background image

"PiS ma szansę wygrać"

Za rządów Platformy stworzono instytuty w różnych dziedzinach: audiowizualnych, 
filmowych, literackich, które – jak w komunizmie – stanowią mechanizm kontroli i 
kooptacji środowisk inteligenckich. I przez rozdzielanie funduszy, arbitralne promowanie 
jednych a wykluczanie innych, uprawia się politykę podporządkowaną interesom partii 
władzy. Należy więc pokazywać próby delegitymizowania opozycji, selektywny przekaz 
medialny, przekroczenia reguł demokracji – z prof. Jadwigą Staniszkis rozmawia Elżbieta 
Królikowska-Avis. 

11 marca w Brukseli odbył się pierwszy szczyt „Unii dwóch prędkości”. Najpierw 
spotkanie 27 krajów, w tym Polski, a potem 17 członków strefy euro. Jak Pani ocenia 
to wydarzenie? Czy to sygnał początku rozkładu Unii, a może rodzaj szantażu, abyśmy 
zdyscyplinowali naszą gospodarkę?
 

Nie. Po pierwsze termin „Europa dwóch prędkości” tutaj nie pasuje, bo to są raczej dwa 
różne modele integracji. To, co dziś robi strefa euro, zaczęło się 1,5 roku temu jako 
racjonalna z ich perspektywy reakcja na kryzys, w pewnym stopniu realizująca plan, który w 
1989 r., jeszcze przed rozszerzeniem Unii, zaproponował Jacques Delors. A więc projekt 
instytucjonalny, który będzie wykorzystywał wszystkie logistyczne możliwości, jakie daje 
wspólna waluta, na rzecz rozwoju. Pójście za ciosem w sferze podatkowej, planowania 
przedsięwzięć, polityki społecznej, ograniczenie tego „Schumanowskiego gorsetu”, który 
wygasił unijną energię. W czasach kryzysu dostrzeżono konieczność bliższej integracji i 
zadziałano – do pewnego stopnia – naśladując Koreę Południową po jej kryzysie w 1998 r. – 
w ramach formuły „autorytatywnego państwa rozwojowego”. Czyli nie centralizacja, lecz 
państwo promujące rozwój poprzez instytucje. Stąd pomysł Unii na dwa modele integracji. 
Dla nas te wieści z Brukseli oznaczają jedno – nieuchronne zwiększanie się luki rozwojowej 
między nami a Zachodem. Bo jesteśmy wykluczeni nie tylko dlatego, że nie mamy euro, ale 
i dlatego, że nasz potencjał – wiedzy, jakości infrastruktury, zdolności akumulowania 
kapitału – jest za niski, żebyśmy mogli uczestniczyć w tym skoku Unii do przodu. Dla 
Polski jest to dramat, ale żadne protesty nie pomogą. Wcześniej rząd nie zrobił nic, aby 
wykorzystać choćby pewne elementy tej strategii – mimo że ja sama od dawna możliwość 
podziału Unii sygnalizowałam. Można było przynajmniej wykorzystać to „rozluźnienie 
gorsetu Schumanowskiego”, np. dyrektywy o pomocy publicznej. W tej chwili wszystko, co 
możemy zrobić, to próbować wzmocnić naszą politykę prorozwojową i szukać jakiegoś 
własnego modelu w naszym regionie. Choć trzeba powiedzieć, że zrobiliśmy wiele – 
donosząc na Węgry do Brukseli, że „niszczą wolność słowa”, kłócąc się z Litwinami – żeby 
zantagonizować się ze wszystkimi dookoła. Kryzys w naszym regionie – wbrew 
propagandzie sukcesu Tuska i Rostowskiego – jest głęboki, a jego efekt to obniżenie jakości 
struktur gospodarczych. Nasz potencjał rozwojowy się zmniejsza, podczas gdy Unia 
Europejska zrobi skok do przodu.

W Platformie widać oczywisty rozłam. Po jednej stronie Donald Tusk, po drugiej 
Grzegorz Schetyna. Czy to sygnał poważnych zmian, i jaką rolę mógłby odegrać tu 
Leszek Balcerowicz, który najwyraźniej wraca na scenę polityczną?

Myślę, że ta nagła reorientacja mediów z frontalnym atakiem na Tuska i Rostowskiego łączy 
się z faktem, że część z nich – w tym TVN i Agora – to gracze giełdowi. Przygotowywane 
przesunięcie znacznej części środków OFE do ZUS oznacza dla nich utratę bardzo dużych 

1

background image

pieniędzy. OFE pompowało sztucznie taką bańkę giełdową, był to dla nich mechanizm 
podnoszenia wartości firmy, w znacznym stopniu spekulacyjny. Tak więc spadek notowań 
Tuska łączy się także z polityką mediów – graczy giełdowych, i został podyktowany ich 
interesami. Ścieżka wybrana przez Tuska i Rostowskiego na krótką metę pozwala uniknąć 
szybkiego dojścia do blokowanego zapisami konstytucji poziomu deficytu, ale jednocześnie 
grozi dalszym tąpnięciem rozwojowym. I dlatego znacznie racjonalniejsze byłoby inne 
posuniecie: nie rozwalanie reformy OFE, lecz dalsza jej liberalizacja. Bo to, co dotychczas 
obserwowaliśmy, to tylko pompowanie interesu wielkich firm.

I teraz Platforma wydaje się wokół OFE głęboko podzielona. Jej zaplecze to przecież firmy 
publiczne i prywatne posiadające swoje akcje na giełdzie. One ustawiły się przeciw planom 
Tuska i grają na Schetynę jako kogoś, kto lepiej rozumie, że w sprawie OFE należy obrać 
kierunek liberalny. Z kolei Leszek Balcerowicz chce cięć socjalnych i broni wielkich firm 
giełdowych. Powstaje tu skomplikowana i mało czytelna struktura interesów, jednak 
niewątpliwie pewną rolę w tych roszadach odegrały także psychiczne cechy Tuska, jego 
niezdolność do koordynacji prac rządu, uciekanie od odpowiedzialności, niedojrzałość 
emocjonalna, którą było widać już wcześniej, w jego pierwszej reakcji na tragedię 
smoleńską. Strategia tych grup interesów jest więc taka: wygrać wybory mniejszym 
marginesem w stosunku do PiS i potraktować to jako okazję do pałacowego przewrotu.

Jak Pani sądzi, czy przyszły układ aparatu władzy to prezydent Komorowski i premier 
Balcerowicz, czy Komorowski i Schetyna?

Balcerowicz? Nie sądzę, jest zbyt dogmatyczny, zbyt sztywny. I zrobił wiele błędów na 
początku transformacji, jak np. przedwczesne wprowadzenie wewnętrznej wymienialności, 
co przy sztywnym kursie dolar–złoty doprowadziło do uzależnienia od importu i wycięcia 
dużej części krajowej produkcji.

Prezydent Komorowski wprowadza do Pałacu dawnych kolegów z Unii Wolności, 
buduje swoje kadrowe zaplecze...

Tak, angażuje ludzi z dawnej UW, którzy nie znaleźli miejsca w polityce, bo zostali 
odrzuceni przez wyborców. Wrażliwość społeczna to jednak nie to samo, co kompetencje. 
Nie sądzę więc, żeby z tym wszystkim byli wiarygodnym otoczeniem głowy państwa. 
Sądzę, że Komorowski nie jest silnym ośrodkiem intelektualnym, ośrodkiem władzy. 
Wprawdzie umocowanie prezydentury w Polsce jest na tyle silne, że daje Komorowskiemu 
wysokie uprawnienia, ale pozostaje kwestia osobowości. Będzie raczej języczkiem u wagi, 
który może się do decyzji przyczyniać, ale sam nie będzie ich reżyserem.

Polska znalazła się w „Europie drugiej prędkości” razem z Wielką Brytanią. Ale nie 
widzę w Westminsterze specjalnej paniki.

W grupie krajów strefy euro powstał pakt o konkurencyjności, rodzaj rządu ds. 
gospodarczych, co już wywołało wewnętrzne opory niektórych państw tego kręgu. Ale 
istnieje także drugi wymiar – wojskowy. Nastąpiło tu duże zbliżenie Francji i Wielkiej 
Brytanii, widać, że te dwa kraje formułują własną politykę, choćby w sprawie Libii, w 
sposób bardziej wyrazisty niż pozostałe. Inną niż NATO, niż pani komisarz Catherine 
Ashton. Oznacza to nie tylko współpracę wojskową, ale także przemysłów zbrojeniowych – 
a pamiętajmy, że w tej chwili przemysły zbrojeniowe to nośniki nowych technologii. W 
Stanach Zjednoczonych rząd wymusza na przemyśle zbrojeniowym wykorzystywanie 

2

background image

najnowszych technologii tzw. podwójnego zastosowania, które stają się impulsem 
rozwojowym gospodarki. Tak więc Wielka Brytania jest wciągana przez nowe centrum 
Unii, także poprzez szeroką współpracę przemysłów zbrojeniowych, w stronę 
innowacyjności. My nie mamy szans. Z tą naszą coraz krótszą perspektywą myślową, 
chowaniem problemów (jak się to robiło z długiem publicznym), rezygnacją z innowacyjnej 
polityki rozwojowej przegrywamy podwójnie: z własnymi problemami wewnętrznymi i 
wobec innowacyjnej strategii grupy euro.

Polityka unijna Wielkiej Brytanii jest asertywna. Tylko ostatnio powiedziała Brukseli 3 
x nie – w sprawie klęski polityki wielokulturowej, praw wyborczych dla więźniów i 
obrony brytyjskiego stylu życia. Inaczej jest w Polsce, gdzie polityką MSZ jest „płynąć 
w głównym nurcie”.

Dziś obserwujemy w Unii w sferze wartości bardzo ciekawy proces. Wydaje się, że jej 
model z epoki traktatu lizbońskiego przemija. Wtedy uzgodniono, że przestrzeń unijna jest 
dość szeroka, aby absorbować kolejne systemy wartości, a traktat dostarczy instrumentów 
do budowania przez państwa swojej kombinacji norm w ramach warunków brzegowych. W 
tej chwili dostrzega się, że świat islamski, który Zachód widział w kategoriach prostej 
asymilacji do własnych standardów, chce kontaktować się z nami, zachowując swoją 
tożsamość. Na niedawnej konferencji w Maroku usłyszałam, że oni widzą Polskę – która 
także próbuje zachować swoją tradycję, tożsamość prawną, inny porządek wartości – jako 
kraj związany z inną ścieżką intelektualną niż Zachód, z kręgiem realizmu tomistycznego. 
Dziś nawet pooświeceniowa Francja dostrzegła – przywołam ciekawą wypowiedź 
prezydenta Sarkozy’ego na temat beatyfikacji Jana Pawła II – że musi zrobić krok dalej i 
zrozumieć sposób funkcjonowania społeczeństw, w których istnieje fenomen myślenia 
poprzez wiarę.

Model państwa wielokulturowego w Europie – potwierdzili to ostatnio David Cameron, 
Angela Merkel i Nicolas Sarkozy – poniósł klęskę i teraz przybysze, oczekując 
tolerancji, będą musieli akceptować także demokratyczne wartości Europy.

W każdym razie w tej chwili następuje przewartościowanie Unii w bardzo wielu wymiarach.

Jak ocenia Pani poziom demokracji w Polsce?

Brak procedur i obyczajów demokratycznych jest w Polsce poważnym problemem. Bo u nas 
demokracja została zredukowana do aktu wyborczego, który, co gorsza, odbywa się w 
atmosferze delegitymizowania opozycji. Jeżeli niemal połowa wyborców Platformy popiera 
ją dlatego, że „nie chce dopuścić do władzy PiS” (metodą premiera Tuska było wzmaganie 
tego strachu w sposób zupełnie irracjonalny, a media ten lęk ze względu na własne interesy 
potęgowały), to co można powiedzieć dobrego o polskiej demokracji? Jeżeli próbuje się 
delegitymizować konstytucyjną opozycję, sugerując, że należy ją zniszczyć, to jest to 
oczywiście głęboko niedemokratyczne! Obok zainstalowania demokracji przez prawo 
wyborcze, prawo istnienia opozycji, jest coś takiego jak konsolidacja demokracji, czyli 
możliwość wyrażania innych poglądów, niż wyznaje partia rządząca. A w tej chwili 
Platforma w głosowaniu w sprawie OFE wprowadza dyscyplinę partyjną, zamykając usta 
nawet opozycji wewnętrznej! To pokazuje, jak bardzo oligarchiczny model ugrupowania 
reprezentuje PO. Ponadto zamyka się szanse działania poważniejszych ośrodków myśli, 
mówię o tych wszystkich prawicowych czy centrowych periodykach jak „Fronda” czy 
krakowskie „Pressje”. Za rządów Platformy stworzono instytuty w różnych dziedzinach: 

3

background image

audiowizualnych, filmowych, literackich, które – jak w komunizmie – stanowią mechanizm 
kontroli i kooptacji środowisk inteligenckich. I przez rozdzielanie funduszy, arbitralne 
promowanie jednych, a wykluczanie innych, uprawia się politykę podporządkowaną 
interesom partii władzy.

W tegorocznej kampanii wyborczej PiS pojawił się nowy segment tematyczny – 
„demokracja”. Odbył się już pierwszy panel, przewidywane są wykłady w Sejmie, na 
Uniwersytecie Warszawskim.

W sytuacji kiedy strona platformerska wpycha PiS bez przerwy w reakcje emocjonalne, 
bardzo ważne jest zracjonalizowanie wizerunku tej partii. Warunkiem zwycięstwa jest także 
demokratyzacja samej partii, bo aby wypromować jakikolwiek nowy wątek, trzeba mieć 
wiarygodność. Należy więc pokazywać próby delegitymizowania opozycji, selektywny 
przekaz medialny, przekraczanie reguł demokracji. Ale także trzeba wyciągnąć rękę do 
młodych działaczy z PJN. Ci wszyscy młodzi uwielbiali Kaczyńskiego, programowo wciąż 
są bliżej PiS niż PO, ale aparat partyjny PiS, nastawiony na brak konkurencji, eliminuje 
ludzi, którzy mogliby wnieść nowe pomysły – choćby te, o których pani mówi, dotyczące 
demokracji. Ta grupa mało inspirujących klakierów powstrzymuje prezesa – który jest 
bardziej otwarty na zmiany niż oni – od wyciagnięcia ręki do tych młodych działaczy. A 
przecież widzielibyśmy to jako znak otwarcia się, zmiany formuły, demokratyzację partii.

Wydaje się, że samo podjęcie tematu niedostatków demokracji w Polsce – nie zrobiła 
tego europejska podobno i nowoczesna Platforma – jest dowodem na otwarcie się PiS. 
Bo za tymi hasłami idzie przecież projekt przebudowy państwa w kierunku formuł 
zachodnich, jego instytucji, parlamentu, społeczeństwa.

Podjęcie programu demokratyzacji państwa jednak nie wystarczy. Niezbędna jest także 
wiarygodność wizerunkowa. W tej chwili widać już przesunięcia młodych ludzi z PO, tych, 
którzy nie mogą znieść ruchów antyliberalnych partii czy korupcyjnych skandali, w stronę 
PiS. Dlatego tak ważne jest, aby PiS zaczął do nich mówić: „Wróćcie, jesteście naszym 
kapitałem, jesteście potrzebni”.

(...) 
 

(Gazeta Polska)

2011-03-22 (14:36)

4