background image

 

1

 

Powieść rozpoczyna się cytatem zaczerpniętym z książki Dostojewskiego pt. „Zapiski z martwego domu: „Tu otwierał się inny, odrębny świat, 

do niczego niepodobny; tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie 
jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać”. Herling-Grudziński dedykuje swoje dzieło „Krystynie”. 

CZĘŚĆ PIERWSZA 
1. Witebsk - Leningrad – Wołogda. 
Lato w Witebsku dobiegało końca. Narrator opisuje, w jaki sposób więźniowie spędzali czas, a także to, jak wyglądały ich wspólne posiłki. 

Otóż, kiedy dyżurny danego dnia uderzał trzy razy butem w drzwi, oznaczało to, iż zbliża się czas kolacji i że należy się na dobre obudzić po 
drzemce. Podobnie działo się rano, kiedy następowała pobudka – uderzanie w drzwi także było sygnałem tego, iż należy się przygotować na 
rozpoczęcie nowego dnia. Życie więźniów było wyjątkowo jednostajne – „od posiłku do posiłku”, przerywane rozmowami pomiędzy sobą, jak 
również drzemką. Jako posiłek podawano chleb oraz wywar z ziela, który nakładano do glinianych misek.  

Pewnego  dnia  ktoś  oznajmił,  iż  Paryż  został  zajęty  przez  Niemców,  zaś  pod  koniec  października  wywołano  50  więźniów,  w  tym  Gustawa 

(głównego bohatera, jak również narratora powieści), aby odczytać im akty oskarżenia i wyroki w ich sprawie. Sam Gustaw wybrał się tam z 
dość dużym spokojem, ponieważ wyrok usłyszał już wtedy, kiedy przebywał w więzieniu w Grodnie – tam uznano, iż jest „Polakiem na usługach 
niemieckiego  wywiadu”,  a  oskarżenie  to  oparto  na  rzekomych  dwóch  kluczowych  dowodach  –  pierwszy  człon  nazwiska  bohatera  miał 
wskazywać na bycie marszałkiem niemieckiego lotnictwa, zaś wysokie buty z cholewami, które otrzymał od swojej siostry – iż jest on „majorem 
wojsk  polskich”.  Podsumowując  wszystkie  te  „dowody”  rzekomego  przestępstwa,  napisano,  iż  bohater  „zamierzał  przekroczyć  granicę 
sowiecko-litewską, aby prowadzić walkę ze Związkiem Sowieckim” i tym samym skazano go na pięć lat pobytu w obozach rosyjskich.  

Po tym skierowano go do celi, w której przebywali Rosjanie, przeważnie ci bardzo młodociani – 14- czy 16-letni. Ci – jak mówi narrator – nie 

przebywali  w  obozach  pracy,  natomiast  było  ich  bardzo  wielu  w  więzieniach.  Zanim  do  nich  trafiali,  prowadzili  hulaszcze  życie  –  kradli  i 
przemieszczali  się  z  miejsca  na  miejsce,  jeżdżąc  na gapę. Przestępcy  ci  (zwani  „biezprizorni”)  nie  byli  traktowani  przez władze  poważnie,  w 
gruncie  rzeczy  zaś  stanowili  „najgroźniejszą  mafię  półlegalną  w  Rosji”,  oni  sami  swój  pobyt  w  więzieniu  uważali  jako  kolejną  z  przygód,  co 
więcej – formę odpoczynku od hulaszczego życia, kiedy to nie musieli martwić się już o jedzenie i o podstawowe warunki sanitarne, bo te im 
zapewniano.  

W celi tej Gustaw czuł się wyjątkowo nieswojo, dlatego jedynym człowiekiem, z którym postanowił nawiązać kontakt, był pewien Żyd, który 

okupował miejsce pod oknem, gdzie oddawał się czynności żucia skórek od chleba. Okazało się, że z zawodu był on szewcem w Witebsku, a 
skazany został za to, że nie chciał zelować butów przy użyciu skrawków skóry. Z jego opowieści nie wynikało jednak, by zbytnio martwił się tym, 
co go spotkało – o wiele bardziej trapiło go to, co dzieje się z jego synem, którego zdążył wykształcić na kapitana lotnictwa, zdołał schować jego 
zdjęcie w swojej marynarce. Była to najcenniejsza rzecz, jaką przy sobie posiadał. Mężczyzna wierzył w to, że dzięki interwencji swego syna on 
sam zostanie zwolniony z odsiadywania wyroku. Fakt, iż posiadał fotografię, został wykryty przez jednego z młodych chłopców, który przekazał 
tę  wiadomość  strażnikowi  –  ten  zlecił  zaś  rewizję,  w  wyniku  której  odebrano  Żydowi  fotografię,  tłumacząc  to  tym,  że  „jako  szkodnik 
sowieckiego rzemiosła nie ma prawa przechowywać w celi zdjęcia oficera Armii Czerwonej”.  

W  listopadzie  1940  roku  Gustaw  udał  się  na  tzw.  etap,  czyli  na  miejsce,  gdzie  więźniowie  zostali  podzieleni  na  różne  grupy  i  wysłani  do 

różnych obozów, do „Pieriesyłki”. Działo się to w Leningradzie, gdzie – jak dowiedział się bohater – przebywało w tym czasie około 40 tysięcy 
więźniów.  

Przypadkowo Gustaw trafił do tej części więzienia, w której przebywali „pełnoprawni obywatele Związku Radzieckiego”, którzy skazani zostali 

za  drobne  wykroczenia,  tj.  kradzieże,  spóźnienia  do  pracy  itd.,  a  kara,  jaką  otrzymali,  nie  przekraczała  osiemnastu  miesięcy.  Warunki 
mieszkania w tej części więzienia wyglądały zupełnie inaczej niż w tej przeznaczonej dla więźniów określanych mianem politycznych – można 
tam było czytać gazety i książki, spać na ładnie pościelonych łóżkach, dobrze zarabiać za wykonywaną pracę, przyjmować kogoś z rodziny dwa 
razy w ciągu tygodnia oraz dostawać odpowiednie racje żywnościowe. Gustaw był wstrząśnięty widokiem ścian, na których widniały podobizny 
Stalina. Swoją część „Pieriesyłki” więźniowie nazywali „Pałacem Zimowym”.  

W innej części więzienia, tj. dla więźniów „politycznych”, najważniejszą rolę pełnił „urka”, którego pozycja była tym wyższa, im więcej czasu 

spędził  on  w  odizolowaniu,  ile  popełnił  morderstw,  ile  ukradł,  słowem  –  im  więcej  grzechów,  tym  większy  autorytet  wśród  pozostałych 
„pospolitych” więźniów. Zaraz po dowódcy warty był najważniejszą osobą w obozie, sam mógł często decydować o tym, kto będzie wykonywał 
jaką pracę w brygadzie robotniczej.  

Gustaw  znalazł  się  w  celi  nr  37,  chociaż  jego  nazwiska  nie  było  na  liście.  Tam  zapoznał  się  z  pułkownikiem  artylerii  Szkłowskim,  którego 

przodkowie byli zesłańcami po powstaniu styczniowym w 1863 roku (którego skazano za nienależyte wychowanie żołnierzy, oczywiście pod 
względem politycznym) oraz z pułkownikiem Iwanowiczem, który był niegdyś pracownikiem wywiadu i zaczął rozmawiać z Gustawem na temat 
uczestników  kampanii  wrześniowej,  a  także  pozostałych  więźniów  umieszczonych  w  tej  samej  celi.  Otóż,  wymieniając  „winy”  wszystkich 
towarzyszy, okazało się, że zostali oni uznani za szpiegów już w 1937 roku, zaś przed śmiercią uchronił ich wybuch II wojny światowej.  

Po jakimś czasie Gustaw oraz pułkownik Szkłowski zostali wyczytani na etap i zostali umieszczeni w jednym przedziale z trzema „urkami”, 

którzy umilali sobie czas, grając w karty – niedługo potem okazało się, że przedmiotem gry były zawsze cudze rzeczy (przykład: jedną z takich 
rzeczy był płaszcz Szkłowskiego, który jeden z „urków” kazał sobie oddać w ramach przegranej, karą za przegranie była bowiem konieczność 
odebrania jakiejś rzeczy obcej osobie).  

Kiedy pociąg zatrzymał się w Wołogdzie, jako jedyny z przedziału opuścił go tylko Gustaw (uprzednio pożegnawszy się ze Szkłowskim), gdzie 

w więzieniu spędził jedną noc, a następnego dnia pojechał dalej, do Jercewa koło Archangielska. 

2. Nocne łowy. 
W Jercewie Gustaw poznał historię obozu, otóż wybudowało go ok. 600 więźniów w 1937 roku w temperaturze minus 40 stopni. Wielu z 

budowniczych  zmarło  podczas  pracy,  jednak  ci,  którzy  przeżyli,  a  byli  wśród  nich  przede  wszystkim  Finowie,  Bałtowie  i  Rosjanie,  otrzymali 
szczególne względy, tj. większe racje żywnościowe, jako że w 1940 roku „Jercewo było już dużym centrum kargopolskiego ośrodka przemysłu 
drzewnego  z  własną  bazą  żywieniową,  z  własnym  tartakiem,  z  dwiema  bocznicami  kolejowymi  i  z  własnym  miasteczkiem  za  zoną  dla 
administracji i straży osobowej”, mieścił już wówczas ok. 30 tysięcy więźniów.  

Stąd właśnie wzięła się tradycja „proizwołu”. Pod nazwą „proizwoł” kryły się nocne rządy więźniów aż do świtu, którą sprawowali „urkowie”, 

którzy mieli tę przewagę, że żaden ze strażników nie był w stanie w niczym im przeszkodzić podczas licznych przestępstw, w tym tzw. nocnych 
łowów na kobiety, szczególnie te „świeżo” co przybyłe do obozu.  

Po przybyciu do tegoż obozu, Gustaw dostał gorączki, więc za namową dyżurnego Dimki wybrał się do „łazarietu”, skąd dostał skierowanie do 

szpitala  na  całe  dwa  tygodnie,  gdzie  spędził  cudowny  czas,  leżąc  w  czystym  łóżku.  W  swoim  pokoju  miał  chorych  na  „pyłagrę”,  którzy  po 
wypisaniu ze szpitala zawsze trafiali do baraku dla niepracujących, który powszechnie nazywano Trupiarnią.  

Gustaw, ponownie posłuchawszy dyżurnego Dimki, po powrocie do swojego baraku (gdzie otrzymał jeszcze trzy dni zwolnienia), postanowił 

wkupić  się  w  łaski  „urka”  stojącego  na  czele  brygady  tragarzy,  więc  sprzedał  mu  swoje  oficerskie  buty,  które  były  wysokie  i  z  pewnością 

background image

 

2

 

przydatne  do  pracy  w  tychże  trudnych  warunkach.  I  tym  oto  sposobem  Gustaw  znalazł  się  pośród  grupy  tragarzy,  którzy  mieli  co  prawda 
nieokreślony czas pracy w ciągu dnia (co było znacznym minusem), ale posiadali najlepszą możliwość zdobycia jakiegoś pożywienia (co było 
plusem tak znacznym, że przyćmiło to jakiekolwiek wady tego systemu pracy).  

W brygadzie tej rządziło ośmiu „urków”, spośród których najważniejszy był Ukrainiec Kowal. Pewnej nocy obudził on swoich „przybocznych” i 

wspólnie wybrali się na tzw. nocne łowy, za swoją ofiarę obierając młodą dziewczynę kręcącą się w okolicy szpitala (gdzie obok znajdował się 
barak kobiecy). Razem obalili ją na ławkę, gdzie dokonali na niej gwałtu. Później, nakryci przez strażnika, zawlekli ją do latryny, skąd po kolei 
zaczęli  wychodzić  dopiero  po  godzinie,  jako  ostatni  wyszedł  Kowal,  który  odprowadził  dziewczynę  (Marusię)  do  jej  baraku.  Następnego 
wieczora  przyszła  ona  do nich  sama i  zaczęła  całować  Kowala,  została  na całą  noc  i  odtąd  robiła  to  za  każdym  razem. Pozostali więźniowie 
zintegrowali się z dziewczyną, jednak w brygadzie zaczęły się tworzyć grupki niechętne Kowalowi, które przyglądały się temu, jak coraz gorzej 
wykonuje  swoją  pracę.  Ponadto  którejś  nocy  jeden  z  „urków”  zaczął  zaczepiać  Marusię,  za  co  został  przez  nią  opluty.  Kowal  stanął  w  jej 
obronie, jednak kiedy on sam zobaczył, że wszyscy są przeciw niemu, nakazał dziewczynie zdjąć ubranie i oddać się jego towarzyszom. Kiedy 
zrobiła to bez szemrania, po 3 dniach od tego wydarzenia na własną prośbę opuściła obóz, a „urkowie” z brygady Gustawa na nowo zbratali się 
i zapanował między nimi na nowo pokój. 

3. Praca. 
Dzień po dniu. 
Każdy dzień zaczynał się o wpół do szóstej, kiedy codziennie każdy inny więzień był odpowiedzialny za wymarsz brygady do pracy. Wszystkie 

dni  były  jednakowe,  i  jak  wspomina  narrator  –  „rozdmuchiwanie  nadziei”  miało  w  sobie  straszliwe  niebezpieczeństwo  zawodu”.  Jednym  z 
towarzyszy Gustawa był kolejarz Ponomarenko, który wielokrotnie rozmyślał o zakończeniu jego 10-letniej kary, lecz gdy nadszedł ten moment, 
otrzymał wiadomość, iż została ona przedłużona. Po tym mężczyzna rychło dostał ataku serca i zmarł.  

Szczęście posiadali ci, którzy posiadali zwolnienia lekarskie – oni mogli wstać nieco później. Pozostali musieli zebrać się do pracy, tworząc z 

rozmaitych  strzępków  odzieży  i  opon  samochodowych  ubiór  stosowny  do  warunków  panujących  na  dworze,  jak  również  adekwatny  do 
jedenastogodzinnej pracy.  Z tego też względu wielu więźniów postanowiło w ogóle nie zdejmować swoich ubrań na noc, byle ich ubranie nie 
uległo  pęknięciu  czy  ostatecznemu  rozpruciu.  Z drugiej  zaś  strony  liczono na  to,  że  dzięki  odmrożeniom na  ciele  otrzyma  się  zwolnienie  od 
lekarza. 

Jeśli chodzi o posiłki, to obowiązywały trzy kolejki – stachanowców, którzy wyrabiali dziennie 125% normy, wobec czego zasługiwali na łyżkę 

gęstej kaszy i drobną porcję ryby. W drugiej ustawiali się ci, których wydajność pracy oscylowała w granicach 100%, ci mogli dostać to samo, 
tyle  że  bez  ryby.  Z  ostatniego  kotła  posiłki  otrzymywali  ci,  którzy  nie  mogli  pracować  oraz  ci,  którzy  nie  wyrabiali  100%  normy.  Najwięcej 
jedzenia  dostawali  specjaliści  i  technicy.  Tym  samym  Gustaw  prędko  poczynił  spostrzeżenie,  że  chociażby  niewiele  zwiększając  racje 
żywnościowe, np. pod postacią dodatkowej łyżki zupy, bardzo szybko podnoszono wydajność więźniów, którzy w zamian za lepsze jedzenie 
potrafili zrobić dosłownie wszystko, nawet za cenę pracy ponad swoje siły. 

Ten sposób pracy, tj. obliczanie normy danej brygady sprawiał, że nie było mowy o jakiejkolwiek solidarności wśród towarzyszy, a oznaczało 

to, że każdy nad każdym czuwał i często drastycznymi metodami wymuszał osiągnięcie danego wyniku. Najgorzej pod tym względem mieli ci, 
którzy pracowali przy wyrąbie lasów, dokąd codziennie musieli iść po 5-7 kilometrów, często w niekompletnym ubraniu i obuwiu, o chłodzie i 
głodzie,  ponadto  będąc  niewyspanymi  po  krótkim  śnie  na  bardzo  niewygodnych  pryczach.  Na  popołudniowy  posiłek  mogli  liczyć  tylko  i 
wyłącznie  stachanowcy,  co  również  nie  napawało  nadzieją  na  lepszy  dzień  niż  poprzedni.  Pozostali  dostawali  chleb,  i  to  tylko  dopiero  po 
powrocie z pracy, a jego racje były oczywiście „proporcjonalnie” dzielone między trzy wspomniane już wyżej kolejki.  

Ważną  funkcję  pełnił  „dziesiętnik”,  który  obliczał  normę  danej  brygady.  „Normą  przy  obliczaniu  normy”  były  liczne  przekupstwa  i  inne 

oszustwa, ponieważ bez tego niemożliwością byłoby nieraz osiągnięcie nawet i 100%, a co dopiero przekroczenie tego. Najwięcej możliwości 
oszustwa i wyrobienia najwyższej normy miała grupa tragarzy, jednak ci nierzadko pracowali nawet po dwadzieścia godzin w ciągu doby. Kiedy 
każda  brygada  wracała  do  obozu,  wszyscy  byli  przeszukiwani,  a  jeśli  przy  kimkolwiek  zostałby  znaleziony  przedmiot  nienależący  do  niego, 
odpowiedzialnością była obarczana cała brygada, którą karano staniem nago na śniegu przez kilka godzin.  

System pracy nakazywał władzom obozu prowadzić rejestr zarobków danego więźnia, i tak oto Gustaw dowiedział się, że w ciągu pół roku 

swej pracy zarobił tyle rubli, że ledwie pokryły one koszty jego pobytu w obozie. 

4. Ochłap. 
W 1941 roku zimą doszło do śmierci jednego z więźniów, Gorcewa, o którym mówiono, że należał on niegdyś do NKWD, a to dlatego, że 

jednego razu, po kłótni z paroma więźniami z Uzbekistanu, wykrzyczał, że swego czasu takich jak oni zabijał „jak idzie”. Od tego czasu w obozie 
szykowano  lincz na  Gorcewa.  Sytuacja  zaogniła  się,  kiedy  jednego  razu  jeden  z przejezdnych  więźniów  rozpoznał  go  i wypowiedział  na  głos 
wszystkie jego grzechy – jak to wpychał ludziom igły za paznokcie czy łamał palce, torturował. Na te słowa doszło do bójki, jednak pozostali 
więźniowie,  świadkowie  zajścia,  zbuntowali  się  przeciwko  Gorcewowi  i  go  mocno  pobili  tak,  że  uznano,  że  „długo  już  nie  pociągnie”. 
Przydzielono  go  do  brygady  pracującej  w  lesie,  przyznano  mu  jedzenie  z  trzeciego  kotła,  nie  dopuszczano  go  do  odpoczynku.  Mężczyzna 
skruszał, zaczął płakać, wszyscy przyglądali się temu, jak podupada na zdrowiu i pluje krwią. Razu jednego zemdlał. Załadowano go na sanie, po 
czym woziwoda miał zawieźć mężczyznę do zony. Po drodze jednak spadł z sań i w tym stanie pozostawiono go na powolną śmierć. 

5. Zabójca Stalina. 
Któregoś  razu  Gustaw  poznał  w  obozie  człowieka,  który  „wygrał  zakład,  ale  przegrał  życie”,  otóż  w  więzieniu  siedział  już  7  lat  i  za  to,  że 

niegdyś założył się ze swoim przyjacielem, że jednym strzałem wyceluje w obraz z podobizną Stalina. Po jakimś czasie doszło między nimi do 
scysji,  w  wyniku  czego  ów  przyjaciel  doniósł  na  niego,  po  czym  NKWD  przyszło  na  oględziny  obrazu,  co  poskutkowało  aresztowaniem. 
Mężczyzna trafił do brygady tragarzy, lecz długo musiał o to zabiegać. Sprawował się dobrze, lecz wieczorami zaczął robić uniki, aż pewnego 
razu spadł na zaśnieżone tory. Okazało się, że cierpi na tzw. kurzą ślepotę, co oznaczało, że jego wzrok znacznie pogarszał się, gdy na dworze 
było  ciemno.  Choroba  ta  była  na  tyle  popularna  w  obozie,  że  nikt  się  nią  specjalnie  nie  przejmował.  Mężczyzna  musiał  zmienić  brygadę  i 
poszedł do leśnej. W wyniku pracy w tychże trudnych warunkach zaczął podupadać na zdrowiu, aż w końcu zmarł parę miesięcy po tym. Przed 
śmiercią jednak bohater zobaczył go – przypominał żebraka, szaleńca – sam powiedział mu, iż jest zabójcą Stalina. 

6. Drei Kameraden. 
Po całym dniu, kiedy bohater był pewien, że nie otrzyma wraz z towarzyszami wezwania na bazę, udawał się do małego baraku o nazwie 

„pieriesylny”. Udawało mu się tam spotkać więźniów, którzy czekali na przeniesienie do kolejnych obozów. Jecerewo było miejscem, z którego 
więźniów przerzucano do innych obozów o znacznie gorszych warunkach. W tym małym baraku dowiedzieć można było się dowiedzieć o życiu 
w innych obozach, wymienić informacje, porozmawiać z drugim człowiekiem. Bardzo często dochodziło tu do handlu. W tej bazie tranzytowej 
można  było  ponarzekać  na  swój  los,  spotkać  nowych  ludzi.  W  roku  1940  do  obozów  i  więzień  napływali  mieszkańcy  wschodniej  Europy: 
Ukraińcy,  Białorusini,  Żydzi,  Polacy.  W  późniejszych  latach  dołączyli  do  nich  Finowie  i  krasnoarmiejcy.  Krótko  po  wybuchu  wojny  rosyjsko-
niemieckiej  w  baraku  tranzytowym  można  było  spotkać  licznych Niemców.  Odróżniało ich od  grupy  pozostałych  więźniów  zachowanie  oraz 
przyzwoity  ubiór.  W  1941  Gustaw  miał  przyjemność  poznać  w  „pieriesylnym”  trzech  Niemców:  studenta  Stefana  oraz  dwóch  mechaników 
samochodowych – Hansa i Otta. Wszyscy trzej byli członkami niemieckiej partii komunistycznej. 

background image

 

3

 

Po  słynnym  pożarze Reichstagu  partia  wydelegowała  ich  za  granicę.  Mechanicy  poznali  się  w  fabryce  maszyn  w  Charkowie  w  1936  roku. 

Stefan w tym czasie ubiegał się o przyjęcie na studia w Kijowie. Rok przed Wielką Czystką Hans ożenił się z Ukrainką. Wielka Czystka dosięgnęła 
całą  trójkę.  Postawiono  im  zarzut  szpiegostwa  i  wszczęto  w  tej  sprawie  śledztwo,  które  trwało  blisko  rok.  W  1939  wszystkich  niemieckich 
komunistów umieszczono  w  jednym  skrzydle  moskiewskiego  więzienia. Tu Hans  i Otto  poznali  Stefana  i  zaopiekowali się nim.  W pierwszej 
połowie września, więźniowie dowiedzieli się o pakcie sowiecko-niemieckim. Zaczęli protest głodowy, żądając rozmowy z ambasadorem. Przed 
końcem głodówki delegacja niemieckich komunistów spotkała się z schulenburdzkim wysłannikiem. Postawili tylko jedno żądanie – nie będą 
osądzeni  za  komunizm  i  nielegalną  ucieczkę  z  kraju.  Negocjacje  rosyjsko-niemieckie  trwające  kilka  miesięcy  zapewniły  więźniom  liczne 
przywileje. Rosjanie ostatecznie wyrazili zgodę na uwolnienie byłych komunistów niemieckich. Zastrzegli jednak, że zatrzymają kilkudziesięciu 
więźniów w Rosji. W grupie zatrzymanych znaleźli się Otto, Stefan i Hans. Na początku roku 1940 usłyszeli wyrok 10 lat, a w lutym wysłano ich 
do  Jercewa.  Gustaw  rozpoczął  z  nimi  dyskusję  dotyczącą  porównania  obozów  koncentracyjnych  i  obozów  pracy  w  Rosji.  Jedynie  student 
wykazywał chęć rozmowy, jednak został skarcony przez jednego z mechaników. Następnego ranka Niemcy poszli do Niandomy. 

7. Ręka w ogniu. 
Rosyjski system pracy przymusowej zakładał obok gospodarczego wyeksploatowania całkowite przeobrażenie więzionego człowieka. Dążąc 

do całkowitej destrukcji osobowości przesłuchiwanego więźnia podczas przesłuchań stosowano liczne tortury. Człowiek budzony był w środku 
nocy, oślepiany. Aby wydobyć od niego podpis czy zeznanie udawano się także od takich metod jak drażnienie widokiem kawy czy papierosów: 

„Człowiek  budzonyco  nocy  -  na  przestrzeni  długich  miesięcy,  a  czasem  nawet  i  lat  -  pozbawiony  w  czasie  śledztwa  prawa  załatwiania 

najelementarniejszych potrzeb fizjologicznych, trzymany godzinami na twardym krześle, oślepiony skierowaną prosto w oczy żarówką, kłuty 
podstępnymi pytaniami i niesamowitym crescendo urojonych zarzutów, drażniony sadystycznie widokiem papierosów i gorącej kawy na stole - 
gotów jest podpisać wszystko. Nie o to jednak chodzi. Więźnia można uważać za „spreparowanego” do ostatecznego zabiegu dopiero wtedy, 
gdy  widać  już  wyraźnie,  jak  jego  osobowość  rozpada  się  na  drobne  części  składowe:  pomiędzy  skojarzeniami  powstają luki,  myśli  i  uczucia 
obluzowują  się  w  swych  pierwotnych  łożyskach  i  klekocą  jak  w  zepsutej  maszynie,  pasy  transmisyjne  łączące  teraźniejszość  z  przeszłością 
obsuwają się z kół napędowych i opadają na dno świadomości, wszystkie dźwignie i przekładnie intelektu i woli zacinają się, strzałki w zegarach 
pomiarowych skaczą jak oszalałe od zera do maksimum i z powrotem. Maszyna kręci się dalej na zwiększonych obrotach, ale nie pracuje już tak 
jak  dawniej  -  wszystko,  co  wydawało  się  oskarżonemu  przed  chwilą  absurdem,  staje  się  rzeczą  prawdopodobną,  choć  ciągle  jeszcze 
nieprawdziwą, uczucia zmieniają barwę, napięcie woli znika”. 

Więźniowie  sami  podpisywali  akty  oskarżenia.  Zwykle  nie  byli  w  stanie  wtedy  myśleć  racjonalnie,  ich  osobowość  była  rozbita  na  tysiące 

kawałków. Więźniowie zaczynali wtedy nawet wierzyć w to, co wcześniej wydawało się dla nich absurdem. Kiedy więzień był w stanie takiego 
emocjonalnego  rozbicia,  sędzia  śledczy  przedstawiał  mu ostateczny  dowód  potwierdzający  oskarżenie.  Był  to  ostateczny,  decydujący  atak  z 
jego strony.  Przesłuchiwany  stwierdzał  wówczas, że  jest  winny i do  tej  pory  źle postępował. Bardzo  często  w  okresie  między  zakończeniem 
śledztwa a wydaniem wyroku więzień dochodził do siebie i uświadamiał sobie swoją niewinność. Miał wiele czasu do rozmyślań, zamknięty w 
więzieniu śledczym. Obowiązywał go zakaz rozmów z pozostałymi więźniami. Po wydaniu wyroku następował wyjazd do obozu.  

W obozie liczyły się dla niego dwie rzeczy: praca i litość dla współwięźniów, świadcząca o tym, że nadal jest człowiekiem i potrafi odczuwać. 

Obóz jednak zmieniał ludzi. Na początku dzielili się oni kromką chleba, pomagali chorym i tym cierpiącym w „trupiarni”. Po kilku tygodniach 
pobytu w obozie człowiek najpierw troszczył się o swoje życie i swój żołądek, a dopiero później o innych. W tej chwili więzień wyzbywał się 
człowieczeństwa i proces rozpoczęty podczas pierwszych przesłuchań można było uznać za zakończony. Teraz rozpoczynała się eksploatacja 
taniej siły roboczej.  

Michaił Aleksiejewicz Kostylew został przydzielony do grupy Gustawa. Był on nowym, więźniem, który przybył z Mostowicy. Był komunistą, 

studiował w Akademii Morskiej. Tu zapoznał się z klasykami marksizmu, działał w partii. Pragnął walczyć o wolność Europejczyków z Zachodu, 
uważał  siebie  za  misjonarza.  Na  drugim  roku  studiów  przypadkiem  wpadły  mu  w  ręce  książki  zachodnio-europejskich  autorów,  głównie 
francuzów.  Malowały  one  przed  nim  obrazy  idealnych  miejsc,  do  których  chciał  dotrzeć.  Zaniedbał  przyjaciół,  studia  i  partię.  Powieści 
francuskie ukazały mu znaczenie słowa wolność. Był przekonany, że rodzina, znajomi, partia ukrywali przed nim „całą prawdę”. W 1937 został 
aresztowany. Nic nie dawały śledczym tortury fizyczne, zatem podjęli się tortur psychicznych. Kostylew wymyślił nazwiska i fakty przyznając się 
do abstrakcyjnej winy. Dalsze tortury psychiczne zmusiły młodego studenta do podpisania dokumentu świadczącego o tym, że chciał on obalić 
Związek  Sowiecki  przy  pomocy  obcych  mocarstw.  Kartą  przetargową  było  zeznanie  jednego  ze  studentów,  z  którym  kiedyś  podczas  kłótni 
Kostylew  wykrzyknął, że należy wyzwolić Zachód od życia. Oszołomiony podpisał oskarżenie. Na początku 1939 został skazany na dziesięć lat 
obozu.  Ponieważ  był  inżynierem  otrzymywał  lekkie  prace. Po  złożeniu  na  niego  donosu  został  przeniesiony  do  brygady  leśnej.  Znienawidził 
współwięźniów. Zaczął czytać książkę, która uchroniła go przed całkowitym upadkiem. Czytając ją zrozumiał, że został oszukany. W 1941 został 
przeniesiony  do  brygady  tragarzy.  W  tym  miejscu  poznaje  Gustawa,  cierpiącego  w  owym  czasie  na  bezsenność.  Gustaw  poznał  tajemnicę 
Kostylewa, który codziennie wsuwał rękę do pieca, by być zwolnionym z pracy i móc w spokoju czytać książkę w baraku. Na początku maja 
miała odwiedzić go matka. Misza nie chodził na bazę. Na początku kwietnia dostał on przydział na wyjazd na Kołymę. Do tego obozu wybierano 
wyłącznie więźniów w wysokoprocentową utratą zdrowia. Gustaw udał się do naczelnika obozu z propozycją wyjazdu zamiast Miszy, jednak 
naczelnik nie wyraził na to zgody. Misza z rozpaczą stwierdził że nie spotka się z matką. Oblał się wrzątkiem i konał w męczarniach. Matka nie 
została poinformowana o śmierci syna i na początku maja stojąc na wartowni odbierała rzeczy syna. 

8. Dom Swidanij. 
Dom Swidanij był miejscem, w którym możliwe były odwiedziny krewnych. Takie odwiedziny trwały ok. trzech dni i było dozwolone raz w 

roku.  Aby  uzyskać  zgodę  na  wizytę  rodziny  więzień  musiał  starać  się  nawet  kilka  lat,  wyrabiać  100%  normy  i  mieć  nienaganną  przeszłość 
polityczną.  Ponadto  musiał  podpisać  deklarację  zobowiązując  się  do  milczenia  na  temat  życia  w  obozie.  Podobną  deklarację  podpisywała 
rodzina. Przed spotkaniem z krewnymi więźniowie dostawali nowe ubrania, mógł skorzystać z łaźni oraz fryzjera. Każda wizyta była ważnym 
wydarzeniem, jednak cudzoziemcy nie potrafili czerpać radości ze szczęścia współwięźniów. Dom Swidanji zbudowany był z sosnowych desek, 
w oknach wisiały firanki. Na czas widzenia każdy więzień otrzymywał własny pokój z czystym łóżkiem. 

9. Zmartwychwstanie 
Miejscem  szczególnym  w  obozie  był  szpital.  Każdy  więzień  marzył,  by  trafić  tam  choć  na  parę  dni.  Chwila  odpoczynku,  czyste  łóżko 

przywracały  więźniom  poczucie  normalności  i  godność.  Szpital  mieścił  się  w  baraku  obok  Domu  Swidanij.  W  salach  panowała  czystość,  na 
korytarzach  czekali  chorzy  więźniowie.  Kierownikiem  szpitala  był  lekarz  z  Jercewa,  podlegało  mu  trzech  lekarzy  obozowych  –  Loevenstein, 
Zabielski i Tatiana Pawłowna. Lekarze obozowi sami byli więźniami, dlatego bardzo przestrzegali przepisów, z obawy przed zarządcami obozu. 
Pozycja lekarzy wiązała się z licznymi przywilejami. Lekarze mieli dostęp do kuchni oraz apteczki. Często po zakończonym wyroku otrzymywali 
propozycję podjęcia pracy w  obozie.  Leczenie  polegało  na  podawaniu  leków  przeciwgorączkowych  i  odpoczynku.  Każdy pacjent otrzymywał 
kartkę do łaźni, czystą bieliznę, „trzeci kocioł”, surówkę oraz porcję białego chleba.  

Więźniowie  starali  się  na  wszelkie  sposoby  trafić  do  szpitala.  Początkowo  uciekali  się  do  samookaleczeń,  jednak  władze  obozu  zaczęły 

traktować to jako sabotaż i dodawały do wyroku kolejne dziesięć lat: 

background image

 

4

 

„Ludziom prostym życie w obozie przychodziło nieco łatwiej, uważali je bowiem za ostateczne dno swej niełatwej i przedtem egzystencji i z 

pewną pokorą w sercach czekali na nagrodę za cierpliwość w cierpieniu. Ludzie inteligentni jednak, obdarzeni żywszą wyobraźnią, bogatsi w 
doświadczenia,  byli  na  ogół  zawsze  bardziej  niecierpliwi  i  jeśli  nie  potrafili  się  uzbroić  w  odrobinę  bodaj  cynizmu,  oddawali  się  na  pastwę 
wspomnień ze związanymi rękami i nogami. Jest rzeczą niezmiernie charakterystyczną, że „kułacy” i recydywiści pospolici raczej niechętnie szli 
do szpitala, przekładając nadeń parę dni zwolnienia w baraku - jak gdyby powstrzymywała ich przed tym krokiem nieświadoma obawa, że raz 
ujrzawszy  coś,  co  mogło  przypominać  wolność,  nie  potrafią  już  nigdy  więcej  wrócić  do  niewoli.  Ale  szpital  był  prawdziwą  ucieczką  dla 
wszystkich, którzy wbrew podszeptom instynktu nie chcieli zapomnieć. Witali chorobę z radością, a wracając ze szpitala do baraków, twarze 
mieli  ściągnięte i  skurczone  bólem;  jak  ludzie,  których  oderwano  siłą  od  szczeliny  w  murze  sięgającej  w  przeszłość,  a  poprzez  przeszłość w 
zwodniczą nadzieję przyszłości”. 

Pewnego dnia Gustaw wyszedł na 35 stopniowy mróz, by trafić do szpitala. Otrzymał dwa tygodnie zwolnienia. Leżał między Niemcem S i 

Rosjaninem Michaiłem Stiepanowiczem W. Przez pierwsze dni nie utrzymywali kontaktów, delektowali się ciszą i spokojem. Po kilku dniach siły 
powróciły do Gustawa i nawiązał bliższą znajomość z towarzyszami szpitalnymi.  

Lekarz w Jercewie, Jegorow, był człowiekiem nieprzekupnym. Związał się z jedną z sióstr – Jewgieniją Fiodorowną. Z początku pracowała ona 

w lesie, jednak gdy była u kresu sił Jegorow zabrał ją do pracy w ambulatorium. Odczuwała ona wyrzuty sumienia z powodu związku z wolnym 
człowiekiem.  Gustaw zdawał  sobie  sprawę,  że ich uczucie  nie przetrwa.  Jak  się  później  okazało  Jewgienija  związała  się  z innym  więźniem  – 
Jarosławem  R.  W  kobiecie  obudziły  się  żywe,  prawdziwe  uczucia.  Michaił  Stiepanowicz  określił  tę  zmianę  w  jej  zachowaniu  jako 
zmartwychwstanie. Lekarz próbował walczyć o swój związek wysyłając Jarosława R do obozów peczorskich. Dzień przed wyjazdem Jewgienija 
sama zgłosiła się do niego o podobne przeniesienie. Jewgienija zmarła przy porodzie, wydając na świat dziecko Jarosława R. 

10. Wychodnoj dień. 
Wychodnoj  dien  był  w  obozie  dniem  wolnym  od  pracy.  Z  początku  przypadał  raz  na  dekadę,  jednak  gdy  władze  obozowe  zauważyły,  że 

zmniejsza się plan produkcyjny obozu. Zdecydowano więc, że wychodnoj dien będzie ogłaszany wówczas, gdy obóz przekroczy górną granicę 
produkcji na kwartał. O wolnym dniu więźniowie dowiadywali się dzień wcześniej od brygadierów. W tym dniu w obozie rozbrzmiewały dźwięki 
muzyki  i  śpiewy.  Było  to  przygotowanie  do  dnia,  który  naznaczono  rozrywkami  i  drobnymi  przyjemnościami.  Więźniowie  okazywali  sobie 
życzliwość,  rozmawiali  do  późnej  nocy.  Pobudka  była  późniejsza,  a  po  śniadaniu  odbywała  się  rewizja,  po  której  więźniowie  zmuszeni  byli 
uporządkowywać swoje baraki.  

Każdy  obozowicz spędzał  dzień wolny  w  swój  własny sposób.  Gustaw  spotykał się z  innymi  więźniami  i prowadził  ożywione  konwersacje. 

Później odwiedzał baraki, w których zamieszkiwali jego znajomi. Zwykle o tej porze więźniowie zajęci byli pisaniem listów do krewnych. Tego 
dnia Gustaw odwiedził starego Kozaka – Pamfiłowa. Pod wieczór więźniowie wracali do swoich baraków, w których toczyły się zacięte dyskusje 
oraz  wysłuchiwano  opowieści  współtowarzyszy.  Przez  kilka  kolejnych  dni  świątecznych  więźniowie  z  baraku,  w  którym  mieszkał  Gustaw 
słuchali opowieści Fina, Rusto Karinena o jego nieudanej próbie ucieczki z obozu. Dochodzi on do wniosku, że więźniowie są przykuci i związani 
z obozem, dlatego nie można od niego uciec. 

 
CZĘŚĆ DRUGA 
11. Głód. 
W najgorszej sytuacji w obozie znajdowały się kobiety. W obozie cierpiało się na dwa rodzaje głodu – fizyczny i seksualny. Stare prawo obozu 

mówiło, że jeśli kobietę złamie się głodem fizycznym to zaspokaja się obie potrzeby jednocześnie. Życie w obozie pokazuje, że nie ma takiej 
rzeczy,  której  człowiek  nie  zrobiłby  z  głodu  i  bólu.  Kobiety  oddawały  się  za  kawałek  chleba.  Często  też  zachodziły  w  ciążę,  ponieważ 
gwarantowała ona wolne od pracy na trzy miesiące przed i pół roku po porodzie.  

Pewnego dnia do obozu trafiła młoda Polka, która była dumna i nie dopuszczała do siebie żadnych mężczyzn. Gustaw założył się z inżynierem 

Polenko, że kobieta nie ugnie się. W kilka tygodni później przegrał zakład. Najdłużej opór stawiała śpiewaczka z moskiewskiej opery Tania, ale i 
ona z czasem ustąpiła.  

To jakie żniwo zbierał głód można było zauważyć tylko w łaźniach, do których więźniowie mieli dostęp tylko raz na trzy tygodnie. W łaźni 

Gustaw  poznał  profesora  Borysa  Lazarowicza  N,  który  później  przedstawił  mu  swoją  małżonkę  –  Olgę.  W  niedługim  czasie  Borys  trafił  do 
„trupiarni”,  a  Olga  do  brygady  na  bazie  żywnościowej.  Profesor  przymierał  głodem,  został  odesłany  do  innego  obozu.  Gustaw  wraz  z  Olgą 
przemycali do obozu ciasto. Jeden z współwięźniów aby uchronić się przed śmiercią głodową zabił psa. 

12. Krzyki nocne. 
Baraki były  oświetlone  całą  noc.  Po  skończonej  pracy  więźniowie  mieli  kilka  chwil  wytchnienia.  Spędzali  je  głównie  na pryczach,  ale także 

naśladując życie na wolności. Największą zmorą dla więźniów była myśl o śmierci. W wieczór po przyjeździe do obozu Gustaw zauważył starca 
siedzącego przy piecu. Jego oczy były pozbawione wyrazu, puste, nieme, martwe. Należące do kogoś, kto nie potrafił zakończyć swojego życia. 
Jak  się  później  okazało  mężczyzna  pochodził  z  Czeczenii.  Na  wolności  zajmował  się  rolnictwem,  jednak  kolektywizacja  pozbawiła  go  jego 
gospodarstwa. Aresztowano go, ponieważ nie chciał oddać worka pszenicy i zabił dwa barany. Po tygodniach morderczych przesłuchań i tortur 
został skazany na piętnaście lat. Mówił, że co dzień modli się o śmierć. Był jedynym więźniem, który nie krzyczał przez sen. 

Więźniowie  leżąc  na  pryczach  popadali  w  obłęd  związany  z  myślami  o  śmierci.  Śmierć  w  obozie  była  anonimowa.  Nie  znano  miejsca 

pochówku zmarłych więźniów, nie wiedziano czy po śmierci władze obozu wypełniają jakieś dokumenty, czy rodzina dowiaduje się o śmierci 
bliskiej  osoby.  Przekonanie,  że  ich  śmierć  pozostanie  anonimowa  najbardziej  przerażało  więźniów.  Bardzo  często  współwięźniowie 
zobowiązywali się wzajemnie do tego, że ten który przeżyje obóz powiadomi rodziny o dacie śmierci oraz przybliżonym miejscu pochówku: 

„W każdym razie w warunkach życia i pracy, jakie dane były więźniom w obozie, najskromniejsza nawet dyscyplina wypoczynku wymagała 

ogromnych  wysiłków  woli  lub  takich  pokus,  które  byłyby  silniejsze  od  śmiertelnego  zmęczenia  po  jedenastogodzinnej  pracy  o  głodzie.  Dla 
większości więźniów powrót do zony i tak bardzo przez cały dzień upragnione spoczęcie na pryczy były złudną i samobójczą formą wzmocnienia 
organizmu”. 

Każdego  wieczoru  około  godziny  dwudziestej  drugiej  rozmowy  więźniów  ustawały.  Obóz  powoli  pogrążał  się  we  śnie.  Koło  północy  nad 

obozem rozbrzmiewały jęki śpiących. Czasem ciszę w środku nocy zagłuszał krzyk. 

13. Zapiski z martwego domu. 
W obozie od czasu do czasu organizowane były pokazy filmowe lub przedstawienia obozowe. Odbywały się one w baraku „chudożestwiennoj 

samodiejatielnosti”, który mieścił się w pobliżu kuchni. Owym barakiem zajmował się Kawecze, który również czuwał nad biblioteką. Funkcję tę 
pełnił obecnie Kunin, który zamieszkiwał za zoną. Miał on również pomocnika, którym był dawny więzień Paweł Iljicz.  

Kawecze próbował zorganizować dla więźniów kursy dokształcające, jednak jego pomysły nie były przyjmowane z wielkim entuzjazmem: 
„Cała  działalność  „kawecze”  sprowadzała  się  do  wypożyczania  książek  z  biblioteki  obozowej  i  do  urządzania  przedstawień  w  baraku 

„chudożestwiennoj samodiejatielnosti”. Kunin nie czytał prawdopodobnie w życiu ani jednej książki, ale znał zasady ich wydawania w obozie. 
Pierwsze pytanie, jakie otrzymywał więzień w wypożyczalni obozowej, brzmiało: „Jaki paragraf?” Polityczni mogli ubiegać się o dzieła Stalina i 
literaturę propagandową tylko po uprzedniej rozmowie z Kuninem; przestępcy pospolici natomiast mieli dostęp do wydawnictw politycznych 

background image

 

5

 

bez  ograniczeń.  Ta  procedura  dogadzała  więc  w  rezultacie  większości  zainteresowanych  -  pospolici  bardzo  rzadko  odczuwali  potrzebę 
przeczytania czegokolwiek poza obwieszczeniami na „czerwonej tablicy”, a polityczni mieli zrozumiałą awersję do studiowania teorii, którym 
zawdzięczali swoje uwięzienie”. 

Poparcie więźniów zyskiwał organizując przedstawienia. W takim dniu, skazańcy byli dla siebie wyjątkowo uprzejmi i życzliwi. Zjawiali się w 

baraku  z  minami  odświętnymi.  Emisję  filmów  amerykańskich  zawsze  poprzedzała  kilkuminutowa  migawka  sowiecka,  utrzymana  w  tonie 
propagandowym. Film, którego pokaz był teraz organizowany nosił tytuł „Wielki walc”. Więźniowie wzruszyli się widząc życie ludzi wolnych. 
Zastanawiali się, czy kiedykolwiek wyjdą z obozu i zaznają wolności tak jak bohaterowie filmu. Gustaw siedział w towarzystwie Natalii Lwownej, 
która pracowała w biurze rachmistrzów. Po zakończeniu seansu więźniowie dziękowali Kuninowi. Natalia płakała. W rozmowie z Gustawem 
stwierdziła, że nie może się opanować widząc, że za murami obozu nic się nie zmienia. Dała mu książkę Dostojewskiego „Zapiski z martwego 
domu”.  W  ciągu  następnych  dwóch  miesięcy  Gustaw  przeczytał  ją.  Czuł  się  tak,  jakby  przeżył  olśnienie. Im  bardziej  wczytywał  się  w  kartki 
książki, tym bardziej myślał o samobójstwie. Stanowiłoby ono samowyzwolnie. Natalia odbierając książkę wyznaje, że dzięki niej zrozumiała, że 
jest panią swojego życia i sama decyduje o rodzaju i czasie swojej śmierci. 

Kolejne  przedstawienie  było  ogłoszone  wcześniej.  Wieczorami  trwały  próby  i  przygotowania  do  tego  wydarzenia.  Miał  być  to  koncert  z 

udziałem Tani  –  śpiewaczki  operowej.  Gustaw  poszedł  w  towarzystwie  Olgi  i Natalii.  Gustaw tak  zasłuchał  się  w  koncert  skrzypcowy  Zelika 
Lejmana, że nie zauważył kiedy Natalia opuściła barak. Kilka tygodni później w obozie rozeszła się wieść, że Natalia próbowała targnąć się na 
swoje  życie.  Jej  sąsiadka  z  pryczy we  właściwym  czasie  zaalarmowała  wartowników i  przeniesiono  kobietę  do szpitala.  Spędziła  w  nim  dwa 
miesiące. Dostała inny przydział w pracy i jej znajomość z Gustawem zakończyła się. 

14. Na tyłach otieczestwiennoj wojny. 
Partia szachów. 
Po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej w życiu Gustawa zaszły pewne zmiany. Pod koniec czerwca wraz z innymi cudzoziemcami i rosyjskimi 

więźniami  politycznymi  został  przeniesiony  do  pracy  przy  porębach  leśnych.  Władze  obozowe  drżały  na  samą  myśl  o  wojnie.  Więźniowie 
między  sobą  mówili  o  niej  mało,  ale  wyczekiwali  nadejścia  wojsk  hitlerowskich.  Nastąpiły  zmiany  administracyjne  w  obozie.  Ze  stanowisk 
usunięto  wszystkich  „politycznych”. Ich  miejsca  zajęli  wolni  ludzie.  Niemcy  zostali  przydzieleni  do  brygad leśnych.  Obóz  zawiesił  zwalnianie 
więźniów. Podwojono także wyroki skazanym za szpiegostwo na rzecz Niemiec. Po miesiącu od wybuchu wojny nic się nie działo.  

Po podpisaniu paktu Sikorski-Majski sytuacja Polaków w obozie drastycznie się zmieniła. Byli uważani za sojuszników i ludzi walczących w 

imię  wolności.  Nastąpiła  amnestia,  po  której  Rosjanie  i  cudzoziemcy  odsunęli  się  od  nich.  Uważano  ich  za  przyszłych  prześladowców  w 
więzieniach  i  obozach  sowieckich.  W  grudniu  1941  podczas  przemówienia  Stalin  powiedział,  że  ofensywa  niemiecka  została  zatrzymana  w 
okolicach Moskwy i Leningradu. Skazańcy nie byli tym pocieszeni. 

Na  początku  lata  1941  w  obozie  wydarzył  się  wypadek.  W  Jercewie  znajdował  się  barak  techniczny.  Pracujący  tu  więźniowie  wykonywali 

zawody, którymi trudnili się także na wolności. Posiadali liczne przywileje, jednakże otrzymali je kosztem donosicielstwa. Gustaw miał w tym 
baraku wielu znajomych. Pewnej letniej nocy Gustaw, Weltmann, Loevenstein i Mironow rozgrywali partię szachów. Ormianin Machapetianow 
leżał na swojej pryczy. W środku nocy z głośnika radiowego odbierano wiadomości z frontu. W tym samym czasie w drzwiach baraku stanął 
pijany  technik  i  uważnie  wysłuchał  relacji.  Po  zakończeniu  wiadomości  wykrzyknął,  że  ciekawi  go,  ile  rosyjskich  samolotów  zostało 
zestrzelonych  przez  Niemców.  Zapanowała  cisza,  po  czym  Zyskind  wyszedł  z  baraku.  Po  piętnastu  minutach  dwóch  oficerów  z  oddziału 
trzeciego  wyprowadziło  pijanego  mężczyznę  i  Machapetina,  w  celu  potwierdzenia  słów  technika.  Po  niedługim  czasie  Zyskind  wrócił  do 
pomieszczenia i położył się na swojej pryczy. Słychać było wystrzał. Gustaw spojrzał na twarz donosiciela, który tłumaczył, że odbył się trybunał 
wojenny.  Gustaw  poddał  partię  szachów.  Loevenstein  stwierdził  w  rozmowie  z  Zyskindem,  że  on  jeden  ma  szansę  stanąć  w  szeregach 
obrońców ojczyzny. 

15. Sianokosy. 
Sianokosy są okresem najmilej wspominanym przez Gustawa. Praca odbywała się daleko za obozem. Droga była w prawdzie długa i ciężka, 

ale  praca  nie była  trudna. Na  czele  brygady Gustawa stanął  stary  cieśla – Iganow.  Pracował  on  razem  z innymi  więźniami  i nie  korzystał  ze 
swoich przywilejów. Polacy wychodzili na wolność po amnestii. Gustaw nawiązał przyjaźń z Sadowskim, starym bolszewikiem. 

Gdy sianokosy dobiegły końca, brygadę wysłano na ścinkę drzew. Ich zadaniem było piłowanie i ładowanie klocków. Gustaw nie miał się w 

tym  czasie  najlepiej,  był to  dla  niego  najbardziej  morderczy  okres. Na  gwałtowną zmianę  pracy  organizm  zareagował cyngą  i  kurzą  ślepotą. 
Bardzo często opadał  z sił.  Jego  partner –  Sadowski  –  popadł  w obłęd  głodowy.  Do  zmartwień Gustawa  dołączyła  świadomość  tego,  że  nie 
został  objęty  amnestią.  Każdego  dnia  prowadził  rozmowy  z Polakami  idącymi z  innych  łagpunktów  na  wolność.  Przetrwał ten  okres  jedynie 
dzięki Machaperianowi. 

W  listopadowy  wieczór  Gustawa  zaczepił  pewien  więzień  przed  barakiem.  Okazało  się,  że  posiada  on  informacje  na  temat  przyszłości 

Gustawa. Ponieważ Gustaw rozpowiadał o zwycięstwie Rosjan, donosiciele w rozmowie ze Struminą stwierdzili, że nie powinno się go zwalniać. 
Należy natomiast przenieść go do Moskwy jako szpiega. Gustaw dowiedział się, że donosicielem był Machapetian. 

16. Męka za wiarę. 
Pod koniec listopada 1941 Gustaw przestał się łudzić, że amnestia obejmie również jego. Wiedział, że jego ciało jest zbyt słabe by przetrwać 

do wiosny, dlatego postanowił ogłosić głodówkę protestacyjną. Z dwustu polskich więźniów w obozie Jercewie pozostało zaledwie sześć osób: 

„Z  blisko  dwustu  Polaków  pozostało  nas  w  samym  Jercewie  sześć  osób.  Codziennie  przechodziły  przez  centralę  dziesiątki  więźniów  z 

Mostowicy,  Ostrownoje,  Kruglicy,  Niandomy  i  obu  Aleksiejewek.  Obóz  wyludnił  się  w  tragiczny  dla  nas  sposób.  Wydawało  się,  że  jeśli  nie 
umrzemy szybko, podzielimy los „starych Polaków” z Ukrainy, których od kraju rodzinnego oderwała rewolucja roku 1917 i którzy do czasu 
„amnestii” z roku 1941 uważali się za Rosjan. I rozumieliśmy teraz lepiej ich gorycz, gdy się dowiedzieli, że układ polsko-sowiecki uważa ich 
również za Rosjan”.  

Głodówka ta była aktem desperacji. Gustaw był w ostatnim stadium cyngi, jego organizm był mocno osłabiony. Długoletni więźniowie byli 

pewni,  że  pozostało  mu  najwyżej  pół  roku  życia.  W  obozie  taki  rodzaj  protestu  traktowano  jak  sabotaż.  Groziło  to  śmiercią  lub  kolejnym 
wyrokiem. Współwięźniowie odradzali mu tego działania, lecz Gustaw nie słuchał ich, pragnął przypomnieć o sobie. Postanowił do swojego 
pomysłu nakłonić pozostałych Polaków. Twierdzili oni jednak, że takie działania mogą jedynie pogorszyć sytuację. Ostatniego dnia listopada 
zrozpaczony  Gustaw  był  pewien,  że  strajk  rozpocznie  samotnie.  W  ten  wieczór  ostatni  raz  udał  się  do  baraku  Polaków  apelując  do  nich  i 
argumentując swoje postanowienie. Stwierdził, że Machapetian donosił na niego, i równie dobrze mógł donosić na wszystkich innych. Ponadto 
stwierdził, że komuniści niemieccy ogłosili w więzieniu głodówkę i prawie wszyscy zostali puszczeni wolno. Polacy po tej rozmowie zgodzili się 
przyłączyć  do  protestu.  Jedynie  inżynier  M.  został  wyłączony  z  akcji,  gdyż  ze  względu  na  stan  zdrowia  został  wyznaczony  do  zaniesienia 
informacji  o  buncie  na  wolność.  Jego  samego  wieczoru  Polacy  solidarnie  zanieśli  swoje  porcje  żywnościowe  do  biura  Samsonowa.  W  tym 
okresie w postępowaniu Gustawa dało się odczuć zmiany. Z początku odczuwał on wyrzuty sumienia, z powodu tego, że wyjdzie na wolność w 
imię  obrony  tego,  co  stało  się  przyczyną  aresztowań.  Zaczął  odczuwać  nienawiść  do  współtowarzyszy,  stał  się  podejrzliwy,  opryskliwy  i 
milczący. 

background image

 

6

 

Każdy Polak, który rozpoczął głodówkę pragnął wyjść na wolność, kosztem innych. Gdy Gustaw wrócił do baraku inni więźniowie przestali 

rozmawiać i odsunęli się od niego. Wieść o działaniach Polaków rozeszła się lotem błyskawicy i wywołała falę lęków. Tej nocy Gustaw nie mógł 
zasnąć.  Zasnął  dopiero  nad  ranem.  Ze snu  wyrwało go  gwałtowne  szarpnięcie  Zyskinda,  który  zabrał  go ze  sobą. Po  drodze Zyskind  zbierał 
pozostałych  głodujących  Polaków.  Zaprowadził  ich  do  biura  naczelnika  obozu  –  Samsonowa.  Przyjmował  ich  kolejno  na  przesłuchanie.  Na 
pytania odpowiadali zgodnie, żądając zwolnienia z obozu na mocy amnestii. Po przesłuchaniu protestujący zostali zaprowadzeni do izolatora. 
Pierwszy  głód  Gustaw  odczuł  dopiero  wieczorem.  Następnego  ranka  uczucie  głodu  zastąpiła  pustka  i  samotność.  Wymienił  kilka  uwag  z 
współwięźniami z sąsiednich cel. Dowiedział się że w celi obok siedzą trzy siostry zakonne. Zyskind przyniósł porcję chleba, robił to codziennie.  

Wieczorem do celi Gustawa przyprowadzono drugiego człowieka. Zaczął on łapczywie jeść swój posiłek. Gustaw poczuł osłabienie, jednak nie 

ugiął się. Więzień spędził w celi pięć dni. Polak nie zamienił z nim nawet jednego słowa. Z każdym dniem głodówki ciało Gustawa było coraz 
bardziej słabe. Prawie cały czas leżał bez ruchu na pryczy. Czwartego dnia głodówki w drzwiach celi stanął oficer NKWD. Na zadane przez niego 
pytanie  dotyczące  przerwania  głodówki  Gustaw  odpowiedział  przecząco.  Po  jakimś  czasie  usłyszał  od  T,  że  pani  Z  zemdlała.  Zabrano  ją  do 
szpitala. Wieczorem zjawił się Zyskind. Gustaw otrzymał od niego kartkę z wiadomością od B. Mówiła ona, że pozostała trójka głodujących jest 
w  szpitalu.  Radził  również  żeby  zaprzestali  protestów.  Następnego  ranka  Gustaw  obudził  się  z  uczuciem  duszności.  Ciało  było  opuchnięte. 
Gorbatow przekazał mu informację, że wyprowadzono zakonnice z sąsiedniej celi. W nocy słychać było trzy wystrzały. Kolejnego dnia odwiedził 
go Loevestein. On również radził przerwać głodówkę, Gustaw jednak był nieugięty. W nocy w reakcji na ból serca ogarnął go strach. Przeraził 
się  i  zaczął  walić  w  celę  T.  Myślał,  że  towarzysz  nie  żyje.  Wspólnie  podjęli  decyzję  o  nie  przerywaniu  protestu.  Ósmego  dnia  Zyskind 
wyprowadził Gustawa i T na wartownię. Tam podpisali tekst depeszy od ambasadora Rzeczypospolitej w Kujbyszewie. Zostali odprowadzeni do 
szpitala. Dzięki zastrzykom z mleka podanym przez dr Zabieleskiego, wbrew zaleceniom, obaj Polacy przeżyli. 

17. Trupiarnia. 
Była  ostatnim etapem  życia  w obozie.  Trafiali  tu  więźniowie  niezdolni  do  pracy,  starzy,  chorzy.  Teoretycznie  istniała  szansa  przywrócenia 

więźnia do zdrowia przez regenerację organizmu. Pierwotnym założeniem trupiarni było przywracanie wykończonych fizycznie skazańców do 
stanu  który  umożliwiał  im  powrót  do  pracy.  W  praktyce  barak  ten  stanowił  miejsce,  w  którym  mieszkali  więźniowie  czekający  już  tylko  na 
śmierć.  W  trupiarni  następowała  kolejna  selekcja.  Dzielono  więźniów  na  tych,  którzy  mają  jeszcze  szansę  powrotu  do  brygady,  oraz  tych 
których czeka już tylko śmierć. Ci ostatni nie otrzymywali dodatku żywnościowego. Gustaw po głodówce przebywał w szpitalu pięć dni. Po tym 
okresie  został  skierowany  do  trupiarni.  Cieszył  się  na  myśl,  że  będzie  mógł  w  spokoju,  bezczynnie  leżeć na  pryczy  czekając  na  zwolnienie  z 
obozu.  

W trupiarni powitały go liczne spojrzenia. Po wejściu do baraku zaczął szukać Dimki. Siedział on na pryczy w rogu pomieszczenia. Tuż obok 

swoją pryczę miał inżynier M. dzięki któremu głodówka Polaków została łagodnie potraktowana przez władze obozu. W środku dnia pojawił się 
Sadowski. Cierpiał on na obłęd głodowy. Każdego ranka i każdego wieczoru wystawał pod kuchnią i żebrał o jedzenie. Wyjadał resztki zlewek z 
kotłów. 

Sama  Trupiarnia  była  zamieszkiwana  przez  około  sto  pięćdziesiąt  osób.  Utrzymywana  była  w  czystości  i  porządku.  Panowała  tam  cisza. 

Skazańcy rozmawiali szeptem. Nie ukrywali oni swojej zazdrości o jedzenie i nienawiści do współwięźniów.  

W miarę upływu czasu Gustaw przystosował się do specyficznych praw panujących w trupiarni. Pewnej nocy słyszał jak pewien nauczyciel z 

Nowosybirska opowiada o kobietach umierającym skazańcom. Innym razem Gustaw pomagał w kuchni. Miał możliwość najedzenia się do syta. 
W oknie kuchni dostrzegł twarze żebrzących o resztki Dimki i Sadowskiego. Popatrzył na nich z niechęcią i odrazą, choć sam parę dni wcześniej 
robił  dokładnie  to samo.  Mimo  tych specyficznych  zasad  panujących  w  Trupiarni,  sprzyjała  ona  tworzeniu  się  przyjaźni.  Dopiero  tu  Gustaw 
usłyszał historię życia Dimki. 

W czasach rewolucji Dimka sprawował funkcję popa. Kilka lat później zrezygnował z posługi i stał się kancelistą. W 1930 roku wziął ślub i 

wyjechał  na  południe  Rosji.  Został ojcem dwójki  dzieci. W  roku  1936  cała  jego  rodzina  została  aresztowana.  Sam  Dimka  został  oskarżony  o 
zbrodnię popostwa.  Żona  i  dwójka  dzieci zostali  zesłani  do  Azji  Środkowej.  Dimka  dostał  skazany  i  przeniesiony do  obozu. Tu odrąbał  sobie 
nogę, by trafić do szpitala. W tym momencie definitywnie stracił wiarę w Boga. 

Zupełnie innym człowiekiem okazał się być M. Współwięźniowie żywili do niego sprzeczne uczucia: nienawidzili go i szanowali jednocześnie. 

Zawsze kierował się trzema sprawami: Bogiem, Polską i żoną. Postępował z godnością, nie narzekał. Przed aresztowaniem sprawował funkcję 
urzędnika  w  ministerstwie  rolnictwa.  Pierwotnie  skazano  go  na  śmierć,  jednak  później  wyrok  zmieniono  na  dziesięć  lat  więdnienia.  Od 
pierwszej chwili po aresztowaniu próbował skontaktować się z żoną, która została zesłana w głąb Rosji. 

Ostatnie nadzieje na wolność zabił przymus podpisania krótkiego oświadczenia, które Polacy otrzymali przed Bożym Narodzeniem. Gustaw 

uświadomił sobie, że będzie zmuszony zadomowić się w Trupiarni. Nadszedł czas świąt. W obozach przebiegały one w sposób zakonspirowany, 
w  wielkiej  tajemnicy  i  nieoficjalnie.  Wieczorem  do  baraku  przybyli  pozostali  Polacy.  Łamali  się  przechowywanym  specjalnie  na  tę  okazję 
chlebem. Pani Z ofiarowała każdemu z nich chusteczkę. Wigilijna kolacja, do której chwilę później zasiedli, składała się z kawałka chleba i kubka 
wrzątku. Płakali z tęsknoty za ojczyzną. Oficer B. opowiedział historię swojego aresztowania i śledztwa. 

18.  Opowiadanie B. 
Gustaw wspomina: 
„Ledwie usnąłem, poczułem, że ktoś mnie budzi inaczej niż w czasie codziennego «podjomu». Obok mojej pryczy stał zastępca Samsonowa i 

kazał  mi  się  szybko  ubierać. Nie  pozwolił  mi się  jednak  dokładnie  ubrać,  obiecując,  że  zaraz  wrócę  do  baraku.  Wszyscy  jeszcze  spali  i obóz 
zalegała  cisza.  W  kancelarii  NKWD  czekała  na  mnie  Strumina  w  asyście  dwóch  uzbrojonych  żołnierzy.  Byłem  ciągle  jeszcze  zaspany,  ale 
otrzeźwił mnie podsunięty do podpisu akt oskarżenia, z którego wynikało, że jestem aresztowany za powtórną zdradę Związku Sowieckiego. 
Mimo  nacisku  nie  podpisałem.  Strumina  kazała  mnie  dwóm  żołnierzom  odprowadzić  do  centralnego  izolatora.  Nie  pozwolono  mi  zabrać  z 
baraku pozostałych części ubrania, obiecując dostarczyć mi je do więzienia”.  

22 czerwca po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej B. nie mógł zasnąć. Nad ranem został obudzony przez zastępcę Samsonowa. Zabrał go o 

kancelarii NKWD, gdzie czekała na niego Strumina. Towarzyszyło jej dwóch żołnierzy. Podsunięto mu do podpisania akt oskarżenia. Wynikało z 
niego, że B. zostaje oskarżony o kolejną zdradę Związku Sowieckiego. Oficer mimo silnych nacisków, nie podpisał dokumentu. Wyprowadzono 
go do centralnego izolatora. Po krótkim czasie do celi wprowadzono kilku więźniów z Jercewa. Snuli oni przypuszczenia, że zostaną rozstrzelani. 
Do celi trafiło w sumie dwudziestu dwóch więźniów. Zostali oni przywiezieni z innych łagpunktów. Rozpoczęto śledztwa. Ciągnęły się one wiele 
dni. Podczas przesłuchań katowano i bito więźniów. Zwykle odbywały się one w nocy. Skazańcy wracali nad ranem pobici, roztrzęsieni. Byli 
zmuszani  do  składania  fikcyjnych  zeznań,  oraz  podpisywania  gotowych  protokołów.  Przesłuchanie  B.  również  odbyło  się  w  nocy.  Został  on 
przewieziony  do  siedziby  NKWD.  Oficer  przeglądał  dokumenty  dotyczące  poprzedniego  śledztwa.  Po  przeprowadzaniu  przesłuchania,  B. 
otrzymał do podpisania gotowy dokument. Został on w nim oskarżony o bycie urzędnikiem w burżuazyjno-kapitalistycznej Polsce. Dokument 
zawierał  także  zarzut  zdrady  Związku  Radzieckiego  poprzez  opowiadanie  współwięźniom  o  życiu  na  Zachodzie.  Odmowa  podpisania  aktu 
skończyła się pobiciem. Zaprowadzono go na wartownię pilnując by nie zasnął. Po kilku godzinach doszło do kolejnego przesłuchania. Trwało 
ono do rana. Po upływie dwóch tygodni B. został ponownie wezwany do podpisania protokołu. Ponownie odmówił złożenia podpisu.  

background image

 

7

 

Kilka dni później rozpoczęły się rozprawy sądowe. Osoby posiadające wyrok zostały przeniesione do innej celi. B. został sam. Pewnej nocy 

więźniowie, którzy byli skazani na śmierć, zostali zabrani z sąsiedniej celi i rozstrzelani. Po upływie kilku tygodni B. został zabrany w nocy do Sali 
sądowej. Przedstawiono przed nim, że na mocy umowy rządu polskiego z rządem sowieckim nie będzie sądzony. W pierwszych dniach września 
został przewieziony do Drugiej Aleksiejewki. Skierowano go tu do zony izolacyjnej. Po upływie dwóch tygodni uzyskał przeniesienie do wolnej 
zony. Wybrał barak który zamieszkiwali tylko Polacy i w nim zamieszkał. Pewnego dnia Polacy zbuntowali się i odmówili wyjścia do pracy. Żądali 
zwolnienia z obozu na mocy amnestii. Soroka wysłał wszystkich więźniów do Kruglicy. Jedynie B. trafił do Jercewa. Wracał tu jak do domu. 

Ciało Gustawa ponownie zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa w styczniu. Puchło, było obolałe. Całe dnie spędzał na pryczy wspominając 

czasy, kiedy był wolnym człowiekiem i żył w Polsce. Często zapadał w sen na jawie i budził się z płaczem wspominając obraz rodziny. 

Życie w Trupiarni toczyło się swoim własnym powolnym rytmem. Rytm ten burzony był jedynie przez nieoczekiwane wydarzenia. Pewnego 

wieczoru stary „kołchoźnik” rzucił się w ogień wykrzykując nadejście Chrystusa. Innym razem Sadowski wykrzykiwał jakieś nazwiska skazując 
wyimaginowanych ludzi na rozstrzelanie. Były to ostatnie dni pobytu Gustawa w Trupiarni. 

19. Ural 1942. 
19 stycznia 1942 roku podoficer Trzeciego Oddziału przypomniał sobie o Gustawie. Następnego dnia rano został on wypuszczony z obozu. 

Pożegnał się z Dimką i panią Olgą. Ruszył po dokumenty do Drugiego Oddziału. Wraz z dokumentami dostał spis miejscowości w których może 
przebywać.  Po  wyjściu  z  obozu  udał  się  na  dworzec  kolejowy.  Tu  w  oczekiwaniu  na  pociąg  do  Wołogdy  spędził  pierwszą  noc  na  wolności. 
Gustaw  postanowił  przyłączyć  się  do  wojsk  polskich.  Mógł  dotrzeć  jedynie  do  Uralu.  Po  dotarciu  na  dworzec  w  Wołogdzie  spotkał  wielu 
więźniów objętych amnestią. W tym mieście spędził kilka dni, co rano byli więźniowie wyganiani byli na żebry. Gustaw dostawał jedzenie od 
staruszki.  Pewnego  dnia  Gustaw  trafił  do  Ludowego  Komisariatu  Wojny.  Kapitan  nie  chciał  udzielić  mu  informacji  dotyczących  miejsca 
tworzenia armii polskiej. 

Kolejnym przystankiem na jego drodze okazało się małe miasteczko Buj. Zawiadowca na stacyjce kolejowej zaproponował mu wyładowanie 

wagonu w  zamian  za  kilogram  chleba  i talerz  zupy.  Gustaw  zażądał  miejsca w  pociągu do  Swierdłowska.  Jeszcze tej samej  nocy  siedział  na 
korytarzu, zmierzając w wybranym przez siebie kierunku. Po pewnym czasie nieznajoma kobieta zaprosiła go do swojego wagonu. Ukrywała go 
w przedziale i dzieliła się jedzeniem do końca przejazdu.  

30  stycznia  Gustaw  dojechał  do  Swierdłowska.  Zakupił  notes  i  ołówek.  Zapisywał  w  nim  swoje  obserwacje.  Wraz  z  kilkoma  Polakami 

zamieszkał na dworcu. Niestety nikt tu nie słyszał o armii polskiej. Później udał się na poszukiwanie rodziny Krugłowów. Byli to krewni jednego 
ze znajomych więźniów poznanych w łagpunkcie Ostrownoje. Córka generała przyjęła go bardzo ciepło oferując kolację. Gustaw był wzruszony 
takim traktowaniem. Krugłowa odmówiła mu noclegu tłumacząc się działaniami NKWD skierowanymi w stronę jej rodziny. Młodzieniec wrócił 
więc na dworzec. Kolejnego dnia pobytu poznał młodą Gruzinkę. Nazajutrz na dworcu swierdłowskim pojawił się oficer polski. Przekazał on 
informacje dotyczące najbliższej misji wojskowej armii polskiej. Mieściła się ona w Czelabiuńsku. Stacjonowali oni w hotelu „Ural”. Byli wśród 
nich znajomi Gustawa z obozu. Kapitan obiecał zorganizować dla Polaków dokumentu ułatwiające podróż do Kazachstanu.  

W pierwszych dniach lutego pociąg zabrał ich do Czelabińska. 9 marca dotarli do Ługowojów. 12 marca dziesiąty pułk artylerii lekkiej przyjął 

w swoje szeregi Gustawa. Kapitan K, któremu Gustaw pomagał w więzieniu witebskim, był pierwszą osobą spotkaną w nowym miasteczku. 
Dywizja, złożona z najpóźniej uwolnionych więźniów została przeniesiona z Rosji do Persji. Dopiero 2 kwietnia Gustaw znalazł się poza Rosją, 
krajem w którym „można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było lepiej na ziemi.” 

20. Epilog. Upadek Paryża. 
O upadku stolicy Francji więźniowie dowiedzieli się w Witebsku. Informację tę przyniósł więzień, którego wepchnięto do ich celi w czerwcu 

1940 roku. Z powodu nieufności i świadomości istnienia szpiegów w pomieszczeniu zapanowało milczenie. Nieznajomy kilkakrotnie wyszeptał 
tę wiadomość, po czym rozpłakał się. Więźniowie zrozumieli, że nie ma na co czekać. Gustaw zawarł z nowym więźniem bliższą znajomość. 

W czerwcu 1945 spotkali się ponownie. Tym razem w Rzymie. Polak zajmował się wtedy redakcją pisma wojskowego. Dopiero teraz Gustaw 

poznał dalsze losy więźnia. Z Witebska został on odesłany do obozu nad Peczorą. Ponieważ był Żydem z pochodzenia – ominęła go amnestia. W 
1942 został przydzielony do brygady budowlanej. Przedterminowo zwolniono go dwa lata później. Został wtedy wcielony do Armii Czerwonej. 
W bitwie pod Budapesztem ucierpiał i został odesłany do jednostki polskiej. Z nią dotarł do Warszawy. Z Polski uciekł do Włoch. Ze smutkiem 
stwierdził,  że  po  powrocie  do  Polski  nie  spotkał  i  nie  znalazł  nikogo  bliskiego  i  znajomego.  Szukał  również  ludzi,  którzy  przeżyli  sowieckie 
więzienia,  tortury,  przesłuchania.  Liczył  tylko  na  jedno  słowo  –  rozumiem. Wyznał,  że  w  czasie  życia  w obozie  został  zmuszony do  złożenia 
donosu.  Dotyczył  on  czterech  Niemców,  którzy  byli  przydzieleni  do  jego  brygady.  Zmuszony  był  wybierać  między  powrotem  do  ciężkiej  i 
wyczerpującej pracy w lesie, a życiem niewinnych ludzi. Egoistycznie wybrał własne dobro.  

Gustaw wysłuchał go w spokoju i milczeniu. Powróciły do niego wspomnienia związane z życiem w obozie. Nie mógł wymówić oczekiwanego 

przez rozmówcę słowa. Mężczyzna opuścił pokój hotelowy. Gustaw oglądał, jak znajomy z Witebska niknie w tłumie wolnych ludzi: 

„Wstałem z łóżka i nie patrząc mu w oczy, podszedłem do okna. Odwrócony plecami do pokoju, słyszałem, jak wychodzi i przymyka ostrożnie 

drzwi.  Pchnąłem żaluzje. Na Piazza  Colonna  chłodny  powiew  popołudnia wyprostował  przechodniów  jak przyduszony  posuchą do ziemi  łan 
żyta.  Pijani  żołnierze  amerykańscy  i  angielscy  szli  trotuarami,  roztrącając  Włochów,  zaczepiając  dziewczęta,  szukając  cienia  pod  parasolami 
wystaw sklepowych. Pod kolumnadą narożnego domu wrzała czarna giełda. Rzymscy „lazzaroni”, mali oberwańcy wojenni, nurkowali między 
nogami ogromnych Murzynów w mundurach amerykańskich. Miesiąc temu skończyła się wojna. Rzym był wolny, Bruksela była wolna, Oslo 
było wolne, Paryż był wolny. PARYŻ, PARYŻ. Wyszedł z drzwi hotelu, jak ptak z przetrąconym skrzydłem przefrunął przez jezdnię i nie oglądając 
się za siebie, zniknął w kotłującym się tłumie”.