie jest natrętem. 
  
Lecz wiek na czele piąty krzyżyk pisze,  
Febowe dziewki nie chcą bawić ze mną:  
Długo się człowiek głową nakołysze,  
Nim mu myśl zrządzą do rymu przyjemną. 
  
Więc gdy przestaną zgoła bywać z laty,  
A sława zniknie bez swego zasiłku,  
Nie mając własnej, biedny starzec, chaty,  
Być mu w szpitalu z poety na schyłku. 
 

background image

19 

 

 

REDUTY

 

 

 

Minął stary mięsopust, minęły ostatki,  
Pozamykać kazali księża mięsne jatki;  
Śledzie tylko a stokfisz wzywa do pokuty.  
Cóż to? czy się i w poście nie kończą reduty!  
Groza, zemsta, zgorszenie, grzech nieodpuszczony! 
Wołaj, ojcze Pafnucy, co garła z ambony.  
Pełno masek po mieście, że zaledwo prawie  
Trzecia część w bałamutnej nie chodzi Warszawie.  
Gdzie stąpisz, to twarz obca; rzadki człowiek, co by  
Rodowitej maszkarą nie ukrywał doby;  
A w czym stan, przyrodzenie i wiek jego płaci,  
Wyrytej twórczą ręką trzymał się postaci.  
Chudoba się w przepysznych złotogłowach pisze,  
Głupcom się filozofskie z brody bielą wisze.  
Białki siedzą na koniach, a co chłop, to baba:  
Serca pasz, statku mało, myśl i ręka słaba.  
Starcy się przedzierzgnęli w dzikie pantalony,  
Z młokosów arlekini z lisimi ogony.  
Na księżach bachusowe porośli jagody,  
Nosy jak winogrady, brzuchy gdyby kłody.  
Płochość, duma, interes bal tu wieczny dają;  
Skacze Polak na jednej nodze, obcy grają.  
Owo świat się przewrócił czy też ludzie na niem;  
Jak widzę, wkrótce innym stworzeniem się staniem.  
Nie trzeba szukać Cyrki w bajecznym Homerze,  
Co twarz rozumną w nieme zamieniała zwierzę.  
Chcesz widzieć pełne zwierza różnego obory,  
Przebież nasze ratusze, pobożne klasztory,  
Odwiedź izby sądowe, przedniejsze urzędy;  
Pod czapki sobolimi i pod rewerendy  
Ujrzysz dziwy; a wołaj padłszy na kolana:  
«Woły, osły i wszystko bydło, chwalcie Pana!» 
  
Śmiejesz się, miły Walku, i słysząc te mowy  
Myślisz pono, że mi się kręci wpośród głowy  
Mózg zagrzany konewką lub żem, filut stary,  
Ciarlatańskie wdział sobie na nos okulary?  
Tak-ci to prawdę łają za ostre zaczepki:  
Upił się czy mu w głowie nie dostaje klepki?  
Zdrowym jest, dzięki niebu, na duszy i ciele. 
Przyznał to mój jurysta w Oculi niedzielę,  
Gdym fałszował dokument; że rękę od drżączki  
Mam wolną do skrobania, a łeb od gorączki.  
Ba! owszem, i na dowód oczywisty, że cię  

background image

20 

 

Nie łudzę, staniem oto na bliskim tu trecie,  
Gdzie się różne ulice krzyżując prowadzą  
Do Zamku i do Fary: bo tu się gromadzą  
Najliczniej redutnicy, aby w każdej chwili  
Boga, króla, przyjaciół obłudą zwodzili.  
Obaczyć tam najwięcej w barwianym pozorze  
Hipokrytów w kościele, a zdrajców na dworze. 
  
Owóż masz! Jedzie w modnej jegomość karocy.  
Ma parę takich na dzień, a jedną do nocy.  
Co za przepych na koniach! co za szor i siatki!  
Mógłby za nie wyżywić i żonę, i dziatki  
Niejeden biedny rolnik, co się długo pocił,  
By pan gnuśny z łez jego grzbiet szkapi ozłocił.  
Wygląda by święta kość z kryształowej skrzynie:  
Po sukniach, ekwipażu i po hojnej minie  
Powiedziałbyś, że to pan. Istnać to gołota  
Kryje się wśród jedwabiu i jasnego złota.  
Zostawił-ci mu ojciec, smażywiecheć szczery —  
Jedząc chleb za pieczyste, rzodkiew za selery —  
Kilka włości obszernych, jak testament pisze;  
Teraz się przy nim tylko został klucz Hołysze,  
Wioseczka Pożyczanka z karczmą Nieoddajem.  
Reszta poszła, chwalebnym świstaków zwyczajem,  
Na oferty miłosne, na smaczne obiady,  
Na fabryki rozkoszne z podchlebców porady,  
Na dwór z łuszczybochenków nikczemnych złożony.  
Jeździł nie wiedzieć po co raz do Barcelony,  
Dwakroć do Włoch; dwa razy i Londyn, i Bernę  
Odwiedził, skąd nam jednę przywiózł ficygernę  
Z kilką modnych wachlarzów. Wionęły pieniądze; 
Pycha tylko została i niesforne żądze, 
Jakby dawną utrzymać, choć w nędzy, figurę. 
Zaledwie mu dłużnicy nie obedrą skórę. 
Nie masz kupca, patrona i klauzury mniszéj 
Lub kędy utajony kapitalik dyszy, 
Żeby go nie wymodlił, wypłakał, wymęczył. 
Czy mu kto lada łajdę i błazna nastręczył, 
Że ma sumkę z szachrajstwa długiego nabytą, 
Czy piwkiem robi sobie zysk i akwawitą: 
Wnet doń posły wyprawia o jej pożyczenie, 
Zawinąwszy w papierek honor i sumnienie. 
Teraz u kominiarza stu talerów szuka, 
U stróża wziął dwanaście, dziesięć u hajduka, 
Dziesięć z płaczem wycisnął, co pod świętym Janem 
Przedaje baba krupy, siedząc pod straganem. 
Ten, co był wczoraj u nas czy ongi, zda mi się, 
Jego to spod deliji Żyd przetrząsał rysie; 
Lokaj nosił komodę z angielskim stolikiem, 

background image

21 

 

Rajfura jakiś tacę i kubek z imbrykiem; 
Murzyn pierścień machlował, a w galony modnie 
Szachowane wisiały na ulicy spodnie. 
Szedł krawiec, a nie wiedząc zażalony, co rzec, 
Westchnął nabożnie: «Tenże to wisi proporzec, 
Com go uszył niedawno hrabi jegomości?» 
Chciał go drągiem do diabła poszarpać ze złości, 
By respekt nie oddalił zuchwalstwo niezbożne; 
Że to przecie powłoki są jaśniewielmożne. 
Czym jeździ, w co się stroi, gdzie mieszka, czym płaci: 
Cudze to są nabytki, jak owa w postaci 
Nadobnych się piór kawka próżną chlubą jeży. 
Ano, gdyby tu każdy do swojej łupieży 
Rękę ściągnął: szewc zerwał niepłatne trzewiki, 
Kupiec porwał za suknie, szmuklerz za guziki, 
Włoch czuprynę znienacka nabawił napaści, 
Że mu z pudrem pachnącej nie zapłacił maści; 
Przy kuflu za ojczyznę łba nadstawia chutnie,  
Gotów umrzeć. A czemu? Że mu nikt nie utnie.  
Słyszysz, Marsie maskowy, jakie czynią trwogi  
Huczne kotły nakoło i miedziane rogi?  
Już Tatarzyn w granicę puścił swe zagony,  
Wsie pali, zdziera domy, młode gwałci żony!  
Czas ruszać; siodłaj konie, bierz się do szyszaka!  
Lecz ty, pono, z pozoru tylko hajdamaka.  
Zachorzałeś; ledwo cię widać pod drylichy,  
Albo dyszysz ukryty między bure mnichy.  
Przyszło ci się w karmniku zgniłym życiem bawić,  
Gdy za kraj i monarchę trzeba pierś nadstawić.  
Zrzuć  tę larwę, nieboże! Lepiej się umieści  
Kapij na twojej głowie lub kornet niewieści.  
Oddaj dzikim Sarmatom kiryś i przyłbicę;  
Były pod ich szabliskiem nietknięte granice,  
Kiedy zgodni, porządni, twardo wychowani,  
Miłośnicy swych królów i wierni poddani,  
Bez ślifów i oliwek, choć w prostym paklaku,  
Panowali od źródeł Dniepru do Krępaku. 
  
A to co za parada wali niezliczona? 
Jest to pierwszy minister króla Faraona. 
Idzie z pocieszną wieścią do pana, iż więcéj 
Pobił dusiów w Warszawie niźli sto tysięcy. 
Tu wjecznej plac potyczki, jak Chocim i Żwaniec, 
Gdzie się zawsze z Polaki ucierał pohaniec. 
Ma nasza młódź waleczna, ciągnąc z każdej strony, 
Moc kruszcowych rekrutów na karciane gony. 
Już się też ich przebrało: za grenadyjery 
Dukaty wprzód stawały i mężne talery; 
Teraz tylko złotówki; przecież je zaciąga. 

background image

22 

 

Wkrótce nie będzie widać na placu szeląga. 
Kmiecie, Żydy, przekupnie, kupców, miast mieszkańce, 
Wszystkich-eśmy złupili na takie wybrańce; 
Choć srodze marnotrawiąc krajowe dostatki, 
Wrzeszczemy, kiedy przyjdzie mowa o podatki. 
Nie widziałeś takiego, jako żyw, widoku. 
Ten, co kijem uprząta ciekawego tłoku, 
Piorąc zawadne chłopy ze drwami i słomą, 
Jest to dworu ministra Pamfil maior-domo. 
Za nim po amazońsku, wysmukłe jak lalki, 
Piątki, szóstki, dziewiątki, ósemki i kraiki; 
Toż tryszaki, kwindecze, karczmy, pancerole 
I lombry, i trysety walą w raźnym kole; 
Niżniki za lokajów, sążeniste asy 
Z długimi za karetą stoją szabełtasy.  
Kinal siedzi na koźle, a od złota rzędne 
Ciągną zwycięski rydwan dwa tuzy żołędne. 
Pozad pełno hałastry nadwornego znaku, 
Nędza bosa, bez czapki, w odartym kubraku; 
Brudne przeklęctwo, rozpacz z czołem w ziemię wrytym; 
Zwada z bindą na głowie, a okiem podbitym; 
W jedwabnych rękawiczkach złodzieje i zdrajce, 
Podłość w burce, a kłamstwo w mienionej kitajce. 
Na koniec strata czasu, kredytu i sławy, 
Gotowa od dłużników uskrobać z Warszawy.  
   
Owóż się na ulicy słodko z mnichem wita  
I w szkaplerz go całuje: jest to hipokryta,  
Jaki mógł być na świecie; że księdza Dryganta  
Często winkiem podsycił, obił predykanta,  
Utopił dwie czarownic, a wierzy w upiory —  
Gmin mu za życia świętych wyrządza honory.  
Bodaj tymże co postać myśl chodziła tokiem,  
Oczy nie szły za niebem, ręce za tłomokiem!  
Słyszałem, jako sypie na klasztor jałmużny,  
A drzwi każe zamykać, będąc kupcom dłużny.  
Na jednych liczy gałkach procent i pacierze:  
Dziesięć «zdrowych», a od sum po piętnaście bierze. 

Szarga sławę bliźniego zaraz po koronce;  

Gorszy się, a sam w cudzej kwerenduje żonce.  
Piątek suszył o grzankach, pił jak byk w niedziele.  
W wieczór był na Nalewkach, a rano w kościele. 

  
I to, mym zdaniem, idzie pan, maska nie lada.  
Co się być przyjacielem każdemu powiada.  
Ogon węgorzy w ręku, wietrznik na stodole,  
Bocian, lata miłośnik, słodki kwas w rosole.  
Ni ciepły, ani zimny; na dzień kilka razy  

background image

23 

 

Odmienia się, jak owe u Włochów obrazy.  
Co mu głowę wywrócisz, to twarz zawsze ina,  
Gdzie była pierwej broda, tam leży czupryna.  
Chwalca cnoty, u kogo tuczne sosy zjada,  
Jutro nań u innego stołu opak gada.  
Rękę ściska, gazetne w ucho baśni kładnie;  
Maca, aż co z języka biednemu wypadnie.  
A z tym lecąc, pędziwiatr, od kąta do kąta,  
Mniemanym przyjacielstwem serca ludzkie pląta.  
Potrząsa charakterem, jak Żyd starym fantem;  
Wczoraj był rojalistą, dziś republikantem.  
Słowa mu na dwór ciekły, jako z pełnej beczki;  
Dziś chwali: jezuickiej chce mu się wioseczki.  
Napisał panegiryk; a gdy się zawiedzie,  
Krzyknie: «Nie masz tu zasług!» i do Włoch pojedzie,  
Miły chamaleonie! coć do jednej skóry  
Lgnie kolor czarny z białym, z granatowym bury,  
Bądź mi nieprzyjacielem oczewistym raczej;  
Nie będę patrzał na cię, ni trzymał inaczej.  
Nie podlewaj mi cukrem mąki na pół plewnéj;  
Lepszy nad słodką zdradę nieprzyjaciel pewny.  
Lepsze nad obustronny ołów stalne harty;  
Wpadłem w dół słomą kryty, minąłem otwarty.  
Idź z Bogiem, zwodna masko, a daj miejsce drugiéj! 

Owóż jedzie madama romelskimi cugi.  

L'abbé siedzi na przedzie; na bal musi spieszyć.  
Właśnie w szczęśliwym kraju jest się z czego cieszyć.  
Dzięki tobie, płci słodka, że nie czujem przecie,  
Jako nas z każdej strony los przeciwny gniecie.  
Śmiech serca opanował sardoński, przy zgonie  
Cieszym się; brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie.  
Zdjąwszy z berła strach kary i cnoty ochronę,  
Bierzem z niego płochości z nieczulstwem zasłonę,  
Jakby promień słoneczny mógł blaskiem połudnym  
Strzelać dzielnie, zakryty chmur płaszczyskiem brudnym.  
Z łaski waszej na nowo mamy świat stworzony.  
Gdy w pierwszej niewinności spólne były żony,  
Żaden się nie obawiał, że wilk kozy dusi,  
W cieniu z duszkami swymi leżeli pastusi.  
Wstyd jest karą sumnienia; u nas go niewiele:  
Nałóg z występków — cnoty porobił modele.  
Wy nas mądrym bawicie często świegotaniem,  
Gładząc umysł sarmacki różnych znajdowaniem  
Rozrywek i mód przednich; jak pieskliwie śpiewać,  
Kształtne dobrać guziki, raźne szaty wdziewać,  
Udawać na teatrach i zwykać powoli,  
Że nas zdrajcą, szalbierzem, gnuśnym być nie boli.  
I tyle czucia mamy na ojczyste zgony,  
Jak ten, co z teatralnej wychodzi zasłony:  

background image

24 

 

Udawszy bajkę obcą, więcej łzy nie kanie;  
W równych względach u niego Polska i Trojanie.  
Już dziś nie słychać kotłów i chrapliwej miedzi;  
My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi.  
Tam Mars, u nas Wenera; rzadko widzieć, aby  
Który z młodzi szlachetnej końskie cisnął schaby.  
Rozpieszczone ciałeczko utłacza karety;  
Fartuch u niej chorągwią, proporcem kornety. 

Lecz widzę, że przeczekać tej parady trudno:  

Napasłeś wzrok i umysł procesyją nudną.  
Miły Walku! czas siodłać konie, a do domu  
Spieszyć dla siania hreczki, choć diabeł wie, komu. 

 

CHUDY LITERAT 

W  tej  satyrze  autor  podejmuje  temat  ubóstwa  i  pozycji  społecznej  literatów.  Kwestię  tę  wiąże 
Naruszewicz  z  krytyką  sarmatyzmu  rozumianego  jako  zacofanie  i  ciemnotę  prowincjonalnej 
szlachty,  która  niechętnie przyjmuje jakiekolwiek  nowości  w  dziedzinie literatury  i  nauki,  skąd 
bierze się niechęć tej części społeczeństwa do czytania "pożytecznych ksiąg". 

 

W odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jak to się dzieje, że literat cierpi biedę i już drugi rok nosi 
ten sam żupan i tę samą kurtę, literat rozpoczyna długi monolog, w którym próbuje wyjaśnić taki 
stan  rzeczy.  Pisarz  stracił  wszystko,  ponieważ  został  oszukany  przez  drukarnie,  a  mecenasi 
finansowali  go  tylko  dotąd,  dokąd  im  nadskakiwał  i  schlebiał.  Stwierdza  on,  że  gdyby  ludzie 
kupowali księgi, łatwiej byłoby żyć tym wszystkim, którzy utrzymują się z pracy pisarskiej: 

"Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie za(ś)witał, 

Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał. 

Jeden drugiego gani, że czas darmo trawi" 

W  tym  miejscu  rozpoczyna  się  fragment  tekstu  zbliżony  w  formie  i  wymowie  do  Krótkiej 
rozprawy...  Reja.  "Mówi  szlachcic",  że  księgami  powinien  zajmować  się  ksiądz,  "aby  nauką  i 
pismem  zdrowym  lud  zasilić"  i  w  ten  sposób  odwdzięczyć  się  Rzeczypospolitej  za  wszelkie 
przywileje, którymi jego stan się cieszy. Ponadto ksiądz nie musi zajmować się rodziną i dzięki 
temu  może  znaleźć  czas  na  czytanie.  Ksiądz  z  kolei  zarzuca  szlachcicowi,  że  on  nie  pracuje 
własnymi  rękami,  lecz  że  na  niego  "sto  pługów  ryje".  Szlachcic  nie  pełni  też  żołnierskich 
obowiązków  i  nie  ponosi  z  tego  tytułu  żadnych  kosztów  ani  strat.  Jego  jedynym  zajęciem  jest 
siedzenie przy ogniu lub oknie i rozmowa z Żydem. Dlatego ksiądz proponuje, aby przynajmniej 
coś  przeczytał,  a  nie  był "tylko  szlachcicem  herbem  i  nazwiskiem  ".  Oprócz  tego  szlachcic  ma 
wysokie aspiracje: pragnie być posłem albo deputowanym. Każdy zresztą ze stanów zasłania się 
swoimi zajęciami, które nie pozwalają rzekomo zajmować się czytaniem, ale usprawiedliwieni w 
tym względzie są tylko chłopi i kupcy, którzy naprawdę rzetelnie oddają się swojej ciężkiej pracy. 

 

Następnie literat opisuje scenę rozmowy księgarza ze szlachcicem, który chce kupić (dla dzieci) 
"jakie dziełko w nowej modzie". Księgarz prezentuje wiele książek dotyczących różnych dziedzin 

background image

25 

 

nauki,  jednak  na  żadną  z  nich  szlachcic  nie  może  się  zdecydować,  zaś  uzasadnienia,  które 
przytacza,  demaskują  jego  nieuctwo,  wstecznictwo  i  zarozumiałość.  Krytykuje  on  wszystkie 
nowinki  literackie  i  naukowe,  chociaż  wcale  ich  nie  zna.  Wreszcie  decyduje  się  na  receptę  na 
przyrządzenie  "dryjakwi"  (specyfiku  uważanego  za  uniwersalne  lekarstwo)  oraz  "kalendarz 
nowy" i kalendarz gospodarski. 

 

Na koniec literat wymienia wszystkie ujemne strony życia umysłowego i społecznego wynikające 
z faktu, że się czyta "szpargał byle jaki" lub nie czyta się w ogóle. Są nimi: zacofanie, umysłowa 
ciasnota oraz: 

"(...) pycha szalona, że swe antenaty (antenat-przodek) 

Od trojańskiego jeszcze zasięga Achaty 

I, siedząc nad herbarzem z nosem osiodłanem, 

Pycha, że pan przodek jego był hetmanem". 

 

CHUDY LITERAT 

Któż się nad tym zadziwi, że wiek jeszcze głupi? 
Rzadko kto czyta księgi, rzadko kto je kupi. 
 
- A cóż to, mój uczono-chudy mości panie? 
Już to temu dwa roki, jak w jednym żupanie 
I w jednej kurcie widzę literackie boki? 
Sława twoja okryła ziemię i obłoki, 
Że cię miały w kolebce muzy mlekiem poić, 
A z niej, widzę, że trudno i sukni wykroić. 
Nie pytam, jak tam twój stół i mieszkanie ma się? 
Podobno przy gnojowym blisko gdzieś Parnasie 
Apollo ci swym duchem czczy żołądek puszy, 
Szeląga nie masz w wacku, a długów po uszy. 
Z tym wszystkim pod pismami twymi prasy jęczą, 
Ledwo cię pochwałami ludzie nie zamęczą, 
Żeś ozdoba narodu, pszczółka pełna plonu 
Cukrowego, pieszczota, oczko Helikonu, 
Kwiatek, perła, kanarek, słońce polskiej ziemi... 
- Przestań mnie miły bracie szarpać żarty swemi. 
Mam dosyć ukarania, wszystkom stracił marnie, 
Żem się na mecenasy spuścił i drukarnie. 
Te ostatni grosz za druk z kalety wygonią, 
Tamci dość nagrodzili, kiedy się pokłonią. 
Niepokupny dziś rozum; trzeba wszystko strawić, 
Kto go chce na papierze przed światem objawić. 
Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni, 
A nie masz, kto by ściągnął rękę do kieszeni. 
Nie masz owych skutecznych ze złota pobudek; 

background image

26 

 

Więcej szalbierz zyskuje albo lada dudek, 
Co pankom nadskakiwa lub co śmiesznie powi, 
Bo on za swe rzemiosło podarunki łowi, 
A ty, biedny, swe pisma, opłaciwszy druki, 
Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki, 
Żeby z nich mogła imość, gdy przyjdzie Jacek 
Ze szkoły, czym podłożyć z rodzeńkami placek. 
    Wolałbym się był lepiej bawić maryjaszem. 
Chodziłbym, jak pan Pamfil, z oprawnym pałaszem, 
Kołpak by mi łysinę soboli nakrywał, 
A ryś spod brandenbury bujny połyskiwał, 
To mi to kunszt zyskowny: często w jednej chwili 
Człowiek się pod pieniędzmi ledwie nie uchyli, 
A czego nie wypisze przez rok ni wyczyta, 
Jedna da mu fortunę w kartach faworyta. 
Mój zaś bożek Apollo za usługi krwawe 
Dał mi w nagrodę szkapsko, Pegaza, włogawe, 
Który nie z jednym pono, jak się często zdarza, 
Na popas do świętego zabłądził Łazarza. 
Ostatnie to rzemiosło, co prócz sławy kęsa, 
Nic nie daje autorom ni chleba, ni mięsa 
I żyć każe sposobem prawdziwie uczonem: 
Wodę łykać, a wiatrem żyć z chamaleonem. 
    Gdybyć to kupowano księgi! To by przecie 
Człowiek jaką łachmanę zawiesił na grzbiecie. 
Każdy chce darmo zyskać: już bym mu ustąpił 
Rozumu, byle tylko za papier nie skąpił. 
Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał, 
Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał. 
Jeden drugiego gani, że czas darmo trawi. 
Mówi szlachcic: "Czemu ksiądz księgą się nie bawi? 
Jemu każe powinność na to się wysilać, 
By nauką i pismem zdrowym lud zasilać, 
Jemu za chleb w ojczyźnie prędszy i obfity 
Tą posługą zawdzięczać Rzeczypospolitéj. 
Alboż mu to o żonce z dziećmi myślić trzeba?" 
A ksiądz: "Toć szlachcic sobie sam nie robi chleba. 
Sto pługów na jednego pasibrzucha ryje. 
Pewnie się on za dobro pospolite bije? 
Nie uziębnie na mrozie, na deszczu nie zmoknie, 
Siedzi w zimie przy ogniu, a w lecie przy oknie. 
Gadając z panem Żydem, kto w karczmie nocował, 
Wiele śledzi wyprzedał, wódki wyszynkował. 
Mógłby też co przeczytać, a z odętym pyskiem 
Nie być tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem. 
Osobliwie, że mu się nie chce panem bratem 
Być prostym, ale posłem albo deputatem. 
Niepięknie to, ze sędzia nie zna prawa wcale, 
Chocia jaśnie wielmożnym bywa w trybunale, 

background image

27 

 

Ani ów poseł z wielką przyjeżdża zaletą, 
Co tylko na podatki głośne ryknie veto; 
Nie straszny tez to u mnie taki podkomorzy, 
Co na hipotenuzę wielki pysk otworzy, 
A co ma sprzeczne z sobą rozmierzać granice, 
Ledwie zna nieboraczek cerkiel i tablicę." 
    Tak się oni spierają: po staremu przecie, 
I ten, i ów nie wiedzą nic o bożym świecie. 
Każdy mówi, iż nie ma czasu do czytania, 
Każdy się swą zabawą od książki zasłania. 
Chłop ma co robić w polu, a rzemieślnik w mieście, 
Mnich zabawny swym chorem lub chodzi po kweście. 
Ksiądz..., lecz ja nie chcę z takim państwem mieć poswarki, 
Kupiec łokcia pilnuje lub zwiedza jarmarki; 
Palestrant gmerze w kartach, co je strzygą mole, 
Szlachcic pali tabakę lub łyka przy stole. 
Dworaczek piętą wierci, żołnierz myśli, kędy 
Karmnik z wieprzem, syr w koszu, a z kurami grzędy, 
Pan suszy mózg nad tuzem i wymyśla mody, 
Kobieta u zwierciadła, póki służy młody 
Wiek, siedzi, a gdy starsze przywędrują lata, 
Cudzą sławę nabożnym językiem umiata. 
Stary duma, jak mu grosz jeden sto urodzi, 
Młokos wiatry ugania i białą płeć zwodzi. 
A z tej liczby zabawnych, można mówić śmiele, 
Chłopi tylko a kupcy są obywatele. 
    Słyszałem ja, gdy pewny szlachcic do Warszawy 
Przybył dla pewnej ze swym proboszczem rozprawy, 
Który go za wytyczne wyklął z kazalnicy, 
Ujrzał sklepik z księgami na Farskiej ulicy. 
Dziad je jakiś sprzedawał. Spytał na przechodzie: 
"A nie wyszło też jakie dzieło w nowej modzie, 
Bym je zwiózł dla dzieci? Dobrze to nawiasem 
I samemu przy piwku coś przeczytać czasem. 
Teraz jest świat uczony; daj Boże, poczciwy 
Żeby był, a poprzestał już wyrabiać dziwy." 
"Mam – odpowie staruszek – i różnych, i wiele. 
Są kazania na święta i wszystkie niedziele..." 
"Zachowajcie dla księży, mój bracie, boć lepiéj 
Z karty dobrze powiedzieć, nic co drugi klepi, 
Diabeł wie co, z pamięci na święconym drzewie, 
A tego, co powiada, sam i słuchacz nie wie..." 
"Mam wydanego teraz niedawno Tacyta..." 
"Niech go sobie sam miły pan autor przeczyta. 
Nie masz tam nic śmiesznego, to pisarz pogański." 
"Więc wacpan racz dla śmiechu kupić Sejm szatański..." 
"To pewnie po radomskiej co nastąpił radzie?..." 
"Ej, nie; tu w czarnej siedząc Lucyper gromadzie 
Słucha biesów, aby mu rachunek oddali, 

background image

28 

 

Wiele ludzi po świecie poszukiwali, 
Wiele niewierny patron spraw wygra niesłusznych, 
Wiele ktoś nawyłudza złotówek zadusznych, 
Wiele łez pan wyciśnie z poddanych okrutny, 
Wiele biesów naliczy szuler bałamutny, 
Wiele plotek po mniszkach, próżności po damach, 
Obietnicy u panów, a łgarstwa po kramach..." 
"To coś bardzo strasznego..." "Owoż arcyśliczna 
Książka, co tytuł Przyjaźń ma patryjotyczna..." 
"Musi to być szalbierstwo; teraz patryjotą 
Ten tylko, co do siebie zewsząd garnie złoto, 
Miłość dobra ojczyzny w księgach tylko stoi; 
Każdy się w sobie kocha i siebie boi, 
Żeby mu kordon jakiej nie zagarnął wioski, 
Waląc wreszcie na króla i winy, i troski." 
"Są wiersze..." "To błazeństwo." "Są też Polskie dzieje..." 
"Bodajbyście wisieli na haku, złodzieje! 
Żeście, w wieczne swój naród podając pośmiechy, 
Powyrzucali z kronik i Wendy, i Lechy...' 
"A o gospodarstwie też będzie wziąć co wola?..." 
"I bez książek pszenicę rodzi moja rola." 
"To o rządzie Europy?..." "A mnie bies to po tem, 
Jakim się cudze sprawy wiją kołowrotem. 
Ja wiem, że u nas sejmik będzie na Gromnicę, 
A jarmark na Łucyją, świętą, męczennicę. – 
Nie dbaj, miły staruszku; trzeba dla mej pani 
Dryjakwi, co od Złotej noszą Węgrzy Bani. 
Dwa razy tylko była mi w Warszawie, alić 
Nie może, biedna, spazmów od siebie oddalić..." 
"Takie rzeczy w aptekach..." "Więc przecie, mój bracie, 
Drukowane jej w sklepie opisane macie..." 
"Cóż więcej?..." "Kalendarza..." "A jakiego?" "Co by 
Uczył, czy będą u nas i jakie choroby 
W tym roku; jeśli pokój, czy będziem mieć wojnę, 
Czy głód, czy urodzaje obaczemy hojne?..." 
"Jest mały kalendarzyk..." "Ten to zdrajca, który 
Poodzierał szlacheckie nazwiska ze skóry, 
Co nigdy nie napisał, aż mię serce boli, 
Lubom za przywilejem wendeński podstoli? 
Będę się, chyba że mię śmierć ze świata zdejmie, 
By mi go zerwać przyszło..." Tak po targu sprzecznym, 
Dawszy tynfa rudego z mieczem obosiecznym, 
Podniósł bibliotekę na ładunek głowy: 
Receptę do dryjakwi i kalendarz nowy. 
    Owoż masz literata! Niejeden to taki, 
Co woli w domu czytać szpargał lada jaki 
Lub zbijać tylko grosze, by je pan syn stracił, 
Niż gdyby rozum pięknym czytaniem zbogacił. 
Więc jako też kto czyta, tak potem i prawi: 

background image

29 

 

Pali Euksyn, na piaskach papierowe stawi 
Okręty, bohaterów na powietrzne sadzi 
Wozy i przez obłoki gryfami prowadzi. 
Zamienia ludzi, w wilcze przyodziawszy skóry, 
Nosi baby na łyse przez kominy góry. 
Widzi Abla z Kaimem na miesięcznej zorze 
I solone syreny prowadzi przez morze. 
    Mądrego nic nie pytaj. Lecz to gorzej szkodzi, 
Że, co czynim, o srogie szwanki nas przywodzi, 
Jednym gnuśne stępiło umysł próżnowanie, 
Drugim rozum i serce utopił we dzbanie, 
Ów się tylko pieniactwem szarga, a z sąsiady 
Ustawicznie o lada zagon wszczyna zwady. 
Ten, pańskiej pachołkując dumie i zawiści, 
Zwodzi, kłamie, namawia, a nuż co skorzyści, 
Istny płód Proteusza, gotów dla mamony 
Temu, co go wprzód zdradził, niskie bić pokłony, 
Tamten całe swe szczęście na kartach zakłada 
Lub lata po wizytach i obiady zjada. 
Pełno ludzi zabawnych: zdaje się, coś robi 
Każdy i do usług się ojczyzny sposobi. 
Lecz kiedy jedno ciało zrobisz z tej gromady, 
Ni serca do czynności, ni mózgu do rady. 
Drugi gadać nie umie, ba, i cóż on powie? 
Nic nie czytał, nie myślił, same wiatry w głowie 
Albo pycha szalona, że swe antenaty 
Od trojańskiego jeszcze zasięga Achaty, 
I, siedząc nad herbarzem z nosem osiodłanem, 
Pochycha, że pan przodek jego był hetmanem. 
    Dziękuję-ć, myśli zacna, z czyjej to pobudki 
Berła mozolubnego dobroczynne skutki 
Kalendarz tegoroczny przy końcu objawił, 
Jakim który swój dowcip pismem autor wsławił. 
A nuż w tych litanijach i moje ramoty 
Obaczywszy kto, rzuci z ciekawości złoty. 
Tak się przynajmniej człowiek na zimę ogarnie, 
Przestaną go ze skóry odzierać drukarnie. 
Przestanie kiedyż tedyż być uczonym golcem, 
Wkroczywszy w ścisłą przyjaźń z księdzem Bohomolcem. 

 

 

background image

30 

 

 

 

Julian Ursyn Niemcewicz 

 

ALONDZO I HELENA 

DUMA 

naśladowana z Angielskiego. 

JTiękna Helena i Alondzo śmiały,  
Ta z wdzięków znana, ów z czynów woiennych,  
Siedząch, gdzie strumień wśród iaworów ciemnych  
Z łagodnym szumem zlewa się ze skały,  
Przez słodkie mowy, przez czułe weyrzenia,  
Słodzili bliską chwilę rozdzielenia.  

2. 

Ah! rzekł młodzieniec, iutro się oddalg  
W odległey ziemi krwawe toczyć boie,  
Ty po mnie wkrótce uśmierzysz twe żale,  
Nowy zalotnik zyska secce twoie,  
I wiarę którąś przysięgła wiernemu,  
Niestała, może oddasz bogatszemu!  

3- 

Poprzestań, piękna Helena odpowie,  
Posądzeń twoią kochankę krzywdzących,  
Niechay Bóg, srogi Bóg wiarę łamiących,  
Skarze mię, ieźli uchybię w mym słowie;  

Czyś zywy, ezyli legniesz od oręża,  
Innego nigdy nie wezmę za męża.  

4- 

Gdyby ma próżność, lub bogactwa żądza  
Dały mą rękę innemu z śmiertelnych,  
Niech trup na ów czas śmiałego Alondza,  
Siędzie obok mnie, wśród godów weselnych;  
Niech mię niewierną małżonką nazywa,  
I iak swą własną do grobu porywa.  

5- 

background image

31 

 

Do Palestyny dzielny rycerz spieszy,  
Kochanka nad nim rzewne łzy wylewa,  
Jedna ią tylko myśl powrotu cieszy:  
Alić zaledwie rok ieden upływa,  
Bogacz okryty złotem, kamieniami,  
Stawa przed zamku Heleny bramami.  

6. 

Nowy zalotnik, skarby swe gotowe,  
Obszerne włości, i dary rozwodzi,  
Omamia oczy, zawraca iey głowę,  
Podchlebstwy próżne serce iey uwodzi;  
Łamie Helena wiarę przysięźoną,  
I iuż innemu przyrzeka być żoną.  

7- 

I iuż xiądz zwiazał ręce nowey pary,  
Goreiu gmachy światły rozlicznemi,  
Gną sjioły srebra i potraw ciężary,  
Piękna Helena błyszczy przed wszystkiemi;  

Smiechów, radości gwar się ieszcze szerzył,  
Gdy zegar pierwszą godzinę uderzył.  

8- 

W ten czas dopiero z zdumieniem i trwoga,  
Helena widzi przy sobie Rycerza:  
Siedział obok niey z surowościa sroga,  
Którey wesołość godów nie uśmierza;  
Cichy, ponury, niczym nie wzruszony,  
W oblubienicę wzrok trzymał wlepiony.  

9- 

Postać olbrzymia; z wierzchołka szyszaku.  
Czarna przyłbica na twarz mu spadała,  
I zbroia czarna bez żadnego znaku,  
Gdzie niegdzie tylko krew ią okrywała;  
Patrząc nań, psy się wstecz z strachu cofały,  
I swiece bladym płomykiem pałały.  

10. 

Przytomność iego trwogą i milczeniem  
Przeraża gody, nie doszły połowy  
Kiedy Helena, blada i ze drżeniem  
Rycerzu, rzekła: zdyimiy hełm z twey głowy,  
I racz używać bankietu wesela, .  
Który gościnność chętnie ci udziela.  

background image

32 

 

11. 

Umilkła: gość nasz pełniąc iey rozkazy,  
Z wolna przyłbicę szyszaku odkrywa;  
O nieba! iakież okryśla wyrazy  
Strach, co Heleny serce wskróś przeszywa,  
Gdy raptem widzi, nie iuź twarz żyiącą,  
Lecz trupią głowę na siebie patrząca.  
 

12. 

Krzyk przeraźliwy gmach obszerny razi ,  
Każdy z ohydą odwraca swe oczy;  
Z gęby i skroni robactwo wyłazi,  
Pełza, i na pół zgniłe kości toczy:  
Nakoniec larwa, wśród tey straszney sceny,  
Tak się do piękney odzywa Heleny.  

i3. 

Fałszywa ! gdzie cię zwiodła bogactw żądza ?  
Przypomniy sobie śmiałego Alondza:  
Jakeś życzyła, w tey weselney dobie,  
Wśród godów siada trup iego przy tobie;  
Niewierną ciebie małżonka nazywa,  
I iak swą własną . do grobu porywa.  

14. 

To mówiąc; dłońmi na pół ią uymuie:  
Helena krzycząc na próżno sie zbrania,  
Ziemia się na dwie strony rozstępuie,  
ciemną przepaśc oboie pochłania.  
Pogasły światła, słychać tylko ięki  
Piekielnych poczwar, i łańcuchów szczeki.  

Nie długo potym, ciosem nie zwróconym,  
Bogacz zakończył życie pełne trwogi ;  
Zamek na zawsze został opuszczonym .  
A w pustych gmachach, kiedy wicher srogi  

Przeraża duszę przez dęcia straszliwe,  
Słychać Heleny ięczenia płaczliwe.  

16. 

Czteryfcroć na rok o północney porze,  
Gdy sen śmiertelnych ciężkie troski słodzi,  
Helena w śnieżnym wesela ubiorze,  
Z trupem rycerza swoiego wychodzi;  

background image

33 

 

On ią wył>ladłą, z obłakanym wzrokiem  
Porwawszy, szybkim w koło kręci tokiem.  

17-  
Widać w koło nich larwy tańcuiące,  

Trzymaiąc czaski świeżo z trupów zdarte;  
Krew ich napoiem, krwi potoki wrzace  
Piią, a paszce szeroko otwarte  
Wolaią: para niech żyie szczęśliwa!  
Mężny Alondzo, Helena fałszywa.  

Pisano na morzu długości zĄ^, szsrokosci północney  
Ąyt.' 6n>/i>:' 39 Lipca 1802.  

 

DUMA O ŻÓŁKIEWSKIM 

1 
Za szumnym Dniestrem, na cecorskim błoniu, 
Gdzie Żółkiewskiego spotkał los okrutny, 
Jechał Sieniawski odważny i smutny, 
W błyszczącej zbroi i na śnieżnym koniu. 
  
2 
Maj właśnie drzewa i kwiaty rozwijał, 
Księżyc, w noc cichą świecąc roztoczony, 
O srebrne skrzydła i hełm się odbijał, 
Lecz rycerz wzdychał, żalem obciążony. 
  
3 
Niebieskie oczy serce mu zraniły 
I swą srogością pokoju zbawiły; 
Wzdychał, koń jego myślom się stosował, 
Z zwieszoną głową zwolna postępował, 
  
4 
Tak dumał, alić po bladym promieniu 
Błyszczącą widzi stal pomiędzy krzaki: 
Był to hełm, na nim w zbyt drogim kamieniu 
Herb Żółkiewskiego i rdzy krwawej znaki. 
  
5 
Zdjął go i na tak tkliwe widowisko 
Jął mężny rycerz rzewne łzy wylewać, 
A widząc srogie walk pobojowisko, 
Usiadł i takie zaczął rymy śpiewać: 
  
6 
"Cecorskie pola i wy głuche lasy, 
"Co na wierzchołkach swych wiatry niesiecie! 
"Roznieście ciężkie żale me po świecie 

background image

34 

 

"Nad wodzem sławnym w wiekopomne czasy. 
  
7 
"Mężu! co sławy chęć wyssałeś w mleku, 
"Zamoyski twoje przepowiadał cnoty, 
"Pod jego znakiem w wiosny jeszcze wieku 
"Siałeś mord srogi w liczne Niemców roty. 
  
8 
"Cóż, gdy hetmanem zostać z rycerza 
"I świetnym pułkom przewodzić zacząłeś? 
"Granice Polski ręka twa rozszerza, 
"Podbiłeś państwa i już Moskwę wziąłeś. 
  
9 
"A gdy się walą wieże niebotyczne 
"Dawnego grodu, oręż twój gotowy 
"Wojska Moskali rozproszywszy liczne, 
"Wkłada na carów zwycięskie okowy. 
  
10 
"Hetmanie, pełen nieśmiertelnej sławy, 
"Dniu w sercach polskich nigdy nie zmazany! 
"Kiedyś, z szczęśliwej wróciwszy wyprawy, 
"Przed zgromadzone stawił jeńców stany. 
  
11 
"Król Zygmunt siedział na tronie, a wkoło 
"W szkarłatnych szatach poważni ojcowie, 
"Młody Władysław pozierał wesoło; 
"Wtem wszedł Żółkiewski, a za nim carowie. 
  
12 
"Królu! narodzie wolny i potężny! 
"Wiodęć ród carów nieszczęsny, lecz mężny, 
"Przyjm go nie jako chluby widowisko, 
"Lecz jak odmiennej fortuny igrzysko. 
  
13 
"Bodajby Nieba, co nam dziś szczęściły, 
"Wiodły zwycięstwa za orły polskimi, 
"Bodajby wnuki sposoby srogimi 
"Za krzywdy przodków nigdy się nie mściły! 
  
14 
"Ty, Władysławie, byś jej klęski słodził, 
"Moskwać przeze mnie śle poddaństwa śluby, 
"Rządź nią, lecz wspomnij, kędyś się urodził, 
"Niechaj ci kraj twój zawsze będzie luby!" 
  
15 
Tak mówił hetman: - "Któż by rzekł, że chwile 
"Tak świetne w ciężkie zamienią się klęski? 
"Że, nie mogąc się Turków oprzeć sile, 

background image

35 

 

"Szanowną głowę da pod miecz zwycięski!" 
  
16 
"Obóz mu cały wśród łez i rozpaczy 
"Wyniósł grobowiec i zwłoki w nim schronił; 
"Na nim ten napis śmierć i cnotę znaczy: 
"On piersi swymi ojczyznę zasłonił". 
  
17 
"Ty, drogi hełmie, skronie mu wieńczyłeś 
"I włos zsiwiały na pracach ojczyzny; 
"Ty w bitwach młodym rycerzom świeciłeś, 
"Tyś mu na czole krył szlachetne blizny! 
  
18 
"Przysięgam, że cię na głowę nie włożę, 
"Aż nieprzyjaciół krwią mego nie zmyję, 
"Aż cieniom wodza ofiary nie złozę, 
"I pól cecorskich trupem nie okryję!" 
 
19 
A tak Sieniawski każdy bój stoczony 
Chciał, by dla niego był chwałą lub zgubą; 
Dotrzymał słowa i laurem wieńczony 
W ogromnym hełmie stanął przed swą lubą. 
  
20 
Niebieskie oczy przyjęły go mile, 
Bo z dawna cnotę zwykły tylko cenić: 
Po bojach słodkie przyszedł pędzić chwile 
I laur na mirtu gałązkę zamienić. 

FRANCISZEK DIONIZY KNIAŹNIN 

DO LUTNI

 

  
Ducha boskiego udziale,  
Którym cię czucia unoszą,  
O Lutni! ku Jego chwale,  
Napój me serce rozkoszą.  
Brzmienia twojego uroczne tknięcie 
Zmysłami mymi rozrządza:  
Posłuszne twojej we wszem ponęcie,  
Jak wdziękom miłość i żądza. 
Co chcesz, przyjmuję: żal, tęskność, nadzieję. 
Zapalisz? gorę, rozrzewnisz? łzy leję. 
W miarę twych dźwięków smutną lub radosną 
Uczucia tkliwych namiętności rosną. 
  
Serce przywrzałe do zbrodni  
Twoich zapałów nie czuje:  

background image

36 

 

Niechże się lęka pochodni,  
Którą Bóg mściwy gotuje...  
Ty gasisz ogień wszechmocnej ręki, 
A nad piorunem, co pała,  
Dobroć, na twoje zmiękczona jęki, 
Uśmiech po niebie rozlała.  
Ucichną wichry, czarne nikną chmury:  
Słodzi się postać wzburzonej Natury. 
Nadziei wdzięcznej niech ustąpi trwoga:  
Ty zabrzmisz wielkość łaskawego Boga. 
  
Tam, kędy widzi twarz Jego,  
Rzesza nim zawsze szczęśliwa,  
Rozgłosem brzmienia twojego  
Wieczna Go pamięć opiwa:  
Jak jednym słowem świat światów stworzył, 
Jak życie rozdał swym tchnieniem,  
Jak zgładził zbrodnię, a Śmierć umorzył 
Sam równym sobie plemieniem.  
Tłum świętych duchów na Wieczności łonie,  
Pijąc tę rozkosz, w uwielbieniach tonie:  
A ten, przed którym tańczą światów kręgi,  
Jaśnieje chwałą w cudach swej potęgi. 
  
Jedno zaś brzękiem wspomnienie,  
Jak dumne strącił Anioły,  
Wzruszy drżące nieb sklepienie,  
Burząc po światach żywioły.  
Zdaje się słyszeć ta zemsta sroga 
Z całej Natury truchleniem,  
Gdy wzrok żywego wystrzelił Boga 
Grzmiącym na pychę płomieniem:  
Którym potwory na łeb pchnięte tłumem,  
Z hałasem, waśnią, zgrzytem, wrzawą, szumem,  
Runęły w przepaść, zlękłe zaś otchłanie  
Rozpaczy wieczne zamknęły zmieszanie. 

 

DO WĄSÓW

 

  
Ozdobo twarzy, Wąsy pokrętne!  
Powstaje na was ród zniewieściały.  
Dworują sobie dziewczęta wstrętne,  
Od dawnej Polek dalekie chwały. 
  
Gdy pałasz obce mierzył granice,  
A wzrok marsowy sercami władał,  
Ujmując wtenczas oczy kobice,  
Bożek miłości na wąsach siadał. 

background image

37 

 

  
Gdy szli na popis rycerze nasi,  
A męstwem tchnęła twarz okazała,  
Maryna, patrząc, szepnęła Basi:  
Za ten wąs czarny życie bym dała! 
Gdy nasz Czarnecki słynął żelazem  
I dla ojczyzny krew swą poświęcał,  
Wszystkie go Polki wielbiły razem,  
A on tymczasem wąsa pokręcał. 
  
Jana Trzeciego gdy Wiedeń sławił,  
Głos był powszechny między Niemkami:  
Oto król Polski, co nas wybawił,  
Jakże mu pięknie z tymi wąsami! 
  
Kogo wstyd matki, ojców i braci,  
Niech się ze swego kraju natrząsa,  
Ja zaś z ojczystej chlubien postaci,  
Żem jeszcze Polak, pokręcą wąsa. 

 

DWIE LIPY

 

  
Oto dwie lipy zielone 
Ze dwóch się brzegów witają: 
Jedna ku drugiej skłonione, 
Gałęźmi siebie tykają. 
  
Do czegóż rozdział im sprawił 
Okrutny odmęt tej rzeki? 
Skłonność im tylko zostawił, 
Lecz się nie złączą na wieki. 
  
Tak mówił Koryl zbłąkany, 
O wiernej myśląc Izmenie; 
I z najskrytszej w sercu rany 
Głębokie wydał westchnienie. 

 

KROSIENKA 

DO PIOTRA ORZECHOWSKIEGO 

  
Rzekł  sobie  hardy:  wszystko  mi  się  godzi,  Mam  oręż  w  ręku,  lud  i  prawa  moje.  Krew 
tylko moja rządzce światu rodzi, Dla niej są kunszta i przemysł, i znoje. 
Niech mi się żaden sarknąć nie waży: 

background image

38 

 

Sąd  i  kara  w  mojej  straży.  Tu  mistrz  obłudy,  w  nabożnej  postaci:  Ja,  rzekł,  podeprę 
gmach  wysoki  pana!  Służąc  świat  jemu,  niechaj  i  mnie  płaci.  By  zaś  zgiętego  nie 
podniósł kolana, 
Drżącemu w świętej ku nam pokorze 
Nieba  i  piekła  otworzę.  Dopieroż  mędrzec  na  pół  oświecony  Zamąci  prawdę  i  zionie 
swym jadem. Wzruszył z swych zasad ołtarze i trony I nad zhukanym zawoła nieładem: 
Losu nam tylko ślepa jest droga; 
Nie  masz  cnoty,  nie  masz  Boga.  Pęknie  wnet  łańcuch  wiekami  ukuty:  Rozigrały  się 
namiętności  człeka.  Ślepy  zuchwalstwem  a  jadem  zatruty,  Szuka  wolności,  i  na  nią  się 
wścieka. Mordujmy siebie, gińmy pospołu: 
I z góry wyrok, i z dołu. 
Bóg,  na  którego  zapomnieli  ludzie,  Lub  w  Jego  imię  ważyli  się  kłamać,  Puścił  ich 
własnej pysze i obłudzie, Dozwolił wichrom karki sobie łamać; 
A wpośród błędów burzliwej nocy 
Umknął  światła i pomocy. Truchlejem na to i wołamy, Pietrze: Cóż będzie z nami bez 
Jego  pomocy?  Grzmi  zewsząd  zbrojne  w  pioruny  powietrze;  Zginie  i  cnota  wśród 
okropnej nocy. 
Niechaj z ufnością pobożny klęka: 
Wpośród  tej  burzy  jest  ręka!  Ta  ręka,  zbrodnie  ukarawszy  stare,  Przez  które  ostra  dziś 
prowadzi droga, Wróci nam słuszność, porządek i wiarę I znak mądrości, to jest bojaźń 
Boga! 
Władać i słuchać gdy poczną cnoty, Ukaże ludziom wiek złoty. 
 

DO OBYWATELA 

  
Tę  boską  lirę  ilekroć  mam  w  ręku,  Cnocie  hołd  oddać  moim  zawsze  celem.  Jakże  mi 
słodko, czystego jej dźwięku Przed tobą użyć, przed Obywatelem! 
Któż obywatel? ten, co swymi trudy Wspiera los braci, choć przeciwność bije. Któremu 
wdzięczni rzekną bez obłudy: Niech żyje wiecznie, bo dla nas on żyje! 
Który  jak  drzewo  wśród  burzy  otuli  Skupioną  trzodę  swych  liści  ramieniem.  Biegną  
śpiewając tam pasterze czuli, Cieszmy się pod tym dobroczynnym cieniem! 
Tak, kiedy Polak śmierć zyskiem poczytał I chlubę z placu przynosił na czele, Orszak płci 
lubej z dziatkami go witał: „To nasi zbawce! to obywatele!" 
Nie złotem wtedy, ale szło żelazem, Gdy miłość kraju ruszyła pałasze, Odgłos był jeden: 
trzymajmy  się  razem,  Bo  idzie  o  nas  i  o  dobro  nasze!

 

Żądzom  podłości  raz  popuścić 

liców, Stęka kraj nędzny, upadają miasta, Widać chwast lichy, co z żalem dziedziców Na 
gruzach wielkiej budowy porasta. 

Daremnie Cnota, tor podając chwały, Roznieci światło i ogniem zapali. Potrzęśnie głową 
ród zapamiętały: „Niech ginie wszystko, byleby my cali!" 
Za  nic  im  przykład  i  ów  zapał   święty,  Co  swoje  widzi  nadgrodę  wśród  nieba:  Gdzie 
ziarna sypią, gdzie na lepie nety, Ślepa na zgubę pędzi ich potrzeba. 
Tak orzeł w górę swe loty pośpiesza, Kiedy słoneczna twarz jemu zaświeci: Zdziwi się 
ptastwa poziomego rzesza, Ale nikt za nim ku słońcu nie leci. 

 

DO FRANCISZKA ZABŁOCKIEGO 

  

background image

39 

 

Hola,  Zabłocki!  na  co  trudzim  głowę  Nieszczęsnych  przygód  rozważacze  smutni? 
Rzuciwszy dzieje i stare, i nowe, Zabrzmij nam raczej oto na tej lutni. 
Do  czego  nam  te  dopomogą  wieści,  Że  się  Algierczyk  uciera  z  Hiszpanem,  Że  stracił 
Anglik okrętów czterdzieści, Że się kojarzy Rosyja z Dywanem? 
Gorzej,  że  nasi  dokoła  mocarze  Łupią,  plądrują  i  ważą  nas  za  nic,  A  cudzych  skarbów 
łakomi szafarze Z własnychże Polskę wypierają granic. 
Ale i te nas próżno trapią nędze: O! nie ocali kraju nasz frasunek. Niech się ci trudzą, na 
których potędze Stoi ojczyzny zguba i ratunek. 

 

 DO CELESTYNA CZAPLICA 

  
Ów ogień na wieki słynie, Którym tchnął niegdyś Horacy. Może też i mój nie zginie, Co 
w stałej ścigam go pracy, Ja, urodzony przy Dźwinie, Która z masztami, pieńką i żytem 
Wyniosłe mijając brzegi, Hojnym Baltydzie zlewa korytem Stopione lody i śniegi. 
Cóż  mi   po  mojej  dziedzinie?  Tam  dziś  jarzmo  i  kajdany.  Gdzie  Wisła  swobodnym 
płynie,  Tu  twoim  duchem  zagrzany  Niech  ci  śpiewam,  Celestynie!  Tu,  gdzie  mi  serce 
słodko poruszy 
Miłej wolności ochrona, Gdzie luba wszystkim i żywość duszy, I twoja starość zielona. 
Tu słyniesz twej lutni brzmieniem, Muzom i wdziękom przyjemny: Tu łączysz użytek z 
mieniem, Zacnym przyjaźniom wzajemny 

 

I czystym chlubny sumnieniem. Gdy ciska drugich czynność nieprawa 

Na smutne błędów rozdroże, W całym przeciągu wieku Stanisława 
Nic ci zarzucić nie może. 
I owszem styr twojej Laski Będzie potomność wspominać, Że pisząc prawa i łaski, Ani 
się dałeś uginać, Aniś zawichrzał niesnaski. Nie miały miejsca w umyśle świętym 
Interes,  podłość  i  zdrada.  Wzdrygam  się  na  tę  uczuciem  wziętym  Ze  krwi  mojego 
pradziada! 
Znała go mężów garść ona, Co grube tłukła Moskale, Smoleńskich murów obrona, Ale w 
najświętszym zapale Zdradził ich dzielne ramiona Naczelnik hańby, przedawca braci, 
I  obok  twego  imienia,  Któremu  czułość  wdzięcznością  płaci,  Niegodzien  ani 
wspomnienia. 
 

 NA WOJNĘ TURECKĄ 

 Dokąd z pogardą dwie lecą Harpije 
I na co pędzą te tłumy? By we krwi ludu, co się za nich bije, 
Pastwę umaczać swej dumy. Wre ląd i morze pod Orłów sponami: Europa w strachu, a 
cóż będzie z nami? 
Niemiec, Słowaków nieprzyjaciel stary, Pochłońca wolnych narodów; 
I gruby tyran, greckiej zawsze wiary, Śniegów stróż niegdyś i lodów: 
Na łzach i jęku przez gwałt i łupieże 
Dumie swej wznoszą Babilonu wieże. 
Ale Bóg patrzy i śmieje się z góry Na ślepe myśli wzniesienie, 
Oto z wichrami zbierają się chmury Siejąc dokoła płomienie. 
Burza Wolności srogą zemstę budzi. 
Strąci gmach pychy i podniesie ludzi. 

  

background image

40 

 

DO ZGODY NA SEJM 1788 

 Burza  Europie  straszliwa  Całą  zewsząd  grozi  mocą,  Wschód  się  i  Zachód  wyzywa, 
Południe huczy z Północą. Pan potęg zagrzmiał, niech uderzy czołem Duma przed zemsty 
ognistym aniołem. 
On rózgą we krwi broczoną 
Ściga tyranów i siecze; 
Na wzrok jego kraje płoną, 
Tarcze  pękają  i  miecze.  Ale  ten,  który  obie  zatrząsł  osi,  Poniża  pysznych,  a  pokorne 
wznosi. 
Gdzieżeś, o świata mistrzyni! Ty, która od trzód i wiosła Z dzikiej nad Tybrem pustyni 
Straszny  ów  naród  wyniosła  I  któren  potem,  w  rozwalonym  Rzymie  Stracił  bez  ciebie 
własne nawet imię? 
Ty, której siłom i pieczy Zlecił Bóg dzieł swych objęcie, Ażebyś bryłę wszechrzeczy,

 

pierwszym wiszącą zamęcie, Jasnymi wiecznie rozgwiaździła koły, Sporne zwabiwszy ku 
sobie żywioły. 

Bez  ciebie  my,  chlubne  dzieci,  Dawnymi  mężów  zaszczyty,  Gdy  się  pęk  strzał  twych 
rozleci,  Dziś  naród wzgardą okryty! Stoim  u jarzma swej  przepaści  blisko, Pastwa stad 
obcych, a wichrów igrzysko. 
Której  nie  uczuł  boleści  Wiek  nasz,  klęskami  ćwiczony?  Jakiej  o  sobie  wart  wieści 
Gnuśnieć z podłością muszony? Jakimże ciosem nie rozranił serca Stróż naszych swobód 
i gorzki szyderca? 
On  nas  na  siebie  rozburzył,  Chytrze  ginącym  podchlebny,  On  nam  sąsiady  zachmurzył 
Na  rozbór  z  sobą  haniebny;  I  żeby  dzieci  z  ich  ojcem  pokłócił,  Styr  pod  swój  ukaz  i 
prawa przewrócił. 
Uśpiwszy ptaka swobody, Skrzydła wprzód uciął orlęce: Tu w błędach ciemnej niezgody 
Oczy nam odjął i ręce; A świetny naród gdy zgubie przeznaczy, Powlekł nas wstydem i 
chmurą rozpaczy. 
Przecież tę chmurę Bóg zsunął Z upokorzonych na harde. Za ogniem zemsty grom runął 
Na  wzniosłe  gmachy  i  twarde.  Obłok  zaś  jego  wyjaśnił  nadzieję,  Co  się  ku  synom 
Wolności rozśmieje. 
Wdziękami onej ujęty, Już, widzę, naród mój pała. I serca, i broń, i sprzęty  Zjednoczyć 
każe  nam  chwała.  Pod  hasłem  Cnoty,  a  Wolności  duchem  Gotów  iść  Polak  godnym 
siebie ruchem. 
Błyśni, o Zgodo żądana! 
I okaż chlubę twej sprawy, 
Unoś się, sławą trzymana, 
Ponad murami Warszawy. Całości wspólnej i szczęścia powodem, Złącz naród z królem i 
króla z narodem. 
Sercami  władaj  i  głosy  Wśród  wybranego  tych  koła,  Którym  zleciwszy  swe  losy 
Ojczyzna dzisiaj tak woła: Synowie! odtąd z wdzięcznością wspominać Albo was będę na 
wieki przeklinać. 
 

DO LITWY 

  
Pośród  ciemności  starowiecznej  nocy,  Co  cięży  głowom  na  zgubę  ich  własną,  Mimo 
zdrad chytrej na serca przemocy, Postrzegam zorzę ponad nami jasną. Witaj, Ojczyzno! 
w każdej synów sprawie, Co ku ich dniowi, ku twej dąży sławie. 

background image

41 

 

Ich dowcip pierwszy przedrzeć się ośmielił Przez twarde gnuśnych przesądów zapory; On 
żywszych  tobie  promieni  udzielił  Wzruszając  umysł  długim  cierpem  chory,  A  przez  to 
rucho w sercach rozogniałe Cnotę dał uczuć i obudził chwałę. 
Już  myśl  pracuje,  a  duch  podniesiony  Leci,  gdzie  Prawdy  czysta  wiedzie  droga.  I  gdy 
nam teraz z każdej nieba strony Błyśnie Opatrzność  łaskawego Boga, Wolności naszej w 
twoich synach ramię, Ich cnota gore, zgoda trudy łamie. 
Zimą spychając i  topiąc  lód  ostry, Gdy słońce wróci  miłą ziemi  wiosnę, Z  chlubą swej 
matki pracowite siostry 

 

Skupią się, brzęcząc nad ulem radosne; 

Tak słodkim ciebie uczuciem obejmie 
Rój twoich dzieci na tym świetnym Sejmie. 
Twój Reytan zacny, Reytan nieśmiertelny! 
Gdy los Europie śmiał u nas okazać 
Z gwałtu i zbrodni dziwotwór bezczelny, 
Co wszystkie prawa mógł w oczach jej zmazać 
On jeden, aby wzór cnoty ocalał, 
Stanął i świętym jej ogniem oszalał. 
Ojczyzno!  uczcij  tak  drogie  popioły,  Wynieś  mu  posąg  w  tej  czucia  postawie.  Niech 
nasza młodzież na nieprzyjacioły Chwyta z niej ogień i leci ku sławie. O ten głaz święty 
zostrzone żelaza Niech spławi w zemście wolności uraza. 
 

NA ŚMIERĆ JÓZEFA II 

  
Palec nad nami potężnego Boga Zuchwałe dotknął swych ludów tyrany: Raz im pamiętny 
i nauka sroga, 
Józef  surowo  skarany.  Duchu  Wolności!  której  Bóg  powierzył  Podnieść  ziemianom  i 
umysł, i serce. Słodką tchni wonią temu, co uderzył 
Twoich  zaszczytów  wydzierce.  Muza,  ku  cnocie  lot  unosząc  prawy  I  światłem  prawdy 
żywiej pałająca, Gdy ciebie budzi do szczęścia i sławy, 
Zwłoki  zuchwalców  potrąca.  A  ja,  jej  uczeń,  czując  jej  ponętę,  I  wdzięczen  darów,  co 
swobodzie służą, Uwielbiam skronie mej Ojczyzny święte 
Pod  jej  wawrzynem  i  różą.  Niech  sobie  pycha,  suwając  się   ślisko,  Ostrymi  zewsząd 
grożona pioruny, Pastwa przepaści, a wichrów igrzysko, 
Wisi  na  skale  Fortuny,  Ja,  na  zielonej  uchylon  dolinie,  Słodkim  ujęte  snem  złączę 
powieki, Kędy rozkoszą wiek mój cicho płynie 
Od stolic głosu daleki. 
Tak  niechaj  żywot  bez  szumu  przelany  Wrota  do  jasnej  wieczności  otwiera,  Temu  ta 
ciężka, co wszystkim zbyt znany, Sobie nieznany umiera. 

  

DO KSIĘDZA JÓZEFA KOBLAŃSKIEGO 

  
Pókiż  nas  trapić  ta  będzie  Warszawa  I  żółć  obruszać  co  tydzień  dwa  razy?  Jakiż  tam 
zawrot? co za kwas i wrzawa 
Ohydne stwarza obrazy? I gdzież to pierwsze Polaka uczucie, Które go wspólnym zajęło 
płomieniem? Strząsł obce więzy w jednym ognia rzucie 

background image

42 

 

I  śmiałem  powstał  ramieniem.  Czegóż  jedności  odwaga  i  czego  Boleść  przebrana 
otrząsnąć nie zdoła? Lecz wieczna Hydra narodu wolnego: 
Gdzież  moje  sługi?  zawoła.  Obce  wnet  stadło,  Interes  z  Intrygą  (Bóg  dałby,  nigdy 
Polakom nie znane) Nić swoję z pasmem całości rozstrzyga 
Płaszczykiem cnoty odziane. Alić ta jedność tak długo żądana Gdy dla Ojczyzny jak stos 
wonny gore, Trąci ją Fortel i w swego bałwana 
Dalej zamieni w Potworę. Wiją się z tyłu węże w jej warkoczu, Twarze nad czołem skład 
ruszają dziki, Cóż się wam dzieje, o główki bez oczu? 
Czego chcą wasze języki? 
Potwarz  wam  luba,  ale  nam  szkodliwa,  Rzuciła  w  grono  niesmak  i  niechęci.  Z  niej 
korzystając Gorliwość fałszywa 
Waśni was, targa i kręci. Miłość tu własna i Upór jej sługa Szanując posąg Uprzedzenia 
stary, Jeden zuchwale, a obłudnie druga 
Palą swym chuciom ofiary. Czegóż im chce się? czego tak żarliwe I pianę toczą i słodkie 
z ust miody? Wolność i równość! a obydwom krzywe 
Depcą  powszechne  swobody.  Owoż  i  Zawiść,  niewolnica  Pychy,  Drżąca  na  połów  w 
zamęcie od wschodu, Na zacne prace wyziewa jad cichy, 
Na  dobroczyńcę  narodu.  Więc  drobny  umysł  nie  ufa  i  Cnocie,  Prawdę  lży  nawet 
Poczciwość gorąca, A zdrada coraz kadząc ich ciemnocie 
Poddaje  zapał  i  trąca...  A  toż  co?  Stwora  z  smoczymi  ogony,  Rucho  jej  w  kraju,  a  za 
krajem głowa, Krnąbrna zaciętość z każdej dmucha strony 
I wszystko zburzyć gotowa. Kapłanie! Bogu wznoś kadzidło miłe, W czystości serca, w 
umyśle pokory, Aby dał Cnocie światło, czas i siłę 
Na pokonanie Potwory. 
 

DO PIOTRA BORZĘCKIEGO 

  
W świecie, daleki od świata, Gdy mój nim umysł pomiata, Za cóż to myślisz tak sobie, 
Że nic nie robię? Pracuję i ja, mój Pietrze. Celem tej pracy powietrze, Ziemia i niebo, co 
świeci, 
Pełza i leci. 
Bywa, że czasem na chwilę Pomiędzy tłum się wychylę, Ten mię w bok trąci, ten uszy 
Krzykiem  ogłuszy.  Ojczyzna  ginie!  czcze  imię:  Ten  się  syn  kłóci,  ów  drzymie.  Na  toż 
wynieśli swe dzieło 
Piast  i  Jagiełło?  Zrazi  mię  szelest  przechodni  Niewoli  środkiem  i  zbrodni,  Wracam  z 
miłością swobody 
Do  mej  zagrody.  Tu  jedną  u  mnie  Bóg  wiarą,  Moje  mu  serce  ofiarą.  Dola  czy  z  nami 
niedola, 
Bądź Jego wola! 
Cnocie hołd płacę, jej szczyra Brzmi moja na zawsze lira. Kraszę ten  ołtarz bogaty 
Świeżymi  kwiaty.  Tu  mile  przyjaźń  odkryta  W  sercu  jej  ufność  wyczyta,  Z  nią  swoje 
uczucia dzieli, 
Z  nią  się  weseli.  Błyśnie  Fortuna  koło  mnie,  Nadzieja  coś  chciała  skromnie...  Ale  to 
posąg, co łudzi 
I cnotę trudzi. 
Świetniejszą ja mam zabawę: Chciałbym zarobić na sławę. Co, rzeczesz? próżna to praca. 
Takaż i płaca. 
 

background image

43 

 

NA ŚMIERĆ JANA DEKIERTA, PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO 

  
Po swoim ojcu, po swym przyjacielu Dobrego ludu szlochają gromady. Wiele, łez płynie, 
gdzie porzucił wielu Mąż pełen ducha, mąż rady. 
Cnotliwy Janie! z płaczącymi szczyrze I moja tkliwość  łzy tobie wylała, Muza to czuje i 
brząknąć na lirze Twojej pamięci kazała. 
Poszedł zajaśnieć, gdzie zawsze dzień  świeci, I co nas czeka z Tego twarzy dociec, Co 
patrzy z niebios na swe równo dzieci, Sam wszystkich i pan, i ociec. 
Powagi, światła i roztropnej cnoty Zostawił przykład naczelnikom ludzi: Jak skromnym 
ruchem kierować obroty, Gdzie czucia ślepe żal budzi. 
Cóż innym  ptakom po gruzach ogromu, Gdzie tylko sępy pasą się ich zgrają? Ochocza 
praca i pokój w tym domu, 
Gdzie matkę wszyscy kochają. 
Moc tego ciała jakże się poruszy, Którego w więzach i race, i nogi? A władza zmysłów 
nie daje czuć duszy, Że szuka przyczyn ból srogi? 
Przebóg!  co  widzę?  płaskie  morza  cisze  W  harde  ku  niebom  wspięły  się  bałwany, 
Zatrzęsły ziemią, i w zuchwałej pysze Wierzch rozsadzają wolkany. 
Rządzie! pamiętaj, że jak nasze lata, Tak obyczaje, tak mienią się wieki; Że tego twoja 
nie obejdzie strata, Kto nie zna twojej opieki. 

  

NAŚLADOWANIE PSALMU 96 

  
Ziemia się moja raduje: Bóg sam nad nami panuje. Niech jego chwałę dzień dniowi, A 
wiek podaje wiekowi. 
On  jeden  wielki,  wspaniały  Pan  dostojności,  pan  chwały,  W  przysionku  jego  mądrości 
Prawda tor daje słuszności. 
Na blask jej żywo rozsiany Pękają twierdze, kajdany: A na gór hardość gorące Gromów 
łyskają tysiące. 
Połączcie  zewsząd,  narody,  Wieńce  trzymając  swobody,  Chwałę  i  pokłon  wiecznemu 
Bogu i Panu jednemu. 
Nieście serc czyste ofiary, Wdzięczności pełne i wiary:  Ogłoście wszędy  brat  bratu,  Że 
Bóg panuje sam światu. 

 

Naprawił ziemię zniszczoną, Zrobił ją wiecznie zieloną, Prawa mieszkańcom jej wrócił, 

Dumę tyranów ukrócił! 

  

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO NA OBÓZ POD 
GOŁĘBIEM 

  
Żyje Ojczyzna i Polaków chwała! 
Na ten szyk zręczny proporców i koni, 
Na rzeźwą sprawę  łyskającej broni 
Serce  mi  skacze  i  pała.  Widzę  z  radością  młodego  rycerza.  Czy  szablą   łyska,  czy  na 
koniu toczy, Kurz na nim i znój porywa me oczy 
I w duszę ogniem uderza. Książę! tak ciebie u nas wieniec czeka, Tak cię na łono niech 
Ojczyzna  

background image

44 

 

 

przyjmie, Która i dzielność, i z usługą imię, 

I prawo waży człowieka. Miło jej uczcić duch męstwa i rady, Tych tu pamiątki są dla niej 
pochlebne, Miło jej sprawy wspominać chwalebne, 
A  w  nich  i  twoje  pradziady.  Gdy  na  tym  polu  Muza  cnotę  chwali,  Prochy  i  święte 
Bohatyrów cienie! Niech tu was nasze obudzi wspomnienie 
I  nas  cześć  wasza  zapali.  Tu  grzmiał  Czarnecki  na  swych  braci  czele,  Z  których  krwi 
zacnej wzięła ogień prawy Ta młodzież, która rycerskiej tu sławy 
W świętym ich szuka popiele.

 

 

 

Gdy  swoich  łotrów  i  obcych  czereda  Wściekłe  po  kraju  czyniła  przebiegi,  Ścigacz 

najeźdźców napoił te brzegi 

Gryzącego  je  krwią  Szweda.  Tu  za  powagą  króla  swego  prawą,  Wierność  szlachetne 
zapaliwszy twarze, Przytarła rogów zuchwałej Tyjarze 
I  dumną  wstrząsła  Buławą.  Sługać  to  możny,  a  zazdrosny  tronu,  Uczył  swych  braci 
gorszącym przykładem, Jak mieli potem, idąc jego śladem, 
Samemu trząsać do zgonu. Rzućmy zasłonę, dzień za nocą leci,  Witajmy  słońce i  wiek 
Stanisława! Każe nam dzisiaj czuć chwałę Ustawa 
I wielbić Maja dzień trzeci. 

  

HEJNAŁ NA DZIEŃ 3 MAJA 1792 

  
STROFA I 
Bogu wielkiemu bądź chwała! Opatrzność Jego nad nami. 
Rozśmiej  się,  córo  Czasu  okazała,  Wszystkimi  hoża  wdziękami!  Gdy  wonnej  Ziemi 
swoboda, W zielone strojna nadzieje, 
Na powiew twoich Zefirów się  śmieje, 
Gdy twoje łąki zdobi piękność młoda, Szumią lasy, ptastwo pieje: 
Niechaj rozkoszy twoim wdziękom doda I wolnego ludu zgoda! O! której dała dni lube 
Matka  wszechrzeczy,  Przyroda;  Jakąż  przydaje  ci  chlubę,  Jakże  cię   świetniej  ustraja 
Dzień trzeci Maja, 
ANTYSTROFA 1 
Uśmiechając  się  nam  zorza  Niebo  skrasiła  różane.  Ukaż,  o  Słońce!  z  rumianego  morza 
Włosy falami spłukane. Blask przyjąć twojego czoła 

 

Złote czekają obłoki, Oto w ich bramę wóz tocząc wysoki Wdzięczne Godziny wedle 

twego koła 

Pomykają  świetne kroki. Stań i oglądaj. Polska ciebie woła, 
Polska swym szczęściem, wesoła. 
O! któryż widok i kędy 
Tkliwiej ciebie ująć zdoła? 
Widzisz Wdzięczności obrzędy, 
Co wszystkich sercem natchnęło Narodu dzieło. 
EPODA 1 
Liro! Zabrzmij niebios Pana. Czuję duch świętej radości, Szczęśliwe gnący kolana Przed 
obliczem  

 

Opatrzności: Ta oto z tronu wiecznej jasności, Chwałą swej łaski uradowana, Uczucia 

miłe naszej wdzięczności I czyste przyjmuje tchnienia Za dzieło swego wejrzenia. Czuję 

background image

45 

 

w  zachwycie  drogiej  Wolności  Święto  naszego  zbawienia!  Z  sercami  pałającymi  Czuję 
dar niebios i oczy moje Kończą  łzy gorzkie słodkimi. Uciech powszechnych zabrzmiały 
roje Po ziemi, którą całuje swoboda, Miłość i zgoda! 

STROFA 2 
Niechaj cię Pamięć obudzi, Coś usnął na łonie chwały,

 

 

Twórco Polaków, dobroczyńco ludzi, 
I wzorze królów wspaniały! 
Gdy nasza czułość za tobą, 
Im bardziej ciebie daleka, Tym coraz tkliwsza, czci prawo człowieka, Gdy z miłą dla twej 
pamiątki ozdobą 
Strzeże go Rządu opieka. Wstań, Kazimierzu! i następców plemię 
Wyprowadź z sobą na ziemię. 
Niech tu cześć waszą ucieszy 
Matka na koniec szczęśliwa 
Jednomyślnej dziatek rzeszy, 
Do waszej sławy tęskliwa, Cnot waszych wzywa. 
ANTYSTROFA 2 
Jasny dzień u nas od ciebie 
Zaczął się chwały narodu: Ty, jako zorza w poranku na niebie, 
Wodzem świetnego zawodu! 
Którym Jagiełłów ciąg złoty, 
Rozsuwając się szeroko, Widzieć swobodnym dał  pyszne dnia oko:  Złączywszy serca i 
kraje, i cnoty, 
Stanął w południu wysoko. Ale za Wazów, kiedy się zachmurzy 
Upał ku gromom i burzy, 
Strzał mężów pęk się rozleci 
W okropnej wichrów niezgodzie. 
Łysnął orężem Jan Trzeci, 
Słońca to twego, Narodzie! Łysk na zachodzie. 

 

 

EPODA 2 
Noc  ohydna,  noc  szalona  Oćmiwszy  zuchwałe  grzychy,  Spadła  wichrami  krącona  W 
odmęt nierządu i pychy. Gdy sowy huczą, śpi orzeł lichy, Ufność go ślepa i zdrada podła 
W obce myśliwych sieci przywiodła. 
O widmo ciężkiej sromoty, Bez sił i światła, i cnoty; 
Niech twoja pamięć serca nie rani! 
Przepadni w czarnej otchłani. 
My, obudzając czas złoty, Obróćmy teraz ku naszej sławie 
Prace,  starania,  usługi.  Dzień   świta  nowej  mądrości  sprawie.  Oto  zajaśniał  w  naszym 
Stanisławie Kazimierz drugi. 
  
STROFA 3 
Kiedy Bóg potrąci srodze Naród olśniony swym blaskiem, 
Ślepym  zostawi  namiętnościom  wodze.  Pod  ich  swywolą  i  wrzaskiem  Niknie  moc 
prawom odjęta, Giną wioski, miasta płoną: 
Od łez i krzywdy przed hordą szaloną 
Uchodzi w niebo Sprawiedliwość  święta; A za nią, pustyń  źwierzęta 
Przemysł i praca zostawuje błędom 
I nocnej burzy przepędom. Nad sterczącymi głazami 

background image

46 

 

 

 

Porasta nikczemność harda, Zginana zewsząd wiatrami, Okryje gruzy dzicz twarda I obca 
wzgarda. 
ANTYSTROFA 3 
Ale kiedy się dokona Długie niewinnych cierpienie, 
Zeszle  im  Prawcę  ze  swojego  łona.  Na  boskiej  córy  promienie,  Z  wiązów  oćmionej 
gnuśności Zrywa się Dusza wysoka. 
Opadnie z oczu przesądów pomroka, 
Ucichnąć muszą wstydne namiętności. Pod hasłem Sprawiedliwości 
Serca i Siły w jedną  łącząc sforę Czyni rozum, cnota gore. Ożywion duchem Mądrości 
Bliźni bliźniego poznaje, W związkach braterskiej miłości Ręka się ręce podaje I naród 
wstaje. 
EPODA 3 
Witajcie, zacni Mężowie! 
Święte nam wasze imiona. 
Cześć wam i sława, i zdrowie! 
Ojczyzna  przez  was  dźwigniona.  Duch  niebios  wpośród  waszego  grona  Ogniem,  co 
czucia wysokie wzniecił, Serca wam zajął, myśli rozświecił. 

 

Stałość z odwagą złączona Stary błąd wieków zamaże. 

Ze mgły uprzedzeń, z sideł obłudy Przez waszą cnotę i trudy Boska się mądrość ukaże. 
Ściany mieszkańców tej wolnej ziemi Bądą wasze zdobić twarze: 
Cnót opiewacze, dziejów pisarze, 
Wieńcami coraz umają  świeżemi Wasze ołtarze! 
STROFA 4 
O ty, któremu cierniami Zewsząd oplótłszy koronę, 
Obca  cię  przemoc  rozwodziła  z  nami!  Zemknąwszy  razem  zasłonę,  Bóg  twoje  rany 
osłodził 
I ojca z dziećmi pogodził. Postępuj z chlubą ludzi przyjaciela Na czele miłej nam i tobie 
Rady, 
Wieńcem  otoczon wesela:  Naukę królom i  świetne im ślady  Twoje podadzą przykłady. 
Prowadź z sobą wdzięczność ludu, Gdzie Bogu ślub okazały, Zabrzmi pamięć jego cudu, 
Łącząc z tobą naród cały W kościele chwały. 
ANTYSTROFA 4 
Gdzie serca niesie swoboda, Rzucajcie kwiaty, o dzieci! 

 

Dla was to piękna śmieje się pogoda, Waszym użytkom dzień  świeci, Lubej Ojczyzny 

nadzieje. Dla was radosne łzy leje 

Ta czułość matek, która między nami, 
Honor i męstwo wzniecając gorliwa, Uwieńcza zgodę wdziękami: 
Cnota  ich  w  sobie  dni  waszych  używa  I  waszym  szczęściem  szczęśliwa.  Rzucajcie 
kwiaty,  o  dzieci!  Idzie  dusz  naszych  ofiara,  Co  święty  ogień  w  nas  nieci,  Gdzie  czysta 
Ojców i stara Prowadzi Wiara. 
EPODA 4 
Już z całą tronu ozdobą Stanął na polu wdzięczności Chlubny Król ludem i sobą, Otoczon 
strażą miłości. 
  

 

 

background image

47 

 

Boże! skiń czołem z Twej wysokości. 
Oto nasz ociec, przejęty Tobą, 
Gdzie ma Twój słynąć cud nieśmiertelny, Kamień zakłada węgielny. Ruszmy narzędzia 
gotowe 
Wydać  serc  naszych  dowód  naczelny.  Śpiesząc  ciosy  marmurowe,  Narodu  wznieśmy 
budowę. 
Wy, godząc z krajem duch Watykanu, Śpiewajcie, ludu pasterze! 
W cnotach Ojczyzny i ojców wierze 
Szanowni światłem i świętością stanu Śpiewajcie Panu, 

 

 

STROFA 5 
On loty mocarzów harde 
Uplatał w ciernie i skręcił, A zdjąwszy więzy i słabości wzgardę, 
Litość nam swoje poświęcił. 
On skrętych wyroków szalę, 
Którą  przeważa  narody,  Wziął  ręką   łaski,  a  przez  ducha  zgody  I  cnoty  światło  naszej 
podał chwale. 
Wionął, odżyjem w zapale, Łysnął, a naród głos jego zrozumiał 
I świat się wkoło zadumiał. 
Miłe mu czyni spojrzenie 
Ojczyzny wdzięcznej odroda: 
Zesłana z niebios pogoda 
Sieje na lube pszczół brzmienie Jasne promienie. 
  

 

ANTYSTROFA 3 

Jakaż to chmura z północy, 
Zajmując lasy zielone, Ciężka i z gromem posuwa swej mocy 
Skrzydła wichrami niesione? 
Jakiejże dumy to brzemię 
Pnie się na niebo i z końca Pustyń swych ciągnie do naszego słońca? Jakież tam warczą 
na szczęśliwą ziemię 
Czarne duchy, nocy plemię?... Kto śmie swobodom tego ludu grozić? 
Kto prace burzyć czcigodne 
I nasze kwiaty chce mrozić? 
Czyje tam serce wyrodne 
Na łono Matki swobodne 
Krwi naszej żąda i z lichą Targa się pychą? 
EPODA 5 
O Matko miła i droga! 
Co tylko czujem, co mamy, 
Przed okiem serc naszych Boga 
Twojej  obronie  składamy.  Czy  są  tu  jędze,  boskiego  cudu  Niewdzięczne  darom?  Jędze 
otchłani, Drżąc na ten zapał wolnego ludu, 
Donieście waszej tam pani, 
Że bez jej starań i trudu, Szczęśliwy naród znalazł w jedności 
Rzetelnej dobro Wolności, 
Że młodzież jego żarliwa Ojczyznę kocha, wre w niej krew cnotą, 

background image

48 

 

Ostra bron w ręku i  mściwa;  Że gwałt odeprzeć  czeka z ochotą  I nie da sobie wydrzeć 
wśród pożaru Boskiego daru! 

  

MARSZ POLSKI 

  
Wiara, do broni,  honor i  sława! Święćmy  rząd kraju  i  słowa boże. Słuchajmy króla, on 
stróżem prawa, On nam nad prawo kazać nie może. 
Czerpając chwałę z jasnego źródła, Żyj z nami, cnota Polaków stara! Precz od nas zdrada, 
precz myśli podła, Nasza rzecz honor, nasza rzecz wiara. 
Kto śmie na wolne natrzeć pałasze? Czy swój, czy obcy nam go sprowadzi, Nim on nam 
wydrze swobody nasze, Z bezbożnym rodem ta broń go zgładzi. 
Ojczyzno droga! Ojczyzno miła! Ufaj tym piersiom w każdej potrzebie. Ten oręż w ręku, 
ta duszy siła, Jedna jest twoja, drugi za ciebie! 

  

DO HIACYNTA FREDRA 

  
Gdy  obywatel  twego  imienia,  Duchem  i  zdaniem  wysoki,  Na  wolnej  ziemi  wolnego 
tchnienia 
Godne  obwieszczał  wyroki,  W  podobnym  jak  dziś  opłakana  stanie  Polska  na  swoje 
czekała skonanie. 
Tam fale ostrej mocarz północy Z ludem żelaznym przepłynął; Tu z nim złączony od gór 
Rakocy 
Harde  chorągwie  rozwinął.  A  stary  zdrajca,  co  zawsze  miał  kłamać,  Upatrzył  chwilą  z 
hołdu się wyłamać. 
Tam ślaki znacząc kłębami dymu, 
Zgraja Niżowców zajadła, I hordy ciągnąc drapieżne z Krymu, 
Na  krasne  ziemie  wypadła.  A  z  tyłu  srogiej  podsczuwacz  drużyny  Zajął  do  Dniepru  im 
własne krainy. 
Wiele krwi Polszcze wypiła, wiele! 
Obca i swoja w niej zdrada, W ostrych ruinach, w smutnym popiele, 
I moc jej zniknie, i rada. Stała już  łupem łakomstwu i dumie, Jeno że zazdrość dzielić się 
nie umie. 
Po tylu klęskach ledwo na koniec 
Oliwna błyśnie gałązka, Domową jeszcze wyrodny goniec 
Wypuścił  burzę  od  Śląska.  Gdy  możnowładźca  krew  braci  rozleje,  Wybił  z  rąk  matki 
ostatnią nadzieją. 
Konałaś wtedy, Ojczyzno miła! 
Bóg cię potężny zachował. Karał on ciebie, boś winną była, 
I  ukarawszy  ratował.  Ale  gdy  teraz  za  niewinną  stanie,  Pycha  niech  zadrży  na  swoje 
skonanie. 

 

 DO MUZY MOJEJ 

  
Okropna  smutnej  ziemi  postawa,  Niebo  chmurami  zewsząd  osnute;  Wylała  z  brzegów 
powódź plugawa Zmąciwszy zdroje jadem zatrute; 

background image

49 

 

Na zawrót z dołu i z góry 
Truchleje  tkliwość  Natury.  Stargawszy  łańcuch  i  rządów  szale,  Urąga  cnotom  bez  kary 
zbrodnia. Rozum tyranów błądzi zuchwale, W ręku Rozpaczy gore pochodnia. 
Niestety! w klęskach dokona 
Zapamiętałość szalona. O moja Muzo, serca mistrzyni! Żegnasz ze łzami piękne Puławy. 
Do której teraz umkniesz jaskini Z lutnią swobody i wieńcem sławy? 
W jakiej zdrój znajdziesz ustroni? 
Któraż  cię  lipa  zasłoni?  Tu  zgrzyta  wpośród  i  łez,  i  jęków  Wsparta  na  ostrym  zemsta 
żelezie; Tam koło zbójczych oręża szczęków Pycha nieść każe pożogi, rzezie; 
Depcąc granice i prawa, 
Kraje, narody rozkrawa. 
Tam  bluźnią  Boga  zhukani  ludzie,  Z  błędów  w  najdziksze  wpadając  błędy;  Tu  lżące 
zakon w sprośnej obłudzie I wiarołomcze gorszą zapędy. 
Wyuzdała  się  złość  sroga,  Jakby  nie  było  już  Boga.  Stójcie,  o  ślepi!  grzmi  jego  ramię. 
Puści  niechybne  na  łotrów  strzały,  Uzna,  co  bluźni,  i  ten,  co  kłamie,  Że  on  pan  jeden 
mocy i chwały: 
Ukaże światu w swym cudzie, Że jego ziemia i ludzie. A ty, o Muzo! za jego tchnieniem 
Godne  twych  darów  ujrzysz  młodzieńce;  Cud  jego  wdzięcznym  ogłaszać  pieniem  I 
wonne będziesz rozdawać wieńce, Uśmiechając się do braci W swobodnej znowu postaci. 

  

DO KONSTANCJI DEMBOWSKIEJ 

  
Z  czego  ci  wieniec  uplotę?  Jakie  nadziei  dam  szaty?...  W  mroźną  los  zwinął  ciemnotę 
Nadzieje razem i kwiaty. 
Gdy utraciwszy swe dzieci Ojczyzna mdleje i kona, Czyliż się już nie rozkwieci Gałązka 
dla niej zielona? 
Ten, który nocą poniża Harde zbyt słońca oblicze, Nowemu dniowi przybliża Zroszone 
ranka słodycze. 
Tą uzbrojona ty myślą Niebios używaj sczodroty Gotowa przyjąć, co przyślą, Uczuciem 
godnym twej cnoty. 
Podawaj lutni twe jęki W cichej od burzy uchronie. Mając i Muzy, i wdzięki Znajdziesz i 
kwiaty na skronie. 

 

U nóg twych kołczan i groty, I lotność skrzydeł złożona. Czyń z nich ofiarę pieszczoty 

Dla szczęśliwego Filona. 

Roń  tchliwe  serca  udziały  Lewkowi  twemu  i  Cechnie,  Niech  grzmi  nakoło  świat  cały, 
Miłość się ku nim uśmiechnie. 
Szczęśliwaś  matka  i  żona,  A  nuż  przyleci  ten  goniec,  Że  klaśniesz  uszczęśliwiona 
Obywatelka na koniec! 

  

DO TADEU

SZA KOŚCIUSZKĄ 

  
Bóg uciśnionych cierpienie Przed światem usprawiedliwił. Polak, na jego błyśnienie, Ujął 
Europę i zdziwił. 
Zbledną tyrani dokoła, Pąka się  łańcuch przemocy, Zazdrość do Pychy zawoła: „Niech 
nie panuje dzień nocy. 

background image

50 

 

Podchlebna  ludziom  Ustawo,  Zwali  cię  panów  obraza.  Czy  słaby  widzieć  ma  prawo? 
Niechaj rozstrzygną  żelaza." 
W  burzliwej  ku  nam  postaci  Zapali  ognie  wschód  słońca:  Stanął  na  czele  swych  braci 
Amerykanów obrońca. 
Hardy  wojak  niewolniczy  Przed  wolnym  wyznał  narodem:  „Kościuszko  mnóstwa  nie 
liczy, Dubienka mężów dowodem." 

 

Czy  Bóg  uiści,  czy  zmazał  Ludzkiego  szczęścia  oznaki,  Na  wzór  narodom  ukazał 

Światłe i mężne Polaki. 

Niech  Katarzyna  wysoka  Uznawszy  Słowian  przymioty  Zwróci  pogodny  rzut  oka  Na 
serca nasze i cnoty. 
Dziełu  mądrości  niech  doda  Czucia  swojego  i  wdzięku:  Wieczna  z  wolnymi  ugoda, 
Sprawa dziś ludzi w jej ręku. 

  

KSIĄŻĘTOM ADAMOM, OJCU I SYNOWI, 

CZARTORYSKIM I WNUKOWI WIRTEMBERSKIEMU 

  
Kiedy Ojczyzna kochana Traci swe syny, ród prawy, Nie widzą swego dziś pana Smutne 
i ciche Puławy. 
Matka, niedawno szczęśliwa, Wpośród łez teraz i sczęków, Jeszcze się ku nam odzywa 
Do pozostałych tu wdzięków: 
„Niech  ojca  imię  i  cnoty  Przez  syna  spłyną  na  wnuka,  Umilą  szczęściem  wiek  złoty: 
Rozum, przyjemność, nauka. 
Przeżyjem burze i  gromy, Kłótnie w otchłani  osiędą, Zakwitną role i  domy,  Ludzie dla 
ludzi żyć będą." 

  

PSALM 142 

  
Panie! wysłuchaj modlitwę moją. 
Znasz mego serca skrytości! Błagam Cię, w łaskę dufając Twoję, 
Wysłuchaj uchem litości. 
Nie wchodź w rachubę i sąd straszliwy Ze swoim sługą, mój Boże! 
Przed okiem Twoim, któż, proszę, żywy Usprawiedliwion być może? 
Gdyż nieprzyjaciel, czyhając skrycie, Na mą się duszę zasadził; 
Znikczemnił moje na ziemi życie I samę hańbę sprowadził. 
We mgle mię wiecznej nocy położył, 
Jakoby po mnie już było, Duch się mój cały nad sobą strwożył, 
Serce się we mnie skłóciło. 
W okropnym strachu i ciężkich trudach Pamięć dni dawnych stanęła; 
O Twoich, Panie! myśliłem cudach, Zważałem Twoich rąk dzieła. 

 

Panie! do Ciebie podniosłem ręce, Dusza ma pragnie ochłody. 

Bez Ciebie wyschła w ustawnej męce, Jak licha ziemia bez wody; 
Rychło się, rychło zmiłuj nade mną, Bo moim duchem nie władnę, 
I ukaż Twoję twarz mi przyjemną, Bo z zginionymi przepadną. 
Daj mi znak, żeś się dał ułagodzić, W Tobie nadzieję złożyłem, 

background image

51 

 

Oświeć mi drogę, którą mam chodzić, Bo się do Ciebie wróciłem. 
Do Ciebiem uciekł, ratuj mię, Panie! 
Przed srogą ręką, przed wrogiem; Naucz, jak pełnić Twe przykazanie, 
Ty bowiem jesteś mym Bogiem. 
Duch Twojej łaski na tor zbawienia Z toru przepaści mię zwróci; 
A ja dla chwały Twego imienia Ożyję w pańskiej dobroci. 
Litość się Twoja nade mną wzruszy, Który tak cierpię od długa, 
Zginie, kto zguby szuka mej duszy, Bo ja, o Panie! Twój sługa. 

 

DO BOGA 

  
Czyja tu ręka pomoże? Ojców naszych wielki Boże! Powstaje na nas złość mnoga 
I zewsząd trwoga. Po czarnej niebios przestrzeni Zachód się krwawo czerwieni, Wicher 
od wschodu wypada, 
Z  północy  zdrada.  Jakże  ten  pożar  łakomy,  Jak  wytrzymamy  te  gromy?...  Niechaj  się 
puszy moc sroga, 
My dzieci Boga! Ja, mówi, pójdę przed wami Doły równając  górami, Zamki tajemnie 
otworzę, 
Hardych ukorzę. Uczyń, jak mówisz, o Panie! Bojaźń i zbrodnia ustanie, Słodką się ku 
nam nadzieją 
Cnoty rozśmieją. 

  

PSALM 93, SKRÓCONY 

  
Bóg  zemsty  panem!  ukarać  mu  snadnie,  Podnieś  się,  Boże!  a  pycha  upadnie.  Długoż 
Twych ustaw przestępce zuchwali Łotrostwa dumne będą wyrządzali? 
Lud wierny trapią, świątnice rabują, Wdowę, sieroty i gościa mordują: I bluźnią jeszcze 
rzucając potwarze, Że Bóg nie widzi, ani za to karze. 
Zważcie, o głupi! i pomyślcie przecie: Twórca o swoim nie wiedziałby świecie? Ćwicząc 
narody, nie ma karać złości Ten, który człeka naucza mądrości? 
Szczęśliwy! kogoś Ty, Panie, wyuczył, Kto prawom Twoim serce swe poruczył. Twoja 
moc ludu swego nie zasmuci Ni swe na ziemi dziedzictwo porzuci. 
Kto się zastawi wbrew o moje zdrowie I przeciw niecnym ze mną się opowie? Gdyby Pan 
swojej nie dodał pomocy, Mało w okropnej nie poległem nocy. 

 

Jeżeli rzekłem: „noga mi się chwieje", Pańska me litość wspierała nadzieje, Czyliż przy 

Bogu tron bądzie zwodniczy? Dał  żółć w swej drodze, a nie da słodyczy? 

Ty,  Panie!  twierdza,  Ty  moja  zasłona,  Nadzieja  nasza  w  Tobie  umocniona.  Wartością 
Twoja sprawiedliwość płaci I w samej złości złośnika zatraci. 

  

PI

ĘKNEJ ZOSI 

  
Grywałem  dawniej  na  lutni,  Słodka  na  niej  wolność  brzmiała.  Dzisiaj,  kiedy  ludzie 
smutni, Pękły struny, chęć omdlała. 

background image

52 

 

Ale kiedy Zosia błyśnie, Jeszcze we mnie ducha wzbudzi. Radość z oczu łzy wyciśnie, 
Ona pociechą jest ludzi. 
O  kwiecie  naszej  krainy!  Bądź  jej  pagórków  ozdobą,  Niech  się  dziwują  doliny,  Świeć  i 
pocieszaj nas sobą. 

  

PORANEK 

  
Po srogiej burzy, co pełna gromów I ślepa w hardej przemocy 
Niosła pól klęskę i pożar domów Kręcona wichrem północy, 
O jakże wdzięcznym jesteś, Poranku! 
Jak słodka twoja nam rosa! Świeżo w godowym jaśniejąc wianku, 
Błękitne witasz niebiosa. 
Na twoję postać, na twoje wdzięki Wzbudzone zewsząd ptaszęta 
Głosem tkliwości brzmią temu dzięki, Skąd czucie, skąd ich ponęta. 
Roń chętnej ziemi balsamy życia, 
Napawaj zioła rozkoszą, Te wśród miłego kwiatów rozwicia 
Niech i me serce unoszą. 
Obyś tak mojej błysnął Ojczyźnie! 
Nadzieja dla niej coś kryśli, Lecz gdy się oczom coraz wyśliźnie, 
Boją się podać jej myśli. 

 

Jako te pączki, co raz trwożone 

Niestałą wiatrów koleją, Słodkiemu słońcu listki zielone 
Jeszcze powierzyć nie śmieją. 
Ty, co po zimie prowadzisz wiosnę, Którego ranek ten świeci, 
Rozkwieć nam znowu myśli radosne I powróć Maja dzień trzeci! 

  

MARSZ 

  
Do broni,  żywo do broni! Żyje Polska, żyje sława. Chwytaj zbroje, siodłaj  koni,  Dobra 
nasza z Bogiem sprawa. Hej, bracia! żywo i śmiele, W kim dusza gore cnotliwa, Dzielny 
Kościuszko na czele I Ojczyzna nas wzywa. 
Pycha  ślepa  i  zuchwała,  Niewolników  pędząc  krocie,  Miarę  zbrodni  już  przebrała 
Przeciw Bogu, przeciw cnocie. Ale Bóg im szyki łamie I cnocie lepiej pomaga, Czujem 
święte jego ramię, Nasza przy nim odwaga! 
Zaostrzone te żelaza Zdradzie czuć dadzą i dumie, Co może wolnych obraza I co rozpacz 
cnoty umie. Polskie szanując pałasze Zemsty się mężów niech lęka, 

 

Ubezpieczy prawa nasze Wolny oręż i ręka. 

Precz z Ojczyzny naszej łona, Brudna zgraja winowajców. Niech zakwitnie oczyszczona 
Z  obcych  łotrów  i  swych  zdrajców.  Odzieje  miłą  nam  ziemię  Zielona  znowu  postawa. 
Wyda wdzięczne po nas plemię Nasza wolność i sława. 
Ojczyzno  droga  i  luba!  Twoja  to  krew,  co  w  nas  płynie.  Nie  upadnie  twoja  chluba,  Aż 
ostatni z nas nie zginie.  Żyjem, póki twego bycia, Bóg twoim synom  pomoże. Niewart 
ciebie, niewart życia, Kto w niewoli żyć może. 

  

background image

53 

 

NA REWOLUCJĄ 1794 

  
Znów  Babilonu budowa. Gdzież to  sięgają te kroki  olbrzymie?... Pókiż ma pycha moje 
bluźnić imię? Rzeki Pan, którego piorun kończy słowa. 
Sklepienie góry wnet pęka. Wystrzeli rozpacz, kruszą się kajdany, Zbledniały zbrodnie, 
drętwieją tyrany, 
O jak im straszna Najwyższego ręka! 
Ukaże słońce dzień chwały: Honor z odwagą, wziąwszy się za ręce, Wymknęły skrzydła 
na wolność orlęce 
I czarne ptaki przeraził ptak biały. 
Bohatyr  w  cichej  postaci,  Z  cnotą  na  ziemi,  a  ufnością  w  niebie,  Pod  świętym  hasłem: 
Ojczyzno, za ciebie! Błysnął orężem na czele swych braci. 
Takiego  ducha  i  mocy  Ów  mąż  potulny,  podług  woli  Boga,  Świątyń  solimskich 
ogromnego wroga Gwałtowi świadkiem ukazał swej procy. 

 

Taki ów świata kochanek, Gdy otchłań ludzi pożerała wściekła, Od śmierci wiecznej i 

od władzy piekła Stawił się zbawcą, niewinny Baranek. 

O  nieśmiertelni  młodzieńce!  Chluba  wy  nasza,  o  kwiecie  Narodu!...  Szlachetni  gońce 
świetnego zawodu. Wszystkie tej ziemi wasze będą wieńce. 
Te was czekają na przedzie; Na tyle wieczna niech stęknie sromota. Serca wam wolność, 
myśli wasze cnota, Ręce podnosi Ojczyzna, Bóg wiedzie. 
Ale ten, który wzniósł nagle Wszechmocne ramię z łyskawicą cudu, Uciął wśród burzy 
sprawę swego ludu I zwinął razem Świętej Łaski żagle. 
Ah!  cóż  sroższego  być  może  Nad  te  popioły  i  pola  krwią  wrzące,  Nad  smutne  ofiar 
niewinnych tysięce?... O, niepojętyś w Twoich dziełach, Boże! 
Słuchaj, niech oko bezbożne Grozę dla Pychy w tym pożarze baczy. A ty, o Cnoto! nie 
gub się w rozpaczy: Dzieło tu Boga dla ciebie nie próżne. 

  

NAŚLADOWANIE PSALMU 101 

  
Potężny  Boże  na  wysokim  niebie,  Człowiek  na  ziemi  usycha  bez  Ciebie.  Tyś 
sprawiedliwy! oto pycha tronem I Twoim gardzi zakonem. 
Dziki  nam  sąsiad  urąga  wiek  cały.  Spiknął  się  drugi,  co  dawał  pochwały,  Cnota  w  ich 
sidłach i ucisku kona 
I nasza szczerość zdradzona. 
Z  góry  nas  na  dół  pchnąłeś  rozgniewany,  A  tak  w  upadku  wiek  nasz  opłakany,  Bez 
Twego światła i bez Twej pomocy Chynął jak wieczór ku nocy. 
Ale Ty świecisz na wieki, o Boże! Dzieła Twojego dar ustać nie może, Ty nad Syjonem 
masz się ulitować, 
Czas oto przyszedł ratować. 
Sługom się Twoim mur podobał nowy, Ochotnym sercem spieszą do budowy, Ufajmy! 
skoro łzy Pana poruszą, 
Obdarzy światłem i duszą. 
Każdy  ród  swojej  podlega  odmianie,  Lecz  Twoja  ręka  nigdy  nie  ustanie  I  cnota  ludzi 
trwać będzie na wieki 
Pod skrzydłem Twojej opieki. 

  

background image

54 

 

DO TADEUSZA MATUSZEWICZA 

  
Oczu ponęty i uszu, Które z wolnością igrały, Sercom naszym, Tadeuszu! Odjął najeźnik 
zuchwały. Wszędy okropno i smutnie, Ucichły lutnie. 
Srogi  łuk  dzisiaj  natęża  Apollo  z  Marsem  zwaśniony,  Spłoszone  gromem  oręża  Muzy 
szukają uchrony I wdzięczne z sobą nadzieje Unoszą w knieje. 
Zmykając  one  od  dziczy,  Co  z  ogniem  idzie  i  męką,  I  co  ich  nie  zna  słodyczy,  Przed 
świętokradzką jej ręką, Rzuciły gniazdo swej sławy, Piękne Puławy! 
Ukryte teraz i chore, 
W ciszy posępnej i w cieśni, 
Erato i Terpsychore 
Żałują tańców i pieśni, I że im ginie kwiat świeży Hożej młodzieży. 
Uranija  zaś  wysoka  I  zadumana  w  swej  myśli,  Nie  spuszczając  z  niebios  oka  Jeszcze 
uważa i kryśli; Ale drżą boskie jej stopy Gromem Europy. 
Jednakże  Klijo  z  nadsłuchem  Pióro  trzymając  na  księdze,  Ciekawa  za  każdym  ruchem 
Potęgi przeciw potędze: Jak która idzie lub błądzi, Pisze i sądzi. 
Gotuj, rzekła, swoje płody, Do Melpomeny zwrócona. Szczęśliwe ujrzym narody! Ziemia 
znów będzie zielona. Po klęskach i srogim trudzie Odżyją ludzie. 
A  wy  nie  płaczcie,  o  siostry!  Niedługo  będziem  w  tej  cieśni.  Minie  burza  i  czas  ostry, 
Wrócą się tańce i pieśni. Zabrzmią niebiosom Polimny Radosne hymny. 
Na bohatyrów teatrze 
Z celem miarkując obroty, 
Kiedy ja słucham i patrzę Na wielkie zbrodnie i cnoty, Bóg szalę trzyma, Bóg żywy, Bóg 
sprawiedliwy! 

  

DO OJCZYZNY 

  
Czci godna Matko zacnego narodu! Uległaś gwałtom i pysze od Wschodu, 
Z której ust wicher i zdrada 
Na łonie twoim osiada. 
Cisnęła w klęski najzieleńszą ziemię, Wyrodem twoim, twoje hańbiąc plemię, 
Pijana szczęściem i sroga 
Spotwarza cnotę, lży Boga. 
Ślepa! w zapędach przeciw samej sobie, Grążąc narody w powszechnej żałobie, 
By się straszniejszą okazać, 
Imię chce twoje wymazać. 
Nie bój się, Matko! imię to nie zginie, Póki w nas ogień i twoja krew płynie. 
Brnie oto zbrodni ślepota, 
Ale Bóg z tobą i Cnota. 
 

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO 

  
Kędy Potęga, oparłszy tron srogi 
Na skrzydle szczęścia i w uklęku trwogi, 
Z orężem krwawym nad twardymi ludy 

background image

55 

 

Klucze  podniosła  Obłudy,  Stajesz,  Adamie!  Gdy  światu  surowa  Grozi  swym  berłem 
Semiramis nowa, Uwagę podaj w jej stolicy szumie 
Chytrości,  Zbytkom  i  Dumie.  Ten,  co  przeplata  bieg  wieków  niezmierny.  Woli 
najwyższej wykonawca wierny, Igrając w kolej, zbroi nas, rozbraja 
  
I  nikłym  szczęściem  upaja.  Chwiejąc  on  danym  odmienności  światem,  Głowę  nad 
bystrym uzłocił Eufratem; Stamtąd do Nilu swoje przeniósł bogi 
I srebrne czołu dał rogi. Dopieroż, złotym chęć ująwszy runem, Z piersi miedzianej, gdy 
huknie piorunem, Utkwił, orlimi unosząc się piory, 
Ostre  nad  Tybrem  topory.  Na  koniec  (kto  by  tego  się  był  spodział?)  W  futra  sybirskie 
biodra swe przyodział; I ręką, płaskiej dziś Newie przyjazną, 
Rózgę tam podniósł  żelazną. 

 

 

Lecz ten, któremu towarzyszą Muzy, 
Co z przeszłych pychy przyszłe widzi gruzy, 
Patrzy się na nią jak na dym, grą wiatru, 
Znając udawce teatru. Wyżej swój umysł ku tej race zbliża, Co wznosi skromne, a dumne 
poniża; W sercu zaś mając niezatarte blizny, 
Do miłej westchnie Ojczyzny! 
 

DO BOGA 

  
Jak samotny na ugorze, Co jeno wiatrem oddycha, W cichej kwiat polny pokorze Słania 
się, więdnie, usycha. 
Upłynęłyście, dni moje!... Cóż mi z was pamięć udziela? Snują się oczom pszczół roje, 
Ale nie znam przyjaciela. 
Gdzie  zielone  wabią  krzaki  I  śmiejące  się  Zefirem,  Biją  skrzydłami  tam  ptaki,  Co 
przelatują za żyrem. 
Do czegóż umysł przychylę? Gdzie się tkliwe serce uda?... Wszędy swoje chwyta chwile 
Lubiąca siebie obłuda. 
Cóż mojej duszy pomoże? Kto jej zechce stanu dociec?... Czego szukam?... jesteś, Boże! 
Ty mój przyjaciel, Ty ociec. 

 

Niech  świat  omija  z  szelestem  I  z  swej  mię  księgi  wymaże.  Szczęśliwym!  jeśli  tak 

jestem, Jak Twoja wola być każe. 

Niech otrzęsie Twoja  chwała Męt umu,  w którym  zostaję,  I ten  gnuśny  ciężar ciała, Co 
wagi sercu dodaje. 
Błyśnij Twą  łaską, o Panie! Zwilż oschłość ducha jej rosą, A serce z więzów powstanie, 
Myśli się z mętu podniosą. 
Te unosząc się nad mgłami, 
W których nas błędów noc grzebie, 
Bystrymi pomkną lotami 
Do swego celu, do Ciebie! 
 

PSALM DAWIDA 

  

background image

56 

 

Żałość  i  ucisk  Ciebie,  Boże!  wzywa,  Niechaj  Cię  prośba  dosięże  tęskliwa;  Marne  dni 
moje jak dym uleciały!... Jak suche drzewo kości wygorzały! 
Jak  trawa  uschło  serce  me  bez  Ciebie,  Bom  ja  o  Twoim  nie  pomyślił  chlebie.  Z 
ustawnych jęków nie masz na mnie ciała, Kość tylko nędzna i skóra została. 
Jestem jak w lesie pelikan schowany, Jako ptak nocny w pustkach zamieszkany, Oczu nie 
mogę przymrużyć ze strachem Jak biedny wróbel samotny pod dachem! 
Wróg mojej duszy urągał dzień cały, Ten na mnie przysiągł, co dawał pochwały; A jam 
za pokarm sczerym żył popiołem I łzy pił  żywe, siedząc za mym stołem. 
Z  góry  mnie  na  dół  pchnąłeś  rozgniewany,  A  w  gniewie  Twoim  wiek  mój  opłakany 
Chynął ku nocy, jako cień wieczorny! I uschłem nędzny, jako kwiat ugorny. 

 

Lecz Ty na wieki trwać będziesz, o Panie! Pamięć  łask Twoich nigdy nie ustanie, Nad 

Twym Syjonem Ty się masz zlitować, Czas oto przyszedł, żeby go ratować. 

Sługom się Twoim mur podobał nowy, Ochoczym sercem śpieszą do budowy;  Będą się 
Ciebie wszystkie kraje bały, Wszyscy królowie zlękną się Twej chwały. 
Ty bowiem znowu miasto Twe naprawisz I Twój majestat przed światem objawisz! Pan 
się zlitował nad strapionych łzami I nie pogardził pokornych prośbami. 
Niechaj to pismem będzie ryte złotem Ku wiecznym czasom, aby świat na potem Pamięć 
miał Pańskiej nad sobą opieki I w dalsze coraz przesyłał ją wieki. 
Ten,  który  siedzi  na  niebie  wysoko,  Raczył  na  ziemię   święte  spuścić  oko,  Bo  płacz 
usłyszał więźniów okowanych I wyrwał na śmierć ostatnią skazanych. 
By Pana imię czując w swej obronie, Cześć mu śpiewali na świętym Syjonie, Kiedy lud 
wszystek i jego zwierzchnicy Wnidą do Pańskiej pokornie świątnicy. 
Każdy twór swojej podlega odmianie, Tyś tylko ten sam, wiek Twój nie ustanie; I sług 
Twych syny na wieki trwać będą, Ze swym plemieniem przy Tobie osiędą. 

  

DO BOGA 

  
Ty nami władasz, sprawiedliwy Boże! 
W Twoim imieniu potęga i chwała. 
Ta, której wstrzymać  świat cały nie może, 
Upadła na nas z ręki Twojej strzała. 
Chciałeś doświadczyć, czy Ciebie kochamy? 
Chciałeś; przyjmujem i w Tobie ufamy. 
Potwarz ohydna i chytrość przeklęta Ściskają Cnotę w okropnej godzinie; Schwyceni w 
sidła i w  

 

sromotne pęta, Jeno krew czujem, co w nas wolna płynie. Cóż ten lud rzecze, co przed 

Tobą klęka? Ojcze! Niech Twoja nas ratuje ręka. 

Ale dlatego Ty nas pchnąłeś z góry, By się Twe jaśniej okazało ramię, Gdy nas dźwigając 
z  padołu  pokory,  Trąci  tam  pychę  i  rogi  jej  złamie;  Gdy  tej  ruina  przed  światem 
wyświeci, Że Ty pan jesteś, a my Twoje dzieci. 
Gdzież  ta  potęga,  która  w  ślepym  pędzie  Ciebie  ma  za  nic,  okrutna,  szalona?...  Która 
krwią znaczy śmiałe kroki wszędzie

 

 

 

I pasie łzami węże z swego łona? Która Cię bluźni i z urągiem warczy Na Twoje hasło i 

moc Twojej tarczy?... 

background image

57 

 

Zagrzmij,  o  Panie!  a  świat  Ciebie  słucha.  Ale  co  poczniem?  gdzie  pójdziem  ubodzy? 
Łyskaj  i  prowadź:  bo  próżna  otucha  Bez  ognia  Twego  i  bez  Twojej  wodzy,  Za  Twym 
ramieniem pole jest otwarte: Cnota się zbroi w cuda nieodparte. 
Daj wytrzymałość, a razem i wiarę. Ta groby wzrusza i góry przenosi; Ta wróci wnukom 
wieki  ojców  stare  I  bujnym  plonem  ich  ziemie  rozkłosi;  A  błędne  dzisiaj  Twoje  ptaki 
białe Wrócą do gniazda na dziedziczną skałę. 
Gdzie na zasadzie, co ma przeżyć wieki,  Świątynia Twojej  Opatrzności  stanie, Tam  jej 
świadectwom  potomek  daleki  Radosne  co  rok  odnowi  śpiewanie;  Tam  na  ołtarzu  lud 
Tobą szczęśliwy, Złoży praw księgę i miecz sprawiedliwy. 

 

 

LĘKLIWA MIŁOŚĆ

 

  
Gdy ci me serce, Korynno przyjemna, 
Pragnę oświadczyć w uprzejmej czułości, 
Ośmiela krok mój miłość nadaremna, 
Wstrzymuje bojaźń w zbytniej nieśmiałości. 
  
Miłość mię nagli, bojaźń znowu cofa; 
Ta swoją, i ta dzielna siłą: 
Obie na mdłego walczą filozofa; 
Muszę ich znosić utarczkę niemiłą. 
  
Sprzeczka ich stoi przed mymi oczyma; 
Ta swej i ta swej używa pawęży. 
Wątpliwy jestem, która plac otrzyma 
I która bardziej mój umysł zwycięży. 
  
Przed twoim obie wystawuję wzrokiem; 
Niech ta i tamta rozprawi się strona. 
Jak swoim przyznasz, Korynno, wyrokiem, 
Tak jedna drugą zapewne pokona. 
 
 

NA ŚMIERĆ JANA DEKIERTA,

 

PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO

 

  
Po swoim ojcu, po swym przyjacielu  
Dobrego ludu szlochają gromady.  
Wiele, łez płynie, gdzie porzucił wielu  
Mąż pełen ducha, mąż rady. 
  
Cnotliwy Janie! z płaczącymi szczyrze  
I moja tkliwość łzy tobie wylała,  

background image

58 

 

Muza to czuje i brząknąć na lirze  
Twojej pamięci kazała. 
  
Poszedł zajaśnieć, gdzie zawsze dzień świeci,  
I co nas czeka z Tego twarzy dociec,  
Co patrzy z niebios na swe równo dzieci,  
Sam wszystkich i pan, i ociec. 
  
Powagi, światła i roztropnej cnoty  
Zostawił przykład naczelnikom ludzi:  
Jak skromnym ruchem kierować obroty,  
Gdzie czucia ślepe żal budzi. 
  
Cóż innym ptakom po gruzach ogromu,  
Gdzie tylko sępy pasą się ich zgrają?  
Ochocza praca i pokój w tym domu, 
Gdzie matkę wszyscy kochają. 
Moc tego ciała jakże się poruszy,  
Którego w więzach i race, i nogi?  
A władza zmysłów nie daje czuć duszy,  
Że szuka przyczyn ból srogi? 
  
Przebóg! co widzę? płaskie morza cisze  
W harde ku niebom wspięły się bałwany,  
Zatrzęsły ziemią, i w zuchwałej pysze  
Wierzch rozsadzają wolkany. 
  
Rządzie! pamiętaj, że jak nasze lata,  
Tak obyczaje, tak mienią się wieki;  
Że tego twoja nie obejdzie strata,  
Kto nie zna twojej opieki. 
 

O ELIZIE

 

  
Eliza wczoraj ostro spojrzała:  
Możem dał powód urazy. 
Cisnęła wiankiem raka jej biała,  
Przygryzła usta piąć razy. 
  
Nie można było gniewu odwrócić  
I błagać srogiej nie śmiałem. 
Poszedłem smutny z sobą się kłócić  
I noc tę całą nie spałem. 
  
Dziś lubym sama witając głosem,  
Serce wróciła mi swoje. 
Cieszy mię słodkim nadzieja losem,  
Ale się jutra znów boję. 

background image

59 

 

Stanisław Staszic

 

 

 

UWAGI NAD ŻYCIEM  

JANA ZAMOYSKIEGO 

W  roku  1755,  w  miesiącu  listopadzie,  urodziłem  się  w  mieście  Piła  z  rodziców 
powszechnie  szacowanych.  Dziad  mój  był  przez  lat  trzydzieści  zgodnymi  głosy  gminy 
miasta  tego  wybierany  na  burmistrza.  Wycierpiał  wiele  prześladowań  od  starosty 
Cińskiego.  Ten  naruszył  prawa  miasta,  odebrał  mu  własność  propinacji,  wielką  część 
miejskich  gruntów  leżących  obok  jego,  za  to  narzucił  piaski  i  wydmy.  Dwadzieścia  lat 
miasto  wiodło  z  tym  możnowładcą  proces.  Dziad  mój,  jako  pierwszy  zastępca  dobra 
miasta,  był  wystawiony  na  wszystkie  groźby  i  złości  przemożnego.  Wytrwały  przy 
swojego  urzędu  obowiązkach  i  przy  bronieniu  dobrej  sprawy  doprowadził  ją  do 
szczęśliwego końca i odzyskał dekretem wydartą miastu własność. 
Ojciec mój był następnie wybierany na burmistrza tegoż miasta przez lat dziesięć aż do 
nieszczęśliwego upadku Ojczyzny, w którym przy pierwszym zaborze miasto to wpadło 
pod  rząd  pruski.  I  ten  przez  czas  urzędowania  swojego  był  ciągle  wystawiony  na 
prześladowania  i  srogości  napadników  naszego  kraju,  obstając  przy  ochronie  miasta. 
Okrutny  Drewitz  więził  i  męczył  go  kilka  miesięcy,  aby  przymusił  miasto,  dla  okupu 
jego, do złożenia nadzwyczajnej kontrybucji. 
Ojciec  mój  był  człowiek  wiele  posiadający  nauki,  osobliwie  w  prawach  rzymskich,  i 
biegły w klasycznych rzymskich autorach. Matka była pełna ludzkości nadzwyczajnie do 
swoich dzieci przywiązana, mająca wiele religii, ale z nią i przesądy. Tej jej miłości, jako 
ku  najmłodszemu  z  dzieci,  i  tych  jej  religijnych  uprzedzeń  stało  się  skutkiem  —  od 
dzieciństwa  przeznaczenie  mnie  do  stanu  duchownego.  W  dzieciństwie  zdrowie  moje 
było  słabe.  Miłość  ku  mnie  matki  i  przesąd  skłoniły  ją,  że  uczyniła  ślub  Bogu,  iż  od 
dzieciństwa w poświeconej Mu sukience księskiej wychowany będę. 
Dopełniła swe śluby: w takiej odzieży od dzieciństwa byłem 
wychowany, a przez wzajemną miłość ku tej najlepszej z matek, rosnąc wchodziłem w jej 
czucia, wszystkie nieustannie wskazywane mi życzenia, bym zachował stan duchowny, w 
którym  mnie  Bogu  poświęciła.  Dla  jej  się  przypodobania  w  piętnastym  roku 
wytłomaczyłem O religii poema Racine'a. Ojciec mój ulegając w tym słabości matki nie 
zdrażał  mnie  widocznie  z  zamierzonego  przez  nią  stanu,  ale  kierował  wychowaniem  i 
zachęcał  mnie  do  nauk.  W  tym  celu  radził  mi,  bym  po  skończonej  krajowej  edukacji 
wyjechał  za  granicę  do  uniwersytetów  niemieckich,  a  bardziej  jeszcze  zachwalał 
akademie francuskie. 
Jakoż tym końcem oddał mi wcześnie część majątku na mnie przypadającą, abym starał 
się kończyć nauki w zagranicznym uniwersytecie. Zwiedziwszy uniwersytety w Lipsku i 
Getyndze  zatrzymałem  się  lat  dwa  w  Paryżu  przy  Kolegium  Francuskim.  Szczególniej 
oddałem  się  naukom  fizyki  i  historii  naturalnej.  Pierwszej  słuchałem  pod  Brissonem, 
drugiej  pod  sławnym  Daubentonem:  przez  tego  zabrałem  znajomość  z  nieśmiertelnej 
pamięci  Buffonem.  Wydał  on  był  natenczas  świeżo  Epoki  natury.  Przy  częstej  z  nim  o 
tym dziele rozmowie powziąłem myśl wytłomaczenia Epok natury na ojczysty język. 
Następnie zwiedzanie gór Alp i Apeninu, gdym powracał do kraju, przekonywało mnie, 
iż  teoria  epok  jest  dowcipna  ,  ale  z  naturą  niezgodna.  To  postrzeżenie  zwracało  coraz 
więcej uwagę moją na rozpoznanie ziemiorodztwa Karpatów. Zacząłem w tym zamiarze 

background image

60 

 

zbierać  wszystkie  uwagi  geologiczne,  tak  w  własnym  kraju,  jako  też  przy  powtórnym 
zwiedzaniu  Włoch,  Alp,  Apeninu,  Wezuwiusza  i  Etny.  Na  koniec  przez  kilka  lat 
zwiedzanie  naszych  ojczystych  Karpatów  przyprowadziło  mnie  do  wydania  dzieła:  
ziemiorodztwie Karpatów i ziemi dawnej Sarmacji.
 
Przy wstępie moim na świat uderzyło mię to nadzwyczajnie, że znalazłem w owe czasy 
przed  sobą  zapory  nieprzestępne  w  każdym  stanie:  w  duchownym,  wojskownym  i 
cywilnym;  że  zrodzony  z  tak  zacnych  i  tak  cnotliwych  rodziców,  z  ojca,  tak  się  w 
ostatnich czasach poświęcającego za swoją Ojczyznę, 

 

przecież  wszędzie  wstydzić  się  musiałem  mego  urodzenia,  wszędzie  je  znalazłem 

okryte  wzgardą,  odrzucone  od  czci,  od  urzędów  i  od  ziemi.  Niesprawiedliwość  ta,  im 
więcej myśleć zacząłem, tym więcej mnie zdziwiała. 

To stało się powodem, że począłem zastanawiać się i  szukać przyczyny źródłowej  tego 
pokrzywdzenia  i  zboczenia  towarzystw  ludzkich  z  drogi  ich  ogólnego  szczęścia.  Przy 
tych  uwagach,  gdy  trafiłem  na  czas  nieszczęść,  gwałtów,  rozbioru  mojej  Ojczyzny,  dla 
której,  chociaż  tak  dla  ludzi  mego  urodzenia  była  niewdzięczną,  przecież  wyssałem  z 
rodziców  moich  najżywszą  miłość,  a  z  tą  równie  mocne  uczucia  krzywdy  i  gwałtu 
wykonanych  na  Polsce.  Te  dwie  niesprawiedliwości  uczyniły  tak  wielkie,  na  mnie 
wrażenia,  iż  przedsięwziąłem  życie  od  ludzi  odosobnione,  unikając  obcowania,  a  coraz 
bardziej  zagłębiając  się  nad  źródłem  tych  niesprawiedliwości  wypływających  z  złych 
zasad  wspołeczeństw  ludzkich,  poświęciłem  czas  na  rozpoznanie  gruntowne  tych  wad 
szkodliwych ogólnej ludzkiej rodzinie, zbierałem uwagi nad głównymi epokami zmiany, 
powstania i  upadania cywilizacji narodów. Rezultatem tych prac moich  ciągle przez lat 
czterdzieści jest napisane dzieło w sposobie poematu dydaktycznego: Ród ludzki. 
W tych uwagach często trafiałem na zapytania: Jaki zamiar Stwórcy w człowieku na tym 
świecie?  Co  najpewniej  gruntuje  szczęście  stałe  człowieka?  Przekonałem  się,  że  tylko 
miłość bliźnich, ziszczana przez dobre czyny, jest szczęściem dla ludzi. Z nimi bowiem 
ma  człowiek  najściślejsze  związki  przez  wrodzoną  mu  ludzkość.  Najprzyjemniejsze 
uczucia znajdują się w dobroczynności dla ludzi. I przeto tylko ten postępuje najlepiej do 
celu swojego Stwórcy, kto przez ciąg swojego życia poprawi los, powiększy szczęśliwość 
drugich ludzi. Ten zaś, kto przez swoje życie poprawi i udoskonali los współczesnych lub 
całych plemion następnych, ten dopełnia całkowicie swojego tu istnienia przeznaczenie, 
czyli te zamiary, jakie Najwyższe Jestestwo w jego stworzeniu założyło. 
W takim przekonaniu przedsięwziąłem całe moje życie na to poświęcić, abym mógł kilku 
albo kilkudziesiąt familii los polepszyć i swobodniejszym uczynić ich życie. W tej chęci 
wcześnie  i  stale  na  całe  życie  ograniczyłem  wszystkie  moje  potrzeby,  abym  z  ich 
oszczędności  mógł  dla  drugich,  ode  mnie  potrzebniej

 

szych,  zrobić  ofiarę.  Szczupły 

majątek,  jaki  miałem,  i  to,  co  przez  całe  życie  zebrać  mogłem,  wszystko  z  największą 
starannością  ku  temu  raz  powziętemu  celowi  obracałem  nieprzerwanie.  Byłem  stały  w 
przedsięwzięciu: raz obranego sposobu życia nie zmieniłem nigdy aż do śmierci. 

Z  takich  przez  pięćdziesiąt  lat  z  oszczędności  zbieranych  funduszów  kupiłem  włość 
Rubieszowską  i  urządziłem  ją  dla  szczęścia  kilkuset  familii,  nadawszy  im  grunta  z 
prawem dziedzictwa. Dziękuję Opatrzności, że już za życia mojego towarzystwo ludzkie 
doprowadziła  do  tego  postępu  i  cywilizacji  stopnia,  iż  każdy  człowiek  już  może  zostać 
właścicielem ziemi. Jakiż to wielki krok zrobiły wspołeczeństwa ludzkie od tego czasu, 
jak myśli moje rozpocząłem, do momentu, w którym je w skutku dopełniam! 
Powróciwszy  z  uniwersytetów  niemieckich  i  z  Francji  do  kraju,  byłem  wezwany  przez 
szanownej  pamięci  Andrzeja  Zamoyskiego  do  zarządzania  edukacją  synów  jego  .  W 

background image

61 

 

częstych  rozmowach  z  tym  najcnotliwszym  obywatelem,  nieskończenie  do  swej 
Ojczyzny  przywiązanym,  a  przez  długie  doświadczenie  i  przez  wielką  biegłość  w 
prawach  znającym  wszystkie  wady  towarzyskiej  zasady  kraju  naszego,  częstymi  z  nim 
rozmowami  skłoniony  zostałem,  aby  je  wystawić  narodowi  stojącemu  nad  przepaścią  i 
wskazać ostatni moment do ratunku i poprawy. 
W  takim  zamiarze  wydanym  przeze  mnie  zostało  w  roku  przed  walnym  sejmem 
konstytucyjnym  dzieło:  Uwagi  nad  życiem  Jana  Zamoyskiego.  A  podczas  sejmu 
napisałem Przestrogi dla Polski. 
Taki jest rzetelny rys mojego życia i pobudki moich główniejszych pism i czynów. 
 

DO STANU RYCERSKIEGO 

  
Przy tym zgwałceniu prawa narodów, przy Rzeczypospolitej Polskiej krajów podziale, ja 
zostałem niewolnikiem króla pruskiego. Moje ciało spokojnie dźwiga niewolnicze jarzmo 
Prusaka; ale moja dusza wolno myśli dotychczas. Już uspokoiła się miłość osobista; ale 
miłość  straconego  kraju  często  mi  to  zapytanie  czyni:  czyliż  nie  ma  dla  reszty  Polski 
ratunku? 
Przypadkiem dostało mi się w ręce  Życie Jana Zamoyskiego Kanclerza i hetmana W.K. 
To,  co  ten  obywatel  przed  dwieście  lat  myślał,  to  mi  odkryło  dla  ratowania 
Rzeczypospolitej  sposób;  ale  gdzież  jest  ten  mąż,  który  go  wykonać  potrafi?  Komu  go 
dzisiaj w Polsce powierzyć? 
Andrzejowi  Zamoyskiemu?Ten,  za  moich  czasów  najcnotliwszy  w  Polsce  obywatel,  w 
danym  projekcie  do  prawa  tylko  zalecał  sprawiedliwość  dla  wszystkich  ludzi,  a  już  w 
niebacznym narodzie utracił zaufanie; głupia niewiadomość nie umiała rozróżnić prawdy 
od błędu; przyjaciela ludzi nazwano nieprzyjacielem Polaków. 
Potockim? W tym odwiecznym w dziejach polskich domie kazałaby mi mieć zaufanie ta 
uwaga, że Potoccy, chociaż równie dumni, jak ich nieprzyjaciele bywali, nigdy przecież 
swej  pysze  nie  poświęcili  kraju,  nigdy  dla  pognębienia  strony  przeciwnej  nie  wezwali 
cudzej  pomocy;  ale  na  cnych  Potockich  stronnicy  dworów  obcych  miotają  czarną 
oszczerz. 
Królowi mądremu? Jego rady zaraz od początku panowania znieciły wojnę domową. 
Nikomu  z  panów  tego  dzieła  ofiarować  nie  będę:  te  samoistne  dusze,  jeszcze  po  tym 
ostatnim  doświadczonym  nieszczęściu,  równie  podłe,  jak  za  panowania  Sasów,  tak  za 
rządu Stanisława Augusta, chowają między sobą zawziętości i kłótnie. Ta jedna 
To było pisane w roku 1784. (Przyp. aut.) 
tylko  w  ich  niezgodzie  różność,  że  przedtem  jawnie,  teraz  bojąc  się  przemożnych 
opiekunów  skrycie  gryzą  się.  Panowie  swojej  osobistości  i  dumie  poświęcić  resztę 
Polaków gotowi. 
Stanowi rycerskiemu te uwagi ofiarują. Niechaj szlachta sama o sobie myśli. Już ją nieraz 
zdradzono. Wolność powierzyciela nie cierpi. A jeżeli wolności ocalić nie można, niech 
pamięta, że prócz wolności jeszcze zostaje jej się jestestwo polityczne, imię, całość kraju i 
sława narodu, zasługi, urzędy 
do zachowania. 
Wielki narodzie! Dopokądże w tej nieczulości trwać będziesz! Czyliż tak ginąć myślisz, 
aby się nic więcej po tobie nie zostało, tylko niesława! Nie ma przykładu, żeby osiadłych 
na  najobfitszej  ziemi,  udarowanych  przez  naturę  szczególnymi  przymioty  kilkanaście 
milionów  ludzi,  bez  sposobu  ratunku,  owszem,  bez  myślenia  o  sobie,  z  oziębłością 
niewoli  czekało.  Upadały  od  dawności  mocarstwa  największe,  ale  ich  sława  jest 
nieśmiertelną, a przy ich upadku męstwo na wieki uwielbia potomność. 

background image

62 

 

Gdy w kilka tysięcy lat później czytam, że Kartagińczykowie, długimi obrony wojnami 
zniszczeni, w ostatnim swego konania schyłku, ani broni, ani wojska, ani żywności, ani 
przyjaciół  nie  mając,  przecież  nie  czekają  z  oziębłością  niewoli,  ale  czym  prędzej 
wszyscy  łączą  się;  dają  wolność  niewolnikom;  pałace,  kościoły,  rynki  publiczne 
zamieniają  się  w  kuźnie;  jedni  z  domu  i  z  kościołów  sprzęty  i  posągi,  w  niedostatku 
żelaza srebro i złoto przynoszą, drudzy po kilkaset tarczów, mieczów, dziryd, a tysiącami 
strzał  na  dzień  jeden  robią;  kobiety  ucinają  sobie  włosy  i  z  nich  kręcą  potrzebne  do 
obrony miasta powrozy. Taką miłość ojczyzny w Kartaginy dziejach czytając, żałuję ludu 
tego.  Cierpię  razem  z  mężnymi  Kartagińczykami;  nienawidzę  gwałtowników,  zdrajców 
Rzymianów. 
W  dziejach  rodzaju  ludzkiego  jeszcze  tylko  nie  dostaje  dziejów  i  upadku  wielkiego  a 
nikczemnego  ludu,  który  bez  ratowania  się  ginął.  Czyliż  to  ohydne  miejsce  Polacy 
zastąpią? 
Sobieskich,  Chodkiewiczów,  Zamoyskich,  Bolesławów  synowie!  Czyliż  może  być 
podobieństwo, abyście wy niesławnie zginęli? 
W Heilsbergu, dnia 20 maja roku 1785 
 

EDUKACJA 

  
„Zawsze takie rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie” — tak Jan Zamoyski 
w diploma, swojej Akademii nadanym, zaczyna i mówi dalej: „Nadto przekonany jestem, 
że  tylko  edukacja  publiczna  zgodnych  i  dobrych  robi  obywatelów.  Przeto  chętnie 
poświęcam cząstkę majątku na ustanowienie w Zamościu Akademii, w której by polska 
młodzież  brała  zdrowe  obyczajów  początki  i  ćwiczyła  się  w  naukach  dążących  do 
jednego  z  ustawami  Rzeczypospolitej  zamiaru.  Na  ten  koniec  takie  czynię  nauk 
rozłożenie: w pierwszej klasie początki nauki moralnej i od polskiego języka zaczynając, 
początki  gramatyki  łacińskiej  i  greckiej  dawane  będą;  w  drugiej  —  moralna  nauka, 
syntaxis  i  prozodia  rzeczonych  języków;  w  trzeciej  —  same  tylko  pierwsze  początki 
retoryki, tłomaczenie i rozbieranie osnowy dobieranych w językach polskich, greckich i 
łacińskich pisarzów, sphaera, arytmetyka, geometria z doświadczeniem w polu i logika; 
w czwartej — historia naturalna, fizyka i nauka lekarska; w piątej — historia powszechna 
i  wymowa;  nauczyciel  wymowy  zawsze  materie  ściągające  się  do  Rzeczypospolitej 
dawać swoim uczniom powinien, a w dziejopiśmie przyczyny główniejszych w rządach 
odmian  dochodzić  i  one  przyrównywać  do  kraju  starać  się  będzie.  W  szóstej  klasie 
nauczyciele moralnej nauki uczyć będą obowiązków człowieka i powinności obywatela; 
w  siódmej  —  tłomaczone  będą  prawa  w  powszechności;  w  ósmej  —  prawa  ojczyste, 
statuta,  konstytucje,  kancelarii  prawnomienności,  Sądów  gatunki  i  sądownictwo,  czyli 
postępowanie sądzenia”. 
Ta ode mnie krótko namieniona edukacji publicznej ustawa wtenczas, kiedy jeszcze nie 
stanęło  teraźniejszego  żołnierstwa  systema,  była  bardzo  rozsądną.  Dziś  w 
Rzeczypospolitej  
złą,  w  monarchiach  byłaby  jeszcze  dobrą.  Choć  słabych  i  nie  bitnych,  przecież 
oświeconych i cnotliwych byłaby ludzi wydała. 
Tak  chowani  w  Polsce  obywatele  przynajmniej  po  tej  ostatniej  krzywdzie 
Rzeczypospolitej byliby mocno uczuli, że w tym razie nie masz inszego sposobu, tylko 
jak  najprędzej  chwytać  się  tego,  co  towarzystw  ludzkich  zgodę  stanowi;  że  lepiej  jest 
powiększyć  wolność  innych  spółmieszkańców  dla  powiększenia  mocy  całego  kraju*, 
niżeli  lękać  się  noc  i  dzień  tej  okropnej  godziny,  w  której  mocniejszy  oświadczy 

background image

63 

 

wszystkim,  że  są  niewolnikami  jego.  Już  dziś  Polska  byłaby  miała  prawa.  Jej  miasta 
żywiłyby do niej przywiązanych obywatelów. Takie początki byłyby w każdego Polaka 
umyśle  mocno  piętnowały  tę  prawdę,  że  ten  obywatel  jest  niegodziwy,  który  w 
nieszczęściu  Ojczyzny  pracować  dla  niej  zrzeka  się  i  służyć  jej  nieprzyjaciołom 
wychodzi, ten złoczyńcą największym, który dla dopełnienia zemsty i dla dopięcia swojej 
pychy cudzoziemskie wojska do kraju wprowadza. 
Ale tej edukacji przez Jana Zamoyskiego ułożenie wykonane nie było. Jak prędko biskup 
chełmski  teologię  do  niego  przyłączył,  natychmiast  ta  już  objawionych  prawd 
umiejętność,  panując  samowładnie  i  innym,  ukrytej  w  naturze  prawdy  dopiero 
szukającym  naukom,  prawa  nakazując,  zamieniła  szkołę  oświeconych  i  zgodnych 
obywatelów w szkołę niewiadomych, kłótliwych, na duszy i na ciele słabych ludzi. Tym 
były  dotychczas  unwersitales.  Popełniona  w  ich  stanowieniu  wada  jest  jednym  z  tych 
błędów, które ludzki rozum mocno zawstydzać i korzyć powinny. Chcąc szukać światła 
obraliśmy sposoby, które nam wystąpić na krok z ciemnoty nie dozwalały. 
Ślepemu, który wokoło siebie kijem macać nie ma wolności — albo zawsze stać, albo na 
jednym miejscu kręcić się, albo idąc dalej w najpierwszym dole legnąć przychodzi. My, 
niewidomi  będąc,  z  tymi,  co  najzdrowsze  oczy  mieli,  to  jest  z  bogomędrcami  zarówno 
biegnąć chcieliśmy. 
Dla  której  ta  książka  była  pisana,  a  do  których  wyobrażeń  i  ja  stosować  się  musiałem, 
chcąc, aby mnie zrozumiano. (Przyp. aut.) 
W  akademiach  teologia  nad  wszystkim  górowała.  Ona  sama  nadgrody  brała.  Stąd 
urodziła się innych nauk pogarda: pierwszy błąd. 
Wszystkie  nauki  sobie  równe  być  powinny.  Żadna  drugiej  podlegać  nie  może.  W 
rzeczach niedoskonałych niewola zabezpiecza niewiadomość, wolność prawdę odkrywa. 
Teologia  —  umiejętność  już  zakończona,  już  wszystkie  zasady  mająca,  w  której  do 
doskonałości ślepa wiara prowadzi, przepisywała prawa, sposób mówienia, rozumowania 
i wierzenia naukom jeszcze swoich zasad nie znającym, w których długa niewierność od 
błędu uwalnia. Stało się, że każdą wątpliwość, jak w religii Pismo Święte, tak w rzeczach 
przyrodzonych starożytności powaga łatwiła. 
W akademiach duch systematyczny drugą był wadą. On zrobił, że przez lat dwa tysiące 
ludzie nie myśleli. 
To,  co  o  zbłądzeniu  najpewniej  ostrzega,  co  samą  tylko  w  ludzkich  wiadomościach 
oczywistość stanowi — doświadczenie — zwane było czarnoksięstwem. W akademiach 
na  słowach  sadziły  się  najmocniejsze  dowody.  Słowa  prawdy  odkrywały  i  ich 
nieomylność stanowiły. 
Tym końcem, od wieku jedenastego, początku akademii i szkolniczej nauki, musiano się 
uczyć  wszystkiego  kłótni  sposobem,  gadając  przez  tyle  godzin  i  koniecznie  takimi 
wyrazy. Przez to prawdy od mniemania rozłączone nie były, co jest źródłem fałszywych 
rozumów.  Tego  to  błędu  jad  Europejczyków  tak  okrutnymi  uczynił,  że  po  wiele  razy, 
często  o  słów  kilka,  wszyscy  porywali  się  do  miecza  dla  jednej  części  swych  bliźnich 
wyrżnięcia.  
Przez  pięć  lat  filozofią  i  teologią  przepisywać  było  potrze

 

ba,  chcąc  być  bakałarzem. 

Dalej, przez dwa lata, dzień w dzień po kilka godzin wadzić się przymuszano, aby zostać 
wyzwoleńcem.  Dopiero  ten,  kto  przez  kilka  dni,  codziennie  przez  godzin  dwanaście, 
majorem  ordinariam,  minorem  ordinariam  i  Sorbonicam  Ihesim  odprawił,  kto  kilka 
tysięcy zapłacił, a jeść i pić dał dobrze, nakrył się doktorskim biretem. Wreszcie jeszcze 
po tym wszystkim przez sześć lat musiał na rozprawy uczęszczać, jeśli chciał dostojeństw 
wszystkich doktora używać. Opłatne wyzwolenia w każdej sztuce, w każdym rzemiośle 

background image

64 

 

są  talentów  przeszkodą.  Tym  bardziej  w  wolnych  naukach  ta  nieoszczędność  czasu,  te 
formuły śmieszne były rozumu oporem. 

Ostatni,  ale  błąd  w  tych  publicznych  szkołach  był  największy:  ich  edukacja  nie  do 
jednego celu z ustawą kraju dążyła. 
Zwyczajnie  dzieci  w  ósmym  lub  dziewiątym  roku  do  szkół  przyjeżdżały.  Tam  ich 
najprzód  przez  lat  osiem  słów  łacińskiego  języka  uczono.  Dopiero  ten,  kto  się  chciał 
nazwać uczonym człowiekiem, musiał przez lat trzynaście ćwiczyć się w samym gadaniu 
po łacinie o wszystkim. Tak człowiek dorosły lat trzydziestu, ani do pracowania, ani do 
bronienia  zdatny,  myśleć  mało,  tylko  gadać  wiele  umiejący,  nie  był  chowany  dla 
społeczeństwa  tego,  w  którym  tylko  wspólna  praca  wszystkich  tworzy  bogactwa, 
sposobna  w  każdym  obywatelu  robienia  bronią  dzielność  zapewnia  przed  napastnikiem 
siedlisko, a małomówność, przy niej gruntowne myślenie, stanowi jedność wewnętrzną. 
Ta  dawna  edukacja  sposobiła  ludzi  do  tych  towarzystw,  w  których  by  inaczej  nie 
pracowano, tylko ustami. 
Tak  się  też  stało.  Wiek  jedenasty  —  epoka  ustanowienia  akademii  i  rozszerzenia  się 
szkolniczej nauki — jest także epoką rozmnożenia się zakonów. Przedtem w państwach 
wschodnich nie znano innego zakonu, tylko świętego Bazylego; w krajach zachodnich nie 
znajdowało się innej reguły, tylko świętego Benedykta. Akademie, czyli dawny uczenia 
sposób,  do  tych  towarzystw  ludzi  sposobił.  Dawna  Uniuersiłas  Kraków

 

ska  jest 

przyczyną, że województwo krakowskie tak licznymi klasztorami zapchane zostało. 

Te  pobożne  zgromadzenia,  z  natury  postanowienia  swojego  będąc  duchowi 
systematycznemu przychylne, naukom być użyteczne nie mogły* 
Z  tymi  wadami  akademie,  które  dla  wychowania  obywateli  pracowitych,  rozumnych  i 
bitnych  ustanowione  były,  wydały  ludzi  słabych,  upornych,  leniwych  i  o  sobie  wiele 
rozumiejących,  niezgodnych,  o  wszystkim  gadatliwych,  a  co  jest  obywatel,  nie 
wiedzących. 
Takie  universitałes  były  niewiadomości  twierdzami,  z  których  po  całym  powiecie 
rozchodzące  się  błędy  wszelkie  światło  tłumiły.  Z  nich  najstarszą  i  najpierwszą  była 
Akademia Paryska. Ta akademii matka wpośród stolicy wszystkich nauk dotychczas jest 
nieukiem. Cóż o jej córkach sądzić potrzeba? 
Ten,  kto  dawnych  akademii  kształt  odmieni,  uczyni  ludzkiemu  narodowi  wielką 
przysługę.  Niech  wie  potomność,  że  Polska  najpierwszą,  kiedy  ją  niesprawiedliwi 
sąsiedzi przeciwko ludzkości szarpali, poprawiła ten błąd powszechny. Ona najpierwszą 
dawnych akademii układ zniszczyła i w swoim kraju najlepszą z całej Europy publiczną 
edukacją  ustanowiła.  Ta  zapewnię  wyda  obywateli  rozumnych,  ale  nie  wychowa  ludzi 
pracowitych i bitnych . 
Każdej edukacji stanowiciel to poznać najpierw powinien, czym jest człowiek z natury? 
Czym  ma  stać  się  przez  wychowanie?  Dopiero  potem  prawidła  edukacji  ułoży;  tak 
doskonały  rzemieślnik  wprzód  materią  poznaje,  a  gdy,  co  z  niej  ma  urobić,  postanowi, 
dopiero wtenczas do swojej pracy narzędzia obiera. 
Człowiek rodząc się nic nie zna i nic nie myśli. 
Tylko  jest  czuły:  cokolwiek  boleść  sprawuje,  tego  się  strzeże;  co  jego  naturze  dogadza, 
czyli życie zmacnia, tego on szuka. 
  
  
* W wieku jedenastym i dwunastym benedyktynów klasztory najbardziej u nas zagęściły 
się,  a  bazylianie  na  zachód  się  przenieśli;  w  wieku  trzynastym  powstali  dominikanie, 
franciszkanie,  bernardyni,  karmelici  trzewiczkowi,  augustianie,  których  ustawa  wydała 

background image

65 

 

sześćdziesiąt reform ; w wieku piętnastym minimowie, w szesnastym kapucyni, karmelici 
bosi, reformaci, etc, etc, etc. (Przyp. aut.) 
 
Nie ma żadnej wiadomości wrodzonej; przez zmysły każde czucie odbiera. 
Ma pamięć. 
Ma więcej lub mniej władzy do porównywania swoich uczuć i swoich wyobrażeń. Przez 
to porównanie uczucia stwarza wyobrażenie, przez porównanie wyobrażeń układa myśli. 
Ciało tylko myśli wykonywa. 
Oto  przyrodzone  własności  zdrowego  człowieka.  Więc  człowiek  do  edukacji  ma  dwie 
rzeczy: duszę i ciało. 
Więc ludzie z natury ani są złymi, ani dobrymi. Jakie zmysły ich odebrały uczucia, tak 
oni myślą. Jak myślą, tak czynią. Edukacja myśleć naucza, edukacja złymi lub dobrymi 
uczynić ich może. 
Z tych własności jeszcze się to ukazuje, że człowiek ma jeden nieodmienny przymiot: bo 
jaźń  cierpienia,  czyli  chęć  życia,  albo,  jak  pospolicie  nazywamy,  być  szczęśliwym 
koniecznie chcieć musi. 
Edukacja  tej  chęci  w  człowieku  zniszczyć  nie  potrafi.  Ale  jej  cel  odmienia.  Edukacja 
wszystkich nieszczęść i szczęść ludzkich imiona wyrzekła. Ona tak nas przerobić umie, 
że istotne człowieka nieszczęście obieramy za naszą szczęśliwość. 
Ale cóż tą prawdziwą człowieka szczęśliwością nazwiemy? Złóżmy przesądy, zamyślmy 
się  nad  sobą  —  wszyscy  jedno  powiemy:  mieć  życia  pierwsze  potrzeby,  zdrowie  i 
spokojność. 
Tylko  te  trzy  rzeczy  stanowią  rzeczywistą  człowieka  szczęśliwość.  Wszystkie  inne 
szczęścia są mniemane i  wymyślne. Przeto  nas spokojnymi nie czynią. Człowiek chcąc 
być szczęśliwym stał się nieszczęśliwym. Szukał opodal od siebie tej szczęśliwości, która 
tylko w nim się znajduje. Utwarzając nowe szczęście swoją nieszczęśliwość powiększył. 
Bo  im  więcej  poznał,  tym  więcej  potrzebował.  Im  więcej  potrzebował,  tym  więcej 
pragnął, tym więcej pomnożyły się namiętności jego i on tym więcej niespokojnym być 
zaczął.  Stąd  urodziło  się  mnóstwo  nauk,  niezliczona  liczba  sztuk  i  rzemiosł,  wielość 
praw, trudność nadto złożonych rządów, potrzeba despotyzmu. 
Prawdziwa  człowieka  szczęśliwość  dobrej  edukacji  najpierwszym  być  celem  powinna. 
Nie  mówię,  iż  trzeba  zaniedbać  inne  szczęśliwości  zmyślone,  gdyż  te  już  tak  stały  się 
nam potrzebne, że bez nich bylibyśmy nieszczęśliwymi prawdziwie. Ale chciałbym, aby 
edukacja dla nich ludzi obojętniejszymi czyniła. 
Ponieważ  wspomniana  szczęśliwość  człowieka-obywatela  jest  nierozdzielną  od 
szczęśliwości  całego  towarzystwa,  ponieważ  szczęśliwość  towarzystwa  wynika  z 
użyteczności  wszystkich  mieszkańców  jego,  przeto  końcem  edukacji  krajowej  być 
powinna użyteczność obywatela. Obierajmy do tego końca sposoby. 
Różne  krajowe  rządy  do  osiągnięcia  szczęśliwości  różne  sposoby  pozwalają,  bo  nie 
jednakiej w obywatelach użyteczności potrzebują. Dlatego w każdym państwie edukacja 
do rządu stosowną być musi koniecznie. 
Zamyślijmy  się,  jaką  ma  być  edukacja  w  rzeczachpospolitych,  aby  człowiek  był 
użytecznym i szczęśliwym. 
Wszystko  na  tym  świecie  jest  z  sobą  związane.  Każdej  rzeczy  istność  teraźniejsza 
stosować się musi do stworzeń przytomnych. Człowiek sam na sobie przestać nie może. 
Wewnętrzna  szczęśliwość  jego  od  jednych  mniej,  od  drugich  stworzeń  zawisła 
koniecznie. 
Ten różny stosunek człowieka z rzeczami czyni podział wiadomości jego. 

background image

66 

 

Co  do  utrzymania  życia  należy  właściwie,  to  jest  rzeczy  nieuchronnej  potrzeby,  znać 
powinien  najpierwej.  Co  do  szczęśliwości  dąży  niewłaściwie,  to  jest  rzeczy  wygody, 
będzie  dochodzić  później.  Co  związek  ma  z  nim  najdalszy,  to  jest  wiadomości  mniej, 
czyli  więcej  dla  dusz  wielkich  niżeli  dla  ciał  zasilenia  potrzebne,  powinny  być  w 
publicznej edukacji wcale opuszczone albo dopiero na końcu dawane. Nad tymi ostatnimi 
nie każdemu czas trawić ma być pozwolono. 
A  ponieważ  człowiek  najprędzej  szkodzić  człowiekowi  może,  dlatego  według 
przyrodzonego rzeczy porządku edukacja obywatela najpierwej dać mu poznać tych ludzi 
powinna, z którymi żyć musi. Tę naukę nazywam moralną. 

 

Nauka  moralna  jest  ze  wszystkich  najpierwszą.  Ona  niechaj  przekłada  dziecięciu,  od 

powzięcia  rozumu,  związki,  które  człowiek  jako  obywatel  ma  sam  z  sobą,  z 
spółobywatelami drugimi, z towarzystwem całym i z Bogiem. Niechaj ta nauka najwięcej 
a  jak  najjaśniej  powtarza  młodemu,  że  człowiek  sobie  wszystko,  a  kto  inny  nic  mu  nie 
winien, że ustąpienie części tego drugiemu, co sobie winien, stwarza dopiero obowiązki 
wzajemnego  udziału,  że  sam  starać  się  powinien  o  dobre  mienie  swoje,  że  pierwszym 
obowiązkiem  człowieka  jest  pracować,  że  tylko  przez  pracę  staje  się  obywatelem 
użytecznym,  że  w  każdym  stanie  próżnowanie  czyni  człowieka  szkodliwym  i  sobie 
samemu, i innym. 

Drugim  obowiązkiem  człowieka-obywatela  jest  pracować  według  praw  kraju.  Niech 
każdy  od  młodości  z  doświadczeniem  uczy  się,  że  jest  równy  obywatelowi  drugiemu. 
Przeto,  że  nikomu  z  obywatelów  szkodzić  nie  ma  władzy.  A  chociaż  do  powiększenia 
szczęśliwości  sąsiada  nie  obowiązuje  towarzystwo  ,  jednakowoż,  gdy  obywatel  przez 
udzielenie  swojej  własności,  gdy  przez  swoją  pracę  —  nawet  szkodą  własną  —  los 
innych polepszy, zostanie obywatelem cnotliwym: czeka go nagroda i sława. Im większą 
liczbę  ludzi  uczynek  jego  uszczęśliwi,  tym  cnotliwszym  on  będzie.  Powiększyć  dobro 
spółobywatelów wszystkich jest cnotą największą. 
Niech dalsze prawidła tejże moralnej nauki tłumaczą, że społeczność jest jedną moralną 
istnością, której członkami są obywatele. Przeto prawdziwe i własne dobro każdego nie 
różni się od dobra towarzystwa całego. Przeto w każdej społeczności wszyscy obywatele 
między  sobą  tak  związani,  iż  jeden  nie  może  szkodzić  drugiemu,  aby  tym  samym  nie 
krzywdził  towarzystwa  całego  i  nie  szkodził  samemu  sobie.  Ten  to  ostatni  związek 
powinien by stać się gruntem moralnej nauki. Nasza dotychczas moralność była czczą i 
nieskuteczną. Bo tych związków nie tłumaczy. Ukazuje człowiekowi szczęśliwość, której 
on  nie  zna,  a  nie  odkrywa  mu  źródeł  tych  nieszczęść,  które  on  cierpi.  Prawidła 
wewnętrznej  ekonomii  kraju  byłyby  prawidłami  widoczniejszymi  wzajemnych 
obowiązków i moralności obywatelskiej . 
Po najoczywistszym wytłumaczeniu związków obywatela z obywatelem, stanu jednego z 
stanami innymi, obywatela 

 

z  towarzystwem  i  towarzystwa  z  obywatelem,  dopiero  niechaj  moralna  nauka  ten 

oczywisty z tego związku wniosek poda za krótkie a powszechne wszystkich czynności 
prawidło: co tobie niemiło, tego nie czyń drugiemu. Tak oświecony człowiek zaraz uczuje 
tę oczywistą tego wniosku przyczynę: bo to samo stanie się tobie samemu. 

A  ponieważ  zostać  obywatelem  jest  wyzuć  się,  czyli  oddać  swoją  wolę  i  swoją  moc 
osobistą towarzystwu całemu, więc nikt do niewoli, ale każdy rodzi się do posłuszeństwa. 
Człowiek  wtenczas  wolność  utracą,  gdy  być  posłusznym  przestaje.  Najistotniejszym 
przymiotem  wolnego  obywatela  jest  posłuszeństwo:  on  nieszczęśliwym  rzadko,  a  złym 
nigdy być nie może, tylko gdy prawu posłusznym nie będzie. 

background image

67 

 

Z tego, com powiedział, domyśla się każdy, jak wielkim artykułem w edukacji obywatela 
rozumiem być posłuszeństwo. 
Lecz gdy nas doświadczenie uczy, że w dobrym rządzie skrytość tylko nieposłuszeństwu, 
czyli  złości  obywatela  sprzyja,  ponieważ  tajemność  powinnościom  obywatela  czasem, 
cnocie  jego  rzadko  ale  występkom  jest  zawsze  przychylna,  więc  skrytość  także  bardzo 
ważnym artykułem w edukacji być sądzę. Niech moralna nauka skrytość między grzechy 
główne  położy.  Ta  osoba,  która  towarzystwu  swoją  moc  i  swoją  wolę  oddała,  nie 
powinna  mieć  nic  tajemnego  ani  dla  spółobywatelów,  ani  dla  towarzystwa.  Sam  tylko 
sekret  krajowy  chować  potrzeba.  Szczerość  jest  republikanta  ozdobą.  Strzeżmy  się  w 
edukacji powiadać, że kryć się ze wszystkimi, nawet z dobrymi uczynkami należy, że, im 
tajemniejsze,  tym  są  większe  zasługi.  Owszem,  brzydząc  dziecięciu  skrytość, 
przekonywajmy młody umysł, że tajemność cnotę kazi. Czemuż, narodzie ludzki, kryć się 
usiłujesz z dobrych czynów przykłady? 
Raz  na  zawsze  powiadam,  że  natura  człowieka  wyraźnie  ostrzega,  iż  w  jego  edukacji 
wszystkich umiejętności teorie z doświadczeniem być mają łączone. 
Próżno dzieci męczemy, kiedy ich tego nauczamy, czego wykonać nie umieją. Przeto te 
wszystkie  teorie,  które  jeszcze  doświadczenia  nie  cierpią,  powinny  w  pospolitych  edu

 

kacjach być opuszczone i tylko rzadszym dowcipom wiadome. Same prawidła moralnej 
nauki dobrze gadać, ale nie dobrze czynić nauczą. Trzeba zaraz w młodości, przy duszy 
oświeceniu, do uczynków dobrych i ciała zwyczaić. Trzeba, aby takie godziny moralnej 
lekcji były, w których by dzieci to wykonywały, czego ich prawidłami uczono. 

Piękna  na  ten  koniec  w  edukacji  Rzeczypospolitej  jest  ta  ustawa,  że  nauczyciel 
moralnych  nauk  dla  ugodzenia  poróżnień  uczniów,  trzech  sędziów  z  pomiędzy  nich 
mianować będzie. 
Chciałbym  jeszcze,  aby  zamiast  tych  w  dawnej  edukacji  Bractw  Mariańskich 
ustanowiono  w  święta  pewne  zgromadzenia  pod  imieniem  której  cnoty  lub  jakiego 
wielkiego obywatela. Rząd tych zgromadzeń stosować się powinien do rządu kraju. Tam 
roztropny nauczyciel pozna najlepiej każdego ucznia skłonność i umysł. 
Moralnej  nauki  poręką  jest  historia  krajowa.  Tę  każdy  obywatel  najpierwej  umieć 
powinien. 
Dziecię, które najpierwszy raz otwiera swoje oczy, nic innego widzieć nie powinno nad 
Ojczyznę, dla której samej tylko zamknąć je niekiedyś obowiązek będzie miało. Pierwszą 
książką, którą w rękę weźmie, niech będą dzieje tych ludzi, z którymi żyć mu trzeba. One 
jest nieczułe i głuche na los Asyryjczyków i Medów, z którymi nie ma związku żadnego, 
ale o swoich pradziadach, o swoim ojcu posłucha ciekawie i zawsze mu te powieści miłe 
będą. Wielki jest błąd w tych wszystkich edukacjach, które najpierwej historii czasów i 
krajów odległych uczyć się każą. Osobliwie my, Polacy, przyznajmy się z wstydem, że 
najmniej siebie samych znamy. U nas te wszystkie matki, które najpierwszych obywateli 
chowają, historii swojego narodu nie umieją. Nabechtane od nich dzieci  prawią im trzy 
po  trzy  niesprawiedliwe  łupieże  Ludwika  XIV,  a  Ludwika  XV  wszystkie  nałożnice 
wyliczyć  i  dobrze  wymieniać  umieją.  Młode  dusze,  zbałamucone  tymi  państwy,  w 
których  żadną  miarą  żyć  nie  będą,  a  nie  znając  tego  kraju,  w  którym  koniecznie  żyć 
muszą, stają się jeszcze w młodości męczennikami żądań 

 

próżnych: tam być pragną, co znają. W dalszym wieku już swego domu lubić nie będą; 

znudzą  sobie  kraj  własny,  którego  nie  znają.  Będą  tęsknić  do  tego,  o  którym  najwięcej 
słyszeli.  Rodzice  nieroztropni!  Nie  ukazujmy  dziecięciu  cacka,  którego  mu  dać  nie 
można, bo się rozpłacze. 

background image

68 

 

Taki obywatel obrany za senatora lub ministra, za posła prawodawcę, cóż zaradzi o losie 
swojej Ojczyzny, kiedy on tylko o Francji myślał, a Polski stanu nie zna? Kiedy pracować 
należy, dopiero uczyć się zaczyna. 
Taka jest natura człowieka, tak wyciąga szczęśliwość jego, aby to poznał najpierwej, co 
się  wokoło  niego  dzieje.  Historia  narodowa  najpierwej  być  uczoną  powinna.  Taki 
obywatel, którego najpierwsze, a w naszej duszy najdzielniejsze wyobrażenia o Ojczyźnie 
będą,  zamyśli  się  o  niej  częściej  —  tym  samym  ukocha  ją  więcej.  Potem  uczyć  trzeba 
historii państw sąsiedzkich, to jest, z własnym krajem stykających się. Dopiero na końcu, 
i to niekoniecznie wszyscy, niechaj czytają historią czasów i państw odległych. 
Lecz jako w edukacji nauką najpierwszą jest nauka moralna, tak w moralnej nauce zasadą 
najgruntowniejszą  być  powinna  religia.  Ona  nauczy  człowieka,  jaki  związek  ma  z 
Bogiem.  Ona  jedna  grozi  każdemu,  nawet  od  praw  ludzkich  mocniejszemu,  że  gdy 
ludziom chce szkodzić, opiera się woli i przedwiecznym urządzeniom Boga, za co będzie 
karany. 
Przy  poznawaniu  ludzi,  z  którymi  człowiek  będzie  żyć  musiał,  trzeba,  aby  razem  tę 
ziemię, która go ma żywić, jej urodzaje i zwierzęta poznawał. Więc przy moralnej nauce 
zaraz  uczyć  potrzeba  krajowej  geografii,  krajowego  dziejopisma,  historii  naturalnej 
swego powiatu, arytmetyki, geometrii z doświadczeniem. 
Są to wiadomości nieuchronnie 
potrzebne  do  szczęśliwości  każdego  obywatela;  więc  te  nauki  w  pierwszych  i 
najpowszechniejszych kraju szkołach być uczone powinny. 
Ponieważ człowiek już teraz ani  się odziewa, ani  żywi prostym tylko  ziemi urodzajem, 
więc  dalsza  obywatela  edukacja  uczyć  go  powinna,  jak  swojego  kraju  obfitość 
powiększać, jego owoce polepszać, one do swojej potrzeby lub do wygody stosować i od 
napaści bliższego narodu zabezpieczać potrzeba. 

 

Dlatego w drugim gatunku szkół krajowych uczyć należy  historii krajów sąsiedzkich, 

praw  narodowych,  wymowy  i  skarbowej  nauki  —  w  tej  młody  umysł  nie  tylko 
przywyknie  do  porównania  wydatku  z  dochodem,  ale  nadto  będzie  widział  źródło 
wszystkich  bogactw,  pozna  związek  i  potrzebę  różnych  stanów  —  naturalnej  historii 
krajowej,  chemii  
—  stosując  ją  najwięcej  do  urodzaju  i  do  potrzeb  krajowych—fizyki 
doświadczalnej,  chirurgii*,  matematyki,  
ale  nie  samej  teorii,  lecz  z  zastosowaniem  do 
architektury militarnej lub do architektury cywilnej, do mechaniki. 

Do  tegoż  gatunku  szkół,  gdyby  się  Rzeczpospolita  na  taki  wydatek  zdobyć  potrafiła, 
należałaby szkoła rękodzieł i rzemiosł. 
W trzecim i ostatnim gatunku szkół można dawać te wszystkie nauki, do których pojęcia, 
wykonania  i  wydoskonalenia  potrzeba  imaginacji  lub  dowcipu.  Te  nauki  dawane  być 
powinny w swojej całej powszechności, z całą teorią, starając się przecież ile możności o 
jej  przystosowanie,  a  wyrzekłszy  się,  jako  szkodliwej  zarazy,  systematycznego  ducha. 
Historia powszechna, prawo powszechne, polityka w swojej ogólności, 
  
  
Nie kładę w tym gatunku szkół nauki lekarskiej. Bo niedokładność tej nauki jeszcze nie 
pozwala, aby tak powszechnie była uczoną. Dzisiejsza nauka lekarska jeszcze częstokroć 
więcej szkodzi, aniżeli towarzystwom dobrego czyni.  Sama natura chorych uzdrawia— 
mówi  Hipokrates—  sztuka  lekarska  tylko  jej  pomaga.  Jeszcze  dotychczas  ledwie 
niecodziennie  trafia  się,  że  ciężkie  nieznajome  choroby  leczone  bywają  przeciwnymi 
lekarstwy.  Doświadczenie  ukazuje,  że  w  wielkiej  liczbie  chorych  tylu  do  zdrowia 
przychodzi  z  tych,  których  samej  naturze  zostawiono,  ile  z  tych,  których  najdoskonalsi 
lekarze doglądali. Cóż więc robią lekarze? Oni tylko mieszają urządzenia Opatrzności, bo 

background image

69 

 

czasem utrzymują przy życiu tych, którzy, zostawieni naturze, umierać mieli, a zabijają 
owych,  których  natura  byłaby  uzdrowiła.  Zdają  się  z  lekarzami  pomnażać  choroby.  W 
Polsce  w  województwie  krakowskim  teraz  jest  najwięcej  lekarzów  i  tam  już  teraz 
najwięcej  znajduje  się  chorób  gatunków.  Na  Ukrainie  lekarzów  nie  ma  i  prócz 
cudzoziemskiego powietrza wielorakich rodzajów chorób nie ma. Niechaj nikt nie sądzi, 
że  w  Anglii,  w  Francji  mnogość  lekarzów  ludność  powiększa.  Tylko  dobroć  rządu  jest 
tworzycielką ludzi. Włochy tak są nieludne jak Polska, chociaż Włochy mają najwięcej 
lekarzów. Obydwóch tych krajów nieludności przyczyną jest zły rząd. Polska, chociaż w 
każdym miasteczku i w każdej wsi lekarza osadzi, pomnoży choroby, ale nie powiększy 
ludności, dopokąd feudalnego rządu nie zatraci. (Przyp. aut.) 
 
wierszopismo,  astronomia,  historia  naturalna,  chemia,  fizyka  i  lekarska  nauka  w  tej 
ostatniej i bardzo rzadkiej szkole głównej uczone będą. 
Jedne naukę lekarską od tej powszechności wyjmuję. Niechaj jej nauczyciele jak najmniej 
teorii dawają, niechaj same tylko upoważnione doświadczenia będą tej nauki prawidłem. 
Jeszcze  lekarstwo  nie  ma  dosyć  doświadczeń,  aby  miało  swą  teorią,  aby  było 
umiejętnością. Tam, gdzie idzie 
o  życie  człowieka,  nigdy  domysły,  zawsze  tylko  oczywistość  waży.  Lekarze  nadto 
wielkim  rozumowaniem  wszystko  popsuli.  Bogdajby  to  każdy  nauczyciel  teorii  nauk 
lekarskich  pomyślił  z  zadrżeniem,  że  ile  uczniów  z  jego  szkoły  wychodzi,  tyle 
uprzywilejowanych  do  kraju  przybyć  może  zabójców.  Teoretyk,  nie  mogąc  poznać 
choroby  prawdziwej,  prędko  rozumowaniem  wynajdzie  chorobę  domyślną  i  porywczo 
pisze  lekarstwo,  czyli  wyrok  śmierci  człowieka.  Z  doświadczenia  mówię:  lekarze 
niepoznanych  chorób  leczeniem  najwięcej  ludzi  zabijają.  Dopokąd  lekarz  doskonale 
choroby nie pozna, żadne lekarstwo nie jest w mocy jego. Mniej ludzi zginie, gdy lekarze 
przed  poznaniem  słabości  utrzymywać  będą  chorego  skromnością  żywności,  farbowaną 
wodą i nadzieją*. 
Do  tych  szkół  chodzić  nie  wszystkim  ma  być  pozwolono.  Tylko  wybrani  tego  światła 
uczestnikami będą. Imaginacja 
i dowcip są osobliwsze dary. Zwierzchność nad edukacją krajową tych, którym natura nie 
udzieliła podobnych przy- 
  
  
*  Imaginacja  barzo  wiele  władnie  zdrowiem  ludzkim.  Nic  zdrowiu  barziej  nie  szkodzi, 
jak  wewnętrzna  niespokojność  i  kłopoty.  Czymże  jest  każdy  kłopot,  jeżeli  nie 
imaginacja?  Doświadczenie  powszechne  lekarzów  zaświadcza,  że  imaginacja  wpływa 
bardzo wiele na leczenie chorych. Jest to przysłowie : w lekarskiej nauce wiara uzdrawia. 
Ta  wiara  jest  skutkiem  imaginacji.  Na  ten  czas  imaginacja  oddaje  zmysłom  ich 
spokojność,  powraca  czynnościom  życia  porządek,  wszystko  ożywia  przez  nadzieją. 
Nadzieja jest życiem człowieka. Kto mu dać może pierwszą, ten mu powraca życie. Cóż 
to  za  zburzenie  w  chorym  sprawić  musi  ten  widok,  smutek  i  pomieszanie  wszystkich, 
płacz żony, dzieci i krewnych, doktor, ksiądz, świece, gromnica, sprzęty kościelne... On 
by jeszcze był żył, te śmiertelne narzędzia skróciły mu życie. Chciałbym, aby w początku 
każdej  choroby  był  zwyczaj  odprawiać  spowiedź.  Niechaj  prawo  nakaże  lekarzom,  aby 
się żadnej choroby nie podejmowali, dopokąd chory spowiedzi nie odprawi. (Przyp. aut.) 
 
miotów, nie powinna przypuszczać do nauk takowych. Z nich nie tylko nieszczęśliwi, ale 
też nieużyteczni obywatele staną się. 

background image

70 

 

Nie kładę logiki, bo sposób jej uczenia tylko tym czyni ją użyteczną, którzy już logiki nie 
potrzebują. Niech edukacja nie daje wyobrażeń fałszywych, niech człowiek nie zna, tylko 
zasady prawdziwe, będzie sądził bez błędu. 
Nie położyłem metafizyki, bo to jest umiejętność najmniej potrzebna. Człowiek nie rodzi 
się do metafizyki. Widzieliśmy, że on nie ma nic wrodzonego. Wszystkiego przez swoje 
zmysły  dochodzi.  Jakże  ma  poznać  albo  na  cóż  mu  się  przyda  tych  rzeczy  poznanie, 
których  ani  słyszeć,  ani  widzieć,  ani  się  dotknąć  potrafi? Jeżeli  byli  tacy  ludzie,  którzy 
tych  niewidzialnych  rzeczy  jakie  wyobrażenie  mieli,  musiały  to  być  nadzwyczajne 
dowcipy. Dlatego w edukacji pospolitej niechaj ta nauka zakazaną będzie. Ja przekonany 
jestem,  że  największy  metafizyk  z  człowieka  pospolitego  rozumu  nie  wychowa,  tylko 
bigota. 
Teologia,  osobliwie  speculatiua,  od  edukacji  publicznej  być  odłączoną  powinna.  Bo 
sposób uczenia się teologii jest zupełnie przeciwny sposobowi dochodzenia i poznawania 
natury.  Pierwsza  same  prawdy  wieczne  powiada,  druga  dopiero  szukać  ich  każe.  W 
pierwszej  wszystko  wiemy,  w  drugiej  mało  znamy.  W  nabieraniu  przyrodzonych 
wiadomości  trzeba  wszystko  widzieć,  uważać,  dotykać  się  i  doświadczać.  W  nauce 
Boskiej  doświadczenie  w  błąd  prowadzi,  sama  wiara  doskonałym  czyni.  Ta  zepsułaby 
młody  umysł.  Niechaj  wróci  się  teologia  do  seminariów,  jak  w  początkowym  kościele 
bywało. 
Dawny  zwyczaj  doktorowania,  z  siebie  zły,  z  różnych  okoliczności  śmieszny,  jako 
rozumowi  szkodliwy  z  publicznych  szkół  być  wyrzucony  powinien.  Dzieła  doskonałe, 
których  cały  naród  sędzią  będzie,  pisma  mądre,  pewny  wynalazek  lub  wydoskonalenie 
jakiejkolwiek  umiejętności,  szkole  głównej  do  rozsądzenia  podane,  niech  będzie 
nieopłatną  drogą  dla  każdego  do  odbierania  nadgrody  dostojeństw  i  imienia  uczonego 
męża. 
Widzieliśmy, że człowiek podług własności swej natury jak myśli, tak czyni. Dlatego w 
edukacji  i  w  wszystkich  umiejętnościach  o  to  najbardziej  starać  się  trzeba,  aby  prawdę 
rozróżnić  od  domysłu.  Platona  i  Arystotelesa  słowa,  za  prawdę  wzięte,  zbłąkały  ludzki 
rozum  przez  lat  dwa  tysiące.  Powtarzam:  wielki  punkt  w  edukacji,  aby  uczeń  dobrze 
rozeznał, co już za prawdą znamy, a czego się tylko domyślamy. 

Najwięcej  błędów  na  świecie  z  mamek  i  z  lalek.  Bo  taki,  choć  nierozsądny,  jest 
powszechny  edukacyj  początek,  że  najpierwsze  wychowanie,  najpierwsze  myśli  dają 
dziecięciu  te  kobiety  które  według  powszechnego  zwyczaju  same  żadnej  edukacji  nie 
biorą i myślą fałszywie. Przecież wiek dziecinny jest najniebezpieczniejszym do błędów. 
W  tym  wieku  powzięte  fałszywe  wyobrażenia  są  nieuleczoną  chorobą.  Jeżeli  tak 
nierozumnego  zwyczaju  już  odmienić  trudno,  przynajmniej  niech  zachowane  będą  w 
obieraniu niewiasty przestrogi: ten jeden z najpierwszych jej przymiotów być powinien, 
aby  gadatliwą  nie  była,  drugi  obowiązek  na  nią  włożyć  należy,  aby  dziecięciu  zawsze 
dawała  zabawy  trudzące  ciało,  aby  sama  do  niego  mało  mówiła:  powiadać  mu  będzie 
nazwiska rzeczy, nigdy albo rzadko kiedy — myśli ciągłych i powieści. 
W  szóstym  roku  już  ten  z  dziecięciem  rozmawia  czasami,  który  mu  dalszą  edukacją 
dawać będzie. A gdy odchodzi, niech dziecięciu zostawi niektóre zabawy, mało duszy a 
więcej  mocy  i  zręczności  ciała  potrzebujące.  W  tym  wieku  grunt  edukacji  —  aby  się 
dzieci  wiele  bawiły,  a  mało  i  same  tylko  rzeczy  prawdziwe  słyszały.  Dlatego  byłoby 
lepiej, aby tylko jedna osoba z nimi mówiła. Niech tenże nauczyciel odchodząc nakazuje 
człowiekowi milczenie albo, jeżeli dziecię już myśleć zaczęło, niechaj  go uczy różnego 
składu liczby dziesięciu. Na przykład: do pięciu przydawszy trzy, a odjąwszy dwa, wiele 

background image

71 

 

się  zostaje.  W  tym  mu  fałszywego  wyobrażenia  dać  nie  potrafi.  Owszem,  w  dalszej 
edukacji arytmetykę, geometrią, algebrę — najlepszą logiką nazywam. 
Dla przekonania siebie, czyli dziecię zrozumiało to, czego się uczyło, nie trzeba od niego 
wymagać,  aby  odpowiadało  tymi  samymi  słowy,  jakimi  słyszało.  Niech  się  tłumaczy 
własnymi wyrazy. One słowa wymówić nie potrafi, jeżeli nie ma myśli dobrej, albo złego 
wyrazu  użyje,  jeżeli  ma  wyobrażenie  fałszywe.  Nigdy  do  ogólniejszych  myśli 
postępować nie trzeba, dopokąd poprzednich nie zrozumie. 
Jak  prędko  nauczyciel  postrzeże  wyobrażenie  fałszywe,  natychmiast  ucznia  dopóty 
opuścić  nie  powinien,  dopokąd  go  nie  napomni  o  błędzie.  Bo  fałszywe  wyobrażenie  w 
młodym  umyśle,  jak  iskra  w  drewnianym  domie,  równie  są  dzielne,  równie  też  do 
zniszczenia i do potłumienia w początkach potrzebują pilności. 

Każdej myśli oczywistość, rozeznawanie domysłu od prawdy jest hasłem dobrej edukacji, 
jedyną do postępowania w umiejętnościach drogą. Dlatego to wszystko, o czym jeszcze z 
młodymi  mówić  nie  można,  czego  jeszcze  zrozumieć  nie  potrafią,  to  z  edukacji  być 
wyrzucone powinno. 
Historii  bogów  pogańskich  uczyć  nie  trzeba.  Ale  bez  niej  wierszopism  rozumieć  nie 
można.  Dziecię,  dopokąd  jego  rozum  ukształtowanym  nie  będzie,  wierszopisma  czytać 
nie powinno. A gdy już kończyć się będzie edukacja jego, jeżeli ma dowcip wierszopisny, 
łatwo się tego bajarstwa nauczy. 
Chociażby  edukacja  dotąd  opisana  jak  najlepiej  wykonaną  została,  chociażby  się 
człowiek  tych  wszystkich  wiadomości  doskonale  pouczył,  przecież  by  nie  był 
szczęśliwym.  Powiedziałem,  że człowiek jest podwójny. Ma duszę i ciało. Ta  edukacja 
wydoskonaliłaby duszę, osłabiłaby ciało. 
Starożytność duszę ledwie znała: samo ciało ćwiczyła. My w teraźniejszych edukacjach 
wcale zaniedbujemy ciało i tylko doskonalemy duszę. Dlatego nasi pradziadowie — źli i 
dobrzy— mniej od nas umieli, ale dzielni, zdrowi i mocni bywali. 
My dziś od nich nie lepsi: prawda, że więcej rzeczy znamy i przeto więcej potrzebujemy 
— ale za to nierównie jesteśmy słabszymi. Ten, kto lepiej zna ode mnie naturę człowieka 
i żyje bez uprzedzenia, niech osądzi, kto z nas szczęśliwszym. 
Jest,  to  mniemanie*,  ale  przecież  jest  to  prawdą:  człowiek  im  więcej  swoją  duszę 
wydoskonalił, tym bardziej swoje ciało osłabił. 
Tę  słabość  tylko  się  do  pewnego  stopnia  rozciąga.  Niepomierne  ciała  osłabienie 
sprowadza  duszy  niedołężność.  Te  dwie  części  człowieka  tak  są  ze  sobą  złączone,  iż 
doskonałość  jednej  od  zdatności  drugiej  zawisła.  Dusza  za  ciała  pośrednictwem  myśli 
pojmuje; ciało jedynie duszy myśli wykonywa i podług nich rusza się. 

Czas  więc,  abyśmy  się  w  edukacjach  śrzedniej  drogi  chwycili—  aby  edukacja  nie  była 
edukacją samego tylko ciała albo samej tylko duszy, ale człowieka. Lepiej jest zaniedbać 
trochę, doskonałość duszy,  aby zachować dla niej  zdatność ciała. Rozsądniej stanie się, 
gdy czas, do nabywania barziej ciekawych niżeli potrzebnych wiadomości wyznaczony, 
będzie użytym na ciała zmocnienie, ukształtowanie i uzręcznienie. 
W  edukacjach  publicznych,  z  jakim  porządkiem  i  z  jaką  pracą  uczone  bywają  różne 
umiejętności, z takim porządkiem i z taką pilnością być wyznaczone powinny codziennie 
godziny,  miejsce  i  nauczyciele  do  ciała  ćwiczenia.  Owszem,  ważność  lekcji  ćwiczenia 
ciała sądzę być ważniejszą od każdej innej umiejętności. Sama tylko  nauka moralna od 
niej jest potrzebniejsza. 
A  jako  wszystkie  wiadomości  obywatela,  tak  też  ćwiczenie  ciała  stosować  potrzeba  do 
przyszłego  stanu  jego.  On  równie  swoją  moc,  jak  swoją  wolę  wspołeczności  oddaje. 
Wolny  obywatel  nie  tylko  ma  obowiązek,  aby  sposobami  w  rzeczypospolitej 

background image

72 

 

pozwolonymi  pracował  na  swoje  potrzeby  i  starał  się  o  dobro  swojej  osoby,  ale  też 
powinien  umieć  zwyciężać,  bić  i  gnębić  nieprzyjacioły  kraju  swojego.  Sztuka  wojenna 
powinna być jedynym zamiarem ćwiczeń ciała w edukacji republikanina. 
Dlatego  w  pierwszym  szkół  gatunku,  prócz  nauk  wyżej  wspomnionych,  uczyć  trzeba 
musztry, wojskowych obrotów.  W drugim  gatunku  — konnej  jazdy, taktyki,  budowania, 
bronienia i dobywania fortec, 
zawsze łącząc z teorią praktykę i wykonywając to wszystko 
w  polu,  w  dni  rozrywek.  Zgoła  te  wszyskie  młodych  zabawy  powinny  mieć  pewny 
zamiar, do obowiązków obywatela-rycerza stosowny. Po skończonej edukacji niechaj nie 
bronią  rodzice  dorosłym  dzieciom  małego  polowania.  Powiadam  —  małego,  bo 
polowanie wielkie rujnuje majątek i zdrowie. 
Tak  znając  naturę  człowieka,  uważając  powinność  obywatela,  zapatrując  się  na  stan 
teraźniejszych rzeczypospolitych, otoczonych zewsząd drapieżnymi sąsiady, którzy dzień 
i noc niespokojni, jak każdy tyran być musi, chowają po kilkakroć sto tysięcy zbirów dla 
utwierdzenia  niewoli  jednych  albo  dla  wydarcia  drugim  tej  najpiękniejszej 
człowieczeństwa  ozdoby  —  wolności.  Dla  tych  przyczyn  edukacja,  monarchiom 
niebezpieczna,  jest  rzeczompospolitym  właściwą.  W  kraju  wolnym  jedyną  i  pospolitą 
edukacją być powinny szkoły rycerskie. Tam szkoła obywatela niech będzie razem szkołą 
rycerza. Każdy wolny obywatel z natury swojego stanu jest oraz rycerzem, czyli swojego 
kraju żołnierzem. Wolność, bez niebezpieczeństwa własnej zguby, nikomu powierzać nie 
może swojej obrony. 

Wiem,  że  wykonanie  tych  krótko  namienionych  myśli,  że  edukacja  obywatela-rycerza 
nierównie większego od edukacji teraźniejszej potrzebuje funduszu. Ale z jednej strony, 
przez  ujęcie  mniej  potrzebnych  lekcji  można  oszczędzić,  z  drugiej  strony,  gorliwi  o 
polepszenie Ojczyzny losu opaci, cnotliwe w tym Królestwie klasztory, widząc, co z ich 
towarzyszami dzieje się w krajach postronnych, będąc już doświadczeniem, już głębokim 
swoim  rozumem  przekonani,  że  jeżeli  edukacja  krajowa  nie  wyda  cnotliwych  i 
walecznych  Polsce  obywatelów,  ta  Rzeczpospolita  upadnie,  oni  podobnym  losem,  jak 
teraz ich bracia, będą dręczeni, wszystko utracą. Te uwagi kazałyby się spodziewać, iż ta 
najmędrsza cząstka narodu, ten stan, nad przypadkiem nieszczęśliwej Polski najczulszy, 
chętnie jedne cząstkę swego dochodu na powiększenie tego funduszu poświęci, aby tak 
sam, nie mogąc być bitnym, tylko czułym i tkliwym, przyłożył się do wychowania innych 
obywatelów-rycerzów, którzy by ocalili resztę jego majątku, miłą wolność i tak słusznie 
kochaną Polskę. 
Każda edukacja krajowa tylko  się pod strażą rządu utrzymuje.  Francja ma złą edukacją 
publiczną,  bo  jej  rozrządzenie,  samym  tylko  akademikom  powierzone,  nie  zatrudnia 
rządu krajowego. Polska przez ustanowienie Komisji Edukacyjnej tej wady unikła. Niech 
tylko czuły naród pracę, cnotę i prawdziwą, bo nie płatną, Ojczyzny miłość zasiadających 
w tej Komisji obywateli bierze za przykład i z wdzięcznością uwielbia. Tych mężów  — 
jeżeli brzydka przemoc jeszcze przynajmniej tak Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego 
Strona 26/166 Staszic Stanisław Wawrzyniec     

oddychać  nieszczęśliwej  Rzeczypospolitej  pozwoli  —  tych  mężów  szczęśliwsza  od  nas 
potomność,  jako  pierwszych  swojej  szczęśliwości  stworzycieli,  z  uszanowaniem  czcić  i 
wspominać będzie. 
Do tej Komisji nie tylko edukacja publiczna, ale też edukacja domowa należeć powinna. 
Obywatel tylko nauczyciela takiego do chowania swoich dzieci przyjmować może, który 
od Komisji swojej zdatności zaświadczenie ukaże. Gdyż wracam się do natury człowieka 
— on tak czyni, jak myśli. A przeto obywatele jedne wyobrażenia, jedne myśli mający, 
zgodnie żyć i jedno czynić będą. Przeto Komisja tak znać powinna każdego człowieka, 

background image

73 

 

edukacją obywatela podejmującego, aby osądziła, czyli on sam umie te początki i zna te 
prawdy, które dobry obywatel Polak umieć powinien. 
Ta to nieostrożność, to bez braku przyjmowanie cudzoziemców, Francuzi najwięcej temu 
winni,  że  Polacy  swój  kraj  tak  mało  kochają.  Ci  u  nas  lekcy  ludzie,  szydząc  z  prostej 
szczerości,  naśmiewając  się  z  wszystkiego  w  Polsce,  już  dziecięciu  shydzili  tę 
Rzeczpospolitę, do której na obywatela wychować się miało. Ojcowie, kochający dzieci 
wasze!  Tu  mnie  posłuchać  raczycie.  Bez  uprzedzenia,  bez  osobistości,  jedynie  jako 
Polak,  tkliwy  na  los  dzieci  waszych,  opowiem  uwagę,  którą  uczyniłem  w  Francji.  Nie 
wspominam  tu  o  francuskich  awanturnikach,  a  o  polskich  nauczycielach,  bo  łatwo  się 
każdy  domyśli,  z  której  są  szkoły,  ale  o  tych  przestrzegam,  w  których  imię  Francuza 
Polaków  uwodzi  i  za  ludzi  uczonych  przyjmować  nieuków  zniewala,  którzy  w  samej 
rzeczy  są  częścią  poczciwi  Francuzi,  ale  prawie  wszyscy  nie  dosyć  rozumni 
guwernerowie. 
Edukacja publiczna jest bez porównania gorszą w Francji jak w Polsce*. Uczniowie, z jej 
kolegiów wyszli, na dwie części się dzielą. Jedna część ludzi, przymiotów doskonalszych, 
przy akademiach, to jest przy zgromadzeniach ludzi uczonych mieści się, doskonali i w 
Francji zostaje. Z drugiej części jedni idą na pismaków ulicznych, drudzy—same braki — 
wyjeżdżają  do  Ameryki,  do  Moskwy  i  do  Polski.  Ci  to  są  ludzie,  którzy  dla  małych 
przymiotów w Francji wyżywienia zarobić nie mogąc, 
  
  
*w roku 1784 (przyp. aut.) 

 

do Polski kraj i wasze dzieci kazić przychodzą. Polacy! Już dzisiaj w swoim kraju ludzi 
nierównie  doskonalszych  macie,  o  których  obyczajach  przynajmniej  więcej  być 
przekonani  możecie.  Ci,  jeżeli  waszych  synów  mędrszymi  nie  uczynią,  to  ich 
przynajmniej nie zepsują. 
Komisja  Edukacyjna  powinna  mieć  władzę  bronienia,  aby  dla  jakiego  przesądu 
obywatele  nie  wysyłali  swoje  dzieci  na  edukacją  do  kraju  obcego.  W  takim  razie 
najmędrsza krajowa edukacja dobrych i zgodnych obywateli nie wyda, bo nie wszyscy w 
jednych zdaniach będą chowani. Myśli, w edukacji monarchicznego rządu czerpane, stają 
się  w  rzeczypospolitej  szkodliwym  kacerstwem.  Przeciwnie  ci  ojcowie,  których 
nieszczęsny los od Polski oderwał, nie powinni synów do tutejszej edukacji oddawać, bo 
ich jeszcze barziej nieszczęśliwymi uczynią. Niechaj ci nawet obrazu wolności nie mają, 
którzy  już  koniecznie  niewolnikami  żyć  muszą.  Najmędrsza  edukacja  krajowa  będzie 
bezskuteczną,  jeżeli  Komisja  Edukacyjna  lub  inna  magistratura  tej  władzy  mieć  nie 
będzie, aby nikomu bez jej pozwolenia odwiedzać cudzych krajów wolno nie było. 
Bez  takowego  urządzenia  młodzież,  jeszcze  w  obywatelskim  duchu  nie  ugruntowana, 
jeszcze w swym sposobie myślenia niestała, wyjeżdżając zagranicę prędko się da ułudzie 
tamecznym  zwyczajom  i  właściwym  tych  krajów  wygodom.  Tak  obywatel  powróci  z 
myślami francuskimi do Polski, w której koniecznie żyć i czynić powinien po polsku. To 
odwiedzanie cudzych krajów już teraz namiętnością Polaków stało się. Każdy je gani,  a 
każdy za granicę tęskni. Przecież nieszczęsne tych wędrówek skutki już by nas upamiętać 
powinny. One odmieniły nasze ciało i suknie, dały nam inszą duszę i obyczaje. Tak, choć 
już  nie  jesteśmy  Polakami,  jeszcze  się  dziwujemy,  dlaczego  nam  ziemię  cudzoziemiec 
wydziera. 
Po  wynalezieniu  drukarni  zwiedzanie  cudzych  krajów  z  przyczyny  edukacji  jest  mniej 
potrzebne. Zawsze tylko dwom gatunkom ludzi użyteczne być mogło: dzieciom, które w 
swym kraju edukacji mieć nie mogąc byłyby oddane pod strażą do szkół zagranicznych; 

background image

74 

 

uczonym,  którzy,  już   w  wiadomościach  swojego  kraju  biegli,  wyjeżdżaliby  do  państw 
zagranicznych, gdzie najbardziej kwitną nauki, dla gruntowniejszego wydoskonalenia się 
w  dawnych  i  dla  nabrania  przez  do

 

świadczenie  wiadomości  nowych.  W  rządzie 

republikańskim dzieciom wyjeżdżać do monarchiów nigdy, do rzeczypospolitych rzadko 
zezwalać potrzeba. Tam uczeni tylko odwiedzać cudze państwa mieć wolność powinni: 
tylko  ten  gatunek  jeden  ludzi  do  Ojczyzny  z  użytkiem  powraca.  Polacy  ledwie  nie 
wszyscy, bo nawet kobiety po cudzych krajach włóczą się: przecież zapewne, iż nie życzą 
sobie mężowie, aby filozofkami żony bywały. 

Chciałbym, aby Komisja Edukacyjna w pozwalaniu odwiedzeń cudzych krajów miała za 
prawo tę myśl wielkiego obywatela Jana Zamoyskiego, który w swoim testamencie przy 
rozrządzeniu edukacji syna swojego upomina opiekunów, aby po skończonej edukacji w 
roku  dziewiętnastym  nie  dozwalali  synowi  jego  za  granicę  wyjeżdżać,  dopokąd  przez 
służbę  w  wojsku  polskim,  przez  jedno  i  drugie  popisanie  się  w  bitwach  przeciwko 
nieprzyjaciołom  Rzeczypospolitej  nie ukaże dowodów swojej  cnoty, nie przywyknie do 
pracy  i  nie  zmocni  obywatelskiego  ducha.  Niechaj  nikomu  za  granicę  wyjeżdżać  nie 
pozwala, dopokąd w kraju albo w służbie wojskowej, albo w służbie cywilnej kilka lat nie 
przebędzie. 
Dotychczas  mówiłem  o  edukacji  szkolnej,  która  się  zazwyczaj  kończy  w  wieku  dla 
człowieka  najniebezpieczniejszym:  w  siedemnastym  roku.  Wszystkie  edukacji 
staranności przepadły, jeżeli młodzież już w tym roku będzie wychodzić na wolność. 
Po skończonej edukacji szkolniczej zaczynać się powinna edukacja obywatelska, w której 
by kawaler młody to wykonał, czego się uczył. Tam dawać będzie swojego stanu, cnót i 
przymiotów  dowody.  Nazwałbym  tę  szkołę  nowicjatem  obywatelskim.  W  tej 
rzeczypospolitej, gdzie młodzież edukacją szkolną zakończywszy nie znajdzie dla siebie 
takowej obywatelskiej szkoły, chociaż by edukacja krajowa najlepszą była, najcnotliwsze 
dzieci  chowała,  przecież  dobrzy  obywatele  będą  rzadcy:  jeden  osiemnasty  lub 
dziewiętnasty  rok  na  próżnowaniu  stracony  wszystkie  zdrowe  początki,  całą  przeszłej 
edukacji pracę skazić i zepsuć potrafi. 
Wiele rodziców w Polsce na swych dzieciach tych lat nie

 

bezpieczeństwa doznają. Mówię 

w  Polsce,  bo  w  tym  kraju  młodzież  żadnej  nie  ma  zabawy,  gdyż  nie  ma  stanu 
żołnierskiego. W wszystkich innych państwach popędliwsze wieku młodego namiętności 
służba  wojskowa  powciąga.  U  nas  w  osiemnastym  roku  młodzieniec  tylko  księdzem 
zostać  albo  do  palestry  chodzić,  albo  wałęsać  się  musi.  Już  rzadko  kto  chce  nosić 
rewerendę  albo  kapicę.  Do  palestry  oddawać  dzieci  słusznie  lękają  się  rodzice:  u  nas 
palestry są najpierwszą zgubą młodzieży. W naszych miastach grodowych kto po nocach 
burdy  stroi,  kto  po  ulicach  hałasy  robi?  Palestrant.  Przecież  kancelarie  przy  innym 
porządku mogłyby dla naszej  młodzieży stać się bardzo użyteczne. Dozór młodzieży w 
kancelariach  jeszcze  by  do  Komisji  Edukacyjnej  należeć  powinien.  Niech  regenci, 
susceptanci  przesyłają  Komisji  Edukacyjnej  każde  trzy  miesiące  opisy  pracy,  sposobu 
życia i doskonałości młodzieży w ich kancelariach znajdującej się. 

Lecz wracam się do potrzeby szkoły obywatelskiej. W wszystkich naszych komisjach, od 
ich podstawy aż dotychczas, zasiada nieodmiennie około stu jednakich obywateli, którzy 
nieodstępnie  służąc  w  Warszawie  dla  pensji,  przez  różne  obroty  z  jednej  komisji  do 
drugiej  nieustanną  procesją  obchodzą.  Sejmy  i  sejmiki  tego  nieporządku  poprawić  nie 
mogą.  Bo  prócz  tych  intrygantów  nie  ma  po  województwach  obywateli  potrzebne 
komisarzom wiadomości mających. 
Tych w szkole obywatelskiej nabywać powinni. Rzeczpospolita najłatwiej i bez kosztu tę 
szkołę ustanowi, gdy pozwoli, aby pewna liczba młodych asesorów niepłatnych z głosem 

background image

75 

 

poradnym  zasiadać  mogła  w  każdym  sądzie,  w  każdej  magistraturze,  i  w  każdej,  a 
osobliwie w tej Komisji Skarbowej, tak dla narodu polskiego zaszczytnej. Bez odbycia tej 
szkoły niechaj przez prawo żadna młodemu droga do urzędów otwartą nie będzie. 
Nie wspominam o edukacji kobiet, które przecież pierwsze myśli, pierwsze wychowanie 
nam  dają,  które  tyle  w  naszą  duszę,  w  nasze  rządy  i  tyle  w  szczęśliwość  mężczyzn 
wpływają. 
Nie  wspominam  o  artykule  takiej  wagi  w  edukacji  krajowej,  gdyż  dotychczas  o 
wychowaniu tej płci jeszcze nie zamyślono się nawet. Tylko z tej przyczyny, aby matki 
nie  tak  barzo  obyczaje  krajowego  wychowania  psuły,  aby  swych  synów,  a  przyszłych 
obywatelów  edukacji  nie  szkodziły,  aby  nie  odstręczały  Polaków  od  kraju  własnego, 
ostrzegam,  iż  koniecznie  takie  prawo  napisać  potrzeba,  że,  jak  każdemu  obywatelowi 
obcych krajów odwiedzać nie powinno być wolno, dopokąd bądź w służbie wojskowej, 
bądź w jakiej innej magistraturze nie da przez lat pewną liczbę swojej cnoty dowodu, tak 
żadna  kobieta  do  cudzych  krajów  wyjeżdżać  nie  będzie  mogła,  dopokąd  nie  wyda 
dobrych obywateli swojej Ojczyźnie, dopokąd się edukacja jej dzieci nie skończy. 
  

PRAWODAWSTWO 

  
Wada,  w  pierwiastkach  któregokolwiek  rządu  popełniona,  jest  najniebezpieczniejszą. 
Błąd  z  czasem  rośnie,  wreszcie  cel  ustawy  odmienia  i  wszystką  działalność  sobie 
przywłaszcza. Tak w początkach strumienia mały dołek wydrążony usuwając przed wody 
ciężarem  ziemię  powoli  swoją  spadzistość  powiększa,  z  czasem  dawne  koryto  osusza  i 
całą strumienia bystrość na siebie obraca. 
Wiek  szesnasty  jest  w  Rzeczypospolitej  Polskiej  znaczną  epoką  nierządu  do  czasów 
Stanisława  Augusta  trwałego.  Polska  do  tego  wieku  szła  tą  samą  drogą,  którą  w 
wszystkich  Europy  krajach  panujące  domy  przyszły  do  teraźniejszego  despotyzmu. 
Śmierć Zygmunta Augusta jest epoką, gdzie przezorniejszy w Polsce niż w całej Europie 
stan  szlachecki  postrzegł,  iż  zagrabienie  przywilejów,  zaszczytu  i  wolności  jego,  na 
koniec zupełna zaguba wszystkiej w Europie szlachty z tronów wyłazi. Przeto zatamował 
u  siebie  ten  straszny  loch  wewnętrznej  niewoli,  zmniejszył  moc  i  dzielność  tronu, 
podzielił na części władze, nadto w ręku jednego starszego brata skupione. Stało się, że 
kiedy już w całej Europie porównano z gminem szlachtę, w Polsce jednej do dwuchset lat 
ten  stan  przedłużył  swoją  szlachetność,  przywileje  i  od  swojego  tronu  wewnętrzną 
wolność. 

Gdyby podobneż sposoby do ocalenia swojego jestestwa i wolności była wcześnie obrała 
wszystkich  krajów  szlachta,  ten  stan  byłby  dotychczas  panem  Europy,  i  Polska 
postanowionym  u  siebie  po  śmierci  Zygmunta  Augusta  rządem  byłaby  dosyć 
zabezpieczyła i od tronów obcych swoją zewnętrzną wolność. Lecz kiedy powszechnie w 
Europie  szlachta,  prędzej  od  nas  zbytkiem  mając  umysł  spodlony,  zniewieściały  i  do 
niewoli  sposobny,  już  dała  się  kilku  dumniejszym  braciom  obedrzeć  z  wolności  i  z 
przywilejów,  upadł  stan  rycerski,  a  z  jego  łupu  powstał  despotyzm.  Te  wszystkie 
przywileje, tę całą moc, którą od wieków szlachta w Europie posiadała, przywłaszczyło 
sobie kilku despotów. Ich ogromna i strasznie dzielna potęga rozpiera się z sobą. W ich 
pośrzodku leży nasza Polska, ta ostatnia garstka  jeszcze wolnej  szlachty.  Już nie bracia 
szlachta, ale uszczerbnicy stanu szlacheckiego naszymi sąsiady. Zewnątrz pcha się do nas 
niewola.  Z  szlachty  powstali  jednodzierże.  Każdy  despota  jest  stanu  szlacheckiego 
nieprzyjacielem.  Widzę  tu  niezmierne  trudności,  aby  mógł  się  ocalić  stan  szlachecki  w 

background image

76 

 

Polsce,  kiedy  już  w  całej  Europie  upada.  Despotyzm  przeważa.  Ku  tej  stronie 
powszechny tok całej Europy. Przecież w tym politycznym stosunku naszego kraju woła 
uwaga i przytomność, abyśmy, mając ginąć, nie ginęli przynajmniej z większą od innych 
ohydą;  aby  nas  nie  rozszarpano;  abyśmy  zapewnili  sobie  jestestwo i  gdyby  inaczej  być 
nie mogło, zyskali przynajmniej wolność wyboru lekszych kajdan. 
W zmiankowej  epoce rządu Rzeczypospolitej  Polskiej  ojcowie nasi,  zbytnie troskliwi o 
wolność, ustanowili wewnątrz zbytnią nieczynność, a przez zamianę następstwa tronu w 
wolne  elekcje  otworzyli  zewnątrz  kraj  obcym  zamieszaniom,  intrygom  i  przemocy. 
Jakoż]  Zaraz  po  śmierci  Zygmunta  Augusta  posłowie  cudzoziemscy  po  wszystkich 
województwach,  w  każdym  powiecie,  od  domu  do  domu  jeżdżąc  zakupywali  i  kusili 
pieniędzmi  lub  obietnicą  wolę  i  cnotę  Polaków.  Sejm  elekcyjny  Henryka,  po 
zakończonym przez Jana Zamoyskiego obłąkanych umysłów długim swarze, że cały stan 
rycerski  razem  z  senatory  do  obrania  króla  należy,  ledwie  się  na  bitwie  nie  kończył. 
Elekcja Stefana Batorego wojnę gdańską sprowadziła; a sejm, na którym Zygmunt III był 
królem  obrany,  zamienił  się  w  plac  bojowiska;  zaszczepił  długie  między  narodem 
niezgody; wzniecił wojnę z cesarzem i Karolowi dał pochop do pustoszenia Inflant. Ten 
sejm  rzucił  nasienie  wszystkich  nieszczęsnych  wojen  z  Szwedami;  który  twardy  lud 
północny,  najpierwszy  do  szarpania  Rzeczypospolitej  Polskiej  sposób  i  drogę  innym 
narodom pokazał. Ten sejm zgotował łatwość do utwierdzenia prawa maństwa na Prusy 
Brandenburgowi, który z Polaków powstał i Polaków zgubił. Dom Brandenburski reszty 
pozostałej Rzeczypospolitej najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem zawsze będzie. 

Taki  zły  sposób,  do  odprawiania  sejmów  elekcyjnych  obrany,  bywał  w  początkach 
przyczyną  obywatelów  poróżnień;  rzucał  dalej  królestwo  w  przepaść  i  zniecał  wojny 
domowe. 
Przez  dopuszczenie  cudzoziemców  do  tronu  w  wieku  szesnastym  sejmy  elekcyjne 
zamieniały się w targowisko, na którym polska korona towarem bywała. W późniejszym 
czasie  już  nie  Polacy  obierali  królów,  już  nie  senatorowie  przedawali  korony,  ale 
cudzoziemiec królów im dawał. 
Z  przyczyny  elekcyj  insze  sejmy,  oprócz  istotnych  w  swej  ustawie  błędów,  miewały 
zawsze jedną część obywatelów królowi niechętnych; tym samym nie łatwych do zgody, 
bez której przecież żadną miarą rady być użytecznymi nie mogą. 
W  roku  1578,  kiedy  już  Tatarzy  połowę  królestwa  zniszczyli,  Moskal  część 
Inflantczyków  wysiekł  i  całe  Inflanty  odzierżył,  dopiero  Polacy  zaczęli  myśleć  o 
sejmikach: wyznaczali dzień do ich złożenia, a w kilka niedziel później na sejm zjeżdżali 
się.  Tam  źli  obywatele  jeszcze  w  samym  sejmowania  sposobie  najdowali  łatwość 
zwłóczenia ugody podatków. 
W roku 1582 na pierwszym sejmie, po skończonej z wielką sławą i z odzyskaniem Inflant 
wojnie moskiewskiej, zamiast nadgrodzenia obywatelom męstwa, zamiast gotowania się 
jak  najprędzej  przeciw  grasującym  Tatarom,  obywatele,  jeszcze  od  elekcji  królowi 
zawistni,  z  tej  wady  sejmów,  iż  materie,  władzy  prawodawczej  właściwe,  nie  są 
rozróżnione, zyskiwać umiejąc, kłócili przez kilka niedziel izbę. Osobistymi sprawy czas 
sejmowi opisany zwlókłszy, nie dozwalali królowi radzić o publicznych potrzebach. 

W tymże roku sprawa Zborowskich cały sejm zniszczyła. Król Batory, który wielkie był 
powziął myśli, nawet oświadczyć ich narodowi na sejmie sposobu nie znalazł. Tak było 
łatwo na polskich sejmach czas wyznaczony publicznej radzie przywłaszczać osobistości. 
Ponieważ ustawa Rzeczypospolitej w prawodawstwie sposobu kreskowania dokładnie nie 
opisała,  tylko  jakiś  zwyczaj  albo  jednomyślnością  prawa  stanowił,  albo  jednego 
obywatela  przeciwnością  prawa  odrzucał,  Jan  Zamoyski,  nieprzyzwoitość  takiego  nie 

background image

77 

 

pozwalam  znając,  podał  na  sejmie  1588  projekt  wyznaczający  pewną  liczbę  głosów  tak 
do przyjęcia, jako do odrzucenia prawa potrzebną. Na tę myśl cały stan rycerski zgodził 
się;  jeden  dumny  Opaliński,  Marszałek  Wielki  Koronny,  nie  pozwolił;  i  całe  królestwo 
dotychczas być nieczynne musiało. 
Roku  1590  projektowi  Jana  Zamoyskiego,  podającemu  sposób  elekcji  spokojniejszych, 
tylko kilka osób szkodziło. Przez to Rzeczpospolita z dawną wadą elekcyj wolne królów 
obranie straciła. 
Jeżeli się nie mylę, w 1597 roku,  gdy jedna lub dwie osoby, od Szwedów przekupione, 
nie  chciały,  sejm  od  Zygmunta  III  zwołany  nie  doszedł;  a  nieprzyjaciel  spokojnie 
Rzeczypospolitej granice pustoszył. 
Za  tegoż  Zygmunta,  kiedy  Kozaki  Podole  łupiły,  Michał  Wojewoda  Wołoski  Pokucie 
ogniem  niszczył,  Karol  książę  Sudermanii  Inflanty  zabierał  i  wiele  innych  nieprzyjaciół 
na królestwo Polskie zmawiało się, samoiści obywatele, zapomniawszy, iż z wszystkimi i 
oni ginąć muszą, na sejmach chwytali się wszystkich sposobów, z przywary sejmowania 
wynikających,  dla  strawienia  czasu.  Na  koniec,  osobiste  sprawy  o  krakowskie  i  o 
kujawskie biskupstwa wmieszawszy, wszystkim posłom krzyczeć, ale nikomu radzić nie 
pozwolili. 

Zastanówmy się nad tymi kilku sejmami. Widzimy, że barzo mało są czynne. Opieszałość 
w nich wielką nadto łatwość znajduje. 
Ich  nieczynności  te  są  przyczyny,  że  do  złożenia  sejmu  wiele  czasu  potrzeba;  przez  co 
dzieje  się,  iż  nie  Rzeczpospolita  na  każdą  sposobność  polepszenia  swego  dobra  czuwa, 
ale zdarzone dobro jeszcze na nią czekać musi; że nie potrzeby Rzeczypospolitej czasem, 
ale  czas  jej  potrzebami  rozrządza,  gdy  przez  dwa  lata  tylko  jej  sześć  niedziel  do  rady 
pozwala;  że  sprawy  osobiste  wielką  łatwość  mają  mieszania  się  do  spraw  publicznych, 
więc  każdy  zły  człowiek  prędki  sposób  najduje  dla  zakończenia  sejmu,  aby  do 
ustanowienia prawa całemu towarzystwu użytecznego, ale jego osobistości szkodliwego, 
czasu  nie  zbyło;  że  tylko  jednomyślność  prawa  stanowi,  przez  co  ma  każdy  moc 
niepozwalania,  a  żaden  ani  wszyscy  nie  mają  władzy  czynienia.  Straszna  liberi  veio 
niezdrożność! Za jego sprawą w jednym momencie wolna rzeczpospolita zamienia się w 
despotyzm. Jeden obywatel staje się wszystkimi, a wszyscy niczym. Jeden obywatel jest 
nieskończoną  liczbą,  a  wszyscy  gołą  cyfrą.  Liberum  veto  na  tyle  stanów  towarzystwo 
dzieli, ile jest obywatelów. 
Te  cztery  wady  są  przyczyną  sejmów  nieczynności.  One  zamiast  zmniejszenia 
powiększały naturalną republikańskiego rządu opieszałość. 
W  początkach  dla  nich  sejmy  mało  działalne  były.  Z  czasem  wcale  nieczynne  zostały. 
Owszem, też błędy, do ostatniego stopnia nierządu przyprowadziwszy, wreszcie nie tylko 
czynić nie pozwalały, ale nawet, co już był dobrego sejm ustanowił, to znowu niszczyły. 
Czyliż  roztropność  pozwala  utrzymywać  dłużej  wolne  królów  elekcje?  Czyliż  do 
podobnego wybioru nie ma zgodniejszych sposobów? 
Wiele jest rzeczy, które  jak w myśli wystawione ukazują się być powabne i  użyteczne, 
tak przy wykonywaniu stają się złe i szkodliwe. Piękna to jest myśl, aby wolny lud, na 
jedno  pole  zgromadziwszy  się,  obierał  z  pomiędzy  siebie  najcnotliwszego  za  króla. 
Polacy  tę  władzę  mieli  i  wolne  króla  obieranie  stało  się  największych  ich 
nieszczęśliwości przyczyną. 

Dla  przypuszczenia  całego  świata  do  polskiej  korony  dziś  już  tylko  nazwisko  wolnego 
wybioru  przy  nich  zostało,  a  królów  obcy  naród  im  daje.  Wyrzec  się  tego  słowa 
próżnego, które tylko złe w Rzeczypospolitej kojarzy, nie powinno by nam przychodzić z 
trudnością. 

background image

78 

 

Z  dwóch  złych  roztropność  mniejsze  obiera.  W  porównaniu  rozsądnie  ustanowionego 
następstwa tronu z elekcją dzisiejszą, pierwsze ma mniej nieprzyzwoitości. 
Tam, gdzie król ani w prawodawstwie osobnego stanu nie czyni, ani podatku nie stanowi, 
ani  wojskiem  jednowładnie nie rozrządza,  gdzie szkodzić władzy nie ma, samowolnym 
szafunkiem  nadgród  psuć  ludzi  nie  może,  tylko  wykonywania  praw  jest  stróżem,  tam 
niebezpieczeństwem wolności nie grozi następstwo tronu. 
Jak w przyrodzonych, tak i w rzeczach politycznych tylko doświadczenie niezawodnym 
jest nauczycielem człowieka. Błahe są te rozumowania ludzkie, którym się doświadczenie 
przeciwi. Otwórzmy księgę dziejów narodu polskiego. Historia jest różnych przez ludzkie 
towarzystwa doświadczeń opisem. Polacy dwa razy pod dziedzicznymi królami żyli i dwa 
razy Rzeczpospolita Polska kwitnęła. Już drugi raz wolne królów obranie mamy i drugi 
raz Rzeczpospolita ohydnie ginąć zaczyna. Popełniamy więcej jak nieroztropność, gdy po 
takim  doświadczeniu  zamiast  nieszczęsnej  elekcji  nie  stanowiemy  szczęśliwszego 
dziedzictwa. 
Ale  jeżeli  Polacy  pewnej  i  barzo  bliskiej  niewoli  bezrządu  nie  widząc,  a  niepewnej  i 
dalekiej utraty wolności przez dziedzictwo królów lękając się, nie chcieliby postanowić u 
siebie tronu następstwa, niech przynajmniej do elekcji inny sposób wyznaczą. 
Ludzie  im  więcej  się  oświecili,  tym  barziej  niezgodnymi  stali  się.  Do  dawnej  elekcji 
dawnej  nie  wiadomości,  prostoty,  męstwa  i  cnoty  Sarmatów  potrzeba.  Dlatego  wolne 
elekcje  tylko  w  dzikich  narodach  użyteczne  były  i  tam  początek  swój  biorą.  Przy 
teraźniejszych wiadomościach ludzi tylko pieniądze, obrót i praktyki korony rozdają. Od 
tych przeszkód żadne ludzi zgromadzenie uwolnić się nie może. Sam tylko los gubić je 
umie.  Aby  się  mniej  złego  w  elekcjach  działo,  trzeba  w  nich  po  części  losom  miejsce 
zostawić. 

[Dziwno  mi  barzo,  że  ludzie  po  tak  długim  doświadczeniu,  iż  w  każdym  wolnym 
wybiorze,  począwszy  od  króla  aż  do  skarbnika,  nie  powszechna  wola,  nie  kandydatów 
zdatność,  rozum  ani  cnota,  ale  tylko  duma,  łakomstwo,  zazdrość,  gniew  albo  miłość 
kojarzy intrygi i rozdaje urzędy; dziwno mi przeto barzo, czemu po nieszczęsnym kilku 
tysięcy  wieków  doświadczeniu  nie  przyjęto  już  w  wszystkich  krajach  za  ustawę 
powszechną, iż każdy wybiór losy kończyć powinny. 
Niezmierna  w  naszych  towarzystwach  nierówność  stworzyła  niezmierne  potrzeby.  Z 
nieskończonymi  potrzeby  powstała  w  każdym  człowieku  nieskończona  osobistość.  Ani 
religia, ani przysięga, nic już na ziemi nie ma świętego, co by tę niezmierną w człowieku 
osobistość króciło, prócz jednych losów. 
Chciałbym,  aby  tu  każdy  wszedł  głęboko  w  myśl  moją,  a  stałoby  się,  czego  ja  z  serca 
życzę ojczyźnie, aby każdy wybiór posłów, deputatów, sędziów, senatorów, konsyliarzów 
do  wszystkich  komisji,  a  osobliwie  i  koniecznie  do  rady  nieustającej,  los  ostatecznie  z 
kandydatów wybranych stanowił. Byłoby i to wielką wolności zasadą. Więcej intrygi niż 
przemoc przyłożyły się do kowania łańcuchów nad rodem ludzkim. 
Spośród wielu innych elekcji sposobów, jeden namie- 
nię. 
Polska, którychkolwiek dobrych królów miała, ci Polakami byli. Prócz Stefana Batorego 
żaden  cudzoziemiec  na  polskim  tronie  dobrze  królować  nie  umiał.  Więc  przy  wolnych 
elekcjach, bo inaczej mówiłbym przy stanowieniu następstwa, najpierwej ludzi obcych do 
korony polskiej przypuszczać nie należy. Długie doświadczenie naucza, że tylko Polacy 
są zdatnymi do rządzenia Polakami. Takie prawo poprzedziwszy, niechaj sejm, z samych 
Polaków, większością głosów stanowi pewną ilość wojewodów; z tych nieodwłocznie po 

background image

79 

 

śmierci  króla  sejm  elekcyjny,  znowu  większością  głosów,  trzecią  część  do  korony 
oznaczy, a z tej wybranej trzeciej części los jednego królem wybierze. 

Pierwsze czytanie tej myśli zdaje się odrażać. Ponieważ szczęście ślepe  na zasługi  i  na 
cnoty  nieczułe  do  elekcji  króla  należy.  Ale  uważajmy,  iż  naród  więcej  od  losów  do 
wybioru tego wpływa. Owszem, gdyby większa część sejmujących dobrze chciała, nigdy 
by  los  szkodzić  nie  mógł.  Przy  tym  nie  zapominajmy  na  to,  że  los  odkrywa  ludziom 
rzeczy największe. W dzisiejszych monarchiach, a przeto teraz w całej Europie, czyliż nie 
sam los królów rozdaje? 
Ten  ostatni  elekcji  sposób  namieniłem  tylko  jedynie  dla  dokończenia  mojej  myśli;  lecz 
przestrzegam, że Rzeczpospolita żadnym elekcji sposobem nie zapewni swojej trwałości. 
Przeciwnie, ustanowienie następstwa tronu w domu jednym z najpierwszych w Europie 
utwierdzi na długo Rzeczypospolitej trwałość. — Czynię uwagi nad prawodawstwem. 
Tylko  istność  doskonała  utwarza  prawa  doskonałe.  Gdyby  jakie  od  człowieka 
doskonalsze  stworzenie  na  ziemi  bawiło,  to  samo  tylko  mogłoby  sprawiedliwie  być 
prawodawcą ludzi. 
Ponieważ wszyscy ludzie są niedołężnymi: ponieważ każdego człowieka rozum zawisł od 
jego  zmysłów,  które  najmniejsza  okoliczność,  czas  pogodny,  smaczna  potrawa, 
najczęściej  trunek  gorący,  uskramia,  miarkuje  lub  burzy;  i  któryż  tak  słaby  człowiek 
może  bez  zuchwalstwa  sobie  samemu  przywłaszczać  doskonałość  innym  ludziom  praw 
dawania? Żadnemu człowiekowi swoimi błędami drugich zwodzić nie jest wolno. Tylko 
naród dla siebie dobre albo złe prawa sprawiedliwie stanowi. 
Ten człowiek, który nie podług dobrowolnej właścicielów woli, ale jedynie podług swojej 
woli  życiem i  majątkiem  innych ludzi zarządza, jest  tyranem.  Ten, kto  tak czynić i  żyć 
przymuszony, jak się komu innemu podoba, jest niewolnikiem. A tylko ten, kto być musi 
posłusznym  prawu,  to  jest  woli  powszechnej,  której  cząstką  bywa  wola  jego,  żyje 
wolnym człowiekiem. 
Jeden Bóg i towarzystwo są względem człowieka samo

 

władcami; bo człowiek względem 

nich  jest  rzeczą  nieskończenie  małą.  Każda  jego  własność  jest  mu  tylko  od  nich 
pozwoloną. 

Człowiek  względem  drugiego  człowieka  ani  samowładcą,  ani  niewolnikiem  być  nie 
powinien.  Każdy  obywatel,  w  którejkolwiek  społeczności  ludzkiej  osiadły,  ma  prawo 
domagać  się  względem  każdego  drugiego  obywatela  wolności;  bo  człowiek  w 
wspołeczność  wiążąc  się  nic  więcej  nie  zyskał  nad  tę  jednę  wolność,  czyli  to 
zabezpieczenie:  że  oprócz  prawa,  wolą  towarzystwa  stanowionego,  żaden  inny  człowiek 
władnąć nie będzie własnością jego.
 
Ta jest pierwsza władzy prawodawczej ustawa; aby, w miarę własności, do stanowienia 
prawa należeli ci wszyscy, których życiem i majątkiem toż prawo zarządzać będzie. 
Każda nierówność do połączenia dąży. Ludzie z natury będąc nierównymi koniecznie się 
towarzyszyć musieli. 
Nierówność  rzeczy  przyrodzonych  zamieszanie  sprawuje.  Z  zamieszania  rodzi  się 
równoważność,  porządek  i  pokój.  Nierówność  ludzi  naturalna  musiała  w  stanie  natury 
sprawiać kłótnie, napaści i bitwy. Przy pasowaniu się słabszego z mocniejszym kupiły się 
gromady, robiły się strony i społeczności. 
Końcem towarzyszenia się ludzi była przyrodzonej nierówności poprawa; więc skutkiem 
dobrze ułożonego towarzystwa być powinna obywatelska równość, wolność i pokój. 
Ludzie z teraźniejszymi przymioty tylko jeden taki mają towarzyszenia się sposób, który 
naturalną poprawia nierówność. 

background image

80 

 

Gdzie żaden człowiek nie ma więcej mocy i woli osobistej, tylko ile mu prawo pozwala, a 
do  stanowienia  praw  wszyscy  bez  wyłączenia  właściciele  należą,  gdzie  wszyscy  tylko 
wszystkim są powolni i tylko moc i wola powszechna, to jest naród, większością głosów 
sobie  prawa  wyznacza,  tam  na  miejscu  kłótliwej  nierówności  osobistej  stanęła 
obywatelska równość, wolność i pokój. To towarzystwo ma rzeczpospolita. 
Są  jeszcze  dwa  inne  sposoby,  pod  którymi  towarzyszyli  się  ludzie,  lecz  obydwa 
sprzeciwiają  się  prawom  natury;  w  nich  przyrodzona  nierówność  ani  poprawioną,  ani 
umiarkowaną  nie  jest.  Owszem,  insza  nierówność  przeciwna  naturze  powstała.  W 
obydwóch  zniesiono  tę  wielką  ustawą  natury:  słabszy  będzie  podległy  mocniejszemu,  
ustanowiono to przeciwne tejże naturze prawo: mocniejszy będzie podległy słabszemu. 

W pierwszym z tych dwóch towarzyszenia się sposobie większa część obywatelów, moc i 
wolę osobistą zupełnie tracąc, nie może ani sobie zaradzićani szkodzić części mniejszej; 
ale część mniejsza, całą moc i wolę osobistą posiadając, może szkodzić wszystkim. Tak 
tylko mniejsza liczba obywateli dla wszystkich prawo stanowi. Ja takie wspołeczeństwo 
nazywam oligarchią. 
W  drugim  towarzyszenia  się  sposobie  wszyscy,  oprócz  jednego  obywatela,  tracą  moc  i 
wolę  osobistą;  wszyscy  ani  sobie  dobrze  uczynić,  ani  jednemu  współobywatelowi 
szkodzić nie mogą; ale tenże jeden współobywatel, władnąc swoją całą mocą i swoją całą 
wolą osobistą, szkodzić może wszystkim. Tam jeden tylko człowiek, jak mu się podoba, 
wszystkim  prawa  nakazuje.  Takie  wspołeczeństwo  nazywam  mniej  lub  więcej 
oświeconym despotyzmem, a po polsku jednodzierstwem. 
Co się tyczę stanu obywatelów, rzecz pewna, iż z tego trojakiego gatunku społeczeństw 
tylko  w  rzeczachpospolitych ludzie cieszą się wolnością obywatelską i  odbierają  równe 
życia  i  majątku  bezpieczeństwo  wewnętrzne;  ale  ponieważ  po  stowarzyszeniu  się  ludzi 
nierówność  osobista  zginęła,  a  natychmiast  między  tymiż  towarzystwy  polityczna 
nierówność powstała, ponieważ w jakim porównaniu żyli ludzie w stanie natury, w takim 
porównaniu zostają towarzystwa dzisiejsze, czczą i próżną jest wolność i bezpieczeństwo 
wewnętrzne bez wolności i bez obrony zewnętrznej. Tam każda własność, owszem, same 
towarzystwa  jestestwo  staje  się  łaską  mocniejszych,  gdzie  mieć  bezpieczeństwa 
zewnętrznego nie można. 
Pytam  się,  które  z  tych  trzech  zmiankowych  towarzystw  jest  dzisiaj  do  utrzymania 
łatwiejsze i które ma większe bezpieczeństwo zewnętrzne? 
Podług  rozrządzenia  całej  Europy  tym  jest  teraz  jedne  państwo  dla  drugiego,  czym  był 
zawsze człowiek dla zwierza dzikiego. Dzisiejszej polityki to jest wielkie prawidło, aby 
gwałtem  lub  sztucznie  słabić,  gnębić  i  niszczyć  sąsiada.  Nie  jak  uszczęśliwiać,  ale  jak 
szkodzić ludzkiemu rodzajowi, jest królów nauka. 

To przeklęte prawidło opiera się wbrew wielkiemu rzeczy stworzonych zamiarowi; burzy 
pokój  na  ziemi;  co  koniecznie  być  złączonym  powinno,  rozdziela:  szczególne  dobro 
jednego  towarzystwa  od  powszechnego  dobra  całego  człowieczeństwa;  nie  dopuszcza, 
aby wszyscy ludzie szczęśliwymi byli; człowieka czyni nieprzyjacielem człowieka. 
Ale to prawo panuje i nie tak prędko odmieni się; więc jak najlepiej pod nim żyć, czyli 
któremu towarzystwu jest najwięcej przychylne, to uważać potrzeba. 
Ponieważ  dziś  to  państwo  jest  najdzielniejsze  i  najtrwalsze,  to  od  wszystkich  jest 
poważane najwięcej, które ma łatwość szkodzenia innym, ponieważ szkodzić nie można 
bez wielkiej prędkości i bez sekretu — więc, smutna prawda, dziś oświecony despotyzm 
jest rządem najlepszym. 
Gdyby  wszystkie  państwa  rząd  republikański  miały,  równą  trudność  szkodzenia  sobie 
znajdując,  mogłyby  się  utrzymać  oligarchie  i  rzeczypospolite;  ale  w  pośrodku  państw 

background image

81 

 

jednodzierżczych  jedna  rzeczpospolita  żadną  miarą  trwać  nie  może.  Ostatnia  do 
szkodzenia  komukolwiek  ma  niezliczone  opory;  pierwsze  do  wyrządzenia  sąsiadom 
każdej złości mają tysiączne sposoby i łatwość niezmierną. 
Ludu,  którego  wolny  kraj  w  podobnych  się  okolicznościach  znajduje,  nad  tą  myślą 
zastanów  się  mocno!  Rychlej  lub  później  upaść  i  wolność  stracić  musisz.  Ten  upadek 
królestw jest najokropniejszy, i w ten czas człowieka spotyka niewola największa, kiedy 
kraj jego na części bywa szarpany. Większego złego chroniąc się, obieraj mniejsze. Aby 
twojej  ziemi  nie  dzielono;  abyś  się  mógł  zostać  w  jednym  towarzystwie;  abyś  nie  był 
odległą  prowincją  kraju  obcego,  ale  naród  osobny  i  kraj  cały  składał;  ustanów  sobie, 
dopokąd ci wolno, jednodzierżstwo, rząd absolutny. 
Lecz wróćmy się do błędów ustawy sejmu polskiego. 
Powolność i jawność są dwie przywary od oligarchicznych i od republikańskich rządów 
nieoddzielne, które sprawią to zawsze, iż despotyzmy nad rzecząpospolitą górować będą. 

Mylę  się,  gdy  to  nazywam  przywarą,  co  jest  znakiem  dobroci  rządu  republikańskiego. 
Naradzać  się  z  uwagą,  wszystko  czynić  otwarcie  jest  sposobem  poczciwości  i  drogą 
rozumu.  Z  wszystkim  kryć  się  i  wszystko  spiesznie  wykonywać  jest  narzędziem 
tyraństwa i złości. 
Ten  rząd,  który  każdej  swojej  obrady  i  swojej  czynności  ma  świadkiem  naród  cały, 
zgadza się z własnością człowieka, czyni go spokojnym i naśladuje porządną naturę. 
Przyrodzenie,  cokolwiek  dobrego  robi,  kiedy  z  prostej  materii  niezliczone  stworzenie 
wyprowadza, działa powoli i wykonywa to w oczach naszych; ale w głąb ziemi kryje się, 
w przepaści gór największych ognie zakłada, kiedy chce zniszczyć to wszystko w jednym 
momencie, na udziałanie czego natura i człowiek wieki łożyli. 
Przecież ta wolność, ten znak dobroci rządu republikańskiego, gdy jest nieumiarkowaną, 
staje  się  szkodliwą.  Każdy  zbytek  jest  złym.  Tak  w  oligarchii  polskiej,  dla  wady  w 
pierwszej  ustawie  rządu  zostawionej,  powolność  zamieniła  się  w  opieszałość  i  w 
nieczynność. 
Wielkie uwagi prowadzą do tego wniosku, iż rzeczypospolite, a tym bardziej oligarchie, 
w pośrzodku jednodzierżtw żadną miarą kwitnąć ani utrzymać się nie mogą. 
Jeżeli  w  umyśle  Polaków  więcej  zwyczaj  i  wolność  mniemana  niżeli  roztropność  i 
prawda  oczywista  przeważa,  jeżeli,  mimo  przemocy  sąsiadów,  teraźniejszego 
towarzystwa nie chcianoby przerobić  w jednowładztwo  — niechaj  Polacy  przynajmniej 
oligarchią  zamienią  w  rzeczpospolitą;  bo  oligarchia  ma  przywary  dwóch  innych 
towarzystw, a nie ma zysków despotyzmu ani rzeczypospolitej. 
Oligarchia  nie  utwarza  wszystkim  obywatelom  równej  wolności  i  bezpieczeństwa 
wewnętrznego,  jak  porządna  rzeczpospolita,  ani  nie  ułatwia  obrony  zewnętrznej,  jak 
jednodzierżtwo. 
Z  tych  uwag  wypada,  że  w  rzeczachpospolitych  to  jest  pierwsze  ustawy  sejmów 
prawidło:  aby  do  stanowienia  praw,  w  miarę  własności,  należeli  ci  wszyscy,  których 
życiem i majątkiem prawa zarządzać będą.  

Miasta  polskie  tę  władzę  miały  i  bogate  były.  Chcąc  powrócić  ich  dawną  szczęśliwość 
trzeba  oddać  im  wolność.  Patrzając  na  względy,  na  obronę  i  na  przywileje,  które  w 
wszystkich  krajach  Polskę,  okrążających  ten  stan  ludzi  odbiera,  zdaje  mi  się  rzeczą 
oczywistą, że w Polsce także powiększyć tego stanu wolność potrzeba. 
Niechaj  główniejsze  miasta,  z  przyległymi  miasteczkami  znosząc  się,  wysyłają  na  sejm 
posłów [chociaż im do urzędów stanowi szlacheckiemu właściwych przystępu dozwolono 
nie  będzie].  Tak  oligarchia  zaginie;  rzeczpospolita  zacznie  się.  Dopiero  celem  sejmów 
będzie szczęśliwość wszystkich Polaków. 

background image

82 

 

Teraźniejsze  sejmy  polskie  są  nieczynne:  należy  zaprzestać  zwoływania  sejmów,  bo  to 
zwłokę  powiększa.  Nie  potrzeba  wyznaczać  czasu  do  sejmów  kończenia,  bo  to  jest 
poddawać rząd czasowi i sporządzać łatwość do trawienia na kłótniach czasów rady; co 
wszystko opieszałości sprzyja. 
Dziś trzeba koniecznie przez wzgląd na prędką działalność państw sąsiedzkich ustanowić 
sejm nieustanny, to jest sejm zawsze do zwołania gotowy. Ten jest sposób jeden, przez 
który rzeczypospolitej działalność zbliżyć się potrafi do jednodzierżstwa prędkości. [Sejm 
nieustanny  może  razem  mieć  władzę  wykonywającą.  Ile  razy  zachodziłoby  praw 
wykonanie,  czyli  sprawy  szczególne,  wtenczas  niech  ma  sejm  nieustanny  własność 
zamieniania się w komisją, na której król z dwiema kreskami prezydować będzie.] 
[Moc,  którą  jeden  współobywatel  albo  jaka  magistratura  upoważniona  wymawia  do 
całego narodu prawodawcy: dziś tylko od tej godziny i tylko do tej godziny radzić o sobie 
możesz, jutro zgromadzić ci się nie pozwolę—moc taka nie jest w porządnym stosunku 
urzędnika  z  prawodawcą.  Upodla  majestat  prawodawcy  ludu.  Sesje  sejmowe  mieć 
powinny  codziennie  wyznaczone  przez  prawo  godziny:  np.  od  godziny  9  z  rana  do 
godziny  4  po  południu.  I  o  tych  godzinach  koniecznie  zaczynać  i  kończyć  się  muszą. 
Podczas  lurnum  sesja  zatrwa  do  skończenia  jego.  W  przypadku  zaś  solwowania  do  dni 
kilku  lub  przedłużenia  nad  godziny  rzeczone  sesji,  marszałek  zapyta  się  izby,  aby  ci, 
którzy  żądają  solwowania,  posiedli,  stojących  porachuje  i  podług  większości  solwować 
sesją będzie. A gdy Sejm gotowy zalimitować by chciano, dwie części przeciwko trzeciej 
sekretnych kresek wolę narodu oznaczą.] 

Posłowie  co  dwa  lata  być  obierani  powinni.  [Ale  jako  sejm  nieustanny,  czyli  gotowy, 
mógłby zostać jednym z głównych sposobów ratunku Polski, tak tenże sejm nieustanny 
źle rządzony mógłby nieznacznie prowadzić do niewoli. Albowiem tron już to z natury 
tronu  pragnie  zawsze  powiększenia  swojej  mocy.  W  nieustannym  sejmie  znalazłby 
nieustanną  sposobność  czatowania  na  wszelką  łatwość  do  powiększenia  nieznacznie 
swoich prerogatyw. To stałoby się, gdyby ten sejm z dzisiejszymi wadami pozostał. 
Przez  nieszczęsne  dawniej,  a  przez  ohydny  ostatecznie  naszej  ziemi  podział,  liczba 
Polaków  posłów  na  sejm  zmniejszyła  się  blisko  sto  osób;  liczba  zaś  senatorów  jest  ta 
sama,  owszem  jeszcze  zwiększona.  Przeto  dzisiaj  cały  naród  obiera  na  tenże  sejm  sto 
siedemdziesiąt i kilka posłów, a sam król obiera na tenże sejm z okładem sto trzydziestu 
senatorów, czyli, rzeczywiściej mówiąc, z okładem stu trzydziestu posłów. 
Dla  ułożenia  pomiarkowanego  stosunku  liczby  senatorów  z  posłami  zdawałoby  się  mi 
zmniejszyć liczbę senatorów. Ale tej ofiary nikt uczynić nie zechce. Napatrzyłem się aż z 
żalem, jak wielu  przenosi  imię kasztelana nad szczęśliwość Polaka! Najłatwiej  więc do 
wykonania będzie powiększyć liczbę posłów, aby senat czwartą część narodu wystawiał. 
To stanie się łatwo, gdy teraźniejszych posłów liczba w dwóchnasób powiększona będzie. 
A lepiej jeszcze stanie się, gdy miasta główniejsze każdego województwa, zniósłszy się z 
pomniejszymi  miastami,  także  swoich  posłów  na  sejm  wysyłać  będą.  Wszystkie  naszej 
Europy jednodzierże prócz innych sposobów znaleźli największy do pognębienia szlachty 
w  stanie  miejskim  od  szlachty  uciemiężonym.  W  jednej  Anglii  postrzegła  się  szlachta; 
uprzedziła  królów;  przypuściła  stan  miejski  do  wolności.  I  w  jednej  Anglii  dotychczas 
szlachta  jest  wolną.  Mówię  to  po  długiej  uwadze.  Trzeba,  ażeby  sobie  szlachta  polska 
zawczasu  stan  miejski  zapewniła,  aby  go  kiedyś  królowie  na  pognębienie  szlachty  użyć 
nie mogli. Trzeba, aby stan szlachecki i stan miejski mieli przeciwko królom jedne sprawę 
wolności.
 

Kasztelanów i wojewodów województwa u siebie wybiorą tym sposobem: województwo 
obierze  trzech  kandydatów.  Z  tych  trzech,  przez  województwo  podanych,  król  jednego 

background image

83 

 

kasztelanem  lub  wojewodą mianować będzie. To samo  mówiłbym  o wszystkich innych 
wojewódzkich urzędnikach. 
Posłowie, gdy prawodawcze potrzeby królestwa zaspokoją, rozjadą się z obowiązkiem, że 
się  każdego  czasu,  we  dwie  niedziele  po  wydanym  obwieszczeniu  przez  pozostałą 
najwyższą  komisją,  czyli  radę  strażniczą,  zgromadzą.  Ta  zaś  rada  strażnicza  tak  się 
stanowić będzie: przed rozjechaniem się posłów każde województwo wyznaczy stosowną 
do  wielości  swoich  posłów  liczbę  kandydatów.  Losy  oznaczą,  kto  z  tych  kandydatów 
zostać się powinien. Pozostały na straży poseł płatnym nie będzie. 
Obowiązkiem  tej  komisji  najwyższej,  czyli  rady  dozorczej,  będzie  mieć  w  niebytności 
sejmu straż nad prawem i dozór nad wszystkimi w kraju magistraturami i komisjami, aby 
każda zachowała się podług swoich przepisów. 
Postrzegłszy  jaką  zdrożność  komisja  najwyższa  listem  napominalnym  magistraturę 
zbaczającą upomni; w przypadku nieposłuszeństwa sejm zwoła. 
Po  skończonych  dwóch  leciech  po  nowym  obraniu  posłów  sejm  przeszłych  dwóch  lat 
rady strażniczej czynności roztrząśnie. 
Taż  komisja  najwyższa,  czyli  rada  dozorcza,  za  domaganiem  się  choć  jednego 
któregokolwiek posła powinna wydać swoje obwieszczenie dla zgromadzenia sejmu. W 
przypadku  nie  wypełnionego  żądania  przez  radę  każdy  poseł,  manifest  do  grodu 
zaniósłszy  i  w  nim  powody  żądania  swojego  wyraziwszy,  ma  prawo  obwieszczenia  po 
województwach posłów o potrzebie zjechania na sejm.] 

Ci, gdy wszystkie potrzeby królestwa zakończą, mogą się rozjechać, z tym obowiązkiem, 
że  się  każdego  czasu,  w  dwie  niedziele  po  wydanym  obwieszczeniu  przez  pozostałą 
komisję wielką, zgromadzą. 
Ten  z  ludzi  niedoskonałych  sejm  złożony,  ta  tworzenia  praw  władza  nieśmiertelna,  za 
wzór swojego sprawowania kogóż obierze? To bóstwo, które światem zarządza. 
Cechą każdego prawa dobrego jest powszechność. W wszystkich towarzystwach ludzkich 
tylko jest jedno prawdziwe dobro: to jest dobro powszechne. To dobro, czyli szczęśliwość 
większej  części  ludzi,  być  celem  tego  sejmu,  czyli  wszystkich  praw  powinno.  Zguba 
części  mniejszej  od  ogłoszenia  prawa,  które  uszczęśliwia  towarzystwa  część  większą, 
prawodawcę  odwodzić  nie  może.  Tak  na  tym  świecie  rozporządziła  Opatrzność 
najświętsza.  Całej  naturze  kilka  praw  wyznaczyła.  Nie  było  jej  tajemne,  że  tych  praw 
skutkiem będzie ogień niezmiernie dzielny, który  zburzy i zniszczy różne części  ziemi; 
bo  widziała,  że  tenże  ogień  użytecznym  światu  całemu:  da  życie  stworzeniom 
niezlicznym. 
Najpierwszym  i  najmocniejszym  nieprzyjacielem  sejmów,  czyli  prawodawstwa,  jest 
osobiste  dobro*.  Osobistość  zawsze  się  względów  domaga;  prawa  równość  stanowią. 
Dlatego najpierwszym i najmocniejszym sejmowej ustawy warunkiem być powinno, aby 
sprawy osobiste tam żadnym sposobem przystępu nie miały. 
W  tej  rzeczypospolitej,  gdzie  dobro  osobiste  do  knowania  spraw  łatwo  się  wmiesza, 
dzieje  się  mniej  dobrego  niżeli  w  najmniej  oświeconym  despotyzmie.  Wielość  praw, 
każde złe prawo jest zawsze osobistości robotą. 
Drugim błędem w sejmach polskich była jednomyślność, 
  
  
*Dobrem  osobistym  nazywam  każdy  pożytek  dobru  powszechnemu  przeciwny.  Dobro 
własne nie rozróżniam od dobra powszechnego. (Przyp. aut.) 

 

background image

84 

 

która sama tylko prawa robiła: ta, mało szkodliwą przed kilku wiekami będąc, jest zaletą 
cnoty  starych  Polaków;  ta,  narzędziem  zajadłych  kłótni  w  późniejszym  czasie  stawszy 
się, jest świadkiem złych obyczajów i dowodem bliskich nieszczęść królestwa. Ta uwaga 
jest  nieomylna,  że  w  radach  publicznych  trudna  jednomyślność:  wielkie  rozróżnienia 
familii, kłótnie są poprzedniki bliskiego upadku rzeczypospolitej. 
Jednomyślność,  ten  nierozumny  sposób  badania  woli  powszechnej,  nie  tylko  sprawuje 
największe  w  kończeniu  którejkolwiek  rady  spóźnienie,  czego  rzeczypospolite  dziś 
wystrzegać  się  najbarziej  powinny,  ale  nadto  jest  przeciwną  natury  prawu;  wzrusza 
pierwszą i gruntowną ludzkich towarzystw zasadę. 
Gdyby ludzie doskonałymi byli, mieściłaby się w ich posiedzeniach jednomyślność; ale 
między ludźmi, których wola od myśli, a myśl od ciała ułożenia zawisła, jednomyślność 
najczęściej jest niepodobieństwem. 
Człowiek  często  z  sobą  samym  zgodzić  się  nie  może,  często  dla  niewiadomości  nad 
wyborem  swojego dobra z sobą samym  długo i  przykro kłóci się. Chcieć,  aby wpośród 
kilkuset osób jednego głupiego nie było, jest to nie znać ludzi. 
Szczęśliwość  większej  części  obywatelów  jest  dobrem  publicznym.  Wola  większej 
połowy  narodu  jest  wolą  powszechną.  Głosów  większość  na  sejmie  prawa  stanowić 
powinna;  tak  wypada  z  tej  wielkiej  ustawy  natury:  Część  jest  mniejszą  od  rzeczy  całej, 
słabszy mocniejszemu podlega.
 
Przez oszukiwanie tego najpierwszego natury prawa ludzie najwięcej złego robili. 
osobistego  dobra:  bo  takie  dobro  w  myśli  ludzi  ukazuje  się  niezliczone.  Często  taż 
wielość  praw  z  pierwszej  ustawy  towarzystw  wynika:  tak  w  dzisiejszych 
społeczeństwach, w których każdy mieszkaniec osobną, ruchomą i nieruchomą własność 
posiada, trzeba nierównie więcej praw, niżeliby ich było w tym towarzystwie, gdzie by 
każda  własność  do  wszystkich  wspólnie  należała.  Tam  nie  byłoby  próżniaków,  którzy 
jedyną  są  przyczyną  ubóstwa  i  nędzy.  Tylko  praca  dzieliłaby  każdemu  potrzeby.  Tam 
sukiennik  nie  dostałby  w  magazynie  publicznym  zboża  etc,  etc,  dopokąd  nie  odrobi 
pewnego wymiaru sukna. Rolnik nie odbierze sukni etc, etc, leżeli nie odda swoją miarę 
zboża.  Aby  przyjaźń  albo  miłość  osobista  niesprawiedliwości  w  podziale  nie  czyniły, 
mogłyby same losy dzielić. (Przyp. aut.) 
Nadto, większość głosów jest dopełnieniem tego fundamentalnego warunku towarzystw: 
że człowiek tylko dla zyskania bezpieczeństwa i dla wolności cywilnej poddał wszystkie 
swoje własności osobiste woli powszechnej. 
Przez  taki  związek  jeden  obywatel  tym  jest  do  drugiego,  czym  jest  towarzystwo  do 
narodu całego. Jeden obywatel tym staje się do społeczności, czym jest jeden do narodu 
całego  liczby.  Społeczność  tak  się  ma  do  obywatela  jednego,  jak  się  ma  liczba  całego 
narodu do liczby 1. 
Oto grunt dobrego wspołeczeństwa. Te prawdy być powinny zasadą prawa każdego. Ten 
jeden tylko stosunek jest stwórcą człowieka wolności, tylko w tym rządzie, gdzie się taki 
stosunek znajduje, tylko tam, gdzie jeden obywatel każdemu innemu obywatelowi co do 
prawa równy, staje się rzeczą barzo małą w porównaniu do społeczności, a społeczność w 
porównaniu do niego jest wszystkim — tylko tam człowiek żyje wolny. Jednomyślność w 
praw stanowieniu te prawdy wywraca. Ona wystawia towarzystwo w tym porównaniu do 
obywatela jednego, w jakim jest jeden do ludu całego liczby; z niego koniecznie wypadać 
musi  głupstwo,  czyli  to  wolne  nie  pozwalam,  które  jednego  wyrównywa  milionom:  1 
=1000000. 
Niechaj na sejmie nieustannym dwie części głosów przeciwko trzeciej prawa stanowią. 
Tak sejmy staną się czynniejszymi; największa przywara ich prawodawstwa, opieszałość, 
zmniejszy  się  barzo;  lecz  nie  zginie  zupełnie,  dopokąd  dawny  kreskowania  sposób 

background image

85 

 

zostanie. Dziś, kiedy krajów pomyślność tak wiele od prędkości działania zawisła, nie ma 
na zbycie czasu tak wiele, ile go dwukrotne głośnego a trzeci raz cichego zdania o jednej 
rzeczy powtarzanie zabiera. Dlatego prawodawstwo większą do kończenia spraw łatwość 
mieć  będzie,  gdy  po  pilnym  roztrząśnieniu,  po  trzydniowym  na  uwagę  wzięciu  i  po 
zupełnym  na prowincjonalnych posiedzeniach ułożeniu,  sejm większością cicho danych 
raz tylko głosów przyjęcie lub odrzucenie projektu oznaczy. 
Mówiłem: po zupełnym na posiedzeniach prowincjonalnych ułożeniu, gdyż zdaje mi się, 
że  barziej  jeszcze  działalność  sejmu  powiększyłaby  się,  gdyby  nie  posłowie,  ale 
województwa,  według  podatku,  głosowały;  to  jest,  aby  każde  województwo  według 
podatku  miało  jedne,  dwie  lub  trzy  kreski.  Dlatego  chciałbym,  aby  posłowie  każdego 
województwa na prowincjonalnych posiedzeniach większością głosów te kreski układali, 
a  tak  już  z  gotowymi  na  posiedzenie  sejmowe  przyszedłszy,  nie  potrzebowaliby  wiele 
czasu do oświadczenia województwa swojego woli. 
Z wzoru, który prawodawstwu wystawiłem, łatwo domyśla się każdy, jakiej doskonałości 
w  prawodawcy  wyciągam.  Trzeba,  aby  przez  prawo  był  obowiązany  każdy  obywatel 
wprzód  szkołę  obywatelską  odprawić,  w  wojsku  kilka  lat  służyć,  prócz  tego  inny  jaki 
cywilny urząd sprawując dać pierwej swojej cnoty dowody; dopiero po takich stopniach, 
a nie prędzej, do poselstwa na sejm zdatnym się stawał. Młody obywatel, od czego u nas 
zaczyna, na tym kończyć powinien. 
Nie zdało mi się do tej zdatności wyznaczać pewną lat liczbę. Ten sposób czyni krzywdę 
doskonałości wczesnej; zamiast nabywania psuje talenta. Nie pracować, tylko starzeć się 
każe. Przecież sam wiek nie jest mądrością ani jej nie daje. 
[Spojrzyjmy  na  zgromadzony  nasz  naród,  gdy  czas  sposobny  do  ratunku  Ojczyzny 
zabłyśnie:  oto  cokolwiek  w  nim  młodszego,  to  jeszcze  czuje,  nosi  własną  duszę,  ale  w 
znacznej części starszyzna, jakby bez czucia swojej niedoli, narzędzie cudzej woli, obcy 
umysł  nosząc,  inaczej  nie  czyni,  inaczej  nie  gada,  tylko  jak  ją  nadzieja  lub  groźba 
nadyma. 
Albowiem  ten  nieszczęśliwy  naród  zrósł  i  zestarzał  się  w  przeklętej  kilkudziesiąt  lat 
anarchii,  którą  przeklęta  niezgoda  dwóch  dumnych  familii  płodziła.  Nie  było 
bezpieczeństwa dla osoby, życia ani majątku. Nikt sprawiedliwości znaleźć nie mógł, kto 
się  nie  płaszczył  albo  nie  stawał  ohydnym  narzędziem  złości,  którego  z  tych  familii 
dumca. Święte miejsca 

 

sejmików  zamiast jedności  zawziętość  krwią  współrodaków  broczyła;  sejmy  zamiast  rady  duch 
przeciwieństwa  rozrywał;  sądy,  trybunały,  te  sławy,  majątku  i  życia  warownie,  wyrzuciwszy 
sprawiedliwość  przemoc  osiadła.  Wreszcie  jeden  z  tych  nieszczęsnych  domów,  czując  swoją 
większą  słabość,  a  równą  z  swoim  przeciwnikiem  dumę,  nadto  przy  sobie  mniejszą  liczbę 
stronników  w  rodakach  widząc,  poszedł  za  granicę,  przyzwał  cudze  wojsko  na  zgnębienie 
osobistego  nieprzyjaciela  i  na  karki  wszystkich  braci.  Odtąd  gwałt  zwoływał  obrady;  gwałt 
stanowił króla; gwałt wybierał posły; gwałt z tego najświętszego w wolnych narodach miejsca, z 
izby  praw,  wyrzucał  prawodawcę;  gwałt  przeciwnie  myślących  i  mówiących  wywłóczył  za 
granicę,  gwałt  kraj  podzielił;  gwałt  osadził  zewnątrz  haniebną  niewolę  a  wewnątrz  ponurą 
spokojność.  Oto  szkoła,  w  której  nasi  starsi  bracia  chowani,  zrośli  i  postarzeli  się.  Więc  nie 
powinno być dziwno, że odwykli od własnego czucia i od własnego sposobu myślenia. Lecz ty, 
cna  jeszcze  młodzi,  bierz  za  przykład  sławniejsze  swoje  ojce,  a  ucz  się  z  tych  nieszczęsnych 
niezgody skutków, które widzisz, abyś jak powietrzem, tak duchem stronnym brzydziła się. Jedna 
Ojczyzna twoim jest Bogiem!] 

WŁADZA WYKONYWAJĄCA 

 

background image

86 

 

 Lud  władzy  swoich  praw  stanowienia,  przyjęcia  lub  odrzucenia  nigdy  i  nikomu  rozumnie 
powierzyć nie może; władzę zaś wykonania praw już przyjętych sam posiadać nie zawsze potrafi; 
zlecić ją komu innemu może i często musi. 

Największą  trudnością  w  towarzystwach  ludzkich  jest  ustanowienie  mocy  wykonywającej.  W 
tym  to  gnieździe  wewnętrzne  obywatelów  niezaufania,  kłótnie  i  ustaw  pogarda,  wszystkich 
państw upadek i ludzi niewola lęgły się. 

Już by niektóre towarzystwa niezawodne prawa swojej szczęśliwości były poznały; już by Likurk 
był  ludziom  powie 

dział  tę  prawdę,  według  której  żyć  potrzeba,  aby  szczęśliwymi  byli, 

gdyby miał był sposób obowiązania wszystkich Lacedemończyków do zachowania praw 
jego. Owszem, same natury prawo uszczęśliwiłoby ludzi, gdyby je wszyscy pełnili. 

Religia  była  zawsze  i  jest  dotychczas  najlepszą  do  wykonania  praw  ustawą.  Niechaj 
wolno nie będzie nazywać ją polityką; ona być objawieniem bogów powinna. Bez religii 
cóż  jednodzierżcę,  trzykroć  sto  tysięcy  wojska  mającego,  do  posłuszeństwa  prawu 
zniewoli? 
Nigdy człowiek, zdrowy rozum mający, do drugiego nie mówił, tym barziej nigdy cały 
naród  tak  do  człowieka  nie  wyrzekł:  „Twoim  chcę  być  niewolnikiem;  ty  sam  podług 
twego  upodobania  naszego  majątku  i  życia  przykazuj  nam  prawa,  ty  jeden  bądź 
wszystkim, a my wszyscy staniemy się niczym”. 
Dlatego dzikich narodów hordy, czyli te wszystkie towarzystwa, których początku lepszej 
wiadomości  siągamy,  zgromadzały  się  na  publiczne  obrady,  gdzie  knowały  prawa  dla 
siebie.  Tylko  straż  praw,  to  jest  rząd,  albo  do  wszystkich  należał,  albo  go  starszeństwu 
zlecono,  albo  też  jeden  najcnotliwszy,  w  jakiej  sztuce  biegły,  od  innych  silniejszy,  w 
wojnie szczęśliwy rządcą obierany bywał. 
Oświeceńsze  narody  moc  wykonywającą,  czyli  rząd  do  wszystkich  należący  — 
demokracją,  rząd  w  ręce  jednej  części  ludu  oddany  —  arystokracją,  rząd  powierzony 
jednej osobie—monarchią nazwały. 
Z tych trzech rząd monarchiczny zdaje się być najdawniejszym. Pierwszym stróżem praw 
natury,  królem  pierwszym  był  ojciec  nad  dziećmi  swoimi;  te  zachowywały  mu 
posłuszeństwo, kiedy według prawa natury, nie według prawa swej woli, nimi zarządzał. 
Nadto, przez wzgląd na związek między sobą państw dzisiejszych, zdaje mi się, iż rząd 
monarchiczny do utrzymania zewnętrznej kraju trwałości jest najzdatniejszym; osobliwie 
wtenczas,  kiedy  król  mądry,  praw  stałych  i  tylko  od  narodu  stanowionych  słuchając, 
domaga  się  według  praw  tych  posłuszeństwa,  a  wynikłą  z  dobrego  rządu  szczęśliwość, 
jako  ludowi  własną,  na  wszystkich  podzielić  stara  się.  Tak  pierwsze  ze  świateł 
niebieskich, słońce, sile niezlicznych światów podlegając, ma posłuszne swojej mocy ich 
koło  ogromne;  a z ich  wspólnego posłuszeństwa i  z wzajemnej  wszystkich działalności 
zniecone w sobie światło bezustannie na wszystkich rozrzuca. 

Ale ten rządów trojaki rodzaj jako wszystkie ludzkie czynności ma swoje przywary. Te 
dwie siły, które by koniecznie jedna dusza ożywiać powinna, są w nich sobie przeciwne. 
Władza  prawa  wykonywająca  jest  rozłączoną  od  władzy  prawodawczej.  Natychmiast 
stróż prawa staje się nieprzyjacielem dawcy prawa tego; w ostatnim miłość powszechna 
stara  się  obmyślić  sposoby,  podług  których  by  wszyscy  obywatele  szczęśliwymi  byli, 
przeto  jego  praw  nic  innego  być  zamiarem  nie  może,  tylko  dobro  powszechne. 
Przeciwnie w pierwszym: osobista miłość dzielniejsza usiłuje zeszczuplić, zosobiścić, że 
tak rzeknę, pierwszego zamysły; tak nieznacznie opiera się, powoli krzywdzi, często źle 
tłumaczy,  wreszcie  zupełnie  przeistacza  wolę  powszechną.  Tych  dwóch  władz 
przeciwność rzuca lud w tę przepaść, której unikając w wspołeczność się wiązał. 

background image

87 

 

Niezgoda  władzy  wykonywającej  z  władzą  prawodawczą  dwiema  drogami  narody 
prowadzi  w  niewolę.  Albo  magistratura,  której  praw  wykonywanie  powierzone  jest, 
będąc z natury dzielniejszą, przez ustawiczne mocowania i usiłowanie przeciwko władzy 
prawodawczej  niszczy  ją  i  moc  praw  stanowienia,  ludowi  przyzwoitą,  sobie  samej 
przywłaszczy. Co natychmiast istotny towarzystwa węzeł rozrywa; obywatelską wolność 
przeistacza w niewolę; rząd kraju zamienia w despotyzm; urzędnik staje się udzielnym, a 
naród  cały  niewolnikiem  jego.  Ta  prawda  wszędzie  jest  prawdą:  że  w  wszystkich 
towarzystwach  ludzkich  ten,  który  podług  upodobania  swojego  prawa  wydaje,  jest 
wszystkim; ci, którzy go poniewolnie słuchać muszą, są niczym. 
Przykładem tej odmiany jest cała Europa: w niej monarchie krajów wszystkich nie różnią 
się czym innym od despotyzmu, tylko monarchy oświeceniem. 
[Sułtan turecki i król pruski jedne władzę mają. Owszem, pierwszy ustawom Mahometa 
posłusznym  być  musi;  bez  Dywanu  nic  stanowić  nie  może;  janczarów  lęka  się.  Drugi 
kartkę papieru często ołówkiem skreśloną za prawo daje; prócz rozumu własnego żadnej 
innej nad sobą nie uznaje zwierzchności.] 

Albo  też  magistratura  praw  wykonania  strzegąca,  będąc  przez  władzę  prawodawczą 
ustawicznie  podchodzona,  nienawidzona  i  prześladowana,  w  narodzie  troskliwym 
żadnego  ku  sobie  zaufania  nie  doznając,  w  wszystkich  przedsięwzięciach  równie  do 
dobrego,  jak  do  złego  nieskończone  przeciwności,  kłótnie  i  zmartwienia  widząc, 
sprzykrzy sobie, opuści się, na koniec wcale trwać będzie nieczynną. Niewykonanie praw 
przywraca  ludowi  stan  gorszy  od  dzikiego;  znowu  obywatelską  wolność  zamienia  w 
niewolę;  rzeczpospolitą  zostawia  bez  rządu,  prawo  odda  bogatemu  za  narzędzie  dla 
krzywdzenia ubogiego. I to jest prawda: w społecznościach ludzkich najmędrsze prawo, 
gdy wykonane nie jest, staje się szkodliwym. 
Przykładem  tego  nieszczęśliwego  państw  stanu  jest  Królestwo  Polskie.  Ta 
Rzeczpospolita,  jedynie  szlachtę  za  naród  biorąc,  miała  rząd  monarchiczny  od  czasu 
dawnego. 
Naród  z  szlachty  według  potrzeb  do  praw  knowania  zgromadzał  się.  Sam  król  ich 
wykonywania i podług onych sądzenia władzę posiadał. 
Tych  władz  rozdzielenie  Rzeczypospolitej  niejedność  szczepiło.  Król  i  naród,  którzy 
koniecznie  jedno  ciało  składają,  zawsze  poróżnieni  byli.  Naród,  o  swoim  królu 
podejrzenia  pełen,  usiłował  sposobami  różnymi  zmniejszyć  tak  obrażającą  go  władzę; 
królowie,  jeżeli  nie  starali  się  o  powiększenie  swojej  mocy,  to  przynajmniej  jedni 
stałością i męstwem, drudzy podstępy, obietnicą, pieniędzmi abo cudzych bogów opieką 
całości tej władzy bronili. Stan szlachecki, którego bojaźń 

o wolność troskliwa zawsze w królu  jakieś straszydło  widziała, łatwo  wierzył  każdemu 
łakomcy,  burdzie,  dumnemu,  a  najczęściej  osobistą  niechęć  mającemu  obywatelowi, 
który w każdym kroku, w dobrym nawet przedsięwzięciu króla wystawiał niewolę. Stąd 
długie  nienawiści,  spiski,  kłótnie  i  wojny  między  królami  i  między  narodem  powstały. 
Nigdy przecież wierni 
i ludzcy Polacy okrucieństwy swych dziejów nie zmazali. 
Królowie prześladowani, w każdym zamyśle kłóceni, jedni monarchami ludzi być godni, 
wiedząc, iż królować nie jest co innego, tylko pracować z obowiązku i ustawicznie koło 
szczęśliwości  wszystkich;  iż  zostać  królem  jest  to  zostać  pierwszym  urzędnikiem  i 
pierwszym  sługą  narodu  całego,  ci,  którzy  przeświadczeni  byli,  że  od  wypełnienia 
powinności  żadne  niebezpieczeństwo  króla  nie  uwalnia,  starali  się  mimo  wszystkich 
umartwień  i  przeciwności  wewnętrzną  zgodę,  sprawiedliwość  i  pokój  utrzymywać,  a 
przeciwko zewnętrznym nieprzyjaciołom pierwsi na czele narodu stanąwszy bronili kraju 

background image

88 

 

całości,  dopokąd  im  życia  stawało.  Inni  królowie,  nikczemni,  rozumiejąc,  że  dosyć  jest 
być  królem,  aby  się  mieścić  w  liczbie  monarchów,  trudnościami  zrażeni, 
niebezpieczeństwem  ustraszeni,  sprzykrzyli  sobie  pracę,  opuścili  się;  a  w  dostojeństwie 
tronu  do  pijaństwa,  do  lubieżności  i  do  innej  jakiejkolwiek  żądzy  więcej  sposobów 
najdując,  zwyczaili  naród  do  namiętności  swoich;  szerzyli  w  nim  nieczułość, 
próżnowanie, zniewieściałość; oddawali rząd losom; zostawiali prawa nieczynne; świętą 
sprawiedliwość mocniejszego łasce rzucali. 
Rozumniejsi  obywatele  już  po  śmierci  Zygmunta  Augusta  przeglądali  niewykonywania 
praw  okropne  dla  Rzeczypospolitej  skutki.  Dlatego  przy  obraniu  Henryka  wyznaczono 
szesnastu  senatorów  do  boku  jego.  Jan  Zamoyski  radził,  aby  prócz  senatorów  jeszcze 
pewna  liczba  osób  stanu  rycerskiego  w  tejże  radzie  mieściła  się.  O  dobroci  swej  myśli 
senatu  przekonać  nie  mogąc,  starał  się  przy  koronacji  Batorego  przynajmniej  artykuł  o 
senatorach  utwierdzić;  ale  i  tej  rady  przy  królach  nie  bywało.  Aż  do  naszych  czasów 
naród  królom  nie  dufał;  królowie  nienawiści  unikając  zaniedbywali  władzę  praw 
wykonywania. Tak posłuszeństwa nie było dla prawa, a Rzeczpospolita stała bez rządu. 
Za panowania Stanisława Augusta nieszczęśliwi Polacy tego niewykonywania praw, czyli 
wewnętrznego  bezrządu,  najsmutniejszych  skutków  doświadczywszy  postanowili  tą 
magistraturę. Od ustanowienia Rady Nieustającej Polska nie stoi bezrządem. 
[To mówiąc, nie uważam Rady Nieustającej tylko jedynie jako magistraturę, mającą straż 
nad  wykonywaniem  praw  i  najwyższy  dozór  nad  wszystkimi  w  kraju  cywilnymi  i 
politycznymi urzędy, aby każdy swoje obowiązki wypełniał. Dopóty użyteczna. Nadanie 
mocy tłumaczenia praw Radzie Nieustającej było ohydzenia jej końcem. Magistratura w 
Rzeczypospolitej,  prawa  tłumacząca,  jest  stanem  w  stanie.  Wspołeczeństwo,  w  którym 
naród  cały  ma  władzę  praw  pisania,  a  jedna  magistratura  ma  władzę  tychże  praw 
tłumaczenia, jest w polityce straszydłem. W Radzie Nieustającej moc tłumaczenia praw, 
będąc  obcej,  nam  zawsze  zawistnej,  despotów  przemocy  dziełem,  dziwno  być  nie 
powinno,  że  w  Rzeczypospolitej  ukazało  się  dziwotworem.  Albowiem  złośliwi 
nieprzyjaciele  nasi,  widząc,  że  tylko  nasze  nieposłuszeństwo  prawom  uczyniło  nas 
niewolnikami ich woli, nie mogli na to pozwolić, aby w naszej Rzeczypospolitej powstała 
tak  urządzona  magistratura,  od  której  ustawy  już  by  Polska  nie  stała  bezrządna.  Więc 
przydali  do  niej  moc  tłumaczenia  prawa,  aby  ją  przez  to  z  czasem  ohydzie,  prawo  w 
wątpliwość podać i znowu nierząd zostawić. Tak się już zaczyna: w trybunale tak wielkie 
widzieć  szafy  zawalone  księgami  tłumaczeń  praw  przez  radę  wydanych,  jak  wielkie 
tamże stoją szafy zawalone księgami praw przez wszystkie sejmy napisanych. Proszę mi 
tu rozsądnie potrafić odpowiedzieć: kogo obywatel i sędzia ma słuchać? Jeżeli rezolucyj 
w radzie wydanych, a czymże będą sejmy? Jeżeli praw na sejmach napisanych, a czymże 
będzie  rada?  Oto  według  potrzeb  osobistych  jedni  będą  słuchać  rezolucyj  rady,  drudzy 
praw  sejmowych;  z  czasem  tak  uroczyście  upoważniona  wątpliwość  o  prawie  stworzy 
pogardę  jego  i  znowu  nierząd.  Ten  był  zamysł  naszych  nieprzyjaciół  w  nadaniu 
tłumaczenia  praw  Radzie,  która  nas,  powtarzam,  od  nierządu  wyratować  mogła. 
Szczęściem, że w trybunale widzę niezmierne księgi tłumaczeń Rady, wewnątrz gryzione 
molem, zewnątrz okryte kurzem i zasłonione pajęczą siatką. Narodzie! Nie tylko zrzuć z 
tej  magistra

 

tury  tę  ohydną  dla  niej  i  dla  ciebie  jej  własność;  ale  chcąc  być  czynnym  i 

rządnym, następną przyśpieszaj ustawę.] 

Rada Nieustająca, odtrąciwszy nawet jej straszydła władzę praw tłumaczenia, ma jeszcze 
w sobie szkodliwą innych rządów wadę. W niej także władza wykonywająca od władzy 
prawodawczej  całkiem  odłącza  się  i  naród  jak  królów  przedtem,  tak  tę  radę  teraz 
nienawidzić zaczyna. 

background image

89 

 

On  jest  nieszczęśliwy,  przecież  zdaje  się,  iż  na  nieszczęście  swoje  mniej  jest  czuły. 
Przyszłość coś mu okropnego wróżąca niewiele go obchodzi, tylko ta jedna Nieustająca 
Rada niespokojnym go czyni. Na sejmach, gdzie jak ów roztropny człowiek w bliskości 
niebezpieczeństwa  swego,  tak  dziś  naród  Polski,  w  teraźniejszym  Rzeczypospolitej 
stanie,  dopokąd  mu  czas  pozwala,  bojaźń  oddaliwszy  o  wszystkim,  co  rozum  i 
przytomność miesza, zapomniawszy, powinien  by  często  i  pilnie zamyślać się, różnych 
sposobów  poruszać,  wszystkie  okoliczności  uważać:  czyli  jeszcze  tego 
niebezpieczeństwa  uniknąć  potrafi;  a  jeżeli  się  o  niepodobieństwie  przekona,  jak 
najprędzej z dwóch nieszczęść mniejsze wybierać; podług tego wybioru pewne sposoby 
układać,  wcześnie  wszystkie  przeszkody  uprzątać  i  iść  mężnym  i  stałym  umysłem  do 
swojego  zamiaru;  na  sejmach,  mówię,  jeszcze  po  ustanowieniu  Rady  naród  jest 
niespokojnym. Jakby najszczęśliwszym był, sam nic nie radzi, tylko na Radę krzyczy. 
Ta nieufność narodu ku  Radzie Nieustającej  zaraz od samego początku  ostrzegać zdaje 
się, że jej ustanowienie nie zgładziło wewnętrznej niezgody i niezaufania. 
Podobnie  jak  dawniej  królowie,  z  czasem  zasiadający  w  tej  magistraturze  radziciele, 
prześladowania  i  umartwienia  każdego  sejmu  sprzykrzywszy  sobie,  zostawią  na  koniec 
prawa bez wykonania i znowu Rzeczpospolitę bez rządu. 
Wtenczas,  kiedy  tylko  lud  cały  zgromadzony  stanowił  prawa  dla  siebie,  moc 
prawodawcza 

od  mocy  wykonywającej  koniecznie  się  oddzielać  musiała. 

Niepodobieństwem  było,  aby  cały  naród  na  jednym  miejscu  zawsze  bawił  skupiony. 
Teraz,  kiedy  rzeczypospolite  prawodawstwo  swoim  posłom  zlecają,  te  dwie  władze 
złączone  być  mogą.  Nie  widzę  trudności  żadnej,  aby  sto  lub  dwieście  obywatelów  z 
całego narodu wyznaczonych przez dwa lata na poselskim urzędzie bawiło. 

Niechaj sejm nieustanny moc prawodawczą z mocą wykonywającą w części łączy. Tak 
istotna dawnych rządów wada poprawioną zostanie. 
Ale  dla  oddzielenia  spraw  powszechnych  od  spraw  szczególnych,  dla  poznania,  kiedy 
wola  powszechna  prawa  oświadcza  i  kiedy  podług  praw,  już  obwołanych,  wyroki 
ogłasza;  dla  rozróżnienia  czynności  mocy  prawodawczej  od  czynności  mocy 
wykonywającej  Rzeczpospolita  udzieli  sejmowi  własność  zamienienia  się  w  komisją, 
czyli w Radę. Na tej komisji król prezydować będzie z dwiema kreskami. 
Gdy  po  skończonych  sprawach  publicznych  sejmujący  na  czas  rozjeżdżać  się  będą, 
zawsze  ta  Rada  przy  królu  z  mocą  czuwającą  i  wykonywającą  zostawać  powinna. 
Najprzód głośnym wyborem z posłów i z senatorów podwójna liczba, potem z nich losem 
oznaczona zostanie tych ilość, którzy w tej Radzie przy królu bawić mają. 
Tym  sposobem  nieustanny  sejm  nie  tylko  Rzeczpospolitą  uczyni  dzielniejszą,  ale  nadto 
ludowi wewnętrzną spokojność zapewni i magistratur niezgodę zaniszczy. 
Ten  obywatel,  który  w  ustanowieniu  sejmu  nieustannego  bawienie  posła  na  usłudze 
ojczyzny przez dwa lata za nadto wielką trudność uznaje, niechaj przeświadczy się, że nie 
czuje szczęśliwości wolnego człowieka. On już bez przykrości niewolnikiem zostanie. 
  

WOLNE OBIERANIE KRÓLÓW 

  
Dopokąd  dzisiejszy  monarchów  sposób  myślenia  zabawi,  dopokąd  teraźniejsze  Europy 
rozrządzenie  trwać  będzie,  Polsko,  wyrzekaj  się  czym  prędzej  tych  wszystkich 
okoliczności,  przez  które  obce  dwory  do  twego  rządu  mieszać  się  łatwość  będą  miały! 
Dziś  twój  stan  jest  taki,  że  im  mniej  sposobów  do  wpływania  w  rządy  twoje 

background image

90 

 

cudzoziemcom  zostawisz,  tym  dłużej  i  lepiej  sobie  wewnętrzną  spokojność  upewnisz. 
Zgoda słabych umocni. Następstwo tronu Polskę od dalszego podziału zachowa. 
  

BISKUPSTWA 

  
Biskupstwa  i  starostwa  w  Polsce  najczęściej  i  najprędzej  kłótni  przyczyną  bywały. 
Zygmunt Trzeci dla biskupstwa krakowskiego, kujawskiego i wileńskiego po wiele razy 
nieprzyjaźni  wielkich  i  Rzeczypospolitej  szkodliwych  doświadczył.  Kilka  sejmów  dla 
tychże biskupstw na samym się tylko swarze kończyło. 
Biskupstwa  i  starostwa  między  obywatelami  niepomiarkowaną  szczepiły  nierówność. 
Zniesienie  rozdawnictwa  starostw  ten  wkrótce  oczywisty  skutek  sprawiło,  iż  zbytnie 
mocne  familie  słabnąć  poczęły,  nadto  bogate  i  przemożne  domy  ku  równości  z  drugimi 
zbliżają się. A ponieważ już dziś tylko ten bogaty będzie, kto zapracuje, spodziewać się 
należy, że od uchylenia rozdawnictwa starostw równiejszy majątku podział nastąpi. 

Ale biskupstw znosić żadną miarą nie można. Tylko zrównać je wolno jest. 
Biskupstwa  w  obywatelach  mniejszej  podłości  przyczyną  stałyby  się  i  królowi  mniej 
nieprzyjaciół  uczyniłyby  ani  obrad  sejmowych  kłócić  nie  będą,  gdyby  ich  dochody 
zrównane zostały. 
  

NIEZGODA 

WEWNĘTRZNA 

  
Prócz  starostw  i  prócz  biskupstw  często  dwóch  domów  osobistość,  łakomstwo  i  głupia 
pycha wzniecały niejedność w Polsce i zgubiły Rzeczpospolitą 
Zamoyski i Zborowscy na tronie polskim Stefana Batorego utrzymali. Ten dobry król w 
Janie Zamoyskim więcej zdatności, cnoty i dowcipu poznawszy, przybiera go najpierwej 
za poufałego do rady przyjaciela; mianuje dalej kanclerzem; czyni na koniec hetmanem. 
Natychmiast Zborowskich bezecna zazdrość ogarnia i ich dawną przyjaźń dla króla i dla 
Zamoyskiego w zapamiętały gniew odmienia. Wszędzie się królowi przeciwią, w każdej 
okoliczności  Zamoyskiego  prześladują;  wreszcie  na  życie  obydwóch  sprzysiągłszy  się, 
czynią  różne  zmowy,  podstępy,  spiski  i  zasadzki.  Jan  Zamoyski,  starosta  krakowski, 
Samuela Zborowskiego, jeszcze za Henryka króla dla zabójstwa z kraju wygnanego, gdy 
z natrząsaniem się z prawa do kraju powrócił, jako publicznego praw gwałciciela i jako 
sędziowskiej powagi szydercę łapie i śmiercią karze. Ta sprawiedliwość jeszcze bardziej 
powiększyła zawziętość. 
A  gdy  Zborowskich  złość  nieumiarkowana  po  śmierci  Stefana  Batorego  wszystkich 
najniegodniejszych  środków  na  zniszczenie  Zamoyskiego  ruszyła;  gdy  z  osobna  nie 
mogąc,  razem  z  Rzecząpospolitą  Zamoyskiego  zgubić  przysięgła;  gdy  zbudziwszy 
nieprzyjaciół  już  na  rzecz  swych  współbraci  Niemców  do  kraju  przywiodła,  roztropny 
Zamoyski znając, iż 

 

w  każdym  razie,  w  każdej  okoliczności,  zachowanie  ojczyzny  jest  najpierwszą 

obywatela powinnością, na odparcie przeciwnej strony tak wszystkie sposoby rozrządzał, 
iż się pierwej niezawodnie upewnił, że przy zgubieniu swych nieprzyjaciół kraj ocalonym 
zostanie. 

Przeto najprędzej Zygmunta III na tronie osadza. Potem nieprzyjacielskie wojsko z Polski 
wypędza,  w  kraj  cesarski  wkracza  i  książęcia  Maksymiliana  razem  z  Zborowskimi  w 

background image

91 

 

niewolę zabiera. Tak gdy dobro i honor Rzeczypospolitej ocalił, został sławy, majątku i 
życia nieprzyjaciół swych panem. Ale dusza tego męża nadto wielką była, aby o zemście 
pomyśleć mogła. Owszem, Jan Zamoyski wszystkimi siłami pracował, aby życie, sławę i 
majątek  Zborowskich  przed  Rzecząpospolitą  obronił.  Tylko  im  sposoby  dalszego 
szkodzenia odebrał. 
Niezgoda  tych  dwóch  familii  w  wielkie  niebezpieczeństwo  kilka  razy  Rzeczpospolitą 
rzuciła. W sprawowaniu się z strony Zamoyskiego wiele polityki i roztropności znajduję. 
On  zawsze  będąc  obrońcą  dobra  większej  części  narodu  tylko  sposoby,  w 
rzeczachpospolitych najcnotliwszym obywatelom pozwolonymi, tylko jednaniem sobie w 
rycerskim  stanie  większości  przyjaciół  zmacniał  swą  stronę.  Przeciwnie  Zborowscy, 
sposobu, zawsze w rzeczachpospolitych niegodziwego, tylko od ludzi nikczemnych i od 
zdrajców ojczyzny używanego chwytając się, wezwali dla wypełnienia swej osobistości i 
dumy  zagranicznej  przemocy.  Takie  to  nieszczęsne  w  domowe  kłótnie  obcych  ludzi 
mieszanie Rzeczpospolitą zgubiło. 
Bogdajby  nad  tą  sprawą  często  pilnie  zamyśliwał  się  każdy,  kto  w  Rzeczypospolitej 
rozdwojonych  stron  być  hersztem  odważa  się.  Ona  nauczy  go,  jak  wiele  roztropności, 
męstwa i polityki w takich rzeczach potrzeba. 
Ten jest najpierwszy obowiązek takowego obywatela, aby z tą roztropnością całe dzieło 
układał,  żeby  Rzeczypospolitej  nie  szkodził.  Jeżeli  dla  pokonania  osobistych 
nieprzyjaciół wezwie pomocy obcego  wojska, którego  gwałtu cały kraj  łupem  zostanie, 
jeżeli  bądź  prosto,  bądź  ubocznie,  czyli  dobrowolnie  lub  przypadkiem,  zgubą  kraju 
swojego zniszczy stronę przeciwną, niech będzie pewien, że i on wkrótce zniszczeje. Po

 

tomność  pierwsza  złorzeczyć,  odleglejsza  nienawidzieć  i  hańbić  go  będzie.  Wszystkie 
wieki tylko do nazwania zdrajcy ojczyzny użyją nazwiska jego. 

  

KUPIECTWO 

  
Istność,  do  której  Stwórca  wszystkiego  tak  wyrzekł:  „Strzeż  życia  twojego;  rozmnażaj 
plemię własne; mocniejszemu słabszy podlegaj; a każdy cierp na cierpiącego patrzając” 
—  z  takimi  własnościami  stworzona  do  samotnego  życia  zrządzoną  nie  była.  Człowiek 
rodzi się do wspołeczności. 
Pierwsze  dwa  stworzenia  spotkawszy  się,  rażone  najmocniejszym  natury  czuciem  w 
jednym miejscu bawić musiały. Krótko potem w maleńkim stworzeniu  swego jestestwa 
podobieństwo i cząstkę uznając, nie dozwoliła im wrodzona czułość dziecięcia porzucać, 
które cierpienia bojaźń wszędzie za matką i za ojcem  wodziła. Miłość i bojażń familią, 
czyli pierwszą ludzi gromadę skupiła. 
Tu  wody  zdrowsze;  tam  owoce  smaczniejsze  i  obfitsze;  ówdzie  dla  wydarcia  ich  sąsiad 
przemożny  do  łączenia  się  bliższym  familiom  potrzebę  czyniły.  Handel  i  mocniejszego 
bojaźń połączyła familie i wielkie towarzystwa utrzymuje dotychczas. 
Handel z swojej istoty do pokoju zmierza. On stan królestw wielu od losu kraju jednego 
zawisłym  robi;  on  jako  druga  Opatrzność  z  wszystkich  ludzi,  z  państw  wszystkich,  z 
człowieczeństwa  całego  towarzystwo  jedno  czyni.  Ponieważ  człowiek  złym  być  nie 
może,  tylko  gdy  się  w  obieraniu  swojego  dobra  myli,  handel  poprawi  człowieka. 
Kupiectwo jest najłatwiejszym i podobno jedynym sposobem do ustanowienia w narodzie 
ludzkim takiego związku, w którym  by człowiek oczywiście widział, że dobro osobiste 
nie różni się od powszechnego dobra; w którym  by każdy drugiemu szkodząc, szkodził 

background image

92 

 

jawniej sobie samemu; w którym by krzywda kraju jednego stawała się krzywdą państw 
wszystkich. 
Jeszcze tego handlu  nie  ma, którego pochwały uczony Renal.  napisał. Jeszcze podobno 
długo te myśli piękne marą zostaną. Teraźniejszy handel największe złe broi. Okropnych 
najkosztowniejszych wojen przyczyną staje się: bo nie jest wolny. Dzisiejsze kupiectwo 
jest  gwałtownym  monopolium  dla  człowieczeństwa;  jeden  kraj  uszczęśliwia,  a  tysiąc 
innych niszczy. 

Tylko handel wolny równie wszystkim uszczęśliwiłby wszystkich. 
Lecz  taka  wolność  handlu  jest  niepodobieństwem,  dopokąd  tylko  pieniężniejszy  mieć 
zewnętrzną  obronę  potrafi,  a  uboższy  gwałtu  łupem  zostać  musi,  dopokąd  dobro  kraju 
jednego, od dobra państw innych oddzielać się; sąsiad pomyślność swoją na zmniejszeniu 
szczęśliwości sąsiada zasadzać; przemoc, nieufność, podstępy, obcych krajów osłabienie 
a swojego ludu podatków coraz większe podwyższanie, jedynym polityki końcem czynić 
będziemy;  dopokąd  przez  ogólny  związek  narody  powszechnego  nie  ustanowią  pokoju; 
dopotąd wolność handlu jest niepodobieństwem. 
Czemuż ludzie pokoju nie chcą? Ponury Anglik odpowiedziałby: człowiek i tym różni się 
od zwierzów drapieżnych, że on jeden z stworzeń wszystkich własnego rodu cierpieć nie 
może. Hobbes sądził, że każdy człowiek do wojny stworzony jest. Ja nie znam królów, 
ale  w  podobnych  mnie  więcej  do  pokoju  niżeli do  wojny  skłonności  poznaję.  Wszakże 
nikt bez miłego wewnątrz uczucia myśli poczciwego l'abbé de St. Pierre nie czytał. I ten, 
kto  ich  słucha,  raduje  się;  i  ten,  kto  je  drugim  opowiada,  chociaż  tylko  są  myślami,  z 
wesołością je powtarza; a wszyscy podobno w duchu mówiemy: bogdajby tak się stało. 
Czyliż  człowiek  mniej  czułe  ma  serce  siedząc  na  tronie  niżeli  chodząc  za  pługiem? 
Królowie!  Wyrzekajcie  się  tej  najpodlejszej  człowieka  namiętności:  zazdrościć  drugim 
większych pieniędzy; niechaj wyklęte będzie w wszystkich oświeconych towarzystwach 
to  zdanie,  iż  na  nieszczęściu  cudzym  swoją  szczęśliwość  zasadzać  godzi  się;  iż  dla 
osłabienia  mocniejszego  sąsiada  wojnę  z  nim  prowadzić  należy.  Ta  polityka  wywraca 
rzeczy  wszystkich  porządek;  rzuca  nasienie  nieskończonych  wojen;  bogactwa  i 
szczęśliwość  ludzi  czyni  politycznym  występkiem;  a  złośliwych  monarchów  nazywa 
wielkimi.  Królowie,  których  stanu  szczęśliwość  nie  różni  się  istotnie  czym  innym  od 
szczęśliwości  naszej,  tylko  władzą  uszczęśliwiania  milionów  ludzi,  nie  w  uszkodzeniu, 
ale w dobrym czynieniu ludziom szukajcie wielkości! Odmieńcie ten jeden błąd polityki, 
a  z  burzycielów  narodu  ludzkiego  staniecie  się  ludzi  ojcami.  Nie  przez  krzywdzenie, 
przez  tamowanie  handlu  albo  przez  wojnę,  ale  przez  rząd  dobry,  przez  prawa  mądre 
pomnażając  bogactwo  i  szczęśliwość  kraju  własnego  przewyższyć  lub  wyrównać  siłom 
sąsiada  potrzeba.  Gdy  ta  prawda  gruntem  moralności  królów  zostanie,  towarzystwa 
ludzkie  krok  do  powszechnego  pokoju  uczynią,  ale  tak  dobroczynnymi  tylko  w 
powszechnym pokoju monarchowie być mogą!... 

Człowiek  do  opatrywania  swoich  potrzeb  koniecznych  ma  w  całej  naturze  dwa  tylko 
sposoby: ziemi urodzaje i swój przemysł. 
Ziemia dla wszystkich ludzi równie stworzoną była. Człowiek ją na części podzielił i że 
tylko  niektóre  osoby  do  niej  prawo  wieczne  mieć  będą,  dziko  osądził.  Wyłączna,  czyli 
oddzielna  własność  porobiła  nienawiści,  kłótnie,  łupieże  i  zabójstwa.  Tak  ziemia,  która 
jedynie karmią człowieka być miała, stała się placem rozlewu krwi i przyczyną śmierci 
jego.  Skrzywdzeni  w  tym  pierwszym  natury  udziale  szukali  sposobów  utrzymania 
swojego życia w osobistym przemyśle. Zuchwały człowiek znowu tę osobistą własność 
jednym  odbiera,  drugim  nadaje.  Wszędzie,  jak  do  ziemi,  tak  do  przemysłu  niezmierne 

background image

93 

 

trudności  i  zakazy  czyniąc,  jak  gdyby  na  jednej  nie  miał  dosyć,  utworzył  oprócz 
pierwszej jeszcze drugą do zabijania się przyczynę. 
Ta  niewola  przemysłu  robi  między  narodami  nienawiści  i  wojny;  między  obywatelami 
jednych  ku  drugim  pogardę  i  bogactw  nierówność.  Stąd  wychodzi  ubóstwo,  nędza, 
kradzieże,  zgoła  zbrodnie  wszystkie.  Tak  handel,  który  jednych  ludzi  drugim 
użytecznymi miał robić, jednych drugim nieprzyjaciołami poczynił. 
Dzisiejsze  kupiectwo  więcej  nieszczęścia  niżeli  dobra  czyni;  stwarza  ludziom  nowe 
potrzeby,  a  tych  im  często  dostarczyć  nie  potrafi;  wiąże  ściślej  między  sobą  i  osoby,  i 
państwa,  a  potem  kłóci.  Stanie  się,  że  Ameryki  wojna  w  Europie  jedne  królestwa  do 
wspólnych  bitew  pobudzi,  drugie  kraje  różnymi  okolicznościami  przez  niedostarczanie 
rzeczy, dla zwyczaju już w potrzebę zamienionych, równie z sobą nieszczęśliwymi czyni. 
Jest  podobieństwo,  iż  czasem  dla  kupca  jednego  wojnę  prowadzić  krajów  kilka  będzie 
musiało.  [Już  dziś  na  to  patrzymy,  że  dla  oddzielnego  zysku  kilkudziesiąt  kupców, 
Indyjską  Kompanią  składających,  od  lat  trzydziestu  cała  Europa  burzy  się  i  ciągłymi 
wojny wyrzyna.] 

Stąd  oczywisty  wniosek:  dopokąd  hande!  na  morzu  i  na  lądzie  wolności  nie  odbierze, 
dopokąd  wojny  kupieckie  bywać  i  traktaty  handlowe  zawierać  się  będą,  niechaj  te 
wszystkie  kraje,  których  pierwsze  potrzeby  własna  ziemia  opatrzyć  potrafi,  strzegą  się 
pilnie  zasadzać  swoją  stałość,  szukać  bogactw,  mocy  i  szczęścia  w  zewnętrznym 
kupiectwie.  Bliższy  wojny  i  znikomy  jest  stan  tego  państwa,  którego  wielkość  od 
zewnętrznego handlu zawisła. Niewzruszony jest los tego kraju, który swoje bogactwa z 
swojej ziemi wyrabia i przestać sam na sobie może. 
Gdyby Polska sól miała, mocniej i dłużej by swoją szczęśliwość i spokojność zapewniła, 
gdyby się bez zewnętrznego handlu obeszła. 
Handlu zewnętrznego te są istotne dla Polski prawidła. 
Wywóz zbytkujących kraju urodzajów mieć łatwość i od rządu nadgrodę powinien, aby 
koniecznie  Polska  przynajmniej  tyle  zyskiwała,  ile  ją  zakupowanie  rzeczy  pierwszych 
potrzeb kosztuje. 
Prócz Gdańska trzeba się starać o jak najwięcej portów. Im liczniejszych zakupicielów i 
w miejscach różnych mieć będzie, tym łatwiej i drożej swoje urodzaje poprzeda. Niechaj 
umie pożytkować z Bałtyckiego i z Morza Czarnego. 
Wprowadzanie  i  używanie  towarów,  do  zbytku  należących  albo  przemysłowi  i 
rękodzielniom krajowym szkodzących, jak najsurowiej być zakazane powinno. 
Handel wewnętrzny jest najpierwszym i ze wszystkich handlów najużyteczniejszym. Ten 
całą staranność rządu na siebie obracać powinien. 
Gruntem  handlu  wewnętrznego  jest  urodzajów  obfitość.  Utrzymywanie  i  powiększanie 
się  tego  handlu  wynika  z  łatwej  sprzedaży,  a  sprzedaż  łatwa  zawisła  od  liczby  ludzi 
konsumujących. Więc duszą handlu wewnętrznego jest ludność. 
Tam się ludzie sadowią, gdzie im jest lepiej; a tam się mnożą, gdzie im rząd sprzyja. To, 
co  powiem,  z  tej  prawdy  wypadnie;  więc  rząd  Polski  jest  obowiązany  zapatrywać  się 
pilnie  na  wszystkie  ustawy,  przywileje  i  wolność  wiejskiego  i  miejskiego  stanu  w 
państwach pruskich i w krajach cesarskich. Powinien usilnie pracować, aby nie tylko stan 
włościanina i mieszczan z pogranicznymi się zrównał, ale jeszcze dla zachęcenia obcych 
lepszym się ukazując, posiadał więcej obrony, sprawiedliwości i pożytków. 
Już  dzisiaj  nad  tym  długo  myśleć  nie  jest  rychło;  już  nie  ma  dla  Polaków  środka:  stan 
szlachecki  koniecznie  albo,  jak  się  z  jedną  częścią  stało,  do  niewoli  gotować  się  musi, 
albo,  chcąc  swoją  wolność  ocalić,  innym  spółobywatelom  Polakom  sprawiedliwość 
zapewnić powinien. 

background image

94 

 

W Polsce większy szacunek i większy wzgląd na ludzi pracowitych niżeli na próżniaków; 
sprawiedliwość  dla  stanu  wiejskiego;  bezpieczeństwo  i  powaga  mieszczanina;  szkoły 
parafialne; wolność dla dzieci włościańskich wychodzenia, pracowania i obsiadania w tej 
wsi lub w tym mieście, które sami sobie obiorą; zamiana pańszczyzny w sprawiedliwy* 
  
  
*Sposób  naszych  pańszczyzn  jest  przeszkodą  do  ludności  i  do  powiększenia  się 
urodzajów.  Jeżeli  właściciele  nie  chcieliby  pańszczyzny  zamienić  w  czynsze,  niechaj 
przynajmniej  do  pańszczyzn  obiorą  taki  sposób,  w  którym  by  chłopa  pracowitszym 
czyniąc,  więcej  z  niego  zysku  mieć  mogli.  Gdyby  zamiast  pańszczyzny  dniowej 
wyznaczono każdemu chłopu pewny wymiar roboty, i kraj, i dziedzic zyskałby. Niech na 
ten koniec sejm przepisze ustawy, wyznaczając każdemu chłopu, stosownie do roli, którą 
posiada,  liczbę  morgów,  którą  powinien  zorać,  uprawić,  %  nich  zboże  użąć,  zwieźć  i 
umłócić. Wiele siana zebrać etc.,etc. Ani wprzód sprawiedliwości dla chłopa wyznaczyć 
nie można. Z teraźniejszym pańszczyzny sposobem zamiast sprawiedliwości bałamuctwa 
działyby  się.  Tylko  chłop  czynszowy  i  chłop  działową  robotę  odprawiający  do 
sprawiedliwości  jest  zdatnym.  Pańszczyzny  dzisiejsze  nie  mogąc  uczynić  człowieka 
zdatnym do odbierania sprawiedliwości nie muszą być naturalne. One nie zgadzają się z 
przyrodzeniem człowieka. (Przyp. aut.) 
 
wymiar  robocizny  albo  ustawa  arend  chłopskich  lub  czynszów  pieniędzmi,  a  jeszcze 
lepiej  ziarnem  wypłacanych;  równa  wolność  przemysłu  dla  wszystkich;  równie  wolna 
sprzedaż każdemu swojego piwa, wódki i swojej tabaki, jak chce i gdzie mu się podoba;* 
rzek  spławność;  najpierwej  potrzeb,  potem  wygód,  rękodzieł  ustanowienie  i 
cudzoziemskich towarów zakaz — pomnoży obfitość, ludność i handel wewnętrzny. 
  

DOKOŃCZENIE 

  
Trwałość  każdego  towarzystwa  zasadza  się  na  dobrym  urządzeniu  wewnętrznym  i  na 
obronie  zewnętrznej.  Główniejsze  uwagi  nad  rządem  wewnętrznym  Rzeczypospolitej 
znajdują się w poprzednich rozdziałach. Następuje urządzenie zewnętrznej obrony. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

95 

 

JÓZEF SZYMANOWSKI 

 

ANUSIA ŁADNA...

 

  
Anusia ładna 
Gdy się bawiła,  
Miłość ją zdradna 
Sobie złowiła. 
  
Antek oszczerca 
Ułożył minę; 
Mówił do serca, 
Uwiódł dziewczynę. 
  
Przy krzewiu róży 
Bujała trawa, 
Antek był hoży, 
Anusia żwawa. 
  
Anuś nie płocha, 
Cóż czynić miała?  
Przysiągł, że kocha, 
Zdrady nie znała. 
  
Opadły róże, 
Trawka zbledniała,  
Anuś niebożę!  
Miłość niestała. 
 
Antek zdradliwy 
Już cię porzucił, 
Dla innej tkliwy, 
Ankę zasmucił. 
  
Wtem przyszedł Kuba, 
Kuba wesoły,  
Anusia luba, 
Porzuć mozoły. 
  
Przestań już szlochać, 
Niech Antek zginie, 
Chciej Kubę kochać, 
Siądź przy krzewinie. 
  
Anusia wrzasła: 
Tu ciernie kole, 
Tu miłość zgasła, 

background image

96 

 

Przy dębie wolę. 
 

ZOSIU, ZOSIU, MOJA LUBA...  

 

Zosiu, Zosiu, moja luba,  
Jakżeś oczom miła!  
Pięknych kwiatów jesteś zguba  
I różeś zgasiła.    
 
Gdyby perła każdy ząbek,  
Gąbka jak malina, 
Szyja bielsza nad twój rąbek,  
Hożaś gdyby trzcina. 
   
Ale, Zosiu, gdzieś podziała  
Kwiatek dany z rana;  
Z listkóweś go oberwała  
Rzucając na Jana.    
 
Szukałem go z potem czoła  
Po całym ogrodzie,  
Alboż, mówię, w farbie zdoła 
Zrównać twej jagodzie. 
 
Gdyś go, Zosiu, z rąk mych brała,  
Wspomnij wdzięczne słowa:  
«Zosia tobie będzie stała,  
Zosia go dochowa.    
 
Od ciebie, Stasiu, kwiat dany  
Miłość będzie strzegła»;  
Lecz gdy z listków oberwany,  
Gdzież miłość odbiegła?    
 
Jeśli róża prawdę wróży, 
Jeśliś, Zosiu, zdradna;  
Czemuż nie masz losu róży,  
Za coś jeszcze ładna? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

97 

 

Spis treści 

 

HUGO KOŁŁĄTAJ ........................................................................................................................... 1 

„Ostatnia przestroga dla Polski” ....................................................................................................... 1 

Ostatnia przestroga” dla Polski Hugo Kołłątaja. ....................................................................... 1 

Ignacy Krasicki .............................................................................................................................. 3 

NADZIEJA .......................................................................................................................................... 3 

NADGROBEK CHŁOPA ....................................................................................................................... 3 

OSOBNOŚD ....................................................................................................................................... 3 

SZCZĘŚLIWOŚD .................................................................................................................................. 4 

Ignacy Krasicki, Wybór liryków, ........................................................................................................ 6 

oprac. Sante Graciotti, BN I 252, 1985. ............................................................................................ 6 

Adam Naruszewicz ....................................................................................................................... 9 

LIRYKI WYBRANE............................................................................................................................... 9 

Cztery części roku ............................................................................................................................. 9 

WIOSNA .................................................................................................................................... 9 

LATO ....................................................................................................................................... 10 

JESIEO ..................................................................................................................................... 10 

ZIMA ....................................................................................................................................... 11 

DO KOMINKA .................................................................................................................................. 12 

FILIŻANKA  IMIENIEM A. L. K. ......................................................................................................... 12 

BALON ............................................................................................................................................. 14 

HYMN DO SŁOOCA ......................................................................................................................... 15 

NA SANIE KSIĘŻNY IZABELI CZARTORYSKIEJ ................................................................................... 17 

SUPLIKA DO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI ........................................................................................ 18 

REDUTY ........................................................................................................................................... 19 

CHUDY LITERAT .............................................................................................................................. 24 

background image

98 

 

CHUDY LITERAT .............................................................................................................................. 25 

Julian Ursyn Niemcewicz ............................................................................................................ 30 

ALONDZO I HELENA ........................................................................................................................ 30 

DUMA O ŻÓŁKIEWSKIM .................................................................................................................. 33 

FRANCISZEK DIONIZY KNIAŹNIN ................................................................................................. 35 

DO LUTNI ........................................................................................................................................ 35 

DO WĄSÓW .................................................................................................................................... 36 

DWIE LIPY ....................................................................................................................................... 37 

KROSIENKA ..................................................................................................................................... 37 

DO PIOTRA ORZECHOWSKIEGO .............................................................................................. 37 

DO OBYWATELA ..................................................................................................................... 38 

DO FRANCISZKA ZABŁOCKIEGO .............................................................................................. 38 

DO CELESTYNA CZAPLICA ....................................................................................................... 39 

NA WOJNĘ TURECKĄ .............................................................................................................. 39 

DO ZGODY NA SEJM 1788 ...................................................................................................... 40 

DO LITWY ................................................................................................................................ 40 

NA ŚMIERD JÓZEFA II .............................................................................................................. 41 

DO KSIĘDZA JÓZEFA KOBLAOSKIEGO ..................................................................................... 41 

DO PIOTRA BORZĘCKIEGO ...................................................................................................... 42 

NA ŚMIERD JANA DEKIERTA, PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO .............................................. 43 

NAŚLADOWANIE PSALMU 96 ................................................................................................. 43 

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO NA OBÓZ POD GOŁĘBIEM ........................ 43 

HEJNAŁ NA DZIEO 3 MAJA 1792 ............................................................................................. 44 

MARSZ POLSKI ........................................................................................................................ 48 

DO HIACYNTA FREDRA............................................................................................................ 48 

DO MUZY MOJEJ ..................................................................................................................... 48 

DO KONSTANCJI DEMBOWSKIEJ ............................................................................................ 49 

background image

99 

 

DO TADEUSZA KOŚCIUSZKĄ .................................................................................................... 49 

KSIĄŻĘTOM ADAMOM, OJCU I SYNOWI, ................................................................................ 50 

CZARTORYSKIM I WNUKOWI WIRTEMBERSKIEMU ................................................................ 50 

PSALM 142 .............................................................................................................................. 50 

DO BOGA ................................................................................................................................ 51 

PSALM 93, SKRÓCONY ............................................................................................................ 51 

PIĘKNEJ ZOSI ........................................................................................................................... 51 

PORANEK ................................................................................................................................ 52 

MARSZ .................................................................................................................................... 52 

NA REWOLUCJĄ 1794 ............................................................................................................. 53 

NAŚLADOWANIE PSALMU 101 ............................................................................................... 53 

DO TADEUSZA MATUSZEWICZA ............................................................................................. 54 

DO OJCZYZNY .......................................................................................................................... 54 

DO KSIĘCIA ADAMA JERZEGO CZARTORYSKIEGO ................................................................... 54 

DO BOGA ................................................................................................................................ 55 

PSALM DAWIDA ...................................................................................................................... 55 

DO BOGA ................................................................................................................................ 56 

LĘKLIWA MIŁOŚD ............................................................................................................................ 57 

NA ŚMIERD JANA DEKIERTA, ........................................................................................................... 57 

PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO .................................................................................................... 57 

O ELIZIE ........................................................................................................................................... 58 

Stanisław Staszic ......................................................................................................................... 59 

UWAGI NAD ŻYCIEM ....................................................................................................................... 59 

JANA ZAMOYSKIEGO ...................................................................................................................... 59 

DO STANU RYCERSKIEGO........................................................................................................ 61 

EDUKACJA ............................................................................................................................... 62 

PRAWODAWSTWO ................................................................................................................. 75 

background image

100 

 

WŁADZA WYKONYWAJĄCA .................................................................................................... 85 

WOLNE OBIERANIE KRÓLÓW ................................................................................................. 89 

BISKUPSTWA ........................................................................................................................... 90 

NIEZGODA WEWNĘTRZNA ..................................................................................................... 90 

KUPIECTWO ............................................................................................................................ 91 

DOKOOCZENIE ........................................................................................................................ 94 

JÓZEF SZYMANOWSKI ................................................................................................................ 95 

ANUSIA ŁADNA... ............................................................................................................................ 95 

ZOSIU, ZOSIU, MOJA LUBA... .......................................................................................................... 96 

Spis treści .................................................................................................................................... 97