background image

94

Wzmacniacze operacyjne

E l e k t r o n i k a   d l a   W s z y s t k i c h

Znana z produkcji precyzyjnych, ale

i kosztownych układów scalonych fir−
ma BurrBrown ma w swej ofercie ele−
ment,  nazywany  “diamentowym  tran−
zystorem” (diamond transistor). 

Skąd  ta  nazwa?  Czy  jest  to  zwia−

stun  nowej  epoki?  Czyżby  miałby  to
być  nowy  element,  mający  zastąpić
klasyczne  tranzystory  bipolarne?  Do
czego  można  go  wykorzystać?  Czy
Czytelnicy EdW powinni zakupić i wy−
próbować taki element?

Symbol “diamentowego tranzysto−
ra”  pokazany  jest  na  rysunku  1.
Dwie strzałki w obwodzie emitera
wskazują,  że  prąd  emitera  może
płynąć  w obu  kierunkach.  A jeśli
prąd  emitera,  to  zapewne  także
prąd  bazy...  Intuicja  podpowiada,
że taki element mo−
że  pracować  za−
równo  w roli  tran−
zystora  NPN  wg
rysunku  2a,  jak
i PNP według  ry−
sunku 2b
.

W zasadzie jest

to  prawda,  jednak
nie warto wyrzucać na śmietnik posiadanych
tranzystorów  bipolarnych.  Sprawa  nie  jest
wcale  taka  prosta,  jak  sugeruje  schemat  no−
wego elementu. Diamentowe tranzystory nie
zdominują rynku z kilku powodów. Aby do−
brze zrozumieć ich działanie, a także możli−
wości  i ograniczenia,  należy  przypomnieć
właściwości zwykłych tranzystorów bipolar−
nych. Przyda się też wyobrażenie elementów
elektronicznych jako czarnych skrzynek, wy−
kazujących  właściwości  określone  prostymi
wzorami.  Wbrew  pozorom  nie  jest  to  wcale

trudne, a wnioski okażą się rewelacyjne i za−
skakujące. Zaczynajmy więc! I nie denerwuj
się,  że  tak  szeroko  omawiamy  różne  czarne
skrzynki.  Nie  pomiń  tych  rozważań,  bo
później okażą się bardzo potrzebne.

Jak  wiadomo,

tranzystor  bipolar−
ny  zaczyna  się
otwierać,  gdy  na−
pięcie  baza−emiter
ma 

wartość

0,5V...0,7V. W tym
zakresie 

napięć

bardzo  małe  zmiany  napięcia  U

BE

wywołują

duże  zmiany  prądu  kolektora.  Tranzystor
można więc nazwać konwerterem (zmian) na−
pięcia U

BE

na prąd I

C

– ilustruje to rysunek 3.

Można  też  określić  “współczynnik  przetwa−
rzania”  napięcia  na  prąd  będący  stosunkiem
zmian  prądu  Ic  do  zmian  napięcia  U

BE

.

Współczynnik  taki  nazywamy  transkonduk−
tancją. Wszystko wskazuje, że czym większy
ten “współczynnik przetwarzania”, tym lepiej.
Gdy  maleńkie  zmiany  napięcia  wejściowego
tranzystora wywołają duże zmiany prądu wyj−
ściowego, wtedy nie trzeba się będzie na przy−
kład obawiać zniekształceń nieliniowych.

Czarna  skrzynka  z rysunku  3  nie  repre−

zentuje  jednak  tranzystora,  choćby  z tego
względu, że ma tylko dwie końcówki. Prze−
cież napięcie zawsze mierzy się między dwo−
ma punktami. Dla końcówki bazy potrzebny
jest  jakiś  punkt  odniesienia.  W tranzystorze
jest to wyprowadzenie emitera.

Narysowanie tego punktu odniesienia jak

na  rysunku  4 jest  w zasadzie  słuszne,  ale
może wprowadzić w błąd. Sugeruje bowiem,
że istotne jest tu jedynie napiecie U

BE

. Tym−

czasem  emiter  to  nie  tylko  wejściowa  koń−
cówka odniesienia. Jest to jednocześnie koń−
cówka wyjściowa – przecież przez końcówkę

emitera 

płynie

prąd,  praktycznie
taki  sam,  jak  prąd
kolektora  (pomija−
jąc prąd bazy). Po−
nieważ  emiter  jest
w sumie i wejściem,  i wyjściem, niewłaści−
we  skojarzenia  może  też  wywołać  przedsta−
wienie  go  w postaci  czarnej  skrzynki  z ry−
sunku  5a
.  Może  należałoby  narysować  go
inaczej, tak jak na rysunku 5b?

Najlepiej  jednak  narysować  go  w jednej

z postaci z rysunku 6, zaznaczyć przepływ prą−
du i opisać jego właściwości za pomocą bardzo
prostych wzorów (pomijamy mały prąd bazy).
Przeanalizuj  zależności  podane  na  rysunku  6
i przekonaj  się,  iż  rzeczywiście  opisują  one
tranzystor (idealny lub zbliżony do ideału).

Zwróć  uwagę  zwłaszcza  na  rysunek  6b.

Czy widzisz, że w istocie jest to źródło prą−
dowe  sterowane  napięciem?  Mamy  tu  naj−
prawdziwszy  konwerter  napięcie−prąd,  tyl−
ko trochę dziwny, bo w jednej z końcówek

Idealny tranzystor

czyli...

znów o wzmacniaczach operacyjnych

Idealny tranzystor

czyli...

znów o wzmacniaczach operacyjnych

Rys. 1

Rys. 2

Rys. 3

Rys. 4

Rys. 5

Rys. 6

część 1

background image

wejściowych  płynie  prąd  równy  prądowi
wyjściowemu.  Dalsze  rozważania  będą  ła−
twiejsze, jeśli intuicyjnie przedstawisz sobie
działanie tranzystora właśnie w ten sposób.

Ponieważ napięcie na emiterze podąża za

napięciem  bazy,  można  to  sobie  wyobrazić,
że między bazą a emiterem umieszczony jest
swego  rodzaju  bufor.  Z kolei  prąd  emitera
jest  praktycznie  równy  prądowi  kolektora.
Dlatego w literaturze spotyka się także sche−
mat zastępczy czy też model mniej więcej ta−
ki jak na rysunku 7. Początkującym może to
wydać się dziwne, dlatego pozostańmy przy
czarnej skrzynce z rysunku 6b.

Pierwsza niespodzianka

A teraz powróćmy na chwilę do rysunku 4. Wy−
obraźmy sobie element albo lepiej układ, który
ma  dwa  równorzędne  wejścia,  przez  które
praktycznie  nie  płynie  prąd  i w którym  prąd
wyjściowy zależy od różnicy napięć miedzy tymi
wejściami
.  Układ  taki  i opisujące  go  wzory
można znaleźć na rysunku 8. Teraz powinieneś
zauważyć  i dobrze  zrozumieć  różnicę  między
czarnymi skrzynkami z rysunków 6b i 8. Wzo−
ry  różnią  się  w jednym  szczególe  –  wartością
prądu I

E

. W mode−

lu  reprezentują−
cym 

tranzystor

(rys.  6)  prąd  I

E

=

I

C

. W modelu z ry−

sunku 8 I

E

= 0 prąd

nie  płynie,  czyli
wejście E ma bardzo dużą rezystancję.

Czy  model  z rysunku  8  nie  przypomina

trochę wzmacniacza operacyjnego?

Rzeczywiście  przypomina,  ale  nie  jest  to

klasyczny  wzmacniacz  operacyjny,  bo  sto−
pień wyjściowy jest źródłem prądowym. Te−
raz  uwaga!  Jest  to  wzmacniacz  transkon−
duktancyjny  (transconductance  ampli−
fier)
,  albo  inaczej    transkonduktancyjny
wzmacniacz  operacyjny  (operational
transconductance  amplifier
,  w skrócie
OTA), w którym  prąd  wyjściowy  zależy  od
różnicy  napięć  wyjściowych
.  Schemat  za−
stępczy  takiego  wzmacniacza  pokazany  jest
na rysunku 9. Wzmacniacze takie są produ−
kowane jako układy scalone, przykładem są

opracowania  oznaczone
LM13600  i

ulepszony

LM5517,  mające  zresztą
dodatkowe funkcje. Upro−
szczony blokowy schemat
kostek 

LM13600

i NE5517  po−
kazany jest na
rysunku  10.
G e n e r a l n i e
układy 

te

d z i a ł a n i e m
przypominają
w z m a c n i a c z
o p e r a c y j n y,
ale  mają  do−
datkowe  ob−
wody,  dodat−
kowe 

koń−

cówki i dodat−
kowe  funkcje.
Objaśnienie ich roli wykracza poza ramy te−
go  artykułu.  Dokładniejszy  opis  wymienio−
nych  kostek  może  się  ukazać  w EdW,  o ile

Czytelnicy  upomną  się  o to  w ramach  mi−
niankiety.

W poszukiwaniu ideału
− druga niespodzianka

I oto  poszukując  idealnego  tranzystora  na−
tknęliśmy  się  na  transkonduktancyjny
wzmacniacz operacyjny, skądinąd bardzo po−
żyteczny,  stosowany  kiedyś  dość  często
w układach  elektronicznej  regulacji  sygna−
łów audio, dziś już mniej popularny.

Choć z pewnością nie jest to nasz wyma−

rzony  cudowny  tranzystor,  jesteśmy  już  od
niego o jeden drobny kroczek.

Teraz  już  wiemy,  iż  wzmacniacz  trans−

konduktancyjny  (rysunki  8,  9)  różni  się  od
poszukiwanego  idealnego  tranzystora  jed−
nym drobnym, ale niepokojącym szczegółem
−  prądem  wyprowadzenia  E.  W przypadku
zwykłego  tranzystora  sprawa  jest  bardzo  ła−
twa  do  intuicyjnego  pojęcia  –  rozpływ  prą−
dów, pokazany na rysunku 2, jest oczywisty.
Tak,  ale  w obwodzie  wyjściowym  (kolekto−
rze)  prąd  może  płynąć  tylko  w jednym  kie−
runku, a w poszukiwanym idealnym tranzy−
storze  powinien  płynąć  w obu  kierunkach.
Jak to możliwe?

I oto nadeszła pora, by uchylić rąbka taje−

mnicy.  Już  po  pobieżnym  przejrzeniu  infor−

macji technicznych okazuje się, że “diamen−
towy  tranzystor”  o symbolu  z rysunku
11a 
to nie pojedynczy element, lecz... układ
scalony, zawierający przynajmniej kilka tran−
zystorów  bipolarnych.  Pokazuje  to  rysunek
11b
. Ściślej biorąc, “diamentowy tranzystor”
jest  zaznaczoną  różowym  kolorem  częścią
układu scalonego OPA660, układu wcale nie
nowego,  produkowanego  od  dobrych  kilku
lat.  (Na  marginesie  dodam,  że  oznaczenie
OPA nie ma nic wspólnego z wcześniejszym
OTA.  OPA to  firmowe  oznaczenie  wielu
układów opracowanych przez BurrBrown.)

Wygląda  jednak  na  to,  że  jest  to  kolejna

odmiana  wzmacniacza  operacyjnego,  a nie
żaden tranzystor. Oczywiście nie ma tu mo−
wy  o otwieraniu  przy  napięciu  0,5V...0,7V.
Działanie w uproszczeniu jest następujące:

− przy zerowym napięciu miedzy końców−

kami  B−E prąd  “kolektora”,  czyli  końcówki
C, jest równy zeru;

− przy pojawieniu się dodatniego napięcia

na  bazie,  prąd  “kolektora’  jest,  powiedzmy,
dodatni;

− przy pojawieniu się na bazie napięcia ujem−

nego, prąd wyjściowy jest, powiedzmy, ujemny.

Ponieważ  “współczynnik  przetwarzania”

napięcia  na  prąd,  ściślej  transkonduktancja
ma  dużą  wartość,  do  dużych  zmian  prądu
wyjściowego wystarczą bardzo małe zmiany
napięcia, rzędu miliwoltów.

I to jest działanie “zwykłego” wzmacnia−

cza  transkonduktancyjnego.  Jednak  układ
z rysunku  11  rzeczywiście  przypomina  tro−
chę tranzystor, bo trzecia końcówka jest jed−
nocześnie i wejściem, i wyjściem. Prąd “emi−
tera”  zawsze  ma  (a przynajmniej  powinien
mieć) wartość równą prądowi “kolektora”.

Wydaje Ci się to dziwne? Nie przejmuj się

zbytnio. Działanie tego dziwoląga przeanali−
zujemy za miesiąc i zapewne znów będziesz
zaskoczony.  Wcześniejsze  rozważania  doty−
czące  czarnych  skrzynek,  zwykłego  tranzy−
stora  i wzmacniacza  transkonduktancyjnego
okażą  się  konieczne,  by  w pełni  zrozumieć
działanie  naszego  głównego  bohatera.
A więc do zobaczenia za miesiąc!

Piotr Górecki

95

Wzmacniacze operacyjne

E l e k t r o n i k a   d l a   W s z y s t k i c h

Rys. 7

Rys. 10

Rys. 11

Rys. 8

Rys. 9