background image

 

http://www.fanfiction.net/s/6215456/1/Czterdzieci_herbat_czterdzieci_dni

 

 
40 herbat i 40 dni 
 
 
ROZDZIAŁ PIERWSZY 
 
HERBATA ODDANIA 
 
Harry Potter nie mógł się nadziwić własnej głupocie. Co go podkusiło, aby zgodzić się na testowanie 
najnowszych produktów Freda i George’a? Wolał sobie nie wyobraŜać, co go czeka, ale wiedział jedno – 
przez czterdzieści kolejnych dni będzie zdany na łaskę i niełaskę dwóch pozbawionych skrupułów 
czarodziejów, którzy słowo „litość” znali jedynie ze słownika. 
- No dobra, od początku – powiedział z irytacją, przyglądając się sceptycznie podanemu mu przez Freda 
pucharkowi napełnionemu musującym, pomarańczowym płynem. – Jakie będzie działanie tego waszego 
wynalazku? 
- To genialna rzecz. Stworzyliśmy kolekcję herbat, a kaŜda powoduje zmianę w zachowaniu osoby, która 
ją wypije. Super, Ŝe zgodziłeś się je dla nas przetestować. 
Harry niechętnie uniósł pucharek i przyjrzał się jego zawartości. 
- Nic mi się po tym nie stanie, prawda? 
- No co ty? Skąd ci to przyszło do głowy? Mielibyśmy skrzywdzić naszego wielkiego i wspaniałego 
Harry’ego Pottera? 
- Aha, czyli sami nie wiecie – skwitował Harry. Raz kozie śmierć. Przechylił pucharek i wypił wszystko 
duszkiem, po czym odstawił naczynie na stół i spojrzał na bliźniaków. 
- I jak smakowało? – spytał George. Fred wyjął notes i samonapełniające się pióro, gotów do robienia 
notatek. 
Harry w zadumie oblizał wargi. 
- Jak lekko osłodzony, świeŜy sok pomarańczowy. 
- Czyli smak się zgadza – mruknął Fred, zapisując odpowiedź. 
- Teraz trzeba jeszcze sprawdzić działanie – wyszczerzył zęby George. 
Bliźniacy wyciągnęli Harry’ego zza stołu i pociągnęli go w kierunku portretu Grubej Damy. 
Niespodziewanie Harry zatrzymał się w pół kroku, wbił wzrok w Neville’a Longbottoma, po czym do 
niego podszedł, pozostawiając Freda i George’a przy obrazie. 
- Neville, chcę, abyś wiedział, Ŝe zawsze moŜesz na mnie liczyć. Jesteś świetnym przyjacielem i 
wspaniałym człowiekiem. Nie przejmuj się tym, co inni o tobie mówią. Ja wierzę w twoje zdolności i 
wiem, Ŝe jesteś w stanie osiągnąć wszystko, o czym marzysz i stać się tym, kim pragniesz. – Harry 
chwycił kolegę za ramię. – Gdybyś kiedykolwiek był w potrzebie - a jak mówię „kiedykolwiek”, to 
znaczy „w kaŜdej chwili”, choćby w środku nocy – po prostu daj mi znać. Nawet wtedy, gdybyś chciał 
tylko pogadać. 
Neville wybałuszył oczy. 
- Eee… dzię… dzięki, Harry – wymamrotał w osłupieniu. 
Harry radośnie skinął mu głową. Wraz z bliźniakami wyszedł na korytarz i cała trójka ruszyła na 
ś

niadanie. TuŜ przed schodami Harry spojrzał na braci Weasley powaŜnym wzrokiem. 

- Gdybyście kiedyś potrzebowali mojej pomocy, moŜecie na mnie liczyć. Wiecie, Ŝe rodzice pozostawili 
mi sporo pieniędzy, więc gdyby było wam niezbędne wsparcie finansowe przy realizowaniu nowych 
projektów, walcie do mnie jak w dym. A jeśli chodzi o testowanie tych herbat, zrobię to najlepiej, jak 
potrafię. W końcu od czego są przyjaciele? 
Zmienia pijącego w modelowego Gryfona z lekką domieszką puchoństwa, zanotował Fred. 
Weszli do Wielkiej Sali. Na widok Dracona Malfoya Harry wyrwał do przodu, podbiegł do niego i 
chwycił Ślizgona za ramiona. 
- Co ty wyrabiasz, Potter? Zabieraj łapy! – Draco zagotował się ze złości, gdy Harry zaczął go ściskać. 

background image

 

- Malfoy, wiedz, Ŝe zawsze będziesz moim wrogiem – najlepszym, jakiego mógłby mieć czarodziej. Nie 
mogę się juŜ doczekać naszych dalszych pojedynków, złośliwych dowcipów, pyskówek i bójek. Od pięciu 
lat jesteś dla mnie jak wrzód na tyłku i chcę, byś wiedział, jak bardzo to sobie cenię. Gdy jestem 
szczęśliwy, sprowadzasz mnie do parteru. Gdy zdarza mi się coś wspaniałego, psujesz to. Gdy wraz z 
przyjaciółmi próbujemy ratować szkołę, robisz wszystko, co w twojej mocy, aby pokrzyŜować nam plany 
i przy okazji wysłać nas do szpitala z licznymi obraŜeniami. Gdy widzisz nas na korytarzu, strzelasz w nas 
klątwami i urokami. Dziękuję ci za to, Ŝe jesteś moim wrogiem i liczę, Ŝe w przyszłości będziemy mieli 
jeszcze wiele okazji, by skoczyć sobie do gardeł. 
Skończywszy przemowę, Harry spokojnie usiadł przy stole Gryffindoru, pozostawiając w kompletnym 
osłupieniu sporą grupę świadków tej sceny. 
Fred wyszczerzył zęby w uśmiechu i schował notes do torby. 
- Działa! A co więcej, wywołuje uczucie szczerego oddania wobec kaŜdej napotkanej osoby, nawet tej 
nielubianej. 
Bliźniacy zaczęli sobie gratulować. 
- Dobra robota, Gred. 
- Dobra robota, Forge. 
Draco Malfoy wzdrygnął się. Co do jasnej…? Potter chyba dostał świra. 
 
ROZDZIAŁ DRUGI 
 
HERBATA ABSOLUTNEJ PEWNOŚCI 
 
Drugi dzień testowania zaczął się podobnie, jak poprzedni – do czasu. 
- Malfoy! Dotknąłem Malfoya! – krzyczał Harry do Freda i George’a. – Nie, więcej, ja go ściskałem! A 
wszystko przez waszą cholerną herbatkę! 
- No no, Harry, spokojnie, nic wielkiego się nie stało – zaczęli go uspokajać bliźniacy. 
- Nic wielkiego? Nic wielkiego? – wrzaski przybrały na sile. – Wieszałem się na nim na środku Wielkiej 
Sali, wszyscy to widzieli! Co oni sobie pomyślą? Co sobie pomyśli Malfoy? 
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy. 
- Daj spokój, kto by o tym pamiętał… 
Harry przeszył ich wzrokiem. 
- Dobra, moŜe nie jestem wzorem inteligencji, ale głupkiem teŜ nie. O wszystkim, co robię, gada się 
tygodniami. A Harry Potter, który ściska Malfoya i ogłasza go swoim wrogiem na wieki, to młyn na wodę 
dla plotkarzy. 
Bliźniacy lekko się zaczerwienili i wzruszyli ramionami, jakby chcieli powiedzieć: „A to nasza wina, Ŝe 
wszyscy się tobą interesują i Ŝe dostałeś napadu wylewności na oczach całej szkoły?”. Obaj mieli spore 
doświadczenie w udawaniu niewiniątek, nawet, gdy w rzeczywistości byli sprawcami zamieszania. 
Harry otworzył usta, aby kontynuować przemowę. Wykorzystał to Fred, chwytając pucharek napełniony 
białym płynem i wlewając mu wszystko do gardła. Harry przełknął i zamrugał. Na jego twarzy pojawił się 
wyraz ogromnej ulgi. 
- Chwała Bogu – mruknął. – Głowę bym dał, Ŝe wczoraj wyznawałem Malfoyowi, jak bardzo cieszy mnie 
nasza obopólna wrogość. Jakie szczęście, Ŝe tego nie zrobiłem. 
Ron wszedł do pokoju wspólnego akurat w momencie, gdy Harry wypowiadał te słowa. 
- Owszem, zrobiłeś to – zauwaŜył. 
- Nieprawda – zaprzeczył Harry. 
- Prawda. 
- Wcale nie. 
- Właśnie, Ŝe tak – upierał się Ron. 
- Słuchaj, nie wiem, o co ci chodzi, ale jestem absolutnie pewien, Ŝe niczego takiego nie mówiłem 
Malfoyowi. 
- Ale wszyscy mówią, Ŝe… 

background image

 

- Wszyscy się mylą – zadrwił Harry. – Do cholery, chyba wiem najlepiej, co zrobiłem, a czego nie. Na 
pewno nie dotknąłem Malfoya! 
Fred błyskawicznie robił notatki. 
Pijący jest całkowicie przekonany, Ŝe wszelakie przyjemne złudzenia są rzeczywiste. Nie słucha przy tym 
racjonalnych argumentów, odrzucając wszelkie fakty i dowody. 
W tym momencie pojawiła się Hermiona. 
- Harry, jeszcze jesteś nieubrany? Pospiesz się, zaraz będzie śniadanie, a potem lekcje. 
Harry spojrzał na nią, jakby zwariowała. 
- Hermiono, dzisiaj jest sobota. O jakich lekcjach mówisz? 
- Harry, dziś jest środa, nie sobota. Oczywiście, Ŝe mamy lekcje. 
- Przykro mi, ale coś ci się pomyliło. Jestem pewien, Ŝe mamy sobotę, a skoro tak, powłóczę się jeszcze w 
piŜamie i zejdę na śniadanie trochę później. 
- Harry! – warknęła Hermiona. – Wiem, co mówię! Ubieraj się i chodź! Najpierw coś zjemy, a potem 
będziemy mogli pouczyć się do jutrzejszego testu z eliksirów. 
Harry przewrócił oczami i połoŜył się na kanapie, przeciągając się przy tym beztrosko. 
- Oszalałaś chyba – rzucił. - Jeśli dziś mamy sobotę, to jutro jest niedziela. Nawet Snape nie ma prawa 
robić nam testów w weekend. 
- Co cię opętało? – fuknęła Hermiona. – Jeśli się nie pospieszysz, to uprzedzam, nie zamierzam ci 
pomagać w nauce do jutrzejszego testu. 
- I co z tego? O jejku Maciejku, Hermiona nie pomoŜe mi w nauce do niby-testu! Ludzie, ratujcie! Nie 
zaliczę testu, moja przyszłość zaczyna się jawić w czarnych barwach! O, nędzny mój losie! – wykrzyknął 
Harry, wywołując tym atak chichotu u bliźniaków. 
Wzmaga sarkazm, obniŜając jednocześnie poziom inteligencji, zapisał Fred. 
- No to się doigrasz! – rozwścieczona Hermiona wyszła z pokoju wspólnego, ciągnąc za sobą Rona. 
- Środa… - zakpił Harry. – Co za brednie. 
W tym momencie pojawił się Neville, który wyszedł właśnie z dormitorium i dostrzegł leŜącego na 
kanapie Harry’ego. 
- Hej, Harry. Nie schodzisz na śniadanie? 
- Na razie nie, chcę sobie trochę poleniuchować. 
Neville rzucił zaklęcie Tempus i zorientował się, Ŝe do końca śniadania została jeszcze ponad godzina. 
- Dobra, to na razie – rzucił i nerwowym krokiem skierował się w stronę wyjścia. 
- Neville, zaczekaj. Coś nie tak? Jesteś jakiś podenerwowany – zawołał za nim Harry. 
- Wiesz, ten jutrzejszy test z eliksirów… Wiem, Ŝe obleję. Snape zacznie się na mnie wydzierać, obśmieje 
mnie, dostanę szlaban i wszyscy będą się ze mnie nabijać… - wymamrotał Neville. 
Harry uśmiechnął się szeroko. 
- PrzecieŜ jutro nie ma Ŝadnego testu! – powiedział. 
- Naprawdę? – w oczach Neville’a zajaśniała nadzieja. 
- Naprawdę – potwierdził Harry. 
- Pewien jesteś? 
- Na sto procent. 
- Kurczę, dzięki! To chyba najlepsza wiadomość w tym tygodniu! – ucieszył się Neville. 
- Nie ma za co! – odpowiedział Harry, a Neville poszedł na śniadanie, wielce uradowany. 
Wzmaga umiejętność kłamania jak z nut, sprawiając, Ŝe kaŜe słowo brzmi całkowicie przekonująco. 
- Kolejny sukces! – bliźniacy wyszczerzyli do siebie zęby. 
 
 
 
ROZDZIAŁ TRZECI 
 
HERBATA BŁYSKOTLIWOŚCI 
 

background image

 

Twarz Freda Weasleya przybrała kolor ni to siny, ni to purpurowy. Być moŜe dlatego, Ŝe dłonie Harry’ego 
Pottera zaciskały się na jego gardle, ale to tylko jedna z moŜliwych teorii. 
- Okłamałem Neville’a! – wysyczał Harry, wzmacniając uścisk. – Powiedziałem mu, Ŝe dziś nie ma 
Ŝ

adnego testu, a to przecieŜ nieprawda. Jak mogliście mi to zrobić? 

George chwycił Harry’ego za dłonie, próbując go odciągnąć od brata. 
- Harry, uspokój się, my… 
- Uspokój się? Uspokój się? Snape mnie zamorduje, a Neville jeszcze po nim poprawi! Wybaczcie, ale 
jakoś mnie to nie uspokaja! – wrzasnął Harry. 
- Napra… wimy… to – wycharczał Fred. 
- Jak? – uścisk na jego gardle lekko zelŜał. 
- Dzi… siej…szą her…ba…tą… 
- Pewien jesteś? – spojrzenie Harry’ego przeszywało Freda na wylot. 
- Słowo honoru – pospiesznie zapewnił George. 
- No dobra. – Harry puścił Freda, a jego gniew jakby nieco opadł. Wskazał palcem na pucharek, 
napełniony jasnobrązowym płynem. – Jeśli to nie pomoŜe, to gwarantuję, Ŝe będziecie tego Ŝałować przez 
bardzo długi czas. 
Ton głosu Harry’ego sprawił, Ŝe bliźniacy zadrŜeli. 
- Na pewno pomoŜe – zapewnili chórem. 
Harry spojrzał na nich z niedowierzaniem, ale i nadzieją, po czym chwycił pucharek i wypił jego 
zawartość. Nie zauwaŜył jednak Ŝadnej zmiany – czuł się zupełnie normalnie. Zirytowany wzruszył 
ramionami i zszedł na śniadanie wraz z bliźniakami. Lepiej niech zadziała, bo jak nie… 
Usiadł pomiędzy Ronem a Nevillem, naprzeciwko Hermiony, wzdrygając się na widok spojrzenia, jakie 
mu posłała. Przepraszanie Hermiony zawsze było cięŜkim zadaniem, poniewaŜ była bardzo pamiętliwa, a 
co gorsza, Harry obśmiał się z jej inteligencji. Uzyskanie jej wybaczenia mogło zająć wieki, a właśnie 
teraz Harry nie miał zbyt wiele czasu. 
Pospiesznie zjadł śniadanie, próbując nie myśleć o reakcji Neville’a, gdy ten dowie się o wszystkim, po 
czym razem z pozostałymi Gryfonami z klasy zszedł do lochów. Bliźniacy, którzy rzucili na siebie 
Zaklęcie Niewidzialności, podąŜyli za nim – w końcu ktoś musiał robić notatki. 
- Co jest, Potter? – zaszydził Draco, który po wydarzeniach sprzed dwóch dni nadal czuł wściekłość, ale i 
zmieszanie, co bardzo go gniewało. – Strach cię obleciał przed dzisiejszym testem? 
- Testem? – pisnął Neville. 
Harry odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy. 
- Tak, Neville. Mamy dziś sprawdzian z eliksirów. 
- A więc mnie okłamałeś? – w cichym głosie Neville brzmiało tyle bólu, Ŝe Harry aŜ się wzdrygnął. 
- Tak. Widzisz, Neville, twoim problemem jest to, Ŝe bardzo się wszystkim denerwujesz. Przed kaŜdym 
sprawdzianem panikujesz tak, Ŝe popełniasz głupie błędy, których normalnie byś nie zrobił. A ja wiem, Ŝe 
jeśli przestaniesz się stresować, uspokoisz się i zaczniesz pracować według instrukcji, poradzisz sobie bez 
problemu. 
Neville zamrugał. A więc Harry skłamał, aby mu pomóc! Wierzył w niego! Na pyzatej twarzy pojawił się 
lekki uśmiech. 
- No, skoro tak mówisz, Harry… to cię nie zawiodę! 
- I o to chodzi! – ucieszył się Harry. 
W tym momencie otworzyły się drzwi pracowni eliksirów i stanął w nich Snape, obrzucając uczniów 
niechętnym spojrzeniem. 
- Wejść – rzucił. 
Uczniowie weszli do sali i zaczęli zajmować miejsca. Partnerem Harry’ego został tym razem Neville. 
Chłopcy usiedli w jednej z ławek po prawej stronie klasy i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Harry 
spojrzał na tablicę i doznał szoku – rozumiał, co tam było napisane! 
Snape omiatał klasę spojrzeniem spod zmruŜonych powiek. 
- Dzisiaj przygotujecie, a w niektórych przypadkach spróbujecie przygotować – spojrzenie powędrowało 
w kierunku Harry’ego i Neville’a – Wywar śywej Śmierci. – Uśmiechnął się szyderczo, gdy twarze 

background image

 

niektórych uczniów pobladły. – Składniki są w szafce, macie dwie godziny. Zaczynać. 
- Neville, damy radę! – Harry chwycił kolegę za ramiona, próbując go uspokoić. – Idź i weź wszystkie 
składniki. 
Neville skinął głową i wykonał polecenie. Gdy wrócił, dostrzegł, Ŝe Harry rozpalił juŜ ogień pod 
kociołkiem, a potem machnął róŜdŜką, mamrocząc cicho jakieś zaklęcie. 
- Zaklęcie Bariery – wyjaśnił Harry na widok miny kolegi. – Na wszelki wypadek, Ŝeby nam nikt niczego 
do kociołka nie wrzucił. 
- Ekstra – wymamrotał Neville. 
Harry rzucił okiem na przyniesione przez kolegę składniki i pokiwał głową, dając znać, Ŝe wszystko jest 
jak naleŜy. 
- No to do dzieła! 
Harry chwycił nóŜ i zabrał się za korzenie waleriany, krojąc je w równe, dwucentymetrowe kawałki. Gdy 
wszystko było gotowe, wrzucił je do kociołka, prosząc, aby Neville zamieszał siedemnaście i jedną 
czwartą raza w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Nie spuszczając oczu z kolegi, wziął się za 
piołun. Mocno trzymając miskę lewą ręką, prawą ucierał piołun na proszek. Skończywszy, dodał składnik 
do kociołka, wsypując go w małych dawkach i w odpowiednich odstępach czasu, po czym kazał 
Neville’owi zamieszać jedenaście razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara. 
Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc, Ŝe preparat przybrał barwę czarnej porzeczki. PołoŜył fasolkę 
sopophorusa na desce, sięgnął po srebrny noŜyk i zaczął ją rozgniatać płaską częścią noŜa. Nie było to 
łatwe, gdyŜ cała operacja wymagała czasu i precyzji, ale w końcu mu się udało. OstroŜnie przelał 
uzyskany sok do małej, szklanej fiolki. 
Obaj chłopcy pracowali tak pilnie, Ŝe zdawali się być pogrąŜeni we własnym świecie. Nie zauwaŜyli, Ŝe 
stali się obiektem zainteresowania całej klasy, na czele z profesorem. 
Fred i George robili gorączkowo notatki. 
W widoczny sposób zwiększa inteligencję oraz pozwala dogłębnie zrozumieć temat, którym pijący akurat 
się zajmuje. 
O kurczę, zapowiadał się bestseller! 
Harry wziął korzeń asfodelusa, wrzucił go do miski i zaczął ucierać na proszek. Gdy skończył, z 
zadowoleniem stwierdził, Ŝe do tak precyzyjnego wykonania nawet Snape nie mógłby się przyczepić. 
Wsypał proszek do kociołka, a następnie dodał sok z sopophorusa, wlewając go w taki sposób, jakby 
chciał udekorować eliksir niczym tort – na kształt gwiazdy. 
- Dobra, Neville, teraz zamieszaj siedem razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara, a potem jeden 
raz w drugą stronę. 
Eliksir przybrał barwę jasnego fioletu. 
Oczy Snape’a rozszerzyły się, słyszał bowiem komendy wydawane przez Pottera i widział Longbottoma, 
wykonującego polecenia całkowicie poprawnie. Eliksir w kociołku chłopców stał się przezroczysty – taki, 
jaki powinien być. 
- Udało się – w głosie Neville’a brzmiało niedowierzanie. 
- Ano! – zgodził się uradowany Harry. 
Snape rzucił się do ich kociołka. Wnikliwa inspekcja wykazała, Ŝe chłopcy przyrządzili eliksir absolutnie 
bezbłędnie. Profesor wbił wzrok w Harry’ego i Neville’a i zapytał: 
- Kim jesteście? 
- Nie rozumiem, sir – odezwał się Harry. 
- Potter i Longbottom to głąby w sztuce warzenia eliksirów. Wiem doskonale, Ŝe jesteście uczniami 
starszego roku, którzy dzięki Eliksirowi Wielosokowemu postanowili pomóc kolegom. 
Neville zbladł i cofnął się o krok. Harry poczuł wzbierającą w nim falę irytacji. 
- Ja naprawdę jestem Harry, a to naprawdę jest Neville. 
- Nie opowiadaj mi tu bzdur! – warknął Snape. Cała klasa w osłupieniu przyglądała się tej wymianie zdań. 
– Potter i Longbottom nie są w stanie uwarzyć nawet Wywaru Spokoju, który jest w programie pierwszej 
klasy! 
Teraz Harry był juŜ naprawdę rozgniewany. 

background image

 

- My to my. Być moŜe pan to nie pan – zaszydził. – Snape moŜe być tłustowłosym dupkiem i wrednym 
skurczybykiem, ale nie jest idiotą. 
Twarz Mistrza Eliksirów wykrzywiła się z gniewu. 
- No to moŜe sprawdzimy – kontynuował Harry. - Proszę mi powiedzieć, szanowna profesorska imitacjo, 
gdzie powinienem szukać bezoaru? 
Malfoyowi opadła szczęka. Z niedowierzaniem przyglądał się konfrontacji pomiędzy Snapem a jego 
własnym, samozwańczym rywalem wszechczasów. Co, do cholery, działo się z Potterem? 
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów. – Snape dygotał z furii. – A ty masz jutro szlaban, Potter. 
- Oczywiście, szanowny profesorze-imitatorze – zadrwił Harry. 
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy i wyślizgnęli się z klasy równo z dzwonkiem na 
przerwę. Do ich uszu doleciało kolejne: „Gryffindor traci…”. Bez dwóch zdań, herbatka zadziałała 
rewelacyjnie. A co więcej, tym razem to nie ich naleŜało winić za utratę punktów. 
W końcu to Harry Potter narozrabiał. 
 
ę

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 
HERBATA MĘCZENNIKA 
 
 
Harry z jękiem zakrył twarz poduszką, starając się wmówić sobie, Ŝe dzwoniący budzik to tylko zły sen. 
Przetarł oczy i wolno podniósł się do pozycji siedzącej, wciąŜ zaspany. To wszystko ich wina, niech ich 
szlag. To przez nich zmuszony był wstawać o upiornej godzinie (piątej rano), aby odbyć szlaban u 
Snape’a. Niechętnie zwlókł się z łóŜka i poczłapał do łazienki, po czym zszedł do pokoju wspólnego. 
Jak się spodziewał, dwie rudowłose zmory juŜ tam na niego czekały. Harry posłał im takie spojrzenie, Ŝe 
bliźniacy aŜ zadrŜeli i, co rzadko im się zdarzało, nie odezwali się ani słowem. 
Gdyby Harry miał w sobie nieco mniej z Gryfona, uciekłby na samą myśl o testowaniu kolejnej Niech-To-
Cholera-Strzeli-Herbatki. Niestety, był Gryfonem przez bardzo duŜe „G”. Wyciągnął bladą dłoń z 
obgryzionymi paznokciami i chwycił stojący na stoliku pucharek. Wolno wypił gorzkawy, jasnoróŜowy 
płyn i bez słowa opuścił pokój wspólny, a za nim podąŜyli bliźniacy, którzy uprzednio rzucili na siebie 
Zaklęcie Niewidzialności. 
Harry wszedł do klasy eliksirów i klapnął na krzesło. Za chwilę pojawi się Snape, który bez wątpienia 
wymyśli coś wyjątkowo paskudnego i bolesnego na miły początek dnia. 
O, właśnie przyszedł, a raczej wpadł jak burza. 
- Potter. 
- Tak, panie profesorze? – odpowiedział Harry głosem pełnym szacunku. 
Dłoń Snape’a, nosząca ślady kontaktu z silnymi eliksirami, wskazała złoŜoną w kącie stertę kociołków. 
- Wyczyść je. Nie chcę na nich widzieć nawet najmniejszej plamki. 
- Tak, panie profesorze. – Harry pospiesznie podszedł do stosu kociołków, wyglądających jak jedno 
wielkie, zasyfione złomowisko. Wyciągnął róŜdŜkę, chcąc zacząć jak najszybciej i nie tracić czasu, gdy 
dłoń Snape’a opadła mu na ramię. 
- Bez uŜycia magii, Potter – odezwał się złośliwie profesor. 
- Przepraszam! Zrobiłem coś nie tak? Tak mi przykro, tak strasznie przykro! Chyba się zabiję! Rzucę się z 
WieŜy Astronomicznej! – jęknął Harry i pognał w kierunku drzwi. 
- Wracaj tu natychmiast, Potter! – wrzasnął Snape, pewien, Ŝe smarkacz próbuje się wymigać od szlabanu. 
- Tak, panie profesorze! – Harry jednym susem znalazł się znów koło Mistrza Eliksirów. 
- Wracaj do pracy – burknął Snape. 
- Profesor Snape daje mi drugą szansę? Zaiste, profesor Snape to wspaniały czarodziej! – oświadczył 
Harry. Rzucił się do czyszczenia kociołków z takim zapałem, Ŝe aŜ szmatka furkotała. Był tak 
zaaferowany pracą, Ŝe nie dostrzegł wyrazu twarzy Mistrza Eliksirów, na której malowało się zdumienie 
połączone z lekkim szokiem. 
Harry czyścił kociołki, a Snape usiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania. Przez nieuwagę 

background image

 

rozlał czerwony atrament na pergaminy, co naturalnie wprawiło go w jeszcze gorszy humor. 
- Skończyłem, panie profesorze – oświadczył Harry. 
Snape uniósł brwi w wyrazie niedowierzania, wstał i podszedł do kociołków. Rezultaty inspekcji 
zaskoczyły go, gdyŜ chłopak wykonał kawał dobrej roboty – co musiał niechętnie przyznać. Aha! Bystre 
oczy wypatrzyły mały, metalowy kociołek, którego smarkacz nawet nie ruszył. 
- O czymś chyba zapomniałeś – zadrwił. 
Zielone oczy napełniły się łzami. 
- O BoŜe, przepraszam, po stokroć przepraszam! Harry Potter jest kompletną poraŜką natury! Pozwoli 
pan, Ŝe przyniosę panu nóŜ? Będzie pan mógł mnie pokroić i być moŜe zrobię coś poŜytecznego, oddając 
swoje ciało na składniki eliksirów! 
- Nie bądź głupi, Potter – burknął Snape. – śadna z części twojego ciała nie jest warta tyle, aby mieć 
zaszczyt wylądować w moim eliksirze. 
Z oczu chłopca trysnęła fontanna łez. 
- Jestem do niczego! Nie nadaję się nawet na składnik eliksiru! – w głosie Harry’ego pobrzmiewała 
histeria. Zrozpaczony upadł na ziemię i wyrŜnął głową o jeden z kociołków, krzycząc: – Zły Potter! Zły 
Potter! 
Snape zadrŜał lekko, a następnie chwycił chłopca za ubranie, jednym szarpnięciem stawiając go na nogi. 
- Co ty wyrabiasz, bałwanie? – ryknął. I choć nie przyznałby się do tego nawet pod groźbą zjedzenia 
paczki cytrynowych dropsów, sprawiał wraŜenie zaniepokojonego zachowaniem smarkacza. 
Zielone oczy, tak podobne do oczu matki, zajaśniały oddaniem 
- Pan profesor pyta, czy z Harrym Potterem wszystko w porządku? Pan profesor Snape to zaiste wielki i 
wspaniały czarodziej! 
Snape wyglądał na równie zaniepokojonego, co zdezorientowanego. Nieco drŜącą ręką wskazał odległy 
kąt sali. 
- Umyj podłogę – rozkazał. 
- Kolejne zadanie? Wykonam je z rozkoszą! – Harry pospiesznie wziął płyn do mycia podłóg, po czym na 
klęczkach zaczął wykonywać polecenie. 
Pracował z uśmiechem na twarzy. Podłoga w klasie była taka ładna – nie drewniana, jak u Dursleyów, ale 
składająca się z małych, gładkich kamyków w kształcie prostokąta. Nucąc pod nosem, Harry pracował 
wytrwale, przesuwając się powoli w kierunku biurka nauczycielskiego. Wymył podłogę wokół biurka i 
czujnym wzrokiem zaczął przyglądać się efektom swojej pracy. I w tym momencie dostrzegł, Ŝe buty tego 
sympatycznego profesora były zabrudzone. O nie, to się nie godziło! Harry wczołgał się więc pod biurko i 
zabrał do polerowania obuwia Mistrza Eliksirów. Po chwili pogrąŜony w sprawdzaniu wypracowań Snape 
doznał uczucia, Ŝe coś tu jest nie tak. A gdy zorientował się, co jest nie tak, zerwał się na równe nogi i 
odskoczył do tyłu, omal nie rozpłaszczając się na tablicy. 
Nieco zdziwiony Harry podniósł głowę i spojrzał na Mistrza Eliksirów. Na twarzy męŜczyzny malowało 
się coś, co moŜna było określić mianem skondensowanej grozy. Harry nie pojmował, co mogło tak 
przerazić tego miłego profesora. 
- Wynoś się – wycharczał nauczyciel. 
Harry był w szoku. 
- Czy Harry Potter zrobił coś nie tak? – spytał. 
- WYNOCHA! – zaryczał Snape. – I przestań się tak na mnie gapić jej oczami! WON! 
Harry uciekł, dławiąc się łzami, zdecydowany rzucić się na poŜarcie Wielkiej Kałamarnicy. I gdyby nie 
bliźniacy, zapewne by to zrobił. 
 
Herbata Męczennika – ogólne podsumowanie: 
- wywołuje tendencje do samokarania się za popełnione błędy (na wzór skrzatów domowych) 
- reakcje są wyjątkowo gwałtowne (trzeba nieco zmienić formułę) 
ZASKAKUJĄCY BONUS: PrzeraŜa nawet profesora Severusa Snape’a. 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ PIĄTY 
HERBATA PRYSZCZULCA 
 
 
W piękny, sobotni poranek Harry Potter leŜał zwinięty w kłębek na łóŜku i snuł szczwane plany. Nie był 
obraŜalski ani pamiętliwy, co to, to nie. Ale wszystko ma swoje granice, a limit wstydu, jakiego się 
ostatnio najadł, był juŜ wyczerpany. Tak więc leŜał i dumał, a w głowie roiły mu się najróŜniejsze plany 
odpłacenia bliźniakom pięknym za nadobne. 
Przewrócił się na bok i dostrzegł stojący na nocnym stoliku pucharek. Aha, a więc bracia Weasley woleli 
nie stawać z nim twarzą w twarz i podrzucili mu herbatę, kiedy spał! CóŜ, słowo się rzekło, nie mógł 
złamać obietnicy. Wypił więc napój o smaku wiśni, odrzucił kołdrę i wstał. 
Ciekawe, co go dzisiaj czeka? 
Wchodząc do łazienki, minął Rona, który właśnie z niej wychodził i niechcący otarł się o niego. Nie 
przywiązując wagi do tego mało istotnego drobiazgu, poszedł pod prysznic. 
Dean Thomas przebudził się na moment i spojrzawszy nieprzytomnym wzrokiem na Rona, wymamrotał: 
- Coś takiego. Nie wiedziałem, Ŝe Ron teŜ jest czarnoskóry. 
Po czym przewrócił się na drugi bok i znowu zasnął. 
Ron nie zauwaŜył niczego dziwnego do chwili, gdy trójka przyjaciół spotkała się przed portretem Grubej 
Damy, aby wspólnie zejść na śniadanie. 
- Ron, co ci się stało? – zdumiała się Hermiona. 
- Nie rozumiem – odparł zapytany. 
- Twoja skóra jest brązowa. 
W tym momencie równieŜ Harry przyjrzał się przyjacielowi. 
- Kurczę, ona ma rację! – powiedział, sprawiając Hermionie ogromną przyjemność, gdyŜ poparł jej 
zdanie. 
Ron zaczął się oglądać od stóp do głów. 
- A niech to szlag! – wybuchnął. Jego blada, pokryta licznymi piegami skóra miała teraz odcień 
głębokiego brązu. Niebieskie oczy rozszerzyły się z szoku. – Jak to się mogło stać? 
Przysłuchując się potokowi dobrych rad i przypuszczeń ze strony Hermiony, Harry nagle przypomniał 
sobie moment, kiedy w łazience wpadł na Rona. Na jego usta wypłynął lekki uśmiech. O tak, wiedział 
doskonale, jak to się stało, ale na razie nie miał zamiaru się do tego przyznawać. 
Idąc w kierunku Wielkiej Sali, omal nie wpadł na Cho Chang i musiał uskoczyć w bok, aby się z nią nie 
zderzyć. Podczas tego manewru musnął koniuszkiem palca dłoń dziewczyny, na której twarzy 
natychmiast wykwitła efektowna kolekcja pryszczy. 
- Oj, przepraszam – mruknął Harry, starając się nie okazywać uciechy. MoŜe to i było świńskie z jego 
strony, ale potraktował to jako rewanŜ za plotki, które Cho o nim rozpuszczała. śe zabił Cedrika, co za 
głupota… MoŜe jednak odpuści bliźniakom, skoro dzisiejszy dzień zapowiadał się tak wesoło? Rozejrzał 
się, ale nie dostrzegł ani George’a, ani Freda ze swoim nieodłącznym notesem. 
 
 
- To miało zwalczać problemy skórne, a nie wywoływać – zauwaŜył Fred. 
- I co z tego? Jaja jak berety, ubaw po pachy – odparł George. 
W chwilę później zobaczyli, jak idący korytarzem Draco Malfoy zderza się z Harrym. 
 
 
- Patrz, jak leziesz – warknął Draco. 
Harry spojrzał na Malfoya i nie wytrzymał. W jednej sekundzie dostał takiego takiego ataku śmiechu, Ŝe 
nie mógł się uspokoić. RŜał, wył i chichotał, wiedząc, Ŝe zachowa ten obraz we wdzięcznej pamięci do 
końca Ŝycia. 
- I z czego tak ryjesz, Potter? – warknął młody Malfoy. 
- Drakusiu! – krzyk Pansy odbił się echem od ścian korytarza. – Co ci się stało? 

background image

 

Zdezorientowany Draco spojrzał na swoją dłoń, która – o zgrozo! – była piegowata! Szybko znalazł 
lusterko, przejrzał się w nim i skamieniał z przeraŜęnia. Jego zawsze gładka, jednolita cera pokryta była 
ohydnymi, brązowymi plamami. 
- Wyglądam jak… Weasley – wycharczał. 
Słysząc to, Harry zaczął się śmiać jeszcze głośniej, aŜ twarz mu poczerwieniała. Draco wbił w niego 
wściekłe spojrzenie. 
- Co ty mi zrobiłeś, do cholery? – ciało Malfoya stęŜało z gniewu. – Masz to natychmiast usunąć! 
- Nie wiem, o czym mówisz – wykrztusił Harry. 
W tym momencie na arenę wkroczył Severus Snape, idący wprost z lochów. Widok łaciatego niczym 
krowa Malfoya niemal wbił go w ziemię. 
- Potter, zrób coś z tym! JuŜ! – pienił się Draco. 
Czarne oczy zwęziły się niebezpiecznie. Łopocząc szatami, Mistrz Eliksirów podszedł do Harry’ego i 
chwycił go za ramię. 
- Panie Potter, proszę natychmiast przywrócić pana Malfoya do normalnego wyglądu. 
Harry juŜ miał wyjaśnić, Ŝe nie ma zielonego pojęcia, jak to zrobić. Spojrzał na profesora i słowa zamarły 
mu na ustach. Na czubku ogromnego, haczykowatego nosa Snape’a widniała monstrualnych rozmiarów 
brodawka, z której wyrastały trzy długie włosy. Zdławiony dźwięk wyrwał się z gardła Harry’ego i juŜ nie 
było odwrotu. Dziki śmiech wypełnił korytarz. Ogarnęła go taka głupawka, Ŝe nawet głos Snape’a, który 
miał właściwości zbliŜone do gazu paraliŜującego, nie był w stanie go uspokoić. 
- Przestań się chichrać, Potter! – zaryczał Draco. A poniewaŜ ten wciąŜ śmiał się jak szalony, 
rozwścieczony Ślizgon skoczył do przodu i szarpnął Harry’ego. Na nieszczęście zrobił to tak mocno, Ŝe 
obaj stracili równowagę i wyłoŜyli się jak dłudzy na korytarzu. 
Severus Snape przyglądał się leŜącym uczniom. Harry leŜał na plecach, a na nim Draco – usta w usta. 
Chłopcy poderwali się niemal natychmiast, patrząc na siebie z przeraŜeniem. 
Pocałowałem Malfoya, przemknęło Harry’emu przez głowę. Pocałowałem go, a on znowu wygląda jak 
zawsze! 
I wtedy uświadomił sobie coś znacznie gorszego. 
A jeśli Snape zaŜąda, abym i jemu przywrócił normalny wygląd? Będę go musiał… POCAŁOWAĆ? 
Czegoś takiego nie była w stanie zdzierŜyć nawet gryfońska odwaga. Harry rzucił się do ucieczki, mijając 
bliźniaków i nawet ich nie zauwaŜając. Jak oszalały wpadł do dormitorium, skoczył na łóŜko i naciągnął 
na siebie kołdrę. 
Całowałem Malfoya. Całowałem Malfoya. Ja go CAŁOWAŁEM! 
A co się stało, to się nie odstanie, choćby nie wiem, ile razy temu zaprzeczał. 
Wiedział jedno. Zemsta nie ominie bliźniaków. 
 
 
Wbrew pozorom, bliźniakom nie było do śmiechu. Fred dygotał tak, Ŝe aŜ wypuścił z ręki notatnik, który 
uderzył o podłogę i otworzył się na stronie, zawierającej informacje o króliku doświadczalnym: 
Harry Potter. Wiek: 15 lat. Wzrost: 171 cm. Waga: 63,5 kg.* Włosy: czarne. Oczy: zielone, odcień 
zmienia się w zaleŜności od humoru. 
Dodatkowe informacje: Syn Huncwota – Rogacza. Syn chrzestny Huncwota – Łapy. Przybrany bratanek 
Huncwota – Lunatyka. 
Chłopcy znowu zadrŜeli. Mieli wraŜenie, Ŝe notatnik przewiduje przyszłość. 
 
 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

     HERBATA ŚWIRUSA 

 

background image

 

10 

 

     (tu małe wyjaśnienie. Tytuł jest grą słowną, której nie da rady przetłumaczyć. Bat-Tea – batty oznacza 

ekscentryczny, zwariowany, pomylony. Bat– to nietoperz. Innymi słowy moŜna to tłumaczyć jako 

Herbata Świrusa albo Herbata Nietoperza.) 

 

     Harry zszedł do pokoju wspólnego tak cicho i ostroŜnie, aby nie obudzić śpiących jeszcze 

współlokatorów. Bliźniacy czekali na niego na kanapie, nie wiedząc nawet, co ich wkrótce czeka. Oj, dam 

ja wam dzisiaj popalić, obiecał w duchu Harry. 

     - No dobra, co my tutaj mamy? – spytał, przyglądając się przezroczystej substancji w trzymanym przez 

Freda pucharku. 

     - Herbatę Świrusa – odparł George. 

     - AŜ strach się bać – mruknął Harry, jednak nie mógł się wycofać. 

     - Spokojnie, to nic groźnego. Zrobisz się po niej nieco zwariowany, jak Luna Lovegood – wyjaśnił 

pospiesznie Fred. 

     Harry z trudem powstrzymał się od zademonstrowania paskudnego, mściwego uśmieszku. O tak, tego 

mu było trzeba. Da dowcipnisiom do wiwatu. Na samą myśl o tym niemal zrobiło mu się ich Ŝal. Ale 

tylko niemal. Wziął pucharek i uniósł go do ust, szepcząc pod nosem zaklęcie, które zamieniło jego 

zawartość na wodę, uprzednio przygotowaną i trzymaną w szklance na stoliku przy łóŜku. Następnie 

wymamrotał drugie zaklęcie i jakby nigdy nic, wypił duszkiem „herbatę” i otworzył oczy. Wszystko 

wyglądało jak zwykle, z jednym małym wyjątkiem – oczy Harry’ego były zupełnie białe. 

     - Ja nic nie widzę! Nie widzę! Straciłem wzrok! – zaczął krzyczeć i miotać się w pokoju w udawanej 

panice. 

     - Na gacie Merlina! – bliźniacy osłupieli z przeraŜenia. 

     - BoŜe, BoŜe, ja nie widzę! Jestem ślepy jak nietoperz! Oślepiliście mnie! – ryczał Harry. W chwilę 

później do pokoju wspólnego zaczęli wpadać wyrwani ze snu Gryfoni. Hermiona natychmiast podbiegła 

do przyjaciela, pytając, co się stało. 

     Harry odwrócił się w jej kierunku, starając się nie patrzeć prosto na nią. Na widok jego oczu Hermiona 

wydała z siebie zduszony jęk. 

     - Oni mnie oślepili! – jęknął. 

     - To był przypadek! – zaczęli się bronić bliźniacy. 

     - Przypadek? Jak moŜna kogoś niechcący oślepić? – pisnęła Hermiona. 

     - Harry, chodź, zabiorę cię do pani Pomfrey. MoŜe coś na to poradzi. – Neville przepchnął się przez 

tłum i chwycił Harry’ego za ramię, po czym ostroŜnie wyprowadził go z pokoju wspólnego. 

 

 

     W chwilę po wyjściu obu chłopców do pokoju wspólnego wpadła profesor McGonagall i aŜ ją 

zamurowało na widok Hermiony Granger, mierzącej z róŜdŜki do braci Weasley. 

     - Wy kretyni, jak mogliście go oślepić? Na łby poupadaliście? – wrzeszczała Hermiona. 

background image

 

11 

     - Jak to? Kto kogo oślepił? Panno Granger, co się tu dzieje? - opiekunka domu wreszcie odzyskała 

rezon. 

     - Te bałwany oślepiły Harry’ego. – Widać było, Ŝe Hermiona z trudem trzyma emocje na wodzy. 

     - CO zrobili? – Minerwa była pewna, Ŝe się przesłyszała. 

     - Oślepili go, pani profesor. Nie wiem dokładnie jak, ale teraz Harry nie widzi. 

     - Czy to prawda? – usta wicedyrektorki zacisnęły się w wąską linię. 

     Fred i George byli bladzi jak śmierć. 

     - To był przypadek, przysięgamy! Musi nam pani uwierzyć! Nigdy, ale to przenigdy nie 

skrzywdzilibyśmy Harry’ego! 

     - Nie interesuje mnie, czy to był przypadek, czy nie! – McGonagall ryczała tak, Ŝe lwy z godła 

Gryffindoru mogłyby się przy niej schować. – Co wyście zrobili? Oślepiliście chłopca, w którego rękach 

spoczywa los czarodziejskiego świata! – Bliźniacy pobledli jeszcze bardziej. – Szlaban u pana Filcha, w 

kaŜdy weekend aŜ do BoŜego Narodzenia!!! 

     Fred i George odsunęli się do tyłu, przeraŜeni takim atakiem furii u zazwyczaj opanowanej, 

dystyngowanej profesorki. Ta zaś, wykrzyczawszy, co miała do powiedzenia, rozejrzała się i patrząc na 

swoją najlepszą uczennicę, zapytała: 

     - A gdzie właściwie jest pan Potter? 

     - Neville zabrał go do pani Pomfrey – odszepnęła Hermiona. 

 

 

     Neville i Harry szli do skrzydła szpitalnego. Harry, który wciąŜ udawał niewidomego, dawał się 

prowadzić koledze bez oporu. 

     - Ciekaw jestem, czym oni ci się tak narazili – odezwał się nagle Neville. 

     - Słucham? – zaskoczony Harry aŜ zamrugał. CzyŜby się czymś zdradził? Owszem, Neville był dość 

spostrzegawczy, znacznie bardziej, niŜ Ron, ale nie sądził, Ŝe aŜ do tego stopnia. 

     - Daj spokój, nie jestem głupi. Bliźniacy w Ŝyciu nie zrobiliby ci krzywdy. Dać ci coś na wymioty, 

zmienić kolor skóry czy włosów, to tak, ale oślepić? Nigdy w to nie uwierzę. – Chłopcy spojrzeli sobie 

prosto w oczy. – Robisz sobie z nich jaja, prawda? A twoim oczom nic nie dolega? 

     - No dobra, zgadłeś. – Harry pokiwał głową, wciąŜ nie mogąc się nadziwić przenikliwości Neville’a. – 

Powiem ci, o co chodzi. Pamiętasz, Ŝe ostatnio zachowywałem się dość dziwacznie? To wszystko przez 

nich. Zgodziłem się testować ich najnowszy wynalazek – zestaw herbat o róŜnym działaniu - i sam wiesz, 

jakie były tego efekty. Uznałem więc, Ŝe za to, co przez nich przeŜyłem, naleŜy mi się mała satysfakcja. 

     - Czyli ta scena z Malfoyem… - Neville zawiesił głos. 

     - Tak, obie sceny. I to przez bliźniaków dostałem szlaban – mruknął Harry. – Wprawdzie udało nam 

się uwarzyć idealnie eliksir dzięki jednej z herbat, przyznaję, ale dzięki innej nagadałem ci głupot o tym 

teście u Snape’a. 

     - Aha, czyli dlatego tak mnie wtedy okłamałeś? 

     - Właśnie dlatego. Te ich herbatki są naprawdę świetne, ale wolałbym, aby testował je ktoś inny. – 

background image

 

12 

Harry uśmiechnął się marzycielsko. 

     - Zaczekaj chwilkę, muszę do kibla – powiedział Neville i wszedł do łazienki. 

     Harry opadł się plecami o ścianę i patrzył przed siebie błędnym wzrokiem, wciąŜ udając niewidomego. 

Mijający go uczniowie robili przeraŜone miny, widząc, w jakim stanie znajduje się słynny Harry Potter. 

W pewnym momencie pojawiła się równieŜ Cho Chang. Na widok Harry’ego na jej ustach pojawił się 

diaboliczny uśmieszek i bez wahania zbliŜyła się do niego. 

     Neville wyszedł z łazienki i jego oczom ukazał się dość dziwny widok: Harry, kiwający się na 

wszystkie strony i usiłujący uniknąć pocałunku ze strony panny Chang. 

     - O nie! AŜ tak ślepy to ja nie jestem! – zdenerwował się i machnięciem róŜdŜki zdjął czar ze swoich 

oczu, przywracając im normalny wygląd. 

     - Harry, to cud! Odzyskałeś wzrok! – zawołał Neville z udawaną radością. 

     - Jasność widzę, jasność! – zawył Harry i obaj chłopcy, pękając ze śmiechu, popędzili z powrotem do 

wieŜy Gryffindoru, pozostawiając na korytarzu osłupiałą i obraŜoną Cho. Weszli do pokoju wspólnego, 

starając się nie roześmiać na widok ulgi, jaka odmalowała się na twarzach zebranych. 

     - Harry! – Hermiona z krzykiem rzuciła mu się na szyję. – Wszystko w porządku? Co powiedziała pani 

Pomfrey? 

     - JuŜ nic mi nie jest. Odzyskałem wzrok – zapewnił ją Harry ze śmiertelną powagą. 

     - Tak się cieszę! – Hermiona zaczęła go ściskać jak szalona. – Była tu profesor McGonagall, 

powiedziałam jej o wszystkim. Dała tym bałwanom szlaban z Filchem do końca roku. I bardzo im tak 

dobrze! 

     - Och, to był czysty przypadek – zapewnił ją Harry i spojrzał wymownie na bliźniaków. – Poza tym 

znów widzę normalnie. 

     Oczy braci Weasley zwęziły się, gdyŜ zrozumieli, Ŝe padli ofiarą dowcipu, czyli własnej herbaty. 

Koncept był przedni, to musieli przyznać, aczkolwiek z lekką niechęcią. Wiadomo bowiem, Ŝe 

najzabawniejsze dowcipy to takie, których jest się autorem, zaś bycie ofiarą Ŝartu jest juŜ w nieco 

gorszym guście. Zwłaszcza, Ŝe wisienką na torcie były tygodnie szlabanu z Filchem. 

     - Chyba pójdę się połoŜyć – oświadczył Harry i wrócił do dormitorium. Wszedł akurat w chwili, gdy 

Ron przechylał do ust stojącą na nocnym stoliku szklankę. Harry nie zdąŜył go ostrzec. W osłupieniu 

patrzył na dwa ogromne, nietoperze skrzydła, które wyrosły nagle na plecach przyjaciela. 

     - W mordę jeŜa! – zaklął. Chciał dać popalić bliźniakom, nie Ronowi. W zakłopotaniu potarł kark. I co 

teraz? 

 
 
ROZDZIAŁ SIÓDMY 
 
HERBATA TURYSTY 
 
 
Nadszedł poniedziałek, a bracia Weasley truchleli coraz bardziej. Nie mieli najmniejszej ochoty ponownie 
zadzierać z Harrym, dlatego tym razem wybrali herbatę, której działanie nie powinno być zbyt 
ośmieszające ani upokarzające. 

background image

 

13 

Gdy Harry zszedł do pokoju wspólnego, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na widok min Freda i 
George'a. Wygląda na to, Ŝe dałem im popalić, pomyślał z satysfakcją. Bez wahania wypił kolejną 
herbatkę – jasnozielony, przezroczysty płyn. 
- Smakuje arbuzem – stwierdził. Przeciągnął się leniwie i podszedł do okna, wyglądając na zewnątrz. 
- Czy ja jestem w zamku? - spytał z niedowierzaniem, przyciskając twarz do szyby. 
- No... tak. 
- Ale ekstra! - ucieszył się Gryfon, wyrzucając w geście radości pięść w górę. 
W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł Colin Creevey. Na jego widok Harry niemal rzucił się na 
niego. 
- Czy to Polaroid? 
- Tak – odparł Colin, lekko zdziwiony zachowaniem kolegi. 
- Mógłbym go od ciebie poŜyczyć? 
- PoŜyczyć? AleŜ oczywiście, proszę bardzo! - rozpromieniony Colin zdjął aparat z szyi i podał go 
Harry'emu. 
- Dzięki! - chłopak ruszył pędem w kierunku portretu Grubej Damy, a bliźniacy za nim. Harry zatrzymał 
się przy wyjściu z wieŜy i wybałuszył oczy. 
- Jejku, gadające portrety! - wykrzyknął. - Pani mówi! 
- A co, mam miauczeć? Oczywiście, Ŝe mówię! - odpaliła uraŜona Gruba Dama. 
- Chłopaki, wyście to widzieli? Gadający obraz! - Harry uśmiechał się szeroko do bliźniaków. Wybiegł 
pędem z pokoju wspólnego, jak szalony pstrykając zdjęcia wszystkiego, co znajdowało się wokół niego. 
Na końcu korytarza czekało go kolejne zaskoczenie. 
- Ruszające się schody! - uszczęśliwiony Harry zaczął wymachiwać rękami, imitując ich poziomy ruch. 
Fred i George wymienili porozumiewawcze spojrzenia, robiąc notatki. Harry wskoczył na schody i zaczął 
po nich biegać, dopóki jeden ze schodków nie zniknął mu nagle z oczu. 
- Ale ekstra! Chłopaki, to byłby świetny dowcip, wpuścić kogoś na te schody i patrzeć, jak mu się nagle 
noga zapada! 
Nowa atrakcja szybko się znudziła. Zmęczony bieganiem Harry wrócił na korytarz i nadział się wprost na 
Irytka. 
- Jesteś duchem? - zapytał z niedowierzaniem. 
- No a czym? - obraził się Irytek. Po chwili dodał: - No, tak jakby duchem. Wszyscy mówią, Ŝe jestem 
poltergeistem. 
- Nie wierzę! - zaczął go podpuszczać Harry. - Udowodnij! 
Irytek uśmiechnął się drwiąco i jednym ruchem przezroczystej ręki przebił nią Harry'ego na wylot, jakby 
chciał mu wyrwać serce. 
- No i co, niedowiarku? 
- O ja cię kręcę! - wrzasnął Harry. - Ale z ciebie ekstra gość! 
- Ja? A, ja! No jasne, Ŝe ja! Ekstra jestem gość! - uradował się Irytek. 
- Ekstra to mało powiedziane! Jesteś najbardziej zajefajnym duchem, jakiego w Ŝyciu spotkałem! 
Chciałbym być taki super, jak ty – wyznał Harry i pognał korytarzem wprost w ramiona kolejnej 
przygody, nieświadom, Ŝe właśnie podbił serce Irytka i zyskał w nim dozgonnego przyjaciela. Zatrzymał 
się na moment przy poruszających się zbrojach. Kolejna atrakcja! 
- Rany, co za wspaniałe miejsce – sapnął z zachwytem. - Czuję się, jak Alicja w Krainie Czarów! 
- Bo w niej jesteś. A dokładnie znajdujesz się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart – uściślili 
bliźniacy. 
- No co wy? To magia naprawdę istnieje? - w oczach Harry'ego malowała się iście dziecięca radość. 
- Istnieje, istnieje. 
- Kurka wodna! - Harry chwycił aparat, szalejąc przy zbrojach niczym rasowy paparazzo. Teraz był juŜ 
niemal w amoku. Gdy doszedł do drzwi wyjściowych i wyjrzał przez nie, zobaczył coś, czego wcześniej 
w Ŝyciu nie widział. Ludzie na miotłach! Przyglądał się im w niemym zachwycie, póki grupka ubranych 
na zielono chłopców nie wylądowała. 
- O mój BoŜe! - Harry podbiegł do Malfoya. - Ty latałeś! Naprawdę latałeś! 

background image

 

14 

Arystokratyczna brew uniosła się w wyrazie ironii. 
- Owszem, Potter, latałem. To dość powszechny zwyczaj podczas treningów Quidditcha – zaszydził 
Draco. - Niektórzy nas rodzą się z pewnymi umiejętnościami, podczas, gdy inni zmuszeni są oszukiwać, 
aby dostać się do druŜyny. 
Aluzja spłynęła po Harrym jak woda po kaczce. 
- Latałeś na miotle! - powtórzył. 
- Jak kaŜdy czarodziej. - Draco spojrzał na Harry'ego jak na idiotę. 
- To ty jesteś czarodziejem? 
- A co? Coś ci się nie podoba? - Draco sięgnął po róŜdŜkę. 
- Cudownie! - rozemocjonowany Harry wcisnął George'owi aparat do ręki. - Zrób nam razem zdjęcie! 
Draco był w takim szoku, Ŝe nawet nie zareagował, gdy Harry Potter chwycił go za rękę i przyciągnął do 
siebie. Flesz aparatu błysnął dwa razy, a dziwne, przyjemne ciepło zniknęło, gdy Harry rzucił się oglądać 
zdjęcia. Mimo protestów bliźniaków, Ŝe będą potrzebować ich do dokumentacji, Harry zabrał obie 
fotografie i wręczył jedną Draconowi. 
- Dzięki! - powiedział z uczuciem i udał się na śniadanie, nie odrywając oczu od trzymanego w dłoniach 
zdjęcia. 
Ale gratka! Nikt nie uwierzy, dopóki tego nie zobaczy. 
On i prawdziwy czarodziej na wspólnej fotografii – najlepsza pamiątka z wycieczki! 
 
 
ROZDZIAŁ ÓSMY 
 
HERBATA PRZEDRZEŹNIACZA 
 
 
Harry przyglądał się trzymanej w dłoniach fotografii, na której obejmował zaszokowanego Dracona 
Malfoya, śmiejąc się przy tym od ucha do ucha. JuŜ miał podrzeć to nieszczęsne zdjęcie, kiedy nagle zdał 
sobie sprawę, Ŝe nie jest w stanie tego zrobić. Dlaczego? PrzecieŜ nie zamierzał zachować sobie takiej 
pamiątki, prawda? Zirytowany własnymi myślami, wrzucił fotografię do szuflady i poszedł pod prysznic. 
Dziwne, ale cieszyło go to, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Ostatnio jego Ŝycie było dość zwyczajne 
i aŜ nazbyt normalne, zaś dzięki Fredowi i George’owi zaczął postrzegać znane mu otoczenie w zupełnie 
innym świetle. Pomyślał o wszystkim, co tak kochał w Hogwarcie i nie mógł się nie uśmiechnąć. JuŜ od 
dłuŜszego czasu nie bawił się tak dobrze, jak wczoraj. 
Po prysznicu ubrał się i zszedł do pokoju wspólnego. 
- Dzieńdoberek! – zawołał. 
- Cześć, Harry! – odpowiedzieli bliźniacy, dostrzegając z ulgą, Ŝe kolega jest w wyjątkowo dobrym 
humorze. 
Dzisiejsza herbatka smakowała cytryną. Harry wypił ją ze smakiem. 
- Pychota – oświadczył. 
- No to git – stwierdził Fred. 
- No to git – zgodził się Harry. 
- To idziemy na śniadanie – zaproponował George. 
- To idziemy na śniadanie – przytaknął Harry i wraz z bliźniakami opuścił pokój wspólny. Na korytarzu 
odpowiadał „cześć” kaŜdemu, kto go witał. W pewnym momencie zderzył się niechcący z Malfoyem i 
obaj zatrzymali się jak wryci. W zachowaniu Dracona dało się wyczuć pewne napięcie, spowodowane 
dziwnymi wypadkami z ostatnich dni. 
- Zejdź mi z drogi, ty palancie półkrwi – warknął Ślizgon. 
- Zejdź mi z drogi, ty palancie półkrwi. – Oczy Harry’ego zwęziły się z gniewu. 
- Nie jestem półkrwi! – krzyknął Draco. 
- Nie jestem półkrwi! – zaprotestował Harry. 
- Owszem, jesteś – warknął Draco. 

background image

 

15 

- Owszem, jesteś – powtórzył Harry. 
- Nie jestem! 
- Nie jestem! 
- Wszyscy wiedzą, Ŝe jestem czystokrwisty! – zadrwił Draco. 
- Wszyscy wiedzą, Ŝe jestem czystokrwisty! – odpalił Harry. 
Młody Malfoy zadygotał z gniewu. Ten gryfoński wypierdek ośmielił się poddać w wątpliwość jego 
pochodzenie? Jak on śmiał? 
- Twoja matka to cholerna, brudna szlama – syknął. 
- Twoja matka to cholerna, brudna szlama. – W oczach Harry’ego zapłonęła nienawiść. 
Z gardła Dracona wydobył się dziwny charkot, a jego pięść wystrzeliła do przodu, trafiając Harry’ego 
prosto w twarz. Głowa Gryfona odskoczyła do tyłu, ale Draco nie zdąŜył się długo nacieszyć swoim 
triumfem, bo w sekundę później zarobił taki cios, Ŝe runął na podłogę. W tym momencie puściły wszelkie 
hamulce. Obaj chłopcy zaczęli się bić jak szaleni, tarzając się po ziemi jak w amoku, kopiąc, waląc 
pięściami, plując i szarpiąc przeciwnika za włosy. 
Ten gnojek obraził moją matkę! JuŜ ja mu pokaŜę! myślał Draco, tłukąc Harry’ego, ile wlezie. Obaj 
chłopcy byli juŜ mocno zakrwawieni, gdyŜ w tej chwili walczyli tak, jakby mieli zamiar się pozabijać. 
- Przepuśćcie mnie! Dosyć tego! – Profesor Snape przepchnął się przez tłum kibiców i stanął jak wryty na 
widok rozszalałego kłębowiska rąk i nóg. – Co wy wyprawiacie? 
Harry juŜ otwierał usta, aby powtórzyć słowa Mistrza Eliksirów, ale dostał z łokcia od Malfoya i na 
moment odebrało mu oddech. 
- On nazwał moją matkę szlamą! – krzyknął Draco. 
Nauczyciel spojrzał na Harry’ego, który wskazał na Malfoya. 
- On nazwał moją matkę szlamą – oświadczył. 
Ciało profesora stęŜało z gniewu, a zgromadzeni wokół uczniowie zaczęli się wycofywać w popłochu. 
Choć Severus Snape potrafił wzbudzać strach, to nigdy jeszcze nie wyglądał na tak rozgniewanego, jak w 
tej chwili. 
- Panie Potter, panie Malfoy – wycedził. – Jutro rano macie u mnie szlaban. Radzę się porządnie wyspać, 
bo odrobina snu bardzo się wam przyda. – Odwrócił się i odszedł, wywołując u uczniów wraŜenie, Ŝe 
właśnie przechodzi koło nich burza z piorunami. 
Jak Malfoy śmiał nazwać Lily Evans szlamą? Jak śmiał? Severus był tak wściekły, Ŝe moŜna było juŜ 
współczuć tym, którzy będą mieli z nim dzisiaj lekcje. 
- Nie wierzę, Ŝe dał mi szlaban – wymamrotał Draco, nadal w szoku. 
- Nie wierzę, Ŝe dał mi szlaban – poŜalił się Harry. 
Draco podniósł się i pospiesznie udał do skrzydła szpitalnego, nadal niczego nie rozumiejąc. Opiekun jego 
domu dał mu szlaban? Za co? PrzecieŜ zachowywał się tak, jak go zawsze uczono. Dlaczego więc Snape 
był z niego niezadowolony? 
 
 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

     HERBATA AROGANTA 

 

     Harry gapił się tępo na baldachim nad łóŜkiem i rozmyślał. Powinien przeprosić Malfoya. Nie, Ŝeby 

miał ochotę, ale tak chyba wypadało. Wiedział przecieŜ doskonale, jak to boli, gdy ktoś wyśmiewa się z 

naszych bliskich i dlatego sam tego nigdy nie robił. Ale czy faktycznie powinien przepraszać? W gruncie 

rzeczy Malfoyowi naleŜała się mała nauczka. 

     Wstał z niechęcią, decydując się odpuścić poranny prysznic. Podejrzewał, Ŝe kąpiel moŜe być mu 

potrzebna po odbyciu szlabanu. Zszedł do pokoju wspólnego, bez słowa wypił podany mu przez 

background image

 

16 

bliźniaków napój o błękitnej barwie i udał się do klasy eliksirów. 

     Powinien być zły na Freda i George’a, ale nie był, czuł bowiem, Ŝe wybrali wczorajszą herbatę tak, aby 

nie narazić go na Ŝadne nieprzyjemności. Nie ich wina, Ŝe wyszło, jak wyszło. Jęknął i w desperacji 

przeczesał palcami nastroszone włosy. 

     Gdy wszedł do klasy eliksirów, zorientował się, Ŝe przyszedł pierwszy. Najwyraźniej Snape się spóźni. 

Przewrócił oczami z irytacją i oparł się o ścianę, nieświadom, Ŝe niewidzialni bliźniacy czają się tuŜ obok. 

Snape i Draco pojawili się razem, dokładnie dwie sekundy przed godziną zero. 

     - Spóźnione słowiki – wymamrotał Harry pod nosem. 

     - Coś ty powiedział, Potter? – odezwał się profesor. 

     - Nic, sir – odparł Harry znudzonym tonem. – Nie rzekłem ani słowa. 

     Snape spojrzał groźnie na stojącego przed nim Gryfona, a oczy zwęziły mu się w szparki. Ten 

szczeniak nabijał się z niego, czuł to kaŜdą komórką swego ciała. Jak on nienawidził tego wyrazu jej oczu. 

Chłód, ironia, wyniosłość – nie, w jej oczach powinna się odbijać miłość, troska i śmiech. 

     - Macie wysprzątać schowek na eliksiry oraz poukładać znajdujące się w nim składniki – powiedział 

lodowatym tonem. – I nie wyjdziecie stamtąd, dopóki nie skończycie, choćbyście mieli nie pójść na 

ś

niadanie. Zrozumiano? 

     - Tak, panie profesorze – odparli chłopcy. 

     - No to zaczynajcie – warknął profesor, obserwując uwaŜnie sylwetki Harry’ego i Dracona, niknące w 

czeluści schowka. 

     Draco nie spuszczał oczu z Harry’ego. Wyglądało na to, Ŝe Złotemu Chłopcu zaczyna odbijać palma. 

Te jego maniery, ton głosu – zupełnie, jakby miał przed sobą drugiego Malfoya: aroganckiego, 

przekonanego o swojej wartości i wyŜszości. Ślizgon zmarszczył czoło w głębokiej zadumie. 

Zastanawiające. CzyŜby zachowanie Pottera odzwierciedlało jego własne? Czy gdy rozmawiał z ludźmi, 

dawał im odczuć, Ŝe są oni niewarci ziemi, po której stąpa? 

     Potrząsnął głową, usiłując odegnać dziwne myśli. Co za głupoty! 

     - Bierz dupę w troki i do roboty, Potter – warknął. 

     Harry nie odpowiedział i wydawało się, Ŝe nie dostrzega, iŜ nie jest sam. Bez słowa zabrał się do pracy, 

starannie i metodycznie pozbywając się pajęczyn oraz kłębów kurzu, zalegających wszystkie kąty. Gdy 

wnętrze lśniło czystością, zaczął segregować składniki, układając je w alfabetycznej kolejności. 

     Draco przyglądał się temu w osłupieniu, ze złości zaciskając dłonie w pięści. Jak Potter śmiał go 

ignorować? Jego? Dracona Malfoya? 

     - Potter! 

     Zero odpowiedzi. 

     - Potter! 

     Cisza. 

     - Do jasnej cholery, przestań mnie ignorować! 

     Harry odwrócił się i spojrzał Malfoyowi prosto w twarz. 

     - Mówiłeś coś, czy mi się zdawało? – zadrwił. 

background image

 

17 

     Draco poczuł, Ŝe oblewa się rumieńcem. A więc to tak czuje się ktoś, kogo ignorują i na kogo patrzą z 

góry? Nie znał wcześniej tego uczucia, ale… to było okropne. 

     - Czemu mnie olewasz? – zapytał. 

     - A czemu nie? – odparował Harry. 

     - Bo ja jestem Draco Malfoy – wycedził Ślizgon. 

     - Wielkie mi mecyje! A ja jestem Harry Potter, zbawca czarodziejskiego świata. Takich nadętych, 

aroganckich, czystokrwistych gnojków jak ty jest na pęczki. A Harry Potter jest tylko jeden – odparł 

Harry drwiącym tonem. 

     Draco zamarł. To nie był Potter. To nie mógł być on! To, co przed chwilą usłyszał… nie, to nie 

pasowało do Pottera. Choć było mu cięŜko, musiał przyznać uczciwie sam przed sobą – Potter był… no 

dobra, miły. Grzeczny aŜ do bólu, odwaŜny do przesady i zbyt głupi, aby miało mu to wyjść na zdrowie. A 

więc tak o nim myślał! Nadęty, arogancki gnojek? To było… przykre. 

     Poczuł coś dziwnego, czego nie czuł od bardzo dawna, a moŜe nigdy wcześniej. To zabolało. Czy inni 

właśnie tak czuli się w jego obecności? Czy jego drwiny były aŜ tak bolesne? Czy to, co mówił, mogło 

utkwić komuś w pamięci i nie dać się stamtąd wyrugować, powracając niczym ból nieustannie 

draŜnionego zęba? 

     Jak otępiały zabrał się do pracy, porządkując składniki i snując się od jednej półki do drugiej. 

     Coś było nie tak. I to bardzo nie tak. 

     PrzecieŜ to nie miało sensu. Zachowywał się tak, jak go zawsze uczono. Od dziecka wpajano mu, Ŝe 

Malfoyowie są lepsi od innych. A właściwie czemu? Czysta krew, to oczywiste, chociaŜ… Draco poczuł, 

Ŝ

e ten argument łatwo dałoby się obalić. Choćby taka Grangerówna. Zero czarodziejskiej krwi w Ŝyłach, a 

biła go na głowę na kaŜdych zajęciach. No i Potter. Półkrwi, a jednak wygrywał z nim kaŜdy mecz. 

Dlaczego więc właściwie Malfoyowie mieli być lepsi? I w czym? Aha, pieniądze. No tak, byli bogaci, 

zdecydowanie bogatsi od takich choćby Weasleyów. A jednak cała ta rudowłosa hałastra wydawała się 

być zawsze taka radosna i pogodna. A on? PrzecieŜ nie zawsze był szczęśliwy. CzyŜby więc powiedzenie, 

„pieniądze szczęścia nie dają” było prawdą? 

     Bił się z myślami, dopóki nie skończyli porządkować schowka. 

     - No i jak? – spytał Harry z lekkim uśmieszkiem. 

     - Co jak? – nie zrozumiał Draco. 

     - Pytam, jak to jest, kiedy ktoś nazywa twoją matkę szlamą. Miło? - W głosie Harry’ego nie było juŜ 

złośliwości, tylko zaciekawienie. 

     - To nieprawda! Moja matka nie jest szlamą! – wybuchnął Draco. 

     - Wiem. Ale ja pytam, jakie to uczucie, gdy ktoś tak o niej mówi – odparł Harry. 

     Draco wbił wzrok w ziemię, nie wiedząc, co powiedzieć. Czuł się dotkliwie upokorzony. Jakie to 

uczucie? Okropne, musiał przyznać. I bardzo bolesne. Nagle poczuł, Ŝe coś zrozumiał. Spojrzał na 

Harry’ego, który tylko uśmiechnął się w duchu. 

     A więc coś do niego dotarło, pomyślał. 

     Odwrócił się i opuścił schowek, nawet nie czekając na pozwolenie ze strony Snape’a. Robota była 

background image

 

18 

skończona, więc z czystym sumieniem mógł pójść na śniadanie. 

 

Z notatek Freda Weasleya: 

Herbata Aroganta zmienia pijącego w zarozumiałego snoba. O dziwo, zwiększa równieŜ empatię oraz 

poziom taktu. 

Podsumowanie: sukces! 

 
 
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 
HERBATA JAJECZNA 
 
W czwartkowy poranek Harry Potter był w wyjątkowo dobrym humorze. NiewaŜne, Ŝe poprzedniego dnia 
zachowywał się jak kompletny obłąkaniec – istotne było to, Ŝe do Malfoya wreszcie coś dotarło. Dupek 
zorientował się, Ŝe jest dupkiem. MoŜe wreszcie przestanie się tak zachowywać? 
Poszedł wziąć prysznic. Wcierając szampon we włosy, zaczął się zastanawiać, czyje jeszcze Ŝycie stanie 
na głowie dzięki genialnym umysłom braci Weasley. Ludzie zdecydowanie nie doceniali sprytu 
bliźniaków, a to był duŜy błąd. Zresztą Fred i George sami się o to prosili, pozując na wesołych błaznów. 
Tylko ten, kto ich dobrze znał, wiedział, Ŝe pod warstwą beztroskich dowcipów kryją się naprawdę tęgie 
umysły. 
Harry wszedł do pokoju wspólnego tanecznym krokiem, tryskając optymizmem i dobrym humorem. Dziś 
będzie bardzo dobry dzień. Czuł to w kościach. 
- Cześć wszystkim! – zawołał. 
- Cześć, Harry – odpowiedzieli bliźniacy. 
- Jaką mamy dzisiaj herbatkę? 
- A taką. – George wręczył Harry’emu pucharek napełniony brązowym, bulgoczącym płynem o zapachu 
cynamonu. Harry wdychał głęboko przyjemny aromat, popijając małymi łykami, bowiem herbata była 
dość gorąca. Gdy upewnił się, Ŝe nie poparzy sobie języka, wypił resztę duszkiem. 
- Pyszna – oświadczył. 
- Czyli smak się zgadza. – Fred zapisał to w notesie. 
W pokoju wspólnym pojawili się Ron i Neville. Ten ostatni zerknął na Harry’ego z ciekawością, 
zastanawiając się, jaką herbatę dzisiaj pił. 
- Hej, Harry – rzucił. 
- Witaj, Neville! – odparł radośnie Harry. – To jak, idziemy na śniadanko? 
- Idziemy. 
- Umieram z głodu – mruknął Ron, przecierając zaspane jeszcze oczy. – Czemu musimy zaczynać zajęcia 
tak wcześnie rano? Daliby ludziom pospać… 
Harry i Neville wymienili rozbawione spojrzenia i wraz z Ronem opuścili wieŜę Gryffindoru, świadomi 
tego, Ŝe Fred i George niemal depczą im po piętach. Byli juŜ piętro niŜej, kiedy Harry nagle zatrzymał się 
i zaczął dygotać. Całe jego ciało opanowało niepohamowane pragnienie. Pragnął, poŜądał… och, jak 
bardzo! Nie, nie wytrzyma. Musi mieć to teraz, natychmiast, inaczej oszaleje! Znienacka wsunął dłoń do 
kieszeni Neville’a. Ten popatrzył na niego lekko przeraŜony. 
- Eee… Harry, co ty wyprawiasz? 
- Jaja na miękko – wymamrotał Harry, a jego dłoń kontynuowała wędrówkę. – Masz tam jaja na miękko. 
– Gdy poszukiwania okazały się bezowocne, przerzucił się na drugą kieszeń kolegi. – Gdzie je schowałeś? 
Muszę je mieć, muszę. 
- Harry, ale ja nie noszę przy sobie jajek na miękko. Ani na twardo. śadnych – wyszeptał Neville. 
- O! A to czemu? – spytał Harry. 
Neville byłby się roześmiał na tak absurdalne pytanie, ale wiedział, Ŝe kolega mówi zupełnie serio i 

background image

 

19 

zdawał sobie sprawę, Ŝe to wpływ kolejnej herbaty. 
- No… po prostu nie noszę. Ale na śniadanie dają zawsze mnóstwo jajek. Będziesz mógł się najeść. 
- No to super – stwierdził Harry. 
Wytrzymał we względnym spokoju dwie minuty, po czym rzucił się na bliźniaków, rewidując im torby i 
kieszenie. 
- Jaja sadzone – mamrotał. – Jaja sadzone. Uch, zabiłbym za choćby jedno… 
- Naprawdę mógłbyś kogoś zabić dla sadzonych jajek? – spytał Fred z ciekawością. 
Oczy Harry’ego błysnęły zielenią Avada Kedavry. 
- A co? Masz przy sobie i mi sępisz? 
- Nieeee… - pisnął Fred. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy Harry przeniósł swoje poszukiwania na inną 
osobę. Mało brakowało. Następnym razem trzeba będzie trzymać język za zębami. Wyciągnął notes i 
zapisał: 
Herbata wywołuje mordercze zapędy. Trzeba to koniecznie poprawić. 
Tymczasem Harry dopadł Rona, obmacując jego kieszenie i ubranie. Robił to z takim zapałem, Ŝe 
przyjaciel aŜ kwiknął. 
- Cooo…. Co ty… hi hi, przestań... robisz? 
- Jajecznica na boczku. Jajecznica. Na. Boczku. – Harry mamrotał nową mantrę. 
Fred i George zagryzali wargi, obserwując, jak Harry rzuca się na wszystkich w pobliŜu, obmacując ich w 
poszukiwaniu jajek. Wystraszył przy tym panicznie jednego drugoroczniaka z Hufflepuffu, groŜąc 
rozebraniem do naga, jeśli nie odda mu ukrytego w odzieŜy kogla-mogla. Gdy dotarli do Wielkiej Sali, 
Harry zachowywał się juŜ jak narkoman na głodzie. 
Na nieszczęście właśnie ten moment wybrał Draco Malfoy, aby wejść do sali na śniadanie. Na jego widok 
oczy Harry’ego zapłonęły, a on sam rzucił się na Malfoya, zwalając go z nóg i przewracając na ziemię. 
- Co do cholery… Potter! – Draco był przeraŜony. Sądził, Ŝe po wczorajszym dniu nic gorszego nie moŜe 
go juŜ spotkać. Najwidoczniej się pomylił. 
- Jaja. Muszę mieć jaja – mamrotał Harry. 
- Jaja? – Draco zamrugał, niepewny, czy aby się nie przesłyszał. 
- Tak, jaja. Malfoy, masz jaja? 
- Czy ja mam… jasne, Ŝe mam. – Draco uśmiechnął się szyderczo. – Jak kaŜdy Malfoy. Zazdrościsz? 
- Miałbym na nie ochotę – wyznał Harry. 
Twarz Dracona oblała się rumieńcem. 
- C… CO?! – ryknął. 
- Dasz mi spróbować? – poprosił Harry. 
- Nie! Co ty wygadu… NAWET SIĘ NIE WAś!!! 
- Ale ja chcę! – upierał się Harry. 
- Mam gdzieś, czego ty chcesz! – Draco umierał z zaŜenowania. Wszystkiego mógłby się spodziewać po 
Potterze, ale nie czegoś takiego. 
- Proszę! Tak bardzo chciałbym poczuć ich smak! – zawył Harry. 
- Poczuć… ich… - głos Draco uwiązł mu w gardle. Nie, to nie moŜe się dziać naprawdę. 
Zdesperowany Harry zaczął obmacywać ubranie i ciało leŜącego Ślizgona. Gdzie on schował te jaja? Na 
miękko, na twardo, sadzone, jajecznicę – obojętnie jakie. 
- POTTER! – Draco nawet nie zapiszczał, kiedy dłonie Harry’ego przesunęły mu się po Ŝebrach. 
Malfoyowie nie mają w zwyczaju piszczeć. No i nie miewają łaskotek. 
- Gdzie one są? – załkał Harry. 
- MoŜe chowa je przed tobą w gaciach – podsunął usłuŜnie George. 
- Racja! Tam jeszcze nie szukałem! – Harry cały się rozpromienił, a jego wzrok powędrował w kierunku, 
gdzie powinny się znajdować bokserki Draco. 
Ś

lizgon zamarł z przeraŜenia. Bokserki. Nie, chyba Potter nie zamierza tego zrobić? PrzecieŜ nie wsadzi 

mu łapy w… Zanim zdąŜył się zorientować, czy to, co właśnie odczuwa, to panika, obrzydzenie czy (o 
dziwo) zaintrygowanie, Potter runął jak długi na podłogę, trafiony Drętwotą przez Neville’a Longbottoma. 
- Kolega źle się poczuł – wyjaśnił spokojnie Neville, machnięciem róŜdŜki unosząc Harry’ego w 

background image

 

20 

powietrze. – Lepiej zabiorę go do pani Pomfrey. 
- Cholercia – skomentował Fred. – Tak chciałem zobaczyć, jak daleko sięgnie jego desperacja. 
Draco, do którego dotarła ostatnia część tej wypowiedzi, spojrzał na Freda z urazą. 
- śe co? Twierdzisz, Ŝe Potter musiałby być naprawdę zdesperowany, aby mnie dotknąć? – warknął. Nie, 
Ŝ

eby go to obchodziło w najmniejszym stopniu. Naprawdę. Zaraz, zaraz, dlaczego więc dlaczego poczuł 

się obraŜony? 
- AleŜ skąd – odparł wymijająco Fred. 
Draco podniósł się z ziemi i z płonącymi policzkami uciekł do stołu Ślizgonów. Co do cholery chodziło 
po głowie Potterowi? Zamierzał go obmacać? Fu, ohydne. Nie Ŝyczył sobie być dotykanym przez tego 
gryfońskiego głąba, nawet palcem. Nie, nie, jeszcze raz nie. Nawet odrobinę. 
No dobrze, dobrze, moŜe ewentualnie… odrobinę? 
 
 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 
 
HERBATA NAPALEŃCA 
 
 
Harry leŜał zwinięty w kłębek na łóŜku, zakrywając się kocem. Czuł, Ŝe płonie ze wstydu na wspomnienie 
swoich ostatnich wyczynów. Obmacywał Malfoya! To, Ŝe molestował i macał przynajmniej kilkanaście 
innych osób, jakoś umknęło jego uwadze. Jedyne, co pamiętał, to zarumieniony, leŜący pod nim Malfoy. 
Odruchowo odwrócił głowę w kierunku szafki nocnej, gdzie spoczywała ukryta ich wspólna fotografia. 
WciąŜ nie pojmował, dlaczego jeszcze jej nie zniszczył, ale nawet teraz czuł, Ŝe nie byłby w stanie tego 
zrobić. 
Dlaczego takie rzeczy muszą się przytrafiać właśnie jemu? A, racja. Wszystko zaczęło się od dnia, w 
którym zawarł pakt z diabłem (a dokładnie mówiąc, jego dwoma rudowłosymi apostołami). Niedawno 
miał szczery zamiar wybaczyć wszystko bliźniakom, ale teraz, po tym, co zdarzyło się wczoraj... NIE! 
Obmacywał przecieŜ Malfoya, a taka zniewaga krwi wymaga! 
Do jego uszu dotarł cichy dźwięk, zupełnie, jakby ktoś się skradał. Wystawił głowę spod koca i spojrzał 
prosto w twarz pochylającemu się nad nim Fredowi. JuŜ otworzył usta, aby zwymyślać bliźniaków tak, by 
im w pięty poszło, gdy niespodziewanie wlano mu do gardła kolejną herbatę. Wzięty z zaskoczenia, 
musiał ją przełknąć. Poczuł, Ŝe dzisiejszy specyfik ma wyjątkowo przyjemny, słodki smak. 
- Mało brakowało – mruknął George. 
- Na szczęście nie zorientował się zbyt szybko i połknął, zamiast wypluć – dorzucił Fred. 
Harry zamruczał rozkosznie i przeciągnął się zmysłowym ruchem. Jego spojrzenie omiotło niespiesznie 
sylwetki obu braci. 
- Skoro juŜ tu jesteście, to co powiecie na mały trójkącik? - zaproponował. 
Widok czarnowłosej i zielonookiej seks-maszyny wbił bliźniaków w ziemię. Harry był dla nich jak brat, 
ale sposób, w jaki się do nich odezwał, nie wywoływał w nich braterskich ani tym bardziej tylko 
przyjacielskich uczuć. PrzeraŜeni własnymi myślami bracia Weasley uciekli z dormitorium, aŜ się 
kurzyło, myśląc w duchu, Ŝe spotkają się z Harrym znacznie później. I moŜe nie na osobności. 
No trudno. Harry udał się pod prysznic, a jego ruchy były tak lekkie i zwinne, jakby tańczył. Zwłaszcza 
biodra poruszały się w uwodzicielskim, wziętym Ŝywcem z latynoamerykańskiego tańca ruchu. Zrzucił 
ubranie i wszedł do kabiny, mrucząc z zadowoleniem, kiedy krople gorącej wody uderzyły o jego skórę. 
Po chwili zorientował się, Ŝe nie jest juŜ sam. Do sąsiedniej kabiny wszedł Neville Longbottom. 
- Hej ho – zamruczał Harry. - MoŜe umyć ci plecki? 
Szok wytrącił Neville'owi mydło z ręki, a instynkt samozachowawczy zabronił mu się po nie schylać. Czy 
Harry właśnie zaproponował mu – o, do licha, kolejna herbata. 
- Nie, dzięki. Poradzę sobie. 
- Pewien jesteś? Gwarantuję, Ŝe to ci się spodoba – kusił dalej Harry. Na dźwięk jego głosu Neville 
zadygotał, ale bynajmniej nie z podniecenia, a ze strachu. 

background image

 

21 

- Tak, tak, jestem pewien – wykrztusił. 
- Nie, to nie. - Harry wyszedł spod prysznica, ubrał się i opuścił dormitorium, schodząc do pokoju 
wspólnego. Pierwszą osobą, na którą się natknął, był Colin Creevey. Oddany wielbiciel Złotego Chłopca 
rozpromienił się na widok starszego kolegi. 
- O, Harry... 
- Tak, koteńku? - padła odpowiedź. 
Colin spurpurowiał jak burak i padł zemdlony, zanim zdąŜył zapytać Harry'ego o to, o co miał go spytać. 
- CóŜ za niewinna owieczka – wymamrotał Harry, oblizując wargi. 
Fred i George obserwowali wszystko uwaŜnie, choć z bezpiecznej odległości. 
Herbata wzmaga naturalny seksapil i powoduje zmiany barwy głosu na coś, co moŜna by butelkować i 
sprzedawać jako płynny seks. 
Harry rzucił im prowokujące spojrzenie. 
- Mały trójkącik, hę? MoŜe jednak... 
- Nie, nie, na pewno nie. - Bliźniacy patrzyli na Harry'ego z zainteresowaniem, gdyŜ wylewający się z 
kolegi seksapil trudno było zignorować. 
- No to bez łaski – rzucił Harry i opuścił wieŜę Gryffindoru. Dwa piętra niŜej natknął się na Terry'ego 
Boota. Ha! Właśnie nadarza się okazja! Podszedł do Krukona i niedbale oparł się o ścianę. 
- Hej, Terry – rzucił. 
- Cześć – odparł zagadnięty, któremu zrobiło się nadspodziewanie miło, Ŝe ktoś taki jak Harry Potter 
zwrócił na niego uwagę. 
- Jesteś Krukonem, więc pewnie uwielbiasz czytać – drąŜył dalej Harry. 
- No... owszem. 
- A czytałeś juŜ „Kamasutrę dla Homoseksualnych Czarodziejów”? - spytał Harry i oblizał blade usta 
koniuszkiem róŜowego języka. 
- C... co? - pisnął Terry. Harry przysunął się nieco bliŜej, na co spanikowany Krukon odskoczył do tyłu 
tak pechowo, Ŝe wyrŜnął głową o ścianę i stracił przytomność. 
- No nie – jęknął Harry. - I znowu zero! A nawet gorzej... 
Jego wzrok powędrował ku stojącym nieopodal bliźniakom. 
- A my wciąŜ niezainteresowani. - George uprzedził nieuchronne pytanie. 
CóŜ było robić? Harry ruszył korytarzami w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Dziwnym trafem udało mu się 
wpaść na Malfoya, który szedł sobie spokojnie, nie wadząc nikomu. Harry dopadł go w dwóch susach i 
spojrzał mu prosto w oczy. 
- Potter – wykrztusił Draco, czując, Ŝe na twarz wypływa mu rumieniec zaŜenowania. WciąŜ pamiętał, co 
zdarzyło się poprzedniego dnia. To było coś dziwnego, co w nocy zmusiło go do przyglądania się pewnej 
fotografii. 
- Draco... 
ś

e co? Potter odezwał się do niego po imieniu? Cholera, normalnie by go za to natrzaskał! Dlaczego więc 

miał ochotę usłyszeć swoje imię wypowiedziane raz jeszcze, dokładnie tym samym tonem głosu, co przed 
chwilą? 
- Czy zastanawiałeś się kiedyś – ciągnął Harry – co by się mogło zdarzyć, gdybyśmy w jakiś 
niewytłumaczalny sposób znaleźli się razem w łazience prefektów? Tylko ty, ja i głęboka wanna... 
- Co? - Draco czuł, Ŝe głupawe „co” zdominowało ostatnio jego konwersacje z Potterem. 
- Gorące strumienie wilgotnej wody, spływające po bladej skórze. Dotykanie, nacieranie się, pieszczoty... 
co ty na to? - zamruczał Harry, czując ogarniającą go falę poŜądania. 
Słowa Pottera były tak sugestywne, Ŝe wbrew sobie Draco poczuł, Ŝe robi mu się gorąco. Zaczął się 
niespokojnie wiercić w miejscu i juŜ miał odpowiedzieć, kiedy na scenę wkroczyła Luna Lovegood i 
zwyczajnie pociągnęła Pottera za sobą. Oboje odeszli, odprowadzani spojrzeniem Ślizgona. 
- O, miła moja, czemuś mnie tu przywiodła? - Harry niemal zanucił. 
- Przyszłam ci na ratunek – odparła spokojnie Krukonka. - Wiesz, nargle i te ich feromony... 
- Dziękuję ci, mój ty promyczku księŜycowy – odparł Harry. 
Luna odeszła, a na jej twarzy malował się nieco dziwny uśmieszek. W końcu to nie będzie jej wina, Ŝe 

background image

 

22 

zaraz stanie się coś, co... 
CięŜka dłoń opadła Harry'emu na ramię. Chłopak odwrócił się i stanął oko w oko z bladym męŜczyzną o 
chudej, zapadniętej twarzy i niechlujnych włosach do ramion. Obdarte ubranie wydawało z siebie 
nieprzyjemny zapach i trudno było uwierzyć, Ŝe jakieś trzydzieści lat temu mogło to być zupełnie 
przyzwoite wdzianko. 
- Filch! - z gardła Harry'ego wyrwał się iście koci pomruk. - Pan Mioteł i Władca Wszystkich Schowków! 
- Wyciągnął palec i zaczął nim muskać klatkę piersiową woźnego. - Wiem z pewnych źródeł, Ŝe zna pan 
kaŜdy schowek i zakamarek tego zamku jak własną kieszeń. MoŜe byśmy udali się na małe zwiedzanko? 
PokaŜe mi pan swoją kolekcję mioteł... 
Tego juŜ było za wiele. Fred i George błyskawicznie dopadli Harry'ego, zatkali mu usta i chwyciwszy go 
wpół, zaczęli z nim uciekać. 
O, Merlinie. Są juŜ martwi. Powinni spisać testament. 
Mamusiu, ratuj...! 
 

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

HERBATA CZUBKA 

 

W noc z piątku na sobotę Harry nawet nie zmruŜył oka. Gdy bardzo wczesnym rankiem ucichły wreszcie 

wszystkie hałasy i w dormitoriach zapadła kompletna cisza, wstał z łóŜka i ostroŜnym krokiem ruszył w 

kierunku sypialni bliźniaków. 

Wyszeptał zaklęcie, zapobiegające skrzypieniu drzwi i wsunął się do środka, rozglądając na wszystkie 

strony. Gdy wreszcie wypatrzył rude czupryny uśpionych bliźniaków, uśmiechnął się pod nosem. Na 

palcach podkradł się do nocnego stolika, na którym leŜał notes. Otworzył go i zaczął przeglądać listę 

herbat, opatrzoną notatkami dotyczącymi ich przewidywalnego działania. Teraz przynajmniej będzie 

wiedział, czego moŜe się spodziewać. Herbaciane niespodzianki zaczęły mu się juŜ bowiem wylewać 

uszami. 

Gdy dotarł do ósmej herbaty od końca, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Idealnie. Zemsta 

będzie słodka... 

Zamknął notes, odkładając go dokładnie tak, jak leŜał i cichaczem wymknął się z dormitorium 

siódmoklasistów. Kładąc się do łóŜka, rozkoszował się myślą o tym, co czeka braci Weasley za kilka 

godzin. Odkrył bowiem pewien mały sekret, dotyczący szkła, z jakiego wykonany był pucharek, w 

którym serwowano mu herbaty. Tak więc nie będzie problemów z dokonaniem małej zamiany. 

Skubańcy przekonają się na własnej skórze, Ŝe niektóre Ŝarty bywają mało śmieszne. 

Gdy w trzy godziny później Harry pojawił się w pokoju wspólnym, bliźniacy przyglądali mu się czujnie i 

ze strachem w oczach. Harry musiał się domyślić, Ŝe jego wczorajsze szaleństwa, zakończone 

molestowaniem seksualnym woźnego, to ich sprawka. Takich rzeczy nie moŜna było puścić płazem i 

bliźniacy daliby sobie głowy uciąć, Ŝe nie ominie ich sroga zemsta. 

Uprzejmy uśmiech na twarzy Harry’ego wystraszył ich jeszcze bardziej. Bliźniacy w milczeniu 

przyglądali się, jak Harry podchodzi do stołu i sięga po przygotowany juŜ pucharek. 

- Herbata Czubka – wyszeptał Harry tak cicho, aby nikt go nie usłyszał. Z zadowoleniem dostrzegł, Ŝe 

background image

 

23 

Ŝ

ółty płyn przybiera odcień głębokiej czerni. Bez wahania wypił zawartość pucharka, nie mogąc się 

jednak powstrzymać od grymasu, gdyŜ oleisty płyn był wyjątkowo niesmaczny. 

- O fu – mruknął. – Lukrecja. 

Upuścił pucharek, wyjął róŜdŜkę i jednym machnięciem wyczarował ostry, połyskujący skalpel. Osunął 

się na podłogę, wbił wzrok w metalowe ostrze i zaczął je delikatnie muskać palcami, sprawiając wraŜenie 

absolutnie zafascynowanego. 

W chwilę potem do pokoju wspólnego zeszła Hermiona. Jej oczom ukazał się Harry, którego wzrok 

błądził teraz od ostrza skalpela do własnego nadgarstka i z powrotem. 

- Co do licha…? – jęknęła dziewczyna. 

W mgnieniu oka znalazła się przy Harrym, klęcząc obok i przemawiając do niego łagodnie, jak do 

dziecka. 

- Harry, oddaj mi skalpel. 

- Nie oddam – odparł Harry. – Jest taki… fascynujący. 

Hermiona wzdrygnęła się, gdyŜ głos Harry’ego brzmiał tępo i martwo, zupełnie, jakby był 

zahipnotyzowany. 

- Harry, skąd go masz? – spytała, siląc się na spokój. 

- Fred i George – odmruknął Harry półgębkiem. 

Hermiona wbiła morderczy wzrok w bliźniaków. 

- Daliście mu skalpel? Nie widzicie, w jakim on jest stanie? Jak mogliście…? 

- Nie daliśmy mu niczego! Sam go sobie wyczarował! – zaczęli się bronić bracia Weasley. 

Ramiona Hermiony zadrŜały od wstrzymywanego płaczu. Co z niej za przyjaciółka? Dlaczego niczego nie 

zauwaŜyła? CzyŜby zawiodła Harry’ego do tego stopnia, Ŝe nie miał odwagi zwierzyć się jej z dręczących 

go problemów? Przestał jej ufać? 

- Harry, proszę – wyszeptała. – Oddaj mi skalpel. 

Gryfon wzruszył ramionami, ale posłusznie spełnił prośbę. Jednak w chwilę później sięgnął po róŜdŜkę i 

transmutował poduszkę w nóŜ. To było jeszcze lepsze niŜ skalpel, poniewaŜ mógł się w nim przejrzeć. 

Powierzchnia noŜa połyskiwała srebrno i kusząco. 

Hermiona była w szoku. 

- Ciekawe, czy jest dobrze naostrzony – zastanawiał się Harry. 

Przyjaciółka chwyciła go za rękę, odsuwając na bok dłoń uzbrojoną w nóŜ. 

- Harry, czemu to robisz? 

- To przez Freda i George’a – odparł Harry. 

Bliźniacy byli przeraŜeni. Co się stało? Dzisiejsza herbata miała być zupełnie nieszkodliwa, a to, co się 

właśnie działo, przekraczało ludzkie pojęcie. Merlinie, a moŜe to nie herbata? MoŜe swoimi Ŝartami 

doprowadzili Harry’ego do załamania nerwowego i biedak postanowił popełnić samobójstwo? O nie, nie, 

tylko nie to! Nie chcieli skrzywdzić przyjaciela! 

- MoŜe mi to łaskawie wyjaśnicie? – warknęła Hermiona, nadal przytrzymując rękę Harry’ego. 

- To miał być Ŝart – wymamrotał Fred. 

background image

 

24 

- Nie wiedzieliśmy, Ŝe tak to się skończy! – dodał pospiesznie George. 

- śart? – sapnęła Hermiona z oczami pełnymi łez. – Mój przyjaciel chce popełnić samobójstwo, to ma być 

ś

mieszne? CO MU ZROBILIŚCIE?! 

- Wczoraj zaproponował Filchowi seks w schowku na miotły – wymamrotali bliźniacy. 

- Słucham? – Hermiona zdębiała. – A więc to nie były głupie plotki? 

- Nie, on to naprawdę zrobił, widzieliśmy na własne oczy. Cholera, skąd mogliśmy wiedzieć? To miał być 

Ŝ

art! – zaczęli się przekrzykiwać obaj chłopcy. 

W tym momencie pojawił się nieco zaspany Neville, który zszedł do pokoju wspólnego zwabiony 

dochodzącym stąd hałasem. Jego oczom ukazał się bardzo dziwny widok – Harry na podłodze z noŜem w 

ręku, zapłakana Hermiona ze skalpelem i bladzi jak trup bliźniacy Weasley. 

Neville natychmiast oprzytomniał. ZbliŜył się do Harry’ego, uklęknął przy nim i pochylił, aby mogli 

swobodnie porozmawiać. 

- Harry? – spytał, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. 

- Neville – odparł obojętnie Harry. 

Pytanie, jakie padło, było zadane zupełnie serio. 

- Ty chyba nie chcesz popełnić samobójstwa? 

- Nie, skąd? – Harry zamrugał ze zdziwienia. 

- To czemu trzymasz nóŜ, a Hermiona szlocha ze skalpelem w ręku? – indagował Neville łagodnie. 

- Bo to wspaniałe. Widzisz, jakie piękne czubki? Ostre, błyszczące. Dzisiaj jestem w nastroju do 

podziwiania czubków – odparł Harry. 

W tym momencie Fred i George zrozumieli, co się stało. Jakimś cudem podali Harry’emu nie tę herbatę, 

co trzeba. Ale do licha, Herbata Czubka miała zmienić pijącego w wesołego świrusa, a nie potencjalnego 

samobójcę, przyglądającemu się noŜowi z miną połykacza mieczy! W oczach braci pojawiły się łzy. Przed 

chwilą przeŜyli największy koszmar w Ŝyciu, ale naleŜało im się. To była ich kara za to, przez co ich 

przyjaciel musiał przejść w ciągu ostatnich dni. 

- Rozumiem – odpowiedział Neville, który faktycznie rozumiał o wiele więcej, niŜ Hermiona czy nawet 

bracia Weasley. Zmarszczył brwi i wyszeptał cicho łacińską inkantację. NóŜ w dłoni Harry’ego zmienił 

się w duŜe, białe pióro, zakończone nieco stępionym czubkiem. – Skoro tak, to co powiesz na to? 

Harry rozpromienił się. 

- Neville, to jest ekstra! Dzięki. Jesteś królem czubków! 

- Bardzo mi miło – odparł z powagą Neville. Dostrzegł, Ŝe Hermiona wyraźnie się odpręŜyła, wiedząc juŜ, 

Ŝ

e rzekome skłonności samobójcze Harry’ego to zwykłe nieporozumienie. 

Wszyscy czworo myśleli to samo: Zrobię wszystko, aby Harry był bezpieczny 

 
ROZDZIAŁ TRZYNASTY 
 
HERBATA TOSTOWA 
 
 
W niedzielny poranek, gdy minęło juŜ działanie Herbaty Czubka, Harry podszedł do Neville’a i mocno go 

background image

 

25 

uściskał. 
— Dzięki — wyszeptał. — To nie miało tak wyglądać. Chciałem tylko nastraszyć bliźniaków i odpłacić 
im pięknym za nadobne. Nie sądziłem, Ŝe Hermiona zobaczy mnie w takim stanie. 
— Ja teŜ się przeraziłem — przyznał Neville, oddając uścisk. 
— Wiem — odpowiedział Harry. — Przepraszam. 
— No trudno, ale Ŝeby mi to było po raz ostatni! — przykazał Neville. 
— Słowo honoru — obiecał Harry. 
Odetchnął z ulgą, wyczuwając, Ŝe Neville się odpręŜył. Było mu głupio, bo naprawdę nie przewidział, Ŝe 
ktoś (oprócz Freda i George’a) moŜe zobaczyć go w takim stanie. Obaj chłopcy w znacznie lepszych 
humorach udali się do łazienki i rozpoczęli poranne ablucje. 
Gdy weszli do pokoju wspólnego, Fred i George zerwali się na równe nogi i podbiegli do Harry’ego, 
ś

ciskając go tak, Ŝe omal nie urwali mu głowy. 

— Harry! — krzyczeli jeden przez drugiego. — Harry, przepraszamy! Tak nam przykro! Dosyć tego 
testowania, koniec! Znajdziemy jakiś inny sposób, ale nie będziemy cię więcej naraŜać! 
— Nie, nie, wszystko w porządku — zapewnił Harry. — Nie zrezygnuję z testów. 
— Nie ma mowy! 
— Obiecałem, prawda? A ja zawsze dotrzymuję danego słowa. 
— Ale Harry, nie chcemy, aby coś ci się… 
— Wszystko będzie dobrze — powiedział Harry tonem, który wykluczał jakakolwiek dyskusję. 
— Skoro tak mówisz… — mruknął George. Fred z wahaniem sięgnął po pucharek, napełnił go i podał 
królikowi doświadczalnego dzisiejszą herbatkę. Harry bez wahania wypił płyn o srebrnej barwie i oblizał 
usta w zadumie. 
— To w ogóle nie ma smaku — zauwaŜył. 
— Ciesz się, mogło być znacznie gorzej — zauwaŜył rozsądnie Neville. 
— No tak, masz rację. 
W tym momencie w pokoju wspólnym pojawiła się Hermiona. Na jej widok Harry wyciągnął ramiona i 
uśmiechnął się. Hermiona rzuciła mu się w objęcia z takim impetem, Ŝe niemal zbiła go z nóg. 
— Harry! — krzyknęła. — Tak się martwiłam! 
— Wiem. Przepraszam — wyszeptał Harry. 
— Wiesz przecieŜ, Ŝe jeśli masz jakiś problem, zawsze jestem obok. MoŜesz mi powiedzieć o 
wszystkim… 
— Obiecuję, Ŝe jeśli będę musiał z kimś porozmawiać, zwrócę się do ciebie. W końcu od czego ma się 
przyjaciół? A ty jesteś jedną z najbliŜszych mi osób. 
— I wzajemnie. — Hermiona uśmiechnęła się blado. 
Piątka Gryfonów opuściła wieŜę, nie czekając na Rona, który, jak wszyscy wiedzieli, lubił sobie dłuŜej 
pospać w weekendy. W drodze na śniadanie wesoło sobie rozmawiali. Harry przez cały czas obejmował 
ramieniem Hermionę. Wszyscy usiedli przy stole Gryffindoru, nie dostrzegając dziwnego spojrzenia 
szarych oczu, które podejrzliwie prześlizgnęły się po ramieniu Harry’ego. 
— Umieram z głodu — wyznał Harry. Chwycił tosta, posmarował go masłem i dŜemem borówkowym, 
czując, Ŝe zaczyna lecieć mu ślinka. Para szarych oczu śledziła kaŜdy jego ruch, podczas, gdy 
nieświadomy niczego Gryfon zajadał się tostem. Po chwili sięgnął po bekon. Starannie pokroił duŜy 
plaster na kilka mniejszych kawałeczków i sięgnął po jeden z nich. 
W tym momencie kawałek bekonu zmienił się w tosta. 
— Co to? — Harry w osłupieniu przyglądał się swojemu talerzowi. Chwycił kolejny kawałek bekonu. 
Znów to samo! Trzeci kawałek… i znowu tost! 
Zirytowany chwycił pucharek i przechylił go do ust, chcąc się napić dyniowego soku. Niemal się udusił, 
gdy zawartość pucharka zmieniła się w kawałek chrupiącego tosta dokładnie w momencie, gdy sok 
dotknął jego warg. 
— Co się dzieje? — zapytał Neville. 
— Coś, co bardzo mi się nie podoba — odparł Harry. — Wszystko, czego się dotknę, zamienia się w 
tosta! Szlag by to, chciałem zjeść trochę bekonu… 

background image

 

26 

Neville wzruszył ramionami, sięgnął po kawałek mięsa leŜący na talerzu kolegi i podniósł go do ust 
Harry’ego. 
— No to zamknij oczy, otwórz buzię — zaproponował. 
Harry przewrócił oczami, ale dostrzegł, Ŝe Neville manewruje bekonem tak ostroŜnie, aby nie dotknąć 
jego warg. Udało się! 
— Pyszne — powiedział i szybko znów otworzył usta, czekając na kolejną porcję. W obserwujących go 
szarych oczach rozpalił się gniew. 
— I jak? — spytał Neville. 
— Nie masz na co narzekać, w końcu jem ci z ręki — zaŜartował Harry. 
Neville zachichotał, nie przerywając karmienia. Po bekonie nadszedł czas na borówkowe mufinki, co 
spowodowało wytrzeszcz pewnej pary szarych oczu. 
Co ten Longbottom wyrabia? Tylko on, Draco Malfoy, miał prawo tak karmić Harry’ego. A jedyną 
rzeczą, jaka miała prawo znajdować się w ustach Pottera, był jego malfoyowski język! 
Draco zamarł z przeraŜenia. Skąd, u licha, wzięły się te myśli? 
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Tamtego dnia, na korytarzu, gdy usłyszał swoje imię 
wypowiadane tym głębokim, niemal pieszczotliwym tonem… 
To właśnie wtedy się zaczęło. Potter stał się jego Potterem. 
Oczy Dracona błysnęły drapieŜnie. 
Skoro tak… to czas rozpocząć grę. 
 
ROZDZIAŁ CZTERNASTY 
 
HERBATA MIĘTOWA 
 
 
W poniedziałek Harry wstał z łóŜka we wspaniałym humorze. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze mu 
się spało. śadnych koszmarów, złych wspomnień, wizji. Być moŜe dlatego, Ŝe — do czego Harry 
absolutnie się nie przyznawał, skądŜe znowu! — przed pójściem spać przyglądał się fotografii Dracona, 
Ŝ

ycząc mu w duchu słodkich snów? 

Po porannym prysznicu Harry wyjrzał na moment przez okno, radując się na widok zielonej trawy u 
podnóŜa zamku. CóŜ za piękny dzień! 
Z uśmiechem na ustach i radością w sercu zbiegł do pokoju wspólnego, gdzie juŜ czekali na niego Fred i 
George. 
— Witam! — zawołał wesoło. 
— Cześć! — odpowiedzieli bliźniacy, lekko zaskoczeni wspaniałym humorem kolegi. 
— Dziś będzie wspaniały dzień. Czuję to w kościach — oznajmił pogodnie Harry. — Jest tak pięknie i 
słonecznie, powietrze wręcz orzeźwia… 
— O tak — zarechotali bliźniacy. — My równieŜ mamy przeczucie, Ŝe będziesz dziś bardzo orzeźwiony. 
— No to co dzisiaj dla mnie macie? 
— Herbatę Miętową. — George wręczył Harry’emu pucharek. 
Harry wypił herbatę, nie mogąc się powstrzymać od komentarza: 
— Ale to smakuje jak serowe chrupki! 
— Naprawdę? — Zdumiony Fred zapisał uwagę Harry’ego w notesie. 
— Naprawdę. Dziwne, myślałem, Ŝe miętowa herbata powinna smakować miętą… 
— No bo powinna… dziwne, dziwne. 
We trójkę usiedli i pogrąŜyli się w dyskusji na temat poprzednich herbat i ich działania, czekając na 
pozostałych kolegów. Gdy dołączyli do nich Neville, Ron i Hermiona, cała szóstka udała się wspólnie na 
ś

niadanie. 

— Mam nadzieję, Ŝe dzisiaj nie będziesz juŜ fiksował — zaŜartował Neville. 
— Oj nie, dzisiaj chyba będę w miarę normalny. — Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i sięgnął po 
bekon, rozkoszując się jego smakiem i tym, Ŝe nie musi juŜ być karmiony. Smak mięsa pomógł zabić 

background image

 

27 

smak serowych chrupek. 
O dziwo, miętowa herbata wydawała się nie wywoływać Ŝadnych efektów. I tak teŜ było, ale tylko do 
czasu, kiedy do Wielkiej Sali wkroczył Severus Snape. W chwili, gdy minął siedzącego przy stole 
Harry’ego, ten wbił w niego wzrok, śledząc kaŜdy ruch profesora. 
Po drugiej stronie sali Draco Malfoy gapił się na czarnowłosego Gryfona. 
Nastąpiła dosyć ciekawa reakcja łańcuszkowa. Ślizgoni przyglądali się Draconowi, ten patrzył na 
Harry’ego, a ten z kolei nie spuszczał wzroku z Mistrza Eliksirów. Napięcie rosło. Przyglądający się 
spoŜywali śniadanie, nie patrząc na to, co wkładają do ust i macając dłońmi po stole w poszukiwaniu 
jedzenia. 
Gdy Snape skończył posiłek i odstawił pucharek, Harry wziął głęboki oddech. Profesor wstał i opuścił 
Wielką Salę. Harry natychmiast podąŜył za nim, rzucając przyjaciołom jakąś wymówkę. Nie wiedział, Ŝe 
podąŜa za nim wiedziony ciekawością Draco. Harry przemykał się korytarzami niczym rasowy szpieg, jak 
przystało na kogoś, kto miał na koncie pięć lat bezkarnego wałęsania się po ciszy nocnej. 
Snape stanął przed drzwiami klasy eliksirów i sięgnął dłonią do klamki. W tym momencie Harry 
wyciągnął róŜdŜkę i mruknął: 
— Drętwota! 
Trafiony celnym „strzałem” Mistrz Eliksirów runął na ziemię jak worek ziemniaków. Harry, cały w 
skowronkach, szybko schował róŜdŜkę do kieszeni, chwycił Snape’a za nogę i zaciągnął go do klasy, 
zapominając zupełnie o zaryglowaniu drzwi. 
Ponownie wyciągnął róŜdŜkę i chwytając leŜące na biurku pióro oraz kawałek pergaminu, szybko 
transmutował je w niezbędne mu akcesoria. Znakomicie. Miał juŜ wszystko, czego potrzebował. OdłoŜył 
róŜdŜkę na bok i trzymając w lewej dłoni nowiusieńką szczoteczkę do zębów, wycisnął na nią 
odpowiednią ilość miętowej pasty do zębów. 
Teraz był gotów przystąpić do działania. Otworzył usta leŜącemu bez ruchu męŜczyźnie i rozpoczął atak. 
Szuru-buru. Szast-prast. Lewa-prawa. A potem ruchy okręŜne. Harry pracował w pocie czoła, dbając, aby 
kaŜdy skrawek profesorskiego uzębienia został naleŜycie dopieszczony. I w końcu się doczekał. Zęby 
Mistrza Eliksirów zalśniły oszałamiająco. 
Wprawdzie był to bardziej połysk wyglancowanego Ŝółtego sera niŜ perełek, ale dobre i to. Zęby lśniły, a 
z otworu gębowego wydobywał się przyjemny zapach mięty. Harry starannie przepłukał profesorowi usta, 
pilnując, aby pacjent nie nałykał się pasty. 
Gdy skończył, wyrzucił zuŜytą szczoteczkę w kąt, usatysfakcjonowany dobrze wykonaną robotą. Prawdę 
mówiąc przyszło mu do głowy równieŜ nitkowanie w opcji full wypas, ale to byłoby zdecydowanie zbyt 
czasochłonne. Poza tym bolały go ręce od pieczołowitego usuwania pozostałości po posiłkach z ostatnich 
trzech lat. 
Zadowolony z siebie Harry opuścił klasę w podskokach, nie zdając sobie sprawy, Ŝe Draco, Fred i George 
byli świadkami całej akcji. 
Herbata Miętowa wzbudza zapędy mugolskiego zębisty, skrupulatnie zanotował Fred. 
Draco przyglądał się całej sytuacji w osłupieniu. Gdy wreszcie wrócił do swego dormitorium, zamknął się 
w nim na cztery spusty i świadom, Ŝe jest zupełnie sam, zaczął ryczeć ze śmiechu. 
Harry Potter właśnie spenetrował najintymniejsze zakątki boskiego ciała profesora Severusa Snape’a. 
CóŜ, Ŝe ze szczoteczką do zębów. 
 
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 
 
     HERBATA ZDZIECINNIENIA 
 
 
     Harry wiedział, Ŝe powinien być przeraŜony tym, co zrobił, ale to było stanowczo zbyt zabawne. Nie 
dość, Ŝe oszołomił i zgwałcił doustnie Snape’a, ale jeszcze uszło mu to na sucho. Syriusz byłby z niego 
cholernie dumny. Gdyby tylko umiał wysyłać zakodowane listy, na pewno by mu się pochwalił. 
     Rozbawiony Gryfon bez oporów wypił dzisiejszą herbatę. 

background image

 

28 

     W chwilę potem zdarzyło się coś dziwnego — poczuł lekki ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele. 
WraŜenie było tak nieprzyjemne i niespodziewane, Ŝe sapnął z zaskoczenia. Nagle błysnęło jasne światło i 
na miejscu piętnastoletniego Harry’ego Pottera stał on sam — tyle, Ŝe w wieku pięciu lat. 
     Na szczęście ubranie skurczyło się wraz z nim, ale to była jedyna dobra wiadomość. Zła była taka, Ŝe 
nie rozpoznawał stojących przed nim bliźniaków. 
     Oczy dziecka rozszerzyły się ze strachu na widok wysokiego, nieznanego mu człowieka o rudych 
włosach. Zaczął się powoli cofać, szukając drogi ucieczki. W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł 
jeden z uczniów. Harry błyskawicznie prysnął w panice na korytarz, korzystając z uchylonego portretu 
Grubej Damy. Zmykał tak szybko, Ŝe bliźniacy nie mieli szans go złapać. 
     — Cholera, szybki jak Błyskawica! — mruknął George. 
     Bracia Weasley rzucili się w pościg korytarzami Hogwartu. Wprawdzie wiedzieli, Ŝe w zamku nic 
złego nie mogło się chłopcu przydarzyć, ale dziecko nie wiedziało przecieŜ, gdzie jest i musiało być 
ś

miertelnie przeraŜone. 

     — Jak mogliśmy tak skrewić? — wysapał Fred, biegnąc tak szybko jak mógł. 
     — A Ŝebym ja to wiedział. Miał zdziecinnieć, ale umysłowo — odparł George. 
     Harry przemierzał pędem nieznane mu korytarze, uciekając jak mógł najdalej od dwóch rudowłosych 
potworów. Zbiegł ze schodów i wtedy zrozumiał, Ŝe jest juŜ bezpieczny. Drobiąc nóŜkami, podbiegł do 
Draco Malfoya i chwycił go za rękę. 
     — Na rączki! — zaŜądał. 
     Draco był w takim szoku na widok pięcioletniego Harry’ego Pottera, Ŝe odruchowo usłuchał. Pochylił 
się i poczuł, jak ręce dziecka obejmują jego kark, a nóŜki owijają się wokół pasa. 
     — Co się stało, malutki? — spytał Draco, gładząc malca po plecach. 
     — Gonią mnie potwory o czerwonych włosach — poŜalił się Harry. — Musisz mnie przed nimi 
bronić. 
     — Potwory? Jakie potwory? — Nie zrozumiał Draco. 
     W tym momencie dobiegli do nich Fred i George. 
     — Malfoy, natychmiast oddaj nam Harry’ego — powiedzieli stanowczo. 
     — Nie pozwól im mnie zabrać! — błagał Harry. 
     — Nie pozwolę — obiecał Draco, nadal gładząc malca po plecach uspokajającym gestem. Spojrzał 
ostro na bliźniaków. — Obawiam się, Ŝe muszę odmówić. 
     — Sam widzisz, co się stało. To nasza wina i musimy przywrócić Harry’ego do normalnego stanu. Po 
prostu nam go oddaj. 
     — Nie! — jęknął Harry, chowając twarz w zagłębieniu ramienia Dracona. 
     — Harry, na Merlina, dlaczego tak się uparłeś, aby uczepić się właśnie jego? — Fred kręcił z 
niedowierzaniem głową. 
     — Bo on jest węŜem — wymamrotał Harry. — A węŜe nigdy nie robią mi krzywdy. 
     Draco poczuł, Ŝe tęŜeje na dźwięk tych słów. Czy to znaczy, Ŝe ktoś krzywdził jego Harry’ego? W 
oczach błysnęła mu wściekłość, ale dłonie wciąŜ pozostały łagodne i delikatne. 
     — MoŜecie się wypchać — parsknął w kierunku bliźniaków i odmaszerował korytarzem w kierunku 
Wielkiej Sali, trzymając w objęciach trzęsącego się ze strachu malca. Zajął swoje miejsce przy stole z taką 
swobodą, jakby codziennie siadał do śniadania z pięciolatkiem na kolanach. 
     Dziecko patrzyło na piętrzące się na stole sterty jedzenia, ale po nic nie sięgnęło. Ściągnęło to 
zaciekawione spojrzenia ze strony siedzących nieopodal uczniów. W końcu Pansy nie wytrzymała i 
spytała łagodnie: 
     — Harry, czemu nie jesz? Nie jesteś głodny? 
     — A wolno mi jeść? — Harry popatrzył na nią z dziecinną nadzieją. 
     śałosny ton głosu dziecka poruszył serca nawet najtwardszych Ślizgonów. CzyŜby ktoś go głodził? 
     — Oczywiście, Ŝe ci wolno — powiedział Draco. — Na co masz ochotę? 
     Harry przygryzł wargę i spojrzał powaŜnie w twarz swojemu wybawcy. 
     — Mogę naleśniczka? Zawsze chciałem spróbować choć jednego… 
     Pansy błyskawicznie sięgnęła po naleśnik, posmarowała go masłem, pokropiła obficie słodkim 

background image

 

29 

syropem i podała chłopcu. 
     — Bardzo proszę, Harry — wyszeptała. 
     — Dziękuję! — Buzia dziecka rozpromieniła się jak słoneczko. Chłopiec nabił naleśnik na widelec i 
jadł małymi kęsami, rozkoszując się kaŜdym przełykanym kawałeczkiem. — Ale dobre! 
     — Słuchaj, ty nas naprawdę nie pamiętasz? — spytał Draco. 
     — Ja was znam? — zdumiał się Harry. 
     — Owszem, juŜ się spotkaliśmy. Jestem Draco. 
     — Fajnie. A ja jestem Harry. 
     — Wiem, maleńki. — Na twarzy Dracona pojawiło się coś na kształt uśmiechu. 
     — Więc jesteśmy przyjaciółmi — stwierdził Harry pewnym siebie głosem. 
     — Dlaczego tak myślisz? — zaciekawiła się Pansy. 
     — Bo jesteście węŜami — odparło dziecko tonem, który zdradzał, Ŝe odpowiedź jest oczywista i 
absolutnie zrozumiała. 
     — Tak? — Draco uniósł lekko jedną brew. 
     — No. Wszyscy moim przyjaciele w domu to węŜe. Pilnują, abym był bezpieczny i nigdy nie 
zostawiają mnie samego. Cały czas z nimi rozmawiam. Ludzie się ich boją, bo ich nie rozumieją, a ja 
rozumiem wszystko! WęŜe są fajniejsze od innych zwierzaków. Jak kogoś kochają, to juŜ na zawsze. I 
mnie chronią — wyjaśnił Harry. 
     Ramiona Draco mocniej objęły chłopca. O tak, węŜe są bardzo stałe w uczuciach… 
     Po jakimś czasie w zachowaniu Harry’ego dało się zauwaŜyć pewną nerwowość. Draco dostrzegł, Ŝe 
ramiona chłopca zaczynają drŜeć. 
     — Coś się stało? — zapytał. 
     Dziecko upuściło widelec i przylgnęło do Dracona całym ciałem, chwytając go za szatę na piersi. 
     — Mogę cię sobie zatrzymać? 
     — Zatrzymać? — Na twarzy Ślizgona odbiło się zmieszanie, połączone z niedowierzaniem. 
     — Tak, zatrzymać. Uratowałeś mnie przed potworami, pozwoliłeś mi jeść, no i jesteś taki ko… ko… 
kochany — wyjąkał Harry. 
     To był jeden z nielicznych momentów, kiedy Draco uśmiechnął się szczerze i przyjaźnie. 
     — MoŜesz mnie zatrzymać, jeśli chcesz — odszepnął. 
     — Naprawdę mogę?! 
     — Naprawdę — potwierdził Draco. 
     Drobne ramionka objęły jego kark, a coś miękkiego — usta dziecka — wycisnęło mu na policzku 
wilgotny pocałunek. 
     — Dziękuję! — zaszczebiotał Harry. 
     Draco pochylił się i zanurzywszy twarz w czarnych włosach malca, pocałował go delikatnie w czubek 
głowy. Taki obrót spraw bardzo go cieszył. 
     Teraz Harry naprawdę naleŜał do niego. A nikomu jeszcze nie udało się wyzwolić spod władzy 
Malfoya. 

 
 

ROZDZIAŁ SZESNASTY 
 
HERBATA ZMNIEJSZAJĄCA 
 
 
     W środę Harry obudził się w łóŜku Dracona Malfoya. Przez chwilę przyglądał się śpiącemu smacznie 
Ś

lizgonowi, czując, Ŝe oblewa się rumieńcem na myśl o tym, gdzie się obecnie znajduje i jak Mal… 

Draco wczoraj się nim opiekował. Niemniej jednak wspomnienie poprzedniego dnia było przyjemne i 
wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. 
     Miał wielką ochotę zostać tu, w łóŜku, wiedział jednak, Ŝe gdy Draco się obudzi, sytuacja moŜe się 
zrobić niezręczna. W końcu będzie miał koło siebie nastoletniego chłopaka, a nie słodkiego pięciolatka. 

background image

 

30 

OstroŜnie odsunął obejmujące go ramię i wstał, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na twarz uśpionego 
Dracona. Następnie bezszelestnie opuścił dormitorium Ślizgonów i wymknął się na korytarz, zamierzając 
udać się do wieŜy Gryffindoru. 
     Niestety, nie dane mu było powrócić do własnego łóŜka, gdyŜ za zakrętem korytarza natknął się na 
opartych niedbale o ścianę Freda i George’a. 
     — I jak tam? — zagadnął go Fred ze złośliwym uśmieszkiem. — Miły miałeś wieczór? 
     — O tak — odparł Harry. — Dzięki. 
     Bliźniacy wyglądali na niezadowolonych, przekonawszy się, Ŝe Harry nie ma zamiaru raczyć ich 
opowieścią o tym, co działo się wczorajszego wieczoru w dormitorium Ślizgonów. Nadąsany George 
podał mu więc pucharek z kolejną herbatą. Harry zerknął do środka. Napój miał delikatną, białą barwę, 
niczym chmury. Harry wypił wszystko duszkiem. 
     — Smakuje jak czekoladowe mleko — powiedział. 
     — Czekoladowe mleko? Dziwne, coś nam nie wyszło, smak miał być nieco inny… — Fred 
skwapliwie zanotował informację w notesie. 
     Harry nagle się wzdrygnął. Poczuł dziwnie znajome uczucie, które pamiętał jeszcze z poprzedniego 
dnia. Zanim zdąŜył coś powiedzieć, znów zmienił się w pięciolatka. 
     — O w mordę! — krzyknął George. - Miał być mniejszy, a nie młodszy! 
     — Dobrze powiedziane — uzupełnił Fred. — Zduplikowaliśmy herbatę! Tylko smak jest inny… 
     Harry wycofał się raczkiem do pokoju wspólnego Ślizgonów, a potem puścił się pędem, umykając do 
dormitorium. Jednym susem wskoczył na łóŜko Dracona, natychmiast go przy tym budząc. 
     — Harry? — wymamrotał Ślizgon, ostroŜnie zdejmując z siebie rozdygotanego malca. — Co się stało? 
     — Czerwonowłose potwory. Znowu je widziałem — wyszeptało dziecko. 
     — Znowu? PrzecieŜ im powiedziałem, Ŝe mają cię zostawić w spokoju! — zirytował się Draco. Wstał 
z łóŜka, trzymając chłopca w objęciach i obaj udali się do łazienki. Harry z ciekawością przyglądał się, jak 
jego opiekun przygotowuje kąpiel, wlewając do wody sporą ilość kolorowego płynu. Wanna natychmiast 
wypełniła się zabawnymi bąbelkami. 
     — To dla mnie? — spytało zdumione dziecko. 
     — Dla nas obojga. — Draco zrzucił piŜamę i pomógł rozebrać się chłopcu. 
     — Te banieczki naprawdę są dla mnie? MoŜesz je marnować na takiego przygłupa, jak ja? — upewniał 
się Harry. 
     Draco zamarł. Po chwili wziął malca na ręce i mocno go do siebie przytulił. 
     — Nie jesteś Ŝadnym przygłupem — wymruczał. — Jesteś po prostu… wyjątkowy. 
     — Wyjątkowy? — Oczy dziecka napełniły się łzami. 
     — Tak, wyjątkowy — zapewnił go Draco i wszedł do wody, trzymając cały czas chłopca w ramionach. 
     — Skoro tak mówisz, to na pewno jestem wyjątkowy! — skonkludował radośnie malec. Chyba nigdy 
w Ŝyciu nie było mu tak dobrze! Wyciągnął przed siebie ręce i z chichotem próbował chwytać 
róŜnokolorowe bańki z piany, zanosząc się od śmiechu, gdy wszystkie co do jednej rozpryskiwały mu się 
w dłoniach. 
     Draco ostroŜnie umył Harry’ego, pilnując, aby rozdokazywany malec przypadkiem się nie podtopił. Po 
skończonej, pełnej śmiechu kąpieli obaj wyszli z wanny, a Draco starannie wytarł chłopca i pomógł mu 
się ubrać. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na widok Harry’ego Pottera w szatach w barwach 
Slytherinu, oczywiście uprzednio zmniejszonych. Z zadowoleniem stwierdził, Ŝe dziecko wygląda 
wyjątkowo dobrze w ślizgońskich kolorach. Potwierdziła to entuzjastyczna reakcja Pansy, która na widok 
małego „ślizgonka” aŜ pisnęła z zachwytu. 
     — Aleś ty śliczny! — zawołała. 
     — Cześć, Pansy! — rozpromienił się Harry. 
     — Cześć, Harry. — Dziewczyna nachyliła się i ucałowała malca w policzek. 
     Po chwili wszyscy szykowali się do zejścia na śniadanie. Harry był juŜ na rękach Dracona, gdy 
niespodziewanie portret Salazara Slytherina zaczął na niego syczeć. Dziecko przechyliło głowę, uwaŜnie 
wsłuchując się w kaŜde syknięcie. 
     — Co on ci powiedział? — spytał Draco, gdy portret wreszcie umilkł. 

background image

 

31 

     — Pytał, czy zostałem wreszcie przydzielony do właściwego domu. Podobno tiara mu powiedziała, Ŝe 
powinienem tutaj być i Ŝe jestem węŜem w lwiej skórze. Co to znaczy? 
     — To znaczy, Ŝe powinieneś być właśnie tutaj, w Slytherinie — odparł Draco, otrząsając się z lekkiego 
szoku, wywołanym słowami jednego z załoŜycieli Hogwartu. 
     — A to ja nie jestem w Slytherinie? — zdumiało się dziecko. 
     — Niestety nie — odparła Pansy z nutką smutku w głosie. 
     — Ale to znaczy, Ŝe skoro jestem gdzie indziej, to tam gdzie indziej powinienem być — zaczął 
mędrkować Harry. — Ale jeśli węŜe miałyby mi zrobić coś złego, to muszę się od nich trzymać z daleka. 
     Draco skrzywił się lekko. Wiedział, Ŝe Harry dorastał wśród mugoli i nie miał pojęcia o istnieniu 
czarodziejskiego świata, póki do niego nie trafił. Prawdopodobnie ktoś mu powiedział, Ŝe Voldemort był 
Ś

lizgonem, a potem on, Draco, zachował się w pociągu jak idiota… 

     — śaden wąŜ nigdy nie zrobi ci krzywdy — zapewnił powaŜnie. 
     — Wiem! — pisnął Harry. — PoniewaŜ ty jesteś mój, a jesteś szefem węŜy i one muszą cię we 
wszystkim słuchać! 
     — Święta racja. — Draco cmoknął malca w policzek. — No to jazda na śniadanie! 
     Tego dnia zajęcia upływały w wyjątkowo szybkim tempie. Harry towarzyszył Draconowi na kaŜdym 
kroku, siedząc cichutko jak myszka i rysując coś na kawałku pergaminu, który dostał, aby mu się nie 
nudziło. Z całego dnia zapamiętał najlepiej męŜczyznę o błękitnych oczach, które śmiały się do niego, 
choć nie wiedział czemu. 
     Gdy lekcje się skończyły, obaj wrócili do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie Harry szybciutko 
wdrapał się Draconowi na kolana. 
     — Draco… — wyszeptał cichutko. 
     — Tak, Harry? 
     — Jutro znowu będę duŜy, prawda? 
     — Owszem. 
     Harry ziewnął szeroko i ułoŜył wygodniej, opierając głowę o pierś Dracona. Uśmiechnął się, czując 
obejmujące go ramiona. 
     — Czy nadal będziesz mój, nawet, gdy będę juŜ duŜy? 
     — Jasne — odparł Draco. — Ja jestem twój, a ty jesteś mój. Na zawsze. 
     — To fajnie. — Harry chwycił Dracona za rękę. — Mogę ci zdradzić pewien sekret? 
     Draco zamrugał. 
     — Jeśli chcesz… 
     — Nigdy tego nikomu nie mówiłem — powiedział powaŜnym tonem chłopczyk. 
     — A więc co to za sekret? — Po tonie głosu dziecka Draco wywnioskował, Ŝe to musi być coś bardzo 
waŜnego. 
     — Kocham cię — wymamrotał Harry. Głowa zaczęła mu powoli opadać i po chwili juŜ spał. 
     Draco odwrócił twarz w stronę ognia na kominku, aby nikt nie mógł dostrzec, Ŝe jego oczy zrobiły się 
nagle dziwnie wilgotne. Choć wiedział, Ŝe wypowiadając te słowa, Harry był dzieckiem, to wzruszył go 
sam fakt, Ŝe był pierwszym i jedynym, który to usłyszał. 
     — Ja teŜ cię kocham — szepnął prosto do ucha śpiącego malca. 
     Harry nie usłyszał tych słów. 
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY 
 
HERBATA NIESKROMNOŚCI 
 
 
Po raz drugi z rzędu Harry obudził się w łóŜku Malfoya. Gdy przypomniał sobie ostatnie słowa, jakie 
wypowiedział wczoraj tuŜ przez zaśnięciem, poczuł, Ŝe twarz zaczyna mu płonąć — i to nie z 
zaŜenowania. Uśmiechnął się lekko, wspominając, jak wyznał Draconowi, Ŝe go kocha i Ŝe chciałby go 
sobie zatrzymać. CóŜ z tego, Ŝe mówił to jako kilkulatek? Pewne słowa padły i nie dało się ich odkręcić. 
Niechętnie wyślizgnął się z łóŜka, wciąŜ czując na skórze dotyk ciepłego ciała Dracona i wymknął się z 

background image

 

32 

dormitorium. Gdy stanął w wychodzących na korytarz drzwiach pokoju wspólnego, poczuł się niczym w 
dniu świstaka. Fred i George znów na niego czekali, niedbale oparci o ścianę. 
— I jak było? — zapytali z lubieŜnym błyskiem w oczach. 
Harry poczuł, Ŝe robi się czerwony na twarzy. Uniesione brwi bliźniaków nie pozostawiały wątpliwości 
— stworzyli juŜ sobie własną wersję wydarzeń. Harry postanowił w duchu, Ŝe nic im nie powie. 
Cokolwiek się zdarzyło, to nie był ich interes. 
— Dajcie juŜ tę herbatę — burknął. 
— Ajajaj, ktoś tu się chyba bardzo zmieszał! — zaczęli podkpiwać Weasleyowie. — Chłopie, spanie z 
kimś to całkiem normalna rzecz! 
Harry posłał im mordercze spojrzenie, wyrwał pucharek i wypił do dna, rzucając wpierw pobieŜne 
spojrzenie na jego fioletową zawartość. Przełknął, zamlaskał i powiedział zdecydowanie: — Czarna 
porzeczka. 
Fred natychmiast to zapisał. 
Harry poczuł, Ŝe przez całe jego ciało przebiega impuls. Spojrzał w dół i jęknął. Na Merlina, a na co mu 
tyle ciuchów? Pospiesznie zaczął się rozbierać, ciskając piŜamę za siebie, w głąb pokoju wspólnego 
Ś

lizgonów. Gdy został w samych bokserkach, pokiwał głową z zadowoleniem. O tak, teraz wyglądał jak 

naleŜy. 
— Harry? Gdzieś ty się podział? 
Trójka Gryfonów spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. W drzwiach pokoju wspólnego stanął 
Draco. Jego szare oczy natychmiast utkwiły w rozebranym niemal do rosołu Harrym. 
— I co ty na to? — spytał zaczepnie Gryfon. 
— Jak na lato — odparł Draco bezwiednie. 
Harry wyrwał George’owi róŜdŜkę i zaczął nią manewrować w okolicy genitaliów. Dwóch Gryfonów i 
jeden Ślizgon przyglądali się jego manewrom z zapartym tchem. Odetchnęli z ulgą dopiero, gdy 
zobaczyli, Ŝe Harry po prostu zmienił sobie kolor bokserek z czerwonego na zielony, z wzorkiem w 
węŜyki. 
— O Merlinie! — Draco nie mógł się powstrzymać od jęku (ale dystyngowanego. Malfoyowie nie jęczą, 
a jeśli juŜ, to elegancko). Harry wyglądał świetnie w czerwonych bokserkach i niczym więcej, ale w 
zielonych… nie moŜna było oderwać od niego oczu. 
Gryfon zbliŜył się do Ślizgona, a na jego twarzy malował się drapieŜny wyraz. 
— Wiesz, Ŝe jestem Chłopcem, Który PrzeŜył? — zamruczał. 
— Wiem — odparł Draco, nie będąc w stanie oderwać oczu od ciała Harry’ego. 
— A ty jesteś dziedzicem Malfoyów. 
— No tak. — Draco z trudem się powstrzymywał, aby nie wyciągnąć dłoni i nie musnąć palcami tej jasnej 
skóry. 
— Więc chyba zgodzisz się ze mną, Ŝe najlepsi powinni trzymać się razem? — Harry przysunął się tak 
blisko, Ŝe niemal dotykał twarzą policzka Dracona. 
— O… tak! Absolutnie! — Sens tych słów dotarł do Malfoya dopiero po dłuŜszej chwili, ale szybko 
otrząsnął się ze stuporu. 
— Jesteśmy bez wątpienia najbardziej interesującymi osobami w całej szkole. Powinniśmy zatem trzymać 
sztamę. 
— I jesteśmy teŜ wpływowi! — zgodził się Draco. 
— Razem stworzymy taką parę, Ŝe ludzie będą o nas opowieści pisać — skonkludował Harry. 
— No to nie ma wyjścia, musimy się poświęcić dla dobra ogółu. Nie odmówimy publice tej przyjemności. 
— Draco przysunął się bliŜej Harry’ego. 
— Jestem gotów na takie poświęcenie — stwierdził powaŜnie Gryfon. — Będzie z nas świetna para. 
— Harry i Draco. Draco i Harry. 
— A w skrócie „drarry”. 
Oboje popatrzyli na siebie z uznaniem. A potem stało się to, co majaczyło na horyzoncie juŜ od jakiegoś 
czasu. Było zupełnie inaczej niŜ poprzednim razem, gdy przypadkowo zetknęli się ustami. Nie byli pewni, 
kto kogo objął jako pierwszy, liczyła się tylko bliskość ich ciał i penetrujące wnętrza ust niecierpliwe, 

background image

 

33 

zachłanne języki. Zatracili się we wzajemnych pieszczotach do tego stopnia, Ŝe nie zwrócili nawet uwagi 
na świadków całej sceny — bliźniaków, którzy pospiesznie robili notatki, mające tyle wspólnego z 
testowaną dzisiaj herbatą, co Snape z uprzejmością. 
— Przepraszam bardzo! — Chrząkanie Pansy Parkinson natychmiast przywróciło chłopcom zmysły. — 
Bardzo się cieszę, Ŝe tak wam tu dobrze, ale za chwilę reszta domu będzie schodzić na śniadanie. Nie 
musicie dawać pierwszorocznym lekcji poglądowej, jak naleŜy się lizać. 
Radzi nieradzi, chłopcy musieli przyznać Pansy rację. Oderwali się od siebie niechętnie i Harry juŜ miał 
podąŜyć za bliźniakami do wieŜy Gryffindoru, gdy Draco niespodziewanie chwycił go za ramię i wciągnął 
do pokoju wspólnego. 
— Ubieraj się! — rozkazał, podając Harry’emu piŜamę i starając się nie patrzeć na tę kuszącą, jasną 
skórę. — Nikt oprócz mnie nie ma prawa oglądać cię w takim stanie! 
— A co ja poradzę, Ŝe jestem taki przystojny i ludzie poŜerają mnie wzrokiem? — Gryfon tylko wzruszył 
ramionami. 
Draco dotknął dłonią policzka Harry’ego i spojrzał mu głęboko w oczy. Jego głos drŜał z tłumionej pasji. 
— Jesteś cholernie atrakcyjny, ale jesteś mój, rozumiesz? Mój. Nie będziesz pokazywał innym tego, co 
naleŜy tylko do mnie. 
— Ale… 
— Zrozumiałeś, co powiedziałem? 
— Tak — odpowiedział Harry ugodowo. 
— I bardzo dobrze. — Draco musnął ustami wargi Harry’ego. — Teraz wracaj do siebie, ubieraj się i idź 
na śniadanie. 
Wyczuł, Ŝe Gryfon zadrŜał z rozkoszy pod wpływem jego dotyku. I bardzo dobrze. Wreszcie wszystko 
było jasne. 
Potter był jego. I tak juŜ zostanie, nikt bowiem nie odwaŜyłby się odebrać Malfoyowi czegoś, co do niego 
naleŜy.