background image

 

Wojciech Eichelberger 

 

Zdradzony 

przez ojca 

background image

 

- 2 - 

 

 

Spis tre ci 

Od Autora - 3  

Od Wydawcy - 3  

Smutna historia Małego Chłopca - 3  

O ojcu, który nie dał rady - 6  

Spadek po ojcu - 8  

„Zniszcz  ci ” - 8  

„Matka jest wa niejsza od ciebie” - 9  

„Podziwiaj mnie” - 9  

„Nie chc  ci ” - 10 

Manowce inicjacji - 11  

Strategie przetrwania - 13  

Wieczne dziecko, czyli „zostaj  z mam ” - 14  

Don Juan, czyli „boj  si  tej jednej” - 14  

Playboy, czyli „wol  si  bawi  ni  si  ba ” - 15  

Uzurpator, czyli „z by si  tylko nie wydało” - 16  

Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni ” - 16  

Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy” - 18  

Gej, czyli „niech jaki  m czyzna mnie pokocha” - 19  

Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem” - 20  

Mnich, czyli „zostaj  sam” - 21  

Gniew matki - 22  

Gniew wyparty - 23  

Gniew nadopieku czo ci - 23  

Gniew wprost - 24  

Odchodzenie od matki - 24  

Jak pomóc synowi – 26 

background image

 

- 3 - 

 

Od Autora 

Motywacj  do napisania tej ksi ki jest ch  przyj cia z pomoc  m czyznom, mnie samego 

nie wył czaj c. 

Losom m czyzn przygl dam si  od lat z perspektywy gabinetu psychoterapeuty, ale jestem 

pewien, ze dzi ki temu dostrzegam lepiej to, co dzieje si  dzi  z m czyznami w ogóle. 

W  wyniku  gwałtownych  zmian  w  naszej  kulturze  i  obyczajowo ci,  m czy ni  s   nie mniej 

zagubieni i przeci eni ni  kobiety. W ksi ce mówi  o niektórych przyczynach tego zagubienia, 

z  których  najwa niejsz   jest  załamanie  procesu  przekazu  pozytywnego  wzorca  m sko ci 

pomi dzy ojcem a synem. 

Nie  jest  to  ksi ka  napisana  przeciwko  kobietom.  Coraz  cz stsza  nieobecno   ojców  w 

rodzinach to fakt dokonany, przed którym matki s  stawiane i musz  jako  sobie z tym po radzie. 

Z pewno ci  radz  sobie najlepiej, jak mog  Nale y im si  hołd i wdzi czno  za to, ze bior  na 

siebie  odpowiedzialno   za  porzuconych  synów,  ratuj c  im  ycie  i  umo liwiaj c  psychiczne 

przetrwanie.  Niestety,  mimo  najwi kszych  stara   i  najlepszych  ch ci,  nie  s   w  stanie  zast pi  

synom ojców. 

Ta  ksi ka  nie  została  napisana  przeciwko  komukolwiek.  Jej  celem  jest  ostrze enie  przed 

negatywnymi psychologicznymi i obyczajowymi konsekwencjami nieobecno ci ojca w rodzi nie 

Mam nadziej , ze oka e si  ona pomocna zarówno m czyznom, którzy chc  lepiej zrozumie  

siebie, jak i kobietom, które chc  lepiej zrozumie  m czyzn. 

Wojciech Eichelbcrger 

Od Wydawcy 

We wrze niu 1997r, wkrótce po ukazaniu si  „Kobiety bez winy i wstydu", Autor zacz ł pisa  

ksi k   o  m czyznach  i  m sko ci  Jestem  pełen  podziwu  dla  Jego  umiej tno ci  uj cia  w 

zwi złej i uporz dkowanej formie tak szerokiej wiedzy na ten temat. 

Dzi ki  tej  ksi ce  poznałem  wiele  doniosłych  i  gł bokich  prawd.  Nie,  które  z  nich 

przeczuwałem wcze niej w gł bi duszy, ale wiele było dla mnie istotnym i nowym odkryciem 

Pewne przedstawione tu stwierdzenia dopiero po dłu szym czasie zacz łem odnosi  do siebie. 

Odkrywanie  prawdy  na  swój  temat  mo e  by   bolesne  -  cho by,  dlatego,  ze  nie  pozwala 

pozosta   bezczynnie  w  wygrzanym  miejscu  w  yciu  Autor  udziela  wyra nych  rad 

pozwalaj cych wyruszy  w drog  ku zmianom I daje nadziej ,  e warto. 

Czytanie  tej  ksi ki  jest  jakby  słuchaniem  intymnej  rozmowy  m czyzn  o  sobie  i  swoich 

problemach  Tym  łatwiej  wczu   si   w  jej  atmosfer ,  ze  Autor,  pisz c  o  m czyznach,  u ywa 

zaskakuj co gł boko wnikaj cej w serce formy „my". 

Zapraszam do lektury drugiego tomu trylogii: Kobieta, M czyzna… Czekamy na tom trzeci 

Marek Rycko 

Smutna historia Małego Chłopca 

Poni szy  scenariusz  przedstawia  uproszczony  przebieg  wydarze   w  yciu  chłopca, 

opuszczonego przez ojca i w konsekwencji uzale nionego od matki Wielu m czyznom obraz, 

który  kre l ,  wyda  si   jednostronny  i  negatywny,  ale  obawiam  si ,  ze  wi kszo   uzna  go  za 

niewinny i łagodny Nie wszyscy opuszczeni przez ojca chłopcy uzale niaj  si  od matki - inne 

wersje zako czenia tej historii znajduj  si  w dalszych cz ciach ksi ki. 

Trudno powiedzie , jak wielu synów jest zdradzonych przez ojców, ale gdy przyjrzymy si  

temu,  co  jest  udziałem  chłopców  w  ich  dorosłym  yciu,  dojdziemy  do  wniosku,  ze 

do wiadczenie bycia zdradzonym przez ojca staje si , niestety, coraz bardziej powszechne. 

background image

 

- 4 - 

Ojcowie  chc   mie   synów,  wi c  gdy  brzuch  przyszłej  matki,  cho   troch   uro nie, 

niecierpliwie domagaj  si  badania USG, z by na ekranie monitora zobaczy , co tez ich dziecko 

ma  mi dzy  nogami  Wybucha  wielka  rado ,  gdy  okazuje  si ,  ze  narodzi  si   chłopiec  Prawd  

mówi c, nie wiadomo, dlaczego ta rado  wybucha Ojcowie powinni przecie  wiedzie , ze  ycie 

m czyzny me jest sielank  Mimo to ciesz  si  - z przyzwyczajenia czy z nawyku. 

Chłopiec  przychodzi  na  wiat  Ojciec  idzie  si   upi ,  z by  podkre li   fakt,  ze  stała  si   rzecz 

nadzwyczajna, a mama jest zachwycona i dumna, bo ma poczucie, ze spełniła swój obowi zek 

Ojciec Chłopca sam był kiedy  chłopcem zdradzonym przez ojca, wychowywanym głównie 

przez kobiety, i nie wie, jak zajmowa  si  synem. Pami tajmy, wi c, czytaj c dalej t  opowie , 

e wszystko, co zostanie powiedziane o Chłopcu, dotyczy te  jego ojca - a zapewne te  ojca jego 

ojca. 

Skoro  ojciec  Chłopca  został  zdradzony  przez  swego  ojca,  to  nie  wystarcza  mu  na  długo 

zapału,  eby troszczy  si  o syna. Ma poczucie,  e spełnił swoj  rol , płodz c go i ewentualnie 

dopilnowuj c, by mógł w miar  bezpiecznie si  urodzi . 

Wkrótce zaczyna by  zniecierpliwiony tym,  e Chłopiec jest malutki, bezradny,  e tak bardzo 

potrzebuje  matki  i  w  niczym  nie  przypomina  chłopca  oprócz  tego,  e  ma  siusiaka.  Je,  robi  w 

pieluchy  i  nie  daje  spa   po  nocach.  Ojciec  Chłopca  nie  widzi  w  tym  wszystkim  dla  siebie 

miejsca i zaczyna si  odsuwa , uznaj c,  e kiedy  przyjdzie czas, by nawi za  kontakt z synem. 

I tutaj popełnia pierwszy bł d - nie pami ta, jak sam, b d c małym chłopcem, pragn ł kontaktu z 

ojcem.  Nie  pami ta,  jak  bardzo  potrzebował  obecno ci  ojca  -  jako  symbolicznej  obietnicy,  e 

kiedy  kto  pomo e mu odej  od matki. 

W  efekcie  Mały  Chłopiec,  patrz c  z  perspektywy  kołyski,  na  tle  sufitu  widzi  jedynie 

zachwycone twarze kobiet. 

Potem  ró nie  si   dzieje.  W  smutnym  scenariuszu  bywa  tak,  e  ojciec  znika  po  paru 

tygodniach, a w jeszcze smutniejszym,  e nie było go ju  wtedy,  gdy Chłopiec pojawił si  na 

wiecie.  Nawet  w  radosnych  wersjach  wydarze   ojciec  jest  prawie  nieobecny  przez  pierwszy 

rok.  Pojawia  si   on  w  polu  widzenia  Małego  Chłopca  mniej  wi cej  wtedy,  gdy  ten  stawia 

pierwsze samodzielne kroki i zaczyna mówi  pierwsze słowa. 

Kiedy  ycie  Chłopca  wkracza  w  bardzo  wa n   faz ,  pierwszych  prób  rozlu nienia 

symbiotycznego zwi zku z matk , ojciec przydałby si  bardzo, bo odł czenie si  od matki jest 

przedsi wzi ciem trudnym. 

Je li  Chłopiec  ma  w  tym  okresie  ojca  pod  bokiem,  mo e  prze y   co   niepowtarzalnego. 

Mama stawia go na ziemi, a ojciec, stoj c kilka kroków dalej, mówi: „No, chod  do mnie, chod  

do  mnie,  chod   do  mnie!"  Wtedy  Mały  Chłopiec  po  raz  pierwszy  odrywa  si   od  mamy,  by 

wyruszy  zupełnie samodzielnie w t  niezmierzon  przestrze  mi dzy matk  a ojcem. W ko cu, 

po  długich  jak  wieczno   sekundach,  dociera  do  kresu  tej  niebezpiecznej  podró y  -  do  ojca. 

Zalicza swój pierwszy sukces, robi pierwszy krok ku m sko ci. W tym innym, m skim  wiecie 

czeka na niego ojciec, który rado nie chwyta go w ramiona i unosi w gór  jak bohatera! 

Je li  ojca  nie  ma,  w  do wiadczeniu  Chłopca  powstaje  kolejna,  bardzo  powa na  luka.  Na 

domiar  złego  brak  ojca  w  tym  okresie  sprawia,  e  Chłopiec  zaczyna  by   bardziej  ni   dot d 

nadopieku czo  traktowany  przez  matk .  Uczy  si   chodzi ,  przewraca  si ,  zbiera  siniaki,  obija 

sobie  głow .  Gdyby  ojciec  był  w  pobli u,  lepiej  by  to  rozumiał.  Pozwoliłby  mu  do wiadczy  

ryzyka i bólu, uczył odporno ci, wytrzymało ci, by w przyszło ci nie ulegał matczynej panice, 

gdy si  przewróci lub uderzy. Mama, która nigdy nie była chłopcem, nie zawsze rozumie, jakie 

to  dla  syna  wa ne.  Cz sto  niepotrzebnie  biegnie  z  krzykiem  na  pomoc  i  za  bardzo  prze ywa 

ka dy jego upadek. Nie wiadomie uczy Chłopca,  e  wiat jest niebezpieczny, a on sam bardzo 

kruchy. Wyj cie z domu mo e mu si  kiedy  wyda  zbyt ryzykowne. Uzna,  e najbezpieczniej 

b dzie pozosta  w pobli u mamy. 

Je li  ojciec  jeszcze  nie  odszedł,  to  z  pewno ci   jest  bardzo  zapracowany.  Zapewne  sens 

swego  ycia  widzi  przede  wszystkim  w  zabieganiu  o  reputacj   i  sukces,  bowiem  nie  jest  mu 

background image

 

- 5 - 

znane  gł bokie  uczucie  satysfakcji,  płyn ce  z  kontaktu  z  lud mi.  Sam  wychowywany  przez 

matk , ciotki i babki, teraz w gł bi duszy obawia si  kobiet. Przeczuwa,  e nie potrafi si  od nich 

skutecznie odgranicza  i pod wiadomie boi si ,  e go pochłon ,  e utknie w kobiecej atmosferze 

ciepła i bezpiecze stwa i nie b dzie miał ju  siły wyruszy  w  wiat. Trzyma si , wi c z daleka 

od  kobiet,  unikaj c  bliskich,  intymnych  i  trwałych  zwi zków.  Nie  zdaje  sobie  sprawy,  e  taki 

sam los szykuje swojemu synowi. 

Tymczasem  matka,  opuszczona  przez  partnera,  jest  coraz  bardziej  przem czona, 

zniecierpliwiona  i  roz alona.  Robi,  co  mo e,  z by  jak  najsilniej  zwi za   ze  sob   syna  i  przy 

okazji  odebra  go ojcu. Nosi  w  sobie  pokłady  gniewu,  który  dotyczy  ojca, ale który  pod  jego 

nieobecno  łatwo przelewa si  na dziecko. 

Matka  nie wiadomie  kastruje  psychicznie  Małego  Chłopca,  pozbawiaj c  go  okazji  do 

kształtowania  w  sobie  podstawowych  atrybutów  m sko ci  zaufania  do  siebie,  odwagi, 

odporno ci,  sprawno ci,  umiej tno ci  odnajdywania  si   w  grupie  rówie ników  i  walczenia  o 

swoj  pozycj . W trosce o bezpiecze stwo synka, który jest przecie  „jej skarbem", nie pozwala 

mu  wychodzi   na  podwórko,  bo  si   pobrudzi,  spoci  lub  przezi bi,  nie  pozwala  bawi   si   z 

kolegami, bo nauczy si  brzydkich słów albo co  sobie zrobi. 

Brak  kontaktu  z  grup   rówie ników  to  w  do wiadczeniu  Małego  Chłopca  kolejna  ogromna 

luka, która b dzie hamowa  proces oddzielania si  od matki i ograniczy jego kontakt ze  wiatem. 

Z pomoc  ojca Chłopiec mógłby zdobywa  i poznawa  ten  wiat, aby kiedy  poczu  si  w nim 

jak w domu. 

Nadchodzi  moment,  gdy  synek  powinien  pój   do  przedszkola.  Ale  Mały  Chłopiec  ma 

ogromne  trudno ci  w  zaakceptowaniu  tego  miejsca,  bo  matka  stała  si   dla  niego  zbyt  wa na 

Pozostawanie  na  kilka  godzin  w  obcym  otoczeniu,  bez  mo liwo ci  kontaktowania  si   z  ni , 

budzi l k nie do prze ycia Przedszkole jest wyzwaniem ponad siły Pozbawiony oparcia w ojcu i 

po raz pierwszy w  yciu opuszczony przez matk , musi stawi  czoło grupie rozwrzeszczanych 

dzieci i obcym dorosłym. 

Mo na powiedzie , ze najgorsze juz si  stało. Przez pierwsze 3-4 lata powstaje wewn trzna 

matryca,  która  spełnia  wa n   funkcj   w  pó niejszym  yciu  dziecka.  Porz dkuje  ona  jego 

do wiadczenia i tworzy gotowo  do okre lonej ich interpretacji Zaczyna si  proces dojrzewania, 

tworzy  si   osobowo   i  zwi zane  z  ni   poczucie  „ja”,  Je li  zostanie  ono  zbudowane  na 

chybotliwym fundamencie, to ten brak stabilno ci b dzie musiał by  kompensowany w dalszym 

procesie budowy. 

Chłopiec przechodzi kryzys przedszkolny, bo mama, pomimo jego protestów i rozpaczy, nie 

mo e zabra  go do domu. 

Chłopiec  dorasta.  Pozbawiony  mo liwo ci  przebywania  z  dwojgiem  rodziców  na  raz, 

niewiele  wie  o  tym,  kim  dla  m czyzny  jest  kobieta,  kim  dla  kobiety  jest  m czyzna  i  jak 

współistniej   ze  sob .  Podstawowym  do wiadczeniem.  Chłopca  jest  pełen  sprzecznych 

nami tno ci zwi zek z matk . Ich relacja komplikuje si  jeszcze bardziej, gdy matka,  wiadoma 

przemijania, nie licz c juz na spotkanie nowego partnera, zaczyna pokłada  w synu nadziej , ze 

stanie si  on w jej  yciu zast pczym m czyzn , opiekunem i oparciem. Chłopiec cz sto słyszy 

„Ty, synku, nigdy nie zrobisz mamie tego, co twój tata." Słyszy tez wiele negatywnych opinii na 

temat  ojca  Postanawia,  wi c  w  gł bi  duszy,  ze  me  b dzie  taki  jak  tata,  ze  b dzie  grzecznym 

synkiem i nigdy mamie nie zrobi przykro ci. W ten sposób, nie wiedz c o tym, bierze na siebie 

ci ar  nie  do  uniesienia  -  ci ar  odpowiedzialno ci  za  szcz cie  i  samopoczucie  matki.  Co 

gorsza, zaczyna kształtowa  siebie, jako m czyzn , wedle jej oczekiwa . 

ycie  jako   si   toczy.  Zaczyna  si   szkoła,  bezbarwny  i  nudny  okres  w  yciu  Chłopca, 

zanurzonego  nadmiernie,  w  codzienno   swojej  zapracowanej  matki.  Nie  ma  okazji  nawet 

posiłowa  si  z ojcem, a co dopiero pój  z nim gdzie , ogl da  z nim  wiat i uczy  si  od niego, 

na czym polega bycie m czyzn . 

Kiedy  ma  14-15  lat,  hormony  daj   o  sobie  zna   i  Chłopiec  zmienia  si   fizycznie.  Jego 

background image

 

- 6 - 

genitalia pot niej , pojawia si  zarost, zmienia si  głos, ciało zaczyna m nie . Wtedy odkrywa 

- a jest to dla niego odkrycie zarówno trudne, jak i budz ce nadziej  - ze zasadniczo ró ni si  od 

mamy Pojawiaj  si  sny erotyczne, nocne polucje. Chłopiec przechodzi delikatny i trudny okres 

dojrzewania  seksualnego.  Skazany  wył cznie  na  matk ,  staje  wobec  zagro enia,  ze  nawet  ta 

intymna sfera jego prze y  mo e zosta  przez ni  zawłaszczona. Matka rzeczywi cie ingeruje w 

to,  co  si   dzieje  w  jego  rodz cym  si   yciu  erotycznym  Mo e  si   zdarzy ,  ze  zachowa  si  

niezr cznie i niedyskretnie. Chłopiec usłyszy, ze „jest brzydki" lub ze „jej synek takich rzeczy 

nie  robi"  i  zacznie  si   wstydzi   swojej  seksualno ci.  Ci ko  mu  b dzie  tym  bardziej,  ze  jego 

pragnienia  egoistyczne  mog   by   zwi zane  z  matk .  yje  z  ni   przecie   tak  blisko,  ze  w 

naturalny sposób sta  si  ona mo e pierwszym obiektem jego marze . Znowu brakuje ojca, który 

sam  swoj   obecno ci  dawałby  do  zrozumienia,  ze  matka  nale y  do  niego  i ze  syn  powinien 

przestrzega  jasno okre lonych granic. 

Brak ojca, który pomógłby mu skierowa  marzenia i pragnienia erotyczne poza dom, sprawia, 

ze  powodowany  poczuciem  winy  i  l ku  Chłopiec  odcina  si   od  swojej  seksualno ci.  Boi  si  

ruszy  w  wiat, boi si  zdradzi  matk  z inn  kobiet , bo przecie  obiecał jej, ze nie b dzie taki 

jak  tata  i  ze  nigdy  jej  me  opu ci.  Nie  zdaje  sobie  sprawy,  ze  w  gł bi  serca  boi  si   kobiet, 

poniewa  jego zwi zek z matk  jest zbyt trudny do uniesienia. 

Nie  wszyscy  zdradzeni  przez  ojca  znajduj   w  sobie  do   energii  na  odej cie  od  matki,  ale 

wi kszo , gdy osi ga seksualn  dojrzało , jednak zdobywa si  na to. 

Je li Chłopiec chce otworzy  serce na inn  kobiet  i zrealizowa  si  seksualnie, musi odej . 

Jest bardzo prawdopodobne, ze nie odchodzi do ko ca. Silnie uzale niony od matki nie potrafi 

obroni  przed ni  swoich zwi zków z kobietami. Matka ingeruje w jego prywatno , domaga si  

zwierze   i  spełnienia  danej  obietnicy.  Chłopiec  bezwolnie  pozwala  matce  na  zbyt  wiele  -  w 

ko cu zawsze tak było. Matka za  traktuje ka d  jego partnerk  czy kole ank  jak rywalk  Stara 

si   nie  dopu ci   do  gł bszego  zwi zku,  obrzydza  mu  kolejne  dziewczyny,  sugeruj c  bez  słów 

„Nie  spotkasz  lepszej  kobiety  ode  mnie.  Nikt  ci   nie  b dzie  kochał  tak  jak  ja  "  To  drugie 

stwierdzenie oczywi cie jest prawd , ale Chłopiec nie wie, ze w tym momencie jego  ycia nie 

chodzi juz o to, by spotkał kobiet , która b dzie go kochała tak jak matka. 

W  ko cu  Chłopiec  spotyka  kobiet ,  która  staje  si   dla  niego  kołem  ratunkowym  i 

wyzwolicielk  z ramion matki.  eni si . Z pewno ci  nie obeszło si  bez walki. Matka zrobiła 

wszystko, by wybrał partnerk , która b dzie jej uległa. Je li, jednak, Chłopcu udaje si , na zło  

mamie,  zwi za   z  siln   kobiet ,  odkryje  kiedy ,  ze  zwi zał  si   z  kim   bardzo  podobnym  do 

matki.  Ale  to  dzi ki  takiej  onie,  kobiecie  równie  silnej,  maj cej  nad  nim  przewag   i  równie 

mocno wi

cej go ze sob , mo e uratowa  si  przed matk . Tylko taka kobieta potrafi broni  

rodzinnego  gniazda  przed  inwazyjn   te ciow .  Mimo  to,  w  konfliktach  mi dzy  on   a  matk , 

Chłopiec bierze stron  matki. Spełnia si  matczyne proroctwo, ze b dzie  ałował, gdy si  o eni. 

Bo  ona nie pozwala mu odwiedza  mamy codziennie. Nie zgadza si , by mama miała klucze do 

ich  mieszkania  i  wpadała,  kiedy  chce.  Domaga  si ,  by  był  lojalny  wobec  nowej  rodziny.  To 

wszystko jest dla Chłopca bardzo trudne. Czuje, ze popełnił bł d, ze wpadł z deszczu pod rynn  i 

ch tnie wróciłby do mamy. 

W  tym  czasie  pojawia  si   w  jego  yciu  dziecko.  Je li  jest  to  chłopiec,  kielich  goryczy  si  

przepełnia.  Ojciec  i  m ,  który  sam  nadal  czuje  si   synkiem,  me  potrafi  pomie ci   w  swoim 

yciu dziecka. Odchodzi od  ony i zdradza swego syna. 

O ojcu, który nie dał rady 

Tak  trudno  doceni   czas,  który  sp dzamy  z  naszym  dzieckiem,  je li  zostali my  zdradzeni 

przez ojca. Nosz c gł boko w sercu przekonanie,  e nie zasłu yli my na miło  własnego ojca, a 

mo e  te   i  matki,  całe  ycie  staramy  si   odnie   jaki   sukces,  zdoby   reputacj ,  która  b dzie 

budzi   przynajmniej  uznanie,  je li  nie  podziw.  Przebywanie  z  trzy-,  cztero  czy  pi cioletnim 

background image

 

- 7 - 

synkiem  w  jego  pokoju,  wspólna  zabawa  klockami  albo  układankami,  to,  z  tego  punktu 

widzenia, czas stracony. 

Dlatego  w  pierwszych  latach  ycia  syna  nie wiadomie  zdradzamy  go,  po wi caj c  cał  

uwag  budowaniu swojej pozycji zawodowej i społecznej oraz tworzeniu w miar  niekłopotliwej 

relacji z jego matk . 

Czasem dostrzegamy,  e zwi zek z synem stanowi szans  na to, aby w naszym  yciu pojawił 

si  w ko cu m czyzna, dla którego b dziemy najwa niejsi i który b dzie nas podziwiał. Pokusa 

uczynienia  syna  naszym  wielbicielem  bywa  wielka.  Myli  nam  si   to  z  miło ci   do  niego. 

Jeste my przekonani,  e bardzo du o dla niego robimy, ale nie zdajemy sobie sprawy,  e chodzi 

nam wył cznie o to, aby go do siebie przywi za . 

Nawet,  je li  nam  si   to  uda,  to  i  tak  -  pr dzej  czy  pó niej  -  syn  przepoczwarzy  si   z 

wielbiciela w za artego krytyka, a czasami wr cz wroga. To jeszcze nie tak  le. Gorzej jest, gdy 

po  drodze  przetr cimy  mu  moralny  kr gosłup  tak  mocno,  e  przez  reszt   ycia  nie  zdoła  si  

wyprostowa  i pozostanie beznadziejnie wpatrzony  we wspaniałego, nieosi galnego ojca. Je li 

jednak  mimo  wszystko  si   zbuntuje,  wtedy  z  kolei  obrazimy  si   na  niego  i  odrzucimy  go 

ostatecznie. Ujawni si  prawda o naszym zwi zku z synem. Nie potrafili my go kocha . Był nam 

tylko potrzebny. 

Syn cz sto zaczyna zachowywa  si  według scenariusza „na zło  ojcu odmro  sobie uszy", 

czyli  budowa   swoj   to samo   na  zasadzie  negacji  ojca,  negacji  naszego  pomysłu  na  jego 

ycie. Ko czy si  tym,  e dryfuje w kierunku grup antysocjalnych, kibiców, gangów czy innych 

grup  rówie niczych,  przy  pomocy,  których  próbuje  stworzy   sobie  substytut  prawdziwego 

obcowania  z  ojcem.  Chce  do wiadczy   nigdy  wcze niej  nie  zaznanego  poczucia  wzajemnego 

wsparcia, lojalno ci, jasnych wymaga , norm i wspólnoty, dowiedzie  si , ile jest wart. 

Zdradzany  syn,  którego  ojciec  jest  tak  zwanym  porz dnym  facetem  i  cieszy  si   ogólnym 

szacunkiem,  ma  w  yciu  trudniej  ni   syn  łobuza  czy  pijaka.  Cz sto  słyszy  komentarz:  „taki 

dobry ojciec, a takiego ma syna". Łatwo jednak zrozumie ,  e syn musi przeciwstawi  si  ojcu, 

który go zawiódł. Aby zbudowa  swoj  odr bn  to samo , musi sta  si  zupełnie kim  innym 

ni   ojciec,  a  cie ka  społecznej  poprawno ci  odpada,  poniewa   ojciec  ni   idzie.  Podobnie 

synowie ojców pijaków, łobuzów, bij cych  ony, zachowuj cych si  skandalicznie, cz sto ratuj  

swoj  to samo , id c - tym razem na szcz cie - w zupełnie inn  stron  ni  ich ojcowie. Pracuj  

nad  sob ,  dojrzewaj ,  aktywnie  poszukuj   pozytywnych  wzorców.  Mo na  powiedzie ,  e 

społecznie wychodz  bardziej na swoje ni  synowie poprawnych tatusiów. 

Oczywi cie,  nie  wszystkim udaje  si   przeciwstawi  ojcu.  Je li  ich  wola i  poczucie  ludzkiej 

godno ci  zostały  złamane,  to  ani  ci  pierwsi,  ani  ci  drudzy  nie  s   w  stanie  zbudowa   swojej 

niezale nej to samo ci. Synowie pijaków zostaj  pijakami, a synowie poprawnych pracoholików 

zostaj   poprawnymi  pracoholikami.  Jedni  i  drudzy  maj   skłonno   do  poddawania  si  

zewn trznym  wpływom,  podporz dkowywania  si   pseudo  autorytetom,  oddawania  si  

ideologiom  i  doktrynom.  Brak  wewn trznej  struktury  i  wewn trznego  poczucia  warto ci 

sprawia,  e musz  szuka  kogo , kto im powie, jak  y . 

Robert Bly w swojej ksi ce „ elazny Jan" zwraca uwag ,  e 200 lat temu, czyli na pocz tku 

ery  industrialnej,  zacz ł  si   na  skal   masow   proces,  który  nazywamy  tu  zdradzaniem  synów 

przez  ojców.  Nie  wynikało  to  -  jak  si   zdaje  -  z  dziedziczonych  deficytów  ani  ogranicze . 

Zostało  wymuszone  sytuacj   ekonomiczn   i  now   organizacj   pracy.  Ojcowie  pracowali  w 

ogromnych  fabrykach, wykonywali  prac   dziwn , cz sto  poni aj c . Bywało,  e  wkr cali trzy 

rubki  w  drzwi  samochodu  przez  całe  swoje  zawodowe  ycie.  Nie  mieli,  czym  pochwali   si  

synom, w dodatku pracowali przez całe dnie i noce. Synowie stracili kontakt z ojcami, z tym, jak 

pracuj  i jak  yj  m czy ni, z tym, co m czy ni powinni wiedzie  i potrafi . 

Zostali my rzuceni w obj cia osamotnionych, przepracowanych matek, które musiały przej  

cały  trud  wychowywania  dzieci.  W  efekcie  wi kszo   z  nas  ma  nadmiernie  rozbudowany 

wewn trzny  aspekt  kobiecy.  Nie  byłaby  to  wielka  szkoda,  gdyby  nie  fakt,  e  z  reguły 

background image

 

- 8 - 

do wiadczamy  bardzo  trudnego  wymiaru  kobieco ci:  przem czonej,  zniecierpliwionej,  nie 

kontroluj cej swoich emocji matki albo matki nadmiernie opieku czej, uległej i bezradnej. 

Z  jednej  strony,  jako  dorastaj cy  m czy ni,  zostajemy  pozbawieni  archetypowego  wzoru 

m skiego,  z  drugiej  do wiadczamy  nadmiaru  negatywnej  strony  kobieco ci.  Te  dwa  składniki 

naszej wewn trznej konstrukcji decyduj  o tym,  e tak trudno nam by  z kobietami. Długoletni 

kontakt  z  matk   nauczył  nas  wprawdzie  by   z  nimi,  ale  w  szczególny  sposób.  Znosi   je, 

tolerowa , unika , radzi  sobie. W kontakcie z matk  nie nauczyli my si  budowania dobrych, 

ciekawych  i  gł bokich  zwi zków.  Znacznie  cz ciej,  zamiast  szkoły  budowania  i  tworzenia, 

przechodzili my  szkoł   przetrwania.  Potem  trudno  nam  wzbogaca ,  twórczo  rozwija   i 

wzmacnia   nasze  partnerskie  relacje.  Potrafimy  albo  opiekowa   si   kobietami,  albo  od  nich 

ucieka .  Albo  oddawa   si   w  opiek ,  albo  gardzi   i  wywy sza   si .  Budowanie  partnerskiego 

zwi zku z kobiet  jest dla nas bardzo trudne. Tym trudniejsze,  e cz sto tak mało wsparcia w tej 

sprawie otrzymujemy z drugiej strony. 

Spadek po ojcu 

Zajm   si   tutaj  czterema  najcz ciej  przeze  mnie  spotykanymi  sposobami,  w  jakie  ojciec 

zdradza syna. S  to: „zniszcz  ci ", „matka jest wa niejsza od ciebie", „podziwiaj mnie" i „nie 

chc  ci ". 

Zdradzanie  synów  odbywa  si   cz sto  w  sposób  prawie  niedostrzegalny.  Jako  ojcowie 

mo emy  mie   wr cz  przekonanie,  e  po wi camy  im  du o  czasu  i  uwagi,  ale  warto  si   temu 

bli ej przyjrze , zanim udzielimy sobie rozgrzeszenia. 
„Zniszcz  ci " 

Niszczenie  to  bardzo  powszechny  sposób  zdradzania  syna.  Bierze  on  swój  pocz tek  z 

dzieci stwa  ojca.  Ojciec-kat  sam  jako  dziecko  był  ofiar   i  nie  przekroczył  tego  dziedzictwa. 

Dlatego rozgrywa swoje bolesne do wiadczenia i zwi zane z nimi uczucie upokorzenia w relacji 

z  własnym  synem.  W  zwi zkach  z  dzie mi  łatwo  spełnia  si   marzenie  ka dej  ofiary:  nie 

ryzykuj c niczego, sta  si  katem. Zn canie si  nad dzieckiem wydaje si  nie grozi  odwetem. 

Przynajmniej do czasu. 

Potrzeba przeistoczenia si  z ofiary w kata jest tak wielka,  e perspektywa odwetu i tak nie 

jest wa na. Ojciec, który w dzieci stwie był upokarzany i poniewierany, demonstruje przed nami 

swoj  sił  i przewag . Nie przepuszcza  adnej okazji,  eby pokaza ,  e jest lepszy Nie wiadomie 

d y do tego, by naszym udziałem stały si  uczucia, które on sam prze ywał, gdy był dzieckiem. 

Dlatego  odczuwa  satysfakcj ,  gdy  doprowadza  nas  do  płaczu  czy  zawstydzenia,  kiedy  nas 

wy miewa, pokonuje, kompromituje. Przez lata takiego traktowania w naszej psychice post puje 

korozja  poczucia  warto ci  i  szacunku  dla  nas  samych.  Kumuluje  si   ogromna  ilo   agresji  i 

gniewu. 

Wielu  niszcz cych  ojców  to  alkoholicy.  W  alkoholizm  łatwo  wpadaj   ludzie,  uciekaj cy 

przed swoj  wewn trzn , wyniesion  z dzieci stwa ha b , spot gowan  przez okoliczno ci ich 

dorosłego  ycia. Ale  mog   to  by   te   ojcowie  op tani czym   innym  ni   alkohol:  dogmatyczni 

ideolodzy lub wyznawcy, tak zwani ludzie  elaznych zasad, wojskowi czy inni funkcjonariusze 

autorytarnych i hierarchicznych organizacji. Wobec syna po raz pierwszy i by  mo e ostatni w 

swoim  yciu mog  poczu  si  lepsi. 

Przyjdzie czas,  e syn doro nie, a ojciec osłabnie. Wtedy syn bole nie mu odpłaci. Niestety, 

cz ciej  bywa  tak,  e  odegra  si  kiedy   na swoich  dzieciach  i  bł dne  koło  gry  w kata i  ofiar  

b dzie kr ci  si  dalej. 

W rol  kata wpisane jest u ywanie przemocy fizycznej, cz sto przybieraj ce posta  zn cania 

si   nad  ofiar .  Ma  to  gro ne,  negatywne  konsekwencje.  Czasami  powoduje  silny  l k, 

porównywalny do l ku, pojawiaj cego  si   w  sytuacji  zagro enia  ycia. Potem  daje on o  sobie 

background image

 

- 9 - 

zna  w chwilach, które obiektywnie nie powinny go powodowa . 

Je li  maltretowano  nas  w  dzieci stwie,  prze ywanie  l ku  kojarzy  si   nam  z  upokorzeniem. 

Taka  mieszanka  uczu   jest  ostatni   rzecz ,  jak   chcieliby my  prze ywa .  Tworzy  si   w  nas 

gro ny  syndrom:  l k  i  poczucie  upokorzenia  kompensujemy  siln   agresj .  Wtedy  bardzo 

wcze nie zaczynamy szuka  swoich ofiar. 

Niektórzy  z  nas  postanawiaj ,  e  nigdy  nie  b d   tacy  jak  ojciec.  Odcinamy  si   od  swojej 

agresywno ci,  poniewa   agresywno   w  ka dej  postaci  kojarzy  nam  si   z  ojcem.  Tworzymy 

iluzj ,  e jeste my dobrym człowiekiem, który nigdy si  nie gniewa. W rezultacie nie potrafimy 

stawia   granic,  kiedy  trzeba,  ani  zachowywa   si   adekwatnie  w  sytuacjach,  wymagaj cych 

szybkiej, zdecydowanej, czasami agresywnej reakcji. 

Istnieje  te   ukryta  odmiana  kata,  który  dzieła  upokorzenia  i  złamania  syna  dokonuje  w 

r kawiczkach, u ywaj c zamiast agresji fizycznej czy słownej psychologicznych metod zn cania 

si . Poniewa  robi to nie wiadomie, na ogół uwa a si  za znakomitego ojca, a to,  e syn wi dnie 

mu w r kach, jest dla niego niezrozumiałym i niesprawiedliwym wyrokiem losu. 

Łatwiej  jest  y   z  ojcem,  który  jest  jawnym  katem.  Taki  ojciec  w  cało ci  nadaje  si   do 

odrzucenia. Kat ukryty jest trudny do zdemaskowania. Trudno jest te  skonfrontowa  si  z nim. 

Połykamy  cały  nasz  gniew  i  wstyd.  Zapadamy  si   w  sobie,  jakby  nam  pop kały  wewn trzne 

organy, cho  na zewn trz nie wida   ladów bicia. 

W dodatku czujemy si  nie w porz dku,  e - wbrew oczekiwaniom otoczenia - nie obdarzamy 

ojca miło ci  i szacunkiem. Ojciec ch tnie podsyca w nas poczucie winy: „Zobacz, jaki jestem 

wspaniały, tyle robi  dla ciebie, a ty nawet nie jeste  mi wdzi czny! Nikt o mnie złego słowa nie 

powie, a ty masz mi wszystko za złe. Chyba z tob  jest co  nie tak." W ko cu dochodzimy do 

wniosku,  e rzeczywi cie z nami jest co  nie tak. Mamy wspaniałego ojca, tylko nie dorastamy 

do sytuacji. Powinni my by  wdzi czni,  e  yjemy, i niczego wi cej nie oczekiwa . 
„Matka jest wa niejsza od ciebie" 

Rodzi si  syn i ojciec potrafi jedynie odda  go w r ce matki. Sam czuje si  ze swoj  gro n  

on  tak, jakby był jej dzieckiem, wi c nie jest w stanie podejmowa  jakiegokolwiek ryzyka, aby 

wspiera  lub broni  swego syna. 

Czujemy pogard  do takiego ojca, a w dodatku wpadamy w r ce albo nadopieku czej, albo 

jawnie destrukcyjnej matki. Jedynym wyj ciem jest podporz dkowanie si  matce, przynajmniej 

do  czasu,  kiedy  zm niejemy.  Potem  albo  staniemy  si   takim samym  facetem jak  ojciec, albo 

wiadomie  odetniemy  si   od  niego  i  wejdziemy  w  konfrontacj   z  matk .  B dziemy  musieli 

zademonstrowa   matce  swoj   odr bno   i  m sko .  Nie  maj c  prawie  adnych  pozytywnych 

do wiadcze  z ojcem, podejmiemy beznadziejn  walk  o to, by pozostaj c w zwi zku z matk , 

zdoby   ostrogi  m sko ci.  Zmusi  to  nas  do  u ycia  bardzo  radykalnych  rodków.  Z  grzecznego 

chłopca  przeistoczymy  si   nagle  w  jego  przeciwie stwo.  Staniemy  si   wulgarni,  agresywni, 

egoistyczni. 
„Podziwiaj mnie" 

Ojciec do podziwiania mo e wydawa  si  zbawieniem na tle tych, o których mówili my do 

tej pory. W gruncie rzeczy jednak jest utrapieniem, bowiem potrzebni jeste my mu wył cznie po 

to, aby si  przed nami chwalił. Wyczuwa upragnion  szans  na bycie wa nym, szczególnym i 

wybranym dla małego jeszcze wprawdzie, ale m czyzny. 

Ojciec sam był chłopcem niekochanym, niedocenianym. Teraz  ycie sp dza na dowodzeniu 

sobie  i  wiatu,  e  jest  co   wart.  Wykorzystuje  do  tego  wszystkie  mo liwe  sytuacje,  równie  

zwi zek z nami. Jest nam troch  l ej, je li jego potrzeba bycia podziwianym jest zaspokajana na 

przykład  w  pracy  zawodowej.  Najtrudniej  jest  wtedy,  gdy  mamy  by   jedynymi  wiadkami, 

wielbicielami i entuzjastami swego ojca. Zabiera nas wsz dzie tam, gdzie mo e si  przed nami 

czym  pochwali . Siedzimy i patrzymy, jak tata rozbija namiot, rozpala ognisko, steruje jachtem, 

background image

 

- 10 - 

gra  w  tenisa,  je dzi  konno,  bawi  si   czy  pracuje.  Robimy  to,  czego  nie  zrobił  jego  ojciec. 

Patrzymy i podziwiamy. W manipulowani w rol  widzów i podziwiaczy czujemy si  dokładnie 

tak,  jak  czuł  si   ojciec,  gdy  był  dzieckiem  -  niedocenieni  i  opuszczeni.  Powstaje  w  nas 

przekonanie,  e nigdy mu nie dorównamy. Poniewa  ci gle sp dzamy czas z ojcem, nie mo emy 

przebywa   w  grupie  rówie ników,  gdzie  mogliby my  si   sprawdza ,  przekonywa   o  tym,  co 

potrafimy. W ko cu uznajemy,  e nie mamy  adnych szans. Droga do nadzwyczajno ci wiedzie 

nas tylko w jedn  stron . Mo emy by  nadzwyczajnie beznadziejni, nadzwyczajnie nieszcz liwi 

albo nadzwyczajnie kłopotliwi. 

Odkrywamy,  e  najskuteczniej  ci gamy  na  siebie  uwag   ojca,  gdy  niepokoimy  go  czym , 

bulwersujemy albo szokujemy. Zaczynamy chorowa , opuszcza  si  w nauce, zachowywa  si  

skandalicznie. Stajemy si  dla ojca ci arem, przynosimy rozczarowanie i wstyd. 

Czasami próbujemy i  w jego  lady, ale to na ogół szybko ko czy si  niepowodzeniem, bo 

nie  daje  satysfakcji,  płyn cej  z  ycia  na  własny  rachunek.  Je li  znajdziemy  jeszcze  kiedy   w 

sobie wewn trzn  sił  i oparcie w ród ludzi, to spróbujemy odszuka  swoje miejsce w  yciu, z 

dala  od  ojcowskich  szlaków.  Wtedy by   mo e  zobaczymy,  o  co  w  tym  wszystkim chodziło, i 

pojawi si  w nas ogromna, dobra t sknota za tym,  eby by  zwykłym człowiekiem, który robi 

zwykłe po yteczne rzeczy i nikt nie musi nawet o tym wiedzie . 
„Nie chc  ci " 

Ojciec jest facetem w porz dku, radzi sobie w  yciu, osi ga nawet jakie  sukcesy i mógłby 

stanowi  dla nas wzór, ale, niestety, nie interesuje si  nami. Zachowuje si  tak, jakby nas z góry 

skre lał, jakby my go - nie wiadomo, dlaczego - zawiedli. 

W  ka dym  razie  co   si   ojcu  w  nas  nie  podoba.  Dlatego  całkowicie  odpuszcza  sobie 

zajmowanie si  nami. Mo emy od niego usłysze : „B dziesz synkiem mamusi." 

To bardzo boli. Ojciec jest pod r k , ale tracimy go z jakich  tajemniczych powodów. Taka 

sytuacja zdarza si , gdy co  si  psuje mi dzy ojcem a matk . W rezultacie dziel  mi dzy siebie 

odpowiedzialno   za  dzieci.  Mog   mie   problemy  seksualne  lub  wychowuj   dzieci  z  ró nych 

mał e stw. Czasami powodem tak silnego odrzucenia nas s  nie wiadome l ki homoseksualne 

ojca.  Wtedy  tak  gor czkowo  zajmuje  si   on  udowadnianiem  sobie  i  wiatu,  e  jest  super 

m czyzn ,  e na nas nie ma ju  w jego  yciu miejsca. Blisko  z nami nasilałaby tylko jego 

przera aj ce, podejrzenie co do własnej homoseksualno ci. 

Bywa  tak,  e  ojciec  nie  czuje  si   zwi zany  z  matk .  Wtedy,  wyznaczaj c  nam  rol   „synka 

mamusi",  jednocze nie  deleguje  nas  do  tego,  aby my  si   matk   zaj li,  poniek d  go  zast pili. 

Mo e za tym sta  poczucie winy wobec niej. Jakby mówił wtedy: „Wiesz, wprawdzie ja si  tob  

specjalnie nie interesuj , moja droga, ale daj  ci synka, a on na pewno b dzie ci  kochał." No i 

zostajemy rzuceni mamie na po arcie. 

Chc c nie chc c, stajemy si  dla matki oparciem. To trudna sytuacja. Sprzyja powstawaniu w 

naszym umy le iluzorycznego obrazu zwi zku z matk . Mo e nam si  wydawa ,  e jeste my dla 

matki  wa niejsi  od  ojca  i  powołani  do  zaspokajania  wszelkich  jej  potrzeb,  z  seksualnymi 

wł cznie. Tym bardziej,  e, gdy zaczynamy dorasta , cz sto zakochujemy si  w mamie, bo nasze 

młodzie cze  pragnienia  seksualne  w  naturalny  sposób  kieruj   si   w  stron   kobiety,  z  któr  

sp dzamy tak wiele czasu. 

Tymczasem matka rozgrywa z nami swoje gniewne uczucia do m czyzn, a szczególnie do 

ojca. Z jednej strony wywy sza nas i uwodzi, a z drugiej poni a i wy miewa. Szczególnie wtedy, 

gdy  spróbujemy  zachowa   si  jak  m czyzna,  aby  sprosta   sugerowanej  nam roli.  Najtrudniej 

jest,  gdy  w  łó ku  matki  pojawia  si   nagle  ojciec  albo  kochanek.  Nasze  poczucie  warto ci  i 

m sko ci  zostaje  gł boko  zranione.  L k  przed  ewentualno ci   seksualnego  wchłoni cia  przez 

matk   i  upokorzenia,  zwi zanego  z  odrzuceniem,  w  poł czeniu  z  ogromn   t sknot   za  ojcem 

mo e  popycha   nas  w  stron   m czyzn.  Przeczuwamy,  bowiem,  e  wybranie  zwi zków  z 

m czyznami pozwoli nie tylko umkn  z matczynej zasadzki, ale, co istotniejsze, zrealizowa  

background image

 

- 11 - 

nasze marzenie o byciu wa nym i bliskim dla jakiego  m czyzny. 

Manowce inicjacji 

Podstawowym celem inicjacji jest uczynienie z chłopca m czyzny. 

Teoretycznie  my,  m czy ni,  mamy  w  tej  sprawie  trudniej  ni   kobiety.  Brakuje  w  naszym 

yciu wyra nych cezur, które jednoznacznie  wiadczyłyby o tym,  e dojrzewamy. Zmiana głosu, 

pojawienie  si   owłosienia,  zarostu  i  ejakulacji  maj   znaczenie  drugorz dne.  To  jedynie 

zewn trzne, cielesne przejawy m sko ci, nie dotycz ce przecie  stanu umysłu i ducha. 

U dziewcz t stawanie si  kobiet  zaznacza si  wyra niej. Pojawia si  miesi czka. Całe ciało 

zmienia si  radykalnie. Potem nast puj : defloracja, ci a, poród i karmienie. Prawie wszystkim 

tym  wydarzeniom  towarzysz   ogromne  zmiany  anatomiczne,  hormonalne  i  emocjonalne  - 

do wiadczenia tak mocne,  e s  w stanie przeora  osobowo  i to samo  kobiety. W praktyce 

kobiety  bywaj   tak  bardzo  odci te  od  własnego  ciała,  a  tym  samym  od  tych  przełomowych 

do wiadcze ,  e droga do kobieco ci bywa dla nich równie trudna jak nasza droga do m sko ci. 

M czyznom  nic  tak  dramatycznego  i  pot nego  samo  z  siebie  si   nie  przydarza.  Dlatego 

wszyscy  bez  wyj tku  skazani  jeste my  na  bolesn ,  trudn   i  pełn   niebezpiecze stw  podró   w 

poszukiwaniu  piecz ci  m sko ci.  Nabycie  zdolno ci  do  ojcostwa  jest  dla  nas  bardziej 

do wiadczeniem  dokuczliwego  rozszczepienia  mi dzy  stanem  ciała,  które  staje  si   m skie,  a 

stanem umysłu i serca, które długo jeszcze pozostan  chłopi ce. Pierwszy wytrysk, najcz ciej w 

postaci nocnej polucji, podobnie jak to bywa z pierwsz  miesi czk  u dziewczynek, jest cz ciej 

przykrym  i  zawstydzaj cym  do wiadczeniem  pobrudzenia  si   i  sprawienia  kłopotu  mamie  ni  

okazj  do poczucia si , cho  troch  m czyzn . 

Istot  inicjacji jest do wiadczenie, które skonfrontuje m czyzn  z ekstremalnym wymiarem 

l ku o własne  ycie, z bólem i cierpieniem. Joseph Campbell opisuje w jednej ze swoich ksi ek 

procedur   inicjacji,  stosowan   w  pewnym  plemieniu.  Chłopcy  s   przygotowywani  od 

dzieci stwa do tego,  e gdzie  kr y i czyha straszny duch - potwór, który kiedy  wyrwie ich 

niespodziewanie  z  obj   matki  i  b dzie  chciał  zabi .  Gdy  grupa  chłopców  osi ga  odpowiedni 

wiek,  doro li  m czy ni  przebieraj   si   za  wysłanników  owego  ducha,  porywaj   chłopców  z 

domu  i  poddaj   trudnej,  wielodniowej  próbie  bólu,  strachu,  głodu  i  pragnienia.  Chłopcy  s  

przera eni, bo maj  wszelkie powody obawia  si  o swoje  ycie. Nie zdaj  sobie sprawy,  e cała 

sytuacja, cho  na granicy ich wytrzymało ci, jest jednak pod kontrol  dorosłych. Po wielu latach 

odkrywaj ,  e to przera aj ce do wiadczenie było wyrazem współczucia i ch ci przyj cia im z 

pomoc  w odej ciu od matki. 

Co w naszej tradycji i kulturze z tego pozostało? Na pewno realizowana przez wi kszo  z 

nas  potrzeba  zn cania  si   nad  swoim  ciałem.  To  najbardziej  powszechny  przejaw  manowców 

inicjacji w naszych czasach. Jako młodzi chłopcy przeczuwamy,  e aby sta  si  wojownikiem i 

wyj   z  kr gu  matczynej  opieki,  trzeba  wykaza   si   dzielno ci .  Niestety,  nazbyt  cz sto 

przybiera to formy pokraczne i  ałosne. Na przykład w wieku lat siedmiu czy o miu zaczynamy 

pali  papierosy, w cha  co  truj cego czy pi  alkohol. Potem przez reszt   ycia nasze wy cigi 

polegaj  na tym, kto wi cej wypali i kto wi cej wypije, a mimo to si  nie przewróci, albo, kto 

szybko  wytrze wieje,  albo,  kogo  mniej  głowa  boli.  Mo e  by   te   odwrotnie:,  kogo  bardziej 

głowa boli, kto jest bardziej zatruty. „Ile potrafi  wypi , ile wypali  dziennie papierosów, ile nie 

spa  albo ile pracowa  bez odpoczynku." Czerpiemy z takich wyczynów poczucie siły, dumy i 

przewagi  nad  innymi.  W  ko cu  umieramy  na  zawał  przed  czterdziestk ,  ale  przynajmniej  na 

polu chwały. 

Zn canie  si   nad  własnym  ciałem  jest  niew tpliwie  poronn   form   inicjacji,  nie  daj c  

satysfakcji i przeradzaj c  si  w uzale nienie, w swoist  kompulsj  inicjacyjn . Ze wzgl du na 

to,  e  poprzeczka  musi  i   w  gór ,  zachowujemy  si ,  coraz  bardziej  autodestrukcyjnie. 

Doprowadzamy  si   do  wyczerpania,  zatrucia  i  giniemy  zbyt  wcze nie  w  walce,  w  której 

background image

 

- 12 - 

jedynym  przeciwnikiem jest  nasza  własna  niedojrzało .  Taka  realizacja archetypu  wojownika 

jest  w  istocie  zasmucaj ca.  Z  braku  uznanych  mistrzów  prawdziwej  inicjacji  ich  funkcj  

przejmuj   ludzie  przypadkowi,  przesi kni ci,  upokorzeniem,  nienawi ci   i  ch ci   odwetu.  To 

wła nie  przejawia  si   w  mechanizmie  „fali"  w  wojsku,  w  wi zieniach  czy  w  innych 

rodowiskach  m skich,  w ród  marynarzy,  eglarzy,  speleologów,  w  ró nych  rodzajach 

„chrztów"  czy  otrz sin.  Wszystkie  te  sytuacje  sprowadzaj   si   do  tego,  e  niewiele  starsi, 

samozwa czy  inicjatorzy  zn caj   si   nad  nieco  młodszymi  od  siebie  nowicjuszami.  Nawet  w 

szkołach  czy  przedszkolach  mo na  obserwowa   pierwsze  zwiastuny  zn cania  si   nad 

młodszymi. 

Poniewa  przeprowadzaj cy takie pseudo inicjacyjne obrz dy zbyt szybko uzyskuj  do tego 

prawo, buduje to w nich złudne przekonanie,  e s  ju  m czyznami. Procedurami inicjacyjnymi 

powinna  si   zaj   starszyzna,  ludzie,  którzy  maj   dystans  przynajmniej  jednego  pokolenia  w 

stosunku  do  inicjowanych,  s   m drzy,  do wiadczeni,  a  przede  wszystkim  kieruj   si   zasad  

współczucia. 

Wszelkiego  rodzaju  „fale"  s   okrutn ,  zwyrodniał   form   pseudo  inicjacji,  nap dzan  

poni eniem  tych,  którzy  si   jej  wcze niej  poddali.  Tak  inicjowani  nie  staj   si   m czyznami, 

lecz  upokorzonymi  ofiarami,  które  marz   tylko  o  tym,  eby  swoje  upokorzenie  zamieni   w 

satysfakcj  poni ania i katowania słabszych i młodszych. „Fala" jest jednym z tych przejawów 

m skiej  demoralizacji,  które  najskuteczniej  niszcz   nasz  dobry  i  szlachetny  potencjał.  Nie 

łud my  si .  Prototypem  fali  jest  to,  co  dzieje  si   mi dzy  rodzicami  a  dzie mi.  Upokorzony 

ojciec, który upokarza syna, to wła nie rodzinna „fala". Upokorzona matka, upokarzaj ca córk , 

to  te   „fala".  Fala  poni ania  słabszych,  przemierzaj ca  oceany  pokole   w  niezmienionym  od 

tysi cleci kształcie, przetacza si  równie  w naszych rodzinach i w naszych domach. 

Od paru lat w Stanach Zjednoczonych m czy ni organizuj  milionowe marsze i spotkania, 

na  których  publicznie  przyznaj   si   do  tego,  e  zawiedli  kobiety,  synów i  całe  swoje  rodziny. 

Obiecuj   robi   wszystko,  eby  sprawy  powróciły  do  normy.  Niestety,  ruch  ten  grzeszy 

konserwatyzmem.  Kobieta  -  zdaniem  organizatorów  tego  ruchu  -  ma  siedzie   w  domu  i 

zajmowa   si   dzie mi,  m czyzna  za   na  to  wszystko  zarabia .  Jest  to  próba  ucieczki  w 

przeszło .  Nie  uwzgl dnia  tego,  co  ju   stało  si   z  kobietami.  Budowanie  rodziny  na 

fundamencie  uzale nienia  kobiety  to  karkołomne  przedsi wzi cie  w  czasach,  gdy  kobiety 

masowo  uzyskuj   emocjonaln   i  ekonomiczn   autonomi .  Wygl da  na  to,  e  po  uroczystym 

przyznaniu si  do winy lepiej szuka  nowych, trudnych rozwi za  i podejmowa  nieznane dot d 

wyzwania, które uwzgl dniałyby udzielon  ju  nam przez histori  lekcj  pokory, kwestionuj c  

nasz m ski mandat na rz dzenie  wiatem. Przywrócenie rangi i znaczenia m skiej inicjacji oraz 

znalezienie dla niej nowych form i nowych tre ci jest w tej sprawie koniecznym pocz tkiem. Nie 

da  si ,  bowiem  zorganizowa   i  przej   inicjacji  tak,  jak  to  czyniono  w  zamkni tych 

społeczno ciach dawnych kultur. 

Wielu  z  nas  poszukuje  m drej  i  wiarygodnej  inicjacji,  ale,  mimo  e  podejmujemy  coraz 

wi ksze ryzyko i wchodzimy za ka dym razem na coraz wy sz  gór , to i tak czujemy,  e co  

nie mo e si  spełni . Czasami przy tej okazji odkrywamy nawet gł bszy wymiar spraw, lecz nie 

uwalnia nas to od przywi zywania si  do byle, czego. I tak nie chcemy zej  z tej góry, bo nie 

wiemy,  jak  owoce  naszych  do wiadcze   spo ytkowa   na  rzecz  swoich  rodzin,  swoich  dzieci, 

innych ludzi. Je li zdarzy si ,  e zejdziemy, to za chwil  znowu chcemy tam wraca . 

Niepewno  naszej m skiej to samo ci rodzi potrzeb  potwierdzania i dowodzenia m sko ci 

sobie  i  innym  na  ka dym  niemal  kroku.  Mo e,  dlatego  coraz  wi cej  energii,  zwi zanej  z 

poszukiwaniem  inicjacji,  wkładamy  w  organizowanie  małych  i  du ych  wojen.  W  naszych 

m skich umysłach pokutuje, bowiem prze wiadczenie,  e wojna to najlepsza okazja do zdobycia 

piecz ci m sko ci. Trudno o wi ksze i bardziej, niebezpieczne w skutkach nieporozumienie. 

W ksi ce „ elazny Jan" Robert Bly przytacza w tej sprawie nader wa ne ostrze enie: „Nie 

dawaj młodemu m czy nie broni do r ki, zanim nie nauczy si  ta czy ." Innymi słowy, zanim 

background image

 

- 13 - 

we miemy  bro   do  r ki,  winni my  do wiadczy   rado ci,  harmonii  i  miło ci.  Tylko  wtedy 

si gni cie po bro  nie b dzie „zamiast" ani „przeciw", ani te  nie stanie si  aktem zemsty za to, 

e rado  i miło  nie były naszym udziałem. 

Stawanie si  m czyzn  musi opiera  si  na do wiadczeniu radosnej i zachwycaj cej strony 

ycia.  Gdy  tego  zabraknie,  wtedy  zamiast  sta   si   obro cami  ycia  i  prawdy,  stajemy  si  

wojownikami  mierci  i  ciemno ci.  Takich  wojowników  jest  ju   zbyt  wielu  na  tym  wiecie. 

Rekrutuj   si   spo ród  niechcianych  dzieci,  które  nigdy  nie  do wiadczyły  nawet  chwili 

elementarnego spokoju, nie mówi c ju  o rado ci czy blisko ci. Je li byli my takimi dzie mi, to 

w  czasie  wojny  stajemy  si   najdzielniejszymi  ołnierzami.  Wreszcie  cały  swój  al  i  zło  

mo emy władowa  w usankcjonowane zabijanie. Mało tego,  e mamy na to przyzwolenie, ale po 

raz pierwszy w  yciu mówi  nam,  e jeste my chciani i kochani. Niestety, za to tylko,  e mamy 

tak  wielk   ochot   na  zabijanie.  W  gł bi  duszy  wiemy,  e  jeste my  cynicznie  wykorzystywani 

przez  tych  samych,  którzy  wcze niej  nas  odrzucili.  Dlatego  kierowane  w  nasz   stron   wyrazy 

miło ci przyjmujemy jako hipokryzj , a nasz gniew staje si  jeszcze wi kszy. 

Matka  mo e  da   nam bardzo du o  rado ci i  nauczy   docenia   ycie, ale  nie  b dzie to  taka 

rado ,  jak   mo emy  odczuwa ,  przebywaj c  ze  szcz liwym  ojcem  czy  w  gronie  m drych 

m czyzn. Grek Zorba ze swoj  umiej tno ci  ta ca i afirmacj   ycia, waleczno ci , odwag  i 

pracowito ci ,  których  uczył  młodego  przyjaciela  z  innej  kultury,  jest  dobrym  przykładem 

takiego m czyzny. 

Wygl da  na  to,  e  potrzeba  nam  m czyzn,  którzy  osi gn li  rang   kapła sk   w  dziedzinie 

m sko ci.  Bowiem  inicjacja,  aby  si   mogła  spełni ,  musi  mie   wymiar  duchowy  i  zosta  

potwierdzona przez zrealizowanych m czyzn, którzy potrafi  jednocze nie kocha  i wymaga . 

Sytuacja  jest  alarmuj ca.  Powszechna  korozja  i  upadek  m skich  autorytetów  odbieraj   resztki 

nadziei. Jak e cz sto szukamy po omacku, pod aj c za samozwa czymi prorokami, gwiazdami 

popkultury, politykami,  lud mi  sukcesu czy  innymi,  skleconymi  przez  media  wzorcami.  Jak e 

cz sto  czujemy  si   oszukani  i  rozczarowani.  Pragnienie  spotkania  mistrza  i  zawierzenia 

m czy nie, który wie, jest tak wielkie, i  gotowi jeste my syci  si  byle czym, idealizowa  i 

kreowa  pseudo autorytety, cho by na dora ny u ytek. 

W rezultacie czujemy si  opuszczeni i oszukani nie tylko w rodzinie. Okazuje si ,  e równie  

w  naszym  do wiadczeniu  społecznym,  a  nawet  historycznym,  jeste my  zdradzani  przez  tych, 

których  powołujemy  na  naszych  zast pczych,  idealnych  ojców.  Mało  tego,  wydaje  si   to 

dotyczy  tak e naszego do wiadczenia religijnego. Nawet ci najwi ksi, ci, którzy wiedz , nigdy 

nie  ukrywali,  e  powinni my  utraci   wszelk   nadziej .  Jezus,  gdy  umierał,  szeptał:  „Ojcze, 

czemu mnie opu ciłe ?" Budda, gdy umierał, ostrzegał: „B d cie  wiatłem dla samych siebie." 

Chyba czas zobaczy  jasno,  e wzywaj  nas do tego, by my uznali fakt naszego odwiecznego 

osierocenia,  osamotnienia  i  odpowiedzialno ci,  do  tego,  by my  zaprzestali  daremnego 

poszukiwania  ojca na  zewn trz  i  zawierzyli swojej  wewn trznej  m dro ci,  swojej  prawdziwej, 

ukrytej w naszych sercach i umysłach to samo ci ojca i mistrza. 

Strategie przetrwania 

Przypisywanie wpływowi matki całej odpowiedzialno ci za to, w jaki sposób ukształtowała 

si   nasza  postawa  wobec  kobiet,  jest  oczywi cie  daleko  id cym  uproszczeniem.  Czytaj c  ten 

rozdział,  pami tajmy  wi c,  e  psychologiczna  rzeczywisto   jest  znacznie  bardziej 

skomplikowana  i  nie  daje  si   opisa   za  pomoc   prostych  zale no ci.  Liczba  komplikacji  jest 

niesko czona.  W  zale no ci  od  tego,  czy  było  i  jakie  było  rodze stwo,  czy  byli  i  jacy  byli 

dziadkowie,  wujkowie, s siedzi  i  nauczyciele,  w zale no ci  od  przeró nych figlów  i  wyroków 

losu, wszystko mogło si  przecie  inaczej potoczy . W rzeczywisto ci ka da z opisanych poni ej 

relacji  matka-syn  mo e  zaowocowa   innymi  ni   przedstawione  w  tek cie  sposobami  radzenia 

sobie  przez  syna  w  dorosłym  yciu.  To,  co  poni ej,  jest  wi c  intuicyjnym  przybli eniem, 

background image

 

- 14 - 

wywiedzionym  z  mojego  do wiadczenia  w  kontaktach  z  lud mi,  i  ma  słu y   ukazaniu  wagi 

problemu. 
Wieczne dziecko, czyli „zostaj  z mam " 

Najpierw opowiem o synu, który postanowił zosta  z matk , bo stracił nadziej ,  e stanie si  

m czyzn , albo przestał widzie  w tym cokolwiek atrakcyjnego. W ka dym razie nie dostrzega 

adnych otwartych przej , które prowadziłyby z królestwa matki do  wiata m czyzn. 

Decyduj c  si   na  pozostanie  z  matk ,  odcinamy  sobie  drog   do  m sko ci.  Bunt  przeciwko 

skrywanej  matczynej  nadziei,  e  gdy  doro niemy,  staniemy  si   jej  wymarzonym  m czyzn , 

zmusza  nas  do  zatrzymania  si   w  rozwoju  na  etapie  synka.  Mówimy  podwy szonym  głosem, 

chodzimy  drobnymi  kroczkami,  mamy  spuszczon   głow ,  uniesione  ramiona,  nadwag . 

Sprawiamy wra enie zawstydzonego i załamanego chłopca. Cały czas sp dzamy z mam , boimy 

si  innych ludzi. Nasz  wiat jest ograniczony do  wiata matki, wszystkie nasze my li i uczucia 

kr

 wokół niej. Drepczemy ze star  matk  po parkach i ulicach. Cz sto bywamy bardzo zdolni, 

ale niewielu z nas wykorzystuje swoje mo liwo ci, bo musiałoby si  to wi za  z odchodzeniem 

od mamy ku ludziom i ku  wiatu. 

Nie ma w tym opieku czej postawy wobec matki. To ch  pozostania pod jej opiek , ch  

pozostania w bezpiecznym, dzieci cym  wiecie i nie wychodzenia z niego. Matka wiele zrobiła, 

eby  wzbudzi   w  nas  poczucie  winy  i  bezsilno ci.  Jest  ono  tak  wielkie,  e  nie  dopuszczamy 

nawet  my li  o  odej ciu.  Nasza  niedojrzała  seksualno   w  poł czeniu  z  l kiem  przed  matk   i 

t sknot  za ojcem wyra a  si  mo e potrzeb  wchodzenia w kontakty seksualne z dzie mi, bo z 

nimi czujemy si  bezpieczni. Ogrom zła, jakie popełniamy przy tej okazji, na ogół w niewielkim 

stopniu dociera do naszej  wiadomo ci. 

Cz sto znajdujemy si  w sytuacji bez wyj cia. 

Gdy  słyszymy  od  mamy:  „no,  synku,  ju   czas,  eby   si   o enił"  albo  „czas,  eby   zacz ł 

zarabia   na  siebie",  bywa,  e  na  zasadzie  biernego  oporu  próbujemy  na  co   si   wreszcie  nie 

zgodzi ,  ratuj c  swoje  poczucie  godno ci.  Nie  zdajemy  sobie  sprawy,  e  ten  rozpaczliwy 

sprzeciw ostatecznie pozbawia nas szansy na dojrzało . Mama wychodzi na swoje. Zachowuje 

kontrol  nad naszym  yciem i utrzymuje nas w emocjonalnej zale no ci. 

Gdy, wypełniaj c matczyne oczekiwania, idziemy do pracy, a nawet  enimy si  - równie  nie 

uciekamy spod jej wpływu. Pozostaje ona najwa niejsz  postaci  w naszym  yciu, wa niejsz  od 

partnerki i od naszych własnych dzieci, je li si  pojawi . Ona wszystko wie lepiej, o wszystkim 

decyduje. Oczywi cie, nasz syn nieuchronnie zostaje przez nas zdradzony. 

Nie jeste my w stanie wybroni  go ani przed matk , ani przed babci . Nie mamy swojemu 

synowi prawie nic do powiedzenia, nie pokazujemy mu  wiata, ka d  woln  chwil  sp dzamy u 

mamy. Syn dowiaduje si  z bólem,  e nie jest wa ny dla ojca,  e mama taty jest najwa niejsza. 

Uczy si  od nas szybko i sam uzale nia od swojej matki. Je li jest ona ciepł  kobiet , to grozi 

mu,  e zostanie z ni  na zawsze. Je li jest zimna i odrzucaj ca, to by  mo e uda mu si  uciec, ale 

przez reszt   ycia b dzie beznadziejnie szuka  ciepłej, kochaj cej mamy. 
Don Juan, czyli „boj  si  tej jednej" 

Inny sposób poradzenia sobie z dziedzictwem ojcowskiej zdrady mo na nazwa  drog  Don 

Juana. 

Pragniemy  sta   si   m czyzn .  A by   m czyzn ,  w jednym z  mo liwych,  stereotypowych 

uj , to zdobywa  kobiety. Im wi cej, tym lepiej, mimo wielkiej t sknoty za t  jedyn  i idealn . 

W dzieci stwie zostali my emocjonalnie uwiedzeni przez matk . Była wobec nas nadmiernie 

kobieca. Chciała by  przez nas podziwiana i wielbiona, a jednocze nie pozostawała niedost pna. 

Na  tym  polega  uwodzenie:  na  wzbudzaniu  nadziei  i  zachwytu,  a  jednocze nie  byciu 

emocjonalnie nieosi galnym. Jak e cz sto to robimy! 

Uwiedzenie staje si  naszym podstawowym dziedzictwem, gdy jeste my Don Juanem. Matka 

background image

 

- 15 - 

nie była w stanie otworzy  na nas swojego serca. Potrzebowała nas, ale nie kochała. Mieli my 

dostarcza  emocjonalnej satysfakcji, której brakowało jej w zwi zku z partnerem, a wcze niej w 

zwi zku z rodzicami. W rezultacie ruszyli my w  ycie z prze wiadczeniem,  e nie zasługujemy 

na  miło   kobiety,  i  z  konieczno ci   udowodnienia  sobie  i  wiatu,  e  tak  nie  jest.  Niestety, 

potrafimy  da   tylko  tyle,  ile  dostali my  od  matki.  Rozkochiwa   i  zachwyca ,  prze ywa  

egzaltowane uniesienia - podczas gdy nasze serce, pełne l ku i niepewno ci, pozostaje szczelnie 

zamkni te. 

W bliskim zwi zku z kobiet , gdy pokazuje nam ona nie tylko swoje jasne i pi kne strony, 

prze ywamy l k i bezradno . Nie potrafimy bowiem odpowiedzie  tym samym. Okazałoby si  

przecie ,  e nie jeste my tacy  wietni,  e tak wiele potrzebujemy i tak bardzo jeste my samotni. 

Równałoby  si   to  rezygnacji  z  naszego  zachwycaj cego  pozoru.  To  zbyt  trudne.  Dlatego,  gdy 

nasza  wybranka,  ta  wspaniała,  uczyniona  ze  wiatła  istota,  nagle  staje  si   kim   zwykłym  i 

normalnym,  potrzebuje  ciepła,  troski  i  wzajemno ci,  ma  ciało,  które  si   zmienia,  choruje  i 

starzeje - nie potrafimy tego unie . 

Musimy  wi c  szuka   dalej  i  dalej  -  na  pró no.  W  ko cu  starzejemy  si   i  zostajemy  sami, 

rozgoryczeni i niespełnieni, bo nie poznali my i nie pokochali my kobiety z krwi i ko ci. Przez 

adn  kobiet  nie zostali my te  naprawd  pokochani. 

Playboy, czyli „wol  si  bawi  ni  si  ba " 

Za strategi  playboya kryj  si  dwie podstawowe motywacje. 

Pierwsza to ch  rewan u. Pozostawieni matce przez ojca byli my traktowani przez ni  jak 

przedmiot. Słodki chłopczyk, którego si  ładnie ubierało, o którego si  dbało, ale nie dla niego 

samego, lecz po to, aby sprawiał dobre wra enie i był ozdob  mamy. Mogli my te  słu y  do 

chwalenia si  przed innymi. Bo taki ładny albo tak si  dobrze uczy, bo taki biedny, bo nie ma 

tatusia... Jednym słowem byli my we władzy matki i słu yli my jej do jej gier z otoczeniem i z 

yciem. Z takiego do wiadczenia powstały w nas z jednej strony pokłady gniewu, z drugiej za  

przekonanie,  e  zwi zki  mi dzy  lud mi,  a  w  szczególno ci  mi dzy  kobietami  i  m czyznami, 

polegaj  na manipulacji i wykorzystywaniu. 

Druga  motywacja  jest  zwi zana  z  l kiem  przed  blisko ci   z  kobiet .  Dominuj ca  i 

uprzedmiotowiaj ca  matka  bywała  dla  nas  postaci   przera aj c .  Gdyby my  poddali  jej  si  

całkowicie, pochłon łaby nas. Jakikolwiek nasz sprzeciw wzbudzał jej niepohamowany gniew. 

Strach zbli y  si  do kogo  takiego. Jedynym ratunkiem była strategia biernego oporu, uciekanie 

w  wiat  fantazji  i  odcinanie  si   od  własnego  ciała.  Teraz,  jako  doro li,  potrzebujemy  silnych 

bod ców,  eby  poczu ,  e  yjemy.  Ale  najbardziej  odci t ,  niedost pn   krain   naszego  ciała 

pozostaje  serce,  które  boi  si  zaanga owa . W tej  sytuacji jedynym sposobem  na  zapewnienie 

sobie upragnionego i zbawiennego kontaktu z kobietami jest uwodzenie i seks bez zobowi za . 

Seks,  który  daje  niezb dne  nam  poczucie  bezpiecze stwa  i  komfortu,  staje  si   silnie 

uzale niaj cym  substytutem  miło ci.  Nie  wiemy  prawie  nic  o  tym,  jak  wiele  w  naszych 

zwi zkach z kobietami mogłoby si  zdarzy  - poza seksem. 

Dzi ki  seksowi  bez  zobowi za   wchodzimy  w  upragniony  kontakt  z  zast pcz ,  idealn  

matk ,  tym  razem  na  swoich  warunkach  i  pod  pełn   kontrol .  W  naszym  post powaniu 

przejawia  si   nie  spełniona  w  swoim  czasie  chłopi ca  potrzeba  pełnego  dost pu  do  matki. 

Chcemy,  eby  mama  była  wreszcie  dla  nas,  a  nie  my  dla  niej.  Tak  powinno  było  by   wtedy, 

kiedy  byli my  dzie mi.  Nie  wiemy  jeszcze  albo  nie  chcemy  wiedzie ,  e  próby  realizowania 

naszych dzieci cych potrzeb w dorosłym  yciu przynosz  cierpienie nam i wszystkim wokół nas. 

„Pozwól mi by  blisko, ale nie ograniczaj mnie i nie zobowi zuj do czegokolwiek." To jest nasza 

ukryta pro ba kierowana do kobiety, gdy wyst pujemy w przebraniu playboya. W rzeczywisto ci 

brzmi to na ogół tak: „Umawiamy si  na zabaw , to nic powa nego. Tylko si  nie zakochaj." 

Ale nawet najbardziej wymy lny i wyrafinowany seks, je li jest odł czony od serca, nie da 

nam  spełnienia,  którego  tak  pragniemy.  Mo e  si   ono  pojawi   tylko  wtedy,  gdy  jeste my  w 

background image

 

- 16 - 

gł bokim, bezpiecznym i trwałym zwi zku z kobiet , w który obie strony mog  całkowicie si  

zaanga owa . Nasz  tragedi  jako playboya jest to,  e zakazujemy sobie i swoim kobietom tego, 

czego najbardziej potrzebujemy - zaanga owania serca i całkowitego otwarcia. Dlatego ta, która 

mimo wszystkich ostrze e  zakochuje si  w nas, jest gro na, ale jeszcze bardziej poci gaj ca. 

Wydaje nam si ,  e znowu jaka  kobieta chce nas w manipulowa  w trwały zwi zek po to, aby 

czego  od nas chcie . Za bardzo nam si  to kojarzy z matk , aby my mogli przy niej pozosta . 

Unikamy  jej,  ale  do  niej  wracamy.  D ymy  do  chwilowych  zbli e ,  a  potem  przepadamy  na 

długo. W ten sposób za ka dym razem kradniemy troch  prawdziwej miło ci, daj c w zamian 

jedynie chwilowy zapał i zachwyt. Nasza zdolno  do dawania miło ci nie wiadomie wyra a si  

jedynie w seksie, co zwi ksza nasze przywi zanie do niego, poniewa  ka dy człowiek pragnie 

wyra a  miło . Tu ujawniamy swoje drugie ja, wra liwe, czułe, spragnione i zachwycone. Po 

wyj ciu  z łó ka jeste my  nie  do  poznania.  Wycofujemy si   ze wszystkiego.  Kobiety  mówi   o 

nas z przek sem „nocni poeci". 
Uzurpator, czyli „ eby si  tylko nie wydało" 

Strategi  uzurpatora jeste my zmuszeni zastosowa , gdy odej cie ojca kieruje na nas gniew i 

wrogo   matki.  Albo  gdy  ojciec  wspina  si   po  naszych  plecach,  aby  sobie  poprawi  

samopoczucie. 

Matka  m ci  si   na  nas  za  to,  e  jeste my  owocem  jej  nieudanego  zwi zku,  ywym 

wspomnieniem ojca, który zdradził i odszedł. Zbieramy baty za jej ojca i za swego ojca. Matka z 

upodobaniem  upokarza  i  zawstydza  nas  wobec  innych.  Na  spotkaniach  rodzinnych,  na 

przyj ciach,  wobec  kolegów,  w  szkole,  wobec  nauczycieli.  Nigdy  nie  jest  po  naszej  stronie. 

Kolekcjonuje sytuacje, w których kto  si  o nas krytycznie wyra a lub ma do nas pretensje. W 

ten sposób usprawiedliwia swoj  negatywn , wrog  wobec nas postaw . 

Po wielu latach takiego traktowania zmuszeni jeste my podj  nast puj c  decyzj   yciow : 

„Tak  si   urz dz   w  yciu,  eby  mnie  nikt  wi cej  nie  dopadł.  Uzyskam  tak   moc  i  wpływ  na 

swoje otoczenie,  e zabezpiecz  mnie one raz na zawsze przed kompromitacj  i upokorzeniem. 

B d  miał tak  sił ,  e zawsze si  obroni ." 

Równie dobrze ojciec mo e by   ródłem naszej kompromitacji i upokorzenia. Matka usiłuje 

wtedy leczy  nasze rany, wychwalaj c nas nadmiernie. Ale ojciec nie przepu ci  adnej okazji, 

eby zademonstrowa  swoj  druzgoc c  przewag  i pokaza  nam,  e jeste my do niczego. Sam 

wewn trznie  niepewny  siebie,  depcze  po  nas,  aby  poprawi   sobie  samoocen .  Zaczynamy 

wierzy ,  e nic nie potrafimy i nic nie jeste my warci. Nade wszystko czujemy,  e nikt nas nie 

zna  i nie  kocha. Wolna od  przekłama   informacja ze  strony ojca  na  temat tego, co potrafimy, 

jakie s  nasze mocne i słabe strony, jest nam niezb dna jak powietrze. Je li nie znajdziemy jej u 

niego, b dziemy szuka  gdzie  indziej. Przy du ej dozie szcz cia spotkamy autorytety na tyle 

wiarygodne, aby to, czego si  od nich dowiemy o sobie, uzna  za wa ne i wystarczaj ce. 

Niełatwo  jest  z  takim  dziedzictwem  wchodzi   w  ycie  i  radzi   sobie  z  kobietami.  Nasza 

skrywana  niepewno   skłania   nas  b dzie  do  szukania  partnerki  słabej,  odczuwaj cej 

wdzi czno  za to,  e została wybrana. To zapewni nam przewag  i poczucie bezpiecze stwa. 

B dziemy kupowa  miło  i uznanie za drogie prezenty. W ko cu uwikłamy si  w sytuacj  

bez wyj cia. Nigdy nie b dziemy pewni, czy kobieta, która z nami jest, kocha nas i czy naprawd  

nas wybrała. Skazani na poszukiwanie bezpiecze stwa, b dziemy  y  w l ku przed wstydem, z 

głodem miło ci i bólem w sercu. 
Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni " 

„To wszystko przez ni ." Ten rodzaj my lenia o relacji m czyzn i kobiet mo na w jakiej  

formie  znale   we  wszystkich  innych  omawianych  tutaj  m skich  postawach  i  sposobach  na 

ycie.  To  najbardziej  podstawowy  stereotyp,  stereotyp  Adama,  pierworodnego  syna  Boga,  dla 

którego  kobieta  została  stworzona  jako  wcze niej  nie  planowany  dodatek,  ku  pomocy  i 

background image

 

- 17 - 

rozrywce. Tak przynajmniej brzmi jedna 7 dwóch obowi zuj cych wersji Genesis Druga stawia 

spraw  inaczej: Bóg stworzył kobiet  i m czyzn  jako dwie równorz dne istoty. Popularno  

pierwszej  zawdzi czamy  z  pewno ci   temu,  ze  wywy sza  m czyzn .  Druga  jest  mniej 

popularna. 

W  dalszym  biegu  historii,  jako  wywy szeni  przez  Boga,  dajemy  sobie  prawo,  by  sta   si  

s dziami,  inkwizytorami,  ustawo  dawcami,  panami  tego 

wiata,  kontroluj cymi  i 

ograniczaj cymi kobiety Poniewa  jednak, jako s dziowie, musimy mie  czyste tece, zmuszeni 

jeste my  co   zrobi   z  ha b   grzechu  pierworodnego.  Spychamy  wi c  na  kobiet   win   za  ten 

grzech.  Samych  siebie  za   widzimy  w  roli  namówionych  i  uwiedzionych  ofiar.  Ogłaszamy 

wiatu, ze cale nasze cierpienie to wina kobiety, która uległa namowom szatana. 

Wina tak zasadnicza musi rzuca  cie  na wszystkie inne przejawy i atrybuty kobieco ci. A 

wi c to jej wina,  e tak na nas działa,  e taka  liczna, ze my li i czuje inaczej. Jej win  jest to, ze 

jej tak pragniemy i potrzebujemy. Jej czar i magnetyzm to szata ska sztuczka i dlatego musimy 

si   przed  m   bronie,  zmienia   j ,  ogranicza ,  nierzadko  pogardza   i  niszczy .  Jej  wina,  w 

naszym  mniemaniu,  jest  tak  wielka,  ze  stanowi  usprawiedliwienie  dla  ka dej  naszej  m skiej 

niegodziwo ci. Dlatego tak niewielu kobietom udaje si  prze y  dzieci stwo i dojrzewanie bez 

seksualnego nadu ycia lub gwałtu, a  ycie dorosłe bez zdrady i upokorzenia z naszej strony. S  

tacy  w ród  nas,  którzy  zawsze  znajduj   potwierdzenie  swoich  najgorszych  prze wiadcze   na 

temat  kobiet,  poniewa ,  nie  wiedz c  o  tym,  nosz   w  sercu  al,  strach  i  gniew  przeniesiony  z 

dzieci stwa w dorosłe  ycie. 

Pozostawieni sam na sam z agresywn , nie panuj c  nad emocjami, pełn   alu i seksualnie 

zaniedban   matk ,  łatwo  stajemy  si   jej  przera on   ofiar   „Oho,  jaki  brzydki  chłopczyk, 

podgl da mam  " A potem „Jak ty mo esz chcie  mi wchodzie do łó ka" Albo „Jak ty si  do 

mamy przytulasz?" 

Albo „A co te plamy na prze cieradle znacz ? Prosz  poło y  r ce na kołdrze. Czym ty si  

tam  bawisz?  Nadu ycia  s   te   cz sto  popełniane  pod  pretekstem  czynno ci  higienicznych  czy 

zabiegów leczniczych. 

Gdy dr c z przeła enia i nadziei próbujemy zbli y  si  do  uwodz cej  matki,  nie słyszymy 

od niej  zbawiennego „Jeste  moim kochanym synkiem, przytul si  do mamy na chwilk  i id  

spa   do  siebie  "  Zamiast  tego  słyszymy  poni aj ce  i  bolesne,  a  zarazem  budz ce  niejasn , 

zakazan  nadziej  „Jeszcze jeste  za mały " 

Bycie  na  przemian  uwodzonym  i  w  poni aj cy  sposób  odrzucanym  przez  matk   to  tortura, 

która  na  reszt   ycia  mo e  odebra   nam  ochot   i  mo liwo   zbli enia  si   do  kobiety.  Gdy 

jeste my  sam  na  sam  z  tak   matk ,  nie  mo emy  zda   sobie  sprawy  z  tego,  co  si   dzieje. 

Straciliby my  bowiem  jedyne  oparcie  i  najwa niejsz   ukochan   osob .  Musimy  wi c 

wszystkiemu zaprzeczy . Bierzemy win  na siebie i idealizujemy matk . 

Gdy dorastamy,  ywimy przekonanie, ze matka była wspaniał  osob , któr  nale y stawia  

wszystkim  za  wzór.  Aby  si   w  tym  iluzorycznym  przekonaniu  utwierdzi ,  z  poczuciem  misji 

zaczynamy  d y   do  tego,  by  wszystkie  inne  kobiety  w  naszym  otoczeniu  były  takie,  jak 

nieprawdziwy obraz naszej matki. Gdy nasz nieu wiadomiony l k, gniew i  al do niej zostan  

usankcjonowane kulturowym  stereotypem  winy  i  upadku  kobiety,  łatwo  je  opakowa   w pozór 

wi tego posłannictwa na rzecz kobiet W gruncie rzeczy jednak stajemy si  tyranami, bezlito nie 

wprowadzaj cymi pod przymusem to, co wydaje nam si  dla nich dobre i zbawienne. 

W  naszych  intymnych,  skrywanych  fantazjach  seksualnych  mo emy  pod a   w  stron  

masochizmu po to, aby w atmosferze kary i pot pienia moc przezywa  w pełni nasz  zakazan  

fascynacj  matk . 

W  skrajnych  wypadkach  wyparta  nienawi   do  matki  w  poł czeniu  z  przemo n   potrzeb  

do wiadczania blisko ci z kobiet  mog  nas zaprowadzi  na tragiczne i przera aj ce manowce 

okrucie stwa i gwałtu. 

Je li  odwa ymy  si   zwi za   na  stałe  z  kobiet ,  to  na  pewno  z  kobiet   uległ   i  spełniaj c  

background image

 

- 18 - 

nasze  ukryte  pragnienie  matki,  poczuwaj cej  si   do  winy.  Winn   i  przepraszaj c ,  ze  yje, 

dopuszczamy  do  naszych  łask  i  wspaniałomy lnie  dzielimy  z  ni   ło .  Cen ,  jak   płaci  za  t  

łask , jest całkowite podporz dkowanie i odgrywanie do ko ca roli skruszonej grzesznicy. Je li 

si  buntuje, nasz gniew jest wielki. Zostaje „wtr cona do lochu", nieuchronnie trafia do kategorii 

kobiet, które nie do , ze zawiniły, to w dodatku nie okazuj  skruchy. Tym samym traci prawo 

do istnienia w  wiecie pierworodnych synów Pana Boga. 
Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy" 

Macho  jest  podobny  do  inkwizytora,  jednak  ze  wzgl du  na  swój  temperament  bardziej 

potrzebuje fizycznego kontaktu z kobiet . Mógł mie  matk , która była wobec niego tyranem, a 

ojcu  dr cymi  r koma  podawała  obiad  na  stół  i  czekała  na  recenzj .  Je li  nie  smakowało, 

gotowała  nast pny  Wobec  ojca  była  podnó kiem,  słu c ,  yj c   w  poczuciu  winy  i  wstydu, 

które mogłaby zmy  jedynie ofiarn  słu b , byciem potrzebn  i pomocn . Wobec syna pełniła 

rol   absolutnego,  domowego  władcy,  wci gaj c  go  w  upokarzaj c   słu b   panu-ojcu.  Ojciec 

oczywi cie nie przejawiał w tej sytuacji szacunku dla matki. Oddał jej w posiadanie dom wraz ze 

zlekcewa onym synem jako zakładnikiem i u ywał  ony, gdy była do czego  potrzebna. 

Bycie  upokarzanym  przez  matk   pogardzan   przez  ojca  jest  dla  nas  ha b   podwójn .  Nic 

dziwnego,  ze  nie  mo emy  si   doczeka ,  kiedy  wreszcie,  tak  jak  ojciec,  odbijemy  sobie  na 

naszych własnych kobietach. Czasami mo emy si  odegra  juz wcze niej, gdy - po odej ciu ojca 

- wst pujemy na opustoszały tron i przejmujemy władz  nad matk . Gdy próbujemy radzi  sobie 

z  yciem w przebraniu macho, nie mamy poczucia misji i potrzeby naprawiania kobiet. Wydaje 

nam si , ze znamy je na wylot. Nie mamy  adnych złudze . Tak dobieramy kobiety w swoim 

otoczeniu, z by móc je wykorzystywa  z pełnym przekonaniem, ze im si  to nale y. Te, które 

ulegaj ,  tolerujemy,  ale  bynajmniej  nie  darzymy  ich  szacunkiem.  Te,  które  nie  ulegaj , 

obdarzamy bezgraniczn  pogard , bo nie zdaj  sobie sprawy z tego, jak bardzo s  winne i marne. 

Kobieta, maj ca jakiekolwiek inne aspiracje ni  słu enie m czy nie,  mieszy nas niepomiernie 

Tak gł boko wypieramy  si  przed  sob  potrzeby  otrzymywania  od  kobiet  ciepła, czuło ci  i 

troski, ze im równie  odmawiamy prawa do takich potrzeb. 

W  seksualnych  kontaktach  z  kobietami  redukujemy  siebie  do  roli  zwyci skiego  samca.  W 

konsekwencji  kobiet   sprowadzamy  do  rok  uległej  samicy.  Mo na  powiedzie ,  ze  uprawiamy 

sodomi .  Wulgaryzujemy  nasze  zwi zki  z  kobietami,  równie   w  warstwie  j zykowej, 

odmawiaj c  spotkaniu  kobiety  z  m czyzn   jakiegokolwiek  ludzkiego  wymiaru,  sensu  czy 

doniosło ci    Chcemy  wierzy ,  ze  kobiecie  w  yciu  chodzi  tylko  o  to,  aby  zosta   zaspokojon  

seksualnie, ewentualnie wyda  na  wiat potomstwo Inne aspiracje kobiet s  dla nas tak  mieszne, 

ze  nawet  nie  zadajemy  sobie  trudu,  aby  je  ukróci   Swoj   rol   widzimy  w  tym,  aby  kobiecie 

uzmysłowi  jej mało  i pokaza , gdzie jest jej miejsce. 

Gdy stosujemy strategi  inkwizytora, kobieta ma przynajmniej teoretyczn  szans  na łask  i 

wybaczenie. Gdy  jeste my  macho, nie  oferujemy  jej  nic  prócz  pogardy,  cynizmu  i  pot pienia. 

Ta,  któr   wybieramy  na  stał   partnerk ,  musi  czu   si   wdzi czna  za  to,  ze  z  ni   jeste my,  a 

zatem  tolerowa   wszelkie  nasze  zachcianki  i  kochanki.  Dajemy  sobie  oczywi cie  prawo  do 

fizycznego makietowania jej. To jest wpisane w nasz  rol  i pozycj . Nie jako misja, jak to mo e 

mie   miejsce  w  wypadku  inkwizytora,  ale  jako  niech tnie  podejmowany  trud  wychowawczy 

albo wr cz zabieg leczniczy, „bo jak si  baby nie bije, to jej w troba gnije" 

Gdy jeste my typem macho, kobiety nie maj  z nami szans. Za bardzo jeste my zranieni, zbyt 

wielka  jest  nasza  wewn trzna  ha ba,  aby my  mogli  zrezygnowa   z  poprawiania  sobie 

samopoczucia  przez  wspinanie  si   po  ich  plecach.  Nie  wiemy,  ze  nasza  pogarda  dla  kobiet 

odzwierciedla nasz  pogard  dla samych siebie. Nie mo emy i nie chcemy tego zobaczy . 

Tak si  składa, ze w rejonach silnie nasłonecznionych cz ciej obserwuje si  postaw  macho, 

czyli  upokarzaj cy  stosunek  m czyzn  do  kobiet. Widocznie  sło ce  daje  tyle  gor cej,  m skiej 

energii, ze nie ma jak jej pomie ci , a im trudniej m czyznom kontrolowa  swoj  seksualno , 

background image

 

- 19 - 

tym  bardziej  winne  s   kobiety.  W  konsekwencji  s   bardziej  jeszcze  upokarzane  i  pilnowane, 

musz  si  chowa  i zakrywa  Z drugiej strony brak partnerskich, intymnych i ciepłych zwi zków 

z  kobietami  oraz  t sknota  za  ojcem  powoduj ,  na  zasadzie  kompensacji, szczególn   blisko  i 

serdeczno , a czasami wr cz pieszczotliwo  w kontaktach mi dzy m czyznami typu macho 

przytulanie  si ,  obejmowanie,  siadanie  sobie  na  kolanach,  całowanie  si   w  usta,  sp dzanie  ze 

sob   po  pracy  długich  godzin  na  ławce lub  stoj c  w  grupie, cho by na  rodku  ulicy.  Synowie 

siedz  wtedy w domach z matkami 
Gej, czyli „niech jaki  m czyzna mnie pokocha" 

Za  tym  sposobem  radzenia  sobie  z  yciem,  z  kobietami  i  z  ojcowsk   zdrad   stoi  przede 

wszystkim ogromna t sknota za ojcem. 

Ojciec  jest  uległy,  zal kniony,  upokarzany  przez  dominuj c ,  autorytarn   matk ,  która 

jednocze nie niszczy nas cho by po rednio, poprzez upokarzanie ojca. Wtedy, patrz c na ojca, 

my limy „Nie chc  by  taki jak on." Takie postanowienie zawiera w sobie potencjaln  gro b  

odmowy  bycia  m czyzn   w  ogóle.  W  dodatku  po  to,  by  unikn   represji  ze  strony  matki, 

zasłu y   na  jej  przychylno   i  poprawi   własn   samoocen ,  wchodzimy  z  ni   w  sojusz 

przeciwko ojcu. Sami zdradzeni, szybko zdradzamy ojca i przyst pujemy do obozu matki. Mamy 

z  tego  tytułu  przywileje,  cieszymy  si   jej  wzgl dami,  uwa a  nas  za  sojusznika,  wyró nia  i 

nagradza.  Z  czasem,  gdy  orientujemy  si ,  ze  chce  nas  wykreowa   na  swojego  idealnego 

m czyzn , zaczynamy czu  na barkach ci ar jej oczekiwa . Ojciec praktycznie me istnieje w 

domu,  wi c  robi  si   niebezpiecznie.  Czujemy  si   wci gani  w  edypalno-opieku czy  zwi zek  z 

matk . W ten sposób pojawia si  jeszcze jeden powód, dla którego stawanie si  m czyzn  jawi 

si   jako  zbyt  ryzykowne.  W  gł bi  duszy  bowiem  bardzo  obawiamy  si   tego  rodzaju 

przywi zania  do  matki.  A  dystansuj c  si   w  sobie  od  tego,  co  m skie,  z  jeszcze  wi ksz  

trudno ci  zdobywamy si  na postawienie matce granic. Jeszcze bardziej zdani jeste my na jej 

łask  i niełask . 

Nie  chcemy  sta   si   takim  m czyzn   jak  ojciec.  W  dodatku,  patrz c  na  to,  co  dzieje  si  

mi dzy matk  a ojcem, widzimy, ze wej cie w zwi zek z kobiet  musi sko czy  si  dla nas tym, 

co spotkało ojca — wstydem, upokorzeniem, „wykastrowaniem". Wiele zale y od tego, co si  

dalej wydarzy w naszym  yciu. Tak czy owak b dziemy podatni na wszelkie próby uwiedzenia 

ze  strony  m czyzn.  Bardzo  potrzebujemy  ich  towarzystwa,  silnych,  opieku czych  ramion, 

emocjonalnego  wsparcia.  Potrzebujemy  kogo ,  kto  jest  dla  nas  wzorem,  intelektualnym  i 

emocjonalnym partnerem, a nie gap  i ciamajd  jak ojciec. Łatwo mo emy da  si  uwie  gejom 

czy  pedofilom,  którzy,  sami  zdradzeni  przez  ojców,  nieomylnie  wyczuwaj   i  odnajduj  

spragnionych m skiej miło ci chłopców. 

Oczywi cie,  w  gł bi  naszego  serca  tli  si   niezaspokojona  potrzeba  blisko ci  z  ciepł , 

bezpieczn   i  siln   matk .  Dlatego  ch tnie  wchodzimy  w  przyjacielskie  kontakty  z  kobietami. 

Kobiety  ceni   sobie  bardzo  te  przyja nie,  bo  czuj   si   w  nich  bezpieczne.  Kobieta  mo e  si  

spokojnie  przytuli   do  m czyzny-geja,  o  wszystkim  z  nim  porozmawia   i  by   pewna,  ze  nie 

b dzie  chciał  niczego  wi cej.  Nie  wszyscy  ojcowie  gwarantuj   córkom  cho by  takie 

podstawowe bezpiecze stwo. 

Nie  przypadkiem  jako  geje  stajemy  si   czasami  wybitnymi  kreatorami  mody  damskiej. 

Traktujemy  kobiety  jak  kwiaty,  jak  dzieła  sztuki,  jak  pi kne  przedmioty.  W  sposobie,  w  jaki 

ubieramy,  a  raczej  rozbieramy  kobiety,  jest  element  pot nej  seksualnej  prowokacji  wobec 

heteroseksualnej m skiej wi kszo ci - czyli prowokacji wobec ojca. Chcemy za po rednictwem 

pi knych  modelek  wzbudzi   jego  zachwyt.  T sknimy  za  byciem  kim ,  od  kogo  ojciec  nie 

mógłby oderwa  oczu. Gdy jeste my gejem - kreatorem mody, zdobywamy uwag  ojca dzi ki 

pi knej modelce, z któr  si  identyfikujemy. Jako transwestyci posuwamy si  jeszcze dalej. Po 

to, aby zainteresowa  i zachwyci  ojca, rzeczywi cie przeistaczamy si  w kobiet . 

W stron  homoseksualno ci mo e nas skierowa  tak e sytuacja odwrotna do wy ej opisanej 

background image

 

- 20 - 

odrzucaj cy jest ojciec. Przyszły ojciec, który nie miał ojca, woli mie  za dzieci dziewczynki bo 

jest bezradny w post powaniu z chłopcami. Gdy staje si  ojcem, odrzuca nas przez pierwsze 10-

12 lat  ycia. Pó niej, nie wiadomy tego, co narobił, widz c, jak bardzo zwi zali my si  z matk , 

zabiera si  gwałtem za nasze wychowanie. Wewn trznie sam nadal czuje si  chłopcem i dlatego 

realizuje  program  dowodzenia  sobie  i  wiatu,  ze  jest  m czyzn .  Przez  pierwsze  lata  naszego 

ycia tak jest tym zaj ty, ze zapomina o naszym istnieniu. 

Z czasem jednak zaczynamy by  kompromitacj  dla jego m skiej reputacji. Nie pasujemy do 

wyznawanego  przez  mego  wzorca  m sko ci.  Wtedy  ojciec  egoistycznie  i  bezmy lnie  chce  do 

swojej heroicznej historii dopisa  rozdział pod tytułem „Zobaczcie, jakiego mam syna " Ale my 

nie  jeste my  w  stanie  przyj   tak  spó nionej  i  pozbawionej  serca  inicjatywy  wychowawczej. 

Stawiamy opór, który wpycha nas jeszcze gł biej w obj cia matki, a t sknota za dobrym ojcem, 

który  umiałby  przede  wszystkim  kocha , a  potem  dopiero  wymaga ,  staje si  jeszcze  bardziej 

rozpaczliwa. 

Podporz dkowana  ojcu  matka  próbuje  wynagrodzi   nam  brak  ojcowskich  uczu .  Jest 

wprawdzie  ciepła,  ale  sama  nieszcz liwa  i  potrzebuj ca,  nie wiadomie  szuka  w  nas  oparcia. 

Wyczuwamy to i odruchowo chcemy si  odsun . Poczucie winy okazuje si  jednak tak silne, ze 

w ko cu ulegamy. Stajemy si  jej opiekunem i powiernikiem. 

Matka z pewno ci  nie jest dla nas atrakcyjnym wzorem kobiety. Nie potrafi błysn  okiem, 

wyprostowa   si ,  zakołysa   biodrami,  zata czy ,  za piewa ,  krzykn   czy  zapragn   czego  

całym sercem Jawi si  jako biedactwo, którym trzeba si  opiekowa . 

W ko cu bezradny wobec naszego oporu ojciec oddaje nas w tak zwane „dobre r ce", czyli 

do internatu, do wojska czy czego  w tym rodzaju. Wyruszamy w  wiat niedojrzali i spragnieni 

takiego  kontaktu  z  m czyzn ,  który  zawierałby  w  sobie  cho by  odrobin   zachwytu,  dawał 

poczucie,  ze  jest  si   dla  niego  wa nym,  upragnionym.  Potrzebujemy  m czyzny,  do  którego 

mogliby my si  spokojnie przytuli , a w chwilach l ku czy niepokoju nawet spa  w jego łó ku. 

Jako  ojcowie  robimy  wielki  bł d,  odmawiaj c  synom  kontaktu  fizycznego.  Cz sto 

post pujemy tak ze strachu przed własnym podejrzeniem o nasz nie wiadomy homoseksualizm. 

Bierze  si   ono  z  niezaspokojonego  pragnienia  blisko ci  z  naszym  ojcem  Im  wi ksze  jest  to 

pragnienie, tym bardziej nas niepokoi i tym dalej odsuwamy syna. Nie rozumiemy, czego od nas 

chce. Nikt nam nie powiedział, ze to naturalne i zdrowe, chcie  przytuli  si  do ojca. 

Sytuacj , w której ta potrzeba bezpiecznie si  ujawnia, bywa wspólne picie z m czyznami. 

Wtedy  wreszcie  mo emy  si   obcałowa   i  na  przytula   z  jakim   kumplem  czy  przygodnym 

kompanem  od  kieliszka.  Ale  nasi  synowie  nigdy  nie  znajd   do  nas  drogi.  Mog   tylko  skrycie 

marzy  o bezpiecznej blisko ci z opieku czym m czyzn . 

Nie wszystko o gejach i nie wszystkich gejów da si  do ko ca zrozumie  w tych kategoriach. 

Zaryzykowałbym  jednak  twierdzenie,  ze  coraz  powszechniejszy  m ski  homoseksualizm  jest 

wielkim  wołaniem  o  prawdziwego  ojca.  Podobnie  jak  homoseksualizm  kobiet  jest  wielkim 

wołaniem o prawdziw  matk . 
Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem" 

Z  psychologicznego  punktu  widzenia  najbardziej   powszechne wyobra enie Boga, jako 

postaci ludzkiej, i cała ikonografia, która przez wieki w zwi zku z tym wyobra eniem powstała, 

s  niezwykle poci gaj ce dla spragnionych ojca chłopców. Wizerunki tych m drych, pot nych 

m czyzn w sile wieku działaj  na nich jak balsam. Tym bardziej, ze Bóg-m czyzna posiada 

zasadnicze cechy idealnego ojca. Jest wszechmog cy, wszechobecny i wieczny. Mo emy si  me 

obawia , ze kiedykolwiek nas opu ci, zdradzi, zniknie, ze załami  go jakie  trudno ci.  mier  

nie  jest  w  stanie  go  dosi gn ,  a  nawet  nasza  mier   nie  przeszkadza  mu  w  wypełnianiu 

ojcowskiego powołania. Jego wymagania i surowo  podyktowane s  miło ci  do nas i trosk  o 

to, aby my w pełni stawali si  tym, czym potencjalnie jeste my. Wszystko widzi i wszystko wie, 

ale  me  wtr ca  si   w  nasze  ycie,  pozwala  wybiera   i  gotów  jest  wybaczy   nawet  najwi ksze 

background image

 

- 21 - 

nasze  bł dy.  Wie,  kim  mamy  si   sta ,  i  zna  drog ,  któr   powinni my  i .  Jasno  okre la 

wymagania, warunki i reguły obowi zuj ce w tej podro y. Od czasu do czasu daje znak, ze jest z 

nas zadowolony. W ko cu, je li dochowamy mu wierno ci, da nam piecz  zbawienia. 

Niewykluczone,  ze  tak  bardzo  ojcowskie  pojmowanie  Boga  ukształtowane  zostało  w  du ej 

mierze przez pokolenia wyt sknionych za ojcem dorosłych chłopców. Zwró my uwag , ze Bóg-

Ojciec daje nam, chłopcom, tak upragnione poczucie szczególnej wi zi z Nim i wyj tkowo ci. 

Tylko  my  mo emy  zbli y   si   do  niego,  zosta   jego  kapłanami  i  namiestnikami.  Dla  nas, 

chłopców,  zarówno  tych  małych,  jak  i  du ych,  jest  to  sytuacja,  która  spełnia  wszystkie  nasze 

odwieczne marzenia. 
Mnich, czyli „zostaj  sam" 

Mój przyjaciel z dawnych lat, gdy porzucił wspinanie si  po skałach, powiedział „W pewnym 

momencie  wspinanie  si   na  gór   staje  si   czym   łatwiejszym  ni   ycie  na  nizinach,  a  z 

pewno ci  łatwiejszym ni  spotkanie z kobiet  i zało enie rodziny. Poniewa  zawsze chciałem 

robi  to, co trudniejsze, przestaj  si  wspina  i zakładam rodzin ." 

Kompulsywne poszukiwanie ekstremalnych sytuacji me tylko uzale nia nas od adrenaliny i 

iluzji m skiej kompetencji, ale mo e by  tez wyrazem obawy, ze nie jeste my jeszcze gotowi do 

wzi cia  odpowiedzialno ci  za  rodzin .  Potrzebujemy  najpierw  przekona   si ,  ze  jeste my  juz 

m czyznami. 

Niestety, nasza inicjacja trwa w niesko czono  i cz sto przekształca si  w uzale nienie od 

izolacji i braku odpowiedzialno ci. Po jakim  czasie górska, monastyczna czy jakakolwiek inna 

kompulsja inicjacyjna mo e sta  si  jedynie fasad , zakrywaj c  nasz  niedojrzało , czym  w 

rodzaju nieko cz cego si  obozu skautów. 

To zrozumiałe, ze unikamy kobiet, skoro nie czujemy si  jeszcze m czyznami. Je li nawet 

stworzymy  jakie   rodziny,  to  i  tak  b dziemy  ucieka   do  pracy,  w  góry,  na  morze,  do  knajpy, 

gdzie si  da. Nie wyrwano nas we wła ciwym momencie z obj  matki. Uzale nione od matki 

dziecko  jeszcze  w  nas  nie  umarło,  wi c  blisko   z  kobiet   grozi  nam  nieuniknionym 

upokorzeniem nadmiernego przywi zania. 

Inicjacyjne procedury od tysi cleci obecne w naszej kulturze podpowiadaj , ze chłopca trzeba 

wyrwa   z  obj   matki  mi dzy  szóstym  a  ósmym  rokiem  ycia,  a  nast pnie  da   mu  prze y  

próbk  m skiego losu po to, by mógł wróci  do kobiet ju  jako m czyzna i wojownik. 

Pozbawieni tego kluczowego do wiadczenia, a zarazem gnani silnym pop dem seksualnym, 

wkraczamy w  wiat kobiet bezradni i bezbronni, z całym baga em naszych dzieci cych potrzeb, 

oczekiwa   i  zranie .  Potem  przez  reszt   ycia  bł dzimy,  szamoczemy  si   i  cierpimy  -  nie 

szcz dz c  te   cierpie   kobietom  -  gdy  okazuje  si ,  e  nasz  wewn trzny  mały  chłopczyk  nie 

mo e  znale   spełnienia  i  ukojenia  w  dorosłym  wiecie,  rz dz cym  si   zasad   dyscypliny, 

odpowiedzialno ci i odwagi. 

Je li  zwa ymy,  e  z  drugiej  strony  mo emy  mie   do  czynienia  z  du ymi-małymi 

dziewczynkami,  które  bardzo  potrzebuj   m skiej  opieki  i  wsparcia,  to  otrzymamy  obraz 

najcz ciej w naszych czasach spotykanego zwi zku kobiety i m czyzny. Dwoje małych dzieci 

przebranych  za  dorosłych  walczy  za arcie  o  to,  kto  komu  si dzie  na  kolanach.  Obolali, 

rozgoryczeni  i  zal knieni  szukamy  schronienia  w  samotno ci,  osładzanej  od  czasu  do  czasu 

płatn  miło ci . 

Czasami decyzja o  yciu w pojedynk  jest decyzj  o  yciu w celibacie, który zapewne po to, 

aby  lepiej  si   z  tym  poczu ,  nazywamy  czysto ci .  Nigdy  do   powtarza ,  e  cnota jest  tylko 

tam,  gdzie  jest  wybór.  Je li  spojrze   na  to,  co  si   dzieje  w  naszej  kulturze  z  wychowaniem 

chłopców,  to  wida ,  e  w  przewa aj cej  liczbie  przypadków  ycie  bez  kobiet  ma  niewiele 

wspólnego  z  naszym  prawdziwym  wyborem,  a  wi c  i  z  cnot ,  za  to  wi cej  z  bezradno ci , 

ucieczk , gniewem i rozgoryczeniem. 

Dlatego  w ród  tych  z  nas,  którzy  -  niezale nie  od  wyznania  -  wybrali  stan  duchowny  i 

background image

 

- 22 - 

zdecydowali  si   na  celibat,  mo na  cz sto  obserwowa   bardzo  niedojrzały  stosunek  do 

seksualno ci  i  do  kobiet.  Wielu  z  nas  po  prostu  sobie  z  tym  nie  radzi.  O  popełnianych  przez 

duchownych nadu yciach wobec kobiet słycha  ze wszech stron. 

ałosne  i  godne  pot pienia  seksualne  nadu ywanie  kobiet,  a  coraz  cz ciej  tak e  dzieci, 

uzna  trzeba za wynaturzony i tragiczny przejaw naszej niedojrzało ci, niewiary w to,  e mo na 

nas pokocha , i gniewu zrodzonego z odrzucenia przez matk . Ta niewiara i gniew w poł czeniu 

z  nasz   przemo n   potrzeb   blisko ci,  dawania  i  otrzymywania  miło ci  oraz  wzbudzania 

zachwytu  sprawiaj ,  e  cz sto  zachowujemy  si   wobec  kobiet  nieobliczalnie,  agresywnie, 

niegodziwie i strasznie. 

Ale nienawi , pogarda i obrzydzenie, wypisane na sztandarach tych z nas, którzy uznali si  

za kompetentnych or downików czysto ci i cnoty, to jeszcze bardziej niebezpieczny, zabójczy i 

okrutny  sposób  radzenia  sobie  z  nasz   niedojrzał ,  zranion   m sko ci .  Sieje  mier   i 

zniszczenie  na  skal   nieporównywaln   z  tym,  co  jest  zasmucaj cym  dziełem  seksualnych 

przest pców i dewiantów. Od tysi cleci zabija dusze i ciała milionów dziewczynek i kobiet, a 

jednocze nie  zatrzaskuje  nasze  m skie  serca  na  miło ,  zachwyt,  tkliwo ,  oddanie  i  rado , 

czyli na sam  esencj   ycia, bez której traci ono smak, barw  i gł bszy wymiar. 

Tu le y prawdziwa przyczyna wszelkich naszych dewiacji. Nasza m ska seksualno  domaga 

si   zaspokojenia  w  blisko ci  z  kobiet ,  ale  pozbawiona  dost pu  do  serca,  ska ona  wstr tem, 

pogard   i  nienawi ci   staje  si   dzik   besti ,  która  niszczy  zarówno  nas,  jak  i  te,  których  tak 

pragniemy. 

Nieuchronnie  wpadamy  w  dewiacje  manifestuj ce  si   albo  wyrodzon ,  lep   i  nienawistn  

seksualno ci , albo wyrodzon ,  lep  i nienawistn  cnotliwo ci . 

Bywa i tak,  e decydujemy si  na celibat, maj c zdrowy, m dry, pełen miło ci stosunek do 

kobiet  i  zrozumienie  istoty  seksualno ci.  Decyzja  o  celibacie  jest  wówczas  budz c   szacunek 

rezygnacj :  „Skoro  chc   si   po wi ci   głoszeniu  prawdy  i  pomaganiu  ludziom,  łatwiej  mi  to 

b dzie  robi ,  gdy  nie  zało   własnej  rodziny.  B d   miał  wi cej  czasu,  wi cej  energii,  wi cej 

mo liwo ci.  B d   mógł  wyjecha   w  ka dej  chwili  na  koniec  wiata  i  nikomu  nie  spraw   tym 

bólu. Co bardzo wa ne, nie zdarzy mi si  te  zdradzi  syna." 

Ale niestety, we wszystkich religiach s  tacy, którzy wybieraj  Boga, wiar  czy doktryn  nie 

dla ludzi, tylko przeciwko nim. Wielu z nas wybiera Boga przeciwko kobietom, nie dostrzegaj c 

tego,  e  nie  sposób  wybra   Boga  i  jednocze nie  pogardza   potow   ludzko ci,  w  tym  matk , 

która wydała nas na  wiat. 

Jak  mo na  wybra   Boga  i  pogardza   w  ogóle  kimkolwiek?  Jak  mo na  wybra   Stwórc   i 

pogardza  tym, co stworzył najlepszego: kobiet , m czyzn , seksem? Czy nie lepiej z pokor  

podda   si   boskiemu  wyrokowi  i  uzna ,  e  kobiety  i  m czy ni  skazani  s   na  wieczne 

zachwycanie  si   sob   nawzajem.  Czy  nie  w  tym  wła nie  do wiadczeniu  zachwytu,  miło ci, 

rado ci  i  całkowitego  oddania,  jakie  staj   si   naszym  udziałem  w  seksie,  naj ywiej 

do wiadczamy  istoty  tego  co  boskie?  Seks  jest  niew tpliwie  najpot niejsz ,  najgł bsz   i 

najszerzej  praktykowan   modlitw .  Niestety,  przez  wi kszo   praktykowan   nie wiadomie,  w 

pomieszaniu i wstydzie. Chyba ju  czas naszej seksualno ci przywróci  wła ciw  rang , aby my 

mogli modli  si  w ten sposób, oddaj c si  sobie bez reszty, z miło ci , szczerze i serdecznie, a 

co najwa niejsze w dobrej wierze, czyli z przekonaniem,  e Bóg - czy jakkolwiek To nazwiemy 

- tak chce. 

Dopiero z takiego punktu widzenia celibat jawi si  jako ogromne po wi cenie, a nie pozorny 

wybór, wynikaj cy z l ku, obrzydzenia czy pogardy. 

Gniew matki 

Chłopiec  zdradzony  przez  ojca  zostaje  pozbawiony  pozytywnego  wzoru  odnoszenia  si   do 

kobiet.  Ojciec,  sam  borykaj cy  si   ze  skutkami  zdrady  ze  strony  swojego  ojca,  nie  mo e  by  

background image

 

- 23 - 

przecie  w dobrych relacjach ze swoj  partnerk . Je li od niej odchodzi, to w oczach syna jego 

nieobecno   sama  przez  si   pokazuje,  e  trwały  zwi zek  z  kobiet   jest  dla  m czyzny  czym  

zbyt trudnym do uniesienia. 

Matka  ma  oczywi cie  własne  kłopoty  ze  sob   i z  m czyznami.  Gdyby  ich  nie  miała,  to  z 

pewno ci  nie zwi załaby si  na stałe z partnerem, tak bardzo skłonnym do zdradzania swego 

syna  i  jej  samej.  Z  tych  samych  powodów  do wiadcza  ona  trudno ci  w  relacji  z  synem,  a 

pozbawiona wszelkiej pomocy ze strony partnera, rozwi zuje je, jak mo e i umie. Gromadzi si  

w niej mnóstwo gniewu, który na wiele sposobów przejawia si  w stosunku do syna. Trzy z nich 

spotykamy  stosunkowo  najcz ciej.  Syn  staje  si   albo  „upragnionym  wrogiem",  albo 

„znienawidzonym wybawicielem", albo „zagniewanym panem". 

Gdy stajemy si  dla matki upragnionym wrogiem, to oczywi cie nie przyznaje si  ona do tego 

nawet przed sob . A tym bardziej przed nami i przed  wiatem. Zdarza si  i tak,  e  wiadomie i 

otwarcie  zachowuje  si   agresywnie  wobec  nas.  Cz ciej  jednak  agresja  matki  bywa 

opakowywana  w  ró owy  papierek  nadopieku czo ci,  co  „kastruje"  nas  jeszcze  skuteczniej, 

poniewa   spragnionemu  miło ci  dziecku  trudniej  jest  przeciwstawia   si   tak  zakamuflowanej 

wrogo ci. 

Gdy  stajemy  si   znienawidzonym  wybawicielem,  wtedy  agresja  matki  przybiera  przede 

wszystkim  form   nadmiernego  obci ania  nas  jej  kłopotami,  chorobami  i  problemami 

(szczególnie  tymi,  które  prze ywa  z  ojcem),  wymuszania  opieku czej  postawy  wobec  niej, 

zobowi zywania nas do bezwzgl dnej lojalno ci, a tak e do tego,  e jej nigdy nie opu cimy. 

Cz sto bywa tak,  e bezradna i opuszczona przez partnera matka, aby nie pozosta  zupełnie 

sama, wyrzeka si  swego gniewu tak dalece,  e uznaje nas za swego zagniewanego pana, a sam  

siebie  za sług   i  winn  ofiar . W  ten sposób  zabiega  przede wszystkim o  to,  eby  nie  poczu  

swojej agresji, a tak e nie wzbudzi  w nas  adnych negatywnych uczu . Spełnia wszelkie nasze 

zachcianki i zaspokaja potrzeby. Czasami zdejmuje z nas ci ar najprostszych nawet czynno ci, 

wszystko  wybacza  i  nigdy  si   nie  skar y.  Bardzo  szybko  okazuje  si   jednak,  e  rezygnacja  z 

siebie  oraz  pragnienie  zaskarbienia  sobie  za  wszelk   cen   naszej  miło ci,  a  przynajmniej 

przychylno ci, rodzi w nas tylko niech , gniew, a nawet pogard . 

Rozwa my,  jaki  wpływ  na  dalsze  ycie  syna  mo e  mie   przebywanie  w  zasi gu 

rozgniewanej, przem czonej i rozczarowanej matki. 
Gniew wyparty 

Matka, która ustawia nas w roli zagniewanego pana, chc c nie chc c uczy nas,  e z kobiet  

mo na  zrobi   wszystko,  e  kobieta  wszystko  wybaczy,  a  w  dodatku  jeszcze  usłu y,  wyr czy, 

wypierze, nakarmi, umyje, posprz ta i nigdy si  nie rozgniewa ani nie obrazi. 

W  przyszło ci  b dzie  nam  trudno  poczu   szacunek  i miło   do  kobiety,  któr  wybierzemy, 

cho   w  gł bi  serca  b dziemy  t skni   za  t ,  któr   mogliby my  pokocha   i szanowa .  Niestety, 

do wiadczanie tych uczu  b dzie dla nas mo liwe tylko w wirtualnej przestrzeni marze  i snów. 

W  rzeczywisto ci  w  ka dej  spotkanej  kobiecie  b dziemy  widzie   matk   i  tak  te   b dziemy  j  

traktowa ,  bowiem  miło   kobiety  trwale  skojarzyła  si   nam  z  jej  uległo ci   i 

podporz dkowaniem. 
Gniew nadopieku czo ci 

Gdy mamy nadopieku cz  mam , b dziemy bali si  dojrzałych, samodzielnych kobiet. Mo e 

si  zdarzy ,  e na zawsze pozostaniemy chłopcem, boj cym si   wiata, boj cym si  podejmowa  

ryzyko i si ga  po wolno . Mo liwe,  e b dziemy szar owa  i szpanowa , by pokaza  sobie i 

wszystkim  naokoło,  jacy  jeste my  dzielni.  Najprawdopodobniej  jednak  zapo yczone  od  matki 

przekonanie,  e  jeste my  słabi,  podatni  na  zranienia  i  choroby,  utrudni  nam  bardzo 

wykorzystywanie naszych mo liwo ci fizycznych i umysłowych. B dziemy stroni  od sportu i 

od sytuacji, anga uj cych ciało, wymagaj cych odwagi i determinacji. W rezultacie nasze ciało 

background image

 

- 24 - 

nie  rozwinie  si   i  nie  wzmocni  w  dostatecznym  stopniu;  wyjdzie  na  to,  e  mama  miała  racj . 

Gdy doro niemy, trudno nam b dzie wyzwoli  nasz energetyczny potencjał, a tak e korzysta  ze 

swojej seksualnej siły. B dziemy szuka  w ród kobiet drugiej mamy, popada  w zale no  od 

kobiet opieku czych, nie stymuluj cych nas do dojrzewania i seksualnie zahamowanych. 
Gniew wprost 

W matce niszcz cej fakt,  e ojciec odszedł, wyzwala tak ogromne pokłady goryczy i agresji, 

e nie jest ona w stanie ich ukry  ani zakamuflowa . Jawnie nienawidzi nas za to,  e jeste my 

dzieckiem  faceta,  który  j   tak  zranił,  porzucił  i  upokorzył,  za  to,  e  nale ymy  do  gatunku,  od 

którego do wiadczyła tyle bólu i poni enia. Ale my nie mamy nikogo poza ni . Musimy jako  

prze y ,  wi c  idealizujemy  j ,  zgadzaj c  si   jednocze nie  na  rol   ofiary  i  bierzemy  na  siebie 

win   za  całe  zło,  jakie  nam  wyrz dza.  W  rezultacie  gromadz   si   w  nas  ogromne  ilo ci 

nie wiadomej agresji wobec matki. 

Efekt  bywa  taki,  e  gdy  doro niemy  i  zaczniemy  interesowa   si   kobietami,  b dziemy 

nienawidzi  ich za to,  e w naszym przekonaniu, podobnie jak matka, na pewno nie b d  umiały 

nas pokocha , a zarazem b dziemy ich bezgranicznie potrzebowa  i pragn . Nawet gdy zdarzy 

si   taka,  która  nas  pokocha,  nie  uwierzymy  jej,  wr cz  poczujemy  do  niej  pogard   za  to,  e 

pokochała kogo  tak marnego jak my. Nasze zachowanie wobec kobiet b dzie ambiwalentne i 

nieobliczalne: od wybuchów niepohamowanego gniewu i ucieczki do bezbronnego płaczu. Ale 

matka,  ta  od  której  najwi cej  wycierpieli my,  pozostanie  na  zawsze  poza  zasi giem  naszego 

gniewu. 

Nasza seksualno  b dzie niedojrzała i zal kniona. Ten l k ukryjemy za fasad  agresywno ci. 

Trudno nam b dzie zdecydowa  si  na bliski zwi zek. Za wiele bólu doznali my od pierwszej 

kobiety,  na  któr   otworzyło  si   nasze  serce.  B dziemy  y   w  złudzeniu,  e  nasz  wiat  jest 

uporz dkowany i wiemy, jak sobie z nim radzi . Z czasem z ofiary przekształcimy si  w kata, a 

tak da si   y . Ofiary zawsze si  znajd . Jest ich mnóstwo w ród dorosłych dziewczynek. 

Odchodzenie od matki 

W  legendzie,  któr   w  ksi ce  „ elazny  Jan"  interpretuje  Robert  Bly,  najwa niejsza  jest 

tytułowa posta  Jana - Dzikusa, reprezentuj cego archetyp m sko ci. 

Siedzib  Jana s  niedost pne le ne bagna. Tam wytropił go kiedy  młody ksi

 i zapragn ł 

pozna .  Król  jednak  ubiegł  syna  i  zamkn ł  Jana  w  klatce  na  zamkowym  dziedzi cu.  Ksi

 

chciał  go  uwolni ,  ale  eby  to  zrobi ,  musiał  zdoby   klucz  od  klatki.  Dzikus  podpowiedział 

ksi ciu,  e klucz znajduje si  pod poduszk  matki, w sypialni rodziców, i wła nie stamt d trzeba 

go wydosta . Gdy ksi

 tego dokona, b dzie mógł uda  si  z Dzikusem w dalsz  drog  i uczy  

si  od niego. 

Poniewa   autor  nie  zajmuje  si   tym,  jakie  przeszkody  mog   stawa   na  drodze  chłopca, 

zamierzaj cego  wykra   klucz  do  m sko ci  z  sypialni  matki,  pozwólmy  sobie  na  bardziej 

szczegółow  analiz . 

Przede  wszystkim  bardzo  znacz cy  jest  fakt,  e  klucz  znajduje  si   pod  poduszk   matki,  w 

sypialni rodziców.  eby go wydosta , trzeba wej  tam, gdzie matka kocha si  z ojcem, a wi c 

objawia  swoj   seksualn   kobieco .  To  ju   nie  jest  matka  z  kuchni,  z  salonu,  pomagaj ca  w 

lekcjach,  wyprowadzaj ca  na  spacer  czy  przynosz ca  ulg   w  chorobie.  W  sypialni  rodziców 

mo emy  spotka   matk   zmysłow ,  szalon ,  spontaniczn   i  woln .  W  dodatku  istnieje  ryzyko 

natkni cia si  na ojca, który strze e przed nami tajemnicy rodzicielskiego ło a. 

Wej cie do sypialni oznacza konieczno  przyznania si  przed sob  do naszych seksualnych 

pragnie ,  zwi zanych z matk , i pokonania l ku przed ojcem, który mo e za kar  pozbawi  nas 

m sko ci, upokorzy  i zniszczy . 

Wyprawa  jest  bardzo  niebezpieczna.  Szczególnie  wtedy,  gdy  ojca  nie  ma.  Chocia ,  je li 

background image

 

- 25 - 

nawet jest obecny, to i tak niewiele to ułatwia. Gdyby my zobaczyli kochaj cych si  rodziców, 

odkryliby my  z  bólem,  e  ani ojciec,  ani  matka  tak  spontanicznie  i  z  tak   energi   nigdy si   z 

nami nie kontaktowali,  e nie jeste my wcale tacy wa ni. 

Gdy ojca nie ma, gdy jak zwykle jest w pracy albo w barze, albo na wojnie, w domu zostaje 

wyt skniona,  opuszczona,  zagniewana  matka.  Dobrze  zdaje  sobie  spraw   z  tego,  e  klucz  do 

naszej  m sko ci  znajduje  si   pod  jej  poduszk ,  ale  nie  chce  nam  go  odda ,  zwłaszcza  pod 

nieobecno  ojca. Wie,  e na dodatek utraciłaby syna i została zupełnie sama. 

Przyjrzyjmy  si   temu,  jakiego  arsenału  rodków  mo e  u y   matka,  gdy  przyłapie  nas  na 

próbie wykradzenia klucza spod jej poduszki. Rzadko si  zdarza,  eby jaka  rzeczywista matka 

u yła wszystkich tych sposobów. Na ogól wybiera jeden z nich, a najwy ej dwa lub trzy. 

Pierwszym  działem,  które  wytacza,  jest  działo  opieku czo ci,  czyli  „upupiania  syneczka". 

Matka chwyta nas w ramiona i mówi: „O mój syneczku, przecie  ty jeste  taki biedny i słaby, a 

wiat jest taki gro ny, niebezpieczny, trudny, dok d ty si  wybierasz? Zosta  z mam , b dzie ci 

ciepło,  miło,  przytulnie,  bezpiecznie.  Połó   si ,  poczytam  ci  bajeczk ,  pocałuj   w  czółko, 

za piewam, a ty u niesz blisko mnie. Po co ci ten klucz?" 

Musimy  przej  t   pierwsz   prób   i  nie  da  si   złapa   w matczyn   pułapk .  Nie jest  łatwo 

przeciwstawi   si   jej  pro bom.  Takie  s   słodkie  i  wci gaj ce,  e  trzeba  si gn   po  ogie   w 

naszym  brzuchu,  eby  móc  powiedzie :  „Nie  jestem  adnym  małym  syneczkiem.  Nie  dotykaj 

mnie  tak i  nie mów tak do  mnie." Zaczynamy  tak  mówi   w 10-12  roku  ycia,  bo  chcemy  si  

odró ni  i oddzieli  od matki, od jej czuło ci, od bycia traktowanym jak malutkie dziecko, ale w 

zaciszu  sypialni,  nie  widziani  przez  nikogo,  nadal  gotowi  jeste my  na  wiele  jej  pozwoli . 

Pierwszym  przejawem  gotowo ci  do  wkroczenia  w  wiat  m ski  jest  bunt  przeciwko  jej 

pieszczotliwej postawie wobec nas. 

Wtedy matka musi si gn  po kolejn  bro . Bro  zastraszania i upokarzania. Dowiadujemy 

si  wówczas, i jest w tym ton pogardy,  e nic nie jeste my warci,  e niczego nie umiemy,  e nie 

damy  sobie  rady  w  yciu.  Nikt  nas  nie  b dzie  chciał.  Musimy  pokona   i  t   przeszkod ,  je li 

zale y nam na kluczu. 

Je li  si   uda,  staniemy  przed  kolejnym  wielkim  niebezpiecze stwem.  Matka  b dzie 

próbowała  nas  uwie . Powie  wtedy:  „Połó   si   przy  mnie,  mo esz  mnie dotkn ,  poczuj, jak 

ładnie pachn . Mo e chciałby  mi uczesa  włosy, a mo e umy  plecy? Zobacz, jak  mam now  

sukienk .  Zamknij  oczy,  bo  musz   si   przebra , ale  nie musisz  wychodzi   z  pokoju.  Tata jest 

daleko.  Wiesz,  jaki  on  jest.  W  ogóle  nie  mog   na  niego  liczy .  To  ty  jeste   moim  małym 

m czyzn ." 

Nie ma tu dobrej drogi. 

Je li  si gniemy  po  ten  zakazany,  słodki  owoc,  mo emy  zosta   miertelnie  ugodzeni 

odrzuceniem, kpin  i pogard  matki. Gdyby my nawet zostali - nie daj Bo e - przyj ci, byłoby 

nam bardzo trudno kiedykolwiek od niej odej . Nie mówi c ju  o naszym poczuciu winy wobec 

ojca i l ku przed jego zemst . 

Je li  j   odepchniemy,  grozi  nam  straszny  gniew,  zrodzony  z  matczynej  ura onej  dumy  i 

pró no ci. Niełatwo si  na to zdoby , gdy nie ma ojca w pobli u. 

Gdy przejdziemy t  prób , mo emy zderzy  si  z matk -biedactwem i usłysze : „Synku, nie 

mo esz  mnie  zostawi ,  jestem  taka  biedna,  samotna,  smutna  i  chora.  Nie  prze yj   tego,  gdy 

odejdziesz. Ojciec mnie zostawił, teraz ty mnie zostawiasz. Nie zrobisz mi tego, obiecywałe  mi 

tyle razy,  e nie b dziesz taki jak tata." Niełatwo si  z tego wywikła . Poczucie winy wi e nam 

r ce  i  nogi.  Musimy  jednak  odej ,  mimo  e  nasze  serce  b dzie  płaka . Czasami  matka  mo e 

mówi  prawd , powinni my jednak wiedzie ,  e je li pozostaniemy z ni , to i tak nie b dziemy 

w  stanie  da   jej  opieki,  której  potrzebuje,  poniewa   nie  staniemy  si   m czyzn ,  a  tylko 

m czyzna mo e takiemu zadaniu podoła . 

W ko cu nadejdzie próba ostatnia. Matka przeistoczy si  w demona, zacznie walczy , ciska  

gromy  i  zion   nienawi ci .  Wpadnie  w  szał.  Konfrontacja  z  nagromadzonym  przez  lata 

background image

 

- 26 - 

pot nym  ładunkiem  matczynego  gniewu  i  zawodu  mo e  by   dla  nas  przera aj cym 

do wiadczeniem.  Po  raz  pierwszy  w  yciu  matka  w  tak  oczywisty  sposób  stanie  si   naszym 

wrogiem. Je li nie zadamy jej bólu, przegramy. Niełatwo jest zada  matce ból. Mimo to musimy 

wyrwa   klucz  spod  jej  poduszki  i  uwolni   naszego  wewn trznego  Dzikusa.  Na  odchodne 

usłyszymy  jeszcze:  „Skoro  tak,  to  nie  jeste   ju   moim  synem."  Ten  ostateczny  wyraz 

matczynego  roz alenia  i  gniewu  nie  jest  szanta em,  który  miałby  nas  w  ostatniej  chwili 

zatrzyma .  Ona  ma  racj .  Albo  m sko ,  albo  mama.  Gdy  w  ko cu  od  niej  naprawd  

odchodzimy, wtedy wreszcie przestajemy by  dzieckiem. 

Jak pomóc synowi 

W  naszych  warunkach  kulturowych  inicjacja  jest  bardziej  procesem  ni   jednostkowym 

wydarzeniem, co dodatkowo podkre la odpowiedzialno  ojca za wychowanie syna. Optymalny 

proces pomagania synowi w przeistaczaniu si  w m czyzn  mo na umownie podzieli  na trzy 

fazy. 

Pierwszy etap to nasza obecno  w okolicach kołyski w pocz tkowych latach jego  ycia. Jak 

ju  wiemy, stwarza to nowonarodzonemu chłopcu nadziej ,  e wyjdzie kiedy  ze  wiata matki. 

Daje okazj  do czerpania pierwszych wzorów i prze ywania pierwszych satysfakcji z kontaktu z 

nami, mimo  e zostawiamy go matce, bo nie mamy male stwu zbyt wiele do zaoferowania. Ale 

przez sam fakt,  e nie opuszczamy syna fizycznie i emocjonalnie, po wi camy mu czas i uwag , 

dajemy  wiadectwo temu,  e jest dla nas wa ny. To my powinni my dba  o tak zwane chłopi ce 

przedszkole:  nauk   jazdy  na  rowerze,  nauk   pływania  czy  gry  w  piłk .  To  my  jeste my  od 

organizowania  pierwszych  wypraw,  przygód  i  ryzykownych  sytuacji.  Od  opowiadania 

pierwszych  ba ni  i  mitów  o  wyzwaniach  i  manowcach  chłopi cego  oraz  m skiego  ycia.  To 

wszystko jest niezb dne, je li dalszy proces dorastania naszego syna ma przebiega  we wła ciwy 

sposób. 

Nast pny etap zaczyna si  od momentu, w którym chłopiec wychodzi spod skrzydeł matki i 

przechodzi pod opiek  ojca. To odpowiednik starodawnych postrzy yn. Ojciec naprawd  bierze 

odpowiedzialno   za  dalsze  wychowywanie  syna.  W  dawnych  dobrych  czasach  postrzy yny 

miały miejsce  około  szóstego  roku   ycia.   Bardzo  wcze nie,  jak  na współczesne obyczaje i 

przyzwyczajenia. Ale to dobry moment. Chłopiec idzie do zerówki, potem do pierwszej klasy. 

Wyrusza w skomplikowany  wiat szkoły i bardzo jeste my mu potrzebni. 

Niestety,  moment  pój cia  syna  do  szkoły  nie  jest  przez  nas  na  ogół  zauwa any.  Wszystko 

toczy si  dalej - jak zwykle. Syn pozostaje pod opiek  matki, a my nie zdajemy sobie sprawy,  e 

min ła  połowa  tego  czasu,  w  którym  mo emy  mie   wpływ  na  wychowanie  naszego  dziecka. 

Zostało nam 7-8 lat na to,  eby si  z synem spotka , nauczy  go  wiata, da  mu odczu ,  e mo e 

by  wa ny dla najwa niejszego m czyzny w jego  yciu. 

W  przeszło ci  zainteresowanie  ojca  synem  wi zało  si   z  konieczno ci   przekazywania  mu 

dorobku  ycia,  fachu  i  warsztatu  pracy.  Ojciec  musiał  syna  wiele  nauczy ,  eby  to,  czego 

dokonał,  nie  zmarnowało  si .  Musiał  po wi ci   mu  wiele  czasu,  uwagi  i  wysiłku.  Wysiłek 

wychowania  i  edukacji,  jaki  ojciec  podejmował  wobec  syna,  był  jednocze nie  wyrazem 

odpowiedzialno ci  za  rodzin .  Ojcu  zale ało  na  tym,  aby  jego  rol   przej ł  odpowiedzialny, 

przygotowany do tego m czyzna. W czasach, gdy pa stwo nie zdejmowało dzieciom z barków 

opieki  nad  seniorami,  musiały  by   one  przygotowane  do  tego,  eby  dawa   wsparcie  starym 

rodzicom.  Sytuacja  zewn trzna,  w  jakiej  wówczas  funkcjonowała  rodzina,  czyniła  z  niej 

autonomiczny  organizm:  solidarny,  spójny  i  odporny,  zdolny  do  przetrwania  we  wrogim, 

nieprzychylnym otoczeniu. To pozytywnie oddziaływało na zwi zki ojca z synem (z pewno ci  

równie  matki z córk ). Stwarzało konieczno  dokonywania przekazu m sko ci z ojca na syna. 

Współcze nie zanika gatunek ojców - postaci w pełni autonomicznych i niezale nych - którzy 

potrafi   wybudowa   dom,  polowa ,  hodowa ,  uprawia ,  naprawia ,  broni ,  uczy ,  piewa   i 

background image

 

- 27 - 

ta czy ,  a  w  dodatku  docenia   syna.  Dotyczy  to  przede  wszystkim  dominuj cej  w  naszych 

czasach  kultury  miejskiej.  Urbanizacja  i  industrializacja,  opieku cza  funkcja  pa stwa,  to 

wszystko, co jest dorobkiem naszych czasów, radykalnie zmienia tradycyjny model rodziny, jej 

struktur  i sens istnienia. Istnienie i trwanie rodziny w coraz wi kszym stopniu opiera si  na jej 

oddziaływaniu psychologicznym i emocjonalnym. Trwało  rodziny nie jest ju  wymuszana, a 

te   w  coraz  mniejszym  stopniu  wspierana  przez  okoliczno ci  zewn trzne,  cho by  takie  jak 

zagro enie  fizyczne  czy  ekonomiczne.  Jej  przetrwanie  zale y  coraz  bardziej  od  siły 

emocjonalnej i duchowej wi zi ł cz cej tych, którzy j  tworz . 

W  tradycyjnym  sensie  ojciec  staje  si   coraz  mniej  potrzebny.  Nie  musi  ju   budowa , 

hodowa , broni . Coraz cz ciej nie musi nawet zarabia , bo  ona zarabia tyle samo albo wi cej. 

Ojcostwo  i  rodzina  staj   przed  zupełnie  nowymi  wyzwaniami.  Ci ar  sprawy  przenosi  si   ze 

sfery materialnej i z obszaru konieczno ci w obszar uczu , wi zi i odpowiedzialno ci. Spoiwem 

rodziny  nie  jest  ju   konieczno   zapewnienia  jej  członkom  fizycznego  przetrwania.  W  coraz 

mniejszym stopniu jest te  nim potrzeba budowania znaczenia, mocy i presti u. 

W  naszych  czasach  rodzina  nabiera  ogromnego  znaczenia  jako  niezast pione  rodowisko 

rozwijaj ce i kultywuj ce przymioty serca, w szczególno ci zdolno  do kochania i dawania, do 

dobrowolnego  po wi cenia,  współczucia  i  troski  o  innych.  Wygl da  na  to,  e  w  tym  wła nie 

ojcostwo  powinno  si   obecnie  realizowa   i  wyra a ,  w  tym  współczesny  ojciec  powinien  by  

dobry. 

My l ,  e rozwi zaniem, po które wielu z nas, ojców, mo e si ga , jest budowanie z synami 

wspólnych  obszarów  zainteresowa   i  wykorzystywanie  czasu  wolnego  do  tego,  aby  -  cho   w 

pewnej mierze - dokonywał si  proces przekazu z ojca na syna. Synowie bardzo potrzebuj  by  z 

nami na wyprawie, w odosobnieniu, w trudnych warunkach, gdzie , gdzie trzeba si  sprawdzi , 

dobrze si  porozumiewa  i liczy  na siebie nawzajem. 

Bardzo potrzebuj  by  z nami w domu, gdy matka pracuje, wypoczywa albo zwiedza  wiat. 

Potrzebuj  do wiadcza  m skiej samodzielno ci, radzenia sobie bez mamy, a tak e dowiadywa  

si  tego, ze matka nie jest wył cznie od siedzenia w domu i opiekowania si  m czyznami, ze 

ma w  wiecie do załatwienia swoje wa ne sprawy 

Ale jak ci z nas, którzy sami nie mieli takiego ojca, maj  poczu  tak  potrzeb . Dobrze jest 

szuka   okazji,  które  pomogłyby  nam  odnale   w  sobie  t sknot   za  tym,  co  nas  samych  nie 

spotkało Je li t  t sknot  w sobie znajdziemy, to b dziemy wiedzieli, ze nasze dzieci t skni  za 

tym samym. 

W  trudnej  sytuacji  s   ci  z  nas,  którzy  s   bardzo  zapracowani  -  a  takich  jest  na  pewno 

wi kszo  Musimy zdoby  si  wtedy na pokonanie w sobie zm czenia i niech ci do kontaktu z 

kimkolwiek,  nawet  z  własnymi  dzie mi,  na  pokonanie  nieprzepartej  potrzeby  zalegania  przed 

telewizorem czy przegl dania gazety, i uchroni  te bezcenne godziny, które zostaj  w  yciu, aby 

co  zrobi  z dzie mi. Da  im poczucie, ze s  na tyle wa ne, i  jeste my gotowi z czego  dla nich 

zrezygnowa . Wtedy ten czas zawsze si  wypełni, co  si  wydarzy, pojawi si  okazja,  eby my 

si  pokazali dzieciom od nieznanej im strony i czego  je nauczyli. 

Tworzenie okazji do prawdziwych do wiadcze  jest bardzo wa ne w drugiej fazie dorastania 

syna, w okresie 7-14 lat. Mo liwo ci istotnego, psychicznego oddziaływania na syna ko cz  si  

nieodwołalnie w 16-17 loku  ycia. Zostało nam siedem lat. To mało, szczególnie je li wcze niej 

po wi cili my mu niewiele czasu i uwagi. Mało, z by naprawd  by  z dzieckiem, stawa  si  dla 

niego pozytywnym wzorcem przynajmniej w jakim  wybranym obszarze  ycia. 

Na ogół syn  widzi nas, gdy przychodzimy z pracy wym czeni i rzucamy na stół pieni dze. 

Dla  syna  nie  ma  takich  pieni dzy,  które  by  mu  wynagrodziły  nasz   nieobecno .  Lepiej  si  

pozby  co do tego wszelkich złudze  

Deficyt  pozytywnych  wzorców  sprawia,  ze  jako  ojcowie  jeste my  cz sto  bezradni  w 

proponowaniu  synom  czego   innego  ni   zarabianie,  a  potem  kupowanie.  Trudno  nam  znale  

jak   inn   ni   pieni dze  i  pozycja  form   wyrazu  dla  naszej  ojcowskiej  mocy  i  autorytetu 

background image

 

- 28 - 

Najłatwiej jest nam pokaza  synowi, na co nas sta , poprzez wydawanie pieni dzy 

Inny,  jeszcze  bardziej  niebezpieczny,  pieni cy  si   z  szybko ci   chwastu,  jest  wzór 

m czyzny, pozbawionego przymiotów serca i zdolno ci do refleksji, takiego, który zachowuje 

si  nieobliczalnie i z łatwo ci  zabija. Nie potrafi nikogo pokocha  ani uzna , ze kto  albo co  

mo e by  wa niejsze ni  on sam. Jego  ycie emocjonalne zostało całkowicie zawładni te przez 

pojawiaj ce si  na przemian gniew i apati . Nie mylmy go z dobrym kowbojem z klasycznego 

westernu, który tez potrafił strzela  i zabija , kiedy trzeba było, ale nie robił tego dla pieni dzy, 

sławy czy przyjemno ci. Je li zabijał, czynił to niech tnie i tylko w imi  wy szych warto ci lub 

mniejszego zła. 

Odpowiedzialno   za  poszukiwanie  alternatywy  spada  na  barki  ka dego  m czyzny,  który 

wchodzi  w  dorosłe  ycie.  Ka dy  z  nas  na  własn   r k   musi  szuka   okazji  i  sposobów  na 

zdobycie - przynajmniej we własnych oczach - piecz ci m sko ci, której istota przekraczałaby 

zarówno stereotypy kultury masowej, jak i nasze psychologiczne dziedzictwo. Je li nam si  to 

cho  troch  uda, b dzie łatwiej wzi  odpowiedzialno  za dorastaj cego syna. 

Cz sto dopiero gdy syn ma 15-16 lat i jest juz strzał  wystrzelon  z łuku, zaczynamy si  nim 

naprawd  interesowa . Na ogół wył cznie z tego powodu, ze sprawia kłopoty. Pozbawiony do 

tej pory kontaktu z ojcem, chce zacz  radzi  sobie z  yciem, odseparowa  si  od matki, wyj  z 

domu.  Szuka  swoich  wzorców,  szuka  wsparcia  i  zdarza  si ,  ze  anga uje  si   przy  okazji  w 

ryzykowne,  czasami  niedobre,  sytuacje.  Zaalarmowani,  wkraczamy  po  raz  pierwszy  w  ycie 

syna, ale wkraczamy za pó no. Na ogól wi cej psujemy ni  naprawiamy. Nie byłoby za pó no, 

gdyby dwie wcze niejsze fazy procesu towarzyszenia synowi w jego d eniu do m sko ci miały 

wła ciwy  przebieg.  Teraz  jest  trudno,  bo  trzecia  faza  tego  procesu  opiera  si   na  zaufaniu  i 

szacunku. To mało popularny i mało znany pogl d, ze syna w wieku 15-16 lat nale y obdarza  

szacunkiem i zaufaniem. Nie mo emy go ju  wychowywa  tak jak dot d. Nie jest ju  dzieckiem, 

wi c stosowanie  nakazów i  kar  odbiera jako  upokorzenie.  Mo e to  sko czy   si   ostr   walk   i 

albo syn zostanie z przetr conym kr gosłupem na reszt   ycia, albo da nam szkoł  na zasadzie: 

„Skoro  nie  potrafiłe   mnie  kocha   i  nie  miałe   dla  mnie  czasu,  teraz  b dziesz  si   o  mnie 

martwił." Ta strategia jest bardzo trudna do przełamania i mo e eskalowa  w niesko czono . 

Nie ma wyj cia. Musimy zdoby  si  na budowanie partnerstwa ze swoim synem. Je li w por  

tego nie zrobimy, na zawsze stracimy t  szans . Gdy syn znika w swoim  rodowisku, to znaczy, 

e wyczerpały si  mo liwo ci wpływania na jego losy poprzez sp dzanie z nim czasu. 

Od tego momentu w jeden tylko sposób mo emy wychowywa  syna - przykładem własnym i 

przykładem  swego  ycia.  Wcze niej  pomagał  nam  l k  syna  przed  ojcowskim  autorytetem  i 

zwi zany  z  tym  kredyt  zaufania,  umo liwiaj cy  praktykowanie  na  synu  naszych  metod 

wychowawczych. 

Gdy chłopak ma 15-16 lat, przestajemy mie  mandat na wychowywanie go. Po raz pierwszy 

zdajemy egzamin przed naszym synem, krytycznie przygl daj cym si  temu, na ile nasze  ycie i 

my sami spełniamy swoje wychowawcze i  wiatopogl dowe postulaty. Gra si  sko czyła. Jak w 

pokerze, musimy pokaza , co mamy w kartach i jak dalece blefowali my. Idzie o wielk  stawk . 

Albo poka emy klas  i wyjdziemy z twarz , zachowuj c synowsk  miło  i szacunek, albo go 

ostatecznie rozczarujemy. Wtedy po latach mo emy najwy ej liczy  na współczucie. 

Pewien  ojciec  odszedł  od  syna  i  jego  matki,  gdy  ten  miał  zaledwie  rok.  Pojawił  si   z 

powrotem po kilkunastu latach ci kiej pracy nad sob , skruszony, ale i bardzo zadowolony,  e 

zdobył  si   na  taki  krok.  Chciał  odegra   jeszcze  pozytywn   rol   w  yciu  syna.  W  gł bi  duszy 

oczekiwał ze strony rodziny wyrazów uznania i wdzi czno ci, a przynajmniej miał nadziej ,  e 

si   uciesz .  Trudno  mu  wi c  było  pogodzi   si   z  tym,  e  jego  powrót  w  nikim  nie  wzbudził 

specjalnego entuzjazmu, szczególnie w synu, który od lat nosił w sercu  al i gniew do ojca. Po 

jego powrocie wyra ał je oporem i bierno ci , zaniedbaniami, niech ci  do nauki, do robienia 

czegokolwiek. Wszystko było w nim na „nie". Sfrustrowany ojciec robił, co mógł, a  w ko cu, 

kierowany poczuciem winy, pomieszanym z bezradno ci , obiecał synowi,  e wyjedzie z nim na 

background image

 

- 29 - 

wakacje za granic . Oczywi cie pod warunkiem,  e poprawi si  on w nauce i spełni ró ne inne 

wymogi.  Kiedy  przyszedł  czas  płacenia  za  wycieczk ,  zaszokowany  ojciec  stwierdził,  e  syn 

buchn ł mu spor  cz

 pieni dzy na ten cel przeznaczonych. Zły i roz alony poszedł poradzi  

si   swojego  przyjaciela,  co  z  tym  zrobi .  Zaniepokojony  demoralizacj   syna,  chciał  si  

dowiedzie ,  jakie  represje  i  kary  zastosowa ,  eby  skutecznie  wyprowadzi   dziecko  na  dobr  

drog . Ku jego zaskoczeniu przyjaciel po krótkim namy le powiedział: „Zapro  syna na obiad do 

dobrej restauracji. Gdy ju  zjecie i wypijecie, popatrz mu w oczy i zapytaj: «Synu, ile jeszcze 

jestem ci winien?» A potem zabierz go na obiecan  wycieczk ." Podobno ojciec znalazł w sobie 

sił ,  eby post pi , jak mu doradzono. Syn, zaskoczony i zbudowany klas  ojca, odpowiedział: 

„Jeste my  kwita.  Ty  mi  ukradłe   dzieci stwo  z  ojcem,  ja  tobie  fors ."  „No  to  jedziemy  na 

wakacje", powiedział ojciec. I obaj ze łzami w oczach padli sobie w ramiona. 

Odsłoni cie  prawdy  o  sobie,  przedstawienie  si   synowi  w  sposób  szczery  i  otwarty,  jest 

bardzo trudnym, ale jak e wa nym wyrazem naszej wi zi z nim, naszego szacunku i zaufania. 

Uderzmy si  w piersi. Nie udawajmy,  e wiemy, je li nie wiemy, tylko przyznajmy,  e szukamy. 

Przyznajmy si  do swego bólu, t sknoty i w tpliwo ci - nie tylko przed synem, ale i przed sob . 

W ten sposób mo emy pokaza  mu,  e jest dla nas wa ny. My l ,  e jest to najlepsza rzecz, 

jak  mo emy zrobi  dla dorastaj cego syna: dokona  przekazu t sknoty za własn  legend  - jak 

to nazywa Paulo Coelho w ksi ce „Alchemik". 

Niestety, zbyt wielu z nas, ojców, przedwcze nie prezentuje synom twarz tego, który odkrył 

prawd  i wie, o co w tym wszystkim chodzi. 

Gdy  co   nie  jest  naszym  prawdziwym  do wiadczeniem,  wtedy  po  to,  aby  samego  siebie  i 

nasze otoczenie utrzyma  w przekonaniu,  e wiemy, musimy sta  si  dogmatykami, głosz cymi 

pseudo  prawd   jako  co   ostatecznego.  W  ten  sposób  zamykamy  synowi  drog   do  dalszych, 

samodzielnych poszukiwa  i w dodatku tracimy jego szacunek. 

Tu mo na przytoczy  histori  z mojej ksi ki „Jak wychowa  szcz liwe dzieci", zamieniaj c 

uczestniczki  dialogu  na  ojca  i  syna.  Ojciec  rozmawia  z  synem  i  mówi  mu,  jak  ma  y .  Syn 

zniecierpliwiony czeka, a  ojciec sko czy, i pyta: „Co daje ci prawo pouczania mnie, jak mam 

y ?" Na to ojciec: „Zale y mi na tym,  eby  był szcz liwy,  eby twoje  ycie miało jaki  sens, 

było m dre i bezpieczne. Poza tym jestem twoim ojcem i kocham ci ." A syn na to: „To jeszcze 

za mało,  eby  mógł mi mówi , jak mam  y ." Ojciec ze zdziwieniem: „Czego wi cej trzeba?" 

Na  to  syn:  „Tego,  ojcze,  eby   był  człowiekiem  szcz liwym  i  spełnionym.  Gdyby  tak  było, 

mógłbym ci  posłucha ." 

Im bardzie niespełnione i nieszcz liwe jest nasze  ycie, tym bardziej dogmatycznie, z tym 

wi ksz  determinacj , rozpaczliwie i gor czkowo bronimy swojej pseudo prawdy i doradzamy 

innym. 

W  naszych  warunkach  trzeci  etap  procesu  inicjacji  powinien  polega   na  tym,  e  synowie  i 

ojcowie wspieraj  si  w poszukiwaniach.  eby tak si  mogło dzia , trzeba by my my, ojcowie, 

nie  spoczywali  w  wysiłkach  znalezienia  swojej  prawdy.  W  wysiłkach  stania  si   w  pełni 

m czyznami.  I  to  jest  najlepszy  przekaz,  jaki  mo emy  w  naszej  kulturze  swoim  synom 

ofiarowa . Przekaz poszukuj cego. 

Nie zapominajmy o naszej legendzie, o naszej najwi kszej t sknocie, o potrzebie dowiedzenia 

si  o sobie tego najwa niejszego, co wreszcie uwolniłoby nas od l ku. Wolno  od l ku przed 

mierci ,  czyli  m stwo,  od  prapocz tków  było  i  jest  podstawowym  atrybutem  m czyzny. 

Legendy i ba nie mówi  nam o tym,  e gdzie  za siedmioma rzekami, za siedmioma górami albo 

jeszcze  dalej  mo na  znale  jaki '  skarb,  jakie   pióro  czy  kwiat,  jaki   miecz  albo  drogocenny 

kamie ,  wi t  wod  czy klucz, który otworzy nam drzwi do  ycia bez l ku. L k jest bowiem dla 

nas,  m czyzn,  czym   upokarzaj cym,  czym   nie  do  pogodzenia  z  naszym  przeczuciem  tego, 

kim  naprawd   jeste my.  Ten  l k  jest  ródłem  wszelkich  innych  l ków.  Dlatego  wszystkie 

inicjacyjne  procedury  stosowane  w  dawnych,  m drych  kulturach  stwarzały  okazj ,  eby 

przekroczy  l k przed  mierci  - czyli umrze  za  ycia. 

background image

 

- 30 - 

Bardzo  wielu  z  nas,  zwłaszcza  tych  młodszych,  uprawia  ekstremalne  sporty,  których 

atrakcyjno   polega  na  tym,  e  pozwalaj   do wiadczy   l ku  przed  mierci .  Czy  jest  to 

bungeejump, czy skoki z opó nionym otwarciem spadochronu, czy surfowanie w powietrzu, czy 

skoki  z  du ej  wysoko ci  do  wody,  czy  jazda  na  nartach  w  szczególnie  niebezpiecznych 

warunkach.  Coraz  wi ksze  szybko ci  w  wy cigach  samochodowych,  nurkowanie  na  du ych 

gł boko ciach, wspinaczka po stromych, lodowych  cianach czy samotna  egluga po gro nych 

wodach.  Wsz dzie  tam  przejawia  si   nasza  ogromna  potrzeba  wchodzenia  w  kontakt  z  tym 

podstawowym l kiem, podj cia wyzwania, jakie rzuca nam  mier . 

Wielu  z  nas,  uprawiaj cych  sporty  ekstremalne,  anga uj cych  si   w  sytuacje,  wymagaj ce 

długotrwałego skoncentrowania uwagi i dania z siebie wszystkiego, mo e prze y  wyzwalaj ce 

do wiadczenie przekroczenia znanego nam, skoncentrowanego na sobie, sposobu istnienia. Ale 

jest  w  tym  równie   powa ne  niebezpiecze stwo.  Te  sposoby  przekraczania  l ku mog   równie 

dobrze  sprowadzi   nas  na  manowce  wzorców  m skich,  opartych  na  zaprzeczaniu  l kowi,  na 

znieczulaniu  si   na  l k.  Wtedy  problem  l ku  przed  mierci   rozwi zujemy,  neguj c  ycie. 

Mo emy sta  si  lud mi, którzy maj  je w pogardzie i dlatego ani nie boj  si  sami umrze , ani 

nie  boj   si   zabija   innych.  Nie  ma  to  jednak  nic  wspólnego  z  prawdziw   m sko ci ,  z 

prawdziwym człowiecze stwem. 

M drcy,  mistycy,  mistrzowie  sztuk  walki  i  mistrzowie  sztuki  ycia  wszelkich  czasów  i 

tradycji  potwierdzaj   jednogło nie:  tylko  niewyobra alne  do wiadczenie  niesko czono ci  i 

wszechobecno ci  ycia  uwalnia  nas  od  l ku  przed  mierci .  Kto   m dry  powiedział:,  „Je li 

umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, gdy umrzesz." Czy  nie jest to wła ciwa odpowied  na 

pytanie,  jak  przesta   ba   si   mierci?  Czy   nie  jest  to  najbardziej  lakoniczne  uj cie  istoty 

inicjacji? Zatem, kim jest ten, kto musi umrze , zanim my umrzemy, po to, aby my nie umierali, 

gdy  b dziemy  umiera ?  Niew tpliwie  chodzi  o  wszystkie  nasze  złudzenia  i  iluzje  na  własny 

temat, oraz nierozł cznie z nim zwi zane bolesne poczucie odr bno ci. Poczucie zamkni cia we 

własnym ciele i do wiadczanie  ycia z oddali, poprzez szklan  przegrod   renic, membran  uszu 

czy kombinezon skóry. Gdy to poczucie umrze, wtedy dopiero naprawd  przestaniemy ba  si  

mierci. Nie przez zanegowanie  ycia, przeistoczenie si  w nie czuj cego nic zombi czy cyborga, 

tylko przez całkowite pojednanie z  yciem. 

Powtórzmy:  prawdziwa  inicjacja  to  inicjacja  duchowa.  Wszystko,  co  przed  ni   lub  zamiast 

niej, jest udawaniem i wymy laniem. W skryto ci ducha podejrzewamy,  e tak jest, a czasami 

odczuwamy  z  cał   moc   ból  i  rozpacz  naszego  istnienia,  jako  wymy lonych  istot  w 

wymy lonym  wiecie.  W  odniesieniu  do  naszych  poszukiwa   inicjacyjnych  oznacza  to 

konieczno  rezygnacji z wszelkiego stereotypowego pomysłu na bycie m czyzn , czyli zgody 

na nasz  całkowit  bezradno  i niewinno . To trudne. 

Przecie  w gł bi serca t sknimy wła nie za tym, aby my mogli  miało kocha , cieszy  si , 

wzrusza ,  płaka ,  szale ,  walczy ,  wolni  od  wszelkich  stereotypów  i  strategii  przetrwania, 

aby my  mogli  w  zgodzie  z  okoliczno ciami  pozwala   sobie  na  słabo   i  czuło ,  a  tak e  na 

słuszny gniew, zdecydowanie i sił  - a nade wszystko, aby my mogli odkry  nasz  prawdziw , 

najgł bsz   istot ,  spokojn ,  pełn   współczucia,  samotn ,  jedyn   i  prawdziw ,  która  nigdy  nie 

miała ojca ani matki. 


Document Outline