background image

 

 

Fallen Angels – Samael  

Dawn McClure 

 

 

Tłumaczenie: Katherine Carther  

(zakochana.wariatka) 

 

background image

 

- 1 - 

Rozdział 1 

 

Galdwin, Michigan 

 

Jade trzymała telefon przy uchu w jednej ręce, a granat w drugiej. Rozmowa z 

szefem Ambrose’em , podczas walki z czterema wampirami, była niezwykle 
kłopotliwa. 

Wampiry miały doskonały słuch i Ambrose z pewnością zdawał sobie sprawę, że 

wszystko, co powie dotrze do ich uszu. 

- Jade, mówię ci po raz ostatni. Przestań zwracać na siebie uwagę, kiedy jesteś na 

misji. Ta akcja wycofania się z Nowego Yorku była strasznie głupia. Co się do 
cholery z tobą dzieje? 

Jeden z wampirów stojących przed nią parsknął śmiechem. Odbezpieczyła granat, 

chwyciła kołek leżący na ziemi i zamachnęła się nim. Uśmiech wampira zszedł z 
jego przystojnej twarzy. 

Wyczyn w Nowym Yorku był sprawą życia i śmierci. Wampir trzymał ją za gardło 

podczas, gdy oboje byli na dachu wysokiego budynku. Albo on miał spaść w dół, 
albo ona. Na szczęście szybko dostała kopa adrenaliny, podniosła go wysoko do 
góry, z czego nawet Hulk byłby dumny. Niestety, na ziemi było sporo ludzi 
mogących poznać, że jest wampirem. 

To nie była prawdziwa śmierć i -  jak można się było spodziewać – cała ta sytuacja 

strasznie zirytowała Ambrose’a. Jej nawyki walki zawsze były dla niego zgubą, a 
ostatnio stało się jeszcze gorzej. Ale najważniejsze, że Jade wciąż tętniła życiem, 
mimo, że od siedmiuset lat zabija. 

Według Alexii, przyjaciółki a zarazem dobrej zabójczyni, Jade powinna być bardzo 

ostrożna. Lexie była obdarzona szczególnym darem – przewidywała przyszłość i 
choć jej wizje nie były do końca pewne, nigdy ich nie lekceważyła. Podobno w 
ostatniej wizji widziała, jak Jade umiera podczas jednej z misji, z podciętym gardłem. 
Lexie opisała tę wizję dość dobrze ze wstrząsającymi szczegółami, choć wybujała 
wyobraźnia Jade, wcale ich nie potrzebowała.  

Jade wstrząśnięta wizualnym powrotem do czasów kiedy jeszcze była w Nowym 

Yorku na chwilę odpłynęła myślami, po chwili jednak powróciła do rozmowy:  

- Nie miałam wyboru. Musiałam wyrzucić tego skurwysyna, zanim on zrobiłby to 

ze mną. 

- Zrzuciłaś go z budynku na oczach ludzi?  

- No tak, dzięki temu rozmawiamy. 

- A jak myślisz, gdzie teraz jest jego ciało, Jade? – warknął Ambrose. 

background image

 

- 2 - 

No tak, może leży gdzieś zakrwawiony na betonie. Jade przygryzła wargę, żeby się 

nie zaśmiać.

 

Jeśli Ambrose by tam był to z pewnością nie uszłoby jej to na sucho. Po 

zrzuceniu wampira, Jade zaciągnęła jego tyłek do budynku i zadzwoniła do faceta, 
który zabierał ciała z tego rejonu. Można powiedzieć, że mężczyzna nie był zbyt 
zadowolony, kiedy miał do czynienia z policją.  

- A może wolałbyś, żeby to było moje ciało? – zapytała. 

- Przecież nie o to chodzi i cholernie dobrze o tym wiesz. Musisz zmienić taktykę 

walki. Sojusz eliminuje złe wampiry bez zwracania na siebie uwagi. W ten sposób 
funkcjonuje nasz gatunek i tylko tak możemy przetrwać.  

Fakt i Jade była tego w pełni świadoma. 

- Zabijałam przez bardzo długi czas. Chciałam dodać nieco pikanterii. 

- Odłóż te cholerne granaty.  

Odpowiedziała mu tylko jednym słowem:  

- Upsss. 

Jej granaty były wykonane specjalnie przez Jimmi’ego, który był geniuszem, jeżeli 

chodzi o broń. Sprytem uczynił te granaty bardziej wybuchowymi niż pozostałe. 
Jimmi był jej bohaterem. 

- Co do cholery miało znaczyć ‘upsss’ ? 

Wzruszyła ramionami, próbując złagodzić budujące się w niej napięcie. Zimne 

powietrze Michigan już dawno przeniknęło ją do kości. Noc zapadła godzinę temu, a 
okoliczne lasy były czarne jak smoła. Jej długa, czarna, skórzana kurtka nie była 
stworzona do tak niskich temperatur jak te, ale Jade potrzebowała swobody ruchu, a 
futrzana kurtka tylko by jej przeszkadzała. 

- Cóż… tak to jest. Znajduję się w okolicy, która nie szczyci się żadnymi domami 

w pobliżu, więc … 

Trzy wampiry odwróciły się i skręciły w dół polnej drogi, pozostawiając za sobą 

Jade i swojego towarzysza. Nie było mowy, żeby poszła za nimi w pogoń, bo nigdy 
by ich wszystkich nie złapała. Może i dorwałaby jednego, ale inni nadal będą 
uciekać, a dogonienie ich będzie niemożliwe po jej wcześniejszym pościgu. Na 
szczęście uciekli na sam środek szczerego pola, więc kompletnie nie mieli jak się 
bronić. 

- Poczekaj chwilkę, Ambrose. 

Wyrzuciła rękę do tyłu i granat poleciał. Sekundy mijały, a ona wstrzymywała 

oddech dziękując za siłę, którą posiadała będąc wampirem. Bez niej, granat nigdy nie 
poleciałby tak daleko. 

Dźwięk wybuchu był ogłuszający, pewnie dało się go słyszeć z odległości wielu 

mil. Upsss. Położyła dłoń na rękojeści miecza czekając, czy będzie jej potrzebny. 
Bywały chwile, kiedy jej praca była brudna i Jade już dawno to zaakceptowała, 
jednak dzisiejszego wieczoru nie miała ochoty się w to paprać. 

background image

 

- 3 - 

Proszę, nie każ mi używać mojego miecza. 

Kiedy smugi dymu opadły i osiadły się na jej ciele, Jade odtańczyła na koniec 

krótki taniec. I wreszcie miała to za sobą! 

Nie mogła ściąć głowy, czemuś, co nie było w jednym kawałku, bo takie były 

zasady.

 

Trzy wampiry zginęły, a jeden zbierał się do ucieczki. Jej misja została 

prawie zakończona. Jade musiała tylko zapamiętać, żeby zadzwonić do faceta, który 
zabierał ciała z tej okolicy. 

Ostatni wampir był wyraźnie przerażony, nie wiedziała tylko czy jej tańcem, czy 

jego rychłą śmiercią. Prawdopodobnie tym pierwszym.  

- Jade! 

Podniosła telefon z powrotem do ucha i powiedziała do szefa: 

- Czy mogłabym do ciebie oddzwonić? Jestem trochę zajęta.  

- Czy to był kolejny, cholerny granat ?  

Rozłączyła się.  

Ostatni z wampirów zaciągnął swój tyłek w odwrotnym kierunku niż jego kumple, 

jakby to go mogło uratować. Co prawda właśnie wyrzuciła wszystkie granaty, - 
pamiętając, że musi ich kupić więcej od Jimmiego - ale nadal miała swój miecz.  

Kiedy zaczęła biec za wampirem, pomyślała o Ambrose’ie - co jej zrobi, kiedy ją 

wreszcie dorwie

Przyznawała, że żyła pod napięciem, ale przecież była zabójcą 

Sojuszu, inaczej się nie dało. Więc na co liczył Ambrose?  

Generalnie nie było żadnego powodu aby wampiry miały zabijać ludzi. Jeden lub 

dwa łyki krwi wystarczają młodemu wampirowi na tydzień, a starszemu nawet na 
kilka miesięcy. Niektórym z nich, po prostu, dawało satysfakcję pozbawianie ludzi 
krwi, co doprowadzało później do pewnego rodzaju nałogu. A przecież pożywianie 
się może być niezwykle przyjemne dla obu stron. 

Wampiry zazwyczaj zabijały ludzi podczas jedzenia, kiedy jednak powstał Sojusz i 

większość wampirów się ‘nawróciła’, wtedy reszcie odebrano pełnomocnictwo tym 
‘złym’. Jednak nie zawsze tak było - kiedyś, ok. 1700 lat temu - wampiry walczyły 
między sobą aż do śmierci. Walczyli tak długo, póki zabijanie ludzi nie zostało 
potępione. Lexie chyba mówiła coś o tym kilka miesięcy temu. Praca mordercy była 
ciężka, ale kiedy robi się to przeszło siedemset lat, to w sumie przestało się to 
dostrzegać. 

W tajemnicy, Jade była szczęśliwa, kiedy wampiry tchórzyły, choć nigdy się do 

tego nie przyznała, a zwłaszcza przed Lexie.  

Jade dogoniła wampira i wyciągnęła swój miecz. Kiedy się zbliżyła, ręce zaczęły 

jej się trząść, a oddech ciężko pracował. Usłyszała jak ten kutas upada na ziemie; 
szybko łapiąc się rękami za głowę. 

background image

 

- 4 - 

Czy mogła go zabić, kiedy spoglądał na nią w ten sposób? Wyglądał jak 

niewiniątko, które chce się schować przed złym wampirem z mieczem. Cholera, 
mogła. Zassała powietrze, uniosła miecz i… 

Dosięgły ich światła reflektorów, Jade znieruchomiała z mieczem w powietrzu, 

wyglądając jak Xena - Wojownicza Księżniczka.

 

Kurwa. 

Opuściła miecz, w nonszalancki sposób schodząc na pobocze, jednak wciąż miała 

na oku tego przeklętego krwiopijcę. Samochód zbliżył się, potrącając wampira, który 
nie poruszył się nawet o centymetr. Kto do cholery znajduje się w szczerym polu o 
tej godzinie? Która to była, druga w nocy? Podciągnęła rękaw kurtki spoglądając na 
zegarek. Nie, trzecia rano. 

Po chwili zapaliły się ostrzegawcze światła, które migały na czerwono - policja z 

Michigan.  

Niski, przysadzisty policjant wysiadał z auta zanim całkiem się zatrzymało. 

Patrzenie na jego twarz byłoby komiczne, gdyby nie wycelowana w nią lufa, kaliber 
czterdzieści pięć. Trafienie kulą boli jak cholera, dlatego Jade miała nadzieję, że 
policjant nie pociągnie za spust. 

- Rzuć broń i ręce do góry! 

Zajebiście. Zrobiła jak kazał, pozwalając, aby jej starożytny miecz upadł na ziemię. 

Ambrose jak nic narobi w gacie, kiedy tylko dowie się o tym incydencie. Tym razem 
to naprawdę nie była jej wina. No cóż… może trochę, bo policjant prawdopodobnie 
zjawił się tutaj słysząc wybuch granatu. 

- Na ziemię! 

Położyła się płasko na ziemi, twarzą w błocie. Odwracając głowę dostrzegła 

straszliwy uśmiech wampira, gdy leżał obok samochodu. 

- Suka – powiedział uśmiechając się ironicznie. 

Odepchnął się od ziemi i zniknął jej z oczu. Doskonale. 

Były dni, kiedy po prostu nie warto się było ruszać z łóżka. Jade wydawało się, że 

to był właśnie jeden z takich dni. 

- Połóż ręce tak, abym mógł je widzieć! 

Posłuchała policjanta, dopiero, kiedy powtórzył to po raz drugi. 

Musiała szybko wymyślić, jak wyjść z tego bałaganu. Mogłaby użyć na policjancie 

swojej siły, ale wtedy złamałaby zasadę „nie obcować z ludźmi”. Do tej pory 
wykonała kawał dobrej roboty, a teraz wszystko szlag trafił. Wiedziała, że moc 
zawarta w morfingu

1

 nie pomoże jej w tej sytuacji, bo rzeczywistości morfing 

przydaje się raz lub dwa na dziesięć. Oczywiście mogła zastosować tą ‘sztuczkę’ na 

                                                 

1

 Morfing - technika przekształcania obrazu polegająca na płynnej zmianie jednego obrazu w inny, stosowana w filmie 

jak i animacji komputerowej. 

background image

 

- 5 - 

policjancie, ale spowodowanie ataku serca u człowieka nie zajmowało wysokiego 
miejsca na jej liście rzeczy do zrobienia. 

Oficer szturchnął ją, popychając jej twarz w kierunku ziemi. Jade zakaszlała od 

brudu. Miło. Tylko jedna rzecz mogła być lepsza od tego. 

- Jesteś aresztowana. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz … 

I była. 

 

**** 

 

- Atak ze śmiercionośną bronią w ręku. niepodanie swoich danych… napaść na 

funkcjonariusza? – Samael zagwizdał opierając się o kraty celi. – Masz coś na swoją 
obronę? 

Jade zajęło kilka sekund wydobycie z siebie głosu: 

- Mam prawdo do zachowania milczenia. 

Otrzymała jeden telefon od Ambrose’a, prosząc o lepszy wymiar kary. Był pijany, 

ale powiedział, że wydostanie ją z więzienia bez żadnych konsekwencji, i że wysłał 
Samaela… po prostu niewiarygodne. 

Powiedzenie, że ona i Samael nie mogą się dogadać byłoby wielkim 

niedomówieniem. On był demonem z Pierwszego Powstania, upadł przez Lucyfera. Z 
tego co słyszała, to Samael wychodząc z Piekła został Markizem. Dowodził 
trzydziestoma legionami demonów i myślał, że jest najpotężniejszym mężczyzną we 
wszystkim co robi. Krążyły pogłoski, że w pierwszy dzień, kiedy tylko przyłączył się 
do Sojuszu, zabił samodzielnie dziesięć wampirów oraz zakończył szkolenia 
niewiarygodnie szybko. W tydzień miał je wszystkie za sobą i został przydzielony do 
samodzielnego zadania. 

Samael był strasznie zirytowany faktem, że tak naprawdę gówno z niej wyciągnął.  

Sprawił także, że gdy tylko go zobaczyła, jej serce zaczęło bić dużo szybciej. 

Na prawym ramieniu miał wymalowane przeróżne tatuaże. Demony z natury były 

zbudowane dosyć dobrze, ale Samael faktycznie musiał przypakować trochę na 
siłowni. Pewnie wspomagał swoją naturalną budowę ciała przez podnoszenie 
ciężarów co drugi dzień, bo kiedy przebywał w Kwaterze Głównej Sojuszu - w 
północnej Szkocji - mieszkał na siłowni. 

Nie, żeby to zauważyła. 

Machnęła ręką na kamery bezpieczeństwa porozstawiane po całym więzieniu i 

powiedziała: 

- Przeszkadzają ci kamery, czy może wystąpimy w następnym odcinku Gliniarzy ?  

- Zająłem się kamerami oraz częściami ciała pozostawionymi przez ciebie w 

połowie drogi. Wytropiłem też tego wampira, któremu pozwoliłaś uciec i skończyłem 

background image

 

- 6 - 

robotę za ciebie. - powiedział z surowym wyrazem twarzy, opierając się o dzielące 
ich kraty. - Dyscyplina, Jade. Dyscyplina i opanowanie idą w parze. Powinnaś zacząć 
się uczyć tych cech podczas treningów i używać ich w walce. Dzięki temu mogłabyś 
w przyszłości uniknąć wielu problemów, na przykład takich jak ten. 

Wyobraziła sobie, jak zatapia swoje kły w jego szyi. 

- Jeśli zamierzasz mnie tu demoralizować to lepiej pocałuj mnie w dupę. 

Jego jasno zielone oczy zaczęły się nienaturalnie świecić. 

- To cię będzie sporo kosztować. 

Zignorowała gorący dreszcz, który wywołały jego słowa. Ostatnim razem, kiedy 

pozwoliła sobie spojrzeć w jego oczy, została przez nie uwięziona. 

- Jeśli sądzisz, że się z tobą prześpię to lepiej o tym zapomnij. Mam pewne 

wymagania, co do facetów, z którymi sypiam. 

Miała nadzieję, że nigdy nie odgadnie, jak bardzo go pragnęła. 

Miłe słowa rzadko pojawiały się między nimi - chyba, że zostały wypowiedziane 

przez niego. Samael próbował zaciągnąć ją do łóżka już od momentu, kiedy pierwszy 
raz spotkał ją na szkoleniu. Od tamtego czasu Jade starała się go trzymać na dystans. 
Podczas gdy większość kobiet śliniła się na samo jego imię, one nie chciała go ani 
trochę. 

Seks bez żadnych zobowiązań to jedno, a seks z Samaelem to zupełnie inna bajka. 

Nie była gotowa na związanie się z kimkolwiek i prawdopodobnie nigdy nie będzie. 
Związki, małżeństwa… żadna z tych opcji jej nie interesowała, nawet w 
najmniejszym stopniu.  Ale pomysł wykorzystania go, a następnie wyrzucenia ze 
swojej głowy nie był wcale najgorszy. 

Jego grzeszny wzrok wędrował po całym jej ciele. 

- Sex z tobą to tylko kwestia czasu, na razie wystarczy mi buziak. 

Jej wzrok spoczął na jego ustach. Samael wykonał gest, który wzbudził jej 

wyobraźnię i pomógł dokładnie zwizualizować to, co mogłaby z nimi zrobić. Mogła, 
ale nie chciała mu na to pozwolić. Nie? 

Sama nawet złapała się na fantazjowaniu o nim i to nie tylko w sposób erotyczny. 

Seksualne fantazje były dla niej normą. Rzadko marzyła o intymnych kolacjach i 
trzymaniu się za ręce - cholera, zrobiła się czerwona. 

- Zabierz nas stąd – rzuciła. 

Demon skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. Mięśnie na jego brzuchu napięły 

się, tak samo ja bicepsy, Jade zwilżyła usta. Zrobił tak, na znak, że nie ma zamiaru 
się stąd ruszyć dopóki nie dostanie tego, czego chce. Odepchnęła na bok wszystkie 
swoje postanowienia, bo on przecież nie miał niczego lepszego do roboty niż 
niszczenie ich. Ambrose wysłał Samaela, aby wykonał swój obowiązek, a nie żeby 
uwiódł jednego z jego najlepszych zabójców. 

- A co się stało z twoją dyscypliną Samaelu ? 

background image

 

- 7 - 

Nie odpowiedział jej. Był strasznie irytującym durniem. Podeszła do krat nie chcąc 

niczego więcej, jak tylko spoliczkować tę jego zadowoloną z siebie twarz. Nie 
obchodziło ją, że jego usta były tak kusząco miękkie, ani nawet co by było gdyby 
znaleźli się razem w łóżku. Chciała tylko wydostać z tego więzienia swój tyłek i to 
był jedyny powód, dla którego zrobiła to co zrobiła. 

Owinęła ręce wokół krat, stanęła na palcach i dała mu szybkiego cmoka w usta. 

Odsunęła się do tyłu, aby oceniać całą sytuację, jednak Samael wyciągnął w jej 
stronę rękę, złapał za tył głowy i przyciągnął z powrotem do siebie, chcąc więcej. 

Jego usta były niezwykle miękkie, takie jakimi sobie je wyobraziła. Jakaś cząstka 

jej chciała odejść, a druga pragnęła czuć jego ciało dociśnięte do swojego, i poczuć 
go w sobie. Rękami delikatnie przytrzymywał jej głowę, a palce zatopił w jej 
włosach. Co prawda były pomiędzy nimi stalowe kraty, jednak nie przeszkodziło jej 
to wyobrazić sobie, jak to by było utonąć w jego objęciach. 

Jego język wsunął się w nią, szybko i namiętnie. Po chwili wyciągnął go z 

powrotem i przygryzł jej dolną wargę, po czym pogłębił pocałunek. 

Co ona o tym sądzi? 

Odczepiła od niego i cofnęła się do tyłu, nie mogąc złapać tchu.  

Przebiegł ręką po jej czarnych włosach, sprawdzając czy pocałunek wywarł na niej 

takie samo wrażenie jak na nim.  

Nie, żeby to zauważyła. 

- Teraz masz już swoje wynagrodzenie. Czy możemy już iść? – czy usłyszała w 

swoim głosie panikę? Cholera. Przetarła ręką usta, tak aby myślał, że nie spodobał jej 
się pocałunek, choć tak naprawdę miała ochotę na więcej. Była wręcz obolała z 
potrzeby… Co było w nim takiego niezwykłego, że tak ją zachwycał? To naprawdę 
było dla niej cholernie irytujące. 

- Przypuszczam, że moje pragnienie zostało ugaszone na najbliższe pięć minut. Daj 

mi rękę. 

Podała mu ją, zastanawiając się, dlaczego akurat z tym mężczyzną najbardziej nie 

umiała się dogadać. 

- Gdzie nas przeniosłeś? 

- Jesteśmy w moim hotelowym pokoju – powiedział puszczając jej oczko. 

Samael był niemożliwy. Zamknęła oczy i poczuła delikatne mrowienie rozchodzące 

się po całym jej ciele. Po chwili do tego uczucia dołączyły także nudności. Jade 
rzadko teleportowała się do innego miejsca, ale nie posiadała choroby lokomocyjnej. 

To nieprzyjemne uczucie trwało przez kilka dobrych minut. Samael owinął rękę 

wokół jej talii i pomógł usiąść na podłodze. Kiedy w końcu otworzyła oczy była 
zdezorientowana. Demon przeniósł ich do brzydkiego, ciemnego pokoju hotelowego. 
Większość pomieszczenia zajmowało wielkie łóżko, z koszmaru, z lat 
siedemdziesiątych, a na podłodze leżał poplamiony dywan. 

background image

 

- 8 - 

Jade nigdy nie miała własnego domu ani nie przebywała nigdzie przez dłuższy czas 

- nie licząc Highlands w Szkocji. Później dołączyła do Sojuszu, co powodowało 
ciągłe podróże.  

Samael puścił jej rękę i podszedł do kredensu. Podniosła się z podłogi, modląc się 

aby nudności nie powróciły. 

Demon stał tyłem do niej z jakimiś papierami w ręku. 

- Ambrose przesłał mi faksem dokumenty prawne, jeszcze zanim poszedłem po 

ciebie do więzienia. Umieścił cię na okresie próbnym – oznajmił. 

- Co? 

Odrzuciła wszystkie myśli na bok i wyrwała mu kartki z ręki zaczynając je czytać. 

Rzeczywiście, Ambrose posadził jej tyłek na okresie próbnym. Została przydzielona 
jako partnerka Samaela, następnie będzie musiała stawić się na przesłuchaniu przed 
trzema głowami Sojuszu – Ambrose’em, Roger’em i Seven’em. Później znów 
zostanie przydzielona do samodzielnej misji, albo powróci na plan treningowy aż do 
odwołania. Wszystko zależało od tego, jak przedstawi jej działania Samael.  

Usiadła na łóżku i zgniotła papiery w dłoniach. Z jednej strony było to dla niej 

odwołaniem od kary, za nieudaną misję na polu. Skoro nie była pełnoprawnym 
członkiem Sojuszu, to śmierć nie mogła jej dopaść, tak jak pozostałych w Sojuszu, a 
ci byli tępieni jak muchy. Każdy bał się Sojuszu, dlatego wszyscy zabójcy byli 
zaskoczeni, kiedy wampiry znów zaczęły ginąć.  

Z drugiej strony to była kompletna porażka. Jeśli istniało słowo, które nigdy nie 

łączyło się z Jade, to brzmiało: współpraca. Może i nie mogła zbliżyć się do swojego 
celu, ale naprawdę starała się wykonywać zadania najlepiej jak umiała. Przyznała, że 
została pokonana. Ale musiała wytrwać. 

Wtedy przypomniała jej się sytuacja, kiedy rozmawiała z Lexie: 

- Ręce, które były umazane twoją krwią były zdecydowanie męskie. Na pewno. 

- Kto tam mógł być poza mną? 

- Nie widziałam jego twarzy, tylko ręce. Ale ktoś tam będzie oprócz ciebie, jestem 

tego pewna. 

Wzrok Jade spoczął na rękach Samaela - na jego dużych, męskich dłoniach. Jeśli 

zginie podczas jednej z misji, to była całkowicie pewna swojego oprawcy i tego, że 
nikt jej nie pomoże. 

Technicznie rzecz biorąc nie powinno być wokół żadnych ludzi… dlatego Samael 

został jej nowym partnerem. 

- Wygląda na to, że będziemy ze sobą spędzać bardzo dużo czasu, prawda? Tak… 

na to wygląda. 

Spojrzała na niego i dostrzegła niebezpieczny błysk w jego oczach. Sądząc po jego 

dużym wybrzuszeniu w spodniach była pewna, że skorzysta z tej okazji. 

Nie, żeby to zauważyła. 

background image

 

- 9 - 

Rozdział 2 

 

 

Samael starł ręką parę z łazienkowego lustra, która wytworzyła się, kiedy brał 

prysznic. Myśli o zbawieniu, przeleciały przez jego głowę, kiedy mył zęby. Gdyby 
jego imię z powrotem znalazło się w Księdze Życia mógłby liczyć na coś więcej, niż 
wieczne potępienie. Miał dość sporo do zrobienia biorąc pod uwagę wszystkie swoje 
grzechy oraz kompletny brak nadziei. Demon przypomniał sobie słowa Lucyfera, 
które wypowiedział, zanim Samael opuścił jego szeregi: 

„Rozczarowałeś mnie, Samaelu. Twoja wiara w nasze podziemne sprawy i cele 

pozostawia wiele do życzenia. Nie będę kwestionował twojej decyzji o opuszczeniu 
szeregów. Zmuszanie cię do czegokolwiek wbrew twojej woli też nie będzie mądrą 
decyzją z mojej strony. W swojej armii potrzebuję mężczyzn, którzy wierzą i pracują 
nad naszym wspólnym celem. Jednak zdrajców trzeba ukarać.” 

Tamtej nocy Luc jednak wstrzymał się od kary. Zamiast tego czeka na dogodny 

moment. Lucyfer bez wątpienia będzie wyczekiwał aż Samael zacznie coś znaczyć w 
ludzkim świecie, podobnie jak jego imię w Księdze Życia. Ten cholerny sukinsyn 
nigdy się od niego nie odczepi. Nie, chyba, że Samael szybko zrobiłby coś, żeby jego 
imię znalazło się w Księdze Życia, wtedy Luc straciłby władzę nad nim.  

Niestety Samael mógł tylko wykonywać swoją codzienną robotę i czekać aż Luc 

się zemści. Włożył szczoteczkę z powrotem do opakowania, czując jak jego fallus 
znów opadł mu w spodniach.  

Jade siedziała cicho, bo wiedziała, że to, czy zostanie przywrócona do 

samodzielnych misji, w dużej mierze zależało od Samaela. Ale on nie mógł jej 
zrozumieć. Jade miała wszystko, co tylko można sobie wymarzyć: przyjaciół, którzy 
się o nią troszczyli, pieniądze oraz ekscytującą pracę, która rzeczywiście coś dla niej 
znaczyła. Jako zabójczyni Sojuszu okazała się niezwykle odpowiedzialna w stosunku 
do Samaela i w przeciwieństwie do jego pracy jako Markiza, ona pracowała dla 
większego dobra.  

Kiedy wyszedł z łazienki spodziewał się zastać ją w małym pokoiku, jednak wcale 

się tak nie stało, ponieważ Jade wyszła na zewnątrz. Siedziała niebezpiecznie na 
skraju balkonu z jedną noga podpartą o krawędź, a drugą zwisającą swobodnie w dół. 
Plecy oparła wygodnie o ścianę. Zabóczyni mogłaby tam tak siedzieć przez wiele 
godzin, słuchając swojego iPad’a i obserwując ludzi chodzących po ziemi.  

Lekki wiatr rozwiał jej włosy i uderzył nimi o jej twarz. Oczy miała białe, co 

oznaczało, że jest w bardzo wysoko emocjonalnym stanie. Jeśli ktoś by ją teraz 
zobaczył z pewnością zorientował by się, że nie jest człowiekiem. Przypominała 
starożytną czarodziejkę, która była na granicy wypatroszenia jakiegoś głupka. 

Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zimne, nocne powietrze natychmiast 

wywołało gęsią skórkę na jego gołej skórze. 

background image

 

- 10 - 

- Powinnaś wejść do środka. 

Jego głos zmącił ciszę i przeszkodził jej w odpoczynku. Wyciągnęła jedną 

słuchawkę z ucha i niemalże warknęła: 

- Zostaw mnie. 

Luc nie miał żadnych szans z tak pogardliwą kobietą. 

- To nie ja jestem tym, który umieścił cię na okresie próbnym, więc nie musisz 

wyżywac  swojej złości na mnie. Jeśli jakiś człowiek zobaczył by cię teraz… 

- Słyszałeś mnie demonie? Chcę być sama. 

Prawie dał jej to, czego chciała. Wiedział jak to było ‘prosić’ o odrobinę 

prywatności, a nie otrzymać jej ani trochę. Mimo to, jego obowiązkiem było 
dopilnowanie, żeby nie zwróciła na siebie niczyjej uwagi.  

- Właśnie to jest postawa, przez którą cię zawiesili. Natychmiast właź do środka. 

Jej ręka powędrowała do sztyletu przymocowanego przy udzie - był to znak 

ostrzegawczy, żeby się wycofał. Nie zrobił tego. Istniały bowiem o wiele groźniejsze 
istoty, które były tylko cieniem zagrożenia, jakie stwarzała ona. 

Ta misja, na którą wysłał ich Sojusz pójdzie gładko - bez lub z jej pomocą. Samael 

chciał udowodnić Ambrose’owi, że był cenny dla Sojuszu, a nie nieodpowiedzialny 
kobieta siedzącą przed nim. Wszystkie jego pragnienia spoczęły na obcowaniu z 
naturą, w ludzkim świecie. 

Przysunął się do niej mówiąc: 

- Czy słyszałaś kiedykolwiek powiedzenie „Dobrymi chęciami to droga do Piekła 

jest wybudowana

2

Odwróciła się w jego stronę, a on kontynuował: 

- Jeśli nie chcesz współpracować, trzeba będzie to załatwić inaczej. Uporem nigdy 

nic nie osiągniesz. Oczywiście czynisz na świecie dobro zabijając… 

- Czy mógłbyś oszczędzić mi tych bzdur? 

Zeskoczyła z balkonu i wylądowała tuż przed nim uderzając w jego ramię i 

próbując tym samym wytrącić go z równowagi. 

- Wiesz, że jeśli moje raporty o twoim zachowaniu nie będą pozytywne to 

natychmiast wrócisz na plan treningowy. 

- Ustosunkowanie się nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. 

- A co w takim razie stanowi dla ciebie problem? Coś innego niż zwracanie na 

siebie uwagi ludzi, gdy jesteś na misji?  

Dowlokła się do łóżka i położyła się na boku podpierając głowę na ręce. Jego 

wzrok przykuła krzywizna na jej biodrze. 

- Porozmawiajmy o twoich problemach. 

                                                 

2

 Po naszemu byłoby to „Dobrymi chęciami Piekło jest wybrukowane”, a tam ewidentnie chodzi o drogę do tego piekła. 

background image

 

- 11 - 

- Nie wiedziałem, że jakieś mam. - powiedział pożerając wzrokiem jej ciało, a 

kiedy w końcu z powrotem skupił wzrok na jej twarzy, spostrzegł, że jej oczy są 
zamknięte. Mogła zaprzeczać, że go nie chciała, ale pragnienie w jej oczach mówiło 
samo za siebie. – Po za twoimi oczywiście. 

- Przyciągasz mnie, ale skoro dopiero co wyszedłeś z Piekła to nie wiesz co robić z 

kobietami. Zwłaszcza takimi jak ja. 

- Takimi jak ty? – potarł dłonią podbródek. – Oh, to znaczy, że jesteś dziwką. No, 

dalej. 

Uśmiechnęła się ukazując kły. 

- Silnymi kobietami. Takimi, które nie będą znosić twojego despotyzmu. Nie sądzę 

czy jesteś zdolny do operowania taką kobietą - suką, czy nie. 

- Mam milion lat. Myślisz, że możesz się na mnie rzucić, a może jestem już 

schwytany? – przekomarzanie się było ciekawe, zwłaszcza, kiedy nie doświadczyło 
się tego w Piekle. Tam nigdy nie było czasu wolnego, bo zawsze trwały 
przygotowania do Armagedonu. 

- Dlaczego rzuciłeś swoją robotę jako Markiz? Chcesz mieć więcej władzy? 

- Jeśli chciałbym więcej mocy, to nie byłaby ona lewa. Mam tutaj, kiedy jestem w 

Sojuszu, znacznie mniej wpływów niż kiedy byłem w Piekle. 

- Więc dlaczego? Czy to jakiś rodzaj odkupienia?  

- Być może. – machnął ręką w jej kierunku. – Szczerze wątpię czy znajdę je tutaj, 

chociaż… 

Jade natychmiast usiadła. Jej włosy rozsypały się wokół ramion i między piersiami. 

- Nie, nie znajdziesz. Praca jako zabójca Sojuszu przyniesie ci tylko śmierć, a 

dobrze wiemy, że demony po śmierci idą prosto do grobu. Co w takim razie 
próbujesz udowodnić? Zrezygnowałeś ze swojej pozycji w Piekle tylko po to, żeby 
teraz znaleźć się w dołku. Sprytne posunięcie.  

Jade trafiła prawie w sedno tego, czego się najbardziej obawiał. Mimo wszystko to 

była jego jedyna nadzieja. Bo co innego mógłby zrobić? Zostać księgowym i 
pracować z ludźmi? 

- Mam rozumieć, że prowadzimy ze sobą wojnę, ale jesteśmy ze sobą powiązani? 

- Po pierwsze nie jesteśmy ze sobą powiązani. Zostałeś wysłany, aby śledzić moje 

poczynania i zdawać raporty dla Sojuszu, nic więcej. Po drugie jest to walka woli, nie 
rozumu. I dla twojej widomości… bądź przygotowany na przegraną. 

- Przystopuj. Tylko dzięki moim raportom pozostawią cię w Sojuszu, albo wykopią 

twoją dupę z powrotem do poziomu szkolenia. 

Uśmiech polowi wkradł się na jej twarz. Znów przypominała mu złą czarownicę.  

- Powiedziałam kiedyś coś o chemii, powinieneś to rozróżnić. To nigdy się nie 

stanie między nami, rozumiesz ? 

background image

 

- 12 - 

On miał odmienne zdanie. Jak powiedział w więzieniu – sex między nimi to tylko 

kwestia czasu. Wiedział to dobrze z jej ruchów, z tego jak jej ciało reagowało na 
niego – działo się tak czy tego chciała, czy nie.  

- Jak łatwo zapominasz. 

- Zapominam o czym? 

- Demony mają dużo bardziej wyostrzony węch od wampirów. Pragniesz mnie, 

przyznaj się. Wiem to od dnia, w którym się spotkaliśmy. 

Jej odpowiedzią było zrzucenie jednej z poduszek na podłogę, tuż przy jego 

nogach, mówiąc: 

- Śpisz na podłodze. 

Zła wiedźma. 

- Jeśli zmienisz zdanie, co na pewno się stanie, po prostu zawołaj. 

- Jesteś cholernie irytujący. 

Usiadł na podłodze uśmiechając się do siebie. To była miła zmiana jego 

dotychczasowego życia, która pozwalała mu zapomnieć o jego przeszłości i o czasie 
jaki był potrzeby do uzyskania zbawienia. Jade miała racje co do jednej rzeczy – jeśli 
umrze zanim jego imię znajdzie się w Księdze Życia, on trafi prosto do grobu. 

I to była rzecz, której nie życzył nawet największemu wrogowi. 

 

 

 

**** 

 

 

Chicago, Illinois 

 

Dwa ostatnie dni, były dla Jade koszmarem. Samael czerpał chorą satysfakcję z 

tego jak zabójczyni wampirów traciła nad sobą panowanie. Najpierw na jej twarzy 
pojawiała się purpura, mięśnie szczęki się zaciskały, a na końcu następował wybuch. 

To było piekielnie seksowne. 

Jej obronna postawa trzymała go na dystans, ale jej humor był tak samo chory i 

pokręcony jak jego. Spędzanie z nią czasu strasznie go podniecało. Po spędzeniu 
samotnie tak dużej ilości czasu miło było być koło kogoś, kto tak bardzo tętni 
ż

yciem. 

Późnym popołudniem dotarli do Chicago, gdzie mieli odbyć pierwsza wspólną 

misję.  Mroźne powietrze przywiało zapach rozkładających się liści i dymu. Spadek 
temperatury spowodował, że mieszkańcy miasta poruszali się bardzo szybko i 

background image

 

- 13 - 

energicznie. Jade kroczyła tuż obok Samaela, dobrze jej szło ignorowanie jego osoby, 
tym bardziej, że musiała odszukać adres, który podał jej Sojusz. Trzy wampiry były 
podejrzane o morderstwo ludzi w tej okolicy. Wampiry te nie zastosowały się do 
reguł, które nadał im Sojusz, dlatego ona i Samael zostali wysłani, aby je zabić.  

Samael dobrze wiedział, dlaczego Ambrose wysłał akurat ich na tą misję. Ich ofiary 

mieszkały w miejscu, gdzie znajdowało się bardzo dużo ludzi, a on i Jade mieli 
utrzymywać swoją obecność w tajemnicy. Jade jednak, mogła mieć z tym nie mały 
problem.  

- Nie wzięłaś ze sobą granatów, prawda? 

Spojrzała na niego i wywróciła oczami mówiąc: 

- Czemu robimy to w dzień? Powinniśmy zaatakować w nocy.  

Miała rację, ale to były szczególne okoliczności. 

- To ma być dla ciebie utrudnienie, bo ludzie wokół nie mogą się dowiedzieć kim 

jesteś. Nie zapominaj, że to wszystko jest testem. W tej misji mam zamiar przejąć 
stery, ale ty musisz być uważać, żeby żaden z wampirów nie uciekł. 

Zagryzła wargę, w przeciwnym razie nie udałoby się jej go zignorować. Długie, 

ciemne włosy, piękne piwne oczy oraz temperament, który idealnie pasował do 
samego Diabła to było tym, co ją wyróżniało. W głębi siebie z pewnością chowała 
swoją delikatność, ale on miał zamiar ją z niej wydobyć.  

Gdy dotarli do budynku, Jade zeszła z chodnika i pchnęła drzwi, wchodząc do 

ś

rodka. Upewniła się, że wampiry nie będą miały szans na ucieczkę, kiedy będzie się 

nimi zajmować. Demon nie miał wątpliwości, że jeden z wampirów będzie próbował 
uciec, a jego planem było mu na to pozwolić. Musiał zobaczyć, jak Jade poradziłaby 
sobie z wampirem w środku dnia, kiedy dookoła kręciło się wielu ludzi. 

Znalezienie wampirów w budynku nie stanowiło dla niego najmniejszego 

problemu. Wysłał swoje moce wzdłuż holu, przez schody i na trzecie piętro. Kiedy 
już się tam znalazł, młoda para akurat wyszła na korytarz. Trzymali się za ręce, gdy 
przechodzili obok niego. 

On nigdy nie był młody i niewinny, a ta para była dokładnie tym, czego pragnął. 

Samael nie wiedział jak to było być urodzonym przez matkę, która zajmowała się 
tobą i pocieszała. On narodził się w niewoli.  

Wszystkim aniołom, od początku ich istnienia, była przypisana jakaś praca i żaden 

z nich nie skarżył się, dopóki nie zostali stworzeni ludzie. Wtedy aniołowie zobaczyli 
to, co mogłoby być ich – co powinno być ich.  

Wolna wola. 

Odrzucił wszystkie myśli na bok i zaczekał aż para zniknie mu z oczu. Później 

zmaterializował się w pokoju, gdzie były wampiry. 

Dwóch krwiopijców siedziało rozłożonych na kanapie oglądając telewizję, jeden 

obżerał się chipsami, podczas gdy reszta popijała piwo. Wyczuł energię innego 
wampira na zapleczu. Przypuszczał, że gdy tylko wampiry go zobaczą zaczną 

background image

 

- 14 - 

uciekać, a jeśli by to zrobiły, to on nie miał zamiaru im w tym przeszkadzać. Ten 
wariant dałby Jade szansę wykazania się. 

Wampiry wystrzeliły z kanapy i zdawały się szukać broni. Samael nie miał ochoty 

paprać się z nimi. Zmaterializował sobie swój miecz i użył swojej nadludzkiej 
szybkości, aby obalić najbliższego wampira. Ciało bez głowy upadło głucho na 
podłogę. W tym czasie inny wampir wziął swój miecz i zamachnął się na niego. 
Samael zablokował cios, w momencie, kiedy frontowe drzwi zatrzasnęły się. Tak jak 
przewidział Samael, trzeci wampir uciekł z pokoju, bo jak wszystkim dobrze 
wiadomo, starsze wampiry mogły poruszać się w słońcu. Podczas gdy Samael 
próbował zabić resztę tych kutasów, miał nadzieję, że Jade nie odstawi cyrku na 
zaludnionych ulicach Chicago, kiedy stanie z wampirem twarzą w twarz.  

Nadszedł czas na jej pierwszy test. 

Samael bez większego wysiłku wytrącił miecz z ręki wampira i ściął mu głowę. Nie 

tracąc czasu dematerializował swój miecz, kiedy biegł do drzwi. Postanowił, że 
osobiście zadzwoni do osoby, która pozbywała się ciał w tym rejonie, ale dopiero 
później. Teraz musiał upewnić się, że jego seksowny zabójca nie dział zbyt 
pochopnie.  

Gdy wyszedł na korytarz zwolnił nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi. 

Wewnętrznie aż się gotował z pragnienia aby pobiec tak szybko, jak tylko to było 
możliwe - aby pomóc Jade, choć tak naprawdę, nawet w najmniejszym stopniu nie 
mógł się wtrącić w jej test. Coś w nim chciało chronić Jade – zabójczynię, która 
umiała więcej niż tylko zadbać o siebie. Jej umiejętności nie były powodem, dla 
którego Ambrose umieścił ją na okresie próbnym, to właśnie brak taktu pozostawał 
jej problemem.  

Z tego, co usłyszał od Ambrose’a, Jade dopiero od niedawna zaczęła zmieniać 

swoją taktykę walki. Choć jej strategia walki zawsze była dziwaczna, to nigdy nie 
zwracała na siebie niechcianej uwagi. Coś musiało się w niej zmienić w ciągu tych 
ostatnich kilku miesięcy. 

Samael nie sądził, żeby Jade zrobiła coś głupiego. Był pewien, że potrafiła nad sobą 

zapanować. 

Zanim dotarł do holu usłyszał głośne krzyki. 

 

 

**** 

 

 

- Coś ty do cholery sobie myślała? 

Jade dawała z siebie wszystko, aby jak najlepiej ignorować Samaela, bawiąc się 

swoją komórką. Czekała cierpliwie w holu, na komisariacie, aby zostać przesłuchana 
przez detektywów. Kiedy detektywi spytali, czy chce adwokata - odmówiła. Co 

background image

 

- 15 - 

mógłby wiedzieć lepiej od niej jakiś trzydziestoparoletni adwokat, a posiadanie go 
mogłoby tylko zwrócić większą uwagę policji na całą tę sprawę.  

- Więc? 

- Co do cholery miałam zrobić? 

Wampir wybiegł przed budynek, jak nietoperz z piekła i zaczął wymachiwać 

dookoła nożem… albo jej się to tylko przywidziało. W każdym razie jego energia 
była bliska wybuchu, kiedy potrącał ludzi biegnąc chodnikiem. Jade przyczaiła się z 
tyłu budynku i zrobiła jedyną rzecz, jaką mogła wtedy zrobić.  

- Nie musiałaś go wpychać pod autobus. Jak zamierzasz wyjaśnić to na policji ? 

Przecież byli świadkowie. – powiedział siadając z powrotem. Wyciągnął nogi przed 
siebie, założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. 
Twoje testy mają teraz bardzo duże znaczenie dla mnie.  

Zauważyła, że kiedy był wzburzony to dużo się ruszał. Rozciąganie, przecieranie 

twarzy, dotykanie kolana – wszystko, co tylko było możliwe. Zniżyła głos do szeptu i 
obserwowała, jak ludzie wokół zerkali w ich kierunku. Ci jednak szybko odwracali 
wzrok napotykając lśniące oczy Jade. To było straszne. Oboje byli ubrani jak Wesley 
Snipes w filmie „Blade” – jednym z jej ulubionych filmów wszech czasów. 

- Myślałam, że ten wampir trzymał w ręku sztylet. Spanikowałam. 

Jade wpadła w panikę, bo tak naprawdę przed oczami ujrzała wizję swojej śmierci. 

Okazało się jednak, że wampir nie machał żadnym nożem. Jej wyobraźnia wpadła w 
jakiś niewytłumaczalny amok. 

- Detektywi tego nie kupią. 

Nie, prawdopodobnie nie. 

- Jasne, że tak. Tylko, czy możesz po prostu zamknąć się na chwilę, żebym mogła 

spokojnie pomyśleć?  

Przerażające sceny na powrót pojawiły się jej przed oczami. Wampir biegnący na 

nią, jego oszalałe spojrzenie, chrzęst kruszonej głowy pod oponami, kiedy pchnęła go 
pod autobus oraz przerażające krzyki ludzi, gdy krew tryskała z ran wampira. 

I wtedy zaczęło się istne piekło. 

Samael znów usiadł obok niej i oparł łokcie o kolana, starając się wyglądać na 

zrelaksowanego, ale Jade czuła frustrującą energię, jaka od niego płynęła. 

- Możemy stąd prysnąć. 

Wywróciła oczami. To zdawało się być dylematem wszystkich demonów.  

- I co dalej ? Policja wie jak wyglądam. Czy masz pojęcie w jak wielu państwach 

jestem poszukiwana?  

- Zastanawiam się właśnie, dlaczego. Przeciągnął sobie dłonią po twarzy i nagle 

usiadł powodując wokół siebie zdenerwowanie.  

background image

 

- 16 - 

- Musimy jak najszybciej stąd spieprzać. Jeśli rzeczywiście poszukują cię także w 

innych państwach, to dowiedzą się kim jesteś. 

Pokręciła głową i machnęła lekceważąco ręką, mówiąc: 

- Nie mają w moich aktach nic, żeby mnie zidentyfikować. Nie sądzę także, żeby 

mieli moje zdjęcie. Może szkic, ale – hej – chodźmy ! 

Samael otworzył drzwi do damskiej toalety, posyłając przy tym sympatyczny 

uśmiech do gapiących się ludzi. 

- Wychodź, będę zaraz za tobą. 

Oh, jakby to właśnie nie było zwróceniem na siebie uwagi. Narkoman spojrzał 

przytomnie w kierunku Samaela. 

- Jesteś idiotą. Policja chce mi tylko zadać kilka pytań. To nie tak, że jestem już 

zaksięgowana, czy coś. 

Pchnął ją w stronę łazienki nachylając się tak blisko, że mogła zobaczyć złote 

plamki w jego oczach. 

- Wchodź do tej cholernej łazienki. 

- I kto teraz zrobił scenę?  

Zaczęła przechodzić przez drzwi, kiedy oczy Samaela zrobiły się czerwone. Jeśli 

zrobiła coś głupiego, musiała ponieść tego konsekwencje. Usłyszała w głowie głos 
Amrbose’a… 

„Jeśli nie zrobiłabyś czegoś nieodpowiedniego przy ludziach, to teraz nie 

znajdowałabyś się na posterunku.” 

Bla bla bla… 

Po kilku sekundach ramiona Samaela zagrodziły wejście przez drzwi. Chwycił ją za 

rękę, a ona poczuła dziwne mrowienie. Zamknęła powieki i wstrzymała oddech. 
Pieprzona teleportacja. Pieprzone zastraszanie przez demona. Życie było w tym 
momencie całkowicie popieprzone. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, a ona 
wreszcie otworzyła oczy. Stali przed wypożyczalnią. Jade położyła dłoń na 
sportowym aucie i opierała się o nie aż do momentu, kiedy nudności zaczęły jej 
przechodzić.  

- Wsiadaj – powiedział siedząc już w środku. 

Nie protestowała tylko wsunęła się na fotel pasażera pragnąc, aby zawroty głowy 

wreszcie jej przeszły. Jeśli ktoś tu powinien być zawieszony, to z pewnością Samael. 
Na początku wlókł się za nią na komendą a teraz przeniósł ich na jakieś zadupie, aby 
wypożyczyć auto.  

- Gdzie jedziemy?  

Nie mieli zarezerwowanego pokoju hotelowego, aby Ambrose wysyłał ich na nową 

misję. Po za tym musiałby najpierw dostać informację o zakończeniu misji, żeby 
wysłać im dokumenty na nową. 

background image

 

- 17 - 

Zanim Samael zdążył odpowiedzieć, jego komórka zadzwoniła. Pochylił się do 

przodu i wydobył go z tylnej kieszeni spodni. Rzucił spojrzenie na wyświetlacz i 
odebrał: 

- Tak? 

Usłyszała głos Ambrose’a po drugiej stronie: 

- Jak wam idzie ? 

Samael włożył klucze do stacyjki i odpalił samochód. 

- Faktycznie, całkiem dobrze. Właśnie skończyliśmy robotę. 

- Jak jej poszło? – zapytał Ambrose. 

Samael posłał w jej kierunku groźne spojrzenie. 

Ponad siedemset lat pracowała jako jeden z głównych zabójców Sojuszu, a 

Ambrose przez cały ten czas ją kontrolował. Tak, życie jest zdecydowanie do dupy. 
Lecz nie mogła winić Ambrose’a za to co zrobił. Gdyby była na jego miejscu 
postąpiłaby tak samo. Uważała, że jej szef powinien wiedzieć o wizji Lexie, ale kiedy 
wyrzucił ją na ulicę, zmieniła zdanie. Nie była pewna, czy tak do końca chce 
zakończyć swoją pracę w Sojuszu. 

Samael spojrzał na nią mówiąc do telefonu: 

- Byłem bardzo zaskoczony. Ona jest na prawdę… efektywna. 

- Zawsze wykonywała swoją pracę bez zarzutu. Zawsze pracowała szybko. Ale czy 

zwróciła na siebie uwagę?  

Mięśnie szczęki Samaela zacisnęły się. Oczywiście nie lubił okłamywać 

Ambrose’a, ale mimo to powiedział: 

 - To było bardziej na zasadzie „zabij i uciekaj”. Dopadliśmy jednego poza 

budynkiem, ale po kryjomu.  

Cóż, Samael z pewnością nie był złym kłamcą. Rzeczywiście, było to na dworze, 

ale została przyłapana przez tłumy gapiów.  

Pierwszorzędny tekst ‘zabij i uciekaj’… klasyka. Pokazała mu kciuki w górę, lecz 

on machnął ręką. Usiadła z powrotem na fotelu i uszczypnęła go.  

Ambrose i Samael nigdy nie zrozumieją dlaczego tak postępuje. Była potężna, ale 

znała też matematykę. Zabójcy w Sojuszu mieli swoje ‘daty ważności’, ci którzy 
przebyli około pięćset lat służby po prostu ginęli. A po Jade śmierć spóźnia się już 
przeszło dwieście lat. 

Ambrose odezwał się ponownie: 

- Zrzuć wszystko na Sojusz, powiedz żeby posprzątali te trupy w tamtym rejonie, a 

ja w tym czasie wyślę wam kolejne zadanie. Odpocznijcie wieczorem i przejrzyjcie 
dokumenty. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz czegoś potrzebował lub będziesz miał 
jakieś pytania.  

- Tak zrobię. 

background image

 

- 18 - 

Jade trzymała ręce przed sobą i przyglądała im się, nie chcąc spojrzeć w tej chwili 

na Samaela, ale jednak podziękować mu jakoś. Nie musiał dla niej kłamać i nie miała 
pojęcia dlaczego to zrobił. 

- Dziękuję. 

- Co ty do kurwy nędzy zrobiłaś ze swoimi paznokciami ?  

Położyła ręce na kolanach i zacisnęła je w pięści, tak aby nie mógł więcej spojrzeć 

na jej paznokcie. 

- Obgryzłam je, okej ?  

Jesus. Ostatnio stresowała się przed każdą misją, więc czasem obgryzała 

paznokcie. Bardzo dżentelmeńsko się zachował, zwracając uwagę na jej największą 
wadę. 

- Będę do ciebie mówił Krótka

3

Zacisnęła zęby i spojrzała na niego. 

- Ten pseudonim może iść w obie strony kolego.  

Uniósł brwi. 

- Jeśli potrzebujesz dowodu to poczekaj aż dojedziemy do hotelu. Pokażę ci na to 

wszystkie dowody i ostrzegam, że będzie on bardzo duży. 

Wyjechał z parkingu, a ona zapięła pasy.  

- Dlaczego mężczyźni zawsze to robią? Czemu tak bardzo przywiązujecie wagę do 

wielkości swojego fiuta? 

- Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakaś z twoich znajomych, chwaliła się, że jej 

facet ma krótkiego penisa ? – mruknął. 

Rozmowa powoli schodziła na Szarą Strefę terytorialną. Jade musiała powrócić do 

normalnego tematu, bo jedyną rzeczą o jakiej w tej chwili mogła myśleć była 
wielkość fiuta Samael’a. Wszystko co było z nim związane było anielskie, takie 
doskonałe i nie miała co do tego żadnych wątpliwości. 

- Co się stało kiedy wepchnęłam wampira pod autobus ?  

- Zadzwoniłem do osoby zbierającej ciała w tamtym rejonie. Powiedział, że zajmie 

się tym, ale nie brzmiał na zadowolonego. Będzie musiał iść do miejskiej kostnicy po 
to ciało. Mam wielką nadzieję, że dotrze tam, zanim wampir zdąży się obudzić. 
Oczywiście nie obcięłaś mu głowy, więc on nadal żyje. Osoby odpowiedzialne za 
ciało, nie wiem czy poradzą sobie z EMT

4

, czy policją. Tak naprawdę ich praca jest 

bardzo ciężka. 

- Czy wiesz, gdzie jest siedziba Sojuszu w tym mieście ? 

- Tak. 

                                                 

3

 Chodzi o jej krótkie paznokcie, jakby ktoś nie wiedział. ☺ 

4

 Pracownicy opieki zdrowotnej.  

background image

 

- 19 - 

Skąd on to wiedział ? Ona była w Sojuszu znacznie dłużej od niego, a nadal 

musiała dzwonić po wskazówki, co zajmowało jej osiemdziesiąt procent cennego 
czasu. 

- Skąd to wiesz ? 

- Zanim pójdę na jakąkolwiek misję, muszę uzyskać wszelkie potrzebne mi 

informacje, ale zacząć cokolwiek robić. Oczywiście, ty nie czujesz potrzeby aby tak 
robić. 

Dało się zauważyć, że wciąż był na nią zły. Choć polubiła Samaela, nie chciała mu 

dawać powodów aby twierdził, że nie jest zorganizowana, czy że nawala. 

- Następnym razem będzie lepiej. 

Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią. 

- To dobrze, bo następnym razem nie zamierzam kłamać. 

- Prosiłam cię o to? Dlaczego to zrobiłeś, skoro tak bardzo jesteś przeciwny 

kłamaniu? 

Szanowała to, że nie chciał kłamać, ale przecież nigdy prosiła się aby to dla niej 

zrobił. Pozostawało to niebanalną zagadką, bo przecież miał zdawać Ambrose’owi 
relacje z jej postępów. 

- Byłaś zabójcą przez bardzo długi czas. Dlatego uważam, że Ambrose posunął się 

za daleko wysyłając cię na okres próbny. Część mnie wierzy, że potrzebujesz po 
prostu odpocząć od tego wszystkiego. Druga część zaś uważa, że straciłaś swoją 
finezję. Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy stało się coś, co zmieniło twój pogląd 
na swoją pracę? Czy wierzysz, że wciąż jesteś dobrym zabójcą? 

To pytanie było nieco uszczypliwe. 

- Gdybym wierzyła inaczej, już dawno zakończyła bym swoją pracę. 

Po kilku minutach ciszy uznała temat za zakończony. Samael zatrzymał samochód 

przed niewielkim budynkiem przy dość ruchliwej ulicy. Jego ostry zapach rozszedł 
się po aucie. Jade poprawiła się na siedzeniu. 

- Odpowiedziałaś tylko na jedno z dwóch pytań. 

- Czy w umowie masz też rozkaz przesłuchiwania mnie ? 

- To jest proste, prywatne pytanie. 

Nie chciała mu jednak odpowiadać, zamiast tego zmieniła temat. 

- Czy to jest urząd Sojuszu ? 

Nagle zapanowała między nimi krępująca cisza przerywana tylko cichym szelestem 

jej kurtki, kiedy się poruszała.  

Położył swoją rękę na jej. Jego ciepła dłoń sprawiła, że przez jej ciało przeszedł 

prąd. 

background image

 

- 20 - 

- Nie jestem tutaj tylko po to, aby zdawać relacje z twoich postępów. Jestem tutaj, 

ż

eby ci pomóc. Ale nie mogę tego zrobić, skoro mi nie ufasz. 

Jade ciekawa była jak bardzo trafna miała się okazać wizja Lexie. Część dotycząca 

męskich rąk była jej gwoździem do trumny. Na początku nie chciała uwierzyć w 
wizję przyjaciółki, bo zawsze działała w pojedynkę, teraz jednak wszystko się 
zmieniło. Teraz pracowała z Samael’em, dlatego jej śmierć według wizji Lexie była 
jeszcze bardziej prawdopodobna. 

Jade bardzo chciała powiedzieć Samael’owi o tej wizji, ale myśl, że mógłby 

powtórzyć wszystko Ambrose’owi sprawiła, że bez wahania stwierdziła: nie. 

Wysunęła swoją dłoń z jego i otworzyła drzwi od strony pasażera. 

- Chodźmy lepiej po kolejne zadanie. 

Zanim zamknęła drzwi usłyszała ciche westchnienie. Miała nadzieje, że oznaczało 

ono jego zmęczenie próbami wydobycia z niej informacji. 

Nie była gotowa na powiedzenie komuś o wizji Lexie. Jade potrzebowała 

stanowczo więcej czasu. 

 

 

**** 

 

 

Samael położył swój nóż na łóżku i wziął do ręki Smith&Wesson

5

. Dotychczas 

korzystał z broni przydzielonej mu przez Sojusz, ale tam gdzie chodził razem z Jade, 
nie wiedział, jakiego orężu będzie potrzebował. Samael chciał aby jego pistolet był 
zawsze czysty i w dobrym stanie. 

Miał nadzieje na wydobycie z Jade jakiś informacji działając na jej psychikę, pod 

urzędem Sojuszu. Chciał się czegoś od niej nauczyć, ale jak miał to zrobić, skoro ona 
była zamknięta w sobie, odmawiając wpuszczenia go do jej wnętrza i powiedzenia co 
się stało w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy, bo na pewno coś się stało. Nikt nie 
zmieniał się tak radykalnie po wiekach wykonywania tej samej roboty. Albo ostatnio 
przeżyła za dużo stresu, albo stało się coś poważniejszego, co zmieniło jej 
nastawienie do życia. Mógłby się założyć, że mimo wszystko chodzi o to drugie. 
Jedno spojrzenie w jej oczy mówiło samo za siebie. 

Rozebrał pistolet kładąc przed sobą jego części.  

W Piekle, Samael, zawsze zostawał do końca misji, aby upewnić się, że demony, 

którymi dowodził, zakończyły swoją pracę w sposób zadowalający. Po za tym, 
wszystkie dane dotyczące misji zachowywał dla siebie.  

                                                 

5

 Półautomatyczny pistolet. ☺ 

background image

 

- 21 - 

Teraz Samael zmuszony był poświęcić więcej czasu na przeanalizowanie misji, 

ponieważ musiał dobrze zapoznać się z taktyką walki Jade. Gdy dowie się co ją 
nurtuje, będzie jak nowa. 

Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Opuścił trzymany w dłoni 

pistolet i otworzył drzwi swoimi mocami, wyczuwając po drugiej ich stronie Jade.  

Wyciągnęła przed siebie brązową, papierową torbę mówiąc: 

- Poszłam na dół, aby coś zjeść. Nie było w pobliżu żadnego fast food’a, więc 

przyniosłam ci coś innego. 

- Dzięki. 

Wstał z łóżka i uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że nie przyniosła mu obiadu 

bezinteresownie, tak naprawdę chciała porozmawiać. Zrobiła krok do środka. W tym 
samym czasie Samael poczuł jak pradawne zło materializuje się za nim. Szybko 
zatarasował jej drogę i powiedział: 

- Porozmawiamy rano. 

Stanęła na palcach próbując dostrzec coś, co znajdowało się za nim. Nie było 

wątpliwości, że ona również wyczuła tego demona, choć z pewnością nie mogła 
określić kim on był. 

- Stary znajomy – powiedział zamykając jej drzwi przed nosem. 

- Śliczna dziewczyna. Ma może siostrę? 

Samael odwrócił się w stronę intruza, a żołądek podszedł mu do gardła. Jednak 

jego postawa wyrażała stoicki spokój. 

- Czego chcesz Luc ? 

- Służyłeś u mnie tyle tysiącleci, a ja nie mogę po prostu wpaść do swojego byłego 

Markiza? 

Luc miał dar czytania innym w myślach, dlatego Samael starał się ukryć przed nim 

swoje. 

- Zawsze masz jakiś cel. Cokolwiek nie zrobisz ma swój cel, nawet kiedy nie jest 

on na początku oczywisty. 

Luc przebiegł rękami po klapach swojego ciemno niebieskiego garnituru mówiąc: 

- Widzę, że stałeś się bardziej przebiegły. 

- Dlaczego tu jesteś ?  

- Dobrze, jeśli nie chcesz grać w grę, którą tak bardzo kocham, możemy przejść od 

razu do rzeczy. Jestem tu, aby dać ci ostatnią szansę powrotu do moich szeregów. 
Możemy zrobić to bezproblemowo. 

- Jest przecież tyle demonów, które mogłyby zająć moje miejsce. Muszę mieć w 

takim razie coś ważnego, bo inaczej nie przyszedłbyś tutaj.  

- Musze przyznać, że dobrze radzisz sobie z ukrywaniem swoich myśli przede mną. 

background image

 

- 22 - 

- Lata praktyki. 

- Nie jesteś ani trochę zabawny Samael’u. – Luc podszedł do okna i rozsunął rolety 

swoimi mocami. – Setki demonów są zabijane każdego roku przez Sojusz. Nie 
umierają, przez co lądują na dole, a ja jestem zmuszony do przyjęcia każdego, kto 
pomógłby mi w walce z nimi. Najczęściej nie chcą niczego innego niż odpłacić się 
zabójcy, który ich sponiewierał, a mi zajmuje cały dzień, aby przekonać ich, że są 
leprze sposoby na spędzanie czasu.  

Samael był niewzruszony, kiedy Luc spojrzał na niego. 

Lucyfer z powrotem odwrócił się do okna i kontynuował: 

- Mogę łatwo sprawić, aby te demony zlikwidowały Sojusz, a na koniec i tak bym 

miał je z powrotem.  

- Ciągle czekasz aż Ambrose przyłączy się do twoich szeregów. Jeśli zaatakujesz 

to, co należy do niego, na co ciężko zapracował, możesz o tym zapomnieć. 

Nie było tajemnicą, że Luc chciał mieś Ambrose’a po swojej stronie. Jako byłby 

Anielski Wojownik, Ambrose posiadał wiele mocy, dzięki którym mógłby się 
równać z Luc’em. Byłby cennym nabytkiem w jego armii.  

- Zgadza się. Toleruję te jego wampiry, bo pragnę, aby Ambrose był moim drugim 

dowódcą. A teraz muszę jeszcze znosić to, jak moje demony dołączają do Sojuszu? 
Naprawdę jestem już u kresu wytrzymałości. 

- Masz nadzieję, na zbyt wiele. Ambrose dąży do jednego – odkupienia. Musi 

odpokutować za swoje grzechy. 

Luc machnął ręką, a rolety znów opadły, odcinając ich od świata. 

- Przekonaj go Samael’u. Pozwól Ambrose’owi zobaczyć jak to jest po drugiej 

stronie. Z pewnością dręczą go pytania, na które odpowiedź znam tylko ja. Dałem mu 
moje wszystkie komendy armii i nikt, ani nic go nie powstrzyma. 

Samael nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. 

- Chcesz abym dla ciebie szpiegował? Skoro dostałem się w pobliże Ambrose’a to 

uważasz, że mogę go zatrudnić? 

Luc skierował swoje lśniące, zielone oczy na Samael’a. Czerń przysłoniła jego 

tęczówki, kiedy zmaterializował się tuż przed nim. 

- Wiem co to jest pragnienie. Czy myślisz, że możesz dostąpić odkupienia, kiedy 

przebywałeś w mojej armii tak długo? Mogę teraz zabić twoje fizyczne ciało i na 
zawsze wysłać twoją duszę do grobu.  

- Nie zrobię tego dla ciebie.  

Luc położył dłoń na ramieniu Samaela. 

- Masz rację. Wszystko co robię ma jakiś cel. Czekam na nadarzającą się okazję do 

strajku, a ta chwila cały czas się zbliża. Pomyśl o mojej ofercie. 

background image

 

- 23 - 

Po tych słowach Luc zniknął. Samael czuł jak nieprzenikniona cisza ciąży mu na 

ramionach. Przed wizytą Luc’a zbawienie wydawało się poza zasięgiem Samael’a, a 
teraz stało się to całkiem niemożliwe. Wybory zmniejszały się na jego oczach. 

Były tylko dwie możliwości: zignorowanie oferty Luc’a, czyli panowania nad 

podziemnym ogniem, gdzie – jak słusznie zauważył Luc -  z pewnością nie znalazłby 
zbawienia. Lub druga opcja: być przeklętym przez całą wieczność i tułać się z innymi 
do końca swoich dni. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

- 24 - 

 

Rozdział 3 

 

Cincinnati, Ohio 

 

Jade od zawsze uwielbiała bawić się na śniegu, więc dodała tę czynność do rzeczy, 

które musiała tutaj zrobić. Szkoda tylko, że była z Samaelem - tym aroganckim 
draniem, który uczynił z jej życia piekło i nawet bezgłośnie spadające płatki śniegu 
nie zdołały ugasić tego ognia. Skoro był kiedyś Markizem to z pewnością doskonale 
wiedział jak zamienić jej życie w piekło. 

Przykucnęła za zaspą śniegu, ubrana w czarny kapelusz, tego samego koloru top i 

wysokie buty sięgające uda. W tym przebraniu wyglądała jak dziwka idąca dopiero 
do trzeciej klasy. Śnieg w listopadzie. Niewiarygodne. 

Od kiedy Samael pocałował Jade w więzieniu, więcej nie próbował z nią pogrywać. 

Z kobiecego punktu widzenia był najzwyklejszym w świecie frajerem. Nie chciała 
go, prawda? Dlaczego więc, zawsze o nim myślała, gdy tylko kładła się spać? I nawet 
kiedy była pod prysznicem? Na dodatek, gdyby Samael miał jakieś nazwisko to Jade 
z pewnością podawałby je ze swoim imieniem, meldując ich w pokoju hotelowym. 
Boże, zachowywała się jak niedojrzała nastolatka. 

Przynajmniej Samael nie zadawał jej już żadnych prywatnych pytań. Zaraz po 

wizycie, jaką złożył mu jego stary znajomy, Samael zamknął sam w swoim pokoju na 
cały dzień. Nawet nie odpowiedział, kiedy zapukała. Jednak zawsze jest jakaś dobra 
storna, a tu akurat była taka, że nie zamierzał jej przepytywać.  

Na całe szczęście Ambrose nie zadzwonił do niej, co oznaczało, że Lexie również 

milczała w sprawie swojej wizji. Lecz to była niebezpieczna bomba, która tylko 
czekała na sygnał, aby wybuchnąć. Lexie nie należała do cierpliwych osób. Sam fakt, 
ż

e wytrzymała aż dwa miesiące przemilczając swoją wizję, był dla Jade wielkim 

szokiem.  

Ś

nieżna kulka uderzyła ją w prawy policzek. Odwróciła głowę w stronę, z której 

nadszedł mały pocisk. Znalazła za drzewem Samael’a, który uśmiechał się 
promiennie. Jakby mieli czas na takie wygłupy i śnieżne igraszki. Mieliby, gdyby te 
cztery wampiry ukrywające się w domu, po drugiej stronie ulicy, zaprzestałyby 
swoich morderstw. Nie mieli czasu na zabawy, jak jakieś dzieci. Ale Jade przecież od 
zawsze uważała się za dziecko. 

- Masz jakiś pieprzony problem? – rzuciła w stronę demona. Zawsze wydawał się 

jej taki zrelaksowany, kiedy przychodził czas na misję. Cholernie mu tego 
zazdrościła. Ale zanim Lexie miała pierwsze widzenie, Jade przecież także taka była. 
A teraz stała w wirtualnym dołku. 

Samael posłał jej zdziwiony wyraz twarzy mówiąc: 

background image

 

- 25 - 

- Nie mam problemów z pieprzeniem, ale dzięki za troskę.  

Wzięła głęboki wdech i na powrót skupiła się na domu pełnym wampirów. 

Znajdował się on przy końcu ślepej uliczki, z dala od innych, ale jednak na tyle 
blisko, że musiała uważać na każdy swój ruch. Ta misja doskonale się dla niej 
nadawała. Jade musiała być ostrożna, aby przypadkiem nikt jej nie zauważył. 

Samael czasami potrafił być niezwykle nieodpowiedzialny. Dlatego musiała 

zachowywać czujność na każdej misji. Nic, ale także wszystko mogło pójść źle. Jade 
pragnęła aby tym razem zadanie zakończyło się powodzeniem, inaczej Samael zdając 
raport Ambrose’owi nie powie nic dobrego na jej temat. I choć panicznie bała się 
wizji zabójcy, która dopiero co powstała w jej głowie, to znacznie bardziej lękała się 
tego, co nieznane. To co teraz może i mogłaby zrobić… jeśli tylko Samael 
pozwoliłby jej działać według jej planu. Ale nie, bo on nie był upierdliwym 
człowiekiem, który truje dupę - Samael był znacznie gorszy.  

Ostatniej nocy, kiedy jeszcze byli w hotelu, miała wielką ochotę pójść do pokoju 

Samael’a. Musiała się dowiedzieć, dlaczego jej wtedy nie wpuścił, nie licząc tego, że 
obawiał się bliskości. Mogła sobie tylko wyobrazić co powie o niej innym zabójcom. 
Dodatkowo, nie wyglądał na osobę, która miałaby ochotę porozmawiać o jego 
najnowszym wykręcie.  

Kolejna śnieżna kulka trafiła ją w twarz, Jade wstała i wymierzyła do niego ze 

swojej broni, kierując ją wprost w jego krocze. Z uśmiechem na twarzy obserwowała 
jak jego twarz tężeje. 

- Uważaj, bo zaraz ci oddam, dupku. 

Kątem oka dostrzegła w oddali czarny samochód. Kierowca ostrożnie ruszył w dół 

ś

liskiej drogi. Zajęła swoją pozycję, gotowa do ataku. Samochód powoli zajechał pod 

dom, który obserwowali. Bramy podniosły się, a auto wjechało do środka.  

Jade spojrzała na Samael’a. Musieli działać szybko. Tam, w środku, wampiry 

mogły spokojnie wyczuć demoniczną moc. Jej partner poruszył się i przywdział na 
twarz maskę śmiertelnej determinacji.  

Cichy i zabójczy - Jade mogła sobie tylko wyobrazić czego Samael był świadkiem i 

co w życiu zrobił. Mówiła właśnie o bardzo złym chłopcu, który mimo wszystko 
wyglądem przypominał kolesia z okładki jakiegoś Playboy’a. Zaletą Samael’a było 
to, że wszystkie kobiety śliniły się na jego widok i każdy to dobrze wiedział. Jade 
rozbroiło to, że miała dostęp do całego Samael’a, nawet jego żartobliwej strony.  

Ale nie było czasu myśleć o tym teraz.  

Kiedy drzwi garażu zamknęły się, Jade podbiegła z boku domu i po chwili weszła 

na podwórko, gdy Samael zasygnalizował jej, że ma wolną drogę. Demon właśnie 
zmierzał w kierunku środkowych drzwi. Jade od zawsze pracowała sama, dlatego 
ciężko jej było słuchać rozkazów Samael’a. A ten, wydawanie poleceń z pewnością 
miał w naturze. Jako Markiz w Piekle z pewnością dowodził tysiącami demonów. O 
jakie poprosił pytanie… jaką miał pracę jako anioł? Zakodowała sobie, że później go 
o to zapyta, a teraz skoncentrowała się na teraźniejszości. 

background image

 

- 26 - 

Jej serce biło tak szybko jak skrzydła kolibra, co zaczynało być już dla niej normą. 

Jade przycupnęła pod rozsuwanymi, szklanymi drzwiami, a jedynym dźwiękiem jaki 
słyszała był szelest jej skórzanej kurtki. Zabójczyni czekała na sygnał od Samael’a, w 
tym czasie zaglądając do wnętrza domu.  

Blond wampirzyca siedziała w zagraconym salonie i grała w grę komputerową. 

Jade słyszała brzęk naczyń docierający z kuchni oraz cichą pracę mikrofalówki. 
Widok jak z prawdziwej domowej sceny, o ile ktokolwiek kiedyś taką widział. Jade 
odkryła, choć trudno w to uwierzyć, że te dupki karmiły się bezdomnymi, 
pozostawiając ich potem na pewną śmierć.  

Jej oddech zamieniał się w małe, białe chmurki, a place już dawno jej od tego 

mrozu zdrętwiały. Rozejrzała się po wnętrzu mieszkania, zastanawiając się, gdzie 
zniknął Samael. Obrzuciła spojrzeniem podwórko, które miała za sobą, ale nie 
zauważyła tam nawet cienia demona. 

Kłęby białego dymu, wydostającego się zza rośliny doniczkowej stojącej na 

werandzie przykuły jej uwagę. Co jest do cholery?  

Dzięki swojemu doskonałemu słuchowi, usłyszała ciche drapanie we frontowe 

drzwi. Podobno wampiry nie były jedynymi stworzeniami o wyostrzonym słuchu. Pit 
Bulle również posiadały talent i jeden z nich właśnie to udowodnił przewracając 
doniczkę z roślinką i biegnąc prosto na nią, chcąc w ten sposób zwrócić uwagę 
swoich panów na nieproszonego gościa. 

 

 

**** 

 

 

Samael poczuł w domu anielską siłę. Swoimi mocami zamknął szklane drzwi tak, 

aby Jade nie mogła wejść do środka. Plan był taki, że to właśnie wampirzyca, a nie 
on, miała wejść do środka, ale coś było nie tak. Obecność Anioła była znajoma. To 
Anioł Dusz przybył aby zabrać wampira, albo nawet kilku.  

Demon kopnął w drzwi i spróbował zlokalizować Anioła. Domiel pojawił się tuż 

przed nim i zatrzymał czas. Wampiry zostały w jadalni oraz kuchni. Byli zamrożeni 
w bezruchu, tak samo jak przewracająca się filiżanka z kawą oraz para w powietrzu. 

- Cieszę się, że wreszcie się spotkaliśmy. 

Samael nie widział się z Domiel’em od kiedy upadł. W Niebie mieli razem 

współpracować, ponieważ przydzielono im taką samą pracę.  

- Widzę, że pokusa upadku ciebie nie dotknęła. Cieszę się z tego.   

Domiel splótł ręce za plecami mówiąc: 

- Wszyscy jednak pragniemy doświadczyć więcej niż mamy. 

background image

 

- 27 - 

Samael zmarszczył brwi. 

- Upadek to nic dobrego Domiel’u. I co do cholery robiłeś przez ten cały czas, 

kiedy się nie widzieliśmy? 

Domiel oparł się o kanapę śmiejąc się. 

- Nic do cholery. Pamiętasz jak to jest, nie? Krzyki ludzi, zarzuty, groźby o zemstę, 

kiedy zabiera się duszę ukochanej osoby. Nic nowego. A jak jest z tobą. Dalej dla 
Niego pracujesz? 

- Rzuciłem to. Teraz pracuję dla Sojuszu, grupy zabójców, na czele których stoi 

Ambrose.  

Domiel powoli przypomniał sobie, że Ambrose był potężnym Upadłym Aniołem. 

Serafin ubrany w jedwabiste, białe szaty zapytał nieoczekiwanie: 

- Jak to jest być wolnym? 

Samael tylko potrząsnął głową. 

- Nie rób tego. Zostań tam, gdzie jesteś.  

To zwykłe, niepozorne pytanie skłoniło wielu Aniołów do zejścia na złą drogę. 

- Przecież ja tylko pytam. Czy twoim zdaniem warto było upaść? 

Samael ciągle zadaje sobie pytanie, czy dobrze zrobił upadając. 

- To nie jest dobre, ani złe. – odpowiedział szczerze. – Istnieją pewne rzeczy, które 

przyczyniają się do tego, że warto było upaść, ale zawsze pozostaną także takie, za 
które będę do końca swoich dni przeklinał swój upadek.  

- A jakie są kobiety? 

- Pytasz o seks? 

- Być może. 

Samael roześmiał się. Część Aniołów wierzyła, że seks Anioła jest niemożliwy, 

dlatego większość pozostawała w niebie. To była jedna z wielu rzeczy jakiej 
zabroniono Aniołom, a przez to upadło bardzo wielu Serafinów. Cały krąg aniołów 
upadł z powodu kobiet w Drugiej Angielskiej Rewolcie. 

- Nie zamierzam się z nikim pieprzyć. 

- Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę? – choć Samael nie chciał dolewać oliwy 

do ognia to nie mógł się oprzeć i zapytał. – A dlaczego tutaj jesteś? Po jednego z tych 
wampirów? 

Twarz Domiel’a pociemniała. 

- Tak, ale twoja obecność zmieniła bieg mych działań. 

Jak to możliwe? Jego obecność przecież nie mogła mieć wpływu na przeznaczenie 

czyjejkolwiek duszy, od kiedy Samael stał się upadłym.  

- Co to znaczy? 

background image

 

- 28 - 

- Do zobaczenia bracie. – powiedział Domiel, puszczając jego pytanie mimo uszu i 

po tych słowach zniknął, a wampiry znów powróciły do życia. 

 

 

**** 

 

 

Jade gorączkowo próbowała rozsunąć szklane drzwi, które były zablokowane, choć 

Samael miał je dla niej otworzyć. Wokół ogrodu nie było żadnego płotu, więc nie 
miała gdzie przywiązać tego paskudnego psa. Jade naprawdę nie chciała skrzywdzić 
tego biednego drania, ponieważ bardzo kochała psy. 

Nie miała zbyt dużo czasu, aby obmyślać, co mogła, a czego nie. Wskoczyła na 

szklany stół i natychmiast zdała sobie sprawę ze swojej złej decyzji. Niewielki stolik 
nie był w najlepszym stanie, więc spadła, kiedy tylko ugięły się pod nią kolana. 
Odłamki roztrzaskanego szkła poleciały wprost na nią i psa.  

Bestia warcząc rzuciła się na nią. Jade szybko chwyciła krzesło i przy jego pomocy 

utrzymywała stworzenie z dala od siebie, mówiąc do Pit Bulla: 

- Możesz mnie ugryźć kolego, ale pamiętaj, że wtedy ci oddam – błysnęła swoimi 

kłami. 

Zabójczyni nie chciała krzywdzić tej bestii z piekła rodem, bo przecież był tylko 

ochroną jego właścicieli. Czyż to nie było takie zwyczajne? Jade była pewna, że tym 
razem raport nie będzie dobry, ponieważ nie było jej teraz w środku i nie pomagała 
Samael’owi. A wszystko przez to, że była pieprzoną miłośniczką zwierząt. 

Nie, ona musiała jakoś z tego wybrnąć. Zaczęła przechodzić z psem, który gryzł 

jedną z nóg krzesła, do szklanych drzwi. Instynkt kazał jej wybić tą szybę, ale jeśli 
ludzie usłyszą brzęk tłuczonego szkła, zaczną się interesować tym, co się tu działo. 
Stara Jade nigdy nie nawalała, ale nowa Jade musiała przestrzegać zasad. 

Chwilę później, drzwi, do których zabójczyni próbowała się dostać, rozsunęły się. 

- Oh, widzę, że znalazłaś sobie nowego przyjaciela, w czasie, kiedy ja 

wykonywałem misję. 

Jade ponownie pchnęła nogi krzesła w stronę psa, zastanawiając się, jak do cholery 

udało się Samael’owi zakończyć misję tak szybko. Biała, spieniona ślina kapała z ust 
Pit Bulla. Samael spojrzał na psa, a później znów na nią. 

- Czyżbyś nie umiała zająć się jednym niewinnym pieskiem? 

- Nie chcę go skrzywdzić, Samael’u. Czy nie mógłbyś go gdzieś teleportować? Czy 

proszę o zbyt wiele? 

- Co? Tylko nie mów mi, że jesteś jedną członkiń towarzystwa pomocy zwierząt – 

Samael klasnął w dłonie. – Cholera. 

background image

 

- 29 - 

Pies przewrócił się na plecy i jęknął. Jade spojrzała na demona, którego nos był 

czerwony od zimna. W tej chwili wydawał jej się bardzo przystojny, kiedy ubrany 
był w swoją czarną kurtkę i tego samego koloru czapkę. 

- Jak to zrobić? 

- Psy wyczuwają zło, tak sądzę. – powiedziała, na co jej partner wzruszył swoimi 

ogromnymi ramionami. 

Jade wciąż nie mogła uwierzyć, że Samael zakończył misję. Tak szybko? To 

musiało bardzo źle wyglądać w jego raporcie. 

- Dlaczego sam zakończyłeś misję. Czy to aby przypadkiem nie miał być mój test? 

Demon uniósł brwi. 

- Nie miałem wyboru. Po za tym to nie pierwsza ani nie ostatnia twoja misja do 

wykonania. Nie chciałem ci przeszkadzać w zabawie z pieskiem. 

Jade wywróciła oczami próbując oprzeć się wrażeniu, że jest strasznie 

rozpieszczana. Ale dlaczego Samael miałby coś takiego robić? Nie miał do tego 
ż

adnych powodów. Tak naprawdę to jego praca zakazywała mu jakiejkolwiek 

pomocy jej. 

- Zadzwonię, żeby zabrali stąd ciała.  

- Nie, ja to zrobię. Możesz za to zabrać mojego futrzanego przyjaciela do 

schroniska. 

Samael zniknął we wnętrzu domu, kiedy jej telefon zaczął grać „Promiscuous 

Girl”. Jade odebrała telefon, uprzednio sprawdzając kto dzwoni – Lexie. 

Zanim przyjaciółka Jade cokolwiek powiedziała, najpierw zachichotała. 

- Przed chwilą przeżyłam najlepszy seks w moim życiu. Treningi zawsze sprawiały 

mi ból, ale teraz nie jestem pewna czy zdołam samodzielnie wyjść z łóżka. A co u 
ciebie? 

Jade zlekceważyła kwilącego psa, który leżał na plecach i wyglądał jak mały 

szczeniak.   

- Po to do mnie dzwonisz? Żeby opowiedzieć mi o swoim seksie życia? 

- Cóż, biorąc pod uwagę, że interesowałaś się tym przeszło dwieście lat, 

pomyślałam, że chcesz wiedzieć iż jestem szczęśliwa. 

Pies stanął na nogach i zaczął węszyć obok jen stóp. Jade ciągle zastanawiała się, 

co takiego usiał zrobić Samael, że nawet pies się go bał. 

- Cieszę się, że ci się układa. 

- Okeeeej, więc… słyszałam, że jesteś na okresie próbnym. To było częścią mojej 

wizji, pamiętasz? Nie pracujesz już sama, tylko z Samael’em. Myślę, że nadszedł 
czas, aby powiedzieć wszystko Ambrose’owi. 

Tak więc czas zmierzyć się z tym wszystkim. Doskonale.  

background image

 

- 30 - 

- Tak, pracuję z nim, ale tylko przez pewien czas. Już niedługo wrócę do 

samodzielnych misji, więc uważam, że nie trzeba niepotrzebnie martwić Ambrose’a. 

Niestety nie wszystko, co Jade przed chwilą powiedziała było zgodne z prawdą, bo 

jeśli jej końcowe rezultaty i raporty Samael’a nie będą pozytywne - to nie będzie tak 
pięknie jakby się chciało, bo będzie zmuszana powrócić na szkolenie, zupełnie jak 
jakiś skończony idiota. 

- Od tamtej pory miałam sporo przebłysków wizji. Wiem tylko, że uderzenie 

nastąpi w ciemnym budynku. Nie widziałam zbyt wiele, ponieważ panowały tam 
egipskie ciemności. 

Jade skinęła głową pomimo iż Lexie nie mogła jej zobaczyć. 

- Widzisz? Wszystko będzie dobrze. Ale im więcej wiem o okolicy tym lepiej. 

Słyszałaś może w tle jakieś dźwięki? 

- Tak, słyszałam wielu ludzi. To jest budynek użytkowy, znaczy się biuro, centrum 

handlowe lub coś podobnego. Ale dlaczego było tak ciemno to nie wiem. Chyba 
zgasły światła, czy coś. 

Cholera. Jade będzie miała do czynienia z prawem ‘nie obcuj z ludźmi’. 

- Okej, będę czujna. 

- Proszę, wyświadcz mi przysługę i powiedz o tej wizji Samael’owi. Przynajmniej 

nie będziesz siedzieć w tym wszystkim sama.  

- Uhh… nie sądzę, aby to był dobry pomysł. On może wszystko powtórzyć 

Ambrose’owi. 

Nie było mowy o tym, żeby powiedziała demonowi o wizji Lexie. Gdyby okazało 

się prawdą, że Samael rozpieszczał ją podczas ich misji to na pewno wyrzuciłby ją za 
burtę, jeśli dowiedziałby się, że ma umrzeć. 

- Jeśli obiecasz mi, że mu powiesz, to będę trzymała buzię na kłódkę. Jeśli nie, to 

zadzwonię do Ambrose’a i mu o wszystkim powiem. 

Jade zacisnęła zęby i skrzyżowała palce u ręki. Przez krótką chwilę mały głosik w 

jej głowie mówił, że źle robi, ale zignorowała go i powiedziała: 

- Niech ci będzie. 

- Obiecaj. 

- Obiecuję powiedzieć wszystko Samael’owi. – cholera, nie powiem. 

- Krzyżowałaś palce? 

Jade przestała krzyżować palce. 

- Teraz jesteś już spokojna? – Jade nie chciała okłamywać Lexie, więc nie 

odpowiedziała. Ale Lexie znała Jade od bardzo dawna, więc potrafiła przewidzieć 
niektóre z jej ruchów. Alexa byłby zdolna zabić tego, który podciął by jej 
przyjaciółce gardło. 

background image

 

- 31 - 

- Cóż, należy być najzwyczajniej w świecie ostrożnym. Czasami moje wizje nie są 

pewne, wiesz o tym i to jest właśnie jedyny powód, dla którego daję ci czas aby coś 
wymyślić. Więc… Samael w dalszym ciągu ma na ciebie ochotę? 

Jade na jeden krótki moment wstrzymała oddech. Powiedziała Lexie o postępie 

Samaela, a jej przyjaciółka od razu chciała, aby Jade przeszłą z nim bez wahania do 
łóżka.  

- Tak, on tak. 

- A ty wciąż trzymasz go na smyczy? 

Jade nikomu jeszcze nie powiedziała o swoim pociągu do Samael’a. Wszyscy 

myśleli, że uważała tego demona za najgorszego z najgorszych. Mimo to Lexie 
widziała w swojej wizji, jak Jade uprawia z nim seks. Do tego nie było na ziemi 
ż

adnej prostej kobiety, która nie chciałaby zaliczyć Samael’a. 

- Cholera, nie. 

- To czemu jesteś taka wkurzona? Dlaczego się z nim po prostu nie prześpisz? „W 

ś

rodku, czy na zewnątrz – nigdy się nie dąsaj” 

6

pamiętasz jeszcze swoje życiowe 

motto? Mówiłaś, że seks był twoim lekiem na stres. Co się stało, że nie chcesz trochę 
possać lizaka demona? 

- Nie wiem czy pamiętasz, ale nie przepadam za nim. 

- To nigdy by cię nie powstrzymało. Zakochałaś się w nim? Czujesz coś do niego? 

- Tylko nie używaj słowa zakochany. Ale, cholera, nie jestem. 

Cholera, oczywiście, że była. Jade nie raz słuchała jak zakochani opisują swoje 

uczucia. Nie wiedzieli dokładnie skąd wiedzieli, że ta druga osoba jest ich drugą 
połówką, ale czuli do tej osoby coś głębszego, coś nieopisanego. I właśnie takie coś 
czuła Jade będąc obok Samael’a. Nie mogła dokładnie określić co ją do niego 
przyciągało. 

Miłość? Jade była za stara, aby miłość nagle na nią spadła. 

- Wow, jesteś pewna, że nie ma mowy o żadnych uczuciach między wami? 

Samael otworzył drzwi i wyszedł z domu. Jade odwróciła się do niego, wiedząc, że 

jeśli Lexie ponownie by się odezwała, to demon by to usłyszał.  

- Oddzwonię później. – rzuciła szybko do przyjaciółki i rozłączyła się, chowając 

telefon do kieszeni. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała była sytuacja, w której 
Samael wysłuchałby jej rozmowy z Lexie, kiedy dyskutowały o możliwych 
uczuciach jakie wobec niego żywiła. 

Szukała jakiś oznak, że usłyszał jej rozmowę będąc w domu. Nic. Na szczęście był 

zbyt zajęty, aby podsłuchiwać o czym rozmawiała z przyjaciółką. 

- Bierzmy psa i wynośmy się stąd. Zadzwoniłem już do tego faceta, który ma 

zabrać te ciała. Powiedział, że jest już w drodze. 

                                                 

6

 mam nadzieję, że mniej więcej wszyscy wiedzą o co chodzi, jak coś to pytać. ;p 

background image

 

- 32 - 

Odwróciła się do niego tyłem, kiedy skończyła go mierzyć wzrokiem. Lizak 

demona sprawił, że stała się mokra w miejscach, które zostały trochę zlekceważone. 
Od kiedy uprawiała z kimś seks minęło bardzo, ale to bardzo dużo czasu, do tego 
miała straszliwą ochotę go skosztować. A Samael wydawał się bardziej niż chętny do 
zaspokojenia jej potrzeby, a nawet obydwu. Czy mogłaby zwyczajnie przegonić 
wszystkie natrętne myśli i zwyczajnie cieszyć się czuciem jego ciała i smakować jego 
krew? 

Musiałaby się wkrótce pożywić, a jeśli nie na nim, to zmuszona by była do 

rozejrzenia się za potencjalną ofiarą. 

- O czym myślisz? Wydajesz się spięta. 

Potrząsnęła głową, aby wyzbyć się wszystkich swoich erotycznych myśli z głowy. 

- O psie, którego dostaliśmy w spadku. Wracamy do hotelu? 

Zmarszczył brwi. 

- A gdzie indziej? Mamy wolne do końca dnia. Chyba, że jest coś co chciałabyś 

zrobić? 

Zgadza się. Zapomniała. Samael wynajął dwa pokoje, aby zapewnić jej trochę 

prywatności, ale od telefonu Lexie, najmniejszym zmartwieniem Jade była 
przyzwoitość. Od kiedy Lexie powiedziała o swojej wizji, zabójczyni całą swoją 
osobą skoncentrowała się na przeżyciu, a nie na swoich potrzebach. 

- Nie, tak tylko zapytałam. 

Jade rozejrzała się po podwórku nie mogąc sprostać spojrzeniu demonowi prosto w 

oczy. 

- Przepraszam, że nie byłam bardziej pomocna. 

Podszedł do niej i klepnął ją w ramię mówiąc: 

- Tak, ale przynajmniej nie wepchnęłaś nikogo pod autobus. Powiedziałbym, że jest 

zdecydowana poprawa. 

 

**** 

 

Lexie położyła telefon na stoliku nocnym, przejechała ręką po włosach i oparła 

głowę o ramę hotelowego łóżka. Czuła, że ukrywanie wizji przed Ambrose’em było 
wielkim błędem, ale dobrze rozumiała Jade. Z resztą sama postąpiłaby tak samo. Nie 
mogła sobie wyobrazić, że nie jest już zabójcą. 

- Powinnaś się martwić swoim zdrowiem – powiedział demon siedzący obok niej. 

Położyła głowę na ramieniu Azazel’a. Miał rację, wizja śmierci Jade ciągle 

siedziała jej w głowie - za dania jak i w nocy. Nawet w snach nie mogła uciec od tych 
obrazów. Koszmary zawsze wybudzały ją ze snu, a ciało miała zroszone potem. 

background image

 

- 33 - 

Lexie miała do czynienia z krwią każdego dnia, własnym sztyletem zadawała 

ś

mierć tysiącom wampirów i demonów. Krew jej nie odrzucała, ale krew płynąca z 

szyi najlepszej przyjaciółki to już co innego. I nie istniała żadna przeklęta rzecz, którą 
Lexie mogła by zrobić. Czuła, ze ma związane ręce.  

- Miałam wiele wizji, jedne się sprawdzały, a drugie nie. Ale ta, ta jest… szaleńcza. 

Muszę coś zrobić. Muszę do niej iść i jej pomóc. Nie chcę, aby zmierzyła się z tym 
sama. 

Azazel owinął ręką jej ramiona mówiąc: 

- Nie jest sama, ma Samael’a. To nie jest to samo, co stało się z Kelsey. Jade 

dokonała wyboru, a ty jesteś zbyt lojalna, aby za plecami Jade udać się do Ambrose’a 
i mu wszystko powiedzieć. Jak powiedziałem, tak czy siak, ona jest z Samel’em. On 
z pewnością będzie na nią uważał. 

Kelsey była innym zabójcą i jej dobrą przyjaciółką, która kilka miesięcy temu 

została opętana przez duchowe demony. Na szczęście dzięki wizji Lexie, Kelsey 
udało się pomóc. 

- Super, gdyby nie licząc faktu, że on również jest w wizji. Widzę męskie ręce, 

które są umazane jej krwią. Ale jest tyle krwi, że niestety nie mogę  dostrzec kim jest 
jej oprawca. Jest ciemno jak diabli. Nic nie widzę prócz jej oczu… pozbawionych 
ż

ycia. 

Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Niestety nie pomogło. Nagle w jej głowie pojawił 

się przebłysk wizji i Alexia miała wrażenie, że jest tam, kiedy jej przyjaciółka 
umiera.  

Azazel pocałował ją w czubek głowy. 

- Czy wiesz, że Samael był kiedyś Aniołem Dusz? Jeśli Jade powiedziała mu o 

twojej wizji, to proces zmiany jej losu już się rozpoczął. On, ze wszystkich ludzi 
jakich znam, będzie wiedział co trzeba będzie zrobić, kiedy ktoś ją zaatakuje. 

Lexie odsunęła się i spojrzała na niego. 

- A co ma wspólnego to, że Samael był kiedyś Aniołem Dusz z tym, że ktoś 

próbuje pozbawić Jade głowy? 

Gdy szkoda została wyrządzona to były Anioł Dusz nie mógł nic zrobić. 

- Twoja wizja, co do Kelsey nie spełniła się do końca. – zauważył. 

Łyknęła to. To była prawda, ale Lexie nie mogła się wyzbyć tego nieprzyjemnego 

uczucia, że coś może się stać jej najlepszej przyjaciółce. Kiedy miała inne wizje, to 
czuła, że może coś zdziałać. A teraz wiedziała, że jest bezsilna. 

Lexie nienawidziła czuć się bezradna. 

- Muszę zapolować. Mam potrzebę zabić coś gołymi rękami. 

- Nigdy mnie to nie podniecało. 

Uderzyła go w ramię mówiąc: 

background image

 

- 34 - 

- Mówię poważnie. Chodźmy kogoś zabić. 

Przynajmniej w czasie walki jej umysł nie będą przysłaniały te okropne wizje. 

Walka zawsze oczyszczała głowę, a tego Lexie potrzebowała teraz, jak mało kiedy.  

 

**** 

 

- Ta pizza zaczyna się robić zimna! – krzyknął Samael przez drzwi, które łączyły 

jego pokój z Jade. Wynajął im mieszkania na czwartym piętrze. Na tyle daleko od 
ziemi, że Jade nie musiała się obawiać iż ktoś wejdzie jej przez okno. Jako zabójca 
zawsze miała jakiś wrogów, którzy tylko czaili się, aby ją sprzątnąć. 

Kiedy wrócili do hotelu Jade poprosiła go o auto, kiedy wynajmował pokoje. Nie 

oświeciła go, dokąd się wybiera, kiedy wspaniałomyślnie dał jej klucze nie zadając 
ż

adnych pytań. Wróciła oddając je, jakieś dwie godziny temu.  

- Idziesz, czy nie? – Samael zapukał do drzwi. 

- Poczekaj, zaraz przyjdę – usłyszał jej śpiewny głos. 

Skrzywił się przy drzwiach. Jade działała… dziwnie. Odkąd zakończyli ostatnią 

misję, prawie w ogóle się nie odezwała, ani nie rzuciła żadnym zjadliwym 
komentarzem. Teraz, kiedy o tym pomyślał, zauważył iż zaczęła być sympatyczna. 

Jade, sympatyczna? 

Niepokojące myśli przyszły mu do głowy. Czyżby próbowała go zabić? Zawsze 

stawała się przed misją taka cicha. Jak tylko o tym pomyślał, skarcił się za to, że takie 
coś w ogóle przeszło mu przez myśl. Była zabójcą, nie mordercą. Zabijała, aby 
zachować równowagę w świecie i bronić ludzi, a nie dla przyjemności. 

Z pewnością lubiła trzymać go na baczność. Może chciała mu oddać w naturze za 

ostatnią misję? Nie powinien używać swojej demonicznej mocy, aby tak szybko 
zabić te wampiry. Te misje były dla niej, aby udowodniła co potrafi, a nie dla niego, 
aby ją chronić. Kiedy Samael spotkał Domiel’a, ten całkowicie zbił go z tropu. Coś 
było nie tak, że Domiel przyszedł po czyjąś duszę i wrócił bez niej. Przez wszystkie 
lata, kiedy Samael był Aniołem Dusz, nie zdarzyło mu się nie wrócić bez wykonanej 
pracy. 

Kiedy zadzwonił do Ambrose’a znów zaczął kłamać. Cóż, koloryzowanie 

zdecydowanie lepiej brzmi. Powiedział szefowi, że Jade pomagała mu w trudnych 
rzeczach na misji i się nie ujawniła. Wampiry nie były przecież aż tak straszne jak 
tamten szczeniak… Okej, skłamał. Wielkie rzeczy. Jeśli chodzi o zabójców, Jade 
była dobra i nikt nie mógł tego podważyć. Samael po prostu musiał usiąść i 
porozmawiać z nią o jej stylu walki i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale jak 
miał to zrobić skoro doskonale wiedział, że Jade czegoś mu nie mówi? Jedną z tych 
rzeczy było to, dlaczego zmieniła swój sposób walki i co ją do tego skłoniło. Mógłby 
zadzwonić do jej przyjaciół, ale z pewnością każdy by powiedział, że Jade bardzo 
dobrze sobie radzi. 

background image

 

- 35 - 

Wciąż nie mógł pozbyć się potrzeby bezustannego chronienia jej, co kłóciło się z 

jego misją. Jeżeli Jade owinie go sobie wokół palca, może to spowodować, że jego 
ostateczna misja – uratowanie swojej duszy – legnie w gruzach. Jeżeli Lucyfer dowie 
się, że Samael żywi jakieś głębsze uczucia do Jade, to będzie musiał stawić czoło tej 
słabości. 

Jednak bardziej niż cokolwiek martwiło go, że Jade chce działać sama, a on tak 

bardzo pragnął ją chronić. To nie leżało w jego charakterze, więc było to podejrzane. 
Przypomniał sobie, jak pierwszy raz ją poznał. Wydawało się to tak dawno temu, a w 
rzeczywistości minęły tylko dwa miesiące… Pamiętał jak Ambrose zwrócił się do 
niego, kiedy wszedł na salę szkoleniową: 

-  Jade właśnie trenuje klasę nowych rekrutów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z 

planem to dziś powinna mówić o walce z demonem. Będzie uczyć innych jak walczyć 
z istotą, która jest dużo potężniejsza niż oni. 

Interesujące.  

Ambrose, a zaraz za nim Samael zatrzymali się tuż przed niebieskimi matami, które 

rozłożone były na lśniącej, drewnianej podłodze. Na ich skraju siedziało dwudziestu 
mężczyzn ze skrzyżowanymi nogami. Kilku stażystów spojrzało w ich stronę, kiedy się 
zbliżali, bardziej jednak skupili się na Ambrose. 

Ciemnowłosa kobieta stała tyłem do mężczyzn. Położyła na stole sakiewkę i 

odwróciła się do tłumu. Samael nie był niedoświadczonym chłopcem, ale na widok tej 
kobiety wziął głębszy wdech. Wyglądała jak porcelanowa lalka, jak anioł. Jej wąskie 
spodnie idealnie opinały jej szczupłe nogi, a czerwony top podkreślał biust. 

Była urodzonym dowódcą. Plecy miała wyprostowane, ramiona cofnięte, a kiedy 

stanęła przed mężczyznami patrzyła im prosto w oczy. Odczekała aż wszystkie szmery 
ucichnął i przemówiła: 

- Dobra, dziś powiem wam coś o demonach… Mogą was napaść w każdym 

możliwym miejscu, bo posiadają moc materializowania się. W jednej sekundzie któryś 
z nich może wam wbić nóż w szyję, a w następnej nie będzie po nim śladu. Tak więc, 
oto rzeczy, których nie powinniście robić. Po pierwsze: jeśli demon cię nie zabije, 
możesz być pewien, że po ciebie wróci. Demony to wojownicy. Oni nie polują, 
ponieważ na większość wampirów mogą natknąć się gdziekolwiek. Po drugie: nie 
nawiązujcie z nimi kontaktu wzrokowego. Jeśli tak zrobicie -  zginiecie na miejscu. 

Jej słowa sprawiły, że się uśmiechnął. Jak na razie nie pomyliła się ani trochę, ale 

próbowanie uzyskania przewagi nad demonem było niemożliwe. Słyszał, że kilka razy 
tak się stało, ale to naprawdę rzadkość.   

Ponownie skoncentrował się na piękności stojącej przed nim. Robiła na nim duże 

wrażenie, bo niewiele osób mogło pochwalić się zdolnościami przywódczymi. Choć 
zawsze szanował tych, którzy byli w stanie wykonywać czyjeś polecenia.  

Jakiś student podniósł rękę i powiedział: 

- Czy będzie możliwe szkolenie z demonem, aby doskonalić tę umiejętność? A może 

pokażesz nam to, tak samo, jak zrobiłaś to ze sztyletami? 

background image

 

- 36 - 

Jade spojrzał przelotnie na Samael’a, po czym z powrotem skupił wzrok na swoich 

uczniach. 

- Zdaje się, że demon już tu jest, tylko nie został jeszcze przeszkolony. 

Porozmawiamy o tym jutro. 

- Jestem bardzo dobrze zaznajomiony z walką. Jeśli potrzebujesz mojej pomocy 

wystarczy zapytać. 

Ponownie go oceniła, po czym wzruszyła ramionami i powiedziała: 

 - Skoro tak twierdzisz. Moi stażyści z pewnością docenią ten gest. 

Samael uniósł jedną brew i spojrzał na Ambrose’a. Ten tylko skinął głową w 

kierunku Jade mówiąc: 

- Jade jest zabójczynią w Sojuszu od prawie ośmiuset lat. Tylko dziś kształci tych 

rekrutów ponieważ ich trener nie miał czasu. Dla niej to łatwizna. 

Samael wzruszył ramionami, nie wiedząc dlaczego Ambrose podał mu te 

informacje, ale uważał, że w jakiś sposób musiały być one dla niego podpowiedzią. 
Powolnym krokiem wszedł na środek niebieskiej maty. Skoro Jade była zbójczynią to 
nawet mu przez myśl nie przeszło, że walka z nim mogłaby być dla niej czymś 
trudnym.  

Zabójczyni nie traciła czasu. Podała mu sztylet mówiąc: 

- Będziemy walczyć tylko w obrębie tego kwadratu, ty znikasz i już. To co robimy 

jest tylko pokazem dla studentów, którzy muszą się czegoś nauczyć. Poznanie techniki 
walki jednego z demonów może im się potem przydać w terenie. 

- Rozumiem. 

Cofnął się o kilka kroków trzymając sztylet luźno w dłoni. Z bliska jej oczy były 

koloru ciemnego piwa i można było zobaczyć jak jej policzki i nos pokrywają piegi. 
Nie była zbyt wysoka, ale jej postawa czyniła ją wyższą niż w rzeczywistości. Kiedy 
tak stał przed nią, jej aura zdawała się być silna oraz mocna. 

Był tam, aby zrobić coś, czego nie robił od ponad roku, jeśli w ogóle kiedyś. Markiz 

w piekle miał bardzo mało czasu na kobiety. 

Rozstawiła nogi, ugięła kolana i skinęła na niego. Samael zniknął i zmaterializował 

się tuż za nią  przykładając jej sztylet do szyi zanim zdążyła się odwrócić. Wyraźnie 
się tego nie spodziewała, ale czy można to było inaczej zademonstrować? Jako to się 
mówi ‘spodziewaj się niespodziewanego’ Samael nigdy nie trenował w Piekle, 
ponieważ większość demonów była kiedyś wojownikami w Niebie. Ale jeśli byliby 
szkoleni to z pewnością nie byłoby to byłe gówno, tylko prawdziwe doznania. 

Przekonywanie, że wampir może w jakikolwiek sposób zabić demona było śmieszne. 

To byli jeszcze studenci, a już im pchano do głowy takie bzdury. 

Echo głosów rozeszło się po sali szkoleniowej. Jade uderzyła go w rękę i odwróciła 

się w jego stronę, a jej policzki pokrywał szkarłat. 

background image

 

- 37 - 

- To nie czas aby pokazywać swoje umiejętności demonie. Staram się ich nauczyć 

umiejętności, które potencjalnie mogłyby uratować im życie. 

- Czy kiedykolwiek walczyłaś z demonem? 

Zacisnęła zęby tak mocno, że Samael pomyślał iż niedługo będzie musiała 

odwiedzić dentystę. 

- Tak, ale te demony nie materializowały się aż tak szybko. A tak przy okazji to było 

to moje szkolenie, które miało im tylko coś udowodnić. Właśnie dlatego teraz 
oddychasz. - Zmierzyła go wzrokiem i powiedziała do uczniów. – Demony zawsze 
starają się zdezorientować przeciwnika, dając mu czas, aby się przygotował. Nigdy 
nie spotkałam demona, który umiałby się zmaterializować tak szybko jak ten. Na 
szczęście nie jest to dla nich wspólna cecha. 

To było tyle jeżeli chodzi o uczenie ich o niespodziankach. Ten trening był dla 

Samael’a  zbędny, ale skoro jego szef go tam zaprowadził, to on wolał się nie 
sprzeciwiać. 

- Czy możemy to powtórzyć? – zapytał Ambrose. 

Jade spojrzała na niego przez ramię mówiąc: 

- Doskonale. 

Samael zrobił wszystko, aby uśmiech nie zszedł z jego twarzy, kiedy usłyszał o 

powtórce. Jade była seksowna jak diabli. Kiedy skinęła na niego, aby się przeniósł, 
dał jej czas, o który prosiła i teleportował się poza budynek. Dał jej piętnaście sekund 
i zmaterializował się powrotem, tak samo, tyle że w pozycji klęczącej. Podciął jej 
kolana, pociągnął w dół i odwrócił ją na brzuch, po czym zabrał sztylet.  

Wampiry posiadały bardzo dużą siłę, dlatego jej kop odrzucił go kilka metrów 

dalej, co umożliwiłoby jej ucieczkę. Demon wiedział, że próbowałaby go zabić, gdyby 
ich szef nie stał trzy metry dalej. Starając się zachować twarz złapał ją za kostki i 
przyciągnął do siebie, dopóki nie leżała pod nim, a jego sztylet nie był przy jej szyi. 
Ambrose podszedł do nich, rozbijając energię, jaka się między nimi wytworzyła. Jade 
przez cały czas skupiona była na Samael’u i dłoni, w której trzymał nóż. Demon nie 
miał żadnych wątpliwości, że bolało ją spotkanie z nim. 

Ambrose górował nad zabójczynią i jakby tego było mało powiedział mentorsko: 

- Jade to jest szkolenie, a ty znasz zasady. Dokładamy wszelkich starań, aby się 

skoncentrować. 

- Niestety Ambrose, ale mój instynkt wziął górę. Wyjaśniłam mu przecież, że ten 

pokaz był tylko po to, aby udowodnić uczniom coś, dzięki czemu łatwiej zrozumieją co 
może im się przydarzyć na ulicy. 

- Myślę, że nam się udało – powiedział Samael. 

- Jedyne czego dokonaliśmy było udowodnienie, że zwykłą dyrektywą niczego się 

nie osiągnie. Nie wiem na jakim poziomie szkolenia jesteś, ale to wszystko jest bardzo 
łatwe, dopóki nie przechodzisz do walki wręcz. Następnie, zagrożeniem są ci, którzy 
nie potrafią odróżnić rzeczywistości od praktyki. 

background image

 

- 38 - 

- Tak sądzisz? – Samael nie mógł tego nie skomentować. Przez ułamek sekundy na 

jej twarzy można było dostrzec cień wstydu, który szybko przekształcił się w wyraz 
czystej złośliwości.  

Wampirzyca obróciła się na pięcie i szybko wybiegła z Sali szkoleniowej. 

Głos Jade przywrócił go do rzeczywistości. 

- Mmmmm, ale pachnie. 

Samael stanął oniemiały. Zniknęły skórzane spodnie i zakurzona kurtka, którą Jade 

miała na sobie wcześniej. Ich miejsce zastąpił beżowy sweter i ciemne dżinsy. Włosy 
miała rozpuszczone i pokręcone, wyglądające jakby przeczesała je co najmniej 
milion razy. Miała na sobie lekki makijaż i pachniała kwiatami. Nie miała na sobie 
butów, zamiast tego była na boso, przez co było widać jej jaskrawoczerwone 
paznokcie u stóp. 

Nie trzeba było być jasnowidzem żeby wiedzieć iz nie chciała go zabić. 

Chciała go uwieść.  

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

- 39 - 

Rozdział 4 

 
 
 

- Coś się stało? – zapytała Jade. Nie po to stroiła się, woskowała i perfumowała 

przez ostatnie dwie godziny, aby Samael patrzył na nią jak na dziwadło. Ubrana w 
nowe ciuchy i bieliznę wyglądała jak milion dolarów. Zamiast spojrzeć na nią 
pożądliwie, Samael wyglądał na zmieszanego.  

W ciągu jednego uderzenia serca wszystko jednak wróciło do normy, a demon 

znów wyglądał na zrelaksowanego. 

- Nic, zupełnie nic. Możemy jeść? 

Taa, jedzenie. Była gotowa posmakować go na więcej niż jeden sposób, ponieważ 

jej kły nie były jedyną obolałą rzeczą, którą potrzebowała zaspokoić. 

- Tak, jestem głodna. 

Podeszła za nim do małego stolika znajdującego się w rogu pokoju i obserwując jak 

jego mięśnie poruszały się pod opiętą koszulką. Tatuaże na jego prawej ręce były jej 
ulubioną częścią jego ciała. Miała nadzieję, że już niedługo będzie mogła poruszać 
po nim rękami i trochę go posmakować. Demon odwrócił się i uniósł brew. Czyżby 
coś powiedział? 

- Co to jest? – zapytała wskazując na pizzę. 

- Pepperoni z dodatkowym serem delux. Nie powiedziałaś na co masz ochotę, więc 

zamówiłem to.. 

Rozejrzała się za jakąś serwetką mówiąc: 

- Rozumiem, że nie mamy na czym zjeść tej pizzy? 

Wziął kawałek ciepłego ciasta do ręki, odpowiadając tym samym na jej pytanie. 

- Żyjąc zawsze sam w pokojach hotelowych nie zastanawiam się na czym będę jadł 

pizzę, a teraz zwyczajnie o tym zapomniałem. 

To był jeden z minusów przebywania w Sojuszu. Ta praca była strasznie męcząca i 

dodatkowo sprawiała, że prawie każdy był samotny. Tak, Jade zwiedziła spory 
kawałek świta, ale ciągle byłą sama. Jeśli byłaby kiedyś w Anglii to nie mogłaby 
pójść do małej restauracji i uczyć się kultury, ani nawet zwiedzać z kimś zabytków. 
Co prawda kiedyś robiła tak z Kelsey i Lexie, ale to było bardzo dawno temu i rzadko 
się zdarzało.  

Usiadła z demonem przy stole i podniosła kawałek pizzy do ust. Złapała go na tym, 

ż

e jej się przyglądał. Nigdy tak naprawdę nie przywiązywała wagi do jedzenia pizzy, 

ale kiedy była z Samael’em bardziej zwróciła na to uwagę i stwierdziła, że jest to 
niezbyt seksowne. Rozciągający się ser, olej brudzący jej usta i żadnej serwetki, którą 
mogłaby się wytrzeć. Do tego musiała ugryźć pizzę kilka razy i do tego wspomóc się 
palcem, aby oddzielić ciągnący się ser od ust do pizzy. 

background image

 

- 40 - 

- Kiedy ostatni raz się pożywiałaś? 

Jako wampir nie mogła nie zauważyć błędu, jakim było zadanie tego pytania. 

Samael jednak nie zdawał sobie sprawy, że nienależny pytać o takie rzeczy. Jade 
mogła spróbować zagrać nieśmiałą dziewczynkę, ale to nie było w jej stylu, zamiast 
tego zapytała: 

- Dlaczego pytasz? A może składasz mi jakąś ofertę? 

Demon widział wampiry śliniące się na samą myśl o krwi. Krew bogatych i 

grubych ludzi smakowała podobno jak woda w letni dzień. Mogła też wyżywić 
wampiry na bardzo długi okres czasu. 

- A co jeśli tak? 

Hmmmm, uwiedzenie go nie było aż takie trudne. Karmienie zazwyczaj mogło być 

zmysłowym doświadczeniem dla obu stron i mogło doprowadzić do stanu dużego 
podniecenia. Nie było tajemnicą, że Samael chciał ją zaciągnąć do łóżka. 

Jeszcze go nie dotknęła, a już poczuła dawną siebie. Odłożyła swój kawałek pizzy 

powrotem do pudełka, mówiąc: 

-  Czy kiedykolwiek byłeś wcześniej z wampirem? – czy naprawdę chciała znać 

odpowiedź na to pytanie? 

- A czy ty byłaś kiedykolwiek wcześniej z demonem? 

Poczuła ciepło na policzkach. Demony były jej ulubionymi kochankami. Ludzie i 

wampiry były niczym w porównaniu z nimi, zwłaszcza tymi z Pierwszej Angielskiej 
Rewolty. Podobno to właśnie w Piekle pisano książki, w których opisywano każdą 
łóżkową pozycję.  

- Ach, więc byłaś. – uśmiechnął się i również odłożył swój kawałek pizzy. Palcem 

wskazującym i kciukiem wytarł sobie kąciki ust. 

Wewnętrznie poczuła, że musi bronić swojego honoru, więc powiedziała: 

- Mam ponad siedemset lat, Samael’u. Nie jestem już dziewicą. 

Jego uśmiech powoli się powiększył, aż wokół oczy pojawiły mu się zmarszczki. 

- Mam za sobą więcej niż tylko kilka tysiącleci, więc z pewnością można 

powiedzieć, że nie jestem prawiczkiem. 

Wyrwał jej się nerwowy śmiech. A może był to raczej histeryczny chichot? 

- Więc…? 

- Twoje miejsce czy moje? 

- Haha, zabawne. 

Jade słyszała, że niektórzy ludzie czuli w pobliżu ich drugiej połówki motyle w 

brzuchu, ale kto wie co mieli na myśli? Po za tym to nie był początek ich 
szczęśliwego związku na wieczność. To był seks -  tylko seks. Wcześniej odmówiła 
sobie przespania się z nim myśląc, że to tylko jakieś głupie zauroczenie, które szybko 

background image

 

- 41 - 

minie. Jej pożywienie się – które prędzej czy później by nadeszło – było konieczne. I 
nie było między nimi nic więcej niż tylko to. 

Samael odsunął się z krzesłem od stołu i przywołał ją gestem ręki do siebie. 

Motyle w jej brzuchu oszalały kiedy wstała z krzesła i podeszła do demona, nie 

liczyło się nic prócz tej chwili. Samael poklepał się po udach. Jade zauważyła, że 
jego fallus już jest w pełnej gotowości. Czy myślał, że usiądzie na nim okrakiem, 
albo na kolanach tak jak w centrum handlowym u Świętego Mikołaja? Zmuszona 
jednak była usiąść na nim okrakiem, aby uzyskać dobry dostęp do jego szyi. Siedząc 
bokiem nie wyglądała by seksy, jak ujęła to Lexie. 

Tak, to było konieczne. Musiała się pożywić. A on się zaoferował. 

Usiadła na nim okrakiem i położyła mu dłonie na ramionach, aby nie odkrył, że jest 

przerażona i cała się trzęsie. Co było nie tak? Przecież to nie był jej pierwszy 
stosunek seksualny. Teraz, kiedy znalazła się blisko niego mogła poczuć mocny 
zapach jego wody kolońskiej, którą tak uwielbiała u mężczyzn. Mogła myśleć tylko o 
tym, jak dobrze smakuje pachnąc tak nieziemsko. Była gotowa lizać go do upadłego. 
Wzięła głęboki wdech i pochyliła się, gwałtownie uświadamiając sobie jak idealnie 
jej energia pasuje do jego… 

 

**** 

 

Samael nigdy nie pozwolił żadnemu wampirowi pożywić się na nim. Mógł 

spróbować przekonać się, że robi to tylko po to, aby zaciągnąć ją do łóżka, ale 
wiedział, że byłoby to kłamstwo. Chciał, aby jego krew ich połączyła. Myśl, że ktoś 
inny po za nią mógłby się z niego pożywić sprawiała, że stawał się nerwowy.  

Kiedy Jade pochyliła się do przodu, jej włosy połaskotały go w policzek. Rękami 

przejechał po jej talii, aby później położyć je na jej smukłych plecach. Kiedy jej kły 
przebiły jego skórę poczuł jak dreszcz pożądania przechodzi przez jego ciało. 

Oczywiście, były jakieś niepisane reguły Sojuszu, kute mówiły, że nie można 

pieprzyć osoby, którą pojechało się sprawdzić. Nie, żeby mu zależało w tej chwili. 
Nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek czuł się tak cholerne dobrze mając w 
ramionach jakąś kobietę. Jade pasowała do niego idealnie. 

Od tamtej nocy w więzieniu, kiedy wymusił na niej pocałunek, chciał ją mieć tam, 

gdzie właśnie teraz była. Nie miał też zamiaru pytać ją, dlaczego jej serce znacznie 
przyspieszyło. Na samym początku rozmyślał o wspólnej przyszłości z Jade, a nawet 
o wspólnej wieczności. I nie żartował, kiedy powiedział jej, że seks między nimi to 
tylko kwestia czasu. Wiedział, że na słowa, które chce jej powiedzieć, Jade nie jest 
przygotowana… ale on tak.  

Przeklął ubrania, które ich od siebie dzieliły. Wątpił, aby Jade była przeciwna 

zdematerializowaniu ich. Przecież dobrze wiedziała, jakie moce posiada. Wystarczyła 

background image

 

- 42 - 

jedna jego myśl i wszystkie ubrania zniknęły. Czuć jej nagie ciało przed sobą było o 
stokroć lepsze niż Niebo. 

Przerwała picie jego krwi, kiedy zorientowała się co zrobił. 

- Niecierpliwy? 

Nie wiedziała jak bardzo chciał ją wziąć w tej pozycji. Marzył o tej chwili chyba z 

tysiąc razy, od kiedy spotkał się z nią w południowej Szkocji. 

- Tak. 

Pochyliła się i ugryzła go w dolną wargę, mówiąc: 

- To bardzo źle, bo specjalnie dla ciebie ubrałam seksowną bieliznę. 

Zajęło mu kilka sekund, aby przyswoić sobie to, co przed chwilą mu powiedziała 

Jade. Jeszcze kilka godzin temu kazała mu się trzymać od niej z daleka, a teraz jej 
osobistą misją było uwiedzenie go. Kilka ostatnich godzin spędziła szykując się, a 
teraz ofiarowywała mu swój uśmiech i bieliznę… 

Miała zamiar go wykorzystać, ale nie tylko do seksu. Chciała zdobyć dobre 

sprawozdanie na jej temat i uważała, że jedyną rzeczą do tego było przespanie się z 
nim. 

Samael nie chciał jej powstrzymywać. Pozwolił jej myśleć, że nie wie co ona 

kombinuje. Jej taktyka rozgniewała go na tyle, że podniósł ją i rzucił na łóżko. Nie 
była w stanie wypić już ani kropli jego krwi. Nie mógł utrzymać zbyt długo swojego 
groźnego wyrazu twarzy. 

- Uh… rozumiem, że chcesz grać szorstkiego typa. 

Rozłożyła nogi bez żadnych zahamowań. Powiedziała mu bez słów, że jest gotowa 

przyjąć wszystko, co oferował. 

- Nie masz o niczym pojęcia. 

Jej rozszerzone nogi były wszystkim, czego potrzebował do życia. Długie, grube 

włosy, zaczerwienione policzki i wiśniowe usta. Ona, w przeciwieństwie do 
większości młodych kobiet, które były nieśmiałe, była pewna siebie i znała swoje 
walory. Pozwoliła mu, aby pożerał ją wzrokiem, ponieważ nie wstydziła się swojego 
ciała. 

Złapał ją za kostki i przyciągnął na skraj łóżka, do pozycji, którą pragnął. Jej nogi 

zakołysały się za łóżkiem, a palcami złapała za ciemną narzutę. Jej lśniące fałdki były 
tylko kilka centymetrów od jego ust. 

Ona była naprawdę niegrzecznym kwiatem. Podniosła się na łokciach, aby mieć 

lepszy widok na to, jak Samael ją smakuje. Uśmiech wkradł mu się na usta, kiedy 
zobaczył, jak jej serce przyspieszyło, kiedy zbliżył do niej swoje usta – tak bardzo 
chciała, aby to zrobił, nawet jeśli ich powody znacznie się od siebie różniły. 

Powoli ukląkł przed nią. Włożył dłonie pod jej uda i zarzucił sobie jej nogi na 

ramiona, aby mieć do niej lepszy dostęp. Pochylił się, aby polizać jej łechtaczkę. I 
nagle naszła go przemożona ochota, aby dać jej orgazm. 

background image

 

- 43 - 

Językiem zakreślił leniwe kółko wokół jej wzgórka. Dobrze wiedział, że to 

przeciąganie cholernie ją boli, dlatego zwiększył tępo. Postanowił się jednak z nią 
troszeczkę podroczyć. Ostatni raz liznął jej kobiecość i powoli zaczął schodzić 
językiem w dół jej ud. Usłyszał jak jęczy, ale nie tylko z rozkoszy, ale także ze 
zniecierpliwienia. 

Z powrotem przeniósł wargi na jej łechtaczkę i possał ją delikatnie. Jade uniosła 

biodra do góry, a Samael ugryzł ją łagodnie, zmuszając do powrotu. Byli razem już 
od kilku dni, a demon chciał za wszelką cenę poznać delikatną stronę Jade; był już w 
połowie drogi. Prawda, dlaczego Jade chciała się z nim przespać przyszła nagle i 
nieoczekiwanie. Prawda była solidnym przypomnieniem, że Jade była nie fair wobec 
niego. Była zabójczynią, która chciała pozostać nią do końca życia, dlatego go 
wykorzystywała. 

Opuścił jej lewą nogę i włożył palec do jej wnętrza. Sprawnie ruszał językiem po 

jej łechtaczce, zwiększając stopniowo nacisk. Jej ścianki zaczęły zaciskać się wokół 
jego palca, a nogi drżeć. Wtedy przyszło mu do głowy niepokojące pytanie: dlaczego 
Jade nie chciała tego zrobić po prostu dla niego, tylko po to, aby wrócić do pracy? 

- Tak, tak… 

Położyła mu rękę na głowie i zacisnęła palce na jego włosach. Kiedy naszedł ją 

orgazm, wykrzyczała jego imię. 

Gdy usłyszał swoje imię, nie był pewien, czy dobrym rozwiązaniem było iść dalej. 

Kiedy puściła jego włosy i spojrzała na niego z półprzymkniętych powiek 
uśmiechając się, zapomniał o czym przed chwilą myślał i bez wahania wdrapał się na 
łóżko. Zapach jej podniecenia uderzył go z taką siłą, że niewiele brakowało, a 
wszedłby w nią tu i teraz. 

Nie mógł tego zrobić, chyba, że zapewniłaby go o tym iż tego pragnie. Jeśli byłby 

idiotą wziąłby to, co mu ofiarowała bez pytania. Dał jej więc ostatnią szansę na 
zmienienie zdania. 

Jade wczołgała się dalej, na łóżko. Demon złapał ją za ramię i odwrócił na plecy. 

Wziął w jedną rękę swojego fallusa i zapytał: 

- Na pewno tego chcesz? 

Potarła tyłkiem o jego fiuta mówiąc: 

- Tak. 

To jedno słowo musiał usłyszeć; to mu wystarczyło. Wsunął się w jej mokrą, ciasną 

szparkę, jęcząc głośno. Miała uniesiony tyłek pod idealnym kątem i trzymała biodra 
w górze, kiedy wjechał w nią. Jej jęki go podniecały. 

Powoli pchnął biodrami do przodu, dając jej czas, aby przygotowała się na orgazm, 

a zaraz po nim następny. Pochylił się i potarł palcami o jej łechtaczkę, chcąc, aby 
doszła ponownie. Wygięła się w łuk i odrzuciła głowę do tyłu. W powietrzu uniósł 
się lekki zapach wanilii. Musiała wiedzieć jaki zapach na niego działa i użyć go, aby 

background image

 

- 44 - 

zarobić na lepszy raport. Rozpieszczała go pięknymi perfumami oraz seksowną 
bielizną, aby mieć go tam, gdzie właśnie był. 

Bez wzglądu na to, że starał się skoncentrować na seksie z Jade, nie udało mu się 

powstrzymać napływających myśli. Pewnie przy innej kobiecie nie rozmyślałby o 
takich rzeczach podczas seksu, bo byłaby mu ona obojętna. Z Jade jednak było 
inaczej. 

Krzyknęła z przyjemności  nadziewając się na niego jeszcze bardziej, kiedy dopadł 

ją kolejny orgazm. Złapał ją za piersi, obejmując te piękne szczyty, kiedy 
przyspieszył kroku. Ciśnienie powoli dosięgało zenitu. Jade dostała kolejny orgazm, 
a jemu było w niej tak dobrze… tak przyjemnie… 

Pragnął mieć więcej czasu na odkrywanie jej ciała, czuć jej nogi owijające się 

wokół jego tułowia. Był obolały z potrzeby, aby zobaczyć przyjemność na jej twarzy 
i oglądać jak oblizuje dolną wargę. 

Patrząc na jej wygięte w łuk plecy, nagle cała jego wola została zniszczona. 

Zacisnął zęby i przymknął oczy, kiedy z niej wychodził. Poczekał aż oddech mu się 

uspokoi i oderwał się od niej. 

Jade przewróciła się na plecy i przebiegła swoją kruchą dłonią po jego ramieniu, na 

którym widniały tatuaże.  

Widok jej zaczerwienionej skóry sprawił, że poczuł się syto, pragnął delektować się 

tą chwilą aż do momentu kiedy usłyszał jak jego usta mimowolnie wypowiadają 
słowa: 

- Mam nadzieje, że nie przespałaś się ze mną tylko dlatego, żeby uzyskać lepszy 

raport na swój temat. 

Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Jade podniosła się na łokciach, mówiąc: 

- Co? Oczywiście, że nie.  

Stanął nad nią. 

- To dobrze, bo nie zamierzam tego zrobić. 

- Co? To przecież nie było moim zamiarem! Skąd ty to wymyśliłeś?! 

Jej skóra promieniała, ponieważ przed chwilką się pożywiła. Jej włosy rozsypały 

się wokół jej anielskiej twarzy. Samael szybko odwrócił od niej wzrok, 
zmaterializował sobie ubranie, a następnie wyszedł bez słowa z pokoju. 

 

**** 

 

Jade patrzyła tępo na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Samael. Mogła sobie 

tylko wyobrazić, co sobie o niej pomyślał gdy specjalnie dla niego się odpicowała i 
kupiła nową, seksowną bieliznę… nic więc dziwnego, że ubzdurał sobie iż zrobiła to 
tylko po to, aby uzyskać od niego lepszy raport. W jednej chwili była na niego bardzo 

background image

 

- 45 - 

zła, a w drugiej była na kolanach i mruczała jak kocica. Mimo wszystko nie mogła go 
zrozumieć, przecież on już wcześniej składał na nią pomyślne raporty, choć nie miał 
ku temu powodów. Ale czy teraz te raporty już nie będą dobre, skoro się z nim 
przespała? 

Ale dlaczego, do cholery, miałaby z nim spać, aby uzyskać coś, co i tak już 

przecież miała?  

Nie przyszło jej wcześniej do głowy, co Samael mógł sobie pomyśleć o tym, że 

chciała go uwieść. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, że ich wspólna, pierwsza noc 
skończy się w taki sposób. 

O Boże, on smakował doskonale. Jego krew płynęła w jej żyłach, niosąc jego moc, 

jakiej nigdy jeszcze nie czuła. Gdzieś głęboko, w nim, musiał znajdować się anioł, 
który zawierał bardzo dużo energii. W przypadku jakichkolwiek intencji czy celów, 
Jade wiedziała dosyć niewiele o jego przeszłości.  

Zabójczyni wiedziała, że Samael ją zaskoczy. Był taki delikatny, a zarazem 

wymagający w łóżku. Te dwa atrybuty doskonale się ze sobą komponowały. Czy 
jego działania były słuszne, czy nie – Samael bronił jej podczas misji. Nie miała 
pojęcia, czy zrobił to dlatego, że chciał jej zapewnić bezpieczeństwo, czy może 
dlatego iż chciał przejąć inicjatywę. 

Co, jeśli od początku myślał o tym, że ona chce go uwieść dla lepszego 

sprawozdania? Ale w takim razie, czemu się z nią przespał? 

Emocje, z którymi walczyła, dusiły ją wewnętrznie. Niezależnie z jakiej 

perspektywy by na to nie pojrzała, zaraz robiło jej się źle. Poczucie ciepła i spokoju, 
jakie poczuła w ramionach Samael’a, zaczęło się roztapiać pozostawiając po sobie 
niewyobrażalne zimno i złość.  

Nigdy nie była kobietą, która potrzebowała ‘Pana Prawo’. Jade nie potrzebowała 

oszczędzać, a już na pewno nie potrzebowała mężczyzny, który przejąłby kontrole 
nad jej życiem i zaczął stawiać jakieś wymagania. Wydawało się, że wizja Lexie nie 
tylko zmieniła jej styl walki, ale miała też wpływ na jej relacje z innymi, uczucia i 
tym podobne rzeczy. Myśl o śmierci rzeczywiście musi działać na głowę bardziej niż 
się w rzeczywistości wydaje. 

Zabójczyni zsunęła się z łóżka i ruszyła do drzwi oddzielających ich pokoje, 

ponieważ nie chciała być w jego łóżku, kiedy by wrócił. O ile w ogóle wróci. Gdy 
doszła do drzwi spojrzała w dół, na swoje ciało. Gdzie do kurwy nędzy były jej 
ubrania? Cholera! Przecież ten kretyn gdzieś je zdematerializował, a przecież były to 
nowiusieńkie ciuchy! 

Obróciła się na pięcie i podeszła do stolika z pizzą. Porwała cały karton z pepperoni 

i ruszyła do swojego pokoju.  

Grę czas zacząć. Jeśli myślał iż zrobiła to tylko po to, aby uzyskać lepsze 

sprawozdanie, to niech tak będzie. Nie było mowy, aby teraz zmieniła zdanie. Punkt 
dla niej. 

To, co zdarzyło się między nimi było tylko seksem. 

background image

 

- 46 - 

I to była najbardziej rozczarowująca myśl ze wszystkich… 

 

**** 

 

Ambrose szczypał palcami swój nos, chcąc w jakiś sposób zapobiec okropnemu 

bólu głowy. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby przez jakiegoś wampira nabawił 
się migreny, ale właśnie tak cholernie się stało, że ją miał. Mając pod sobą ponad 
sześćset wampirów-zabójców, okazało się być to niezwykle szkodliwe dla jego 
zdrowia. 

Każda kobieta czerpała radość w testowaniu go lub pragnęła jego śmierci. Jade 

prawdopodobnie preferowała obydwie te rzeczy, jednak po tym co się ostatnio stało, 
bardziej polubiła tę drugą. Im więcej myślał o swojej zabójczyni, tym  bardziej 
dochodził do wniosku, że coś przed nim ukrywała. A co do Lexie, to za każdym 
razem kiedy chciał do niej dotrzeć, ta była właśnie w Miami. Jeśli istniał ktoś, kto 
wiedział co się dzieje w głowie Jade to z pewnością była to Alexia. Zabójczynie były 
przecież jak dwie krople wody. 

Ambrose uważał, że jednym z czynników, jakie spowodowały zmianę zachowania 

u Jade, było zakłócenie jej dziennego porządku, ponieważ niedawno straciła 
najlepszego przyjaciela. 

Teraz Azazel był w centrum zainteresowania Lexie, co mogło być dla Jade trudne 

do zaakceptowania. Ambrose zauważył, że Jade zaczęła się potem wspierać na 
drugiej zabójczyni z ich trójki – Kelsey – aby wypełnić miejsce po Lexie, kiedy ta 
wyjechała - tak jednak się nie stało. 

Kelsey miała własne problemy. Ambrose wciąż widział strach w oczach 

zabójczyni. Kiedy Kelsey została opętana przez demony duszy na ponad tydzień, te 
ż

ywiły się wtedy jej myślami i najskrytszymi tajemnicami, dlatego zabójczyni 

musiała wyjechać na porządne wakacje. Jednak zamiast się do tego zastosować, 
wróciła do pracy, a Ambrose nie mógł nic zrobić, aby nakłonić ją do zmiany zdania. 
Każdy tuszuje emocjonalne blizny w inny sposób, Kelsey postanowiła pogrzebać 
stare, nieprzyjemne wspomnienia i wyprzeć je ciężką pracą. 

Po chwili myśli Ambrose’a znów zatrzymały się tam, skąd zaczynał - na Jade. 

W przeciwieństwie do Lexie, Jade nie w smak była walka. Wyczuł to już jakiś czas 

temu. Co prawda była dumna z tego, że zabija inne, złe wampiry i zaspokajało to jej 
pragnienie bycia zabójcą, ale coś było nie tak. Jade od zawsze była cholernie dobrą 
zabójczynią, aż do tej pory. Ambrose naprawdę nie chciał jej stracić, ale jej działania 
pozostawiały wiele do życzenia. Teraz, kiedy wyczerpał wszystkie próby 
wyciągnięcia jakichkolwiek informacji od Lexie i Kelsey, pozostała mu tylko jedna 
osoba, która mogła wiedzieć, co do cholery było nie tak z Jade. 

Z westchnieniem otworzył oczy i wziął do ręki telefon. Wybrał numer Samael’a i 

odchylił się do tyłu. 

background image

 

- 47 - 

- Halo? 

- Tu Ambrose. Mam do ciebie parę pytań. Jesteś sam? 

- Tak – głos Samael’a ciął jak brzytwa. 

- Próbuję właśnie ustalić, co takiego stało się z Jade, że tak drastycznie zmieniła się 

jej taktyka walki. Nie zrozum mnie źle, zawsze była trochę… brutalna. Ale pierwszy 
raz zwróciła na siebie u wagę kilka miesięcy temu. Wcześniej bywały tylko nieliczne 
problemy z nią, takie same jak z resztą zabójców. Moje pytanie w takim razie brzmi: 
czy wiesz może dlaczego zmieniła się tak radykalnie? Powiedziała ci coś na ten 
temat? 

Samael przez chwilę milczał, ale już po chwili odpowiedział: 

- Nie. 

Ambrose czekał, aż Samael coś doda, ale ten milczał. Kolejny mur na jego drodze. 

Mógł z łatwością przycisnąć demona, ale coś w jego głosie powstrzymało go, zamiast 
zadać kolejne pytanie powiedział: 

- Ok. Koniec pytań. 

- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń. – po tych słowach Samael odłożył 

słuchawkę.  

Ambrose odsunął telefon od ucha i spojrzał na niego. Jeśli się mylił i Samael wcale 

nie był wściekły?  Rzucił komórką o biurko nie chcąc zagłębiać się w kolejne 
problemy – przygody nowego zabójcy, zamiast tego zamknął oczy. 

- Czy masz coś na temat Jade? 

Ambrose otworzył jedno oko i spojrzał w stronę drzwi prowadzących do jego biura. 

Sven właśnie wszedł do środka popijając puszkę coli. Starożytny Wiking oparł się o 
ramę drzwi. Jednym z najstarszych przyjaciół Ambrose’a był właśnie Sven, któremu 
nikt nigdy nie mógł się równać. On i Sven byli rzeczywistymi założycielami Sojuszu. 
Obaj uczynili w przeszłości dużo złych rzeczy, za które teraz starają się 
odpokutować, czyniąc na świecie dobro. 

- Tak. Drugą misję zakończyła pomyślnie, biorąc na siebie najtrudniejszego z 

czterech wampirów. 

Sven uśmiechnął się szeroko mówiąc: 

- Tak, to bardziej brzmi jak nasza stara Jade. 

Ambrose potrząsnął głową. 

- Nie wierzę Samael’owi. Po pierwsze: ona ma wykonywać te misje sama, a on ma 

tylko obserwować. Po drugie: można wychwycić coś dziwnego w jego głosie, kiedy 
mówi o niej. Jakieś dynamiczne zmiany. 

- Znasz Jade. Ona kocha demony. Prawdopodobnie już się pieprzyli. 

Ambrose przewrócił oczami, mówiąc: 

- Seks nie ma z tym nic wspólnego. 

background image

 

- 48 - 

- Cholera, przecież wiesz, że tak jest. Jeśli Samael’owi spodobał się towar to będzie 

chciał ją chronić, a co za tym idzie będzie jej pomagał w misjach. To proste. 

Sven miał rację. Czemu nie przyszło mu to do głowy wcześniej? Jeśli Jade 

zachwyciła Samael’a ten z pewnością będzie ją chronić. Teraz wszystko zaczęło mieć 
sens. 

- Przed chwilą z nim rozmawiałem i zapytałem się, czy Jade powiedziała mu 

dlaczego tak radykalnie się zmieniła. Odpowiedział, że nie. 

Sven usiał przed biurkiem Ambrose’a. 

- Wątpię żeby kłamał. Jade jest bardzo tajemnicza, wiesz o tym. Dlatego bardzo 

prawdopodobnie nie powiedziała nic Samael’owi. 

Ambrose skinął głową i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zadzwonił jego telefon. 

Odebrał mając nadzieję, że to Samael lub Lexie, niestety okazało się, że był to Roger 
– kolejny założyciel Sojuszu. 

- Tak? – Ambrose wysłuchiwał wiadomości z ciężkim sercem. Nigdy nie chciał 

otrzymywać widomości takich jak ta, jednak działo się to coraz częściej. – 
Zrozumiałem, zadzwonię gdzie trzeba.  

Uderzył telefonem o stół i wziął głęboki wdech. 

Sven zamknął oczy, jemu także ta wiadomość ciążyła na sercu. 

- Pomogę ci pozapraszać członków Sojuszu i zajmę się wszystkimi ustaleniami. 

Ambrose skinął głową mówiąc: 

- Zadzwoń do Lexie, niech ona przekaże tę wiadomość Jade. Uważam, że tak 

będzie dużo lepiej. 

- Tak zrobię – powiedział Sven i wyszedł z biura. 

Teraz, Ambrose, bardziej niż kiedykolwiek zastanawiał się, czy coś wpłynęło na 

zmiany u Jade w ostatnim czasie. Jeśli tak, to ta wiadomość wcale nie pomoże, a 
wręcz przeciwnie… będzie nieskończenie gorzej. 

 
 
 
 
 
 

 
 
 
 

background image

 

- 49 - 

Rozdział 5 

 

Dayton, Ohio 

 
 

Opady śniegu i lodowaty wiatr ustąpiły miejsca błękitnemu niebu i ciepłym 

promieniom słońca. Nagie gałęzie drzew kołysały się na parkingu autobusowym. 
Jade jeszcze bardziej podkręciła temperaturę w aucie. Teraz była jej kolej jazdy, co 
oznaczało, że miała władzę nad klimatyzacją oraz muzyką. 

- Chcesz mnie upiec?  

Rzuciła okiem na Samaela mówiąc: 

- Ty w szczególności powinieneś być przyzwyczajony do ciepła. 

Zwróciła swoją uwagę powrotem na drogę, przemilczając to, że Samael mruknął 

pod nosem przekleństwo. Już nie raz nazywano ją suką, więc i tym razem nie 
powinno jej to przeszkadzać. Ale z jakiegoś powodu to, co mówił o niej Samael, 
obchodziło ją i to nawet bardzo. 

Jej wczorajszy, wolny dzień składał się z „Opery”, podziwiania widoków za 

oknem, jakiś pokazów gotowania w telewizji i maratonu „Dokrota House’a”. Nuda
Samael nie wrócił aż do późnego popołudnia. Nie było go całą noc i połowę dnia. 

Gdzie on się podziewał? 

Nie powinno jej to interesować. Mógł przecież spędzić swój wolny dzień tak,  jak 

mu się tylko spodobało. A to, że nie zdecydował się spędzić go z nią, było przecież 
bez znaczenia. Nie pożądała już go tak jak wcześniej, ponieważ dostała dokładnie to, 
co chciała – seks bez żadnych zobowiązań. Powinna być tym zachwycona. 

- Zjedź do następnego zjazdu. – głos Samael’a przywrócił ją do teraźniejszości. 

Zabójczyni zacisnęła zęby i uczyniła tak jak jej rozkazał – rozkazał było tu 

najlepszym słowem. Nie było nic, czym wampirzyca mogłaby przekonać demona, że 
go nie wykorzystała, ale przecież on także się nią posłużył. Ani razu nie słyszała, aby 
przeprosił za swoje zachowanie. I choć poprzednio Jade miała własne, ukryte 
motywy pójścia z nim do łóżka, to teraz - z chęcią - jeszcze raz by to zrobiła. 

Zabójczyni nie była młoda, a już z pewnością nie była nastolatką, której serce pęka 

na myśl, że chłopak ją wykorzystał. Ale znienawidziła go za to, że posłużył się nią, 
aby zdobyć lepsze stanowisko. Ona była przecież w Sojuszu znacznie dłużej niż on. 
Ambrose dość niedawno zaczął przyjmować demony, co bardzo zaskoczyło 
wszystkich wampirów-zabójców. Delikatnie mówiąc -Ambrose nigdy nie był miły 
dla żadnego demona. 

Jej szef zaczął zatrudniać demony, ponieważ miały one bardzo przydatne moce. 

Jeśli jakiś wampir potrzebował prysnąć z więzienia - tak jak Jade - lub potrzebował 
szybkiej pomocy to wysyłano demona, który w takim przypadku był bardzo 

background image

 

- 50 - 

przydatny. Demony stanowiły nową elitę Sojuszu, co było naprawdę ciężkie do 
zaakceptowania. 

Przed ich poprzednimi misjami, Samael był beztroski, miał wręcz niefrasobliwe 

podejście do całej tej sprawy i pomagał jej zmniejszyć zdenerwowanie i zapomnieć 
(no, może nie do końca) o wizji swojej śmierci. Teraz zaś siedział sztywno i był 
ś

miertelnie poważny. Kiedy nie żartował, Jade było o wiele gorzej jechać na misję. 

Tylko Bóg wiedział, co tym razem przydarzy im się na akcji. Jade ciekawa była, co 

Samael powie Ambrose’owi. Jak upokarzające by to było? Zaledwie kilka miesięcy 
temu Lexie została zwolniona za niewykonywanie poleceń, a teraz Jade była 
zawieszona. Ambrose był na dobrej drodze do śmieci. Jednak tym razem Jade 
musiała się bardzo postarać na akcji, inaczej do Bożego Narodzenia nie uda jej się 
wrócić na samodzielne misje. 

Odepchnęła wszystkie myśli na bok i starała się skupić na czymś pozytywnym, 

czyli… obecnej akcji? Dwa wampiry i sześć morderstw w przeciągu ostatnich trzech 
tygodni. Oczywiście Sojusz już dawno ustalił, że to wina tych wampirów, więc 
zadaniem Jade i Samaela było tylko potajemne zlikwidowanie tamtej dwójki. 

Ona nigdy nie rozumiała dlaczego wampiry łamały prawo, skoro oznaczało to dla 

nich pewną śmierć. Pozbawiali krwi niewinnych ludzi, mordowali ich. Krew… Jeśli 
kiedykolwiek pożywisz się z demona to wiedz, że będziesz ‘pijany’ jego krwią i 
mocą w niej zawartą. 

Nagle telefon Jade zadzwonił. Wyjęła go ze schowka, przypadkowo ocierając się o 

ramię Samael’a. Ten dotyk sprawił, że serce zabiło jej szybciej.  

- Tak? – warknęła do telefonu. 

- Jade?  Tak mi przykro… Ja…  mam dla ciebie wiadomość od Wesley’a. – głos 

Lexie załamywał się. 

-  Co się stało? – zapytała mimo iż prawdopodobnie wiedziała o co chodzi. Słyszała 

to po tonie głosu Lexie. Jade poczuła jak ciśnienie jej skacze, złapała mocniej za 
kierownicę. 

- Sven zadzwonił i powiedział, że… Wesley nie żyje. Trzy wampiry zabiły go, 

kiedy był na służbie. 

Jade na chwilę zamknęła oczy, aby po chwili je otworzyć. To nie było zbyt mądre 

prowadząc samochód z Samael’em. Nie tuż przed samą misją. Czas zebrać się do 
kupy
.  

Tak, śmierć Wesley’a była straszna, ale o jego śmierci bardziej zadecydował 

czas… tak, czas Wesley’a nadszedł. Zabójca był już w Sojuszu przeszło pięćset lat. 
Był zdyscyplinowany, dobrze wyszkolony i po krótkim czasie stał się jednym z 
najlepszych zabójców jakich miał Sojusz. 

- Boże… - wyszeptała zszokowana Jade. 

Po tym co przed chwilą usłyszała miała największego stresa wszechczasów, jakiego 

można było mieć przed misją . Przypomniała sobie o obecności Samael’a w aucie i 

background image

 

- 51 - 

wzięła głęboki wdech. Demon siedzący obok niej posiadał większą moc niż Wesley, 
więc samo to sprawiało, że trochę mniej się bała. W końcu nie była sama. 

W tym samym czasie naszły ją myśli, że może Samael nie jest taki dobry, za 

jakiego go uważa. Zobaczyła przed oczami męskie ręce umazane jej krwią… 

- Ambrose zorganizował uroczystość, która zdaje się, że odbędzie się za tydzień. 

Zaprosił cię, ale dopiero jak ukończysz tę misję. W końcu wiedział jak dobrze znasz 
się z Wesley’em. – głos Lexie przerwał jej rozmyślania. 

To było mało powiedziane. Jade jako jedyna w pełni wyszkoliła Wesley’a. Długo 

utrzymywali ze sobą kontakt, a nawet spotykali się w kwaterach szkoleń centrali. 
Byłoby teraz dziwnie, nie spotkać go tam. 

- Dobrze, przyjadę. Aha i dzięki za poinformowanie mnie, Lexie. 

- Nie ma problemu. Pamiętaj, bądź twarda, ale przede wszystkim uważaj na siebie. 

- Będę. 

Jade zamknęła klapkę komórki i odłożyła ją do schowka. Była tak roztrzęsiona, że 

ledwo utrzymywała samochód na drodze. To, co przed chwilą usłyszała sprawiło, że 
zaczęła się jeszcze bardziej lękać o swój los. To trochę egoistyczne, ale takie 
wiadomości zawsze przypominały jej, że nie jest niepokonana. Skoro śmierć dopadła 
Wesley’a to tym bardziej mogła dopaść i ją. Cholera. 

Samael pochylił się w stronę Jade, oderwał jedną z jej rąk od kierownicy i 

zatrzymał w swojej własnej mówiąc: 

- Przykro mi z powodu twojej straty. 

Skinęła tylko głową nie mogąc wymówić ani jednego słowa, ponieważ jakaś wielka 

gula utknęła jej w gardle. Oczywiście słyszał wszystko, co powiedziała Lexie, w 
końcu jego słuch był jeszcze lepszy niż jej. Jade nie spodziewała się jego dotyku, ale 
było jej przyjemnie. Nie mogła się powstrzymać i ścisnęła jego rękę. Zaskoczyło ją 
to, że zachowywali się tak normalnie, nawet po tym, co między nimi zaszło. 

- Jego czas już nadszedł, Jade, musisz w to uwierzyć. Śmierć jest tylko słowem. 

Ciało umiera, ale dusza żyje dalej i wędruje do innego świata. 

Zabójczyni szybko wyrwała rękę z jego uścisku i wściekle wytarła łzę spływającą 

po policzku, nie chciała płakać tuż przed samą misją, choć miała świadomość, że jej 
czas również nadchodził. Jade wiedziała, że może zginąć nawet na tej misji. Miała 
zamiar opłakać Wesley’a później, o ile przeżyje. 

- Gdzie teraz? – zapytała Jade. 

Samael zrozumiał, że chciała trochę przestrzeni, więc z powrotem opadł się o swój 

fotel.  

- Za kilometr skręć w prawo. Będziesz jechać według moich wskazówek dopóki nie 

powiem stop. Wtedy się zatrzymasz. Wampiry mieszkają w małym domku z dwoma 
sypialniami. Zaparkujemy kawałek dalej, przy drodze i podejdziemy do domu. 

- Dobrze. 

background image

 

- 52 - 

Kierowana przez Samael’a zaparkowała kawałek drogi od domu wampirów. Biorąc 

głęboki wdech rozejrzała się po domach widocznych z samochodu. Spokojna okolica 
nie wskazywała na to, że któryś z właścicieli załatwił sobie psa, który chciałby ją 
pogryźć. Jeżeli Jade coś schrzani, to tym razem będzie skazana na niepomyślny 
raport, a co za tym idzie - będzie skończona.  

- Jeśli uważasz, że jesteś dobrym zabójcą to weźmiesz tę misję na własną rękę. 

Muszę ocenić, jak byś się zachowała, gdyby mnie z tobą nie było. Tu masz kartkę z 
adresem wampirów – powiedział demon wręczając Jade kawałek papieru.  

Doskonale. Kurwa. Ale wyczucie czasu. Jade wyrwała mu świstek z ręki opierając 

się pokusie, aby poprosić go o pomoc. Niech to szlag, przecież robiła to już setki lat. 
Mały denerwujący głosik mówił jej, że już dawno powinna zginąć, jednak ona wciąż 
oddychała. W końcu podpisała umowę tylko na pięćdziesiąt lat, więc po tym czasie 
mogła spokojnie odejść, a Ambrose nie miałby jej tego za złe.  

Nerwy i obawa wzrastały w Jade z każdą misją, a zwłaszcza teraz, kiedy Lexie 

powiedziała jej o śmierci Wesley’a. Gdy wychodziła cało z misji, to tak jakby śmiała 
się w oczy śmierci.  

Ś

mierć zawsze przychodziła wtedy, kiedy akurat miała taki kaprys. Dopiero kilka 

sekund przed śmiercią człowiek zdaje sobie sprawę, że ona koło niego stoi i śmieje 
mu się w twarz. Jade nie miała wątpliwości, że jej czas nieubłaganie nadchodzi. 
Wiedziała, że niewiele życia jej już pozostało. 

Pieprzyć to. Mogłaby spokojnie wykonać tę misję sama. Musiała. 

Jej serce zatrzymało się na moment, kiedy wysiadła z samochodu. Zimny wiatr 

uderzył ją w twarz wyrywając z otępienia. Spojrzała na kartkę trzymaną w ręku i 
zapamiętała wyryte na niej cyfry. Zanim zamknęła drzwi do auta, Samael powiedział: 

- Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. Przybędę w kilka sekund. Ale zanim 

mnie wezwiesz, weź pod uwagę, że tę misję powinnaś wykonać sama. Mam nadzieję, 
ż

e Ambrose to zrozumie. 

Zabójczyni w niej odezwała się. Jade odwróciła się do Samael’a i warknęła: 

- Jestem więcej niż zdolna do samodzielnej pracy, Sam

Zatrzasnęła wściekle drzwi auta i skupiła się na stawianiu kroków, jeden po 

drugim. Duża skórzana kurtka pomieściła całą broń, którą Jade pod nią upchnęła. 
Teraz poklepała się po wypchanych bronią kieszeniach, aby poczuć się pewniej. 

Uznała, że dobry wampir nie może umrzeć z powodu zawału, a jedyną rzeczą jaka 

mogła ją w tej chwili uśmiercić, było jej szaleńczo galopujące serce. Wesley był 
cholernie dobrym zabójcą, a niedawno okazało się, że stał się nawet lepszy niż ona. 

Jade zgodnie z podanym adresem, stanęła niedaleko niebiesko-białego domu, aby 

po chwili przejść na jego tyły. Słońce przygrzewało dość mocno w tej niewielkiej 
dzielnicy, a był dopiero ranek. Szła, jak gdyby miała konkretny cel - taka taktyka 
zazwyczaj była najlepsza. Jeśli ktoś wyglądał podejrzanie, to dlatego, że był. Jade 
sprawiała wrażenie, jakby miała być tam, gdzie właśnie się znajdowała. Nikt nie 

background image

 

- 53 - 

powinien zwrócić na nią uwagi, a nawet jeśli by się tak stało, to co najwyżej 
zapamiętałby zwykłą kobietę, może dość nietypowo ubraną. 

Dzięki Bogu na werandzie nie było żadnego szklanego stołu, tylko kilka 

wiklinowych krzeseł i niewielkie poduszki leżące w kącie. Musiała działać szybko, w 
razie gdyby wampiry miały włączony alarm lub gdyby wyczuły jej obecność. 
Ponieważ misja odbywała się w niezbyt zatłoczonym miejscu, Jade spokojnie mogła 
użyć swojego sztyletu oraz miecza, aby zabić te wampiry. Niestety musiałaby 
podejść do nich dość blisko, co mogło spowodować spełnienie się wizji Lexie. 

Zasłony zostały zaciągnięte, więc zabójczyni nie mogła zajrzeć do środka, przez 

szklane drzwi. Sprawdziła czy są otwarte i nie zdziwiła się gdy drzwi nie ustąpiły. 
Jedyny zamek był od środka, więc Jade musiała coś wymyślić. 

Szybkim krokiem podeszła do najbliższego oka i zajrzała przez nie do środka. 

Przystojny wampir właśnie pozbywał się swoich ubrań, aby wziąć prysznic. 
Przyjrzała mu się dokładnie zapamiętując jego twarz i budowę ciała, centymetr po 
centymetrze. Obok niego leżała koszulka i dżinsy. Kiedy dokładnie przeanalizowała 
jego ciało, mogła się spokojnie w niego przemienić. To dałoby jej bezproblemowe 
wejście do domu i ułatwienie podczas walki. 

Kiedy wampir wszedł pod prysznic Jade odeszła od okna i zapukała do drzwi, 

zaciskając w ręce swój sztylet. Po chwili drzwi frontowe zaskrzypiały. Zimne, 
niebieskie oczy spotkały się z jej, widać w nich było obawę i zaskoczenie. Nie 
zwlekała tylko od razu weszła. 

- Jack, co do cholery… 

Szybko kopnęła wampira, aby zdobyć nad nim przewagę przez zaskoczenie. 

Zamknęła za sobą drzwi. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz, a później zalewa fala 
adrenaliny, która napędzała ją i przyspieszała jej ruchy. Jade nie miała czasu na 
zastanowienie się co dalej, przyszedł czas, aby w końcu zabić. Wampir, który był pod 
prysznicem z pewnością usłyszał odgłosy walki i zaraz przybiegnie pomóc 
przyjacielowi. Zabójczyni musiała go szybko zgładzić, aby móc zająć się tym 
drugim. 

Rzuciła się na niego i wbiła ostrzę w jego szyję. Wampir próbował krzyknąć, ale 

jedynym dźwiękiem jaki opuścił jego usta było bulgotanie, którego się nie 
spodziewał. Krew trysnęła z jego rany. Tym lepiej dla niej. 

Jedną ręką próbował zatamować krwawienie, drugą broniąc się przed ciosem Jade. 

Dwa palce upadły na podłogę. 

Podcięła mu nogi, a wampir z łoskotem upadł na podłogę. Akurat wtedy jego 

przyjaciel wpadł do przedpokoju - cały mokry i nagi. Jade wiedziała, że ją usłyszał, 
choć starała się robić wszystko jak najciszej. Zabójczyni wiedziała, że w tym fachu, 
każda sekunda była na wagę złota. Musiała zostawić rannego wampira na podłodze, 
ponieważ ten nowy był zdecydowanie większym, dla niej, zagrożeniem. 

Wampir wpatrywał się w nią w osłupieniu widząc swój własny obraz. 

background image

 

- 54 - 

Jej skórzana kurtka strasznie jej przeszkadzała, podczas gdy jej przeciwnik miał 

swobodę ruchów. Nawet jeśli z zewnątrz wyglądało jakby miała na sobie niebieską 
koszulkę i dżinsy to tak naprawdę wciąż ubrana była we własne ciuchy. A mogła 
przecież zostawić kurtkę przy drzwiach. Jednak nie było czasu na krytykowanie 
siebie. Nowy wampir złapał ją za nadgarstek i gardło, przyciskając do muru. Musiał 
widocznie słyszeć, że niektórzy członkowie Sojuszu mieli zdolności zmieniania 
swojej postaci. Mógł być dupkiem, ale z pewnością nie głupim dupkiem, a do tego 
bardzo silnym. 

Uderzył jej ręką o ścianę, chcąc w ten sposób pozbawić ją sztyletu, lecz zamiast tak 

się stać, w murze zrobiła się dziura. Jade uderzyła go głową i przemknęła mu pod 
ramieniem, kopiąc go w bok. Wampir przytrzymał ją za nadgarstek, pociągnął do 
siebie i rzucił nią o ścianę. Jade pojawiły się gwiazdki przed oczami. Jeśli szybko nie 
zdobędzie przewagi, zginie. 

Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. 

Cholera ją weźmie, jeśli tak zrobi. Wampir starał się zabrać jej sztylet z ręki. 

Gdyby straciła broń byłoby naprawdę źle. W Sojuszu od zawsze uczono: jeśli jesteś 
bezbronny, umrzesz – łatwe i proste.  

Chwila zapomnienia i nagi wampir był tylko kilka centymetrów od niej, na 

szczęście Jade nie potrzebowała mapy, aby wiedzieć, gdzie uderzyć następnym 
razem. 

Wampir jęknął, a jego głowa poturlała się po podłodze jak piłka. Zabójczyni 

zerknęła na wampira, który próbował czołgać się po dywanie, zostawiając za sobą 
ś

lady krwi. Jade podeszła do niego, złapała za włosy i jednym, szybkim cięciem 

zakończyła misję. 

Puściła jego włosy, a głowa potoczyła się po podłodze, zatrzymując na Jade puste 

spojrzenie martwych oczu. Zupełnie jak niegdyś spojrzenie Kelsey. 

- Kurwa, czyś ty widziała jaką pieprzoną masakrę żeś tu zrobiła? 

Zdyszana i wyczerpana odwróciła się w stronę Samael’a, który stał w drzwiach. 

Czyżby był tam przez cały ten czas? Znów poczuła się rozpieszczana, gdy pomyślała, 
ż

e ją chronił. Z powrotem odwróciła się do niego tyłem, odganiając natrętne myśli. Z 

jakiej racji miałby się o nią troszczyć? 

- Gotowe – powiedziała. 

- Dobra robota. Zostawiłaś swoją komórkę w samochodzie, więc ja zadzwonię do 

kogoś, aby to sprzątnął.  

Jade spojrzała na siebie, krew pokrywała jej ręce i buty. Nie chciała korzystać z 

umywalki, bo to by dało więcej do czyszczenia załodze sprzątającej. Nie tylko 
musieli zabrać ciała, ale także usunąć wszelkie ślady po nich. 

Nie miała wyboru. Wychodząc z kałuży krwi, zdjęła buty i na boso poszła do 

łazienki. Stanęła nad wanną i zaczęła się porządnie myć. Kolejna misja zakończona 
zwycięstwem – kolejny pieprzony krok w stronę nieuniknionej śmierci. Kapiąca krew 

background image

 

- 55 - 

mieszała się z wodą tworząc czerwone błoto. Jade stała sztywno, zahipnotyzowana 
czerwonym kolorem i myślała o wampirach, które przed chwilą zginęły w salonie. 
Dziwne, że bała się śmierci, przecież niosła ją codziennie innym wampirom. Ironia ta 
była kurewsko prawdziwa.  

Jade wzięła szmatę i starła resztę krwi. Pięć minut później była już w drodze do 

samochodu. Wszystko wyglądało normalnie, tak jak przed zabiciem tamtych 
wampirów. Misja zakończyła się sukcesem. Lecz ona nie chciała świętować. Nie, 
kiedy przed chwilą dowiedziała się o śmierci Wesley’a. 

Zajęła miejsce pasażera i zapatrzyła się przed siebie. Adrenalina opadła, a Jade 

rozluźniła się. Nie chciała, aby Samael zobaczył jak dopada ją nerwica - co w 
ostatnim czasie działo się dosyć często. 

- Ian, facet, który po tobie posprząta, zaraz tu przyjedzie. 

Nigdy nie wiedziała jak wygląda takie ‘sprzątnie’. W pewnym momencie Jade 

pomyślała, kto będzie sprzątał jej ciało, kiedy zostanie zabita. 

- Wspaniale – powiedziała ignorując spojrzenie jakie jej posłał, wpatrując się 

uporczywie w drogę przed sobą. 

Cisza, jaka panowała w samochodzie, tylko potęgowała jej niepokój, Jade ledwie 

wytrzymywała psychicznie. W końcu w złości powiedziała: 

- Wiesz, nie wykorzystałam cię, aby uzyskać lepszy raport. To jest po prostu 

cholernie śmieszne. Albo wracam do Sojuszu jak nowa, albo wracam do 
harmonogramu treningowego. Proste. 

- Uważam to za dziwne, że najpierw nie chcesz mnie znać, bo nie poszło ci na 

misji, a następnie próbujesz mnie uwieść. 

Tak, rzeczywiście nie wyglądało to zbyt dobrze. Ale jak do cholery miała mu 

powiedzieć, że miała na niego ochotę od miesiąca? To nie była już szkoła średnia, a 
Jade była dorosła. 

- Prawdą jest, że… ja… cóż… 

Ja pierdolę. Wzięła głęboki wdech i spróbowała ponownie: 

- Ja nigdy cię nie nienawidziłam, Samael’u.  

- Nigdy nie powiedziałem, że mnie nienawidzisz. Jedyne, co powiedziałem to, że 

nigdy się mną nie interesowałaś, a nagle zmieniłaś zdanie. Musiał być jakiś powód. 

Pas bezpieczeństwa dusił ją jak diabli. Odsuwając go, wzięła głęboki wdech 

mówiąc: 

- To nie tak… Ja… - Po prostu to powiedz, kurwa. Przestań być dzieckiem! – Od 

początku mi się podobałeś. Myślisz, że mogłam to tak po prostu zostawić?  

To po prostu nie mogło tak być! Zabójca w Sojuszu nie pracował w grupie. Ta 

praca zawsze jest wykonywana w samotności i w jakimś sensie Jade się to podobało. 
W ten sposób nie musiała się tłumaczyć nikomu, czemu po każdej misji była takim 
wrakiem. A mężczyzna w zespole tylko by to skomplikował. 

background image

 

- 56 - 

Lexie i Azazel pracowali razem, bo musieli – Lexie go trenowała. Zabawne, bo 

Azazel nie potrzebował szkolenia, ponieważ był kiedyś najlepszym zabójcą Lucyfera. 
Ich partnerstwo tylko się tak nazywało. Ambrose nigdy nie rozdzieliłby tych dwojga. 
Ale oni - to był bardzo szczególny przypadek. 

- Chciałbym ci uwierzyć – odparł po chwili Samael. 

Były czasy, kiedy Jade, sama czuła się cholernie dobrze. Seks między dwoma 

pełnoletnimi to jedno, ale kiedy wchodzą w to uczucia, to robi się to bardziej 
skomplikowane. Skąd u niej uczucia do Samael’a? Jade przecież nigdy nie myślała o 
niczym innym niż o seksie. 

Odchrząknęła. 

- Jedziemy do hotelu, czy urzędu Sojuszu? 

Wbił wzrok w drogę mówiąc: 

- Wczoraj dostałem nowe zlecenie. Jedziemy na Florydę. 

Dlaczego Ambrose dał im kolejne zadanie zanim skończyli to? Widocznie musiał 

być to jakiś szczególny przypadek. 

- Floryda? Ambrose nie dał niczego, co mogłoby być bliżej? 

- Narzekasz na sześćdziesiąt stopni upału? 

Nie narzekała na pogodę, ale coś jej podpowiadało, że to nie jest zwykła misja. 

Sojusz starał się obniżyć koszty przydzielając misje blisko siebie. 

- O co chodzi? – zapytała. 

Samael zacisnął ręce na kierownicy, a mięśnie ramion opięły jego koszulkę. Miła 

przemożną ochotę go dotknąć. Skarciła się za to w duchu i wyjrzała przez okno. 
Obrazy ich wspólnej nocy zalały jej głowę, a Jade nie mogła tego odpędzić. Na 
szczęście głos Samael’a przebił się przez ten wir obrazów. 

- Dwie wampirzyce. Najwidoczniej polubiły Klub Tease, bo często się tam 

pożywiają. Znajduje się on gdzieś w Miami. 

Misja ta brzmiała łatwo – zbyt łatwo. Nie było mowy, aby Ambrose wysyłał ich tak 

daleko na jakąś zwyczajną misję, gdzieś z pewnością krył się jakiś haczyk. To 
musiała być chyba jej ostatnia misja, do tego Jade czuła, że mogła być to także 
ostatnia misja w jej życiu, ponieważ wszystko się zgadzało. Ciemne, klubowe 
pomieszczenie, ludzkie głosy… Jade przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zamrugała i 
pokręciła głową, mówiąc: 

- I co? Wiemy coś więcej? 

Samael spojrzał na nią. 

- One były kiedyś członkiniami Sojuszu. 

Byłe członkinie Sojuszu – powtórzyła w myślach Jade. Skoro tak, to oznaczało to, 

ż

e wiedziały jak rozpoznać innego zabójcę. Do tego Jade pewnie je znała, co czyniło 

tę misję szczególnie osobistą i niebezpieczną. 

background image

 

- 57 - 

- Ich imiona? 

- Rachel i Christie. 

Cholera. Rachel była naprawdę dobra w tym co robiła, suka. Jade nigdy nie lubiła 

Rachel. Ale Chris zawsze była taka miła i wesoła. Dlaczego zeszły one na złą drogę? 
Nie żeby jakikolwiek powód był dobry, aby zdezerterować, ale czemu to zrobiły? 
Przecież tak mało jest kobiet-zbójców. 

- Kiedy lecimy? 

- Jedziemy właśnie na lotnisko. 

- Co? Przecież nie jestem spakowana, wszystkie moje rzeczy są jeszcze w hotelu. 

- Nie po tym jak je zdematerializowałem. Musimy szybko dotrzeć na Florydę, bo te 

kobiety zwracają na siebie uwagę z najgorszy z możliwych sposobów. Po za tym 
twój bagaż jest z tyłu. 

Jade przez całą drogę na lotnisko milczała. Wszystkie jej myśli miały taką samą 

tematykę –  śmierć – nie licząc jednej, tej o Samael’u. Kiedy dowiedział się o śmierci 
Wesley’a, Jade zobaczyła w jego oczach zrozumienie i czułość. Była tak zajęta 
walką, że nawet nie poczuła, kiedy Samael stanął w drzwiach patrząc i chroniąc ją 
przed wampirami. 

To było inne niż kiedy Ambrose troszczył się o wszystkich swoich zabójców, 

zarówno o nią jak i o Lexie, czy Kelsey. Samael robił to inaczej. 

Po przybyciu na lotnisko Samael wykupił miejsce parkingowe i właśnie zaczął 

wysiadać z auta, kiedy Jade złapała go za ramię. Gdy odwrócił się w jej stronę, 
pocałowała go. Był to pocałunek, jakiego jeszcze nigdy nie zaznała. Taki czuły i 
pełen nadziei. Samael wyczuł w nim szczerość. Jego dwudniowy zarost lekko 
pocierał delikatną skórę jej twarzy, a tak dobrzej jej już znany zapach wody 
kolońskiej, uderzył ją w nozdrza. 

Odsunęła się niechętnie, choć miała przemożną ochotę przytulić się do niego. Jej 

oczy zrobiły się wielkie, kiedy zajrzała w jego. Były czarne jak smoła, jak otchłań 
bez dna. 

- Samael, twoje oczy – powiedziała zdziwiona Jade. 

Demon zamrugał i po chwili jego oczy na powrót stały się normalne. 

- Co to miało być? – zapytał. 

- Ja… Ja chciałam ci podziękować za twoją troskę i za to, że mnie chronisz. 

Samael zmarszczył brwi. Jade nie wiedziała tylko, czy zrobił to z dezaprobaty czy 

może ze zdziwienia. Demon szybko otworzył drzwi i wysiał z samochodu. 

Oparła się z powrotem o siedzenie i potarła palcami mostek nosa. Oczekiwała od 

niego jakiejś odpowiedzi, ale nie tego. Tak dawno nie obcowała z żadnym 
mężczyzną, że już kompletnie zapomniała jak wyrażać uczucia. Dodatkowo 
odczytywanie czyichś emocji okazało się dla niej trudniejsze niż przypuszczała. 

background image

 

- 58 - 

Gdy demon  otworzył jej drzwi, wysiadła nie patrząc na niego. Próbowała obalić 

mur, który między nimi powstał, ale nie udało jej się. Usłyszała trzaśnięcie drzwi i w 
ułamku sekundy była przypięta do boku auta, przygnieciona ciałem Samael’a. Jade 
spojrzała na demona, który zdecydowanie górował nad nią. 

- Dlaczego nie mogę cię zrozumieć, Jade? 

Schyl się trochę i pocałuj mnie, durniu. 

- Może rzeczywiście to wszystko nie ma sensu. 

- Nie dawałaś mi szansy. Za każdym razem zaskakujesz mnie swoim zachowaniem. 

Nie sądzę, żebyś pragnęła mnie lub kogokolwiek innego. 

Miał rację, ale w jednym się pomylił – gdy mówił o sobie. Ona pragnęła go od 

samego początku, nawet wtedy kiedy zrobił z niej idiotkę na oczach innych 
zabójców. 

Chciała go, mimo iż swoim zachowaniem doprowadzał ją do szaleństwa. Chciała 

znać jego sny, plany, marzenia. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Po za tym, po co 
mu to mówić, skoro i tak by stwierdził, że kłamie? Ciekawe co by robił, gdyby 
dowiedział się, co na prawdę Jade o nim myśli. 

- Wiesz co chcę powiedzieć, ale nie chcesz tego usłyszeć… Boisz się to usłyszeć. 

Odepchnęła go od siebie i podeszła do bagażnika czekając, aż go otworzy, aby 

mogła wyjąć swój bagaż. Jade znów dawała mu pewne sygnały, a po chwili go od 
siebie odpychała i zdawała się być niedostępna. 

Tylko czas mógł przynieść odpowiedź na to, czy będą razem. A czas był właśnie 

tym, czego Jade nie miała. 

 

**** 

 

Samael mógł stracić wszystko, jeśli chodziło o uczucia do Jade. Luc mógł 

wykorzystać to, że żywi on wobec Jade uczucia. Nie ważne jak bardzo Samael chciał 
dać im szansę, ponieważ mimo to musiał trzymać się od zabójczyni na dystans - 
zarówno dla własnego, jak i jej bezpieczeństwa. 

Kiedy przespał się z Jade, nie mógł dłużej przebywać z nią w tym samym pokoju. 

Jeśli by tam pozostał, z pewnością padło by pytanie ‘dlaczego’. Nie mógł zrozumieć 
czemu ich relacje nie mogły być czysto zawodowe. Wtedy to nawet, gdyby uprawiali 
seks, nic wielkiego by to nie było. Ale to, co do niej czuł było niebezpieczne. Nie 
mógł sobie pozwolić, aby jego uczucia przyćmiły zdrowy rozsadek.  

Samael zapiął pas bezpieczeństwa i w skupieniu słuchał stewardessy, która 

podawała informacje o podróży. Jade w tym czasie siedziała obok i słuchała swojego 
iPod’a. 

Kilka dni temu Samael spacerował po pustych ulicach rozważając ofertę Luc’a. Nie 

miał zbytniego pola manewru. Najlepsze, co mógł w tym momencie zrobić to żyć z 

background image

 

- 59 - 

dnia na dzień i powoli strać się wcielić swój plan w życie. Niestety Jade tylko to 
utrudniała. Samael wiedział, że nie powinien jej pomagać w misjach, ale nie mógł jej 
nie chronić. Jeśli Luc dowiedziałby się, że Samael’owi w jakiś sposób zależy na Jade, 
mógłby to wykorzystać. 

I o co do cholery chodziło Domiel’owi? Im więcej o tym myślał tym więcej miał 

wątpliwości. Czemu ze wzglądu na niego, Domiel nie zabrał żadnej z dusz 
wampirów? To nie miało sensu, żeby dusza któregoś z tych wampirów miała iść do 
Nieba. Zabijali przecież niewinnych ludzi. A co jeśli któryś z nich był bez winy? Co 
jeśli Sojusz się pomylił? Ile w takim razie wampirów zostało bezpodstawnie 
skazanych na śmierć? 

To nie byłoby dobre dla jego zbawienia, gdyby okazało się, że zabija niewinne 

wampiry.  

Gdy samolot ruszył z pasa startowego, a stewardessa powiedziała jeszcze coś do 

mikrofonu, Jade pochyliła się i oparła głowę na ramieniu Samael’a. Demon przyłożył 
policzek do czubka jej głowy i wdychał jej zapach. Cieszył się bliskością jej ciała. 

Pożądanie nie było dla niego nowym uczuciem, ale tkliwa, drobna wampirzyca 

jednocześnie posiadająca silną wolę, była jak perłowa brama Niebios, którą Samael 
już dawno temu zostawił za sobą. 

Do tej pory decyzja o opuszczeniu szeregów Luc’a zdawała się być dużym krokiem 

w stronę odkupienia. Jego decyzje, kiedy jeszcze był w Piekle, dotyczyły tylko i 
wyłącznie jego. Jeśli Samael zrobiłby coś złego to kara spadła by na niego, a nie na 
jego demony, którymi dowodził. Teraz te ciężkie decyzje, które musiał pojąć, 
dotyczyły nie tylko jego, ale także osób, które były wokół, a w szczególności 
wampirzycy, która właśnie tuliła się do niego. 

 
 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

- 60 - 

Rozdział 6 

Miami, Floryda 

 

Jade nie mogła w to uwierzyć. Pokój Samael’a znajdował się na zupełnie innym 

piętrze niż jej. Czy w ten sposób demon zamierzał jej coś pokazać? Cholera, bo jeśli 
tak, to nie miała zamiaru go słuchać. 

Ich wspólny lot samolotem był cichy i strasznie denerwujący. Samael ledwo silił 

się na wypowiedzenie jednego słowa, podczas gdy zabójczyni rozpoczynała 
rozmowę, za rozmową. Zamiast pogadać z nią zajął się swoim Pod’em, włożył 
słuchawki do uszu i zignorował ją totalnie, właśnie wtedy Jade całkowicie 
zrezygnowała z jakiejkolwiek próby komunikacji z tym irytującym, a zarazem 
seksownym demonem. Najwyraźniej nie mieli wspólnych tematów, bo na lotnisku 
było niewiele lepiej. 

Jade wjechała windą na trzecie piętro, odszukała drzwi prowadzących do pokoju 

Samaela i zapukała w nie z całej siły. Przyłożyła ucho do drzwi, ale nie usłyszała 

ż

adnego ruchu wewnątrz, choć telewizor był włączony. Zabójczyni zobaczyła przed 

oczami jak Samael leży na łóżku oglądając CNN i ignorując jej osobę. Odczekała 
spokojnie minutę, po czym ponownie uderzyła pięścią w drewniane drzwi. 

Drzwi obok otworzyły się i wychylił się zza nich młody mężczyzna. Jego blond 

włosy były postawione sztywno, a niebieską koszulę trzymał tylko poluzowany 
krawat. 

- Zamknij się już do cholery. Co ty do kurwy nędzy robisz? 

Uniosła brwi i powędrowała dłonią do broni, którą miała przymocowaną u boku, 

najchętniej wyciągnęła by ją i przyłożyła temu dupkowi do głowy, aby nauczył się iż 
nie ładnie się wtrącać w czyjeś prywatne sprawy. Tak z pewnością zrobiłaby stara 
Jade. Zamiast tego wampirzyca cofnęła rękę i uśmiechnęła się do chłopaka. 

- Nie twój zasrany interes – syknęła. 

- Staram się tylko uzyskać odpowiedź. 

- Więc ją masz. 

 Chłopak posłał jej zimny uśmiech i wszedł do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. 

Stanie pod drzwiami Samaela nic nie dawało. On najzwyczajniej w świecie nie 

chciał z nią rozmawiać. Rozglądając się po korytarzu i nie widząc nikogo, Jade 

background image

 

- 61 - 

przemieniła się w Ambrose’a. Nadszedł czas, aby przejąć kontrolę nad sytuacją. 
Odchrząknęła. 

- Tu Ambrose. Wiem, że tam jesteś, więc otwórz wreszcie te cholerne drzwi. 

Drzwi otworzyły się natychmiast. Samael stanął przed nią w samych bokserkach, 

unosząc wysoko brwi. 

- Co ty tu do cholery robisz? 

Dobre pytanie. Jade przywdziała surowy wyraz twarzy, jakim zazwyczaj częstował 

ją Ambrose. Raz, czy dwa zerknęła na krocze Samael’a, ale po chwili skarciła się za 
to w myślach - Ambrose przecież nigdy nie oglądałby fiuta Samael’a.  

- Ta misja jest bardzo ważna. Doszedłem więc do pewnego wniosku. Mogę 

powiedzieć, że po twoich telefonach wiem, że twój związek z Jade nabrał nowego 
znaczenia. I nie próbuj zaprzeczać. 

Jade pchnęła drzwi i wymijając Samael’a weszła do pokoju. To mogło się dla niej 

bardzo źle skończyć, ale przecież mogła się dowiedzieć dokładnie, co o niej myśli 
Samael. Co powiedziałby Ambrose’mu, kiedy by o nią spytał. Nie mogła przepuścić 
takiej okazji. 

Odwróciła się przodem do Samael’a, kiedy usłyszała jak zamknął drzwi. 

- Porozmawiajmy o Jade. I tym razem chcę, abyś był ze mną zupełnie szczery.  

 

**** 

 

Samael’owi wystarczyła ledwie sekunda, aby dowiedzieć się, że to nie Ambrose 

tylko Jade. Jeśli Ambrose spojrzałby na niego w tak zmysłowy sposób, demon 
natychmiast by go znokautował, a pytania szef musiałby zadać mu kiedy indziej. Dla 
Samael’a było niezwykłym, choć niezupełnie miłym doświadczeniem patrzeć jak 
Ambrose pożera go wzrokiem. Bez namysłu zmaterializował ubranie na swoim ciele.  

Samael niezaprzeczalnie i zdecydowanie realnie, czuł wokół siebie energię Jade. 

Lecz zamiast się wycofać, brnął w to dalej, chcąc dowiedzieć się, co jego mała 
zabójczyni wymyśliła, zapytał więc: 

- To czego chcesz? 

Wzrok Ambrose-Jade z powrotem padł na jego twarz. 

- Zacznijmy od tego, co sądzisz o jej taktyce walki. 

Cholera, ciężko było mu powstrzymać uśmiech. Nieźle go wkurzyła, chcąc 

wyciągnąć z niego informacje, ale też stwierdził, że ma fajne poczucie humoru. Po 

background image

 

- 62 - 

długim, spokojnym locie, kiedy mógł wszystko na spokojnie przemyśleć, był gotowy 
do rozmów… na wszystkie tematy. 

- Myślałem, że mam napisać raport, a po misji ci go wysłać. 

- Odpowiedz na pytanie, Samael’u. 

Musiał się zastanowić, co odpowiedzieć. Musiał także spotkać się później z 

Ambrose’em i powiedzieć mu, co Jade właśnie odstawiała. Ale przynajmniej mógł 
się trochę teraz zabawić.  

- Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia jak udało jej się przeżyć przez te wszystkie 

lata jako zabójca. Wydawało mi się, że ona kompletnie nic nie umie. Już nie jeden 
raz musiałem ratować jej tyłek. 

Jade zachowała kamienną twarz mówiąc: 

- Kontynuuj. 

- Ambrose – zaczął. – Nie powinienem wcześniej kłamać, naprawdę nie wiem co 

mnie podkusiło… Na naszej pierwszej misji zamiast zabić po cichu wampira, 
wepchnęła go prosto pod autobus, na oczach wielu ludzi. Kiedy się stresuje nie 
panuje nad sobą. 

Jade minimalnie zmarszczyła brwi. Chwilę jej zajęło uformowanie kolejnego 

pytania. 

- Ona jest zestresowana i skołowana, prawda? 

- Nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo. – Samael spojrzał na drzwi, 

później pochylił się ku niej, jakby planował jakiś spisek. – Wiesz co jeszcze… 

- Nie – zapytała Jade zaciskając zęby. 

- Uwiodła mnie, aby uzyskać lepszy raport. 

- Jak śmiesz… To znaczy ona! Co ona sobie myśli?! 

Samael potrząsną głową, udając oburzonego. 

- Nie mogę narzekać, bo było fajnie, ale na twoim miejscu od razu wyrzuciłbym ją 

na bruk. Nigdy nie miałem serca powiedzieć jej tego w twarz, ale – cholera – trzeba 
to kiedyś zrobić. 

- Skoro wiedziałeś, że chce się z tobą przespać dla lepszego sprawozdania to 

dlaczego dalej w to brnąłeś? 

Cholera, nie miał czasu, aby coś na to wymyślić. 

- No dalej Ambrose, przecież wiesz jak to jest. Jak tu odmówić tak gorącej dupie? 

Zamrużyła oczy. 

background image

 

- 63 - 

- Właśnie widzę – wysyczała. 

- Jestem człowiekiem, nie maszyną. 

- Oczywiście. To wszystko, o co chciałem zapytać – Jade szybkim krokiem ruszyła 

do drzwi. Ale Samael nie chciał jej tak szybko odpuścić. 

- Oh, byłbym zapomniał. Ale tak między nami, mężczyznami. 

Zabójczyni zatrzymała się w pół  kroku i odwróciła w jego stronę. 

- Tak? – jej spojrzenie było strasznie dociekliwe. 

- Mogę jeszcze raz się z nią przespać? No wiesz, taka dupa, a już niedługo się 

rozstaniemy. Rozumiesz chyba, prawda? 

Gdyby jej wzrok zabijał, Samael już dawno padłby trupem. Jade nie mogła 

wydobyć z siebie słowa, w końcu wzięła głęboki wdech i warknęła na niego. 

- Jesteś idiotą. 

- To znaczy nie? 

- Jak śmiesz?! Przecież dobrze wiesz, że to ja! – Jade obnażyła kły, a oczy jej się 

zaszkliły. 

Samael przekrzywił głowę mówiąc: 

- Czy naprawdę myślałaś, że mówię szczerze? Wiedziałem, że to ty, jeszcze zanim 

weszłaś do pokoju. Ale fajnie, że próbowałaś. 

- Nie było innego powodu, dla którego się z tobą przespałam niż to, że 

najzwyczajniej w świecie chciałam. Tyle. To nie było tak jak myślisz. Po co 
miałabym spać z tobą dla dobrych raportów, skoro i tak takie były, nawet jeśli na to 
nie zasługiwałam. Czy pomyślałeś o tym? Daj mi zły raport, mam to w dupie. Tylko 
ten mur, który między nami powstał musi zniknąć. 

- Skończyłaś już? – demon poczekał aż niepewnie skinęła głową i kontynuował. – 

Powróćmy do twojego wizerunku. Nie sądzę, aby kiedykolwiek Ambrose chciał ze 
mną gadać o seksie i szczerze mówiąc, nie wyobrażałem sobie tego. Dzięki tobie 
wiem jak by to wyglądało. A teraz najważniejsze: ten hotel był cały zajęty, więc 
wziąłem ostatnie dwa pokoje, jakie zostały. Dodatkowo właśnie byłem w drodze, aby 
zabrać cię na kolację. 

Samael przekonał się, że muszą coś przecież zjeść, po za tym brał ją na kolację, aby 

ją lepiej poznać. To, co czuł do Jade było oszałamiające. Nie mógł utrzymać rąk przy 
sobie, kiedy ta piękność stała zaledwie na wyciągnięcie ręki. 

Im więcej czasu spędzał koło niej, tym bardziej jej pożądał. Wszystko w nim 

krzyczało, że to będzie katastrofa, ale mimo to chciał spróbować. 

background image

 

- 64 - 

**** 

 

- Oh – wyrwało się Jade, kiedy zapadła cisza. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. 

Samael nie wydawał jej się zły, więc skoczyła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. 
– Jest piętek. Chris i Rachel pewnie nie zjawią się w klubie przed północą, więc 
mamy jeszcze trochę czasu, aby zjeść. 

Jade miała nadzieję, że mogli zawrzeć rozejm i znaleźć jakiś złoty środek na 

porozumienie. Strasznie przeszkadzało jej, że wcześniej Samael był na nią zły, o coś, 
czego nie zrobiła. 

Ź

le by było, gdyby teraz Samael dowiedział się o wizji jej śmierci. W samolocie 

Jade miała dość czasu, aby przemyśleć swoją śmierć i nadchodzącą misję. Wszystko, 
co do jednego się zgadzało. Ciemne pomieszczenie, dużo ludzkich głosów, męskie 
ręce umazane jej krwią – wszystko to miało mieć miejsce dzisiejszego wieczoru, z 
Samael’em u jej boku. 

Rozmowa o śmierci Wesley’a – to, że ziemia to tylko przejście do innego świata – 

zaczęło tonąć w otchłani jej czarnych myśli. Pomyślała o tych wszystkich ludziach, 
którzy ją otaczają – dzieciach, osobach starszych… kim była przez te niecałe 
dziewięćset lat? 

 

Gdyby coś jej się stało inni tylko stali by nad jej grobem i ubolewali nad stratą 

kolejnego zabójcy. Jade chciała tylko więcej czasu, aby być z Samael’em, ale 
wiedziała, że było to strasznie egoistyczne z jej strony. Ale czy nie każdy chciałby 
spędzić choć jeden dzień z kimś, na kim mu zależy? Nie każdy opuszcza ziemię 
skacząc i tańcząc z radości.  

Jej życie było Piekłem - pełne intryg, śmierci, ale także sukcesów i śmiechu. Jeśli 

to miał być jej czas, to niech tak będzie. 

Zabójczyni przesunęła rękami po niebieskiej koszuli Samael’a, rozpinając guziki i 

podziwiając jego ciało oraz mięśnie poruszające się, gdy zrzucił z ramion ubranie. 
Szerokie ramiona kontrastowały z jego szczupłą talią.  

Powoli zaczął zdejmować dżinsy. Dobry Boże, był idealnie umięśniony. Niektóre 

demony wcale nie miały włosów, ale Samael miał ich akurat tyle, aby podsycić 
apetyt każdej kobiety. Ostatnim razem, kiedy byli razem, nie miała okazji przyjrzeć 
mu się tak, jak teraz. 

Gdy w końcu udało jej się przenieść wzrok na jego twarz, zaprało jej dech w 

piersiach. Pożądanie w jego oczach było przeogromne. Zanim dążył coś powiedzieć, 
Jade już zdejmowała ubrania. Jeśli miała umrzeć tej nocy, to przynajmniej z 

background image

 

- 65 - 

uśmiechem na twarzy. Pieprzyć krwawe flaki, tym będzie się martwić później. 
Zmniejszyła odległość między nim, a demon zdematerializował resztki jej ubrań i 
wziął ją w ramiona. Jego znajomy zapach odurzył ją bardziej niż najlepszy narkotyk. 
Sama nie wiedziała, jak udało jej się przeżyć tyle wieków bez Samael’a. Jeśli 
mogłaby wybierać, kto mógłby być przy niej w ostatnich chwilach – wybrałaby 
Samael’a i byłaby wdzięczna, że to właśnie on. 

Kiedy położył ją na łóżku, miała ochotę powiedzieć mu o swojej śmierci, ale 

szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy. To był jej czas, aby odejść – tak z 
pewnością stwierdziłby Samael. 

Zaczął ją całować po szyi, schodząc coraz niżej. Drgnęła mimowolnie, 

przypominając sobie, co Samael jest zdolny zrobić tym językiem. Ugryzł ją obok 
pępka i zaczął schodzić z łóżka. Jade usiadła i pchnęła go na poduszki. 

- Nie. Teraz moja kolej.  

Zrobił groźną minę, aż przez chwilę Jade miała ochotę od niego odskoczyć. 

- Nie, najpierw ja zajmę się tobą. Zawsze tak będzie. 

Delikatnie przewrócił ją na plecy, po raz kolejny przejmując kontrolę. Chciała 

rzucić się na niego z pięściami. Znalazła mężczyznę, który najpierw zająłby się nią, a 
potem sobą. Już nie mogła się doczekać zmiany. Dupny los. 

W mniej niż pięć sekund słychać było jej jęki, a jego język szalał wokół jej szparki. 

Nie mogła się opanować. Wplątała palce w jego włosy. Wszystkie jej zmysły skupiły 
się na nadciągającym orgazmie, który z pewnością miał pozbawić ją tchu. 

Okrzyknęła z przyjemności, nie miała zamiaru się powstrzymywać, skoro to i tak 

był jej ostatni seks. Ktoś zaczął uderzać w ścianę, ale mało ją to obchodziło. 
Krzyknęła tylko niegrzecznie: 

- Zamknij się! 

Nie obchodzili ją inni. Jej ciało płonęło, a noc dopiero się zaczęła. Światło 

łazienkowe rysowało na twarzy Samael’a przepiękne smugi.  

- Teraz twoja kolej – powiedział. 

Nie drażniła się z nim, bo nie miała na to siły. Powoli zniżyła się i delikatnie 

polizała jego fiuta, po chwili biorąc go bez wahania w usta. 

- Cholera, to jest niesamowite. 

Oddychał głęboko, nie mogąc się wysłowić. Wzięła w ręce jego jądra, co wywołało 

dalsze jęki Samael’a. Jade poczuła zawroty głowy od tej władzy nad mężczyzną. 

background image

 

- 66 - 

Większość facetów w Sojuszu bała się, że władzę nad nimi przejmuje kobieta, a tu 
taki okaz jej się trafił. 

Jade pomyślała o innej kobiecie, która teraz mogłaby być z Samael’em i niemalże 

warknęła. Ale i tak niedługo będzie musiała odejść, a wtedy zastąpi ją ktoś inny. 
Przecież zabójczyni nie miała nad demonem żadnej władzy, nie mogła mu mówić z 
kim i gdzie może się kochać. Kiedy Jade będzie duchem - postanowiła - będzie 
odstraszać każdą kobietę, która tylko zbliżyłaby się do Samael’a.  

Niech któraś go tylko dotknie… 

- Kły – głos Samael’a echem rozniósł się po pokoju. 

Oderwała się od niego. 

- O cholera, tak bardzo przepraszam, właśnie myślałam… kurwa. 

Przewrócił ją na plecy, tym samym zakańczając lizanie jego fiuta. Jade wiedziała, 

ż

e z pewnością poważnie go zraniła. Miała smak jego krwi w ustach. Nigdy 

wcześniej jej się to nie stało, dlatego poczuła się strasznie głupio. 

- Przykro mi, naprawdę nie chciałam. 

Skrzywił się, mówiąc: 

- Nie, było rewelacyjnie. No może po za tym ugryzieniem. 

Jade czuła się upokarzająco. Tak bardzo chciała z nim być, ale nie miała już czasu, 

a myśl, że inna kobieta… 

- Twoje oczy zrobiły się białe, a kły odrobinę za bardzo wystawały. 

Wampiry miały białe oczy tylko wtedy, kiedy były naprawdę w wysoko 

emocjonalnym stanie. A Jade myśląc o innej kobiecie z Samael’em stała się wręcz 
dzika. 

- Przykro mi. Teraz już będę trzymała swoje kły na smyczy. Obiecuję. 

Uśmiechnął się do niej, mówiąc: 

- Wystarczy mi patrzenie na ciebie. 

Jeśli przeżyłaby tę noc, co jest wręcz niemożliwe, będzie się czuła przez to 

upokorzona do końca życia. Ale śmierć powoli się do niej zbliżała, kto wie, może 
właśnie stała pod drzwiami i czekała na dogodny moment, aby zabrać Jade ze sobą? 
Ale zabójczyni nie chciała o tym teraz myśleć, teraz istniał tylko Samael. Odsunęła 
od siebie upokorzenie i skupiła się na demonie, kiedy powoli w nią wszedł. 

background image

 

- 67 - 

Boże, jaki on był wielki. Samael nie przesadzał, kiedy chwalił się jego wielkością, 

a Jade jak najbardziej to odpowiadało. Czuła go wszędzie i ocierała się o niego jak 
głodna kocica.  

Samael objął ją i splótł ich nogi ze sobą. Jade czuła jak pochłania ją fala gorąca, 

która pozbawiła ją tchu. Orgazm zdawał się nie mieć końca. Jego biodra odrobinę się 
przesunęły, pogłębiając pchnięcia i zaostrzając kąt, szukając w ten sposób własnego 
orgazmu.  

Podczas, kiedy się kochali, dupek obok walił w ścianę co najmniej dwa razy.  

Obydwoje ignorowali go doskonale, ponieważ bardzo byli zajęci sobą nawzajem. 

Jade już zawsze chciała pozostać w objęciach Samael’a, ale jego głos w jej głowie 
powiedział po raz kolejny: 

Na każdego przychodzi kiedyś czas. Prawdopodobnie czas Wesley’a właśnie 

nadszedł.  

Jej jednak miał nadejść dopiero za kilka godzin, które chciała w pełni wykorzystać. 

 

**** 

 

Samael’owi zajęło kilka dni zrozumienie, że Jade nie była z nim dla raportu i 

dobrze wiedział, że zabolało ją gdy tak twierdził. Jakaś część jego, chciała po prostu 
być z nią bez żadnych korzyści dla siebie. Czuł coś do niej, ale cała ta sytuacja 
wydawała się być totalną katastrofą.  

Ale to, co działo się teraz, w pokoju hotelowym, nie miał wątpliwości, że jest to 

prawdziwe. Jade go chciała, a on chciał ją. Spędzenie z nią ostatniego tygodnia, było 
najlepszą rzeczą w całej jego wieloletniej egzystencji.  

Samael nie wiedział, co leży Luc’owi na sercu. Jego były szef dobrze zdawał sobie 

sprawę, że Samael jest z Jade na misji. Demon wiedział, że prędzej czy później 
Lucyfer odkryje to, co czuje on do zabójczyni, a wtedy będzie musiał odejść. Ale 
jeszcze nie teraz. Ta noc była tylko ich i nic nie mogło tego zmienić. 

 

Samael usiadł naprzeciwko Jade, uprzednio odsuwając jej krzesło. Siedzieli w 

restauracji, która była przepełniona ludźmi. Pomimo tego, że złożył wcześniej 
rezerwację, musieli czekać aż piętnaście minut na jakiś wolny stolik. 

Jade powoli pochyliła się do przodu mówiąc: 

- Lubisz pracować w Sojuszu? 

background image

 

- 68 - 

- Z pewnością bije na głowę moją poprzednią pracę. Przeznaczenie lub cokolwiek 

innego to mogło być, spowodowało, że wylądowałem właśnie w Sojuszu i nie żałuję 
tego. 

Samael dziękował w duchu Ambrose’owi, że dał mu pod opiekę Jade. Lecz praca 

dla Luc’a wymagała większego doświadczenia i dużo była fajniejsza, mimo tego 
Samael nie chciał znów tego przeżyć. Gdyby nie przyszedł do Sojuszu, nigdy nie 
poznałby Jade. Ta myśl drążyła dziurę w jego czaszce. Znów naszło go przekonanie, 

ż

e powinien odejść już teraz. 

- Co robiłeś jako Anioł? –wyszeptała Jade, tak aby inni nie mogli jej usłyszeć. 

- Byłem Aniołem Dusz. Pomagałem im przebyć drogę do Nieba.  

Jej oczy rozszerzyły się natychmiastowo. 

- Poważnie? Czyli robiłeś tak jakby za… śmierć? 

- Mówiłem ci, że ludzie mają problem z tym słowem, a to jest tylko takie 

określenie. Nie ma czego się bać. Z tego, co widziałem to ludzi najbardziej boli strata 
ukochanej osoby, nie mogą sobie z tym poradzić. Ta praca miała dobre jak i złe 
strony, zawsze tak jest. Prywatnie, nie jako Anioł, kiedy przychodziłem po jakieś 
dusze, przekonywałem ludzi, że nie ma się czego bać. To był szczególny dar dla 
Anioła Dusz.  

Jade uniosła brwi. 

- Niesamowite. To dopiero jest fascynująca praca. A co robiłeś, kiedy ktoś nie 

chciał z tobą iść? 

- Dostaliśmy specjalną moc, dzięki której ludzie zawsze chcieli z nami iść. Nie 

mogą się oprzeć, aby nas dotknąć, a gdy to zrobią, możemy ich spokojnie zabrać z 
tego świata.  

Skinęła głową. 

- A jak człowiek może… uniknąć tego losu? Nie mówię, że jestem przeciwna 

ś

mierci, ale czy istnieje sposób, aby jakoś temu zapobiedz? Czy można walczyć z 

Aniołem Dusz? 

Samael zaśmiał się mówiąc wesoło: 

- Nie. 

Jej wygląd zmusił go do spoważnienia. 

- Co skłoniło cię do upadku? – zapytała śmiertelnie poważnie. 

Większość Aniołów upada z powodu Gwiazdy Porannej, ponieważ obiecał on 

wszystkim nowe, lepsze życie. Życie, w którym nie mielibyśmy służyć Bogu tylko 

background image

 

- 69 - 

Jemu. Gdyby Samael wiedział jakim jest szalonym popaprańcem, nigdy nie 
zdecydowałby się na upadek. 

- Upadłem, aby zamiast służyć komuś, znaleźć kogoś, kto służyłby mnie. 

Po chwili podszedł do nich kelner przynosząc menu, Jade wzięła tylko napój. Kiedy 

mężczyzna odszedł, zabójczyni ponownie pochyliła się do Samael’a, szepcząc: 

- Czy pracując w Sojuszu, kiedykolwiek poczułeś się samotny? 

- Dopiero niedawno zaczęła mi przeszkadzać samotność, a do tego mam dość bycia 

w ciągłej podróży i zamierzam porozmawiać o tym z Ambrose’em. 

Kąciki ust Jade delikatnie się uniosły. Demon wiedział, co powiedzieć, aby 

wywołać na jej twarzy uśmiech. 

Przez chwilę Samael rozważał, czy to praca w Sojuszu sprawiła, że Jade cały czas 

była w pochmurnym nastroju, lecz jego tok rozmyślań szybko został przerwany przez 
kolejne pytanie zabójczyni. 

- Dlaczego nie zrezygnujesz, skoro czujesz się samotny? Mógłbyś przestać być 

zabójcą, wtedy problem byłby rozwiązany. 

Wzruszył ramionami i podniósł menu. 

- To na pewno jest jakieś wyjście. 

Łatwiej jednak było powiedzieć niż zrobić. Oni przecież nie mieli przyszłości… 

ż

adnej przyszłości, a już z pewnością nie ona. 

Jade popatrzyła na niego znad menu, a ich spojrzenia się spotkały. Wystarczył 

jeden rzut oka, żeby Samael dowiedział się, że Jade panicznie boi się śmierci. Nagle 
zapragnął dowiedzieć się o niej wszystkiego, nawet jeśli miałby być za to potępiony. 

- Dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytań. Czemu nazywasz się Jade? To jakiś 

skrót, prawda? Niewiele kobiet, kiedy się urodziłaś, miało takie imię.  

- Nie, nie było. Moje prawdziwe imię to Jacqueline, ale już go nie używam, a imie 

Jade jest do mnie przypisywane przeszło od kilku wieków. Lexie próbowała mnie 
przekonać do imienia ‘Jack’, ale powiedziałam jej, że nic z tego. 

Przyszedł kelner i zabrał od nich menu oraz przyjął zamówienia. Kiedy już sobie 

poszedł, Samael zadał pytanie, które męczyło go już od pewnego czasu. 

- Skąd masz możliwość do zmieniania się w kogoś innego? Czy używałaś tego na 

innych ludziach, kiedy byłaś ze mną? 

Wzruszyła ramionami. 

- Czasami. – powiedziała, po czym dodała. - Moi rodzice nie byli w stanie tego 

robić. Kiedy dorastałam nie mogłam się powstrzymać, aby nie zamieniać się w ludzi 

background image

 

- 70 - 

wokół mnie. Następnie musiałam zacząć żyć na własną rękę. Niektórzy mówili, że 
spadła na mnie jakaś klątwa, ale ja od zawsze wiedziałam, że jestem tak samo 
uzdolniona jak Lexie. Taka po prostu jestem i już.  

Samael jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto mógłby zamienić się w jakąś inną 

istotę. Medium widział, ale żeby osobę posiadającą zdolność morphingu to jeszcze 
nie. Jade była naprawdę wyjątkową kobietą.  

- Jak to wpływa na twoje życie? 

- Gdy już zaczęłam to kontrolować, nie było żadnych problemów. Ale kiedy 

miałam dwadzieścia cztery lata i jeszcze nie byłam żonata, ledwo udawało mi się 
przeżyć. Pracowałam jako pokojówka w posiadłości w Anglii, ale kiedy pani domu 
zorientowała się, że jej mąż ma na mnie chrapkę, wyrzuciła mnie. Byłam na ulicy, 
kiedy kilku mężczyzn wyskoczyło na mnie chcąc mnie wykorzystać, to właśnie 
wtedy pierwszy raz zabiłam. 

- Ambrose cię nawrócił? 

- Tak. Skopałam tyłki tym facetom i wtedy Ambrose mnie zobaczył. Powiedział, że 

w pierwszej chwili nie miał zamiaru mi pomóc, ale poczuł ode mnie potężną moc. To 
była moja zdolność do morphingu. W tym samym czasie Sojusz potrzebował nowych 
zabójców, którymi mógłby wypełnić szeregi. Powiedział też, że widział we mnie 
wojowniczkę. W ten oto sposób zaczęłam trenować z Lexie i Kelsey.  

Ambrose nie miał wątpliwości co do zdolności Jade, Samael też podzielał jego 

zdanie. Ta wampirzyca była urodzonym przywódcą. Wiedział to od pierwszej chwili, 
kiedy ją spotkał. To było dokładnie to, co go do niej na początku przyciągnęło. Nie 
mógł sobie wyobrazić jej śmierci w tak młodym wieku. Los sprawił, że stała się 
wampirem, dlatego czasu miała znacznie więcej. 

Samael zaczął się zastanawiać, co zrobi Jade po tej misji. Czy dalej będzie zabójcą, 

czy może wykorzysta szansę i zostanie trenerką innych wampirów. 

Jego myśli zabarwiły się nagle na czerwono. Oni nie mieli przyszłości, a jeśli 

Samael nie będzie ostrożny to mogą nie przeżyć nawet roku. 

 

**** 

 

Jade nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem obiad przyniósł jej tyle 

radości. Cały stres z ostatnich kilku dni zniknął, kiedy tylko Jade znalazła się w 
towarzystwie Samael’a. Pierwsze wrażenie jakie na niej wywołał – ‘rządzący się 
dupek’ – szybko zostało zastąpione. Wyluzowany i zabawny, nie wspominając już o 
tym, że był niesamowicie seksowny – był bogiem seksu – miał wszystko to, czego 
Jade nawet nie spodziewała się, że pragnie u mężczyzny. Wzięła łyk wódki i 
skrzywiła się, zastanawiając się, czy mogliby powtórzyć ich wspaniały seks jeszcze 
przed wyruszeniem na misje, w samochodzie. 

Spojrzała w stronę łazienki, czekając aż Samael wróci do stołu. 

background image

 

- 71 - 

Rozmowa o jego przeszłości przyniosła bardzo wiele pytań. Pytań, które i tak nie 

miały znaczenia, bo Jade pozostała tylko jedna, jedyna noc życia. Jak to by było żyć 
z Samael’em? Czy mogliby żyć ze sobą więcej niż tylko marny tydzień? Jade nie 
mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio z kimś była. Praca w Sojuszu była 
niebezpieczna i nigdy nie było czasu na jakikolwiek związek.  

Dopóki Lexie nie miała wizji, Jade nie przywiązywała wagi do śmierci. Teraz, 

kiedy nie pozostało jej już na nic czasu, jej myśli wypełniły się rzeczami, których 
jeszcze nie zdążyła zrobić. Dobrze się bawiła będąc trenerką, a pobyt w Szkocji był 
zbyt wspaniały, żeby mógł być prawdziwy. Oczywiście, nie raz jej szalona adrenalina 
skakała tuż przed samą misją, ale nie zdarzyło się jeszcze ani razu, aby nawaliła. 
Nawet Ambrose od czasu do czasu bywał z nią na misjach. 

Samael wyszedł z toalety, a wszyscy ludzie na sali patrzyli na niego, dopóki nie 

usiadł naprzeciwko Jade. Miał na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem, a kilka 
górnych guzików było rozpiętych. Przypominał jej Ambrose’a i to było straszne. 
Kiedy stoi się w promieniu dziesięciu metrów od Samael’a nie można go nie 
zauważyć. I choć Jade miała szansę przebywania z nim, to nie wiedziała o tym 
demonie praktycznie nic. Jakie były jego ulubione potrawy? Co robi w czasie 
wolnym? Czy zakochał się kiedyś wcześniej? 

- O czym tak myślisz? – zapytał Samael siadając przy stole. 

Wypiła swojego drinka do końca. Myśli o tym ‘co by było gdyby’ tylko 

wprowadzały ją w większy smutek. 

- Myślałam o tym, że nasz czas nam się kończy. 

Mój czas się kończy... Już nigdy cię nie zobaczę i jest mi strasznie smutno, ale taka 

jest prawda. Chcę krzyczeć, że to nie fair – chcę po raz ostatni cię dotknąć. Jeszcze 
jeden dzień być z tobą. Dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? Dlaczego? 

Samael spojrzał na zegarek zupełnie nieświadom jak bardzo Jade była w środku 

zmartwiona i rozżalona. 

- Tak, lepiej już ruszajmy.  

Demon zawołał kelnera i zapłacił rachunek. Jade wypełnił lęk, kiedy szli do auta. 

Myśl o powrocie do hotelu i choć jeszcze jednym dniu życia, wypełniły jej myśli. 

 

Nie, nie mogła stchórzyć. To, co Samael powiedział o śmierci, sprawiło iż trochę 

mniej się bała. Nie chciała więcej o tym rozmyślać. Nadszedł czas, aby zakończyła tę 
misję z uśmiechem na twarzy, tak jak kiedyś. Mimo iż chciała przestać myśleć, coś 
nie dawało jej spokoju. Mała wrażenie, że prócz niej zginie ktoś jeszcze. 

Kiedy Samael wziął ją za rękę, ogarnęło ją poczucie bezpieczeństwa. To sprawiło, 

ż

e w końcu zapomniała, że już niedługo przestanie istnieć. 

Ś

cisnął jej dłoń i zapytał: 

- Jesteś gotowa? 

background image

 

- 72 - 

Uspokoiła się w i wzruszyła ramionami, starając się wyglądać nonszalancko. 

- Jestem, dlaczego miałabym nie być? 

- Tylko sprawdzam. Coś czuję, że to będzie nasza ostatnia misja. 

Normalnie jakby czytał Jade w myślach. 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 

background image

 

- 73 - 

Rozdział 7 

 

 

W klubie Tease było strasznie głośno oraz tłoczno. Światła stroboskopowe mieniły 

się kolorami czerwieni i żółci, tym samym sprawiając ból oczom Jade. Z potężnych 
głośników leciała muzyka techno, mająca na celu przestraszyć, a nie zachęcić do 
tańca, tak przynajmniej wydawało się zabójczyni. Wszyscy ludzie ściśnięci byli jak 
sardynki i nawet Samael nie mógł wypatrzeć w tym tłumie Rachel i Chris. Po za tym, 
nie mogli zabić ich tutaj. Jade zaczęła rozważać, czy aby na pewno to miła być noc 
jej śmierci. W końcu nie było tu aż tak ciemno.  

- Idę do baru na drinka.   

Spojrzała na Samael’a mówiąc: 

- Miłej zabawy. Mamy szczęście, nie możemy zachorować na tchórzliwą dupę. 

Zawsze wiedziałam, że to ja jestem górą. 

Pokręcił głową uśmiechając się pod nosem i poszedł w stronę baru. Ponownie 

została sama. W porządku. Jakimś dziwnym trafem jej nerwy nie skakały wraz z 
szalonym rytmem głośniej muzyki techno. Podczas jazdy do klubu, po raz setny 
powtarzała sobie, że tak musi być, że to jej koniec. 

Pośród chaosu, jaki panował wokół niej, czuła się dziwnie spokojna. Jej życie było 

w rękach losu, czy cokolwiek to było, w każdym razie nie mogła już nic zrobić. 

Przeszukiwanie tłumu nie było najlepszym rozwiązaniem. Zbyt wielu ludzi tłoczyło 

się w pomieszczeniu, aby Jade mogła odszukać Rachel i Chris. Idąc w stronę parkietu 
starała się wyczuć wampirzą energię, którejś z byłych zabójczyń, aby dowiedzieć się, 
czy w ogóle pojawiły się już w Tease. Moc Rachel byłaby zdecydowanie 
potężniejsza  niż Chris, ponieważ była dużo starsza i posiadała więcej energii niż jej 
przyjaciółka.  

Jade nie potrzebowała dużo czasu, aby je zlokalizować. 

Spojrzała jak mężczyźni siedzący przy stoliku gapią się na nią. Obok nich siedziały 

dwie wampirzyce. Jade skinęła głową na powitanie. Rachel posłała w jej stronę 
ironiczny uśmiech, a Chris spojrzała na nią wystraszona. 

Tak dziwki, Sojusz przyjechał. 

Jade była zaskoczona, że ani trochę się nie denerwuje. To nie zdarzało jej się przez 

bardzo długi czas. Wspaniale było się czuć silnym i pełnym mocy. Czas zacząć. 
Tylko nie w klubie – przypomniała sobie. Rachel i Chris wiedziały, że prędzej czy 
później Sojusz kogoś po nie wyśle. Nie było mowy, aby mogło być inaczej, ponieważ 
złamały prawo. Teraz, gdy przybyli wysłannicy Sojuszu, wampirzyce zrobiłyby 
wszystko, aby ich zlikwidować. 

Pniewa kiedyś Jade z niemi trenowała, znała ich wady oraz zalety. Niestety działało 

to w dwie strony. Być może właśnie dlatego nie trzęsła się ze strachu, przeklinając w 

background image

 

- 74 - 

duchu swoją pracę. Jade była doskonałym zabójcą. Opuściła ręce i podniosła kciuki 
do góry, chcąc w ten sposób powiedzieć wampirzycom, że lepiej rozprawić się na 
osobności. 

Cichy głosik w jej głowie powiedział: nie są zbyt zadowolone. Te same słowa 

powiedziała do Lexie tuż przed tym, jak została wyrzucona na okres próbny. Lexie 
kochała walkę, nawet kiedy nie trzeba było zabijać, Jade zaś miała odwrotnie, 
zabijała tylko wtedy, kiedy trzeba było. 

Ale to była inna sytuacja. Jade znała przeciwników osobiście. Gdy dowiedziała się 

o tej misji nie chciała tu jechać i gdyby była taka możliwość to chciałaby zostać 
trenerką z Samael’em u swojego boku, gdyby oczywiście zechciał.  

Nadzieja wypełniała ją od środka, zawsze gdy myślała o takiej możliwości. 

Pamiętała, że Lexie widziała w swojej wizji śmierć Kelsey, a ta jeszcze przecież żyje. 
Ta noc była jedną wielką niewiadomą.  

Mrugając do Rachel, Jade skierowała się do baru. Nic nie mogła zrobić dopóki 

dwie wampirzyce nie wyszłyby z baru, więc i tak musiała na nie czekać. 

Jade była zabójczynią od ponad siedmiuset lat. Dlaczego miałaby nie podwinąć 

ogona i natychmiast uciec? Przez lata pokonywała wampiry i demony. Pozwolenie, 
aby wizja Lexie miała jakikolwiek wpływa na życie Jade, było wielkim błędem. Lecz 
nie było już czasu na jakiekolwiek zmiany. Postanowiła, że zanim umrze zabije te 
dwie suki. Grę czas zacząć. 

Wiedziała, że Samael siedzi przy barze, czuła jego energię. Do tego, to co działo się 

wokół niego było przekomiczne. Ludzie omijali go szerokim łukiem. 
Prawdopodobnie Jade nigdy się nie dowie, czy to sprawka jego czarnej energii, czy 
może tego, że był tak postawnie zbudowany. 

Samael podniósł szklankę. 

- Zgaduję że czekamy? 

- Na to wygląda. Chyba, że chcesz, abym zabiła je teraz na oczach tych wszystkich 

ludzi?  

Samael zmarszczył brwi. 

- Żartujesz tuż przed zabiciem. To zaskakujące zważywszy na to, że jeszcze rano 

byłaś chodzącym kłębkiem nerwów. 

Odwróciła się do barmana i zamówiła wódkę. Wypowiedź Samael’a była faktem, z 

którym Jade nie poradziłaby sobie bez alkoholu. Gdy barman podał jej drinka, z 
powrotem zwróciła się do demona: 

- Jak myślisz, ile będą zamierzały mnie tu unikać? 

- Nie wiem – powiedział wyjmując z kieszeni jej telefon. – Zostawiłaś go w aucie. 

Położyła ją na barze wraz ze swoim trunkiem mówiąc: 

- Dzięki. Zaraz wracam, idę do toalety. 

background image

 

- 75 - 

**** 

 

Przed odejściem Jade pocałowała go nagle w policzek. Gest ten wydał mu się 

bardzo słodki. Samael uśmiechnął się do siebie, kiedy obserwował jak Jade przebija 
się przez tłum. Wreszcie udało mu się odkryć miękkie serce Jade, a zajęło mu to 
niecały tydzień. Okropnie będzie mu ją zostawić. 

Samael pilnował Chris i Rachel, upewniając się, czy przypadkiem nie poszły za nią 

do toalety. Obie pozostały na swoich miejscach w ogóle się nie przejmując ani nim, 
ani Jade, co było dla niego niezrozumiałe. Albo były głupie i całkowicie pokładały 
wiarę we własne siły, albo wiedziały coś, czego nie wiedział ani ona ani Jade. 

Komórka Jade zaczęła dzwonić. Samael wziął ją do ręki i spojrzał na wyświetlacz. 

„Moja suka”, to były wszystkie informacje na temat osoby dzwoniącej. Samael 
odebrał: 

- Tak? 

Nastąpiła krótka pauza. 

- Cześć Samael, tu Lexie. Jest tam Jade, wszystko w porządku – wyrzucała z siebie 

pytania niczym karabin maszynowy. 

- Wszystko jest w porządku. Jade poszła do toalety, wróci za jakąś minutkę.- 

Samael nie wiedział czy się rozłączyć, czy kontynuować rozmowę do powrotu 
zabójczyni. Wybrał to drugie.  – Więc… co słychać? 

- Byłoby lepiej gdybym wiedziała, że z Jade wszystko w porządku. 

Pytania Lexie wydawały się Samael’owi bardzo dziwne. Czemu tak bardzo 

martwiła się o Jade, czy było to dla niej normalne? 

- Jestem z nią teraz na misji. 

- Cieszę się w takim razie, że Jade powiedziała ci o mojej wizji. Nie chciała mówić 

tego Ambrose’owi, bo uważała, że od razu ją wyrzuci. Myślę, że rzeczywiście 
mógłby tak zrobić ponieważ ostatnio chce chronić członków Sojuszu, mimo 
wszystko ta tajemnica dusiła ją wewnętrznie. Jeśli coś jej się stanie to ja będę za to 
odpowiedzialna, ponieważ o tym wiedziałam, a nic nie powiedziałam.  

Samael odwrócił się tyłem do baru, sprawdzając czy Jade nie nadchodzi. Nigdzie 

jednak jej nie było. Rachel i Chris cały czas siedziały na swoich miejscach. Wszystko 
było jak należy. 

Samael słyszał, że Lexie miewa wizje, ale Jade o żadnej z nich mu nie powiedziała. 

- Tak, mówiła, że miewasz wizje. 

- Musze przyznać, że jestem zadowolona, że przy niej jesteś i czuwasz nad nią. 

Jednak to się pokłada z moją wizją. Wiesz, te męskie ręce i wszystko… 

Co ?  

background image

 

- 76 - 

- Nie rozumiem – powiedział demon. Nie miał zielonego pojęcia o czym ona mówi. 

– Jade opowiedziała mi tylko, że miewasz wizje, nic więcej. Myślę, że jest 
przerażona. 

- Z pewnością jest. Jest bardzo ostrożna, przez co nic jej nie wychodzi. Ja nie mogę 

nawet spać, bo ciągle widzę jej śmierć. Myślę, że nadszedł czas, aby powiedzieć 
Ambrose’owi. Jade po prostu chciała przeciągnąć to jak najdłużej, milczę już ponad 
dwa miesiące. Wiem, że jeśli przez tak długi czas nawiedza mnie ta sama, 
niezmienna wizja, to ona musi się spełnić. Nie ma innego wyjścia. 

Dwa miesiące. Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu. Stres Jade przed misjami, 

brak koncentracji, szalona taktyka walki. 

- Jade nie powiedziała mi dokładnie o wizji. Gdzie jest tak krew? 

Jedynym sposobem , aby zabić wampira lub demona, było ścięcie głowy. 

 - tryska z jej szyi. W tamtym miejscu, gdzie to się stanie jest strasznie ciemno, 

abym mogła cokolwiek zobaczyć. Powiedział jej, że prawdopodobnie stanie się w to 
zatłoczonym miejscy, ponieważ słyszałam dużo ludzi w tle.  

Samael rozejrzał się wokoło mówiąc: 

- Jak w klubie? 

- Tak, bardzo prawdopodobnie, że w klubie. Nie mów mi, że teraz tam jesteś? 

Słyszę muzykę w tle. 

Samael spojrzał na Jade schodzącą właśnie po schodach. Szybko zerknął na Rachel 

i Chris, a to co zobaczył cholernie go przeraziło i zmroziło mu krew w żyłach.  

- Boże. 

- Co jest? Co się dzieje – dopytywała się Lexie. 

Samael rozłączył się. Rachel właśnie posilała się jednym z mężczyzn siedzących 

koło niej. Krew spływała po jej szyi, kiedy wyprostowała się z uśmiechem na twarzy. 
Oblizała wargę i kły, po czym ponownie ugryzła mężczyznę. 

Samael nie wiedział jak się zachować. To było niewyobrażalne dla wampira, aby 

posilać się z kogoś na oczach innych. Dwie byłe członkinie Sojuszu musiały mieć 
nieźle popieprzone w głowie. Nawet Luc miał jakieś granice. 

Samael poczuł energię kumulującą się w pomieszczeniu. To mogło oznaczać tylko 

jedno… Anioła Dusz. 

Energia, jaką posiadał Anioł była podobna do tamtej, jaką Samael wyczuł na misji 

z Jade. Obejrzał się i zobaczył Domiel’a stojącego w drzwiach. Samael był 
zaskoczony, kiedy Domiel spojrzał przez niego. Domiel właśnie obserwował osobę, 
po którą przyszedł . 

Samael odwrócił się za siebie. Niestety w tym tłumie ludzi nie mógł stwierdzić, 

kogo tym razem zabierze Domiel. Lęk wypełnił go od środka. Wizja Lexie skradła 
mu oddech. 

background image

 

- 77 - 

Ból nasilił się w jego klatce piersiowej, kiedy przypomniał sobie ostatnią rozmowę 

z Domiel’em.  

„Twoja obecność zmieniła bieg mych działań” 

Domiel przyszedł tam po jednego z wampirów – Jade. W ostatniej chwili Samael 

zdecydował się jej wtedy pomóc i to właśnie zmieniło bieg wydarzeń. Ta decyzja 
przeniosła datę jej śmierci. 

Samael z powrotem spojrzał na Domiel’a, a następnie na tłum ludzi za sobą. 

W jednej sekundzie cały klub pociemniał, ponieważ zgasły światła. Samael za 

wszelką cenę nie mógł pozwolić, aby jego przyjaciel zakończył swoją pracę. 

 

**** 

 

Krzyki i wrzaski rozbrzmiewały z ciemności wokół niej. Rozmowy wokół niej 

zostały zagłuszone, a ludzie zaczęli się przepychać szukając wyjścia z baru. Jade 
stojąc na podwyższeniu miała doskonały widok na cały ten chaos. 

Skupiła swoją uwagę na Rachel i Chris, które spoglądały na nią ze swojego stolika. 

Powoli, jak w jakimś cholernym filmie, podniosły się, wyglądały jak oziębłe królowe 
zła. Jade wciąż nie mogła pojąć tego, co ujrzała zanim wyszła do łazienki. Widok 
Rachel pożywiającą się mężczyzną na oczach innych wstrząsnął nią dogłębnie. 

Między nią a stołem ludzie zaczęli się uspokajać, wpadając na siebie i śmiejąc się. 

Niektórzy tańczyli do muzyki, odtwarzającej się tylko w ich głowach. Barman za jej 
plecami zaczął coś wykrzykiwać, Jade odwróciła się w jego stronę. Mężczyzna 
wskoczył na ladę wymachując przy tym butelkami pełnymi alkoholu. 

Jade z powrotem skierowała swój wzrok w stronę wampirzyc, ale już wiedziała, że 

popełniła wielki błąd. Rachel i Chris nie było. 

Jade zamknęła oczy próbując wyczuć wampirzyce w całym tym chaosie. Gdzieś na 

lewo, w pobliżu parkietu. Zrzuciła z ramion kurtkę, biorąc do ręki sztylet. 

Adrenalina w jej żyłach nie podskoczyła. Jej miejsce zastąpił dziwny spokój, który 

Jade tłumaczyła tym, że wreszcie sobie wszystko w środku poukładała. Odepchnęła 
ludzi na bok, aby dojść do Rachel i Chris, choć do końca nie wiedziała gdzie są. Jada 
wiedziała, że musi je wywabić z klubu i nie mogła dopuścić, aby dalej się tak 
pożywiały. 

Rachel pojawiła się tuż przed Jade, a energia Chris zaalarmowała ją, że ta stoi zaraz 

za nią. Była to koszmarna sytuacja. 

Mimo wszystko, zabójczyni ciągle była spokojna, kiedy mówiła: 

- Nie bądź głupia, załatwmy to na zewnątrz. 

Rachel pokiwała głową uśmiechając się. 

background image

 

- 78 - 

- Nie rozumiesz, że wampiry potrzebują zmiany? Wampiryzm jest ostatnio bardzo 

romantyczny, a na dodatek czczony w ostatniej dekadzie. Może powinniśmy stać się 
częścią tej rewolucji? 

- Popierdoliło cię? Ludzie myślą, że to fajne, bo wierzą, że to tylko mity i 

kłamstwa. Jeśli dowiedzieliby się o naszym istnieniu urządzili by nam coś podobnego 
do dawnego palenia czarownic na stosie. 

Rachel wywróciła oczami i wysunęła papierosy z kieszeni. Zapaliła jednego, po 

czym dmuchnęła dymem prosto w twarz Jade, mówiąc: 

- Ludzie wiele przeszli w ciągu ostatnich stuleci. Podczas ujawnienia się czarownic 

byli fanatykami religijnymi. Czarownice wybrały sobie po prostu zły moment. Z 
nami byłoby inaczej. 

Jade nie zgadzała się z tym. Dlaczego miałoby się powtórzyć błędy przeszłości? 

- Kiedyś czarownice pomagały ludziom, a nie piły z nich krew. Boże, Rachel nie 

możesz podjąć tej decyzji za cały nasz rodzaj, za wszystkie wampiry. Wiesz, że teraz 
nie mam żadnego wyboru. Wcale.  

Jade miała wybór do czasu, kiedy nie zobaczyła jak Rachel na oczach wszystkich 

pożywiała się na jakimś mężczyźnie. Teraz musiała umrzeć. 

- Myślisz, że możesz zabić nas obie? – zapytała zza jej pleców Chris. 

Jade nie odwróciła się w stronę Chris, bo wiedziała, że Rachel jest dla niej dużo 

większym zagrożeniem. 

- Możemy zostawić ten klub w spokoju i przenieść się z naszymi sprawami w inne 

miejsce? 

- Nie jesteśmy takie głupie. Moc złego demona czuć w całym pomieszczeniu… 

Niech zgadnę jest członkiem Sojuszu? 

Jade zwalczyła ochotę odwrócenia się i spojrzenia o kim mówiła Rachel, bo z 

pewnością nie chodziło jej o Samael’a. Dała sobie z tym spokój, ponieważ nie 
wyczuwała żadnych innych nieśmiertelnych w tym pomieszczeniu i uznała 
wypowiedź wampirzycy za podstęp. 

Wywabienie ich z klubu okazało się o wiele trudniejsze niż Jade przypuszczała. 

Uważała jednak, że nie ma co kłamać, więc powiedziała: 

- Tak, jest on członkiem Sojuszu i ma mi pomóc w tej misji. 

- Kurwa. Rach, co teraz? 

Rachel zacisnęła szczęki i spojrzała wściekle na Cristinę, sycząc: 

- Zamknij się Chris. Wszystko jest w porządku. 

Po chwili jej spojrzenie z powrotem spoczęło na Jade. 

- Jade, nie możesz zabić nas przecież przy ludziach. 

Boże, chciałaby choć ten jeden raz móc złamać zasady. Zobacz, co się dzieje, kiedy 

należy ich przestrzegać, pomyślała. 

background image

 

- 79 - 

- Ludzie przecież nie będą tu w nieskończoność – zabójczyni zwróciła się do 

Rachel. 

- Ani twój demon – stwierdziła wampirzyca, upuszczając papierosa na podłogę. 

Bez ostrzeżenia, Rachel wyciągnęła pistolet i zaczęła strzelać w kierunku Samael’a. 

Na linii ognia znalazło się wielu ludzi, których krzyki i nawoływanie o pomoc ginęło 
w dudnieniu basów i śmiechów. 

Jade bez zastanowienia rzuciła się na Rachel. Prawdopodobnie Samael został 

zastrzelony, a przy tym wielu ludzi. Jade nigdy nie była szkolona do tego typu 
sytuacji. Musiała za wszelką cenę zapobiedz dalszemu zabijaniu ludzi, nawet jeśli 
oznaczałoby to walkę na ich oczach. 

Kiedy Jade przyszpiliła Rachel do ziemi, Chris przyłożyła jej nóż do gardła, 

odciągając na bok. Ciepło, które zalało jej ręce, oznaczało, że zabójczyni została 
poważnie zraniona. 

Rana była duża, a ona nie potrzebowała lustra, aby zobaczyć to oczami wyobraźni. 

Głosy wokół niej zaczęły cichnąć. Mimo wszystko, Jade nadal walczyła. Zabójczyni 
wyrwała jej nóż z ręki i zaczęła ciąć ja na oślep po twarzy, ponieważ już mało co 
widziała. Chris złapała się za nos, a raczej za to, co z niego zostało i zaczęła 
krzyczeć. 

Jade spróbowała szybko zlokalizować Samael’a. Jednak w tym chaosie było to 

niemożliwe. Jade otaczało pełno trupów, z których ran sączyła się krew. 

Kolejna fala bólu, którą poczuła w okolicy szyi. 

Rachel dokończyła to, czego Chris nie zdążyła. 

To była prawda. To była cholerna prawda. Na jednej z misji miał nadejść koniec 

Jade. Jej głowa odchyliła się do tyłu. Jade czuła jak ciepła ciecz spływa pomiędzy jej 
piersiami. Białe i niebieskie plamki majaczyły na tle czarnego klubu. Kiedy 
spróbowała złapać powietrze, nie mogła go dostarczyć do płuc. 

To właśnie widziała Lexie. Jej wizje były niewyraźne i niekontrolowane, ale z 

pewnością prawdziwe. 

Jade potknęła się, nie mogąc już ustać. Upadła na plecy, kiedy jej buty zaczęły się 

ś

lizgać w kałuży krwi Chris. Wpatrywała się w ciemny sufit klubu słysząc jak śmierć 

kroczy, aby zabrać ją z tego świata. Nie czuła już nic prócz odrętwienia. Mimo całej 
tej przerażającej sytuacji, myśli miła czyste, jak nigdy dotąd. 

Ś

mierć była dużo bardziej spokojna niż Jade sobie kiedykolwiek wyobrażała. Była 

to cisza w całym tym hałasie, spokój w chaosie. Jade nie miała nawet siły myśleć. 
Leżała na zakrwawionej podłodze, nieudolna do czegokolwiek. Podczas gdy Jade 
czekała spokojnie na śmierć nie mogła skupić się na rzeczach, które chciała 
powiedzieć. Myśli z całego jej życia przelatywały przez jej myśli, lecz na niczym nie 
zatrzymały się na dłużej. 

Zamknęła je, aby móc lepiej zobaczyć te wszystkie obrazy w jej głowie. 

background image

 

- 80 - 

Teraz jej myśli zajęte były Samael’em. Odtwarzała w myślach jego uśmiech, jego 

ś

miech to, jak lekko podchodził do każdej misji. Był jedynym mężczyzną, którego 

pokochała. Jade cieszyła się, że nie powiedziała mu jak dobrze czuje się w jego 
towarzystwie. 

Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z nim. Kiedy zrobił z niej głupka przed jej 

uczniami. Jade nie mogła się wtedy skupić na niczym innym niż na jego dżinsach. 
Już wtedy wiedziała, że między nimi będzie coś więcej niż tylko przelotna, jedna 
noc. Po prostu nie mogła mu się oprzeć. 

- Jade ! 

Kiedy usłyszała swoje imię, po nim do jej uszu dotarł cały klubowy hałas. Ból 

zaatakował jej ciało niczym tornado. Spokój natychmiast zniknął. 

- Nie mów do niego, Jade. Nie mów nic. Pij! 

Mówić do kogo? Słodka krew skapywała do jej ust, słodki smak zbawienia, ale ona 

nie miała siły przełykać. Próbowała się skupić na kimś stojącym przed nią. I nie było 
to Samael. Samael klęczał przed nią, przyciskając szyję do jej ust. A jednak postać 
stojąca przed nią była demonem. Jade tak rozpaczliwie chciała zobaczyć tego 
demona wyraźniej, że jej się to udało. 

To nie był demon. To Anioł. Jego oczy były czarne, a postawa elegancka i 

zwiewna. Wyciągnął do niej rękę, a ona nie pragnęła niczego innego jak tylko 
dotknąć go. Po części była świadoma tego, że musiała to zrobić. Takie było prawo. 
Musiała go dotknąć. 

- Nie! Pij! – warknął na nią Samael. 

Wtedy właśnie uświadomiła sobie, kto nad nią stał. Przypomniała sobie rozmowę z 

Samael’em. Właśnie patrzyła śmierci w oczy. To Anioł Dusz po nią przyszedł. 

 

**** 

 

Samael nie mógł się ruszyć. Trzymał w ramionach krwawiące ciało Jade, która 

ledwo co trzymała się przy życiu. Bez namysłu rozciął sobie gardło i przystawił do 
jej ust, aby mogła napić się jego krwi i nabrać sił. Czuł za plecami potężną moc. Nie 
złą, wręcz przeciwnie – oznaczającą spokój i wolność. 

- Nie możesz mi jej zabrać – głos Samael’a był znacznie inny od tego, który zawsze 

dało się u niego słyszeć, był pusty i zdesperowany. Samael spotkał się z takim czymś, 
kiedy był Aniołem Dusz. Nie rozumiał wtedy jak to jest być na miejscu ludzi, którzy 
błagają, aby Śmierć nie zabierała im ukochane osoby, ludzie byli tedy oddać za nią 
własne życie. Teraz Samael był tak zdesperowany, że mógłby zrobić to samo. 

Domiel mu nie odpowiedział, co nie było dla Samael’a zaskoczeniem. Samael 

przez ostatnie pięć minut biegał za Domiel’em i próbował załatwić drania. Mógłby to 
zrobić, jeśli Luc nie zabrałby mu połowy jego mocy, kiedy odszedł z jego szeregów. 
Samael potrzebował czasu, aby uratować Jade. Jego krew mogła ją ocalić. Musiał 

background image

 

- 81 - 

zrobić wszystko, aby Jade została przy życiu. Musiał. Jade ponownie wyciągnęła 
rękę, aby dotknąć Domiel’a, jednak Samael wyraźnie jej to uniemożliwił. 

On chciał zabrać jej duszę. 

- Samael’u wiesz dobrze, że decyzja została już podjęta. Nie możesz nic zrobić. Jej 

dusza należy do mnie. Już raz twoja osoba nie pozwoliła mi wykonać pracy. Już raz 
mi przeszkodziłeś. Ona powinna umrzeć w dniu, kiedy się widzieliśmy. Tym razem 
nic nie możesz już zmienić. 

Pracowali razem przez wiele lat. Czy Domiel nie mógł zrobić małego wyjątku? 

- Bracie, błagam cię… Po prostu odwróć się i odejdź. 

Być może, gdy zagada Domiel’a, Jae wypije wystarczająco jego krwi, aby przeżyć. 

Czuł, że Jade cały czas się pożywia, jednak nie wiedział ile jeszcze czasu potrzebuje. 
Krew nadal sączyła się z jej ran i spływała pomiędzy jego palcami. Na szczęście 
Samael zdążył zabić Rachel nim zadała ostateczny cios. Jade nie mogła umrzeć od 
cięcia w szyję. Jej głowa cały czas była nienaruszona. 

- Tylko to utrudniasz, Samael’u. Pozwól jej wreszcie odejść. 

Nie mógł. Nie chciał.  

- Pomóż mi Domiel’u. Proszę. Weź moją duszę zamiast jej. Samael czuła jak traci 

Jade. Jedyne, co świadczyło o tym, że żyje był jej oddech, a raczej charczenie i 
bulgotanie. 

- Nie mogę tego zrobić. Twoje imię nie znajduje się w Księdze Życia. Twoja dusza 

należy do Piekła. 

- Rzeczywiście – wyszeptał zrezygnowany Samael. 

Samael trzymał Jade w ramionach i podtrzymywał jej głowę pod takim kontem, że 

mogła spokojnie pić jego krew. Zabójczyni naciskała na jego ramię, próbując dotknąć 
Domiel’a. Samael wiedział, że było to uczucie, którego nie mogła opanować. Anioł 
Dusz rzucił na nią urok, dzięki któremu nie chciała niczego innego jak tylko z nim 
iść. 

Samael trzymał ją kurczowo w ramionach, zapobiegając zetknięcia się ich ciał. 

Chciał jej tyle powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić ani słowa. Jedyne, co wkoło 
przewijało się przez jego myśli to nie, nie, nie

Zostań ze mną. Nie poddawaj się. 

Cóż za ironią było, że demon chronił swoją ukochaną przed aniołem. Jego umysł 

podpowiadał mu, że nic już nie wskóra. Zaś serce krzyczało, aby się nie poddawał. 

Domiel ukląkł przy nich, a Samael wiedział, że za chwilę utraci Jade na zawsze. 

Był rozdarty pomiędzy podawaniem swojej krwi umierającej Jade, a zabiciem anioła 
klęczącego obok niego. 

- Z chęcią się wymienię, dusza za duszę. 

- Chciałbyś oddać za nią życie? Wiecznie cierpieć w Piekle? 

background image

 

- 82 - 

- Tak. Tak – mówił Samael kołysząc w ramionach Jade. 

Domiel odepchnął go mówiąc: 

- Odsuń się. 

Samael chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Zacisnął zęby i zamknął oczy. Gdyby 

Lexie powiedziała mu o swojej wizji wcześniej, od razu zabrałby stąd Jade. Teraz 
było już za późno. Demon otworzył oczy i ujrzał przed sobą tylko i wyłącznie 
czerwień. Cały klub pokryty był krwią. 

- Samael’u, pomogę jej po tamtej stronie, ale pozwól jej wreszcie odejść. 

Samael nie odważył się mu zaufać. Zadaniem Domiel’a było tylko 

przetransportowanie duszy na drugą stronę, a nie pomaganie w dalszym życiu.  

- Domiel’u… Zrobię wszystko… ocal ją. Weź moją duszę, poślij ją do grobu… 

wszystko mi jedno, niech tylko ona żyje. 

Jego słowa nic przecież nie znaczyły, jednak tylko one krążyły teraz wokół jego 

umysłu. 

W ciągu kilku ostatnich dni Jade zdążyła go nie tylko bardzo rozdrażnić, ale także 

sprawiła mu dużo przyjemności, gdy tylko go dotknęła rozkochała go w sobie. Nie 
chciał patrzeć jak teraz umiera w jego ramionach. Nie tak. 

Domiel położył dłoń na ramieniu Samael’a. Był to pocieszający i przyjazny dotyk. 

- Dam jej swoją krew. Powinno jej to pomóc. 

Krew anioła miała uzdrawiającą moc, o wiele potężniejszą nić krew demona. 

Zaufanie Domiel’owi mogło wiele kosztować – życie Jade – ale to właśnie ten anioł 
był jego ostatnią nadzieją. 

- Przysięgasz na Jego imię?  

- Masz moje słowo, przysięga na Jego imię. Jade będzie żyła. 

Samael cofnął się do tyłu, umożliwiając Domiel’owi swobodny dostęp do Jade. 

- Dlaczego? – wyszeptał.  

Czy to aby nie był pewnego rodzaju test? Samael cenił czyjeś życie ponad własne.  

To była jedyna rzecz, która mogła odkupić demona. Bezinteresowne działanie. 
Rzadko się zdarzało, żeby demon dostał drugą szansę na zbawienie, mimo tego 
czasem się tak zdarzało.  

Domiel przybliżył się do Jade. Samael w tym czasie spostrzegł, że wszyscy w barze 

są unieruchomieni. Była to sprawka Domiel’a, który zamroził ludzi, aby nie widzieli, 
co się teraz dzieje. 

Samael pochylił się i ujął dłoń Jade. Czy z nią było lepiej? Czy Domiel jej pomoże? 

Kiedy uścisnęła jego rękę, Samael zamknął oczy z ulgą. Wcześniej nie spostrzegł, 

ż

e policzki ma całe mokre od łez, a ręce mu się przeraźliwie trzęsły. Najważniejsze 

było to, że Jade żyła. 

background image

 

- 83 - 

Testy dla demonów wcale nie były takie łatwe. Tylko jeden na dziesięć demonów 

przechodził go prawidłowo. Samael nie chciał zbawienia, wolał aby Jade żyła. Dostał 
jedno i drugie.  

Domiel delikatnie położył głowę Jade na podłodze mówiąc: 

- Uważaj na nią. Musi teraz odpocząć. Weź ją, ja muszę tu posprzątać. 

Samael kiwnął głową. Podczołgał się do Jade i podniósł ja delikatnie z kałuży krwi. 

Samael właśnie przekonał się, że człowiek dowiaduje się o swojej miłości do kogoś, 
kiedy jest już za późno. Tak wiele rzeczy się przemilcza. 

Jade wtulona była w Samael’a, kiedy ten czekał na Domiel’a, aby dowiedzieć się 

jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za życie Jade. Mijały sekundy, minuty, a cisza 
zaczęła powoli ciążyć Samael’owi na ramionach, w końcu pospieszył anioła: 

- Domiel’u ? 

Kiedy anioł zwrócił się w stronę Samael’a, ten zrozumiał już wszystko. 

- Weź ją i odejdź, bracie – szepnął Domiel. 

Smutek w oczach anioła mówił o tym, jaką cenę przyszło mu zapłacić za życie 

Jade. 

- Domiel’u… Ja… - Co mógłby powiedzieć? Domiel poświęcił wszystko dla Jade. 

– Dziękuję – po tych słowach Samael zdematerializował się ze świadomością, że 
Domiel stracił swoją pozycję w Niebie. 

Domiel po prostu upadł. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

- 84 - 

Rozdział 8 

 

 

Jade wtuliła się głębiej w przyjemne ciepło, lecz jej ciało wyczuło czyjąś energię w 

powietrzu i zmusiło do otworzenia oczu. W głębi jej umysłu przeszła myśl, że 
poczuła jakby miała ADHD. Szybko usiadła i omotała wzrokiem pomieszczenie. 
Zamiast zwykłego pokoju ujrzała przestronny i bardzo jasny apartament.  

Ciepłe promienie słoneczne wpadały przez duże, szklane drzwi do żółtego pokoju. 

Drzwi balkonowe były otwarte, prowadząc na taras, na którym kwiatki w doniczkach 
kołysały się delikatnie. Spojrzała na piękne meble znajdujące się na patio, ale nie to 
było tym, co zaparło jej dech w piersiach. Widok na ocean oraz plaże, na której 
chodzili nadzy ludzie.  

Przed dużą kanapą, na podwyższeniu stał sporych rozmiarów, płaski telewizor. 

Niewielki barek stał w kącie pomieszczenia, na którym stało wiele szklanych butelek 
odbijających promienie słoneczne. 

Jade zauważyła, że na dywanie nie było żadnych plam. 

Dotknęła skóry na szyi i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest ona gładka i bez skazy. 

A przecież dobrze pamiętała, że z jej gardła tryskała krew, a przed oczami przewinęło 
jej się całe życie. 

- Jak się czujesz? 

Czuję, że mogę latać ! Spojrzała w dół na źródło ciepła i powód powstania 

wypieków na jej twarzy. Kiedy usiadła pociągnęła kołdrę i prześcieradła za sobą. 
Wspaniałe ciało Samael’a było piękne i nagie w świetle poranka. Przemożne 
pragnienie, aby przejechać dłońmi po jego umięśnionym brzuchu prawie wzięło nad 
nią górę. Jednak zamiast tak zrobić, powiedziała: 

- Czuję się niesamowicie. 

Strzępy ostatnich wydarzeń zalały jej myśli: Samael trzymający ją w ramionach i 

próbujący utrzymać ją z dala od anioła. Śmierć po nią przyszła, ale Samael ją 
uratował. Pamiętała jak mówił do niej z desperacją i rozpaczą w głosie, aby nie 
umierała, aby nie dotykała anioła. Tak bardzo chciała mu wtedy coś powiedzieć, ale 
przyciąganie anioła było ponad wszystkim. 

Kiedy anioł karmił ją swoją krwią ona była już za daleko, aby docenić moc i potęgę 

tej krwi. 

Kolejny rzut oka na apartament, błękitny ocean oraz promienie słoneczne  i 

wszystkie jej zmysły wyostrzyły się. To było niezwykłe. 

Położyła się z powrotem na łóżku, podpierając głowę na dłoni. 

- Myślałam, że na każdego przychodzi kiedyś czas i nie można temu zapobiec. 

Uniósł brwi mówiąc: 

background image

 

- 85 - 

- Czy to miało być dziękuję? 

- Samael’u, mówię poważnie. 

Demon usiał z westchnieniem. 

- Zawsze jest ten pierwszy raz. A odpowiadając na twoje pytanie, tak, na każdego 

kiedyś przychodzi czas, aby udał się na drugą stronę. 

Jade czekała, ale Samael nie powiedział już nic więcej. 

- I ? – szturchnęła go w ramię. Co teraz będzie? Czy to był mój czas, aby odejść? 

Powoli ściągnął z niej beżowe, satynowe posłanie z jej ciała. Satyna prześlizgując 

się po jej ciele była jak zmysłowa pieszczota. Jade cieszyła się, że ma aż tak 
wyostrzone zmysły. To sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, co może spowodować 
jej inny dotyk. 

Samael spojrzał na nią.  

- Najwyraźniej tak miało być. Nie zgodziłem się. Na szczęście dla ciebie, znałem 

tamtego anioła. 

- Więc tak po prostu żal mu się mnie zrobiło? 

Samael pokręcił głową i odwrócił od niej wzrok. Na jego twarzy malował się 

straszliwy smutek. 

- On nie oszczędził twojego życia. Żyłabyś dalej, tylko w innej roli. Śmierć jest 

tylko przejściem. 

- Więc zatrzymałeś go? – nie żeby narzekała. Jade nie była tak ‘grzeczna’ aby iść 

do nieba. Nie była jeszcze gotowa, uczyniła za mało dobra. 

Wizja Lexie stałaby się prawdą gdyby nie Samael. Tylko dzięki niemu żyła. Samael 

wydawał się, jakby chciał coś powiedzieć. Dotknę jego ramienia, mówiąc: 

- Nie ważne dlaczego go zatrzymałeś. Chcę ci teraz podziękować.  

Zanim Jade zdążyła choćby mrugnąć, Samael pochylił się nad nią, a jego energia 

otoczyła jej ciało.  

- Przestałem błagać o twoje życie. Miał rozkaz zabrać twoją duszę, więc walczyłem 

z nim na początku, ale jego moc była dużo większa niż moja. Kiedy zobaczyłem, jak 
upadasz, pobiegłem do ciebie. Od tamtego momentu błagałem, aby pozwolił ci żyć. 
Pokazałaś mi, jak życie może być wspaniałe, nie mogłem pozwolić ci odejść. Po 
prostu nie mogłem. 

Od chwili, kiedy Jade spotkała Samael’a nawet przez myśl jej nie przyszło, że 

mógłby oddać za nią wszystko. To, co dla niej uczynił było nieocenione... 

- Myślałam, że aniołowie nie mają wolnej woli. Skoro anioł pozwolił mi żyć… co 

mu się stało? Czy ocalenie mojego życia będzie miało dla niego jakieś 
konsekwencje? 

Nagle jego energia zniknęła z pokoju, pozostawiając po sobie straszliwą pustkę. 

background image

 

- 86 - 

- Upadł. 

Jade wciągnęła ze świstem powietrze. Nie miała pojęcia, że jej życie będzie aż tyle 

kosztować. 

- Oh, Samael. Co robimy? Musimy coś zrobić. 

Demon skinął głową. 

- Mam zamiar skontaktować się z nim. Nie martw się, mam pomysł. Z pewnością 

nie zapomnę, co Domiel dla nas zrobił.  

Zrobił dla nas. Te trzy słowa rozgoniły całą tą smutną atmosferę, która panowała w 

pokoju. 

- Czy wiesz jak go znaleźć? 

- Tak. Znam go od dawna. Znam jego potężną energię i choć teraz jest demonem to 

esencja jego życia jest wciąż taka sama. Nie martw się, wszystko będzie dobrze, 
dopilnuję tego. 

Zaufała mu. Zaskoczyło ją to, że tak łatwo mu zaufała i uwierzyła w niego. W 

krótkim czasie Samael stał się zmorą jej życia, a zaraz potem jej wybawcą. Sprawiał, 
ż

e chciała śmiać się i płakać, krzyczeć z pragnienia, a jednocześnie z frustracji. 

Czy to właśnie była miłość? W jednej chwili miła ochotę walnąć go kijem w głowę, 

a z drugiej strony nie wyobrażała sobie życia bez niego.  

Położyła rękę na jego szyi, przyciągając go do siebie. Nie były potrzebne im żadne 

słowa, kiedy Samael nakrył ja swoim ciałem. Niebo z pewnością było dobry 
miejscem, ale równie dobrze może być także poza jego perłowymi bramami. 

Jego ręce były wprost stworzone do dotykania jej. Jego twarde, napięte mięśnie 

krzyczały, aby ich dotknęła. Przebiegła dłońmi po jego plecach i z powrotem. 

Pocałował ją w szyję, a Jade odchyliła się, aby dać mu lepszy dostęp do siebie.  

- Samael’u, gdybym wtedy umarła to byłaby szansa abyśmy się kiedykolwiek 

spotkali w Niebie?  

Kiedy demon umierał jego dusza szła prosto do Piekła, a tam sprawował nad nią 

władzę sam Lucyfer. 

- Wszystko zależy od mojego życia na ziemi. Jest szansa, aby demon dostąpił 

odkupienia. Jednak mój test jeszcze nie nadszedł. 

Jade ugryzła go lekko w ramię, uśmiechając się przy tym. 

- Co to za test ?  

- Nikt tego nie wie, ale warunkiem odkupienia jest oddanie bezinteresownie życia 

za kogoś innego. 

Westchnęła, kiedy Samael zniżył się, aby polizać i drażnić jej piersi. Teraz zebranie 

myśli do kupy było o wiele trudniejsze. 

- Czy oddałbyś za mnie życie? 

background image

 

- 87 - 

- Oczywiście. 

Samael zniżył się jeszcze niżej i zatrzymał się na wysokości jej ud. 

- A czy to oznacza… ahhh… że pójdziesz do Nieba?  

- Tak – jego ciepły oddech muskał wewnętrzną stronę jej ud. – Możemy 

porozmawiać później? Teraz się rozluźnij… 

Kiedy poczuła jego język wewnątrz siebie nie pamiętała o co chciała go przed 

chwilą spytać. Boże, Cohen demon robił za sprawą swoich warg i języka…  I 
pomyśleć, że nie dał jej szansy, aby się uwolnić… grzeszne usta. 

Kiedy delikatnie possał jej łechtaczkę, Jade zacisnęła pięści na miękkiej pościeli. 

Ciepło, promienie słoneczne… wszystko zdawało się podsycać ich pragnienie siebie 
nawzajem. Jego język ocierał się o jej pulsującą, ciepłą i wilgotną szparkę. Energia 
gotowała się w ich żyłach, pragnąć dominacji nad swoim partnerem. 

Jej orgazm była tak potężny, że Jade krzyknęła. 

Kiedy pocałunkami i skubaniem wyznaczał sobie drogę po jej ciele, aż do ust, 

myślała, że znalazła się w samym środku Nieba. Jeszcze nikt nigdy nie zaprowadził 
ją tak wysoko. 

Wszedł w nią, szepcząc jej do ucha: 

- Jesteś moja, Jade. Przez najbliższe kilka dni mam zamiar nauczyć się twojego 

ciała na pamięć, wywoływać twoje jęki. A jedyną rzeczą jaka wyjdzie z twoich usta 
to moje imię, gdy będziesz dochodzić. 

- Trzymam cię za słowo. 

 

**** 

 

Góry Szkocji zawsze były dla Jade domem. Cudowne wzgórza, zapach ziemi oraz 

sosny, te wszystkie rzeczy przytłoczyły zmysły Jade. Ilekroć przyjeżdżała w to 
miejsce, czuła się jak w domu. 

Nie dzisiaj. 

Jade zamknęła oczy, kiedy wszyscy zebrani stanęli przed trumną Wesley’a. 

Poszczególnie członkowie Sojuszu mówili ostatnie słowa pożegnania, kierując je do 
ś

wiecącego na niebie, jasnego słońca. Niektórzy płakali, inni zaś tłumili swoje 

uczucia w środku. Każdy trwał w żałobie na swój sposób. Wesley był szanowanym, 
starym członkiem Sojuszu, dlatego też wiele osób przyszło na jego pogrzeb. 

Kiedy wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia skończyli mówić, Ambrose 

zakończył cały pogrzeb uroczystą pochwałą za dobrą służbę w Sojuszu. 

Kelsey kończąc swoją przemowę zeszła z podium, a przechodząc obok Jade, 

podniosła do oczu chustkę. Jade wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia. Kelsey 
skinęła głową i poszła dalej, stając obok Lexie i Azazel’a.  

background image

 

- 88 - 

Jade odeszła od Samael’a, kierując się w stronę podium. Wielu ludzi zdziwiło się 

na widok ubioru Jade. Zabójczyni miała na sobie żółtą sukienkę i biały sweter, zaś 
cała reszta ubrana była na czarno – łącznie z Samael’em. 

Przed tym feralnym dniem w klubie, Jade nie miała zielonego pojęcia, co 

powiedzieć. Śmierć nie była nikomu znana, choć wszyscy zebrani nieśli ją każdego 
dnia swojego życia. Zabijali tych, którzy nie postępowali zgodnie z prawem. Teraz 
mieli do czynienia ze  śmiercią kogoś, kto zmieniał świat na leprze, kogoś kto 
zasługiwał na lepsze zakończenie, niż to, które go spotkało. 

Ale teraz wszystko się zmieniło. Jade się zmieniła. 

Jade nie myślała o tym, co ma powiedzieć, po prostu szła w kierunku podium, 

przepychając się przez tłumy zabójców. Choć żaden z nich nie odezwał się słowem to 
Jade wiedziała, że wszyscy myślą o tym samym. 

Kiedy nadejdzie mój czas? 

Jade odchrząknęła i zaczęła mówić: 

- Nie przyszłam tu, aby opłakiwać śmierć Wesley’a. Jestem tu, żeby uczcić jego 

przejście do lepszego miejsca, gdzie teraz z pewnością jest szczęśliwy.  

Wśród tłumu przebiegł pomruk. Jade spojrzała na Samael’a, a ten puścił do niej 

oczko. W ostatnich dniach był jej siłą. 

- Wesley był moim dobrym przyjacielem i choć z początku szkoliłam go, to tak 

naprawdę on był moim mentorem. Dzięki rozmowom z nim, wiedziałam jaki ma 
pogląd na życie. Dwadzieścia lat temu Wesley stracił żonę, Caroline. Wielu z was 
pamięta, że zginęła w pożarze tu, na tej ziemi. Wesley długo ją opłakiwał, ponieważ 
wiedział, że będzie musiał przejść przez życie bez niej. I teraz chcę świętować jego 
odejście, bo wreszcie zjednoczył się z żoną. On już nie musi za nią tęsknić, czy ja 
opłakiwać. On jest z nią.  

Ambrose stojący wśród tłumu pokiwał głową, ledwo powstrzymując uśmiech. 

Choć Ambrose przez połowę czasu może tłumić w sobie ból to Jade chciała uczynić 
go dumnym. Zawsze. Za to, że przez połowę jej życia zastępował jej ojca. Dopiero w 
tym momencie tak naprawdę zdała sobie sprawę, że szukała u niego wskazówek. 
Szukała pochwały. 

- Są wśród nas osoby, które każdego dnia narażają swoje życia dla dobra innych i 

wierzą w to, co robią. Niektórzy z was są gotowi odejść, aby dołączyć w Niebie do 
osoby, którą stracili i nie chcą potem odejść z tego królestwa. Wesley właśnie do nich 
należał. Śmierć jest przejściem do innego świata, a nie końcem. Śmierć oznacza 
upadek naszego ciała, ale nie ducha. Nasz duch zawsze będzie żył. Mając to na 
uwadze chciałabym zobaczyć Wesley’a wraz z żoną, ale nie jogo martwe ciało, 
spoczywające przed nami, tylko jego uśmiechniętego ducha. Biblia mówi, że należy 
opłakiwać narodziny, a cieszyć się ze śmierci. Dlatego życzę Wesley’owi szczęścia. 

Zanim odeszła od podium położyła dwa kwiaty na drewnianej trumnie. Jeden dla 

Wesley’a, jeden dla Caroline. 

background image

 

- 89 - 

W końcu zajęła miejsce obok Samael’a. Kiedy demon ścisnął jej rękę, Jade 

przypomniały się stare czasy… Po jej policzku strumieniami zaczęły płynąć łzy, ale 
nie łzy smutku tylko radości.  

 

**** 

 

Kiedy Samael ujął dłoń Jade, jego ciało przeszły zimne dreszcze. Ponieważ Samael 

był jednym z demonów Lucyfera, ten mógł przyjść po niego w dowolnej chwili, 
ponieważ imię Samael’a nie znajdowało się jeszcze w Księdze Życia. To właśnie 
obecność Luc’a wywołała u Samael’a zimne dreszcze. 

Jade pojrzała na niego, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Samael go odwzajemnił, 

nie chcąc wszczynać alarmu. Kiedy szli schodami do sali głównej, demon zwrócił się 
do zabójczyni: 

- Idź dalej, ja muszę z kimś porozmawiać. 

- Z kim? 

- Proszę Jade, poczekaj na mnie w sali. 

Samael pogładził twarz Jade i pochylił się, aby ją pocałować. Luc wybrał sobie 

idealny dla siebie moment, aby przyjść. Lucyfer miał nadzieję, że jakoś uda mu się 
zaszantażować Samael’a, aby ten wrócił do Piekła, ponownie walcząc u boku Luc’a.  

Samael z chęcią spotkałby się z Luc’em w Piekle. A wszystko po to, by chronić 

Jade, ale na szczęście póki była w sali razem z innymi, była bezpieczna. 

Odsunął się od niej i powiedział miękko: 

- Poczekaj na mnie tutaj. 

Jade mu nie zaprzeczyła. Obejrzał się za siebie, ale tylko raz. Samael nie mógł 

sobie pomóc. Jade postąpiła jeden krok do przodu – była jago życiowym marzeniem 
– patrząc na niego z pytaniami w oczach. Powoli odwrócił się i odszedł w kierunku 
tylnej części zamku wychodzącej na ocean, pozostawiając Jade samą. 

Luc zmaterializował się tuż obok demona, mówiąc: 

- Po głębszych badaniach i różnych poszukiwaniach dochodzę do wniosku, że ona 

jednak nie ma siostry. 

- Nie zrobię, tego co zechcesz. Możesz wziąć moją duszę i posłać do Piekła, ale ni 

będę wykonywać twoich rozkazów. 

Luc potrząsnął głową. 

- Dlaczego to wszystko utrudniasz ? Nawet nie masz pojęcia o bólu, ci którzy go 

znają nie zawahali by się ze spełnieniem moich rozkazów. 

Bez ostrzeżenia ogień pochłonął Samael’a. Demon upadł na kolana i rzucił się na 

ziemię, próbując poddać gorącym płomieniom. Podobnie jak Piekła, ich nie można 
było zgasić. Mimo bólu skóra Samael’a była nienaruszona. Ogień był iluzją, za to ból 

background image

 

- 90 - 

prawdą. Iluzja Luc’a była na tyle skuteczna, że Samael wił się pod nim, a ten ból miał 
zapamiętać na wieki. 

Nagle ogień zniknął tak szybko, jak się pojawił. Jade klęczała przy nim, a jej oczy 

były pełne troski. 

Samael powinien wiedzieć, że go nie posłucha. 

- Odejdź! 

Jade pokręciła głową. 

- Cholera, Jade wróć do zamku ! 

Kątem oka demon dostrzegł, że w ich kierunku powoli idzie Luc. Samael 

odepchnął Jade w głąb zamku. Wstał, ale jego ciało nadal było obolałe. 

- Nie możesz jej zabrać. W przeciwieństwie do mnie, jej imię jest w Księdze Życia. 

Lucyfer nie mógł fizycznie skrzywdzić człowieka. To była tajemnica, o której mało 

kto wiedział. Mógł wykorzystać do tego demony, ale nie potrafił. 

- Nie był bym tego taki pewny. 

- Jeśli ją zabijesz, Ambrose nigdy nie stanie po twojej stronie. 

Samael i tak wątpił, czy kiedykolwiek by się tak stało, ale to był jego ostatnia deska 

ratunku. 

- Masz absolutną rację. Będziesz mi musiał wystarczyć. Zostawię cię w Piekle na 

tak długo, że kiedy wyjdziesz, zrobisz dla mnie wszystko, byle tylko tam nie 
powrócić. A może chcesz jednak zmienić swoją decyzję? 

- Samael’u, nie. 

Wyciągnął rękę i wskazał na zamek, mówiąc: 

- Uciekaj Jade. Teraz ! 

Pokręciła głową i zrobiła kolejny krok w jego stronę. Nie chciał, aby zbliżyła się do 

Luc’a. Mógł wysłać swoje demony w każdej chwili, a jedynym kto go 
powstrzymywał był Ambrose. Jeśli Luc się zdenerwuje, nic go nie powstrzyma. A 
jednak byłoby to niezgodne z jego planem. Luc ciągle czekał na dogodny moment… 

Luc zamachnął się ręką, aby wysłać Samael’a do Piekła, jednak Jade wybiegła 

przed niego. Samael przygotował się na przyjście bólu. 

Nic się jednak nie stało. 

Po raz pierwszy Samael był świadkiem jak twarz Lucyfera wykrzywia gniew. 

Dusza Samael’a nie znalazła się w Piekle. 

A to mogło oznaczać tylko jedno. 

Jade zastąpiła Luc’owi drogę, rozkładając ramiona i chroniąc Samael’a. Miała 

zamiar iść wraz z nim nawet do Piekła.  

Nagle obok nich zmaterializował się Domiel, mówiąc: 

background image

 

- 91 - 

- Ostateczne poświęcenie. Tym razem nie miałeś żadnego powodu, nic w zamian 

byś nie dostał,  a jednak chciałeś poświęcić za nią życie. Podjąłeś decyzję i byłeś 
gotów ją zrealizować. Wydaje mi się, że Wielka Księga Życia stała się jeszcze 
większa. 

Oczy Lucyfera zaświeciły się na czerwono. Samael mógł spokojnie stwierdzić, że 

walczył on o samokontrolę. Nie każdego dnia tracił demony poprzez odkupienie ich 
dusz. Lucyfer definitywnie stracił kontrolę nad Samael’em. 

Nie wiedząc nic innego do roboty, Samael zaprowadził Jade z powrotem do zamku. 

Już po chwili przestał czuć obecność Luc’a, co oznaczało, że wrócił do siebie. 
Samael współczuł innym demonom, bo gdy Luc był wkurzony, nie było im za 
dobrze. 

- Domiel’u ? – zawołał Samael. 

- Tak? 

- Po prostu szukałeś powodu do upadku, prawda ?  

- Oczywiście. 

- Szukasz może pracy? 

 

**** 

 

- Dlaczego nie możesz mi opowiedzieć o Szatanie? 

Samael zamknął oczy, rozkoszując się nagim ciałem Jade, dociśniętym do niego. 

Nic nie mogło przeszkodzić im, aby byli razem. 

- A dlaczego nie powiedziałaś mi o wizji Lexie? 

- Oczywiście, wypominaj mi to do końca życia. 

Samael uśmiechnął się. 

- Choć, musimy się przygotować do naszego spotkania. 

- Ambrose może poczekać – powiedziała Jade, wodząc palcem po jego nagiej 

piersi, schodząc coraz niżej. 

- To on zdecyduje, czy będziemy trenować, czy może dostaniemy misje. Nie sądzę, 

ż

e będzie obiektywny, a my przecież chcemy, aby był w jak najlepszym humorze, 

kiedy do niego przyjdziemy, a spóźnienie się wcale nam nie pomoże. 

Jeśli Ambrose, powie nie, oboje będą musieli iść innymi drogami. Samael nie miał 

zbyt dużo pieniędzy, aby rzucić tą pracę, a rzut oka na szafę Jade wystarczył, aby 
dowiedzieć się, że zabójczyni raczej nie oszczędzała. 

- No dobrze – Jade ześlizgnęła się z łóżka i pochyliła, aby pozbierać ciuchy 

walające się po całym pokoju.  

- Albo możemy zostać. Myślę, że jeszcze nie podniosłaś skarpetek. 

background image

 

- 92 - 

- Jesteś bardzo niegrzeczny. 

Skinęła na jego kupkę ubrań, chcąc, aby zaczął się wreszcie ubierać. 

- Im szybciej wyjdziemy tym szybciej będziemy mieli to za sobą i będziemy mogli 

wrócić do łóżka. 

 

**** 

 

Jade spojrzała na drzwi prowadzące do gabinetu Ambrose’go i mruknęła: 

- Będzie bolało. 

Samael objął ją ramieniem. 

- Myślę, że nie. Już rozmawiałem z Ambrose’m o tym, co stało się w klubie. 

Zrobiłaś to, co musiałaś. 

To jednak nie powstrzymało jej od zamartwiania się o przyszłość. Ambrose potrafił 

okazać trochę miłości. Zawsze na nią patrzył, ale tak uważnie jak podczas ostatnich 
miesięcy to jeszcze nie. 

- Jade ! 

Jade odwróciła się w stronę Lexie. Jade objęła Lexie, ale wiedziała, że jest w 

tarapatach. Nie rozmawiała z przyjaciółką od czasu pogrzebu. 

- Jak się masz – zapytała. 

- Twoje przemówienie dało mi wiele do myślenia. Cieszę się, że Wesley jest 

wreszcie z Caroline. Dałaś nam wszystkim nowe światło na życie. To było wspaniałe. 

Jade odsunęła się i wzruszyła ramionami. Tusz do rzęs Lexie był rozmazany i Jade 

już wiedziała, że jej przyjaciółka płakała. 

Jade i Samael’owi pozostało tylko kilka minut do spotkania z Ambrose’m. Mówiąc 

szczerze – jej nerwy były w strzępach. Choć wiedziała, że Wesley jest szczęśliwy, 
miała pojęcie, że już nigdy go nie zobaczy. Po za tym musiała się pogodzić z tym, że 
jej przyszłość leżała w rękach Ambrose’go. Tylko on mógł ją przywrócić do 
samodzielnych misji. 

Azazel podszedł do nich i objął ramieniem Lexie, mówiąc: 

- Cieszę się, że jesteś cała. Wiedziałem, że wizja Lexie się nie spełni. 

Cholernie dobrze, że się nie spełniła. Zanim zdążyła pohamować swoje myśli 

Azazel z pewnością je odczytał, w końcu miał taką moc. Jade niestety często o tym 
zapominała, dlatego wiedział, że mu się podoba mimo iż było jej z tym ciężko. 
Uniósł brew, a zabójczyni spojrzała na Lexie, dając znak, że to nie czas, ni miejsce na 
rozmawianie o wizjach. 

- Mamy spotkanie z Ambrose’em. Porozmawiamy później, dobrze? 

Lexie skinęła głową i ponownie ją przytuliła. 

background image

 

- 93 - 

- Wiem, że wrócisz do misji. Ambrowe chce się tylko upewnić, czy aby na pewno 

jesteś ostrożna. Uważaj na siebie, nie chcę cię stracić. Jade spojrzała na Azazel’a 
stojącego za plecami Lexie. 

- Nie martw się już. Wszystko będzie w porządku. 

Jade miała nadzieję, że to może jakaś wskazówka, że może Lexie miała wizję iż 

wszystko będzie dobrze. Jade odwróciła się do Samel’a mówiąc: 

- Jesteś gotowy? 

- Tak, miejmy to już za sobą. 

Wziął ją za rękę i oboje weszli do gabinetu szefa. Ambrowe siedział za biurkiem 

pełnym różnych dokumentów. Jego długie, czarne włosy były wilgotne i związane z 
tyłu głowy. Ubrany w czerwoną bluzkę bardziej przypominał kogoś z kolegium niż 
potężnego, starożytnego wampira. 

Nadszedł moment spotkania się z najważniejszymi członkami Sojuszu. Sven i 

Roger nie znajdowali się w pomieszczeniu, a Jade zaczęła się zastanawiać czy w 
ogóle pojawią się na spotkaniu. Ambrose skinął na nich, aby usiedli, co było dobrym 
znakiem. Kiedy Ambrose nie był w nastroju, trzymał ją na stojąco. 

Była obolała z potrzeby, aby uścisnąć dłoń Samel’a, ale nie chciała pokazać 

Ambrose’mu, że jest słaba. Zamiast tego usiadła prosto na fotelu i spoglądała mu 
prosto w oczy. 

- Gratuluję. 

To słowo oszołomiło ją. Jej nerwy były całe w strzępach, zanim weszła do pokoju. 

Z tego, co wiedziała to Samael opowiedział Ambrose’mu o zajściu w klubie. Była 
pewna, że ją skarci za to, że w pobliżu było pełno ludzi. Zdziwiona spojrzała na 
Samael’a i ponownie na Ambrose’ego. 

- Czego? 

- Ochrony swojego partnera. Samael poinformował mnie, że zwróciłaś na siebie 

uwagę ludzi, ponieważ Rachel nie pozostawiła ci wyboru. Zdarzają się chwile, kiedy 
jest to konieczne i to była właśnie jedna z takich sytuacji. Sven’a i Roger’a nie ma na 
spotkaniu, ponieważ wyciągnęliśmy już dość wniosków z raportów Samel’a. Możesz 
pozostać zbójcą bez dalszego szkolenia. 

Powinna skakać z radości, ale zamiast tego w jej wnętrzu zapanowało 

rozczarowanie. Chciała zostać w siedzibie i trenować z Samael’em. To, czego 
szukała w życiu stało się dla niej jasne, ponieważ otarła się o śmierć. Nikt nie miał 
pojęcia, kiedy jego czas nadejdzie, dlatego, gdy się to stanie, Jade pragnęła mieć 
obok siebie Samel’a. Powrót do misji bez niego było ostatnią rzeczą, na jaką miała 
ochotę. 

Jade i Samael zataili przed Ambrose’em obecność Domiel’a. To było coś, co 

chcieli utrzymać między sobą. Rozpowszechnienie tego przyniosłoby tylko kolejne 
pytania, na które nie mieli ochoty odpowiadać. 

Jasnoniebieskie oczy Ambrose’a odbijały jasne światło lampy. 

background image

 

- 94 - 

- Chcę być wobec was uczciwy. Mam do wam prośbę abyście zachowali to dla 

siebie. 

Jade skinęła głową. 

- Wiem, że słyszeliście pogłoski o tym, że kiedyś byłam demonem. 

O tak, słyszała. Plotki mówiły, że Ambrose jest bardziej demonem niż wampirem, 

ponieważ w rzeczywistości był upadłym aniołem. Ambrose spadł na samym początku 
buntu w Niebie. Podobno został upomniany i zesłany na ziemię jako pierwszy 
wampir będący zdany tylko na siebie, czekając na dzień sądu ostatecznego. 

- Mogę zaprzeczać, ale prawdą jest, że bardziej jestem demonem niż wampirem. 

Plotki są więc prawdą. Mogę zmaterializować się w różnych miejscach i posiadam 
dużo więcej mocy niż wampiry – Ambrose opadł na oparcie swojego fotela, 
kontynuując. – Jeden ‘talent’ utrzymuję w tajemnicy, bo jest on dla mnie bardzo 
przydatny. Słyszę myśli innych osób, kiedy się na nich skupię. Jeśli inni 
dowiedzieliby się o tym, mogliby zacząć osłaniać swoje myśli. 

Strach sparaliżował Jade. Miała tyle cholernych tajemnic, że to się aż w głowie nie 

mieściło. 

- Zanim zadasz to pytanie, tak, wiem o Aniele Śmierci z twoich myśli. Mam 

nadzieję, że opowiedz mi o tej historii jak się wyśpisz, bo z tego, co wiem to nie 
odpoczęłaś za bardzo. Mam tylko jedno pytanie, czy wizja Lexie o Aniele śmierci się 
już spełniła? 

Jade otworzyła usta, ale z początku nie mogła wydusić z siebie słowa, w końcu 

zaczęła: 

- Jak… ? 

Ambrose popukał się palcem w głowę mówiąc: 

- Słyszę myśli innych. Wpadłem na twoje myśli już w trakcie pogrzebu Wesley’a. 

Nie jestem zadowolony z tego, że chciałaś to przede mną zataić.  

Jade spojrzała na swoje dłonie zaciśnięte w pięści, położone na kolanach. 

- Tak, ta wizja miała już miejsce. 

- Chcę, aby dołączył on do Sojuszu. Chcę abyście zostali trenerami Sojuszu. 

Będziecie wysyłać wampiry na ich pierwsze misje i tego typu rzeczy. 

- Skąd wiedziałeś, że chcemy zostać trenerami? – spojrzała na Samel’a. – Pytałeś 

go już o to? 

Samael wskazał na głowę Ambrose’go, mówiąc: 

- Zapomniałaś, on może wyczytać to z naszych myśli. 

Ambrose westchnął. 

- Nie muszę czytać w waszych myślach, aby to wiedzieć. Samael już wcześniej 

zainteresował się trenowaniem, a ty marzysz o tym od lat. 

- Nie. 

background image

 

- 95 - 

- Możesz okłamać siebie Jade, ale nie mnie. Myślisz o tym, odkąd dołączyłaś do 

Sojuszu. A wystarczy tylko poprosić. Byłaś moją cholernie dobrą zabójczynią, więc 
nigdy nie zlekceważyłbym twojej prośby. 

Przygryzła wargę, mówiąc: 

- Jesteś straszny, wesz? 

Ambrose zignorował ją. 

- Mamy kilku nowych rekrutów, którzy zaczną szkolenie za dwa tygodnie. Jest ich 

trzydziestu, a dziesięć z nich to demony. Myślę, że dobrze jest, aby trenerem był 
demon oraz ktoś, kto doskonale zna ich techniki walki i zachowanie. Samael’u, dalej 
jesteś zainteresowany tą pracą? 

- Oczywiście. 

- Bardzo dobrze. W takim razie rozpoczniecie pracę w ośrodku szkoleniowym za 

dwa tygodnie. Sporządzę jeszcze tylko odpowiednie papiery i wszystko będzie 
gotowe. Jeśli nie macie żadnych pytań, uważam, że skończyliśmy. 

Jade podniosłą rękę. 

- Mogę zdradzić Lexie twój sekret? 

Ambrose uniósł brew. 

- Tylko pamiętaj, wiem gdzie sypiasz, Jade. 

- Rozumiem, że jednak nie mogę… 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

- 96 - 

Rozdział 9 

 

Cztery tygodnie później… 
 

Nowi rekruci weszli do Sali szkoleniowej na ich kolejny trening z Jade i 

Samael’em. Trzymając w rękach listę rekrutów, Jade zaczekała aż wszyscy zajmą 
miejsce na niebieskiej macie. 

Ambrose był w pokoju obok i miał sprawdzał kandydatów na własną rękę. Dziś ona 

i Samael mieli zostać ocenieni z ich – trwającej już miesiąc – pracy. Ostanie tygodnie 
były niezmiernie zabawne oraz ekscytujące. Jade nie zamierzała tego spieprzyć, 
ponieważ lewo co jej tyłek wystartował z nowym harmonogramem szkoleniowym. 

Wzięła głęboki wdech i powiedziała: 

- Niektórzy z was wiedzą jak posługiwać się sztyletem, czy mieczem, a inni nie. 

Nie osądzajcie sami swoich możliwości, od tego jestem ja i Samael. Zaraz wspólnie 
ocenimy wasze umiejętności i dobierzemy was w odpowiednie grupy, zależnie od 
tego, co umiecie. Nie martwcie się, jeśli nie jesteście gorsi od swoich rówieśników. 
W ciągu kilku najbliższych tygodni wszyscy będziecie na tym samym poziomie. 

Samael wziął od Jade listę i zaczął czytać nazwiska kandydatów. Każdy, gdy tylko 

usłyszał swoje nazwisko, odpowiadał, że jest. 

Kiedy Samael czytał obecność, Jade przyglądała się jego ciału. Na jego widok, 

zawsze zasychało jej w gardle i była obolała od potrzeb. Przeklęty rękaw jego 
koszulki odsłaniał jego tatuaż, od którego Jade miękły kolana. Czy on robił to 
specjalnie? 

- Domiel? 

Nikt nie odpowiedział, Samael podniósł głowę znad listy i powtórzył: 

- Domiel ?  

Wtem drzwi do Sali otworzyły się i wpadł przed nie Domiel, zakładając przez 

głowę białą koszulkę. Samael przewrócił oczami. 

- Znasz zasady, dziesięć okrążeń. 

Domiel uśmiechnął się i zaczął biec, ale pod nosem wymamrotał: 

- Kurwa, koleś ! 

Jego firmowy uśmiech został na swoim miejscu. 

- Kocham to w każdej minucie swojego życia. 

Jade starała się ukryć uśmiech, kiedy odwróciła się w stronę stołu pełnego 

przeróżnych sztyletów. 

background image

 

- 97 - 

Kiedy pierwszy raz widziała Domiel’a, leżała w kałuży własnej krwi, w ciemnym 

klubie; uczucie spokoju przepłynęło nagle przez jej ciało. Niesamowity spokój tuż 
przed tamtą misją był spowodowany obecnością Domiel’a. 

Nikt nie czuł w jego obecności niepokoju. Jade zaczęła nazywać go Domiel’em 

Niebezpiecznym, ale nie dlatego, że jego umiejętności walki były niesamowite. 

Nazywała go tak ze względu na to, że każda kobieta rzucała mu się pod nogi. A on 

z tego korzystał. Jade nie mogła uwierzyć, że mimo iż mężczyzna miał ponad tysiąc 
lat to nigdy nie uprawiał seksu, dopiero kilka tygodni temu. Teraz problemem jego 
trenerów było to, że zjawiał się zawsze pod koniec treningów. Wiecznie miał 
zmierzwione włosy, a ubierał się po drodze, co dziś także zrobił. Dodatkowo na 
kilometr śmierdział kobiecymi perfumami.  

Samael skończył sprawdzać obecność, a Jade odwróciła się do stażystów, mówiąc: 

- Samael będzie oceniać umiejętności demonów, podczas gdy ja zajmę się 

wampirami. Chcemy powoli rozpocząć najważniejszy etap naszych treningów, czyli 
walkę z demonami. Oczywiście demony nie muszą się tego uczyć. 

Jeden z rekrutów podniósł rękę: 

- Czy będziemy doskonalić te umiejętności walcząc z demonami? 

Jade spojrzała na Samael’a. Ten miał przylepiony do twarzy głupkowaty uśmiech. 

Samael zwrócił się do mężczyzny, który zadał pytanie. 

- Zaraz pokażemy z Jade jak walczyć z demonem. Myślą przewodnią naszego 

szkolenia jest ‘spodziewaj się niespodziewanego’. 

Jade uniosła brew. Samael udowodnił, że to prawda. Zabójczyni nigdy nie 

spodziewała się, że miłość do demona może zmienić jej życie… a jednak zmieniła. 

- Hej, Jade – krzyknął Domiel biegnąc akurat po przeciwnej stronie sali. – Daj mu 

fory. 

Cholernie dużo da mu fory. Natychmiast po wypiciu krwi Domiel’a, Jade miała 

zwiększone poczucie świadomości. Zarówno ona jak i Samael będą mili coraz więcej 
mocy podczas kolejnych karmień. 

Oni nie mieli. Oni będą musieli się jakoś wzmocnić. 

Jade posiadała teraz moce wampira i demona. Dzięki temu stała się jednym z 

najpotężniejszych, żyjących wampirów. 

Spojrzała na praktykantów, mówiąc: 

- Tak jak powiedział Samael, spodziewajcie się niespodziewanego. 

Samael podszedł do niej i pocałował ją w czoło. I choć wiedział, że wszyscy na Sali 

go usłyszą, szepnął do zabójczyni: 

- Dodaj, że w sypialni. 

background image

 

- 98 - 

Chwyciła listę obecności i uderzyła go nią. Samael zaczął wyć i krzyczeć. Jak 

mogła się nie uśmiechnąć? Była zupełnie jak  nie ona. Miała wszystko, czego chciała: 
dom, przyjaciół i miłość. 

I jednego gorącego demona, któremu niedługo miała skopać tyłek. 

Ż

ycie jest dobre. 

 

 

KONIEC 

 

 

Tłumaczenie: Katherine Carther  

(zakochana.wariatka)