background image

BENTE PEDERSEN 

PODCIĘTE SKRZYDŁA 

background image

PROLOG 

-  Mikkal!  Mikkal!  Śpisz?  -  Sigga  lekko  szturchnęła  mężczyznę,  który  pociemniałym 

wzrokiem wpatrywał się w żar paleniska. To niepogoda działała na niego przygnębiająco, ale 

są przecież jakieś granice złego humoru. 

Zareagował, kiedy podsunęła mu pod nos to, co znalazła w skórzanym woreczku. 

Ze  zwinnością  gronostaja  wyrwał  jej  z  ręki  kościanego  ptaszka  i  czule  pogładził  go 

silnymi  palcami.  Sigga  zacisnęła  zęby.  Ile  minęło  już  czasu  od  chwili,  kiedy  ją  tak  pieścił? 

Dwa miesiące? Trzy? To ostatnie było bliższe prawdy. 

-  Znalazłam  go  -  powiedziała  na  swój zwykły  miękki  sposób.  -  Ailo  mógłby  się  nim 

bawić. 

-  Trzymaj  się  z  dala  od  moich  rzeczy  -  warknął.  Cofnęła  się.  Kiedy  był  w  takim 

nastroju,  musiała  postępować  roztropnie.  Powinna  pójść  do  Ravny  i  poprosić  ją,  by 

przemówiła  do  rozsądku  swemu  upartemu  i  kapryśnemu  synowi.  Sigga  nie  miała  przystępu 

do jego serca. 

Uniosła kołyskę z dzieckiem i wyszła z namiotu. Nawet tego nie zauważył. 

Mikkal  wpatrywał  się  w  ptaszka,  czubkami  palców  dotykał  chłodnej  gładzi  kostki, 

delikatnie pieścił skrzydełka, tułów - skarb, który utracił. 

Jak  dawno  temu?  Raija  miała  wtedy  trzynaście  lat  i  była  jak  pączek  kwiatu,  który 

właśnie się otwiera. Minęły cztery lata. Tylko cztery, choć jemu zdały się całym życiem. 

Mikkal wciąż pamiętał tamten ciepły czerwcowy dzień. Samotnie doglądał reniferów 

na płaskowyżu, tylko komary dotrzymywały mu towarzystwa. Z nudów zaczął dłubać nożem 

w  kawałku  kości  i  zrobił  dla  Raiji  coś  pięknego.  Coś,  co  mówiło  wiele,  nie  mówiąc 

wszystkiego. Wtedy był jej starszym bratem... 

Mikkal  uśmiechnął  się  gorzko  do  kościanego  kruka.  Nigdy  go  nie  dostała.  Renifery 

rozpierzchły się, z wielkim trudem zdołał je zatrzymać i skupić na powrót w stado. 

Raija cięła turzycę w pobliżu i przybiegła na pogawędkę. Mała kobietka, jakże wydała 

się  mu  zachwycająca.  Dała  prawdziwy  spektakl  zazdrości,  sądząc,  że  rzeźbi  coś  dla  Siggi. 

Mikkal roześmiał się cicho na samo wspomnienie. Pamiętał też, jak spontanicznie objęła go, 

zrozumiawszy, że podarunek jest dla niej. 

Cztery lata. I wciąż czuł zapach wrzosu, widział szeroki, letni nieboskłon, widział ją. 

Chociaż...  Obraz  Raiji  z  tamtych  dni  na  płaskowyżu  pod  fińską  granicą  zatarł  mu  się  w 

pamięci.  Oczami  duszy  widział  tę  inną  Raiję,  dorosłą,  sprzed  dwóch  lat.  Tę,  która 

background image

powiedziała, że go kocha. Ich losy nigdy się nie splotły, jedynie skrzyżowały, a potem każde 

znów poszło własną drogą. 

Nie byli sobie pisani. Ani teraz, ani przedtem. Powinien właściwie być wdzięczny za 

te krótkie chwile, które spędzili razem. Żadne z nich nie mogło prosić o więcej. Mikkal wciąż 

jednak  tęsknił  i  tęsknota  doprowadzała  go  na  skraj  obłędu.  Relacja  Aslaka  z  wizyty  u  Raiji 

przygnębiła  go  na  długie  tygodnie.  Nie  uwierzył  w  nią,  nie  wierzył  słowom  Aslaka.  Raija 

należała  przecież  do  niego,  nie  mogła  być  szczęśliwa  z  kimś  innym.  Szwagier  musiał  się 

mylić,  upierał  się  jednak  przy  swoim.  Twierdził,  że  Raija  jest  piękniejsza  niż  kiedykolwiek, 

jaśnieje  jakimś  wewnętrznym  blaskiem.  Szczęśliwa  i  brzemienna.  Raija  urodziła  dziecko  w 

tym samym czasie co Sigga. Czy i w tym objawia się ironia losu? 

Myśl, że Raija została matką, odebrała Mikkalowi radość z syna. To Sigga zajęła się 

małym,  to  ona  nadała  mu  imię  Ailo.  To  ona  wreszcie  przelała  na  dziecko  całą  swą  miłość. 

Mikkal spoglądał na nie z rzadka, nie zdołało wzbudzić w nim gorących ojcowskich uczuć. 

Ailo zapewne nie różnił się od innych dzieci. I był jego synem, co do tego Mikkal nie 

miał  żadnych  wątpliwości.  Powinien  szaleć  ze  szczęścia.  Powinien...  Byłby  szczęśliwy, 

gdyby inna kobieta urodziła mu chłopca. 

Po  co  zaprzątać  sobie  tym  myśli?  To  nie  ma  sensu.  Raija  Alatalo  z  rozległej  fińskiej 

doliny  wzdłuż  rzeki  Torne  i  Mikkal  syn  Pehra  z  zalanych  światłem  płaskowyżów  północnej 

Norwegii daremnie wpatrywali się w gwiazdy. 

Raija  była  córką  zubożałego,  dumnego  chłopa  Erkkiego  Alatalo.  Lata  nieurodzaju  i 

zawieruchy  wojennej  zmusiły  go  do  wysłania  ukochanej  najstarszej  córki  na  północ,  do 

krainy zwanej Ruiją. Powierzył ją pieczy Lapończyka Pehra, ojca Mikkala. 

Wtedy  po  raz  pierwszy  Mikkal  ujrzał  dziewczynkę  o  czarnych  lokach  tańczących  na 

bezlitosnym wietrze. Od tamtej chwili ich losy splotły się ze sobą. 

Raija  została  jego  Małym  Krukiem  i  młodszą  siostrą.  Pehr  i  Ravna  przyjęli  ją  do 

rodziny.  Zostałoby tak do dziś, gdyby  uczucia Mikkala nie przekroczyły  granic braterskiego 

przywiązania. 

Dostrzegł to ojciec i odprawił dziewczynę. 

Dwa lata Mikkal żył marzeniami o pewnym dziecku. Ujrzał je znów, kiedy pojechał w 

konkury do Siggi. Ponowne spotkanie z Raiją przesłoniło mu cały świat i kazało zapomnieć o 

celu  wyprawy.  Raija  nie  była  już  dzieckiem,  stała  się  ponętną  kobietą.  Na  jej  widok  krew 

zagotowała mu się w żyłach, a rozsądek wyparował jak rosa o poranku. 

background image

Tamtej nocy spędził w jej ramionach kilka upojnych godzin. Ich ciasno splecione ciała 

przemawiały  do  siebie  językiem  miłości,  w  gorzkim  przekonaniu,  że  odnalazły  się  zbyt 

późno. 

Ostatnie  dwa  lata  Mikkal  żył  wspomnieniami  tamtej  nocy.  Zaklął  cicho  i  zacisnął 

zęby. Napięta skóra wokół ust pobladła, nozdrza drżały jak u rannego zwierzęcia. 

Pamiętał dobrze, kto wtedy odwoływał się do szlachetności, kto mówił, że nie powinni 

się spotykać. Pamiętał dobrze, kto perorował o rozsądku, o potrzebie darzenia miłością tych, 

którzy  ich  kochali.  Mikkal  miał  dobrą  pamięć  i  przeklinał  sam  siebie  za  słowa,  które 

wypowiedział. 

Błagała  go,  by  został,  a  on  mówił  o  obowiązkach.  Sam  pchnął  ją  w  ramiona  tego 

jasnowłosego, słabowitego chłopca z Lyngen. Prosił ją, by uczyniła go szczęśliwym. 

Słowa Aslaka powiedziały mu, że Raija potraktowała jego prośbę dosłownie. Zrobiła 

nawet więcej, znalazła szczęście u boku syna rybaka. 

Mikkal nie mógł tego pojąć, zżerała go zazdrość. Sam ożenił się z dziewczyną, która 

cały  czas  była  mu  pisana.  Mądrą  i  piękną  Siggą,  która  znała  swoje  miejsce.  Dbała  o  dom, 

kochała go, zawsze go kochała. Dała mu syna, spełniała wszystkie małżeńskie powinności. 

Ale  Mikkal  nie  osiągnął  pełni  szczęścia.  Raija  Alatalo  nazywała  się  teraz  Elvejord. 

Nie pojmował, dlaczego było jej z tym dobrze, uznał, że zbrukała to, co ich niegdyś łączyło. 

On cierpiał. Jakże więc Raija mogła czuć się inaczej? 

Może  dlatego,  że  tkwiło  w  niej  coś,  co  dostrzegł  dawno  temu  -  prawdziwa  wola 

przetrwania. Raiji Alatalo nie sposób złamać. 

Mały  Kruk  przypominał  jeden  z  tych  upartych  kwiatków,  które  czepiają  się  nagiej 

skały  i  kwitną  rok  po  roku.  Raija...  Mikkal  zagłębił  się  w  marzenie,  w  pustkę,  od  której  nie 

mógł, nie chciał uciec.  Miał dwadzieścia trzy lata, a  czul, jakby przeżył  dwa razy tyle.  Znał 

Raiję  od  dziewięciu  lat  i  przez  cały  ten  czas  była  jego  błogosławieństwem  i  jego 

przekleństwem. 

Czy  mieli  się  jeszcze  kiedyś  spotkać?  Bezwiednie  pogładził  ptaszka,  w  kąciku  warg 

igrał  mu  uśmiech.  Jego  twarz  wokół  oczu  i  ust  pokryła  się  siecią  drobnych  zmarszczek. 

Trudne życie wyciskało bezlitosne piętno na twarzach synów płaskowyżu. 

Sam  musiał  zdecydować,  czy  się  jeszcze  spotkają,  był  tego  świadom.  Dotąd  trzymał 

się  z  dala  od  Lyngen,  bogowie  jedynie  wiedzieli,  jakim  kosztem.  Miał  tyle  okazji,  tysiące 

dobrych wymówek, ale się powstrzymywał. Może teraz ptaszek dawał mu znak? Może Raija 

go potrzebowała? 

background image

Pobożne  życzenia.  Sigga  znalazła  figurkę  przypadkiem  i  chciała  dać  ją  synowi  do 

zabawy.  Mikkal  spojrzał  na  ptaszka.  Kość  całkiem  już  pożółkła.  Rzeźba  była  niezdarna, 

wtedy  niezbyt  sprawnie  posługiwał  się  nożem.  Teraz,  po  latach  ćwiczeń,  mógłby  stworzyć 

dzieło warte Raiji. 

Sigga  miała  rację.  Ailo  powinien  dostać  ptaszka,  ściskać  go  w  małych  paluszkach, 

znajdować  radość  w  zabawie.  Po  co  chować  skarby  dla  kogoś,  kto  nie  może  ich  przyjąć? 

Zresztą Mikkal ofiarował Raiji rzeczy najcenniejsze: swą miłość - i broszkę babki. 

Dał jej też dar znacznie hojniejszy, sam o tym nie wiedząc. Raija przysięgła sobie, że 

nigdy mu o nim nie powie, a Raija Alatalo zawsze dotrzymywała słowa. 

Mikkal  znalazł  żonę  i  syna  u  swojej  matki.  Nie  zdziwił  się,  Ravna  potrafiła  godzić 

zwaśnionych  małżonków.  Stawała  pomiędzy  nimi  z  dobrą  radą,  otwierała  im  oczy.  Kochała 

ich, a w samotności roniła nad nimi łzy. 

Rzucił ptaszka na kolana Siggi tak, jakby nic dla niego nie był wart. 

- Daj go chłopcu - powiedział. 

- Sądziłam, że to jeden z twoich tajemniczych skarbów - zdobyła się na odwagę Sigga. 

Wiedziała, że w obecności matki Mikkal powściągnie język. 

- To jedynie pamiątka z dzieciństwa. 

Sigga złapała ptaszka w dwa palce, jakby figurka napawała ją obrzydzeniem. 

- Jeśli to pamiątka po... niej, to Ailo jej nie dostanie! - rzuciła zapalczywie. 

- To ptaszek, Siggo, ptaszek z kości. Chcesz go użyć jako oręża przeciwko mnie? 

- Kruk? - drażniła go z ogniem w oczach. 

- Ptak. - Mikkal machnął rękoma z rezygnacją. - Wrona. Kruk. Nazwij go, jak chcesz, 

dla mnie to po prostu ptaszek! 

-  Dorośli,  a  zachowują  się  jak  dzieci!  -  westchnęła  Ravna.  -  Uważajcie,  by  Pehr  was 

nie posłyszał. 

Ukradkiem spojrzała na figurkę, dzieło Mikkala sprzed czterech lat. 

-  To  ptaszek  -  zdecydowała.  -  Wygląda  zresztą  na  mewę,  w  życiu  nie  widziałam 

białego kruka. Skąd ci coś podobnego przyszło do głowy, Siggo? 

Sigga  zacisnęła  usta.  Ravna  wzięła  stronę  Mikkala  -  i  Raiji.  Nic  dziwnego,  zawsze 

czuła słabość do tej małej Finki. 

Sigga  była  zbyt  mądra,  by  sprzeciwić  się  teściowej.  Z  westchnieniem  rezygnacji 

wcisnęła ptaszka w dłonie synka. Mały zamruczał z zadowoleniem. 

Czy  Ailo  miał  się  znaleźć  pod  działaniem  tego  samego  czaru,  który  opętał  Mikkala? 

Złe przeczucie ścięło jej krew w żyłach. 

background image

Był rok 1727. 

Fryderyk IV wciąż zasiadał na tronie Danii i Norwegii. W siedem lat po zakończeniu 

wojny  północnej  połączone  królestwa  trzymały  się  z  dala  od  kłótni  wielkich  mocarstw.  Tak 

było  korzystniej  dla  państwa  i  dla  poddanych,  kasa  królewska,  dotąd  świecąca  pustkami, 

zapełniała  się  dzięki  handlowi  z  wojującymi  stronami.  U  progu  absolutyzmu  zubożała 

północna monarchia potrzebowała pieniędzy. 

Finnmark. 

Na  dworze  kopenhaskim  traktowano  tę  północną  część  ponad  miarę  rozciągniętej 

Norwegii jak prowincję w prowincji, jak kolonię, na równi z Grenlandią, Islandią i Wyspami 

Owczymi. 

Finnmark. 

Trzy  państwa  rościły  sobie  prawo  do  obszarów  dalekiej  północy:  Dania,  Szwecja  i 

Rosja.  Na  rozległych  terenach  Finnmarku  ścierały  się  interesy  kilku  mocarstw,  każde  z  nich 

wysyłało tam swoich poborców podatkowych. 

Granice Finnmarku były płynne. Sąsiedzi, każdy na swój sposób, usiłowali zaznaczyć 

tu  własny  wpływ.  Szwedzi  zbudowali  kościoły  w  Kautokeino  i  Utsjok.  Nie  mieli  zamiaru 

dobrowolnie zrzec się praw do tych ziem. 

Królestwo Danii i Norwegii starało się zasiedlać nadmorskie tereny odległej północy i 

bezkresne  obszary  płaskowyżu  Norwegami.  W  dobrych  domach  Bergen  i  Trondheim 

namawiano służbę, by jako pionierzy ruszała do Finnmarku. 

To  samo  czyniono  z  obywatelami  gorszej  kategorii.  Czyszczono  południowe  krańce 

monarchii z przestępców i wolnych ptaków. Z żelazną konsekwencją wysyłano ich na północ, 

motywując to postępowanie dobrem państwa i, obłudnie, wspaniałomyślnością. 

Lapończycy,  pradawni  mieszkańcy  północy,  nie  zdobyli  zaufania  królewskiej 

Kopenhagi,  traktowano  ich  jak  dziwaczny,  egzotyczny  lud,  któremu  nie  przysługuje  miano 

godnych zaufania obywateli. Stołeczni mędrcy nie wiedzieli prawie nic o  tych dzieciach na-

tury i pomijali je w swoich rachubach. 

Lapończycy  byli  ludem  koczowniczym,  a  dwór  królewski  pragnął,  by  tę  odległą 

krainę zasiedlili ludzie pracowici i obeznani z rolą. 

Lata  dwudzieste  XVIII  wieku  przyniosły  pozytywne  zmiany.  Po  latach  upadku 

prowincja Finnmark odradzała się jak Feniks z popiołów. 

Ludziom  żyło  się  lepiej,  klimat  ocieplał  się.  Od  najzimniejszego  roku  1720 

temperatury stale rosły. Odebrano to jako znak, zapowiedź pomyślności. 

background image

Zlikwidowano monopole, wprowadzono zasadę wolnego handlu. Choć miasta Bergen 

i Trondheim odmówiły wjazdu cudzoziemcom i same podzieliły się wpływami z handlu, to i 

tak ludzie dalekiej północy odczuli poprawę swego losu. 

Ożywiły się kontakty ze światem. W Finnmarku pojawili się podróżnicy, ze wschodu 

nadciągnęli pierwsi kupcy rosyjscy. 

Finnmark  zasiedlały  dwa  ludy,  Norwegowie  i  Lapończycy;  z  południa,  z  Finlandii, 

przybywali  przedstawiciele  trzeciego  narodu.  Uciekając  od  wojny,  głodu  i  nieurodzaju,  w 

poszukiwaniu lepszego życia docierali aż do północnych fiordów. W roku 1727 przybyszów 

było  wciąż  niewielu,  pojawiali  się  pojedynczo  lub  w  nielicznych  grupkach.  Obsiedli  brzegi 

fiordu Lyngen lub wędrowali jeszcze dalej, aż do Alty. 

Byli  to  dobrzy,  pracowici  chłopi  z  rolniczych  obszarów  Finlandii.  Z  różnych 

powodów  nie  widzieli  dla  siebie  przyszłości  w  ojczyźnie,  a  Ruija,  nadmorska  kraina,  jawiła 

im  się  rajem  na  ziemi.  Byli,  rzecz  jasna,  pośród  nich  także  ludzie  pośledniejszego 

autoramentu. 

We  wsiach  Tornedalen  mówiono,  iż  jeśli  ktoś  bez  powodzenia  próbował  odmienić 

swój  los,  zostawało  mu  jedno  wyjście:  podróż  do  Ruiji.  Czasami  w  drogę  wyruszały  dzieci, 

wysyłane w nieznane przez nieszczęśliwych rodziców. Może w obcej krainie czekał je lepszy 

los?  Powierzano  je  opiece  wędrownych  Lapończyków,  którzy  u  kresu  drogi  sprzedawali 

dzieci  miejscowym  rodzinom.  Trudno  ten  proceder  określić  inaczej  niż  jako  handel  żywym 

towarem. 

W  Ruiji  czekała  dzieci  niejasna  przyszłość.  Dla  niektórych  rodzin  były  z  dawna 

oczekiwanymi  potomkami,  dla  innych  jedynie  tanią  siłą  roboczą.  Jeden  los  niepodobny  do 

drugiego. 

Pośród  wielu  dzieci,  które  w  ten  sposób  znalazły  się  w  Ruiji,  była  Raija.  Mały  Kruk 

Mikkala. 

background image

Raija  skończyła  siedemnaście  wiosen,  od  dwóch  lat  była  żoną  Karla,  zaledwie 

dziewiętnastolatka.  Trzeci  członek  rodziny,  Maria,  przez  wszystkich  zwana  Mają,  niespełna 

roczne dziecko, właśnie zaczęło stawać na nóżki. Ciekawe świata kręciło się wokół i nie raz 

rodzice musieli ratować je z opresji. 

Niedługo Raija miała zostać sama z córką. Jak większość mieszkańców nadbrzeżnych 

okolic  fiordu  Lyngen  rodzina  Elvejordow  prowadziła  niewielkie  gospodarstwo  i  żyła  z 

rybołówstwa.  Raija  doglądała  zwierząt  i  uprawiała  niewielki  spłachetek  ziemi,  Karl  miał  za 

sobą  kilka  sezonów  spędzonych  na  morzu.  Zeszłej  zimy  był  na  Lofotach,  a  teraz  zbliżał  się 

kolejny  okres  połowów.  Każdy,  kto  pragnął  zapewnić  rodzinie  strawę  i  odzienie,  musiał 

myśleć o wyprawie. Karl ruszał na północ, na łowiska położone u wybrzeży Finnmarku. 

Raija  była  żoną  rybaka  i  do  niej  należało  dbanie  o  ekwipunek  męża.  Czekało  ją 

mnóstwo  obowiązków,  zbyt  wiele  dla  dziewczyny,  która  najchętniej  spędzałaby  dni  na 

marzeniach.  Lecz  Raija  Elvejord  od  dawna  już  nie  oddawała  się  marzeniom.  Biedne  żony 

rybaków wypełniały całe dnie znojną pracą. 

Kiedy  Karl  wyruszy  na  wyprawę,  zostanie  sama.  Reijo,  najlepszy  przyjaciel  Karla, 

wyprawił się wcześniej z inną załogą na te same łowiska Finnmarku. 

W  przeciwieństwie  do  Karla  Reijo  dawno  już  porzucił  mrzonki  o  złożach  złota  w 

górach otaczających fiord Lyngen. 

Reijo  i  jego  ojciec,  Antti  Kesaniemi,  byli  oprócz  teścia  Kristiana  jedynymi 

przyjaciółmi  Raiji  w  tej  nadmorskiej  osadzie.  Matka  Karla,  Marta,  zachorowała  i  zmarła 

poprzedniej zimy. 

Kristian również ruszał na morze. Tylko Antti zostawał w domu. 

Raija uważała, że czynił tak ze względu na nią, choć Antti gorąco zaprzeczał. Na swój 

sposób był jej ojcem, którego tak potrzebowała - ten godny zaufania Kwen z domku na cyplu 

zawsze spieszył jej z pomocą. Raija nie bała się ciężkiej pracy i była gotowa zrobić wiele dla 

ludzi, których darzyła sympatią. Wrogom nie pobłażała, nie leżało to w jej naturze. 

Ludziom,  których  kochała,  poświęcała  wszystkie  siły.  Tej  wiosny  przygotowała 

ekwipunek  dla  męża,  ale  nie  zapomniała  o  teściu  i  Reijo.  Raija  dbała  o  swoich.  Szycie  nie 

było  jej  mocną  stroną,  ale  zdołała  zapewnić  wszystkim  trzem  mężczyznom  ciepłe  odzienie. 

Tylko ona wiedziała, ile bezsennych nocy spędziła na tym zajęciu. 

background image

Zbliżał  się  czas  wypłynięcia,  więc  Raija  piekła  od  rana  do  wieczora.  Zapasy  cennej 

mąki  kurczyły  się  w  oczach,  ale  Raija  uznała,  że  da  sobie  radę.  Zdarzało  się  latem,  iż  do 

Lyngen  docierał  ten  czy  ów  kupiec  znad  Zatoki  Botnickiej,  często  poza  wyznaczonymi 

terminami targowisk. Da sobie radę. Jak wróci Karl, wszystko znów będzie po staremu. 

Trzej  mężczyźni  dostaną  na  podróż  wystarczający  zapas  chleba  i  sucharów.  Nikt  nie 

zarzuci jej, że lekko traktuje obowiązki. Żaden z nich nie zazna głodu na łowiskach. 

Karl oczekiwał wyprawy z niechęcią. Nosił w sobie przekonanie, że nie urodził się do 

zawodu  rybaka.  Miał  tysiące  planów  i  jedno  wielkie  marzenie,  nie  dość  jednak  czasu,  by  je 

spełnić. 

Ż

ycie  dziewiętnastolatka  układało  się  w  jednostajny  ciąg  obowiązków.  Jako  ojciec 

rodziny  musiał  przede  wszystkim  dbać  o  żonę  i  dziecko.  Walka  o  chleb  codzienny  trwała 

okrągły rok. Na marzenia zostawało niewiele czasu. 

Wciąż natykał się na przeszkody, które skazywały go na ten sam los, jakby na zawsze 

już miał pozostać zgarbionym od pracy rybakiem. 

Trzeba odwagi, by się przeciwstawić przeznaczeniu. Znacznie więcej odwagi, niż Karl 

Elvejord  był  w  stanie  z  siebie  wykrzesać.  Kiedy  już  jednak  minie  czas  połowów...  jesienią, 

wtedy porozmawia z Raiją... 

Najtrudniejsza  jest  zawsze  ostatnia  noc.  Dla  tego,  kto  rusza  w  drogę,  i  dla  tej,  która 

zostaje z brzemieniem odpowiedzialności za dom, inwentarz i rodzinę. 

- Może nie powinienem wypłynąć - szepnął Karl ze wzrokiem utkwionym w powałę. I 

on, i Raija wiedzieli, że nie ma wyboru. - Tylu podłych ludzi się tu kręci. Zostaniesz sama z 

Mają, wszystko się może zdarzyć... 

Raija roześmiała się. 

- Kalle, Kalle - rzekła pieszczotliwie - nie ty jeden ruszasz w drogę. Zostają kobiety, 

dzieci  i  starcy.  Dam  sobie  radę.  Jeśli  ktoś  zechce  mi  się  naprzykrzać,  będę  mruczeć  pod 

nosem zaklęcia. Jak wrócisz, dowiesz się, że masz czarownicę za żonę... 

- Nie igraj z ogniem, Raiju - wzdrygnął się. - Czarownice się pali... 

Jego  uwaga  wydała  się  Raiji  niezwykle  zabawna.  Dziewczyna  miała  szczególne 

poczucie humoru. 

-  Nic  mi  się  nie  stanie  -  zapewniła  męża  z  młodzieńczą  pewnością  siebie.  -  Antti 

będzie mnie odwiedzał, założę się, że kilka razy dziennie, tak niby przypadkiem. Co może mi 

grozić? 

Karl nie odpowiedział, ale pomyślał o czymś bardzo konkretnym. Kiedy  wyjeżdżał z 

domu, zawsze prześladowały go te same natrętne myśli. 

background image

Najgorsze  mówiły  mu,  że  Raija  go  opuściła.  Na  Lofotach  zlany  potem  budził  się  z 

koszmaru, w którym widział opustoszałe domostwo. 

Raija  nigdy  nie  zrobi  tego  z  własnej  woli.  Nie  dlatego,  że  brak  jej  odwagi,  raczej  z 

nadmiaru  lojalności.  Karl  wiedział  jednak,  że  jej  lojalność  kończy  się  tam,  gdzie  zaczynają 

uczucia. 

Istniał  jeden  człowiek,  dla  którego  Raija  rzuciłaby  wszystko.  Człowiek,  który  mógł 

urzeczywistnić koszmary Karla. 

Minęły  dwa  lata,  odkąd  widzieli  go  po  raz  ostatni,  i  zapewne  sporo  jeszcze  upłynie 

wody w strumieniu, zanim ujrzą go ponownie. Mimo to Karl nie wątpił, że tamten w końcu 

się pojawi. Nikt, kto darzy Raiję uczuciem, nie oprze się pokusie. A jego rywal kochał Raiję. 

Tego właśnie Karl Elvejord obawiał się najbardziej - że tamten zjawi się w Lyngen pod jego 

nieobecność. 

-  Masz  szczęście,  że  możesz  się  stąd  wyrwać.  -  W  głosie  Raiji  pojawiła  się  nuta 

rozmarzenia. 

Strach złapał Karla za gardło. 

- Więc tęsknisz? Chcesz wyjechać? Dokąd? - W tych urywanych słowach zawarł cały 

swój niepokój. 

-  Nie  mogę  przecież  ruszyć  z  wami  na  połów.  Komu  potrzebna  kobieta  na  łodzi?  - 

roześmiała się głośno. 

-  Gdybyś  jednak  mogła  wyjechać  -  drążył,  unosząc  się  na  łokciu.  Wpatrywał  się  w 

ż

onę  poprzez  mrok,  ale  nie  potrafił  wyczytać  nic  z  jej  twarzy.  Ledwo  ją  widział.  -  Gdybyś 

mogła, Raiju, wyjechałabyś? 

- A ty nie? - rzuciła wymijająco. 

Obojętny  ton  jej  głosu  wzbudził  czujność  Karla.  Zdradziła  się.  Nie  odpowiedziała 

wprost, ale i tak się zdradziła. 

- Do Finlandii? - zapytał, choć znał odpowiedź. 

- Czego miałabym tam szukać? - spytała beznamiętnie. - Wszyscy pewnie pomarli. 

- Więc na północ? 

Jej wahanie trwało o ułamek sekundy zbyt długo. 

- Nie wiem... 

Karl jednak wiedział. Raija nie miała nikogo w Finlandii, ale na północy  ktoś na nią 

czekał... 

- Ale to się nigdy nie stanie... - Raija zwracała się bardziej do siebie niż do niego. - W 

naszej rodzinie ty jesteś podróżnikiem. Zostanę z Mają tutaj, gdzie nasze miejsce. 

background image

Karl nie był tego taki pewien. Mocne więzy łączyły Raiję i Maję z innym miejscem na 

ziemi. Pilnował się, by głośno nie wyrazić swoich przypuszczeń. 

Przysunął się do żony i objął ją. 

- Długo mnie nie będzie - mruknął, wtulając wargi w zagłębienie na jej szyi. Zanurzył 

się w świeżym zapachu jej włosów. Raija pogłaskała go po ramionach. Przez ostatni rok Karl 

bardzo zmężniał. Tak, długo go nie będzie. 

Znalazł  ustami  jej  wargi,  a  ona  się  nie  cofnęła.  Nie  była  stworzona  do  życia  w 

samotności, potrzebowała fizycznej miłości równie mocno jak on. Trzymając ją w objęciach, 

Karl  mógł  nieomal  wyobrazić  sobie,  że  Raija  go  kocha.  Nie  był  już  tym  niezdarnym  ko-

chankiem z nocy poślubnej. 

Wiele się nauczył, również w tej dziedzinie. 

Delikatnie pieścił dłońmi każdy skrawek jej ciała. Uwielbiała pieszczoty i potrafiła je 

odwzajemnić. 

Pocałował ją, a Raija się uśmiechnęła. Jej miękkie wargi potrafiły doprowadzić go do 

szaleństwa, obsypując pocałunkami w niezwykłych miejscach. 

Raija  przywarła  do  męża,  zachęcając,  by  w  nią  wszedł.  Ciała  obojga  błagały  o 

spełnienie. Karl przykrył ustami jej wargi i kiedy ich języki spotkały się w namiętnym tańcu, 

zniknął rozsądek, słowa i świat wokół. 

Nie istniało nic poza niewyobrażalnym szczęściem. 

Karl  usłyszał  własny  głos,  szepczący  słowa  pełne  miłości,  słyszał  jęki  Raiji,  czuł  jej 

gorący  oddech  na  policzku.  Paznokciami  wpiła  się  w  jego  ramiona,  ale  nie  sprawiło  mu  to 

bólu. Unosił się na falach miłości, póki świat wokół nie eksplodował w spazmie rozkoszy. 

Doszedł  do  siebie  po  dłuższej  chwili.  Leżał  wciąż  u  boku  Raiji,  spocony  i  rozgrzany 

bliskością jej rozpalonej skóry. Futrzana kapa zsunęła się na ziemię, ale Karl nie czuł chłodu. 

Jakże mógł marznąć w objęciach Raiji? Było w niej więcej ognia niż w palenisku. 

Ż

aden  z  mężczyzn  w  osadzie  nie  dzielił  łoża  z  równie  namiętną  kobietą.  Słuchał  ich 

rubasznych  opowieści  i  wiedział,  że  fantazjowali,  ale  nawet  w  ich  najodważniejszych 

relacjach nie znajdował nic, co równałoby się jego doznaniom w ramionach Raiji. 

A kiedy ze znaczącymi uśmieszkami pytali go o to samo, Karl zaciskał usta. Nigdy nie 

przyznałby,  jaki  skarb  przypadł  mu  w  udziale.  Nie  mógł  znieść  pożądliwych  spojrzeń, 

którymi obrzucali jego żonę, nie chciał kusić ich ponad miarę intymnymi zwierzeniami. 

-  Będziesz  tęsknić?  -  szepnął,  przykrywając  ją  futrem.  -  Do  tego...?  -  dodał  w 

przypływie odwagi. 

- Oczywiście - odpowiedziała leniwie. - Przecież wiesz... 

background image

Wiedział.  Nie  był  tylko  pewien,  czy  jej  tęsknota  obejmowała  coś  więcej.  Łóżko  to 

jedyne miejsce, w którym potrafił ją zadowolić. Poza nim nie spełniał jej oczekiwań. 

Tylko  w  takiej  chwili,  w  czułych  objęciach  nocy,  Karl  miał  pewność,  że  jest  w  nim 

dość  męskiej  siły,  by  zaspokoić  pragnienia  Raiji.  Było  zbyt  ciemno,  by  dostrzegł  ten 

nieuchwytny cień, który kładł się między nimi. 

Dość tych ponurych myśli! 

Dłoń  Karla  spoczywała  na  udzie  żony.  Ciało  Raiji  nabrało  krągłych,  kobiecych 

kształtów,  a  jej  skóra  była  niewyobrażalnie  miękka.  Nie  mógł  się  powstrzymać,  jego  palce 

zaczęły wędrówkę. Miał przed sobą długie miesiące rozłąki. 

Wiedział,  że  może  dać  upust  żądzom  w  inny  sposób.  Chętnych  dziewcząt  nie 

brakowało.  Na  poprzednich  wyprawach  zdarzało  mu  się  znaleźć  chwile  ukojenia  u  obcych 

kobiet,  ale  nie  pozostało  mu  po  nich  nic  poza  wyrzutami  sumienia.  Żadna  nie  potrafiła 

ofiarować mu tego, co Raija. 

-  Uspokój  się,  Kalle!  -  szepnęła  ze  śmiechem,  kiedy  ponownie  usiłował  ją  do  siebie 

przytulić, ale nie stawiała zbytniego oporu. - Noc jest długa... 

Jej głos tchnął miękkością, był pełen obietnic, brzmiał niemal miłośnie. 

Karl  wyciągnął  się  na  łóżku,  a  Raija  łasiła  się  jak  kotka.  Miała  rację,  noc  jest  długa. 

Lato będzie jeszcze dłuższe... 

Kochali się raz jeszcze, zanim poranek nie rozjaśnił mroku. Oddali się sobie nawzajem 

z  większą  czułością  niż  za  pierwszym  razem.  Tak  było  zawsze,  kolejne  zbliżenie  było 

bardziej udane niż poprzednie. 

Karl  usypiał,  rozgrzany  i  zaspokojony,  trzymając  żonę  w  objęciach.  Zdołał  nieomal 

wmówić sobie, że stal się cud, i Raija go pokochała. 

Nie  pozwolił,  by  odprowadziła  go  nad  fiord.  Kiedyś  Marta  żegnała  tak  Kristiana  i 

wrócili z pustymi rękami. Od tego czasu Kristian twardo obstawał przy tym, by żadna kobieta 

nie stała na brzegu, gdy łódź wychodzi w morze. 

Kristian Elvejord zdawał się wiedzieć, co przyniosło im pecha, i nie chciał ryzykować 

powtórnego  niepowodzenia.  Członkowie  jego  załogi  musieli  pożegnać  się  ze  swoimi 

kobietami na progu domu. Od tej prostej reguły nie było wyjątków. 

Oprócz Kristiana i jego syna Karla załogę stanowiło trzech mężczyzn, ojców rodzin, i 

najmłodszy brat jednego z nich. Miał czternaście lat, był kuchcikiem, po raz pierwszy ruszał 

do  Finnmarku.  W  przeciwieństwie  do  pozostałych  nie  powierzono  mu  stałych  obowiązków 

podczas żeglugi, miał być pomocnikiem od wszystkiego i zbierać doświadczenia. 

background image

Karl  spełniał  kiedyś  taką  samą  funkcję  na  kutrze  ojca,  teraz  został  przeniesiony  na 

ś

ródokręcie.  Nikt  nie  mógł  powiedzieć,  że  Kristian  faworyzował  syna  -  miał  dość  rozsądku, 

by przydzielać ludzi na  stanowiska zgodnie z ich doświadczeniem.  Karl  wiedział niewiele o 

pracy  na  morzu  i  Kristian  uznał  za  rzecz  najzupełniej  naturalną,  by  ustawić  go  najniżej  w 

hierarchii załogi. Nikt nie protestował. 

Podczas  żeglugi  na  północ  czekała  Karla  znojna  praca,  wcale  nie  marzył  o  jeszcze 

cięższej harówce na dziobie i rufie czy obowiązkach sternika. 

Kristian  był  szyprem,  krótko  mówiąc,  pierwszym  po  Bogu.  To  on  wydawał  rozkazy, 

on  dowodził  kutrem.  Sternik  pilnował  kursu  i  informował  szypra  o  zdarzeniach  godnych 

uwagi, miał jeszcze inne zadania, całkiem nie do pozazdroszczenia. Jeśli statek przy pełnych 

ż

aglach przechylał się niebezpiecznie, sternik służył za balast, wychylając się za okrężnicę. W 

czasie żeglugi nie raz czekała go zimna kąpiel w słonej wodzie. 

Człowiek  na  rufie  pilnował  brasów,  poza  tym  pomagał  szyprowi  przy  szotach  i 

ż

aglach.  Stawianie  żagli  na  łodziach  o  sześciu  przedziałach  wiosłowych  wymagało 

współpracy  dwóch  ludzi.  Rufowy  także  czerpał  wodę,  bywało,  że  podczas  żeglugi  w  ogóle 

nie odrywał się od tego zajęcia. 

Rybak na dziobie pomagał sternikowi, tak jak rufowy asystował szyprowi. Obsługiwał 

również wiosło, którym obracano statek podczas zwrotów. Razem ze sternikiem musiał siadać 

na okrężnicy, by utrzymać statek na równej stępce. 

Rybak  na  śródokręciu  pracował  w  najgorszych  warunkach,  stojąc  na  balaście.  W 

łodziach  używanych  na  północy  balast  umieszczano  za  masztem.  Stojąc  na  kupie  kamieni, 

marynarz  pomagał  wylewać  wodę  i  pilnował  żagla  gniezdnego,  jeśli  kuter  był  weń  wy-

posażony.  Łódź  Kristiana  nie  miała  takiego  żagla,  więc  Karl  nie  musiał  zawracać  sobie  nim 

głowy. I tak cała szóstka nie narzekała na brak obowiązków. Przyszłość rodzin spoczywała w 

ich rękach i zależała od łaskawości morza u brzegów Finnmarku. 

Raija nie poszła ich żegnać. Później miała żałować, że nie sprzeciwiła się woli Karla. 

background image

Raija  cieszyła  się  z  samotności,  zawsze  cieszyła  się,  kiedy  Karl  wyruszał  z  domu. 

Lubiła go mieć przy sobie, ale nie na długo, wtedy stawała się niespokojna. Nie podzieliła się 

z nim tymi zdradzieckimi myślami, uznała więc, że go nie ranią. 

Jak  przewidziała,  Antti  Kesaniemi  odwiedził  ją  popołudniem,  niby  zupełnie 

przypadkiem.  Ojciec  Reijo  znał  Raiję  lepiej  niż  inni,  nie  zdziwił  się  więc,  kiedy  znalazł  ją 

przed domem pogrążoną w całkowitej bezczynności. 

Ludzie nie powinni mieć czasu na korzystanie z uroków ładnej pogody. Bezczynność 

była grzechem, istota ludzkiej egzystencji zawierała się w pracy. Raija miała czas, bo nawet w 

wirze  nieustannych  zajęć  potrafiła  wygospodarować  chwilkę  dla  siebie.  Siedziała  w  słońcu, 

na  pół  drzemiąc,  jednym  okiem  doglądając  harców  córki.  Maja  biegała  po  łące,  skryta 

nieomal pośród traw i kwiatów. Zapowiadało się piękne lato. 

-  Fiord  wyglądał  dziś  naprawdę  ładnie  -  rzucił  Antti,  siadając  koło  Raiji.  Nie  miała 

wątpliwości, że chodzi mu o wypływające statki rybackie. 

- Z pewnością - odrzekła. - Potrafię to sobie wyobrazić. Rzeczywistość mogłaby mnie 

rozczarować. Obraz, który mam w sobie, jest bowiem niezwykle uroczy. 

Antti zrozumiał. Kto potrafi marzyć, unika rzeczywistości, żeby nie stracić złudzeń. 

- Ładne! - Maja przycisnęła złocisty mlecz do nosa Anttiego, żeby go lepiej widział. 

Antti  roześmiał  się  głośno.  Gestykulując  zabawnie,  powąchał  kwiat  i  przyznał  Mai 

rację.  Dziewczynka,  zadowolona  z  pochwały,  potuptala  z  powrotem  na  łąkę.  Śmiała  się  i 

gaworzyła,  pośród  zieleni  sama  wyglądała  jak  mały  kwiatuszek.  Antti  ściskał  niezdarnie 

mlecz w silnych palcach. Kwiat zwiesił główkę, pomięty rękami ledwie rocznego dziecka. 

- Zauważyłaś, że robi się do niego podobna? Raija wzdrygnęła się. 

- Do Karla? 

Pokręcił  głową.  Słońce  podświetliło  siwe  pasemka  w  jego  jasnych  włosach.  Posunął 

się w latach. Raija nigdy nie myślała o nim jak o starym człowieku. 

-  Mnie  nie  zwiedziesz  -  uśmiechnął  się.  -  Wiedziałem  od  początku,  kiedy  tylko 

ujrzałem  ją  pierwszy  raz.  Inni  coś  podejrzewali,  ja  miałem  pewność.  Wiedziałem,  Raiju,  a 

teraz trudno już ukryć prawdę. Tamci jednak chyba już zapomnieli... 

- Są tacy, którzy nigdy nie zapomną - odrzekła gorzko. 

Z  cichym  westchnieniem  odgarnęła  włosy  z  czoła  i  podążyła  za  jego  spojrzeniem. 

Maja  siedziała  pośród  kwiatów,  jej  oczy  błyszczały  dziecięcą  radością.  Brązowe  oczy  z 

background image

niezwykłą  miodową  otoczką  źrenicy.  Włosy  okalały  czarną  chmurą  okrągłą  twarzyczkę  o 

oliwkowej  cerze  i  wyrazistych  rysach,  znacznie  bardziej  wyrazistych  niż  rysy  matki  i 

kogokolwiek z jej rodu. 

-  Masz  rację  -  przyznała  Raija,  nie  skrywając  dumy.  -  Jest  do  niego  podobna,  z 

każdym  dniem  coraz  bardziej.  To  mnie  przeraża.  Powinna  być  podobna  do  mnie,  ale  może 

kryje się w tym jakiś sens... 

- A może kara? - spytał żartobliwie. 

Raija wzruszyła ramionami, ale Antti wyczuł, że trafił w czuły punkt. 

- Nie sądziłem, że takie myśli roją ci się w głowie. To wbrew twojej naturze - dodał. 

Raija wybuchnęła śmiechem. Położyła się w trawie i śmiała serdecznie. Taką ją znał. 

- Nie mam takich myśli - stwierdziła szczerze. - Inni je mają. Słyszałam, jak szepczą. 

Na tyle głośno, by ich słowa dotarły do moich uszu... 

- Nauczyłbym ich szacunku - wybuchnął Antti. 

- Już nauczyłeś - odparła, zniżając głos. - Isaka. Sigurda i... Sarę - dodała z błyskiem w 

oku. 

Antti wykrzywił twarz w grymasie. 

- Babsko - wycedził z odrazą. Sara nie zdobyła uznania u tego dumnego Kwena, choć 

próbowała usilnie. Przez długi czas ta przebiegła kobieta po trzydziestce chodziła za nim krok 

w krok. Dopóki, nie przebierając w słowach, nie powiedział jej, gdzie jej miejsce. 

Wtedy to uczucia Sary do Anttiego Kesaniemi uległy znacznemu ochłodzeniu. Nie ma 

groźniejszej  kobiety  od  kobiety  wzgardzonej.  Wzgardzona  kobieta  nie  zapomni  mężczyzny, 

który  zranił  jej  dumę.  A  Sara  z  natury  była  pamiętliwa  i  nie  puszczała  płazem  obrazy. 

Przynajmniej nie takiej. 

- Cóż z tego, że mnie nie lubi? Dlaczego miałaby mścić się na tobie? 

- Taka już jest - powiedziała Raija. - Nie dbam o nią. Nic mi nie zrobi. 

- Isak może skorzystać z okazji. Sigurd też. Antti pamiętał napaść na Raiję przed paru 

laty. 

Isak potrafił długo chować w sercu urazę. Poprzysiągł Raiji zemstę. 

- Są na morzu - uśmiechnęła się Raija beztrosko. - I niech tam zostaną! Co roku jakieś 

łodzie nie wracają. 

Antti zrozumiał aluzję i wcale mu się nie spodobała. Zresztą nie miała racji. 

- Isak nie wypłynął - stwierdził ponuro. - Choruje, ktoś inny zajął jego miejsce. 

Raija zbladła na chwilkę. 

- Jest mocny tylko w gębie! - prychnęła, ale jej oczy z lekka pociemniały. 

background image

- Jednak miej się na baczności! 

Antti  pamiętał  czasy,  kiedy  Isak  przeszedł  od  słów  do  czynów.  Dwa  razy  usiłował 

zgwałcić  Raiję.  Nie  kochał  jej,  budziła  w  nim  tylko  pożądanie.  Była  piękna  i  inna.  Ludzie 

gadali  o  niej  różne  rzeczy,  zarzucali  nieprzyzwoitość.  Fakt,  że  wychowała  się  wśród  La-

pończyków, tylko wzmacniał ich podejrzenia. 

Zbyt  wielu  widziało  w  niej  łatwą  zdobycz.  Za  pierwszym  razem  Antti  powstrzymał 

Isaka i pobił drania do nieprzytomności. Za drugim uratował ją Mikkal i dał Isakowi nauczkę, 

której tamten długo nie zapomni, nieomal bowiem postradał życie. Od tamtej pory Isak wie-

lokrotnie obiecywał zemstę „kwenskiej suce”. Śmiał się przy tym ordynarnie, mówił, że jak z 

nią  potańcuje,  to  dziewczyna  zapomni  o  Lapończykach  i  tym  bladym  podrostku,  którego 

miała za męża. 

Antti nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. 

Raija położyła mu dłoń na ramieniu. Spojrzała na niego tak, jak córka patrzy na ojca. 

-  Nic  mi  się  nie  może  stać,  prawda?  Wszak  ty  tu  jesteś.  Obronisz  mnie,  wiem  to 

dobrze. Nie muszę się bać, dopóki jesteś przy mnie, Antti Kesaniemi. Zawsze byłeś dla mnie 

jak ojciec... 

Zakłopotany  pomachał  rękoma.  Oczywiście,  że  zadba  o  nią,  przecież  pochodziła  z 

tego samego ludu. 

- A przecież wcale nie musisz... Och, Antti, jesteś taki dobry. 

Spontanicznym  gestem  zarzuciła  mu  ręce  na  szyję.  Znów  była  tą  żywiołową 

dziewczyną  z  Tornedalen,  zapomniała  o  powadze  należnej  zamężnej  kobiecie.  Pocałunek 

powiedział  mu,  że  go  ceniła  -  i  nic  więcej.  Dla  najbliższych  miała  w  sobie  niezmierzone 

pokłady ciepła. Przed kolejną demonstracją przywiązania ze strony Raiji uratowała Anttiego 

Maja. Złapała go za kostkę, upominając się o zainteresowanie swoją osobą. 

Antti podniósł dziewczynkę, posadził ją sobie na barkach i zaczął biegać po obejściu. 

Córka Raiji krzyczała z zachwytu. 

Raija nie bała się. Rozumiała nienawiść Isaka, wiedziała, dlaczego się nią syci. Znała 

podobne  odczucia.  Był  pewien  człowiek,  którego  nienawidziła  równie  mocno,  jak  Isak 

nienawidził  jej,  i  miała  niemal  pewność,  że  to  się  nigdy  nie  zmieni.  Pehr,  ojciec  Mikkala. 

Zniszczył jej życie. Gdyby nie on... 

Nie! 

Raija odsunęła od siebie te myśli. Cóż po nich przyjdzie? Życie potoczyło się ścieżką, 

której  może  by  nie  wybrała,  ale  wcale  nie  było  takie  złe.  I  wciąż  widziała  przed  sobą 

przyszłość. 

background image

Mikkal  mógł  sprzeciwić  się  ojcu,  gdyby  tylko  zechciał,  ale  nie  leżało  to  w  jego 

naturze. Na niego powinna się złościć, nie na Pehra. Tyle że złość na Mikkala była dla Raiji 

czymś  równie  nieprawdopodobnym  jak  śnieg  w  środku  lata.  Z  dna  skrzyni  wydobyła  swój 

największy skarb. 

Z  namaszczeniem  zaczęła  rozwijać  mały  pakunek.  Lampa  stojąca  na  podłodze  obok 

niej rzucała magiczne cienie. Nieświadomie wstrzymała oddech, odsuwając ostatnią warstwę 

płótna.  Jej  oczom  ukazała  się  broszka,  znak  miłości  Mikkala,  ozdoba  odziedziczona  po 

przodkach,  którą  miał  wręczyć  swojej  żonie.  W  tym  jednym  Mikkal  odważył  się  sprzeciwić 

ojcu. Dał broszkę dziewczynie, którą kochał. Sigga nigdy jej nie przypnie. 

Raija  podniosła  ostrożnie  broszkę,  która  błyszczała  jak  światło  księżyca,  jak  zorza 

polarna. 

Raija uwielbiała przyglądać się harcom zorzy polarnej na skraju nieba. Pamiętała noce 

na  dalekiej  północy,  gdy  zorza  rozjaśniała  niebo  całymi  godzinami,  przyoblekając  je  w 

niezwykłe  barwy  i  kształty.  Była  dla  niej  jak  muzyka,  zimne  języki  ognia  opętane  dzikim 

tańcem nad pustkowiem. 

Zorza  polarna  tańczyła  również  nad  Mikkalem,  gdziekolwiek  przebywał.  Raija 

wyobrażała sobie, że zorza jest drogą prowadzącą na północ. Gdyby tylko zapragnęła, światło 

zeszłoby do niej i po świetle, jak po ścieżce, pobiegłaby do niego... 

Marzenie,  czcza  fantazja.  A  jednak  dobrze  jest  marzyć,  dobrze  jest  fantazjować.  To 

wszystko, co jej zostało. 

Wiatr zakołysał drzewami i Raija wzdrygnęła się bezwiednie. Była taka samotna... 

Nic  złego  się  nie  stanie.  Antti  przestraszył  ją,  choć  wcale  nie  miał  takiego  zamiaru. 

Wcześniej też zostawała sama i nic się nie zdarzyło. Nachodziły ją złośliwe baby, ale z nimi 

dawała sobie radę. Miała cięty język, potrafiła się odgryźć. 

Nie ma powodu, by nasłuchiwać odgłosów i wyobrażać sobie najgorsze.  Trzaskające 

gałęzie  i  tajemniczy  szum  drzew  nie  zmuszą  jej  do  wyjścia  na  zewnątrz  w  poszukiwaniu 

nieproszonych gości. 

Następnego  ranka  Raija  wpadła  we  wściekłość.  Jednak  powinna  była  zachować 

czujność.  Myliła  się,  to  Antti  miał  rację.  Ktoś  chciał  ją  skrzywdzić,  za  wszelką  cenę.  Teraz 

zaczęła się bać. 

background image

Antti patrzył na Raiję z niedowierzaniem. W jego zielonych oczach odczytywała ból. 

- Co znalazłaś? 

Raija  przytuliła  Maję  mocniej  do  siebie.  Ubrała  ją  w  pośpiechu  i  przybiegła  do 

Anttiego. 

- Martwą owcę. Ktoś poderżnął jej gardło. 

- Pod drzwiami? - dopytywał się. 

Raija  skinęła  głową,  wciąż  miała  przed  oczyma  ten  straszny  widok.  Z  nosidłem  na 

ramionach i dwoma pustymi wiadrami wychodziła po wodę. 

- Potknęłam się o nią... 

Nosidło  uderzyło  w  ścianę,  kiedy  się  cofnęła.  Wiadra  jeszcze  tam  leżały.  Jak  długo 

stała w progu drzwi z wzrokiem utkwionym w martwym zwierzęciu? 

Zakrzepła krew na sierści pod gardłem. Nieruchome ciało, zwierzę, które ktoś zabił z 

nienawiści do niej. 

-  Posuwać  się  tak  daleko...  -  Wargi  Raiji  zbielały,  a  oczy  pociemniały.  -  Bezbronna 

istota... 

Antti zacisnął usta. Tym razem padło na zwierzę. Kto będzie następny? Raija nie stawi 

większego oporu niż ta owca. Teraz jej kolej. 

Isak jej nie zabije, na to się nie odważy. Są jednak rzeczy gorsze od śmierci. 

- Więc teraz przyjmiesz moją opiekę? - zapytał tonem ostrzejszym, niż zamierzał. 

Raija  nie  zwróciła  uwagi  na  brzmienie  jego  głosu  i  bez  słowa  skinęła  głową.  Takiej 

nienawiści się nie spodziewała, nie była gotowa jej się przeciwstawić. 

- Przeprowadzisz się do mnie. 

Raija otworzyła szeroko oczy, a potem gwałtownie potrząsnęła głową. 

Antti westchnął z rezygnacją. 

-  Masz  mnie  za  wszetecznika?  Jak  możesz  tak  o  mnie  myśleć?  Chodzi  o 

bezpieczeństwo, twoje i Mai. Masz dziecko, co się z nim stanie? A z tobą? 

- Nie wprowadzę się do ciebie - odrzekła miękko, lecz z całą siłą, na jaką było ją stać. 

- Boisz się ludzkich języków? Znów potrząsnęła głową. 

- Mnie? 

Znów zaprzeczyła, tym razem z rozbawieniem w oczach. 

- Więc o co ci chodzi, dziewczyno? Co, na niebiosa, cię powstrzymuje? 

background image

- Tutaj jest mój dom. Zostaję. Maja też zostaje. Możesz i ty... 

- To taka różnica? 

Tym  razem  poważnie  skinęła  głową.  Antti  wiedział,  że  nigdy  nie  zrozumie  jej  do 

końca.  Znał  ją  dobrze,  lepiej  niż  inni,  ale  żadnemu  człowiekowi  nie  było  dane  zgłębić 

tajemnic jej duszy. 

- Ludzie zaczną gadać... 

Teraz on zachowywał się z rezerwą. Chciał uniknąć niedomówień. Nie przejmował się 

plotkami, ale zdawał sobie sprawę, że słowa potrafią ranić. 

- Niech gadają. Gadania się nie boję. Boję się ludzi, którzy zabijają moje zwierzęta. 

W całkowitym milczeniu Antti sprawił owcę. Raija przełknęła ostatnie łzy i wzięła się 

w  garść.  Nikt  jej  nie  złamie.  Jeśli  będą  nastawać  na  nią,  czeka  ich  niespodzianka  -  trafią  na 

Anttiego. 

Uwaga  Anttiego  kazała  Raiji  przyjrzeć  się  człowiekowi,  którego  traktowała  jak  ojca. 

Nigdy nie widziała w nim mężczyzny, w tym szczególnym znaczeniu tego słowa. Pomagając 

Anttiemu w pracy, ukradkiem zerkała na niego. 

Nie był wcale stary, miał może czterdzieści lat, ale nie wyglądał nawet na tyle. Reijo 

przypominał ojca, a Antti zachował coś chłopięcego w rysach. Podobnie jak syn, unosił brwi 

w  pozornym  geście  naiwności.  Miał  zwinne,  silne  ciało  i  szerokie  ramiona.  Reijo  sprawiał 

wrażenie  mocniej  zbudowanego,  ale  i  tak  podobieństwo  między  ojcem  i  synem  było 

uderzające. 

Natura obdarzyła ich identycznymi, przejrzyście zielonymi oczyma, błyszczącymi jak 

woda w górskim potoku. Te oczy wszystko widziały, ale nieodgadnione w wyrazie potrafiły 

również skrywać sekrety. Nie miał szans ten, kto chciał czytać w nich jak w otwartej księdze. 

Z bujną czupryną i płową brodą Antti wyróżniał się z tłumu. Siwe pasemka dodawały 

mu  jedynie  uroku.  Raija  musiała  przyznać,  że  jej  przyszywany  ojciec  jest  przystojnym 

mężczyzną. 

Wiedziała,  że  ludzie  we  wsi  podejrzliwie  traktowali  ich  zażyłość.  Bawiło  ją  to,  a 

jednocześnie  przyprawiało  o  odrobinę  ekscytacji,  która  nadawała  szarej  codzienności 

jaśniejszy odcień. 

Przyszłość napawała ją niepokojem. Lękała się, co może nastąpić, wiedziała przecież, 

ż

e  kolejny  akt  zemsty  czeka  ją  nieuchronnie.  Odczuwała  jednocześnie  lekkie  podniecenie, 

ż

ywiąc niezachwianą pewność, że Antti jej pomoże. 

Przykrości  stanowiły  odmianę,  a  Raija  nie  znosiła  monotonii.  Dalsze  dni  przyniosły 

oczekiwaną  reakcję:  ludzie  z  wioski  zaczęli  plotkować.  Z  ust  do  ust  niosły  się  pogłoski  o 

background image

Anttim  z  cypla  i  bezwstydnej  żonie  tego  biedaka,  Karla  Elvejorda.  Naiwny  młodzieniec 

wypruwał z siebie flaki na łodzi. Jeszcze nie zdążył wypłynąć z fiordu, a Kwen przeniósł się 

do jego żony. Ludzie śmiali się znacząco i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. 

Antti źle znosił ludzkie gadanie. Nie podobały mu się uśmiechy i złośliwe insynuacje, 

które  słyszał,  gdziekolwiek  się  ruszył.  Uważał  jednak,  by  powstrzymać  się  od  komentarzy. 

Dolałby jedynie oliwy do ognia, a tego wszak nie chciał. 

Wystarczyło,  że  sam  wiedział,  iż  jego  łoże  jest  na  ławie  kuchennej,  a  drzwi  do  izby 

Raiji nietykalne, jakby chroniły je grube sztaby. Inni mogli myśleć, co chcieli. 

Raija  była  piękna  i  pociągająca,  ale  dla  niego  wciąż  pozostawała  dzieckiem. 

Młodszym od jego syna. Mógłby być jej teściem, jeśli nie ojcem. 

Upłynął  tydzień.  Raija  nie  mogła  pozbyć  się  wrażenia,  że  ktoś  ją  śledzi.  Nie 

wychodziła często z domu, tyle by przynieść wodę, ale za każdym razem czuła na sobie czyjś 

uważny wzrok. 

- Póki co, nic się nie stało - uspokajała Anttiego. - Może mi się przywidziało, wszak 

wiesz, że mam bujną wyobraźnię. Widzę rzeczy, które nie istnieją... 

Antti traktował jej obawy znacznie poważniej. Martwa owca nie była przywidzeniem. 

- Nikogo nie dostrzegłaś? 

Potrząsnęła  energicznie  głową,  a  włosy  upięte  w  wysoki  kok  rozsypały  się  długimi 

lokami  wokół  jej  kształtnej  twarzy.  Wyglądała  teraz  jak  nastroszony  ptak,  z  którym  kiedyś 

porównał ją Mikkal. Rozczochrana, lecz mimo to nieopisanie piękna. 

- To mogło być jakieś zwierzę - stwierdziła lekko. Antti nie uwierzył. Coś niedobrego 

wisiało w powietrzu. 

-  Wciąż  uważam,  że  u  mnie  byłabyś  bezpieczniejsza.  Wokół  zabudowań  jest  mniej 

drzew i trudniej przemknąć się niepostrzeżenie. 

Rai ja ponownie potrząsnęła głową. 

- Muszę zostać. Tutaj jest mój dom... 

Antti nie rozumiał jej uporu i stanowczości. Co wiązało ją z tym miejscem? Przecież 

nie  dobre  wspomnienia,  życie  nad  otoczonym  górami  fiordem  jej  nie  rozpieszczało.  Antti 

często  się  zastanawiał,  dlaczego  Raija  i  Karl  nie  wyjechali.  Byli  młodzi,  mogli  szukać 

szczęścia gdzie indziej. 

Wokół  rozciągał  się  świat,  gdzie  ich  nie  znano.  A  mimo  to  Raija  i  Karl  trzymali  się 

ludzi, którzy traktowali ich chłodno, jak obcych. 

- Musisz? Nikt cię nie zmusza, Raiju. Dlaczego nie ruszyliście na północ? 

Zbladła i zacisnęła wargi. 

background image

Antti Kesaniemi zrozumiał w lot, dlaczego. 

-  Północna  kraina  jest  rozległa  -  dorzucił  ze  zrozumieniem.  -  Nigdy  byście  ich  nie 

spotkali. Byłoby wam dobrze. Lepiej niż tutaj... 

- Nie. 

- Wolisz żyć w strachu? Bać się o własny los? O los własnych zwierząt? 

- Nie mam teraz wyboru. Kalle wypłynął. Może zmienię zdanie, jak wróci... 

- Niełatwo cię zrozumieć, Raiju... 

- Pewna stara kobieta wróżyła mi kiedyś z ręki. - Raija uśmiechnęła się lekko i wbiła 

wzrok  w  jakiś  punkt  za  Anttim.  -  Powiedziała,  że  czeka  mnie  trudna  przyszłość,  ale  muszę 

przeżyć ją po swojemu. Dodała, że ludzie będą mnie nienawidzić. Teraz wróżba się spełnia. 

-  Sama  w  to  nie  wierzysz!  -  wybuchnął  Antti.  -  Wróżby!  Zwykłe  bajanie.  Ja  także 

potrafię opowiadać historie, a przecież nie mam daru przewidywania... 

-  Mikkal  też  tak  twierdził  -  odrzekła  -  lecz  nie  mógł  zaprzeczyć  faktom.  Wszystko 

dotąd się sprawdziło i w przyszłości też tak będzie. Nie zaznam wielkiego szczęścia, ale też 

nic złego mi się nie stanie. 

- Tak mówi wróżba? 

- Tak mówi Elle. Może jest szalona, ale zna się na rzeczy. Byłam małą dziewczynką, 

kiedy mi wróżyła. I wciąż mają miejsce zdarzenia, o których wtedy mówiła. 

Antti  nie  zapytał,  kim  jest  Elle.  Nie  chciał  wdawać  się  w  dyskusję  o  wróżbach  i 

przesądach.  Imię  było  lapońskie,  chodziło  więc  zapewne  o  kogoś,  kogo  Raija  spotkała, 

mieszkając u Ravny i Pehra. Mikkal też u niej bywał. Pewnie jakaś stara lapońska wiedźma, 

której widok pozostawił trwały ślad w pamięci małej dziewczynki z Tornedalen. 

- Nie myśl o tym - poprosił. - Myśl o sobie. I o Mai. 

- I o Karlu? - spytała z błyskiem w oczach. 

- O Karlu też! Nie jest ci z nim źle. Daj chłopakowi choć odrobinę nadziei. 

- Czyż nie robię tego? - rzuciła napastliwie. Antti westchnął. Nie mógł jej zmusić do 

miłowania kogoś, kogo traktowała wyłącznie jak przyjaciela. 

- Karl ma się dobrze - stwierdziła. - Jest szczęśliwy. - A ty? 

Wzruszyła ramionami. 

- Ja też. Oboje jesteśmy szczęśliwi. 

- A od niego dochodzą jakieś wieści? Przygarbiła się, w milczeniu upinając włosy w 

kok. 

- Nie - odrzekła wreszcie bezbarwnym głosem. - I niech tak zostanie. Nie mamy sobie 

nic do powiedzenia, nic do ofiarowania... 

background image

- Nie wie...? - Antti nie skończył, tylko skinął głową w kierunku izby. 

- Oszalałeś? Prędzej bym umarła. Nigdy się nie dowie! Przenigdy! 

Taką  ją  znał.  Porywczą,  gwałtowną,  z  rozpłomienionymi  policzkami  i  iskrami  w 

oczach. 

- Jest tylko moja. 

Antti  zamierzał  wygłosić  komentarz  na  temat  niebezpieczeństw  nadmiernego 

zadufania, ale coś go powstrzymało, coś, co w ułamku sekundy przykuło całą jego uwagę. 

Zerwał  się  na  równe  nogi  i  z  dłonią  na  rękojeści  noża  szarpnął  za  drzwi.  Poczuł 

znajomy zapach, słaby, dochodzący z daleka. 

Przerażonym  wzrokiem  objął  łąkę.  Pomiędzy  wyschniętą  trawą  a  rachitycznymi 

krzakami tańczyły płomienie. Wiatr pchał ogień w kierunku zabudowań. 

- Do diabła, Raiju, ktoś podpalił twoją łąkę! 

Antti  Kesaniemi  nie  wahał  się  ani  chwili.  Poleciwszy  Raiji  szukać  z  córką 

bezpiecznego schronienia, pochwycił narzędzia Karla i zaczął kopać rów w pewnej odległości 

od domu. Ogień nadciągał z zachodu, wiatr też, jak dwaj kompani skradali się wzdłuż rzeki. 

Połączone żywioły mogły zniszczyć cały majątek dziewczyny. 

Od  wschodniej  strony  rósł  gęsty  las.  Jeśli  płomienie  dotrą  do  niego,  tragedia  się 

dopełni. 

Antti  kopał  jak  szalony,  ale  wobec  zbliżającego  się  ognia  jego  wysiłki  wyglądały 

więcej niż mizernie. 

- Raija, dziecko! 

Wbrew  jego  poleceniu  Raija  wzięła  się  za  duszenie  płomieni,  waląc  w  nie  gałęzią 

brzozową. Stała w deszczu iskier tak blisko żywiołu, że jej suknie zaczęły się tlić, i w dzikim 

zapamiętaniu  broniła  swego  domostwa.  Na  spoconym,  pokrytym  sadzą  obliczu  dziewczyny 

malował się wyraz niezwykłego zdecydowania. 

- Maja jest bezpieczna - odkrzyknęła, nie przerywając walki. 

Antti  nie  zrozumiał,  dopóki  nie  usłyszał  dochodzącego  od  rzeki  płaczu  małej.  Mimo 

powagi sytuacji uśmiechnął się pod wąsem, podziwiając roztropność Raiji. Owinęła Maję w 

kawał sukna, krępując jej nóżki i rączki, wsadziła do wiadra i zaniosła na niewielką wysepkę 

na środek rzeki. 

Wysepkę  oddzielała  od  brzegu  płycizna  na  tyle  szeroka,  że  ogień  nie  mógł  jej 

sforsować.  Maja  była  bezpieczna.  Antti  nie  mógł  pojąć,  jak  Raija  zdołała  tego  dokonać,  ale 

nie miał czasu na myślenie. 

background image

- Kop! Kop! - krzyknęła chrapliwie i Antti wrócił do przerwanego zajęcia. Pot zalewał 

mu oczy, nie widział nic poza tańczącymi cieniami. 

Szczypało  go  pod  powiekami,  do  nosa  wciskał  się  gryzący  dym,  wokół  strzelały 

płomienie, głodne języki ognia, zżerające suchą trawę i nieubłaganie zbliżające się do domu. 

Gdzie jest Raija? Nie miał czasu się rozglądać, musiał pracować. Jego twarz owionęła 

fala  gorąca.  Więc  ogień  był  już  tak  blisko?  Rzucił  okiem  na  bruzdę,  którą  zdołał  wykopać, 

szeroką ledwie na pół metra, dość głęboką na początku, ale stopniowo zwężającą się i coraz 

płytszą.  Musiał  doprowadzić  ją  do  rzeki,  ale  ta  przeklęta  łąka  była  bardzo  szeroka,  a  wokół 

rosło  całe  mnóstwo  drzew.  Kapryśny  podmuch  wiatru  czy  rozżarzone  polano  mogły 

zniweczyć  cały  wysiłek.  Gdyby  las  koło  domu  zajął  się  ogniem,  nic  by  nie  uratowało 

gospodarstwa. 

Nie  mógł  pozwolić  sobie  na  takie  myśli,  nie  mógł  stawiać  sobie  żadnych  pytań. 

Musiał walczyć i zwyciężyć. Dla Raiji. 

Wbijał  motykę  koło  płomieni  i  przysypywał  je  ziemią.  Nie  miał  zamiaru  ich 

przepuścić. Tak się nie stanie, chyba że nie nazywa się Antti Kesaniemi! 

Zacisnąwszy  pięści  na  drzewcu,  wytężył  wszystkie  siły.  Kopal,  rzucał  ziemię  na 

zdradzieckie języki ognia, deptał je stopami, dusił. 

Chyba  zmierzał  w  dobrym  kierunku?  Spojrzał  w  lewo,  ku  rzece,  ale  poprzez  gęsty 

dym nic nie widział. 

Kopać, trzeba kopać dalej... 

Kiedy  w  końcu  poczuł  żwir  pod  nogami,  stracił  rachubę  czasu.  Wbił  motykę  po  raz 

ostatni, wyżłobił zagłębienie w piasku i pod stopami ujrzał wodę. 

Wtedy  dopiero  otarł  rękawem  twarz  z  potu  i  sadzy.  Poślinił  palce  i  przetarł  oczy. 

Zapiekło, ale odzyskał wzrok i mógł rozejrzeć się wokół. 

Spalony  pas  łąki  ciągnął  się  nierówną  linią  od  rzeki  i  mijał  zabudowania.  Ogień 

podłożono tuż koło brzegu, ze sto metrów od miejsca, gdzie Antti stał. 

Pośród żywiołu ujrzał Raiję, jak z diabelskim błyskiem w oczach waliła w płomienie 

ogromną gałęzią. 

Antti odrzucił motykę i odłamał konar z najbliższego drzewa. Zanurzył go w wodzie i 

kątem oka dostrzegł, że Maja wciąż znajduje się na wysepce. Była bezpieczna, lecz darła się 

wniebogłosy.  Nie  zdziwiło  to  Anttiego,  kwaśny,  gęsty  dym  skrył  całą  okolicę.  Żeby  tylko 

mała się nie udusiła! Choć dopóki starcza jej sił, by krzyczeć... Przeskoczył bruzdę i rzucił się 

do walki z żywiołem. 

background image

Upłynęła cała wieczność, zanim stłumili ostatnie języki ognia. Łąka dymiła, tu i tam z 

czarnych  popiołów  wyskakiwały  niewielkie  ogniki  i  gasły  szybko.  Pożar  zatrzymał  się  pięć 

metrów  od  domu,  rów  Anttiego  spełnił  swoje  zadanie.  Wspólnym  wysiłkiem  opanowali 

niszczycielski żywioł. 

Zataczając się, Raija ruszyła ku rzece. Opadła na kolana w chłodnej wodzie i zaczęła 

przemywać  twarz.  Krzyki  Mai  wyrwały  ją  z  transu,  z  trudem  podniosła  się  na  nogi,  ale  nie 

była w stanie przejść kilku metrów dzielących ją od córki. 

Antti, brodząc w wodzie, wyprowadził Raiję na brzeg i położył na ocalałym skrawku 

zielonej  trawy.  Potem  ruszył  na  wysepkę,  wyjął  dziewczynkę  z  wiadra  i  uwolnił  z 

krępującego ją sukna. Dziecko zamachało rączkami i nóżkami, nie rozumiejąc, co się dzieje. 

Antti  przemówił  do  Mai  po  fińsku,  dopiero  później  zdał  sobie  z  tego  sprawę.  Zanim 

wrócił  do  Raiji,  mała  zdążyła  się  uspokoić.  Patrzyła  na  Anttiego  oczkami  pełnymi  ufności, 

choć  w  swym  krótkim  życiu  nie  widziała  jeszcze  człowieka  o  tak  czarnej  twarzy.  Włożyła 

kciuk do buzi, nie miała już powodów do niepokoju. 

Raija uchwyciła się dłoni Anttiego, wstała z trudem i położyła mu głowę na piersi. 

Był zmęczony, nie na tyle jednak, by nie wesprzeć tej kruchej dziewczyny i jej małej 

córeczki. Antti Kesaniemi zwykł był dźwigać większe ciężary na swoich barkach. 

-  Udało  się  -  stęknęła  Raija  z  twarzą  przyciśniętą  do  jego  piersi.  -  Udało  się,  dzięki 

tobie! 

Uśmiechnął się, przypomniawszy sobie Raiję z ogromną gałęzią. 

- Ty też nieźle się sprawiłaś... 

-  Dlaczego?  -  spytała,  kiedy  prowadził  ją  do  domu.  Byli  tak  zmęczeni,  że  ten  krótki 

odcinek rozciągał się w nieskończoność. 

- Z nienawiści - odrzekł. - Znajdę ich. Albo jego. A wtedy... - W jego głosie czaiła się 

groźba. Raija nie miała nic przeciwko temu, by ją spełnił. 

- Isak? 

Antti  zatrzymał  się  i  spojrzał  na  nią.  Nie  wiedział,  żadne  z  nich  nie  mogło  mieć 

pewności, ale ich myśli podążyły w tym samym kierunku. 

- Dowiem się - obiecał. 

Raija zatrzymała się w progu i odwróciła w kierunku pogorzeliska. 

- Ogień użyźni glebę - uśmiechnęła się krzywo. Antti odwzajemnił się uśmiechem, ale 

w jego wzroku kryła się powaga. 

-  Rozumiesz  teraz,  że  to  nie  żarty?  Rozumiesz,  że  u  mnie  na  cyplu  będziesz 

bezpieczniejsza? 

background image

Raija spojrzała mu prosto w oczy i odrzekła zdecydowanie: 

- Nie. Zostaję. Co jeszcze mogą mi zrobić? 

- Wielkie nieba, dziewczyno, nie pojmujesz, co ci grozi? 

- Zostaję. 

- Dlaczego? 

Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, nieomal marzycielsko. 

- Muszę, Antti, muszę... 

Isak uśmiechał się z ironią, kiedy Antti mówił o tym, co wydarzyło się poprzedniego 

dnia. 

- Pożar? U Raiji? jak dobrze, że u niej byłeś, Antti, bo to się mogło źle skończyć. 

-  Już  ty  coś  o  tym  wiesz  -  wycedził  Antti,  ledwie  panując  nad  sobą.  Grymas 

zadowolenia  rysujący  się  na  prostackiej  twarzy  Isaka  wystarczył  mu  za  przyznanie  się  do 

winy. 

- Niepotrzebnie się gorączkujesz, Kesaniemi. 

- Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? 

Isak  wzruszył  ramionami.  Uśmieszek  nie  schodził  mu  z  warg.  Z  kilkudniowym 

zarostem wyglądał odrażająco. 

- Nic ci do tego. 

Antti postąpił dwa kroki naprzód i stanął na rozstawionych nogach, położywszy ręce 

na biodrach. 

Uśmiech na twarzy Isaka stężał. Nerwowo oblizał wargi. 

-  U  dziewczyny,  i  nic  ci  do  tego  -  powtórzył.  -  Nie  masz  praw  do  wszystkich 

dziewcząt we wsi. Trzymaj się mężatek, Antti... 

- Zamknij gębę! Nie byłeś przypadkiem nad rzeką? Koło domu Raiji? 

- Nie, nie byłem koło domu Karla. Nie mam słabości do jego żony, jak co poniektórzy. 

Kiedy młody Elvejord wróci z ryb, trzeba będzie szepnąć mu coś na ucho. 

- U kogo byłeś? 

-  U  Sary  -  odrzekł  z  zadowoleniem  Isak.  Wiedział,  że  Sara  żywi  wrogie  uczucia  do 

tego jasnowłosego Kwena. 

- I tak ci nie wierzę. 

- Nie ma znaczenia, w co wierzysz, Antti - powiedział zjadliwie  Isak. - Możesz snuć 

domysły, aż cię głowa rozboli, a i tak nic na mnie nie znajdziesz. Bo o to ci chodzi? Bierzesz 

mnie za podpalacza? Przykro mi, Antti Kesaniemi, to ci się nie uda. Nie byłem w pobliżu jej 

domu ani wczoraj, ani kiedy indziej. Nie zadaję się z takimi jak ona... 

background image

-  Nie  wierzę  ci  -  powtórzył  Antti.  -  Trzymaj  się  z  daleka  od  Raiji!  Mówiłem  to  już 

kiedyś, ale chętnie powtórzę: trzymaj się od niej z daleka. 

-  A  jeśli  cię  nie  posłucham?  Antti  spojrzał  na  Isaka.  Jego  wzrok  mówił  więcej  niż 

słowa, ale z takimi ludźmi jak  Isak trzeba użyć  słów, inaczej nic nie rozumieli. Prześlizgnął 

się  spojrzeniem  po  bliźnie  na  obliczu  Isaka,  która  biegła  od  prawej  skroni  aż  do  podbródka. 

Straszliwe cięcie, nie zrosło się dobrze. Nóż Mikkala naznaczył go na całe życie. 

- Następna rana może być poważniejsza. 

background image

- Ailo często ostatnio płacze. 

Sigga nie spojrzała na męża. Wpatrywała się bezmyślnie w dach namiotu. 

Mikkal obrócił się na plecy. Więc Sigga chciała rozmawiać. Nawet nie pomyślała, że 

może być zmęczony po całym dniu pędzenia reniferów. 

- Wszystkie dzieci płaczą. 

Sigga  westchnęła  niedosłyszalnie.  Mikkal  leżał  tak  blisko,  że  czuła  ciepło  jego  ciała, 

ale w postawie męża było coś wrogiego. Nawet w łóżku trzymał ją na dystans. 

- On nic cię nie obchodzi i nigdy nie obchodził. Dlaczego, Mikkal? To twój syn, nie 

miej wątpliwości. O mnie nie musisz dbać, ale daj trochę uczucia chłopcu... 

-  Dbam  o  was  oboje  -  odrzekł  beznamiętnie.  Łatwo  mu  przyszły  te  słowa,  bo  nie 

przykładał  do  nich  wielkiej  wagi.  -  Mały  nie  wyzdrowieje  od  mojego  patrzenia  -  dodał.  - 

Lepiej  się  na  tym  znasz,  daj  mu  coś...  Porozmawiaj  z  matką...  Tylko  nie  dręcz  mnie,  kiedy 

próbuję złapać chwilę snu. 

Sigga  powstrzymała  się  od  ostrej  odpowiedzi.  Łagodnym  ruchem  przytuliła  się  do 

męża, położyła rękę na jego udzie i zaczęła gładzić napięte mięśnie. 

-  Nie  myślisz  nigdy  o  mnie,  Mikkal?  O  moich  potrzebach?  Jedzenie  i  sen  to  nie 

wszystko. Prawda? Ile czasu już minęło? 

Zacisnął zęby i zobaczył parę płonących, ciemnych oczu. 

Dłonie Siggi badały jego ciało, już nie tak ostrożnie. Ośmielona powodzeniem, Sigga 

przysunęła  się  bliżej.  Była  ciepła  i  miękka.  Kiedy  Mikkal  przymknął  oczy,  mógł  niemal 

wyobrazić sobie, że w jego ramionach leży inna dziewczyna... 

Z  jękiem  rozpaczy  odegnał  od  siebie  ten  widok,  który  prześladował  go  w  dzień  i  w 

nocy. Przecież nie mógł jej zawieść. To ona go zawiodła, znajdując szczęście u boku innego 

mężczyzny. 

Sigga  nie  dała  mu  szczęścia,  dawała  jednak  chwile  zapomnienia.  I  łatwiej  było  z  nią 

ż

yć, kiedy ofiarowywał jej nadzieję, której tak gorąco pragnęła. 

Objął  ją  ramionami  i  nie  otwierając  oczu,  przyciągnął  do  piersi.  Jego  usta  pokryły 

twarz Siggi pocałunkami. Dłonie pieściły jej ciało, mocno, gwałtownie, gorączkowo - nie tak, 

jak by pieściły ciało tamtej... 

Nawet przez chwilę nie dotknął jej włosów. Niewiele trzeba było, by złudzenie prysło 

jak bańka mydlana. 

background image

Choć  Mikkal  traktował  Siggę  brutalnie,  była  szczęśliwa.  Jednak  jej  potrzebował,  w 

tych  krótkich  chwilach  potrafiła  przełamać  dzielący  ich  dystans.  Wiedział,  jak  wzbudzić  w 

niej ogień i jak go ugasić. 

Jego pieszczoty zostawiały ślady na jej ciele, ale nie zrezygnowałaby z nich za żadne 

skarby świata. Sigga  gotowa była zapłacić każdą cenę, by móc leżeć na jego  ramieniu, czuć 

jego oddech na rozgrzanej skórze. Był jej mężem. Należał do niej. 

- Dlaczego nie robimy tego częściej? - spytała cicho, dziwiąc się własnej odwadze. 

Nie zareagował, poruszył tylko lekko ramieniem, oddychając spokojnie. 

Sigga  wiedziała,  że  było  mu  dobrze,  potrafiła  go  zaspokoić.  Wiedziała  też,  że  nie 

szukał  towarzystwa  innych  kobiet.  Zdradzał  ją  jednak  w  myślach,  a  ona  chciała  mieć  go 

całego na własność. 

- Daj mi spać - wymruczał, ale nie odsunął jej od siebie. 

Sigga  zamilkła.  Patrzyła,  jak  zasypia.  Jego  ciało  odprężyło  się,  oddech  stał  się 

miarowy. 

Kiedy  w końcu zasnął, usiadła na łóżku. W słabym blasku paleniska studiowała jego 

rysy,  ostre,  lecz  niezwykle  regularne.  Twarz  Mikkala  przypominała  rzeźbę.  Delikatnie 

przeciągnęła  palcami  po  jego  policzkach,  czole,  nosie,  zarysie  brwi,  lekko  dotknęła  warg. 

Chrząknął przez sen. 

Sigga odsunęła dłoń. 

Mikkal,  ten  silny  Mikkal,  we  śnie  przypominał  dziecko.  Tak  jak  Ailo,  byli  do  siebie 

bardzo  podobni.  Sigga  radowała  się  z  tego  powodu,  w  ten  sposób  miała  cząstkę  męża  na 

własność.  Mógł  ją  lekceważyć,  nie  mógł  jednak  ukryć,  że  dał  jej  syna.  Tylko  oczy  Ailo 

odziedziczył po niej i Sigga uznała to za dobry znak. Nigdy nie zdołała się przyzwyczaić do 

niezwykłych oczu Mikkala, które przenikały do najskrytszych zakamarków jej duszy. Dawały 

mu przewagę, z którą czuła się nieswojo. 

Ogień  zaczął  trzaskać,  czerwonawe  światło  oblało  twarz  jej  męża,  silny  kark  i 

muskularne ramiona. 

Blask padł na skórzany rzemyk. Sigga machinalnie wyciągnęła rękę. Woreczek, który 

zawsze nosił na szyi, niezmiernie ją ciekawił. Mikkal strzegł go jak źrenicy oka. 

Teraz  spał  i  miała  okazję,  by  poznać  tajemnicę.  Ostrożnie  wsunęła  dłoń  pod  ramię 

męża.  Woreczek  zsunął  się  na  plecy,  ale  Mikkal  pogrążony  był  w  tak  głębokim  śnie,  że  nie 

powinien nic poczuć. Wreszcie się dowie, co jest w środku. 

Mikkal  poruszył  się  lekko,  a  Sigga  wstrzymała  oddech.  Wymruczał  jakieś 

niezrozumiałe słowa i uśmiechnął się. 

background image

Pociągnęła lekko za rzemyk i woreczek zsunął się z szyi Mikkala. Sigga podniosła go 

do światła. Węzeł stawił opór. Szarpnęła poirytowana... 

- Do diabła! 

Stalowa  dłoń  wyrwała  jej  woreczek.  Mikkal  usiadł  i  odsunął  się  od  niej.  Jego  oczy 

błyszczały w półmroku, zaciśnięte usta utworzyły prostą kreskę. 

- Nigdy się nie poddajesz? Gotowa jesteś na wiele, żeby grzebać w moich rzeczach. 

A  więc  sądził,  że  poszła  z  nim  do  łóżka  tylko  w  tym  celu!  Nie  rozumiał,  że  go 

potrzebuje? Że chce dzielić z nim wszystko? Ze go kocha? 

-  Nie  wiedziałam,  że  masz  tyle  tajemnic,  Mikkal  -  powiedziała  z  nie  zamierzoną 

ironią. 

Łzy napłynęły jej do oczu, nie mogła ich powstrzymać. Spłynęły dwiema strużkami po 

policzkach,  wzbudzając  jedynie  jego  wzgardę.  Pragnęła  tylko  odrobiny  czułości,  a  on  nie 

pozwalał  jej  nawet  okazywać  uczuć.  Jak  długo  miała  dawać,  skoro  on  nie  chciał  nic  od  niej 

przyjąć? 

Sigga wiedziała, że słowami go nie udobrucha. 

Otarła łzy, pełna złości, odwróciła się do niego plecami, udając, że zasypia. 

Mikkal  zaklął  cicho  i  odsunął  się  jeszcze  dalej  od  żony.  Chciał  wierzyć,  że  ich 

desperacki akt miłosny był początkiem czegoś nowego. Niezbyt czułym i gorącym, ale jednak 

początkiem czegoś nowego. 

Pragnął  zawrzeć  pokój  z  nią,  a  może  z  samym  sobą.  Nie  miał  czystego  sumienia, 

zdawał  sobie  sprawę,  że  traktuje  Siggę  z  niepotrzebną  brutalnością.  Akceptowała  ją,  tak  jak 

skłonna była przyjąć wszystko, co brała za akt dobrej woli. Choćby to, że pozwolił jej zasnąć 

na swoim ramieniu. 

Gdyby  potraktował  Raiję  w  ten  sposób,  uderzyłaby  go,  był  tego  pewien.  Raija  miała 

nad nim władzę, której Sigga nigdy nie posiądzie. I Sigga znała swoje miejsce, ale kurczowo 

trzymała się nadziei. 

Nie  potrafiła  jednak  oprzeć  się  pokusie.  Woreczek,  którego  nigdy  nie  zdejmował, 

zawsze fascynował ją. Dla Mikkala stanowił świętość, tajemnicę, którą za nic w świecie nie 

podzieliłby się z żoną. 

Nosił  kosmyk  włosów  Raiji  na  sercu  od  czterech  lat  i  tam  miał  pozostać  aż  do  jego 

ś

mierci,  nawet  gdyby  przestał  ją  kochać.  Póki  żył,  woreczek  stanowił  amulet,  dowód  na 

istnienie miłości, niepojętej dla większości ludzi. 

Sigga  nie  spała,  ale  nie  odzywała  się,  czekała,  aż  on  coś  powie.  Mikkal  jednak  nie 

miał  takiego  zamiaru.  Wstał  bez  słowa,  naciągnął  futrzane  portki,  wcisnął  nogi  w  kumagi 

background image

wysłane  źdźbłami  turzycy,  które  chroniły  stopy  przed  mrozem  i  wilgocią.  Trzymając  na  ra-

mieniu dork, futrzaną bluzę obróconą włosem do wewnątrz, wyszedł z namiotu. 

Noc  majowa  była  łagodna.  Zbliżali  się  już  do  letnich  pastwisk,  zdążając  ku  terenom 

przygranicznym  na  wschodzie.  Niektórzy  ciągnęli  na  wybrzeże,  ale  jego  ojciec  trzymał  się 

traktów wschodnich. Renifery same szły na wschód. 

Mikkal pozwolił, by chłodne powietrze ostudziło jego rozpalone ciało i zmysły, zanim 

wciągnął kaftan przez głowę. 

Może  to  wszystko  jego  wina?  Ilekroć  o  tym  myślał,  dochodził  do  wniosku,  że  nie 

mógł  postąpić  inaczej.  Zniszczyłby  tak  wiele,  gdyby  nie  posłuchał  rodzicielskiego  nakazu  i 

odszedł z Raiją. Ojciec odtrąciłby go, Pawa obraziłby się śmiertelnie. Obaj mieli przyjaciół i 

krewnych,  którzy  prześladowaliby  jego  i  Raiję  przez  resztę  ich  dni.  Byliby  samotni  na  tym 

ś

wiecie, mieliby tylko siebie. 

Jak wyglądałoby ich życie? 

Noc nie udzieliła mu odpowiedzi. 

W namiotach panowała cisza. Zbliżało się lato, noce pojaśniały, lecz powietrze wciąż 

pozostawało  chłodne,  a  barwy  przejrzyste.  Za  dnia  przyroda  grzała  się  leniwie  w  ciepłych 

pieszczotach słońca. 

Nocą słońce nie było równie szczodre. Barwiło chmury czerwienią i przyoblekało się 

w płaszcz, który tłumił ciepło. Nocą żółtość emanowała chłodem. Słońce rozpalało płaskowyż 

gamą kolorów, ale w palecie nie miało odcieni złocistych. 

Mikkal  przykucnął  obok  namiotu  i  schował  twarz  w  dłonie.  Tęsknota  doprowadzała 

go do szaleństwa. 

Z  sąsiedniej  jurty  doszedł  go  monotonny,  zawodzący  śpiew,  tak  cichy,  że  ledwo  go 

dosłyszał. 

Czy to miała być odpowiedź? 

Poruszał się jak we śnie, nogi prowadziły go same w kierunku głosu. Odchylił płachtę 

namiotu  i  wszedł  do  środka.  Podniosła  głowę,  w  jej  mądrych  oczach  nie  było  zaskoczenia. 

Dłonią wskazała mu miejsce, ciągnąc swój joik. 

Mikkal nie usiadł... 

Chuda, koścista i zgarbiona Elle się nie zmieniła, na jej twarzy nie było już miejsca na 

nowe  zmarszczki.  Na  głowie  nosiła  czapkę.  Nigdy  jej  nie  zdejmowała,  skrywając  resztki 

włosów, które dawno przestały ją zdobić. Suknie wisiały na wychudzonym ciele, łykowatym 

jak łozinowa witka. Niebiosa jedynie wiedziały, ile ma lat. Powinna była dawno umrzeć, ale 

background image

wciąż tliła się w niej chęć do życia. W pajęczynie zmarszczek oczy Elle błyszczały z dawną 

wyrazistością. 

Skończyła joik i otworzyła usta w bezzębnym uśmiechu. 

-  Czekałam  na  ciebie,  Mikkal.  Nie  usiądziesz?  Oboje  myśleli  o  tym  samym.  Cztery 

lata temu przyszedł do niej z Raiją. Wtedy śmiał się ze słów ciotki... 

- Opowiedz mi o moim życiu, Elle - wymamrotał. 

-  Twierdziłeś,  że  to  bzdury,  Mikkal  -  odrzekła  łagodnie  stara.  -  Dlaczego  zmieniłeś 

zdanie? 

Milczał. Wbił wzrok w zaciśnięte pięści. 

- Rób, co chcesz, Elle - westchnął, unosząc twarz, z której wyzierała rozpacz. - Kłam, 

jeśli musisz, ale daj mi chociaż nadzieję! 

Uśmiechnęła  się  słabo,  ale  jej  twarz  pozostała  nieprzenikniona.  Może  naprawdę  była 

niespełna rozumu. Mikkal nie wiedział. Wróżba dla Raiji przeraziła go tym bardziej, że tyle z 

niej się sprawdziło. 

-  Kiedyś  dostrzegłam  w  tobie  coś,  co  mnie  dało  nadzieję  -  odrzekła  po  chwili.  - 

Myślałam,  że  jesteś  stworzony  do  wielkich  rzeczy,  ale  się  myliłam.  Nie  przywiązuj  zbyt 

wielkiej wagi do słów starej kobiety... 

-  Co  masz  na  myśli?  -  wychrypiał  i  złapał  ją  za  ramię.  Zdawało  mu  się,  że  chwyta 

suchą gałąź brzozy. 

-  Jesteś  dobrym  człowiekiem,  Mikkal,  masz  wiele  przymiotów.  Nie  pojmuję  tylko, 

czemu ich nie używasz. Gardzisz rodziną. Myślisz, że jesteś pępkiem świata, lecz bardzo się 

mylisz, mój chłopcze. Co cię odmieniło? Mogłeś to powstrzymać... 

Skinął  lekko  głową.  Od  dawna  nikt  nie  mówił  doń  w  taki  sposób,  a  ponad  wszystko 

potrzebował  rozmowy.  Elle  przejrzała  go  na  wylot  dzięki  znajomości  ludzkiej  natury,  a  nie 

siłom nadprzyrodzonym. Podniósł wzrok. 

- Wiem. Stąd biorą się wszystkie kłopoty. Co jeszcze widzisz, Elle? Co jeszcze... 

- Może już nic? 

Błagał  ją  wzrokiem,  obnażał  duszę.  Elle  zawsze  czuła  słabość  do  Mikkala,  upartego 

syna Pehra. Było w nim coś, co wynosiło  go ponad przeciętność. Miała nadzieję, że pójdzie 

pod  prąd,  sprzeciwi  się  ojcu,  ale  Mikkal  się  ugiął.  Z  każdym  dniem  coraz  bardziej 

przypominał Pehra. Chciała mu pomóc. 

- Jest ciemno, mogę tylko snuć domysły - usprawiedliwiała się, ale ujęła jego dłoń w 

obie ręce. - Spotkasz się z nią - rzuciła i zamilkła na dłuższą chwilę. - To chciałeś usłyszeć, 

prawda? 

background image

- Tylko tyle? 

Elle opuściła wzrok, potem zacisnęła mu dłoń w pięść i złożyła ręce na kolanach. 

-  Niedługo  umrę.  To  dobrze,  Mikkal.  Nie  chcę  doświadczyć  tego,  co  przyniesie 

przyszłość.  Jedyna  pociecha,  że  nie  będziesz  taki  jak  ojciec.  Nie  zostaniesz  jednak 

mężczyzną, którego widziałam w moich marzeniach. 

- Co z nią? Z Rai ją? 

W oczach staruszki pojawił się ból. 

-  Byłeś  zbyt  młody.  Zbyt  młody,  by  uczynić  decydujący  krok.  Oszczędziłbyś 

nieszczęść wam obojgu. Spotkasz się z nią, powiedziałam już. Lepiej by było, gdybyście nie 

ujrzeli  się  już  więcej,  ale  wasze  losy  splecione  są  ze  sobą.  Daj  jej  to  ciepło,  które  płonie  w 

tobie, Mikkal! Nie bądź zawzięty! Nie duś uczuć w sobie! 

- To Wszystko? Pokręciła głową. 

-  Więcej  nic  ci  nie  powiem,  mnie  samej  robi  się  straszno.  Musisz  stawić  czoło 

przyszłości.  Powiedziałam  jej,  że  będzie  walczyć  o  szczęście.  Tobie  mówię  to  samo, 

chłopcze. Nie zapominaj tylko o swojej rodzinie. Nie zniszcz ich, szukając radości życia dla 

siebie... 

Mikkal delikatnie pogładził staruszkę po policzku i wyszedł w jasną noc. 

Chciał wróżby, a otrzymał dobre rady. Może to jedno i to samo. 

Nie  zauważył,  że  Elle  odchyliła  płachtę  namiotu,  i  przestraszył  się  jej  chrapliwego 

głosu. W jej słowach kryły się żal i smutek: 

- Muszę ci to powiedzieć, Mikkal. Ty i Raija przeżyjecie razem wielki ból. 

- Powiedziałabyś mi to wtedy, gdybym pozwolił ci powróżyć? - spytał pod wpływem 

impulsu. 

- Powiedziałabym więcej. 

Znów został sam. Słowa Elle nie przyniosły mu pociechy. Były brutalne, ale zasłużył 

na nie. Szukał jednak innych słów. Musiał porozmawiać z kimś, kto nie będzie go wyłącznie 

potępiał. 

Z kim? 

Z  Aslakiem.  Tylko  on  przyszedł  mu  na  myśl.  Aslak  mógł  opowiedzieć  mu  więcej  o 

spotkaniu z Rai ją. Może coś sobie przypomni, może coś pominął. Spotkanie Aslaka z Raiją 

sprzed roku wciąż nie dawało Mikkalowi spokoju. Nie wierzył, że Raija może być szczęśliwa. 

Aslak dzielił namiot z bratem, Andersem. Kiedy Mikkal stanął przed wejściem, zaczął 

ż

ałować swego kroku. Na całe szczęście Aslak był sam. Spał. Mikkal trącił szwagra. 

- Co się stało? 

background image

Aslak potarł oczy i spojrzał na Mikkala, nasłuchując dźwięków, które mogły zdradzić 

cel jego wizyty. 

- Nic. Gdzie Anders? 

- Wyszedł razem z Pawą i Pehrem - wyjaśnił Aslak. - Doglądać stada. 

Mikkal poczuł, jak opada go zmęczenie. 

- Mogę spać u ciebie? 

-  Pokłóciłeś  się  z  Siggą?  -  Aslak  uśmiechnął  się  niewyraźnie.  -  O  co  poszło  tym 

razem? 

- Nic wielkiego. - Mikkal stracił nagle ochotę na zwierzenia. - Muszę wyjechać. Duszę 

się, brak mi swobody. 

Aslak wsparł się na ramieniu. 

-  Ożeniłeś  się  za  wcześnie,  chłopie.  Popatrz  na  mnie,  żadna  dziewczyna  nie  zdybie 

Aslaka, póki sam nie będzie tego chciał. 

Mikkal zgrzytnął zębami. Aslak udawał, że nie domyśla się celu jego wizyty. 

Mikkal  oparł  ramiona  o  kolana.  Miał  trudne  zadanie,  w  końcu  Sigga  była  siostrą 

Aslaka. Pamiętał jednak czasy, kiedy Aslak słał tęskne spojrzenia za Raiją. 

- Marzyłeś kiedyś o tym, by żyć dwa razy? Aslak roześmiał się głośno. 

- Pewnie. Zwłaszcza podczas targowisk... 

Nie  traktował  Mikkala  poważnie.  Mikkal  westchnął  i  położył  się.  Oliwkowe  oczy 

Aslaka przewiercały go na wylot. 

- Znam twoje myśli, Mikkal. Pozbądź się ich. Dokonaliście wyboru, prawda? Daj już 

spokój, nie dręcz siebie, Siggi... i jej. 

- Jaka była? Opowiedz jeszcze raz! Aslak pokręcił głową. 

- Nie. Nie chcę karmić twoich szalonych myśli. 

- Muszę znać prawdę! 

Aslak uśmiechnął się, ale jego oczy patrzyły na Mikkala z powagą. 

-  Więc  dlaczego  nie  pojedziesz  do  niej?  Boisz  się,  że  mam  rację?  A  może  obawiasz 

się, że wszystkie twoje marzenia legną w gruzach? Ze może los, który przypadł ci w udziale, 

wcale nie jest taki zły? 

- Zamknij się! - krzyknął z bólem Mikkal. Aslak zlekceważył jego wybuch. 

-  Delektujesz  się  cierpieniem,  zatruwasz  życie  bliskim.  Chciałbym,  żebyś  pojechał  i 

przekonał się, że zapomniała o tobie... 

Aslak  przewrócił  się  na  plecy  i  skierował  wzrok  na  dach  namiotu.  Dym  z  paleniska 

układał się w przedziwne wzory i znikał w ciemności. 

background image

- Nie masz dość dziecinnych fantazji? - spytał. - Nie widzisz, że zachowujesz się jak 

chłopiec, a nie dorosły mężczyzna, który jest odpowiedzialny za żonę i syna? 

Mikkal słuchał bez słowa. 

-  Nie  jesteś  już  dzieckiem!  -  ciągnął  Aslak  z  pasją.  -  Lata  wypełnione  śmiechem  i 

marzeniami minęły bezpowrotnie. Dla większości z nas. Obietnice, spojrzenia, pocałunki, to 

wszystko  należy  do  przeszłości.  Jesteśmy  dorośli,  Mikkal.  Inne  rzeczy  powinny  wypełniać 

nasze  myśli,  już  nie  ma  czasu  na  marzenia.  Nie  chcesz  uznać  rzeczywistości,  wolisz  żyć  w 

ś

wiecie ułudy. Ale młodość pozostawiłeś za sobą i nic nie wiąże jej z dniem dzisiejszym. Jeśli 

zbłądziłeś, wiń za to siebie. Żyj teraźniejszością, żyj tak, byś nie musiał budzić się z uczuciem 

wstydu.  Masz  syna,  Mikkal.  Chcesz,  by  dorastał  w  upokorzeniu,  mając  za  ojca  marzyciela 

oderwanego od świata i ludzi? 

-  Ty  nigdy  nie  kochałeś  -  przerwał  mu  Mikkal  bezbarwnym  głosem.  -  Nigdy  nie 

kochałeś, Aslak. Gdybyś kochał, nie byłbyś tak surowy w swoim sądzie... 

- Jeśli miłość czyni człowieka nieczułym na dobro bliskich - Aslak akcentował każde 

słowo  -  to  jestem  szczęśliwy,  że  jej  nie  zaznałem.  Mam  nadzieję,  że  nie  będę  traktował 

rodziny, tak jak ty traktujesz Siggę i chłopca. 

-  Powinienem  rozgniewać  się  na  ciebie  -  Mikkal  uśmiechnął  się  kwaśno.  - 

Powinienem  wyjść.  Ale  zostanę.  Możesz  obrzucać  mnie  wyzwiskami,  Aslak,  lecz  i  tak  nie 

sprawisz, że pokocham Siggę. To dobra dziewczyna, ale to nie ona wypełnia mnie tęsknotą. 

-  Kobieta,  którą  ujrzałem  -  mówił  twardo  Aslak  -  była  szczęśliwa.  Miała  męża, 

spodziewała  się  dziecka  i  nie  wspomniała  o  tobie  ani  jednym  słowem.  Czy  to  oznaka 

nieśmiertelnej miłości, Mikkal? Myślisz, że płacze po tobie? Zaniedbuje męża i dziecko? Na-

prawdę tak uważasz? Sądzisz, że kocha ciebie tak, jak ty ją? 

Aslak zaczerpnął tchu i bezlitośnie ciągnął: 

-  W  takim  razie  nie  znasz  jej.  Przez  tę  wydumaną  miłość  wyglądasz  starzej,  moja 

siostra wypłakuje sobie oczy, a chłopiec krzyczy ze strachu, kiedy z rzadka weźmiesz go na 

ręce. Myślisz, że kochałaby cię takim, jaki się stałeś? 

-  Ty  nigdy  nie  kochałeś  -  powtórzył  Mikkal.  Aslak  westchnął  i  obrócił  się  do  niego 

plecami. Nie mógł się jednak powstrzymać od dodatkowego komentarza: 

- Jesteś chory. Jedź do Lyngen, człowieku! Jedź, a ujrzysz wszystko na własne oczy. 

Jedź, obudź się ze snu i bądź sobą! 

- Nie mogę teraz jechać. 

- Nie możesz? A może nie chcesz? 

background image

Mikkal  nie  znalazł  odpowiedzi.  Może  wszystko  było  snem,  nie  tak  pięknym  jak  ten, 

który przechowywał w pamięci. Może Sigga była mu przeznaczona. Może dla tamtej stał się 

jedynie bladym wspomnieniem z dzieciństwa, słodkim, lecz pozbawionym znaczenia. Może. 

Może... Chciał się upewnić, czy wciąż żyć marzeniami? I cierpieć? 

Ź

le  spał.  Pół  nocy  spędził  między  jawą  a  snem,  pocąc  się  niemiłosiernie  na  całym 

ciele. W mroku nocy słyszał jej głos, łagodny, lecz zdecydowany. Widział powagę kryjącą się 

na  dnie  jej  ciemnych  oczu.  Jej  usta  ułożyły  się  w  coś  na  kształt  uśmiechu,  lecz  się  nie 

uśmiechnęły. Wargi wyszeptały jedno słowo: „nie”. 

Nie, przybywasz za późno. Za późno. Za późno. 

Nie uśmiechała się. Złożyła ramiona na piersiach, nie dając mu do nich dostępu. Tylko 

to jedno słowo. 

Nie. 

Wstawał  dzień,  kiedy  Mikkal  zapadł  w  sen,  którego  tak  bardzo  potrzebował.  Zbyt 

wiele nocy spędził bezsennie podczas tego spędu. Zbyt wiele bezsennych nocy miał za sobą 

tej zimy. 

Wokół  zaległa  cudowna  cisza.  Słońce  pieściło  jego  skórę.  Zdjął  kaftan  i  pozwolił 

promieniom lizać nagie ciało. Wiatr muskał delikatnie kępy wrzosu. Przyroda wstrzymywała 

oddech. Mikkal wyciągnął ramiona, jakby chciał objąć cały świat. Tu pragnął zostać, na całą 

wieczność. 

Zielony, potężny płaskowyż rozciągał się po krańce horyzontu, wydawało się, że sięga 

słońca,  jakby  chciał  wzrastać  w  jego  rozpalonej  żółtości.  Na  granicy  błękitnego 

bezchmurnego nieba zmieniał się w rozedrgane wzgórze. 

Mikkal  wyciągnął  nóż  zza  pasa  i  położył  palce  na  kawałku  kości.  Ze  zdumieniem 

spoglądał na ptaka, którego wyrzeźbił, ptaka o rozpostartych skrzydłach. To był kruk. 

To  niemożliwe,  wyrzeźbił  tego  ptaka  wcześniej,  nie  mógł  zrobić  tego  ponownie. 

Pakami sprawdził wyżłobienia, to był ten sam ptak. Teraz miał go Ailo, stał się zabawką jego 

syna. Nie mógł przecież zrobić dwóch takich samych figurek z jednego kawałka kości. 

- Ailo? - szepnął wiatr. - Kto to jest Ailo? Promienie słoneczne obdarzyły go delikatną 

pieszczotą. 

- Syn? - śmiały się. - Masz syna, Mikkal? Położył dłoń na policzku, nic nie pojmując. 

Gdzie podziały się zmarszczki? Koniuszki palców dotykały gładkiej skóry młodzieńca. 

- Kim jest Ailo? - śmiał się wiatr. 

background image

Mikkal nie odpowiedział. Nic nie rozumiał, ale nie miało to wielkiego znaczenia. Ailo 

nie istniał, a on znów był młody. Rozpoznawał miejsce, tylko pora się nie zgadzała. Powinna 

być jesień, tak jak wtedy... 

- Wtedy? - spytały wiatr i promienie. - Czyż nie jest teraz? 

Mikkal  przełknął  ślinę.  Czyżby  dostał  jeszcze  jedną  szansę,  o  którą  tak  się  modlił? 

Czy teraz postąpi właściwie? 

Właściwie? Raija była dzieckiem, a on młodzieńcem. Dzieci nie bierze się siłą. 

-  Dzieckiem?  -  przekomarzał  się  wiatr.  -  Sądzisz,  że  prowadzę  ci  dziecko?  Ją 

nazywasz dzieckiem? 

Podniósł wzrok i poczuł dławienie w gardle. W uszach rozbrzmiał jej śmiech, perlisty 

jak letni strumień. Twarz Raiji jaśniała, a oczy błyszczały, kiedy biegła ku niemu, machając 

rękoma. 

Podniósł  się  i  wybiegł  jej  naprzeciw.  Jej  włosy,  łaskoczące  go  w  nos,  pachniały 

cudnie. Kiedy zanurzył w nich twarz, wiatr splątał razem ich loki. Nóż i ptaszek leżały u stóp 

Mikkala. Nawet nie wiedział, kiedy je upuścił. 

- Czekałeś? - spytała, a w jej głosie zadźwięczało tysiąc obietnic. 

Skinął głową, bo nie udało mu się wydobyć słowa spomiędzy zaschniętych warg. Był 

szczęśliwy, mógł umrzeć, trzymając ją w ramionach. Wiatr miał rację, to niepojęte, ale miał 

rację. Nie była dzieckiem, lecz Raiją z jego wspomnienia. 

Trzymał  w  ramionach  kobietę,  tę,  która  budziła  w  nim  pożądanie.  O  niej  marzył 

codziennie przez ostatnie dwa lata. 

- Mamy mało czasu - szepnęła. 

Mikkal napotkał spojrzenie brązowych oczu i zrozumiał. Były lustrem dla jego oczu. 

Lustrem jego duszy, jego namiętności. 

-  Ukochana  -  mruknął  w  miękkość  jej  skóry  na  szyi.  Drżącymi  dłońmi  zaczął 

rozplątywać tasiemki sukni. 

- Pragnę cię - szepnęła, gorącym tchem omiatając jego policzek. - Tylko ciebie zawsze 

pragnęłam. Mamy tak mało czasu... 

Niecierpliwe  palce  szarpały  oporny  pasek.  Mikkal  wstrzymał  oddech,  kiedy  jej  dłoń 

znalazła się na jego brzuchu i powędrowała w dół... 

Zamknął  oczy,  przyciskając  usta  do  jej  jędrnych  piersi  i  walcząc  ze  spódnicą,  która 

zaplątała się na jej biodrach. Śmiejąc się, pomogła mu ją zdjąć. Miękka skóra Raiji zapłonęła 

pod dotykiem szorstkich palców. Jęknęła cicho, odwzajemniając się podobnymi pieszczotami, 

jej dłonie nie pominęły ani jednego skrawka jego skóry. 

background image

Mikkal dotknął rozpalonymi wargami lekko rozchylonych ust ukochanej. Westchnęła i 

przywarła do niego całym ciałem. Wyglądali jak wyciosani z jednego kawałka drewna, jakby 

na całą wieczność mieli zapamiętać, że należą do siebie. 

Splotła  ręce  na  jego  ramionach,  on  objął  ją  w  talii.  Nikt  nie  mógł  ich  rozdzielić. 

Wsunął kolano między jej nogi, przycisnął do niej biodra. Był gotów, ona też, oboje pragnęli 

tego z równą siłą, równie mocno tęsknili. 

Napotkał  wzrok  Raiji,  zamglony,  ciemniejszy  niż  kiedykolwiek.  Jej  wargi  pod  jego 

ustami były jak pączek kwiatu, czerwone jak krew, gorące jak ogień, drżące... 

- Chodź, kochany! - błagała. 

Położył  się  na  niej  z  czułą  delikatnością,  pogładził  jej  ciało,  śledząc  dłonią  krągłość 

bioder... 

Kiedy miał w nią wejść, jej twarz wykrzywił ból, a z gardła wydarł się krzyk, straszny, 

bolesny. 

Usiadł, trzymając Raiję w ramionach, zaglądając jej w oczy. Patrzyła na niego, ale go 

nie  widziała.  Krzyk  wybrzmiał  i  przeszedł  w  jęk.  Jej  ciało  zapadło  się,  a  blask  w  oczach 

zmącił, jak mąci wodę rzucony kamień. 

Nóż. Położył ją na nożu... 

Przesunął  dłonią  po  wciąż  rozgrzanych  plecach  dziewczyny,  po  skórze,  na  której 

odcisnęły się kwiatki wrzosu. 

Ciepła, gęsta krew pociekła mu między palcami i dała pewność, zanim dłoń trafiła na 

stal. 

- Nie! Nie! Nie umarła! Krzyk przeszedł w łkanie. 

- Zabiłem ją! Zabiłem! Kochana moja, zabiłem cię... 

- Mikkal! Mikkal! Co cię napadło? Obudź się! 

Dłonie na jego ramionach należały do innej rzeczywistości. Tak jak i głos Aslaka. 

- Umarła! - jęknął słabo Mikkal. - Zabiłem ją... 

-  Do  diabła,  ocknij  się!  Jego  głowa  eksplodowała  tysiącem  gwiazd,  w  uszach  mu 

zadzwoniło,  zapiekły  policzki...  Aslak  siedział  przed  nim  w  kucki  i  zmrużywszy  powieki, 

przyglądał się mu z niepokojem. Uśmiechnął się gorzko, kiedy spotkał wzrok Mikkala. 

-  Niech  będą  dzięki!  -  szepnął  Mikkal.  Wciąż  miał  przed  oczyma  tamte  obrazy. 

Bezwiednie podniósł dłonie i przyjrzał się im. Nie było na nich krwi. 

-  Obudziłeś  pół  obozowiska  -  rzucił  sucho  Aslak.  -  Co  cię  napadło,  człowieku? 

Przepraszam, że cię uderzyłem - dodał - ale nic innego nie przyszło mi do głowy. 

- Dziękuję! - powiedział Mikkal. Wstał rozdygotany i wyszedł z namiotu. 

background image

Krew  pulsowała  mu  w  skroniach.  Wszystko  zdało  mu  się  tak  prawdziwe,  jego  ciało 

wciąż  drżało  na  wspomnienie  namiętności,  która  nie  znalazła  ujścia.  Wciąż  czuł  ten 

niewypowiedziany ból, kiedy trzymał w ramionach martwe ciało Raiji. 

To  był  tylko  sen,  nocny  koszmar.  Aslak  mógł  sądzić,  że  Mikkal  zwariował.  Mikkal 

wiedział jednak, że dano mu znak. 

Wpatrując się w horyzont na zachodzie, podjął decyzję. 

Musi  jechać  do  Lyngen.  Musi  ją  zobaczyć.  Jeśli  to  nie  było  wołanie  o  pomoc,  to 

znaczy, że zwariował. 

Raija go potrzebowała. 

Natychmiast. 

background image

Od pożaru nic nowego nie zaszło. Nic, co pachniałoby prześladowaniem. 

Nienawistnymi  spojrzeniami  Raija  nie  zawracała  sobie  głowy.  Bolały,  ale  stały  się 

poniekąd stałym elementem dnia codziennego. Słowa towarzyszące spojrzeniom również nie 

były  niczym  nowym,  już  wcześniej  nazywano  ją  dziwką  i  suką.  Słowa  raniły,  ale  Raija  za-

ciskała zęby i prostowała się z godnością, w myślach przeklinając oszczerców. 

Obraźliwe  słowa  świadczyły  gorzej  o  tych,  którzy  je  wypowiadali,  niż  o  niej  samej. 

Tak  twierdził  Antti,  a  on  się  na  tym  znał.  Odkąd  wprowadził  się  do  Raiji,  sam  wiele  razy 

spotkał się z przejawami ludzkiej niechęci. 

Raija prała. To była żmudna praca. Przynosiła wodę i podgrzewała w dużym kociołku 

nad  brzegiem  rzeki.  Musiała  przydźwigać  wiele  wiader,  zbyt  wiele  jak  na  drobną  kobietę. 

Raija nigdy nie unikała pracy. I nikt nie mógł powiedzieć, że nie dbała o czystość. 

Nazywali  ją  „zawszoną  Kwenką”,  ale  wszy  nie  miały  przystępu  do  domu  Raiji.  W 

przeciwieństwie  do  domostw  najmocniejszych  w  gębie  plotkarzy.  Na  samo  wspomnienie  o 

tym Raija wzdrygnęła się z obrzydzenia. 

Wczesną  zimą  Maja  bawiła  się  z  dziećmi  pewnej  rodziny  mieszkającej  tuż  nad 

morzem. Karl znał gospodarza, zdarzało się, że się odwiedzali. Kiedy samotność doskwierała 

Raiji, z wdzięcznością przyjmowała ich towarzystwo. Aż do chwili, gdy najmłodszy chłopiec 

owych  ludzi,  po  dłuższej  chwili  spędzonej  na  dzikiej  zabawie  z  Mają,  podpełzł  do  Raiji  i 

czule objął za kolana. Nachyliła się, by pogłaskać malucha po głowie, ale gwałtownie cofnęła 

wyciągniętą rękę. 

Wciąż robiło jej się niedobrze, kiedy o tym myślała. W czuprynie chłopca roiło się od 

wszy. 

Ze  wstrętem  odepchnęła  dziecko  od  siebie  i  wybiegła  z  Mają  na  jednej  ręce  i 

okryciami całej ich trójki na drugiej. 

Nie  podziękowała  za  gościnę,  nie  pożegnała  się,  wypadła  za  drzwi  bez  słowa.  Karl 

musiał przepraszać za jej zachowanie. Nie znalazł dla niej zrozumienia, był rozgniewany nie 

na żarty. Rai ja aż popłakała się ze złości. Wyszorowała Maję, Karla i samą siebie w gorącej 

wodzie. 

Mąż wyzwał ją od histeryczek i ze stoickim spokojem odmówił pójścia po wodę. Raija 

sama  ją  przyniosła  i  wygotowała  wszystkie  ubrania,  które  miały  na  sobie  podczas  tamtej 

wizyty. Nie chciała robactwa w swoim domu, nie mógł tego zrozumieć? 

background image

Nie  mógł.  Zamiast  tego  powiedział  jej,  że  w  życiu  rybaka  na  północy  wszy  są 

wszechobecne.  Żaden  mężczyzna  znad  fiordu  nie  umarł  od  ich  ugryzień.  Histeria  dobra  jest 

dla bab. 

Co ci ludzie pomyślą o jej zachowaniu? Gotowi się obrazić. 

Raija nie odpowiedziała. Zacisnęła usta i milczała. 

Karla  nie  zaczepiali,  Raija  spotykała  się  z  docinkami.  Nie  przejmowała  się  jednak 

ludzkim gadaniem. Patrzyła mieszkańcom Lyngen prosto w oczy z niezachwianą pewnością, 

ż

e nie jest mniej warta. 

Rzecz  jasna,  ten  epizod  był  wodą  na  ich  młyn.  Parszywi  Kwenowie  nie  będą  uczyć 

Norwegów czystości. A już zwłaszcza nie ona, Raija Elvejord, która wiele lat spędziła pośród 

Lapończyków. O, nie, zwłaszcza nie ona. Najwyższy czas nauczyć ją pokory. 

Może  powinna  była  postąpić  roztropniej,  ale  z  perspektywy  czasu  wszystko  wygląda 

inaczej,  niż  kiedy  tkwi  się  w  środku  zdarzeń.  W  głębi  duszy  wiedziała  jednak,  że  dziś 

uczyniłaby tak samo. 

Zacisnęła  zęby  i  wyciągnęła  bieliznę  z  wrzątku.  Była  ciężka,  ale  Raija  zdołała  ją 

unieść.  Chwyciła  stare  wiosło,  na  którym  nosiła  pranie  nad  rzekę.  Dostała  parę  wioseł  od 

Kristiana, nadawały się znakomicie do tego celu. 

Zmęczona,  z  jękiem  zrzuciła  wygotowaną  bieliznę  na  płaski  kamień  nad  brzegiem  i 

wróciła  po  resztę.  Płukania  nie  znosiła,  zwłaszcza  o  tej  porze  roku,  kiedy  zima  wciąż  nie 

chciała  się  poddać,  a  lato  jeszcze  nie  nadeszło.  Woda  w  rzece  była  zimna,  wydawała  się 

chłodniejsza niż zimą. Wtedy człowiek przynajmniej się nie dziwił, że jest lodowata. 

Złapała  parującą  koszulę,  parząc  sobie  pałce,  i  zanurzyła  ją  w  wodzie.  Z  początku 

poczuła  ulgę,  potem  woda  stawała  się  coraz  zimniejsza.  Mechanicznym  ruchem  wyjęła 

koszulę,  wyżęła  ją,  odłożyła,  potarła  sine  dłonie  i  znów  sięgnęła  do  zawiniątka  z  bielizną. 

Płukała, wyżymała, tarła dłonie... 

Kiedy  skończyła  i  rozwiesiła  pranie  na  rei,  którą  Kalle  umocował  między  dwoma 

drzewami niedaleko domu, nie czuła palców. 

Następnego dnia pranie wciąż tam wisiało, kołysząc się na słońcu, prawie suche. Ale 

Raija  nie  miała  już  nigdy  użyć  ani  jednej  sztuki.  Ktoś  pociął  je  na  wąskie  paski.  Trzepotały 

teraz wyzywająco w lekkiej bryzie. 

Raija  oparła  się  o  ścianę  domu  i  zaczęła  płakać.  Podłość  nieznanego  dręczyciela 

przekroczyła wszelkie granice. Ludziom znad fiordu Lyngen nie przelewało się, a Raija i Karl 

nie mieli więcej niż inni. Ten czyn bolał bardziej niż obelżywe słowa. 

background image

Nowe  sukno  kosztowało  fortunę,  a  szycie  ubrań  było  dla  Raiji  udręką,  natura 

poskąpiła  jej  umiejętności  na  tym  polu.  Miała  wrażenie,  że  ten,  kto  to  zrobił,  wiedział  o  jej 

ułomności. 

Antti zaklął szpetnie, kiedy Raija pokazała mu pocięte strzępy. 

- Dwie koszule należały do ciebie - powiedziała. Wiedziała, że uszyła je Leena, żona 

Anttiego. Antti utracił ją w drodze na północ. Wyruszyli z domu w Finlandii we trójkę, lecz 

do krainy, z którą wiązali tyle nadziei, dotarł tylko z synem. 

Raija  była  jedną  z  niewielu  osób,  które  znały  historię  życia  Anttiego  Kesaniemi. 

Nigdy nie nadużyła zaufania, którym ją obdarzył, powierzając jej cząstkę swej przeszłości. 

Antti  -  ojciec,  który  nie  był  jej  ojcem,  lecz  znał  ją  lepiej  niż  rodzony.  Wszystkie  jej 

tajemnice  były  u  niego  bezpieczne,  a  ona  nikomu  nie  zdradzała  sekretów,  którymi  się  z  nią 

dzielił. Łączyły ich silne więzy, równie silne jak więzy krwi. 

-  Do  diabła  z  koszulami,  Raiju! Jakiś  szatan  wyrządził  ci  krzywdę  i  teraz  rechocze  z 

zadowolenia. Dostanę go w swoje ręce! 

-  Jak?  -  spytała  ze  znużeniem.  -  Nie  ma  śladów.  Nie  sposób  przewidzieć,  kiedy 

ponownie uderzy. 

- To właśnie jest najgorsze! 

W  głosie  Anttiego  zabrzmiało  zdecydowanie,  a  w  zielonych  oczach  pojawiły  się 

iskierki gniewu. Czuł się wyzwany i gotował się do zemsty. Tego Raija bała się najbardziej. 

Nie mogła go utracić, Antti był jak skała w rwącym strumieniu zdarzeń. Ten rosły mężczyzna 

z ojczystych stron, wyrozumiały i godny zaufania, zastąpił jej ojca. Ojca, do którego tęskniła 

od dnia, kiedy rodzony ojciec zniknął z jej życia w pewien wietrzny, zimowy dzień nad rzeką 

Torne. Anttiego nie może utracić, życie nie byłoby już takie same. 

Przez  wszystkie  młode  lata  Raija  traciła  tych,  których  kochała.  Moja  czara  jest  już 

pusta,  pomyślała  z  goryczą.  A  zresztą,  skąd  mogła  wiedzieć,  co  los  jej  gotuje.  Nie  miała 

złudzeń  co  do  przyszłości.  Dawno  już  porzuciła  marzenia  o  srebrnych  rybach,  które  gołymi 

rękami łowi się w morzach północy. 

Wszędzie był głód, wszędzie tęsknota i ból. I niespełnione marzenia. Nawet w Ruiji. 

Szkoda, że nie mogła wrócić do domu i opowiedzieć wszystkim o rzeczywistej Ruiji. 

Piękne opowieści różniły się od codzienności po tej stronie granicy. Zresztą pewnie by jej nie 

uwierzyli... 

Zbyt wiele powtarzano legend o szczęśliwej krainie. Jeden krytyczny głos utonąłby w 

morzu sag o złocie i srebrnych rybach. 

background image

-  Karl  nie  powinien  był  wypływać!  -  westchnął  Antti.  Trzymał  Maję  na  kolanach. 

Dziewczynka  śmiała  się  radośnie,  nie  zdając  sobie  sprawy,  że  są  ludzie,  którzy  chętnie 

widzieliby jej krzywdę. 

- Musiał - odrzekła hardo Raija. - Trzeba jakoś żyć. Utkwił w niej spojrzenie mądrych 

oczu. 

-  Nie  rozumiem,  dlaczego  tu  zamieszkaliście.  Kristian  da  sobie  radę  bez  was. 

Powinniście wyjechać, jak tylko Kalle wróci. Jesteście młodzi, znajdziecie lepsze miejsce do 

ż

ycia. 

Zamachał ramionami, by podkreślić wagę swych słów, i Maja omal nie spadła z jego 

kolan. Kiedy ją złapał, dziewczynka roześmiała się z zachwytem, myśląc, że to nowa zabawa. 

Nie  dała  mu  spokoju,  póki  nie  powtórzył  tego  gestu  ze  sześć  razy.  Śmiech  dziecka 

rozbrzmiewał  perliście  w  skromnych  ścianach  izby,  łagodząc  powagę  sytuacji.  Pod  czulą 

opieką matki Maja nie zaznała jeszcze bólu. 

-  Zostaniemy  -  odrzekła  Raija.  -  Jeszcze  jakiś  czas...  W  jej  wzroku  kryło  się 

zdecydowanie. 

- Żebym tylko wiedział, dlaczego... 

- Muszę. 

Stara śpiewka. Antti przeklął w duchu jej upór. Jeśli Raija coś sobie postanowiła, nikt 

nie mógł jej od tego odwieść. 

Nie  rozumiał,  co  ją  tu  trzymało,  pewnie  coś  ważnego,  ale  nie  zapytał.  Zresztą  nie 

chciał, by wyjechała. 

Raija i dziewczynka stanowiły jasny punkt jego codzienności, dla nich warto było żyć. 

Szkoda, że Kristina nie chciała Reijo za zięcia. Jego syn, Reijo, lepiej by pasował na męża dla 

Raiji  niż  Karl.  Karl  Elvejord  był  dobrym  człowiekiem,  zbyt  jednak  uległym.  Raija 

potrzebowała silnej ręki, inaczej zyskiwała niebezpiecznie dużą przewagę nad mężczyzną. 

Ta  drobna  kobieta  sprawowała  władzę  nad  wieloma  duszami,  Antti  mógł  dopisać 

swoje nazwisko do listy. Miał tylko nadzieję, że nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojej 

magicznej siły. Taka świadomość mogłaby ją zniszczyć. 

-  Znajdę  ich  -  wycedził.  Musiał  głośno  wypowiedzieć  te  słowa,  by  nabrały  mocy 

wiążącej obietnicy. 

-  Wyprą  się  wszystkiego...  -  uśmiechnęła  się  krzywo  Raija.  -  Powiedzą,  że  sama 

pocięłam własne rzeczy, żeby się wyróżnić... 

Antti  posadził  Maję  i  wyszedł  z  izby.  Nie  radził  sobie  ze  świadomością,  że  zna 

sprawcę, a nie może powstrzymać go przed dalszymi niegodziwościami. Mógł stłuc Isaka, ale 

background image

w gruncie rzeczy był zbyt poważny na takie zachowanie. Nie powstrzymałoby to napastnika, 

wręcz przeciwnie, podjudziło do nowych występków. Antti dobrze go znał. 

Był bezradny. 

Isak  pojawił  się  tego  samego  wieczora  tuż  po  wyjściu  Anttiego.  Antti  poszedł  po 

rzeczy,  tak  przynajmniej  powiedział,  ale  Raija  przypuszczała,  że  chce  ochłonąć  na  świeżym 

powietrzu. Incydent z praniem wyraźnie nie dawał mu spokoju. 

Isak zjawił się jak duch, nagle stanął w progu i wbił w Raiję wzrok. 

Poczuła w sercu ukłucie strachu, ale ukryła to mistrzowsko. Nie chciała sprawiać mu 

satysfakcji. 

Na  całe  szczęście  Maja  już  spała.  Isak  rozchylił  grube  wargi  w  uśmiechu,  ukazując 

ż

ółte  od  tytoniu  zęby.  Raija  zadrżała  mimowolnie,  ale  natychmiast  tego  pożałowała,  jego 

wzrok bowiem stwardniał. 

Isak  wyglądał  odrażająco,  ale  nie  mogła  okazywać  niechęci  zbyt  ostentacyjnie.  Był 

pamiętliwy, a teraz dała mu jeszcze jeden powód do nienawiści. 

-  Jesteś  sama?  -  spytał.  Uśmieszek  zadowolenia  na  jego  twarzy  świadczył,  że 

doskonale zna odpowiedź. Musiał obserwować dom i widzieć wychodzącego Anttiego. Raija 

poczuła cierpki smak w ustach. 

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale nie było w tym za grosz życzliwości. Raija tkwiła 

w bezruchu przy kołowrotku. 

- Często myślałem, co moglibyśmy robić we dwójkę - ciągnął Isak, wycierając ręce o 

spodnie na udach. 

Raija rozpaczliwie usiłowała przypomnieć sobie, gdzie położyła nóż - nóż, który mąż 

kazał  jej  zawsze  trzymać  w  pogotowiu.  Używała  go  dzisiaj,  czyściła  nim  ryby.  Jej  obawy 

przerodziły  się  w  pewność:  w  wyobraźni  ujrzała  nóż  w  zielonej  trawie  nad  brzegiem  rzeki. 

Ryby zabrała do domu, ale o nożu zapomniała. Była bezbronna, a Isak z pewnością nie miał 

dobrych zamiarów. 

Leniwie oderwał się od drzwi i kocim krokiem przeciął izbę. Sprężystość jego ruchów 

zdumiewała, był bowiem dość przysadzisty i krępy. Z pozoru wydawał się silnym mężczyzną, 

ale wystający brzuch świadczył o czymś wręcz przeciwnym. 

Raija zacisnęła kurczowo dłonie. Będzie gryźć, kopać i bić. Nie zdoła się obronić, ale 

tanio się nie sprzeda. 

Kiedy  Isak  nachylił  się  nad  Raiją,  odór  przyprawił  ją  o  mdłości.  Czy  ten  człowiek 

nigdy się nie myje? Śmierdzi gorzej niż śnięta ryba... 

background image

Mocne  palce  zacisnęły  się  na  jej  włosach.  Z  błyskiem  w  oku  zmusił  ją  brutalnie,  by 

wstała.  Raija  syknęła  z  bólu,  ale  ugryzła  się  w  wargę  i  powstrzymała  od  krzyku.  Poczuła 

smak krwi. Nie krzyknie ze strachu na oczach tego nikczemnika, nawet gdyby miała utoczyć 

jej więcej. 

Isak  pociągnął  mocniej,  jakby  chciał  wyrwać  jej  włosy  wraz  ze  skórą.  Raija  wbiła 

zęby w wargę i uniosła się na palcach. Ból trochę zelżał. 

Isak zaśmiał się chrapliwie i oblizał usta. Jego cuchnący oddech zemdlił Raiję, a kiedy 

przycisnął  brzuch  do  jej  ciała,  myślała,  że  zwymiotuje.  Podniosła  instynktownie  ręce,  by  go 

odepchnąć,  a  Isak  natychmiast  to  wykorzystał.  Chwycił  ją  za  nadgarstki,  pozbawiając  szans 

na obronę, jednocześnie jednak puścił jej włosy. 

Ból ustąpił, pozostało jedynie uczucie swędzenia w miejscach, gdzie pozbawił ją paru 

kosmyków. 

Isak  zdawał  sobie  sprawę  ze  swojej  przewagi.  Raija  była  sama,  Antti  dopiero  co 

wyszedł. Miał mnóstwo czasu na to, by zrobić z nią, co zechce. Raija bała się śmiertelnie, ale 

nie okazywała tego. Nie chciała dawać napastnikowi powodów do złośliwej satysfakcji, a już 

najmniej  pragnęła  obudzić  Maję.  Sądziła,  że  Isak  w  ogóle  nie  pomyślał  o  dziewczynce.  Był 

przepełniony  pragnieniem  zemsty  i  nie  uświadamiał  sobie,  że  najboleśniej  zraniłby  Raiję, 

krzywdząc  jej  córkę.  Nie  wpadnie  na  ten  pomysł  tak  długo,  jak  Raija  zdoła  odciągnąć  jego 

uwagę od Mai. Była gotowa oddać życie za swoją małą córeczkę. 

-  Milczysz,  fińska  dziwko?  -  Isak  obnażył  żółte  zęby  w  uśmiechu.  Raija  wstrzymała 

oddech,  ale  bez  drżenia  wytrzymała  jego  spojrzenie.  Ujrzała  w  nim  zwierzęce  pożądanie  i 

ś

lepą nienawiść. 

Isak oblizał wargi. Opór Raiji zwiększał jego podniecenie. Wsunął kolano między jej 

uda.  Szarpnęła  się,  ale  widząc  niebezpieczny  błysk  w  wyblakłych  oczach  Isaka,  poddała  się 

jego  woli.  Przylgnął  do  niej  udami  i  stęknął.  Pięść  zaciśnięta  do  tej  pory  na  plecach  Raiji 

powędrowała w dół po miękkim zaokrągleniu biodra. 

Raija plunęła mu w twarz. 

Jego  oczy  zwęziły  się  do  szparek  ukrytych  w  fałdach  twarzy,  a  usta  wykrzywiły  w 

okrutnym grymasie. 

-  Diabelska  suko!  -  warknął.  -  Pożałujesz!  Tak  cię  urządzę,  że  już  nigdy  żaden 

mężczyzna nie będzie miał na ciebie ochoty... 

Wierzchem  dłoni  otarł  twarz.  Dotknął  przy  tym  blizny,  która  odcinała  się  wyraźną, 

jasną smugą. 

background image

- Już ja lepiej cię przyozdobię - dodał z groźbą w głosie. - Ale najpierw pokażę ci, co 

prawdziwi mężczyźni mają w spodniach. Smarkacze, którzy cię dotąd ujeżdżali, nie mogą się 

ze mną mierzyć... - zarechotał. 

Wsadził  brudną,  spoconą  łapę  pod  spódnicę  Raiji,  położył  na  biodrze,  potem  wsunął 

między uda i wtargnął w nią pożądliwymi palcami... 

Raija omal nie zemdlała. Jej oczy wypełniły się łzami, ale zdołała powstrzymać się od 

płaczu. Brutalne palce wciskały się głębiej, natarczywie. Isak nie zważał na to, że sprawia jej 

ból, uśmiechał się i jęczał z zachwytu. Z kącików jego ust ściekała ślina. Wygiął się ku Raiji, 

ocierał obrzydliwie o jej brzuch swoją nabrzmiałą męskością. Nie przestawał penetrować jej 

palcami, stękał z podniecenia, myśląc, że obudzi w niej żądzę. Nie mógł mylić się bardziej. 

Jednym  ruchem  dłoni  podniósł  jej  spódnicę  i  przywarł  do  jej  obnażonego  brzucha. 

Drugą ręką złapał Raiję z tyłu i ścisnął aż do bólu. 

-  Ilu  fińskich  prostaków  głaskało  cię  po  futerku?  -  wyszeptał.  Z  ust  spływała  mu 

strużka  śliny,  ale  nie  zważał  na  to.  -  Nie  liczyłaś,  moja  damo?  Dla  nich  chętnie  rozkładałaś 

nogi? 

Szarpał  się  z  guzikami  przy  spodniach,  a  Raija  przeszkadzała  mu,  jak  mogła.  Ze 

skrępowanymi rękoma mogła niewiele. 

Isak  dyszał  ciężko.  Z  czerwoną,  zlaną  potem  twarzą  i  nabiegłymi  krwią  oczyma 

wyglądał  jeszcze  bardziej  odrażająco  niż  zazwyczaj.  Raija  zdołała  przekręcić  się  na  bok  i 

uwolnić uda od nacisku jego kolana. W ogóle tego nie zauważył, zajęty rozpinaniem spodni. 

Żą

dza dawno już przyćmiła mu resztki rozsądku. 

Cały czas obrzucał Raiję wyzwiskami, znajdując widoczną satysfakcję w okazywaniu 

jej pogardy. 

- Schowaj pazurki, lapońska dziwko! Wiem, że tego właśnie chcesz! Nigdy nie masz 

dość. Najpierw zabawiałaś się z każdym parszywym  Finem, który zapukał do twoich drzwi. 

Potem napatoczył się ten młokos, Karl Elvejord. Pewnie niejednego go nauczyłaś, po to tylko 

by  mu  przyprawić  rogi  z  mężczyznami  z  rodu  Kesaniemi...  Wpuścić  i  ojca,  i  syna  między 

nogi... Jesteś nienasycona... 

Obnażył  się.  Raija  zagryzła  zęby  i  wbiła  mu  kolano  w  krocze,  raz,  drugi...  Isak 

zatoczył  się  do  tyłu,  potknął  o  ławę  przy  stole  i  runął  jak  długi  na  podłogę.  Jego  twarz 

wykrzywiła się w grymasie bólu, z ust popłynęła ślina. Wycharczał przekleństwa i skulił się u 

jej  stóp.  Raija  obciągnęła  spódnicę.  Uda  paliły  ją  nieznośnym  bólem,  ale  nie  zważała  na  to. 

Wyjęła zapłakaną Maję z kołyski i pobiegła do drzwi. 

background image

Ś

miała  się  z  ostrzeżeń  Anttiego,  twierdziła,  że  przesadza.  Nic  nie  może  się  zdarzyć, 

Isak  nie  ośmieli  się  zaatakować  w  biały  dzień.  Jak  bardzo  się  myliła!  O  mały  włos  jej  nie 

zgwałcił. Groził, że ją oszpeci. Teraz wierzyła już, że jest w stanie to uczynić, nienawidził jej 

bezgranicznie. 

Dlaczego  nie  wyjedzie?  Zanim  ktoś  nie  wpadnie  na  pomysł,  by  ją  zabić?  Ludzie 

traktowali  ją  z  wzgardą,  życie  nad  fiordem  nie  przyniosło  jej  szczęścia.  Jedyne  chwile 

szczęścia zdobyła ukradkiem, drogocenne sekundy w ramionach mężczyzny obiecanego innej 

kobiecie. Bolesny poród jego dziecka. 

Mikkal, Mikkal! 

Nie  mógł  słyszeć  jej  cichego  krzyku,  nie  była  w  stanie  go  przywołać.  A  bardziej  niż 

kiedykolwiek potrzebowała jego obecności. 

Tęskniła  do  jego  czułych  ramion,  tylko  w  nich  bowiem  znajdowała  ukojenie.  Nikt 

inny  jej  nie  rozumiał.  Potrzebowała  go  rozpaczliwie.  To  dla  niego  została  w  tym  miejscu, 

które  kochała  i  nienawidziła  jednocześnie.  Dla  niego  tłumiła  w  sobie  tęsknotę  do  lepszego 

ż

ycia. Dla niego... 

Pewnego dnia zjawi się, a ona będzie czekać. Musi czekać. 

- Mikkal! - zaszlochała, przytulając córeczkę do piersi. - Mikkal! 

Nie  mógł  jej  usłyszeć.  Znajdował  się  daleko  na  wschodzie,  gdzie  równiny  stroiły  się 

we  wrzosy  na  przekór  upartemu  śniegowi,  gdzie  niebo  czerwieniło  się,  a  szron  osiadał  na 

policzkach. Żył własnym życiem. Tak jak Raija swoim. 

Tylko Antti mógł dać jej schronienie. 

background image

Sigga nie rozmawiała z Mikkalem od nocy, którą spędził w namiocie Aslaka. Mikkal 

zdawał sobie sprawę, że musi pierwszy wyciągnąć rękę do zgody. Nie chciał. Tak było lepiej. 

Z rodziną przebywał ciałem, duchem był w drodze na zachód. Rozmyślał, pracował, a 

każdy  dzień  marszu  oddalał  go  od  Raiji.  Zdradzał  Siggę  niegodnym  zachowaniem  i  złymi 

myślami, ale nie poczytywał tego sobie za grzech. Sigga sama sobie była winna. Miała oczy, 

nikt jej nie zmuszał do niczego - on najmniej ze wszystkich. 

Ale  od  tamtej  koszmarnej  nocy  nie  opuszczało  go  poczucie,  bardziej  dojmujące  niż 

ból fizyczny, że zdradza Raiję. 

W  głębi  duszy  żywił  przeświadczenie,  że  to  nie  był  zwykły  sen.  Więź  łącząca  go  z 

Raiją przekraczała granice wyobraźni. Kiedyś potrafili zgadywać własne nastroje i rzadko się 

mylili. 

Ta więź nie osłabła mimo dzielących ich rzek i gór. Rai ja wysłała do niego wołanie o 

pomoc, a przecież nie była skora do próśb. Potrzebowała go, a on nie mógł jej zawieść. 

Znajdowali  się  już  niedaleko  letnich  pastwisk.  Mikkal  poganiał,  dni  marszu  dłużyły 

się niemiłosiernie. Wszyscy byli zmęczeni ponad miarę, dzieci grymasiły, kobiety narzekały. 

Nawet ojciec uważał, że Mikkal przesadza. 

- Możesz sobie pofolgować w inny sposób - zauważył, niedwuznacznie wskazując na 

Siggę.  Ten  komentarz  zirytował  oboje.  Sigga  zaczerwieniła  się  i  kazała  teściowi  pilnować 

własnych spraw. 

Ludzie gadali. Wszyscy wiedzieli, jak rzadko i niechętnie kładł się u boku Siggi. Dla 

niej gorycz porażki była podwójna. Mikkal wiedział o tym, ale nie potrafił wzbudzić w sobie 

pożądania. 

Zresztą  pożądanie  budziło  w  nim  wiele  kobiet,  a  jeszcze  więcej  skłonnych  było  je 

zaspokoić.  Mikkal  jednak  pozostał  wierny  żonie.  Sigga  znajdowała  w  tym  fakcie  niejaką 

pociechę, choć nie umniejszało to w niczym jej przygnębienia. 

Tak  więc  Mikkal  trzymał  się  od  niej  z  daleka.  Kładł  się,  kiedy  Sigga  spała,  jadał 

samotnie, pracował za dwóch, byle tylko uniknąć spotkania z żoną. 

O  chłopcu  dowiedział  się  od  matki.  Ravna  znalazła  go  pewnego  poranka  przed 

namiotem  Elle.  Całą  noc  spędzili  w  marszu  po  coraz  cieńszej  pokrywie  śniegu.  Pastwiska 

leżały o dzień drogi. Jeszcze tylko ostatni etap i będzie wolny. Mikkal spędzał dużo czasu w 

namiocie Elle. Stara nie dręczyła go już swoim gadaniem. Mikkal wiedział, że ją irytuje, choć 

background image

tego  nie  okazywała.  Zawsze  ją  lubił,  a  ona  odpłacała  mu  przywiązaniem.  Nie  akceptowała 

jego  stylu  życia,  ale  i  nie  czyniła  mu  z  tego  powodu  wyrzutów.  Odzywała  się  tylko  wtedy, 

kiedy Mikkal zaczynał rozmowę. Chciał siedzieć przed wejściem do namiotu, mógł siedzieć. 

Chciał wejść do środka, wpuszczała go. Elle nie wtrącała się do jego życia, a on już nie prosił 

jej o rady czy wróżby. Zaprzątały go własne myśli i zmartwienia. 

- Szukałam cię. 

Ravna była niewielkiego wzrostu, ale z jej postaci emanowała siła. Zaczęła rozmowę 

ostrym  tonem,  do  którego  Mikkal  nie  przywykł.  Ravna  kochała  Raiję  i  zwykle  brała  jego 

stronę. 

- Sigga cię potrzebuje - ciągnęła tym samym tonem, nie ruszając się z miejsca. 

-  Być  może  -  westchnął  Mikkal  -  ale  ja  jej  nie  potrzebuję.  Ma  braci  do  pomocy. 

Chętnych  do  jej  łoża  znajdzie  się  wielu.  Ma  moje  błogosławieństwo,  nie  będę  dla  takiej 

błahostki sięgał po nóż... 

- Zamilcz, chłopcze! - Oczy Ravny zalśniły  gniewem. - Wstyd mi za ciebie, Mikkal! 

Nie spodziewałam się, że do tego dojdzie! 

Mikkal wzruszył ramionami. Nie mógł nic poradzić na to, że tak myśli. 

- Sigga potrzebuje mężczyzny, który jest ojcem jej syna. Nieważne, co do niej czujesz, 

wciąż  jednak  pozostajesz  ojcem  Ailo.  Nie  znasz  go  wprawdzie,  chłopak  wrzeszczy  na  twój 

widok, jakby ujrzał kogoś obcego, ale i tak jesteś jego ojcem, Mikkal... 

- Tak, tak, to mój syn... - przerwał jej niecierpliwie. Miał dość matczynej tyrady. 

-  Jest  chory.  Pluje  krwią,  płacze,  jest  rozpalony.  Wykaż  choć  trochę  przyzwoitości  i 

poczucia obowiązku i stań u boku Siggi w takiej chwili. 

Mikkal  wstał  bez  słowa  i  ruszył  za  matką.  Ravna  nie  przesadzała,  zresztą  nigdy  nie 

rzucała  słów  na  wiatr.  Chłopiec  rzeczywiście  był  w  złym  stanie.  Poznaczona  strugami  łez 

twarzyczka płonęła rumieńcem. Sigga podała Mikkalowi dziecko, nie mówiąc ani słowa. Nie 

musiała,  wszystko  można  było  odczytać  z  jej  spojrzenia.  Kiedyś  jej  duże  oczy  wypełniała 

miłość,  teraz  pogarda.  Mikkal  zdziwił  się,  w  swej  naiwności  wierzył,  że  będzie  go  wielbić 

przez całe życie. 

Ailo  krzyczał  wniebogłosy.  Jego  buzia  poczerwieniała  jeszcze  mocniej  i  chłopiec 

zaczął  kaszleć.  Mikkal  ujrzał  z  przerażeniem,  że  matka  mówiła  prawdę  -  ślina  dziecka 

zmieszana była z krwią. 

Sigga  wyciągnęła  ręce  po  synka,  otarła  mu  usta kawałkiem  sukna  i  przytuliła.  Na  jej 

twarzy malował się ból. 

background image

Mikkal poczuł, jak ten sam ból kładzie się ciężarem na jego piersi. Wreszcie pojął, że 

kocha tego chłopca, choć go prawie nie zna. 

-  Przyrządziłaś  dla  niego  jakąś  mieszankę?  -  spytał  matkę.  -  Zeszłego  lata  napełniłaś 

tobołek po brzegi, przecież nie zużyłaś wszystkiego? 

Ravna zbierała zioła każdego lata.  Znała się na zielarstwie, choć nie przyznawała się 

głośno  do  swego  kunsztu.  Do  północnej  krainy  przybywało  wielu  Norwegów.  Nauczali  o 

Chrystusie i głośno potępiali wiarę w starych bogów. Ravna wciąż jednak pokładała zaufanie 

w tajemnych mocach przyrody, choć nie odrzucała nowej nauki przybyszów. 

W  swej  mądrości  nie  przyznawała  się  do  znajomości  ziół,  bo  wiedziała,  że  patrzono 

by na to podejrzliwie. Misjonarze uznaliby jej sztukę za podarunek diabła i ukarali stosownie 

do przewiny. 

Ravna nigdy nikogo nie skrzywdziła. Całą wiedzę przekazała jej matka, która zdobyła 

ją od własnej matki. W rodzie Ravny kunszt leczenia ziołami od wielu pokoleń dziedziczono 

po kądzieli. Miał przejść na córeczkę Ravny, ale Laila umarła, potem na Raiję, ale i ją Ravna 

utraciła. Sigga nie chciała się uczyć, jak to nazywała, czarnej magii. A przecież Ravna swoimi 

ziołami  nie  wyrządziła  krzywdy  żadnej  żywej  istocie.  Znała  trujące  rośliny,  lecz  ich  nie 

zbierała.  Niosła  ludziom  dobro,  nie  była  czarownicą,  potrafiła  leczyć.  Ta  umiejętność,  jakże 

rzadka i niezwykła w tamtych  czasach, budziła  w ludziach nieufność. Synowa nie stanowiła 

wyjątku. 

- Chyba nie chcesz, by  Ailo pił to świństwo? - Głos Siggi zabrzmiał piskliwie, ale w 

jej  niedowierzaniu  kryła  się  iskierka  nadziei.  -  Nie  będziesz  wypróbowywał  pogańskich 

sztuczek na własnym dziecku? 

Mikkal  objął  żonę  ramieniem.  Uczynił  to  mechanicznie,  lecz  kiedy  Sigga  skuliła  się 

pod dotykiem, natychmiast pożałował swego gestu. 

- Te pogańskie sztuczki zdziałają więcej niż twoje łzy. Masz coś, matko? 

Błagał ją wzrokiem i Ravna uśmiechnęła się słabo mimo powagi sytuacji.  Lekarstwo 

przygotowała  już  dawno,  kiedy  Ailo  zaczął  kaszleć.  Kiedyś  podała  je  Laili,  zbyt  późno 

jednak,  by  uratować  dziecko.  Choroba  Ailo  przypominała  tę  straszną  dolegliwość,  która 

posłała jej córkę do grobu. Wciąż żywiła nadzieję, że jest jeszcze szansa na ratunek. 

Mikkal okazał się mądrzejszy od synowej. Szkoda, że nie dostała mu się Raija, ona też 

miała dość oleju w głowie. 

Ravna  wydobyła  miseczkę  z  lekarstwem  i  podała  ją  Mikkalowi.  Sigga  nie 

powstrzymała go, kiedy wlewał wywar do ust chłopca, ale też nie uczyniła nic, by mu pomóc. 

background image

Mikkal  nie  potrafił  obchodzić  się  z  małymi  dziećmi,  a  Ailo  się  go  bał.  Chłopczyk 

bronił  się  z  całych  sił  przed  wypiciem  niesmacznego  napoju,  lecz  Mikkal  zmusił  go  do 

przełknięcia  jednej  porcji  na  pięć  wyplutych  i  wykaszlanych.  Pozostawało  wierzyć,  że  tyle 

wystarczy. 

-  Musisz  podawać  mu  lekarstwo  co  jakiś  czas  -  rzuciła  sucho  Ravna,  patrząc  synowi 

prosto w oczy. Mikkal zrozumiał, że matka uznaje to za jego obowiązek. On jednak miał do 

wykonania poważniejsze zadanie. 

Postawił miseczkę u stóp Siggi, spojrzał na nią surowo i rozkazał: 

- Dopilnuj, by mały przełknął to, co przyniesie matka. Nie zaszkodzi, a jeśli będziesz 

się modlić, może pomóc. Ja muszę już iść. 

Sigga  nie  odpowiedziała,  wykrzywiła  usta  w  gorzkim  grymasie.  Natomiast  Ravna 

zaprotestowała: 

-  Chyba  nie  masz  zamiaru  ruszać  z  innymi?  Pastwiska  są  o  dzień  drogi  stąd,  dadzą 

sobie radę bez ciebie. 

Mikkal założył kciuki za pas. Nie patrzył na syna. 

-  Do  niczego  się  wam  nie  przydam  -  stwierdził  z  przesadną  szorstkością.  -  Poproszę 

Andersa, by został. On ma lepsze podejście do dzieci... 

- Przecież chodzi o twojego syna! 

Mikkal wytrzymał niewzruszenie zdumiony wzrok matki. 

- I tak tu więcej niż Anders nie zdziałam, za to lepiej niż on znam się na reniferach. Od 

zwierząt zależy życie mojego syna. I od mojej żony... 

Wyszedł,  czując  pogardę  do  samego  siebie.  Wiedział  jednocześnie,  że  los  znów  dał 

mu szansę. 

Dotąd  zastanawiał  się,  jakich  użyć  wymówek.  Spędzał  bezsenne  noce,  wymyślając 

kłamstwa, choć zdawał sobie sprawę, że Sigga w żadne z nich nie uwierzy. A teraz niebiosa 

zsyłały  mu  okazję,  o  której  marzył.  Minie  jeszcze  jedna  noc,  ludziom  przyniesie  sen  i 

odpoczynek,  a  jemu  da  wolność.  Nie  wieczną  wolność,  jedynie  jej  namiastkę.  Wystarczy 

jednak,  by  podążyć  za  głosem,  który  wzywał  go  nieustannie.  Minie  jeszcze  jedna  noc  i 

skieruje swe sanie na zachód. 

background image

Antti nie mógł sobie wybaczyć, że zostawił Raiję samą tamtego dnia, kiedy zjawił się 

Isak. 

Niewielką  pociechę  znajdował  w  tym,  że  zajście  skończyło  się  szczęśliwie.  Kiedy 

Raija  przybiegła  do  niego,  zapłakana,  w  potarganym  odzieniu  i  z  Mają  na  ręku,  oślepiony 

gniewem ruszył szukać Isaka. 

Nie  znalazł  go  ani  wtedy,  ani  później.  Isak  wiedział,  że  Antti  Kesaniemi  ruszy  jego 

tropem. Choć Fin był od niego sporo starszy, wciąż zachował siłę i temperament młodzieńca, 

więc Isak wolał się nie narażać. Siedząc w ukryciu, wymyślał nowe sposoby, by zranić Raiję. 

Zapłaci, drogo mu zapłaci. Wszystkiego jej pozbawi - domu, dziecka, pięknej twarzy, 

ale  nie  życia...  Isak  uśmiechał  się  do  swoich  fantazji.  W  końcu  sprawiedliwość  zatriumfuje, 

tymczasem trzeba ją trochę nastraszyć. Sam nie mógł zbliżyć się do domu nad rzeką, ale znał 

kogoś, kto chętnie wyświadczy mu przysługę. Sara nienawidziła Raiji równie mocno jak on, a 

z Anttim też miała na pieńku. Isak wiedział, jak ją wykorzystać. Na różne zresztą sposoby... 

Złe przeczucia dręczyły Raiję od chwili, gdy Maja zgubiła lalkę. Lalka była jej jedyną 

zabawką.  To  Reijo  wystrugał  ją  dla  niej.  Dla  Mai  stanowiła  najdroższy  skarb.  Reijo  nazwał 

lalkę imieniem matki: Leena. 

Maja  zgubiła  Leenę  w  czasie  zabawy  na  łące.  Raija  i  Antti  próżno  szukali  jej  przez 

kilka  godzin.  Antti  uważał,  że  lalka  wpadła  do  rzeki,  która  o  tej  porze  roku  niosła  znacznie 

więcej wody niż zwykle. 

Raija była przerażona. 

Jej  przerażenie  sięgnęło  zenitu,  kiedy  następnego  poranka  znalazła  lalkę  pod 

drzwiami.  Ktoś  postąpił  z  nią  podobnie  jak  z  owcą.  Połamał  ręce  i  nogi,  oderwał  głowę  od 

tułowia. Sukienka lalki, pocięta na drobne paseczki, leżała obok. 

Antti pociemniał na twarzy. 

-  Jak  można  zrobić  coś  takiego  dziecku?  -  zagrzmiał.  -  Jak  można  nienawidzić 

dziecko? To chore! 

-  Isak  jest  chory  -  odrzekła  bezsilnie  Raija.  Wiedziała,  że  to  znak.  Zapowiedź.  Teraz 

lalka, następnym razem Maja. Dziewczynka często bawiła się sama. Antti i Raija oddawali się 

obowiązkom, pewni, że mała jest bezpieczna. 

Jednak  nie  była  bezpieczna.  Lalkę  ukradziono,  choć  oboje  znajdowali  się  w  pobliżu. 

Maję może spotkać podobny los. 

background image

Raiję może spotkać podobny los. 

Od tej chwili nie pozwalali dziewczynce na swobodę, do której była przyzwyczajona. 

Raija  miała  wrażenie,  że  za  każdym  drzewem  czają  się  cienie.  Zdawała  sobie  sprawę,  że  to 

wyobraźnia płata jej figle, ale wolała nie ryzykować. 

Antti  wyciął  zagajnik  rosnący  wokół  domu,  ale  Raija  nie  poczuła  się  bezpieczniej. 

Wiele  wieczorów  spędziła,  pochlipując,  wsparta  na  jego  silnym  ramieniu.  Antti  pocieszał  ją 

po ojcowsku i przysięgał, że powstrzyma zło, choćby przyszło mu za to zapłacić życiem. 

Wypowiadał  te  słowa  z  taką  mocą,  że  Raija  się  przestraszyła.  Nie  cofała  się  przed 

niczym,  zawsze  gotowa  odpłacać  pięknym  za  nadobne,  ale  tym  razem  coś  w  postawie 

Anttiego niezwykle ją zaniepokoiło. Nie mogła określić przyczyn tego niepokoju i popadała 

w coraz większe przygnębienie. 

Tydzień  pracy  dobiegał  końca.  Raija  siedziała  z  Anttim  przed  domem,  wypatrując 

cieni  pomiędzy  drzewami.  Maja  spała.  Od  dnia,  w  którym  znaleźli  lalkę,  nikt  nie  kręcił  się 

koło domu, ale Raija nie mogła pozbyć się uczucia lęku. Ten, kto zniszczył zabawkę, dopiął 

swego. 

Gwałtownym  ruchem  złapała  Anttiego  za  ramię.  Jej  oczy  zaokrągliły  się,  wpatrując 

czujnie w jakiś punkt pomiędzy brzozami. Nie myliła się. 

- Spójrz! - syknęła, nie odwracając głowy. 

Antti podążył za jej wzrokiem. W lesie coś się poruszyło. Wstał i przyjął wyczekującą 

postawę,  rozstawiwszy  szeroko  nogi.  Raija  też  się  podniosła  i  stanęła  blisko  Anttiego,  tak 

blisko,  że  przez  cienką  koszulę  czuła  ciepło  jego  ciała.  Promieniował  spokojem,  mogła  mu 

ufać. Przysunęła się jeszcze bliżej, chwyciła go za ramię, znajdując w tym uścisku wsparcie, 

którego potrzebowała. 

Cień  zbliżał  się,  stał  się  wyraźniejszy  na  tle  lasu  i  zmienił  w  sylwetkę  człowieka. 

Postać  ubrana  była  na  brązowo  i  poruszała  się  kołyszącym  krokiem,  który  Raiji  wydał  się 

dziwnie znajomy. Bezwiednie ścisnęła mocniej ramię Anttiego, wbiła mu paznokcie w skórę. 

Kiedy postać zbliżyła się do skraju lasu, z ust Raiji wydobyło się westchnienie. Była blada jak 

styczniowy śnieg. 

Antti uwolnił się z uścisku, odruchowo pogładził Raiję po włosach i zajrzał jej w oczy. 

- Pójdę, Raiju. On cię obroni. Wrócę, kiedy zechcesz. 

Mężczyzna wyszedł z lasu i znieruchomiał. Antti podniósł rękę w geście pozdrowienia 

i pomaszerował w dół rzeki. Nie chciał się z nim spotkać. 

Raija nie mogła się poruszyć. Syciła oczy widokiem. Niepojęte! To był on! On! Tylko 

dlaczego nie podchodził? 

background image

Mikkal  wbił  badawczy  wzrok  w  plecy  Anttiego.  W  jego  oczach  pojawił  się  wyraz 

niedowierzania i podejrzliwości. 

Zrobił kilka kroków, teraz widziała go dokładnie i mogła usłyszeć pytanie. 

- Żyjesz z... nim? 

To  samo  niedowierzanie  w  głosie,  znajomym,  kochanym  głosie,  który  zachowała  w 

pamięci  przez  wszystkie  lata.  Te  słowa  miały  być  pierwszymi,  które  wypowiedział,  kiedy 

marzenia stały się rzeczywistością. 

Wytarła ręce o fartuch, czuła niezwykłą suchość w gardle. 

Musi coś powiedzieć! Zaprzeczyć! Wyznać prawdę! Wciąż jest taki przystojny... 

A jednak odmieniony... 

Omiotła  wzrokiem  jego  postać.  Widać  małżeństwo  mu  służy...  Raija  poczuła  ukłucie 

w sercu. 

Znów spotkały się ich spojrzenia, w jego oczach wciąż tkwił niemy wyrzut. 

- Potrzebuję przyjaciół - powiedziała z odcieniem dumy, którą pamiętał z dawnych lat. 

Mikkal  uznał  z  zawstydzeniem,  że  się  pomylił.  Na  ułamek  sekundy  zazdrość 

przyćmiła mu umysł. 

Tyle o niej myślał, tak bardzo tęsknił, marzył...  Wypełniała mu  cały świat na jawie i 

we śnie. Raija. Jego Raija. Na zawsze. 

- Oczywiście - odrzekł, a potem jego wargi wyszeptały jej imię, cicho i delikatnie jak 

powiew  wiatru.  Kąciki  ust  uniosły  się  w  górę  w  znajomym  uśmiechu.  W  oczach  Raiji 

dostrzegł to, co tak skrzętnie ukrywał. 

Nogi  poniosły  go  ku  ukochanej.  Poczuł  zapach  jej  włosów,  a  kiedy  objął  ją 

ramionami,  wspomnienie  lat  pełnych  smutku  i  tęsknoty  rozwiało  się.  Mógł  wręcz  uwierzyć, 

ż

e nigdy się z nią nie rozstawał. 

Raija poddała mu się, pragnęła tego. Wciąż nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. W 

jej myślach jak niemy wyrzut sumienia pojawił się Karl. Kalle, nie mogę nic na to poradzić! 

Mikkal  jest  wiatrem  w  koronach  drzew,  wodą  w  rzece,  słońcem  grzejącym  mą  zziębniętą 

duszę.  Był  przed  tobą  i  pozostanie  na  zawsze.  To,  kim  jesteś  dla  mnie,  Karl,  nie  przysłoni 

Mikkala... 

-  Przyszedłeś  -  szepnęła,  wtulona  w  jego  ramię.  Czuła  szorstkość  jego  skóry  na 

wargach, jego zapach. Zapach potu, wiatru, otwartych przestrzeni, do których wciąż tęskniła. 

Fiordy  i  góry  miały  w  sobie  dość  uroku,  ale  Raija  urodziła  się  w  innym  krajobrazie. 

Krainę  jej  marzeń  stanowiły  rozległe  płaskowyże  i  łagodne,  porośnięte  lasem  wzgórza 

Finlandii i północnej Norwegii. 

background image

Przestrzenie, na których mogła z wiatrem iść w zawody. 

- Wątpiłaś? - spytał cicho. 

Potrząsnęła  głową.  Nigdy  nie  wątpiła,  inaczej  dawno  by  stąd  wyjechała.  Tylko  tu 

mógł ją znaleźć, w osadzie rad fiordem, dlatego została. Mikkal ujął w dłonie je; twarz. 

-  Nie  miałem  powodów,  by  wyruszyć  -  wyrzucił  z  siebie  chrapliwie.  -  Zostawiłem 

wszystkich.  Potrzebowali  mnie,  a  jednak  ich  zostawiłem.  Dla  ciebie,  Raiju.  Nienawidzisz 

mnie za to? 

Raija  uwolniła  się  z  jego  uścisku.  Obrzuciła  wzrokiem  okolicę,  nie  czuła  się 

bezpieczna. Las ją obserwował, śledził każdy jej krok. 

Otworzyła  drzwi  do  izby  i  zaprosiła  Mikkala  do  środka.  Na  szczęście  Maja  się  nie 

przebudziła. 

- Jakże mogłabym cię nienawidzić? - odpowiedziała pytaniem. - Wobec ciebie nigdy 

nie kierowałam się rozsądkiem... 

Popchnął  stopą  drzwi.  Rozsądek.  Mikkal  nie  znosił  tego  słowa.  W  związku  z  Raiją 

wykazał go zbyt wiele. W całym życiu wykazał go zbyt wiele. 

-  Karl?  -  spytał  z  napięciem,  podchodząc  do  niej.  Raija  rozchyliła  wargi  w  lekkim 

uśmiechu. 

- Wypłynął. Jestem żoną rybaka, Mikkal. 

Nie słuchał jej. Wbił w nią wzrok przepełniony uwielbieniem i miłością. Nie ukrywał 

swych uczuć, nie chciał ich skrywać. Czyż nie po to przybył do niej, by w pełni być sobą? 

- Mały Kruku! - szepnął miękko, wtulony w jej włosy. 

Raija podniosła twarz. Musiał czuć, jak mocno bije jej serce! 

Czuł i rozumiał. 

Oczy  Mikkala  płonęły  blaskiem,  którego  dotąd  nie  znała.  Na  dnie  źrenic  o 

przedziwnej miodowej barwie kryła się jakaś tajemna moc. 

- Pocałuj mnie! - poprosiła. - Pocałuj, zanim zbudzę się ze snu! 

Dotknął  ustami  jej  ust.  Jego  wargi  spękane  były  od  wiatru,  ale  nie  straciły  nic  z 

dawnej namiętności. Wreszcie znalazł ujście dla swojej tęsknoty. 

- Zmieniłaś się! - wykrzyknął, puszczając ją niechętnie. Odsunął ukochaną na długość 

wyciągniętych ramion, by się jej lepiej przyjrzeć. 

Miała  pełniejsze  kształty,  inaczej  układała  usta.  Ciemne  oczy  były  oczami 

doświadczonej kobiety. 

- Wydoroślałaś, Raiju - stwierdził ze zdumieniem w głosie. 

Raija roześmiała się. 

background image

- A czego się spodziewałeś? - spytała filuternie. - Że na wieki zostanę twoją młodszą 

siostrzyczką? 

- Tylko nie siostrą! - odrzekł ostro. 

Raija pchnęła go na ławę, a sama usiadła na stole. Nerwowo mięła fartuch, nie mogła 

zapanować nad rękoma. Myślami była w sąsiedniej izbie. 

Ż

eby  tylko  Maja  się  nie  obudziła!  Wiedziała,  że  popełnia  zdradę,  ale  nie  mogła 

postąpić inaczej. 

-  Jesteś  głodny?  -  To  banalne  pytanie  ostudziło  emocje.  Mikkal  potrząsnął  głową  i 

chwycił ją za kostkę. 

- Nie odchodź! 

Jego dłoń powędrowała w górę. Silna, spracowana, a jednocześnie czuła i delikatna. 

- Mikkal! 

Raija  cofnęła  gwałtownie  nogę.  Jego  pieszczoty  sprawiały,  że  zbyt  łatwo  traciła 

głowę. 

Uśmiechnął  się  niemądrze,  ale  w  jego  stęsknionym  i  rozczarowanym  spojrzeniu 

dostrzegła błysk zrozumienia. 

Odsunął się nieco. Nie patrząc na Raiję, oparł łokcie o blat stołu. 

Musiał zadać pytanie, które od dawna gnębiło jego myśli i duszę. 

- Co u ciebie, Raiju? Jesteś szczęśliwa? 

- Szczęśliwa? - powtórzyła beznamiętnie. - A co to jest szczęście? 

Jego oczy domagały się jaśniejszej odpowiedzi. 

-  Kiedyś  człowiek  przestaje  marzyć  -  powiedziała,  utkwiwszy  wzrok  w  swoich 

dłoniach.  -  Może  wtedy  zrozumiem  twoje  pytanie.  Może  wtedy  będę  wiedziała,  co  to  jest 

szczęście... 

Raija delektowała się tym słowem. 

- A ty, Mikkal, jesteś szczęśliwy? 

Roześmiał  się,  krótko,  szyderczo.  Jego  urodziwą  twarz  o  wyrazistych  rysach 

wykrzywił grymas bólu. 

-  Ja  wiem,  co  to  szczęście.  Wypuściłem  je  z  rąk.  Pamiętasz,  ptaszyno?  Byłaś  przy 

tym... 

Raija poczuła dławienie w gardle. Dobrze go rozumiała. Skłamała, mówiąc, że nie zna 

tego uczucia. 

Uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu nie było krzty radości. 

background image

-  Nie  powinienem  narzekać,  czyż  nie,  Raiju?  Sam  postawiłem  ściany  mojego  piekła. 

Doprowadzam siebie do udręki, a na dodatek wszystko wokół zarażam swoim bólem. Nawet 

smutku nie potrafię utrzymać we własnym sercu! 

Raija nie przerywała mu, wciąż wiązała ich niewidzialna, ale mocna nić wzajemnego 

zrozumienia. 

Mikkal  musiał  się  wygadać,  wyrzucić  z  siebie  troski.  Rai  ja  potrafiła  spojrzeć 

prawdzie w oczy. Jego słowa sprawiały jej ból, ale była jedyną osobą, której mógł zawierzyć. 

- Pamiętasz wróżby Elle? 

Raija skinęła głową, ale Mikkal tego nie zauważył i sam pospieszył z odpowiedzią. 

- Na pewno. A pamiętasz, że i mnie namawiałaś, bym wysłuchał przepowiedni? 

Twarz Raiji pojaśniała w uśmiechu. 

-  Wtedy  tego  nie  rozumiałam  -  przyznała  -  lecz  teraz  już  wiem  dlaczego.  Chciałam 

znaleźć sobie miejsce w twoim życiu... 

- A ja się tego bałem! - odrzekł z rozbrajającą szczerością. - Zabrakło mi odwagi i za 

wszelką cenę chciałem to ukryć. Teraz jest inaczej... 

Raija uniosła pytająco brwi. 

- Dzisiaj u innych szukam nadziei. 

Mikkal skrzywił się, a Raiji ścisnęło się serce. Czy z jej winy tak bardzo się zmienił? 

Czy ich wzajemna ofiara przyniosła jedynie smutek i ból? 

- Poprosiłem Elle o wróżbę... 

Powtórzył jej słowa starej kobiety. Raija zachowała kamienną twarz. 

- Więc uwierzyłeś? Wtedy byłeś pełen wątpliwości. Mikkal wzruszył ramionami. 

- To nie ma znaczenia. Wcale nie dodała mi otuchy. .. 

-  Musisz  ufać,  że  jesteś  panem  swego  losu!  -  Głos  Raiji  zabrzmiał  niespodziewanie 

ostro. 

- Tak sądzisz? - Na jego ustach malował się uśmiech pobłażliwości. 

Raija spojrzała mu odważnie w oczy. 

- Jaki sens miałoby życie, gdyby wszystkie nasze postępki były nieuchronne? 

-  W  takim  razie  dlaczego  Elle  nie  pomyliła  się,  czytając  ci  z  dłoni?  -  spytał 

wyzywająco. - Nazwiesz to przypadkiem? 

Raija  odrzuciła  włosy  z  czoła.  Zanim  zdążyła  opuścić  wzrok,  dostrzegł  w  nim  błysk 

rozpaczy. 

- Nie wiem! Chciałabym wierzyć, że jest inaczej! 

- Aslak twierdził, że jesteś szczęśliwa. 

background image

Raija posłała mu ukradkowe spojrzenie. Mieli niewiele czasu. Nie zdziwiła się, że tak 

nagle zmienił temat. 

-  Wtedy...  -  Raija  nabrała  tchu  i  dokończyła  drżącym  głosem:  -  ...zrozumiałbyś...  - 

Ugryzła się w język. O mały włos nie wydała swojej najdroższej tajemnicy. - Nie życzysz mi 

szczęścia? - dodała zdziwiona. 

Mikkal  zacisnął  bezsilnie  pięści.  Pod  skórą  na  ramionach  uwydatniły  się  mięśnie, 

nozdrza  mu  drgały.  Mikkal  walczył  z  samym  sobą.  I  przegrał.  Desperackim  gestem  objął 

Raiję i położył ciężko głowę na jej kolanach. 

Raija patrzyła na niego ze zdumieniem, ale tylko przez chwilę. Potem sama go objęła, 

pochyliła  nad  jego  głową,  głaszcząc  sztywną,  czarną  czuprynę.  Znalazła  ustami  jego  skroń, 

pocałowała go, czując pod wargami przyspieszony rytm pulsu. 

Mikkal  uniósł  lekko  głowę,  wystarczająco  jednak,  by  napotkała  spojrzenie  jego 

miodowych oczu. 

Twarz  wykrzywiał  mu  grymas  bólu,  w  zwężonych  źrenicach  Raija  wyczytała 

samotność. 

- Mógłbym teraz przychylić ci nieba! - wyszeptał chrapliwie. Jego wargi drżały. 

Raija poczuła falę ciepła w piersiach. Tylko jej dane było zobaczyć Mikkala w chwili 

słabości.  I  właśnie  owa  słabość  świadczyła  mocniej  o  jego  przywiązaniu  niż  jakiekolwiek 

słowa. 

Tęsknił  do  jej  ciała,  to  prawda,  ale  równocześnie  pokładał  w  niej  wiarę  i  zaufanie. 

Łączyło ich więcej niż pociąg fizyczny, znacznie więcej. 

- Tobie miałbym odmawiać prawa do szczęścia, Raiju? 

W ustach Mikkala jej imię brzmiało jak pieszczota, jak pocałunek. 

Przyłożył usta do dłoni ukochanej, musnął spierzchłymi wargami miękką skórę na jej 

przedramieniu. Raija westchnęła ciężko i powoli cofnęła rękę. 

Nie  była  w  stanie  nic  powiedzieć,  gardło  miała  ściśnięte,  usta  suche,  a  po  ciele 

rozlewało się znajome omdlewające ciepło. 

Wiedziała dobrze, co oznacza. 

Wzrok Mikkala wyrażał nieme zdziwienie. 

- Nie mogę! - Raija zmusiła się, by spojrzeć na niego.  - Nie poprzestaniemy na tym. 

Oboje  jesteśmy  wystarczająco  dorośli,  by  zdawać  sobie  z  tego  sprawę.  Po  pierwszym 

pocałunku przestają istnieć wszelkie granice... 

- Przecież tego chcesz! - wychrypiał. 

W jej spojrzeniu krył się ból i zdecydowanie. 

background image

- Chcę - odparła, drżąc. - Chcę, Mikkal. Ale nie mogę. Nie mogę. Słyszysz? 

- Dlaczego? 

Raija  westchnęła  i  potargała  lekko  jego  niesforną  grzywkę.  Nie  patrząc  na  niego, 

odpowiedziała: 

- Próbuję żyć normalnie. Staram się być dobrą żoną dla Karla. On robi, co może, więc 

odpłacam mu tym samym. Rozumiesz? 

- A co z nami? - zapytał po chwili milczenia. - Co z nami, Mały Kruku? Nie mamy do 

tego prawa? 

- Może je zmarnowaliśmy - odpowiedziała powoli. - Wypuściliśmy z rąk. 

Mikkal roześmiał się gorzko. 

-  Wciąż  pamiętam  te  wielkie,  szlachetne  słowa,  które  wtedy  wypowiadałem.  Jak 

mogłem być aż tak głupi? Możesz to zrozumieć, Raiju? 

Skinęła głową. 

- Byłeś dobry, Mikkal... 

- Byłem? 

Łagodnym  ruchem  palca  pogładziła  go  po  podbródku.  Chwycił  ją  za  nadgarstek, 

przerywając pieszczotę. 

Jej uśmiech zgasł. Wobec Mikkala musiała zdobyć się na szczerość. 

- Zmieniłeś się. Może Elle miała rację? 

- W czym? 

Raija kontynuowała z niechęcią: 

- Sigga, jak się czuje Sigga? Dobrze ją traktujesz, Mikkal? 

Wstał  gwałtownie  i  odwrócił  się  do  niej  plecami.  Drżącą  dłoń  oparł  o  kamienie 

paleniska. 

- Co mnie obchodzi Sigga? Ona... 

Nie panował nad uczuciami. Odwrócił się i posłał Raiji błagalne spojrzenie. 

-  To  ty  jesteś  mi  najdroższa!  Ptaszyno,  ty...  Podszedł  bliżej,  ale  Raija  powstrzymała 

go, krzyżując ręce na piersiach. 

- Ale wybrałeś Siggę - odrzekła cicho. - Nie zapomnij o tym, Mikkal! Ona nie może 

na  to  nic  poradzić,  że  cię  kocha.  Przez  wzgląd  na  mnie  obdarz  ją  uczuciem,  bądź  dla  niej 

dobry. 

- Wstawiasz się za nią? - spytał zdumiony. 

Raija  skinęła  słabo  głową,  mnąc  w  dłoniach  poły  fartucha.  Nigdy  się  nie  dowie,  ile 

kosztowała ją ta prośba. 

background image

Mikkal  schylił  głowę  ze  wstydem.  Ta  niezwykła  kobieta  dała  mu  kiedyś  miłość 

większą niż ktokolwiek przedtem. Mógł przysiąc, że jej uczucia są równie szczere i głębokie 

jak jego. 

A  mimo  to  miała  dość  miejsca  w  sercu,  by  prosić  go  o  odrobinę  ciepła  dla  innej 

kobiety. 

Sam  ją  wybrałeś,  szeptał  mu  wewnętrzny  głos,  sam  wybrałeś  Siggę.  Odrzuciłeś  tę, 

której  serce  biło  jednakim  rytmem  z  twoim  sercem.  Dałeś  jej  tylko  broszkę,  choć  kochałeś 

nad życie. Zwykłą broszkę i garść wspomnień. 

- Lubisz go? Karla? - Zacisnął pięści, aż mu pobielały kostki. 

- Tak. 

Uśmiech zgasł na jego ustach. 

- Kochasz? - spytał i poczuł, jak umiera, czekając na odpowiedź. 

Raija ściągnęła usta i prychnęła. Mikkal znał tę reakcję i w tej chwili nic bardziej nie 

mogło go uszczęśliwić. Objął ją delikatnie. Gdyby tylko zechciała, mogła się wyswobodzić z 

jego ramion. 

-  Jestem  zazdrosny,  Mały  Kruku  -  mówił  ledwie  słyszalnym  szeptem.  -  Dręczą  mnie 

myśli. I obrazy.... 

- Obrazy? Jestem w nich? 

Skinął smutno głową. 

- On też - dodał, czerwieniąc się. 

Raija nie była wstydliwa, ale od jego słów zapłonęły jej policzki. 

-  To  mój  mąż  -  wycedziła.  -  A  ty  żyjesz  z  Siggą,  nie  mów,  że  jest  inaczej.  Aslak 

opowiadał, że spodziewacie się dziecka. Co się urodziło? 

- Chłopiec. A u ciebie? 

- Dziewczynka. 

Raija miała białe usta, Mikkal sądził, że ze złości. 

- Śpi - dodała szybko, widząc pytanie w jego spojrzeniu. - Maja ostatnio chorowała... 

Nic więcej nie rzekła, jej brązowe oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Przyciągnął ją do 

siebie. Miękkim głosem powtórzył imię córki. 

- Maja? 

Raija starała się opanować. Tak łatwo byłoby powiedzieć całą prawdę.  Zatopić się w 

jego spojrzeniu, zapomnieć o konsekwencjach i obietnicy złożonej Karlowi w dniu urodzenia 

dziewczynki. 

background image

Przemogła  chwilę  słabości.  Co  by  to  przyniosło?  Kilka  zmarszczek  na  twarzy 

Mikkala, kolejny powód do nienawiści dla Siggi, nowe zmartwienia dla Karla. 

Ż

adne z nich na to nie zasługiwało. 

Miała dość sił, by unieść sekret. 

- Moja matka miała na imię Marja - wyjaśniła - a matka Kallego Marta. Nazwaliśmy 

ją Maria, ale najczęściej wołamy Maja... 

Mikkal  westchnął  słabo  i  uśmiechnął  się.  Tłumaczenie  wydało  mu  się  aż  nazbyt 

drobiazgowe. 

- Pozwól mi wierzyć, że za wyborem imienia kryje się jeszcze jedno wspomnienie... 

Raija nie zaprzeczyła. 

- Mój syn ma na imię Ailo. To była decyzja Siggi. Raija nie rozumiała, dlaczego jego 

głos zabrzmiał wrogo, kiedy wspomniał o synu. 

- Mogę ją zobaczyć? 

Najbardziej  bała  się  tego  pytania.  Od  dnia  urodzin  Mai  wiedziała,  że  ta  chwila  musi 

nadejść.  Nie  mogła  mu  odmówić.  Gdzieś  w  głębi  serca  czaiła  się  nadzieja,  że  wszystko 

zrozumie... 

Oswobodziła  się  z  jego  objęć  i  otworzyła  drzwi  do  sąsiedniej  izby.  Kładąc  palec  na 

wargach, pierwsza przekroczyła próg. Mikkal obrzucił wnętrze ponurym spojrzeniem. Ściany 

z bali. 

Skrzynia. 

Kołyska. 

Łóżko. 

Usta  zacisnął  w  wąską  kreskę.  Tego  łóżka  nie  zapomni.  Nocne  koszmary  nabiorą 

wyrazistości. Wiedział już, jak wygląda. Wyobraźnia podsunie mu nowe obrazy ich dwojga. 

Raija zatrzymała się przy kołysce i spojrzała na Mikkala z wyczekiwaniem. 

Mikkal  nie  rozumiał,  dlaczego  się  tak  dręczy.  Byłoby  lepiej,  gdyby  nigdy  nie  ujrzał 

dziecka i łoża, które Raija dzieliła z innym mężczyzną. 

Zatrzymał się za nią, położył jej dłonie na ramionach i zajrzał do kołyski. 

Raija wstrzymała oddech, ale Mikkal tego nie zauważył, zajęty samym sobą. 

- Wykapana mama - skomentował z bolesnym uśmiechem. Na widok córki Raiji serce 

wezbrało mu żalem, że dziecko nie jest jego. 

-  Więc  górujesz  nad  nim?  -  droczył  się,  bezwiednie  pieszcząc  jej  ramiona.  -  Mała  w 

ogóle nie przypomina ojca... 

background image

Raija  nie  odpowiedziała.  Poczuła  ulgę  i  rozczarowanie  jednocześnie.  W  głębi  duszy 

marzyła, że Mikkal rozpozna siebie w dziewczynce. Tymczasem on w ogóle nie dostrzegł, że 

dziecko w kołysce to jego córka. 

Dała  mu  szansę,  jedna  wystarczy.  Leżała  przed  nim  wierna  kopia  jego  osoby,  ale  on 

był ślepy. 

Mikkal nie rozumiał milczenia Raiji. 

- Wiesz - powiedział w końcu, uśmiechając się - ona przypomina Ailo. 

Raija wstrzymała oddech. Więc teraz to nastąpi. Odkrycie. Przyznanie. 

- Pewnie dlatego, że wszystkie małe dzieci są podobne do siebie - dodał lekko, ani się 

domyślając, jak blisko jest prawdy. 

Raija miała dość zgadywanek. Wyciągnęła go z izby. 

- Może się obudzić. 

- A ty? - spytał. 

-  Ja?  -  Raija  oparła  się  o  drzwi.  Tego  pytania  też  się  obawiała.  Antti  poszedł, 

zostawiając  ją  sam  na  sam  z  Mikkalem.  Antti,  który  znał  prawdę,  oddał  ją  pod  opiekę 

Mikkala. 

Bała się zostać sama. Bała się iść nad fiord i dalej, na cypel. 

Antti utrudnił jej decyzję. Czy zdawał sobie z tego sprawę? 

- Musisz zostać - zdecydowała, wzdychając ciężko. - Nie mogę być sama. Powiem ci 

dlaczego... 

Mikkal  domyślał  się,  że  nie  chodzi  o  błahostki.  Nie  zważając  na  protesty,  objął  ją  i 

zaciągnął na długą ławę stojącą przy stole. Oparł ją sobie na ramieniu, pogładził po włosach i 

przytulił  mocno,  tak  jak  to  robił  w  czasach,  gdy  była  małą  dziewczynką  i  przychodziła  do 

niego ze swoimi troskami. 

- Mów, Mały Kruku! - dodał jej odwagi. - Mnie możesz zawierzyć wszystkie troski... 

Kiedy  skończyła,  Mikkal  już  się  nie  uśmiechał.  Poruszał  nerwowo  szczękami  i 

oddychał przez nos. 

-  Powinienem  był  zdusić  tę  wesz,  kiedy  miałem  okazję  po  temu  -  wysyczał  z  ustami 

tuż przy jej policzku. - Zabiję go. Znajdę i zabiję... 

Raija zarzuciła mu ramiona na szyję. Pokręciła przecząco głową. 

-  Zostaniesz  ze  mną  -  odrzekła  z  desperacją.  -  Nie  zostawiaj  mnie  samej.  Boję  się, 

Mikkal! 

Na  jej  policzkach  zalśniły  łzy.  Naprawdę  się  bala.  Mikkal  pojął,  że  jego  sen  był 

proroczy. Raija go potrzebowała. 

background image

-  Jestem  z  tobą  -  wyszeptał  miękko.  Grzywa  czarnych  włosów  opadła  mu  na  czoło, 

kiedy pochylił się nad nią. Wargi Raiji drżały. Dziewczyna walczyła z uczuciami, które w niej 

budził. 

Pocałował  ją.  Raija  rozwarła  powieki  i  zajrzała  w  miodowe  oczy  Mikkala.  Nie 

ukrywały  niczego,  widniała  w  nich  bezdenna  czułość.  To,  co  inni  zwali  miłością. 

Nieskończone pokłady ciepła. 

Jego oczy były zwierciadłem jej duszy. Bliźniaczej duszy. Skazanej na wspólny z nim 

los, na jego miłość. 

Kradzione chwile szczęścia nie powinny  być tak  cudowne. Powinny być  przyćmione 

koniecznością ukrywania się, zbrukane podnieceniem. Chwile skradzione szczęściu powinny 

być grzechem... 

- To szaleństwo - mruknęła, oddając pocałunek. 

- Przeznaczenie - odrzekł miękko, nie odrywając się od jej ust. - Poddaj się mu, Mały 

Kruku! 

Jego  ręce  wyczyniały  rzeczy,  które  powinny  ją  zawstydzić.  Tymczasem  Raija  drżała 

ze szczęścia. 

- Mamy mało czasu... - przypomniał jej. Sumienie przegrało walkę z uczuciami. 

Nie miała nic do stracenia. Może widzieli się po raz ostatni? 

-  Nie  przekroczyłem  płaskowyżu  Finnmark,  by  usłyszeć,  że  nie  możesz  -  szepnął  jej 

do ucha. - Przecież chcesz. I ja chcę. Istnieją uczucia, których nie da się okiełznać. 

- Byliśmy głupi - stwierdziła i ukryła twarz na jego szyi. Jego skóra była ciepła, żywa, 

nie mogła się nią nasycić... 

- Tylko nie w łóżku! - wyrzucił z siebie. Oczy miał rozwarte, ale nie patrzał na Raiję. 

Raija  zesztywniała  w  jego  ramionach,  potem  rozluźniła  się  i  roześmiała  cicho.  Ze 

zrozumieniem. 

Przyniosła futrzaną kapę i rozłożyła ją na podłodze przed paleniskiem. 

- Czy to posłanie ci odpowiada? 

Mikkal zdjął skórzany kaftan i po krótkiej chwili wahania pozbył się spodni. 

Stanął przed nią nagi, niepewnie usiłując odczytać reakcję z jej twarzy. Raija potrafiła 

jednak ukrywać uczucia, jeśli tylko tego chciała. 

W istocie z trudem nad sobą panowała. Przez cale lata nie odważyła się myśleć o nim 

w  ten  sposób,  nawet  wspomnienie  jego  harmonijnie  zbudowanego  ciała  wyparła  z  pamięci. 

Teraz  przeżyła  wstrząs.  Gasnący  płomień  paleniska  rzucał  słabe  światło,  ale  i  tak  musiała 

background image

przyznać,  że  Mikkal  wyglądał  wspaniale.  Jego  atletyczne,  sprężyste  ciało  dojrzało,  nabrało 

klasycznych form. To był Mikkal z jej marzeń. 

W gruncie rzeczy przewyższał postać z jej snów, nigdy bowiem nie pozwalała na to, 

by fantazje przybierały tak realny kształt. 

Spoconymi  palcami  rozwiązała  supeł  fartucha.  Mikkal  opadł  na  kolana  przed  nią. 

Powoli, niemal z nabożeństwem zdjął z niej cieniutką koszulę. Z jego twarzy nie znikał wyraz 

zadziwienia. 

Musnął dłońmi jej skórę. Jak łagodny wiatr pieścił ramiona, piersi, brzuch... 

Raija rozwiązała rzemyki skórzanych bucików i z lekkim zawstydzeniem wyślizgnęła 

się ze spódnicy i bielizny. Za pierwszym razem nie wstydziła się swego ciała, wtedy z dumą 

oddała mu całą siebie. Teraz miała tyle do ukrycia... 

A  przecież  chciała  wzbudzić  w  nim  pożądanie,  chciała  przyćmić  wszystko  to,  co 

dostał  od  innych  kobiet.  Może  miał  inne  oprócz  Siggi.  Nie  wiedziała,  nie  chciała  wiedzieć. 

Pragnęła jedynie znaczyć dla niego więcej niż jakakolwiek kobieta na świecie. 

Zdradzała  Karla,  sprzeniewierzała  się  obietnicom  danym  samej  sobie.  Ale  pragnęła 

Mikkala,  pragnęła  go  do  szaleństwa.  Jeśli  życie  miało  ofiarować  jej  tylko  rzadkie  chwile 

szczęścia, to zamierzała z nich korzystać. 

-  Czy  mówiłem  ci  już,  że  jesteś  piękna?  -  Pociągnął  ją  na  kapę,  nakrył  własnym 

ciałem. 

Skinęła głową. 

-  Tak  tęskniłem  -  jęknął  i  wtulił  twarz  w  jej  aksamitną  skórę,  pozwolił  się  odurzyć 

zapachom jej ciała. - To przekleństwo tak tęsknić. 

Raija poczuła jego palące łzy. Ona też płakała bezgłośnie. 

- Spalam się, Raiju, i tylko ty przynosisz mi ulgę. Tylko przy tobie znajduję spokój... 

Teraz już łkała, tuląc się do jego policzka. Ich pocałunki miały smak soli, ich miłość 

miała  smak  soli.  Płakali  i  śmiali  się  na  przemian,  kochając  się  na  skórzanej  kapie  przed 

paleniskiem. 

Mieli do odrobienia lata rozłąki. 

Dopiero nad ranem ich pieszczoty wypaliły się z namiętności i złagodniały. 

Palce  Raiji  bawiły  się  skórzanym  woreczkiem,  który  Mikkal  wciąż  nosił.  Woreczek 

był  wytarty,  budził  smutne  wspomnienia,  Raija  dobrze  pamiętała  dzień,  w  którym  zawiesiła 

go na szyi Mikkala. To, że nie zdjął amuletu, znaczyło więcej niż słowa. 

- Zdejmiesz go, kiedy przestaniesz mnie kochać - odezwała się z powagą. 

- Zabiorę go ze sobą do grobu - odrzekł równie poważnie. 

background image

Przyciągnął Raiję do siebie i oparł policzek o jej czoło. Patrząc w dal, powiedział: 

-  Chciałbym  móc  dać  ci  dziecko,  Raiju.  Powinniśmy  mieć  potomka,  znak  naszej 

miłości... 

Raija wstrzymała oddech. Znów stwarzał okazję do wyznań. Nie zdawał sobie sprawy, 

jak bardzo ją dręczy! 

Mikkal zauważył jej wahanie, ale zrozumiał je opacznie. 

- Czy to nie byłoby wspaniałe? - ciągnął rozmarzony. 

- Już masz dziecko - odrzekła. - Ja też. - Przerwała na chwilę i dokończyła brutalnie: - 

I noszę w sobie dziecko Kallego. 

- Co? 

Mikkal uniósł się, patrząc na nią niedowierzająco. 

Rai ja skinęła głową. 

-  Musimy  porzucić  marzenia  -  dodała  z  bólem.  -  Mamy  tylko  tę  noc.  Jutro  musisz 

odejść. 

- Co będzie z tobą? Ten szaleniec ci nie popuści, bądź pewna... 

- Antti mnie obroni. 

- Nie dobierał się do ciebie? - Mikkal stał się podejrzliwy. Nie mógł sobie wyobrazić 

mężczyzny, który oparłby się jej urokowi. 

Roześmiała się z taką szczerością, że pozbył się wszelkich podejrzeń. 

- Antti znaczy dla mnie więcej niż ojciec, który oddał mnie z domu. Poza tym ciebie 

jednego kocham. 

- Ale odsyłasz... 

Nic nie odrzekła, tylko przytuliła się do niego, przywarła doń tak, że ich ciała stopiły 

się w jedno. 

-  Mamy  tylko  tę  noc  -  powtórzyła.  -  Jutro  znowu  będziesz  mężem  Siggi,  a  ja  żoną 

rybaka. Ta noc jest zaczarowana, a ty należysz do mnie. 

Mikkal  nie  zaprzeczył,  nie  miał  wyboru.  Przybył  do  niej,  by  się  upewnić,  i  zyskał  tę 

pewność.  Dostał  coś  więcej.  Garść  wspomnień,  skrawek  nieba  na  czas,  kiedy  rzeczywistość 

wyda się zbyt brutalna. 

I nową tęsknotę. 

Przybył  z  pustymi  rękoma  i  wróci  bez  niczego.  Na  wschodzie  czeka  żona  z  synem. 

Tylko w ramionach Raiji mógł o tym zapomnieć. 

Zasnęli przytuleni. Obudzą się razem i wszystko się skończy. 

background image

U  skraju  lasu  czujne  oczy  zarejestrowały  jego  przybycie.  Te  same  złe  oczy 

obserwowały jego odejście. 

background image

Antti nigdy nie zapytał, co zaszło między Raiją a Mikkalem. 

Widział,  jak  Lapończyk  odprowadza  ją  nad  fiord,  i  czeka,  póki  Raija  nie  dojdzie  do 

domu na cyplu. 

Widział, jak Raija ukrywa twarz dziecka w szalu, i wiedział, dlaczego to robi. 

Była  niezwykle  dumna.  Być  może  popełniała  błąd,  ale  Antti  Kesaniemi  nie  uważał 

siebie za odpowiednią osobę, by jej o tym powiedzieć. 

Antti  ujrzał,  jak  Mikkal  odwraca  się  i  znika  między  sosenkami,  ani  razu  nie 

oglądnąwszy się za siebie. 

Antti niechętnie przyznawał, że podziwia tego chłopca. Był na tyle młody, że mógłby 

uchodzić  za  jego  syna,  a  odznaczał  się  przymiotami,  które  starszych  przyprawiłyby  o 

zazdrość. 

A jednak... choć przybysz z północnej krainy kochał Raiję, zniszczył jej życie. 

Nie mógł żyć bez niej, to akurat Antti rozumiał bez trudu. Powinien jednak znaleźć w 

sobie  dość  siły,  by  zostawić  ją  w  spokoju.  Z  czasem  Raija  nauczyłaby  się  żyć  normalnie,  z 

czasem  może  by  zapomniała,  gdyby  Mikkal  nie  podsycał  w  niej  zakazanych  uczuć. 

Przyciągali się jak dwa bieguny i za każdym razem za chwile szczęścia płacili cierpieniem. 

Jak zwykle zaczęło się od szeptów. Wkrótce cala wieś mówiła o tym samym, Raija i 

Mikkal  byli  na  ustach  wszystkich.  Jakieś  oczy  widziały  przybycie  Mikkala  i  śledziły  jego 

odejście. Następnego ranka. 

Niektórzy  zdmuchnęli  kurz  ze  wspomnień  z  przeszłości  i  porównali  je  z  dniem 

dzisiejszym. 

Kiedy brzuch Raiji urósł, ludzie poskładali fakty w jedną całość i wyciągnęli ten sam 

wniosek. 

Historia zatoczyła koło. 

Raija milczała, nawet wobec Anttiego. Raniło go jej milczenie, ale nie przyznał się do 

tego ani słowem. Antti też potrafił trzymać język za zębami. 

Kiedy Mikkal maszerował przez płaskowyż, który rozdzielał jego dwie kobiety, żonę i 

kochankę,  obie  tęskniły  do  niego.  Jedna  zachowała  go  w  smutnych  wspomnieniach.  Druga 

poprzysięgła zemstę tej, która stanęła pomiędzy nią a mężem. 

Sigga i Raija skazane były na ten sam obiekt miłości i obie cierpiały z tego powodu. 

Sigga przeklinała Mikkala. Kochała go i przeklinała. 

background image

W  skrytości  ducha.  Ani  słowem  nie  okazała,  jak  bardzo  ją  zawiódł.  Ani  jednym 

grymasem twarzy nie dała znać o swoich podejrzeniach.  Ludzie milkli w jej obecności, lecz 

Sigga potrafiła poruszać się lekko, prawie bezszelestnie. 

Słyszała, jak szepczą na jej temat. 

Znała ich dobrze. Tych, którzy uważali, że Mikkal powinien był sprzeciwić się ojcu i 

ożenić  z  Raija  Alatalo.  Tych,  którzy  mieli  Mikkala  za  romantycznego,  niedojrzałego 

marzyciela. Tych, którzy jej współczuli. 

Tymi ostatnimi gardziła najsilniej. 

Sigga była dumną kobietą. Nie potrzebowała współczucia. Współczucie ją poniżało. 

Zamierzała  pokazać  wszystkim,  że  potrafi  sobie  radzić  z  niewiernym,  kochliwym 

mężem. 

Od dawna myślała o zemście. I od dawna wiedziała, że nie dozna satysfakcji, kierując 

ostrze gniewu przeciwko Mikkalowi. 

Nie mogła go skrzywdzić, nie krzywdząc samej siebie. 

Musiała  uderzyć  w  tę  fińską  dziewkę,  która  sprawowała  taką  władzę  nad  Mikkalem, 

ż

e gotów był porzucić żonę i chore dziecko i przemierzyć góry i równiny, by ją zobaczyć. 

W Raiję Alatalo. 

Tylko  w  ten  sposób  mogła  odzyskać  Mikkala.  Jak  nie  jego  miłość,  to  przynajmniej 

obecność. 

Sama nie była w stanie tego dokonać. Fiord Lyngen leżał daleko. Nie mogła porzucić 

wszystkiego  i  tak  jak  Mikkal,  kierując  się  emocjami,  wyruszyć  na  zachód.  Znalazła  jednak 

lepsze wyjście. 

Nie był stary, na dodatek dość przystojny. Nie był też taki młody, dawno przekroczył 

trzydziestkę.  Sigga  pamiętała  z  czasów  dzieciństwa,  że  on  już  wtedy  należał  do  świata 

dorosłych, ale przez te lata niewiele się zmienił. 

Ten sam czujny wzrok, wyraziste i bystre spojrzenie jak u gronostaja. Sprężyste ciało. 

Dość niewysoki, ale zwinny. 

Nosił  krótkie,  równo  obcięte  włosy,  ale  w  tej  fryzurze  było  mu  do  twarzy.  Miał 

regularne rysy. Dość pospolite, jednym wydałyby się ładne, innym wręcz przeciwnie. 

W  porównaniu  z  Mikkalem  Matte  przegrywał,  ale  przecież  nie  wygląd  fizyczny 

ciągnął Siggę do jego namiotu, który stał w pewnej odległości od obozowiska. 

Jego  ojciec  był  noaidą,  szamanem.  Matte  odziedziczył  po  nim  coś  więcej  niż 

magiczny bęben. 

Wizyta Siggi nie zaskoczyła go. Jego oczy emanowały dziwnym blaskiem. 

background image

- Zastanawiałem się, kiedy przyjdziesz - powiedział śpiewnym głosem. - Wiem, czego 

chcesz. Nic się przede mną nie ukryje. 

Sigga  usiadła  w  stosownej  odległości.  Z  takimi  mężczyznami  należało  mieć  się  na 

baczności. Choć twierdził, że wie wszystko, Sigga uznała, że powinna opowiedzieć mu całą 

historię. 

Szamani też się mogą mylić. 

- Masz ją skrzywdzić - wyrzekła przez spierzchnięte wargi, a potem wypluła z siebie 

nazwisko: - Raiję Alatalo. Masz ją skrzywdzić tak, by nie rzucała czarów na mojego męża. 

Skinął głową. Jego oczy świeciły jak  rozżarzone kule w półmroku. Tak  złowieszczo, 

ż

e Sigga przez chwilę poczuła strach. Opanowała się jednak, pragnienie zemsty dodawało jej 

odwagi. 

Wysiliła  wzrok.  W  namiocie  panowała  ciemność,  a  dym  z  paleniska  nie  ułatwiał  jej 

zadania. W środku było mroczniej niż pod rozgwieżdżonym letnim niebem. 

Słońce rzucało czerwone promienie, kiedy Sigga szła przez wrzosowisko do namiotu 

Mattego. Czerwony kolor był znakiem dla niej. Dobrym znakiem... 

- Czym zapłacisz? - spytał chciwie. - Mój ojciec  nie dbał o zapłatę i zmarł w nędzy. 

Nie  popełnię  tego  samego  błędu.  Więc  pytam  cię  Siggo,  córko  Pawy,  co  możesz  mi 

ofiarować, by pozbyć się zagrożenia? 

- Pozbyć się? 

Sigga chciała mieć pewność. Matte skinął głową. 

- Cokolwiek zechcesz - odrzekła zdecydowanie. - To, czego zażądasz. 

Ogniste kule zwęziły się w dwie wąskie szparki. 

-  Cokolwiek,  powiadasz?  Silna  musi  być  twoja  nienawiść...  -  Roześmiał  się  zimno.  - 

Pomogę ci, Siggo. I nie bój się, nie będę zachłanny... 

Matte  wyciągnął  szamański  bęben.  Instrument  wyglądał  dość  niewinnie,  wydrążona 

drewniana  skorupa  z  otworami  po  obu  stronach  służącymi  jako  uchwyty.  Skorupę  pokrywał 

kawałek skóry umocowany kościanymi gwoździami i wzmocniony nicią z turzycy. 

Membranę  bębna  Mattego  zdobiły  figury  wymalowane  czerwonym  barwnikiem  z 

przeżutej  kory  olchowej.  Umieszczone  pomiędzy  równoległymi  liniami  wyobrażały  bóstwa. 

Matte podniósł instrument do oczu Siggi i wskazał na rysunek postaci na koniu. 

Sigga zadrżała mimowolnie ku wyraźnemu rozbawieniu Mattego. 

- Nie obawiaj się swego pomocnika, Siggo. To Roto, on da mi moc, bym pojechał do 

Lyngen i dopełnił twojej zemsty. Nie bój się Roto, bóg śmierci i choroby będzie z tobą. Któż 

lepiej się nadaje do tego zadania? Przy tym nie jest zbyt wymagający... 

background image

- A czego zażąda ode mnie? - spytała, drżąc, czy władca śmierci nie zapragnie renifera 

lub nawet konia. Z takiej ofiary nie zdołałaby się wytłumaczyć, zresztą prawo nie zezwalało 

na nią. 

Sprawujący władzę głosili, że bogowie Saamów nie istnieją. Zakazywali oddawać im 

cześć  i  składać  ofiary.  Tylko  Bóg  króla  był  wystarczająco  dobry,  nawet  Ravna  w  niego 

wierzyła. 

Wizyta  u  szamana  mogła  mieć  przykre  konsekwencje,  należało  utrzymać  ją  w 

tajemnicy. 

- Roto nie jest wymagający - powtórzył Matte. - Roto chce spać z tobą... 

Sigga pobladła i położyła dłoń na sercu. Spać z demonem? Co Matte miał na myśli? 

- Roto chce cię posiąść przeze mnie - wyszeptał. - Spłacisz w ten sposób dług wobec 

niego  i  wobec  mnie.  -  Matte  oblizał  wargi.  -  Zdecyduj.  Możemy  zniszczyć  tę,  której 

nienawidzisz. Jesteś gotowa za to zapłacić? 

Sigga skinęła głową. 

Uśmiechnął się, jakby z góry znał odpowiedź. 

Sigga  poczuła  mrowienie  na  plecach.  Patrząc  na  tego  człowieka,  nietrudno  było 

uwierzyć,  że  obdarzony  został  ponadnaturalnymi  zdolnościami.  Twarz  Mattego  przybrała 

zwierzęcy wyraz. 

Nie był teraz zwykłym człowiekiem. Stał się noaidą. Szamanem, czarownikiem. 

Powolnym  ruchem  wydobył  rozszczepioną  na  końcu  pałeczkę  wykonaną  z  kawałka 

poroża renifera. 

Poprzez dym Sigga dostrzegła, że pałeczka też pokryta jest ornamentami. 

Słyszała o noaidach, ale nigdy nie widziała ich w trakcie obrzędów. 

Wpatrywała  się  jak  zahipnotyzowana  w  Mattego,  który  ukląkł  i  zaczął  uderzać  w 

bęben. 

Zaczął  powoli  i  rytmicznie,  koncentrując  się  na  graniu  i  lekceważąc  jej  obecność. 

Ledwie  słyszalnym,  monotonnym  głosem  wypowiadał  słowa,  których  Sigga  nie  potrafiła 

zrozumieć. Może mówił w obcym języku, może składał ze sobą nic nieznaczące sylaby, dość 

ż

e mruczenie miało w sobie coś przerażającego. 

Skuliła się tuż przy wyjściu z jurty, jak najdalej od niego, gotowa do ucieczki. 

Rytm zgęstniał, ton bębna nabrał dzikości. 

Matte tracił kontakt z rzeczywistością. 

Jego  oczy  błyszczały  silniej  niż  kiedykolwiek,  ale  wzrok  szamana  stał  się 

nieuchwytny. 

background image

Poruszał ciałem w takt uderzeń, kołysał się jak drzewo na wietrze. 

Sigga wstrzymała oddech, bojąc się zakłócić jego trans. 

Odgadła,  co  ma  nastąpić.  Nasłuchała  się  opowieści  starych  ludzi,  choć  dotąd  nie 

bardzo w nie wierzyła. 

Waląc  w  bęben,  Matte  oddalał  się  od  rzeczywistego  świata.  Przemieszczał  się  do 

krainy  bogów,  tam  gdzie  panował  Roto.  Roto,  który  mógł  jej  pomóc  zemścić  się  na  Raiji. 

Niech ją posiądzie! 

W  Salvo,  czyli  w  zaświatach,  nie  było  rzeczy  niemożliwych  dla  noaidy.  Słusznie 

postąpiła,  zwracając  się  do  Mattego.  Mimo  przerażenia  Sigga  nie  mogła  oderwać  od  niego 

oczu. Czoło szamana pokrył perlisty pot, niepokojący rytm z wolna uspokajał się. 

Cisza pomiędzy uderzeniami nabrzmiała czarodziejską, obezwładniającą mocą. 

Uświadomiła  sobie,  że  robi  to  samo  co  on,  kołysze  się  w  takt  wyznaczany  przez 

bęben. Dźwięk instrumentu odmierzał rytm uderzeń serca. 

Kościana  pałeczka  coraz  rzadziej  uderzała  w  skórzaną  membranę,  monotonna  pieśń, 

która rozkołysała gęste powietrze pomiędzy nimi, ucichła. 

Matte  patrzył  na  Siggę  nie  widzącymi  oczyma,  przezroczystymi  jak  szklane  kule  i 

równie pozbawionymi wyrazu. 

Patrzył za nią, przez nią, na coś, czego sama nie potrafiła dojrzeć. 

Potem upadł jak martwy. 

Bęben  leżał  na  nim,  pałeczka  potoczyła  się  aż  do  paleniska,  na  którym  ogień  ledwie 

się żarzył. 

Sigga  budziła  się  z  wolna.  Ile  czasu  spędziła  w  jurcie  szamana?  Jak  długo  bił  w 

bęben? 

Nie wiedziała. Bała się. 

Umarł? Wyglądał jak trup! 

Upiornie blady mimo ciemnej karnacji skóry, o spojrzeniu, które nie miało w sobie nic 

ludzkiego! Był jej ostatnią deską ratunku. Dotąd nie wierzyła, że Salvo istnieje. 

Teraz  zaczęła  rozumieć,  że  poza  rzeczywistością  zmysłów  istnieje  to,  o  czym 

opowiadali starzy ludzie. 

Matte opuścił ciało i przeniósł się do świata bogów. 

Stamtąd mógł dosięgnąć Raiję, gdziekolwiek się  znajdowała. W Salvo odległości nic 

nie znaczyły. W asyście bogów i noaidów wszystko stawało się możliwe. 

Sigga wpatrywała się w nieruchome ciało Mattego. 

A może rzeczywiście pożegnał się z życiem? 

background image

Poczuła mrowienie na plecach. Za nic w świecie nie odważyłaby się sprawdzić. Zbyt 

wiele miała szacunku do bogów, w których ponoć nie wierzyła. 

Nie chciała przeszkadzać szamanowi, bała się przerwać stan, w który popadł. 

Nie starczyło jej jednak odwagi, by z nim zostać. Wyślizgnęła się z jurty. 

Wciąż była noc i wciąż  czerwonozłote barwy  nocy znaczyły niebo. Wokół panowała 

cisza.  Z  oddalonych  o  sto  metrów  namiotów  unosiły  się  smużki  dymu,  ale  nigdzie  nie  było 

widać żywej duszy. 

Namiot  Mattego  stał  na  osobności,  ale  wiatr  zaniósł  zapewne  odgłosy  bębna  do 

obozowiska. Mimo to Sigga czuła się bezpiecznie. Jej tajemnica pozostawała nienaruszona. 

Nikt nie odważyłby się zakłócić spokoju noaidy. Wszyscy utrzymywali pełen respektu 

dystans. Jeśli nikt nie wyjrzy z jurty, a ona dotrze do swego namiotu nie zauważona, to będzie 

bezpieczna. Sekret pozostanie sekretem. 

Pokonała drogę bez przeszkód. Ailo spał słodko w kołysce, tak jak go zostawiła. 

W  pulchnych  paluszkach  chłopca  tkwiła  zabawka,  głupi  ptaszek  wyrzeźbiony  ręką 

Mikkala. 

W  nagłym  przypływie  wściekłości  Sigga  wyrwała  ptaszka  z  dłoni  dziecka  i  zgniotła 

stopą. 

Kawałki  kości  leżące  na  ubitej  ziemi  przestały  wreszcie  przypominać  ptaka, 

przeklętego kruka! 

Niedługo Raija skończy jak idiotyczna zabawka Mikkala! 

Już Matte się o to postara. 

Sigga  wślizgnęła  się  między  futrzane  kapy,  ale  nie  mogła  zasnąć,  była  zbyt 

podniecona. 

Jak  długo  szaman  mógł  tak  leżeć?  Usiłowała  przypomnieć  sobie  opowieści  starych 

ludzi. Nigdy nie miała cierpliwości wysłuchać ich do końca. 

To pewnie zależało od zadania i odległości, którą Matte musiał pokonać. 

Do Lyngen był szmat drogi, a zadanie do łatwych nie należało. 

Co jeszcze opowiadali starcy? 

Ż

e  jeśli  noaida  nie  zdołał  wykonać  polecenia,  to  jego  duch  nie  powracał  już  do  tego 

ś

wiata... 

Wtedy nie budził się z transu. 

Przerażające. 

Sigga  obgryzła  paznokcie  do  krwi.  Chciała  pobiec  z  powrotem  do  jurty  Mattego,  ale 

nie miała odwagi. Bała się tego, co mogła tam zobaczyć. 

background image

Ale nie żałowała. 

Jeśli szaman dotrzyma słowa, gotowa była zapłacić właściwą cenę. 

Raija spała niespokojnie. Śniła. 

Słońce  stało  rozżarzoną  kulą  na  niebie.  Była  sama.  Poszukała  wzrokiem  Mai,  ale  jej 

nie znalazła. Antti, Karl, Reijo, Mikkal - wszyscy zniknęli. Była sama. 

Potem  spostrzegła,  że  miejsce,  w  którym  się  znajduje,  w  niczym  nie  przypomina 

Lyngen z jego stromymi zboczami wynurzającymi się wprost z błękitnego fiordu. Wokół niej 

nie  było  sosnowych  lasów  i  pagórków  porośniętych  brzozami.  Otaczał  ją  krajobraz,  do  któ-

rego  wracała  w  tęsknych  myślach,  otwarty,  szeroki,  piękny  krajobraz.  Jak  okiem  sięgnąć, 

rozpościerały  się  falujące  równiny  pokryte  kępami  wrzosu  i  zaroślami  łozy,  poprzecinane 

strumykami.  Żadnych  gór w zasięgu wzroku,  gór, które  rzucają długie cienie i dławią duszę 

człowieka nawykłego do otwartych przestrzeni. 

Rozległe  płaskowyże  Laponii  były  dla  Raiji  najwspanialszą  częścią  Finlandii  i 

Norwegii, krainą, którą kochała, ziemią, do której należała. Ziemią Mikkala... 

Poczuła się wolna. Chciała biec i czuć pieszczotę wiatru na skórze. Chciała poczuć tę 

ziemię pod stopami, nasycić się powietrzem i wspomnieniami... 

Pobiegła... 

Daleko za nią pędził ogromny renifer, potężniejszy i szybszy od wszystkich zwierząt, 

które  przemierzały  równiny.  Wydawało  się,  że  unosi  się  ponad  ziemią,  w  tanecznym  pędzie 

pomykając przez wrzosowiska, których dotknęły stopy Raiji. 

Raija nie zauważyła go. Przepełniona niewypowiedzianym szczęściem upadła na kępy 

wrzosu  i  przymknęła  powieki.  Wdychała  zapachy  roślin  i  ziemi,  marząc,  że  kiedy  otworzy 

oczy, ujrzy Mikkala. W marzeniach wszystko jest możliwe... 

W  przedziwny  sposób  naprawdę  żyła  we  śnie.  To  było  zupełnie  nowe  doznanie,  ale 

nie napawało jej strachem. Czuła czyjąś obecność. 

Z  początku  wydało  się  jej,  że  to  zwierzę,  renifer.  Kiedy  mieszkała  u  Ravny  i  Pehra, 

nieraz słyszała ciche stąpanie renów. 

Kroki zbliżały się, kroki człowieka. Raija zadrżała z emocji, w głowie kołatała się jej 

jedna natrętna myśl. To musi być on. 

Kroki zatrzymały się tuż przy niej. Poczuła na sobie czyjś wzrok. 

Powoli  otworzyła  powieki.  Zobaczyła  niebo  nad  sobą,  płonącą  kulę  słońca, 

przysłoniętą czarną sylwetką. 

Zmrużyła  oczy  i  przekręciła  głowę.  Zobaczyła  znajome  kumagi,  skórzane  portki, 

kaftan i zupełnie obcą twarz. 

background image

W  gruncie  rzeczy  dość  przystojną.  Wyraźne  szare  oczy  obserwowały  ją  spod  prawie 

niewidocznych  brwi.  Regularne  rysy  twarzy,  wąskie  wargi.  Nos  lekko  wygięty,  nie  na  tyle 

jednak, by nadać obliczu szczególny charakter. Ciemne, równo obcięte włosy. Był niewysoki, 

ale proporcjonalnie zbudowany. 

- Raija Alatalo? - spytał. 

Raiji spodobało się miękkie brzmienie jego głosu. Przemknęło jej przez głowę, że ten 

człowiek z pewnością potrafi śpiewać. 

Skinęła  głową.  Nie  podniosła  się  z  ziemi,  leżała  wsparta  na  łokciu,  nie  odrywając 

wzroku od przybysza. 

- Czego chcesz ode mnie? 

Nieznajomy ukucnął, złożył ręce i posłał spojrzenie, które w innym miejscu uznać by 

musiała za nieuprzejme. 

W innym świecie... 

-  Nie  powiedziano  mi,  że  jesteś  taka  piękna  -  rzekł  nieznajomy  z  nie  tajonym 

podziwem. 

Raija  nie  spytała,  kto  przemilczał  ten  szczegół.  Nie  miało  to  żadnego  znaczenia.  W 

innych  okolicznościach  spytałaby,  ale  teraz  nie  miało  to  żadnego  znaczenia.  Była  sama  i 

zaczęła zdawać sobie sprawę, że musi samotnie stawić czoło temu, co ją czeka. Nie wiedziała, 

jakie zamiary ma wobec niej ten obcy człowiek, ale nie odczuwała lęku. 

Nieznajomy nie był już taki młody. 

Wyciągnął rękę i chwycił pukiel jej włosów między palce. 

Na  jego  twarzy  pojawił  się  wyraz  ekstazy.  Owinął  kruczoczarny  lok  wokół  palca 

wskazującego, bawił się nim. 

Raija  nie  poruszyła  się.  Nic  nie  czuła,  zdziwiła  się  jedynie,  że  jej  włosy  są 

rozpuszczone.  Pamiętała,  że  upięła  je  starannie  przed  pójściem  do  łóżka.  Włosy  spływały 

połyskującą czarną kaskadą na ramiona i plecy, przykuwając uwagę nieznajomego. Jego zain-

teresowanie pochlebiło Raiji. Lubiła wzbudzać podziw, a jej włosy były naprawdę piękne. 

- Miałam być stara i brzydka? - spytała. 

Drgnął,  jakby  ktoś  przyłapał  go  na  gorącym  uczynku.  Niechętnie  puścił  lok,  który 

ułożył się miękko przy uchu Raiji, dodając jej powabu. 

- To by mi ułatwiło zadanie - powiedział, przełykając ślinę. 

- Czego chcesz? - powtórzyła. - Jakie zadanie? Kim jesteś? 

- Mam cię zaprowadzić do Roto. 

Znała to imię. Demon na koniu. Bóg śmierci i choroby. 

background image

- Dlaczego? 

- Muszę. Takie dano mi polecenie. Jeśli go nie spełnię... 

- Co wtedy? Uśmiechnął się smutno. 

- Tego nie mogę zdradzić. 

- Kim jesteś? 

Usiadł obok Raiji, nie spuszczając z niej wzroku. W istocie był młody! 

- Noaidą - odrzekł. - Szamanem. Muszę zaprowadzić cię do Roto. 

Sprawiał  wrażenie,  jakby  przekonywał  samego  siebie.  Raija  uznała,  że  nieznajomy 

ż

artuje. 

-  Nie  jesteś  szamanem!  -  roześmiała  się  i  przyjaźnie  potargała  mu  włosy,  tak  jak  się 

karci młodszego brata przyłapanego na kłamstwie. 

Wzdrygnął się i odtrącił jej rękę. 

- Nie rób tak! - warknął. Minęła dłuższa chwila, nim odzyskał panowanie nad sobą. 

-  Czego  Roto  chce  ode  mnie?  -  spytała  wreszcie,  nie  odwracając  od  niego  wzroku. 

Nieznajomy unikał jej spojrzenia. 

Dziwnie  wyglądał  ten  człowiek,  który  twierdził,  że  jest  szamanem.  Zupełnie  inaczej 

wyobrażała sobie noaidów. 

- Roto bierze to, co dostaje - stwierdził dwuznacznie. 

- Więc mnie mu nie dawaj. - Raija zrozumiała aluzję nieznajomego i rozchyliła wargi 

w uśmiechu. - Nie mogę opuścić mojego świata - dodała. - Mam tyle jeszcze do zrobienia. I 

dziecko... 

-  O  tym  mi  nie  powiedziano...  -  Przygryzł  wargę  i  westchnął.  Dotąd  wszystko 

wydawało się takie proste. Tylko słyszał o niej, nigdy jej nie widział. 

Znał plotki. Niektórzy nazywali ją aniołem, inni dziwką i czarownicą. 

Tak  bardzo  pragnął  wreszcie  dokonać  wielkiego  czynu,  pokazać,  że  posiadł  wielką 

moc.  Ze  potrafi  znacznie  więcej  poza  odnalezieniem  zabłąkanego  rena  czy  wytropieniem 

wilka. 

Marzył  o  czymś  innym.  Obserwował  Siggę,  wychudłą  i  pogrążoną  w  smutku. 

Wiedział, że jakaś kobieta jest przyczyną jej cierpienia. 

Długo  myślał  o  tym,  a  kiedy  w  końcu  przywołał  Siggę,  zmusił  ją  do  postawienia 

wygórowanych żądań. 

Sigga chciała jedynie, by pozbawił tamtą władzy nad Mikkalem. Z łatwością mógł to 

uczynić. 

background image

Parł jednak do trudniejszych zadań. Chciał usunąć istotę, która stanęła między Siggą a 

mężem, pragnął udowodnić sobie i bogom, że posiadł moc większą niż inni noaidzi. 

Nikt jednak nie wspomniał o dziecku. Nikt nie powiedział, że Raija jest najpiękniejszą 

istotą na świecie, że w przepastnych głębinach jej oczu mieści się tysiąc tajemnic. 

Nikt nie napomknął o jej jedwabistych włosach, czarnych i błyszczących jak skrzydła 

kruka. 

Nikt nie powiedział, że jest księżniczką. Sigga, którą dotąd uważał za piękność, stała 

się wyblakłym cieniem, kiedy jego oczy spoczęły na Raiji. 

Nie  była  zwykłą  kobietą.  Jej  miejsce  było  w  Salvo,  zdawała  się  boginią  raczej  niż 

zwykłą śmiertelniczką. 

Miał  doprowadzić  ją  przed  oblicze  Roto.  Zabić  ją  własnymi  rękami.  Dłoń 

powędrowała do pasa, trąciła rękojeść noża. 

Jej  oczy  śledziły  każdy  jego  ruch.  Wiedziała,  co  zamierza,  znała  jego  myśli,  była 

ś

wiadoma walki, jaką toczył z samym sobą... 

Dotąd nie spotkał takiej istoty. Całe życie skrywał myśli i uczucia. Żadna kobieta nie 

zajrzała w głąb jego duszy. 

A ta przejrzała go na wylot. Jej poważne ciemne oczy znały całą prawdę o nim, choć 

nie dały tego poznać po sobie. Czuł, że moc go opuszcza. Powinien napić się wody. Woda z 

Salvo była jedynym lekarstwem, kiedy tracił siły. 

Niedaleko szemrał strumyk. Wystarczyło zaczerpnąć pełną garść, by odzyskać pełnię 

władzy i przeciwstawić się tej dziwnej kobiecie. Zdołała już usidlić jednego mężczyznę, teraz 

jego pragnie wciągnąć w pułapkę... 

A jednak nie poruszył się. Oblizał jedynie spękane wargi. 

- Czemu tu przybyłeś? - usłyszał jej głos. - Nie mogłeś zostać kimś innym? Słyszałam, 

ż

e ostatni noaidzi umarli. Myślałam, że spalili swe bębny... 

- Jestem nim - odrzekł. - Nie mogłem stać się nikim innym. Musiałem... - W nagłym 

przebłysku zrozumiał, dlaczego podążył tą drogą. 

Całe  dotychczasowe  życie  wiodło  go  do  tej  chwili,  w  której  dane  mu  było  osiągnąć 

prawdziwą  wielkość.  Nikt  nie  dowie  się  o  niej,  ale  też  uznanie  ludzi  przestało  mu  być 

potrzebne. 

Dzięki niej wreszcie to dostrzegł i uwolnił się od ludzkich sądów i opinii. Dzięki niej 

mógł uwolnić się od wielu rzeczy... 

- Ktoś pragnie twej śmierci - stwierdził bezbarwnym głosem. 

background image

Raija usiadła i wzruszyła ramionami, potem spojrzała na niego przyjaźnie. Tysiąc lat 

skrywało  się  w  tym  spojrzeniu,  choć  przecież  nie  przeżyła  nawet  połowy  tego,  co  on.  A 

jednak wiedział, że żyła dłużej od niego. Nieskończenie dłużej. 

- Powiedz mi lepiej coś, o czym nie wiem. 

- Ktoś prosił mnie o twoją śmierć - ciągnął, jakby pragnąc ją przekonać, że nie czyni 

tego  z  własnej  woli.  Lecz  przecież  przejrzała  go  i  znała  prawdę.  Wykręty  na  nic  się  nie 

zdadzą. Wiedziała... 

Trafiła kosa na kamień. Była silniejsza od niego. 

- Wielu mnie nienawidzi - powiedziała głosem cienkim jak u malej dziewczynki. - Nie 

chcę  być  znienawidzona.  Chcę,  by  ludzie  mnie  lubili,  lecz  oni  skąpią  mi  przyjaźni.  Moje 

ż

ycie się pogmatwało. Nie życzę nikomu złego... no, może prawie nikomu - dodała szczerze - 

ale wszystko, co dobre, przecieka mi przez palce. Nie dane mi zatrzymać tego, co mi drogie... 

- Ja nigdy nie kochałem. 

- Doprawdy? - Spojrzała na niego ze zdziwieniem, współczuciem nieomal. - Nigdy nie 

kochałeś? 

Potrząsnął  przecząco  głową.  Patrząc  na  nią,  zdał sobie  sprawę,  jak  wiele  utracił.  Tak 

było  może  lepiej.  Teraz nie  potrafił  już  wyobrazić  sobie  innej  kobiety,  a  ona  przecież  nigdy 

nie obdarzyłaby go miłością. 

- Lubię cię i nie dbam o to, kim jesteś... - Raija pogłaskała go po policzku. 

Nie  zaprotestował,  choć  pieszczota  paliła  mu  skórę  jak  ogień.  Nie  odtrącił  jej  dłoni. 

Podążył za nią, by ją zabić. Ona powitała go przyjaźnią i polubiła. 

Wszystka woda z Salvo nie mogła mu teraz pomóc! 

- Nazywam się Matte - powiedział. - Nie zapomnisz mnie? 

Raija spojrzała na niego zdziwiona. 

- Przecież miałeś zabrać mnie do Roto? Znów potrząsnął głową. 

-  Odejdź!  Roto  cię  nie  dostanie.  Uciekaj  z  Salvo,  Raiju  Alatalo!  Tutaj  nikt  nie  chce 

twojej krzywdy! 

Wstała,  obdarzyła  go  długim  spojrzeniem  i  pobiegła.  Z  rozwianymi  włosami  mknęła 

przez otwarte wrzosowiska i zniknęła mu z oczu. 

Matte położył się i spojrzał w niebo. Teraz będzie mógł w nieskończoność patrzeć w 

niebo. 

Znał  reguły,  jego  życie  w  zamian  za  życie  dziewczyny.  Nie  spełnione  zadanie 

oznaczało śmierć. 

background image

Odnalazł sens istnienia. Gdyby nie został szamanem, Sigga poszłaby do kogoś innego. 

Stał się noaidą po to, by ocalić życie tej kruchej, drobnej kobiety, którą kochał Mikkal. 

Siggę  obudził  harmider  panujący  wśród  jurt.  Ze  ściśniętym  sercem  zabrała  się  za 

poranną toaletę. 

Ravna przekazała jej nowiny. 

-  Matte  zmarł  w  nocy.  Ten  przeklęty  bęben!  Wiedziałam,  że  prędzej  czy  później  to 

nadejdzie.  Z  konszachtów  ze  starymi  bogami  nic  dobrego  nie  wyniknie.  Musiało  stać  się 

nieszczęście... 

Sigga nie słuchała. Starała się, by jej zdumienie nie wyrażało zbyt wiele. Nie mogli się 

dowiedzieć, że szaman bił w bęben dla niej! 

Nikt nie mógł odkryć, że Matte dla niej wyruszył w drogę! I że z jej powodu spotkał 

się ze śmiercią! 

Matte był martwy, plan spalił na panewce. 

Sigga martwiła się bardziej z drugiego powodu... 

Raija  obudziła  się  sztywna,  nogi  bolały  ją  jak  po  długim  biegu.  Maja  wciąż  spała. 

Raija uświadomiła sobie nagle, że córeczka nie zapłakała ani razu przez całą noc. To dobrze, 

ż

e spała. 

Pamiętała każdy szczegół swojego dziwnego snu. 

Salvo. Matte. Roto. 

Uśmiechnęła  się.  Postacie  z  dawnych  legend,  które  Mikkal  opowiadał  jej  w 

dzieciństwie. W jej wyobraźni sny pomieszały się ze starymi lapońskimi klechdami. 

Noaida, który przybył, by ją zabić! Znów uśmiechnęła się do własnych myśli. 

Kiedyś opowie Mikkalowi o tym śnie. Może... 

Albo Mai. 

Baśń o tym, jak matka targowała się z wysłannikiem Roto o własne życie. 

Raija ubrała się. Musiała przestać myśleć o Mikkalu, przestać marzyć. Po prostu żyć. 

To był doprawdy dziwny sen... 

Raija nigdy nie miała dowiedzieć się o tych dwóch, którzy ze skraju lasu obserwowali 

jej dom. Zastanawiali się, z której strony podłożyć ogień, by strawił wszystkie zabudowania. 

Ciemne deszczowe chmury ponad górami na zachodzie odwiodły ich od tego zamiaru. 

Przepełnieni nienawiścią ruszyli w stronę fiordu. 

Raija nie wiedziała, że śmierć stała już na progu. 

I nie wiedziała też, jak potężnych ma opiekunów. 

background image

Minął środek lata. Słoneczne światło nocą barwiło góry na czerwono, za dnia szczyty 

pyszniły  się  zielonym  listowiem.  Było  już  po  żniwach,  siano  schło  na  żerdziach  wbitych  w 

ziemię. Wieczorami kopy siana wyglądały jak milcząca armia, straszne postacie rozbudzające 

wyobraźnię. Raija widziała w nich trolle i straszydła. 

Maja uwielbiała się bawić pośród snopków, ale Raija była przerażona. 

Od dłuższego czasu nic złego nie zaszło, ale lęk tkwił jak kolec w jej sercu. 

Prześladowcy Raiji znali się na ludzkiej duszy. Wystraszyli ją, a potem trzymali się z 

daleka, pozwalając, by wyobraźnia powiększyła strach do niebotycznych rozmiarów. A może 

zechcą  uderzyć  wtedy,  gdy  już  zapomni  o  zagrożeniu?  Te  rozterki  dręczyły  jej  duszę.  Raija 

cierpiała. 

Kiedy  Maja  bawiła  się  na  polu,  Raija  lub  Antti  byli  zawsze  w  pobliżu.  Ich  czujne 

spojrzenia śledziły każdy ruch dziewczynki. 

Maja  nie  przejmowała  się  niczym.  Zainteresowanie  dorosłych  sprawiało  jej  radość,  a 

zresztą  przyjmowała  je  za  rzecz  oczywistą.  Była  najmniejsza,  a  tych  dwoje  od  zawsze 

towarzyszyło wszelkim jej poczynaniom. 

Raija zdawała sobie sprawę, że nie ma czasu, by zajmować się dzieckiem cały dzień. 

Maja  była  jednak  jej  najdroższym  skarbem.  Utraciłaby  cząstkę  siebie,  gdyby  córce  stała  się 

jakaś krzywda. 

Nie miała czasu, ale musiała poświęcić go Mai. 

I  tak,  gdy  przyroda  w  pełnym  rozkwicie  otwierała  się  ku  niebu  i  słońcu,  czekano  na 

powrót rybaków z Finnmarku. 

Zbliżał  się  czas,  kiedy  statki  ruszą  w  stronę  fiordu  Lyngen.  Ludzie  na  brzegu  ujrzą 

ż

agle  na  północy  i  będą  wiedzieć,  że  rybacy  wracają  z  pieniędzmi  na  daniny,  na  zakup 

najniezbędniejszych rzeczy. Dość, by przeżyć do następnych połowów. 

Chodziły pogłoski, że tym razem ryby w morzu było ponad wszelką obfitość. 

Mieli za sobą lata nieurodzajne, lecz przyszłość rysowała się w jaśniejszych barwach. 

Raija  też  czekała.  Zapasy  zostawione  przez  Karla  wystarczyły  jej  na  przeżycie,  a 

dzięki pomocy Anttiego nie zaznała głodu. Mogła nawet podzielić się z kimś, kto miał mniej 

od  niej.  Z  młodą  kobietą  znad  fiordu,  której  mąż,  Fredrik,  wypłynął  razem  z  Kristianem  i 

Karlem na północ. 

background image

Tego roku dołączył do rybaków brat  Fredrika, czternastoletni Hans. Cztery lata temu 

zmarli  ich  rodzice  i  chłopiec  zamieszkał  z  bratem  i  szwagierka.  Hans  miał  wprawdzie 

zamężne siostry na wyspach na północy i zachodzie, ale nie chciał opuszczać brzegu fiordu, 

nad którym przeszło jego dzieciństwo. Tak było z tymi, którzy rodzili się u ujścia rzeki, gdzie 

góry  sięgały  nieba,  a  sosnowe  lasy  porastały  równiny  -  nie  mogli  się  obejść  bez  zapachu 

sośniny i szmeru płynącej wody. 

Eva  była  drobnej  postury,  nawet  Rai  ja  wydawała  się  przy  niej  wyższa  niż  w 

rzeczywistości. Hans służył bratowej za pomocnika, a choć był ledwo podrostkiem i nie miał 

siły mężczyzny, oznaczał dodatkową parę rąk do pracy. 

Tej  wiosny  musiała  obejść  się  bez  niego,  zdana  na  własne  siły  i  towarzystwo 

czteroletniej córeczki Elise. 

Wszystko  szło  więc  jej  jak  po  grudzie.  Eva  była  w  ciąży,  spodziewała  się  rychłego 

rozwiązania, tym niecierpliwiej więc wypatrywała powrotu męża i szwagra. 

Raija nie znała jej dobrze, ale wiedziała, że Evie źle się powodzi. Nie urodziła się nad 

fiordem, a rodzina Fredrika przeniosła się w inne strony, nikt więc nie poczuwał się do tego, 

by wyciągnąć do niej pomocną dłoń. Dlatego też Raija posłała jej przez Anttiego rzeczy, na 

których jej zbywało. 

Gest przyjaźni, ani nazbyt nachalny, ani uwłaczający dumie tamtej kobiety. Raija nie 

prosiła  o  podziękowania,  nie  żądała  przysług.  Robiło  jej  się  jedynie  ciepło  na  sercu,  gdy 

mogła  okazać  pomoc  bliźniemu.  Kiedy  wrócą  mężczyźni,  życie  Evy,  dziewczynki  i  nowo 

narodzonego dziecka pobiegnie znów normalnym torem. 

Dobrze było myśleć o tym. 

A jednak świadomość rychłego powrotu rybaków napawała ją także przestrachem. Na 

pewien sposób tęskniła za Kallem. Nawet po wizycie Mikkala tęskniła za mężem. 

Należeli do siebie. Nie mogła żyć samotnie, a Mikkal był dla niej stracony. Mikkal ją 

kochał,  ale  nie  potrafił  nawet  rozpoznać  własnej  córki  w  dziecku  zrodzonym  z  ich  miłości, 

dziecku, którego tak pragnął. Marzenia o Mikkalu nie służyły niczemu. Kalle był jej mężem, 

w nim musiała pokładać wszelkie nadzieje. 

Dlatego właśnie się bała. 

Obawiała  się,  jak  przyjmie  ludzkie  gadanie.  Pamiętała  dobrze  ciężkie  chwile,  które 

przeżywał wraz z narodzeniem Mai. Ludzie gadali tamtym razem, gadali i teraz. Wtedy Raija 

ż

yła w strachu, bo wiedziała, że rodzi dziecko Mikkala. Teraz żyła w strachu, bo wiedziała, że 

Kalle będzie podejrzewał to samo. 

background image

Cała  wieś  tak  myślała.  Tylko  Raija  znała  prawdę.  Dziecko,  które  nosiła  pod  sercem, 

poczęła z Kallem, ale nie mogła tego udowodnić. Będzie patrzył na nią z powątpiewaniem i 

rozczarowaniem aż do narodzin, może dłużej. 

Ta świadomość sprawiała jej ból. Chciała oszczędzić mu cierpień, ale nie za cenę nocy 

z Mikkalem. 

Jej życie podążało krętą ścieżką. 

Rybacy wrócili z Finnmarku wcześniej, niż się spodziewano. 

Antti  był  przypadkiem  w  domu.  Z  cypla  otwierał  się  wspaniały  widok  na  północ. 

Stojąc w progu, Antti dostrzegł żagiel i prowadził go wzrokiem, aż ten stał się czymś więcej 

niż niewyraźną plamką na powierzchni wody. 

Z trwożnym przeczuciem śledził łódź wpływającą do fiordu i biorącą kurs na wschód, 

ku zabudowaniom na brzegu. 

Tylko jedna łódź. 

W cichości ducha podziękował, że to ten kuter, by zaraz przekląć tę myśl. 

Kiedy łódź zbliżyła się do lądu na tyle blisko, że mógł rozróżnić sylwetki, przepełniły 

go radość i ból. Sam nie wiedział, co z większą mocą. 

Przygarbiony  zszedł  nad  wodę,  minął  dom  z  bali,  który  od  wiosny  czekał  na  powrót 

właściciela. Tuż obok leżało kolejne opuszczone gospodarstwo. 

Wreszcie rybacy postawili stopy na kamienistej plaży swojej wioski. 

Uśmiechali  się  z  ulgą,  drapali  po  brodach  i  po  włosach,  dowcipkując  o  wszach, 

pasażerkach  na  gapę.  Tubalnymi  głosami  wychwalali  obfitość  połowów.  Kieszenie  mieli 

pełne brzęczących monet. 

Dość na daninę, dość na jedzenie i spłatę długów. Dość na własne zachcianki. 

Mrugali  porozumiewawczo  do  Anttiego.  Część  pieniędzy  zmieniła  już  właściciela. 

Taki  był  zwyczaj  i  Kesaniemi  znał  go  dobrze.  Mężczyzna  potrzebował  rozrywek  na 

północnym szlaku. Wódka grzała duszę zmarzniętego rybaka. Nie tylko wódka... 

Ś

miali  się  rubasznie.  Rzecz  jasna,  wieźli  ze  sobą  podarki  dla  pań  serca.  Płat  sukna, 

szykowną  chustę,  ozdobną  spinkę.  Żony  nie  będą  narzekać,  kiedy  dostaną  prezenty  z 

Finnmarku i własnego męża na okrasę. Znów wybuchnęli śmiechem. 

Antti milczał. Znał kogoś, kto nie dostanie podarków. Znał dwie takie kobiety. 

Ś

miech  ucichł.  Rybacy  przycumowali  łódź  i  zeszli  na  ląd,  niosąc  skrzynie  i  worki. 

Wiedzieli, że ich powrót nie umknął uwagi mieszkańców wioski. Zaraz zjawią się rodziny z 

wozami, na których zawiozą do domów swój dobytek. 

Cisza stała się bolesna, spojrzenia ukradkowe. 

background image

Mężczyźni chrząkali, ale nikt się nie odezwał. Nie mieli odwagi. 

Antti zwrócił się do syna. Nie ogolona twarz Reijo była spalona słońcem i osmagana 

wiatrem, włosy zwisały mu do ramion. Wokół ust pojawił się wyraz zaciętości. 

Zrobił  krok  w  kierunku  ojca.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  ojciec  zna  już  prawdę,  i 

wiedział, co powinien zrobić. 

Myślał  nad  tym  podczas  żeglugi  na  południe,  wzdłuż  wybrzeża.  Myślał  nad  tym  od 

tamtej chwili, kiedy zdarzyła się tragedia. 

-  Rozbili  się  -  powiedział  spokojnie,  jakby  w  odpowiedzi  na  nieme  pytanie  ojca.  - 

Zaraz  jak  dotarliśmy  na  łowiska.  Wszystko  dobrze  szło,  ryba  brała.  Trzymaliśmy  się  razem, 

ale  tamtego  dnia  odpłynęli  dalej  niż  my.  Za  daleko.  Poprzedniego  wieczora  zanosiło  się  na 

niepogodę i uznaliśmy, że trzeba dać baczenie... 

- Co się stało? 

Pozostali  mężczyźni  zbili  się  w  gromadę,  czekając  na  swoich  bliskich.  Czekali  i  na 

tych,  którym  mieli  przekazać  złe  nowiny.  Byli  posłańcami  śmierci,  ale  zdążyli  się  już 

przyzwyczaić do tej myśli. Wypadek napełnił ich bólem i goryczą, ale przecież czas goi rany, 

a  życie  musi  toczyć  się  dalej.  Tyle  innych  zdarzeń  oddzielało  tragedię  od  teraźniejszości. 

Sprzyjało im szczęście, a teraz nie dane im było okazać radości. Musieli ukryć ją głęboko pod 

maską żałoby, którą dawno już wyrzucili z serc. 

Tyle tylko byli winni rodzinom zaginionych rybaków. 

Reijo  usiadł  ciężko  na  swoim  worku  żeglarskim  i  nie  patrząc  na  ojca,  ciągnął 

beznamiętnym tonem: 

-  Wiatr  się  wzmógł  i  przyszła  nagła  zmiana  pogody.  Większość  łodzi  szukała 

schronienia na lądzie. Wiatr przygnał mgłę, nie widzieliśmy, kto jest z nami, a kogo brakuje. 

Myśleliśmy, że Karl i Kristian pozostali z tyłu... 

Nabrał powietrza. Wspomnienia sprawiały mu wyraźny ból, dotąd ukrywał je głęboko. 

- Sztorm szalał przez dwa dni i nikt nie mógł wypłynąć. Chcieliśmy ruszyć z pomocą, 

ale byliśmy bezradni. Stawiać żagle w taką pogodę to czyste szaleństwo. Myśleliśmy o nich, 

ale nie mogliśmy zapominać o własnym życiu.  Kiedy się rozjaśniło, straciliśmy już wszelką 

nadzieję,  ale  opłynęliśmy  wyspy,  sprawdziliśmy  każdą  zatoczkę,  gdzie  mogli  szukać 

schronienia.  Nic  nie  znaleźliśmy,  żadnych  szczątków  łodzi.  Rybacy  z  wysp  twierdzili,  że 

musiało  zwiać  ich  na  pełne  morze,  a  tam  szukaj  igły  w  stogu  siana.  Ciągnęliśmy  to  jeszcze 

przez tydzień... 

Antti nie odezwał się. Zgadzał się z Reijo, że nie mogli zapobiec nieszczęściu. 

background image

Jakże  miał  przekazać  te  wieści  Raiji?  Została  sama,  bardziej  osamotniona  niż 

kiedykolwiek przedtem. 

- Jak ona się czuje? 

Głos syna przerwał mu rozmyślania. 

- Jak się ma Raija? 

- Nie najlepiej - Antti niczego nie ukrywał. 

W  krótkich  zdaniach  zrelacjonował  synowi  wydarzenia,  nie  pominął  żadnego 

szczegółu. Z każdym ojcowskim słowem rysy twarzy Reijo twardniały. Antti znal jego myśli, 

byli podobni do siebie jak dwie krople wody. 

- Sam jej o wszystkim powiem! 

Reijo  podniósł  się.  Miał  ledwie  dziewiętnaście  lat,  a  zachowywał  się  jak  dojrzały 

mężczyzna. Dla Anttiego wciąż był chłopcem, jego synem. 

Przez  te  miesiące  zdążył  jednak  nabrać  powagi,  która  usunęła  z  jego  duszy  resztki 

chłopięcości. 

Antti ujrzał to wyraźnie. 

Reijo zawsze był rozwinięty ponad wiek, psychicznie i fizycznie. 

Teraz rozrósł się jeszcze w barach, nabrał krzepy, urósł kilka cali. Nie był wysoki, ale 

z  pewnością  wyższy  niż  na  przednówku.  Z  dumą  przyglądając  się  synowi,  Antti  postanowił 

ułatwić mu zadanie. 

-  Idź  do  Raiji  -  powiedział,  jakby  nie  słyszał  słów  Reijo.  -  Zanieś  rzeczy  do  domu, 

ogarnij się i idź do niej... 

Reijo nie poruszył się i nie odwrócił wzroku. 

- Nie rozumiesz mnie, ojcze - odrzekł powoli. - Wezmę ze sobą worek. 

Antti  spojrzał  na  niego  przeciągle.  W  jego  wzroku  kryło  się  nieme  pytanie.  Czy  syn 

wiedział, na co się poważa? 

Zdecydowany  wyraz  zielonych  oczu  Reijo  powiedział  mu,  że  syn  dobrze  przemyślał 

swój krok. 

- Niech sama zdecyduje - rzekł jedynie. - Ja zajmę się Evą. Idź do Raiji... 

Na  podwórzu  przed  domem  Raiji  panowała  cisza.  Reijo  miał  nadzieję,  że  dotrze  do 

drzwi  nie  zauważony,  nie  chciał  przysparzać  dziewczynie  dodatkowych  cierpień.  Wieści, 

które niósł, były i tak nazbyt okrutne. 

Zapukał do drzwi, ale nikt nie odpowiedział. 

Pchnął  je  z  wahaniem  i  wszedł  do  środka.  W  izbie  panował  idealny  porządek.  Reijo 

wiedział, że Raija poczytywała sobie za punkt honoru, by dbać o obejście. Wielu zazdrościło 

background image

jej  nawet  tego,  że  mieszka  w  solidnym  domu.  Dla  właścicieli  chat  okładanych  darnią 

dziewczyna z Tornedalen była solą w oku. 

Cicho wypowiedział jej imię. 

Nikt nie odpowiedział. 

Reijo położył worek przy drzwiach i zrobił trzy kroki, by otworzyć drzwi do sąsiedniej 

izdebki. 

W środku było równie schludnie. Reijo zamknął drzwi i wyszedł na podwórze. Gdzie 

mogła być? 

Zaniepokoił  się,  może  Isak  wpadł  na  kolejny  szatański  pomysł...  Niemożliwe.  Isak 

zobaczył żagiel i powracającą łódź. Zdążał teraz zapewne nad fiord, bardziej zainteresowany 

nowinami z północy niż losem Raiji. 

Raija nie mogła odejść daleko, skoro Anttiego nie było w pobliżu. 

Zszedł  nad  rzekę,  która  przecinała  równinę,  a  jednocześnie  jak  niebieska,  falująca 

wstążka łączyła ze sobą porozrzucane domostwa osady. 

Dla Reijo była niebieską nitką, na którą nanizały się kolejne wydarzenia z jego życia. 

Tyle się zdarzyło nad brzegami tej rzeki... 

Tutaj  po  raz  pierwszy  zrozumiał, że  kocha  Raiję,  tutaj  bil  się  o  nią z  Karlem,  w  tym 

samym miejscu porzucił nadzieję, że ją zdobędzie. 

A teraz? 

Reijo  nie  wiedział,  co  myśleć.  Karl  nie  żył,  on  został  przy  życiu.  Raija  nie  kochała 

ż

adnego z nich prawdziwą miłością. 

Nigdy jej jednak nie zawiedzie. Przenigdy. 

Znalazł Raiję nad wodą, zajętą praniem. Maja bawiła się kamykami. 

Jego  zielone  oczy  wypełniły  się  czułością  dla  tych  dwu  istot.  Stał  chwilę,  sycąc  się 

widokiem. Nie chciał zakłócać tej idyllicznej sceny. 

Jak zwierzęta potrafią zwietrzyć intruza, tak i Raija poczuła na sobie czyjś wzrok. 

Podniosła  spłoszona  oczy,  ale  zaraz  potem  jej  twarz  się  rozjaśniła.  Wargi  bezgłośnie 

wyszeptały jego imię. Uśmiech zgasł, patrzyła na niego rozszerzonymi źrenicami. 

Maja  też  go  zauważyła.  Widok  silnego  jasnowłosego  mężczyzny  obudził  w 

dziewczynce  mgliste  wspomnienia.  Podreptała  niezdarnie  w  jego  kierunku  i  ufnie  objęła  za 

nogę. 

- Reijo! - krzyknęła triumfalnie. 

Reijo  zwichrzył  jej  włosy,  nie  odrywając  wzroku  od  Raiji.  Podniosła  się  ociężale  i 

otarła zaczerwienione dłonie o rąbek fartucha. 

background image

Ujrzał  to,  o  czym  wioska  wiedziała  od  dawna.  Jej  kibić  nie  była  już  wiotka  i  wąska, 

Raija spodziewała się dziecka. Złe nowiny nie mogły przyjść w gorszym momencie. 

Poczuł, jak bardzo jest bezsilny. 

- Gdzie jest Karl, Reijo? - spytała sztywno. - Gdzie jest Kalle? 

Nawet  Maja  poczuła  zmianę  jego  nastroju.  Nie  głaskał  już  jej,  jego  dłoń  ciężko  i 

nieruchomo spoczywała na głowie dziewczynki. 

Matka Mai nie poruszyła się, tylko patrzyła na przybysza. Maja też się nie odezwała, 

choć  miała  ochotę  krzyczeć,  by  zwrócić  uwagę  na  siebie.  Instynkt  podpowiadał  jej,  że  tym 

razem  na  nic  się  to  nie  zda.  Zaczęła  ssać  kciuk,  drugą  rączką  trzymając  się  nogi  Reijo.  Tak 

było bezpiecznie. 

- Karl nie wrócił - odrzekł głucho Reijo. Światło w oczach Raiji zgasło. Zachwiała się. 

Nie myśląc o dziecku, rzucił się do przodu, by ją podtrzymać. 

Z  tyłu,  za  nim,  Maja  uderzyła  w  krzyk.  Kiedy  Reijo  wyrwał  się  z  jej  uścisku, 

dziewczynka przewróciła się i potłukła, ale rozczarowanie, że ją opuścił, było boleśniejsze od 

zadrapań. Reijo podtrzymał Raiję i ułożył ją na miękkiej trawie na brzegu. 

Nadąsana Maja podążyła za nim i bez słowa zatrzymała się przy matce. Reijo ocierał 

policzki Raiji skrawkiem fartucha zmoczonym w wodzie. 

W  końcu  Raija  przyszła  do  siebie.  Zacisnęła  zęby  i  odgarnąwszy  włosy  z  czoła, 

usiadła z trudem. 

- Opowiedz mi wszystko - wyszeptała, zwracając na niego wzrok. 

Reijo ukucnął przed nią. Nie odrywając od niej spojrzenia, zaczął mówić. 

Trochę się zdziwił, że mu nie przerywała, ani jednym drgnieniem twarzy nie okazała 

uczuć. Zamknęła się w sobie, nawet jemu broniąc dostępu do swego wnętrza. 

Skonstatował w duchu, że go to zabolało. 

Maja  usiadła  obok  matki.  Na  swój  dziecięcy  sposób  czuła,  że  stało  się  coś  złego,  i 

chciała pomóc. Przytuliła się do Raiji i głaskała ją po ręce. 

Raija zdawała się tego nie dostrzegać. Patrzyła przed siebie, na Reijo, a poprzez niego 

w wieczność, której nie widział. Nigdy nie lubił tego jej stanu zadziwiającej nieobecności. 

- Może jednak przeżyli, mimo że ich nie odnaleźliście? - spytała z próżną nadzieją w 

głosie. 

Reijo potrząsnął przecząco głową. 

-  Przepatrzyliśmy  wszystkie  wyspy,  Raiju.  Za  daleko  wypłynęli,  nie  mieli  żadnych 

szans... Sami ledwie dobiliśmy do brzegu. Mgła była tak gęsta, że ginął w niej dziób łodzi... 

- Rozumiem... 

background image

Schyliła  głowę,  wargi  jej  zbielały,  twarz  pokryła  się  bladością,  uwydatnioną  przez 

kontrast z kruczoczarnymi włosami. W oczach kryła się rozpacz, której nie musiała wyrażać 

słowami, Reijo i tak ją rozumiał. Kiedy się odezwała, była na krawędzi płaczu: 

- Co będzie ze mną, Reijo? Co będzie ze mną, Mają i dzieckiem, którego oczekuję? 

Jej  rozpacz  miała  uzasadnienie.  Los  samotnej  kobiety  był  nie  do  pozazdroszczenia, 

zwłaszcza zaś los kobiety obdarzonej dziećmi i nie cieszącej się sympatią otoczenia. 

Prowadzenie  gospodarstwa  w  pojedynkę  nie  należało  do  łatwych  zadań,  choć  Raija 

dawała  sobie  radę  pod  nieobecność  Karla.  Bez  dodatkowych  dochodów  z  ryb  ich  życie 

stałoby się nie do zniesienia. 

- Tutaj nie mogę łowić... - pisnęła. 

Mimo  powagi  sytuacji  Reijo  uśmiechnął  się.  Raija  nie  lubiła  wody.  Odnoga  fiordu, 

przy której mieszkali, wydawała jej się morzem. 

-  Znajdziemy  na  to  radę  -  odrzekł  spokojnie.  Jeszcze  nie  nadszedł  odpowiedni 

moment, by powiedzieć jej o postanowieniu, które powziął. 

Raija wciąż znajdowała  się w stanie szoku, musiał dać jej ochłonąć i wtedy  wyłożyć 

swoje argumenty. Ojciec miał rację, decyzja należy do Raiji. Jeśli odmówi, nie pozostanie mu 

nic innego, jak strzec jej z daleka, tak jak to czynił do tej pory. 

- Idź do domu. 

- Pranie - sprzeciwiła się drżącym głosem. Reijo spojrzał na nią z czułością. 

-  Ja  to  zrobię,  moja  mała.  Zabierz  Maję  do  domu.  Przyjdę,  jak  się  uporam  z  twoim 

praniem. 

Skinęła mechanicznie głową i ruszyła do domu z Mają na ręku. Biedaczki, westchnął. 

Jedna straciła męża, którego na swój sposób kochała, druga jedynego ojca, jakiego znała. 

Nim wszedł do domu, Raija zdążyła zaparzyć kawę. Na stole stal kubek Karla. Udał, 

ż

e tego nie widzi, choć w tej samej chwili zrozumiał, że Raija domyśla się jego zamiarów. 

Nie zdradził się ani słowem, lecz ona już wiedziała. 

Wszak zostawił worek pod drzwiami! Worek  go  zdradził i tych kilka słów pociechy, 

które rzucił. 

-  Ostatnie  ziarna  kawy  -  powiedziała  Raija,  siadając  po  drugiej  stronie  stołu.  Maja 

bawiła się na podłodze. Reijo zauważył, że dziewczynka potrafiła zająć się sama sobą. 

Raija sięgnęła po swój kubek i napełniła go do połowy. 

-  Oszczędzałam  kawę  na  powrót  Karla...  Pociągnęła  spory  łyk.  Reijo  nie  mógł 

pozwolić,  by  drogocenny  płyn  wystygł.  Zaczął  pić,  choć  w  takich  okolicznościach  kawa 

nabrała aż nadto gorzkiego smaku. 

background image

- Ale wyjdzie na to samo... 

Reijo  wiedział,  że  Raija  czyta  w  jego  myślach.  Pozostało  tylko  ubrać  je  w  słowa, 

zapytać ją o zdanie. Proste, a takie trudne! 

Znali  się  od  dawna.  Na  dobrą  sprawę  był  jej  bliższy  niż  Karl,  lepiej  rozumiał  jej 

marzenia, uczucia, nastroje... 

Łączyły ich wspólne korzenie. 

A jednak trudno mu było zdobyć się na szczerość. Wiedział, że Raija nie ma wyboru, 

musi się zgodzić. To mąciło jego radość, wolałby dać jej możliwość odmowy. 

Z  drugiej  strony  Raija  była  nieobliczalna,  patrzyła  na  świat  z  innej  perspektywy.  I 

miała nadzwyczaj rozwinięty instynkt przeżycia. 

Ś

ciskał  kubek  w  silnych,  spracowanych  dłoniach,  poznaczonych  pajęczyną  nie 

domytego  brudu.  Bał  się  spojrzeć  jej  w  oczy,  ale  musiał.  Odrzucił  z  czoła  jasne  włosy  i 

poszukał jej wzroku. Raija spoglądała na niego wyczekująco, jakby już dawno odgadła jego 

plany. 

-  Dużo  myślałem  od  tamtego  wypadku  -  wykrztusił  w  końcu.  -  Nie  możesz  zostać 

sama. Myślałem o Mai... - Uśmiechnął się miękko, a jego twarz przybrała wyraz łagodności. - 

Będzie ci trudno bez dodatkowej pary rąk do pracy. Tobie, malej i dziecku, które nosisz... 

- Wyrzuć to z siebie - uśmiechnęła się Raija. - Nie musisz się tłumaczyć, Reijo. Mów! 

Wysunął w przód podbródek pokryty jasnym zarostem. 

- Zajmę się tobą, Mają i dzieckiem, jeśli mi na to pozwolisz. 

Wreszcie! 

Teraz  wszystko  zależało  od  niej.  Chyba  nie  była  niechętna  jego  zamiarom,  skoro  się 

tak zachowała, zmusiła nieomal do tych słów. Prawdę mówiąc, Reijo zwlekałby dłużej. 

- Czego oczekujesz w zamian? 

Spojrzał na nią ze zdumieniem. Co miała na myśli? Raija nie odwróciła spojrzenia, jej 

twarz nie drgnęła. Zadała to pytanie z pełną powagą. 

- O co  ci chodzi? - spytał podenerwowany. Wstał i znów usiadł. - O co  ci właściwie 

chodzi, Raiju? 

- Chcesz się nami zająć - odrzekła. - Niewielu uczyniłoby to bez zapłaty. Pytam, czego 

oczekujesz za opiekę. Jeszcze nie odpowiedziałeś. 

Reijo  był  w  szoku.  Jakże  mogła  myśleć  w  ten  sposób?  Jak  mogła  sądzić,  że  chce  ją 

kupić? Za kogo go uważa? 

background image

-  Więc,  twoim  zdaniem,  takim  się  stałem  mężczyzną?  -  rzucił  wzburzony.  -  Jesteś 

ż

oną mojego najlepszego przyjaciela, który niedawno zginął. Jesteś osobą, którą cenię ponad 

wszystko w świecie... 

- Wiem - przerwała mu łagodnie. - Właśnie dlatego pytam... 

-  Co  to  byłaby  za  miłość?  -  rzucił  ze  złością.  Raija  znała  jego  uczucia,  od  samego 

początku  o  nich  wiedziała.  Nie  mogli  udawać,  że  nic  się  nie  stało.  Nie  mogli  tkwić  w 

kłamstwie. 

- Czy naprawdę uważasz, że mógłbym zmusić cię do czegokolwiek, Raiju? - Chwycił 

ją za dłonie i ścisnął mocno. Zajrzał jej prosto w oczy i nie pozwolił, by odwróciła wzrok. - 

Sądzisz,  że  chcę  kupić  uczucie  właśnie  teraz,  kiedy  potrzebna  ci  moja  pomoc  i  wsparcie? 

Robię  to  w  imię  przyjaźni,  uparta  kobieto!  Wiem,  komu  dałaś  serce,  i  nie  proszę  o  nic.  Nie 

proszę  o  twe  ciało,  Raiju  Alatalo  Elvejord.  Nie  proszę  o  nic,  czego  sama  nie  zechcesz  mi 

ofiarować.  Chcę  ci  jedynie  pomóc,  a  to  uczynię  najlepiej,  mieszkając  z  tobą.  Nie  proszę  o 

miejsce  w  twoim  łożu.  Chcę  tylko  być  blisko  ciebie,  chronić  cię,  być  ci  przyjacielem  i 

podporą, tak byś i ty była moją przyjaciółką i podporą... 

Zgięła dumny kark. Reijo uśmiechnął się słabo, bo nieczęsto jej się to zdarzało. 

-  Nie  powinnam  była  pytać  -  westchnęła.  -  Wybacz  mi  podejrzliwość.  To  tak  boli, 

Reijo, tak strasznie boli. Nie to, że moje życie będzie jeszcze trudniejsze. Chodzi o Kallego. 

Kochałam  go,  nie  tak  jak  Mikkala,  ale  kochałam.  Teraz  dopiero  rozumiem,  jak  bardzo...  To 

tak boli... 

Reijo skinął głową ze zrozumieniem. Znał to uczucie, ale uważał, że nie  można zbyt 

długo nosić w sercu żałoby, bo zamieszka tam na zawsze. 

- Więc jak będzie, Raiju, mogę zostać? Skinęła głową prawie niezauważalnie. Potem 

chrząknęła i powiedziała: 

-  Tak,  Reijo,  będę  wdzięczna,  jeśli  zostaniesz.  Pozbędę  się  wyrzutów  sumienia,  że 

składam wszystkie ciężary na barki twego ojca. Ma przecież własne życie. 

Urwała, lecz po chwili dodała: 

- Co na to powie? Co sobie pomyśli? 

Reijo westchnął. Teraz nie żałował już, że powiedział ojcu o swym postanowieniu. 

-  Co  sobie  pomyśli?  To samo,  co  inni.  A  co  powie? Rozmawiałem  z  nim  na  brzegu. 

Kazał mi iść do ciebie... 

-  To  dobrze  -  odrzekła,  uprzedzając  kolejne  pytania.  -  Nie  dbam  o  to,  co  inni 

powiedzą, ale liczę się ze zdaniem Anttiego. Twój ojciec jest mądrym człowiekiem, Reijo... 

background image

- Cieszę się, że przyjmujesz moją pomoc - powiedział Reijo z szerokim uśmiechem. - 

Jestem pewien, że Kalle życzyłby sobie tego... 

Raija spojrzała na niego z powątpiewaniem, a potem uśmiechnęła się. Reijo uczynił to 

samo. 

- Jestem pewien, że nie chciał, by tak się stało - poprawił się. - Nie ma jednak lepszego 

rozwiązania, pamiętaj o  tym.  Znam jeszcze jednego  człowieka, który  przyznałby mi rację w 

tym względzie... 

Oboje wiedzieli, jak bardzo Karl potrafił być zazdrosny. Raija podejrzewała jednak, że 

Mikkal  dorównywał  mu  na  tym  polu.  W  czasie  ostatniej  wizyty  dał  popis  zazdrości. 

Pochlebiło  to  jej  próżności,  ale  kiedy  Mikkal  odszedł,  zmieniła  zdanie.  Uznała,  że  powinien 

pozbyć się tej przywary. Zazdrość nie prowadzi do niczego dobrego. 

-  To  moje  życie  -  urwała  rozmowę  na  ten  temat.  W  chwilę  potem  mieli  już  inne 

zmartwienie.  Do  izby  wszedł  Antti,  wzburzony  i  zadyszany.  Od  razu  spostrzegli,  że  zgubił 

gdzieś  swój  nieodłączny  kapelusz,  który  nosił  w  słońce  i  w  niepogodę.  Teraz  nawet  nie 

zauważył jego braku. Musiało zajść coś poważnego. 

Dopiero kiedy usiadł na drugim końcu ławy, którą zajmował Reijo, dostrzegli, że nie 

jest sam. 

W cieniu drzwi, tam gdzie nie docierało światło z małego okienka, stała dziewczynka 

o dużych niebieskich oczach. W jej długich jasnych warkoczach tkwiły źdźbła słomy i listki, 

ale mała nie zwracała na to uwagi. 

Oba  kciuki  wsadziła  do  buzi,  w  jej  wzroku  kryło  się  przerażenie.  Oczy  czteroletniej 

dziewczynki ujrzały coś, czego nie powinny były zobaczyć. 

-  Elise?  -  Raija  rozpoznała  w  dziecku  córkę  Evy.  -  Dlaczego  przyprowadziłeś  ją  ze 

sobą? 

Pożałowała swoich słów, kiedy na ich dźwięk dziewczynka skuliła się w sobie, jakby 

ktoś ją uderzył. 

- Nie powinna być u Evy? - dodała bezradnie. - Nie sądzisz, że matka jej potrzebuje? 

Ona też kogoś straciła... 

Zamilkła pod ciężarem spojrzenia Anttiego. Jego zielone oczy wyrażały ból. Zmieniły 

kolor, tak jak morze zmienia barwę przed sztormem. 

- Zabrałem ją ze sobą, Raiju... - zaczął zduszonym głosem. - Nie mogła tam zostać, nie 

chciałem, by ci padlinożercy dostali ją w swoje łapy. Bogowie jedynie wiedzą, co by się z nią 

stało. Musiałem zabrać ją ze sobą... 

- Co zaszło? 

background image

Reijo chwycił ojca za ramiona i potrząsnął nim. Oczy  Anttiego Kesaniemi rozjaśniły 

się, ale ból wciąż malował się na jego twarzy. 

Musiał  zaczerpnąć  tchu,  zanim  zaczął  opowiadać.  Elise  córka  Fredrika  nie  poruszyła 

się w kącie za drzwiami. 

- Znad fiordu poszedłem prosto do Evy. Chciałem powiedzieć jej o wszystkim. Czekał 

ją  równie  ciężki  los  jak  ciebie,  Raiju...  Wciąż  jednak  zatrzymywano  mnie  po  drodze, 

musiałem  opowiadać,  com  wiedział.  Na  miejsce  dotarłem  zbyt  późno.  Ktoś  był  tam  przede 

mną. Spóźniłem się... 

- Chyba nic złego się nie stało? - spytała ostro Raija. Była przerażona. 

-  Stało  się  najgorsze.  Usłyszałem  krzyk  dziewczynki  dochodzący  ze  stodoły. 

Wszedłem do środka. Eva... powiesiła się. Elise siedziała u jej stóp. 

Mówił po fińsku, by oszczędzić małej cierpień. Dość już widziała, po co budzić w niej 

straszne wspomnienia. 

-  O,  nie!  -  jęknęła  Raija,  instynktownie  kładąc  ręce  na  brzuchu.  -  Eva  spodziewała 

się... na dniach... 

Antti skinął głową. 

- Tego było dla niej za  wiele. Ta  wiosna ciężko ją doświadczyła. Eva musiała ujrzeć 

swe przyszłe życie w samym tylko ponurym świetle... 

Raija  pochyliła  głowę  nad  blatem  stołu  i  rozpłakała  się.  Płakała  za  siebie,  Karla, 

Kristiana, Fredrika, innych zaginionych rybaków, ich żony i dzieci, za Maję, Evę i za Elise... 

Najmocniej za Elise. 

Reijo ścisnął jej dłoń. 

- Zajmiemy się Elise - powiedział zdecydowanie. 

-  Będziesz  miał  liczną  rodzinę,  synu  -  zauważył  Antti.  -  Bierzesz  na  siebie  dużą 

odpowiedzialność... 

Reijo skinął głową, a Raija otarła łzy grzbietem dłoni. 

- Wiem. Damy sobie radę. 

Raija wstała i wolno podeszła do dziecka. Przestraszone oczy Elise śledziły każdy jej 

krok, dziewczynka bała się, ale rozpoznała Raiję. Wiedziała, że Raija jest miła. A mamy nie 

było. Wisiała w stodole, tak jakoś dziwnie, i nie odpowiadała na jej wołania. Milczała nawet 

wtedy, kiedy Elise zaczęła ją szarpać. Twarz nie przypominała twarzy mamy. Taka straszna... 

- Elise... - Głos Raiji brzmiał miękko. Jej głos zawsze nabierał miękkości w rozmowie 

z kimś, kogo lubiła. 

Wyciągnęła ręce ku dziecku. 

background image

- Podejdź do mnie, Elise. 

- Mama - zażądała mała. Jej wargi drżały. 

-  Mama  nie  może  przyjść  -  ciągnęła  łagodnie  Raija.  -  Tata  też  nie.  Są  razem,  daleko 

stąd, a my nie możemy pójść do nich. 

- Nie? 

Raija  potrząsnęła  przecząco  głową  i  uklękła  przed  dziewczynką.  Wciąż  wyciągała 

ręce,  ale  nie  chciała  małej  do  niczego  zmuszać.  W  nagłym  przebłysku  myśli  ujrzała  inne 

dziecko i inną kobietę. Jak długo raniła Ravnę, zanim w obcej kobiecie ujrzała matkę, zanim 

nazwała ją matką? 

Zrozumiała, ile bólu i cierpienia kryło się w braku akceptacji, bo teraz czuła lęk przed 

tym samym. 

-  Możesz  zostać  ze  mną,  Elise.  I  z  Mają.  Możesz  się  z  nią  bawić,  czy  to  nie  byłoby 

przyjemne? I zostaniesz z Reijo, a Antti będzie nas odwiedzać. Chcesz? 

Wszyscy  wstrzymali  oddech,  kiedy  Raija  rozmawiała  z  córką  Evy.  Nawet  Maja 

przyglądała się tej scenie z ciekawością. Wiele z niej nie rozumiała, ale w powietrzu wisiało 

napięcie, które instynktownie wyczuwała. 

- Chcesz zostać moją małą dziewczynką, Elise? 

Dziecko nie odpowiedziało. Stało nieruchomo, patrząc na Raiję, taksując ją wzrokiem. 

Jej  strach  zniknął,  ale  wyraz  bólu,  którego  nie  powinno  być  w  oczach  czteroletniej 

dziewczynki, pozostał. Wyjęła kciuki z buzi i zrobiła dwa kroki do przodu, prosto w objęcia 

Raiji. 

Zamknęła ramiona na jej szyi i przytuliła się mocno. 

-  Moja  mała  dziewczynka  -  powiedziała  Raija.  -  Nikt  nam  ciebie  nie  odbierze.  Tu 

jesteś bezpieczna. 

Maja  nie  rozumiała,  dlaczego  matka  tuli  obce  dziecko,  więc  wdrapała  się  na  kolana 

Reijo, by zdobyć zainteresowanie dorosłych. 

Reijo uśmiechnął się do niej. 

-  Masz  siostrzyczkę  -  powiedział.  O  tym  Maja  wiedziała  od  dawna,  od  mamy.  Nie 

sądziła  jednak,  że  siostrzyczka  zjawi  się  tak  szybko.  Zresztą  tak  było  lepiej,  zyskała 

towarzyszkę zabaw. 

- To dobrze - uznała, nawet nie wiedząc, że rodzeństwo, o którym wspomniała matka, 

miało zjawić się później. 

background image

10 

Droga  powrotna  na  północny  wschód  zabrała  Mikkalowi  miesiąc.  Śnieg  zdążył 

stopnieć, więc musiał pieszo wędrować przez płaskowyż. Wdrapywał się na góry, przeprawiał 

przez rzeki, mijał wrzosowiska. Miejscami, nawet o tym nie wiedząc, przekraczał granice. 

To  była  jego  ojczyzna.  Laponia,  kraina  Saamów  na  długo  przedtem,  zanim  Szwedzi, 

Finowie  i  Norwegowie  nazwali  ten  kraj  swoim.  Na  długo  przedtem,  zanim  obcy  zaczęli 

ś

ciągać  daninę  z  tych,  którzy  żywili  się  darami  przyrody.  Zanim  przysłali  osadników  na  ich 

ziemie. 

Laponia należała do  Lapończyków, zanim najeźdźcy  wybudowali kościoły Chrystusa 

na  pustkowiach,  zabronili  oddawać  cześć  innym  bogom,  spalili  szamańskie  bębny  i  kazali 

chrzcić dzieci swoimi imionami. 

Norwegowie  mogli  nazywać  go  Mikkelem  Persenem  i  zmuszać  do  wiary  w 

Zbawiciela, lecz on na zawsze pozostanie Mikkalem synem Pehra i zawsze wierzyć będzie w 

to, co oczy widzą i uszy słyszą. A ten kraj nie przestanie być własnością jego ludu. 

Przez  całą  drogę  żył  wspomnieniami  godzin  spędzonych  z  Raiją  w  Lyngen. 

Wspaniałych, choć zbyt krótkich godzin. 

Spotkania  z  Raiją  nie  mogły  ukoić  tęsknoty  Mikkala,  jedynie  wzmagały  jego  ból. 

Dziewczyna stawała się coraz bardziej nieosiągalna, a powrót do szarej rzeczywistości coraz 

trudniejszy. Zastanawiał się, jak Sigga przyjmie jego powrót. 

I ojciec... 

Reakcji ojca Mikkal obawiał się bardziej. Siggę zdoła sobie podporządkować, zresztą 

mógł  żyć  bez  jej  miłości. Jego  serce  biło  dla  tej, której  lok  nosił  w  skórzanym  woreczku  na 

piersi. Dopiero teraz w pełni uświadomił sobie, co utracił. 

Mikkal  gardził  sobą.  Wybierając  między  rodowym  zobowiązaniem  a  uczuciem, 

sprzedał miłość... 

Dotarł do domu pod wieczór, prawie dwa miesiące od dnia, kiedy wyruszył. 

Sigga przywitała go tak, jak się spodziewał. Milczeniem. Ojciec - gniewem. 

Zaciągnął  go do swojej jurty i zaczął prawić mu  wymówki tak  głośno, że słyszeli go 

wszyscy w obozowisku. 

- Co, do diabła, przyszło ci do głowy, chłopcze? Czy przystoi dorosłemu mężczyźnie 

zachowywać  się  jak  głupiec?  Byłeś  nam  tutaj  potrzebny,  nie  rozumiesz?  To  twój  psi 

obowiązek, słyszysz, co mówię, Mikkal? 

background image

-  Znam  swoje  obowiązki  -  odparł  z  uporem  Mikkal,  lekceważąc  ostrzegawcze 

spojrzenia  matki.  Nigdy  dotąd  nie  sprzeciwił  się  ojcu,  milczał,  przedkładając  obowiązek 

wobec rodziny ponad wszystko. To właśnie stanowiło tragedię jego życia. 

-  I  ja  mam  w  to  uwierzyć  -  powiedział  Pehr  z  goryczą.  Poczerwieniał  na  twarzy,  z 

trudem  hamował  gniew.  Podczas  nieobecności  syna  układał  przemowę  na  jego  powrót  i 

poprzysiągł  sobie,  że  nie  będzie  niczego  owijać  w  bawełnę.  Teraz  zaś,  kiedy  winowajca 

siedział naprzeciwko niego, nie potrafił znaleźć właściwych słów. Chłopak miał czelność mu 

się sprzeciwiać! 

- Całe dwa miesiące musieliśmy dawać sobie radę bez ciebie, kiedy ty gziłeś się z tym 

diabelskim  nasieniem,  z  tą  przeklętą  córką  Erkkiego  Alatalo.  Przeklinam  dzień,  w  którym 

moja  stopa  stanęła  w  domu  tego  wieśniaka  z  Tornedalen.  Przyniósł  mi  jedynie  ból  i  okrył 

hańbą  całą  moją  rodzinę.  Przejrzyj  na  oczy,  synu,  przynosisz  wstyd  mnie,  matce,  żonie  i 

synowi.  Zapomniałeś  o  nich?  Ta  kweńska  dziewka  sprawiła,  że  zapomniałeś  o  takich 

drobnostkach? 

Twarz Mikkala była jak wykuta z kamienia. Miał ochotę rzucić się na ojca, zmusić go, 

by  odwołał  pogardliwe  słowa,  które  cisnął  mu  w  twarz.  Wiedział  jednak,  że  niczego  nie 

zyska.  Zrozumiał,  że  tu  jest  jego  miejsce.  Podczas  wędrówki  przez  płaskowyż  Mikkal 

uświadomił sobie, że Raija ma swój dom nad fiordem, a on należy do tej niezmierzonej krainy 

pod otwartym niebem, pachnącej dymem z ognisk, skórą, suszonym mięsem i turzycą. 

Nie powinien prowokować ojca. Pehr puści słowa mimo uszu, sam bowiem był mocny 

w gębie, ale nie wybaczy, jeśli syn podniesie na niego rękę. 

Pehr nie umiał się bić i musiał zdawać sobie sprawę, że syn bez trudu powaliłby go na 

ziemię. 

Mikkal  przewyższał  ojca  siłą  fizyczną  i  Pehr  nie  do  końca  potrafił  to  zaakceptować. 

Wobec innych pysznił się synem, ale w głębi duszy zazdrościł mu sprawności, którą natura go 

nie  obdarzyła.  Uważał  przy  tym,  że  Mikkal  marnuje  życie.  Pehr  widział  świat  w  ostrych 

kontrastach.  Wygrać  lub  przegrać,  przeżyć  lub  zginąć,  mieć  więcej  lub  stracić  wszystko. 

Wyższe  uczucia,  które  targały  Mikkalem,  były  mu  obce.  Nie  mógł  zrozumieć,  że  istnieje 

miłość, dla której mężczyzna ryzykuje swoje mienie i cześć. 

Dlatego  właśnie  Mikkal  ograniczył  się  do  jednego  zdania,  które  wypowiedział  przez 

zaciśnięte zęby: 

- To było konieczne. 

background image

Pehr  roześmiał  się  wzgardliwie,  uderzając  się  w  kolana.  W  ostatnim  czasie  stracił 

kilka  zębów,  co  Mikkal  skonstatował  z  odrazą.  Podświadomie  szukał  w  ojcu  cech,  które 

wzmacniały niechęć i wstręt do niego. Czynił tak, by znaleźć nową pożywkę dla nienawiści. 

-  Konieczne!  Dobre  sobie!  Konieczne!  Myślałby  kto,  że  w  domu  nie  masz  kobiety. 

Takiej, że lepsza nie mogłaby ci się trafić. 

- Siggi w to nie mieszaj! - syknął Mikkal. 

-  Już  jest  zamieszana  -  odrzekł  Pehr.  -  Zapomniałeś  o  odpowiedzialności  za  nią?  Za 

ż

onę? Matkę twojego potomka? Gdybyś był mężczyzną, postarałbyś się o kolejne, na jednym 

synu  nie  zbudujesz  rodu.  Skoro  jednak  nie  potrafisz  dbać  o  jedyne  dziecko,  nie  rób 

następnych. Bardziej ci chyba zależy na tym, by zapłodnić tę sukę z Lyngen... 

-  Milcz!  -  Mikkal  pobladł.  Ręce  mu  się  zatrzęsły,  ale  zdołał  opanować  wściekłość. 

Gdyby na miejscu ojca był ktoś inny, pożałowałby takich słów. 

-  Prawda  bywa  gorzka  -  stwierdził  Pehr  z  uśmiechem  -  ale  przez  to  nie  staje  się 

nieprawdą. Mówiłem ci to już wcześniej, ale powtórzę po raz kolejny i ostatni: Trzymaj się z 

daleka  od  córki  Erkkiego  Alatalo  -  niech  jego  ród  będzie  przeklęty  na  wieki!  Trzymaj  się  z 

daleka  od  tej  czarnowłosej  wiedźmy!  Niech  więcej  nie  słyszę,  że  mój  syn  zhańbił  swoją 

rodzinę przez nią, tę dumną i upartą diablicę, Raiję Alatalo! Wypluł te słowa, jakby zawierały 

truciznę lub jakby wypowiedzenie imienia dziewczyny ściągało chorobę. 

- Jeśli choć raz sprzeciwisz się mojej woli, możesz nie wracać od tej bezwstydnicy. 

Pehr przerwał i spojrzał na Mikkala z ukosa. Jego uśmiech nie wróżył nic dobrego. 

-  Nie  wierzysz,  że  dotrzymam  przyrzeczenia?  -  Pehr  podniósł  palec  wskazujący.  - 

Więc  pozwól,  że  wyjaśnię.  Moje  przyrzeczenia  są  więcej  warte  niż  obietnice  mego  syna. 

Zawsze  dotrzymuję  słowa.  Jeśli  twoje  oczy  spoczną  na  tej  ladacznicy,  wyrzeknę  się  ciebie. 

Tak się stanie! 

Pehr wstał demonstracyjnie i sztywno wyprostowany opuścił jurtę, zostawiając syna z 

własnymi  myślami.  Żadne  słowa,  Mikkala  czy  Ravny,  nie  mogły  odwieść  go  od 

postanowienia. Stanowczość Pehra była powszechnie znana. 

Matka i syn milczeli, póki nie nabrali pewności, że Pehr się oddalił. 

Kłótnia  przypominała  wszystkie  poprzednie  scysje  między  ojcem  a  synem,  które 

wybuchały  regularnie  od  chwili,  kiedy  Mikkal  dorósł  na  tyle,  by  przeciwstawiać  się  woli 

Pehra. Od chwili, kiedy pokochał Raiję... 

I  zawsze  Ravna  zgadzała  się  z  Mikkalem,  ale  nigdy  otwarcie  nie  występowała 

przeciwko  mężowi.  Dopiero  po  jego  wyjściu  wygłaszała  swoją  opinię.  Potem  usiłowała 

udobruchać Pehra, skłonić go, by spojrzał na świat oczami syna. 

background image

Ten  rytuał  niezmiennie  się  powtarza,  pomyślał  z  rezygnacją  Mikkal.  Nie  ukrywał 

jednak, że rozmowy z matką były mu pociechą, i bardzo cenił jej milczące poparcie. 

Potrzebował przyjaznej duszy. 

Tym  bardziej  się  zdziwił,  kiedy  Ravna  nie  wyraziła  zachwytu  jego  długą 

nieobecnością. 

-  Nie  powinieneś  był  wyjeżdżać  -  powiedziała  krótko.  -  Ailo  zachorował, 

potrzebowaliśmy cię. Tyle pracy spadło na barki innych. Nie pomyślałeś o tym? 

- To było konieczne - powtórzył Mikkal. 

Spojrzała  na  niego  oczami,  w  których  kryła  się  mądrość.  Wzrok  matki  zawsze 

sprawiał, że Mikkal czuł się lekkomyślnym dzieckiem. 

-  Aż  tak  konieczne,  by  nam  zatruć  życie?  By  poniżyć  rodziców,  żonę  i  dziecko?  By 

obciążyć wspólnotę dodatkowymi obowiązkami? Jesteś lepszy od innych, Mikkal? 

Spuścił głowę. 

-  Coś  zżerało  mnie  od  środka  -  odrzekł  po  dłuższej  chwili.  -  Byłem  na  krawędzi 

szaleństwa, nie mogłem spać, nie mogłem pracować. Coś pochłaniało wszystkie moje myśli, 

całą uwagę. Zatraciłbym się zupełnie, gdybym został... 

- Teraz czujesz się lepiej? - spytała. Ravna umiała trafić w sedno rzeczy. 

- Pozbyłeś się potwora, który zżerał ci duszę, synu? 

Mikkal  uśmiechnął  się  krzywo.  Wyznanie  przyszło  mu  z  trudem,  ale  nie  chciał 

okłamywać matki. Tylko ona gotowa była go zrozumieć. 

- Nie - wyrzekł z bólem w głosie. - Wciąż tam tkwi, równie potężny jak przedtem. 

- Więc nie osiągnąłeś niczego? Jedynie nas zasmuciłeś... 

-  Przeżyłem  chwile  szczęścia  -  szepnął  Mikkal  tak  cicho,  że  Ravna  z  trudem  go 

dosłyszała.  -  Ona  też.  Dla  mnie  jest  najważniejsza.  Nieważne,  co  powiesz,  matko,  co  on 

powie.  Co  ludzie  gadają.  Na  zawsze  pozostanie  najważniejsza  w  moim  życiu.  Dałem  jej 

chwile  szczęścia,  to  wystarczy.  Z  tą  pewnością  mogłem  ruszyć  w  drogę  powrotną,  choć 

wiedziałem, co mnie tu czeka... 

Ravna  westchnęła.  Los  tych  dwojga  przejmował  ją  niepokojem.  Dawniej  delikatnie 

podsycała ich miłość, marzyła o tym, by Raija zajęła miejsce jej zmarłej córeczki, Laili. 

Teraz  żałowała.  Powinna  była  zrozumieć  już  wtedy,  że  związek  Mikkala  i  Raiji  nie 

miał perspektyw. Pehr nigdy by go nie zaakceptował. 

Młodzi  cierpieli,  każde w  samotności,  a  cierpienie  jest  pożywką  miłości.  Im  bardziej 

wyrzekali  się  siebie,  tym  mocniej  tęsknili.  Rozumiała  ich  ból,  kiedyś  sama  kochała  bez 

wzajemności. Nauczyła się jednak znosić swój los z godnością i cenić jasne strony życia. 

background image

Szkoda, że Mikkal nie miał dość rozsądku, by uczynić to samo. 

Sigga  była  dobrą  kobietą  i  zasługiwała  na  lepsze  traktowanie.  Zgorzknienie  i 

rozczarowanie wyżłobiły pierwsze zmarszczki na jej młodej twarzy. Młoda żona nie powinna 

mieć zmarszczek. 

Ravna  nie  potrafiła  przypomnieć  sobie,  kiedy  na  ustach  synowej  gościł  uśmiech.  To 

też obciążało sumienie Mikkala. Miłość czasem buduje, lecz równie często rujnuje. 

- Jak ona wygląda? - spytała, i tym razem rezygnując z matczynych napomnień. 

- Pięknie - odrzekł Mikkal, łagodniejąc. Takim lubiła go najbardziej. 

Z  czułością  w  głosie  opisał  jej  wszystko,  co  zdarzyło  się  w  domku  nad  rzeką 

pomiędzy  górami  daleko  na  zachodzie.  Nie  pominął  żadnego  szczegółu.  I  choć  Ravne 

zabolały szczere słowa syna, była mu wdzięczna za zaufanie. 

Mikkal  wiedział,  że  Ravna  kocha  jak  własną  córkę  tę  niezwykłą  dziewczynę  z 

otwartych  równin  nad  rzeką  Torne  na  południu  Finlandii.  I  zdawał  sobie  sprawę,  że  nie 

zatajając niczego, wciąga matkę do spisku. Po tym wszystkim nie mogła go zawieść. 

Ravna też o tym wiedziała i ta świadomość budziła w niej mieszane uczucia. 

-  To  był  ostatni  raz  -  zapewnił  ją  Mikkal.  Jego  ściągnięta  cierpieniem  twarz 

przyprawiała  Ravne  o  ból  serca.  -  Nie  spotkamy  się  więcej.  Nikt  jednak  nie  może  zabronić 

nam czuć... 

Mikkal  mówił  poważnie,  lecz  Ravna  wiedziała  lepiej.  To  nie  był  ostatni  raz,  to  nie 

było ostateczne pożegnanie. 

I  Raija,  i  Mikkal  w  to  wierzyli,  ale  nie  sposób  przerwać  łączących  ich  więzi  w  tak 

łatwy sposób. Przed nimi jeszcze wiele zaprawionych bólem pożegnań... 

-  Sigga  czeka  na  ciebie  -  rzuciła.  -  Powinieneś  był  wpierw  pójść  do  niej,  ale  zawsze 

możesz zrzucić winę na Pehra... 

-  Co  z  Ailo?  -  Dopiero  teraz  Mikkal  spytał  o  syna.  Ravna  wzruszyła  ramionami,  z 

trudem ukrywając uśmiech satysfakcji. 

-  Moje  zioła  pomogły,  ale  Sigga  mi  nie  wybaczyła.  Unika  mnie,  choć  może  przez 

wzgląd  na  ciebie.  Chłopiec  ma  się  dobrze.  Zaprzyjaźnij  się  z  nim,  Mikkal!  -  Słowa  matki 

zabrzmiały jak prośba i ostrzeżenie jednocześnie. Mikkal uniósł brwi w zdziwieniu. 

- Co masz na myśli? 

Nie chciała odpowiedzieć, ale w końcu uległa. 

-  Sądzę,  że  zbuntuje  syna  przeciwko  tobie,  Mikkal  -  stwierdziła  z  powagą.  -  Nie 

pozwól,  by  tak  się  stało!  Pokochaj  go!  Ofiaruj  mu  miłość,  będzie  musiał  odpłacić  ci  tym 

samym! 

background image

Mikkal uśmiechnął się, ale żarliwość, z jaką mówiła matka, wzbudziła jego niepokój. 

Sigga była zdolna do wszystkiego... 

Ż

ona przywitała go milcząco i ozięble. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. 

-  Przykro  mi,  że  cię  zraniłem  -  powiedział  Mikkal,  nie  wiedząc,  jak  zacząć.  Nie 

poczuwał się do przeprosin, ale postąpił zgodnie z wolą matki. 

-  Doprawdy?  -  Głos  Siggi  był  przesiąknięty  sarkazmem.  Spojrzała  na  niego 

pogardliwie. - Dała ci to, czego chciałeś? 

Mikkal rozłożył ramiona. 

- Spróbuj mnie zrozumieć, Siggo! Nie chodzi o ciebie. Gdyby na twoim miejscu była 

inna, postąpiłbym tak samo... 

Dopiero kiedy ujrzał wyraz twarzy Siggi, zrozumiał, że zachował się niezręcznie. 

Ż

adna  kobieta  nie  chciałaby  usłyszeć  takich  słów  z  ust  mężczyzny,  któremu 

poświęciła wszystko. 

Mikkal zranił żonę silniej niż wtedy, kiedy nieoczekiwanie wyruszył na zachód. 

- Wielkie nieba! - mruknął, ale było już za późno. Twarz Siggi pociemniała. Spojrzała 

na niego przenikliwie. 

-  Możemy  spróbować  od  początku  -  dodał  ostrożnie.  -  Będę  się  starał,  obiecuję.  Dla 

dobra dziecka. Dla twojego dobra... Daj mi jeszcze jedną szansę, Siggo! 

Wypowiadając  te  słowa,  Mikkal  widział  przed  sobą  twarz  Raiji.  Wzbudziłby  jej 

szacunek takim zachowaniem, może zdołałby jej udowodnić, że te wszystkie lata wcale go nie 

zmieniły. Prosił Siggę, by mu dała nową nadzieję. 

Te słowa Sigga powinna potraktować jak dar niebios. Przecież go kochała, zawsze go 

kochała,  a  choć  Mikkal  nie  potrafił  odpłacić  jej  uczuciem,  gotów  był  uczynić  dla  niej 

wszystko.  Poza  tym,  co  pozostawiał  dla  tej  jedynej,  dla  Raiji.  Nie  rozumiał,  dlaczego  Sigga 

przygląda się mu oczyma pełnymi wzgardy. Ofiarowuje jej życie, jakiego pragnie, czyż nie? 

Słowa żony raniły jak pchnięcia nożem. 

- Spróbować od początku? Za kogo się uważasz, Mikkal? - roześmiała się drwiąco, jej 

oczy lśniły zimnym blaskiem. - Kiedy odszedłeś, zobaczyłam cię w nowym świetle - ciągnęła 

z dziwnym, dwuznacznym uśmiechem na wargach. 

Mikkal  nic  nie  rozumiał.  Chciał  zadać  jakieś  pytanie,  ale  Sigga  nie  dopuściła  go  do 

głosu. 

- Nigdy nie pojmiesz, jak bardzo cię kochałam. Próbowałam tysiące razy. Próbowałam 

wybaczyć ci, że myślisz o niej. Próbowałam wybaczyć ci, że nie kochasz własnego syna, bo 

nie ona go zrodziła. I że szepczesz jej imię, kiedy leżysz ze mną. Starałam się wybaczyć, że 

background image

nosisz na szyi skórzany woreczek, że przez sen zwracasz się do niej. I że żyjesz przeszłością, 

odgradzasz  się  ode  mnie  murem  wspomnień.  Próbowałam  zapomnieć,  że  porzuciłeś  chore 

dziecko,  by  pojechać  do  niej.  Naprawdę  próbowałam,  Mikkal,  więc  nie  każ  mi  zaczynać  od 

początku! Wystarczy! 

- Mam cię zwolnić ze słowa? - spytał, skrywając starannie nadzieję w głosie. 

- Zwolnić? - roześmiała się i potrząsnęła dumnie głową. Włosy starannie upięła w kok 

na  karku,  dobrze  wiedziała,  że  nie  wytrzymują  porównania  z  włosami  Raiji.  -  Wtedy  nie 

miałabym nic - stwierdziła gorzko - ty zaś wszystko. Nie pozwolę na to, Mikkal. Odtąd zajmę 

się chłopcem. Sobą i chłopcem, twoim synem. Dostanie to, co mu się należy... 

- Czego więc chcesz? 

Oddał  jej  inicjatywę.  Wyrachowanie  Siggi  przeraziło  go,  napełniło  poczuciem  winy. 

Kiedyś była pogodną dziewczyną. To on sprawił, że przybyło jej lat. 

To przez niego twarz Siggi przedwcześnie pokryła się zmarszczkami. 

-  Pozostanę  twoją  żoną  do  końca  moich  dni  -  ciągnęła  z  zawziętością.  -  Przysięgam, 

nigdy nie wypuszczę cię z rąk. Możesz łajdaczyć się, z kim chcesz, także z nią. Póki jednak 

ż

yję, nie zwolnię cię z przysięgi. Zostaniesz mój. Mój, rozumiesz? 

- Przecież tego właśnie pragnę - zdziwił się. Sigga pokręciła głową. 

-  To  nie  wszystko.  Nie  dotkniesz  mnie.  Jeśli  zbliżysz  się  do  mnie,  poproszę 

pierwszego lepszego noaidę, by rzucił na ciebie urok. Gdybym była na twoim miejscu, nawet 

bym  nie  próbowała.  Pozostanę  twoją  żoną  przez  resztę  życia,  Mikkal,  ale  nigdy  już  nie  od-

poczniesz  na  moim  łonie.  Może  wezmę  sobie  innego  mężczyznę,  nic  ci  do  tego. 

Pozostaniemy mężem i żoną, Mikkal... 

- Co z chłopcem? 

- To twój syn, czyż nie? A ty jesteś jego ojcem. Jeśli jednak usłyszę, że zadajesz się z 

tą dziewką, to już go nie zobaczysz! 

- Stawiasz ciężkie warunki, żono... 

- A ty nie masz wyboru - odrzekła niemal kokieteryjnie. - Musisz je przyjąć, dobrze to 

przemyślałam. Miałam mnóstwo czasu na myślenie. 

Mikkal nie odrywał od niej wzroku. 

- Czemu to robisz? - spytał w końcu głosem miękkim i pełnym współczucia. Nie uszło 

to uwagi Siggi. Sigga była wrażliwą kobietą. 

-  Z  nienawiści  -  powiedziała,  niemal  sycząc.  -  Z  nienawiści.  Wiele  mnie  nauczyłeś, 

Mikkal. Nauczyłeś mnie kochać, nauczyłeś nienawidzić. Nikt nie potrafił miłować jak ja. Nikt 

nie będzie silniej nienawidził, niż ja nienawidzę ciebie i jej. Dlatego to robię, Mikkal, dlatego. 

background image

Rozumiał, co gorsza, nie mógł jej za to winić. Sam był sobie winien. 

- Masz rację - westchnął. - Muszę przystać na twoje warunki. 

I pomyślał o Raiji, która wstawiła się za Siggą. Co by teraz powiedziała? Uznałaby, że 

się starał? Zrozumiałaby Siggę? A może postąpiłaby podobnie? Mikkal wątpił. Raija potrafiła 

kochać i nienawidzić, ale instynkt samozachowawczy pozwalał jej zachować wewnętrzną siłę 

i  odwagę  do  działania.  Zawsze  znajdowała  najlepsze  wyjście  z  sytuacji.  Poza  tym  potrafiła 

dzielić  się  uczuciem.  To  bolało  najmocniej,  ale  Mikkal  musiał  spojrzeć  prawdzie  w  oczy. 

Raija umiała kochać na wiele sposobów i miała dar uszczęśliwiania ludzi. 

Tej właśnie umiejętności Mikkal, dla spokoju własnej duszy, chętnie by jej odmówił. 

Dla Raiji była ona jednak błogosławieństwem. 

background image

11 

Daleko  na  południu,  nad  brzegiem  rzeki  zwanej  Tornionjoki,  rzeką  Tome,  leżało 

cmentarzysko osłonięte posępnymi świerkami. 

Drewniane  krzyże  opowiadały  proste  historie  ludzi,  którzy  żyli  po  obu  stronach 

szerokiej, leniwie toczącej swe wody rzeki, i znaleźli spoczynek w rodzinnej ziemi. 

Krewni  i  przyjaciele  zmarłych  wyryli  na  krzyżach  ich  nazwiska,  nazwiska  chłopów, 

ich żon i dzieci. Najwięcej było grobów dzieci. 

Większość mogił nosiła podobne daty z nieurodzajnych lat 1717 i 1718. Pamięć o nich 

wciąż była żywa wśród ludzi z doliny. 

Każda  rodzina  straciła  kogoś  w  tamtym  czasie,  dziecko,  dziadka,  babkę,  chorą  żonę 

lub  męża.  Tych,  którzy  nie  mieli  dość  sił,  by  przetrzymać  głód  na  chlebie  z  kory.  Tych, 

którym zabrakło grudki soli w wodnistej zupie, udającej posiłek. 

Najsłabsi pomarli. Nędza i głód przerzedziły mieszkańców Tornedalen. 

Niektórzy  stawiali  wszystko  na  jedną  kartę,  porzucali  domostwa  i  ruszali  na  północ. 

Do  Ruiji  -  krainy,  w  której  ponoć  żyło  się  lepiej  niż  w  Finlandii.  Tam,  gdzie  w  morzu  była 

obfitość srebrzystych ryb, wielkich jak wieloryby. 

Nadmorska kraina, mlekiem i miodem płynąca, kraina marzeń. 

Inni  trwali,  zapewniając  byt  rodzinie  w  sposób,  który  mógł  wydać  się  brutalny,  choć 

dla nich stanowił najwyższą ofiarę. Zostawali w dolinie, wysyłając potomstwo do Ruiji. Zbyt 

mocno wrośli w tę ziemię, by ją opuścić, lecz pragnęli dać własnym dzieciom szansę lepszego 

ż

ycia. 

Oznaczało  to  rozstanie  na  zawsze,  wieczną  niepewność  co  do  losów  ukochanych 

synów i córek. Z miłości do dzieci gotowi byli wziąć na siebie ten ciężar. 

Małe  istoty  opuszczały  rodzinne  strony,  zdane  tylko  na  siebie  i  życzliwość  ludzi, 

którzy przyjmowali je pod swój dach... 

Pewnego  czerwcowego  dnia  na  nadrzecznym  cmentarzu  złożono  w  ziemi  prostego 

chłopa. Gromadka sąsiadów, przyjaciół i krewnych odprowadziła go na  wieczny  spoczynek. 

Zmówiono modlitwę i odśpiewano kilka psalmów. Żałobnicy zasypali mogiłę i rozeszli się do 

domów, złożywszy wyrazy współczucia wdowie i synowi. 

Matka  i  syn  stali  w  milczeniu  nad  grobem.  Wymizerowana  kobieta  nosiła  jeszcze 

ś

lady  dawnej  urody  w  błyszczących  od  płaczu  błękitnych  oczach  i  złocistych  włosach 

background image

upiętych na karku. Była niewielkiego wzrostu, trzymała się prosto jak leśny świerk. W czerni 

wyglądała na szczuplejszą i starszą niż w rzeczywistości. Miała trzydzieści osiem lat. 

Jej  syn  był  drobny  jak  na  swoje  dziesięć  lat.  Po  matce  odziedziczył  złocistą  barwę 

włosów, po ojcu ciemnobrązowe oczy. Najbardziej brązowe oczy w całej Tornedalen. 

Erkki Alatalo dożył w zdrowiu czterdziestu jeden lat. Całe życie ciężko pracował dla 

rodziny.  Własnymi  rękami  wykarczował  spłachetek  ziemi  i  uprawiał  go  ze  zmiennym 

szczęściem.  Zazwyczaj  nie  cierpieli  głodu,  poza  tymi  dwoma  pamiętnymi  latami,  kiedy 

doprowadzony  do  rozpaczy  Erkki  odesłał  córkę  do  Ruiji.  Wtedy  nie  znalazł  lepszego 

rozwiązania. Właśnie urodził się Matti i ojciec musiał dokonać dramatycznego wyboru. 

Raija  zawsze  była  jego  oczkiem  w  głowie.  Kiedy  kolejnego  roku  zebrali  przyzwoity 

plon,  na  tyle  obfity,  by  móc  spłacić  długi  i  nie  przymierać  głodem,  Erkki  wyrzucał  sobie 

tamtą decyzję. 

Marja,  jego  żona,  od  początku  sprzeciwiała  się  odesłaniu  córki,  ale  Erkki  upierał  się 

przy  swoim.  Teraz  Marja  musiała  utwierdzać  go  w  przekonaniu,  że  postąpił  właściwie.  Że 

Raiji żyło się lepiej na północy. 

Marja  wątpiła,  czy  córce  się  poszczęściło,  ale  nie  odważyła  się  dzielić  tych  obaw  z 

mężem.  Nie  chciała  burzyć  kruchego  fundamentu,  na  którym  Erkki  opierał  nadzieję.  Zbyt 

dobrze wiedziała, że mąż niesie większy ciężar na swoich barkach. 

Erkki  zabawiał  Mattiego  historiami  z  dzieciństwa  Raiji.  Malec  niewiele  jeszcze 

pojmował  z  otaczającego  go  świata,  a  już  ojciec  brał  go  na  kolana  i  opowiadał  o  siostrze  w 

dalekiej nadmorskiej krainie. 

W  umyśle  dziecka  Raija  nabrała  cech  nadludzkich,  stała  się  aniołem  pod  postacią 

małej dziewczynki. 

Dla  Mattiego  starsza  siostra  była  na  poły  człowiekiem,  na  poły  boginią,  postacią  z 

baśni i snów, kimś szczególnie ważnym. 

Matti miał bujną wyobraźnię, podobnie jak siostra. 

Karmił  się  obrazami  i  choć  nie  mógł  pamiętać  Raiji,  czuł,  że  ją  zna.  Jeszcze  będąc 

małym  dzieckiem,  obiecał  sobie  i  ojcu,  że  wyruszy  na  północ,  do  Ruiji,  i  odnajdzie  siostrę. 

Teraz obietnica nabrała szczególnej mocy. 

Ojciec nie żył. 

Nić  jego  życia  urwała  się  nagle.  Był  sam  w  lesie  na  wyrębie  i  przygniotło  go 

upadające drzewo. 

Marja i Matti znajdowali pociechę w tym, że nie  cierpiał.  Zginął na miejscu.  Zaczęli 

szukać go wieczorem, zaniepokojeni, że nie wraca do domu. Nie mogli mu pomóc. 

background image

Matti wiedział, jak bardzo ojciec czekał na wieści z północy. Trzymał się nadziei, że 

pewnego dnia pierworodna córka da znak życia. 

Może prześle pozdrowienia przez jakiegoś wędrowca, może napisze list. 

Na próżno. 

Matti marzył o tym, by wyruszyć na północ, odnaleźć siostrę i sprowadzić ją do domu. 

Dać ojcu więcej niż ulotną wiadomość - dać mu ukochaną córkę. 

Teraz było już za późno. Wciąż jednak Matti mógł odnaleźć Raiję i odnowić rodzinne 

więzy zerwane pewnego dnia przed dziewięciu laty. 

Matti  czuł, że  jest  to  winien  ojcu.  Dzieci  Erkkiego  Alatalo  nie  mogły  pozostać  sobie 

obce. Poza tym wciąż żyła matka i tęskniła do córki. 

Matti nabrał powietrza. Raija miała siedemnaście lat, była dorosła, on nie przekroczył 

dziesięciu. 

Upłynie kilka lat, zanim będzie mógł wyruszyć w drogę i spełnić obietnicę daną ojcu. 

Wyruszy do Ruiji, kiedy tylko przyjdzie na to czas. Do siostry. 

background image

12 

Listopad. 

Pierwszy  śnieg  zalegał  od  dawna  na  wzgórzach,  pokrył  grubą  warstwą  zalesione 

zbocza gór, a w wiosce sięgał ludziom do kostek. 

Niepogoda,  która  jesienią  wciskała  się  w  ramiona  fiordu,  ustąpiła  pola.  Najpierw 

zdusiła  górskie  osady  w  żelaznym  uścisku  ulewnych  deszczów  i  północno  -  zachodniego 

wiatru, a potem złagodniała i wycofała się pod naporem mrozu. 

Ludzie  i  przyroda  gotowali  się  do  zimy.  Nadchodziła  pora  wiecznego  mroku,  dni 

stawały  się  krótsze.  Kilka  godzin  słonecznego  światła  poświęcano  na  prace  w  obejściu, 

zajęcia domowe szybko męczyły wzrok. 

Lampy  parafinowe  paliły  się  przez  całą  dobę.  Dla  większości  gospodarstw  parafina 

stanowiła poważną pozycję na liście niezbędnych wydatków. 

Do  świąt  zostało  pięć  tygodni.  Najbardziej  zapobiegliwi  zdążyli  już  rozpocząć 

przygotowania, zmniejszając codzienne porcje, by na Boże Narodzenie najeść się do syta. 

Nadszedł  czas  płacenia  daniny.  Dla  tych,  którzy  mieli  pieniądze,  i  dla  tych,  którzy 

musieli zaciągnąć nowe długi. 

Nad fiordem zaś rozpoczął się targ. 

Od ponad pięćdziesięciu lat urządzano targowisko na polanach w miejscu, gdzie rzeka 

Skibotn wlewa się do fiordu Lyngen i miesza ze słoną wodą morską. 

Było  to  miejsce  spotkań  ludzi  z  wybrzeża  i  z  gór.  Tu  wymieniano  towary,  tu 

przybywali  kupcy  z  odległych  nadmorskich  miast  Norwegii  i  znad  Zatoki  Botnickiej.  W 

atmosferze wzajemnej życzliwości spotykali się  ze sobą przedstawiciele  czterech narodowo-

ś

ci:  Norwegowie,  Lapończycy,  Finowie  i  Szwedzi.  Jarmarki  w  Lyngen  urządzano  od 

początku siedemnastego wieku, jeden przed świętami, drugi po Bożym Narodzeniu. Od razu 

tak  mocno  wrosły  w  tutejszą  obyczajowość,  że  stali  bywalcy  powystawiali  własne  stragany, 

do których wracali rok w rok. 

W  roku  1608  Norwegowie  uznali,  że  Szwedzi  mogliby  skorzystać  z  bud 

jarmarcznych, gdyby przyszła im myśl o łupieżczej wyprawie na zachód. 

Zarządzono  likwidację  straganów.  Norweski  namiestnik  Nils  Palsen  dopilnował,  by 

tak się stało. Stragany  rozebrano, a budulec wywieziono, by nie wpadł w ręce  ewentualnym 

napastnikom. 

background image

Pomimo tego rodzaju zarządzeń tradycja targów utrzymała się. W latach dwudziestych 

osiemnastego  wieku  pierwszy  jarmark  odbywał  się  na  pięć  tygodni  przed  Bożym 

Narodzeniem, drugi w kilka tygodni po świętach. Okolicznym mieszkańcom te dwie daty wy-

znaczały najważniejsze wydarzenia roku. 

Mała, nic nie znacząca osada przemieniała się na kilka dni w ośrodek handlu. Ludzie 

napływali  z  bliska  i  z  daleka.  Wokół  rozbrzmiewał  gwar  głosów,  niósł  się  śmiech,  a  towary 

nieustannie zmieniały właściciela. 

Trzy, nawet cztery języki mieszały się ze sobą. Jeśli brakowało słów, pomagano sobie 

ż

ywą gestykulacją. Zwykle szare i smutne skupisko gospodarstw tętniło życiem. 

Rozpoczynał się właśnie ostatni dzień targu. Reijo wrócił z placu zadowolony. Udało 

mu  się  sprzedać  swoje  towary:  ryby,  trochę  masła,  drewniane  łyżki  i  narzędzia,  które  zrobił 

po powrocie z tragicznej wyprawy do Finnmarku. I jeszcze całą górę rękawiczek, które Raija 

udziergała z owczej wełny. Nie miała serca do tej roboty, ale kupujący tego przecież wiedzieć 

nie  mogli,  więc  Reijo  sprzedał  wszystkie  pary.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  zapłata,  choć 

niewspółmierna do wysiłku Raiji, dawała jej poczucie przydatności. 

Ż

yli  razem  od  pięciu  miesięcy.  Od  śmierci  Karla,  która  z  wolna  zacierała  się  w 

ś

wiadomości ludzi znad fiordu. 

Wspominali go znacznie rzadziej niż w pierwszych tygodniach po powrocie rybaków 

z Finnmarku. 

Od  pięciu  miesięcy  Raija  i  Reijo  mieszkali  pod  wspólnym  dachem,  jadali  przy  tym 

samym stole, mieli te same smutki i radości. 

Nie dzielili jednak łoża. 

Ludzie  we  wsi  znaleźli  nową  pożywkę  dla  plotek.  Tej  jesieni  Raija  znów  była  na 

ustach wszystkich. 

Nikt  nie  wierzył,  że  związek  między  piękną  wdową  po  Karlu  Elvejordzie  a  synem 

Anttiego  ma  wyłącznie  duchowy  charakter.  Są  zbyt  młodzi,  szeptano  w  ciasnych,  ciemnych 

izbach,  zbyt  pełni  temperamentu,  w  ich  żyłach  płynie  gorąca  krew.  Jaki  ojciec,  taki  syn, 

ś

miano  się  nie  bez  złośliwej  satysfakcji.  Antti  Kesaniemi  musiał  ustąpić  pola  młodszemu. 

Raija  potrzebuje  silniejszych  doznań,  dodawali  kąśliwie,  prześcigając  się  w  brudnych 

fantazjach. 

Przeprowadzka  Reijo  pogorszyła  i  tak  kiepską  reputację  dziewczyny,  ale  Raija  nie 

przejmowała  się  ludzkim  gadaniem.  Reijo  też  nie,  lecz  to  akurat  nie  dziwiło  mężczyzn  we 

wsi. Raija Elvejord, a właściwie Alatalo, bo tak zaczęła się nazywać po śmierci Karla, warta 

była poświęceń. 

background image

Spoglądali na Reijo z podziwem, choć nie wyrażali go słowami. Potępiali, rzecz jasna, 

grzeszne pożycie tych dwojga, ale nie traktowali chłopaka z dystansem. Drzwi ich domostw 

stały dla niego otworem i chętnie wdawali się z nim w pogawędkę. Jednak ci sami mężczyźni, 

którzy wodzili za Raiją pożądliwym wzrokiem, nie omieszkaliby splunąć za jej plecami... 

Ludziom we wsi nie spodobało się również i to, że Raija wzięła do siebie córkę Evy i 

Fredrika.  Przeklinali  matkę  i  nie  chcieli  zrozumieć  rozpaczy,  która  pchnęła  ją  w  objęcia 

ś

mierci. 

Nie przyjęliby Elise do siebie, ale niechętnie akceptowali fakt, że Raija i Reijo podjęli 

się opieki nad dzieckiem. 

Elise  i  Raija  były  jak  dwie  ciemne  plamy  na  honorze  wioski.  Mieszkańcy  osady 

najchętniej odesłaliby je w siną dal i zapomnieli o nich na zawsze. 

Gadanie przeszło w szept, kiedy Antti, z pociemniałymi od gniewu oczyma i groźbą w 

głosie, wezwał najmocniejszych w gębie do przejęcia odpowiedzialności za dziecko. 

Nikt go nie posłuchał. 

Lecz  szeptanie  nie  ustało.  Łajanie  Anttiego  nie  przypadło  ludziom  do  gustu,  ale  nikt 

nie zechciał wziąć na siebie ciężaru wykarmienia dziecka samobójczyni. 

Plotki o Raiji także nie cichły... 

Reijo zapłacił daninę poborcy. 

Lyngen i Ullsfjorden należały do Karlsoy, ale poborcy przybywali aż z odległej wyspy 

Helgoy, leżącej z dala od wybrzeża nad otwartym morzem. 

Reijo przedstawił się jako Karl Elvejord. Raija bała się, że straci ziemię, jeśli wieść o 

ś

mierci  Karla  wydostanie  się  z  wioski,  dlatego  właśnie  Reijo  podał  fałszywe  nazwisko. 

Istniało niebezpieczeństwo, że ktoś znający prawdę wygada się, ale nikt nie puścił pary z ust. 

Taka była niepisana umowa, mieszkańcy osady sami prali swoje brudy i mieli własny kodeks 

postępowania.  Poborcy  podatków  zmieniali  się  i  Reijo  nie  przypuszczał,  by  któryś  z  nich 

pamiętał twarz Karla Elvejorda ze Skibotn. 

Poszło jak z płatka. Reijo zapłacił żądaną sumę. Urzędnik spojrzał na niego obojętnie, 

a Reijo nie odwrócił wzroku. Na papierze nic się nie zmieniło. 

Teraz  zapragnął  kontaktu  z  ludźmi.  Był  ostatni  dzień  jarmarku,  najżywszy, 

najweselszy dzień. Plac targowy tętnił życiem. 

Reijo  wiedział,  że  nie  musi  zdawać  Raiji  relacji  ze  swoich  uczynków.  Gdyby  tak 

postąpił,  wyśmiałaby  go  i  kazałaby  mu  robić  to,  na  co  ma  ochotę.  Mimo  to  Reijo zwlekał  z 

wyjściem, jakby czekał na jej radę. 

background image

Machinalnie ubrał się  w  najlepsze rzeczy i zaczął niespokojnie krążyć po  izbie. Miał 

na sobie koszulę, prawie nową, ledwie co  cerowaną, spodnie, które przywdziewał zwykle  w 

niedzielę, i kamizelkę. Wyglądał całkiem paradnie. 

Elise  pierwsza  wyczuła  jego  niezdecydowanie.  Dziewczynka  zdążyła  już 

zaakceptować nową rodzinę, ale w jej niebieskich oczach wciąż czaił się strach. 

-  Dokąd  się  wybierasz,  Reijo?  -  spytała  z  typową  dla  siebie  bezpośredniością.  - 

Pięknie wyglądasz. Będziesz się żenić? 

Raija  uśmiechnęła  się  szeroko,  a  Reijo  popadł  w  zakłopotanie.  Mała  potrafiła  dopiec 

im  pytaniami.  Całkiem  niedawno  usiłowała  dociec,  dlaczego  Reijo  nie  śpi  razem  z  Raiją  w 

tym  szerokim  łóżku.  Tak  robią  mamusie  i  tatusiowie,  dodała  rezolutnie.  Tak  przynajmniej 

czynili jej mama i tata, a dziewczynka traktowała Raiję i Reijo w podobny sposób. 

Elise  dotąd  nie  mówiła  o  swoich  rodzicach.  Zresztą  nikt  jej  nie  zmuszał  do 

wspomnień, z wiekiem przyjdą same. 

- Muszę poczekać, aż dorośniesz - odrzekł Reijo. Podniósł Elise wysoko i zakręcił się 

dokoła. 

Mała  roześmiała  się  radośnie.  Maja  poczuła  się  urażona.  Reijo  najpierw  należał  do 

niej! 

- Ja też! - zażądała stanowczo, kiedy Reijo opuścił Elise na podłogę. Ten nie potrafił 

odmówić jej prośbie. 

Maja  pofrunęła  w  powietrze  z  takim  samym  piskiem  radości.  Na  ustach  Raiji  wciąż 

błąkał  się  uśmiech.  Była  w  zaawansowanej  ciąży  i  wyglądała  tak  pięknie,  że  Reijo  poczuł 

ukłucie bólu w sercu. 

- Reijo idzie na targ - wyjaśniła dziewczynkom, choć on dotąd nie wspomniał o swym 

zamiarze.  Raija  rozumiała  go  bez  słów,  a  Reijo  wciąż  nie  mógł  się  nadziwić  jej 

przenikliwości.  Nie  pomyślał  o  tym,  że  zdradza  go  odświętny  strój.  Uważał,  że  Raija  w 

cudowny sposób trafia za każdym razem w sedno sprawy. 

Jego  uczucia  do  niej  rosły.  To  było  coś  więcej  niż  zwykłe  zadurzenie  i  pożądanie. 

Lubił  ją,  kochał,  zresztą  od  samego  początku.  I  wciąż  znajdował  w  niej  nowe  źródło 

zadziwienia,  które  brało  się  z  tego  niezwykłego  zrozumienia,  na  którym  opierali  swój  zwią-

zek. Nie przyznawał się do tego, ale pragnął, by połączyła ich mocniejsza nić. 

Raija  nigdy  nie  okazała,  że  odwzajemnia  to  pragnienie.  Reijo  nie  pytał,  nie  chciał 

niszczyć ich przyjaźni. 

background image

-  Dobrze  ci  zrobi,  jak  pobędziesz  wśród  ludzi  -  powiedziała  lekko,  kiedy  narzucił  na 

siebie  kaftan  i  zaczął  go  zapinać.  -  Tylko  się  w  nic  nie  wmieszaj  -  dodała  z  wzrokiem 

utkwionym w nożu, który wisiał u jego pasa. 

- Niby w co? - spytał ze złością, głównie dlatego, że znów go przejrzała. Zwykle nie 

nosił  broni,  ale  docinki  ludzkie  drażniły  go  niepomiernie.  Dziś  nie  puści  ich  płazem.  Jeśli 

zajdzie taka potrzeba, użyje noża... 

Raija nie wdawała się w szczegóły. 

- Zachowaj spokój! - poradziła jedynie, kiedy zamykał drzwi. 

Kiedy  zbliżał  się  do  placu  Nalovuoppe  nad  błękitnym  fiordem,  czul  narastające 

podniecenie. 

Na  zdeptanej  ziemi  nie  było  śniegu.  Wokół  placu  rozstawiono  naprędce  sklecone 

budy,  które  służyły  za  miejsce  handlu  doświadczonym  kupcom  z  norweskiego  wybrzeża, 

znad  brzegów  rzeki  Torne  i  Zatoki  Botnickiej.  Nie  wszystkie  były  zajęte,  część  kupców 

zdążyła  już  pozbyć  się  własnych  towarów  i  nabyć  miejscowe;  Norwegowie  kupowali  mięso 

renifera,  Finowie  i  Szwedzi  ryby.  Na  pozostałych  straganach  wciąż  kwitł  handel,  w  paru 

miejscach niezwykle ożywiony. 

Kupiec  z  Tromso  nie  narzekał  na  brak.  klientów.  Wokół  niego  kłębił  się  tłum 

zainteresowanych i wciąż przybywali nowi. Sprzedaż szła jak po maśle, ale też i towar należał 

do najbardziej poszukiwanych. 

Kupiec z Tromso handlował wódką. 

Reijo  nie  był  świętoszkiem,  jak  większość  mężczyzn  nie  wylewał  za  kołnierz.  Tym 

razem  jednak  nie  dołączył  do  klientów  sprzedawcy  alkoholu,  zdążył  zrobić  zakupy 

poprzedniego  dnia.  Badawczy  wzrok  Raiji  nie  zarejestrował  butelki,  którą  Reijo  ukrył  w 

wewnętrznej kieszeni kaftana. 

Ostatni dzień jarmarku  miał charakter powszechnego święta i Reijo zamierzał w nim 

uczestniczyć. Był młody, potrzebował towarzystwa innych ludzi poza ojcem, Raiją i dziećmi. 

Potrzebował nowych bodźców. 

Wraz ze śmiercią Kallego stracił najlepszego przyjaciela. 

Duchowa więź z Raiją miała ogromne znaczenie, ale była czymś innym. Kochał ją, jak 

się  kocha  kobietę,  i  to  odróżniało  ich  związek.  Sam  o  tym  nie  wiedząc,  Reijo  szukał 

przyjaciela, kogoś, kto zająłby miejsce Karla, powiernika myśli. 

Zapewne nie mógł go znaleźć pośród bud na Nalovuoppe, ale z mężczyznami na placu 

łączyła  go  wspólnota  przeżytych  trosk  i  radości,  atmosfera  zatęchłych  i  zawszonych  łodzi 

background image

rybackich.  Obecność  Isaka  przyjął  z  niechęcią,  ale  stanął  z  dala  od  niego  i  starał  się  go  nie 

zauważać. 

Nie było to proste zadanie, więc żeby dodać sobie otuchy, Reijo odkorkował butelkę i 

pociągnął  kilka  łyków  palącej  gorzałki.  Peder,  ledwie  kilka  lat  starszy  od  Reijo,  lecz  już 

ojciec czworga dzieci, szturchnął go przyjaźnie w bok i uczynił to samo. 

- Więc udało ci się wyrwać? 

Reijo  spojrzał  zdumiony  na  kompana  z  wypraw  na  północ.  Peder  miał  jasne  włosy  i 

wodniste  niebieskie  oczy  o  lekko  zalęknionym  wyrazie.  Jego  twarz  była  pokryta 

zmarszczkami i wyglądał staro jak na swój wiek. Reijo lubił go. W ciągu długich tygodni w 

ciasnych  chatach  rybackich  Finnmarku  Peder  był  duszą  towarzystwa,  zawsze  pełen  życia, 

urodzony  gawędziarz.  Potrafił  zrobić  z  siebie  błazna  tylko  po  to,  by  rozbawić  znajomych. 

Wtedy  jeszcze  jego  oczy  patrzyły  jasno  i  nie  czaił  się  w  nich  strach.  Może  dopiero  teraz 

poczuł  na  sobie  brzemię  odpowiedzialności?  Reijo  bez  trudu  dostrzegł,  że  Peder  jest  mocno 

wstawiony.  Musiał  przebywać  na  placu  od  dawna,  zdążył  już  bowiem  do  polowy  opróżnić 

butelkę.  Jego  śmiech  brzmiał  złośliwie,  zupełnie  inaczej  niż  podczas  długich  wieczorów  na 

północy, kiedy ugryzienia wszy bolały dotkliwiej niż smaganie mroźnego wiatru. 

- Wyszedłem - odrzekł Reijo. - Nie musiałem się wyrywać. 

- Nie mów, że pozwala ci wychodzić? Z flaszką w kieszeni? 

Reijo zlekceważył prowokacyjny ton kompana i wzruszył ramionami. 

- Robię to, na co mam ochotę. Jestem wolnym człowiekiem... 

Ś

miech  zabrzmiał  zjadliwiej,  mniej  przyjaźnie.  Reijo  zauważył  to,  ale  zmiana  w 

zachowaniu Pedera nie wzbudziła jego podejrzliwości. 

Nie zwracał też uwagi na Isaka. Isak trzymał się na uboczu, milczał ze wzgardliwym 

uśmiechem przylepionym do warg. 

-  Ty  to  się  urządziłeś,  chłopie!  -  rzucił  któryś  z  mężczyzn.  -  Mieszkasz  z 

najpiękniejszą kobietą nad fiordem, a mimo to czujesz się wolnym człowiekiem. 

Nowy wybuch śmiechu. 

Reijo nie zdążył zareagować, ktoś inny bowiem pospieszył z kolejną ciętą repliką: 

- Szkoda, że ma tyle bachorów do wyżywienia. Tylko nie zrób jej nowego... 

-  Skoro  ty  jesteś  wolny,  to  ona  też?  -  rzucił  kolejny  z  mężczyzn,  podochocony 

zawartością butelki. 

- Każdy ma prawo spróbować, no nie? Tobie nic do tego, Reijo. Słodka mała Raija... 

background image

Reijo  starannie  zakorkował  butelkę,  zanim  ją  odstawił.  Kiedy  odwrócił  się  do 

rozochoconych mężczyzn, dłonie miał zaciśnięte w pięści i twarz ściągniętą  gniewem. Oczy 

błyszczały mu wojowniczo. Szyderczy śmiech ucichł. 

- Jeszcze jedno słowo o Raiji, a ktoś za to zapłaci! - warknął i zaklął po fińsku. Któryś 

z mężczyzn roześmiał się, ale pozostali go uciszyli. 

Peder,  od  którego  wszystko  się  zaczęło,  podszedł  zakłopotany  do  Reijo,  poklepał  go 

po ramieniu i uśmiechnął się głupkowato, choć zdecydowanie przyjaźnie. 

- Uspokój się, Kesaniemi! - powiedział i w pojednawczym geście wyciągnął do niego 

butelkę. Reijo pociągnął spory łyk mocnej gorzałki. 

-  Nie  znasz  się  na  żartach,  człowieku?  -  dodał  Peder.  -  Jesteśmy  mocni  w  gębie,  ale 

przecież nie mamy złych zamiarów, prawda, chłopcy? 

Mężczyźni  potwierdzili  ze  śmiechem.  Rzecz  jasna,  Raija  jest  kobietą  Reijo.  Nikt  nie 

ośmieli  się  nastawać  na  jej  cześć.  Zaczęli  prześcigać  się  w  wychwalaniu  własnych  żon  i 

narzeczonych. Obdarzali je przymiotami, których nie miały i nigdy nie posiądą. Zdawały się 

greckimi boginiami w ustach mężczyzn, którzy w życiu o greckich boginiach nie słyszeli. 

Każdy  po  kolei  przedstawiał  zalety  swojej  pani,  a  pozostali  kiwali  głowami, 

stwierdzając,  że  mówiący  jest  zbyt  skromny.  Po  czym  dorzucali  własne  pochlebstwa,  które 

mąż  rzeczonej  kobiety  przyjmował  bez  mrugnięcia  okiem.  Po  każdej  turze  wznosili  toast  za 

zdrowie wychwalanej pod niebiosa niewiasty. 

Kiedy przyszła pora na Reijo, ten już dosięgną! dna butelki. Gdyby miał wznieść toast 

za  Raiję,  który  choć  w  części  oddawałby  przymioty  jej  charakteru,  musiałby  dysponować 

większą  ilością  trunku.  Podjął  jednak  wyzwanie.  Obrócił  się  do  grupy  słuchaczy,  którzy  w 

napięciu oczekiwali jego przemowy. 

- Raija - wydeklamował nieomal - jest cudowna. Jego słowa przyjęto z aplauzem. 

- Piękna - ciągnął rozochocony Reijo. Nowy wybuch entuzjazmu. 

-  I  mądra.  Diabelnie  mądra.  I  jest  miła,  rozumie  mnie.  Gospodarna.  Dobra  kobieta, 

mówię wam, dobra kobieta... 

Tamci  czekali  na  coś,  ale  Reijo  zakończył  pean  pochwalny.  Jeden  z  mężczyzn 

wychynął z tłumu i spytał szeptem: 

-  A  w  łóżku,  człowieku?  Jaka  jest  w  łóżku?  Reijo  zaczerwienił  się  lekko.  Miał 

dziewiętnaście  lat,  był  już  mężczyzną  i  takie  pytania  nie  powinny  przyprawiać  go  o 

rumieniec, ale przecież nie mógł odpowiedzieć, że nie żyje z Raiją. Momentalnie straciłby ich 

szacunek, a w tej chwili na niczym innym bardziej mu nie zależało. 

- Wspaniała - odrzekł i ponownie się zaczerwienił. 

background image

Odpowiedź  wywołała  znaczące  uśmiechy.  To  jedno  słowo  i  barwa  policzków  Reijo 

wystarczyły,  by  każdy  z  mężczyzn  dopowiedział  sobie  resztę.  Wiedzieli  o  tym  od  dawna: 

Raija nie była zwykłą kobietą. Zwłaszcza w łóżku. 

Zanim  przyszła  kolej  następnego  chwalipięty,  zrzucono  się  na  butelkę  gorzałki. 

Kupiec z Tromso nie wróci do domu z towarem, to jedno było pewne. 

Nikt  nie  zauważył  braku  Isaka.  Zniknął  bezszelestnie,  zanim  zaczęli  przepijać  do 

swoich ukochanych. 

Z  uśmiechem,  który  nie  zwiastował  nic  dobrego,  ruszył  na  północny  wschód  wzdłuż 

rzeki. 

Wypito jeszcze morze wódki. Zmierzchało już, kiedy na placu pojawiła się ubrana na 

czarno kobieca postać owinięta brązowym szalem i ciągnąca za sobą zapłakane dziecko. 

Tylko w nielicznych straganach panował ruch. Targowisko pustoszało z wolna, ślady 

reniferów, koni i sań rozbiegały się w kierunku gór na południu i fiordu na północy. 

Nieliczni mieszkańcy osady kręcili się jeszcze w pobliżu. Kiedy Raija ukazała się na 

skraju  lasu,  spojrzeli  znacząco  po  sobie;  wiedzieli,  w  jakim  stanie  jest  Reijo.  Pojawienie  się 

dziewczyny  przyjęli  pogardliwymi  uśmieszkami.  Raija  Alatalo  musiała  być  bardzo 

zdesperowana,  skoro  przyszła  po  syna  Anttiego  z  cypla.  Pewnie  się  bała,  że  młodzieniec 

znajdzie sobie lepszą partię niż wdowa w zaawansowanej ciąży i z dwójką dzieci. 

Uśmiechy  zamarły,  kiedy  ujrzeli  ją  z  bliska.  Oczy  Raiji  błyszczały  gorączkowo  w 

nienaturalnie bladej twarzy, widać było, że płakała. Drżącym głosem zapytała o Reijo. 

Nikt nie ośmielił się zażartować. Powstrzymali się od złośliwych uwag, które mieli na 

końcu  języka.  Kilka  rąk  wskazało  grupkę  straganów  na  południowym  skraju  placu,  który 

graniczył z sosnowym zagajnikiem. 

Najodważniejsi  zarzucili  ją  pytaniami,  ale  Raija  nie  odpowiedziała.  Ciągnąc  za  sobą 

płaczące i wyrywające się dziecko, pobiegła we wskazanym kierunku. 

- Czy to nie mała od Evy i Fredrika? - spytał któryś, a pozostali potwierdzili, kiwając 

głowami. 

- Przecież ma jeszcze jedno dziecko? 

Ma, przyznali i ruszyli gromadnie za Raiją. Zapowiadało się niezłe widowisko, prawie 

tak  dobre  jak  pijacka  bijatyka,  która  zazwyczaj  kończyła  jarmark  i  na  którą,  po  prawdzie, 

czekali. 

Za  budami  mężczyźni  ustawili  pod  ścianą  ławę  z  pieńków,  ale  mało  który  potrafił 

zachować  pionową  postawę.  Niektórzy  pogrążeni  byli  w  niespokojnej  drzemce,  inni, 

dopijając resztki z butelek, opowiadali grube dowcipy, które śmieszyły wyłącznie ich samych. 

background image

Reijo  wspierał  się  ciężko  o  ramię  Pedera.  Bełkotał  coś  pod  nosem,  ale  wciąż 

zachowywał przytomność. 

Najpierw  zobaczył  czarny  skraj  jej  sukni,  potem  jego  przyćmiony  umysł  przeszył 

krzyk Elise. Podniósł ociężale głowę i z trudem uchwycił spojrzenie Raiji. 

- Mój kwiatuszku... - wymamrotał i wyciągnął do niej ręce. 

Raija cofnęła się, wpadając na tłumek ciekawskich, który podążał za nią. Oszczędziła 

im widowiska. 

Głosem wezbranym pogardą powiedziała tylko: 

- Do niczego mi się nie przydasz, Reijo Kesaniemi. Z jej oczu popłynęły łzy. Płakała z 

bezsilności  i  wściekłości.  Nieomal  po  omacku  ruszyła  dalej,  przez  plac,  wzdłuż  brzegu,  ku 

cyplowi, gdzie stał samotny domek z bali. Do Anttiego. Jemu mogła zaufać! 

Reijo  potrząsnął  głową,  co  przyprawiło  go  o  mdłości,  i  spojrzał  za  dziewczyną. 

Dręczyło go przeczucie, że coś jest nie w porządku. Minęło parę minut od chwili, gdy Raija i 

Elise zniknęły w mroku, kiedy Reijo zrozumiał. Wyprostował się gwałtownie i ześlizgnął się 

z pieńka. Pozostali w ogóle tego nie zauważyli. 

-  Maja!  -  ryknął.  Jego  mózg  wciąż  pracował  na  zwolnionych  obrotach.  -  Gdzie,  do 

diabła, jest Maja? 

Towarzysze  pijackiej  biesiady  nie  odpowiedzieli.  Jeśli  któryś  z  nich  zrozumiał 

pytanie, to i tak uznał je za mało ważne. 

Reijo usiłował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. 

Był  kompletnie  pijany.  Spocony  leżał  na  śniegu,  opierając  się  policzkiem  o  kolano 

Pedera. 

-  Maja  -  bełkotał  nieustannie.  Po  policzkach  spływały  mu  łzy.  Załkał  i  znów 

wykrzyknął imię dziewczynki: - Maja...! 

Nikt  się  nie  zainteresował.  Gromada  gapiów  rozeszła  się,  kiedy  spotkanie  Raiji  z 

kochankiem,  bo  tak  traktowali  Reijo,  nie  zakończyło  się  awanturą.  Jego  krzyki  przyjęli  za 

zwyczajny  pijacki  bełkot  i  nie  przywiązywali  do  niego  żadnej  wagi.  Nikt  nie  miał  ochoty 

wszczynać kłótni z pijakiem. 

Reijo obudził się, ktoś potrząsał nim gwałtownie. Całą twarz miał w śniegu. Splunął, 

ż

eby usunąć śnieg z ust. 

Utrzymywał  się  na  nogach  tylko  dlatego,  że  niezdarnie  wspierał  się  o  drewnianą 

ś

cianę straganu. W głosie ojca nie było współczucia. 

- Do diabła, chłopcze! Właśnie teraz musiałeś się upić? 

Reijo zmusił się do rozwarcia powiek, chociaż najchętniej położyłby się i zasnął. 

background image

- Maja - wykrztusił. 

Antti pchnął go bezlitośnie na ścianę. 

-  Maja  zniknęła  -  powiedział.  -  Elise  twierdzi,  że  widziała  brzydkiego  człowieka. 

Bawiły  się  razem  na  dworze.  Raija  czuła  się  bezpieczna,  od  ostatnich  zdarzeń  minęło  sporo 

czasu. To zapewne sprawka Isaka. Teraz mu nie daruję! 

- Ja... - zaczął Reijo, ale język odmówił mu posłuszeństwa. 

- Nie mogłeś się upić w gorszym momencie! - westchnął ojciec. - Wracaj do mojego 

domu, choćbyś miał się czołgać całą drogę. Wytrzeźwiej. Raija potrzebuje twojej obecności. 

Jest wyczerpana, a Elise histeryzuje. Wracaj do domu, chłopcze! 

Reijo skinął głową. Zbierało mu się na wymioty, ale zdołał się opanować. Wsparł się 

ciężko o ścianę, a Antti ruszył biegiem w ciemność. 

W głowie Reijo kołatała się jedna myśl: Maja zniknęła. Zawiódł Raiję... 

Łapczywie  wciągał  w  płuca  zimne  powietrze.  Powiał  silny  wiatr  i  mróz  się  wzmógł. 

Reijo miał szczęście, że nie zasnął. 

Oderwał  się  od  ściany,  zakołysał  niebezpiecznie,  ale  mobilizując  całą  siłę  woli, 

utrzymał równowagę. 

Ś

wiat  zawirował,  ale  Reijo  zdołał  wyznaczyć  sobie  cel  wędrówki  -  nikłe  światełko  z 

domu na cyplu. 

Ruszył  powoli.  Co  chwila  w  brutalny  sposób  wracała  mu  świadomość,  kiedy  twarzą 

padał w śnieg. Wrodzony upór, siła charakteru i sprawność fizyczna kazały mu się za każdym 

razem podźwignąć i brnąć do przodu. I z każdego upadku podnosił się odrobinę trzeźwiejszy. 

Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, kiedy stanął na progu ojcowskiego domu. 

Potknął  się  o  próg  i  wtoczył  się  do  ciepłej  izby.  Raija  o  twarzy  białej  jak  papier 

siedziała na ławie przy stole. Elise spała. 

Raija  skierowała  na  niego  spojrzenie  pełne  rozpaczy.  Spodziewał  się  znaleźć  w  nim 

pogardę,  zamiast  tego  dostrzegł  przejmujący  smutek  i  ból  Wiedział,  jak  wiele  znaczyła  dla 

niej Maja. Ukochane dziecko, córka Mikkala. 

- Zrobiłam ci kawy - powiedziała beznamiętnie. 

Reijo zatoczył się w kierunku paleniska, na którym stał garnek z kawą. Napełnił kubek 

gorącym, mocnym napojem i wypił wszystko kilkoma łykami. 

Opróżniwszy  zawartość  garnka,  poczuł  się  na  tyle  dobrze,  by  wysłuchać  jej  relacji. 

Było  tak,  jak  powiedział  ojciec.  Raija  uznała,  że  dzieciom  nic  nie  grozi,  i  pozwoliła  im  na 

zabawę  w  śniegu.  Od  złych  wydarzeń  minęło  sporo  czasu.  Trwał  jarmark,  wszyscy 

przebywali na placu. 

background image

Siedziała w izbie, porządkując rzeczy dla maleństwa, które miało się narodzić. Drzwi 

na zewnątrz były zamknięte i nie usłyszała krzyku dziewczynek. Zrozumiała, że stało się coś 

złego, dopiero wtedy, kiedy do izby wpadła Elise i nieskładnie, przez łzy, zaczęła opowiadać 

o  jakimś  złym  człowieku.  Brzydkim  człowieku.  Raija  wybiegła  przed  dom  i  nie  znalazła 

córki. Elise zdołała wykrztusić, że brzydki mężczyzna porwał Maję. 

W  rozpaczy  Raija  ruszyła  za  śladami,  ale  doprowadziły  ją  one  do  ścieżki  zdeptanej 

wieloma  stopami.  Biegała  tam  i  z  powrotem,  wykrzykując  imię  córeczki,  ale  jedyną 

odpowiedzią  było  złośliwe  wycie  wiatru  pośród  drzew.  Wtedy  ruszyła  na  plac  targowy. 

Biegła trzy kilometry, ciągnąc za sobą Elise, kawał drogi dla ciężarnej kobiety. 

- Żeby tylko nic się jej nie stało! 

Raija  zacisnęła  kurczowo  dłonie.  Z  jej  zaczerwienionych  oczu  wciąż  płynęły  łzy,  a 

głos drżał. Reijo chciał ją przytulić, ale się nie odważył. Zawiódł ją. 

Oddał  się  pijaństwu  i  teraz  nie  miał  dość  sił,  by  szukać  córki  Raiji.  Maja  -  mała, 

niewinna  istota,  którą  tak  kochali.  Mógł  przysiąc,  że  to  sprawka  Isaka.  Pamiętał  jak  przez 

mgłę, że Isak dość wcześnie odłączył się od gromady. Wtedy nie zwrócił na to uwagi. Co za 

głupota! Może któreś z jego słów pchnęły Isaka do działania. 

Może  sama  obecność  Reijo  na  jarmarku  wyzwoliła  w  tamtym  szatańskie  myśli. 

Zorientował się, że Raija jest sama i nikt jej nie chroni. 

Reijo  raczył  się  gorzałką,  a  Isak  wykorzystał  szansę.  Reijo  czuł  się  podle.  Nigdy  nie 

zdoła naprawić błędu. 

Jeśli Mai stanie się krzywda... 

Nie  miał  odwagi  myśleć  o  tym.  Wiedział  jedynie,  że  nigdy  by  sobie  tego  nie 

wybaczył. Postanowił odtąd zmienić swój stosunek do alkoholu. Czuł się taki dorosły, kiedy 

trunek  drapał  go  w  gardło  i  palił  w  żołądku.  Teraz  już  wiedział, że  to  nie  były  myśli  godne 

mężczyzny, tylko naiwne mrzonki głupca. 

Reijo zaklął po fińsku, jakby chciał przydać słowom więcej wagi, choć w tej sytuacji 

przekleństwa na niewiele się zdały. Nagle przerwał niespokojny marsz po izbie. 

Dostrzegł wykrzywioną bólem twarz Raiji, przestraszone oczy, kropelki potu u nasady 

czarnych włosów. 

Otworzył usta, ale nie wydobył z nich żadnego dźwięku. 

Raija uśmiechnęła się słabo i odrzuciła kosmyk  włosów z czoła. Nieznacznie skinęła 

głową. 

- Mam bóle - szepnęła. - Dziecko urodzi się wcześniej... 

- Wielki Boże! 

background image

Reijo osunął się na ławę i patrzył na nią z przerażeniem. 

- Wszystko w tym samym czasie - dodał, zdumiony spokojem Raiji. 

Miała, zdaje się, zamiar urodzić przy kuchennym stole. Co począć? Skąd sprowadzić 

pomoc? Podniósł się niezdarnie. 

- Muszę znaleźć jakąś kobietę - wykrztusił i ruszył ku drzwiom. 

Mała dłoń chwyciła go za ramię. Raija zatrzymała go, przywarła do niego, nie chciała 

puścić. 

- Nie zostawiaj mnie, Reijo! Tak się boję... 

- Doprawdy, potrafisz mnie uspokoić - odrzekł i usiadł. 

Na jej ustach pojawił się blady, smutny uśmiech. 

-  Nie  tego  się  boję.  -  Poklepała  się  po  brzuchu.  -  Kiedy  przyjdzie  właściwy  czas, 

wszystko pójdzie dobrze. Boję się o Maję. Co on może jej zrobić? 

Reijo nie odpowiedział. Sam się nad tym zastanawiał, też się bał. Zmienił temat. 

-  Ojciec  ją  znajdzie  -  stwierdził  z  przekonaniem.  -  Nigdy  nie  przyjmowałem  porodu. 

Nie dam sobie rady, Raiju. 

Jego  przerażenie  było  aż  nadto  widoczne.  Znowu  się  uśmiechnęła  i  lekko  dotknęła 

jego ramienia. 

-  Zajmę  twoje  łóżko,  Reijo.  Powiem  ci,  co  powinieneś  zrobić,  zanim  się  zacznie. 

Mamy jeszcze dużo czasu. 

Reijo  brakowało  jej  pewności  siebie.  Kobiety  wiedziały  wszystko  o  rodzeniu  dzieci, 

on nic. Mężczyzn trzymano od tych spraw z daleka. Byłaby niezła sensacja, gdyby wyszło na 

jaw, że pomógł dziecku Raiji przyjść na świat. 

Potrzebowała go jednak i tylko to się liczyło. Bardziej przyda się jej tutaj, niż krążąc 

w pijanym widzie po okolicy. 

-  Zagotuj  wodę  -  powiedziała.  -  Wrzuć  żar  do  garnka.  Trochę  soli.  I  nożyce.  Znajdź 

czystą bieliznę. Może masz koszulę, z której wyrosłeś? Wsuń nóż pod poduszkę... 

Reijo skinął głową. Odpiął nóż od pasa i położył na stole. Stal odgania złe moce. 

-  Nie  wierzysz  w  Boga,  Raiju?  Spojrzenie,  jakie  mu  posłała,  było  twarde  jak  klinga 

noża. 

-  A  powinnam?  -  spytała.  Nie  odpowiedział.  Może  miała  rację.  Życie  nie  przyniosło 

jej wiele dobrego i ta noc niczego nie zmieniała. U r o d z i drugie dziecko, ale żadne z nich 

nie wiedziało, czy nie straci pierwszego... 

background image

13 

Urodził  się  w  ciemną  listopadową  noc,  niebieskooki,  z  jasnymi  loczkami  na  głowie, 

rozkrzyczany i kapryśny. 

Dziewiętnastoletni Kwen pomógł mu przyjść na świat, przyjął go trzęsącymi rękoma, 

zlany potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy. 

- To się nie uda! - powtarzał Reijo raz po raz w trakcie porodu. 

Gdyby Raija nie rodziła wcześniej, podzielałaby jego obawy. 

Zdyszanym  głosem  tłumaczyła  mu,  co  ma  robić,  przeklinając  swój  los  po  fińsku.  W 

chwilach najostrzejszego bólu przechodziła na lapoński. 

W  innej  sytuacji  Reijo  by  się  roześmiał.  Nie  spotkał  nikogo,  kto  by  znał  tyle 

soczystych określeń w różnych językach. 

Teraz nie było mu do śmiechu. Stał nachylony, podwinął rękawy koszuli, odsłaniając 

muskularne  przedramiona,  nie  wiedząc,  co  począć  z  niezdarnymi  dłońmi.  Cierpiał  wraz  z 

Raiją, jakże chętnie ująłby jej bólu. Złapał się na zdziwieniu, że dziecko rodzi się takie duże, 

usiłował  wyobrazić  sobie  ukłucia  bólu,  nawracające  fale  cierpienia  i  coraz  mniej  rozumiał 

kobiety.  Gdyby  choć  raz  przeszedł  przez  taką  mękę,  nigdy  nie  zdecydowałby  się  na  to 

ponownie.  To  był  najgorszy  kac  w  jego  życiu  -  tego  jednego  mógł  być  pewien.  Spełniać 

funkcję akuszera, kiedy ręce drżą jak w gorączce, a głowa odmawia posłuszeństwa... 

I myśleć o drugim dziecku Raiji, o Mai, która zniknęła... 

Unikał słów „na zawsze”, choć same cisnęły się mu na usta. 

Jeśli Raija utraci Maję... 

Nie  narodzone  dziecko  stawało  się  przez  to  jeszcze  ważniejsze,  choć  przecież  każde 

dziecko  jest  ważne  przez  sam  fakt  istnienia.  Reijo  dotkliwie  odczuwał  własną  bezradność. 

Zamknął  oczy  i  czekał  na  cud,  kiedy  z  ust  Raiji  wydobył  się  krzyk  niepodobny  do 

poprzednich. Dotąd była dzielna, zagryzała wargi do krwi i z rzadka pojękiwała. 

W wyobraźni Reijo poród jawił się jako koncert nieustających postękiwań i wrzasków. 

Ukazała się  czerwona  główka. Reijo zatoczył się i nic nie usłyszał, choć  widział, jak 

wargi Raiji układają się w słowa. Nachylił się instynktownie i objął główkę dziecka. 

Ciało  Raiji  wygięło  się,  jej  twarz  błyszczała  od  potu.  Pojawiły  się  ramiona 

niemowlęcia.  Reijo  był  jak  w  transie.  Doświadczał  cudu  narodzin  i  wiedział  już,  że  od  tej 

chwili  pragnie  ponosić  odpowiedzialność  za  to  nowe  życie.  Pomógł  maleństwu  przyjść  na 

ś

wiat, trzymał jego drobne ciałko w dłoniach... 

background image

Przeciął pępowinę, tak jak mu Raija kazała, choć nie sprawiło mu to przyjemności. 

Potem umył niemowlę.  Czuł, że jego ręce są za  duże dla tego małego człowieka, ale 

chłopczyk nie protestował. Pojawił się na świecie wśród krzyków, lecz teraz ucichł i pozwolił 

owinąć się w starą zniszczoną koszulę. 

Raija  była  wykończona.  Strach  o  Maję,  trudy  długiego  marszu  do  wioski  z  Elise, 

przedwczesny poród - wszystko to wyczerpało jej siły. 

Nie  potrafiła  zdobyć  się  na  uśmiech,  kiedy  Reijo  podał  jej  synka.  Pogłaskała  go 

palcem po policzku. 

Reijo  poczuł  łaskotanie  w  gardle,  najchętniej  rozpłakałby  się  na  ten  widok,  ale  jakoś 

się opanował. 

Miał zamiar zachować to wspomnienie na chwile samotności. 

-  To  syn  Kallego,  taki  sam  jak  Kalle!  -  powiedział.  Raija  uniosła  wzrok,  a  po  jej 

twarzy przemknął cień zawodu. 

- A czego się spodziewałeś? Mikkal dał mi Maję. To jest syn Kallego, Knut. 

Położyła dziecko obok siebie na łóżku. Patrzyła, jak zasypia, ale sama czuwała. 

Reijo  sądził,  że  już  po  wszystkim,  i  zdawało  się,  że  na  widok  pojawiającego  się 

łożyska padnie trupem. Otworzył usta, ale nie wydobył z nich żadnego dźwięku. 

- Tak ma być - stwierdziła. - Wyrzuć to. Zapakuj w coś i wyrzuć. 

Reijo  nic  nie  rozumiał,  ale  posłusznie  owinął  krwawą  masę  w  jakąś  brudną  szmatę. 

Niechętnie podniósł pakunek i wyszedł z nim w noc. Wyrzuć, powiedziała. Ale gdzie? 

Do piwnicy z nawozem? Ten pomysł nie przypadł mu do gustu. Znalazł stary parciany 

worek, włożył do niego zawiniątko i dorzucił parę kamieni. 

Zszedł  do  łodzi,  odpłynął  na  piętnaście  uderzeń  wiosła  od  brzegu  i  opuścił  tę 

tajemniczą, zakrwawioną rzecz w głębiny. Kiedy wciągał łódź na brzeg, był zupełnie trzeźwy. 

Niech Bóg da, by nigdy już nie musiał przyjmować porodu! 

Wszedł  bezszelestnie  do  domu,  spodziewając  się  ujrzeć  -  matkę  śpiącą  z  nowo 

narodzonym dzieckiem na ramieniu. 

Chłopczyk spał, ale Raija siedziała na łóżku, obejmując Elise. 

Dziewczynka  zacisnęła  piąstki  na  włosach  Raiji,  kurczowo  ściskała  czarne  loki 

opiekunki, a jej ciałem wstrząsało łkanie. 

- Myślałam, że umrzesz! - wykrztusiła pomiędzy kolejnymi spazmami płaczu. 

Dotąd nie wracała do złych wspomnień, nie rozmawiała ani o ojcu, ani o matce, choć 

Raija i Reijo wiedzieli, że ich pamięta. Teraz długo skrywane lęki powróciły z całą mocą. 

- Mama była gruba... jak ty, matko Raiju - szlochała Elise. 

background image

Reijo zatrzymał się przy drzwiach, bojąc się, że swoją obecnością zamknie małej usta. 

Dziewczynka  nie  zwracała  jednak  uwagi  na  niego.  Jej  świat  mieścił  się  teraz  między 

ramionami Raiji. Raiji, która nie umarła! 

- Mama nie żyła. Nie rozmawiała ze mną. Krzyczałam do niej, dotknęłam jej, ale była 

jakaś dziwna. I twarz miała dziwną. I oczy... To było okropne. Potem zrozumiałam, że nic nie 

mówi, bo umarła. Tak się bałam. Myślałam, że też umrzesz. W oborze jak mama. Bałam się, 

ż

e pójdziesz tam sama... 

Raija  i  Reijo  wymienili  spojrzenia.  Zrozumieli,  dlaczego  Elise  tak  chętnie  ostatnio 

doglądała zwierząt. Zrozumieli i poczuli ból w sercach. 

Po  policzkach  Raiji  toczyły  się  łzy.  Na  chwilę  zapomniała  o  Mai,  przez  tę  jedną 

chwilę  nie  było  ważniejszej  rzeczy  niż  wyjaśnienie  tej  małej  dziewczynce,  że  ludzie  nie 

umierają tylko dlatego, że spodziewają się dziecka. 

- Byłam gruba, żebyś ty i Maja miały małego braciszka - wyjaśniała łagodnie, gładząc 

Elise  po  jasnych  włosach.  -  Mama  nie  umarła  dlatego,  że  była  gruba.  Spodziewała  się 

dziecka, ale Bóg zabrał ją do siebie, bo jej potrzebował. Mama nie zachorowała i nie umarła 

przez  dziecko.  Tak  po  prostu  musiało  być.  Teraz  jesteś  z  nami  i  masz  brata.  Chcesz  mu  się 

przyjrzeć? jest piękny. Dałam mu na imię Knut... 

Zagadywała  dziewczynkę.  Elise  uspokajała  się  z  wolna,  pociągnęła  nosem,  otarła 

twarz i zapłakane oczy i wspięła się na kolana, by się przyjrzeć niemowlęciu. 

- Jest taki mały - stwierdziła po chwili z lekkim rozczarowaniem w głosie. 

Skoro już miała brata, to mógłby być nieco większy. Z tego malca nie będzie dużego 

pożytku, to zrozumiała od razu. Z kimś takim trudno się bawić. 

- Gdzie jest Maja? - spytała, wstając. Dostrzegła Reijo i skierowała pytanie do niego. 

Jasny  dziecięcy  głosik  wyraził  to,  o  czym  wszyscy  myśleli.  Raija  skuliła  się  pod 

futrzaną narzutą i zbladła. Reijo poczuł, jak bardzo jest bezradny. 

- Maja jest z Anttim - powiedział powoli. - Jest u mojego ojca.  Z pewnością już śpi. 

Ty też musisz się położyć. Maja wróci jutro. 

Miał nadzieję, że się nie myli. Elise uspokojona wsunęła się do łóżka Anttiego. 

Reijo  wiedział,  że  tej  nocy  nie  zmruży  oka.  Usiadł  przy  stole,  wsparł  głowę  na 

dłoniach, i zaczął się modlić, unikając wzroku Raiji. 

- Nie możesz tam teraz iść - przerwała mu Raija, znów czytając w jego myślach. - To 

nic nie da. Jest za ciemno. Nie chcę zostać sama i niepokoić się także o ciebie... 

Podniósł głowę i spojrzał na nią płonącym wzrokiem. 

- A więc mimo wszystko coś dla ciebie znaczę? 

background image

- Oczywiście - odrzekła lekko obrażona. - Jesteś tutaj moim najbliższym i najlepszym 

przyjacielem. 

Westchnął  cicho.  Tutaj.  To  małe  słowo  brzmiało  jak  obelga.  Wiedział  jednak,  że  nie 

mogła ofiarować mu nic więcej. 

Tutaj. 

Znał  doskonale  najbliższego  i  najlepszego  przyjaciela  Raiji  i  nie  potrafił  go 

nienawidzić. 

W tej chwili Reijo nienawidził tylko samego siebie. 

Wciąż była noc, kiedy Reijo zamknął za sobą drzwi i ruszył przed siebie. 

Pojaśniało  już  jednak  na  tyle,  że  wyraźnie  widział  ścieżkę.  Zanim  dotrze  do  domu 

Raiji nad rzeką, wstanie świt. 

Nie miał planu. Nie wiedział, w którym kierunku pójść, gdzie i czego szukać. 

Bał  się.  Ojciec  powinien  był  wrócić  dawno  temu.  Poprzedniego  wieczora,  może  w 

nocy. 

Las szeptał do niego w tajemniczym języku, którego Reijo nie rozumiał. 

Trzymał  się  brzegu  rzeki,  oddalając  od  zabudowań.  Pomyślał,  że  tym  szlakiem 

ruszyłby ktoś mający złe zamiary. 

Nie patrzył na ślady, ścieżka w tym miejscu rozszerzała się i była zdeptana przez ludzi 

i zwierzęta. Goście, zaludniający osadę przez ostatnie dni, zdążyli już ją opuścić, większość z 

nich  tą  właśnie  drogą.  Reijo  miał  przeczucie,  że  ojciec  zmierzał  w  tym  samym  kierunku.  A 

przed nim... Nie, nie wolno o tym myśleć. 

Jego oczy lustrowały badawczo ścieżkę, ale nie mogły odróżnić pojedynczych śladów. 

Dopiero  kilka  kilometrów  od  domu,  w  miejscu  gdzie  ścieżka  stykała  się  z  rzeką,  dostrzegł 

ś

lad oddzielający się od szlaku ku Laponii. 

Serce załomotało mu w piersiach. Było zimno, mróz szczypał w policzki, ale Reijo nic 

nie czuł. Tylko jedno go zajmowało. Ślady. 

Należały do dwóch osób. Dwóch mężczyzn. Jedne były głębsze. 

Wszystko się zgadzało. Isak ważył więcej niż Antti i niósł dziecko. 

Strach ścisnął mu gardło, wzrok stężał, dłonie zacisnęły się w pięści. 

Obraz,  jaki  czekał  go  w  miejscu,  gdzie  podwójny  ślad  się  kończył,  miał  na  zawsze 

zapaść  mu  w  pamięć,  prześladować  w  koszmarnych  snach  i  do  końca  życia  napełniać 

poczuciem winy. 

Gdyby się nie upił, może by do tego nie doszło. 

background image

Reijo  zatrzymał  się  i  rozejrzał  dokoła.  Wprost  ze  śniegu  wyrastało  ciemne,  groźne 

zbocze  górskie,  gdzieniegdzie  stały  nagie  brzozy  pokryte  szadzią,  w  której  odbijało  się 

ś

wiatło wstającego dnia. 

Nad jego głową stalowe zimowe niebo. 

Na bieli śniegu krew. 

Reijo  wiedział,  że  odtąd  na  zawsze  znienawidzi  czerwień.  Będzie  przywoływała  na 

pamięć  ten  obraz,  przypominała  o  krwi.  Zrobiło  mu  się  słabo,  ale  musiał  postawić  jeszcze 

kilka kroków. 

Przy  skalnym  zboczu  leżał  człowiek  ubrany  tak,  jak  Reijo  go  zapamiętał,  w  czarne 

liche  spodnie  z  wełny,  pocerowane  w  wielu  miejscach,  i  gruby  szaro  -  biały  sweter. 

Obrzmiałe ciało rozciągnięte było na śniegu w nienaturalnej pozycji. 

Jasną grzywę włosów pokrywał szron, zmrożone kosmyki zwisały wokół okrągłej jak 

księżyc  twarzy,  z  której  spozierały  nic  nie  widzące  szkliste  oczy.  Twarz  zastygła  w 

przerażającym grymasie nienawiści, bólu i szaleństwa. 

Rana biegnąca od skroni do podbródka nadawała trupowi groteskowy wygląd. 

Sweter na piersi zbroczony był krwią, śnieg wokół zlany czerwienią. Krew cieplejsza 

od  białych  kryształków  rozpłynęła  się  na  boki,  tworząc  rdzawe  wzory  we  wszechobecnej 

bieli. 

W  dłoni  wciąż  ściskał  nóż  o  długiej  klindze,  jakiego  używa  się  do  szlachtowania 

zwierząt. 

Reijo  wzdrygnął  się,  ale  jednocześnie  poczuł  ulgę.  Ten  człowiek  nikomu  już  nie 

wyrządzi krzywdy. 

Isak był zimny jak lód. 

Reijo  zrobił  kilka  kroków,  nogi  miał  jak  z  ołowiu.  Parę  metrów  dalej,  połączony  z 

Isakiem  strużką  krwi,  leżał  ojciec.  Ślady  na  śniegu  opowiadały  historię,  Antti  czołgał  się  na 

czworakach, aby oddalić się od Isaka. 

Może bał się, że tamten jeszcze żyje. Może szukał Mai. 

Reijo  widział  ślady  brutalnej  walki.  Głębokie  wyrwy  w  śniegu,  którego  fontanny 

zatrzymały  się  na  skale,  czerwone  strużki  zakrzepłej  krwi  na  kamieniu  i  na  ziemi.  Za 

nieruchomą  sylwetką  ojca  ślady  drobnych  stopek,  rozbiegające  się  niespokojnie  we  wszy-

stkich  kierunkach  jak  tropy  spłoszonego  zwierzęcia.  Reijo  pojął, że  walka  musiała  przerazić 

Maję,  ale  znaki  na  śniegu  głosiły  radosną  nowinę.  Dziewczynka  żyła!  Serce  Reijo  wezbrało 

radością. 

background image

Nie  myślał  o  tym,  że  noc  była  długa  i  mroźna.  Nie  chciał  myśleć  o  tym,  że  małe 

dziecko samotnie przemierzało las w tę listopadową noc. 

Ż

yła poprzedniego wieczora, ale czy przetrwała? Reijo zamierzał ruszyć śladami Mai, 

najpierw jednak przykucnął przy skulonym ciele ojca. 

Przeniknęła  go  fala  czułości.  Mógł  wyobrazić  sobie,  jak  Antti  się  kuli,  by  utrzymać 

ciepło i zatamować upływ krwi. 

Nie użyli pięści, od razu poszły w ruch noże. Zakrwawione pobojowisko świadczyło o 

tym aż nadto wymownie. 

Ojciec,  który  był  mu  rodzicielem  i  przyjacielem  jednocześnie.  Ojciec,  który  tyle 

wiedział, tyle go nauczył, skała i opoka, nie żył... 

Wysunął  dłoń  z  rękawicy  i  łagodnie  pogłaskał  zakrwawiony  policzek.  Nóż  Isaka 

zostawił na nim taki sam ślad, jak kiedyś nóż Mikkala na policzku Isaka. Twarz Anttiego była 

sztywna, ale dotyk zrobił swoje. 

Ten, którego Reijo uznał za martwego, otworzył wolno powieki. 

Reijo upadł na kolana, nie wierząc własnym oczom. 

W Anttim Kesaniemi wciąż tliło się życie. 

Poika... Chłopcze... 

W  lodowatych  objęciach  śmierci  wargi  Anttiego  wyszeptały  to  słowo  w  ojczystym 

języku. Reijo ujął dłonie ojca i zaczął na nie chuchać, chował je pod kaftan, by tchnąć w nie 

choć odrobinę ciepła. Antti nie czuł już nic, ani bólu. ani dotyku synowskich rąk. Poruszył z 

trudem wargami, dobywając z siebie ledwie słyszalny szept. Reijo wpił się wzrokiem w usta 

ojca, zgadując,  co mu chce przekazać.  Zdawał sobie sprawę, że Antti umiera i nic nie może 

zatrzymać go po tej stronie granicy między życiem a śmiercią. Stał u progu nieskończoności. 

Mimo to Reijo nie puszczał pomarszczonych i lodowatych rąk ojca, tarł je w swoich dłoniach, 

nie odwracając spojrzenia od twarzy człowieka, którego tak ukochał. 

- Znalazłem go - wyjąkał Antti. - Policzki Mai. Włosy. Przeklęty nóż... 

Reijo zmartwiał, ale nie powiedział ani słowa. Ojciec miał niewiele czasu. To cud, że 

wciąż trzymał się życia. Czyżby czekał, by mu to przekazać? Czekał na przybycie syna? 

- Musiałem... go zabić. On albo ja. Raija... 

-  Raija  ma  się  dobrze  -  wyrzekł  szybko  Reijo,  kiedy  ojciec  chrapliwie  nabierał 

powietrza. Sądził, że chce o nią zapytać. - Urodziła syna w nocy. 

Antti  zdawał  się  go  nie  słuchać.  Oczy  skierowane  na  syna  nic  nie  widziały. 

Zawędrował już tam, gdzie rozum ludzki nie sięga. Wciąż jednak miał coś do przekazania. 

background image

- Dla niej. Tylko dla niej. Zawsze dla niej. Raija... Teraz dopiero Reijo pojął sens słów 

ojca i jego serce wezbrało bólem. 

- To dla niej. Jestem... szczęśliwy... nigdy... jej nie mów o mojej... miłości... 

- Nigdy! 

Reijo ułożył wargi w to jedno słowo i miał wrażenie, że ojciec zrozumiał lub odczytał 

je z ruchu ust. To była obietnica, której nie można złamać. 

-  Raija  -  powiedział  jeszcze  Antti  Kesaniemi  i  wyzionął  ducha.  Zasnął  na  zawsze  z 

uśmiechem na ustach. 

Zakrwawiony,  poraniony,  odszedł  w  śmierć,  ale  odszedł,  uśmiechając  się,  ponieważ 

wspomnienie kobiety, którą kochał, ogrzewało jego duszę. Raija była światłem jego życia. 

Mikkal obdarował Raiję córką, Karl synem. Reijo dał jej opiekę. 

Lecz tylko Antti Kesaniemi oddał za nią życie. 

Nigdy nie miała się o tym dowiedzieć. Reijo był to winien ojcu. 

Nie okłamywał Raiji, ale teraz zamierzał to uczynić. Powie, że przybył za późno. 

Położył  martwe  ciało  na  śniegu.  Nie  mógł  już  pomóc  ojcu.  Teraz  musiał  ruszyć  za 

ś

ladem, który chwiejną linią biegł wzdłuż skał do lasu. W gąszczu pokrytych szronem gałęzi 

znajdzie może Maję. 

Musi ją znaleźć. Słowa ojca o nożu i dziecku przeraziły go. 

Odsunął myśli o Anttim w głąb świadomości. Reijo nie mógł pozwolić sobie na to, by 

ż

al odebrał mu siły do działania. 

Ś

lad  prowadził  nierówną,  chaotyczną  linią.  Dziewczynka  musiała  przeciskać  się 

między drzewami, chwilami chodziła w kółko, biegła, potykała się i przewracała. Serce Reijo 

biło w oszalałym rytmie. 

Nigdzie  nie  dostrzegł  plamek  krwi  na  śniegu  i  zaczął  wierzyć,  że  ojciec  się  pomylił 

albo  miał  co  innego  na  myśli.  Antti  umierał  i  nie  był  w  stanie  mówić  składnie  ani  myśleć 

jasno. Ból poplątał mu rozum. 

Reijo chciał w to wierzyć. 

Myśl  o  rannej  dziewczynce,  samotnie  przemierzającej  las,  przyprawiała  go  o 

szaleństwo. Liczyła sobie raptem półtora roku. 

Co  mogło  myśleć  takie  maleństwo?  Nie  wiedział,  sam  nie  pamiętał  wiele  z  okresu 

wczesnego dzieciństwa. 

Maja  była  rozpieszczona,  większość  czasu  spędzała  w  towarzystwie  dorosłych.  Raija 

zrobiła wszystko, by uchronić dziecko przed trudami i niebezpieczeństwami życia. 

background image

Reijo nie wiedział, czy małe dziecko miało jakąś szansę przeżycia. Noc była mroźna. 

Myśl o zimnie najbardziej go przerażała, rozpraszała tę nikłą nadzieję, która towarzyszyła mu 

w drodze z cypla i rozkwitła na widok sznureczka śladów drobnych stóp na śniegu. 

Reijo  ze  strachem  zastanawiał  się,  co  znajdzie  na  końcu  tego  śladu,  którym  szedł  na 

podobieństwo psa myśliwskiego lub dzikiego zwierzęcia ścigającego ofiarę. W duchu układał 

zdania. 

Słowa, które łagodnie przekazywały prawdę. Pocieszające słowa. 

Oczyma wyobraźni widział, jak wnosi dwoje zmarłych do domku nad rzeką. 

I zbija dwie trumny. Czy ojciec miał jakieś deski? Zwykle trzymał mały zapas. 

Musi być silny, by wspierać Raiję. Ta tragedia nie może jej złamać, zniszczyć. 

Utrata  dwojga  bliskich  osób  w  tak  krótkim  czasie  przekraczała  granice  ludzkiej 

wytrzymałości, ale jego Raija nie utonie w odmętach rozpaczy. 

Będzie przy niej, we dwójkę stawią czoło żałobie, obydwoje zapłaczą. 

Wywiezie ją z Lyngen, na północ, tropem marzeń. 

Może wreszcie przemieni chłopięce rojenia w rzeczywistość. Może spełni to, o czym 

ś

nili  on  i  Karl:  znajdzie  złoto  i  da  Raiji  wszystko,  czego  dziewczyna  zapragnie.  No,  prawie 

wszystko... 

Reijo zatrzymał się zdezorientowany. Okolica wydała mu się dziwnie znajoma. 

Bywał tu często, skrycie wymykając się z domu po skończonej pracy. 

W tę stronę wyruszali razem z Karlem co wieczór, dobywali narzędzi i dzień po dniu 

usiłowali wyrwać przyrodzie skarby, których zazdrośnie strzegła. 

Ś

lad  prowadził  w  tym  samym  kierunku.  Nieświadomie  dziewczynka  wybrała 

właściwą drogę. W górę, cały czas w górę... 

Jeśli nie zboczyła z obranego szlaku, miała szansę ocalenia... 

Serce Reijo biło jak oszalałe. Jeśli, jeśli... 

Wdrapał się na wierzchołek wzgórza i zobaczył ślady prowadzące do zagajnika, który 

porastały sosny i brzozy. 

Zagajnik był rzadki i na tyle duży, że mierzące niespełna metr dziecko mogło w nim 

zabłądzić i nie trafić na drugą stronę. 

Razem  z  Karlem  uznali,  że  miejsce  jest  idealne.  Leżało  w  pobliżu  rzeki.  Widzieli  ją 

doskonale, sami ukryci przed okiem przypadkowego wędrowca. 

Zbudowali pokrytą darnią chatę u podnóża zbocza, gdzie nie docierał wiatr. 

background image

Drzewa osłaniały ją przed spojrzeniami ciekawskich, nie rosły jednak na tyle gęsto, by 

przesłonić  wspaniały  widok  na  okolicę.  W  tej  chacie  rodziły  się  chłopięce  marzenia.  Tutaj 

spędzali długie godziny, zastanawiając się, co poczną ze znalezionym złotem. 

Ż

ycie  nijak  się  ma  do  marzeń,  pomyślał  Reijo  z  goryczą.  Ślad  po  raz  pierwszy  biegł 

równą linią, prosto do wejścia do chaty. 

Reijo starał się uspokoić oddech, nie wpadać w histerię. 

Maja  znalazła  schronienie,  miała  dach  nad  głową.  Reijo  pamiętał  jednak,  że  chata 

chroniła  przed  wiatrem,  ale  darń  nie  mogła  zatrzymać  chłodu  wciskającego  się  tysiącem 

drobnych  szczelin.  Dawno  nikt  tu  nie  był,  nikt  nie  uzupełnił  ubytków  świeżym  torfem  i 

mchem. Poza tym zawsze rozpalali ognisko. Maja nie potrafiła obchodzić się z ogniem. 

Ręka  bez  wahania  odnalazła  wejście.  Darń  pokryta  była  szronem.  Reijo  wstrzymał 

oddech,  podniósł  prymitywną  zasłonę  służącą  za  drzwi  i  schylił  się,  aby  wejść.  Nie  zasłonił 

otworu wejściowego, tak że słabe światło dnia mogło rozjaśnić wnętrze. 

Jego oczy z wolna przyzwyczajały się do mroku. Rozejrzał się wokół. 

Wszystko wyglądało jak za dawnych czasów, przybyło tylko szczelin w poszyciu. W 

ś

rodku  panował  taki  sam  chłód  jak  na  zewnątrz,  ale  dach  i  ściany  tworzyły  iluzoryczną 

namiastkę ciepła. 

Odważył  się  spojrzeć  w  najciemniejszy  kąt  i  postąpił  parę  kroków  do  przodu.  Chata 

była  niewielka,  wystarczająco  duża  na  chłopięce  potrzeby.  Dawała  im  osłonę,  kiedy 

pracowali ponad siły., by spełnić swe marzenia. 

Tej  nocy  stała  się  schronieniem  dla  Mai,  dziecka,  które  obaj  kochali,  któremu  obaj 

zastępowali ojca. 

Upadł na kolana przed skulonym ciałem i zamknął oczy. Modlił się. Czuł łzy płynące 

po policzkach, łzy ulgi, szczęścia, żalu i wściekłości... 

Owcza skóra, którą dawno temu zostawił w chacie, uratowała życie córki Raiji. 

Przegniła i brzydko pachniała, ale zapewniła dziewczynce ciepło. 

Maja  spała,  owinięta  w  skórę,  jej  policzki  były  białe  jak  śnieg,  ale  słabe  światło 

wpadające przez otwór wejściowy powiedziało Reijo, że ojciec się nie mylił. Teraz zrozumiał, 

dlaczego Antti musiał zabić Isaka. 

Isak, zaślepiony nienawiścią do Raiji, nie cofnął się przed najgorszą podłością. 

Użył noża. Oba policzki dziewczynki nosiły ślady nacięć. 

Obciął jej włosy, miejscami brutalnie kalecząc skórę. 

To musiało bardzo boleć. Reijo zobaczył zaschnięte łzy, zakrzepłą krew w nacięciach. 

background image

Isak  oszpecił  dziewczynkę,  naznaczył  na  całe  życie  tak,  jak  kiedyś  sam  został 

naznaczony przez jej ojca. 

Wypisał swą nienawiść na pulchnych policzkach dziecka. Reijo płakał. 

Powinien krzyczeć z radości, że ją odnalazł, ale nie potrafił. Wiara w nadprzyrodzoną 

moc, która miała baczenie na wszystkie ludzkie potrzeby, ta wiara w nim przygasła. 

To  nie  powinno  było  się  wydarzyć.  Wysoką  cenę  przyszło  zapłacić  za  ocalenie 

dziecka. 

Zbyt  wiele  nieszczęść,  by  usunąć  ze  świata  jednego  nikczemnika.  Po  Isaku  nikt  nie 

uroni łzy. Mai przyjdzie żyć z oszpeconą twarzą, tak dorastać i kochać. Bóg raczy wiedzieć, 

ile goryczy przyniosą jej te blizny... 

Reijo  złożył  sobie  nowe  obietnice.  Będzie  chronił  Maję  przed  złem  tego  świata. 

Zaopiekuje  się  nią,  osłoni  przed  drwinami  i  szyderczym  śmiechem.  Obdarzy  radością  i 

pięknymi przedmiotami, które wynagrodzą jej krzywdę. 

Objął  ją  ramionami.  Maja  obudziła  się  z  krzykiem  i  spojrzała  na  niego  przerażonym 

wzrokiem. Jej wrzaski wypełniły chatę, wymachiwała rękoma. Usiłowała wyplątać nogi spod 

skóry, by go kopnąć. 

-  Malutka,  to  ja,  Reijo.  Nie  zrobię  ci  krzywdy.  Nie  ma  już  brzydkiego  człowieka. 

Jesteś  z  Reijo.  Już  dobrze...  -  Przemawiał  do  niej  z  aksamitną  łagodnością.  -  Uspokój  się, 

Maja.  Zaraz  się  ogrzejesz,  skarbie.  Nikt  cię  już  nie  skrzywdzi,  obiecuję.  Wyjedziemy  stąd, 

nigdy tu nie wrócimy... 

Jego słowa padały jak ciepły letni deszcz, przyjazne i kojące. 

Maja  rozbudziła  się  całkiem.  Szczękała  zębami  i  płakała,  tarła  bolące  policzki  i 

krzyczała jeszcze głośniej, kiedy dotykała świeżych ran. Łzy zaczęły ją szczypać, rozpłakała 

się na dobre... 

W końcu jednak rozpoznała Reijo. 

Wyplątał  ją  ze  skóry  i  schował  pod  kaftan.  Tam  było  ciepło  i  sucho  i  ładniej 

pachniało. Maja nie stawiała oporu, ale wciąż łkała żałośnie. 

Wyniósł  dziewczynkę  na  światło  dzienne  i  zobaczył,  że  rany  wyglądają  gorzej,  niż 

przypuszczał. 

Poczuł ucisk w gardle. Łzy ponownie napłynęły mu do oczu, ale się powstrzymał. Nie 

było czasu na lament, musiał być silny, musiał okazać się mężczyzną. 

Ż

yła  mimo  wszystko.  Przyniesie  Raiji  żywe  dziecko.  Wiedział  jednak,  że  rany  na 

twarzy małej będą dla matki ogromnym wstrząsem. Będzie cierpieć razem z Mają. 

- Reijo - wyszeptała dziewczynka. Z westchnieniem objęła go drobnymi rączętami. 

background image

Chciał jej powiedzieć, by schowała dłonie pod kaftan, ale się powstrzymał. Maja czuła 

się  bezpieczna.  Wtuliła  główkę  w  zagłębienie  na  szyi  Reijo.  Oznaka  zaufania  ze  strony 

okaleczonego dziecka. 

Była lekka jak drozd i równie bezbronna. 

-  Wracamy  do  domu,  do  mamy  i  Elise,  i  do  małego  braciszka  -  powiedział  z 

wymuszoną wesołością. - Masz braciszka, Maju. Urodził się w nocy. Mama dała mu na imię 

Knut. Ładnie, prawda? 

Nie  odpowiedziała,  w  ogóle  nie  zareagowała,  tylko  płakała,  nie  otwierając  oczu. 

Desperacko ściskała go za szyję. 

Reijo  przemawiał  do  niej,  zastanawiając  się,  jakie  okropne  obrazy  przemykały  pod 

przymkniętymi powiekami dziecka. 

Elise  miała  cztery  lata  i  przez  pół  roku  oswajała  się  ze  strasznymi  wspomnieniami. 

Minęło sześć długich miesięcy, zanim zdołała ubrać w słowa myśli, koszmary i lęki, które ją 

prześladowały. 

Maja nie skończyła jeszcze dwóch lat. Na własnej skórze doznała przemocy, poczuła 

chłód stali na policzkach. Reijo nie wiedział jeszcze, jakich innych krzywd doznała od Isaka. 

I nie wiedział, czy była świadkiem okrutnej walki dwóch mężczyzn. 

Nie  miał  pojęcia,  jakie  ślady  w  duszy  małej  zostawi  ucieczka  przez  ciemny  las, 

samotność w zimnej chacie, ból... 

Jeśli Isak nie byłby martwy, Reijo z przyjemnością wysłałby go na tamten świat. 

Ominął  zakrwawione  pobojowisko  przy  skale  i  ruszył  truchtem  do  cypla.  Nie 

zatrzymał się w domu Raiji nad rzeką. Wiedział, że potrzebuje mnóstwa drobiazgów, ale teraz 

liczyła się tylko Maja. 

Najgorsza jest niepewność. 

Nie spała już, kiedy stanął w progu. Była blada, miała sińce pod oczyma, a jej włosy 

zwisały w nieładzie. 

Reijo zatrzymał się w drzwiach, trzymając dziecko w ramionach. 

Kiedy Raija podbiegła do niego, bez słów podał jej córeczkę. Zanim oswobodził się z 

uścisku małych rąk, Raija zdążyła przyjrzeć się Mai. 

Krzyknęła  urywanie,  ale  zaraz  mocniej  przytuliła  małą.  Powstrzymała  łzy.  Jej  oczy 

pociemniały. 

- Nie żyje - powiedział beznamiętnie. - I ojciec nie żyje. Muszę iść po niego... 

Raija  nie  poruszyła  się,  tuląc  śpiące  okaleczone  dziecko.  Jej  twarz  zmieniła  się  na 

wieść o śmierci Anttiego, ale skinęła jedynie głową. 

background image

- Dziękuję, Reijo - wyszeptała. Kiedy zamykał za sobą drzwi, usłyszał: 

- I dziękuję ci, Antti... Reijo miał nadzieję, że ojciec, gdziekolwiek jest, wie już, że nie 

oddał życia na próżno... 

background image

14 

Nadmorska  osada  była  w  szoku.  Wiadomości  przechodziły  z  ust  do  ust.  Ludzie 

wzdrygali się na okrucieństwo zdarzeń, ale też na swój sposób ekscytowali się nimi. 

Takie rzeczy rzadko miały miejsce. I to tuż po jarmarku! Niesłychane, tyle sensacji w 

tak krótkim czasie. 

Kiwano  głowami  nad  losem  dwóch  zabitych.  Cicho  szeptano  o  tragediach 

spowodowanych wódką. 

Ci, którzy widzieli Reijo na placu targowym, opowiadali własną wersję wydarzeń. O 

przybyciu  Raiji  w  brązowym  szalu  zarzuconym  na  ramiona  i  z  małą  Elise.  Powtarzali  w 

kółko, że Reijo się źle zachował. 

Nie  płakano  po  zmarłych.  Isaka  nikt  nie  lubił.  Był  nikczemnym  człowiekiem,  ale 

należał do społeczności. Jego rodzice nie żyli, a rodzeństwo nie szukało zemsty. 

Nie mieli powodów do dumy z brata, który nie raz okrył rodzinę wstydem i hańbą. Jak 

ż

ył, tak i umarł. 

Ród  Isaka  miał  przez  lata  nosić  na  sobie  piętno  jego  występków  i  to  najbardziej 

niepokoiło krewniaków. 

Zaś Antti Kesaniemi nie był jednym z nich. 

Przybył wprawdzie dawno i żył z nimi szmat czasu. Był nawet dobrym człowiekiem, 

ale chyba nie do końca. Inaczej nie spotkałby go tak okrutny los. No i pochodził z Kwenów. 

Zgodzili  się  zatuszować  sprawę.  Nie  chcieli,  by  obcy  urzędnicy  mieszali  się  do  ich 

ż

ycia,  takie  sprawy  załatwiało  się  we  własnym  gronie.  Ziemia  wciąż  była  skuta  lodem.  Nie 

można chować zmarłych, a zresztą do kolejnej wizyty pastora zostało sporo czasu. 

Zimową  porą  kładli  zmarłych  do  trumien  i  czekali  do  wiosny,  by  ich  złożyć  do 

poświęconej ziemi. Dostojnik w księżowskiej sukience nie dowie się, że tych dwóch nie ma 

prawa do godnego pochówku. Zadbają o to, by dobrze zabić wieka. 

Skoro Reijo zajął się swoim ojcem, oni sprawią trumnę Isakowi. 

I wszyscy będą milczeć. 

Ale między sobą gadali o zdarzeniach nader chętnie. Trzeba było znaleźć winnego. 

Raija. 

To  od  niej  wszystko  się  zaczęło.  Przed  jej  przybyciem  w  wiosce  panował  ład  i 

porządek, opowiadali ludzie, zapominając o dawnych swarach. 

Odgrzebywano stare wspomnienia. 

background image

Peder  zmarł  zaraz,  jak  przyjęli  Raiję.  Kristina  też.  Wtedy  wypadki  potoczyły  się  jak 

lawina. 

Najpierw ten niepoczytalny Lapończyk oszpecił Isaka nożem. 

Marta odeszła z tego świata, kiedy Raija została jej synową. Kalle i Kristian zginęli na 

morzu,  wreszcie  Antti  i  Isak.  Wszystko  przez  nią.  I  jeszcze  ten  mały  bękart  o  pociętej 

twarzy... 

Przecież  to  nie  Kalle  ją  spłodził.  Maja  poczęła  się  z  grzechu  i  zasługiwała  na  karę. 

Teraz cały świat mógł ujrzeć jej matkę we właściwym świetle. 

Dobrze jej tak... 

Rai  ja  przeniosła  się  do  domku  nad  rzeką.  Nie  lubiła  mieszkać  na  cyplu.  Góry 

przerażały  ją  swoją  bliskością,  doskwierało  jej  surowe  morskie  powietrze.  Nienawidziła 

krzyku mew, który witał ją za progiem. Nie mogła znieść bezpośredniego sąsiedztwa wsi. 

Przed Bożym Narodzeniem podzieliła się swoim zamiarem z Reijo. Nie pytając wiele, 

przeniósł się razem z nią. 

Knut dorastał. Ku radości Reijo z rysów twarzy coraz bardziej przypominał ojca. 

Mieli za swoje plotkarze, którzy rozpowiadali o nowym bękarcie Raiji! 

Reijo nie wiedział, że ludzie nie zaprzątali już sobie tym głowy. 

Elise  została  prawą  ręką  Raiji.  Wymawiała  się  od  zabawy  i  chodziła  krok  w  krok  za 

przybraną matką. 

Naśladowała  ją  we  wszystkim  i  wyrastała  na  prawdziwą  gospodynię  i  troskliwą 

siostrę. 

Rany  Mai  zagoiły  się,  być  może  dzięki  ziołowej  kuracji  matki.  Blizny  nie  były  tak 

wyraźne i szpecące, jak się obawiał Reijo, ale Isak zadał dziecku inne rany. 

Stało się lękliwe i płochliwe jak ptaki, które przylatują z wiosną. 

Darzyła  zaufaniem  matkę  i  Reijo,  ale  nawet  siedząc  u  nich  na  kolanach,  wodziła 

wokół  przerażonym  wzrokiem,  napięta,  gotowa  do  ucieczki.  Nie  powiedziała  ani  słowa  o 

wydarzeniach tamtej nocy. 

Kiedy  minęło  kilka  miesięcy,  usiłowali  coś  z  malej  wydobyć.  Przemawiali  do  niej 

łagodnie, stawiali ostrożne pytania. 

W  przedziwnych  oczach  Mai  z  miodową  obwódką  wokół  źrenic  pojawił  się  strach. 

Ś

ciągnęła buzię, jej wargi drżały, ale nic nie powiedziała. 

Zrozumieli wtedy, że jedynie pogarszają sprawę. Pytania nie uwalniały Mai od lęków, 

lecz kazały przeżywać na nowo koszmar tamtej nocy. Otwierały stare rany. 

background image

Pozwolili  jej  milczeć.  Może  zdoła  zapomnieć.  Nigdy  już  nie  wracali  do  tych 

wspomnień. 

Tylko Knut nie wiedział nic o trudach życia. 

Nadszedł rok 1728. 

Zima była taka sama. Data nie miała znaczenia. 

Ż

ycie Raiji i Reijo nie uległo żadnym zmianom. Reijo coraz częściej wracał myślami 

do obietnicy, którą złożył samemu sobie w tę tragiczną noc. 

Chciał  wyjechać  z  Lyngen,  znad  fiordu  wciśniętego  pomiędzy  góry.  Opuścić  wieś,  z 

którą wiązało go tyleż dobrych, co złych wspomnień. 

Pragnął  ruszyć  na  północ.  Tam,  gdzie  krajobraz  otwierał  się  na  podobieństwo  kraju 

rodzinnego, lecz klimat był surowszy, a ziemia mniej urodzajna. Tam, gdzie czekało złoto, o 

którym śnił, zanim jeszcze zamieszkał nad fiordami. 

W pewien styczniowy wieczór zebrał się na odwagę i poprosił Raiję o rozmowę. 

Raija  właśnie  położyła  dzieci  i  sama  szykowała  się  do  snu.  Jej  ciało  nie  nosiło  już 

ś

ladów połogu, kształtnie zaokrąglone wyglądało równie powabnie jak dawniej. 

Policzki  miała  pełne,  ale  coś  nieuchwytnego  w  jej  twarzy  mówiło  mu,  że  Raija  na 

zawsze  utraciła  młodzieńczą  naiwność.  Życie  nauczyło  ją,  że  sny  się  nie  spełniają.  A  teraz 

Reijo zapragnął wtajemniczyć ją w swoje plany. 

- Mieliśmy marzenia, Karl i ja - rozpoczął, zerkając na nią ponad stołem. 

Chociaż raz siedziała bezczynnie, nie zajęta robotą. 

- Ja też miałam marzenia - odrzekła twardo. - Dawno już je porzuciłam. 

-  Chcesz  posłuchać  o  naszych?  -  zapytał.  -  Nie  ciekawi  cię,  gdzie  Kalle  znikał 

wieczorami? 

-  Ciekawi  -  wyszeptała.  -  Opowiadaj,  Reijo:  Reijo  zaczął  snuć  opowieść.  O 

chłopięcych rozmowach. O tym, co kupią za znaleziony kruszec. 

O ciężkiej pracy i nieustannym rozczarowaniu. I o tęsknotach, którymi dodawali sobie 

otuchy. Wszystkie biegły ku niej, to jej gotowi byli podarować gwiazdkę z nieba. 

Reijo  uświadamiał  sobie  teraz  niedojrzałość  chłopięcych  pragnień.  Pobłażliwy 

uśmiech Raiji świadczył, że i ona miała podobne odczucia. 

Tak jednak było. 

- To naszą chatę znalazła Maja - zakończył Reijo. - W końcu na coś się przydała. 

-  Ale  nie  dlatego  opowiedziałeś  mi  tę  historię.  Znowu  się  uśmiechnęła.  Była  piękna. 

Wyrzucona  poza  nawias  społeczności,  zmęczona  i  tragicznie  doświadczona  emanowała 

background image

pięknem,  jakiego  Reijo  dotąd  nie  widział.  Poruszała  tajemne  struny  jego  duszy,  budziła 

tęsknotę. 

- Nie marzysz o wyjeździe stąd? - spytał, nachylając się ku niej. 

- Codziennie - odpowiedziała bez zastanowienia. 

- Wyjechałabyś, gdybyś mogła? 

Raija pochyliła głowę. 

- Sama? Z trójką dzieci? 

- Wiesz, że możesz na mnie liczyć - odrzekł rozczarowany. 

Napotkał spojrzenie jej mądrych oczu. 

-  Chcę,  Reijo,  ale  się  boję.  Zaufam  tobie,  a  ty  zakochasz  się  w  jakiejś  dziewczynie  i 

zapragniesz  założyć  własną  rodzinę.  I  będziesz  miał  do  tego  prawo.  Nie  mogę  ci  się 

narzucać... 

- Mam ochotę wyjechać - przerwał jej, udając, że nie słyszy jej argumentów. - Wielu 

wyruszy  po  następnym  jarmarku.  Moglibyśmy  dołączyć  do  nich  i  uniknąć  trudów  samotnej 

wędrówki. Damy sobie radę. Jesteście moją rodziną, to się nigdy nie zmieni... 

Wzrok Reijo zdradzał to, o czym Raija wiedziała od dawna. 

- Jesteście mi potrzebni. Czuję się odpowiedzialny za was. Tylko was mam! 

- My ciebie też potrzebujemy, Reijo - przyznała otwarcie. - Nic mnie tutaj nie trzyma. 

Nie  zaznałam  ludzkiej  życzliwości,  a  ten  krajobraz  mnie  przytłacza.  Śnię  o  otwartych 

przestrzeniach,  gdzie  dzieci  mogłyby  iść  z  wiatrem  w  zawody...  -  Roześmiała  się.  -  Nie-

mądrze gadam? 

Reijo  potrząsnął  głową.  Cieszyło  go  zaufanie  Raiji,  świadomość,  że  wciąż  potrafią 

rozmawiać jak w czasach beztroskiej młodości. 

Niewiele lat upłynęło, lecz jemu zdały się całym, życiem. 

- Pojedziesz ze mną? 

Uśmiech Raiji ciepłem i urodą dorównywał słońcu. Skinęła głową i położyła dłoń. na 

jego splecionych rękach. 

- Pojedziemy z tobą. Choćbyśmy mieli wyruszyć jutro... 

Reijo  poczuł  się  niewypowiedzianie  szczęśliwy.  Uchwycił  jej  dłonie,  pogładził 

kształtne palce, dotknął stwardniałej skóry na szorstkich rękach chłopki i żony rybaka. Raija 

ciężko  pracowała  na  chleb.  Lecz  skóra  na  jej  ramionach  była  miękka  i  gładka  jak  sukna, 

których Reijo dotykał w kupieckich straganach na wybrzeżu Finnmarku. 

background image

Nie powiedział jej nigdy, że trzymał w rękach belę materiału, zdecydowany kupić dla 

niej  skrawek  tej  cudownej  i  drogiej  tkaniny.  W  końcu  ją  odłożył.  Wydałby  mnóstwo 

pieniędzy na próżno. Raija nie potrzebowała sukni. Pierwsza by mu wypomniała rozrzutność. 

Potrafiła  oczarowywać  ludzi.  Nie  tylko  urodą,  także  czymś,  czego  nie  umiał  nazwać 

słowami. Trudno było nie ulec jej urokowi. Natura wyposażyła ją w tę niezwykłą siłę, która 

od wieków fascynuje i pociąga mężczyzn. 

Natura  hojnie  też  obdarowała  ją  przymiotami  ciała.  Dała  jej  cerę  barwy  złotej  o 

jasnoróżowym  odcieniu,  tej  samej  o  każdej  porze  roku.  Karnacją  wyróżniała  się  z  tłumu 

dziewcząt,  które  Reijo  znał.  Obdarzyła  oczami,  w  których  można  było  utonąć  i  które  w 

ciemnej bezdennej otchłani kryły tajemnice niedostępne innym ludziom. 

I  jeszcze  innymi  zaletami,  których  Reijo  nie  potrafił  nawet  nazwać.  A  może  nie 

chciał? Tajemniczość jej natury podsycała jedynie jego fascynację. 

Starczyło, że wypełniała mu wszystkie myśli, stała się celem i istotą życia... 

Bezwiednie  podała  mu  drugą  dłoń.  Jej  spojrzenie  przyprawiło  Reijo  o  szybsze  bicie 

serca. 

Wokół  nich  panowała  ciemność,  rozpraszana  nikłym  światłem  lampy,  która  rzucała 

długie  cienie.  Reijo  nie  zgasił  jej.  W  słabym  poblasku  Raija  wyglądała  jak  księżniczka. 

Ś

wiatło igrało na jej policzkach, odbijało się we włosach splecionych w warkocz. 

Zapragnął  ujrzeć,  jak  spływają  po  jej  ramionach  na  podobieństwo  wiosennego 

wodospadu... 

Puścił jej dłonie. W oczach Raiji pojawił się błysk rozczarowania. 

Reijo  podniósł  się  i  usiadł  obok  niej.  Ławka  była  wąska.  Bliskość  Raiji  sprawiła,  że 

krew  w  nim  zawrzała.  Ich  uda  zetknęły  się,  przez  nogawkę  spodni  napiętymi  mięśniami 

wyczuwał miękkość jej ciała. 

Raija nie posunęła się nawet o cal. 

Obiecał jej kiedyś, że nie uczyni nic wbrew jej woli. Że nie poprosi o coś, czego nie 

będzie mogła mu ofiarować. Teraz czekał, by go odtrąciła. 

Raija nie zrobiła tego. 

Drżącymi  rękoma  rozplatał  tasiemkę  w  jej  włosach  i  rozczesał  je  palcami.  Poczuł 

chłodny dotyk jedwabistych loków. 

Z  głuchym  jękiem  objął  ją  w  talii,  przyciągnął  do  siebie  i  zajrzał  w  brązowe  oczy. 

Zdawało  mu  się,  że  śni,  ale  na  ustach  Raiji  pojawił  się  uśmiech,  który  przywołał  Reijo  do 

rzeczywistości. To nie był sen, naprawdę trzymał ją w ramionach. Objęła go za szyję, wsunę-

background image

ła dłonie za kołnierz koszuli. Reijo nie mógł złapać tchu, serce biło jak oszalałe, szumiało mu 

w głowie. 

Od  dawna  wiedział,  że  to  musi  przyjść.  Zawsze  tego  pragnął,  choć  czasami  bal  się 

własnych myśli. 

W  oczach  Raiji  pojawiła  się  tęcza.  Światło  lampy  błysnęło  wszystkimi  kolorami  pod 

jej powiekami. 

- Raiju... 

Usłyszał jej imię i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to jego głos wypowiedział 

je szeptem przepełnionym miłością i tęsknotą. 

- Nie wstydź się mnie! - dodał niezdarnie. 

Ręce  Raiji  błądziły  po  jego  twarzy,  śledziły  jej  rysy,  niezbyt  piękne,  ale  męskie  i 

zdecydowane. 

Całował palce Raiji. Jego spragnione ciało płonęło. 

- Nie umiałabym wstydzić się ciebie - szepnęła. Głos miała odmieniony, zachrypnięty. 

Zapowiadał coś, czego Reijo nie potrafił nazwać. 

Dostrzegł jedynie, że na jej twarzy pojawił się wyraz pożądania. 

Palce Raiji, które przed chwilą tańczyły na twarzy Reijo, przesunęły się na jego szyję, 

zatrzymały  na  pulsującej  tętnem  skórze  i  ponownie  zamknęły  na  karku.  Potem  wplątały  się 

we włosy i pociągnęły twarz Reijo w dół. 

Ujrzał usta rozchylające się jak karminowy kwiat i nie miał sił, by się im oprzeć. Nie 

chciał się im opierać. 

Miękkość  jej  warg  go  upoiła.  Błądził  po  nich  leniwie  językiem,  nie  potrafił  dłużej 

zapanować nad rękami. 

Czuł pieszczoty na plecach, badawcze, spokojne, cudowne. 

Rozgorączkowanymi  dłońmi  sięgnął  pod  jej  cienką  koszulę.  Jęknęła  cicho,  kiedy 

dotknął krągłych piersi. Cofnęła się lekko, by zrobić mu więcej miejsca na ławie. 

Nie odrywając się od ust Raiji, zaczął walczyć z opornymi guzikami jej koszuli. Omal 

ich  nie  poodrywał.  Raija  z  promiennym  uśmiechem  wyślizgnęła  się  z  jego  objęć.  Przez 

ułamek sekundy Reijo sądził, że mu się wymyka, że pożałowała... 

Raija wstała nie po to, by go opuścić. Zebrała futra leżące na lawie i rozpostarła je na 

podłodze.  Uśmiech  wciąż  błąkał  się  po  jej  wargach,  jej  policzki  pałały,  a  usta  nabiegły 

czerwienią. 

Reijo wstał jak pijany i chciał ją wziąć w ramiona, ale powstrzymała go. 

background image

Utkwiwszy w nim lekko zawstydzony wzrok, rozpięła guziki koszuli, jednym ruchem 

ś

ciągnęła ją przez głowę i stanęła przed nim naga od pasa w górę. 

Reijo  przełknął  ślinę  i  cofnął  się  na  widok  białej  skóry,  pełnych  piersi,  kusząco 

nachylonych ku niemu jak dojrzale jesienne maliny. 

Miał  ochotę  położyć  na  nich  dłonie,  pieścić  je,  dotykać  ustami,  językiem  zbadać 

stwardniałe  sutki...  Jeszcze  raz  przełknął  ślinę,  kiedy  zobaczył,  jak  Raija  rozpina  suknię, 

przyglądając się mu znacząco. Reijo zrozumiał. 

Pospiesznie  ściągnął  koszulę  i  rzucił  ją  w  kąt.  Poczuł  jej  badawczy  wzrok  na  swoim 

ciele  i  wiedział,  że  nie  ma  się  czego  wstydzić.  Zresztą  nie  po  raz  pierwszy  widziała  jego 

obnażony tors. Jednak nie w takiej sytuacji... 

Nigdy dotąd nie było w spojrzeniu Raiji takiej zmysłowości i takiego podziwu. Reijo 

podobał się kobietom. Miał zresztą za sobą niejedno doświadczenie. 

Młodzieniec szybko staje się mężczyzną na wyprawach rybackich. 

Zaczerwienił się, rozpinając spodnie. 

Do diabła! Dotąd to dziewczęta czerwieniły się z powodu jego natarczywości... 

Wzrok Raiji wszystko odmienił. Wcześniej Reijo nie liczył się z uczuciami kobiet, nie 

dbał o to, co sądziły o nim i jego ciele. Nic nie znaczyły poza kolejnym doświadczeniem. 

Z Raiją to coś zupełnie innego. 

Raija  była  najważniejsza.  Wyraz  rozczarowania  w  jej  ciemnych  oczach  stanowiłby 

wyrok. Reijo czuł się jak młokos. 

Teraz żałował, że nie zgasił lampy. Chciał patrzeć na nią, ale oznaczało to przecież, że 

sam wystawiał się na osąd jej oczu. 

- Nie wstydź się, Reijo! Tak jest dobrze... 

Jej dłonie puściły suknię. Stanęła przed nim naga. 

Piękna. Niewypowiedzianie piękna. 

Reijo zaczął niezdarnie wyplątywać się ze spodni. 

Ledwie  panował  nad  podnieceniem.  Rzucał  ukradkowe  spojrzenia  na  jej  wspaniałe 

ciało, jego ręce tęskniły do miękkości skóry, usta do całowania. 

Raija dawno już posiadła duszę Reijo. Teraz on płonął, by posiąść jej ciało. 

Uklęknęła  na  futrzanym  posłaniu.  Nie  znać  było  po  niej  ni  cienia  wstydu  i  Reijo  w 

okamgnieniu pozbył się natrętnych myśli, które przelatywały mu przez głowę. 

Nie miało żadnego znaczenia, że była kiedyś z Mikkalem i Karlem. 

Teraz jemu ofiarowywała siebie. 

Reijo zapomniał o wstydzie. Z Raiją w ramionach zatonął w miękkości futer. 

background image

Chciał  powiedzieć  jej  o  swojej  miłości,  ale  się  powstrzymał.  Żadnych  obietnic, 

ż

adnych zobowiązań. 

Reijo wiedział, że tego właśnie chciała. 

Pieścił ją odważniej niż w snach. 

A ona oddawała pieszczoty inaczej niż kobiety, z którymi Reijo uprawiał miłość. 

Nie  była  bierna,  każdy  skrawek  jej  skóry  płonął  ogniem.  Drobne  dłonie  bez  żenady 

szukały tych miejsc na jego ciele, gdzie dotyk sprawiał największą rozkosz. 

Jej biegłość sprawiała, że jęczał z zachwytu. 

Przewracali  się  po  posłaniu,  badali  najtajniejsze  zakamarki  ciała,  upojeni  wzajemną 

bliskością ofiarowywali sobie ciepło, czułość, aż do ostatecznego spełnienia. 

Reijo  przykrył  ją  sobą,  kompletnie  wyczerpany.  Nigdy  dotąd  nie  zaznał  takiego 

szczęścia w ramionach kobiety. 

Raija śmiała się cicho. Obejmowała go wpół, jej oczy błyszczały. 

-  Udusisz  mnie  -  szepnęła,  lecz  kiedy  chciał  się  unieść,  zwinnie  przewróciła  go  na 

plecy, nie puszczając z objęć. 

Z  westchnieniem  zadowolenia  położyła  głowę  na  piersi  Reijo,  wplotła  palce  w 

porastające ją jasne loki, pogłaskała mięśnie rysujące się pod skórą. 

Reijo  zamknął  oczy,  rozkoszując  się  chwilą.  Raija  poruszała  się  w  takt  jego 

oddechów. 

Wciąż  był  w  niej.  Coś  takiego  przeżywał  po  raz  pierwszy.  Nie  był  w  stanie  myśleć 

jasno, dłonie znów zatęskniły za jej skórą. 

Pogładził miękkie zaokrąglenia jej ramion, odrobinę za szerokich, ale wciąż niezwykle 

kobiecych.  Przeniósł  dłonie  na  jej  plecy,  wzdłuż  łagodnego  zagłębienia  na  środku 

poprowadził je na miękkie pagórki bioder. Raija  była zawsze  chłopięco szczupła w talii, ale 

ciąże dodały jej krągłości i w tym miejscu. 

Reijo pocałował ją leniwie w czoło, nie przerywając badawczej podróży. 

Pieścił  jej  pośladki,  po  czym  wsunął  ręce  między  uda.  Znalazł  palcami  to  wilgotne  i 

ciepłe  miejsce.  Raija  jęknęła,  ocierając  się  o  jego  dłonie.  Przekręciła  do  niego  twarz, 

wysunęła usta. Reijo przerwał pieszczotę, objął ją za ramiona i odwrócił na plecy. 

Znalazł  jej  usta,  pocałował  namiętnie.  Reijo  poczuł,  jak  jego  ciało  budzi  się  do 

miłości. Rósł w niej, napełniał ją sobą, a ona tuliła się do niego w radosnym oczekiwaniu. 

Wygięła w górę biodra, przepełniona tą samą tęsknotą. 

Podniecała  go,  poruszała  w  nim  nowe  pokłady  doznań.  Dotąd  nie  zawracał  sobie 

głowy zadowoleniem kobiety w miłosnym akcie. Dbał tylko o siebie. 

background image

Teraz  nie  mógł  się  obyć  bez  cichych  jęków  Raiji,  potrzebował  dowodów  na  to,  że 

rozkosz jest obopólna. Potrzebował ognia namiętności w jej oczach. Krzyków, które mówiły 

mu, że oboje znajdują się w tym samym niebie. 

Wargami, dłońmi robił bezwstydne rzeczy, by zyskać nowe świadectwo jej miłosnego 

uniesienia. 

Reijo sądził dotąd, że wie, co to miłość fizyczna. Uważał, iż ma dość doświadczenia, 

by obdarzyć kobietę wspomnieniem na całe życie. 

Teraz zdał sobie sprawę, że przedtem nie zaznał namiętności. 

Nie  poznał  prawdziwej  miłości,  zanim  nie  wziął  Raiji  w  ramiona.  W  jedną  noc 

nauczyła go, czego trzeba kobiecie i co kobieta może ofiarować. 

Z wargami złączonymi w gorącym pocałunku sięgali po nowe szczyty. 

Ich dłonie ofiarowywały więcej niż brały, a mimo to oboje dostawali więcej, niż mogli 

dać.  Znaleźli  wspólny  rytm  i  razem  osiągnęli  rozkosz.  Ich  paznokcie  pozostawiły  na  skórze 

ś

lady  tej  nocy,  kiedy  stali  się  jednością,  kiedy  leżeli  spleceni,  złączeni  każdym  skrawkiem 

ciała.  Nocy  spełnionych  marzeń.  Tego  im  było  trzeba,  by  stawić  czoło  surowej 

rzeczywistości. 

Tak długo musieli obywać się bez ciepła i bliskości drugiego człowieka, a przecież nie 

sposób wtedy zachować wiarę w dobro. Cielesne zaspokojenie złagodziło tęsknotę, wypełniło 

pustkę. 

Wykorzystali  tę  szansę.  W  czułym  uścisku  nie  mieli  nic  do  stracenia,  ale  też  nic  do 

wygrania... 

Raija zapadła w sen. Reijo leżał z otwartymi oczyma, nie mogąc uwierzyć w to, co się 

stało. 

Nie  tracił  czasu  na  próżne  rozważania,  poddał  się  uczuciom.  Przeżywał  jeszcze  raz 

każdą chwilę miłosnej nocy, póki wciąż była świeżym wspomnieniem. 

Miał  gorzkie  przeczucie,  że  ta  noc  się  nie  powtórzy.  Rozkosz  miała  smak 

skradzionego owocu... 

Raija  obudziła  się  przed  świtem.  Przeciągnęła  dłonią  po  czole  i  odrzuciła  włosy  na 

plecy. Reijo zrozumiał, że wszystko jest jak dawniej. W jej oczach nie było żalu i wstydu, ale 

i żadnych obietnic na przyszłość. 

A on? 

Nie  wiedział.  Był  zadowolony,  przeżył  coś  wyjątkowego,  a  jednak...  Czy  w  ich 

związku  nie  pojawi  się  teraz  nowe  napięcie,  niepodobne  do  tego,  które  znalazło  ujście 

poprzedniej nocy? 

background image

- Dobrze się sprawiłeś - powiedziała, głaszcząc go po policzku. - Potrzebowałam tego. 

Nie potrafię żyć w samotności. Bez mężczyzny... 

Reijo nie słyszał nigdy podobnych słów z ust kobiety. 

Takie  potrzeby  miały  ponoć  jedynie  tanie  dziewki,  choć  nawet  one  rzadko  sprawiały 

wrażenie zadowolonych. Leżały z nieporuszoną twarzą, brały zapłatę i znikały. 

Wszystkie porządne kobiety uprawiały miłość z obowiązku - żeby rodzić dzieci. 

Raija  przyznawała,  że  to  lubi  i  potrzebuje  fizycznego  spełnienia.  Na  przekór 

rozsądkowi Reijo przyjął to szczere wyznanie z szacunkiem. 

- Byłaś wspaniała - przyznał głosem zachrypniętym jak nigdy, ale też nigdy dotąd nie 

przeżył takiej rozkoszy. Raija uśmiechnęła się pobłażliwie, jej twarz tchnęła spokojem. Reijo 

wiedział, że ją kocha, że potrzebuje jej przyjaźni, mądrości i siły. Jej całej. 

I wiedział, czego musi sobie odmówić, by zatrzymać Raiję u swego boku. 

- To nic nie zmienia - dodał, szukając jej wzroku. - Wiesz o tym, Raiju, prawda? 

Skinęła nieznacznie głową. 

-  Potrzebowałam  kogoś  -  powiedziała.  -  Ty  potrzebowałeś  kogoś.  Było  pięknie, 

nieomal  zbyt  pięknie,  Reijo.  Będę  wracała  myślami  do  tej  nocy.  Będę  marzyć,  by  się 

powtórzyła... 

Reijo przytaknął. Czuł to samo. 

-  Nie  może  się  powtórzyć  -  wyszeptał.  Pragnął  dotknąć  jej  ciała,  ale  powstrzymywał 

się, nie podchodził zbyt blisko. 

Z  łatwością  mogli  zerwać  obietnice.  Oboje  czuli  tę  samą  słabość,  oboje  żyli 

wspomnieniem nocy. 

A jednak nie byliby w stanie tego uczynić, nie niszcząc wszystkiego. Łączyło ich coś 

więcej niż fizyczne pożądanie. 

-  Pozbądźmy  się  niedomówień  -  rzuciła,  błądząc  wzrokiem  po  jego  ciele,  tak  jak  on 

ś

ledził  spojrzeniem  miękkie  linie  jej  sylwetki.  Pozostawały  im  wspomnienia.  Nikogo  nie 

można  pozbawić  wspomnień.  -  Jesteś  jednym  z  najlepszych  ludzi,  jakich  znam,  Reijo.  Nie 

chcę  cię  stracić,  ale  jeśli  będziemy  spać  ze  sobą,  zniszczymy  to,  co  nas  łączy.  Potrzebuję 

twojej przyjaźni! 

Ostatnie słowa nieomal wykrzyknęła. Reijo chciał ją wziąć w ramiona i pocieszyć, ale 

powstrzymał się w ostatniej chwili. Uśmiechnął się smutno. 

-  Wiem,  Raiju,  wiem.  Obdarowałaś  mnie  najwspanialszym  wspomnieniem.  O  więcej 

nie  poproszę.  Utracimy  to,  co  najcenniejsze,  jeśli  posuniemy  się  za  daleko.  Wiem,  do  kogo 

należy  twoje  serce.  Zbyt  mocno  go  szanuję,  by  zniszczyć  nasz  związek.  Nie  jesteśmy  sobie 

background image

pisani  -  dodał  z  krzywym  uśmiechem,  ale  jego  wzrok  powiedział  Raiji,  że  przyjmie  to  jak 

mężczyzna. - Nic nie mogę na to poradzić, że czuję żal z tego powodu... 

Usiadła i włożyła koszulę przez głowę. Brak guzika przywołał uśmiech na jej twarz. 

-  Nic  nikomu  nie  jestem  winna  -  stwierdziła.  Nie  zwracała  się  do  Reijo,  sprawiała 

wrażenie,  jakby  usiłowała  przekonać  samą  siebie.  -  Mikkal  ma  Siggę.  Gardzi  nią,  ale  sam 

dokonał  wyboru.  Nie  muszę  dochowywać  mu  wierności.  Kalle  nie  żyje.  Na  pewno  nie 

ż

yczyłby  sobie,  bym  została  wdową  przez  całe  życie.  Jestem  młoda.  Mogę  kochać,  kogo 

zechcę. 

Reijo leżał, przyglądając się jej. Uniósł kąciki ust w górę. 

- Sama sobie przeczysz, dziewczyno - powiedział łagodnie. - Usiłujesz usprawiedliwić 

nasz związek? Nie posuwaj się za daleko, Raiju. Chcę mieć wszystko albo nic. Nie zadowolę 

się okruchami... 

Westchnęła i sięgnęła po suknię. Założyła ją i zapięła starannie. 

-  Gdybym  mogła  cię  pokochać,  Reijo!  Zapewniłbyś  mi  życie,  jakiego  pragnę.  Na 

dodatek mnie kochasz. - Jej słowa raniły mu serce, ale szczerość jest ważną cechą przyjaźni. 

-  Ale  ty  mnie  nie  kochasz  -  przypomniał  jej.  -  Nie  mów  o  mrzonkach,  bo  ranisz  nas 

oboje.  Wszystko  zostanie  bez  zmian.  Nie  będziemy  wracać  do  tej  nocy,  była  cudowna,  ale 

nigdy się nie powtórzy. Lepiej jest kochać i przegrać, niż nie kochać wcale. 

Raija rzuciła mu długie spojrzenie i ponownie westchnęła. 

-  Szkoda,  że  cię  nie  kocham.  Mikkal  jest  częścią  mnie.  Nic  mu  nie  jestem  winna  - 

powtórzyła  -  nawet  nie  zauważył,  że  Maja  to  jego  córka.  Ale  nigdy  nie  będę  należeć  do 

nikogo innego. Straszny los, ale nic na to nie poradzę. Umrę jako stara zgorzkniała kobieta, a 

on będzie wciąż płodził dzieci z Siggą. Ta kobieta ma wszystko, o czym marzę, a ja nawet nie 

potrafię jej nienawidzić... 

- Bo go kochasz - rzekł Reijo. Przytaknęła. Reijo podniósł się i ubrał. Zwinęli futra i 

wsunęli pod ławę. Wstał poranek. Noc, ich jedyna wspólna noc, należała do przeszłości. Już 

nigdy się nie powtórzy. 

- Wciąż chcę was zabrać na północ - stwierdził. Raija uśmiechnęła się. 

- A ja wciąż chcę jechać z tobą. 

background image

15 

Kiedy decyzja zapadła, łatwiej było planować podróż. 

Przejrzeli skromny dobytek i spakowali najniezbędniejsze rzeczy. 

Resztę  sprzętów  złożyli  w  kącie  w  kuchni.  Reijo  uważał,  że  można  je  sprzedać  na 

targu  i  dostać  trochę  grosza.  Ludzie  gotowi  byli  kupić  wszystko.  No  i  musieli  pozbyć  się 

zwierząt i łodzi. 

Nie chcieli mieć nic, co łączyło ich z tym miejscem. Wyjeżdżali, by nigdy nie wrócić. 

Decyzja była nieodwołalna. 

Zamierzali  spalić  za  sobą  wszystkie  mosty  i  ruszyć  ku  nowemu  światu,  zacząć  nowe 

ż

ycie, dla siebie i dla dzieci. 

W Lyngen nic już ich nie trzymało. Byli młodzi, pełni chęci do działania. Nie wątpili, 

ż

e się im uda. 

Nie przyjechali na jarmark. W nadmorskiej krainie upatrywali szansę na lepsze życie. 

Wyruszyli w długą podróż bez grosza przy duszy. 

Od rzeki Tome do wioski Skibotn nad brzegiem fiordu było pięćset kilometrów. 

Przebyli tę drogę pieszo. Szli cały rok, najmując się do pracy w czasie wędrówki, by 

zarobić na trochę strawy. 

Ludzie traktowali ich życzliwie, dawali skromną zapłatę, choć sami nie mieli wiele. 

Szli  śladem  innych  wędrowców  drogą  wiodącą  wśród  gór  ku  fiordowi,  onieśmieleni 

przytłaczającym ogromem krajobrazu, jakże odmiennego od tego, który zostawili w rodzinnej 

Finlandii. Postępowali doliną, słuchając ludzkich opowieści o wielkim targowisku. 

Ludzie  wychwalali  pod  niebiosa  obfity  w  ryby  fiord  i  łagodny  klimat.  Tam  zawsze 

ś

wieci słońce, mówili, a zimą spada niewiele śniegu. Nie ma lepszego miejsca na ziemi. 

Wierzyli  im,  bo  byli  wyczerpani  i  chętnie  słuchali  opowieści  o  Ruiji.  Wierzyli  z 

tęsknoty za lepszym losem. 

Wstydzili  się  swego  wyglądu  i  nie  odważyli  się  wzorem  innych  wejść  do  wioski. 

Zostali z tyłu, niepewni, co robić. Starali wesprzeć się nawzajem, tak jak zawsze czynili. Nie 

mieli dobytku, ale wciąż mieli siebie. 

Raija  dostrzegła  ich  na  ścieżce  biegnącej  koło  domu.  Była  sama  z  dziećmi.  Reijo 

wyruszył do wioski, by sprzedać łódź ojca. 

Przyjechało już sporo kupców i Reijo liczył, że z którymś dobije targu. Łódź była w 

dobrym stanie, spodziewał się niezłej ceny. 

background image

Tych  dwoje  oberwańców  różniło  się  od  tłumu  ludzi  zdążających  na  jarmark.  Raiji 

ś

cisnęło się serce na ich widok. 

Nie  musiała  zgadywać,  skąd  pochodzą.  Nie  musiała  pytać,  po  co  przyjechali. 

Wiedziała jedynie, że powinna przywitać ich ciepło i przyjaźnie, bo nikt inny tego nie uczyni. 

Wyszła  na  podwórze  i  zaprosiła  do  środka,  zwracając  się  do  nich  w  ich  ojczystym 

języku. 

Zdumieni posłuchali wezwania. Podeszli bliżej, trzymając się za  ręce. Mieli na sobie 

podarte łachmany i znoszone skórzane kierpce. 

Raija od razu ich polubiła. 

-  Jesteś  Finką?  -  spytał  mężczyzna  o  jasnych  włosach  i  typowo  fińskich  szarych 

oczach, wyciągając ku niej silną dłoń. 

Raija uścisnęła ją, zapewniając gościa, że pochodzi z Finlandii. 

Jego  drobna  żona  dygnęła  wstydliwie,  wprawiając  Raiję  Alatalo  w  zakłopotanie. 

Dotąd nikt się jej nie kłaniał! 

Posadziła ich w izbie i postawiła jedzenie na stole. Coś jej mówiło, że tych dwoje od 

dawna nie miało nic ciepłego w ustach. 

Przedstawili  się  jako  Tarja  i  Taavi  Parkkinen.  Pochodzili  z  wioski  leżącej  po 

przeciwnej  stronie  rzeki  Tome,  z  dala  od  jej  rodzinnych  stron,  ale  Raija  i  tak  uznała  ich  za 

ziomków. Przywozili ze sobą tchnienie ojczystej ziemi. 

Opowiedzieli swoją historię. Czasy nie były wcale złe, lecz Taavi pochodził z licznej 

rodziny. Kiedy ojciec umarł, synowie zamierzali podzielić ziemię między siebie, ale było jej 

zbyt mało, by wyżywić wszystkich. 

Czterej najmłodsi bracia postanowili szukać szczęścia na własną rękę. 

Taavi zabrał młodą żonę i ruszył w drogę. Tyle dobrego słyszał o Ruiji. 

Raija  wiedziała  swoje  i  znała  te  opowieści.  Nie  chciała  jednak  pierwszego  dnia  w 

nadmorskim kraju pozbawiać przybyszów złudzeń. 

Zaofiarowała im dach nad głową i wyszukała coś do ubrania. 

Fińska  duma  i  godność  kazały  im  odmówić  przyjęcia  daru,  ale  Raija  użyła  mocnych 

argumentów. 

- Nie kieruje mną współczucie! - zaczęła. - Nie ruszyłabym palcem, by pomóc dwóm 

wędrownym  oberwańcom,  ale  jesteście  moimi  rodakami.  Mam  pozwolić  wam  chodzić  w 

łachmanach,  skoro  mnie  zbywa  na  odzieniu?  Nie  obrażajcie  mnie  odmową!  Chcę,  byście 

zostali jakiś czas. Już wieki całe nie miałam wieści z rodzinnych stron. 

background image

Przemowa  pomogła,  a  jej  zdecydowanie  wywołało  uśmiech  na  ustach  gości.  Przyjęli 

propozycję kąpieli i wzięli ubranie, w ramach pożyczki. Raija nie miała nic przeciwko temu. 

Wysłała ich do drugiej izby, by się oporządzili. 

Maja  i  Elise  z  ciekawością  przyglądały  się  scenie.  Obcy  ludzie  rzadko  bywali  w  ich 

domu. W ogóle rzadko kto zachodził do nich z wizytą. 

- Kto to? - spytała Elise. Była starsza i zwykle pierwsza zabierała głos. 

-  Przyjaciele  -  odrzekła  Raija.  Uśmiechała  się,  jej  policzki  pokryły  się  rumieńcem.  - 

Dobrzy przyjaciele. Ciocia Tarja i wujek Taavi. 

- Dziwne imiona - stwierdziła Elise. 

-  Są  z  Finlandii  -  wyjaśniła  Raija.  -  Ja  i  Reijo  też  stamtąd  pochodzimy.  Wyruszą  z 

nami w długą podróż... 

Nie  zastanawiała  się  nad  swoimi  słowami,  ale  z  chwilą  gdy  je  wymówiła,  wiedziała, 

ż

e nie może być inaczej. 

Tarja i Taavi mieli za sobą długą wędrówkę, ale Raija czuła, że ich nie zostawi, zbyt 

bardzo  ich  polubiła.  Na  północy  czekały  wspaniałe  możliwości,  tego  była  pewna.  Musi 

skłonić Reijo, by przemówił im do rozsądku. 

Dobrze by było wędrować razem. Rozmawiać, czuć bliskość przyjaznych osób. Raija 

nie miała wielu przyjaciół w Ruiji. 

Reijo wrócił z dobrymi nowinami. Sprzedał łódź rybakowi z przeciwnej strony fiordu 

i dostał godziwą zapłatę. Starczyło na konia i jeszcze w kieszeni zostało kilka monet. 

Dzieci przyglądały się zwierzęciu z zachwytem i od razu zapałały do niego miłością. 

Był  to  niewielki  koń  drobnej  budowy,  ale  silny  i  wytrzymały,  stworzony  do  marszu  po 

płaskowyżach północnej Norwegii. 

Miał  długą,  szorstką  sierść  i  raźnie  parskał  w  mroźnym  powietrzu,  które  zdawało  się 

sprawiać mu przyjemność. 

-  Kasztan  pomoże  nam  dostać  się  na  północ  -  stwierdził  Reijo,  dumny  ze  swego 

zakupu. - Nie jest taki młody, ale ma silne nogi i da sobie radę nawet w kopnym śniegu. 

Kasztan  okazał  się  taką  sensacją,  że  dzieci  zapomniały  o  wizycie  gości  z  dalekich 

stron. 

Koniecznie  chciały  zostać  z  nim  w  zagrodzie  i  Raija  nie  widziała  powodu,  by  im 

odmawiać. Przynajmniej nie czepiały się fartucha, a i robota szła żwawiej bez ich pomocy. 

Para  młodych  Finów  z  rezerwą  podeszła  do  spotkania  z  Reijo,  ale  jego  zachwyt  z 

powodu wizyty rodaków był tak szczery, że rozwiał wszelkie ich obawy. Pierwsze zetknięcie 

background image

z  nowym  krajem  okazało  się  nad  wyraz  łagodne,  spotkali  nawet  rodaków.  Taavi  zauważył 

rozgardiasz w ich domu i niepokoiło go to trochę. 

- Dlaczego wyjeżdżacie? - spytał. - Wszak macie dzieci, dom, zwierzęta, trochę ziemi. 

Czego wam brak? Chcecie porzucić to wszystko? 

Raija  wymieniła  się  spojrzeniami  z  Reijo.  W  ich  wzroku  była  gorycz,  świadectwo 

złych doświadczeń, świadomość, że nie była to kraina mlekiem i miodem płynąca. 

Dobre miejsce, by się osiedlić, złe, by czuć się jak w domu... 

Reijo pospieszył z wyjaśnieniami. 

-  Niełatwo  tu  mieszkać  przybyszom  z  Finlandii.  Od  dziesięcioleci  Finowie  zjeżdżali 

nad fiordy, by łowić ryby. Nic w tym złego, ryb starczy dla wszystkich. Tyle że wchodzimy w 

drogę ludziom, do których ta ziemia należy. Oni żyją z rybołówstwa i opłacają podatki z po-

łowów.  Finowie  jedzą  z  tego  samego  półmiska,  a  potem  wracają  do  domu,  nie  dzieląc  się  z 

nikim zarobkiem. To budzi niechęć... 

- Finowie muszą opłacać się poborcom u siebie - zauważył Taavi. 

- Wytłumacz to tym z osady... - Reijo uśmiechnął się krzywo. - Wojna na wschodzie 

nastroiła ludzi łagodniej do przybyszów. Wszystkich stać na chwilę miłosierdzia, ale pamięć 

ludzka jest krótka... 

- Nie lubią was? - spytała ostrożnie Tar ja i znowu spłoszyła się na widok znaczących 

spojrzeń gospodarzy. 

- Nienawidzą - odrzekła Raija z brutalną szczerością. 

Reijo spojrzał na nią czule. 

- Raija przyciąga nieszczęścia. Przyjechała tu jako mała dziewczynka i miała w sobie 

tyle uporu, że musiała wpaść w tarapaty... 

Nabrał  powietrza  w  płuca  i  zaczął  opowiadać  o  życiu  Raiji,  nie  opuszczając  niczego 

poza najbardziej osobistymi szczegółami. 

Oczy przybyszów rozszerzały się ze zdumienia w miarę, jak Reijo snuł swą opowieść. 

Zerkali raz po raz na Raiję, jakby chcieli się upewnić, że jest istotą z krwi i kości. 

- Dlatego właśnie wyjeżdżamy - zakończył Reijo. 

Zapadła  cisza.  Raija  spojrzała  na  niego  z  ulgą.  Była  wdzięczna,  że  wtajemniczył  ich 

we wszystko. Jeśli mają razem ruszyć w drogę, muszą poznać się lepiej. Sama nie potrafiłaby 

mówić o własnym losie. 

Jednocześnie dręczyła ją niepewność. Jej życie nie było piękne i nie brakowało łudzi, 

gotowych  ją  potępić,  obsypać  wyzwiskami.  Bała  się,  że  młodzi  przybysze  uznają  ją  za  złą 

kobietę. Nie zniosłaby tego, potrzebowała ich przyjaźni. Pragnęła kontaktu z rówieśnikami. 

background image

Tarja odezwała się pierwsza. 

- Nie potrafię zrozumieć, jak to wytrzymałaś, Raijo! I nie straciłaś pogody ducha! 

Raija  uśmiechnęła  się  promiennie,  w  oczach  tamtej  kobiety  ujrzała  odbicie  własnych 

pragnień. 

- Też tego nie rozumiem - odrzekła szczerze. - Może dlatego, że kocham życie... 

Wiedziała  już,  że  zyskała  przyjaciółkę.  To  było  dziwne  uczucie,  nieznane  jej,  ale 

dobre. 

- Dokąd chcecie pójść? - spytał poważnie Taavi. - Czego szukacie? 

Raija czuła, że spełnią się jej marzenia... 

Poszło  szybciej,  niż  się  spodziewali.  Z  Tarją  i  Taavim  łatwiej  było  planować 

przyszłość,  podzielić  się  ciężarem  odpowiedzialności.  A  że  nadszedł  czas  jarmarku,  mogli 

pozbyć się niepotrzebnych rzeczy. 

Częścią  podzielili  się  z  nowymi  przyjaciółmi,  resztę  wymienili  na  pożywienie  i 

przedmioty niezbędne w drodze. 

Owce sprzedali. Raija z ciężkim sercem oddawała zwierzęta nowym właścicielom, ale 

wiedziała, że czeka je dobry los. 

Sama pragnęła tego samego. Miała nadzieję, że przyszłość ofiaruje jej szansę na nowe 

ż

ycie. 

Była gotowa na wszystko, by z niej skorzystać. 

Smutkiem napawało ją tylko jedno. Musieli zostawić ciało Anttiego, nie złożywszy go 

w ziemi. 

Jeden z towarzyszy rybackich wypraw Reijo obiecał zająć się pochówkiem w zamian 

za  drobną  zapłatę,  ale  i  tak  Raija  czuła  się  winna.  Anttiemu  należy  się  porządny  pogrzeb, 

rodzina powinna zgromadzić się nad trumną. 

-  Nie  żyje  -  przekonywał  ją  Reijo.  -  Nic  nie  ma  już  znaczenia.  Najważniejsze,  że 

kochaliśmy go za życia. 

I tak zostało. 

Trzeba było wyruszyć, póki leżał śnieg. Dorośli mieli ułatwione zadanie, póki kasztan 

mógł ciągnąć sanie z dziećmi i dobytkiem. 

Czekała ich długa droga, ale patrzyli z optymizmem w przyszłość. 

Pożegnanie  przyszło  im  bez  trudu.  Ruszyli  przez  góry  na  północ,  nie  roniąc  łez.  Na 

szczycie wzniesienia zatrzymali się, by po raz ostatni objąć spojrzeniem Lyngen. 

Był piękny zimowy dzień. Majestatyczne, ośnieżone góry opadały stromymi zboczami 

ku  spokojnej  toni  wody.  Wiecznie  zielone  lasy  rozciągały  się  po  sam  kres  horyzontu,  gdzie 

background image

jak okiem sięgnąć rosły sosny. Tylko gdzieniegdzie nagie szkielety drzew czekały, by okryć 

się wiosennym listowiem. 

Rzeka  wciąż  jeszcze  skuta  była  lodem,  zlewając  się  w  jedno  z  płaszczyzną  śniegu. 

Mogli tylko wyobrazić sobie jej błękitną wstęgę, kiedy letnie słońce przegoni zimę. 

Nad brzegiem morza stały ubogie chaty. 

-  Zegnaj  -  powiedział  Reijo  i  odwrócił  się  plecami  do  przeszłości.  Droga  wiodła  na 

północ, ku nowemu życiu. Jego wzrok wyrażał zdecydowanie i wolę działania. 

- Ruszamy? 

Pozostali skinęli głowami. 

Raija  szła  na  końcu.  Zatrzymała  się  i  ostatnim  spojrzeniem  ogarnęła  wioskę  i  fiord. 

Lata spędzone pośród gór miały na zawsze zapaść jej w pamięć. 

Była jak ptak, któremu podcięto skrzydła. Musiała od nowa uczyć się życia, od nowa 

uczyć się latać. 

Z nadzieją patrzyła w przyszłość. Z uniesioną głową wychodziła na spotkanie nowego. 

Nie pożegnała się z wioską, w której spędziła cztery lata. 

Nigdy nie czuła się tu jak u siebie... 

Daleko  na  północy,  znacznie  dalej  niż  sięgały  marzenia  wędrowców,  nad  głowami 

dwojga młodych ludzi krążyło stado krzykliwych mew. 

Siedzieli  blisko  siebie  na  łodzi  i  wpatrywali  się  w  horyzont.  Rześkie  morskie 

powietrze szczypało ich w policzki, wciąż trzymał mróz. 

Morze miało barwę zieleni. Kolor wody budził w młodzieńcu niejasne wspomnienia, 

wyzwalał obrazy odległych zdarzeń, które nie chciały ułożyć się w logiczną całość. Sprawiało 

mu to ból. 

Niewiele pamiętał, całe jego życie pogrążone było w mroku. 

Znał  teraźniejszość  i  cieszył  się  każdym  nowym  dniem.  Od  przeszłości odgradzał  go 

mur. Czuł, że kryje się za nim coś ważnego, ale nie potrafił tego nazwać. 

Młodzieniec nie wiedział, kim jest. 

Dziewczyna  ściskała  go  za  rękę.  Była  młoda,  zaledwie  szesnastoletnia,  ale  jej  wzrok 

wyrażał dojrzałość i pewność siebie. 

Jenny, bo takie nosiła imię, miała kręcone czarne włosy i śmiałe brązowe oczy. To ona 

znalazła młodzieńca w pewien letni dzień po sztormie. 

Z  początku  myśleli,  że  umrze.  Był  przemoczony,  podrapany  i  wycieńczony,  bledszy 

niż śmierć, ale kiedy zanieśli go do domu, jeszcze dychał. 

Jenny wzięła go pod opiekę. 

background image

Miał jasne włosy, niebieskie oczy i mimo wieku dziecinnie zaokrąglone policzki, co ją 

wzruszyło. Nigdy nie spotkała piękniejszego mężczyzny i od razu postanowiła, że będzie do 

niej należał. 

Młodzieniec wyzdrowiał i nie wyjechał. 

Nikt  nie  protestował.  Rodzina  Jenny  była  liczna,  ale  w  tej  odciętej  od  świata  wiosce 

rybackiej położonej na małej wysepce nie narzekano na nadmiar rąk do pracy. 

Młodzieniec, którego morze wyrzuciło na brzeg, nie bał się obowiązków. 

Mieszkańców  wioski  nie  martwiło,  że  chłopak  nie  ma  przeszłości.  Jego  ł  ó  d  ź 

zatonęła, okoliczności tego zdarzenia i czasy wcześniejsze przestały się liczyć. 

Są rzeczy, które chce się zapomnieć, zdarzenia, które pragnie się wymazać z pamięci. 

Wielu marzy, by zacząć wszystko od nowa i pozbyć się bagażu wspomnień. W gruncie rzeczy 

uważali, że Karl, bo takie imię przybrał młodzieniec, dostał nieoczekiwany prezent od losu. 

Postąpił  tak,  jak  oczekiwali.  Stał  się  jednym  z  nich.  I  na  pewien  sposób  pokochał 

Jenny. 

W  takich  jednak  chwilach  jak  ta  stawał  się  niespokojny.  Jego  oczy  przeszukiwały 

horyzont, nigdy nie znajdując tego, czego wypatrywały. 

Jenny wiedziała, że nie całkiem do niej należy. Tęsknił za czymś lub za kimś. Nie miał 

zaznać spokoju, póki nie znajdzie tego, czego szukał.