background image

Cast P. C., Cast Kristin 

 

Dom nocy 

 
 

Klątwa Neferet 

 
 
 
 
 

background image

PODZIĘKOWANIA 
 
Dziękuję mojej wspaniałej, utalentowanej przyjaciółce i ilustratorce, 

Kim Doner, która ze względu na niezwykle napięte terminy wydania 
tej  książki  musiała  wniknąć  w  mój  (szalony)  umysł  i  pracować  na 
podstawie moich (zwykle chaotycznych) przemyśleń i bezkształtnych 
jeszcze  koncepcji.  Nie  tylko  wykonała  fantastyczną  pracę,  ale  z  na-
szych spotkań wyniknęły niektóre z najlepszych pomysłów w historii 
głównej bohaterki. Uwielbiam cię, Kim! 

Mojej  rodzinie  z  wydawnictwa  St.  Martin's  Press,  a  zwłaszcza 

utrudzonej ekipie z działu produkcji, jestem winna skrzynkę szampana. 
I to dobrego. 

Wyrazy wdzięczności kieruję do Robin Green Tilly, która pomogła 

mi w opracowaniu posłowia do tej książki. 

Jak  zwykle  chciałabym  podziękować  mojej  agentce  i  przyjaciółce, 

Meredith Bernstein, bez której Dom Nocy nigdy by nie powstał. 

background image

 

 
To nie jest pamiętnik. Moją odrazę budzi świadomość, że miałabym 

zebrać wszystkie swoje myśli i czyny w zamkniętej księdze i ukryć je 
tak, jak gdyby stanowiły cenne klejnoty. 

Wiem, że moje myśli nie są cennymi klejnotami. 
Zaczęłam podejrzewać, że noszą znamiona szaleństwa. 
To dlatego czuję się zmuszona, by je notować. Być może za jakiś czas 

przeczytam  to  ponownie  i  odkryję,  dlaczego  spotkały  mnie  te 
wszystkie okropieństwa. 

Bądź też uznam, iż rzeczywiście postradałam zmysły. 
Jeśli  tak  się  stanie,  te  zapiski  posłużą  jako  świadectwo  początków 

mojej paranoi i szaleństwa, dzięki czemu możliwe będzie znalezienie 
stosownego leku. 

Tylko czy chcę zostać wyleczona? 
Być może to pytanie należy na razie odłożyć na bok. 
Zacznijmy  od  momentu,  w  którym  wszystko  się  zmieniło.  Nie 

wydarzyło się to wtedy, gdy napisałam pierwszą notkę tego dziennika, 
ale  dwa  i  pół  miesiąca  wcześniej,  pierwszego  listopada  roku  tysiąc 
osiemset  dziewięćdziesiątego  drugiego.  Rankiem  tamtego  dnia,  gdy 
zmarła moja matka. 

Nawet  tutaj,  na  milczących  stronicach  tego  dziennika,  niechętnie 

wspominam tamten straszny dzień. Matka zmarła w kałuży krwi, która 
płynęła z niej nieprzerwanym 

 

background image

strumieniem po tym, jak wydała na świat maleńkie, nieruchome ciało 

mojego brata, nazwanego po ojcu Barrettem. Miałam wtedy wrażenie, i 
do dzisiaj tak sądzę, że matka poddała się, widząc, iż Barrett nigdy nie 
wyda  z  siebie  tchnienia.  Zupełnie  jakby  strata  ukochanego  dziecka 
odebrała jej resztkę sił. 

A  może  nie  była  w  stanie  stawić  czoła  ojcu,  który  stracił  swego 

jedynego syna? 

To  pytanie  nie  zaprzątało  mi  jednak  głowy  tamtego  ranka.  Przed 

śmiercią  matki  zajmowałam  się  głównie  tym,  jak  ją  przekonać,  by 
pozwoliła  mi  nabyć  jeden  z  tych  najnowszych  i  najmodniejszych 
kostiumów  do  jazdy  rowerowej,  oraz  co  zrobić,  żeby  moje  włosy 
wyglądały tak samo jak fryzura dziewczyny Gibsona*. 

Jeśli przed śmiercią matki myślałam o ojcu, widziałam raczej typowo 

dziewczęcy  obraz  odległego  i  nieco  onieśmielającego  patriarchy. 
Ojciec  chwalił  mnie  wyłącznie  za  pośrednictwem  matki.  W  gruncie 
rzeczy niespecjalnie mnie zauważał, zanim odeszła. 

Nie było go przy jej śmierci. Lekarz stwierdził, że akt narodzin jest 

zbyt wulgarny dla oczu mężczyzny, zwłaszcza tak ważnego jak Barrett 
H. Wheiler, prezes Pierwszego Narodowego Banku Chicago. 

A ja? Córka Barretta i Alice Wheilerów? Słowem mi nie wspomniał o 

wulgarności  porodu,  ba,  zauważył  mnie  dopiero,  gdy  matka  już  nie 
żyła. 

— Emily, nie opuszczaj mnie. Zostaniesz tutaj, dopóki lekarz się nie 

pojawi, a potem usiądziesz tam, pod oknem. Powinnaś wiedzieć, jak to 
jest być żoną i matką, żebyś nie pakowała się ślepo w małżeństwo, tak 
jak  ja  to  zrobiłam  —  zakomenderowała  matka  tym  swoim  cichym 
głosem, przez 

 
 
 
 
 
 
 
*  Stworzony  przez  rysownika  Charlesa  Dana  Gibsona  ideał  urody 

kobiecej z przełomu XIX i XX wieku, inspirowany postaciami żony ar-
tysty i jej sióstr (przyp. tłum.). 

background image

który  ci,  którzy  jej  nie  znali,  sądzili,  że  jest  przygłupia  i  stanowi 

zaledwie urodziwy i posłuszny dodatek do ojca. 

—  Tak,  matko.  —  Skinęłam  głową  i  zrobiłam,  co  mi  poleciła. 

Pamiętam, że siedziałam nieruchomo, niczym cień w mrocznej wnęce 
okiennej  po  drugiej  stronie  luksusowej  komnaty  sypialnej  matki. 
Widziałam wszystko. Umarła bardzo szybko. 

Było tyle krwi. Barrett urodził się mały, bezwładny, pokryty śluzem. 

Wyglądał  groteskowo,  niczym  pęknięta  lalka.  Po  skurczu,  który 
wydalił  go  spomiędzy  nóg  matki,  krew  nadal  płynęła  równym 
strumieniem. Matka płakała, cicha jak jej martwy synek. Widziałam, 
że płacze, ponieważ odwróciła głowę od lekarza, który owijał zwłoki w 
płótno, a jej wzrok napotkał mój. 

Nie byłam w stanie dłużej tkwić pod oknem. Podbiegłam do łóżka, 

podczas gdy lekarz i pielęgniarka bezskutecznie próbowali zatamować 
krwawienie.  Chwyciłam  matkę  za  rękę  i  odgarnęłam  jej  z  czoła 
wilgotne  włosy.  Przez  łzy,  pokonując  własny  strach,  próbowałam 
szeptać  słowa  pocieszenia,  wmówić  jej,  że  wszystko  będzie  dobrze, 
kiedy tylko odpocznie. 

Ścisnęła moją dłoń i wyszeptała: 
— Cieszę się, że jesteś tu ze mną w tych ostatnich chwilach. 
— Nie! Wyzdrowiejesz, matko! — zaprotestowałam. 
—  Ciii  —  powiedziała.  —  Potrzymaj  mnie  tylko  za  rękę.  —  Głos 

miała  coraz  słabszy,  ale  jej  szmaragdowe  oczy,  zdaniem  innych  tak 
bardzo  podobne  do  moich,  cały  czas  się  we  mnie  wpatrywały.  Jej 
zaczerwieniona twarz przybrała szokujący odcień bieli, oddech słabł z 
każdą  chwilą.  Nagle  zamarł,  zakończony  westchnieniem,  po  czym 
ucichł na dobre. 

Pocałowałam ją w rękę i odeszłam chwiejnie do mojego miejsca pod 

oknem,  gdzie  siedziałam  i  płakałam,  niezauważona  przez  nikogo, 
podczas  gdy  pielęgniarka  zajęła  się  przerażającym  zadaniem 
posprzątania zakrwawionej 

 

background image

pościeli i przygotowania matki, by ojciec mógł ją zobaczyć. Ale. on 

wcale na to nie czekał. Wbiegł do sypialni, ignorując protesty lekarza. 

— A więc mówi pan, że syn? — Nie spojrzawszy nawet na łóżko, od 

razu podszedł do kołyski, w której leżało zawinięte ciałko Barretta. 

—  W  rzeczy  samej,  to  był  syn  —  odparł  ponuro  doktor.  —  Jak 

mówiłem, przyszedł na świat zbyt wcześnie. Nic nie mogłem zrobić, 
miał  zbyt  słabe  płuca.  Nie  złapał  ani  jednego  oddechu,  nie  wydał  z 
siebie ani pisku. 

— Martwy... milczący. — Ojciec przesunął ręką po twarzy znużonym 

gestem.  —  A  wie  pan,  że  kiedy  Emily  się  urodziła,  krzyczała  tak 
donośnie, iż słyszałem jej głos w salonie na dole i sądziłem, że to syn? 

— Panie Wheiler, wiem, że to marna pociecha po stracie syna i żony, 

ale ma pan jeszcze córkę, a wraz z nią obietnicę dziedzica. 

—   O n a   obiecała  mi  dziedzica!  —  krzyknął  ojciec  i  wreszcie 

odwrócił się w stronę matki. 

Musiałam  wydać  z  siebie  jakiś  zraniony  dźwięk,  bo  jego  wzrok 

natychmiast  powędrował  w  kierunku  okna.  Zmrużył  oczy  i  przez 
moment  sprawiał  wrażenie,  jakby  mnie  nie  poznawał.  A  potem 
wzdrygnął się, jak gdyby chciał strącić z siebie coś nieprzyjemnego. 

— Emily, dlaczego tu siedzisz? — Wydawał się tak zły, jakby chciał 

zapytać  o  coś  więcej  niż  tylko  o  to,  dlaczego  znajduję  się  w  tym 
pokoju. 

— M-matka kazała mi z-zostać — wydusiłam. 
— Twoja matka nie żyje — odparł z brutalną szczerością. 
— A to nie jest miejsce dla młodej damy. — Doktor poczerwieniał na 

twarzy.  —  Proszę  o  wybaczenie,  panie  Wheiler.  Byłem  zbyt  zajęty 
porodem, żeby zwrócić uwagę na dziewczynkę. 

—  To  nie  pańska  wina,  doktorze  Fisher.  Moja  żona  często  robiła  i 

mówiła zdumiewające rzeczy. To ostatnia z nich. 

 

background image

_Ojciec wykonał lekceważący gest, wskazujący lekarza, 
służące oraz  mnie.  —  A teraz zostawcie  mnie sam na sam  z panią 

Wheiler. 

Chciałam wybiec z komnaty, uciec stamtąd jak najszybciej, ale nogi 

mi ścierpły i zmarzły od siedzenia bez ruchu przez tak długi czas, więc 
mijając  ojca,  potknęłam  się.  Chwycił  mnie  za  łokieć.  Przestraszona 
podniosłam głowę. 

Popatrzył na mnie i nagle wzrok mu złagodniał. 
— Masz oczy twojej matki. 
—  Tak.  —  Tylko  tyle byłam  w stanie wyjąkać, pozbawiona tchu i 

zamroczona. 

—  I  tak  powinno  być.  Teraz  ty  jesteś  panią  tego  domu.  To 

powiedziawszy,  ojciec  puścił  mnie  i  powolnym,  ciężkim  krokiem 
podszedł do zakrwawionego łóżka. 

Gdy zamykałam za sobą drzwi, słyszałam, jak płacze. 
Tak właśnie zaczęła się moja dziwna i samotna żałoba. Przetrwałam 

w odrętwieniu pogrzeb, a po uroczystości ległam jak nieżywa, zupełnie 
jakbym wpadła w sidła snu. Nie byłam w stanie się uwolnić. Przez dwa 
pełne miesiące prawie nie wychodziłam z łóżka. Nie obchodziło mnie, 
że  chudnę  i  blednę.  Nie  interesowało  mnie,  że  nie  przyjmuję  wizyt 
składanych przez przyjaciółki matki oraz ich córki. Nie zauważyłam, 
jak  nadeszły  i  minęły  najpierw  święta  Bożego  Narodzenia,  a  potem 
Nowy  Rok.  Zupełnie  nie  przejmowałam  się  Mary,  służącą,  którą 
odziedziczyłam po matce i na przemian to rugałam, to przepraszałam, 
to zaś błagałam. 

Piątego  dnia  stycznia  ojciec  wyrwał  mnie  z  objęć  snu.  W  mojej 

komnacie  zrobiło  się  tak  zimno,  że  obudziło  mnie  drżenie  własnego 
ciała. Ogień w kominku zgasł, a nikt nie rozpalił go ponownie, więc 
pociągnęłam  za  wstążkę  przymocowaną  do  dzwonka,  który 
zadźwięczał  w  czeluściach  domu,  w  pokojach  służby.  Nikt  nie 
odpowiedział  na  moje  wezwanie.  Pamiętam,  że  założyłam  szlafrok, 
myśląc przelotnie, iż wydaje się taki wielki i tak  mnie pochłania, że 
cała w nim ginę. W poszukiwaniu Mary powoli zeszłam 

 

background image

z usytuowanej na drugim piętrze sypialni po szerokich drewnianych 

schodach. Cala się trzęsłam. Kiedy dotarłam na parter, ojciec właśnie 
wynurzył się ze swojego gabinetu. Spojrzał na  mnie bez wyrazu, po 
czym  przybrał  zaskoczoną  minę.  A  po  zaskoczeniu  na  jego  obliczu 
pojawiło się coś, co moim zdaniem wyglądało jak obrzydzenie. 

— Emily! Wyglądasz okropnie! Taka chuda i blada! Jesteś chora? 
Zanim  zdołałam  odpowiedzieć,  przez  korytarz  przybiegła  do  nas 

Mary. 

— Mówiłam panu, panie Wheiler, że ona nic nie je. Mówiłam, że całe 

dnie  przesypia.  Marnuje  czas  i  tyle.  —  Mary  wypowiadała  słowa 
szybko, a jej irlandzki akcent był jeszcze bardziej wyraźny niż zwykle. 

—  Takie  zachowanie  należy  natychmiast  ukrócić  —  odparł  ojciec 

surowo.  —  Emily,  proszę  wstać  z  łóżka.  Zaczniesz  jeść.  Będziesz 
codziennie  spacerowała  po  ogrodzie.  Absolutnie  nie  dopuszczam, 
żebyś wyglądała na wychudzoną żebraczkę. Jesteś w końcu panią tego 
domu  i  dlatego  nie  możesz  przypominać  zagłodzonej,  bezpańskiej 
sieroty. 

Patrzył na mnie srogo. Jego gniew mnie paraliżował, zwłaszcza kiedy 

zdałam  sobie  sprawę,  że  matka  nie  wyłoni  się  ze  swojego  saloniku, 
pełna energii, i nie odpędzi  mnie, jednocześnie starając się ugłaskać 
męża uśmiechem i dotykiem. 

Odruchowo  zrobiłam  krok  do  tyłu,  a  wtedy  ojciec  pociemniał  na 

twarzy. 

—  Jesteś  podobna  do  swojej  matki,  ale  nie  masz  jej  ikry.  Chociaż 

bywała irytująca, podziwiałem tę jej energię. Brakuje mi tego. 

— Ja też tęsknię za matką! — wyrzuciłam z siebie. 
— Oczywiście, że tak, gołąbeczko — powiedziała Mary. — Ledwo 

minęły dwa miesiące. 

— W takim razie mamy ze sobą coś wspólnego. — Ojciec zupełnie 

zignorował służącą. Odezwał się tak, jakby jej tu wcale nie było, jakby 
nie gładziła mnie nerwowo 

 

background image

po  włosach,  nie  poprawiała  mi  szlafroka.  —  Utrata  Alice  Wheiler 

zbliżyła nas do siebie. — Odwrócił się i zaczął mi się przyglądać. — 
Przypominasz  ją.  —  Potarł  brodę,  a  jego  spojrzenie  straciło  groźny 
wyraz. — Wiesz, będziemy musieli jakoś sobie radzić bez niej. 

— Tak, ojcze. — Czułam ulgę, gdy jego głos złagodniał. 
— To dobrze. Oczekuję, że co wieczór będziesz  mi towarzyszyć w 

kolacji,  jak  to  robiłyście  z  matką.  Koniec  chowania  się  po  kątach  i 
głodzenia. 

Uśmiechnęłam się. Naprawdę się uśmiechnęłam. 
— Chętnie — odparłam. 
Mruknął coś, uderzył w gazetę, którą trzymał w ręku, i skinął głową. 
— W takim razie, do zobaczenia podczas kolacji — powiedział, po 

czym wyminął mnie i zniknął w zachodnim skrzydle domu. 

—  Może  nawet  będę  dziś  odrobinę  głodna  —  odezwałam  się  do 

Mary, która cmokała, pomagając mi wejść po schodach. 

— Dobrze, że wreszcie się tobą zainteresował — szepnęła radośnie. 
Prawie nie zwracałam na nią uwagi. Myślałam wyłącznie o tym, że po 

raz pierwszy od miesiąca czeka mnie coś więcej niż tylko sen i smutek. 
Nawiązałam nić porozumienia z ojcem! 

Wieczorem ubrałam się bardzo starannie i dopiero wtedy dotarło do 

mnie, jak bardzo schudłam, ponieważ moja żałobna sukienka musiała 
zostać  spięta  szpilkami,  żeby  nie  wisiała  na  mnie  jak  na  strachu  na 
wróble. Mary  mnie uczesała, splatając włosy w gruby kok, przez co 
moja piętnastoletnia twarz wydawała się znacznie starsza  niż  w  rze-
czywistości. Nigdy nie zapomnę, jaki przeżyłam wstrząs, gdy weszłam 
do  jadalni  i  ujrzałam  dwa  nakrycia:  dla  ojca,  u  szczytu  stołu,  gdzie 
zawsze zasiadał, oraz dla mnie, umieszczone na miejscu matki, po jego 
prawicy. 

 

background image

Wstał i przysunął mi krzesło matki. Kiedy usiadłam, byłam pewna, że 

czuję  jeszcze  zapach  jej  wody  różanej  doprawiony  nutą  cytrynowej 
płukanki,  której  używała,  by  pogłębić  kasztanowy  kolor  swych 
włosów. 

Nasz  czarnoskóry  służący  George  zaczął  nalewać  zupę  z  wazy. 

Obawiałam się, że zapadnie okropna cisza, ale gdy tylko zaczęliśmy 
jeść, popłynęły znajome słowa. 

—  Komitet  Wystawy  Światowej  opowiedział  się  całkowicie  po 

stronie Burnhama. Początkowo miałem wątpliwości, czy ten człowiek 
nie  jest  odrobinę  szalony,  myślałem,  że  może  porywa  się  na  coś 
nieosiągalnego,  jednak  jego  wizja  przyćmienia  Paryża  wystawą  w 
Chicago wydaje się całkiem możliwa do zrealizowania, a przynajmniej 
te projekty brzmią rozsądnie. Są nieco ekstrawaganckie, lecz przemy-
ślane. — Ojciec zamilkł na moment, żeby nabrać sporą porcję steku i 
ziemniaków  z  talerza,  który  zajął  miejsce  pustej  miski  po  zupie.  W 
ciszy wydawało mi się, że słyszę głos matki. 

—  Czy  wszyscy  nie  oczekują  właśnie  ekstrawagancji?  —  Dopiero 

gdy  ojciec  podniósł  głowę,  zdałam  sobie  sprawę,  że  te  słowa 
wypowiedziałam  ja,  a  nie  jej  duch.  Zamarłam  pod  jego  badawczym 
spojrzeniem,  żałując,  że  się  odezwałam.  Mogłam  przecież  myśleć  o 
niebieskich migdałach, jak to często bywało w przeszłości. 

— A skąd wiesz, czego wszyscy oczekują? — Nie spuszczał ze mnie 

wzroku. Kąciki jego ust uniosły się lekko, niemal tak samo jak niegdyś 
w rozmowie z matką. 

Pamiętam, że poczułam wtedy ulgę i w odpowiedzi uśmiechnęłam się 

szczerze.  Tyle  razy  słyszałam,  jak  zadaje  to  samo  pytanie  matce. 
Pozwoliłam, by jej słowa odpowiedziały za mnie. 

— Wiem, że twoim zdaniem kobiety potrafią tylko mówić, ale wiedz, 

że  także  słuchają.  —  Odezwałam  się  szybciej  i  ciszej  niż  matka,  on 
jednak zmrużył oczy, okazując aprobatę i rozbawienie. 

 

background image

— W  rzeczy samej...  —  Zaśmiał się, po czym odciął wielki kawał 

czerwonego  mięsa  i  pochłonął  go,  jakby  konał  z  głodu,  popijając 
kolejnym  kielichem  wina,  równie  ciemnego  i  czerwonego  jak  ów 
ociekający krwią stek. — Jednakże nie wolno mi spuszczać Burnhama 
z oka. Ani tych jego architektów. Już znacznie przekroczyli budżet, a ci 
robotnicy...  wiecznie  tylko  problemy...  same  problemy.  ..  —  mówił 
ojciec,  przeżuwając,  a  drobiny  mięsa  i  wina  spadały  mu  na  brodę. 
Wiedziałam,  że  matka  tego  nienawidziła  i  strofowała  go  za  każdym 
razem, ale ja nie wytknęłam tego ojcu, nie skrytykowałam go za ten 
zakorzeniony mocno zwyczaj. Zmusiłam się, by jeść, i tylko od czasu 
do czasu przytakiwałam, podczas gdy on opowiadał o tym, jak ważna 
jest odpowiedzialność fiskalna, oraz o niepokoju, jaki budzi w całym 
zarządzie kwestia słabego zdrowia jednego z wiodących architektów. 
Zwłaszcza  po  tym,  jak  zapalenie  płuc  zabrało  pana  Roota.  Zdaniem 
wielu był on prawdziwym ojcem projektu, jednak wszystkie pochwały 
zebrał pan Burnham. 

Kolacja  przebiegała  szybko,  aż  w  końcu  ojciec  najadł  się  i 

podziękował. Wstał od stołu i powiedział to, co niezliczone razy mówił 
do mojej matki: 

—  Udam  się  teraz  do  biblioteki  na  cygaro  i  szklaneczkę  whisky. 

Miłego wieczoru, moja droga. Do zobaczenia wkrótce. 

Pamiętam,  że  ogarnęła  mnie  wtedy  wielka  radość.  Pomyślałam,  iż 

traktuje mnie jak dorosłą kobietę — prawdziwą panią tego domu! 

—  Emily  —  ciągnął,  chociaż  język  już  mu  się  plątał  od  nadmiaru 

spożytego trunku. — Ustalmy, że oto zaczęliśmy nowy rok, który dla 
nas obojga będzie nowym początkiem. Czy spróbujemy pójść razem do 
przodu, moja droga? 

Łzy nabiegły mi do oczu i obdarzyłam go drżącym uśmiechem. 
— Tak, ojcze. Bardzo bym tego pragnęła. 
 

background image

Zupełnie  niespodziewanie  ojciec  chwycił  moją  dłoń  swoją  wielką 

ręką i pocałował — dokładnie tak jak kiedyś, gdy żegnał się z matką. I 
chociaż usta i brodę miał wilgotne od jadła i napitku, nie przestawałam 
się uśmiechać. Trzymając mnie za rękę, spojrzał mi w oczy. 

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam to, co później zaczęłam nazywać 

palącym  spojrzeniem.  Jego  oczy  wpatrywały  się  w  moje  tak 
intensywnie, że ogarnął mnie strach, iż pod ich wpływem zupełnie się 
roztopię. 

 
—  Masz  oczy  swojej  matki  —  powiedział.  Bełkotał  już,  a  jego 

oddech  cuchnął  winem.  Nie  byłam  w  stanie  powiedzieć  ani  słowa. 
Tylko zadrżałam i skinęłam głową. 

Opuścił moją rękę i ruszył chwiejnie do drzwi. Zanim George zaczął 

sprzątać ze stołu, chwyciłam lnianą serwetkę i wytarłam nią wierzch 
dłoni, ścierając wilgotny ślad pocałunku i zastanawiając się, dlaczego 
czuję taki dziwny niepokój w głębi serca. 

Dwa  dni  później  odwiedziły  nas  Madeleine  Elcott  oraz  jej  córka 

Camille.  Pan  Elcott  wchodził  w  skład  zarządu  banku  ojca,  zaś  jego 
żona  była  serdeczną  przyjaciółką  mojej  matki,  chociaż  nigdy  nie 
potrafiłam  zrozumieć  dlaczego.  Matka  była  piękną,  pełną  wdzięku 
kobietą  i  uznaną  gospodynią,  podczas  gdy  pani  Elcott  wydawała  się 
wiecznie naburmuszona, była skąpa, a do tego lubiła plotkować. Kiedy 
siedziały razem z matką przy stole, wyglądała jak gdakające kurczę w 
obecności gołębicy. Potrafiła jednak rozśmieszyć 

 

background image

moja matkę, a śmiech Alice Wheiler brzmiał tak magicznie, że jego 

przyczyna stawała się nieistotna. Kiedyś usłyszałam, jak ojciec mówi 
matce, że powinna bardziej zabawiać towarzystwo, ponieważ kolacje u 
Elcottów  składają  się  z  ubogich  dań  i  napitków  oraz  przydługich 
rozmów. Gdyby ktokolwiek pytał mnie o zdanie, a rzecz jasna, nikomu 
nie  przyszło  to  do  głowy,  zgodziłabym  się  z  ojcem  całkowicie. 
Posiadłość państwa Elcott znajdowała się niecałe półtora kilometra od 
naszego  domu  i  chociaż  z  zewnątrz  sprawiała  wrażenie  okazałej  i 
bogatej,  w  środku  była  urządzona  po  spartańsku  i  prezentowała  się 
raczej  posępnie.  Nic  dziwnego,  że  Camille  wprost  uwielbiała 
przyjeżdżać do mnie! 

Camille, która urodziła się zaledwie pół roku przede mną, była moją 

najlepszą  przyjaciółką.  Sporo  mówiła,  ale  nie  rozpowszechniała 
okrutnych  plotek  jak  jej  matka.  Ze  względu  na  przyjaźń  naszych 
rodziców  dorastałyśmy  razem,  w  związku  z  czym  byłyśmy  bardziej 
siostrami niż koleżankami. 

— Och, moja biedna Emily! Jaka ty jesteś wychudzona i mizerna — 

powiedziała, wbiegając do salonu matki i tuląc mnie do siebie. 

— Oczywiście, że wygląda na wychudzoną i mizerną. — Pani Elcott 

odsunęła córkę na bok i chwyciła mnie sztywno za rękę, nie zdejmując 
nawet  rękawiczek  z  białej  skóry.  Kiedy  wracam  pamięcią  do  jej 
dotyku, myślę, że miał w sobie coś gadziego. — Emily straciła matkę. 
Pomyśl, jak straszne byłoby twoje życie, gdybym ja odeszła. Zapewne 
wyglądałabyś  równie  okropnie  jak  to  dziewczę.  Jestem  pewna,  że 
kochana Alice patrzy na nią z góry ze zrozumieniem i miłością. 

Byłam  nieco  wstrząśnięta  jej  słowami.  Nie  spodziewałam  się,  że 

będzie tak otwarcie mówić o śmierci mojej matki. Gdy zajmowałyśmy 
miejsca na kanapie oraz fotelach, szukałam wzroku Camille. Chciałam 
wymienić to nasze porozumiewawcze spojrzenie, świadczące, że obie 
dobrze 

 

background image

wiemy, iż nasze matki mówią niekiedy zawstydzające rzeczy, jednak 

przyjaciółka wyraźnie unikała mego wzroku. 

— Tak, matko. Oczywiście. Przepraszam — wymamrotała. 
Próbując  odnaleźć  się  w  tym  świecie  nowych  stosunków  to-

warzyskich,  poczułam  się  dziwnie  obca.  Odetchnęłam  z  ulgą,  gdy 
pokojówka wniosła herbatę i ciastka. Rozlałam napój do filiżanek. Pani 
Elcott i Camille bacznie mi się przyglądały. 

— Rzeczywiście jesteś chuda — odezwała się w końcu Camille. 
— Wkrótce wydobrzeję — zapewniłam ją z uśmiechem. 
— Początkowo trudno mi było zmusić się do czegokolwiek innego 

niż sen, ale ojciec nalegał, żebym ozdrowiała. Przypomniał mi, że teraz 
to ja jestem panią tego domu. 

Camille  natychmiast  spojrzała  na  matkę.  Nie  potrafiłam  odczytać 

wyrazu  oczu  pani  Elcott.  Było  w  nich  jednak  coś,  co  uciszyło  moją 
przyjaciółkę. 

— Jesteś bardzo dzielna, Emily. — Pani Elcott przerwała ciszę. — Z 

pewnością stanowisz wielką pociechę dla twojego ojca. 

—  Już  od  dwóch  miesięcy  próbowałyśmy  cię  odwiedzić,  ale  nie 

chciałaś  nas  przyjąć,  nawet  w  święta.  Zupełnie  jakbyś  zniknęła!  — 
wyrzuciła z siebie Camille, kiedy nalewałam herbatę. — Myślałam, że 
i ty umarłaś. 

— Przepraszam. — Jej słowa napełniły mnie skruchą. 
— Nie chciałam sprawić ci przykrości. 
— Oczywiście, że nie chciałaś. — Pani Elcott skrzywiła się, patrząc 

na  córkę.  —  Camille,  Emily  nie  zniknęła,  ona  była  pogrążona  w 
żałobie. 

—  Nadal  jestem  —  odparłam  cicho.  Camille  usłyszała  moją 

odpowiedź,  skinęła  głową  i  przetarła  oczy,  ale  jej  matka  była  zbyt 
zajęta  nakładaniem  sobie  lukrowanych  ciastek,  żeby  zwrócić  na  nas 
uwagę. 

Zapadła cisza, która wydawała się trwać i trwać. Sączyłyśmy herbatę, 

a ja przesuwałam po talerzu małe, białe 

 

background image

ciasteczko,  kiedy  nagle  pani  Elcott  zapytała  wysokim,  pod-

ekscytowanym głosem: 

— Emily, naprawdę tam byłaś? Byłaś przy śmierci Alice? 
Popatrzyłam na Camille, marząc, by uciszyła matkę, ale oczywiście 

było  to  głupie  i  daremne  życzenie.  Na  twarzy  mojej  przyjaciółki 
malowało  się  takie  samo  zakłopotanie  jak  na  mojej,  chociaż  nie 
wydawała  się  wstrząśnięta  tym,  jak  jej  matka  lekceważy  zasady 
dobrego wychowania oraz poszanowanie prywatności. Zrozumiałam, 
że Camille spodziewała się takiego pytania. Wzięłam długi oddech i 
odparłam szczerze, chociaż z pewnym wahaniem: 

— Tak, byłam. 
— To musiało być przerażające — wtrąciła Camille. 
—  Tak.  —  Odstawiłam  ostrożnie  filiżankę  na  spodek,  żeby  nie 

dostrzegły, jak trzęsie mi się ręka. 

— Rozumiem, że polało się mnóstwo krwi. — Pani Elcott pokiwała 

powoli głową, jakby już z góry zgadzała się z moją odpowiedzią. 

— Tak. — Zacisnęłam mocno trzymane na kolanach dłonie. 
— Kiedy usłyszałyśmy, że byłaś w jej sypialni, gdy umierała, zrobiło 

nam się ciebie bardzo żal — odezwała się nieśmiało Camille. 

Szok odebrał mi mowę, ale w głowie słyszałam wypowiadane ostrym 

tonem słowa matki: „Służba i te jej plotki!". Byłam przerażona, że jej 
śmierć  stała  się  przedmiotem  szeptów  w  domu,  a  jednocześnie  tak 
bardzo  pragnęłam  porozmawiać  z  Camille,  powiedzieć  jej,  jak 
okropnie  się  wtedy  bałam.  Zanim  zdołałam  zebrać  myśli,  żeby  się 
odezwać, rozległ się głos pani Elcott: 

—  W  rzeczy  samej,  nikt  o  niczym  innym  nie  mówił  przez  długie 

tygodnie.  Twoja  biedna  matka  byłaby  wzburzona.  Niedobrze,  że 
opuściłaś bal bożonarodzeniowy, ale i tak przez cały wieczór nikt nie 
poruszał innego tematu niż 

 

background image

to,  że  byłaś  świadkiem  jej  makabrycznej  śmierci...  —  Pani  Elcott 

zadrżała. — Alice uznałaby to za okropność. 

Policzki nabiegły mi gorącą krwią. Zupełnie zapomniałam o balu oraz 

o  moich  szesnastych  urodzinach.  I  jedno,  i  drugie  przypadało  w 
grudniu, kiedy spoczywałam w objęciach snu. 

—  Wszyscy  na  balu  o  mnie  mówili?  —  Miałam  ochotę  uciec  do 

swojego pokoju i nigdy z niego nie wyjść. 

Camille  zaczęła  szybko  mówić,  unosząc  przy  tym  rękę,  jakby 

rozumiała, że ta rozmowa stała się dla mnie bardzo trudna, i chciała 
odsunąć temat. 

—  Nancy,  Evelyn  i  Elizabeth  się  o  ciebie  martwiły.  Wszyscy  się 

martwiliśmy. Wciąż się martwimy. 

— Pominęłaś jedną szczególnie zatroskaną osobę, Arthura Simptona. 

Przecież  wspominałaś,  że  ciągle  powtarzał,  jakie  to  musiało  być 
straszne dla Emily, nawet kiedy tańczył z tobą walca. — Pani Elcott 
wcale nie wydawała się zaniepokojona. Była raczej zła. 

Zamrugałam,  wydawało  mi  się,  jakbym  płynęła  przez  głęboką, 

ciemną wodę. 

— Arthur Simpton? Mówił o mnie? 
—  Tak,  podczas  tańca  z  Camille  —  odparła  gniewnie.  Nagle 

zrozumiałam, skąd ta reakcja. Arthur Simpton był najstarszym synem 
w  bogatej  rodzinie  właścicieli  kolei.  Niedawno  przeprowadzili  się  z 
Nowego  Jorku  do  Chicago  ze  względu  na  interesy  prowadzone  z 
panem Pullmanem. Stanowił doskonałą partię — zamożny kawaler o 
odpowiednim  pochodzeniu,  a  do  tego  niezwykle  przystojny. 
Szeptałyśmy o nim z Camille, kiedy wprowadzili się do posesji przy 
South Prairie Avenue. Obserwowałyśmy, jak jeździ rowerem po ulicy. 
Wyłącznie  z  jego  powodu  zapragnęłyśmy  posiadać  własne  rowery  i 
wstąpić do klubu rowerowego Hermes. Głównie z jego powodu nasze 
matki wymogły na ojcach, by nam na to pozwolili, chociaż Camille nie 
omieszkała mi przekazać przypadkiem usłyszanych słów 

 

background image

ojca,  który  twierdził,  że  rowerowe  pantalony  mogą  doprowadzić 

młodą damę do „życia w zgubnej rozwiązłości". Pamiętam dokładnie, 
że się roześmiałam, gdyż Camille udało się doskonale naśladować ton 
ojca.  Powiedziała  także,  że  chętnie  wkroczy  do  życia  w  zgubnej 
rozwiązłości, o ile zrobi to razem z Arthurem Simptonem. 

Nic  wtedy  nie  powiedziałam.  Nie  wydawało  mi  się  to  konieczne. 

Arthur często spoglądał w naszą stronę, ale obie wiedziałybyśmy, że to 
mnie patrzył prosto w oczy, gdy uchylał kapelusza, i to do mnie wołał: 
„Miłego dnia, panno Emily". 

Pokręciłam głową, otumaniona i apatyczna. 
— Arthur Simpton? — zwróciłam się do Camille. — Tańczył z tobą? 
— Przez większość wieczoru — odezwała się pani Elcott w imieniu 

córki i pokiwała głową tak szybko, że pióra na kapeluszu zatrzepotały 
gwałtownie,  nadając  jej  wygląd  kury.  —  Uważamy  z  Camille,  że 
Arthur  Simpton  zwróci  się  niebawem  do  pana  Elcotta  z  prośbą  o 
pozwolenie na oficjalne zaręczyny. 

Poczułam  bolesną  pustkę  w  sercu.  Jak  on  może  spotykać  się  z 

Camille?  Jeszcze  dwa  miesiące  temu  najwyżej  mówił  jej  „dzień 
dobry". Czyżby zmienił się aż tak bardzo w tak krótkim czasie? 

Tak, uznałam w milczeniu. Człowiek może się dramatycznie zmienić 

w bardzo krótkim czasie. Ja z pewnością się zmieniłam. 

Otworzyłam  usta,  chociaż  nie  byłam  pewna,  co  chcę  powiedzieć,  i 

wtedy do salonu wparował nagle ojciec — zmęczony, bez marynarki. 

—  Ach,  Emily!  Tutaj  jesteś.  —  Skinął  z  roztargnieniem  głową  w 

kierunku pani Elcott oraz Camille. — Dzień dobry, moje panie. — Po 
czym  całkowicie  skupił  uwagę  na  mnie.  —  Emily,  którą  kamizelkę 
powinienem  dzisiaj  założyć?  Tę  czarną  czy  w  kolorze  burgunda? 
Mamy  spotkanie  zarządu  z  tymi  przeklętymi  architektami  i  muszę 
zadzia- 

 

background image

łać stanowczo. Trzeba sprowadzić rozmowy na właściwy tor. Budżet 

wymyka się spod kontroli, a czasu mamy coraz mniej. Wystawę należy 
otworzyć pierwszego maja, a oni są jeszcze niegotowi. Ci ludzie igrają 
z ogniem! 

Zamrugałam,  próbując  skupić  wzrok  na  tej  dziwacznej  scenie.  W 

powietrzu  nadal  wisiało  nazwisko  Arthura  Simptona  w  połączeniu  z 
Camille, a ojciec stał z wyłożoną na wierzch spodni, jedynie częściowo 
zapiętą koszulą, trzymając w każdej ręce po kamizelce i machając nimi 
niczym  nierozwiniętymi  sztandarami.  Pani  Elcott  i  Camille  wpa-
trywały się w niego, jak gdyby postradał zmysły. 

Nagle owładnął mną gniew i mechanicznie stanęłam w obronie ojca. 
— Matka zawsze powtarzała, że czarny to bardziej oficjalny kolor, 

ale  burgund  jest  głębszy  i  bogatszy.  Włóż  kamizelkę  w  kolorze 
burgunda,  ojcze.  Architekci  powinni  widzieć  w  tobie  człowieka 
bogatego,  który  dzierży  w  ręku  finanse  będące  kluczem  do  ich 
przyszłości  —  powiedziałam,  starając  się  naśladować  kojący  głos 
matki. 

—  Tak,  tak.  —  Ojciec  pokiwał  głową.  —  Powinno  być  tak,  jak 

mówiła twoja matka. Bogatszy kolor będzie lepszy. Tak, doskonale. — 
Ukłonił  się  gościom,  życzył  im  miłego  dnia  i  opuścił  salon.  Zanim 
zamknęły się drzwi, zauważyłam jeszcze, jak lokaj, Carson, podchodzi 
do ojca w korytarzu i zabiera rzuconą w jego stronę kamizelkę. 

Odwróciłam się do obu pań, unosząc dumnie podbródek. 
— Jak widzicie, ojciec polega na mojej opinii. 
—  A  tak,  widzę.  —  Pani  Elcott  zmarszczyła  czoło  i  pociągnęła 

nosem.  —  Twój  ojciec  ma  doprawdy  niezwykłe  szczęście,  a 
mężczyzna, który w końcu się z tobą ożeni, będzie błogosławił los za 
to,  że  ma  tak  doskonale  wyszkoloną  żonę.  —  Wzrok  kobiety 
powędrował w stronę córki. Uśmiechnęła się jedwabiście i ciągnęła: — 
Chociaż, jak mniemam, ojciec nie będzie chciał rozstawać się z tobą 
przez najbliższe lata, więc chwilowo małżeństwo jest wykluczone. 

 

background image

—  Małżeństwo?  —  Na  sam  dźwięk  tego  słowa  moim  ciałem 

wstrząsnął dreszcz. Rozmawiałyśmy o tym z Camille, to oczywiste, ale 
głównie  szeptałyśmy  o  spotkaniach,  narzeczeństwie,  fantastycznym 
weselu... a nie o samym związku. Nagle przypomniałam sobie słowa 
matki: „Emily, nie opuszczaj mnie... Powinnaś wiedzieć, jak to jest być 
żoną i matką, żebyś nie pakowała się ślepo w małżeństwo tak jak ja". 
—  Ogarnęła  mnie  panika.  —  Och,  w  tej  chwili  nie  jestem  w  stanie 
myśleć o małżeństwie! — dodałam. 

— Oczywiście, że nie jesteś w stanie! I żadna z nas nie powinna o tym 

myśleć,  absolutnie  nie.  Mamy  dopiero  szesnaście  lat,  jesteśmy 
zdecydowanie  za  młode.  Czy  nie  tak  zawsze  mówiłaś,  matko?  — 
Camille wydawała się spięta, niemal przestraszona. 

— Myślenie o czymś a planowanie to dwie różne sprawy, Camille. 

Nie  wolno  lekceważyć  okazji.  To  właśnie  zawsze  powtarzałam.  — 
Pani  Elcott  spojrzała  na  mnie  znad  długiego  nosa,  a  w  jej  tonie 
wyczuwałam jawną pogardę. 

—  W  takim  razie  dobrze  się  składa,  że  jestem  oddana  ojcu  — 

odparłam.  Czułam  się  wybitnie  niezręcznie  i  nie  miałam  pojęcia,  co 
powinnam mówić. 

—  Och,  co  do  tego  wszyscy  się  zgadzamy!  —  wykrzyknęła  pani 

Elcott. 

Nie zostały długo po wyjściu ojca. Pani Elcott popędziła Camille do 

drzwi, nie dając nam najmniejszej szansy na rozmowę w cztery oczy. 
Zupełnie  jakby  dostała  to,  po  co  przyszła,  i  wychodziła 
usatysfakcjonowana. 

A ja? Co z tego miałam? 
Liczyłam na uzyskanie akceptacji. Chociaż przystojny, młody Arthur 

Simpton przerzucił swoje uczucia na moją przyjaciółkę, wychodziłam 
z  założenia,  że  mam  obowiązek  zajmować  się  ojcem.  Czułam,  iż 
Camille  i  jej  matka  zrozumieją,  że  jak  najlepiej  wykonuję  rolę 
powierzoną mi przez matkę; że w ciągu dwóch miesięcy z dziewczęcia 
przero- 

 

background image

dziłam się w kobietę. Jakimś cudem wierzyłam, że dzięki temu utrata 

matki stanie się łatwiejsza do zniesienia. 

Podczas  długich,  milczących  godzin  po  tej  wizycie  zaczęłam 

odtwarzać  w  umyśle  wydarzenia  i  spoglądać  na  nie  pod  zupełnie 
innym kątem. Z perspektywy czasu widzę, że te kolejne opinie były 
prawdziwsze  aniżeli  pierwsze  wrażenie.  Pani  Elcott  przyszła,  żeby 
uzyskać potwierdzenie plotek. Jej życzenie zostało spełnione. Pragnęła 
także  dać  mi  jasno  do  zrozumienia,  że  Arthur  Simpton  nie  będzie 
częścią  mojego  życia  i  że  w  najbliższej  przyszłości  rola  ta  nie 
przypadnie  żadnemu  mężczyźnie,  nie  licząc  ojca.  Udało  jej  się 
wykonać oba zadania. 

Tej nocy siedziałam do późna, czekając na powrót ojca. Nawet teraz, 

kiedy  wiem,  co  się  później  wydarzyło,  nie  winię  siebie  za  to 
postanowienie.  Byłam  panią  domu,  do  moich  obowiązków  należało 
zatroszczenie się o ojca, czekanie na niego z herbatą albo kieliszkiem 
brandy, jak to z pewnością  robiła  matka, gdy wracał późno z pracy. 
Spodziewałam się, że przyjdzie zmęczony. Podejrzewałam, że będzie 
taki jak zawsze: powściągliwy, szorstki i apodyktyczny, ale przy tym 
uprzejmy i wdzięczny za moją wierność. 

Nie oczekiwałam, że wróci pijany. 
Widziałam już ojca pod wpływem wina. Mignął mi niekiedy przed 

oczami  jego  czerwony  nos,  docierały  do  mnie  komplementy  pod 
adresem  matki,  gdy  wychodzili  wieczorami  elegancko  ubrani, 
pachnący  lawendą,  cytryną  i  cabernetem.  Nigdy  jednak  nie  byłam 
świadkiem ich powrotów. Jeśli nie spałam, to z pewnością czesałam 
włosy albo wyszywałam delikatne fiołki na staniku najnowszej sukni. 

Zdaję sobie teraz sprawę, że ojciec i matka byli dla mnie jak odległe 

księżyce  krążące  wokół  mojego  wyłącznego  zainteresowania  własną 
młodością. 

Tego wieczoru ojciec z księżyca przeobraził się w palące słońce.   
 

background image

Wparował  do  domu,  głośno  wzywając  swojego  lokaja,  Carsona. 

Siedziałam  w  saloniku  matki,  próbując  walczyć  ze  snem  poprzez 
ponowną  lekturę  Wichrowych  Wzgórz,  gotyckiej  powieści  Emily 
Bronte,  lecz  na  dźwięk  ojcowskiego  głosu  odłożyłam  książkę  i 
pospieszyłam  na  korytarz.  Najpierw  poczułam  jego  zapach,  dopiero 
później  go  ujrzałam.  Pamiętam,  że  przycisnęłam  dłoń  do  nosa, 
zaskoczona cuchnącą mieszanką brandy, potu i cygar. Pisząc to, czuję, 
że te trzy zapachy już zawsze będą mi się kojarzyły z mężczyzną, już 
na zawsze staną się symbolem koszmaru. 

Podbiegłam  do  ojca,  zaciskając  usta,  gdy  dotarł  do  mnie  jego 

śmierdzący oddech, pewna, że coś z nim nie tak. 

— Jesteś chory, ojcze? Mam wezwać medyka? 
— Medyka? Nie, nie! Zdrów jak ryba. Absolutnie. Tylko musisz mi 

pomóc dotrzeć do pokoju Alice. Już nie jestem taki młody jak kiedyś, o 
nie. Ale nadal potrafię wypełnić swój małżeński obowiązek. Wkrótce 
dam jej syna! — W pewnym momencie zataczający się ojciec położył 
ciężką dłoń na moim ramieniu, żeby zachować równowagę. 

Zachwiałam  się  pod  tym  ciężarem,  lecz  poprowadziłam  go  ku 

szerokim schodom, tak zamartwiając się stanem jego zdrowia, że nie 
bardzo rozumiałam, co mówi. 

—  Jestem  tu.  Pomogę  —  powtarzałam  nieustannie.  Wsparł  się  na 

mnie jeszcze mocniej i zaczęliśmy wchodzić niezdarnie na piętro. W 
końcu zatrzymaliśmy się przed jego sypialnią. 

— To nie jest jej pokój — wymamrotał, kręcąc głową. 
— To twoja sypialnia — odparłam, marząc, by pojawił się lokaj albo 

ktokolwiek inny. 

Popatrzył na mnie spod zmrużonych powiek, jakby miał trudności ze 

skupieniem  wzroku.  A  potem  jego  pijana,  leniwa  mina  uległa  nagłej 
zmianie. 

— Alice? A więc zamierzasz złamać tę swoją rygorystyczną zasadę i 

wejść do mojego łóżka? 

 

background image

Jego dłoń na mojej cienkiej lnianej koszuli nocnej wydawała się taka 

gorąca i wilgotna. 

— To ja, ojcze. Emily. 
— Ojcze? — Zamrugał gwałtownie i przysunął twarz do mojej. Jego 

oddech tak cuchnął, że omal nie zwymiotowałam. — Emily, w rzeczy 
samej. To ty. Tak, to ty. Teraz już wiem, nie możesz być Alice. Ona nie 
żyje. — Nie odsuwając się ode mnie, dodał: — Jesteś zbyt chuda, ale 
masz  jej  oczy.  —  Wyciągnął  rękę  i  uniósł  kosmyk  kasztanowych 
włosów, który wymknął mi się spod szlafmycy. — I jej włosy. Masz jej 
włosy. — Potarł kosmyk palcami i wybełkotał: — Musisz więcej jeść, 
nie powinnaś być taka chuda. — Skinął na Carsona, puścił moje włosy 
i wtoczył się do swojej sypialni. 

Powinnam była wrócić do łóżka, ale ogarnął mnie potworny niepokój 

i pobiegłam, pozwalając, by nogi niosły mnie, gdzie popadnie. Kiedy 
w końcu się zatrzymałam, z trudem łapiąc oddech, okazało się, że ślepy 
bieg  zaprowadził  mnie  do  ogrodu  rozciągającego  się  za  domem  na 
ponad  pięć  akrów.  Opadłam  na  kamienną  ławkę  ukrytą  pod  zasłoną 
potężnej wierzby, ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. 

Wtedy  wydarzyło  się  coś  magicznego.  Ciepły  nocny  wiatr  uniósł 

gałęzie wierzby, a chmury rozproszyły się i odsłoniły cieniutki rogalik 
księżyca.  Świecił  wyjątkowo  jasno,  rzucając  na  ogród  metaliczną 
poświatę  i  rozświetlając  umieszczoną  pośrodku  fontannę  z 
wypluwającym wodę posągiem greckiego boga Zeusa jako byka, który 
podstępem  uprowadził  pannę  o  imieniu  Europa.  Całość  stanowiła 
prezent  ślubny  od  ojca  dla  mojej  matki  i  odkąd  sięgałam  pamięcią, 
stała w samym sercu jej przepastnego ogrodu. 

Być może dlatego, że należała do matki, a może z zazdrości wobec 

melodyjnego szmeru  wody,  moje łzy ustały, a potem serce zwolniło 
bieg  i  oddech  się  unormował.  Chociaż  chmury  znów  przesłoniły 
księżyc, siedziałam pod 

 

background image

drzewem wsłuchana w plusk fontanny, pozwalając wodzie i cieniom 

wierzby koić moje nerwy. Dopiero gdy poczułam, że sen jest bliski, 
wróciłam powoli do mojego pokoju na drugim piętrze. Tej nocy śniło 
mi się, że jestem Europą, a biały byk unosi mnie daleko, ku przepięknej 
łące, na której nikt nigdy nie umiera, ja zaś zachowuję wieczną mło-
dość i beztroskę. 

background image

 

 
Powinnam  była  wcześniej  uzupełnić  notatki  w  tym  dzienniku, 

jednakże  ostatnie  miesiące  okazały  się  tak  dezorientujące  oraz 
skomplikowane,  że  nie  byłam  sobą.  W  jakiś  dziecinny  sposób 
wydawało  mi  się,  że  jeśli  nie  opiszę  pewnych  wydarzeń,  sprawią 
wrażenie,  jakby  się  nie  rozegrały  —  i  nie  będą  się  dalej  rozgrywać. 
Och, jakże się myliłam. 

Wszystko się  zmieniło, a ten dziennik posłuży  mi do rejestrowania 

dowodów. A jeśli to tylko ja tracę powoli zmysły, te zapiski staną się 
świadectwem  mojego  rosnącego  szaleństwa  i,  miejmy  nadzieję, 
pomogą w znalezieniu właściwego sposobu leczenia. Jeżeli jednak, co 
podejrzewam coraz silniej, nie zwariowałam, konieczne jest spisanie 
wydarzeń, co  może okazać się  przydatne, jeśli będę  musiała  wybrać 
nowe życie. 

Zacznijmy od początku. 
Po  tamtej  zimnej  styczniowej  nocy,  gdy  ojciec  wrócił  do  domu 

pijany, już nigdy więcej na niego nie czekałam. Starałam się nie myśleć 
o tym zbyt często, próbowałam nie pamiętać jego oddechu, ciężkiego, 
gorącego dotyku, wypowiedzianych słów. 

Codziennie  po  kolacji  życzyłam  mu  przyjemnego  wieczoru  i 

powtarzałam,  że  Carson  z  pewnością  się  nim  zajmie,  gdy  wróci  do 
domu. 

 

background image

Jego  spojrzenia  na  pewien  czas  ustały.  Byłam  tak  zajęta 

prowadzeniem  domu,  że  nie  licząc  wspólnych  kolacji,  rzadko  go 
widywałam. 

W  ciągu  ostatnich  miesięcy  zachowanie  ojca  podczas  tych  kolacji 

uległo jednak zmianie. Wypijał coraz więcej wina, a im bardziej był 
pijany, tym intensywniej wbijał we mnie wzrok, gdy mówił dobranoc. 

Zaczęłam ostrożnie rozcieńczać mu wino. Do dziś tego nie zauważył. 
Całą  swoją  uwagę  skupiłam  na  przejęciu  odpowiedzialności  za 

prowadzenie  domu.  Oczywiście  Mary  i  Carson  mi  pomagali, 
doradzali...  Kucharka  sporządzała  listę  zakupów,  ale  to  ja 
zatwierdzałam  jadłospis.  Jak  to  kiedyś  zauważyła  Mary, 
zachowywałam  się  zupełnie  jakby  opanował  mnie  duch  matki. 
Przestałam być dzieckiem. 

Próbowałam  sobie  wmawiać,  że  to  dobrze,  że  to  cudowny 

komplement.  Prawda  była  jednak  inna.  Wypełniałam  i  nadał 
wypełniam obowiązki, ale nie jestem pewna, czy jest w tym cokolwiek 
pozytywnego. 

Nie  tylko  prowadzenie  domu  tak  mnie  zmieniło.  Chodzi  o  to,  że 

ludzie  zaczęli  mnie  inaczej  traktować.  Owszem,  początkowo 
przytłoczył mnie nawał obowiązków matki. Nie miałam pojęcia, że nie 
tylko  zajmowała  się  domostwem,  wydawała  polecenia  służbie, 
pilnowała zajęć ojca i sprawowała pieczę nade mną, ale dwa razy w 
tygodniu  zgłaszała  się  na  ochotnika  do  Rady  Ogólnej  Klubów  Ko-
biecych  i  pomagała  karmić  oraz  troszczyć  się  o  bezdomne  kobiety  i 
dzieci z ulic Chicago. Zmarła pięć miesięcy temu, a ja od tamtej pory 
całkowicie poświęciłam się powinnościom pani domu. Któregoś ranka 
na  początku  zeszłego  miesiąca  wpadły  do  mnie  Evelyn  Field  oraz 
Camille,  pytając,  czy  pojadę  z  nimi  rowerem  na  brzeg  jeziora,  gdzie 
zrobimy  sobie  piknik.  Przystałam  ochoczo,  uradowana  nagłym 
poczuciem wolności. Zwłaszcza że, jak sądziłam, ojciec udał się już do 
banku. 

 

background image

— O tak! —zawołałam uszczęśliwiona. Odłożyłam pióro i odsunęłam 

na bok listę zakupów. Pamiętam, że moje przyjaciółki uradowały się, 
gdy  zgodziłam  się  z  nimi  jechać.  Wszystkie  trzy  wybuchnęłyśmy 
spontanicznym śmiechem. 

— Emily, tak się cieszę, że się z nami wybierzesz. — Camille mnie 

wyściskała. — Tak dobrze wyglądasz, już nie jesteś w ogóle chuda i 
blada. 

— W ogóle nie jesteś blada — zgodziła się Evelyn. — Śliczna jak 

zawsze. 

— Dziękuję ci. Bardzo za wami tęskniłam. — Zawahałam się, czując 

potrzebę  podzielenia  się  uczuciami  z  kimś,  kto  nie  był  służbą.  Ani 
moim ojcem. — Ciężko mi, odkąd odeszła matka. Bardzo ciężko. — 
Camille  przygryzła  wargę.  Evelyn  sprawiała  wrażenie,  jakby  zaraz 
miała się rozpłakać.  Otarłam policzki wierzchem dłoni i odnalazłam 
swój uśmiech. — Ale teraz, kiedy tu jesteście, jest mi o wiele lżej niż w 
ciągu ostatnich tygodni. 

—  Taki  właśnie  zamiar  nam  przyświecał.  Matka  próbowała  mi 

wmówić,  że  jesteś  zbyt  zajęta  i  nie  ma  co  absorbować  cię  jazdą  na 
rowerze, ale obiecałam sobie, że nie będę jej słuchać i zdecydowałam 
się przyjechać tak czy inaczej — oznajmiła Camille. 

—  Twoja  matka  jest  zawsze  taka  poważna.  —  Evelyn  przewróciła 

oczami. — Wszyscy o tym wiedzą. 

—  Nie  mogę  uwierzyć,  że  kiedykolwiek  była  młoda  —  dodała 

Camille i zaśmiałyśmy się wszystkie. 

Nadal  chichotałam,  wybiegając  z  salonu,  żeby  jak  najszybciej 

przebrać  się  na  górze  w  strój  do  jazdy,  gdy  nagle  zderzyłam  się  z 
ojcem. 

W wyniku impetu uderzenia aż mi zabrakło tchu, a oczy mi nabiegły 

łzami. 

—  Emily,  dlaczego  wybiegasz  z  salonu  w  taki  niecywilizowany 

sposób? — Ojciec wyglądał jak chmura gradowa. 

—  Przepraszam,  ojcze  —  wyjąkałam.  —  Camille  Elcott  i  Evelyn 

Field przyjechały poprosić, żebym pojechała 

 

background image

z nimi rowerem nad jezioro, na piknik. Biegłam, żeby się przebrać. 
—  Jazda  rowerowa  wywiera  doskonały  wpływ  na  serce  oraz 

wzmacnia organizm, chociaż nie uznaję samotnych eskapad młodych 
ludzi bez nadzoru dorosłych. 

Nie  zauważyłam  stojącej  po  drugiej  stronie  holu  wysokiej  kobiety, 

dopóki nie wypowiedziała tych słów. Zaskoczyła mnie jej obecność. 
Stałam  oniemiała  i  tylko  się  w  nią  wpatrywałam.  Wyglądała 
imponująco  w  intensywnie  niebieskiej  sukni  i  kapeluszu  z  pawimi 
piórami,  lecz  nie  poznałam  jej  i  miałam  ochotę  powiedzieć,  że  nie 
uznaję  starszych  kobiet  w  tak  ozdobnych  nakryciach  głowy. 
Oczywiście nie zrobiłam tego. 

— Emily, czyżbyś nie pamiętała pani Armour? Jest przewodniczącą 

Rady Ogólnej Klubów Kobiecych — odezwał się ojciec. 

— Ach tak, pani Armour. Proszę wybaczyć, że pani nie poznałam. — 

Kiedy ojciec przedstawił kobietę, przypomniałam sobie nazwisko, ale 
jej  samej  już  nie.  —  I  przepraszam  za  to,  że  tak  wybiegłam  — 
kontynuowałam  pospiesznie.  —  Nie  chciałam  zachować  się 
nieuprzejmie... — Odwróciłam się i wykonałam gest w stronę Evelyn i 
Camille, które siedziały w salonie i przyglądały się scenie z wyraźnym 
zainteresowaniem. — Ale jak pani widzi, czekają na mnie przyjaciółki. 
Ojcze, zadzwonię po Mary, przyniesie herbatę do twojego gabinetu. 

—  Mylisz  się,  moja  droga.  To  nie  z  twoim  ojcem,  ale  z  tobą 

chciałabym się spotkać. 

Nie  rozumiejąc,  o  co  chodzi,  wpatrywałam  się  dość  niemądrze  w 

starszą kobietę. 

Ojciec nie okazał jednak zaskoczenia. 
—  Emily,  pani  Armour  chciała  z  tobą  porozmawiać  o  przejęciu 

miejsca w Radzie Ogólnej. To była pasja twojej matki, oczekuję, że i 
dla ciebie stanie się równie ważna. 

Teraz  dopiero  zrozumiałam,  dlaczego  nazwisko  Armour  wydawało 

mi się znajome. Philip Armour należał do naj- 

 

background image

bogatszych osób w Chicago, a większość swoich pieniędzy trzymał w 

banku  ojca.  Odwróciłam  się  do  kobiety,  zmusiłam  do  uśmiechu  i 
przyjęłam łagodny, cichy ton głosu, żeby zabrzmieć jak matka. 

—  Będę  zaszczycona,  mogąc  zająć  miejsce  mojej  matki  w  Radzie 

Ogólnej Klubów Kobiecych. Może ustalimy termin, w którym przyjdę 
do Market Hall, żeby się z panią spotkać i... 

Potężna dłoń ojca chwyciła mnie za ramię i mocno ścisnęła. 
— Emily, spotkasz się z panią Armour t e r a z . —  W porównaniu z 

moją łagodnością, głos ojca zabrzmiał jak okrzyk bojowy. Widziałam, 
że moim przyjaciółkom aż zaparło dech z przerażenia. 

Camille pojawiła się nagle u mojego boku. 
— Nic się  nie stało, Emily.  Przyjdziemy innego dnia. Praca twojej 

matki jest o wiele ważniejsza niż nasza głupia wycieczka rowerowa. 

— Tak właśnie zrobimy — dodała Evelyn i obie ruszyły pospiesznie 

do wyjścia. — Wpadniemy kiedy indziej. 

Trzask  zamykających  się  za  nimi  drzwi  zabrzmiał  jak  zamykanie 

trumny. 

—  Teraz  to  rozumiem.  Dość  tych  głupot  —  powiedział  ojciec, 

puszczając mój łokieć. 

— Zapraszam, pani Armour. Zaraz każę Mary przynieść herbatę — 

odezwałam się. 

— Dobrze. Zajmij się swoimi sprawami, Emily. Zobaczymy się przy 

kolacji. Dobre z ciebie dziecko — powiedział ojciec szorstko. Ukłonił 
się gościowi i wyszedł, zostawiając nas w holu. 

—  Widzę,  że  jesteś  młodą  damą  o  wspaniałym  charakterze  — 

stwierdziła pani Armour, gdy prowadziłam ją niechętnie do saloniku. 
—  Jestem  pewna,  że  doskonale  się  zrozumiemy,  tak  jak  ja  z  twoją 
matką. 

Skinęłam głową i pozwoliłam, żeby mówiła bez przerwy o tym, jak 

ważne jest, by wszystkie zamożne kobiety zjed- 

 

background image

noczyły  się  we  wspólnym  dziele  pomocy  społeczeństwu  poprzez 

ochotniczą służbę. 

W  ciągu  następnych  tygodni  dotarła  do  mnie  ironia  losu.  Pani 

Armour, która nieustannie prawiła o znaczeniu współdziałania kobiet, 
stała  się  głównym  powodem  odizolowania  mnie  od  moich 
rówieśniczek.  Evelyn  i  Camille  więcej  nie  przyszły,  żeby  zaprosić 
mnie na wspólną wycieczkę rowerową. Od tamtej wizyty Evelyn nigdy 
się  u  mnie  nie  zjawiła.  Camille...  cóż,  z  Camille  to  zupełnie  inna 
sprawa.  Potrzeba  było  czegoś  znacznie  większego,  bym  utraciła  jej 
przyjaźń. 

Marzec  przeszedł  w  kwiecień  i  zimowy  chłód  ustąpił  przed 

wiosennym powietrzem skropionym lekkimi, orzeźwiającymi opadami 
deszczu. Żyłam w odrętwieniu. Prowadziłam gospodarstwo domowe. 
Zostałam  ochotniczką  w  znienawidzonym  Market  Hall,  karmiłam 
biednych,  kiwałam  głową,  gdy  otaczające  mnie  kobiety  snuły  długie 
wywody  na  temat  tego,  jak  to  teraz  —  kiedy  uwaga  całego  świata 
zostanie wkrótce skierowana na nas i Wystawę Światową — musimy 
wykorzystać  wszystkie  możliwe  środki,  by  przekształcić  Chicago  z 
barbarzyńskiej osady w nowoczesne miasto. Jadałam kolacje z ojcem. 
Obserwowałam i wyciągałam wnioski. 

Nauczyłam się na przykład, że nie należy przerywać ojcu, który lubił 

przemawiać  w  czasie  kolacji.  Przemawiać,  a  nie  r o z m a w i a ć ,  
ponieważ zawsze to on mówił, a ja słuchałam. Chciałam wierzyć, że 
zajęcie miejsca mat- 

 

background image

ki  w  domu  i  przy  stole  to  wyraz  szacunku  dla  jej  pamięci,  i 

początkowo  rzeczywiście  tak  sądziłam.  Wkrótce  zaczęłam  jednak 
dostrzegać, że jestem jedynie naczyniem, w które ojciec wlewa swoją 
jadowitą krytykę całego świata. Nasze codzienne posiłki były dla niego 
sceną, na której recytował pełne gniewu i pogardy monologi. 

Nadal  rozcieńczałam  mu  wino.  Na  trzeźwo  był  szorstki, 

apodyktyczny  i  ordynarny.  Pijany  przerażał  mnie.  Nie  uderzył  mnie 
nigdy, choć niemal wolałabym, żeby to zrobił. Przynajmniej miałabym 
dowód,  że  się  nade  mną  znęca.  Zamiast  tego  wbijał  we  mnie  swoje 
przeszywające  spojrzenie,  którego  wkrótce  zaczęłam  z  całego  serca 
nienawidzić. 

Jak  to  możliwe?  Albo  raczej  —  dlaczego?  Dlaczego  zaczęłam  nie 

cierpieć  zwykłego  spojrzenia?  Odpowiedź,  mam  nadzieję,  przyniosą 
kolejne stronice tego dziennika. 

Camille wpadała do mnie czasem, chociaż coraz rzadziej. I nie chodzi 

o to, że nasza przyjaźń dobiegła końca. Absolutnie nie! Nadal byłyśmy 
sobie bliskie jak siostry. Tyle że miałyśmy coraz mniej okazji, by się 
spotykać. Ponieważ pani Armour wraz z ojcem uznała, że powinnam 
kontynuować  dzieło  matki,  trzy  razy  w  tygodniu  nalewałam  zupę 
głodującym  i  rozdawałam  odzież  cuchnącym  bezdomnym.  Tym 
samym zostawały mi tylko dwa dni, kiedy ojciec pracował, a Camille 
mogła  mnie  odwiedzić.  Pragnęłam  ucieczki  z  domu,  chociaż  coraz 
częściej docierało do mnie, że to niemożliwe. 

 

background image

Starałam  się  odwiedzać  Camille,  tak  jak  to  robiłam  przed  śmiercią 

matki. Podjęłam próbę czterokrotnie, jednak za każdym razem ojciec 
mi  to  udaremniał.  Za  pierwszym,  spóźniony  w  drodze  do  banku, 
zauważył, że odjeżdżam na rowerze. Ale nie wyszedł na ulicę, żeby 
mnie zawołać, o nie! Wysłał za mną Carsona. Biedny podstarzały lokaj 
zgrzał  się  niemożebnie,  zanim  dogonił  mnie  na  końcu  South  Prairie 
Avenue. 

—  Rower  nie  przystoi  damie!  —  wyrzucił  z  siebie  ojciec,  gdy 

niechętnie wróciłam do domu z Carsonem. 

— Matka nigdy nie miała nic przeciwko. Pozwoliła mi nawet wstąpić 

do  klubu  Hermes  razem  z  Camille  i  resztą  dziewcząt!  — 
zaprotestowałam. 

— Twoja matka nie żyje, a ty nie należysz już do reszty dziewcząt. — 

Wzrok  ojca  powędrował  w  dół  mojego  ciała,  obejmując  skromne 
rowerowe  pantalony  oraz  praktyczne,  pozbawione  ozdób  i  obcasów 
skórzane buty. — A to, co masz na sobie, to lubieżny strój. 

— Ojcze, wszystkie dziewczęta noszą pantalony rowerowe. 
Nadal się we mnie wpatrywał. Przeszywał mnie spojrzeniem od pasa 

w  dół.  Musiałam  zwinąć  dłonie  w  pięści,  żeby  powstrzymać  chęć 
zasłonięcia się przed jego wzrokiem. 

— Widzę zarys twojego ciała. Twoje nogi. — Brzmiał dziwnie, jakby 

brakowało mu tchu. 

Poczułam ucisk w żołądku. 
— J-już nigdy ich nie założę — usłyszałam własny głos. 
—  I  tak  ma  być.  To  niewłaściwy  strój,  absolutnie  niewłaściwy.  — 

Ojciec w końcu odwrócił ode mnie oczy. Nasunął kapelusz głęboko na 
głowę  i  skłonił  się  kpiąco.  —  Do  zobaczenia  podczas  kolacji,  przy 
której  będziesz  ubrana  i  będziesz  się  zachowywać  jak  przystało 
cywilizowanej  damie,  godnej  tytułu  pani  tego  domu.  Czy  to  zro-
zumiałe? 

 

background image

— Tak, ojcze. 
— Carson! 
— Tak, proszę pana? — Biedny lokaj, który kręci! się nerwowo po 

korytarzu,  aż  podskoczył  na  dźwięk  ostrego  tonu  ojca  i  podbiegł 
natychmiast, przywodząc mi na myśl wielkiego, starego chrabąszcza. 

— Dopilnuj proszę, żeby panna Wheiler pozostała dzisiaj w domu, 

gdzie jest jej miejsce. I pozbądź się tego przeklętego roweru! 

— Oczywiście, prószę pana. Będzie, jak pan każe... — Nieszczęśnik 

uśmiechnął się głupawo i ukłonił głęboko, a ojciec wyszedł z domu. 

Kiedy  zostaliśmy  sami,  Carson  przeniósł  wzrok  z  mojej  osoby  na 

wiszący  na  ścianie  gobelin,  potem  na  żyrandol,  na  posadzkę  — 
gdziekolwiek, byle tylko nie patrzeć mi w oczy. 

— Panienko, proszę. Nie mogę panienki wypuścić. 
—  Tak,  wiem.  —  Przygryzłam  wargę  i  dodałam  z  wahaniem:  — 

Carson, może mógłbyś przenieść mój rower z przybudówki do szopy 
ogrodowej na tyłach posesji, zamiast zupełnie się go pozbywać? Ojciec 
nigdy tam nie chodzi, więc się nie dowie. Jestem pewna, że wkrótce 
podejdzie do tego rozsądniej i pozwoli mi na powrót do klubu. 

— Chciałbym, panienko. Bardzo bym chciał. Ale nie mogę okazać 

nieposłuszeństwa panu Wheilerowi. Nie wolno mi. 

Odwróciłam  się  na  pięcie  i  zatrzasnęłam  drzwi  do  saloniku,  który 

teraz należał do mnie. Tak naprawdę nie byłam zła na Carsona. Zbyt 
dobrze rozumiałam, jak to jest być marionetką w rękach ojca. 

Tego  wieczoru  ubrałam  się  starannie  na  kolację,  wkładając 

najskromniejszą suknię. Ojciec ledwo na mnie zerknął. Przez cały czas 
opowiadał  o  swoim  banku,  o  niepewnych  finansach  miasta,  o 
nadchodzącej Wystawie Światowej. Rzadko się odzywałam. Czasem 
kiwałam po- 

 

background image

słusznie  głową,  a  kiedy  milkł,  wydawałam  z  siebie  potwierdzające 

dźwięki.  Pił  kielich  za  kielichem  rozcieńczanego  w  ukryciu  wina  i 
zjadł cały mostek jagnięcy. 

Dopiero  kiedy  wstał  i  życzył  mi  dobrej  nocy,  zatrzymał  na  mnie 

wzrok.  Widziałam,  że  mimo  wodnistego  wina  ma  zaczerwienione 
policzki. 

— Dobranoc, ojcze — powiedziałam szybko. Przesunął spojrzenie z 

moich oczu na usta. Zacisnęłam 

je mocno, żeby nie wydawały się takie pełne, takie różowe. 
Przeniósł  wzrok  na  stanik  mojej  sukni,  po  czym  nagle  i 

niespodziewanie znów popatrzył mi w oczy. 

— Powiedz kucharce, żeby częściej przyrządzała jagnię-cinę. I niech 

następnym razem będzie tak samo krwista jak dzisiaj. Taka smakuje mi 
najbardziej — powiedział. 

— Tak, ojcze — odparłam cicho. — Dobranoc — powtórzyłam. 
— Wiesz, że masz oczy matki? 
— Tak, wiem. — Ucisk w żołądku powrócił. — Dobranoc, ojcze — 

powtórzyłam po raz trzeci. 

W końcu wyszedł z jadalni, nie mówiąc już ani słowa. 
Wróciłam  do  mojego  pokoju  i  usiadłam  pod  oknem,  trzymając  na 

kolanach starannie złożone pantalony rowerowe. Przyglądałam się, jak 
wschodzi  księżyc  i  zaczyna  wspinać  się  po  niebie,  a  kiedy  nastała 
ciemność, ostrożnie i po cichu zeszłam po schodach i wyszłam tylnym 
wyjściem, prowadzącym na ścieżkę do ogrodów. Gdy mijałam wielką 
fontannę z bykiem, udałam, że jestem jednym z otaczających ją cieni, a 
nie żywą istotą. Nie dziewczyną, którą ktoś mógłby zauważyć... 

Dotarłam do szopki i znalazłam łopatę. Za budynkiem, przy granicy 

naszej  posiadłości,  znajdowała  się  kupka  gnijącego  kompostu, 
używanego  przez  robotników  jako  nawóz.  Ignorując  nieprzyjemny 
zapach, ryłam głęboko, póki się nie upewniłam, że mam wystarczająco 
bezpieczną kryjówkę. Wtedy zakopałam moje pantalony. 

 

background image

Odłożyłam łopatę na miejsce i umyłam ręce w beczce z deszczówką, 

po  czym  usiadłam  na  ławce  pod  wierzbą.  Siedziałam  zasłonięta 
ciemną, bezpieczną kurtyną gałęzi, aż ucisk w żołądku zelżał i ustąpiły 
mdłości.  Nadal  jednak  tkwiłam  bez  ruchu,  pozwalając,  by  cienie  i 
ciemność nocy ukoiły mój niepokój. 

Jeszcze  trzykrotnie,  chociaż  już  nie  rowerem  —  już  nigdy  nie 

jechałam rowerem — udałam się do domu Camille, krótką drogę przez 
South Prairie Avenue pokonując pieszo. Podczas dwóch z tych wizyt 
udało  nam  się  przespacerować  do  jeziora,  by  zerknąć  na  zajmujący 
wszystkich mieszkańców Chicago magiczny świat powstający z błota i 
piasku. 

W obu wypadkach służąca pani Elcott przybiegła z wieścią, że jestem 

pilnie  potrzebna  w  domu.  Kiedy  wracałam,  okazywało  się,  że 
rzeczywiście jest coś do zrobienia, ale nigdy nie było to nic pilnego. 
Ojciec  co  wieczór  dużo  pił,  a  jego  gorące  spojrzenie  coraz  częściej 
skupiało się na mnie. 

Tak więc trzecia wyprawa do Camille była z mojej strony czystym 

szaleństwem. Bo czy nie jest wariactwem powtarzanie tego samego raz 
za  razem  i  oczekiwanie  innego  efektu?  Czy  nie  czyniło  to  ze  mnie 
osoby obłąkanej? 

Nie  czułam  się  jednak,  jakbym  postradała  zmysły.  Byłam  sobą, 

potrafiłam myśleć jasno i przejrzyście. Nadal tęskniłam za matką, ale 
minęło wynikające z żałoby odrę- 

 

background image

twienie. Zamiast tego pojawiło się dziwne oczekiwanie, przeczucie, 

że nastąpi coś strasznego. Żeby je pokonać, zapragnęłam normalności 
dawnego życia, a było to pragnienie tak silne, że nie jestem w stanie 
ująć go w słowa. 

Czyżbym przeżywała atak histerii? 
Nie  traciłam  jednak  tchu,  nie  omdlewałam  ani  nie  zalewałam  się 

rzewnymi  łzami.  Czy  mój  chłód  był  kolejnym  dowodem  obłąkania? 
Czy może czułam się tak samo jak każda dziewczyna, której nagle i 
niespodziewanie umiera matka? Czy palące spojrzenie ojca stanowiło 
jedynie objaw rozpaczy wdowca? Rzeczywiście miałam oczy matki... 

Tak czy inaczej, nie potrafiłam trzymać się z dala od Camille i życia, 

za którym tak tęskniłam. Tego popołudnia ponownie złożyłam wizytę 
przyjaciółce,  ale  nie  próbowałyśmy  już  wychodzić  na  spacer. 
Wiedziałyśmy, że spotkanie skończy się gwałtownie, gdy tylko Carson 
po  mnie  przyjdzie.  Camille  objęła  mnie  i  kazała  podać  herbatę  w 
dawnym  pokoju  dziecinnym,  przerobionym  na  wyłożony  różową 
tapetą  salonik  dla  córek  Elcottów.  Kiedy  wreszcie  znalazłyśmy  się 
same, przyjaciółka chwyciła mnie za rękę. 

—  Emily,  jak  się  cieszę,  że  cię  widzę!  Tak  się  martwiłam!  Kiedy 

wstąpiłam do was w zeszłą środę, lokaj twojego ojca powiedział, że 
jesteś niedostępna. Dokładnie to samo oznajmił mi też w piątek. 

— Bo byłam niedostępna — odparłam z naciskiem na ostatnie słowo. 

—  Dni  te  spędziłam  w  tym  okropnym  Market  Hall,  służąc 
bezdomnym. 

Camille zmarszczyła gładkie czoło. 
— A więc nie byłaś chora? Prychnęłam. 
—  Nie  na  ciele,  ale  na  sercu  i  umyśle.  Mam  wrażenie,  że  ojciec 

oczekuje, iż we wszystkim zajmę miejsce matki. 

— Tak się cieszę! — Camille powachlowała się swoimi delikatnymi 

paluszkami. — Już się bałam, że zachorowałaś 

 

background image

na  zapalenie  płuc.  Wiesz,  że  w  zeszłym  tygodniu  umarła  na  to 

Evelyn? 

Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. 
—  Nie  miałam  o  tym  pojęcia.  Nikt  mi  nie  powiedział.  Jakie  to 

straszne... okropne... 

— Nie lękaj się. Wydajesz się silna i piękna jak zawsze. Pokręciłam 

głową. 

— Silna i piękna? Czuję się, jakbym miała tysiąc lat i wszystko mnie 

ominęło. Tęsknię za tobą i za dawnym życiem! 

— Matka mówi, że to, co robisz, jest o wiele ważniejsze niż nasze 

dziecinne zabawy. Wiem, że ma rację. Bycie panią wielkiego domu to 
poważna sprawa. 

—  Ale  ja  wcale  nie  jestem  panią  wielkiego  domu!  Czuję  się  jak 

służąca! — Miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. — Nie mam prawa 
do odrobiny wolności. 

Camille próbowała spojrzeć na sytuację optymistycznie. 
— Jest połowa kwietnia. Za dwa tygodnie minie pół roku od śmierci 

twojej matki, a wtedy skończy się żałoba i będziesz mogła wrócić do 
życia towarzyskiego. 

— Nie wiem, jak zniosę kolejne dwa tygodnie, kiedy wszystko jest 

tak  ponure  i  nudne.  —  Przygryzłam  wargę,  widząc  zaskoczone 
spojrzenie  przyjaciółki,  i  pospieszyłam  z  wyjaśnieniami.  — 
Prowadzenie domu to okropnie poważne zajęcie. Wszystko musi być 
tak, a nie inaczej, przy czym to „tak" sprowadza się do tego, co sobie 
życzy ojciec.  Innymi słowy,  muszę robić wszystko tak, jak robiła to 
matka.  Nie rozumiałam  wcześniej, jak ciężkim i smutnym zadaniem 
jest rola żony. — Wzięłam głęboki wdech i dodałam: — Próbowała mi 
to powiedzieć w dniu swojej śmierci. To dlatego byłam w jej sypialni. 
Stwierdziła,  że  chce,  bym  zobaczyła,  co  oznacza  bycie  żoną,  i  nie 
pakowała się ślepo w małżeństwo tak jak ona. Więc siedziałam i pa-
trzyłam. Patrzyłam, jak umiera w kałuży krwi, bez kochającego męża, 
który trzymałby ją za rękę i płakał u jej boku. 

 

background image

Do tego właśnie sprowadza się małżeństwo, do samotności i śmierci. 

Camille, nigdy nie możemy wyjść za mąż! 

Camille mieszała bezwiednie herbatę, a ja zrzucałam z siebie ciężar, 

którym  już  od  dawna  chciałam  się  z  kimś  podzielić.  Gdy 
wykrzyczałam to z siebie, aż upuściła łyżeczkę. Widziałam, że zerka 
nerwowo na zamknięte drzwi salonu, a potem na mnie. 

— Emily, moim zdaniem niedobrze, że wracasz myślami do śmierci 

matki. To z pewnością niezdrowe. 

Teraz,  kiedy  przypominam  sobie  naszą  rozmowę,  rozumiem,  że 

powiedziałam  więcej,  niż  Camille  mogła  znieść.  Powinnam  była 
zakończyć temat, a swoje myśli zostawić dla siebie oraz tego niemego, 
niewydającego osądów dziennika. Wtedy jednak chciałam tylko z kimś 
porozmawiać,  podzielić  się  rosnącym  lękiem  i  frustracją.  Dlatego 
ciągnęłam dalej:  —  Przecież  muszę wracać wspomnieniami do tam-
tego  dnia.  Matka  sobie  tego  życzyła.  To  ona  nalegała,  bym 
uczestniczyła w porodzie. To ona chciała, żebym poznała prawdę. Być 
może  spodziewała  się  rychłego  końca  żywota  i  próbowała  mnie 
ostrzec, pokazać, że mogę wybrać inną drogę w życiu niż zostanie żoną 
i matką. 

— Inną drogę? Co masz na myśli. Emily? Działalność kościelną? — 

Obie skrzywiłyśmy się na tę myśl. 

—  Absolutnie  nie!  Powinnaś  zobaczyć  te  stare  panny  z  kościoła, 

które przychodzą jako woluntariuszki do klubu. Są nędzne i żałosne jak 
wygłodniałe  wróble  próbujące  uszczknąć  okruchów  życia.  Nie, 
myślałam  raczej  o  tych  ślicznych  sklepikach,  które  powstały  w 
centrum miasta. Skoro potrafię prowadzić wielki dom, dałabym sobie 
radę z niedużym składem z kapeluszami. 

— Twój ojciec nigdy by na coś takiego nie pozwolił! 
—  Jeżeli  sama  na  siebie  zarobię,  nie  będzie  mi  potrzebne  jego 

pozwolenie — odparłam stanowczo. 

—  Emily.  —  Camille  wydawała  się  zaniepokojona  i  odrobinę 

przerażona. — Nie możesz myśleć o opuszcze- 

 

background image

niu domu. Dziewczętom bez pieniędzy i bez rodziny przytrafiają się 

rozmaite okropieństwa. — Camille ściszyła głos i przysunęła się bliżej. 
—  Wiesz,  że  wampiry  wprowadziły  się  do  swojego  pałacu?  Kupiły 
cały Grant Park na tę straszną szkołę! 

—  Tak.  —  Wzruszyłam  ramionami.  —  Bank  ojca  zajmował  się  tą 

transakcją. Ileż ja się nasłuchałam o nich oraz ich pieniądzach! Swoją 
szkołę nazywają Domem Nocy. Ojciec twierdzi, że została całkowicie 
odgrodzona murem od reszty miasta i jest pilnowana na okrągło przez 
ich własnych strażników. 

— Ale oni piją krew! To wampiry! 
Byłam bardzo podirytowana, że temat mojego beznadziejnego życia 

przysłoniła sprawa klientów ojca. 

— Camille, wampiry są majętne, wszyscy o tym wiedzą. Mają szkoły 

w wielu amerykańskich miastach, a także w stolicach Europy. Nawet 
współfinansowały  budowę  Wieży  Eiffla  w  Paryżu  na  Wystawę 
Światową. 

—  Słyszałam,  jak  matka  mówi,  że  kobiety  zajmują  naczelne 

stanowiska w ich społeczności — wyszeptała Camille, znów zerkając 
na drzwi. 

—  Jeśli  to  prawda,  to  bardzo  dobrze!  Gdybym  była  wampirką,  nie 

zgodziłabym się, by ojciec kazał mi udawać matkę. 

Camille  otworzyła  szeroko  oczy.  Najwyraźniej  udało  mi  się 

sprowadzić rozmowę z powrotem na interesujący mnie temat. 

— Emily, twój ojciec z pewnością nie chce, żebyś udawała matkę. To 

nie ma sensu. 

— Ma czy nie ma, tak to właśnie wygląda. 
—  Musisz  spojrzeć  na  całą  sytuację  z  innej  perspektywy.  Twój 

biedny ojciec po prostu potrzebuje twojej pomocy, by przebrnąć przez 
ciężkie chwile. 

Miałam wrażenie, że wszystko wewnątrz mnie aż kipi, i nie byłam w 

stanie powstrzymać cisnących się na usta 

 

background image

słów. — Nienawidzę tego, Camille. Nienawidzę wchodzenia w rolę 

matki. 

— Poczucie, że musisz zrekompensować nieobecność matki, z całą 

pewnością byłoby dla ciebie okropne. Nie sądzę jednak, że wszystko 
sprowadza  się  wyłącznie  do  tego.  —  Camille  pokiwała  głową  z 
powagą. — Ale bycie panią domu oznacza także kupowanie biżuterii, 
zamawianie  sukni  i  organizowanie  wspaniałych  przyjęć.  — 
Uśmiechnęła się i dolała mi herbaty. — Kiedy skończy się żałoba, to 
także  wejdzie  w  zakres  twoich  obowiązków.  —  Zaśmiała  się,  a  ja 
wpatrywałam  się  w  nią  w  milczeniu,  uświadamiając  sobie  nagle,  że 
moja przyjaciółka kompletnie nie rozumie, co próbuję jej powiedzieć. 
Ponieważ  nie  odzywałam  się,  dalej  mówiła  radośnie,  jakbyśmy  obie 
były beztroskimi dziewczętami. — Wystawa Światowa rozpoczyna się 
już  za  dwa  tygodnie,  akurat  w  momencie,  gdy  skończy  się  twoja 
żałoba. Pomyśl tylko! Ojciec z pewnością będzie oczekiwał, że urzą-
dzisz przyjęcia dla tych wszystkich zagranicznych dygnitarzy. 

— Camille, ojciec zabronił mi jeździć na rowerze. Ogranicza moje 

wizyty  u  ciebie.  Nie  wyobrażam  sobie,  że  miałby  pozwolić  mi  na 
organizowanie  przyjęć  dla  cudzoziemców  —  próbowałam  wyjaśnić, 
żeby wreszcie zrozumiała. 

—  Ale  to  właśnie  robiłaby  twoja  matka,  a  sama  powiedziałaś,  że 

ojciec  wyraźnie  życzy  sobie,  żebyś  przejęła  jej  rolę  w  prowadzeniu 
domu. 

—  Ojciec  życzy  sobie,  żebym  została  jego  niewolnicą  i 

wyimaginowaną żoną! — krzyknęłam. —  Jedyne chwile, jakie mam 
dla siebie, to tych parę minut, gdy wymykam się na spotkanie z tobą. 
Albo na spacer po ogrodzie matki, ale to tylko w nocy. W ciągu dnia 
każe służbie mnie śledzić i od razu po mnie posyła, jeżeli nie podoba 
mu się, dokąd idę lub co robię. Sama o tym wiesz! Nawet tutaj po mnie 
przychodzą, jakbym była zbiegłym więźniem. Bycie panią domu to nie 
jest urzeczywistnione marzenie, lecz prawdziwy koszmar na jawie! 

 

background image

—  Och,  Emily!  Tak  przykro  mi  patrzeć  na  twoje  zdenerwowanie. 

Pamiętasz, co mówiła matka parę miesięcy temu? Że troska i opieka, 
jaką  obdarzasz  ojca,  uczynią  twojego  przyszłego  męża  niezwykle 
szczęśliwym człowiekiem. Zazdroszczę ci, Emily. 

—  Nie  zazdrość.  —  Czułam,  że  chłód  mojego  głosu  sprawił  jej 

przykrość, ale nie byłam w stanie się powstrzymać. — Nie mam matki 
i  jestem  uwięziona  z  mężczyzną,  który  przeszywa  mnie  palącym 
wzrokiem! — Urwałam gwałtownie i zasłoniłam usta ręką. 

Troska  na  jej  twarzy  ustąpiła  wyrazowi  bezbrzeżnego  osłupienia,  a 

potem niedowierzania. Wiedziałam już, że popełniłam poważny błąd, 
decydując się na ujawnienie prawdy. 

— Emily, co chcesz przez to powiedzieć? 
—  Nic  —  zapewniłam  ją.  —  Jestem  zmęczona,  to  wszystko. 

Przejęzyczyłam  się.  Nie  powinnam  mówić  tylko  o  sobie.  Chcę 
usłyszeć,  co  u  ciebie!  Powiedz  mi,  czy  Arthur  Simpton  oficjalnie 
poprosił o zgodę na zaręczyny z tobą? 

Tak  jak  przypuszczałam,  na  samo  wspomnienie  Arthura  Camille 

zapomniała o wszystkim innym. Chociaż jeszcze nie rozmawiał z jej 
ojcem, kilkakrotnie jechała u jego boku podczas porannych klubowych 
wypraw  rowerowych  wokół  jeziora.  Nawet  ostatnio  rozmawiali  na 
temat konstrukcji diabelskiego młyna, budowanego pośrodku terenów 
wystawowych. 

Już  miałam  powiedzieć,  że  się  cieszę  i  życzę  jej  powodzenia  z 

Arthurem, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Wcale nie z 
powodu  egoizmu  czy  zazdrości.  Po  prostu  nie  potrafiłam  przestać 
myśleć o nieuchronnym: o tym, że jeśli Arthur faktycznie zacznie się 
spotykać z moją przyjaciółką, któregoś dnia, i to w całkiem niedalekiej 
przyszłości, Camille obudzi się  nagle jako jego służąca, czekając na 
samotną śmierć w kałuży krwi... 

—  Proszę  o  wybaczenie,  ale  lokaj  pana  Wheilera  przyszedł  po 

panienkę. — Kiedy pokojówka pojawiła się 

 

background image

w  drzwiach,  dotarło  do  mnie,  że  od  kilku  minut  w  ogóle  nie 

słuchałam, co mówi moja koleżanka. 

— Dziękuję — odparłam, podnosząc się. — Muszę wracać. 
— Panno Wheiler, lokaj prosił o przekazanie listu i podanie go pannie 

Elcott. 

— List? Do mnie? To ekscytujące! — zawołała Camille. Przepełniona 

strachem  podałam  jej  kopertę.  Otworzyła  ją  pospiesznie,  zamrugała 
dwukrotnie, po czym promienny uśmiech  rozświetlił  jej twarz, przez 
co zyskała na urodzie. — Och, Emily, to od twojego ojca. Nie musisz 
już  w  wolnych  chwilach  pędzić  do  mnie.  Zaprosił  mnie,  żebym 
odwiedzała cię w domu, w twoim salonie. — Uścisnęła z radością moje 
dłonie. — Nie musisz w ogóle wychodzić z domu. Widzisz, naprawdę 
jesteś  wielką  panią!  Przyjdę  do  ciebie  w  przyszłym  tygodniu,  może 
dołączy do mnie Elizabeth Ryerson. 

— Będzie mi miło — odparłam sztywno i wyszłam za Carsonem do 

stojącego  na  ulicy  czarnego  powozu.  Kiedy  zamknął  za  mną  drzwi, 
poczułam, że się duszę. Przez całą drogę powrotną próbowałam złapać 
powietrze niczym wyrzucona na brzeg ryba. 

Kończąc ten pierwszy wpis od wielu miesięcy, wiem, że nie wolno mi 

zapomnieć  reakcji  Camille  na  moje  zwierzenia.  Była  wstrząśnięta  i 
zdezorientowana, po czym szybko wróciła do tematu naszych marzeń z 
dzieciństwa. 

Jeśli  oszalałam,  muszę  zatrzymać  moje  myśli  dla  siebie,  ponieważ 

nikt inny ich nie zrozumie. 

Jeżeli  nie  tracę  zmysłów,  ale  jestem  rzeczywiście  więźniem,  za 

jakiego się uważam, muszę zatrzymać moje myśli dla siebie — z tego 
samego powodu. 

W  obu  wypadkach  nie  zmienia  się  tylko  jedno:  mogę  liczyć 

wyłącznie  na  siebie  i  własny  rozum,  żeby  się  uratować.  Zakładając 
oczywiście, że coś może mnie ocalić. 

 

background image

Nie! Nie poddam się melancholii. Żyję w nowoczesnym świecie. 
Młode kobiety mogą opuścić dom rodzinny, rozpocząć nowe życie i 

nową przyszłość. Kierując się zdrowym rozsądkiem i sprytem, znajdę 
sposób, by stać się panią własnego życia! Tak właśnie będzie! 

Po raz kolejny zapisuję w dzienniku najgłębsze uczucia, czekając, aż 

na  niebie  wzejdzie  księżyc  zapowiadający  nadejście  czarnej  nocy, 
która pozwala mi na jedyną prawdziwą ucieczkę — w mroki ogrodu do 
kojącej  kryjówki,  jaką  w  nim  znajduję.  Noc  stała  się  moją  tarczą 
bezpieczeństwa, ochroną i otuchą. Miejmy nadzieję, że nie stanie się 
także całunem... 

background image

 

 
Ręce mi się trzęsą, gdy to piszę. 
Tak  nie  może  być!  Muszę  dokładnie  zapisać  wszystko,  co  się 

wydarzyło.  Posiadając  czytelne  notatki,  będę  mogła  wrócić  do 
wydarzeń ostatnich kilku dni, gdy tylko odzyskam spokój i zdolność 
logicznego  myślenia.  Będę  mogła  napawać  się  każdą  zdumiewającą 
chwilą i wcale nie dlatego, że postradałam zmysły. Co to, to nie! Chcę 
zanotować  wspomnienia  z  innego,  znacznie  radośniejszego  powodu. 
Odkryłam  właśnie  nową  ścieżkę  ku  przyszłości!  A  raczej  ta  ścieżka 
odkryła  mnie.  Wiem, że kiedyś zapragnę przesiać  wydarzenia, które 
porwały mnie swoim nurtem, nurtem zdumienia i zachwytu, i wyznam 
wszystko,  może  nawet  miłość.  Kiedyś,  gdy  moje  własne  dzieci  już 
dorosną — tak, być może zdecyduję się jednak na karierę żony i matki 
—  będę  mogła  przeczytać  to  ponownie  i  opowiedzieć  im  historię 
mojego związku z ich ukochanym ojcem, wyjaśnić, jak ocalił mnie z 
niewoli i strachu. 

Mój  umysł  i  serce  wypełnia  jedna  osoba:  Arthur  Simpton!  To  tak 

intensywne  uczucie,  że  nawet  nienawiść  do  odpychającego  ojca  nie 
zniszczy mojej radości. Znalazłam wreszcie sposób, by uwolnić się w 
więzów, które trzymają mnie przy nim i w naszym domu. 

Ale za szybko piszę. Muszę wrócić do początku, żeby pokazać, jak 

elementy układanki połączyły się ze sobą i stwo- 

 

background image

rzyły tę cudowną scenę, która zwieńczyła dzisiejszy wieczór! Jakże 

wspaniały wieczór! 

Tego  dnia,  kiedy  wróciłam  od  Camille,  ojciec  czekał  na  mnie  w 

saloniku matki. 

— Emily, chcę zamienić z tobą słówko! — zawołał, gdy próbowałam 

wbiec na schody, by schować się w sypialni na drugim piętrze. 

Ręce  mi  zadrżały  i  ogarnęły  mnie  mdłości,  ale  posłusznie 

zareagowałam na wezwanie. Weszłam do salonu i stanęłam sztywna 
jak kołek, z rękoma opuszczonymi wzdłuż boków, dłońmi zwiniętymi 
w  pięści,  spokojną  twarzą.  Jednego  byłam  pewna  ponad  wszystko: 
ojciec  nie  może  wyczuć,  jak  wielki  jest  mój  strach  i  jak  głęboka 
nienawiść  do  jego  osoby.  Wiedziałam,  że  pragnie  uprzejmej  córki. 
Postanowiłam, że pozwolę mu wierzyć, iż tak właśnie jest. To miał być 
mój pierwszy krok ku upragnionej wolności. Nie chciał, bym spotykała 
się z dawnymi przyjaciółmi, więc mu ulegnę, odczekam, a kiedy zyska 
pewność,  że  poddaję  się  bez  protestów  wszystkim  jego  żądaniom, 
odwróci ode mnie uwagę. Wtedy zaplanuję ucieczkę i wprowadzę ją w 
czyn. 

—  Ojcze,  jeśli  to  budzi  twoje  niezadowolenie  —  odezwałam  się, 

naśladując cichy, słodki głos matki — nie spotkam się już z Camille. 

— Ta dziewczyna mnie nie interesuje. — Ojciec machnął gwałtownie 

ręką, jak gdyby chciał odsunąć od siebie moje słowa. — Jeśli nalegasz, 
możesz spotykać się z nią tutaj, gdzie twoja matka przyjmowała wizyty 
towarzyskie. W tej 

 

background image

chwili  musimy  jednak  porozmawiać  o  znacznie  ważniejszych 

sprawach.  —  Wskazał  na  sofę  i  zakomenderował:  —  Usiądź.  —  Po 
czym krzyknął, by mu podać herbatę oraz brandy. 

— Brandy o tej godzinie? — Pożałowałam swego pytania, ledwo je 

zadałam.  Jakaż  ja  jestem  głupia!  Muszę  nauczyć  się  panować  nad 
słowami, mimiką, zachowaniem. 

— Ośmielasz się kwestionować to, co robię? — Odezwał się, dopiero 

gdy służąca wyszła z salonu. Nie podniósł głosu, lecz jego cichy ton 
niósł w sobie tyle grozy, że aż przeszył mnie dreszcz. 

—  Nie,  skądże!  Ja  tylko  pytam  o  godzinę.  Jest  dopiero  piętnasta. 

Czyżbym się myliła, sądząc, że brandy pija się wyłącznie wieczorem? 

Rozluźnił się i nawet parsknął śmiechem, upijając łyk z szerokiego 

kryształowego kieliszka. 

— Och,  zapominam,  że jesteś taka  młoda i jeszcze tyle się  musisz 

nauczyć. Emily, brandy to męski napój i prawdziwy mężczyzna może 
go pić wtedy, gdy ma na to ochotę. Powinnaś zrozumieć, że kobiety 
muszą  zachowywać  się  w  określony  sposób.  Taki,  jaki  narzuca  im 
społeczeństwo.  To  dlatego,  że  jesteście  płcią  słabszą  i  wymagacie 
ochrony  ze  strony  tradycji  oraz  mądrzejszych,  bardziej  światowych 
osób. Ja natomiast jestem mężczyzną i nigdy nie zostanę niewolnikiem 
konwencji  społecznych.  —  Znów  napił  się  brandy,  dolał  sobie  do 
kieliszka  i  mówił  dalej:  —  Co  sprowadza  mnie  do  punktu  wyjścia. 
Konwencje  społeczne  wymagają,  żebyśmy  odbyli  co  najmniej 
sześciomiesięczną żałobę po twojej matce. Ten czas dobiega już końca. 
Gdyby  ktoś  chciał  wiedzieć,  powiem,  że  w  obliczu  Wystawy  Świa-
towej konwencje społeczne powinien trafić szlag! 

Patrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc. Zaśmiał się głośno. 
—  Wyglądasz  dokładnie  tak  samo  jak  twoja  matka,  gdy  ją  po  raz 

pierwszy pocałowałem. To był dzień, w którym się poznaliśmy. Wtedy 
też przeciwstawiłem się konwencjom społecznym! 

 

background image

— Przykro mi ojcze, ale nie rozumiem. 
—  Ogłaszam  koniec  naszej  żałoby.  —  Kiedy  wpatrywałam  się  w 

niego w milczeniu, machnął ręką, jak gdyby ścierał sadzę z okna, — 
Och,  z  pewnością  niektórzy  będą  tym  wstrząśnięci,  ale  większość 
przyjmie  do  wiadomości,  że  Wystawa  Światowa  to  wyjątkowa 
okoliczność.  Prezes  banku  zarządzającego  kapitałem  komitetu  musi 
wrócić  do  życia  towarzyskiego.  Odseparowywanie  się  od  lokalnej 
społeczności oraz świata, który tu się za chwilę zjawi, to zachowanie 
nieprzystające do nowoczesnego sposobu myślenia. A Chicago stanie 
się  miastem  nowoczesnym!  —  Ojciec  uderzył  pięścią  w  stół.  — 
Rozumiesz teraz? 

— Przykro mi ojcze, ale nie. Musisz mi to wytłumaczyć — odparłam 

z namysłem. 

Wydawał się zadowolony z mojego wyznania. 
— Oczywiście, że nie możesz tego zrozumieć. Długo musiałbym ci 

wyjaśniać. — Pochylił się i niezdarnie poklepał mnie po zaciśniętych 
mocno  pięściach,  które  trzymałam  na  kolanach.  Jego  gorąca,  ciężka 
dłoń zbyt długo zatrzymała się na mojej, a jego spojrzenie paliło mnie 
w twarz. — Na szczęście jestem skłonny zostać twoim nauczycielem. 
Nie  każdy  ojciec  byłby  na  to  gotowy,  chyba  zdajesz  sobie  z  tego 
sprawę? 

—  Tak,  ojcze  —  powtórzyłam  tę  samą  odpowiedź,  próbując 

zapanować nad rozszalałym sercem. — Czy mogę dolać ci brandy? 

Puścił moje dłonie i skinął głową. 
— Tak, oczywiście. No i widzisz sama — z moją pomocą jesteś w 

stanie opanować wszystko! 

Skupiłam się na tym, żeby nie rozlać trunku, jednak ręce tak mi się 

trzęsły, że kryształowa karafka zabrzęczała w zetknięciu z kieliszkiem 
i prawie wylałam bursztynowy płyn. Odstawiłam ją szybko na miejsce. 

— Przepraszam, ojcze. Zachowałam się niezdarnie. 
— To nieistotne! Z czasem zyskasz większą pewność ręki. — Ojciec 

usiadł ponownie na aksamitnej kanapie 

 

background image

i upił z kieliszka, mierząc mnie wzrokiem. — Dobrze wiem, czego ci 

potrzeba. Czytałem o tym dzisiaj rano w „Tribu-ne". Podobno wiele 
kobiet  cierpi  ostatnio  na  histerię.  Najwyraźniej  i  ciebie  dotknęła  ta 
przypadłość. 

Zanim zdołałam zaprotestować w sposób, który by go nie rozgniewał, 

ojciec  wstał,  nieco  chwiejnym  krokiem  podszedł  do  stojącego  pod 
ścianą niewielkiego bufetu matki i nalał czerwonego wina z karafki, 
której  zawartość  tego  samego  dnia  rozcieńczyłam.  Przyniósł 
kryształowy kieliszek i wcisnął mi go obcesowo do rąk, mówiąc: 

—  Pij.  Według  artykułu  napisanego  przez  uznanego  doktora 

Weinsteina,  jeden  lub  dwa  kieliszki  dziennie  to  lekarstwo  na 
niewieścią histerię. 

Chciałam  powiedzieć,  że  nie  cierpię  na  nic  podobnego,  że  jestem 

tylko  samotna,  przestraszona  i  zła,  o  tak,  zła!  Zamiast  tego  upiłam 
wina, zmieniłam wyraz twarzy i pokiwałam głową z powagą. 

— Tak, ojcze — powtórzyłam jak papuga. 
— Widzisz, od razu lepiej. Od teraz koniec tego głupiego drżenia rąk! 

— powiedział, jakby właśnie zastosował cudowny lek. 

Piłam rozcieńczone wino, przyglądając się, jak ojciec uśmiecha się z 

samozadowoleniem. Wyobraziłam sobie, że ciskam winem w tę jego 
zaróżowioną  twarz,  po  czym  uciekam  z  salonu,  z  domu,  z  życia,  w 
które próbował mnie wtłoczyć. 

Jego kolejne słowa wytrąciły mnie jednak ze snu na jawie. 
— Za dwa dni, w środę, punktualnie o ósmej wieczorem, damy sygnał 

otwarcia domu Wheilerów. Już rozesłałem zaproszenia i od wszystkich 
uzyskałem potwierdzenie. 

Miałam wrażenie, że zaraz eksploduje mi głowa. 
— Potwierdzenie? Od wszystkich? Otwarcia? 
— Tak, tak. Słuchaj mnie uważnie, Emily. Oczywiście, nie będzie to 

oficjalna kolacja; taką wydamy dopiero w so- 

 

background image

botę.  W  środę  zaczniemy  od  spotkania  w  mniejszym  gronie.  Ot, 

odwiedzi  nas  garstka  przyjaciół,  którzy  także  mają  swoje  udziały  w 
banku  oraz  w  inwestycjach  Wystawy  Światowej:  Burnham,  Elcott, 
Olmsted, Pullman oraz Simpton. Pięciu mężczyzn, których zaprosiłem 
na lekki posiłek. To doskonała okazja, żebyś łagodnie weszła w swoją 
nową rolę, a przy tym bardzo skromne przyjęcie według standardów 
twojej matki. 

—  Za  dwa  dni?  W  środę?  —  Z  trudem  zachowywałam  pozory 

spokoju. 

—  Oczywiście!  Zmarnowaliśmy  już  zbyt  wiele  czasu.  Za  dwa 

tygodnie  zaczyna  się  wystawa.  Dom  Wheilerów  musi  się  znaleźć  w 
centrum wydarzeń decydujących o nowym kształcie miasta! 

— Ale... ja nie mam pojęcia, jak... 
— Och, to wcale nie jest takie trudne. Jesteś kobietą, chociaż jeszcze 

młodą.  Zabawianie  towarzystwa  i  serwowanie  posiłków  przychodzi 
wam, a już zwłaszcza tobie, z łatwością. 

— Zwłaszcza mnie? — Twarz mi płonęła. 
— Naturalnie. Jesteś tak podobna do swojej matki. 
— Ale co mam podać? W co się ubrać? Jak... 
— Skonsultuj się z kucharką. To nie jest pełne przyjęcie, mówiłem 

już, że takie odłożyłem do soboty. W środę wystarczą trzy dania, ale 
dopilnuj, żeby przyniesiono z piwnic najlepszy francuski cabernet oraz 
porto. Wyślij też Carsona po więcej cygar. Pullman upodobał sobie te, 
które palę, a zwykle woli korzystać z moich niż kupować własne! Ha! 
Skąpy milioner! — Ojciec wysączył resztkę brandy i uderzył się w uda 
pulchnymi  palcami.  —  A  co  do  twojego  stroju,  jesteś  panią  domu, 
masz pełen dostęp do garderoby matki. Zrób z niej dobry użytek.  — 
Podniósł swoje masywne ciało z sofy i już  miał wyjść z pokoju, ale 
zatrzymał  się  na  moment.  —  Załóż  jedną  ze  szmaragdowych 
aksamitnych sukni Alice — dodał. — Podkreśli kolor twoich oczu. 

 

background image

Chciałabym  wrócić  do  tamtego  dnia  i  pocieszyć  samą  siebie 

wyjaśnieniem,  że  wszystko,  co  się  wtedy  wydarzyło,  było  po  to,  by 
wypełnić brakujące elementy mojego życia i dać mi pełen obraz mojej 
przyszłości. Niepotrzebnie czułam się taka przytłoczona i wystraszona. 
Wszystko  miało  się  dobrze  skończyć  —  a  nawet  o  wiele  lepiej  niż 
dobrze. 

Tamtego wieczoru, zbyt zatopiona we własnych lękach i samotności, 

nie wiedziałam jeszcze jednak, że powrót do świata ludzi tak szybko i 
całkowicie zmieni moje życie. 

Kolejne dwa dni upłynęły pod znakiem gorączkowych przygotowań. 

Razem  z  kucharką  zaplanowałyśmy  zupę  krem  z  homara,  pieczone 
piersi kacze ze szparagami, bardzo trudno dostępnymi o tak wczesnej 
porze roku, zaś po kolacji postanowiłyśmy podać lukrowane ciasteczka 
waniliowe, które ojciec uwielbiał. 

Mary przyniosła mi wszystkie szmaragdowe suknie matki, a było ich 

kilkanaście.  Rozłożyła  je  na  moim  łóżku,  aż  przypominały  wielki 
zielony wodospad tkanin. Wybrałam tę najbardziej konserwatywną — 
suknię wieczorową o skromnym kroju, pozbawioną wszelkich ozdób z 
wyjątkiem  wszytych  w  stanik  i  rękawy  pereł.  Mary  cmoknęła  z 
dezaprobatą,  mrucząc  pod  nosem,  że  obszyta  złotem  sukienka 
wywarłaby  większe  wrażenie.  Zignorowałam  jej  uwagę,  po  czym 
włożyłam suknię przez głowę. 

Rozpoczął się proces przeróbek. Jestem nieznacznie niższa od matki i 

szczuplejsza w talii. Mam jednak większy biust, więc kiedy Mary w 
końcu pomogła mi zawiązać suk- 

 

background image

nię  i  stanęłam  przed  wysokim  lustrem,  zaczęła  popuszczać  szwy, 

próbując schować moje piersi pod materiałem. 

—  Wszystkie  pozostałe  też  trzeba  będzie  przerobić,  o  tak  — 

mruknęła, przytrzymując szpilki wargami. 

—  Nie  chcę  nosić  sukien  matki  —  usłyszałam  własny  głos.  Tak 

właśnie było. 

— Dlaczego? Są piękne, a ty, panienko, jesteś tak do niej podobna, że 

będziesz w nich ślicznie wyglądać. W większości dużo lepiej niż w tej 
— dodała, po czym się zawahała. Popatrzyła na mój biust i napinającą 
się  na nim tkaninę.  —  Oczywiście  w takiej postaci  nie są  dla ciebie 
odpowiednie,  ale  z  pewnością  znajdę  jakieś  kawałki  jedwabiu  czy 
koronki, które będzie można wstawić tu i tam. 

Nadal spinała i zszywała, a ja przeniosłam wzrok z lustra na własną 

suknię  rzuconą  bezładnie  na  łóżko.  Była  kremowa,  pełna  koronek, 
ozdobiona  różowymi  pąkami  róż.  Jakże  się  różniła  od  eleganckich 
aksamitnych sukien matki! Mniej więcej tak samo jak brązowa lniana 
suknia służącej od kreacji Lady Astor. 

Naturalnie  zdawałam  sobie  sprawę,  że  wejście  w  posiadanie  tylu 

nowych ubrań powinno sprawić mi wielką radość. Matka należała do 
najlepiej  ubranych  kobiet  w  całym  Chicago.  Gdy  jednak  spojrzałam 
ponownie  w  lustro,  miałam  wrażenie,  że  ta  dziewczyna  odziana  w 
suknię matki to zupełnie obca osoba. Ja, Emily, zginęłam gdzieś pod 
tym nieznajomym odbiciem. 

Jeżeli  nie  omawiałam  menu  z  kucharką,  nie  znosiłam  cierpliwie 

przeróbek  albo  nie  próbowałam  zapamiętać  rozlicznych  szczegółów 
związanych z zabawianiem gości, które matka najwyraźniej opanowała 
bez  żadnego  trudu,  wędrowałam  cicho  po  naszej  olbrzymiej 
posiadłości,  starając  się  unikać  ojca  i  z  nikim  nie  rozmawiać.  To 
dziwne, ale póki matka żyła, nasz dom nie wydawał mi się wcale taki 
ogromny.  Kiedy  odeszła,  stał  się  dla  mnie  wielką  klatką  pełną  pięk-
nych przedmiotów, które zebrała jedna kobieta.  W tym  jej jedynego 
żyjącego dziecka. 

 

background image

Żyjącego?  Przed  środowym  przyjęciem  zaczęłam  wierzyć,  że  już 

dawno nie żyję, a zaledwie wegetuję jako pusta skorupa, czekając, aż 
moje ciało dołączy do mnie w świadomości, że już dawno spotkała nas 
śmierć. 

Cudownym  zrządzeniem  losu  to  właśnie  wtedy  Arthur  Simpton 

przywrócił mnie do świata żywych! 

W  środę  dziewiętnastego  kwietnia,  kiedy  Mary  przygotowywała 

mnie  do  pierwszego  towarzyskiego  spotkania,  które  przyszło  mi 
organizować w nowej roli pani domu, ojciec przysłał na górę kieliszek 
wina.  Wiedziałam,  że  to  mocny,  nierozcieńczony  trunek  z  jednej  z 
butelek wyjętych z naszej piwniczki. Sączyłam je powoli, podczas gdy 
Mary czesała i spinała moje gęste kasztanowe włosy. 

—  Jakiż  troskliwy  mężczyzna  z  tego  naszego  pana!  —  paplała.  — 

Serce mi się raduje, gdy widzę, ile poświęca panience uwagi. 

Nie odezwałam się, bo cóż miałam powiedzieć? Domyślałam się, jak 

to  wygląda  z  zewnątrz.  W  oczach  innych  z  pewnością  wydawał  się 
troskliwy i czuły, nigdy przecież nie widzieli jego palącego spojrzenia 
ani nie czuli nieznośnego gorąca bijącego od jego dłoni! 

Kiedy fryzura była gotowa, Mary zrobiła krok do tyłu. Wstałam od 

toaletki i podeszłam do lustra. Nigdy nie zapomnę pierwszego widoku 
siebie jako dojrzałej kobiety. Policzki miałam zaczerwienione od wina. 
Odziedziczyłam  po  matce  jasną  karnację,  więc  łatwo  się  rumienię. 
Sukien- 

 

background image

ka  wyglądała,  jakby  została  dla  mnie  stworzona,  a  jej  kolor 

odpowiadał dokładnie barwie moich oczu. 

Patrzyłam  na  swoje  odbicie,  myśląc  z  rozpaczą:  „Jestem  moją 

matką!". W tej samej chwili Mary szepnęła: 

—  Wygląda  panienka  zupełnie  jak  jej  duch  —  i  przeżegnała  się 

szybko. 

Rozległo się pukanie do drzwi. 
— Pani Wheiler, ojciec przesyła wiadomość, że panowie zaczęli się 

już schodzić — usłyszałam głos Carsona. 

— Tak. Dobrze. Za chwilę zejdę — odparłam, ale się nie ruszyłam. 

Chyba nie byłabym w stanie nawet drgnąć, gdyby Mary nie ścisnęła 
mnie delikatnie za rękę, mówiąc: 

—  To  głupota  z  mojej  strony  mówić  takie  rzeczy.  Oczywiście,  że 

żaden  z  panienki  duch,  tylko  śliczna  dziewczyna,  która  przynosi 
zaszczyt pamięci matki. Zapalę dzisiaj wieczorem świeczkę i pomodlę 
się, by jej duch czuwał nad panienką i dodawał jej sił. — Otworzyła 
drzwi, a ja nie miałam innego wyjścia, jak tylko opuścić  mój pokój, 
zostawiając za sobą całe dzieciństwo. 

Miałam do przejścia długą drogę od usytuowanego na drugim piętrze 

saloniku i sypialni, miejsca przewidzianego na przestronne pokoje dla 
dzieci,  które  nigdy  się  nie  narodziły,  lecz  nim  się  obejrzałam,  już 
byłam na ostatnim podeście, otwierającym się na hol. Zatrzymałam się 
na chwilę. Niskie męskie głosy, które do mnie docierały, wydawały się 
dziwne, niepasujące do domu, w którym przez tyle miesięcy panowała 
cisza. 

—  Ach,  tu  jesteś,  Emily.  —  Ojciec  pokonał  dzielące  nas  stopnie  i 

stanął obok. Ukłonił się oficjalnie i, tak jak to wiele razy robił z matką, 
podał mi ramię. Odruchowo wsunęłam pod nie rękę i zeszłam razem z 
nim na dół. Czułam, że wbija we mnie wzrok. — Ślicznie wyglądasz, 
moja droga. Doprawdy ślicznie. — Spojrzałam na niego, zaskoczona 
komplementem, który tak często składał matce. 

Nienawidziłam  tego,  jak  na  mnie  patrzy.  Mimo  radości,  jaką 

przyniósł mi ten wieczór, do tej pory tkwi we mnie świe- 

 

background image

ża  nienawiść.  Przyglądał  mi  się  łakomie,  zupełnie  jakbym  była 

apetycznym udźcem jagnięcym, którym uwielbiał się raczyć. 

Cały  czas  zastanawiam  się,  czy  którykolwiek  z  gości  zauważył  to 

okropne spojrzenie. 

Ojciec  odwrócił  ode  mnie  wzrok  i  uśmiechnął  się  promiennie  do 

zebranych mężczyzn. 

— Widzisz, Simpton. Nie ma się o co martwić. Emily jest zdrowa jak 

ryba. Jak ryba. 

Spojrzałam  w  stronę  gości,  spodziewając  się  zobaczyć  siwiejącego 

mężczyznę  o  załzawionych  oczach,  grubym  wąsie  i  szerokiej  klatce 
piersiowej, ale zamiast tego mój wzrok napotkał przejrzyste niebieskie 
oczy  obłędnie  przystojnego  młodzieńca,  który  ciepło  się  do  mnie 
uśmiechał. 

—  Arthur!  —  Imię  wymsknęło  mi  się  z  ust,  zanim  zdołałam  się 

powstrzymać. Kąciki oczu uniosły mu się w uśmiechu, ale nie zdążył 
nic powiedzieć, kiedy ojciec odezwał się szorstko: 

— Emily, dzisiaj nie będziemy sobie pozwalać na spoufa-lanie się, 

zwłaszcza kiedy pan Simpton zastępuje swojego ojca. 

Poczułam, że twarz oblewa mi się purpurą. 
—  Panie  Wheiler,  jestem  pewien,  że  pańską  córką  powodowało 

wyłącznie  zaskoczenie.  Jednakże  nie  jestem  taki  jak  mój  ojciec  — 
zażartował,  wydymając  policzki  i  wypinając  pierś,  by  pokazać 
monumentalną sylwetkę swojego rodzica. — Przynajmniej na razie! 

Mężczyzna, w którym bez trudu rozpoznałam pana Pullmana, klepnął 

Arthura w plecy i wybuchnął gromkim śmiechem. 

—  Twój  ojciec  znany  jest  z  upodobania  do  dobrego  jedzenia.  Nie 

powiem, sam też mam to na sumieniu. — To powiedziawszy, pogłaskał 
się po imponującym brzuchu. 

W tej samej chwili w progu stanął Carson i oznajmił: 
— Podano do stołu, pani Wheiler. 
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że Carson powiedział to do 

mnie. Przełknęłam ślinę, by się pozbyć suchości w gardle. 

 

background image

— Panowie, zapraszam do salonu. Będziemy zaszczyceni, mogąc was 

ugościć  tym  skromnym  poczęstunkiem.  —  Ojciec  skinął  głową  z 
aprobatą  i  ruszyliśmy  w  stronę  jadalni.  Po  drodze  nie  zdołałam  się 
powstrzymać i zerknęłam przez ramię na Arthura Simptona. 

Tym samym wpadłam na imponujący brzuch pana Pułł-mana. 
— Alice, uważaj, jak chodzisz! — warknął ojciec. 
Już miałam przeprosić pana Pullmana, kiedy dostrzegłam jego minę. 

Dotarło do niego, że ojciec nazwał mnie imieniem nieżyjącej żony, i 
widać było, że ogromnie go to zaniepokoiło. 

—  Och,  Barrett,  to  nic  takiego!  Twoja  śliczna,  utalentowana  córka 

może na mnie wpadać, kiedy tylko zechce! — Mężczyzna położył rękę 
na  ramieniu  ojca  i  zajął  go  rozmową,  prowadząc  do  jadalni,  żebym 
mogła dojść do siebie. 

— Przedyskutujmy ideę zainstalowania oświetlenia elektrycznego na 

Dworcu  Centralnym.  Wydaje  mi  się,  że  ruch  nocny  wygenerowany 
przez Wystawę Światową usprawiedliwia taki wydatek. Z pewnością 
zrekompensujemy  to  sobie  liczbą  sprzedanych  dodatkowo  biletów. 
Wiesz, że mam udziały w stacji. Chciałbym więc... 

Głos  Pullmana  odpłynął,  gdy  obaj  rozmówcy  weszli  do  jadalni. 

Stanęłam w miejscu, jakbym wrosła w ziemię, a słowa „Alice, uważaj, 
jak chodzisz" odbijały się echem w moim umyśle. 

—  Czy  mogę  poprowadzić  panią  do  stołu,  panno  Wheiler? 

Podniosłam  wzrok  i  spojrzałam  prosto  w  przyjazne  niebieskie  oczy 
Arthura Simptona. 

— T-tak, oczywiście — wykrztusiłam. 
Podał mi ramię. W przeciwieństwie do mojego ojca był szczupły, a 

spod mankietu nie wystawały mu kępki czarnych włosów. A przy tym 
był tak cudownie wysoki! 

— Nie martw się — szepnął, kiedy prowadziliśmy pozostałych gości 

do jadalni. — Oprócz mnie i Pullmana nikt nie usłyszał, że nazwał cię 
Alice. 

 

background image

Natychmiast na niego spojrzałam. 
—  To  zrozumiała  pomyłka  —  ciągnął  szybko  i  cicho.  Słowa  były 

przeznaczone  wyłącznie  dla  moich  uszu.  —  Ale  domyślam  się,  jak 
musiała być dla ciebie bolesna. 

Trudno  mi  było  cokolwiek  z  siebie  wydusić,  więc  tylko  skinęłam 

głową. 

—  W  takim  razie  postaram  się  odwrócić  twoją  uwagę  od  tego,  co 

bolesne. 

Zdarzyło  się  coś  niesłychanego  —  Arthur  zajął  krzesło  tuż  obok 

mnie! Rzecz jasna, przypadło mi miejsce po prawicy ojca, ale on na 
szczęście  zajęty  był  konwersacją  z  siedzącymi  po  lewej  panem 
Pullmanem  oraz  panem  Burnha-mem.  Kiedy  rozmowa  przeszła  z 
tematu elektryczności na Dworcu Centralnym na oświetlenie obszaru 
Midway na terenie ekspozycji, do dyskusji włączył się architekt, pan 
Frederick Law Olmstead, co tylko podniosło jej temperaturę. Arthur w 
zasadzie  nie  brał  udziału  w  rozmowach.  Mężczyźni  początkowo 
żartowali, że jest kiepskim zastępcą dotkniętego atakiem podagry ojca, 
co  potwierdził  ze  śmiechem,  a  kiedy  wrócili  do  swoich  słownych 
potyczek, przeniósł zainteresowanie na mnie. 

Nikt  nie  zwracał  na  to  uwagi,  nawet  ojciec,  zwłaszcza  po  tym,  jak 

kazałam  otworzyć  i  rozlać  piątą  butelkę  naszego  wyśmienitego 
caberneta.  Obrzucił  mnie  co  prawda  ostrym  spojrzeniem,  kiedy 
zaśmiałam się w odpowiedzi na jakąś celną uwagę Arthura, ale szybko 
nauczyłam się dławić w sobie radość i tylko uśmiechałam się nieśmiało 
do talerza. 

Od czasu do czasu ośmielałam się jednak podnieść wzrok. Pragnęłam 

spoglądać  w  piękne  oczy  Arthura,  by  napawać  się  ich  blaskiem  i 
życzliwością. 

Nie chciałam jednak, żeby zauważył to ojciec albo pan Elcott. Ojciec 

Camille nie wpatrywał się we mnie aż tak intensywnie jak mój własny, 
ale  jego  wzrok  dość  często  wędrował  w  moim  kierunku. 
Przypomniałam sobie, że zarówno pani Elcott, jak i moja przyjaciółka 
sądziły, iż Arthur jest już 

 

background image

bliski przyznania się do poważnych uczuć wobec Camille. W gruncie 

rzeczy  zresztą  absolutnie  nie  musiałam  sobie  tego  przypominać, 
bowiem nigdy o tym nie zapomniałam. 

Pisząc to, czuję pewien smutek, a może nawet powinnam powiedzieć: 

litość wobec biednej Camille. Niepotrzebnie karmiła się ułudą. Prawda 
była  inna.  Tamtego  wieczoru  nie  zabrałam  jej  nic,  czego  sama 
wcześniej nie próbowała odebrać mnie. 

Warto zauważyć, że nie wzięłam niczego, co nie byłoby mi dane z 

własnej woli i z radością. 

Kolacja,  której  tak  się  obawiałam,  wydawała  się  trwać  zaledwie 

mgnienie  oka.  Zbyt  szybko  ojciec,  już  czerwony  na  twarzy  i 
bełkotliwy, odsunął krzesło od stołu, wstał i obwieścił: 

— Zapraszam do biblioteki na brandy i cygaro. 
Ja  także  się  podniosłam.  Pozostała  piątka  mężczyzn  natychmiast 

poderwała się na nogi. 

— Najpierw wypijmy toast  — powiedział pan Pullman. Uniósł już 

prawie  pusty  kieliszek,  a  jego  towarzysze  uczynili  to  samo.  —  Za 
pannę  Emily,  która  przygotowała  ten  wspaniały  poczęstunek. 
Przyniosłaś zaszczyt swojej matce. 

— Za pannę Wheiler! — powtórzyli mężczyźni, unosząc kieliszki w 

moją stronę. Nie ukrywam, że poczułam dumę i zadowolenie. 

—  Dziękuję,  panowie.  To  bardzo  uprzejmie  z  panów  strony.  — 

Wszyscy się ukłonili, a mnie udało się zerknąć ukradkiem na Arthura. 
Mrugnął do mnie pospiesznie, ukazując w uśmiechu białe zęby. 

—  Moja  droga,  ślicznie  dzisiaj  wyglądałaś,  ślicznie  —  wybełkotał 

ojciec. — Każ przysłać brandy i cygara do biblioteki. 

— Dziękuję, ojcze — odparłam cicho. — George już powinien tam 

czekać z jednym i drugim. 

Ujął  moją dłoń i  uniósł  do ust. Jego  ręka  była wielka i jak zwykle 

wilgotna. 

— Dobrze się dzisiaj spisałaś. Dobranoc, moja droga. 
 

background image

Pozostali także życzyli mi dobrej nocy, gdy wychodziłam pospiesznie 

z  salonu,  wycierając  wierzch  dłoni  o  przepaścistą  aksamitną  suknię. 
Przez  cały  czas  czułam  na  sobie  wzrok  ojca  i  nie  ośmieliłam  się 
odwrócić nawet po to, by po raz ostatni zerknąć na Arthura Simptona. 

Popędziłam w stronę schodów z zamiarem ukrycia się w sypialni, by 

uniknąć  spotkania  z  ojcem,  gdy  kompletnie  pijany  będzie  wracał  do 
łóżka. Poprosiłam nawet Mary, która trajkotała bez przerwy o tym, jaki 
sukces dzisiaj osiągnęłam, żeby dała mi chwilę wytchnienia, a potem 
przyszła  i  pomogła  uwolnić  się  z  sukni,  ponieważ  chciałabym  się 
przebrać w koszulę nocną. 

Kiedy sobie o tym pomyślę,  mam wrażenie, że moje ciało przejęło 

całkowitą  kontrolę  nad  działaniem,  a  umysłowi  nie  pozostało  nic 
innego jak wykonywać jego rozkazy. 

Nogi  zamiast  na  górę,  poniosły  mnie  w  bok,  gdzie  przemknęłam 

cicho  korytarzem  służby  i  wyszłam  na  zewnątrz  tylnymi  drzwiami. 
Uniosłam suknię i niemal poszybowałam w stronę samotnej ławki pod 
wierzbą, która już od dawna należała do mnie. 

Ledwo  znalazłam  się  w  bezpiecznym  cieniu  ulubionego  miejsca, 

odzyskałam przejrzystość myślenia. Tak, ojciec z pewnością posiedzi 
długo  ze  swoimi  towarzyszami,  pijąc  i  paląc,  logiczne  więc,  że 
powinnam  przez  większość  nocy  pozostać  w  ukryciu.  Rozumiałam 
jednak,  że  chowanie  się  w,  ogrodzie  dłużej  niż  przez  krótką  chwilę 
może  okazać  się  niebezpieczne.  Co  będzie,  jeśli  mój  powrót 
przypadnie  akurat  wtedy,  gdy  ojciec  wyjdzie  z  biblioteki,  żeby 
załatwić jakąś potrzebę albo wrzasnąć na kucharkę, by przyniosła mu 
coś  na  zaspokojenie  nienasyconego  apetytu?  O  nie.  Nie  podejmę 
takiego  ryzyka.  Poza  tym  jeśli  Mary  nie  znajdzie  mnie  na  górze  z 
pewnością zacznie szukać, a nawet jej nie chciałam ujawniać swojej 
kryjówki. 

Mimo to wzięłam głęboki wdech, wciągając do płuc chłodne nocne 

powietrze oraz otuchę, jaką dawały kryjące 

 

background image

mnie cienie. Pragnęłam wykraść choćby chwilę dla siebie, by w tym 

szczególnym miejscu porozmyślać o Arthurze Simp tonie. 

Był wobec mnie taki uprzejmy! Ileż czasu minęło, odkąd ostatni raz 

się śmiałam, i jakże przyjemnie było znowu odczuwać radość, nawet 
jeśli musiałam ją tłumić! Dzięki Arthurowi ten wieczór przerodził się z 
przerażającego i dziwnego w najbardziej magiczny na świecie. 

Nie chciałam, by dobiegł końca. Nadal tego nie chcę. 
Niezdolna się dłużej powstrzymywać, wstałam, rozpostarłam ręce i 

zaczęłam  wirować  w  ciemności  pod  osłoną  wierzbowych  gałęzi, 
śmiejąc  się  tak  radośnie,  aż  osunęłam  się  wyczerpana  napływem 
emocji,  do  których  nie  byłam  przyzwyczajona.  Usiadłam  na  młodej 
trawie, ciężko dysząc i odgarniając z twarzy włosy, które wymknęły 
się z koka. 

—  Nie  powinnaś  nigdy  przestawać  się  śmiać.  Kiedy  się  radujesz, 

twoja uroda z niesamowitej przeradza się w nieziemską i wyglądasz jak 
bogini,  która  zeszła  na  ziemię,  by  kusić  nas  wszystkich  swoją 
niedostępną cudownością. 

Poderwałam  się  na  nogi,  bardziej  podekscytowana  niż  zszokowana 

widokiem Arthura Simptona, rozsuwającego gałęzie i wkraczającego 
do mojego azylu. 

— Panie Simpton! Ja... ja nie sądziłam, że ktoś... 
—  Panie  Simpton?  —  przerwał  mi,  uśmiechając  się  ciepło  i 

zaraźliwie. — Nawet twój ojciec uznałby, że w tych okolicznościach 
nie jest wymagana aż taka oficjalność. 

Serce waliło mi tak głośno, że zupełnie zagłuszyło zdrowy rozsądek, 

który wołał, bym ugryzła się w język, uśmiechnęła i prędko wróciła do 
domu. Zamiast zrobić to wszystko, wyrzuciłam z siebie: 

— Mój ojciec nie wyraziłby zgody na to, żebyśmy siedzieli razem w 

ogrodzie, bez względu na to, jak byśmy się do siebie zwracali. 

Uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy. 
— Czyżby twój ojciec mnie nie akceptował? 
 

background image

— Nie, nie. — Pokręciłam głową. — Nie w tym rzecz, a przynajmniej 

nie sądzę. Tyle że od śmierci matki ojciec nie akceptuje praktycznie 
niczego. 

— Jestem pewien, że to dlatego, iż dopiero co stracił żonę. 
—  A  ja  dopiero  co  straciłam  matkę!  —  Zostało  mi  jeszcze  tyle 

zdrowego  rozsądku,  by  zacisnąć  usta  w  cienką  linę  i  powstrzymać 
wybuch.  Zdenerwowana  i  dziwnie  niezdarna,  podeszłam  do 
marmurowej ławy i usiadłam, próbując ugładzić wymykające się spod 
koka włosy. — Proszę o wybaczenie, panie Simpton. Nie powinnam 
się do pana w ten sposób odzywać. 

— Dlaczegóż nie! Emily, czy nie  możemy zostać przyjaciółmi? — 

Podszedł do ławki, ale nie usiadł. 

— Tak — odpadłam cicho, zadowolona, że niesforne włosy zasłaniają 

mi twarz. — Chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi. 

— W takim razie musisz mi mówić po imieniu i rozmawiać ze mną o 

wszystkim, o czym rozmawiałabyś z przyjacielem, a ja dopilnuję, by 
twój ojciec w pełni mnie akceptował. Nawet nie wspomnę, że zastałem 
cię w ogrodzie. 

— Proszę cię, Arthurze — odparłam, nieruchomiejąc. — Jeśli jesteś 

moim przyjacielem, obiecaj nie wspominać o tym, że widziałeś mnie 
po wyjściu z jadalni. 

Wydawało  mi  się,  że  w  jego  oczach  zamigotało  zdziwienie,  ale 

natychmiast zastąpił je ciepły, kojący uśmiech. 

— Emily, nie będę w ogóle rozmawiał z twoim ojcem o dzisiejszym 

wieczorze,  nie  licząc  przypomnienia  mu,  jaką  cudowną  panią  domu 
okazała się jego córka. 

— Dziękuję. 
Wtedy usiadł obok. Nie za blisko, ale wystarczająco, bym wyczuła 

jego zapach — zapach cygar i czegoś niemal słodkiego. Teraz, gdy o 
tym  pomyślę,  zdaję  sobie  sprawę,  że  to  głupota,  bo  czy  mężczyzna 
może  pachnieć  słodko?  Nie  rozumiałam  jeszcze,  że  każdy  oddech 
niecuchnący alkoholem i cygarami jak u ojca wydaje mi się słodki. 

 

background image

—  Często  tu  przychodzisz?  —  zapytał.  Jakże  łatwo  przyszła  mi 

odpowiedź. 

— Tak. 
— Ojciec o tym nie wie? 
Zawahałam się tylko na moment. Patrzył tak przyjaźnie, tak szczerze, 

a do tego przyznał, że chce być moim przyjacielem. Na pewno mogłam 
mu się zwierzyć, choć uznałam, że powinnam zachować ostrożność. 
Wzruszyłam  więc  nonszalancko  ramionami  i  udzieliłam  odpowiedzi 
równie uczciwej, jak wymijającej. 

—  Och,  ojciec  jest  tak  zajęty  pracą,  że  chyba  nawet  nie  zauważa 

ogrodów. 

— Ale ty je lubisz? 
— Tak. Pięknie tu. 
— W nocy? Jest ciemno, a ty siedzisz zupełnie sama. 
—  Skoro  jesteś  teraz  moim  przyjacielem,  chyba  mogę  ci  zdradzić 

pewien sekret, nawet jeśli to nie przystoi kobiecie.— Obdarzyłam go 
nieśmiałym uśmiechem. 

— Twój sekret nie przystoi kobiecie, czy to, że mi go zdradzisz? — 

Zaśmiał się psotnie. 

—  Obawiam  się,  że  i  jedno,  i  drugie.  —  Moja  nieśmiałość  gdzieś 

zniknęła, odważyłam się nawet zatrzepotać kokieteryjnie rzęsami. 

—  Teraz  mnie  zaintrygowałaś.  Jako  przyjaciel  nalegam,  żebyś 

mówiła dalej. — Arthur pochylił się nieco w moją stronę. 

Popatrzyłam mu w oczy i powiedziałam prawdę. 
— Lubię ciemność. Jest przyjazna i dodaje mi otuchy. 
Uśmiech  zgasł  na  jego  twarzy  i  już  zaczęłam  się  obawiać,  że 

zdradziłam zbyt wiele. Jednak gdy się odezwał, nadal brzmiał ciepło. 

—  Biedna  Emily.  Wyobrażam  sobie,  jak  bardzo  potrzebowałaś 

otuchy w minionych miesiącach i jeśli ten ogród daje ci ukojenie, czy 
to w dzień, czy w nocy, przyznaję, że jest to cudowne miejsce! 

 

background image

Jego empatia wywołała we mnie ulgę i radość. 
—  O  tak,  to  moja  oaza.  Zamknij  oczy  i  oddychaj  głęboko.  Zaraz 

zapomnisz, że jest noc. 

—  Dobrze.  Tak  zrobię.  —  Zamknął  oczy  i  wciągnął  powietrze 

głęboko w płuca. — Co to za cudowny zapach? Wcześniej w ogóle go 
nie czułem. 

—  To  lilie  Stargazer.  Dopiero  zaczęły  kwitnąć  —  wyjaśniłam  z 

radością. — Nie, nie otwieraj oczu. Teraz posłuchaj. Powiedz mi, co 
słyszysz. 

— Twój głos, który jest równie słodki jak zapach lilii. — Zakręciło mi 

się  w  głowie  od  jego  komplementu,  ale  zareagowałam  z  udawaną 
powagą. 

— Nie chodzi o mnie, Arthurze. Wsłuchaj się w ciszę i powiedz mi, 

jakie dźwięki rozróżniasz. 

Pochylił głowę, nie podnosząc powiek. 
— Woda. Słyszę fontannę. 
— Właśnie! Lubię siedzieć w tym miejscu, ukryta pod wierzbą.  To 

mój świat, do którego docierają dźwięki płynącej z fontanny wody, a ja 
mogę  sobie  wyobrażać,  że  znów  jadę  rowerem  wokół  jeziora,  wiatr 
rozwiewa mi włosy, a nic i nikt nie może mnie złapać. 

—  Nikt?  Absolutnie  nikt?  —  Arthur  otworzył  oczy.  —  Nawet 

przyjaciel? 

Oblała mnie fala gorąca. 
— Teraz sobie wyobrażam, że dołącza do mnie przyjaciel. Pamiętam, 

że uwielbiasz jeździć na rowerze. 

— Rower! — Arthur ku memu zaskoczeniu klepnął się w czoło. — To 

właśnie  dlatego  cię  tu  znalazłem.  Wyszedłem  wcześniej,  ponieważ 
chciałem  porozmawiać  z  ojcem,  zanim  uda  się  na  spoczynek. 
Zostawiłem  tu  rower  i  wracałem  po  niego,  gdy  nagle  usłyszałem 
śmiech. — Przerwał na chwilę, po czym kontynuował podniośle: — To 
był najpiękniejszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałem. Miałem wra-
żenie, że dochodzi zza domu. Zobaczyłem otwartą furtkę do ogrodu, 
więc ruszyłem w kierunku, z którego dochodził. 

 

background image

—  Och  —  westchnęłam,  uszczęśliwiona  i  jeszcze  bardziej 

zarumieniona. — Cieszę się, że mój śmiech cię tu przywiódł. 

— Emily, on mnie nie tyle przywiódł, ile przyciągnął. 
— Zdradzę ci jeszcze jeden sekret — powiedziałam. 
— To będzie kolejny sekret, który zatrzymam dla siebie i będę cenił 

jak skarb. 

— Kiedy się śmiałam, myślałam o tym, jak uszczęśliwiła mnie twoja 

obecność  na  kolacji.  Zanim  przy  mnie  usiadłeś,  okropnie  się 
denerwowałam. — Wstrzymałam oddech z nadzieją, że nie okazałam 
się, jak by to określiła moja matka, zbyt bezpośrednia. 

— W takim razie z wielką przyjemnością mogę ci zakomunikować, 

że pojawię się także na sobotnim przyjęciu w towarzystwie kobiety, z 
którą, mam nadzieję, również szybko się zaprzyjaźnisz. 

Moje  serce,  już  poobijane  i  posiniaczone,  zareagowało  na  te  słowa 

bólem.  Ale  nauczyłam  się  ukrywać  prawdziwe  uczucia,  więc 
przybrałam  tę  samą  zainteresowaną  minę  i  cichy  głos,  które 
stosowałam w rozmowie z ojcem. 

—  To  miłe.  Z  wielką  chęcią  znów  zobaczę  się  z  Camille.  Musisz 

wiedzieć, że my już się przyjaźnimy. 

— Camille? — Arthur wydawał się głęboko zdumiony. — Ach, masz 

na myśli córkę Samuela Elcotta. 

— Oczywiście — odparłam, a puls znów mi przyspieszył. 
— Oczywiście? Dlaczego powiedziałaś „oczywiście"? 
—  Zdawało  mi  się,  że  według  powszechnej  opinii  jesteś 

zainteresowany Camille. 

Wielki ciężar spadł mi z serca, gdy Arthur pokręcił głową i odparł z 

naciskiem: 

— Nie rozumiem, jak powszechna opinia może głosić coś, o czym ja 

nie mam pojęcia. 

Poczułam, że powinnam powiedzieć coś na obronę biednej Camille, 

która z pewnością przeżyłaby ogromny wstyd, słysząc jego słowa. 

 

background image

— Rozumiem, że pani Elcott liczyła na coś takiego. 
— W takim razie pozwól, że coś ci wyjaśnię — Arthur uniósł ciemne 

brwi, a także kąciki ust. — W sobotę przyprowadzę na przyjęcie moją 
matkę. Ojciec cierpi na podagrę, ale matka chciałaby wziąć udział w 
twoim pierwszym prawdziwym wydarzeniu towarzyskim, by udzielić 
ci swego wsparcia. Mam nadzieję, że się z nią zaprzyjaźnisz. 

—  A  więc  nie  zamierzasz  spotykać  się  z  Camille?  —  zapytałam 

zuchwale i wstrzymałam oddech. 

Wstał,  uśmiechnął  się  i  złożył  oficjalny  ukłon,  po  czym  oznajmił 

ciepłym, pełnym uczucia głosem: 

—  Panno  Emily  Wheiler,  mogę  cię  zapewnić,  że  to  nie  z  Camille 

Elcott  pragnę  się  spotykać.  Niechętnie,  ale  muszę  się  teraz  z  tobą 
pożegnać. Do zobaczenia w sobotę. 

Odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie przepełnioną szczęściem i 

nadzieją.  Miałam  wrażenie,  że  nawet  otaczająca  mnie  powłoka 
ciemności podziela moją radość. 

Nie  pozwoliłam  sobie  jednak  na  zbyt  długie  napawanie  się 

wydarzeniami  tej  cudownej  nocy.  Chociaż  w  sercu  miałam  tylko 
Arthura i chciałam myśleć wyłącznie o tym, że w zasadzie przyrzekł, iż 
to  o  moją  rękę  będzie  się  ubiegał  w  przyszłości,  umysł  już 
podsumowywał  mniej  romantyczne  informacje,  jakie  od  niego 
uzyskałam. Ręce mi się trzęsą z radości, gdy w bezpiecznych ścianach 
sypialni przerzucam na karty tego dziennika wspomnienia rozmowy z 
Arthurem i zaczynam sobie wyobrażać, co może przynieść mi wspólna 
przyszłość; zarazem jednak wiem, że od teraz muszę zachowywać się 
cicho podczas pobytu w ogrodzie. 

Nie mogę zwrócić uwagi n i k o g o  i n n e g o .  

background image

 

 
Zaczynam  ten  wpis  z  niepokojem.  Czuję,  jak  się  zmieniam,  mam 

nadzieję, że na lepsze, ale przyznaję, że nie mam co do tego pewności. 
Mówiąc  całkiem  szczerze,  nawet  nadzieja  znaczy  teraz  dla  mnie  co 
innego niż kiedyś. 

Czuję się taka zdezorientowana! I tak bardzo się boję. 
Tylko  jednego  jestem  pewna:  tego,  że  muszę  uciec  z  domu  przy 

pierwszej sposobności. Arthur Simpton dał mi logiczny i bezpieczny 
powód, a ja go przyjęłam. 

Nie jestem upojonym radością dzieckiem, jakim byłam jeszcze osiem 

dni temu, po nocnym spotkaniu w ogrodzie. Nadal uważam, że Arthur 
jest dobry i uroczy, no i, rzecz jasna, przystojny. Sądzę, że mogłabym 
go  pokochać.  Wspaniała  przyszłość  leży  w  zasięgu  mojej  ręki,  nie 
wiem więc, skąd wziął się ten rosnący w sercu chłód. Czy strach i nie-
nawiść do ojca naznaczyły mnie swoim piętnem? 

Na samą myśl o tym drżę. 
Być  może  powrót  do  wydarzeń  minionych  dni  przyniesie  mi 

odpowiedź na te wszystkie pytania. 

Wizyta Arthura w ogrodzie rzeczywiście odmieniła mój świat. Nagle 

przestałam  się  obawiać  sobotniego  przyjęcia,  a  nawet  zaczęłam 
odliczać  godziny,  które  mnie  od  niego  dzieliły.  Rzuciłam  się  w  wir 
przygotowań jadłospisu, dekoracji, każdego szczegółu sukni. 

 

background image

Początkowo kazałam kucharce przygotować pięcioda-niowy posiłek 

na  podstawie  jednej  ze  starych  książek  matki,  ale  ostatecznie 
poszperałam w pamięci, żałując, że nie przykładałam większej — czy 
też  jakiejkolwiek  —  uwagi  do  dyskusji  rodziców  o  najbardziej 
wystawnych  przyjęciach,  na  jakich  bywali,  zanim  matka  musiała 
wycofać się z życia towarzyskiego ze względu na stan błogosławiony. 
W końcu przypomniałam sobie, że nawet ojciec chwalił pewną kolację 
w klubie uniwersyteckim, sponsorowaną przez jego bank, wydaną zaś 
na  cześć  architektów  wystawy.  Wysłałam  Mary,  której  siostra  była 
jedną z niezliczonych klubowych kucharek, po kopię menu i z radością 
przyjęłam  fakt,  że  wróciła  z  listą  nie  tylko  dań,  ale  także  win,  jakie 
należy  do  nich  podawać.  Kucharka,  która  z  litością  i  pobłażaniem 
podchodziła  do  moich  prób  ustalenia  jadłospisu,  wreszcie  zaczęła 
traktować mnie z szacunkiem. 

Potem  zmieniłam  plany  dekoracji.  Chciałam  wnieść  do  domu 

namiastkę  ogrodu,  więc  zarządziłam,  by  ogrodnicy  wycięli  bukiety 
lilii,  byle  nie  z  okolic  fontanny.  Kazałam  także  zebrać  pałki  z 
otaczających jezioro moczarów oraz sznury bluszczu. Potem zaczęłam 
napełniać wazony roślinami z nadzieją, że Arthur zwróci na nie uwagę. 

Podczas  gdy  tkwiłam  w  wirze  samodzielnie  wymyślanych 

przygotowań, poczyniłam niezwykle interesujące spostrzeżenie — im 
bardziej  stawałam  się  wymagająca,  tym  uważniej  słuchali  mnie 
wszyscy  dookoła.  Niegdyś  chodziłam  po  domu  na  palcach  niczym 
nieśmiały  duch  dawnej  siebie;  teraz  kroczyłam  zdecydowanie, 
wykrzykując pewnym głosem kolejne polecenia. 

Ciągle się  uczę.  A oto najważniejsza z lekcji, jakie  wyciągnęłam  z 

moich  doświadczeń:  istnieją  lepsze  sposoby  na  zarządzanie 
otoczeniem  niż  ten,  który  preferowała  moja  matka.  Ona 
wykorzystywała  swoją  urodę  i  cichy,  błagalny  głos,  by  nakłaniać, 
namawiać i stawiać na swoim. Ja wolę większą stanowczość. 

 

background image

Czy to źle? Czy to element chłodu, który się we mnie rozprzestrzenia? 

Ale dlaczego zyskanie pewności siebie i kontroli miałoby być czymś 
negatywnym? 

Tak czy inaczej, postanowiłam wykorzystać świeżo nabytą wiedzę, 

wybierając  strój.  Oczywiście,  ojciec  polecił,  żebym  znów  założyła 
jedną z zielonych aksamitnych sukni matki. 

Odmówiłam. 
Och,  nie  byłam  aż  tak  głupia,  by  zrobić  to  otwarcie.  Po  prostu 

odrzucałam po kolei każdą zieloną suknię, którą pokazywała mi Mary. 
Wcześniej nalegałaby dopóty, dopóki nie skapitulowałabym, lecz moje 
nowe podejście zupełnie wytrąciło ją z równowagi. 

—  Ależ,  panienko,  musisz  założyć  którąś  z  sukien  matki.  Ojciec 

stanowczo  wypowiedział  się  na  ten  temat  —  zaprotestowała  po  raz 
ostatni. 

— Spełnię prośbę ojca, jednak na własnych warunkach. Jestem panią 

tego domu, a nie lalką, którą można ubierać po swojemu. 

Przeszłam  do  garderoby  i  wyciągnęłam  z  jej  zakamarków  suknię, 

którą zamierzałam kiedyś założyć na bal debiutantek. Została uszyta z 
kremowego  jedwabiu  i  ozdobiona  kaskadami  wyszytego  zielonego 
bluszczu. Stanik, choć skromny, był obfity, tak samo jak dół, ale w talii 
suknia  zwężała  się  mocno  i  moja  sylwetka  przypominała  idealną 
klepsydrę.  Ramiona  pozostawały  nagie  —  kusząco,  choć  całkiem 
przyzwoicie. Podałam ją służącej. 

—  Odczep  od  którejś  sukni  matki  zieloną  szarfę  i  kokardę.  Szarfą 

przewiążę się w pasie, a kokardę przyszyjesz z boku stanika. I przynieś 
mi jej zielone aksamitne wstążki do włosów. Założę je sobie na szyję. 
Jeśli ojciec będzie miał coś przeciwko, powiem mu zgodnie z prawdą, 
że spełniłam jego życzenie i mam na sobie zielony aksamit matki. 

 

background image

Mary zmarszczyła czoło i mruknęła coś pod nosem, ale zrobiła, co jej 

kazałam. Wszyscy mnie słuchali. Nawet ojciec spokojnie przyjął fakt, 
że w piątek odmówiłam pójścia na spotkanie Rady Ogólnej Klubów 
Kobiecych, twierdząc, że jestem zbyt zajęta. 

— No cóż, Emily, jutro wszystko musi być takie... po prostu takie. 

Rezygnacja  z  wolontariatu  w  tym  tygodniu  będzie  całkowicie 
zrozumiała. To godne pochwały, że tak wypełniasz swoje obowiązki 
pani domu. 

— Dziękuję, ojcze — odpowiedziałam tymi samymi słowami, które 

stosowałam niezliczone już razy. Teraz jednak nie ściszyłam głosu ani 
nie opuściłam głowy. Spojrzałam mu prosto w oczy, mówiąc: — Nie 
będą mogła dzisiaj zjeść z tobą kolacji. Mam zbyt wiele do zrobienia, a 
czas nagli. 

—  Ależ  oczywiście.  Oczywiście.  Tylko  dobrze  wykorzystaj  każdą 

chwilę, Emily. 

— Tak zrobię, ojcze. 
Pokiwał  głową  sam  do  siebie  i  nawet  nie  zauważył,  że  wyszłam  z 

pokoju, zanim udzielił mi na to pozwolenia. 

Cudownym  luksusem  było  polecenie  George'owi,  żeby  w  piątek 

wieczorem  przyniósł  kolację  do  mojego  saloniku.  Jadłam  w 
absolutnym  spokoju,  sącząc  niewielką  lampkę  wina  i  podliczając 
zdobione  złotem  odpowiedzi  na  zaproszenia.  Jak  się  okazało, 
wszystkie dwadzieścia osób odpowiedziało pozytywnie. 

Liścik od Simptonów położyłam na samym wierzchu stosika. 
A  potem  usadowiłam  się  na  leżance  stojącej  przed  niewielkim 

balkonem,  zapaliłam  sześć  długich  świec  i  zaczęłam  przeglądać 
najnowszy katalog Montgomery Ward1. Po raz pierwszy poczułam, że 
bycie panią domu wcale nie jest takie złe. 

                                            

1Sklep wysyłkowy z elementami wyposażenia wnętrz (przyp. tłum.). 

74 

background image

Podekscytowanie  nie  zmniejszyło  jednak  mojego  ogromnego 

zdenerwowania, kiedy w sobotę wieczorem Carson oznajmił, że goście 
zaczynają się schodzić. Zerknęłam po raz ostatni w lustro, podczas gdy 
Mary zawiązywała mi na szyi cienką aksamitną wstążkę. 

— Piękna z ciebie panienka — powiedziała. — Zrobisz dzisiaj furorę. 
Uniosłam  podbródek  i  odezwałam  się  do  swojego  odbicia, 

przepędzając ducha matki. 

— Tak, zrobię. 
Gdy  zeszłam  na  półpiętro,  zobaczyłam  odwróconego  do  mnie 

plecami  ojca.  Był  zaangażowany  w  ożywioną  dyskusję  z  panami 
Pullmanem i Ryersonem. Carson otwierał drzwi i wpuszczał kolejne 
pary. Dwie kobiety — w jednej rozpoznałam pulchną panią Pullman, 
druga była wyższa i ładniejsza — podziwiały dekorację z lilii, bluszczu 
i pałek, nad którą spędziłam tyle godzin. Już z daleka słyszałam ich 
głośne zachwyty. 

— Prześliczne i całkiem niezwykłe — oznajmiła pani Pullman, a jej 

koleżanka potwierdziła skinieniem głowy. — Wyśmienita decyzja, by 
użyć  lilii.  Napełniły  hol  wyjątkowym  aromatem,  zupełnie  jakbyśmy 
znalazły się w pachnącym ogrodzie. 

Nie poruszyłam się. Potrzebowałam chwili osobistej satysfakcji, więc 

wyobraziłam  sobie,  że  siedzę  na  ławce  pod  wierzbą,  otoczona 
ciemnością,  a  towarzyszy  mi  Arthur  Simpton.  Zamknęłam  powieki, 
wzięłam głęboki, uspokaja- 

 

background image

jący wdech, a gdy wypuszczałam powietrze z płuc, usłyszałam jego 

głos, jak gdyby przywołany siłą mojej wyobraźni. 

— A oto i sama panna Wheiler, matko. Jak się domyślam, dekoracje, 

które przed chwilą podziwiałaś, wyszły spod jej ręki. 

Otworzyłam  oczy  i  mój  wzrok  padł  na  Arthura  stojącego  obok 

urodziwej kobiety, której nie znałam. 

—  Dobry  wieczór,  pani  Simpton  —  odezwałam  się  z  uśmiechem  i 

zeszłam po ostatnich stopniach na dół. 

Ojciec  wyminął  gości  tak  szybko,  że  gdy  wreszcie  mnie  dopadł  i 

podał mi ramię, aż dyszał z wysiłku. 

— Emily, nie poznałaś chyba jeszcze matki Arthura, pani Simpton — 

powiedział, przedstawiając przybyłą. 

— Panno Wheiler, jest pani jeszcze bardziej urocza, niż wynikałoby 

to z opisu mojego syna — oznajmiła pani Simpton. — A ta dekoracja 
jest  absolutnie  wyjątkowa.  Czy  to  rzeczywiście  pani  dzieło,  jak 
twierdzi mój syn? 

— Tak, proszę pani. Jest mi niezmiennie miło, że się pani podoba — 

odparłam  i  nie  mogąc  się  powstrzymać,  obdarzyłam  Arthura 
uśmiechem.  W  jego  niebieskich  oczach  także  czaiły  się  wesołe 
iskierki, jakże znajome i coraz bardziej mi bliskie. 

— A skąd miałbyś wiedzieć, że to Emily przygotowała te dekoracje? 

— Byłam zdumiona ostrym tonem ojca i pewna, że wszyscy dookoła 
wyczuli w nim tę jawną zaborczość. 

Arthur zaśmiał się szczerze, niczym niezrażony. 
— No cóż, znam te lilie z... — Najwidoczniej dostrzegł przerażenie w 

moim wzroku, ponieważ przerwał nagle i rozkaszlał się przesadnie. 

— Synu, nic ci nie jest? — Pani Simpton z troską dotknęła jego ręki. 

Arthur odchrząknął i znów się uśmiechnął. 

— Nic, nic, matko. To tylko drapanie w gardle. 
— Co takiego mówiłeś o kwiatach Emily? — Ojciec zachowywał się 

jak stary, spasły pies niedający sobie wyrwać kości. 

 

background image

Arthur nawet się nie zająknął. 
—  A  to  są  kwiaty  Emily?  W  takim  razie  trafiłem  w  dziesiątkę, 

ponieważ bardzo mi ją przypominały. One także są wyjątkowo piękne i 
słodkie. 

—  Och,  Arthurze,  coraz  bardziej  brzmisz  jak  twój  ojciec.  —  Pani 

Simpton ścisnęła ramię syna z widoczną czułością. 

—  Arthur!  Och!  Miałam  nadzieję,  że  tu  będziesz.  —  Camille 

podbiegła do nas szybko, wyprzedzając matkę, chociaż pani Elcott tak 
jej deptała po piętach, że sprawiało to wrażenie, jakby ją popychała. 

— Panno Elcott.  — Arthur ukłonił się sztywno, oficjalnie. —  Pani 

Elcott.  Dobry  wieczór.  Przyszedłem  z  matką,  ponieważ  ojciec  nadal 
niezbyt dobrze się czuje. 

— Cóż za zbieg okoliczności! Camille także dziś do mnie dołączyła, 

gdyż mój małżonek twierdzi, iż łapie go febra. Tak bardzo pragnęłam 
przyjść, żeby wesprzeć Emily w jej pierwszym przyjęciu w roli pani 
domu,  że  nie  miałam  serca  odmówić  —  wyjaśniła  przesłodzonym 
tonem, a spojrzenie rzucone na Arthura przeczyło jej słowom.  — Ze 
smutkiem jednak stwierdzam, że mam jedynie córki, brak mi oddanego 
syna. Jakaż szczęśliwa z pani matka, pani Simpton. 

— Muszę się z panią całkowicie zgodzić — odparła matka Arthura, 

uśmiechając  się  ciepło.  —  To  oddany  i  bystry  syn.  Właśnie 
dyskutowaliśmy  o  tym,  jak  odgadł,  że  wszystkie  dekoracje  zostały 
wykonane samodzielnie przez pannę Wheiler. 

— Emily, ty to zrobiłaś? — Camille wydawała się tak wstrząśnięta, 

że  poczułam  pragnienie,  by  ją  uderzyć.  Zamiast  tego  uniosłam 
podbródek,  nie  ściszając  jednak  głosu  i  nie  bagatelizując  swoich 
dokonań, jak by to zrobiła moja matka. 

— Witaj, Camille, cóż za niespodzianka. Owszem, to ja wykonałam 

wszystkie dekoracje, także te na stole w jadalni oraz w bibliotece ojca. 

—  Jesteś  moją  chlubą,  Emily  —  powiedział  ojciec.  Zignorowałam 

jego słowa, skupiając się na Camille. 

 

background image

— Jak wspólnie z matką zauważyłyście podczas poprzedniej wizyty, 

uczę się być panią wielkiego domu. — Nie dodałam tego, co jeszcze 
powiedziała wtedy pani Elcott, a mianowicie że przyszły mąż będzie 
miał  ze  mnie  pociechę.  Nie  musiałam  tego  robić.  Wystarczyło,  że 
przeniosłam wzrok z Camille na Arthura i odpowiedziałam uśmiechem 
na jego promienny uśmiech. 

—  Tak  jak  mówiłem,  przynosisz  mi  chlubę.  —  Ojciec  ponownie 

podał  mi  ramię.  Musiałam  je  przyjąć.  —  A  teraz  powitajmy 
pozostałych gości. — Skinął głową Simptonom i Elcottom. — Emily, 
nie widzę, żeby podano szampana. 

— To dlatego, że w sprawie dzisiejszego menu postanowiłam pójść w 

ślady  klubu  uniwersyteckiego.  Zamiast  szampana  George  przed 
pierwszym  daniem  poda  amontillado.  Lepiej  komponuje  się  ze 
świeżymi ostrygami. 

—  Doskonale,  doskonale.  W  takim  razie  znajdźmy  to  amontillado, 

moja  droga.  Och,  widzę,  że  przybyli  już  Ayersowie.  Mówi  się  o 
utworzeniu stałej kolekcji sztuki z jego indiańskimi pamiątkami, którą 
nasz bank byłby bardzo zainteresowany... 

Przestałam  słuchać,  chociaż  pozwoliłam  mu  się  prowadzić.  Przez 

cały  wieczór  odgrywałam  rolę  pani  domu  i  gospodyni  przyjęcia,  ale 
jednocześnie  żywiłam  nadzieję,  że  Arthur  Simpton  to  wszystko 
zauważa.  A  kiedy  pozwalałam  sobie  na  niego  zerknąć,  mój  wzrok 
napotykał na jego spojrzenie. Arthur mnie obserwował, a jego uśmiech 
mówił, że mu się to podoba. 

Wiedziałam, że pod koniec kolacji mężczyźni jak zwykle opuszczą 

towarzystwo  i  udadzą  się  do  biblioteki  ojca  na  brandy  i  cygaro. 
Kobiety miały przejść do salonu matki, sączyć korzenne wino, skubać 
ciasteczka i — rzecz jasna — plotkować. Obawiałam się tego podziału, 
nie tylko dlatego, że oznaczał on rozstanie z Arthurem, ale ponieważ 
nie miałam doświadczenia w prowadzeniu konwersacji z kobietami w 
średnim wieku. 

 

background image

Jedyną moją rówieśniczką była Camille. Uznałam, że muszę podjąć 

decyzję:  albo  usiądę  obok  niej,  paplając  jak  przystało  na  dzierlatkę, 
albo  podejmę  trud  stania  się  prawdziwą  panią  domu  Wheilerów. 
Zdawałam sobie sprawę, że mogę być traktowana protekcjonalnie, w 
końcu  znajdowały  się  tam  znakomite  damy,  takie  jak  pani  Ryerson, 
pani Pullman czy pani Ayer, a ja byłam zaledwie szesnastolatką. Ale 
gdy  wprowadziłam  moich  gości  do  salonu,  gdzie  przywitał  mnie 
znajomy, kojący zapach lilii, które tak drobiazgowo zaaranżowałam, 
podjęłam decyzję. Nie usiadłam pod oknem z Camille, trzymając się 
kurczowo  dzieciństwa,  lecz  zajęłam  miejsce  matki  na  stojącej 
pośrodku  pokoju  sofie.  Nadzorowałam  Mary,  nalewającą  damom 
wina, starałam się trzymać wysoko uniesiony podbródek i wymyślić 
coś 

—  cokolwiek  inteligentnego  —  czym  mogłabym  przerwać 

przedłużające się milczenie. Wybawiła mnie matka Arthura. 

—  Panno  Wheiler,  jestem  zainteresowana  tymi  niezwykłymi 

bukietami, 

tak 

cudownie 

rozłożonymi 

we 

wszystkich 

pomieszczeniach. Skąd inspiracja? — zapytała z ciepłym uśmiechem, 
tak bardzo przypominającym uśmiech jej syna. 

— Właśnie, moja droga. — Ze zdumieniem przyjęłam fakt, że pani 

Ayer także się odezwała. — To bardzo przemyślane dekoracje. Musisz 
zdradzić nam swój sekret. 

— Zainspirowały mnie nasze ogrody i mieszcząca się w ich centralnej 

części fontanna. Chciałam wnieść dzisiaj do domu zapach lilii i wizję 
wody, a także moje ulubione drzewo, wierzbę. 

— Ach, rozumiem! Te pałki przywodzą na myśl wodę 
— powiedziała pani Simpton. 
—  Zaś  bluszcz  jest  ułożony  na  kształt  liści  wierzby.  —  Pani  Ayer 

pokiwała głową z wyraźną aprobatą. — To doskonały pomysł. 

— Emily, nie wiedziałam, że tak lubisz ogród! Sądziłam, że ciebie i 

Camille bardziej interesuje jazda rowerowa oraz najnowsze stylizacje 
dziewczyny Gibsona. — Pani El- 

 

background image

cott  odezwała  się  swym  protekcjonalnym  tonem,  którego  się 

obawiałam. 

Przez  chwilę  nie  odpowiadałam.  W  pokoju  zapanowała  niezręczna 

cisza, jakby wszyscy wstrzymali oddech i nawet dom czekał na to, co 
powiem. Okażę się dzieckiem czy damą? 

Wyprostowałam się, uniosłam brodę i spojrzałam prosto w oczy pani 

Elcott. 

—  Rzeczywiście,  pani  Elcott,  lubiłam  jeździć  na  rowerze  i 

interesowałam się stylizacją dziewczyny Gibsona, ale to było wtedy, 
kiedy  domem  zarządzała  moja  matka,  a  pani  bliska  przyjaciółka. 
Matka  jednak  nie  żyje,  ja  zaś  musiałam  przejąć  jej  rolę  i  dlatego 
przyszło  mi  zajmować  się  sprawami  już  nie  tak  dziecinnymi.  — 
Usłyszałam zatroskane cmoknięcia. „Biedne dziecko", szeptały damy. 
To mnie jeszcze bardziej ośmieliło, a ponieważ uświadomiłam sobie, 
że  mogę  wykorzystać  wyniosłość  mojej  rozmówczyni  do  własnych 
celów, dodałam: — Wiem, że nie będę tak wspaniałą panią domu jak 
moja matka, ale postanowiłam, że dam z siebie wszystko. Pozostaje mi 
jedynie mieć nadzieję, że matka spogląda na mnie z góry z dumą. — W 
tym miejscu delikatnie pociągnęłam nosem i przyłożyłam koronkową 
chustkę do kącika oka. 

—  Och,  najsłodsze  dziecko!  —  Pani  Simpton  pogłaskała  mnie  po 

ramieniu.  —  Jak  to  już  mówił  wcześniej  twój  ojciec,  jesteś  chlubą 
swojej rodziny. Nie znałyśmy się zbyt dobrze z twoją matką, ale sama 
mam  córki,  więc  z  całkowitym  przekonaniem  mogę  powiedzieć,  iż 
byłaby z ciebie dumna, i to bardzo! 

Wszystkie  panie  po  kolei  pocieszały  mnie  i  zapewniały  o  tym,  jak 

mnie podziwiają. Wszystkie oprócz pani Elcott i jej córki. Przez resztę 
wieczoru  Camille  i  jej  matka  niewiele  się  odzywały  i  jako  pierwsze 
opuściły przyjęcie. 

Rozmowy w salonie płynęły gładkim strumieniem, a kiedy panowie 

przyszli odebrać swoje żony, widać było, 

 

background image

że  takim  samym  gładkim  strumieniem  lała  się  brandy  w  bibliotece 

ojca. Goście żegnali się wylewnie, chwaląc każdy aspekt wieczoru. 

Ostatnimi wychodzącymi byli Arthur z matką. 
—  Panie  Wheiler,  sporo  czasu  minęło,  odkąd  spędziłam  tak 

przyjemny wieczór — powiedziała pani Simpton do ojca, gdy ten jej 
się ukłonił. — Bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ martwiłam 
się  niebywale o zdrowie  mojego kochanego  małżonka. Na szczęście 
pana córka jest tak troskliwą gospodynią, że mój nastrój zdecydowanie 
się poprawił. 

—  Bardzo  miłe,  bardzo  miłe  —wybełkotał  ojciec,  który  stał  obok 

mnie w holu i chwiał się lekko. 

—  Proszę  przekazać  panu  Simptonowi  moje  najserdeczniejsze 

życzenia  szybkiego  powrotu  do  zdrowia  —  odparłam,  wstrzymując 
oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. 

— Ależ powinnaś sama go odwiedzić! — zawołała matka Arthura, 

dokładnie  tak,  jak  sobie  tego  życzyłam.  —  To  będzie  dla  niego 
cudowna  odmiana,  zwłaszcza  że  tak  rozpaczliwie  tęskni  za  naszymi 
dwiema córkami. Obie są już zamężne i zamieszkały w Nowym Jorku 
u rodzin swoich małżonków. 

—  Z  wielką  chęcią  państwa  odwiedzę  —  odparłam,  dotykając 

ramienia  ojca.  —  Ojcze,  czy  nie  sądzisz,  że  uprzejmością  byłoby 
odwiedzenie pana Simptona, skoro tak niedomaga? 

— A tak, oczywiście — odparł ojciec bez większego zainteresowania. 
—  Wspaniale.  W  takim  razie  w  poniedziałek  po  południu  przyślę 

Arthura z naszym powozem. 

— Arthura? Z powozem? Ja nie... — zaczął ojciec, lecz pani Simpton 

mu  przerwała,  kiwając  głową,  jakby  już  zgadzała  się  ze  słowami, 
których jeszcze nie wypowiedział. 

— Mnie także nie podoba się to współczesne szaleństwo jeżdżenia 

wszędzie rowerem. A te pantalony, które 

 

background image

zakładają dziewczęta, to po prostu skandal! — Pani Simpton utkwiła 

wzrok w synu. — Arthurze, wiem, że uwielbiasz swój rower, jednak 
razem  z  panem  Wheilerem  nalegamy,  by  Emily  podróżowała  w 
bardziej cywilizowany sposób. Prawda, panie Wheiler? 

—  W  rzeczy  samej  —  zgodził  się  ojciec.  —  Rower  to  nie  jest 

odpowiedni pojazd dla damy. 

— Właśnie! Tak więc mój syn przyjedzie w poniedziałek po południu 

powozem.  To  doskonała  decyzja.  Dobranoc!  —  Pani  Simpton  ujęła 
syna pod rękę. Arthur ukłonił się oficjalnie mojemu ojcu i życzył mu 
dobrej nocy. Mnie złożył równie sztywny ukłon, lecz gdy nasz wzrok 
się spotkał, Arthur mrugnął porozumiewawczo jednym okiem. 

Ledwo drzwi się za nimi zamknęły, ruszyłam do działania. Dobrze 

wiedziałam, co oznacza chwiejny krok i bełkot ojca. Mając serce zbyt 
przepełnione  sukcesem  przyjęcia  i  wyraźnym  zainteresowaniem  ze 
strony  Arthura  i  jego  matki,  nie  zamierzałam  dopuścić,  żeby  ojciec 
zepsuł mi szczęście swoim pijackim oddechem, gorącym, ciężkim do-
tykiem i palącym spojrzeniem. 

— Życzę ci spokojnego odpoczynku, ojcze — powiedziałam, dygając 

pospiesznie.  —  Muszę  dopilnować,  żeby  wszystko  wróciło  na  swoje 
miejsce, a jest już bardzo późno. Carson! — zawołałam i westchnęłam 
z ulgą, gdy lokaj pojawił się w holu. — Proszę, zaprowadź ojca do jego 
sypialni. 

A  potem  odwróciłam  się  i  stanowczym  krokiem  wyszłam  z 

pomieszczenia. 

Ojciec nie zawołał mnie z powrotem! 
Byłam  tak  otumaniona  zwycięstwem,  że  do  jadalni  wkroczyłam 

niemalże  tanecznym  krokiem.  George  zgodnie  z  moim  zaleceniem 
doprowadzał wszystko do porządku. 

—  Zostaw  te  kwiaty  —  zakomenderowałam.  —  Pachną  wprost 

oszałamiająco. 

— Tak, proszę pani. 
 

background image

Mary sprzątała w salonie. 
—  Na  dzisiaj  wystarczy.  Wolałabym,  żebyś  pomogła  mi  zdjąć  tę 

suknię. Jestem wyczerpana. 

— Tak, proszę pani — odpowiedziała i ona. Gdybym zakończyła ten 

dzień w momencie, w którym 

Mary pomogła mi przebrać się w koszulę nocną, zapamiętałabym go 

jako  najwspanialszy  wieczór  mojego  życia.  Niestety,  byłam  zbyt 
pobudzona, żeby zasnąć, a nawet zbyt podekscytowana, by zanotować 
w  dzienniku  to,  co  wydarzyło  się  podczas  przyjęcia.  Tęskniłam  za 
uspokajającym  działaniem  mojego  słodkiego,  kochanego  ogrodu  i 
kojącym  dotykiem  ciemności,  który  przynosił  mi  szczególne 
wyciszenie. 

Otuliłam się szlafrokiem, wsunęłam stopy w pantofle i cicho, szybko 

zeszłam na dół. Słyszałam dobiegające z odległej kuchni głosy służby, 
ale nikt nie dostrzegł, jak wymykam się z domu do ogrodu. 

Pora  była  późna,  zdecydowanie  późniejsza  niż  gdy  zwykle 

pozwalałam sobie na wycieczki na zewnątrz, ale księżyc świecił dość 
jasno, a moje nogi dobrze znały drogę. Wierzba już na mnie czekała. 
Usiadłam wygodnie na marmurowej ławce i wpatrując się w fontannę, 
przeglądałam  w  myślach  wszystkie  wydarzenia  minionego  wieczoru 
niczym cenne klejnoty. 

Matka Arthura Simptona wyraźnie dała mi do zrozumienia, że mnie 

akceptuje! Można było nawet odnieść wrażenie, że działała w zmowie 
z synem, próbując obejść zaborczą dezaprobatę mojego ojca. 

Miałam  ochotę  wstać,  tańczyć  i  śmiać  się  z  radości,  ale  Arthur 

przekazał mi ważną nauczkę. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek, nawet 
służba,  odkrył  moją  kryjówkę,  więc  siedziałam  cicho  na  ławce, 
wyobrażając  sobie,  jak  tańczę  i  śmieję  się  pod  wierzbą,  i  obiecując 
sobie, że kiedyś zostanę panią własnego domu, a mój pan i mąż będzie 
miał przyjazne niebieskie oczy i ciepły uśmiech. 

 

background image

Wracając podczas pisania do wspomnień lego wieczoru, myślę, że nie 

doszło  z  mojej  strony  do  nikczemnych  manipulacji.  Arthur  i  jego 
matka  poświęcali  mi  szczególną  uwagę.  Czy  coś  w  tym  złego,  że 
chciałam wykorzystać ich sympatię i uciec z sytuacji, która stawała się 
dla mnie coraz trudniejsza do zniesienia? 

Odpowiedź brzmi: nie. Byłabym dobra dla Arthura. Pozostawałabym 

w  serdecznych  stosunkach  z  jego  matką.  Nie  czyniłam  nic  złego, 
zjednując sobie Simptonów. 

Zbaczam  jednak  z  tematu.  Muszę  dalej  opisywać  straszne 

wydarzenia, które nastąpiły nieco później. 

Tej nocy kojące cienie rzucane przez wierzbę jak zwykle zdziałały 

cuda.  Spokój  ogarnął  mój  skołowany  umysł  i  naszła  mnie  cudowna 
senność. Zupełnie jakbym poruszała się  we śnie, pomału wyszłam  z 
ogrodu  i  ruszyłam  przez  cichy,  uśpiony  dom.  Ziewałam  szeroko, 
wchodząc na piętro i właśnie zakrywałam usta dłonią, by nie wydostał 
się z nich żaden dźwięk, gdy ojciec wynurzył się nagle z nieoświetlo-
nego korytarza. 

—  Co  ty  robisz?  —  odezwał  się  szorstko,  a  jego  oddech  cuchnął 

brandy i czosnkiem. 

— Chciałam się upewnić, czy wszystko jest w porządku, zanim pójdę 

spać. A ponieważ tak właśnie jest, dobranoc, ojcze. — Odwróciłam się 
i  próbowałam  wejść  dalej  po  schodach,  kiedy  jego  ciężka  dłoń 
chwyciła mnie za ramię. 

— Powinnaś się ze mną napić. To pomoże na twoją histerię. 
Zamarłam  w  sekundzie,  w  której  mnie  dotknął,  bojąc  się,  że  jeśli 

zacznę się wyrywać, chwyci mnie jeszcze mocniej. 

— Ojcze, nie mam histerii, to tylko zmęczenie. Przyjęcie ogromnie 

mnie wyczerpało, muszę się położyć spać. 

Mimo  panującego  wokół  mroku  dostrzegałam  intensywność  jego 

spojrzenia  omiatającego  moją  luźną  koszulę  nocną  i  rozpuszczone 
włosy. 

— Czy to koszula Alice? — zapytał. 
 

background image

— Nie, ojcze. Moja własna. 
— Nie założyłaś dzisiaj żadnej z sukien twojej matki — powiedział, 

zaciskając palce na moim ramieniu. Byłam pewna, że następnego dnia 
pojawią się w tym miejscu zasinienia. 

— Przerobiłam jedną z nich, żeby na mnie pasowała. To z pewnością 

dlatego jej nie poznałeś — odparłam pospiesznie, żałując, że byłam tak 
uparta, tak próżna, i dałam mu pretekst do zwrócenia na mnie uwagi. 

— Macie podobną figurę. — Przysunął się do mnie bliżej. Powietrze 

zgęstniało od oparów alkoholowych i jego potu. 

Panika  sprawiła,  że  mój  głos  zabrzmiał  donośniej,  a  ton  stał  się 

ostrzejszy  niż  zwykle.  Ojciec  chyba  nie  był  przyzwyczajony,  by 
kobiety tak się do niego odzywały. 

— Podobną, lecz nie taką samą! Jestem twoją córką, ojcze, a nie żoną. 

Proszę, żebyś o tym pamiętał. 

Zatrzymał  się  i  zamrugał,  jakby  nie  mógł  skupić  na  mnie  wzroku. 

Wykorzystałam to wahanie i wyswobodziłam rękę z jego słabnącego 
uchwytu. 

— Co powiedziałaś? 
—  Powiedziałam  „dobranoc",  ojcze.  —  I  zanim  chwycił  mnie 

ponownie,  odwróciłam  się,  podkasałam  spódnicę  i  popędziłam  do 
góry, pokonując po dwa stopnie na raz. Nie przestałam biec, dopóki nie 
znalazłam się  za zamkniętymi drzwiami sypialni. Oparłam się o nie, 
zdyszana, a serce łomotało mi jak oszalałe. Byłam pewna, absolutnie 
pewna, że słyszę za sobą jego ciężki krok, więc stałam drżąca, bojąc się 
ruszyć, nawet gdy ucichły wszystkie dźwięki dochodzące z korytarza. 

W końcu panika ustąpiła. Weszłam do łóżka i naciągnęłam na siebie 

przykrycie, próbując zapanować nad skołatanymi myślami i odnaleźć 
w  sobie  spokój.  Powieki  zaczynały  mi  już  ciążyć,  kiedy  zza  drzwi 
dobiegł  mnie  odgłos  ciężkich  kroków.  Wsunęłam  się  głębiej  pod 
pościel i patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak klamka porusza się 
powoli, po 

 

background image

cichu. Drzwi uchyliły się nieznacznie, a wtedy zacisnęłam powieki, 

wstrzymałam  oddech  i  wyobraziłam  sobie  z  całej  siły,  że  siedzę  na 
ławce pod wierzbą, bezpiecznie otulona ciemnością. 

Wiem,  że  wszedł  do  mojego  pokoju.  Jestem  tego  pewna. 

Wyczuwałam  jego  zapach.  Leżałam  jednak  całkowicie  nieruchomo, 
nie  wydając  z  siebie  żadnego  dźwięku,  oczami  wyobraźni  widząc 
siebie  całkowicie  ukrytą  w  cieniu  ogrodu.  Miałam  wrażenie,  że 
upłynęło  mnóstwo  czasu,  nim  w  końcu  drzwi  się  zamknęły. 
Otworzyłam oczy. Pokój był pusty, chociaż unosił się w nim zapach 
brandy,  potu  i  mojego  strachu.  Pospiesznie  wyskoczyłam  z  łóżka  i 
boso,  używając  całej  możliwej  energii,  zaciągnęłam  ciężką  komodę 
pod drzwi, blokując wejście do sypialni. 

Ale i tak nie pozwoliłam sobie na sen, dopóki świt nie rozjaśnił nieba 

i służba nie zaczęła wstawać.   

Obudziłam  się  w  niedzielę  i  zrobiłam  to,  co  miało  się  stać 

codziennym porannym rytuałem, mianowicie odciągnęłam komodę od 
drzwi.  Przez  cały  dzień  udawało  mi  się  unikać  ojca.  Powiedziałam 
Mary,  że  jestem  wyczerpana  ekscytującym  przyjęciem  i  dlatego 
zamierzam pozostać w pokoju i odpoczywać. Byłam stanowcza, a ona 
nie  zadawała  żadnych  pytań.  Zostawiła  mnie  samą  i  byłam  jej  za  to 
wdzięczna. Spałam, owszem, ale także snułam plany. 

Nie jestem obłąkana. Nie mam histerii. Dokładnie wiem, co widzę w 

spojrzeniu ojca. Zdaję sobie sprawę, jak 

background image

niezdrowa jest jego obsesja, a to tylko zwiększa moją determinację, 

by wkrótce opuścić dom. 

Podeszłam  do  lustra,  zdjęłam  suknię  dzienną  i  przyjrzałam  się 

swojemu  nagiemu  ciału,  analizując  jego  zalety.  Mam  wysoko 
osadzone,  jędrne  piersi,  szczupłą  talię  i  obfite  biodra,  które  nie 
wykazują jednak tendencji do tycia. Gęste włosy sięgają mi niemal do 
pasa i podobnie jak u mojej matki, cechuje je niezwykły kolor: ciemny, 
lecz  tu  i  ówdzie  przeplatany  kasztanowymi  pasemkami.  Usta  mam 
pełne.  Oczy,  które  także  odziedziczyłam  po  matce,  są  niewątpliwie 
urzekające. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że mają szmaragdową 
barwę. 

Bez  cienia  próżności  i  emocji  uznałam,  że  jestem  piękna,  nawet 

ładniejsza od matki, którą przecież obdarzono mianem najśliczniejszej 
kobiety  w  całym  Chicago.  Uświadomiłam  też  sobie,  że  chociaż  to  z 
jego  strony  absolutnie  ohydne,  ojciec  pożąda  właśnie  mojego  ciała, 
mojej urody. 

Serce i umysł wypełniał mi Arthur Simpton, ale także przerażające 

poczucie desperacji. Pragnęłam miłości Arthura nie tylko dlatego, że 
był przystojny, dobry i stanowił świetną partię. Chciałam, żeby mnie 
kochał,  ponieważ  stanowił  moją  drogę  ucieczki.  W  poniedziałek 
odwiedzę  go  w  domu.  Wpatrywałam  się  w  lustro  z  silnym 
postanowieniem, że zrobię wszystko, by zyskać jego słowo, a potem 
przysięgę. 

Jeżeli mam ocalić własne życie, Arthur musi być mój. 
 

background image

W sobotę wieczorem, kiedy czekałam, aż Mary przyniesie mi tacę z 

jedzeniem, zamiast niej do drzwi zapukał Carson. 

— Przepraszam, panno Wheiler, ale ojciec prosi, by zjadła pani z nim 

kolację. 

— Powiedz mu, że nadal niezbyt dobrze się czuję. 
—  Proszę  wybaczyć  panienko,  ale  pani  ojciec  kazał  kucharce 

przygotować uzdrawiający rosół. Powiedział, że albo panienka zejdzie 
do jadalni, albo on każe podać kolację tutaj, na górze. 

Poczułam się tak strasznie, że musiałam złączyć palce, by lokaj nie 

dostrzegł, jak bardzo trzęsą mi się ręce. 

— Dobrze, w takim razie powiedz ojcu, że zejdę. 
Nogi z trudem zaniosły mnie do jadalni. Ojciec już siedział na swoim 

miejscu z otwartą niedzielną gazetą i kieliszkiem czerwonego wina w 
ręku. Podniósł głowę, gdy weszłam. 

— Ach, Emily! Jesteś. George!!! —wrzasnął. — Nalej Emily nieco 

tego  wyśmienitego  wina.  Razem  z  rosołem  ugotowanym  przez 
kucharkę raz-dwa postawi ją na nogi. Raz-dwa. 

Usiadłam w milczeniu, ale ojciec wydawał się tego nie zauważać. 
—  Jak  ci  zapewne  wiadomo,  dokładnie  za  tydzień  od  jutra, 

pierwszego  maja, nastąpi otwarcie Wystawy Światowej. Po sukcesie 
naszego wczorajszego przyjęcia pani Ayer oraz pani Burnham bardzo 
się  tobą  zainteresowały.  Zaprosiły  cię  do  wzięcia  udziału  w  ich 
obchodach  ceremonii  otwarcia,  której  kulminacja  nastąpi  w  postaci 
kolacji w klubie uniwersyteckim. 

Wpatrywałam  się  w  niego,  nie  potrafiąc  ukryć  zaskoczenia.  Klub 

uniwersytecki  był  wyjątkowym  i  luksusowym  miejscem,  do  którego 
nie  zapraszano  niezamężnych  dziewcząt.  Ba,  rzadko  w  ogóle 
zapraszano tam kobiety, a te, które dostąpiły tego zaszczytu, pojawiały 
się w towarzystwie mężów. 

background image

— Nie masz nic do powiedzenia? Będziesz tak siedzieć z otwartymi 

ustami jak jakaś ryba? 

Zamknęłam  buzię  i  uniosłam  podbródek.  Ojciec  nie  był  jeszcze 

pijany, a na trzeźwo tak bardzo mnie nie przerażał. 

— Zainteresowanie tych dam to dla mnie zaszczyt. 
—  Oczywiście,  że  zaszczyt.  I  tak  powinno  być.  A  teraz  musisz 

starannie rozważyć, co założysz na tę okazję. Najpierw pójdziemy do 
Midway,  a  następnie  do  klubu.  Powinnaś  wybrać  jedną  z  bardziej 
eleganckich  sukien  po  matce,  ale  nie  tak  nieskromną,  by  raziła  na 
ceremonii otwarcia. 

Tylko jedna  myśl  wydawała  mi  się  w  tym  wszystkim  kojąca,  więc 

pokiwałam głową z powagą. 

— Tak, ojcze. Zgadzam się, że suknia to ważna sprawa. Kiedy udam 

się jutro z wizytą do pani Simpton, poproszę ją o pomoc w wyborze, a 
może nawet w przeróbkach. To dama o nieskazitelnym smaku, jestem 
pewna, że... 

Ojciec machnął ręką, przerywając mi w pół słowa. 
— Już wysłałem Carsona ze słówkiem do krawcowej twojej matki, 

żeby zjawiła się tu jutro. I nie ma czasu na takie towarzyskie bzdury jak 
szwendanie się po mieście. Przekazałem już Simptonom wyjaśnienie i 
zapewniłem, że nie ma potrzeby, by ich syn po ciebie przyjeżdżał. W 
poniedziałek po kolacji wpadnę do pana Simptona i omówimy sprawy 
zawodowe.  Przez  tę  swoją  podagrę  opuścił  już  zbyt  wiele  zebrań 
zarządu. Skoro Simpton nie chce pojawiać się na spotkaniach, zarząd 
sam do niego pojedzie. 

—  Co?  —  Przycisnęłam  palce  do  skroni,  próbując  powstrzymać 

pulsujący  ból.  —  Odwołałeś  moją  wizytę  u  państwa  Simptonów? 
Dlaczego? 

Popatrzył na mnie twardo. 
—  Byłaś  chora  przez  cały  dzień.  Chowałaś  się  w  pokoju. 

Najwyraźniej zbytnie podekscytowanie nie wpływa korzystnie na stan 
twojego zdrowia. Pozostaniesz więc 

 

background image

w domu przez cały tydzień, żebyś  w następny poniedziałek była w 

doskonałej kondycji. 

—  Ojcze,  to  tylko  zmęczenie  po  przyjęciu.  Jutro  będę  się  czuła 

całkiem dobrze. Już prawie doszłam do siebie. 

— Być może gdyby udało ci się to wcześniej, uwierzyłbym w twoje 

zapewnienia, ale skoro jest tak, jak jest, sam postanowiłem, co będzie 
dla  ciebie  najlepsze,  a  to  oznacza  oszczędzanie  się  do  następnego 
poniedziałku. Czy wyrażam się jasno, Emily? 

Odpowiedziałam  mu  równie  twardym  spojrzeniem,  w  wyobraźni 

doprawiając je głęboką nienawiścią. 

— Tak, wyrażasz się jasno — odparłam lodowatym głosem. 
Ojciec uśmiechnął się z okrutną satysfakcją. 
— To dobrze. Nawet twoja matka naginała się do mojej woli. 
— Tak, ojcze, wiem o tym — powiedziałam i na tym powinnam była 

poprzestać.  Złość  sprowokowała  jednak  dalsze  słowa:  —  Ale  ja  nie 
jestem moją matką i nie pragnę nią zostać. 

— Nic nie będzie dla ciebie większym sukcesem niż stanie się taką 

damą, jaką była twoja matka. 

Chłód w moim głosie odzwierciedlał falę zimna, jaka rozlała się po 

moich wnętrznościach. 

— Zastanawiałeś się kiedyś, ojcze, co powiedziałaby matka, gdyby 

nas teraz mogła zobaczyć? 

Popatrzył na mnie spod zmrużonych powiek. 
— Nigdy nie przestaję o niej myśleć. 
George  zaczął  podawać  rosół,  więc  ojciec  gładko  zmienił  temat, 

rozpoczynając  monolog o  absurdalnych  wydatkach,  jakie  pociągnęła 
za sobą Wystawa Światowa — na przykład kosztach sprowadzenia do 
Midway  całego  plemienia  afrykańskich  Pigmejów.  Siedziałam  w 
milczeniu,  planując,  rozmyślając,  spiskując,  a  przede  wszystkim  — 
nienawidząc człowieka, który był moim ojcem. 

 

background image

Tej  nocy  nie  ośmieliłam  się  odwiedzić  ogrodu.  Przeprosiłam  i 

wstałam  od  stołu,  zanim  ojciec  nalał  sobie  brandy,  wykorzystując 
przeciwko  niemu  jego  własne  słowa.  Oświadczyłam  mianowicie,  że 
miał  rację:  rzeczywiście  jestem  zupełnie  wycieńczona,  muszę 
odpocząć i przygotować się na następny poniedziałek. 

Zaciągnęłam ciężką komodę pod drzwi, po czym usiadłam na niej z 

uchem przyciśniętym do chłodnego drewna i nasłuchiwałam. Księżyc 
już  od  dawna  tkwił  na  niebie,  kiedy  mój  ojciec  przestał  wreszcie 
spacerować w tę i we w tę po korytarzu. 

Przez 

cały 

poniedziałek 

nie 

mogłam 

powstrzymać 

wszechogarniającej frustracji. Tak bardzo była mi potrzebna wizyta u 
Arthura i jego rodziców! Jedyne, co mnie pocieszało, to fakt, że Arthur 
z pewnością przejrzy podstęp ojca, o którego zaborczości już przecież 
go uprzedzałam. To będzie kolejny dowód potwierdzający moje słowa. 

Byłam  pewna,  że  Simptonowie  pojawią  się  na  otwarciu  Wystawy 

Światowej,  a  może  nawet  na  przyjęciu  w  klubie.  A  więc  spotkam 
Arthura  w  następny  poniedziałek.  Wymyślę  jakiś  pretekst,  by  z  nim 
porozmawiać.  Oczywiście  będzie  to  z  mojej  strony  dość  zuchwałe; 
okoliczności wymagają jednak podjęcia drastycznych kroków. Arthur 
to dobry i rozsądny człowiek, któremu — podobnie jak jego matce — 
mój  los  nie  był  obojętny.  Z  pewnością  we  troje  znajdziemy  jakiś 
sposób na to, by obejść drakońskie postępowanie ojca. 

 

background image

Drakońskie  postępowanie.  Przez  długie  godziny  zastanawiałam  się, 

jak wytłumaczyć nienaturalną zaborczość ojca. Wyciągnęłam nauczkę 
z  reakcji  Camille  na  moją  łagodną  przecież  próbę  zwierzenia  się  ze 
związanego  z  nim  niepokoju.  Była  wstrząśnięta,  a  potem  znalazła 
wyjaśnienie dla moich lęków. Nawet Arthur, tamtej nocy pod wierzbą, 
zbagatelizował zachowanie ojca, twierdząc, że jest on zrozpaczonym 
wdowcem  cierpiącym  po  stracie  żony,  co  całkowicie  wyjaśnia  jego 
zainteresowanie  córką.  Ale  ja  wiedziałam  lepiej.  Znałam  prawdę. 
Narastająca  uwaga,  jaką  mi  poświęcał,  nie  była  już  wyłącznie 
zaborczością  i  apodyktycznością,  tylko  czymś  przerażająco 
niewłaściwym. Wiem, że to obrzydliwe, ale zaczęłam podejrzewać, że 
ojciec pragnie, bym przejęła rolę matki w każdym możliwym aspekcie. 
Przekonałam  się  też,  że  nie  mogę  się  z  nikim  podzielić  swoimi 
podejrzeniami. Nie mogłam przedstawić prawdy, postanowiłam więc 
nakreślić obraz oschłego, władczego ojca, który przeraża moją kruchą 
wrażliwość. Zaapeluję do Arthura — gentlemana, by mnie uratował. 

Byłoby absurdem, gdyby ojciec odrzucił tak zaszczytną propozycję 

małżeństwa  ze  strony  rodziny  cieszącej  się  bogactwem  i  wysokim 
statusem społecznym. Zbyt kuszące będzie dla niego połączenie sił i 
bogactwa.  Muszę  tylko  zrobić  wszystko,  by  Arthur  był  pewien 
swojego  uczucia  do  mnie,  a  potem  przekonać  go,  że  tak  bardzo 
obawiam  się  dominacji  ojca,  iż  jedynie  krótkie  narzeczeństwo  ocali 
moje zdrowie. Sam ojciec nauczył mnie, że mężczyźni chcą wierzyć w 
kruchość i histeryczność kobiet. A chociaż Arthur był dobrym, ciepłym 
człowiekiem, był też mężczyzną. 

Krawcowa  przybyła  w  poniedziałek  późnym  popołudniem. 

Postanowiono, że przeróbkom zostanie poddana najbardziej elegancka 
suknia  matki,  uszyta  ze  szmaragdowego  jedwabiu.  Kobieta  właśnie 
mnie obracała, spinając materiał szpilkami, kiedy do pokoju na drugim 
piętrze wparował nagle ojciec, nie anonsując się wcześniej ani nie 

 

background image

ostrzegając. Widziałam zszokowane spojrzenie szwaczki. Musiałam 

zasłonić na wpół odkryte piersi rękoma, ponieważ krawcowa dopiero 
zaczynała dopasowywać gorset. Spojrzenie ojca parzyło moją skórę. 

—  Jedwab,  tak,  to  doskonały  wybór.  —  Skinął  głową  z  aprobatą, 

obchodząc mnie dookoła. 

— Zgadzam się, proszę pana. Będzie pięknie wyglądał na pańskiej 

córce — powiedziała krawcowa, opuszczając wzrok. 

— Ale ta złota koronka jest wulgarnym rozwiązaniem dla tak młodej 

osoby jak Emily — oznajmił. — Proszę ją usunąć. 

—  Oczywiście,  mogę  to  zrobić,  proszę  pana,  ale  wtedy  sukienka 

będzie całkowicie pozbawiona ozdób, a — proszę wybaczyć — okazja 
wymagałaby włożenia czegoś wyjątkowego. 

— Nie zgadzam się. — Ojciec pogładził się po brodzie, przyglądając 

mi się uważnie i odzywając tak, jakby mnie tam nie było, a na moim 
miejscu stał pozbawiony duszy manekin. — Krój ma być prosty, ale 
ładny. To najlepszy jedwab, jaki udało się dostać w tej części świata, a 
niewinność  Emily  wystarczy  za  wszelką  ozdobę.  Zresztą  przejrzę 
klejnoty jej zmarłej matki i może znajdę coś właściwego na wieczór. 

— Oczywiście, proszę pana. Będzie tak, jak pan pragnie. 
Krawcowa  spinała  materiał,  więc  nie  zauważyła  żaru  w  oczach 

mojego ojca, gdy jej odpowiadał. 

Tak. W rzeczy samej, będzie tak, jak pragnę. Nie odezwałam się. 
— Emily, oczekuję, że wkrótce zejdziesz na kolację. Po posiłku udam 

się do Simptonów, a ty możesz położyć się i odpocząć. Chcę, żebyś w 
następny poniedziałek cieszyła się dobrym zdrowiem. 

— Tak, ojcze. 
 

background image

Nie licząc krótkiej wymiany zdań, przez całą kolację milczałam. W 

samym  środku  swojej  ostatniej  tyrady  na  temat  nadmiernych 
wydatków związanych z Wystawą Światową oraz niepokoju, że znów 
ma rację i bank straci pieniądze, ojciec ni z tego, ni z owego zmienił 
temat. 

—  Emily,  czy  podoba  ci  się  twoja  cotygodniowa  praca  w  Radzie 

Ogólnej Klubów Kobiecych? 

Nie  mam  pojęcia,  co  mnie  naszło.  Być  może  byłam  już  zmęczona 

podstępami,  do  jakich  musiałam  się  nieustannie  uciekać,  by  jakoś 
przeżyć,  z  konieczności  odgrywając  rolę  posłusznej  córki  człowieka 
niegodnego miana ojca. Albo może wynikło to z rozprzestrzeniającego 
się we mnie chłodu. W każdym razie postanowiłam tym razem ani nie 
skłamać, ani nie unikać odpowiedzi. Popatrzyłam mu prosto w oczy i 
powiedziałam prawdę. 

—  Nie.  Pani  Armour  to  okropna  hipokrytka.  Biedni  i  bezdomni 

śmierdzą  i  okropnie  się  zachowują.  Nic  dziwnego,  że  muszą  żyć  z 
dobrodziejstwa innych. Nie, ojcze. Nie podoba mi się ta praca. To gra 
pozorów i strata czasu. 

Ojciec wydał nosowy odgłos i parsknął śmiechem. 
—  Wypowiedziałaś  dokładnie  te  same  słowa,  których  użyłem  w 

rozmowie  z  matką,  gdy  wystąpiła  o  to,  by  bank  wsparł  Radę 
finansowo.  Proszę  bardzo,  jak  szybko  zrozumiałaś  to,  czego  twoja 
matka nigdy nie zdołała pojąć, chociaż była od ciebie starsza o dwie 
dekady. 

Milczałam. Nie sprzedam duszy, by się sprzymierzyć z potworem. W 

milczeniu przesuwałam widelcem po tale- 

 

background image

rzu. Ojciec przyglądał mi się przez chwilę, popijając wino, którego 

nie zdążyłam rozcieńczyć. 

— Jednakże wkład w działalność dobroczynną to sprawa najwyższej 

wagi dla osób o naszej pozycji społecznej i majątkowej. Wyobraźmy 
sobie  przez  chwilę,  że  mogłabyś  wesprzeć  wybraną  organizację 
charytatywną. Powiedz mi, Emily, co by to było? 

Zawahałam  się,  nie  wiedząc,  czy  szczera  odpowiedź  nie  obróci  się 

przeciwko  mnie,  ale  uznałam,  że  mogę  jej  udzielić.  Wiedziałam,  że 
jestem jedynie jego zabawką, marionetką, rozrywką. Nic, co powiem, 
nie będzie miało dla niego większego znaczenia. 

—  Nie  wspierałabym  najniższych  warstw  społecznych,  ale 

wywyższyłabym  tych,  którzy  próbują  sięgnąć  poza  ograniczenia 
przyziemnego  życia.  Słyszałam,  jak  pan  Ayer  opowiada  o  swojej 
kolekcji sztuki indiańskiej. Słyszałam także, jak pan Pullman dyskutuje 
nad  zainstalowaniem  elektryczności  na  Dworcu  Centralnym  oraz 
wprowadzeniem  bardziej  luksusowych  wagonów.  Gdyby  to  leżało  w 
mojej  gestii,  stworzyłabym  Pałac  Sztuk  Pięknych,  a  może  nawet 
Muzeum Nauki i Techniki. Zajmowałabym się raczej tym, co wybitne, 
niż próżniactwem. 

—  Ha!  —  Ojciec  uderzył  pięścią  w  stół  tak  mocno,  że  wino 

wyskoczyło z kieliszka i pociekło niczym krew po pięknym lnianym 
obrusie.  —  Doskonale  powiedziane!  Absolutnie  się  z  tobą  zgadzam. 
Ogłaszam  tym  samym,  że  już  nie  będziesz  ochotniczką  w  Radzie 
Ogólnej Klubów Kobiecych — dodał, po czym pochylił się do przodu i 
spojrzał mi w oczy. — Wiesz, Alice, we dwoje możemy osiągnąć na-
prawdę wiele. 

Zmieniłam się w bryłę lodu. 
— Ojcze, mam na imię Emily. Alice, twoja żona, a moja matka, nie 

żyje. — Zanim zdołał odpowiedzieć, wstałam, a kiedy George wszedł 
do jadalni z deserem, przyłożyłam rękę do czoła i zachwiałam się, omal 
nie mdlejąc. 

 

background image

— Panienko, źle się panienka czuje? — Zapytał czarnoskóry służący, 

marszcząc brwi z zatroskania. 

—  Jak  ojciec  wczoraj  nadmienił,  jestem  jeszcze  zmęczona  po 

sobotnim  przyjęciu.  Czy  możesz  wezwać  Mary,  żeby  zaprowadziła 
mnie  do  mojego  pokoju?  —  Zerknęłam  na  ojca  i  dodałam:  —  Czy 
mogę odejść, ojcze? Nie chciałabym, żeby moja słabość przeszkodziła 
ci w wizycie u Simptonów. 

—  Dobrze.  George,  wezwij  Mary.  Emily,  oczekuję,  że  jutro 

poczujesz się lepiej. 

— Tak, ojcze. 
—  Carson!!!  —  wrzasnął,  odsuwając  postawiony  przez  George'a 

deser. — Natychmiast sprowadź powóz! — I nie oglądając się na mnie, 
wymaszerował z jadalni. 

Mary  pojawiła  się  niemal  natychmiast,  szepcząc  coś  o  moim 

delikatnym  zdrowiu  i  zaganiając  mnie  do  sypialni  jak  kwoka  swoje 
kurczę. Pozwoliłam, by  mi pomogła włożyć koszulę nocną, a potem 
zwinęłam się w kłębek na łóżku, zapewniając ją, że wszystko będzie 
dobrze,  o  ile  wypocznę.  Zostawiła  mnie  od  razu,  ale  widziałam,  że 
szczerze się o mnie martwi. 

Co miałam jej powiedzieć? Przecież dostrzegałam żar w spojrzeniu 

ojca.  Zarówno  ona,  jak  i  George,  Carson,  a  nawet  kucharka  musieli 
zdawać sobie sprawę, że ojciec mnie więzi i prześladuje. A jednak nikt 
nie powiedział ani słowa. Nikt nie zaoferował pomocy w ucieczce. 

To nie ma znaczenia. Sama znajdę sposób, by się uratować. Tej nocy, 

przynajmniej  przez  jedną  czy  dwie  godziny,  poczuję  przedsmak 
wolności. 

Ojciec jedzie do Simptonów, będzie się przypochlebiał całej rodzinie, 

odgrywając  rolę  zatroskanego  rodzica  przejętego  stanem  biednej, 
kruchej córki. 

Ale to także nie ma znaczenia, zwłaszcza że dzięki temu mogę uciec 

do ogrodu! 

Zeszłam  na  palcach  na  dół  i  wyszłam  na  zewnątrz  drzwiami  dla 

służby. Nikt mnie nie widział, a dom był taki, jak lubiłam najbardziej: 
cichy i pogrążony w mroku. 

 

background image

Noc  także  była  ciemna,  a  cienie,  w  których  mogłam  się  ukryć, 

napełniały  mnie wielką otuchą. Na tyłach domu nie paliły się  żadne 
światła. Księżyc jeszcze nie wzeszedł. Miałam wrażenie, że ciemność 
całkowicie  spowiła  ścieżkę,  zachęcająco  pieszcząc  moje  stopy. 
Ruszyłam  ku  wierzbie,  wyobrażając  sobie,  że  przyciągam  do  siebie 
cienie, aż otaczają mnie płaszczem ciemności tak całkowicie, iż nikt 
nigdy nie będzie w stanie mnie odkryć. 

Melodia  fontanny  doprowadziła  mnie  do  ukochanego  miejsca. 

Rozsunęłam  zasłonę  gałęzi  i  usiadłam  na  ławce,  podkulając  nogi. 
Zamknęłam  oczy  i  oddychałam  głęboko,  równo,  szukając  spokoju, 
który zawsze tu znajdowałam. 

Nie potrafię powiedzieć, jak długo tak siedziałam. Próbowałam nie 

tracić  poczucia  czasu,  wiedziałam,  że  muszę  opuścić  tę  bezpieczną 
przystań przed powrotem ojca, jednak napawałam się nocą i wcale nie 
cieszyła mnie myśl, że przyjdzie mi się z nią rozstać. 

Nikt nie naoliwił zawiasów prowadzącej do ogrodu bocznej furtki. Na 

jej  skrzypiący  protest  podniosłam  gwałtownie  głowę  i  zaczęłam  się 
trząść. 

Chwilę  później  w  pobliżu  rozległ  się  trzask  gałązki,  a  ja  byłam 

pewna, że słyszę czyjeś kroki na żwirowanej ścieżce. 

„Przecież to nie może być ojciec! — przekonywałam samą siebie. — 

Nie wie, że przychodzę do ogrodu!" 

Czy  aby  na  pewno?  Moje  myśli  natychmiast  wróciły  do  rozmów 

prowadzonych  podczas  sobotniego  przyjęcia.  Przypomniałam  sobie, 
jak zaproszone damy komentowały ułożone przeze mnie kwiaty. No i 
jeszcze  pani  Elcott  i  jej  sarkazm  w  stosunku  do  mojego 
zainteresowania ogrodem. 

Nie. Nie było mowy o tym, że tu przychodzę. Ojciec z pewnością nie 

mógł o tym wiedzieć. Tylko Arthur znał moją tajemnicę. Był jedyną 
osobą, która... 

— Emily? Jesteś tam? Proszę, powiedz, że jesteś. 
 

background image

Zupełnie  jakbym  go  wyczarowała,  najpierw  rozległ  się  jego  słodki 

głos,  a  potem  on  sam  rozsunął  gałęzie  wierzby  i  wszedł  do  mojej 
kryjówki. 

—  Arthur!  Tak,  jestem  tutaj!  —  Bez  namysłu,  działając  zupełnie 

instynktownie, podbiegłam i rzuciłam się w jego zaskoczone ramiona, 
płacząc i śmiejąc się jednocześnie. 

— Emily, wielkie nieba! Czy rzeczywiście niedomagasz, jak twierdzi 

twój ojciec? — Odsunął mnie od siebie i popatrzył z troską. 

— Nie, och, nie! Arthurze! Czuję się doskonale! — Nie próbowałam 

już się do niego przytulać. Jego wahanie było dla mnie ostrzeżeniem, 
że  nie  powinnam  się  wydawać  zbyt  zdesperowana.  Wytarłam  więc 
szybko  twarz  i  wygładziłam  włosy,  po  raz  kolejny  zadowolona  z 
maskującej ciemności. 

— Wybacz mi, proszę. Zrobiłam coś okropnie zawstydzającego. — 

Odwróciłam się i usiadłam na ławce. 

—  Ależ  to  nic  takiego.  Oboje  byliśmy  zaskoczeni.  Nie  ma  tu 

absolutnie  nic  do  wybaczania  —  zapewnił  mnie  tym  swoim 
grzecznym, spokojnym głosem. 

— Dziękuję, Arthurze. Usiądziesz na chwilę i powiesz mi, jak się tu 

znalazłeś? Tak się cieszę z twojej obecności! 

— powiedziałam i nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem: — 

Tak  bardzo  się  zmartwiłam,  że  nie  odwiedzę  ani  ciebie,  ani  twojej 
rodziny. 

—  W  tym  momencie  nasi  ojcowie  razem  popijają  brandy,  paląc 

cygara i omawiając sprawy bankowe — odparł, siadając obok mnie. — 
Przyjechałem  tutaj,  ponieważ  się  o  ciebie  martwię.  Okropnie  się  z 
matką  zaniepokoiliśmy,  kiedy  otrzymaliśmy  liścik  od  twojego  ojca, 
mówiący, że  czujesz  się  zbyt słabo,  by w tym  tygodniu odbyć jaką-
kolwiek wizytę towarzyską. W zasadzie to matka wpadła na pomysł, 
bym wymknął się na chwilę i sprawdził, czy w wszystko w porządku. 

—  Powiedziałeś  jej  o  ogrodzie?  —  Ze  strachu  mój  głos  przybrał 

lodowaty ton. 

 

background image

Mimo mroku dostrzegłam, że zmarszczył czoło. 
— Ależ skąd. Nie zdradziłbym twojego zaufania, Emily. Matka tylko 

zasugerowała,  bym  cię  odwiedził.  A  jeśli  rzeczywiście  nie  jesteś  w 
stanie  przyjmować  gości,  poleciła  mi  zostawić  liścik  z  wyrazami 
współczucia. To właśnie zrobiłem. 

— Rozmawiałeś z Mary? 
— Nie, to lokaj twojego ojca otworzył mi drzwi. 
— Tak, Carson. — Pokiwałam niecierpliwie głową. — Co mówił? 
—  Poprosiłem,  żeby  mnie  tobie  zaanonsował,  a  wtedy  odparł,  że 

jesteś w niedyspozycji. Powiedziałem, że moi rodzice zmartwią się na 
tę  wiadomość,  i  poprosiłem  o  przekazanie  ci  jutro  wyrazów 
współczucia.  —  Arthur  przerwał,  unosząc  brwi  w  sposób,  który 
zaczynałam powoli uwielbiać. — Wtedy odprowadził mnie do wyjścia 
i patrzył, jak odjeżdżam na rowerze. Gdy zyskałem pewność, że już 
mnie nie obserwuje, wróciłem i wszedłem tu przez tę samą furtkę co 
kiedyś, z nadzieją, że może znajdę cię w ogrodzie. 

— I znalazłeś! Och, Arthurze, jesteś taki mądry! — Położyłam rękę 

na jego dłoni i ścisnęłam. Uśmiechnął się i odpowiedział tym samym. 
Powoli cofnęłam palce, doskonale rozumiejąc, że nie mogę tak szybko 
ofiarować mu zbyt wiele. 

— A więc wydobrzałaś? Jesteś już zdrowa? Wzięłam głęboki wdech. 

Wiedziałam, że to grząski 

grunt i że muszę stąpać ostrożnie. Od tego zależała moja przyszłość 

— oraz bezpieczeństwo. 

— Och, Arthurze, tak ciężko mi o tym mówić. Ja... czuję się, jakbym 

zdradzała ojca, wyjawiając ci prawdę. 

— Ty i zdrada? Przecież to niemożliwe. 
— Obawiam się jednak, że kiedy powiem prawdę, taka właśnie ci się 

wydam — odparłam cicho. — Nielojalna. 

—  Emily,  wierzę  w  potęgę  prawdy.  Wyjawienie  jej  to  okazanie 

lojalności wobec Boga, a to ważniejsze niż wszel- 

 

background image

kie  zobowiązania,  jakie  mamy  wobec  drugiego  człowieka.  Zresztą, 

jesteśmy  przyjaciółmi,  a  nie  ma  nic  nielojalnego  w  zwierzeniu  się 
przyjacielowi. 

—  Czy  jako  przyjaciel  potrzymasz  mnie  za  rękę,  gdy  będę  ci  to 

mówiła?  Jestem  taka  samotna  i  przerażona.  —  Swoją  wypowiedź 
podkreśliłam delikatnym szlochem. 

— Ależ oczywiście, słodka Emily! — wykrzyknął i ujął moją dłoń. 

Pamiętam, jak cudownie było poczuć siłę i pewność jego dotyku, tak 
odmiennego od gorącego i ciężkiego dotyku ojca. 

—  Oto  więc,  jak  wygląda  prawda.  Mam  wrażenie,  że  mój  ojciec 

postradał  zmysły.  Pragnie  kontrolować  każdy  mój  krok.  Wcale  nie 
czułam się źle po sobotnim przyjęciu, ale nagle zabronił mi odwiedzin 
u  twoich  rodziców.  Nie  pozwolił  mi  także  na  kontynuowanie 
cotygodniowej  pracy  ochotniczej  w  Radzie  Ogólnej  Klubów 
Kobiecych,  a  przecież  było  to  tak  ważne  dla  mojej  matki!  — 
Powstrzymałam kolejny szloch i przywarłam do ręki Arthura.  — Po-
wiedział,  że  nie  wolno  mi  opuszczać  domu  do  następnego 
poniedziałku,  a  wtedy  będę  mogła  jedynie  wziąć  udział  w  otwarciu 
Wystawy  Światowej  i  wydawanej  potem  kolacji  w  klubie 
uniwersyteckim,  i  to  wyłącznie  dlatego,  że  kilka  wpływowych  dam 
domagało  się  mojej  obecności.  Wiem,  że  jest  tak,  jak  mówiłeś 
wcześniej:  że  ojciec  opłakuje  zmarłą  żonę,  ale  zachowuje  się  tak 
zaborczo, iż jestem  przerażona!  Och, Arthurze! Dzisiaj przy kolacji, 
gdy nalegałam, by kontynuować dzieło matki w Radzie Ogólnej, ojciec 
tak się zdenerwował, że omal mnie nie uderzył! 

Zaczęłam  szczerze  płakać.  W  końcu  Arthur  przyciągnął  mnie  do 

siebie. 

— Emily, Emily! Nie płacz, proszę — powiedział łagodzącym tonem 

i pogłaskał mnie po plecach. 

Przytuliłam się do niego, płacząc mu cicho w ramię, z każdą chwilą 

coraz  bardziej  świadoma  tego,  że  mam  na  sobie  wyłącznie  cienką 
koszulę nocną oraz rozsunięty 

 

background image

szlafrok. Nie wstydzę się przyznać, że przywarłam do niego, myśląc o 

swoich pięknych, krągłych kształtach. 

Przestał  mnie  poklepywać,  a  jego  dłoń  powędrowała  w  dół  moich 

pleców  w  ciepłym,  czułym  geście.  Gdy  zaczął  oddychać  głębiej  i 
szybciej,  a  jego  dotyk  z  pocieszającego  przerodził  się  w  pieszczotę, 
zrozumiałam, że skąpy materiał dzielący jego dłoń od mojego nagiego 
ciała  zrobił  swoje.  Dałam  się  ponieść  instynktowi.  Pozwoliłam,  by 
Arthur  chwycił  mnie  mocniej,  przywarłam  biustem  do  jego  klatki 
piersiowej...  po  czym  wyrwałam  się  nagle  z  jego  objęć.  Drżącymi 
rękoma obwiązałam  się szczelniej szlafrokiem, a  wtedy on odwrócił 
wzrok. 

— Och, już wiem, co sobie o mnie myślisz! Takie zachowanie jest... 

jest...  —  wyjąkałam,  szukając  w  pamięci  słów  matki.  —  Jest  zbyt 
bezpośrednie! 

—  Nie,  Emily.  Nie  możesz  tak  myśleć,  ja  uważam  inaczej.  To 

naturalne, że w takiej sytuacji nie jesteś sobą. 

— Na tym polega problem, Arthurze. Jestem sobą, ponieważ tylko na 

siebie  mogę  liczyć.  Przy  ojcu  jestem  zupełnie  sama.  Tak  bardzo 
chciałabym, żeby matka żyła i mogła mi pomóc.  — Teraz musiałam 
udać szloch. 

— Ale przecież ja tu jestem! Nie jesteś sama. Emily, pozwól mi tylko 

porozmawiać z rodzicami o twoich kłopotach. To mądrzy ludzie. Będą 
wiedzieli, co zrobić. 

Zdusiłam w sobie promyk nadziei i pokręciłam głową z rozpaczą. 
— Nie, nic nie można zrobić. Ojciec tak bardzo mnie przeraża. Gdyby 

twój  ojciec  choćby  wspomniał  mu  w  rozmowie  o  tym,  jak  mnie 
traktuje, tylko pogorszyłby moją sytuację. 

— Emily, nie  mogę obiecać, że  mój ojciec nie będzie rozmawiał z 

twoim.  Chciałem  działać  pomału,  z  rozwagą,  ale  skoro  sprawy  tak 
stoją,  chyba  nie  możemy  sobie  pozwolić  na  stratę  czasu.  —  Arthur 
wziął głęboki wdech i odwrócił się w moją stronę. Delikatnie ujął moje 
dłonie i mówił 

 

background image

dalej: — Emily Wheiler, chciałbym oficjalnie poprosić cię o zgodę na 

to, byś została moją narzeczoną, a w przyszłości także żoną. Czy się 
zgadzasz? 

— Tak, Arthurze! Och, tak! — Nie tylko z poczucia ogromnej ulgi na 

myśl  o  otwierającej  się  przede  mną  możliwości  ucieczki  zaczęłam 
śmiać  się  i  płakać  jednocześnie,  mocno  go  przy  tym  ściskając. 
Naprawdę lubiłam Arthura Simptona i to bardzo. 

Może nawet go pokocham. 
Odpowiedział  takim  samym  uściskiem,  a  potem  powiedział  ze 

śmiechem: 

—  Nie  mogłem  przestać  myśleć  o  tobie  od  chwili,  w  której 

zobaczyłem  cię  wiele  miesięcy  temu,  gdy  wstąpiłaś  wraz  z 
przyjaciółką  do  klubu  Hermes.  Chyba  w  głębi  serca  zawsze 
wiedziałem, że kiedyś będziesz moja. 

Przechyliłam głowę i popatrzyłam na niego z uwielbieniem. 
— Uczyniłeś mnie najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie — 

powiedziałam. 

Pochylił  się  powoli  i  dotknął  wargami  moich  ust.  Ten  pierwszy 

pocałunek przeszył moje ciało niczym porażenie prądem. Poczułam, że 
przywieram  do  Arthura,  rozchylając  zachęcająco  wargi.  Pogłębił 
pocałunek, smakując mnie nieśmiało językiem. Nie zawahałam się ani 
chwili,  otworzyłam  się  na  niego  i  nawet  teraz,  kiedy  to  piszę, 
doskonale  pamiętam  to  ciepłe,  wilgotne  uczucie.  Oderwał  się  ode 
mnie,  ciężko  dysząc,  a  gdy  się  zaśmiał,  w  jego  głosie  słychać  było 
drżenie. 

— Ja... muszę szybko porozmawiać z twoim ojcem. Jutro! Jutro do 

niego przyjdę! 

Natychmiast odzyskałam zdrowy rozsądek. 
— Nie, nie wolno ci tego robić! 
— Nie rozumiesz. Boisz się, więc czas odgrywa znaczącą rolę. 
Chwyciłam jego rękę, przycisnęłam do swojej piersi tuż nad sercem, i 

zapytałam: 

 

background image

— Ufasz mi, najdroższy? 
Zaskoczone spojrzenie natychmiast złagodniało. 
— Oczywiście, że tak! 
—  W  takim  razie  zrób,  proszę,  co  powiem,  a  wszystko  dobrze  się 

skończy. Nie możesz rozmawiać z ojcem sam na sam. Nie zachowa się 
rozsądnie.  Być  może  nawet  zabroni  ci  się  ze  mną  widywać,  a  mnie 
uderzy, gdy wyrażę protest. 

— Och, Emily! Nie pozwolę na coś takiego! Odetchnęłam z ulgą. 
— Wiem, w jaki sposób zdobyć jego błogosławieństwo i zapewnić mi 

bezpieczeństwo,  a  nam  szczęście.  Musisz  jednak  postąpić  według 
moich wskazówek. Znam ojca lepiej niż ty. 

— Powiedz mi więc, co muszę zrobić, by nic ci nie groziło. 
—  Przyjdź  wraz  z  rodzicami  na  poniedziałkową  kolację  w  klubie 

uniwersyteckim po ceremonii otwarcia wystawy. W trakcie przyjęcia, 
w  obecności  jego  współpracowników  i  największych  dam  naszego 
miasta,  które  wyraźnie  życzyły  sobie  mojej  obecności,  publicznie 
poproś ojca o moją rękę. 

— Arthur kiwał głową, a ja mówiłam dalej: — Mimo że znajduje się 

w  niezrównoważonym  stanie,  w  miejscu  publicznym  nie  będzie  się 
zachowywał irracjonalnie. 

— Gdy wyrażę swoje intencje, a moja rodzina poprze słowo, które ci 

dam, twój ojciec nie będzie miał powodów, by mi odmówić. 

— To prawda — odparłam, ściskając go mocniej za rękę. 
— Jednak wyłącznie jeśli zrobisz to w obecności świadków. 
—  Masz  rację,  moja  słodka  Emily.  Twój  ojciec  będzie  musiał 

zachować się jak przystało na człowieka o jego pozycji. 

— Właśnie tak! Och, Arthurze, jesteś taki mądry! — powiedziałam, 

chociaż oczywiście myślałam coś innego. 

—  A  przez  ten  tydzień  będziesz  bezpieczna?  Jak  mogę  się  z  tobą 

widywać, by nie prowokować twojego ojca? 

Zaczęłam gorączkowo rozmyślać. 
 

background image

—  Ojciec  sam  powiedział,  że  źle  się  czuję.  Będę  posłuszną  córką, 

przyznam mu rację, potwierdzę, że niedomagam, i oznajmię, iż muszę 
odpoczywać, by zebrać siły na poniedziałek. — Po czym dodałam w 
duchu: „Będę chodziła wcześnie spać, barykadując wejście do sypialni 
ciężką komodą...". 

Arthur uwolnił rękę i pogłaskał mnie delikatnie po nosie. 
—  I  żadnego  nalegania  na  pracę  w  Radzie  Ogólnej  Klubów 

Kobiecych.  Kiedy  zostaniemy  małżeństwem,  będziesz  mogła  przez 
długie lata wypełniać swoje obywatelskie powołanie i brać udział w 
charytatywnych przedsięwzięciach, kiedy tylko zechcesz. 

—  Kiedy  zostaniemy  małżeństwem!  —  powtórzyłam  z  radością, 

wyrzucając z pamięci resztę zdania. — To brzmi tak cudownie! 

— Moja matka będzie wniebowzięta — odparł. 
Te słowa tak mnie poruszyły, że w moich oczach zalśniły szczere łzy. 
— Znów będę miała matkę. 
Przytulił mnie, ale tym razem nie zaoferowałam mu ust do pocałunku. 

Pozwoliłam tylko się obejmować. Szybko, zbyt szybko wypuścił mnie 
z objęć. 

— Emily, nie chcę wcale od ciebie odchodzić, ale obawiam się, że 

minęło  już  sporo  czasu.  Mój  ojciec  z  pewnością  nie  wytrzyma  zbyt 
długo, zdrowie mu na to nie pozwala. 

Wstałam,  zanim  dokończył  zdanie.  Wzięłam  go  za  rękę  i 

wyprowadziłam z cienia wierzby. 

—  Masz  całkowitą  rację.  Musisz  stąd  odjechać,  zanim  wróci  mój 

ojciec. — A ja musiałam biec do góry i zabarykadować się w sypialni! 

—  Powiedz  mi,  w  jaki  sposób  mogę  się  z  tobą  widywać  przed 

następnym tygodniem? Muszę mieć pewność, że jesteś cała, zdrowa i 
bezpieczna — powiedział, odwracając się w moją stronę. 

 

background image

—  Tutaj,  możesz  przychodzić  tutaj,  ale  wyłącznie  nocą.  Jeśli 

okoliczności pozwolą, a ja będę mogła się wymknąć do ogrodu, zerwę 
lilię i wsunę ją w zamek furtki. Gdy ujrzysz lilię, będziesz wiedział, że 
na ciebie czekam, ukochany. 

—  Uważaj  na  siebie,  najdroższa.  —  Pocałował  mnie  pospiesznie  i 

zniknął w ciemnościach. 

Kręciło mi się w głowie ze szczęścia, a jednocześnie brakowało mi 

tchu ze zdenerwowania, gdy szybko i cicho biegłam  po schodach  w 
górę.  Zaledwie  parę  minut  po  tym,  jak  zastawiłam  drzwi  komodą, 
ukryta za zasłoną w sypialni patrzyłam, jak ojciec wysiada chwiejnym 
pijackim krokiem z powozu. 

Jeżeli  kręcił  się  tej  nocy  przy  moich  drzwiach,  nic  nie  słyszałam. 

Spałam  twardo,  zabarykadowana,  zadowolona,  że  zapewniłam  sobie 
plan ucieczki i czeka mnie bezpieczna, szczęśliwa przyszłość. 

Unikanie  ojca  przez  cały  kolejny  tydzień  okazało  się  zadaniem 

łatwiejszym,  niż  się  obawiałam,  głównie  dzięki  ogromnemu 
finansowemu  zamieszaniu  związanemu  z  Wystawą  Światową.  W 
banku ojca panował rwetes, bowiem pan Burnham nalegał, by komitet 
na ostatnią chwilę zaaprobował dodatkowe koszty. We wtorek i środę 
ojciec pochłonął pospiesznie kolację i natychmiast wyjechał, mrucząc 
pod nosem coś o architektach i ich nierealistycznych oczekiwaniach. 
Chociaż wrócił do domu bardzo późno, nie uciekłam do ogrodu i nie 
zerwałam lilii. Bałam się, że ktoś 

 

background image

mnie nakryje. Za to w czwartek wieczorem, gdy Carson oznajmił, że 

ojciec wpadł wyłącznie po to, by przebrać się w bardziej oficjalny strój, 
po  czym  udał  się  na  spotkanie  zarządu  w  klubie  uniwersyteckim, 
wiedziałam,  że  mam  kilka  godzin  dla  siebie,  zanim  zebranie  się 
skończy. 

Kolację  zjadłam  w  swoim  prywatnym  salonie,  odprawiając  Mary 

wcześniej  niż  zwykle.  Zachęciłam  ją,  by  wzięła  sobie  wolne  i 
odwiedziła siostrę, mieszkającą po drugiej stronie miasta, w dzielnicy 
rzeźnickiej.  Była  mi  wdzięczna,  a  wśród  służby  rozeszła  się 
wiadomość,  że  pan  i  pani  są  dzisiaj  zajęci  swoimi  sprawami.  Nim 
słońce zaszło za horyzontem, w domu zapanowała kompletna cisza, a 
mnie  trudno  było  wytrzymać  w  oczekiwaniu  na  nadejście  mroku. 
Spacerowałam  nerwowo  po  pokoju,  dopóki  księżyc,  niemal  już  w 
pełni, nie wzbił się w nocne niebo. Wtedy wykradłam się cichaczem do 
ogrodu, poruszając się o wiele wolniej, niż chciało serce. Rozumiałam 
jednak,  że  muszę  być  ostrożniejsza  niż  kiedykolwiek.  Wolność  była 
już  tak  blisko.  Gdybym  została  odkryta,  choćby  przez  któregoś  ze 
służących,  ryzykowałabym  wszystko,  co  tak  starannie  sobie 
zaplanowałam. 

Być  może  powinnam  była  zostać  w  sypialni,  ufając,  że  Arthur 

dotrzyma  danego  mi  słowa,  ale  potrzebowałam  tego  spotkania. 
Tęskniłam  za  jego  dobrocią  i  siłą,  w  zetknięciu  z  którymi  ogarniały 
mnie ciepłe, łagodne emocje. Z każdym dniem rosło we mnie napięcie. 
Poniedziałek  zbliżał  się  wielkimi  krokami  i  chociaż  ojciec  był 
nieobecny przez większość czasu, i tak miałam dziwnie złe przeczucia. 
Ten  dzień  miał  położyć  kres  moim  lękom  i  cierpieniu,  a  ja  nie 
potrafiłam się pozbyć wrażenia, że czeka mnie coś strasznego — coś, 
czego moja wyobraźnia nie była nawet w stanie określić. 

Starając się odsunąć od siebie złe myśli i skupić się na tym, nad czym 

mam  kontrolę  —  na  wydarzeniach,  które  potrafię  zrozumieć  — 
ubrałam się bardzo starannie, świa- 

 

background image

doma,  że  muszę  przyciągnąć  do  siebie  Arthura,  by  zdobyć  go  na 

własność,  na  zawsze.  Wybrałam  najdelikatniejszą  koszulę  nocną, 
uszytą  z  pąsowego  płótna,  tak  miękkiego,  jakby  to  jedwab  dotykał 
mojej nagiej skóry. Z garderoby matki pożyczyłam jej najpiękniejszy 
szlafrok,  oczywiście  z  aksamitu  w  kolorze  naszych  oczu.  Stanęłam 
przed  lustrem,  włożyłam  go  i  owinęłam  się  w  pasie  złotą  szarfą  tak 
ciasno, by wcięcie talii odznaczało się cudownie na tle krągłości biustu 
i  bioder.  Szarfę  zawiązałam  na  kokardkę,  żeby  łatwo  było  z  pozoru 
zupełnie przypadkowo ją poluźnić. Włosy zostawiłam rozpuszczone, 
bez ozdób, uczesane tak, by lśniły i opadały na plecy gęstą kasztanową 
falą. 

Zerwałam rosnącą obok ścieżki pachnącą, w pełni rozkwitniętą lilię. 

Zanim wsunęłam ją w zamek po zewnętrznej stronie furtki, wyrwałam 
jeden  płatek  i  wtarłam  sobie  w  kark,  w  skórę  między  piersiami  i  w 
nadgarstki.  Otoczona  słodkim  liliowym  aromatem  i  kojącym 
płaszczem ciemności, usiadłam na mojej ławce i czekałam. 

Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że nie trwało to zbyt długo. 

Księżyc,  srebrzysty  i  jasny,  nadal  wisiał  nisko  na  niebie,  gdy 
usłyszałam  skrzypienie  furtki  i  chrzęst  żwiru  pod  czyimiś 
pospiesznymi krokami. 

Nie dałam rady usiedzieć w miejscu, choć powinnam. Zerwałam się 

na równe nogi i ledwo muskając stopami wiosenną trawę, popędziłam 
na skraj kryjówki, by powitać ukochanego wybawcę. 

— Arthur! 
Objął  mnie,  a  jego  czuły  głos  brzmiał  w  moich  uszach  jak 

najpiękniejsza symfonia. 

— Moja słodka Emily! Nic ci nie jest? 
—  Teraz,  kiedy  tu  jesteś,  czuję  się  doskonale!  —  odparłam  ze 

śmiechem i uniosłam ku niemu usta. Pocałował mnie, nawet przywarł 
do mnie ciałem, ale po chwili wypuścił mnie z natarczywego uścisku, 
odsunął się, skłonił i z nerwowym śmiechem podał mi ramię. 

 

background image

— Moja pani, czy mogę cię zaprowadzić do twojego miejsca? 
Odsunęłam do tyłu włosy, dygnęłam i uśmiechnęłam się żartobliwie. 
— Och, bardzo proszę, drogi panie. Nie chcę się zbytnio narzucać, ale 

powinien  pan  wiedzieć,  że  wszystkie  tańce  dzisiejszego  wieczoru 
zarezerwowałam wyłącznie dla pana. 

Zaśmiał  się  znów  na  te  słowa,  teraz  już  mniej  nerwowo.  Nie 

trzymałam się go kurczowo, by dać mu czas na zapanowanie nad sobą. 
Usiedliśmy na ławce, trzymając się za ręce. Westchnęłam z radością, 
gdy nieśmiało uniósł moją dłoń i delikatnie ją pocałował. 

— Powiedz, jak ci minęły ostatnie dni. Od czasu naszego spotkania 

nieustannie o tobie myślałem — powiedział. Wydawał się taki szczery 
i  taki  młody,  że  prawie  mnie  to  przeraziło.  Jak  taki  dobry  człowiek 
miałby się przeciwstawić mojemu ojcu? 

„Nie  będzie  musiał  się  przeciwstawiać!  —  pomyślałam.  — 

Wystarczy, że oświadczy mi się publicznie, a lęk ojca przed skandalem 
i ośmieszeniem dokończy dzieła". 

— Tęskniłam za tobą — powiedziałam, trzymając mocno jego silną 

dłoń. 

— Ale twój ojciec... on nie... 
Zawahał się i nie dokończył pytania, więc zrobiłam to za niego. 
— Ojciec spędził kilka ostatnich wieczorów poza domem. Rzadko ze 

sobą rozmawialiśmy. Prawie nie wychodziłam ze swojego pokoju, a on 
zajmował się sprawami finansowania wystawy. 

Arthur pokiwał głową ze zrozumieniem. 
—  Nawet  mój  ojciec  wstał  z  łoża  boleści,  żeby  uczestniczyć  w 

kolacjach i prowadzić interesy razem z panem Pullmanem — rzekł, po 
czym zamilkł, wyraźnie zakłopotany. 

— Co takiego? — zapytałam. 
 

background image

— Rodzice byli bardzo zadowoleni, gdy ogłosiłem im swoje zamiary 

względem ciebie. Ale kiedy wyjaśniłem im sytuację, matka ogromnie 
się  zatroskała.  Ojciec  wrócił  we  wtorek  wieczorem  z  zebrania  z 
wiadomością, że nim się skończyło, twój ojciec był już bardzo pijany, 
zachowywał się niegrzecznie i awanturniczo. 

Padł na mnie blady strach. 
— Och, Arthurze! Powiedz, że nie stracę w oczach twoich rodziców 

przez zachowanie ojca. To by mi złamało serce! 

—  Oczywiście,  że  nie.  —  Pogładził  mnie  delikatnie  po  ręce.  — 

Wręcz  przeciwnie.  Rodzice  uważają,  że  aby  wyratować  cię  z  tej 
niewłaściwej sytuacji, należy jak najszybciej ogłosić nasze zaręczyny. 
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem,  moja słodka, dokładnie za 
rok będziemy małżeństwem! 

Przyciągnął  mnie  do  siebie  i  przytulił.  Dobrze,  że  mogłam  ukryć 

twarz  w  jego  koszuli,  bo  dzięki  temu  nie  krzyknęłam  z  bezradnej 
frustracji. Cały rok! Nie wytrzymam tak długo w tym koszmarze! 

Przywarłam  do  Arthura,  skrycie  pociągając  za  szarfę,  która 

przytrzymywała szlafrok. 

— Arthurze, rok wydaje się taki długi — szepnęłam, unosząc twarz 

na tyle, by mój ciepły oddech muskał jego 

szyję- 
Objął mnie mocniej. 
— Wiem. Dla mnie to też długo, ale musimy postępować zgodnie ze 

zwyczajem, by nie wzbudzić plotek. 

—  Tak  się  boję  tego,  co  ojciec  może  zrobić.  Coraz  więcej  pije,  a 

pijany jest  przerażający.  Nawet twój ojciec stwierdził,  że zachowuje 
się awanturniczo! 

—  Tak,  najdroższa  Emily,  tak  —  odezwał  się,  gładząc  mnie  po 

włosach. — Ale kiedy się zaręczymy, będziesz już należała do mnie. 
Wiem, że to niezbyt grzeczne z mojej strony, lecz muszę powiedzieć, 
iż moja rodzina ma więcej koneksji i jest bogatsza niż twoja. Chcę, byś 
wiedziała, że 

 

background image

dla mnie nie ma to znaczenia, jednak z pewnością będzie ważne dla 

twojego ojca. Nie ośmieli się obrazić mojej rodziny, a to oznacza, że 
gdy  się  zaręczymy,  nie  ośmieli  się  też  obrazić  —  i  skrzywdzić  — 
ciebie. 

Oczywiście  mówił  prawdę,  ale  była  to  prawda  wynikająca  z  jego 

własnych przypuszczeń. Nie rozumiał tego, jak bardzo zdeprawowany 
jest mój ojciec. Nie znał siły jego pożądania. 

Nie mogłam mu jednak ujawnić tak szokujących informacji. Mogłam 

najwyżej zrobić wszystko, by Arthur Simpton chciał jak najszybciej się 
ze mną ożenić. 

Wyswobodziłam się więc z jego objęć, odwróciłam plecami do niego 

i, ukrywając twarz w dłoniach, zapłakałam cicho. 

— Emily, najukochańsza! Co się stało? 
Odwróciłam się z powrotem takim ruchem, by rozwiązany szlafrok 

rozchylił się, ukazując cienką koszulkę, którą miałam pod spodem. 

—  Arthurze,  jesteś  taki  dobry  i  miły...  Nie  wiem,  jak  mam  ci  to 

powiedzieć. 

— Po prostu powiedz. Przecież byliśmy przyjaciółmi, zanim staliśmy 

się dla siebie kimś więcej. 

Odsunęłam włosy z twarzy i wytarłam policzki, zauważając przy tym, 

że jego szczery wzrok ciągle szybuje w dół, w stronę moich krągłości. 

—  Z  pewnością  twoi  rodzice  wiedzą,  co  będzie  najlepsze,  a  ja 

chciałabym postąpić właściwie. Tylko tak się boję, Muszę ci wyznać 
jeszcze jedną tajemnicę. 

— Możesz wyznać mi wszystko! 
—  Każda  chwila,  którą  spędzamy  osobno,  jest  dla  mnie  katuszą. 

Wiem, że zachowuję się zbyt bezpośrednio i nieprzyzwoicie, ale tak 
właśnie wygląda prawda. 

— Usiądź obok mnie, Emily. 
Usiadłam bardzo blisko i pochyliłam się w jego stronę. Objął mnie 

ramieniem. 

 

background image

— Nie ma nic zdrożnego w tym, że przyznajesz się do uczuć, jakie do 

mnie żywisz. Przecież jesteśmy już prawie zaręczeni. A ja wyznałem, 
że nie mogę przestać o tobie myśleć. Czy poczułabyś się spokojniejsza, 
gdybym porozmawiał z rodzicami i poprosił, żeby znaleźli pretekst do 
skrócenia okresu naszego narzeczeństwa? 

— Och tak! To by znacznie ukoiło moje nerwy! 
—  A  więc  tak  właśnie  się  stanie.  Wspólnie  znajdziemy  jakieś 

rozwiązanie i już niedługo jedynym, czego będziesz mogła się w życiu 
obawiać,  stanie  się  fakt,  że  twój  mąż  pragnie  spełnić  każdą  twoją 
zachciankę. 

Oparłam  głowę  na  jego  ramieniu  i  poczułam  się  tak  cudownie,  że 

ustąpiło nawet to paskudne przeczucie, które wisiało nade mną niczym 
złowrogi cień. Wreszcie ogarnęło mnie ciepło. 

Przysięgłam,  że  nie  zmyślam  ani  w  żaden  sposób  nie  upiększam 

wydarzeń, które rozegrały się chwilę później. Gdy siedzieliśmy razem 
pod  osłoną  wierzby,  księżyc  znalazł  się  tak  wysoko  na  niebie,  że 
oświetlił  fontannę  srebrnymi  promieniami,  dzięki  czemu  biały  byk  i 
jego  panna  pokryły  się  nieziemskim  blaskiem.  Błyszczały,  jakby 
księżyc tchnął w nie życie. 

—  Czy  to  nie  piękny  widok?  —  szepnęłam.  Miałam  wrażenie,  że 

znalazłam się w obecności czegoś boskiego. 

—  Księżyc  świeci  cudnie  —  odparł  z  wahaniem  —  ale  muszę 

przyznać, że ta twoja fontanna wydaje się dość niepokojąca. 

Zaskoczył  mnie.  Pozostając  pod  nieodpartym  urokiem  księżycowej 

poświaty, uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. 

— Niepokojąca? — Potrząsnęłam głową, zupełnie nie rozumiejąc, co 

ma  na  myśli.  —  Przecież  to  Zeus  i  Europa.  Zresztą  to  nie  jest  moja 
fontanna. To ślubny prezent, który ojciec podarował matce. 

— Nie mam zamiaru krytykować twojego ojca, wydaje mi się jednak, 

że to niewłaściwy podarunek dla młodej 

 

background image

żony. — Wzrok Arthura znów powędrował w kierunku skąpanej w 

świetle  księżyca  fontanny.  —  Emily,  wiem,  że  jesteś  niewinna  i  nie 
powinienem  rozmawiać  z  tobą  na  takie  tematy,  ale  czy  nie  zdajesz 
sobie  sprawy,  że  Zeus  porwał  tę  pannę,  przybierając  postać  byka,  a 
następnie ją zgwałcił? 

Próbowałam spojrzeć na rzeźbę tak, jak on na nią patrzył, lecz nadal 

widziałam jedynie siłę i majestat byka oraz dziewczęcą urodę Europy. 
Nie wiedzieć czemu, moje usta wypowiedziały słowa, które do tej pory 
rozważałam wyłącznie w milczeniu. 

— A jeśli Europa poszła z Zeusem z własnej woli? Może kochali się z 

wzajemnością i tylko ci, którzy nie chcieli, by byli razem, a więc nie 
chcieli,  żeby  ta  historia  zakończyła  się  szczęśliwie,  nazwali  to 
gwałtem? 

Arthur zaśmiał się i poklepał mnie protekcjonalnie po ręce. 
—  Jaką  jesteś  słodką  romantyczką!  Twoja  wersja  podoba  mi  się  o 

wiele bardziej niż ta pełna pożądliwości, którą znam. 

— Pożądliwości? Nigdy tak tego nie postrzegałam. — Popatrzyłam 

na  fontannę  matki,  teraz  już  moją,  i  ciepło,  które  dzięki  Arthurowi 
poczułam w środku, znów zaczęło zamieniać się w chłód. 

—  Oczywiście,  że  nie.  Przecież  nie  masz  pojęcia  o  pożądliwości, 

słodka Emily. 

Kiedy znów poklepał mnie po ramieniu, z trudem zmusiłam się, by 

nie wzdrygnąć się przed tym pełnym wyższości gestem. 

— Ale skoro już mowa o ogrodach i fontannach, przypomniało mi 

się,  że  matka  zaczęła  planować  założenie  rozległych  ogrodów  na 
terenach wokół domu. Zdradziła mi, że bardzo chciałaby, abyś jej w 
tym  pomogła,  zwłaszcza  że  przecież  posiadłość  Simptonów  będzie 
kiedyś także twoim domem. 

Ogarnął mnie wtedy nagły niepokój, chociaż gdy teraz o tym myślę, 

uważam,  że  była  to  z  mojej  strony  głupota.  Fantazjując  i  planując 
ucieczkę oraz przyszłość, nie wzię- 

 

background image

łam pod uwagę możliwości, że mogę z jednej złotej klatki przejść do 

drugiej. 

— A więc po ślubie zamieszkamy tutaj, w Chicago, wraz z twoimi 

rodzicami? — zapytałam. 

—  Oczywiście!  A  gdzieżby  indziej?  Jestem  pewien,  że  w  twoim 

domu  nie  moglibyśmy  żyć  wygodnie,  skoro  twój  ojciec  ma  taki 
nieprzyjemny charakter. 

—  Nie,  nie  chciałabym  tutaj  mieszkać  —  zapewniłam  go.  —  Ale 

chyba sądziłam, że chciałbyś powrócić do Nowego Jorku. Twój ojciec 
nadal ma tam interesy, których trzeba doglądać, prawda? 

—  W  rzeczy  samej,  jednak  mężowie  moich  sióstr  są  w  tej  kwestii 

niezwykle kompetentni. Nie, Emily. Chcę zostać w Chicago. To miasto 
podbiło moje serce. Tak bardzo się zmienia, ciągle coś tu się dzieje. Z 
każdym dniem nowe odkrycia, nowe ekscytacje. 

—  Obawiam  się,  że  niewiele  wiem  na  ten  temat.  —  Starałam  się 

ukryć chłód i gorycz. — Dla mnie osobiście Chicago skurczyło się do 
rozmiarów posiadłości Wheilerów. 

—  W  niewinności  nie  ma  nic  złego,  Emily.  To  także  intrygująca 

forma odkrywania i ekscytacji. 

Ku memu zdumieniu dość obcesowo wziął mnie w ramiona i zaczął 

namiętnie całować. Pozwoliłam mu na to, a także nie oponowałam, gdy 
wsunął rękę pod rozwiązany szlafrok i długo, namiętnie pieścił moje 
plecy.  Jego  dotyk  nie  napawał  mnie  odrazą,  ale  gdy  wracam 
wspomnieniami  do  tamtych  chwil,  muszę  przyznać,  choćby  jedynie 
przed  moim  milczącym  dziennikiem,  że  jego  umizgi  sprawiały  mi 
więcej  przyjemności  wówczas,  kiedy  to  ja  byłam  ich  inicjatorką.  W 
tamtej sytuacji natarczywość jego warg była dla mnie dość niezręczna, 
a nawet napastliwa. 

To  ja  pierwsza  przerwałam  pocałunek.  Odsunęłam  się  i  skromnie 

zawiązałam szlafrok. 

Arthur  odchrząknął,  przesunął  drżącą  ręką  po  twarzy,  po  czym 

ponownie ujął moją dłoń. 

 

background image

—  Nie  miałem  zamiaru  wykorzystywać  twojej  samotności  i 

zachowywać się niewłaściwie — powiedział. 

—  Twoja  namiętność  mnie  zaskoczyła,  Arthurze  —  odparłam, 

celowo ściszając głos i zerkając nieśmiało spod opuszczonych rzęs. 

— Oczywiście. W przyszłości wykażę się większym zrozumieniem 

dla  twojej  niewinności  —  zapewnił  mnie.  —  Ale  nie  zdajesz  sobie 
sprawy, jaka jesteś piękna i ponętna, zwłaszcza w takim stroju. 

Jęknęłam i przycisnęłam dłonie do policzków, chociaż w maskującej 

ciemności i tak nie mógł dostrzec, że wcale się nie zarumieniłam na te 
słowa. 

—  Nie  chciałam  wydać  się  taka  nieskromna!  Nawet  nie  byłam 

świadoma, jak skąpo jestem odziana. Musiałam odprawić pokojówkę, 
żeby nikt ze służby nie odkrył, iż czekam na ciebie. 

— Ależ ja ciebie absolutnie nie obwiniam — zapewnił. 
—  Dziękuję  ci,  Arthurze.  Jesteś  taki  dobry  —  odparłam,  chociaż 

słowa  omal  nie  ugrzęzły  mi  w  krtani.  Udałam,  że  ziewam, 
przykrywając usta dłonią. 

—  Nie  zdawałem  sobie  sprawy,  że  jest  tak  późno.  Z  pewnością 

czujesz się zmęczona. Muszę już iść, zwłaszcza żeby nie spotkać się po 
drodze  z  twoim  ojcem.  Pamiętaj,  że  od  dzisiaj  do  poniedziałku  co 
wieczór będę przejeżdżał obok tej furtki z nadzieją, że znajdę w niej 
zerwaną lilię. 

—  Ale  proszę  cię,  Arthurze,  nie  gniewaj  się,  jeśli  nie  uda  mi  się 

wymknąć.  Muszę  zachowywać  ostrożność.  Sam  wiesz,  jaki 
nieprzewidywalny stał się mój ojciec. 

—  Nie  mógłbym  się  na  ciebie  gniewać,  moja  słodka.  Pozwól  mi 

jednak  mieć  nadzieję.  Będę  się  modlił  o  to,  żebyśmy  spotkali  się 
jeszcze przed poniedziałkiem, jeśli to tylko możliwe. 

Skinęłam głową, absolutnie się z nim zgadzając, po czym, trzymając 

się za ręce, ruszyliśmy do wierzbowego 

 

background image

azylu. Arthur pocałował mnie delikatnie i wyszedł lekkim krokiem, 

pogwizdując  pod  nosem,  zupełnie  jakby  był  najszczęśliwszym 
człowiekiem pod słońcem. 

Kiedy  zniknął,  opuściłam  kryjówkę  i  ruszyłam  ciemną  ścieżką  w 

stronę  domu.  Wewnątrz  panowała  całkowita  cisza.  Przysunęłam 
komodę do drzwi i wyjęłam dziennik z mojej tajnej skrytki. 

Czytam  to,  co  napisałam,  i  nie  uważam,  żebym  robiła  krzywdę 

Arthurowi bądź jego rodzinie, zachęcając go do konkurów. Naprawdę 
go lubię, będę dobrą i obowiązkową żoną, ale nie zerwę już żadnej lilii 
przed  poniedziałkiem.  Nie  zamierzam  kusić  losu  bardziej,  niż  to 
konieczne.  W  poniedziałkowy  wieczór  Arthur  poprosi  mnie  o  rękę. 
Ojciec  nie  skompromituje  się  w  obecności  przedstawicieli  tak 
wspaniałych  i  bogatych  rodów.  A  wtedy  tylko  zachęcę  Arthura  do 
szybkiego ślubu i wszystko dobrze się skończy. 

To ojciec i jego chore żądze napełniają mnie takim chłodem. Kiedy 

się od niego uwolnię, będę mogła znów żyć i kochać. 

Muszę w to wierzyć. 

background image

 

 
Dzisiejszego wieczoru, to jest pierwszego maja roku Pańskiego 1893, 

moje życie zmieniło się nieodwołalnie. Zresztą nie tylko życie, ale cały 
mój świat. Mam wrażenie, jakbym umarła i została wskrzeszona. Nie 
mogłabym  użyć  lepszej  analogii.  Dzisiaj  dokonano  morderstwa  na 
mojej niewinności, umarły moje ciało, moja przeszłość i moje życie. A 
jednak  niczym  feniks  odrodziłam  się  z  popiołów  bólu,  rozpaczy  i 
cierpienia. Wzbijam się w niebo! 

Przedstawię  szczegółowo  wszystkie  te  straszne  i  cudowne 

wydarzenia,  chociaż  wiem,  że  muszę  położyć  kres  zapiskom  i 
zniszczyć  ten  dziennik.  Nie  wolno  mi  zostawiać  żadnych  dowodów. 
Nie  wolno  mi  wykazywać  oznak  słabości.  Muszę  zyskać  pełną 
kontrolę nad swoim nowym życiem. 

Snucie tej opowieści działa na mnie jednak niemal równie kojąco jak 

kiedyś maskujące cienie w ogrodzie pod wierzbą. 

Tęsknię  za  nimi.  Nigdy  już  nie  wrócę  do  ogrodu  i  mojej  wiernej 

ciemności,  został  mi  tylko  ten  dziennik  na  pociechę.  I  owszem, 
przynosi  ją.  Chociaż  przeszłam  przez  ogień  piekielny  i  spojrzałam 
prosto  w  oczy  diabłu,  ręce  wcale  mi  nie  drżą.  Pisząc  te  słowa,  nie 
chwieję się ani nie waham. 

Zacznijmy od momentu, w którym zbudziłam się tamtego pamiętnego 

dnia. Było  dość  późno. Moim ciałem  wstrząsnął  potężny paroksyzm 
kaszlu, od którego aż usiad- 

 

background image

łam na łóżku, z trudem łapiąc powietrze. Mary natychmiast do mnie 

podeszła, cmokając z troską. 

—  Och,  panienko.  Wiedziałam  po  tym,  jak  panienka  wczoraj 

wyglądała, że to źle rokuje. Potrafię doskonale przepowiadać nadejście 
febry. Zaraz wezwę medyka — powiedziała, poprawiając mi poduszki. 

— Nie! — Próbowałam zagłuszyć kaszel, zasłaniając usta ręką.  — 

Nie mogę zawieść ojca. Rozgniewa się, jeśli uzna, iż jestem tak chora, 
że nie będę mogła mu dzisiaj wieczorem towarzyszyć. 

— Ależ panienko, nie może... 
— Jeżeli nie pójdę z nim, sam weźmie udział w otwarciu Wystawy 

Światowej oraz kolacji w klubie uniwersyteckim. Wróci do domu zły i 
pijany,  a  z  pewnością  zdajesz  sobie  sprawę,  jak  się  wtedy  potrafi 
zachowywać. Nie każ mi mówić więcej, Mary. 

Mary pochyliła głowę i westchnęła. 
—  Święte  słowa,  panienko.  Wiem,  że  kiedy  pan  sobie  popije, 

przestaje być sobą. A do tego tak liczył na wsparcie ze strony panienki 
w dzisiejszym dniu. 

—  Tego  życzyły  sobie  największe  damy  w  Chicago  — 

przypomniałam jej. 

— To prawda. — Pokiwała głową z posępną miną. — W takim razie 

tylko jedno można zrobić. Przyrządzę ziołową herbatę mojej babki z 
cytryną,  miodem  i  łyżką  irlandzkiej  whisky.  Jak  mawiała  staruszka, 
nawet  jeśli  cię  nie  postawi  na  nogi,  to  chociaż  pozwoli  ci  jakoś 
przetrwać. 

Uśmiechnęłam  się,  słysząc,  jak  naśladuje  irlandzki  akcent  swojej 

babki,  i  starałam  się  powstrzymać  kaszel,  dopóki  nie  wyjdzie  z 
sypialni.  Wmówiłam  sobie,  że  herbata  z  pewnością  mi  pomoże.  W 
końcu  nie  mogłam  chorować,  przecież  ja  nigdy  nie  choruję. 
Zastanawiałam  się  jednak,  czy  przez  to  udawanie  niedomagania  w 
ciągu ostatnich trzech dni, gdy starannie unikałam zarówno ojca, jak i 
Arthura, nie sprowadziłam na siebie prawdziwej choroby. 

 

background image

Nie. To absurdalne założenie. Czułam się tylko odrobinę gorzej; być 

może  winę  za  to  ponosiły  zszargane  nerwy.  Napięcie  związane  z 
oczekiwaniem, kryciem się i ciągłymi rozmyślaniami z pewnością nie 
sprzyja zdrowiu. 

Mary  wróciła  z  herbatą.  Wypiłam  całą,  pozwalając,  by  whisky 

rozgrzała  mnie  i  uspokoiła.  Wtedy  czas  wreszcie  zaczął  płynąć,  i  to 
jak!  Godzina  goniła  godzinę.  Miałam  wrażenie,  że  dopiero  co 
otworzyłam oczy, a już Mary popędzała mnie do założenia jedwabnej 
zielonej sukni. 

Pamiętam,  że  siedziałam  przed  niewielkim  lustrem  toaletki  i 

przyglądałam  się,  jak  układa  mi  włosy.  Byłam  niemal 
zahipnotyzowana  długimi  pociągnięciami  szczotką,  ale  kiedy  Mary 
chwyciła moje włosy, by upiąć je w skomplikowany kok, kazałam jej 
przestać. 

— Nie — powiedziałam. — Tylko odsuń mi je z twarzy. Wpleć jedną 

z aksamitnych wstążek matki, ale zostaw rozpuszczone. 

—  Ależ,  gołąbeczko!  To  dziecięca  fryzura,  nieodpowiednia  dla 

wielkiej damy. 

— Nie jestem wielką damą. Mam szesnaście lat, nie jestem żoną ani 

matką. I chociażby z tej przyczyny chcę wyglądać na swój wiek. 

—  Dobrze,  panienko  —  odparła  służąca  z  respektem.  Gdy  moja 

prosta koafiura była gotowa, wstałam i podeszłam do wysokiego lustra. 

Pomimo tego, co wydarzyło się później, nigdy nie zapomnę Mary ani 

smutku, który wykwit! na jej obliczu, gdy stanęła za moimi plecami i 
obie  przyglądałyśmy  się  odbiciu.  Szmaragdowa  jedwabna  suknia 
idealnie  spływała  po  moim  ciele.  Była  cudownie  prosta,  zdobiły  ją 
jedynie obfite piersi i pozostałe krągłości. Prawie całą skórę miałam 
zakrytą — stanik był bowiem skromny, a rękawy sięgały do przedra-
mienia — ale prostota tej sukni tylko pogłębiała moje bujne kształty. 
Zasłaniały mnie jedynie włosy, których gęste fale były jednak równie 
zmysłowe jak sama suknia. 

 

background image

—  Ślicznie  wyglądasz,  gołąbeczko  —  odezwała  się  Mary  cicho. 

Patrzyła na mnie, zaciskając wargi w wąską kreskę. 

Miałam rumieńce od gorączki i whisky, a płytki oddech grzechotał mi 

w płucach. 

— Ślicznie — powtórzyłam sennie. — Nie takim słowem opisałabym 

swój wygląd. 

W tej samej chwili otworzyły się drzwi sypialni i do środka wparował 

ojciec  trzymający  w  ręku  niewielką  aksamitną  kasetkę  na 
kosztowności.  Zatrzymał  się  gwałtownie  i  objął  wzrokiem  nas  oraz 
moje odbicie w lustrze. 

— Zostaw nas samych, Mary — polecił. Chwyciłam ją za rękę, zanim 

zdążyła się ruszyć. 

— Mary nie może jeszcze odejść, ojcze. Nie skończyła mi pomagać. 
— W takim razie dobrze. — Ojciec podszedł do mnie stanowczym 

krokiem.  —  Odsuń  się,  kobieto  —  powiedział,  odpychając  Mary  na 
bok i zajmując jej miejsce za moimi plecami. Służąca wycofała się w 
kąt pokoju. 

Jego  wzrok  wypalał  dziurę  w  moim  odbiciu.  Z  trudem 

powstrzymałam się przed instynktownym uniesieniem rąk i zakryciem 
ciała. 

—  Pięknie  się  prezentujesz,  moja  droga.  Pięknie.  —  Na  dźwięk 

szorstkiego  głosu  poczułam  gęsią  skórkę.  —  Wiesz,  tak  rzadko  cię 
widywałem  w  tym  tygodniu.  Już  prawie  zapomniałem,  jaka  jesteś 
ładna. 

— Nie czułam się dobrze, ojcze — odparłam. 
— Ale wyglądasz dobrze, bardzo dobrze! Jesteś taka zarumieniona! 

Podejrzewam, że tak samo jak ja nie mogłaś się doczekać dzisiejszego 
wieczoru. 

—  Nic  nie  jest  w  stanie  odwieść  mnie  od  zamiaru,  by  w  nim 

uczestniczyć — odparłam lodowatym tonem, ale zgodnie z prawdą. 

Ojciec zaśmiał się. 
—  Cóż,  moja  droga,  mam  tu  coś  dla  ciebie.  Wiem,  że  będziesz  je 

nosić równie dumnie jak niegdyś twoja matka. — To 

 

background image

powiedziawszy, otworzył aksamitną szkatułkę i moim oczom ukazał 

się  potrójny  sznur  wyjątkowych  pereł  należących  do  matki.  Ojciec 
wyjął  je,  odrzucając  puzdro  niedbałym  ruchem,  po  czym  założył  mi 
naszyjnik i zapiął gruby szmaragdowy zatrzask. Na koniec gorącymi 
dłońmi  podniósł  moje  włosy,  by  perły  opadły  mi  na  pierś  potrójną 
połyskującą kaskadą. 

Dotknęłam ich ręką. Na mojej rozgrzanej skórze wydawały się takie 

zimne. 

—  Pasują  do  ciebie  bardzo,  tak  jak  pasowały  do  twojej  matki.  — 

Ojciec położył mi na ramionach ciężkie dłonie. 

Nasze  spojrzenia  spotkały  się  w  lustrze.  Pieczołowicie  ukrywałam 

obrzydzenie, ale kiedy tak stał i się wpatrywał, z mojej piersi dobył się 
stłumiony  kaszel.  Zasłoniłam  usta,  wyśliznęłam  się  z  ojcowskiego 
dotyku i popędziłam  do toaletki, gdzie wykaszlałam się do końca w 
koronkową chusteczkę i upiłam duży łyk przygotowanej przez Mary 
herbaty. 

— Czyżbyś rzeczywiście była chora? — zapytał ojciec, bardziej ze 

złością niż z troską. 

—  Nie,  ojcze  —  zapewniłam.  —  To  tylko  drapanie  w  gardle 

połączone  ze  zdenerwowaniem.  Przede  mną  niezwykle  ważny 
wieczór. 

— Wobec tego skończ się ubierać i zejdź na dół. Powóz już stoi, a 

Wystawa  Światowa  nie  będzie  na  nikogo  czekać!  —  Rozbawiony 
własnym  miernym  dowcipem  wyszedł  z  pokoju,  z  trzaskiem 
zamykając za sobą drzwi. 

—  Mary,  pomóż  mi  włożyć  buty  —  powiedziałam  i  znów 

zakaszlałam. 

— Panienka jest rzeczywiście chora. Może jednak powinna panienka 

zostać  w  domu  —  odparła  służąca,  nachylając  się,  by  zapiąć  moje 
cudowne czółenka ze skóry i jedwabiu. 

— Jak to niestety bywa z większością rzeczy w moim życiu, obawiam 

się, że nie mam wyboru. Muszę iść, Mary. Byłoby dla mnie znacznie 
gorzej, gdybym została. 

Nie powiedziała już nic, ale litość malująca się na jej twarzy mówiła 

więcej niż słowa. 

 

background image

Byłam wdzięczna, że podróż do Midway trwa tak cudownie krótko, 

chociaż  na  ulicach  aż  roiło  się  od  ludzi.  Nawet  ojciec  rozglądał  się 
dookoła ze zdumieniem. 

— Mój Boże! Cały świat zjawił się w Chicago! — zawołał. 
Cieszyłam się, że jest zbyt zajęty, żeby się na mnie gapić. Zbyt zajęty, 

by  zauważyć,  że  ilekroć  podnoszę  do  ust  koronkową  chusteczkę, 
próbuję zamaskować kaszel. 

Chociaż  byłam  taka  chora  i  zdenerwowana,  nigdy  nie  zapomnę 

pierwszego wrażenia na widok Midway i cudu, jakim była Wystawa 
Światowa. Miasto okazało się tak wspaniale białe i świetliste jak perły 
mojej  matki.  Pełna  zdumienia  i  podziwu  trzymałam  się  ręki  ojca, 
pozwalając się poprowadzić  do grupki eleganckich dygnitarzy stoją-
cych u wejścia do Midway Plaisance. 

— Burnham! Doskonała robota, doskonała! — zagrzmiał głos ojca, 

gdy dołączyliśmy do zebranych. — Ryerson, Ayer, Field! Popatrzcie 
na te tłumy. Wiedziałem, że jeśli uda im się to zbudować, wszystko 
będzie świetne, i na Boga, miałem rację! — powiedział, po czym puścił 
moją rękę i podszedł szybko do swoich współpracowników. 

Właśnie klepał Burnhama po plecach, kiedy od grupki odłączył się 

Arthur Simpton, wyminął mojego ojca, popatrzył mi w oczy i uchylił 
kapelusza.  Uśmiechał  się  promiennie,  szczęśliwie,  i  na  ten  widok 
ciężar  uciskający  mi  serce  zelżał  nieco.  Uśmiechnęłam  się  w 
odpowiedzi i nawet ośmieliłam się wyszeptać bezgłośnie: „Tęskniłam 
za tobą!". 

— Tak! — zawołał, skinął głową i pospiesznie wrócił do pozostałych. 

Mój  ojciec  na  szczęście  był  zajęty  ożywioną  rozmową  z  panem 
Burnhamem. 

Podeszłam  do  stojących  nieopodal  kobiet  i  z  łatwością  odnalazłam 

wśród nich panią Simpton, która górowała nad swoimi towarzyszkami 
wzrostem  i  urodą.  Przywitałyśmy  się  tylko  uprzejmie,  zbyt  zajęte 
zachwycaniem się wszystkim dookoła, by znaleźć czas na rozmowę. 

 

background image

Pan  Burnham,  który  sprawiał  wrażenie,  jakby  od  czasu  wydanego 

przeze  mnie  przyjęcia  postarzał  się  o  całe  lata,  choć  przecież  minął 
niewiele ponad tydzień, odchrząknął teatralnie, po czyni uniósł berło 
ze złota i kości słoniowej z miniaturką zwieńczonego kopułą budynku i 
obwieścił: 

— Przyjaciele, krewni, biznesmeni i nasze cudowne damy, zapraszam 

serdecznie do Białego Miasta! 

Weszliśmy  całą  grupką  do  świata  czystej  fantazji.  Po  obu  stronach 

znajdowało  się  żywe  muzeum.  W  drodze  przez  Midway  mijaliśmy 
egzotyczne osady, zupełnie jakby za pomocą magii przenoszono nas z 
Chin  do  Niemiec,  z  Maroka  do  Holandii,  a  nawet  w  najdalsze  i 
najciemniejsze regiony Afryki! 

Nikt nic nie mówił. Wydawaliśmy tylko z siebie okrzyki zdumienia i 

pokazywaliśmy sobie nawzajem kolejne cuda. 

Gdy dotarliśmy do stanowiska egipskiego, stanęłam jak wryta. Byłam 

absolutnie  oczarowana.  Nade  mną  rozciągała  się  złota  piramida 
pokryta tajemniczymi obcymi symbolami. Kiedy wpatrywałam się w 
nią,  oddychając  z  trudem  i  przyciskając  chusteczkę  do  ust,  by 
powstrzymać  kolejny  atak  kaszlu,  złota  kurtyna  zasłaniająca  wejście 
do  świątyni  rozstąpiła  się  na  boki  i  ze  środka  wyszła  oszałamiająco 
piękna  kobieta.  Usiadła  na  złoconym  tronie  wzniesionym  na  dwóch 
belkach spoczywających na ramionach sześciu mężczyzn, czarnych jak 
smoła i niezwykle muskularnych. 

Wstała i od razu przykuła uwagę wszystkich dookoła, tworząc oazę 

ciszy pośród kakofonii ludzkich dźwięków. 

— Jestem Neferet! Królowo Egiptu, nakazuję, byś mi usługiwała! — 

Jej  głos  brzmiał  wyraźnie,  głęboko,  mówiła  z  obcym,  lecz 
uwodzicielskim  akcentem.  Rozpięła  złotą  pelerynę  i  zrzuciła  ją  z 
siebie, ukazując skąpy kostium wykonany z jedwabiu, sznurów złotych 
koralików i dzwoneczków. Z głębi świątyni dobiegło bicie w bębny, 
rytmiczne i donośne. Neferet uniosła  z gracją ręce  i zaczęła kołysać 
biodrami w rytm muzyki. 

 

background image

Nigdy  jeszcze  nie  widziałam  tak  pięknej  i  śmiałej  kobiety.  Nie 

uśmiechała  się.  Prawdę  powiedziawszy,  sprawiała  wrażenie,  jakby 
stalowym spojrzeniem i bezczelną miną kpiła sobie z tłumu widzów. 
Wielkie  ciemne  oczy  miała  podkreślone  na  czarno  i  złoto.  W 
niewielkim wgłębieniu pępka tkwił połyskujący czerwony klejnot. 

— Emily! Tu jesteś! Matka powiedziała, że się zgubiłaś. Przeszliśmy 

już  dalej.  Twój  ojciec  rozgniewałby  się,  gdyby  się  dowiedział,  że 
zostałaś tu, by się przyglądać pokazowi tej rozpustnicy. — Podniosłam 
wzrok i zobaczyłam, że Arthur patrzy na mnie surowo. 

Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że ma rację. Nigdzie nie 

było widać ani jego matki, ani pozostałych kobiet i całej naszej grupy. 

— Och, nie zauważyłam, że zostałam w tyle! Dziękuję ci, Arthurze, 

za to, że mnie odnalazłeś. — Chwyciłam go pod rękę, ale odchodząc, 
obejrzałam  się  jeszcze  na  Neferet.  Popatrzyła  na  mnie  tymi  swoimi 
ciemnymi  oczami,  po  czym  zaśmiała  się  głośno  i  arogancko. 
Pamiętam, że myślałam wtedy tylko o jednym: Neferet nigdy by nie 
pozwoliła,  żeby  mężczyzna  nią  dyrygował,  żeby  jej  rozkazywał  i 
mówił, co ma robić! 

Ale  ja  nie  byłam  Neferet  ani  żadną  królową,  a  wołałam  być 

prowadzona  przez  Arthura  niż  molestowana  przez  ojca.  Przywarłam 
więc do młodego Simptona, mówiąc mu, jak dobrze jest go widzieć i 
jak bardzo za nim tęskniłam, po czym wysłuchałam, jak opowiada bez 
końca  o  podekscytowaniu  rodziców  naszymi  zbliżającymi  się 
zaręczynami oraz o tym, że absolutnie się nie denerwuje — chociaż ten 
słowotok przeczył jego zapewnieniom. 

Już prawie zapadł zmierzch, kiedy w końcu znaleźliśmy naszą grupę, 

dołączając do niej u podstawy potężnej i cudownej konstrukcji, którą, 
jak wyjaśnił mi Arthur, nazywano diabelskim młynem. 

— Emily, jesteś  wreszcie!  —  zawołała pani Simpton,  machając do 

nas ręką. Przeraziłam się, widząc, że stoi obok ojca. 

 

background image

—  Och,  panie  Wheiler,  czyż  nie  mówiłam,  że  Arthur  ją  znajdzie  i 

przyprowadzi do nas całą i zdrową? Tak też uczynił. 

—  Emily,  nie  wolno  ci  się  zgubić.  Bez  mojej  opieki  może  ci  się 

przytrafić  coś  okropnego!  —  Ojciec  odciągnął  mnie  od  Arthura,  nie 
odzywając  się  ani  do  niego,  ani  do  jego  matki.  —  Zaczekaj  tu  z 
paniami,  a  ja  pójdę  po  bilety  na  diabelski  młyn.  Postanowiono,  że 
odbędziemy przejażdżkę, zanim udamy się do klubu uniwersyteckiego 
na kolację. — To powiedziawszy, popchnął mnie w stronę zebranych, 
aż wpadłam na Camille i jej matkę. 

— Przepraszam — powiedziałam, odzyskując równowagę. Dopiero 

wtedy zauważyłam to, co umknęło mojemu wzrokowi, gdy tak bardzo 
pochłonęło  mnie  podziwianie  Midway:  wśród  kobiet  znajdowały  się 
moje  dawne  przyjaciółki:  Elizabeth  Ryerson,  Nancy  Field,  Janet 
Palmer  oraz  Eugenia  Taylor.  Stały  za  Camille  i  jej  matką  niczym 
milczący mur dezaprobaty. 

Pani Elcott rzuciła mi znad długiego nosa pogardliwe spojrzenie. 
— Widzę, że założyłaś perły swojej matki, a także jedną z jej sukni. 

Muszę przyznać, że poprawki zupełnie zmieniły jej wygląd. 

Już  wcześniej  byłam  świadoma  tego,  jak  przerobiona  suknia 

podkreśla moje kształty, a po zaintrygowanych spojrzeniach rzucanych 
przez kobiety, gdy ja chłonęłam cuda wystawy, widziałam, że oceniają 
mnie i potępiają. 

—  Jak  widzę,  jesteś  uwieszona  na  ramieniu  Arthura  Simptona  — 

zauważyła  Camille  niemal  identycznie  krytycznym  tonem  jak  ten, 
którego używała jej matka. 

— Jakież to dla ciebie dogodne, że się zgubiłaś i musiał cię odnaleźć 

— odezwała się Elizabeth Ryerson. 

Wyprostowałam  ramiona  i  uniosłam  podbródek.  Nie  miało  sensu 

próbować  tłumaczyć  się  z  pereł  i  stroju,  a  już  na  pewno  nie 
zamierzałam  się  chować  przed  tymi  kobietami.  Czułam  jednak,  że 
powinnam stanąć w obronie Arthura. 

 

background image

— Pan Simpton zachował się jak dżentelmen. Pani Elcott prychnęła 

pogardliwie. 

— Jakbyś ty byłą damą! A więc nagle stał się dla ciebie  p a n e m  

Simptonem?  Wydajesz  się  pozostawać  z  nim  w  bardziej  zażyłych 
stosunkach. 

—  Wszystko  dobrze,  Emily?  —  Pani  Simpton  stanęła  obok  mnie 

naprzeciwko grupki skwaszonych dziewcząt. Zauważyłam, że posyła 
pani Elcott ostre spojrzenie. 

Uśmiechnęłam się na ten widok. 
—  Jak  najbardziej,  dzięki  pani  synowi.  Pani  Elcott,  Camille  i  parę 

dziewcząt  właśnie  mówiły,  jakim  dżentelmenem  jest  Arthur,  a  ja 
musiałam przyznać im absolutną rację. 

— Jak miło, że zwróciły na to uwagę  — odparła pani Simpton.  — 

Ach,  Emily,  oto  i  nasi  panowie  z  biletami  —  dodała,  wskazując  na 
mojego  ojca,  pana  Elcotta  oraz  Arthura,  którzy  zmierzali  w  naszą 
stronę.  —  Usiądziesz  przy  mnie,  prawda?  Mam  okropny  lęk 
wysokości. 

— Oczywiście — powiedziałam. Pani Simpton ruszyła w kierunku 

syna, który uśmiechał się do mnie z roztargnieniem, a wtedy Camille 
przysunęła się bliżej. Czułam na sobie ciężkie spojrzenia koleżanek, a 
wypowiedziane przez moją dawną przyjaciółkę słowa pełne były jadu: 

— Widzę, że bardzo się zmieniłaś, niestety nie na lepsze. 
Nie  przestając  uśmiechać  się  do  Arthura,  ściszyłam  głos,  mając 

jednak nadzieję, że dotrze do Camille i stojących za nią dziewcząt. 

— Stałam się kobietą — oznajmiłam pozbawionym emocji, idealnie 

chłodnym  tonem  —  a  wy  nadal  pozostajecie  głupimi  dzierlatkami. 
Rozumiem, że w takiej sytuacji nie jest to dla was zmiana na lepsze. 

—  Owszem,  stałaś  się  kobietą...  taką,  która  nie  dba  o  to,  kogo 

wykorzystuje, i zawsze musi dostać to, czego chce — odparła Camille 
w odpowiedzi. Za jej plecami rozległy się szepty aprobaty. 

 

background image

Czułam,  jak  rozpełza  się  wypełniający  mnie  chłód.  Co  ta  mała 

kokietka albo jej puste, zepsute koleżanki mogły wiedzieć o zmianach, 
jakie musiałam poczynić, by przeżyć? 

Nadal spoglądając z uśmiechem na Arthura, odezwałam się powoli, 

cedząc słowa na tyle głośno, by usłyszała mnie cała ta złośliwa grupka: 

—  Masz  absolutną  rację,  Camille.  Tak  więc  lepiej,  jeśli  będziecie 

trzymały  się  ode  mnie  z  daleka.  Powiedziałabym,  że  nie  chcę 
skrzywdzić  żadnej  was,  ale  byłoby  to  kłamstwo,  a  mimo  wszystko 
wolę wystrzegać się nieprawdy. 

To powiedziawszy, podeszłam do ojca, który był tak podekscytowany 

perspektywą przejażdżki na diabelskim młynie, że zgodził się, byśmy 
usiedli w tym samym wagoniku co Simptonowie. Gdy wznosiliśmy się 
osiemdziesiąt metrów nad ziemię, matka Arthura ściskała mnie jedną 
ręką, a drugą trzymała się kurczowo syna. Zacisnęła mocno powieki i 
trzęsła się tak bardzo, że aż jej zęby dzwoniły. 

Uważałam, że jest głupia, ale ma dobre serce. Przez ten swój strach 

straciła  najwspanialszy  widok  na  całym  świecie.  Niebieskie  wody 
jeziora Michigan rozciągały się aż po horyzont, pod nami zaś  widać 
było  całe  miasto,  sprawiające  wrażenie,  jakby  zostało  wzniesione  z 
białego  marmuru.  Słońce  skryło  się  za  eleganckimi  budowlami,  a 
wtedy zapaliły się lampy elektryczne otaczające zbiornik wodny oraz 
jaskrawy reflektor przed Electricity Building, dzięki czemu stojąca na 
środku  dwudziestometrowa  statua  Republiki  rozbłysła  cudnie 
srebrzystym  światłem  przypominającym  poświatę  księżyca  w  samej 
pełni. Świeciła tak jaskrawo, że trudno było się w nią wpatrywać, ale i 
tak to robiłam. 

Wszystkie te atrakcje umknęły pani Simpton, a częściowo także jej 

synowi,  który  skupił  się  na  uspokajaniu  swojej  rodzicielki. 
Przysięgłam sobie, że nigdy, przenigdy 

 

background image

nie pozwolę, by przez strach ominęło mnie cokolwiek cudownego. 
Ojciec  uparł  się,  żeby  państwo  Burnhamowie  pojechali  naszym 

powozem do klubu uniwersyteckiego, co dało mi tak potrzebną i jakże 
nieoczekiwaną chwilę wytchnienia. Pani Burnham była tak ogromnie 
podekscytowana  diabelskim  młynem  oraz  sukcesem  oświetlenia 
elektrycznego, które świadczyło dobitnie o talencie jej męża, że nawet 
nie  musiałam  angażować  się  w  rozmowę.  Naśladowałam  jedynie  jej 
minę,  gdy  przysłuchiwała  się  uważnie,  jak  jej  mąż  i  mój  ojciec 
omawiają każdy najdrobniejszy szczegół architektury wystawy. 

Kiedy  nie  trzeba  było  już  chodzić  i  uspokoiłam  się  nieco,  łatwiej 

przychodziło  mi  panowanie  nad  kaszlem,  który  tak  nagle  mnie 
zaatakował. Niechętnie to przyznawałam nawet przed samą sobą, ale 
czułam  się  przeraźliwie  słaba  i  kręciło  mi  się  w  głowie,  a  do  tego 
dziwne gorąco promieniowało na całe moje ciało, sprawiając mi coraz 
większy dyskomfort. Sądziłam, że naprawdę mogę być chora, i nawet 
zaczęłam  się  zastanawiać,  czy  nie  powinnam  poprosić  Arthura,  by 
odwiózł mnie wcześniej do domu. Uznałam jednak, że muszę czekać, 
aż  oznajmi  ojcu  swoje  szlachetne  zamiary,  a  ojciec  da  nam 
przyzwolenie.  Zanim  dojechaliśmy  do  klubu  uniwersyteckiego, 
miałam już mroczki przed oczami. Nawet migoczące lampy gazowe w 
samym klubie sprawiały, że skronie przeszywał mi potworny ból. 

 

background image

Teraz,  gdy  to  piszę,  żałuję,  że  nie  potrafiłam  rozpoznać  znaków 

ostrzegawczych,  które  były  mi  dane  —  domyślić  się,  co  oznacza 
kaszel,  gorączka,  zawroty  głowy...  a  przede  wszystkim  awersja  do 
światła. 

Ale skąd mogłam to wiedzieć? Tamtej nocy byłam tak niewinna w 

tylu kwestiach. 

Już wkrótce moja niewinność miała bezpowrotnie lec w gruzach. 
Wysiedliśmy z powozów. Z zadowoleniem przyjęłam fakt, że żadna 

inna  niezamężna  dziewczyna  nie  uzyskała  pozwolenia  na 
towarzyszenie  rodzicom  podczas  przyjęcia.  Przynajmniej  nie  będę 
musiała tolerować ich denerwujących, pełnych zazdrości i potępienia 
spojrzeń. 

Cała  nasza  grupa  przyjechała  jednocześnie  długim  szpalerem 

powozów, więc do bogato zdobionego foyer klubu uniwersyteckiego 
weszliśmy  jednocześnie.  Z  ulgą  odnotowałam,  że  do  Arthura  i  jego 
matki dołączył pan Simpton. Spotkałam go zaledwie kilka razy, a i to 
sześć czy siedem miesięcy temu, gdy wprowadzili się  do swojej po-
siadłości  niedaleko  naszego  domu;  przeżyłam  jednak  szok,  widząc, 
jaki jest napuchnięty i blady. Szedł oparty o laskę, wyraźnie kulejąc. 
Gdy Arthur i jego matka zauważyli mnie i ojca, szybko pokierowali 
pana Simptona w naszą stronę. 

Mimo  opuchlizny  i  oznak  choroby  miał  równie  intensywnie 

niebieskie oczy jak jego syn i równie czarujący uśmiech. Przywitał się 
z ojcem, a potem zwrócił się do mnie: 

—  Panno  Wheiler,  jakże  miło  mi  znów  panią  widzieć.  —  Czułam 

wielką  sympatię  do  tego  starszego  pana  i  przyszło  mi  do  głowy,  że 
chociaż  Arthur  z  wiekiem  też  może  przytyć  i  się  rozchorować,  to 
jednak  zawsze  zostanie  w  nim  iskra  młodego  chłopaka,  za  którego 
wyszłam. Dygnęłam i uśmiechnęłam się. 

— Panie Simpton, tak się cieszę, że poczuł się pan na tyle dobrze, by 

przyjść na to przyjęcie. 

 

background image

— Moja droga panno, nawet kostucha nie mogłaby mnie przed tym 

powstrzymać — odparł, a jego oczach dostrzegłam porozumiewawczy 
błysk. 

—  Wielka  szkoda,  Simpton,  że  ominął  cię  diabelski  młyn  — 

powiedział  ojciec.  —  To  było  coś  niesłychanego,  po  prostu 
niesłychanego! 

—  Niesłychanie  przerażającego!  —  zawołała  pani  Simpton, 

wachlując się dłonią w rękawiczce. 

Chciałam się uśmiechnąć albo nawet powiedzieć coś inteligentnego, 

ale ni z tego, ni z owego złapał mnie atak kaszlu i musiałam przyłożyć 
chusteczkę do ust, by zapanować nad oddechem. Kiedy w końcu kaszel 
minął i znów mogłam oddychać, okazało się, że ojciec i Simptonowie 
wpatrują  się  we  mnie  z  twarzami  w  różnym  stopniu  wyrażającymi 
zakłopotanie lub troskę. 

Na  szczęście  troska  pani  Simpton  doszła  do  głosu  wcześniej  niż 

zakłopotanie ojca. 

— Emily, może zechciałabyś mi potowarzyszyć do salonu dla pań? 

Muszę spryskać twarz wodą i zapanować nad nerwami przed kolacją, a 
ty w tym czasie mogłabyś odpocząć na kozetce. 

— Dziękuję, pani Simpton — odparłam z wdzięcznością. — Chyba 

zbytnio się sforsowałam podczas otwarcia wystawy. 

— Trzeba dbać o zdrowie, panno Wheiler — powiedział łagodnie pan 

Simpton. 

— Tak, wiem. Ojciec też mi to ostatnio powtarzał. 
—  W  rzeczy  samej!  W  rzeczy  samej!  Kobiece  zdrowie  to  krucha 

sprawa  —  dodał  ojciec,  kiwając  głową,  jakby  wygłaszał  wielką 
mądrość. 

— Absolutnie się z panem zgadzam, panie Wheiler. Proszę wierzyć, 

że zajmę się Emily — odparła pani Simpton i odwróciła się do męża. 
—  Franklinie,  bądź  tak  dobry  i  dopilnuj,  żebyśmy  usiedli  przy  tym 
samym  stole  co  pan  Wheiler  oraz  Emily.  W  ten  sposób  łatwiej  was 
znajdziemy, gdy wrócimy na kolację. 

 

background image

— Oczywiście, moja droga — powiedział pan Simpton. Arthur nie 

odezwał się ani słowem, ale zatrzymał na 

mnie wzrok i mrugnął jednym okiem, gdy ojciec nie patrzył. 
— Ojcze, zaraz wracam  — powiedziałam i razem z matką Arthura 

pospiesznie uciekłam do pokoju klubowego. 

Tam pani Simpton zaciągnęła mnie do pustego kąta i przyłożyła mi 

rękę do czoła. 

—  Jakaś  ty  rozpalona!  Masz  taką  zaczerwienioną  twarz.  Od  jak 

dawna kaszlesz? 

1

 Dopiero od rana — zapewniłam ją. 

—  Może  powinnaś  pojechać  naszym  powozem  do  domu  i  się 

położyć? Arthur porozmawia z twoim ojcem przy innej sposobności. 

— Nie! Błagam, nie! — Chwyciłam ją za ręce, bo panika ścisnęła mi 

żołądek.  —  To  musi  być  dzisiaj.  Z  ojcem  jest  coraz  gorzej.  Pani 
Simpton, proszę na mnie spojrzeć. Proszę spojrzeć na tę suknię. 

Jej wzrok powędrował w dół, a potem wrócił do mojej twarzy. 
—  Owszem,  moja  droga.  Zwróciłam  na  nią  uwagę,  ledwo  cię 

zobaczyłam. 

—  Ojciec  zmusił  krawcową,  żeby  przerobiła  jedną  z  ulubionych 

sukien  matki  na  coś  takiego.  Próbowałam  go  przekonać,  że  to 
absolutnie  nieodpowiedni  styl  i  krój,  ale  nie  chciał  słuchać.  Pani 
Simpton, żal mi ojca, wiem, że jeszcze bardziej niż ja opłakuje śmierć 
matki,  ale  ten  smutek  go  zmienia.  Ma  silną  potrzebę  kontrolowania 
wszystkiego, co mnie dotyczy. 

—  Tak,  Arthur  wspominał,  że  nie  pozwala  ci  nawet  na  pracę  w 

wolontariacie. 

— Pani Simpton, ojciec nie pozwala mi w ogóle wyjść z domu, o ile 

nie  znajduję  się  w  jego  towarzystwie.  I  robi  się  coraz  bardziej 
porywczy. N-nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam! — Zwiesiłam 
ramiona  i  zadrżałam,  ponieważ  owładnął  mną  kolejny  paroksyzm 
kaszlu. 

 

background image

—  Już  dobrze,  dobrze.  Widzę,  że  to  wszystko  wywiera  negatywny 

wpływ na twoje zdrowie. Masz rację. Arthur jeszcze dzisiaj, i to już 
wkrótce, ogłosi publicznie swoje zamiary. A potem osobiście odwiozę 
cię do domu, żebyś mogła odpocząć i dojść do siebie. 

— Och, dziękuję, pani Simpton! Nawet pani nie wie, ile to dla mnie 

znaczy! — zapłakałam. 

— Otrzyj oczy, Emily. Możesz udowodnić, ile to dla ciebie znaczy, 

obiecując, że będziesz dobrą i wierną żoną dla mojego syna. 

— Obiecuję to z całego serca! — I naprawdę tak było. Nie mogłam 

przecież przypuszczać, że reszta wieczoru diametralnie zmieni mój los. 

Pan  Simpton  spełnił  prośbę  żony.  On  i  Arthur  siedzieli  przy  tym 

samym  stole  co  ojciec,  w  towarzystwie  państwa  Burnhamów  i 
Ryersonów. 

Ojciec spojrzał na mnie groźnie i przysunął mi kryształowy kieliszek 

pełen szampana w kolorze rubinu. 

—  Wypij  —  powiedział.  —  Może  bąbelki  pomogą  na  ten  twój 

ohydny kaszel! 

Upiłam łyk, ułożyłam sobie na kolanach lnianą serwetkę i zerkałam 

ukradkiem  na  Arthura.  Matka  szepnęła  mu  coś  do  ucha.  Zbladł, 
najwyraźniej z nerwów, ale pokiwał sztywno głową. Odwrócił się do 
swego  ojca,  a  ten  powiedział  coś,  co  z  ruchu  warg  odczytałam  jako: 
„Już  czas".  Pan  Simpton  podniósł  się  powoli,  z  widocznym  trudem. 
Uniósł 

 

background image

kieliszek  z  szampanem  i  postukał  w  kryształ  srebrnym  nożem,  by 

uciszyć zebranych. 

— Drogie panie, drodzy panowie — odezwał się. — Muszę zacząć od 

uhonorowania pana Burnhama i dlatego proszę, abyście przyłączyli się 
do toastu, gratulując mu geniuszu będącego siłą napędową Wystawy 
Światowej. 

— Niech żyje pan Burnham! — zagrzmiał tłum. 
—  Za  radością  przyznaję,  że  to  nie  koniec  gratulacji  na  dzisiejszy 

wieczór. Ale teraz oddaję głos mojemu synowi Arthurowi, ponieważ to 
on  będzie  autorem  kolejnego  toastu,  na  który  ma  moje  pełne 
błogosławieństwo. 

Serce  zaczęło  mi  łomotać,  gdy  Arthur  —  wysoki,  przystojny, 

poważny — podniósł się ze swojego miejsca. Obszedł stół i zatrzymał 
się przed moim ojcem. Najpierw mu się pokłonił, a potem wyciągnął 
do mnie rękę. Chociaż okropnie drżały mi dłonie, pożyczyłam od niego 
nieco siły i stanęłam u jego boku. 

—  Co  to...  —  zaczął  protestować  ojciec,  ale  Arthur  nie  dal  mu 

dokończyć. 

— Panie Wheiler, oficjalnie i publicznie, z błogosławieństwem mojej 

rodziny, chciałem wyrazić najgłębsze uczucia, jakie żywię do pańskiej 
córki  Emily,  oraz  prosić  pana  o  jej  rękę  z  zamiarem  zawarcia 
uczciwego związku małżeńskiego. — Arthur nie zająknął się ani razu, 
a jego głęboki głos niósł się po przestronnej sali jadalnej. 

W tamtej chwili kochałam go absolutnie i z całego serca. 
— Doskonale, Simpton. Rzeczywiście należą się gratulacje!  —  Na 

oświadczenie Arthura wstał nie mój ojciec, ale pan Burnham. — Niech 
żyją Emily i Arthur! 

Cała  sala  powtórzyła  toast,  po  czym  nastąpił  wybuch  wiwatów  i 

życzeń. Panie Ryerson i Burnham wycałowały mnie i zaczęły się nad 
nami  rozpływać,  a  wtedy  zauważyłam,  że  kulejący  ojciec  Arthura 
podchodzi do mojego ojca, i wstrzymałam oddech. Chociaż ojciec miał 
posępną minę, mężczyźni podali sobie ręce. 

 

background image

—  Załatwione  —  szepnął  do  mnie  na  ten  widok  Arthur,  po  czym 

pochylił się i pocałował mnie w rękę. 

Nie wiem, czy to z poczucia ulgi, czy ze względu na chorobę, w tej 

właśnie chwili zemdlałam. 

Kiedy  oprzytomniałam,  wokół  mnie  zdążyło  się  rozpętać  istne 

pandemonium.  Ojciec  wołał  lekarza,  Arthur  wziął  mnie  na  ręce  i 
wynosił z jadalni, a pani Simpton próbowała przekonać ojca i swojego 
syna, że byłam nadmiernie podekscytowana i od rana nie czułam się 
zbyt dobrze. 

—  I  jeszcze  biedactwo  ma  za  ciasną  suknię  —  dodała,  gdy  Arthur 

położył mnie ostrożnie na kanapie. 

Chciałam potwierdzić słowa pani Simpton, ale ogarnął mnie potężny 

atak kaszlu. Chwilę później pochylał się nade mną mężczyzna o siwej 
brodzie, badając mi puls i osłuchując mnie stetoskopem. 

— Zdecydowanie chora. Gorączka... przyspieszony puls... kaszel. Ale 

w  świetle  wydarzeń  dzisiejszego  wieczoru  powiedziałbym,  że 
wszystkie  te  symptomy  oprócz  kaszlu  można  przypisać  kobiecej 
histerii.  Konieczny  jest  odpoczynek  i  jedna  czy  dwie  szklaneczki 
gorącego grogu. 

—  A  więc  wyzdrowieje?  —  Arthur  ujął  moją  dłoń.  Udało  mi  się 

uśmiechnąć i odpowiedzieć samodzielnie: 

— Jak najbardziej. Obiecuję. Potrzebuję jedynie odpoczynku. 
— Musi jechać do domu i położyć się do łóżka — odezwał się ojciec. 

— Wezwę nasz powóz i... 

— Nie, ojcze. Nie! — Zmusiłam się do tego, by uśmiechnąć się do 

niego i usiąść. — Nie mogłabym odpoczywać, wiedząc, że to przeze 
mnie  musiałeś  zrezygnować  z  tego  szczególnego  przyjęcia,  na  które 
tak czekałeś. 

— Panie Wheiler, proszę o pozwolenie, bym mógł dostąpić zaszczytu 

odwiezienia  pańskiej  córki  do  domu  —  odezwał  się  pan  Simpton, 
zaskakując  mnie  całkowicie.  —  Doskonale  rozumiem,  jaki  to  ciężar 
dla rodziny, gdy jeden z jej członków nie czuje się dobrze, bo sam od 
miesięcy 

 

background image

niedomagam.  Tego  wieczoru  muszę  się  zgodzić  z  Emily  — 

odpoczynek  obojgu  nam  znacznie  pomoże,  ale  nie  powinno  to 
powstrzymywać was przed celebrowaniem tej doniosłej okazji. Panie 
Wheiler,  Arthurze,  proszę,  zostańcie.  Jedzcie,  pijcie  i  bawcie  się  w 
imieniu moim oraz Emily. 

Zamaskowałam uśmiech kaszlem. Dwukrotnie w ciągu tego wieczoru 

pan Simpton postawił mojego ojca w pozycji, w której ośmieszyłby się 
odmową.  Gdyby  nie  to,  że  czułam  się  tak  strasznie,  z  pewnością 
odtańczyłabym taniec radości. 

— Tak, oczywiście. Możesz odwieźć moją Emily do domu. — Ojciec 

brzmiał  szorstko,  niemal  grubiańsko,  ale  wszyscy  dookoła 
zachowywali się, jakby niczego nie zauważyli. 

Wszyscy  oprócz  Arthura,  który  chwycił  mnie  za  rękę  i  popatrzył 

mojemu ojcu prosto w oczy. 

— Teraz już naszą Emily, panie Wheiler. 
To Arthur, a nie ojciec, pomógł mi wsiąść do powozu Simptonów, to 

on pocałował mnie w rękę i życzył dobrej nocy, mówiąc, że odwiedzi 
mnie następnego dnia po południu. 

Ojciec stał samotnie i patrzył wściekle, jak śliczny, wy-tapicerowany 

w  środku  powóz  odjeżdża,  uwożąc  pana  Simptona  oraz  mnie, 
uśmiechającą się i machającą na pożegnanie. 

Najwyraźniej  byłam  księżniczką,  która  w  końcu  trafiła  na  swojego 

księcia. 

 

background image

Gdy  powóz  Simptonów  podjechał  pod  wejście,  dom  Wheilerów 

wydawał  się  dziwnie  cichy  i  ciemny.  Pan  Simp-ton  nalegał,  by 
odprowadzić  mnie do środka, ale nie chciałam, żeby forsował chorą 
nogę,  wyjaśniłam  więc,  że  w  domu  czekają  na  mnie  lokaj  ojca  oraz 
moja służąca. 

A potem zrobiłam coś, co nawet mnie samą zdumiało. Pochyliłam się 

i pocałowałam starszego pana w policzek. 

—  Dziękuję,  sir.  Jestem  panu  dozgonnie  wdzięczna.  Dzisiejszego 

wieczoru uratował mnie pan, i to dwukrotnie. 

— Ależ nie ma za co! Bardzo się cieszę z wyboru Arthura! Zdrowiej, 

moje dziecko. Wkrótce znów porozmawiamy. 

Weszłam do holu i zapaliłam lampy gazowe, rozmyślając o tym, jakie 

miałam  szczęście,  że  spotkałam  Arthura  i  jego  miłych  rodziców.  Po 
kojącej  ciemności,  jaka  panowała  w  powozie  i  na  zewnątrz,  światło 
boleśnie przeszyło mi skronie, więc od razu zgasiłam lampy. 

—  Mary!  —  zawołałam,  ale  dom  milczał.  —  Carson!  Halo!  — 

zawołałam ponownie, a ostatnie słowo przeszło w okropny kaszel. 

Tęskniłam za uspokajającymi mrokami ogrodu i kryjącą ciemnością 

wierzby; wierzyłam z całego serca, że przyniosłyby mi ulgę. Czułam 
się  jednak  tak  źle,  że  musiałam  się  położyć  do  łóżka.  Prawdę 
powiedziawszy,  zaczynałam  się  martwić  okropnym  kaszlem  i  silną 
gorączką. Z trudem zawlokłam się na drugie piętro, żałując, że Mary 
mnie nie słyszy i nie pospieszy z pomocą. 

Dotarłam  samotnie  do  sypialni,  pociągnęłam  za  sznurek,  który 

powinien  uruchomić  dzwonek  w  niewielkim  pokoiku  Mary  w 
suterenie, i opadłam na łóżko. Nie mam pojęcia, jak długo tak leżałam, 
oddychając  z  trudem.  Chyba  bardzo  długo.  Chciało  mi  się  płakać. 
Gdzie  jest  Mary?  Dlaczego  wszyscy  mnie  zostawili?  Próbowałam 
odpiąć ciasne guziczki biegnące od karku aż do pasa i zdjąć krępu- 

 

background image

jącą ruchy suknię, ale w obecnym stanie niewykonalne było dla mnie 

nawet zdjęcie pereł. 

Leżałam  więc  ubrana,  ciężko  dysząc  pomiędzy  kolejnymi  atakami 

kaszlu, bardziej w półśnie niż na jawie. Ogarnęła mnie fala słabości i 
zamknęłam oczy.  Może  nawet zasnęłam, bo gdy  moje zmysły  znów 
zaczęły rejestrować otaczającą mnie rzeczywistość, miałam wrażenie, 
że tkwię w samym środku odrażającego koszmaru. 

Wyczułam  go,  zanim  jeszcze  udało  mi  się  otworzyć  oczy.  Moją 

sypialnię  wypełnił  zapach  brandy,  kwaśnego  oddechu,  potu  i  cygar. 
Zmusiłam się, by podnieść powieki. Nad moim łóżkiem pochylał się 
ciemny kształt. 

— Mary? — zapytałam, nie chcąc wierzyć w to, co podpowiadały mi 

zmysły. 

— Nie śpisz, co? — Ociężały głos ojca ociekał alkoholem i gniewem. 

—  To  dobrze.  Nie  wolno  ci  spać.  Mamy  pewne  sprawy  do 
uregulowania. 

—  Ojcze,  jestem  chora.  Odłóżmy  tę  rozmowę  do  jutra,  kiedy  będę 

lepiej  się  czuła.  —  Przesunęłam  się  głębiej,  próbując  zwiększyć 
dzielącą nas odległość. 

— Mam czekać? Już dość czekałem! 
—  Ojcze,  muszę  wezwać  Mary.  Zgodnie  z  zaleceniem  lekarza 

powinna sporządzić dla mnie grog, żebym wyzdrowiała. 

— A wzywaj ją sobie. I tak nie przyjdzie. Ani ona, ani Carson, ani też 

kucharka. Wszystkich wysłałem na wystawę. Kazałem im wziąć wolne 
aż do jutra. Nikogo tu nie ma oprócz nas. 

Wtedy  zaczęłam  się  naprawdę  bać.  Zebrałam  wszystkie  siły, 

przesunęłam  się  ku  przeciwległej  krawędzi  łóżka  i  wstałam.  On  był 
stary i pijany, ja zaś młoda i szybka. W normalnej sytuacji mogłabym 
go wyminąć i nie byłby w stanie mnie złapać. 

Ale  tej  nocy  zniknęła  moja  szybkość.  Kręciło  mi  się  w  głowie  z 

powodu gorączki, a kaszel tak mnie osłabiał, 

 

background image

że  z  trudem  oddychałam.  Gdy  próbowałam  przebiec  obok  ojca, 

kamienne nogi odmówiły mi posłuszeństwa i potknęłam się. 

—  O  nie,  nie  tym  razem!  Tym  razem  to  dokończymy!  —  Chwycił 

mnie za nadgarstek i przyciągnął z powrotem do łóżka. 

—  Nie  mamy  czego  kończyć!  Wychodzę  za  mąż  za  Arthura 

Simptona, będę prowadziła szczęśliwe życie z dala od ciebie i twoich 
perwersji! Myślisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz? — krzyknęłam. 
— Budzisz we mnie obrzydzenie! 

—  Obrzydzenie?  Ty  dziwko!  To  ty  mnie  kusisz.  Widzę,  jak  mi  się 

przyglądasz,  jak  afiszujesz  się  ze  swoim  ciałem.  Znam  twoją 
prawdziwą  naturę,  a  zanim  ta  noc  dobiegnie  końca,  i  ty  będziesz  ją 
znała! — wrzasnął, opryskując mi twarz kropelkami śliny. 

Wtedy mnie uderzył. Nie w twarz. Tej nocy ani razu nie uderzył mnie 

w  twarz.  Jedną  ręką  zgniótł  oba  moje  nadgarstki  w  kleszczowym 
uścisku i założył mi ręce za głowę, drugą zaś zwinął w pięść i zaczął 
wymierzać mi ciosy. 

Walczyłam z nim, wkładając w to całą swoją energię. Ale im bardziej 

się  opierałam,  tym  mocniej  mnie  bił.  Napędzało  mnie  przerażenie, 
zupełnie  jakbym  była  dzikim  stworzeniem  osaczonym  przez 
myśliwego.  Ojciec  chwycił  przód  jedwabnej  sukni  i  jednym 
pociągnięciem  rozdarł  delikatny  materiał  z  góry  na  dół,  odsłaniając 
całkowicie moje piersi i jednocześnie zrywając sznur pereł matki, które 
rozsypały się dookoła. Dopiero wtedy ciało mnie zdradziło. Nie byłam 
w stanie dłużej walczyć. Osunęłam się bezwładna i zimna, a on wydał z 
siebie zwierzęcy ryk, przycisnął mnie do łóżka, uniósł spódnicę i wbił 
się w najintymniejszą część mojego ciała, gryząc i obmacując mi przy 
tym  piersi.  Nie  ruszałam  się.  Krzyczałam  tylko  i  krzyczałam,  aż 
ochrypłam i całkowicie straciłam głos. 

Skończył bardzo szybko.  Wytrysnął  i opadł na  mnie, przygniatając 

mnie swoim ogromnym, spoconym ciężarem. 

 

background image

Myślałam,  że  umrę,  zakrwawiona  i  złamana,  dławiona  bólem, 

poczuciem krzywdy i rozpaczą. Myliłam się. 

Gdy  zaczął  głośno  i  chrapliwie  oddychać,  zrozumiałam,  że  zasnął. 

Ośmieliłam się odepchnąć jego ramię, a wtedy sapnął i sturlał się ze 
mnie. 

Przez  moment  się  nie  ruszałam,  czekając,  aż  znów  za-chrapie. 

Dopiero  wówczas  zaczęłam  się  powolutku  odsuwać.  Co  chwila 
przerywałam  i  przyciskałam  rękę  do  ust,  żeby  powstrzymać  mokry 
kaszel, ale w końcu znalazłam się poza łóżkiem. 

Wcześniejsze odrętwienie mojego ciała ustąpiło, czego żałowałam z 

całego  serca.  Nie  mogłam  jednak  pozwolić,  by  ból  mnie 
powstrzymywał.  Poruszając  się  na  tyle  szybko,  na  ile  pozwalało  mi 
pobite  ciało,  wyjęłam  z  garderoby  pelerynę,  a  potem  cicho  i  powoli 
pozbierałam zerwane perły wraz ze szmaragdową zapinką i schowałam 
je, wraz z tym oto dziennikiem, do przepastnych kieszeni. 

Wyszłam  z  domu  tylnymi  drzwiami.  I  chociaż  nie  mogłam 

ryzykować, zatrzymując się pod wierzbą, i tak pozwoliłam sobie po raz 
ostatni przejść ukochaną ścieżką, przywołując kojące mroki i czerpiąc 
otuchę z jakże dobrze mi znanej ciemności. Przy furtce zatrzymałam 
się na chwilę i obejrzałam za siebie. Księżyc w pełni znów oświetlał 
fontannę.  Marmurowa  twarz  Europy  zwrócona  była  w  moją  stronę  i 
przez spowijającą moje oczy mgłę wydawało mi się, że woda fontanny 
zamieniła  się  we  łzy,  które  spływają  po  policzkach  kamiennej 
dziewczyny  płaczącej  nad  moją  krzywdą.  Spojrzałam  na  ścieżkę  i 
zauważyłam, że znaczę drogę krwią. 

Dotarłam  do  furtki,  przez  którą  wszedł  do  mojego  życia  Arthur. 

Postanowiłam,  że  wrócę  jego  drogą.  Nadal  przecież  był  moim 
wybawieniem — musiał nim być. 

Posiadłość  Simptonów  mieściła  się  przy  South  Prairie  Avenue, 

niedaleko naszej. Byłam wdzięczna, że pora jest 

 

background image

tak  późna,  dzięki  czemu  mijałam  niewiele  osób.  Przemykałam 

chwiejnym krokiem po chodniku, otulona ciasno peleryną. 

Można by pomyśleć, że podczas tej bolesnej wędrówki rozmyślałam 

o  tym,  co  powiedzieć  Arthurowi.  Tak  jednak  nie  było.  Miałam 
wrażenie,  że  mój  umysł  już  do  mnie  nie  należy;  że  podobnie  jak 
wcześniej moje ciało, przestał być mi posłuszny. Myślałam wyłącznie 
o  tym,  że  muszę  iść  do  przodu,  w  stronę  bezpieczeństwa,  dobroci, 
Arthura. 

To  on  mnie  znalazł.  Zatrzymałam  się  przez  domem  Simptonów  i 

oparłam  o  żeliwne  ogrodzenie  otaczające  całą  posiadłość.  Z  trudem 
łapałam oddech, próbując skupić myśli, by znaleźć zasuwę w furtce, i 
w tej samej chwili przez tę właśnie furtkę wyszedł Arthur, prowadząc 
rower. 

Zauważył  mnie  i  przystanął.  Najwyraźniej  nie  poznał  mnie  w 

ciemności, zwłaszcza że byłam zasłoniętą peleryną i kapturem. 

— Czy mogę pani w czymś pomóc? — Na dźwięk tego znajomego, 

ciepłego  głosu  coś  we  mnie  pękło.  Zsunęłam  kaptur  i  głosem  tak 
ochrypłym, że ledwo go poznawałam, krzyknęłam: 

—  Arthurze!  To  ja!  Pomocy!  —  A  wtedy  potężny  atak  kaszlu, 

silniejszy  niż  wszystkie  poprzednie,  zawładnął  moim  ciałem  i 
zaczęłam osuwać się na ziemię. 

— Mój Boże! Emily! — Rzucił rower i złapał mnie w objęcia. Wtedy 

rozsunęła  się  peleryna  i  aż  zaparło  mu  dech  z  przerażenia  na  widok 
mojej podartej sukni, posiniaczonego i zakrwawionego ciała. — Co ci 
się stało? 

—  Ojciec  —  wyszlochałam,  oddychając  z  trudem.  —  Zaatakował 

mnie! 

— Nie! Jak to możliwe? — Widziałam, jak jego wzrok przesuwa się z 

mojej  nietkniętej  twarzy  na  rany  widniejące  na  nagich  piersiach,  a 
potem  na  podartą  suknię  i  zakrwawione  uda.  —  On  cię...  on  cię 
wykorzystał! 

 

background image

Wpatrywałam  się  w  te  jego  niebieskie  oczy,  czekając,  aż  mnie 

pocieszy i zaprowadzi do swojej rodziny, gdzie będę mogła dojść do 
siebie, a ojciec zapłaci w końcu za to, co mi zrobił. 

Ale zamiast miłości, współczucia, a nawet dobroci widziałam w jego 

wzroku wyłącznie szok i przerażenie. 

Podniosłam  się,  zasłaniając  ciało  peleryną.  Arthur  nie  próbował 

zatrzymać mnie w objęciach. 

— Emily — zaczął dziwnym, nienaturalnym głosem.  — Widzę, że 

zostałaś zbezczeszczona, a ja... 

Nigdy  się  nie  dowiem,  co  zamierzał  powiedzieć,  ponieważ  w  tej 

samej  chwili  z  mroku  wyłoniła  się  wysoka,  elegancka  postać  i 
wycelowała we mnie długi, blady palec. 

—  Emily  Wheiler!  Noc  cię  wybrała;  narodzisz  się  poprzez  śmierć. 

Noc cię wzywa; usłysz jej słodki głos. Twoje przeznaczenie oczekuje 
cię w Domu Nocy! 

Czoło  niemal  eksplodowało  mi  oślepiającym  bólem,  więc  ukryłam 

twarz w dłoniach i trzęsąc się gwałtownie, czekałam na śmierć. 

Co nadzwyczajne, z następnym wdechem ciężar w klatce piersiowej 

zelżał,  a  przez  mój  organizm  przepłynęło  swobodnie  słodkie 
powietrze. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Arthur stoi dwa metry 
ode mnie, zupełnie jakby szykował się do ucieczki. Mężczyzna, który 
do  mnie  przemówił,  miał  na  twarzy  szafirowy  tatuaż  w  postaci 
spiralnych linii odchodzących od księżyca znajdującego się pośrodku 
czoła i przebiegających przez policzki. 

— Mój Boże! Jesteś wampirem! — wyrzucił z siebie Arthur. 
— Tak — odparł mężczyzna, ale nawet nie spojrzał na Arthura, gdyż 

całą  uwagę  skupił  na  mnie.  —  Emily,  czy  rozumiesz,  co  się  z  tobą 
stało? — zapytał. 

— Ojciec mnie pobił i zgwałcił. — Gdy wypowiedziałam otwarcie te 

słowa, poczułam, jak moje ciało opuszczają resztki choroby. 

 

background image

—  A  bogini  Nyks  naznaczyła  cię  jako  swoje  dziecko.  Tej  nocy 

skończy  się  twoje  ludzkie  życie.  Od  tej  pory  będziesz  podlegała 
wyłącznie  naszej  bogini,  Najwyższej  Radzie  Wampirów  oraz 
własnemu sumieniu. 

Potrząsnęłam głową, nie do końca rozumiejąc, co się wydarzyło. 
— Ale Arthur i ja... 
— Emily, życzę  ci wszystkiego, co  najlepsze, ale to dla  mnie zbyt 

wiele.  Nie  mogę  i  nie  chcę  takich  rzeczy  w  moim  życiu.  —  To 
powiedziawszy, Arthur Simpton odwrócił się na pięcie i popędził do 
domu rodziców. 

Wampir podszedł do mnie, po czym z wdziękiem i nadnaturalną siłą 

podniósł mnie z ziemi. 

—  Zostaw  go,  Emily.  Zostaw  za  sobą  cały  ból  dotychczasowego 

życia. W Domu Nocy czeka na ciebie ozdrowienie i akceptacja. 

Oto, jak udało mi się zakończyć relację z tego strasznego, cudownego 

wieczoru. Wampir zaniósł mnie do czarnego powozu zaprzężonego w 
cztery  identyczne  czarne  klacze.  Siedzenia  wewnątrz  pokryte  były 
czarnym aksamitem. Nie świeciły się żadne lampy i byłam wdzięczna 
za tę ciemność, bowiem przynosiła mi ukojenie. 

Powóz zabrał mnie do pałacu wzniesionego z prawdziwego marmuru, 

a  nie  udających  go  kiepskich  materiałów,  z  których  istoty  ludzkie 
zbudowały swoje obiekty na wystawę w Chicago. 

Wjechaliśmy przez bramę w grubym, wysokim murze. Na schodach 

czekała na mnie kobieta. Ona także miała szafirowy księżyc na czole i 
otaczające go tatuaże. Machała mi radośnie ręką, ale kiedy powóz się 
zatrzymał  i  wampir  Łowca  musiał  mnie  wynieść  na  rękach, 
natychmiast do mnie podbiegła. Wymieniła z nim długie spojrzenie po 
czym przeniosła swój hipnotyzujący wzrok na mnie. 

—  Emily,  jestem  twoją  mentorką  i  mam  na  imię  Cordelia  — 

powiedziała, dotykając delikatnie mojej twarzy. 

 

background image

— Tutaj będziesz bezpieczna. Już żaden człowiek cię nie skrzywdzi. 
A  potem  zaprowadziła  mnie  do  okazałej  prywatnej  izby  chorych. 

Wykąpała mnie, obandażowała i dała mi do picia wino wzmocnione 
dodatkiem o metalicznym posmaku. 

Nadal piję ten ciemny napój i uzupełniam zapiski w dzienniku. Ciało 

mnie boli, ale umysł znów należy do mnie. I jak zwykle, uczę się... 

background image

 

 
To postanowione. Podjęłam decyzję. Ten wpis będzie moim ostatnim. 

Przedstawiając  zakończenie  historii  Emily  Wheiler  i  początek 
cudownego  nowego  życia  Neferet,  zamykam  to,  co  otworzyłam  na 
kartach tego dziennika sześć miesięcy temu. 

Nie jestem obłąkana. 
Straszne wydarzenia, które stały się moim udziałem, a które opisałam 

na tych stronach, nie były wynikiem histerii ani paranoi. 

Straszne wydarzenia, które stały się moim udziałem, były  możliwe, 

ponieważ  jako  młoda  dziewczyna  nie  miałam  żadnej  kontroli  nad 
własnym życiem. Zazdrosne kobiety mnie potępiły. Słaby mężczyzna 
mnie  odrzucił.  Potwór  mnie  skrzywdził.  Wszystko  dlatego,  że 
brakowało mi siły, by pokierować własnym losem. 

Cokolwiek przyniesie mi ta nowa egzystencja, najpierw jako adeptki, 

a później  —  mam nadzieję — wampirki po Przemianie,  mogę sobie 
obiecać  tylko  jedno:  nigdy  nie  pozwolę,  by  ktokolwiek  przejął  nade 
mną kontrolę. Bez względu na koszty, od tej pory to ja będę decydować 
o swoim losie. 

 

background image

To  właśnie  dlatego  go  zabiłam.  Wykorzystał  mnie  i  zgwałcił.  Miał 

wtedy nade mną pełną kontrolę. Musiałam pozbawić go życia, żeby ją 
odzyskać. Każdy, kto mnie skrzywdzi, poniesie taką samą albo i gorszą 
karę. Udaję przed Cordelią i Radą Szkoły, że nie zamierzałam go za-
bijać,  że  zmusił  mnie  do  tego,  ale  to  kłamstwo.  Na  tych  ostatnich 
stronach dziennika powiem, jak to wyglądało naprawdę. 

Potem  prawda  spłonie  wraz  z  tym  zeszytem,  a  razem  z  nimi  moja 

przeszłość. 

Nawet  moja  mentorka,  Cordelia,  najwyższa  kapłanka  o  wielkiej 

władzy i urodzie, która już prawie od dwóch stuleci służy bogini nocy 
Nyks,  nie  potrafi  zrozumieć,  że  muszę  zrównoważyć  szale  mojego 
życia. Tej nocy, kiedy zostałam naznaczona i przyjęta do Domu Nocy, 
po  opuszczeniu  izby  szpitalnej  zaprowadziła  mnie  do  mojej  nowej 
sypialni.  Było  to  cudowne,  przestronne  pomieszczenie,  którego  ze 
względu na odniesione obrażenia nie musiałam z nikim dzielić. Wtedy 
próbowała rozmawiać ze mną o nim. 

— Emily, ten człowiek zrobił ci coś odrażającego. Chciałabym, żebyś 

wysłuchała  mnie  uważnie.  Absolutnie  nie  możesz  się  winić  za 
przemoc, którą wobec ciebie zastosował — powiedziała. 

— Obawiam się, że on i jego przyjaciele będą mieli na ten temat inne 

zdanie — odparłam. 

— Prawo ludzkie i prawo wampirów to nie to samo. Ludzie nie mają 

nad nami żadnej władzy sądowej. 

— Dlaczego? 
— Ponieważ nie jesteśmy tacy sami. Owszem, ludzi jest więcej, ale 

nasza  garstka  posiada  takie  bogactwo  i  taką  moc,  o  jakiej  oni  mogą 
tylko marzyć. Jesteśmy silniejsi, inteligentniejsi, bardziej utalentowani 
i obdarzeni większą  urodą. Bez  wampirów  ich świat  byłby zaledwie 
zgaszoną świeczką. 

— A co, jeśli po mnie przyjdzie? 
 

background image

— Zostanie zatrzymany. Ten człowiek już cię nigdy nie skrzywdzi, 

Emily. Masz na to moje słowo.  — Cordelia nie podniosła głosu, ale 
gniew słyszalny w jej słowach poczułam aż na skórze. Uwierzyłam w 
jej zapewnienia. 

— A gdybym chciała iść do niego? 
— W jakim celu? 
— Żeby zapłacił za to, co mi zrobił! 
— Emily, nie możemy go zamknąć w więzieniu, tak samo jak on nie 

może aresztować nikogo z nas. 

— Nie chcę go zamykać w więzieniu! — krzyknęłam. 
— Czego w takim razie pragniesz? 
Już niemal wyznałam jej prawdę, ale powstrzymała mnie malująca się 

na  jej  ślicznej  twarzy  powaga  i  uczciwość.  Jeszcze  nie  podjęłam 
decyzji,  a  intuicja  mówiła  mi,  że  powinnam  zachować  dla  siebie 
najgłębsze pragnienia i myśli. To właśnie uczyniłam. 

— Chcę, żeby przyznał, iż jest potworem, a to, co mi zrobił, było złe 

— odparłam ostatecznie. 

— Uważasz, że to by ci pomogło? 
— Tak. 
—  Emily,  muszę  powiedzieć,  że  święcie  wierzę,  iż  masz  w  sobie 

zalążek  niezwykłej  mocy.  Wyczułam  ją,  gdy  zobaczyłam  cię  po  raz 
pierwszy.  Mam  wrażenie,  że  nasza  bogini  przygotowała  dla  ciebie 
wspaniałe dary. Mogłabyś stać się wielką siłą dobra, zwłaszcza że tak 
okropnie  dotknęło  cię  zło,  ale  musisz  uwolnić  z  siebie  krzywdę, 
pozwolić jej umrzeć wraz z twoim starym życiem. 

— A więc nigdy nie poniesie kary za to, co mi zrobił. — Nie było to 

pytanie, a jednak mi odpowiedziała. 

— Być może nie w tym życiu. Ale to już nie jest twoje zmartwienie. 

Córko,  w  ciągu  ostatnich  dwustu  lat  nauczyłam  się,  że  pragnienie 
zemsty to przekleństwo, ponieważ nigdy nie można jej osiągnąć. Nie 
ma na świecie dwojga ludzi ani wampirów, którzy potrafiliby kochać, 
nienawidzić,  cierpieć  i  wybaczać  w  taki  sam  sposób.  Nienasycona 
żądza 

 

background image

wymierzenia  kary  staje  się  toksyną,  która  zatruwa  życie  i  niszczy 

duszę. — Cordelia dotknęła mojej ręki i dalej mówiła łagodniejszym 
głosem.  —  Może  pomogłoby  ci,  gdybyś  skorzystała  z  tradycji  i 
wzorem  niezliczonych  adeptów  wybrała  nowe  imię,  symbolizujące 
początek nowego życia. 

— Pomyślę o tym — odparłam. — A o nim postaram się zapomnieć. 
Nie  musiałam  długo  myśleć.  Wiedziałam  dobrze,  jakie  imię  chcę 

zabrać ze sobą w nową przyszłość. 

Próbowałam  zapomnieć  o  ojcu.  Ale  kiedy  spoglądałam  w  lustro  i 

widziałam  fioletowe  sińce  pokrywające  jasną  skórę,  znów  sobie 
przypominałam.  Kiedy  krwawiłam  i  czułam  ból  w  najintymniejszym 
miejscu swego ciała, pamięć wracała. I kiedy budziłam się z krzykiem, 
ochrypła od koszmaru, w którym mnie dręczył, wspomnienia ożywały. 

I  dlatego  musiał  umrzeć.  Jeśli  mam  być  przeklęta  z  powodu 

pragnienia zemsty, niech tak będzie. 

Odczekałam tydzień. Tyle czasu potrzebowało moje ciało, by wrócić 

do zdrowia. Minął dopiero tydzień, odkąd zostałam naznaczona, a już 
stałam się silniejsza niż jakakolwiek kobieta należąca do rasy ludzkiej. 
Paznokcie  mi  stwardniały  i  wydłużyły  się.  Włosy  miałam  gęstsze, 
grubsze i dłuższe  niż wcześniej. Nawet  moje szmaragdowe oczy za-
częły się zmieniać. 

Podsłuchałam,  jak  jeden  z  Synów  Ereba,  wartowników,  których 

jedynym zadaniem było chronienie adeptów 

 

background image

i wampirek, mówi, że moje oczy stają się najbardziej fascynującymi 

szmaragdami, jakie kiedykolwiek widział. 

Podobały  mi  się  te  zmiany.  Dzięki  nim  czułam  jeszcze  większą 

determinację, by zamknąć przeszłość. 

Wyjście z Domu Nocy nie było trudne. Nikt mnie przecież nie więził: 

byłam uczennicą, szanowaną i docenianą zarówno za urodę, jak i za to, 
co Cordelia  nazywała  potencjałem. Wszyscy uczniowie  mieli dostęp 
do  powozów  i  takiej  liczby  rowerów,  jakich  nie  posiadali  wszyscy 
członkowie  klubu  Hermes  razem  wzięci.  Cieszyłam  się  niemal 
nieograniczoną wolnością. Jedynym warunkiem było stosowanie pasty 
do makijażu, by zamaskować zarys księżyca na czole, oraz skromny 
ubiór, żeby zwracać na siebie jak najmniejszą uwagę. 

Moja  suknia  prezentowała  się  nader  skromnie.  Została  elegancko 

uszyta z delikatnego płótna, była popielata, pozbawiona ozdób i sięgała 
wysoko pod szyję. Nikt, kto mnie nie dotknął, nie podejrzewałby, jaka 
jest kosztowna — a ja nie zamierzałam pozwolić, by ktokolwiek mnie 
dotykał. 

Peleryna z kapturem kryła jedyny nieskromny element mojej kreacji: 

perły  Alicji  Wheiler.  Celowo  nanizałam  je  z  powrotem  na  drucik  i 
założyłam  na  szyję.  Ten  pomysł  przyszedł  mi  do  głowy,  gdy 
siedziałam w nowym ogrodzie i czekałam, aż moje ciało się zagoi. 

Dom  Nocy  jest  szkołą,  ale  wyjątkową.  Zajęcia  odbywają  się 

wyłącznie  w  nocy.  Uczniowie,  profesorowie  i  mentorzy,  a  także 
kapłanki  oraz  wojownicy  śpią  w  dzień,  bezpieczni  za  grubymi 
marmurowymi ścianami wzmocnionymi nieziemską  magią czerpiącą 
swą siłę z nocy, księżyca oraz bogini, która nad nami panuje. 

Cordelia  wyjaśniła  mi,  że  dopóki  moje  ciało  się  nie  zagoi,  jestem 

zwolniona z lekcji, później jednak dołączę do pozostałych adeptów i 
poznam fascynujący program zajęć, rozszerzający się przez następne 
cztery lata — program, który zakończy się jedną z dwóch możliwości: 
przemianą w pełnoprawnego wampira albo śmiercią. 

 

background image

Jedyną śmiercią, jaka pochłaniała moja uwagę, była j e g o  śmierć. 
Nabierałam sił i wracałam do zdrowia, zwiedzając pałacowy budynek 

Domu Nocy oraz otoczone białym marmurowym murem tereny wokół 
niego. Zawsze uważałam, że ogrody przy domu Wheilerów są piękne, i 
chociaż  nigdy  nie  zapomnę  mojej  wierzby  i  fontanny  ani  ukojenia, 
jakie przynosiły mi tamte mroki, przy ogrodach wampirów wszystkie 
inne ogrody na świecie wypadały bardzo blado. 

Ogrody Domu Nocy zostały stworzone tak, by można się było nimi 

napawać  po  zachodzie  słońca.  Kwitnące  nocą  jaśminy,  kwiaty 
księżycowe,  wieczorne  prymulki,  lilie  otwierające  swoje  płatki  do 
światła  księżyca  —  wszystkie  one  pachniały  słodko  i  porastały 
ogromny  obszar,  na  którym  stały  dziesiątki  fontann,  każda  z  innym 
wizerunkiem bogini Nyks. 

Przeszukałam ten teren i z łatwością odnalazłam wierzbę zasłaniającą 

fragment  ogrodu  usytuowany  nieopodal  wyjątkowo  pięknego 
marmurowego  posągu  bogini,  która  stała  z  uniesionymi  rękoma, 
ukazując bezwstydnie nagie, krągłe kształty. Pod swoją nową wierzbą 
znalazłam znajomą ciemność i mroki, które koiły moje obolałe ciało i 
duszę. 

To  właśnie  tam  usiadłam  ze  skrzyżowanymi  nogami  na  dywanie  z 

mchu  i  wysypałam  perły  z  naszyjnika  Alice  Wheiler  na  ciemną 
tkaninę. Otoczona kojącą ciemnością nanizałam je na cienki jak włos 
drucik,  tworząc  nowy  naszyjnik  z  resztek  starego.  Ten  nie  miał  być 
potrójny  i  elegancki.  Miał  stanowić  jeden  długi  sznur  pereł 
przypominający stryczek. 

Cordelia wydawała się zdezorientowana, gdy poprosiłam o drut, igłę 

do nawlekania, obcęgi oraz nożyce. Kiedy wyjaśniłam, że chcę zrobić 
na nowo naszyjnik matki, tak jak stworzyłam na nowo własne życie, 
zapewniła mi to, o co ją prosiłam, ale widziałam po minie, że wcale nie 
jest z tego powodu zadowolona. 

 

background image

Cóż. Jej zadowolenie nie było mi do niczego potrzebne. 
Obcinając  drut,  żeby  go  zgiąć  wokół  szmaragdowej  zapinki, 

skaleczyłam się w palec ostrą, poszarpaną krawędzią. Przyglądałam się 
zafascynowana, jak krew spływa po cieniutkim druciku i znika wśród 
pereł.  Uznałam,  że  doskonale  się  stało,  iż  własną  krwią 
przypieczętowałam proces odtwarzania naszyjnika. 

Długi,  pojedynczy  sznur  wisiał  kojącym  ciężarem  na  piersi,  gdy 

wyszłam  z  Domu  Nocy  i  rozpoczęłam  pięciokilometrowy  spacer  po 
South Prairie Avenue. Księżyc, którego znacznie ubyło, wisiał wysoko 
na niebie, ale ponieważ zasłaniały go chmury, dawał niewiele światła. 
Cieszyło  mnie  to.  Ciemność  dodawała  mi  otuchy  i  uspokajała,  więc 
gdy dotarłam w końcu do domu Wheilerów, sama czułam się jak cień. 
Północ  już  dawno  minęła,  kiedy  otworzyłam  furtkę  do  ogrodu  i 
poruszając się bezszelestnie, przeszłam tą samą drogą, którą zaledwie 
tydzień wcześniej znaczyłam krwią. 

Wejście dla służby jak zwykle nie było zamknięte na klucz. 
Cały  dom  spał.  Nie  licząc  dwóch  lamp  gazowych  u  podnóża 

schodów,  wszędzie  panował  mrok.  Pokonałam  kolejne  piętra  w 
ciemności, mając wrażenie, że płynę, a nie idę. 

Położyłam  rękę  na  klamce  i  drzwi  do  jego  pokoju  otworzyły  się. 

Jedyne światło w całym pomieszczeniu pochodziło od przysłoniętego 
chmurami  księżyca  i  padało  przez  jedno  z  długich,  skośnych  okien. 
Takie oświetlenie zupełnie mi wystarczało. 

Skrzywiłam się, czując obrzydliwy smród alkoholu, potu i brudu, ale 

nie powstrzymało mnie to przed zrobieniem tego, po co przyszłam. 

Po cichu podeszłam do łóżka i stanęłam nad ojcem tak samo, jak on 

stał nade mną tydzień wcześniej. 

Zdjęłam z szyi sznur pereł i trzymałam go w ręce, naprężony i gotowy 

do użycia. 

 

background image

Zebrałam ślinę w ustach i splunęłam ojcu prosto w twarz. 
Obudził się, zamrugał oszołomiony, po czym otarł policzki. 
— Nie śpisz, co? To dobrze. Nie wolno ci spać. Mamy pewne sprawy 

do uregulowania — powtórzyłam jego własne słowa. 

Potrząsnął głową, jakby właśnie wszedł do domu z potężnej ulewy, a 

potem otworzył szeroko oczy. 

— Emily! — powiedział wstrząśnięty, rozpoznając mnie. — To ty! 

Wiedziałem, że do mnie wrócisz. Wiedziałem, że to, co ten chłopak 
Simptonów mówił o wampirze i Naznaczeniu, to było kłamstwo. 

Próbował usiąść, a wtedy go zaatakowałam. Z prędkością i siłą, jakiej 

nie mogła posiadać żadna ludzka dziewczyna, owinęłam drut z perłami 
wokół jego tłustej szyi i zacisnęłam mocno. Jednocześnie popatrzyłam 
mu prosto w oczy i odezwałam się głosem, w którym nie było ani śladu 
ludzkiej łagodności: 

—  Nie  wróciłam  do  ciebie.  Wróciłam  p  o  ciebie.  —  Jego  ciałem 

wstrząsnęły  konwulsje.  Zaczął  mnie  uderzać  wielkimi  łapami,  ale 
przecież nie byłam już chorą, słabą dziewczyną. Jego ciosy zostawiały 
ślady,  lecz  nie  robiło  to  na  mnie  wrażenia.  —  O  tak,  uderzaj  mnie! 
Posiniacz  mnie!  To  będą  dowody  potwierdzające  moją  historię.  Bo 
widzisz,  musiałam  się  jakoś  bronić,  kiedy  znów  mnie  zaatakowałeś. 
Chciałam  tylko,  żebyś  przyznał,  że  zrobiłeś  coś  bardzo  złego,  a  ty 
znów próbowałeś mnie zgwałcić. Tyle że tym razem ci się nie udało. 

Oczy  wyszły  mu  z  orbit.  Na  tle  purpurowej  twarzy  wyglądało  to, 

jakby płakał krwistymi łzami. Tuż przed tym, jak udławił się swoim 
ostatnim oddechem, dodałam: 

— I nie jestem Emily. Jestem Neferet. 
Już po wszystkim zdjęłam mu perły z szyi. Wbiły się głęboko w jego 

sflaczałe ciało i teraz były pokryte krwią. 

 

background image

Niosłam  je  ostrożnie,  wracając  ciemnymi  ulicami  miasta.  Gdy 

doszłam do mostu przy State Street, łączącego brzegi cuchnących wód 
Chicago River, przystanęłam na chwilę i wrzuciłam naszyjnik do rzeki. 
Miałam  wrażenie,  że  przez  dłuższy  czas  unosi  się  na  ciemnej 
powierzchni;  potem  objęły  go  czarne,  smoliste  macki  i  wciągnęły  w 
głąb, jakby zaakceptowały ofiarę. 

— To koniec — oznajmiłam głośno ciemnej nocy. — Z jego śmiercią 

zaczyna się moje nowe życie jako Neferet. 

Gdy wróciłam, Cordelia znów czekała na mnie na progu Domu Nocy. 

Podeszłam do niej, wybuchając płaczem. Moja  mentorka rozpostarła 
ramiona i pocieszyła mnie swoją macierzyńską dobrocią. 

Oczywiście,  musiałam  opowiedzieć  całą  historię  Radzie  Szkoły. 

Wyjaśniłam,  że  chociaż  teraz  widzę,  jaki  to  był  nierozważny  krok, 
tamtej nocy chciałam tylko, żeby Barrett Wheiler przyznał, iż zrobił 
swojej córce coś odrażającego. On jednak rzucił się na mnie, a ja tylko 
się broniłam. 

Ustalono,  że  powinnam  opuścić  Chicago.  Miejscowa  policja  miała 

zostać  przekupiona,  a  zarząd  banku  zmuszony  do  milczenia. 
Szczęśliwym  zrządzeniem  losu  pociąg  z  wampirami  jeszcze  tego 
samego  dnia  odjeżdżał  na  południowy  zachód,  do  Oklahomy,  gdzie 
szukano lokalizacji dla przyszłego Domu Nocy. Miałam się przyłączyć 
do grupy. 

I  tak  też  się  stało.  W  tej  chwili  siedzę  w  luksusowym  wagonie  i 

kończę pisanie dziennika. 

 

background image

Cordelia  powiedziała,  że  Oklahoma  to  ziemie  rdzennych 

Amerykanów,  święte,  bogate  w  dawne  tradycje  i  magię  płynącą  z 
ziemi.  Postanowiłam,  że  właśnie  tam  pozbędę  się  tych  zapisków. 
Zakopię  je  głęboko,  a  wraz  z  nimi  zakopię  Emily  Wheiler,  jej 
przeszłość  oraz  wszystkie  tajemnice.  Naprawdę  zacznę  od  nowa, 
uznając zwierzchnictwo i magię bogini Nyks. 

Nikt nie pozna moich sekretów, gdyż zostaną pogrzebane w głębokim 

grobie i będą milczeć jak on. Nie żałuję niczego, a jeśli to, co zrobiłam, 
ściągnęło  na  mnie  klątwę,  pragnę,  by  ta  klątwa  została  pochowana 
wraz z dziennikiem, uwięziona na wieki w świętej ziemi. 

Tak  oto  kończy  się  smutna  historia  Emily  Wheiler,  a  zaczyna 

magiczne  życie  Neferet  —  ale nie  królowej Egiptu, lecz... Królowej 
Nocy! 

background image

DRODZY CZYTELNICY, 
 
Klątwa Neferet 
okazała się bardzo trudną książką do napisania, ale 

ostatecznie zadziałała jak katharsis. Choć wszyscy bohaterowie moich 
powieści  to  postacie  fikcyjne,  niektóre  z  ich  doświadczeń 
odzwierciedlają wydarzenia z mojego życia. Bohaterowie rodzą się i 
ukazują mi swoje oblicze w trakcie pisania. Zaczynam ich poznawać, 
rozumieć i kochać tak samo jak wy, rozdział po rozdziale, wydarzenie 
po wydarzeniu. 

W  tej  książce  wreszcie  zrozumiałam  głębiej  postać  Emily,  która 

później  stała  się  Neferet.  Pod  koniec  opowieści  czułam  dla  niej 
współczucie, litość i troskę, mimo że postanowiła przekuć swój ból w 
moc ciemności. Chciałabym, aby moi czytelnicy wynieśli z tego jedną 
naukę:  że  podjęta  przez  Neferet  decyzja  nie  przyniosła  jej 
prawdziwego uwolnienia. Jedynie pomoc doświadczonych terapeutów 
i  zaufanych  dorosłych  oraz  działania  mające  na  celu  przywrócenie 
wewnętrznej siły po traumatycznych doświadczeniach mogą przynieść 
spokój ducha i szczęście. 

Jeśli  wisi  nad  wami  cień  dawnych  przeżyć  albo  czujecie  się 

niekomfortowo  w  związku  z  tym,  jak  traktuje  was  ktoś  z  otoczenia, 
zwróćcie  się  do  osoby  dorosłej,  do  której  macie  zaufanie.  Istnieje 
mnóstwo  ludzi  gotowych  pospieszyć  wam  z  pomocą.  Wasi  rodzice, 
terapeuci, nauczyciele oraz organizacje chroniące młodych ludzi przed 
przemocą na tle seksualnym podadzą wam pomocną dłoń i udzielą 

 

background image

wsparcia. Jest ono niezbędne, byście doszli do siebie po przeżyciach, 

po  których  czujecie  się  bezsilni,  które  głęboko  was  doświadczyły. 
Jeżeli  musicie  zwrócić  się  do  więcej  niż  jednej  osoby,  zróbcie  to. 
Zasługujecie  na  światło,  które  rozbłyśnie,  gdy  wróci  wasza 
wewnętrzna siła, a i świat potrzebuje tego światła. 

Życzę wam najjaśniejszych dni oraz miłości... zawsze miłości... 
 
P.C. Cast