background image

Polski król na wyspie czarów

 

fot. Faustin Wirkus, Taney Dudley, "The white king of La Gonave", Doubleday, Doran & Company, 
inc, Garden City N.Y, 1931 / University of Florida, ufdc.ufl.edu 
Królewska lektyka, miłość poddanych i harem pełen kobiet. To marzenie milionów mężczyzn, które 
na Haiti spełnił Faustin Wirkus, amerykański żołnierz o polskich korzeniach. Efekt uboczny 
rytuałów voodoo? Nie, król Faustin II naprawdę rządził karaibską wysepką Gonâve przez cztery 
lata. 

Niewyraźne, czarno-białe zdjęcie z archiwów Uniwersytetu Florydy przedstawia króla Gonâve, 
niewielkiej wyspy położonej nieopodal Haiti. Koniec lat 30. ubiegłego wieku, karaibskie państwo 
okupowane jest przez Amerykanów.
Wspomniany monarcha to opalony, lekko przygarbiony blondyn "z brzuszkiem". Nie ma pałacu, 
tronu, tłumu poddanych. Monarcha mruży oczy i pręży muskuły, stojąc przed małą chatką z oknami 
bez szyb.

Porucznik Faustin Wirkus urodził się w 1897 roku w Pittsburgu w stanie Pensylwania. W jednym z 
oryginalnych przewodników po okolicy znajduje się wzmianka o rodzinnym domu przyszłego 
króla, starej chacie z drewna położonej nieopodal kopalni węgla kamiennego.
Ojciec Faustina był górnikiem, który wyemigrował z Polski. Najprawdopodobniej pochodził z 

Kaszub

, gdzie do dziś popularne jest nazwisko Wirkus.

Wszystko zaczęło się od marzeń. 18-letni Faustin ucieka z domu i wstępuje do Korpusu Piechoty 
Morskiej Stanów Zjednoczonych, czyli popularnych Marines. Armia wysyła go do na Kubę, potem 
na Haiti. Na wyspę Santo Domingo, którą kilkaset lat wcześniej odkrył Krzysztof Kolumb, wraca 
jeszcze kilka razy.
W końcu w 1925 roku na polecenie przełożonych zostaje administratorem wyspy Gonâve. Ma 
nadzorować pobór podatków i zorganizować sieć posterunków wojskowych i policyjnych. Niektóre 
źródła wskazują, że na Haiti został zrzucony na spadochronie.

Ti Memenne, starsza, czarnoskóra kobieta przy kości siedzi w białej sukni, a klęcząca przy niej 
niepozorna dziewczynka z chustką na głowie trzyma flagę. Obok Faustin II, czyli Faustin Wirkus w 
żołnierskim stroju. To najprawdopodobniej zdjęcie z dnia koronacji polskiego króla Gonâve.
W archiwum Uniwersytetu Floryda można znaleźć jeszcze kilka podobnych fotografii. Na jednej z 
nich Wirkusa (w tym samym stroju) niosą czarni słudzy, na innym królowa Ti Memenne przemawia 
w otoczeniu bębniarzy. Wszystkie zdjęcia znalazły się potem w pierwszym wydaniu jego 
haitańskich reminiscencji.
To właśnie wspomnianej królowej plemienia Congo, zamieszkującego wyspę Gonâve Wirkus 
zawdzięczał najwięcej. Podczas jednego ze spotkań z synem polskiego górnika królowa zobaczyła 
w nim reinkarnację Faustina Soulouque, legendarnego cesarza Haiti w latach 1849-1859.

background image

Droga obydwu na tron była podobna. Nim Faustin I został cesarzem, musiał przebyć drogę z 
rodziny niewolników, przez służbę w armii od szeregowego do dowódcy armii prezydenckiej. 
Wirkus miał więcej szczęścia. Ponad pół wieku po śmierci cesarza Haiti przypadkiem został 
koronowany na króla wyspy.
Sierżant Wirkus był dobrym królem, więc szybko zdobył szacunek czarnoskórych mieszkańców. 
Stefan Bratkowski w książce "Skąd przychodzimy…" pisze, że biały król Gonâve "miał w sobie 
znacznie więcej z tradycji Polaków, pracujących nad podniesieniem cywilizacyjnych obcych 
światów, niż z tradycji amerykańskich obieżyświatów".
W ciągu czterech lat rządów Wirkus doprowadził do budowy niewielkiego lotniska w Anse-a-Galet. 
W 1925 roku na malutkiej wyspie wylądowały pierwsze samoloty. Próbował też zorganizować 
edukację i opiekę społeczną na amerykańską modłę. Za czasów jego rządów na Gonâve otwarte 
zostały pierwsze przychodnie i szkoły.
Ian Thomson, w książce "Bonjour Blanc", będącej reportażem z podróży po Haiti wspomina 
rozmowę z pewnym funkcjonariuszem Tonton Macoute.
Niejaki komendant Carman, milicjant w czasach dyktatury Françoisa Duvaliera pytany o Wirkusa 
uśmiechał się z podziwem. "Ach, biały król! Nigdy nie gnębił ludzi, by uczynić się bogatym" – 
miał odpowiedzieć rozmówca dziennikarza.
Być może w relacji z podróży, która miała miejsce 65 lat po detronizacji Wirkusa, jest nieco 
dziennikarskiej fantazji.
Niektóre źródła podają, że król Faustin II dbał o regularne ściąganie podatków, a od swoich 
obywateli wymagał kształcenia się w dziedzinie rolnictwa. Wprowadził tzw. uszlachetnienie nasion, 
czego skutkiem miała być poprawa sytuacji żywieniowej na biednej i nękanej suszami wyspie.
***
Wirkus nie był pierwszym Polakiem na Haiti. 120 lat przed nim na wyspę dotarli… polscy 
legioniści wysłani na Karaiby przez Napoleona. Trzy półbrygady pod dowództwem generała 
Władysława Jabłonowskiego mieli stłumić powstanie miejscowych w najbogatszej francuskiej 
kolonii.
Wojska Napoleona poległy, niektórzy Polacy mieli przejść na stronę rywali, a Haiti zostało 
wówczas pierwszą republiką czarnoskórych na świecie. Ślad po polskich żołnierzach nie zaginął, bo 
niektórzy z nich osiedli w haitańskich wioskach, wzięli za żony miejscowe kobiety.
Do dziś na Haiti jest kilka wiosek, m.in. popularne Casale, gdzie żyją ich przodkowie o polsko 
brzmiących nazwiskach.
Sam Wirkus natrafił na ślad rodaków. W swoich wspomnieniach przyznał, że był bardzo zdziwiony, 
gdy w egzotycznej kraju usłyszał polskie "psiakrew", znane z domu rodzinnego.
Zresztą do jego haremu miały dołączyć Mulatki o polsko brzmiących nazwiskach: Andrea Rybak i 
Maria Korzel. Obydwie, podobnie jak sensacyjne wówczas doniesienie o praktykowaniu przez 
Wirkusa voodoo, pojawiają się we wspomnieniach amerykańskiego konsula, który odwiedził króla 
Gonâve na jego wyspie.
*
W 1929 roku po interwencji Amerykanów opuścił Gonâve "Haiti to kraina czarów, która zmieniła 
się w chlew" - wspomni kilka lat później cytowany przez amerykańską prasę. Po wyrzuceniu z 
armii Wirkus zarabiał jako makler i agent ubezpieczeniowy. W 1931 roku spisał wspomnienia z 
Haiti.
Sensacyjna książka Wirkusa "Biały król Gonâve" została bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, 

background image

Europie i Japonii. Sprzedało się 10 mln egzemplarzy, a emerytowany żołnierz był gwiazdą spotkań 
autorskich. "New York Times" z 28 marca 1931 roku donosił, że były król odwiedził Nowy Jork, 
ale "tęskni za dżunglą".
Wirkus tworzył legendę, wedle której był pierwszym białym, posiadającym pełne wtajemniczenie w 
praktyki voodoo. W 1933 roku nakręcił nawet film "Voodoo" o karaibskich obrządkach.
Z kolei jego powieść stanowiła inspirację do wyreżyserowania filmu "Biały Zombie" z udziałem 
Bela Lugosiego, węgierskiego aktora znanego dzięki głośnej roli Drakuli. Gdy wybuchła II wojna 
światowa, Wirkus znów wstąpił do marynarki.
W 1945 roku zmarł w szpitalu Brooklyn Naval. Miał 48 lat. "New York Times" zatytułował notkę o 
jego śmierci: "Zmarł żołnierz, którzy rządził 12 tysiącami ludzi niczym król".
Na pogrzeb Wirkusa na cmentarzu narodowym pod Waszyngtonem dotarły tysiące ludzi. Wśród 
nich mieli być emigranci z Haiti.