background image

Te dzieci żyją ze zwierzętami! 

 

 

 

 

W końcu lutego w Rosji pracownicy socjalni odnaleźli siedmioletniego chłopca, który nie 
potrafił mówić. Dziecko kwiliło tylko i wydawało dźwięki podobne do tych, jakie 

wyśpiewywały ptaki w wolierach otaczających miejsce, w którym żyło. Chłopczyk 

próbował też latać, machając rączkami. Informację 
tę podał brytyjski portal Telegraph. 

 
Potworność natury ludzkiej?  

 
Mały Rosjanin był przetrzymywany wśród ptaków przez rodzoną matkę, która nigdy nie 

powiedziała do niego ani jednego słowa. Przynosiła mu tylko jedzenie. Nie był to pierwszy tego 
rodzaju przypadek na terenie Federacji Rosyjskiej - dwa lata temu w mieście Stawropol 

odnaleziono chłopaka, który żył wśród wilków. Milicja ujęła go po kilkugodzinnym pościgu. 
Dziecko biegało na czworakach, nie mówiło, zachowywało się jak wilk.  

 
Ludzie skazani przez swoich bliskich na życie wśród zwierząt stanowią niemały odsetek 

wszystkich przypadków ludzi-zwierząt rejestrowanych na świecie. Nieznane są motywy, jakimi 
kierują się rodzice pozostawiający swe rodzone dzieci na pastwę dzikich zwierząt. 

Prawdopodobnie chodzi o to, by dzieci zginęły. Jeszcze trudniej zrozumieć rodziców, którzy 

trzymają je w zamknięciu, podsyłając im do towarzystwa jedynie czworonogi lub ptaki. 
Potworność takich zachowań jest paraliżująca i niezrozumiała.  

 
Pięć lat temu podobny przypadek zdarzył 

się w Polsce - w drewnianej klatce zamkniętej w komórce 
pozostawiono opóźnioną w rozwoju dziewczynkę. Rzecz wydarzyła się w podwarszawskich 

Starych Babicach, gminie, do której kursują stołeczne autobusy, gdzie wielu ludzi z 
establishmentu kupuje sobie domy i działki.  

 
To prawda, że najczęściej do porzucania noworodków w lesie dochodzi w krajach zacofanych 

cywilizacyjnie, a przyczyną tych praktyk jest prawie zawsze nędza. Zdumiewać może tutaj 
zachowanie zwierząt, które zamiast rozszarpać ludzkie niemowlę, opiekują się nim i wychowują 

jak swoje.  

background image

 
Dzieci i psy  

 
Najczęściej porzuconymi dziećmi opiekują się psy. W 2005 roku na przedmieściu Nairobi dwaj 

chłopcy znaleźli noworodka, którym opiekowała się suczka jednego z nich. Zwierzę dołączyło po 
prostu ludzkie dziecko do swojego potomstwa i karmiło je mlekiem - jakby to był szczeniak. 

Kiedy suce chciano odebrać dziecko, pogryzła ludzi, warczała i broniła dostępu do swojego 
"szczenięcia". W sprawie kenijskiego noworodka wszczęto śledztwo. Ustalono, że dziecko to 

dziewczynka wyrzucona na śmietnik w czarnej foliowej torbie. Suka wydobyła ją z torby, 
przetransportowała przez ulicę 

i położyła obok swoich szczeniąt.  
 

Jeszcze bardziej kuriozalna sytuacja wydarzyła się w Chile siedem lat temu. Policjanci złapali 

tam 11-letniego chłopca, który żył w stadzie psów. Rzecz miała miejsce w mieście Talcahuano na 
południu kraju. Chłopak biegał za sforą zdziczałych psów, polował z nimi i karmił się mlekiem 

jednej z suk. Uważał, że jest psem, i unikał ludzi. Policjanci, którzy ruszyli za nim w pościg, 
musieli wyłowić dziecko z wody. Chłopak bowiem przerażony pogonią skoczył do oceanu z 

wysokiego klifowego brzegu. Kiedy go schwytano, gryzł i usiłował się wyrwać. Został oddany 
pod opiekę jednego z domów dziecka.  

 
W 1990 roku węgierska policja odnalazła chłopca imieniem Berci, który wychowywał się wśród 

psów podwórzowych. Rodzice odrzucili dziecko i zamknęli je wraz ze zwierzętami na 
ogrodzonym terenie. Karmiono je razem z innymi psami, Berci pił wodę prosto z miski i jadł z 

ziemi. Biegał na czworakach. Nie potrafił mówić. Podobny przypadek miał miejsce w RPA w tym 
samym roku, nieopodal miasteczka Springs. Tam z kolei oddano na wychowanie psom dwulatka. 

Dziecko zachowywało się jak pełnoprawny członek stada, było o wiele sprawniejsze fizycznie 
niż dzieci w tym samym wieku wychowywane wśród ludzi, walczyło o dostęp do mleka z innymi 

szczeniakami i sprawnie biegało na czterech kończynach.  

 
Ewenement czy norma?  

 
W naszym świecie, gdzie do najbardziej niebezpiecznych 

zwierząt należą rottweilery za ogrodzeniem sąsiada, trudno nawet wyobrazić sobie, jakie relacje 
łączą ludzkie społeczności z dziko żyjącymi zwierzętami. W gęsto zaludnionych Indiach, gdzie 

chłopskie chaty stoją obok zwartej ściany dżungli lub na skraju wielkich trawiastych równin, 
przypadki przenikania się światów ludzkiego i zwierzęcego są bardzo częste. Opisany przez 

Kiplinga w Księdze dżungli Mowgli nie jest wymysłem pisarskiej wyobraźni wielkiego znawcy 
Indii, ale opisem jednego z setek przypadków, gdy dzieci wychowywane są przez czworonożne 

istoty. Do najsłynniejszych należało odnalezienie w 1972 roku dwóch dziewczynek Amali i 
Kamali żyjących w stadzie wilków. Dziewczynki zostały zabrane do sierocińca i tam poddano je 

próbie resocjalizacji. Jedna z nich zmarła w dzieciństwie, a druga dożyła zaledwie 17 lat. Losy 
prawdziwego Mowgliego byłyby więc o wiele bardziej dramatyczne niż historia, którą opisał 

Kipling, i absolutnie nie nadawałyby się do czytania dzieciom. W Indiach zdarzały się przypadki 

wychowywania dzieci przez niedźwiedzicę i tygrysicę. Kiedy tej ostatniej odebrano małego 
chłopca, którego karmiła, zwierzę wracało do wioski, gdzie znajdowało się jej "dziecko", budząc 

strach mieszkańców. Pewnego dnia wynajęto myśliwego, który zastrzelił tygrysicę. Chłopczyk 
zmarł wkrótce potem.  

 
Wydaje się więc, że fenomen dzieci wychowywanych przez zwierzęta nabiera natężenia w tych 

rejonach świata, gdzie ludzie przyzwyczajani są do bliskiej obecności naprawdę dzikich 
zwierząt, a te z kolei wiedzą, że skupiska ludzkie rządzące się swoimi prawami znajdują się na 

terenach ich bytowania niemal od zawsze. Przykład Indii i RPA jest tu znamienny. W Europie, 
która jeden ze swych mitów założycielskich wywodzi od Romulusa i Remusa wychowanych 

przez wilczycę, dzieci wychowywane przez zwierzęta to najczęściej ofiary zezwierzęcenia 

background image

własnych rodziców, którzy kierowani nie wiadomo jakimi pobudkami porzucają własne 
potomstwo lub wręcz zamykają je wraz z czworonogami.  

 
Zaskakujące jest to, że odnalezione przez ludzi "dzikie dzieci" przeważnie nie potrafią 

przystosować się do swojego, wydawałoby się, naturalnego środowiska, że stworzenia urodzone 
jako ludzie, a wychowane wśród zwierząt od samego początku odrzucają swą "przyrodzoną" 

naturę. Nie potrafią odnaleźć się w świecie ludzi, nie potrafią nauczyć się niczego poza kilkoma 
prostymi komunikatami i odruchami fizjologicznymi. Ich prawdziwe życie to życie wśród 

zwierząt. Jeśli nie uda im się powrócić do lasu lub na sawannę, po prostu umierają.  
 

Historie dzieci wychowanych prze zwierzęta to jeszcze jeden przyczynek do rozwiązania 
zagadki jak na razie nierozwiązywalnej, a także kolejna próba odpowiedzi na pytanie, kim lub 

czym jest w rzeczywistości człowiek.  

 
Kamil Łukowski