background image

Badacze: nie znamy skali polskiej przemocy wobec 
Żydów

Autor: Agata Szwedowicz, Mariusz Jarosiński (PAP)

2011-01-22

Podczas okupacji przypadki mordowania Żydów przez Polaków z pewnością miały miejsce, nie można 
jednak jeszcze oszacować skali tego zjawiska. Nie znamy nawet liczby Żydów uratowanych przez 
Polaków — mówią badacze z Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej Akademii Nauk.

Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN od trzech lat prowadzi pionierski w Polsce 
program badań na temat stosunku wsi polskiej do zagłady Żydów podczas okupacji. Plonem tych badań są 
artykuły, które ukazywały się w roczniku „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”, a także trzy książki, z których dwie 
ukażą się w lutym: „JEST TAKI PIĘKNY SŁONECZNY DZIEŃ... Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 
1942-1945” Barbary Engelking oraz „JUDENJAGD. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego 
powiatu” Jana Grabowskiego. Trzecia książka — zbiór artykułów różnych badaczy ukaże się w kwietniu. 
Publikacje te dokumentują liczne przypadki, gdy Żydzi szukający schronienia na polskiej wsi byli wydawani 
Niemcom, albo mordowani przez Polaków.

Uczeni z PAN przyznają, że nie wiedzą, jaka była skala tego zjawiska. Badają to zagadnienie opierając się m.in. 
na analizie tzw. „sierpniówek” — akt procesów, które były wytaczane po wojnie osobom kolaborującym z 
Niemcami, a także prześladowcom Żydów. Jak powiedział PAP Jan Grabowski, są to ogromne ilości teczek, z 
których jak na razie przebadano około 1500. Badacze z Centrum Badań nad Zagładą Żydów opisują swoje prace 
jako „odkrywkowe” — dotyczące na razie kilkudziesięciu miejscowości. „Nie wiemy, ilu Żydów zostało 
zamordowanych lub wydanych na śmierć przez Polaków, nie znamy także faktycznej liczby Żydów, którzy 
uratowali się dzięki polskiej pomocy” — powiedziała PAP Barbara Engelking.

„Po wojnie w Polsce zarejestrowało się 298 tys. Żydów. Znakomita większość z nich — około 200 tys. — przeżyła 
w ZSRR. Wiemy to, ponieważ podczas rejestracji wypełniano rubrykę dotyczą losów wojennych, choć nie każdy 
rejestrujący się ją wypełnił. Tych, którzy napisali, że przeżyli okupację w Polsce, po aryjskiej stronie, było mniej 
niż 20 tys. Jednak nawet liczba 298 tys. zarejestrowanych w Polsce po wojnie Żydów jest myląca — były osoby, 
które rejestrowały się kilka razy w różnych miastach, licząc, że łatwiej w ten sposób odnajdą kogoś z rodziny. 
Ocenia się, że na terenach polskich okupację przeżyło około 40 tys. Żydów, choć są to wszystko szacunki. Na 
pewno nie ujęto w nich Żydów, którzy zdecydowali się pozostać na aryjskich papierach i nigdzie się nie 
rejestrować, byli też i tacy Żydzi, którzy wyjechali z Polski bez rejestrowania się gdziekolwiek, a także dzieci 
oddane podczas okupacji do rodzin polskich, które nigdy nie wróciły do żydostwa. Mamy więcej znaków zapytania 
niż odpowiedzi, a zwłaszcza twardych danych” — powiedziała Barbara Engelking.

Jan Grabowski przytacza szacunki z lat 60. dotyczące liczby Żydów, którzy podjęli jakieś działania, aby się 
uratować z Zagłady. „Większość nie mogła nawet o tym myśleć — byli głodni, zmęczeni, zaszczuci, nie mieli ani 
znajomych Polaków ani pieniędzy, żeby im zapłacić. Historyk Szymon Datner oceniał, że około 10 proc. populacji 
Żydów podjęło walkę o życie. Rachując zgodnie z tym założeniem otrzymuje się liczbę 250 tys. Żydów, którzy 
szukali podczas okupacji schronienia na terenie Polski. Większość badaczy zgadza się z szacunkiem, że 40 tys. 
z nich przeżyło wojnę. Odejmując jedną liczbę od drugiej otrzymujemy dane podane przez Jana Tomasza Grossa 
w nieopublikowanych jeszcze «Złotych żniwach» — nie wiemy, co się stało z 200 tysiącami ludzi, którzy 
próbowali przeżyć okupację na terenie Polski” — powiedział Jan Grabowski.

1

background image

Likwidacja gett, co na terenie GG w większości miało miejsce w 1942 roku, wyznacza początek „trzeciego etapu 
zagłady”. „O ile do roku 1942 można mówić o tym, że wpływ Polaków na losy żydowskie był wtórny wobec tego, o 
czym decydowali Niemcy, od 1942 roku to od Polaków zależało prawie wszystko. Żydzi szukali schronienia bądź 
to w miastach po stronie aryjskiej, na wsi u gospodarzy albo na własną rękę — w lasach, ziemiankach w tzw. 
grupach przetrwania. Niektórzy zmarli z przyczyn naturalnych — z powodu chorób, wychłodzenia, inni zostali 
zabici przez Niemców na etapie przeszukiwania terenów po gettach, w odniesieniu do reszty tych ludzi możemy 
mówić o ewentualnym współudziale Polaków w ich zamordowaniu” — mówił Grabowski.

Badania nad stosunkiem Polaków do Żydów w czasie zagłady są jeszcze wyrywkowe. Na przykład Jan 
Grabowski zajmował się tym tematem w odniesieniu do jednego powiatu — Dąbrowy Tarnowskiej. „To powiat 
jakich wiele. Udało mi się udokumentować losy 277 Żydów, którzy starali się przeżyć na jego terenie okupację. Z 
tej liczby 239 zginęło a 38 ocalało. Z tych 239, którzy ponieśli śmierć, prawie wszyscy zostali wydani Niemcom 
przez Polaków, dużo mniej zamordowanych zostało polskimi rękami. W mniej niż 5 procentach wypadków Żydów 
znaleźli sami Niemcy. Najczęściej przyczyną śmierci Żydów były donosy, wydania, morderstwa i działalność 
granatowej policji” — mówił Grabowski.

Jakub Petelewicz podkreśla, że Niemcy nie zajmowali się sami wyszukiwaniem Żydów po wioskach.

„Nasycenie polskiej wsi Niemcami podczas okupacji było szczątkowe — przeciętny wieśniak oglądał Niemców z 
daleka i z rzadka, poza wyjątkowymi obszarami w rodzaju Zamojszczyzny. Większe posterunki były w miastach 
powiatowych. Oczywiście Niemcy jeździli na ekspedycje, choć przeważnie większość składu takich ekip stanowiła 
granatowa policja. Bez granatowych policjantów Niemcy nie mieli pojęcia, co się dzieje na wsi”. Petelewicz, który 
prowadził badania w Świętokrzyskiem uważa, że przedstawicielami władzy, z którą kontaktowali się ci, którzy 
Żydów ukrywali bądź ich wydawali, byli przede wszystkim sołtysi, strażnicy wiejscy, strażacy i policjanci 
granatowi. „Dopiero na końcu tego łańcucha znajdowali się Niemcy. Ludność wiejska była niekiedy wciągana w 
obławy na Żydów z nagonką idącą przez las, organizowane niekiedy przez Niemców, ale z reguły — przez 
sołtysów i granatową policję” — mówił Petelewicz.

„W mieście raczej wydawano Żydów w ręce niemieckie, a nie zabijano, choćby dlatego, że pojawiał się problem, 
co zrobić z ciałem. Tego problemu nie było na wsi. Tam zawiadomieni przez donosiciela granatowi policjanci 
przyjeżdżali, dokonywali egzekucji, ciała zakopywano, a Niemcy nigdy się o tym nie dowiadywali. Łupy były do 
podziału między policją a wieśniakami. W dodatku granatowa policja uważała, że wykonuje pożyteczną 
działalność ochrony wioski, na którą być może spadłyby represje, gdyby Niemcy dowiedzieli się o ukrywających 
się tam Żydach. Policjanci granatowi byli rodzajem buforu pomiędzy Niemcami a polską ludnością. Polscy chłopi 
bali się żandarmów. Niemcy to byli ludzie z innego świata, a granatowa policja najczęściej rekrutowała się z 
przedwojennej policji, ci ludzie także przed wojną reprezentowali władzę” — podkreśla Grabowski.

Barbara Engelking uważa, że obraz działalności granatowej policji na wsi, jaki wyłania się badań, jest bardzo 
czarny. „To jest wielki, niezbadany temat. W miastach sytuacja wyglądała inaczej. Granatowa policja była tu 
bardziej kontrolowana przez Niemców. Różnica między stopniem kontroli społecznej w mieście i na wsi, a także 
niemieckiej kontroli nad policją na wsi i w miastach była kolosalna. Była też różnica mentalności ludności wiejskiej 
i miejskiej” — podkreśla Engelking. „W mieście załatwiało się sprawy z Żydami cudzymi rękoma — na wsi bardzo 
często mordowano własnoręcznie. W mieście wydawaczami byli szmalcownicy, a na wsi — lokalni donosiciele. 
Wszyscy ci ludzie zdawali sobie sprawę, jaki będzie los osób wydawanych” — podsumowuje Petelewicz.

2

background image

Na terenie Generalnego Gubernatorstwa obowiązywał wyrok śmierci za pomaganie Żydom. „Z badań wynika, że 
nie zawsze był egzekwowany, ale oczywiście nikt nie mógł przewidzieć, jaka będzie w danym wypadku reakcja 
Niemców. Naliczono 800 Polaków, którzy zostali zabici za pomaganie Żydów” — przypomina Engelking. „Trzeba 
jednak pamiętać, że w całym Generalnym Gubernatorstwie od 1942 roku obowiązywała +polityka amnestii+. 
Niemcy obiecywali bezkarność, jeżeli wyda się ukrywanych przez siebie Żydów, a także nagrodę — ubrania 
ściągnięte z trupów, parę kilogramów cukru, litr wódki, niewielkie sumy pieniędzy — maksimum 500 złotych. 
Jeżeli ktoś ukrywał Żydów i w pewnym momencie uznał, że gra nie warta była świeczki, to istniała opcja 
przekazania tych Żydów w ręce granatowej policji lub Niemców i otrzymania za to nagrody” — przypomniał 
Grabowski.

Badacze podkreślają, że udokumentowany jest udział przedstawicieli wszystkich formacji polskiego podziemia w 
prześladowaniu Żydów — angażowali się w ten proceder zarówno żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, jak Armii 
Krajowej, Batalionów Chłopskich czy Gwardii i Armii Ludowej. „Generalizować nie można, ale powstaje pytanie, 
na ile te informacje mogą zmienić mit pięknej karty polskiego podziemia. Najczęściej mówi się, że były to 
spontaniczne akcje żołnierzy, od których dystansowało się dowództwo. W ostatnim numerze rocznika «Zagłada 
Żydów. Studia i Materiały» publikuję dokumenty na temat akcji, która zakończyła się śmiercią szóstki 
ukrywających się Żydów i była usankcjonowana rozkazem AK przez władze okręgu Miechów. Żydzi przez rok 
ukrywali się u chłopa, który w pewnym momencie miał tego dość i zawiadomił AK, że obecność Żydów naraża 
ludność lokalną na niemiecki odwet. Mamy nawet meldunki akowskie z tej akcji sporządzone nie dlatego, że 
zabito ludzi, ale ponieważ jeden z żołnierzy oskarżony został o przywłaszczenie sobie pożydowskiego mienia. 
Czy to świadczy o tym, że żołnierze AK notorycznie mordowali Żydów? Nie. To świadczy tylko o tym, że w 
tamtym miejscu i w tamtym czasie coś takiego się stało” — powiedział Grabowski.

„Tak się złożyło, że nasz ostatni projekt badawczy dotyczył przebiegu zagłady i stosunków polsko-żydowski na 
terenach wiejskich. Jeżeli chodzi o całość zachowań polskiego społeczeństwa wobec zagłady, to temat jest 
niezbadany. Nie wolno naszych badań ekstrapolować na zachowania Polaków w całej Polsce, ani nawet w całym 
Generalnym Gubernatorstwie” — podkreślała Engelking. „Na pewno nie można zrzucić całego odium 
uczestniczenia w Zagładzie na społeczność wiejską. To byłoby krzywdzącą generalizacją. Tymczasem możemy 
powiedzieć, że w każdej grupie społecznej byli tacy, co pomagali i tacy, co wydawali. Nie wiemy nadal zbyt wiele 
o reakcjach Kościoła, bo kościelne archiwa mają status prywatnych instytucji i udostępniane są tylko wybranym 
przez kościół badaczom” — dodał Petelewicz.

„Wiadomo, że każdy Żyd, który przeżył w okupowanej Polsce otrzymał od Polaków taką czy inną pomoc, tyle 
tylko, że nierzadko była to pomoc kiepskiej próby i krótkotrwała. W ogromnej większości wypadków ci Żydzi 
zginęli, pomimo otrzymania na jakimś etapie ukrywania się pomocy od Polaków. Bywała też pomoc wysokiej 
jakości, skuteczna. Z naszych badań wynika, że ci, którzy pomagali altruistycznie oferowali z reguły pomoc 
wysokiej jakości i więcej ich podopiecznych przeżywało. Natomiast wiadomo, że zdecydowana większość 
pomagała za pieniądze i robiła to krótko i niedobrze” — mówił Jan Grabowski.

Barbara Engelking podkreśla, że wszelkie dyskusje ze „Złotymi żniwami” Jana Tomasza Grossa są 
przedwczesne. „Książka jeszcze się nie ukazała i tak naprawdę nie wiemy, co ostatecznie się w niej znajdzie. 
Jednak już teraz można zauważyć, że dyskusja o tych trudnych sprawach ma inny charakter niż 10 lat temu, gdy 
ukazali się «Sąsiedzi». Tym razem rozmawiamy o wiele poważniej i spokojniej” — dodała Engelking.

3