background image

                  

Drzwi do przeznaczenia 

                                                            

                                                         Prolog

Londyn, rok 1790. Dochesville, rezydencja Hrabiego Dochester.

Obudziłam się zlana potem. Rozejrzałam przerażona po małym, ciasnym pokoju. Jak prawie co 
noc, koszmar powrócił, zabierając mi możliwość dalszego snu. Wstałam powoli z łóżka i 
podeszłam do otwartych okiennic, pragnąc by wiatr owiał me spocone, drżące ciało. 5 
lat...minęło 5 lat, a ja dalej nie mogę sobie z tym poradzić. Wspomnienia powróciły do mej 
głowy niczym bumerang, obrazy zaczęły atakować mnie ze wszystkich stron - strzały, tłuczone 
lustro, szczekanie psa i to, co od lat próbuje zapomnieć - pełen cierpienia krzyk mego ojca. 
Ostatni, jaki wydobył się z jego gardła...
Pojedyncza, samotna łza spłynęła z mego oka, robiąc ślad na mym policzku. Nie pozwoliłam 
sobie na więcej, zaciskając mocno zęby. Nie mogłam użalać się nad sobą, życie sprawiło, że 
stałam się twarda i niezależna.
Westchnęłam spoglądając w niebo, gdyż nie było sensu już się kłaść. Słońce niedługo zejdzie, 
więc musiałam przygotować się do pracy. Obmyłam twarz zimną wodą, splotłam moje długie, 
brązowe włosy w warkocz, po czym nałożyłam uniform. Otworzyłam drzwi strychu, w którym 
był mój pokój i zbiegłam szybko do kuchni. Kucharka już tam była, przyrządzając śniadanie. 
Zabrałam się za przygotowanie zastawy, zanim pojawią się hrabia z hrabiną

Tak oto wyglądało moje życie. Oto ja - Bella Swan, dawniej dumna córka XIV Barona 
Dunshite, teraz służąca i pokojówka w rezydencji Hrabiego... Kto bym pomyślał, że zostanę 
tym, kim jeszcze kilka lat temu pomiatałam...

    

          Rozdział I

Uffff...Zmęczona usiadłam na brzegu stołka, wycierając grzbietem dłoni spocone czoło. 
Temperatura na dworze dziwiła wszystkich, przyzwyczajonych do londyńskiej mgły i wiecznie 
siąpiącego deszczu. Przez ten upał praca była jeszcze bardziej uciążliwa. Do południa 
wysprzątałam cały hol, gabinet hrabiego i pokoje hrabiny. Nie obeszło się oczywiście bez 
awantury. Hrabina od rana była w nie najlepszym humorze, narzekała na mocną migrenę, przez 
co krzyczała na wszystkich, którzy znajdowali się w pobliżu. Gdy przyszłam do jej pokojów, by 
odsłonić ciężkie kotary, nie zauważyłam, że odpoczywa na łożu.
- Co wyprawiasz głupia dziewczyno? - krzyknęła, na co ja podskoczyłam rozlewając przy 
okazji dzban z czystą wodą. Przerażona kucnęłam, by zebrać wodę ścierką.

Do niczego się nie nadajesz!

Przepraszam, przepraszam bardzo. Przestraszyłam się – zaczęłam się tłumaczyć, wiedząc, że

i tak na nic to się nie zda. Niestety nie należałam do ulubienic Pani, przez co musiałam 
pracować dwa razy ciężej od pozostałych. Były takie momenty, kiedy poważne obawiałam się o 
moja posadę. Byłam już kilkakrotnie zwalniana, jednak Hrabia, znając zapędy swojej małżonki, 
negował jej decyzję.
-  Nie myśl, że skoro mój małżonek dotąd cię nie zwolnił, to możesz robić cokolwiek ci się 
podoba! - z zamyślenia wyrwał mnie Jej krzyk – posprzątaj to i pójdź po medyka, niech da mi 

background image

coś na tą głowę – powiedziawszy to upadła z powrotem na pościel.

 Zasłoniłam kotary i wyszłam po cichu spokoju, po czym stanęłam przy ścianie i ciężko 
odetchnęłam. Nienawidziłam tej kobiety z całego serca, uosabiała wszystkie najgorsze cechy jej 
sfery – była próżna, wyrachowana, bezduszna i krzykliwa. Nie wiem jak Hrabia może z nią żyć. 
Był człowiekiem statecznym, wzbudzającym szacunek i posłuch, jednak bardzo dobrym i 
miłym. Tylko dzięki niemu jeszcze tu pracowałam.

Ubrałam się w płaszcz oraz buty i wybrałam się po doktora. Byłam tak pogrążona w myślach, 
że mało nie wpadłam pod koła nadjeżdżającego powozu. Stangret wysłał w moim kierunku 
nieprzystojne słowa, po czym zniknął w wszechogarniającej mgle. Zawiadomiłam doktora i 
ruszyłam w drogę powrotną. Nagle zaczął padać deszcz, który z minuty na minute przeradzał 
się w wielką ulewę. Ludzie zaczęli biegać w poszukiwaniu schronienia. Miałam już tylko 
kawałek do domu, więc przyspieszyłam.  Niestety musiałabym obejść rezydencje, żeby dostać 
się do frontowych drzwi, jednak wiedziałam, że z tyłu domu, przy tej ulicy są małe drzwiczki, 
którymi można wejść. Jednak zabroniono chodzić tamtędy służbie. Moje wątpliwości przerwał 
potężny grzmot, przez który o mało mi serce nie wyskoczyło. Otworzyłam szybko drzwiczki, 
jednak z rozmachu nie zauważyłam, że pomieszczenie znajduje się o wiele niżej od drzwi, a 
drabina stoi po drugiej stronie. Poleciałam w dół, skręcając sobie kostke i uderzając głową o 
twardą podłogę. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, po czym odpłynęłam w niebyt.

Tatusiu! Tatusiu! Wstawaj! Co ci się stało? Czemu z głowy leci ci krew? Odezwij się 

prosze! Pomocy! Tato obudź się!
Zerwałam się szybko z podłogi przerażona ze strachu. To był tylko sen, to był tylko sen, 
powtarzałam sobie. Poczułam ostry ból w skroni i przypomniałam sobie gdzie się znajduję. 
Rozejrzałam się zaciekawiona dookoła, w pomieszczeniu było mnóstwo rzeczy- wielkie obrazy, 
długi stół, tuzin krzeseł, wielka szafa. W samym rogu stał stos poukładanych jedna na drugą 
zakurzonych książek, a obok nich coś przekrytego białym płótnem. Podeszłam bliżej i 
pociągnęłam za materia, zsuwając go. Moim oczom ukazał się wielki obraz. Przeczyściłam go 
ręką z kurzu i zobaczyłam kobietę, której nigdy nie spotkałam. Była przepiękna – czarne, długie 
włosy spływały jej kaskadą  na ramiona okryte niebieskim szalem. Ubrana była w piękną 
kremową suknię, której dekolt uwydatniał kształt jej piersi. Spojrzałam w górę i dopiero wtedy 
zauważyłam, że nie jest sama. Za nią stał Hrabia, na oko 20 lat młodszy, trzymając rękę na jej 
ramieniu. Kto to może być? Hrabia nigdy nie wspominał o innej kobiecie, ale przecież czemu 
miał to mówić służbie?
Zasłoniłam z powrotem obraz i udałam się do drzwi. Złapałam za klamkę. Zamknięte. 
Zrozpaczona rozejrzałam się raz jeszcze i za obrazami dojrzałam inne drzwi. Podchodząc do 
nich z każdym krokiem słyszałam nasilający się hałas. Z pewną obawą odsunęłam obrazy i 
nacisnęłam klamkę. Także zamknięte. Już miałam odejść, jednak moją uwagę przykuł klucz 
leżący na ramie jednego z obrazów. Wzięłam go i włożyłam w zamek, przekręcając lekko. 
Drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem, a ja poczułam dziwne przyciąganie i niezwykle 
głośny dźwięk. Otworzyłam na całą szerokość i zamarłam w szoku. Naprzeciwko mnie, w 
pewnym oddaleniu, tłum ludzi chodził w tą i z powrotem po niespotykanej, srebnej podłodze. 
Rozbrzmiewały dziwne dźwięki, ludzie krzyczeli. Nagle w wielkich oknach dojrzałam 
wielkiego, potwornego ptaka, który wydawał straszny jazgot. Nikt nie zwracał na niego uwagi. 
Chciałam krzyczeć, by uważali, ale nie mogłam wydobyć głosu. Nagle, jakby jakieś 
niewidzialne ręce, coś pchnęło mnie do przodu, w stronę tych ludzi, w stronę tego potwora. 
Poczułam, że się unoszę, zakręciło mi się w głowie i ostatnie co pamiętam, to mężczyzna 
wchodzący do pomieszczenia i patrzący groźnie, zielonymi, zimnymi jak lód oczami...