background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Rozdział 8 

 
Bo obszedł swoją ciężarówkę i spojrzał do góry na klub ukryty za nowymi budynkami. Dla 

w  pełni  człowieka  wyglądał  on  prawdopodobnie  jak  jakaś  opuszczona  rudera  z  przerażającymi 
bramkarzami  stojącymi  na  zewnątrz  od  frontu  i  chroniącymi  przed  dilerami  narkotyków. Ale  Bo 
mógł  poczuć  muzykę  wibrującą  przez  ziemię  i  swoje  stopy,  mógł  poczuć  zapachy  różnych  ras 
będących  wewnątrz  budynku  i  mógł  zobaczyć  zmiennych  wychodzących  wolno  bocznymi 
drzwiami i znikających w otaczającej ich ciemności. 

Plus fakt, że ci przerażający bramkarze mieli oczy, które odbijały się w ciemności krzycząc 

mniej więcej „nie-całkiem-ludzie zebrali się w środku”. 

Sami i Sander stali po jego bokach, także spoglądając do góry na budynek. 
- To będzie zabawa - powiedział Sander, pocierając ręce. 

- Idziemy - powiedziała Sami. 
Bo chwycił ich za tył czarnych skórzanych kurtek i szarpnął ich z powrotem do swojego 

boku. 

- Kilka zasad - powiedział. 

- Nie bądź takim nudziarzem - jęknął Sander. 

- Jeszcze nawet nic nie zrobiliśmy - dodała Sami. 

- Ale  zrobicie...  chyba,  że  ustalę  zasady.  Oto  one.  Żadnej  kradzieży.  Dotyczy  to  portfeli, 

kart  kredytowych,  komórek,  smartfonów,  palmtopów  i  innych  małych  telefonopodobnych 
przedmiotów,  które  uznacie  za  błyszczące  i  śliczne.

1

  Nie  wolno  wam  także  nikomu  zabierać 

dowodu.  I  nie  obchodzi  mnie  to,  jak  bardzo  będziecie  sądzili,  że  ktoś  na  to  zasłużył.  Jedyne 
pieniądze  jakich  będziecie  używać  będą  należały  do  was  lub  do  mnie.  Jeśli  się  dowiem,  że 
cokolwiek zaginęło, zacznę łamać palce. 

- Świetnie. 

- Świetnie. 
Zaczęli odchodzić, ale Bo znów ich do siebie szarpnął. 
- I żadnego nabierania. 

- Ale... 

-  Żadnych  długich  czy  krótkich  historyjek.  Żadnego  „moja  babcia  umiera  i  potrzebuję 

pieniędzy  na  szpital”;  żadnego  „okradziono  mnie  na  Penn  Station  i  wszystko  straciłem”; 
zdecydowanie  żadnego  „mam  taki  świetny  pomysł  i  potrzebuję  tylko  kilku  sponsorów  i  biletu 
lotniczego do Ameryki Południowej, ale tylko wtedy, jeśli chcesz podwoić swoje pieniądze w mniej 
niż  tydzień”.  Absolutnie  żadnego  udawania,  że  zarówno  ty  i  Sander  jesteście  prostytutkami, 
żebyście mogli obrobić kogoś na parkingu. Nie próbujcie nikogo upić i robić mu nieprzyzwoitych 
zdjęć by wykorzystać je później. Nie obchodzi  mnie, czy ten ktoś jest z kimś związany i według 
was zasłużył na to. 

- Okej. Świetnie. 
Para znów zaczęła odchodzić a Bo ponownie szarpnął ich do siebie. 
- Żadnego seksu w jedynym miejscu, w którym z pewnością zostaniecie przyłapani. 

- Ach, no teraz daj spokój! 
Sami tupnęła stopą. 

                                                 

1

 Czyżby liski były spokrewnione z Gwen - bo ona też lubi śliczne i błyszczące rzeczy  

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

- Niszczysz naszą zabawę! 

- Zgadzacie się albo idziemy stąd. 

- Świetnie. Zgadzamy się. 
Zbliżali  się  do  klubu  i  listy  natychmiast  przyciągnęły  uwagę  bramkarzy.  Nic  dziwnego. 

Byli nie tylko lisami, zatem nie można im było ufać, ale jako zmienni niskiego wzrostu wyróżniali 
się wśród ich rodzaju. 

Bramkarze  dokładnie  obejrzeli  sobie  przechodzącą  parę,  a  gdy  Bo  podszedł  bliżej, 

zobaczył  rozpoznanie  w  oczach  mężczyzn.  Doznawał  takiej  samej  reakcji,  gdy  taka  rzecz  się 
zdarzała.  Jeden  z  mężczyzn  uśmiechnął  się  i  nie  pozwolił  Bo  wejść  dostatecznie  szybko,  a  drugi 
warknął i wymamrotał „ nieutalentowany dupek” pod nosem, gdy Bo wchodził do klubu. Coś, do 
czego był tak przyzwyczajony, że nawet nie starał się już reagować. 

Poza tym, nie chciał się spotykać z Blayne z zakrwawionymi kostkami palców.

2

 

Gdy  byli  już  w  środku,  to  lisy  w  pierwszej  kolejności  przyciągnęły  uwagę  wszystkich. 

Kobiety patrzyły na Sandera, mężczyźni na Sami, a ci o podwójnej orientacji seksualnej, patrzyli na 
oboje.  Lisy  ubrały  się  tak,  by  przyciągać  uwagę:  Sami  w  swój  „zimy  w  Nowym  Yorku  są  dla 
mięczaków” skórzany top bikini, skórzane szorty, futrzane buty i cienką skórzaną kurtkę; Sander w 
skórzane  spodnie,  designerski  jedwabny  T-shirt,  który  idealnie  pasował  do  jego  wąskiej  figury  i 
cienką  skórzaną  kurtkę.  Bo  wiedział,  że  wyglądają  jakby  się  ubrali  w  Eurotrash.

3

  I  o  to  właśnie 

chodziło. To sprawiało, że byli tacy dobrzy w tym co lubili robić, gdy nie było w pobliżu Bo z jego 
bezwzględnymi  zasadami.  Uwodzili  by  manipulować,  ale  ich  lojalność  wobec  siebie  była  czymś, 
czego Bo nigdy nie kwestionował. 

Klub był  duży i  zatłoczony. Zobaczył  schody prowadzące na inne piętro oraz znak obok 

schodów GRY NA GÓRZE i strzałkę. Na tym piętrze było kilka barów i muzyka techno. Nie była 
jego ulubioną, ale mógł ją tolerować. 

Trio podeszło do najbliższego baru. Sami zamówiła im trzy piwa zanim usadowiła się na 

stołku. Odwróciła się twarzą od baru by móc popatrzeć na salę. 

- Myślisz, że tu jest? - Sami zapytała, zdejmując kurtkę. 
Bo podniósł nos, wciągnął do niego powietrze. 
- Ona tu jest. 

- Więc lepiej znajdź ją i zrób swój ruch - powiedział Sander. 
Bo  zmrużył  oczy.  Sander  był  troszkę  zbyt  chętny,  więc  sięgnął  do  tylnej  kieszeni  i 

wyciągnął dwie idealnie złożone kartki papieru. Trzepnął nimi by je otworzyć i wręczył każdemu 
po jednej. 

- Oto zasady na dzisiejszy wieczór. 

Sander gapił się na wydrukowaną stronę, którą miał przed sobą. 

- Zapisałeś to? 

-  Uznałem, że będę zapisywać zasady, po poranku z „Ale nigdy nie mówiłeś”. Wiesz, jak 

nienawidzę „Nigdy nie mówiłeś”. 

Mamrocząc pod nosem, Sander wyrwał Bo kartkę i schował ją do przedniej kieszeni. Sami 

wzięła kartkę, ostrożnie złożyła ją ponownie i włożyła do środka buta. 

-  Okej  -  powiedziała,  sięgając  za  siebie,  by  wziąć  piwo  z  baru,  w  momencie  gdy  Bo 

wręczał gotówkę barmanowi. - Chodźmy znaleźć twojego wilkopsa. 

 

                                                 

2

 Jaki troskliwy… :P 

3  http://shopeurotrash.com/home/ 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

*** 

 

Ric, wygodnie rozsiadły na końcu kanapy w kształcie litery U, którą zarezerwował dla ich 

czwórki,  miał  już  iść  poszukać  Blayne,  kiedy  nagle  ona  sama  spadła  na  jego  kolana  i 
poinformowała wszystkich: 

- Słyszałam pieprzących się ludzi w łazience! 
Nie będąc pewnym jak na to zareagować, Ric po prostu sięgnął po swoje niemieckie piwo. 
- Dobre pieprzonko czy złe? - spytała Gwen. 
Blayne myślała przez chwilę, wzrok miała skupiony na suficie. W końcu odpowiedziała: 
- Pijackie pieprzonko. 

- Ahhh. 
Ric roześmiał się. Blayne zawsze sprawiała, że się śmiał, dlatego tak bardzo troszczył się o 

jej bezpieczeństwo. Jego kuzyn i Dee-Ann mogli sobie myśleć, że to całkowicie dopuszczalne, aby 
używać  Blayne  jako  przynęty,  ale  Ricowi  się  to  nie  podobało.  Jednak  przyznawał,  przynajmniej 
przed  sobą,  że  się  martwił,  że  jeśli  Blayne  pozna  prawdę,  może  zacząć  robić  rzeczy,  które 
sprowadzą  na  nią  tylko  większe  niebezpieczeństwo.  Albo  może  skuli  się  ze  strachu  w  swoim 
mieszkaniu bojąc się nawet wyjść.  

Albo może w ogóle nic nie zrobi. To był nieprzewidywalny czynnik, który sprawił, że nic 

nie  powiedzieli  Blayne  o  tym  ryzyku.  Więc,  wbrew  swojej  opinii,  nie  powiedział  jej  nic  i  miał 
nadzieję, że Dee-Ann jest tak dobra w swojej robocie, jak wierzył w to jego kuzyn. 

- Stałaś tam i podsłuchiwałaś? - Ric musiał zapytać. 

-  Oczywiście,  że  nie!  -  Sięgnęła  w  dół,  starając  się  poprawić  obcas  w  swoich  bardzo 

seksownych butach. - Ale musiałam się wysikać - przyznała. 

- Hej, Blayne. - Gwen mruknęła z komfortowych kolan Locka. - Na drugiej. 
Zanim  Ric  mógł  ją  powstrzymać,  Blayne  odwróciła  się  na  jego  nogach  i  podniosła  na 

swoje kolana. Uniosła w górę rękę i zaczęła nią machać krzycząc jednocześnie: 

- Dee-Ann! Dee-Ann! Tutaj! Siadaj tutaj! 
Ric skrzywił się wiedząc, że nasłucha się o tym później. Jeśli była jedna rzecz, której Dee-

Ann Smith nie mogła znieść, to było to bycie w centrum uwagi. 

Rzucając Ricowi wściekłe spojrzenie przez nowy klub sfory, wilczyca podeszła do kanapy. 
- Hej wszystkim - powiedziała tym swoim kuszącym południowym akcentem. 

- Dee! - Blayne wstała, obejmując Dee swoimi rękami. Przytuliła ją, jakby Dee była dawno 

temu  utraconą  przyjaciółką.  Chociaż  opierając  się  na  tym,  że  Dee  właśnie  spoglądała  na  nią 
wilkiem, Ric wątpił, że to miałoby się kiedykolwiek zdarzyć. 

- Weź ją ode mnie - Dee powiedziała bezgłośnie do niego. - Natychmiast! 

- Nie wiedziałam, że przyjdziesz dziś wieczorem - Blayne ciągnęła dalej, nieświadoma jak 

zawsze. - Tak się cieszę, że tu jesteś! 

Gdy Ric spostrzegł, że ręka Dee sięgnęła do jej pleców, gdzie zawsze miała ukryte kilka 

sztuk  nielegalnej  broni,  szybko  złapał  Blayne  za  talię  i  ściągnął  ją  na  swoje  kolana,  jednocześnie 
szepcząc: 

- Nawet nie próbuj! 
Dee warknęła, jej pusta ręka opadła do boku, gdy Ric sadzał Blayne trzymając obie dłonie 

na jej talii. 

- Nie dołączysz do nas Dee? - zapytał. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

- Nie. 

- Och, no dalej, Dee! - zachęciła radośnie Blayne - Napij się. Albo chodźmy zatańczyć! - 

Blayne  starała  się  wstać  ponownie,  ale  Ric  przytrzymał  ją  w  miejscu.  - A  może  przedstawię  cię 
wszystkim! - Znów starała się wstać, ale Ric szarpnął nadgorliwego wilkopsa z powrotem na swoje 
kolana. 

Z gniewnym warkotem i błyskiem kłów Dee odeszła, znikając w tłumie. 
-  Nie  odchodź  Dee!  -  Blayne  wrzasnęła  za  nią.  -  Dee!  Deeeee!  -  ryknęła  po  raz  ostatni, 

zanim z powrotem usadowiła się naprzeciw klatki piersiowej Rica. 

Blayne lekko wydęła wargi. 
- Ona nigdy nie spędza z nami wolnego czasu. Zastanawiam się dlaczego. 
Ric złapał spojrzenie Locka, ale obaj szybko odwrócili wzrok; każdy z mężczyzn bał się 

być tym, który powie coś, co sprawi, że słodka, niewinna, całkowicie nieświadoma Blayne Thorpe 
rozpłacze się. 

Blayne złapała spojrzenie Gwen, ale obie szybko odwróciły wzrok; każda z kobiet bała się 

roześmiać tak głośno, żeby się nie posikać ze śmiechu. 

Czy  Dee-Ann  Smith  naprawdę  myślała,  że  Blayne  jest  tak  głupia?  Okej.  Blayne  miała 

swoje  momenty.  Przyznawała  to. Ale  wiedziała  kiedy  jakaś  wielka  krowa  ją  śledziła. Trudno  nie 
być  blisko  ze  Stadem  O’Neilla  i  nie  zdobyć  pewnych  umiejętności.  Dzieki  O’Neillom  Blayne 
wiedziała, kiedy była śledzona. Oczywiście, wiedziała także jak uruchomić silnik w samochodzie 
za  pomocą  zwarcia,  wyprać  brudne  pieniądze  i  wwieźć  broń  do  Irlandii  Północnej.  Nie  żeby 
kiedykolwiek  miałaby  zrobić  którąkolwiek  z  tych  rzeczy.  Nie  zrobiłaby.  Ale  nie  znaczyło  to,  że 
brakło jej umiejętności albo rozumu by to zrobić. 

Jednak z jakiegoś powodu Dee-Ann za nią chodziła. 
Stale. 
Blayne miała wrażenie, że to Ric ją wynajął. Martwił się o Blayne. Wiedziała, że hybrydy 

były wyłapywane a ich ciała znajdowane tygodnie albo miesiące później, z rozszarpanymi gardłami 
i  głownymi  żyłami,  a  ich  ciała  były  pokryte  bliznami.  Chociaż  pełnej  krwi  zmienni  jak 
niedźwiedzie i lwy były często wykorzystywane do polowań przez ludzi z większym portfelem niż 
rozumem, to  hybrydy zawsze były ignorowane. Aż do teraz. Dopóki ktoś  nie  zadecydował,  że to 
świetny pomysł, by zmienić je w pit bulle. 

Więc,  czy  Blayne  miała  coś  przeciwko  ochronie?  Nic  a  nic.  Trochę  ochrony  ze  strony 

jakiejś  wilczycy  z  Południa  było  lepszym  przekleństwem  niż  kończąca  się  po  złej  stronie  walka 
jako pit. Ale to, czego Blayne nie rozumiała, i co czyniło z niej zabawkę w rękach Dee-Ann i Rica, 
to czemu nie mogli zwyczajnie powiedzieć jej prawdy? 

Może Ric martwił się, że Blayne nie będzie czuła się komfortowo praktycznie biorąc od 

niego  pieniędze.  I  normalnie,  nie  wzięłaby.  Ale  znów,  czy  lepiej  skorzystać  z  dobroczynności 
przyjaciela  czy  skończyć  pośrodku  walki  pitów?  Blayne  Thorpe  nie  zastanawiała  się  długo  nad 
odpowiedzią. Jednak nie podobał jej się podstępny sposób w jaki z nią postępowali. Niespecjalnie 
podobało jej się, że Ric, ktoś kogo uważała za jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, nie był z 
nią szczery. 

Czy to było okrutne, że się z nich ponabijała? Może. 
Czy to by ją powstrzymało? Wątpliwe.  
A przynajmniej nie do momentu kiedy powiedzą jej prawdę. Poza tym, tak niewiele trzeba 

było,  żeby  zagrać  wilczycy  na  nerwach. Wszystko,  co  Blayne  musiała  zrobić,  to  być  sobą,  ale  z 
dawką przysłowiowej amfetaminy dla wzmocnienia efektu. Uwielbiała to robić. Zachowywała się 
tak, od kiedy zdała sobie sprawę, że to cholernie zawstydza jej ojca. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Szczerze mówiąc, wojskowe typy były tak cholernie proste. 
Cień padł  na nich i  Blayne usiadła, uśmiechając się i  myśląc, że Dee wróciła. Ale kiedy 

cień rósł wiedziała, że to nie Dee. To był Novikov. 

- Hej! - zawołała radośnie, ciesząc się, że postarał się przyjść. - Jesteś tu! 

- Hej - powiedział Novikov wpatrując się w Blayne. 
Musiała podjąć tę grę z gapieniem się. Wiele kobiet by to odstraszyło, ale gdyby on chciał 

się  spotykać  z  wilczycą,  ryzykowałby  swoimi  oczami.  Wilczyce  nie  znosiły  gierek  w  stylu  „kto 
pierwszy odwróci wzrok”. 

Kiedy  Blayne już ominęła jego intensywne spojrzenie zauważyła, że miał  w ręce piwo i 

kobietę wiszącą u jego szyi. 

Okej. Musiała to przyznać, że nie spodziewała się, że on przyprowadzi ze sobą randkę. Ale 

nie miała nic przeciw. Nie. Ani trochę. Chciała pomóc facetowi wyjść i zabawić się… nawet jeśli to 
oznaczało randkę z oczywistą gwiazdą porno. 

I czy nie było jej zimno w tym stroju? Czekaj. Czy to on kazał założyć jej to wdzianko? 
Grono  popadło  w  niezręczną  ciszę,  ani  Lock  ani  Ric  nie  zadali  sobie  nawet  trudu  by 

pokusić  się  o  podstawową  uprzejmość.  Będzie  musiała  porozmawiać  z  nimi  o  tym  później.  Jak 
miała  nauczyć  Novikova  być  uprzejmym,  skoro  dwóch  najbardziej  uprzejmych  facetów  jakich 
znała, nie zachowywało się uprzejmie? To była zagwozdka! 

Gdy  cisza  się  przeciągała,  Gwen  wreszcie  zadała  pytanie,  na  które  Blayne  umierała,  by 

poznać odpowiedź.  

- Co to jest? - zapytała Gwen, wskazując na lisa z pozycji bezpiecznych kolan Locka. 
I, trzeba to  zaliczyć na  rachunek Novikova,  on  wydawał  się być naprawdę zdumiony jej 

pytaniem. 

- Co jest co? 
Gwen zmarszczyła brwi. 
- Na szyi. 
Spojrzał, wzruszył ramionami i odpowiedział: 
- To jest mój lis. Sami. 

-  Hejka  -  powiedziała  Sami  wyglądająca  na  dość  nieskrępowaną.  Była  słodkim 

maleństwem.  Lisem  polarnym,  z  tego  co  widziała,  z  białymi  włosami  sięgającymi  jej  do  ramion. 
Ale jej brązowa skóra i kształt oczu sugerowały, że była Eskimoską. Czekaj. Czy to określenie było 
poprawne politycznie? 

Blayne nie wiedziała i teraz czuła się winna. A co jeśli to nie było poprawne wyrażenie? 

Co,  jeśli  nazwanie  Sami  Eskimoską  było  tym  samym,  co  nazwanie  Blayne  „miłą  kolorową 
dziewczyną” przez tego starca w Małej Italii w zeszłym tygodniu? 

-  Więc...  -  Novikov  kontynuował,  nieświadomy  walki  Blayne  by  znaleźć  poprawne 

określenie na opisanie ludzkiej strony jego lisa. - Co chłopaki robicie? 

-  Nic  -  powiedział  Lock,  i  kurczę,  czy  mógłby  sprawić,  że  to  jedno  słowo  zabrzmiałoby 

bardziej niechętnie? 

-  Przepraszam,  ale  nie.  -  Gwen,  która  nawet  nie  była  blisko  do  skończenia  rozmowy  ze 

swojej  strony, pochyliła  się troszkę do przodu na kolanach  Locka i  powiedziała: - Nie odpuszczę 
tego tak po prostu. Co masz na myśli mówiąc, że jest twoim lisem? 

- Nie wiem jak to wyjaśnić.  
Kiedyś Blayne pomyślałaby, że Novikov jest zwyczajnie niegrzeczny, ale teraz wiedziała, 

że taki ma sposób mówienia. To był sposób w jaki jego umysł tworzył rzeczy. Bezpośredniość bez 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

dołączonego jadu. To był jego sposób… i coś, nad czym ona musiała z nim popracować.  

Oczywiście, to  czy myślała, że on był  niegrzeczny  czy też nie,  Gwen to nie obchodziło, 

gdy próbowała to pojąć. To było coś w stylu tej dziury, którą Blayne wykopała w ogródku swojego 
ojca kilka miesięcy temu, i za którą on wciąż na nią krzyczał. 

- Więc - naciskała Gwen, - czy ona jest twoją dziewczyną? 

- Gwen - ostrzegła ją Blayne, ale Gwen tylko podniosła rękę, by się zamknęła. 

- Nie - odpowiedział zwyczajnie Novikov. 

-  Twoją  kochanką?  -  Gwen  kontynuowała.  -  Twoją  kumpelą  do  pieprzenia?  Czy  któreś 

wyrażenie pasuje tutaj? 

Novikov i lisica spojrzeli na siebie, a następnie oboje potrząsnęli głowami. 

- Nie. 

- W takim razie nie rozumiem co masz na myśli mówiąc, że ona jest twoim lisem. 

-  Niedźwiedzie  polarne  mają  lisy  -  wyjaśnił  Lock,  ale  Gwen  i  Blayne  wciąż  nie  mogły 

załapać co to miało znaczyć. 

- Co? - zapytała Gwen. 

- Dlaczego sobie tego zwyczajnie nie odpuścimy?  - spytała Blayne, starając się  by każdy 

zachował spokój i rozsądek. 

Ale Gwen była już po trzech Guinnessach i czterech Sprite’ach do kolacji. Cały ten cukier 

i alkohol tworzyły mieszankę wybuchową dla O’Neill. 

-  Odpuścić?  -  Gwen  ponownie  wskazała  na  licicę.  -  Przychodzi  tutaj  wyglądając  jak 

przyszła rozkładówka Playboya a ty chcesz to odpuścić? 

Lisica  zdjęła  ręce  z  Novikova  i  spadła  na  ziemię.  Nie  mogła  mieć  więcej  niż  metr 

sześćdziesiąt i czterdzieści pięć kilogramów, jak już. A fakt, że w Nowym Yorku był środek zimy 
nie  wydawał  się  jej  również  przeszkadzać,  jako  że  wystrojona  była  w  skórzaną  wersję  czarnego 
topu bikini i szorty. Coś, co Blayne nosiła latem, kiedy ona i Gwen jeździły nad jezioro Jersey, w 
każdym bądź razie dżinsową wesję tego stroju, ale w zimie? Nie w tym życiu. 

- Masz jakiś problem, kocie? - spytała lisica. 
Gwen próbowała ruszyć się z kolan Locka, ale grizzly znał swoją kobietę. 
Wzmocnił uścisk, przytrzymując ją jedną ręką, podczas gdy drugą popijał swoje piwo. 
- Puść mnie - zażądała Gwen. - Zamierzam zedrzeć twarz tej małej cipie! 
Lock zachichotał. 
- To się nie stanie. 
Blayne,  która  zawsze  nienawidziła,  gdy  ktoś  walczył,  zeskoczyła  z  kolan  Rica  i  stanęła 

pomiędzy  nimi.  Nie  były  blisko  siebie,  ale  zwarły  ze  sobą  spojrzenie.  I  chociaż  lisica  była  mała, 
nawet  jak na standardy ludzkie, Blayne wiedziała, że lepiej  jej nie lekceważyć.  Lisy może i  były 
małe… ale wredne. Czasami były naprawdę wredne. 

-  Okej  -  zarządziła  Blayne.  -  Dość  tego.  -  Spojrzała  na  Gwen.  -  To  jest  otwarcie  klubu 

naszych przyjaciół, i ty nie zaczniesz bójki. 

Gwen lekko syknęła, ale usiadła z powrotem na kolanach Locka. 
Blayne obróciła się do lisicy, wyciągając rękę. 
- Cześć. Jestem Blayne. Miło mi cię poznać. 
Lisica mrugnęła zaskoczona swoimi bardzo jasnozłotymi oczami. 
-  Uhm…  cześć.  -  Spojrzała  na  rękę  Blayne  i,  w  końcu,  chwyciła  ją.  To  było  krótkie 

potrząśnięcie, ale Blayne je doceniła. - Jestem Sami. Mnie również miło cię poznać. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

- Dołączysz do nas na drinka? 
Przyglądając się Blayne z bliska, lisica nagle się uśmiechnęła i pokręciła głową. 
- Wiesz, pójdę sprawdzić co z moim partnerem. Ale jestem pewna, że Bo z przyjmnością 

zostanie. - W jakiś sposób, jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. - Było mi naprawdę miło cię poznać, 
Blayne. 

- Mi ciebie też. 
Lisica odeszła dumnym krokiem, poklepując Novikova w ramię, gdy przechodziła. Gwen 

zmrużyła oczy obserwując ją, i Blayne powiedziała: 

- Której części „odpuszczamy sobie” nie zrozumiałaś? 

- Nie lubię jej. I jestem w nastroju do dobrej walki. 

- Nie ma więcej Guinnessa dla ciebie - powiedziała Blayne, wyrywając swojej przyjaciółce 

do połowy pustego drinka. 

- Chcesz stracić swoją łapę, psie? 

- Bądź miła! - Blayne wrzasnęła. 
Niechętnie, ale Gwen usiadła, nawet jeśli reszta drapieżników wokół nich patrzyła z uwagą 

na Blayne. Pewnie. Pijany tyglew nie jest zagrożeniem, ale trzeźwy wilkopies - uważajcie! 

Zdenerwowana hipokryzją, Blayne rzuciła szklankę na tacę, którą trzymała przechodząca 

kelnerka, zanim opadła  na kanapę tuż przy Ricu. Odprężając się, uświadomiła sobie, że Novikov 
nadal tam stał. I nadal się gapił. 

- Siadaj - powiedziała, wskazując na puste miejsce na kanapie. 
I  owszem,  oczekiwała,  że  on  zajmie  miejsce,  które  mu  wskazała.  Zwłaszcza,  że  nie 

wydawał  się  być  jednym  z  tych  typów,  którzy  celowo  robili  na  przekór. Ale  nie  oczekiwała,  że 
wąski tyłek niedżwiedzio-kota będzie się nagle wpychał pomiędzy nią a Rica.  

Gdy Bo umościł się już pomiędzy Blayne a Van Holtzem, poczuł się znacznie lepiej. Nie 

podobało mu się, że wilk i Blayne siedzieli tak blisko siebie, z zarzuconym z tyłu ramieniem Van 
Holtza na jej części  kanapy. W ocenie  Bo, było  to  tochę zbyt  terytorialne. Więc usiadł pomiędzy 
nimi. 

Blayne lekko pisnęła robiąc mu miejsce a Van Holtz spadł na podłogę, ponieważ siedział 

tuż  na  krawędzi.  Wilk  rzucił  mu  gniewne  spojrzenie,  na  które  Bo  odpowiedział  tym  samym, 
popijając jego piwo. Doszedł do wniosku, że to już koniec, dopóki Blayne nie uderzyła go w ramię. 

- Przeproś - rozkazała mu. 

- Za co? 

- Zrzuciłeś go na podłogę. Naprawdę jesteś tak niegrzeczny? 

- Zdaje się, że odpowiedź na to pytanie brzmi „tak”. 

- Wszystko w porządku, Blayne.  - Van Holtzowi udało się wstać na swoje wielkie wilcze 

stopy bez żadnej pomocy ze strony Bo. - Myślę, że pójdę po kolejnego drinka. Zaraz wracam. 

Odszedł, a Blayne ponownie uderzyła Bo. 
- Co znowu? 

- To twoja wina. 

- Co jest moją winą? 

- Że Ric jest zdenerwowany. 

- Nie wygląda mi na takiego, co pobiegnie do pokoju dla dziewczyn by sobie popłakać. 

- Czy obchodziłoby cię to, gdyby tak zrobił? 

- W inny sposób niż śmiejąc się? Prawdopodobnie nie. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Blayne odwróciła się na kanapie by spojrzeć mu w twarz, podciągając do góry nogi tak, że 

usiadła na swoich kolanach. 

- Jak mam ci pomóc, skoro zachowujesz się w taki sposób? 

- Pomóc mi? Pomóc mi w czym? 

- Pomóc ci ze sobą. - Pomachała swoją ręką przed jego twarzą. - Biedną-żałosną-samotną-

bogatą-supergwiazdą sportową-osobą jaką jesteś.  

Bo spojrzał na grizzly’ego i tyglewa siedzących naprzeciw nich. 
- Ona mówi poważnie - tyglew powiedziała do niego bezgłośnie i Bo westchnął. 

- Jestem dobrym człowiekiem - powiedziała szczerze Blayne, przykładając rękę do piersi. - 

A ponieważ jestem dobrym człowiekiem, mam przyjaciół. I chcę, żebyś i ty miał przyjaciół. Ale to 
się nie stanie, jeśli będziesz powalał wilki na podłogę. Wilkami nie wolno się bawić tylko dlatego, 
że  można.  -  Podniosła w  górę  palec  -  Przytrzymaj  tę  myśl…  -  i  obróciła  się  na  kolanach  tak,  że 
zwrócona była twarzą do kanapy. - Hej, Dee-Ann! - wrzasnęła przez cały klub. - Dee-Ann! Chyba 
jeszcze nie wychodzisz, prawda? Usiądź tutaj! Nadal mamy miejsce! Dee! Annnnn! 

Z  dzwoniącym  lewym  uchem,  Bo  obserwował  jak  jakaś  wilczyca  wyszła  sztywnym 

krokiem z tłumu, Blayne zaś wróciła do poprzedniej pozycji, twarzą zwróconą do Bo. 

- Otóż… gdzie to ja byłam? 

- Jeśli chcę być takim dobrym człowiekiem jak ty, nie wolno mi bawić się wilkami

4

 tylko 

dlatego, że mogę. 

-  Dokładnie!  -  Ponownie  przyłożyła  rękę  do  piersi,  wyglądając  doskonale  niewinnie.  - 

Jestem tu, by ci pomóc. Pozwól mi. 

 

*** 

 

- Dee-Ann, zaczekaj! 

Dee-Ann szła dalej, dopóki silna dłoń nie schwyciła ją za ramię, ciągnąc ją z powrotem. 

- Proszę. 

- Skończyłam z tym, szefie. Skończyłam. 

- To nie takie proste i oboje o tym wiemy. 

-  Znajdź  kogoś  innego.  Nie  mogę  się  nią  zajmować.  -  Starała  się  wyjść  fronotwymi 

drzwiami,  ale Van  Holtz  pociągnął  ją  korytarzem  w  dół,  do  niedawno  opuszczonego  prywatnego 
pokoju, wciąż przesiękniętego ciężkim zapachem kociego seksu. 

- Nie możesz od tego odejść - powiedział jej Van Holtz jak tylko zamknął drzwi. - Blayne 

cię potrzebuje. 

- To, czego potrzebuje ten wilkopies, to poważne leczenie. 

- Posłuchaj, porozmawiajmy. Okej? Tylko chwilę. 
Van Holtz usiadł na kanapie a Dee powiedziała: 
- Ktokolwiek był przed tobą na tej kanapie, właśnie się tam pieprzył. 

Wilk natychmiast wstał. 

- Więc postoimy. - Wziął głęboki oddech. - Nie możesz jej pozwolić, by tak cię wnerwiała. 

Znasz Blayne. Ona po prostu chce, by każdy dobrze się bawił. By był szczęśliwy. 

To, co uszczęśliwiłoby Dee-Ann to głowa Blayne Thorpe nad kominkiem jej ojca tuż obok 

                                                 

4

 a ona to co?? Tylko jej należy się zabawa??!!??!! 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

poroża  dwunastaka

5

,  którego  sprzątnął  w  latach  młodości.  To  by  uszczęśliwiło  Dee-Ann. 

Kontynuowanie rozmowy o wrzodzie-na-tyłku jakim był ten wilkopies, jakkolwiek, nie. 

Boże, gdyby oni wszyscy byli tacy jak Blayne, Dee-Ann nie pomogłaby żadnemu z nich. 

Ale  na  szczęście,  nie  wszyscy  byli  jak  Blayne.  W  rzeczywistości,  spotkała  kilka  interesujących 
osobników  ostatnio.  Hybrydy  z  rzeczywistym  potencjałem,  które  nie  marnowały  jej  czasu 
publicznie zachowując się idiotycznie i żenująco. 

- Nie chcę, żeby Blayne Thorpe mnie uszczęśliwiała. Chcę, żeby trzymała usta zamknięte i 

cicho czekała aż złapią ją te szumowiny. I nie myśl sobie, że proszę o zbyt wiele. 

- Myślę, że oboje wiemy, że to nie będzie takie proste. 

- Cóż, nie zniosę więcej jej szaleństwa. 

- Wiem. Wiem. Porozmawiamy o tym na następnym spotkaniu grupy. Okej? 

-  Jak  tam  chcesz. Ale  zastanawiam  się,  dlaczego  nie  weźmiesz  jej  po  prostu  ze  sobą  do 

domu. Uczyń ją swoją a wtedy będzie podlegała ochronie przez twoją rodzinę. I nic nie będą mogli 
z tym zrobić. 

Wilk wgapiał się w nią przez dłuższą chwilę, zanim w końcu zapytał: 
- Zrobić Blayne swoją? Masz na myśli… masz na myśli oznaczyć Blayne? 

Dee-Ann zrobiła to, co zawsze robił jej ojciec, kiedy zadawano mu głupie pytanie. Nic nie 

mówił  i  czekał  aż  osoba  sama  zorientuje  się,  że  zadała  głupie  pytanie.  I,  trzeba  przyznać,  wilk 
szybko załapał, całe jego ciało tak jakby zaczęło się napinać. 

- Nie mogę oznaczyć Blayne. Ona jest dla mnie jak siostra. 

- Uhm. 

-  Zapewniam  cię,  Dee-Ann,  moje  zainteresowanie  Blayne  jest  czysto  przyjacielskie. 

Mam… inne zainteresowania. 

Cokolwiek  to  znaczyło.  Aczkolwiek  Dee-Ann  nie  obchodziło  to  w  żaden  sposób.  Jej 

największym  zmartwieniem  w  chwili  obecnej  było  pozbycie  się  obserwacji  Blayne  Thorpe  na 
dobre.  Ale  dopóki  to  się  nie  stanie,  musiała  kręcić  się  w  pobliżu,  jako  dzienny  pies  pilnujący 
Blayne. Normalnie Dee-Ann poinformowałaby swoich dowódców o zmianach, jakie poczyniła, ale 
Grupa nie była Marines a Ulrich Van Holtz nie był jej dowódcą. Był po prostu bogatym chłoptasiem 
z potężnym wujkiem, który go lubił. Więc Dee zrobi to, co robiła od miesięcy… poprowadzi show 
na swój sposób bez zawracania sobie głowy, by poinformować o tym Van Holtza. Czemu miałaby 
się wysilać? Chłoptaś był tak bezużytecznny jak cycki u byka,  chociaż jednak upewniał się, żeby 
miała  płacone  na  czas,  a  ona  lubiła  dostawać  pieniądze.  Było  to  więcej,  niż  myślała  i  znacznie 
więcej niż potrzebowała, nawet jak to na śmieszne miasto, ale było miło rzeczywiście mieć fundusz 
emerytalny. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie miała żadnego. 

- Zrozumiałaś? - zapytał. 

-  Taak.  Pewnie.  -  Nieważne.  Nie  rozumiała  mężczyzn.  Nie  wydawał  się  dbać  o  to,  że 

Blayne  jest  hybrydą  i  tworzą  ładną  parę.  Poza  tym,  jeśli  nie  będzie  ostrożny,  ten  wielki  samiec 
hokeista  zabierze  Panu  Towarzyskiemu  małą  Blayne  sprzed  jego  nosa.  Wystarczyło  jedno 
spojrzenie  i  Dee-Ann  mogła  powiedzieć,  że  Novikov  nie  grał  według  niczyich  zasad  oprócz 
własnych.  A  sposób  w  jaki  patrzył  na  tę  małą  dziewczynę…  cóż,  tatuś  Dee  myślał,  że  nikt  nie 
widzi, jak on wciąż patrzy na jej mamę w ten sam sposób, w jaki Novikov patrzył na Blayne. 

Ale na dłuższą metę, to nie był problem Dee. Jeśli Van Holtz chciał stracić swoją szansę na 

rzecz tego idioty, to był jego problem. 

                                                 

5

 Aga mnie uświadomiła, że nie każdy wie, czym jest dwunastak, więc tłumaczę ;) Dwunastak, w języku łowieckim - 

jeleń posiadający poroże o sześciu odnogach na każdej tyce. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Dochodząc do wniosku, że rozmowa jest skończona, Dee wyszła ignorując dolatujące do 

niej: 

- Gdzie do cholery ona poszła? 

 

*** 

 
Kiedy  te  dwa  wieprze  patrzyły  na  siebie  odrobinę  zbyt  długo  w  ocenie  Blayne,  złapała 

Novikova za rękę i pociągnęła go z dala od kanapy i Locka MacRyrie. 

Ku jej zdziwieniu poszedł za nią bez skargi, a ona poprowadziła go dwa pietra w górę, aż 

dotarli na poziom „Sali Nastrojów”. Spokojna muzyka elektroniczna i słabe światła były dla tych, 
którzy nie tolerowali czegoś odwrotnego. Blayne miała przeczucie, że to jest idealne miejsce dla Bo 
Novikova.  Nie  wydawał  się  w  najmniejszym  stopniu  czuć  komfortowo  w  pobliżu  parkietu  a 
wątpiła,  żeby  poczuł  się  lepiej  na  piętrze  z  grami  hazardowymi  albo  w  sali  do  karaoke,  gdzie 
wiedziała, że znajdzie całą Sforę Kuznetsovów. Była jasne, że Jess nie przyszła na otwarcie. Gdyby 
przyszła,  obeszłaby  każde  piętro  żeby  się  upewnić,  że  wszystko  poszło  bez  najmniejszych 
problemów.  Ale  była  w  zaawansowanej  ciąży  i  nieco  nieszcześliwa  w  tym  momencie,  więc 
otwarcie klubu  zmiennych na Manhatanie nie było  dla niej  dobrym pomysłem.  Było  jej  znacznie 
lepiej i bezpieczniej w domu i ze swoim partnerem. 

Na  szczęście,  choć  wydawało  się,  że  klub  nie  będzie  miał  doskonałego  początku,  danie 

zmiennym wyboru takiego jak Sala Nastrojów było bardzo sprytnym posunięciem. 

Wciąż trzymając Novikova za rękę, Blayne weszła głebiej do Sali Nastrojów, starając się 

znaleźć jakiś stolik albo kabinę, ale wszystko w tej chwili było zajęte a kiedy doszła do ostatniej 
kabiny na końcu Sali zatrzymała się i spojrzała siedzące w niej trzy małe lwy. Starała się ocenić, 
kiedy mogą skończyć i ją opuścić, gdy trójka mężczyzn spojrzała za nią do góry. Blayne popatrzyła 
w  górę  na  Novikova  w  momencie,  gdy  przechylił  głowę  w  kierunku  wyjścia. To  był  nieznaczny 
ruch,  prawie  niezauważalny  gdyby  nie  patrzyła  wprost  na  niego,  ale  jasna  cholera  trzy  lwy  się 
poruszyły!  Blayne  zrobiła  krok  do  tyłu,  gdy  koty  wzięły  swoje  drinki  i  uciekły,  ich  spojrzenia 
koncentrowały się teraz na podłodze tuż przed nimi. 

Blayne westchnęła. 
- To było niepotrzebne. 

-  Nie  chciałem  tu  stać  całą  noc.  -  Nacisnął  dłonią  na  jej  plecy,  ponaglając  ją  do  zajęcia 

miejsca  w  kabinie  a  Blayne  nie  mogła  uwierzyć  w  wielkość  dłoni  dotykającej  jej  przez  jej 
podwędzoną designerską kieckę. Dłoni wielkości krateru na księżycu. 

Okej. Trochę przesadziła, ale Blayne była znana z tego, że przesadza, jeśli to pomagało jej 

dotrzeć do sedna sprawy. 

Usiadła w kabinie i - ponownie - pomyślała, że on usiądzie po przeciwnej stronie, ale nie. 

Wcisnął się obok niej. Ale Blayne nie miała zamiaru tym razem tego tak zostawić. 

- Tam! - krzyknęła, gdy on próbował ją przesunąć w miejsce, z ktorego nie mogłaby wyjść, 

mając go na swojej drodze. - Tam! 

Jej rozkaz podziałał, ponieważ usiadł po przeciwnej stronie. 
- Potrzebuję przestrzeni - wyrzuciła z siebie, rozkładając szeroko ręce by zilustrować swój 

punkt.  -  Osobistej  przestrzeni!  Jestem  wilkopsem.  Zapędzanie  nas  w  róg  sprawia,  że  robimy  się 
psychiczni.  Przestrzeń!  -  Ogólnie  zirytowana,  kontynuowała.  -  I  przestań  straszyć  ludzi  aby  ich 
usunąć ze swojej  drogi.  I nie  próbuj się wgapiać w swoich kolegów z drużyny. To jest po prostu 
niegrzeczne! Jesteś w tej samej drużynie. Powinniście pracować razem, kumple do końca. - Opadła 
z powrotem do kabiny. - Mam tak wiele pracy z tobą.  

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Gdy Novikov nic nie powiedział, zapytała. 
- Więc? 

- Co gdybym kupił ci nowy zegarek? 

- O mój boże! - wyrzuciła z siebie. - Znów do tego wracamy? 

- To mnie irytuje.  

A jego spokój wkurzał ją bardziej niż mogła powiedzieć. 

- Ten zegarek pasuje idealnie do stroju - argumentowała. 

- Ale nosiłaś go podczas treningu i do twoich bojówek do pracy. 

-  Zostaw  w  spokoju  zegarek  -  ryknęła,  zaskakując  w  pełni  ludzką  kelnerkę,  która  nosiła 

znak jakiegoś wilka na nagim ramieniu wystającym spod klubowej koszulki bez rękawów. Blayne 
odchrząknęła. - Dietetyczną Colę poproszę. 

Kelnerka potaknęła i skoncentrowała na Novikovie. 
- Butelkę wody - powiedział, wręczając jej swoje do połowy wypite piwo. - Dziękuję. 
Gdy kelnerka odeszła Bo powiedział: 
- Wiesz Blayne, jestem całkiem zadowolony z tego jakie teraz jest moje życie. 

- To niemożliwe żebyś był szczęśliwy. 

- Dlaczego? Bo nie jestem taki jak ty? 
Blayne parsknęła. 
- Nie dałbyś sobie rady będąc mną. - Zakręciła palcami wskazującymi wokół swojej głowy 

i przyznała: - Wszystko to, co dzieje się w tej głowie w danym momencie… to by cię zniszczyło.

6

 

Nie  wiedziała  kto  był  bardziej  zaskoczony  gdy  Novikov  nagle  się  roześmiał,  ale  to  było 

coś  co  zapamięta  na  bardzo  długo,  ponieważ  to  było  coś,  co  każdy  mówił,  że  Bo  nigdy  tego  nie 
robi. No wiesz, chyba że śmiał się z ciebie. 

Śmiech  go  zaskoczył.  To  nie  było  tak,  że  nie  uważał  różnych  rzeczy  za  śmieszne,  ale 

dlatego,  że  uważał  je  za  śmieszne  później.  Dopiero  po  tym,  kiedy  pomyślał  o  tym  przez  kilka 
godzin i przeanalizował co było śmiesznego w kontekście. 

Ale jakikolwiek kontekst by nie był, nawet Bo wiedział, że Blayne była zabawna. 
Nawet gdy była zła lub rozdrażniona wiedziała jak zachować poczucie humoru. Podziwiał 

to, ponieważ znał niewielu ludzi, którzy posiadali takie umiejętności. 

Jednak jego problem z Blayne był taki, że ona chciała go „naprawić”. 
Osobiście nie uważał,  żeby potrzebował  naprawy, ale ona wydawała się  być naprawdę o 

tym przeświadczona. 

Kelnerka postawiła na stole napoje. Blayne osuszyła pół swojej dietetycznej Coli zanim Bo 

zdołał podnieść swoją małą butelkę włoskiej wody, co do której był pewien, że będzie kosztować 
dwadzieścia dolców. 

-  Więc  to  jest  to  co  myślę  -  powiedziała  uderzając  butelką  o  stół.  -  Całkowita  zmiana 

osobowości. 

- Nie. 

- Jesteś nierozsądny.  

- Ja myślę, że jesteś śmieszna. Jesteśmy kwita, prawda? 

- Mówię o zmianie osobowości, ponieważ na zewnątrz nie jesteś taki zły. 

- O rany, dzięki. 

                                                 

6

 I tu się chyba wszyscy z nią zgadzamy :P 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

- Znaczy, jesteś słodki, zwłaszcza te dziwaczne niebieskie oczy. 

- Dziwaczne? 

- Białe włosy już same w sobie wyglądałyby zabójczo, ale brązowa grzywa dodatkowo ma 

w  tym  swój  udział.  Choć  może  warto  byś  pomyślał  o  zmianie  odżywki.  -  Nagle  uniosła  się  na 
kolanach i sięgnęła ręką przez stół, chwytając jego włosy i oglądając końce.  - Nie sądzę byś miał 
rozdwojone końcówki, ale są nieco poskręcane. Dobra odżywka ci w tym pomoże.  

- Blayne. 
Usiadła z powrotem. 
- A twoja garderoba nie jest wcale zła. Tylko po prostu mija się z twoją osobowością. I jeśli 

mi pozwolisz, pomogę ci to naprawić. 

-  To  nie  wymaga  naprawy.  To  jest  to,  kim  jestem;  ja  to  zaakceptowałem.  Może  ty  też 

powinnaś. 

- Nie mam z tobą problemu. 

- W takim razie dlaczego… 

-  Wytłumacz  mi  o  co  chodzi  z  lisami  -  powiedziała,  nagle  wyglądając  bardzo  po 

profesorsku. 

- Dlaczego? 

-  Kim  oni  są?  Skąd  pochodzą?  Ona  powiedziała,  że  ma  partnera;  czy  on  nie  ma  nic 

przeciwko temu, że ona się na tobie wyleguje? - Pochyliła się bardziej. - A może on też to robi? Czy 
wszyscy sypiacie w tym samym łóżku?  - Praktycznie prawie wyskoczyła z kabiny.  - Jesteś bi? O 
mój Boże! To by było super! 

- Hej, hej, hej! - Podniósł ręce by odprzeć jej szalony zapał. - To nie tak! To nigdy nie było 

tak. 

Opadła z powrotem na siedzenie. 
- Och. 

- Przykro mi, że jesteś bardzo rozczarowana.

 7

 

- Nie, nie. Nie rozczarowana… per se.

8

 

I Bo znów usłyszał jak sam się śmieje, Blayne przyłączyła się do niego. 
-  Próbuję  tylko  zrozumieć  upodobania.  Czy  oni  byli  do  ciebie  przypisani?  Czy  to  ty  ich 

wybrałeś, jak się wybiera szczeniaka ze schroniska? 

-  Myślę,  że  to  raczej  oni  wybrali  mnie.  Pierwszego  dnia  w  szkole,  gdy  przeprowadziłem 

się do Ursus  County, oni  jakoś tak przyłączyli się do mnie. Odprowadzili  mnie do domu mojego 
wujka. Myślałem, że on każe im wyjść, ale zamiast tego nakarmił ich i powiedział mi „żebym do 
tego  przywykł”.  Myślę,  że  to  ma  sens.  W  naturze,  w  pełni-lisy  przyłączają  się  do  niedźwiedzi 
polarnych  i  jedzą  to,  co  pozostanie  z  upolowanego  przez  nich  posiłku,  co  jest  bardzo  logiczne 
ponieważ polary najczęściej jedzą tylko tłuszcz… 

- Yyy 

- …zostawiając mięso i kości dla innych. 
Jej twarz się wygięła. 
- Urocze. 

- Sama spytałaś. 

- Więc w zasadzie są jak pasożyty. 

                                                 

7

 Szczerze - ja też… ;P 

8

 Łac. samo przez sięsamo z siebie 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

- Myślę, że Sami i Sander wolą określenie „padlinożercy”. 

- Ale oni żerują na tobie, prawda? Jedzą twoje jedzenie? Kradną twoje pieniądze? 

- Nigdy nic mi nie ukradli. Sami po prostu przychodzi i mówi: „Biorę pieniądze z twojego 

portfela” a ja mówię: „Okej”. 

- Jak miło. 

- Ale oni zawsze robią jakiś przekręt i nie dostają ode mnie pieniędzy przez jakiś czas. Po 

prostu upewniam się, że mam kasę na kaucję albo, wiesz, jakiś haracz. Kiedy się w coś wdadzą. 

Blayne przycisnęła dłonie do głowy. 
- Mam tak wiele pracy. 

- Jak na to wpadłaś? 

- Co? Myślisz, że jakaś lwica albo wilczyca  będą znosić twoją gorącą lisicę włóczącą się 

po twoim domu i wyciągającą ci gotówkę z portfela? To nie będzie dla nich w porządku. 

Patrzył badawczo na Blayne przez chwilę, nim spytał: 
- A co z tobą? Dla ciebie byłoby to w porządku? 

- No cóż… moja najlepsza przyjaciólka może przekręcić swoją głowę o sto osiemdziesiąt 

stopni kiedy ma na to ochotę, jej cała rodzina ma powiązania z irlandzką mafią a mój ojciec podążał 
za klubem motocyklowym udającym Sforę, więc muszę powiedzieć, że nie wiem czy mam prawo 
to oceniać. Ale jestem sobą. Jestem wyjątkowa. 

Taak. Blayne była zdecydowanie wyjątkowa. 
- Ale nie mówimy tu o mnie. Tylko o znalezieniu ci miłej dziewczyny. 

-  W  takim  razie  wykluczamy  lwice  i  wilczyce.  To  znaczy…  jeśli  wybieramy  miłe 

dziewczyny. 

Jej uśmiech stał się ogromny, pochyliła się nad stołem i lekko uderzyła go w żebra. 
- I widzisz, żartujesz. 
Czując się z tym całkiem dobrze, że ją rozśmieszył, Bo zirytował się widząc MacRyriego 

wlekącego się do ich stolika. 

- Normalnie nie powiedziałbym nic, żebyś pocierpiał - grizzly oświadczył bez wstępu - ale 

Gwen powiedziała, że Blayne będzie wściekła na mnie, że ci nie powiedziałem. A ja lubię Blayne. 

- Powiedzieć o czym? 

- Aresztują twoje lisy. 
Bo skrzywił się i potarł czoło. 
- Cholera. 

- Co zrobiły? - spytała Blayne. 

- To prawdopodobnie stary nakaz - wyjaśnił Bo, opuszczając dłoń na stół. Gdy Blayne nic 

nie robiła tylko patrzyła na niego ze smutnym wyrazem twarzy, Bo domyślił się. - I znów wracamy 
do zmiany osobowości, czyż nie? 

- Ja jedynie sugeruję, że z moją niewielką pomocą możesz rzeczywiście zdobyć przyjaciół, 

z  którymi  będziesz  mógł  wyjść  i  nie  zostaną  oni  aresztowani  na  podstawie  starych  nakazów.  - 
Podniosła ręce do góry. - Jedynie sugeruję. 

Nie  będąc  w  nastroju  by  dyskutować  z  tym  stwierdzeniem,  Bo  powoli  wydostał  się  z 

kabiny  i  wstał.  Grizzly  miał  prawie  214  centymetrów  wzrostu  więc  ich  spojrzenia  ponownie  się 
zwarły. 

-  Aresztują  twoich  przyjaciół  -  przypomniała  mu  Blayne.  -  Zwarcie  wieprz-z-wieprzem 

albo pomoc twoim przyjaciołom. Twój wybór. 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

Niech to cholera. Miała rację. Bo przeniósł spojrzenie na Blayne. 
- Jutro. Siódma rano. Nie bądź za wcześnie ani za późno. Po prostu bądź na czas. 

- Będę. 
Nie mając pewności, jak będzie wspominać ten wieczór, Bo odszedł w nadziei, że uda mu 

się nie dopuścić do tego, by jego przyjaciele spędzili tę noc w więzeniu. 

Blayne potrząsnęła głową. 
- To ci mężczyzna. 

- Co jest pomiędzy wami? - zapytał Lock i Blayne nie mogła nie zauważyć, że wyglądał na 

zatroskanego. To takie słodkie!

9

 

-  Staram  się  mu  pomóc  stać  się  lepszym  człowiekiem.  Lepszy  człowiek  oznacza 

szczęśliwszy człowiek. 

- Może powinnaś wziąć się w pierwszej kolejności za łatwiejsze zadanie. Jak na przykład 

przeniesienie  Empire  State  Building  do  Jersey  we  własnych  zębach. Albo  zamknięcie  aktywnego 
wulkanu za pomocą kamieni i butelki wody. 

- Mogę się mylić, Locku MacRyrie, ale wyczuwam sarkazm. 

 

*** 

 
Bo  wyciągnął  lisy  z  klubu  za  ich  karki  po  tym,  jak  kazał  zwrócić  im  każdy  portfel, 

zegarek, torebkę i sztukę biżuterii, którą „chwycili”, jak to lubili nazywać. Ponieważ lisy uważały, 
że „kradzież” ma takie brzydkie konotacje.  

Na  szczęście  dwóch  tajniaków  z  policji,  którzy  ich  aresztowali,  było  zmiennymi  i 

pozwolili parze odejść z zastrzeżeniem, że mają wszystko zwrócić. 

- Ludzie, dałem wam listy. - Bo warknął, rzucając ich na tył swojej ciężarówki. - A wy je 

całkowicie zignorowaliście!

10

 

Walnął drzwiami zamykając je i pobiegł na drugą stronę ciężarówki. Wsiadł i odwrócił się 

do nich. 

- Potrzebowaliśmy kasy - wyjaśniła Sami. - Wyruszamy do Tajlandii jutro. 

- Wiecie, że bym zapłacił za waszą podróż. 

- Nie chcemy żebyś pomyślał, że na tobie żerujemy. 

- Bo żerujecie na mnie. 

- Taak… ale nie chcemy, żebyś tak myślał. 
Bo patrzył na parę przez swoje ramię mrucząc: 
- Może ona ma rację. 

- Kto może ma rację? Na jaki temat? 

- Blayne. Uważa, że powinienem zmienić osobowość. 

- Co jest złego w twojej osobowości? 

- Najwyraźniej przyciągam do siebie tylko przestępców. 
Żaden  z  lisów  nie  kłócił  się  z  tym  stwierdzeniem,  pozwalając  Bo  się  z  tym  zmierzyć  i 

zapytać na głos: 

- Nie rozumiem co ona robi. Upiera się, że chce mi pomóc.  

                                                 

9

 Taaa… niedźwiadek najdał się za dużo miodku, i teraz wpyływa mu on porami - to dlatego jest taki słodki ;) 

10

 Ale przecież nie mówił nic o portfelach, torebkach czy biżuterii!!! Powinien być bardziej precyzyjny!!!! 

background image

Shelly Laurenston - Bestia zachowuje się źle   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie: madlen 

Beta: agnieszka 

-  Ponieważ  ona  cię  lubi  -  wyjaśniła  Sami.  -  Dlatego  cię  szufladkuje.  Stawia  cię  w 

bezpiecznej strefie. 

- Nie chcę być w bezpiecznej strefie. 

- Więc rób to, co robiłeś do tej pory. 

- I jak niby ma mi to pomóc? 

-  Po  pierwsze:  nie  doszukuj  się  logiki.  Wybrałeś  najbardziej  nielogiczną  z  hybryd  na  tej 

planecie. Po drugie: ona jest jedną z tych lasek, które muszą być „przyjaciółkami” - lisica podniosła 
dłonie i zrobiła w powietrzu znak cudzysłowia, - mężczyzny, zanim on będzie miał nadzieję na coś 
bliższego,  ale  do  tego  czasu  on  się  wprowadzi  do  dziewczyny,  która  tego  nie  potrzebuje  i  już 
zacznie myśleć o wilkopsie jako o siostrze. Zaufaj mi, ona ma tysiące kumpli i braci na obszarze 
trzech stanów. Jeśli chcesz czegoś więcej, musisz nad tym popracować. 

- Nie mam nic przeciwko popracowaniu nad tym. Tylko… 

- Tylko co? 

- Jej brak zarządzania czasem naprawdę mnie martwi. 
Sander usiadł z przodu, kładąc rękę na ramieniu Bo. 
- Czy obchodziłby cię jej brak zarządzania czasem gdyby owinęła te swoje szalenie długie 

nogi wokół twojej głowy? 

Bo pomyślał nad tym przez chwilę, a potem szczerze odpowiedział: 
- Nie.

11

 

- W takim razie dlaczego wciąż tu siedzimy i o tym dyskutujemy? 
Lis miał rację. 

                                                 

11

 Gdyby odpowiedział „TAK” zaczęłabym go podejrzewać o niepoczytalność ;)