background image

;;Jest  ponadto  wiele  innych  rzeczy,  których  Jezus  dokonał,  a  które  gdyby  je 

szczegółowo opisać,  to  sądzę,  że cały świat nie  pomieściłby ksiąg,  jakie  trzeba 
by napisach  (J 2125)

Ta  książka  to  zbiór  historii  o  tym,  jak  Jezus  wędrował wraz  z  uczniami  do  Jero­

zolimy.  Daje  nam  obraz  szczegółów  ich  codziennego  życia.  Podczas  podróży 

Jezus  dotyka  serc,  dusz  i  myśli  wszystkich,  z  którymi  rozmawia.  Czyniąc  to, 
wielokrotnie objawia swoją Boskość.

Gdy czytałem tę  książkę,  czułem,  że  zdobywam wiedzę  o  uczuciach  i  myślach 
Jezusa,  który  żył  niegdyś  jako  człowiek  podobny  do  nas.  Czułem,  że  poznaję 

Jego  radości i smutki,  Jego jedność z Ojcem i Jego Bożą mądrość.

Polecam  tę  książkę  każdemu,  kto  chce  poznać  Jezusa  bardziej  osobiście, 

kochać Go goręcej  i lepiej  naśladować.

Z  PRZEDMOWY  0.  RICHARDA  MCSORLEYA  SJ

Jestem  pod w ielkim  w rażeniem   książki 

O

c z a m i

 J

e z u s a

.

0.  ROBERT  DE  GRANDIS  SSJ

Cykl  Carvera  Alana  Am esa 

O

c z a m i

  J

e z u s a

 

to  zbiór  opowieści  o  życiu 

Jezusa  spisany  na  podstawie  prywatnych  objawień  autora,  przypominają­

cych wizje bł. A nny Katarzyny Em m erich czy św. Brigidy Szwedzkiej. Są to 
opowieści wyjątkowe,  bowiem   ich  narratorem  jest sam  Jezus,  a wszystkie 

wydarzenia obserw ujem y Jego oczami.

ISBN  978-83-61989-92-9

w w w

.

e s p r it

.

c o m

.

p l

CENA 39,90  ZŁ (5% VAT)

7 8 8 3 6 1

9 8 9 9 2 9

O

p o w ie ś ć

 

o

 

życ iu

  J

ezu sa

 

na

 

podstaw ie

MISTYCZNYCH  OBJAWIEŃ  C .A .  A

m

ESA

O

czami

 J

ezusa

C

a r v e r

  A

l a n

  A

m e s

Polecam tę książkę każdemu, kto chce poznać Jezusa bardziej 

osobiście 

lepiej  Go naśladować 

O. 

R

ichard

 

M

c

S

o rley

 S J

background image

C

a r v e r

  A

lan

  A

m e s

O

czami

J

ezusa

background image

Through the Eyes of Jesus, Vol. i, 2,3

Copyright ©  C.A. Ames  2012

Copyright © for the Polish translation 

by Wydawnictwo  Esprit 2012

A ll rights reserved

Imprimatur wydania oryginalnego: 

bp  Percival Hernandez, Biskup  Pomocniczy Bombaj 

i września 2003

Na okładce:

James Tissot,  Ojcze Nasz -  Modlitwa Pańska 

©  Brooklyn Museum / Corbis

i s b n

 

978-83-61989-92-9

Wydanie  1  w tej  edycji, Kraków 2012

Korekta: Monika Nowecka

Druk: Drukarnia im. A. Półtawskiego

Wydawnictwo Esprit sc 

ul. św. Kingi 4,30-528  Kraków 

tel./fax 12  267 05  69,12  264 37 09,12  264 37 19 

e-mail: sprzedaz@esprit.com.pl 

ksiegarnia@esprit.com.pl 

biuro@wydawnictwoesprit.com.pl 

Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl

Przedmowa

Gdy w  1994  roku Jego  Ekscelencja B.J.  Hickey,  Arcybiskup  Perth 

w Zachodniej Australii, poprosił mnie, bym wziął pod swoje skrzy­

dła  Carvera  Alana  Amesa,  na  początku  wahałem  się,  a  nawet 

byłem sceptyczny.  Przez  następnych  kilka lat pozostawałem jego 

duchowym kierownikiem  i  spowiednikiem w jednej  osobie.  Zdo­
łałem dobrze poznać Alana, towarzysząc mu zarówno w złych, jak 
i  dobrych  chwilach:  wtedy  gdy  dane  mu  było  radować  się  z  ob­
cowania  z  Panem, jak i  w czasie często tak gwałtownych ataków 
Szatana.  Co do tego, że Święta Trójca, Najświętsza Maryja Panna, 
aniołowie  i  święci  posługują  się  nim  dla  potrzeb  pewnej  misji, 
nie  mam  żadnych  wątpliwości.  Jego  pokora,  miłosierdzie  i  po­

słuszeństwo  kościelnym  przełożonym  czynią  go  autentycznym 
sługą  bożym.  Chociaż  nie  uzyskał wykształcenia  teologicznego, 

jego  pisma w  zadziwiający sposób  odzwierciedlają  ortodoksyjną 

naukę  Kościoła katolickiego,  a jego  nabożeństwo do Najświętsze­
go  Sakramentu  i  Dziewicy  Maryi  oraz  oddanie  się  papieżowi  są 
dowodem jego wiary.

Nie  mam  już  wątpliwości,  zniknął  także  początkowy  scep­

tycyzm.  Dlaczego  Bóg wybrał  mnie,  bym  towarzyszył  duchowo 
temu  człowiekowi,  tego  nie wiem.  Doceniam  to,  że  dane  mi jest 
być jego przyjacielem.  Wszystkim  zaś,  którzy zechcieliby zbliżyć 

się do Pana z otwartymi sercami i  umysłami, książkę tę polecam.

o.  Gerard Dickinson 

Święto  Wniebowzięcia 

n m p

 

1996

background image

Wstęp

Pan Bóg, Jezus Chrystus, zwraca się do mnie w słowach i ukazuje 

w  wizjach  od  lutego  1994  roku.  Na  początku  niczego  nie  zapisy­
wałem,  ale później  Bóg polecił mi, bym chwycił za pióro i zapisał 

to,  czego  doświadczam.  Potem,  6  lutego  1996  roku,  Jezus  zaczął 
ukazywać mi pewne sceny z  Jego życia ziemskiego.

Jego oczami oglądałem poszczególne sceny z życia Jezusa i Jego 

uczniów, gdy wędrowali przez wsie i miasta Ziemi Świętej. Oprócz 

tego  Pan Jezus udzielił mi  także łaski poznania Jego  myśli.

Oglądając sceny objawiające miłość Boga i słuchając ich, często 

nie mogłem powstrzymać łez smutku,  ale także i  radości.  Odnio­
słem  wrażenie,  że  każde  objawienie  przynosiło jakieś  pouczenie, 
które trzeba  było  zgłębić  i  przyswoić.  Objawiając  bowiem te zda­
rzenia,  Pan uczy nas, jak żyć i  miłować.

W  Judaszu  zacząłem  dostrzegać  wszystkie  słabości,  które  są 

i naszym udziałem, a także to, że kiedy ignorujemy Boga lub o Nim 

zapominamy,  Boga,  który  przecież  jest  zawsze  przy  nas  gotowy 
nam  pomóc,  tak  łatwo jest  się  od  Niego  oddalić.  Przykład  Juda­
sza  ukazał  mi  również,  że  Pan  Jezus  wybaczy  każdy  błąd,  który 

popełnimy w życiu,  ponieważ tak bardzo nas kocha.  Trzeba nam 

jedynie przyjąć Jego  miłość i  prosić o  przebaczenie.

Pokusy,  życie  emocjonalne,  problemy  i  pragnienia  człowieka 

tamtych  czasów  były  niemal  identyczne  z  tymi,  które  przeżywa­
my  dzisiaj.  Być  może jednym  z  powodów,  dla  których  Pan  Jezus 
objawia sceny ze  swego  życia, jest to, by pokazać  nam,  że można 

pokonać  egoizm  i  grzech.  Trzeba  nam jedynie  uciec  się do  Boga, 
a On nigdy nie cofnie swej  pomocy.

Objawienie wizji i  słów Pana Jezusa nadal trwa.

C.  A

lan

 A

m es

27

 

lip ca  1996

Słowo od wydawcy oryginalnego

Pismo  Święte  mówi  nam:  „Jest ponadto wiele  innych  rzeczy,  któ­

rych Jezus dokonał, a które gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, 

że cały świat nie pomieściłby ksiąg, jakie trzeba by napisać” (J 21,25).

W  dzisiejszych  czasach  dane już  nam  było  poznać  prywatne 

objawienia  czcigodnej  Anny  Katarzyny  Emmerich,  św.  Brygidy 
Szwedzkiej,  ammy Marii Cecylii Agredy i  innych; wszystkie one 
mówiły o wydarzeniach, które mogły mieć miejsce za życia Jezusa 
i świętych. I tym razem otrzymujemy prywatne objawienia o życiu 
Jezusa, udzielone przez Niego samego Carverovi Alanowi Amesowi.

Potrzeba czasu, nim Kościół potwierdzi autentyczność tych ob­

jawień. Nie jest naszym zamiarem uprzedzać orzeczenia Kościoła 
w tym względzie,  ale  niezależnie od tego,  czy te zdarzenia  miały 

miejsce,  czy też  nie,  książka  ta  stanowi  lekturę  duchową,  dzięki 
której  możemy nasze  umysły i  myśli  skierować ku  Bogu,  a  także 
ukazuje, jak możemy zmieniać nasze życie na drodze do świętości.

Jakby na to  nie  spojrzeć, jest to  naszym  najważniejszym  zada­

niem  w tym  życiu.  Zmierzać  do  świętości...  stać  się  narzędziem 

Boga,  przyczyniając  się do zbawienia  naszego  i  innych.  Mając  na 

uwadze ten ostateczny cel życia, publikujemy te oto słowa drukiem, 
dla Twojego, Czytelniku, zbudowania i duchowego wzrostu.

Poniżej zamieszczamy urywek z objawień z 20 lutego 1996  roku 

jako zapowiedź tego,  co odnajdziesz na stronach  tej książki.

Słychać  było  tętent koni  i  maszerujących  szybko  ludzi,  potem 

ujrzeliśmy  m ijający  nas  oddział  wojska  rzymskiego  udający  się 
w kierunku  wsi.  Staliśmy niemal ogłuszeni tupotem  nóg i szczękiem 
broni.

Gdy dotarliśmy do wsi, panował tam zamęt.  Żołnierze zdążyli 

już przeszukać  domy  w poszukiwaniu  buntowników  i  zaareszto­

wać w  brutalny sposób pięciu mężczyzn.  Mieszkańcy wsi  tłumnie

background image

się zebrali, prosząc Rzymian,  by ci  uwolnili pojmanych  mężczyzn. 

Oświadczyli,  że  mężczyźni  ci  są  niewinni,  i  domagali  się,  by  ich 

zwolniono.  Centurion,  który siedział  na  koniu,  wcale  nie  chciał 
słuchać,  rozkazał za  to  żołnierzom,  by  odparli  nacierający  tłum. 

Gdy tak się stało,  mały chłopiec wybiegł z tłumu,  krzycząc:

-   Ojcze,  ojcze!

Jeden z żołnierzy, potężnej budowy i wysokiego wzrostu,  uderzył 

chłopca zaciśniętą pięścią i chłopiec ów,  który m iał około czterech 
lat,  upadł na ziemię,  a jego  ciałem  wstrząsnęły konwulsje.  Tłum 
ucichł,  a  oficer zgromił żołnierza:

-   Głupcze,  to jeszcze dziecko.

Oficer zeskoczył z konia i pochylił się nad chłopcem,  który prze­

stał się już wić i  leżał martwy.  Gdy zdejmował hełm,  można  było 
dostrzec łzy spływające mu po policzkach.

Wykrzyknął:

-   To przecież jeszcze dziecko,  mam syna w jego wieku,  to jeszcze 

dziecko.

I szczerze zapłakał.

Gdy tłum rozstąpił się, by umożliwić M i przejście, przesunąłem 

się  naprzód.  Wyglądało  na  to,  że żołnierze chcą M nie zatrzymać 
i  wtedy ktoś krzyknął:

-   To Jezus z Nazaretu,  to ten prorok,  wielki uzdrowiciel.

Słysząc  to,  żołnierze  cofnęli  się,  a  Ja podszedłem  do  chłopca.

Centurion spojrzał na Mnie i powiedział:

-   Czy potrafisz pomóc?

W jego sercu ujrzałem zagubioną duszę, pełną bólu, jaki niosła 

ze sobą praca,  którą  wykonywał, pełna śmierci i zniszczenia...  ale 

pod tym zamętem zdołałem dostrzec współczucie, miłość i nadzieję.

-  Pomogę -  odpowiedziałem, pochylając się i podnosząc chłopca 

z ziemi.

-  Ale przecież on  nie żyje  -  powiedział żołnierz,  który  uderzył 

chłopca.  -   Teraz nic już nie możesz zrobić.

Łagodnie się do  niego uśmiechnąłem  i powiedziałem:

18

 |

-  M ój Ojciec, który M nie posłał,  ocala życie i je zabiera. Należy 

ono  do Niego  i  może  nim  rozporządzać...  więc jeśli  wolą Jego jest, 
by ten chłopiec żył,  to  będzie żył.

-   W takim razie  Twój Ojciec musi być czarownikiem  -   odrzekł 

żołnierz.

-  Nie,  M ój  Ojciec jest Bogiem  całego  stworzenia,  który  uczynił 

wszystko,  co  istnieje,  i jest Jego  wolą,  by to dziecko żyło.

Gdy wypowiedziałem te słowa, chłopiec wrócił do życia, płacząc:

-  M am o!

Żołnierz,  zdziwiony,  cofnął się,  a  matka  dziecka podeszła  do 

chłopca  i podniosła go... pełna radości, pełna dziękczynienia,  bło­

gosławiąc Boga za Jego  miłosierdzie.  Żołnierze wpatrywali się  we 
Mnie, gdy tłum zaczął jednym głosem  wielbić Boga.

-  Kim  Ty jesteś? -   krzyczał z bojaźnią żołnierz.
-  Ja Jestem  -  powiedziałem,  a  tłum się uciszył.
-  A  co  to za  odpowiedź? Ja pytam,  kim  Ty jesteś,  a  Ty mówisz:
 

„Ja Jestem”.

-  Ja jestem  Synem, Ja jestem  Barankiem  i Ja jestem przebacze­

niem  od Boga.

Centurion  wskoczył pospiesznie  na  konia,  a  do  swoich  ludzi 

warknął:

-   Uwolnijcie tych  ludzi.  Nie potrzebujemy ich.

Spojrzał na Mnie  i skinieniem podziękował, po  czym  odjechał 

z  wioski  wraz ze swoim  oddziałem.

9

background image

C

zęść

 

i

tłum aczył

Przem ysław  Strugielski

Mojej żonie,  której miłość była dla  mnie wsparciem

Pamięci Bernarda Nesdena, 

przyjaciela,  który swoje życie poświęcił Bogu

background image

Kiedy szliśmy ścieżką wiodącą do  najbliższej  wsi,  Moi uczniowie 

rozprawiali o  wydarzeniach,  które się dokonały we wcześniej  od­

wiedzonym mieście. Piotr wykrzykiwał na Moją cześć:

-  Nasz Mistrz prawdziwie jest Mesjaszem. Spójrzcie na wszyst­

kie  cuda,  które  miały  miejsce.  Spójrzcie  na  tych  wszystkich  ule­
czonych ludzi.  Spójrzcie  na całą miłość, którą Jezus obdarza.  On 
prawdziwie jest Panem.

Jakub i Jan zgodzili się i, rozradowani i podekscytowani, zaczęli 

tańczyć i śpiewać:

-   Przyszedł Pan, przyszedł Pan.

Pozostali  również  wiele  rozprawiali,  wielbiąc  Boga  i  mówiąc

0  Jego miłości.

Gdy zbliżaliśmy się do następnej wsi, Jakub wysunął się naprzód

1  zapytał:

-   Mistrzu, czy dzisiaj  uczynisz tutaj  cuda?

Spojrzałem  na  niego:  tak  młody,  tak  niewinny,  tak  pełen  mi­

łości  i  tak  bardzo  ufny.  Jakże  pragnąłem,  by wszyscy  ludzie  byli 
mu podobni.

Rzekłem do Jakuba:

-   Cuda  dokonują  się  tam,  gdzie  wiara  jest  silna.  Cuda  doko­

nują się dla wzmocnienia wiary, by przyprowadzić ludzi do Boga, 
i  po to, by zbawiać dusze. Jeśli w tej  wsi potrzebny jest cud, doko­

na się.

Jakub spojrzał na Mnie i uśmiechnął się, z napięciem oczekując 

na to,  co miało  nastąpić.

-   Panie -  dał się słyszeć czyjś głos -  gdzie się zatrzymamy i za 

co  kupimy  żywność?  Mamy  tylko  kilka  monet...  nie  wystarczy, 
by nas  nakarmić.  Może powinniśmy poprosić, by ludzie,  których 
uleczysz, zapłacili nam?

Odpowiedziałem Judaszowi:

-  Gdy daję, daję na chwałę Boga, daję w imię Ojca i daję za darmo.

background image

-   Możesz mi  zatem powiedzieć, jak się wyżywimy?
-  Pokładaj ufność we Mnie, Judaszu, Ja zadbam o wszystko, cze­

go nam trzeba. Ojciec Mój Niebieski da wszystko, co jest potrzebne, 
tak by Jego pragnieniom stało się zadość. Nakarmiłem pięć tysięcy 
ludzi,  czy nie wierzysz, że mogę nakarmić i  nas?

Sfrustrowany i wątpiący,  Judasz odszedł,  mamrocząc coś pod 

nosem i  skarżąc się pozostałym uczniom.

I właśnie wtedy usłyszeliśmy czyjś głos.

-   Oto  nadchodzi,  On jest tutaj.  To  ten  Prorok.  To  Jezus  Naza- 

reński.  Przyprowadźcie chorych,  przyprowadźcie ich!

Wioska ożywiła  się, jej  mieszkańcy biegali  od  domu  do  domu, 

ogłaszając,  że przybyłem.  Po krótkiej  chwili zebrał się tłum ludzi, 
którzy przeciskali się  i  przepychali,  by być bliżej  Mnie.

Stanąłem  na jakimś  kamieniu  i  poprosiłem,  by  usiedli,  i  na­

uczałem tak:

-   Ojciec,  który jest w  Niebie,  posłał Mnie,  bym  uleczył wasze 

serca  i  dusze,  bym  ukazał  wam  prawdę  o  Bogu.  Ojciec  w  swo­
im  nieskończonym  miłosierdziu  ofiarowuje  wam  swoją  miłość
i  przebaczenie,  ofiarowuje  wam  wieczny  pokój,  wieczną  radość 
i wieczną miłość. Przypatrzcie się waszym dzieciom. Zobaczcie, jak 

bardzo je kochacie i jak pragniecie dla nich wszystkiego, co dobre. 
Gdy  dorastają,  prowadzicie  je,  doradzacie  im,  pomagacie  im,  by 

wzrastały i  stawały się w  pełni  dziećmi  Bożymi,  tak jak to miało 

być. Ojciec,  który jest w Niebie, jest waszym Ojcem i  opiekuje się 

wami,  pragnąc  tylko  prowadzić,  udzielać  pomocy,  doradzać,  tak 

by nagroda życia wiecznego  należała do was.

Wyobraźcie sobie człowieka robiącego chleb. Bierze odpowied­

nią  miarę  ciasta  i  ugniata  je,  aż  będzie  gotowe  do  wypieku.  Na 
skutek  działania  ognia,  który  daje  ciepło,  chleb  rośnie,  stając  się 
tym,  czym miał się stać.  Tak samo jest z  dziećmi Bożymi.  Ojciec 
udziela wszystkiego, czego wam trzeba, byście osiągnęli pełnię roz­

woju. Ofiarowuje wam ogień swojej miłości, przez Ducha Świętego, 

który wasze dusze, umieszczone niejako w piecu, ogrzewa, tak by

rosły,  byście  stali  się  tym,  kim  macie  się  stać.  Trzeba wam  tylko 
otworzyć  drzwi  waszych  serc,  byście  zostali  napełnieni  ogniem 
miłości Boga i by zapanował w was wieczny pokój.

J

e z u s

 

l u t e g o

  1996

Otworzyłem szeroko ramiona i  powiedziałem:

-  Wszyscy wy, którzy łakniecie, odnajdźcie to, czego wam brak, 

we Mnie... Wszyscy wy, którzy doznajecie bólu, bądźcie uwolnieni 

od niego przeze Mnie... wszyscy wy, którzy zagubiliście się, bądźcie 
odnalezieni we Mnie. Ja jestem światłością, która przyszła na świat, 
by skruszyć kajdany pętające ludzkość. Ja jestem światłością, która 
świeci w ciemności.  Ja jestem światłością,  którą posłał Ojciec, by 

wskazywała drogę.

Tłum  napierał na  Mnie,  próbowali  Mnie  dotknąć,  chcieli być 

blisko Mnie. Piotr podniesionym głosem kazał im czekać na swoją 
kolej,  a  Ja  dotykałem  każdego,  prosząc  Ojca,  by ulżył ich  cierpie­
niom.  Ślepi  odzyskiwali  wzrok,  głuchym  wracał  słuch,  chromi 
mogli chodzić.

Zbliżyło się także dziecko. Zobaczyłem, że jedna z jego nóg była 

znacznie  krótsza.  Trzymając  kurczowo  matkę  za  rękę,  chłopiec 
przykuśtykał do Mnie.

-  Nauczycielu, proszę, dotknij się mojego syna, proszę, uzdrów 

go. Urodził się taki i z pewnością w ten sposób płaci za moje grze­
chy.  Proszę, nauczycielu, ulecz go. Proś, o  co chcesz, a dam Tobie, 
lecz proszę,  uzdrów mojego syna. -  Rozpłakała się, a jej  syn objął 

ją i,  łkając, rzekł:

-   Nie płacz,  mamo,  kocham cię. Mamo, proszę,  nie płacz.

Moje serce niemal pękło na widok takiego smutku i tak wielkiej

miłości. Jak mógłbym nie odpowiedzieć na jej  prośby?

-  Dziecko,  podejdź do Mnie -   rzekłem.

Chłopiec spojrzał na Mnie z wahaniem.

-  Podejdź tu -   powiedziałem.

background image

Poruszony,  przykuśtykał do  Mnie,  a  Ja schyliłem się  i  podnio­

słem go. Gdy brałem go w ramiona, pocałunkiem otarłem jego łzy 

i  zwracając się do Ojca,  rzekłem:

-   Ojcze,  Ty Mnie  posłałeś,  bym  pełnił Twoją wolę,  więc  teraz 

na Twoją chwałę uzdrawiam to dziecko w Twoje imię.

Gdy postawiłem  chłopca  na  ziemię,  był uleczony,  a  obie jego 

nogi były tej samej długości. Wszyscy zebrani wznieśli okrzyki na 
cześć  Boga,  a  matka  chłopca  ucałowała  Moje  stopy.  Podniosłem 

ją,  mówiąc:

-  Teraz poznałaś miłość Boga. Wychowaj to dziecko na chwałę 

Pana.

Ludzi wciąż przybywało. Zobaczyłem, że Moich uczniów ogar­

nia  zmęczenie.  Ja  też  byłem  coraz  bardziej  utrudzony.  Rzekłem 
do Piotra:

-  Czas iść.

Piotr  zaczął się  zastanawiać,  dokąd  moglibyśmy  pójść.  Wtem 

czyjś głos zawołał:

-  Mistrzu,  przyjdź do mego domu i  odpocznij.

Obejrzałem  się  i  ujrzałem  twarz  starego  mężczyzny,  za  którą

można było dojrzeć jego duszę, przepełnioną miłością Boga.

-   Dziękuję, przyjmę zaproszenie.

Poszliśmy więc.
Gdy  dotarliśmy  na  miejsce,  uczniowie  prawie  zasypiali,  ale 

gospodarz przyjął nas tak wspaniałym posiłkiem, że nie mogliśmy 
odmówić.  Przy posiłku powiedział:

-  Dziś ujrzałem dzieła Boga. Dziś Mesjasz nawiedził naszą wieś. 

Dzisiejszy dzień na zawsze zachowam w pamięci.

Judasz obrócił się ku mówiącemu i rzekł:

-   Mam  nadzieję,  że  ludzie  ze  wsi  odpowiednio  wynagrodzą 

Mistrza.

-   Judaszu  -   powiedziałem  donośnym  głosem  -   wystarczającą 

podzięką jest ten wspólny posiłek i gościna  u tak wspaniałego go­
spodarza. Ludzie już odpowiedzieli wdzięcznością, chwaląc Boga.

-  Ale, Mistrzu, mamy tak mało pieniędzy.

Piotr, Mój zaufany przyjaciel, wtrącił:

-  Jeśli Mistrz mówi, że wystarczy tego, co mamy, to tak jest. Nie 

nękaj Go już.

Judasz odwrócił się z zażenowaniem, a w jego oczach widać było 

gniew. W jego sercu ujrzałem zamęt i złość, żądzę odwetu.

-  Judaszu, Mój przyjacielu, nie odbieraj tego w ten sposób. Wiesz, 

że jesteś bliski Memu sercu, i smucę się, gdy widzę, jak cierpisz.

Spoglądał na Mnie przez chwilę z miłością, a zaraz potem rzekł 

ze zwątpieniem:

-  Tak, Mistrzu, wiem -  po czym odwrócił się, litując się nad sobą.

Gospodarz zwrócił się do Mnie, mówiąc:

-   Panie  mój,  dziś  moja  dusza  doznała  miłości  Boga.  Nie  może 

być,  bym  kiedykolwiek  o  tym  zapomniał.  Teraz jestem  gotowy 
przyjąć śmierć, gdy nadejdzie, bo poznałem radość, która tam jest 
dla mnie przygotowana.

-  Radości Nieba od zawsze czekają na ciebie -  odrzekłem -  ale 

prawdą jest,  że  dziś  poznałeś jej  słodycz.  Odkąd  przyszedłeś  na 
świat, twoje życie jest w opiece Boga. Twoja miłość Boga, w niedoli 
i bólu, została przyjęta jako dar w Niebie. Mój Ojciec przygotował 
dla ciebie miejsce u swego stołu, przy którym będziemy siedzieli 
i radowali się z bycia razem przez wieczność. Twoje serce należy 

do  Boga, więc i twoja nagroda jest u  Boga.

Nazajutrz, gdy odjeżdżaliśmy, ludzie przybiegali, składając pie­

niądze i  żywność na ręce Moich uczniów.  Mówili  przy tym:

-   Prosimy, wróć. Wracaj  niebawem.

Judasz wyglądał na zadowolonego.
Dzień  był  upalny,  a  w  powietrzu  unosił  się  pył  z  drogi,  więc 

po  niedługim  czasie  usiedliśmy,  by wypocząć.  Podeszli  do  Mnie 

Mateusz z Janem.

-  Mistrzu, musisz więcej odpoczywać. Tak bardzo się trudzisz, 

a wcale nie dbasz o spoczynek. Gdy tylko ktoś prosi, już idziesz, nie ba­
cząc na siebie. Musisz odpocząć, w przeciwnym razie rozchorujesz się.

background image

Odpowiedziałem:

-   Mój  czas wyryty jest w kamieniu.  Moje dni są policzone.  Po­

wrócę  do  Ojca  wtedy,  gdy  On  tego  zechce,  i  w  sposób,  jakiego 

On będzie chciał, a  iść muszę sam. A teraz trzeba Mi pełnić wolę 

Mego  Ojca  dla  ustanowienia  nowego  ludu  Bożego.  W  następnej 

wsi jest karczma.  Idźcie przede Mną i  przygotujcie izbę tak, bym 

mógł przez trzy dni odpoczywać (tak też będę odpoczywał w przy­
szłości). A po trzech dniach powstanę wzmocniony, by pełnić wolę 

Mego Ojca.

Izba była mała,  ale wygodna, panował w niej  spokój.  Przez trzy 

dni spałem spokojnie, a budząc się trzeciego dnia, czułem, że jestem 
bardzo blisko Mego Ojca. Ktoś zapukał do drzwi:

-  Mistrzu, czy już nie śpisz? Przyjdź prędko -  powiedział Jakub, 

jak zwykle pełny przejęcia.

Wyszedłem  z  izby  i  zobaczyłem  rzymskiego  żołnierza,  który 

został zaatakowany przez zelotę. Miał ranę serca, sądzono więc, że 
umrze.

-   Proszę,  uzdrów go,  Mistrzu,  bo  inaczej  oddział rzymski  przy­

będzie wziąć odwet -  krzyczał gospodarz.

Spojrzałem  na  żołnierza  -   był to  centurion,  dowódca  wojska. 

W  jego oczach  nie znalazłem lęku, a jedynie troskę o rodzinę.

-   Uleczę  tego  człowieka,  nie  po  to,  by zapobiec  odwetowi,  ale 

ze  względu  na  miłość,  którą  nosi  on  w  sercu  do  swojej  rodziny, 
i po to, by zwrócić serce tego człowieka ku Bogu. -  Położyłem rękę 

na ranie, a ta zagoiła się. Człowiek ten powstał i powiedział:

-   Święty Mężu,  nie zapomnę o Tobie i będę się modlił do moich 

bogów o Twoje powodzenie.

Z miłością odrzekłem:

-  Nie ma bogów, lecz Bóg, a Ja jestem Synem posłanym dla uwol­

nienia świata  od  fałszywych bogów, fałszywych idoli i fałszywych 

wartości.

-  Nie rozumiem Ciebie, Święty Mężu, ale dobrze mi jest, gdy słu­

cham Ciebie, i myślę, że mówisz prawdę. Kim jest ten Bóg? -  zapytał.

-   Jest Moim Ojcem,  który jest w Niebie.  On pragnie dobra  dla 

wszystkich, kocha wszystkich i wszystkich nazywa swoją rodziną. 

Przyszedłem,  by  dać  świadectwo  o  Jego  wielkości,  Jego  miłości, 

Jego mocy i  Jego  miłosierdziu.

Upadając na kolana,  centurion odrzekł:

-  Panie, wierzę w to, co słyszę. Odtąd pragnę znać tylko Twego 

Ojca jako mego Boga, a Ciebie jako Pana. Pozwól mi zostać i pójść 
za Tobą.  Pozwól mi pomóc.

-   Przyjacielu  mój  -   odparłem  -   trzeba,  byś  wrócił  do  swojej 

rodziny,  tam  bowiem  czekają  na  ciebie.  Ale  we  wszystkim,  co 
czynisz,  okazuj  miłość każdemu;  nikogo nie  rań...  Zawsze poma­

gaj. Przeżywaj każdy dzień jako ofiarę dziękczynienia Ojcu, w ten 

właśnie sposób będziesz podążał za Mną, idąc drogą, która wiedzie 

do wiecznej  radości.

Mężczyzna odszedł, pełen miłości i nadziei, pewny usłyszanych 

obietnic.  Od  tamtego  dnia  aż  po  dzień,  gdy  przyszedł  do  Nieba, 
dotrzymywał swego słowa,  całym życiem służąc Bogu.

Moi uczniowie bardzo się dziwili.  Mówili:

-   Panie,  ten  człowiek  nie  jest  Żydem,  lecz  Rzymianinem,  jak 

mogłeś mu obiecać Niebo?

Z miłością zwróciłem się do  nich,  mówiąc:

-   Ja  jestem  Światłością  świata.  Zbawiam  tych,  którzy  pragną 

zbawienia, czy to Żyd, czy poganin, bowiem Ojciec stworzył wszyst­
kie  narody  i  wszystkie  narody  kocha,  a  Ja,  Jego  Syn,  tę  miłość 
przynoszę.

J

e z u s

 

l u t e g o

  1996

Gdy wyszliśmy z karczmy, ujrzeliśmy tłum ludzi, niektórzy wołali: 

-  Jezusie, dotknij  mnie... Jezusie, ulecz mnie...  Jezusie, pomóż 

mi.

Jak zawsze,  byli  to  ludzie w  potrzebie,  którzy przychodzili  do 

mnie, prosząc o pomoc, a Ja zawsze pragnąłem odpowiadać na ich

background image

błagania,  bowiem kochałem ich wszystkich.  Poprosiłem uczniów, 
by zebrali tych ludzi  na rynku.

Gdy usiedli, tłum zamilkł. Stanąłem naprzeciw nich,  mówiąc:

-   Pewnego  dnia  człowiek  wszedł do  świątyni  i  upadł  na  ko­

lana.  Wołał o  pomoc  do  Ojca w godzinie  niedoli.  Jego  pole nie 
obrodziło, nie wiedział więc, jak w yżyw i rodzinę. Człowiek ten 
obiecał Bogu, że przez resztę życia będzie pomagał innym, jeśli 

Bóg  pomoże  mu  teraz.  Ojciec  w  swoim  miłosierdziu  usłyszał 

jego wołanie i zadośćuczynił prośbie człowieka.  Gdy w rócił on 

do domu, zastał wiadomość o otrzymanym spadku.  Rozradował 
się  ów  człowiek,  nie  myśląc  jednak  ani  o  swoim  wuju,  który 

właśnie  zmarł,  ani  o  obietnicy  złożonej  Bogu.  Sprzedał  swoje 

mienie  i wprowadził się do  pałacu wuja.  Żył wystawnie,  psując 
swoją  rodzinę  i  ciesząc  się  nowymi  znajomościami.

Pewnego  dnia  jego  dawny  sąsiad,  gdy  nie  obrodziło  mu  pole, 

przyszedł  do  drzwi  pałacu,  prosząc  o  pomoc.  Mężczyzna,  który 
otrzymał  wysoki  spadek,  nie  zechciał  otworzyć  drzwi  staremu 
sąsiadowi,  a  sługom  kazał go  przepędzić.  Słysząc,  jak  słudzy wy­

konują jego  rozkaz,  zamożny ten człowiek przypomniał sobie, jak 
błagał Boga o pomoc i jak Bóg odpowiedział. Krzyknął więc do sług: 

„Powiedzcie mu, żeby poszedł do świątyni i prosił Boga o pomoc, tak 

jak ja to uczyniłem. Bóg ma dary dla każdego”. Zadowolony z siebie, 

poszedł spać.  Ubogi  sąsiad  usłyszał te  słowa,  udał się  do  świątyni 
i prosił Boga o pomoc. Prosił również, by Bóg przebaczył bogatemu 
człowiekowi, który odmówił mu pomocy.

Zdarzyło  się  potem,  że bogaty człowiek stracił majątek w  cza­

sie  najazdu,  a  i jego  chciano  pojmać.  W  środku  nocy,  zagubiony 
i  osamotniony,  bogaty  człowiek  niepewnym  krokiem  wszedł  na 

teren gospodarstwa ubogiego sąsiada.  Zawołał: „Pomóż mi,  przy­

jacielu, szukają mnie, by mnie zabić”.  Biedak odrzekł: „Choć tego 

nie wiesz, to ty pomogłeś mi, gdy byłem w potrzebie,  przez to, że 
przypomniałeś  mi o  zaufaniu do  Boga.  Przebaczyłem ci,  prosząc 

Boga, by i tobie przebaczył twoje samolubstwo. W podzięce Bogu

za  okazane  mi  miłosierdzie  zrobię,  co  w  mojej  mocy,  by  ciebie 

wspomóc”. I wtedy bogaty człowiek zrozumiał, że to ten ubogi ma 

prawdziwe bogactwo: zaufanie do Boga i  miłość do Niego. Rzucił 
się  na ziemię,  prosząc  Boga o  przebaczenie tego,  że był tak zaśle­
piony.  By  zadośćuczynić,  resztę  życia  spędził,  służąc  ubogiemu 
człowiekowi i wychwalając Boga.

Czy rozumiecie dzisiejszą naukę? Mówi: gdy prosisz Boga o po­

moc, trzeba, byś pamiętał,  że On wysłuchuje twoich modlitw.  I  ty 
czyń podobnie, gdy ciebie proszą o pomoc. W  ten sposób oddawaj 
cześć Bogu za Jego miłość i miłosierdzie w twoim życiu.

-  Mistrzu, jak mamy sobie pomagać, gdy mamy tak niewiele? -  

ktoś zapytał. -  Rzymianie i poborcy podatków zabierają większość 
tego, co posiadamy.

-   Należy  darowywać  nie  tylko  dobra  materialne,  ale  miłość 

i modlitwę -  odrzekłem. -  Największy dar, jaki możecie ofiarować 
braciom i  siostrom, to miłość, którą im okazujecie.

Na to wstał pewien faryzeusz i  powiedział:

-   Powiedziałeś,  by  dzielić  się  miłością,  i  dobrze  powiedziałeś. 

A  co  z  podatkiem  świątynnym?  Czy  w  godzinie  niedoli  mamy 

odmówić płacenia i zachowanymi w ten sposób pieniędzmi dzielić 
się z  innymi?

Widziałem,  że w jego sercu kryje się podstęp.

-   Chciałbyś,  bym  odparł:  „Nie  składajcie ofiar  Bogu”,  a  wtedy 

potępiłbyś  Mnie  za  te  słowa.  Mówię  wam,  w  czasach  niedostat­
ku  Bóg od was oczekuje tego,  co możecie  dać.  Bóg pragnie tylko 

waszej  miłości.  Prosi  tylko  o  waszą  ufność.  Dawid  zjadł  chleb 
w świątyni, by przeżyć i by pełnić wolę Boga.  Skoro Ojciec kocha 
wszystkich  ludzi,  czy  sądzisz,  że  nie  odpowiedziałby  na  czyjeś 

potrzeby?  Wy  faryzeusze  lubicie  splendor,  oczekujecie  szacun­
ku  i  uznania  dla  siebie,  zatapiacie  się w  myślach  o  samych  sobie 
i oznajmiacie innym, jak mają żyć według nakazów Boga. Spójrzcie 
najpierw na siebie i na to, jak wy powinniście żyć według nakazów 

Bożych.

background image

Ani na chwilę nie spuszczała przy tym ze Mnie oka.

Mężczyzna znów odwrócił się do córki i uśmiechnął, a łzy pi 

nęły mu po policzkach.

-  Ester, wiesz, że tatuś cię kocha i zawsze będzie kochał. Mu-, 

jednak na pewien czas cię zostawić, ponieważ obiecałem Jezusowi 
że będę Jego  sługą, jeśli cię uzdrowi.

-  Tatusiu, nie idź...  nie idź nigdzie -  rozpłakała się Ester. -   Ni< 

zostawiaj  mnie samej.

-  Spokojnie, dziecko. Babcia będzie tu z tobą. Mam dług wolt., 

Jezusa, a dla ciebie, córeczko, oddałbym wszystko.

Staruszka przytuliła  ich oboje,  mówiąc:

-  Wszystko będzie dobrze.  Dług to dług, musi zostać spłacon 

Zajmę się tobą, Ester, dopóki twój  tata nie wróci do domu.

Zebrani czekali w milczeniu, a Ja powiedziałem:

-   Nie  masz wobec  Mnie żadnego  długu,  przyjacielu,  poza  dlii 

giem braterskiej miłości. Zajmij się rodziną i wiedz, że Bóg słysz  d 

twoje płynące z głębi serca  modlitwy i wysłuchał ich.

Wszyscy troje spojrzeli na Mnie, a mężczyzna padł przede Mn 

na twarz i całował Moje stopy.

-  Ale obiecałem Ci wszystko,  co  mam  -  zdziwił się.
-  Dostałem od ciebie już wszystko, czego potrzebuję, dzięki l v • 

jej  miłości do Boga i silnej wierze -  odpowiedziałem, a następuś 

pochyliłem się,  by pomóc mu wstać.

-   Jakże  chciałbym,  by twoi  sąsiedzi  mieli  w sobie  tyle  milos*; 

-   powiedziałem  i  rozejrzałem się wokoło.  -   Miłość to  najwięlc- 

skarb w życiu. Jaka szkoda, że wielu o niej zapomina,  myśląc I yll  > 

o sobie.

Zgromadzeni spuścili wzrok i zaczęli nerwowo szurać nogami

-  Ja mogę pomóc -  zaoferował młody człowiek, który wyglądu 

na całkiem zamożnego.  -   Od jutra możesz dla mnie  pracować

-   Ja  także  pomogę.  Pozwól,  że  zrobię  dla  ciebie  kilka  mebli 

odezwał  się  dobrze  zbudowany  mężczyzna,  który  zapewne  lu i 
stolarzem.

-  A ja ugotuję coś od czasu do czasu -  powiedziała jedna z kobiet.
-  Znajdę nieco ubrań dla twojej  córki  -  dodała inna.

Wkrótce  każdy  z  nich  szczerze  proponował  pomoc.  Uzdro­

wienie  dziecka  otworzyło  ich  serca,  a Moja miłość  zmiękczyła je

i  sprawiła, że stały się takie, jakimi je stworzono.

Mężczyzna promieniał szczęściem.

-  Jakże Ci się odwdzięczę,  Panie? -  zapytał.
-   Godząc  się  z  przeszłością  i  przyjmując  do  wiadomości,  że 

lo nie ty byłeś winien śmierci swojej żony. Nie ty doprowadziłeś do 
zakażenia.  Umarła,  bo  nadszedł jej  czas.  Zapomnij  o  przeszłości 

i  żyj  szczęśliwie z córką  i  matką oraz  nową  rodziną, jaką stali  się 

dla ciebie sąsiedzi -  powiedziałem.

-  Tak zrobię, Panie. Tak zrobię -  odpowiedział radośnie, pełen 

miłości.  Widziałem  przed  sobą  człowieka,  któremu  udało  się  za­
pomnieć  o  bólu  i  poczuciu  winy,  człowieka,  który wkrótce  miał 
poznać  dobrą  kobietę,  swoją  przyszłą  żonę,  tak  by  rodzina  była 
kompletna, by stanowiła połączoną Bożą miłością całość.

J

e z u s

 

19 

l i p c a

  1997

Gdy  wyszedłem  na  zewnątrz,  ujrzałem  dwóch  Moich  uczniów, 
Jana i Jakuba.  Zanim się  pojawiłem,  starali  się  zajrzeć  do  środka, 

by sprawdzić,  co się stało.

-  Panie... Panie... eee... -  odezwał się Jakub, a Jan stał w milcze­

niu, zakłopotany.

-   Przyjaciele,  dobrze,  że  tu  jesteście.  Zabierzecie  Mnie  do  go­

spody, w której  będziemy nocować.  Pokażcie Mi, gdzie to jest.

-   Tak,  Panie  -   odpowiedział Jakub  z wyraźną  ulgą.  Sądził,  że 

nie wiem, jaki był prawdziwy cel  ich misji.

-  Janie, powiedz Mi, czy pozostali także są na ulicy? -  zapytałem.
-  Nie, Panie.  Czekają na Ciebie w gospodzie.
-   Zatem  powinniśmy tam  iść.  Jestem  głodny  -   powiedziałem 

z uśmiechem,  a gdy ruszyliśmy, Jan zapytał:

background image

-   Serca tych ludzi odmieniły się,  prawda, Panie?
-   Tak -   odezwał się prędko Jakub.  -  To się stało w chwili, gdy 

zobaczyli,  jak  uzdrowiłeś  tę  śliczną  małą  dziewczynkę.  Od  razu 

wszyscy zaproponowali pomoc.

-  Czasami, przyjaciele, to miłosierny uczynek czyni ludzkie serca 

zdolnymi do miłości -  wyjaśniłem. -  Bywa, że potrzebny jest cud 

w postaci dobrego uczynku, aby ludzie znaleźli w sobie życzliwość. 

Każdy ją ma, ale niektórzy kryją ją pod osłoną egoizmu.

-   Życzliwość -   powtórzył Jan.  -  Kolejne określenie miłości.

Spojrzałem  na  niego  i  zobaczyłem  mądrość  i  miłość,  których

było coraz więcej w jego sercu. Ucieszyłem się z tego niezmiernie.

Jakub  natomiast  skomentował  z  typowym  dla  młodych  entu 

zjazmem:

-   Miłość,  pokarm życia.
-   Gdybyś  wiedział,  jaka  prawda  kryje  się  w  twoich  słowach, 

byłbyś  zaprawdę  mądrym  człowiekiem,  Mój  młody  przyjacielu 

-   powiedziałem,  mając  na myśli  pokarm  miłości, jaki  ofiarowany 

będzie  ludziom  podczas  każdej  Mszy  Świętej,  pokarm  życia  i po 

karm  niebieski.

Gdy dotarliśmy do  gospody,  uczniowie  czekali  na  nas  przed  wrj 

ściem.  Pierwszy podbiegł do Mnie  Piotr ze słowami:

-  Zjemy dziś posiłek,  Panie? Czy będziemy pościć?
-   Dziś  będziemy jeść  i  uczcimy naszą  przyjaźń  -   odparłem  i  i 

dośnie, klepiąc Piotra delikatnie po ramieniu. Uczniowie ucieszyli 
się, ponieważ podobnie jak Ja nie jedli od rana i byli bardzo głodu i 

W środku usiedliśmy przy dużym  stole, dla wszystkich  starczył«« 

miejsca.  Tęga,  krzepka  żona  gospodarza  przyniosła  nam  posili 
składający się z zupy i chleba.

-   Smacznego  -   powiedziała,  po  czym  obróciła  się  na  pię<  i< 

i odeszła.

-  Duża baba -   zauważył drwiąco Judasz Iskariota.

Kobieta usłyszała go i odwróciła się szybko w jego stronę.  Sze­

roko uśmiechnięta,  bez złośliwości w głosie powiedziała:

-  Ważne jest to, co w środku, a nie to, co widzisz na zewnątrz.
-   Ja...  ja...  ja...  przepraszam.  Nie  miałem  nic  złego  na  myśli  -  

wyjąkał Judasz, chowając się za Andrzejem,  który siedział obok.

-   Nie  gniewam się,  smacznego.  Gdybyś  chciał więcej  zupy,  za­

wołaj  mnie -  odpowiedziała żona gospodarza i odeszła.

-  Uff!  -  westchnął Judasz z ulgą.
-  Jakiż z ciebie czasem głupiec, Judaszu -  odezwał się Szymon. 

-  Nie sądziłem,  że ci się to upiecze.

Tomasz roześmiał się i powiedział:

-   Zastanawiałem się, czy wyjdziesz z tego żywy.
-   Byłeś  niemiły,  Judaszu.  Na  twoim  miejscu  byłbym  w  przy­

szłości  ostrożniejszy  -   dodał  Bartłomiej,  uśmiechając  się  ciepło 
do przyjaciela.

Wówczas  przemówił  Piotr,  zwracając  się  do  wszystkich  obec­

nych:

-  Cóż za kobieta.  Chciałbym być do niej  podobny.
-  Co  masz na myśli,  bracie? -  zapytał Andrzej.
-   Obrażono ją,  ale  nie  okazała gniewu.  Uznała  obelgę  za błąd 

popełniony  przez  drugiego  człowieka.  Wybaczyła  mu  i  jeszcze 
udzieliła rady.  Ta kobieta ma wielkie serce -   odpowiedział pełen 
podziwu  Piotr.

Siedziałem w milczeniu,  ciesząc się słowami wypowiadanymi 

przez Piotra. Słowami prawdy, mądrości i pokory. Widziałem, jak 
duch Piotra dojrzewa, a jego miłość jest coraz silniejsza.

-   Zupa jest pyszna  -   odezwał się  Judasz  Iskariota,  który zapo­

mniał już o gospodyni i zaczął jeść.

-  Judaszu! -  krzyknął drugi Judasz. -  Jeszcze nie odmówiliśmy 

modlitwy.  Czy naprawdę nie mogłeś poczekać?

Judasz Iskariota odstawił talerz z zupą i bąknął:

-   Przepraszam, zapomniałem.

background image

-  Panie, czy możesz poprowadzić modlitwę? -  odezwał się drugi 

Judasz.

-   Kiedy  będziemy dziękowali  Ojcu  za  ten  posiłek  -   zacząłem 

-   pomódlmy się też o to, byśmy nigdy nie ranili ludzi wypowiada 

nymi słowami.

Kilka minut później skończyliśmy modlitwę, a Piotr powiedział

-   Teraz możemy zacząć jeść, Judaszu.

Przystąpiliśmy do  długiego,  spokojnego  posiłku.  Siedzieliśmy 

przy  stole,  ciesząc  się wzajemnie  swoim towarzystwem.  Czułem 
się  tam  szczęśliwy,  będąc  z  przyjaciółmi,  którzy  Mnie  kochali 

Na  chwilę  zapomniałem  o tym,  co  miało  nastąpić.  Cieszyłem się 
cudownym wieczorem.

-   Panie  -   odezwał się  młody Jakub  -   dobrze jest widzieć  Cię 

szczęśliwym i  roześmianym.

-   To  dlatego,  że  mam  wokół  siebie  takich  przyjaciół jak  wy 

odpowiedziałem z uśmiechem.

-   Myślę,  że  niektórzy  mają  już  na  dzisiaj  dość  -   odezwał  się 

Judasz Iskariota, wskazując na Bartłomieja, który zapadł w głęboki 

sen  z głową zwieszoną na piersi.

-   Wygląda  tak  spokojnie,  że  aż  szkoda  go budzić.  Może  zost.i 

winty go tutaj? -  zaproponował Andrzej.

-   Nie wiem,  czy byłby nam  za  to wdzięczny rankiem  -   powie 

dział Tomasz z troską w głosie.

Wówczas Bartłomiej  obudził się i wymamrotał:

-   Co się dzieje? Czemu wszyscy na mnie patrzą?

Roześmialiśmy się, a on przetarł oczy i dodał:

-   Czy już czas na sen?
-  Tak,  Bartłomieju, tak sądzę -  odrzekł Piotr, po czym wszysc \ 

podnieśliśmy się z miejsc  i chwyciliśmy za ręce,  by odmówić mo 
dlitwę. Następnie każdy udał się na spoczynek do jednego z dwóeli 
przeznaczonych dla nas pokojów.

-  Nie wierzę -  odezwał się młody Jakub, który miał spać ze M

im

 

w tej  samej  izbie.  -  Bartłomiej już zasnął. Jak on to robi?

-  W  jego sercu gości spokój -  odpowiedziałem. -  Kiedy w sercu 

macie pokój,  sen przychodzi szybko.

Jakub, zdumiony tym, jak prędko Bartłomiej zapadł w sen, siedział 

przez chwilę, wpatrując się w niego. Ja natomiast zamknąłem oczy. 
Ujrzałem wówczas krzyż i pomyślałem o tym, jak Moje poświęcenie 
przebudzi pogrążone we śnie dusze, w których gości grzech. Później 
pogrążyłem się w upragnionym śnie.

J

e z u s

 

w r z e ś n ia

  1997

Następnego ranka obudziłem się wcześnie. Moi przyjaciele nadal 
spali,  a  Bartłomiej  głośno  chrapał.  Podniosłem  się cicho  i wysze­
dłem  na  ulicę.  Chciałem pospacerować w samotności.  Słońce do­
piero wstawało. Na horyzoncie majaczyły piękne, złote promienie. 
Pomyślałem,  jak  wspaniały  prezent  podarował  Ojciec  ludzkości. 

Prezent, który mało kto doceniał.

Spacerując,  modliłem  się  i  prosiłem  Ojca o  siłę  potrzebną,  by 

przyjąć  to,  co  Mnie  czekało.  Zobaczyłem  czekającą  Mnie  mękę 

i  zasmuciłem  się  tym,  jak  mieli  potraktować  Mnie  ludzie.  M y­

ślałem  o  tym,  jak  nie  dopuszczą  do  serc  miłości  i  pozwolą,  by 

zagościło  w  nich  zło.  Później  jednak,  przypomniawszy sobie,  że 
poświęcenie, na które się zdobędę, oznacza zwycięstwo dobra nad 
złem oraz możliwość zbawienia dla każdego człowieka, poczułem 
się  szczęśliwy.  Ujrzałem  wiele  zagubionych,  cierpiących,  tortu­

rowanych  i  zdezorientowanych  dusz,  które  wpadły  w  sidła  zła 
i  które -  spragnione Mojej  pomocy -   przyjmą  Moje poświęcenie 
i  zerwą krępujące je więzy grzechu.  Widziałem wiele dusz,  które 
błąkały  się  w  ciemności,  a  które  -   gdy tylko  dosięgnie  ich  Moja 
miłość z krzyża -  znów zaczną błyszczeć w świetle Bożej  prawdy. 
Ujrzałem Moją pasję i to, jak wiele należało dać, by wielu zostało 
uratowanych. Nieprzezwyciężona miłość miała znów zapanować 

w sercach ludzi...  miłość Boża.

background image

-  Jezusie -   dobiegł Mnie głos,  który przerwał rozmyślania.  To 

był  ten  sam  mężczyzna,  który  obiecał  pracę  ojcu  dziewczynki 

uzdrowionej  dzień wcześniej.

-  Przyjacielu, jak mogę ci pomóc? -  zapytałem, mimo że znałem 

odpowiedź.

-  Jezusie, całą noc czekałem, aż będę mógł z Tobą porozmawia« 

a teraz brakuje mi słów -  odparł nerwowo.

-  Nie spałeś całą noc? -  zapytałem.
-  Nie. Nie chciałem się z Tobą rozminąć, więc siedziałem przed 

gospodą z  nadzieją,  że wyjdziesz z niej  sam. Moje prośby zostały 

wysłuchane, przyszedłeś tu,  za to ja  nie wiem, co powiedzieć.

-   Chodź,  przespacerujemy się.  Możemy  porozmawiać  po  dm 

dze  -   zaproponowałem,  a  mężczyzna  ruszył  za  M ną  w  stron«; 
obrzeży miasta.

-  Jezusie, wiele słyszałem o Tobie, o Twoich  naukach, ludziach 

których uzdrowiłeś, i o cudach. A wczoraj przekonałem się na wla 
sne oczy, że to wszystko prawda.

-   Gdzie o Mnie słyszałeś?
-  Od wielu ludzi, ale głównie od człowieka, którego córkę wczo 

raj  uzdrowiłeś.  On widział Cię wcześniej  i słuchał Twoich nauk 
odpowiedział.  -  Twoje przesłanie, Jezusie, sprawia, że moje serce 
bije  jak  szalone.  Nawet  gdy  słyszę  je  z  ust  innych,  ożywiam  si«, 
i chcę go słuchać jak najdłużej.

-   Tak  właśnie  się  dzieje,  gdy  pragniesz  chłonąć  słowa,  które 

trafiają prosto w twoje serce -  odpowiedziałem spokojnie.

-   Mimo wszystko  nie wiem,  dlaczego  nie  słucham ich  tak, jak 

powinienem. Gdy wczoraj do nas przemawiałeś, od razu zrozumi.i 
łem, że muszę pomóc temu biednemu człowiekowi, ale powinienem 
był zrozumieć to wcześniej. Tak się jednak nie stało -  powiedzi;il 
zawstydzony.

-   Jesteś  młody i  musisz się jeszcze wiele  nauczyć  -   powiedzi.i 

łem.  -  Twoje  serce mówi ci,  że powinieneś pomóc,  ale rozum  się 

mu sprzeciwia. Słowo trafiło do twojego serca, umysł jednak starał

się je zagłuszyć. Wczoraj zaś twój umysł pozbył się barier, które nie 
pozwalały ci kierować się sercem.  Teraz to serce rządzi umysłem, 
bo zagościła w nim miłość Boża, dzięki której poznasz prawdziwego 
siebie.  Odtąd  kieruj  się  sercem,  a  będziesz  kroczył Moją  ścieżką.

-  Zawsze mi mówiono: nie pozwól, by serce zawładnęło twoim 

umysłem.  Czyżby ci,  którzy tak radzili,  nie  mieli  racji?  -   zapytał 

zmieszany.

-   Jeśli  twe  serce jest  pełne  miłości,  dlaczego  nie  miałoby  być 

ważniejsze?  Kiedy  umysł  dochodzi  do  głosu,  podpowiada  nam 
wiele  rozsądnych  rozwiązań,  ale  i  wymówek  niepozwalających 

kochać i żyć tak, jak powinniśmy. To w sercu mieszka Boża miłość, 

więc jeśli  się jej  poddasz,  twój  umysł także  będzie  pełen  miłości. 

Umysł i  serce staną  się jednością.  W przeciwnym wypadku  będą 
one prowadzić wieczną walkę -  wyjaśniłem.

-  To prawda, Jezusie.  Długo walczyłem. Czułem, że muszę po­

móc ludziom, ale po chwili przychodził strach, że stracę mój  ma­

jątek i pozycję, a inni wezmą mnie za głupca. Mój ojciec mówi, że 

powinienem zapomnieć o podobnych pomysłach i zamiast tracić 

czas na mrzonki, zająć się prowadzeniem interesu -  mówił o ojcu, 
który, jak wiedziałem, starał się wyuczyć syna na dobrego kupca

i  nie rozumiał, że serce młodzieńca nie jest tak niewzruszone jak 

jego własne. -  Jak mogę zmienić swoje życie? Chcę pomagać innym. 
Nie lubię patrzeć  na cierpienie.  Chcę,  by wszyscy byli szczęśliwi. 
Gdy  słucham  Twoich  słów,  to  uczucie jest jeszcze  silniejsze,  ale 
boję się,  że kiedy odejdziesz,  będę żył jak dotychczas -   odpowie­
dział cicho zmartwiony.

-   Czytaj  codziennie  Pismo,  módl  się  i  proś  Boga  o  siłę,  by  żyć 

tak,  jak  On  by  tego  pragnął,  a  wówczas  Moje  słowa  będą  z  tobą 
zawsze -  wyjaśniłem.

-   Jak  mogę  pomóc  innym,  nie  obrażając  ojca?  Wiem  już,  że 

chciałbym przeznaczyć posiadane  pieniądze  na  pomoc biednym. 
Nie  chcę  ich  wydać  na  przyjemności  i  wygody.  Jakże  mógłbym 
to zrobić, widząc cierpienie innych? Jeśli jednak zacznę rozdawać

background image

W  bólu  dzielcie  się  Bożą  miłością,  a  dzięki  poświęceniu  ocalicie 
dusze. Cieszcie się łaską Bożej miłości, ponieważ tylko w ten sposób 
oddacie  chwałę  Bogu.  Dzielcie się  Bożą  miłością,  a w ten  sposób 

pokażecie innym, że Bóg istnieje.

Ś

w ię t y

 T

o m a s z

,  22 

k w ie t n ia

  1997

Aby nie poddać się niepewności,  módlcie się.

Aby rozwiać wątpliwości,  módlcie się.
Aby zachować pokój  duszy,  módlcie się.
Modlitwa jest darem od Boga, dzięki której możecie pozbyć się 

niepewności  i żyć w pokoju.

Ś

w ię t y

 J

u d a

,  1 

listo pad a

  1996

Dzięki wierze i  miłości możecie poznać uzdrawiającą moc Boga.

Kiedy okażecie Mu miłość i uwierzycie, że wszystko jest możliwe 

dzięki Jego  Miłości, stanie się cud!

Ś

w ię t y

 J

u d a

,  1 

listo pad a

  1997

Rodziną Bożą jest cała ludzkość.

Miłością Bożą jest cała ludzkość.
Nadzieją Bożą jest cała ludzkość.

Módlcie  się  o  to,  aby  nikt  nie  zbłądził  i  aby  każdy  człowiek 

zgodził się zająć należne mu miejsce w Bożej  rodzinie,  pełnej  na­
dziei i miłości.

Przesłanie od Naszej  Pani 

z  1  stycznia 1998 roku

Wielu ludzi szuka miłości, ale nie  może jej  znaleźć.

Wielu ludzi chce, by ich kochano,  lecz wydaje  im się, 

że nikt ich nie kocha.

Wielu ludzi żyje w oczekiwaniu,  że ktoś powie: „Kocham cię”, 

ale nigdy tych słów nie słyszy.

Tak wielu ludzi ma niedostępne serca, a ich dusze są zagubione, 

ponieważ nie widzą mojego  Słońca,  Jezusa, który wołał z krzyża 

do wszystkich ludzi:  „Kocham was”.

Nie widzą, że do nich przemawia.

Chwalmy Pana,

który pokazał mi cud swoje) miłości.

Psalm 31, 22

background image

Różaniec Trójcy Świętej

Gcly  Nasza  Błogosławiona  Matka  Maryja  ukazała  mi  się  po  raz 
pierwszy w 1993 roku, poprosiła mnie, bym zaczął odmawiać więcej 

niż piętnaście dziesiątek Różańca, które wówczas odmawiałem. Nie 

wiedziałem, jak mogę modlić się w inny sposób, więc Nasza Pani 

poprosiła  mnie o odmawianie Różańca Świętej  Trójcy.

Kiedy zapytałem, czemu nie ma w nim zwrotu „Zdrowaś Mario”, 

wyjaśniła,  iż jest to  specjalna  modlitwa  ku  chwale  samego  Boga. 
Powiedziała, że pomodli się razem ze mną i przyłączy do każdego, 
kto zechce odmawiać tę modlitwę, by razem z nim chwalić Boga. 
Nasza  Matka  powiedziała,  że  gdy  odmawiamy Różaniec  Świętej 

Trójcy, czuje szczególną radość, widzi wtedy bowiem, jak chwalimy 

wszystkie Osoby Boskie.

Zauważyłem, że dzięki Różańcowi Świętej Trójcy moje modlitwy 

stały się głębsze.  Zachęcam więc każdego, kto pragnie wzbogacić 
swoje życie duchowe, do jego odmawiania.

Można to robić o każdej porze dnia, lecz według mnie najlepiej 

jest przystąpić do Różańca Świętej Trójcy po odmówieniu codzien­

nych dziesiątek.

8  sierpnia  1996 Maryja  Panna obiecała  następujące łaski tym, 

którzy będą odmawiać ten różaniec:

Łaski zostaną  udzielone przez Różaniec  Trójcy Świętej 

duszom przebywającym  w czyśćcu.

Łaski zostaną  udzielone przez Różaniec  Trójcy Świętej 

osobom  cierpiącym.

Łaski zostaną  udzielone przez Różaniec  Trójcy Świętej 

tym  osobom,  które pragną zbliżyć się do Boga.

Różaniec Trójcy Świętej

Różaniec rozpoczynamy od uczynienia znaku Krzyża Świę­
tego.  Następnie odmawiamy:

11 razy Ojcze nasz, rozmyślając o  Bogu Ojcu 

1 raz  Chwała  Ojcu,  rozmyślając o Osobie Ojca w łonie 

Trójcy Świętej

11  razy Ojcze nasz, rozmyślając o Panu Jezusie 

1 raz Chwała  Ojcu,  rozmyślając o Osobie Syna 

w łonie Trójcy Świętej

11 razy Ojcze nasz, rozmyślając o Duchu Świętym 

1  raz  Chwała  Ojcu,  rozmyślając o Osobie Ducha Świętego 

w łonie Trójcy Świętej

1 raz  Witaj Królowo na zakończenie, 

a następnie znak Krzyża Świętego.

***>

background image

Rekomendacje

1  maja  1997 r.

Pan  Carver  Alan  Ames,  autor  dwóch  książek  Przestania  dla  C. 

Alana Amesa  i  Oczami Jezusa,  tom  i,  poprosił mnie,  bym  prze­
czytał teksty mające  złożyć się na  tom  2  Oczami Jezusa  i  napisał 
kilka słów o tej  książce.

Pierwszy raz spotkałem go,  gdy przemawiał do  ludzi  po Mszy 

św.  w sobotę,  1  lutego  1997  r.  w kościele w Epping w Nowej  Połu­
dniowej  Walii  (Australia).

Dość dużo osób pozostało, by wysłuchać jego świadectwa.  Po­

tem  modlił się nad wieloma z tych osób, które sobie tego życzyły. 
Byłem obecny podczas tego wszystkiego.

Całe  to  wydarzenie  było  niezwykle  poruszające.  Byłem  pod 

głębokim wrażeniem tego, co tam usłyszałem i zobaczyłem.  Było 
również dla mnie wielkim przywilejem, że znalazłem się w grupie, 
która  spotkała się  z  nim  później  na kolacji w sali  parafialnej.  Nie 

spotkaliśmy się potem już osobiście, choć kilkakrotnie rozmawia­
liśmy telefonicznie.

Czytałem  dwie  książki  Alana  Amesa  -   częściowo Przesłania 

i  bardzo  dokładnie  i  z  ogromną  przyjemnością  Oczami Jezusa, 

tom  1.  Prosty język  i  styl  skupiają  zainteresowanie  czytelnika, 
a wydarzenia i sceny książki dają mnóstwo materiału do rozmyślań 
i  medytacji,  skłaniając do modlitwy i pobożnych postanowień.

Według Alana Amesa wydarzenia te i  sceny  zostały  mu obja­

wione prywatnie przez Jezusa Chrystusa i stanowią pewien frag­

ment życia Jezusa z czasów, gdy wędrował z apostołami i nauczał, 

przekazany nam po to, byśmy czerpali z niego inspirację do życia

i miłości bliźniego.  Należy tu pamiętać,  że Alan Ames  nie otrzy­
mał wiele formalnego wykształcenia, nigdy nie studiował filozofii 
ani teologii.

W  pismach  tych  nie  znalazłem  niczego  przeciw wierze  i mo­

ralności,  jakiej  naucza  Kościół  katolicki.  Dotyczy  to  oczywiście 
również tomu 2 cyklu  Oczami Jezusa.  Sam Autor jest ściśle orto­
doksyjny i wiedzie bardzo pobożne życie. Dzięki przykładowi jego 
życia, pismom i publicznym wystąpieniom wiele osób zdecydowało 
się  na  zmianę  swojego  postępowania,  niemało  też  nawróciło  się 
i  przystąpiło do Kościoła katolickiego.

Zachęcam zatem, by jeśli tylko nadarzy się taka okazja, posłu­

chać jego wystąpień i by przeczytać książki cyklu Oczami Jezusa. 
Będziecie mogli sami przekonać się o tym, co chciałem przekazać 
o  Alanie  w tym  krótkim  piśmie.  Szczerze  rekomenduję  bowiem 

zarówno jego książki, jak i osobę.

bp H.J.  Kennedy 

Biskup emeritus Armidale 

Nowa Południowa Walia

*

Byłem pod tak wielkim wrażeniem tomu  1  Oczami Jezusa, że po­

prosiłem  mojego  wydawcę  z  Brazylii  o  przygotowanie  portugal­

skiego  wydania  tej  książki,  by  również  Brazylijczycy  mogli  uzy­

skać te korzyści, które ja otrzymałem dzięki jej  lekturze.

O.  Robert De Grandis SSJ

background image

Spis treści

Przedmowa -  o.  Gerard Dickinson  |  5 

Wstęp  |  6

Słowo od wydawcy oryginalnego  |  7

C z ę ś c i  |  11 

C zęść II  |  197 

C zęść III  |  371

Przedmowa do części

 III  |  373 

Wstęp do części

 III  |  375 

D

odatki

  |  561

Nota od Alana Amesa  \

  563 

Przesłanie od Naszej Pani...

  |  567 

Różaniec  Trójcy Świętej  \

  568 

Rekomendacje

  |  570