background image

16

17

16

agata gabiś 

jak zbudować 

miasto-ogród,

czyli o wcieleniach pewnej utopii

Co zrobić, żeby było lepiej, piękniej, wygodniej? 

I do tego żeby ludzie byli szczęśliwsi i dbali o wspól-

ną własność? Trzeba stworzyć nową urbanistyczną 

przestrzeń i połączyć w niej zieleń i architekturę. 

Po prostu: trzeba zbudować miasto-ogród.

Miasto-ogród miało być ratunkiem na wszystkie 

problemy tego świata, począwszy od wysokich czyn-

szów a skończywszy na nierówności społecznej. Tak 

uważał twórca i propagator koncepcji Garden City 

– Ebenezer Howard. Koncepcja ta jest bliska odwiecz-

nym, utopijnym pomysłom naprawy świata – trzeba 

najpierw wymyślić ideał, żeby potem, w konfrontacji 

z rzeczywistością, było co tracić. Swoje pomysły 

Howard opisał w książce „To – morrow: a Peaceful 

Path to Real Reform”, wydanej w Londynie w 1898 r. 

i idealnie wpisującej się w polityczną i gospodarczą sy-

tuację ówczesnej Anglii. Coraz większą popularnością 

cieszyła się wtedy partia socjalistyczna, w parlamencie 

dyskutowano o polityce mieszkaniowej, a idee odro-

dzenia rzemiosła angielskiego spod znaku Arts and 

Crafts Movement wciąż oddziaływały na środowiska 

artystyczne.

W 1902 r. ukazała się druga, nieco zmodyfikowa-

na wersja „To – morrow...”, pod znaczącym tytułem: 

„Garden Cities of To – morrow”. To ona stała się 

swego rodzaju manifestem dla całego ruchu miast-

ogrodów. Według Howarda, który przedstawił swoją 

koncepcję w odniesieniu do Londynu, zrealizowanie 

idei Garden City miało zapewnić ludziom optymalne 

warunki życia w zdrowiu, spokoju i harmonii. Swoje 

założenia zilustrował przy pomocy diagramu trzech 

magnesów. Jeden to miasto, ze wszystkimi jego wa-

dami, jak wysokie czynsze czy brudne powietrze, 

i zaletami: dobrze oświetlonymi ulicami, życiem 

towarzyskim. Drugi to wieś, z takimi plusami, jak 

piękno natury, świeże powietrze, niski czynsz, oraz 

minusami: brakiem życia towarzyskiego, niskimi 

zarobkami. 

Trzeci  magnes  to właśnie  Town-Country, 
nazwane „miastem-ogrodem”, 

które łączy wszystkie dobre strony miasta i wsi, eli-

minując niedostatki. Takie Garden City to zorganizo-

wana, niezależna struktura, oddalona o kilkadziesiąt 

kilometrów od dużego miasta, dogodnie z nim jednak 

połączona. Tanie, podmiejskie grunty są najlepszym 

terenem pod budowę domów w systemie kooperacji, 

który likwiduje proceder spekulacji ziemią. 

background image

16

17

17

Również przy pomocy diagramu przedstawił 

Howard schemat miasta: na planie koła, z placem 

w centrum, otoczone terenami zielonymi (green 

belts). Gdyby Garden City osiągnęło określony limit 

mieszkańców (32 000), w pewnej odległości od nie-

go, oddzielone polami i zielenią, powinno powstać 

kolejne, takie samo. W ten sposób, według „zasady 

wzrostu”, Londyn zostałby otoczony pierścieniem 

„miast-ogrodów”. 

Schematy z „Garden Cities of To – morrow” 

charakteryzuje  pewna  ogólnikowość.  Howard 

po prostu przedstawił główne punkty swojej idealnej 

koncepcji, która miała zaradzić fatalnym warunkom 

życia w mieście i stworzyć miejsce dla rozwoju lo-

kalnych wspólnot. Rzeczywistość okazała się dla 

idei „miasta-ogrodu” dość surowa. Nie sprawdził się 

system kooperacji i wprowadzenia bardzo niskich 

czynszów: „miasta-ogrody” nie były w stanie samo-

dzielnie funkcjonować. Dwie sztandarowe angiel-

skie realizacje – Letchworth i Welwyn Garden City 

– nie powstałyby bez finansowej pomocy ze strony 

państwa. Natomiast wielkim sukcesem okazała się 

koncepcja urbanistyczna: układ, w którego centrum 

znajduje się plac, a od niego rozchodzą się szersze 

i węższe ulice, w którym domy z ogrodami często 

zgrupowane są przy ślepych uliczkach albo placy-

kach, a dzięki skwerom i parkom wszechobecna 

jest zieleń. 

Dwa  angielskie  Garden  Cities  planowano 

od podstaw, bez konieczności przystosowywania 

ich na przykład do istniejącej już zabudowy. Jed-

nak taka idealna sytuacja zdarza się dość rzadko. 

Zdawał sobie z tego sprawę Raymond Unwin, który 

w 1906 r. zaprojektował przedmieście ogrodowe 

Hampstead (Hampstead Garden Suburb). To wła-

śnie ta realizacja, w której trzeba było uwzględnić 

ukształtowanie terenu i bliskość miasta, spotkała 

się z największym zainteresowaniem architektów 

background image

18

19

wszystkie fot. w artykule: 

Agata Gabiś

spoza Anglii. W przeciwieństwie do „prawdziwych” 

„miast-ogrodów”  przedmieście proponowane przez 

Unwina okazało się przedsięwzięciem realistycz-

nym. Podjęli się go sami Anglicy oraz niemieccy 

architekci  skupieni  wokół  powołanego  w 1902 

r.  Deutsche  Gartenstadtgesellschaft,  szukający 

odpowiedzi na ogromne problemy mieszkaniowe 

we własnym kraju. 

Pionierską niemiecką realizacją i wzorem dla in-

nych osiedli było Gartenstadt Hellerau pod Dreznem, 

budowane od 1907 r. według projektów Richarda 

Riemerschmida, a finansowane przez fabrykanta-

idealistę Karla Schmidta. Małomiasteczkowa idylla 

Hellerau – 

kręte uliczki, rynek z gospodą i ratuszem, 

domy o spadzistych dachach i kolorowych okienni-

cach – znalazła wielu zwolenników. Przedmieścia 

ogrodowe zaczęły powstawać na terenie całych 

Niemiec w błyskawicznym tempie.

Jak wyglądały okoliczności powstania zwykłego, 

niedużego „miasta-ogrodu” gdzieś na wschodnich 

krańcach Niemiec, na przykład – we Wrocławiu? Nikt 

nie przejmował się zbytnio teoriami Howarda, kiedy 

w 1911 r. zaczęto szukać terenów dla Gartenstadt 

Carlowitz. Miało być tanio: takich gruntów szukała 

spółka Eigenheim Baugesellschaft für Deutschland, 

której siedziba znajdowała się we Frankfurcie nad 

Menem, a wrocławska filia była jedną z dwunastu 

na terenie całego kraju. Akcję marketingową prze-

prowadzono błyskawicznie. W lipcu 1911 r. założono 

filię, a we wrocławskiej prasie pojawiła się informacja, 

background image

18

19

że na północy miasta, za Odrą, na terenie dóbr Carlo-

witz, będzie budowane przedmieście willowe. W sierp-

niu firma oficjalnie otworzyła swoją siedzibę, a w niej 

wystawę rysunków i modeli domów z już istniejących 

miast-ogrodów. Przy okazji ekspozycji można było 

uzyskać konkretne informacje dotyczące mieszkań 

na Karłowicach. Dwa razy dziennie z centrum jeździł 

za Odrę specjalny, darmowy autobus, aby klienci sami 

mogli zobaczyć, gdzie ma stanąć ich dom. Wystawa 

cieszyła się dużym zainteresowaniem – przez dwa 

tygodnie obejrzało ją około 2500 osób. 2 października 

1911 r. uroczyście rozpoczęto budowę,  a w lipcu 1913 

Gartenstadt Carlowitz liczyło już 33 domy.   

Kto i dla kogo te domy budował? 

W rozlicznych ogłoszeniach i reklamach pojawiają 

się hasła o nowym człowieku, który chce mieć świeże 

powietrze, światło i spokój bez konieczności utraty 

kontaktu z miastem, bo z Gartenstadt Carlowitz 

można dojechać do Rynku w 18 minut – specjalnym 

karłowickim omnibusem. Pewnie korzystali z niego 

mieszkańcy  skromniejszych  szeregówek  przy 

An der Klostermauer (dziś ul. W. Pola) – urzędnik 

pocztowy Johann Otto albo nauczyciel gimnazjal-

ny Ludwig Sniehotta. Może czasem jeździł z nimi 

profesor Kropatscheck z jednorodzinnego domu 

przy Klosterweg (dziś al. T. Boya-Żeleńskiego). Nie 

spotykało się raczej w omnibusie mieszkańców dy-

rektorskich willi stojących przy głównej ulicy – Korso 

Allee (dziś al. Kasprowicza). 

Wszystkie domy – szeregówki, bliźniaki i wille 

– zaprojektował początkujący architekt z Alzacji, Paul 

Schmitthenner. To była jego pierwsza samodzielna 

praca, ale miał już doświadczenie przy budowie 

miast-ogrodów, przed przybyciem do Wrocławia 

pracował bowiem dwa lata we wspomnianym Hel-

lerau.  Jego  karłowickie  domy  z mansardowymi 

dachami, zielonymi okiennicami, oknami o gęstych, 

szczeblinowych  podziałach  przywodzą  na myśl 

zarówno samo Hellerau, jak i legendarną epokę 

Goethego, czyli okres ok. 1800 r., którym fascyno-

wali się niemieccy architekci na pocz. XX w. Potem 

jednak Schmitthenner pokłócił się z zarządem firmy 

i wyjechał do Berlina, żeby tam budować Gartenstadt 

Staaken (które miało się zresztą okazać jego wielkim 

sukcesem). Na Karłowicach zarzucono jednorodną 

koncepcję miasta-ogrodu, w ogródkach zaczęto 

budować wille. 

Ebenezer Howard obmyślał swoją koncepcję 

z założeniem, że będzie ulegała rozmaitym prze-

kształceniom.  W zetknięciu  z rzeczywistością, 

z różnymi potrzebami społecznymi i często skrom-

nymi środkami finansowymi ideę Garden City modyfi-

kowano, upraszczano lub realizowano tylko fragmen-

tarycznie. Nie można było tego uniknąć – chcąc prze-

nieść idealne miasto w rzeczywisty wymiar, trzeba 

się liczyć z koniecznością kompromisu. Nie uda się 

również od razu stworzyć w takim mieście idealnego 

społeczeństwa, którego członkowie potrafiliby żyć 

we wspólnocie i dbać o wspólne dobro, którym jest 

ich miejsce zamieszkania. Być może jednak utopijne 

idee Howarda choć w minimalnym stopniu wpłynęły 

na zmianę opinii dotyczących miasta i jego funkcji. 

I może, co ważniejsze, zmieniły nieco spojrzenie 

samych mieszkańców na własny dom z ogródkiem. 

Gdyby tak się stało, autor Garden Cities uznałby 

to prawdopodobnie za swój wielki sukces. 

agata  gabiś  –  studentka  IV  roku  na  Uniwersytecie 
Wrocławskim.  Szczególnie  interesuje  się  zjawiskami 
z pogranicza architektury, historii i socjologii. A co oprócz 
tego? Literatura węgierska lat 70., capoeira i świat według 
Douglasa Adamsa.