background image

Jatka na Platformie

Gazeta Polska

 | Wtorek, 25 stycznia 2011

Donald Tusk postanowił wyciąć ludzi Grzegorza Schetyny z list kandydatów 
do parlamentu oraz spółek skarbu państwa. Schetyna poczekał na dogodny 
moment i uderzył w osłabionego jak nigdy dotąd Tuska. Na to samo 
osłabienie liczy Bronisław Komorowski, który chce budować partię 
prezydencką, wspieraną przez „niezależnych” wojskowych fachowców. 

Premier Donald Tusk 

(fot. AFP)

 

Ostatnie wypowiedzi Grzegorza Schetyny krytykujące Donalda Tuska były na tyle demonstracyjne, że nie mogły nie 
spowodować reakcji nawet w mediach przychylnych Platformie. Po ogłoszeniu raportu MAK Schetyna stwierdził: „Mnie 

się wydaje, że zabrakło refleksu i takiej wiedzy czy przewidywania tego, jak Polacy przyjmą ten raport. W takich 
sytuacjach trzeba być gotowym na odpowiedź natychmiast”. Marszałek Sejmu dodał, iż to, że premier był na wakacjach, 

na pewno nie ułatwiało sprawy. Stwierdził też, że „na tak mocną prezentację i mocne oskarżenie powinna być 
natychmiast polska odpowiedź”. – Dolny Śląsk zrobił zamach na Gdańsk – tak o wystąpieniu Schetyny mówi jeden z 

posłów PO. W co gra Grzegorz Schetyna? Co spowodowało, że ta gra zmusiła go do wypowiedzi godzących w wizerunek 
PO?

Ministrowie kandydują, by wypchnąć ludzi Schetyny

Nasi rozmówcy z PO nie mają wątpliwości, że powodem jest „totalna wycinka” ludzi Schetyny – zarówno ze stanowisk w 
spółkach skarbu państwa, gdzie karty rozdaje bliski Tuskowi Jan Krzysztof Bielecki, jak i na przyszłych listach 

kandydatów do parlamentu.

Według „Rzeczpospolitej” z 20 stycznia br. „jedynki” na listach do Sejmu mają dostać minister nauki i szkolnictwa 
wyższego Barbara Kudrycka (Podlasie), były premier Jan Krzysztof Bielecki (Pomorze), minister rozwoju regionalnego 

Elżbieta Bieńkowska (Śląsk). Drugie miejsce w stolicy (zaraz za premierem Donaldem Tuskiem) ma przypaść szefowi 
resortu finansów Jackowi Rostowskiemu. Chęć startu w wyborach zadeklarował nawet... minister obrony narodowej 

Bogdan Klich, współodpowiedzialny, zdaniem polityków opozycji, za fatalne przygotowanie wizyty prezydenta w 
Smoleńsku.

Według naszych rozmówców, wystawienie ministrów na parlamentarne listy to dla Tuska pretekst, by na dalsze miejsca 

zepchnąć ludzi Grzegorza Schetyny. Znacząca, a mało zauważona automatyczna czystka odbyła się w PO już po 
wyborach samorządowych. Z partii tej usunięto działaczy, którzy kandydowali z list innych niż PO – np. tych 

wystawianych przez kandydatów na prezydentów miast. Jak ocenia jeden z naszych rozmówców, z PO mogło odejść 
przy tej okazji niemal dwa tys. osób. I byli to w większości obecni bądź potencjalni ludzie Schetyny, którzy nie dostali 

satysfakcjonujących ich miejsc na listach Platformy.

Ze Schetyną można się dogadać

Schetyna wyczekał na osłabienie Tuska w związku z kompromitacją w sprawie śledztwa smoleńskiego, jednak 
wykorzystując stanowisko marszałka Sejmu, buduje swoją pozycję od dłuższego czasu. Obecnie doszło do jego zbliżenia 

z Jarosławem Gowinem, ale nie jest to bynajmniej jedyny kierunek ofensywy Schetyny.

Na jaki scenariusz liczy marszałek Sejmu? PO nieznacznie przegrywa wybory z PiS – ten wariant jest przez polityków 
Platformy brany pod uwagę coraz poważniej. Ale podobnie jak w Czechach, na Słowacji albo w podkarpackim sejmiku 

zwycięski PiS nie jest w stanie stworzyć parlamentarnej większości. Toczą się rozmowy koalicyjne PO–PSL–SLD. Donalda 

1

background image

Tuska osłabia fakt, że doprowadził swoją partię do porażki. Kto ma być premierem? PSL i SLD mówią jasno: koalicja tak, 

ale Tusk nie może stanąć na czele rządu. Koalicjanci wolą Schetynę.

Plan mało realny? Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że dobre kontakty Schetyny z opozycją i PSL są już faktem. Gdy 
Schetyna zostawał marszałkiem Sejmu, poparli go także posłowie opozycyjnego SLD. Bartosz Arłukowicz, gwiazda 

komisji hazardowej, gimnastykował się, by uzasadnić to poparcie: „Komisja hazardowa jeszcze pracuje i ja nie jestem 
zwolennikiem wydawania wyroków czy stwierdzania faktów przed zakończeniem prac”. W podobnym duchu wypowiadali 

się przedstawiciele PSL. Posłanka Ewa Kierzkowska tłumaczyła: „Głosowaliśmy za. Dajmy możliwość panu Grzegorzowi 
Schetynie popracować i wykazać się”.

Stanowisko marszałka Sejmu pozwala Schetynie niewielkim kosztem budować sobie sympatię u przeciwników. Pewien 

poseł PiS, ceniony ekspert w swojej dziedzinie, cieszący się większym uznaniem w Europie niż we własnym kraju, od lat 
wyjeżdża do różnych państw na międzynarodowe konferencje. Jeśli taki wyjazd jest wyjazdem poselskim, jego koszty 

pokrywa Kancelaria Sejmu. Ale na to wyrazić musi zgodę marszałek. Gdy marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski, 
złośliwie blokował wyjazdy wspomnianego posła PiS, mimo że miały one merytoryczne uzasadnienie i nie sposób było 

nazwać ich turystyką na koszt państwa. Kiedy marszałkiem został Grzegorz Schetyna, sytuacja od razu się zmieniła i 
nieracjonalna blokada zniknęła.

W grudniu ubiegłego roku Schetyna zwiększył ilość pieniędzy, jakie posłowie otrzymują na prowadzenie biur poselskich. 
Ma to znaczenie w szczególności dla partii opozycyjnych, których terenowi działacze nie zarabiają na państwowych 

posadach. – Z tym Schetyną da się żyć – powtarzało po cichu wielu posłów PiS, PSL czy SLD.

Sami posłowie PO też coraz częściej odnoszą wrażenie, że Donald Tusk to arogant, z którym nie można porozmawiać, bo 
nigdy nie ma czasu, zamknięty w swojej wieży z kości słoniowej. Co innego Grzegorz Schetyna, który zawsze znajdzie 

czas. Chętny, by odwiedzić dowolne miasto i tym samym dowartościować lokalną strukturę PO. Wpadający na imieniny 
do partyjnych kolegów.

Schetyna to człowiek gotowy dogadać się z każdym, jeśli jest to dla niego opłacalne – tak charakteryzuje marszałka 
Sejmu jeden z wrocławskich znajomych. W 2008 r. Schetyna stał za słynną akcją „Widelec” – zatrzymaniem, biciem, 

gazowaniem i torturowaniem 752 spokojnie zachowujących się kibiców Legii. Wyzwiska pod jego adresem sypały się na 
stadionach w całym kraju. Gdy wyczuł, że sprawa coraz poważniej mu szkodzi, nie miał oporów, by szukać kontaktów i 

rozmawiać z liderami społeczności kibiców, którzy wcześniej byli dla niego bandytami.

Partia Michnika i pułkowników

Ale Tusk zagrożony jest nie tylko przez Schetynę. „Rzeczpospolita” z 15 stycznia br. pisze o byłych politykach w 
otoczeniu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Według dziennika, cyklicznie „przy kawie i ciasteczkach” spotykają się 

u prezydenta politycy nieboszczki Unii Wolności – m.in. Tadeusz Mazowiecki, Henryk Wujec, Jan Lityński. To właśnie 
podczas jednego z takich spotkań miała zapaść decyzja o odesłaniu do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o 

zmniejszeniu zatrudnienia w administracji państwowej. Z artykułu wyłania się obraz prezydenta otaczającego się gronem 
przegranych polityków, głowy państwa tracącej poparcie i sympatie we własnej partii.

Tyle „Rzeczpospolita”. Jednak z informacji, do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że lekceważenie przez 

zwolenników Donalda Tuska obecnego prezydenta jest mocno przedwczesne. – Bronisław Komorowski prowadzi własną 
grę – mówi nam zastrzegający anonimowość polityk PO – oczywiście, zalicza kolejne wpadki, robi wrażenie dobrego 

wujka, a nie polityka większego formatu. Jednak jego otoczenie ma realny plan polityczny, który realizuje z żelazną 
konsekwencją – dodaje nasz rozmówca. 

Plan otoczenia prezydenta to stworzenie nowej formacji politycznej, opartej na byłych politykach UW i „niezależnych 

fachowcach” z kręgów wojskowych. „Patronem medialnym” projektu ma być środowisko „Gazety Wyborczej”. Pierwszym 
etapem realizacji tego przedsięwzięcia było błyskawiczne przejęcie kontroli nad BBN i Kancelarią Prezydenta. Etapem 

kolejnym – jest osłabienie pozycji premiera Donalda Tuska. Co ciekawe, prawdziwym sygnałem wypowiedzenia wojny 
szefowi rządu wcale nie był brak podpisu prezydenta pod wspomnianą ustawą o administracji. – Prezydent znalazł w 

ustawie rzeczywiste błędy, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego – mówi polityk PO. – W tym wypadku zagrywka 
Komorowskiego była działaniem socjotechnicznym, poprawiającym jego wizerunek – dodaje. Jak ustaliliśmy, początkiem 

sporu stał się atak na szefa resortu obrony Bogdana Klicha, kojarzonego z frakcją Donalda Tuska. 

Oczywiście Klich na tę krytykę zasłużył – to on, jako szef MON, odpowiadał za wyjazd Prezydenta RP do Katynia 10 
kwietnia 2010 r., to za kadencji obecnego szefa resortu obrony miały miejsce inne tragedie lotnicze (m.in. tragedia 

casy), w których łącznie zginęło 121 osób. Jednak właśnie słabość szefa MON sprawiła, że stał się on celem ostrego (w 
dodatku padającego na podatny grunt) ataku ze strony Pałacu Prezydenckiego. Na początku roku szef BBN gen. 

Stanisław Koziej podczas wspólnej z Komorowskim konferencji prasowej skrytykował MON za złą realizację projektu 
tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych. 

Do prawdziwej awantury doszło jednak w trakcie jednego z posiedzeń Komisji Obrony Narodowej. Goszczący na 

spotkaniu gen. Koziej nie zostawił suchej nitki na projekcie stworzenia Akademii Lotniczej w Dęblinie. Reakcja Pałacu 
zaskoczyła wszystkich członków komisji, najbardziej tych z... Platformy Obywatelskiej. Projekt Akademii Lotniczej był 

2

background image

bowiem sztandarowym pomysłem rządu. Zdaniem polityków PO wystąpienie Kozieja to ewidentnie wypowiedzenie wojny 

nie tyle Klichowi, ile Donaldowi Tuskowi.

Kolejny cios padł w trakcie sejmowej debaty na temat raportu MAK. Związany ze środowiskiem Unii Wolności poseł 
Bogdan Lis na początku przemówienia odrzucił hipotezę zamachu i winę Rosjan, skrytykował PiS-owską opozycję, po 

czym... zaatakował Bogdana Klicha: „Powiem tak: Przed wojną minister odpowiedzialny za resort, w którym coś takiego 
się wydarzyło, palnąłby sobie w czoło, i to dla pewności kilka razy, a nie raz, i nie dlatego, że czułby się odpowiedzialny 

za tę katastrofę, tylko dlatego, że nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa swojemu prezydentowi”.

Atak Lisa nie był przypadkowy – środowisko dawnej UW ma być filarem nowego tworu politycznego, budowanego przez 
otoczenie obecnego prezydenta. Klich jako najsłabsze ogniwo ekipy Tuska jest wdzięcznym obiektem ataku.

„Grzechu” szachuje rozłamowcami

Zwolennikom „partii prezydenckiej” bliżej więc raczej do Janusza Palikota niż Jarosława Gowina. Nie znaczy to jednak, że 
przedstawiciel „konserwatywnej frakcji” w PO należy do pretorianów premiera. Wręcz przeciwnie. W ostatnim czasie 

posłowi z Krakowa zdarzyły się krytyczne wypowiedzi o rządzie (nt. braku reform itd.). Gowin pozytywnie wypowiadał 
się przy tym o grupującej rozłamowców z PiS przedstawicieli ruchu Polska Jest Najważniejsza. Jak ustaliliśmy, krakowski 

polityk należy w tej chwili do frakcji... Grzegorza Schetyny. Marszałek Sejmu miał być też inicjatorem powstania ruchu 
PJN. – Rozłamowcy z PiS są dla Grzegorza bardzo wygodni – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” osoba z bliskiego 

otoczenia Schetyny. – Grzesiek zawsze może zagrozić wyprowadzeniem swoich ludzi z PiS, sojuszem z PJN. Oczywiście 
partia taka nie zagroziłaby PiS, jednak Platformie mogłaby odebrać parę punktów, wejść do Sejmu, po czym stworzyć 

koalicję z Kaczyńskim. Premier musi zdawać sobie z tego sprawę – dodaje nasz informator. 

O ile ugrupowanie związane z Komorowskim mogłoby zagospodarować niemal cały ideologiczny anty-PiS, o tyle partia 
Schetyny i rozłamowców może zawalczyć o „konserwatywną grupę” wyborców PO. Jak ustaliła „GP”, marszałek Sejmu 

nie ma w tej chwili planu tworzenia własnej partii – PJN to ruch czysto propagandowy. Zdaniem naszych rozmówców, 
Schetyna szachuje Tuska PJN-em, by wzmocnić swoją pozycję w partii. Szczególnie wiele miał zyskać ostatnią 

wypowiedzią o tym, że rząd spóźnił się z reakcją na raport MAK. – Na Donaldzie słowa Schetyny i przede wszystkim 
reakcja na nie zrobiły duże wrażenie. Premier ma świadomość, że z frakcją marszałka Sejmu musi się liczyć – mówi 

polityk PO. 

Głównym celem Schetyny jest więc wzmocnienie własnej pozycji w partii, plan awaryjny to sojusz z PJN.

Sam Donald Tusk, osaczony z lewej (Komorowski) i z prawej (Schetyna i PJN) strony, nie zamierza ustąpić bez walki. 
Stąd pomysł, by na listach PO znaleźli się członkowie rządu i politycy dawnego KLD, czyli osoby blisko związane z 

premierem.

(...)

Przemysław Harczuk, Piotr Lisiewicz

3


Document Outline