background image

BENTE PEDERSEN 

TAJEMNICZA NIEZNAJOMA 

background image

Po  lecie  owego  1749  roku  jak  zwykle  nadeszła  jesień.  Las  sposobił  się  do 

przywdziania  złotej  szaty.  Zielone  korony  drzew  upstrzyły  się  już  tu  i  ówdzie  złocistymi 

plamami. Słoneczne promienie jakoś inaczej oświetlały okolicę, a i fiord nie mienił się już tak 

szmaragdowo jak letnią porą. 

Niebo przegląda się w wodach fiordu niczym w zwierciadle, pomyślała Ida, sadowiąc 

się z robótką na schodach prowadzących do chaty. Teraz jest blade, rozmyte, jak gdyby ktoś 

pozbawił  je  mocnych  odcieni.  Niemal  równie  bezbarwne  jak  goniące  się  chmury.  Choć 

posępne  i  nieco  chłodne,  nie  ma  w  nim  wrogości.  Raczej  zdawać  by  się  mogło,  że  celowo 

usunęło  się  w  cień,  przekonane,  iż  lazur  obok  intensywnych  kolorów  jesieni,  jakimi  wnet 

okryje się natura, to zbyt wiele naraz. Przyroda nie lubi przesady. 

Ida  machinalnie  sięgnęła  po  szarą  wełnę  i  zabrała  się  za  dzierganie  grubych  skarpet. 

Uznała,  że  rękawic,  których  już  nagromadziła  pełen  kosz,  powinno  wystarczyć.  Szara 

włóczka przesuwała się jej między palcami. 

Dni  na  cyplu  dłużyły  się  nieco,  szczególnie  teraz,  kiedy  została  sama  i  tak  rzadko 

gdzieś  wychodziła.  Przy  dwójce  małych  dzieci  wciąż  trzeba  było  się  uwijać.  Mała  Raija  i 

Mikkal  skończyli  właśnie  pół  roku  i  ciągle  się  domagali  obecności  mamy.  Tym  bardziej  że 

tylko ją jedną mieli. 

Ida wzdrygnęła się. Trochę zmarzła w cienkim kaftanie narzuconym na ramiona. Było 

późne  popołudnie.  Mimo  że  rześkie  powietrze  wydawało  jej  się  ożywcze,  gdy  trochę  dłużej 

siedziała na dworze, dokuczał jej chłód. Potrzebowała jednak tej chwili wytchnienia. 

Dwa małe trolle już spały. 

Nie  karmiła  ich  piersią,  straciła  pokarm.  Czuła  do  siebie  żal,  że  nie  sprostała  roli 

matki.  Anjo  tłumaczyła,  że  wielu  kobietom  pod  wpływem  zmartwień  piersi  przestają 

napełniać  się  mlekiem,  i  radziła,  by  Ida  się  tym  nie  zadręczała.  Łatwo  powiedzieć!  Anjo 

kierowały  niewątpliwie  szczere  intencje  i  jej  rady  płynęły  prosto  z  serca,  ale  czy  ona  mogła 

wczuć  się  w  sytuację  Idy?  Anjo  miała  męża,  który  chętnie  ją  wspierał  w  codziennych 

kłopotach i z którym mogła się podzielić najmniejszym problemem. Ida zaś była sama. W jej 

głowie kłębiły się myśli, z których nie potrafiła się zwierzyć nikomu, bo dotyczyły tylko jej i 

Ailo, i uczucia, jakie ich łączyło. A co komu do tego. 

Niekiedy  odwiedzał  ją  Emil.  Ale  po  wyjeździe  Reijo  nie  zachodził  zbyt  często.  W 

miarę upływu czasu stał się bardziej ostrożny. Obawiał się ludzkiego gadania. Gdy uganiał się 

background image

za  Idą,  aż  huczało  od  plotek,  a  teraz,  kiedy  została  sama  z  dwojgiem  dzieci,  mieszkańcy 

wioski kpili z niego w żywe oczy. 

Co innego Sedolf. 

Ida,  myśląc  o  nim,  mimowolnie  przerwała  dzierganie.  Przypomniała  sobie,  jak 

uśmiechając  się  do  niej  swymi  dobrymi  oczami,  prosił,  by  dobrze  się  zastanowiła,  nim 

przyjmie oświadczyny Emila. Sam nigdy nie wyznał, co o niej naprawdę myśli, ale mimo to 

na swój sposób lubiła go. 

Od wiosny właściwie częściej przebywał poza wioską niż w rodzinnym domu. Jednak 

zdążył na chrzest jej maleństw, dumny jak paw, że poprosiła go na ojca chrzestnego. Ludzie 

oczywiście i o tym plotkowali, a Emil zgrzytał zębami, że Ida nie zwróciła się do niego. 

Mieszkańcy  wioski  gadali  z  przekąsem,  że  Sedolf  udaje  wielkiego  pana.  Tak  jakby 

było coś złego w tym, że ciężko haruje i oszczędza. 

Ostatnio  widziała  go  na  początku  lata.  Wpadł  jak  po  ogień,  zakręcił  się  z  nią  wokół 

izby,  mówiąc,  że  to  jego  jedyny  taniec  w  tę  noc  świętojańską,  ale  zaraz  dodał,  że  wcale  nie 

jest mu tęskno do zabawy. 

Później  Ida  się  dowiedziała,  że  nie  świętował  z  resztą  młodzieży.  Z  jednej  strony 

sprawiło  jej  to  przyjemność,  z  drugiej  zaś  trochę  było  jej  przykro.  Nie  chciała,  by  przez  nią 

ktoś musiał z czegoś rezygnować. Nawet Sedolf, choć on uczynił to nader chętnie. 

Dokończyła  rząd  i  podniosła  kłębek.  Uśmiechnęła  się  zmęczona  i  odgarnęła  z  czoła 

rudy lok. W głębi serca odczuwała straszliwą tęsknotę, której nie potrafiła nazwać. 

Dni  upływały  jej  monotonnie,  jeden  podobny  do  drugiego.  Tyle  miała  pracy! 

Wszystko było na jej  głowie.  Inwentarz... w ciepłej mrocznej oborze spędzała wiele  godzin. 

Oby  tylko  ojciec  wrócił,  nim  nadejdzie  pora  sprowadzenia  owiec  z  górskich  pastwisk!  Jeśli 

nie  zdąży,  będzie  musiała  prosić  o  pomoc  Knuta,  bo  kogo  innego?  A  on przecież  dość  miał 

własnych spraw. 

Dzieci... Przewijanie i kąpiel. Zapach pieluch, które wygotowywała w kotle, wżarł się 

w ściany. Pieluszki łopotały na wietrze niczym żagle, unosząc gdzieś daleko myśli Idy, ale nie 

ją samą. 

Dom, pranie, gotowanie, sprzątanie, porządki. Często przychodziło Idzie do głowy, że 

ż

ycie  przecieka  jej  przez  palce  jak  w  balii  woda,  zamieniając  jej  delikatne  dłonie  w  twarde, 

spierzchnięte ręce kobiety. 

A przecież dopiero za kilka miesięcy skończy dwadzieścia lat. Nadal potrafi ulatywać 

daleko na szeroko rozpiętych skrzydłach marzeń. 

background image

Uporała się z wieczornym obrządkiem. Zajrzawszy do dzieci, pomyślała z nadzieją, że 

może dadzą jej przespać całą noc, choć dobrze wiedziała, iż z takimi maluchami nigdy nic nie 

wiadomo. Pewnie daremnie się łudzi, że nie wyrwą jej ze snu. 

Usiadła wygodnie, oparłszy się o ścianę z drewnianych bali. Rozkoszowała się jedną z 

tych  rzadkich  chwil,  które  miała  tylko  dla  siebie.  Trudno  jej  było  sobie  wyobrazić,  że 

niektórzy  ludzie  siedzą  z  założonymi  rękami  i  nie  muszą  nic  robić.  Sama  wiodła  bardzo 

pracowite życie. 

Rozmarzyła  się  i  przeniosła  myślami  z  powrotem  do  utraconej  bezpowrotnie 

rzeczywistości. 

Nie  słyszała  koni  ani  skrzypiących  żałośnie  kół.  Nie  ocknęła  się,  gdy  zatrzeszczały 

wrota  stajni.  Zbudził  ją  dopiero  hałas  dobiegający  od  strony  paleniska.  Swojskie  odgłosy 

podkładania  drewna  do  ognia.  Otworzyła  oczy,  ale  gdy  ujrzała  przyklękającego  przy  piecu 

ojca, zdawało jej się, że nadal śni. 

- Tato? 

Reijo uśmiechnął się i porwawszy córkę w ramiona, uściskał ją serdecznie. 

- Jak dobrze jest wrócić do domu - powiedział, sadzając ją z powrotem przy stole. 

-  Znalazłeś  Maję?  Jak  się  jej  wiedzie?  A  Heino?  Z  nim  też  wszystko  dobrze?  Jak  ci 

upłynęła droga? Chyba nie pokonywałeś dziennie zbyt dużych odcinków? 

Pytała o wszystko, tylko nie o to, co najbardziej ją nurtowało. Reijo wiedział o tym i 

nie zamierzał niczego przed nią ukrywać. 

- Maja powiedziała, że Ailo nie żyje. Podobno brał udział w jakiejś akcji bojowników 

o  wyzwolenie  Finlandii  spod  szwedzkiego  jarzma.  Na  okręcie,  który  zaatakowali,  wybuchł 

pożar. 

Ida przełknęła ślinę. 

- Był razem z mężem Mai. 

-  Razem  z  Heino?  To  do  nich  podobne  -  odezwała  się  z  chrapliwym  śmiechem.  - 

Zupełnie jak dzieci... 

- Nie, nie z Heino. Heino także nie żyje. Maja wyszła ponownie za mąż... 

Te wieści całkiem zbiły Idę z nóg. 

Reijo, oparłszy się o gładki blat stołu, opowiedział o wszystkim, czego się dowiedział 

o  Mai,  jej  synu,  o  Heino,  o  pożarze  i  cierpieniu.  Na  koniec  stwierdził,  Że  Maja  postąpiła 

słusznie. 

Ida przypomniała sobie słowa noaidy o tym, że ogień przysporzy jej najbliższym wiele 

bólu. 

background image

- Nie potrafię sobie wyobrazić Mai takiej, jaką ją opisujesz - wyznała. 

- Mnie też przychodzi to z trudem - westchnął Reijo. - Mimo że przecież widziałem ją 

na  własne  oczy.  Słyszałem  szelest  jej  sukien,  Ido.  Obserwowałem,  jak  układa  kwiaty  w 

wazonach ze starej chińskiej porcelany, jak bez zmrużenia powieki, wydaje polecenia służbie. 

To była nasza Maja, a zarazem ktoś zupełnie obcy... 

Pokręcił głową, a jego oczy przygasły, tak jakby stracił coś cennego. 

-  Zawsze  byliśmy  sobie  tacy  bliscy,  a  teraz  brakowało  mi  odwagi,  by  szczerze 

porozmawiać o motywach jej postępowania. Jak mi Bóg miły, lękałem się tego. 

Wstał  i  sięgnął  po  kurtkę.  Z  wewnętrznej  kieszeni,  którą  Ida  mu  wszyła  przed 

wyjazdem, wyjął jakiś przedmiot i położył przed córką na stole. 

Liche  światło  parafinowej  lampki  nie  oświetliło  dokładnie  błyszczącej  ozdoby.  Ida 

przełknęła ślinę. 

-  Maja  powiedziała,  że  on  nie  żyje.  Nie  pozostał  po  nim  nawet  grób.  Nic,  po  prostu 

nic. 

- Kiedy to się stało? - zapytała Ida, chwytając palcami, zawieszony na łańcuszku złoty 

pierścionek z figurką ptaszka. Poczuła w dłoni chłodny metal. 

- Zeszłego lata, Ido. Ida zapatrzyła się przed siebie nieruchomo, widząc jedynie gęsty 

mrok. Ciemna ściana odgradzała ją od świata. Dziewczyna nie płakała. Nie była w stanie. Sa-

ma  sobie  na  to  nie  chciała  pozwolić.  Wiedziała,  że  musi  się  pogodzić  z  wiadomością  o 

ś

mierci męża, choć to takie bolesne. 

Potarła skrzydełkami złotego ptaszka o swój policzek. Poczuła jedynie chłodny metal, 

nie mogła wyczuć zapachu Ailo. Z trudem potrafiła sobie wyobrazić, że jego dłonie dotykały 

tej ozdoby, że ją wytworzyły. 

Rok? 

Dlaczego Maja nić przysłała żadnej wiadomości? 

Ida  wbiła  wzrok  w  ojca,  zmuszając  go,  by  spojrzał  na  nią.  W  jego  zielonych  oczach 

dostrzegła płomień. 

- Dlaczego nas nie zawiadomiła? - zapytała. - Przecież tylu handlarzy przybywa w te 

strony w porze jarmarków. Mogła kogoś poprosić, by przekazał nam wiadomość! 

Idę  ogarnął  ów  cień  wątpliwości,  którego  i  Reijo  nie  mógł  się  pozbyć.  Maja  nigdy 

wcześniej  nie  kłamała  mu  w  poważnych  sprawach.  Taiła  jedynie  gwałtowne,  beznadziejne 

uwielbienie dla jego osoby... 

Znał ją dobrze i wyczuł, że kiedy mówiła o Ailo, coś było nie tak. Przekazując jednak 

córce wisiorek, powtórzył jej wyjaśnienie Mai. 

background image

Ida zaś zadała mu to samo pytanie, które i jemu nie dawało spokoju. Odpowiedział jej 

tak, jak to sobie sam wytłumaczył. 

- Mai było strasznie ciężko. Straciła Heino i wszystko, co posiadała... 

To prawda. 

- Ale przecież kiedyś przeżywała to samo, co ja teraz - sprzeciwiła się Ida. - Musiała 

rozumieć,  jakie  to  dla  mnie  ważne,  żeby  wiedzieć.  Sama  ciężko  znosiła  niepewność.  Chyba 

nie  stała  się  aż  tak  obojętna.  A  może  jednak?  Piekielnie  szybko  znalazła  sobie  tego  nowego 

męża! 

- Pobrali się w kilka dni po pogrzebie Heino - odpowiedział Reijo blady, nadal czując 

się w obowiązku bronić Mai. Jej jednej nie mógł zdradzić. 

Ida  zrozumiała,  że  nawet  ona,  rodzona  córka,  nie  dorówna  nigdy  Mai,  którą  Reijo 

traktował  zawsze  jak  własne  dziecko.  Była  jego  oczkiem  w  głowie,  najbliższa  mu  spośród 

czwórki rodzeństwa. 

-  Nowy  mąż  Mai  musiał  uciekać  z  kraju,  ale  zapewnił  jej  utrzymanie  i  dach  nad 

głową. Bo ona straciła wszystko. Nie potępiaj jej, Ido! Nie zasłużyła na to! 

- Cóż, do dziecka potrzeba dwojga - zgryźliwie odparła Ida. - To znaczy, że łączy ich 

coś więcej niż zwykła wdzięczność. Poza tym ktoś przeszkadzał szamanowi dotrzeć do Ailo. 

Nie  pytałeś  jej  o  to?  Tato,  przecież  nikt  inny  poza  nią  nie  mógł  tego  zrobić!  Istnieje  chyba 

jakiś powód! 

-  Zbyt  dużą  wagę  przykładasz  do  słów  szamana.  Przecież  to zwykły  mężczyzna.  Nie 

wszystko, co mówi, musi być prawdą. Nie pomyślałaś o tym? 

Ida  nie  odpowiedziała.  Grzała  w  dłoni  wisiorek,  pozwalała,  by  zabierał  jej  własne 

ciepło. Ptak, symbol wolności i ucieczki. Dzieło Ailo. 

- Kochana  Ido, powstrzymaj się od osądzania innych. Czasami człowiek zapomni się 

na chwilę i pozwoli iskierce zapłonąć wielkim ogniem. 

Ida spuściła wzrok, przypomniawszy sobie Sedolfa. Mimowolnie ogarnął ją strach, że 

ojciec wie... 

Ale przecież to niemożliwe. 

Może tylko zgadywał, nie raz trafiał niebezpiecznie blisko prawdy. 

Rzeczywiście, ona ostatnia ma prawo potępiać. 

Nie ruszając się z miejsca, pieściła dłonią ptaszka. 

- Ailo zrobił go dla Mai - wyjaśnił Reijo. - Ale ona uważa, że należy się tobie. 

Ida pokiwała głową, powstrzymując płacz. 

background image

Patrzyła  na  ptaszka,  głaskała  skrzydła.  Domyślała  się,  że  Ailo  nie  wyrzeźbił  go,  ale 

odlał w specjalnej formie. Może tak jak odlewa się dzwonki do odświętnej uprzęży dla koni. 

Dokładnie jednak nie potrafiła sobie tego wyobrazić. 

Zresztą,  czy  miałoby  to  jakieś  znaczenie,  gdyby  wszystko  ułożyło  się  tak  jak 

powinno?  Gdyby  Ailo  istniał  gdzieś  dla  niej?  Nie  byłoby  nawet  wówczas  takie  ważne,  by 

trwał przy niej. Ale jego nie ma! Dlatego teraz wszystko, co w jakiś sposób się z nim wiązało, 

stanowiło dla Idy tajemnicę, którą musi poznać. 

-  Gdybyś  nie  pojechał  tam,  ojcze,  nadal  byśmy  nic  nie  wiedzieli.  Czy  Maja  z  tego 

powodu nie miała wyrzutów sumienia? 

Reijo wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć. 

- To musi być całkiem inna Maja - stwierdziła Ida, czepiając się tego przekonania tak, 

jak  korzenie  wczepiają  się  w  nieurodzajny  skalisty  grunt.  To,  że  Maja  nie  próbowała 

przekazać jej prawdy, zasiało w sercu siostry niepokój. 

Gdyby nie Reijo, który zdecydował się na tę podróż, nadal trwaliby w niepewności. 

Ptaszek stanowił pewnego rodzaju dowód. Słowa Mai także. Ale przecież nie pozostał 

ż

aden grób. 

-  Maja  powiedziała,  że  Ailo  nie  żyje  -  powtórzył  po  raz  nie  wiadomo  który  Reijo.  I 

chociaż  tyle  razy  formułował  te  słowa,  nie  zabrzmiały  w  jego  ustach  ani  trochę  bardziej 

wiarygodnie. 

W Idzie także wszystko protestowało przed zaakceptowaniem tej wieści. 

Czy  powinna  się  była  domyślić?  Gdyby  coś  złego  spotkało  Mikkala,  jej  matka  na 

pewno  by  to  odgadła...  Tymczasem  ona,  Ida,  nie  odczuwa  pustki.  Czy  to  znaczy,  że  nie 

kochała  Ailo  prawdziwą  miłością,  skoro  nie  tknęło  jej,  że  zginął,  że  już  go  nie  ma  wśród 

ż

ywych? 

Do czego to podobne? Oczywiście, że kochała Ailo, kochała go nad życie. 

Nie  powinna  poddać  się  zwątpieniu.  Za  wiele  roztrząsa,  rozpamiętuje.  Niepotrzebnie 

zadręcza się myślami. 

- To znaczy, że dzieci mają tylko mnie - rzekła z westchnieniem. - Na Boga, tato, nie 

skończyłam jeszcze nawet dwudziestu lat, a już czuję się jak staruszka. 

-  A  ja  to  co,  jak  myślisz?  -  przerwał  jej  zmęczonym  głosem.  -  Wszyscy  odchodzą, 

niektórzy  nigdy  już  tu  nie  wrócą.  Inni  tak  beznadziejnie  krótko żyją.  Tylko  ja  trwam  w  tym 

miejscu, ale tak naprawdę nie wiem, gdzie jest mój dom. Patrzę na siebie i nie wiem, czy taki 

powinien  być  Reijo  Kesaniemi.  Tornedalen  bardzo  się  zmieniło,  ledwie  rozpoznałem  tamte 

background image

okolice.  Nie  ciągnie  mnie  już  do  Finlandii,  ale  czy  moje  miejsce  jest  rzeczywiście  tutaj,  w 

Ruiji? Nie potrafię odpowiedzieć. 

Ida  słuchała  go  roztargniona.  Mimo  że  siedzieli  obok  siebie  przy  tym  samym  stole, 

rozkładając bezradnie ręce, ich myśli wędrowały w odmiennych kierunkach. 

-  Tata  maleńkiej  Raiji  i  Mikkala  nie  wróci!  Ani  za  kilka  miesięcy,  ani  po  Nowym 

Roku, ani nawet za rok. Ailo nigdy nie wróci, bo Ailo nie żyje! 

Mówiła beznamiętnym głosem, zapatrzona nieruchomo przed siebie. Ale nie mieściło 

jej się to w głowie. Wszystko w niej protestowało przed przyjęciem takiej prawdy. 

-  Nie  zostałaś  sama  -  rzekł  do  niej  Reijo.  -  Jesteś  młoda.  Maja  też  powiedziała,  że 

musisz  żyć  dalej.  Nie  ma  sensu  zatracać  się  w  rozpaczy.  Minął  już  rok,  Ido.  On  umarł. 

Rozejrzyj się wokół, a zobaczysz, że dla wielu spraw warto żyć. 

- Mam może postąpić tak jak Maja? - zapytała nieco zgryźliwie. 

-  Znam  wielu,  którzy  by  cię  chcieli  -  mówił  dalej  Reijo,  nie  odrywając  wzroku  od 

córki. 

Ida uciekła spojrzeniem. 

-  Ale  chyba  ja  także  muszę  chcieć  -  odezwała  się  zmęczona.  -  Bo  w  takim  samym 

stopniu dotyczy to mnie. Mnie i dwojga maleństw! 

Wstała i nie wypuszczając z dłoni wisiorka, skierowała się do alkierza. 

Reijo odniósł wrażenie, że córka porusza się krokiem lunatyka. Nie mógł pamiętać, że 

sam  tak  wyglądał,  gdy  przez  wiele  długich  lat  nie  dopuszczał  do  siebie  myśli,  iż  Raija  nie 

ż

yje. Ida teraz przeżywała coś podobnego. 

Cierpiał i współczuł doli córki. Ale wiedział, że ona się z tego otrząśnie. Jest jeszcze 

taka  młoda,  życie  niejedno  ma  jej  do  zaoferowania.  Maja  ma  rację.  Nawet  tu  nad  fiordem 

znalazłoby się wielu odpowiednich dla Idy mężczyzn. 

Reijo nie od razu poszedł spać. Jeszcze długo w noc jego myśli ulatywały na południe 

ku krajowi, który choć był jego ojczyzną, tak naprawdę nią nie był, ku Finlandii, gdzie nadal 

sięgały jego korzenie. Prawdziwie głęboko wrosły jednak tu, w tę ziemię nad fiordem, wiążąc 

go na dobre i na złe z wybrzeżem. Jego serce biło tym samym rytmem co serce Ruiji. 

Myślał  też  o  chłopcu,  który  otrzymał  jego  imię  i  kiedyś  stanie  się  wielkim  panem. 

Myślał o Mai... 

Losy dzieci Raiji toczyły się nieprzewidywalnymi torami. 

Czuł, że tak naprawdę dopiero teraz stracił Maję. I tego nie potrafił wyjaśnić Idzie. 

Zresztą nie chciał składać na barki córki swoich smutnych, szarych myśli. Wystarczy 

jej własnych kłopotów. 

background image

Zapomniał  zapytać  Idę,  czy  Sedolf  wrócił  do  domu.  Może  to  i  dobrze.  Lubił  tego 

chłopaka,  ale  czuł,  że  nie  powinien  na  siłę  pchać  córki  w  jego  ramiona.  Kto  wie,  czy 

powodowana przekorą nie dałaby się wówczas omamić Emilowi i zgodziła zostać jego żoną. 

A  tego  Reijo  nie  chciał.  Dostrzegał  bowiem  w  osobowości  Emila  mroczne  strony,  które 

mogłyby kłaść się cieniem na tym związku. 

Rodzicom  zawsze  się  zdaje,  że  wiedzą  najlepiej,  ale  przecież  nikt  nie  może  żyć 

cudzym życiem. Nawet ojciec nie ma prawa narzucić swojej córce tego, co według niego dla 

niej  najlepsze.  Ida  była  krwią  z  jego  krwi,  ale  myśli  miała  własne.  Czasami  trudno  to 

zaakceptować. 

Zgasił  lampę  i  stojąc  przez  chwilę  na  środku  izby,  nasłuchiwał  płaczu  Idy,  która 

szlochała w poduszkę, by nie obudzić dzieci. 

To jest jej życie, pomyślał, jej smutki. Nie może przeżyć tego za nią. 

background image

Ktoś inny może by się załamał, ale nie  Ida. Wiadomość o śmierci Ailo nie spadła na 

nią jak  grom z jasnego nieba. Powoli oswajała się z taką możliwością. Często nachodziły ją 

straszne  przeczucia.  Teraz  przynajmniej  zyskała  pewność,  że  Ailo,  umierając,  nie  cierpiał 

długo. 

Do  późnej  nocy  wylewała  łzy  w  poduszkę  i  uspokoiła  się  dopiero,  gdy  trzeba  było 

przewinąć  Raiję  i  Mikkala.  O  poranku  schowała  wisiorek.  Przez  chwilę  pieściła  go  w 

dłoniach,  dotknęła  nim  policzka,  musnęła  wargami,  ale  nie  poczuła  się  przez  to  bliżej  Ailo. 

Ukryła więc ptaszka ze złota razem z broszką Mai i pozostałym srebrem rodowym. 

Na co takie ozdoby prostej kobiecie znad fiordu! 

Ida odgarnęła włosy z twarzy i zaczesała je do tyłu. Ściągnęła mocno i zaplotła ściśle 

warkocz. Potem zawiązała fartuch i uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie. 

Maja z pewnością chciała dobrze. Ale żyła w innym świecie. 

Reijo zdążył już zrobić poranny obrządek. Napalił w piecu, przyniósł wody. Troszczył 

się  o  córkę,  pomagając  w  codziennych  obowiązkach,  które  zwykle  spoczywały  na  niej. 

Wszystko po to, by ją oszczędzić. Ida ceniła to bardziej niż wszelkie słowa pociechy. 

Ojciec taki właśnie był, mówił niewiele, ale dbał o nią. 

Ida  nie  po  raz  pierwszy  zapragnęła,  by  ojciec  miał  kogoś  bliskiego,  kto  okazywałby 

mu ciepło i otaczał czułą troską. Zasługiwał na to bardziej niż ktokolwiek inny. 

-  Wszystko  dobrze?  -  zapytał  przelotnie  i  pogładził  jej  policzek  wierzchem  dłoni,  od 

której bił swojski zapach obory. 

Kiwnęła głową, wzruszona serdecznością ojca. 

Ida, która nigdy nie potrafiła siedzieć bezczynnie, zwłaszcza teraz potrzebowała zająć 

czymś  ręce.  Ale  po  powrocie  Reijo,  który  włączył  się  do  codziennych  obowiązków  i  w 

niejednym  ją  wyręczał,  nie  miała  tyle  pracy.  Dopadło  ją  uczucie  bezradności.  Uciec  stąd 

przecież nie mogła. Krępowały ją niewidzialne więzy konwenansów. Kobiety wyprowadzały 

się z rodzinnego domu tylko po zamążpójściu. 

-  Chodź  ze  mną  na  borówki!  -  zaproponowała  Anjo.  Żona  Knuta  nosiła  w  sobie 

niewyczerpane pokłady ciepła. Na nią, tak jak na Reijo, zawsze można było liczyć. 

- Nie mogę, dzieci - odrzekła Ida. 

Zrywała  borówki  tylko  w  pobliżu  chaty,  kiedy  bliźnięta  spały.  W  piwniczce,  gdzie 

przechowywali zapasy żywności, zgromadziła już nawet sporo konfitur. 

background image

Reijo pośpiesznie zaofiarował swą pomoc. 

- Zaopiekuję się nimi! Towarzystwo trzech małych trolli dobrze mi zrobi. 

Anjo  przyszła  z  małym  Karlem,  który  chodził  za  „Jeilo”  jak  cień  i  na  krok  go  nie 

odstępował. 

-  Dziadek  ich  popilnuje  -  uśmiechnęła  się  Anjo  i  mrugnęła  porozumiewawczo.  -  A 

nam dobrze zrobi taki krótki wypad. Wystawimy buzie do jesiennego słońca, posiedzimy na 

pieńku i poudajemy młode dziewczęta. 

Ida dała się porwać tej kuszącej perspektywie. Wyjęła koszyki z kory młodej sosenki 

wyplecione  zręcznymi  palcami  Reijo.  Nie  każda  kora  nadawała  się  na  koszyk  i  trzeba  było 

wyćwiczonego  oka,  żeby  to  poznać.  Reijo  znał  się  na  rzeczy  jak  mało  kto.  To  prawdziwa 

sztuka, którą niewielu opanowało w takim stopniu. Reijo potrafił wyplatać koszyki tak ciasno, 

ż

e nie wyciekłaby z nich nawet woda, gdyby ktoś zechciał ją przenieść. 

Młode  kobiety  pobiegły  do  mieniącego  się  jesiennymi  barwami  lasu,  ciesząc  się 

perspektywą  kilku  godzin  odpoczynku  od  codziennych  obowiązków.  Radowały  się,  że 

nazbierają czerwonych borówek. 

Zawsze robiły coś użytecznego, nawet gdy zdawało im się, że leniuchują. 

Minęły  pobliskie  pagórki  porośnięte  krzewinkami  i  zatrzymały  się  dopiero  po 

dłuższym  marszu.  Były  szczęśliwe,  że  oderwały  się  od  domowych  obowiązków.  Zanurzając 

dłonie  w  lśniącym  zielonym  poszyciu,  przypomniały  sobie  dzieciństwo.  Oskubywały 

pośpiesznie  krzaczki  z  czerwieńszych  niż  pulsująca  krew  byka  owoców  borówek,  a  kiedy 

zakryły nimi dno koszyków, już spokojniej kontynuowały zbiór. 

- Pogodziłaś się z tym? - zapytała nieoczekiwanie Anjo i opadła ciężko na kępę, którą 

oczyściła  z  borówek.  Szeroko  rozsunąwszy  kolana,  postawiła  między  nimi  koszyk,  i  nie 

zważając na niedbałą pozę, zaczęła się objadać owocami. 

-  Z  tym,  że  Ailo  nie  żyje?  -  Ida  zamarła  na  moment  i  zacisnęła  dłonie  na  uchwycie 

koszyka. - Pogodziłam się z tym, że nie wróci - odpowiedziała po chwili. - Nie żyje, to zbyt 

trudne słowo. 

Anjo pokiwała głową i zapatrzyła się w niebo na przesuwające się obłoki. 

-  Dużo  myślałam  o  Mai  -  przyznała.  -  O  tym,  jak  po  śmierci  Heino  została  sama  w 

obcym kraju, i o tym, jak wcześniej radziła sobie z jego kalectwem. 

- Myślę, że nie potrzebujemy jej współczuć - wyrwało się  Idzie zgryźliwie. - Tak mi 

się wydaje. Wyszła za mąż zaledwie w kilka dni po pogrzebie Heino. 

background image

- Nie bądź taka pewna. Z Mają nigdy nic nie wiadomo. - Anjo włożyła do ust źdźbło 

trawy. - Zauważyłaś, że i Reijo jest jakiś nieswój? Chyba nie wie tak do końca, co sądzić o jej 

postępowaniu. 

Ida nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale teraz uderzyło ją nagle, że Anjo ma rację. 

Ojciec  odpowiadał  dość  zdawkowo,  gdy  pytała  o  Maję.  Bronił  jej,  ale  nie  wyrażał  otwarcie 

swojego zdania. 

- Masz żal, że Ailo tam pojechał? 

-  Może.  Nie  potrafię  zrozumieć,  dlaczego  to  zrobił.  Maja  najwyraźniej  nie  wyjaśniła 

ojcu  powodu,  bo  nic  mi  na  ten  temat  nie  wspomniał.  -  Westchnęła.  -  Czasami  odnoszę 

wrażenie, że Maja jest ojcu bliższa niż ja, a nawet mama. 

Anjo  milczała.  Czyż  można  było  rozmawiać  o  czymś,  co,  jak  obie  czuły,  było 

prawdą... 

-  Powinnam  sama  pomówić  z  Mają  -  ciągnęła  Ida,  ściskając  w  palcach  borówkę  i 

rozcierając  sok.  -  Powinnam  usłyszeć  to  od  niej,  patrzeć  na  nią,  gdy  mi  to  oznajmia. 

Rozumiesz? Tyle jest pytań, które chciałabym jej zadać. Głupich pytań... ale dla mnie wszyst-

ko  jest  ważne.  O  czym  rozmawiali?  Jak  długie  Ailo  miał  włosy?  Co  widział  i  co  mu  się 

podobało... 

Ida  bawiła  się  warkoczem.  Wyjęła  spinki  i  rozpuściła  rude  włosy,  rozczesując  je 

palcami. Nie pomyślała, żeby zabrać ze sobą z domu grzebień, bo przecież ta wyprawa miała 

inny cel. 

- Muszę sobie wyobrazić Ailo, a wtedy może uda mi się zrozumieć... 

-  Trudno  ci  będzie  żyć,  jeśli  nie  zrozumiesz?  -  zapytała  ostrożnie  Anjo,  roztrząsając 

każde słowo Idy. Pragnęła dogłębnie pojąć jej smutek, złość, rozterkę. 

-  Żyć?  -  Ida  odstawiła  koszyk  i  wstała.  Drobna,  jak  wszystkie  kobiety  z  jej  rodu, 

zgrabna, ale silna. Rozłożywszy ręce, odrzekła dobitnie: - A co ja robię, u licha?! Jeszcze nie 

położyłam  się  w  grobie,  to  znaczy,  że  żyję.  Tylko  że  nie  da  się  tak  po  prostu  schować 

wszystkich  myśli  do  kufra.  Nie  mogę  tak  zwyczajnie  zapomnieć  o  Ailo  albo  udawać,  że  go 

nigdy nie było. W izbie leżą jego i moje dzieci. Wystarczająco często przypominają mi o tym, 

ż

e kiedyś żył. 

-  Dobrze,  że  się  złościsz.  Niejedna  kobieta  na  twoim  miejscu  pogrążyłaby  się  w 

rozpaczy, zdając się na powolne umieranie. Ale ty nie jesteś taka. 

- Nie - odparła Ida i usiadła wyprostowana. - Ja taka nie jestem. Lubię siebie i chcę dla 

siebie tego, co najlepsze. 

background image

-  Czy  kobiecie  wypada  tak  mówić?  -  zażartowała  Anjo,  uśmiechając  się  lekko,  i 

dodała  z  większą  powagą:  -  Jesteście  z  Mają  bardzo  do  siebie  podobne.  Bardziej  niż 

którakolwiek z was chciałaby przyznać. Dostrzegasz to także? 

Ida niechętnie przytaknęła. 

-  Rzeczywiście,  Maja  też  zawsze  jakoś  wydobywa  się  z  tarapatów.  Ale  ja  nie 

mogłabym tak szybko znaleźć sobie kogoś innego. 

- Nie byłabym tego taka pewna. - W oczach Anjo pojawił się błysk. - Zauważyliśmy, 

ż

e pewien młodzieniec dość często odwiedza cypel. 

- Emil? Myślisz, że nadaję się na żonę chłopa? 

- Nie jego miałam na myśli. Ida zarumieniła się lekko. 

- Sedolf da się lubić - odrzekła pośpiesznie. - Ale to za mało, by planować przyszłość 

u jego boku. 

- Sedolf jest miły - uznała Anjo. - Może nie tak na wskroś solidny, jak był Heino, ale 

mi go przypomina. To jest mężczyzna, któremu można zaufać, mimo że na pierwszy rzut oka 

wydaje się trochę lekkomyślny. 

-  Nie  szukam  mężczyzny,  Anjo.  Szukam  borówek.  Ida  pochyliła  się  i  na  kolanach 

pilnie obrywała krzaczki z owoców, zatopiona we własnych myślach, które czasem potrafiły 

być równie natrętne jak bratowa. Tak naprawdę jednak ukryła spłonione rumieńcem policzki. 

Pochłonięte zbieraniem, nie zauważyły dwóch dziewcząt, które oddawały się takiemu 

samemu zajęciu. Omal nie wpadły na ciemnowłosą Henriettę o rumianych policzkach i Sofię 

o blond włosach i błękitnych zamyślonych oczach. 

Sofia, w której postawie wyczuwało się dumę, nie powitała Idy przyjaźnie. Anjo nagle 

przypomniała  sobie  zasłyszaną  przypadkiem  rozmowę  między  Knutem  a  jednym  z  jego 

kolegów, Larsem. W natłoku innych spraw zupełnie zapomniała powtórzyć ją Idzie. 

-  Nie  wyglądasz  na  pogrążoną  w  żałobie  wdowę  -  wycedziła  z  fałszywą  słodyczą 

Sofia. - Podobno tym razem to już pewne, że Ailo nie żyje. No cóż, nie każdemu się zdarza 

tracić męża wielokrotnie. Można rzec, że masz już wprawę. 

Ida odrzuciła głowę do tyłu. Ona także, jeśli tylko chciała, potrafiła być złośliwa. 

-  Jak  możesz  tak  mówić?  -  zapytała.  -  Tak  ci  doskwiera  zgryzota,  że  musisz  się  na 

mnie wyżywać? 

Uważasz, że poniżysz mnie, rzucając mi w twarz takie obraźliwe słowa? 

-  Emil  pewnie  pierwszy  przyleciał  z  wyrazami  współczucia,  co?  -  ciągnęła  złośliwie 

Sofia, rozgrzebując stopą borówkowe krzewinki. - Proszę bardzo, bierz go sobie! Żadna inna 

nie była dla niego dość dobra! Czasami trzeba zapłacić wysoką cenę za dom i gospodarstwo! 

background image

- Nie chcę nikogo. Przynajmniej na razie! - odparła Ida w nadziei, że zostanie dobrze 

zrozumiana. 

Odczuła  przykrość,  patrząc  na  Sofię.  Były  przecież  kiedyś  przyjaciółkami,  niemal 

najlepszymi. Jaka szkoda, że chłopak, który dla niej niewiele znaczył, położył się cieniem na 

ich przyjaźni. 

- Tak się tylko mówi! - Sofia usiadła demonstracyjnie, sugerując, że to Ida i Anjo mają 

się  stąd  usunąć,  bo  ona  bynajmniej  nie  zamierza.  -  Ale  nawet  rudowłosej  Idzie,  za  którą  się 

wszyscy  kiedyś  uganiali,  może  być  trudno  znaleźć  męża  -  szydziła.  -  Nie  wszystkim 

wystarczy ładna buzia i ponętne ciało. Takie zwykle stają się siennikami, a nie żonami. 

Ida wzbiła oczy ku niebu i roześmiała się. 

- Dobry Boże. Z jakiego powodu mam słuchać takich bzdur? Czego ty mi, u licha, tak 

zazdrościsz, Sofia, co? Nic nie poradzę na to, że Emil nie chciał się z tobą ożenić. Nie wiem, 

czy  to  przeze  mnie,  ja  w  każdym  razie  nigdy  nie  czyniłam  mu  żadnych  obietnic.  Kochałam 

Ailo,  tylko  Ailo!  Straciłam  go.  Szczerze  mówiąc,  uważam,  że  nie  masz  powodu  tak  mnie 

obrażać!  Choć  oczywiście...  -  Ida  wzruszyła  ramionami:  -  ...lepiej,  że  mówisz  to  prosto  w 

oczy aniżeli za plecami. Chociaż tyle. 

- Emil chce własnych dzieci - ciągnęła Sofia nie zrażona, tak jakby słowa Idy zupełnie 

jej  nie  dotyczyły.  -  Chce  mieć  własnego  syna,  dziedzica  majątku  i  spadkobiercę  nazwiska. 

Krew  z  jego  krwi  i  kość  z  jego  kości.  Nie  interesują  go  dzieci  spłodzone  przez  innego 

mężczyznę. Tak się wyraził, wiesz? - Sofia zaśmiała się, widząc, że Ida pobladła. - Opowiada 

wszystkim,  że  się  z  tobą  ożeni,  bo  nad  fiordem  nie  znajdzie  piękniejszej  od  ciebie.  Nie 

przeszkadza mu, że kobieta nie jest dziewicą, o ile jest wdową. Ale dla cudzych bachorów nie 

ma w jego domu miejsca. Tak jakby brakowało mu izb! W każdym razie wiesz, czego możesz 

się spodziewać. Rozpowiada, że udowodniłaś, iż możesz urodzić dzieci, i to dwoje naraz. Jest 

przekonany, że jemu urodzisz trojaczki... Anjo dotknęła ramienia Idy. 

- Chodźmy już, Ido, nie potrzebujesz tego słuchać... 

Ida potrząsnęła głową, a jej rude loki zatańczyły w powietrzu niczym ogniste języki. 

- Nie daję wiary  wszystkiemu, co  gadają ludzie. To, co mówiłaś, zupełnie nie pasuje 

do  Emila,  którego  znam.  Jeśli  rzeczywiście  ma  mi  coś  do  powiedzenia,  chcę  to  usłyszeć  od 

niego samego. Nie potrzebuję pośredników. 

-  Święta  naiwności!  -  westchnęła  Sofia.  -  Nawet  Sedolf  to  słyszał.  Strasznie  się 

wściekł na niego i kazał mu zamilknąć. Uczynił to ze zwykłej przyzwoitości, nic innego się za 

tym nie kryło. 

- Sedolf? - zapytała Ida, która pogubiła się już w tym wszystkim. 

background image

-  Wrócił  do  domu,  młoda  wdówko  -  wyjaśniła  Sofia  z  fałszywą  słodyczą.  -  Ostatnie 

trzy noce spędził ze mną. 

- To właśnie miałaś na myśli, rozróżniając kobiety sienniki i kobiety żony? - zapytała 

Ida  z  miną  niewiniątka.  -  Powinnaś  bardziej  uważać,  Sofio.  Pomyśl,  co  będzie,  jeśli  Sedolf 

okaże się równie wybredny? 

Sofia zapomniała prawdopodobnie, że gdy Ida wpadnie w gniew, nie da sobie w kaszę 

dmuchać  i  nikt  jej  nie  przegada.  Anjo  z  trudem  skryła  uśmiech.  Lars  wspomniał,  że  po 

powrocie Sedolfa Sofia dosłownie przykleiła się do niego. 

„No  cóż,  mężczyzna  jest  tylko  mężczyzną!  -  rzucił  pobłażliwie  i  dodał:  -  Zresztą 

odkąd  umarła  matka  Sofii,  ojciec,  zajęty  domem  i  gospodarstwem,  nie  ma  czasu  myśleć  o 

cnocie córki. A ona też za bardzo nie dba o swą reputację. Wszyscy o tym wiedzą”. 

Anjo  zamierzała  powtórzyć  to  Idzie,  chociaż  niełatwo  jest  przekazywać  niezbyt  miłe 

wieści komuś, kogo się kocha. 

-  Sedolf  przynajmniej  ma  dość  rozumu,  żeby  nie  wiązać  się  z  kobietą  z  dwojgiem 

rozwrzeszczanych dzieciaków. Mimo że zmusiłaś go, by został ich ojcem chrzestnym. 

Te słowa przekonały Idę, że Sedolf nie zwierza się Sofii. Cóż, jego sprawa, z kim się 

zadaje. Jej nic nie obiecywał. 

- Jeśli Sedolf cię chce, to go bierz - powiedziała Ida, rozkładając ramiona. 

- Tak zamierzam uczynić - oznajmiła Sofia, wstając z miejsca. Patrzyła gdzieś ponad 

ramieniem  Henriettę,  która  trzymała  się  na  uboczu,  niemal  jak  cień,  zalękniona,  że  zostanie 

wplątana  w  kłótnię  między  dwiema  koleżankami,  które  lubiła.  Spojrzenie  Sofii  jednak 

wystarczyło,  by  przypomnieć  jej,  z  kim  ma  trzymać.  Po  chwili  Sofia  opuściła 

demonstracyjnie polankę i zniknęła wśród drzew. Za nią podążyła Henriettę. Żadna z nich nie 

schyliła się po borówki. 

-  Biedny  Sedolf!  -  rzekła  ze  współczuciem  Anjo.  -  Pewnie  nie  ma  pojęcia,  jaką 

przyszłość zaplanowała mu Sofia. 

-  Jest  dorosła,  a  zachowuje  się  tak  dziecinnie!  -  odparła  Ida.  -  Nie  sądzisz,  Anjo?  A 

może to tylko mnie się tak zdaje? Nie potrafiłabym już snuć takich bezpodstawnych marzeń... 

Anjo powoli pokręciła głową. 

-  Przeżyłaś  więcej  niż  Sofia,  Ido.  Jesteście  równolatkami,  ale  człowiek  szybciej 

dojrzewa,  gdy  spadają  na  niego  nieszczęścia.  Przemieniłaś  się  w  kobietę,  a  Sofia  nadal  jest 

dziewczęciem. Miesza marzenia z rzeczywistością. A to niebezpieczne, najbardziej dla niej. 

- A co z Sedolfem? - zaśmiała się Ida szyderczo. 

- Sedolf jest dużym chłopcem, potrafi się upilnować - odrzekła Anjo. 

background image

Miała rację, Ida zdawała sobie sprawę, że nie potrzebuje niepokoić się o Sedolfa. Ale 

nagle  wyprawa  do  lasu  straciła  dla  niej  swój  urok.  Chociaż  nie  nazbierały  jeszcze  pełnych 

koszyków, zapragnęła już wrócić do domu. 

- Usadziłaś ją. 

Ida pokiwała głową. 

- A mimo to czuję niesmak. Nie dość że Ailo nie żyje, to jeszcze muszę wysłuchiwać 

takich niegodziwości. To obrzydliwe, Anjo. Wstrętne! 

Anjo objęła ją i przytuliła mocno. Już miała wypowiedzieć słowa pociechy, gdy ciszę 

przerwał rozdzierający krzyk, ulatując niczym przerażony ptak ku niebu. 

Rozpoznały  głos  Sofii  i  rzuciły  się  na  pomoc,  w  jednej  chwili  puszczając  kłótnię  w 

niepamięć. 

Sofia,  odwrócona  tyłem,  dygotała  jak  w  gorączce,  a  Henriettę  pochylała  się  nad 

ziemią.  Anjo,  najbardziej  z  nich  doświadczona,  w  jednej  chwili  ogarnęła  sytuację. 

Zdecydowanym ruchem odsunęła na bok Henriettę. 

Ida stała z boku, nieco dalej niż Sofia. Skrzyżowawszy ręce na piersiach, wbiła palce 

w skórę, czując, jak ją parzą przez bluzkę i gruby wełniany kaftan. 

Na  wilgotnym  mchu  wśród  gęstego  poszycia  leżała  młoda  kobieta  ubrana  w 

samodziałowy kubrak. 

-  Nie  żyje  -  wyszeptała  Sofia  drżącym  głosem.  Ida  dawno  nie  widziała  jej  takiej 

poruszonej.  Anjo  pośpiesznie  dotknęła  opuszkami  palców  szyi  nieznajomej,  nasłuchując 

jednocześnie, czy oddycha. 

- Żyje - odezwała się po chwili. - Ale tętno jest ledwie wyczuwalne. 

Otulając kobietę, uchwyciła spojrzeniem leżący nieopodal duży nóż. 

- Tak leżała, kiedy ją znalazłyście? - zapytała. - Niczego tu nie ruszałyście? 

- Skądże! - żachnęła się Henriettę. - Za nic w świecie nikt by nas do tego nie nakłonił! 

- Trzeba ją przenieść do wsi, prawda? - odezwała się Ida i poczuła ból w sercu, patrząc 

na pokaleczoną twarz kobiety i poplamiony krwią kaftan, który Anjo tak pośpiesznie zapięła, 

jakby chciała przed dziewczętami ukryć rany. 

-  Nie  możemy  jej  same  tak  po  prostu  zanieść  do  wsi  -  oświadczyła  zdecydowanym 

głosem Anjo. - Będą nam potrzebne nosze i mężczyźni do pomocy. No i wóz zaprzężony w 

konie. Do naszej chaty stąd nie jest daleko. Knut powinien być w domu. 

-  Ida  biega  z  nas  najszybciej  -  przerwała  jej  Henriettę.  Sofia  już  chciała  się  temu 

sprzeciwić, ale ugryzła się w język. 

background image

- W takim razie biegnij, Ido, a ja się nią zajmę - rzekła Anjo. - Spróbuję utrzymać w 

niej to ledwo co tlące się życie. 

I gdy Ida ruszyła pędem przed siebie, żona Knuta rozpostarła swe opiekuńcze skrzydła 

nad nieznajomą. 

Knut  siedział  na  schodach  chaty,  i  to  nie  sam.  Rozpoznawszy  u  boku  brata  znajomą 

sylwetkę,  Ida  zwolniła  na  moment.  Zaraz  jednak  wzięła  się  w  garść.  Nie  pora  na  chimery, 

kiedy chodzi o życie. 

Zdyszana  i  zarumieniona  dobiegła  do  chaty.  Takiego  wyrazu  w  jej  oczach  Knut  ani 

Sedolf nigdy jeszcze nie widzieli. Ściągnięte brwi, przypominające kształtem ptasie skrzydła, 

złączyły się u nasady nosa. Twarz wyrażała bezdenną rozpacz. 

- Anjo z małym Karlem miała być u was! Dotarli? - spytał brat. 

Ida przytaknęła zdyszana, z trudem łapiąc oddech. Dawno już nie biegała. Po porodzie 

i karmieniu jej ciało było ociężałe. Odgarnęła włosy z twarzy. Nie patrzyła wprost na Sedolfa, 

zarejestrowała jego obecność ledwie kątem oka. 

- Kobieta w lesie - wydobyła z siebie z trudem, bo złapała ją zadyszka. Czuła łomot w 

skroniach. Domyślała się, że jej twarz płonie, i wyobrażała sobie, że wygląda okropnie. - Tata 

opiekuje  się  dziećmi,  a  my  z  Anjo  zbierałyśmy  borówki.  I  nagle  usłyszałyśmy  krzyk  Sofii. 

Pobiegłyśmy  w  tamtą  stronę  i  znalazłyśmy  ją.  Wygląda  okropnie,  Knut.  Twarz  ma  tak 

okaleczoną, że trudno rozpoznać rysy. Pojęcia nie mam, ile może mieć lat. Obok leży nóż z 

zaplamionym krwią ostrzem. Zdaje się, że ona krwawi. Anjo zakryła ją kaftanem, jakby coś 

chciała ukryć... 

Knut chwycił Idę za ramiona. 

-  Spokojnie,  Ido,  spokojnie!  Jesteś  zdenerwowana,  mówisz  nieskładnie.  Nic  nie 

rozumiem. Mówisz, że znalazłyście w lesie jakąś kobietę? 

Ida pokiwała głową. 

- Podaj wódkę - rzucił Knut do Sedolfa przez ramię. - Stoi za schodami do obory. 

Sedolf wstał i skierował kroki we wskazanym kierunku. Ida odruchowo popatrzyła na 

niego.  Znów  ma  za  długie  włosy,  przemknęło  jej  przez  myśl,  tak  jakby  to  w  ogóle  ją 

obchodziło. 

Szybko  wrócił  z  glinianym  gąsiorkiem  i  przyłożył  jej  do  ust.  Ida  przełknęła  i 

popatrzyła  prosto  w  brązowe  oczy,  które  pociemniały  tak,  że  wydawały  się  prawie  czarne. 

Dostrzegła  w  nich  powagę  i  troskę.  Zaraz  jednak  cofnęła  spojrzenie,  zakrztusiwszy  się 

mocnym  trunkiem.  Sedolf  umieścił  gąsiorek  na  schodach.  Sam  nadal  stał,  ani  na  chwilę  nie 

odrywając wzroku od Idy. 

background image

W  końcu  usłyszeli  całą  historię.  Dziewczyna  zataiła  jedynie  sprzeczkę,  do  której 

doszło pomiędzy Sofią a nią. 

-  Tę  kobietę  musiał  napaść  ktoś  znacznie  od  niej  silniejszy.  -  Ida  wykrzywiła  twarz, 

przywoławszy  w  pamięci  ów  ponury  obraz.  Wszelkie  okrucieństwo  przyprawiało  ją  o 

mdłości. 

- Bierzemy drzwi i wóz! - rzucił Sedolf. - Podjedziemy najbliżej, jak się da. 

Knut oddalił się pośpiesznie, żeby wszystko przygotować. 

- Wróciłeś? - zapytała Ida niezbyt rezolutnie, nie patrząc na Sedolfa. 

- Nie opuszczam wioski na zbyt długo - odpowiedział wymijająco. 

- Słyszałam od Sofii, że jesteś w domu. Zabrzmiało to dość wymownie, choć  Ida nie 

miała zamiaru czynić mu wyrzutów. 

-  Knut  powiedział  mi  właśnie,  że  przypuszczenia,  iż  Ailo  nie  żyje,  okazały  się 

prawdziwe. Bardzo mi przykro! Zasługiwałaś na to, żeby go odzyskać. 

Ida pokiwała głową. 

-  Nie  zawsze  dostajemy  to,  na  co  zasługujemy  -  odparła  i  tym  razem  spojrzała  na 

Sedolfa. W tych słowach także kryło się drugie dno. - Zostaniesz teraz w domu? 

Wzruszył ramionami. 

- Nie ma tu dla mnie miejsca. Nic nie układa się tak, jak bym chciał. 

-  Sądząc  po  tym,  co  mówiła  Sofia,  wydaje  się,  że  jest  wręcz  przeciwnie.  -  Ida  nie 

mogła się powstrzymać od uszczypliwości, chociaż zdawała sobie sprawę, że to dziecinne. 

-  Sofia  wie  tylko  to,  co  chcę,  żeby  wiedziała  -  rzucił  krótko  i  wkładając  do  kieszeni 

zaciśnięte pięści, odwrócił się plecami. Było coś wrogiego w jego postawie. 

Knut przyprowadził konia. 

-  Powinnaś,  Ido,  zostać  tu  i  odpocząć  trochę  -  powiedział.  -  Obawiam  się  jednak,  że 

musisz z nami jechać i wskazać miejsce. 

Ida  wspięła  się  na  wóz,  udając,  że  nie  widzi  pomocnej  dłoni  Sedolfa.  Ten  zaś 

podciągnął się, zwinny niczym kot, i usiadłszy obok Idy, popatrzył na nią przeciągle. Na jego 

ustach błąkał się uśmiech. 

Akurat  w  tym  momencie  przypominał  tak  bardzo  Simona,  że  Idzie  sprawiło  to  ból. 

Nie chciała, żeby Sedolf był taki jak Simon. Powinien być sobą. Tylko sobą. 

Dotarli na miejsce w krótkim czasie, mimo że ostatni odcinek przyszło im pokonać na 

piechotę. 

Mężczyźni  chwycili  drzwi  wymontowane  z  zabudowań  gospodarskich  i  podążyli  za 

Idą. 

background image

Wszystko  wyglądało  tak,  jak  w  chwili  gdy  Ida  pobiegła  po  pomoc.  Sofia,  ujrzawszy 

Sedolfa,  natychmiast  uwiesiła  się  jego  ramienia.  Nie  oponował,  mimo  że  pomagał  Knutowi 

przy nieznajomej. 

- A niech to! - wymknęło się Knutowi. Napotkał spojrzenie żony. - Wygląda strasznie! 

Kto mógł zrobić kobiecie coś takiego? 

- Kim ona jest? Trudno poznać - odezwał się Sedolf ze stężałą twarzą. 

Chwycił ją za nogi, Knut za ramiona, a Anjo w  pasie i razem podnieśli i położyli na 

drzwiach. 

Sofia  musiała  puścić  Sedolfa.  Nerwowo  gniotła  w  palcach  i  skubała  brzeg  chustki, 

którą miała na szyi. 

-  Nic  nie  słyszałem,  żeby  jakaś  kobieta  zaginęła  -  dodał  Sedolf.  -  O  tej  porze  roku 

niewielu obcych kręci się w tych stronach. 

-  Ktoś,  kto  pozostawia  kobietę  w  takim  stanie,  nie  szuka  rozgłosu  -  rzuciła  Anjo 

twardo. 

Ida podniosła z ziemi nóż. Rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie dostrzegła futerału. 

- Czy nie takich właśnie noży używają Lapończycy z gór? - zapytała niewinnie Sofia. 

- Bardzo wielu ludzi nosi takie noże - wyjaśniła ze spokojem Ida, choć usta drgnęły jej 

lekko.  -  Nie  każdy  Lapończyk  pochodzi  z  gór.  Słyszałaś  o  Lapończykach  nadmorskich?  Są 

jeszcze Kwenowie, tak jak mój ojciec. I wielu innych, równie plugawych obcych. 

Sofia  nie  odpowiedziała.  Nikt  inny  się  nie  odezwał.  Anjo  po  cichu  przekonywała 

Knuta,  że  trzeba  zabrać  nieprzytomną  do  domu,  i  pochłonięta  rozmową,  nawet  nie  słyszała 

wymiany słów między Idą a Sofią. 

- W tej chwili można jedynie ustalić, że ta kobieta jest blondynką - stwierdził Sedolf, 

pomagając unieść drzwi, na których leżała. 

Tyle  i  oni  widzieli.  Długie  jasne  włosy  ze  wzburzoną  grzywką  okalały  spuchniętą 

twarz  pokrytą  rozległymi  sińcami  o  barwie  ciemnogranatowej  przechodzącej  w  żółć,  fiolet  i 

brąz. Wąskie szparki oczu ledwie były widoczne. Na rozciętej dolnej wardze zakrzepła krew. 

Ta kobieta mogła mieć równie dobrze mniej niż dwadzieścia lat, jak i ponad czterdzieści. 

Ruszyli  w  stronę  wozu,  Knut  i  Sedolf  przodem,  a  za  nimi  dziewczęta.  Ida  poczuła 

drobną satysfakcję, widząc minę Sofii, kiedy dla niej i jej towarzyszki zabrakło miejsca. Koń 

był  własnością  Knuta,  więc  to  Ida  i  Anjo  usiadły  na  wozie.  Sedolf,  którego  pomoc  była 

niezbędna, zajął miejsce na koźle, obok Knuta. 

Sofia i Henriettę mieszkały niedaleko. 

background image

Ida nie patrzyła w stronę Sedolfa. Siedzieli odwróceni do siebie plecami, czując swoją 

obecność, ale ich myśli krążyły wokół zmaltretowanej kobiety. 

Gdy  tylko  dojechali  do  chaty,  Ida  zagrzała  wody.  Anjo,  zdenerwowana,  drżącymi 

rękami  zaczęła  rozbierać  nieprzytomną.  Dopiero  wtedy  zrozumieli,  dlaczego  nie  kazała 

mężczyznom wyjść. Patrzyła to na jednego, to na drugiego. 

-  Nie  chciałam  przestraszyć  dziewcząt  -  rzuciła  krótko.  -  Ale  wy  powinniście 

zobaczyć, jak strasznie została zbrukana i okaleczona. 

Płócienna  bluzka,  zaplamiona  zakrzepłą  krwią,  pocięta  była  na  jakby  dokładnie 

odmierzone, szerokie mniej więcej na grubość palca pasy. 

Anjo ze łzami w oczach, trzęsącymi się rękami rozpinała ubranie nieznajomej. Szło to 

bardzo powoli. 

Bielizna pod spodem była równie postrzępiona. Anjo podciągnęła ją, odsłaniając piersi 

i brzuch rannej. 

Krwawe długie szramy biegły od ramion aż do talii. 

Ida  odwróciła  się  gwałtownie  i  ukryła  twarz  w  dłoniach.  Zachwiała  się,  ale  mocne 

ramiona nie dały jej upaść. Poznała Sedolfa bardziej po zapachu niż po dotyku. 

-  Ktoś,  kto  to  zrobił,  nie  działał  przypadkowo  -  stwierdziła  Anjo  cicho,  ale  jej  głos 

zdradzał głębokie poruszenie. 

-  Gdybym  nie  miała  pewności,  że  on  nie  żyje,  Knut,  przysięgłabym,  że  to  jego 

sprawka. Ale widać wielu okrutnych szaleńców krąży w tych stronach... 

- Ten łotr jest już daleko stąd - rzekł Knut, pobladłszy na twarzy. Dobrze wiedział, o 

czym myśli Anjo, i sam mimowolnie oczami wyobraźni ujrzał twierdzę Vardo. 

Przygarnął żonę mocno i przytulił gwałtownie. 

- Pomożemy jej, Anjo - obiecał. - Wyciągniemy ją z tego. 

Stali  przez  chwilę  niezdecydowani  w  milczeniu,  a  potem  Anjo  i  Ida  obmyły  ranną  i 

opatrzyły, nie przestając wylewać łez. 

-  To  młoda  dziewczyna  -  stwierdziła  Anjo.  -  Można  poznać  to  po  jej  ciele,  w 

miejscach gdzie nie ma ran, a także po kolanach. O, tak, kolana wiele mówią. 

Ida przytaknęła, bo wszystko wskazywało na to, że Anjo ma rację. 

- Chyba jeszcze nie rodziła. 

Sedolf, przysłuchujący się rozmowie kobiet, spuścił wzrok, choć zwykle nie peszył się 

z byle powodu. 

Knut pośpiesznie zerknął na Anjo, a potem zarządził, już opanowany: 

background image

-  Sedolf,  bierz  konia  i  odwieź  Idę  do  domu.  Nie  chcę  zostawiać  Anjo  teraz  samej,  a 

muszę porozmawiać z Reijo. Powiedz mu, żeby przyjechał i przywiózł małego Karla. 

- Ida ma zostać sama na cyplu? 

- Chyba zostaniesz tam do powrotu Reijo? Sedolf kiwnął głową, a Ida, pomimo wielu 

zastrzeżeń, powstrzymała się od komentarzy. 

Sedolf wyprowadził ją na dwór. 

- Jedziemy razem, Ido! Mam nadzieję, że ten łajdak przebywa gdzieś daleko stąd, ale 

pewny tego nie jestem. 

Idą wstrząsnęły dreszcze. Nagle wydało się jej, że jesień okryła się krwistoczerwonym 

całunem. 

background image

Kiedy  Reijo  wraz  z  Karlem,  synkiem  Anjo  i  Knuta,  opuścił  cypel,  w  chacie 

zapanowała błoga cisza. 

Słychać  było  tylko  radosne  gaworzenie  dwojga  maleństw,  które  najwyraźniej 

wyczuły,  że  ich  mama  wróciła  do  domu.  Ida  starała  się  sprawiedliwie  obdzielić  córeczkę  i 

synka  uwagą,  o  którą  dzieci  mocno  zabiegały.  Tuliła  je  w  ramionach,  całowała  pyzate 

policzki  i  ciemne  kędziorki,  a  maluchy  wierzgały  nóżkami  i  chwytały  drobnymi  paluszkami 

rude loki mamy. 

-  Coś  podobnego!  Jak  one  szybko  rosną!  -  wyrwało  się  Sedolfowi.  Siedział  na 

wysłużonej  ławie  pod  ścianą  przy  oknie  i  aż  się  palił,  by  przez  chwilę  potrzymać  te  małe 

istoty. Nie miał jednak śmiałości, zapytać, czy Ida mu na to pozwoli. Własne dłonie wydały 

mu się przy nich wielkie jak bochny. - Dopiero co były takie maleńkie -  dodał zakłopotany. 

Po raz pierwszy rozmawiał o niemowlętach i czuł, że jego słowa brzmią jakoś nieporadnie i 

głupio. 

-  Oczywiście,  że  rosną  -  uśmiechnęła  się  Ida  zarumieniona.  Sedolf  nie  pamiętał,  by 

kiedykolwiek  wyglądała  piękniej.  Zresztą  teraz,  kiedy  ją  widział  z  bliska  taką  promienną, 

trudno mu było przypomnieć sobie tę dawną Idę. 

- Chcesz potrzymać? - zapytała nieoczekiwanie i wstała, a w jej ramionach aż zaroiło 

się od machających rączek i wierzgających nóżek. 

Nie  czekając  na  odpowiedź,  włożyła  mu  na  ręce  bliźniaki  i  roześmiała  się  głośno  na 

widok  jego  zakłopotanej  miny.  Wyglądał  tak  wspaniale!  W  przypływie  nagłego  impulsu 

musnęła go palcami po policzku. 

- Muszę je nakarmić - wyjaśniła i zakręciła się po izbie. 

Sedolf  przełknął  ślinę.  Czy  rzeczywiście  zobaczy,  jak  karmi  piersią?  Dopiero  kiedy 

Ida zaczęła się krzątać przy  garnkach, zrozumiał, co miała na myśli. Tak  naprawdę nie miał 

pojęcia,  kiedy  kobiety  zazwyczaj  rezygnują  z  naturalnego  karmienia.  Nigdy  dotąd  nie 

zastanawiał się nad tym. 

Ida gotowała mleko z mąką, a w tym czasie jedno z dzieci upatrzyło sobie nos Sedolfa 

i  po  kilku  nieudanych  próbach  ścisnęło  go  maleńką  rączką.  Nie  do  wiary,  ile  siły  ma  taki 

maluch! 

Ida uśmiechnęła się szeroko. 

- Krzepki chłopak - stwierdził Sedolf, próbując także się uśmiechnąć. 

background image

- Raczej stanowcza panna - poprawiła go Ida. - To moja mała córeczka pokazuje ostre 

pazurki. Ma to po babci. 

Sedolf dopiero teraz zauważył swoją pomyłkę. Dziewczynka miała bardziej kanciastą 

twarz,  brwi  proste,  a  w  jej  brązowych  oczach  pojawiały  się  złote  błyski.  Brat  miał  buźkę 

szczuplejszą,  brwi  niczym  ptasie  skrzydła,  ale  i  w  jego  ciemnych  oczach  można  się  było 

utopić. 

Potrafił już rozróżnić rodzeństwo. Były to chyba pierwsze dzieci, na które spojrzał jak 

na  odrębne  istoty.  Zwykle  uważał,  że  wszystkie  są  do  siebie  podobne.  Przynajmniej  póki 

chodziły zasmarkane i sięgały mu poniżej pasa. Nigdy zresztą nie przepadał za dziećmi. 

Dopiero teraz. 

Delikatnie połaskotał palcem policzek maleńkiej istotki. 

-  Ale  gapa  z  tego  twojego  ojca  chrzestnego!  Jak  mógł  nie  rozpoznać  takiej  słodkiej 

panienki? Powinien się wstydzić! 

-  Zwłaszcza  że  zwykle  z  dużą  wprawą  wybiera  co  ładniejsze  panny  -  wtrąciła  Ida  i 

zamiatając  brzegiem  spódnicy  podłogę,  przeszła  obok  niego  ku  drzwiom,  żeby  wystawić 

mieszankę z mleka i mąki do przestygnięcia. 

Sedolf nie był pewien, czy mówi poważnie, czy sobie z niego kpi. Ida nie przestawała 

być dla niego ani trochę mniej zagadkowa. 

- Mama opowiada głupotki - tłumaczył bliźniakom i pogłaskał także małego Mikkala. 

Uczynił to bardzo ostrożnie, nie przyzwyczajony do dotykania tak delikatnego ciałka. Nigdy 

dotąd nie przeżywał silniejszego wzruszenia. Nie miał pojęcia, że tkwią w nim takie pokłady 

uczuć. 

Za  nic  w  świecie  jednak  nie  przyznałby  się  Idzie,  jak  bardzo  jest  poruszony  i 

zakłopotany. 

Ona  na  szczęście  nie  pytała,  tylko  pośpiesznie  rozdzieliła  gęstą  mieszankę  z  mleka  i 

mąki  do  dwóch  czystych  płóciennych  szmatek,  po  czym  dokładnie  je  związała.  Sedolfowi 

zdawało  się,  że  to  niewielkie  porcje,  i  zastanawiał  się  nawet,  czy  dzieci  są  odpowiednio 

karmione, ale Ida przerwała mu rozmyślania. Zabrała od niego synka i ułożywszy go sobie na 

rękach, podała mu do ssania płócienko z jedzeniem. 

Drugie  zawiniątko  wręczyła  Sedolfowi,  który,  ciężko  przestraszony,  przystawił  je  do 

maleńkiej buzi Raiji. Dziewczynka zorientowała się od razu, co to jest. Nie da się zaprzeczyć, 

ż

e w tych sprawach miała swój rozum. 

Sedolfowi  serce  biło  tak  mocno,  że  zdawało  mu  się,  że  słychać  je  w  całej  izbie.  Na 

szczęście  wszystko  dobrze  poszło.  Dziecko  ssało  z  apetytem,  a  on  powoli  odprężył  się. 

background image

Przekonał  się,  że  Ida  nie  obarczyła  go  zadaniem  ponad  siły.  Zapach  mącznej  polewki  przy-

prawiał  go  zawsze  o  mdłości,  tu  jednak,  zmieszany  z  innymi  domowymi  zapachami,  wydał 

mu  się  miły.  Nigdy  dotąd  nie  przywiązywał  wagi  do  rodzinnego  ciepła.  Teraz  nagle  poczuł 

się tak, jakby otworzyły się przed nim drzwi do innego świata. Zrozumiał, że istnieją pewne 

wartości, których nie dostrzegał. 

Maleństwo  zasnęło  z  papką  w  buzi.  Sedolfowi  aż  gardło  ścisnęło  ze  wzruszenia,  a 

serce  napełniło  się  najwznioślejszymi  uczuciami.  Na  twarzyczce  małej  Raiji  malował  się 

bezgraniczny  spokój.  Mikkal  także  był  zmęczony.  Ida  wytarła  mu  buźkę  i  położyła  do 

kołyski, a zaraz potem ułożyła do snu Raiję. 

- Jesteś dzielny - powiedziała do Sedolfa z uznaniem w głosie. 

Uśmiechnął się krzywo. 

-  Nie  przywykłem  do  dzieci,  jestem  nieporadny...  Nie  zaprzeczyła  ani  nie 

potwierdziła, wyraźnie jednak zyskał w jej oczach. 

Ida uprzątnęła i kiedy już uporała się ze  wszystkim, chcąc nie  chcąc, musiała usiąść. 

Na szczęście miała pod ręką robótkę. Sięgnęła więc po nią, by zająć czymś ręce. 

- Czy zdarza ci się nic nie robić? - zapytał Sedolf. 

- Rzadko. 

- Bardzo szybko wydoroślałaś... Ida podniosła wzrok. 

- Dlaczego nie powiesz wprost, że zamieniłam się w kwokę... 

- Nie miałem tego na myśli, zresztą to ostatnie, co można o tobie powiedzieć... 

Zwykle taki wygadany, nagle nie umiał dobrać właściwych słów. 

- Jak myślisz, kim ona jest? - zmieniła temat Ida. Na wspomnienie kobiety znalezionej 

w lesie obojgu ścisnęły się serca. 

Sedolf pokręcił głową. Nie potrafił zupełnie sobie tego wyobrazić. 

- Bardziej jestem ciekaw, kto jej to zrobił - rzucił, a oczy mu pociemniały z gniewu. - 

Chętnie  bym  się  z  nim  policzył.  Takiego  to  tylko  wyrzucić  za  burtę  z  kamieniami  u  nóg  na 

samym środku fiordu. 

-  O  tej  porze  nikt  tędy  nie  wędruje  -  mówiła  Ida  zamyślona,  zwracając  uwagę  na  to, 

nad czym Sedolf także się zastanawiał. 

- Nikt, kogo znam, nie mógłby tego uczynić. 

- O, co do tego nigdy nie można mieć pewności, Sedolfie. Chyba się ze mną zgodzisz. 

Ale najbardziej prawdopodobne jest to, że zrobił to ktoś obcy. Ona musiała go jednak znać. 

- Nie pojmuję, jaki mężczyzna jest w stanie posunąć się do takiego okrucieństwa. 

- Cieszę się z tego, Sedolfie - powiedziała, posyłając mu nieprzeniknione spojrzenie. 

background image

Ta dziewczyna nie przestawała być dla niego tajemnicą. 

-  Na  pewno  odzyska  przytomność  i  dojdzie  do  siebie  -  próbował  ją  pocieszyć  i 

odsunąć ponure myśli. 

Nie zwykł się zadręczać, choć tym razem włos mu się jeżył na głowie, gdy pomyślał, 

ż

e gdzieś nad fiordem grasuje szaleniec. Pierwszą osobą, którą pragnął chronić, była Ida. 

Ciekawe, jak zareagowałaby, gdyby o tym wiedziała? 

-  Trafiła  na  szczęście  w  dobre  ręce.  Nikt  nie  zająłby  się  nią  bardziej  troskliwie  niż 

Anjo. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości - stwierdziła Ida, wyczarowując z wełnianej 

przędzy piękne wzory. 

-  Knut  powiedział  mi  o  Ailo.  Palce  Idy  zastygły.  Podniosła  wzrok  i  zamrugała  po-

wiekami, ale nie na tyle szybko, by powstrzymać łzy. 

-  Nie  sądziłam,  że  potrafię  jeszcze  płakać  -  wyszlochała.  -  Pewność  jest  o  wiele 

straszniejsza  niż  przypuszczenia.  Ale  może  lepiej  jest  wiedzieć?  Może  kiedyś  zdołam  na  to 

spojrzeć od tej strony? Do tej pory ciągle, pomimo wszystko, łudziłam się nadzieją. 

Najchętniej przytuliłby ją i okazał ciepło. Ale choć wszystko się w nim do niej rwało, 

pozostał  na  miejscu.  Nie  był  to  właściwy  moment,  by  pozwolić  sobie  na  gorące  wyznania. 

Teraz  ważniejsze  niż  kiedykolwiek  było  pozostać  w  cieniu  i  ofiarować  jej  to,  czego 

potrzebowała: przyjaźń. 

W pamięci przemknęła mu krótka chwila bliskości i nadzieja zaświtała w jego sercu. 

-  Nawet  nie  mam  własnego  domu  -  żaliła  się  Ida,  nawijając  wełnę  na  palec.  -  Kiedy 

Simona  wzięli  do  więzienia,  Maja  pozostała  sama,  ale  we  własnych  czterech  ścianach.  A  ja 

nadal  żyję  pod  skrzydłami  ojca.  Nigdy  nie  chciałam  być  mu  kulą  u  nogi!  W  końcu  miał 

nadejść czas, by zaczął żyć własnym życiem, bo dotąd zawsze kierował się naszym dobrem. 

Sedolf  nigdy  nie  myślał  w  ten  sposób  o  Reijo.  Ale  rzeczywiście,  ojciec  Idy  nie  był 

przecież  jeszcze  taki  stary!  Przez  długie  lata  zajmował  się  domem  i  gospodarstwem,  nie 

stroniąc  od  prac  przypisanych  kobietom.  Kiedy  inni  rybacy  wypływali  na  wielomiesięczne 

połowy,  on  krzątał  się  na  cyplu  z  gromadką  dzieci,  a  wiedzą  na  temat  chorób  dziecięcych  i 

wychowania  przewyższał  niejedną  matkę.  Nie  był  mu  obcy  ani  świat  mężczyzn,  ani  świat 

kobiet. Nikt jednak nie ośmielił się z niego kpić, bo jako mężczyzna nie ustępował nikomu. 

Po  raz  pierwszy  Sedolf  zastanowił  się,  jak  to  było  naprawdę  z  Reijo.  Czy  tęsknił  za 

czymś? O czym marzył? 

- Wiesz, Ido, że nie musisz spędzić reszty życia samotnie. 

Bardziej  dobitnie  nie  chciał  się  teraz  wyrażać.  Wolał  z  tym  poczekać.  Zbyt  często 

zdarzało mu się wszystko pokręcić. Nigdy jednak nie czuł tego co teraz. 

background image

Ida uśmiechnęła się lekko, nie biorąc jego słów na serio. 

Sedolfa to zabolało. 

-  Jestem  bardziej  dumna  niż  wszystkie  dziewczyny,  jakie  znasz,  Sedolfie  -  wyłożyła 

powoli. - Jeśli kiedyś się z kimś zwiążę, to nie dla dachu nad  głową, ale  z powodu uczucia. 

Będę  kochała  całą  sobą  i  chcę  być  kochana  tak  samo.  Jeśli  nie,  to  wolę  żyć  jak  dotąd.  Nie 

potrzebuję  żadnej  namiastki.  Poza  tym  mam  dzieci.  Mężczyzna,  który  nie  pokocha  ich  jak 

własne, nie może liczyć na moją miłość. Aż tyle wymagam i oczekuję. Ale ponieważ nie ma 

wielu takich mężczyzn, pewnie przyjdzie mi jeszcze trochę pomieszkać na cyplu... 

Mógłby  jej  powiedzieć,  że  zna  takiego  mężczyznę,  którego  opisała,  ale  za  wcześnie 

było jeszcze na wyznania. Zresztą Ida wyłożyła jasno, że wiele zależy od niej samej. 

Sedolf bał się, że mogłaby go odrzucić. Wolał zachować przynajmniej nadzieję. 

-  A  ty  co  zamierzasz?  -  zapytała  Ida,  próbując  zmienić  temat  rozmowy,  która 

wkroczyła  na  zbyt  niebezpieczne  tory.  Pochlebiało  jej,  że  patrzy  na  nią  z  uwielbieniem,  ale 

teraz nie potrzebowała nikogo innego prócz przyjaciół. - Popłyniesz na Lofoty? 

Zabrzmiało to trochę tak, jakby chciała się go pozbyć, ale łudziła się, że nie zrozumiał 

jej opacznie. 

-  Tak.  Być  może  uda  mi  się  zarobić  na  własną  łódź  -  odpowiedział  z  pozorną 

obojętnością.  Nie  chciał  się  przed  nią  zdradzić,  jak  wielkie  z  tym  wiąże  nadzieje.  -  Ale  z 

morzem nigdy nie wiadomo - dodał. - Równie dobrze może okazać się niełaskawe. Jedno jest 

pewne, nie zamierzam ciągle robić na cudzym. 

Sedolf  pragnął  dać  jej  do  zrozumienia,  że  nie  jest  lekkoduchem  i  chce  skończyć  z 

bezmyślnym życiem, jakie dotąd wiódł. A może raczej udawał, że wiedzie, bo tak naprawdę 

był o wiele poważniejszy, niż to zauważała większość ludzi. 

Idę korciło, żeby zapytać go o Sofię,  ale nie pozwalała jej na to ambicja. Zresztą nie 

powinno jej to obchodzić. W jej sytuacji... Przecież dopiero co dowiedziała się o śmierci Ailo, 

którego nadal kochała... 

Natrętne  myśli  nie  dawały  jej  spokoju.  Mełła  je  w  głowie  niczym  młyn  zboże  na 

mąkę. Równie trudno się było ich pozbyć, jak strzepać z siebie biały proszek. 

-  Maja  przysłała  mi  wisiorek  -  odezwała  się,  byle  coś  powiedzieć  i  wypełnić  ciszę 

słowami  niewinnymi,  od  których  nie  iskrzyłoby  między  nimi.  Czuła  bowiem,  że  gdzieś  pod 

powierzchnią tli się groźny ogień. Nie wolno jej dopuścić, by wybuchł wielkim płomieniem! - 

Wisiorek zrobił Ailo - dodała, czując, jak znów wzruszenie chwyta ją za gardło. 

-  Mogę  zobaczyć?  -  zapytał  Sedolf.  W  jego  głosie  wyczuwało  się  szczere 

zainteresowanie. 

background image

Ida pokiwała głową i odłożyła na bok robótkę. 

Zresztą była tak wzburzona, że ręce jej nie słuchały i ciągle się myliła. 

Po  cichu  weszła  do  alkierza  i  z  karminowego  kufra  z  zaokrąglonym  wiekiem  wyjęła 

skórzany woreczek z biżuterią. 

-  Nie  nosisz  go  na  szyi?  -  zdziwił  się  Sedolf,  kiedy  wysypała  zawartość  mieszka  na 

stół. 

Broszę  już  kiedyś  widział,  rodowe  srebro  także.  Ida  odłożyła  na  bok  wisiorek  i 

pośpiesznie zebrała do  woreczka pozostałe ozdoby.  Za każdym  razem kiedy  widziała srebro 

w komplecie, czuła, jak  przenika ją  chłód.  Zdawało jej się, że jakiś  głos  powtarza, iż srebro 

rodowe zostało rozdzielone z miłości i nie należy tego zmieniać. 

Sedolf dotknął wielkimi dłońmi ozdoby ze złota. Ida uświadomiła sobie, że Ailo choć 

miał równie duże ręce, równie szorstkie od niepogody i znoju, potrafił nimi tworzyć piękno. 

-  Sam  to  zrobił?  -  zapytał  Sedolf  podnosząc  zawieszony  na  łańcuszku  pierścionek  z 

figurką  ptaszka  do  światła.  Zmrużył  oczy,  gdy  błysnęła.  -  Wydaje  mi  się,  że  widzę  nawet 

pióra - rzekł. - A zauważyłaś, że ma dziobek? 

Tak,  Ida  zauważyła.  Widziała  tego  fruwającego  złotego  ptaka  przed  oczami  co  noc. 

Wiedziała, jak wygląda. Znała każde, nawet najmniejsze piórko. 

- Dobry Boże - wymamrotał Sedolf. - Jak się robi takie cuda? 

Położył wisiorek na dłoni Idy, nie spuszczając wzroku z ptaszka. 

-  Chciałbym  ci  ofiarować  coś  równie  pięknego  -  wyrwało  mu  się  cicho.  I  dopiero 

wówczas  uświadomił  sobie,  że  się  przed  nią  zdradził.  Oblał  się  rumieńcem  i  zakłopotany 

napotkał wzrok Idy. 

Słyszała, oczywiście że słyszała. Tych słów nie dało się zrozumieć opacznie. 

Potrząsnął głową i patrząc jej w oczy, uśmiechnął się z rezygnacją: 

- Tego nie powinienem powiedzieć. Ale u mnie co w sercu to na języku. 

Nie było sensu dłużej udawać. Nie chciał uchodzić za tchórza. 

-  Ale  nie  obawiaj  się,  Ido  -  dodał.  -  Wiem  od  dawna,  gdzie  przebiega  granica,  a  z 

czasem zacząłem dostrzegać nawet płot. 

Przełknęła  ślinę.  W  pewnym  stopniu  uszczęśliwiło  ją  spontaniczne  wyznanie 

chłopaka.  Domyślała  się  jego  uczuć,  ale  i  lękała.  Czasem  tylko  w  krótkich  zakazanych 

chwilach,  miała  odwagę  rozważać  słowa,  które  nie  raz  napomykał  jej  mimochodem.  Inni 

także zauważyli jego cichą adorację i pokpiwali sobie z Idy. 

- Dlaczego nie nosisz wisiorka na szyi? - zapytał Sedolf. Ktoś inny być może starałby 

się jak najszybciej zatrzeć wszelkie ślady pamięci po Ailo, ale nie Sedolf. 

background image

Ida wzruszyła ramionami i zamknęła w dłoni pierścionek ze złotym ptaszkiem. 

-  Ludzie w tych stronach nie noszą ozdób na co dzień - odpowiedziała. - Od razu by 

zaczęli gadać, że chcę się wywyższać. Nie zamierzam udawać, że jestem kimś lepszym. Złoto 

nie jest dla takich jak ja... 

- Właśnie, że jest, Ido - rzekł cicho, dotykając swą silną, ciepłą ręką jej dłoni. 

Nie  przyzwyczajony  do  tak  drobnych  mechanizmów,  długo  manipulował  przy 

zapięciu, ale w końcu udało mu się je otworzyć. 

Odgarnąwszy  z  karku  miedziane  włosy  Idy,  zawiesił  jej  na  szyi  wisiorek  i  znów 

mocując się z zapięciem, dotknął palcami delikatnej skóry dziewczyny. 

Ida  wstrzymała  oddech.  Starała  się  o  niczym  nie  myśleć.  Bała  się  zakłócić  tę  chwilę 

niepotrzebnym  słowem.  Odsunęła  na  bok  rozsądek.  Jedyne,  co  chciała  zapamiętać,  to  dotyk 

złotego  wisiorka  ogrzanego  ciepłem  dłoni  Sedolfa,  muśnięcie  jego  palców  na  szyi,  jego 

oddech tuż przy jej uchu. I zapach, zapach tytoniu, zapach gorącego mężczyzny. Chciała też 

zachować  w  pamięci  pełne  oczekiwania  napięcie  we  własnym  ciele.  Ale  żadnych  słów... 

Słowa mogły wszystko zniszczyć. 

Sedolf poprawił ptaszka na szyi Idy, próbując przeciągnąć tę chwilę bliskości. Ida nie 

była  pierwszą  lepszą.  Jemu  wolno  co  najwyżej  dotknąć  jej  dłoni  lub  ramienia. 

Nieprzemyślane słowa, które mu się wyrwały, nie mogły tego zmienić. 

- Pięknie ci - rzekł z nie ukrywanym podziwem w głosie. 

Ida  zarumieniła  się  i  zapragnęła  sama  dotknąć  wisiorka.  Wydawało  się  jej  trochę 

niesprawiedliwe  wobec  Ailo,  że  to  Sedolf  natchnął  ją  odwagą  do  noszenia  na  szyi  ozdoby 

wykonanej przez męża. 

- Dlaczego miałabyś się przejmować tym, co inni powtarzają z zazdrości? - zapytał i, 

choć wiele go to kosztowało, odsunął się od niej. Była tak blisko! Najchętniej porwałby ją w 

ramiona.  Emanowało  z  niej  ciepło,  czuł  niemal  jej  dotyk,  mimo  że  przecież  zachowywała 

dystans. Sprawiła, że działo się z nim coś takiego, o co by siebie nie podejrzewał. - Miałabyś 

nie  nosić  wisiorka,  który  jest  pamiątką  po  nieżyjącym  mężu?  Czy  z  powodu  małostkowości 

innych  masz  ukrywać  tak  piękną  ozdobę?  -  Pokręcił  głową.  -  Najdroższa  Ido,  nie  powinnaś 

sobie brać do serca tego, co gadają ludzie. Weź przykład ze mnie! Nie przejmuję się niczym i 

dobrze  mi  z  tym.  Gdybym  kochał  kogoś  i  ta  osoba  by  umarła...  Gdybym  dostał  coś  tak 

pięknego, to nie rozstawałbym się z tym ani na chwilę. I nosiłbym z dumą niezależnie od pory 

dnia. Nawet jeśli ktoś uważałby, że się wywyższam. Taki zarzut bardziej świadczyłby o nim 

samym niż o mnie. Wierz mi, nie o wszystkich ludzi warto zabiegać! 

background image

Ida  mimowolnie  uśmiechnęła  się,  wysłuchawszy  tyrady  Sedolfa.  Zapewne  mało  kto 

miał okazję słyszeć go takim. 

- Wiedziałam, że potrafisz się pięknie wysławiać, ale nikt mi nie powiedział, że jesteś 

taki przekonujący - uśmiechnęła się przez zasłonę łez. 

Sedolf  roześmiał  się  cicho,  zapominając  o  niebezpieczeństwie,  dzięki  któremu 

siedzieli razem we dwoje. 

-  Ludzie  nie  znają  niektórych  stron  mojego  charakteru.  Przywykli  powtarzać,  że 

Sedolf  Bakken  się  upił  albo  że  uwiódł  niewinne  dziewczę.  Że  był  opryskliwy...  Trudniej 

powiedzieć coś dobrego o biedaku. 

- Daję ci szansę - przerwała mu Ida. - Powiedz o sobie coś dobrego! 

Umilkł zaskoczony, a po chwili rzekł z pozorną lekkością: 

- Gdybyś mnie poprosiła, bym powiedział coś dobrego o tobie, byłoby mi łatwiej. 

-  Nie,  mów  o  sobie  -  zaprotestowała  Ida,  a  jej  oczy  zabłysnęły  osobliwym  blaskiem. 

Nie  zamierzała  mu  tak  łatwo  odpuścić.  Czuła,  że  dzięki  temu,  ma  szansę  bliżej  go  poznać. 

Zdawała  sobie  sprawę,  że  -  chwile  szczerości  nie  zdarzają  mu  się  często  i  niewiele  osób 

zdołało go nakłonić do zwierzeń. 

- Daj się trochę zastanowić biedakowi, Ido. Póki co, powiedz coś dobrego o sobie. 

- O sobie? - Znów wzruszyła ramionami w ów charakterystyczny dla siebie sposób. 

- Jestem szczera - wypaliła bez zastanowienia. Sedolf prychnął. 

- To i ja mógłbym powiedzieć! Też chyba jestem szczery na swój sposób. Nie karmię 

ludzi fałszywymi złudzeniami. Wystarczy, że sami się oszukują. 

Uśmiechnął się. 

- Masz na myśli dziewczęta? - zapytała. 

- Może - odrzekł odrobinę niechętnie. 

- Dlaczego koło ciebie kręci się tyle dziewcząt, Sedolfie? 

- Pewnie dlatego, że jestem przystojny - odparł z lekką ironią. Powtórzył to, co słyszał 

tyle  razy,  że  przestał  przywiązywać  do  tego  wagę.  W  każdym  razie  nie  zaufałby  temu,  kto 

ceniłby w nim tylko zewnętrzną urodę. 

- A poza tym? Sedolf zastanawiał się, co oznacza jej reakcja. Czy w jej oczach także 

jest przystojny? Wolał powstrzymać się jednak od pochopnych wniosków. 

- Stare nawyki trudno zmienić, Ido - odpowiedział wymijająco. 

- Chyba nie do końca jest tak, jak mówisz, prawda? Przeczesał palcami grzywkę, jak 

kiedyś,  gdy  był  bardzo  zajęty  swoim  wyglądem.  Z  czasem  zamieniło  się  to  w  nawyk. 

Odruchowo wykonywał ten ruch, często wówczas, gdy tracił pewność siebie. 

background image

-  Przypuszczam,  że  słyszałaś  o  Sofii?  -  zapytał,  uchwyciwszy  swymi  brązowymi 

oczami jej wzrok. Biła z nich taka szczerość, że Idę aż poraziło. 

- Wspomniała o tym - odrzekła pozornie lekkim tonem. 

-  Wspomniała?  -  Sedolf  zaśmiał  się.  -  O  tak,  mogłem  się  tego  domyślać.  No  cóż, 

pewnie słyszałaś, że Sofia ostatnio nie dba zbytnio o swoją reputację. 

- I dlatego każdy, kto chce, może się wypróbować? - zapytała Ida. 

Jej głos zabrzmiał tak, że Sedolf odczuł niepokój. 

-  Moim  zdaniem,  to  świństwo  z  waszej  strony  -  ciągnęła  Ida.  -  Wy  ponosicie  za  to 

winę.  Bo  ona  naiwnie  wierzy,  że  któryś  z  was  ma  poważne  zamiary,  a  wy  tymczasem 

myślicie tylko o jednym. Wstydziłbyś się, Sedolfie. 

- Nigdy nie udawałem anioła - bronił się. - Zresztą Bóg jeden wie, czemu tu siedzę i 

tłumaczę się przed tobą! Ale... Miało być szczerze. Cóż, trudno mi to przyjąć do wiadomości, 

ale...  ciągnie  się  za  mną  zła  sława.  Czasem  mam  wszystko  w  nosie  i  zachowuję  się  tak, 

jakbym  naprawdę  był  taki,  jakim  postrzegają  mnie  inni:  skłonny  do  zabawy  lekkoduch,  bez 

ż

adnych  planów  i  zobowiązań.  Nikt  nie  spodziewa  się  po  mnie,  że  popłynę  do  ślubu  przez 

fiord. Wszyscy wiedzą, że wyprę się każdego podejrzenia o ojcostwo. Może nie podoba ci się 

to,  co  mówię,  i  wolałabyś  tego  nie  słuchać,  ale  to  prawda.  Gdy  mam  ochotę  na  jakąś 

dziewczynę, zwykle dostaję, co chcę. 

- I naprawdę nic cię to nie kosztuje? - zapytała Ida zdumiona, unosząc brew. 

Przemknęła mu przed oczami najpiękniejsza chwila w jego życiu. Spojrzał w bok. 

- Zdarzyło się, że było zupełnie inaczej - odpowiedział zachrypniętym głosem. 

Pewnie wszystko popsuł. A zdawało się, że coś  między nimi zaczyna się rodzić. Nie 

przywykł jednak do takich kobiet jak Ida! Nie przywykł do takich rozmów. 

Ida wydawała się rozbawiona. 

- Masz rację, Sedolfie - rzekła. - Jesteś szczery. 

- Potrafię też być wierny - przerwał jej rozgniewany. - Jeśli kogoś kocham, jestem mu 

oddany. Ale na nic się to nie zda, jeśli uczucie jest nie odwzajemnione. 

- Wygląda na to, że jesteś też mądry. Ida wyraźnie droczyła się z nim. Nie potrafił się 

w tym wszystkim rozeznać. Dopiero co przecież była na niego zła... 

Ale  z  kobietami  już  tak  pewnie  jest.  Może  to  prawda,  że  rudowłose  bywają  bardziej 

zmienne?  Tego  doprawdy  nie  wiedział.  Ida  była  pierwszą  dziewczyną  o  płomiennych 

włosach, która zaintrygowała go i potrafiła przy sobie utrzymać. 

Niewielu kobietom się to udało. 

background image

- Nic na to nie poradzę - rzekła lżejszym tonem, zrezygnowana. - Chyba jesteś typem 

mężczyzny,  od  którego  dziewczęta  powinny  trzymać  się  z  daleka.  Taki  typ  potrafi  być  na 

wiele sposobów niebezpieczny. Ale lubię cię, Sedolf. Jest w tobie coś takiego, co każe mi cię 

lubić. Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu tak już jest. 

- Czy wolno mi się z tego cieszyć? 

- To już twoja sprawa - odparła z uśmiechem. Nie oczekiwała, że będzie ją zapewniał 

o  swoim  uczuciu,  bo  to  tak  jakby  próbował  przedrzeć  się  przez  rozdzielający  ich  płot.  A 

przecież rozsądniej jest  przechodzić przez bramę, choć to oczywiście wymaga więcej czasu. 

Sedolf wiedział, że musi zaufać czasowi. Zaryzykować, że nikt inny go nie uprzedzi. 

background image

Reijo  wrócił  do  domu  nad  ranem.  Miał  ściągniętą  twarz  i  ponure  spojrzenie.  Nie 

wyraził najmniejszego zdziwienia, kiedy Sedolf otworzył mu drzwi. To raczej Sedolf, trochę 

zakłopotany,  wskazując  na  drewnianą  ławę,  gdzie  w  największej  przyzwoitości  spędził  noc, 

tłumaczył: 

-  Ciebie  nie  było,  nie  mogłem  zostawić  Idy  samej...  Reijo  tylko  kiwnął  głową  i 

zmęczony siadł ciężko przy stole, bezsilnie opierając dłonie o wysłużony, gładki blat. 

-  Nie  pojmuję  -  powiedział  powoli,  potrząsając  głową.  -  Nigdy  nie  zrozumiem,  co 

drzemie  w  ludziach,  którzy  potrafią  być  tacy  okrutni.  Zastanawiam  się,  jakie  mieli 

dzieciństwo, co strasznego wydarzyło się w ich życiu, skoro są zdolni uczynić drugiemu taką 

krzywdę. 

Sedolfowi  sprawa  znalezionej  kobiety  nie  dawała  spokoju,  ale  dopiero  słowa  Reijo 

otworzyły mu szerzej oczy na istotę sprawy. 

-  Ona  jest  Finką  -  rzekł  Reijo  przygnębiony,  bo  zawsze  bardzo  głęboko  odczuwał 

cudze cierpienie. - Znaczy obca... 

- Odzyskała przytomność? - zapytał Sedolf. 

-  To  młodziutka  dziewczyna.  Trudno  cokolwiek  z  niej  wyciągnąć.  Majaczy  coś  bez 

związku. Powtarza po fińsku słowa modlitwy i nie przestaje szlochać. 

- Nie widziałem nikogo obcego w okolicy. A od mojego powrotu minęło już parę dni. 

- Ja wróciłem przed tygodniem. - Reijo ogarnęła bezsilność. Coraz częściej dopadało 

go takie uczucie. - Dziewczyna jest w dobrych rękach, Anjo robi co może - dodał po chwili. 

- Ida powiedziała to samo! - Twarz Sedolfa rozjaśniła się w uśmiechu. 

Reijo zastanawiał się, dlaczego chłopak spał w kuchni. 

Gdy ja byłem młody... pomyślał. 

Rozległo  się  szuranie  i  skrzypnęły  drzwi,  których  nie  dało  się  otworzyć  bezgłośnie, 

jakkolwiek by się starać. Z alkierza wyszła Ida, bosa, w nocnej koszuli, z szalem narzuconym 

na  ramiona.  Rozpuszczone  włosy  okalały  pobladłą  twarz.  Reijo  zawsze  uderzało  niezwykłe 

podobieństwo córki do Raiji. A przy tym nie mógł się nadziwić, że Ida wygląda tak młodo i 

niewinnie, choć jest przecież już dorosłą kobietą. 

A może wszyscy ojcowie tak myślą o swoich latoroślach? 

background image

Reijo  kiwnął  jej  na  powitanie  i  powtórzył  przekazane  dopiero  co  Sedolfowi  nowiny. 

Cieplej zrobiło mu się na sercu, gdy Ida w sposób naturalny, jakby odruchowo, usiadła obok 

Sedolfa. Usta młodego chłopaka drgnęły lekko, ale twarz pozostała niewzruszona. 

Reijo próbował sobie przypomnieć, czy i on kiedyś był taki cierpliwy, gotowy czekać, 

aż nadejdzie właściwy czas. 

Stare  dzieje.  Trudno  ustalić,  jak  było  naprawdę.  Wspomnienia  mają  to  do  siebie,  że 

wraz  z  upływem  czasu  przybierają  postać,  jaką  chcemy  im  nadać.  Cierpienie  i  tęsknota 

wydają się po latach mniej bolesne. Dystans pozwala nam spojrzeć na nie pogodniej. 

Na  dźwięk  porannego  płaczu  dobiegającego  z  alkierza  Ida  poderwała  się  na  nogi. 

Jedno z dzieci dało o sobie znać i zaraz dołączyło do niego drugie, równie głośno. Ida podała 

Sedolfowi  Mikkala,  a  sama  podgrzała  wodę  i  umyła  Raiję.  Maleńka,  gaworząc  wesoło, 

wierzgała  nóżkami.  Nie  protestowała,  kiedy  Ida  założyła  jej  suchą  pieluszkę.  Przebraną  już 

małą  zajął  się  ochoczo  Reijo.  Uwielbiał  bez  sensu  paplać  do  maleństw  we  wszystkich 

znanych  sobie  językach.  Sedolf  podał  Idzie  chłopca,  śledząc  z  zainteresowaniem  każdy  jej 

ruch. Widać było, że mu się to podoba. Bez proszenia wziął z powrotem na ręce przewinięte 

dziecko. 

Tych dwoje rozumiało się bez słów. Reijo miał nadzieję, że między nimi rodzi się coś 

poważniejszego, do czego jednak potrzebne są i słowa. Zawsze darzył Sedolfa sympatią, ale 

teraz  polubił  go  jeszcze  bardziej.  Zaimponował  mu  tym,  że  spał  niewygodnie  na  twardej 

kuchennej ławie, mimo że gdyby użył swojego wdzięku, najpewniej dostałby od Idy to, czego 

chciał. 

To niezwykły chłopak, pomyślał Reijo. 

Sedolf nakarmił Mikkala tak sprawnie, że ktoś, kto obserwowałby go z boku, mógłby 

sądzić, że to dla niego chleb powszedni. Tymczasem Sedolf, karmiąc dziecko po raz pierwszy 

poprzedniego dnia, przekonał się, że nie jest to takie trudne. W końcu kobiety zajmowały się 

tym od zawsze. Rozpierała go duma. Choć może w oczach innych byłby to nic nie znaczący 

drobiazg, dla niego stanowił ważne zwycięstwo. 

Z  nikim  się  jednak  nie  mógł  podzielić  swoją  radością.  Przecież  nie  rozpowie,  że 

nocował  w  chacie  Reijo  Kesaniemi  podczas  nieobecności  gospodarza  i  pomagał  Idzie 

zajmować się dziećmi. Nikt by mu nie uwierzył, a gdyby nawet, ośmieszyłby się tylko. 

Nie  przypuszczał,  że  dozna  takich  głębokich  wzruszeń,  czując  na  piersi  ciałko 

niemowlęcia  i  słysząc  bicie  maleńkiego  serduszka.  Uświadomił  sobie,  że  to  dziecko  będzie 

ż

yło, gdy on już przeminie. 

background image

Nakarmione  maleństwa  zostały  ułożone  na  szerokiej  ławie.  Sedolf  uznał,  że  nie  jest 

już potrzebny. Podziękował zakłopotany, gdy Reijo poprosił, by zjadł z nim śniadanie. Ojciec 

Idy  bowiem  uśmiechał  się  i  patrzył  tak,  jakby  przejrzał  go  na  wylot.  Ida  tylko  wzruszyła 

obojętnie ramionami. Trudno było poznać, czy zależy jej na obecności Sedolfa. 

-  Mogłaś  poprosić,  żeby  został  -  rzekł  Reijo  do  córki,  kiedy  chłopak  wyszedł.  Ida 

spojrzała  na  znikającą  w  oddali  postać  i  wyprostowała  się.  Reijo  dobrze  znał  ten  gest  i 

wiedział, co oznacza. Ida bardzo przypominała Raiję! 

- To nie miało sensu - odpowiedziała. Dawno nie była tak lakoniczna. 

- Zostałby, gdybyś poprosiła. Gdybyś choć odrobinę okazała mu, że ci na tym zależy. 

Ja chętnie bym go tu widział. 

- Właśnie! - Ida zamieszała gwałtownie mleko w garnku. - Tylko że to nie ma sensu, 

mówiłam już! 

Te ruchy, tak dobrze mu znane! Że też dzieci bywają aż tak podobne do rodziców... 

- To chyba najmilszy chłopak, jakiego znasz - ciągnął Reijo, nie zamierzając tak łatwo 

ustąpić. 

Ida pokiwała głową, bynajmniej nie zaprzeczając. 

-  Sedolf  jest  bardzo  sympatyczny,  szczery,  a  do  tego  przystojny.  Ma  taki  dobry 

uśmiech.  Potrafi  ładnie  mówić  i,  jak  się  okazało,  dobrze  sobie  radzi  z  dziećmi.  Ale 

równocześnie  to  kobieciarz  i  lekkoduch.  Czasami  kilka  dni  nie  trzeźwieje.  Jednego  dnia 

promienny,  drugiego  ponury,  a  trzeciego  wcale  go  nie  ma.  Nie  można  na  nim  polegać.  Jest 

czarujący, ale to nie wystarczy. Poza tym dla mnie, tato, jeszcze za wcześnie. W środku czuję 

jedynie lodowaty chłód. 

- Wiem, jak to jest - powiedział Reijo, opuszczając dłonie. - Wiem też, że na nic się 

nie zdadzą starania innych, nawet jeśli są podejmowane w dobrej wierze. Człowiek odczuwa 

ś

miertelną pustkę i jest zupełnie sam ze swym bólem. Moje słowa, być może, też ci niewiele 

teraz pomogą, ale uwierz mi, to minie. Któregoś dnia lód w twoim sercu ustąpi i wtedy znów 

poczujesz, że krew szybciej krąży ci w żyłach, Ido. 

Nieznajoma już od tygodnia przebywała pod dachem Knuta i Anjo. Cała wieś trzęsła 

się od plotek, a pogłoska o znalezionej w lesie kobiecie rozeszła się dalej nad fiord. 

Ludzie  przypisali  Idzie  całą  zasługę,  zapominając,  że  nie  sama  uratowała  ranną. 

Dopatrzyli  się  w  niej  przy  tym  zdolności,  jakich  wcale  nie  posiadała.  Cóż,  pamięć  o  Raiji 

wciąż  była  żywa  w  tych  stronach.  Szeptano,  że  córki  odziedziczyły  po  niej  niezwykłe 

zdolności. 

background image

O  czymś  w  końcu  trzeba  gawędzić  wieczorami  przy  ogniu.  Stare  historie  tak  łatwo 

blakną. O ileż bardziej intrygująco brzmią wówczas, gdy związane są z kimś, kogo wszyscy 

znają. A już prawdziwego blasku zyskują, gdy w nie wpleść element niesamowitości. 

-  Przypomina  mi  się  Anna  -  powiedział  Knut,  kiedy  wczesnym  popołudniem  zebrali 

się  wszyscy  w  jasnej  i  przestronnej  izbie  nowego  domu,  zbudowanego  w  miejscu,  gdzie 

kiedyś stała chata Raiji. Wyglądało tu teraz całkiem inaczej. 

Reijo  i  Ida  zabrali  dzieci  i  przyjechali  wozem  zaprzężonym  w  konia.  Bardzo  byli 

oboje  ciekawi  nieznajomej.  Poprzedniego  dnia  Knut  zawiadomił  ich,  że  dziewczyna  powoli 

dochodzi do siebie. Przestała majaczyć. To, co teraz mówi, brzmi nieco sensowniej, wyjaśnił. 

- Anna także umarłaby i nikt nie wiedziałby nawet, co się z nią stało. Z początku też 

wyglądała okropnie. Myślę, że ta tutaj także jest piękna. 

Anjo potarmosiła czuprynę męża. 

-  Słyszeliście  go:  „ta  tutaj”...  Mówisz  o  człowieku!  I  nie  jest  to  wcale  nowa  Anna, 

kochany, ale dziewczyna jedyna w swoim rodzaju. Mogę zaręczyć, że będzie żyła. 

Ida przemknęła się chyłkiem do izby, w której spała nieznajoma. Jej jasne włosy lśniły 

wokół  głowy  niczym  obłok.  Twarz  miała  zapewne  kształt  serca.  Zapewne,  nadal  bowiem  z 

powodu  opuchlizny  trudno  było  to  stwierdzić.  Posiniaczone  policzki  mieniły  się  różnymi 

barwami. Powoli jednak rany goiły się. 

- Kto wie, czy ona nie jest nawet młodsza ode mnie - stwierdziła Ida zaskoczona. - Ma 

takie młode dłonie! 

Reijo chwycił córkę za ramiona i lekko uścisnął, jakby poczuł ból, który przeszył ciało 

Idy wstrząśniętej wyglądem dziewczyny. 

- Niekoniecznie młode, Ido - odparł Reijo. - Ale z pewnością nie są zniszczone pracą. 

Ida  rzuciła  pośpieszne  spojrzenie  na  ojca  i  jeszcze  raz  popatrzyła  na  dłonie 

dziewczyny. Rzeczywiście, nie pomyślała o tym. 

- Coś chyba jednak musiała robić, na tyle z pewnością jest dorosła - wyrwało się jej. 

Reijo  usiadł  na  stołku  u  wezgłowia  łóżka  i  popatrzył  na  twarz,  której  prawdziwego 

wyglądu nadal nie znali. 

- Dorosła, owszem, Ido. Tylko że niektórzy z racji szlachetnego urodzenia nie muszą 

pracować. 

Ida popatrzyła na długie paznokcie nieznajomej i ukradkiem zerknęła na swoje, krótko 

obcięte, a niektóre połamane. Bezwiednie ukryła w fałdach spódnicy spierzchnięte dłonie, na 

których u podstawy kciuków pozostały ślady po  odmrożeniach. Nigdy się ich nie wstydziła, 

dopiero teraz, kiedy zobaczyła dłonie nieznajomej. 

background image

- Kim ona jest w takim razie? - zapytała jeszcze ciszej. 

- Kto to może wiedzieć? - odrzekł Reijo. - Posiedzę przy niej przez chwilę. Taki tutaj 

spokój. 

Ida  nie  była  pewna,  czy  ojcu  rzeczywiście  o  to  chodzi.  W  Reijo  drzemały  sprzeczne 

natury. Nie zawsze było wiadomo, co myśli. Miał też specyficzne poczucie humoru. 

Wychodząc,  usłyszała  cichy  szelest  wykrochmalonej  pościeli.  Ida  często  śmiała  się  z 

ż

ony Knuta, że dokłada tyle starań, by usztywnić pościel. Ale Anjo zwykle w takich chwilach 

wznosiła  oczy  ku  niebu  i  klnąc  siarczyście  po  fińsku  wykrzykiwała,  że  skoro  namiestnik  w 

Alcie ma wykrochmaloną pościel, to ona też może mieć. W końcu nie jest gorsza. 

Gdyby  nie  szelest  pościeli,  która  za  wszelką  cenę  miała  przypominać  pościel 

namiestnika,  pewnie  Ida  by  się  nie  odwróciła  i  nie  zobaczyła,  że  włosy  nieznajomej  leżą  na 

poduszce jakoś inaczej. 

Reijo  poderwał  się  i  przytrzymał  kobietę,  żeby  nie  wstała.  Szarpała  się,  a  z  jej  ust 

płynęły fińskie słowa. Potok fińskich słów. Rzeka ojczystego języka Reijo. 

Ida usłyszała głos ojca - taki łagodny, jak zapamiętała z dzieciństwa, gdy na dobranoc 

opowiadał bajki. Jak wówczas, gdy mówił im o mamie. 

- Jesteś bezpieczna. Nikt ci nic nie zrobi. Tutaj cię na pewno nikt nie skrzywdzi... 

I obcy, dziwnie głęboki jak na kobietę, głos: 

- Byłam sama? Zupełnie sama? Czy jesteś pewien, że byłam sama? 

Reijo  skinął  głową.  Udało  mu  się  ułożyć  głowę  nieznajomej  na  śnieżnobiałej 

poduszce. Ida nie mogła się nadziwić, jak Anjo to robi, że pościel jej nie żółknie. 

-  Byłaś  zupełnie  sama  -  zapewnił  ją.  -  Nie  było  przy  tobie  nikogo  innego,  gdy  cię 

odnaleziono. 

Westchnienie ulgi wydobyło się z jej ust, odprężyła się, a mięśnie na drobnej twarzy 

rozluźniły się. 

- Dzięki Bogu - wyszeptała cicho. Gdyby nie słyszeli oboje głosu rannej, pomyśleliby 

zapewne, że tylko im się zdawało. 

- Pozostawił mnie przy życiu... Ukryła twarz w dłoniach i opuszkami palców dotykała 

jej kawałek po kawałku. 

- Nie pociął mi twarzy? - zapytała z lękiem w głosie. - Nie ma żadnych ran, blizn? Na 

pewno? 

-  Nie  -  odparł  Reijo  i  uchwyciwszy  rękę  dziewczyny,  schował  pod  kocem,  by  nie 

dotykała  twarzy.  Poklepał  delikatnie  po  policzku  i  dodał  uspokajająco:  -  Nie  masz  żadnych 

groźnych  ran.  Jesteś  tylko  pobita.  Trochę  czasu  upłynie,  nim  to  wszystko  zejdzie,  ale  na 

background image

szczęście  nie  jesteś  połamana.  Nawet  twój  nos  nie  ucierpiał.  Myślę,  że  wkrótce  będziesz 

wyglądała znowu pięknie. Bo na pewno jesteś piękna, czyż nie? 

Starała się roześmiać, lecz zamiast tego cicho zaszlochała. 

-  Czy  nie  pamiętasz,  co  się  stało?  Pokręciła  głową  gwałtownie,  aż  loki  uderzyły  w 

poduszkę jak bicze. 

- Czujesz, że masz sztywną klatkę piersiową? - znów łagodnie odezwał się Reijo. 

- Tak... 

-  Byłaś  poraniona.  Teraz  jesteś  zawinięta  w  płótno  od  ramion  do  pasa.  Zużyliśmy 

kilka prześcieradeł i koszul. Na szczęście rany okazały się niezbyt głębokie. Mam nadzieję, że 

nie będą ropieć i ładnie się zagoją. Są specjalne zioła... 

Rozdygotana, wyszeptała przerażona: 

- Wielki nóż... 

- Nikt cię już nie będzie prześladował - zapewnił Reijo z żarem. - Przyrzekam ci, nikt 

cię więcej nie tknie! A ja zawsze dotrzymuję słowa. Jestem Reijo. 

-  Mówisz  po  fińsku.  -  W  jej  głosie  pobrzmiewał  lęk.  -  Jesteś  Finem?  To  nie  jest 

Norwegia? 

- Jestem Finem, ale mieszkam w Norwegii - odpowiedział Reijo, nie wypuszczając z 

rąk  dłoni  rannej.  Ida  dobrze  znała  ręce  ojca,  wiedziała,  że  potrafią  ogrzać  i  dać  poczucie 

bezpieczeństwa. 

-  Kim  jesteś?  -  ciągnął  Reijo  równie  łagodnie.  -  Jak  się  nazywasz?  Przybyłaś  z 

Finlandii? 

- Helena... - zaczęła, ale zaraz zamilkła. Po chwili jej zaciśnięte wąskie usta rozchyliły 

się  i  niechętnie,  jakby  ktoś  przymuszał  ją  do  zachowania  tajemnicy,  dokończyła:  -  Helena. 

Jestem Finką. 

Reijo nie próbował dłużej naciskać. Zresztą dowiedział się więcej, niż się spodziewał. 

- Jesteś, Heleno, wśród przyjaciół. Nikt cię tu nie skrzywdzi. Opiekują się tobą ludzie, 

którzy  pragną  twojego  dobra.  Jesteśmy  wszyscy  wstrząśnięci  tym,  co  ci  zrobiono.  I  chcemy 

cię chronić. Rozumiesz? 

Pokiwała  tylko  głową  zmęczona.  Dłoń,  którą  trzymał  Reijo,  stała  się  bardziej 

bezwładna. Po chwili dziewczyna oddychała już spokojniej i równiej. 

Dopiero  kiedy  Reijo  był  całkowicie  pewien,  że  zasnęła  głęboko,  wypuścił  jej  dłoń  i 

otulił ją kocem. Palcami musnął przelotnie policzek rannej i odgarnął z oczu lok. Uśmiechając 

się lekko, patrzył na śpiącą. 

background image

Zawsze  taki  troskliwy,  pomyślała  Ida,  czując,  że  ze  wzruszenia  ściska  ją  w  gardle. 

Rozpierała ją duma, że ma takiego ojca. 

-  Niech  pośpi  -  szepnął  Reijo  i  wypchnął  leciutko  Idę  z  alkierza.  Ale  zostawił  drzwi 

otwarte na oścież, żeby słyszeć, gdy nieznajoma się obudzi. Nie chciał, by przebywała dłużej 

niż to konieczne sama. Niemal fizycznie odczuwał jej strach. Musi być bardzo młoda, naiwna 

i  zalękniona.  Bo  nawet  w  tych  kręgach,  z  których,  jak  sądził,  się  wywodziła,  młode  kobiety 

wyrażają się z większą pewnością siebie. 

Anjo  nie  chciała  w  pierwszej  chwili  wierzyć,  że  chora  odzyskała  przytomność  i 

powiedziała,  jak  ma  na  imię,  a  kiedy  w  końcu  dotarło  do  niej,  że  to  prawda,  spontanicznie 

wycałowała Reijo. 

- To twoja zasługa - powtarzała w kółko. - Masz w sobie tyle ciepła. Jak to dobrze, że 

właśnie ty czuwałeś w tym momencie przy jej łóżku! 

Ida poruszała nogą kołyskę, usypiając bliźnięta. Zawsze, kiedy przyjeżdżała z dziećmi 

do Knuta i Anjo, kładła je w tej kołysce, która należała do Karla, gdy był mniejszy. 

- Na pewno kiedy się obudzi, będzie się rozglądać za tatą - wtrąciła się Ida, zwracając 

uwagę na problem, o którym pozostali nie zdążyli jeszcze pomyśleć. 

- Mamy dość izb, pomieścimy się wszyscy przez kilka dni - oznajmiła Anjo o złotym 

sercu.  Gdyby  cała  wieś  straciła  dach  nad  głową,  a  Anjo  udało  się  ocalić  swój  dom,  bez 

namysłu zapełniłaby go. Dla potrzebujących zawsze miała miejsce. 

-  Nie  możemy  zostawić  inwentarza  -  powiedziała  Ida.  Mimo  że  najmłodsza,  często 

ona  właśnie  była  najrozsądniejsza  i  najbardziej  przewidująca  z  całej  rodziny.  Kierowała  się 

emocjami, ale nie traciła przy tym zdrowego rozsądku. 

-  Przyślecie  po  mnie!  -  zadecydował  z  ciężkim  sercem  Reijo.  Coś  go  tu  jednak 

trzymało. Bardzo chciał być przy tym dziewczęciu, kiedy znów się obudzi. Ciekawiło go, co 

powie. Pozostawała dla nich nadal tajemnicą. Właściwie nic o niej nie wiedzieli. Czuł, że to 

on właśnie odnajdzie do niej klucz. 

-  Zostańcie!  Dzisiaj  już  zrobiliście  obrządek  -  wtrącił  się  Knut.  -  A  jutro  rano 

pojedziemy razem z Idą zająć się zwierzętami. I wrócimy. 

-  Byłam  pewna,  że  znajdzie  się  jakieś  wyjście  -  podsumowała  z  uśmiechem  Anjo. 

Była  szczęśliwa,  że  skrzywdzone  pisklę,  które  przygarnęła  pod  swoje  matczyne  skrzydła, 

powoli dochodzi do siebie. 

Anjo i Reijo czuwali na  zmianę przy łóżku Heleny. Cieszyli się, że w końcu poznali 

jej  imię.  Dzięki  temu  przestała  być  dla  nich  anonimową  ofiarą,  na  której  widok  żal  ściskał 

serce. 

background image

Helena... 

W  tym  imieniu  zaklęty  był  cały  jej  świat.  Rodzice,  którzy  tak  ją  nazwali.  Lata 

dzieciństwa,  śmiech  i  łzy.  Młodość.  Drzwi  uchylone  do  dorosłego  życia.  Wszystko  to 

okrywała tajemnica. 

Wiedzieli jedynie, że przybyła z Finlandii. Wyczuwali też, że bardzo jej zależało, by 

dotrzeć  do  Norwegii.  Słowo  „ucieczka”  kołatało  się  Reijo  w  głowie  przez  cały  czas,  jednak 

nikomu się z tym nie zdradził. O niektórych sprawach lepiej milczeć. 

Przybyła w te strony z mężczyzną, którego dobrze znała, ale bała się go. Bała się też 

noża. 

Dobrze  wiedzieli,  że  nie  bez  powodu.  Poza  tym  jednym,  co  do  czego  nie  mieli 

wątpliwości, Helena nadal pozostawała dla nich zagadką. 

Gdy ponownie się obudziła, znów czuwał przy niej Reijo. 

Właściwie zdrzemnął się na krześle, bo gdy usłyszał Helenę, chyba już jakiś czas nie 

spala.  W  słabej  poświacie  rzucanej  przez  płomyk  lampki  zobaczył  ją  siedzącą  na  brzegu 

łóżka. Odniósł wrażenie, że zamierza wstać. Przestraszył się, że nie utrzyma się na nogach. 

-  Jest  noc,  Heleno  -  odezwał  się  łagodnie,  nie  mając  pewności,  czy  dziewczyna  go 

zauważyła. 

Drgnęła, bo dopiero teraz zwróciła uwagę na siedzącego w półmroku mężczyznę. 

-  Skąd  wiesz,  jak  mam  na  imię?  Czy  on  tu  był?  -  spytała  z  lękiem,  ale  zaraz 

uśmiechnęła się z ulgą, rozpoznając Reijo. - A, to ty! Myślałam, że jesteś postacią z mojego 

snu, ty jednak czuwałeś tu przez cały czas? 

Reijo pokiwał głową i powtórzył swoje imię. 

- Pamiętam - odpowiedziała cicho, po czym wsunęła się z powrotem do łóżka i otuliła 

się  szczelnie  aż  po  samą  brodę.  Mimo  opuchlizny  Reijo  dostrzegł  na  jej  twarzy  rumieniec  i 

uznał, że dziewczyna, wyraźnie jest zakłopotana tym, że przebywa sam na sam z mężczyzną, 

i to w sypialni, musi być bardzo młoda i niedoświadczona. Wysnuł z tego wniosek, że nie ma 

męża. 

-  Dokąd  chciałaś  pójść  przed  chwilą?  -  zapytał,  starając  się  na  nią  nie  patrzeć,  żeby 

dodatkowo nie wprawiać jej w zakłopotanie. - Nie myśl o ucieczce. 

W tym domu nic  ci nie  grozi. Chyba byłoby dla ciebie bardziej niebezpiecznie uciec 

niż zostać... 

- Nie zamierzałam uciekać - zapewniła. - Chciałam tylko poszukać lustra. 

Może  mówiła  prawdę,  ale  słowo  „ucieczka”  poruszyło  w  dziewczynie  jakieś 

wspomnienie, bo w jej głosie zabrzmiał lęk. 

background image

Reijo był wyczulony na takie sprawy. 

- Nie wiem, czy Anjo ma lustro - rzekł. - W tej izbie w każdym razie nie. 

- Nie ma lustra? - zaśmiała się lekko. - Rzeczywiście - powiedziała po chwili, bardziej 

do siebie niż do Reijo. - Jestem niemądra... 

Biedacy,  kiedy  chcieli  zobaczyć  swoje  odbicie,  przeglądali  się  w  stojącej  wodzie. 

Najczęściej  jednak  właściwie  nie  wiedzieli,  jak  wyglądają.  Dziewczyna  zażyczyła  sobie 

czegoś,  co  było  zwyczajne  w  bardzo  niewielu  domach.  Wypowiedziała  swoją  prośbę  w  taki 

sposób, jakby jej spełnienie nie stanowiło najmniejszego problemu. Zrozumiała jednak, że się 

pomyliła. To wszystko mówiło wiele o niej. 

Reijo był na dobrej drodze, by rozwikłać tę zagadkę. 

- Ile masz lat? - zapytał znienacka, tak że odpowiedziała odruchowo: 

- Osiemnaście. 

A więc zgadł, że to jeszcze dziecko, mimo że bywały takie kobiety, które w tym wieku 

przeżyły sporo. Inne, ale nie ta. 

- Moja córka wkrótce skończy dwadzieścia - powiedział. - To jeszcze młody wiek. 

- Pewnie jest już mężatką? 

-  Wdową  -  odparł,  widząc  zdumienie  na  twarzy  Heleny.  Twarz  zdradza  wszystkie 

uczucia, jeśli tylko ktoś potrafi się uważnie przyglądać. - Ma dwoje maleńkich dzieci - dodał. 

-  W  Ruiji  dziewczęta  szybko  dorastają.  Podał  Helenie  koło  ratunkowe.  Mogła  się  go 

uchwycić, ale ona walczyła sama, płynąc pod prąd. Odrzucała łatwe rozwiązania. 

- Z niektórymi w Suomi jest podobnie. Teraz, gdy odzyskała przytomność, wydawała 

się silniejsza niż myślał. Patrzył na nią jak na kruchą istotę, delikatny kwiat z innego świata. 

Nie  taki,  który  wyrasta  na  łące,  ciesząc  oko  zwykłych  ludzi,  ale  taki,  który  stawia  się  w 

wazonie. 

- Nie jesteś jeszcze taki stary! Dużo masz dzieci? - spytała, ale zaraz spuściła wzrok i 

splotła nerwowo palce. - Nie powinnam pytać w taki sposób. Zwykle tego nie robię. Ale nic 

nie jest tak jak zwykle... 

Z każdym słowem jej głos brzmiał mniej pewnie. 

-  Nic  nie  jest  tak  jak  zwykle,  Heleno  -  Reijo  przyznał  jej  rację.  -  Mam  tylko  jedną 

rodzoną córkę, ale moja żona miała jeszcze dwoje dzieci. 

- Miała? - zapytała zaciekawiona. To znaczy że nie wszystko w niej umarło. Ktoś, kto 

jest zdolny do interesowania się otoczeniem, nie jest całkiem stracony. 

- Zostałem sam już bardzo dawno temu. 

- Wydajesz się za młody na ojca dwudziestoletniej córki. 

background image

Reijo  mimowolnie  uśmiechnął  się,  rozbawiony  jej  spontaniczną  reakcją.  Wątpił,  by 

kiedykolwiek to dziewczę rozmawiało tak szczerze z mężczyzną. 

Na  pewno  zawsze  ktoś  pilnował,  by  nie  zadawała  niestosownych,  burzących 

konwenanse  pytań  i  nie  przyrzekała  niczego  pochopnie.  Takie  dziewczęta  pomimo 

osiemnastu lat nadal pozostawały dziećmi, choć przekonane były o tym, że są kobietami. 

- Jestem stary, Heleno, mam czterdzieści jeden lat. 

- Bzdura, kłamiesz. To tyle, co... - umilkła gwałtownie. Porównała go do kogoś, może 

do ojca? 

-  W  półmroku  łatwo  się  pomylić  -  uśmiechnął  się.  -  W  świetle  poranka  zobaczysz  z 

całą wyrazistością lata wypisane na mojej twarzy. Wtedy pewnie powiesz: „Bzdura, kłamiesz. 

Musisz mieć znacznie więcej”. 

Nie  uśmiechnęła  się  nawet,  rękami  powiodła  po  brzuchu,  a  potem  rozszerzonymi 

ź

renicami spojrzała na niego. 

-  Mówiłeś  o  ranach.  Dużo  ich  mam?  Chciałam  zdjąć  bandaże,  ale  są  zawiązane  na 

plecach... 

- Właśnie dlatego, żebyś nie próbowała ich zdjąć. Nie zostaną zbyt widoczne blizny - 

dodał po chwili. - Myślę, że mogę ci to przyrzec. 

-  Oglądałeś  je?  -  zapytała,  nadal  patrząc  na  Reijo  szeroko  otwartymi  oczami.  -  Moje 

rany? 

- Tak. 

Przełknęła ślinę i odchyliła na bok zawstydzoną twarz. 

- Jestem stary - rzekł Reijo. - Twoje ciało nie było pierwszym nagim ciałem kobiety, 

jakie widziałem. Nie potrzebujesz się z tego powodu rumienić. 

Nie odpowiedziała. 

- Miałaś dużo szczęścia, że nie okaleczono ci twarzy. Jedno z moich dzieci, to znaczy 

jedno z dzieci mojej żony, zostało tak naznaczone na całe życie. To Maja. Szaleniec poranił 

jej nożem policzki. 

- I jak się potoczyły jej losy? 

- Przeżyła wiele gorzkich lat - odpowiedział Reijo przygnębiony. - Ale teraz niejeden 

powie, że spośród moich wychowanków jej powiodło się najlepiej... 

- A więc w końcu wyszła za mąż? 

-  Aż  trzykrotnie,  Heleno.  Obecnie  nosi  szeleszczące  suknie,  a  dziecku  nadała  trzy 

imiona... 

background image

Nie chciał mówić więcej. To było jego życie, jego świat. Nie zamierzał obarczać obcej 

swoimi sprawami. Chodziło mu tylko o to, żeby wyrwać ją z zakłopotania. 

-  Teraz  jest  noc  -  odezwał  się  znowu.  -  Jesteś  głodna?  Anjo  mówiła,  że  tylko  piłaś. 

Powinnaś więcej jeść, żeby nabrać trochę ciała. 

- Czy Anjo to ta jasnowłosa kobieta o dobrych rękach? 

-  Tak,  jest  żoną  mojego  wychowanka,  którego  traktuję  jak  własnego  syna  -  wyjaśnił 

Reijo. - Zawołam ją. Ucieszy się, gdy zobaczy, że się obudziłaś. 

Gdzieś  w  głębi  serca  Reijo  czuł  przemożną  ochotę,  żeby  zostać  przy  niej,  ale  uciekł, 

pozwalając, żeby zastąpiła go Anjo. Nie zmrużył jednak oka aż do rana. 

Helena  odprowadziła  go  zamyślonym  spojrzeniem.  Badawczo.  Miał  taką  młodą 

sylwetkę, choć mógłby być jej ojcem. Był zupełnie inny niż spotkani do tej pory mężczyźni. 

Zapatrzona w mrok, gdzie zniknął, powoli zapadła w sen. 

We śnie prześladowały ją znowu noże... 

background image

Na cypel zawiózł Idę Knut, bo Anjo nie chciała budzić Reijo. 

- Długo czuwał w nocy i późno się położył - wyjaśniła. 

-  Tata  jest  dokładnie  taki  sam  jak  Anjo  -  stwierdziła  Ida  usadowiona  na  koźle  obok 

brata.  -  Oboje  muszą  koniecznie  kimś  się  opiekować,  bo  inaczej  czegoś  im  brakuje  do 

szczęścia. 

Knut wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

-  Wiesz  -  rzucił  żartobliwie  -  kiedy  poznałem  Anjo,  pomyślałem  o  tym  samym. 

Zastanawiałem  się  nawet,  czy  jej  ze  sobą  tutaj  nie  przywieźć.  Uznałem,  że  to  znakomity 

materiał na żonę dla Reijo. 

Ida  roześmiała  się  razem  z  bratem.  Nadal  łączyła  ich  bardzo  silna  więź,  lata  rozłąki 

powoli się zacierały i znikał dystans, jaki wytworzyły. 

- Kiedyś pojedziemy do Finlandii - odezwał się znienacka Knut. - Ale najpierw dzieci 

muszą  trochę  podrosnąć.  Wezmę  ciebie  ze  sobą,  Ido,  i  odwiedzimy  Maję.  Wtedy  opowie  ci 

dokładnie, co się stało. 

A więc rozumiał, że tego pragnęła. 

- Ja także nic nie wiedziałem, kiedy Anna zniknęła - ciągnął w zamyśleniu. - Trwało 

to  zaledwie  parę  dni,  ale  doskonale  pamiętam,  jak  było  mi  ciężko.  Wydawało  mi  się,  że  z 

rozpaczy serce mi pęknie. 

- Kiedyś pojedziemy - potwierdziła Ida. 

Po chłodnej nocy nastał biały poranek. Szron otulił każde źdźbło trawy i każdy opadły 

na  ziemię  liść.  Trzeszczało  pod  końskimi  kopytami  i  kołami  wozu.  Kontury  szczytów 

odcinały  się  ostro  od  złocistego  nieba.  Nawet  najlżejszy  podmuch  wiatru  nie  mącił  ciszy. 

Poranny chłód szczypał w policzki i w nosy. Natura już ostrzyła pazury, gotując się do zimy. 

Póki co nabierała wprawy, by później zaatakować całą siłą. 

Pomimo  wczesnej  godziny  właściciele  gospodarstw  zdążyli  już  wrócić  z  porannego 

połowu.  Ci,  którzy  żyli wyłącznie  z  tego,  co  dawało  im  morze,  dłużej  łowili  w  fiordzie.  Ich 

łodzie właśnie przybijały do brzegu. 

Knut  skręcił  na  nabrzeże  i  nie  zwracając  uwagi  na  nagłe  milczenie  Idy,  wstrzymał 

konia i zawołał: 

- Szykuje się gotowana rybka? 

background image

Sedolf z golą głową i zawiniętymi do łokcia rękawami, jakby nie czuł chłodu, zręcznie 

czyścił ryby. Usłyszawszy  głos Knuta, podniósł wzrok. Uśmiechnął się i kiwnął do  Idy. Ale 

rozmawiając z Knutem, nie patrzył w jej stronę. 

- Ano szykuje się - odpowiedział. - Wystarczy wypłynąć nieco dalej, mniej więcej na 

ś

rodek  fiordu,  a  można  złowić  wspaniałe  dorsze.  Co  prawda  trochę  się  trzeba  nawiosłować, 

ale nie spotyka się tam wielu rybaków. Połów więc zapewniony. 

-  Reijo  i  Anjo  dwoją  się  i  troją,  by  przywrócić  do  życia  tę  ranną  dziewczynę.  Są  na 

dobrej  drodze.  Reijo  zaskarbił  sobie  jej  zaufanie.  Wszyscy  przenieśli  się  do  mnie,  bo  źle 

byłoby  pozostawić  Idę  teraz  samą  w  domu,  chociaż  ona  najchętniej  przebywa  na  cyplu. 

Przyjechaliśmy obrządzić zwierzęta. 

-  Nie  mam  za  wiele  roboty...  -  Sedolf  popatrzył  na  Idę.  -  ...i  żadnych  zobowiązań. 

Mogę zostać z tobą. 

- Nie chcę nikogo zmuszać... 

- Zmuszać? Przecież sam ci to proponuję - odparł, przerywając czyszczenie ryb. - Ale 

nie zamierzam prosić na kolanach, Ido. Nie kierowały mną żadne ukryte zamiary. Jeśli jakieś 

podejrzenie przemknęło ci przez myśl, to jesteś w błędzie. Chyba przyjaciel może zaoferować 

pomoc? Wystarczy odpowiedzieć tak lub nie. I nie bądź taka dumna! To niebezpieczne. 

- Musiałabym przywieźć dzieci... 

- Akurat z tym nie będzie kłopotu - wtrącił się Knut. 

-  Jak  tylko  skończę  z  rybami,  przyjdę  do  ciebie  -  oświadczył  Sedolf.  -  A  Knut  może 

jechać po dzieciaki. I proszę cię, Ido, nie wynajduj problemów! 

Wzruszyła ramionami, rozdarta. Z jednej strony chciała tego, z drugiej nie. 

- Chyba możesz przyjść - przystała w końcu, odwracając wzrok. Zapatrzyła się w dal 

ponad  fiordem,  ku  wysokim  górskim  szczytom,  których  wierzchołki  okryły  już  śniegowe 

czapy.  -  Nic  tak  nie  smakuje  jak  świeża  ryba  -  dorzuciła  takim  tonem,  że  Sedolf  poczuł  się 

nagle wart tyle co jego połów. Wykrzywił twarz, ale nic nie odpowiedział, uznawszy, że nie 

powinien czepiać się drobiazgów. 

W  oborze  na  cyplu  trzymali  dwie  krowy.  Ida  z  przyjemnością  zajmowała  się  nimi. 

Bardzo  lubiła  doić  zwierzęta,  czuć  bijące  od  nich  ciepło.  Mleko  stanowiło  ważny  składnik 

pożywienia.  Ida robiła z niego sery i masło. Nie jadali wodnistej owsianki tak jak ci, którzy 

nie hodowali krowy ani kozy. 

Knut  zajął  się  karmieniem  bydła.  Sypnął  szczodrze  siana  i  dorzucił  wodorostów 

naniesionych przez fale  przypływu. Gdy zimy były  łagodne, krowy i owce pasły się za dnia 

background image

na dworze, same znajdując pożywienie nad brzegiem. Ale w tym roku szybciej nadeszły chło-

dy. Z tego też powodu gospodarze wcześniej musieli sprowadzić z górskich pastwisk owce. 

Wiele z nich straciło minionego lata młode. 

Pasterze  co  rusz  znajdowali  martwe  jagnięta.  Z  niektórych  pozostały  tylko  kości  i 

kępki wełny, resztki po uczcie dzikich zwierząt i ptactwa. 

Wszystko  wskazywało  na  to,  że  w  okolicy  grasowały  rysie.  W  stromych  załomach 

skalnych,  skrytych  za  gęstym  lasem  i  torfowiskami,  znajdowały  się  takie  miejsca,  gdzie  te 

dzikie  koty  mogły  sobie  urządzić  legowiska.  W  tej  okolicy  rysie  polowały  zawsze,  nigdy 

jednak nie czyniły aż takich szkód. Może w ostatnich latach dochowały się liczniejszego niż 

zwykle potomstwa? 

Ida  nie  widziała  nigdy  z  bliska  żywego  rysia,  jedynie  martwe,  schwytane  we  wnyki 

zwierzęta.  Nic  nie  mogła  poradzić  na  to,  że  zachwycała  się  ich  pięknem,  choć  powinna  się 

przecież lękać. Nie wierzyła w opowieści starych ludzi, którzy twierdzili, iż odżywiające się 

drobniejszą zwierzyną rysie zabijają dla zabawy. W głębi serca Ida czuła, że nie powinno się 

ich pozbawiać prawa do życia. 

Ale z jagniętami było naprawdę krucho. Ich stado uszczupliło się o osiem sztuk, a inni 

gospodarze stracili znacznie więcej. Jeden, na przykład, aż dwadzieścia jagniąt. A to już spora 

gromada!  Także  dorosłe  owce  znajdowano  zagryzione.  Trudno  się  dziwić,  że  w  ludziach 

wzbierała złość. Kiedy ktoś zostanie ograbiony z tego, w co włożył mnóstwo pracy, i nic nie 

może uczynić, by się temu przeciwstawić, łatwo o nienawiść. 

Drzwi  do  obory  zaskrzypiały  na  opuszczonych  nieco  zawiasach.  Nie  domykały  się  i 

niepotrzebnie ciągnął tamtędy chłód. Ida postanowiła przypomnieć ojcu, żeby je naprawił, bo 

zimą trzeba będzie więcej palić, żeby zwierzęta nie marzły. 

Wchodząc do środka, Sedolf musiał się schylić.  Drzwi były niskie;  chodziło o to, by 

utrzymać w niewysokim pomieszczeniu ciepło. 

Rozległo się beczenie owiec. 

- Zdaje się, że poznały swojego - roześmiał się Knut i tupiąc, wyszedł z zagrody. 

- Mów za siebie - odciął się Sedolf z błyskiem w oku. Chwilami zachowywali się tak, 

jakby nadal byli niesfornymi wyrostkami. 

- Zdaje się, że obaj znaleźlibyście w tych ścianach krewnych - odezwała się Ida. 

- Czy ona ma nas za baranów? - zdziwił się Sedolf, udając niewiniątko. 

W obecności Knuta łatwo im było dowcipkować. Kiedy jednak zostawali sam na sam, 

każde  wypowiedziane  słowo,  choć  starannie  wyważone,  zawierało  w  sobie  zapalną  iskrę, 

zdolną wywołać ogień. 

background image

- Zanieś lepiej wiadra z mlekiem, zamiast opowiadać takie bzdury. 

Ida nie była skłonna do żartów. 

-  Nie  miałaś  takiego  kiepskiego  humoru  po  tym,  co  razem  przeżyliśmy  nad  rzeką  - 

powiedział Sedolf z krzywym uśmiechem. - Cóż, kobieta zmienna jest... 

Ida  burknęła  coś  niezrozumiale  pod  nosem,  wzniosła  oczy  ku  górze  i  szarpnęła 

mocniej za dójki, aż poczciwa Godlin poruszyła się niespokojnie. 

Młodzi mężczyźni tymczasem, śmiejąc się i wesoło gawędząc, zamknęli za sobą wrota 

obory. Unieśli je trochę i zatrzasnęli, tak że już nie wiało przez szparę. Ida tak nie potrafiła. 

Znowu  zostanie  sama  z  Sedolfem.  Ciekawiło  ją,  czy  w  ostatnim  czasie,  po  ich 

rozmowie, nocował u Sofii. Nie odważy się jednak o to zapytać. W końcu to jego sprawa. 

Niespiesznie dokończyła doić krowę i przemawiając do niej łagodnie, poklepała czule. 

Trochę obawiając się wracać do chaty, przyniosła jeszcze ściółki i wody. Zdawało jej się, że 

słyszy turkot kół. 

W  końcu  Sedolf,  zaniepokojony  długą  nieobecnością  Idy,  przyszedł  po  nią.  Ale  nie 

przyznał się do swego lęku. Zamykając oporne drzwi, rzucił tylko: 

- Już myślałem, że przyrosłaś do tego miejsca albo że wpadłaś do gnojówki. 

-  Knut  pojechał?  Sedolf  pokiwał  głową.  Stał  przy  wejściu  na  szeroko  rozstawionych 

nogach,  oparty  ramieniem  o  masywną  framugę.  Kiedy  Ida,  dźwigając  wypełnione  po  brzegi 

mlekiem wiadro, chciała go wyminąć, zatrzymał ją i obrzucił palącym spojrzeniem. W oborze 

panował  półmrok.  Przez  niewielkie,  umieszczone  wysoko  okienka  wpadało  skąpe  światło,  a 

Ida, oszczędzając olej parafinowy, nie zapalała lampy. 

Chciała  zapytać  Sedolfa,  o  co  mu  chodzi,  ale  ścisnęło  ją  w  gardle,  a  usta  nie  chciały 

ułożyć się w słowa. 

Dotknął  włosów  dziewczyny  i  zdjął  z  nich  źdźbło  wysuszonej  trawy.  Pomachał  jej 

przed oczyma, w kącikach jego ust zagościł uśmieszek. Powinna go spoliczkować, ale nim to 

sobie  uświadomiła,  było  za  późno.  Dłonią,  w  której  trzymał  źdźbło,  Sedolf  ujął  Idę  leciutko 

pod  brodą  i  delikatnie  odchylił  jej  twarz  ku  sobie,  ku  światłu.  Nadal  uśmiechał  się  tym 

dziwnym  uśmiechem,  takim  innym  niż  zwykle.  Dostrzegła  coś  osobliwego  w  twarzy 

chłopaka,  coś,  czego  nie  potrafiłaby  nazwać,  ale  nie  miała  do  końca  pewności,  czy  nie 

zwiodła ją wyobraźnia. 

Było jeszcze tak wcześnie, może nie zdążyła się otrząsnąć z sennych marzeń? 

Ź

dźbło łaskotało ją przyjemnie w szyję, a ona wpatrywała się jak zauroczona w twarz 

Sedolfa,  niemal  pewna,  że  nie  widziała  dotąd  nic  równie  ekscytującego.  Mimowolnie 

background image

zastanowiła  się,  czy  ona  też  mu  się  podoba,  właśnie  teraz,  i  zapragnęła  być  piękna  w  tej 

chwili... 

Sedolf  powoli  pochylił  głowę  i  dotknął  wargami  jej  ust.  Nie  cofając  dłoni  ujmującej 

podbródek,  drugą  ręką  otoczył  talię  Idy  i  przygarnął  dziewczynę  do  piersi.  Jego  sweter 

pachniał słonym morzem i rybami. 

Zapach  ten  mieszał  się  z  ciepłym  zapachem  obory.  Ida  ścisnęła  mocniej  uchwyt 

wiadra,  które  tak  ciążyło,  aż  ścierpły  jej  palce.  Ale  może  właśnie  dzięki  temu  nie  straciła 

całkiem poczucia rzeczywistości, mimo że pocałunki burzyły w jej żyłach krew. 

Muśnięcia warg Sedolfa paliły usta Idy, tak jakby oblał je wilgotny żar. To nie był nic 

nie  znaczący  pocałunek!  Z  obojgiem  młodych  działo  się  coś  dziwnego.  Dziewczyną 

owładnęła przedziwna niemoc, Sedolf zaś niemal siłą oderwał od niej biodra, jakby obawiając 

się zdradzić, jak na niego wpływa. 

Ida zarumieniła się od tej myśli. Ale wiadro było takie ciężkie. Nie mogła przecież go 

tak po prostu wypuścić z rąk i zmarnować drogocennego mleka. Nie mogła... 

Cofnęła  się,  spłoniona.  Odgrodzona  od  Sedolfa  warstwą  powietrza,  uciszała 

wzburzone zmysły. 

Chłopak odgarnął grzywkę. Jemu także serce tłukło się w piersi. Zalała go fala gorąca, 

w ociężałym ciele krew buzowała w ognistym tańcu. 

Na szczęście szerokie samodziałowe spodnie ukryły, co naprawdę się z nim działo. 

-  Pokusa  była  tak  silna...  nie  mogłem  się  jej  oprzeć  -  odezwał  się  po  chwili,  nie 

odrywając wzroku od Idy. Nagle zauważył wiadro z mlekiem i olśniło go, że Idzie musi być 

piekielnie  ciężko.  Szybko  chwycił  za  uchwyt,  a  dostrzegłszy,  że  wnętrze  dłoni  nabiegło  jej 

krwią, powiedział: 

- Mogłaś mi dać to wiadro wcześniej. Ida tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową. 

- Gdyby nie ono, nie wiem, co mogło się zdarzyć. Jej twarz nadal okrywały rumieńce. 

-  Szkoda  -  westchnął  Sedolf  i  zaczerpnął  rześkiego  powietrza.  -  Powinnaś  mi  oddać 

wiadro i pozwolić, by to się stało. 

Minęła go i wyszła na dwór, gdzie poranny chłód ostudził jej policzki. 

Ida,  nie  wracając  już  do  tego,  co  wydarzyło  się  między  nimi,  zajęła  się  codziennymi 

obowiązkami. Przecedziła mleko i wlała do kanki, którą zawieszali na drągu przy niewielkim 

strumyku przepływającym tuż za chatą. Dzięki temu, że znaczna część kanki była zanurzona 

w  wodzie,  mleko  pozostawało  chłodne.  Robili  tak  aż  do  nadejścia  zimy.  Bo  gdy  nastały 

mrozy, wystarczyło postawić kanki z mlekiem w śnieżnej zaspie pod ścianą chaty. Przyroda 

służy pomocą tym, którzy są na tyle rozumni, żeby z niej skorzystać. 

background image

Sedolf  pokroił  ryby  na  kawałki  grubości  palca  i  część  wrzucił  do  kociołka 

napełnionego morską wodą, żeby się zmacerowały. 

Resztę otoczył w soli i ułożył w drewnianej misce, których było pod dostatkiem.  Ida 

wysłała go do wykopanej w ziemi piwniczki, gdzie przechowywali zapasy pożywienia. 

Wracając,  przyniósł  jej  więcej  wody,  mimo  że  go  wcale  o  to  nie  prosiła.  Uważał  po 

prostu, że ta szczupła osóbka nie powinna uginać się pod ciężarem nosideł. 

Ida  tymczasem  wrzuciła  ryby  do  kociołka.  Znalazła  też  chwilę,  żeby  się  przebrać. 

Zdjęła bluzkę i spódnicę, przesiąknięte zapachem obory, i założyła uszytą przez siebie prostą 

płócienną sukienkę w drobną kratkę. 

Właśnie  rozczesywała  włosy  przy  palenisku,  kiedy  Sedolf  wniósł  wiadro  z  wodą. 

Zatrzymał  się  na  środku  izby,  nie  mogąc  oderwać  od  niej  wzroku.  Mógłby  przysiąc,  że  loki 

Idy skrzą się i błyszczą bardziej niż ogień, a płomienie przy jej miedzianych włosach całkiem 

przyblakły. 

- Jedzenie gotowe - oznajmiła, z trudem się powstrzymując, by nie popatrzeć w stronę 

chłopaka. Zdawało jej się, że Sedolf pieści spojrzeniem jej ciało, niemal czuła przenikające ją 

wibracje. 

- Nakryłam do stołu, chleb też już przyniosłam. 

Rozmowa  o  przyziemnych  sprawach  wyrwała  Sedolfa  z  marzeń,  które  błądziły 

bardziej  niebezpiecznymi  ścieżkami  niż  fantazje  Idy.  Kiedy  był  z  nią  sam  na  sam,  łatwo 

ulegał grze wyobraźni. 

Dziewczyna odrzuciła głowę, tak że włosy opadły jej na plecy falą ognia. 

Sedolf przełknął ciężko ślinę i zdjął wełniany sweter, zadowolony, że na chwilę może 

ukryć  twarz.  Wiedział  już,  że  jest  całkiem  stracony,  i  zdawał  sobie  sprawę,  że  to  po  nim 

widać. Potrzebował chwili, żeby jego twarz odzyskała zwykły wyraz beztroski. 

Nałożył sobie strawy do miski i ułamał solidny kawałek ciemnego chleba upieczonego 

na sposób fiński. Bochenek był okrągły, płaski,  z otworem pośrodku.  Z  czasem w Norwegii 

upowszechnił  się  także  ten  sposób  wypieku,  dzięki  któremu  chleb,  szczególnie  razowy, 

wyrastał równo i łatwiej go potem było dzielić. 

Na stole stał też pojemnik z masłem. W rodzinnym domu Sedolfa nie używano masła 

na co dzień. Poczuł, jak cieknie mu ślinka, i posmarował sobie grubo chleb. 

Ida  ozdobiła  włosy  błękitną  wstążką  z  jedwabiu,  która  pasowała  do  koloru  sukni. 

Sedolf od razu zwrócił na to uwagę. Ida wyglądała tak słodko, kiedy nie ściągała włosów zbyt 

mocno, ale wiązała je nisko na wysokości ramion, pozwalając kosmykom swobodnie okalać 

twarz. Chociaż tak naprawdę dla niego Ida była piękna w każdej fryzurze i w każdym stroju. 

background image

-  Jesteś  śliczna  -  powiedział,  koncentrując  się  na  wyjmowaniu  z  ryby  zdradliwych, 

ledwo widocznych ości. 

-  Bardzo  łatwo  ci  przychodzi  prawienie  komplementów!  -  odrzekła  Ida,  ledwie 

zaszczycając  go  spojrzeniem.  -  Dlaczego  miałabym  ci  wierzyć?  Komu  mówiłeś  to  samo 

wczoraj? Sofii? Innej? Komuś, kogo znam? 

Może  i  zasłużył  sobie  na  jej  nieufność.  Rzeczywiście  nie  zawsze  traktował  kobiety 

serio. Potrafił wyrażać się gładko, by osiągnąć zamierzony cel. 

Ale  z  Idą  nie  prowadził żadnej  gry,  przeciwnie,  przez  cały  czas  musiał  się  pilnować, 

ż

eby się zupełnie przed nią nie odkryć. W towarzystwie innych nie miał takich kłopotów. 

-  Myśl  sobie,  co  chcesz  -  rzucił  po  chwili,  nie  podnosząc  na  nią  wzroku.  Zdążył  już 

wyjąć sporo ości. - Mówiłem szczerze, ale pewnie nie ma sensu przekonywać cię, bo i tak mi 

nie  uwierzysz.  Zarzucasz  mi,  że  kłamię,  bo  oczekujesz  ode  mnie  tylko  półprawd.  Twoim 

zdaniem jestem wyrachowany. 

- A nie jest tak? 

-  Powiedziałem  ci  już  chyba,  że  potrafię  być  szczery!  Jego  spojrzenie  zdradzało 

gorączkę, która wywoływała w Idzie niepokój. 

-  Jest  wczesny  ranek,  dziewczyno!  Chyba  nie  sądzisz,  że  ledwie  otworzę  oczy,  już 

zaczynam uwodzić! 

Ida uśmiechnęła się figlarnie. 

- To zależy pewnie od tego, w jakim łóżku się budzisz - zażartowała. 

Jej śmiech zabrzmiał ciepło, przyjaźnie. Sedolf wolał się przyłączyć do niej niż nadal 

okazywać gniew. A nie każdy potrafi śmiać się z samego siebie! 

Czy ten Knut nie powinien już wrócić? zastanawiała się w myślach Ida. Co prawda on 

także  musi  obrządzić  bydło,  a  ma  go  trochę  więcej  niż  Reijo,  ale  chyba  nie  zajmie  mu  to 

całego  dnia?  Anjo  pewnie  jest  uwiązana  w  domu.  Przy  własnym  dziecku  ma  pełne  ręce 

roboty, a co dopiero kiedy przybyło jej jeszcze dwoje niemowląt. 

No i Helena. 

Ale ojciec pewnie już się obudził. Nie zwykł wylegiwać się w łóżku za dnia. Potrafił 

stawić czoło codziennym obowiązkom nawet po kilku godzinach snu. Zawsze był taki. 

Te  i  inne  myśli  błąkały  się  po  głowie  Idy.  W  przeciwieństwie  jednak  do  Sedolfa 

zamykała się na pewne doznania i unikała jak ognia niebezpiecznych rejonów, nie pozwalając 

sobie nawet w myśli na ich penetrowanie. 

- Czy ktoś ci coś powiedział na temat wisiorka? - zapytał Sedolf, który wstał od stołu i 

podszedł do ognia. Nie spiesząc się, rozżarzył szczapy. 

background image

Powinien pracować ciężko jak wszyscy! Co to za mężczyzna, który ma tyle czasu, by 

za dnia dotrzymywać towarzystwa kobiecie?! 

Ale Sedolf nie był zwyczajnym mężczyzną. 

Dotknęła  palcami  złotego  ptaszka.  Czasem  czuła,  że  czerpie  z  niego  silę.  Właśnie  to 

czyniło ten wisiorek czymś więcej niż zwykłą ozdobą. Ale może to także tylko fantazja? 

Teraz w każdym razie był to wisiorek ze złota, a nie tarcza, która osłoniłaby ją przed 

Sedolfem. Nie, nie może się przed nim skryć! 

- Nie wiem nawet, czy ktoś go w ogóle zauważył - zaśmiała się lekko zakłopotana. - A 

byłam pewna, że wszyscy będą ze mnie szydzić. 

- To dlatego, że zapinasz bluzki zbyt wysoko pod szyją - odezwał się z lekką ironią. 

Ida  była  niemal  pewna,  że  w  jego  oczach  czai  się  rozbawienie.  Nikt  nie  potrafił  tak 

drażnić  spojrzeniem  jak  Sedolf.  Brakowało  jej  jednak  odwagi,  żeby  odwrócić  się  w  jego 

stronę. Rozpaczliwie próbowała odciąć się równie żartobliwie, ale nic jej nie przychodziło do 

głowy. Nie wiedziała, co powiedzieć. 

Był  tuż  za  nią.  Zatrzeszczały  deski  w  podłodze.  Ida  wiedziała,  które.  Całe  życie 

spędzone w tym domu pozwalało jej bezbłędnie to ocenić. Zamknęła oczy, jakby próbowała 

otulić  się  szczelniejszym  pancerzem.  Czuła  bowiem,  że  Sedolf  jej  dotknie.  Chciała  mu  się 

przeciwstawić,  udowodnić,  że  nie  jest  słaba  jak  źdźbło,  które  ulega  każdemu  podmuchowi 

wiatru. 

Sedolf nie pojmował, co go podkusiło. Tyle włożył wysiłku, by uśpić swe uczucia do 

Idy. Choć było mu ciężko, wiedział, że istnieje wiele powodów, by poczekać, by nie działać 

pochopnie. Był to ciężki balast. 

A  tymczasem  wypłynął  wprost  na  rozległe  morze  bez  owego  balastu.  Podjął  takie 

ryzyko! Pewnie kiedyś pożałuje swego postępku. A jeśli natknie się na mieliznę? Uczyni coś 

niewłaściwego i narazi się na to, że Ida wyśle go za morze i każe nigdy nie wracać?! 

A  on  przecież  pragnie  tylko  jednego:  by  czekała  na  niego  w  każdym  porcie,  do 

któregokolwiek by zawinął. 

Ida nie należała do dziewcząt, które można poganiać. Nie była księżniczką z lodu, ale 

jednak księżniczką. On tymczasem uczynił coś, co mogło sprawić, że odwróci się od niego. 

Położył  dłonie  na  jej  ramionach.  Zadrżała  pod  dotykiem  jego  palców,  które  zdawały 

się same poruszać. Przez cienką sukienkę, zbyt cienką jak na tę porę roku, czuł bijące od Idy 

ciepło. Spytał, czy nie zmarzła. 

Chyba  znów  się  wygłupił.  W  chwili  jak  ta  nie  takie  rzeczy  mówi  się  kobiecie.  On 

najlepiej powinien to wiedzieć. 

background image

Ale  owe  beznadziejne  myśli  wnet  uleciały,  zabierając  ze  sobą  równie  idiotyczne 

słowa. 

Odsunął  jej  włosy  i  przywarł  ustami  do  nagiego  karku.  Sukienka  miała  znacznie 

większy  dekolt  niż  bluzki,  które  nosiła  na  co  dzień.  Skóra  nadal  zachowała  odcień  letniej 

opalenizny.  Wyobraził  sobie  Idę  w  samym  staniczku  i  spódnicy,  boso  stąpającą  po  górskich 

bezdrożach, gdzie kobiety z dala od obcych spojrzeń nie lękały się zrzucać z siebie nadmiaru 

odzienia. Chciałby ją taką ujrzeć naprawdę, nie tylko w wyobraźni. 

Pochylony  całował  jej  powabny  kark,  zauważając,  że  nie  stawia  oporu.  Zdawało  mu 

się  nawet,  że  sprawia  jej  rozkosz.  Zanurzając  dłonie  w  świeżo  rozczesanych  lokach,  które 

kusiły, by ich dotknąć, obsypał pocałunkami szyję dziewczyny. 

Delikatnie musnął koniuszkiem języka płatek jej ucha i drażnił figlarnie jego wnętrze. 

Ida  odchyliła  głowę  i  oparła  ją  ciężko  na  piersi  Sedolfa,  jakby  wychodząc  mu  na 

spotkanie. 

Rozsądny mężczyzna, który marzy o tej kobiecie i nie może wyobrazić sobie bez niej 

ż

ycia, powinien zapytać, czy może jej dotknąć, okazać jej w ten sposób szacunek. 

Ale w Sedolfie znów górę wzięły zmysły. 

Aż nazbyt często tego żałował. 

Podniósł Idę z ławy i przyłożył obie jej dłonie do swej piersi. 

-  Czujesz  bicie  mojego  serca?  -  wyszeptał,  obawiając  się,  że  dziewczyna  znów  sobie 

pomyśli, że każdej mówi to samo. 

A  przecież  jej  pierwszej  zadał  takie  pytanie.  Czasami,  co  prawda,  podobne  słowa 

przychodziły mu na myśl, ale wydawały mu się głupie i nienaturalne. Nigdy nie wypowiadał 

ich na głos w obawie, że dziewczyna, którą trzymał w ramionach, wyśmieje go. 

Ida była inna. 

Przyłożyła  dłoń  do  jego  piersi,  jakby  chciała  osłonić  walące  mocno  serce,  a  na  jej 

ustach  pojawił  się  lekki  uśmiech.  Spojrzenie  zdawało  się  odległe,  jakby  nieobecne.  Pragnął 

wyrwać ją z tego świata marzeń, pragnął, by wróciła do niego. 

Odpiął  koszulę  i  pozwolił  dłoniom  Idy  wodzić  po  rozpalonej  gładkiej  skórze.  Chciał 

znów poczuć gwałtowną falę pożądania, wrócić do punktu, w którym przerwali. 

Pochylił  się  i  przywarł  wargami  do  ust  dziewczyny.  Całował  ją  długo,  namiętnie, 

gotów zdusić najmniejsze zwątpienie, jakie ujrzałby w jej oczach. 

Ale nie dostrzegł wątpliwości. 

Zsunęła  z  niego  koszulę  i  spojrzawszy  z  uznaniem,  pogładziła  twarde  muskuły.  Z 

przymkniętymi  oczami  dotykała  powoli  torsu,  jakby  chciała  poznać  dokładnie  każdy  jego 

background image

skrawek. Później leciutko muskała wargami te miejsca, które pod wpływem pieszczot ożyły i 

napełniły tęsknotą jego ciało. Przypominało to drobny letni deszczyk. 

Było w niej tyle czułości. 

Sedolf zaczął powoli rozpinać suknię Idy, od dekoltu aż po talię zapinaną na maleńkie 

guziki.  Zmagał  się  nieporadnie  z  ciasnymi  dziurkami,  ale  ona  nie  ruszyła  nawet  palcem,  by 

mu  pomóc.  Zwróciwszy  się  ku  niemu,  śledziła  każde  drgnienie  na  jego  rozpalonej  twarzy, 

zgadując, jak bardzo jej pożąda. 

Przypomniała sobie z dzieciństwa brązowe kulki karmelu. Długo trzeba trzymać je w 

ustach,  by  się  rozpuściły,  ale  pozostawiają  w  ustach  słodki  korzenny  smak  i  pragnienie,  by 

dostać ich więcej. Podobnie jest z miłością. 

Sedolf  a  podnieciło  to  badawcze  spojrzenie  Idy,  blask  ognia  odbijający  się  w  jej 

oczach, lekki uśmiech, koniuszek języka, którym zwilżyła usta, jakby go zapraszając... 

Uporawszy się z guzikami sukni, zamknął usta Idy długim pocałunkiem. Oczy zaszły 

mu mgłą. 

Piersi  dziewczyny  spoczęły  ciężko  w  jego  dłoniach,  a  sutki,  twarde  niczym  pąki 

wiosennej brzózki, sterczały ku niemu. 

Jej  oddech  zrównał  się  z  jego  oddechem,  upojeni  tym  samym  rytmem  ofiarowali  się 

sobie.  Zarzuciwszy  Sedolfowi  ręce  na  szyję,  leniwie  bawiła  się  jego  przydługimi  włosami,  i 

przymknąwszy  powieki,  radowała  zmysły.  Wiedział,  że  się  uśmiecha.  Uklęknął  i  uniósł  jej 

spódnicę  z  cienkiej  tkaniny.  Niecierpliwie  powiódł  dłońmi  w  górę,  ku  biodrom,  i  rozwiązał 

podwiązki. 

Sam usiadł okrakiem na ławie i jednym wprawnym ruchem rozpiął spodnie. 

Ida  wśliznęła  się  mu  na  kolana  i  pieszcząc  jego  uda,  czekała,  aż  będzie  gotów  na  jej 

przyjęcie.  Pozwoliła  mu  wniknąć  głęboko,  by  po  chwili  poczuć,  jak  stał  się  wzburzonym 

morzem. 

A  potem  już  pragnęli  tylko  bliskości.  Jego  ramiona  zamknęły  się  na  nagim  karku 

dziewczyny, przytulił policzek do jej falującej piersi. Odpoczywał, nasłuchując, jak jej serce 

odzyskuje spokojny rytm. Byli tacy ociężali, rozgrzani miłością, wyciszeni. Ida siedziała mu 

na kolanach, nadal go otulając. 

Nagle  rozległo  się  stukanie  do  drzwi.  Zerwali  się,  pośpiesznie  poprawiając  ubrania, 

jednak nie dość szybko. Pukający bowiem, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. 

Sedolf właśnie zapinał spodnie, a Ida usiłowała trafić w rękaw sukni. 

Emil  dostrzegł  leżącą  na  podłodze  bieliznę  i  spurpurowiał.  Omiótł  spojrzeniem  bose 

stopy Idy. 

background image

Zamknął  za  sobą  drzwi  i  ciężkim  krokiem  wszedł  do  izby.  Patrzył,  nie  mogąc 

uwierzyć, że to prawda: Sedolf z Idą, którą zawsze traktował jak świętość. 

-  Doprawdy,  przytulnie  tu  -  uśmiechnął  się  z  przymusem.  W  jego  głowie  przewijały 

się  obrazy,  jakie  podpowiadała  mu  wyobraźnia.  Nie  w  łóżku  ani  na  kocu,  na  podłodze... 

Tylko ława stała dziwnie krzywo. Ida odrywająca się od Sedolf a w momencie, gdy otworzył 

drzwi. 

A  więc  pozwoliła  Sedolfowi  na  to.  Czy  wszystkie  kobiety  są  jednakowe?  Czy  to 

znaczy,  że  ona  wcale  nie  jest  inna?  Sedolf  z  obnażonym  torsem  przeczesywał 

wystudiowanym  ruchem  grzywkę.  Przeklęty  przystojniak!  Na  pewno  specjalnie  tak 

niespiesznie  zakłada  koszulę,  pomaga  Idzie  zapiąć  guziki  u  sukni,  a  potem  z  krzywym 

uśmiechem schyla się i podnosi z podłogi bieliznę, na którą Emil ledwie ośmielił się zerknąć. 

Przybysz,  przełknąwszy  ciężko  ślinę,  odwrócił  się,  nie  zauważył  więc  spłonionej  twarzy 

dziewczyny. Nie widział, jak łapie pośpiesznie pończochy i biegnie do alkierza. 

- Wczesną sobie wybrałeś porę na wizytę - rzucił Sedolf jakby za podszeptem diabła. 

To,  co  się  wydarzyło  między  nim  a  Idą,  było  zbyt  piękne,  żeby  zakończyć  się  tak 

nieoczekiwanie. Coś go jednak podkusiło, by dogryźć Emilowi. 

-  Nie  dość  wczesną,  jak  się  okazało  -  rzucił  Emil,  zaczepiając  kciuki  o  kieszenie 

spodni. - Jak ci się to udało? Co ty obiecujesz dziewczynom? 

- Nic - odparł leniwie Sedolf i usiadł, uśmiechając się do Emila. - Siadaj - zaprosił go, 

jakby  był  tu  gospodarzem.  -  Ugotowaliśmy  smacznego  dorsza.  Sporo  złowiłem  wczesnym 

rankiem na środku fiordu. Dosłownie rozpływa się w ustach, chłopie... 

Emil pokręcił głową. Drzwi do alkierza pozostawały zamknięte. Nie zdołał ich zmusić 

wzrokiem,  by  się  otworzyły.  Paliło  go  rozczarowanie.  A  kiedy  jeszcze  słyszał,  jak  Sedolf 

jakby nigdy nic używa liczby mnogiej, wszystko się w nim gotowało. 

- Nie sądzę, żebym miał ochotę tutaj usiąść. Zresztą chyba nie ma powodu, żebym to 

uczynił. Przykro mi, ale tak już jest, kiedy kończy się przyjaźń... 

- Już dawno przestaliśmy być przyjaciółmi - zauważył oschle Sedolf. 

Emil przeszył go spojrzeniem. 

- Nie mówię o tobie - rzekł zmęczonym głosem i opuścił izbę. 

Ida  poczekała  jeszcze  chwilę,  by  mieć  pewność,  że  Emil  już  poszedł.  Była  blada. 

Zdążyła się ubrać,  a włosy  ciasno zaplotła. Nie było w niej teraz nic swobodnego.  Zniknęło 

zamglone spojrzenie. Oczy patrzyły jasno i mocno. 

Sedolf  objął  ją,  a  ona  go  nie  odtrąciła,  mimo  że  ciało  jej  nie  było  już  tak  miękkie  i 

uległe jak wierzbowe witki w kwietniu. 

background image

- Nie mylił się - stwierdziła ze smutkiem. - Trudno, żeby odniósł inne wrażenie. 

- A cóż to, na Boga, ma za znaczenie? - zapytał Sedolf, całując przedziałek na głowie 

dziewczyny. 

- Powiedział: „koniec przyjaźni”. 

- To takie ważne? 

- Tak - odpowiedziała po chwili. - Darzyłam go zaufaniem. 

- Czy to ważniejsze niż to, co zdarzyło się między nami? 

Ida opuściła głowę. 

- Nie jestem pewna - odparła z bolesną dla Sedolfa szczerością. 

Chociaż w sercu poczuł bolesne ukłucie, nie wypuścił jej ze swych ramion. Przytulał 

ją tak długo, jak tego potrzebowała. Tak silna była jego miłość. 

Rozsądny mężczyzna pewnie od samego początku postępowałby inaczej, ale on był po 

prostu sobą. 

background image

Knut  przywiózł  dzieci  tuż  przed  obiadem.  Tłumaczył  się,  że  miał  dużo  pracy  i  nie 

mógł  przyjechać  wcześniej,  ale  Ida  podejrzewała,  że  coś  kręci.  Najwyraźniej  zaakceptował 

Sedolfa i chciał mu trochę pomóc. 

Mężczyźni zawsze trzymają swoją stronę, pomyślała Ida. Tak było, jest i będzie. 

Nawet ojciec, który wrócił do domu dopiero wieczorem, traktował Sedolfa, jakby ten 

już  należał  do  rodziny.  Idę  irytowało  to,  bo  czuła,  że  próbują  za  nią  decydować.  Sedolf 

pomógł jej przy wieczornym obrządku. Nie ośmielił się jej jednak tknąć. 

- Co słychać w chacie nad rzeką? - zainteresowała się Ida. 

- Lepiej - stwierdził Reijo szczerze uradowany. - Dzisiaj Helena przez kilka godzin już 

siedziała w łóżku i rozmawiała. 

- Dowiedzieliście się wszystkiego? Reijo pokręcił głową. 

-  Umówiliśmy  się  z  Anjo,  że  nie  będziemy  na  nią  naciskać.  Poczekamy,  aż  sama 

zechce opowiedzieć o sobie. Na razie nie wspomina nic o wyprawie z Finlandii. Nie mówi ani 

z kim udała się w drogę, ani skąd pochodzi. W ogóle nie napomknęła o swojej rodzinie. Poza 

tym jest dość rozmowna, rzekłbym nawet, trajkotka. Nie ustępuje tobie... - Reijo mrugnął do 

córki. - Anjo słyszała, jak przez sen powtarzała w kółko jakieś słowa bez związku, z których 

można  było  jednak  wywnioskować,  że  panicznie  lęka  się  noży.  Ale  tego  akurat  łatwo  się 

domyślić... 

Reijo  sięgnął  po  zimną  rybę,  nie  zwracając  uwagi  na  to,  że  Ida  i  Sedolf  w  ogóle  nie 

jedzą. 

-  Dziwne  dziewczę!  Niewiele  wie  o  życiu,  a  mimo  to  zachowuje  się  jak  królowa. 

Takiej pewności siebie i dostojeństwa nie można się nauczyć. Z tym się człowiek rodzi... 

Zaśmiał się cicho i jakby zapatrzony w głąb siebie, daremnie szukał określenia, które 

jeszcze bardziej do niej pasowało. 

-  Tak,  ma  w  sobie  prawdziwą  godność  -  stwierdził  w  końcu.  -  Jak  mi  Bóg  miły,  to 

niezwykłe u tak młodego dziewczęcia. 

- Cóż, niektórzy tak są wychowani - stwierdziła Ida, kołysząc na ręku płaczącą Raiję. 

Mikkal  spał  w  kołysce,  ale  było  do  przewidzenia,  że  wnet  obudzi  go  krzyk  siostry.  -  Skoro 

pochodzi z wyższych sfer, o Boże, jak ja nie cierpię tego określenia, to trudno się dziwić, że 

jest  taka.  Pewnie  karmiono  ją  srebrną  łyżeczką...  Gdybyś  mnie  tego  nauczył,  ojcze,  ja  także 

background image

mogłabym zachowywać się dostojnie. Dajcie mi króla, a odegram wam królową! Tylko czy to 

czyni ją kimś lepszym? Oto jest pytanie! 

Reijo  popatrzył  zdumiony  na  córkę,  zupełnie  nie  pojmując  jej  gwałtownej  reakcji. 

Zerknął na Sedolfa, ale ten też tylko wzruszył ramionami, zdezorientowany. 

-  Ale  ona  jest  naprawdę  wyjątkowa!  -  upierał  się  Reijo.  -  Pomijając  to,  z  jakiej 

wywodzi  się  rodziny.  Nie  wiem  dlaczego,  ale  ze  mną  nawiązała  lepszy  kontakt  niż  z  Anjo. 

Być może traktuje mnie jak ojca... 

Ida  nie  zamierzała  być  miła  ani  wykazywać  przyjaznego  zrozumienia.  Zresztą  z 

dwojgiem  płaczących  niemowląt  na  rękach  nie  było  to  wcale  łatwe.  Do  Raiji  bowiem 

przyłączył się Mikkal i oto dwie pary maleńkich rączek wyciągały się do mamy. 

-  Bardziej  prawdopodobne,  że  widzi  w  tobie  mężczyznę.  Niektóre  dziewczęta  lubią 

być adorowane. 

-  Teraz  to  już  naprawdę  jesteś  niesprawiedliwa,  Ido!  -  Kiedy  Reijo  się  zdenerwował, 

nie był zbyt pobłażliwy. - Helena nic ci nie zrobiła. Z wielu powodów należy jej współczuć. 

Możesz  być  w  złym  humorze,  ale  nie  oznacza  to  wcale,  że  wolno  ci  podejrzewać  innych  o 

najgorsze! 

- Przepraszam - burknęła Ida pod nosem, bardziej z obowiązku niż ze skruchy. 

Sedolf,  który  siedział  strapiony  na  skrzynce  z  drewnem,  nagle  poczuł  się  zbędny. 

Poczekał, aż Reijo odsunie miskę, i spoglądając spod oka na Idę, która udawała, że tego nie 

widzi, podniósł się z miejsca. 

- No, to na mnie chyba już czas - powiedział i sięgnął po czapkę leżącą na półce nad 

drzwiami. 

- Chcesz iść? - zdumiał się Reijo. - Ale ja przecież muszę wracać do Knuta i Anjo! 

-  Och,  nie  -  jęknęła  Ida.  Reijo  pewnie  tego  nie  słyszał,  bo  dzieciaki  akurat  darły  się 

wniebogłosy, ale Sedolfowi, który stał tuż przy niej, zrobiło się przykro. 

- Liczyłem na to, że zostaniesz - ciągnął Reijo, potwierdzając tym samym dobitnie, że 

go  w  pełni  zaakceptował  i  nie  miałby  nic  przeciwko  temu,  żeby  córka  związała  się  z  nim 

bliżej. 

Może w innej sytuacji Sedolf by się z tego ucieszył, teraz jednak ta radość została mu 

odebrana. 

- Knut także przypuszczał, że zgodzisz się zostać! 

Rzeczywiście,  nic  nie  stało  mu  na  przeszkodzie,  nikt  za  nim  nie  tęsknił.  W  domu 

przywykli,  że  przychodził  i  wychodził,  kiedy  chciał.  Jedyne,  o  co  pytali,  gdy  nie  wrócił  na 

noc, to jaki sobie znalazł siennik. Ale on już od dawna na to nie odpowiadał. 

background image

Uśmiechnął się, zrezygnowany, i rozkładając ręce, spytał: 

-  Czy  ludzie  nie  wezmą  Idy  na  języki?  Nie  chciałbym,  żeby  to  zaszkodziło  jej 

reputacji. 

- Nikt się nie dowie, że tutaj jesteś - rzucił Reijo. - Oczywiście pod warunkiem, że sam 

się tym nie będziesz przechwalał... Do sąsiadów stąd daleko, a zresztą zrobiło się już ciemno. 

Nikt  nie  zauważy!  A  jeśli  ktoś  cię  zobaczy  jutro,  powiesz,  że  dopiero  co  przyszedłeś.  Za 

moich czasów też się nam zdarzało łgać, a jednak wyrośliśmy na ludzi... przynajmniej więk-

szość z nas... 

- Serdeczne dzięki - wycedziła Ida, uciszywszy swoje dzieci. 

Reijo  i  Sedolf  nie  mieli pewności,  komu  dziękuje,  ale  żaden  nie  odważył  się  jej  o  to 

zapytać. 

- W takim razie zostanę - zgodził się Sedolf, bynajmniej nie skacząc z radości. 

Póki  dzieci  nie  spały,  jakoś  to  było.  Sedolf  zauważył,  że  wieczorna  krzątanina  przy 

niemowlętach coraz bardziej mu się podoba. Zresztą był naprawdę pomocny. Gdy już umyte i 

najedzone bliźnięta leżały w kołyskach, uklęknął przy nich i zabawiał, paplając wesoło. Było 

naprawdę miło. Nawet spojrzenie Idy trochę złagodniało. 

Ale  kiedy  dzieci  zasnęły,  gdy  już  zostały  wniesione  zapasy  drewna  i  wody,  a  drzwi 

zaryglowane przed nocą, trudniej im było siedzieć razem przy jednym stole. Niewiele czasu 

upłynęło od chwili, gdy byli ze sobą tak blisko! Ciągle pamiętali i niemal czuli zapach i smak 

swoich ciał. To, co się między nimi zdarzyło, pobudzało ich wyobraźnię i tęsknotę. 

-  Myślę,  że  niebezpieczeństwo  minęło  -  odezwała  się  Ida.  -  Minęło  wszak  parę  dni, 

odkąd znaleźliśmy Helenę. Nie sądzę, żeby ów ktoś, kto zostawił ją na pewną śmierć, wrócił 

w te strony. 

Ida wyraźnie dawała chłopakowi do zrozumienia, że jego obecność uważa za zbędną. 

- Chyba masz rację - odparł Sedolf. - Ale to nie znaczy, że wyjdę stąd, zatrzaskując za 

sobą drzwi. Gdyby ktoś cię znalazł jutro porzniętą na kawałki, nie darowałbym sobie tego do 

końca życia. 

Ida  robiła  na  drutach.  Sedolf  zazdrościł,  że  ma  czym  zająć  ręce.  Reijo  pewnie 

wyplatałby  kosze,  gdyby  tu  z  nimi  siedział.  On  sam  nie  potrafił  nic  takiego,  wieczorami 

zwykł zajmować się rozrywkami. 

Ida  zaparzyła  słabą  kawę.  Póki  miał  w  kubku  smaczny  brązowy  płyn,  nie  musiał  się 

martwić,  co  zrobić  z  rękami.  W  niewielu  chatach  ostała  się  jeszcze  kawa.  Od  ostatniego 

jarmarku  upłynęło  już  sporo  czasu.  Większość  ludzi  nie  mogła  sobie  pozwolić  na  luksus 

background image

gromadzenia drogocennych ziarenek w dużych ilościach. I mimo że parzyli kawę oszczędnie, 

zapasy szybko się wyczerpywały. 

Sedolf obserwował Idę znad kubka. W świetle lampy jej miedziane włosy zdawały się 

lśnić  jak  zaczarowane.  Rzęsy  rzucały  na  policzki  długie  cienie  na  kształt  wachlarzy. 

Dziewczyna  pracowała  w  skupieniu,  poruszając  ustami  jak  dzieci,  które  dopiero  wraz  z 

upływem lat uczą się kontrolować swoje emocje. Zastanawiał się, czy  Ida jest świadoma, że 

tak robi. 

-  Kiedyś  powiedziałaś  mi,  że  zaczniesz  żyć  na  nowo,  gdy  minie  rok.  Pamiętasz?  - 

zagadnął. 

Ida podniosła wzrok i pokiwała głową. Kąciki jej ust lekko zadrgały. 

- Wtedy wszystko było inaczej, Sedolf, wiesz przecież. 

- Dowiedziałaś się, że on już dawno umarł. To jedyne, co się zmieniło. Nie odzyskasz 

go, oglądając się w przeszłość. 

Obrzuciła  Sedolf  a  badawczym  spojrzeniem.  Siedział  dziwnie  skulony,  ściskając  w 

dłoniach  kubek.  W  świetle  lampy  oczy  chłopaka  wydawały  się  zupełnie  czarne,  na  jego 

zdecydowanej twarzy tańczyły cienie. ' - A co twoim zdaniem znaczy żyć? Mam chodzić na 

tańce z młodzieżą? Zostawiać okno otwarte na oścież dla zalotników? Jedno i drugie jest dość 

trudne, gdy się ma dwoje dzieci... - Nabrała powietrza w płuca i dodała: - Zresztą nie zależy 

mi ani na jednym, ani na drugim. 

-  A  tak  dobrze  tańczysz  -  uśmiechnął  się  słabo.  -  Co  do  okna,  to  wolałbym  także, 

ż

ebyś nie zostawiała go otwartego. Jeśli ktoś chce wejść, może uczynić to drzwiami. 

Poczuła ukłucie w sercu. Ailo także wolał wchodzić przez drzwi. Mówił, że w jurtach 

nie mają okien... 

- Boisz się, że Emil wszystkim rozpowie? - zapytał. Zarumieniła się lekko. 

-  Chyba  to  nie  ma  takiego  znaczenia  -  odpowiedziała  po  dłuższej  chwili.  -  Wszyscy 

przecież wiedzą, że nie jestem już dziewicą. 

- Ale myśl, że Emil mógłby rozgłosić na prawo i lewo, co zobaczył, nie jest ci miła? 

Skinęła głową. 

-  Ja  także  nie  chciałbym,  żeby  ludzie  o  tobie  plotkowali.  Było  tak  cudownie,  wydaje 

mi się, że gdyby wszyscy się o tym dowiedzieli, te chwile straciłyby coś ze swego blasku. 

- A mnie się zdawało, że mężczyźni lubią opowiadać o dziewczętach, które uwiedli - 

rzuciła Ida cierpko. - Myślałam, że to w tym wszystkim jest dla was najlepsze. 

-  Nie  o  wszystkich  dziewczętach  można  rozmawiać  -  wyjaśnił  z  powagą.  -  O 

niektórych w ogóle się nie mówi. Bywają chwile, które chce się zatrzymać tylko dla siebie. 

background image

- Szkoda, żeby Emil przestał mnie uważać za taką dziewczynę... 

- Byłaś z nim blisko? Ida uchwyciła wzrok Sedolfa. 

- Co cię to obchodzi? - zapytała. - Masz do mnie jakieś prawo? 

Skurczył się w sobie. 

- Zdaje się, że mam za długi język - powiedział, ale nie cofnął pytania. 

-  Prawda  -  potwierdziła  Ida.  Oddychał  przez  chwilę  ciężko,  wreszcie  ujął  jej  dłoń  i 

rzekł: 

-  Już  dawno  zamierzałem  ci  wyznać,  co  do  ciebie  czuję,  ale  wtedy  poprosiłaś  mnie, 

ż

ebym milczał. Kazałaś mi z tym poczekać. - Nabrał powietrza i dodał: - Z pewnością było to 

rozsądne,  bo  od  tamtej  pory  zdążyłem  sobie  to  i  owo  przemyśleć.  Ty  zapewne  także. 

Zrozumiałem, że to coś więcej niż tylko przelotne uczucie. Zależy mi nie tylko na tym, żeby 

się z tobą kochać, ale także na tym, żeby dzielić z tobą codzienność. 

-  Może  byłoby  najrozsądniej,  żebyś  i  teraz  zamilkł?  -  Ida  odgarnęła  nerwowo  lok  z 

czoła. Robótka upadła jej na ziemię. 

Sedolf potrząsnął głową. 

-  Nie,  Ido.  Czułbym  się  podwójnym  nędznikiem,  gdybym  nie  powiedział  ci  o  moich 

uczuciach po tym, co się zdarzyło dziś między nami. 

Ida pochyliła głowę. Nie była przygotowana na jego wyznania. Byłaby głupia, gdyby 

nie domyślała się, co zamierza jej wyznać. Domyślała się aż nadto dobrze. Ale czuła, że to za 

wcześnie. Nie miała pojęcia, co ma mu odpowiedzieć. Nie chciała stracić w nim przyjaciela, 

bo wtedy z osób bliskich pozostaliby jej jedynie członkowie rodziny. 

Sedolf  nie  dał  się  jednak  przekonać.  Nie  powstrzymały  go  błagalne  spojrzenia  Idy. 

Uznał, że ma prawo wyjawić, co do niej czuje. Ze powinna o tym wiedzieć. 

-  Nie  kryję,  że  parę  razy  złożyłem  takie  wyznanie  innym  dziewczynom...  -  zaczął 

zakłopotany.  -  Zdawało  mi  się  nawet,  że  mówiłem  szczerze.  Szczególnie  gdy  było  ciepło  i 

ciemno, dziewczyna urodziwa, a ja zbyt dużo wypiłem. Teraz jednak tamto jest nieważne, a 

słowa, jakie wypowiem, zabrzmią mimo wszystko inaczej, bo skierowane do ciebie nabierają 

nowego  znaczenia.  Może  wydam  ci  się  nazbyt  górnolotny,  ale  to,  co  chcę  powiedzieć,  jest 

równie wzniosłe. To najważniejsze wyznanie w moim życiu: Kocham cię, Ido. 

Serce  mu  tłukło  się  w  piersi,  gdy  ściskał  jej  drobną  dłoń.  W  tym  uścisku  tyle  było 

ciepła i oddania. Nie spuszczał z niej wzroku. 

Ida przełknęła ślinę. Spodziewała się takiej chwili, choć inaczej ją sobie wyobrażała. 

- Nie wiem tak do końca, jak to jest ze mną - odrzekła, czując, że winna jest Sedolfowi 

szczerość. - Nie znaczy to, że cię nie lubię. Chyba zresztą sam to wiesz. Jest w tobie coś, co 

background image

czyni cię innym od wszystkich. Ale miłość... zbyt mocno wiąże się dla mnie z osobą Ailo. Nie 

potrafię sobie wyobrazić, że dzielę to wielkie uczucie z innym człowiekiem. A jednak właśnie 

ty potrafisz sprawić, że czuję się kobietą. Dzięki tobie przeżyłam znowu rozkosz... 

A więc Emil jej nie posiadł! Sedolfowi kamień spadł z serca. 

-  Nie  mam  pojęcia,  Sedolfie,  co  ci  odpowiedzieć.  Nie  wiem,  czego  ode  mnie 

oczekujesz. Utrudniasz mi... 

- Bądź po prostu szczera - przerwał jej. - Chyba obiecaliśmy to sobie. 

-  Tak,  ale  to  także  nie  jest  takie  proste.  Co  mam  ci  rzec?  Że  boję  się  stracić  w  tobie 

przyjaciela?  To  prawda.  Twoja  przyjaźń  wiele  dla  mnie  znaczy.  Może  kiedyś  zapragnę  od 

ciebie czegoś więcej? Może nadejdzie chwila, gdy tylko ty zdołasz ugasić niepokój i tęsknotę 

trawiące  moje  ciało?  Potrafisz  to  uczynić.  Zresztą  łatwo  ulec  twojemu  urokowi.  Skromne 

dziewczęta  nie  powinny  mówić  takich  rzeczy  mężczyźnie,  ale  to  prawda.  Twoje  słowa 

przerażają mnie jednak z innego powodu... 

-  Przerażają  cię?  -  zdumiał  się  Sedolf,  unosząc  brew.  Puścił  jej  dłoń,  ale  Ida  jej  nie 

cofnęła. 

- Tak, przerażają, ponieważ obawiam się, iż oczekujesz ode mnie więcej, niż mogę ci 

dać.  Boję  się,  że  cię  zranię,  boję  się,  że  zostanę  zraniona.  Żal  mi  ciebie  bardzo,  bo  nikt  nie 

powinien teraz żywić do mnie takich uczuć. 

Sedolf ze śmiechem pokręcił głową. 

-  Dobry  Boże,  ileż  myśli  kłębi  się  w  tej  twojej  głowie.  Ze  mną  było  tak  przez  cały 

czas. Dłużej niż potrafię sobie przypomnieć. Z tą różnicą, że nic ci nie mówiłem. Nie zmienię 

się dlatego, że wiesz już o tym... 

- Dlaczego więc mi teraz o tym mówisz? 

- Dlatego, że dłużej nie potrafię tłumić w sobie miłości do ciebie. 

Jakby na potwierdzenie swoich słów gestykulował intensywnie. 

-  To  uczucie  mnie  wprost  rozsadza,  chcę,  by  wreszcie  rozkwitło  pełnym  blaskiem. 

Może teraz, kiedy usłyszałaś z moich ust, jak bardzo cię kocham, i ty się zdołasz przełamać. 

To jedyna ukryta intencja, jaka mi towarzyszyła. 

- Domyślałam się tego - uśmiechnęła się Ida. 

- Może się i domyślałaś, ale teraz już wiesz. 

- Niech ci się jednak nie wydaje, że ci to pomoże sforsować drzwi do mojego alkierza 

dziś w nocy - powiedziała Ida, ze spokojem napotykając jego wzrok. 

background image

- Wiesz dobrze, że nie kierowałem się takimi pobudkami - odparł zawiedziony, że go 

posądza  o  taki  cynizm.  Z  drugiej  jednak  strony  poczuł  w  sercu  lekkie  rozczarowanie,  bo 

mimo wszystko trochę na to liczył. 

-  Chciałam  tylko,  Sedolfie,  żeby  wszystko  między  nami  było  jasne.  Nie  mówię  tego, 

ż

eby cię zranić czy pogrążyć. Jestem jednak zupełnie rozbita i nie wiem, co mam robić. Kiedy 

jesteś blisko mnie, drżę, ale równocześnie coś mnie powstrzymuje. Rozumiesz? 

Nigdy  nie  doświadczył  czegoś  takiego,  ale  też  nigdy  wcześniej  nie  brał  uczuć  na 

poważnie.  Zwykle  prowadził  grę,  w  której  raz  wykorzystywał,  a  innym  razem  był 

wykorzystywany.  Grę,  w  której  żadna  ze  stron  nie  angażowała  się  na  tyle,  by  przeżywać 

gorycz rozstania. Oczywiście tak mu się tylko zdawało. Poniewczasie zrozumiał, że wylano z 

jego powodu wiele łez, choć nigdy nie był ich świadkiem. Zwykle on bowiem odgrywał rolę 

zdobywcy, on miał prawo stawiać żądania. On wreszcie miał prawo odejść, gdy się znudził. 

Takie to proste. Takie puste. 

- Tego, co dziś się zdarzyło między nami - rzekł - nie da się wprost opisać. Wiem, że 

to zabrzmi głupio, ale to prawda. Nigdy nie przeżyłem czegoś równie cudownego. Nie było to 

jedynie ugaszenie trawiącego mnie pożądania, ale wspólnota ciał i dusz. 

Ida zarumieniła się. Czuła, że Sedolf nie mówił takich rzeczy dziewczętom, z którymi 

zabawiał się na sianie. Przez moment przypomniała sobie pełen wyższości uśmiech Sofii. Ale 

mimo że nabrała pewności, iż Sedolf nigdy nie uczynił Sofii podobnego wyznania, nie zamie-

rzała  okazywać  jej  triumfu.  Nie  mogłaby  użyć  tych  słów  przeciwko  nikomu.  Zbyt  wiele  dla 

niej znaczyły. 

- Mam nadzieję, że nie uważasz, iż posłużyłam się tobą... - odezwała się, spuszczając 

wzrok, nagle bowiem uświadomiła sobie, że taka myśl mogłaby mu przemknąć przez głowę. 

Nie chciała, żeby Sedolf tak o niej myślał. - Chyba rozumiesz, że nie uczyniłabym tego z byle 

kim... 

Sedolf  był  taki  przystojny.  Jego  zapach  wywoływał  w  niej  dreszcz  pożądania,  a 

pieszczoty  odpowiadały  najbardziej  wyrafinowanym  fantazjom.  Tyle  w  nim  było  ciepła, 

potrafił poruszyć w niej najskrytsze struny. Wydobył ją ze skorupy, której istnienia ledwie się 

domyślała. 

Ale  nie  potrafiłaby  wyznać  mu  miłości.  Bo  to,  co  do  niego  czuła,  zupełnie  nie 

przypominało  jej  przywiązania  do  Ailo,  którego  przecież  kochała  całym  sercem.  Tego  była 

całkowicie pewna. 

Choć osoba Sedolfa wzbudzała wiele wątpliwości, był jej bliższy niż ktokolwiek inny. 

On - dokładne przeciwieństwo Ailo! 

background image

- Nie czuję się wykorzystany, mały głuptasie - odparł. - Bo chociaż nie darzysz mnie 

miłością,  nigdy  dotąd  nie  czułem  się  bardziej  kochany.  Myśl  sobie,  co  chcesz,  Ido,  ale  to 

prawda. 

Słowa  te  głęboko  zapadły  jej  w  serce  i  sprawiły,  że  zaczęła  traktować  go  poważnie. 

Zrozumiała, że ten chłopak wiele spraw przemyślał i pragnie odmienić swoje dotychczasowe 

ż

ycie. 

Mimo to posłała mu na ławie w kuchni. 

Zaakceptował to i kiedy Ida życzyła mu dobrej nocy, odparł z uśmiechem: 

- W każdym razie będzie mi tu ciepło. 

Ida nie mogła zasnąć. Zawsze nasłuchiwała oddechu bliźniaków. Całe miesiące po ich 

urodzeniu wstawała w środku nocy i nachylała się nad kołyskami tylko po to, żeby usłyszeć, 

czy oddychają. Czasem budziła się z łomoczącym sercem, zlana potem, ponieważ zdawało jej 

się,  że  jest  nienormalnie  cicho.  Ale  przecież  niemowlęta  w  głębokim  śnie  oddychają  bardzo 

spokojnie. 

Teraz  jednak  jej  głowę  zaprzątały  także  inne  myśli.  Myślała  o  tej  obcej  Helenie.  O 

ojcu,  który  udawał  bohatera.  Właściwie  nie  broniła  mu  tego,  skoro  było  mu  z  tym  dobrze. 

Jeśli dzięki temu czuł się potrzebny... Każdy człowiek zasługuje na to, by stawić czoło życio-

wemu wyzwaniu i zyskać pewność, że jest pożyteczny. 

Rozmyślała o Sedolfie... 

Jakie  to  dziwne,  być  tak  kochaną,  a  równocześnie  jakby  patrzeć  na  to  z  boku.  Móc 

myśleć  jasno,  wiedzieć,  czego  się  oczekuje,  wiedzieć,  co  samemu  chce  się  ofiarować.  A 

zarazem żywić przekonanie, że to nie może być miłość. 

I współczuć mu... 

Sedolf był miły, a do tego obdarzony niebezpiecznym wdziękiem. 

Niespokojnie  odwróciła  się  na  bok.  Nie  słyszała  przez  ścianę  i  drzwi  jego  oddechu. 

Zastanawiała się, czy Sedolf słyszy, jak ona przewraca się z boku na bok. 

Całe  szczęście,  że  nie  może  czytać  jej  w  myślach.  Ale  kto  wie,  co  jemu  chodzi  po 

głowie? 

Coś zastukało do okna. 

Ida wstrzymała oddech. 

Boże,  co  to?  Może  to  ten  łajdak,  który  okaleczył  Helenę?  Nie,  ktoś  taki  raczej  nie 

pukałby do okna. Zresztą na pewno unikał ludzkich siedzib. 

Pewnie przefrunął jakiś ptak. 

background image

Znów  rozległo  się  cichutkie  pukanie,  podobne  do  odgłosu  drobnych  kropli  deszczu. 

Puk, przerwa, puk, puk, puk. 

Może  ludzie  zaczęli  myśleć,  że  się  źle  prowadzi?  Kiedy  była  młodsza,  nie  raz 

zatrzaskiwała okno zalotnikom przed nosem. Teraz też sobie poradzi. Usiadła pośpiesznie na 

łóżku,  po  czym  bezgłośnie  wstała.  Zarzuciła  na  ramiona  szal,  ułożony  w  nogach  łóżka, 

podeszła do okna i odsunęła zasłonę. 

Na  dworze  panowała  kompletna  ciemność.  Otworzyła  okno  i  siląc  się  na  spokój, 

zapytała: 

- Kto tam? 

- Ido, Ido, nie zamykaj! Muszę z tobą pomówić. 

Ida poczuła tak wielką ulgę, że omal się nie rozpłakała. Naprawdę obawiała się, że w 

pobliskim lesie czai się jakiś zbir, mimo że nie przyznawała się do tego sama przed sobą. 

-  Emil,  u  licha,  co  ty  tu  robisz?  -  Błogosławiła  niebiosa  za  to,  że  ciemności  ukryły 

rumieńce, jakie wystąpiły jej na policzkach. 

- Ty mnie o to pytasz? - odparował. Znajdował się tuż pod jej oknem. Widziała szary 

cień. Sięgał rękami do ramy, ale nie dość wysoko, by zajrzeć do środka. 

- Wpuścisz mnie, jeśli cię o to poproszę? - zapytał cicho. 

-  Przecież  wiesz,  że  nigdy  nikogo  nie  wpuściłam  przez  okno  do  mojego  alkierza  - 

odpowiedziała. - Równie dobrze możemy porozmawiać tutaj. 

-  To  może  wszedłbym  drzwiami?  Ida  uśmiechnęła  się  do  siebie.  Najwyraźniej  kręcą 

się koło niej sami mało dziarscy młodzieńcy. Nikomu nie chce się wspinać. 

- Nie - zaprotestowała, wyobrażając sobie, jak Emil natyka się na śpiącego w kuchni 

na  ławie  Sedolfa.  Dobrze  wiedziała,  że  Emil  nie  uwierzyłby  w  żadne,  nawet  najbardziej 

wiarygodne, wyjaśnienia. 

- W takim razie ja także przyjdę za dnia - wyrzucił z goryczą, za późno gryząc się w 

język.  -  Przepraszam,  nie  miałem  nic  złego  na  myśli,  Ido  -  usprawiedliwił  się  pośpiesznie.  - 

Ale byłem w okropnym nastroju, kiedy zobaczyłem cię z tym nędznikiem Sedolfem. 

Nie odpowiedziała. 

- Dużo myślałem, Ido. Napomknąłem ci też już kiedyś o tym. Ale to nie przeszkadza, 

ż

ebym  zapytał  raz  jeszcze.  Jesteś  wdową,  Ido,  wiesz  już  to  na  pewno.  Nic  więc  nie  stoi  na 

przeszkodzie, byś mogła teraz wyjść za mnie. 

- Chcesz się ze mną ożenić? Naprawdę? Mimowolnie przypomniały jej się szydercze 

słowa Sofii. 

background image

-  Inaczej  bym  nie  pytał.  Przez  cały  dzień  nie  myślałem  o  niczym  innym.  Wiem,  że 

jedynym sposobem, bym mógł cię mieć, jest małżeństwo. Dlatego jestem gotów cię poślubić. 

Wiesz, czego oczekuje się od gospodyni w dużym gospodarstwie. Umiesz kierować domem. 

Jesteś oszczędna i pracowita. Możesz mieć dzieci, możesz dać mi synów, nowe pary  rąk do 

pracy na roli. Zawsze mi się podobałaś. 

Szczególnie  niechętnie  zareagowała  Ida  na  słowa  o  nowych  parach  rąk  do  pracy. 

Zastanawiała się, czy Mikkal i Raija w ogóle byli brani przez Emila pod uwagę. Czyżby Sofia 

nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, co mówiła? 

- A co z moimi dziećmi? 

Emil  miał  nadzieję,  że  Ida  o  tym  nie  wspomni.  Przemyślał  to  i  uznał  w  końcu,  że 

cudze dzieci jednak na zawsze pozostaną cudzymi dziećmi. Co prawda Ida je urodziła, ale ich 

ojciec był górskim Lapończykiem. Porządny gość, ale skąd można mieć pewność, co siedzi w 

tym jego rodzie. A przecież on, Emil, i tak ryzykuje, bo w rodzinie Idy nie brakuje dziwaków. 

Ale  Idę  zawsze  uważał  za  najpiękniejszą  i  najmilszą  dziewczynę  w  okolicy.  Tyle  razy 

przechwalał  się,  że  się  z  nią  ożeni,  więc  gdyby  nic  z  tego  nie  wyszło,  naraziłby  się  na 

ś

mieszność. 

- Znajdzie się jakieś wyjście, Ido - rzucił niedbale, starając się zbagatelizować sprawę. 

- Przyjdę jeszcze raz i wtedy na spokojnie porozmawiamy. Na razie tylko sobie to wszystko 

przemyśl. Nie proszę cię bowiem o odpowiedź od razu, rozumiesz... 

Ida  wyostrzyła  uwagę  i  teraz  baczyła  na  każde  jego  słowo.  Uchyliła  szerzej  okno, 

mimo że trochę przemarzła. 

-  Nie  chcę  o  tym  rozmawiać  później,  Emilu.  Omówmy  to  od  razu!  Co  to  za  wyjście 

wymyśliłeś względem moich dzieci? 

- No cóż, można by je oddać na wychowanie na przykład twojemu bratu. Ma taki duży 

dom... 

-  Mam  oddać  Mikkala  i  Raiję  Knutowi  i  Anjo?  To  masz  na  myśli?  Mam  porzucić 

swoje własne dzieci? 

-  Kto  tu  mówi  o  porzuceniu?  -  sprzeciwił  się  Emil.  -  Oddasz  je  przecież  rodzinie!  A 

my  będziemy  mieć  dość  własnych  dzieci,  które  wypełnią  izby.  Po  kilku  latach  nawet  nie 

będziesz tęsknić za tamtymi. 

- Mikkal i Raija to są moje własne dzieci! - rzekła Ida, jak nigdy dotąd pewna swojej 

decyzji. - Kocham je nad życie. Zostały poczęte z wielkiej miłości Ailo i mojej. I prędzej bym 

zdarła  ręce  do  krwi  od  ciężkiej  pracy  i  jadła  wyłącznie  chleb  z  brzozowej  kory,  niż  bym  je 

oddała komukolwiek! Nigdy, Emilu, nigdy ich nie oddam! 

background image

Ale Emil upierał się przy swoim. 

-  Lepiej  będzie,  jeśli  sobie  znajdziesz  kobietę  bezdzietną  -  oznajmiła  lodowatym 

głosem Ida. 

- Jest późna godzina. Nie wiesz, co mówisz, kochana. Zajdę do ciebie za dnia. Ręczę, 

ż

e popatrzysz na to bardziej rozsądnie. Zrozumiesz, co dla ciebie najlepsze. 

- Nigdy nie byłam bardziej rozsądna niż w tej chwili - przerwała mu Ida podniesionym 

głosem.  -  Nie  musisz  mnie  pytać  więcej,  Emilu.  Moja  odpowiedź  pozostanie  niezmienna. 

Nigdy  w  życiu  nie  poślubię  człowieka,  który  nie  będzie  chciał  wychować  moich  dzieci  jak 

własne. Nie wyjdę za ciebie, Emilu. Mówię: nie, i to jest moje ostatnie słowo. 

- Myślisz, że znajdziesz kogoś, kto będzie gotów karmić i łożyć na cudze dzieci? 

- Jeśli nie, to trudno. Poradzimy sobie - odparła dumnie Ida. 

-  W  każdym  razie  Sedolf  na  pewno  nie  jest  w  stanie  nikogo  utrzymać.  Ledwie  sam 

sobie radzi. Zresztą dla takich jak on żona i dzieci, obojętnie cudze czy własne, i tak się nie 

liczą. 

Ida wzruszyła ramionami. 

-  Czyżby  był  u  ciebie?  -  Emil  nagle  nabrał  podejrzeń.  -  Dlatego  nie  chcesz  mnie 

wpuścić do środka? 

- Nie dlatego nie chcę cię wpuścić - odpowiedziała Ida. - A to czy u mnie jest, czy go 

nie ma, nic cię nie obchodzi. To moje życie. Nie rozmawiasz z przyszłą żoną. 

Emil zaklął siarczyście, wywołując zdumienie Idy. On - zawsze taki pobożny. 

- Nie licz na to, że wrócę tu na kolanach - rzucił na odchodnym. 

- Nie liczę - odparła Ida, rozbawiona w duchu. - Bo i tak nic z tego nie będzie. 

Wstrzymała oddech, zamykając okno i zaciągając zasłony. Była wściekła. 

Bliźnięta,  o  dziwo,  spały  spokojnie.  Nie  obudziły  ich  podniesione  pod  koniec 

rozmowy głosy Idy i Emila. 

Cienka  strużka  światła  przenikała  przez  uchylone  lekko  drzwi.  Pamiętała,  że  je 

zamknęła. 

Szal spadł jej z ramion, gdy weszła do kuchni. Sedolf przykucnął przed paleniskiem i 

wsparty na łokciach, pochylił głowę. 

Ogarnęła ją fala czułości. Podeszła do niego i pogładziła po włosach. 

-  Emil  mimo  wszystko  gotów  był  się  ze  mną  ożenić  -  powiedziała  cicho,  ale 

zdecydowanie. - Chce mnie i wszystkie dzieci, jakie wspólnie spłodzimy. Te, które już mam, 

są dla niego nic nie warte. 

background image

- No cóż, Emil zawsze bardzo pilnował, by pokrywać krowy najsilniejszym bykiem - 

rzekł Sedolf, wstając. Objął Idę ramieniem i popatrzył na nią z ukosa. - Słyszałem, Ido, jak go 

odprawiłaś.  Byłaś  wspaniała.  Mój  Boże,  ty  to  potrafisz  zmrozić  mężczyznę!  Przypuszczam, 

ż

e poszło mu w pięty. 

- Raija i Mikkal są całym moim życiem. Pokiwał głową, gładząc ją po włosach. 

-  Wiem,  najdroższa,  i  rozumiem  dlaczego.  Przestań  się  już  zadręczać  Emilem.  Może 

znajdzie sobie jakąś równie pozbawioną uczuć pannę. 

Ida objęła Sedolfa w pasie i wtuliła się w jego nagi tors. 

- Zdaje się, że oświadczyłam ci kategorycznie, iż nie masz wstępu do mojego alkierza. 

Ale ta ława jest strasznie twarda, nie położę się na niej. Sama jednak nie zasnę dziś w nocy. 

Przyjdziesz do mnie? 

Uśmiechnął się tym swoim osobliwym uśmiechem. 

- Przyjdę, o ile będziesz pamiętać, że sama tego chciałaś. 

Ida pokiwała głową. Objęci wpół, przekroczyli próg alkierza. 

Tej nocy żadne z nich nie mogło spać samo. 

background image

Emil  szedł  ścieżką  prowadzącą  w  dół  i  kiedy  był  już  niemal  nad  samym  brzegiem, 

zauważył,  że  między  wyciągniętymi  na  ląd  łodziami  coś  się  poruszyło.  Drewniane  szopy 

majaczyły na tle ciemnej nocy na podobieństwo szczytów wynurzających się z mroku. 

Roześmiał  się  w  duchu  z  tego  porównania,  niezwykłego  u  tak  przyziemnego 

człowieka, za jakiego się miał. Tak naprawdę jednak nie było mu do śmiechu. 

Przeklęty  Sedolf!  W  kuchennym  oknie  chaty  na  cyplu  świeciła  się  skręcona 

parafinowa lampa. A może to poświata od ognia z paleniska? Nie przypominał sobie, żeby w 

kuchni było jasno, kiedy szedł w tamtą stronę. Ale może dlatego, że taki był zaabsorbowany 

Idą? Przeklęty Sedolf! 

Zaintrygowało  go,  kto  się  kręci  koło  szop.  Może  jakiś  złodziej?  Dawno,  co  prawda, 

nie słyszał, żeby komuś ukradziono łódź, ale kto wie? 

Postanowił sprawdzić. 

Przynajmniej na chwilę przestanę rozmyślać o Idzie i o tym nędzniku, uznał, po czym, 

wyjąwszy ręce z kieszeni, zboczył ze ścieżki. 

Noc  była  chłodna.  Miał  nadzieję,  że  nikogo  nie  spotka,  bo  trudno  by  mu  było 

wytłumaczyć  się  ze  swojej  obecności  w  okolicy  cypla.  W  pobliżu  nie  było  żadnych  innych 

zabudowań, więc nawet  gdyby próbował wyjaśniać, że przechodził tędy przypadkiem, nikt i 

tak by mu nie uwierzył. Tym bardziej że do swojego gospodarstwa miał stąd dosyć daleko. 

Emil zatrzymał się i nastawił uszu, ale doszły go jedynie ciche uderzenia fal o brzeg. 

Od  strony  fiordu  wiał  słaby  wiaterek,  cieplejszy  niż  wiatr  od  lądu.  Noc  nie  powinna  być 

mroźna.  Mrużąc  oczy,  Emil  spojrzał  na  zachmurzone  niebo,  zadowolony,  że  nie  będzie 

musiał na razie palić w oborze. Trochę się zaoszczędzi drewna i torfu, pomyślał. Ważne, żeby 

być ostrożnym, przezornym i oszczędnym, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. 

Nagle rozległ się przeciągły świst i Emil osunął się na ziemię. 

Uderzenie  było  tak  silne,  że  pomimo  chłodu  przeleżał  całą  noc,  nie  odzyskując 

przytomności. 

Zdziwił  się,  gdy  zobaczył  błękitne  niebo  i  pochylonego  nad  sobą  Sedolfa.  Na  swoim 

przemoczonym ubraniu zauważył białe zacieki. A w palcach w ogóle nie miał czucia. 

-  Na  miłość  boską!  Co  ci  się  stało?  -  zapytał  zaniepokojony  Sedolf,  który  o  bardzo 

wczesnej porze zjawił się na brzegu, żeby wypłynąć na krótki poranny połów. 

background image

Zdziwił się, gdy zauważył ciemno ubraną postać, leżącą między łodziami tuż przy linii 

przypływu. Obrócił na bok bezwładne ciało i dopiero wówczas poznał, że to Emil. Zaczął go 

cucić w popłochu, przerażony, że nie żyje. 

Emil  zamrugał  powiekami,  nie  pojmując,  dlaczego  jest  tak  jasno.  Twarz  Sedolfa 

dwoiła mu się w oczach. 

Powoli  wracała  mu  pamięć.  Schodził  na  brzeg,  żeby  sprawdzić,  kto  się  kręci  między 

łodziami. A potem poczuł silne uderzenie w plecy, jakby trafił go kamień. 

- To ty mnie tak załatwiłeś? - zapytał Sedolfa. 

-  Ja?  Co  ci,  u  licha,  przyszło  do  głowy?  Jak  możesz  mnie  podejrzewać?  -  krzyknął 

Sedolf, a w jego głosie słychać było złość i zawód. 

Emil szczękał zębami i cały trząsł się z zimna. 

Wystarczyłoby powodów, żeby pozostawić go tutaj i odejść, pomyślał Sedolf. Ale są i 

takie, które przemawiają za tym, żeby mu pomóc. 

-  Trzeba  cię,  chłopie,  zanieść  pod  dach!  -  rzucił  w  końcu  zdecydowanym  głosem.  - 

Zabieram cię do Idy, czy tego chcesz, czy nie! 

Emil milczał, zbyt wyczerpany, by się sprzeciwiać. Ostatnim miejscem, gdzie się teraz 

chciał znaleźć, była chata Idy, ale rozumiał, że nie ma wyboru. 

Sedolf podźwignął go i, podpierając, poprowadził w stronę zabudowań. 

- Zdaje się, że już dziś tędy szedłeś - rzucił z nieskrywaną goryczą Emil, zauważywszy 

ś

wieże ślady na ziemi. 

Ale  Sedolf  w  milczeniu  wiódł  go  pod  górkę  do  chaty,  z  której  komina  unosił  się 

swojski dym. Wiedział, że Ida właśnie gotuje dla dzieci jedzenie. 

Zdziwiony, że drzwi są zaryglowane, krzyknął głośno, że wrócił. Otworzyła mu blada 

jak ściana. 

Sedolf, nie bawiąc się w długie wyjaśnienia, wepchnął Emila do środka. 

-  Wróciłem,  Ido,  nie  spodziewałaś  się  tego,  prawda?  -  odezwał  się  Emil,  siląc  się  na 

uśmiech. Bez powodzenia. 

- Co się stało? 

- Nie wiem - odrzekł Sedolf ponuro i posadził Emila na ławie, opierając go o ścianę, 

ż

eby się nie zsunął. - Znalazłem go między szopami na łodzie. Leżał nieprzytomny na brzegu. 

Ida uchwyciła się ramy okna i przymknęła oczy. 

- Dlaczego zaryglowałaś drzwi? - zapytał Sedolf, tknięty niedobrym przeczuciem. 

- Poszłam po mleko - wyjaśniła spokojnie. -  I  wtedy zobaczyłam, że ktoś się włamał 

do piwnicy, gdzie przechowujemy żywność... Ukradł mięso. 

background image

- Komu w głowie takie żarty? 

- O ile to żart - odpowiedziała Ida i skierowała pytający wzrok na przysłuchującego się 

rozmowie Emila. 

-  Chciałem  zobaczyć...  wydawało  mi  się,  że  coś  się  rusza  przy  łodziach...  A  potem 

usłyszałem...  jakby  świst  -  wyjaśniał  Emil.  -  Więcej  już  nic  nie  pamiętam.  Kiedy  się 

ocknąłem, pochylał się nade mną Sedolf. Muszę wracać do domu, wydoić krowy... 

Próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie i opadł ciężko na ławę. Ręką pomacał 

się po biodrze, zaciskając palce na skórzanej pochewce. 

-  Gdzie  mój  nóż?  -  zapytał,  rozglądając  się  wokół.  Nadal  dwoiło  mu  się  w  oczach  i 

widział nieostro. 

-  Pochewka  jest  pusta,  Emilu  -  odpowiedział  Sedolf  i  popatrzył  zakłopotany  na  Idę, 

która zacisnęła usta w wąską kreskę. Skroń pulsowała jej gwałtownie. 

- Nie przypominam sobie, żebym widział nóż wśród kamieni naniesionych przez fale 

przypływu - myślał na głos Sedolf. - Może nie zauważyłem, ale nie sądzę. 

-  Zdaje  się,  że  znaleźliście  jakiś  nóż  przy  tej  kobiecie  w  lesie?  -  zapytał  Emil  z 

wysiłkiem. 

Ida potwierdziła i zapytała: 

- Brakowało którejś łodzi? 

Sedolf,  choć  miał  dobrą  pamięć  wzrokową,  nie  potrafił  sobie  tego  przypomnieć. 

Ciągle  miał  przed  oczyma  postać  leżącą  na  brzegu,  zalewaną  przez  wzbierające  fale 

przypływu. Gdyby nie przyszedł na czas... 

- W izbie ojca stoi kufer z ubraniami - zwróciła się Ida do Sedolfa, zauważywszy, że 

Emil trzęsie się z zimna. - Sięgnij stamtąd coś dla Emila! Albo najlepiej niech idzie się tam 

przebrać. Nie może przecież siedzieć w mokrych rzeczach, bo się rozchoruje. 

Przemarznięty Emil, chcąc nie chcąc, przystał na to, mimo że sytuacja była dla niego 

wyjątkowo niezręczna. Ale Ida robiła dobrą minę do złej gry i zachowywała się tak, jakby nie 

pamiętała nocnej rozmowy. 

-  Wygląda  na  to,  że  między  wami  wszystko  już  ustalone  -  odezwał  się  Emil,  gdy 

zamknęli drzwi do kuchni. 

-  Ustalone?  -  powtórzył  Sedolf.  -  Hmm...  Z  Idą  trudno  o  taką  pewność.  Ona  jest  jak 

dziki  ptak,  który  potrafi  nieoczekiwanie  poderwać  się  do  lotu.  Nie  ma  sensu  próbować  jej 

usidlić. 

background image

Pozostawiwszy  zdumionego  Emila  samego  z  Idą,  wyszedł  do  obory  nakarmić 

inwentarz. Potem udał się na nabrzeże, gdzie już kręciło się sporo rybaków. Emil, obserwując 

go przez okno, zastanawiał się, o czym z nimi rozmawia. 

W  izbie  słychać  było  tylko  gaworzenie  niemowląt,  które  Ida  najpierw  przewinęła,  a 

potem  nakarmiła.  Przechodził  go  dreszcz  niechęci,  ilekroć  spoglądał  na  te  pędraki.  Na  miły 

Bóg,  opieka  nad  dziećmi  to  doprawdy  zajęcie  dla  kobiet,  myślał.  Na  szczęście  nikt  nie 

oczekuje, żeby to robili mężczyźni... 

Właściwie  takie  małe  dzieci  w  ogóle  go  nie  interesowały.  Dopiero  gdy  zaczynały 

rozmawiać i udzielać rozsądnych odpowiedzi, zaliczał je do gatunku ludzkiego. 

Ida nie odzywała się do niego. Bez słowa narzuciła mu na ramiona wełniany pled, po 

czym przyniosła gorące mleko, miskę kaszy i kilka kromek chleba z masłem. 

On  sam  zanadto  był  zakłopotany,  żeby  coś  powiedzieć.  Zaledwie  w  parę  godzin  po 

tym, jak go odprawiła z kwitkiem, potrzebował jej łaski. Siedział tu w pożyczonych ubraniach 

i  czuł  cierpki  smak  porażki.  Dodatkowo  przygnębiało  go  to,  że  ratunek  zawdzięczał 

Sedolfowi. Co gorsza, okazało się, że Sedolf zadomowił się w chacie na cyplu. 

Serce  go  ściskało,  gdy  widział,  jak  ci  dwoje  zwracają  się  do  siebie  nawzajem.  Ich 

gesty, uśmiechy... Jak wiele oczywistości jest w słowach, które wypowiadają. 

A więc Ida dokonała wyboru. 

Ponownie został pominięty. Za pierwszym razem pokonał go Lapończyk z gór. Teraz 

lekkoduch, który nie posiadał nawet własnego łóżka. 

Zresztą rzadko sypiał w tym samym łóżku. 

Sedolf wrócił zamyślony i zmarszczywszy czoło, oznajmił: 

-  Kilku  sąsiadów  obiecało,  że  zaraz  zaprzęgną  konie  i  zabiorą  cię  stąd.  Odwiozą  do 

domu  i  pomogą  przy  obrządku.  Olav  przyśle  ci  do  pomocy  żonę  i  siostrę.  Ja  niestety  nie 

mogę. Nie mam odwagi zostawić Idy nawet na chwilę. To wszystko wygląda dość... dziwnie. 

- Nie znalazłeś mojego noża? - zapytał Emil. Sedolf pokręcił głową. 

- Nie znalazłem, choć zajrzałem pod każdy kamień w miejscu, gdzie leżałeś. - Nabrał 

powietrza  w  płuca  i  dokończył:  -  Sprawdziłem  nawet  pod  oknem  Idy  i  wzdłuż  prowadzącej 

do chaty ścieżki. Tam też go nie zgubiłeś. 

Tylko ten jeden raz została wspomniana nocna wizyta Emila. 

-  Pewnie  potrzebował  noża  -  odezwała  się  głucho  Ida.  Rozłożyła  na  podłodze 

podwójny wełniany koc i ułożyła na nim Mikkala i Raiję. 

Emil  nie  pojmował,  jak  można  znieść  nieustanną  obecność  takich  brzdąców,  ale 

Sedolfowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. 

background image

- Ojciec się musi o tym dowiedzieć! - Ida popatrzyła błagalnie na Sedolfa. 

Ten  pokiwał  głową.  Myśl  o  obcym  szaleńcu,  który  kręcił  się  nocą  w  pobliżu  chaty  i 

który buszował w zapasach zgromadzonych  w piwniczce tuż obok, wydawała mu się nie do 

zniesienia. 

A  do  tego  jeszcze  ta  napaść  na  Emila.  Całe  szczęście,  że  jest  młody  i  silny,  bo  nie 

wiadomo,  jak  by  się  to  skończyło.  Napastnik  nie  wyglądał  na  kogoś,  kto  zadręcza  się 

wyrzutami sumienia. Życie ludzkie najwyraźniej niewiele dlań znaczy. Zresztą najlepszym na 

to dowodem był sposób, w jaki potraktował Helenę. 

-  Chyba  pojedziemy  do  Knuta  -  zadecydował  Sedolf.  -  W  gromadzie  zawsze 

bezpieczniej. 

Oznaczało  to,  że  nie  będzie  już  potrzebny,  i  zrobiło  mu  się  żal,  że  nie  powtórzy  się 

miniona noc. Nie zaśnie, czując głowę Idy na ramieniu, nie obudzi się przytulony do niej... 

Ale trudno, coś za coś! Najważniejsze jest bezpieczeństwo jej i dzieci. 

Po  Emila  zajechał  wóz.  Patrząc  za  oddalającym  się  pojazdem,  Ida  pokiwała  z 

dezaprobatą głową. 

- Nawet nie podziękował - stwierdziła. 

- A czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby to uczynił? - odparł cicho Sedolf. 

Nie odpowiedziała. 

Ubrała  ciepło  dzieci  i  położyła  je  w  komsach,  które  otrzymała  w  podarunku  od 

bliskich Ailo. Były to poręczne lapońskie kołyski z wydrążonego pnia, w których dzieci miały 

ciepło i przytulnie. 

Pozamykawszy  starannie  drzwi,  Ida  rzuciła  zamyślone  spojrzenie  ku  saunie,  gdzie 

ojciec urządził sobie schowek. Wszystko, co posiadał cennego, ukrył w jednej ze ścian sauny. 

Reijo sądził, że tylko on wie o tej kryjówce, tymczasem Maja i Knut także wiedzieli, mimo to 

nie  od  razu  bezbłędnie  trafiali  na  właściwe  miejsce.  Chyba  więc  to  wszystko,  co  skrywa 

schowek,  leży  tam  bezpiecznie.  Zresztą,  człowiek,  który  grasował  dzisiejszej  nocy  koło  ich 

domu, pewnie już tu nie wróci. 

U  Knuta  i  Anjo  życie  zaczęło  wracać  do  normy.  Kiedy  Ida  z  Sedolfem  zajechali  do 

domu nad rzeką, zastali jedynie Reijo. 

- Stało się coś złego? - zapytał, gdy tylko ich zobaczył. 

- W nocy mieliśmy gości - odparł Sedolf. Reijo przezornie zamknął drzwi do izby, w 

której nadal leżała Helena. 

-  Z  piwnicy  zginęło  mięso  -  wyjaśniła  Ida.  -  Ktoś  pozbawił  Emila  przytomności  i 

zabrał mu nóż. Sedolf znalazł Emila dziś rano na brzegu. Gdyby było chłodniej, zamarzłby. 

background image

- A co Emil robił w nocy na cyplu? - zdziwił się Reijo, ale ze spojrzeń, jakie młodzi 

wymienili między sobą, domyślił się odpowiedzi, więc nie pytał więcej. 

Kiedy Knut usłyszał nowiny, uparł się, że Ida nie może wrócić na noc do chaty. 

- Jestem tego samego zdania - poparł go Sedolf. - Mimo wszystko bezpieczniej jest w 

gromadzie. 

-  Jest  nas  tylko  dwóch  mężczyzn  -  oznajmił  Knut  i  popatrzywszy  przeciągle  na 

Sedolfa, spytał: - Nie boisz się plotek? 

Sedolf roześmiał się. 

- Żartujesz chyba. Od kiedy mnie obchodzi, co ludzie o mnie myślą? 

- A mógłbyś u nas zostać? 

- Owszem - odparł przeciągle Sedolf, i tym razem nie mając odwagi spojrzeć na Idę. 

Gdyby  wiedziała,  jak  bardzo  tego  pragnie.  Jak  wszystko  się  w  nim  raduje.  Mimo  że 

tak skrywał swoje uczucia, wszyscy się ich domyślali. 

- Moglibyśmy się dziś wybrać razem do lasu - dodał Knut. - Weźmiemy wnyki, żeby 

nie wzbudzać podejrzeń, i spokojnie rozejrzymy się po okolicy. 

- Zacznijmy od strony cypla - zaproponował Sedolf. - Ten zbir na pewno wycofał się 

gdzieś i ukrył, ale na tyle blisko, by mógł obserwować dom. 

- Dlaczego wrócił? - zapytał Reijo. - Może właśnie nad tym się zastanówmy! 

Knut Zgodził się Z nim. 

- Rzeczywiście, Reijo, najlepiej będzie o to zapytać tę, która zna odpowiedź! 

-  Przecież  umówiliśmy  się,  że  nie  będziemy  na  nią  wywierać  presji  -  sprzeciwi!  się 

Reijo. 

-  Tak,  ale  zanim  zostało  narażone  życie  kolejnego  człowieka  -  rzucił  twardo  Knut. 

Wrażliwy  niegdyś  chłopak  z  jasną  grzywką  i  dziewczęcymi  rysami  na  zawsze  pozostał  w 

Finnmarku. 

Nawet Anjo nie zdołała go powstrzymać. 

-  Muszę  poznać  całą  prawdę  -  odparł.  -  Chcę  wiedzieć,  kogo  my  właściwie 

ukrywamy! 

- Porozmawiam z nią i przygotuję na to, że przyjdziesz do niej coś wyjaśnić, ale ja jej 

pytać nie będę, bo straci do mnie zaufanie, a także poczucie bezpieczeństwa, jakie wspólnie z 

Anjo  tak  pieczołowicie  staraliśmy  się  jej  przywrócić.  Ona  jest  tak  zalękniona,  że  wystarczy 

poruszyć się inaczej, a już cała drży. 

background image

- Mój ty najwspanialszy tato! - odezwała się Ida z miłością, głaszcząc go po policzku. 

Trzymając  na  ręku  jedno  dziecko,  bo  drugie  niosła  Anjo,  weszła  za  Reijo  do  izby,  w  której 

leżała Helena. 

Sedolf  pozostał  w  przestronnej  kuchni,  dość  blisko  by  usłyszeć  całą  rozmowę,  ale 

niewidoczny  dla  oczu  Heleny,  która  go  przecież  nie  znała.  Uznał,  że  obecność  zbyt  wielu 

osób może ją spłoszyć. 

Reijo  usiadł  na  stołku  obok  łóżka.  Helena  nie  spała,  a  kiedy  ujrzała  otaczające  ją 

kręgiem  grono  przybyłych,  oczy  rozszerzyły  jej  się  z  lękiem.  Znała  tylko  Reijo  i  Anjo,  no  i 

oczywiście  Knuta.  Zawsze  jednak  przerażała  ją  jego  potężna  postać.  Mężczyźni  zazwyczaj 

wprawiali ją w zakłopotanie, a mąż Anjo wydawał się jej taki wysoki! 

Drobną  rudowłosą  dziewczynę  też  już  kiedyś  widziała.  Przyglądając  się  jej  uważnie, 

nagle doznała olśnienia. Tak, to musi być córka Reijo. Jaka piękna! Mieli podobne spojrzenie, 

nos... 

Helena  odruchowo  dotknęła  dłonią  policzka.  Nie  udało  jej  się  dostać  lustra  od  Anjo. 

Anjo powiedziała, że pożyczyła je komuś przed paroma dniami. To wyjaśniło Helenie więcej 

niż chciałaby wiedzieć. 

- Wiesz, Heleno, wolałbym tego uniknąć - zaczął Reijo łagodnym głosem. - Stało się 

jednak coś, co umocniło Knuta w przekonaniu, że należy cię spytać o sprawy, o których być 

może wolałabyś zapomnieć. Bardzo cię proszę, postaraj się mu odpowiedzieć. 

Szare oczy Heleny ciemniały w miarę, jak Reijo do niej przemawiał, a kiedy skończył, 

przeniosła spojrzenie na Knuta, który stał w nogach łóżka. 

-  Wspomniałaś  Reijo,  że  nazywasz  się  Helena  i  masz  osiemnaście  lat  -  zaczął.  -  To 

niewiele  nam  mówi.  Musimy  wiedzieć  o  tobie  więcej.  Dlaczego  i  z  kim  przybyłaś  w  te 

strony? 

Spuściła wzrok i popatrzyła w dół na swoje dłonie i nadłamany paznokieć. 

- Ktoś cię ciężko poranił nożem. Rozumiem, Heleno, że boisz się tego mężczyzny, ale 

jak mamy cię chronić, jeśli nie wyjawisz nam, kim on jest? 

-  Reijo  mówił,  że  jestem  tu  bezpieczna  -  odezwała  się  cienkim  głosem,  jakby 

dopatrując się nieścisłości w słowach Knuta. 

- Po co tu przybyliście? 

- W Ruiji wszystko jest lepsze - odrzekła wymijająco, mimo że wiedziała, iż oczekuje 

się od niej jakiejś konkretnej odpowiedzi. 

-  Czy  szorowałaś  kiedyś  podłogi,  Heleno?  Zaskoczona  napotkała  spojrzenie  Knuta. 

Miał  takie  wyraziste  oczy,  lśniące  niczym  kamienie  szlachetne  i  chyba  równie  chłodne. 

background image

Odnosiła  wrażenie,  że  Knut  jej  nie  lubi,  co  sprawiało,  że  całkiem  straciła  pewność  siebie. 

Wśród ludzi, którzy jej  nie akceptowali, zawsze  zachowywała się niezręcznie. Potrzebowała 

uwielbienia, by mogła roztaczać swój czar. Tego ją nauczono. 

- Czy zdarzało ci się wstawać wcześnie, zanim inni domownicy się obudzili, po to by 

napalić w piecu? - nie ustępował Knut. 

Dlaczego on pyta ją o takie rzeczy? 

- Prałaś ubrania w lodowatej rzece? Dźwigałaś ciężkie i niewygodne nosidła z wodą? 

Cerowałaś skarpety przy lichym płomyku lampki, gdy inni już poszli spać? 

- Dosyć - ostrzegawczo wtrącił się Reijo, pociemniały na twarzy. - Dość tego, Knut! 

- Dlaczego on mnie o to pyta? - pytała cienkim głosem Helena, ledwie powstrzymując 

się od płaczu. 

- Droga Heleno! - Reijo uchwycił jej dłonie i zajrzał głęboko w oczy. Pragnął być dla 

niej opoką. Było coś tak intymnego w kontakcie tych dwojga, że Ida poczuła się zażenowana. 

Wydało jej się, że oni wszyscy są intruzami, którzy nieproszeni wtargnęli do nie należącego 

do nich świata. 

-  Twoje  dłonie  nie  wykonywały  żadnego  z  tych  zajęć,  o  których  wspomniał  Knut, 

prawda? - powtórzył łagodnie Reijo. 

Gwałtownie cofnęła ręce i odwróciła spojrzenie, unikając wzroku Reijo. 

-  To  łatwo  poznać.  My  najlepiej  wiemy,  jak  wyglądają  spracowane  ręce.  Twoje  są 

gładkie jak ręce dziecka. To nie jest, broń Boże, zarzut, wcale nie! Ale uświadamia to nam, że 

należysz do innej klasy niż my. Dlatego tak trudno zrozumieć całą tę sytuację. Powiedz, czy 

nikt ciebie nie szuka, nie tęskni za tobą? Heleno? Przecież na pewno masz rodziców, rodzinę, 

która martwi się, gdzie zaginęłaś? 

- Nikt mnie nie szuka - rzekła tylko. Knut westchnął. 

-  Kim  on  jest?  -  zapytał  mniej  łagodnie  niż  Reijo.  -  Musisz  przecież  go  znać.  Nie 

przybyłaś z Finlandii zupełnie sama. Jesteś na to zbyt delikatna. 

-  Dlaczego  ten  człowiek  tak  cię  skrzywdził?  -  wtrącił  się  Reijo,  uprzedzając  pytanie 

Knuta. 

Bał się, że Knut zapyta o to zbyt obcesowo. 

-  On  jest  już  daleko  stąd  -  odpowiedziała  głosem  małego  dziecka.  -  Daleko,  daleko 

stąd. 

Pobożne  życzenie  ubrane  w  słowa,  bezradne  zaklinanie  sprowadzone  do  magii 

pozbawionej mocy, próbujące zagłuszyć strach. Tak, przede wszystkim strach. 

background image

-  Dziś  w  nocy  ktoś  napadł  na  jednego  z  mieszkańców  wioski,  który  omal  nie 

przypłacił tego życiem. Zniknął jego nóż... - dorzucił Knut. 

- Nóż? - wyszeptała przerażona Helena i dopiero teraz popatrzyła na Knuta. Wczepiła 

palce w pled, a oczy rozszerzyły jej się w panicznym strachu. 

Przełknęła  ślinę  i  poruszyła  ustami,  nie  wydając  z  siebie  żadnego  dźwięku.  Łzy 

popłynęły jej z oczu jak strumyki. 

- Kim on jest? Dlaczego pociął cię nożem? Myślisz, że wrócił po ciebie? 

Knut  przestał  się  już  silić  na  delikatność.  Mówił  wprost,  rzucając  jedno  pytanie  za 

drugim. 

-  Nie  po  mnie  -  szeptała,  nie  przestając  szlochać.  -  Nie  po  mnie.  Na  pewno  czegoś 

szuka, może coś zgubił. Ale nie mnie... 

Knut zastanawiał się, czy jest to prawda, czy tylko pobożne życzenie. 

-  Kim  on  jest?  -  powtórzył  swoje  pytanie.  Ale  dziewczyna  tylko  pokręciła  głową, 

jeszcze mocniej zaciskając usta, jakby w obawie, że wymknie się jej jakieś słowo. 

- Dlaczego go chronisz? - próbował się dowiedzieć Knut. 

Ona jednak patrzyła tylko na niego, a z oczu nie przestawały jej płynąć łzy. Knut czuł 

się jak stallo, potwór z lapońskich baśni, który chce wyrwać dziewczynie serce. 

Uniósł brwi i parę razy głębiej odetchnął. Nie zamierzał dłużej naciskać dziewczyny. 

W popłochu usiłował znaleźć inny sposób, by dotrzeć do niej. 

-  Nazywasz  się  Helena  -  odezwał  się  znowu.  -  Masz  osiemnaście  lat  i  pochodzisz  z 

jakiegoś miejsca w Finlandii. To się zgadza? 

Ledwie dostrzegalnie skinęła głową, ściskając pled pobielałymi kostkami. 

- Zrobimy tak: jeśli odpowiedź na moje dalsze pytania jest twierdząca, kiwnij głową, 

jeśli nie: pokręć. 

Wstrzymała oddech. 

- Przybyłaś do Norwegii razem z kilkoma mężczyznami - zaczął spokojnym głosem. - 

Może z jednym... 

Nie spuszczał z niej oczu. Powoli pokręciła głową, ale zaraz lekko skinęła. 

-  Przybyłaś  z  mężczyzną  -  rzucił  pewnie.  -  Potężnym  mężczyzną  o  gwałtownym 

usposobieniu, który potrafi być groźny i nosi przy sobie nóż... 

Siedziała nieporuszona z uchylonymi ustami. Ona też jakby wstrzymała oddech. 

-  Nie  sądzę,  że  przybyliście  do  Norwegii  w  poszukiwaniu  lepszego  życia.  Nie 

przygoniła  was  tu  bieda.  Myślę  nawet,  że  w  Finlandii  powodziło  się  wam  bardzo  dobrze. 

background image

Przypuszczam, Heleno, że przyszłaś na świat w arystokratycznej rodzinie. Z jakiegoś powodu 

musiałaś uciekać. 

Nie zaprzeczyła. Ale też i nie potwierdziła. 

-  Człowiek,  o  którym  mówimy,  to  twój  ojciec,  brat  albo  dalszy  krewny...  albo  twój 

mąż.  Nie  wiem,  ale  pragnąłbym,  żebyś  ty  sama  nam  to  powiedziała.  Zrozum,  to  nie  będzie 

zdrada!  Zresztą  nie  musisz  dochować  wierności  komuś,  kto  cię  pobił  do  nieprzytomności, 

pociął  nożem  po  całym  ciele  i  pozostawił  w  lesie  na  pewną  śmierć.  Dlaczego  milczysz  i 

chronisz kogoś takiego? 

Zaszlochała  gwałtownie.  Anjo  oddała  Mikkala  Idzie  i  usiadła  niemal  równocześnie  z 

Reijo  na  krawędzi  łóżka.  Helena  zarzuciła  Reijo  ręce  na  szyję  i  trzęsła  się  od  płaczu.  Anjo 

pogłaskała  ją  po  plecach.  Razem  z  Reijo  robili,  co  mogli,  by  ją  uspokoić,  pocieszyć  i 

zapewnić poczucie bezpieczeństwa. 

Ida  pociągnęła  Knuta  za  ramię  i  razem  weszli  do  kuchni.  Ona  także  miała  oczy 

czerwone od łez i trzęsły się jej ręce. Bardzo to przeżyła. 

Sedolf bez słowa przytulił ją do siebie. 

-  Co  tam  się  stało?  -  zapytał  po  chwili.  -  Trochę  rozumiem  po  fińsku,  ale 

rozmawialiście zbyt szybko i wiele mi umknęło. 

- Mamy do czynienia z jakimś arystokratą - odpowiedział Knut. - Z Finlandii. Potrafi 

być bardzo okrutny, no i używa noża. 

- Właściwie prócz tego, że to arystokrata, wiedzieliśmy wszystko. 

Knut otarł pot z czoła. Poczuł się zmęczony jak po wielogodzinnej pracy w lesie bez 

odpoczynku. 

-  Bóg  raczy  wiedzieć,  dlaczego  ona  tak  uparcie  milczy.  Przecież  nie  ma  za  co 

dziękować temu draniowi! 

-  Dowiemy  się  i  tego  -  rzekł  zdecydowanie  Sedolf.  -  Pamiętasz  chyba,  że  mieliśmy 

pójść do lasu. 

Knut skinął głową. Mało brakowało, a by zapomniał. 

- Powinienem chyba zniknąć z domu, zanim Reijo uspokoi tę dziewczynę. Bo patrzył 

na mnie tak, jakby chciał mnie zabić wzrokiem. 

background image

Las wydał im się taki sam jak zwykle. Nie poraziła ich złowroga cisza, nie wyczuli nic 

niepokojącego.  Na  nagich  gałęziach  drzew  chwiały  się  na  wietrze  pojedyncze  liście.  Minęła 

już pora, gdy las zachwycał feerią barw. Teraz dominowała głęboka zieleń sosen, złamana tu i 

ówdzie rzucanymi przez nie niebieskawymi cieniami. 

W  wysokich  partiach  gór  spadł  pierwszy  śnieg.  Szczyty  okryły  się  białą  warstwą, 

która  znikała  za  dnia,  ogrzana  słoneczną  dłonią,  by  potem  znów  się  pojawić.  Widoczne  z 

oddali plamy śniegu zalegającego ocienione kotliny przez cały rok powiększyły się i zwolna 

na  podobieństwo  pajęczej  sieci  oplatały  zbocza,  tworząc  niebieskawo  -  brunatno  -  biały 

kobierzec. 

Knut  i  Sedolf  zastawiali  sidła,  uważnie  śledząc  tropy  zwierząt.  Zobaczyli,  którędy 

przemykał  się  lis,  minęli  zagłębienia  pozostawione  przez  odpoczywające  łosie,  odkryli  na 

obrzeżach  mokradeł  odciśnięte  ślady  łap  rysia.  Nie  brakowało  także  śladów  ludzkiej 

obecności. Większość z nich łatwo było wytłumaczyć: kręcili się tu przecież pasterze, którym 

zaginęły owce, zbieracze runa leśnego, a także ci, którzy tak jak oni teraz zastawiali sidła... 

W  miejscu,  gdzie  została  odnaleziona  Helena,  nadal  stały  koszyki  Idy  i  Anjo.  Sedolf 

uśmiechnął się, rozbawiony, ujrzawszy na dnie koszyka Idy zmarznięte borówki. 

Przez  moment  poczuł  pokusę,  żeby  wziąć  je  ze  sobą,  ale  w  końcu  wysypał  owoce  i 

zabrał tylko koszyki. 

Knut  siadł  na  pagórku  gęsto  porośniętym  runem,  mniej  więcej  w  tym  miejscu,  gdzie 

leżała  Helena.  Przez  tych  parę  dni  przyroda  niemal  całkowicie  usunęła  ślady  tego,  co  tu  się 

zdarzyło. 

Mech i zgniecione krzaczki podniosły się i zakryły zagłębienia na zielonym poszyciu. 

- Dlaczego szli właśnie tędy? - zastanawiał się Knut. - Przecież to o wiele trudniejsza 

droga,  a  poza  tym  jeśli  ktoś  kieruje  się  na zachód,  tędy  nie  przedostanie  się  na  drugą  stronę 

gór. Rozsądniej byłoby zboczyć z głównego szlaku dopiero na szczycie... 

- Zwróciłeś uwagę, że nie widać też śladów końskich kopyt? - rzucił Sedolf. 

Knut pokiwał głową. Jemu także wydało się to dziwne. 

-  Jeśli  jednak  ten  człowiek  zamierzał  pozbyć  się  Heleny  -  ciągnął  Sedolf  -  to  jego 

działanie nie wydaje się pozbawione rozsądku. 

Knut w milczeniu rozważał jego słowa. 

background image

- Spróbujmy wczuć się  w jego sytuację i myśleć tak jak on - zaproponował Sedolf. - 

Miejsce jest ustronne, idealne na porzucenie ofiary. Właściwie to zupełny przypadek, że ktoś 

ją tu znalazł. O tej porze zwykle nikt już nie zbiera borówek, bo owoce zniszczone nocnymi 

przymrozkami nie nadają się na konfitury. Na pewno brał to pod uwagę. 

Knut był tego samego zdania. 

Rozejrzał  się  wokół.  Zdawało  mu  się,  że  słyszy  jakieś  szepty  w  koronach  nagich 

brzóz, niemych świadków tego, co się tu zdarzyło. 

-  A  więc,  patrząc  na  to  jego  oczami,  wszystko  poszło  zgodnie  z  planem  -  ciągnął 

tymczasem  Sedolf.  -  Nie  rozumiem  więc,  dlaczego  wrócił?  Zastanawia  mnie  też,  czemu  to 

dziewczę tak uparcie milczy. 

-  Przebąkiwała,  że  on  mógł  coś  zgubić  -  myślał  na  głos  Knut,  nie  przestając 

przeczesywać krzewinek. Robił to mechanicznie, z pozorną niedbałością. 

-  Ubrania  raczej  nie,  zaś  nóż,  który  zostawił,  był  najzwyklejszy  w  świecie  i  mógł 

należeć do każdego. Chodzi na pewno o coś innego, o coś, co ma związek wyłącznie z nim - 

podejrzewał Sedolf. 

Knut nie odpowiedział, usłyszawszy trzask łamanych gałęzi. Odgłos dochodził z głębi 

lasu, ale skały zasłaniały im widok. 

- Może jakiś ryś przyczaił się na nas - rzucił beztrosko i wstał. 

Wrzucił  do  zapomnianego  przez  Anjo  koszyka  resztę  wnyków  i  dal  znak  Sedolfowi, 

ż

e powinni już pójść. 

Sedolf, niewiele z tego rozumiejąc, podążył za Knutem. Kiedy już uszli kawałek, Knut 

wyszeptał pośpiesznie: 

- Mówisz trochę po lapońsku? 

- Właściwie nie, ale dużo rozumiem - odparł Sedolf. 

-  To  dobrze!  -  Knut  przeszedł  na  język  nomadów:  -  Ktoś  jest  w  lesie  od  strony 

szczytu. Gdyby to byli ludzie ze wsi, zawołaliby: „Hej, hej!” i pokazali się, prawda? 

Sedolf przytaknął, z trudem się powstrzymując, by nie odwrócić głowy. 

- Coś mi mignęło wśród drzew - dodał Knut i nachylił się niespiesznie, żeby zastawić 

sidła  na  zająca.  -  Dostrzegłem  nagły  ruch.  Tuż  nad  nami.  Myślę,  że  ten  ktoś  nie  może  nas 

słyszeć, ale lepiej być ostrożnym, prawda? 

Sedolf  znów  przytaknął  i  uśmiechnął  się.  Zrozumiał,  że  muszą  zachowywać  pozory, 

tak by z daleka wyglądało to na zwykłą rozmowę. 

Knut pogrzebał przez chwilę w kieszeni, ale nic z niej nie wyjął. 

background image

- Jeśli to ten sam człowiek, który skrzywdził Helenę, to lepiej nie prowadzić go wprost 

do niej - zadecydował. - Pójdziemy najpierw do chaty Reijo, zrobimy obrządek i pod osłoną 

mroku  wrócimy  do  domu.  Być  może  ostrożność  jest  zbędna.  Może  on  wcale  nie  będzie  nas 

ś

ledził. Na zdrowy rozum, powinno mu zależeć na tym, by jak najprędzej stąd uciec. 

- O ile to rzeczywiście jest on - rzucił Sedolf i najobojętniej w świecie prześliznął się 

wzrokiem po wzniesieniach. Mimo wytężonej uwagi nic nie dostrzegł. 

Knut  tymczasem  starannie  założył  ostatnie  już  wnyki,  które  były  dobrym  pretekstem 

do  wędrówki  po  lesie,  ale  jednocześnie,  a  może  przede  wszystkim,  sposobem  na  zrobienie 

zapasów pożywienia. 

Potem  zawrócili  w  dół.  Nie  wiedząc,  czy  śledzi  ich  czyjeś  spojrzenie,  czy  ów  ktoś 

podąża  ich  śladem,  na  wszelki  wypadek  gawędzili  po  drodze  na  przemian  po  lapońsku  i  po 

norwesku. 

Dotarłszy  na  cypel,  zaryglowali  starannie  drzwi  i  rozpalili  w  piecu.  W  chacie  z 

drewnianych  bali,  starannie  ciosanych  i  dopasowanych,  by  nie  wiało  przez  szpary,  szybko 

zrobiło  się  ciepło.  Wyjrzeli  dyskretnie  przez  okno,  ale  nie  zauważyli  nikogo.  Wiadomo  jed-

nak, że ktoś taki nie przyjdzie i nie zapuka. 

Knut sprawdził w alkierzach, czy okna są dokładnie podomykane, a potem usiadł obok 

Sedolfa  przy  stole  w  kuchni.  Zrobiło  się  już  ciepło  na  tyle,  że  mogli  ściągnąć  wierzchnie 

okrycia.  Sedolf  zdjął  przez  głowę  gruby  wełniany  sweter  i  podkasał  rękawy  koszuli.  Knut, 

uczyniwszy  to  samo,  poszperał  w  kieszeni  spodni  i  coś  stamtąd  wyjął.  Uchwycił  wzrok 

Sedolfa  i  z  uśmiechem  demonstracyjnie  otworzył  zaciśniętą  dłoń,  tak  jak  czasem  robią 

dorośli,  popisując  się  przed  dziećmi  sztuczkami  magicznymi.  Miał  zresztą  także  równie 

zadowoloną minę. 

Sedolf aż otworzył usta ze zdumienia. 

- Znalazłem to - oznajmił Knut. - Przeczesywałem palcami krzewinki i natknąłem się 

na  coś  jeszcze  poza  borówkami.  Niewykluczone,  że  to  zasługa  mojej  matki,  która  miała 

niezwykłe  zdolności  i  przekazała  coś  z  tego  nam,  swoim  dzieciom.  Bo  jak  inaczej  to 

wytłumaczyć... 

- A więc ten nędznik naprawdę coś zgubił!  - powiedział zdumiony Sedolf i wziął do 

ręki leżący na stole pierścień. 

Knut  podkręcił  płomyk  w  lampie,  żeby  świecił  jaśniej.  Pochylił  się,  zaintrygowany, 

próbując dojrzeć drobne wzorki ozdabiające pierścień i rozszyfrować ich znaczenie. 

-  Wstęga  -  rzekł  Sedolf,  ale  jego  palce  wydawały  się  zbyt  duże,  gdy  trzeba  było 

wskazać misterne wzory. - I oszczep. 

background image

Doprawdy ciekawie było wyszukiwać wzrokiem symboli, tak by niczego nie pominąć. 

- Skrzyżowane oszczepy - poprawił  go Knut.  - To na pewno coś znaczy.  O, i koński 

łeb! 

Wijąca się ukosem wstęga dzieliła pierścień na dwa pola. U góry widoczne były dwa 

skrzyżowane  oszczepy,  zaś  u  dołu  łeb  konia.  Nie  sposób  go  było  nie  dostrzec.  W  miejscu 

oczu  zwierzęcia  znajdowały  się  dwa  maleńkie,  błyszczące  zielono  kamienie  szlachetne, 

wstęga  zaś  była  wysadzana  nieco  większymi  czerwonymi  rubinami.  Pozostałe  znaki  były 

grawerowane. 

Sedolf zważył pierścień w dłoniach i włożył na palec lewej ręki, uśmiechając się przy 

tym  i  błaznując.  Dziwnie  się  czuł  z  taką  ozdobą  na  palcu,  bo  zdawało  mu  się,  że  biżuteria 

przynależy kobietom, ale pierścień pasował na niego, a nawet był lekko luźny. 

Kładąc go z powrotem na stole, powiedział: 

-  Rozumiem  teraz,  czemu  ten  człowiek  zawrócił.  Ten  wykonany  ze  szczerego  złota 

pierścień  musi  być  wart  fortunę.  Poza  tym  kamienie  szlachetne  też  mają  swoją  wartość. 

Takich klejnotów nie wyrzuca się ot tak sobie, bez żalu. 

Knut dotknął ostrożnie pierścienia. 

- Na pewno masz rację, ale moim zdaniem chodzi tu o coś więcej - rzekł spokojnie. - 

To jest pierścień rodowy z wygrawerowanym herbem. 

Knut  także  przymierzył  pierścień,  najpierw  herbem  do  wierzchu,  a  potem  przekręcił 

go i wówczas wyglądał jak gładka złota obrączka. 

- Tą stroną się nosi pierścień, jeśli się nie chce zdradzać swojej tożsamości - domyślił 

się. Przypomniał sobie, co opowiadał mu kiedyś Heino, który wiele wiedział na ten temat, bo 

obserwował z bliska owe bogate rody z południa. 

- A więc ten pierścień pomoże nam ustalić, kim on jest - zrozumiał Sedolf. - Tak, teraz 

dopiero  pojmuję,  dlaczego  on  się  tu  jeszcze  kręci.  Nie  wiadomo  z  jakich  powodów 

zdecydował się na ucieczkę z Finlandii, ale sprawa musi być niebłaha... 

-  Helena  chyba  też  wywodzi  się  z  jakiegoś  ważnego  rodu  -  rzekł  Knut.  -  Przez  cały 

czas mi się zdawało, że jest córką tego oprawcy, i tym tłumaczyłem sobie jej milczenie. Ale 

teraz przyszło mi na myśl, że to może być jej mąż... 

- Nie sądzę. Jest zbyt młoda i niedoświadczona - uznał Sedolf. 

- Nie wiem, doprawdy, nie wiem, Sedolfie - westchnął Knut, bawiąc się pierścieniem. 

- Nie dałbym głowy. 

- Myślisz, że on nas śledzi? 

background image

-  Nawet  jeśli,  to  nie  z  powodu  pierścienia.  Nie  mógł  zauważyć,  że  go  znalazłem.  Ty 

byłeś  obok  mnie  i  nic  nie  dostrzegłeś,  więc  co  dopiero  on.  Zresztą,  gdyby  był  pewien,  w 

którym miejscu pierścień zsunął mu się z palca, bez trudu by go odnalazł. Myślę, że on szuka 

po omacku. Musimy go przechytrzyć. Mam taki plan: wyjdziemy stąd po zmroku, a on, nawet 

jeśli nas zobaczy, i tak niczego nie pojmie... 

Sedolf nie rozumiał, więc Knut wyjaśnił mu to bliżej. 

-  Jesteście  wyjątkowo  pomysłowi,  ty  i  Ida  -  uśmiechnął  się.  -  To  pewnie  także 

spuścizna po waszej niezwykłej matce? 

- Nasza mama doprawdy była wszechstronną kobietą. Teraz już potrafię mówić o niej, 

nie czując w sercu bólu. Musiało upłynąć wiele czasu! Pomimo to żadnemu dziecku nie życzę 

takiej  matki.  To,  że  wyrośliśmy  na  ludzi  i  jesteśmy  tacy,  jacy  jesteśmy,  zawdzięczamy 

wyłącznie Reijo. Takiego ojca każdy może nam pozazdrościć. 

Sedolf milczał. Nie znal matki Knuta, Idy i Mai, a trudno rozmawiać o kimś obcym. 

-  Podobno  sypiasz  na  tej  twardej  ławie  -  uśmiechnął  się  Knut  szelmowsko.  -  Czy  to 

konieczne? 

Sedolf  poczuł,  że  się  zaczerwienił.  On,  który  zwykle,  nierzadko  też  z  Knutem, 

rozprawiał  swobodnie  o  dziewczętach,  teraz  zamilkł,  jakby  miał  zapieczętowane  usta.  Nie 

potrafił żartować na temat Idy, do tego w obecności jej brata. 

-  Czy  to  tak  poważna  sprawa,  że  nie  możesz  o  tym  mówić?  -  zdziwił  się  Knut  z 

błyskiem w oku. 

- Chyba tak - zmusił się do odpowiedzi Sedolf. 

-  Na  to  wygląda,  chłopie.  Kiedy  bowiem  powstrzymały  cię  jakieś  przeszkody? 

Nadarzała  ci  się  taka  okazja!  Przecież  drzwi  do  alkierza  nie  dają  się  zaryglować,  a  ty... 

Zadowoliłeś się wąską, krótką i twardą ławą. 

Sedolf uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem, któremu niejedna panna nie 

mogła  się  oprzeć.  Sedolf  nie  przywiązywał  nadmiernej  wagi  do  rzeczy,  był  beztroski,  ale 

ż

yczliwy i w gruncie rzeczy nie było w nim zła. 

Teraz  też  wykręcił  się  od  odpowiedzi.  Ta  sprawa  dotyczyła  wyłącznie  jego  i  Idy, 

nikogo więcej. Nawet Knutowi nic do tego. 

-  Jednym  słowem  nie  traktujesz  tego  lekko  -  potwierdził  Knut.  -  To  mnie  trochę 

uspokoiło,  nie  przeczę.  Zauważyłem,  że  się  zmieniłeś.  Nie  poznaję  też  mojej  młodszej 

siostry!  To  porządna  dziewczyna,  ale  nie  nazwałbym  jej  cnotką.  Masz  wobec  niej  uczciwe 

zamiary? - zapytał, wykrzywiając twarz. 

background image

-  Chcę  ją  poślubić  -  odparł  Sedolf.  -  Chociaż  ona  nie  przestaje  myśleć  o  Ailo  i 

powtarza,  że  jest  za  wcześnie,  bym  jej  cokolwiek  proponował.  Twierdzi,  że  jeśli  kiedyś 

wyjdzie  jeszcze  raz  za  mąż,  to  tylko  z  miłości.  -  Sedolf  rzucił  Knutowi  zrezygnowane 

spojrzenie.  -  Ale  przecież  każdemu  wolno  marzyć,  prawda? Jestem  jednym  z  tych  głupców, 

którzy łudzą się nadzieją... 

-  Nawet  Ida  nie  może  bez  końca  żyć  przeszłością  i  pielęgnować  starych  marzeń. 

Zwykle  twardo  stąpa  po  ziemi,  więc  i  to  zrozumie.  Domyślam  się  jednak,  że  ją  najbardziej 

męczy to, że nie wie, jak zginął Ailo. Tyle jest w tym wszystkim niejasności! A Ida należy do 

tych ludzi, którzy muszą wszystko zobaczyć na własne oczy i dotknąć własnymi rękami, żeby 

uwierzyć. 

- Poczekam - westchnął Sedolf, spuszczając wzrok. - Nie mam nic prócz tej pary rąk. 

A  to  niewiele,  żeby  zasłużyć  na  uwagę  takiej  kobiety  jak  Ida.  Tak  więc  ja  też  potrzebuję 

trochę  czasu,  po  to  by  stać  się  jej  godnym.  Lekkoduch  Sedolf  Bakken  musi  spoważnieć. 

Muszę stać się kimś, kto potrafi utrzymać siebie, żonę i dzieci. Zawsze żyłem chwilą, często 

na  kredyt.  A  mężczyzna  z  rodziną  powinien  mieć  coś  w  zanadrzu.  Dlatego  muszę  zebrać 

trochę oszczędności. 

Oczy Knuta rozbłysnęły. 

- Myślę, że niewielu ojców rodzin tu nad fiordem ma coś w zanadrzu. Prawie wszyscy 

ż

yją  mniej  lub  bardziej  na  kredyt.  Dlatego  też,  kiedy  rok  jest  nieurodzajny,  na  morzu  hula 

sztorm  albo  w  lesie  brakuje  zwierzyny,  straszna  nędza  zagląda  im  do  oczu.  Nigdy  nie 

wiadomo, kiedy człowiek popadnie w kłopoty. Ida nie przyszła na świat w bogactwie - mówił 

dalej  Knut.  -  Te  pozory  dobrobytu  zawdzięczamy  ciężkiej  pracy  i  odrobinie  szczęścia.  Ida 

także  bywała  głodna,  chociaż  pewnie  nie  pamięta,  tak  jak  ja,  smaku  chleba  upieczonego  z 

kory.  Czasami  jednak  cieszę  się,  że  bywałem  prawdziwie  głodny,  bo  dzięki  temu  potrafię 

odróżnić,  co  w  życiu  jest  ważne,  a  co  całkiem  bez  znaczenia.  Jest  to  także  pewna  wartość, 

sama w sobie, jeśli rozumiesz, Sedolfie, co mam na myśli... 

- Ja także pamiętam smak kory w chlebie - wyznał Sedolf. - Ale nigdy nie uważałem, 

ż

e wzbogaciło mnie to wewnętrznie. 

-  Idzie  z  pewnością  wróci  rozsądek  -  pocieszył  go  Knut.  -  Czy  Emil  był  u  niej  w  tej 

sprawie, o której myślę? 

Sedolf pokiwał głową ponuro. 

- Oświadczył się jej przez okno - rzucił z pełnym goryczy uśmiechem. - Ale wynikła z 

tego  jedna  wielka  kłótnia.  Nawet  na  mnie  nalatywał,  mimo  że  się  wcale  nie  wtrącałem  i 

background image

leżałem  na  tej  twardej  ławie  cicho  jak  trusia.  Na  szczęście  Ida  odprawiła  Emila  z  kwitkiem. 

Więc przynajmniej jego mam z głowy. 

- To znaczy, chłopie, że jest już prawie twoja - uznał Knut. - Zaufaj mi. Zresztą, niby 

dlaczego  miałbyś  mieć  lżej  niż  my  wszyscy,  którzy  przemieniliśmy  się  w  wiernych 

małżonków... 

Twarz Sedolf a rozjaśniła się w uśmiechu. 

-  Nie  mów  mi,  Knut,  że  tak  ci  źle!  Anjo  tańczy  koło  ciebie,  jakbyś  był  duńskim 

królem... no, jak on się nazywa? 

- Fryderyk - poinformował go z ironią Knut. - Chyba piąty z kolei. Heino dobrze się 

orientował  w  tych  sprawach,  dlatego  wiem.  Zresztą  i  Anjo  nauczyła  się  co  nieco,  kiedy 

służyła u namiestnika w Alcie. Zdaje się, że podsłuchiwała przez dziurkę od klucza, chociaż 

się tego wypiera. 

Roześmiali się obaj. 

-  W  każdym  razie  -  ciągnął  Knut  -  Heino  nie  przepadał  zbytnio  za  królami.  Króla 

Szwecji  nazywał  chorym  na  władzę  głupcem,  a  tego  naszego  Fryderyka  szanował  jeszcze 

mniej. Twierdził, że ma skłonności do pijaństwa i nierządu. Z tego, co wiem, to prawda. 

-  Okazuje  się,  że  nie  tylko  biedacy  mogą  zbłądzić  i  zejść  na  złą  drogę  -  zauważył 

Sedolf. - Założę się, że wśród ludzi z wyższych sfer, którzy uważają się za coś lepszego, nie 

brakuje łajdaków. 

- O, tak - przytaknął mu Knut i poturlał pierścień w stronę lampy. 

Ś

wiatło  załamało  się  w  czerwonych  rubinach,  pierścień  błysnął,  jakby  mrugnięciem 

potwierdzał rację Knut a. 

Zanim  zaczęli  obrządzać  zwierzęta,  poszli  do  sauny  i  podłożyli  porządnie  do  pieca, 

ż

eby szybko zrobiło się ciepło i paliło się długo. 

Zapadł jesienny zmrok. Zadziwiające, jak dokładnie odbiera się wszystkie dźwięki w 

takie ciemne wieczory. Może to zmysł słuchu wyostrza się, gdy zmysł wzroku zawodzi? 

Knutowi  zdawało  się,  że  na  ścieżce  między  oborą  a  chatą  coś  zachrzęściło,  i  miał 

okropne  wrażenie,  że  każdy  jego  ruch  śledzi  tuzin  par  oczu.  Nie  było  tak  chłodno.  Za 

chmurami zniknął sierp księżyca.  Za parę dni srebrna tarcza, odbijając się w wodach fiordu, 

rzucać będzie długie cienie i dawać światło. Ale tego wieczoru nic nie rozświetlało ciemności. 

Pogoda sprzyjała planowi Knuta i Sedolfa. 

Dwaj  młodzi  mężczyźni  rozebrali  się  i  wszystkie  ubrania,  a  także  pierścień,  owinęli 

ciasno  w  kurtkę,  po  czym  owiązali  sznurem  tak,  że  pakunek  przypominał  sporej  wielkości 

background image

twardą kulę. Zostali w samych tylko kalesonach i trzęśli się na samą myśl, że tak mają wyjść 

na dwór. 

Podłożyli  drew  do  ognia,  sprawdzili,  czy  w  lampie  jest  dość  parafiny,  po  czym,  nie 

zdmuchując  płomienia,  wyszli.  Pośpiesznie  zatrzasnęli  za  sobą  drzwi,  tak  by  światło  nie 

oświetliło pakunku z ubraniami, na wypadek gdyby ich ktoś obserwował. 

Knut  pchnął  lekko  zawiniątko,  które  poturlało  się  z  górki  w  dół  na  brzeg  i  w 

ciemnościach  zniknęło  im  z  oczu.  Modląc  się  w  duchu,  żeby  nie  zatrzymało  się  gdzieś  po 

drodze, ruszyli pędem do sauny, w której zrobiło się już na tyle gorąco, by mogli się rozgrzać. 

- Czuję się dość idiotycznie - przyznał się Sedolf, usiadłszy na najwyższej półce. Pocił 

się  obficie,  a  ciemna  grzywka  przykleiła  mu  się  do  czoła.  -  I  będę  się  czuł  jeszcze  bardziej 

głupio, gdy się okaże, że cała ta komedia była niepotrzebna. 

-  Albo  poczujesz  ulgę,  gdy  usłyszysz,  że  jakiś  przysadzisty  zbir,  uzbrojony  w  nóż, 

grasuje w okolicy. 

Nie  polewali  kamieni  wodą  ani  nie  okładali  się  brzozowymi  witkami,  ale  poza  tym 

była to prawdziwa kąpiel w saunie, i to w środku tygodnia. 

-  Uff,  dawno  nie  kąpałem  się  dobrowolnie  -  rzucił  Sedolf,  zwijając  kalesony  i 

składając  je  na  płask.  Odrzucił  do  tyłu  mokre  włosy.  Spojrzał  pytająco  na  Knuta,  który 

wykonał mniej więcej te same czynności, i uśmiechnęli się do siebie. 

- Na dworze jest strasznie zimno - rzucił Knut. - A podłoże kamieniste... 

Tak jakby Sedolf tego nie wiedział. 

Otworzyli drzwi i błyskawicznie za sobą zamknęli, po czym pobiegli w stronę brzegu, 

wykrzykując  głośno.  Ktoś,  kto  ich  obserwował,  mógłby  sądzić,  że  wyszli  się  ochłodzić,  tak 

jak zwykle się czyni podczas kąpieli w saunie. 

Knut i Sedolf biegli pochyleni. Było tak ciemno, że nie widzieli, gdzie stąpają. Ostre 

kamienie  wbijały  się  im  w  stopy,  a  zimno  kłuło  ich  bose  nogi.  Wcześniej  podzielili  się 

zadaniami.  Ponieważ,  jak  obaj  uznali,  Knut  lepiej  orientował  się  w  ciemnościach,  jemu 

przypadło  w  udziale  odszukanie  zawiniątka  z  ubraniami.  Sedolf  tymczasem,  brodząc  wśród 

glonów, odwiązał łódkę należącą do Reijo. Drąc się na całe gardło, śpiewali przy tym sprośne 

piosenki i wykrzykiwali pieprzne dowcipy. 

- U licha, gdzie ten tobołek? - syknął Knut przez zęby, szukając ubrań. 

Może  po  drodze  zmienił  kierunek?  Tego  nigdy  się  nie  da  dokładnie  przewidzieć,  bo 

zbocze było kamieniste i nierówne. 

Sedolf  wypchnął  łódź  na  wodę,  a  potem  przesunął  ją  w  cień  szopy,  starając  się  przy 

tym robić jak najmniej hałasu. Dno łodzi ledwie zaszurało o kamienie. 

background image

Knut  zdążył  wreszcie  znaleźć  zawiniątko  z  ubraniami  i  rzucił  je  pośpiesznie  Sedolf 

owi. Wiedział dobrze, że jeśli ktoś zaczaił się, by obserwować z ukrycia chatę na cyplu, nie 

może równocześnie widzieć tego, co się dzieje na brzegu. 

W końcu wychował się w tym miejscu i znał tu każdy kąt. 

Dygotał z zimna, ale działo się tak nie po raz pierwszy. Teraz zgodnie z dalszą częścią 

planu  miał  narobić  tyle  hałasu,  żeby  ów  ktoś,  kto  ich  śledził,  myślał,  że  do  chaty  wraca  ich 

dwóch. 

Biegnąc pod górkę, rozmawiał sam ze sobą, na przemian starając się naśladować głos 

Sedolfa. Chociaż nie wychodziło mu to idealnie, nie przejmował się zbytnio, licząc na to, że z 

daleka nie da się wychwycić drobnych niedoskonałości. 

Cieszył się, że chata Reijo leży na odludziu, inaczej ich plan spaliłby na panewce. 

Nim  wyłonił  się  z  niewidocznej  dla  obserwatora  strefy,  odetchnął  głęboko,  po  czym 

ruszył pędem, jakby gonił go sam diabeł. 

Wśliznął  się  przez  uchylone  drzwi,  błyskawicznie  się  cofnął  i  wszedł  jeszcze  raz. 

Potem  zaryglował  drzwi  i  wszedł  do  pogrążonej  w  mroku  izby  Reijo.  Niewielkie  okienko 

umieszczone wysoko nad podłogą wychodziło na tył domu, wprost na sosnowy zagajnik szu-

miący na wietrze i rzucający przedziwne cienie. 

Otwarcie okienka zajęło mu dłuższą chwilę, ale udało mu się je w końcu uchylić tak, 

ż

e nie rozległ się ani jeden trzask czy zgrzyt. Nie podstawiając stołka, żeby nie zdradzić drogi 

ucieczki, podciągnął się do ramy. Wymagało to wysiłku, ale Knut dorastał w twardej szkole 

ż

ycia, co mu się teraz przydało. Wiedział, że musi sobie poradzić, i do głowy mu nie przyszło, 

ż

e może mu się to nie udać. Co znaczy odpowiednie nastawienie! 

Przecisnął  nagi  tors  przez  ciasny  otwór,  podrapawszy  się  mocno,  i  z  niepokojem 

pomyślał, czy ta eskapada nie zaszkodzi szlachetniejszym partiom jego ciała poniżej pasa. 

Podciągnął  biodra  nieco  wyżej  i  oparł  o  wąską,  twardą  ramę.  Okienko,  które  miało 

zawiasy umieszczone na górnej części ramy, opierało mu się na plecach i ramionach i gdy się 

przesuwał, czuł się tak, jakby zdzierano z niego skórę. 

Przypomniało mu się, jak Sedolf powiedział, że będzie mu głupio, gdy cała ta komedia 

okaże się niepotrzebna. Sam miał podobne odczucie. 

Zacisnąwszy  zęby,  podciągnął  się  jeszcze  bardziej,  obrócił  się  bokiem,  a  potem  już 

bez większego trudu przecisnął nogi. Zdawało mu się, że na ramie zostały całe płaty skóry z 

jego pleców, ale w ciemności nie mógł tego sprawdzić. 

Zeskoczył  na  ziemię  w  chwili,  gdy  zadął  silniejszy  wiatr,  za  co  Knut  był  mu  bardzo 

wdzięczny, gdyż stłumił odgłos zatrzaskującego się okienka. 

background image

Knut  stanął  na  palcach  i  poprawił  okienko,  żeby  z  zewnątrz  nie  było  widać,  że  jest 

otwarte,  i  pod  osłoną  sosen  obszedł  chatę.  Potem  przeczołgał  się  bezgłośnie  do  ścieżki  i 

przemknął po cichu w dół na nabrzeże. Ukryty za szopą wszedł do wody i brodząc po kolana 

dotarł do łodzi, w której już czekał Sedolf. 

Trząsł się jak galareta, gdy sadowił się przy sterze. 

-  Myślałem,  że  już  się  ciebie  nie  doczekam  -  wyszeptał  Sedolf,  starając  się  bez 

większego plusku poruszać wiosłami. 

Lekkie  uderzenie  wioseł  słychać  było  jedynie  przy  brzegu.  Sedolf  płynął  w  cieniu 

wynurzającego  się  z  wody  wzniesienia,  niewidoczny  dla  kogoś,  kto  być  może  obserwował 

dom,  a  potem  skierował  łódź  ku  ujściu  rzeki.  Knut  drżącymi  rękoma  usiłował  rozsupłać 

owinięty  linką  tobołek  z  ubraniami,  z  trudem  powstrzymując  szczękanie.  Sedolf  zmarzł 

jeszcze  bardziej,  wystawiony  na  ostry  wiatr  także  przez  ten  czas,  gdy  Knut  przebywał  pod 

dachem. 

Wreszcie Knutowi udało się wyjąć zwinięte ubrania. Swoją kurtkę zarzucił na ramiona 

towarzysza, który nie przerywał wiosłowania. Sam założył przez głowę jego wełniany sweter. 

Odważyli się do siebie odezwać, dopiero kiedy wpłynęli do rzeki. 

- A niech to, nigdy jeszcze nie brałem udziału w czymś równie szalonym - roześmiał 

się Sedolf, wkładając ręce do rękawów kurtki. 

Knut,  wtórując  mu  śmiechem,  założył  spodnie,  wełniane  skarpety  i  buty.  Potem 

przejął wiosła, tak by i Sedolf mógł się ciepło ubrać. 

- Masz pierścień? - zapytał Sedolf. Knut poklepał się po kieszeni spodni i przytaknął. 

Płynęli  w  górę  rzeki,  a  gdy  dotarli  do  miejsca,  gdzie  las  zgęstniał,  wystarczająco 

daleko od fiordu i cypla, przybili do brzegu. Wciągnęli łódź na ląd i chwyciwszy pod pachę 

części  garderoby,  których  nie  zdążyli  na  siebie  włożyć,  co  sił  w  nogach  pobiegli  do  chaty 

Knuta. Nie zdołali się rozgrzać szybkim biegiem i przemarznięci wpadli na schody. 

Na progu powitała ich Anjo. Była blada, a w jej oczach czaił się lęk. Gdy ujrzała ich 

całych i zdrowych, wyraźnie poczuła ulgę, która natychmiast przemieniła się w złość. 

- Gdzie wyście się, u licha, podziewali przez cały dzień? - zawołała, wspaniałomyślnie 

wpuszczając ich do środka. Przy kuchennym stole czekali także Ida i Reijo. Ida poderwała się 

odruchowo, ale zaraz usiadła. - Czy zdajecie sobie sprawę, że my tu umieramy ze strachu? - 

pokrzykiwała Anjo, wyrywając się zdenerwowana z objęć Knuta. 

Sedolf  opadł  na  jeden  ze  stołków,  a  Knut  siadł  na  ławie  obok  Reijo  i  wyjaśnił 

zadyszany: 

background image

- Byliśmy na cyplu. Obrządziliśmy inwentarz. Wydawało nam się, że ktoś nas śledzi. 

Dlatego też musieliśmy się stamtąd ewakuować w dość dramatyczny sposób. 

-  Komu,  u  diabła,  przyszłoby  do  głowy  was  śledzić?  Głupcy  z  was!  -  wyzywała  ich 

Anjo, która jak już wpadła w złość, to nie przebierała w słowach. 

Knut  przełknął  ślinę.  Wiedział  doskonale,  że  pod  przykrywką  gniewu  żona  próbuje 

ukryć  strach  i  że  zaraz  znów  będzie  jego  serdeczną  i  wyrozumiałą  Anjo.  Potrzebował  jej 

ciepła bardziej niż kiedykolwiek, czuł się bowiem na wskroś przemarznięty. 

- Okazuje się, że Helena miała rację, przypuszczając, że jej oprawca coś zgubił - rzekł 

spokojnym głosem i położył na stole pierścień. 

Rozejrzał  się  z  satysfakcją  po  pełnych  niedowierzania  twarzach.  Sedolf  także  się 

uśmiechnął,  widząc  zdumienie  obecnych.  To  była  ich  wielka  chwila,  zadośćuczynienie  za 

wszystkie nieżyczliwe słowa. 

- Chyba nie znaleźliście tego na cyplu? - spytała Ida. 

- Wydawało nam się, że ktoś nas przez cały czas obserwuje - wyjaśnił Knut. - Może to 

wcale  nie  był  on,  ale  woleliśmy  nie  ryzykować  i  nie  przyprowadzać  go  wprost  do  kryjówki 

Heleny. Dlatego poszliśmy na cypel. Nie sądzę, żeby on zauważył, że coś znalazłem. 

Spojrzawszy na Reijo, który uważnie oglądał pierścień, dodał: 

-  Chyba  będziemy  musieli  pokazać  go  jutro  twojej  młodziutkiej  przyjaciółce. 

Zobaczymy, jak zareaguje. 

background image

Knut zrazu nalegał, a potem usilnie prosił, by Reijo pokazał pierścień Helenie. Ale on 

odmówił, tłumacząc: 

- Lepiej zrób to sam, ona i tak nie spodziewa się po tobie niczego dobrego. Zadaj jej 

pytania, na które chcesz znać odpowiedź. - W kącikach ust Reijo pojawił się grymas. - Co do 

mnie, nadal uważam, że powinniśmy dać jej czas i poczekać, aż sama nam zechce wszystko 

opowiedzieć. 

-  Traktujesz  ją  jak  własne  dziecko  -  westchnął  Knut  zrezygnowany.  -  Wszystkim 

pokrzywdzonym  przez  los  istotom  pragnąłbyś  przychylić  nieba.  A  ja  się  boję,  że  coś 

niedobrego wisi w powietrzu. 

Reijo wzniósł oczy ku niebu. 

-  Nie  chcę  się  do  tego  mieszać  -  rzekł  otwarcie.  -  Ani  brać  na  siebie 

odpowiedzialności. Nie chcę wiedzieć, o co zamierzasz ją pytać. Pamiętaj jedno, nie wolno ci 

doprowadzić  jej  do  takiego  stanu  jak  wczoraj.  Obsypałeś  ją  gradem  pytań,  Knut.  I  sam  się 

przekonałeś, że nie przyniosło to żadnych efektów. Prócz tego, że wyładowałeś swoją złość. 

Knut spuścił głowę zawstydzony. Reijo miał rację. 

- Będę teraz delikatniejszy - obiecał. 

Pozwolili  Helenie  zjeść  w  spokoju  śniadanie.  Dziewczyna  w  milczeniu  spoglądała 

pytającym wzrokiem na Anjo. Opuchlizna zaczęła powoli ustępować, odsłaniając prawdziwe 

rysy dziewczyny: drobną twarz w kształcie serca, dołek w brodzie. 

- Jesteś coraz ładniejsza - powiedziała Anjo i pogłaskała Helenę lekko po policzku. - 

Niebawem pożyczę ci lusterko. Jeszcze tylko trochę poczekaj. - Uśmiechnęła się, ale zaraz z 

powagą  dodała:  -  Wiem,  że  Knut  przestraszył  cię  wczoraj.  Zachował  się  doprawdy  jak 

nieokrzesany gbur. Ale zrozum, on nie chciał źle. 

- A czego chce teraz? - zapytała Helena spłoszona, opierając się plecami o wezgłowie 

łóżka. Przypominała przerażone zwierzę. 

- Knut sądzi, że znalazł coś, czego szuka ten człowiek, którego tak się boisz. Chce cię 

zapytać, czy rozpoznajesz ów przedmiot. 

Anjo  popatrzyła  na  Knuta  ostrzegawczo  i  tak  jak  się  umówili,  dała  mu  znak,  żeby 

wyjął pierścień. 

Knut  naprawdę  się  starał,  zresztą  nie  był  z  natury  gruboskórny.  Umiał  dostrzec 

potrzebujących.  Miał  gołębie  serce.  Nierzadko  zdarzało  mu  się  płakać.  Jego  duże  dłonie 

background image

potrafiły być bardzo delikatne. Ku swojemu strapieniu zdawał sobie jednak sprawę, że Helena 

nie dostrzega w nim tych cech. Dla niej był niczym stallo, choć może nigdy o tym lapońskim 

potworze nie słyszała. 

Knut  usiadł  na  brzegu  łóżka,  tak  jak  zwykł  siadać  Reijo.  Wpadło  mu  bowiem  do 

głowy, że gdy stoi nad Heleną, przytłaczając ją swą sylwetką, potęguje tylko w niej strach. 

- Znalazłem coś wczoraj - odezwał się cicho i wyciągnął zaciśniętą dłoń. 

Helena  nie  odezwała  się,  ale  wzrokiem  śledziła  każdy  jego  ruch,  tak  jak  zalęknione 

cielę renifera wodzi za drapieżnikiem. 

Knut  westchnął  ciężko,  świadomy,  że  i  dla  niego,  i  dla  niej  lepiej  będzie  tego  nie 

przedłużać. 

Podsunął bliżej dłoń i otworzył ją. 

Helena  zamrugała  powiekami  nerwowo,  a  potem  zacisnęła  oczy  i  wtuliwszy  się  w 

pled, zatrzęsła się od płaczu. 

Anjo natychmiast przygarnęła ją i ukołysała niczym dziecko. 

-  Czy  przez  cały  czas  mnie  oszukiwaliście?  -  szlochała  rozhisteryzowana  Helena.  - 

Celowo kłamaliście, wmawiając mi, że jestem tu bezpieczna? Mimo że on tu jest? Po co chce 

mnie  stąd  wziąć?  Przecież  jestem  nic  niewarta.  Nienawidzi  mnie... Jestem  mu  kulą  u  nogi... 

Jak mogliście mnie tak okłamać? Nie mogę uwierzyć... 

Anjo głaskała ją po plecach i pocieszała ciepło i przyjaźnie, tak jak tylko ona potrafiła 

uspokoić  przerażonego  człowieka.  Anjo  znała  wszystkie  zaułki  strachu,  gdyż  kiedyś  sama 

błąkała się wśród nich. 

- Może jest gdzieś we wsi, ale tutaj go nie ma - zapewniała. - Uczyniliśmy wszystko, 

co  w  naszej  mocy,  aby  go  stąd  odciągnąć.  On  nie  ma  pojęcia,  że  tu  jesteś.  Knut  znalazł 

pierścień przypadkowo. Możesz nam coś o nim opowiedzieć? To jego sygnet, prawda? 

Helena pokiwała głową, nie przestając szlochać, ale więcej nic nie wyjawiła. 

Skinięciem głowy  Anjo  nakazała Knutowi  wyjść z alkierza. Knut czuł się jak ostatni 

łajdak. Przepuścił Reijo, który bez słowa minął go w drzwiach. 

Sedolf i Ida siedzieli przy stole naprzeciwko siebie. Anjo zatroszczyła się, żeby izby, 

w których posłała im na noc, sąsiadowały ze sobą, ale Knut nie miał żadnej wątpliwości, że z 

tego nie skorzystali. Sam leżał długo, nie mogąc zmrużyć oka, nawet kiedy Anjo już zasnęła, 

ale nie słyszał skradających się kroków ani skrzypienia otwieranych ostrożnie drzwi. 

-  Mieliśmy  rację,  pierścień  należy  do  człowieka,  który  tak  okrutnie  obszedł  się  z 

Heleną - odezwał się Knut. - Dziewczyna myśli, że on przebywa w naszym domu. 

background image

- Ona chyba nie zaznała w życiu poczucia bezpieczeństwa  - orzekła  Ida. - Ciągle się 

boi, zauważyliście? 

- Nie byłabyś taka mądra, gdyby ktoś cię tak urządził - odparł Knut oschle, ale zaraz 

dodał, ocierając  czoło: - Wybacz,  Ido! Nie  chciałem być niemiły. Trudno się dziwić jednak, 

ż

e ta dziewczyna jest przerażona. Nigdy nie przeżyłaś takiego strachu i  pewnie nie będziesz 

miała ku temu powodu. Chyba tylko Anjo potrafi ją tak naprawdę zrozumieć. Ja także nie raz 

się w moim życiu bałem. Nadal na samo wspomnienie pewnych zdarzeń ściska mnie w dołku, 

ale  to  i  tak  za  mało,  by  w  pełni  pojąć,  co  tkwi  w  tej  dziewczynie.  Czuję  się  jak  ostatni 

nędznik, że wiedząc o tym wszystkim, naraziłem ją na kolejny wstrząs. 

- Jeśli ten człowiek kręci się gdzieś w okolicy - rzekł z pozornym spokojem Sedolf - to 

może się okazać, że nam wszystkim grozi wielkie niebezpieczeństwo. 

Knut przyznał mu rację. 

-  Ta  myśl  nie  daje  mi  spokoju.  I  modlę  się,  by  nie  okazała  się  prorocza.  A  wiele  lat 

upłynęło  od  czasu,  gdy  ostatni  raz  modliłem  się  szczerze!  Jak  to  zupełnie  nieznajoma 

dziewczyna może wywrócić życie człowieka do góry nogami... 

- Musimy pojechać na cypel - przypomniał mu Sedolf. 

-  Rzeczywiście  -  odparł  Knut  roztargniony,  nie  przestając  myśleć  o  Helenie  i  o 

potężnym  mężczyźnie  uzbrojonym  w  nóż.  W  jego  głowie  roiło  się  od  najbardziej 

przerażających  wersji  zdarzeń,  które  tłumaczyłyby  tajemnicę  obecności  dziewczyny  w  tych 

stronach. 

-  Pojadę  z  wami.  To  mój  dom!  -  oznajmiła  Ida,  patrząc  bez  lęku  to  na  brata,  to  na 

Sedolfa.  Z  wysuniętą  do  przodu  brodą  i  rękami  opartymi  na  biodrach  wyglądała  na  osobę 

zdecydowaną. Cała jej postawa wyrażała determinację... 

- Ale to niebezpieczne - stanowczo sprzeciwił się Sedolf. 

- Ida potrafi posługiwać się nożem. Jak trzeba, wypatroszy rybę, a także podzieli ubitą 

zwierzynę - oznajmił Knut oschle. - Niech jedzie z nami. 

Sedolf pokręcił głową. 

- Może uznacie, że to głupie, ale ja po prostu czuję, że Ida nie powinna jechać. Cóż z 

tego, że potrafi posługiwać się nożem? Ten człowiek jest bardzo groźny. A ona jest kobietą, i 

to nie dość silną. Nie zabierajmy jej. Zdecydowanie się temu sprzeciwiam! 

- A kto  ci dał prawo decydować za mnie, Sedolfie Bakken? - wycedziła aksamitnym 

głosem Ida. - Póki co, sama za siebie odpowiadam! Sama! Słyszysz? 

Sedolf  uchwycił  jej  wzrok.  Było  to  zderzenie  dwóch  silnych  osobowości.  Dwie  pary 

oczu ciskały błyskawice, nikt nie zamierzał ustąpić. 

background image

- Mam nadzieję - rzekł w końcu Sedolf - że nie zapomnisz, iż byłem temu przeciwny. 

Troszczę się o ciebie, Ido. I żadne prawo na świecie nie zabroni mi tego. Ty też mi tego nie 

zabronisz, choć jesteś taka dumna i uparta. Nic na to nie poradzę, że cię kocham. Tak, może i 

jestem głupi, ale pragnę cię chronić przed wszelkim niebezpieczeństwem. Więc myśl sobie o 

mnie, co chcesz. Wszystko mi jedno. Wiem tylko, że się boję o ciebie, i dlatego chcę, żebyś 

tutaj została. Ale masz rację: zmusić ciebie nie mogę... nie chcę. Oby tylko ten twój upór nie 

sprowadził na ciebie nieszczęścia. 

-  Jadę  z  wami!  -  oświadczyła  Ida.  -  I  dziękuję,  Sedolfie,  za  twoją  troskliwość,  ale 

potrafię sama o siebie zadbać. 

Anjo wyszła do nich, a w jej jasnych oczach malowało się zmartwienie. 

- Och, Knut, Knut - westchnęła ciężko. - Znowu to samo. 

Pogłaskała  męża  po  włosach  i  przytuliwszy  się  do  niego,  oparła  policzek  na  jego 

jasnej grzywce. 

Kochała go pomimo jego młodzieńczej gwałtowności. Załatwiał sprawy po swojemu, 

często  nie  bacząc  na  uczucia  drugiej  strony.  I  pomimo  dobrych  chęci  nierzadko  wszystko 

psuł.  Taki  już  był:  mężczyzna  i  chłopiec  w  jednej  osobie.  Miał  gorące  serce,  ale  brakowało 

mu  taktu.  Nie  potrafił  uchwycić  subtelnych  niuansów  cudzej  wrażliwości,  zapominał,  jak 

łatwo ludzi zranić. 

Sam był twardy i nie litował się nad sobą, nie przychodziło mu więc do głowy, że inni 

mogą mieć cieńszą skórę. 

- Znasz ją, Anjo - odezwał się Knut. - Jak myślisz, kim on dla niej jest? 

Anjo potrząsnęła głową, nie odrywając policzka od włosów Knuta. 

-  Właściwie  jej  .nie  znam.  Ona  traktuje  mnie  po  trosze  jak  matkę,  ale  otoczyła  się 

szczelnym murem i nikogo do siebie nie dopuszcza. Chyba tylko Reijo ma szansę przebić się 

przez ten mur. Czuje się przy nim bezpieczna. Ale mimo to i jemu się nie zwierza. Opowiada 

mu tylko to, co sama chce. 

-  Dlatego,  że  się  boi?  -  zapytała  Ida.  Siedziała  z  podpartą  brodą,  usiłując  sobie 

wyobrazić tak wielki lęk... 

-  Tak,  dlatego  że  się  boi  -  odparła  Anjo  zamyślona.  -  Człowiek  może  aż tak  się  bać, 

Ido.  Może  być  taki  bezradny,  osaczony,  pochwycony  w  sieć  strachu,  którą  ktoś  zdołał  go 

omotać. Nie wiem, kim on dla niej jest. Nie wiem, jak wygląda, nic o nim nie wiem. Jedynie 

to, że musi być na wskroś zły, nie wyobrażam sobie, by było inaczej. 

background image

-  Wracamy  na  cypel  -  powiedział  Knut.  -  Ktoś  musi  się  zająć  inwentarzem,  nie 

zaszkodzi też rozejrzeć się, czy całe to nasze wieczorne przedstawienie miało jakiś sens. Nie 

denerwuj się niepotrzebnie! Sedolf i ja potrafimy na siebie uważać... 

Sedolf popatrzył zagniewany na Idę. 

- Gorzej, że ona także postanowiła jechać z nami. Czy nie mogłabyś, Anjo, przemówić 

jej do rozsądku? 

Anjo spojrzała badawczo na Idę. Charakterystycznie wysunięty podbródek wskazywał 

na bojowe nastawienie dziewczyny. Anjo znała ją na tyle dobrze. 

- To już postanowione? - zapytała. 

Ida skinęła głową, wdzięczna, że choć Anjo ją poparła. Znów poczuła, że się do siebie 

zbliżyły. Anjo była wyjątkowym człowiekiem. 

Sedolf patrzył to na jedną, to na drugą. 

-  O  Boże  -  westchnął  w  końcu  bezsilnie.  -  Ja  chyba  do  końca  życia  nie  zrozumiem 

kobiet. 

-  Na  pewno  -  odparła  Anjo  miękko.  -  Nigdy  nas  nie  zrozumiecie,  już  my  się  o  to 

postaramy.  Różnimy  się,  my,  kobiety,  i  wy,  mężczyźni,  i  niech  tak  pozostanie.  Powinniśmy 

stanowić nawzajem dla siebie tajemnicę. 

Knut  wzniósł  oczy  ku  niebu  i  uśmiechając  się  kpiąco,  ale  z  miłością,  ucałował  dłoń 

Anjo. 

-  Ty  moja  tajemnico,  mogłabyś  znaleźć  jakiś  bezpieczny  schowek  dla  tego 

pierścienia?  Może  któregoś  dnia  pomoże  nam  rozwikłać  zagadkę.  Chyba  że  okaże  się 

nieodgadniona niczym kobieta. 

Anjo wzięła pierścień od męża i ucałowała Knuta w skroń. 

- Ja tu się postaram wszystkiego dopilnować! - zwróciła się do Idy. - A ty rób to, co ci 

nakazuje serce i rozum. 

Sedolf prawie się nie odzywał do  Idy. Siedzieli tuż obok na wozie;  gdy podskakiwał 

na wybojach, obijali się o siebie. Ale nawet wówczas Sedolf nie spojrzał na nią. 

Minioną  noc  spędzili  w  sąsiadujących  ze  sobą  izbach.  Sedolf  domyślał  się,  dlaczego 

Anjo zadbała o to, by jego drzwi dzielił tylko krok od drzwi Idy. 

Słyszał, że Ida je zamyka, ale nie rygluje. On także nie ryglował swoich. 

Spał  niespokojnie.  Słyszał,  kiedy  obudziły  się  maluchy.  Ida  przemawiała  do  nich 

łagodnie, by zasnęły, a potem zanuciła kołysankę, której melodię i on pamiętał z dzieciństwa. 

Słowa  gdzieś  mu  się  zagubiły  po  drodze  do  dorosłości.  Daremnie  próbował  sobie 

background image

przypomnieć zapomniane wersy. Zapragnął pójść do Idy, tak bardzo potrzebował przytulić się 

do ciepłego ciała i poczuć na szyi jej ramiona. 

Ale  Ida  ani  jednym  słowem  czy  spojrzeniem  nie  zachęciła  go,  żeby  przyszedł.  A  on 

bardzo się lękał, że może go odrzucić. 

To,  że  dopuściła  go  tak  blisko,  wcale  nie  znaczyło,  że  wolno  mu  ich  związek 

traktować jako coś oczywistego. Nie dała mu podstaw, by mógł tak sądzić. 

Dlatego pozostał sam na swoim posłaniu, choć ona spała tuż za ścianą. Leżał cicho i 

nasłuchiwał.  Wydawało  mu  się,  że  słyszy  jej  oddech,  i  próbował  oddychać  w  tym  samym 

rytmie,  by  poczuć  się  bliżej  niej.  Ale  to  chyba  był  tylko  wytwór  wyobraźni,  bo  ściany  w 

chacie Knuta i Anjo nie były takie cienkie. 

Nie wiedział, że Ida zachowuje się dokładnie tak samo. 

Teraz  siedzieli  obok  siebie  na  wozie  Knuta,  a  mimo  to  byli  sobie  dalecy.  Tłumione 

słowa często odgradzają ludzi niewidzialnym murem. 

Myśli,  których  nie  dzieli  się  z  drugim  człowiekiem,  bardziej  szkodzą  niż  te,  które 

człowiek odważy się wypuścić w świat. 

Kiedy dotarli na otwarty teren nad brzegiem fiordu, Knut wstrzymał konia, by Sedolf i 

Ida mogli się przesiąść obok niego na kozioł, skąd roztaczał się znacznie rozleglejszy widok. 

Ida była ubrana w czarną spódnicę i czarny kaftan. Na głowę i ramiona zarzuciła szary szal, a 

do  kieszonki  przyszytej  na  szwie  pod  spódnicą  schowała  nóż,  o  którym  nie  wspomniała 

nikomu. 

Przypomniała sobie pożegnanie z Anjo. 

-  Jesteś  bardzo  podobna  do  swojej  matki:  przekorna,  uparta  i  dumna  -  powiedziała 

ż

ona Knuta, tuląc ją do  piersi. - Należysz do tych nielicznych kobiet, które poradzą sobie  w 

ż

yciu same. W odniesieniu do ciebie nie są to wyłącznie czcze słowa. 

Ida pokiwała głową, przekonana, że to prawda. 

-  Raija  poradziła  sobie,  więc  i  ty  sobie  poradzisz  -  powtórzyła  Anjo.  -  Jesteś  silna, 

choć może nie do końca jeszcze odkryłaś w sobie całą swoją moc. 

Siedziała  obok  Sedolfa.  Oboje  zachowywali  pozorną  obojętność,  ale  za  każdym 

razem, gdy dotknęli się ramionami, ich ciała przeszywał dreszcz. 

- Dym unosi się z komina - odezwała się Ida, a w jej głosie zabrzmiał niepokój. 

-  Podłożyłem  solidnie  do  pieca,  zanim  uciekłem  przez  okno  -  odparł  Knut.  - 

Wystarczyło na całą noc. 

-  Chyba  poniosły  nas  nerwy  -  powiedział  Sedolf  i  odetchnąwszy  z  ulgą  odważył  się 

otoczyć Idę ramieniem. Dał jej w ten sposób do zrozumienia, że jego milczenie spowodowane 

background image

było niczym innym jak tylko troską o nią. - Pewnie Knut zauważył cień rysia! Niepotrzebnie 

urządziliśmy taką komedię. Wiosłować w środku czarnej jesiennej nocy niemal nago! Ludzie 

by się skręcili ze śmiechu, gdyby to usłyszeli. Nie sądzisz, Knut? 

Knut,  nie  odpowiadając,  pogonił  konia  i  wóz  ruszył  dalej.  Zanim  wjechał  na 

pochyłość  prowadzącą  do  chaty,  Sedolf  i  Ida  zeskoczyli  z  kozła,  żeby  nie  przeciążać 

poczciwej i wiernej szkapiny. 

Rychło  jednak  się  okazało,  jak  płonne  były  nadzieje,  że  nie  grozi  im  żadne 

niebezpieczeństwo. 

Wejście  do  chaty  zostało  sforsowane,  zamek  rozbity...  Nie  pomógł  nawet  rygiel 

założony od środka. 

Knut wszedł pierwszy z nożem w ręku i rozejrzał się, wyostrzając zmysły. To już nie 

była  zabawa!  Bał  się,  byłby  głupcem,  gdyby  się  nie  bał.  Ale  na  szczęście  strach  go  nie 

paraliżował. 

Sedolf,  równie  czujny,  szedł  tuż  za  Knutem,  osłaniając  Idę.  Serce  waliło  mu  w 

piersiach i nie był w stanie myśleć o niczym poza ukochaną. 

Zaś Ida miała wrażenie, jakby znalazła się w jakimś nierzeczywistym świecie. Czuła, 

jak w koniuszkach palców pulsuje jej krew. Właściwie nie bała się, nie leżało to w jej naturze, 

raczej rozbawiło ją, że się tak skradają wzdłuż znajomych ścian. 

Knut  otworzył  drzwi  do  sąsiadujących  z  kuchnią  pomieszczeń.  W  alkierzach  było 

pusto.  Zauważył,  że  okienko  w  izdebce  Reijo  jest  tylko  przymknięte,  dokładnie  tak  jak 

przedtem. 

- Nikogo nie ma - powiedział w końcu, co pozostali przyjęli z wyraźną ulgą. 

Ida  uścisnęła  dłoń  Sedolfa,  uświadamiając  sobie,  że  nawet  nie  wie,  w  którym 

momencie złapała go za rękę. Ale ciepło od niego płynące podniosło ją na duchu. 

-  A  jednak  ktoś  tu  był  -  zaprzeczyła,  wskazując  głową  stół,  na  którym  leżała 

nadłamana kromka chleba, masło i stał kubek z wypitym do połowy mlekiem. - Chyba że to 

wy zostawiliście po sobie ten bałagan. To do was podobne. 

Sedolf pokręcił głową. 

- Ktoś tu był po nas. Bezczelnie sobie siedział i się posilał! No nie, są pewne granice! - 

oburzał się. 

- Ten człowiek musi mieć wyjątkowo silne nerwy - zauważył Knut. 

Ida  przemknęła  wzrokiem  po  izbie,  weszła  do  swojego  alkierza  i  zajrzała,  czy  nie 

zginęły jej kosztowności. Ktoś w nich grzebał, ale odłożył z powrotem na miejsce, uznawszy 

background image

zapewne  za  bezwartościowe.  Otworzyła  mieszek  z  lapońskim  srebrem,  żeby  sprawdzić,  czy 

nic nie brakuje, i zauważyła, że węzeł na sznurku zawiązany jest inaczej, niż zwykła to robić. 

- Nic nie zginęło - oświadczyła Knutowi zdziwiona, bo nie pasowało jej to do obrazu 

mężczyzny, który sobie wytworzyła, ujrzawszy zakrwawioną i nieprzytomną Helenę. Sądziła, 

ż

e ktoś, kto jest tak brutalny, rabuje także i kradnie. 

Wyszli  na  podwórko.  Koń  zaprzężony  do  wozu  najwyraźniej  się  niecierpliwił  i 

przebiera!  nogami  niespokojnie.  Zapewne  zastanawiał  się,  czy  każą  mu  tak  stać  przez  cały 

dzień. 

Ida  poklepała  go  i  przemówiła  doń  przyjaźnie,  gdy  tymczasem  Knut  sprawdził 

wszystkie zabudowania gospodarskie, saunę, oborę. 

Tylko  w  saunie  odnaleźli  ślad  obecności  obcego.  Na  podłodze  leżała  wiązka 

brzozowych gałązek z resztką pożółkłych liści. 

Knut zaklął pod nosem. 

- Nie do wiary! Ten zuchwalec urządził sobie kąpiel! Niech to wszyscy diabli! 

Cisnął brzozowe witki z całej siły, ale, choć trochę mu ulżyło, nie uciszyło to w nim 

całej złości. 

-  Zniknął  -  zawiadomił  Sedolf,  który  także  zrobił  rundkę  między  zabudowaniami.  - 

Nie widziałem nikogo. Nic nam nie grozi. 

Weszli razem z Idą do obory. Pomogli jej przynieść siano, odgarnęli gnój. Targał nimi 

gniew  skierowany  przeciwko  wrogowi,  który  okazał  się  bardziej  przebiegły  niż  oni  i  nie 

odkrył przed nimi twarzy. Czuli się tak, jakby walczyli z jakimś cieniem. 

-  Ktoś  powinien  naprawić  te  drzwi  -  odezwała  się  Ida.  -  Wiszą  na  zawiasach  i  nie 

mogę ich porządnie zamknąć. Niedługo zima, a przez te wszystkie szpary strasznie ciągnie. 

- Przesadzasz jak zwykle - uznał Knut, nawet nie patrząc w stronę drzwi. - Ale skoro 

tak chcesz, to ci je naprawimy. Mam nadzieję, że ten nędznik jest daleko stąd. Wszystko się 

we mnie trzęsie ze złości, gdy o nim pomyślę. Trudno, jak Helena nie chce o nim gadać, to jej 

sprawa. Nic mnie to nie obchodzi. To jej życie, nie moje. 

Knut  zawsze  trochę  wyolbrzymiał  sprawy,  gdy  był  poirytowany.  Taki  już  był  w 

dzieciństwie, to była jego broń. 

-  Resztę  możecie  sami  dokończyć  -  powiedziała  Ida,  żałując  w  duchu,  że  w  ogóle  tu 

przyjeżdżała. 

Wydawało  jej  się,  że  to  dobry  pomysł.  Chciała  udowodnić  Sedolfowi,  że  nie 

potrzebuje  jego  nadmiernej  troski.  Czuła  się  osaczona,  gdy  ktoś  opiekował  się  nią  zbytnio. 

Nie  tego  przede  wszystkim  szukała  w  mężczyźnie!  Tymczasem  tylko  go  rozgniewała. 

background image

Zupełnie  nie  rozumiał,  o  co  jej  chodzi.  Po  raz  kolejny  przekonało  to  Idę,  że  Sedolf  nie  jest 

podobny do Ailo i nigdy go nie zastąpi Ailo wystarczyło, że spojrzał jej w twarz, i od razu z 

uśmiechem  pojmował,  o  czym  myśli.  Rozumiał  równie  dobrze  jej  milczenie,  jak  i  słowa, 

które do niego kierowała. Sedolf musiał wszystko usłyszeć. Może i domyślał się co nieco, ale 

nie był w stanie pojąć zawiłości kobiecego serca. 

Ida  stwierdziła,  że  owszem,  Sedolf  rozpala  w  niej  wielką  namiętność,  ale  to  związek 

czysto cielesny. Żyć u boku kogoś, komu ciągle trzeba wszystko wyjaśniać... nie, tego by nie 

wytrzymała. 

Nie  znaczyło  to,  że  Sedolf  jest  głupi,  takie  twierdzenie  nie  byłoby  prawdą.  Ale  tak 

bardzo się różnili. Najskrytszych strun jej wrażliwej duszy Sedolf nigdy nie dotknie. 

Koń  kręcił  się,  wierzgając  kopytami,  szarpał  łbem,  z  jego  nozdrzy  unosiła  się  para. 

Był  z  jakiegoś  powodu  niespokojny.  Ida  zmarszczyła  brwi  i  jakby  przyciągana  niewidzialną 

siłą,  podeszła  do  zwierzęcia.  Nawet  przez  myśl  jej  nie  przeszło,  że  coś  złego  wisi  w 

powietrzu. 

Później  Ida  miała  dość  czasu,  żeby  przypomnieć  sobie  wszystko,  co  poprzedziło  tę 

chwilę. Nie pojmowała, że mogła być aż tak głupia. Głupia i bezmyślna. 

Pewnie  dlatego,  że  w  swoim  obejściu  czuła  się  bezpieczna.  Na  cyplu  nigdy  nie 

zdarzyło się nic złego. 

To  był  dom  Reijo,  a  wszystko,  co  miało  związek  z  ojcem,  otaczała  aura 

bezpieczeństwa. Póki mieszkała z ojcem, nigdy nie musiała się niczego bać. 

Zbyt  późno  dostrzegła  rękę,  powstrzymującą  zwierzę,  które  pomimo  to  starało  się 

ostrzec Idę. Niestety, nie zrozumiała w porę tych sygnałów. 

Potężny mężczyzna wyrósł przed nią jak góra. 

- Sedolf! - przeraźliwy krzyk Idy przeciął ciszę poranka. 

Nim  zdobyła  się  na  jakiś  opór,  mężczyzna  zacisnął  rękę  na  szyi  Idy,  aż  zakręciło  jej 

się w głowie, i pomachał przed oczami nożem Emila. 

Ogarnął  ją  strach  przemieszany  ze  złością.  Łzy  popłynęły  jej  z  oczu.  Zdołała  jednak 

wykrztusić po fińsku: 

- Nie duś mnie! Nic ci to nie da. 

Uchwyt  zelżał.  Nie  na  tyle  jednak,  by  uznała  napastnika  za  człowieka,  ale 

wystarczająco, by mogła złapać oddech. 

Trzymał  ją  przed  sobą  jak  tarczę  i  ściskał  brutalnie.  Wełniany  szal  zsunął  jej  się  z 

głowy i spadłby,  gdyby  nie był związany. Ogniste rude  włosy odcinały się jak płomienie na 

tle bladej twarzy mężczyzny. 

background image

Knut właśnie opowiadał Sedolf owi jakąś frywolną historyjkę, gdy w przytulny mrok 

obory  wdarł  się  krzyk  Idy.  Sedolf  nigdy  się  nie  dowiedział,  jak  zakończyła  się  ta  historia. 

Wybiegł  na  dwór,  nim  Knut  zdążył  się  poruszyć.  Pewnie  na  tym  polega  różnica  pomiędzy 

bratem a mężczyzną, który kocha każdą cząstką siebie, każdą swoją myślą... 

Sedolf  stanął  jak  porażony.  Dłoń,  która  już  chwytała  za  nóż,  zamarła  na  wysokości 

biodra. 

-  Ida...  -  wyszeptał  tylko,  podchodząc  o  krok  bliżej,  ani  na  chwilę  nie  spuszczając 

wzroku  z  przysadzistego  mężczyzny.  Kiedy  jednak  zobaczył,  że  ten  przybliżył  do  policzka 

Idy  ostrze  noża,  zatrzymał  się.  Stał  ze  zwieszonymi  rękami,  dysząc  ciężko,  jakby  przebył 

milę. Nadbiegł Knut i przystanął obok niego. 

- Boże - wymamrotał. - Po co myśmy ją brali? 

-  Nie  dała  się  powstrzymać  -  odparł  Sedolf  głosem  bez  wyrazu,  czując,  że  jest  temu 

tak samo winny jak wszyscy. 

- Puść moją siostrę! - poprosił Knut. - Na cóż ci ona? - Twoja siostra uda się ze mną w 

dalszą  drogę  -  odezwał  się  głosem  szorstkim  jak  tarka  obcy  mężczyzna  i  zaśmiał  się 

chrapliwie. 

- Dlaczego? - spytał Sedolf. - Pamiętaj, jeśli spadnie jej włos z głowy, to znajdę cię, 

nawet gdybym cię miał szukać do końca życia! Lepiej pozwól jej odejść! 

-  Młodość  kocha  bardziej  sercem  aniżeli  głową  -  stwierdził  z  ironią  obcy.  -  Chyba 

wiecie,  do  czego  jestem  zdolny?  Trochę  za  długo  tu  zmarudziłem.  Niebawem  mogę  zacząć 

wzbudzać  ciekawość.  Dlatego  postanowiłem  czym  prędzej  opuścić  te  strony,  i  to  razem  z 

twoją siostrą! 

-  Jeśli  już  musisz  kogoś  ze  sobą  zabierać,  to  weź  mnie  -  zaproponował  Sedolf, 

postępując krok naprzód. 

Ida krzyknęła. 

Ostrze noża musnęło jej delikatną szyję. 

Obcy  pociągnął  za  końce  szala,  zerwał  go  z  szyi  dziewczyny  i  cisnął  pod  nogi.  Tak 

ż

eby Sedolf i Knut zobaczyli kapiącą z rany pod uchem krew. ' - Nie sądzę, żebyś był równie 

miłym  towarzyszem  podróży  jak  ta  mała  -  odpowiedział.  -  Potrzebna  mi  łódź!  I  wy  mi  ją 

przygotujecie.  Jeśli  zobaczę,  że  coś  kombinujecie,  ona  poczuje  to  na  własnej  skórze.  - 

Wskazał na Idę. - Nie muszę was chyba przekonywać, że potrafię zrobić użytek z tego noża. 

Rzeczywiście, nie musiał. 

background image

-  Dobrze.  Przygotujemy  łódź  -  odezwał  się  Knut,  mimo  że  serce  mu  krwawiło,  gdy 

patrzył na Idę. - Ale nie myśl, że nie ruszymy za tobą w pogoń. - Odetchnął głęboko i dodał: - 

Helena była obca. Teraz jednak chodzi o jedną z nas, tę, którą bardzo kochamy. 

-  Wiem,  że  podążycie  za  nami  -  odparł  mężczyzna  rozluźniony,  pozwalając  sobie  na 

uśmiech.  -  Nie  jestem  głupcem.  Ale  nie  próbujcie  robić  tego  wcześniej  niż  za  dwadzieścia 

cztery  godziny. Ostrzegam, jeśli przed upływem  tego  czasu zauważę, że  nas ścigacie, zabiję 

ją.  Dla  mnie  jest  obca.  Zapewniam,  że  nie  zabraknie  mi  odwagi.  Odebrać  komuś  życie  jest 

łatwiej niż przypuszczacie. - I odsłaniając w uśmiechu białe zęby, ciągnął dalej: 

- Nie myślcie sobie, że was nie zauważę. Byłem żołnierzem, więc nie próbujcie mnie 

zwieść. Niektórzy  myśleli, że mam dodatkową parę oczu na plecach, że  potrafię słuchać też 

opuszkami palców. Jeśli rzeczywiście ją kochacie, to poczekajcie cierpliwie tę jedną dobę. 

- I tak ją zabijesz. 

Mężczyzna  zrozumiał  wypowiedziane  z  wściekłością  słowa  Sedolfa,  mimo  że  padły 

po norwesku. 

-  Niekoniecznie.  Jeśli  będziecie  się  trzymać  z  daleka...  Jeśli  ona  będzie  grzeczna... 

Jeśli  wszystko  pójdzie  gładko...  to  może  się  zdarzyć,  że  ją  gdzieś  zostawię.  Pozwolę,  żeby 

poszukała drogi do domu albo żebyście wy ją odnaleźli. Nie jestem przecież potworem. 

Co do tego akurat mieli inne zdanie. 

-  Łódź!  -  zażądał  mężczyzna.  Nie  mieli  wyboru.  Zrobili,  co  im  kazał.  W  bezsilnej 

rozpaczy  spoglądali,  jak  ciągnie  Idę  za  sobą  do  łodzi.  Jak  nakazuje  jej  chwycić  za  wiosła  i 

odpłynąć, ani przez chwilę nie przestając grozić jej nożem. 

Sedolf  podniósł  szal,  który  właściwie  należał  do  Anjo,  i  przyłożył  go  do  twarzy. 

Ogarnęła  go  rozpacz  przemieszana  z  gniewem,  kiedy  pomyślał,  do  czego  doprowadził  ten 

diabelski upór Idy! 

Tymczasem łódź opłynęła cypel i zniknęła za skalistym zboczem. 

-  W  ogóle  nie  zapytał  o  Helenę  -  stwierdził  Knut.  -  Gdyby  to  nie  było  takie  naiwne, 

gotów byłbym sądzić, że spotkaliśmy samego diabla. 

- Bez względu na to, kim jest, zabiję go, gdy tylko wpadnie mi w ręce. A wówczas nie 

pozwolę mu się zasłonić tak delikatną istotą jak Ida. Ruszam za nimi! 

- Teraz nie możesz! - powstrzymał go Knut. - On nie żartował! 

-  Po  południu  -  odparł  Sedolf,  rozumiejąc  grozę  sytuacji.  -  Znam  tu  każdą  ścieżkę  i 

każdy kamień. Lepiej niż on. Lepiej niż Ida. 

- Tylko nie narażaj jej na śmierć! W spojrzeniu Sedolfa kryła się kompletna pustka. 

- Jakże bym mógł? Czy miałbym wówczas po co żyć? 

background image

10 

Ida  nie  mogła  oprzeć  się  wrażeniu,  że  to  wszystko  nie  dzieje  się  naprawdę. 

Wiosłowała zawzięcie, czując w plecach ból nie do zniesienia. Jej dłonie pokryły się bąblami, 

na  długo  nim  znaleźli  się  na  wysokości  równiny  na  samym  dnie  doliny  u  kresu  fiordu,  w 

pobliżu ludzkich siedzib. 

Ale nie był to kres tej wyprawy. 

-  Wiosłuj,  mała  -  odezwał  się  chrapliwym  głosem  mężczyzna,  który  siedział 

naprzeciwko i nie spuszczał z niej wzroku. Na jego ustach błąkał się uśmiech. 

Ida  mimowolnie  przypomniała  sobie  Helenę,  jej  posiniaczoną  twarz  i  zakrwawione 

ciało. 

Nie, ten człowiek nie musiał jej grozić! Dobrze wiedziała, że nie żartuje! 

-  Płyniemy  dalej  -  wyjaśnił.  -  Potrzebuję  konia,  ale  obawiam  się,  że  tu  byśmy  się 

zanadto rzucali w oczy.  Pewnie cię znają w okolicy. Mam tylko nadzieję, że nie jest tak we 

wszystkich zakątkach nad fiordem? 

Ida pokręciła głową. Zaśmiał się cicho. 

-  O  takiej  pięknej  dziewczynie  na  pewno  krążą  legendy.  Ale  to  bez  znaczenia. 

Zdobędziemy konia, nie wzbudzając niepotrzebnego zainteresowania. 

-  Dokąd  zamierzasz  się  udać?  -  zapytała  Ida.  Napastnik  budził  w  niej  odrazę, 

niechętnie  z  nim  rozmawiała,  ale  wyczuwała  instynktownie,  że  tylko  w  taki  sposób  może 

uśpić jego czujność i rozszyfrować jego plan. 

Bo  Ida  wcale  nie  zamierzała  się  poddać.  Teraz  on  miał  przewagę,  ale  to  się  może 

zmienić. 

Nie  miał  pojęcia,  że  pod  spódnicą  ukryła  nóż.  Nie  był  pewnie  przyzwyczajony  do 

tego,  że  kobiety  noszą  przy  sobie  ostre  narzędzia.  Popełnił  jednak  nieostrożność,  nie 

sprawdzając tego, co napełniło Idę przeświadczeniem, że i on popełnia błędy. 

Bez wątpienia to zły człowiek, ale tylko człowiek, przekonywała w duchu samą siebie. 

- Widziałem mapę tych okolic - mówił. - Mam ją tutaj - wskazał palcem na głowę. 

Ida  nie  miała  żadnych  powodów,  by  w  to  powątpiewać.  Są  ludzie  obdarzeni  dobrą 

pamięcią wzrokową. 

-  Zauważyłem,  że  niektóre  doliny  prowadzą  wprost  na  płaskowyż,  skąd  można  się 

przedostać na zachodnie wybrzeże. 

- Dolina Kit, dolina Signal - wyliczyła Ida. Skinął głową. 

background image

-  Ale  to  jeszcze  daleko  stąd  -  dodała  Ida,  intensywnie  myśląc.  Pot  spływał  jej  po 

plecach, ale umysł miała dziwnie chłodny i myślała jasno. 

Nigdy  nie  widziała  mapy  okolicy,  ale  dobrze  znała  te  tereny.  Reijo  był  niezwykłym 

ojcem.  Nie  uważał,  że  córka  powinna  wyłącznie  siedzieć  w  domu  i  wykonywać  typowo 

kobiece  zajęcia.  Przeciwnie,  pragnął,  by  poznała  piękno  przyrody,  którą  on  sam  tak  bardzo 

ukochał. Ida więc wiele wędrowała z nim po górach i orientowała się, którędy groźny niezna-

jomy zamierza uciekać. 

On  tych  miejsc  nie  znał.  Doliny  zaś  i  szczyty,  a  także  górskie  oczka  mogą  się 

niezorientowanemu  wydać  do  siebie  podobne.  Trudno  je  rozróżnić,  jeśli  nie  poznało  się  w 

dzieciństwie ich kształtów i nazw, tak jak się poznaje przyjaciół... 

Mogłaby  go  oszukać...  Udać,  że  prowadzi  go  na  zachód,  w  stronę  płaskowyżu,  a 

tymczasem obrać inny kierunek... 

Po południu, gdy dotarli daleko w głąb fiordu, olbrzym nakazał jej przybić do brzegu. 

Ida  długi  czas  już  zaciskała  zęby,  zmęczona  nadludzkim  wysiłkiem.  Nie  miała  pojęcia,  czy 

ostała  się  jej  jeszcze  jakaś  warstwa  skóry  na  dłoniach.  Bała  się  puścić  wiosła  ze  strachu,  że 

zdarte do żywego ciała dłonie przylgnęły na dobre do drewna. 

- Wiosłujesz jak mężczyzna - zauważył. 

Ida wykrzywiła twarz  w grymasie. Jeśli w taki sposób próbował być miły, to równie 

dobrze mógł sobie tego oszczędzić. 

Wyszli  na  brzeg  z  dala  od  ludzkich  siedzib.  Ida  wciągnęła  łódź  na  ląd.  On  nawet 

palcem nie kiwnął, by jej pomóc, zresztą wcale się tego po nim nie spodziewała. Wyraźnie się 

niecierpliwił, gdy cumowała dokładnie, ale ona nie chciała, by ojciec stracił łódź. 

Napastnik  najwyraźniej  wolał  nie  kusić  losu.  Na  wypadek  gdyby  natknęli  się  na 

kogoś, schował nóż do pochewki zawieszonej przy pasku na wysokości bioder. Nóż Emila nie 

pasował  do  zbyt  dużego,  zapewne  pochodzącego  od  noża  odnalezionego  przy  Helenie, 

futerału. Ida wiedziała jednak, że nie oznacza to dla niej nowej szansy. Ten groźny człowiek 

potrafił atakować błyskawicznie. Wyjąłby nóż szybciej, niż zdążyłaby rzucić się do ucieczki. 

Miał  niemal  dwa  razy  dłuższe  nogi  i  mimo  masywnej  sylwetki  poruszał  się  ze 

zwinnością, która ją zdumiała. Trzymał się blisko niej, przypadkowo spotkani ludzie mogliby 

ich wziąć za parę. Takie właśnie chciał stworzyć pozory. 

Maszerowali  nieprzerwanie.  Ida  czuła  się  śmiertelnie  zmęczona,  jej  organizm, 

wyeksploatowany  wysiłkiem  ponad  miarę,  protestował.  Bolał  ją  krzyż,  ale  choć  z  trudem, 

dotrzymywała mężczyźnie kroku i czasami musiała podbiegać, by nie zostawać w tyle. 

background image

On zaś zupełnie się z nią nie liczył. Szedł niczym żołnierz, prosty jak struna, równym 

tempem. Obojętnie czy droga prowadziła w dół, czy pięła się w górę. 

Biedna  Helena,  pomyślała  Ida.  Wędrówka  z  tym  człowiekiem  z  pewnością  nie 

należała do przyjemności. 

Na  niewielkiej  łące  zobaczyli  pasące  się  konie,  wśród  których  dominowała  rasa 

północna.  Te  niewielkie  zwierzęta,  których  przodkowie  pochodzili  ze  stepów  na  wschodzie 

Rosji, były niebywale wytrzymałe. Dożywały zwykle sędziwego wieku i do końca pracowały. 

Doskonale radziły sobie w tym trudnym krajobrazie. 

Ale Fin wolał większe konie, co, gdy się widziało jego postawną sylwetkę, bynajmniej 

nie  dziwiło.  Gdyby  ten  olbrzym  dosiadł  konika  północnego,  pewnie  złamałby  mu  grzbiet. 

Większy i silniejszy ogier z południa był bardziej odpowiedni. 

Wzięli  konia  nie  zauważeni  przez  nikogo.  Brutalny  wobec  ludzi  mężczyzna 

przemówił  łagodnie  do  zwierzęcia  i  poklepał  je  przyjaźnie.  Ktoś  taki,  zgodnie  z 

wyobrażeniami Idy, w ogóle nie powinien lubić zwierząt. Tymczasem, o dziwo, koń odniósł 

się  do  niego  ufnie.  Nie  protestował  też,  gdy  Fin  chwycił  Idę  i  posadził  na  jego  grzbiecie. 

Dziewczynę  zdumiało  niewymownie,  że  koń  jest  mu  taki  posłuszny.  Tak  wrażliwe  zwierzę 

powinno  wyczuć  i  przejrzeć  na  wylot  człowieka,  któremu  towarzyszyła.  Może  więc  konie 

wcale  nie  są  takie  mądre,  jak  jej  się  zdawało?  Co  do  innych  zwierząt  także  nabrała 

wątpliwości. 

Bliskość  olbrzyma  napawała  ją  wstrętem.  Nie  mogła  znieść  dotyku  jego  ramion, 

ucisku jego ud. Ale jednak jazda konna mniej męczyła niż piesza wędrówka, tyle że nie dało 

się teraz opóźnić ucieczki. Ida miała jednak dziwnie nieprzyjemne uczucie, że Fin przejrzałby 

ją  na  wylot,  gdyby  tylko  spróbowała  grać  na  zwłokę.  Chyba  jeszcze  za  wcześnie,  by  go 

przechytrzyć.  Póki  co  wolała  się  nie  narażać  na  jego  gniew.  Ten  człowiek  był  zdolny  do 

wszystkiego. 

Sedolf  na  pewno  podąży  ich  śladem,  poruszy  niebo  i  ziemię,  żeby  ją  odnaleźć.  Knut 

zapewne  będzie  mu  towarzyszył.  Emil  może  też,  o  ile  zdoła  zdusić  w  sobie  gorycz.  No  i 

Reijo,  kochany  ojczulek,  oderwie  się  od  łóżka  chorej  Heleny  i  także  ruszy  na  poszukiwanie 

swojej jedynej córki. 

Przybędą. 

Tylko  czy  ona  zdoła  wytrzymać  do  tego  czasu  i  czy  będzie  w  stanie  im  pomóc?  Bo 

jeśli Fin przyłoży jej do gardła nóż, to wówczas i cala armia na nic się nie przyda. 

Złapią go, oczywiście, ale jej nie zdołają uratować. 

background image

Jechali  do  późnego  wieczora,  póki  koń  niósł  ich  na  swym  grzbiecie.  Siedzący  za 

plecami  Idy  mężczyzna  wycisnął  z  wierzchowca  wszystkie  siły.  Widać  nie  był  takim 

przyjacielem zwierząt, jak jej się z początku zdawało. Potrafił je tylko odpowiednio podejść. 

Okolica,  w  której  się  zatrzymali,  pozbawiona  właściwie  roślinności,  porażała 

surowością. Tylko wilgotny mech porastał skaliste zbocza. Tuż obok sączył się wąską strużką 

strumyk. Ugasili pragnienie i napoili konia. 

Oczywiście  Ida  sama  musiała  zadbać  o  rozgrzane  zwierzę.  Poklepała  je  po  pysku  i 

wytarła  mu  sierść,  z  której  w  chłodnym  i  wilgotnym  powietrzu  unosiła  się  para.  Nazwała 

konia Kasztankiem, bo uznała, że takie imię do niego pasuje. 

Fin  nie  rozpalił  ogniska,  żeby  nie  zdradzać  swojego  położenia  i  nie  ułatwiać  zadania 

tym, którzy wyruszą w pogoń. Ida trzęsła się z zimna. Miała co prawda pod spodem wełnianą 

bieliznę,  a  pod  kaftanem  grubą  flanelową  bluzkę,  jednak  mimo  to  marzła.  Wełniany  szal 

pozostał  na  podwórku  przed  chatą.  Kiedy  cumowała  łódkę,  była  spocona  niczym  teraz  ten 

koń,  ale  bez  protestu  podążyła  za  Finem.  Gdyby  odmówiła,  musiałaby  ponieść  tego 

konsekwencje. Wolała nie sprawdzać, jakie. Ten człowiek był naprawdę bezwzględny... 

Ida przypomniała sobie Helenę. 

Mężczyzna  podszedł  powoli  do  niej  i  do  zwierzęcia.  W  mroku  zajaśniały  jego  białe 

jak  len  włosy.  Ida  z  trudem  znosiła  jego  obecność.  On  jednak  ani  na  chwilę  nie  spuszczał z 

niej oka, pilnował, by nie uciekła. Nie mógł wiedzieć, że Ida nigdy nie zdecydowałaby się na 

ucieczkę  nocą.  Bała  się,  że  mogłaby  runąć  w  przepaść,  co  równałoby  się  pewnej  śmierci. 

Wolała już pozostać zakładniczką. 

- Dziwna z ciebie kobieta - odezwał się Fin, usadowiony na kamieniu obok. W słabej 

poświacie księżyca tylko od czasu do czasu wyglądającego zza chmur widać było zarys jego 

twarzy.  Choć  głos  miał  zimny,  Ida  domyśliła  się,  że  w  jego  ustach  takie  słowa  oznaczają 

uznanie. 

Wzdrygnęła się i odwróciła twarz, by ukryć przed nim swoje uczucia. 

Ale może ten człowiek przywykł do tego, że budzi jedynie wstręt i nienawiść? 

- Jak się nazywasz? - Ida. 

- Rzeczywiście! - Pokiwał głową. - Tak się do ciebie zwracali. Przypomniałbym sobie, 

gdyby mi się chciało wytężyć pamięć. Ważniejsze jednak sprawy zaprzątają mi głowę aniżeli 

kobiety. 

I bez tego Ida domyślała się, jaki jest jego stosunek do kobiet. 

- Co z Heleną? 

background image

Pytanie  padło  tak  nieoczekiwanie,  że  Ida  aż  odwróciła  się  zaskoczona.  Myliłaby  się 

jednak,  przypuszczając,  że  dostrzeże  w  jego  twarzy  choć  odrobinę  uczucia.  Fin  obojętny,  a 

nawet znudzony, czyścił sobie czubkiem noża paznokcie. Ida w nagłym odruchu zdecydowała 

się skłamać. 

-  Helena  umarła  wczoraj  wieczorem  -  odpowiedziała.  -  Precyzyjna  robota!  -  dodała, 

mimo że postanowiła trzymać język za zębami. Gwałtowna natura jednak wzięła w niej górę. 

-  Helena  była  tchórzem,  tak  samo  jak  i  jej  brat  -  odparł  mężczyzna  głosem 

pozbawionym nawet odrobiny człowieczeństwa. 

- Wydawała się taka drobna. Musiała być piękną kobietą. 

Ida,  która  nie  czuła  zbytniej  wspólnoty  z  Heleną,  kiedy  spały  pod  jednym  dachem, 

teraz gotowa była bronić jej jak lwica. 

- No cóż, uroda nie zawsze idzie w parze z odwagą, Ido - rzekł. - W twoim przypadku 

jest inaczej. Czasami podziwiam te walory w człowieku, nawet gdy jest on moim wrogiem. A 

skoro zyskałem przewagę, mogę sobie pozwolić na wspaniałomyślność. Ida milczała. 

- Co mówiła Helena przed śmiercią? Możesz mi opowiedzieć od razu albo wycisnę to 

z ciebie nieco później. 

-  Czy  jeśli  poznasz  prawdę,  przestaniesz  mnie  potrzebować?  -  zapytała  Ida  w 

przypływie desperackiej odwagi. 

- No cóż, akurat tego ci nie powiem. Na te słowa Ida zamilkła. 

- Nic nie mówisz - rzekł wreszcie. 

- Dlaczego zostałeś? - zapytała Ida niewinnie. - Czemu nie uciekłeś jak najdalej stąd, 

po  tym  jak  ją  zostawiłeś  na  pewną  śmierć?  I  dlaczego  właściwie  nie  zabiłeś  jej  od  razu, 

zamiast narażać na takie męki? 

-  Nie  wiesz,  czemu  zostałem?  Ida  pokręciła  głową.  Księżycowe  światło  nadawało 

miedziany blask jej włosom. 

Wyraźnie  odetchnął.  Ida  omijała  spojrzeniem  jego  dłonie.  Zauważyła  bowiem,  już 

kiedy siedzieli w łodzi, że na palcu jego prawej  ręki widnieje jaśniejszy  ślad po pierścieniu. 

Ale obiecała sobie, że nie da tego po sobie poznać. 

-  Za  dużo  pytasz,  Ido!  Stanowczo  za  dużo.  Piękne  dziewczyny  nie  powinny  być 

mądre. A jeśli już są, lepiej, żeby się z tym nie zdradzały! 

-  W  naszych  stronach  trzeba  mieć  trochę  oleju  w  głowie,  obojętnie  czy  się  jest 

pięknym, czy też nie. Jeśli się nie ma, to lepiej od razu położyć się i zdechnąć! 

Roześmiał się cicho. 

background image

Ida marzła, a poza tym była głodna. Póki co mogła jednak wytrzymać i bez jedzenia. 

Wystarczyło, że ugasiła pragnienie. Bardziej obawiała się chłodu. 

- Zmarzniemy tu w nocy - odezwała się. 

- Nie, w nocy na pewno nie będzie nam zimno - odparł. 

Ida  wyczuła  w  jego  głosie  ostrzeżenie.  Wydał  jej  się  odrażający.  Ale  nie  dlatego,  by 

rzeczywiście brakowało mu urody. Gdyby o nim nic nie wiedziała, uważałaby go pewnie za 

bardzo przystojnego mężczyznę. Był wysoki, silnej postury, ale nie otyły, bardzo harmonijnie 

zbudowany.  Miał  duże,  starannie  wypielęgnowane  dłonie,  które  z  pewnością  nigdy  nie 

trzymały  wideł.  Idzie  wydawały  się  mało  męskie.  Mężczyzna,  według  niej,  powinien  mieć 

mocne dłonie, których wnętrze pokrywa zrogowaciała skóra, i nic nie szkodzi, jeśli za krótko 

obciętymi  paznokciami  zbierze  się  czarna  obwódka  brudu.  Umięśnione  ramiona  winny  być 

ogorzałe od słońca i wiatru niezależnie od pory roku. 

Fin  był  silnym  mężczyzną,  co  do  tego  Ida  nie  miała  wątpliwości,  ale  o  jego  bladej, 

gładkiej dłoni nikt nigdy nie powie „graba”. 

Miał  posępną,  jakby  wykutą  w  kamieniu  twarz.  Dla  takiego  mężczyzny  niejedna 

kobieta gotowa byłaby umrzeć, byleby go dostać, a każda utwierdzona w przekonaniu, że jej 

miłość  wystarczy,  aby  wyszedł  ze  skorupy  zwanej  milczeniem,  wolałaby  później,  by 

skrywane przez niego mroczne tajemnice pozostały nieujawnione. 

Jasne oczy w kolorze szarozielonym, charakterystycznym dla Finów, wydawały się u 

niego jakby bardziej rozmyte, przejrzyste. 

No  i  te  białe  włosy,  nieczęsto  spotykane  nawet  u  młodzieńców,  przyciągały 

spojrzenia. 

Miał pewnie nieco powyżej trzydziestu lat. 

Chociaż właściwie na nią nie patrzył i prawie się nie odzywał, przez cały czas czuła, 

ż

e  jest  pod  jego  kontrolą.  Ta  porażająca  świadomość  krępowała  ją  bardziej,  niż  mogłyby  to 

uczynić łańcuchy. Uosabiał niemą groźbę. Bardziej bała się tego, co może powiedzieć, niż te-

go,  co  już  powiedział.  Księżycowy  blask  oświetlał  jedną  stronę  jego  twarzy,  druga  zaś  była 

pogrążona w ciemności. Kontrast między tym, co jaśniało w księżycowym świetle, a tym, co 

kryło się w granatowym mroku, przerażał ją. Ten człowiek chyba nie zdawał sobie sprawy z 

tego, jak oddziałuje na otoczenie. 

A może jednak? Może go to nawet bawiło? 

Ida  nie  chciała  o  tym  myśleć.  Przez  cały  czas  przywoływała  obraz  Heleny. 

Uświadomiła  sobie,  że  wie  o  niej  niewiele:  jasnowłosa,  szarooka,  mówiła  niskim,  głębokim 

głosem. W brodzie miała dołek. 

background image

Mówił o Helenie i jej bracie z taką pogardą... 

Czyżby był jej mężem? 

Ta myśl wydała jej się nieprzyjemna. 

Czy  możliwe,  że  ten  mężczyzna  wydał  się  Helenie  pociągający?  Stanowili  pod 

wieloma  względami  przeciwieństwo.  Twardy,  chłodny  olbrzym  przy  drobnej  niewinnej 

kobiecie, prawie dziecku. 

Był jednak przystojny. 

Młodej  rozmarzonej  dziewczynie  mógł  się  wydawać  księciem  z  bajki  i  łatwo  uległa 

jego urokowi. 

A  może  nie  łączyły  ich  żadne  uczucia?  Ludzie  z  ich  sfery  nie  zawsze  pobierali  się  z 

miłości. Często kierowało nimi wyrachowanie. 

-  Czy  Helena  była  twoją  żoną?  -  zapytała  Ida,  zdziwiona,  skąd  wzięła  w  sobie  tyle 

odwagi.  Najważniejsze  jednak,  że  nie  zapomniała,  by  mówić  o  Helenie  w  czasie  przeszłym. 

Była z siebie dumna. To nadawało kłamstwu solidne podstawy. 

- Nie zamierzasz ustąpić? - odezwał się głosem pozbawionym wyrazu. - Mówiłem ci 

już, że  zadajesz zbyt  wiele  pytań.  Nic  ci  nie  pomoże,  droga  Ido,  nawet  jeśli  ustalisz,  jak  się 

nazywam  czy  kim  była  dla  mnie  Helena.  Wiesz,  że  odebrałem  jej  życie.  Czy  to  ci  nie 

wystarczy? Może ona zdążyła coś ujawnić? Nie powiedziałaś mi wszystkiego, prawda? A ja 

nadal czekam. 

-  Helena  nic  nie  powiedziała  -  odrzekła  Ida  cicho.  Było  jej  zimno,  a  dodatkowo 

przeszły  ją  dreszcze,  gdy  usłyszała,  jak  beznamiętnie  mówi  o  tym,  co  zrobił  z  Heleną.  Tak 

jakby mówił o pogodzie. Nawet się nie zająknął. 

- W takim razie mogę ci podać jakiekolwiek imię i nazwisko - roześmiał się cichym, 

urywanym śmiechem, wyraźnie zadowolony. Przypominał teraz kota wylizującego śmietankę. 

A więc jednak nie wszystkie uczucia skrywa pod maską, pomyślała Ida. Choć tyle ostało się 

w nim z człowieka. 

-  Tak,  mogę  sobie  wymyślić  nazwisko  -  rzekł  z  ociąganiem.  -  I  opowiedzieć  ci 

dowolną historyjkę o swoim życiu. I tak nigdy się nie dowiesz, czy to prawda. O to ci chodzi? 

- Przynajmniej nie musiałabym się zwracać do ciebie bezosobowo - odparła Ida, nadal 

nie  pojmując,  skąd  bierze  się  w  niej  odwaga  i  tupet,  by  rozmawiać  z  nim  w  taki  sposób. 

Zdawała  sobie  sprawę,  że  może  posunąć  się  za  daleko,  że  go  rozdrażni.  Ale  równocześnie 

olśniło  ją  nagle,  że  Helena  obudziła  w  nim  gniew,  mimo  że,  jak  można  przypuszczać,  była 

bierna i zgodna. 

Ida miała inną naturę. 

background image

Zapewne  odezwało  się  w  niej  dziedzictwo  Raiji:  cięty  język  i  nieposkromiony 

charakter. 

Nieprawdopodobne, ale odniosła wrażenie, że jej osoba go bawi. 

- Nie zdradzę ci swego nazwiska - oznajmił kategorycznie. 

Ida  zrozumiała,  że  nie  ma  sensu  nalegać.  Nie  należał  do  mężczyzn,  z  których 

cokolwiek można wydobyć podstępem. 

- Możesz mnie nazywać, jak chcesz - zaproponował. - Wymyśl coś! No, na przykład 

Oskar. 

- Oskar do ciebie nie pasuje - wyrwało się Idzie. 

- W takim razie zwracaj się do mnie Pułkowniku. 

Ida słyszała, że pułkownik to wysoki stopień w  wojsku. Wydawało się jej jednak, że 

Fin jest jeszcze zbyt młody, by mógł osiągnąć taki stopień. Może jednak znaczenie miała jego 

wysoka pozycja społeczna? Pewnie jest kimś bardzo ważnym. 

-  Tak  jest,  Pułkowniku  -  odpowiedziała,  udając  pokorę,  ale  nie  bardzo  jej  to  wyszło. 

Była  zbyt  dumna.  Oboje  rodzice  mieli  zbyt  sztywne  karki,  by  przekazać  swojemu  dziecku 

pokorę. - O, to lepiej pasuje - dodała. - O wiele lepiej. 

Nic dziwnego, że pierścień miał dla niego taką wagę. Ktoś, kto choć trochę się na tym 

wyznawał, doskonale wiedział, że taki pierścień jest równoznaczny z podpisem. 

Maja! olśniło nagle Idę. Maja żyje teraz w takim świecie. 

Znad fiordu Lyngen strasznie do niej daleko, jeszcze dalej z miejsca, gdzie siedziała w 

tej  chwili.  Byli  teraz  wysoko  w  górach,  skąd  rozciągał  się  widok  na  odnogi  fiordu  i  kilka 

położonych poniżej zagród. 

Ale  kiedyś  Maja  obejrzy  pierścień  i  wówczas  dowiedzą  się,  kim  był  ten  człowiek  i 

dlaczego tak postąpił. Może Helena także przemówi i zdecyduje się wyjawić prawdę? 

Tajemnica nie została pogrzebana, jak przypuszczał. Ta świadomość dodała Idzie sił. 

Wstał i włożył nóż do pochwy. Poklepał konia i zwierzę z trudem się podniosło. 

- Co teraz? - zdziwiła się Ida zaskoczona. 

- Ruszamy dalej, nie bacząc na noc - odpowiedział. - Tyle że na własnych nogach, bo 

koń nie da rady nas udźwignąć. Idziemy! Przecież obawiałaś się, że zamarzniesz na śmierć. 

Pokiwała zgodnie, czując w sercu niewypowiedzianą ulgę. To znaczy, że nie zamierza 

wziąć jej przemocą, by w ten sposób się rozgrzać, jak się w duchu obawiała. 

- W nocy niepotrzebna mi twoja pomoc. Sam znajdę drogę - rzucił, wskazując głową 

na niebo, które się rozchmurzyło i odsłoniło gwiazdy. - Nocą gwiazdy mówią mi to, co chcę 

wiedzieć. 

background image

Ida  stropiła  się,  przypomniawszy  sobie,  że  zamierzała  wywieść  go  w  pole.  Może  z 

jakimś nierozgarniętym mężczyzną dałaby sobie w ten sposób radę, ale nie z nim. Cokolwiek 

bowiem by mówić, ten człowiek głupi nie był. Domyślała się, że specjalnie jej to powiedział, 

by  uprzedzić  jej  zamiary.  Może  ją  przejrzał?  Może  dlatego  z  uśmieszkiem  na  ustach  jej  to 

oznajmiał? W mroku błysnęły jego zęby, ale włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze. 

Ruszyła przodem we wskazanym przez niego kierunku. 

Zastanawiała się, co by się stało, gdyby spróbowała go oszukać, a on by to odkrył. 

Nie chciał pozwolić, by opóźniała marsz. Nikogo, kto by ich śledził, nie zauważyła. 

-  Gdyby  nie  ja,  mógłbyś  pojechać  teraz  konno  -  powiedziała.  -  Nie  sądzę,  żebyś 

potrzebował mnie jeszcze. Pewna jestem, że poradzisz już sobie bez trudu. Znasz kierunek. 

Nie zareagował. Stawiał duże kroki, a ona, chcąc nie chcąc, musiała za nim nadążyć. 

-  Zamierzałem  opuścić  to  miejsce  samotnie  -  oznajmił.  -  Masz  rację. 

Pogalopowałbym,  co  koń  wyskoczy.  Myślisz  wyjątkowo  logicznie  jak  na  kobietę.  Gdyby 

wszystkim kobietom pozwolono tyle myśleć, na świecie zrobiłby się straszny bałagan. 

-  Chciałeś  mnie  tutaj  zostawić?  -  zapytała  Ida  z  walącym  sercem.  W  uszach  jej 

szumiało, bynajmniej nie z powodu szybkiego marszu. 

-  A  po  cóż  miałbym  cię  ze  sobą  brać?  Potrzebowałem  cię  jedynie  po  to,  żebyś  mi 

opowiedziała  o  Helenie,  a  także  by  zabezpieczyć  się  przed  natychmiastowym  pościgiem. 

Uciekłem, usłyszałem o Helenie. Pogoda mi sprzyja. Za skałami nie czają się cienie. Zresztą 

trudno ukryć się w ciemnościach, gdy księżyc udaje słońce. 

Zamilkł. 

- Nie potrzebuję już ciebie. Zamierzałem cię zabić tu na szczycie. 

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - zapytała Ida, z trudem wydobywając z siebie słowa. 

Przyznał,  że  wcale  nie  zamierzał  dotrzymać  słowa  danego  Knutowi  i  Sedolfowi.  Był 

pozbawiony  wszelkich  skrupułów.  Przez  cały  czas  nosił  się  z  zamiarem  odebrania  jej  życia. 

Dlatego się zatrzymali... 

A  ona,  naiwna,  myślała,  że  chciał  rozbić  obozowisko,  żeby  odpoczęli.  Ze  pozwolił 

ugasić pragnienie jej i zwierzęciu przed wyruszeniem w dalszą drogę. 

Nawet  dopatrzyła  się  w  nim  jakichś  ludzkich  cech...  Jak  bardzo  się  można  pomylić! 

Nie wszyscy ludzie są z gruntu dobrzy, jak błędnie sądziła. 

-  Nic  nie  mówisz  -  odezwał  się.  -  Inne  krzyczałyby,  wylewały  łzy,  mdlały  i  błagały, 

bym darował im życie... 

background image

-  Ja  taka  nie  jestem  -  odpowiedziała  po  prostu  Ida.  -  Cóż,  jeszcze  przez  jakiś  czas 

muszę  trzymać  język  za  zębami.  Nie  przychodzi  mi  to  bynajmniej  łatwo.  Nigdy  nie  otarłam 

się tak blisko o śmierć. 

Uśmiechnął się ponownie. 

-  Bawisz  mnie  -  rzekł.  -  Właśnie  dlatego  wezmę  cię  ze  sobą,  chociaż  na  trochę. 

Doprawdy mnie bawisz! 

background image

11 

Sojusznika  Sedolf  znalazł  w  Reijo,  który  tak  samo  jak  on  uważał,  że  nie  należy 

zwlekać z podjęciem pościgu. 

- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać, aż ten szaleniec zamorduje mi córkę - 

oznajmił Reijo, a w jego zielonych oczach pojawił się chłodny błysk.  - Ufasz mu? - zapytał 

Knuta, który skłonny był wypełnić żądanie porywacza i przez dobę nie podejmować żadnych 

działań. 

Knut uciekł spojrzeniem. 

Siedzieli w kuchni. Anjo też przyszła do nich, pozostawiwszy otwarte drzwi do izby, 

w której leżała Helena. Dziewczyna właśnie zasnęła. 

- Czy on się zorientował, że Ida ma przy sobie nóż? - zapytała Anjo. 

Sedolf popatrzył na nią zdumiony. 

- Nic o tym nie wiedziałem. Naprawdę ma nóż? 

- To bez znaczenia - uciął Reijo twardo. - Nawet jeśli, nie czyni jej to równorzędnym 

przeciwnikiem. Ten człowiek ją zabije, jeśli go nie powstrzymamy. 

- Powiedział... - zaczął Knut, ale Reijo mu przerwał. 

- Kłamał. Skoro Helenę, którą przecież dobrze znał, poranił i bez żadnych skrupułów 

porzucił  nieprzytomną  na  pewną  śmierć,  tym  bardziej  nie  ma  co  liczyć  na  to,  że 

wspaniałomyślnie wypuści Idę! Cóż ona dla niego znaczy? Ten człowiek nie cofnie się przed 

najgorszym. Nie mam co do tego żadnych złudzeń! 

Zaległa złowroga cisza. 

-  Nie  sądzę,  żeby  chciał  się  przedzierać  w  głąb  fiordu  -  stwierdził  Reijo  po  chwili, 

wysłuchawszy uważnie relacji z tego, co wydarzyło się na cyplu. Nie mógł sobie darować, że 

go  przy  tym  nie  było.  Może  udałoby  mu  się  zapobiec  nieszczęściu.  Serce  rozsadzał  mu 

straszliwy ból. - Ale tak na dobrą sprawę nie ma zbyt wielu możliwości - rzekł z namysłem. 

-  Zamierzał  przedostać  się  na  zachód  -  usłyszeli  dobiegający  od  strony  drzwi  głos 

Heleny. 

Wszyscy  jak  na  komendę  odwrócili  się.  Byli  przekonani,  że  Helena  śpi.  Nie 

przypuszczali, że słyszy, o czym mówią, tym bardziej że rozmawiali po norwesku. 

Dziewczyna  stała  boso  w  nazbyt  obszernej  nocnej  koszuli  Anjo  i  opierała  się  o 

framugę. 

background image

Anjo pierwsza otrząsnęła się ze zdziwienia, podeszła do niej i otoczyła ramieniem, po 

czym poprowadziła do stołu. Pozostali w milczeniu rozsunęli się i zrobili dla niej miejsce na 

długiej ławie pod ścianą. 

Dziewczyna usiadła skulona, przez co wydawała się jeszcze drobniejsza. 

- Naprawdę stąd odszedł? - zapytała szeptem. - Nie ma go już tutaj? 

Sedolf potwierdził. 

Przełknęła  ślinę.  Nareszcie  nic  jej  nie  grozi!  Może  odsunąć  w  niepamięć  groźby, 

szyderstwa i upokorzenie. Zapomnieć o ostrych nożach! 

-  Mówił,  że  na  północy  straszna  bieda  i  harówka,  dlatego  chciał  się  przedostać  na 

wybrzeże  -  powtórzyła,  nie  patrząc  na  nikogo.  Wypowiedziane  po  fińsku  słowa  zabrzmiały 

tak cicho, że ledwie zrozumieli ich znaczenie. - Liczył, że na wybrzeżu spotka kupców i uda 

mu się dostać na statek handlowy płynący na południe, do miasta, w którym żyją ludzie z na-

szych... z jego sfer... 

Helena przełknęła ślinę. Trudno jej było mówić, ale dłużej już milczeć nie chciała. 

- Do Bergen? - zapytał Reijo. Pokiwała głową, trochę niepewna. 

- Tak, to chyba ta nazwa. 

- Przynajmniej wiemy, dokąd się kieruje - powiedział Reijo, posyłając Helenie ciepły 

uśmiech. - Bardzo nam pomogłaś! Dziękujemy. 

-  Twoja  córka  jest  taka  piękna  i  młoda...  I  ma  malutkie  dzieci...  On  nie  może  jej 

skrzywdzić!  Ale  masz  rację,  Reijo  -  powiedziała  po  chwili,  zerkając  ku  niemu.  -  Nie  wolno 

mu wierzyć. Był żołnierzem i nauczył się zabijać. Wydaje mu się, że ma do tego prawo, bo 

dozwolone  jest  wszystko,  co  jemu  przynosi  korzyść.  Musicie  go  odnaleźć  i  powstrzymać. 

Twojej córce grozi śmiertelne niebezpieczeństwo! On nie dotrzyma żadnych obietnic. Kłamie 

z taką łatwością, że chyba już sam nie potrafi odróżnić prawdy od fałszu. Jak więc inni mają 

to poznać? 

- Jesteś jego krewną? - zapytał Knut. 

Helena pokręciła głową i rozszlochała się. Pozwolili jej się wypłakać. Jedynie Sedolf 

czuł się strasznie bezradny i nie mogąc usiedzieć w spokoju, przechadzał się nerwowo w tę i z 

powrotem po wyszorowanych do białości deskach podłogi. 

-  Nie  przypuszczałam,  że  on  taki  jest  -  chlipała  Helena,  a  łzy  nie  przestawały  jej 

spływać po policzkach. - Miałam piętnaście lat,  gdy  go poznałam.  Był przyjacielem mojego 

brata, razem służyli w armii. Nigdy nie widziałam równie przystojnego mężczyzny... Zresztą 

tak  naprawdę  nie  znałam  ich  wielu.  Zakochałam  się  nieprzytomnie.  On  tymczasem  w  ogóle 

mnie  nie  dostrzegał.  Traktował  mnie  jak  powietrze.  -  Helena  osuszyła  palcami  oczy  i 

background image

zmuszając wargi do uśmiechu, ciągnęła: - Specjalnie nie ma nad czym płakać. Teraz już nie. 

Byłam  zaręczona  z  innym.  Ustalono,  że  go  poślubię,  kiedy  skończę  szesnaście  lat,  ale 

urządziłam taką histerię, że wysłano mnie do rodziny do Szwecji. Zaręczyny zostały zerwane, 

a rodzina narzeczonego zażyczyła sobie, by ogłosić, że straciłam rozum. Teraz wydaje mi się, 

ż

e  mieli  rację.  Rzeczywiście  zachowywałam  się  wówczas  jak  obłąkana.  W  moim  życiu 

wszystko ułożyłoby się inaczej, gdybym postąpiła zgodnie z wolą rodziców i zaakceptowała 

ich  plany.  W  końcu  jednak  dostałam  tego,  do  którego  wzdychałam.  Nie  miałam  pojęcia,  że 

poprosił ojca o moją rękę. Wydawało mi się, że w ogóle mnie nie dostrzega, nigdy ze sobą nie 

zamieniliśmy  słowa,  a  tymczasem  z  dnia  na  dzień  zostaliśmy  sobie  poślubieni.  Teraz  Anjo 

chlipnęła. 

- Biedne dziecko! Nigdy już nie będziesz musiała tak żyć! 

Helena  nie  opowiedziała  wszystkiego,  przemilczała  dwa  straszliwe  lata  u  boku 

bezlitosnego tyrana. 

-  Musiał  uciekać  z  powodu  mojego  brata.  Nie  wiem,  dlaczego  zabrał  mnie  z  sobą. 

Może  obawiał  się,  że  wyjawię,  dokąd  uciekli?  Nie  potrzebował  mnie.  Krytykował  mnie  na 

każdym  kroku.  Cokolwiek  robiłam,  wszystko  było  źle.  Dwa  konie,  które  zabraliśmy  z  sobą, 

zajeździł  na  śmierć.  Musieliśmy  sprzedać  powóz.  Przyłączyliśmy  się  do  rodziny  Lapończy-

ków... -  Helena ukryła twarz w dłoniach. -  Zabił ich, kiedy spali. Okradł ze srebra. Podpalił 

jurtę.  Oddaliliśmy  się  ich  zaprzęgiem.  Kiedy  zbliżyliśmy  się  do  ludzkich  siedzib,  wypuścił 

renifery... 

Nie chciała mówić, dlaczego chciał się jej pozbyć. 

- Jest groźny - powtórzyła tylko. - Nieobliczalny. Czasami mu się zdaje, że jest panem 

tego świata. 

Reijo zacisnął pięści. 

- Powinnaś nam była opowiedzieć o tym wcześniej, moja droga - stwierdził z ciężkim 

sercem. 

-  Wtedy  twoja  córka  nie  znajdowała  się  w  jego  rękach  -  odrzekła  Helena.  - 

Przysięgłam  być  mu  posłuszna.  Niezależnie  od  tego,  co  mi  uczynił,  nic  mnie  nie  zwalnia  z 

tego obowiązku. 

Sedolf wzniósł oczy ku niebu, ledwie powstrzymując się od złośliwego komentarza. 

- Helena odebrała inne niż my wychowanie - wyjaśniła Anjo. 

Jej  słowa  uświadomiły  im  coś  niezmiernie  ważnego.  Łatwo  kogoś  osądzać,  trudniej 

zrozumieć.  Potrafili  wyobrazić  sobie  piekło,  przez  które  przeszła  Helena,  i  tym  bardziej  nie 

background image

pojmowali,  dlaczego  wykazywała  tak  ślepą  lojalność  wobec  męża  -  okrutnika.  Ale  Helena 

pochodziła z innego, obcego im świata. 

Nie pojmowali niepisanych reguł i więzi łączących albo dzielących ludzi tego pokroju. 

Helena pozostała dla nich obca pod wieloma względami. 

- Jak on się nazywa? - zapytał Knut. Helena spuściła wzrok i zagryzając wargi, uparcie 

wpatrywała się w swoje dłonie. 

- To nie jest przecież zdrada wobec niego - odezwał się Reijo najłagodniej jak potrafił. 

Czuł  łomotanie  w  skroniach.  Wiedział,  że  ucieka  im  cenny  czas,  ale  informacje  Heleny 

uważał za ważne. - Może jego nazwisko okaże się nam potrzebne. Kiedyś odruchowo niemal 

wypowiedziałaś, jak się nazywasz... 

-  Czuję  się  tak,  jakbym  go  zdradzała.  Wiem,  że  wam  wydaje  się  to  niemądre,  ale  w 

moim pojęciu jest to zdrada. - Nerwowo ściskała ręce i w końcu wystękała: - Nazywa się Curt 

Hallencrantz  ze  Spydenborga.  Jest  drugim  z  kolei  synem,  a  więc  nie  odziedziczy  tytułu  - 

dodała. - Poza tym jest oficerem, pułkownikiem. 

Reijo potrząsnął głową zmęczony. 

- Nasza Maja poślubiła Williama Runefelta, on odziedziczy tytuł... 

Helena popatrzyła na niego, rozszerzywszy oczy ze zdumienia, i osunęła się na ziemię 

jak szmaciana lalka. 

Reijo zaniósł ją do łóżka. 

-  Co  jej  się  stało?  -  zastanawiał  się  Knut,  marszcząc  czoło.  -  Najwyraźniej  nazwisko 

małżonka Mai zrobiło na niej piorunujące wrażenie. 

-  Zemdlała  raczej  z  powodu  nadmiaru  wrażeń!  -  wyjaśniła  Anjo,  która  nie 

doszukiwała się w tym niczego nadzwyczajnego. - Pierwszy raz wstała z łóżka i o własnych 

siłach  przeszła  aż  tutaj.  Na  pewno  trochę  zmarzła.  Poza  tym  przywołany  z  pamięci  wstyd  i 

poczucie winy na nowo ją pogrążyły. Ten przystojny Hallencrantz całkowicie ją stłamsil. Nie 

spocznę,  jakem  Anjo  Elvejord,  póki  to  dziewczę  nie  wyprostuje  karku  i  nie  nazwie  się  na 

powrót człowiekiem! 

Reijo i Knut zajęli się przygotowaniami do drogi, a Sedolf udał się do Emila. 

Nie przyszło mu to łatwo, bo nigdy nie lubił o nic prosić. 

Teraz  gotów  był  błagać  Emila  na  kolanach,  byleby  tylko  zgodził  się  przyłączyć  do 

nich. Potrzebowali kogoś zaufanego. Sedolf liczył się z tym, że sytuacja może ich zmusić do 

popełnienia czynu, o którym powinno wiedzieć jak najmniej osób. 

- Przyszedłeś sprawdzić, czy nie wyzionąłem ducha? - zdziwił się Emil, naprawiający 

połamany przez wiatr płot. 

background image

-  Nie,  chciałem  tylko  zapytać,  czy  przyłączyłbyś  się  do  nas.  Ruszamy  w  pościg  za 

człowiekiem,  który  napadł  na  ciebie  i  zabrał  ci  nóż  -  rzekł  Sedolf,  opierając  się  na  wbitym 

właśnie przez Emila słupku. 

-  Aż  tak  mi  na  tym  nożu  nie  zależy  -  odparł  Emil.  -  A  tego,  który  mnie  zaatakował, 

wolałbym nie spotkać ponownie. Jeszcze nie przestała mnie boleć głowa od upadku. 

-  To  ten  sam  mężczyzna,  który  pobił  do  nieprzytomności  i  poranił  kobietę, 

odnalezioną w lesie przez Sofię, Henriettę, Anjo i Idę. 

-  Tym  bardziej  wolę  go  nie  spotkać  -  uznał  Emil,  nie  przerywając  roboty.  -  Nie 

chciałbym,  żebyś  mnie  brał  za  tchórza,  Sedolf,  po  prostu  uważam,  że  mnie  ta  sprawa  nie 

dotyczy. Co z tego, że ma mój nóż? 

- Teraz ma także Idę - przerwał mu głucho Sedolf. Emil podniósł pełen niedowierzania 

wzrok i kazał Sedolfowi powtórzyć. 

-  Ta  rodzina  zawsze  się  w  coś  uwikła  -  rzekł  po  chwili,  opierając  się  na  trzonku 

siekiery. - Ida nie jest wyjątkiem. 

Sedolf stał nieporuszony i czekał. 

-  Ty  i  Reijo  oczywiście  ruszacie  w  pogoń?  Sedolf  pokiwał  głową  twierdząco  i 

wyjaśnił: 

- Knut jedzie także. Potrzebna nam jeszcze jedna osoba. Nie chcę za wiele rozpytywać 

ani brać byle kogo. Albo pojedziesz ty, albo nikt. 

Emil  wstrzymał  oddech.  Odmowa  Idy  nadal  go  mocno  bolała.  Ale  wstyd  mu  trochę 

było za wypowiedziane w gniewie pełne goryczy słowa. 

Rudowłosa  Ida  z  promiennym  uśmiechem  pozbawiła  go  wszelkiej  nadziei,  choć  w 

jego myślach należała już do niego... 

Trafiała mu się szansa, żeby odzyskać utraconą twarz. 

Czy  Sedolf  pomyślał  o  tym?  Emil  spojrzał  na  niego,  mrużąc  oczy.  Nie  byli  już 

przyjaciółmi. Tak się często dzieje, kiedy dwaj mężczyźni zakochają się w tej samej kobiecie. 

Póki  dla  obydwu  była  nieosiągalna,  ich  przyjaźń  trwała.  Ale  kiedy  jeden  z  nich  dostał  ją 

naprawdę, wyniknęły z tego same kłopoty. 

-  Nie  chciałbym,  żeby  mój  nóż  odebrał  Idzie  życie.  Niezależnie  od  tego,  czyją 

pchnięty  ręką  -  stwierdził.  -  Ruszam  z  wami.  Muszę  tylko  poprosić  kogoś,  żeby  zajął  się 

gospodarstwem. Domyślam się, że to może potrwać nieco dłużej niż do jutra rana? 

Sedolf potwierdził skinięciem głowy. 

- Spotkamy się na cyplu - rzucił krótko na odchodnym, wdzięczny, że Emil zgodził się 

przyłączyć do pościgu, i dodał trochę zakłopotany: - Cieszę się, Emilu. 

background image

Jak trudno czasem ludziom niegdyś sobie bliskim odnaleźć właściwe słowa! 

Nie na darmo się mówi, że największymi wrogami są byli dobrzy przyjaciele. 

Około południa czterej mężczyźni spotkali się na cyplu. 

Na ich posępnych twarzach czaił się lęk. 

-  Domyślamy  się,  dokąd  on  chce  się  przedostać  powiedział  Reijo.  -  A  także  którędy 

ucieka. Wiem, że to ryzyko, ale zamierzam je podjąć. Jestem ostatnim człowiekiem, który by 

chciał narażać życie Idy... ostatnim, który chciałby ją na cokolwiek narażać... 

- Krótko mówiąc - zwrócił się Sedolf do Emila - Reijo uważa, że powinniśmy ruszyć 

najpierw  w  górę  doliny,  a  potem  przedostać  się  na  drugą  stronę  szczytów.  O  ile  Fin  z  Idą 

podążają  tym  szlakiem,  o  którym  myślimy,  mamy  szansę  ich  dogonić.  Musimy  ryzykować! 

Plan  ten  ma  jeszcze  jedną  zaletę.  Fin  nie  spodziewa  się  nas  od  tej  strony,  od  której  go 

podejdziemy. Na pewno jest przekonany, że będziemy iść jego śladem. 

- Natomiast Ida może się tego domyśli - dodał Knut. 

Emil  skinął  głową.  Teraz  zrozumiał,  dlaczego  osiodłali  wszystkie  konie,  jakie 

znajdowały się na cyplu i w gospodarstwie Knuta. 

-  Doliną  pojedziemy  konno.  Niestety,  kiedy  skręcimy  ku  szczytom,  będzie  zbyt 

stromo. Tam puścimy zwierzęta wolno. Na pewno odnajdą drogę do domu. 

Zapadła noc, kiedy  rozpoczęli wspinaczkę. Wybrali najbardziej strome podejście, ale 

dobrze wiedzieli, że tędy prowadzi najkrótsza droga na szczyt. Znali te tereny, nieraz chodzili 

tędy  na  polowania.  Nie  obawiali  się  więc  stromizny,  tym  bardziej  że  księżyc  oświetlał  im 

drogę. 

Dotarłszy  na  płaskowyż,  zatrzymali  się  na  odpoczynek.  Wyjęli  przygotowane  przez 

Anjo zapasy pożywienia. Reijo nie pozwolił rozpalić ognia. 

-  Czy  komuś  jest  zimno?  -  zapytał,  widząc,  że  Knut  zbiera  chrust.  -  A  może 

widoczność jest słaba? 

Wszyscy  byli  rozgrzani  wspinaczką,  a  księżycowa  poświata  doskonale  oświetlała 

teren. 

-  Tu  w  górze  odległości  wydają  się  mniejsze,  ognisko  widoczne  byłoby  z  daleka. 

Chyba nie chcemy mu pokazać, że tu jesteśmy, prawda? 

Usiedli  na  mchu,  nie  rozpalając  ognia,  i  posilili  się.  Wełniana  bielizna  chroniła  ich 

przed przemarznięciem. 

Zresztą postój trwał krótko. 

- On nie będzie odpoczywał tej nocy - Reijo mówił tak, jakby znał obcego. Próbował 

wczuć się w jego psychikę i starać się myśleć tak jak on. 

background image

- Mamy szczęście, że noc jest pogodna - stwierdził Knut. - Łatwo utrzymać właściwy 

kierunek. 

- To on ma szczęście - poprawił go Reijo. - My i bez gwiazd byśmy nie zbłądzili. Nie, 

Knut, wygląda na to, że sprzyja mu sam diabeł. 

Sedolf  poruszał  się  jak  lunatyk.  Kroczył  za  Reijo  miarowo,  niemal  mechanicznie, 

myślami zaś poszybował daleko ku Idzie. 

Ten Curt Hallencrantz był taki potężny. Przy tym przytłaczającym wzrostem trollu Ida 

zdawała się zupełnie bezbronna. 

Powinien zabronić jej jechać  na  cypel. Ale tak się bał, że się na niego rozgniewa, że 

wolał ustąpić i przemilczeć swoje zastrzeżenia. 

Powinien jej zabronić... 

Ale jak można w ogóle czegoś zabronić Idzie? 

Jest taka dumna, uparta... 

Ida nigdy nie da się ujarzmić mężczyźnie. Wiedział o tym i godził się na to. 

Ale i tak ją kochał. Niech sobie inni mężczyźni mówią swoje, ale on gotów był dać jej 

tę wolność. Bo rozumiał, że jego Ida jest ptakiem, a ptaków, jeśli się je naprawdę kocha, nie 

można więzić w klatce. 

Powinien jednak zabronić jej jechać... Nie powinien jej był odstępować ani na krok... 

Jacy byli naiwni, sądząc, że oprawca Heleny uciekł! Poczuli się bezpieczni, mimo że 

nie  sprawdzili  dokładnie  wszystkiego.  Dopiero  po  tym,  gdy  Ida  została  uprowadzona, 

uświadomili  sobie  wspólnie  z  Knutem,  że  zbrodniarz  schował  się  w  piwniczce,  gdzie 

przechowywali jedzenie. Trzeba tupetu! Że też nie przyszło im to od razu do głowy! 

Sedolf był pewien, że Reijo nigdy nie zachowałby się tak bezmyślnie. 

To Reijo powinien był z nimi jechać, nie Ida... 

Gdyby, gdyby... 

Nie da się cofnąć czasu i naprawić błędów. Gdyby to było możliwe, życie stałoby się 

doskonałe. Widocznie jednak nikomu nie jest dane być doskonałym. 

Sedolfa  ogarniał  strach,  że  już  nigdy  nie  zobaczy  Idy  żywej.  Czarno  robiło  mu  się 

przed oczami, ale parł do przodu w ślad za Reijo. 

Widział  też  oczami  wyobraźni,  jak  Ida  walczy  o  życie  z  tym  dwa  razy  większym  od 

niej mężczyzną. Albo jak on kaleczy jej gładką skórę ostrym nożem Emila. 

Wyobrażał sobie, że ten potwór bierze ją siłą. 

Na jej plecach widoczne na pewno jeszcze były  ślady jego palców. Niemal fizycznie 

czuł dotyk jej ciała, czuł jego ciepło. 

background image

Wzbierała  w  nim  nienawiść,  gdy  sobie  pomyślał,  że  ten  łajdak  mógłby  dopuścić  się 

przemocy wobec dziewczyny. W jego oczach było to gorsze niż zabójstwo. 

Kłębiły mu się w głowie wszystkie te straszne myśli, a nogi stąpały po skałach i mchu, 

brnęły  w  śniegu.  Przemoczył  buty,  nie  zważał  na  przykryte  cienką  warstwą  lodu  i  świeżym 

ś

niegiem  kałuże.  Bo  w  jego  głowie  była  tylko  przestrzeń  na  myśli  o  Idzie,  na  strach,  na 

miłość. 

Powinien był ją powstrzymać... 

Noc  jeszcze  nie  zdecydowała  się  całkiem,  czy  pozostać,  czy  też  ustąpić  miejsca 

ś

witowi, kiedy wędrowcy natknęli się na konia. 

- Ukradł go Halvorowi - rozpoznał Sedolf i pociemniało mu w oczach. 

Przykucnęli. Nie ulegało wątpliwości, że ten wspaniały koń nie żyje. 

Miał poderżnięte gardło, nie cierpiał więc długo. 

Byli wstrząśnięci, widząc pozbawione życia piękne zwierzę. Nadal wilgotne i ciepłe, 

nie całkiem jeszcze ostygło. 

- Zajeździł go - rzekł Emil z goryczą. Reijo, sprawdziwszy dokładniej, zaprzeczył: 

- Nie, koń złamał nogę. W tej sytuacji lepiej było go zabić, niż pozwolić mu umierać 

w  cierpieniach.  Może  ten  człowiek  nie  jest  całkiem  pozbawiony  uczuć?  Ale  za  bardzo  nie 

powinniśmy w to wierzyć. 

Cztery  pary  oczu  wpatrywały  się  w  mrok.  Gwiazdy  zbladły,  księżyc  skrył  się  za 

chmurami.  Musieli  czekać  na  świt,  żeby  się  zorientować,  na  ile  zbliżyli  się  do  Idy  i  jej 

porywacza. 

Ranek odbierze im przewagę, jaką mieli. Co będzie, jeśli znajdą się blisko Fina i Idy 

bez możliwości ukrycia się na otwartej przestrzeni? 

-  Teraz  muszą  iść  na  własnych  nogach  -  odezwał  się  Reijo  z  nadzieją.  -  A  Ida  z 

pewnością  nie  ma  już  sił,  by  poruszać  się  szybko.  A  nawet  jeśli  ma...  to  na  pewno  będzie 

próbowała opóźnić marsz. Ida nie jest głupia. 

Wszyscy  nabrali  przekonania,  że  Ida  i  Fin,  który  ją  uprowadził,  muszą  być  gdzieś 

blisko.  Koń  nie  leżał  przecież  długo  martwy.  Pomimo  nocnego  chłodu  nadal  biło  od  niego 

ciepło. 

Nasłuchiwali uważnie, ale nic nie słyszeli. Czuli jednak wyraźnie bliską obecność Idy. 

To uczucie było przytłaczające. 

Reijo mignęła przed oczami twarz Raiji. 

-  Potrzebowałbym  teraz  twojej  pomocy  -  powiedział  bezgłośnie,  poruszając  tylko 

ustami. Ale obraz Raiji zblakł. 

background image

Knut rzekł: 

- Chyba powinniśmy się gdzieś ukryć i poczekać na świt. Nie warto, żebyśmy weszli 

prosto na nich... 

background image

12 

Księżyc  świecił  jak  latarnia,  oświetlając  im  drogę  na  płaskim  terenie.  Pułkownik 

uznał, że dalej pojadą konno, ale Ida zaprotestowała. 

- Koń nie wytrzyma. Padnie ze zmęczenia. 

- Myślisz, że nie wiem, iż próbujesz zyskać na  czasie? - zaśmiał się. - Ale to nic nie 

da! Będziesz robić, co ci każę. Ja tu decyduję! 

Chwycił  ją  w  pasie  i  posadził  na  końskim  grzbiecie.  Jego  dłoń  znalazła  się  tuż  obok 

przyszytej w szwach spódnicy kieszonki na nóż. Ida wstrzymała oddech. Fin na szczęście nic 

nie  zauważył,  bo  w  jego  zachowaniu  nie  dostrzegła  zmian.  Dosiadł  konia  za  jej  plecami  i 

popędził biedne zwierzę. 

Ida  miała  wrażenie,  że  nóż  pali  ją  w  udo  i zaraz stopi  materiał,  z  którego  uszyta  jest 

spódnica. 

Ale nic takiego się nie stało. 

Dopiero  teraz,  kiedy  siedziała,  dając  wytchnienie  nogom,  zdała  sobie  sprawę,  jak 

bardzo  jest  zmęczona.  Już  prawie  całą  dobę  nie  zmrużyła  oka  i  niemal  równie  długo 

znajdowała się w drodze. 

Mikkal i Raija... 

Nie  wolno  jej  się  zadręczać.  Anjo  na  pewno  zaopiekowała  się  dziećmi,  i  to  najlepiej 

jak można. 

A jeśli już ich nigdy nie zobaczy? 

Do  oczu  napłynęły  jej  łzy.  Pośpiesznie  zacisnęła  powieki,  nie  dając  im  spłynąć  po 

policzkach. Zagryzła zęby tak mocno, że omal nie pękła jej szczęka. 

Nie  może  pogrążyć  się  w  rozpaczy!  Nie  wolno  jej  się  poddać!  Bo  to  tak,  jakby 

całkiem zrezygnowała i złożyła swój los w ręce tego zimnego jak lód mężczyzny. 

Zaciskała oczy tak długo, póki nieznośna pustka, jaka ją ogarnęła, nie ustąpiła. Ida nie 

miała  wyboru.  Musiała  być  odważna.  Bo  jeśli  straci  nadzieję,  to  jakby  pozwoliła  tej  bestii 

zabić się od razu. 

-  Jesteś  zawiedziona,  że  pomoc  nie  nadeszła?  -  usłyszała  głos,  który  budził  w  niej 

coraz większą odrazę. 

-  Nadejdzie  -  odrzekła  spokojnie.  Jego  ironia  nie  zdołała  w  niej  zasiać  nawet  ziarna 

niepokoju. Ida dobrze znała najbliższych sobie mężczyzn i była pewna, że ruszą w pogoń, ale 

background image

równocześnie wiedziała, że zachowają największą ostrożność. Ojciec potrafi być sprytny jak 

lis... Tak, ten fiński kolos, kpiący z jej bliskich, nie zna Reijo Kesaniemi. 

-  Czy  oni  wiedzą,  że  tak  im  ufasz?  -  udawał  zdziwienie,  chwytając  się  mocniej 

końskiej grzywy i bezlitośnie poganiając konia. 

Noc była chłodna. Mgła opadła nisko, trudno się było rozeznać w terenie. 

-  Kobiety  powinny  być  lojalne  -  dodał.  -  Ale  rozczarowuje  mnie  twoja  naiwność. 

Sądziłem, że jesteś inna... 

Nie dokończył, bo koń potknął się i runął. 

Ida poczuła szum w uszach, a potem wszystko zasnuło się mgłą. Ocknęła się na ziemi, 

strasznie  piekł  ją  policzek.  Usłyszała  rżenie  konia  i  głuche  uderzenia  kopyt  o  skały.  Miała 

wrażenie, że znalazła się w samym środku rozszalałej burzy. 

Pułkownik ciskał najgorsze przekleństwa. Ale jego głos dochodził jakby przez mgłę. 

Ida, mrużąc oczy, podźwignęła się i chwiejnie starała się utrzymać równowagę. 

Policzek nadal ją piekł, a kiedy go dotknęła, zobaczyła na palcach krew. 

Fin,  nie  przestając  przeklinać,  stał  nad  leżącym  między  skalnymi  blokami  koniem. 

Mgła  opadła  niżej,  zasłaniając  Idę  do  połowy.  Ani  oni,  ani  koń  nie  mieli  szans  zauważyć 

osypiska.  Nie  pomyślała  nawet,  że  mogłaby  wykorzystać  ten  moment  na  ucieczkę.  Mrok  i 

mgła  ukryłyby  ją  przed  złoczyńcą.  W  ogóle  nie  wpadło  jej  do  głowy,  że  ta  chwila 

przeznaczona jest dla niej. 

Ida nie widziała niczego oprócz konia. 

-  Zostawisz  go  w  takim  stanie?  -  zapytała  Fina,  który  dokładnie  zbadał  kończyny 

zwierzęcia, a potem wstał i odszedł parę kroków. 

- Nic się już nie da zrobić - odpowiedział obojętnie. - Ma złamaną nogę. Poza tym jest 

wycieńczony. Koniec z nim. 

-  Ale  przecież  nie  możesz  go  tak  zostawić!  -  wykrzyknęła  Ida.  -  Przecież  on  jeszcze 

ż

yje i cierpi. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? 

Wzruszył ramionami. Ida poznała już Fina na tyle, by wiedzieć, że zwierzę nic go nie 

obchodzi. 

- To przecież tylko koń - rzucił lekko. - I tak zdechnie. Godzinę wcześniej czy później, 

co  to  za  różnica?  Albo  zamarznie  na  śmierć,  albo  zginie  z  głodu.  Mam  sobie  zawracać  tym 

głowę? Przecież to i tak mu nie pomoże. Zresztą i tak by niebawem padł z wycieńczenia. 

- Zamierzałeś jechać na nim, aż padnie? - zapytała Ida, nie chcąc uwierzyć, że można 

być takim zimnym, pozbawionym wszelkich uczuć okrutnikiem. Mimo wszystko ciągle ufała, 

background image

ż

e w tym człowieku, gdzieś głęboko, tkwi odrobina dobra, choć przecież jego występki temu 

zaprzeczały. Naiwna Ida nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś może nie mieć serca. 

Ale jednak taka była prawda. Dopiero teraz na dobre przejrzała na oczy. 

- Cóż ci szkodzi zabić tego konia? - rzuciła, poruszona do żywego. 

Ale on odwrócił się do niej plecami. 

- Nie zabijam koni - odpowiedział z wyraźną niechęcią. 

-  Co  do  ludzi  nie  masz  takich  oporów,  prawda?  Czyżby  ten  koń  był  więcej  wart  niż 

Helena?! 

- Nie zabijam koni - powtórzył. Tymczasem mgła opadła. Ida straciła swoją szansę. 

Chwila,  jakby  stworzona  dla  niej,  minęła.  Dopiero  teraz  uświadomiła  sobie,  jaka 

możliwość przeszła jej koło nosa. 

Działała instynktownie. Wszystko w niej cierpiało wraz z tym biednym zwierzęciem, 

w którego oczach czaił się ból. 

Przecież  ten  koń  nic  nie  zawinił  Finowi!  Przeciwnie,  bez  skargi  niósł  go  na  swym 

grzbiecie w mroku nocy. I nadal by niósł, gdyby się nie potknął. A ten potwór chce go tak po 

prostu pozostawić na zimnych jak lód skałach i skazać na długie męczarnie. 

Jak on tak może? 

Ida  podwinęła  spódnicę  i  płacząc  ze  złości,  sięgnęła  po  nóż.  Oślepiona  łzami 

niepotrzebnie długo manipulowała przy kieszonce. Wreszcie siadła przy koniu, poklepała go 

po  pysku  i  szepnęła,  że  na  pewno  będzie  się  pasł  niebawem  na  najzieleńszych  i  najbardziej 

soczystych niebiańskich pastwiskach. Ukryła nóż, żeby nie spłoszyć zwierzęcia. Fin, dziwnie 

wytrącony  z  równowagi,  nic  nie  zauważył.  Koń  patrzył  w  bok,  ufny,  że  Ida  uczyni  co  dla 

niego najlepsze. 

Ida,  szlochając,  powiodła  dłońmi  po  końskiej  szyi.  Nie  raz  towarzyszyła  ojcu  przy 

uboju. Przywykła do widoku krwi. Ale jeszcze żadne zwierzę nie poniosło śmierci z jej ręki. 

Nie przypuszczała nawet, że byłaby zdolna coś takiego uczynić. 

- Lepiej przestań ryczeć - rzucił Fin chrapliwie. - Na mnie kobiece Izy nie działają. 

Ida odszukała tętnicę przerażonego konia. Nabrała powietrza głęboko w płuca, jeszcze 

raz pomacała, nie chcąc zadawać zwierzęciu więcej bólu niż to konieczne, i pewną ręką wbiła 

ostrze noża w miejsce, gdzie czuła pulsowanie. Koń szarpnął łbem, próbował podnieść się na 

przednie nogi. 

Krew trysnęła Idzie wprost na ubranie i spłynęła po rękach ku łokciom. 

W  jednej  chwili  Fin  znalazł  się  przy  niej  i  wyrwał  jej  nóż  z  dłoni.  Popchnął  ją  na 

ziemię i warknął: 

background image

- Chciałaś go wypróbować na mnie? - Zważył nóż w dłoniach i wytarł ostrze o mech, 

aż błysnęło. - Naprawdę miałaś taki zamiar? 

Ida skinęła głową obojętnie. 

Rzeczywiście rozważała taką możliwość, chociaż zdawała sobie sprawę, że nie zdoła 

pokonać tego rosłego mężczyzny. Cieszyła się, że przynajmniej ulżyła cierpieniu zwierzęcia. 

-  Zaskakujesz  mnie,  Ido  -  roześmiał  się.  -  Doprawdy  mnie  zaskakujesz.  Nie 

spodziewałbym się takiej odwagi nawet po tobie, chociaż wiem, że jesteś kobietą wyjątkową. 

Poza tym bawisz mnie, nadal mnie bawisz... 

Jego słowa oznaczały dla Idy odroczenie wyroku śmierci. 

Uśmiechnął  się  do  niej  czarująco.  Pewnie  niektóre  kobiety  ulegały  jego  urokowi, 

zwłaszcza te, które lubią silnych i dominujących mężczyzn. 

Fin podrzucił nóż, a potem wsunął go do kieszeni. 

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że go sobie zachowam - rzekł, tak 

jakby  Ida  miała  cokolwiek  do  powiedzenia.  -  Gdzie  ty  go  ukrywałaś?  -  zapytał 

zaintrygowany, kiedy już uszli spory kawałek drogi. - Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że 

kobieta może mieć przy sobie nóż. Nawet nie pomyślałem, żeby to sprawdzić. Helena nigdy 

nie brała do ręki noża. Czy wśród tutejszych kobiet to jest normalne? 

Ida pokręciła głową. 

-  Wiedziałem,  że  jesteś  wyjątkowa!  -  wykrzyknął  i  gdyby  nie  to,  że  Ida  poznała  go 

dostatecznie dobrze, mogłaby ulec wrażeniu, że jest tym faktem zachwycony. - No, gdzie go 

miałaś, powiedz! - powtórzył pytanie. 

- Pod spódnicą - odpowiedziała Ida i odrzuciwszy dumnie głowę, wysunęła do przodu 

podbródek. Nie zdawała sobie sprawy, ile było w tym geście hardości. 

-  Frapujące  -  mruknął  pod  nosem  i  uśmiechnął  się.  Ida  nie  rozumiała  znaczenia  tego 

słowa, ale za nic w świecie nie przyznałaby się do tego. 

Szli w milczeniu, aż w końcu Ida poczuła, że zaraz padnie jak zajeżdżony koń. 

- Mam nadzieję - zwróciła się do Fina - że jeśli się potknę i złamię nogę, to postąpisz 

ze mną tak jak z koniem. Zostawisz mnie. 

Fin zatrzymał się i roześmiał na cały głos, jakby usłyszał jakiś przedni dowcip. 

-  Jesteś  zmęczona?  Skinęła  głową,  uznawszy,  że  nie  ma  sensu  tego  ukrywać.  I  tak 

wkrótce nogi nie zechcą jej dłużej nieść. 

- Nie udajesz? 

- Nie. 

- Poddałaś się? - zapytał, udając szczere zdumienie. 

background image

Ida całkiem opadła z sił. Osunęła się na kolana, starając się słuchać, co do niej mówi. 

Poczuła się jednak taka senna, że mogłaby zasnąć w każdej pozycji. Wszystko jej było jedno, 

pragnęła jedynie spać. 

-  Poddałaś  się?  -  zapytał  ponownie.  -  Myślałem,  że  masz  więcej  hartu.  Zawiodłaś 

mnie, Ido. 

Ale  dziewczyna  nie  słyszała  już  jego  słów,  bo  naprawdę  zasnęła.  Jej  ciało  zachwiało 

się  i  osunęło  na  kamieniste  podłoże,  mokre  od  rosy.  Fin,  zdumiony,  wpatrywał  się  w  nią, 

stuknął ją czubkiem nogi, ale ona nawet nie poruszyła palcem. Ukucnął  przy niej i podniósł 

powiekę. Nie udawała. Naprawdę spała! Spała jak zabita! 

Nie chciało mu się wierzyć, że się poddała. Był pewien, że gdyby nie zmorzył jej sen, 

nadal wystawiałaby swoje ostre kolce. Zastanawiał się, ile trzeba, by ją złamać. Nigdy dotąd 

nie spotkał tak dumnej kobiety. I tak fascynującej. 

Nie pojmował jej, ale od dawna nikt go tak nie zaintrygował. Prawdę mówiąc, już od 

wielu lat żaden człowiek nie zdołał w nim obudzić jakiegokolwiek zainteresowania. 

Może to te rude włosy czyniły ją wyjątkową? 

Ale  nie!  Spotkał  przecież  w  swym  życiu  wiele  rudowłosych  kobiet  i  one,  tak  jak 

większość przedstawicielek tej płci, rozczarowały go. 

Kobietom brakowało charakteru. 

Ta  wywodziła  się  z  innej  klasy  społecznej.  Ale  przecież  miał  w  swym  życiu  wiele 

służących,  sypiał  też  z  chłopkami.  Wszystkie  go  nudziły.  O  Helenie  w  ogóle  nie  warto 

wspominać. Helena rozczarowała go już na samym początku i tak już ciągnęło się do końca. 

Ale  ubawił  się  szczerze,  zgarniając  ją  sprzed  nosa  innemu  i  łamiąc  wszelkie  konwenanse. 

Poza  wszystkim  związek  małżeński  z  Heleną  z  jego  własnego  punktu  widzenia  był  bardzo 

korzystny. 

Biedna Helena, może nie powinien jej tak pokaleczyć, ale ona i tak nie czuła, jak ciął 

ostrzem jej gładką skórę, bo straciła przytomność. 

Nikt  nie  zrozumiałby  jego  intencji.  Nikt,  kto  nie  widział  ulubionych  bluzek  Heleny 

ozdobionych koronkami na przodzie od ramion aż do talii, bluzek, które musiała zostawić w 

Finlandii. 

W  chwili  śmierci  chciał  ją  ustroić  w  koronki,  które  tak  lubiła.  Ot,  taki  żart.  Nóż  był 

ostry, a jego to bawiło. 

Nie powinien był zostawiać noża. To nierozsądne. Ale wydawało mu się, że nóż przy 

martwej Helenie spotęguje efekt dramatyczny. 

background image

Ułożył  ją  we  mchu  wśród  krzewinek.  Podobała  mu  się  taka  kompozycja.  Czarno  - 

biały strój na tle soczystej zieleni i wśród borówek, które miały barwę krwi. 

Chyba  nigdy  za  życia  nie  wyglądała  tak  interesująco.  Skąd  mógł  przewidzieć,  że  nie 

umrze od razu? Powinien jej chyba zadać głębsze rany... 

Helena na pewno poszła prosto do nieba, uderzyła go nagła myśl. Wyobraził sobie, jak 

siedzi teraz na białym obłoku, przystrojona w biel, w której jej zawsze było do twarzy, i gra 

na złotej harfie. 

Ta  filigranowa  istota,  uosobienie  cnoty,  krążyła  pewnie  na  anielskich  skrzydłach 

wokół Boga Ojca. 

Uśmiechnął się sam do siebie. Miał nadzieję, że Helena widzi go teraz z wysokości i 

złości się jak za życia. Przypomniało mu się, jak zaciskała usta w wąską kreskę. 

Trusia Helena. Całkowite przeciwieństwo Idy. 

Chyba nie jest możliwe, by kobiety potrafiły na zawołanie zapaść w sen? Chociaż nie 

zdziwiłoby  go,  gdyby  Ida  potrafiła.  Niech  sobie  jednak  nie  myśli,  że  w  ten  sposób  opóźni 

ucieczkę.  Nie  nabierze  go.  Skoro  śpi,  to  pewnie  jej  bez  różnicy,  gdzie  śpi.  Nachylił  się  i 

przerzucił Idę sobie przez ramię, zdumiony, że jest taka lekka. Maszerując ku rozjaśniającemu 

ciemność  nocy  świtowi,  śmiał  się  sam  do  siebie.  Tak  właśnie  obchodzili  się  z  kobietami 

mężczyźni pierwotni. I tkwiła w tym głęboka mądrość. 

Zwolnił  nieco,  bo  Ida,  wprawdzie  lekka,  jednak  trochę  ważyła.  Poza  tym  zaczynał 

odczuwać  także  pewne  zmęczenie.  Był  na  nogach  już  od  kilku  dni  i  nocy,  wędrował  zaś  od 

miesięcy.  Helena  była  mu  prawdziwym  utrapieniem.  Powinien  ją  zostawić  w  Finlandii. 

Zabrał  ją  ze  sobą,  by  go  nie  wydała,  a  przy  okazji  zemścić  się  w  ten  sposób  na  rodzinie  za 

tego łajdaka, brata Heleny, który dopuścił się zdrady. 

Nigdy się nie dowiedzą, jak umarła. 

To najlepsza dla nich kara. 

Niech sobie czczą we wspomnieniach tę swoją Helenę. 

Fin  maszerował,  niosąc  Idę  przez  plecy,  i  zatrzymał  się  dopiero,  gdy  zobaczył 

naturalne zagłębienie otoczone skalnymi blokami od strony, z której mógł pojawić się pościg. 

Spuścił Idę na ziemię. 

- Niosłem cię na plecach, póki nie zaczął się dzień - powiedział. - Teraz już czas się 

obudzić. 

Idę bolała cała lewa strona ciała, Fin bowiem nie zadał sobie trudu, żeby ją położyć na 

ziemi. Wcale się nie przejmował tym, że może sobie zrobić krzywdę. W ogóle nie troszczył 

się o nią jako o człowieka. 

background image

A jednak niósł ją taki kawał drogi. 

Dlaczego? 

Ida  usiadła  z  trudem,  zacisnęła  zęby,  żeby  nie  jęknąć  i  nie  dać  po  sobie  poznać,  jak 

bardzo ją boli. Tej przyjemności mu nie sprawi! 

-  Nadal  cię  bawię?  -  zapytała,  nie  kryjąc  pogardy.  Skinąwszy  głową,  oparł  się  o 

pagórek i obserwował ją spod jasnych rzęs. 

-  Bawisz  mnie  -  potwierdził.  Teraz,  gdy  Ida  się  trochę  wyspała,  wróciły  jej  siły  i  na 

powrót stała się sobą. Posiadała rzadką zdolność życia chwilą i nie lękała się spojrzeć w oczy 

największemu niebezpieczeństwu. Nigdy nie uginała karku. 

- Zabiłeś kogoś? - zapytała i zaraz dodała: - Poza Heleną? 

Powiedziała to na szczęście spokojnie, nie wzbudzając w nim podejrzeń. 

Najwyraźniej uznał, że po prostu się przejęzyczyła. 

-  Oczywiście  -  odpowiedział,  wyciągając  się  wygodnie.  -  Przecież  ci  mówiłem,  że 

jestem żołnierzem. 

- Oficerem - sprostowała Ida. - Nie sądziłam, że oficerowie sami zabijają. 

Uniósł jasną brew z wyraźnym uznaniem. Miał ochotę pochwalić dziewczynę za to, że 

nadal myśli logicznie. Wystarczyła jej ta odrobina snu, by odnowić siły i znów stawić opór. 

-  Zanim  dotarłem  do  waszej  wioski,  zabiłem  pięcioro  ludzi  -  powiedział,  nie 

spuszczając z niej wzroku. Ciekaw był, jak to przyjmie. 

Patrzyła z niedowierzaniem. 

- Nie wierzysz mi? - Zaśmiał się. 

Ida  nie  odpowiedziała.  Miała  przed  sobą  najbardziej  bezwzględnego  łotra,  jakiego 

kiedykolwiek  widziała,  nie  wolno  jej  jednak  stracić  głowy.  Wyczuwała,  że  nie  spotka  jej 

najgorsze,  póki  zdoła  utrzymać  go  w  napięciu.  Ten  człowiek  po  prostu  musi  nieustannie 

walczyć. A słowne potyczki wyraźnie go bawiły. Dopóki będzie dla niego godnym przeciwni-

kiem, nic złego się jej nie stanie. 

-  Zabrałem  starcowi  nóż,  bo  swój  gdzieś  zgubiłem  -  zaczął  beznamiętnie,  jakby 

relacjonował jakieś zwykłe zdarzenie. - Podejrzewam właściwie, że schowała mi go Helena. 

W  ostatnim  czasie  nie  można  jej  było  już  zupełnie  ufać.  Zwróciła  się  przeciwko  mnie  - 

pokręcił  głową  z  dezaprobatą.  -  A  kiedy  zabiłem  tych  Lapończyków  i  podpaliłem  ich  jurtę, 

wpadła w straszną histerię. Nigdy jej takiej nie widziałem. 

Fin pogrzebał w kieszeni i rzucił Idzie pod nogi mały woreczek. 

background image

Serce jej podskoczyło. Nóż, który znaleźli przy Helenie, był lapoński. A to było srebro 

lapońskie.  Klamra,  brosze,  guziki...  podobne  do  tych,  które  trzymała  w  domu  w  skórzanym 

mieszku na dnie kufra. On wiedział o tym, bo grzebał w jej rzeczach. 

- Zdaje się, że znasz się trochę na tym - zagadnął. Ida wyjęła ostrożnie ozdoby, które 

on  uważał  za  bezwartościowe.  Dla  niej  były  to  skarby,  tak  samo  jak  dla  tych  ludzi,  którym 

zostały zrabowane. 

Jeden  z  guzików  odróżniał  się  od  pozostałych.  Był  okrągły,  na  nóżce,  ozdobiony 

wzorem identycznym jak na szerokiej klamrze, znajdującej się wśród srebra. 

Ida,  dotykając  ozdób,  przypomniała  sobie  historie  opowiadane  przez  Ailo.  Ailo 

potrafił wspaniale opowiadać. 

-  Sama  widzisz,  kogo  zabiłem  -  rzucił  lekko.  -  Byli  nic  niewarci,  ale  srebro  zawsze 

można przetopić. 

Nic niewarci? Ida poczuła ucisk w żołądku. 

-  Może  się  mylisz  -  odparła  i  wziąwszy  z  kupki  srebra  okrągły  guzik  i  klamrę, 

pokazała  mu  je  bliżej.  Bez  strachu  napotkała  jego  spojrzenie.  -  Wygląda  na  to,  że  trafiło  w 

twoje ręce srebro ze skarbu stallo. A to może oznaczać, że nie jesteś całkiem bezpieczny. Kto 

wie, czy nie ciąży na nim klątwa? Sam wiesz, jaki los spotkał poprzednich właścicieli. 

Ida  wymyśliła  na  poczekaniu  tę  historię.  Bo  tak  naprawdę  każda  rodzina  uważała 

srebro ze skarbu stallo za najcenniejsze trofeum. Nie ciążyła oczywiście na nim żadna klątwa. 

Ale tego, rzecz jasna, bezwzględny Fin nie mógł wiedzieć. 

-  Srebro  ze  skarbu  stallo?  -  zapytał  z  powątpiewaniem.  Ida  uśmiechnęła  się 

uspokajająco. 

- Stallo to taka postać z lapońskich baśni. Bardziej człowiek niż troll, uosobienie zła. 

Ale jeśli ktoś jest sprytny, może go pokonać. 

- Opowiedz! - poprosił. - To może być zabawne. 

Ida  pokręciła  głową,  jakby  się  krygowała.  Zgarnęła  srebro  do  woreczka  i  odrzuciła 

Finowi tak, jak on to zrobił. 

-  Wiesz,  zdarzyło  się,  że  opowieścią  ktoś  wykupił  się  od  pewnej  śmierci  -  rzekł 

tajemniczo. - Albo że ją odwlekł w czasie. 

- Ach, tak? - odezwała się szyderczo. Miała zamiar opowiedzieć mu o stallo z własnej 

woli, bo nadal byli równorzędnymi przeciwnikami w walce na słowa, ale gorączkowo szukała 

w  pamięci  takiej  historii,  która  rozbawiłaby  go,  a  zarazem  pouczyła,  że  zło  prędzej  czy 

później zostanie ukarane. 

background image

-  Słyszałaś  o  Szeherezadzie?  -  zapytał.  Ida  nie  kojarzyła  z  niczym  tego  imienia, 

którego nie umiała nawet powtórzyć. 

Fin, który lubił popisywać się swoją mądrością, wyjaśnił: 

- W pewnym dalekim kraju żył sobie król, który, zawiódłszy się na swojej niewiernej 

ż

onie,  zabił  ją.  Poprzysiągł  przy  tym  zemstę  na  całym  rodzie  kobiecym.  Kazał  rano  zabijać 

każdą kobietę, z którą spędził noc. 

- Cóż za miła opowieść - rzuciła zgryźliwie Ida. 

-  Przez  trzy  lata  codziennie  dostarczano  mu  na  zamek  dziewicę,  którą  kazał  zabijać 

następnego  ranka  -  ciągnął  jasnowłosy  olbrzym,  który  wyraźnie  lubił  tę  historię.  -  Tak  się 

działo  dopóty,  dopóki  na  zamku  nie  zjawiła  się  księżniczka  Szeherezada.  Opowiedziała 

królowi baśń, ale nie dokończyła jej, i król, ciekaw dalszego ciągu, zachował księżniczkę przy 

ż

yciu  do  następnego  wieczoru.  I  tak  co  noc  Szeherezada  kończyła  jedną  baśń  i  zaczynała 

zaraz  następną,  którą  przerywała  w  najciekawszym  miejscu.  Tak  się  działo  przez  tysiąc  i 

jedną noc. 

- I co dalej? Została stracona? - zapytała Ida. 

- Mam ci zdradzić, jaki cię czeka los? Ida westchnęła ciężko. 

- A więc chcesz posłuchać o stallo? Proszę bardzo. Nabrała powietrza. Wiedziała, że 

wygrała cenny czas, potrzebny ojcu, Sedolfowi i Knutowi, którzy z pewnością spieszą jej na 

ratunek. 

-  Ale  to  równocześnie  opowieść  o  Lapończykach,  musisz  się  z  tym  pogodzić.  Może 

przekonasz się, że niezależnie od tego, co sądzisz, to także są ludzie. A więc posłuchaj! 

Ż

ył  sobie  kiedyś  Japoński  chłopak.  Któregoś  dnia  zabłądził  i  znalazł  się  przy 

ziemiance  stallo.  Nie  odważył  się  odmówić,  kiedy  gospodarz  zaprosił  go  do  środka,  i 

posłusznie usiadł obok niego przy ogniu. Minęła chwila i chłopak odezwał się znienacka: 

- Widzę w ogniu złoto i srebro. 

- Jak to możliwe? Ja nic nie widzę - zdziwił się stallo, który był okropnie chciwy. 

- Po prostu nalałem sobie do oczu ołowiu - odpowiedział młody Lapończyk. - Tylko w 

taki sposób można dojrzeć w płomieniach twoje skarby. 

- To nalej i mnie - zażądał stallo. 

- Jeśli się położysz na plecach, tak żebym mógł  dosięgnąć do twoich oczu, to czemu 

nie? - zgodził się chłopak. 

Stallo posłusznie się położył, a młody Lapończyk, przytrzymawszy powieki olbrzyma, 

nalał mu do oka rozgrzanego ołowiu. 

- Parzy, parzy! - wrzasnął stallo. 

background image

- Ale z ciebie słabeusz! Uspokój się! - rzekł chłopak. No i stallo uciszył się. Chłopak 

tymczasem  wlał  ołów  do  drugiego  oka  olbrzyma.  Stallo  znów  narzekał,  że  go  parzy,  ale 

chłopak pocieszył go, że już skończył. Stallo patrzył i patrzył, ale nie zobaczył ani srebra, ani 

złota.  Nic  nie  widział,  nawet  ognia.  Rozwścieczony,  chciał  zabić  chłopaka,  ale  nie  mógł  go 

złapać.  Po  namyśle  poprosił  gościa,  żeby  wypuścił  najpierw  jego  kozy,  a  na  końcu 

największego  kozła  z  wielkimi  rogami.  Chłopak  zaczął  wypuszczać  kozy,  a  stallo  stanął  w 

wyjściu  w  rozkroku  i  obmacywał  każdą  po  kolei.  Młody  Lapończyk  wypuszczał  zwierzęta 

bardzo  powoli.  Zabił  starego  capa  i  obdarł  go  ze  skóry.  Stallo  poganiał  chłopaka,  ale  ten 

powtarzał, że nie ma się co spieszyć. 

- Wypuszczaj mojego kozła! - ryknął stallo. 

Chłopak okrył się skórą i trzymając przed sobą łeb z wielkimi rogami, na czworakach 

podszedł do wyjścia. Stallo pomacał skórę i rogi i wypuścił go. 

- A teraz ty sam wychodź! - zawołał stallo zadowolony, że udał mu się podstęp. 

- Już wyszedłem - odrzekł chłopak. Stallo ruszył w pogoń, ale chłopak był szybszy. 

-  Jak  się  nazywasz?  -  zawołał  Stallo.  Postanowił  wysłać  za  zbiegiem  swoich  synów, 

ż

eby go zabili. 

- Tak jak powiedziałeś! - odkrzyknął Lapończyk. - Nazywam się Ja Sam! 

I rzucił się do ucieczki. 

Kiedy  synowie  olbrzyma  wrócili  do  domu,  okropnie  się  rozgniewali  na  widok 

zabitego kozła. 

- Kto zaszlachtował nam capa? - wrzasnęli, miotając przekleństwa. 

- Ja Sam - odparł stallo. - Śmierć za kozła! 

- I wyobraź sobie, synowie zabili go. Zabili samego stallo... - dokończyła Ida. 

- Prymitywne - podsumował Pułkownik chrapliwym głosem, choć wysłuchał z uwagą. 

- A co z tym srebrem? - zapytał. 

-  Stallo  ukradł  je  Lapończykom...  Ale  to  już  inna  historia,  której  nie  będę  zaczynać. 

Nie jestem przecież Szeherezadą. Nie zamierzam opowiadać ci baśni tak długo, jak zechcesz 

mnie słuchać. 

- Opowiedziałaś - odezwał się pozornie przyjaźnie. - I to bardzo ciekawie. Póki co nie 

widać nikogo, kto spieszyłby ci z pomocą. Zdaje się, że wcale się nie zjawią. 

- Przyjdą - odrzekła ze spokojem Ida, ani trochę nie tracąc pewności siebie. 

-  Możesz  się  przespać  -  powiedział  nieoczekiwanie  Fin,  napotykając  pełne 

niedowierzania spojrzenie dziewczyny. - Przecież wiesz, że jesteś ostatnią osobą, którą bym 

chciał zabić we śnie. 

background image

Ida  doszukała  się  w  tych  słowach  odrobiny  rozsądku.  Nikt  nie  zabija  godnego  siebie 

przeciwnika w tak tchórzliwy sposób. 

A on chyba nadal traktował ją jak równą sobie. 

-  Przed  nami  daleka  droga.  Nie  myśl,  że  będę  cię  niósł...  I  jeszcze  jedno:  nie  próbuj 

mnie przechytrzyć! Śpię bardzo czujnie... 

Usiadł wygodnie i skrzyżowawszy ręce na piersiach, zamknął oczy. Ida przyjrzała mu 

się uważnie. Zawsze się jej zdawało, że mężczyźni w czasie snu mają twarz dziecka. Ale się 

myliła... 

Skuliła  się,  przemarznięta  i  poobijana.  Tak  bardzo  marzyła  o  odpoczynku.  Do  końca 

jednak nie była pewna, czy Fin nie robi sobie okrutnych żartów. Była przygotowana na to, że 

za chwilę szarpnie ją i każe wstawać, że wyrwie z błogiego snu i każe znowu maszerować. 

W końcu jednak go posłuchała. 

Fin siedział z przymkniętymi powiekami, czekając, aż dziewczyna zapadnie w głęboki 

sen.  Wstał  po  cichu  i  spojrzał  na  nią,  śmiejąc  się  w  duchu.  Zgarnął  srebro,  ale  pozostawił 

okrągły guzik i klamrę. Srebro ze skarbu stallo. 

Gdyby w jego życiu było miejsce dla kobiet, Ida byłaby odpowiednia. 

Ale czekała go jeszcze daleka przeprawa, a kobiety są w drodze tylko zawadą. 

Ida bawiła go, mogłaby go zmusić do walki. Chętnie by się z nią zwarł w pojedynku 

na słowa i walczył, póki nie uznałaby jego wyższości. 

Chętnie by się przekonał, jak długo by to trwało. 

Sprawiłoby mu to przyjemność. Niestety, nie miał czasu. W oddali na szlaku dostrzegł 

jakiś  ruch.  Dziewczyna  nic  nie  zauważyła,  pochłonięta  opowiadaniem.  To  byłoby  zbyt 

proste... 

Z drugiej strony, zbyt proste byłoby pozbawić życia śpiącą kobietę. Przecież to jeszcze 

prawie dziecko. I tak się dobrze przy niej bawił. 

Postanowił zażartować. Na ziemi obok śpiącej położył nóż, który jej wcześniej zabrał, 

razem z srebrem ze skarbu stallo. 

Ci,  którzy  go  ścigają,  i  tak  jej  nie  uwierzą.  Czy  ktoś  z  nich  w  ogóle  słyszał,  że 

opowieścią można się wykupić od śmierci? 

Spojrzał  po  raz  ostatni  na  Idę  o  miedzianych  włosach.  A  potem  popatrzył  ku 

zachodowi, tam gdzie prowadziła go droga. Ruszył biegiem, śmiejąc się sam do siebie. 

Tę historię sam wymyślił. A zakończenie serdecznie go ubawiło. 

background image

13 

Leżeli w ukryciu, oczekując świtu, a kiedy już zrobiło się jaśniej i, jak okiem sięgnąć, 

na płaskowyżu nie dostrzegli żywej duszy, zrozumieli, że postąpili niemądrze. 

Sedolf bez słowa wstał i ruszył przed siebie. 

- Nie wolno nam tracić głowy - upomniał go Reijo, gdy go dogonił. - Nadal musimy 

zachować  czujność  i  mieć  oczy  szeroko  otwarte,  Sedolfie.  Bo  niemożliwe,  by  zeszli  gdzieś 

daleko od tego szlaku. Ida nie dałaby rady. 

-  A  może  on  właśnie  dlatego  porzucił  Helenę  na  odludziu, że  nie  miała  sił  już  iść?  - 

rzucił Sedolf ponuro, oświecony nagłą myślą. I wyobraził sobie, co czeka Idę, gdy ta osłabnie. 

Reijo  pomyślał  o  tym  samym.  Skłamałby,  gdyby  próbował  przekonywać  siebie  i 

Sedolfa, że jest inaczej. 

Czterej mężczyźni posuwali się naprzód w milczeniu, obawiając się najgorszego. 

Nagle  Sedolf  zatrzymał  się  raptownie.  Zauważył,  że  w  mchu  między  skałami  coś 

błysnęło.  Nachylił  się  i  podniósł  z  ziemi  srebrny  guzik  na  wierzchu  ozdobiony  wzorem 

przypominającym płatek śniegu. 

Pozostali mężczyźni zgromadzili się przy nim, przyglądając się temu, co znalazł. 

Reijo zmrużył oczy i popatrzył ku zachodowi, gdzie chłodne niebo zdawało się blade, 

jakby wyzute z błękitu. 

- A więc szli tędy - powiedział. Obejrzał uważnie ziemię. Mech w paru miejscach był 

lekko zadeptany, ale na skalnym podłożu nie pozostały żadne ślady. 

- To chyba lapońskie srebro. Zdaje się, że Helena wspomniała coś o tym, że spotkali 

Lapończyków. 

Przypomnieli sobie słowa dziewczyny, co tylko wzmogło ich niepokój. 

Sedolf  schował  guzik  do  kieszeni  i  ruszył  za  Reijo.  W  oddali  dostrzegli  skalne  bloki 

ustawione  ciasno  obok  siebie.  Kamienny  mur  stworzyła  natura  na  długo  przed  tym,  nim  w 

tych stronach pojawili się pierwsi ludzie. 

Z  miejsca,  gdzie  przystanęli,  od  owych  głazów  dzieliła  ich  spora  odległość,  ale 

kamienny mur przyciągał ich wzrok. 

- Gdybyś szukał schronienia... - odezwał się zamyślony Reijo. - Czy na jego miejscu 

zatrzymałbyś się tam? 

background image

-  To  jedyna  możliwość  -  odparł  Emil.  Nawet  on  wyczuwał  napięcie.  Doskonale 

rozumiał  cichą  wściekłość  Sedolfa,  ponieważ  zdawał  sobie  sprawę,  jak  wielkie 

niebezpieczeństwo grozi Idzie z rąk tego na wskroś złego człowieka. 

Gdyby Idzie stało się coś złego... 

Czarno  mu  się  zrobiło  przed  oczami  na  samą  myśl  o  tym.  Ta  dziewczyna  od  dawna 

zajmowała  w  jego  sercu  szczególne  miejsce.  I  chociaż  nigdy  nie  połączyła  ich  prawdziwa 

bliskość  i  wiedział,  że  nigdy  jej  nie  dostanie,  za  nic  w  świecie  nie  zniósłby,  żeby  została 

zbrukana przez bezwzględnego oprawcę. 

Przyśpieszyli  kroku,  pełni  najgorszych  przeczuć.  Teraz  już  wiedzieli,  że  nie  zdołają 

znienacka podejść porywacza. Nie mieli się też jak przed nim ukryć. 

Ten  człowiek  bowiem  schronił  się  w  jedynej  kryjówce,  jaka  w  promieniu  kilku 

kilometrów znajdowała się na tym gładkim jak stół terenie. 

Nagle  Reijo  przystanął  gwałtownie  i  powstrzymał  Sedolfa,  zaciskając  mu  dłoń  na 

ramieniu. 

- Do diabła - wyszeptał. - Co to jest? 

Zza  skalnych  bloków  wyłoniła  się  pochylona  sylwetka.  Mężczyzna  na  moment 

przystanął i obejrzał się przez ramię, po czym ruszył biegiem ku zachodowi. Sam. 

Przez chwilę stali jak porażeni, niczego nie pojmując. Nie wierzyli własnym oczom. 

Ale  z  wolna  lodowata  dłoń  strachu  wbiła  im  w  serca  swe  szpony.  Sedolf  zrzucił  z 

pleców worek, pozbywając się niepotrzebnego ciężaru. Wszystko migało mu przed oczami, a 

przygniatający ciężar uciskał pierś. 

Nie chciał się przyznać do tego strachu, nie chciał wierzyć w najgorsze. 

Ruszył  co  sił  przed  siebie.  W  chłodnym  podmuchu  wiatru  poczuł  na  policzkach  coś 

ciepłego. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze. Biegł jak oszalały przed siebie, słysząc 

jedynie szum w uszach i odgłos własnych kroków. 

Nic nie czuł. 

Ale odrzucał od siebie straszliwe przypuszczenia. Nie przyjmował do wiadomości, że 

stało się najgorsze. Niemożliwe, dudniło mu w głowie. Tak się nie mogło stać! 

Bo Ida była całym jego życiem. 

Kiedy  już  po  wszystkim  próbował  sobie  przypomnieć,  o  czym  myślał  w  tej” 

straszliwej chwili, gdy ważyły się losy Idy i jego, nie był w stanie tego odtworzyć. 

Bo tak naprawdę wówczas pochłonęła go bezdenna pustka. Wiedział jedynie, że musi 

dobiec. 

background image

Zapewne  strach  w  nim  był  tak  porażający,  że  jakby  w  reakcji  obronnej  organizm 

usunął  to  wspomnienie  z  pamięci.  Bał  się,  co  zastanie,  gdy  dobiegnie,  ale  wiedział,  że  musi 

być tam pierwszy i pierwszy zobaczyć. Gnał więc jak szalony przed siebie, niewiele widząc 

przez  mgłę,  jaka  zasnuła  mu  oczy,  i  potykając  się  co  chwila.  Jedynie  zarys  kamiennych 

bloków,  które  urozmaicały  monotonny  krajobraz  płaskowyżu,  majaczył  mu  przed  oczami. 

Głazy,  które  na  początku  dziejów  rozrzuciła  potężna  ręka,  wystawały  z  płaskowyżu  niczym 

zęby wyszczerzone w uśmiechu. 

Potknął się i upadł, ale zaraz wstał i biegł dalej. Skalny mur, dzieło natury, zdawał się 

coraz  większy.  Nie  był  jednak  tak  szczelny,  jak  się  wydawało  z  daleka.  Poszczególne  głazy 

oddzielały szerokie przerwy. 

Sedolf  zauważył  ją.  W  przerwie  między  blokami  mignęła  mu  zwinięta  w  kłębek 

postać. 

Nie  żyje...  poraziła  go  nagła  myśl.  Straszliwe  słowa,  których  przez  cały  czas  nie 

dopuszczał  do  swej  świadomości.  Wiszące  nad  nim  niczym  mroczny  cień.  Przed  którymi 

zamykał oczy, od których chciał uciec na wszelkie sposoby, nawet w szaleństwo. 

Nie żyje... 

Niemożliwe, niemożliwe, dudniło mu w skroniach. Niemożliwe, niemożliwe... 

Nie Ida. 

I dopiero teraz, dopiero w tym momencie, kiedy zdawało mu się, że ograbiono go ze 

wszystkiego, co stanowiło sens jego życia, pojął, jak bardzo ją kocha. 

Dlaczego, zamiast się chować jak przestraszeni chłopcy, nie ruszyli od razu w pogoń? 

Po co zatrzymywali się przy martwym koniu? 

Gdyby wybrali ten sam szlak... 

Gdyby nie pozwolił Idzie jechać na cypel... 

Powinien był ją powstrzymać, wracała natrętna myśl. 

Ale  czy  jedno  nie  zaprzeczało  drugiemu?  Przecież  tak  cenił  w  niej  samodzielność  i 

silny charakter. 

Sedolf z trudem łapał powietrze. Nie żyje... 

Mignęły mu przed oczami bliźnięta: Mikkal i Raija. 

Anjo  będzie  dla  nich  dobrą  mamą...  uświadomił  sobie  z  bólem.  Będzie  mógł 

obserwować,  jak  dzieci  rosną,  jest  przecież  ich  chrzestnym,  czyli  że  ma  prawo,  a  wręcz 

obowiązek  je  odwiedzać.  Ale  już  przyzwyczaił  się  do  myśli,  że  to  będą  jego  dzieci. 

Zrozumiał, że traktuje dzieci Idy jak własne. 

background image

Przecisnąwszy się między potężnymi głazami, znalazł się za murem i w jednej chwili 

był przy ukochanej. Uklęknął i pochwycił ją w ramiona. 

Ida żyła. 

Reijo,  Knut  i  Emil  nie  byli  w  stanie  dotrzymać  kroku  Sedolfowi.  Emil zrozumiał, że 

jego uczucie do Idy nigdy nie było tak silne. To prawda, że boleśnie odczuł, gdy Ida odrzuciła 

jego  oświadczyny.  Zapiekło  go  to  do  żywego.  Doznał  upokarzającej  porażki.  Na  pewno 

zasmuciłby  się,  gdyby  Ida  umarła,  ale  nie  przeżywał  tego  co  Sedolf,  który  biegł  na  oślep, 

bliski  utraty  zmysłów  ze  strachu  o  nią.  Emil  z  lękiem  pomyślał,  co  się  stanie  z  Sedolfem, 

jeżeli znajdzie Idę martwą. Straciłby wówczas cały sens swego życia. 

Podążając  za  nim  co  sił  w  nogach,  obiegli  mur  z  kamieni  i  zobaczyli,  jak  Sedolf 

trzyma Idę w ramionach, płacze i całuje ją, gładzi jej miedziane włosy... 

Dostrzegli wreszcie, że drobna dłoń dziewczyny poruszyła się. 

- Sedolf? - odezwała się zdumiona. 

Obudziły  ją  pocałunki,  ale  nie  czuła  odrazy.  Nic  nie  pojmując,  otworzyła  oczy  i 

ujrzała nad sobą twarz płaczącego jak dziecko Sedolfa. 

- Żyjesz, maleńka, żyjesz - wydusił i złożył na jej ustach gorący pocałunek. A potem 

ujął  w  dłonie  jej  twarz  i  pieścił  ją  spojrzeniem.  -  A  tak  się  bałem,  że  cię  straciliśmy, 

najdroższa - szeptał. - Boże, Ido, ja już myślałem, że nie żyjesz. A wtedy i ja nie chciałbym 

ż

yć! Kocham ciebie, najdroższa. Nie powstrzymasz mnie, muszę ci to wyznać. Kocham cię, 

kocham cię, kocham cię - powtarzał w kółko, nie wypuszczając dziewczyny z ramion i tuląc 

twarz do jej policzka. Poza nią nie liczyło się nic. 

Właśnie  wtedy  nadbiegł  Reijo.  Chrząknął,  bo  ścisnęło  go  w  gardle,  gdy  zobaczył,  że 

Ida jest bezpieczna, że nic jej nie grozi. Nadal jednak nie mógł otrząsnąć się z bolesnego lęku. 

Sedolf podniósł dziewczynę, a Reijo przytulił ją mocno. 

- Wiedziałam, że przyjdziecie - mówiła z ulgą. - Ani na chwilę nie zwątpiłam, chociaż 

on  usiłował  we  mnie  zasiać  niepokój  i  rezygnację.  Chciał  mnie  pozbawić  nadziei.  Ale  ja 

byłam pewna, że pomoc nadejdzie. 

Reijo  odsunął  córkę  na  odległość  ramion  i  z  miłością  popatrzył  na  nią  swoimi 

zielonymi oczami. W jego spojrzeniu kryło się także zdumienie. 

- Nie uwolniliśmy ciebie, Ido - wyjaśnił. - Kiedy Sedolf tu dobiegł, tego oprawcy już 

nie było. 

Otworzyła  usta,  jakby  chciała  coś  powiedzieć,  ale  nie  wydobyła  z  siebie  żadnego 

dźwięku.  Popatrzyła  na  Sedolfa,  na  Emila  i  na  Knuta,  którzy  stali  z  tyłu,  i  w  ich  twarzach 

dostrzegła także nieme pytanie. 

background image

- Nie było go tu - powtórzyła szeptem. Sedolf pokręcił głową. 

Wtedy Ida spojrzała ku zachodowi, ale nie dostrzegła nikogo. 

-  Z  daleka  zauważyliśmy  sylwetkę  mężczyzny,  który  oddalał  się  biegiem.  Myślałem, 

ż

e cię zabił... 

Ida dostrzegła nagle na ziemi swój nóż, srebrny guzik i klamrę. Oswobodziwszy się z 

objęć ojca, pochyliła się nad leżącymi przedmiotami i po raz drugi popatrzyła ku zachodowi 

nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Wskazując na nóż, wyjaśniła im: 

- Zabrał mi go, po tym gdy uśmierciłam konia. Musiałam to zrobić... 

- Ty? - zapytał zdumiony Reijo. - Ty to zrobiłaś? Ida tylko pokiwała głową. I wtedy w 

głowie ojca wszystkie części układanki znalazły się na miejscu. 

Oczywiście,  że  to  Ida.  Tamten  człowiek,  kompletnie  pozbawiony  współczucia  dla 

innych, nie uczyniłby tego. 

Ale przecież pozostawił Idę. 

- Jak to się stało, że cię nie skrzywdził? - zapytał Reijo. - Bogu za to dziękuję, ale nie 

mogę tego pojąć. 

Ida potrząsnęła głową. 

- Nigdy mi nie uwierzycie - stwierdziła - ale wydaje mi się, że to baśń uratowała mi 

ż

ycie. 

Pokręcili głowami z niedowierzaniem. Ale wysłuchali jej opowieści. 

- Jak widzicie, zostawił tylko srebro ze skarbu stallo, no i mój nóż... - zakończyła Ida, 

wsparta  na  ramieniu  Sedolfa,  który  otulał  ją  swą  kurtką,  bo  jej  własna  była  całkiem 

przemoczona. 

Ale Reijo jakoś trudno było to przyjąć. 

- Niemożliwe, ten człowiek nie był taki. Myślę, Ido, że się mylisz. 

A Knut dodał: 

- Pewnie widział nas z daleka. Wiedział, że jeśli cię zabije, będziemy  go ścigać i nie 

ustaniemy,  póki  go  nie  złapiemy.  Jeśli  zaś  znajdziemy  cię  przy  życiu,  on  przestanie  dla  nas 

istnieć. Założę się, że tak było. 

Pozostali  skłonni  byli  przychylić  się  do  wersji  Knuta.  Mężczyźni  lubią  rozwiązania 

prawdopodobne. To, co fantastyczne i niezwykłe, oddalają jako niemożliwe. 

Sedolf  usiadł  na  mchu  i  wziął  Idę  na  kolana.  Uśmiechnęła  się  do  niego  z 

wdzięcznością.  Tak  dobrze  było  siedzieć  na  suchym,  tak  cudownie  poczuć  ciepło  drugiego 

człowieka przenikające do własnego ciała. 

A już sądziła, że jest skazana na wieczny chłód. 

background image

Otarła  się  o  śmierć.  Oni  nie  zdawali  sobie  sprawy,  jak  blisko.  Ida  nie  miała  sil 

opowiadać  wszystkiego.  Jeszcze  nie  teraz.  Teraz  tylko  rozkoszowała  się  tym,  że  jest  wśród 

przyjaciół. 

Zebrali chrust i rozpalili ognisko. Pod osłoną kamiennego muru chroniącego od wiatru 

szybko zrobiło się ciepło. 

Reijo  zdjął  z  nóg  Idy  buty  i  postawił  przy  ogniu,  żeby  wyschły.  Kompletnie 

przemarzły jej stopy. Mężczyźni swoje okrycia także suszyli nad ogniem. 

Wyjęli  zapasy  jedzenia,  jakie  przygotowała  im  na  drogę  Anjo:  mięso,  ryby,  chleb  z 

masłem, ser. 

Ida poczuła, jak ślinka napływa jej do ust. 

Sedolf ułamał jej kawałek chleba i posmarował masłem, tak żeby nie musiała używać 

swojego noża. Potem dodał plasterek solonego mięsa. 

Idzie  się  zdawało,  że  nigdy  dotąd  nie  jadła  takich  dobrych  rzeczy.  Wszystko  jej 

smakowało. Nie jadła przecież przez tyle godzin, jedynie wodą gasiła pragnienie. 

Minęła doba, ale jej się zdawało, jakby minęła wieczność. 

Czuła, że może teraz zacząć życie od nowa, bo otrzymała je w darze. Była tak bliska 

ś

mierci. Przygotowała się już na nią. Zdawało jej się, że dotarła do kresu podróży. 

- Co z dziećmi? - zapytała Sedolfa. 

-  Przecież  wiesz,  że  są  pod  dobrą  opieką,  Ido.  Anjo  rozpieszcza  wszystkich,  którymi 

wolno jej się zająć. 

- Byłam spokojna, że nie stanie się im krzywda... - powiedziała Ida cicho. - Gdyby... 

Skinął głową i wtulił policzek w jej włosy. Pocałował jej skroń. 

- Ja też o tym myślałem, Ido. 

-  Naprawdę?  -  Ida  podniosła  wzrok  i  w  brązowych  oczach  chłopaka  dostrzegła 

powagę. 

- Myślałem o tym i owym. Gdyby ciebie zabrakło, nie miałbym po co żyć. 

Ida zamilkła. Wtuliła jedynie głowę w zagłębienie na jego szyi. Nie była w stanie nic 

powiedzieć, bo zalała ją fala wzruszenia. 

Najedli się. 

- Czy on ci coś opowiedział o sobie? - zagadnął Knut. - Zwykle ludzie łatwo się przed 

tobą otwierają, Ido. Potrafisz z nimi rozmawiać... 

- Pierwszy raz słyszę, że mówisz o mnie coś dobrego - uśmiechnęła się  Ida do brata. 

Zaraz  jednak  jej  twarz  spoważniała.  -  Próbowałam  go  nakłonić  do  rozmowy.  Kazał  mi  się 

zwracać  do  siebie  „pułkowniku”,  ale  prawdziwego  imienia  i  nazwiska  nie  chciał  podać. 

background image

Wspomniał, że musieli uciekać z Finlandii przez brata Heleny. Nazwał go zdrajcą. O Helenie 

mówił,  że  jest  tchórzem.  Skłamałam  mu,  że  Helena  umarła.  Wtedy  on  opowiedział  mi,  jak 

pozbawił życia rodzinę Lapończyków. 

-  Nazywa  się  Curt  Hallencrantz  ze  Spydenborga.  A  Helena  jest  jego  żoną  -  wyjaśnił 

Reijo i zrelacjonował wszystko, czego się dowiedzieli od Heleny. 

- Biedna dziewczyna - westchnęła Ida, gdy już skończył. - On mówił, że go bawię... 

Reijo zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka. 

- Zastanawiam się... - zaczął, ale nie dokończył, mimo że wszyscy spojrzeli na niego 

pytająco. Udawał, że tego nie dostrzega. - Od domu dzieli nas dzień marszu - zmienił temat. - 

Proponuję, żebyśmy wrócili tą samą drogą, którą przyszliśmy. I póki jesteśmy razem, ustalmy 

jedno: nie będziemy rozpowiadać wszystkim naokoło, co się wydarzyło. O koniu Halvora też 

lepiej nie wspominać... 

Knut pokiwał głową. Był tego samego zdania. 

- Dasz radę iść na własnych nogach, kochana? - spytał Sedolf miękkim głosem. 

Ida  dopiero  teraz  dostrzegła  go  takim  opiekuńczym  i  delikatnym.  Nigdy  dotąd  nie 

myślała o nim w ten sposób. Przekonała się jednak, że Sedolf był gotów dla niej rzucić się w 

ogień. Dwukrotnie narażał dla niej życie. 

- Poradzę sobie - odrzekła. - Może jestem drobna, ale dobry ze mnie piechur. Poza tym 

on  uważał,  że  nieźle  wiosłuję  -  dodała  ze  śmiechem.  Jak  dobrze  było  znów  móc  się  śmiać. 

Szli  spokojnym  krokiem,  bez  pośpiechu,  dostosowując  się  do  tempa  Idy.  Często  się 

zatrzymywali na odpoczynek i pilnowali, by Ida się posilała. A kiedy Sedolf widział, że jest 

zmęczona, brał ją na ręce. Tym razem nie pomogły żadne sprzeciwy z jej strony. Zresztą nie 

miał  zamiaru  ustąpić.  I,  o  dziwo,  Ida  w  końcu  ulegała  z  uśmiechem  i  pozwalała  się  nieść. 

Wyglądało nawet, że sprawia jej to przyjemność. 

Ale zejść po urwistym zboczu musiała sama. Kiedy spojrzała w dół, zakręciło jej się w 

głowie. Ale cóż miała robić? 

-  Nie  darowałabym  sobie,  gdybym  po  tym  wszystkim,  co  przeszłam,  teraz  spadla  i 

roztrzaskała się o skały - wyznała z wisielczym humorem, co wywołało uśmiech na twarzach 

mężczyzn. 

Reijo szedł pierwszy, pewnie wskazując córce, gdzie ma postawić nogę. Ida podążała 

za  ojcem,  nie  mając  odwagi  spojrzeć  w  dół.  Wpatrzona  w  skalną  ścianę  tuż  przed  nosem  i 

wczepiona  palcami  w  nierówną  powierzchnię,  szukała  oparcia  dla  stóp.  Schodziła  wolno, 

krok  po  kroku.  Przemieszczała  się  dopiero  wówczas,  gdy  była  pewna,  że  stopa  się  jej  nie 

osunie.  Miejscami  było  trochę  mniej  stromo,  ale  Ida  i  tak  schodziła  przyciśnięta  do  skały, 

background image

ż

eby tylko nie patrzeć w przepaść. Był też taki kawałek, kiedy musieli się wspinać. Ufała, że 

palce wytrzymają, że ramiona ją podźwigną i że Reijo ją właściwie poprowadzi. 

Miała  wrażenie,  że  ramiona  jej  się  wydłużają  za  każdym  razem,  gdy  wisi  na  nich 

całym  ciężarem  ciała.  Klęła  przy  tym  jak  szewc,  uzupełniając  stare  przekleństwa  tymi, 

których dopiero co nauczyła się od Fina. 

-  Nie  przypuszczałam,  że  znasz  tyle  określeń  na  szlachetne  partie  męskiego  ciała  - 

dogryzł jej Reijo. - Do tego po fińsku! 

Zmieszała się i od tej chwili przekleństwa mruczała tylko pod nosem. 

Wreszcie znaleźli się na  dole. Emil, Knut i Sedolf musieli już schodzić o zmierzchu, 

ale i tak całej trójce zajęło to mniej czasu niż Idzie. 

- Mam lęk wysokości - oznajmiła, kiedy Knut próbował naśmiewać się z niej. 

Ustalili,  że  Knut  i  Emil  sami  zejdą  możliwie  najszybciej  w  dół  doliny.  Knut  miał 

wrócić z końmi. 

Nim się zebrali, Ida podeszła do Emila i uścisnąwszy jego dłoń, powiedziała tak cicho, 

ż

e tylko on ją słyszał: 

- Wiele dla mnie znaczy, że to dla mnie zrobiłeś. Emil uśmiechnął się z przymusem. 

- Ty mi, Ido, nie mąć w głowie! Nie twoja wina, że tak a nie inaczej ulokowałaś swoje 

uczucia,  prawda? Ja  sobie  jakoś  z  tym  poradzę.  Kiedy  patrzę  na  ciebie  i  Sedolfa,  rozumiem 

więcej, niż wyraziłyby słowa. Wydaje mi się, że nam dwojgu nie byłoby tak dobrze razem. 

- Czy możemy pozostać przyjaciółmi? - zapytała Ida, nie puszczając jego dłoni. 

Wstrzymał  oddech  i  długo  patrzył  jej  w  twarz. Była  taka  śliczna, że  aż ściskało  go  z 

zachwytu. 

Nawet  teraz,  zmęczona  i  brudna,  spłakana,  z  włosami  w  nieładzie,  podobała  mu  się. 

Nie potrafił przestać porównywać do niej wszystkich innych dziewcząt i porównanie zawsze 

wypadało na ich niekorzyść. Rozumiał, że był wobec nich niesprawiedliwy... 

-  Nie  wiem,  czy  powinniśmy  próbować  od  razu.  Oboje  powiedzieliśmy  za  dużo,  a 

takie  słowa  się  długo  pamięta.  Pozwólmy  ranom  się  zabliźnić.  A  potem  zobaczymy.  Nie 

ż

ywię  do  ciebie  urazy.  Nie  mógłbym.  Do  Sedolfa  także  nie.  On  też  nie  jest  winien,  że  tak 

wyszło. 

Ida kiwnęła głową i cofnęła rękę. Popatrzyła mu w twarz raz jeszcze, nim się rozstali. 

Reijo rozpalił ognisko. Rozumiał, że Ida i Sedolf p o - winni wyjaśnić sobie w cztery 

oczy wszystko, co ich dotyczy. Na miejscu chłopaka wiedziałby, co powiedzieć, tylko że on 

ż

ył znacznie dłużej na tym świecie. Swojej córce także mógłby udzielić paru dobrych rad. 

Ale teraz nie miał odwagi im przeszkadzać. 

background image

Zresztą pamiętał, że w młodości też nie przepadał za pouczeniami dorosłych. 

Zamiast tego uciekł myślami do Heleny. 

Coś z nią muszą zrobić. 

Najpierw  ta  dziewczyna  musi  na  powrót  stać  się  sobą.  Co  do  męża,  z  pewnością  nie 

zechce  go więcej oglądać na oczy. Po tym,  co usłyszał od  Idy, zrozumiał, że Helena nic nie 

straciła, wyrywając się spod wpływu tyrana. Ale Helenę wychowano do czegoś innego niż do 

pracowitego  życia  w  ubóstwie  nad  fiordami  Ruiji.  Nawet  dom  Anjo  i  Knuta,  uchodzący  za 

zasobniejszy we wsi, był dla niej zbyt skromny. 

Kiedy  czuwał  przy  jej  łóżku  przez  wiele  nocy,  przyszło  mu  na  myśl,  że  Helena 

powinna wrócić tam, gdzie jest jej dom. Teraz czuł, że wkrótce czeka go znów wyprawa do 

Tornedalen, do ojczystej Finlandii, która w ostatnim czasie dość często go przyzywała. 

Uśmiechając się sam do siebie, usadowił się wygodniej i zsunął na twarz kapelusz. To 

byłby  wspaniały  pretekst,  by  znów  odwiedzić  Maję,  pomyślał.  Mimo  że  także  tym  razem 

okoliczności  wyprawy  nie  byłyby  szczególnie  radosne,  wierzył,  że  wszystko  zakończy  się 

szczęśliwie. I mimowolnie już cieszył się na to jak dziecko. 

-  Czy  to  było  pożegnanie?  -  zapytał  niepewnie  Sedolf,  patrząc  za  Emilem  i  Knutem, 

którzy zniknęli z pola widzenia. 

Ida  otuliła  się  kurtką  Sedolfa,  którą  założył  jej  na  ramiona.  Trochę  jej  było  żal,  że 

pozostał w samym swetrze, ale zapewniał, że nie jest mu zimno. 

- Tak, podziękowanie, przeprosiny i pożegnanie od nas obojga - odpowiedziała. 

Sedolf  siedział  na  brzozowym  pniu,  który  zapewne  nie  tak  dawno  został  powalony 

siekierą.  Prowadzono  tutaj  wyrąb.  Na  stosach  leżały  gałęzie  i  pieńki,  przygotowane  do 

zwiezienia w dół. 

Ida usiadła na worku przy stosie drewna, który osłaniał ją od wiatru. 

-  Nie  spodziewałabym  się  po  nim,  że  się  przyłączy  do  pościgu.  Wiedziałam,  że 

weźmiesz w nim udział ty, tata i oczywiście Knut... 

-  Poszedłem  po  niego,  choć,  jak  się  domyślasz,  nie  było  to  dla  mnie  łatwe  -  rzekł 

Sedolf. 

- Jemu na pewno też nie było łatwo się zgodzić. Sedolf wzruszył ramionami. 

- Możliwe. Ale chyba coś był ci winien za to, co nagadał o twoich dzieciach. Chyba w 

końcu do niego dotarło, że ta propozycja była dla ciebie jak policzek. 

-  Nie  sądzę,  że  wszyscy  mężczyźni  są  w  stanie  to  zrozumieć  -  odezwała  się  Ida 

łagodnie,  dopiero  teraz  naprawdę  słuchając  słów  Sedolfa.  Do  tej  pory  tak  bardzo  serio 

background image

traktowała to, co mówią o jego przeszłości i braku przyszłości, że nie starała się zobaczyć w 

nim człowieka, choć od dłuższego czasu dostrzegała w nim mężczyznę. 

-  Niewielu  mężczyzn  potrafi  zauważyć  w  dzieciach  prawdziwą  wartość  -  ciągnęła.  - 

Choć zależy im oczywiście, by mieć potomka, i to najlepiej syna... Naprawdę znam zaledwie 

paru takich, którzy naprawdę cenią sobie dzieci. Lubią na nie patrzeć i wyobrażać sobie, jaka 

czeka  ich  przyszłość.  Lubią  z  nimi  przebywać  i  nie  uważają,  że  to  strata  czasu  albo  że  to 

urąga ich męskiej dumie. 

- Mam nadzieję, że mnie do nich zaliczasz? Ida pokiwała głową. 

- Ciebie, ojca, Knuta czasami... 

- A Ailo? - zapytał. Czuł, że nie powinno to być dla niego ważne, a jednak nie dawało 

mu spokoju. 

Nie chciał się porównywać z Ailo. Nie chciał stać się nowym Ailo ani jego namiastką. 

- Nie wiem - odpowiedziała. - Tego nie wiem. I jest to jedna z tych rzeczy, których się 

nigdy o nim nie dowiem. Kiedy byliśmy razem, nie zastanawialiśmy się nad tym. Ailo chyba 

był przyzwyczajony do tego, że dzieci biegają po obozowisku. Nigdy go jednak nie zapytałam 

wprost,  co  sądzi  o  dzieciach,  a  on  mi  nic  na  ten  temat  nie  mówił.  Czy  to  dla  ciebie  takie 

ważne? 

- Chyba nie powinno. W końcu ja to ja. Zsunął się z pnia i usiadł na ziemi obok Idy. 

Spojrzał jej w oczy z uwagą i zapytał: 

- Bałaś się? Chcesz może o tym porozmawiać? 

Ida  chwyciła  go  za  rękę.  Czując  jego  ciepłą  dłoń  zaciskającą  się  na  jej  zmarzniętych 

palcach, pomyślała z radością, że jest przy niej i chce jej wysłuchać. 

- Sprawił, że pogodziłam się ze śmiercią - odparła zamyślona. - Ale nie poddałam się. 

Do  końca  walczyłam.  Nie  rozmyślałam  wiele.  Skupiłam  się  jedynie  na  tym,  żeby  znaleźć 

jakąś  broń  przeciwko  niemu.  Próbowałam  nakłonić  go  do  mówienia,  żeby  zrozumieć,  jakim 

jest  człowiekiem.  Tak  naprawdę  zaczęłam  się  bać,  kiedy  uświadomiłam  sobie  tok  jego 

myślenia.  Zrozumiałam  wówczas, że on nie cofnie się przed niczym, że inni ludzie w ogóle 

go  nie  obchodzą.  To  prawdziwy  potwór.  Bez  mrugnięcia  okiem  zadawał  ból.  Jakie  to  miało 

znaczenie,  jeśli  on  tego  nie  czuł...  -  urwała  i  -  w  milczeniu  napotkała  wzrok  Sedolfa.  -  Nie 

wiedziałam,  że  istnieją  tacy  ludzie.  Sądziłam,  że  wszyscy  wiedzą,  co  wolno,  a  co  nie.  Jego 

nawet  trudno  nazwać  złym,  bo  to  zbyt  łagodne  określenie.  On  ustalał  własne  prawa, 

kompletnie ignorując innych. 

-  Świat  jest  wielki,  Ido,  a  ludzie  różni  -  powiedział  Sedolf,  otulając  ją  ramieniem.  - 

Groził ci? - odezwał się drżącym głosem z tłumioną złością. 

background image

-  W  pewnym  sensie  tak.  Kiedy  mówił,  że  go  bawię,  sztywniałam  dosłownie  ze 

strachu.  Bo  zastanawiałam  się,  co  się  stanie,  jeśli  przestanę  go  bawić...  Przez  cały  czas 

miałam  przed  oczami  Helenę.  Biedna  dziewczyna!  Pomyśl,  Sedolfie,  poślubić  takiego 

potwora!  Ona  musiała  być  tak  zastraszona,  że  nawet  nie  odważyłaby  się  pomyśleć,  by  od 

niego odejść. 

- Ona nawet teraz, po tym wszystkim, co jej zrobił, uważa, że musi być mu wierna, bo 

przysięgała  to  przed  Bogiem  -  westchnął  Sedolf  i  zdał  Idzie  relację  z  tego,  co  powiedziała 

Helena. Jego wersja różniła się trochę od wersji Reijo. 

-  Boże  drogi  -  westchnęła  Ida,  kierując  swe  myśli  ku  Helenie.  Łatwo  zapominała  o 

sobie, gdy tylko komuś działa się krzywda. Była nieodrodną córką swojego ojca. - On chciał 

ją  zabić,  żeby  się  od  niej  uwolnić.  Dlatego  dźgnął  ją  nożem.  Nie  zauważyłam,  żeby  z  tego 

powodu  uronił  choć  jedną  łzę.  Choć  usłyszał  ode  mnie,  że  Helena  nie  żyje,  bez  przerwy 

wyrażał się o niej pogardliwie. I ta dziewczyna chce być uczciwa wobec kogoś takiego?! Do 

diabła! Już ja z nią porozmawiam. Jak kobieta z kobietą. 

- I co jej powiesz? - zdziwił się Sedolf, trochę niezadowolony, że rozmowa zeszła na 

Helenę. Przecież chciał rozmawiać o Idzie i o nich... 

-  Powiem  jej  parę  słów prawdy  -  rzuciła  płomiennie.  -  Musi zrozumieć,  że  ma  przed 

sobą całe życie. Ma dopiero osiemnaście lat i może jeszcze poślubić mężczyznę, który będzie 

jej  wierny.  Po  co  się  zamartwiać  tym,  co  minęło.  Tym  bardziej  że  ten  jej  mąż  był  ostatnim 

łajdakiem. Może była w nim zakochana, ale bez wzajemności, tego jestem pewna. Helena na 

pewno jeszcze spotka mężczyznę, którego obdarzy uczuciem, i przeżyje prawdziwą miłość! 

-  Wspaniale!  -  odparł  Sedolf  i  mocniej  uścisnął  jej  ramię.  Lubił  czuć  pod  palcami 

miękką krągłość. - A jak jest z tobą, Ido? Potrafisz udzielać świetnych rad, ale czy sama się 

do nich stosujesz? 

Popatrzyła na niego zdumiona, nie pojmując zrazu, o co mu chodzi. Dopiero po chwili 

dotarło do niej, co właściwie powiedziała. Pochyliła głowę. Jej słowa wyrażały prawdę. Ale 

wypowiadając je, myślała o Helenie. Łatwo rozwiązywać cudze problemy. 

-  Rozumiem,  czemu  zadałeś  mi  to  pytanie  -  odezwała  się  w  końcu,  czując  nagle,  jak 

bardzo jest zmęczona. 

- Myślałaś o mnie, kiedy cię uprowadził? - zapytał. - Wspomniałaś, że byłaś pewna, że 

przybędę z pomocą. Ale czy myślałaś o mnie poza tym? 

-  Myślałam  o  dzieciach  -  wyznała.  -  I...  tak,  myślałam  o  tobie.  Niemal  z  bólem  to 

mówię, ale myślałam o tobie, nie o Ailo. 

background image

Zamilkła, wpatrując się w mrok. W ciągu jednej nocy zrozumiała, że mrok może mieć 

także różne odcienie. Nie oznacza tylko ciemności. 

Las  pachniał  jesienią,  ową  charakterystyczną  wonią  gnijących  liści,  którą  z  lubością 

wciąga się w nozdrza. Przyroda przygotowywała się do długiego snu, do długiego zimowego 

odpoczynku. Do chłodu. Ale gdzieś w przyszłości czekała nowa wiosna, przebudzenie, nowa 

nadzieja. A potem lato. 

Ida pomyślała o tym, jak trudno być młodą rośliną przebijającą się w wiosennej ziemi 

ku światłu i ku pierwszym podmuchom ciepła. Zastanawiała się, czy to bolesne być pąkiem, 

nim pęknie i rozkwitnie pięknym kwiatem. 

Sądziła  kiedyś,  że  jedynie  młode  dziewczęta  są  niby  pąki,  które  pękają,  rozkwitając 

pierwszą miłością. 

Ida  czuła  w  sobie  ból,  ale  to  był  ból  przyjemny.  Uświadomiła  sobie,  że  w  jej  życiu 

nastąpił  przełom.  Zrozumiała,  że  nic  dwa  razy  się  nie  zdarza  i  nigdy  nie  będzie  już  tak  jak 

kiedyś. 

Kwiat  więdnie  na  jesieni  i  tylko  jego  korzenie  w  glebie  utrzymują  się  przy  życiu. 

Kiedy jednak nadchodzi wiosna, roślina na nowo wschodzi, napełnia się życiodajnymi sokami 

i życiodajną siłą i na powrót staje się kwiatem. Takim samym, a jednak innym. 

Ida pragnęła pozostać sobą. 

Chciała kochać. 

Nigdy jednak nie przeżyje miłości takiej jak z Ailo. 

Ailo umarł, nie powróci, by ofiarować jej to, co już było. 

Nowa miłość będzie cudowna, ale inna. Nie miała pojęcia, co jej przyniesie, tak samo 

jak kiedyś nie wiedziała, co przyniesie jej miłość Ailo. 

Była dojrzałym pąkiem. Miała odwagę rozpocząć życie od nowa. 

Ciemna,  mroczna  ziemia  nie  jest  dla  niej,  bo  ona  przecież  żyje  i  tak  wiele  może 

jeszcze ofiarować. 

-  Odkryłam,  Sedolfie,  że  cię  kocham  -  wyznała  nie  bez  bólu,  ale  te  słowa  były 

prawdziwe i szczere. Musiała mu powiedzieć. A kiedy pocałował ją, kiedy ujrzała radość  w 

jego  oczach,  utwierdziła  się  w  przekonaniu,  że  postąpiła  słusznie.  Nie  mogła  czekać  z  tym 

dłużej. 

background image

14 

Ida spała, kiedy Knut wrócił wozem zaprzężonym w konie. 

- Pomyślałem, że tak będzie dla niej najlepiej - wyjaśnił z uśmiechem, a popatrzywszy 

na siostrę, która, ufnie zarzuciwszy Sedolfowi ręce na szyi, zasnęła przytulona do jego piersi, 

dodał: - Z tego co widzę, mogę już cię powitać w rodzinie! 

I poklepał Sedolfa po plecach. 

Sedolf uśmiechnął się trochę speszony. 

- Chyba tak - odpowiedział. Także Reijo był zadowolony. 

-  Zabrało  ci  to  sporo  czasu,  chłopcze!  -  stwierdził.  -  Za  moich  czasów  działaliśmy 

szybciej. 

- I kto to mówi? - wtrącił się szyderczo Knut i pomógł Sedolfowi otulić Idę futrzanymi 

narzutami,  zapakowanymi  przezornie  przez  Anjo.  A  obrzucając  Reijo  łobuzerskim 

spojrzeniem,  dorzucił:  -  O  ile  pamiętam,  mama  zdążyła  dwukrotnie  wyjść  za  mąż,  raz 

legalnie, a raz niezgodnie z prawem, nim została twoją żoną. 

-  O,  twoja  mama  była  niezwykłą  kobietą  i  nie  mieściła  się  w  żadnych  ramach  - 

zapewnił Reijo. Zaskoczyło go, że potrafi żartować na temat Raiji, nie czując ukłucia w sercu. 

I uśmiechać się, wypowiadając te słowa. 

-  Twoja  córka  także  jest  niezwykła  -  wtrącił  Sedolf  pełnym  ciepła  głosem,  posyłając 

Idzie pieszczotliwe spojrzenia. 

Reijo odchrząknął i wrzucił na wóz swój worek. 

- Myślę, że możesz dziękować Bogu, Sedolfie, że Ida nie jest aż taka niezwykła jak jej 

matka. Życie z Raiją było bowiem piekłem i niebem. Mam nadzieję, że wy tego nie będziecie 

musieli przeżywać. 

Sedolf  nie  potrafił  odpowiedzieć,  ale  po  raz  kolejny  poczuł  niezwykłe  pragnienie, 

ż

eby  kiedyś  spotkać  tę  kobietę,  o  której  ludzie  tworzą  legendy.  Czy  to  możliwe,  by  była 

bardziej niezwykła niż Ida? 

Sedolf nie mógł wprost oderwać oczu od tej urodziwej dziewczyny. Kochał ją. Zwykle 

taka  śmiała  i  odważna,  wydawała  się  zupełnie  bezbronna,  gdy  spała.  Miała  cięty  język.  Pod 

wieloma  względami  nie  przystawała  do  wzoru  kobiecości  obowiązującego  w  tych  stronach. 

Niekiedy  można  było  ulec  fałszywemu  wrażeniu,  że  brakuje  jej  delikatności,  ale  Sedolf  nie 

mógł  sobie  nawet  wyobrazić,  by  jakaś  kobieta  mogła  mieć  w  sobie  więcej  powabu.  Ida 

background image

uosabiała  wszystko,  czego  pożądał  i  pragnął.  Była  niczym  najcudowniejsza  księżniczka  ze 

ś

wiata baśni. 

Obudziła się, nim dotarli do domu nad rzeką. Usiadła i w naturalnym odruchu wtuliła 

się w ramię Sedolfa. Przestała się w końcu przejmować tym, co rozpowiadają o nim ludzie we 

wsi. Nie miało to już dla niej żadnego znaczenia. 

Plotkarze  nie  znali  prawdziwego  Sedolfa.  Ona  zaś  poznała  go  lepiej  niż  ktokolwiek. 

Oczywiście,  niektóre  jego  cechy  lubiła  bardziej,  inne  mniej,  ale  nie  zdawała  sobie  dotąd 

sprawy, jak wielkim go darzy uczuciem. Myślała, że kocha się zawsze tak samo. 

Jakże była niemądra! 

Nie pomyślała o tym, że przecież ona też nie jest ciągle taka sama. Że wszystko wokół 

niej jest w ciągłym ruchu, rozwija się i ulega nieustannej przemianie. 

Kocha  się  też  za  każdym  razem  inaczej.  Człowiek  zmienia  się  pod  wpływem 

doświadczeń, zmienia obiekt swoich uczuć. 

Może  Sedolf  zawsze  o  tym  wiedział,  ale  był  na  tyle  mądry,  by  jej  nie  ponaglać, 

przekonany, że każdy musi tę prawdę odkryć w sobie sam? 

A gdyby Sedolf nie był taki cierpliwy? Mogłaby go stracić. 

- Kocham cię - odezwała się cicho i przytuliła się do niego mocniej. - Chyba jesteś dla 

mnie za dobry... 

Reijo, który mimowolnie usłyszał te słowa, wykrzywił twarz w grymasie. 

- Raija kiedyś powiedziała mi to samo. A to nie o dobroć chodzi, ale o miłość. Proszę 

cię, Sedolfie, pozostań sobą! 

- Oj tato, tato! Zawsze masz w zanadrzu złotą myśl na każdy temat - uśmiechnęła się 

Ida. - Ale zgadzam się z mamą. Naprawdę jesteś za dobry! 

- Nie wiem, Ido. Nie wiem... - odpowiedział Reijo po chwili, zamyślony. 

Anjo  nie  posiadała  się  z  radości,  kiedy  nadjechali.  Ściskając  mocno  Idę,  płakała  i 

ś

miała się na przemian. Obejrzała ją dokładnie, żeby się upewnić, że naprawdę nic się jej nie 

stało. 

Ale Ida pośpiesznie oswobodziła się z objęć bratowej i przemknęła do izby, w której 

stała  kołyska.  Po  ciemku  uklęknęła  i  pochyliła  się  nad  swoimi  dziećmi.  Łzy  popłynęły  jej  z 

oczu na widok znajomych buzi. Głaskała gładkie policzki i jedwabiste loczki, nie mogąc się 

nacieszyć  maleństwami.  Dzieci  były  jej  największą  radością,  były  całym  jej  światem, 

znaczyły  dla  niej  więcej  niż  własne  życie.  Dlatego  też  w  pełnych  grozy  chwilach,  jakie 

przeżyła w górach, pocieszało ją jedno: że ten straszny człowiek nie może skrzywdzić dzieci. 

background image

A  kiedy  zrozumiała,  że  on  już  wydał  na  nią  wyrok,  i  tylko  chwilowo  odroczył  jego  wy-

konanie, podtrzymywało ją na duchu przeświadczenie, że dzieci są pod dobrą opieką. 

Wąska strużka światła powiększyła się na moment, ale zaraz znów zrobiło się ciemno. 

Ida usłyszała za plecami kroki Sedolfa. Potrafiła je odróżnić od innych. 

Ukucnął  obok  niej  i  swoją  dużą  dłonią  pogłaskał  ciemne  główki.  Był  przy  tym  taki 

delikatny i czuły, że poruszył tym najwrażliwsze struny w sercu Idy. 

-  Są  takie  śliczne  -  powiedział.  Z  wyjątkiem  swojego  ojca,  nie  słyszała,  żeby  jakiś 

mężczyzna zachwycał się niemowlętami. 

Zamrugała powiekami i podniosła oczy. Musiała sprawdzić, czy Sedolf powiedział to 

szczerze,  czy  też  może wyczuwając,  jakich  słów  od  niego  oczekuje,  gładko  je  wyrecytował. 

Zawsze umiał prawić ładne słówka. 

Ale twarz Sedolfa nie zdradzała nawet cienia obłudy czy fałszu. 

Objął Idę i delikatnie musnął palcami jej ramię. 

- Powiedz, czy je także gotów jesteś pokochać? - zapytała Ida cienkim głosem. 

Chociaż  pogodziła  się  z  Emilem,  nadal  bolała  ją  jego  propozycja,  by  oddała  swoje 

dzieci.  Kiedy  sobie  przypomniała,  jak  rzucił  jej  w  twarz,  że  żaden  mężczyzna  nie  jest  taki 

głupi, by karmić cudze dzieci, jeszcze teraz czuła upokorzenie. 

Sedolf skinął głową, a ze wzruszenia ścisnęło go w gardle. 

- Tak - powiedział nieswoim głosem, czując, jak niezwykła jest to chwila. Zaciskając 

powieki, walczył ze łzami, ale kilka spłynęło mu po policzkach. 

Ida  popatrzyła  na  niego  zdumiona  i  ująwszy  w  dłonie  jego  twarz,  scałowała  słone 

krople. 

Nie  miała  odwagi  uwierzyć,  że  to  ten,  prawdziwy  Sedolf,  ukrywał  się  za  drwiącym 

uśmiechem wiecznego wagabundy! 

Chłopak wtulił twarz w pierś Idy i obejmując dziewczynę, płakał jak dziecko, gdy go 

głaskała  po  włosach  i  całowała.  Odnalazła  w  nim  takie  cechy,  które  czyniły  go  jeszcze 

bliższym ideału mężczyzny. 

Nadal wszystko między nimi było nowe. Nadal znajdowali się na początku drogi. Ale 

Ida wiedziała już, że kocha Sedolfa całym sercem. 

Chłopak  otarł  oczy  wierzchem  dłoni  i  uśmiechając  się  tym  swoim  osobliwym 

uśmiechem, mocno przytulił Idę. 

Wypuścił ją z objęć dopiero, gdy się uspokoił. Ale nie przepraszał, że tak się rozkleił. 

Nie  próbował  zbyć  tego  śmiechem.  Był  na  tyle  dojrzały,  by  zaakceptować  także  tę  stronę 

swojego charakteru. Ida zrozumiała, że właśnie takiego mężczyzny pragnie u swojego boku. 

background image

Bawiąc się rudymi lokami dziewczyny, Sedolf  wyznał, jakby kontynuując przerwaną 

rozmowę: 

- Traktuję je jak własne! Tak, Ido, może cię to rozbawi, ale ja często łapię się na tym, 

ż

e nazywam je w myślach „moimi” albo „naszymi” dziećmi. Wiem, że są to dzieci Ailo, ale 

w  sercu  uważam  je  także  za  swoje.  Nie  sądzę,  bym  je  mógł  kiedyś  przestać  kochać.  Nawet 

jeśli Bóg jeszcze obdarzy nas potomstwem. 

Jakże inaczej brzmiała ta przemowa w porównaniu z propozycją Emila. 

Ailo by polubił Sedolfa, pomyślała  Ida.  I to ostatecznie przeważyło szalę. Uznała, że 

nie  znajdzie  drugiego  mężczyzny,  który  by  złożył  jej  tak  cudowne  i  szczere  wyznanie 

miłosne. 

- Chcę wyjść za ciebie, Sedolfie - wyszeptała, czując, że to właściwe miejsce na takie 

słowa. Klęczeli przy kołysce, objęci wpół, otuleni nocnym mrokiem i ciszą. 

-  Powiedz  to  jeszcze  raz!  -  poprosił.  Powtórzyła.  Uśmiechnęli  się  do  siebie.  Zdawali 

sobie sprawę, że mogą napotkać w życiu niejedną przeszkodę, ale ufali, że jeśli tylko będą ra-

zem, zdołają pokonać wszelkie przeciwności losu. 

Ich twarze zbliżyły się do siebie, z uśmiechem dotknęli się czubkami nosów, a ich usta 

zwarły się w namiętnym pocałunku. Wargi Idy były niecierpliwe i gorące, jej język łaskotał i 

drażnił.  Sedolf  nigdy  dotąd  nie  spotkał  podobnej  kobiety.  Wiedział,  że  póki  w  jego  życiu 

będzie Ida, nigdy nie zatęskni za inną. 

Nagle otworzyły się drzwi i w smudze światła ukazał się wydłużony cień Anjo. 

- No, no - odezwała się cicho wesołym głosem. - A myśmy myśleli, że już śpicie. 

Niecierpliwe  wargi  rozdzieliły  się  niechętnie.  Zakochani,  przytuleni  policzkami, 

spojrzeli na żonę Knuta. 

- Bardzo się cieszę waszym szczęściem - powiedziała Anjo. 

Zawsze była szczera, nigdy niczego nie udawała. 

-  Kiedy  Helena  usłyszała,  że  przyjechaliście,  wstała  z  łóżka.  Bardzo  chce  z  tobą 

porozmawiać Ido. 

Sedolf troskliwie podał Idzie rękę. 

-  Mam  nadzieję,  że  równie  chętnie  mi  pomożesz,  kiedy  będę  schorowaną  staruszką  - 

zaśmiała się cicho dziewczyna i pogłaskała go po włosach i po policzku. 

-  Dobry  z  ciebie  człowiek,  Sedolfie!  -  rzekła  Anjo.  Chwyciła  go  pod  rękę  i  leciutko 

popychając  przed  sobą  Idę,  po  cichu  zamknęła  drzwi.  -  Jesteś  odpowiednim  mężczyzną  dla 

Idy - dodała  głosem tak pewnym, jakby nigdy nie miała co do tego żadnych wątpliwości. A 

Anjo znała się na ludziach. 

background image

- Oczywiście, że jestem dla Idy jedynym właściwym mężczyzną - potwierdził Sedolf 

ze śmiertelną powagą. - Ale zajęło mi trochę czasu, żeby ją o tym przekonać. 

-  Niektórzy  mają  skłonność  do  zamykania  się  we  wspomnieniach  i  przeżywania 

dawnej  miłości  -  uśmiechnęła  się  Anjo.  -  Ale  kiedy  zrozumieją,  co  naprawdę  jest  dla  nich 

dobre, bardzo szybko łapią szczęście oburącz. 

Sedolf  przypomniał  sobie,  że  i  Anjo  nie  była  pierwszą  wielką  miłością  Knuta.  Ta 

kobieta wiedziała więc, o czym mówi. 

Helena  czekała  w  swojej  izbie,  skubiąc  nerwowo  nocną  koszulę. Jej twarz  odzyskała 

naturalny  kształt,  i  choć  nadal  trochę  szpeciły  ją  sińce,  widać  już  było,  że  Helena  to 

prawdziwa piękność. 

Ida  podeszła  wprost  do  niej  i  objęła  ramionami.  Polubiła  tę  dziewczynę,  gdzieś 

zniknęła pierwotna nieufność wobec niej. 

Helena,  nie  przyzwyczajona  do  takich  bezpośrednich  gestów,  poczuła  się 

onieśmielona. W jej świecie, ludzie nie reagowali tak spontanicznie. Ale naturalność i ciepło 

emanujące od Idy kazały jej zaakceptować zachowanie dziewczyny. 

-  Nic  ci  nie  zrobił?  -  zapytała  i  cofnąwszy  się,  uważnie  przyjrzała  się  twarzy  córki 

Reijo. 

Ida,  nie  chcąc  się  narzucać,  usiadła  z  boku  przy  stole  i  opowiedziała  wszystko:  od 

momentu,  gdy  groźny  Fin  wyłonił  się  zza  konia  i  wziął  ją  jako  zakładniczkę,  aż  do  chwili, 

gdy po opowiedzeniu baśni, której sobie zażyczył, poprosił ją, żeby zasnęła. 

Helena uważnie słuchała, uśmiechając się raz po raz albo krzywiąc twarz, jakby to ona 

stała w obliczu niebezpieczeństwa. A kiedy Ida powtórzyła, co Pułkownik mówił o Helenie i 

o jej bracie, Finka przełknęła ślinę i zmięła nocną koszulę. Dopiero usłyszawszy, że jej mąż 

odmówił zabicia konia, a potem opowiedział o księżniczce z baśni tysiąca i jednej nocy, znów 

uśmiechnęła się lekko. 

-  Szeherezada  -  powtórzyła  miękko.  -  Szeherezada  i  król  Szahrijar.  Curt  znał  wiele 

baśni na pamięć i potrafił wspaniale opowiadać, ale czynił to niechętnie. Właściwie słyszałam 

je  tylko  przed  ślubem,  potem  już  nigdy.  -  Helena  siedziała  przez  moment  zamyślona,  jakby 

zapatrzyła się swoimi dużymi oczami w przeszłość. - Nazwał imieniem Szeherezady jedną z 

klaczy, którą ubóstwiał. Była dla niego ważniejsza ode mnie. Ja nigdy nie dorosłam do ideału 

tej nieosiągalnej księżniczki z baśni. 

Uśmiechnęła się ze smutkiem i dodała: 

background image

-  W  Spydenborgu  znajdowała  się  stadnina  koni.  Cun  związany  był  ze  zwierzętami  i 

przeżywał ich cierpienie. Dlatego nie chciał zabić konia. Ludzie nie wzbudzali w nim takich 

uczuć. 

- On odszedł i nigdy już nie powróci - oświadczyła  Ida.  - Jesteś bezpieczna, Heleno. 

Specjalnie go utwierdziłam w przekonaniu, że nie żyjesz. 

- Nadal jestem jego żoną - oświadczyła. - I od tego się nie uwolnię. 

-  Uznaj,  że  nie  żyje  -  wyrwało  się  Idzie.  -  Do  diabła,  Heleno,  on  chciał  cię  zabić!  I 

prawie  mu  się  to  udało!  Teraz  na  pewno  zmieni  imię  i  nazwisko.  Stanie  się  inną  osobą. 

Zapomni o tobie. Nigdy się nie dowiesz, czy on umarł, czy nadal żyje. Najlepsze, co możesz 

uczynić, to pogrzebać wspomnienia o nim. Przecież go na pewno nie kochałaś. Przynajmniej 

nie takim, jaki był ostatnio! 

-  Nienawidziłam  go.  Nawet  tak  ostre  słowa  Helena  wypowiedziała  bez  emocji.  Ta 

dziewczyna nie potrafiła okazywać uczuć. Przywykła kryć je pod maską i choć czasem płaciła 

za to wysoką cenę, nie potrafiła inaczej. 

-  Nienawidzę  go  -  powtórzyła.  -  Bóg  jednak  wie  wszystko,  także  to,  czy  Curt  żyje. 

Zgrzeszyłabym, łamiąc przysięgę małżeńską. 

-  Jeśli  Bóg  jest  taki  małostkowy  -  zaperzyła  się  Ida  -  jeśli  uważa,  że  powinnaś  być 

wierna mężczyźnie, który tak cię traktował, to wolę żyć bez Boga. 

- Jak możesz mówić takie rzeczy? - żachnęła się Helena i zbladła jeszcze bardziej niż 

wówczas, gdy usłyszała wiadomości o mężu. 

-  Takie  jest  moje  zdanie  -  odparła  Ida.  -  Przemyśl  to  sobie,  Heleno.  Chciałabym, 

ż

ebyśmy zostały przyjaciółkami. 

Helena skinęła głową. 

Poza  Curtem,  do  którego  nie  chciała  porównywać  Idy,  nie  spotkała  równie 

impulsywnej  osoby.  Ta  dziewczyna  była  niczym  huragan.  Wtargnęła  w  życie  Heleny, 

przewracając je do góry nogami. 

Chciała się zaprzyjaźnić z Idą. Kiedy ją zobaczyła po raz pierwszy, wydawała się jej 

zupełnie podobna do Reijo. Teraz dostrzegała wyłącznie przeciwieństwa. 

Ale  ta  dziewczyna  miała  w  sobie  tyle  radości  życia!  Ciekawe,  czy  tego  się  można 

nauczyć? zastanowiła się Finka. 

Może mogłaby spróbować? 

Helena pomyślała, że wśród tych ludzi udałoby się jej zmienić. Zapragnęła upodobnić 

się do nich i stać się jedną z nich. 

background image

Spaliła  za  sobą  wszystkie  mosty.  Straciła  wszystko.  Curt  starannie  to  zaplanował. 

Postarał  się,  by  już  nigdy  nie  miała  śmiałości  spojrzeć  w  oczy  komukolwiek  ze  swego 

ś

rodowiska. 

Wszystko,  co  wiązało  się  z  tamtym  światem,  przywoływało  jedynie  bolesne 

wspomnienia.  Tutaj  mogłaby  nauczyć  się  znów  cieszyć  się  życiem,  nauczyć  się  śmiać. 

Wyczuwała to. 

-  Ja  także  bym  chciała  się  z  tobą  zaprzyjaźnić,  Ido  -  odpowiedziała  z  wyuczoną 

poprawnością. I siedząc sztywno, pozwoliła się uściskać spontanicznej Idzie. - Chciałabym tu 

zostać - dodała. 

Reijo  otworzył  usta  ze  zdumienia,  ale  nic  nie  powiedział,  nie  chcąc  psuć  tej  chwili. 

Być  może  on  jako  jedyny  zdawał  sobie  sprawę,  że  to  wszystko  nie  jest  takie  proste.  Chyba 

tylko on zauważał, że Helena nie pasuje do tego miejsca. 

Przygarnęli ją do swoich serc i ona powoli, niczym kwiat wiosną, otwierała się przed 

nimi. 

Ale to nie wystarczy. 

Helena  urodziła  się  w  innym  świecie.  Odebrała  inne  wychowanie.  Nie  była  jedną  z 

nich  i  obojętne,  jak  bardzo  by  ją  pokochali,  nie  pasowała  do  nich.  Zdradzało  ją  każde 

wypowiadane przez nią słowo i każdy, nawet drobny, gest. 

Nie należała do tej samej warstwy społecznej. 

Reijo  po  raz  pierwszy  tak  dobitnie  uświadomił  sobie,  że  istnieje  podział  na  ludzi 

lepszych i gorszych, choć nie ma to nic wspólnego z ich charakterem. Nigdy się nie zgodzi z 

opinią, że ludzie z wyższych sfer naprawdę są lepsi. To wierutne kłamstwo. 

Bardzo  trudno  znaleźć  się  na  pograniczu  tych  dwóch  światów.  Szczególnie  jeśli  ktoś 

spadnie  niżej  w  społecznej  hierarchii.  Reijo  wiedział,  że  Mai  także  nie  było  lekko,  chociaż 

Maja, lepiej niż ktokolwiek inny, potrafiła stawić czoło najtrudniejszym wyzwaniom. 

Ale dla tej wychuchanej panny może się to okazać o wiele bardziej bolesne, mimo że 

ż

yjąc u boku tyrana, poznała też mroczne strony życia. 

Helena nigdy nie cierpiała głodu. 

Pozostali nie myśleli o tym, szczęśliwi, że udało im się ją uratować. 

Reijo także polubił Helenę, ale potrafił trzeźwo oceniać rzeczywistość. 

Helena musi wrócić do swoich. 

I on będzie tym, który ją odwiezie. 

Z zamyślenia wyrwał go głos Idy. 

background image

-  Powiedz,  Heleno,  jak  potoczyły  się  losy  Szeherezady?  Czy  ów  król  ją  zabił,  kiedy 

upłynęło tysiąc jeden nocy? 

Helena poczuła się nagle strasznie zmęczona. 

Wstała po cichu i popatrzyła na piękną i mądrą córkę Reijo. 

Curt chyba nigdy nie spotkał takiej kobiety jak Ida. Kto wie, czy nie wydawało mu się, 

ż

e jest ową księżniczką, która nocami opowiadała królowi baśnie. 

Jej samej nigdy nie udało się upodobnić do owego ideału, choć Curt usilnie starał się 

ją zmienić. 

- Nie skrzywdził cię? - zapytała raz jeszcze. - Nie tknął ciebie? 

Ida  pokręciła  głową.  Wiele  by  uczyniła,  żeby  usunąć  strach  z  oczu  tej  zahukanej 

dziewczyny. W tak młodym wieku nie powinno się nosić w sobie takiego cierpienia. 

-  Nie  opowiedział  ci,  co  spotkało  Szeherezadę?  -  zapytała  Helena,  uśmiechając  się 

najsmutniejszym z uśmiechów, który pomógł Idzie zrozumieć więcej niż by chciała. - Chyba 

się muszę położyć. Taka jestem zmęczona... 

Anjo  odprowadziła  ją  do  łóżka,  a  pozostali  wpatrywali  się  w  Idę,  powoli  zaczynając 

co nieco rozumieć. 

-  A  więc  miałam  rację  -  odezwała  się  Ida  cienko.  Podniosła  twarz  i  powiodła 

spojrzeniem  po  obecnych.  -  Mówiłam  wam,  że  baśń  uratowała  mi  życie  -  dodała  drżącym 

głosem. 

Anjo  zarządziła  kąpiel.  Wielką  drewnianą  balię  postawiła  na  środku  kuchni, 

zaciągnęła zasłony i zagrzała dużo wody. 

Wszystkich  poza  Idą  wygoniła  do  gościnnej  izby,  której  nie  używali  zbyt  często. 

Wychowali  się  w  biedzie  i  chociaż  teraz  powodziło  im  się  lepiej,  to  zachowali 

przyzwyczajenia  nabrane  za  młodu.  Kuchnia  stanowiła  serce  domu.  Tutaj  ludzie  spożywali 

posiłki  i  wykonywali  zwykłe  zajęcia.  Kobiety  przędły  i  tkały,  szyły,  prały  i  zajmowały  się 

dziećmi. Mężczyźni tutaj przygotowywali sprzęt na połowy, robili sidła i garbowali skóry... 

A w ciasnych chatach kuchnia nocą zamieniała się w sypialnię. 

Chociaż  u  Anjo  i  Knuta  izb  było  więcej,  kuchnia  pozostała  sercem  domu,  stanowiła 

najważniejsze pomieszczenie. W izbie gościnnej gospodarze czuli się trochę nieporadnie. 

- Do wody - zarządziła Anjo z uśmiechem. 

Maja  przesłała  przez  Reijo  kilka  kostek  pachnącego  mydła,  które  Anjo  skwapliwie 

schowała.  Reijo  oczywiście  uważał,  że  to  zupełnie  niepotrzebna  fanaberia,  ale  w  końcu 

przyznał, że mydło ma ładny zapach. 

- Ale kobieta powinna pachnieć kobietą - upierał się przy swoim. 

background image

Knut nie był aż tak negatywnie nastawiony do prezentu od Mai, zwłaszcza kiedy Anjo 

używała go do kąpieli. Ale tego Anjo nie zdradziła Idzie. 

- Zaraz się zmienisz w prawdziwą kusicielkę - drażniła się z Idą. - Sedolf straci głowę. 

O ile już jej nie stracił. 

Ida także się roześmiała. Jakie to niezwykłe, być tak kochaną. 

-  Chyba  jestem  zbyt  zmęczona  -  uznała  i  ziewnęła  przeciągle.  Zanurzona  po  szyję, 

zamknęła  oczy,  pozwalając,  by  Anjo  obmyła  ją  z  brudu.  Przypomniała  sobie  dzieciństwo. 

Nigdy nie była kąpana przez matkę, zwykle kąpała ją Elise. 

Bóg  jeden  wie,  jak  potoczyło  się  życie  Elise  i  wujka  Mattiego.  Ida  poczuła  wyrzuty 

sumienia,  że  tak  dawno  nie  wspominali  ich  w  rozmowach.  Straszliwa  tęsknota  przeszyła  jej 

serce niczym strzała. 

Anjo  umyła  Idzie  włosy.  Rozczesała  je  starannie  i  wyszorowała  skórę  głowy 

koniuszkami palców. Perfumowane mydło Mai pachniało ładnie, chociaż trochę obco. Nowy 

kwiatowy zapach mieszał się ze znanym domowym. 

-  Sedolf  na  pewno  nie  czuł  nigdy  takiego  zapachu  -  zapewniała  Anjo,  mrugnąwszy 

okiem. - Nawet Knut nie mógł się oprzeć tej woni... 

Roześmiały się wesoło, jak to kobiety, kiedy dzielą się ze sobą swoimi tajemnicami. 

Wreszcie  Ida, wymyta i  rozgrzana, wytarła się do sucha. Anjo przyniosła tymczasem 

nocną  koszulę  z  delikatnej  tkaniny,  tak  nieskazitelną,  że  Ida,  nim  jej  dotknęła,  odruchowo 

spojrzała na swe ręce. 

Anjo, przykładając koszulę do siebie, powiedziała z uśmiechem: 

- Najpiękniejsza, jaką mam. To także prezent od Mai. Ty nie dostałaś takiej? 

- Nie. 

-  Widocznie  Maja  uznała,  że  mam  się  dla  kogo  stroić  -  stwierdziła  Anjo,  pomagając 

Idzie założyć koszulę.  Zapinana z przodu na śliczne guziczki, miała stójkę obszytą koronką. 

Misterne koronki zdobiły też półokrągły karczek, dół koszuli i rękawy. 

Ida nigdy nie dotykała równie miękkiej i delikatnej tkaniny. 

-  Oczywiście,  jak  na  warunki  północy,  trochę  niepraktyczna  -  dorzuciła  Anjo 

rzeczowo. - Przydałaby się może jakaś koszula flanelowa albo wełniana. 

Spojrzała na Idę i obie wybuchnęły śmiechem. 

- Obiecuję ci, że Sedolf nigdy takiej nie widział - dodała z powagą. 

- Ale ja nie mogę tak wejść do izby gościnnej! - zaprotestowała. 

Anjo otuliła ją wełnianym pledem. 

background image

- Teraz nikt się nawet nie domyśli, co masz na sobie. Niech to pozostanie naszą małą 

tajemnicą. Niespodzianką dla zakochanego mężczyzny. 

W izbie siedział tylko Knut z Sedolfem. 

- A gdzie tata? - zapytała Ida. 

-  Pojechał  na  cypel,  bo  przypomniał  sobie,  że  nikt  nie  zaglądał  do  inwentarza  przez 

cały dzień - odpowiedział Knut. 

- Ale przecież Sofia zrobiła obrządek! - wyrwało się Anjo. 

Wszyscy popatrzyli na nią i powtórzyli chórem: 

- Sofia? Anjo uśmiechnęła się uradowana, choć nie było w tym jej zasługi. 

- Dowiedziała się wszystkiego od Larsa, który zastąpił Emila w gospodarstwie na czas 

pogoni.  I przyszła tu z własnej woli zapytać, czy  może wydoić krowy i nakarmić zwierzęta. 

Pozwoliłam jej na to. Zdawało mi się, że żałuje swojego postępowania. Bardzo chciała z tobą 

porozmawiać, Ido. 

Ida przełknęła ciężko ślinę. Niechętnie uginała karku, niechętnie też wybaczała. 

- Sofia zrobiła pierwszy krok - ostrożnie upomniała ją Anjo. - Chyba ci nie spadnie z 

głowy korona, jeśli wyjdziesz jej na spotkanie. Dobrze mieć przyjaciół. A nasza wioska jest 

taka mała... 

-  Odwiedzę  ją  -  odpowiedziała  Ida,  pewna,  że  Anjo  dopilnuje,  by  dotrzymała 

obietnicy. 

Anjo spojrzała na Sedolfa. 

- No, przyjacielu, teraz twoja kolej. 

- Co takiego? - zdumiał się Sedolf. - Nie będę się kąpał, idę do domu. 

Anjo, jeśli chciała, potrafiła zmrozić słowami. 

- Do domu? - zapytała. - A dlaczego, jeśli wolno mi spytać? Czyżbyś się bał kąpieli? 

Knut z trudem powstrzymał się od śmiechu i mrugnął do Idy. 

Sedolf pokręcił się na stołku. 

- Myślałem... - zaczął, spoglądając na Idę z ukosa - ...ludzie mogą gadać. Wezmą Idę 

na języki, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Nie chciałbym narazić na szwank jej reputacji. 

-  A  więc  o  to  chodzi?  -  Anjo  popatrzyła  na  niego  dobrodusznie.  -  A  od  kiedy  to 

chłopaki od Bakkenów myślą o reputacji dziewcząt? 

Ale Sedolf miał gotową odpowiedź: 

- Kiedy spotkają kobietę swojego życia. Te słowa udobruchały Anjo. 

-  Nigdzie  nie  pójdziesz,  Sedolfie.  Tę  noc  spędzisz  z  Idą,  a  jeśli  ludzie  zaczną 

plotkować, możesz im powiedzieć, że spałeś ze mną. 

background image

- Potrafisz przekonywać - uśmiechnął się Sedolf. 

- Czy na tyle, że zdołam nakłonić ciebie i Knuta, żebyście wylali perfumowaną wodę z 

balii?  -  zapytała  z  miną  niewiniątka.  -  Może  przestanie  trochę  od  was  cuchnąć...  A  potem, 

Sedolfie, wymyjesz się. Knut pożyczy ci bieliznę... 

-  Ona  nie  zawsze  jest  taka  -  rzekł  Knut,  ale  Sedolf  nie  bardzo  wiedział,  co  o  tym 

wszystkim sądzić. 

Nalali  do  balii  świeżej  wody  i  uśmiechnęli  się  do  siebie.  Knut,  wychodząc  z  kuchni, 

rzucił, niby mimochodem: 

-  Ida  jest  wspaniałą  dziewczyną,  bardzo  ją  kocham  i  mam  nadzieję,  że  nigdy  nie 

uczynisz czegoś, co by ją zasmuciło. 

- Na przykład, czego? - zapytał Sedolf, zdejmując koszulę. 

- Sofia - rzekł Knut. - Inne kobiety... Sedolf pokręcił głową. 

-  Nie  wierzysz,  że  i  ja  chciałbym  się  w  końcu  ustatkować?  Sądzisz,  że  nie  potrafię 

docenić tego, że spotkałem tak wyjątkową kobietę jak Ida? Tym razem, Knut, to związek na 

cale życie. 

Knut pokiwał głową i uśmiechnął się. 

- Tylko się pośpiesz, nim ci ta wybranka zaśnie! 

- Myślisz, że i ja nie jestem śpiący? - zapytał niewinnie Sedolf. 

- Powiedzmy, że mam co do tego pewne wątpliwości. 

Ida po cichutku weszła do alkierza i wsunęła się pod pierzynę, trochę się obawiając, że 

pogniecie piękną koszulę, która równie dobrze mogłaby uchodzić za odświętny strój. 

Zapaliła  lampkę  parafinową  i  skręciła  płomień,  by  nie  było  zbyt  jasno.  Dzieci  spały 

spokojnie  w  drugim  końcu  izby.  Anjo  zaproponowała,  że  przestawi  kołyskę  do  siebie  i  do 

Knuta. 

-  Żebyście  poczuli  się  swobodniej  -  powiedziała.  Ale  Ida  jej  podziękowała.  Chciała 

mieć dzieci przy sobie. Po nocy, która mogła być dla niej ostatnia, pragnęła teraz otoczyć się 

tymi,  których  najbardziej  kocha.  Jeśli  przebudzi  się  i  przestraszy  czegoś,  wyciągnie  rękę  do 

Sedolfa i sprawdzi, czy leży obok. Może też wstać i popatrzeć, czy dzieci są bezpieczne. 

Anjo zrozumiała... 

Sedolf, trochę zakłopotany, wszedł boso w samych kalesonach. Nie spodziewał się, że 

zastanie zapaloną lampę. Ale pomyślał, że to dobrze, bo Idy i jego nie powinien dzielić mrok. 

Szczękając zębami, wsunął się szybko pod miękką pierzynę. 

Anjo  wniosła  trochę  wielkopańskich  obyczajów  podpatrzonych  w  domu  namiestnika 

w Alcie. 

background image

Musiał  przyznać,  że  pod  tym  puchowym  przykryciem  leżało  się  wyjątkowo 

przyjemnie, bo nic nie kłuło, a i pchły nie miały się gdzie chować. 

Wsunął Idzie ramię pod głowę i wciągnął w nozdrza jej zapach. 

- Ślicznie pachniesz, tak oszałamiająco... - wyszeptał, przytulając ją mocno. 

Wplotła  palce  w  jego  zmoczone  włosy  i  odgarnęła  je  do  tyłu.  Uśmiechnęła  się, 

widząc, jak ta fryzura go odmieniła. 

Musnął wargami jej szyję. 

-  Chyba  nie  dotrzymam  przyrzeczenia,  jakie  sobie  złożyłem  -  odezwał  się  cicho, 

całując  jej  ramię  i  rozpinając  drobne  guziczki  u koszuli.  -  I  wykorzystam  wszelkie  sztuczki, 

by cię uwieść, zanim mnie poślubisz. 

-  Po  co  składasz  przyrzeczenia,  których  nie  jesteś  w  stanie  wypełnić,  Sedolfie?  - 

odparła zmienionym głosem. 

Roześmiał się i pocałował ją. 

- Masz rację Ido. Kocham cię - powiedział, zdecydowany trzymać się jak najdalej od 

takich przyrzeczeń. 

background image

EPILOG 

Fragment listu Mai do Ailo z dnia 30 listopada 1749 roku 

...Piszę do ciebie ten list, drogi bracie, dołączajążyczenia wesołych świąt. Domyślasz 

się pewnie, że bardzo już bym chciała widzieć ciebie i Williama z powrotem w domu. 

Ale to nie wszystko. Dziś otrzymałam list od Reijo. Przywieźli go kupcy, którzy wrócili 

z  jarmarku  z  naszych  rodzinnych  stron  nad  fiordem.  Dlatego  wieści  są  stosunkowo  świeże. 

Mam nadzieję, kochany Ailo, że nie sprawią ci wielkiego bólu. Rozmawialiśmy przecież o tym 

i sam zdecydowałeśże tak będzie dla Idy najlepiej. Reijo pisze, że tuż przed jarmarkiem Ida 

wyszła  za  mąż  za  Sedolfa  Bakkena.  Pewnie  pamiętasz  kuzyna  Simona.  Reijo  jest  chyba 

zadowolony.  Pisze,  że  młodzi  są  bardzo  szczęśliwi,  a  Sedolf  traktuje  dzieci  jak  własne. 

Wygląda na to, że Ida także okazała się nieodrodną córką swojej matki...