background image

Georg W. F. Hegel

Wykłady z filozofii dziejów, t. I, wstęp ...

*

        Ogólnie biorąc filozofia dziejów nic innego nie oznacza, jak myślące ich rozważanie. 
Ale bez myślenia nie możemy się przecież w ogóle obyć; ono bowiem różni nas od zwierząt, 
a w naszym odczuwaniu, w wiedzy i poznaniu, w popędach i woli, o ile są one ludzkie, tkwi 
już myślenie. To powoływanie się na myślenie może wobec tego wydać się tu czymś 
niewystarczającym, ponieważ w dziedzinie historii myśl podporządkowana jest temu, co jest 
dane i istnieje; ono stanowi jej podstawę i nadaje jej kierunek, podczas gdy filozofii, 
przeciwnie, przypisuje się myśli własne, które wysnuwa z siebie spekulacja nie licząc się z 
tym, co jest. Gdyby filozofia w ten właśnie sposób podchodziła do historii, to traktowałaby ją 
jako materiał, nie pozostawiałaby ją taką, jaka jest, lecz przystosowałaby ją do myśli, czyli 
konstruowałaby ja, jak się to mówi, a priori. Skora zaś zadaniem historiografii jest 
ujmowanie tego tylko, co jest i było, to znaczy wydarzeń i czynów, i skoro jest ona tym 
prawdziwsza, im ściślej trzyma się faktów, wydaje się z takim zadaniem cele filozofii 
pozostają w sprzeczności. Sprzeczność ta i zarzut, jaki z niej wynika w stosunku do 
spekulacji, zostaną tu wyjaśnione i odparte, choć nie mamy zamiaru wdawać się w związku z 
tym w prostowanie niezliczonych i szczególnie opacznych wyobrażeń, będących w obiegu i 
wciąż na nowo wymyślanych na temat celu, zadań i metod traktowania dziejów oraz ich 
stosunku do filozofii. ( ...)

        Poznanie nasze dąży do tego, by zrozumieć, że zamierzenia wiekuistej mądrości spełniły 
się zarówno w dziedzinie przyrody, jak i w dziedzinie rzeczywistego i czynnego w świecie 
ducha. O tyle też jest nasze rozważanie teodyceą, usprawiedliwieniem Boga – 
usprawiedliwieniem, które Leibniz próbował przeprowadzić metafizycznie na swój sposób 
przy pomocy nieokreślonych jeszcze, abstrakcyjnych kategorii, tak aby zło istniejące w 
świecie można było zrozumieć i ażeby duch myślący mógł być z nim pojednany.
        W rzeczy samej nic nie może bardziej pobudzić do takiego poznania – pojednania, jak 
dzieje powszechne. Pojednanie może być osiągnięte tylko przez poznanie tego, co pozytywne, 
w którym to, co negatywne, ginie jako coś podporządkowanego i przezwyciężonego. Ginie po 
części dzięki świadomości tego, co jest naprawdę ostatecznym celem świata, po części dzięki 
świadomości, że cel ten został w świecie urzeczywistniony i że zło nie zdołało ostatecznie 
utrzymać się obok niego
        Do tego jednak bynajmniej nie wystarcza sama wiara w νοΰς i opatrzność. Rozum, o 
którym powiedzieliśmy, że rządzi światem, jest wyrażeniem równie nieokreślonym, jak 
opatrzność. Mówi się wciąż o rozumie, nie umiejąc podać, jakie jest właściwie jego 
przeznaczenie, jaka jest jego treść, i według czego ocenić możemy, czy coś jest rozumne, czy 
nierozumne. Ująć rozum w jego przeznaczeniu, oto istota rzeczy; wszystko inne, jeśli 
zatrzymujemy się tylko przy rozumie w ogóle, to tylko słowa. (...)

        Kiedy patrzymy na ten dramat namiętności i widzimy skutki gwałtu i nie rozumu, które 
towarzyszą nie tylko namiętnościom, ale również, i to nawet przeważnie, dobrym zamiarom i 
celom zgodnym z prawem, kiedy widzimy płynącą stąd niedolę i zło, upadek kwitnących 
państw, dźwigniętych mocą ludzkiego ducha, nie możemy oprzeć się smutnej refleksji nad 
znikomością wszystkiego; a ponieważ upadek ten jest dziełem nie tylko przyrody, ale i woli 
człowieka, dramat w końcu zasmuca nas moralnie i oburza nasze sumienie, o ile je 
posiadamy. Wszystkie klęski których doznały najwspanialsze narody i twory państwowe, a 
także pełne cnót jednostki, można bez krasomówczej przesady, tylko przez suche ich 

*

 

Georg W. F. Hegel - Wykłady z filozofii dziejów,  przeł. A. Landman, Warszawa 2001, t. I, s. 14, 15-16, 31-

36, 45-59

1

background image

zestawienie, złożyć w obraz wręcz przerażający i doprowadzić smutek nasz do najgłębszego, 
najbardziej beznadziejnego przygnębienia, które nie znajduje przeciwwagi w żadnym wyniku 
pocieszającym. Bronić się przed tym przygnębieniem i uwolnić się od niego, możemy tylko 
mówiąc: trudno, tak to już było, tak widać chciał los, nic w tym już zmienić się nie da; a 
potem, uciekając od nudy, jaką przejęły nas te smutne refleksje, powrócić do naszej chęci 
życia, do naszych aktualnych dążeń i interesów, słowem do naszego samolubstwa, które 
stanąwszy na bezpiecznym brzegu, napawa się spokojnie odległym widokiem rumowiska 
gruzów.
        Ale również wtedy, kiedy patrzymy na dzieje jako na pobojowisko, na którym składano 
w ofierze szczęście ludów, modrość państw i cnoty jednostek, myśli naszej nasuwa się 
nieodparte pytanie: komu, w imię jakiego celu ostatecznego składane były tak potworne 
ofiary? Z tego zaś pytania rodzi się zazwyczaj drugie, które stało się ogólnym punktem 
wyjścia naszych rozważań: wydarzenia, które złożyły się na obraz tak przygnębiający dla 
naszych uczuć i naszej myślowej refleksji, określiliśmy od początku jako dziedzinę, w której 
widzieć chcemy tylko środki urzeczywistnienia tego, co uznaliśmy za substancjalne 
przeznaczenie i absolutny cel ostateczny albo, co na jedno wychodzi, za istotny wynik 
dziejów powszechnych.
        Już od pierwszej chwili odrzuciliśmy zasadniczo drogę refleksji, przechodzenia od 
obrazów owych szczegółów do zasady ogólnej. Nie jest zresztą nawet celem takich 
sentymentalnych refleksji wzniesienie się ponad uczucia i rozwiązywanie zagadek 
opatrzności, o których mówiliśmy wyżej w naszych rozważaniach. Istotą ich jest raczej 
lubowanie się w czczej i bezpłodnej wzniosłości tego negatywnego wyniku dziejów.
        Powracamy tedy do zajętego poprzednio stanowiska, argumenty zaś, które pragniemy 
przytoczyć, będą zawierały również te istotne przesłanki, które pozwolą nam odpowiedzieć 
na pytania, jakie może nasuwać ów obraz. 
        Pierwszą rzeczą, na którą chcemy zwrócić uwagę i o której już niejednokrotnie 
wspominaliśmy, co jednak, kiedy chodzi o istotę rzeczy nigdy nie może być dość często 
powtarzane – jest fakt, iż to, co nazwaliśmy zasadą, celem ostatecznym, przeznaczeniem albo 
naturą i pojęciem ducha, jest tylko czymś ogólnym, abstrakcyjnym. Wszelka zasada, wszelkie 
prawo jest czymś wewnętrznym, czymś, co jako takie, chociaż samo w sobie prawdziwe, nie 
jest w pełni rzeczywiste. Cele, zasady itp. istnieją w naszych myślach – dopiero w naszych 
wewnętrznych zamiarach, ale jeszcze nie w rzeczywistości. To, co istnieje samo w sobie, jest 
możliwością, potencją, która ze swego wewnętrznego istnienia nie przeszła jeszcze w 
rzeczywistość. Do tego, by stała się rzeczywistością, potrzebny jest jeszcze inny, drugi 
czynnik, mianowicie działanie, urzeczywistnienie się – zasada zaś tego jest wola, działalność 
człowieka w ogóle.       
        Tylko działalność ta sprawia, że wspomniane pojęcie i istniejące same w sobie 
określenia są realizowane, urzeczywistniane, bezpośrednio bowiem same przez się nie mają 
one istnienia. Czynnością, która wprowadza je w ruch i użycza im istnienia – są potrzeby 
człowieka, jego popędy, skłonności i namiętności. Na tym, co wprowadzam w czyn i czemu 
użyczam istnienia, zależy mi bardzo: muszę być w tym zainteresowany, chcę mieć 
zadowolenie  z wyniku swej czynności. Cel, jeśli mam czynić coś dla jego realizacji, musi w 
taki czy inny sposób być także moim celem; muszę przy tej sposobności osiągnąć swój 
własny cel, chociażby nawet cel, dla którego działam, miał jeszcze różne inne aspekty, które 
mnie nic nie obchodzą. Jest to nieograniczone prawo podmiotu, że znajduje on zaspokojenie 
we własnej czynności i własnej pracy. Jeśli ludzie mają się czymś interesować, to musi ich ta 
sprawa osobiście obchodzić i ich poczucie własnej wartości musi znaleźć w tym 
zaspokojenie.
        Trzeba jednak zapobiec tu pewnemu nieporozumieniu: słusznie gani się i potępia 
jednostkę za to, że jest w ogóle <<interesowna>>, to znaczy, że szuka tylko własnej korzyści. 

2

background image

Ganiąc ją, sądzimy, że szuka ona własnej korzyści, nie myśląc o dobru ogółu, które daje jej 
sposobność do zabiegania o cel własny, albo nawet, że w ogóle to dobro ogółu dla własnego 
celu poświęca. Ale kto działa w interesie jakiejś sprawy, ten jest nie tylko interesowny w 
ogóle, lecz w danej sprawie zainteresowany. Sam język bardzo trafnie wyraża tę różnicę.
        Nic się przeto nie dzieje i nie dokonywa inaczej, jak tylko tak, że jednostki działające 
zaspokajają także i same siebie. Są to ludzie partykularni, to znaczy, ludzie, którzy mają 
odrębne, im tylko właściwe potrzeby, popędy i interesy w ogóle; chodzi tu nie tylko o 
potrzeby własnych potrzeb i własnej woli, ale także o potrzeby własnego poglądu i 
przekonania, a choćby tylko własnego mniemania, o ile obudzona już została potrzeba 
myślenia, rozsądku i rozumu. Poza tym żądają też ludzie, jeśli mają być czynni dla jakiejś 
sprawy, by sprawa ta im w ogóle odpowiadała, by mogli brać w niej udział zgodnie ze swym 
przekonaniem o jej dobroci, słuszności, zaletach i pożytku. Jest to nawet istotną cechą naszej 
epoki, że ludzie trudniej dają się nakłonić do czegoś pod wpływem zaufania i autorytetu i 
zgadzają się współdziałać w jakiejś sprawie tylko w oparciu o własny rozsądek, samodzielne 
przekonanie lub mniemanie. 
        Powiadamy więc, że nic nigdy nie doszło do skutku, o ile nie byli w tym zainteresowani 
ci, którzy czynnie w tym współdziałali. A ponieważ zainteresowanie nazywamy 
namiętnością, gdy cała indywidualność człowieka – z odsunięciem wszystkich innych 
interesów i celów, jakie się ma i mieć może – wszystkimi ścięgnami woli wiąże się z tym 
jednym przedmiotem i skupia wszystkie swe potrzeby i wysiłki na tym jednym celu – to 
musimy powiedzieć ogólnie, że nic wielkiego w świecie nie zostało dokonane bez 
namiętności.

Na przedmiot naszych rozważań składają się dwa czynniki: jeden z nich – to idea, 

drugi – to ludzkie namiętności. Pierwszy jest osnową, drugi wątkiem wielkiego kobierca 
dziejów powszechnych. Konkretnym czynnikiem pośrednim, jednoczącym oba wymienione 
czynniki, jest etyczna wolność w państwie. 

O idei wolności jako istocie ducha i absolutnym celu ostatecznym dziejów była już 

mowa. Namiętność uchodzi za coś niewłaściwego, za coś, co jest  mniej lub więcej godne 
nagany; człowiek nie powinien mieć namiętności. Namiętność nie jest zresztą 
najodpowiedniejszym określeniem tego, co pragnę tu wyrazić. Rozumiem przez nią wszelką 
czynność człowieka, przedsięwziętą dla jego partykularnych interesów, dla jego celów 
odrębnych, lub, jeśli kto woli, dla względów samolubny (...)

        Wielcy ludzie w historii, to właśnie tacy ludzie, których cele partykularne zawierają treść 
substancjalną wyrażającą wolę ducha świata. Zasługują na nazwę bohaterów, ponieważ cel 
swój i powołanie czerpali nie tylko ze spokojnego, uporządkowanego, istniejącym układem 
stosunków uświęconego biegu rzeczy, lecz ze źródła, którego treść była ukryta i jeszcze nie 
dojrzała do współczesnego istnienia – z wewnętrznego, podziemnego jeszcze ducha, który 
uderza w skorupę zewnętrznego świata i rozsadza ją, ponieważ jest jądrem różnym od jądra 
tej skorupy. Dlatego też zdaje się, że ludzie ci czerpią sami z siebie, a czyny ich powołały do 
życia układ stosunków w świecie, będący wyłącznie ich sprawą i ich dziełem.
        Jednostki takie nie miały w tych swoich celach świadomości idei w ogóle; byli to ludzie 
praktyczni, działacze polityczni. Ale byli to zarazem ludzie myślący, orientujący się w tym, 
co jest konieczną potrzebą i nakazem epoki. I to jest właśnie prawda ich epoki i ich świata, to 
jest, że tak powiemy, owo genus proximum, które wewnętrznie było już dane. Ich to zadaniem 
było rozpoznać to ogólne, ten konieczny, najbliższy szczebel rozwoju ich świata, uczynić go 
własnym celem i poświęcić mu swoją energię. Postacie historyczne, bohaterów jakiejś epoki 
należy przeto uznać za ludzi najdalej widzących; ich czyny, ich mowy są tym najlepszym, co 
stworzyła ich epoka. Wielcy ludzie wytężali wolę, aby zadowolić siebie, a nie innych. 
Najlepsze nawet plany i najżyczliwsze rady, jakie mogliby otrzymać od innych, byłyby 

3

background image

zapewne błędne i fałszywe; oni to bowiem byli właśnie tymi, którzy najlepiej rozumieli 
sytuację i od których raczej wszyscy inni się uczyli i albo uznawali ich racje, albo 
przynajmniej podporządkowywali się im. Albowiem duch, który wysunął się daleko naprzód, 
jest wewnętrzną istotą wszystkich jednostek, tylko że nieświadomą, i dopiero wielcy ludzie 
uświadamiają ją innym. Dlatego jednostki te idą za takimi przewodnikami dusz, czują 
bowiem nieodpartą moc własnego, im samym przeciwstawiającego się wewnętrznego ducha.
        Jeśli rzucimy okiem na los tych wielkich postaci historycznych, które powołane były na 
wykonawców woli ducha świata. To zobaczymy, że los ten nie był szczęśliwy. Nie osiągnęli 
spokoju i zadowolenia, całe ich życie było pracą i mozołem, cała ich istota jedną 
namiętnością. Kiedy cel został osiągnięty, odpadają niby próżna łupina od jądra owocu. 
Umierają młodo, jak Aleksander, giną zamordowani, jak Cezar, zsyłani są na św. Helenę, jak 
Napoleon. Tę złowroga pociechę, że wielcy ludzie nie zaznali tego, co nazywa się 
szczęściem, i że szczęście zdolne jest dać tylko życie prywatne, które może upływać w bardzo 
rozmaitych zewnętrznych okolicznościach – tę pociechę niech czerpią z dziejów ci, którzy jej 
potrzebują. A potrzebuje jej tylko zawiść, którą drażni wszystko, co wielkie i wybitne, która 
stara się je pomniejszyć i wykryć na nim plamy. Także w nowych czasach wykazywano 
nieraz, że monarchowie nie są na swych tronach szczęśliwi, skutkiem czego nikt nie zazdrości 
im tronu i każdy łatwo godzi się z tym, że nie on sam, lecz oni na nim zasiadają. Człowiek 
wolny nie bywa zresztą zawistny, lecz z uznaniem odnosi się do wszystkiego, co wielkie i 
raduje się jego istnieniem.
        Historyczne postacie należy więc oceniać z punktu widzenia owych ogólnych 
momentów, które stanowią istotną treść interesów, a więc i namiętności jednostek. Są oni 
ludźmi wielkimi, ponieważ chcieli i dokonali czegoś wielkiego, czegoś, co nie było 
wytworem wyobraźni lub złudzeniem, lecz rzeczą słuszną i konieczną. Ten sposób oceny 
wyłącza tak zwany psychologiczny punkt widzenia, który dogadzając najlepiej zawiści stara 
się wnikać w tajniki duszy, by wyjaśnić pobudki czynów i przedstawić je w postaci tak 
subiektywnej, że w końcu wszystkie czyny zdają się być wynikiem małych lub wielkich 
namiętności, wynikiem jakiejś pasji, i że sprawcy ich ze względu na te namiętności i pasje nie 
byli ludźmi moralnymi. Aleksander Macedoński podbił znaczną część Grecji, a następnie 
Azję, a więc, powiadają, był żądny podbojów. Działał jedynie z żądzy sławy i z żądzy 
podbojów, a dowodem, że takie były pobudki jego działania, jest to właśnie, iż przedsiębrał 
czyny, które przyniosły mu sławę. Iluż to bakałarzy nie wykazywało, że Aleksander wielki, 
że Juliusz Cezar kierowali się takimi namiętnościami i dlatego byli ludźmi niemoralnymi! 
Skąd tym samym już wynika, że on bakałarz, jest człowiekiem doskonalszym od tamtych, 
gdyż namiętnościom takim nie ulega, czego dowodem jest to, że nie podbija Azji, nie 
zwycięża Dariusza i Porusa, lecz sam nieźle żyje i innym żyć pozwala. 
        Psychologowie tacy żerują głównie na życiu prywatnym wielkich postaci historycznych i 
na tym, co ich charakteryzuje jako ludzi prywatnych. Każdy człowiek musi jeść, pić, ma 
przyjaciół i znajomych, podlega uczuciom i chwilowym porywom. Dla kamerdynera nikt nie 
jest bohaterem, mówi znane przysłowie, które uzupełniłem w ten sposób (a Goethe powtórzył 
to w  dziesięć lat później), że nie dlatego, by ten nie był bohaterem, lecz dlatego, iż tamten 
jest kamerdynerem. Wszak on to ściąga bohaterowi buty, ściele mu łóżko, zna jego 
predylekcje do szampana itd. Osobistości historyczne, obsługiwane w dziejopisarstwie przez 
takich psychologicznych kamerdynerów, niedobrze na tym wychodzą; ściągają ich oni z 
wyżyn, sprowadzają do poziomu, a nawet o parę szczebli poniżej poziomu moralnego owych 
przenikliwych znawców ludzkiej duszy. Homerowy Tersytes, łający królów jest figurą, która 
przetrwa wsze czasy. Wprawdzie nie w każdej epoce dostaje on za to, jak w czasach Homera, 
tęgim kijem, ale zawiść i upór tkwią jak cierń w jego skórze; a nieśmiertelny robak, który go 
toczy, to udręka zawodu, że jego znakomite plany i krytyki świat pozostawia bez 

4

background image

jakiegokolwiek efektu. Można doprawdy, odczuwać złośliwą radość z powodu losu 
tersytyzmu. 
        Wielkie postacie historyczne nie mają zazwyczaj tej praktycznej trzeźwości, by pamiętać 
o takich czy innych drobiazgach, aby liczyć się z wieloma rzeczami, gdyż oddane są 
niepodzielnie i bez zastrzeżeń jednemu tylko celowi. Dlatego to zdarza się nieraz, że odnoszą 
się lekkomyślnie do innych spraw wielkich, a nawet świętych, i postępowanie to można 
oczywiści z moralnego punktu widzenia ganić. Ale wielki człowiek musi zdeptać na swej 
drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć.
        Inter4esszczególny namiętności jest więc nierozerwalnie związany z wprowadzeniem w 
czyn celu ogólnego; to, co ogólne, wynika bowiem z tego, co szczegółowe i określone, oraz z 
ich negacji. Interesy szczegółowe zwalczają się wzajemnie i część ich skazana jest na zagładę. 
Idea ogólna nie wdaje się w te przeciwieństwa i w tę walkę, nie naraża się na 
niebezpieczeństwo; niezagrożona i nienaruszona trzyma się jakby na dalszym planie. Można 
to nazwać chytrością rozumu, że każe namiętnościom działać dla siebie, przy czym to, co 
dzięki temu dochodzi do istnienia, ponosi straty i ofiary. Mamy tu bowiem do czynienia ze 
zjawiskiem, a w zjawiskach jedna część jest niczym, druga zaś ma wartość pozytywną. 
Sprawy partykularne są przeważnie zbyt drobne w stosunku do ogólnych: jednostkę składa się 
w ofierze i skazuje na zagładę. Idea opłaca haracz istnienia i znikomości nie własnym 
kosztem, lecz kosztem namiętności jednostek. 
        Jeśli tedy musimy się pogodzić z tym, że jednostka, jej cele i realizowanie tych celów 
składane są w ofierze, a jej szczęście w ogóle oddane jest na los świata przypadku, do którego 
należy, oraz z tym, że rozpatrujemy jednostki w ogóle jedynie jako środki, to jest w nich 
jednak pewna strona, którą nawet w porównaniu z tym, co najwyższe, wahamy się 
rozpatrywać z tego tylko punktu widzenia, ponieważ nie jest ona czymś po prostu 
podrzędnym, lecz istnieje w nich jako coś, co samo w sobie jest wieczne i boskie. Tym jest 
moralność, etyka, religijność. 
        
Już wówczas gdy była mowa o urzeczywistnianiu celów rozumu poprzez jednostkę w 
ogóle, wskazaliśmy na jej stronę podmiotową, na jej interesy, potrzeby i popędy, na jej 
mniemania i poglądy, jako na stronę wprawdzie formalną, ale mającą nie mniej 
nieograniczone prawo do zaspokojenia.
        Kiedy mówimy o jakimś środku, wyobrażamy go sobie przede wszystkim jako coś 
zewnętrznego w stosunku do celu, jako coś, co zupełnie doń nie należy. W rzeczywistości 
jednak każdy przedmiot naturalny w ogóle, każda najzwyklejsza martwa rzecz używana jako 
środek musi posiadać coś, co czyni ją zdatną do danego celu, musi mieć coś z tym celem 
wspólnego. W tym często zewnętrznym sensie ludzie bynajmniej nie zachowują się jako 
środki służące celom rozumu; wraz z tym celem i przy jego sposobności nie tylko 
urzeczywistniają cele różniące się od niego swą treścią, własne cele partykularne, ale mają też 
swój udział w celu, do którego dąży rozum, stając się przez to celami sami dla siebie – i to 
celami nie tylko w sensie formalnym, jak istota żywa w ogóle, której samo indywidualne 
istnienie już ze względu na swą treść jest czymś podrzędnym w stosunku do życia człowieka i 
słusznie używane jest jako środek – ale w tym sensie, że ludzie są celami sami dla siebie 
również i ze względu na treść celu.
        Temu określeniu odpowiada właśnie to, co chcielibyśmy wyłączyć z kategorii 
<<środka>>: moralność, etyka, religijność. Albowiem człowiek jest sam dla siebie celem 
tylko dzięki tkwiącemu w nim boskiemu pierwiastkowi, dzięki temu, co już na wstępie 
nazwaliśmy rozumem i – o ile rozum jest czynny i sam siebie określa – wolnością. I 
twierdzimy – nie mając w tym miejscu możności rozwinąć tej myśli bardziej szczegółowo – 
że tu właśnie jest podstawa i źródło religijności, etyki itd. i że przez to samo wyniesione śą 
one ponad zewnętrzną konieczność i przypadkowość.

5

background image

        Ale trzeba tu podkreślić, że jednostki w tej mierze, w jakiej korzystają ze swej wolności, 
ponoszą też winę za zepsucie moralne i religijne oraz za osłabienie etyki i religii. Znamieniem 
absolutnego wysokiego przeznaczenia człowieka jest właśnie to, że umie on odróżniać to, co 
dobre, od tego, co złe, że przeznaczeniem tym jest właśnie wola dobrego lub złego – słowem, 
że może ponosić winę nie tylko za zło, ale i winę za dobro, i nie tylko winę za to, owo lub 
wszystko. Lecz winę za dobro i zło leżące w zakresie jego indywidualnej wolności. Tylko 
zwierzę jest naprawdę niewinne. Ale na to by przeciąć lub usunąć powstające tu zazwyczaj 
nieporozumienia, że to, co nazywane jest niewinnością, oznacza po prostu nieznajomość zła, 
byłyby potrzebne obszerne wywody, nie mniej obszerne niż na temat samej wolności. 
        Rozważając losy, jakie w dziejach przypadły w udziale cnocie, moralności i religijności, 
nie musimy powtarzać litanii skarg, iż ludziom dobrym i pobożnym często, a nawet 
przeważnie, źle się dzieje na świecie, natomiast złym i niegodziwym dobrze. Przez 
powodzenie rozumie się zazwyczaj bardzo różne rzeczy, między innymi bogactwo, 
zewnętrzne zaszczyty itp. Ale kiedy mowa o tym, co jest celem samo w sobie i dla siebie, nie 
można tak zwanego powodzenia lub niepowodzenia tych lub owych jednostek uważać za 
element rozumnego porządku świata. Z większym prawem, niż tylko pomyślności i szczęścia 
jednostek, domagamy się od celu świata, aby dobre, moralne i słuszne cele znajdowały w nim 
swoje urzeczywistnienie i zabezpieczenie. U ludzi wywołuje moralne niezadowolenie (a jest 
to niezadowolenie, z którego są dumni) ta okoliczność, że ich zdaniem teraźniejszość nie 
odpowiada celom, o których sądzą, że są słuszne i dobre (dotyczy to dziś w szczególności 
ideałów organizacji państwa); tej rzeczywistości przeciwstawiają oni to, co ich zdaniem, 
zgodnie ze słusznością, być powinno. Nie interes partykularny, nie namiętność domaga się tu 
zaspokojenia, ale rozum, słuszność, wolność. Toteż zbrojne w takie motywy żądanie to 
wysoko podnosi głowę i przejmuje się łatwo nie tylko niezadowoleniem, ale nawet 
oburzeniem na istniejący porządek świata. 
        Aby dać ocenę takich uczuć i takich poglądów, trzeba byłoby zająć się zbadaniem treści 
wysuwanych żądań i skrajnie asertorycznych sądów. W sprawie tej nigdy  nie wypowiedziano 
tyle ogólnych opinii i myśli, i w sposób tak pretensjonalny jak dziś. Jeżeli historia wydaje się 
w ogóle być walką namiętności, to w naszej epoce, chociaż nie brak jej namiętności, 
występuje ona z jednej strony przeważnie jako wzajemna walka idei o pewne prawa, z drugiej 
zaś jako walka namiętności i interesów subiektywnych, ale głównie tylko pod osłoną owych 
praw wyższego rzędu. Te postulaty prawne, wysuwane w imię tego, co ogłoszono za 
właściwości rozumu, uważane są wskutek tego za cele absolutne, podobnie jak religia, etyka i 
moralność. Wspomnieliśmy już, że niczego nie słyszy się dziś tak często, jak skarg, 
wysuwane w imię tego, co ogłoszono za właściwości rozumu, uważane są wskutek tego za 
cele absolutne, podobnie jak religia, etyka i moralność. Wspomnieliśmy już, że niczego nie 
słyszy się dziś tak często, jak skargę, że ideały stworzone przez fantazję nie są realizowane i 
że surowa rzeczywistość niweczy te piękne marzenia.
         Ideały takie rozbijające się w życiu o skaliste rafy twardej rzeczywistości, mogą więc 
być tylko subiektywnymi tworami, i stanowić własność indywidualną jednostek, uważających 
siebie za najwyższe i najmądrzejsze. Takie ideały właściwie nie obchodzą  nas tutaj. To 
bowiem, co jednostka ludzka wymyśli sobie jako indywiduum, nie może być prawem dla 
rzeczywistości powszechnej, podobnie jak prawo rządzące światem nie jest obliczone tylko 
na poszczególne jednostki, które mogą wskutek działania tego prawa bardzo ucierpieć. 
        Przez ideał jednak rozumie się również ideał rozumu, dobra prawdy. Poeci, jak np. 
Schiller, przedstawiali te rzeczy w sposób bardzo wzruszający i przejmujący, dając wyraz 
głębokiemu smutkowi, że ideały takie nie znalazły urzeczywistnienia. Toteż kiedy mówimy, 
że rozum powszechny urzeczywistnia się, nie mamy oczywiście na myśli zdarzeń 
empirycznie jednostkowych. Te bowiem mogą układać się lepiej lub gorzej, gdyż tu 
przypadek i wyjątkowe okoliczności otrzymują, już z samego swego pojęcia, moc 

6

background image

urzeczywistnienia swego niezmierzonego prawa. Tak więc, jeśli chodzi o szczegóły zjawisk, 
można by im niejedno zarzucić. 
        Ale taka subiektywna krytyka, która widzi przed sobą tylko jednostkę i jej braki, nie 
domyślając się w nich powszechnego rozumu, jest nietrudna, a kiedy zapewnia jeszcze o 
swych dobrych chęciach względem interesu całości i nadaje sobie pozory dobrego serca, 
może się bardzo chełpić i pyszałkowato nadymać. Łatwiej jest dostrzegać braki w 
jednostkach, państwach i sposobach rządzenia światem, niż widzieć ich prawdziwą treść. Przy 
negatywnej krytyce bowiem przyjmuje się zazwyczaj postawę dostojną i z wyniosłą miną 
patrzy się z góry na rzecz, w którą się nie wniknęło należycie, to znaczy nie pojęło jej samej, 
jej strony pozytywnej. Starość czyni człowieka na ogół wyrozumialszym, młodość jest 
zawsze niezadowolona; tłumaczy się to większą u ludzi starszych dojrzałością sądu, nie tylko 
tym, że wskutek zobojętnienia godzą się także ze złem, ale tym, że dzięki głębszemu 
doświadczeniu życiowemu zwracają większą uwagę na substancjalną, istotną treść rzeczy.
        Otóż poznanie, do którego w przeciwieństwie do tych ideałów prowadzić ma filozofia, 
głosi, że rzeczywisty jest taki, jakim być powinien, że prawdziwe dobro, powszechny rozum 
boski posiada również moc urzeczywistniania siebie samego. Tym dobrem tym rozumem w 
jego najbardziej konkretnym wyobrażeniu jest Bóg. Bóg rządzi światem, a treścią jego 
rządów, wykonaniem jego planu są dzieje powszechne. Do ujęcia tego planu zmierza 
filozofia; albowiem tylko to, co dokonane zostało zgodnie z tym planem jest rzeczywiste, to 
zaś, co się z nim nie zgadza – to ma tylko kiepską egzystencję. W czystym świetle boskiej 
idei, która nie jest tylko ideałem, rozwiewa się złudzenie, jakoby świat był jakimś szalonym, 
bezrozumnym procesem. Filozofia usiłuje poznać treść, rzeczywistość boskiej idei i 
usprawiedliwić wzgardzoną rzeczywistość. Albowiem rozum jest rozumieniem boskiego 
dzieła.
        Jeśli zaś chodzi o wypaczanie, naruszanie i upadek religijnych, etycznych i moralnych 
celów i stosunków w ogóle, to trzeba stwierdzić, że cele te są wprawdzie, zgodnie z ich 
wewnętrzną treścią, nieskończone i wieczne, ale ich konkretne formy mogą mieć charakter 
ograniczony, a tym samym podlegać związkom naturalnym oraz nakazom przypadku. 
Dlatego są one przemijające i narażone na naruszanie i wypaczanie. Religia i etyka jako 
istności (Wesenheitejn) same w sobie powszechne mają właśnie tę właściwość, że są zgodnie 
z ich pojęciem, a więc prawdziwie, obecne w duszy jednostki nawet wtedy, gdy nie 
odznaczają się w tej jednostce szerokim horyzontem, jaki daje kultura, i nie mają 
zastosowania do stosunków bardziej rozwiniętych. Religijność i etyka ubogiego życia, na 
przykład jakiegoś pasterza lub wieśniaka w swym wewnętrznym skupieniu i ograniczeniu do 
nielicznych i najprostszych życiowych stosunków posiada wartość nieskończoną, niemniejszą 
od wartości, jaką ma religijność i etyka człowieka wykształconego, u którego zakres 
działalności i stosunków jest bardzo szeroki.
        Ten wewnętrzny ośrodek, ta prosta dziedzina prawa subiektywnej wolności, ognisko 
woli, decyzji i czynu, abstrakcyjna treść sumienia, to, co kryje w sobie winę i wartość 
jednostki, wszystko to pozostaje nietknięte i całkowicie poza nawiasem hałaśliwej wrzawy 
dziejów, poza zmiennością nie tylko zewnętrzną i czasową, lecz także poza zmiennością 
wynikającą z absolutnej konieczności pojęcia wolności. W ogólności jednak należy pamiętać, 
że ponad wszystkim, co jako szlachetne i wspaniałe ma w świecie prawo do istnienia, istnieje 
coś jeszcze wyższego. Prawo ducha świata wyższe jest od wszelkich uprawnień 
jednostkowych. 
        Tyle powinno wystarczyć, jeśli chodzi o środki, którymi posługuje się duch świata dla 
urzeczywistnienia swego pojęcia. Prostą i abstrakcyjną jest działalność podmiotów, w których 
rozum, jako tkwiąca w nich istota substancjalna sama w sobie, jest dla nich jeszcze niejasną, 
ukrytą podstawą działania. Ale zagadnienie to staje się trudniejsze i bardziej zawiłe, kiedy 
patrzymy na jednostki nie po prostu jako na podmioty działające, lecz bardziej konkretnie z 

7

background image

uwzględnieniem określonej treści ich religii i etyki – dziedzin związanych z rozumem i 
dzielących z nim przez to jego absolutne prawo. Stosunek prostego środka do celu odpada tu, 
a główne punkty widzenia, które wyłoniły się w związku z absolutnym celem ducha, zostały 
już przez nas pokrótce omówione. 

c) Trzecie pytanie dotyczy celu, który ma być urzeczywistniony przy pomocy tych 

środków, to znaczy, jego ukształtowania w rzeczywistości. O środkach była już mowa, ale 
przy realizacji subiektywnych skończonych celów dołącza się jeszcze zagadnienie materiału, 
tworzywa, które dla ich spełnienia musimy posiadać lub zdobyć. Pytanie więc brzmi: co jest 
tym materiałem, w którym urzeczywistnia się ostateczny rozumu?

Jest nim przede wszystkim znowu sam podmiot, potrzeby człowieka, subiektywność w 

ogóle. Ludzka świadomość i wola są tym materiałem, w którym urzeczywistnia się to, co 
rozumne. O woli subiektywnej mówiliśmy już tu z punktu widzenia jej celu, jako prawdy 
określonej rzeczywistości, mianowicie o tyle, o ile cel ten jest wielką dziejową namiętnością. 
Tam gdzie namiętności są ograniczone, wola subiektywna jest wolą zależną i może zaspokoić 
swoje jednostkowe cele jedynie w granicach tej zależności.
        Ale wola subiektywna posiada również życie substancjalne, rzeczywistość,  obrębie 
której porusza się ona w tym, co istotne i gdzie to istotne jest celem jej istnienia. Jest nim 
zjednoczenie woli subiektywnej z wolą rozumną – etyczna całość, państwo, będące tą 
rzeczywistością, w której jednostka posiada wolność i korzysta z niej, ale  tylko o tyle, o ile 
stanowi cząstkę świadomości, wiary i woli ogółu. Nie należy jednak rozumieć tego w ten 
sposób, jakoby subiektywna wola jednostki spełniała się i wyżywała poprzez wolę 
powszechną i posługiwała się nią jako środkiem, jakoby podmiot występując obok innych 
podmiotów ograniczał w ten sposób swą wolność, jakoby wzajemne ograniczanie i wzajemne 
skrępowanie wszystkich pozostawiało każdemu tylko ciasną przestrzeń, w obrębie której 
mógłby się swobodnie poruszać. Przeciwnie, prawo, etyka, państwo, i tylko one, stanowią 
pozytywną rzeczywistość i zaspokojenie wolności. Ogranicza się tylko jedną wolność – 
samowolę, której treścią jest jednostkowa strona potrzeb.
        Wola subiektywna, namiętność jest pierwiastkiem wprowadzającym w czyn, 
urzeczywistniającym; idea jest pierwiastkiem wewnętrznym; państwo jest istniejącym, 
rzeczywiście etycznym życiem. Jest ono bowiem jednością istotnej powszechnej woli i woli 
subiektywnej, a na tym właśnie polega etyczność. Jednostka żyjąca w tej jedności żyje 
życiem etycznym, posiada wartość, która polega jedynie na tej substancjalności. Sofoklesowa 
Antygona powiada: Prawa boskie nie od wczoraj i nie od dziś istnieją, ale są odwieczne i nikt 
nie potrafi powiedzieć, skąd się wzięły. – Prawa etyki nie mają charakteru przypadkowego, 
lecz są prawami samego rozumu. Cel państwa polega na tym, aby to, co substancjalne, 
obowiązywało, było obecne i utrwaliło się w rzeczywistych czynach ludzi i ich zamysłach. 
        Jest absolutną potrzebą rozumu, aby ta etyczna całość istniała; na tym polega prawo i 
zasługa bohaterów, którzy byli założycielami państw, choćby jeszcze bardzo nierozwiniętych. 
W dziejach powszechnych mówić można tylko o narodach, które utworzyły państwa. Bo 
trzeba to wiedzieć, że państwo jest urzeczywistnieniem wolności, to znaczy absolutnego celu 
ostatecznego, że istnieje ono samo dla siebie; trzeba dalej wiedzieć, że wszelka wartość, jaką 
człowiek posiada, wszelką rzeczywistość duchową zawdzięcza on jedynie państwu. 
Albowiem duchowa rzeczywistość człowieka polega na tym, że dla niego jako istoty 
świadomej jego własna istota, to, co rozumne – jest przedmiotowe, że posiada ono dla niego 
bezpośrednie, przedmiotowe istnienie. Tylko w ten sposób jest człowiek świadomością, tylko 
w ten sposób uczestniczy w życiu etycznym, w prawnym i etycznym życiu państwowym. 
Albowiem prawda jest jednością woli powszechnej i podmiotowej, to zaś, co powszechne, 
istnieje w państwie w prawach, w powszechnych obowiązujących i rozumnych ustawach. 
Państwo jest boską ideą w jej ziemskiej postaci. (...) 
  

8

background image

       

9