background image

Friedhelm König

O tobie jest mowa

WYDAWNICTWO GBV

background image

Tytuł oryginału niemieckiego:
Du bist gemeint
Wydawca oryginału:
Brunnen-Verlag, Giessen/Basel, Germany
© Copyright by Brunnen-Verlag, Giessen, 1967
© Copyright for Polish Edition by Gute Botschaft Verlag,

Dillenburg, 1994

Wydanie polskie ukazuje si

ę

 nakładem wydawnictwa:

Gute Botschaft Verlag, Dillenburg, Germany

Przekład:
Piotr Baron
Rudolf Cyro

ń

Redagował zespół

Korekta j

ę

zykowa:

Jolanta Smorz, Wisława Bertman

Łamanie i diapozytywy:
Agencja Wydawnicza „HEJME”
Kazimierz Leja
tel./fax (03)165 55 35

Pierwsze wydanie polskie

ISBN 83-85930-03-5

(ISBN oryginału: 3-7655-3036-0)

Wydawnictwo: 

Gute Botschaft Verlag

P.O.B. 80
D-35673 Dillenburg 2
Tel. 0-049-2771-36633
Fax 0-049-2771-36960

background image

SPIS TRE

Ś

CI

Wst

ę

p............................................................................................7

O Tobie jest mowa........................................................................9
Biały Murzyn...............................................................................13
Teraz albo nigdy.........................................................................16
Szcz

ęś

liwy, komu odpuszczono! ...............................................19

Prywatny samolot.......................................................................23
Bardzo porz

ą

dni ludzie...............................................................27

Niebezpieczna zabawa...............................................................30
Prosz

ę

 „wybra

ć

 wła

ś

ciwy pas ruchu!”.........................................33

Warte zwiedzenia.......................................................................35
B

ą

d

ź

 zawsze gotowy!.................................................................38

Wiele rzeczy...............................................................................42
Niebezpieczny sen......................................................................44
To b

ę

dzie mówione!....................................................................47

Fałszerwstwa!.............................................................................51
Jeden skuteczny list....................................................................56
Człowieku, nie irytuj si

ę

..............................................................58

Panika na stadionie....................................................................61
Co to jest dialektyka?..................................................................67
Czy jeste

ś

 przygotowany?..........................................................70

Ten człowiek po

ś

rodku...............................................................74

Horoskop tygodnia......................................................................78
Przejrzany...................................................................................83
Chodzi o twoje obywatelstwo......................................................88
Najwspanialsza rzecz 

ś

wiata......................................................91

Kilka słów na zako

ń

czenie..........................................................95

Wykaz skrótów ksi

ą

g biblijnych..................................................96

background image

WST

Ę

P

Ksi

ąŜ

ka „O tobie jest mowa” pulsuje 

Ŝ

yciem. Została napisana z my

ś

l

ą

 o młodych ludziach,

którzy z zapałem szukaj

ą

 szcz

ęś

cia, lecz wielu z nich przez to popada w nieszcz

ęś

cie!  Duch

obecnego czasu, jak nigdy dot

ą

d, wywiera na nas nieustanny wpływ. Nie łud

ź

my si

ę

! Lampy nie

wnios

ą

 

ś

wiatła do naszych serc! Chcieliby

ś

my 

Ŝ

y

ć

 pełni

ą

 

Ŝ

ycia – przy tym nie nadaremnie.

W przedstawionych tu opowiadaniach wida

ć

 wyra

ź

nie pewne 

ś

wiatło, wskazuj

ą

ce na Kogo

ś

,

kto jedynie mo

Ŝ

e przynie

ść

 prawdziw

ą

 rado

ść

 – jest to Jezus Chrystus.

Dlatego 

Ŝ

yj swoim 

Ŝ

yciem, ale 

Ŝ

yj wła

ś

ciwie.

Je

ś

li uwa

Ŝ

ny czytelnik tej ksi

ąŜ

ki przyjmie osobi

ś

cie poselstwo w niej zawarte, spowoduje ono

przełom w jego dotychczasowym spojrzeniu na 

ś

wiat, wniesie 

ś

wiadomo

ść

 wiary i nadziej

ę

 na

Ŝ

ycie wieczne. 

Paul Deitenbeck

background image

Pochwycony 

ś

wiata wirem,

człeku, przysta

ń

, słuchaj chwil

ę

,

gdy

Ŝ

 Bóg Chwały – Bóg Zbawienia

ma ci co

ś

 do powiedzenia...

H. Fuhrmann

background image

O TOBIE JEST MOWA

Czy wiesz o tym, 

Ŝ

e twoje imi

ę

 jest zapisane w Biblii? Dlaczego robisz tak zdziwion

ą

 min

ę

?

Naprawd

ę

 twoje imi

ę

 jest tam zapisane, z cał

ą

 pewno

ś

ci

ą

 twoje.

Najpierw jednak chc

ę

 ci powiedzie

ć

, czego tam nie ma. Nie ma tam twojego nazwiska, pod

jakim figurujesz w spisie biura meldunkowego lub w pracy. Twego nazwiska nie ma w Biblii. Nie
jest   to   zreszt

ą

  istotne,   poniewa

Ŝ

  gdyby   ono   tam   było,   miałby

ś

  słuszn

ą

  w

ą

tpliwo

ść

,   czy

rzeczywi

ś

cie chodzi o ciebie, czy te

Ŝ

 o kogo

ś

 innego, bowiem na przestrzeni lat wielu było takich,

którzy nosili i jeszcze nosz

ą

 te same nazwiska.

A wi

ę

c twego obywatelskiego nazwiska –  Jan  Kowalski czy Krystyna  Rojówna,  w Biblii nie

znajdziesz.   Jest   tam   natomiast   bez   w

ą

tpienia   twoje   imi

ę

.  Bez   wzgl

ę

du   na   to,   czy   ci   si

ę

  ono

podoba, czy te

Ŝ

 nie – to imi

ę

 brzmi: „grzesznik”. Niech ci

ę

 to jednak nie zra

Ŝ

a. Zauwa

Ŝ

, co Biblia

mówi o Jezusie Chrystusie. Mówi ona co

ś

 cudownego: 

„Ten grzeszników przyjmuje” (Łuk. 15,2)

Twoje imi

ę

 jest proste i jak najbardziej zasadne. Nikt z ludzi nie mo

Ŝ

e powiedzie

ć

: „To imi

ę

 do

mnie nie pasuje!”. Ono jest trafne i wła

ś

ciwe, pasuje do ciebie, i to jak! Jest te

Ŝ

 zrozumiałe. Imi

ę

takie mo

Ŝ

e nosi

ć

 jedynie człowiek, który zasłu

Ŝ

ył na wieczne pot

ę

pienie, gdy

Ŝ

 s

ą

d Bo

Ŝ

y ci

ąŜ

y na

nim. A tak wła

ś

nie jest w twoim przypadku. Tak brzmi bowiem twoje imi

ę

 w Biblii, całkiem jasno

i jednoznacznie.

Zadam ci teraz jedno proste pytanie: Co czynisz, kiedy chcesz wej

ść

 do jakiego

ś

 domu? Na

pewno   wtedy   pukasz   lub   dzwonisz.   Drzwi   si

ę

  otwieraj

ą

,   a   ty   wchodzisz.   Nie   ma   w   tym   nic

trudnego. Wie o tym ka

Ŝ

de dziecko. Wi

ę

c uczy

ń

 tak, uczy

ń

 teraz! Zwró

ć

 si

ę

 do Jezusa, zapukaj

do niego, do twego Zbawiciela. On ci otworzy, On ci

ę

 przyjmie.

Zapewne słyszałe

ś

 ju

Ŝ

 o problemach rasowych w USA czy te

Ŝ

 w Afryce. S

ą

 tam tramwaje,

restauracje i inne miejsca publiczne, które s

ą

 dost

ę

pne tylko dla białych. Czarni nie maj

ą

 tam

wst

ę

pu. Dla nich przeznaczone s

ą

 inne miejsca. Wyobra

ź

my sobie teraz t

ę

 spraw

ę

 odwrotnie.

Powiedzmy, 

Ŝ

e podró

Ŝ

ujesz po jakim

ś

 afryka

ń

skim kraju. Po długotrwałej, m

ę

cz

ą

cej w

ę

drówce,

szukasz w mie

ś

cie hotelu, aby przenocowa

ć

. Bł

ą

dzisz po ulicach w tropikalnym upale straszliwie

zm

ę

czony, spragniony i senny. Gdziekolwiek jednak przychodzisz, czytasz przed wej

ś

ciem napis:

„Tylko dla czarnych”. Robi si

ę

 ciemno, a ciebie ogarnia niepokój i coraz wi

ę

ksze zm

ę

czenie. Po

dwugodzinnym   poszukiwaniu   wleczesz   si

ę

  jeszcze   do   wskazanego   hotelu,   gdzie

ś

  na   skraju

miasta, podchodzisz i z dala widzisz ju

Ŝ

 napis: „Tu przyjmuje si

ę

 białych”.

Co wtedy  czynisz?  Oczywi

ś

cie, wchodzisz  do 

ś

rodka,  maj

ą

c pewno

ść

Ŝ

e ten  dom  jest  dla

ciebie. A teraz pomy

ś

l, co by si

ę

 stało, gdyby w spisie hotelowym wymieniona była tylko pewna

ilo

ść

  nazwisk,   bez   twojego!   Na   szcz

ęś

cie   czytasz   jasne   i zrozumiałe   słowa:   „Dla   białych”.

Zupełnie ci to wystarcza. Szukasz schronienia, a ono tu wła

ś

nie jest. A wi

ę

c – o tobie jest mowa!

Co do tego nie ma najmniejszej w

ą

tpliwo

ś

ci, poniewa

Ŝ

 jeste

ś

 białym!

TAK SAMO PROSTA JEST EWANGELIA!

Ewangelia mówi: „grzesznik”, a wi

ę

c – o tobie jest mowa. W takim razie i ty musisz wej

ść

 przez

t

ę

 ciasn

ą

 furtk

ę

 Bo

Ŝ

ego zaproszenia do Jezusa, gdy

Ŝ

: „Ten grzeszników przyjmuje”.

Czytamy w Pi

ś

mie 

Ś

wi

ę

tym, 

Ŝ

e: „Jezus Chrystus przyszedł na 

ś

wiat, aby grzeszników zbawi

ć

(1 Tym. 1,15). Przyszedł zbawi

ć

 tych, którzy uznaj

ą

 si

ę

 przed nim za grzeszników i szczerze, ze

skruch

ą

 wyznaj

ą

 mu swój grzech. Chocia

Ŝ

 wszyscy ludzie s

ą

 grzesznikami, jednak wielu uwa

Ŝ

a

si

ę

 za  „dobrych”  i mówi

ą

:  „Ja nikogo nie zabiłem ani  nie okradłem”.  Pan nie  przyjmuje takich

„dobrych” grzeszników. Pan Jezus przedstawił t

ę

 prawd

ę

 na przykładzie przypowie

ś

ci o faryzeu-

szu   i celniku.   Ten   pierwszy   uwa

Ŝ

ał   si

ę

  za   sprawiedliwego   przed   Bogiem,   wymienił   te

Ŝ

  wiele

swoich  zasług   i dobrych   uczynków.   Celnik  za

ś

  nie  mógł   nic   Bogu  przedstawi

ć

,   jedynie   swoje

grzechy, mówi

ą

c: „Bo

Ŝ

e, b

ą

d

ź

 miło

ś

ciw mnie grzesznemu”. A Pan Jezus tak o nim powiedział:

„Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten za

ś

 nie” (Łuk. 18,11–14).

PAMI

Ę

TAJ O TYM, 

ś

E PAN JEZUS PRZYJMUJE GRZESZNIKÓW! 

background image

BIAŁY MURZYN

Biały Murzyn?... Wcale nie 

Ŝ

artuj

ę

. Takich w ogóle nie ma! Odpowiesz w ten sposób, albo po-

dobnie,   kiedy   przeczytasz   tytuł.   Wła

ś

ciwie   ja   tak

Ŝ

e   nigdy   nie   spotkałem   białego   Murzyna.

Chocia

Ŝ

... my

ś

l

ę

 o pewnym starym pracowniku drogowym, którego skóra zbr

ą

zowiała od wiatru

i sło

ń

ca lub o tłumach turystów powracaj

ą

cych z urlopów ze słonecznego południa. Wyjechali z

białymi twarzami, a powracaj

ą

 mocno opaleni – czasem nie do poznania. O innych, którzy nie

mogli wyjecha

ć

 na urlop lub trafili na zł

ą

 pogod

ę

, zatroszczył si

ę

 przemysł kosmetyczny. S

ą

 te

Ŝ

ludzie, których celem jest zachowanie przez cały rok pi

ę

knej opalenizny. Dla nich produkowane

s

ą

  kremy,   które   z   człowieka  o   białej   karnacji   potrafi

ą

  zrobi

ć

  murzyna,   nawet   bez   urlopu   nad

Morzem Czarnym. Pewna sekretarka pracuj

ą

ca w zakładzie przemysłowym w 

ś

rodku zimy była

tak „opalona”, jakby wróciła z Tunezji lub przebywała w wysokich górach, je

Ŝ

d

Ŝą

c na nartach.

Ale nie id

ź

 przypadkiem do lekarza i nie pytaj, czy u

Ŝ

ywanie tych kremów jest szkodliwe, gdy

Ŝ

dermatolodzy   nie   s

ą

  jednomy

ś

lni   w   tej   sprawie.   Dla   urody   trzeba   ponie

ść

  wiele   ofiar.

Najzabawniejsze   jest   to,  

Ŝ

e   Murzyni   post

ę

puj

ą

  zupełnie   podobnie,   tylko  

Ŝ

e   oni   nie   chc

ą

  by

ć

czarni, lecz biali.

W  ubiegłych   stuleciach  badacze   Afryki   opowiadali   o  tym, 

Ŝ

e   niektóre   plemiona  murzy

ń

skie

potrafiły   przygotowa

ć

  bardzo   jasny   kolor   farbuj

ą

cej   masy,   któr

ą

  malowali   swoje   ciała,   aby

osi

ą

gn

ąć

  zamierzony,   jasny   kolor   skóry.   Dzisiaj   zacne   damy   murzy

ń

skie   i panowie   maj

ą

ułatwione zadanie. Kupuj

ą

 w drogerii 

ś

rodek wybielaj

ą

cy i efekt jest ten sam. Tak wi

ę

c s

ą

 „biali

murzyni”, je

ś

li spojrze

ć

 na to z tej strony.

Ale wszyscy dobrze wiemy, 

Ŝ

e z czarnego nie da si

ę

 zrobi

ć

 białego i odwrotnie. Nie pomog

ą

 tu

Ŝ

adne 

ś

rodki.  Przypomina  o  tym   wiersz  z  Biblii:  „Czy   Murzyn   mo

Ŝ

e   odmieni

ć

  swoj

ą

  skór

ę

,   a

pantera swoje pr

ę

gi? A czy wy, przywykli do złego, mo

Ŝ

ecie dobrze czyni

ć

?” (Jer. 13,23).

Nie, dla Murzyna nieosi

ą

galne jest zdj

ąć

 swoj

ą

 czarn

ą

 skór

ę

 i przyodzia

ć

 now

ą

. Równie

Ŝ

 dzika

pantera zachowa swoje pr

ę

gi.

Identycznie jest z natur

ą

 człowieka. Nie mo

Ŝ

e on uczyni

ć

 nic dobrego, gdy

Ŝ

 od dzieci

ń

stwa ma

grzeszne   przyzwyczajenia.   Nie   jest   on   z   natury   grzeszny,   jak   próbuj

ą

  udowadnia

ć

  niektórzy

filozofowie, lecz jest grzeszny przez dziedzictwo grzechu i całkowicie niezdolny, aby stan

ąć

 przed

Ś

wi

ę

to

ś

ci

ą

 Bo

Ŝą

. Ale Bogu niech b

ę

d

ą

 dzi

ę

ki, 

Ŝ

e dla wszystkich, którzy w 

ś

wietle Jego Słowa

poznaj

ą

 swój zgubny stan, przygotował cud, o którym czytamy w Izaj. 1,18: „Cho

ć

 wasze grzechy

b

ę

d

ą

 czerwone jak szkarłat, jak 

ś

nieg zbielej

ą

”. 

My

ś

l

ę

  o   pewnym   Murzynie,   który   na   zgromadzeniu   ewangelizacyjnym   powiedział   do

słuchaj

ą

cych:   „Posiadam   czarn

ą

  twarz,   ale   moje  serce   jest   białe,   gdy

Ŝ

  zostało  obmyte   krwi

ą

Jezusa   Chrystusa.   Wy  macie  białe   twarze,   ale   by

ć

  mo

Ŝ

e   wasze   serca   s

ą

  czarne.   Pozwólcie

wybieli

ć

 je krwi

ą

 Pana i Zbawiciela!” Szcz

ęś

liwi s

ą

 ci, którzy maj

ą

 czyste serca! Tylko oni b

ę

d

ą

ogl

ą

da

ć

 Boga.

background image

TERAZ ALBO NIGDY

Na   północnych   kra

ń

cach   ziemi   istniej

ą

  obszary,   gdzie   podstawowym   wy

Ŝ

ywieniem

mieszka

ń

ców   s

ą

  jaja   morskich   ptaków.   Ptaki   te   buduj

ą

  swoje   gniazda   na   niedost

ę

pnych,

wysokich   skałach.   Pewnego   razu   młody   poszukiwacz   ptasich   gniazd   zauwa

Ŝ

ył   du

Ŝ

e   gniazdo

poło

Ŝ

one w szczelinie skalnej, zbudowane o kilka metrów poni

Ŝ

ej miejsca, na którym si

ę

 wła

ś

nie

znajdował. Stał na wyst

ę

pie skalnym, z którego nie mo

Ŝ

na było zej

ść

 bez liny. Nie namy

ś

laj

ą

c

si

ę

, młody człowiek – przywykły do podobnych trudno

ś

ci – wbił w 

ś

cian

ę

 hak, umocował na nim

lin

ę

,   opu

ś

cił   si

ę

  na   niej   z   nawisu   skalnego   i zawisł   w   powietrzu   na   wysoko

ś

ci   upatrzonej

szczeliny. Aby jednak si

ę

 do niej dosta

ć

, musiał odpowiednio rozkołysa

ć

 lin

ę

 i potem skoczy

ć

 na

mał

ą

 półeczk

ę

, tu

Ŝ

 obok szczeliny z jajami. Zadowolony z udanej sztuki i perspektywy bagatego

łupu, u

ś

miechn

ą

ł si

ę

 zwyci

ę

sko do siebie i wyci

ą

gaj

ą

c r

ę

k

ę

 do gniazda, mrukn

ą

ł: „No, udało si

ę

”.

W tej samej chwili jednak uczynił jaki

ś

 niopatrzny ruch i upu

ś

cił koniec liny, na której miał si

ę

wydosta

ć

  z   powrotem.   Lina   odskoczyła   i kołysz

ą

c   si

ę

  zawisła   nad   przepa

ś

ci

ą

,   w   odległo

ś

ci

jakich

ś

 dwóch metrów od tkwi

ą

cego przy 

ś

cianie młodzie

ń

ca. 

W jednej chwili poj

ą

ł cał

ą

 groz

ę

 swego poło

Ŝ

enia. O zej

ś

ciu ze skały nie mogło by

ć

 mowy,

gdy

Ŝ

 była pionowa. Nad nim był nawis, o którego zdobyciu nie mógł nawet marzy

ć

. Był samotny

w

ś

ród skał, nikt nie mógł mu przyj

ść

 z pomoc

ą

. Nale

Ŝ

ało natychmiast skorzysta

ć

 z kołysz

ą

cej si

ę

jeszcze   liny  i w   momencie   jej   przybli

Ŝ

enia,   odbi

ć

  si

ę

  od   skały,   skoczy

ć

  i uchwyci

ć

  jej   koniec.

Trzeba było to zrobi

ć

 bez zwłoki, gdy

Ŝ

 lina kołysała si

ę

 coraz wolniej i lada moment mogła zawis-

n

ąć

 nad przepa

ś

ci

ą

 w nieosi

ą

galnym dla niego oddaleniu.

Teraz albo nigdy – przemkn

ę

ło błyskawicznie przez głow

ę

 młodego człowieka i w tej samej

chwili powzi

ą

ł stanowcz

ą

 decyzj

ę

 – skoczy w kierunku liny, aby si

ę

 ratowa

ć

. Oczywi

ś

cie, ryzyko

było du

Ŝ

e, mógł przecie

Ŝ

 nie trafi

ć

 i nie złapa

ć

 liny, wówczas ciało ległoby zmia

Ŝ

d

Ŝ

one u stóp

pionowej skały. Lecz w chwili 

ś

miertelnego niebezpiecze

ń

stwa człowiek czyni wszystko, aby si

ę

ratowa

ć

Istnieje przepa

ść

, otwieraj

ą

ca si

ę

 u stóp ka

Ŝ

dego człowieka i ka

Ŝ

dy musi przez ni

ą

 przej

ść

Istniej

ą

 r

ę

ce, które wyci

ą

gaj

ą

 si

ę

 ponad przepa

ś

ci

ą

 wiecznej 

ś

mierci, aby ka

Ŝ

dego ratowa

ć

. Te

r

ę

ce s

ą

 przebite gwo

ź

dziami. Czy wiesz, 

Ŝ

e mo

Ŝ

e dzi

ś

 jest jedyna szansa, aby podj

ąć

 ostateczn

ą

decyzj

ę

? Czy chcesz uchwyci

ć

 si

ę

 r

ą

k, które wyci

ą

gaj

ą

 si

ę

 równie

Ŝ

 do ciebie? Zauwa

Ŝ

, jak 

ź

le

dzieje  si

ę

  na  tym  

ś

wiecie,   wszystko   zamarło  w   oczekiwaniu   na  rozwój   sytuacji,   wobec  której

postawiły ludzko

ść

 niebezpieczne wynalazki tego wieku. Ziej

ą

ca przepa

ść

 znajduje si

ę

 by

ć

 mo

Ŝ

e

tak

Ŝ

e   u   naszych   stóp.   Czy   chcesz   skorzysta

ć

  ze   zbawczej   liny   zwisaj

ą

cej   z   krzy

Ŝ

a

Chrystusowego?

„Jam jest zmartwychwstanie i 

Ŝ

ywot; kto we mnie wierzy, cho

ć

by te

Ŝ

 umarł, 

Ŝ

y

ć

 b

ę

dzie”. Tak

nas zapewnia Dawca 

ś

ywota – Jezus Chrystus.

Id

ź

  do   tego   zdroju,   obmyj   w   nim   oskar

Ŝ

aj

ą

ce   ci

ę

  sumienie,   skorzystaj   jeszcze   dzi

ś

  z

wyci

ą

gni

ę

tych na ratunekj dłoni jeszcze dzi

ś

. Bo kto wie, mo

Ŝ

e i dla ciebie ta chwila znaczy –

teraz albo nigdy! 

background image

SZCZ

ĘŚ

LIWY, KOMU

ODPUSZCZONO! 

Powoli i z trudem pnie si

ę

 poci

ą

g poprzez górzysty teren. Stara lokomotywa, sapi

ą

c i dysz

ą

c,

wiezie   go

ś

ci   do   miejsc   wczasowych.   Wsz

ę

dzie   mo

Ŝ

na   dostrzec   radosne,   pełne   oczekiwania

twarze.   W   jednym   przedziale   jednak   siedzi   dwóch   m

ęŜ

czyzn,   młodszy   wygl

ą

da   na

nieszcz

ęś

liwego. Powa

Ŝ

ne zmartwienie obci

ąŜ

a jego serce. Starszy współpasa

Ŝ

er obserwuje go

w   zamy

ś

leniu,   w   ko

ń

cu   nawi

ą

zuje   z   nim   rozmow

ę

.   Młodszy   jest   niespokojny   i podniecony,

najpierw   zaczyna   rozmow

ę

  niepewnie,   z   du

Ŝ

ymi przerwami.   Kiedy   jednak   spostrzega,  

Ŝ

e   nie

spotyka si

ę

 ze zwykł

ą

 ciekawo

ś

ci

ą

, lecz ze szczerym współczuciem, z jego ust zaczyna płyn

ąć

opowie

ść

.

„Siedziałem   par

ę

  lat   w   wi

ę

zieniu   –   mówi   –   dzi

ś

  rano   zostałem   zwolniony,   teraz   jestem   w

drodze do domu. Ach! Jak

ą

 ha

ń

b

ę

 przyniosłem moim najbli

Ŝ

szym! Przez te wszystkie lata nawet

mnie  nie  odwiedzili.   Niewiele   te

Ŝ

  pisali.   Nie  mam   im   tego   za   złe,   poniewa

Ŝ

  zniewa

Ŝ

yłem   ich

miło

ść

 do mnie. By

ć

 mo

Ŝ

e nie odwiedzili mnie z tego powodu, 

Ŝ

e podró

Ŝ

 była taka daleka i droga,

za

ś

 listy w naszym domu pisało si

ę

 bardzo rzadko. Czasem łudz

ę

 si

ę

Ŝ

e mi przebaczyli, chocia

Ŝ

mam co do tego wiele obaw. Nienawidz

ę

 mego przeszłego 

Ŝ

ycia i bardzo 

Ŝ

ałuj

ę

 wszystkiego, co

si

ę

 stało!” Po tych słowach ukrył w dłoniach twarz ze wzruszenia.

Po chwili mówił dalej: „Napisałem rodzicom w li

ś

cie, aby dali mi znak przebaczenia. Poniewa

Ŝ

poci

ą

g ten przeje

Ŝ

d

Ŝ

a tu

Ŝ

 obok naszej małej posiadło

ś

ci, wi

ę

c prosiłem, by wywiesili biał

ą

 wst

ę

g

ę

na du

Ŝ

ej jabłoni, która ro

ś

nie koło płotu, obok toru kolejowego, je

ś

li mi przebacz

ą

. Chciałem im w

ten sposób ułatwi

ć

 sytuacj

ę

. Gdyby jednak mi nie przebaczyli i nie chcieli mnie widzie

ć

 w domu,

wtedy nie maj

ą

 wywiesza

ć

 wst

ę

gi, a ja nie wysi

ą

d

ę

 z poci

ą

gu, lecz pojad

ę

 dalej, sam nie wiem

dok

ą

d”.

Jego niepokój wyra

ź

nie wzrastał. Poci

ą

g zbli

Ŝ

ał si

ę

 do jego rodzinnego miasteczka, a on bał

si

ę

 nawet spojrze

ć

 w okno. „Za chwil

ę

 przejedziemy przez mały mostek, a potem... tak, potem...”

Starszy   m

ęŜ

czyzna   zamienił   si

ę

  z   nim   miejscem   i zapewnił   go,  

Ŝ

e   b

ę

dzie   pilnie   obserwował

okre

ś

lon

ą

 jabło

ń

 przy płocie. Wkrótce potem poło

Ŝ

ył mu bez słowa r

ę

k

ę

 na ramieniu, bowiem

i jemu stan

ę

ły łzy w oczach. Po chwili szepn

ą

ł: „Oto i ona! Wszystko w porz

ą

dku, cała jabło

ń

pełna   jest   białych   wst

ąŜ

ek!”   W   tym   momencie   z   twarzy   młodego   znikła   troska,   gorycz   i

niepewno

ść

. Obaj poczuli si

ę

 tak, jakby prze

Ŝ

yli cud, a oczy młodszego l

ś

ni

ą

 ze szcz

ęś

cia.

Równie

Ŝ

  i   ty   mo

Ŝ

esz   jeszcze   dzi

ś

  nazwa

ć

  to   szcz

ęś

cie   swoim   szcz

ęś

ciem!   Ach,   gdyby

ś

wiedział, jak bardzo t

ę

skni Ojciec Niebieski za tym, aby

ś

 nawrócił si

ę

 do niego, aby

ś

 zawrócił ze

złej,   grzesznej   drogi  

Ŝ

ycia!   Nie   musiałe

ś

  obrabowa

ć

  banku,   nikogo   napa

ść

  czy   siedzie

ć

  w

wi

ę

zieniu za jakie

ś

 przest

ę

pstwa, poniewa

Ŝ

 ka

Ŝ

dy człowiek jest wi

ęź

niem własnego „Ja”, i ju

Ŝ

 z

natury   wi

ęź

niem   grzechu.   Czy   odczułe

ś

  kiedy

ś

  osobi

ś

cie,  

Ŝ

e   ci

ęŜ

ar   niewoli   grzechu   jest   dla

ciebie takim ci

ęŜ

arem, którego chciałby

ś

 si

ę

 koniecznie pozby

ć

? Je

ś

li tak, to uczy

ń

 podobnie, jak

młodzieniec, o którym nam mówi Biblia – Syn Marnotrawny. On postanowił wróci

ć

 do swojego

ojca i powiedział:  „Wstan

ę

 i pójd

ę

 do mego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko

niebu i przeciwko tobie”. (Łuk. 15,18). I nie tylko postanowił w sercu swoim, ale te

Ŝ

 to uczynił.

Wstał   wi

ę

c   i   poszedł   do   ojca.   Z   pewno

ś

ci

ą

  w   drodze   był   niespokojny,   miał   te

Ŝ

  w

ą

tpliwo

ś

ci,

podobnie jak młody człowiek w poci

ą

gu. Kiedy jednak ujrzał jabło

ń

 pełn

ą

 wst

ę

g, wtedy w jego

serce wst

ą

piła otucha i nieopisana rado

ść

„Wstał wi

ę

c i poszedł do ojca swego. A iedy jeszcze

był daleko, ujrzał go ojciec jego, u

Ŝ

alił si

ę

 i pobiegłszy, rzucił mu si

ę

 na szyj

ę

 i pocałował go”

(Łuk. 15,2O).

Ten dowód boskiej miło

ś

ci jest znacz

ą

cy równie

Ŝ

 dla ciebie. Szcz

ęś

liwy, komu odpuszczono.

Jeszcze dzisiaj mo

Ŝ

esz posi

ąść

 to szcz

ęś

cie!

background image

PRYWATNY SAMOLOT

Jak to? Nie masz własnego samolotu? Wielka szkoda. Na pewno jednak posiadasz pi

ę

kn

ą

will

ę

? Co? Tak

Ŝ

e nie? No, ale samochód, którym je

ź

dzisz jest szybki i nowoczesny! Co? Tylko

motorower?   Och,   ty   biedaku!   Pozwól,  

Ŝ

e   ci   wyra

Ŝę

  szczere   współczucie.   Przepraszam!

Zobaczysz wkrótce, 

Ŝ

e nie mówiłem całkiem powa

Ŝ

nie. Zaraz to udowodni

ę

.

Najpierw chciałbym ci opowiedzie

ć

 o pewnej pi

ę

knej kobiecie, która posiadała wszystko to, o

co   ciebie   pytałem.   Oprócz   prywatnego   samolotu,   komfortowej   willi   pod   Pary

Ŝ

em   i   kilku

luksusowych samochodów posiadała wiele innych, cennych rzeczy. Nale

Ŝ

ała do nich ogromnej

warto

ś

ci   bi

Ŝ

uteria,   a   jej   domowym   zwierz

ę

ciem   była   oswojona,   czarna   pantera,   któr

ą

  cz

ę

sto

prowadzała   na   smyczy.   Zapomniałem   jeszcze   powiedzie

ć

,   jak   nazywała   si

ę

  ta   dama,   której

mo

Ŝ

na   było   pozazdro

ś

ci

ć

.   Mówi

ę

  o 

ś

wiatowej   sławy   modelce   Ninie   Dyer,   córce   angielskiego

adwokata. Przybyła do Pary

Ŝ

a, gdzie została zatrudniona jako modelka. Maj

ą

c 24 lata, wyszła za

m

ąŜ

 za niemieckiego barona, wielkiego przemysłowca z Thyssen. Jej m

ąŜ

, w

ś

ród wielu cennych

prezentów 

ś

lubnych, podarował jej jeden szczególny – wysp

ę

 na Morzu Karaibskim. Mimo tego,

mał

Ŝ

e

ń

stwo to nie trwało długo. Przy rozwodzie wypłacił jej drog

ą

 ugody 1O mln marek. Równie

Ŝ

drugie mał

Ŝ

e

ń

stwo z ksi

ę

ciem Sadruddinem Khan nie dało jej szcz

ęś

cia. Doprowadziło znów do

rozwodu, przynosz

ą

c tak

Ŝ

e par

ę

 milionów marek. 

ś

yła wi

ę

c teraz niezmiernie bogato w swojej

willi w Garsches, w zachodniej dzielnicy Pary

Ŝ

a. Pewnego lipcowego dnia 1965 roku znaleziono

j

ą

 martw

ą

 w jej luksusowym domu. Maj

ą

c 35 lat popełniła samobójstwo.

My

ś

l

ę

Ŝ

e wiesz ju

Ŝ

 teraz, kto wła

ś

ciwie zasłu

Ŝ

ył na moje współczucie. Jest wielu bogatych

ludzi i wielu chce by

ć

 bogatymi. Zasługuj

ą

 jednak na nasze współczucie. Wielu ludzi przegrywa

mnóstwo pieni

ę

dzy w ró

Ŝ

nych grach w nadziei, 

Ŝ

e kiedy

ś

 przypadnie im wielka  fortuna, która

usunie   troski,   da  im  szcz

ęś

cie  i  zadowolenie.   Przed   laty   wydano  pewn

ą

  publikacj

ę

  opisuj

ą

c

ą

Ŝ

ycie  „szcz

ęś

liwców”,  „wielkich  wygranych”.  Boj

ę

 si

ę

  jednak, 

Ŝ

e   czytaj

ą

c  j

ą

,  nie doznaliby

ś

my

zbyt du

Ŝ

o rado

ś

ci. W jednej z klinik dla umysłowo chorych w Genui zmarł Nicolo Saccini, który

par

ę

 lat wcze

ś

niej wygrał w „Toto” rekordow

ą

 sum

ę

 – pół miliona marek. Od tej chwili jego 

Ŝ

ycie

przybrało nieszcz

ęś

liwy obrót. Po kilku miesi

ą

cach rozwiódł si

ę

 z 

Ŝ

on

ą

, kupił par

ę

 domów i na

spekulacjach  stracił   swoje  mienie. Jego  odporno

ść

 psychiczna  nie  sprostała  tym  „milionowym

do

ś

wiadczeniom”. Jako biedny człowiek trafił do zakładu dla obł

ą

kanych.

Biblia   przytacza   nam   podobie

ń

stwo   o   zamo

Ŝ

nym   człowieku,   któremu   wielkie   posiadło

ś

ci

przyniosły bogate 

Ŝ

niwo. Chciał wi

ę

c zbudowa

ć

 nowe, wi

ę

ksze stodoły. Potem rzekł do siebie:

„Duszo,   masz   wiele  dóbr   zło

Ŝ

onych  na  wiele  lat;   odpocznij   teraz,   jedz,  pij  i  wesel  si

ę

”.  Dalej

czytamy jednak:  „Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy za

Ŝą

daj

ą

 twojej duszy; a to, co przygo-

towałe

ś

, czyje b

ę

dzie? Tak b

ę

dzie z ka

Ŝ

dym, kto skarb gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty w

Bogu” (Łuk. 12,19 – 21). Ziemskie dobra nie uczyni

ą

 ci

ę

 szcz

ęś

liwym. Miło

ść

 pieni

ę

dzy za

ś

 jest

korzeniem   wszelkiego  zła  (1  Tym.   6,10),   a  w   obecnych   czasach  ludzie  szczególnie  goni

ą

  za

pieni

ę

dzmi   (2   Tym.   3,2).   Ogl

ą

daj

ą

c   telewizj

ę

  lub   okładki   ilustrowanych   pism   z   promiennymi

twarzami   na   tle   swoich   bagactw,   mo

Ŝ

esz   i   ty   zosta

ć

  pobudzony   do   tego,   aby   by

ć

  bagatym.

Rzeczywisto

ść

 wygl

ą

da jednak zupełnie inaczej. Rozejrzyj si

ę

 wokoło i popatrz na ludzi. Zauwa

Ŝ

,

jak goni

ą

 za bogactwem, jak pchaj

ą

 si

ę

 do punktu przyjmowania zakładów. Nawet ich oblicza s

ą

dalekie od tego, aby wygl

ą

dały na szcz

ęś

liwe. Jest tylko jedna droga, która prowadzi do prawdzi-

wego szcz

ęś

cia. Bóg mówi w Swoim Słowie: „Błogosławiony człowiek, który mnie słucha” (Przyp.

8,32–36). On posłał swojego jedynego Syna, Jezusa Chrystusa, który dla nas stał si

ę

 ubogim,

aby

ś

my  przez   jego  ubóstwo  zostali   ubogaceni   (2   Kor.8,9).   Dlatego   id

ź

  do  niego!   Jedynie  On

mo

Ŝ

e uczyni

ć

 ci

ę

 bogatym i szcz

ęś

liwym!

background image

BARDZO PORZ

Ą

DNI LUDZIE

Król   pruski   Fryderyk   II   (1712–1786)   ju

Ŝ

  za  

Ŝ

ycia   został   nazwany   Wielkim,   poniewa

Ŝ

  był

rzeczywi

ś

cie niezwykłym m

ęŜ

em stanu. Ponadto był bardzo lubiany przez swój naród, który cenił

jego   sprawiedliwo

ść

.   W   pó

ź

niejszych   latach   nazywano   go   z   gł

ę

bokim   szacunkiem   „Starym

Fryderykiem”. Niejednokrotnie szedł on pomi

ę

dzy swój lud, aby pozna

ć

 jego potrzeby i dzieli

ć

jego troski. Nikt nie bał si

ę

 przedstawi

ć

 królowi swoich problemów.

Pewnego   razu   król   odwiedził   wi

ę

zienie.   Rozmawiał   z   wi

ęź

niami   i   dowiadywał   si

ę

  za   jakie

przest

ę

pstwa zostali os

ą

dzeni i jakie wymierzono im kary. Król Fryderyk ubrany w skromne szaty,

rozmawiał z ka

Ŝ

dym wi

ęź

niem osobi

ś

cie. Ze zdziwieniem spostrzegł, 

Ŝ

e wszyscy skazani uwa

Ŝ

ali

si

ę

 za niewinnych. Jedni twierdzili, 

Ŝ

e zostali oczernieni, inni padli ofiar

ą

 czyich

ś

 bł

ę

dów, jeszcze

inni   zostali   niesprawiedliwie   os

ą

dzeni.   Król   przysłuchiwał   si

ę

  wszystkim.   Kolejny   wi

ę

zie

ń

,   do

którego   podszedł,   siedział   z   opuszczon

ą

  głow

ą

.   Na  pytanie,   dlaczego   jest   taki   przygn

ę

biony,

człowiek ten powiedział: „O, Wasza Wysoko

ść

! Jestem łajdakiem! Najpierw uciekałem z lekcji w

szkole. Potem zacz

ą

łem si

ę

 uchyla

ć

 od regularnej pracy. Moi rodzice bardzo si

ę

 o mnie martwili.

Ale ja byłem niepoprawny!  Przez pró

Ŝ

niactwo  popadłem w  długi, pó

ź

niej  si

ę

gn

ą

łem  po cudz

ą

własno

ść

ś

ycie moje jest zrujnowane. Ach, gdybym mógł to wszystko naprawi

ć

!”. Król zwrócił si

ę

do niego i rzekł: „Oto jedyny przest

ę

pca w

ś

ród tych «porz

ą

dnych» ludzi. Zabierzcie go st

ą

d, aby

pozostali si

ę

 nie zepsuli”. I tak ów wi

ę

zie

ń

 mógł rozpocz

ąć

 nowe 

Ŝ

ycie. Został zwolniony. O pozo-

stałych   „Stary   Fryderyk”   powiedział:   „Ci   nicponie   mog

ą

  siedzie

ć

  tu   dalej.   Nie   maj

ą

 

Ŝ

adnego

wstydu ani poczucia winy. Kłami

ą

, uwa

Ŝ

aj

ą

c si

ę

 za sprawiedliwych”.

Wielu ludzi zabiega o to, by uchodzi

ć

 za sprawiedliwych i dobrych przed innymi. I rzeczywi

ś

cie,

cz

ę

sto s

ą

 tak odbierani. Przed Bogiem nie ma jednak człowieka, który byłby bez winy. Nie trzeba

wcale  by

ć

  w  wi

ę

zieniu;  własna  sprawiedliwo

ść

 jest  ju

Ŝ

 wystarczaj

ą

c

ą

  win

ą

,  aby  nie  wej

ść

  do

nieba. Szeroka droga prowadz

ą

ca na zatracenie posiada tak

Ŝ

e „chodnik”. Nie jest on tak samo

zabrudzony, ale równie

Ŝ

 prowadzi na pot

ę

pienie. Jak

Ŝ

e wielu pewnych siebie ludzi idzie po nim!

Maj

ą

 niewła

ś

ciwe podej

ś

cie do

Ŝ

ycia. 

ś

yj

ą

 w bogatym, jak najlepszym towarzystwie. Nie daje im

to   jednak   zadowolenia.   Pan   Jezus   mówi:  „nie   przyszedłem   bowiem   wzywa

ć

  do   upami

ę

tania

sprawiedliwych,   lecz   grzeszników”  (Mat.   9,13).   A   w   innym   miejscu:  „Nie   potrzebuj

ą

  zdrowi

lekarza, lecz ci, co si

ę

 

ź

le maj

ą

” (Łuk. 5,31).

Chocia

Ŝ

 jeste

ś

 „dobry” i uczciwy, to musisz przyzna

ć

Ŝ

e nie wszystko jest w porz

ą

dku. Nie

tłumacz   si

ę

  na   ró

Ŝ

ne   sposoby   i   nie   ukrywaj   si

ę

  pod   płaszczykiem   własnej   sprawiedliwo

ś

ci.

Wyznaj Wielkiemu Królowi swoj

ą

 win

ę

. Nie ukrywaj potrzeb swojego serca ani swoich ci

ęŜ

arów.

W ten sposób uczynisz krok, po którym Bóg b

ę

dzie mógł ci pomóc!

background image

NIEBEZPIECZNA ZABAWA

Wspaniale!   Jak   pi

ę

knie  wygl

ą

da   bł

ę

kitne   niebo   i biały  piasek!   Jest   uroczy,   cichy   niedzielny

dzie

ń

. A to burzliwe morze u wybrze

Ŝ

a Borkum zachowuje si

ę

 tak, jakby spało. Odpływ uciszył

niespokojne fale i woda si

ę

 oddaliła. Trzech rozbawionych chłopców szło wzdłu

Ŝ

 brzegu. 

Ś

miali

si

ę

,   skakali   i   zaczepiali   wzajemnie.   Kiedy   doszli   do   osuszonego   odpływem   piaszczystego

wybrze

Ŝ

a,   zainteresował   ich   widok,   roztaczaj

ą

cy   si

ę

  przed   nimi.   Ciekawo

ść

  ich   wzbudził

pozostawiony przez morze olbrzymi zwój. Chłopcy od razu przyst

ą

pili do badania tego zjawiska.

Były to  ci

ęŜ

kie i mocne  ła

ń

cuchy,  które słu

Ŝ

yły do  zakotwiczenia transatlantyckiego przewodu

elektrycznego. Z Borkum prowadził on do morza. Przy odpływie, kiedy masy wody przesuwały
si

ę

, ła

ń

cuchy stawały si

ę

 lu

ź

ne. Na solidnie wykutych ogniwach wisiały teraz br

ą

zowe wodorosty i

zielona trawa. Udało si

ę

. Napinaj

ą

c mi

ęś

nie, Uwe podniósł go na pół metra w gór

ę

 i rzucił na

wilgotny piasek. Koledzy Uwe poszli w jego 

ś

lady. Mocno pracuj

ą

c mi

ęś

niami ramion, zasapani,

zako

ń

czyli zabaw

ę

.

Po paru minutach wymy

ś

lili co

ś

 nowego – nale

Ŝ

ało nog

ą

 podnie

ść

 ła

ń

cuch, wkładaj

ą

c stop

ę

 w

jedno z ogniw. Zabawa okazała si

ę

 udana. Kiedy noga z ła

ń

cuchem była uniesiona, druga stopa

grz

ę

zła   jeszcze   bardziej   w   mokrym   i   mi

ę

kkim   gruncie.   Ale   co   to?   Uwe,   najsilniejszy   z   nich,

przechylił si

ę

 nagle do tyłu i upadł na plecy. Kiedy próbował podeprze

ć

 si

ę

 r

ę

kami i podnie

ść

,

koledzy  

ś

miali   si

ę

  do   rozpuku   z   tego,   co   si

ę

  stało,   wskazuj

ą

c   palcami   jego   mokre   spodnie.

Dopiero po chwili zauwa

Ŝ

yli, co si

ę

 wła

ś

ciwie wydarzyło. Noga Uwe utkn

ę

ła w ogniwie ła

ń

cucha.

Jens i Heiner 

ś

miej

ą

c si

ę

 i 

Ŝ

artuj

ą

c wołali: „Jeste

ś

 uwi

ę

ziony! Musisz uton

ąć

!” Po chwili jednak

zacz

ę

li uwalnia

ć

 swojego przyjaciela, próbuj

ą

c rozwi

ą

za

ć

 jego trzewik i wyj

ąć

 nog

ę

. Ich starania

były   daremne,   gdy

Ŝ

  stopa   ju

Ŝ

  mocno   opuchła.   Tymczasem   zacz

ę

ło   si

ę

 

ś

ciemnia

ć

.   Usłyszeli

najpierw   słaby,   ale   z   biegiem   czasu   coraz   gło

ś

niejszy   szum.   Morze...   zbli

Ŝ

ał   si

ę

  przypływ.

ś

miertelnym strachu pracowali nad uwolnieniem kolegi. Szarpali nim i potrz

ą

sali. Krople potu

spływały   po   ich   rozpalonych   i   pełnych   zw

ą

tpienia   twarzach.   Uwe   j

ę

czał   i   krzyczał.   Woda

nieustannie napływała. Z ka

Ŝ

d

ą

 minut

ą

 coraz bardziej zalewały ich fale. Nie było innego wyj

ś

cia...

Dwaj chłopcy ostatkiem sił dotarli do brzegu, a nad ich uwi

ę

zionym koleg

ą

 zamkn

ę

ły si

ę

 woda i

mrok. Strasznie zako

ń

czyła si

ę

 ta niewinna zabawa.

Podobnie jest z ka

Ŝ

dym, kto nie poznał jeszcze Pana Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela.

P

ę

ta go mocny ła

ń

cuch grzechów i win. Pocz

ą

tkowo wi

ąŜ

e go bardzo lekko, potem coraz silniej i

wreszcie zmuszony jest powiedzie

ć

: – Nie mog

ę

 ju

Ŝ

 wyj

ść

! Pewnego dnia wody strasznego s

ą

du

zamkn

ą

 si

ę

 nad tob

ą

. Chc

ę

 ci jednak powiedzie

ć

 radosn

ą

 nowin

ę

„Pan Jezus uwalnia wi

ęź

niów!”

(Ps.146,7). „Je

ś

li Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi b

ę

dziecie” (Jana 8,36). Czy chcesz

dalej 

Ŝ

y

ć

 zwi

ą

zany ła

ń

cuchem grzechów?

background image

PROSZ

Ę

 

„WYBRA

Ć

 WŁA

Ś

CIWY PAS RUCHU!”

W czasie pierwszej samochodowej podró

Ŝ

y po Holandii, podziwiali

ś

my przyozdobione domy,

wypiel

ę

gnowane ogrody, kanały, tamy i wiatraki. Wszystko równiutkie, błyszcz

ą

ce, w jaskrawych

kolorach  –  jak  na  obrazku.  Nagle  zauwa

Ŝ

yli

ś

my napis,  znajduj

ą

cy  si

ę

  na  asfalcie autostrady,

wykonany du

Ŝ

ymi, białymi literami. Była to wskazówka dla kieruj

ą

cych. „Przesortowa

ć

 si

ę

” – tak

dosłownie brzmiał napis nie do przeoczenia.

Długo   i   gło

ś

no  

ś

miali

ś

my   si

ę

  z   tego   powodu.   Dziwne   wydało   nam   si

ę

  to   słowo.   Ale

jednocze

ś

nie rozumieli

ś

my, jakie ono ma znaczenie w j

ę

zyku holenderskim. Oznacza: „Uwaga!

Teraz b

ę

dzie wielorozjazdowe skrzy

Ŝ

owanie. Prosz

ę

 wybra

ć

 wła

ś

ciwy pas ruchu!”

Równie

Ŝ

 na naszych  wa

Ŝ

nych skrzy

Ŝ

owaniach 

Ŝ

ycia  cz

ę

sto widzimy napis: „Trzeba wybra

ć

wła

ś

ciwy pas ruchu!” Na jezdni wymalowane s

ą

 du

Ŝ

ymi strzałkami mo

Ŝ

liwe kierunki ruchu. Biada

temu kierowcy, który nie wjedzie na wła

ś

ciwy pas w odpowiednim momencie! Zostanie porwany

przez jad

ą

ce samochody w zupełnie inn

ą

 stron

ę

.

„Prosz

ę

 wybra

ć

 wła

ś

ciw

ą

 drog

ę

!” nawołuje tak

Ŝ

e Słowo Bo

Ŝ

e. Znajdujesz si

ę

 blisko du

Ŝ

ego

skrzy

Ŝ

owania. Zbli

Ŝ

a si

ę

 koniec czasu łaski. Dok

ą

d zmierzasz? Chcesz i

ść

 w prawo czy w lewo?

Je

ś

li nie wybierzesz w por

ę

 „wła

ś

ciwego pasa ruchu”, to nie b

ę

dzie ju

Ŝ

 pó

ź

niej mo

Ŝ

liwo

ś

ci zmiany

kierunku.   Zauwa

Ŝ

!   Wybór   musi   nast

ą

pi

ć

  odpowiednio   wcze

ś

nie.   Pó

ź

niej   jest   za   pó

ź

no,   aby

zjecha

ć

 z niewła

ś

ciwej drogi.

To du

Ŝ

e skrzy

Ŝ

owanie pojawi si

ę

 na pewno. Jak szybko, tego nie wiesz. Dlatego sprawa z

wyborem drogi jest powa

Ŝ

na i nagl

ą

ca. Ka

Ŝ

de zwlekanie staje si

ę

 niebezpieczne. Słowo Bo

Ŝ

e

mówi jednoznacznie:  „Czas  jest bliski”  (Obj.  1,3).  Dzisiaj  zwraca si

ę

 do ciebie głos, mówi

ą

cy:

„Uporz

ą

dkuj swoje 

Ŝ

ycie!” Jest jeszcze czas na pokut

ę

 i nawrócenie. Dzisiaj jest jeszcze aktualne

zapewnienie Pana Jezusa: „Kto do mnie przyjdzie, tego nie wyrzuc

ę

 precz” (Jana 6,37). 

background image

WARTE ZWIEDZENIA

Niezliczone ilo

ś

ci turystów odwiedzaj

ą

 Londyn, stolic

ę

 Wielkiej Brytanii. Wielu z nich zwiedza

słynne   zabytki   tego   miasta.   Wi

ę

kszo

ść

  turystów   odwiedza   katedr

ę

 

Ś

w.Pawła,   która   jest

najwi

ę

ksza   w   Anglii.   Została   wybudowana   w   sercu   Londynu   w   latach   1675   –   1710   przez

architekta Sir Christophera Wrena, który był te

Ŝ

 twórc

ą

 wielu innych znanych budowli.

Katedra ta była jego najwi

ę

kszym dziełem. Kiedy zmarł, maj

ą

c 91 lat, został tam pochowany.

Na jego grobie widnieje napis: „Je

ś

li szukasz przepychu – rozejrzyj si

ę

!”

Spoczywaj

ą

 tam równie

Ŝ

 inni sławni ludzie. Jednym z nich jest waleczny admirał Nelson, który

w   1805r.,   niedaleko   południowych   brzegów   Hiszpanii   obok   przyl

ą

dka   Trafalgar,   zadał   ci

ęŜ

k

ą

kl

ę

sk

ę

 flocie francusko-hiszpa

ń

skiej, sam jednak został 

ś

miertelnie ranny. Jest tu te

Ŝ

 pochowany

gen.Willington. Na pewno wiesz z lekcji historii, 

Ŝ

e w 1815r. wraz z pruskim marszałkiem Blu-

cherem zadał pod Waterloo ostateczny cios dumnemu Napoleonowi.

Ale chciałbym zwróci

ć

 twoj

ą

 uwag

ę

 na co

ś

 innego. B

ę

d

ą

c w Londynie, powiniene

ś

 koniecznie

odwiedzi

ć

  katedr

ę

 

Ś

w.Pawła   aby   zobaczy

ć

  tam   obraz   angielskiego   malarza   Williama   Hunta

(1827–1910)   pt.:   „The   Light   of   the   World”,   tzn.   „

Ś

wiatło

ść

 

ś

wiata”.   Jest   to   dzieło,   które   na

zwiedzaj

ą

cych robi ogromne wra

Ŝ

enie. Na obrazie tym panuje ciemno

ść

. Jedna z postaci, pełna

godno

ś

ci i łagodno

ś

ci, przedstawia Syna Bo

Ŝ

ego w cierniowej koronie. W lewej r

ę

ce trzyma On

jasne 

ś

wiatło, które przenika panuj

ą

c

ą

 ciemno

ść

. Drug

ą

 r

ę

k

ą

 puka do drzwi, nasłuchuj

ą

c. Wokoło

pn

ą

 si

ę

 dzikie zaro

ś

la. W drzwiach tkwi

ą

 zardzewiałe gwo

ź

dzie i ostre drzazgi. Jednak nie ma w

nich  klamki. Czy

Ŝ

by malarz o niej zapomniał? Dlaczego te drzwi zostały przedstawione w tak

odstraszaj

ą

cy sposób? Wydaje  si

ę

Ŝ

e nie zostan

ą

 nigdy otwarte! Poni

Ŝ

ej  umieszczony został

wiersz ze Słowa Bo

Ŝ

ego, który pomaga zrozumie

ć

 wymow

ę

 tego obrazu:  „Oto stoj

ę

 u drzwi i

kołacz

ę

; je

ś

li kto

ś

 usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wst

ą

pi

ę

 do niego...” (Obj.3,20).

Czy   drzwi,   o   których   mówi   przytoczony   fragment   Pisma,   i   drzwi   na   obrazie   przedstawiaj

ą

ludzkie  serce?   Z   pewno

ś

ci

ą

  tak!   Malarz   próbował   przedstawi

ć

 stan   serca  człowieka,   pełnego

ciemno

ś

ci,   nieczysto

ś

ci,   serca   nieprzychylnego   i   niesympatycznego.   Jak   beznadziejne   byłoby

nasze poło

Ŝ

enie, gdyby Pan Jezus Chrystus, b

ę

d

ą

cy 

ś

wiatło

ś

ci

ą

 

ś

wiata” (Jan 8,12) nie pukał w

co

ś

 tak odstraszaj

ą

cego, nie czekał, a

Ŝ

 kto

ś

 usłyszy jego pukanie i otworzy „drzwi serca”, aby

mogła tam wej

ść

 

ś

wiatło

ść

Ŝ

ycie i rado

ść

! Teraz rozumiesz, dlaczego w drzwiach nie ma klamki

zewn

ę

trznej? Malarz chciał zwróci

ć

 uwag

ę

 na to, 

Ŝ

e „drzwi serca” mog

ą

 by

ć

 otwierane tylko od

ś

rodka. Bóg nie chce tam wej

ść

 przemoc

ą

. On tylko puka cicho lub gło

ś

no. Ty sam mo

Ŝ

esz jemu

otworzy

ć

! Czy słyszałe

ś

 ju

Ŝ

 jego pukanie? Daj wi

ę

c odpowied

ź

 i otwórz bez wahania! Nie wiesz,

czy przypadkiem nie stoi dzi

ś

 u drzwi twojego serca po raz ostatni!

background image

B

Ą

D

Ź

 ZAWSZE GOTOWY !

Southampton, 19 grudnia 1963r. Przy wyciu syren płynie grecki luksusowy statek „Lakonia” w

ś

wi

ą

teczn

ą

 podró

Ŝ

 na wyspy Madera. Chustki powiewaj

ą

 na po

Ŝ

egnanie... brzeg si

ę

 oddala.

Wszyscy pasa

Ŝ

erowie s

ą

 weseli, poniewa

Ŝ

 jad

ą

 w pi

ę

kn

ą

 podró

Ŝ

. W prospektach angielskiego

biura   podró

Ŝ

y   napisano:   „To   urlop   pozbawiony   wszelkiego   ryzyka.   To   urlop,   który   cz

ę

sto

b

ę

dziecie wspomina

ć

”. Pozbawiony wszelkiego ryzyka? No przecie

Ŝ

, jak by nie było, „Lakonia”

ma   wszelkie   automatyczne   zabezpieczenia   przeciwpo

Ŝ

arowe,   przecie

Ŝ

  ma   wi

ę

cej   łodzi

ratunkowych ni

Ŝ

 pasa

Ŝ

erów na pokładzie, pomimo 

Ŝ

e wszystkie kabiny s

ą

 zaj

ę

te. Urlop, o którym

b

ę

dzie si

ę

 opowiada

ć

 przez reszt

ę

 

Ŝ

ycia? To prawda, szczególnie dla tych, którzy prze

Ŝ

yj

ą

. Bo

prawie 160 pasa

Ŝ

erów statku „Lakonia” dzie

ń

 przed Wigili

ą

 na pełnym morzu straci swoje 

Ŝ

ycie z

powodu strasznego po

Ŝ

aru, pomimo automatycznego zabezpieczenia po

Ŝ

arowego. Ale jak mógł

powsta

ć

 ten po

Ŝ

ar? Z niewyja

ś

nionych przyczyn?

Bruksela,   25   lipca   1966r.   Po

ś

ciel   czysta,   przebrana,   kwiaty   na   stole,   przygotowane   dobre

jedzenie.   W   stolicy   Belgii   wiele   rodzin   oczekuje   powrotu   swoich   dzieci   z   pi

ę

knej,   wakacyjnej

podró

Ŝ

y.  Dzisiaj  ma ich przywie

źć

  do Brukseli  autobus z Austrii,  wszyscy czekaj

ą

.  Jest coraz

ź

niej.  Wszyscy  czekaj

ą

  dalej.  Potem podaj

ą

  wiadomo

ś

ci:  Wypadek.  Wkrótce  wiadomo

ść

 ta

zostanie  potwierdzona.  Potem jest  to  ju

Ŝ

  pewno

ść

. Wypadek  na  autostradzie obok  Limburga.

Ranni?   –   tak.   Zabici?  –  mo

Ŝ

liwe.   Zabici???   –   tak.   –   Ilu?   –   wzruszenie   ramion  oczekuj

ą

cych

rodziców,   potem   straszna   prawda.   Z   43   pasa

Ŝ

erów   tego   nowoczesnego,   wycieczkowego

autobusu, tylko 10 zostało przy 

Ŝ

yciu, 33 zabitych, w tym 28 dzieci i młodzie

Ŝ

y.

Londyn,   3   pa

ź

dziernika   1952r.   Na   dworcu   podmiejskim   Harrow   stoi   poranny   poci

ą

g,

przepełniony   lud

ź

mi.   Zbli

Ŝ

a   si

ę

  czas   odjazdu.   Nagle   z   wielk

ą

  szybko

ś

ci

ą

  wje

Ŝ

d

Ŝ

a   poci

ą

g

po

ś

pieszny   ze   Szkocji   prosto   na   ten   odje

Ŝ

d

Ŝ

aj

ą

cy   poci

ą

g.   Jak   pudełka   zapałek   wsuwaj

ą

  si

ę

wagony   jeden   do   drugiego.   Sekund

ę

  po

ź

niej   trzeci   poci

ą

g   po

ś

pieszny   z   Londynu   z   pełn

ą

szybko

ś

ci

ą

 wje

Ŝ

d

Ŝ

a na resztki porozrzucanych po szynach wagonów i ciał ludzkich. Ponad 100

osób, które były w drodze do pracy, ju

Ŝ

 tam nigdy nie dojedzie.

Ale po co podaj

ę

 te wiadomo

ś

ci? Czy oznacza to, 

Ŝ

e masz ju

Ŝ

 nigdy nie je

ź

dzi

ć

 poci

ą

giem

albo autobusem, lub te

Ŝ

 płyn

ąć

 statkiem czy lecie

ć

 samolotem? Gdy my

ś

limy o tych tysi

ą

cach

zabitych,   którzy   gin

ą

  rokrocznie   w   ka

Ŝ

dym   kraju,   mo

Ŝ

na   by   i   tak   s

ą

dzi

ć

.   Ale   gdzie   jest

bezpieczniej? Nigdzie – wypadki, choroby mog

ą

 ci

ę

 spotka

ć

 i w domu, mog

ą

 dosi

ę

gn

ąć

 starych i

młodych. Mam zdj

ę

cie, przedstawiaj

ą

ce mnie i moich czterech przyjaciół przed matur

ą

. Pi

ę

ciu

młodych, zdrowych i pełnych optymizmu chłopców. Jeden zgin

ą

ł w wypadku samochodowyym, a

drugi zmarł z powodu ci

ęŜ

kiej choroby. I wła

ś

nie on, ten sportowiec i najmocniejszy z nas, musiał

ulec tak ci

ęŜ

kiej chorobie.

W  pierwszej   klasie  ten   urwis   z   jasnymi   włosami,   prawdziwy   p

ę

dziwiatr,   skakał   przez   stoły,

ławki, gdy nikt go nie widział. A był przy tym tak uczciwy i prawdomówny, stał si

ę

 bardzo bliski

memu sercu. Czy kto

ś

 by uwierzył, 

Ŝ

e wła

ś

nie on odejdzie z tego 

ś

wiata? Nawet kiedy siedziałem

w szpitalu przy jego łó

Ŝ

ku, a on patrzył na mnie, nie przeczuwał tego, o czym ja ju

Ŝ

 wiedziałem.

Lekarze zw

ą

tpili, miał 15 lat. Niedługo potem stali

ś

my nad otwartym grobem. Jego zegar stan

ą

ł.

I wszystkie zegary kiedy

ś

 stan

ą

, dla jednego wcze

ś

niej, dla drugiego pó

ź

niej. 

Po wstrz

ą

saj

ą

cej katastrofie w Londynie widziałem zdj

ę

cia w gazetach, na jednym z nich był

widoczny   zegar.   Był   to   zegar   na   peronie,   gdzie   stał   rozbity   poci

ą

g.   Wskazówki   wskazywały

godzin

ę

  8   i   19   minut,   był   to   dokładnie   moment   zderzenia   poci

ą

gów.   Obok   zegara   widniała

jeszcze jedna rzecz, warta uwagi, mianowicie wisiał tam plakat ze słowami:

„PRZYGOTUJ SI

Ę

 NA SPOTKANIE TWOJEGO BOGA!”  (Am. 4,12).

Jak mało było tych, którzy czytali ten plakat, a jeszcze mniej takich, którzy o tym my

ś

leli! Ale

nagle te słowa przemówiły i wielu musiało si

ę

 w tym momencie spotka

ć

 z Bogiem. Ich zegar 

Ŝ

ycia

si

ę

  zatrzymał.  Oby

ś

  ty  obok   tych  słów   nie  przeszedł   obojetnie!   Były  one  skierowane  do  ludu

izraelskiego. Ale słowa te jeszcze dzi

ś

 przemawiaj

ą

 do ka

Ŝ

dego, kto chce ich słucha

ć

. Wcze

ś

niej

albo  pó

ź

niej   dla   ka

Ŝ

dego   przyjdzie   godzina,   w   której   musi   si

ę

  spotka

ć

  z  Bogiem.  Czy  jeste

ś

gotowy i czy masz schronienie w Jezusie Chrystusie?

background image

WIELE RZECZY

Wielki grecki filozof Sokrates (469–399 p.n.e.) znajdował si

ę

 kiedy

ś

 w gronie swych uczniów w

Pireusie. Ogl

ą

dał z nimi ogromne ilo

ś

ci ró

Ŝ

norodnych towarów, które przywoziły statki. Towary te

były   pó

ź

niej   rozładowywane   i   transportowane   dalej,   a   w   ko

ń

cu   docierały   do   miasta,   aby

zaspokoi

ć

  potrzeby   wymagaj

ą

cych   mieszczan.   Kiedy   przypatrywali   si

ę

  dłu

Ŝ

sz

ą

  chwil

ę

ruchliwemu, portowemu 

Ŝ

yciu, Sokrates, pogładziwszy swoj

ą

 dług

ą

 brod

ę

, rzekł do uczniów: „Jak

wiele ró

Ŝ

nych rzeczy, których ja nie potrzebuj

ę

, znajduje si

ę

 na tym naszym kolorowym 

ś

wiecie!”.

Wypowied

ź

  Sokratesa   jest   bardzo   ciekawa,   a   zarazem   zawiera   w   sobie   wielk

ą

  m

ą

dro

ść

.

Gdyby zdanie to zostało wypowiedziane w obecnym czasie, to jego warto

ść

 byłaby oszacowana

jeszcze wy

Ŝ

ej, gdy

Ŝ

 dzisiaj, 2500 lat pó

ź

niej, wykaz dóbr materialnych i rzeczy u

Ŝ

ytkowych jest

nieporównywalnie bogatszy ni

Ŝ

 w czasach staro

Ŝ

ytnej Grecji. Wi

ę

kszo

ść

 ludzi pragnie posi

ąść

wiele dóbr. Ich 

Ŝ

yciowym  d

ąŜ

eniem stało  si

ę

 posiadanie wielkiego maj

ą

tku.  Po latach  głodu i

niedostatku przechodz

ą

 przez ludzko

ść

 ró

Ŝ

norodne „mody” czy „fale”. Wielu chce je

ść

 dostatnio,

wytwornie si

ę

 ubiera

ć

. Innych uniosła fala luksusów, ch

ęć

 posiadania pi

ę

knego samochodu i mie-

szkania czy ch

ęć

 podró

Ŝ

owania. Wydaje si

ę

Ŝ

e wielu ludzi rozmy

ś

laj

ą

c o swoich potrzebach,

popełnia fatalny bł

ą

d. O tym, czego rzeczywi

ś

cie potrzebuj

ą

, o Panu Jezusie, nie my

ś

l

ą

 w ogóle,

ś

wiadomie schodz

ą

c mu z drogi.

Prosz

ę

, nie czy

ń

 podobnie! Je

Ŝ

eli twoja łód

ź

 

Ŝ

ycia pokonała wszystkie p

ę

dz

ą

ce fale i t

ę

sknisz

za  rozkoszami   luksusów,  to  mo

Ŝ

esz  prze

Ŝ

y

ć

 

Ŝ

ałosne  w  skutkach rozbicie  twojego  okr

ę

tu.  Na

pewno nie zaznasz te

Ŝ

 trwałego szcz

ęś

cia. Prawdziwym szcz

ęś

ciem bowiem jest jedynie to, co

daje   Pan   Jezus!   On   powinien   by

ć

  kapitanem   i   sternikiem   twojego  

Ŝ

ycia.   On   woła   do   ciebie

przyja

ź

nie: „...troszczysz si

ę

 i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele ci za

ś

 potrzeba, tylko jednego”

(Łuk. 10,41), „Przyjd

ź

 i na

ś

laduj mnie” (Mat. 19,21).

background image

NIEBEZPIECZNY SEN

Przed wielu laty wydarzył  si

ę

 na wodospadzie Niagara niezwykle tragiczny wypadek. Młody

człowiek, o którym tu b

ę

dzie mowa, był przewodnikiem i wi

ę

kszo

ść

 swego czasu sp

ę

dzał w łodzi.

Pewnego   dnia  napływ   turystów   był   słaby   i   młodzieniec   miał  niewiele  pracy.   Zakotwiczył   wi

ę

c

swoj

ą

 łód

ź

 powy

Ŝ

ej wodospadu i uło

Ŝ

ył si

ę

 na niej wygodnie, by odpocz

ąć

. Miarowe kołysanie

łodzi na ci

ą

gle zmieniaj

ą

cych si

ę

 falach sprawiło, 

Ŝ

e młody człowiek zapadł w ko

ń

cu w gł

ę

boki

sen.   Był   spokojny,   gdy

Ŝ

  wydawało   mu   si

ę

,  

Ŝ

e   łód

ź

  jest   bezpieczna   i   dobrze   umocowana.

Jednak

Ŝ

e   pod   wpływem   silnego   pr

ą

du   i   ci

ą

głego   ruchu   odwi

ą

zała   si

ę

  linka   i łód

ź

,   wraz   ze

ś

pi

ą

cym w niej człowiekiem, została porwana i uniesiona w dół rzeki. Stoj

ą

cy na brzegu ludzie,

którzy   to   zauwa

Ŝ

yli,   zdawali   sobie   spraw

ę

,   w jak   strasznym   niebezpiecze

ń

stwie   znalazł   si

ę

młodzieniec.   Wołaniem   i   krzykiem   usiłowali   obudzi

ć

 

ś

pi

ą

cego.   W   pewnym   momencie   łód

ź

rzucona została na wystaj

ą

c

ą

 z wody do

ść

 du

Ŝą

 skał

ę

. Ludzie widz

ą

c, 

Ŝ

e łód

ź

 zatrzymała si

ę

,

podwoili swoje wysiłki, aby obudzi

ć

 przewodnika. Wyt

ęŜ

aj

ą

c głos, krzyczeli rozpaczliwie: „Uchwy

ć

si

ę

  skały,   uchwy

ć

  si

ę

  skały!”   Człowiek   w   łodzi   spał   jednak   spokojnie   dalej,   całkowicie

nie

ś

wiadomy swego poło

Ŝ

enia. Po chwili fale oderwały łód

ź

 od skały i z błyskawiczn

ą

 szybko

ś

ci

ą

uniosły j

ą

 wprost na wodospad. Dopiero straszliwy grzmot spadaj

ą

cych w przepa

ść

 wód obudził

nieszcz

ę

snego   chłopca,   ale   ju

Ŝ

  tylko   po   to,   aby   zobaczył   swój   tragiczny   koniec.   Có

Ŝ

  za

rozpaczliwe poło

Ŝ

enie – spa

ć

 w łodzi i nie

ś

wiadomie by

ć

 niesionym wprost w otchła

ń

 

ś

mierci!

Przejmuje nas dreszcz, gdy sobie to u

ś

wiadomimy. Ale najtragiczniejsze w tej historii jest to, 

Ŝ

e

w podobnym poło

Ŝ

eniu znajduje si

ę

 obecnie niezliczona rzesza ludzi. Nie troszcz

ą

c si

ę

 zupełnie

o to, w jakim kierunku niesie ich fala 

Ŝ

ycia, pozwalaj

ą

 si

ę

 wie

ść

 wprost w przepa

ść

  wiecznej

zguby i 

ś

mierci.

Co jest powodem tej nie

ś

wiadomo

ś

ci i beztroski? Jest nim letarg grzechu, w którym pogr

ąŜ

ona

jest wi

ę

kszo

ść

 ludzi. Zdradliwe sidła 

Ŝą

dz cielesnych i pokus 

ś

wiata, fałszywe hasła i d

ąŜ

enia,

nadmierna ufno

ść

 pokładana we własnym rozumie i własnych normach etycznych, przekonanie o

swej moralno

ś

ci, mo

Ŝ

e nawet wygodny dla siebie rodzaj wiary – oto przyczyny niebezpiecznego

snu, w jakim si

ę

 znajduje wi

ę

kszo

ść

 ludzi. Jakie to smutne i tragiczne!

„Obud

ź

 si

ę

, który 

ś

pisz” (Efez. 5,14) – te słowa Pisma 

Ś

wi

ę

tego pragn

ą

 i tob

ą

 dzi

ś

 wstrz

ą

sn

ąć

,

wyrwa

ć

 z niebezpiecznego letargu. Jeszcze dzi

ś

, w tej godzinie mo

Ŝ

esz uchwyci

ć

 si

ę

 ratuj

ą

cej

dłoni   Zbawiciela  

ś

wiata,   Jezusa   Chrystusa.   Uchwy

ć

  si

ę

  tej   dłoni,   ona   pragnie   ci

ę

  wyrwa

ć

  z

niebezpiecznych odm

ę

tów i postawi

ć

 na skale. Ta ratuj

ą

ca r

ę

ka za ciebie dała si

ę

 przybi

ć

 do

krzy

Ŝ

a na Golgocie i ona ma moc wyrwa

ć

 ci

ę

 i zbawi

ć

.

Nie przechod

ź

 koło niej oboj

ę

tnie. Mo

Ŝ

e to twoja ostatnia szansa w 

Ŝ

yciu. Przed ludzko

ś

ci

ą

otwiera si

ę

 przepa

ść

. Mo

Ŝ

e ju

Ŝ

 tylko chwile, kroki dziel

ą

 nas od niej. Krzy

Ŝ

 Jezusa jest pomostem

nad przepa

ś

ci

ą

. Mo

Ŝ

esz po nim przej

ść

 w 

ś

wiatło

ść

 wiecznego 

Ŝ

ycia.

„Uwierz

 

w

 

Pana

 

Jezusa,

 

a

 

b

ę

dziesz

 

zbawiony”

 

(Dz. Ap.16,31).

background image

TO B

Ę

DZIE MÓWIONE !

...i to wszystko b

ę

dzie mówione! Twierdz

ę

Ŝ

e na całym 

ś

wiecie nie ma takiego miejsca, gdzie

by   wi

ę

cej   mówiono   ni

Ŝ

  w   Hyde   Parku,   w   tych   wielkich   płucach   Londynu.   W   centrum   tego

olbrzymiego miasta, z jego milionami mieszka

ń

ców, rozpo

ś

ciera si

ę

 ów park na obszarze 5oo

morgów. Mo

Ŝ

na si

ę

 w nim zgubi

ć

. Ale to mo

Ŝ

e zdarzy

ć

 si

ę

 tylko cudzoziemcowi, bo londy

ń

czyk

zna ten park bardzo dobrze. Kiedy chce uciec od zgiełku wielkiego miasta, jego droga prowadzi
do Hyde Parku. Tu oddycha si

ę

 jeszcze 

ś

wie

Ŝ

ym powietrzem, a nie spalinami. Hałas motorów tu

nie   dociera   i   mo

Ŝ

na   na   du

Ŝ

ych,   zadbanych   ł

ą

kach   nacieszy

ć

  si

ę

  szumem   drzew.   Kto   chce

uprawia

ć

 sport dla kondycji, ma tak

ą

 mo

Ŝ

liwo

ść

. Łowienie ryb, jazda konna – wszystko jest na

twoje 

Ŝ

yczenie i mo

Ŝ

liwo

ś

ci twego portfela. Natomiast dla tego, który nie ma zbyt du

Ŝ

o szylingów,

Hyde Park ma co

ś

, co nic nie kosztuje. W Hyde Parku ka

Ŝ

dy ma prawo publicznie otworzy

ć

 swo-

je usta i mówi

ć

 to, co uznaje za dobre. Wyobra

ź

 sobie, 

Ŝ

e mo

Ŝ

na tam dowiedzie

ć

 si

ę

 wszyst-

kiego!

Pozwól mi wi

ę

c w jedno pi

ę

kne sobotnie popołudnie zabra

ć

 ci

ę

 z sob

ą

 na spacer po Hyde

Parku. Gdy wchodzimy przez główne wej

ś

cie przy „Marble truch”, widzimy tysi

ą

ce le

Ŝ

aków, które

londy

ń

czycy  wypo

Ŝ

yczaj

ą

 za  par

ę

 pensów.  Idziemy dalej, tam gdzie rosn

ą

  pierwsze drzewa i

krzaki, widzimy ju

Ŝ

 grupy ludzi, stoj

ą

 przy szerokich alejach. Po

ś

rodku takiej grupy, na skrzyni

albo drabince, przemawia mówca. A na ko

ń

cu, na „speakers corner”, najbardziej ucz

ę

szczanym

rogu w tym parku, jest tak du

Ŝ

o mówców, 

Ŝ

e jednym uchem mo

Ŝ

esz słysze

ć

 konserwatyst

ę

, a

drugim  komunist

ę

. Znajdziesz  tu przedstawicieli  ró

Ŝ

nych partii  i  organizacji: 

ś

ydów,  katolików,

„Apostołów Zdrowia”, do tego mnóstwo prywatnych mówców i reformatorów, którzy chc

ą

 na swój

sposób 

ś

wiat uczyni

ć

 lepszym.

Typy i charaktery pojedynczych mówców s

ą

 tak ró

Ŝ

ne jak dzie

ń

 i noc. Tu inteligent we fraku z

muszk

ą

, tam nie ogolony typ z czapk

ą

 przekrzywion

ą

 na ucho. Tu mówi młody, chudy 

ś

yd, który

ma ju

Ŝ

 porz

ą

dn

ą

 brod

ę

, obok niego, ogolony t

ę

gi zakonnik z niewiarygodnie grubymi okularami

na nosie. Nie s

ą

 wcale tacy spokojni, jak wygl

ą

daj

ą

, mog

ą

 te

Ŝ

 by

ć

 bardzo gło

ś

ni i zło

ś

liwi, kiedy

chce si

ę

 ich sfotografowa

ć

. Tak

Ŝ

e przedstawiciele ró

Ŝ

nych kolorów i odcieni skóry 

ć

wicz

ą

 si

ę

 w

sztuce mówienia, bo tam. gdzie bije serce dawnego imperium 

ś

wiata, mo

Ŝ

na zobaczy

ć

 wszystkie

kolory skóry. Tu na przykład wyst

ę

puje elegancko ubrany Murzyn, z całym zapałem opowiada o

ciemi

ęŜ

onych braciach z Południowej Afryki.

Naprzeciw ateista ze słowami nienawi

ś

ci mówi o Jezusie Chrystusie, Synu Bo

Ŝ

ym. Twierdzi,

Ŝ

e Jezus nie 

Ŝ

yje i nigdy nie powstał z martwych, mimo i

Ŝ

 ja i niezliczona liczba innych mo

Ŝ

emy

po

ś

wiadczy

ć

Ŝ

e Jezus, 

Ŝ

ywy Syn Bo

Ŝ

y, jest Panem naszego 

Ŝ

ycia. Nasuwa si

ę

 wówczas pytanie

– dlaczego ateista cał

ą

 swoj

ą

 nienawi

ść

 skierował przeciwko Temu, o którym mówi, 

Ŝ

e On nie

Ŝ

yje. Nie

Ŝ

yj

ą

cych przecie

Ŝ

 nie obdarza si

ę

 nienawi

ś

ci

ą

, zostawia si

ę

 ich w spokoju. Tak, słowa

pochodz

ą

ce z ust owego nad

ę

tego mówcy s

ą

 bardzo złe i chocia

Ŝ

 brzmi to tak dziwnie, s

ą

 tylko

wskazaniem na tego 

Ŝ

yj

ą

cego.  „Ten, który mieszka w Niebie, 

ś

mieje si

ę

 z nich, Pan im ur

ą

ga”

(Ps. 2,4).

Zmartwychwstały   jest   obecny  te

Ŝ

  w   Hyde  Parku.   I   tu,   w   sercu   tej   metropolii,   Ten,   którego

królestwo   nie   jest   z   tego  

ś

wiata,   ma   swoich   posła

ń

ców.   O,   tam   stoi   mała   grupa   chłopców   i

dziewcz

ą

t,   którzy  

ś

piewaj

ą

  pie

ś

ni   wiary.   A   potem   daj

ą

  radosne  

ś

wiadectwo   o   swym   Panu   i

Mistrzu.  „Błogosław   duszo   moja   Panu   i   wszystko,   co   we   mnie   Imieniu   Jego  

ś

wi

ę

temu”  (Ps.

103,1). „Oby

ś

 i ty zechciał przyj

ąć

 Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela! Twoje 

Ŝ

ycie te

Ŝ

 byłoby

szcz

ęś

liwe i pi

ę

kne”– przemawia, młody, sympatyczny człowiek. Mówi to tak sugestywnie, tak

przekonywaj

ą

co, a na zako

ń

czenie znowu rozbrzmiewa radosna pie

śń

.

Dziwny Hyde Park. A ile ty ju

Ŝ

 mogłe

ś

 słysze

ć

 słów? Ilu słów ju

Ŝ

 nawet nie pami

ę

tasz? Ale

słowa 

Ŝ

ywota  wiecznego z  ust  odwa

Ŝ

nego 

ś

wiadka  nie  trac

ą

 swojej  wa

Ŝ

no

ś

ci   nawet  w Hyde

Parku. 

background image

FAŁSZERSTWA!

W pewnym włoskim mie

ś

cie zmarł znany znawca sztuki. Wła

ś

nie jeste

ś

my na licytacji zbiorów,

które pozostawił – szkiców Pawła Gavarini, słynnego francuskiego grafika. Wtem do sali , gdzie
odbywa si

ę

 licytacja, wchodzi pewien nieznajomy i ka

Ŝ

e pokaza

ć

 sobie dzieła.

„To s

ą

 falsyfikaty!” o

ś

wiadcza. Prowadz

ą

cy okazuje oburzenie mówi

ą

c, 

Ŝ

e te dzieła s

ą

 przez

artyst

ę

 własnor

ę

cznie podpisane. Jednak obcy obstaje przy swoim stwierdzeniu.

„Ale one pochodz

ą

 przecie

Ŝ

 ze spadku znanego zbieracza Arivano”– powiedział licytator.

„I co z tego”– odpowiada obcy zdenerwowanym głosem.

Wszyscy otaczaj

ą

 z zaciekawieniem obu sprzeczaj

ą

cych si

ę

.

„Ale zmarły był osobi

ś

cie przyjacielem Gavariniego”– rzekł licytator.

„To kłamstwo! To niemo

Ŝ

liwe!”– brzmi ostateczna odpowied

ź

 obcego.

Licytator pieni si

ę

 ze zło

ś

ci i krzyczy: „Jak pan mo

Ŝ

e co

ś

 tak niesłychanego opowiada

ć

!”

„Poniewa

Ŝ

” – odpowiedział spokojnie nieznajomy – „ja jestem Gavarini”.

Zebrani   na   licytacji   ludzie   zacz

ę

li   gło

ś

no   krzycze

ć

:   „Wyrzuci

ć

  precz   tego   kłamc

ę

,   tego

oszusta!”.   Licytator   my

ś

l

ą

c,  

Ŝ

e   ma   do   czynienia   z   umysłowo   chorym,   ka

Ŝ

e   go   natychmiast

wyprowadzi

ć

. Licytacja toczy si

ę

 dalej, a ceny za oferowane dzieła id

ą

 w gór

ę

...

To   wydarzenie   miało   miejsce   dawno   temu,   a   tym   obcym   był   naprawd

ę

  Paweł   Gavarini.

Poniewa

Ŝ

 nie chciał on by

ć

 przez swoich wielbicieli 

ź

le potraktowany, nic mu nie pozostało jak

tylko milcze

ć

.

Przytoczy

ć

 mo

Ŝ

na tutaj mał

ą

 anegdot

ę

 Picassa, wielkiego malarza. Pewnego razu zapytano

go, który z malarzy odznaczał si

ę

 – jego zdaniem – najwi

ę

kszym talentem. U

ś

miechni

ę

ty mistrz

odpowiedział: „Piotr Paweł Rubens, on w swoim 

Ŝ

yciu namalował 600 obrazów, z których jeszcze

dzisiaj  istnieje 2700”.   Łatwo  mo

Ŝ

na  zrozumie

ć

,  co Picasso  w  tej  znacz

ą

cej  odpowiedzi  chciał

powiedzie

ć

. Nie ma prawie dziedziny, w której istniałoby tyle falsyfikatów co w malarstwie. Cz

ę

sto

dzieła   znanych   malarzy,   które   osi

ą

gaj

ą

  astronomiczne   ceny,   s

ą

  w   istocie   falsyfikatami,

sporz

ą

dzonymi dawno temu przez fałszerzy,  uzyskuj

ą

cych za nie du

Ŝ

e pieni

ą

dze. Trudno jest

bowiem odró

Ŝ

ni

ć

 fałszywego Rembrandta od prawdziwego, gdy

Ŝ

 fałszerze s

ą

 bardzo sprytni i

pracuj

ą

 według recepty starych mistrzów. Bardzo cz

ę

sto znaj

ą

 oni tajemnice ich pracowni równie

dobrze, jak sami arty

ś

ci. Sporz

ą

dzaj

ą

 farby według dawnych receptur, wiedz

ą

 te

Ŝ

, jak zdoby

ć

stare płótno i posiadaj

ą

 umiej

ę

tno

ś

ci i techniczne zaplecze, aby nowo namalowany obraz w par

ę

godzin przerobi

ć

 tak, 

Ŝ

e wygl

ą

da, jakby pochodził sprzed 300 lat.

Trzeba mie

ć

 bardzo wysokie kwalifikacje, 

Ŝ

eby taki falsyfikat rozpozna

ć

. Czasami jednak przy

pomocy   zwyczajnych   metod   mo

Ŝ

na   wykry

ć

  fałszerza.   Znane   s

ą

  przypadki,  

Ŝ

e   odcisk   palca

fałszerza albo przyklejony włos p

ę

dzla, którego stary mistrz nie mógł u

Ŝ

ywa

ć

 sprawiły, i

Ŝ

 całe

kłamstwo  zostało wykryte.  Znamy obraz,   rzekomo namalowany przez Franciszka Halsa, który
został rozpoznany przy pomocy promieni Roentgena jako fałszywy. W drzewie pod star

ą

 farb

ą

,

znaleziono jeden współczesny gwó

ź

d

ź

.

Dzisiaj   fotografia,   promienie   ultrafioletowe,   podczerwone   i   promienie   Roentgena   pomagaj

ą

odró

Ŝ

ni

ć

 obrazy prawdziwe od fałszywych. 

Ale mimo to, liczba fałszerzy ro

ś

nie nadal, nawet fachowcy maj

ą

 problemy z rozró

Ŝ

nieniem

oryginałów. Przed laty w Stuttgarcie stan

ę

li przed s

ą

dem fałszerze, którzy prawie za milion marek

sprytnie sprzedali 54 kopie niemieckiego malarza jako oryginały. Bardzo przykre było to, 

Ŝ

e kilku

ekspertów   zostało   wprowadzonych   w   bł

ą

d   i   ostatecznie   własnor

ę

cznie   podpisało  

ś

wiadecwa

oryginalno

ś

ci.

Im bardziej znane jest nazwisko artysty, tym bardziej jego obrazy s

ą

 po

Ŝą

dane. Ale te

Ŝ

 tym

wi

ę

cej w

ą

tpliwo

ś

ci wzbudza pytanie – prawdziwy czy fałszywy? Wielki, holenderski malarz, van

Dyck, namalował w swoim 

Ŝ

yciu nie wi

ę

cej ni

Ŝ

 70 obrazów. Gdyby jednak zgromadzi

ć

 wszystkie

obrazy,  które  mu  si

ę

 przypisuje, to  byłoby ich  około 2000.  Stanowiłby  on  znacznie  lepszy od

Rubensa obiekt anegdoty opowiedzianej przez Picassa. Tak samo jest z grafik

ą

 i drzeworytami

Dürera, prawdopodobnie w obiegu znajduje si

ę

 nie mniej ni

Ŝ

 500 000 fałszywych egzemplarzy.

background image

Czy wiesz, 

Ŝ

e w dziedzinie religii te

Ŝ

 s

ą

 fałszerze? S

ą

 to ci, którzy post

ę

puj

ą

 tak, „jak gdyby”

sami zasłu

Ŝ

yli sobie na niebo. Jak gdyby Bóg miał si

ę

 cieszy

ć

Ŝ

e jeszcze s

ą

 tacy jak oni. Ale

słuchaj Syna Bo

Ŝ

ego: „Nie ka

Ŝ

dy kto do mnie mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios;

lecz tylko ten, kto pełni wol

ę

 Ojca mojego, który jest w niebie”  (Mat. 7,21). Mo

Ŝ

na wi

ę

c mówi

ć

:

„Panie, Panie”, a jednak by

ć

 fałszerzem.

Ale co jest wol

ą

 Ojca w niebie? To, aby

ś

 uczynił krok w przeobra

Ŝ

eniu od fałszu i kłamstwa do

prawdy, i powiedział – chc

ę

 nareszcie odło

Ŝ

y

ć

 cał

ą

 zaciemnion

ą

 polityk

ę

 mojego 

Ŝ

ycia. Ja musz

ę

by

ć

 tym,   którym   sam   jestem.  Marcin  Luter  kiedy

ś

  powiedział:  „Zgubiony  i pot

ę

piony  człowiek;

zewn

ę

trznie nawet porz

ą

dny, w zawodzie pilny, w rodzinie wzorowy – nie trzeba temu przeczy

ć

 –

przed Bogiem pozostaje tym, który tylko musi powiedzie

ć

: „Panie, przed Tob

ą

 jestem biednym

Ŝ

ebrakiem, nie mam nic, co mógłbym Ci przynie

ść

, wszystkim Panie, jeste

ś

 Ty!”.

Oto   cud   nawrócenia,   ten   cud   nowonarodzenia,   przyj

ś

cia   do   poznania   wiary   –   kiedy

u

ś

wiadomi

ę

 sobie 

ś

wi

ę

to

ść

 Bo

Ŝą

 w 

ś

wietle Jego Słowa i poci

ą

gnie mnie ona do ukrzy

Ŝ

owanego,

wtedy poznam godnego chwały Syna Bo

Ŝ

ego. Ten człowiek na krzy

Ŝ

u nie jest zwykłym zało

Ŝ

y-

cielem jakiej

ś

 religii, nie jest reformatorem społecznym. Nie jest to 

Ŝ

aden m

ę

czennik, który zmarł

za swoje ideały, Chrystus nie jest te

Ŝ

 wierzchołkiem ludzkiej piramidy. Jest to mój Zbawca, dzi

ę

ki

któremu mog

ę

 

Ŝ

y

ć

 wiecznie w niebie.

background image

JEDEN SKUTECZNY LIST

Pewna dziewczyna znalazła si

ę

 w przest

ę

pczym 

ś

wiecie miasta Chicago. Najpierw wszystko

wydawało si

ę

 jej bardzo interesuj

ą

ce. Pó

ź

niej jednak popadła w n

ę

dz

ę

. Goniła z przyjaciółmi za

rozrywkami, lecz gł

ę

boko w sercu swym odczuwała t

ę

sknot

ę

 za matk

ą

, która wiodła gdzie

ś

 swoje

Ŝ

ycie.  Matka  czekała  na  jej   powrót  przez  wiele lat,  ch

ę

tnie  sama  sprowadziłaby j

ą

  do  siebie,

ch

ę

tnie poszukałaby jej, lecz gdzie? Miło

ść

 jednak znajduje rad

ę

. Napisze list, lecz dok

ą

d? Adres

pobytu jej córki nie jest znany nawet policji kryminalnej.

Zrobiła wiele fotografii swej postarzałej ze zmartwienia twarzy, ka

Ŝ

d

ą

 przykleiła na papier, a

poni

Ŝ

ej   fotografii   napisała:   „Wró

ć

  do   domu!   Matka   czeka   na   ciebie!”   Z   tak   przygotowan

ą

informacj

ą

  udaje   si

ę

  do   chicagowskich   restauracji   i   spelunek,   prosz

ą

c   o   zgod

ę

  na   ich

wywieszenie.

„Wró

ć

 do domu! Matka czeka na ciebie!” Czy to pomo

Ŝ

e? Czy jej córka b

ę

dzie to czyta

ć

? Czy

posłucha wezwania?

Na   dworze   jest   ciemno.   W   tanim   barze   licha   kapela   gra   oklepane   melodie.   Jaka

ś

  młoda

dziewczyna,   z   pustk

ą

  w   duszy,   przesuwa   si

ę

  przez   piekło   grzechu.   Nagle   staje,   jak   gdyby

uderzona piorunem. Tam,  na 

ś

cianie wisi  wizerunek  jakiej

ś

  starej  kobiety...  podchodzi   bli

Ŝ

ej   i

czyta napisane obok słowa. Z jej serca wyrywa si

ę

 przera

Ŝ

aj

ą

cy krzyk: „Matko!”

Par

ę

 godzin pó

ź

niej jest bezpieczna w domu. Jedynie sze

ść

 słów, to niewiele. Jednak w tych

sze

ś

ciu słowach znajduje si

ę

 cała zawarto

ść

 listu, który Bóg kieruje do Ciebie. Wró

ć

 do domu!

Ten,  który i ciebie miłuje – czeka na Ciebie! On chce Ci da

ć

 pokój, rado

ść

 i szcz

ęś

cie (Mat.

11,28). Słowo Bo

Ŝ

e jest listem do Ciebie. Wró

ć

 do Niego, nigdy tego nie po

Ŝ

ałujesz.

background image

CZŁOWIEKU, NIE IRYTUJ SI

Ę

Wynalazca tej znanej gry musiał by

ć

 dobrym znawc

ą

 ludzkiej natury. Wiedział, jak łatwo ludzi

irytuj

ą

 małe problemy, z którymi 

Ŝ

yj

ą

 i codziennie si

ę

 spotykaj

ą

. Słusznie czy te

Ŝ

 niesłusznie.

Biblia mówi nam o fatalnym zgorszeniu, które mo

Ŝ

e zaistnie

ć

, gdy człowiek gorszy si

ę

 nawet

Jezusem   Chrystusem.   A   ci,   którzy   to   czyni

ą

,   s

ą

  naprawd

ę

  po

Ŝ

ałowania   godni.   Jest   prawie

niemo

Ŝ

liwe, 

Ŝ

eby tacy ludzie byli szcz

ęś

liwi. Jezus Chrystus bowiem mówi: „A błogosławiony jest

ten, kto si

ę

 mn

ą

 nie zgorszy” (Mat. 11,6).

Jak   to   jest   mo

Ŝ

liwe,  

Ŝ

e   mo

Ŝ

emy  si

ę

  Nim   gorszy

ć

?   Czy   nie   mieszkamy   w   chrze

ś

cija

ń

skim

ś

wiecie?   Tak.   Czy   nie   trzymamy   si

ę

  mocno   chrze

ś

ciaja

ń

skiej   formy?   Tak,   to   te

Ŝ

.   Ale   Jezus

Chrystus   chce   du

Ŝ

o   wi

ę

cej.   On   nie   chce   tylko   chrze

ś

cija

ń

skiego   poloru,   pozornej,   pobo

Ŝ

nej

fasady. Czego chce? Chce ciebie! Twojego serca!

Dlatego oddał swoje bezgrzeszne 

Ŝ

ycie na krzy

Ŝ

u, na Golgocie, 

Ŝ

eby

ś

 ty za swoje winy mógł

znale

źć

  przebaczenie   i   przy   Jego   boku   rozpocz

ąć

  nowe,   wolne   i   szcz

ęś

liwe  

Ŝ

ycie.   Trudno

zrozumie

ć

, dlaczego wielu ludzi uwikłanych w grzechu nie chce, po prostu nie chce przyj

ąć

 Pana

Jezusa. Grzech, który obiecuje pozorn

ą

 rado

ść

 jest im milszy. Wprawdzie 

ś

wieci nad nimi Bo

Ŝ

e

ś

wiatło, ale zamykaj

ą

 si

ę

 przed nim, gdy

Ŝ

 bardziej umiłowali ciemno

ść

 i uczynki ich s

ą

 złe (Jan

3,19). Post

ę

puj

ą

 mniej wi

ę

cej tak, jak niektórzy ludzie wówczas, gdy zało

Ŝ

ono im po raz pierwszy

ś

wiatło elektryczne i pierwsze 

Ŝ

arówki. Ludzie ci potłukli te jasne lampy, bo o

ś

wietlały im cały

brud  i  bałagan.  Gorszyło  ich 

ś

wiatło,  jak  tych,  którzy  gorsz

ą

  si

ę

  Jezusem  Chrystusem.  Bo

Ŝ

e,

jasne 

ś

wiatło gorszy.

Dla innych, cz

ę

sto wysoko postawionych ludzi krzy

Ŝ

 Golgoty jest bardzo wielkim zgorszeniem.

Ukrzy

Ŝ

owany   Zbawiciel?   Za   moje   winy?   Nie   b

ę

d

ę

  indywidualist

ą

,  

Ŝ

adnego   uni

Ŝ

enia!

Ukrzy

Ŝ

owanego Syna Bo

Ŝ

ego nie potrzebuj

ę

! Podobnie my

ś

li i mówi wielu ludzi.

Mówi

ą

  dalej:   Wiecie,   kim   jestem?   Jestem   komunist

ą

.   Jestem   za   wolno

ś

ci

ą

  i

człowiecze

ń

stwem. Ja nikomu nic nie robi

ę

. Ja jestem ka

Ŝ

demu pomocny. Ja czyni

ę

 dobrze i nie

boj

ę

 si

ę

 nikogo. Jeszcze nigdy nie było tylu „wspaniałych” ludzi jak dzi

ś

, ludzi, którzy otwarcie

mówi

ą

 i my

ś

l

ą

Ŝ

e nie potrzebuj

ą

 

Ŝ

adnego Zbawiciela  i sami sobie pomog

ą

. Ale  wszyscy  oni

zapominaj

ą

 o tym, i

Ŝ

 jedynym, który wyci

ą

gn

ą

ł si

ę

 z bagna własnym warkoczem był Münchhau-

sen, ale on był kłamc

ą

.

Badaj siebie, czy i ty nie gorszysz si

ę

 Jezusem Chrystusem. Gdyby tak było, to szczerze ci

ę

 o

jedno   prosz

ę

  –   zechciej   zrozumie

ć

,  

Ŝ

e   zasadniczym   złem,   które   do   tego   prowadzi,   s

ą

  twoje

grzechy.  

Ś

wiatło

ść

  i   ciemno

ść

  nie  pasuj

ą

  do   siebie.   Tu   le

Ŝ

y   korze

ń

  tego   zgorszenia.   Jeden,

Jedyny Zbawiciel chce ci darowa

ć

 WSZYSTKO.

O, łasko, która wymazujesz
przez krew Jezusa ka

Ŝ

dy grzech,

ogłasza

ć

 wsz

ę

dzie nakazujesz

o odpuszczeniu przest

ę

pstw wszech.

Zbawienie, pokój daj

ą

c wraz,

to jest cudowny łaski czas!

background image

PANIKA NA STADIONIE

Lima, niedziela 24.05.1964 rok. Stolica Peru prze

Ŝ

ywa wielki dzie

ń

. Kibice sportowi krzycz

ą

c,

pod

ąŜ

aj

ą

 ulicami miasta. Wielu z nich jechało tu przez cał

ą

 noc, a niektórzy nawet całymi dniami.

Dzisiaj   odb

ę

dzie   si

ę

  spotkanie   piłkarskie   rozstrzygaj

ą

ce   o  tym,   kto   pojedzie   na   olimpiad

ę

  do

Tokio – dru

Ŝ

yna Peru czy Argentyny. Wielu kibicom przyjazd do Limy sprawił zawód. Tygodniami

oszcz

ę

dzali pieni

ą

dze na podró

Ŝ

 i bilet wst

ę

pu. Ale niestety, 50 tysi

ę

cy biletów ju

Ŝ

 rozsprzedano.

A kiedy o godzinie 15.

00

  rozległ  si

ę

 gwizdek  s

ę

dziego, tysi

ą

ce rozczarowanych kibiców sportu

tłoczyło si

ę

 poza bramami stadionu.

Na   stadionie   wszyscy   trwali   w   radosnym   oczekiwaniu.   W   jednym   z   sektorów   słycha

ć

niesamowity krzyk. Niewielka grupa argenty

ń

skich „zadymiarzy” chóralnym 

ś

piewem dopinguje

swoj

ą

  dru

Ŝ

yn

ę

.   Nieprzebrane   tłumy   peruwia

ń

skiej   publiczno

ś

ci   pokazuj

ą

,  

Ŝ

e   potrafi

ą

  to   robi

ć

lepiej. Argenty

ń

ska jedenastka gra płynnie i pewnie, mo

Ŝ

na by powiedzie

ć

 – prawie elegancko.

Peruwia

ń

czycy   prezentuj

ą

  równie

Ŝ

  wysok

ą

  form

ę

  i   walcz

ą

  z   pełnym   po

ś

wi

ę

ceniem.   Jest   to

szybki,   fascynuj

ą

cy   i pełen   napi

ę

cia   mecz.   Pierwsza   połowa   ko

ń

czy   si

ę

  wynikiem   bezbram-

kowym. Teraz, po zmianie stron, podniecenie rozgor

ą

czkowanych mas ro

ś

nie jeszcze bardziej.

Nieopisane   szale

ń

stwo   zapanowało   w

ś

ród   argenty

ń

skich   widzów,   gdy   lider   ich   dru

Ŝ

yny

nieoczekiwanie zdobył bramk

ę

 dla Argentyny. Była to najlepsza nagroda za trudy, które musieli

pokona

ć

, aby tu przyby

ć

. Jednak Peruwia

ń

czycy nie poddaj

ą

 si

ę

. Walcz

ą

 do upadłego. I nagle,

na   10   minut   przed   ko

ń

cem,   słycha

ć

  ogromny   krzyk:   „gol,   gol!”  W

ś

ród  peruwia

ń

skich   kibiców

zapanowała bezgraniczna rado

ść

.

Ale   có

Ŝ

  to   si

ę

  dzieje?   Mi

ę

dzy   s

ę

dziami   a   zawodnikami   powstała   ostra   dyskusja.   S

ę

dzia

główny, Urugwajczyk, Eduardo Pazos, nie uznał bramki! Stwierdził, 

Ŝ

e krótko przed golem był

gwizdek, gdy

Ŝ

 argenty

ń

ski piłkarz był faulowany. Decyzja ta wywołała na widowni rozczarowanie,

a nast

ę

pnie zło

ść

. Na stadionie zagotowało si

ę

 jak w kotle. Na płyt

ę

 boiska poleciały pierwsze

butelki.   S

ę

dzia   główny,   bezsilny   wobec   narastaj

ą

cego   niepokoju,   gwizdkiem   oznajmił   koniec

spotkania. 

W   nast

ę

pstwie   tego   oburzenie   wzrosło   jeszcze   bardziej.   Całe   szcz

ęś

cie,  

Ŝ

e   boisko   było

odgrodzone   płotem   wys.   2,5   m.,   zako

ń

czonym   drutem   kolczastym,   który   skutecznie

powstrzymywał rozjuszonych kibiców. Na stadionie była tak

Ŝ

e policja, mog

ą

ca w ostateczno

ś

ci

zareagowa

ć

. Komendant policji w Limie ju

Ŝ

 wcze

ś

niej ustawił swoich ludzi dookoła płyty boiska i

uzbroił ich w stalowe hełmy, pistolety naładowane gumowymi nabojami i gaz łzawi

ą

cy. Fanatycy

sportu na całym 

ś

wiecie cz

ę

sto wpadaj

ą

 w szał, szybko trac

ą

c wszelkie hamulce. Równie

Ŝ

 i tutaj

policja musiała wkroczy

ć

 do akcji.

Nagle   dwóch  

ś

miałków   podj

ę

ło   prób

ę

  przedostania   si

ę

  przez   płot   i   zaatakowało   s

ę

dziego.

Policja   próbowała   odci

ąć

  im   drog

ę

  i   zabra

ć

  ich   stamt

ą

d.   U

Ŝ

yto   gumowych   naboi   i   usuni

ę

to

chuliganów z boiska. Lecz ju

Ŝ

 nast

ę

pna grupa nastolatków zacz

ę

ła szturmowa

ć

 płot. Policjanci

próbowali powstrzyma

ć

 kolejny atak, ale stawało si

ę

 to coraz trudniejsze. W mgnieniu oka wzbu-

rzeni kibice zacz

ę

li niszczy

ć

 ogrodzenie i oderwanymi kawałkami 

Ŝ

elaza rzuca

ć

 na boisko. Na

szcz

ęś

cie s

ę

dzia i zawodnicy znajdowali si

ę

 ju

Ŝ

 w bezpiecznym miejscu, ale gniew wzmagał si

ę

coraz bardziej. Jedni niszczyli  ławki na trybunach, inni zacz

ę

li rozwala

ć

 murowane elementy i

rzuca

ć

 kawałkami cegieł w policj

ę

. Aby unikn

ąć

 rozlewu krwi, nale

Ŝ

ało nie dopu

ś

ci

ć

 do dalszej

walki z rozw

ś

cieczonymi fanatykami sportu. Policja postanowiła u

Ŝ

y

ć

 gazu łzawi

ą

cego. Tysi

ą

ce

ludzi   zacz

ę

ło   si

ę

  dusi

ć

,   kaszle

ć

  i   trze

ć

  oczy.   Zaatakowani   gazem   kibice   nic   nie   widzieli.

Niezliczona masa ludzi trzymała si

ę

 jednak razem.

Wtem przeleciała przez tłum, jak iskra, jedna my

ś

l. Nagle wszyscy podj

ę

li wspóln

ą

 decyzj

ę

 –

wyj

ść

 st

ą

d, ucieka

ć

. Natychmiast tłumy zacz

ę

ły prze

ć

 ku wyj

ś

ciu, w dół, do tunelu czterometrowej

szeroko

ś

ci,   który   mie

ś

cił   si

ę

  pod   trybunami.   Ka

Ŝ

dy   chciał   ratowa

ć

  swoje  

Ŝ

ycie,   swobodnie

odetchn

ąć

 i wyj

ść

 „na wolno

ść

”. W powstałym tłoku wielu powalono i stratowano na 

ś

mier

ć

.

Najwi

ę

kszy dramat miał jednak dopiero nast

ą

pi

ć

. Ci

ęŜ

kie 

Ŝ

elazne wrota, które znajdowały si

ę

na   ko

ń

cu   tunelu   były   zamkni

ę

te.   Stra

Ŝ

nicy   krótko   przed   zako

ń

czeniem   meczu   opu

ś

cili   swoje

stanowiska, gdy

Ŝ

 chcieli zobaczy

ć

 ostatnie minuty spotkania i pó

ź

niej ju

Ŝ

 nie mogli przedosta

ć

si

ę

 z powrotem. Fala za fal

ą

 na wpół obł

ą

kanych ludzi nacierała na zamkni

ę

t

ą

 bram

ę

. Krzyki

zw

ą

tpienia i rozpaczy pozostały bez odzewu. Wielu zaduszono, zmia

Ŝ

d

Ŝ

ono albo stratowano. W

background image

tej  wielkiej katastrofie, któr

ą

 odnotowano w historii sportu, zgin

ę

ło 300 osób, a liczba rannych

była ogromna. Zamkni

ę

te drzwi zablokowały tym ludziom drog

ę

 do 

Ŝ

ycia, drog

ę

 do wolno

ś

ci.

Równie

Ŝ

 w Słowie Bo

Ŝ

ym jest mowa o zamkni

ę

tych drzwiach. Czytamy w nim o pewnym m

ęŜ

u

imieniem Noe, który ostrzegał ludzi przed nadchodz

ą

cym s

ą

dem Bo

Ŝ

ym i nawoływał do pokuty.

W   odpowiedzi   spotkały  go  

ś

miech   i   szyderstwa,   uznano   go   za   obł

ą

kanego.   Któ

Ŝ

  bowiem   na

suchym l

ą

dzie buduje statek przez dziesi

ą

tki lat? Pó

ź

niej jednak zapowiedziana kara nadeszła,

dotykaj

ą

c pewnych siebie ludzi. „Wytrysn

ę

ły 

ź

ródła wielkiej otchłani i otworzyły si

ę

 upusty nieba.

I padał deszcz na ziemi

ę

 przez czterdzie

ś

ci dni i nocy”. „I zamkn

ą

ł Pan za nim drzwi”  (1 Moj.

7,16). Noe wraz z rodzin

ą

 byli uratowani i bezpiecznie schronieni, natomiast wszyscy inni zgin

ę

li.

Pocz

ą

tkowo   głos   nawołuj

ą

cy   do   pokuty   i   wskazuj

ą

cy   ratunek   był   skierowany   do   wszystkich.

ź

niej jednak, przed tłumami zoboj

ę

tniałych i oci

ą

gaj

ą

cych si

ę

 na

ś

miewców, zamkni

ę

to jedyne

drzwi   wiod

ą

ce  do  ocalenia.  Czas  łaski  sko

ń

czył   si

ę

  bezpowrotnie.  Sam Pan  nawoływał   przez

Noego   do   pokuty   i   nawrócenia.   Ale   teraz   nastał   czas   s

ą

du.   Ten,   który   wcze

ś

niej   wyci

ą

gał

zbawcz

ą

 dło

ń

, stał si

ę

 dla tych, którzy go nie słuchali, S

ę

dzi

ą

.

Historia o zamkni

ę

tych drzwiach tchnie 

ś

wi

ę

t

ą

 powag

ą

. Tak

Ŝ

e i teraz nikt z ludzi nie wie, kiedy

drzwi łaski zostan

ą

 na zawsze zamkni

ę

te. Pan Jezus jeszcze woła:  „Ja jestem drzwiami”  (Jana

10,9).   On   jedynie   jest   drog

ą

,   która   prowadzi   do   wiecznego  

Ŝ

ycia.   Tylko   przez   niego   mo

Ŝ

na

przyj

ść

 do Ojca. Dlatego ostrzega dzisiaj wszystkich, którzy chc

ą

 go odrzuci

ć

. Mo

Ŝ

e sta

ć

 si

ę

 tak,

jak z niem

ą

drymi pannami, które przyszły za pó

ź

no i, podobnie jak w wy

Ŝ

ej opisanym zdarzeniu –

„zamkni

ę

to drzwi”  (Mat. 25,10). Pomimo pukania i wołania:  „Panie, Panie, otwórz nam!”  – nie

uzyskały pomocy. Było bezpowrotnie za pó

ź

no. Drzwi zostały na zawsze zamkni

ę

te. Usłyszały

słowa Pana: „Zaprawd

ę

 powiadam wam, nie znam was!”. Dlatego wejd

ź

 przez te drzwi, dopóki s

ą

jeszcze otwarte!

background image

CO TO JEST DIALEKTYKA ?

Pewnego   razu   przedstawiciele  Stowarzyszenia   Chłopów   przyszli   do   burmistrza   z   pytaniem:

Obywatelu   burmistrzu,   co   nale

Ŝ

y   rozumie

ć

  przez   słowo   „dialektyka”?   Burmistrz   odpowiedział:

Drodzy obywatele, nie jest to takie łatwe do wyja

ś

nienia. Chc

ę

 wam jednak przedstawi

ć

 pewien

przykład, który pomo

Ŝ

e to zrozumie

ć

. Tak wi

ę

c, wyobra

ź

cie sobie, 

Ŝ

e przyszło do mnie dwóch

chłopów. Jeden z nich jest czysty, a drugi brudny. Ja zapraszam moich go

ś

ci do k

ą

pieli. Który z

nich skorzysta z mojej oferty?

–Ten brudny – odpowiedzieli słuchacze.

–   Nie,   ten   czysty!   –   odrzekł   burmistrz   –   gdy

Ŝ

  jest   on   przyzwyczajony   do   mycia;   ten   drugi

natomiast nie widzi w myciu 

Ŝ

adnej warto

ś

ci. Czyli, który z nich we

ź

mie k

ą

piel?

– Ten czysty – odpowiedzieli chłopi.

– Nie, ten brudny, gdy

Ŝ

 jemu jest k

ą

piel potrzebna – odrzekł burmistrz – a wi

ę

c, który b

ę

dzie

si

ę

 mył?

– No, brudny! – zawołali chłopi.

– Nie,   obydwaj!   –   kontynuował   burmistrz   –   gdy

Ŝ

  czysty   jest   przyzwyczajony   do   mycia,   a

brudnemu jest k

ą

piel bardzo potrzebna.

Czyli, który skorzysta z łazienki?

– Obydwaj – wycedzili chłopi.

– Nie, 

Ŝ

aden z nich – powiedział burmistrz – gdy

Ŝ

 brudny nie jest przyzwyczajony do mycia, a

czystemu k

ą

piel nie jest potrzebna.

– Tak, towarzyszu burmistrzu – zauwa

Ŝ

yli słuchaj

ą

cy – tylko jak mamy to wszystko zrozumie

ć

?

Za ka

Ŝ

dym razem mówi pan co

ś

 innego, a mianowicie to, co panu akurat odpowiada.

– Rozumiecie wi

ę

c teraz, co to jest dialektyka – odpowiedział, 

ś

miej

ą

c si

ę

 burmistrz.

W  tym   zabawnym   opowiadaniu  zawarta   jest   pewna  prawda.   Czy   i   ty   nie  jeste

ś

  podobnym

dialektykiem? Wiesz dobrze, 

Ŝ

e popełniłe

ś

 wiele złego. Głos twego sumienia mówi ci o tym jasno

i wyra

ź

nie. Równocze

ś

nie jednak odzywa si

ę

 w tobie inny głos, głos dialektyczny, głos rzecznika

złego. Słyszysz, jak ten głos bez przerwy i z wielkim upodobaniem mówi do ciebie: – Nie bierz
sobie tych spraw tak bardzo do serca! Ja bym te

Ŝ

 inaczej nie post

ą

pił! Jeden raz si

ę

 nie liczy!

Zwraca   si

ę

  do   ciebie   z   takimi   lub   bardzo   podobnymi   słowami.   Wszystko,   co   si

ę

  wydarzyło,

próbuje zniekształci

ć

, odwróci

ć

,  przedstawi

ć

 w zupełnie  innym  

ś

wietle. Jest  to szata

ń

ski głos,

który bez przerwy sprzeciwia si

ę

 czuwaj

ą

cemu sumieniu.

Diabeł  jest  najwi

ę

kszym   przeciwnikiem  prawdy.   Wszelkimi  sposobami  próbuje  j

ą

  wypaczy

ć

.

Dosłowne tłumaczenie greckiego słowa „diabeł” (diabolos) oznacza: przewracaj

ą

cy, oczerniaj

ą

cy.

Ka

Ŝ

dego   dnia   chce   wi

ę

c   wszystko   poprzewraca

ć

  w   twoim   sumieniu.   On   stawia   wszelkie

przeszkody, aby

ś

 nie czytał Biblii.

Jedynie w Pi

ś

mie 

Ś

wi

ę

tym mo

Ŝ

esz znale

źć

 nie sfałszowan

ą

 miar

ę

 dobra i zła. „Bo Słowo Bo

Ŝ

e

jest 

Ŝ

ywe i skuteczne, ostrzejsze ni

Ŝ

 miecz obosieczny, przenikaj

ą

cy a

Ŝ

 do rozdzielenia duszy i

ducha, stawów i szpiku, zdolne os

ą

dzi

ć

 zamiary i my

ś

li serca”  (Hebr. 4,12). To cudowne słowo

chce ci

ę

 przyprowadzi

ć

 do Jezusa, Pana i Zbawiciela, oczekuj

ą

cego, aby

ś

 przyszedł do niego

teraz, w tej chwili. Wiedz, 

Ŝ

e owo „teraz” jest dla ciebie niezmiernie wa

Ŝ

ne. By

ć

 mo

Ŝ

e równie

Ŝ

 w

tej chwili słyszysz głos, który mówi: „Tylko powoli, masz jeszcze czas”. Lecz pomy

ś

l o tym, 

Ŝ

e

„nie ma nic ukrytego, co by nie miało by

ć

 ujawnione” (Mat. 10,26) przed tym, którego „oczy s

ą

 jak

płomie

ń

 ognia” (Obj. 19,12). Pan Jezus zaprasza ci

ę

 jeszcze dzisiaj! Nie odrzucaj go!

background image

CZY JESTE

Ś

PRZYGOTOWANY?

Przed wielu laty, kilku studentów medycyny stało w prosektorium uniwersyteckiej kliniki, 

Ŝ

ywo

rozprawiaj

ą

c   o   zdarzeniach   dnia   i   planach   na   popołudnie.   Wła

ś

nie   sko

ń

czyli   swoj

ą

  prac

ę

,   a

pozostałe na stole sekcyjnym 

Ŝ

ałosne szcz

ą

tki nie psuły im dobrego humoru. Byli do tego widoku

tak przyzwyczajeni, 

Ŝ

e nie robił on na nich ju

Ŝ

 

Ŝ

adnego wra

Ŝ

enia. Nikomu nie przyszło na my

ś

l,

Ŝ

e ka

Ŝ

dy z nich przecie

Ŝ

 mo

Ŝ

e lada chwila by

ć

 takim wła

ś

nie porzuconym, bezbronnym i mil-

cz

ą

cym ciałem, jak to le

Ŝą

ce obok na stole. Dusz

ą

 wesołego grona był student czwartego roku,

Alfred, który swoim nonszalanckim, gło

ś

nym zachowaniem i niewybrednymi 

Ŝ

artami bawił swoich

kolegów.  Lekkomy

ś

lnie   i   bez   zastanowienia   rzucane   słowa   byłyby   mo

Ŝ

e   wzbudziły  niesmak   i

odruch  protestu  u   słuchaczy   o   sumieniu  subtelnym   i   wra

Ŝ

liwym,   lecz  koledzy  Alfreda   byli   ju

Ŝ

przyzwyczajeni do jego sposobu bycia i niewybrednego humoru. Nikomu z nich nie przyszło wi

ę

c

na my

ś

l, 

Ŝ

e mo

Ŝ

e to by

ć

 nie na miejscu wobec tych le

Ŝą

cych zwłok ludzkich. Alfred, oparty o

ś

cian

ę

,  opowiadał  co

ś

,  dowcipnie  ilustruj

ą

c  słowa z  wrodzonym   sobie temperamentem  i 

Ŝ

yw

ą

gestykulacj

ą

.   W   białym   fartuchu   tkwiła   niedbale   wpi

ę

ta   igła,   której   przed   chwil

ą

  u

Ŝ

ywał   przy

sekcji. W pewnym momencie, gdy przy jakim

ś

 

Ŝ

ywszym ge

ś

cie zadrasn

ą

ł si

ę

 mocno igł

ą

 w r

ę

k

ę

,

twarze kolegów spowa

Ŝ

niały.

– Alfredzie, to jest niebezpieczne – powiedział jeden z nich.

– Wiem – odpowiedział pobladły nagle Alfred – jak my

ś

licie, co tu robi

ć

? – Mo

Ŝ

e poszuka

ć

profesora, na pewno jest jeszcze w klinice... dorzucili inni. Wszyscy udali si

ę

 na poszukiwanie

profesora. Po dłu

Ŝ

szej chwili znale

ź

li go i opowiedzieli o zdarzeniu. Spojrzał powa

Ŝ

nie na Alfreda

mówi

ą

c: 

– W ci

ą

gu 24 godzin mo

Ŝ

e by

ć

 po tobie młodzie

ń

cze...

Człowiek jest tak długo odwa

Ŝ

ny i pewny siebie, póki czuje si

ę

 zdrowy i bezpieczny. Ale gdy

nie b

ę

d

ą

c przygotowany na 

ś

mier

ć

, stanie z ni

ą

 twarz

ą

 w twarz i zaczn

ą

 si

ę

 przed nim otwiera

ć

czarne   wrota   wieczno

ś

ci,   wówczas   i   najodwa

Ŝ

niejszy   mo

Ŝ

e   straci

ć

  panowanie   nad   sob

ą

,

wpadaj

ą

c w przera

Ŝ

enie i rozpacz. 

Tak   było   z   Alfredem.   Młody   kpiarz   i   cynik,   gdy   znalazł   si

ę

  nagle   w   obliczu  

ś

miertelnego

niebezpiecze

ń

stwa,   stracił   cał

ą

  pewno

ść

  siebie   i   tupet.   W   czasie   nast

ę

pnych   godzin,   gdy

czyniono wszystko, by uratowa

ć

 mu 

Ŝ

ycie, był zupełnie załamany i stał si

ę

 strz

ę

pem człowieka.

Jeden z jego kolegów opowiadał pó

ź

niej, 

Ŝ

e ci

ęŜ

ko było patrze

ć

 na rozpaczliwy, obł

ę

dny wprost

l

ę

k, jaki opanował Alfreda w obliczu 

ś

mierci.

– Był przecie

Ŝ

 tak zupełnie na to nieprzygotowany – mówił do przyjaciół.

Nagła  

ś

mier

ć

  nale

Ŝ

y   zawsze   do   zjawisk   wstrz

ą

saj

ą

cych,   dlatego   te

Ŝ

  ludzie   niech

ę

tnie

dopuszczaj

ą

  do   siebie   my

ś

l   o   niej.   A   przecie

Ŝ

  w   dzisiejszym  

ś

wiecie,   w   którym   człowiek   na

ka

Ŝ

dym   kroku   nara

Ŝ

ony   jest   na   niebezpiecze

ń

stwo   nagłej   utraty  

Ŝ

ycia,   zjawisko   to   stało   si

ę

cz

ę

stsze   i bardziej   naturalne.   Tym   bardziej   wi

ę

c   człowiek   powinien   zastanowi

ć

  si

ę

  nad

mo

Ŝ

liwo

ś

ci

ą

 nagłej 

ś

mierci i konsekwencjami, jakie ona ze sob

ą

 przynosi.

Czy jeste

ś

my gotowi spojrze

ć

 

ś

mierci w oczy? Czy jeste

ś

my w stanie stan

ąć

 przed Bogiem

dzi

ś

?   Młody   wiek   nie   jest   wcale   gwarancj

ą

,   na   ka

Ŝ

dym   kroku  przekonujemy  si

ę

,  

Ŝ

e   wypadki

drogowe   pochłaniaj

ą

  niezliczone   ofiary,   gin

ą

  w   nich   młodzi   ludzie.   Musimy   wi

ę

c   powa

Ŝ

nie

spojrze

ć

 faktom w oczy. Wiek post

ę

pu technicznego, jak zły, okrutny Moloch, wybiera sobie na

ofiar

ę

 młodych ludzi. Dlatego nie wolno sprawy zbawienia odkłada

ć

 na lata staro

ś

ci. Jest ona dla

nas aktualna ju

Ŝ

 dzi

ś

, a nie dopiero jutro. 

Bóg mówi do nas w swym Słowie: „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzie

ń

 zbawienia” (2 Kor. 6,2).

A dalej: „Dzi

ś

, je

ś

li głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hebr. 3,15).

A wi

ę

c nie zatwardzajmy naszych serc, po

ś

pieszmy jeszcze dzi

ś

 i złó

Ŝ

my je u stóp Zbawcy!

background image

TEN CZŁOWIEK PO

Ś

RODKU

Rzymski gubernator my

ś

li nad tym, co ma zrobi

ć

. Jak mógłby ochroni

ć

 Jezusa Chrystusa, w

którym   nie   znajduje  

Ŝ

adnej   winy,   przed   dzik

ą

  zło

ś

ci

ą

  kapłanów   i podjudzanym   przez   nich

narodem? Nagle przychodzi mu do głowy pewna my

ś

l. Jest ju

Ŝ

 w zwyczaju, 

Ŝ

e podczas wielkiego

ś

wi

ę

ta wypuszcza si

ę

 na wolno

ść

 jednego wi

ęź

nia. Naród mo

Ŝ

e sam sobie go wybra

ć

.

Przebywał   wła

ś

nie   w   wi

ę

zieniu   jeden   szczególnie   niebezpieczny   przest

ę

pca,   zamkni

ę

ty   za

morderstwo.   Barabasz   był   bardzo   gro

ź

nym   przywódc

ą

  bandy.   Rzymscy   legioni

ś

ci   zrobili

naprawd

ę

 dobr

ą

 robot

ę

, gdy go nareszcie schwytali. Tak wi

ę

c ludzie zostali uwolnieni od tego

złoczy

ń

cy. „Oto wyj

ś

cie – my

ś

li Piłat – ja zostawi

ę

 wybór ludowi, przecie

Ŝ

 nie wybior

ą

 mordercy”.

Wiesz, jaki jest dalszy ci

ą

g tej historii. Trzy razy zwraca  si

ę

 Piłat do zgromadzonych przed

pałacem.  Trzy  razy  stawia ich przed wyborem, mówi

ą

c:  „Chcecie,  abym wypu

ś

cił  Jezusa  czy

Barabasza? Có

Ŝ

 złego Jezus uczynił? Niczego, czym by zasłu

Ŝ

ył na 

ś

mier

ć

 w nim nie znalazłem”

(Łuk. 23,22). I trzy razy za

ś

lepiona masa krzyczy: „Precz, precz z nim, ukrzy

Ŝ

uj go!” (Jana 19,15).

„Stra

ć

 Jezusa, a wypu

ść

 Barabasza!” (Łuk. 23,18). I Barabasz, morderca, zostaje wypuszczony.

Ulice i zaułki 

Ŝ

ydowskiej stolicy s

ą

 jak wymarłe! Wielu z jej mieszka

ń

ców wyszło na Golgot

ę

,

aby   tam   przygl

ą

da

ć

  si

ę

  ukrzy

Ŝ

owaniu   przest

ę

pców.   Wtem   (tak   to   sobie   mo

Ŝ

emy  wyobrazi

ć

),

pojawia si

ę

 jaka

ś

 posta

ć

 i cicho posuwa si

ę

 obok domów – to Barabasz. Nie mo

Ŝ

e poj

ąć

 tego, 

Ŝ

e

jest wolny! Rzymski gubernator sam go zwolnił!

Pomy

ś

lał, 

Ŝ

e i on mógłby pój

ść

 na Golgot

ę

. Tam miała dzi

ś

 wybi

ć

 jego ostatnia godzina. Tak

wi

ę

c   idzie   powoli   pod   gór

ę

  i   miesza   si

ę

  nierozpoznany   z   tłumem   gapiów   i   pełnymi   zapału

oprawcami. A teraz, kiedy stoi przed trzema krzy

Ŝ

ami, my

ś

li sobie: „Tych po lewej i prawej stronie

znam dobrze ze wspólnych rabunków i morderstw, tak, to s

ą

 moi towarzysze. I to miał by

ć

 mój

koniec, tam po

ś

rodku tych dwóch. Ale ten człowiek po

ś

rodku? Jego nie znam. To nie był jeden z

nas. Jedno wiem na pewno – ten krzy

Ŝ

, na którym on wisi, był przeznaczony dla mnie...”

Czy ty te

Ŝ

 ju

Ŝ

 tak kiedy

ś

 stałe

ś

? Czy i ty poj

ą

łe

ś

Ŝ

e Jezus cierpiał na twoim miejscu? Bóg

zrobił cudown

ą

 zamian

ę

, bo straszny s

ą

d dosi

ę

gn

ą

łby ciebie. To ty powiniene

ś

 umrze

ć

, a nie ten

czysty, 

ś

wi

ę

ty Syn Bo

Ŝ

y.

Oto   tajemnica   Golgoty.   Co   za   niezbadana   miło

ść

!   Czy   jeste

ś

  uwolniony   od   grzechu?   Czy

jeste

ś

 pojednany z Bogiem? Czy przyjmujesz do wiadomo

ś

ci radosn

ą

 nowin

ę

 o Bo

Ŝ

ej miło

ś

ci?

To   wspaniałe   poselstwo   jest   aktualne   równie

Ŝ

  dla   ciebie!   Przygotowano   dla   ciebie   cenny

podarunek, ale to ty musisz go przyj

ąć

. Musisz uczyni

ć

 dwa kroki:

–   Wyzna

ć

,  

Ŝ

e   zasłu

Ŝ

yłe

ś

  na   kar

ę

  i 

ś

mier

ć

,   któr

ą

  poniósł   Jezus   na   krzy

Ŝ

u.   Potraktuj   twoje

grzechy całkiem powa

Ŝ

nie i wyznaj je przed Bogiem. „Bo je

ś

li wyznajemy grzechy swoje, wierny

jest Bóg i sprawiedliwy, i odpu

ś

ci nam grzechy, i oczy

ś

ci nas od wszelkiej nieprawo

ś

ci” (1 Jana

1,9).

– Dzi

ę

kowa

ć

 serdecznie i z pełnym zaufaniem za odpuszczenie twoich grzechów. To, co Jezus

Chrystus wykonał, jest i dla ciebie. Nie musisz czeka

ć

 na specjalne uczucia. Wiara całkowicie wy-

starczy   tym,   którzy   z   dziecinn

ą

  prostot

ą

  zaufaj

ą

  Bo

Ŝ

ym   przyrzeczeniom.   Wyrok   został

uniewa

Ŝ

niony!

Wiadomo

ść

 ta jest potwierdzona Bo

Ŝ

ym podpisem i 

Ŝ

adna moc 

ś

wiata nie mo

Ŝ

e cofn

ąć

 tego

wyroku, dlatego id

ź

 i ty na Golgot

ę

 w modlitwie i spójrz na te trzy krzy

Ŝ

e. A patrz

ą

c na krzy

Ŝ

stoj

ą

cy po

ś

rodku, pomy

ś

l, 

Ŝ

e to ty musiałby

ś

 na nim cierpie

ć

. Ten Człowiek po

ś

rodku zmarł za

mnie...Teraz to wiem i ciesz

ę

 si

ę

, i chwal

ę

 go za to miłosierdzie. Doceniam warto

ść

 Bo

Ŝ

ej miło

ś

ci,

Ŝ

e Ojciec mnie – zgubionego grzesznika – uratował i nie 

Ŝ

ałował nawet własnego Syna, lecz

wydał go za mnie (Jana 3,16).

Nie odrzucaj tej Bo

Ŝ

ej miło

ś

ci!

background image

HOROSKOP TYGODNIA

W   codziennej   gazecie   lub   czasopi

ś

mie   mo

Ŝ

esz   zauwa

Ŝ

y

ć

  rzucaj

ą

cy   si

ę

  w   oczy   tytuł

„Horoskop”. Dlaczego w dzisiejszych czasach po

ś

wi

ę

ca si

ę

 temu tyle miejsca i czasu? 

Słowo „horoskop” pochodzi cz

ęś

ciowo z j

ę

z. łaci

ń

skiego, cz

ęś

ciowo z greckiego i znaczy tyle

co „przegl

ą

d godzinny”.  Zapisuje si

ę

  on w chwili  urodzenia człowieka, zale

Ŝ

y od  usytuowania

gwiazd   wzgl

ę

dem   siebie.   Z   owego   układu   gwiazd,   jak   niektórzy   wierz

ą

,   mo

Ŝ

na   si

ę

  wiele

dowiedzie

ć

 na temat swojej przyszło

ś

ci. Grecy i Rzymianie przej

ę

li horoskop od Babilo

ń

czyków,

ich   kapłani   zajmowali   si

ę

  astrologi

ą

.   W  

ś

redniowieczu   wierzenia   w   gwiazdy   były   szeroko

rozpowszechnione. Jednak zabobon ten kwitł nie tylko w 

ś

redniowieczu, ale i dzi

ś

 szerzy si

ę

 w

sposób alarmuj

ą

cy. Cz

ę

sto traktuje si

ę

 go z przymru

Ŝ

eniem oka, ale jest gorzk

ą

 prawd

ą

Ŝ

e w

naszym, tak m

ą

drym 

ś

wiecie, w którym wynaleziono atom i wysyłamy rakiety w kosmos, wiara w

horoskopy jest  tak rozpowszechniona.

Jak to jest mo

Ŝ

liwe? Du

Ŝ

o ludzi wierzy w Boga, a jednak 

Ŝ

yj

ą

 tak, jak gdyby Boga nie było.

Chc

ą

 by

ć

 niezale

Ŝ

ni, chc

ą

 robi

ć

 to, co im si

ę

 podoba. Cz

ę

sto wi

ę

c uciekaj

ą

 si

ę

 do zabobonu,

który te

Ŝ

 jest wiar

ą

, ale nakierowan

ą

 w przeciwn

ą

 stron

ę

, „wiar

ą

 w szatana”. Kto jest zabobonny,

ten automatycznie dostaje si

ę

 pod wpływ złych mocy. A kto podaje szatanowi mały palec, mo

Ŝ

e

straci

ć

 cał

ą

 r

ę

k

ę

. Takim małym palcem jest horoskop.

W Ameryce wydaje si

ę

 rocznie 800 mln dolarów na wró

Ŝ

enie z gwiazd. Działa tam co najmniej

30   tysi

ę

cy   astrologów,   którzy   dzi

ę

ki   horoskopom   robi

ą

  wspaniałe   interesy.   W Anglii,   według

statystyk,   dwie   trzecie   dorosłych   obywateli   czyta   horoskopy   albo   je   przegl

ą

da.   A jak   jest   w

Niemczech? Jeden z instytutów przeprowadził wywiad z wieloma osobami na temat, co s

ą

dz

ą

 o

astrologii. Wynik był nast

ę

puj

ą

cy: 28 procent czyta codziennie horoskop, 25 procent czyta przy

okazji, 47 procent nie czyta go wcale. Innymi słowy, wi

ę

cej ni

Ŝ

 połowa ludzi czyta codziennie albo

przy okazji horoskopy.

Czy to, co jest napisane w horoskopie, potwierdza si

ę

 w rzeczywisto

ś

ci? Gdyby horoskop w

naszej gazecie był prawdziwy, to nale

Ŝ

y podzieli

ć

 ludzi na dwana

ś

cie grup zgodnie ze znakami

zodiaku, z których ka

Ŝ

da musiałaby dzie

ń

 po dniu prze

Ŝ

ywa

ć

 to samo. Oprócz tego horoskopy z

Ŝ

nych   gazet   przecz

ą

  sobie   wzajemnie   albo   mog

ą

  by

ć

  tak   ró

Ŝ

norodnie   interpretowane,  

Ŝ

e

mo

Ŝ

na je dostosowa

ć

 do ka

Ŝ

dego. Równie

Ŝ

 „reguły gry” w astrologii s

ą

 dowolne i nie maj

ą

 z

nauk

ą

  nic   wspólnego.   Nie   musimy   si

ę

  wi

ę

c   dziwi

ć

,  

Ŝ

e   prawdziwi   uczeni,   którzy   zajmuj

ą

  si

ę

gwiazdami   –   astronomowie   –   s

ą

  wielkimi   przeciwnikami   nienaukowej   astrologii.   W pewnym

do

ś

wiadczeniu   Towarzystwa   Astronomicznego   stwierdzono:   „to,   co  dzi

ś

  nazywamy  astrologi

ą

,

kosmologi

ą

, jest niczym innym jak pomieszaniem zabobonu, szarlata

ń

stwa i interesu”.

Jest obiektywn

ą

 prawd

ą

Ŝ

e horoskopom nie mo

Ŝ

na wierzy

ć

, byłoby to głupot

ą

 albo naiwnym

Ŝ

artem!   Nie,   w  

Ŝ

adnym   wypadku!   Kto   pokłada   swoje   zaufanie   w   horoskopie,   sprzeciwia   si

ę

bezpo

ś

rednio   Bogu,   dostaje   si

ę

  pod   wpływ   szatana.   Bo   według   Biblii   zabobon   jest   nie   tylko

znakiem   głupoty,   lekkomy

ś

lno

ś

ci   i   braku   rozeznania,   lecz   wydaniem   si

ę

  w   r

ę

ce   złego.  „Nie

b

ę

dziesz   si

ę

  zwraca

ć

  do   wywoływaczy   duchów,   ani   do   wró

Ŝ

bitów.   Nie   wypytujcie   ich,   bo

staniecie si

ę

 przez nich nieczystymi. Ja, Pan jestem Bogiem waszym” (3 Moj. 19,31).

Wiara w horoskop jest wiar

ą

 czasów ostatecznych – wiar

ą

 demoniczn

ą

 i szata

ń

sk

ą

. Skutki tej

wiary  otaczaj

ą

  nas  wsz

ę

dzie:   oboj

ę

tno

ść

  wobec  Słowa  Bo

Ŝ

ego,   marzycielstwo,   zoboj

ę

tnienie.

Jest to droga, która prowadzi na zatracenie. Nie na darmo mówi Bóg o tych, którzy to czyni

ą

:

„Zwróc

ę

  swoje oblicze przeciwko temu m

ęŜ

owi i przeciwko jego rodzinie, wytrac

ę

 go spo

ś

ród

jego ludu”  (3 Moj. 20,6). Dlatego nie nale

Ŝ

y wierzy

ć

 horoskopom. Dlatego nie powinno si

ę

 ich

nawet czyta

ć

 i traktowa

ć

 powa

Ŝ

nie tak, jak wszystkich okultystycznych praktyk, magii, wró

Ŝ

enia z

kart, z r

ę

ki itd. Horoskop jest telefonicznym poł

ą

czeniem z podziemiem. Jest podst

ę

pny, jak sie

ć

paj

ę

cza. Kto raz si

ę

 w ni

ą

 dostanie, cho

ć

by to było w 

Ŝ

artach, zamota si

ę

 coraz gł

ę

biej.

Ale jak mo

Ŝ

na si

ę

 wydosta

ć

 z tej niebezpiecznej sieci? Gdzie le

Ŝ

y ocalenie? Najpierw musisz

uzna

ć

Ŝ

e sam nie mo

Ŝ

esz tego zrobi

ć

ś

aden człowiek nie jest tak mocny, aby przeciwstawi

ć

 si

ę

ciemno

ś

ciom tego 

ś

wiata. Tym jedynym, który jest na tyle silny, aby to uczyni

ć

, jest zwyci

ę

zca z

Golgoty,   Jezus   Chrystus,   który   zwyci

ęŜ

ył   na   krzy

Ŝ

u   moc   szatana.   Dlatego   id

ź

  do   niego   z

wszystkimi twoimi nałogami i grzechami. Wyznaj mu swoj

ą

 win

ę

! On ci przebaczy i oczy

ś

ci twoje

background image

serce.   Jezus   Chrystus  da  ci   sił

ę

,  aby

ś

  mógł  przy   jego   boku  zacz

ąć

 nowe 

Ŝ

ycie  i   powiedzie

ć

grzechowi – nie!

ź

niej   nie   b

ę

dziesz   ju

Ŝ

  potrzebował  

Ŝ

adnego   horoskopu.   Maskotk

ę

  mo

Ŝ

esz   wyrzuci

ć

  na

ś

mietnik. Kominiarz nie jest ci potrzebny do szcz

ęś

cia. Czarnego kota, który przejdzie ci przez

drog

ę

, mo

Ŝ

esz uwa

Ŝ

a

ć

 za pi

ę

knego lub nie, ale szcz

ęś

cie lub nieszcz

ęś

cie od tego nie zale

Ŝ

y. W

pi

ą

tek 13-go pójdziesz do pracy równie wesoły jak w inne dni. Nie potrzebujesz trzy razy puka

ć

 w

stół, 

Ŝ

eby ochroni

ć

 twoj

ą

 przyszło

ść

. Kiedy Jezus Chrystus jest twoim Panem, on j

ą

 zabezpiecza.

Nie 

Ŝ

yjemy przecie

Ŝ

 jak zwierz

ę

ta, jeste

ś

my wyposa

Ŝ

eni w duchowe dary i mo

Ŝ

emy sami o sobie

stanowi

ć

, wraca

ć

 do przeszło

ś

ci i patrze

ć

 naprzód w przyszło

ść

. A przy tym w gruncie rzeczy nie

wiemy nic. Nawet tego, co przyniesie nast

ę

pna minuta. Nikt nie mo

Ŝ

e nam tego powiedzie

ć

, ale

gdy Jezus Chrystus jest twoim Panem, wiesz, 

Ŝ

e tak jest we wszystkich okoliczno

ś

ciach 

Ŝ

ycia.

Wówczas ty i ja mo

Ŝ

emy z pełnym zaufaniem powiedzie

ć

: „Nic nie mo

Ŝ

e mi si

ę

 sta

ć

, tylko to, co

On mi przeznaczył i co jest dla mnie dobre”. Tak wi

ę

c nasza przyszło

ść

 nie le

Ŝ

y w gwiazdach,

lecz w łaskawej i miłosiernej Woli Bo

Ŝ

ej. 

background image

PRZEJRZANY

„Ach,   gdyby   człowiek   był   przezroczysty   jak  

ź

ródło,  

Ŝ

eby   mo

Ŝ

na   zobaczy

ć

  przyczyn

ę

  jego

choroby”. Tymi słowami pewien lekarz rozpocz

ą

ł swe przemówienie do grona kolegów lekarzy,

wówczas,   gdy   stali   bezradni   przed   czym

ś

  nieznanym   w   ludzkim   organizmie,   bo   bezpo

ś

redni

wgl

ą

d do wn

ę

trza chorego był dla nich niemo

Ŝ

liwy.

Kto   mógł   przypuszcza

ć

,  

Ŝ

e   to  

Ŝ

yczenie   zostanie   kiedykolwiek   spełnione?   A   jednak   miał

nadej

ść

  taki   dzie

ń

  8  listopada   1895   roku,  w   Würzburgu,   w   mie

ś

cie,  o  którym  

ś

piewał   kiedy

ś

Walter von der Vogelweide, w którym Tilman Riemenschneider rze

ź

bił  swoje wielkie dzieła, a

Baltazar Neumann stawiał pi

ę

kne budowle.

W mie

ś

cie panuje cisza, 

ś

wiatła s

ą

 pogaszone, ale pewien człowiek nie szuka tej nocy snu,

jest nim Wilhelm Roentgen, profesor fizyki na uniwersytecie. Ju

Ŝ

 wieczorem był jaki

ś

 dziwny. Jadł

bardzo mało i nie słyszał prawie nic, co si

ę

 w jego obecno

ś

ci mówiło. Jak zwykle 

ś

pieszył  do

swojego laboratorium. Towarzyszył mu jaki

ś

 niewytłumaczalny niepokój. Roentgen przeczuwał,

Ŝ

e jest na tropie wielkiego odkrycia. Ale ta sprawa jest jeszcze tajemnicza i pełna zagadek.

Noc   po   nocy   pali   si

ę

 

ś

wiatło   w   jego   pracowni   przy   Pleichering,   który   dzi

ś

  nazywa   si

ę

Roentgenring. Raz po raz zaciemniaj

ą

 si

ę

 okna, potem znów pokazuje si

ę

 w nich 

ś

wiatło. Jednak

kto chciałby dowiedzie

ć

 si

ę

 czego

ś

 bli

Ŝ

szego, nie ma szans. Posiłki musz

ą

 by

ć

 przywo

Ŝ

one do

laboratorium, uczony postawił tam sobie łó

Ŝ

ko. Tylko 

Ŝ

onie mówi: „robi

ę

 co

ś

, w co   ludzie nie

uwierz

ą

, gdy si

ę

 dowiedz

ą

; pomy

ś

l

ą

Ŝ

e zwariowałem”. I tak samotnie pracuje 43 dni w swojej

pracowni.   Dopiero,   gdy   uzyska   pewno

ść

,   zechce   poinformowa

ć

  innych   o   swoim   odkryciu.

Wreszcie 28 grudnia 1895 roku, przedkłada wyniki swojej  uci

ąŜ

liwej  pracy przewodnicz

ą

cemu

Towarzystwa  Fizyko–Medycznego   w   Würzburgu.   Zawieraj

ą

 one  17  dowodów.   Jest  to  rezultat

jego  

Ŝ

mudnych   do

ś

wiadcze

ń

,   które   tygodniami,   dzie

ń

  i noc   bez   wytchnienia,   zajmowały   jego

umysł. Praca ta nosi skromny tytuł: „Nowy rodzaj promieniowania”. Jest to sensacja w dziedzinie
fizyki,  mówi

ą

ca   o  odkryciu   wszystko  prze

ś

wietlaj

ą

cych  promieni.   Zaraz  polecono   wydrukowa

ć

zawiadomienia o zwołaniu na dzie

ń

 23 stycznia 1896 roku posiedzenia uczonych, przed którymi

o swoim odkryciu ma mówi

ć

 sam Roentgen. Ale bez wiedzy twórcy ju

Ŝ

 wcze

ś

niej co

ś

 przedostało

si

ę

 do publicznej wiadomo

ś

ci. On sam napisał list do przyjaciela w Wiedniu – profesora Exnera,

w którym opisał swoje odkrycie i doł

ą

czył fotografi

ę

 prze

ś

wietlonej r

ę

ki. Exner opowiedział o tym

innym i pokazał ow

ą

 fotografi

ę

.

Prasa   wiede

ń

ska   7   stycznia   1896   roku  drukuje   artykuł   pod   tytułem   „Sensacyjne   odkrycie”.

Telegramy id

ą

 w 

ś

wiat, we wszystkich gazetach pojawiaj

ą

 si

ę

 rewelacyjne informacje: „Odkrycie

cudownych   promieni”,   „Ciało   człowieka   prze

ś

wietlone”.   Nie   tylko   laicy,   ale   i   uczeni   z

niedowierzaniem przyjmuj

ą

 wiadomo

ś

ci gazet. Do społecze

ń

stwa przenika wie

ść

Ŝ

e cesarz w

dniu 12 stycznia zawołał do siebie uczonego, aby osobi

ś

cie przedstawił mu swój wynalazek.

W  dniu  23  stycznia   1896   roku  na  sali   posiedze

ń

  Towarzystwa  Fizyko–Medycznego  panuje

wielki tłok i gor

ą

czkowe oczekiwanie. W sprawozdaniu posiedzenia czytamy:  „W  czasie długo

utrzymuj

ą

cych si

ę

 owacji wszedł na sal

ę

 50-letni uczony. Roentgen referował nowe odkrycie w

sposób   fachowy   i   trze

ź

wy.   Dokumentował   swoje   przemówienie   za   pomoc

ą

  zainstalowanych

przyrz

ą

dów. Ka

Ŝ

dy na sali mógł zobaczy

ć

 na kliszy szkielet lub r

ę

k

ę

. Pan Koelliker poddał si

ę

prze

ś

wietleniu   r

ę

ki   w   obecno

ś

ci   wszystkich   zgromadzonych   i   zaraz   wywołano   to   zdj

ę

cie.   Na

ko

ń

cu  posiedzenia  Koelliker  proponował,   aby  nowe  promienie Roentgen  nazwał  liter

ą

  „X”,   co

przyj

ę

to z wielk

ą

 aprobat

ą

”.

Od tych listopadowych dni 1895 roku, człowieka mo

Ŝ

na „przejrze

ć

” ku po

Ŝ

ytkowi niezliczonych

chorych. Wiele miejsc w ludzkim organizmie mo

Ŝ

na prze

ś

wietli

ć

. Ale jednego człowiek nie mo

Ŝ

e

zrobi

ć

,   mianowicie   nie   mo

Ŝ

e   sfotografowa

ć

  i   rozpozna

ć

  tego,   co   jest   dla

ń

  zakryte   –   my

ś

li,

rzeczywistych uczu

ć

 serca, charakteru i jego wszystkich odcieni. Tego nie da si

ę

 prze

ś

wietli

ć

.

Nawet   psychologia   ze   swoj

ą

  wiedz

ą

  i   poznaniem   stoi   przed   progiem   wielkiego  i   nieznanego

Boga. Człowiek to istota nieznana, mo

Ŝ

na tak powiedzie

ć

. Ile jest ciemno

ś

ci, ile fałszywego s-

chlebiania, mo

Ŝ

liwo

ś

ci udawania i innych rzeczy,  których si

ę

 nawet nie zauwa

Ŝ

a. Ile powstaje

złych i nieprzyzwoitych my

ś

li, tego nikt nie wie. A jednak jest Kto

ś

, kto odkrył człowieka a

Ŝ

 do

ostatniego zakamarka serca. Wszystko jest dokładnie przejrzane, nawet najskrytsze my

ś

li, ukryte

drogi oraz ka

Ŝ

de słowo, bo powiedziano:  „Rozumiesz my

ś

l moj

ą

 z daleka (...) Wiesz dobrze o

background image

wszystkich 

ś

cie

Ŝ

kach moich. Jeszcze bowiem nie ma słowa na j

ę

zyku moim,  a Ty, Panie, ju

Ŝ

znasz je całe”  (Ps. 139,2–4). Przyjdzie czas, 

Ŝ

e Bóg jako S

ę

dzia wszystko odkryje, naprawd

ę

wszystko. „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało by

ć

 ujawnione ani nic tajemniczego, co

by nie miało by

ć

 poznane i nie miało wyj

ść

 na jaw” (Łuk. 8,17).

Przemy

ś

l swoje 

Ŝ

ycie, b

ą

d

ź

 uczciwy! Nie wmawiaj sobie niczego, wtedy Bóg ci pomo

Ŝ

e. Ale

najpierw musisz odkry

ć

 przed nim twoje grzechy. Je

Ŝ

eli tego nie uczynisz, wtedy On je odkryje i

ciebie   o   nie   oskar

Ŝ

y.   Ale   dzi

ś

  jeszcze   ofiaruje   ci   w   Jezusie   Chrystusie   przebaczenie.

Przebaczenie – to znaczy wymazanie win, prawdziwe zapomnienie u Boga. Twoje przewinienia
mog

ą

 by

ć

 radykalnie wymazane. Dlatego zacznij nowe 

Ŝ

ycie przy boku twojego Zbawiciela! On ci

obiecuje: „Starłem jak obłok twoje wyst

ę

pki, a twoje grzechy jak mgł

ę

. Nawró

ć

 si

ę

 do mnie, bo ci

ę

odkupiłem” (Izaj. 44,22). 

background image

CHODZI O TWOJE
OBYWATELSTWO

Na krótko przed wybuchem II wojny 

ś

wiatowej Benito Mussolini wydał rozporz

ą

dzenie, które

zabraniało Włochom wyje

Ŝ

d

Ŝ

a

ć

 do Stanów Zjednoczonych Ameryki. W jednym z włoskich miast

przebywało dwoje ludzi,  których to  zarz

ą

dzenie bardzo zaskoczyło. Mieszkali oni  wcze

ś

niej  w

Stanach Zjednoczonych i Ameryka była ich ojczyzn

ą

.

Jeden  z  nich  był   powa

Ŝ

nym  bankierem.  Jako młody człowiek  opu

ś

cił  Włochy  i  pojechał   do

Ameryki.   Dzi

ę

ki   swej   pilno

ś

ci   wktótce   dorobił   si

ę

  wielkiego   maj

ą

tku   i cieszył   si

ę

  ogromnym

powa

Ŝ

aniem.   Nie   troszczył   si

ę

  jednak   wcale   o   to,   aby   załatwi

ć

  formalno

ś

ci   zwi

ą

zane   z

uzyskaniem obywatelstwa. Mieszkał przecie

Ŝ

 w Ameryce, korzystał ze wszystkich zysków, a za

liczb

ą

  okre

ś

laj

ą

c

ą

  maj

ą

tek   mógł   ju

Ŝ

  zapisa

ć

  sze

ść

  zer.   Ci

ą

gle   jednak   nie   miało   dla   niego

znaczenia ameryka

ń

skie obywatelstwo. Dalej pozostawał obywatelem Włoch.

Bankier ów, bawi

ą

c akurat w Italii, czynił przygotowania do wyjazdu. Wtem wyszło zarz

ą

dzenie

Mussoliniego.  Pocz

ą

tkowo wcale go to nie zaniepokoiło. Pewny siebie, poszedł do ambasady

ameryka

ń

skiej. Tam za

Ŝą

dał bezpo

ś

redniej rozmowy z konsulem i prosił go o pomoc w uzyskaniu

wizy. Jakie

Ŝ

 było jego rozczarowanie i zło

ść

, gdy usłyszał, 

Ŝ

e nie ma 

Ŝ

adnych szans na wyjazd!

Pocz

ą

tkowo protestował, potem szalał ju

Ŝ

 ze w

ś

ciekło

ś

ci. Nic to nie pomogło. Prosił, błagał – bez

skutku. Był przecie

Ŝ

 obywatelem włoskim, a nie ameryka

ń

skim. Nie pomogły mu ani bagactwa,

ani   prywatne   i   słu

Ŝ

bowe   kontakty,   ani   płynne   posługiwanie   si

ę

  j

ę

zykiem   angielskim.   Musiał

pozosta

ć

 we Włoszech.

Drugi   z  nich  był   prostym   człowiekiem,  z   zawodu  rolnikiem.  W  Ameryce   mieszkał   niedługo.

Mówił łaman

ą

 angielszczyzn

ą

 i nie miał manier Amerykanina. Teraz chciał wróci

ć

 do USA, do

swojej nowej ojczyzny.

Stan

ą

ł przed odpowiednim urz

ę

dnikiem i poprosił o zezwolenie na wyjazd z Włoch. „Czy jest

pan   obywatelem   Stanów   Zjednoczonych?”   –   zapytał   urz

ę

dnik.   „O,   yes!”   –   odparł.   A   pó

ź

niej,

mieszaj

ą

c   włoskie   i   angielskie   słowa,   z   trudem   odpowiedział:   „Jestem   obywatelem   USA!

Przysi

ę

gałem   na   konstytucj

ę

!   Prosz

ę

  spojrze

ć

,   tu   s

ą

  moje   dokumenty”.   Urz

ę

dnik   konsulatu

sprawdził okazane dokumenty i poło

Ŝ

ył piecz

ęć

. „Mo

Ŝ

e pan jecha

ć

” – powiedział z u

ś

miechem,

„Jest pan Amerykaninem, zarz

ą

dzenie Mussoliniego pana nie dotyczy”.

A ty? Na jakiej znajdujesz si

ę

 drodze? Chocia

Ŝ

 nie masz zamiaru nigdzie wyjecha

ć

, kiedy

ś

 b

ę

-

dziesz musiał to zrobi

ć

. Czy chcesz, czy nie – pójdziesz do zupełnie innego kraju. Tylko gdzie

b

ę

dzie prowadzi

ć

 ta droga? Do wiecznej rado

ś

ci czy na pot

ę

pienie?

Jedno musisz wiedzie

ć

: to, gdzie si

ę

 znajdziesz, nie rozstrzygnie si

ę

 po twojej 

ś

mierci, lecz

teraz, tu na ziemi. Musisz uzyska

ć

 obywatelstwo niebieskie, aby pój

ść

 do nieba. 

I jeszcze jedno: niebieskiego obywatelstwa nie uzyskuje si

ę

 przy urodzeniu ani te

Ŝ

 w dowód

uznania lub te

Ŝ

 za to, 

Ŝ

e jest si

ę

 porz

ą

dnym człowiekiem pochodz

ą

cym z przyzwoitej rodziny czy

te

Ŝ

 dzi

ę

ki dobrym stosunkom z ksi

ę

dzem. O, nie! To wszystko nie jest potrzebne. Pan Jezus

chce ci podarowa

ć

 to obywatelstwo. Ona kosztowało go 

Ŝ

ycie – 

ś

mier

ć

 na krzy

Ŝ

u Golgoty. Bóg

musiał ofiarowa

ć

 swego jednorodzonego Syna.

A do tych, którzy uwierz

ą

 w dzieło Zbawienia na krzy

Ŝ

u, Słowo Bo

Ŝ

e mówi: „Tak wi

ę

c ju

Ŝ

 nie

jeste

ś

cie obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami 

ś

wi

ę

tych i domownikami Boga”  (Efez.

2,19).

Zapami

ę

taj dokładnie: CHODZI O TWOJE OBYWATELSTWO!

background image

NAJWSPANIALSZA

RZECZ 

Ś

WIATA 

Sport jest czym

ś

 pi

ę

knym!   Nie my

ś

l

ę

 tu  o  modnym  sporcie dla  widzów,  który zatacza  koło

siebie   coraz   wi

ę

ksze   kr

ę

gi.   Wi

ę

kszo

ść

  ludzi   wierzy,  

Ŝ

e   ju

Ŝ

  s

ą

  sportowcami,   kiedy  zapełniaj

ą

stadion albo siedz

ą

 przed telewizorami i ogl

ą

daj

ą

 zawody sportowe.

Nie, sam musisz 

ć

wiczy

ć

 swoje ciało na 

ś

wie

Ŝ

ym powietrzu, na łonie natury, bo to daje nowe

siły. Tak rozumiany sport przynosi równowag

ę

 w naszym nie uregulowanym 

Ŝ

yciu. A gdy 

ć

wi-

czysz, grasz w piłk

ę

, pływasz albo je

ź

dzisz na nartach, to nie chodzi o to, by

ś

 pobił rekordy, ale

by

ś

 doprowadził do tego, 

Ŝ

e twoje ciało b

ę

dzie zahartowane, elastyczne i zdrowe.

Gdzie   zrodziło   si

ę

  wła

ś

ciwie   słowo   „sport”?   Oczywi

ś

cie   w   Anglii   –   ojczy

ź

nie   sportu.   Tam

powstało w XV wieku z łaci

ń

skiego „disportowi” (zabawa, rozrywka). W pierwotnym znaczeniu

sport   był   rozrywk

ą

  i   zabaw

ą

,   a   wi

ę

c   sposobem   sp

ę

dzania   czasu.   To   pierwotne   znaczenie

treningu ciała 

Ŝ

yje jeszcze dzisiaj w takich dziedzinach jak zbieranie znaczków czy łowienie ryb,

wszak to te

Ŝ

 jest sport. Specjali

ś

ci lekarze wskazuj

ą

 na to, 

Ŝ

e ludzie byliby o wiele zdrowsi, gdyby

mniej przesiadywali na stadionach i przed telewizorami, a wi

ę

cej na boiskach i pływalniach.

A   wła

ś

nie   pasywni,   bierni   sportowcy,   którzy   traktuj

ą

  sport   tak   powa

Ŝ

nie,  

Ŝ

e   mog

ą

  gor

ą

co

dyskutowa

ć

, nawet głow

ą

 rozbi

ć

 mur, kiedy powstaje pytanie – czy piłka wpadła do siatki, czy te

Ŝ

nie – zapominaj

ą

 całkowicie, czym jest sport. Pewien Anglik wyraził si

ę

 kiedy

ś

 w ten sposób:

„Sport jest najwspanialsz

ą

, cho

ć

 nie najwa

Ŝ

niejsz

ą

 rzecz

ą

 na 

ś

wiecie”.

Najwspanialsz

ą

  rzecz

ą

 

ś

wiata?   Czasami   jeste

ś

my   skłonni   w   to   w

ą

tpi

ć

.   Lipiec   1966.

Mistrzostwa 

ś

wiata w piłce no

Ŝ

nej w Anglii. W wielkim finałowym meczu na londy

ń

skim stadionie

Wembley,  30  lipca angielska  dru

Ŝ

yna  pokonała  niemieck

ą

  jedenastk

ę

  4 :   2 i   otrzymała  z  r

ą

k

królowej upragniony, złoty puchar. Było to czyste i pi

ę

kne spotkanie, obie dru

Ŝ

yny walczyły ponad

120   min.   Niemcy   byli   dobrzy,   ale   przegrali.   Jednak   to,   co   si

ę

  działo   w  

ć

wier

ć

  i   półfinałach,

naprawd

ę

 nie wygl

ą

dało na sport b

ę

d

ą

cy najwspanialsz

ą

 rzecz

ą

 na 

ś

wiecie. Coraz bardziej miało

si

ę

 wra

Ŝ

enie, 

Ŝ

e chodziło o to, by by

ć

 albo nie by

ć

. Do tych mistrzostw gazeta w Niemczech dała

komentarz z takim tytułem: „

ś

ałobna gra”. W niektórych meczach nie mo

Ŝ

na było dostrzec sportu,

s

ę

dziowie musieli niestety wiele razy usun

ąć

 zawodników z boiska, a niekórzy z nich byli przez

organizacj

ę

  FIFA  całkowiecie  wykluczeni.  Próbowali  zamieni

ć

  boiska na ring  bokserski. Faule

były tak zdradliwie zadawane, 

Ŝ

e wykry

ć

 je mogły jedynie fotokomórki. Ale i po meczu królował

ten   sam   duch.   Uwe   Seller,   kapitan   niemieckiej   dru

Ŝ

yny,   dostał   w   policzek   od   angielskiego

zawodnika. S

ę

dziowie musieli pod osłon

ą

 policji opuszcza

ć

 stadion.

Najwspanialsza rzecz 

ś

wiata! Niestety, czasami ma si

ę

 całkiem inne wra

Ŝ

enie. I znowu lipiec

1966r. Jest całkiem ciemno, kiedy jedenastka Włoch, która przegrała mecz z Kore

ą

 Północn

ą

,

l

ą

duje   na   lotnisku   w   Genui.   Dokładnie   jest   godzina   3.30   nad   ranem..   Zawodnicy   nie   maj

ą

sztucznych bród, jak pewien karykaturzysta przedtem zapowiedział. Włosi kryj

ą

 si

ę

 jednak pod

osłon

ą

  nocy   i   policji.   Kiedy  zawodnicy   wychodz

ą

  z   samolotu,   nie  ma   dla   nich   rozci

ą

gni

ę

tego

chodnika   ani   kwiatów.   Fakt,  

Ŝ

e   nie   podano   godziny   ich   przylotu   nie   chroni   ich   przed

„przywitaniem” przez rodaków, rzucaj

ą

 w nich pomidorami i tym, co najgorsze. Siedemset osób

przyjmuje   ich   krzykiem   i   przekle

ń

stwami.   Wreszcie   zawodnicy   musz

ą

  przebiec   pod   ochron

ą

karabinierów z samolotu do oczekuj

ą

cych ich samochodów.

A teraz zrób ze mn

ą

 sportowy skok, taki naprawd

ę

 skok w dal. Chc

ę

 ci

ę

 odwie

ść

 od tego, co

miało by

ć

  najwspanialsz

ą

 rzecz

ą

 

ś

wiata i wskaza

ć

  na  zdecydowanie najwa

Ŝ

niejsz

ą

 spraw

ę

  w

Ŝ

yciu. Paweł, ten wielki i odwa

Ŝ

ny herold swojego umiłowanego Pana, w swoim 

Ŝ

yciu i w swoich

tysi

ą

ckilometrowych pieszych i ryzykownych morskich podró

Ŝ

ach, miał wi

ę

ksze wyczyny fizyczne

od niejednego sportowca dzisiejszych czasów. I oto, co pisał do swojego młodego przyjaciela
Tymoteusza: „Albowiem 

ć

wiczenie cielesne przynosi niewielki po

Ŝ

ytek, pobo

Ŝ

no

ść

 natomiast do

wszystkiego jest przydatna, poniewa

Ŝ

 ma obietnic

ę

 

Ŝ

ywota tera

ź

niejszego i przyszłego”.  I mówi

uroczy

ś

cie   dalej:  „Prawdziwa   to   mowa   i   warta   ch

ę

tnego   przyj

ę

cia”  (1   Tym.   4,8–9).   To   samo

chciałbym i tobie powiedzie

ć

ć

wiczenia fizyczne nie s

ą

 złe, uprawiaj sport. Czy

ń

 co

ś

 dla dobra

twojego  ciała,   ale  my

ś

l   o  tym,  

Ŝ

e   jest  to  drugorz

ę

dna  rzecz  tego  

ś

wiata  i   nie  mo

Ŝ

e  ona  by

ć

najwa

Ŝ

niejsza. A co jest najwa

Ŝ

niejsze? Najwa

Ŝ

niejsze jest to, aby

ś

 uporz

ą

dkował swoje 

Ŝ

ycie

background image

przed Bogiem, a potem 

Ŝ

ył  dla twojego Pana!  Masz wówczas zapewnienie 

Ŝ

ycia wiecznego i

oczekuje ci

ę

 wieniec zwyci

ę

stwa, który nigdy nie zwi

ę

dnie! 

background image

KILKA SŁÓW

NA ZAKO

Ń

CZENIE

W ksi

ąŜ

ce tej stare opowiadania mieszaj

ą

 si

ę

 ze wzmiankami z czasów najnowszych. Wyko-

rzystano w nich niejeden cytat, niejedn

ą

 my

ś

l. Szczególnie podobały mi si

ę

 opowiadania dwóch

ś

wiadków:   Georga   von   Viebahna   i   Paula   Humburga,   których   chciałbym   tu   wyró

Ŝ

ni

ć

.   Wiele

zawdzi

ę

czam tak

Ŝ

e ewangelistom naszych czasów. Im wszystkim nale

Ŝą

 si

ę

 w tym miejscu moje

serdeczne podzi

ę

kowania. 

Autor