Największy skarb

background image

Największy skarb

Halina Cenglowa: - Chciałam zacząć od słów podziwu dla Pani, zawsze uśmiechniętej,
pogodnej, pełnej życia. Z czego czerpie Pani siły?

Hanka Bielicka:- Uważam, że nie ma nic bardziej wartościowego od szczęśliwej rodziny i
udanego dzieciństwa. To największy skarb człowieka. A moja młodość, moja Łomża i
moi nauczyciele tę siłę mi dali. Im jestem starsza, widzę to dokładniej. Ze wzruszeniem
wspominam Łomżę: miała wtedy trzydzieści tysięcy mieszkańców, Puszcza Kurpiowska
podchodziła aż do samej grobli, półtora kilometra od miasta. W pobliżu były torfowiska,
wiosną pokryte kwiatami, lasy, cudowne łąki. Nasz dom był wspaniały. Mieszkaliśmy
wszyscy w jednej kamienicy. Jak wujek na drugim piętrze kichnął, wszyscy się wychylali i
wołali „na zdrowie”. Pamiętam babcię, jedną i drugą ciocię, wujka. Babcia była
właścicielką kamienicy. Każde święta zaczynały się u niej, do niej najpierw szło się z
życzeniami, wszyscy się do niej garnęli. To moje dzieciństwo było sielskie-anielskie,
mimo że naszym rodzicom zbyt dobrze się nie powodziło. Miałyśmy z siostrą przerabiane
sukieneczki i płaszczyki, i doszywane do nich futerka. Mama nigdy nie miała
prawdziwego futra. Ojciec, owszem, miał trzydzieści par mankietów, bo zmieniał je
codziennie, koszulę co dwa dni. Potem, po wojnie, zostało te trzydzieści par mankietów,
bo koszule, które byty w koszu w piwnicy, rozkradziono. Śmiałyśmy się z mamą, że
elegancja ojca została. Natomiast w ciągu tygodnia rozpadły się trzy gospodarstwa. Nie
zostało z nich nic, nic. Ciotka, która mieszkała obok, kiedy przyszła, znalazła parę zdjęć i
ten kosz z kołnierzykami ojca. To wszystko.

- Ale pozostała pamięć o miłości rodzinnej i wzajemnym oddaniu.

-Oni wszyscy, starsi, pochylali się nad nami, dziećmi, dbali o nas, żebyśmy rośli,
żebyśmy byli mądrzy, żebyśmy się rozwijali i jeżeli ktoś przejawiał jakikolwiek talent, to
wszyscy się starali, aby te zdolności się nie zmarnowały Nam z siostrą rodzice zapewnili
porządne wykształcenie, przede wszystkim naukę języków obcych, trzy razy w tygodniu
miałyśmy lekcje francuskiego, angielskiego, przez osiem lat uczyłam się muzyki, bo
miałam iść do konserwatorium. Skończyło się na romanistyce i szkole teatralnej. Były to
jednak spore wydatki.

- Bardzo mnie ujęło to, o czym napisała Pani w swoich wspomnieniach zatytułowanych
„Uśmiech w kapeluszu" w związku z kosztowną nauką swoją i siostry: gdy znajomi Pani
ojca pytali go, dlaczego się nie buduje, odpowiadał wskazując na swoje córki: to są moje
kamienice.

background image

- Bo to była prawda. Myślę, że za to, co wydał na naszą edukację, z powodzeniem
zbudowałby nawet niejedną kamienicę.

- Dzięki Pani matce zachowały się nieliczne pamiątki po ojcu: książeczka ubezpieczalni,
medal za udział w wojnie z bolszewikami w 1920 r., Papieski Krzyż za Akcję Katolicką.

- Kilka lat temu zaniosłam je do Sejmu RP, bo ojciec, który w szkole powszechnej chodził
do jednej klasy z Romanem Dmowskim, w latach 1925-27 był posłem na Sejm
Rzeczpospolitej z ramienia partii endeckiej powiatu łomżyńskiego. Byt wielkim
społecznikiem, założył w Łomży kasę komunalną, pożyczał rolnikom pieniądze, wspierał
polski handel. Aresztowany przez NKWD w 1940 r. został wywieziony do Kołymy: dostał
czterdzieści cztery lata katorgi. Dowiedziałam się o tym dopiero po śmierci mamy z
otrzymanych niedawno z sejmu dokumentów. Babcia, wywieziona wraz z mamą i siostrą
do Kazachstanu, nie przeżyta zesłania, mama z siostrą wróciły po wojnie.

-To, że nie podzieliła Pani ich losu, zawdzięcza Pani ojcu.

-Wiedząc, że zostałam od 1 września zaangażowana do Teatru na Pohulance w Wilnie,
kazał mi wręcz pakować się i jechać mówiąc, chyba wbrew sobie, że żadnej wojny nie
będzie. Wyjechałam z Łomży 29 sierpnia, z Krakowa przyjechała do teatru Danusia
Szaflarska, z Warszawy Jurek Duszyński.

- Pani przyszły mąż, najprzystojniejszy amant filmowy lat powojennych.

- Razem byliśmy na studiach, wzięliśmy ślub 1 lipca 1940 r., ostatni ślub kościelny w
Wilnie. Weselne śniadanie, skromne, wojenne, urządziła nam w swoim domu Hanka
Ordonówna; było to wkrótce przed aresztowaniem jej męża, hr. Tyszkiewicza i jej
wyjazdem w celu ratowania go. Muszę powiedzieć, że nie mam najlepszych wspomnień
z tamtego okresu, było tak ciężko, nie mieliśmy nic, własnego garnka, łóżka, stołka, nic.
Ale ludzie byli wtedy, jak i po wojnie, życzliwsi.

- No i był teatr.

-Mój debiut i pierwsze doświadczenia zawodowe zaczęły się we wrześniu 39 r.
Pamiętam z tego okresu piękne koncerty Ordonówny, Sempolińskiego i wówczas
prawdopodobnie za siane zostały we mnie „ziarna estrady": już wiedziałam, że można
być samotnie na scenie, wykonać dwadzieścia numerów i że publiczność może

background image

przychodzić tylko dla jednego artysty, o czym my, po szkole dramatycznej, nie mieliśmy
pojęcia. Bo gdy się jest na estradzie, publiczność, jeżeli nas polubi, przychodzi tylko dla
nas i nas chce zobaczyć. Tym estrada różni się od teatru dramatycznego: wybiera tu nie
dyrektor czy reżyser, ale publiczność.

- Co jest według Pani receptą na udane życie?

- Zawód, kochanie. Wieloletnia zaprawa, a mam za sobą sześćdziesiąt lat pracy; w
1965r. poszłam na emeryturę i od tej pory przyjeżdżałam zawsze do domu na 2-3 dni.
Następowało pranie, zmienianie kapeluszy, opracowywanie nowego repertuaru i znów
musiałam jechać. Tak jest bez przerwy do dziś. Przedwczoraj wróciłam, jutro wyjeżdżam.
Ale mam coraz więcej lat i to i owo zaczyna mi dokuczać. Jednak całe życie dbałam o
siebie, może to być recepta dla wszystkich kobiet - trzydzieści parę lat jeżdżę do
Ciechocinka, przedtem kilka lat z powodu gardła jeździłam do Szczawnicy. Bratam
masaże, gimnastykowałam się. Teraz już nie, bo jestem po operacji wstawienia panewki,
a z nią trzeba się ostrożnie obchodzić. Zresztą mam już osiemdziesiąt parę lat. Na tę
operację zdecydowałam się natychmiast. Bo ja jestem prędka, ciach, ciach. Jak będzie
gorzej, no to będzie gorzej, mówię, ale będę wiedziała, że zrobiłam wszystko, co było
można. Przez pięćdziesiąt lat chodziłam po scenie na 12-15-centymetrowych obcasach,
nic więc dziwnego, że teraz bolą mnie stopy. Jedyny luksus, na jaki sobie pozwalałam, to
gosposie. Jedna była 25 lat, druga 20, obecna jest już szósty rok, dzięki Bogu. Myślę, że
dlatego chyba tak się dobrze trzymam, że od dawna jadam w domu.

-Ludzie stale chcą Panią oglądać, podziwiają, wstają, gdy pojawia się Pani na scenie.
Myślę, że te dowody serca także są Pani miłe.

- Tak, mobilizuje mnie mój zawód, poczucie odpowiedzialności, że ludzie przyszli, patrzą
na mnie tak jak teraz pani. Muszę być przygotowana na sto procent i jeżeli oni odbiorą z
tego 60-70 procent, to będzie moje wielkie zwycięstwo. Ale powoli żegnam się z
publicznością. Po czerwcowym pobycie w Anglii, w październiku jadę do Ameryki, do
Australii już się nie wybiorę. Występy nie są bowiem dla mnie wszystkim. Niemniej
bardzo mnie mobilizują, utrzymują w dobrej formie zawodowej i finansowej. W
Greenpoint w Nowym Jorku, kiedy kłaniałam się po występie, zauważyłam, że ludzie
robili takie ruchy rękami, jakby coś chwytali. Zapytałam potem, co ci państwo robią. Biorą
z pani siłę, powiedziano mi. Pani nie zdaje sobie sprawy, jak emanuje. Czasem
przychodzą smutni, trochę oklapnięci i pomalutku nabierają werwy, na koniec śpiewają
razem, śmieją się, wychodzą jakby wszyscy mieli dwadzieścia lat mniej. Słowo pani daję,
humor to nadzwyczajna terapia.

-W pełni się zgadzam, co więcej, czuję, że ja też nabieram dzięki Pani energii.

background image

- Mój ojciec taki był. Zawsze pogodny, ciągle sobie nucił, nawet kiedyś na jakimś
pogrzebie. Mama mówi: Romek, jest pogrzeb, o, przepraszam, a on sobie półeczkę
nucił. Mam to po nim.

- Jaka jest Pani rada dla kobiet myślących tylko o karierze?

-Kariera jest tylko dla ludzi utalentowanych i w każdej karierze najważniejszy jest
profesjonalizm. W to, co się robi, trzeba włożyć całą siebie. Te moje pyskówki, monologi,
które wygłaszam, gdyby nie byty takie dynamiczne, nie byłyby zabawne. W tym musi być
płomień, cały ogień człowieka spalającego się przy tym. Na to nie ma rady.

-Pani w tych monologach osiągnęła absolutne mistrzostwo. Sprawdziły się słowa innego
mistrza, Ludwika Sempolińskiego, które przytacza Pani w książce. Mianowicie już w
Wilnie powiedział on do Pani ówczesnego dyrektora: Jeżeli przeżyjemy, zobaczy pan, że
ona będzie gwiazdą estrady, a nie teatru dramatycznego. Ale interesuje mnie, jaka jest
cena popularności.

- Taka, że ludzie nie zdają sobie sprawy, ile ja w każdy występ wkładam wysiłku. Po
przedstawieniu przybiegają do mnie, pragną porozmawiać, a ze mnie się leje, dosłownie.
Przychodzą, proszą o autografy, wpatrują się z bliska w człowieka i ja wtedy pojmuję, że
oni nie wiedzą, ile ja mam lat, nie wiedzą, jaka to straszna praca. Ja mokrzusieńka, po
plecach mi się leje, za uszami i tylko się modlę, żeby móc jak najszybciej odpocząć.

- Jest Pani po prostu ludziom potrzebna i to, co im Pani daje, jest dla nich najważniejsze.

-Stanisława Wysocka, moja profesorka, gdy skończyłam szkołę teatralną, powiedziała,
że w jakimś sensie mogę być następczynią Mieczysławy Ćwiklińskiej. Ale zastrzegła, że
humor jest najtrudniejszą dziedziną: Czeka panią trzydzieści lat nieprzespanych nocy, bo
trzeba się uczyć, i dni przepracowanych, bo trzeba być z publicznością, być zawsze
uśmiechniętą i pogodną, jeździć po kraju, występować - o, widzi pani, to mi weszło w
krew, bo pani się pytam, dlaczego ja jestem taka, bo ludzie dawniejsi byli nauczeni, że to
„wejście w publiczność" musi długo trwać. Trzydzieści lat. Ale po trzydziestu latach,
powiedziała Wysocka, jak będą panią znały i lubiły babka, córka i wnuczka, może pani
spać spokojnie. Więc ja do swojej publiczności mówię: skoro minęło sześćdziesiąt lat i ja
patrzę na wasze uśmiechnięte buzie, to myślę, że mogę zasnąć i już się nie obudzić (tu
nastąpił całus). Do widzenia.

- Dzięki serdeczne. I stu lat Pani życzę.

background image

Rozmawiała HALINA CENGLOWA

Copyright by Moja Rodzina, nr 8/2000

opr. TG/PO


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BABUNIA TO NASZ NAJWIĘKSZY SKARB, scenariusze itp
Msza Swieta Najwiekszy Skarb
Największy skarb ludzkości ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
Zdrowie to największy skarb, oligofrenopedagogika, zdrowe odżywianie
Przyjaźń to największy skarb, scenariusze
500 Little Kate Największy skarb
500 Little Kate Największy skarb
0500 Little Kate Największy skarb
Msza Swieta Najwiekszy Skarb
242 Simms Suzanne Smak ryzyka 02 Największy skarb
Kate Little Największy skarb
ks Ludwik Chiavarino Msza Najwiekszy skarb świadectwa
Ks Ludwik Chiavarino Największy skarb czyli codzienna msza święta
NAJWIĘKSZE KATASTROFY MORSKIE
Największy szwindel bankierów

więcej podobnych podstron