background image

Gazeta Wyborcza znów przekracza wszelkie granice: Czy na 
Ziemiach Zachodnich powinni mieszkać Niemcy?

Data publikacji: 02-2-2011 @ 11:29 pm 

Tego wywiadu przeprowadzonego w “Gazecie Wyborczej” tuż przed Nowym Rokiem nikt 
nie zauważył. A szkoda, bo pokazuje nowe trendy w polskim życiu umysłowym.

Dziennikarz Mirosław Maciorowski przepytał profesora Zdzisława Macha.

 

[1]

 Któż to taki? 

Wyjaśnia obszerny podpis: “socjolog i antropolog społeczny, dyrektor Instytutu 

Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 80. i 90. badał efekty powojennej 
migracji ludności z Kresów Wschodnich na ziemie zachodnie
. W książce “Niechciane miasta” 

prześledził losy społeczności przybyłej z wiosek spod Czortkowa w przedwojennym województwie 
tarnopolskim do Lubomierza, miasteczka leżącego koło Jeleniej Góry, znanego m.in. z tego, że 

kręcono w nim słynną polską komedię wszech czasów – “Samych swoich”.

Rozmowa dotyczy przesiedleńców zza Buga na Dolnym Śląsku i nowej tożsamości tego 

regionu. Ale tak naprawdę można odnieść wrażenie, że został on przeprowadzony dla 
paru zdań wybitych na samej górze, choć padają w środku wywiadu.

“Deportacja Niemców z Dolnego Śląska była błędem. Gdyby zostali, nauczyliby 
przybyszów, do czego służy kanalizacja i maszyny rolnicze. Polscy wypędzeni z Kresów 

Wschodnich szybciej odtworzyliby swoją tożsamość”.

Jestem ostatnią osobą, która broniłaby postępowania władz komunistycznych po drugiej 

wojnie światowej. Uważam na przykład politykę tych władz wobec autochtonów  na 
Śląsku Opolskim czy na Warmii i Mazurach za tragicznie błędną
 – nawet jeśli współgrała ona 

z uprzedzeniami tych, co na te tereny napływali, a nie rozumieli, że ewangelik mający krewnych w 
Wehrmachcie niekoniecznie musi być wrogim polskości Niemcem. Ale profesor Mach mówi o 

Dolnym, Śląsku, gdzie problem tożsamości był stosunkowo najprostszy: miejscowi Niemcy bez 
tożsamościowych komplikacji kontra napływowi Polacy. 

Dziennikarz Wyborczej nie odrobił w tym momencie podstawowej lekcji. Bo powinien 
zapytać swojego rozmówcę, jak sobie taką wymarzoną koegzystencję wyobraża.

Po pierwsze, czy była ona w ogóle fizycznie możliwa? Czy tych, którzy przyjeżdżali i tych, 
którzy tam już byli, można było pomieścić. Czy dla jednych i drugich starczyłoby ziemi, domów? 

Bez wyjaśnienia tej sprawy cała hipoteza robi wrażenie intelektualnej ekstrawagancji. A 
przypomnę, to nie Polacy zza Buga i z innych regionów zgotowali sobie los przesiedleńców, a 

brutalna gra mocarstw.

Po drugie, czy było to możliwe z punktu widzenia czystej psychologii? Przecież to czas 

wielkiej nienawiści wobec Niemców, którzy dopiero co zgotowali nam krwawą łaźnię. 
Dziś ta nienawiść może razić, tylko że to absolutnie ahistoryczne podejście. Trzeba było żyć w 

tamtych czasach i popróbować niemieckiej okupacji. Była ona trochę mniejsza wśród Wilniuków niż 
wśród przybyszów z innych części Polski, ale po pierwsze nie sami Wilniucy tam przybywali, a po 

drugie, ogólne poczucie krzywdy zaznanej od Niemców łączyło cały polski naród. I było wyjątkowo 
trwałe. Nie cierpię Władysława Gomułki, ale akurat w tym przypadku on nie tylko straszył 

rewanżystami. On się ich naprawdę bał. I miał powody.

Sam profesor Mach pisze w innym miejscu, że napływowi Polacy mieli przez wiele lat 

poczucie tymczasowości. Nie inwestowali tyle ile mogli w swoje domy i gospodarstwa, 
nie przywiązywali się, bo uważali, że jutro ktoś przesunie znowu granice. 

Czy to poczucie byłoby mniejsze, gdyby ich sąsiadami byli Niemcy uważający się za 
prawowitych gospodarzy? 
Powtórzę raz jeszcze: peerelowskich władz  chwalić nie będę. Ale w 

tej akurat sprawie, jaki miały tak naprawdę wybór? Pole manewru naprawdę niewielkie.

Cały wywód jest miejscami ciekawy, autor trafnie i sugestywnie opisuje cywilizacyjną 

zapaść tamtych terenów, choć mam wrażenie, że mógłby sobie darować sformułowania 

1

background image

typu: “prymitywna polskość”. Całkiem możliwe, że tamtejsi nowi ludzie w innym systemie niż 
nakazowo-rozdzielczy sprawdziliby się lepiej, choć na pewno nie dorównywali  wiedzą (na przykład 

rolniczą), a zresztą i poziomem życia przed wojną niemieckim gospodarzom. Ale teza główna 
wpisuje się znakomicie w obecną politykę historyczną Niemiec. Czy polski uczony jest 

(powinien być?) jakoś związany polską racją stanu? 

Stawiam to jako pytanie zachęcając do kolejnych wypowiedzi na ten temat.

Piotr Zaremba

2