background image

Proces Templariuszy Cz. 4

Między 24 a 29 marca 1308 r. król rozesłał po całej Francji listy skierowane do 
duchowieństwa, szlachty i mieszczan i wzywające ich przedstawicieli do Tours, gdzie 
miały się zebrać stany generalne królestwa (5 maja). Niestety, sprawozdania z obrad w 
Tours nie zachowały się. Wiemy tylko, że trwały one dziesięć dni, w czasie których 
przedstawiciele "ludu Francji" wysłuchali gwałtownych w tonie, oskarżycielskich 
przemówień Nogareta i Plaisiansa oraz głosili, że templariusze za swe zbrodnie 
zasługują na karę śmierci.
26 maja król, w towarzystwie swego brata, Karola de Valois, ministrów i dworu przybył 
(wraz z małą armią) do Poitiers, gdzie przebywał Klemens V. Papież - robiąc dobrą minę 
do złej gry (nie mogła mu się nasunąć analogia ze spotkaniem w Anagni) - króla (który 
rzucił mu się do nóg) przyjął ze wszystkimi oznakami łaskawości. Na publicznym 
konsystorzu, 29 maja, w obecności papieża i króla, kardynałów, innych duchownych i 
ludzi świeckich, oskarżycielską mowę przeciwko templariuszom wygłosił minister 
królewski Gauillaume de Plaisians. Mowa Plaisiansa - niewątpliwie pióra Nogareta - 
rekapitulowała dotychczasowy przebieg "procesu templariuszy", przedstawiała ich winę, 
ich przyznanie się do niej, i wynosiła pod niebiosa zasługi króla Filipa jako obrońcy 
prawdziwej wiary przed heretyckim spiskiem. Wszakże - jeśli wierzyć relacji Jana 
Bourgogne, "prokuratora" (tj. ambasadora) króla Aragonii, Jakuba II, na dworze 
papieskim - przede wszystkim miała za zadanie wywrzeć nacisk na papieża, tak by bez 
zwłoki ukarał winnych templariuszy i potępił ich zakon. Gdyby jednak papież miał 
zwlekać dalej - wołał Plaisians - to król nie zaniedba zemsty na wrogach Chrystusa. 
Władca Francji bowiem z trudem tylko powstrzymuje swój lud...

"Gauillaume de Plaisians: ... który słysząc te obrazy i bluźnierstwa miotane przeciw 
Jezusowi Chrystusowi powstał oto i pragnie uderzyć na braci Świątyni nie czekając na 
sąd...
... jeśli więc - kończył mówca - ...
... szybko, Ojcze Święty, nie skończysz z tą sprawą, to trzeba będzie przemówić do 
ciebie innym językiem!"

Żądania królewskiego ministra poparli zarówno przedstawiciele wyższego kleru, jak 
Gilles Aicelin, arcybiskup Narbony i Egidio Colonna, arcybiskup Bourges, jak i 

1

background image

przedstawiciele szlachty i mieszczan.
Papież wszakże nie dał się zastraszyć. Odpowiadając swoim przedmówcom, powiedział, 
że dotychczas cenił templariuszy, jeśli jednak okaże się, że są winno zarzucanym im 
zbrodni, gotów jest ich znienawidzić. Podkreśliwszy jak wielki ciężar odpowiedzialności 
za wszelkie decyzje spoczywa teraz na nim i na królu Francji, stwierdził, że - wbrew 
pogłoskom - nie wierzy, by król Filip kierował się w sprawie Zakonu Rycerzy Świątyni 
żądzą zysku, i obiecał rozpocząć stosowne dochodzenie możliwie jak najszybciej.
Reaplikując z kolei papieżowi, Guillaume de Plaisians - w tonie jeszcze ostrzejszym niż 
uprzednio - zażądał od niego, by prałatom królestwa i innych państw polecił podjęcie 
działań przeciwko poszczególnym templariuszom, by odwołał zawieszenie prac 
inkwizycji i wreszcie, by zakon templariuszy wyłączył z Kościoła jako potępioną sektę. 
Zarzuciwszy papieżowi pragnienie chronienia templariuszy, zagroził raz jeszcze 
przejęciem ich sprawy przez prawdziwie katolickich władców i lud: 

"Jeśli [...] prawica, czyli ramię Kościoła, nie potrafi obronić tego świętego Ciała, to czyż 
nie może stanąć w jego obronie lewica, czyli sprawiedliwość świecka?"

Wreszcie Plaisians wprost oskarżył papieża, że odwlekając swą decyzję, chroni 
przestępców i uniemożliwia ukaranie zbrodni templariuszy, a przypomniawszy słowa 
Pana, że "jeśli nie będziecie gorący albo zimni, lecz tylko letni, to wypluję was z ust 
moich", dał papieżowi jawnie do zrozumienia, że sprawę templariuszy król może 
rozwiązać sam, nie oglądając się na decyzje papieskie.
Ale i tym razem papież się nie ugiął. Kończąc debatę stwierdził, że świeccy nie mają 
prawa osądzać duchownych, podkreślił, że nikomu nie wolno jest zabijać templariuszy 
bez zgody Kościoła, odmówił potępienia całego zakonu, jeśli nawet templariusze Francji 
okazali się heretykami, a wreszcie oświadczył, że nie podejmie w ich sprawie żadnej 
decyzji, jeśli członkowie i własność zakonu nie zostaną mu przekazani, wtedy zaś, jeśli 
okażą się niewinni, uwolni ich, jeśli natomiast wina ich zostanie wykazana, usunie ich z 
Kościoła.
Wobec nieugiętej postawy Klemensa V, król Filip zdecydował się na pojednawczy gest. 
27 czerwca sprowadził do Poitiers siedemdziesięciu dwóch templariuszy, tak by mogli 
złożyć swe zeznania przed papieżem. Między 29 czerwca a 2 lipca templariusze ci 
kolejno stawali przed papieżem i kardynałami, 2 lipca zaś wystąpili publicznie. Zachowały 
się oświadczenia 40 z nich. Większość zeznających w całej rozciągłości i nader 
szczegółowo potwierdziła wszystkie główne oskarżenia stawiane ich zakonowi: 
wyrzeczenie się Chrystusa, opluwanie krzyża, nieprzyzwoite pocałunki składane w 
czasie ceremonii inicjacji, zachętę do aktów homoseksualnych oraz adorację głowy 
Baphometa.
Jednym z pierwszych, którzy stanęli przed papieżem, był (wspomniany już) były agent 
króla, umieszczony w zakonie templariuszy jeszcze przed 1307 r., Jean de Foliaco. 
Uzupełniając swoje poprzednie zeznania, szczegółowo opisał ceremonię swego 
przyjęcia do zakonu, w czasie której inicjujący go preceptor templum w Paryżu, brat 

2

background image

Gauillaume, powiedział doń:
"Jesteś nasz. Teraz masz powtarzać po mnie ?Wyrzekam się ciebie, który nazywasz się 
bogiem?". Kiedy Foliaco ? jak opowiadał - odmówił, przyjmujący chwycił go za ubranie 
na karku i zagroził, że wtrąci go do więzienia, "z którego już nigdy nie wyjdzie". Wtedy 
Foliaco zawołał tak głośno, jak tylko mógł:
"Wyrzekam się ciebie!"
... nie wymieniając przy tym Boga, ponieważ miał na myśli przyjmującego preceptora.
Kolejny zeznający, giermek zakonny, Etienne de Troyes, był również jednym z 
informatorów króla z okresu poprzedzającego aresztowanie templariuszy. Teraz 
opowiedział m.in., że w czasie przyjmowania go do zakonu wyrzekł się nie tylko 
Chrystusa, lecz także "wszystkich apostołów i świętych Boga", po czym przyjmujący - po 
ucałowaniu go "nieczystymi pocałunkami"" - przepasał go cienkim sznurem, który...

" ... uprzednio owijał pewną głowę, jaką (templariusze) uważają za zbawcę i pomocnika 
zakonu i (jaka) była dla nich szczególnie święta...".

Zapytany o bliższe szczegóły, opisał obrady jednej z dorocznych kapituł zakonu (zawsze 
odbywały się 24 czerwca), podczas których wniesiono głowę, jak mu się zdawało...

" ... z mięsa od jej czubka aż po szyję i pokrytą psimi włosami [...] bardzo niebieskiego 
koloru ..."

Głowa ta, jak słyszał, miała być głową pierwszego wielkiego mistrza zakonu, Hugona de 
Payens. Zeznania swe Etienne de Troyes uzupełnił stwierdzeniem, że w zakonie 
templariuszy nie udzielano sakramentu komunii, lecz ...

" ... by oszukać świat, w wielkie święta rozdawano hostię nie konsekrowaną ani nie 
pobłogosławioną ..."

W końcu Etienne de Troyes opuścił zakon "ze względu na jego zło i haniebne rzeczy, 
które tam czyniono".
Wreszcie giermek Jan de Chalons, preceptor dwóch małych domów Świątyni, 
oświadczył, że wyrzekł się Chrystusa, ponieważ przyjmujący go zagroził mu, iż w 
przeciwnym razie ...

" ... w ciągu kilku dni umieści go w lochu w Merlan. I dodał on, że ten loch, czyli 
więzienie, jest tak surowy, iż nikt nie mógł przeżyć tam długo..."

To Jan de Chalons właśnie zeznał, że brat Gerard de Villiers, preceptor Francji, który 
uniknął aresztowania 13 października 1307 r. uciekając "w pięćdziesiąt koni", wsiadł na 
statek-galerę i odpłynął w nieznanym kierunku.
Wielu spośród zeznających relacjonowało również akty czci składane tajemniczej głowie, 

3

background image

ale opisy jej, jakie przedstawiali, różniły się między sobą: dla jednych był to "odrażaący 
czarny bożek", innym wydawała się "biała i brodata", a jeszcze inni twierdzili, że miała 
"trzy twarze".
Templariusze, którzy pojawili się w Poitiers przed papieżem, byli, oczywiście, starannie 
dobrani: byli to albo ludzie, mający jakąś pretensję do zakonu, albo ci, których udało się 
sterroryzować groźbami czy torturami, albo wreszcie jawni agenci królewscy. Tylko 
nielicznie z nich (14) byli rycerzami, tylko trzech było kapłanami i tylko czternastu miało 
funkcje preceptora. Niemniej papież uznał uch dobór za reprezentatywny i stwierdził, że 
...

"... jeśli chodzi osoby, które złożyły te zeznania, to w sposób oczywisty było jasne, iż 
wspomniane przez nie potworności i zbrodnie zostały istotnie popełnione..."

Ponieważ zeznający templariusze prosili o litość, przeto papież mimo gniewu, jaki 
wywołały w nim ich zeznania, udzielił im absolucji. 10 lipca - jak donosił Jean de 
Bourgogne królowi Jakubowi II - ponad 50 spośród tych templariuszy wyrzekło się swej 
herezji w obecności kilku kardynałów i otrzymawszy absolucję pogodziło się z Kościołem, 
w ten sposób oświadczając swą gotowość do poniesienia kary i wypełnienia pokuty, jakie 
Kościół zechce im wyznaczyć.
27 czerwca, w dniu, w którym pierwsza grupa templariuszy pojawiła się przed papieżem, 
król Filip skierował doń list zawierający szereg propozycji dotyczących przyszłej sytuacji 
osób i majątku należących do zakonu. W pojednawczym tonie król proponował, by 
templariuszy pozostawić pod strażą królewską, majątek zakonu zaś, który miał zostać 
użyty do sfinansowania proponowanej krucjaty, powinien być administrowany przez 
"dobre, wierne i dyskretne osoby" wspólnie wyznaczone przez króla i papieża.
W odpowiedzi utrzymanej w podobnym tonie, papież przyjął propozycje króla, 
wprowadzając do nich tylko drobne poprawki. W poprawkach tych m.in. zarezerwował 
sobie wyłączne prawo osądzania przywódców zakonu i zmniejszył rolę króla i jego ludzi 
w administrowaniu dobrami zakonu; również zgodził się reaktywować działalność 
inkwizytorów we Francji.
W serii aktów takich, jak bulle: Subit assidue, Faciens misericordiam i Regnans in coeliis, 
wydanych w ciągu lipca i sierpnia 1308 r., zgoda osiągnięta między papieżem a królem 
znalazła pełny wyraz.
W bulli Subit assidue papież wyznawał m.in., że początkowo nie był skłonny wierzyć w 
oskarżenia postawione templariuszom, ale ich zeznania, których ostatnio wysłuchał, 
przekonały go o ich winie. Teraz postanowił, że oskarżeni mają pozostać pod strażą 
królewską. Zarazem jednak śledztwo w ich sprawie przekazywał komisjom 
poszczególnych diecezji, w skład których miał wchodzić miejscowy biskup, dwóch 
kanoników, dwóch dominikanów i dwóch franciszkanów. Formalną pieczę nad 
templariuszami miał sprawować w imieniu papieża kardynał Pierre de la Chapelle.
Bulla Faciens misericordiam rekapitulowała dotychczasowy stan "afery templariuszy". 
Przede wszystkim papież przypomniał jako to zrazu nie chciał słuchać stawianych im 

4

background image

zarzutów, ponieważ ...

" ... nie wydawało się prawdopodobnym ani wiarygodnym, że ludzie tak pobożni, którym 
tak bardzo wierzono, iż przelewają swą krew w imię Chrystusa, i którzy często 
wystawiają się na niebezpieczeństwo śmierci, którzy też tak bardzo często okazywali tyle 
oznak wielkiego oddania [...] mieli by w tak wielkim stopniu zapomnieć o swym 
zbawicielu, by dopuścić się takich czynów ...".

Podkreśliwszy zasługę króla Francji w wykryciu zbrodni templariuszy i przypomniawszy, 
że zarówno zeznania świadków, jak i ich własne, w pełni potwierdziły stawiane im 
zarzuty, papież raz jeszcze określał rolę - wyznaczonych poprzednią bullą - komisji 
biskupich w dalszym śledztwie wobec poszczególnych templariuszy.
Ta sama bulla inicjowała także śledztwo wobec zakonu jako całości. Papież mianował 
ośmiu komisarzy, którzy mieli ...

" ... udać się osobiście do miasta, prowincji i diecezji Sens [...] i podjąć zbadanie prawdy 
z całą pilnością i na mocy naszego autorytetu, zwoławszy tych wszystkich, których 
należy zwołać, by świadczyli przeciwko temu zakonowi ..."

W bulli Regnans in coelis papież dawał pełny upust swemu gniewowi i rozżaleniu w 
obliczu zbrodni templariuszy:

"Ale oto ku naszemu żalowi podniósł się ku nam nowy i fatalny głos, przedstawiający 
nam ogrom złośliwości tych braci [...] Albowiem głos ten, zwiastun lamentu i żalu, u 
swych słuchaczy natychmiast wzbudził przerażenie, wzburzył ich umysły i dusze i 
wszystkim ludziom chrześcijańskiej wiary podał puchar nowej i niewypowiedzianej 
goryczy, a kiedy my, zgodnie z wymogami konieczności, czynimy jawnym przebieg tej 
sprawy, boleść rozdziera naszego ducha, a nasze zmęczone członki zawodzą nad, 
złamane przez zbyt wielki żal ... Jakiż katolik bowiem, słysząc o tym, nie poczuje 
wielkiego żalu i nie wybuchnie wielkim lamentem?..."

W bulli tej papież zapowiedział zwołanie w ciągu dwóch lat soboru powszechnego do 
Vienne (w Delfinacie, wówczas nie należącym jeszcze do Francji), soboru, który miałby 
rozpatrzyć sprawę templariuszy oraz projekty zorganizowania nowej krucjaty.
13 sierpnia 1308 r. papież Klemens V - ogłosiwszy przedtem o swej decyzji obrania za 
tymczasową Stolicę Apostolską Awinionu, położonego między Francją właściwą a 
Prowansją - opuścił Poitiers udając się w kierunku Bordeaux. Następnego zaś dnia 
wysłał trzech kardynałów - bliskich królowi Francuzów, Berengara Fredola i Stefana de 
Suisy, oraz Włocha, Landolfa Brancacciego - do Chinon, gdzie więziono Jakuba de 
Molay oraz pozostałych dygnitarzy zakonu: de Payrauda, Gonneville'a, Charneya i 
Raimbalda de Caron, preceptora Cypru. Kardynałowie przesłuchali ich między 17 a 20 
sierpnia w obecności głównego ich strażnika, Jana de Jamville. Wszyscy raz jeszcze 

5

background image

potwierdzili złożone uprzednio zeznania, wyrzekli się praktykowanej uprzednio herezji i 
pogodzili się z Kościołem. Wiadomość o tym zarówno papież, jak i król przyjęli z 
niekłamanym zadowoleniem.
W chwili aresztowania templariuszy król Filip spodziewał się szybko rozprawić z 
zakonem. Nadzieję taką mógł żywić jeszcze w czasie przetargów z papieżem w Poitiers 
latem 1308 r. Jednakże w chwili, kiedy śledztwo w sprawie zakonu przeszło w ręce 
papieża i biskupów, cała sprawa zaczęła się przeciągać w nieskończoność.
Na wiosnę 1309 r. król stracił cierpliwość; świadczą o tym listy, które wysłał do papieża. 
W listach tych zarzucał Klemensowi V granie na zwłokę i prosił o wyjaśnienie licznych 
kwestii, które bulla papieska i postanowienia pozostawiły bez odpowiedzi. Pytał więc 
m.in., co należy zrobić z tymi templariuszami, którzy najpierw przyznali się do winy, ale 
później wycofali swe zeznania, oraz z tymi, którzy z uporem odmawiali przyznania się do 
niej, ale są podejrzani o popełnienie zarzucanych im przestępstw. Właśnie na te pytania 
papież nie dał królowi odpowiedzi, obiecując jedynie, że zrobi to w terminie późniejszym.
Krótko po tej wymianie listów, w maju 1309 r., biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet, 
zapewne już wskutek instrukcji papieża, wydał szereg przepisów określających sposób 
prowadzenia - w jego diecezji - śledztwa wobec indywidualnych templariuszy. W 
przepisach tych znalazła odbicie generalna metodyka inkwizycyjnego postępowania 
wobec heretyków (z tendencją do "wprowadzenia oskarżonych na ścieżkę skruchy i 
pojednania z Kościołem" (by użyć określenia angielskiego historyka Malcolma Barbera). 
Przepisy te nakazywały wielokrotne przesłuchania templariuszy przeczących stawianym 
im oskarżeniom lub tych, którzy wycofali już raz złożone zeznania, dokładne śledztwo co 
do wszystkich okoliczności heretyckich ceremonii przyjęcia do zakonu, podanie nazwisk 
współwinnych, aresztowanie ich i włączenie do śledztwa. Przepisy biskupa de Bauffer 
określały także sposób postępowania z tymi, którzy uparcie odmawiali przyznania się do 
winy. Tych należało...

"Gauillaume de Bauffet: ... umieścić w więzieniu na chlebie i wodzie [...], jeśli nie są 
chorzy lub słabi ..."

Jeśli dalej będą trwali w uporze, należy im przedstawić zeznania wielkiego mistrza i 
innych przywódców zakonu, jak również przysłać do nich takiego templariusza, który 
przyznał się już do winy i zdecydowanie przy niej obstaje, by przekonał ich o 
niesłuszności ich postępowania. Wreszcie, gdyby i to nie poskutkowało, opornym 
należało zagrozić torturami i pokazać stosowne narzędzia, w ostateczności już uciekając 
się do ich zastosowania, początkowo z lekka, a i potem "bez przesady". Oporni mieli 
prawo tylko do jednego sakramentu: spowiedzi. Ale i wtedy należało posłać im takiego 
spowiednika ...

"Gauillaume de Bauffet: ... który umiejętnie wprowadziłby ich w lęk i pilnie napomniał, by 
wyznali całą prawdę dla bezpieczeństwa i dobra ich duszy i ciała..."

6

background image

W ten sposób w przepisach tych - które stały się wzorem postępowania dla wszystkich 
biskupów prowadzących śledztwo przeciw templariuszom, papież pośrednio odpowiadał 
na pytania zawarte w ostatnich listach królewskich. (Warto dodać, że postępowanie 
wobec templariuszy, którzy przyznali się do winy i przy zeznaniach swych obstawali, było 
o wiele łagodniejsze: np. mieli oni prawo do sakramentu komunii i kościelnego 
pogrzebu.)
Z wiosną 1309 r. śledztwo biskupie ruszyło z miejsca; niestety zachowały się tylko 
nieliczne protokoły z przesłuchań przeprowadzonych przez biskupie komisje. Pewne jest 
wszakże, że przepisy wydane przez biskupa Paryża nie zawsze były stosowane. I tak np. 
spośród 68 templariuszy przesłuchiwanych między 4 a 10 czerwca w Clermont 29 nie 
przyznało się do winy, stwierdzając:

"... że jeśli w przyszłości z obawy przed torturami lub więzieniem [...] mieliby przyznać się 
do tego, do czego przyznali się inni, to pragną, by im nie uwierzono ..."

Zdecydowana większość templariuszy przesłuchiwanych przez komisje biskupie 
relacjonowała o poniżeniach, groźbach i torturach, które zmusiły ich do przyznania się do 
zarzucanych im win. I tak np. giermek zakonu, Jan de Furnes, przed pojawieniem się 
przed biskupem Paryża był torturowany przez trzy miesiące, wskutek czego przez rok był 
"słaby na umyśle". Giermek z Clermont, Robert Vigier, sam okrutnie torturowany, zeznał 
przed komisarzami papieskimi w lutym 1310 r., że słyszał o trzech braciach zakonnych, 
którzy zmarli wskutek tortur. W Poitiers Humbert de Puy z rozkazu głównego strażnika 
templariuszy, tamtejszego seneszala Jana de Jamville, był torturowany trzykrotnie, po 
czym osadzono go w wieży w Niiert, gdzie zakuto w łańcuchy i trzymano o chlebie i 
wodzie przez trzydzieści sześć tygodni.
Tak więc templariusze w dalszym ciągu znajdowali się na łasce i niełasce króla oraz jego 
siepaczy.
Również dobra zakonu pozostawały bez zmiany w rękach króla. Wprawdzie w styczniu 
1309 r. Filip Piękny w liście do diuków, baronów, seneszali, bajliwów i innych urzędników 
królstwa stwierdził, że:

"Dobra (zakonu) zarówno ruchome, jak i nieruchome, które zostały skonfiskowane przez 
naszych ludzi i znajdują się w ich rękach, kazaliśmy w całości przekazać (kuratorom i 
administratorom papieskim) ..."

... jednakże "ludzie króla" bynajmniej nie zamierzali zastosować się do jego rozkazu. W 
liście do króla - z grudnia 1310 r. - papież Klemens V stwierdził, że powszechnie 
praktykuje się wydzierżawianie chętnym dóbr należących uprzednio do zakonu 
templariuszy na okres kilku lat, do umów dzierżawnych nigdy nie wprowadzając klauzuli 
uwzględniającej możliwość uniewinnienia zakonu czy też podjęcia jakichś decyzji przez 
sobór w Vienne.
Jeszcze w początkach 1309 r. król Filip wystosował do papieża list, w którym 

7

background image

zaproponował skład komisji mającej zbadać sprawę zakonu templariuszy jako całości. 
Zgodnie z tą propozycją, którą papież przyjął bez zmian, przewodniczący komisji, 
arcybiskup Narbony Gilles Aicelin, oraz pięciu jej członków (biskup Mende Gauillaume 
Burand, biskup Bayeux Gauillaume Bonnet, biskup Limoges Renaud de la Perte, 
archidiakon Trydentu Jan z Mantui oraz proboszcz kościoła w Aix Jan Agarni) byli ludźmi 
króla, a tylko dwaj pozostali, notariusz apostolski Maciej z Neapolu i archidiakon 
Magelony Jan de Montlaur, byli ludźmi odeń niezależnymi.
Komisja zebrała się 8 sierpnia 1309 roku w Paryżu, w klasztorze św. Genowefy, i 
rozesłała do wszystkich prałatów królestwa Francji listy wyjaśniające jej cele oraz 
wzywające wszystkich chętnych templariuszy i innych świadków, by stawili się jej przed 
obliczem 12 listopada tegoż roku w siedzibie biskupów Paryża.
Komisja papieska - w niepełnym zresztą składzie (5 członków) - zebrała się w 
oznaczonym czasie i miejscu w oczekiwaniu na pierwszych świadków. Jednakże ani 
tego dnia, ani w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie pojawił się nikt. Dopiero 22 
listopada biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet osobiście powiadomił zebranych 
komisarzy papieskich, że wielki mistrz i wielki wizytator zakonu wyrazili chęć stawienia 
się przed komisją. Jak widać, król Filip - mimo to, że sam wyznaczył skład papieskiej 
komisji - robił wszystko, by choć opóźnić jej prace; on to przecież w dalszym ciągu miał w 
swych rękach wzywanych przez nią templariuszy.
Ani de Molay, ani de Payraud, którzy stanęli przed komisją biskupią odpowiednio 26 i 22 
listopada, nie zrobili nic, by podąć obronę zakonu. Wielki mistrz oświadczył wprawdzie, 
że gotów jest bronić zakonu, jednakże nie wierzy, by był do tego zdolny. Oświadczył on:

"Uważałbym siebie za człowieka nikczemnego i nędznego i za takiego uznaliby mnie 
inni, gdybym nie bronił zakonu, który przyniósł mi tyle korzyści i zaszczytów ..."

Sądził on, że obrona ta będzie trudna, ponieważ znajduje się w niewoli "pana papieża i 
pana króla" i pozbawiony jest wszelkich potrzebnych w tym celu środków materialnych.

"Z tej przyczyny poprosił - jak głosi protokół przesłuchania - by udzielono mu w obronie 
tej pomocy i rady, mówiąc, że chce, żeby prawda o rzeczach przypisywanych [...] 
zakonowi stała się znana nie tylko tym, którzy do niego należeli, ale także królom, 
książętom, prałatom, diukom, hrabiom i baronom całego świata."

Komisja biskupia zgodziła się zaakceptować go jako obrońcę zakonu i - aby ułatwić mu 
podjęcie właściwej obrony - kazała odczytać dokumenty rekapitulujące dotychczasowy 
przebieg "procesu templariuszy". (Trzeba bowiem wiedzieć, że wielki mistrz był 
analfabetą i czytać nie umiał). Nagle, w czasie czytania jego zeznań z Chinon z sierpnia 
1308 r., Jakub de Molay - wyraźnie wstrząśnięty tym, co słyszał - przeżegnał się 
dwukrotnie i zdawał się być ...
" ... wielce zdziwiony tym, co zawierały wspomniane zeznania ..."
Zawołał też zaraz, że miałby o nich coś innego do powiedzenia, gdyby były tu pewne 

8

background image

inne osoby; miał zapewne na myśli kardynałów, którzy przesłuchiwali go w Chinon.
Reakcja komisarzy na wybuch de Molaya była chłodna: jeden z nich przypomniał mu, że:
"... Kościół osądził już tych heretyków, którzy przyznali się do herezji, opornych zaś 
przekazuje ramieniu świeckiej sprawiedliwości ..."
W swym pomieszaniu de Molay zwrócił się o pomoc do obecnego w czasie tego 
przesłuchania - oczywiście bezprawnie ? Gauillaume?a de Plaisians. Minister królewski 
oświadczywszy się ze swym szacunkiem dla wielkiego mistrza, skorzystał z okazji, by 
stwierdzić, że:

"Musi się o niego zatroszczyć, żeby (de Molay) nie obwinił się lub nie zgubił bez 
powodu".

Uspokojony nieco wielki mistrz poprosił o możność stawienia się przed komisją za kilka 
dni, a komisja przychyliła się do jego prośby.
Jasne było, że dwa lata więzienia i tortury załamały wielkiego mistrza całkowicie. Nie 
wiedział już, do czego się przyznał, a co odwołał, ani też czy ma bronić zakonu, jeśli zaś 
tak, to jak się do tego zabrać.
W ciągu najbliższych kilku dni przed komisją pojawiło się kilkunastu templariuszy, a 
chociaż żaden z nich nie był gotów do obrony zakonu, to jednak wypowiedzi niektórych 
wskazywały na pewną zmianę postawy więzionych zakonników. I tak np. Aymon de 
Barbonne, który był osobistym giermkiem de Molaya w Zamorzu, stwierdził, że "nie wie 
nic złego ani o mistrzu, ani o zakonie", Gauillaume Boscelli oświadczył, że powiedziałby 
prawdę, gdyby nie był w więzieniu, a Jan de Furnes podkreślił, że torturami zmuszono go 
do wyznania rzeczy nieprawdziwych.
Punktem zwrotnym stały się zeznania preceptora Payns, Ponsarda de Gizy. Zapytany, 
czy chce bronić zakonu, odpowiedział, że wszystkie oskarżenia stawiane zakonowi są 
fałszywe i takież są zeznania jego współbraci. Wszystko, co powiedzieli, powiedzieli 
wskutek tortur, jakim poddali ich wrogowie zakonu. W samym Paryżu w rezultacie 
"gehenny" zmarło 36 braci. On sam gotów jest bronić zakonu, korzystając z pomocy 
dwóch braci: Renauda de Provins i Piotra z Bolonii. (Ci dwaj templariusze mieli później 
odegrać dużą rolę w obronie zakonu). Ponsard zapytany, czy sam był torturowany, 
odpowiedział:

"... przez trzy miesiące, które poprzedzały zeznania, jakie złożyłem w obecności pana 
biskupa Paryża, trzymany byłem w lochu z rękami związanymi na plecach tak mocno, że 
krew tryskała mi spod paznokci".

Loch ten miał tylko jedną stopę szerokości. Gdyby go ponownie torturowano - ciągnął 
Ponsard - ...

"... zaprzeczyłbym temu, co teraz mówię, i powiedział, co by sobie życzono... Dla honoru 
zakonu gotów bym dać sobie obciąć głowę, pozwolić się spalić lub ugotować, gdyby 

9

background image

miało to trwać krótko, ale nie potrafiłbym już znieść drugiej ?gehenny?, której poddawano 
mnie w więzieniu przez przeszło dwa lata ..."

Na odważne wypowiedzi Ponsarda natychmiast zareagował Filip de Voet, proboszcz z 
Poitiers i jeden z dwóch głównych strażników templariuszy, przedstawiając komisji list 
pióra Ponsarda. List ten zawierał liczne oskarżenia pod adresem zakonu templariuszy; 
m.in. takie, jak oskarżenie o praktyki deflorowania umyślnie przyciąganych do zakonu 
"sióstr templariuszek". Mimo protestu Ponsarda, który stwierdził, że napisał ten list w 
czasie sporu, w jaki wdał się ze skarbnikiem zakonu, jego wiarygodność została 
poważnie zachwiana.
Fiasko wystąpienia Ponsarda uległo pogłębieniu wskutek kolejnego pojawienia się przed 
komisją Jakuba de Molay. Powołując się na swą niepiśmienność i ubóstwo, odmówił on 
obrony zakonu, prosząc tylko o uwzględnienie w osądzaniu go jego wielkiej 
szczodrobliwości i faktu, iż członkowie żadnego innego zakonu nie przelali tyle krwi w 
obronie wiary chrześcijańskiej. Oświadczenie to nie wywarło żadnego wrażenia na 
komisarzach. Wszystko to - jak stwierdzili - nie ma żadnego znaczenia dla zbawienia 
duszy, jeśli czynom tym nie towarzyszyła wiara katolicka. De Molay odparł, że wie o tym i 
wierzy ...

"... w jednego Boga i w Trójcę św. i we wszystko, co należy do wiary katolickiej [...] i że 
kiedy dusza zostanie oddzielona na ciała, wtedy stanie się jawne, kto był dobry i kto był 
zły, i każdy z nas pozna prawdę o rzeczach, które się teraz dzieją".

Tym razem interweniował obecny na posiedzeniu - także bezprawnie - Nogaret. W 
odpowiedzi na proste wyznanie wiary de Molaya, przytoczył opowieść pochodzącą 
jakoby z kronik opactwa Saint-Denis, według której w czasie walk w Ziemi Świętej sam 
Saladyn, słysząc o jednej z wielkich klęsk templariuszy, miał oświadczyć, że klęska ta 
spadła na nich, ponieważ ...
"... uprawiali grzech sodomii i gwałcili swą wiarę i prawo ..."
Jeszcze przed drugim wystąpieniem de Molaya, król Filip rozkazał swym urzędnikom 
przysłać do Paryża wszystkich templariuszy, którzy chcieliby bronić zakonu. Niemniej 
komisarze papiescy, rozczarowani postawą wielkiego mistrza i dotychczasowymi 
rezultatami swej pracy, przesunęli kolejny termin obrad komisji na dzień 3 lutego 1310 r.

Profesor Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny 
Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś 
- drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aeterna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W 
2001 roku trzeci tom: Nieba i piekła.

Udostępniony przez autora tekst pochodzi ze strony eGnosis

10

background image

Zamieszczony esej stanowi fragment książki, która nakładem doMu wYdawniczego tCHu 
ukazała się w listopadzie 2005 r.

Jerzy Prokopiuk

11