background image
background image


background image


Julia

 siedziała  na  dachu  szarego  osiedlowego  bloku  oparta

plecami  o  masywny  komin.  Ptaki  darły  dzioby  na  znak,  że  i  one
poczuły  w  powietrzu  wiosnę.  Ich  świergolenie  byłoby  nawet

przyjemne,  gdyby  nie  fakt,  że  dziewczyna  potrzebowała  akurat
ciszy  i  spokoju.  Ciepły  wiatr  rozwiewał  jej  długie  włosy  i  Julka  po

paru  minutach  walki  z  ciemnymi  kosmykami  smyrającymi  ją  po
twarzy i niepozwalającymi się jej skupić zakręciła je sprytnie wokół

ołówka,  tworząc  na  głowie  prosty  kok,  i  wtedy  ją  oświeciło.
Korzystając  z  okazji,  zaczęła  szybko  gryzmolić  na  papierze,
z  nadzieją,  że  skończy  nudne  zadanie  matematyczne,  zanim
oświecenie ją opuści. Matma nigdy nie była, delikatnie mówiąc, jej
mocną  stroną,  a  normalnie  mówiąc,  często  doprowadzała  ją  do
takiego stanu, że przeklinała jak dzika świnia.

Nagle

podskoczyła jak porażona, gdy ktoś od tyłu pociągnął ją za

włosy.  W  ciągu  ostatniej  godziny  była  tak  zajęta  zadaniami
matematycznymi,  że  kompletnie  zapomniała,  gdzie  jest.  Podniosła
wzrok i zobaczyła sympatyczną, przystojną twarz Michała.

– Cześć.
– Cześć – odpowiedziała dziewczyna, gryzmoląc wciąż

po

kartce.

– Byłem u ciebie w domu, a raczej

przed

drzwiami, bo nikt mi nie

otworzył. Mimo to i tak było słychać, że twoi starsi się kłócą, więc
pomyślałem, że w takiej sytuacji, jak nie ma cię u mnie, to będziesz

tutaj.

–  Pomyślałeś,  przyszedłeś,  znalazłeś  –  powiedziała

 Julka

 wciąż

zamyślona.

– A może

ty

nie masz teraz ochoty na moje towarzystwo?

background image

–  Ale  Michał,  nie  bądź  durny!  Na  ciebie  zawsze  mam  ochotę!  –

Chłopak,  słysząc  to,  uśmiechnął  się  rozbawiony.  –  Nie  to  chciałam

powiedzieć. – Zmieszała się, gdy dotarły do niej jej własne słowa. –
Miałam  na  myśli  to,  że  NA  TWOJE  TOWARZYSTWO  zawsze  mam

ochotę,  w  końcu  znamy  się  całe  życie,  jesteś  moim  najlepszym

kumplem  i  mówiąc,  że  zawsze  mam  na  ciebie  ochotę,  myślę  tak
normalnie  o  twoim  towarzystwie,  nie,  że  mam  na  ciebie  ochotę
w sensie fiki-miki… No wiesz – paplała, a jej twarz robiła się coraz

bardziej  czerwona  –  fizycznie  mnie  nie  pociągasz,  jesteś  dla  mnie
jak brat, zupełnie aseksualny. – Kiedy

spojrzała na kumpla, ugryzła

się  w  język  i  ucichła.  Nigdy  nie  wiedziała,  kiedy  ma  się  zamknąć,
gdy  czuła  się  niezręcznie.  I  „fiki-miki”???  Co  to  do  cholery  za

słowo? Może dziesięcioletnie dziecko by tak powiedziało, a ona była
już prawie ryczącą osiemnastką. Jaka siara! Co się z nią, do jasnej
dupy, dzieje? To dlatego, że Michał wyskoczył na nią tak znienacka,
z  tym  swoim  oszałamiającym  uśmiechem  i  piękną  buźką  i  jeszcze
piękniejszym ciałem.

–  Dzięki,  Julka.  Wiesz,  zawsze  strasznie  miło  usłyszeć  coś

takiego:  aseksualny,  nie  pociąga  nikogo,  garb  mu  sterczy  na
plecach  –  zażartował.  –  Pewnie

 tak  mnie  opisujesz  wszystkim

dziewczynom w ogólniaku i dlatego żadna mnie nie chce.

– Oj, Michał. – Przewróciła oczami i puknęła się w czoło na znak,

że  chłopak  ma  nierówno  pod  sufitem.  –  Po  pierwsze,  wszystkie
babki biegają za tobą z wywieszonymi językami jak psy za kiełbasą
– „Boże, znów seksualne podteksty, co się, kuchnia, ze mną dzieje?”
–  a  po  drugie,  gadam  bez  sensu,  bo  najpierw  mnie  wystraszyłeś,
potem  zrobiłam  z  siebie  idiotkę,  a  chwilę  później  jeszcze  większą.

Wiesz,  jaka  jestem,  jak  wpadnę  w  słowotok.  Więc  sprostowanie,
OK? – Spojrzała na niego i stwierdziła, że chłopak na pewno garbu

nie  ma  i  aseksualny  też  nie  jest.  Wprost  przeciwnie.  Był  wysoki

i  szczupły,  wysportowany,  gęste  włosy  koloru  piaskowego  opadały

background image

w  nieładzie  na  ramiona  i  czoło,  a  szare  oczy  nie  miały  dna,  można

się  było  w  nich  kompletnie  zatracić.  Biła  od  niego  też  pozytywna

energia, siła, charyzma, a kiedy się uśmiechał, Julce zapierało dech
w  piersiach.  –  Jesteś  całkiem,  całkiem  –  stwierdziła

 na

 głos  po

długiej chwili.

–  To  wszystko?  –  spytał  rozbawiony.  –  Wpatrywałaś  się

we

 mnie

dobre dwie minuty, żeby stwierdzić, że jestem całkiem, całkiem?

– A czego się spodziewałeś? Że będę smyrać twoją próżność?

–  Przynajmniej  troszeczkę.  –  Uśmiechnął  się,  a  Julka

wymownie

i  ostentacyjnie  pokręciła  głową  w  prawo  i  lewo,  powolnie

i przeciągle, dając mu do zrozumienia, żeby nie robił sobie nadziei.

–  Smyrać  nic  ci  nie  będę.  –  „Cholera  i  jasna  dupa,  ja  znów

z  podtekstami  jadę”.  –  Idę

 do

 domu,  może  starzy  zmęczyli  się  już

krzykami albo rozdarli sobie twarze i będę miała trochę spokoju.

W  tej

 chwili

 wiatr  wyrwał  z  jej  rąk  kartkę  z  drogocennym

zadaniem  domowym.  Julka  zerwała  się  na  równe  nogi,  gotowa  do
biegu za owocem jej ciężkiej pracy, jednak nie zdążyła zrobić nawet
jednego  kroku.  Nogi  zaplątały  się  jej  w  ramiączka  niedbale

rzuconego plecaka i legła jak długa na papę pokrywającą dach, tuż
przy nogach Michała.

–  Ależ  nie  musisz  padać  do  moich  kolan,  przecież  mnie

przeprosiłaś! – zarechotał Michał.

Dziewczyna

nie bardzo wiedząc,

co  i  jak  się  stało,  zrobiła  zaskoczoną,  głupkowatą  minę  i  rzuciła
przez ramię:

–  Odpimpkuj  się!  –  Poza  tymi  słowami  było  już  tylko  słychać

ogłuszający śmiech Michała i mamrotane przez Julkę przekleństwa
skierowane do niewinnie leżącego sobie plecaka. – Wysraj se oko –

rzuciła na końcu w kierunku Michała i niezgrabnie wygrzebała nogi
z  plecaka-pułapki.  –  Ja  się  tu  prawie  zabiłam,  a  ty  sikasz  ze

śmiechu. Pięknie! Dziękuję bardzo – udawała obrażoną.

–  Sorry,  ale

 chyba  nie  zdajesz  sobie  sprawy,  jak  komicznie

background image

wyglądasz z tą zaskoczoną miną!

–  No

 cóż,  nie  wiem  jak  ty,  ale  ja  rzadko  się  wywracam,  więc

faktycznie  zdziwiłam  się,  kiedy  wstałam  tylko  po  to,  żeby  zaryć
nosem w papę dachową.

–  Nieprawda,  ty  często  wywijasz  coś  w  tym  stylu,  żeby  mnie

posikać…  Ha,  ha,  ha…  OK,  już  się  nie  śmieję,  sorry,  masz  rację,
miałaś  prawo  wyglądać  na  zdziwioną.  –  Nachylił  się  i  podniósł
kartkę  zapisaną  liczbami  i  wyciągnął  rękę  do  dziewczyny,  żeby

pomóc  jej  wstać.  –  Za  tym  leciałaś,  ptaszynko?  –  Ryknął

 znowu

śmiechem.

– Bardzo śmieszne – rzuciła, ale jej usta drżały, a oczy skrzyły się

wesoło.  Wyrwała  kartkę  z  rąk  przyjaciela  i  podeszła  do  drzwi

prowadzących na klatkę schodową. – Idziesz

czy zostajesz?

– Zostaję, mój ptaszku.
–  Ptaszka  masz  wiesz  gdzie  –  mruknęła

 pod

 nosem,  wywołując

kolejny  uśmiech  na  twarzy  Michała  i  rumieniec  na  swojej,  znów
przeklinając się w myślach za swoje dwuznaczne komentarze.

– Naucz

się lepiej lądować i nie zapomnij o koncercie.

–  Serio,  Michał,

 po

 to  tu  przyszedłeś?  Żeby  przypomnieć  mi

o czymś, czego nie mogę się doczekać? Tak mi ufasz, co?

–  Oj,  ufam,  dufam

 i  wierzę  jak  w  święty  obrazek  z  mojej

pierwszej  komunii.  Przyszedłem  się  trochę  z  ciebie  ponabijać,  bo

wiedziałem,  że  twój  plecak  ma  dość  tego,  jak  nim  poniewierasz
i dziś chciał się zemścić.

– Ha, ha, bardzo

śmieszne. To ja spadam. Cześć.

Patrzył

za

nią, jak odchodziła. Długie, kasztanowe włosy wiły się

w  pięknych  lokach  po  jej  plecach,  sięgając  pasa.  Jej  ruchy  były

delikatne,  płynne,  pełne  tajemniczości  i  wdzięku…  Poza  chwilami,
kiedy  się  wywracała  bądź  uderzała  głową,  ręką,  łokciem  czy

czymkolwiek  innym  w  ścianę,  znak  drogowy,  który  każdy  inny  by

widział,  wieszając  się  o  rękaw  na  klamkach  drzwi,  co  zawsze

background image

rozbawiało wszystkich do łez.

Michał znał Julkę

od

zawsze. Tak jak od zawsze mieszkał na tym

samym co ona osiedlu, w tym samym co ona bloku. Ich mieszkania
znajdowały  się  na  tym  samym  piętrze,  a  pokoje  dwojga  przyjaciół

były  od  siebie  oddzielone  tylko  cienką  ścianą.  Oboje  mieli  balkony,

które  dzieliła  niska  barierka,  co  było  użyteczne,  kiedy  nie  chcieli
używać  „oficjalnych”  drzwi.  Było  to  bardzo  pomocne,  szczególnie
w  sytuacjach,  gdy  rodzice  Julki  wszczynali  późną  nocą  awantury.

Wtedy  właśnie  dziewczyna  korzystała  z  drzwi  balkonowych.  Jeden
zgrabny skok przez barierkę albo, jak w jej przypadku, nieporadne

i  powolne  przelezienie  przez  nią  i  była  w  pokoju  Michała,  bez
budzenia i martwienia jego rodziców. Michał nigdy nie odmówił jej

noclegu czy wsparcia moralnego, a jego pokój był dla niej obietnicą
spokoju, bezpieczeństwa i ciepła.

Kiedy

 Julka  wróciła  do  domu,  już  w  przedpokoju  dało  się

zauważyć  ślady  awantury.  Dziewczyna  pozbierała  z  podłogi
upomnienia za niezapłacone rachunki i odłożyła je na mały stolik na
klucze.  Ojciec  dziewczyny  od  wielu  lat  nie  miał  stałej  pracy.  Za

każdym  razem  gdy  tylko  coś  znalazł,  zwalniano  go  po  tym,  jak
stawił się w pracy kompletnie zalany albo tak skacowany, że nie był
w  stanie  pracować.  Czasami,  chcąc  uniknąć  pójścia  do  biura  na
rauszu, dzwonił i kłamał, że jest chory, ale to długo też nie działało,

bo kto by chciał zatrudniać kogoś, kogo częściej w pracy nie ma niż
jest.  Na  wszystko  pracowała  matka  dziewczyny,  ale  i  tak  większa
cześć  jej  zarobków  szła  na  alkohol.  To  Julka  musiała  się  martwić
zakupami, opłatami za rachunki, sprzątaniem… Jej rodzice martwili
się tylko wtedy, gdy nie mieli już co pić.

Dziewczyna

 zajrzała  do  pokoju  matki.  Spała  twardo  i  wyglądała

całkiem  potulnie  i  bezbronnie.  Patrząc  na  nią  teraz,  nikt  by  nawet

nie podejrzewał, że pół godziny wcześniej krzyczała z furią i rzucała

czym  tylko  popadnie,  robiąc  awanturę  o  niezapłacone  rachunki.

background image

Ojciec  wziął  od  niej  pieniądze  parę  tygodni  wcześniej  i  obiecał,  że

zapłaci  za  gaz,  ale  jedyne,  co  było  na  gazie,  to  on  sam,  przez  dwa

następne  dni.  Julka  przykryła  matkę  kocem  i  zajrzała  do  pokoju
ojca.  Ten  spał  na  fotelu,  głośno  chrapiąc,  ale  gdy  dziewczyna

próbowała  wyciągnąć  pilota  z  jego  ręki,  przebudził  się  i  stwierdził

że  nie  śpi,  tylko  ogląda  film.  Co  prawda  w  telewizji  leciała  opera,
ale  Julka  nie  miała  zamiaru  wdawać  się  w  bezsensowne  dyskusje
i kłótnie. Poszła do kuchni i przygotowała dzban malinowego soku.

Ledwie  zdążyła  usiąść  na  twardym  taborecie,  a  już  podniosła  się
z  niego  nerwowo.  Ktoś  był  w  łazience  i  wymiotował.  –  Matka  –

pomyślała  dziewczyna.  –  Ale  co  mnie  to  obchodzi?!  Cierp  ciało,
skoroś chciało! Pijesz, to rzygasz, proste i logiczne… Cholera, kogo

ja  oszukuję?  Zrobię  jej  herbaty  miętowej,  bo  mi  się  jeszcze
staruszka na śmierć zarzyga. Czemu mi jest zawsze żal tych, którzy
na to nie zasługują? – skarżyła się sama sobie.

Kiedy

 matka  wyszła  z  łazienki,  na  stole  czekał  już  na  nią  kubek

gorącej herbaty. Kobieta usiadła na krześle obok córki i powoli piła
gorący napój. Pijani rodzice byli dla Julki chlebem powszednim, tak

jak to, że to ona opiekowała się nimi, a nie oni nią. To ona słała im
łóżka,  przygotowywała  posiłki  i  pilnowała,  żeby  nie  spóźnili  się  do
pracy,  jeśli  czasami  oboje  ją  mieli,  bo  przeważnie  to  matka
dziewczyny  zarabiała  na  chleb,  mimo  że  i  ona  miała  problem

z alkoholem, więc może raczej trzeba by było powiedzieć, że to na
wódkę,  nie  na  chleb  zarabiała.  W  tym  domu  to  córka  przejęła  rolę
rodzica,  wydzwaniała  po  nocach,  że  już  pora  przyjść  do  domu
i spać, bo jest późno, a rano trzeba iść do pracy. Nienawidziła tego
z  całego  serca,  ale  nie  widziała  innego  wyjścia  –  gdyby  ona  nie

zarządzała wszystkim, ich życie byłoby sto razy gorsze.

Matka

 dziewczyny  dopiła  herbatę,  posłała  córce  rozmyty

uśmiech  i  poszła  spać.  Julka  głęboko  westchnęła,  przeklęła  parę

razy  pod  nosem,  przysięgła  sobie  kolejny  raz,  że  nie  będzie  się

background image

sama nad sobą użalać, bo życie to dziwka, i poszła spać.

Ewka

 siedziała  w  swoim  pokoju  z  kubkiem  gorącego  kakao

i  porcją  naleśników  na  kolanach.  Po  kolejnej  kłótni  z  ojcem,  chcąc

się  uspokoić,  włączyła  swoje  ulubione  CD  z  polskimi  rockowymi

klasykami  z  lat  dziewięćdziesiątych  i  podśpiewywała  sobie  pod
nosem  do  piosenki  Iry.  Mogła  sobie  pozwolić  na  tę  przyjemność
tylko  dlatego,  że  jej  ojca  nie  było  w  domu,  inaczej  znowu  by  się

czepiał. W domu została z bratem, którego nie mogła strawić, gdyż
był  stuprocentową  kopią  ojca:  egoistycznym,  ograniczonym

tyranem,  który  uwielbiał  mieć  wszystko  pod  kontrolą.  Jedyną
różnicą, jaka była między tymi dwoma neandertalczykami, był wiek

i  to,  że  jej  młodszy  brat  zamiast  zmarszczek  na  twarzy  miał
pryszcze.

W  chwili,

 kiedy

 dziewczyna  zaczęła  się  już  powoli  uspokajać,

Andrzej  wpadł  do  jej  pokoju  jak  burza,  wydarł  się  jej  prosto  do
ucha,  krzycząc:  „Wyłącz  to  gówno!”,  po  czym  sam  podbiegł  do
odtwarzacza, wyłączył go i usiadł naprzeciw siostry, patrząc na nią

prowokacyjnie. W Ewce wciąż gotowało się po kłótni z ojcem, a tu
ten smarkacz wchodzi do jej pokoju, wyłącza jej muzykę i otwarcie
prowokuje  ją  do  kłótni!!!  To  był  wielki  błąd  z  jego  strony!
Dziewczyna  była  teraz  wściekła  i  niebezpieczna,  stanęła  przed

bratem  uzbrojona  w  gorące  kakao  w  jednej  ręce  i  talerz
z naleśnikami w drugiej. Przez jej głowę błyskawicznie przelatywały
myśli.  –  Kakao  na  niego  nie  wyleję,  w  końcu  jako  jedyna  z  rodziny
nie jestem psychopatką, a naleśników mi szkoda na ten zakuty łeb –
pomyślała. Spojrzała na brata z góry i z satysfakcją stwierdziła, że

widzi  strach  w  jego  oczach  –  pewnie  spodziewał  się  strasznej
zemsty  z  jej  strony.  To  jej  wystarczyło.  Postanowiła,  że  nie  będzie

zniżać się do jego poziomu i z powrotem usiadła na sofie.

Kiedy

 Andrzej  zrozumiał,  że  wygrał,  rzucił  do  siostry  niby  od

background image

niechcenia:

– Dobrze, że się odsunęłaś,

bo

śmierdzi od ciebie klozetem.

Tego

 już  było  za  wiele!  Ewka  podbiegła  do  brata  i  oszczędzając

naleśników  i  kakao,  dokonała  zemsty,  plując  chłopakowi  na  sam

czubek głowy. Kiedy w pełni do niej dotarło, co zrobiła, i zobaczyła

jego  wściekłe  spojrzenie,  wzięła  nogi  za  pas  i  uciekła  do  łazienki.
Mimo że Andrzej był młodszy, był zdecydowanie większy i silniejszy
od  niej,  a  ona  nie  chciała  znowu  skończyć  z  siniakami  od  bójki.

Zamknęła  drzwi  na  zasuwkę,  usiadła  na  brzegu  wanny  i  oceniła
straty.

–  Cholera,  przez  tego  gnojka  zgubiłam  jednego  naleśnika  –

mruknęła  sama  do  siebie.  –  No

 cóż,  trzema  może  też  się  najem.

Przynajmniej  tu  mi  nie  będzie  działać  na  nerwy  ten  pryszcz
zasmarkany.

Dziewczyna

przesiedziała w łazience prawie godzinę, ale nie był

to  czas  zmarnowany.  Zanim  wyszła  ze  swojego  schronu,  stworzyła
prawdziwe  dzieło  sztuki  na  swojej  głowie.  Zużyła  do  tego  cztery
lakiery koloryzujące, pół tubki brokatu i masę żelu do włosów.

–  Ciekawe,  co  ojciec  by  zrobił,  gdyby  mnie  teraz  zobaczył.  –

Uśmiechnęła  się  złośliwie  do  lusterka.  W  tej  chwili  usłyszała,  że
brat  wychodzi  z  domu,  więc  wreszcie  mogła  wyjść  z  łazienki
i zadzwonić do przyjaciółki. Podeszła do telefonu i wykręciła numer

do Julki. – Wpadniesz

?

– Już

chyba

późno…

– Nie

martw się, moich starych nie ma w domu.

– OK, będę

za

pięć minut.

Dziewczyny

 mieszkały  w  tym  samym  bloku  i  widywały  się

codziennie. Były dla siebie jak siostry i mimo że czasami się kłóciły,
na dłuższą metę nie potrafiły bez siebie żyć. Przy tym rozumiały się

doskonale, gdyż zarówno Julki jak i Ewki rodzice pili jak wielbłądy

i wokół alkoholu obracało się ich życie. Dobrze było wiedzieć, że ma

background image

się  kogoś,  komu  można  było  powiedzieć,  że  starzy  się  zalali,  a  ten

ktoś nie spojrzy na ciebie pytająco albo, co gorsza, z zażenowaniem

czy politowaniem…

Ewka

 usłyszała  ciche  stukanie  do  drzwi.  Julka,  tak  jak  obiecała,

zjawiła się po kilku minutach.

– Właź,

kobietko, ojca

 i  juniora  z  piekła  rodem  nie  ma  w  domu,

moja  matka  wróciła  pięć  minut  temu,  wyczerpana  męczeniem
z sąsiadką butelki wódki cytrynowej, więc poszła spać.

–  Widzę,  że  się  nudziłaś.  –  Julka

 uśmiechnęła  się,  patrząc  na

kolorowe włosy kumpeli.

– Myślisz?

Przez

tego pryszczatego wyrostka przesiedziałam pół

mojego  życia  w  kiblu!  Nie  dziwota,  że  dziś  do  mnie  wyjechał

z  tekstem,  że  śmierdzi  ode  mnie  klozetem…  Julka,  czy  ode  mnie
śmierdzi  klozetem?  Ten  mój  pryszczaty  brat  serio  zaczyna  mi  leźć
na psychikę. Kropka w kropkę wykapany tatuś. Serio, chyba zacznę
sobie szukać nowego miejsca do mieszkania.

– Zawsze

możesz wpaść do mnie.

– Zawsze

wpadam, Julka. Do ciebie. Pewnie masz tego już dość.

–  Spoko,  nie

 przejmuj  się.  Jak  jesteś  u  nas,  moi  starzy

przynajmniej  nie  wydzierają  się  wniebogłosy  i  wtedy  ja  nie  muszę
przenosić  się  do  Michała.  Zawsze  lepiej  rodziców  nie  słyszeć  niż
słyszeć.

– Głęboka myśl.
– Dzięki.
– Myślę, że

Kogut

pochwaliłby cię za to, co masz na głowie.

–  Kogut!  Niech

 tylko  słowo  powie,  niech  się  chociaż  zmarszczy

nie tak jak trzeba, to pożałuje!

– Ewa, spokojnie, nie

nakręcaj się tak! A w ogóle to i tak wiem,

że  tak  naprawdę  go  uwielbiasz.  Oboje  jesteście  z  tej  samej  gliny

ulepieni. Uparci i rąbnięci za mocno w głowę.

– Jak to możliwe, że Michał i Kogut w jednym mieszkali domku,

background image

a są tacy inni? Ci sami rodzice, chyba że ich mama kiedyś zaszalała,

w  co  wątpię,  bo  to  porządna  kobita,  tak  samo  wychowani,  a  jaka

między  nimi  różnica!  Michał  –  szare  oczy  i  niemal  blond  włosy,
Kogut – zielone

oczy i włosy… Ani już nie pamiętam, jakiego koloru

są  naprawdę,  tak  często  je  zmienia…  Michał  jest  taki  normalny,

Kogutowi  ciągle  odwala,  Michał  jest  dobrze  wychowany  i  zawsze
pomoże, a Kogut….

–  Oj  przestań!  –  wtrąciła  się  Julka.  –  To

 brzmi,  jakby  Kogut  był

czarną owcą w rodzinie, a przecież to najzabawniejszy i najbardziej
zwariowany  człowiek,  jakiego  znamy!  I  on  też  jest  dobrze

wychowany  i  miły.  Czyżbyś  wczoraj  przegrała  konkurencję
doszczypywania i teraz musisz trochę psów na nim powieszać, żeby

poczuć się lepiej?

– Spadaj, ja

nigdy nie przegrywam!

–  Jasne  –  mruknęła  Julia.  Tych  dwoje  ciągle  się  sprzeczało

i wyglądało na to, że nie mogą się znieść, a tak naprawdę nie mogli
bez siebie wytrzymać ani jednego dnia. – Dobra, lepiej

mi powiedz,

jak ci dziś było. Wydarzyło się coś ciekawego?

–  A  tam,

 te

 same  nudy,  co  zwykle.  Miałam  znów  przeszkolenie

wojskowe u ojca. Nie podobało mu się jak posprzątałam swój pokój,
wiesz,  że  ma  bzika  na  punkcie  czystości,  no  więc  zrobił  mi
wojskowy  nalot,  samolot  czy  jak  on  to  tam  nazywa.  Pozwalał  mi

wszystko  z  półek  i  kazał  sprzątać  od  nowa.  Myślałam,  że  mnie
piorun  jasny  z  nieba  trafi,  ale  posprzątałam,  żeby  mieć  święty
spokój.  Przyszedł  drugi  raz  na  kontrolę  i  drugi  raz  wszystko
powywalał.  Ja  nie  zapanowałam  już  nad  swoją  długo  hodowaną
nerwicą  i  mu  powiedziałam,  co  myślę  o  jego  metodach

wychowawczych  serwowanych  po  litrze  wódki,  no  i  wiadomo,
dostałam  za  to  po  łbie.  Żeby  mu  nie  dawać  satysfakcji,

uśmiechnęłam się, jakby nic się nie stało, a on wtedy zamachnął się

drugi  raz.  Masochistką  jeszcze  nie  jestem,  więc  wzięłam  nogi  za

background image

pas,  ale  w  przedpokoju  potknęłam  się  o  dywan  i  resztę  drogi

przebyłam  na  czworaka,  zaliczając  po  drodze  kopniaka.  Potem

zamknęłam  się  w  kiblu  i  medytowałam  na  sedesie  przez  godzinę.
Czasami  naprawdę  myślę,  że  w  kiblu  spędziłam  większość  mojego

życia.  Może  powinnam  tam  sobie  powiesić  jakieś  plakaty

Gadowskiego,  niech  się  tam  pięknie  na  mnie  uśmiecha  i  mi  humor
poprawia…

–  Oj,  Ewe  Konewek,  lepiej  w  kiblu  niż  na  psychiatrii.  Mazać  się

nie możesz, bo życie to suka i ty też musisz być suką, żeby przeżyć.
Ale  dla  przyjaciół  suką  nie  bądź,  bo  przyjaciół  mieć  nie  będziesz.

Widzisz,  ja  niedawno  miałam  latające  talerze  w  domu,  a  nie
marudzę.  Pamiętaj,  że  w  nocy  idziemy  na  cmentarz.  Posiedzimy,

pogadamy z duchami, odreagujemy… – Julka

zamilkła, bo do pokoju

weszła właśnie matka Ewki, „zmęczona” wizytą u sąsiadki.

– Cześć, dziewczyny – wybełkotała z rozmazanym uśmiechem

na

ustach,  po  czym  przeszła  pokój  wzdłuż  i  wszerz,  rozglądając  się
nieprzytomnie  na  boki,  potem  bąknęła,  że  idzie  gotować  i  ruszyła
niepewnym  krokiem  do  drzwi,  już  od  połowy  pokoju  próbując

sięgnąć klamki.

–  Nieźle  –  szepnęła  Ewka.  –  Szukała  ćwiartki  wódki,  którą  tu

zostawiła,  ale  chyba  było  jej  głupio  wyciągnąć  przy  tobie.  Wiesz,
ona nadal się kryje z piciem przed ojcem, a ten palant, fakt, na oczy

jeszcze  nie  przejrzał.  Matka  się  nachmieli,  potem  prześpi  się
godzinkę po południu, a jak ojciec wróci z pracy, też podchmielony –
ma

się rozumieć, matka już jest na chodzie i tylko biega co chwilę

do  piwnicy,  żeby  sobie  łyknąć.  W  głowie  się  nie  mieści,  ile  butelek
zawsze znajdę w pralce albo w łóżkach, w szufladzie ze skarpetami,

pod zlewem… Matka je chowa, żeby ojciec nie zajarzył. Czasami mi
się  wydaje,  że  on  wie,  tylko  się  krzywi,  jakby  nie  wiedział,  bo  nie

chce żeby się coś zmieniło i awantur codziennie pewnie nawet jemu

się  nie  chce  robić.  Matka  jest  kurą  domową,  posprząta,  popierze,

background image

ugotuje,  a  reszta  go  nie  obchodzi…  Czasami  normalnie  im

współczuję bardziej niż sobie.

– No, smutne

to jest, kurde, ale nie łap dołów, przeżyjemy. Ja już

idę, bo zdecydowanie nie mam ochoty na spotkanie z twoim ojcem,

bez urazy.

– Żadnej

 urazy,  ja

 to  absolutnie  rozumiem,  też  nie  mam  ochoty

widzieć  mojego  starego,  ale  niestety  jeszcze  tu  mieszkam.  OK,  to
jesteśmy umówione. Do zobaczenia wieczorem.

– Pa.

Julka

czekała na przyjaciółkę siedząc na balkonie i wpatrując się

w  gwiazdy.  Po  chwili  zobaczyła  na  dole  Ewkę  i  migające  światło
latarki.  Wychyliła  się  przez  barierkę,  żeby  pomachać  koleżance,

chwyciła w biegu sweter i świeczkę i pobiegła na dół, zeskakując po
dwa schody na raz. Noc była ciemna, ale dziewczynom wcale to nie
przeszkadzało.  Oświetlały  sobie  drogę  starą,  metalową  latarką,
którą  Ewka  zabrała  z  piwnicy,  i  rozmawiając  o  niewyjaśnionych
zjawiskach  paranormalnych,  ufoludkach  i  duchach,  podążały  na
cmentarz. Kiedy były już przy cmentarnej bramie, nie miały w sobie

tyle  odwagi  co  na  początku  wyprawy.  Historie,  które  sobie
opowiadały, sprawiły, że obie dziewczyny miały gęsią skórkę i czuły
się trochę nieswojo. Do tego na cmentarzu nie paliło się tyle zniczy
co  zwykle  i  było  zupełnie  ciemno.  Dziewczyny  walcząc  z  wiatrem,

zapaliły  znicz,  przykryły  go  pokrywką  i  umiejscowiły  pod  wielkim
krzyżem, po czym obie usiadły na ławce obok. Tego dnia jednak nie
czuły spokoju i wyciszenia. Atmosfera była jakaś inna, obca, zimna
i  niepokojąca.  Na  dodatek  latarka,  która  dodawała  im  otuchy,
zaczęła niebezpiecznie migać, a po chwili zupełnie zgasła.

–  Cholera,  przecież  włożyłam  nowe  baterie!  Co  za  złom!  –

denerwowała  się

 Ewka.  Julka

 też  mocno  przejęła  się  brakiem

światła. Znicz, który przyniosły, nie dodawał za bardzo otuchy.

Julia

nigdy dotąd nie bała się cmentarza, ale dziś było inaczej…

background image

Może  dlatego,  że  było  tak  strasznie  ciemno.  Silny  wiatr  pogasił

większość  świeczek  pozostawionych  na  grobach.  Dziewczyna

wpatrywała  się  w  delikatne,  czerwone  światełko  migające  kilka
metrów  od  nich.  Był  to  palący  się  znicz,  który  stał  w  okienku

kostnicy,  znak,  że  leżą  tam  czyjeś  zwłoki.  „Świeże  zwłoki,  świeże

zwłoki”  –  dudniło  w  głowie  Julki.  –  Jak  to  okropnie  brzmi,  tak
nieludzko  –  myślała,  a  po  jej  plecach  przebiegł  nieprzyjemny
dreszcz. Wiatr hulał po cmentarzu i szarpał korony drzew, wydając

dźwięki  przypominające  wycie  i  zawodzenie,  zupełnie  jakby  ktoś
skarżył się, prosił o pomoc bez nadziei, że ją otrzyma. Wiatr zawsze

wywoływał  w  niej  niepokój  i  strach,  tak  jakby  przed  czymś
przestrzegał, jakby zapowiadał, że wkrótce stanie się coś złego, jak

w momentach, kiedy silny wiatr zbiera się tuż przed wielką burzą –
najpierw  cisza  i  spokój,  a  potem  trzask-prask,  zrywa  się,  a  później
następuje już tylko chaos, błyskawice i gromy z nieba.

– Julka? – szepnęła Ewka.
– No? – odpowiedziała

szeptem

przyjaciółka.

– Czujesz

to, co ja?

– A co, pierdzisz? – próbowała zażartować.
– Nie tym razem. – Ewka uśmiechnęła się pod nosem. – Jakoś

mi

tu dziwnie dzisiaj.

– To

znaczy?

– No…

Nie

 wiem.  Dzisiaj  jest  jakoś  inaczej,  nigdy  przedtem  się

nie bałam, a dziś mi się aż kolana trzęsą, a serce jakby do wyścigów
się przygotowywało. Jest tu jakoś obco i czuję się nieswojo.

– Masz

rację. Do tego ja mam schizy, że ktoś jest w pobliżu i nas

obserwuje.  Wiesz,  czasami  masz  takie  uczucie,  że  ktoś  gdzieś  na

ciebie  patrzy  i  ty  to  czujesz,  odwracasz  się  w  tę  stronę,  z  której
czujesz te wibracje, a tam ktoś się na ciebie gapi. No i ja czuję, że

ktoś gdzieś się na nas gapi, ale jest tak ciemno, że nic nie widzę.

–  Nie  mów  takich  rzeczy,  bo  włosy  mi  się  na  nogach  jeżą!  Do

background image

tego  parę  razy  zdało  mi  się,  że  słyszę  jakieś  szuranie.  –  Julka

roześmiała  się,  słysząc  te  słowa.  –  Co  cię  tak  bawi?!  –  Ewka

spojrzała na nią ze strachem w oczach.

– Przypomniała

mi

 się  piosenka  Kazika,  jak  w  mordę  strzelił  na

tę  okazję,  o  umarlakach,  którzy  szurając  nogami,  przychodzą  po

ludzi.

–  Rzeczywiście,  piosenka  pasuje  do  sytuacji  jak  ulał,  tylko  mam

nadzieję,  że  żadni  umarli  nie  przyjdą,  bo  bym  chyba  w  stringi

narobiła  –  odpowiedziała  Ewka,  rozglądając  się  dookoła.  –  Boże,
Julka!  –  krzyknęła  nagle  przerażona.  –  Ktoś  chyba  za  mną  stoi!

Czułam  klepnięcie  w  plecy!  W  tym  momencie  dziewczyny  zaczęły
wrzeszczeć  wniebogłosy.  Momentalnie  zerwały  się  na  równe  nogi,

ale  coś  szarpnęło  je  do  tyłu,  zmusiło,  żeby  z  powrotem  usiadły  na
ławce  i  zatkało  im  usta.  Teraz  jakiś  trup  będzie  chciał  nas  zabić  –
myślała  przerażona  Ewka,  próbując  się  wyswobodzić.

Serce

 waliło

jej  jak  młotem  i  ledwo  nadążała  oddychać.  Nagle  do  jej  głowy
wpadła  myśl,  jasna  i  silna:  „Broń  się,  cieniasko!  Nie  siedź,  nie
panikuj!  Broń  siebie  i  swoją  przyjaciółkę!”.  W  dziewczynę  wstąpiły

niesamowite siły. Wyrwała się napastnikowi z ucisku i z ogromnym
impetem  odepchnęła  go  od  siebie.  Miała  wrażenie,  że  „to”,  co  ją
trzymało,  upadło  na  ziemię.  Miała  też  wrażenie,  że  „to”  przeklęło
całkiem po ludzku, ale w tej chwili nie było czasu na myślenie. Był

czas na mordobicie i obronę przyjaciółki! Z krwią buzującą w żyłach
podbiegła  do  Julki  z  zamiarem  powtórzenia  poprzedniej  akcji,
jednak  „to”  drugie  „coś”,  co  miało  być  zaatakowane,  samo,  bez
żadnego  sprzeciwu  odsunęło  się  w  bok  i  przemówiło  znajomym
głosem:

–  Ewka,  nie  szalej,  to  tylko  my!  –  Dziewczyna

 stanęła  jak  wryta

i przez chwilę miała mało inteligentną minę. Julka zaczęła śmiać się

nerwowo, a Ewka wciąż próbowała zrozumieć.

– Michał? – spytała w końcu, rzucając słowa w gęstą ciemność.

background image

– I Kogut – odpowiedział

jej

ktoś, kto, jak jej się wydawało, leżał

na ziemi obok jej nóg i śmiał się pod nosem. Teraz ja oświeciło. „To

coś“,  co  odepchnęła  przed  chwilą  od  siebie,  to  nie  był  żaden
umarlak, tylko Kogut, brat Michała. I wcale jej się nie wydawało, że

upadł i zaklął siarczyście, to był fakt. Drugą osobą, od której chciała

uwolnić Julkę, był Michał! Teraz wreszcie rozumiała… Chociaż nie,
niezupełnie.

–  Czy  was  totalnie  pogrzało  po  tych  neandertalskich

móżdżkach?! – wydarła się. – Myślicie, że

to

było zabawne?! O mało

nie  padłam  na  zawał!  Przecież  komuś  mogło  się  coś  stać!  Moje

piękne nowe stringi mogły ucierpieć!

– Nie chcieliśmy was przestraszyć – zaoponował Michał.

–  A  jeśli  komuś  miałoby  się  coś  stać,  to  prędzej  nam  niż  wam  –

dorzucił  Kogut.  –  Tak

 mi  przyrżnęłaś,  że  wylądowałem  na  glebie!

Jesteś niebezpieczna dla otoczenia!

–  Zaraz  mogę  zademonstrować,  jak  bardzo  –  zagroziła  Ewka.  –

Kretyńskie żarty!

–  Ewa,  ucisz  się  na  chwilę  i  pozwól  nam  wytłumaczyć  –  zaczął

Michał.  –  Wcale

 nie  chcieliśmy  was  przestraszyć,  nie  po  to  się  tu

ciągnęliśmy za wami.

– Jasne – rzuciła Ewka.
–  Poczekaj,  daj  mu  się  wytłumaczyć  –  odezwała  się

 wreszcie

Julka, której przeszła faza nerwowego śmiechu.

– Dzięki, Julka, chociaż

ty

się na nas nie wydzierasz.

–  Poczekaj,  może

 jeszcze

 będę  miała  okazję.  Jeżeli  twoje

wytłumaczenie będzie głupie, lepiej bierz nogi za pas.

–  Już  tłumaczę.

 Matko,  obu

 wam  się  chwilowo  pogorszyło,

wyluzujcie  troszkę.  Wiemy  z  Kogutem,  że  macie  tę  swoją  tradycję
chodzenia na cmentarz pod koniec każdego miesiąca.

– No i?! – niecierpliwiła się Ewka.

–  Ewka,  spokojna

 twoja  rozczochrana,  wdech  i  wydech,  daj  mi

background image

mówić. Wiem, że teraz adrenalina w tobie buzuje, ale nikogo już bić

nie będziesz. Przynajmniej nie dziś.

–  To  się  jeszcze  zobaczy  –  zagroziła,

 ale

 posłusznie  zaczęła

głęboko oddychać, przestępując z nogi na nogę.

–  Ostatnio  słyszeliśmy,  że  włóczy  się  tu  jakaś  walnięta  grupa

satanistów  i  niszczy  nagrobki  na  tym  cmentarzu  –  próbował
kontynuować Michał,

ale

Ewka znów mu w tym przeszkodziła.

– Chyba nie myśleliście, że to my?! – krzyknęła oburzona.

– Dasz

mi dokończyć?

– Zastanowię się.

– Nie, Ewa, nie

myśleliśmy, że to wy.

–  Mów  za  siebie  –  wtrącił

 Kogut

 z  zaczepnym  uśmieszkiem,

masując obolały zad.

–  Po  prostu  nie  chcieliśmy,  żebyście  na  nich  gdzieś  tu  wpadły  –

kontynuował  Michał,  ignorując  brata.  –  Ci

 debile  przychodzą  tu

totalnie nawaleni i naprawdę im odbija. Gdyby was tu spotkali, nie
wiadomo, jak by się to skończyło. Dogadaliśmy się więc z Kogutem,
że przyjdziemy sprawdzić, czy wszystko jest OK.

–  Więc  po  co  się  zakradaliście  jak  te  zboki?  Po  co  nas

zachodziliście  od  tyłu  i  na  jaką  cholerę  zatkaliście  nam  usta?
Naoglądaliście  się  za  dużo  filmów  czy  co?  –  krzyczała  wciąż

nabuzowana

Ewka.

–  Wcale

 się  nie  zakradaliśmy!  Szliśmy  normalnie!  A  usta  wam

zatkaliśmy,  bo  zaczęłyście  krzyczeć,  jakby  was  ze  skóry  obdzierali!
Gdyby  usłyszał  was  stróż,  pewnie  by  was  wziął  za  satanistki
i wylądowałybyście na policji.

– Tutaj jest stróż? – zdziwiła się Julka.

– Od

dwóch tygodni. Jak zaczęły się te satanistyczne obrządki na

cmentarzu,  burmistrz  zatrudnił  jakiegoś  byłego  policjanta,  żeby  to

wszystko kontrolował.

– Nic o tym nie wiedziałam – zawyła udobruchana Ewka. – Więc

background image

wy

tak naprawdę przyszliście tu dlatego, że się o nas martwiliście?

To  takie  słodkie!  Kogut,  nie  wiedziałam,  że  z  ciebie  taki  dobry

chłopiec!

–  Ja

 się  nie  martwiłem,  tylko  chciałem  zobaczyć,  jak  uciekacie

przed stróżem-kapciem.

– Jasne, Kogut, nie

wykręcisz się z tego. Lubisz nas. Hi, hi.

–  Nie  bądź  dziecinna,  Ewka!  –  odpowiedział  z  lekkim

zażenowaniem  w  głosie.  Po  krótkiej  walce  ze  starą  latarką,

Kogutowi  wreszcie  udało  się  ją  włączyć.  –  Bateria  się  przesunęła  –
bąknął  pod  nosem,  włączając  i  wyłączając  latarkę.  –  Ewka,  ależ

ty

masz cios! Będę miał ogromnego siniaka na…

– Gdzie? – Ewka

uśmiechnęła się złośliwie.

–  Na  mojej  zgrabnej  pupce  –  roześmiał  się  poszkodowany.  –

Musisz  pocałować,  to  przestanie  boleć  –  zażartował.  –  No,  Ewa,
pocałuj

mnie

w moje cztery zgrabne litery!

– Kogut, draniu! Jak możesz się tak odzywać do damy? – wypaliła

Ewka.

– Damy?! Ha, ha! Czy

damy rzucają rosłym facetem o ziemię jak

piórkiem, nabijając mu przy tym siniaka na zadzie?!

– Kogut!!! – wrzasnęła. – Zamknij

się już!

–  Uuuu,  jaka  dziś  jestem  drażliwa  –  mruknął  pod  nosem  Kogut

i skrzywił się. – OK, już

nic

nie mówię.

–  Poczekaj,  muszę  sobie  to  zapisać  w  pamiętniku,  bo  pierwszy

raz  w  życiu  słyszę  od  ciebie  taką  obietnicę  –  rzuciła

 zaczepnie

Ewka,  spoglądając  na  Koguta,  który  bawił  się  latarką,  i  chcąc  nie
chcąc, jak bardzo nie byłaby na niego wkurzona, musiała przyznać,
że  jest  z  niego  cholernie  przystojny  chłopak.  Wysoki,  szczupły,

z  roztrzepanymi  włosami,  których  kolor  co  chwilę  zmieniał,
z  zielonymi  oczami  pełnymi  pasji,  buntu  i  żądzy  życia  oraz

kształtnymi  ustami  wyglądał  strasznie  pociągająco.  Czasami,  kiedy

był czymś zafascynowany i o tym opowiadał, z jego oczu biły iskry,

background image

a  jego  spojrzenie  przyprawiało  o  zawrót  głowy  i  odbierało  dech

w  piersiach.  Tak…  Ewka  zdecydowanie  nie  mogła  nawet  na  niego

patrzeć…

– Chodźmy do domu – zaproponowała Julka. – Na

dziś mam dość

wrażeń.

W  drodze

 do

 domu  wszyscy  rozmawiali  o  koncercie,  który

Michałowi  udało  się  załatwić  dla  ich  zespołu.  Michał  był  wokalistą
i  grał  na  gitarze  elektrycznej,  na  perkusji  grał  Kogut,  a  dwaj

pozostali członkowie grupy – Radek i Mariusz – grali na klawiszach
i  drugiej  gitarze,  ale  tylko  Radek  należał  do  paczki  i  był  stałym

członkiem  zespołu.  Mariusz  był  albo  go  nie  było,  jak  sobie  sam
zażyczył, i z nim chłopacy spotykali się tylko na próbach lub małych

koncertach, które urządzali w garażu dla ludzi z osiedla.

To

 miał  być  pierwszy  koncert  chłopaków  w  pubie,  z  prawdziwą

widownią i prawdziwą sceną i wszyscy byli bardzo podekscytowani.
Ewka  z  Kogutem  szli  na  przedzie,  jak  zwykle  złośliwie  sobie
docinając  i  szturchając  się  co  chwilę,  a  Julia  z  Michałem  szli  za
nimi. Julka po fazie nerwowego śmiechu przeszła w fazę milczenia.

Od  pewnego  czasu  nie  czuła  się  już  tak  swobodnie  w  obecności
Michała  jak  niegdyś.  Teraz,  idąc  z  nim,  rozmyślała  czy  dobrze
wygląda,  czy  nie  sterczą  jej  włosy,  czy  z  makijażem  jest  wszystko
OK, jak pachnie, czy stąpa krok za krokiem z wystarczającą gracją,

czy  może  idzie  jak  kobyła.  Co  chwilę  poprawiała  włosy  i  nerwowo
dotykała bransoletki. Kiedyś tak nie było. Kiedyś nie obchodziło jej,
jak  wygląda,  kiedy  jest  z  nim,  nie  martwiła  się  roztrzepanymi
włosami, plamą na dżinsach i tym, jak się porusza. Kiedyś też spała
w jego pokoju, w jego łóżku bez skrępowania, bez głupich myśli, po

prostu, jak kumpela. Wszystko było czysto platoniczne, kumpelskie,
prawie  siostrzano-braterskie,  ale  teraz,  za  każdym  razem,  gdy  jej

rodzice  się  kłócili,  musiała  długo  się  zastanowić,  zanim  przeszła

balkonem  do  pokoju  chłopaka.  Teraz  wolała,  gdy  Michał  spał  na

background image

ziemi  w  śpiworze,  bo  gdy  spał  przy  niej,  gapiła  się  na  niego

godzinami,  nie  mogąc  zasnąć.  Michał  ostatnio  jakby  to

podświadomie  wyczuwał  i  już  od  jakiegoś  miesiąca,  za  każdym
razem,  gdy  Julka  przyszła  do  niego  wieczorem,  rozkładał  sobie

śpiwór  na  podłodze  i  właśnie  tam  spał,  nie  musiała  go  nawet  o  to

prosić.  Prawda  była  taka,  że  głęboka  przyjaźń,  jaka  łączyła  ją
z  Michałem,  zmieniała  się  z  jej  strony  w  miłość  i  bardzo  ją  to
niepokoiło.  Długo  nie  chciała  się  sama  sobie  do  tego  przyznać,  ale

w  końcu  poddała  się  i  sama  sobie  powiedziała,  że  albo  musi  go
kochać, albo jest z nią coś nie tak. Gdy czuła go blisko siebie, ręce

zaczynały  się  jej  pocić,  oddech  stawał  się  szybki  i  płytki  i  często
czuła, że nie może panować nad lekkim drżeniem kolan i uczuciem

pustki  w  żołądku,  a  ta  pustka  w  żołądku  zdecydowanie  nie  była
głodem…  a  przynajmniej  nie  takim,  który  by  można  było  zajeść
kanapką.  Teraz,  gdy  był  blisko,  miała  ochotę  go  dotykać  w  inny
sposób  niż  dotychczas.  Chciała  go  czuć  bliżej,  tak  blisko,  jak  tylko
się da, całować go do utraty tchu i zatracić się w jego zapachu… To
wszystko  ją  paraliżowało  i  przerażało,  nie  wiedziała,  jak  ma  się

zachowywać, bała się, że zdradzi ją jej spojrzenie, jakiś ruch, dotyk,
więc próbowała wszystko kontrolować, doprowadzając samą siebie
w ten sposób do paranoi. Michał był jedną z niewielu osób, którym
bezgranicznie ufała i którego kochała platonicznie… zanim zaczęła

go  pragnąć  fizycznie.  Dorastając  w  domu,  w  którym  nikt  nigdy  nie
nauczył jej, co znaczy słowo „kocham”, myślała że nigdy nie będzie
zdolna kogoś tak zwyczajnie pokochać i tak zwyczajnie mu zaufać.
Z  Michałem  było  to  naturalne,  był  jej  ostoją,  jej  bohaterem,  jej
przyjacielem  i  powiernikiem…  A  teraz  miała  tajemnicę,  której  nie

mogła mu wyjawić – kochała go inaczej niż do tej pory. Nie chciała
stracić  przyjaciela,  któremu  tak  ufała  i  na  którego  zawsze  mogła

liczyć.  Nie  mogła  pozwolić  na  to,  żeby  Michał  czegokolwiek  się

domyślił,  nic  między  nimi  nie  może  się  zmienić.  Gdyby  ją  odrzucił

background image

i straciłaby jego przyjaźń, wszystko by w niej umarło i nigdy by nie

znalazła nikogo, kto mógłby jej dać to, co dawał jej Michał.

– Julka, jest

ci zimno?

– Hmmm

?

– Cała się trzęsiesz, weź mój sweter.

Była

 tak

 zamyślona,  że  nie  czuła  zimna.  Michał  zdjął  sweter

i  pomógł  jej  go  założyć.  Pachniał  przepięknie,  był  wciąż  ciepły  od
jego  ciała,  co  przyprawiło  Julkę  o  zawrót  głowy.  –  Coraz  gorzej  ze

mną  –  myślała.  –  Muszę  się  opanować,  bo  źle  się  to  skończy,  na
przykład gwałtem – uśmiechnęła się sama do siebie, próbując sobie

wyobrazić,  jak  ona,  drobna  i  niezbyt  silna,  próbuje  rzucić  Michała
na łóżko. – Niewykonalne, a szkoda. Dobrze, że już prawie jesteśmy

w  domu,  mogę  wziąć  zimny  prysznic.  Jeszcze  tylko  jedna  mała
tortura,  trzeba  się  z  nim  pożegnać  –  pomyślała.  Stanęła  naprzeciw
Michała,  ten  nachylił  się  nad  nią  i  delikatnie  musnął  ustami  jej
policzek, niebezpiecznie blisko jej ust.

– Dobranoc – szepnął, zaglądając

jej

głęboko w oczy, co sprawiło,

że nogi zaczęły się jej trząść.

–  Pa  –  odpowiedziała  i  ruszyła  w  stronę

 klatki

 schodowej

kontrolowanym  krokiem,  powstrzymując  się  od  biegu.  Chciała  już
być z dala od niego, by nie czuć tego strasznego i cudownego ciepła
i  pulsowania  w  jej  ciele,  a  w  tej  samej  chwili  chciała  zarzucić  na

niego  ramiona,  wtulić  się  w  niego  i  kochać  go  po  raz  pierwszy
w swoim życiu fizycznie, intensywnie i gorąco.

Był  środek  nocy,  a  Julka

 nie

 mogła  zasnąć.  Miała  wrażenie,  że

lata  całe  przewraca  się  z  boku  na  bok,  próbując  sobie  znaleźć
wygodniejszą pozycję, która przyniesie jej sen. Przez kilka minut po

tym, jak się położyła słyszała, że Michał obok, w swoim pokoju, gra
na  gitarze.  Sweter,  który  jej  pożyczył,  leżał  na  fotelu  koło  jej  łóżka

i roztaczał swą woń po całym pokoju.

– Szlag by trafił ciebie i twój sweter – zaklęła pod nosem. – Nic

background image

z tego, nie zasnę.

Zapaliła  nocną  lampkę  i  spojrzała

 na

 zegarek,  była  pierwsza

w  nocy.  Zwlekła  się  z  łóżka  i  poczłapała  do  kuchni  z  zamiarem
wypicia  kubka  ciepłego  mleka.  Jej  ojciec  spal  ululany  butelką

wódki, a matki jeszcze nie było, jednak Julka nie martwiła się o nią,

bo  wiedziała,  jaka  jest  przyczyna  jej  nieobecności.  Imieniny
koleżanki i parę butelek wina. Dotarła do lodówki, otworzyła ospale
drzwiczki  i  wyciągnęła  karton  mleka.  Zapalając  gaz,  oparzyła  się

i  zaklęła  znowu  pod  nosem,  potem  garnek  spadł  jej  na  podłogę,
robiąc straszny hałas, a kiedy chciała nalać mleko do garnka, ręce

jej  się  poślizgnęły  na  mokrym  kartoniku  i  część  zawartości  wylała
się na podłogę.

– Ależ ze mnie ślamazara – jęknęła i poszła

po

szmatkę.

Kiedy

wycierała kałużę mleka, ze szmatki wylazł okropny, wielki

pająk z długimi, cienkimi nogami. Julka odskoczyła z obrzydzeniem
i  walnęła  głowa  o  stół  aż  zahuczało.  Usiadła  rozcierając  sobie
obolałe miejsce, zdziwiona bliskością mebla.

–  Przez  moje  ślamazarstwo  w  końcu  głowę  sobie  rozbiję  –

mamrotała pod nosem. – Albo

rękę sobie przysmażę, zapalając gaz,

albo się utopię w tym cholernym mleku!

Po

chwili zastanowienia zrezygnowała z ciepłego napoju i wypiła

szklankę  wody.  Wracając  do  pokoju,  usłyszała,  że  ktoś  majstruje

przy  drzwiach  wejściowych,  próbując,  jak  się  mogła  domyślać,
trafić kluczem w dziurkę od zamka.

– Mamusia wróciła – skomentowała

uszczypliwie

sytuację.

Po

dość długim zmaganiu się z zamkiem, kobiecie wreszcie udało

się  otworzyć  drzwi.  Weszła  do  przedpokoju  chwiejnym  krokiem,

szepcząc do siebie:

–  Dylgo  nigogo  nie  obudzić,  po  dzichutku,  po  dzichutku.  –

Starała się wypełnić

swoje

postanowienie, skradając się na palcach,

jednak nic z tego nie wyszło, bo pęk kluczy wypadł jej z rąk, a kiedy

background image

próbowała  je  podnieść,  zahaczyła  o  odstający  róg  dywanu

i  z  impetem  upadła  na  podłogę.  Julka,  która  obserwowała  całą

scenę  zza  wieszaka  na  kurtki,  nie  mogła  się  powstrzymać  od
śmiechu.  Jej  matka  dopiero  teraz  zdała  sobie  sprawę,  że  nie  jest

sama  w  przedpokoju  i  zaczęła  się  ślamazarnie  podnosić  z  podłogi

z zaskoczoną miną.

–  Teraz  już  wiem,  po  kim  jestem  taką  niezdarą  –  skwitowała

Julia.

– Dżeźć, córka, pomóż

mi

zdjąć płażdż.

– Ty

znowu jesteś pijana!

–  Wdzale

 nie  jezdem  pijana,  tylko  zmęczona.  Boże,  jaka  ta

Kryśka jest nudna! Mówię ci, Julka, nie miej przyjaciół, co nudzą cię

tak, że zasypiasz na fotelu.

– Nie

pij tyle wina, to nie zaśniesz.

– Nie

 mądruj  się,  dylko  zrób  mamie  kawę.  Jestem  zmęczona  po

pracy i jeszcze ta Kryśka tak mnie wymęczyła tym paplaniem.

–  Musisz  mieć  naprawdę  ciężką  pracę,  ledwo  trzymasz  się  na

nogach – docinała

Julka. Matka

 zupełnie  to  zignorowała,  poszła  do

kuchni i czekała, aż córka zrobi jej kawę. Kiedy już wypiła parujący
napój, ruszyła do swojego pokoju. W tym momencie do przedpokoju
wkroczył ojciec Julki.

– Gdzie byłaś?! – wydarł się

na

powitanie.

– W bracy – odkrzyknęła głupio

kobieta

ze swojego pokoju.

– W pracy?!

Do

drugiej w nocy? No to w tym miesiącu będziesz

miała  bardzo  dobrą  wypłatę,  bo  już  czwarty  dzień  z  rzędu  masz
nadgodziny!

Julka

 nie  miała  zamiaru  słuchać  tej  głupiej  kłótni  ani  sekundy

dłużej.  Założyła  sweter  Michała,  który  tak  nęcąco  pachniał
i  przeszła  przez  balkon  do  jego  pokoju.  Michał  spał  jak  dziecko.

Patrzyła  na  niego  przez  długą  chwilę,  zastanawiając  się,  czy  nie

powinna  wrócić  do  swojego  pokoju.  Wodziła  oczami  po  jego

background image

zgrabnym  ciele,  umięśnionych,  szczupłych  nogach  i  gładkich

plecach.  Czarne,  krótkie  bokserki  idealnie  opinały  jego  jędrne

pośladki.  Po  chwili  wahania  zdjęła  z  siebie  ciepły  sweter,  położyła
się do łóżka i przykryła się szczelnie kołdrą, zmagając się z pokusą

wtulenia  w  jego  ciepłe,  piękne  ciało.  Dopiero  teraz  zdała  sobie

sprawę z tego, jak bardzo była zmęczona. Poczucie bezpieczeństwa
i bliskość Michała sprawiły, że od razu odpłynęła w krainę snów.

Michał  obudził  się  wcześnie

 rano.  Za

 oknem  wciąż  było  szaro,

a powietrze wpływające do pokoju pachniało wilgocią i świeżością.

Zanim otworzył oczy, wiedział, że nie jest sam. Mimo że nie czuł jej
dotyku, czuł jej obecność, ciepło i zapach. Uwielbiał budzić się przy

Julce,  a  zarazem  nienawidził  tego.  Myśl,  że  dziewczyna  jest  tak
blisko, a on nie może się w nią wtulić i chłonąć jej bliskości i ciepła,
była  rozkoszną  torturą.  Patrzył  na  nią  z  troską.  Wyglądała  tak
krucho, bezbronnie i niewinnie, że miał ochotę wziąć ją w ramiona
i  tulić  do  końca  świata,  chronić  ją  przed  całym  złem.  Gdyby  mógł,
zamknąłby  ją  w  złotej  klatce,  z  dala  od  jej  rodziców,  codzienności,

zmartwień  i  stresów.  Przyglądał  się  jej  przez  dłuższą  chwilę.
Delikatna  skóra,  długie,  zalotne  rzęsy,  kształtne,  wypukłe  usta
rozchylone  zapraszająco…  Potrząsnął  głową,  odganiając  namolne
myśli,  odrzucił  delikatnie  kołdrę  i  podniósł  się  powoli  z  łóżka  tak,

żeby  nie  obudzić  Julki.  Gdyby  został  przy  niej  jeszcze  chwilę,  nie
mógłby się powstrzymać, żeby jej nie dotknąć tak jak przyjaciel nie
powinien  dotykać  przyjaciółki.  Miał  ochotę  wtulić  swe  ręce  w  jej
włosy i przywrzeć ustami do jej ust. Chciał czuć jej gorące, kruche
ciało  tuż  przy  swoim,  tak  blisko,  jak  to  tylko  możliwe,  i  nie

puszczać,  nawet  gdyby  protestowała,  nawet  gdyby  wyzwała  go  od
najgorszych,  gdyby  tylko  mógł  przez  parę  chwil  doświadczyć  jej

fizyczności, ciepła i smaku jej ust.

–  Znajdź  sobie  dziewczynę,  facet  –  szepnął

 sam

 do  siebie,

background image

patrząc przez okno na budzący się świat.

–  Mówiłeś  coś?  –  Michał  podskoczył

 jak

 porażony.  Spojrzał  na

Julkę, która teraz ziewała i przeciągała się leniwie.

– Co?

– Czy

coś do mnie mówiłeś?

– Nie, zdawało

ci

się, śpij.

– Nie

chcę… A raczej nie mogę. Muszę… Nie wiem… Coś miałam

zrobić,  ale  mój  mózg  jeszcze  się  nie  obudził  i  jakoś  się  nie  mogę

dokopać  do  właściwej  szufladki.  Co  ja  miałam  zrobić…?  Napić  się
mleka? Nie mogłam spać, bo coś tak pachniało… Wiem! Miałam ci

oddać sweter, ten, co mnie wkurzał, ten, który mi dałeś…

– Śpij – szepnął Michał. Wiedział, że Julka jest jeszcze w półśnie

i to, co mówi, nie ma sensu. Przykrył ją kołdrą po same uszy. – Jest

jeszcze noc, śpij.

– A ty? – Ziewnęła przeciągle.
– Muszę się napić i wracam

do

łóżka.

–  Uważaj  na  pająki  –  odpowiedziała  i  odpłynęła  w  krainę  snów.

Przyglądał  się

 jej

 jeszcze  chwilę.  Wiedział,  że  nie  powinien  zostać

w tym samym co ona łóżku, ale nie miał też dość sił, żeby do niego
nie  wrócić.  Pomału  wsunął  się  pod  kołdrę,  odwrócił  się  na  bok
i  wlepił  oczy  w  ścianę,  próbując  myśleć  o  zespole  i  sobotnim
koncercie.  Julka  przez  sen  odwróciła  się  do  niego  i  przytuliła  do

jego pleców. Czuł na swoich plecach jej płaski brzuch i jędrne piersi
opięte  cieniutkim  materiałem  koszulki,  jej  rękę  na  swoim  sercu.
Przez chwilę nie śmiał nawet oddychać, bał się, że łomot jego serca
go zdradzi. Nie chciał jej obudzić i stracić chwili w raju. Nie chciał
zasnąć…  ale  tym  razem  przegrał  walkę  z  uczuciem  niesamowitej

błogości i lekkości i usnął.

Julka

 otworzyła  oczy  i  spojrzała  na  pustą  poduszkę  obok  niej.

Rozejrzała się sennie po pokoju i zobaczyła Michała stojącego przy

oknie,  odwróconego  do  niej  plecami.  Stał  zamyślony,  otoczony

background image

różową  poświatą  wschodzącego  słońca  i  spoglądał  w  dal.

Przypominał  czarnego  anioła,  o  którym  kiedyś  czytała.  Strącony

z  nieba  za  nieposłuszeństwo,  zmysłowy,  skończenie  piękny,
doskonały  twór  boży  ubrany  w  czerń.  Sam  widok  jego  silnych,

szczupłych  ud  przyprawiał  ją  o  dreszcze.  Silne  ramiona  kusiły

objęciami  pełnymi  bezpieczeństwa  i  miłości,  obiecywały  ciepło
i stabilność – coś, czego Julka nigdy nie zaznała, a czego tak bardzo
potrzebowała…

– Cześć, jak spałeś? – spytała w końcu, bojąc się, że chłopak się

odwróci i przyłapie ją

na

tym, jak wlepia w niego oczy.

–  Dobrze,  a  ty?  –  odpowiedział,  odwróciwszy  się  w  jej  stronę.

Widok

 jego  potarganych  włosów  sprawił,  że  serce  dziewczyny

zrobiło kilka salt. Wyglądał jak mały, zaspany chłopczyk.

– Ja

bym spała dobrze, tylko…

– Zmarzłaś?
– Nie.
– Chrapałem?

–  Gorzej.  –  Dziewczyna  uśmiechnęła  się,  a  Michał  czuł,  że  robi

mu się gorąco. Co takiego mógł robić w nocy? Czyżby go przyłapała
na tym, że na nią patrzy? – Jak

to gorzej? O czym ty mówisz?

– No… śpiewałeś.
– Śpiewałem?

– Kościelne piosenki. – Julka

roześmiała się.

– Ale

ja nie znam żadnych kościelnych piosenek!

–  Oj,  zdziwiłbyś  się!  Tę  zaśpiewałeś  od  początku  do  końca,

profesjonalnie,  z  przeciągłym  „Ameeeeeeeennnn”  na  końcu…
Wiesz,  ja  myślę,  że  minąłeś  się  z  powołaniem  i  powinieneś  być

organistą w kościele, a nie wokalistą w rockowym zespole. Powiem
o tym Kogutowi. – Michał

na

te słowa odskoczył od okna i podszedł

do niej.

– Ani się waż, Julka! Nie dałby mi spokoju do końca życia i wciąż

background image

by ze mnie kpił! Ja wiem, że może trochę fiksuję, i obiecuję, że jak

mi  się  pogorszy,  to  pójdę  na  jakąś  terapię,  żeby  ci  już  w  nocy  nie

śpiewać,  ale  nie  mów  nic  Kogutowi,  bo  mnie  śmiechem  zabije  i  od
świętoszków albo nawiedzonych wyzwie – zażartował.

–  Z  jednym  się  zgadzam  –  fiksujesz.  Najpierw

 były  piosenki  dla

dzieci,  a  teraz  kościelne  hymny.  Nie  wiem,  co  mi  się  bardziej
podoba,  słuchać  w  nocy  o  grzesznikach  w  piekle  czy  o  kocie
Bonifacym… Wyobraź sobie, że w środku nocy budzisz się, gdy ktoś

grobowym  głosem  ci  wyśpiewuje:  „I  zstąpił  z  niebios,  i  posiadł
dusze, i umrą wszyscy w męczarniach”…

– Ja bym pomyślał, że to jakaś metalowa ballada, całkiem dobry

tekst. – Michał roześmiał się.

–  A  ja

 sobie

 pomyślałam,  że  jesteś  opętany  i  trzeba  z  tobą  do

księdza!

–  Do

 księdza  tylko  w  poważnych  przypadkach…  Ewentualnie

mogę się spotkać z waszym batmanem z ogólniaka, ten jest całkiem
OK.

– Dziś

mam

religię, więc mogę ci to załatwić. Na kiedy?

–  Oj,  mi

 się  nie  śpieszy…  Możesz  go  na  nasz  koncert  zaprosić.

Jak  by  chciał  troszkę  rozłożyć  skrzydła  i  zapogować,  niech
przylatuje,  będzie  mile  widziany.  A  teraz  pod  prysznic  i  na
śniadanie. Mama pewnie zrobi coś pysznego.

Julce

 nie  trzeba  było  dwa  razy  powtarzać.  Wyskoczyła  żwawo

z  łóżka  i  ubrana  w  opiętą  koszulkę  na  ramiączkach  i  koronkowe,
czarne  majteczki  podeszła  do  fotela,  na  którym  leżał  sweter
Michała.  Przeciągnęła  się  leniwie,  prężąc  zgrabne  ciało  i  wtedy
dotarło  do  niej,  jak  skąpo  jest  ubrana  i  że  Michał  ją  obserwuje.

Poczuła,  że  jej  policzki  robią  się  gorące,  naciągnęła  na  siebie
szybko  jego  sweter  i  bosa  przemknęła  przez  balkon  do  swojego

pokoju.  W  domu  wzięła  szybki  prysznic,  założyła  czarny,  obcisły

sweter  i  czarne  dżinsy,  skropiła  się  kilkoma  kroplami  perfum  i  już

background image

była  w  kuchni  rodziny  Orzelskich,  gdzie  przywitała  ją  mama

chłopaków.

Pani

 Orzelska  była  niesamowicie  ciepłą,  kochającą,  wrażliwą

i  tolerancyjną  kobietą.  Julia  szanowała  i  uwielbiała  zarówno  ją,  jak

i  jej  męża.  Jej  zdaniem  byli  oni  pod  każdym  względem  idealni.

Zawsze troszczyli się o swoich synów i o to, żeby atmosfera w domu
była ciepła i rodzinna. Byli twardzi i stanowczy, jeśli było trzeba, ale
dawali też swoim dzieciom tyle wolności i tolerancji, ile dorastający

chłopcy

potrzebowali.

Pani

Orzelska

pracowała

z  niepełnosprawnymi  dziećmi,  a  pan  Orzelski  był  menedżerem

w  barze.  Julia  mogła  na  nich  liczyć  bardziej  niż  na  swoją  własna
rodzinę  i  czuła  się  u  nich  lepiej  niż  we  własnym  domu.  Zawsze

miała wrażenie, że jest tu mile widziana, lubiana i potrzebna. Miała
tu  nawet  swoje  własne  krzesło  przy  kuchennym  stole,  jak  inni
członkowie  rodziny,  i  ten  śmieszny,  głupi  fakt  dawał  jej  poczucie
przynależności do rodziny Orzelskich i uczucie posiadania swojego
własnego, małego kąta na tym świecie.

Państwo

Orzelscy

znali sytuację rodzinną dziewczyny, lecz nigdy

jej  nie  pouczali  i  nie  doradzali  jej,  dopóki  ona  sama  nie  poprosiła
o  pomoc.  Dzięki  temu  Julka  czuła,  że  szanują  jej  prywatność,  nie
karzą  jej  za  grzechy  rodziców  i  nie  traktują  jak  kogoś  gorszego
tylko dlatego, że jej rodzice byli, jacy byli.

Julia

 usiadła  przy  kuchennym  stole  i  od  razu  przed  nią  pojawił

się talerz pełen naleśników i kubek kakao.

–  Wcinaj,  jesteś  taka  chudziutka.  –  Pani

 Orzelska  uśmiechnęła

się.  Michał  w  biegu  wypił  tylko  kilka  łyków  kawy,  chwycił  jednego
naleśnika  i  ku  wielkiemu  zmartwieniu  i  rozczarowaniu  mamy

wybiegł z mieszkania z plecakiem na ramieniu.

– Michał, kanapki! – krzyknęła

za

nim.

– Dzięki, zjem coś na mieście, już jestem spóźniony – odkrzyknął

chłopak i już

go

nie było.

background image

Jego

mama usiadła obok Julki i głośno westchnęła.

– Te

 jego  studia,  koncerty  i  sporty  go  kiedyś  wykończą.  Nie  ma

ani  czasu  usiąść  przy  stole  i  zjeść  jak  człowiek.  Ciągle  w  biegu,
tylko  nauka,  biblioteka,  kick-boxing,  zespół  i  próby.  Za  moich

czasów tak nie było. Był czas na szkołę, pracę, rodzinę i czas wolny.

A wy teraz, biedna młodzieży, za wszystkim gonicie, tyle do roboty,
że  na  nic  czasu  nie  macie,  bo  wszystkiego  dużo  i  żeby  nadążyć,
musicie  na  redbullach  fruwać.  Wszystkim  tylko  w  głowie

samodoskonalenie  i  sukces,  a  komu  to  nie  w  głowie,  ten  jest  na
straconej  pozycji.  Żeby  ten  mój  Michał  przynajmniej  śniadanie

normalnie  jadał  z  nami,  jak  człowiek,  przy  stole,  a  nie  w  biegu
i stresie. Powiedz mu coś, kurczaczku, ciebie posłucha, Julcia.

– Mnie? – Julka wybałuszyła oczy. – Ale on mnie nie słucha nawet

wtedy, jak mu mówię, że sznurówki w glanach ma rozwiązane i jak
ich  nie  zawiąże,  to  się  zabije.  W  ogóle,  tylko  żarty  wciąż  ze  mnie
sobie robi, pani Orzełek. – Orzelska uśmiechnęła się na zdrobnienie
nazwiska.  Wiele  razy  nalegała,  żeby  dziewczyna  mówiła  jej  po
imieniu,  ale  Julka  nie  mogła  się  przemóc  z  szacunku  dla  osób

starszych,  więc  najczęściej  zwracała  się  do  niej  „pani  Orzełek”,  co
zawsze  wywoływało  uśmiech  na  twarzy  kobiety.  –  I  niech  się  pani
o niego nie martwi, on je jak kuń! Co go widzę, to na czymś żeruje
i  nie,  żeby  McDonald’s  albo  frytki  czy  jakiegoś  kebaba!  On  tylko

zdrowe  rzeczy  je,  jogurty  i  banany  albo  kanapkę  ze  sklepu  ze
zdrową  żywnością,  albo  sałatkę  z  kiełków  z  jakimiś  zdrowymi
serami  bez  tłuszczu,  co  brzmi  dziwnie,  bo  ser  bez  tłuszczu  to  jak
masło bez masła. I mnie też wciąż namawia, żebym tak jadła, ale ja
chyba  jestem  mięsożernym  typem,  bo  owoce  mi  nie  smakują,

a  jedzenie  kiełków  to  dla  mnie  jakbym  się  wody  napiła,  za  pięć
minut  znowu  głodna  jestem.  –  Dziewczyna  zrobiła  pauzę

w  wywodzie,  dając  sobie  szanse  na  porządne  przeżucie  wielkiego

kawałka  naleśnika,  który  wepchnęła  sobie  do  buzi,  po  czym

background image

kontynuowała:  –  Michał

 musi

 być  najzdrowszym  facetem  na

uniwerku, a mnie nie będzie słuchał, bo jestem o trzy lata młodsza

i  moja  dieta,  w  porównaniu  do  jego  diety,  jest  o  wiele  uboższa,  bo
składa  się  przede  wszystkim  z  mięsa,  ziemniaków  i  czekolady.  No,

więc,  pani  Orzełek,  jak  Pana  Boga  i  panią  kocham,  nagadałabym

Michałowi,  co  tylko  by  sobie  pani  zażyczyła,  ale  to  naprawdę
niepotrzebne  i  nie  musi  się  pani  martwić.  Michał  dba  o  siebie,
mimo  że  cały  czas  jest  w  biegu.  On  po  prostu  lubi  mieć  co  robić,

a  nuda  go  zabija.  No  i  ma  tyle  energii,  że  uszami  mu  czasem
wychodzi,  i  jak  siedzi  w  jednym  miejscu  dłużej  niż  pięć  minut,  to

niemal  czerwienieje  i  zielenieje  na  buzi,  tak  go  energia  rozpiera.
Ale  ja  pani  o  tym  mówić  nie  muszę,  bo  pani  sama  wie,  jakich  ma

nadpobudliwych  chłopaków.  Ja  to  się  też  tylko  dziwię,  skąd  mają
tyle  tej  energii,  baterie  jakieś  podżerają  czy  co?  Na  razie,  pani
Orzełek,  dziękuję  za  pyszne  śniadanko,  uciekam  do  siebie,  muszę
jeszcze  iść  po  Ewkę  i  idziemy  do  szkoły,  a  jak  ją  znam,  pewnie
jeszcze  jest  w  łóżku  i  właśnie  przewraca  się  z  jednego  boku  na
drugi.

–  No

 to  uciekaj,  kurczaczku,  budzić  Ewkę.  Weź  sobie  kanapki,

kruszynko,  z  serem  i  szynką,  i  parę  naleśników  wam  spakowałam,
na  zimno  też  są  dobre.  Starczy  dla  czterech,  więc  się  dziewczynki
najecie. Miłego dnia, pa.

–  Pani

 Orzełek,  jest  pani  najlepsza  na  świecie.  Dziękuję  i  do

widzenia.

Puk, puk. Nic. Puk, puk. Nic. Julka

nacisnęła dzwonek do drzwi

i krzyknęła:

–  Ewka,  to  ja,  otwieraj,  sama  do  szkoły  nie  idę.  –  Drzwi

 się

otworzyły z impetem i Ewka wciągnęła Julię do środka. Ukazała się
jej  zaspana,  w  piżamie  w  króliczki,  ze  strasznie  potarganymi

włosami  i  kapciami-króliczkami  na  nogach.  Patrzała  na  Julkę

półprzytomnie, kręcąc się dookoła swojej osi i nie wiedząc, w którą

background image

stronę ma najpierw iść i dlaczego.

– Królowo królików, znowu zaspałaś? – westchnęła Julka.

–  Sorry,  Juliuś,

 ja

 wiem,  że  to  ciągle  mówię,  ale  teraz  to  już

naprawdę  ostatni  raz,  obiecuję,  będę  wstawać  wcześniej,  żaden

Internet do drugiej rano.

– Słyszę

to

co drugi dzień! Maniaczka komputerowa! Nie możesz

wytrzymać jednego wieczora bez Internetu?

–  Ale  jasne,  że  mogę,  tylko,  że  tam  taka  fajna  muza  jest  i  fotki

i gry, no i ten Facebook mnie nie chce puścić spać. – Julka

na słowo

„Facebook” przewróciła oczami i popukała się w czoło.

–  Ewka,  jak

 chcesz  z  kimś  pogadać  i  czegoś  prawdziwego  się

o  człowieku  dowiedzieć,  to  w  realu  się  z  tym  człowiekiem  spotkaj,

na  coca-colę  i  lody  zaproś  albo  do  parku  się  przejdź  i  pogadaj
normalnie twarzą w twarz, oko w oko, a nie na Facebooku będziesz
przesiadywać. Tam ludzie się pokazują od dupy Maryni strony i albo
się  chwalą,  albo  wszystko  wyolbrzymiają  i  nic  z  prawdą  to  nie  ma
wspólnego.

–  Oj,  Julka,  ty

 teraz  ględzisz,  jakby  moja  matka  by  ględziła,

gdyby  ją  w  ogóle  obchodziło,  co  robię  i  dlaczego.  Dobra,  trochę
prawdy  w  tym  jest,  ale  też  i  z  drugiej  strony  Facebook  pomaga
ludziom nieśmiałym nawiązać kontakty.

– I zbokom też, więc uważaj.

– Dobrze, przyjaciółko

moja

jedyna, najukochańsza, obiecuję, że

zbokom żadnym się nie dam i ograniczę się do zerknięcia na FB raz
dziennie,  i  będzie  to  zerknięcie  maksymalnie  półgodzinne,  nie
całodniowe, ciągnące do północy albo i drugiej w nocy. A teraz, po
uroczystej  obietnicy,  bo  to  nie  była  przysięga,  lecę  porobić  to,  co

muszę przed wyjściem do budy. Poczekasz? Bo nawet nie wiem, od
czego mam zacząć i jak się nazywam.

–  Jasne,  poczekam.  A  odpowiedź

na

 drugie  i  trzecie  pytanie  to:

nazywasz  się  Ewka  Konewka  i  bujałaś  się  na  drzewkach.  Jak  nie

background image

wiesz, od czego masz zacząć, to najlepiej zacznij od obudzenia się,

bo  widzę,  że  jeszcze  śpisz,  a  potem,  proszę  cię,  pośpiesz  się  ze

wszystkim innym, bo znowu się spóźnimy.

–  To  na  kupę  nie  mam  czasu?  –  wyszczerzyła  zęby  Ewka,

rozśmieszając

tym

Julkę.

– Chyba, że

to

będzie superszybka, minutowa kupa, na taką masz

czas.

Po

 dziesięciu  minutach  Ewka  była  „gotowa”.  Co  prawda  Julka

miała  kilka  zastrzeżeń  względem  tego,  co  przyjaciółka  miała  na
głowie,  ale  nie  było  już  czasu  na  rozplątywanie  jej  pokudłanych

włosów,  a  już  tym  bardziej  na  ich  przyzwoicie  wyglądające
uczesanie.

– Julia – rzuciła Ewka, robiąc rundę z łazienki

do

swojego pokoju

po plecak.

– Tak?

– Podzielisz

się z koleżanką kanapkami w szkole?

– Wiesz, że

nie

musisz pytać.

– Dzięki,

bez

ciebie bym chyba umarła z głodu.

–  I  przespałabyś

 wszystkie

 pierwsze  lekcje  półrocza.  Może

następnym  razem  wstaniesz  wcześniej,  przygotujesz  się  normalnie
do budy i zjesz w domu śniadanie?

–  OK,  miło  by  było  iść  do  szkoły  z  pełnym  brzuchem

i  rozczesanymi  włosami.  –  Ewka

 uśmiechnęła  się  z  rozmarzeniem,

jakby  tak  prosty  plan  był  dla  niej  czymś  nieosiągalnym,  zarzuciła
torbę  przez  ramię  i  dziewczyny  wyszły  z  mieszkania.  Zdążyły  zejść
ze  schodów  i  przejść  kilka  kroków  przez  osiedle,  kiedy  Julka
zatrzymała koleżankę.

– Stój.

– Co

jest?

– Nie

zapomniałaś o czymś?

Ewa

 zastanawiała  się  przez  chwilę,  patrząc  to  w  niebo,  to  na

background image

Julkę z szeroko otwartą buzią.

– Nie, chyba

nie.

– Ewka, buty!!! – wrzasnęła

zniecierpliwiona

Julka.

Ewa

spojrzała na swoje stopy, na których miała swoje mięciutkie,

różowiutkie kapcie-króliczki.

–  Rany,  Julka,  uratowałaś

 mi

 życie!  Gdybym  poszła  w  tym  do

szkoły,  ludzie  zabiliby  mnie  śmiechem,  a  ja  zapadłabym  się  pod
ziemię  ze  wstydu  i  wtedy  już  nie  byłybyśmy  sąsiadkami,  bo

wiodłabym  żywot  K

recika,  tego

 z  bajki,  co  pięknie  mówi  „Ahoj”,

chyba  że  byś  mnie  jakoś  stamtąd  wygrzebała.  Poczekaj,  zaraz

przyjdę. – Zakończyła swój poranny, skomplikowany wywód, widząc
zniecierpliwienie  na  twarzy  Julki  i  puściła  się  biegiem  do  domu.

Zdążyła  przebiec  kilka  metrów,  nadepnęła  kapciowi-królikowi  na
ucho  i  wyrżnęła  jak  długa  w  niski  żywopłot.  Przez  chwilę  leżała
oszołomiona, nie wiedząc, co się stało, ale już po chwili pozbierała
się  z  ziemi  i  ze  śmiechem  krzyknęła  do  Julki:  –  Zemsta  królików,
chyba chciały iść do szkoły. – I zniknęła na klatce schodowej.

Julka

wymownie klepnęła się w czoło i po raz kolejny przewróciła

oczami,  ale  nie  mogła  powstrzymać  się  od  śmiechu.  Po  chwili
koleżanka  była  już  z  powrotem,  tym  razem  w  ciężkich,  dumnie
wyglądających  glanach,  które  trzeba  było  sznurować,  na  to  jednak
dziewczyny  nie  miały  teraz  czasu,  więc  Ewka  szła  do  szkoły

skupiona na tym, żeby tym razem nie nadepnąć sobie nie sznurówki
i nie zaryć ponownie nosem w jakiś przypadkowy żywopłot.

W  klasie

 dziewczyny

 były  pięć  minut  po  dzwonku,  ale  na

szczęście  pierwszą  lekcją  była  religia.  Wikary  prowadzący
przedmiot  właściwie  niczego  nie  uczył,  niczego  nie  wymuszał  i  nie

straszył  piekłem.  Był  po  prostu  kimś,  z  kim  zawsze  można  było
normalnie pogadać, a jak się komuś chciało, także i o Bogu.

Księdza

 jeszcze

 nie  było  w  klasie,  a  na  tablicy  ktoś  wypisał

kolorową  kredą:  „Nie  bójcie  się,  Jezus  i  tak  przyjdzie  w  glanach”.

background image

Wszyscy rozsiedli się wygodnie, kiedy do klasy wszedł ksiądz.

– No

to minutka ciszy, moi drodzy. Kto czuje potrzebę, niech się

pomodli,  kto  nie  chce,  nie  zmuszam.  Zapanowała  cisza.  Julka
zaczęła  stroić  głupkowate  miny  do  kumpeli,  która  się  śmiała  pod

nosem,  próbując  utrzymać  powagę,  podczas  gdy  wszyscy  dookoła

modlili  się  albo  przynajmniej  takie  robili  wrażenie.  Problem  był
w tym, że za każdym razem, kiedy Ewka miała być cicho, wszystko
wydawało

się

jej

dziesięć

razy

śmieszniejsze,

niż

było

w  rzeczywistości.  Julka  doskonale  o  tym  wiedziała,  więc  teraz
wykorzystywała tą chwilę ciszy na maksa.

–  Julka,  proszę  cię,  przestań,  bo  narobisz  nam  siary  –  szepnęła

Ewka, trzęsąc się

ze

śmiechu. Po chwili już nie mogła się opanować

i zaczęła chichotać półgłosem.

W  klasie  panowała

 kompletna

 cisza.  Julka  wzmocniła  atak

i zaczęła gilgotać przyjaciółkę i wtedy po klasie rozniósł się dźwięk
ogromnego,  długiego,  głośnego  pierdu.  Julka  nie  mogła  uwierzyć
w  to,  co  słyszy.  Wybałuszyła  oczy  a  z  nią  reszta  klasy.  Po  ułamku
sekundy  wszyscy  ryknęli  śmiechem,  łącznie  z  księdzem,  który

krzyknął:

– A ja myślałem, że

to

woźny włączył wiertarkę. Sorry, Ewa, ale

ja  na  chwilę  wyjdę,  życie  jest  cenne,  klasa  pełna  toksycznych
gazów,  a  ja  naprawdę  nie  chciałbym  się  teraz  udusić.  Coś  ty  dziś

jadła?

Klasa

 wybuchła  jeszcze  głośniejszym  śmiechem.  Julia  wprost

zwijała  się  ze  śmiechu.  Ewka  też  chichotała,  ale  jej  twarz  była
czerwona aż po korzonki włosów, a w głowie miała tylko jedną myśl:
„Teraz  wszyscy  będą  mnie  nazywać  pierdzioch,  śmierdziuch  albo

jeszcze gorzej!”!

– Wisisz mi za to wagary, Julka!!! – powiedziała

po

religii.

–  OK.  Tym

 razem  nie  będę  się  sprzeczać,  zasłużyłaś  sobie.

Koleżanko,  oficjalnie  ci  gratuluję,  przeszłaś  dziś  samą  siebie.

background image

A jutro możesz powiedzieć wychowawczyni, że miałaś niestrawność

i  musiałaś  iść  do  domu  i  wzięłaś  mnie  ze  sobą,  bo  potrzebowałaś

kogoś  na  wypadek  następnego  publicznego  pierdu  i  bałaś  się,  że
niezbędne będzie udzielenie pierwszej pomocy ofiarom napotkanym

po drodze do domu…

–  Ha,  ha,  bardzo

 śmieszne,  mam  nadzieję,  że  teraz  będzie  dla

ciebie  jasne,  że  jak  mówię  nie  gilgocz,  bo  mi  narobisz  siary,  to
znaczy prawdziwej siary! Słuchaj następnym razem.

–  Och,  dobrze,  że

 nie

 słuchałam,  bo  już  dawno  nie  miałam

takiego ubawu.

– Jasne, ubaw

moim kosztem, teraz wszyscy będą na mnie wołać

pierdzioch!

– Lepsze

to niż zieleninka…

– Rzygać po naci pietruszki to nie wstyd!!! – oburzyła się Ewka. –

Wielkie

halo, raz się porzygałam po tym, jak się założyłam, że zjem

nać z całego pęczka pietruszki! Zakład wygrałam!

– I przezwisko

zieleninka

było nagrodą, hi, hi.

–  OK.  Pierdzioch,  zieleninka,  I  don’t  care,  chodźmy

 do

 tego

parku,  bo  słońca  i  relaksu  potrzebuję  po  tej  całej  siarze,  której  mi
narobiłaś.

–  Siary

 narobiłaś  ty,  Ewka,  nie  ja…  A  może  raczej  powinnam

powiedzieć,  że  siarę  wyprodukowałaś,  bo  ten  pierd  zalatywał

prawdziwym piekłem, ha, ha.

–  Dlatego  chyba  ksiądz,  biedak  uciekł,  ha!  –  rozchmurzyła  się

Ewka.

Pogoda

 była  jakby  stworzona  do  wagarowania.  Było  ciepło,

rześko  i  tak…  energetycznie.  Powietrze  zdawało  się  być

naładowane energią, a z każdym oddechem chciało się bardziej żyć,
biegać,  śmiać  się  i  krzyczeć.  Tak  wiosna  działała  na  Julkę.  W  oczy

uderzała  soczysta  zieleń  młodej  trawy,  niesamowity  zapach

wiosennych  kwiatów  odurzał  swą  wonią,  a  błękit  nieba  wręcz

background image

oślepiał.

Dziewczyny

usiadły na ławce i rozejrzały się dookoła. Wokół było

wiele  znajomych  twarzy  z  ogólniaka,  co  świadczyło  o  tym,  że  nie
tylko one będą miały problemy w szkole przez wagary. Ktoś chodził

i  pytał  o  składkę  dla  dziadka,  co  oznaczało  butelkę  taniego  wina

albo  –  przy  dobrych  wiatrach  –  parę  flaszek  piwa.  Dziewczyny
sypnęły trochę drobniaków, a zbieracz obiecał, że jak już coś kupi,
to wróci i się podzieli.

Julka

 położyła  się  na  ławce  i  podłożyła  pod  głowę  swój  zielony

wojskowy plecak. Leżała tak, rozmawiając z koleżanką i wpatrywała

się  w  niebo.  Obserwowała  ptaki,  które  lekko,  bez  żadnego  wysiłku
wzbijały  się  w  powietrze,  obniżały  lot,  zataczały  kręgi.  Relaksował

ją ten widok i nie mogła oderwać oczu od tańczących w powietrzu
gołębi.  Jeden  ptak  zbliżał  się  w  ich  kierunku.  Był  tak  olśniewająco
biały, że Julka musiała przymrużyć oczy. Nagle, zdając sobie sprawę
z  zagrożenia,  odepchnęła  Ewkę,  ale  nie  zdążyła  oszukać
przeznaczenia  i  stało  się  to,  co  miało  się  stać…  Olśniewająco  biały
ptak,  bezceremonialnie  i  bez  żadnego  uprzedzenia,  osrał  Ewkę

w  locie.  Ta  patrzyła  na  swoje  dżinsy  z  szeroko  rozdziawionymi
ustami, nie wierząc w to, co widzi.

– Kurwa! – wrzasnęła w końcu, a Julka wybuchła śmiechem. – Co

za  cholerny  dzień!!!  –  kontynuowała.  –  Nie

 miał  się  gdzie  zerżnąć,

tylko na mnie??? Julka! To nie jest śmieszne!!! Posrane ptaszysko!!!

– Posrane, to

fakt, ha, ha. Boże, ja się posikam!

– A ja się

chyba

porzygam! Kurwa, jak nie urok…

– …to sraczka, ha, ha, ha – dokończyła Julka, wyjąc ze śmiechu.

Ewka posłała jej ostrzegawcze spojrzenie. – OK, już się nie śmieję,

ale ty dziś naprawdę masz pecha, najpierw potężny pierd palowy na
religii, a teraz ptak cię normalnie osrał!!! – Julka ugryzła się w język

i próbowała powstrzymać się od rechotu. – Oj, nie

martw się Ewka,

pójdziemy  do  domu,  ściągniesz  spodnie,  wrzucimy  je  do  pralki

background image

z super pachnącym proszkiem i płynem do płukania „sto w jednym”,

wygotujemy na stówce, wypierzemy i będzie spokój.

Odrobina

współczucia i troski udobruchała Ewkę. Wstała z ławki

i  ruszyły  w  stronę  osiedla  w  milczeniu.  Po  długiej  chwili  Julka

spojrzała na kumpelę – była cała czerwona i miała łzy w oczach.

– Ewcia, no

co ty, płaczesz, bo ptaszek cię osrał?

–  Zdurniałaś?  –  wykrztusiła  Ewka  i  zaczęła  się  dziko  śmiać.  –

Chciałam  się  wkurzyć,  bo  jestem  pokrzywdzona  przez  los,  ale  się

nie da! To jest zbyt śmieszne! Ptak się na mnie zesrał!!! Normalnie
faceci,  którzy  mi  się  podobają,  srają  na  mnie,  ale  to  w  przenośni,

a  tu  normalnie,  literalnie,  fizycznie  ptak  się  na  mnie  wysrał!!!
Hahahahaha!!! – zanosiła się śmiechem.

– Może się już się uspokój,

bo

się jeszcze posikasz ze śmiechu na

finał, hi, hi.

–  Julka,  niech

 cię  Pan  Bóg  chroni  przed  powiedzeniem

czegokolwiek  o  dzisiejszym  dniu  Kogutowi!  Ten  by  mnie  zabił
śmiechem, jeśli by miał szansę, bo całkiem możliwe, że ja za chwilę
ze śmiechu sama pęknę i Kogut szansy mieć nie będzie! Huhuhu.

– Milczę

jak

grób!!! Ale chodź szybciej, bo nie pachniesz fiołkami

i  wszyscy  się  na  nas  gapią.  Do  tego  parę  ptaszków  pięknie,  choć
groźnie, zatacza nad nami koła, a ja nie chcę wyciągać parasola na
ochronę, bo jeszcze dziwniej byśmy z nim wyglądały w taki piękny,

słoneczny dzień.

Dziewczyny

 poszły  do  domu  Julki.  Ewka  wzięła  prysznic,

przebrała  się  w  dżinsy  przyjaciółki,  a  swoje  wrzuciła  do  pralki  na
program  z  gotowaniem.  Potem  w  kuchni  obie  zjadły  kanapki
i  naleśniki  przygotowane  wcześniej  przez  panią  Orzelską  i  zapiły

zimnym  mlekiem.  Kiedy  pranie  się  skończyło,  Ewka  wyciągnęła
dżinsy z pralki i przeklęła znowu siarczyście:

–  Zdecydowanie  nie  mój,  kurwa,  dziś  dzień!  –  Dżinsy  skurczyły

się w praniu i teraz sięgały

jej

do połowy łydki.

background image

–  Ewka,  tyłek  wciąż  w  nie  wciśniesz,  a  że  są  krótkie  –  nie

szkodzi,  przecież  lato  idzie,  ciepło  będzie,  kawałek  zgrabnej  nogi

możesz pokazać, a z wysokimi trampkami będą wyglądać cudownie
– skomentowała Julka. – Idę szukać

swoich

dżinsów, tych, co mi na

tyłku  wisiały,  zrobię  z  nimi  to  samo  co  ty  i  będziemy  jak  siostry

bliźniaczki.

–  Och,  Julka,  jakbym

 cię  dzisiaj  nie  miała,  to  bym  pewnie

w depresję popadła.

–  Jak

 byś  mnie  dziś,  Ewka,  nie  miała,  to  byś  się  rano  w  krzaki

z  pośpiechu  nie  wypierniczyła,  pierd  palowy  by  się  nie  wydarzył

i ptak by cię może nie osrał.

–  Dokładnie,

 jak

 powiedziałam,  w  depresję  bym  popadła,  bez

ciebie dzień byłby tak pospolity i nudny!


– Wszystkiego najlepszego, córa – wybełkotała późnym,

sobotnim

popołudniem mama Ewki.

– O, cuda

 się  zdarzają,  widzę,  że  wreszcie  sobie  przypomniałaś,

że  dziś  twoja  córka  ma  osiemnastkę.  Brawo,  przebłysk  poczucia

rodzicielskich  obowiązków!  A  może  ty  po  prostu  chcesz,  żebym
pobiegła do sklepu, żeby ci kupić flaszkę wódki, bo osiemnastolatce
już sprzedadzą???

–  Ja

 chciałam  być  miła,  córa.  Bo  wiesz,  ja  nie  mam  dla  ciebie

prezentu, nie ma pieniążków.

Ewce

łzy stanęły w oczach i zaczęła krzyczeć:

–  Pieniążków

 nie

 ma???  A  na  flaszkę  wódki  dzień  w  dzień  to,

kurwa,  są?!  Mam  was  wszystkich  w  dupie,  dla  mnie  możecie  się
zapić na śmierć, róbcie sobie, co chcecie!!! Na żaden prezent i tak

nie  czekałam,  jestem  w  szoku,  że  w  ogóle  sobie  przypomniałaś
o  moich  urodzinach!  Na  szczęście  oprócz  tak  zwanej  rodziny  mam

jeszcze  przyjaciół,  którym  na  mnie  naprawdę  zależy  i  którzy

pamiętają o takich rzeczach!

background image

Dziewczyna

 wybiegła  z  domu  i  trzasnęła  drzwiami.  Biegnąc  po

schodach, usłyszała matkę krzyczącą „Przepraszam’’. Po usłyszeniu

tego  zrobiło  się  jej  jeszcze  smutniej.  –  Czemu  świat  jest  tak
kurewsko  niesprawiedliwy?!  Czemu  mimo  tego,  że  rodzice  mają

mnie  totalnie  w  dupie,  wciąż  jest  mi  ich  tak  żal???  Co  z  tego,  że

powiedziała „Przepraszam”? Pewnie teraz leje krokodyle łzy i użala
się sama nad sobą, jaki to ma nieszczęśliwy żywot. Ale za każdy los
człowiek  sam  przed  sobą  odpowiada.  Gdyby  tak  nie  chlali,  byłoby

nam wszystkim lepiej.

Do

 Julki  doszła  z  czerwonymi  oczami,  cała  w  kawałkach  i  zdała

przyjaciółce report z tego, co się przed chwilą stało.

– Nie myśl teraz o tym, dziś masz urodziny, więc wszystkie troski

precz i wszystkiego naj, naj, naj!!! – Julka

wyściskała ją, wycałowała

i  wcisnęła  w  ręce  malutką  paczuszkę.  Ewka  otworzyła  ją
z niecierpliwością.

– Perfumy! Te, które chciałam! Dziękuję,

Julka! Jezus, ale

one są

strasznie drogie!

– Nie

 martw  się,  wiem,  że  je  chciałaś,  a  znając  twoją  miłość  do

oszczędzania,  pewnie  byś  sobie  je  kupiła  za  jakieś  trzy  lata.  A  ja
poszłam z matką parę razy do pracy, sprzedałam w biurze kobietom
parę kawałków mojej słynnej szarlotki i załatwione.

–  Dziękuję!  Marzyłam  o  nich,  wiesz,  są  z  feromonami,

 teraz

żaden facet mi się nie oprze!

–  Jasne.  Jeśli

 wszyscy

 faceci  będą  padali  przed  tobą  na  kolana

tylko  i  wyłącznie  z  powodu  perfum,  to  sorry,  po  pierwsze  będziesz
się musiała ze mną podzielić, a po drugie wara od Michała.

– Co, proszę?

–  Będziesz  się  musiała

 ze

 mną  podzielić,  głucha  jesteś  czy

sknera?

– To

słyszałam, ale co to było o Michale? Wara od niego?!

–  Mówiłam,  głucha  jesteś,  nic  takiego  nie  powiedziałam.  –

background image

Poczerwieniała Julka.

– O, o.

– Co

„o, o”?

–  Widzę,  że

 hormony

 buzują  i  zbliża  się  zmiana.  Ty  się

zaświergoliłaś!

–  Nie  bzdurz,  Ewka,  milcz  i  pij  –  odpowiedziała

 Julka

i podetknęła kumpeli butelkę piwa pod nos.

– Czekaj, czekaj, nie

tak łatwo się z tego wywiniesz.

– Chlup, siup w ten głupi dziób i na zdrowie! –powiedziała

Julka

i  na  raz  opróżniła  pół  butelki  piwa,  patrząc  wszędzie,  tylko  nie

w oczy Ewki.

–  Czekaj,  czekaj…

 Ty

 się  NAPRAWDĘ  zaświergoliłaś!  Mateczko

Chrabąszczowa,  bo  Chrystusowej  nie  chcę  wzywać!  Ty  się
zaświergoliłaś!!!

– Nie! Nie

zaświergoliłam się, głuptaku! Ja… się zakochałam.

Ewka

się zakrztusiła, a piwo poszło jej nosem, potem szczęka jej

opadła  aż  po  pępek.  Patrzyła  na  Julkę  z  szeroko  rozdziawionymi
oczami i ustami, z piwem cieknącym jej po brodzie.

– Wytrzyj

się, Ewka, bo wyglądasz jak intelektualnie wyzwana.

– O kurde!

– Nie

szkodzi, ja wiem, że twój intelekt można wyzwać i zawsze

zdasz.

– Kurde!

–  Jak

 długo  się  krztusiłaś?  Po  trzech  minutach  bez  powietrza

mózg  ulega  uszkodzeniu,  ale  chyba  nie  było  to  tak  długo.  Nie  stać
cię na nic innego, tylko na „kurde”?

– Julka…

– Tak

się nazywam.

– Ale

wiesz, Michał…

–  No,  tak

 się  nazywa  ten  zabójczo  wyglądający  facet,  o  którym

teraz mówimy.

background image

– Matko, ja

się tak cieszę, że się nie zabujałaś w żadnym debilu!

Ale  Michał…  Wiesz,  to  jest  kumpel,  nie  mogę  sobie  wyobrazić  was

razem w inny sposób…

– No, a ja mogę i wyobrażam

to

sobie każdej nocy.

– He, he. Kurde.

– Jaką

mam

elokwentną przyjaciółkę, chyba ocipieję!

– Nie

mogę sobie wyobrazić…

–  To

 sobie  nie  wyobrażaj,  jak  ci  to  nie  robi  dobrze,  ja  sobie

powyobrażam  za  nas  dwie.  Nie  bój  się,  to  zostanie  na  poziomie
wyobraźni,  bo  nie  zamierzam  mu  nic  powiedzieć.  I  tak  nie  mam

u niego żadnych szans, a szkoda by było zmarnować taką przyjaźń.

–  No,  według

 mnie

 to  szanse  masz  ogromne.  Piękna  jesteś,

urocza, zabawna, inteligentna i zauważyłam, że Michał czasami tak
dziwnie na ciebie patrzy, jak ty nie widzisz…

– Upiłaś się,

Ewka

i strasznie miło bzdurzysz, ale proszę cię, już

nie  pierdziel.  Nie  mogę  sobie  robić  żadnych  nadziei,  bo  by  mnie
szlag musiał trafić, gdybym sobie pomyślała, że mam u niego jakieś
szanse,  zdobyła  się  na  odwagę  i  mu  powiedziała,  co  naprawdę  do

niego  czuję,  a  on  by  mi  powiedział  „Sorry,  babe”.  Także  buzia  na
super  glue  i  nie  waż  się  mu  nic  powiedzieć!  I  pij  szybciej,  bo  za
chwilę idziemy. Chłopacy dziś grają, musimy być troszkę wcześniej.

Po

 godzinie  dziewczyny  razem  z  Michałem,  Kogutem,  Radkiem,

Mal  i  Mariuszem  byli  już  w  pubie  o  wdzięcznej  nazwie  „Flower
Power”.  Radek  i  Mariusz  grali  z  chłopakami  w  zespole.  Mal  była
dziewczyną Radka, oboje znali się z paczką dość długo, ale po tym,
jak  ojciec  Mal  zarobił  trochę  pieniędzy,  otwierając  mały  biznes,
wyprowadził się z rodziną z osiedla i przeniósł na mała wioskę parę

kilometrów  od  ich  miasteczka,  co  spowodowało,  że  teraz  Mal
i Radek widywali się znacznie rzadziej z resztą paczki. Mariusz nie

należał do ich grupy, z chłopakami łączyła go tylko pasja do muzyki

i  choć  zacięcie  muzyczne  mogłoby  być  dobrym  fundamentami  pod

background image

przyjaźń, chłopacy nie łapali jakoś bliższego kontaktu. Grało im się

razem  świetnie,  komponowali  dobrą  muzykę,  dogadywali  się  na

próbach  bez  problemów,  ale  jak  tylko  próby  zespołu  się  kończyły,
Mariusz szedł we własną stronę sam, a reszta chłopaków we trójkę

w swoją i wszyscy byli zadowoleni.

Pub

 był  już  prawie  pełny,  wszyscy  ludzie,  którzy  znali  Michała

i  Koguta,  przyszli,  żeby  posłuchać  ich  muzyki  i  ich  wesprzeć.
Chłopacy poszli wyładować sprzęt, a dziewczyny usiadły na ciężkiej,

zielonej  kanapie  niedaleko  baru.  Julka  poszła  po  drinki  i  po  chwili
wróciła z trzema kolorowymi, wdzięcznie wyglądającymi napojami.

Ewka chwyciła swój i opróżniła jego zawartość w parę sekund.

–  Czemu,  Juliusiu,  wytrzeszczasz

 te  swoje  piękne,  wielkie

oczęta?  Żeby  mnie  lepiej  widzieć?  Dziś  piję  do  upadłego,  coś  po
rodzicach w końcu odziedziczyłam, he, he.

– Głupie żarty,

Ewka. Chcesz

pić, to pij, ale głupot nie opowiadaj.

–  Tak,  tak,  dobrze  mówisz,  wódki  ci  nalać!  Ale  że  ty  już  coś  do

picia  masz,  wódki  MI  nalać.  –  Z  tymi  słowami

 na

 ustach  Ewka

poszła do baru po kolejne drinki.

Po

 niespełna  półgodzinie  światła  w  pubie  przygasły,  na  scenę

wszedł  Michał,  a  po  nim  Kogut,  Radek  i  Mariusz.  Na  scenę  padła
smuga żółtego światła i Julkę kompletnie zatkało. Widok Michała na
scenie,  w  świetle  reflektorów,  z  gitarą  elektryczną  przewieszoną

przez ramię, z oszałamiająco pięknym uśmiechem na ustach powalił
ją  na  kolana,  przestała  na  chwilę  oddychać,  a  w  brzuchu  latało  jej
tysiące motylków. Michał spojrzał na nią, a ona poczuła, że robi się
czerwona i nogi ma miękkie jak wata. W myślach dziękowała Bogu,
albo  raczej  ludziom  z  obsługi,  że  w  pubie  jest  ciemno  i  nikt  nie

widzi,  jaką  piwonią  się  stała.  Michał,  cały  w  czerni,  promieniował
pasją,  ciepłem,  pozytywną  energią  i  zniewalał  uśmiechem.  „Boże,

jaki on jest fantastyczny!” – krzyczała w myślach Julka.

–  Fantastycznie  wyglądają,  co?  –  spytała  Ewka,  a  Julka

background image

automatycznie

zakryła usta ręką, myśląc, że wypowiedziała na głos

swoje myśli.

– Czy

ja coś mówiłam?

–  Nie,  nic…

 Ale

 miałaś  rozdziawioną  buzię  i  wyglądasz  jakoś

niemądrze…

– Dzięks.

– Nie ma za co, od czego są przyjaciele. – Ewka

puściła jej oczko

i uśmiechnęła się łobuzersko.

Chłopacy

przywitali

się i przedstawili, na co podchmielona Ewka

zareagowała  piskiem  i  brawami,  naśladując  małoletnie  fanki  na

koncercie  boysbandu,  czym  rozbawiła  wszystkich  i  ściągnęła  na
siebie niechcący całą uwagę.

– Dzięki, Ewka – zabrzmiał głos Koguta. – Tydzień ją prosiliśmy,

żeby

to

zrobiła. To nasza najwierniejsza fanka.

–  Trzy  najwierniejsze  fanki  –  odkrzyknęła

Julka

 i  razem  z  Ewką

i Mal zaczęły krzyczeć i klaskać. Reszta pubowiczów przyłączyła się
i oklaski zachęty posypały się z każdej strony.

–  Dzięki  za  ciepłe  przyjęcie  –  przemówił  znowu  Michał.  –

Dziewczyny, nie pijcie już – roześmiał się i puścił oczko w kierunku
przyjaciółek.  –  Ewa,  wszystkiego  naj  z  okazji  urodzin!  Ta  piosenkę
gramy  dla  ciebie!  –  Po  tym  przemówieniu  chłopacy  zaintonowali
początek  starej  piosenki  disco  polo  „Jesteś  szalona”  i  sala  ryknęła

śmiechem.  –  To

 był  żart,  a  teraz  już  naprawdę,  z  dedykacją  dla

ciebie, nasza pierwsza piosenka.

Rozległy się

pierwsze

dźwięki gitary elektrycznej i mocny, ciepły

głos  Michała  przybrany  naturalną  chrypką  rozbrzmiał  z  głośników.
Głos  czarował  swoją  głębią,  ostre  dźwięki  gitary  uderzały

niesamowitą  mocą  i  kipiały  energią.  Teksty  napawały  optymizmem
i chęcią do walki o lepszego siebie i lepszą przyszłość.

Julia

 wiele  razy  słyszała  śpiew  Michała,  ale  nigdy  po  wielu

drinkach,  co  strasznie  osłabiło  mur,  jaki  wokół  siebie  postawiła.

background image

Dziś  nie  chciała  się  bronić  przed  odczuwaniem  przyjemności,  jaką

jej  sprawiało  patrzenie  na  niego,  wsłuchiwanie  się  w  jego  głos,

chłonięcie  jego  zapachu  i  rozkoszowanie  się  jego  bliskością.
Słuchała  go  więc  teraz,  wpatrując  się  w  niego,  drżąc  za  każdym

razem,  kiedy  na  nią  spojrzał.  Z  jego  oczu  biła  pasja,  siła  i  ciepło,

które  osłabiały  ją  i  powodowały,  że  nie  mogła  oderwać  od  niego
oczu. Przyciągał ją tak, jak ogień przyciąga ćmy.

–  Wiesz,  Julka  –  krzyknęła  jej  do  ucha  mocno  wstawiona  Ewka,

którą męczyła czkawka – z tego Koguta całkiem – czknęła – całkiem
przystojna  małpa,  nie  wierz  pozo…  –  czknięcie  –  …pozorom,

cholera, my tak naprawdę to się i lubimy, chociaż ten gamoń jest –
czknięcie  –  niesamowicie  intrygujący…  Nie  intrygujący,  irytujący,

chciałam… – czknięcie – chciałam powiedzieć.

– To

żadna tajemnica, że się lubicie, wszyscy was już przejrzeli.

– Taaaaaaaaak? – zapiała Ewka i szeroko otworzyła oczy. – Jakie

z was cholernie – czknięcie – cholernie inteligentne bestie, cholera.
Cholerna  cz…  –  czknięcie  –  czkawka!!!  Strasznie

 intrygująca…

Irytująca! Muszę czymś zapić. Julia, zamów mi drinka.

– Ewka, dziś jesteś

jak

winna muszka, ciągle latasz koło butelki.

Nie masz już dość?

–  Jak  znajdziesz  mnie  śpiącą  –  czknięcie  –  pod  stolikiem,  to

znaczy, że mam dość. Wtedy – czknięcie – cholera, nie przeszkadzaj

mi,  jak  do  ciebie  mówię!  –  czknięcie.  –  Wtedy  musicie  mnie  jakoś
odholować do domu. Ale – czknięcie – ale do twojego domu, nie do
mojego,  bo  jak  mnie  starzy  zobaczą  w  takim  stanie,  to  koniec  ze
mną! – czknięcie. – Cholera.

– OK, dziś

masz

urodziny, muszę robić to, co chcesz.

– Tak, tak, i za to cię kocham. I za tego różowego drinka, co mi

zaraz  przyniesiesz  też  cię  kocham.  Widzisz,  te  nasze  chłopaki

czasami się na coś przydają – oni

grają, a my mamy za to darmowe

drinki. Sprytne bestie!

background image

Koncert

 był  bardzo  udany.  Chłopacy  dali  z  siebie  wszystko,

a  pubowiczom  tak  się  podobało,  że  nie  chcieli  ich  puścić  ze  sceny.

Michał  i  reszta  skończyli  grać  po  niemalże  dwóch  godzinach.  Byli
absolutnie wyczerpani, ale szczęśliwi. Do tego, po zejściu ze sceny,

właściciel pubu podszedł do nich i spytał, czy nie chcieliby u niego

grać  raz  w  tygodniu  za  niewielkie  wynagrodzenie.  Szczegóły  były
jeszcze do omówienia, ale chłopacy i bez tego byli już wniebowzięci.
Myśl,  że  mogą  od  teraz  grać  gdzieś  publicznie,  regularnie,  bez

proszenia  i  kombinowania,  była  bardzo  pocieszająca.  Kiedy  złożyli
i  zapakowali  sprzęt,  dołączyli  do  dziewczyn.  Ewka  była  już

porządnie nabzdryngolona i nie dość, że wciąż męczyła ją okropna
czkawka,  to  jeszcze  zaczęła  seplenić.  Chłopacy  jeszcze  raz  złożyli

jej życzenia. Ewka omal się nie popłakała, zapewniła wszystkich, że
kocha  ich  nad  życie  i  poszła  do  toalety  poprawić  makijaż.  Kiedy
wyszła z łazienki, było widać, że zasada Julki „Nigdy nie poprawiaj
makijażu,  jak  masz  wypite”  była  warta  przestrzegania.  Ewka
natapirowała  swoje  kolorowe  włosy,  pomalowała  usta,  wyjeżdżając
poza kontury, a maskara była widoczna nie tylko na jej rzęsach, ale

też,  jakimś  cudem,  na  jej  policzkach  i  czole.  Ewka  podeszła
chwiejnym  krokiem  do  Koguta,  a  ten  zrobił  teatralnie  przerażona
minę.

– Matko, żona Frankensteina! She’s alive!

Ewka

 zupełnie  zignorowała  jego  komentarz,  chwyciła  się  jego

rękawa  i  chwiejnym  krokiem  zaciągnęła  go  do  baru.  Kogut  usiadł
na  wysokim  barowym  krześle  i  pomógł  Ewce  wdrapać  się  na  takie
samo.  Kiedy  już  oboje  siedzieli,  Ewka  zaczęła  usilnie  namawiać
Koguta,  żeby  jej  kupił  coś  wysokoprocentowego,  najlepiej  wódkę

z  sokiem  grejpfrutowym.  Kogut,  widząc,  że  solenizantka  ma  już
dość dobrze w czubie, odmawiał na początku, ale kiedy ta nazwała

go  skąpcem,  miarka  się  przebrała  i  zamówił  jej  to,  co,  jak  ona

myślała, było wódką z sokiem, ale tak naprawdę było tylko sokiem.

background image

Kogut  nie  chciał,  żeby  na  drugi  dzień  było  jej  jeszcze  bardziej

niedobrze.  Ewka  poczuła  się  winna,  pożałowała,  że  go  nazwala

skąpcem, bo kto jak kto, ale Kogut skąpcem nie był. Patrzyła teraz
na  niego  i  widząc,  że  się  trochę  zachmurzył,  postanowiła  to

naprawić.

–  No  do…  do…  Dobra  Gogut,  już  się  tak  nie  bocz  jak  boczeg.

I  nie  myśl,  że  jestem  ubita,  uuupita,  pita!  Mnie  dylgo  ta  cholerna
dżkawka  męczy  –  czknięcie  –  o,  widzisz,  o  wilku  mowa,  a  wilk

z dżkawgą przyszedł. – Próbowała podeprzeć się łokciami o bar,

ale

nie  trafiła  i  z  rozmachem  uderzyła  brodą  o  blat.  Nie  mając  siły  się

podnieść,  siedziała  tak  dość  długo  z  brodą  na  blacie,  czkając  co
chwila. Kogut patrzył na nią i podśmiewywał się pod nosem.

–  Dzo  się  tak  na  mnie,  Kogut,  paczysz  jak  na  niewyjaśnione

zjawisko?  Odpodżywam  sobie  z  brodą  na  blacie,  a  co,  nie  mogę?
Kto  mi  powie,  że  nie  mogę?  Kto  mi  to  powie,  to  świnia  będzie!  –
Chłopak wciąż

na

 nią  patrzył  i  zadecydował,  że  on  tą  świnią  musi

być  i  stwierdził,  że  najwyższa  pora  zaprowadzić  przyjaciółkę  do
domu.

– No, Ewik

Konewik, pięknie było,

idziemy

do domku.

–  Źpię  u  Julki  –  krzyknęła

 Ewka

 tak  głośno,  że  parę  osób

odwróciło  się  w  jej  kierunku.  W  uszach  jej  szumiało,  więc  chciała
przekrzyczeć ten szum, żeby Kogut mógł ją usłyszeć.

– Nie

rozumiem języka twojego plemienia, Ewka.

– ŹPIĘ u Julki – przeliterowała

jeszcze

głośniej.

– Tym

razem cię nie usłyszałem, możesz powtórzyć?

Ewka

 nabrała  całe  płuca  powietrza,  żeby  krzyknąć,  ale  zaczęła

się śmiać.

– Gogut, ty

głuptasie, dy zobie ze mnie żartujesz.

– Ale

nie, jakbym mógł…

– Oj, mógłbyś, mógł…

Jakie

dziwne słowo „mógł”, chyba go nigdy

nie słyszałam.

background image

– A „idziemy

do

domu” już słyszałaś?

– Nie! Proszę, jeżdże dylko ten drink! Drink, drink, drink. Tobie

też drinka w uszach? – Ewka podniosła mała szklaneczkę z sokiem,
przystawiała do ust i zaczęła pić. Chcąc opróżnić szklankę do dna,

odchyliła się do tylu z rozmachem i runęła jak długa z krzesełka na

podłogę.  Kogut  zeskoczył  ze  swojego  krzesła  i  podbiegł  do  Ewki
przerażony,  że  coś  się  jej  stało,  ta  jednak,  śmiejąc  się  i  czkając,
krzyczała:  –  Gogut,  ale  odlot!  Batrz,  tam  w  górze  wszystko  wiruje!

Batrz  na  sufit!  O  matko,  jest  was  dwóch  Gogutów!  I  każdy  ma
głupią  minę  na  pięknej  twarzy!  –  Kogut

 nie  wiedział,  czy  ma  się

wkurzyć,  bać  o  nią,  czy  się  śmiać.  W  końcu  stwierdził,  że  najlepiej
będzie ją podnieść i odprowadzić do domu. Nie było to jednak takie

łatwe. Kiedy złapał Ewkę za ręce i próbował ją podnieść, ta zaczęła
się śmiać i wydurniać.

–  Ewka,  obejmij  mnie  przynajmniej,  to  mi  będzie  łatwiej  –

powiedział,

na

co Ewka wytrzeszczyła oczy.

–  Gogut,  no  co  ty?  To  ja  spadam  na  głowę  z  krzesełka,  a  tobie

figle w głowie? – Na

te słowa pojawił się Michał i pomógł ją zdrapać

z podłogi.

– Idziemy, Ewik, do

domu.

– Idziemy, chłopaki, idziemy, z wami

to

i na koniec świata pójdę,

nawet  do  Rosji,  ale…  Znajdźcie  najpierw  Julkę,  bo  gdzieś  mi  się

zapodziała.

Michał  rozejrzał  się

 po

 sali  i  zobaczył  Julkę  w  towarzystwie

chłopaka,  z  którym  chodziła  ogólniaka  i  za  którym  uganiały  się
wszystkie  małolaty.  Ten  perfidnie  z  nią  flirtował  i  wciąż  dotykał  jej
włosów.  Julka  się  nie  broniła  i  posyłała  mu  urocze  uśmiechy,  co

w  dziwny  sposób  rozzłościło  Michała.  Podszedł  do  Julki,
bezceremonialnie  chwycił  ją  za  łokieć,  przyciągnął  do  siebie

i  oznajmił,  że  muszą  iść  do  domu,  bo  Ewka  nie  czuje  się  najlepiej.

Julka wybuchnęła śmiechem, co zupełnie zbiło Michała z tropu, ale

background image

po chwili śmiał się i on, podążając wzrokiem w kierunku, w którym

patrzyła  Julka.  Ewka  wskoczyła  Kogutowi  na  plecy  i  ujeżdżała  go

bez żadnych protestów z jego strony. To był prawdopodobnie jedyny
sposób, w jaki udało się ją przekonać do opuszczenia pubu.

Kogut

 miał  niełatwe  zadanie,  ale  dotrwał  do  końca  i  doniósł

Ewkę pod same drzwi mieszkania Julki. Tam wszyscy się pożegnali,
Ewka  wszystkich  wycałowała  i  zapewniła  co  najmniej  pięć  razy,  że
ich  kocha,  a  kiedy  już  musiała  stanąć  na  własne  nogi,  uznała,  że

najbezpieczniej  będzie,  jak  dojdzie  do  łóżka  na  czworaka.  Kogut
obiecał,  że  na  następne  urodziny  kupi  jej  ochraniacze  na  kolana

i  kask  na  głowę,  żeby  mogła  bezpiecznie  spadać  z  krzesełek
barowych i chodzić na czworaka bez zdzierania kolan, na co Ewka

zupełnie się rozkleiła i prawie zaczęła płakać, wciąż powtarzając, że
ma najlepszych przyjaciół na świecie.

Kiedy

solenizantka dotarła już do łóżka Julki, ta dała jej szklankę

wody,  otuliła  kołdrą  i  z  chwilą,  kiedy  Ewka  przyłożyła  głowę  do
poduszki,  zasnęła,  pochrapując  i  czkając  cichutko.  Julka  poszła
napić  się  wody,  zmyła  makijaż,  rozczesała  włosy  i  przebrała  się

w  cieniutką  koszulkę  nocną.  Przed  pójściem  do  łóżka  zastukała
w ścianę dzielącą pokój jej i Michała, żeby powiedzieć w ten sposób
dobranoc,  i  położyła  się  obok  czkającej  Ewki.  Zasnęła,  myśląc
o Michale.

Ewka

 obudziła  się  w  zadziwiająco  dobrym  humorze.  Jeszcze

bardziej  zadziwiające  było  to,  że  nie  miała  w  ogóle  kaca.  Trzecią
dziwną  rzeczą  było  to,  że  po  tylu  kolorowych  drinkach  wszystko
pamiętała  –  łącznie  z  upadkiem  z  krzesełka  i  ujeżdżaniem  Koguta

przez  całą  drogę  do  domu.  Mimo  tych  wszystkich  wspomnień
tłoczących  się  jej  do  głowy,  nie  czuła  ani  krzty  zażenowania  czy

wstydu na wspomnienia zeszłej nocy, wręcz przeciwnie, rozpływała

się  w  wychwalaniu  Koguta,  co  mocno  zaniepokoiło  Julkę.  Ta

background image

minimalnie  trzy  razy  spytała  koleżankę,  czy  na  pewno  dobrze  się

czuje,  może  jednak  naprawdę  mocno  wczoraj  walnęła  się  w  głowę

i  potrzebuje  lekarza.  Ewka  na  to  odparła,  że  musi  podziękować
Kogutowi, co Julka skwitowała stwierdzeniem:

– Po

prostu wciąż jesteś pijana od wczoraj.

Dziewczyny

 jeszcze  chwilę  pogadały,  zjadły  śniadanie  i  Ewka

poszła  do  domu.  Tam  wzięła  prysznic,  uczesała  się  i  zrobiła  sobie
delikatny  makijaż.  Przyjrzała  się  sobie  w  lusterku  i  stwierdziła,  że

wygląda  całkiem  cywilizowanie  ze  swoim  naturalnym,  mysim
kolorem  włosów  (wszystkie  kolory  tęczy  na  jej  włosach  zmyły  się

pod  prysznicem),  lekkim  makijażem  podkreślającym  jej  zielone
oczy,  w  czarnej,  klasycznie  wyciętej  koszulce  i  dżinsach.

Zasznurowała  swoje  wierne  trampy  i  pobiegła  na  górę  do
mieszkania Orzelskich.

Kogut

 leżał  na  swoim  łóżku  ze  słuchawkami  na  uszach,

podśpiewując  coś  cicho  pod  nosem.  Nagle  zerwał  się  na  równe
nogi,  zaczął  skakać  po  łóżku  i  grając  na  wyimaginowanej  gitarze,
z  zamkniętymi  oczami,  wrzeszczał  wniebogłosy  w  rytm  muzyki:

„Nie  zabierzesz  mi  jej,  nie,  nie,  doktorze,  nie  zabierzesz  mi  jej,
mojej  choroby  psychicznej…  Ona  chroni  mnie,  uuhuuu,  przed
brutalną  rzeczywistością”.  Śpiewając,  a  raczej  wyjąc,  zaczął
odstawiać  pogo,  wywijając  głową  na  wszystkie  możliwe  strony,

zrzucił  z  siebie  flanelową  koszulę  i  skakał  po  pokoju  w  swoim
dzikim porywie, obijając się o sprzęty i nie mając zielonego pojęcia,
że  od  dłuższej  chwili  Ewka  jest  w  pokoju,  przygląda  mu  się
i niemiłosiernie się z niego nabija. O jej towarzystwie dowiedział się
dopiero  wtedy,  gdy  wpadł  na  nią  i  oboje  wylądowali  na  podłodze.

Wtedy Ewce już zupełnie puściły tamy i śmiała się jak nienormalna,
a  z  jej  oczu  płynęły  łzy.  Kogut  wstał,  otrząsnął  się  z  szoku,  jaki

wywołało  uderzenie  w  kogoś  ciepłego,  miękkiego  i  żyjącego

i z wyrzutem i zażenowaniem zapytał:

background image

– Nikt

cię nie uczył, że się puka do drzwi przed wejściem?!

–  Pukałam,

 ale

 ty  się  tak  wydzierałeś,  że  za  nic  w  świecie  byś

mnie nie usłyszał, nawet jakbym tu czołgiem wjechała.

– Wcale się nie wydzierałem, tylko… Śpiewałem… – odpowiedział

urażony

po

dziecinnemu i ciężko zażenowany chłopak, na co Ewka

znowu zaczęła wyć ze śmiechu.

–  Teraz  już  wiem,  dlaczego  chłopacy  nigdy  ci  nie  pozwalają

śpiewać w kapeli! – kontynuowała Ewka.

Kogut

 cały  poczerwieniał.  Chcąc  pokazać  swoją  dumę  i  chłód

oraz  to,  że  czuje  się  urażony,  wywiesił  w  stronę  Ewy  jęzor  i  ciężko

opadł  na  obrotowe  krzesełko.  Dumnie  to  jednak  nie  wyglądało,  bo
krzesełko  automatycznie  się  obniżyło  do  samej  ziemi,  a  chłopak

zeskoczył  z  niego  jak  oparzony,  patrząc  na  Ewkę  z  wyrzutem
i  zaskoczeniem,  jakby  to  była  jej  wina.  Dla  niej  już  było  tego  za
wiele.  Tak  rechotała,  że  bała  się,  że  się  posika,  więc  kucnęła  na
podłodze i wyła ze śmiechu. Zapominając, że ma makijaż, przetarła
załzawione  oczy  rękawem  i  bezwiednie,  totalnie  się  rozmazała.
Kogut wciąż był obrażony, ale kiedy spojrzał na Ewkę, przeszło mu

w  jednej  chwili  i  teraz  on  śmiał  się  jak  osiołek  Kłapouchy  na
ekstazie.  Ewka  wyglądała,  jakby  ktoś  podbił  jej  oczy,  a  do  tego
czarne  łzy  spływały  ciurkiem  po  jej  twarzy,  tworząc  wokół  ust
czarne wąsy, do tego co chwila wykrzykiwała, łapiąc oddech:

–  Kogut,  zabiję  cię,  jak  się  posikam.  –  I  wybuchała  nową  salwą

śmiechu,

co

było samo w sobie dość śmieszne. Kogut za to siedział

na  podłodze  naprzeciw  niej  i  wskazując  na  nią  palcem,  śmiał  się
swoim  donośnym  śmiechem,  próbując  coś  powiedzieć.  Do  pokoju
Koguta weszła jego mama, która wyglądała na zaniepokojoną.

–  Dzieci,  czy  coś  się  stało?  –  spytała,  uchylając

 drzwi.  Nie

doczekawszy się żadnej odpowiedzi, weszła do środka i spojrzała na

dwójkę przyjaciół, którzy teraz nie wyglądali na zbyt rozgarniętych.

–  Kogut,  czy  wy  paliliście  trawkę?!  –  zapytała

 ostrzegawczym

background image

głosem,  na  co  dwójka  jeszcze  bardziej  zaczęła  się  śmiać.  Ewka  już

leżała na ziemi, cała czerwona, ledwo łapiąc powietrze i krzycząc:

– Kogut

zamknij się już, bo ci dywan osikam!!

Kogut

 puścił  mamie  oczko  i  wskazał  palcem  na  Ewkę.  Ta

popatrzyła pytająco na niego, a potem odwróciła się w stronę jego

mamy.  Pani  Orzelska,  widząc  teraz  twarz  Ewki,  powiedziała  tylko:
„Jezus  Maria,  co  on  ci  zrobił”,  po  czym  śmiejąc  się  i  klepiąc
wymownie  w  czoło,  wyszła  z  pokoju.  Wtedy  dopiero  w  Ewce

zrodziła  się  chęć  spojrzenia  w  lusterko.  Podniosła  się  mozolnie
z  podłogi  i  wciąż  pochlipując  pod  nosem,  zerknęła  do  lusterka  na

drzwiach szafy.

– Kogut, ty

 kanalio!!!  Zobacz,  co  mi  zrobiłeś,  he,  he,  he.  Proszę

cię, zamknij się już, bo mam zakwasy na brzuchu od śmiechu.

– Wyglądasz

jak

Michael Jackson w „Thrillerze”, he, he, he.

– A ty

tu

siedzisz w samych gaciach, mądralo.

–  Bokserkach  –  sprostował  Kogut,  zmierzając  w  kierunku

 szafy,

odprowadzany

 przez  spojrzenie  Ewki.  Gdyby  mogła,  wywiesiłaby

język jak pies i śliniła się na widok jego wysportowanego ciała. Jego

skóra  była  gładka,  jędrna,  koloru  oliwek,  ramiona  były  szerokie
i umięśnione, a brzuch… Była pewna, że kaloryfer na jego brzuchu
będzie teraz prześladować jej sny co najmniej przez tydzień.

–  Bokserki,  niech  ci  będzie  Artur…  –  powiedziała

 ze

 swojego

świata erotycznych fantazji.

– Przepraszam, czy

ja się przesłyszałem?

–  Co?  Czemu?  –  Potrząsnęła  głową,  żeby  pozbyć  się  natrętnych

myśli  przedstawiających  ją  w  jego  objęciach,  i  przy

 okazji

czerwieniąc się jak piwonia, bo nie wiedziała, co powiedziała.

–  Powiedziałaś

 do

 mnie  Artur?  Nie  pamiętam,  żebyś

kiedykolwiek  nazwała  mnie  po  imieniu,  oprócz  chwili,  kiedy  jako

sześciolatka  rozbiłaś  sobie  kolano,  a  ja  przyprowadziłem  cię

płaczącą do mnie do domu i poprosiłem mamę, żeby cię opatrzyła.

background image

Wtedy  spojrzałaś  na  mnie  tymi  swoimi  wielkimi  załzawionymi

oczami i powiedziałaś: „Dziękuję, Artur”.

Ewka

 wytrzeszczała  teraz  na  niego  te  swoje  wspomniane

wielkie, zielone oczy, nie mogąc uwierzyć, że on to pamięta.

–  A  dziesięć

 minut

 potem  przyrżnęłam  ci  szpadelkiem,  bo  ty

rozwaliłeś mój zamek w piaskownicy.

Kogut

zaczął się śmiać na to wspomnienie, a Ewka w zamyśleniu

kontynuowała, jakby sama do siebie:

– Nie

 wiem,  czemu  nigdy  nikt  nie  nazywa  cię  Artur,  przecież  to

ładne imię. Już się tak jakoś utarło, że jesteś Kogut i tyle.

–  Wczoraj  to  brzmiało  jakoś  inaczej  –  powiedział,  wciągając  na

siebie  dżinsy  –  Go…  Go…  Gogud  –  zacytował  chłopak,  naśladując

wczorajszy

bełkot Ewki przerywany czkawką.

–  Świetnie,

 ty

 się  ze  mnie  nabijasz,  a  ja  przyszłam  ci

podziękować.

– Ty chcesz mi podziękować? Tak normalnie, bez żadnych bomb

i  docinków…  No,  no,  pozwól  dziewczynie  ujeżdżać  się  jedną  noc,
a  od  razu  zrobi  się  dla  ciebie  milsza  –  powiedział,  patrząc

 na

 nią

w dwuznaczny, jak miał nadzieję, sposób.

– No

dobra, teraz już zaczynam żałować, że ci dziękuję, ale po to

tu  przyszłam,  więc  dzięki,  że  mnie  wczoraj  zdrapałeś  z  parkietu,
kiedy  spadłam  z  tego  krzesełka  i  dzięki,  że  nie  wrzuciłeś  mnie

w jakiś rów po drodze do domu.

–  To

 tylko  i  wyłącznie  dlatego,  że  wczoraj  miałaś  urodziny,

inaczej obudziłabyś się w jakimś rowie, gwarantuję.

– Wierzę… Tym bardziej wielkie dzięki. – Podeszła

do

drzwi.

–  Ewa…  A  może  byś  chciała  trochę  pofiglować?  –  Kogut

uśmiechnął się szelmowsko.

– Słucham??? – Ewkę zatkało.

–  Wczoraj  wyraźnie  miałaś  na  to  ochotę  –  powiedział

 Kogut

i  z  udawaną  powagą  zaczął  się  zbliżać  do  dziewczyny,  cały  sexy,

background image

z wciąż gołym torsem.

–  Kogut,  no  co  ty.  –  Ewka  poczerwieniała.  –  Przecież

 wczoraj

byłam kompletnie zalana, chyba nie wziąłeś mnie na poważnie.

– Chętnie bym cię wziął… na poważnie – wyszeptał i przylgnął

do

niej  całym  ciałem,  przypierając  ją  do  drzwi.  Ewce  zakręciło  się

w  głowie,  po  raz  pierwszy  nie  wiedziała,  co  ma  powiedzieć.  Czuła
tylko oszałamiająco szybkie bicie serca i suchość w ustach.

–  Zróbmy  to,  Ewa,  no,  pofiglujmy.  –  Podniosła

 wzrok

 i  wtedy

zobaczyła  ten  szelmowski  uśmieszek.  On  znowu  sobie  z  niej  kpił!
A ona prawie uwierzyła! Poczuła się jak totalna idiotka. Odepchnęła

go z całej siły i zdzieliła w głowę

– Uuuuu, lubisz to na ostro – roześmiał się chłopak.

–  Kretyn  z  ciebie,  naprawdę,  a  już  zaczynałam  myśleć  coś

innego. – Pociągnęła

za

klamkę i otworzyła drzwi.

–  Ewka,  poczekaj,  nie

 gniewaj  się,  tylko  żartowałem.  I  zrób  coś

z  tym  makijażem,  zanim  wyjdziesz,  bo  ktoś  sobie  pomyśli,  że  cię
pobiłem albo coś…

Dopiero

teraz Ewka przypomniała sobie, że wygląda jak idiotka.

Podeszła  do  lusterka,  usunęła  rękawem  maskarę  ze  swojej  twarzy,
rzuciła  na  odchodne  „Ciao,  kretynie”  i  wyszła  z  jego  pokoju.  Jak
piorun  zbiegła  ze  schodów  i  pobiegła  do  domu.  Kolana  wciąż  jej
drżały,  gdy  zamknęła  drzwi  swojego  pokoju,  a  ciało  pulsowało

w  miejscu,  o  którym  nie  chciała  myśleć  w  tym  samym  momencie,
w  którym  myślała  o  Kogucie.  Była  wściekła,  że  tak  strasznie
podziałała  na  nią  jego  bliskość  i  że  dała  się  nabrać  jak  ta  ostatnia
idiotka.  Najgorsze  było  to,  że  ostatnio  cały  czas  wyobrażała  sobie
Koguta w TEN właśnie sposób, w który nie powinna. Rozbierała go

oczami,  godzinami  myślała  o  jego  ustach  i  o  tym,  jak  by  to  było
całować tego idiotę… A on musiał się zorientować i teraz kpi sobie

z niej jak z ostatniej debilki.

–  Cholerny  palant  –  powiedziała  sama  do  siebie.  –  A  niby  czego

background image

się  miałam  po  nim  spodziewać?  Zawsze  był  taki!!!  Posrany

casanowa.  –  Rzuciła  się  na  łóżko  i  głośno  westchnęła.  –  Palant  –

powtórzyła. – Ale…

Dlaczego

musi być tak kurewsko przystojny???

Kiedy

 Ewka  opuściła  pokój  Koguta,  ten  nie  mógł  sobie  znaleźć

miejsca  i  był  zły  na  samego  siebie,  że  żartował  sobie  z  niej  w  taki

sposób.  Był  też  wkurzony  na  to,  że  żarty  wymknęły  mu  się  spod
kontroli.  Kiedy  spojrzała  na  niego  tymi  wielkimi,  zdziwionymi
i  niewinnymi  oczami,  niemal  stracił  panowanie  nad  sobą  i  jeszcze

sekunda, a by ją pocałował. Chciał wtedy, żeby powiedziała mu coś
nieprzyjemnego,  żeby  wyzwała  go  od  palantów,  żeby  mógł  się

pozbyć  nagłej  chęci  przyparcia  jej  jeszcze  mocniej  do  drzwi
i całowania bez tchu, żeby potem przenieść ją do łóżka i kochać się

z  nią  tak  namiętnie,  jak  namiętnie  zawsze  się  z  nią  kłócił.  Zamiast
tego wykpił ją i jeszcze bardziej do siebie zniechęcił. Żadna nowość,
całe życie mu powtarzała, że jest idiotą i miała rację. Tylko że teraz
on nie chciał, żeby o nim myślała jak o idiocie, chciał, żeby myślała
o  nim…  Normalnie,  pozytywnie,  trochę  bardziej  przychylnie.  Nie
chciał już być dla niej tylko błaznem, który doprowadzał ją do szału

albo do śmiechu, chciał do tego dodać jeszcze coś… Trochę powagi,
dojrzałości i ciepła…

– Kretyn! – przemówił do swojego odbicia w lustrze. – Do

potęgi

entej!

Ewka

 zadzwoniła  do  Julki  i  zaprosiła  ją  do  siebie.  Po  trzech

minutach  usłyszała  dzwonek  do  drzwi.  Natychmiast  otworzyła,
wciągnęła Julkę do środka i konspiracyjnie pociągnęła ją za sobą do
łazienki, tam zamknęła drzwi na klucz.

–  Siadaj  –  powiedziała

 do

 Julki,  wskazując  jej  klozet.  Julka

zamknęła klapę i usiadła, wpatrując się w koleżankę. Takie sytuacje
były  normalne  i  mówiły  Julce,  że  Ewka  wpadła  na  pomysł,  którego

jej rodzice by nie pochwalili, dlatego zamykają się w łazience.

–  Ewka,  co

 kombinujesz  tym  razem?  Znowu  „przypadkiem”

background image

zgolisz sobie brwi albo spalisz sobie włosy, używając żelazka do ich

prostowania?

–  Ha,  ha,  ha,  bardzo

 śmieszne.  Nie  moja  wina,  że  depilowanie

brwi  pęsetą  jest  dla  mnie  zbyt  bolesne  i  zaryzykowałam  golenie…

Jak  mogłam  wiedzieć,  że  całe  brwi  mi  zejdą…  I  nie  moja  wina,  że

moi  kochani  rodzice  nie  chcą  mi  dać  pieniędzy  na  normalną
prostownicę  do  włosów.  Człowiek  musi  kombinować,  jak  nie  ma
tego,  co  potrzebuje.  Spójrzmy  na  przykład  na  mojego  tatusia

kochanego.  Przepił  wszystkie  pieniądze  i  teraz  nie  ma  na  wódkę,
ale na drożdże i cukier pieniądze miał, także zrzucił się z sąsiadem

i  postanowili  wyprodukować  własny  bimber.  Wiesz,  kiedyś  znalazł
stary przepis mojego dziadka i mu się zdało, że to genialny pomysł.

Nie  mogli  się  jednak  doczekać,  aż  bimber  się  z  tych  ich
ziemniaczków i Bóg wie, z czego

jeszcze

zrobi, także wypili tę białą

maź,  jaka  się  z  tego  wyprodukowała  po  trzech  tygodniach  i  obaj
wylądowali w szpitalu!

– Twój ojciec jest w szpitalu??? – wykrzyknęła Julka.
–  A  tam,  już  jest  w  domu.  W  szpitalu  był  wczoraj  razem

z  sąsiadem,  bo  alkoholicy  jedni  głupi  nachlali  się  tego  domowego,
niedorobionego  bimbru,  czy  czego,  i  obaj  się  zatruli.  Musieli  im
zrobić  płukanie  żołądka  i  wstydu  się  obaj  nażarli  jak  cholera.
Głuptaki,  he,  he,  zasłużyli  sobie.  Ojciec  rzygał  jakieś  osiem  godzin

w  domu,  a  matka  jak  się  dowiedziała,  co  chlali,  to  go  o  mało  nie
zabiła…  Bo  jej  nie  powiedział,  że  to  robią,  a  ona  by  im  w  tym
„doradziła”,  bo  nasz  dziadunio,  a  jej  ojciec,  był  kiedyś  ekspertem
w  pędzeniu  wina.  Ona,  jako  mała  dziewczynka,  a  potem  to  już
i  nastolatka,  parę  razy  w  piwnicy  przyłapała  dziadunia  pędzącego

bądź  pijącego  bimber,  także  na  rzeczy  się  trochę  znała.  No,  także
jak  mówiłam,  jak  człowiek  nie  ma,  tego,  co  potrzebuje,  musi

kombinować. Jedni przy tym zgolą sobie brwi albo spalą włosy, inni

znowu  wylądują  w  szpitalu  na  płukaniu  żołądka…  Ale  wracając  do

background image

moich  zamiarów  –  ściszyła  głos  do  szeptu  i  podeszła  do  pralki  –  to

jest  to,  co  mam  dziś  w  planie.  –  Wyciągnęła

 zza

 pralki  kartonik

z farbą do włosów i podała Julce.

– Ale przecież to jest zielony kolor! – krzyknęła Julka.

– Ciszej, bo

starzy cię usłyszą, wszyscy są w domu.

– Ewka, przecież

oni

 cię  zabiją  albo  każą  ci  zgolić  włosy,  albo…

albo sami je zgolą!!! A Sinéad O’Connor już od jakichś dwudziestu
lat nie jest w modzie!

–  Mi

 nikt  głowy  golić  nie  będzie!  Leję  na  ich  reakcję.  Bez

przerwy czepiają się mnie bez żadnego powodu, ciągle obrywam za

głupie  urojenia  ojca,  a  tak  chociaż  będzie  miał  jakiś  normalny
powód  i  może  wreszcie  skupi  się  na  jednej  rzeczy,  a  ja  się  trochę

odkompleksuję  w  innych  sferach,  bo  nie  będę  już  musiała  słuchać,
że  mam  uszy  Willa  Smitha,  jestem  głupia  jak  but  i  tak  dalej,  bo
może  teraz  wszystko  się  skupi  tylko  i  wyłącznie  na  włosach,  a  ja
włosy mam ładne i zdrowe, więc kompleksów nowych mnie nikt nie
nabawi,  a  te  stare  się  może  zagoją.  Już  miałam  farbowane  włosy,
a  teraz  chcę  je  zafarbować  na  zielono,  bo  wiosna  przyszła  i  tak

świeżo jest, i pięknie, i kolorowo…

–  Ewka,  ty

 masz  zielono  w  głowie  całe  życie,  nie  musisz  tego

przenosić na świat zewnętrzny.

– Ale

chcę, Julka, chcę się uzewnętrznić.

–  A  co,  jakieś

poradniki

 psychologiczne  znowu  czytałaś  czy  jaki

struś???

–  Nie

 poradniki…  Jeden  poradnik.  Już  nie  dam  sobie  srać  na

głowę i pomiatać sobą. Będę ze sobą i swoim ciałem robić, co chcę
i niech się wszyscy ode mnie odpimpkują. Mam już osiemnaście lat,

jestem  pełnoletnia  i  szanuję  sama  siebie!  To  mi  wystarczy,  a  jak
rodzice  mają  jakieś  bronchy,  mnie  to  nic  nie  obchodzi.  Chcę  mieć

zielone włosy i będę miała zielone włosy!

–  No,  żeby

 tylko

 twój  ojciec  nie  wykorzystał  tego  faktu  i  nie

background image

wywalił  cię  z  domu…  Ale  wiesz,  zawsze  możesz  przyjść  do  mnie…

No  dobra,  farbujemy.  Chociaż  wiesz,  Ewka,  pełnoletnia  nie  zawsze

znaczy w pełni władz umysłowych.

– W pełni czy nie w pełni, zielony to mój kolor na wiosnę. Koniec,

kropka – upierała się dziewczyna.

Ewka

 umyła  włosy  i  z  pomocą  koleżanki  nałożyła  na  włosy

nieciekawie  wyglądającą  maź.  Potem  dziewczyny  poszły  do  kuchni
i  plotkowały  chwilę  przy  gorącym  cappuccino,  nie  zdając  sobie

sprawy,  że  w  tym  czasie  łazienkę  zajął  wredny  brat  Ewy.  Kiedy
przyszedł  czas  na  spłukiwanie  farby,  Andrzej  nadal  okupował

łazienkę i ani prośbą, ani groźbą nie dało się go stamtąd wywabić.
Ewka nie mogła już dłużej czekać, więc wpadła na genialny pomysł,

żeby  spłukać  farbę  w  zlewie  w  kuchni,  i  od  razu  wzięła  się  do
spełnienia tej myśl, która już po paru sekundach okazała się nie tak
genialna.  Zlew  kuchenny  był  za  mały  i  nie  nadawał  się  do  takich
operacji. Julka próbowała jakoś pomóc i ścierką zaczęła wycierać jej
mokry kark, ale mimo jej wysiłków Ewka zawyła i zaczęła biegać po
kuchni jak bezgłowa kura, wpadając na krzesła, stół, lodówkę…

–  Ałaaaaaaaa,

 Julka,  farba

 naleciała  mi  do  oczu,  Jezu,  jak

szczypie!!!

Biegała

po

kuchni, machając rękami i zataczając koła jak błędny

motyl,  a  z  włosów  kapała  jej  zielona  woda.  Wreszcie  Andrzej

wyszedł  z  łazienki,  Julka  chwyciła  Ewkę  za  rękę  i  zaciągnęła  ją  do
łazienki,  obijając  oślepioną  koleżankę  o  ściany.  Kiedy  Julka
mocowała  się  jeszcze  z  zamkiem,  Ewka  na  ślepo  próbowała
odkręcić  kurek  z  wodą.  Julka  podśmiewała  się  pod  nosem
z wariackiej sytuacji. Ewka też się śmiała, walcząc wciąż z kurkami

i powtarzając w kółko: „Szczypie, kurwa, szczypie”.

–  Ten

 szczeniak  specjalnie  tak  mocno  zakręcił  ten  kran!

Kurewski  pomiot  diabła!!!  Nie  mogę  tego  za  cholerę  odkręcić!!!

Szczyyyyyyyyyypie, kurwa, szczyyyypie! Co mam robić?

background image

Widząc desperację

Ewki, Julka

nie myśląc dłużej, krzyknęła:

–  Nurkuj,  Ewka.  –  Jak

 na  komendę  dziewczyna  zanurzyła  głowę

w wodzie, która została w wannie po kąpieli Andrzeja, by po chwili
wynurzyć się prychając i dławiąc się. Woda wylewała się jej nosem.

Ewka machała rękami, jakby próbowała wzbić się w powietrze.

– Wariatko, czemu

to zrobiłaś? Chciałaś się utopić?

– Sama

mi kazałaś!

–  Żartowałam,  a  ty

 jak

 już  się  na  to  zdecydowałaś,  to  mogłaś

chociaż zatkać nos!

– Julka!!! Ja

się porzygam!!! Właśnie się napiłam wody, w której

się kąpał mój jebnięty, śmierdzący brat!!! Bleeeeeeech!!!

– Ewka…

– Co?

– No

wiesz… Masz zielone włosy…

Ewka

odwróciła się i spojrzała do lusterka.

–  O  Matko  Święta,

 Jezusie

 Chrystusie  i  Keanu  Reevesie,  ojciec

mnie  jak  karalucha  zabije!!!  To  miała  być  zgniła  zieleń,  ciemna,
stonowana, nie jaskrawa, oczojebna, jasna zieleń!

Kiedy

Ewka wysuszyła włosy, efekt był jeszcze silniejszy.

–  Myślisz,  że

 jak

 umyję  włosy  kilka  razy,  to  ten  kolor  trochę

zejdzie? Proszę, pociesz mnie i powiedz, że tak i że na pewno.

– Ale

jasne, że zejdzie, nie martw się.

– Serio??

?

– Nie.

– To

czemu kłamiesz?

– Nie

kłamię, pocieszam!

– Kurwa, kurwa, kurwa!

– Jak

się przy tym pokręcisz do kółeczka, to może z tego wyjdzie

jakieś specjalne zaklęcie i zieleń zniknie.

– Julka, ty

już raczej nie pocieszaj!

–  OK,  ty

 „kurwa,  kurwa,  kurwa”,  idę  do  domu,  a  ty  możesz  iść

background image

zrobić  niespodziankę  ojcu.  Kto  wie,  może  i  dziś  dzięki  temu

wyląduje w szpitalu, bo go krew zaleje i będziesz mieć spokój…

–  Julka,  oparów  z  tej

 farby

 się  nawdychałaś  czy  co???  Coś  ty

z  tym  sarkazmem,  jak  ja  tu  w  rozsypce,  z  zielonymi  włosami

i ryzykiem morderstwa z ręki własnego ojca!?

–  Och,  sorry,  dla

 mnie  to  jest  jakieś  takie  śmieszne.  No,  ale

dobra,  ja  się  z  nieszczęścia  bliźniego  swego  zielonowłosego  śmiać
nie  będę  i  serio  już  pójdę  do  domu.  Spodziewam  się  ciebie  u  mnie

za jakieś dwadzieścia minut. Mam nadzieję, że w jednym kawałku.
Papa.

Po

 dziesięciu  minutach  Ewka  już  siedziała  u  Julki  i  zdawała

relację.

–  Pomieszkam

 u  ciebie  trochę,  dobrze?  Przynajmniej  dopóki  mi

ta farba z głowy nie zlezie, albo dopóki się nie przefarbuję na inny
kolor.

– Dobrze, Aniu

 z  Zielonego  Wzgórza.  Wiesz,  tak  naprawdę  to  ja

się dość dziwię, że cię ojciec w ogóle wypuścił z domu.

–  On

 mnie  nie  wypuścił,  Julka,  to  była  walka  o  życie,  a  potem

ucieczka  skazańca!!!  Kiedy  ojciec  mnie  zobaczył  z  moim
eksperymentem na głowie, darł się i przeklinał, pianę puszczał z ust
i  tak  poczerwieniał,  że  serio  myślałam,  że  go  krew  zaleje,  jak
wcześniej obiecałaś… Znaczy wspomniałaś… Właśnie szkoda, że nie

obiecałaś,  bo  ty  zawsze  słowa  dotrzymujesz  i  może  jakby  to  była
obietnica, to by go szlag trafił i byłby spokój…

– Ewka, no

mów, co dalej.

– Jezus, to już człowiek sobie ani pomarzyć nie może?! No także,

w  tym  przeklinaniu,  pienieniu  i  czerwienieniu  udało  mu  się  użyć

i normalnych słów, czyli „Ja cię kurwa zabiję!” i „Albo pozbędziesz
się tego koloru, albo ja pozbędę się twoich włosów”. Powiedziałam,

że  ten  kolor  zejdzie  po  jakimś  miesiącu,  a  on  na  to  poleciał  do

kuchni  i  zaczął  z  furią  przewracać  w  szufladach.  Wrócił  z  nożem,

background image

a ja sobie pomyślałam „O kurnia, kurnia, kurnia” – bo przy starym

mam  zakazane  przeklinać  nawet  w  myślach  –  „on

 mnie,  kurnia,

chce

 zabić,  już  mu  na  serio  odwaliło”  i  zaczęłam  uciekać.  Ojciec

chwycił  mnie  za  włosy  i  odciął  mi  całą  garść  moich  zielonych  piór,

potem  powiedział,  że  nożyczek  nie  znalazł,  ale  i  bez  tego  sobie

poradzimy,  także  ja  się  na  to  trochę  uspokoiłam,  że  on  mnie  zabić
nie chce, tylko włosy obciąć, ale potem znowu się wkurzyłam, bo mi
nikt  włosów  obcinać,  kurnia,  nie  będzie,  no  i  się  wyrwałam

i  uciekłam.  Ale  jak  widzisz,  w  walce  poległy  moje  kapcie-króliczki,
bo ojciec tak mną majtał, że mi z nóg spadły, no i musiałam uciekać

w  samych  skarpetkach.  A  tu  by  pasowało  określenie,  że  mnie
puścili  w  samych  skarpetkach  czy  jakoś  tak.  No  więc  potrzebuję

pożyczyć od ciebie skarpetki i coś do spania, bo do domu nawet za
wór złota nie pójdę. No i trzeba jakoś te włosy tak zaczesać, żebym
w  szkole  mogła  wszystkim  mówić,  że  to  teraz  tak  modnie
z  poszarpanymi  włosami  i  łysiną  w  jednym  miejscu  chodzić.  No
wiesz,  jak  Britney  Spears,  chociaż  jej  fanką  nie  jestem.  No  więc,
Julka, do akcji! Przynieś mi proszę jakieś skarpetki, uczesz mnie jak

człowieka i przenocuj parę dni.

–  Wiesz,  że  możesz

 tu

 zostać,  jak  długo  chcesz.  Tylko  jak

będziesz  chrapać,  to  ci  te  twoje  zabłocone  skarpetki  wepchnę  do
ust.

– Ale

ja nie chrapię, ja ci… śpiewam.

– Śpiewa

mi

 Michał,  jak  z  nim  śpię,  to  mi  wystarczy.  To  znaczy

jak U NIEGO śpię, nie Z NIM śpię, przecież ja z nim nie śpię!

–  Oj,  Julka,  ty

 jarasz  buraka.  No,  jakie  to  masz  myśli  kosmate

w  głowie?  Gadaj,  ale  już!  Nigdy  się  tak  dotąd  nie  tłumaczyłaś  ze

spania z Michałem!

– U Michała!!!

– Ale

byś chciała z NIM! Nieprawdaż?

background image

Michał  przechadzał  się

 po

 lesie,  myśląc  o  Julce,  gdy  nagle

z  krzaków  ktoś  wybiegł  i  skoczył  mu  na  plecy.  W  odruchu

samoobrony chłopak wykonał jeden szybki ruch i zrzucił napastnika
na ziemię, tylko po to, żeby zobaczyć twarz własnego brata.

– Michał, jebię twój grób, własnym bratem tak o ziemię rzucasz!

Pan Bóg ci w złych dzieciach odpłaci! Nie miałbyś już chodzić na te
kursy samoobrony i kick-boxingu! – zawył Kogut.

–  Nie

 masz  się  co  robić  na  Tarzana  i  z  krzaków  tak  na  mnie

wybiegać. Skąd mogłem wiedzieć, że to ty? Z koniem się zderzyłeś
i świrujesz czy co?

– Jedyne, z czym się zderzyłem,

to

z ziemią, o którą mnie właśnie

rzuciłeś. Dzięki, wielki bracie.

–  Nie

 ma  za  co,  przynajmniej  nauczysz  się  normalnie

zachowywać. Lekcja skończona, możesz iść do domu.

–  A  nie  mogę  się  z  tobą  trochę

 po

 lesie  powałęsać?  Wiesz,

strasznie  się  nudzę.  Dziś  nie  mamy  prób  z  kapelą,  dziewczyny  się
dotąd  nie  odezwały,  ty  się  do  mnie  w  ogóle  nie  odzywasz,  więc  się
zdecydowałem  za  tobą  pociągać,  dopóki  mi  nie  powiesz,  co  cię

gryzie, a przy tym zabiję trochę nudę.

– Czemu

myślisz, że coś mnie gryzie, Artur? Daj spokój i spadaj

do domu wyżerać mamie lodówkę.

– No, także

teraz

już wiem na sto procent, że coś jest nie tak. Po

pierwsze  kochasz  bliźniego  swego,  tu  mnie,  jak  siebie  samego
i nigdy się mnie nie chcesz pozbyć, a po drugie nigdy nie mówisz na
mnie Artur, mimo że to jest moje imię od chrztu. Gadaj, co jest, albo
serio pójdę do domu i wyżrę całą lodówkę, a dla ciebie nie zostawię
nic, a że jesteś w okresie żerowania, tak samo jak ja, będzie to dla

ciebie  taka  kara  jak  dla  Janosika  szubienica.  A  w  ogóle  to  co  wam
się teraz wszystkim zebrało na nazywanie mnie po imieniu?

– Tak

się przecież nazywasz, nie?

–  Od  urodzenia,  jednak  ludzie  nie  używają  mojego  imienia

background image

dopóki:  a)  nie  wkurwią  się  na  mnie  cholernie  jak  mama,  kiedy

wyżrę lodówkę i jej o tym nie powiem, b) ktoś czegoś ode mnie chce

– np. głodny

brat

ostatnią kanapkę z talerza: „Arturku, ty skunksie,

podziel  się  z  bratem”,  c)  ktoś  przede  mną  chce  coś  ukryć  i  pozbyć

się mnie jak najszybciej. Ale ja wtedy, nazwany po imieniu, robię się

podejrzliwy i wiem, że coś tu, kurde, jest nie tak…

–  Wiesz

 co,  KOGUT?  Dobra,  możesz  się  powłóczyć  ze  mną,  ale

paszcza  na  kłódkę,  bo  mi  się  nie  chce  teraz  o  niczym  gadać,  a  już

tym bardziej słuchać tych twoich wywodów.

– OK. A Julkę dziś widziałeś?

–  A  czemu  się

 pytasz,  czy

 ją  widziałem,  co  to  ma  wspólnego

z tym, że łażę po lesie?

– Jak widzę – wszystko, nawet

się nie musiałem wysilać, żeby się

dowiedzieć, dlaczego jesteś taki dziwny. Kurde, ja normalnie chyba
zostanę psychologiem.

– Ja

jestem dziwny? Spójrz na siebie! Włosy masz, jakby w ciebie

grom  z  jasnego  nieba  strzelił,  masz  sto  jeden  kolczyków  w  uchu,
brwiach,  nosie  i  Bóg  wie  gdzie  jeszcze,  masz  na  sobie  babską

koszulkę, a mi mówisz, że ja jestem dziwny!

–  To

 nie  jest  babska  koszulka!  To,  że  jest  na  niej  Barbie,  nie

znaczy,  że  to  babska  koszulka,  bo  jak  sam  widzisz,  ta  Barbie  jest
metalistką, która trzyma w rękach rewolwer i mierzy przed siebie,

czyli w każdego, kto na nią patrzy, i mówi: „Precz z image głupich
blondynek”.  Ale  czekaj,  czekaj,  ja  widzę,  co  ty  tu  robisz,  chcesz
mnie  podkurwić  i  w  pole  wywieść,  żebym  się  rozgadał  i  więcej  nie
pytał o Julkę.

– Kogut, znowu

oglądałeś te hiszpańskie telenowele…

–  Oglądałem  i  nie  wstydzę  się

 tego!  Te

 telenowele  są  z  życia

wzięte  i  wiele  byś  się  z  nich  mógł  nauczyć  o  prawdziwej  miłości.

I o Latynoskach. I o Latynosach. Hiszpanie i Brazylijczycy to chuje,

a  ich  biedne  kobiety  tylko  przez  nich  cierpią.  A  wiesz,  ten  nowy

background image

facet, co go teraz wzięli do serialu, wygląda jak źle wysrane gówno,

do  tego  poniża  Karlitę  i  ją  bije,  a  ona  i  tak  lata  za  nim  jak

nienormalna…  No  i  widzę,  co  znowu  zrobiłeś.  Po  raz  drugi  mnie
odwiodłeś  od  głównego  tematu,  bo  wiesz,  o  czym  niewinnie

napomknąć,  żebym  się  rozgadał.  Może  to  ty  jednak  miałbyś  zostać

psychologiem.  A  jak  już  byś  został,  to  mógłbyś  zacząć  studiować
zachowanie  brazylijskich  i  hiszpańskich  facetów  i  wytłumaczyć  mi,
czemu zawsze w hiszpańskich telenowelach mają takie powodzenie

u płci przeciwnej i tak umieją żonglować kobietami.

–  I  to  mówi  facet,  który  zmienia  dziewczyny  jak  rękawiczki.  –

Michał

wymownie

puknął się w czoło.

–  Ktoś  może,

 inny

 nie  może,  a  jeszcze  inny  może,  a  nie  chce,

zupełnie tak jak ty. Nawet nie spojrzysz na te dziewczyny, które całe
się  ślinią  na  twój  widok,  bo  ty  masz  w  głowie  tylko  jedną  żabkę.
Julkę.

– Kogut, zamknij

dziób i zniknij.

– Ani

za ciasteczko.

– Kupię

ci

dziesięć snickersów.

– Ani

za dziesięć snickersów!

– To

czego chcesz?

– Niczego, nie

przekupuj mnie, pozwól mi połazić z tobą.

–  I  ponaśmiewać  się

 ze

 mnie,  bo  Julka  ma  mnie  głęboko

w zadzie, a ja jestem do niej rąbnięty?

–  Nie

 będę  się  śmiać  z  ciebie,  jak  ty  nie  będziesz  się  śmiać  ze

mnie…

– A co?

Ty

też jesteś do Julki rąbnięty???

– Jezu, zabierz te pięści sprzed mojego nosa! Nie jestem rąbnięty

do Julki… Tylko do Ewki – szepnął.

– Co

tam seplenisz pod nosem? Ty się zabujałeś w Ewce???

– Nie

wytrzeszczaj tak oczu, nie jesteś kobietą, one mają patent

na  wytrzeszczanie  oczu.  Ja…  Nie  wiem,  co  mi  jest.  Ostatnio

background image

dokuczałem  Ewce,  przyparłem  ją  do  drzwi,  a  ona  na  mnie  tak

spojrzała… Chłopie, tak na mnie spojrzała, że mi cała krew z mózgu

odpłynęła  i  zacząłem  myśleć  po  neandertalsku…  Jedna  chwila
dłużej i… Nie wypuściłbym jej ot tak.

–  Kogut,  pamiętaj,  że

to

 Ewka.  To  jest  kumpela,  którą  znasz  od

dawna,  nie  możesz  od  tak  się  z  nią  przespać,  a  potem  ją  zostawić.
Wyobraź  sobie,  jak  by  potem  wyglądało  wszystko  inne.  Zawsze
chodzimy wszędzie razem, jak byście się pokłócili, ale tak naprawdę

pokłócili, wszystko by się zmieniło.

– Ty

tego się boisz? Dlatego nie powiedziałeś nic Julce?

–  Dokładnie.

 Nie

 chcę  zepsuć  tego,  co  jest  teraz  między  nami,

nie umiem sobie wyobrazić, co bym zrobił, gdyby coś się stało i nie

mógłbym już spotykać się z Julką…

– Więc

miejmy

nadzieję, że stanie się tylko to, co byś chciał, żeby

się stało, i nic poza tym, a ty już sobie wymyśl, co by to miało być
i czy warto dla tego ryzykować.

– Nawzajem, głuptalu.

– Kupisz

mi te snickersy, które obiecałeś?

– A pozbyłem się

ciebie, jak

je obiecywałem???

– Nie…

– Tak

samo brzmi moja odpowiedź.

– Jacyż dziś bezwzględni jesteśmy – burknął

Kogut

pod nosem.

–  Kogut,  przysięgam,  że

 coraz

 bardziej  zachowujesz  się  jak

dziewczyna, na to one też mają patent!

– Na

co?

–  Na

 mruczenie  pod  nosem  takim  jak  ty  właśnie  tonem.  Lepiej

zmień tę koszulkę, bo coś dziwnego się z tobą dzieje i jakoś dziwnie

w niej wyglądasz i oczami non stop przewracasz.

–  Jasne,  magiczne  koszulki  –  mruknął  Kogut.  –  Lepiej  pozbieraj

się  do  kupy  do  wieczora,  bo  mamy  koncert  i  musimy  być  w  pełni

władz  umysłowych.  I  przestań  mi  dogryzać.  Wcale  nie  wyglądam

background image

dziwnie w tej koszulce, może mi ten kolor trochę tuszy dodaje, ale

to  tylko  złudzenie  optyczne.  O  kurwa!  Ja  rzeczywiście  jak  baba

gadam!  Co  jest,  do  jasnej  dupy?  Ja…  Ja  się  chyba  rzeczywiście
lepiej  przebiorę,  do  zobaczenia  w  domu.  –  Kogut  pomachał

gejowsko  ręką  i  zdawszy  sobie  z  tego  sprawę,  wydał  kobiecy,

stłumiony  krzyk,  wybałuszył  oczy,  teatralnie  zakrył  usta  ręką
i  pędem  puścił  się  do  domu,  pozostawiając  za  sobą  rechocącego
Michała. – Magiczne

koszulki, he, he.

Tym

 razem  Julka  chciała  wyglądać  wyjątkowo  na  koncercie

chłopaków. Założyła krótką, czarną, przylegającą do ciała sukienkę
sięgającą  do  połowy  ud,  na  czarnych,  delikatnych  jak  pajęczyna

ramiączkach.  Spojrzała  w  lusterko,  upinając  włosy  do  góry
w  zgrabny  kok  i  obnażając  smukłą,  łabędzią  szyję,  którą  ozdobiła
misternie,  ręcznie  zrobionym  naszyjnikiem  w  kształcie  purpurowej
łezki.  Miała  delikatny  makijaż  podkreślający  jej  wielkie,  zielone
oczy,  kształtne  usta  przeciągnęła  delikatnym  błyszczykiem
i  spojrzała  na  swoje  lustrzane  odbicie  z  zadowoleniem.  –  Nie  jest

tak  źle  –  pomyślała,  nabierając  powietrza  w  płuca  i  wypinając
kształtne  piersi  otoczone  czarnym,  koronkowym  stanikiem  bez
ramiączek. Wyglądała niby normalnie, zawsze ubierała się w czerń,
ale dziś delikatne, cienkie ramiączka sukienki przyciągały uwagę do

jej  gładkiego,  delikatnego  dekoltu,  a  naszyjnik,  który  umiejscowił
się w zagłębieniu jej szyi, błyszcząc czerwonym blaskiem, sprawiał,
że  nie  można  było  oderwać  od  niego  wzroku.  Na  zgrabne,  długie,
szczupłe  nogi  włożyła  wysokie,  sznurowane  glany,  przez  ramię
przerzuciła  czarną  torebkę  i  była  gotowa  do  wyjścia.  Przedzwoniła

do  Ewki,  spryskała  się  delikatnymi  perfumami  i  uśmiechając  się
sama do siebie wyszła z domu.

Michał,

 Kogut

 i  Radek  poszli  do  baru  wcześniej  przygotować

sprzęt,  Julka  i  Ewka  miały  dołączyć  później,  co  oznaczało,  że

background image

zobaczą  chłopaków  dopiero  na  scenie.  Przed  tym  jednak  miały

jeszcze czas na parę drinków…

Bar

 był  pełny,  głośny,  co  chwilę  wszędzie  wybuchały  salwy

śmiechu,  ludzie  przekrzykiwali  zarówno  siebie,  jak  i  dźwięki

rockowej  muzyki  płynące  z  głośników  zamontowanych  na  ścianach

przy barze. Ewka i Julka przeciskały się przez tłum, trzymając się za
ręce. Wielu chłopaków mierzyło Julkę wzrokiem i uśmiechało się do
niej, pozdrawiając skinieniem głowy lub puszczając oczko.

–  Julka,  powinnaś

 mnie

 uprzedzić,  że  się  dziś  tak  wystroisz!

Wyglądam  przy  tobie  jak  Kopciuch  w  swoich  starych,  wytartych

dżinsach!

–  Och,  Ewik,  wyglądasz

 super

 i  dobrze  o  tym  wiesz.  Tobie  jest

pięknie  i  w  worku  po  kartoflach,  a  ja  dziś  potrzebuję  trochę
połechtać  swoją  próżność,  już  nie  pamiętam,  kiedy  w  ogóle
flirtowałam z jakimś facetem.

–  Nie

 flirtuj  z  „jakimś  tam  facetem”,  tylko  z  Michałem…

chociaż…  czekaj,  może  to  i  dobry  pomysł!  Poflirtuj  sobie  z  jakimś
facetem i zobaczymy, jak Michał na to zareaguje!

–  Ewka,  nie

 wymyślaj  głupot,  ja  nie  chcę  tu  jakichś  telenowel

hiszpańskich  odgrywać,  po  prostu  chcę  się  dziś  dobrze  zabawić
i  chociaż  raz  zapomnieć  o  moich  posranych  uczuciach  do  Michała.
Chcesz drinka czy piwo?

–  Piwo,  dziś

zdecydowanie

 nie  chcę  się  urżnąć  tak  jak  ostatnio.

Siara!

– Tak, więc może dziś

moja

kolej…

– Yhm, już

ja

cię widzę nabzdryngoloną…

–  Hej,  Andrzej  –  przemówiła  Julka,  ignorując  paplaninę

koleżanki.

Ewka

odwróciła się w kierunku, w którym patrzyła Julka

i  wytrzeszczyła  oczy,  widząc  najprzystojniejszego  chłopaka  w  ich

szkole, który teraz delikatnie pochylał się nad Julką, składając na jej

policzku buziaka na powitanie, patrząc przy tym na nią, jakby chciał

background image

ją pożreć.

–  A,  hej,  Andrzej  –  krzyknęła

 mu

 Ewka  prosto  do  ucha,

sprawiając, że chłopak podskoczył jak oparzony.

– Cześć,

Ewa, nie

musisz tak krzyczeć, muzyka już nie gra.

–  A,  sorry,  masz  rację,  nawet  nie  zauważyłam  –  odpowiedziała

z uśmiechem

pod

 tytułem  „odwal  się  od  mojej  koleżanki,  ty  męska

dziwko” i wcisnęła się pomiędzy niego a Julkę. Chłopak odsunął się
parę centymetrów i zamówił trzy piwa.

–  Za  zdrowie  pięknych  pań  –  powiedział,  patrząc  pożądliwie

 na

Julkę.  Ewka  stuknęła  wielkim  kuflem  o  jego  kufel  z  taką  siłą,  że

wylała na chłopaka pół piwa.

– Co, do diabła, robisz? – wkurzył się chłopak.

–  Och,  sorry,  nie  wiedziałam,  że  mam  tyle  siły,  nie  chciałam,

naprawdę – zapewniała Ewka, próbując wytrzeć

piwo

z jego koszuli.

– OK, spoko, nieważne. Pójdę

do

łazienki to z siebie zetrzeć. Za

chwilę wracam.

– Ewka, matko, ty serio subtelna jesteś – skwitowała Julka.
– Ktoś

tu

potrzebował zimnego prysznica, a że miałam tylko piwo

pod ręką, dostał piwem. Ten facet najarał się na ciebie jak pies!

– Nie

bądź obrzydliwa, Ewiku, nikt się na nikogo nie najarał.

– Yhmm, zobaczymy

jak długo będzie w tej łazience…

– Fuj, Ewka, paskudo – roześmiała się Julka. – Ty

to zawsze masz

kosmate myśli. Teraz nie chcę go już widzieć, bo będę miała twoje
sugestie  w  głowie  i  nie  chcę,  żeby  mnie  po  wyjściu  z  toalety
dotykał. Chodź, zaszyjemy się gdzieś, tak żeby nas nie znalazł.

Światła w barze przygasły a na scenę

powolnym

krokiem weszli

chłopacy. Michał przebiegł wzrokiem po sali pełnej ludzi i zatrzymał

wzrok na Julce. Wyglądała nieziemsko w czarnej, krótkiej sukience.
Nie pamiętał, czy kiedykolwiek widział ją w czymś podobnym. Kiedy

ich  oczy  się  spotkały,  dziewczyna  uśmiechnęła  się  do  niego,

sprawiając,  że  serce  zaczęło  mu  bić  jak  szalone,  a  on  na  chwilę

background image

zapominał,  gdzie  jest.  Kogut  podszedł  do  niego,  wymownie

szturchnął go łokciem i podał mu mikrofon.

–  Stary,  zrób  coś  z  tym,  bo  mózg  ci  się  lasuje,  jak  ją  widzisz  –

szepnął.

–  Spadaj  i  zaczynaj  grać  –  odpowiedział  Michał  i  bez  żadnych

zbytecznych

 zapowiedzi  zaczął  śpiewać.  Julka  i  Ewka  podeszły

bliżej,  żeby  lepiej  ich  widzieć.  Michał  wbił  wzrok  w  Julkę,  a  ona
w odpowiedzi patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Dla niej teraz

istniał  tylko  Michał,  jego  niesamowity  głos  i  spojrzenie,  które
sprawiało,  że  jej  serce  biło  jak  szalone,  a  oddech  stał  się  szybki

i  płytki,  jakby  właśnie  przebiegła  maraton.  Widziała,  że  Michał
przesuwa  wzrok  z  jej  oczu  na  usta,  potem  na  jej  szyję  i  niżej,  na

piersi.  Zadrżała  pod  jego  spojrzeniem,  jakby  ją  właśnie  dotykał.
Jego oczy powędrowały niżej, na jej odsłonięte uda i z powrotem do
jej  oczu.  Julka  czuła,  jak  jej  policzki  robią  się  gorące,  a  to  ciepło
rozpływa  się  po  całym  jej  ciele,  pulsując  w  niej  niemal  boleśnie.
Chciałaby teraz wejść na scenę, przywrzeć do Michała całym ciałem
i całować go, dotykać, pieścić…

– Julka, Julka, ej, haaaalllllllloooo!!!

– Co?

Co się stało, Ewka, dlaczego tak się wydzierasz?

–  Chyba

 z  dziesięć  razy  się  ciebie  pytałam,  czy  chcesz  jeszcze

piwo.  Idę  do  baru,  mogę  ci  przynieść.  A  ty  tak  się  gapisz  na

Michała,  że  wyglądasz,  jakbyś  to  właśnie  z  nim  robiła  w  swojej
ześwirowanej, napalonej główce.

– Bo robiłam – Julka uśmiechnęła się, widząc wyraz twarzy Ewki.

– Zamknij

usta, Ewik, bo troszkę dziwnie wyglądasz.

–  No

 jasne,  ty  mi  tu  mówisz,  że  uprawiasz  seks  z  Michałem

w swojej głowie, a potem mi powiesz, że jestem dziwna.

– No

 co?  Już  i  tak  wiesz,  że  ześwirowałam  na  punkcie  Michała.

Jesteś  moją  najlepszą  kumpelą,  więc  nie  będę  nic  przed  tobą

ukrywać.  I  jasne,  przynieś  mi  piwo,  dziękuję  bardzo.  No  już,  hop,

background image

hop,  nie  gap  się  tak  na  mnie  i  serio,  proszę  cię,  zamknij  już

wreszcie usta, bo zaczynam się o ciebie martwić.

– Dobra, idę. Nara.

Julka

 rozejrzała  się  po  wypchanym  po  brzegi  pubie  i  dopiero

teraz zauważyła, ile dziewczyn patrzyło z uwielbieniem w kierunku

sceny.  Jedna  biuściasta  blondyna  intensywnie  teraz  wlepiała  oczy
w  jednego  z  chłopaków  (Julka  nie  mogła  dostrzec,  w  którego)
i  bezceremonialnie,  seksownie,  JEDNOZNACZNIE  oblizała  usta

wywieszonym  na  maksa,  szpiczastym  językiem.  Julka  poczuła,  jak
krew  w  niej  kipi  i  rodzi  się  w  niej  ogromna  żądza  walnięcia

blondyny między oczy. Już zaciskała pięści, kiedy ktoś wydarł się do
jej ucha:

–  Piwo!  –  Odwróciła  się  w  mgnieniu  oka,  a  Ewka  zapiszczała

i  prawie  wypuściła  plastikowy  kubek  z  ręki.  –  Kurwa,  Julka!  Ja

pierdzielę,  gdyby  wzrok  mógł  zabijać,  to  już  leżę  tu  trupem!  Ależ
mnie wystraszyłaś! Wyglądałaś, jakbyś mi chciała walnąć.

–  Przepraszam,  Ewik,  to

 nie  ciebie  chciałam  walnąć,  tylko  tę

blondynę z porno wziętą, która mi się na Michała gapi. Rozejrzyj się

po  sali!  Tu  jest  kupa  dziewczyn,  które  wlepiają  oczy  w  naszych
chłopaków!

– A coś

ty

myślała? Tylko na nich spójrz! Wyglądają nieziemsko,

grają  niesamowicie  i  są  totalnie  odjechani!  Z  koncertu  na  koncert

przychodzi  tu  coraz  więcej  panienek,  coraz  bardziej  ślinią  się  na
widok kapeli i będzie gorzej i gorzej, a my musimy sobie z tego zdać
wreszcie sprawę. Ja sobie zdałam sprawę na osiemdziesiąt procent
na ostatnim koncercie. Już tydzień temu przy naszym stoliku kręciły
się wymalowane lale i pożerały chłopaków wzrokiem.

–  Ja

 nic  nie  zauważyłam!  Czemu  mi  nic  nie  powiedziałaś?  Co

masz na myśli, mówiąc, że będzie jeszcze gorzej?!

–  Matko,  Julka,  ty

 to  czasami  naiwniejsza  niż  ja  jesteś.  Pomyśl

tylko, chłopacy stają się coraz bardziej i bardziej popularni, grają tu

background image

coraz częściej. Zawsze znajdą się jakieś lalunie, które będą chciały

złowić takie ciacha!

– Ale, kurwa, te

ciacha są NASZE! I nikt ich nie dostanie!!!

–  Wypijmy  za  to!  –  Dziewczyny  stuknęły  się  plastikowymi

kubkami,  uśmiechnęły  się  do  siebie  i  wlepiły  oczy  w  scenę.  –  No,

jest  na  co  popatrzeć,  nie  dziwię  się  tej  blondynie  –  westchnęła
Ewka. – Ale

my się nie damy! Ni chuja!!!

– Wypijmy

za to!

– Na

zdrowie!!!

Dziewczyny

 chłonęły  fantastyczną  atmosferę  panującą  na  sali,

wsłuchiwały  się  we  wspaniałą  muzykę  i  mroczny,  a  za  razem
pozytywny, ciepły glos Michała. Kiedy występ się skończył, chłopacy

poszli  spakować  swój  sprzęt,  a  Julka  z  Ewką  poszły  w  kierunku
zarezerwowanego  dla  nich  stolika,  po  drodze  zabierając  z  baru
kilka  piw  dla  całej  paczki.  Kiedy  kapela  schodziła  ze  sceny,  na  ich
drodze  pojawił  się  wianuszek  dziewczyn  zarzucających  włosami,
uśmiechających się i wypinających piersi. Julka myślała, że ją szlag
trafi, gdy na to patrzyła, ale postanowiła, że nie da się wyprowadzić

z równowagi. Ona także uśmiechnęła się do Michała i pomachała do
niego,  robiąc  przyzywając  gest.  Ten  natychmiast  odwzajemnił
uśmiech  i  ruszył  w  jej  kierunku  razem  z  Radkiem,  ignorując
wszystkich  wokół.  Dziewczyny,  które  próbowały  zwrócić  na  siebie

ich  uwagę,  posyłały  teraz  Julce  zabójcze  spojrzenia,  na  co  ona
uśmiechnęła się z tryumfem i pozytywną myślą w głowie, że ona nie
musiała  się  wypinać  i  ośmieszać,  zarzucając  włosami.  Mal  już  też
była  przy  stoliku  i  objęła  zaborczo  Radka,  pocałowała  go  prosto
w  usta,  a  gdy  usiadł,  ona  usadowiła  się  na  jego  kolanach,  znacząc

terytorium.

Michał  uściskał  Julkę  i  usiadł

 obok

 niej.  Po  chwili  do  stolika

podbiegł Mariusz, żeby oznajmić, że wyrwał niezły towar i wróci za

pół godzinki. Kogut wciąż stał pod sceną, flirtując z jakąś panienką.

background image

– Kogut zaraz się posiusia z wrażenia – szepnęła Ewka złośliwie.

– Wygląda

jak

napalony pies.

–  To  idź  po  niego,  Ewciu,  niech  się  nie  zadaje  z  jakimiś

małolatami, bo go zamkną – podpuszczała ją Julka.

Ewka,  nie

 myśląc,  długo  podeszła  do  dziewczyny  flirtującej

z Kogutem i ze słodkim uśmiechem spytała:

–  Dziecinko,  czy  ty  masz  chociaż  szesnaście  lat?  Wiesz,  w  tym

pubie  sprzedaje  się  alkohol,  przyjdź  tu  za  dwa  lata,  kiedy  to,  że

trzymasz  w  rękach  kubeł  piwa,  będzie  już  legalne.  –  Dziewczyna
wytrzeszczyła oczy, otworzyła usta, ale Ewka ubiegła ją i dodała: –

Słuchaj,  znam  twojego  starszego  brata,  chyba  by  się  mu  nie
spodobało,  że  jego  mała  siostrzyczka  już  pije,  ale  jak  będziesz

grzeczna i pójdziesz teraz do domku, to nic mu nie powiem. No już,
dreptaj. Domek, piżamka, szklanka ciepłego mleczka i do łóżeczka,
dobranocka  była  dobrych  parę  godzin  temu,  wszystkie  dzieci  już
dawno  śpią.  –  Dziewczyna

 zatrzepotała  rzęsami,  jeszcze  raz

otworzyła

usta,

jakby

chciała

coś

powiedzieć,

po

czym

poczerwieniała jak burak i odeszła.

–  Boże,  Ewka,  co  to  miało  być?  –  roześmiał  się  Kogut.  –

Nawiedziło cię

znowu

czy co?

– Ona

nie ma nawet szesnastu lat, nie ma tu nic do roboty.

– Jasne, a ty

jak

miałaś szesnastkę, to byłaś święta.

– Święta

nie

byłam, ale po barach też się nie włóczyłam.

– Tylko

po cmentarzach, a to dużo lepsze!

– Zamknij

dziób i chodź opijać koncert, nie będziemy czekać na

ciebie z piwem, ja bezbąbelkowego nie piję.

–  Jaka  jestem  władcza  i  wkurzona  –  przyciął

 Kogut.  Ewka

 na  to

położyła  mu  bezceremonialnie  rękę  na  ustach,  żeby  go  uciszyć,
druga rękę włożyła w jego dłoń, po czym poprowadziła go do stolika

jak małego chłopczyka i pchnęła lekko, żeby usiadł przy Michale.

– Mamusiu, kupisz mi teraz oranżadę? – odezwał się

Kogut, gdy

background image

już mógł otworzyć usta, na co Michał parsknął śmiechem.

– Masz

piwo, palancie, pij i buzia na kłódkę.

–  To

 się  nazywa  dobra  kumpela.  Full  service,  łącznie

z ratowaniem mnie przed małolatami.

– Raczej

to ją uratowałam przed tobą, nie na odwrót.

–  Serio

 myślisz,  że  zadawałbym  się  z  kimś,  kto  ma  mleko  pod

nosem?  Żadnego  darmowego  piwa  już  nie  dostaniesz,  jak  nie
odszczekasz!

–  Nie

 mam  czego  odszczekiwać,  a  piwo  i  tak  dostanę,  bo

właściciel bardziej lubi mnie niż ciebie.

– No

jasne, bo to ty tu grasz co tydzień za psie pieniądze.

–  Nie,  nie

 gram,  ale  umiem  się  pięknie  uśmiechnąć,  nabrać

powietrza w płuca, wypiąć piersi i puścić oczko, co u ciebie głupio
by  wyglądało.  A  teraz  możesz  się  już  przestać  gapić  na  mój  biust
i wytrzyj sobie usta, bo się ośliniłeś.

– Co?

Sorry, zgubiłaś mnie po tym, jak się wypięłaś.

– Dlatego ja mam darmowe piwo i będę je miała bez twojej łaski

– odpowiedziała Ewka, próbując ukryć, że w środku poczuła wielką

satysfakcje  nie  tylko  z  faktu  zwycięskiego  argumentu,  ale  z  faktu,
że Kogut serio wlepiał oczy w jej biust. To znaczyło, że nie wszystko
jest  jeszcze  stracone  i  mimo  tego,  że  znają  się  od  tylu  lat  jako
kumple,  to  wciąż  istnieje  szansa,  że  mógłby  na  nią  patrzeć  jak  na

kogoś  atrakcyjnego  fizycznie  i  nawet  czasami  się  na  jej  widok
zaślinić.  No  dobra,  całe  to  ślinienie  nie  było  znowu  dla  niej  takie
atrakcyjne,  ale  to  tylko  przenośnia  –  pomyślała  i  przemówiła

 na

głos:

–  Za

 naszych  chłopaków,  za  ich  zespół,  świetną  muzykę

i teraźniejsze oraz przyszłe sukcesy. Na zdrowie!

– Na zdrowie – ryknął tłum ludzi, wprawiając Ewkę w osłupienie,

bo

 myślała,  że  słuchają  jej  tylko  jej  przyjaciele.  Tymczasem  wokół

stolika zebrał się wianuszek dziewczyn, które robiły wszystko, żeby

background image

zwrócić na siebie uwagę kapeli. Wymalowane lale zaczęły zadawać

pytania  i  chichotać  jak  hieny  przy  każdej  odpowiedzi,  przy  tym

potrząsały  włosami,  oblizywały  usta  i  przeciągały  dłońmi  po
dekoltach  bądź  wypinały  biusty.  Ewka  myślała,  że  ją  szlag  trafi,

a  z  drugiej  strony  miała  ochotę  roześmiać  się  na  widok  tych

końskich  zalotów.  Co  chwila  parskała  śmiechem  na  ostre,
flirciarskie  i  przeważnie  głupie  teksty  sztucznych  lal.  Dziewczyny
wtedy rzucały jej zabójcze spojrzenia, na co ona słodko uśmiechała

się z wyrachowaniem.

–  O  matko,  czy  one  wiedza,  jak  się  ośmieszają?  –  szepnęła

 do

Julki.

–  Ja

 myślę,  że  nie  wiedzą  ani  że  się  ośmieszają,  ani  że  mam

ochotę  wyciągnąć  je  stąd  za  włosy  i  walnąć  do  łazienki  pod
lodowatą  wodę.  Ale  wiesz  co,  my  tu  nie  mamy  nic  do  gadania,
chłopacy zasłużyli sobie na parę fanek i to nie nasza sprawa, czy te
dziewuszki  robią  z  siebie  idiotki  czy  nie.  Ja  idę  na  chwilkę  na
zewnątrz,  tłumnie  tu  jak  dla  mnie.  Muszę  się  troszkę
bezpapierosowego  powietrza  nawdychać,  bo  mi  się  normalnie

w głowie już z tego wszystkiego kręci.

– Chcesz, żebym dotrzymała

ci

towarzystwa?

– Nie, spoko, zostań

tu

i od czasu do czasu rzuć okiem na Koguta

i kopnij go gdzie trzeba, jak zacznie się za bardzo popisywać.

–  Nie

 musisz  się  bać,  jak  będzie  trzeba,  to  nie  tylko  okiem  na

niego  rzucę,  ale  kubłem  zimnej  wody  też,  jak  sobie  zasłuży,
o kopaniu nawet nie wspominając.

Julka

wyszła przed bar i usiadła na małej, drewnianej ławeczce.

Tuż  przy  niej  stała  wbita  w  ziemię  płonąca  pochodnia.  Julka

uwielbiała  atmosferę  tego  malutkiego  pubu  i  wszystkiego,  co  go
otaczało.  Światło  płonącego  ognia  sprawiło,  że  poczuła  się  lepiej,

spokojniej,  niemal  sennie.  Zamknęła  oczy  i  wciągnęła  w  płuca

rześkie, wieczorne powietrze. Kiedy otworzyła oczy, stłumiony pisk

background image

wydał się z jej ust, a po nim seria przekleństw.

– Michał,

znowu

to zrobiłeś, do jasnej dupy!

–  Co???  –  zapytał  Michał,  uśmiechając  się  niewinnie  i  siadając

tak  blisko  Julki,  że  jego  udo  dotykało  jej  uda.  Julka  czując  jego

dotyk i bliskość, zgubiła wątek i zaczęła się nieprzytomnie wgapiać

w uda Michała. – Julka?

Co znowu zrobiłem?

– Yhmyyy…
–  Yhmyy,  co?  –  Michał  położył  dłoń

 na

 nagim  ramieniu  Julii

i lekko nią potrząsnął. Dziewczyna najpierw spojrzała na jego dłoń
na  jej  ramieniu,  potem  zatrzepotała  rzęsami  i  patrząc  mu  w  oczy

bąknęła:

–  Gorący  jesteś.  –  Teraz  Michał  patrzył  na  nią,  nie  do  końca

rozumiejąc  sytuację,  a  iskierki  rozbawienia  zaczęły  mu  tańczyć
w  oczach.  Julka,  zdawszy  sobie  sprawę,  że  może  to  głupio
zabrzmiało,  zaczęła  się  szybko  tłumaczyć,  próbując  brzmieć
nonszalancko:  –  Jak

 zawsze,  masz  strasznie  ciepłe  ręce,  a  ja  tu

chwilkę  siedziałam  na  dość  rześkim  powietrzu  i  teraz  twoja  ręka
normalnie parzy.

– A ja już myślałem, że mi komplementy zaczniesz prawić, jaki to

przystojny  i  seksowny  jestem  –  odpowiedział  Michał  z  zadziornym
uśmiechem

 na

 twarzy,  a  Julka  znowu  miała  w  głowie  monolog

i  krzyczała  sama  do  siebie:  „Jesteś  kurewsko  seksowny,  Michał,

i gorący, i nie próbuj ze mnie niczego wyciągnąć, bo się wygadam,
a zawsze powiem coś głupiego, jak jestem zdenerwowana”.

– Wyglądasz

na

zdenerwowaną…

Julka

 wytrzeszczyła  oczy  w  szoku,  że  być  może  jednak

powiedziała to wszystko na głos.

– Mówiłam na głos? – Poczerwieniała.

–  Nie,  nic  nie  mówiłaś,  a  chyba  szkoda,  bo  sądząc  po  twoich

rumieńcach, masz ciekawy monolog w głowie. – Julka

wlepiła teraz

oczy w czubki swoich glanów i nerwowo wygładziła sukienkę.

background image

–  E  tam,

 nic

 ciekawego,  jak  zawsze,  kiedy  mnie  zaskoczysz

w głowie mi się puści słowotok, nie zawsze najmądrzejszy, i cieszę

się,  że  tym  razem  udało  mi  się  to  zatrzymać  dla  siebie  samej.
I więcej mnie tak nie strasz, bardzo cię proszę.

–  Hmmm,  szkoda,  że

 nie

 umiem  czytać  w  myślach.  Ten  twój

słowotok jest zawsze taki śmieszny…

Julka

 wreszcie  spojrzała  mu  w  oczy  i  od  razu  musiała  się

uśmiechnąć.  „Matko  Chrystusowa,  jaki  on  jest  nieziemski”  –

pomyślała,  patrząc  na  jego  twarz  skąpaną  w  poświacie  ognia.
Iskierki uśmiechu tańczyły w jego szarych oczach, lekko rozchylone

usta  kusiły  jak  zakazany  owoc.  Gdyby  tylko  mogła  teraz  przylgnąć
do  niego  całym  ciałem  i  wpić  się  w  jego  usta,  byłaby

najszczęśliwszą  dziewczyną  na  świecie.  Zamknęła  oczy  i  wzięła
kilka głębokich oddechów.

– Wszystko

OK? Nie chcesz wejść do środka? Trochę tu chłodno,

a ty nie masz nic ciepłego. Chcesz mój sweter?

– Nie – krzyknęła, przypominając sobie, jakie działanie ma na nią

coś,  co  pachnie  Michałem,  po  czym  odchrząknęła  i  już  ciszej

dodała:  –  Nie,  dzięki,

 nie

 jest  mi  zimno,  wyszłam  na  zewnątrz,  bo

chciałam się trochę przewietrzyć.

– OK, ale

jakby coś, nie ma problemu…

– Możemy już iść

do

środka, jak chcesz.

Oboje

pomału podnieśli się z ławki. Julka szła przodem, a Michał

podążał tuż za nią. Kiedy byli przed samymi drzwiami, te otworzyły
się  z  impetem  i  omal  nie  uderzyły  Julki,  po  czym  wypadł  z  nich
pijany  chłopak  i  zarył  nosem  w  chodnik,  omal  nie  powalając
dziewczyny  na  ziemię.  Michał  natychmiast  chwycił  rozchwianą

dziewczynę  za  ramiona  i  przyparł  do  muru,  przylegając  do  niej
całym  ciałem.  Julka  spojrzała  na  pijanego  chłopaka,  który  teraz

próbował podnieść się z ziemi.

–  Przepraszam,  musiałem  kopnąć,  żeby  otworzyć  –  rechotał

background image

chłopak.

–  Żebym  ja  nie  musiał  kopnąć  ciebie  –  wysyczał

 przez

 zęby

Michał.

–  Przepraszam,  przepraszam,  już  idę

 do

 domu.  Spokojnie,

chłopaki.

Michał  spojrzał

 na

 Julkę,  złość  wciąż  grała  w  jego  oczach,  co

zabrało  dziewczynie  dech  w  piersiach.  Czuła  każdy  jego  muskuł,
ciepło  bijące  z  jego  ciała,  zniewalający  zapach,  jego  usta  były  tak

blisko jej ust… – Nic ci nie jest? Nie uderzył cię?

–  Nie,  wszystko  OK  –  niemal

 wychrypiała.  Sama  nie  poznała

swojego głosu, serce biło jej w piersiach tak mocno, że była pewna,
że Michał to czuje. Zamknęła oczy, żeby się uspokoić.

Michał  czuł,  że  cała  drży,

 nie

 wiedział  czy  to  z  zimna,  czy

dlatego,  że  się  wystraszyła.  Wiedział  tylko  to,  że  miał  ochotę
przylgnąć jeszcze mocniej do jej ciała, czuć ją jeszcze bliżej, silniej
i  całować  do  utraty  tchu.  Całe  jego  ciało  pożądało  jej  jak  nigdy
przedtem,  krew  pulsowała  w  nim  tak  mocno,  że  słyszał  szum
własnej  wzburzonej  krwi  w  uszach.  Jeszcze  jedna  sekunda  takiej

bliskości  i  nie  będzie  mógł  nad  sobą  zapanować.  Spojrzał  na  jej
zamknięte  oczy  i  rozchylone  usta,  na  jej  piersi  unoszące  się
i  opadające  w  regularnym  oddechu  i  wiedział,  że  już  nie  ma
odwrotu,  że  musi  ją  pocałować.  Julia  otworzyła  oczy  i  niemal

krzyknęła z rozkoszy przeszywającej jej ciało. Mogłaby przysiąc, że
widzi  w  oczach  Michała  to,  co  sama  czuje.  Jego  oczy  pociemniały,
była w nich wciąż złość, ale też coś innego, coś, co sprawiło, że jej
oddech  stał  się  jeszcze  głębszy  i  szybszy.  Michał  pochylił  się  nad
nią, a ona nie mogła zapanować nad cichym jęknięciem.

– A, tu jesteście!!! – wydarł się Kogut, wypadając z drzwi. Julka

i Michał odskoczyli od siebie jak oparzeni. – Wszędzie

was

szukam,

bo Ewka zrzędzi, że już was pół godziny nie ma. A jak Ewka zaczyna

zrzędzić,  jak  wiecie,  ja  zrobię  wszystko,  żeby  ją  zamknąć.  Więc

background image

mam  was.  Chodźcie  do  środka,  bo  już  serio  mi  się  nie  chce  jej

słuchać.

Kogut

otworzył drzwi, Julka ruszyła pierwsza, wciąż w szoku, nie

wiedząc, co się właśnie stało i wyzywając się od debilek, bo dzieliły

ją  nanosekundy  od  pocałowania  Michała,  a  ona  na  sto  procent

pomyliła  jego  złość  na  upitego  debila  z  pożądaniem  do  niej.  „Tak
bym się wygłupiła, jak jasna cholera. Dupa, dupa, dupa!!!”.

– Dupa! – to

ostatnie słowo wypowiedziała na głos.

– Dupa? – spytał Kogut.
– Dupa jak jasna cholera! – odpowiedziała Julka.

– Jak

uważasz, Julciu. Chodźmy po piwo. I dupa!

–  No,  dupa,  bo  ja  nie  piję  –  skomentował  Michał.  –  Ktoś

 musi

prowadzić i dupa.

– Amen, bracie.

Po

 paru  kolejkach  piwa  paczka  wgramoliła  się  do  auta.  Michał

najpierw odwiózł Mal i Radka, a potem ruszył na osiedle. Kiedy już
zatrzymali się przed blokami, Ewka napadła Koguta i rozwaliła mu
jego  cudaczną  fryzurę,  pełną  reklamowanego,  drogiego  wosku  do

włosów.  Wiedząc,  że  Kogut  nie  popuści,  śmiejąc  się  jak  szalona,
wybiegła z busika i wzięła nogi za pas.

–  Teraz  naprawdę  wkroczyłaś  na  wojenną  ścieżkę!!!  –  krzyknął

za

 nią  Kogut,  przybierając  groźną  minę  i  wyciągając  ze  schowka

jogurt.  Po  Kogucie  można  się  było  spodziewać  wszystkiego,  więc
w oczach Ewki pojawiło się zwątpienie.

–  Kogut,  odłóż  to!  Ani  mi  się  waż!  Co  chcesz  z  tym  zrobić?  –

zaczęła  panikować

 Ewka,  oczami

 wyobraźni  widząc  siebie  ze

spływającym z twarzy i włosów jogurtem.

–  Uważaj,  Ewka  –  zagrzmiał  złowrogo  chłopak.  –  Uważaj  i  bierz

nogi  za  pas  –  powtórzył,  idąc  w  kierunku

 dziewczyny,  na

 co  Ewka

cofnęła się kilka kroków z paniką w oczach.

– Koguciku, no

co ty, ja tylko żartowałam.

background image

–  Ale  ja  nie  żartowałem!  Bój  się,  bo…  –  Kogut  otworzył  jogurt,

a Ewka zaczęła uciekać. Krzyknął za nią: – Bój się bo… zamierzam

go  zjeść!!!  Zeżrę  twój  mózg  w  sosie  jogurtowym,  ty  tchórzu!  –
Puścił się w pogoń za chichoczącą Ewką. Ta, jak zwykle niezdarna,

potknęła  się  o  własne  sznurówki  i  upadła  na  ziemię,  co  Kogut  od

razu  wykorzystał,  wciskając  trawę  w  jej  sweter,  spodnie,  uszy
i  gdzie  popadło.  Ewka  nie  pozostawała  dłużna  –  śmiejąc  się
niemiłosiernie, natarła

mu

całą twarz mleczem, błotem i wszystkim,

co było pod ręką.

–  Oni  chyba  do  końca  ześwirowali  –  stwierdził  Michał,  siadając

na  krawężniku.  –  Muszę

 wreszcie

 zawiadomić  rodziców,  że  jedno

z  ich  dzieci  jest  zdrowo  walnięte  i  trzeba  je  gdzieś  zamknąć,  bo

siara i ploty będą.

– No

co ty, Michał, wtedy i Ewkę byśmy musieli zamknąć, bo bez

Koguta to i jej by już kompletnie odbiło.

W tej

chwili

podbiegli do nich oboje, tworząc komiczny obrazek.

Byli  umorusani  błotem.  Ewka  miała  trawę  we  włosach,  a  jej  twarz
była żółta od mleczów, czarna od błota i różową od truskawkowego

jogurtu. Kogut wyglądał nie lepiej, a kiedy się uśmiechnął wszyscy
parsknęli  śmiechem.  Chłopak  zaczął  głośno  wypluwać  kawałki
trawy i wydłubywać je spomiędzy zębów.

–  Kogut,  biedaku,  myślałem,  że  idziesz  jeść  jogurt,  nie  trawę!  –

nabijał się Michał.

– Wiesz, Ewka

gotowała, a że nie jest zbyt zdolna, skończyło się

na jedzeniu trawy.

–  Kogut,  paskudo!!!  Zasłużyłeś

 sobie!  To

 za  ten  jogurt  na  mojej

głowie!

– Przyrzekam

na moją zdechłą żabę z dzieciństwa, że ten jogurt

chciałem zjeść! Dlatego go odłożyłem na ziemię. Nie moja wina, że

na niego spadłaś!

–  To

 brzmi  jak  mało  wiarygodne  wytłumaczenie  przemocy

background image

małżeńskiej, Kogut! Mój facet mnie nie oblał jogurtem, ja na niego

spadłam, he, he.

–  No  cóż,  na  swoją  obronę  mogę  powiedzieć,  że  trawa  była  za

słona!  A  teraz  daj  buzi  na  zgodę,  żonko  –  wystartował

 Kogut

 do

Ewki,  obnażając  zęby  pełne  trawy,  na  co  dziewczyna  ze  śmiechem

i  piskiem  uciekła  do  bloku.  Po  paru  sekundach  już  z  okna  swojego
pokoju  krzyknęła,,dobranoc”  i  zniknęła  za  zasłoną.  Kogut  plując
trawą  stwierdził,  że  musi  wziąć  prysznic  i  zniknął  w  okamgnieniu.

Julka i Michał patrzyli na siebie przez chwilę, śmiejąc się z Koguta,
po czym Michał powoli pochylił się nad dziewczyną i musnął ustami

jej  policzek  tuż  przy  ustach.  Ten  mały  całus  sprawił,  że  Julka
zadrżała.  Niechętnie  odsunęła  się  od  Michała  i  rzucając  przez

ramię,,dobranoc”  z  poczuciem  niespełnienia  i  smutkiem  w  oczach
ruszyła do domu.

background image

Głośne,  nachalne  pukanie,  a  raczej  walenie  do  drzwi  obudziło

Ewkę.  Pierwszą  jej  myślą  było  „Kto  to,  do  jasnej  dupy?”,  a  drugą

„Komuś  ciężko  przywalę  porannym  pierdem  palowym!”.  Zaspana
otworzyła  drzwi  i  w  tej  samej  sekundzie  je  zatrzasnęła  prosto

w twarz Koguta.

– Spadaj, nie mam makijażu – krzyknęła przez drzwi.
– Jakby makijaż miał ci pomóc! – odkrzyknął chłopak.
– Też prawda – żachnęła się Ewka. – Ja nie potrzebuję makijażu,

jestem naturalnie piękna – odkrzyknęła z rechotem.

– I najskromniejsza na świecie! Otwórz wreszcie, toć nie będę tu

wykrzykiwać przez drzwi, bo mnie za sekundę sąsiadka przegoni.

–  Masz  pięć  sekund  –  krzyknęła  przez  drzwi  sąsiadka

z naprzeciwka, na co Ewka ze śmiechem otworzyła drzwi.

–  Masz  szczęście,  że  mojego  ojca  nie  ma  w  domu,  bo  by  cię  od

razu przegonił, bez żadnego pięciosekundowego limitu.

– Widziałem go jakieś pół godziny temu, jak wychodził do pracy.

Twój  fantastyczny  braciszek  polazł  gdzieś  pięć  minut  temu…
Wiedziałem, że mogę ci zrobić porządną pobudkę. Zapomniałaś, że

dziś idziemy pomagać twojemu wujkowi?

–  O  matko!  To  dzisiaj?  Przecież  tam  będzie  masa  roboty!  Nie

chce mi się nawet o tym myśleć, a co dopiero to robić!

– Nie masz zbyt dużego wyboru. Robimy to już tyle lat, że to już

jest tradycja. Spadaj zjeść śniadanko i się ubrać i idziemy.

– A ty byś mi nie zrobił śniadanka, jak ja się będę ubierać?
– Jasne, nie ma sprawy.
– Oj, Kogut, raz na jakiś czas byś mógł być normalny i zrobić coś

pożytecznego i miłego, rozumiesz, mały, przyjacielski gest na dzień

dobry.

– Powiedziałem, że nie ma sprawy.

– Jasne, dobra, jak nie to nie, ja cię nie zmuszam.

–  Ewka,  czy  ty  schizy  masz,  czy  majaczysz?!!!  Powiedziałem,  że

background image

nie  ma  sprawy  i  ci  to  śniadanie  zrobię!  I  tłumaczenie  tego  brzmi:

NIE MA SPRAWY, zrobię CI śniadanie.

Ewka wybałuszyła oczy i patrzyła na niego w szoku.
– Naprawdę?!!! – zapiała.

–  Naprawdę.  A  teraz  spadaj  robić,  co  tam  potrzebujesz,  a  ja  ci

zrobię kanapki. Julka z Michałem już pewnie czekają.

Ewka zrobiła dwa kółeczka wokół własnej osi, po czym wskazała

kciukiem  na  drzwi  swojego  pokoju,  mówiąc  samej  sobie,  gdzie  ma

iść,  wciąż  w  szoku,  że  Kogut  robi  jej  kanapki,  i  pobiegła  się
przebierać.  Po  pięciu  minutach  wpadła  do  kuchni  z  podejrzliwą

miną.

– Coś mi tu śmierdzi, Kogut.

– Żaden Kogut, jajka na kanapkach.
–  Dobra,  dobra,  ty  mnie  tu  teraz  nie  zwiedziesz.  Gadaj,  co

kombinujesz?

–  Co???  Robię  ci  kanapki,  żebyśmy  jak  najszybciej  wygramolili

się od ciebie i poszli do twojego wujka jeszcze przed północą, bo jak
cię znam, samo śniadanie zajmie ci godzinę, jeśli będziesz je sobie

robić  sama,  a  ja  serio  chcę  skończyć  te  wiosenno-letnie  porządki
przed wieczorem, bo dziś idziemy na zlot harlejów nad jezioro. Dziś
nie  musimy  grać  i,  dla  odmiany,  ja  mogę  posłuchać  jakiejś  kapeli,
zrelaksować  się  i  wypić  piwo  w  spokoju.  –  Kogut  głośno  nabrał

powietrza w płuca, chcąc kontynuować.

– OK, chłopie, oddychaj i nie rób mi tu scen jak baba po terapii

hormonalnej,  już  jarzę.  I  co  to  masz  za  głupią  koszulkę  z  lalką
Barbie???

–  Ta  koszulka  wcale  nie  jest  głupia!  –  krzyknął  Kogut  wysokim

głosem.  –  Czemu  się  wszyscy  czepiacie  tej  koszulki?  Moja  sprawa,
jak  się  ubieram!  –  Po  chwili  w  panice  pomyślał:  „Ta  koszulka  jest,

kurwa,  przeklęta!  Zmienia  mnie  w  kobietę  z  okresem!  Matko

święta!”. – Jedz, Ewka, a ja spadam na chwilę do domu – dodał na

background image

głos.

– Mam nadzieję, że idziesz się przebrać, bo – nie urażając kobiet

– nie dość, że wyglądasz jak baba, to zachowujesz się jak baba.

– Jasne, równaj mnie z ziemią po tym, jak zrobiłem ci śniadanie!

– Kogut, serio, idź się przebrać. I dzięki za śniadanie. Za dziesięć

minut będę gotowa, spotkamy się na dole przed blokiem. Pa.

– Pa – mówiąc to, machnął gejowsko Kogut i zniknął za drzwiami.

– Cholerna, schizowska koszulka!

Po paru minutach cała paczka zebrała się pod blokiem i wszyscy

ruszyli  do  domu  wujka  Ewki,  którego  nazywali  „Orbitowiec”.

Orbitowiec był starym kawalerem, który odziedziczył dom po babci
Ewki.  Nazywali  go  „Orbitowiec”  z  powodu  jego  ogromnych,

wypukłych,  niemal  wypadających  z  orbit  oczu.  Ewka  miała  teorię,
że oczy wujka stawały się coraz większe i większe, co szło w parze
z coraz częstszym i większym spożywaniem taniego alkoholu.

Orbitowiec nigdy nie miał normalnej pracy, ale zawsze wiedział,

jak sobie zarobić parę złotych na flaszkę wina. Latem zbierał jagody
i  truskawki,  po  czym  sprzedawał  je  sąsiadom,  łowił  i  sprzedawał

ryby, czasami pomalował komuś coś w domu… Zawsze znalazł jakąś
małą  fuszkę,  żeby  bez  zbytecznego  wysiłku  coś  sobie  dorobić  do
renty. Co najdziwniejsze, Orbitowiec wiedział, że jest alkoholikiem,
otwarcie się do tego przyznawał i lubił swoje życie takim, jakie było.

Nigdy nie narzekał na samotność czy niedostatek pieniędzy. Chodził
na  ryby,  czytał  gazety,  rozwiązywał  krzyżówki,  oglądał  w  telewizji
seriale i z tym było mu w życiu dobrze.

Paczka  zatrzymała  się  pod  domem  wujka  (wszyscy  nazywali  go

wujkiem)  i  Ewka  zapukała  do  drzwi.  Zero  reakcji.  Próbowała

zadzwonić – zero dźwięku.

–  Wujek  musiał  odłączyć  dzwonek  od  elektryki.  Pewnie  ktoś  go

kiedyś  wkurzył  nachalnym  dzwonieniem,  kiedy  ten  miał  swoją

poobiednią  sjestę.  Drzwi  były  zamknięte  na  klucz,  ale  ze  środka

background image

dało  się  słyszeć  muzykę.  Paczka  wyszła  na  podwórko  i  Ewka,

podtrzymywana  w  pasie  przez  Koguta,  zajrzała  przez  okno  do

środka.  Wujek  spał  w  swoim  pokoju  i  ani  drgnął,  gdy  dziewczyna
zapukała  w  otwarte  okno.  Ewka  spojrzała  w  dół  na  Koguta

i poinstruowała go, żeby ją podrzucił.

– Z koniem się zderzyłaś, czy myślisz, że ja jakimś supermanem

jestem? – burknął Kogut, ale bez większego wysiłku złapał ją silniej
w  pasie  i  podrzucił  do  góry,  jakby  była  piórkiem.  Ewka  pisnęła,

wybałuszyła w zaskoczeniu oczy i w nanosekundzie znalazła się na
parapecie  okna,  połową  ciała  w  pokoju  i  z  tyłkiem  sterczącym

z okna na zewnątrz.

– Piękne widoki, Ewka – wyszczerzył zęby Kogut.

–  Zamknij  się  i  się  nie  gap!  –  odkrzyknęła  Ewka,  gramoląc  się

niezdarnie  przez  okno  do  środka.  Teraz  była  przewieszona  przez
parapet  z  większością  ciała  już  w  środku.  Sapiąc  i  wiercąc  się,
próbowała się wciągnąć do środka. Kiedy już myślała, że osiągnęła
sukces,  straciła  równowagę,  zaklęła,  zamachała  nogami,  pisnęła
ponownie i spadła z hukiem na podłogę w pokoju. Od razu wstała,

otrzepała się i wystawiła głowę przez okno:

–  Nic  mi  nie  jest.  Spadajcie  do  przodu,  otworzę  wam  drzwi.  –

A pod nosem wymamrotała: – Znowu będą siniaki na dupce.

Paczka od razu zabrała się za sprzątanie. Wujek ani drgnął, spał

jak  zabity,  nawet  kiedy  Ewka  podgłośniła  kasetę  Dżemu,  która
leciała  ze  starodawnego  sprzętu,  tak  żeby  było  słychać  muzykę
w każdym pokoju.

Po całym domu walały się puste butelki po winie, piwie i wódce.
–  Ewka,  twój  wujek  zarobiłby  majątek  w  czasach,  kiedy  był

jeszcze skup butelek – rzucił Kogut.

–  Pewnie  dlatego  ich  nie  wywala.  On  wciąż  żyje  w  tych  czasach

mlekiem  i  miodem  płynących,  w  których  za  dziesięć  pustych

butelek mógł kupić jedną pełną.

background image

– Matko Chrystusowa, zejdzie nam cały dzień! – Julka niemal się

przeżegnała,  otwierając  kuchnię.  –  Śmierdzi  tu  jak  w  szczurzej

dupie!!!

–  To  lepiej  zabierajmy  się  do  roboty,  bo  wieczorem  idziemy  na

zlot! – rozkazał Kogut. – Gdzie jest odkurzacz?

Ewka parsknęła śmiechem.
–  Co  ci  się  marzy?  Odkurzacz?  Nie  pamiętasz,  że  ostatnio

wszystko tu zamiataliśmy? Wujek zamienił odkurzasz na gęsiora do

pędzenia wina.

–  O  w  dupę  jeża,  wypadło  mi  to  z  głowy.  Chujnia,  panowie

i panie.

– Oj, nie biadol, pójdę po miotłę.

– Niech ci się nawet nie śni, że ty odlecisz, a my tu zostaniemy.
–  Ha,  ha,  ha,  strasznie  śmieszne,  Kogut.  –  Ewka  znalazła  miotłę

i  szufelkę  i  wcisnęła  je  w  ręce  Koguta.  –  Do  roboty,  nieroby,  do
roboty – podśpiewywała pod nosem kawałek Kazika.

–  Skoro  tak  pięknie  prosisz,  koleżanko.  –  Kogut  usiadł

i skrzyżował ręce na piersi.

– Ale toć to nie było do was, tak mi się jakoś zaśpiewało. Czasami

mi  się  coś  w  głowie  zaśpiewa  i  ja  to  muszę  na  głos,  no  wiesz
przecież,  że  ja  w  życiu  bym  cię  od  nierobów  nie  wyzwała.  Mi  się
piosenki z głowy na głos same śpiewają…

– No dobra, jak bym cię nie znał, to bym pomyślał, że wymyślasz,

ale  że  cię  znam,  wiem,  że  szczerze  gadasz.  Daj  worki  na  śmieci,
kobito. Przynajmniej sto worków, z tego, co widzę. I mam nadzieję,
że  jakiś  odświeżacz  powietrza  też  kupiłyście,  bo  śmierdzi  tu
dojrzałymi skarpetkami!!!

– Powiedział ekspert w hodowaniu skarpetek – docięła Ewka.
– Czyżbyś mnie oskarżała o śmierdzące skarpetki? – wykrzyknął

Kogut  i  w  nanosekundzie  pozbył  się  trampków,  zdjął  z  lewej  nogi

czerwoną skarpetkę i wywiesił ją przed nosem Ewki.

background image

– Kogut, świniaku, zabieraj to sprzed mojego nosa!!! Ale już!!!

–  Wąchaj,  Ewka,  wąchaj!  Nikt  mnie  nie  będzie  oskarżał

o śmierdzące skarpetki! Mamusia w Lenorze płukała!

Ewka zarechotała i odtrąciła jego rękę.

– Dobra, ty chodząca reklamo, wierzę ci na słowo. A teraz załóż

z  powrotem  na  nogę  tę  twoją  sexy  czerwoną  skarpetkę,  potem
twojego seksownego trampka i spadajmy sprzątać.

–  Nie  wierzysz,  to  nie  wierz  –  odburknął  chłopak  i  powąchał

skarpetę. – Hmmmmmmm, jaśmin i wanilia, pachnie jak marzenie!

–  OK,  ja  ci  tam  wierzę,  albo  raczej  wierzę  w  to,  że  twoja  mama

Lenora  używa  –  wtrąciła  się  Julka.  –  Także  odcinek  o  skarpetkach
skończony,  a  my  możemy  zabrać  się  za  sprzątanie.  Chłopacy,

pozbierajcie wszystko co większe do śmieci, a my z Ewką, obawiam
się, będziemy musiały się wziąć za kuchnię.

–  Jak  bym  nie  wiedziała,  że  się  tego  nie  powinno  robić

nadaremno, to bym się przeżegnała, tak się boję!

–  No  cóż,  chcemy,  nie  chcemy,  trzeba  tu  posprzątać,  bo  wujka,

jak Popiela czy kogo tam, myszy w tym burdelu zjedzą.

Paczka  zabrała  się  za  sprzątanie.  Dziewczyny  musiały  w  kuchni

pootwierać okna, bo zapach zgniłego jedzenia z lodówki przyprawił
je  niemal  o  wymioty.  Z  nosami  zababuszonymi  w  szaliki
poperfumowane  wodą  kolońską  Brutal,  która  z  resztą  pachniała

tylko  odrobinę  lepiej  od  gnijącego  jedzenia,  zaatakowały  lodówkę
i  wyszorowały  ją  wybielaczem  i  sodą.  Po  tym  doświadczeniu
i  smrodzie  już  wszystko  wydawało  się  sielanką…  dopóki  Kogut  nie
poszedł  do  toalety  za  potrzebą,  a  to,  co  tam  zobaczył,  zjeżyło  mu
włosy na karku i rzuciło przyjaciołom nowe wyzwanie.

Kiedy  wszystko  już  była  posprzątane  i  pachnące  świeżością

i  czystością,  dziewczyny  wypakowały  zakupy,  które  wcześniej

zrobiły  i  wzięły  się  za  gotowanie  rosołu.  Przy  rozpakowywaniu

puszek  z  rybami  Ewka  przynajmniej  piętnaście  razy  uderzyła  się

background image

w  łokieć,  kolano,  głowę,  kostkę  i  wszystko  inne,  co  popadło.  Po

piętnastym  razie  Kogut  już  naprawdę  nie  mógł  się  powstrzymać

i ogłosił Ewkę największą niezdarą i pechowcem świata. Ta o dziwo
nie oburzyła się, nie kopnęła go, nie uszczypnęła, nie wykręciła mu

ręki,  tylko  spokojnie  odpowiedziała,  że  w  jej  rodzinie  to  normalne,

a szczególnie u wujka.

–  Wujek  zimą  skończył  w  szpitalu  przez  swoją…  można  by

powiedzieć…  niezdarność  –  podsumowała.  –  Więc  nie  śmiej  się  ze

mnie,  Kogut,  bo  ja  tylko  siniaków  parę  sobie  nabiłam,  a  z  tym
w  szpitalu  nie  skończę.  –  Na  to  stwierdzenie  wszyscy  wybałuszyli

oczy, bo nie wiedzieli, że wujek był w szpitalu.

–  Nic  wam  o  tym  nie  mówiłam,  bo  był  tam  tylko  dwa  dni…  no

i raczej to trochę wstydliwa historia…

–  Takie  lubimy  najbardziej!  –  wrzasnął  Kogut  i  przysunął  swoje

krzesło  do  stołu  bliżej  dziewczyny,  podparł  głowę  na  łokciach
i wlepiając w nią oczy, zażądał: – Opowiadaj!

Ewka  przewróciła  oczami,  lekko  poczerwieniała,  zachichotała

i zaczęła.

– W sumie to nic tam poważnego się nie stało… Wiecie, taki mały

wypadek. Po prostu głupota, alkohol i wypadki trójkami po ludziach
chodzą  i  na  wujka  trafiły…  W  zeszłą  zimę  wujaszek,  jak  co  roku,
odgarniał  ludziom  śnieg  sprzed  domów,  żeby  sobie  na  flaszkę

zarobić.  No  i  jak  na  jego  potrzeby  zarobił  dość  dużo.  Oczywiście
wszystko  poszło  na  kolegów  i  tanie  wino.  Duuuużo  taniego  wina.
O  tym  oczywiście  nie  wiedziałam,  jak  tam  szłam,  żeby  mu
powiedzieć,  że  nasz  sąsiad  ma  dla  niego  małą  robótkę
z  malowaniem.  No,  więc  poszłam  do  wujka  z  ofertą  pracy,  a  go

nigdzie w domu nie było, nawet smród po nim nie został, jak się to
mówi…  No,  ale  z  tym  chyba  trochę  przesadziłam,  bo  po  nim

wszędzie

i

zawsze

mały

alkoholowo-papierosowo-czosnkowy

smrodek  zostanie…  A  wracając  do  wujka,  nigdzie  go  nie  było.  Ja,

background image

ucieszona, że mam dla niego dobre wieści, trochę się wkurzyłam, że

mu  nie  mogę  powiedzieć  od  razu  i  się  przeszłam  do  sąsiada  obok,

sprawdzić, czy go tam nie ma, no bo wiecie, ja jak chcę coś dobrego
komuś powiedzieć, to muszę od razu, bo inaczej mnie rozsadzi. No

to  poszłam  do  tego  sąsiada  i  trafiłam…  prawie,  bo  wujka  koledzy

powiedzieli  mi,  że  tam  był  jakieś  dwie  godziny  temu,  potem
powiedział,  że  idzie  na  parę  minut  do  domu  po  pieniądze  na  wino
i  za  chwilę  wróci.  Nie  wrócił,  a  oni  pomyśleli,  że  prawdopodobnie

zasnął  w  domu,  bo  miał  dość  dużo  wypite.  Ale  ja  wiedziałam,  że
w  domu  go  nie  było,  chyba  że  się  schował  do  szafy,  a  nie  wiem,

czemu  miałby  to  robić.  Zaczęłam  się  o  niego  martwić,  bo  jedyną
kurtkę,  jaką  miał,  zostawił  w  domu,  a  na  dworze  było  minus

dwadzieścia.  Gdzie  ta  łajza  bez  kurtki  polazła  –  myślę  sobie…
Poszłam  do  drugiego  i  trzeciego  sąsiada  –  nic,  w  jego  ulubionym
sklepie z tanim winem – nic, a ja już z pomysłów się wysypałam, bo
wujek  światowcem  nie  był  i  zawsze  go  można  znaleźć  w  pięciu
miejscach: w domu, u sąsiada, w knajpie, sklepie z winem albo nad
jeziorkiem,  gdzie  łapał  ryby.  Wszędzie  już  byłam,  oprócz  jeziorka,

ale  w  taki  trzaskający  mróz  i  tak  by  tam  nie  szedł.  Postanowiłam
jeszcze raz zajrzeć do domu, ale coś mnie tknęło, żeby iść od strony
ogródka, nie od strony ulicy. Kiedy już miałam otworzyć tylne drzwi,
usłyszałam jakieś dziwne odgłosy od strony szopek. Ciemno było jak

w  tyłku,  żeby  nie  powiedzieć  w  dupie,  i  się,  kurde,  normalnie
zaczęłam bać, że duchy jakieś czy co, a na tę myśl usłyszałam jakieś
mamrotanie i jęczenie! Wystraszyłam się jeszcze bardziej, a potem
usłyszałam  już  wyraźnie,  a  raczej  niewyraźnie,  bo  wujek  bełkotał,
no  więc  usłyszałam:  „Puść  mnie,  kurwa”  i  „Pomocyyyy”.  Na  to  już

wiedziałam, że wujek jest w tarapatach i się może z kimś bije czy co
i  zaczęłam  jak  dzika  świnia  wołać  sąsiadów.  Ci  od  razu  wypadli,

gotowi  do  ratunku,  z  młotkami  i  patelnią  i  zataczając  się,  pobiegli

we  wskazanym  przeze  mnie  kierunku,  a  ja  z  nimi.  No  a  nie

background image

miałam…

– Nie miałaś czego??? – dopytywał się Kogut, gdy Ewka zamilkła.

–  Nie  miałam  tam  iść  –  odpowiedziała  Ewka,  na  co  Julka

wybuchnęła  śmiechem.  –  Julka,  to  nie  jest  śmieszne!  –  Ewka

poczerwieniała.

– Ty znasz tę historię? Jej powiedziałaś, a nam nie? – oburzył się

Kogut.

–  Ona  jest  dziewczyną  i  łatwiej  mi  jest  opowiadać  jej  takie

rzeczy!

–  Ja  nie  jestem  dziewczyną,  to  prawda,  ale  jestem  twoim

kumplem,  tak  samo  jak  Julka  kumpelką.  Jak  jej  powiedziałaś,  to
nam też musisz, także kontynuuj – ponaglał Kogut.

– No dobra… Więc lojalni koledzy wujka pobiegli go ratować, a ja

za nimi… i… no… on tam był, ale nikt go nie bił.

– Ale toć krzyczał: „Puść mnie, ratunku”, nie?
– No tak… Ale on nie wiedział, co się stało, bo był pijany i myślał,

że  go  ktoś  za  tyłek  trzyma,  a…  prawda  była  taka,  że  on  po  drodze
do domu, tylko Pan Nasz Bóg wie, czemu poszedł się wysikać koło

śmietników,  no  i  musiało  to  być  tak,  że  jak  się  wysikał,  to  się
wywalił  na  to  z  gołym  zadkiem  i  zasnął.  No  a  na  ziemi  koło
śmietników  jest  rozłożona  metalowa  blacha,  żeby  się  lepiej  tam
sprzątało,  no  i  on…  przymarzł  gołym  zadkiem  do  tej  osikanej

blachy!

–  Buachachachacha!!!  –  roześmiali  się  chłopacy,  a  Ewka

poczerwieniała  jak  piwonia.  Kogut  ze  śmiechu  się  popłakał,
a  Michał  walczył  o  oddech.  Julka  krzyczała  na  wszystkich,  żeby
przestali,  bo  ona  się  posika,  a  Ewka  jeszcze  bardziej  czerwieniała,

wlepiała oczy w podłogę i mamrotała:

–  To  nie  jest  śmieszne,  musieliśmy  dzwonić  po  pogotowie

i  strażaków,  bo  nie  wiedzieliśmy,  jak  go  stamtąd  odkleić.  –  Kogut,

słysząc  to,  zaczął  wyć  ze  śmiechu  jeszcze  głośniej,  a  Michał  omal

background image

się nie udusił. – Ale właśnie, jak tak pomyśleć bez martwienia się…

to to właściwie jest całkiem śmieszne – kontynuowała swój monolog

Ewka  i  po  chwili  też  już  rechotała  się  razem  z  resztą  paczki.  Po
pięciu  minutach  wszyscy  już  byli  czerwoni,  spłakani  i  nie  mogli

oddychać.

–  Historia  miesiąca,  Ewka!  –  stwierdził  Michał.  –  Będę  miał

normalnie  zakwasy  na  polikach!  Oj,  to  poleciałaś!  Nie  mogę
uwierzyć, że nam to dopiero teraz mówisz!

–  Widziałam  tam  coś,  czego  w  życiu  już  nie  chcę  widzieć,  nie

chce  już  o  tym  mówić  ani  myśleć.  Miesiąc  mnie  ścigał  obraz  zadu

wujaszka  i  jego  wołanie  o  pomoc.  Skończyło  się  na  dwóch  dniach
w  szpitalu  i  odmrożeniach.  Miał  wielkie  szczęście,  że  go  tam

znalazłam, inaczej mógłby zamarznąć!

–  Ewka,  jesteś  bohaterką!  Jeśli  kiedykolwiek  odmrożę  sobie

tyłek, będziesz pierwszą osobą, którą zawołam na pomoc!!!

– Ciebie, Kogut, nie będę ratować, nawet jakbyś sobie miał mózg

odmrozić, a mówiąc mózg, mam na myśli jajka!

– He, he, he – parsknęła Julka. – To był tekst roku!

–  OK,  ludzie,  rosół  dogotowany,  dajmy  wujkowi  spać  i  spadajmy

stąd,  bo  wieczorem  czeka  nas  impreza.  Ewka,  zostaw  wujkowi
kartkę,  że  nikt  go  nie  okradł,  tylko  mu  mieszkanie  posprzątaliśmy,
niech  nie  panikuje  jak  ostatnio.  A  wszystkie  butelki  ma  w  szopie,

cokolwiek  chce  z  nimi  robić.  Chodźmy  już,  bo  za  parę  godzin
wszystko  się  zaczyna,  motocykle  już  na  bank  tam  są,  a  ja  nie  chcę
przegapić  koncertu  Iry.  –  Na  słowo  „Ira”  Julka  i  Ewka  zaczęły
piszczeć.  Michał  z  uśmiechem  dorzucił:  „Artur  Gadowski”,  na  co
rozległ się jeszcze głośniejszy pisk dziewczyn.

– Baby, całe się ośliniłyście – stwierdził Kogut.
–  Nie  na  twój  widok,  Kogucie!  –  wypaliła  Ewka.  –  Arturek  jest

zaczepisty!!! Marzenie po prostu!!!

–  No,  to  wszystko,  czym  dla  ciebie  będzie,  Ewka!!!  Marzeniem.

background image

Nie myśl, że ci zrobi cokolwiek z tego, co byś chciała, żeby ci zrobił!

– Oj, żebyś się nie zdziwił, Kogut, bo ja myślę, że dziś będzie mój

dzień i Arturek zrobi WSZYSTKO, o co go poproszę!

– Jasne, a strusiom też się spełnią marzenia i zaczną latać!

– Mam w dupie strusie, dziś jest mój dzień i poproszę wszystkich

z Iry, żeby spełnili moje marzenia!

–  Ewka,  jak  na  dziewicę,  to  dość  ostry  start!!!  –  chlapnął  Kogut

i pożałował tych słów w tej samej sekundzie, w której opuściły jego

usta.

–  Kogut,  chamie,  zobacz,  co  leci  –  krzyknęła  Ewka  i  nim  ten

zdążył cokolwiek zrobić, jej ręka z głośnym plaśnięciem wylądowała
na  jego  twarzy.  –  Po  pierwsze,  nic  ci  do  tego,  czy  jestem  dziewicą,

czy nie – cała poczerwieniała – a po drugie, ty neandertalu, ja chcę
od nich autografy i zdjęcia. To wszystko, tępaku!!! W życiu bym nie
pomyślała, że coś takiego mi powiesz!

–  A  ja  w  życiu  bym  nie  pomyślał,  że  masz  taką  ciężką  rękę!!!

Moja, kurwa, morda!!! Ałłł!

–  Dobrze  ci  tak,  masz  za  swoje  chamstwo!  Nie  odzywam  się  do

ciebie!  –  Ewka  teatralnie  zadarła  głowę  do  góry  i  ostentacyjnie
przeszła  obok  Koguta,  potrącając  go  ramieniem.  Ten  tylko  patrzył
na nią z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią.

– Masz rację, sorki, Ewa, totalnie sobie zasłużyłem. Nie wiem, co

mnie napadło, zazdrość mi chyba padła na mózg.

– Co??? – wykrzyknęli wszyscy i wywalili oczy na Koguta i teraz

była  jego  kolej  na  puszenie  kolorów.  „O  kurwa  –  pomyślał.  –  Jak  ja
się  z  tego  wywinę?”.  Ewka  teraz  podeszła  bliżej  niego  i  dziwnie
spojrzała  mu  w  oczy.  Zrobiło  mu  się  gorąco  i  nie  wiedział,  co  ma

dalej powiedzieć.

– Ty zazdrosny???

– Noooooo… wiesz – zaczął Kogut i nagle naszło go oświecenie. –

Jestem  zazdrosny,  bo  na  nasze  koncerty  nigdy  się  tak  nie  cieszysz,

background image

a my też rocka przecież gramy.

–  Kogut!!!  IRA!!!  Rozumiesz,  kurwa?!!!  Żyjąca  legenda!!!  Wy

gracie cztery lata, oni od mojego narodzenia!!! Koniec, kropka, nie
będę  ci  nic  tłumaczyć,  szczególnie  wtedy,  gdy  NIE  GADAM

Z TOBĄ!!!

Mimo  tego,  że  Ewka  była  wciąż  obrażona,  Kogut  cieszył  się,  że

się  wymotał  ze  swojej  pułapki  pełnej  kupy.  Michał  podszedł  do
niego i półgłosem, tak żeby nikt nie słyszał, spytał:

– Ocipiałeś? Padło ci na głowę czy co?
– I jedno, i drugie. W życiu jej teraz nie udobrucham. Nie wiem,

co  mnie  kurwa  strzeliło!  Jak  znam  życie,  będę  jej  musiał  dziesięć
litrów piwa kupić, żeby się do mnie odezwała.

–  Dziesięć  litrów  piwa???  A  co,  jakbyś  jej  jakichś  kwiatów

nazbierał na łące?

– Śmieszne.
– Ja serio mówię, Kogut. Jak znam babską solidarność, to oprócz

mnie i Radka nawet kiblowy pająk się do ciebie teraz nie odezwie.
Tym  razem  ona  się  naprawdę  obraziła,  to  nie  pic  na  wodę,  o  czym

świadczy ślad jej ręki na twojej twarzy.

– Ałłł, kurwa! Czemu mi w ogóle przypominasz? To tak, jakbyś mi

drugi raz plaskacza walnął!

– Zasłużyłeś.

– Amen.
– Ciesz się, że z pięści nie poleciała. He, he, he.
–  Dzięki  Bogu,  bo  Ewka  jak  się  podkurwi,  to  idzie  jak  maszyna,

od  przedszkola  się  jej  boję,  tak  mi  raz  tyłek  nakopała  za  to,  że  jej
lalce głowę urwałem, że tydzień nie mogłem normalnie usiąść.

– No i nic się z tej lekcji nie nauczyłeś.
– Kwiaty, mówisz???

–  Kwiaty.  I  czekoladki,  z  domu  podwędź,  mama  ma  pełno,  może

pomoże.

background image

Kogut  całą  drogę  do  domu  próbował  rozśmieszyć,  udobruchać,

pogłaskać,  pogilgotać  Ewkę,  ale  nic  nie  podziałało  i  oprócz

głośnego  „Wysraj  se  oko,  Kogut’’  nic  innego  od  niej  nie  usłyszał.
Pomyślał więc, że może kwiaty to nie najgorszy pomysł. Jednak dla

Ewki  to  musiały  być  specjalne  kwiaty,  bo  ona  banałów  nie  lubiła,

a  on  na  czerwony  odcisku  jej  ręki  na  drugim  policzku  nie  chciał
sobie  zasłużyć.  Poszedł  więc  do  osiedlowego  ogródka  i  ukradł
sąsiadowi  trzy  piękne  słoneczniki.  Ewka  je  uwielbiała,  więc  miał

szansę,  że  nie  zatrzaśnie  mu  drzwi  na  jego  twarzy.  Ze
słonecznikami  pod  bluzą  pobiegł  do  domu  i  wygrzebał  z  szuflady

wstążki,  które  pani  Orłowska  zawsze  odkładała  po  świętach
i  urodzinach.  Wybrał  grubą,  zieloną  tasiemkę  i  zawiązał  na

słonecznikach  ogromną  kokardę.  Schował  słoneczniki  znowu  pod
bluzę  i  pędem  puścił  się  do  domu  Ewki.  Przesłonił  twarz  kwiatami
i  zapukał  do  jej  drzwi.  Jak  na  złość,  drzwi  otworzyła  mama  Ewki,
która  z  powodu  tego,  że  było  popołudnie,  była  już  wstawiona.
Kobieta uśmiechnęła się do niego i zwyczajnie, jakby od niechcenia
powiedziała:

–  Ewa  mi  powiedziała,  że  jak  przyjdziesz,  to  mam  cię  kopnąć

w zad, ale nie powiedziała mi, co mam zrobić, jak przyjdziesz z jej
ulubionymi  kwiatami,  także  ja  cię  Arturku  wpuszczę,  a  ona
zadecyduje, co ci chce zrobić, bo mi ciebie, chłopaku, szkoda, tak tu

ładnie z tymi kwiatkami wyglądasz.

– Dziękuję pani, muszę się przyznać, że chlapnąłem coś głupiego

i muszę Ewkę przeprosić.

–  No  to  wchodź,  wchodź,  jest  u  siebie  w  pokoju  i  nie  chlap  nic

głupiego  więcej,  bo  potem  mi  w  domu  drzwiami  trzaska  non  stop,

a mnie już i bez tego głowa porządnie boli.

Kogut  zapukał  do  drzwi  dziewczyny  i  po  chwili  wszedł  do  jej

pokoju. Ewka spojrzała na niego, ale nic nie powiedziała.

–  To  chyba  pierwszy  raz,  kiedy  naprawdę  cię  wkurzyłem…

background image

Zachowałem  się  jak  cham,  przyznaję.  I  przepraszam.  Naprawdę.

Czuję się strasznie głupio. Za cholerę nie wiem, czemu coś takiego

powiedziałem. Sorry.

– Kupisz mi dziesięć litrów piwa.

–  Wiedziałem,  że  to  powiesz!  A  Michał  z  tekstem  poleciał,  że

kwiatów mam ci nazbierać.

– Michał miał rację, osiołku. Gdybyś tych słoneczników w rękach

nie trzymał, to by już dawno but w twoim kierunku leciał.

– I byłyby to but jak najbardziej zasłużony. Jeszcze raz sorry.
–  Przeprosiny  przyjęte.  –  Ewka  podeszła  do  niego  bliżej

i  wyciągnęła  rękę  po  kwiaty,  a  Kogut  odskoczył  od  niej  jak
poparzony.  –  Myślałeś,  że  ci  znowu  przywalę?  –  zaśmiała  się  Ewka

z wyraźną satysfakcja na twarzy.

– Yhm.
– Nie bój się, już nigdy tego nie zrobię, ręka mnie boli jak jasna

dupa. I ja też przepraszam, to był odruch i poleciało prosto w ryło.

– No, to tak jak u mnie.
– Przeprosiny skończone?

– I obustronnie zaakceptowane.
– Łał, pierwsza prawdziwa kłótnia.
– I oby ostatnia.
– Amen.

– Spadaj, bo muszę się zrobić na bóstwo.
– Korcisz, Ewka, korcisz. Ale wstrzymam się z docinkami na parę

godzin, bo gęba mnie jeszcze boli.

– I dobrze.
– Jak komu. Do zobaczenia za godzinę.

Kiedy paczka dotarła już na zlot, który odbywał się nad pięknym

jeziorem  otoczonym  lasem,  wszystko  szło  pełną  parą.  Namioty

harleyowców były rozstawione w niewielkim lasku, kilkaset metrów

od sceny. Budki z jedzeniem były rozproszone w małych wysepkach

background image

i  pachniały  smażoną  cebulką,  kiełbasą,  bigosem,  gulaszem

i  wszystkim  innym,  na  co  człowiek  się  ślinił  po  paru  procentach

alkoholu. Na samym środku placu ustawiona była scena oświetlona
reflektorami, gdzie o północy miała występować Ira. Ewka od razu

podbiegła do sceny i zrobiła dwie fotki.

–  Ewka,  halucynacje  masz  czy  co?  –  spytał  Kogut.  –  Przecież

nikogo tam jeszcze nie ma.

– Ja wiem, to jest do mojego albumu „Ira. Przed, po i w trakcie”.

–  Brzmi  dwuznacznie,  nie  chcę  słyszeć  nic  więcej,  bo  jeszcze

skomentuję i znowu z plaskacza dostanę.

–  Och,  Kogucie  ty,  przecież  tu  o  koncert  chodzi.  Robię  zdjęcia

sceny  pustej  przed  koncertem,  potem  w  trakcie  koncertu  i  znowu

pustej  już  po  koncercie.  No  wiesz,  to  będzie  jak  z  książką:  wstęp,
rozwinięcie i zakończenie. Tak to sobie wymyśliłam. No i zobaczysz,
jaka  będzie  różnica  w  placu  przed  sceną.  Teraz  jest  czyściutko
i  porządnie,  a  po  koncercie  będzie  tam  pełno  puszek  po  piwie,
zgubionych  trampków  i  leżących  na  ziemi  fanów,  którzy,  zmęczeni
fanieniem, musieli odpocząć i przespać się trochę.

– Zmęczeni to oni będą, ale piciem, nie fanieniem. A w ogóle to

co to za słowo???

–  Moje.  Oznacza  czynność,  którą  wykonują  fani  podczas

koncertu ulubionej grupy. Fanienie.

–  Brzmisz  całkiem  mądrze,  tłumacząc  to,  ale  nie  wiem,  co  by

twoja psorka od polskiego na to powiedziała.

– Ani ja. I mnie to teraz nie obchodzi, szkoła skończona i mamy

wakacje, więc czemu miałabym teraz myśleć o budzie? Idź mi kupić
piwo, Kogut. Całe obiecane dziesięć litrów.

– Na raz???
– Jasne, że nie na raz. Wiesz, że bezbąbelkowego nie piję. Kupisz

mi  piwo  za  każdym  razem,  jak  zobaczysz,  że  mój  kubek  jest  pusty.

I  Julki  kubeczek  też  musisz  obserwować.  Dziesięć  litrów  to

background image

strasznie dużo, a z przyjaciółmi dzielić się trzeba. Więc ja dziś będę

udawała,  że  mam  magiczny  kubek,  który  sam  się  napełnia,

tymczasem,  w  rzeczywistości,  będziesz  mi  go  dopełniał  ty,  ale  tak,
żebym  nie  zajarzyła  i  mogła  sobie  myśleć,  że  to  magia  albo  że

jestem  w  Krainie  Czarów,  jak  Alicja.  I  Julka  też  niech  sobie  dziś

myśli, że jest w Krainie Czarów, fajnie nam tak razem będzie.

– Dobra, jarzę, zaczarowany kubeczek i zdjęcia pustej sceny. Tyś

się  dziś  czegoś  napaliła  albo  wypary  z  lodówki  twojego  wujka

w  połączeniu  z  wybielaczem  i  innymi  chemikaliami  zrobiły  swoje.
Ale niech ci będzie – co obiecałem, to zrobię.

– No to leć po piwo, Kogucie.
– OK, Ewka, jak bardzo byś sobie tego życzyła, koguty wciąż nie

latają, nawet w twojej Krainie Czarów, także ja się po to piwo raczej
przejdę, dobra?

– Jasne. Cip, cip, cip.
– Co???
–  Tak  się  woła  kurczaki,  nie  zgrywaj  się  na  miastowca,

mieszkamy prawie na wsi.

– Mieszkamy w małym miasteczku.
–  Które  jest  prawie  wioską.  Wszystko  jedno,  widzisz,  zawołałam

cię  jak  kurczaka,  a  ty  zareagowałeś.  Jesteś  jeszcze  kurczaczkiem,
nie kogutem. Cip, cip, cip.

– Ewka, serio, załóż kapelusz, bo może masz udar słoneczny czy

co. Idę.

– Cip, cip, cip.
Polana,  na  której  odbywał  się  co  roku  „Zlot  motorów  ciężkich

i  maszyn  starych”,  pomału  się  zapełniała.  Harleyowcy  rozkładali

namioty  po  stronie  biwakowej,  która  znajdowała  się  kilkanaście
metrów od sceny, inni korzystali z ostatniej godziny słońca i kąpali

się w jeziorze przy polanie. Kilka przyczepek z kuchniami polowymi

było  już  gotowych  do  sprzedaży  frytek  i  hamburgerów,  a  co  parę

background image

kroków

rozstawione

były

ogromne

namioty

zastawione

drewnianymi  stołami  i  ławami.  Atmosfera  była  przepełniona

radością,  energią  i  znajomymi  zapachami  ogniska,  smażonych
kiełbasek oraz piwa.

Julka  z  Michałem  stali  przy  bramie  wejściowej.  Umówili  się,  że

Ewka  z  Kogutem  rozłożą  koc  blisko  jeziora,  ale  też  blisko  sceny,
żeby  zarezerwować  dobre  miejsce,  a  Julka  i  Michał  poczekają  na
Mal  i  Radka,  żeby  nie  musieli  się  potem  wszyscy  szukać  w  tłumie

ludzi.  Gdy  szli  przez  polanę  w  kierunku  jeziora,  przed  oczami
mignęła  im  Ewka,  która  uciekała  przed  Kogutem,  wydzierając  się

w niebogłosy.

–  Kogut,  przestań,  ja  się  wywalę!  –  krzyczała,  uciekając

i oglądając się za siebie.

– Ja ci pokażę „cip, cip, cip”!!! – odgrażał się Kogut.
Minęli Michała, Julkę i resztę i Ewka z przerażeniem stwierdziła,

że  nie  ma  już  gdzie  uciekać,  bo  ni  stąd  ni  zowąd  wyrósł  przed  nią
płot oddzielający polankę od pola namiotowego harleyowców. Kogut
dogonił  ją  i  skoczył  jej  na  barana.  Ewka  trzymała  się  dzielnie

dziesięć sekund, po czym z małą ilością gracji runęła na ziemię jak
kłoda. W tym czasie reszta paczki rozłożyła koc, usiadła obok nich,
jakby nic się nie stało.

Ewka leżała na ziemi, Kogut siedział na niej okrakiem, trzymając

ją za ręce i próbując zamknąć jej usta. Ewka krzyczała na przemian
„Cip,  cip”,  „Puść  mnie,  cholera”  i  „Na  pomoc,  kurczaki  atakują”,
śmiejąc się przy tym jak nienormalna.

– Przestań cipować, Ewka, nie jestem żadnym kurczakiem.
–  Jak  mam  przestać  cipować???  Jestem  kobietą!!!  He,  he,  he,

kurwa.  Puść  mnie,  cip,  cip!  Julka,  ratunku!!!  Kogut,  schudnij
natychmiast, bo oddychać nie mogę. Ratunku!!!

Do  grupy  podszedł  policjant,  który  był  jednym  z  wielu

„pilnujących porządku” podczas zlotu.

background image

– Co się dzieje? Czy ta dziewczyna potrzebuje pomocy? – zapytał

sztywno, patrząc podejrzliwie na Koguta.

–  Psychiatrycznej  –  odpowiedział  chłopak.  –  Żadna  inna  nie

pomoże.

–  Kogut,  puść  ją,  Ewka  wreszcie  ma  szansę  porozmawiać

z  policjantem,  a  zawsze  tego  chciała  –  krzyknęła  Julka.  Policjant
wyglądał,  jakby  posmyrano  mu  ego,  poprawił  czapkę  i  oficjalnie
odchrząknął.

–  Służę,  młoda  damo.  –  Na  tę  komendę  Ewka  dała  z  siebie

wszystko,  podekscytowana  myślą  rozmowy  z  młodym  policjantem,

napięła się z całej siły i zrzuciła z siebie Koguta w okamgnieniu, jak
gdyby  wstąpiły  w  nią  nadprzyrodzone  siły,  a  on  był  szmacianą

kukiełką,  nie  osiemdziesięciokilowym  dryblasem.  Wykorzystując
jego  zaskoczenie,  maznęła  mu  czoło  swoją  różową  pomadką,  którą
miała  w  kieszeni,  po  czym  cała  oblepiona  trawą  i  z  rozwalonymi
włosami  podbiegła  do  policjanta.  Usłyszała  jeszcze  komentarz
Koguta:  „Coś  ty  jadła,  że  masz  tyle  siły?”.  Wyszczerzyła  zęby
i rzuciła: „Piję mleko” i znowu słodko uśmiechnęła się do policjanta.

Kogut  wstał,  otrzepał  się  z  trawy  i  dołączył  do  paczki.  Po  pięciu
minutach odwrócił się, żeby poinformować Ewkę, że wreszcie idzie
po  jej  piwo,  i  w  osłupieniu  wybałuszył  oczy,  bo  przy  Ewce  nie  stał
już  tylko  jeden  policjant,  ale  pięciu,  a  Ewka  z  zamiłowaniem

wymachiwała  policyjną  pałką  i  pytała  o  samoobronę.  Policjanci  od
razu  wyczuli,  że  teraz  mają  pole  do  popisu  i  w  odpowiedzi  na  jej
prośbę  dwóch  młodych  funkcjonariuszy  zademonstrowało  jej  parę
chwytów.  Zaczęło  się  niewinnie,  ale  już  po  paru  sekundach
w  młodych  policjantach  odezwała  się  rywalizacja  i  chęć

zaimponowania dziewczynie i niewinny pokaz zaczął się robić coraz
mniej  niewinny.  Młodzi,  chcąc  jej  zaimponować,  zaczęli  się

przepychać  i  demonstrować  ciosy  i  chwyty  z  coraz  to  większą  siłą

i  samozaparciem.  Sytuacja  zaczęła  być  dziwna  i  kłopotliwa

background image

i  chłopacy  zaczęli  pomału  zapominać,  że  miała  to  być  tylko

niewinna zabawa. Czapki służbowe zaczęły fruwać, a to, co zaczęło

się  w  koleżeńskim  i  sportowym  duchu,  zaczęło  pachnieć
testosteronem  i  wyglądać  agresywnie.  Kogut  nie  chcąc,  żeby

sytuacja  się  pogorszyła  (to  był  jedyny  powód,  nie  żeby  był

zazdrosny),  podszedł  do  Ewki,  chwycił  ją  pod  łokieć  i  szepnął  do
ucha:

– Teraz ty cip, cip, idziemy ci kupić piwko.

–  OK,  jak  mnie  tak  ładnie  wołasz,  to  idę.  Dziękuję,  chłopacy  –

rzuciła do policjantów, którzy teraz byli tak pochłonięci rywalizacją,

że  prawie  nie  zauważyli  jej  odejścia,  i  z  Kogutem  trzymającym  ją
pod łokieć ruszyła po obiecane piwo.

– Wiesz, Kogut, że kiedyś chciałam być policjantką?
–  Wiem.  Nigdy  nie  zapomnę  tego  koszmarnego  dnia,  w  którym

przypięłaś  mnie  do  siebie  tymi  dziecinnymi,  plastikowymi
kajdankami, nie myśląc o tym, że nie masz do nich kluczyka. Przez
to  musiałem  spędzić  z  tobą  cały  dzień,  ponieważ  płakałaś,  jak
powiedziałem, że kajdanki trzeba rozerwać, bo bez kluczyka nie da

się  ich  otworzyć.  Miałaś  sześć  lat,  a  ja  osiem  i  już  wtedy
zachowałem  się  jak  prawdziwy  gentleman.  Musiałem  łazić  za  tobą
wszędzie  i  wyglądało  to  tak,  jakbyśmy  trzymali  się  za  ręce,  więc
dzieciaki  potem  się  ze  mnie  cały  tydzień  śmiały  i  nazywały  twoim

chłopakiem, co w wieku lat ośmiu było dość dużą dojebką.

–  Och,  nie  wiedziałam,  że  miałeś  tak  ciężkie  dzieciństwo.  No

i pewnie i tak ściemniasz, bo ja nic z tego nie pamiętam.

–  Nawet  tego,  że  mnie  chciałaś  ze  sobą  ciągnąć  do  toalety  na

siusiu?

– A zaciągnęłam? – Ewka poczerwieniała.
–  Nie.  W  tym  momencie  powiedziałem,  że  tego  już  naprawdę

mam  dość,  znaleźliśmy  drucik  i  jak  największy  fan  MacGyvera

otworzyłem nim kajdanki. Umiem to robić do dziś.

background image

– Gratuluję, na pewno w życiu ci się to jeszcze przyda.

–  No,  Ewka,  możesz  mieć  rację,  ty  lubisz  policyjne  pałki,  a  ja

kajdanki.  I  włóż  tę  rękę  z  powrotem  do  kieszeni,  mówię  to  bez
żadnych  podtekstów  i  mówiąc  „policyjna  pałka”  mam  na  myśli

policyjną pałkę, nic innego. Już wiem, że z tobą nie można żartować

na  temat  seksu.  No  i  jak  wiele  razy  już  wspomniałem,  z  plaskacza
nie chcę już od ciebie dostać, bo mimo że nie wyglądasz, rękę masz
ciężką jak cholera.

– Cip, cip.
– Toć stoję przy tobie.

– To przestań już zrzędzić jak stara kwoka i kup mi to piwo, które

mi  wciąż  obiecujesz,  a  na  które  czekam  już  od  godziny.  I  Julce  też

kup.

– Kupię wszystkim, a ty mi pomożesz je donieść i obiecasz, że po

drodze wszystkiego nie wypijesz.

– Taka zdolna jeszcze nie jestem.
–  Jak  już  o  twoich  zdolnościach  rozmawiamy,  masz  na  myśli

noszenie czy picie? Bo jakby tak pomyśleć, to może nie powinienem

ryzykować  i  ci  tych  piw  do  ręki  nie  dawać,  bo  z  tobą  to  nigdy  nie
wiadomo, kiedy się wywalisz.

–  Na  pewno  nie  wtedy,  kiedy  niosę  piwo.  Tego  bym  sobie  nigdy

nie wybaczyła.

– Zobaczymy.
– Nie zobaczymy nic, bo je doniosę bez żadnego widowiska! Jak

śmiesz  w  ogóle  myśleć,  że  wylałabym  coś  tak  wartościowego  jak
leszek  z  nalewaka,  i  to  jeszcze  po  trzeźwemu!  Po  pijaku,  dobra,
czasem  się  zdarzy,  ale  po  trzeźwemu???  To  ty  mi  już  w  ogóle  nie

wierzysz i nie ufasz! – zapiała. – Boże, widzisz i nie grzmisz!

–  Oj  dobra,  nie  wrzeszcz  już,  bo  mi  z  tym  twoim  uprzednim

cipaniem,  zrzędzeniem  i  wszystkim  normalnie  kwokę  zaczynasz

przypominać. Wierzę ci, ufam ci, ale modlić się do twojego obrazka

background image

nie  będę.  Bierz  piwo,  zamknij  dzióbek  i  uciekaj  do  Julki,  bo  ona

bezbąbelkowego  też  nie  pije,  a  ja  nie  będę  jeszcze  i  jej  zrzędzenia

potem słuchać, jeden atak kwoki na dzień absolutnie mi starczy. Na
to Ewka rozpostarła szeroko ramiona, przygarbiła się i powiedziała:

„Pok, pok, pok, pok”, z głupim uśmiechem naśladując kwokę, na co

chłopak  z  jeszcze  głupszym  uśmiechem  odpowiedział:  –  Jakem  ja
Kogut  z  rodu  ptaków  domowych,  kukurykuuuuu.  I  ktoś  nas
powinien teraz ogłosić mężem i żoną, he, he.

–  Albo  parą  wariatów  –  wtrącił  Michał,  który  usłyszał  jego

ostatnie  słowa  i  ich  poprzedzające  pianie.  –  Trawy  się  napaliliście,

czy co z wami jest? Wiesz co, nawet nie chcę wiedzieć. Oboje teraz
wyglądacie  jak  para  z  IQ  konika  na  biegunach.  Rozpędźcie  się  już

i wracajcie do Julki i Mal, bo one czekają na piwo. Was dwoje gdzieś
wysłać… Kazał pan, zrobił sam.

– Jak byś słyszał całą naszą rozmowę, panie normalny z wysokim

IQ,  to  byś  pan  nie  mówił,  że  nam  odwala.  Nasza  konwersacja  była
sensowna, normalna i spójna.

–  Jestem  pewien,  że  tak  właśnie  było  w  waszej  małej  krainie

wariatów.  A  teraz  serio  nie  dyskutuj,  słuchaj  starszego  brata
i spadaj już z tym piwem.

– Patrz, jak się rozpędzam – mruknął Kogut pod nosem.
–  Możesz  sobie  zapiać,  jak  ci  to  pomoże.  Ewka,  proszę  cię,

zabierz stąd swojego ptaka i idźcie już.

– Pok, pok, pok, pok – zagdakała Ewka.
– I nie pijcie już może. Albo nie bierzcie tego, po czym wam tak

nieźle odwala. Ja po was jajek zbierać nie będę.

–  Oj,  Michałku,  to  się  dopiero  zaczyna,  bo  my  jeszcze  nic  nie

piliśmy, a palić, nie palimy w ogóle, więc bój się.

– Strach się bać, Ewka, normalnie. Spadajcie już kurczaki, serio

dziewczyny na was czekają.

Jak  tylko  para  wróciła  do  reszty  paczki  i  rozdzieliła  piwa,

background image

z  głośników  zaczęły  płynąć  pierwsze  dźwięki  „Smells  Like  Teen

Spirit”  Nirvany.  Kogut  podskoczył  jak  piesek  na  widok  kości  i  bez

jednego  słowa  pognał  pod  scenę,  niemalże  machając  ogonkiem,
i  wskoczył  między  większą  grupkę  ludzi,  żeby  rzucić  się

w  klasyczne  pogo.  Kogut  ze  swoim  irokezem  na  głowie  skakał  jak

szalony,  przypadkowo  wpadając  na  ludzi  w  kotle.  Druga,  trzecia
piosenka  i  wreszcie  miał  dość.  Wrócił  do  grupki  przyjaciół  i  opadł
ciężko  na  ławce  obok  Ewki.  Był  cały  czerwony,  spocony  i  ciężko

sapał.

– Ewka, gdzie jest moje piwo, pijusie? Nie mów, że mi je zdążyłaś

wypić!

Ewka  zaczęła  się  tłumaczyć,  powoli  odwracając  się  w  stronę

Koguta, że ona to piwo właściwie uratowała od zmarnowania, bo już
się  pomału  wybąbelkowało,  a  nikt  by  bezbąbelkowego  piwa  nie
chciał pić i on właściwie powinien jej podziękować, a nie jeszcze na
nią szczekać jak ostatnia suka. Kończąc swoją wypowiedź, spojrzała
na  Koguta  i  parsknęła  śmiechem.  Chłopak  wyglądał  jak  dziecko
wojny. Irokez, którego tak starannie układał w domu i który jeszcze

przed  paroma  minutami  wyglądał  tak  dumnie,  teraz  cierpiał  na
brak  koordynacji.  Do  tego  cała  jego  twarz  była  niemal  czarna  od
kurzu  i  Ewkę  korciło,  żeby  palcem  napisać  mu  na  czole  „Brudas”,
jak  to  czasami  robią  dzieci  na  brudnych  karoseriach  samochodów.

Oczywiście  Kogut  nie  miał  pojęcia,  czemu  Ewa  tak  szczerzy  do
niego zęby.

–  Co?  Tak  cię  cieszy  ratowanie  piwa?  Nie  do  mnie  z  takimi

tekstami. Ja cię znam. – Chłopak potrząsnął głową, co sprawiło, że
irokez na jego głowie niebezpiecznie zafalował, na co Ewka jeszcze

głośniej i dłużej zarechotała.

–  Teraz,  hi,  hi,  wyglądasz  jak  prawdziwy  kogut.  Grzebień  ci  tak

fajnie przyklapnął na jedną stronę, jak naszemu kogutowi Zenkowi

sprzed lat. I umorusany jesteś jak dziecko po murzynku.

background image

– Ewka, bez rasistowskich tekstów, dobra?

–  Oj,  toć  ja  o  murzynku-cieście  myślałam,  nie  o  Murzynku

Bambo,  co  w  Afryce  mieszka.  Wiesz,  jak  dzieciaki  jedzą  murzynka,
to całe umorusane są wokół ust. Ty wyglądasz podobnie, tylko, że ty

byś  prawdopodobnie  musiał  jeść  tego  murzynka  też  czołem

i polikami, żeby tak skończyć, he, he.

– I to cię tak bawi? Żadnego murzynka nie żarłem, daj mi spokój.
– He, he, napiszę ci na czole „Brudasek”. Czekaj, nachyl się, bo

jakiś wysoki dziś jesteś.

Kogut wstał urażony i zaczął rozwiązywać glany, potem ściągnął

z  siebie  koszulkę,  zaczął  pomału  ściągać  spodnie,  sprawiając,  że
oczy  Ewki  stawały  się  coraz  większe  i  większe  i  wszyscy  z  jego

paczki, jedna głowa po drugiej, zaczęli się odwracać w jego stronę.

–  Brudasek?  –  rzucił  do  Ewki,  stojąc  przed  nią  już  w  samych

bokserkach. – Zaraz się pozbędziesz brudaska.

Ewka siedziała z rozdziawioną buzią i szeroko otwartymi oczami,

z  rumieńcami  i  szokiem  wymalowanym  na  twarzy.  Mimo  wszelkich
prób, nie mogła odwrócić wzroku od jego nagich, szerokich ramion,

niesamowicie  seksownego  i  perfekcyjnego  kaloryferka  na  brzuchu
i silnych, umięśnionych ud.

– Kogut, toć nie musisz od razu iść się topić tylko dlatego, że ci

powiedziałam, że murzynka zżarłeś – niemalże wysapała, nie mogąc

zapanować nad swoim przyspieszonym oddechem. – No i nie leź do
wody, bo nie masz ze sobą żadnych suchych ciuchów na przebranie.

– Nie szkodzi. Żadnych nie zamierzam moczyć. Prawdopodobnie

teraz jest dobry moment dla dam, żeby odwróciły na chwilę wzrok.
–  Z  tym  prostym  stwierdzeniem  faktu,  Kogut  pozbył  się  ostatniej

części garderoby i z okrzykiem „Umyć brudasa” wbiegł do wody. Po
tym  dało  się  usłyszeć  parskanie  i  „Kurwa,  ja  pierdolę,  jebnie  mnie

hipotermia  i  chuj,  koniec  będzie  brudaska”.  Po  tym  orzeczeniu

zanurzył  się  cały  w  wodzie  i  po  paru  sekundach  wynurzył  się,

background image

parskając i piszcząc jak panienka.

–  Już  jestem  dla  ciebie  dość  czysty,  pijusie?  –  krzyknął  do  Ewki

i chlapnął ją wodą.

– Przestań tu chlapać, bo nam ognisko zgaśnie i nie będziesz się

miał  gdzie  wysuszyć!  –  W  odpowiedzi  na  to  chlapnął  Ewkę  prosto

na biust.

– Konkurs mokrych podkoszulków – krzyknął i wyszczerzył zęby

w uśmiechu.

–  Konkurs  gołych  pisiorków  –  odcięła  się  Ewka,  pozbierała

ubrania Koguta i odbiegła parę metrów od ogniska.

–  Ewka,  nie  drażnij  brudaska!  Odłóż  moje  ubrania  pomału  na

ziemię i odsuń się od nich.

– Nieee. – To było jedyne, co Ewka zdążyła powiedzieć, po czym

zaczęła  piszczeć,  bo  Kogut,  szybki  jak  błyskawica,  wybiegł  z  wody
i  zupełnie  goły  i  bez  żadnej  przyzwoitości  zaczął  biec  w  jej
kierunku.  Dziewczyna  była  tak  zaskoczona  jego  bezwstydnością
i  przyciągającą  wzrok,  niesamowitą  budową  ciała,  że  jedyne,  co
mogła  zrobić,  to  stać  na  miejscu  jak  wmurowana,  krzyczeć

wniebogłosy  i  wlepiać  oczy  dokładnie  tam,  gdzie  nie  powinna.
Dopiero  po  paru  sekundach,  kiedy  Kogut  był  już  bardzo  blisko,
oprzytomniała,  zasłoniła  oczy,  żeby  nie  widzieć  jego  klejnotów
i z oczami przesłoniętymi ręką zaczęła uciekać na oślep, śmiejąc się

i  piszcząc.  Jak  można  się  było  domyślać,  nie  udało  się  jej  przebiec
nawet paru metrów. Spodnie Koguta, które wciąż ściskała oburącz,
zaplątały  się  jej  między  nogami  i  dziewczyna  z  wyrazem
niesamowitego  zaskoczenia  na  twarzy  i  piskiem  na  ustach  po  raz
kolejny  tego  wieczoru  wyrżnęła  na  ziemię  jak  długa.  Chłopak

dogonił  ją  w  tej  samej  chwili  i  zdyszany  stanął  nad  nią,  sapiąc
i szczękając z zimna zębami.

–  Kogut!  Zboczona  wredoto,  przestań  sapać  i  się  natychmiast

ubieraj! – krzyknęła Ewka z wciąż zasłoniętymi oczami.

background image

– Bardzo bym chciał się ubrać, bo zimno mi tak, że sutkami bym

szkło  mógł  ciąć,  ale  jakaś  wariatka  tu  biegała  i  ukradła  mi  moje

ubrania. Myślisz, że mogłaby mi je już oddać?

– Ani się rusz! Nie podchodź do mnie z tym czymś na wierzchu!!!

– To mi coś rzuć, niech się wreszcie mogę ubrać. – Ewka rzuciła

pierwszą lepszą rzecz, którą miała w rękach.

– Już się ubrałeś?
– No, w to, co mi rzuciłaś.

–  To  otwieram  oczy.  Kogut,  nie  rozwalaj  mnie!  –  Znowu

wybuchnęła

śmiechem.

Artur

stał

przed

nią

z

rękami

skrzyżowanymi  na  swoich  klejnotach,  a  pod  nimi  wisiała  niebieska
skarpetka.

– Dzięki, że mi rzuciłaś najmniejszą część garderoby.
– Najmniejsza część garderoby na najmniejszą część ciała!
– A chcesz się przekonać, że nie masz racji?
– Kogut, zboku jeden, kurwa, ubieraj się!
– To raczej ty się rozbieraj!
–  Co?  –  Ewka  wybałuszyła  oczy  i  znów  jej  zaparło  dech

w piersiach. Patrzyła na jego szerokie ramiona lśniące od kropelek
wody,  podążając  wzrokiem  w  dół,  do  jego  umięśnionego  brzucha
i  niżej,  gdzie  nigdy  nie  powinna  patrzeć.  Serce  waliło  jej
w piersiach tak mocno, że była pewna, że Kogut to słyszy.

–  Ale  nie  bój  się,  nie  wezmę  cię  tu  siłą  na  oczach  wszystkich

ludzi,  chciałem  ci  tylko  powiedzieć,  że  idziemy  się  kąpać.  Radek
i Mal już siedzą w wodzie.

„Obyło  by  się  bez  użycia  siły”  –  pomyślała  Ewka,  komentując

w  głowie  ostatnią  uwagę  Koguta  o  „wzięciu  jej  siłą”,  a  na  głos

dodała:

–  Mowy  nie  ma,  ja  sobie  tyłka  odmrażać  nie  będę!  Kogut,  co

robisz? Spadaj! Ani się waż! Aaaaaaaaa, ratunku!

Chłopak zeskrobał ją z ziemi i przerzucił przez ramię, podążając

background image

w  kierunku  wody.  Ewka  zaczęła  go  bić  pięściami  po  plecach,  ale

szybko  zrezygnowała,  bo  bała  się,  że  przypadkowo  klepnie  go

w jego zgrabny, goły tyłek, a tego by nie przeżyła.

– Puść mnie! – Żadnej reakcji. – Ty neandertalu! – Nic. – Kogut,

ty fiucie! – Zadziałało. Artur zatrzymał się i zaczął się rechotać.

–  Że  jak,  proszę  pani?  Fiucie?  He,  he,  he!!!  W  życiu  tego  nie

słyszałem  z  twoich  ust!  –  Śmiech  go  totalnie  osłabił,  musiał  usiąść
na ziemi, sadzając Ewkę obok siebie i trzymając ją za rękę, żeby mu

nie  uciekła.  Rechotał  się  jak  dziki.  –  Ty  do  mnie  per  fiucie  się
zwracasz,  w  sytuacji,  gdy  nie  mam  na  sobie  nic  oprócz  jednej

skarpetki na trzeciej nodze? No ale o czym to myślimy, panno Ewo?

– Zamknij się i mnie nie rozśmieszaj, Kogut, bo już i tak prawie

się  posikałam.  I  nie  ciągnij  mnie  do  wody,  bo  cię  zabiję.  Ja  się  za
chuja nie będę nago kąpać!

– A za fiuta?
– He, he, he, tylko takiego z czerwoną kokardką.
– A z niebieską skarpetką nie?
– Ani ze złotą skarpetką! Kokardka ma być i koniec. Już, proszę

cię, przestań gadać i spadaj się kąpać albo ubierać, bo ludzie już się
na  nas  naprawdę  gapią  wzrokiem  pod  tytułem  „Ci  to  są  naprawdę
rąbnięci” i „Chyba zawołamy policję”.

–  No  dobra,  to  ja  się  idę  ubierać.  Trzęsie  mną  jak  alkoholikiem

na delirce.

– À propos, ja nie mam już piwa. Ubieraj się i idź po leszka.
– A nie mogę się tak przejść, jak mnie pan Bóg stworzył?
–  Ale  jak  najbardziej!  Proszę  bardzo,  jak  chcesz,  żeby  cię  moi

koledzy do kicia zamknęli? Albo właśnie nie, bo byś się wywinął od

kupowania mi piwa. Także spadaj się ubierać. Zanim się ubierzesz,
unikaj policji, a potem leć po moje piwo.

– Jasne, tak jest, już uciekam, więcej niż trzy razy powtarzać mi

nie  trzeba.  Współpraca  z  kolegami  z  policji  jest  baaardzo  ważna.

background image

Nie chcę, żebyś na mnie z jakąś pożyczoną pałą wyskoczyła.

– Kto na kogo dziś z pałą wyskoczył??? – wypaliła Ewka i od razu

pożałowała i poczuła, że się czerwieni.

– Ja myślę, że po pierwsze, to, z czym dziś wyskoczyłem, nie było

pożyczone,  tylko  domowej  i  własnej  hodowli,  a  po  drugie,  to  nie

nazywałaś to jakoś trochę inaczej.

–  Mogłabym  zaproponować  jeszcze  parę  nazw,  ale  jako  dama

raczej  poprzestanę  na  tej  jednej  nazwie,  której  już  nie  będę

wspominać. I jak na razie nie sprawiłeś, że wierzę w magię.

Co???

Magiczne

pałki?

Nie

miałem

nawet

szansy

zaprezentować magii swojej różdżki!

– Kogut, buzia w dziób!!! Mi chodzi o magiczny kubeczek, co się

sam napełnia!!! Faceci to by tylko o pałach truli!

–  Ja  wolę  określenie  „różdżka”.  I  tak  będę  to  chyba  od  dziś

nazywał. Magiczna różdżka.

– Magiczna-dupiczna.
– Dupiczna raczej nie, preferuję coś innego. Cip, cip.
– Spadaaaaaaaaj po piwo!!!!!! Cip, cip. Ja na ciebie tu poczekam.

I  się  w  końcu  ubierz,  bo  mam  dość  widoku  tej  twojej  niebieskiej
skarpetki.

– Mogę ją zdjąć, jak ci przeszkadza jej widok, nie ma sprawy.
–  Ani  się  waż!!!  Przynajmniej  nie  jak  ja  na  ciebie  patrzę.  Będę

mieć dziś koszmary.

– Na pewno koszmary?
–  Spaaaaaadaj!  –  Ewka  poczerwieniała  i  pod  nosem  zamruczała

sama  do  siebie:  –  Koszmary  jak  jasna  cholera.  Pewnie  w  ogóle  nie
będę spać. Cholerne męskie kaloryferki.

Kogut  poleciał  pędem  po  ciuchy  i  w  ciągu  paru  minut  już  był

z powrotem.

–  Leziemy  po  leszka.  I  pamiętaj,  że  przysięgałaś  uroczyście,  że

mogę ci ufać i wierzyć, że nic nie wylejesz.

background image

– Babcia by mnie zabiła, gdyby wiedziała!

– Że piwo wylałaś?

–  Że  przez  takie  durnoty  przysięgam.  Zlałaby  mnie  na  kwaśne

jabłko i w piecu upiekła.

– To twoja babcia to Baba Jaga czy Hitler?

–  Moja  babcia  to  najsłodsza  i  najlepiej  wychowana  terrorystka

psychiczna.  Swoją  słodyczą  i  ciasteczkami  wszystko  może
wytargować,  i  wszystko  jej  obiecasz,  i  wszystko  dla  niej  zrobisz,

nawet  jak  z  całego  serducha  tego  nie  chcesz.  Jabłka  w  piekarniku
piecze, a jak już wspomniałam o zbitym jabłku, to mi od razu te jej

pieczone jabłka i piekarnik do głowy wlazły. A za te jabłka to też dla
niej  wszystko  zrobisz,  nie  musi  tylko  ciasteczkami  domowej  roboty

przekupywać.

– No prawda. I za te jej ręcznie robione na drutach, najcieplejsze

skarpety  na  świecie  to  też  bym  wszystko  dla  niej  zrobił  i  nawet
z  terroryzmem  psychicznym  by  na  mnie  wyskakiwać  nie  musiała…
To my już na piwo czy przez piwo raczej nic nie przysięgajmy, niech
nas staruszka nasza w piecu piec nie musi.

–  Za  zwykłe  picie  piwa  też  by  nas  upiekła.  Babcia  mi  wciąż

pieniądze na lody daje, jakbym ja siedmiolatką niewinną była… a ja,
jak ta wyrodna wnuczka, piwo za to żłopię!

–  Ty  wyrodna  wnuczko,  dziś  pijesz  za  moje  pieniądze,  nie  za

babcine.  A  ja  cię  za  to  w  piecu  piec  nie  będę,  nie  musisz  się
martwić.

– Oj, ja się dziś absolutnie o nic nie muszę martwić! Bo dziś mam

magiczny kubeczek, co mi się sam napełnia. I ognisko, przy którym
za chwileczkę będziemy kiełbaski opiekać i super przyjaciół, którzy

czasami są tak samo durni jak ja, i świetną muzykę. Czego jeszcze
bym mogła chcieć od życia?

–  Dobrego  seksu  na  zakończenie  tego  cudownego  dnia.  –  Kogut

wyszczerzył  zęby.  –  I  ja  ci  to  mogę  zagwarantować,  jeśli  tylko

background image

będziesz  chciała.  –  Spojrzał  na  nią  ze  swoim  rozbrajającym

uśmiechem  na  ustach  i  z  takim  żarem  w  oczach,  że  Ewkę

zamurowało, zrobiło się jej gorąco i poczuła się tak, jakby żar jego
oczu  powędrował  prosto  do  najniższej  części  jej  brzucha  i  jeszcze

niżej,  powodując  tam  mały,  rozkoszny  skurcz.  Po  paru  sekundach

otrząsnęła  się  z  tego  obezwładniającego,  słodkiego  uczucia,
oderwała  od  niego  wzrok,  wyzywając  się  w  myślach  od  idiotek
i robiąc sobie wytyki, że Kogut znów robi sobie głupie żarty, a ona

reaguje jak napalona nastolatka.

–  Wal  się,  Kogut  –  zmusiła  swój  mózg  do  elokwentnej

i wyszukanej odpowiedzi.

– Wolałbym ciebie – jego odpowiedź była natychmiastowa.

Ewka otworzyła szeroko oczy i zrobiła urażoną minę.
– Spadaj z tymi swoimi blond dziuniami, co się tak ślinią na twój

widok,  może  na  nie  zadziałają  twoje  głupie  teksty,  na  mnie  to  nie
działa.  –  „Dzięki  Bogu,  że  ludzie  umieją  kłamać”  –  pomyślała.  –
I kończę ten temat, bo wiem, że sobie głupie żarty robisz. Nie będę
się nawet obrażać, tylko ci powiem, że cymbał jesteś i więcej tak do

mnie  nie  mów,  jeśli  jeszcze  kiedykolwiek  będziesz  chciał  mieć  na
czym  tę  swoją  niebieską  skarpetkę  zawiesić.  Teraz  przeproś,
powiedz, że żartowałeś i chodźmy się porządnie upić.

– Przepraszam. Nie żartowałem, użyłem tylko złego słownictwa.

Chodźmy się upić.

Ewka na to poczerwieniała i znów poczuła, że robi się jej gorąco,

ale  nie  chcąc  się  pogrążać  głębiej  w  tej  dziwnej  rozmowie,
przytaknęła  tylko,  i  zaczęła  ciągnąć  przyjaciela  za  rękaw  w  stronę
stoiska z piwem. Kiedy mijali wysoki ceglany murek dzielący stoiska

z  jedzeniem  od  pola  namiotowego,  Kogut  złapał  ją  za  ramiona,
przyparł  do  ściany  i  pocałował  tak  mocno  i  tak  namiętnie,  że  pod

Ewką  ugięły  się  kolana  i  jęknęła  wprost  w  jego  usta,  zaskoczona

siłą swojej reakcji na jego ciało. Jego język umiejętne penetrował jej

background image

usta,  wzbudzając  w  dziewczynie  fale  rozkoszy.  Kiedy  przywarł  do

niej całym ciałem i poczuła jego udo miedzy swoimi, jęknęła znowu

głośno  i  przeciągle,  a  jej  biodra  automatycznie  przylgnęły  do  jego.
Kiedy  Artur  ją  puścił,  nogi  jej  drżały  i  bała  się,  że  upadnie.  Nie

wiedziała, czy ma go teraz zdzielić w twarz, czy przylgnąć do niego

całym  ciałem  i  pozwolić  mu  zrobić  z  nią,  cokolwiek  będzie  chciał.
Czuła  przypływ  gorąca  do  miejsc,  o  których  nie  chciała  myśleć,  jej
serce  waliło  tak  mocno,  że  była  pewna,  że  Kogut  słyszy  jego

dudnienie,  a  policzki  ją  wręcz  paliły.  Gdy  próbowała  wymyśleć,  jak
ma zareagować, Kogut uśmiechnął się do niej, puścił oczko i rzucił:

– Cena za magiczny kubeczek.
Ewka  nie  mogła  się  skupić,  nie  potrafiła  też  zapanować  nad

swoim

płytkim,

szybkim

oddechem.

Kiedy

wreszcie

mu

odpowiedziała, jej głos był zadyszany i zachrypnięty:

–  To,  że  mi  dziś  kupujesz  piwo,  jest  wynikiem  twojej  głupiej

paplaniny i twoich komentarzy, za które musiałeś przeprosić, ja nie
muszę za nic płacić! A już na pewno nie w taki sposób!

– Mogę więc przeprosić i za to, co teraz zrobiłem, ale nie mogę

powiedzieć,  żebym  tego  żałował.  Chodźmy  po  to  piwo.  –  Chłopak
uśmiechnął  się,  jakby  się  nic  nie  stało,  obrócił  się  na  pięcie
i pomaszerował do stoiska z piwem. – Idziesz? – krzyknął, nawet się
nie odwracając.

–  Chcę  iść  –  bąknęła  do  siebie  Ewka.  –  Gdyby  tylko  nogi  mi  się

tak nie trzęsły. Co to, kurwa, miało być?

„Co  to,  kurwa,  miało  być?”  –  Kogut  walnął  się  w  czoło  po  tym,

jak  już  odniósł  piwo  paczce.  Musiał  im  powiedzieć,  że  idzie  po  coś
do samochodu, bo potrzebował przewietrzyć sobie głowę. Nie mógł

uwierzyć,  że  ot  tak  pocałował  Ewkę.  Krew  wciąż  buzowała  w  nim
niemiłosiernie  od  tego  pocałunku.  Wciąż  słyszał  zdziwione

i zadowolone jęknięcie Ewki, kiedy przyparł ją do muru. Wciąż czuł

ciepło jej ciała i wilgoć jej ust. Musiał użyć całej siły woli, żeby się

background image

od  niej  oderwać.  I  to  jej  zamglone  spojrzenie,  przepełnione

zaskoczeniem  i  pożądaniem,  kiedy  się  od  niej  odsunął,  jej  wciąż

rozchylone zapraszająco wargi… Mógł tylko dziękować Bogu za to,
że miał na tyle rozumu, żeby ją puścić po jednym pocałunku. Gdyby

mógł,  przyparłby  ją  do  muru  jeszcze  silniej,  żeby  czuć  każdy

centymetr  jej  ciała  tuż  przy  swoim,  słyszeć  jej  jęki  i  smakować  jej
wilgotnych, gorących ust… Zamiast tego będzie teraz musiał wrócić
do  przyjaciół  i  zachowywać  się  tak,  jakby  nic  się  nie  stało.  Będzie

musiał  być  tak  blisko  Ewki  i  oprzeć  się  pokusie  dotykania  jej
i całowania.

– Osz kurwa, ciężkie jest życie faceta – przeklął na głos, po czym

spakował kiełbasę ogniskową z auta i ruszył z powrotem do paczki,

rozmyślając  o  tym,  co  ma  teraz  zrobić  i  powtarzając  sobie  w  koło,
że musi trzymać ręce z daleka od Ewki. – No, opijce moje, czas na
kiełbaskę  –  rzucił  i  pożałował,  że  mówiąc  to,  spojrzał  akurat  na
Ewkę,  która  szybko  odwróciła  wzrok  i  cała  się  zarumieniła.  „Teraz
pewnie  pomyśli,  że  znowu  miałem  na  myśli  coś  dwuznacznego”  –
przeklinał  się  w  duchu,  a  na  głos  dodał:  –  Kijki  mamy  schowane

w trawie. Michał, skoczysz po nie? Ja przygotuję chleb i musztardę.

Wszyscy,  z  wyjątkiem  Ewki,  rzucili  się  na  kiełbasę  ze  smakiem.

Kogut  wziął  byka  za  rogi  i  usiadł  obok  niej,  wręczył  jej  kijek
i kiełbasę i uśmiechnął się do niej niewinnie.

– Jeść też trzeba, pijusie, nie tylko pić. Smacznego. – Nawet nie

wiedział,  że  w  napięciu  wstrzymywał  oddech,  dopóki  Ewka  nie
odwzajemniła  uśmiechu  i  podziękowała.  Tym  razem  uszło  mu  na
sucho,  musi  być  pewny,  że  następnego  razu  nie  będzie.  Nie  mógł
sobie  pozwolić  na  spontaniczne  przypieranie  jej  do  muru

i całowanie jej, jakby się miał skończyć świat. Nieważne, jak bardzo
jej  pragnął,  najpierw  musiał  przemyśleć  to  wszystko,  a  dopiero

potem  działać.  A  działać  chciał  jak  diabli…  Zdawał  sobie  jednak

sprawę  z  tego,  że  Ewka  to  nie  pierwsza  lepsza  panienka  i  musi  ją

background image

traktować  inaczej  niż  wszystkie  łatwe  lalunie,  które  rzucały  się  na

niego, pozwalając na wszystko. Ewka zasługiwała na coś więcej niż

przelotny  związek,  a  on  czuł,  że  wreszcie  pomału  zaczyna  do  tego
dojrzewać.

Przyjaciele  bawili  się  świetnie  do  białego  rana.  Koncert  Iry  był

świetny i całej paczce udało się porobić mnóstwo zdjęć z członkami
kapeli  i  Ewka  dostała  od  wszystkich  autografy,  które  tak  bardzo
chciała. Jej magiczny kubeczek napełnił się tyle razy, że kompletnie

ją „zmęczył” i musiała „odpocząć”. Spała na trawie i nie chciała się
dać  obudzić.  Julka  musiała  opryskać  jej  twarz  zimną  wodą  i  kiedy

Ewka  się  obudziła,  było  jasne,  że  na  własnych  nogach  ciężko  jej
będzie  dojść  do  domu,  do  którego  były  prawie  trzy  kilometry.

Niestety  wszyscy  z  paczki  pili,  więc  nie  było  mowy,  żeby  ktoś
prowadził  auto.  Chcąc,  nie  chcąc,  Ewka  musiała  iść  pieszo.  Droga
wydawała  się  nieskończona,  ale  paczka  uprzyjemniła  ją  sobie
małym skrótem prowadzącym przez pole słonecznikowe.

Szli  tak  wąską  dróżką  pośrodku  pola,  ze  wszystkich  stron

otoczoną przepięknymi słonecznikami i mimo zmęczenia wszystkim

zrobiło  się  pięknie  w  sercach  i  duszach.  Nawet  Ewka,  która  nie
miała  siły  ani  chęci  wlec  się  do  domu  ze  strasznym  kacem,  na
chwilę  się  ożywiła  i  zmobilizowała  do  żwawego  stawiania  nogi  za
nogą, a w jej głowie wykiełkowała przyjemna myśl o łóżku i ciepłej

herbacie czekającej w domu Julki.

–  Już  w  życiu  nie  chcę  pić  piwa!  –  skarżyła  się,  wlekąc  się  na

samym końcu. – W życiu! O matko, głowa mi pęknie. Julka, pomocy.
No przysięgam, ostatni raz w życiu tyle wypiłam!

–  Następnym  razem  mogłabyś  dotrzymać  słowa  i  serio  nie  pić

tyle!  Ty  się  nigdy  nie  nauczysz!  Zawsze  to  samo  z  tobą,  pijesz  jak
wielbłąd, a potem, jak masz kaca, przysięgasz, że już nigdy. No i nie

pijesz. Aż do następnego razu. Po czym znowu biadolisz, narzekasz

i  przysięgasz.  To  się  nazywa,  Ewka,  masochizm.  Teraz  pewnie

background image

będzie tak samo. Pójdziemy do domu, pobiadolisz, zaśniesz i jak się

obudzisz po południu, to znowu będziesz przysięgać, że ostatni raz,

a w piątek będziemy cię wlec do domu naprutą jak rakieta.

– Pierd palowy, nie będę napita jak rakieta. Już nigdy, przenigdy

w życiu, przysięgam. A co w tym właśnie złego, że się dziś upiłam,

poza  dzisiejszym  i  prawdopodobnie  jutrzejszym,  czyli  dla
podsumowania  –  dwudniowym,  kurwa,  kacu?  Nic  innego  złego
z  tego  nie  wyniknie.  I  babciu  moja  kochana,  jak  będziesz  chciała

kogoś zbić na kwaśne jabłko i upiec, to nie mnie. Nie moja wina, że
mi Kogut wciąż piwo nosił.

–  Dostała,  co  chciała  –  odpowiedział  Kogut.  –  Ja  zawsze

dotrzymuję  obietnicy.  A  twoja  babcia  o  niczym  nie  wie,  już  się

uspokój,  nikt  cię  na  kwaśne  jabłko  z  cynamonem  piec  ani  bić  nie
będzie.

–  Matko,  Kogut,  już  nie  bądź  taki  honorowy  z  tym  obiecanym

piwem. Dobra, moja wina, że się upiłam. Teraz będę za to cierpieć
w nieskończoność. Ale od babci pieniędzy na lody nie przepiłam, to
by było świętokradztwo i do piekła bym za to poszła. A tam bym się

piekła  i  piekła  do  nieskończoności,  czyli  za  długo,  bo  jabłka  się
pieką  tylko  godzinkę.  A  tak  w  ogóle,  to  matko,  już  w  życiu  nawet
czuć piwa nie chcę! Fuj, fuj, fuj! Na samą myśl mi jest niedobrze. To
był ostatni raz! W życiu już nic nie piję.

–  Twoje  „nigdy  w  życiu”  znaczy  „do  następnego  tygodnia”,  jak

cię znam – skwitowała Julka.

– Nigdy! Przynajmniej nie aż tyle.
– No widzisz, już zaczynasz mięknąć. Przed chwilą było „nigdy”,

teraz  jest  „nie  aż  tyle”,  jutro  będzie  „jedno  malutkie  piwko”,

a w piątek już będzie „a co mi tam, jak młodo żyć, to pić”.

– No tak, ale tylko troszkę. Naprawdę.

– Wygląda na to, Ewa, że nie tylko ty masz dziś z tym problem –

odezwał się Radek. – Mal dziś puściły wszystkie tamy i piła whisky.

background image

I spójrz na nią, nawet nie kontaktuje.

–  Konta…  kontaktuję  –  odpowiedziała  Mal.  –  Tylko  moje  nogi

z mózgiem nie kontaktują, panie mądraliński. Ale ci udowodnię, że
mogę  i  tak  chodzić  sama,  nawet  bez  twojego  trzymania  mnie  za

rękę.  O,  widzisz?  –  zapiała,  z  dumą  puszczając  jego  rękę

i  wdrapując  się  na  małe  schodki,  które  potem  prowadziły  w  dół
niewysokiej skarpy.

– Widzę, kochanie, i jestem z ciebie dumny, ale już mi podaj rękę,

bo się boję, że z tych schodów spadniesz i sobie guza na tej swojej
upitej główce nabijesz.

– Ty mnie tak nie traktuj jak małe dziecko! No! Z niczego nigdzie

nie  spadnę.  Mogę  sobie  nawet  pogiebać,  to  znaczy  pobiegać,  o,

zobacz  –  wypowiadając  te  słowa  Mal  wzięła  rozbieg  do  szczytu
schodów  i,  mimo  sprzeciwu  Radka,  puściła  się  schodami  w  dół.
Kilka  stopni  pokonała  w  miarę  normalnie,  ale  im  niżej  była,  tym
bardziej  się  rozpędzała.  W  końcu  nie  dała  już  rady  przebierać
nogami  z  pożądaną  szybkością,  straciła  równowagę  i  poleciała
głową  do  przodu,  w  kupę  świeżo  skoszonej  trawy  i  chwastów  na

końcu  schodów,  które  pochłonęły  ją  jak  mętna,  zielona  woda.
Wszystko stało się w okamgnieniu i Radek z resztą przyjaciół wciąż
jeszcze stali na szczycie schodów, patrząc ze strachem w oczach na
jej  upadek.  Julka  nawet  nie  chciała  myśleć,  co  mogło  się  jej  stać.

Radek  zbiegł  błyskawicznie  na  dół  i  wyciągnął  Malwinę  z  kupy
zarośli.

–  Mój  bohater  –  rozchichotała  się  Mal.  –  Ale  wiesz,  tu  by  mi  się

nawet  całkiem  dobrze  spało.  Możecie  mnie  tu  dziś  zostawić
i przyjść mnie pozbierać jutro.

–  Nic  jej  nie  jest  –  krzyknął  chłopak,  uspokajając  resztę

przyjaciół, która ze strachem spoglądała na nich w dół.

– Szczęście pijaka ją chyba trzyma, bo pijanym ludziom nigdy nic

złego się nie dzieje – rzuciła z góry Ewka. – Nawet jak z roweru pod

background image

samochód  wpadną,  jak  pan  Władek  z  YouTube  albo  mój  wujek-

wytrzeszcz,  co  sobie  tyłek  w  zimę  odmroził  i  miał  szczęście,  że

w ogóle przeżył.

– Co tu tak, kurde, nieładnie śmierdzi, Radek? – Mal pociągnęła

nosem. – Chyba mi się nie spierdziałeś ze strachu, co?

–  Noż  kurde,  Malwina,  ty  to  taka  romantyczna  jesteś!  Ale…

czekaj, serio coś tu śmierdzi. Wstawaj, idziemy stąd. Bóg wie, co tu
jest  w  tej  kupie  trawy,  ciemno  tu  jak  cholera,  absolutnie  nic  nie

widać.

–  Och,  Radek,  nie  biadol.  Wiesz,  jakie  to  było  fajne?  Nabrałam

takiej prędkości, że prawie leciałam!

–  Żadne  prawie,  ty  mój  oszołomie,  ty  naprawdę  leciałaś.

Przeleciałaś jakieś pół metra głową w dół!

–  Mal,  ale  się  strachu  najedliśmy,  wariatko!  –  krzyknęła  Julka

stojąca  już  przy  parze  przyjaciół.  –  Mogłaś  sobie  coś  złamać  albo
głowę  rozbić!  –  Julka  usłyszała,  że  za  jej  plecami  Kogut  niemal
krztusi się ze śmiechu i na niego też się wydarła: – Ciebie to bawi,
Kogut?! Ja wiem, że czasem cię złapie głupawka i się śmiejesz, jak

nie  ma  z  czego,  ale  jej  upadek  śmiesznie  nie  wyglądał,  tylko
groźnie!  Mógłbyś  czasami  i  po  ludzku  zareagować  i  nie  robić
z siebie wielkiego twardziela.

Kogut próbując zapanować nad śmiechem, wykrztusił:

– Ja niczego z siebie nie robię, he, he. Jasne, że się wystraszyłem,

ale,  he,  he,  widzisz,  że  nic  się  jej  nie  stało.  Prawie  nic…  Coś  ma
z  czołem,  he,  he,  he.  –  Teraz  i  Radek  zaczął  się  śmiać,  patrząc  na
czoło Malwiny. Julka i Ewka podążyły za ich wzrokiem.

– Sorry, ale ja nic nie widzę – stwierdziła Julka.

– Za ciemno – dodała Ewka.
–  Widzieć  nie  musicie,  wystarczy  czuć,  bo  czuć  to  porządnie!  –

roześmiał się znowu Kogut.

– Co jest? Dlaczego się ze mnie śmiejecie?

background image

– O matko! – krzyknęła Ewka. – Już wiem, co to jest!

–  Co???  Jasna  dupa,  co  mi  się  stało?  –  Mal  otrzeźwiała

i spoważniała.

– Hmmm, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć – zaczęła Ewka.

– Normalnie, prosto z mostu, jak człowiekowi i już, teraz, szybko,

bo nie wiem, o co chodzi i bać się zaczynam, bo ludzie jak sobie coś
poważnego zrobią i są w szoku, to nawet tego nie czują.

–  No,  Mal,  ty  nic  poważnego  sobie  nie  zrobiłaś  i  w  szoku  chyba

nie  jesteś,  a  poczuć,  poczujesz  wszystko  na  pewno,  bo…  upadłaś
głową w psią kupę i masz ją rozsmarowaną na całym czole!

–  Nie!!!  –  krzyknęła  Malwina  i  zaczęła  wycierać  się  rękawem,

podczas  gdy  reszta  grupy  próbowała  zapanować  nad  salwami

śmiechu.  –  O  matko,  ja  się  porzygam!  Kurwa  jasna,  o  matko,  fuj!
Mam psią kupę na czole!!! Psią sraczkę! O matko, mam nadzieję, że
chociaż psią, bo jak to jest ludzka, to do końca życia będę miała do
samej  siebie  obrzydzenie!  Oj,  kurwa!  Zróbcie  coś!!!  Radek,  kurwa
jasna, zrób coś! – Radek zdjął swoją koszulkę, namoczył ją w wodzie
mineralnej z butelki, którą podał mu Kogut, i wytarł jej czoło. Julka

wyciągnęła z torebki chusteczki do demakijażu i podała je kumpeli,
a  Ewka  wyciągnęła  z  kieszeni  tubkę  z  żelem  dezynfekującym  do
rąk.  –  Ewka,  nie  masz  tego  więcej?  –  spytała  z  nadzieją  w  głosie
Malwina.

–  Nie  martw  się,  możesz  zużyć  całą  tubę.  Ty  jesteś  w  większej

potrzebie niż ja – odpowiedziała Ewka, próbując się nie roześmiać.

–  Ale  mi  to  nie  wystarczy!  Ja  potrzebuje  jakieś  sześćdziesiąt

litrów takiego żelu, żebym się mogła w nim wykąpać!!! W życiu już
się  tak  nie  upiję,  o  matko,  będę  miała  z  tego  traumę  życiową!  –

Wszyscy znowu się roześmiali.

–  No  chodź,  mój  śmierdziuszku,  zabierzemy  cię  do  domu

i porządnie wykąpiemy – uspokajał Radek.

– To był pierwszy i ostatni raz! W życiu mnie nikt tak nie nazwie,

background image

bo  znajdę  psią  srakę  i  pierwszej  osobie,  która  to  powtórzy,

rozsmaruję  na  głowie!  –  Usta  i  broda  Mal  zaczęły  drżeć  i  Radek

w oczekiwaniu na jej łzy przytulił ją mocno i zaczął przepraszać, ale
już  po  momencie  zdał  sobie  sprawę,  że  jej  usta  drżą  dlatego,  że

próbuje zapanować nad śmiechem.

–  Łahahahahaha,  hahaha  –  wybuchnęła  Mal  –  o  hahahaha!!!

Kupa  na  głowie,  tego  jeszcze  nie  było!!!  Ale  i  tak  zabraniam
komukolwiek  o  tym  mówić!  Bo  zabiję!  Ha,  ha,  ha!  Mówię  serio,

kurwa!!!

Tego  wieczora,  po  powrocie  do  domu  Kogut  opowiedział

Michałowi,  co  się  wydarzyło  między  nim  a  Ewką  i  stwierdził,  że
musi się jeszcze napić, bo robak jeszcze pływa. Michał po bratersku

przyniósł z lodówki butelkę żubrówki i dwie szklanki, co skwitował
słowami:  „Ja  pierdolę,  w  tym  domu  kieliszków  do  wódki  nigdy  nie
można znaleźć, jak są człowiekowi potrzebne”. Chłopacy wypili pół
butelki  i  po  paru  bełkotach  Kogut  stwierdził,  że  zapił  robaka  i  już
nie  pływa  i  mu  dał  spokój,  więc  mogą  iść  spać.  Rozeszli  się  do
swoich pokoi. Kogut nawet nie zdążył się położyć do łóżka i zasnął

na  podłodze,  ściągnąwszy  tylko  skarpetki,  a  Michał  walnął  się  do
łóżka w ubraniach i glanach. Nie było nawet mowy, żeby próbował
zrobić  coś  tak  skomplikowanego  jak  rozsznurowywanie  wysokich
butów. Nawet za snickersa.

Michał  otworzył  oczy  i  poczuł,  że  lada  chwila  zwymiotuje.

Jeszcze  nigdy  nie  czuł  się  tak  okropnie.  Przez  chwilę  zastanawiał
się,  czy  zdąży  dobiec  do  toalety,  gdy  usłyszał,  że  drzwi  pokoju
Koguta otwierają się pomału z okropnym zgrzytem. Z myślą, że brat
zajmie  mu  łazienkę,  do  której  on  tak  bardzo  teraz  potrzebuje  się

dostać,  wyskoczył  z  łóżka,  jak  najszybciej  mógł,  nie  zwracając
uwagi  na  to,  że  właściwie  nie  biegnie,  tak  jakby  tego  oczekiwał

i chciał, tylko się zatacza. Zdeterminowany jednak „gnał” naprzód,

odbijając się od jednej ściany do drugiej, podskakując do góry, żeby

background image

„przeskoczyć” krawędź dywanu i się nie potknąć. Kogut go dogonił

na półmetku i teraz „biegli” łeb w łeb, zataczając się, odpychając od

siebie  i  ledwo  utrzymując  równowagę.  Morderczy  wyścig  pod
tytułem  „Kto  pierwszy  do  klozetu”  trwał.  Chłopacy  byli  ledwo

przytomni,  ale  w  pełni  świadomi  faktu,  że  ten,  kto  dobiegnie  do

klozetu  pierwszy,  zatrzaśnie  drugiemu  drzwi  przed  nosem.  Stawka
była  wysoka  –  paw  na  podłodze  przed  łazienką,  którego  potem
trzeba  będzie  posprzątać,  inaczej  mama  zabije,  bądź  paw  w  kiblu,

którego łatwo da się spłukać. Kogut się zdeterminował, bo sprzątać
pawia  nie  chciał  i  zaczął  przez  chwilę  prowadzić.  Jego  krok  był

niepewny,  ruchy  chaotyczne  i  nieskoordynowane,  twarz  niemal
zielona,  a  na  czole  krople  potu.  Podbiegł  do  drzwi  łazienki  jako

pierwszy  i  w  uniesieniu  i  poczuciu  triumfu,  złapał  za  klamkę
i  pchnął  drzwi  z  całej  siły,  po  czym  odbił  się  od  nich  jak  piłeczka
i  wylądował  na  podłodze.  W  obłędzie  wyścigu,  nietrzeźwości
i niekoordynowaniu myśli z ciałem zapomniał o fakcie, że drzwi od
łazienki  nie  otwierały  się  do  wewnątrz,  ale  na  zewnątrz,  więc  siła,
z  jaką  na  nie  naparł,  odrzuciła  go  na  podłogę.  Nie  miał  już  nawet

siły,  by  się  podnieść  i  zwymiotował  na  posadzkę.  Michał  stał  nad
nim i choć w sercu wola, żeby przesunąć brata od drzwi i wbiec do
łazienki,  była  silna,  samą  siłą  woli  zrobić  tego  nie  mógł  i  podzielił
los brata.

– Kogut, menelu, zabiję cię! Zarzygaliśmy cała podłogę. Nie śpij,

pijaku, trzeba to posprzątać. Kogut, chuju, mama nas zabije, jak to
zobaczy.  Wstawaj,  do  kurwy  nędzy!!!  –  Jedyną  odpowiedzią,  jaką
otrzymał  Michał,  było  tylko  głośne  beknięcie  brata.  –  Artur,  ty
świnio,  może  i  jesteś  młodszy,  ale  to  nie  znaczy,  że  ja  będę  sam

sprzątał  ten  bajzel!  Gdyby  nie  ty,  zdążyłbym  na  czas  do  kibla.
Wstawaj  do  jasnej  cholery,  bo  ci  tyłek  skopię!!!  –  Kogut  otworzył

oczy  i  spojrzał  nieprzytomnie  na  brata  z  uniesionymi  do  brody

pięściami.

background image

–  Ja  ci  skopię  tyłek,  Michale  ty!  I  widzisz,  ja  cię  od  chujów  nie

wyzywam, nawet jak tę podłogę zarzygałeś. Matko, jak tu śmierdzi!

–  Po  tej  przemowie  zamknął  oczy  i  znowu  odpłynął.  Chcąc  nie
chcąc,  Michał  musiał  przyznać,  że  wczoraj  wypił  mniej  niż  Kogut

i  prawdopodobnie  czuł  się  od  niego  przynajmniej  dziesięć  razy

lepiej.  Jak  najlepszy  brat  na  świecie,  poszedł  do  kuchni,  wziął
szmatę  i  z  ogromnym  obrzydzeniem  umył  podłogę,  powstrzymując
nowe  fale  mdłości.  Mimo  że  bardzo  chciał,  nie  miał  siły  przenieść,

przeciągnąć  ani  przeturlać  Koguta  do  jego  pokoju,  ba,  nie  miał
nawet  siły  wrócić  do  swojego.  Czując,  że  świat  wiruje  mu  coraz

szybciej  przed  oczami,  usiadł  na  chwilę  obok  brata.  Gdy  chwila
minęła, obaj chrapali już na podłodze pod drzwiami łazienki, gdzie

po jakimś czasie znalazła ich pani Orzelska.

Ani  krzykiem,  ani  plaskaczem  w  twarz  nie  dało  się  ich  obudzić,

a  że  potrzebowała  iść  do  łazienki,  jedynym  wyjściem  było  zawołać
męża  i  przenieść  tych  dwóch  dryblasów  do  ich  łóżek.  Po  tych
porannych  ćwiczeniach  pani  Orzelska  stwierdziła,  że  nie  może
chłopaków zostawić w łóżkach w ubraniach w takim stanie, w jakim

są, to znaczy: upapranych w błocie, trawie, i Bóg wie, czym jeszcze
(wolała  o  tym  wnikliwiej  nie  myśleć),  ale  jak  rozebrać  dwóch
pijanych  dryblasów,  którzy  przerastali  nawet  jej  męża?  Jedynym
sposobem  było  więcej  porannych  ćwiczeń,  podnoszenie  ręki,

grzbietu,  tyłka,  nogi,  żeby  wyciągnąć  chłopaków  głowa  po  głowie,
noga po nodze, zad po zadzie z ciuchów. Z Michałem poszło całkiem
łatwo  i  nawet  podczas  całego  procesu  rozbierania  przebudził  się
nieco  i  współpracował,  przy  okazji  zbierając  piekielny  opieprz  od
mamy,  ale  z  Kogutem  był  mały  problem.  Mimo  że  był  niemal

nieprzytomny i ani razu nie otworzył oczu, z zaciekłością się bronił,
kiedy  rodzice  próbowali  mu  ściągnąć  z  zadu  spodnie,  a  że  ich  syn

był  już,  choć  bardzo  młodym,  to  jednak  dorosłym  mężczyzną,  nie

dawali  mu  rady.  Pani  Orzelska  jednak  uparła  się,  że  chce  czy  nie,

background image

ufajdane  spodnie  mu  z  tyłka  zedrze  i  nie  pozwoli  mu  w  nich  spać

w czystej pościeli. I wtedy się jej przypomniało, że syn ma straszne,

obezwładniające łaskotki i to im na końcu pomogło w zwycięstwie.
Jednak w jej głowie zrodziło się pytanie, dlaczego, do jasnej cholery,

Artur tak strasznie boi się zdjąć spodnie? Obiecała sobie, że się go

o  to  spyta,  jak  tylko  chłopak  się  obudzi.  Gdyby  wiedziała
o  wieczornej  akcji  Ewki  pt.  „Ukraść  ciuchy  Koguta”,  wiedziałaby,
dlaczego  tak  o  nie  walczył.  Rodzice  przykryli  chłopaka  kołdrą  po

same uszy, pocałowali w czółko jak małego bajtla i wyszli z pokoju,
zamykając  za  sobą  drzwi.  Po  tym  mama  chłopaków  zabrała  się  za

pranie  i  sprzątanie,  żeby  pozbyć  się  okropnego  zapachu
w przedpokoju, którego nie chciała za bardzo identyfikować, jednak

mimo  prób  wyparcia  tej  myśli  ze  świadomości,  wiedziała,  że  jej
dom, o który zawsze tak dba i kocha, cuchnął teraz wymiocinami jej
dwóch ukochanych synów.

–  Ja  wam  kurde  dam!  –  odgrażała  się  podczas  sprzątania,

mamrocząc  sama  do  siebie.  –  Tylko  się  obudźcie,  śmierdziuchy
jedne, ja wam dam!

Bracia  na  dobre  obudzili  się  późnym  popołudniem.  Michał,

wściekle  głodny,  ubłagał  mamę,  żeby  zrobiła  kanapki  dla  niego
i  Artura,  bo  oni  sami  nie  czuli  się  na  siłach.  Po  jękach,  prośbach
i  psychicznym  synowskim  terroryzowaniu  kobieta  zgodziła  się  coś

przygotować,  więc  Michał  poczłapał  do  pokoju  brata,  żeby
przekazać  mu  dobrą  wiadomość.  Opadł  ciężko  na  ogromny,  stary
fotel,  wciąż  czując,  że  wszystko  wiruje  mu  lekko  przed  oczami.
Kogut nie miał zamiaru wstawać z łóżka, nie czuł się do tego zdolny
i  choćby  miał  umrzeć  śmiercią  głodową,  nie  było  mowy

o  doczłapaniu  się  do  kuchni,  więc  z  ogromną  radością  przyjął
wiadomość  o  nadchodzących  kanapkach.  Po  paru  minutach  do

pokoju  weszła  ich  mama  z  nieziemsko  wyglądającymi  kanapkami

przybranymi  sałatą,  pomidorami,  ogórkami  i  szczypiorkiem.

background image

Chłopacy  rzucili  się  na  talerz  i  chwycili  po  kanapce,  niestety  nie

było im dane zatopić w niej zębów, bo obu kanapki wypadły z rąk na

dźwięk krzyku matki:

–  To  tak  się,  dupa  jasna,  odwdzięczacie  za  to,  że  was  nosiłam

w  brzuchu,  każdego  po  dziewięć  cholernych,  zarzyganych

miesięcy?!  Potem  sranie,  przebieranie,  pieluchy  i  papki!!!  Tak  mi
się teraz za to odwdzięczacie, capy jedne?! – Chłopacy spojrzeli na
siebie  z  rozdziawionymi  buziami,  nieprzyzwyczajeni  do  dźwięku

krzyczącej mamy, a już na pewno nieprzyzwyczajeni do głosu mamy
używającej  słów  „dupa”,  „cholera”  czy  „rzygi”.  Zszokowani

i  przestraszeni  bali  się  cokolwiek  powiedzieć.  –  Menele!!!  Meneli,
cholera, wychowałam!!! Jednego i drugiego!!! A myślałam, że z was

to coś porządnego wyrosło, a nie kapuściane głąby prześmierdnięte
wódką!

– Ale mamuś, o co chodzi? – niemalże wyszeptał Kogut.
–  Jesteście  moimi  dziećmi  i  zrobiłabym  dla  was  wszystko,  ale

jeśli  jeszcze  raz  się  odważycie  przyjść  do  domu  tacy  naprani,
jeszcze  raz  zasmrodzicie  dom  rzygowinami,  jeśli  jeszcze  raz

będziemy  musieli  was  z  waszym  tatą,  cholerne  byki,  do  pokoju
holować, przyrzekam, że marnie skończycie!!! Żebyście zrozumieli,
powiem  w  języku,  który  zrozumiecie:  jeszcze  raz  was  znajdę  tak
sponiewieranych, to tak wam tak zakurwię z laczka, że na księżycu

wylądujecie  i  nie  będzie  „mamuś,  zrób  nam  kanapki”!  –  Chłopacy
jeszcze mocniej rozdziawili buzie, a Kogutowi cały talerz o mało nie
wypadł  z  rąk  na  dźwięk  jego  własnej  mamy  cytującej  Kazika
i  przeklinającej!  Na  szczęście  Michał  w  porę  chwycił  talerz  i  z  tak
samo  szeroko  otwartymi  ustami  i  oczami  patrzył  niemądrze  na

brata. Mama kontynuowała: – Myślicie, że ja się z drzewa urwałam
i nie wiem, co do czego!? Ja was bardzo dobrze znam! Obu! I wiem,

co  robicie,  z  kim  robicie  i  kiedy.  I  jak  na  razie  wam  na  wszystko

pozwalałam,  bo  się  nigdy  za  was  nie  musiałam  wstydzić  i  wolność

background image

mieliście,  i  wszystko,  bo  się  zachowywaliście  jak  para  w  pełni

umysłowo rozwiniętych młodych mężczyzn, więc pozwalałam, na co

pozwalałam.  Ale  dziś  przegięliście!  I  żeby  mi  to  był  pierwszy
i  ostatni  raz!  Nie  chcecie  wiedzieć,  co  będzie  za  drugim  razem,

ostrzegam! Więc żeby mi żadnego drugiego razu nie było!!! Jasne?!

– No, to już się nie powtórzy, mamuś – odpowiedział Kogut. – Jak

się tak kiedyś znowu upijemy, to nie przyjdziemy do domu. – Plask,
mama Koguta walnęła go laczkiem w głowę, a Kogut wywalił oczy,

jakby go jasny grom z samego nieba poraził.

–  Dzieci  się,  Artur,  po  głowie  nie  bije,  żeby  głupie  nie  były,  ale

widzę, że tobie to jakoś specjalnie nie zaszkodzi! – krzyknęła znów
pani Orzelska. – W życiu was nie chcę już widzieć takich pijanych!!!

Jasne?!

Chłopacy

szybko

pokiwali

głowami,

patrząc

z  przerażeniem  na  klapek  wciąż  ściskany  w  ręce  ich  mamy.  –
I Kogut, do jasnej cholery, dlaczego tak wściekle się bronisz, kiedy
ktoś  próbuje  ci  ściągnąć  spodnie???  –  Kobieta  uśmiechnęła  się
ironicznie,  a  chłopak  poczuł,  że  robi  się  cały  czerwony,  nic  jednak
nie  odpowiedział,  wciąż  zszokowany,  że  jego  mama  na  niego

krzyczy,  powtarza  w  kółko  słowa  „rzygi”  i  „cholera”  i  zdzieliła  go
laczkiem  w  głowę.  –  Następnym  razem  zostawię  cię  śpiącego  na
podłodze  w  tych  twoich  zarzyganych  spodniach,  a  potem
wypierzesz  je  sobie  sam!!!  Ręcznie!!!  Jasne?!  Aha,  tylko  że…  nie

będzie następnego razu!!! Zrozumiano?!

– Jasne – odpowiedzieli chórem.
–  No  to  smacznego,  chłopcy.  Przynieście  talerz  do  kuchni,  jak

skończycie  –  dodała  już  swoim  normalnym,  serdecznym  tonem.  –
I  nie  zadzierajcie  ze  mną,  chłopaki.  Pamiętajcie,  że  mam  czterech

braci i wiem, jak zwyciężać wojny damsko-męskie.

Chłopacy spoglądali to na siebie, to na talerz z kanapkami, to na

dwie kanapki leżące na ziemi.

– Zasada dziesięciu minut? – zapytał Kogut.

background image

–  To  chyba  było  trzydzieści  sekund  czy  jakoś  tak…  –

odpowiedział Michał.

– Słuchaj, na talerzu jest jeszcze tylko jakichś sześć kanapek dla

nas obu, nie najemy się tym. Obaj dobrze wiemy, że mamine podłogi

są  czyste  jak  blat  od  stołu…  jak  nikomu  nie  powiesz,  że  jedliśmy

z podłogi, to i ja nikomu nie powiem…

–  No  dobra,  podnosimy  i  jemy,  nie  nasza  wina,  że  mama  się  na

nas tak wydarła, że nam kanapki powypadały z rąk…

– Ale dała czadu, normalnie się wystraszyłem!
–  I  Kazika  jeszcze  zna!  Wymiękam!  Fakt,  niezła  ta  nasza

staruszka,  trzeba  się  jej  będzie  jakoś  przymilić,  pomóc,  dom
posprzątać, jak będzie w pracy, czy co.

– No, możesz zacząć od mycia tego talerza, jak zjemy.
– A niby czemu ja, Kogut?
– Bo jesteś starszym, lepszym i mądrzejszym bratem.
– Prawda.
– A ja za Chiny ani za snickersa nie wylezę dziś z tego łóżka.

Na  drugi  dzień  chłopacy  czuli  się  już  normalnie,  a  po  całym

poprzednim  dniu  spędzonym  w  łóżkach  energia  ich  wręcz
rozpierała.  Stwierdzili  więc,  że  pójdą  do  miasta  wydać  trochę
pieniędzy,  które  zarobili  dotychczas  na  koncertach  i  kupią  mamie

jakiś  drobny  prezent,  żeby  jej  okazać  swoją  wdzięczność
i  przypomnieć  jej,  że  nie  są  z  nich  takie  złe  chłopaki.  Przy  okazji
polowania  na  prezent  dla  mamy  Michał  znalazł  też  niesamowicie
klimatyczny  wisiorek  z  czerwonym  kamieniem  dla  Julki,  a  Kogut
zgarnął dla Ewki pasiaste, wielokolorowe skarpetki z palcami. Ewka

uwielbiała  barwne,  dziwne  skarpetki,  a  tych  z  palcami  jeszcze  nie
miała.  Kogut  pomyślał,  że  kupi  jej  coś,  z  czego  potem  będzie  się

mógł nabijać. Potem chłopacy udali się do domu jednego starszego

pana,  który  od  lat  zwoził  starocie  z  Niemiec  i  sprzedawał  je  za

background image

grosze  u  siebie  na  podwórku.  Chłopacy  przechadzali  się  po  małym

placyku,  oglądając  najróżniejsze  rzeczy,  od  starych  lamp

poczynając,  kończąc  na  wysłużonych  starych  rowerach  i…  czymś,
co  stało  dumnie,  lśniąc  w  słońcu,  i  co  zaparło  chłopakom  dech

w piersiach. Stary, wojenny motor z koszem. Chłopacy podbiegli do

niego  jak  para  szczeniaków,  niemal  machając  ogonkami  z  radości,
i  dotknęli  motocykl  z  taką  delikatnością,  jakby  zaraz  miał  się
rozsypać w pył.

– Oryginał!!! – krzyknął Kogut i kolana się pod nim ugięły.
Kiedy starszy pan podszedł do chłopaków i ich poinformował, że

sprzeda  „tego  grata  za  dwieście  złotych,  bo  mu  tylko  podwórko
zagraca”,  Kogut  zaczął  wyć  jak  pies,  a  Michał  jąkając  się  jak

panienka zapytał tylko:

– Co, proszę? Proszę?
– Kolega ma coś nie tak z główką? – spytał starszy pan Michała,

patrząc na wyjącego Koguta.

– Brat – zawył na to Kogut w odpowiedzi i uśmiechnął się durnie

całą  gębą,  na  co  mężczyzna  zrobił  nieokreśloną  minę,  myśląc,  że

ma do czynienia z parą czubów.

– A jak brat, to przepraszam – powiedział pan starszy.
– Dwieście złotych! – jąkał się Michał z wypiekami na twarzy.
– Dwieście!!! – wył Kogut.

–  No  dobra  –  pan  starszy  podrapał  się  w  głowę  –  jak  za  drogo,

to… a niech tam, dajcie mi chłopcy sto pięćdziesiąt, ale zabierajcie
go już dziś, od razu.

–  Sto  pięćdziesiąt  i  od  razu  zabieramy!!!  –  krzyknął  Kogut,

chwycił motor, walnął wrytego w ziemię Michała po głowie, i dodał:

–  Zapłać  panu  –  po  czym  pociągnął  zszokowanego  Michała  za
łokieć.  Obaj  podziękowali  i  patrząc  z  niedowierzaniem  na  swoją

zdobycz,  skierowali  się  do  bramy  wyjściowej.  Kiedy  dotarli  do

bramy, zaczęli biec, bo bali się, że pan starszy zmieni zdanie i każe

background image

im  zapłacić  za  motor  pięćdziesiąt  razy  tyle,  czyli  jego  prawdziwą

wartość.  Biegnących  chłopaków  zobaczył  pies  z  podwórka,

a  wiadomo,  że  jak  ktoś  biegnie,  to  pies  tego  kogoś  goni.  No  a  ten
gonił  jak  wyścigówka.  A  jak  dogonił,  chwycił  Koguta  za  nogawkę

i  szarpnął  z  taką  siłą,  że  Kogut  stracił  równowagę  i  po  paru

sekundach  walki  z  grawitacją  padł  na  ziemię,  a  po  dalszych  paru
sekundach zaczął drzeć się w niebogłosy i wyć jak kojot.

–  Stary,  co  się  stało,  boli  cię  coś?  –  wystraszył  się  Michał,  bo

nigdy  nie  widział  drącego  się  Koguta,  nawet  jak  ten  raz  porządnie
walnął  na  lód  podczas  meczu  hokeja  i  tak  się  poobijał,  że  dwa

tygodnie  chodził  zielono-fioletowy.  Nawet  wtedy  papy  nie  darł,
a teraz drze, więc coś naprawdę musiało być nie tak.

– Stary, coś się stało? Boli cię coś?
– Mózg, kurwa, mózg!!!
– Walnąłeś się w głowę?
–  Nie,  kurwa,  w  dupę!  Ale  mózg  mnie  boli,  bo  debil  jestem!  –

Znów zaczął wyć jak kojot i wykrzykiwać słowa ostrej samokrytyki,
od  jełopów  począwszy,  na  kretynach  i  odmóżdżonych  palantach

kończąc.

– Kogut, kurwa, nie wyj tu jak ciota i mów, o co ci chodzi, bo mi

się zdaje, że ty to jednak się w mózg, nie w dupę walnąłeś.

–  Bo  ja  debil  jestem,  to  mnie  mózg  boli.  Jak  mnie  ta  podróbka

Szarika  za  nogawkę  złapała,  to  ja  się  złapałem  pierwszego
lepszego,  co  było  pod  ręką,  żeby  na  glebę  nie  walnąć,  a  i  tak
walnąłem  i  to  zobacz  z  czym!  –  Kogut  podniósł  w  górę  rękę
z  oderwanym  bocznym  lusterkiem,  a  Michał  od  razu  trzepnął  go
w głowę.

–  A  to  za  co,  kurwa,  znowu?  Co  wam  teraz  wszystkim  odbiło,

żeby  mnie  po  głowie  walić?!  Głupi  z  tego  będę!  –  żalił  się  Kogut,

masując  się  po  głowie  i  po  tyłku,  bo  teraz  i  jedno,  i  drugie  go

naprawdę bolało.

background image

–  Głupszy  niż  teraz  nie  będziesz,  nie  grozi  ci  to.  I  przestań

kurwować.

– Tobie, Michał, odbiło, ledwie ten motor kupiłeś i już go kochasz

bardziej od bliźniego swego, rodzonego brata. Przecież to lusterko

da się z powrotem zamontować!

–  No  i  dlatego  ci  strzeliłem  w  głowę,  bo  mi  tu  wyjesz  jak

nienormalny.  Myślałem,  że  ci,  kurwa,  się  coś  stało,  a  ty  mi  się
w wilkołaka bawisz, bo się, kurwa, lusterko urwało!

– Nie kurwuj, sam przed chwilą powiedziałeś!
– Ja mogę, starszy jestem. Wstawaj, baranie, otrzep się i idziemy

do  domu.  I  lepiej  leć  od  razu  do  Ewki,  niech  ci  tę  rozerwaną
nogawkę zaszyje, bo znowu przez ciebie mama nas opierdzieli. – Na

komendę  „nogawka”  pies  znowu  podleciał  i  zaczął  szamotać  się
i ciągnąć rozerwaną już do połowy łydki nogawkę Koguta i ani tak,
ani siak nie chciał się odczepić i mimo że był malutki, powalił znów
Koguta  na  glebę.  Jakby  tego  nie  było  dość,  podbiegł  i  pan  starszy
i  wymachując  rękami  krzyczał:  „Oddajcie  mi  go!”,  na  co  Michał
z  desperacją  złapał  za  motor  i  zaczął  biec  przed  siebie.  Kogut

natychmiast podniósł się z ziemi i szarpiąc się z psem, krzyknął:

– Nie może go nam pan zabrać, jest już nasz!
–  Jak  to  wasz,  chłopcze,  mój  jest  już  od  pięciu  lat!  Na  co  by  ci

taki staruszek był? To, że się do ciebie przyczepił, nie znaczy, że jest

już twój.

– Przyczepił? My za niego zapłaciliśmy!
–  Czy  ci  padło  na  głowę,  chłopcze?  Ja  mówię  o  psie,  nie  o  tym

złomie!  Oddaj  mi  go!  Puszek,  do  nogi!  –  Pies  od  razu  podleciał  do
pana  starszego,  merdając  malutkim  ogonkiem.  Michał  przestał

uciekać, a Kogut zaczął śmiać się jak osioł.

–  Pies!  Pan  chce  psa!!!  Michał,  słyszałeś?  Pan  chce  psa,  psa

Puszka!  Ha,  ha,  ha,  ja  bym  mu  raczej  dał  imię  Morderca  albo  coś

takiego. Michał, pan chce, żebyśmy mu oddali psa. Ha, ha.

background image

–  No  psa!  Chłopaki,  czy  wyście  normalni,  czy  nie?  Bo  w  tych

czasach  to  człowiekowi  już  ciężko  odróżnić.  Wyglądacie  całkiem

normalnie,  ale  tak  nie  do  końca,  jakby  coś  nie  teges  pod  deklem.
Ale  to  już  nie  mój  problem,  ja  swoje  dzieci  odchowałem  i  też  takie

nie  do  końca  teges  były,  ale  człowiek  się  starał,  jak  mógł.  No,

Puszek, chodź do domu, nigdzie z nimi nie idziesz. Chodź, żarcia ci
damy,  tego,  co  ci  się  po  nim  będzie  sierść  błyszczała  –  gadał  pan
starszy  do  psa,  pomału  drepcząc  w  stronę  swojego  podwórka.  –

Dam  ci  dziś  to  żarcie  z  kurczakiem.  Puszek  to  lubi.  No  chodź,
chodź, psinko, chodź.

– Do widzenia, panie starszy.
– Oby nie prędko, kolego młodszy.

Chłopacy  parsknęli  śmiechem,  a  mężczyzna  kiwnął  głową  na

pożegnanie.

–  Pięknie  z  twojej  strony,  Michał,  że  motor  chciałeś  ratować

i  zacząłeś  z  nim  uciekać,  ale  brata  tak  zostawić  na  glebie,
z Puszkiem-mordercą?!

–  Za  motor  zapłaciłem  sto  pięćdziesiąt  złotych,  ciebie  dostałem

za darmo.

Kiedy  bracia  szli  do  domu,  prowadząc  obok  siebie  ten  cudowny

antyk  i  wiedząc,  że  należy  tylko  do  nich  i  będzie  tylko  im  służył,
wyglądali  obaj  jak  wniebowzięci.  Szli  tak  rozanieleni  w  milczeniu.

Natychmiast po przyprowadzeniu motocyklu pod blok zadzwonili po
Radka, bo kto lepiej by się znał na naprawie motorów niż wyuczony
mechanik,  którego  pasją  było  grzebanie  przy  starych  motorach.
Chłopak  był  na  miejscu  po  dwudziestu  minutach,  a  kiedy  zobaczył
motocykl,  stanął  jak  wryty  i  nawet  łezka  zakręciła  mu  się  w  oku.

Obszedł maszynę dookoła, obejrzał, obwąchał, a potem powiedział:
„Prawdziwy”,  na  co  chłopacy  z  dumą  i  zapałem  pokiwali  głowami

z  olbrzymim  uśmiechem  na  twarzach.  Wszyscy  trzej  usiedli  na

trawie  i  wpatrywali  się  w  motor  jak  w  dzieło  sztuki.  Po

background image

szczegółowym  przeglądzie  Radek  stwierdził,  że  maszyna  jak  na

swoje lata jest w świetnym stanie i dobrze się trzyma. Kilka części

trzeba  będzie  wymienić,  a  że  są  to  stare  części,  prawdopodobnie
nie  będzie  łatwo  je  znaleźć  i  mogą  być  drogie,  ale  nie  trzeba  też

zaraz  pakować  tam  wszystkiego,  co  oryginalne  i  coś  niecoś  będzie

można znaleźć na szrocie, a szukanie to też część zabawy.

Kiedy  Julka  zobaczyła  motor,  pisnęła,  usiadła  przy  chłopakach

i jak urzeczona wpatrywała się wraz z nimi w motor, czego w ogóle

nie  mogła  zrozumieć  Ewka.  Kiedy  Kogut  wyciągnął  z  kieszeni
świeżo  zakupione  dla  niej  dziwaczne  skarpetki,  przymknęła  się,

stanęła  jak  wryta  i  gapiła  się  na  nie,  uśmiechając  się  promiennie.
I  tak  siedzieli  tam  dalsze  pół  godziny  –  Radek,  Michał,  i  Julka,

gapiąc  się  na  motor,  Kogut  z  powiewającymi  na  wietrze
skarpetkami  w  ręku  i  Ewka  z  uwielbieniem  spoglądająca  to  na
Koguta, to na dziwaczne skarpetki.


Wakacje  zaczęły  się  na  dobre  ku  uciesze  i  uldze  całej  paczki.

Julka,  Ewka  i  Mal  skończyły  ogólniak  i  po  zakuwaniu  do  matury

i  egzaminach  zdecydowanie  zasłużyły  sobie  na  porządny
odpoczynek.  Michał  i  Kogut  mieli  wolne  na  studiach  już  od  paru
tygodni  i  większość  wolnego  czasu  spędzali,  grając  koncerty
w  pubie  bądź  grzebiąc  przy  motorze,  dając  tym  samym

dziewczynom  czas  i  przestrzeń  do  zakuwania  do  matury.  Ale  teraz
było  już  po  wszystkim  i  paczka  zdecydowała  się  na  wyjazd  do
Krakowa na parę dni, żeby odpocząć, zaszaleć i zwiedzić miasto.

Wszyscy spotkali się pod blokiem, a malutki van w okamgnieniu

zapełnił  się  plecakami,  torbami  i  zapasami  jedzenia,  mimo  że

wyjazd  był  tylko  dwudniowy.  Droga  była  długa,  szczególnie  dla
Julki,  która  cierpiała  na  chorobę  lokomocyjną  i  musiała  wsiąść

przeciw  temu  tabletki.  Jednak  czytając  w  pośpiechu  ulotkę

załączoną  do  tabletek,  zrozumiała  wszystko  na  opak  i  zamiast

background image

jednej  tabletki  co  cztery  godziny,  wzięła  cztery  tabletki  na  raz

i miała totalny odlot. Chciało jej się spać, ale robiła wszystko, żeby

nie  zasnąć  i  nie  stracić  nic  z  wycieczki…  Po  niecałej  godzinie
stwierdziła,  że  chyba  śni  na  jawie,  bo  świat  złapał  cudowne  kolory

i  ona  sama  też  czuła  się  cudownie.  Do  tego  złapała  ją  straszna

brechawa  i  zaczęła  wszędzie  widzieć  motylki.  Próbując  odpędzić
motyle  od  Michała,  parę  razy  palnęła  go  niechcący  w  głowę,  po
czym  przepraszała  go,  nazywając  swoim  „kochanym  motylkiem”.

Potem próbowała zetrzeć z twarzy Koguta niewidzialny dla innych,
ale „świecący dla niej na zielono” napis, którego nie chciała na głos

przeczytać, bo podobno się wstydziła, ale zapewniła wszystkich, że
napis, mimo że wstydliwy, jest też strasznie śmieszny i dlatego nie

może  przestać  się  śmiać.  W  końcu  po  następnych  dwudziestu
minutach głowa opadła jej na ramiona i Julka zasnęła. Głowa bujała
się  jej  na  wszystkie  strony,  więc  Michał  ułożył  ją  w  wygodniejszej
pozycji i wcisnął poduszkę między okno i jej głowę, żeby mogła się
wyspać.

Po  kilkugodzinnej  jeździe  paczka  dotarła  do  hotelu.  Szóstka

podzieliła  się  na  dwie  grupy  według  płci  i  wszyscy  rozeszli  się  do
swoich  pokoi,  które  były  tuż  obok  siebie.  Oba  pokoje  wyglądały
dokładnie  tak  samo  –  stały  w  nich  trzy  pojedyncze  łóżka,  jedna
obdrapana  szafa,  przy  każdym  łóżku  mała  szafka  nocna  z  lampką,

na  środku  stół  z  trzema  krzesłami,  przy  oknie  wisiał  zaś  telewizor,
a  podłogę  pokrywała  szara  wykładzina  poplamiona  w  wielu
miejscach.  Szału  nie  było,  ale  przynajmniej  pościel  pachniała
proszkiem  i  wyglądała  na  nieskazitelnie  czystą,  tak  samo  jak
ręczniki położone na łóżkach.

– Szału nie ma, ale wytrzymać się da – stwierdziła Ewka.
–  Jak  dla  mnie  też  OK.  Za  te  pieniądze  nie  spodziewałam  się

niczego  innego.  Przynajmniej  mamy  czajnik  elektryczny  i  rano

możemy sobie herbatkę zrobić – podsumowała Mal.

background image

–  Ale  o  czym  wy  gadacie,  dziewczyny,  tak  bez  entuzjazmu  –

wtrąciła  się  Julka.  –  Popatrzcie  na  te  wszystkie  motylki,  co  tu  tak

sobie  latają.  Tak  tu  jest,  kurwa,  pięknie  i  kolorowo,  a  wy  tak  bez
krzty

entuzjazmu!

Grzech

normalnie,

mówię

wam

grzeeeeeeeeeeeeeeech. A wy myślicie, że motylki srają?

–  Julka,  ty  ciągle  na  prochach  jesteś?  Gadasz  jak  potłuczona.  –

Ewka uśmiechnęła się.

– No ty mi pytaniem na pytanie nie odpowiadaj, tylko normalnie

do mnie mów, bo ja chcę wiedzieć, czy motylki srają!

–  A  co  ja  wiem?  Nigdy  srającego  motylka  nie  widziałam.  Mnie

przynajmniej żaden nie osrał.

– Ale gołąb owszem. Osrał. Ha, ha, ha.

– A to już inna historia, gołębie jedzą, to i srają.
–  Ale  przecież  i  motele  jedzą.  Wiecie  co,  babki,  ja  to  tu  to  okno

otworzę  na  ościeeeeeeeeeerz  i  wypędzę  te  motylki,  bo  choć  są,
kurwa,  piękne,  to  nie  chcę,  żeby  nam  pokój  zasrały  –  powiedziała
Julka, rzuciła swój plecak na podłogę i szeroko otworzyła okno, po
czym  wzięła  ręcznik  ze  swojego  łóżka,  rozłożyła  go  i  zaczęła  nim

delikatnie  wymachiwać  po  pokoju,  co  chwila  podchodząc  do  okna
i wracając z powrotem na środek pomieszczenia.

– Przepędzasz motylki? – spytała Ewka.
–  Yhm  –  odpowiedziała  zadyszana  Julka.  –  Oj,  będzie  z  nimi

roboty, bo tu ich cała dupa jest.

–  Julka,  tu  żadnych  motylków  nie  ma!!!  A  ja  się  zaczynam

o ciebie martwić – przemówiła Mal.

–  Ale  co  ty,  Mal.  Ty  tak  mówisz,  bo  ty  nie  widzisz  dobrze,  ty

koleżanko, przyjaciółko moja, ty się nie gniewaj, ale ty tych swoich

trójwymiarowych  okularów  z  domu  zapomniałaś  i  ty  bez  nich  nie
widzisz kolorów, a te motylki to są takie kolorowe… i dlatego ty ich

nie widzisz. Bo nie masz okularów.

–  Julka,  ja  widzę  te  motylki  –  Ewka  puściła  znacząco  oczko  do

background image

Mal  –  i  rzeczywiście  jest  tu  ich  dużo.  A  ty  zmęczona  jesteś  po

podróży i tych tabletkach, więc się połóż, a ja je powyganiam.

– Wiesz, masz rację, ja to taka niewyspana jestem i mi jakoś tak

miękko pod nogami i jak pingwin się czuję.

–  No  to  idź  do  łóżka,  a  ja  je  przepędzę  –  odpowiedziała  Ewka

i  wyjęła  przyjaciółce  ręcznik  z  rąk,  po  czym  poprowadziła  ją  do
łóżka i zdjęła jej buty.

– Ale ty je tak delikatnie wypędź, Ewka, nie jak byki się wypędza,

bo  to  byki  nie  są.  I  delikatne  są,  i  jak  im  tę  małą  trąbkę  gębową
złamiesz,  to  one  nie  będą  miały  jak  jeść,  bo  to  dla  nich  jak  nóż

i widelec, a bez tego nie mają jak jeść i z głodu zdechną. I bądź też
delikatna dlatego, że ja nie chcę, żeby się obraziły.

Ewka  śmiała  się  pod  nosem  z  wywodów  Julki  tak,  że  zrobiła  się

z  tego  czerwona.  Nie  chciała  wybuchnąć  śmiechem,  bo  by  się
prawdopodobnie nie przestała rechotać co najmniej przez godzinę,
a Julka naprawdę musiała odespać te tabletki.

–  Ty  się,  Julka,  o  nic  nie  martw,  ty  wiesz,  że  ja  dla  motylków  to

zawsze  delikatna  byłam,  trąby  gębowej  żadnemu  nie  urwałam

i w życiu nie urwę, bo bym sobie nigdy nie wybaczyła, jakby biedak
z głodu umarł. Ty śpij, a ja się nimi zajmę.

–  Ja  ci  wierzę  i  ufam,  ale  jej  –  łypnęła  okiem  na  Mal  –  jej  to

z motylkami nie ufam, bo ona powiedziała, że ich nie widzi. Dobrze,

że one latają i ich nie podepta gdzieś na podłodze. Ty, Ewka, jesteś
teraz odpowiedzialna za ich życie. Ja idę spać. Powodzenia.

Julka  zasnęła  w  tym  samym  momencie,  kiedy  jej  głowa

wylądowała  na  poduszce,  a  Ewka  z  Mal  niemal  popłakały  się  ze
śmiechu.

–  Następnym  razem  to  ja  nie  będę  piła,  tylko  te  tabletki  na

chorobę lokomocyjną sobie zafunduję – stwierdziła Ewka.

–  Poczekaj  z  tą  obietnicą,  aż  Julka  się  obudzi.  Po  takiej  jeździe

muszą być efekty uboczne – podsumowała Mal. – Mam nadzieję, że

background image

Julka  będzie  się  czuła  na  tyle  dobrze,  żeby  mogła  z  nami  wyjść

wieczorem, bo to moja jedyna okazja, żeby iść na miasto z samymi

kobietkami  i  się  zabawić  bez  mojego  chłopaka.  Dziś  się
dogadaliśmy,  że  chłopacy  szaleją  sami  i  my  same.  Już  ani  nie

pamiętam,  kiedy  byłam  na  piwie  bez  Radka.  Kocham  go  i  w  ogóle,

ale, kurde, czasami i ja potrzebuję chwili wytchnienia od bycia dla
niego  wciąż  atrakcyjną  i  spicia  się  czasami  w  trzy  dupy  z  moimi
kumpelami.

– Hmhm – odchrząknęła Ewka.
– Co? Coś nie tak powiedziałam?

– No… nie, niby nie, ale… myślisz, że byłaś dla niego atrakcyjna

z psią kupą na czole?

– O Boże, ty mi nawet nie przypominaj!
– Byłaś atrakcyjna czy nie byłaś z psią kupą na głowie?
– No, byłam odrażająca… ale Radek mi nic nie powiedział.
– I wciąż się od siebie nie możecie odkleić, kiedy jesteście sami,

tak?

– No… tak.

–  No  to  nie  gadaj,  że  zawsze  musisz  być  dla  niego  atrakcyjna

i  się  o  to  nie  bój  i  się  nawet  nie  wysilaj,  bo  miałaś  psią  kupę  na
głowie  i  wciąż  jesteś  dla  niego  atrakcyjna.  Myślę,  że  Radek  był
poddany dość ciężkiej próbie, ha, ha, i zdał ją celująco.

–  No  widzisz,  ja  to  o  tym  w  ten  sposób  nie  pomyślałam.  Masz

rację,  Ewka.  Dzięki,  może  w  końcu  będę  mogła  się  przy  nim
wyluzować i nie zarzucać non stop włosami i trzepotać rzęsami, bo
się czasami czuję z tym jak idiotka!

–  I  czasami  wyglądasz  –  rzuciła  Ewka  i  puściła  jej  oczko.  –  Jak

„trzepoczesz  rzęsami”,  to  wyglądasz,  jakby  ci  coś  wpadło  do  oka
i  czasami  oczy  ci  się  przewracają  do  tyłu  głowy,  tak  troszkę,  nic

poważnego.  A  jak  „zarzucasz  włosami”,  to  wygląda,  jakbyś  miała

jakiś  tik  i  jest  to  całkiem  śmieszne.  My  się  tak  po  przyjacielsku

background image

troszkę  z  tego  nabijamy,  ale  Radek  nas  zawsze  opierdziela,  bo  on

wie, że ty to robisz dla niego, że chcesz się mu podobać.

– A to o tym też nie wiedziałam!!! Ha, ha, ale dzisiejszy dzień jest

pouczający.  Nie  zdawałam  sobie  sprawy,  że  się  ze  mnie  nabijacie.

A ja się czułam taka sexy z tym wszystkim.

–  Sexy  to  ty  jesteś  sama  z  siebie,  bez  żadnego  zamiatania

włosami.  Naprawdę,  za  dużo  o  tym  wszystkim  myślisz.  Wyluzuj
i będzie OK.

– Dziś wyluzuję na pewno i będę się bawić na całego.

Julkę obudziła głośna muzyka. Otworzyła oczy i sennie rozejrzała

się  po  pokoju.  Trzy  łóżka,  parę  krzeseł,  stół,  szafa…  Wszystko

w  oczojebnych  kolorach.  Usiadła  i  powoli  zaczęła  przytomnieć,  ale
nadal  było  jej  jakoś  tak  błogo,  miękko  i  przyjemnie,  jakby  nadal
spała  owinięta  mięciutką  pierzynką.  Tabletki  tylko  trochę  straciły
na mocy.

–  Spójrz,  Mal,  obudził  się  nasz  ćpunek,  motylek  kochany  –

próbowała  przekrzyczeć  głośną  muzykę  Ewka,  która  właśnie

suszyła  sobie  włosy  ogromną  i  ciężko  wyglądającą  suszarką.  –  No
wstawaj, ćpiąca królewno.

– Śpiąca – poprawiła automatycznie Julka i ziewnęła przeciągle.
– Dziś jesteś ćpiącą, jutro możesz być śpiącą. Wstawaj, budź się,

leć  wziąć  prysznic,  bo  wojnę  z  motylkami  przegrałam  i  cię  całą
poobsrywały, a potem coś zjesz i idziemy balować. Chłopacy już od
godziny gdzieś piją, a my wciąż nieporobione.

– Niedorobione? – Znów ziewnęła Julka.
–  I  tak  można  powiedzieć:  niepomalowane,  z  mokrymi  włosami,

zababuszone w ręczniki lub kołdrę w twoim wypadku.

–  Żadnego  mojego  wypadku  nie  było,  a  motylki  mają

mikrosraczki  i  srają  pyłkiem  kwiatowym,  więc  będę  ładnie

pachnieć, jak mnie osrały.

background image

– Kurde, Julka, skąd ci się biorą te myśli w głowie, ja nie wiem,

ale  braku  pomysłowości  ci  nie  można  zarzucić  –  skomentowała

Ewka.  Julka  spojrzała  na  nowy  kolor  jej  włosów,  który  teraz  był
wściekłym  różem.  Cała  się  rozanieliła  i  słodko  uśmiechnęła  do

przyjaciółki  i  z  opóźnionym  zapałem  zareagowała  na  zaplanowaną

imprezę.

–  Impreza?  –  zapiszczała.  –  Zajebiście!!!  O,  i  słuchamy  Iry?

Zajebiście!!!

–  Widzę,  że  jeszcze  nie  całkiem  doszłaś  do  siebie  –  powiedziała

Mal. – Przecież ty nigdy nie przeklinasz.

–  Przeklinam,  jak  się  wkurwię,  albo  jak  mi  jest  tak…  zajebiście!

O, i pijemy procenty?

–  Wiesz  –  zaczęła  Ewka  –  może  ty  lepiej  dzisiaj  nie  pij?  Po  tych

prochach jakaś dziwna jesteś.

–  Nie  biadol,  Ewciu,  to  żadne  prochy,  tylko  tabletki

przeciwwymiotne  o  lekkim  zabarwieniu  uspokajającym.  Ja  też  raz
na jakiś czas mogę wyluzować i się zabawić, i dać mojemu mózgowi
przerwę  od  myślenia  o  wszystkim  poważnym  i  lezącym  na  nerwy,

albo  psującym  nerwy,  albo  denerwującym.  Tym  razem  to  ja  będę
pilnowana,  a  nie  będę  was  dziewuch  musieć  pilnować  i  do  domów
odprowadzać  czy  włosów  w  ubikacji  trzymać,  jak  się  chcecie
wielkiemu klozetowemu uchu spowiadać. Dziś być może ja będę się

spowiadać, kto wie… a kto nie wie. Ja nie wiem. Wiem za to, jak na
lato, że mam zajebisty humor i nikogo dziś nie pilnuję. Więc dajcie
mi się napić, moje motylki kochane. Już! Raz dwa. I trzy.

– Nadal je widzisz?
– Co?

– Motylki.
–  Nie,  żadnych  motylków,  tylko  jest  jakoś  tak  intensywnie

różowo.  Ściany  różowe,  twoje  włosy  różowe,  różowy  krasnoludek

właśnie spadł z łóżka…

background image

– Widzisz krasnoludki??!

–  Nie.  Tylko  jednego  krasnoludka.  Ka,  nie  ki.  Jest  zajebiście

różowy.  Sturlał  się  z  łóżka  i  wlazł  pod  nie,  ale  tyłek  mu  wystaje,
chyba  się  zaklinował.  –  Ewka  i  Mal  podążyły  za  wzrokiem  Julki

patrzącej w stronę łóżka.

–  Julka!  To  są  moje  różowe  kapcie-króliczki  pod  łóżkiem!  A  ty

masz halucynacje!!! – roześmiała się Ewka.

–  Taaaaak,  Ewka,  kapcie-króliczki.  –  Julka  przewróciła  oczami

i  stuknęła  się  wymownie  w  czoło.  –  Ty  myślisz,  że  ten  krasnal  taki
głupi jest i by się wam pokazał ot tak? Po tym, jak wszystkie motylki

przepędziłaś? Może i jest cały różowy, ale głupi to on nie jest.

–  Jak  słowo  daję,  halucynacje  i  urojenia!  –  Ewka  wybałuszyła

oczy. – Zajebiście!

– Zajebiście! – zawtórowała Mel z zazdrością w głosie.
–  Zajebiście!  –  jak  echo  powtórzyła  Julka,  wyrwała  puszkę  piwa

z rąk Ewki i pociągnęła z niej parę łyków, nim ta zdążyła je zabrać.

–  Ooo,  i  leszka  pijemy!  Zajebiście.  A  my  to  ze  sobą

przywieźliśmy? Ja nawet nie wiedziałam, że ktoś spakował.

– Nikt nie spakował, chłopacy kupili w sklepie naprzeciw hotelu

i  zanim  poszli  się  szlajać,  przynieśli  nam  piwo  tutaj,  żebyśmy  nie
musiały  dźwigać.  –  Julia  otworzyła  usta,  żeby  coś  powiedzieć,  ale
Ewka zakryła jej buzię dłonią i ostrzegła: – Jeśli jeszcze raz powiesz

„zajebiście”, to chyba cię strzelę, jak Boga kocham!!! – I zdjęła rękę
z jej ust powoli, patrząc na nią w skupieniu.

– Fajnie – odpowiedziała Julka pomału, w takim samym skupieniu

patrząc  na  Ewkę.  –  Ale  ty  masz,  Ewka,  fantastyczne  oczy,  kurde!
Nigdy cię z takimi oczami nie widziałam!

–  Nie  będę  nawet  pytała,  co  takiego  fantastycznego  jest  dziś

z  moimi  oczami,  bo  mi  jeszcze  powiesz,  że  są  różowe  –  burknęła

Ewka.

–  Nie  są  różowe.  Są  fantastyczne!  To  co,  pijemy?  A  potem  na

background image

koncert Iry? No już, dziewczyny, bo się posikam.

– Taki jest plan – odpowiedziała z uśmiechem Mal.

–  Zajebiście!  –  krzyknęła  Julka,  a  Ewka  trzepnęła  ją  w  ucho.  –

Zajebiście! – zawyła po raz drugi. – Ewka, czekam.

– Na co?

–  Trzepnij  mnie  w  drugie  ucho,  bo  jedno  będę  miała  czerwone,

a drugie normalne i będę strasznie dziwnie wyglądać.

–  Julka,  dziwna  to  ty  dziś  jesteś,  nie  tylko  tak  wyglądasz.  Ale

u mnie prosisz, masz. – Trzepnęła ją w drugie ucho.

–  No,  a  teraz  przynieście  koleżance,  przyjaciółce  browarka

i idziemy pić. Raz dwa! I trzy.

Po  godzinie  dziewczyny  były  już  gotowe,  podchmielone,

wesolutkie  i  różowe  na  twarzach.  Julka  zachowywała  się  co
najmniej dziwnie, ale ani Mal, ani Ewka nie martwiły się już tym za
bardzo.  Za  każdym  razem,  kiedy  któraś  z  dziewczyn  wymówiła
słowa  „Ira”  lub  „Artur  Gadowski”,  Julka  wyła  jak  pies  i  krzyczała:
„Zajebiście!”.  Koncert  miał  się  odbyć  w  wielkim  parku.  Kogut
narysował dziewczynom mapę z trasą prowadzącą do niego. Było to

jakieś dwa kilometry pieszo, więc nie więcej niż pół godziny drogi,
nawet  w  stanie  podchmielenia.  Jednak  po  dwudziestu  minutach
dziewczyny  znalazły  się  na  rzadko  uczęszczanej  drodze  i  nie
wiedziały, co dalej robić i w jakim kierunku iść. Julka stwierdziła, że

nie  chce  się  jej  już  więcej  chodzić,  więc  dziewczyny  jednogłośnie
stwierdziły,  że  trzeba  złapać  stopa  z  powrotem  do  centrum,  gdzie
był  ich  hotel,  a  potem  od  nowa  spróbować  pójść  według  mapy,  ale
tym  razem  śledzić  ją  trochę  uważniej.  Po  dziesiątym  samochodzie,
który  się  nie  zatrzymał,  Julka  porządnie  się  wkurzyła  i  z  buntem

w  oczach  usiadła  po  turecku  na  środku  jezdni.  Przyjaciółki
próbowały  ściągnąć  ją  z  ulicy,  ale  ta  rozluźniła  wszystkie  mięśnie

i stała się „zdechłym naleśnikiem”, którego w żaden sposób nie dało

się  zeskrobać  z  jezdni.  W  końcu  po  paru  minutach,  jak  na  złość,

background image

przed dziewczynami zatrzymała się policja! Ewka i Mel natychmiast

stanęły  na  baczność  z  przerażeniem  w  oczach.  Z  wozu  wysiadło

dwóch  młodych  policjantów  i  powolnym  krokiem  podeszło  do
dziewczyn.  Mal  i  Ewka  zaczęły  się  tłumaczyć  i  przepraszać,

próbując w tym samym czasie podnieść z jezdni Julkę. Ta wreszcie

wstała, uśmiechnęła się słodko do policjantów i powiedziała:

–  A  wiecie,  panowie,  że  ta  moja  tu  koleżanka  z  niesamowitymi

oczami

chce

zostać

policjantką?

Potem

podeszła

do

ciemnowłosego  mężczyzny,  ściągnęła  mu  czapkę  z  głowy,  włożyła
czapkę  na  opak  na  swoją  głowę,  daszkiem  do  tyłu,  i  przymilnym

tonem  spytała:  –  Podwieziecie,  panowie,  swoją  przyszłą  koleżankę
na koncert?

Ewka  z  desperacją  podbiegła  do  Julki  i  próbując  ratować

sytuację, ściągnęła jej czapkę z głowy, oddała policjantowi i zaczęła
paplać:

– Panie władzo, niech jej pan nie słucha, my przepraszamy i już

uciekamy.  To  znaczy  nie  uciekamy,  bo  panowie  nas  nie  chcą  chyba
zatrzymać, w znaczeniu, że zamknąć w więzieniu, nie, że zatrzymać

na  własność…  mam  nadzieję,  że  nic  z  tego,  ani  z  jednego,  ani
z drugiego.

– Pani obywatelko, że tak powiem, jak pani mnie panem władzą

nazywa,  proszę  pilnować  swojej  koleżanki  i  nie  pozwolić  jej  siadać

na  jezdni,  bo  coś  się  jej  może  przydarzyć.  Ja  myślę,  i  mój  kolega
pewnie  też,  że  będzie  lepiej  panie  podwieźć  tam,  gdzie  panie  się
wybierają, niż pozwolić paniom na pieszo gdziekolwiek teraz iść.

–  O,  pan  policjant  taki  mądry,  nie  jak  policja  z  kawałów!  –

roześmiała  się  Julka,  a  Ewka  i  Mal  rozdziawiły  buzie  i  szeroko

otwarły oczy, po czym jednocześnie krzyknęły:

– Julka, zamknij się.

–  To  ja  się  zamykam,  ale  mam  nadzieję,  że  panowie  policjanci

mnie  nie  zamykają.  –  Ciemnowłosy  policjant  parsknął  śmiechem

background image

i otworzył drzwi do samochodu.

–  A  wy,  dziewczyny,  na  koncert  Iry  jedziecie,  rozumiem?  –

przemówił drugi policjant, który był krępy i niski.

– O, pan to może o parę pączków za dużo zjadł, ale niegłupiś pan

–  wypaliła  znowu  Julka,  a  jej  kumpele  pobladły.  Obaj  policjanci  się

roześmiali.

–  A  młoda  pani  to  ma  niewyparzoną  buzię!  Wsiadajcie

dziewczyny  i  nie  bójcie  się.  Wyglądacie,  jakbyście  miały  za  chwilę

zemdleć. My to i mieliśmy szkolenie z pierwszej pomocy i wiemy, co
i  jak,  gdy  ktoś  zemdleje,  ale  czasu  nie  mamy,  bo  też  na  koncert

jedziemy, gdzie będziemy pilnować porządku.

–  Zajebiście!!!  –  krzyknęła  Julka  i  po  sekundzie  siedziała  już

w samochodzie.

Ewka  i  Mal  stały  jak  wryte  i  spoglądały  to  na  siebie,  to  na

policjantów.

– A ja przepraszam, ale jaką my mamy pewność, że panowie nas

odwieziecie  na  koncert,  a  nie  na  komendę?  –  nieśmiało  zapytała
Ewka.

–  Proszę,  młoda  damo,  oto  nasza  rozpiska  pracy  na  dziś.  Widzi

pani  tutaj?  21.00  do  24.00,  park  przy  centrum  miasta,  koncert  Iry
itp., itd.

–  No  widzę  –  uśmiechnęła  się  Ewka  i  odetchnęła  z  ulgą.  –  Jak

daleko to jest?

– Dwie minuty samochodem – odparł ciemnowłosy, a dziewczyny

znów  wybałuszyły  oczy.  –  Zamiast  skręcić  w  prawo  przy  tym
wielkim kościele, powinnyście skręcić w lewo i tam już jest park.

– Zajebiście!!! – krzyknęła znowu Julka.

– Zabiję ją jak wysiądziemy z tego radiowozu – szepnęła Ewka do

Mal.  –  O  mało  się  nie  posikałam  ze  strachu.  Normalnie  policji  się

nie boję, ale znam tylko naszych policjantów, z naszego zapyziałego

miasteczka…  Nie  wiedziałam,  że  wszystkie  smerfy  są  takie  fajne.

background image

Albo to, albo my mamy wielkie szczęście.

W  niecałe  dwie  minuty  dziewczyny  były  na  miejscu.  W  parku

było  już  pełno  ludzi  i  namiotów  z  napojami,  jedzeniem,  płytami
i koszulkami Iry. Julka wyskoczyła z radiowozu i pognała pod scenę,

krzycząc  przez  ramię  przeciągłe  „dziękuuuuuuuuuuuję,  chłopaki”.

Przykleiła  się  do  barierki  oddzielającej  scenę  od  publiczności
i  widać  było,  że  nikt  nie  miałby  szansy  jej  stamtąd  przegonić.  Na
scenie  wisiał  ogromny  plakat  Iry.  Kiedy  Julka  go  zauważyła,

krzyknęła  znowu  „zajebiścieeeeeeeee”  z  rozanielonym  uśmiechem
na  twarzy,  jakby  patrzyła  na  Artura  Gadowskiego  we  własnej

osobie.  Ewka  i  Mal  pożegnały  się  z  miłymi  policjantami.  Malwina
poszła  w  kierunku  sceny,  żeby  pilnować  dziwnie  zachowującą  się

przyjaciółkę,

a

Ewka

przewracając

oczami

na

piski

podekscytowanej  Julki,  rzuciła:  „To  nie  jest,  kurwa,  koncert
Biebera”  i  poszła  po  piwo.  Kiedy  różowowłosa  wróciła  z  dwoma
butelkami  piwa  i  jedną  z  nich  wręczyła  Mel,  Julka  oburzyła  się  nie
na żarty i strzeliła taką minę, że i Ewka i Mal ryknęły śmiechem, na
co  i  Julka  zaczęła  się  śmiać,  choć  zaznaczyła,  że  jest  wciąż

oburzona, ale śmiać się jej też chce i nie może się powstrzymać.

–  A  dla  mnie  piwo?!  Ewka,  taka  z  ciebie  kumpela?!  –  krzyknęła

wkurzona.

–  Julka,  przecież  ty  i  tak  świetnie  się  bawisz  i  już  bardziej

ześwirować nie możesz. Nie potrzebujesz już żadnego alkoholu.

– Żadna różowa gadzina mi nie będzie mówić, czy mogę pić czy

nie!  A  w  ogóle  to  nieważne,  ja  dziś  i  tak  nie  chcę  piwa!  –  rzuciła
Julka,  zadarła  nos  do  góry  i  ruszyła  przed  siebie  stanowczym
krokiem.

– Od kiedy to ty nie chcesz piwa!?
–  Od  kiedy  moja  najlepsza  kumpela  stwierdza,  że  go  nie  mogę

pić!

– A teraz to gdzie idziesz?

background image

– Do baru.

– Tu nie ma baru.

– No to do tej budki z kolorowymi butelkami, z której przyniosłaś

te  piwa.  –  Po  paru  minutach  Julka  wróciła  z  ogromną  butelka

sangrii  i  plastikowymi  kubeczkami.  –  Ja  się  z  wami  podzielę,  bo

jestem dobrą kumpelą, a nie różowowłosą gadziną.

–  Dwulitrowa  butelka!!!?  –  Ewa  zdębiała,  a  w  oczach  Mal

pojawiły się iskierki rozbawienia.

–  Oj,  daj  już  spokój,  Ewa.  Rola  marudy  absolutnie  do  ciebie  nie

pasuje.  Bawmy  się,  wyluzuj,  widzisz,  że  nic  złego  z  Julką  się  nie

dzieje, po prostu ma dobry humor.

– Zajebisty! – poprawiła Julka.

– A, przepraszam. Zajebisty!
–  No,  to  rozumiem!  –  pochwaliła  Ewę  Julka.  –  No,  Ewciu

Konewciu,  nie  daj  się  prosić.  Przecież  to  ty  zawsze  jesteś
największym  świrem  w  towarzystwie.  Nie  pasuje  ci  skwaszona
mina. Żaden motylek do ciebie nie podleci, choć masz włosy koloru
kwiatowego. Jesteś okropna, kiedy nie ma obok ciebie Koguta i nie

masz się z kim kłócić. O, i widzisz, krasnoludek też cię prosi, żebyś
się  już  nie  kwasiła.  –  Julka  uśmiechnęła  się,  patrząc  na  buta  Ewki
i puściła do niego oczko.

–  To  mój  but,  Julka,  nie  krasnoludek,  a  z  tobą  to  trzeba  na

psychiatrię jechać.

– Na psychiatrię to jutro, a dziś to na zdrowie! A krasnal już od

hotelu jedzie na twoim bucie, a ty go w ogóle nie zauważyłaś, także
nie  wiem,  kto  tu  jest  nienormalny  i  na  psychiatrię  potrzebuje.
A  teraz  mi  jeszcze  powiedział,  że  mam  rację  i  ty  to  się  po  prostu

bawić nie umiesz, jak nie masz komu doszczypywać, a że nie ma tu
Koguta, biedaka, to doszczypujesz mi, bo wiesz, że ja jestem twoją

najlepszą kumpelą i wszystko ci wybaczę.

– Nieprawda – ani jedno, ani drugie! – niemal krzyknęła Ewka.

background image

– To pokaż!

– Że nieprawda?

– Taaa! Tu masz i pij, składam w twoje dłonie butlę najlepszego,

czerwonego,  pięcioprocentowego,  hiszpańskiego  wina,  na  jakie

mnie stać, i plastikowy kubeczek – zachęcała Julka.

–  Kubeczka  nie  potrzebuję  –  zdecydowała  Ewka  i  pociągnęła

równo  z  butelki.  Zrobiła  zadowoloną  minę  i  podała  butelkę
dziewczynom.  –  To  będzie  świetna  impreza!  –  Uśmiechnęła  się  już

pełną gębą.

– Zajebista! – poprawiła ją Julka.

– Zajebista! – zawtórowała Mal.
–  Zajebista!  –  dołączyła  Ewka,  przewróciła  jeszcze  raz  oczami

i roześmiała się głośno.

Kiedy dziewczyny opróżniły butelkę, Ewce i Mal dość porządnie

szumiało  w  głowach  i  były  w  świetnych  humorach.  Julka  oprócz
dobrego  nastroju  miała  pełno  energii  i  czystego  zajoba.  Wymyśliła
sobie,  że  musi  się  jakoś  przywiązać  do  barierki,  żeby  jej,  jak
stwierdziła:  „nawet  wołami  stąd  nie  mogli  odciągnąć,  a  co  dopiero

zwariowanymi  fankami,  bo  ze  mnie  największa  fanka  Iry  jest  na
świecie  i  ani  wół,  ani  inna  fanka  mnie  stąd  nie  odciągnie.  Nie,
żebym  była  złośliwa,  że  przyrównuje  fankę  do  wołu,  bo  mi  się  tak
jakoś  tylko  powiedziało  i,  krasnoludku,  nie  patrz  na  mnie  tak  jak

jakiś  brzydki  krasnolud”.  Po  tym  obfitym  wywodzie  bez  ładu
i składu Julka wyciągnęła ze swoich glanów półmetrową sznurówkę
i przywiązała sobie nią lewą rękę do barierki oddzielającej scenę od
publiczności.  Pilnowała  swojego  miejsca  i  nie  pozwoliła  nikomu
przecisnąć  się  bliżej  sceny,  niż  była  ona  sama.  Stała  dokładnie

naprzeciwko  mikrofonu  ustawionego  na  scenie,  co  oznaczało,  że
będzie  miała  najlepszy  widok  na  wokalistę.  W  parku  zaczęło  się

robić  szarawo,  słońce  pomału  zachodziło.  Pod  sceną  stał  już

ogromny tłum ludzi, od lat trzech do pięćdziesięciu. Wszyscy weseli

background image

i podekscytowani czekali na kapelę.

Wreszcie  na  scenie  błysnęły  światła  i  publiczność  zaczęła

klaskać  i  krzyczeć.  Po  chwili  jupiter  skierował  się  w  prawy  róg
sceny  i  oczom  tłumu  ukazał  się  perkusista,  gitarzyści…  Wokalisty

wciąż  nie  było.  Z  głośników  popłynęły  pierwsze  dźwięki  muzyki

i  wreszcie  oczom  tłumu  ukazał  się  lider  zespołu,  ubrany  cały  na
czarno,  ze  swoimi  seksownie  zmierzwionymi  blond  włosami.
Gadowski  podszedł  do  mikrofonu  stojącego  niecałe  pół  metra  od

dziewczyn i wydarł się swoim rasowym, rockowym głosem: „No, jak
się macie, ludziska!?”.

Julka  krzyczała  z  całych  sił  i  o  mało  nie  padła  z  wrażenia.

Pomyślała, że gdyby w tej chwili umarła i poszła do nieba, to nie ma

dupy, że tam by jej było lepiej niż tutaj teraz, bo tu był facet, który
ryczał  rasowo  po  rockowemu,  aż  dostawała  gęsiej  skórki,  a  tam
u  góry  to  pewnie  idylla  i  nuda.  Kapela  grała,  Gadowski  ryczał,
a  dziewczyny  śpiewały  razem  z  nim,  skakały  i  robiły  zdjęcia.
Muzyka  porażała  pozytywną  energią,  która  raz  za  razem
eksplodowała  w  sercach  i  umysłach.  A  kiedy  doszło  do  piosenki

z  albumu  „Ogień”  i  Julka  usłyszała  słowa  jej  ulubionego  kawałka,
łzy stanęły jej w oczach.

Oczy  Julki  zaszkliły  się  na  maksa  i  wtedy  stało  się  coś,  co

zapisało  się  w  jej  myślach  wiecznym  piórem  pamięci  –  sam  Artur

Gadowski  podszedł  do  barierki,  uklęknął  przed  nią,  powiedział
słodko,  patrząc  jej  w  oczy:  „Nie  płacz,  maleńka”  i  pocałował  ją
w  policzek!  Po  tym  podbiegł  do  mikrofonu  i  zaintonował  utwór
„Bierz  mnie”.  Julka  wiedziała,  że  gdyby  nie  była  przywiązana  do
barierki,  to  w  tej  właśnie  sekundzie  by  zemdlała,  padła  na  twarz

i poszła żywcem do wcześniej wspomnianego nieba. Na świecie nie
znalazłyby  się  słowa,  które  mogłyby  opisać  jej  radość  i  czynność,

jaką  wykonywało  serce  w  jej  klatce  piersiowej.  Wszystkie  motylki,

które  widziała  tego  popołudnia,  znalazły  się  teraz  w  jej  brzuchu

background image

i odstawiały tam pogo. Ewka i Mal patrzyły na nią z rozdziawionymi

buziami i jeszcze szerzej otwartymi oczami.

– Ty szczęściaro!!! Ja pierdolę!!! Ja pierdolę!!! – darła się Ewka,

szczerząc zęby.

– Ja pierdolę!!! – zawtórowała Mal.

Julka  nie  mogła  nawet  mówić,  jej  uśmiech  od  ucha  do  ucha  nie

pozwoliłby  sformułować  i  wypowiedzieć  żadnych  słów,  jej  twarz
była  maską  szczęścia  ozdobioną  ogromnym  uśmiechem,  jak

u  amerykańskich  gwiazd  zafiksowanych  botoksem,  u  niej  zaś  był
zafiksowany czystym i niezmierzonym szczęściem. Teraz nie mogła

przekonać  mięśni  twarzy  nawet  do  tego,  żeby  wykrzyczeć  jej
ostatnio  ulubionym  słowo  „zajebiście”,  które  skandowało  się  samo

w  jej  głowie.  Najszerszy  uśmiech  świata  pozostał  na  długo
przyklejony do jej twarzy.

Na pożegnanie zabrzmiał utwór „Inny wymiar”, po czym kapela

zniknęła  za  kulisami.  Julka  o  mało  nie  wyszła  sama  z  siebie,  bo
przecież  tak  strasznie  chciała  pobiec  za  kapelą  na  tyły  sceny,  żeby
zdobyć wyśniony autograf i trochę z pogadać, tak jak to zrobiła na

zlocie.  Kto  wie,  może  ją  stamtąd  pamiętali?  Niestety  przed
koncertem  sama  siebie  uwięziła  sznurówką  przy  balustradzie,
o  czym  teraz  sobie  przypomniała,  próbując  biec  za  zespołem.  Ani
tak,  ani  siak  nie  dało  się  rozplątać  sznurówki.  A  im  bardziej  Julka

szarpała się z węzłami, tym bardziej sina robiła się jej ręka. Zespół
już  się  więcej  nie  pojawił,  wszyscy  ludzie  już  się  rozeszli,  a  Julka
i jej dwie przyjaciółki wciąż sterczały pod sceną. Dziewczyny jedna
po  drugiej  próbowały  rozwiązać  supły,  ale  za  cholerę  się  nie  dało.
Julka  zaczęła  wierzgać  nogami  jak  młody  źrebak  i  przeklinać  ile

wlezie.  Prawie  kopnęła  Ewkę,  za  co  przeprosiła,  tłumacząc,  że  za
nią  stoi  obrzydliwy  troll,  naśmiewa  się  z  niej  i  stroi  głupie  miny.

Uświadomiła  sobie  jednak,  że  chyba  coś  jest  nie  tak,  bo  w  życiu

żadnego  trolla  na  żywo  nie  widziała  i  że  właściwie  trolle  nie

background image

istnieją.  To  był  postęp  i  poprawa  w  zachowaniu,  oznaczające,  że

Julka nie straciła rozumu na zawsze i tabletki pomału tracą na sile,

a  taką  przynajmniej  nadzieję  miała  Ewka.  Po  chwili  i  ją  olśniło
i poszła do namiotu z alkoholem poprosić o nóż. Chłopak za barem

patrzył  na  nią  podejrzliwie,  pewnie  z  racji  tego,  jak  myślała,  że

może czarny ubiór, glany, kolorowe włosy i prośba o nóż nie budzą
zbytniego zaufania u osoby nieznającej klimatów. Ewka postanowiła
wytłumaczyć, na co jej nóż, z najpoważniejszą i najdoroślejszą miną,

na  jaką  ją  było  stać.  Po  jej  tłumaczeniach  barman  patrzył  na  nią
jeszcze podejrzliwiej i postanowił, że noża jej nie da za Chiny ani za

czekoladkę,  którą  proponowała  w  desperackim  akcie  próby
przekupstwa.  Powiedział  jednak,  że  może  iść  z  nią  i  spróbować

pomóc.

Kiedy

Julka

została

uwolniona

z

krepujących

więzów

sznurówkowych  z  pomocą  barmana,  który  już  się  wcale  nie  dziwił,
tylko  wymownie  stukał  w  czoło,  natychmiast  pobiegła  za  scenę,
żeby  sprawdzić,  czy  ktoś  z  kapeli  tam  jeszcze  został.  Ku  jej
wielkiemu  rozczarowaniu  nie  było  już  tam  nikogo.  Z  rozpaczy

dziewczyna  poszła  do  namiotu  i  kupiła  jeszcze  jedną  butelkę  wina.
Z  głośników  popłynęła  rockowa  muzyka,  tym  razem  jednak  z  CD.
Przyjaciółki  usiadły  na  trawie  i  całe  rozanielone  w  ciszy  pociągały
z butelki, która przechodziła z rąk do rąk.

– To było… – zaczęła rozmarzonym głosem Ewka.
– Dokładnie! – potwierdziła Mal.
– Miał nad głową aureolę. To anioł – dodała Julka, a dziewczyny

energicznie  pokiwały  głowami  i  nawet  przez  myśl  im  nie  przeszło,
żeby  powiedzieć  Julce,  że  to  halucynacje.  Wszystkie  jednogłośnie

stwierdziły,  że  Artur  Gadowski  to  wcielenie  czarnego  anioła  i  nie
myślały  tu  o  Lucyferze,  po  prostu  czarny  anioł  brzmiał  im  jakoś

pięknie  i  romantycznie.  Po  kolejnej  butelce  wina  dziewczyny

położyły  się  na  trawie  i  w  ciszy  wpatrywały  się  z  rozmarzeniem

background image

w  gwiazdy.  Niestety  ta  chwila  błogiego  stanu  została  brutalnie

przerwana  słowami:  „Takie  laseczki  to  teraz  tylko  wziąć

i  przelecieć”.  Dziewczyny  podniosły  głowy,  żeby  zobaczyć,  kto
bluzga. Ich oczom ukazało się trzech wyrostków z wyszczerzonymi

w  głupim  uśmiechu  zębami.  Po  jednym  porozumiewawczym

spojrzeniu dziewczyny podniosły się z trawy i ignorując wyrostków,
pozbierały swoje rzeczy i ruszyły przed siebie.

– Ej, no gdzie uciekacie, panienki? Drugich takich jak my tu nie

znajdziecie. Nie chcecie się trochę zabawić?

–  Co,  maluszku,  zgubiłeś  mamusię,  a  chcesz  się  bawić?  –

odparowała Ewka.

– Maluszka chcesz zobaczyć, kociaku? – odpowiedział wyrostek,

a dwóch pozostałych wybuchnęło śmiechem. – Żebyś tylko nie była
zaskoczona  wielkością  –  dodał  i  wystawił  łapsko  do  kolegów,  a  ci
przybili mu piątkę, śmiejąc się wciąż głupkowato.

–  Poczekaj,  jak  już  chcesz  pokazywać,  to  ja  wyciągnę  szkło

powiększające  z  torebki,  żeby  ci  twoi  koledzy  mogli  też  zobaczyć,
bo my nie jesteśmy zainteresowane – skwitowała Ewka.

Chłopak  tym  razem  wkurzył  się  i  z  groźbą  w  oczach  podszedł

bliżej.

–  Wiecie  co,  dziewczyny?  –  przemówiła  teraz  Julka,  patrząc  na

wyrostków. – Ten troll, co się do nas wcześniej przyczepił, wcale nie

jest taki zły, jak myślałyście. To znaczy jest zły, ale nie dla nas, tylko
dla tych, co nas teraz wkurzają. Teraz mi powiedział, że za dziesięć
sekund  kopnie  tego  małego  w  jego  dzwonki,  więc  musimy  się
trochę odsunąć, bo on potrzebuje parę kroków rozbiegu.

Dziewczyny  cofnęły  się  parę  kroków,  a  chłopacy  automatycznie

złożyli  ręce  na  swoich  klejnotach,  rozglądając  się  wokół
podejrzliwie.

– Czegoście się naćpały?! – krzyknął młody, jeszcze raz próbując

zaszpanować przed koleżkami, ale w jego oczach widać było strach,

background image

a głos nie był już taki pewny. – Nienormalne jesteście?!

–  Jesteśmy!!!  –  wydarła  się  Julka,  a  chłopaczek  aż  podskoczył.  –

Troll, bierz go! – krzyknęła znowu, po czym zaczęła odliczać: – Pięć,
cztery, trzy… – chłopacy rozglądali się nerwowo, spoglądając jeden

na  drugiego  –  …dwa,  jeden,  zero!!!  –  Julka  tupnęła  nogą,  a  trójka

chłopaczków pognała przed siebie, aż się za nimi kurzyło.

– Julka, to ty trolle teraz widzisz? – spytała Mal, kiedy przestała

się już rechotać.

– Jednego. Biegnie teraz za tymi palantami. Mam nadzieję, że im

jajka skopie. Za to krasnoludka już nie ma. A taki był ładny.

– Nie wątpię, piękny pewnie był… To co, wracamy już do domu?
– Jasne, dziewczęta moje różowe, kolorowe, ale najpierw muszę

gdzieś  siusiu.  Do  tej  budki  niebieskiej  nie  pójdę,  bo  smrodu  tam
tyle, że wszystkie motylki by popadały, jakby tu były. Chodźmy tam,
do  tego  lasku  bliżej  rzeczki,  jest  więcej  drzew  i  mniej  ludzi.  –
Dziewczyny ruszyły w kierunku lasku, zataczając się lekko, a Julka
śpiewała  sobie  pod  nosem:  –  Nad  rzeczką,  opodal  krzaczka,
mieszkała Kaczka Dziwaczka – a potem wykrzyknęła z radością: – O,

motylki wróciły! Chyba słyszały, że o nich mówiłam. Zajebiście!

–  Ty  się,  Julka,  pobaw  z  motylkami,  a  ja  pierwsza  idę  siku,  bo

przez  szmer  tej  rzeczki  mi  się  strasznie  zachciało.  Dziewczyny!  –
krzyknęła  po  chwili.  –  Jaka  ta  rzeka  jest  dziwna!  Ona  jest

pomarańczowa!

– I ty, Ewka?! – krzyknęła Mal ze strachem w głosie.
– Co ja też? Pomarańczowa?!
– Nie! Czy ty też masz halucynacje!? Bo jak tak, to ja się boję, bo

z dwoma wariatkami ja jedna sobie nie poradzę teraz, bo pijaniuśka

jestem.

–  Ja  nie  mam  halucynacji  Mal,  chodź  tu  i  sama  zobacz.  –  Mal

z  Julką  podeszły  bliżej  do  małej  rzeczki,  która  teraz,  oświetlona

tylko światłem księżyca, wydawała się niemal czerwona.

background image

–  Boję  się  –  mruknęła  Mal.  –  To  jak  w  jakimś  horrorze!  Trzy

dziewczyny w lesie i rzeka krwią płynąca. Ciarki mnie przechodzą.

–  Ależ  z  was  głuptaski  –  podsumowała  Julka.  –  To  wy  nic  nie

czytacie  o  miejscach,  do  których  jedziecie?  A  myślicie,  że  skąd  ja

wiedziałam,  że  w  tym  lasku  będzie  rzeczka,  skoro  ja  tu  nigdy  nie

byłam?  –  Mal  i  Ewka  spojrzały  na  siebie  ze  znakiem  zapytania
w oczach. – No ja wiedziałam, bo to wygooglowałam.

– No to co wygooglowałaś o tej rzeczce? – dopytywała się Ewka.

– Dlaczego woda jest pomarańczowa?

– Bo gleba tu jest pomarańczowa. To znaczy ziemia. Taki rodzaj.

Coś z kwasowością czy co.

– „Czy co” – powtórzyła Ewka kpiąco. – Masz dar do wygłaszania

zawiłych referatów naukowych przeczytanych w sieci.

– Bez kpin, proszę! – obraziła się Julka.
– Dziewczyny, ratunku!!! – Ewa i Julia usłyszały głos przyjaciółki.
– Mal? Gdzie jesteś?! – Wystraszyły się nie na żarty.
– Tutaj, ratujcie! Zapadam się!
Ewka i Julka zbiegły z małego kopczyka w dół na brzeg rzeczki.

Tam  zobaczyły  komiczny  obrazek  –  Mal  ze  ściągniętymi  spodniami
z  jedną  nogą  stała  na  brzegu,  natomiast  jej  druga  noga  ugrzęzła
w rzeczce. Dopiero teraz dziewczyny zauważyły, że woda ma gęstą
konsystencję.

–  Nie  mogę  wyjść.  Pomóżcie,  dziewczyny,  bo  mnie  to  bagno

wciągnie! – błagała Mal.

Ewka  powstrzymując  się  od  parsknięcia  śmiechem  i  próbując

z całych sił, by jej głos brzmiał współczująco, zapytała:

– Jak to się stało?

–  Przykucnęłam…  No  wiecie,  żeby  zrobić  siku.  I  jak  się  już

wysikałam,  to  nie  wzięłam  poprawki  na  to,  że  pijaniuśka  w  trzy

dupy jestem i kręci mi się w głowie. Za szybko się wyprostowałam.

Zachwiało  mną,  zakręciło  i  pociągnęło  do  tyłu.  No  i  zanim

background image

podciągnęłam  gacie,  siedziałam  już  z  tyłkiem  w  czerwonej  wodzie

z  jedną  nogą  wciąż  suchą  na  brzegu!  Przynajmniej  jedna  noga

i  trampek  będą  suche,  więc  szklanka  do  polowy  pełna,  jak  bym  to
optymistycznie  podsumowała,  ale  druga  mokra  i  prawdopodobnie

śmierdząca, więc już nie tak do końca pozytywnie się czuję. Ale co

ja  tu  jakieś  wywody  robię  o  szklankach,  kiedy  mi  w  tyłek  zimno,
serio  dziewuchy,  wyciągnijcie  mnie  teraz,  bo  czuję,  że  się  coraz
głębiej  zapadam  w  to  błoto,  a  z  mokrą  dupą  tu  stać  to  też  nie  jest

Bóg  wie,  jaka  przyjemność.  Chcę  już  iść  do  naszego  pokoju  i  się
wykąpać, wyszorować i przebrać.

Dziewczyny  zaparły  się  i  ciągnęły  przyjaciółkę  z  całych  sił  bez

żadnych  rezultatów,  ślizgając  się  na  błocie.  Na  szczęście  pomimo

halucynacji Julka nie straciła rozsądku i swojej zdolności logicznego
myślenia  w  sytuacjach  kryzysowych  i  wpadła  na  pomysł,  że  ona
przytrzyma  się  drzewa,  złapie  Ewkę  za  rękę,  Ewka  złapie  za  rękę
Mal  i  mogą  ciągnąć.  Zrobiły  właśnie  tak  i  przy  podkładzie  wiersza
Tuwima o rzepce, który recytowała teraz Julka, dziewczyny zaczęły
ciągnąć  i  po  paru  sekundach  zachlupało,  zabulgotało  i  Mal

wystrzeliła z rzeczki jak z procy, powalając kumpele na ziemię.

–  „W  dodatku  cała  w  buraczkach,  taka  to  była  dziwaczka”  –

wyrecytowała Julka, patrząc na prawą nogę Mal, która była mokra
i  powleczona  czerwoną  mazią  i  dziewczyny  zaczęły  się  dziko

rechotać.  Trampek  Mal  ugrzązł  w  błocie  i  mowy  nie  było  o  jego
wyciągnięciu.  Jedna  nogawka  jej  czarnych  dżinsów  była  koloru
pomidorowo-buraczkowego,  przyozdobiona  gdzieniegdzie  jakimś
zielonym, śliskim świństwem.

–  Mal,  jak  ty  wrócisz  bez  buta?  –  spytała  z  troską  Julka.  –

Z takimi spodniami stopa nie ma co próbować, nie ma szansy, nikt
nas  nie  zabierze…  Do  tego,  sorry,  że  muszę  to  powiedzieć,  ale

kwiatkami nie pachniesz… Ale co tam! Noc jest piękna, przejdziemy

się  i  może  po  drodze  pozbędziesz  się  trochę  tego  smrodku,  bo  się

background image

porządnie przewietrzysz!

–  Och,  ja  się  nic  a  nic  nie  gniewam  i  wiem,  że  masz  absolutną

racje. Tylko mnie się takie rzeczy mogą przydarzyć. Jak nie wpadnę
czołem  w  psie  gówno,  to  się  skąpię  w  śmierdzącej  pomidorówce.

Wyglądam pewnie i pachnę, jakby mnie obrzygał jakiś złośliwy troll

– śmiała się Mal.

–  Na  pewno  nie  mój  troll  –  broniła  się  Julka.  –  Mój  pogonił

tamtych wyrostków i już nie wrócił. Mam nadzieję, że nic mu się nie

stało…  Odważny  był,  choć  go  na  początku  nie  lubiłam,  bo  chciał
kopnąć Ewkę…

– Prawda. – Pokiwały głowami dziewczyny, bo, mimo iż wiedziały,

że troll to halucynacja Julki, to wspomnienie o nim i wygrażanie się,

że  skopie  młodym  klejnoty  podziałało,  więc  chciał  nie  chciał  to
właśnie troll je obronił, wymyślony czy nie.

–  To  co,  spadamy  do  hotelu?  –  spytała  Ewka,  szczerząc  zęby

w ogromnym uśmiechu, wywołanym widokiem trampka znikającego
w pomidorówce i wydającego swój ostatni bulgoczący dech.

– Jasne, wracajmy, jest już naprawdę późno.

Zupełnie  nie  przejmując  się  tym,  że  nocne  marki  napotkane  po

drodze  gapili  się  na  dziewczyny  z  otwartymi  buziami,  szczególnie
na  Mal,  która  szła  w  jednym  bucie  z  nogawką  oblepioną
pomarańczowo-czerwoną  mazią,  dziewczyny  szły  radośnie  przez

miasto,  rozmawiając  o  wieczornym  koncercie.  Żeby  Mal  nie  czuła
się  samotna  w  swojej  inności  i  żeby  nie  zwracała  uwagi  tylko  na
siebie,  Ewka  też  ściągnęła  jednego  buta  i  szła  obok  przyjaciółki
w  oczojebnej,  rażącej,  zielonej  skarpetce.  Julka  natomiast  całą
drogę „przefrunęła”. Biegała do przodu i tyłu, zataczała koła wokół

przyjaciółek,  machając  energicznie  rękami  jak  skrzydełkami  i  co
chwilę wykrzykiwała: „Jak motylki, jak motylki”. Wracały do hotelu

pełne  energii,  były  odurzone  klimatem  Krakowa,  jego  pięknem,

zapachem,  stylem  oraz  paroma  butelkami  piwa  i  wina,  nie

background image

zapominając o tabletkach na chorobę lokomocyjną, które wywołały

u  Julki  halucynacje.  Do  hotelu  prowadzili  je  różowy  krasnal  i  troll,

który  wrócił  już  bez  czapeczki.  Pewnie  zgubił  ją  w  walce
z  wyrostkami,  jak  wydedukowała  Julka.  Krasnal  i  troll  szli  zgodnie

noga w nogę i pilnowali, żeby dziewczyny się gdzieś nie zgubiły.

Chłopacy  wrócili  do  hotelu  nad  ranem.  Przed  pójściem  do

swojego  pokoju  wetknęli  jeszcze  głowy  do  pokoju  dziewczyn,  żeby
się upewnić, że te wróciły z koncertu całe i zdrowe. Kiedy otworzyli

drzwi, natychmiast poczuli zapach alkoholu.

–  Wygląda  na  to,  że  nasze  miłe  koleżanki  nieźle  zatankowały  –

stwierdził Kogut.

–  I  kto  to  mówi,  ty  wychlałeś  sam  całą  butlę  wina!!!  –  kpił

Michał.  –  Ciekawe,  co  jutro  z  tobą  będzie.  Masz  szczęście,  że  do
domu  nie  wracamy,  bo  mama  by  cię  za  jajka  na  suchym  drzewie
powiesiła.

– Nawet mi o tym nie wspominaj. Do tej pory pamiętam, jak się

wydzierała, koszmary normalnie mam. Już w życiu się nie upiję tak
jak wtedy, nie ma mowy, aż taki głupi nie jestem i czasami sam się

na swoich błędach uczę. A wino, które dziś piłem, miało tylko pięć
procent.  To  tak,  jakbym  wypił  dwa  piwa,  więc  konsekwencji  jutro
żadnych nie będzie.

–  No,  chodźmy  spać,  chłopaki,  bo  serio  już  mi  się  gęba  rwie  –

ponaglał  kumpli  Radek,  ziewając  szeroko.  –  Dziewczyny  są  całe
i  zdrowe,  troszkę  śmierdzą  alkoholem,  ale  opary  alkoholu  jeszcze
nikomu  nie  zaszkodziły.  Jutro  wskoczą  pod  prysznic  i  będą
świeżutkie, pachnące i wypoczęte. My natomiast jak nie pójdziemy
teraz  spać,  to  jutro  będziemy  jak  zombie,  a  ja  bym  chciał  jeszcze

coś pozwiedzać przed powrotem do domu.

–  Dobra,  już  nie  gdakaj  jak  ta  kwoka,  idziemy  chrapać  –  rzucił

Kogut.

– Kwoka to twoja żona – odciął się Radek.

background image

–  Będzie.  Kiedyś,  w  przyszłości  –  odpowiedział  Kogut.  –  Ale  ja

będę ją pieszczotliwie nazywać moim kurczaczkiem.

Nazajutrz  rano  Michał  obudził  się  pierwszy.  Szybko  wskoczył

pod prysznic i włączył czajnik elektryczny, który był w pokoju, żeby

przygotować herbatę. Korzystając z faktu, że Kogut spał twardo jak

kamień, wygrzebał z plecaka flamaster i namalował na czole brata
motyla.  Potem  obudził  Radka  i  poprosił,  żeby  tamten  mu  nic  nie
mówił. Radek, chichocząc jak mała dziewczynka, obiecał, że ani nie

mruknie,  po  czym  i  on  poszedł  wziąć  prysznic.  Herbata  była  już
gotowa,

Michał

zrobił

kanapki

z

konserwą

turystyczną

i  pomidorami  i  poszedł  obudzić  dziewczyny  na  śniadanie.  Pokój
dziewczyn  śmierdział  jak  gorzelnia,  ale,  o  dziwo,  dziewczyny

wyspane,  rześkie  i  bez  kaca  obiecały,  że  za  piętnaście  minut  będą
na  śniadaniu  w  pokoju  chłopaków,  co  dawało  każdej  pięć  minut
w  łazience.  Po  ekspresowym  prysznicu,  myciu  zębów  i  ubraniu  się
Ewka sprawdziła, czy Julka czuje się na pewno dobrze i nie ma już
halucynacji i dziewczyny zapukały do drzwi pokoju obok.

– Wejść – usłyszały głos Michała.

– Ewka, jak byś mogła, proszę cię, obudź Koguta, bo ja za Chiny

nie mogę – poprosił Michał.

– A czemu ja? Jak ty nie możesz, to i ja nie będę mogła.
–  Ale  ty,  Ewka,  to  co  innego,  bo  dziewczyną  jesteś.  On  na  mój

głos już nie reaguje, tak jak na budzik, przyzwyczaił się, że budzi go
jedno albo drugie, więc i na to, i na to się uodpornił. Ale jak budzi
go mama, to zawsze wystrzeli z łóżka jak z procy, więc myślę, że ty,
jako płeć żeńska będziesz miała na niego taki sam wpływ jak moja
mama.

– Spróbuj jeszcze raz, a jak ci się nie uda, to ja wkroczę do akcji

– zapewniła dziewczyna.

Michał  podszedł  do  łóżka  Koguta  i  swoim  mocnym  głosem

powtarzał:

background image

–  Kogut,  wstawaj!  Kogut!  No  już!  –  Potem  krzyknął:  –  Pali  się,

Kogut, ratunku!!! – Nic, żadnej reakcji. Brat potrząsnął chłopakiem

parę razy, zdzielił go delikatnie w buzię, nadal nic.

–  No  dobra,  już  widzę,  że  nie  działa  –  zgodziła  się  Ewka

i  podeszła  do  łóżka.  –  Artur,  obudź  się,  musisz  już  wstawać  –

powiedziała  przyciszonym  głosem,  a  Kogut  wyskoczył  z  łóżka  jak
poparzony i nieprzytomnie zaczął krzyczeć:

– Mamuś, ale ja nie piłem, serio, tylko trochę, nie krzycz, ja nic

nie  zarzygałem.  –  Paczka  ryknęła  śmiechem,  a  Kogut,  obudziwszy
się już na dobre, pokazał im środkowy palec. – Bardzo śmieszne, ha,

ha,  kumpla  przyprawić  o  zawał  serca  –  powiedział,  ściągając
z  siebie  koszulkę,  w  której  spał,  i  odsłaniając  umięśniony  brzuch.

Ziewając  i  dąsając  się  trochę,  poszedł  w  kierunku  łazienki,
odprowadzany zachwyconym wzrokiem Ewki, który utknął na owym
umięśnionym brzuszku. Wzrok Julki też go odprowadzał, ten jednak
nie  wyrażał  zachwytu,  tylko  zwątpienie  we  własną  poczytalność
i panikę. Julka nie patrzyła na jego umięśniony, płaski brzuch, tylko
na  jego  twarz,  a  konkretnie  na  czoło,  i  z  otwartą  buzią  i  strachem

w oczach wyszeptała:

– O Boże, Ewka, ja chyba wciąż widzę motylki. On ma jednego na

czole!

Mimo pięciokrotnego szorowania czoła mydłem, motylek nie dał

się  zmyć,  ponieważ,  jak  się  wtedy  okazało,  flamaster,  którego  użył
Michał,  był  markerem,  a  nie  zwyczajnym  pisakiem.  Wszyscy
jednogłośnie stwierdzili, że jeden motylek na środku czoła wygląda
dziwnie  i  samotnie,  więc  każdy  z  paczki  domalował  po  jednym
motylku na twarzy i szyi Koguta.

– To dla ciebie, Julka, żeby ci nie było przykro, że już motylków

nie  widzisz.  –  Artur  wyszczerzył  białe  ząbki  w  uśmiechu  i  puścił

oczko do Julki.

–  Och,  dziękuję  ci  bardzo,  przez  chwilę  już  zaczynałam  czuć  się

background image

normalnie, broń Boże – żachnęła się dziewczyna.

Cała paczka gotowa już była do wyjścia. Michał nie mógł spuścić

oczu  z  Julki,  która  założyła  krótką,  letnia  sukienkę,  odsłaniającą  je
długie,  zgrabne  nogi.  Jej  gęste  włosy  były  rozpuszczone,  wiły  się

w pięknych lokach i sięgały pasa, jej oczy lśniły radością i energią,

a  kształtne  usta  co  chwilę  rozciągały  się  w  radosnym  uśmiechu.
Wypad  z  domu,  z  dala  od  krzyków  i  stresu,  zdecydowanie  wpływał
na  nią  pozytywnie.  Wyglądała  niesamowicie,  była  bardziej

rozluźniona i uśmiechnięta, Michał pragnął z całego serca, żeby już
zawsze  była  taka,  żeby  nie  musiała  się  martwić  awanturami

w  domu,  alkoholem  i  niezapłaconymi  rachunkami.  Przysiągł  sobie,
że  jednego  dnia,  jeśli  ona  mu  na  to  pozwoli,  postara  się  zrobić

wszystko,  żeby  jej  życie  było  beztroskie,  a  ona  zawsze  spokojna,
radosna  i  uśmiechnięta,  tak  jak  dziś.  Cała  paczka  zwiedzała  stare
miasto,  rozglądając  się  na  wszystkie  strony,  podziwiając  stare
budynki oraz obrazy miejscowych artystów wystawione na sprzedaż
na  rynku.  Michał  i  Julka  zrobili  sobie  przerwę  i  usiedli  na  brzegu
fontanny.  Mal  z  Radkiem  poszli  do  muzeum,  a  Ewka  i  Kogut

zafundowali  sobie  lody  w  pobliskiej  restauracji.  Kiedy  wracali,
Kogut  leciał  za  Ewką,  krzycząc:  „Oddawaj  mojego  loda”,  a  Ewka
chichocząc  dziko,  biegła  w  kierunku  Julki  i  Michała  z  dwoma
lodami, liżąc jednego i drugiego na zmianę. Oglądając się za siebie,

żeby  zlokalizować  biegnącego  za  nią  Koguta,  nie  spostrzegła,  że
jest  już  bardzo  blisko  fontanny,  i  z  rozmachem  wpadła  na  Michała
i  Julkę  siedzących  na  brzegu,  spychając  w  rezultacie  dwójkę  do
wody. Michał wynurzył się z wody pierwszy i natychmiast wyciągnął
z  fontanny  prychającą  wodą  Julkę.  Kiedy  ta  spojrzała  na  niego,

jeszcze bardziej zaparło jej dech w piersiach. Patrzył na nią z taką
pasją i z takim pożądaniem, że czuła, jak kolana się pod nią uginają.

Dopiero  po  długiej  chwili  wpatrywania  się  w  te  gorące  oczy,

a potem umięśniony tors opięty białą mokrą koszulką, uświadomiła

background image

sobie, dlaczego on tak na nią patrzy. Ona też była mokra, przez co

sukienka oblepiała jej ciało jak druga skóra, a do tego bezwstydnie

prześwitywała.  Julka  czuła,  że  jej  twarz  płonie  rumieńcem
i  automatycznie  skrzyżowała  ręce  na  piersiach,  żeby  zasłonić  je

przed Michałem i spuściła wzrok.

–  Przepraszam  –  wyszeptał  Michał  zachrypniętym  głosem,  co

wywołało u niej przyjemny dreszcz. – Nie chciałem się gapić. Weź to
–  dokończył,  zdejmując  z  siebie  koszulkę  i  obnażając  perfekcyjnie

umięśniony  tors  błyszczący  kropelkami  wody.  –  Moja  koszulka  też
jest  mokra,  ale  nie  prześwituje.  –  Odchrząknął,  a  Julka  poczuła,  że

jej twarz płonie.

Naciągnęła  na  siebie  jego  mokrą  koszulkę  i  odważyła  się

spojrzeć mu w oczy. Jego niesamowite spojrzenie sprawiło, że serce
łomotało  jej  w  klatce  tak  mocno,  że  bała  się,  iż  chłopak  może  to
usłyszeć.  Czuła  miłe  mrowienie  w  całym  ciele  i  fale  gorąca
rozlewały  się  w  miejscu,  o  którym  teraz  nie  chciała  ani  myśleć.
Czuła,  że  Michał  skupia  całe  swoje  jestestwo  na  niej,  jak  by
próbował wejść do jej głowy, odczytać jej myśli, odgadnąć, co teraz

dzieje  się  w  jej  głowie.  Dziewczyna  nerwowo  oblizała  usta  i  wzrok
Michała  automatycznie  skierował  się  na  jej  pełne  wargi  i  tam
pozostał. Jego wzrok niemal ją palił, miała ochotę podejść do niego,
dotknąć  jego  wspaniale  wyrzeźbionego  ciała  i  całować  do  utraty

tchu. Jej sen na jawie przerwał głupi komentarz Ewki:

– No to mamy konkurs mokrych podkoszulków!
Julka zgromiła kumpelę spojrzeniem i poczuła, że robi się jeszcze

bardziej  czerwona.  Ewka  natychmiast  przeprosiła,  mówiąc,  że  nie
chciała  i  to  ta  jej  ślamazarność  i  nieuwaga  i  żeby  Julka  się  nie

gniewała.  Nikt  się  na  Ewkę  nie  gniewał,  ale  Julka  i  Michał  musieli
iść  do  hotelu  się  przebrać.  Szli  w  milczeniu,  ukradkiem  na  siebie

spoglądając.  Julka  wiedziała,  że  jej  uczucia  do  chłopaka  już  nigdy

nie będą czysto platoniczne i nie wiedziała, jak długo jeszcze może

background image

ukrywać,  co  naprawdę  do  niego  czuje.  Za  każdym  razem,  kiedy

spojrzała  na  niego,  jej  ciało  drżało  w  tęsknocie  dotyku.  Kiedy  ich

oczy  się  spotkały,  we  wzroku  Michała  było  coś  dziwnego,  jakby
gniew… Nie, nie gniew, samozaparcie, determinacja i coś jeszcze…

W hotelu Michał uświadomił sobie, że nie wziął od Koguta kluczy

do  swojego  pokoju.  Julka  otworzyła  drzwi  do  pokoju  dziewczyn
drżącymi  rękami.  Michał  stał  tak  blisko,  że  czuła  ciepło  jego  ciała
i  jego  oddech  na  swoim  karku.  Weszli  do  pokoju  i  przy  drzwiach

Julka  ściągnęła  koszulkę,  pozostając  w  mokrej  sukience.  Podała
koszulkę  Michałowi,  najpierw  patrząc  na  jego  pięknie  wyrzeźbiony

brzuch,  a  potem  odważnie  spojrzała  prosto  w  jego  oczy.
W  nerwowym  odruchu  przygryzła  dolną  wargę.  Oczy  Michała

pociemniały, rzucił mokrą koszulkę na ziemię, chwycił Julkę w pasie
i pocałował z taką pasją, że cały świat ustąpił jej spod nóg. Chłopak
przyparł  ją  do  drzwi  swoim  ciałem,  trzymając  w  swoich  silnych
ramionach  i  całował  jej  usta,  z  których  co  chwila  uciekały  jęki
czystej  rozkoszy  i  zaskoczenia.  Jego  ręce  wsunęły  się  pod  mokrą
sukienkę dziewczyny i pieściły jej nagie uda. Julka całą swoją wolą,

którą  utraciłaby  kilka  sekund  później,  odsunęła  Michała  od  siebie
na tyle, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

–  Kocham  cię  –  wyszeptał  Michał  prosto  w  jej  usta,  oddychając

ciężko. – Kocham i już się tego nie boję. I chcę więcej ciebie, twoich

myśli,  twojej  miłości  i  twojego  ciała.  Chcę  ciebie  tak  bardzo,  że  to
aż boli.

– Ja ciebie też kocham – odpowiedziała Julka, nie wierząc, że to

jawa i nie tracąc już czasu na słowa.

Kochali  się  z  pasją  i  miłością,  delikatnością  i  ogniem  i  wreszcie

czuli,  że  wszystko  jest  tak,  jak  być  powinno.  Kiedy  potem  leżeli
wtuleni  w  siebie,  nadzy,  zaspokojeni  i  rozluźnieni,  nie  było  już

w nich wstydu ani wątpliwości, tylko nieziemskie uczucie spełnienia

i miłości. Julka podniosła głowę, oparła brodę na piersiach Michała

background image

i patrząc mu w oczy, spytała:

–  O  czym  myślałeś,  kiedy  szliśmy  do  hotelu?  Było  w  tobie  tyle

gniewu, determinacji.

–  Myślałem  o  tym,  że  mam  świra  na  twoim  punkcie

i  doprowadzasz  mnie  do  szału.  –  Uśmiechnął  się.  –  I  że  jak  ci  tego

nie powiem, to mnie po prostu szlag trafi. I wydawało mi się przez
chwilę,  że  ty  może  czujesz  podobnie…  Sposób,  w  jaki  na  mnie
patrzyłaś…  Nawet  nie  wiesz,  ile  samokontroli  mnie  kosztowało

powstrzymanie się od tego, żeby cię nie wziąć tam, w tej fontannie
i kochać się z tobą na oczach wszystkich ludzi.

– Pewnie by nas aresztowali – roześmiała się Julka. – Tak bardzo

się bałam tego, co do ciebie czuję, a okazało się, że nie było czego.

W życiu bym nie pomyślała, że skończę z tobą w łóżku w Krakowie,
po skąpaniu się w fontannie.

Michał usiadł i z troską i strachem w oczach zapytał:
– Żałujesz? Przepraszam, Julka, nie myślałem, poniosło mnie.
–  Nie  przepraszaj,  Michał,  nie  masz  za  co.  Było  cudownie.  Jak

mogłabym  czegokolwiek  żałować?  Jedyne,  co  mi  się  teraz  wydaje

skomplikowane, to… jak to powiemy pozostałym?

–  Tak,  jak  nam  to  powiedzieli  Radek  i  Mal.  „Zrobiliśmy  to”  –

roześmiał się Michał.

–  Najprostsze  rozwiązania  są  czasami  najlepsze  –  uśmiechnęła

się Julka. – Zrobiliśmy to.


–  O  matko,  to  ja  ostatnią  dziewicą  w  paczce  jestem  –  palnęła

Ewka,  kiedy  Julka  opowiedziała  wieczorem  dziewczynom,  co  stało
się  w  hotelu  tego  popołudnia.  –  Jasne,  dziewczyny  z  kolorowymi

skarpetkami nikt nie chce.

–  Oj,  Ewka,  przestań.  Jasne,  że  faceci  cię  chcą,  ale  chodzi  o  to,

żebyś i ty chciała i żebyś była pewna tego, że chcesz i że ten, kogo

chcesz,  tak  samo  chce  ciebie,  ale  przede  wszystkim  szanuje  cię,

background image

kocha i nie zrobi ci krzywdy – pouczała przyjaciółkę Julka, a Mal jej

przytakiwała.

–  A  mieliście…  no  wiesz,  zabezpieczenie?  Bo  na  ciocię  to  ja

jestem za młoda, a ty to jesteś za młoda na mamę.

–  Jasne,  że  mieliśmy  zabezpieczenie,  noszę  gumki  wszędzie  ze

sobą.  I  Michał  też  miał.  Nie,  żebym  myślała  o  stracie  dziewictwa
albo

je

planowała,

ale

tyle

się

naczytałam

o

seksie,

odpowiedzialności  i  niechcianych  ciążach,  że  parę  miesięcy  temu

pomaszerowałam  do  sklepu  zainspirowana  jednym  artykułem
o  szesnastoletniej,  młodej  mamie,  i  kupiłam  pudełko  prezerwatyw.

Uszy mi o mało nie spłonęły ze wstydu, jak płaciłam przy kasie, ale
potem poczułam się dobrze, dorośle, odpowiedzialnie. Nie ma to jak

odpowiedzialna młodzież – uśmiechnęła się Julka.

–  No,  ciekawe,  kiedy  na  mnie  kolej  przyjdzie.  Na  wszelki

wypadek  możesz  mi  jedną  gumkę  dać,  niech  i  ja  będę
odpowiedzialną członkinią młodzieży.

– Parę i ja ci mogę dać, ale nie bój się, Kogut ma pewnie gumek

na  kartony  –  roześmiała  się  Mal  i  puściła  oczko  do  zaskoczonej

Ewki.

–  A  ty  to  skąd  sobie  myślisz,  że  ja  mam  coś  z  Kogutem?  –

zapytała Ewka.

–  A  stąd  sobie  myślę,  że  widziałam  na  zlocie,  jak  cię  Kogut

przypierał do muru i całował, jakby się miał skończyć świat, a ty się
bynajmniej  nie  opierałaś  –  skwitowała  Mal.  Ewka  chciała
powiedzieć  coś  mądrego  i  uszczypliwego,  ale  nic  nie  przychodziło
jej  do  głowy.  Na  wspomnienie  o  tamtej  chwili  mózg  przestał  jej
pracować  i  poczuła,  że  robi  się  czerwona  jak  burak.  –  „W  dodatku

cała  w  buraczkach”  –  zaśpiewała  Mal,  śmiejąc  się,  a  Ewka  rzuciła
w nią poduszką.

Na  drugi  dzień  rano  nikomu  nie  chciało  się  wracać  do  domu.

Kraków  był  tak  piękny,  czarowny,  klimatyczny…  Julka  i  Michał  nie

background image

odrywali się od siebie ani na sekundę, co chwilę tulili się do siebie,

całowali,  patrzeli  w  oczy,  na  co  Ewka  z  Kogutem  reagowali

komentarzami,  że  od  całej  tej  słodyczy  ich  mdli,  że  jest  im
niedobrze  i  za  chwilę  będą  wymiotować.  Prawda  była  taka,  że

cieszyli się szczęściem Julki i Michała i miło im było patrzeć na ich

miłosne  gruchanie,  jednak  nie  mogli  sobie  odmówić  złośliwych
komentarzy.  Niemało  też  było  gestów  polegających  na  wkładaniu
sobie  palców  do  buzi  i  nadymaniu  policzków  przy  zamkniętych

ustach, sugerujących, że lada chwila puszczą pawia. Jedno i drugie
było przez Julkę i Michała w pełni ignorowane.

Po  powrocie  na  osiedle  wszyscy  rozeszli  się  do  swoich  domów,

oprócz  Julki,  która  poszła  nie  do  siebie,  a  do  Michała.  Nie  chciała

sobie psuć dobrego humoru widokiem, jak przewidywała, bałaganu
w  swoim  domu,  od  dwóch  dni  nieumytych  naczyń  i  pijanych
rodziców  wydzierających  paszcze  w  niebogłosy.  To  ona  zawsze
sprzątała w domu i jej nieobecność pewnie negatywnie odbiła się na
porządku, jaki tam zostawiła, wyjeżdżając na dwa dni.

Pani  Orzelska  powitała  ich  ciepło  i  od  razu  posadziła  do  stołu

w  kuchni,  na  którym  po  paru  minutach  pojawił  się  obiad.  Wszyscy
zabrali

się

za

wcinanie

kotletów

mielonych

z

młodymi

ziemniaczkami,  posypanych  koperkiem  i  polanych  tłuszczem
i  sałatką  z  czerwonych  buraczków.  Pani  Orzelska  obserwowała

trójkę uważnie i jak wszyscy już zjedli obiad, bez ogródek zapytała:

– Zabezpieczacie się, dzieci?
Julce  kompot  śliwkowy,  który  właśnie  piła,  poszedł  nosem

i  dziewczyna  cała  poczerwieniała,  kaszląc  i  prychając.  Michał
uśmiechnął się spokojnie i odpowiedział:

–  Oj,  mamo,  ja  wiem,  że  ty  już  o  wnuczętach  myślisz,  ale  my

najpierw  szkoły  chcemy  dokończyć,  pracę  sobie  znaleźć,  a  potem

będziemy myśleć o dzieciach, jak na nasze pokolenie przystało. Do

naszej  trzydziestki,  a  swojej  pięćdziesiątki  nie  masz  się  czym

background image

martwić ani o czym marzyć, babcią nie będziesz.

–  Julciu,  ja  cię  nie  chciałam  zawstydzać  –  przepraszała  pani

Orzelska.  –  U  nas  o  seksie  rozmawia  się  otwarcie  i  moi  chłopcy
wiedzą  wszystko,  co  powinni  wiedzieć.  Nie  myślałam,  że  tak  cię

speszę.

–  Nie,  nie,  w  porządku  –  odpowiedziała  Julka,  wycierając

rękawem mokrą brodę. – Tylko mnie pani zaskoczyła, tak znienacka
z  takim  tekstem.  –  Wszyscy  przy  stole  się  roześmiali.  –  Skąd  pani

wiedziała?

– Och, od razu po was widać, dzieciaki. Wpatrujecie się w siebie

jak  w  obrazki.  Przedtem  też  to  robiliście,  ale  tak,  żeby  jeden  nie
widział drugiego. Ale ja widziałam i teraz też widzę. Może stara już

jestem, ale niegłupia.

– Niegłupia ty, mamuś, jesteś, niegłupia – skomentował Kogut.
–  Ciebie  się  nikt  o  nic  nie  pytał,  Artur  –  odpowiedziała  pani

Orzelska. – Ale jak się już wtrącasz w rozmowę, to ciebie to też się
tyczy  –  masz  zawsze  dbać  o  swoją  dziewczynę,  traktować  ją
z szacunkiem i się zawsze zabezpieczać.

– Mamuś, ja dziewczyny nie mam.
– Bo skaczesz z kwiatka na kwiatek. A tam ktoś na ciebie czeka

i czeka, ślepaku.

–  Mamo,  ślepak  to  w  bebechach…  Czekaj,  ty  wiesz  o  czymś,

czego ja nie wiem? – zapytał Kogut, patrząc podejrzliwie na mamę,
bo chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że mądra kobieta z niej była,
więc warto było się troszkę popytać.

–  Wszyscy  wiedzą,  Artur,  wszyscy  i  ty  pewnie  też,  ale  boisz  się

przyznać.  My  poczekamy,  bo  cierpliwi  jesteśmy  –  odpowiedziała

Orzelska,  jakby  czytając  w  jego  myślach  i  spojrzała  na  trójkę  przy
stole.

–  My,  czyli  kto?  Normalnie  się  boję,  mamuś.  Ty  do  jakieś  sekty

wstąpiłaś czy co?

background image

– My wszyscy, co tu przy stole siedzimy, i paru innych, których tu

nie  ma.  Ja  nie  lubię  z  tobą  rozmawiać,  jak  się  na  niekumatego

robisz. Nic nie szkodzi, synku, co ma być, to będzie, poczekać tylko
trzeba.  Och,  a  ja  naprawdę  myślałam,  że  inteligentnych  synków

mam  i  koleżankom  się  zawsze  tak  chwaliłam.  Ale  nic  to,  miłość

zaślepia, pewnie dlatego cię troszkę przyciemniło.

– E, mama, ty już nie oglądaj tych młodzieżowych programów, bo

zaczynasz dziwnie mówić – skomentował Kogut.

–  Będę  mówić,  jak  mi  się  podoba.  Dopóki  nie  używam

wulgaryzmów,  synku,  i  wyrażam  się  z  szacunkiem  dla  innych,

przynajmniej tych, którzy na to zasługują, świat się nie zawali, a ty
przywykniesz.  Język  ewoluuje,  zmienia  się.  Nie  myśl  sobie,  że  ja

zostanę  na  tyłach  całego  tego  postępu  jak  jakiś  stary  pierd  –
odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.

–  Jasne,  mamuś,  ty  to  zawsze  z  postępem  idziesz  –  skwitował

Michał i puścił jej oczko.

– Lizacz tyłków – rzucił Kogut, a mama trzepnęła go w głowę.
–  Jak  już  mówiłam,  Kogut,  dzieci  po  głowie  się  nie  bije,  żeby

głupie nie były, ale jak ty głupoty mówisz, to znaczy, że tobie to już
nie zaszkodzi. Przy stole masz się wyrażać, OK? I przy mnie też, bo
tak  nakazuje  szacunek.  A  gdzie  indziej  to  możesz  ludzi
i dupolizaczami nazywać, wtedy mnie to nie obchodzi, bo nie słyszę.

– Mama, matko, ale ty dziś z tekstami jedziesz, już się uspokój. –

Oczy Koguta były jak pięciozłotówki.

– Ja spokojna jestem, spoko, spoko. No, ale jedzcie dzieci już, bo

zbytecznie żuchwy nam chodzą na gadanie, jak tu obiadek stygnie.
Smacznego.

– A że ty mama od pierdów starych ludzi wyzywasz przy stole, to

nie szkodzi?

– Nie wyzywam nikogo. „Stary pierd” to wyrażenie potoczne, a ja

nie skierowałam tego w niczyim kierunku, tylko retorycznie w moim

background image

własnym,  ale  powiedziałam,  że  starym  pierdem  nie  będę,  więc

nawet samej siebie nie urażam.

– Teraz to już, mamuś, dla mnie zbyt skomplikowanie brzmisz. Ja

raczej się skupię na tych buraczkach i przeżuwaniu.

– To najmądrzejsze postanowienie, jakie od ciebie usłyszałam, od

kiedy do domu wróciłeś – uśmiechnęła się Orzelska.

–  Kogut,  my  się  jeszcze  musimy  przygotować  na  dzisiejszy

koncert. I nie przewracaj oczami jak Paris Hilton, nie wykręcimy się

od  tego.  Ja  też  jestem  zmęczony,  ale  obiecaliśmy  właścicielowi
pubu,  to  po  pierwsze,  a  po  drugie  –  on  nam  płaci  –  przypomniał

Michał.

–  Dobra,  dobra,  to  wcinajmy  i  chodźmy  do  garażu  wszystko

spakować. Teraz mi się nie chce, ale nie bój się, jak zaczniemy grać,
to odżyję. I może jakiegoś red bulla sobie walnę, niech mi skrzydeł
doda. Będę jak ten motylek. – Puścił oczko do Julki, a ta zakrztusiła
się po raz drugi.

Julka  wróciła  do  domu  i  mile  się  zdziwiła.  Wszędzie  panował

porządek,  naczynia  były  pozmywane,  zakupy  zrobione.  Do  kuchni

wszedł jej ojciec i ku jej jeszcze większemu zdziwieniu był trzeźwy.

–  Znalazłem  pracę  –  pochwalił  się  na  powitanie.  –  I  to  dobrą

pracę, taką, która mnie interesuje i całkiem dobrze mi płacą, nie to,
co przedtem – człowiek się narobił jak osioł i nic z tego nie miał.

– Super, cieszę się. Ciekawe, jak długo tym razem pociągniesz. –

Dziewczyna nie mogła powstrzymać się od złośliwości.

–  Masz  prawo  tak  myśleć  i  wiem,  że  sobie  zasłużyłem  na  takie

komentarze,  ale,  Julka,  tym  razem  będzie  inaczej.  Ta  praca  jest
naprawdę  dobra,  mam  pod  sobą  ludzi,  tak  jak  kiedyś,  to  ja  mówię

innym,  co  mają  robić,  to  ja  jestem  szefem,  jak  przed  dziesięcioma
laty.

– Przed dziesięcioma laty nie byłeś codziennie pijany…

–  I  o  to  chodzi,  córa.  Wiem,  że  cię  nie  było  tylko  dwa  dni,  ale

background image

w  ciągu  tych  dwóch  dni  wiele  się  tutaj  zmieniło.  Tydzień  temu

miałem  rozmowę  kwalifikacyjną,  ale  nie  mówiłem  o  tym  ani  tobie,

ani  twojej  matce,  bo  nie  myślałem,  że  coś  z  tego  będzie.  Ale
dostałem tę posadę i już pierwszego dnia wiedziałem, że to jest coś,

co  chcę  robić,  i  zrozumiałem,  że  żebym  to  miał,  wszystko  się  musi

zmienić,  bo  nasze  życie  obraca  się  wokół  alkoholu  i  jest  bardzo
smutne… Szczególnie dla ciebie. Kiedyś tak nie było. Nie wiem, czy
ty  to  jeszcze  pamiętasz,  ale  kiedyś  nam  wszystkim  było  bardzo

dobrze. Ja miałem dobrą pracę, a twoja mama nie musiała robić nic,
tylko  opiekować  się  tobą  i  domem.  I,  Julka,  było  nam  naprawdę

dobrze,  było  nas  stać  na  wszystko,  a  my  z  twoją  mamą  nigdy  się
nawet  nie  kłóciliśmy.  Więc  jak  ty  wyjechałaś  dwa  dni  temu,  a  ja

dowiedziałem,  że  dostałem  tę  pracę,  po  trzeźwemu  poszedłem  do
twojej  mamy,  obudziłem  ją  rano,  żeby  i  ona  była  trzeźwa
i  zaczęliśmy  rozmawiać,  wspominać.  Siedliśmy  razem  z  przy  stole,
piliśmy  kawę  zamiast  wódki  i  rozmawialiśmy  po  raz  pierwszy  od
wielu  lat  normalnie,  spokojnie,  bez  oskarżeń  i  wyzwisk,  tak  po
prostu,  od  serca.  Ucieszyła  się,  że  dostałem  pracę,  pochwaliła,

a wiesz, że ona mnie już strasznie długo za nic nie chwaliła, ale też
ja na żadne pochwały sobie nie zasłużyłem. Więc pogadaliśmy, parę
łez  nawet  było  i  zrozumieliśmy,  gdzie  popełniliśmy  błąd  i  dlaczego
wszystko  poszło  nie  tak.  Ja  zacząłem  pić  dziesięć  lat  temu,  bo

straciłem  pracę,  którą  kochałem.  A  twoja  mama  zaczęła  pić,  bo
miała  dość  mojego  użalania  się  nad  sobą,  wiecznych  problemów
finansowych  i  mojego  picia,  a  jak  kogoś  nie  możesz  zwyciężyć,  to
się do niego przyłączasz. No i twoja mama przyłączyła się i piliśmy
razem, ale nie trwało to długo, bo nasze popijawy zawsze kończyły

się  kłótniami,  ale  o  tym  sama  dobrze  wiesz.  Jednak  i  twoja  mama
zdążyła  się  już  niestety  wciągnąć  i  zaczęła  popijać  z  sąsiadkami,

potem  po  pracy,  a  później  już  i  przed.  Po  całej  tej  rozmowie,  po

wspomnieniach

oboje

stwierdziliśmy,

że

mamy

problem

background image

i  chcielibyśmy  to  zmienić,  bo  życie  przed  nałogiem  było  dobre

i  chcielibyśmy,  żeby  znowu  kiedyś  takie  było.  Jeszcze  tego  samego

dnia  poszliśmy  do  klubu  AA  i  poprosiliśmy  o  pomoc.  Ja  ci  nie  chcę
nic  obiecywać,  Julka,  bo  wiem,  że  będzie  ciężko,  ale  my  z  mamą

chcemy  się  zmienić  i  chcemy,  żeby  twoje  życie  też  się  zmieniło  na

lepsze, i mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno…

–  Nie  wierzę  ci  –  odpowiedziała  Julka,  nie  zdając  sobie  nawet

sprawy z tego, że wypowiada te słowa na głos.

Czekała  na  tę  rozmowę  i  na  tę  obietnicę  od  dziecka.  Niektóre

dzieci  marzyły  o  drogich  zabawkach,  zwierzątkach,  wyjazdach  do

Disneylandu,  a  ona  marzyła  tylko  o  tym,  żeby  rodzice  przestali  pić
i żeby w domu znów był spokój. Chciała normalnego życia, chciała

mieć  rodziców  w  domu,  a  nie  dwóch  pijaków,  którymi  ona  musiała
się  zajmować.  Chciała  mieć  życie  bez  strachu,  bez  chodzenia  na
paluszkach,  bo  rodzice  pijani  i  jak  ich  obudzi,  to  będzie  awantura.
Chciała  mieć  pewność,  że  lodówka  zawsze  będzie  pełna,  a  ona  nie
będzie  musiała  w  sklepie  prosić  o  towar  na  kreskę,  nie  wiedząc,
kiedy  będzie  mogła  te  pieniądze  oddać.  Chciała  też  chodzić  spać

z gwarancją, że prześpi całą noc w swoim łóżku i nie będzie musiała
uciekać w nocy do Michała, bo matka albo ojciec przyszli pijani nad
ranem i zaczęli się awanturować, budząc ją i sąsiadów. Te normalne
dla innych rzeczy dla niej były marzeniem, które, jak myślała, nigdy

się  nie  spełni.  A  teraz  ojciec  mówi,  że  będzie  próbował  spełnić  jej
marzenie o spokoju i stabilności.

– Nie wierzę – powtórzyła, patrząc mu w oczy.
– Rozumiem i mogę powiedzieć tylko jedno: zrobię wszystko, co

w mojej mocy, żeby przestać pić i zmienić nasze żałosne życie.

W  tej  chwili  do  domu  wróciła  mama  Julki.  Kobieta  wyglądała

jakoś  inaczej,  jej  uśmiech  był  wyraźny  i  serdeczny,  kiedy  witała

Julkę, a jej ruchy płynne i pewne.

– Mamo, ty też jesteś trzeźwa – powiedziała dziewczyna i już nie

background image

panowała  nad  emocjami,  zaczęła  płakać  jak  małe  dziecko  i  długo

nie  mogła  przestać.  Tulona  przez  matkę  i  ojca,  po  raz  pierwszy  od

dziesięciu  lat,  czuła  się  zakłopotana,  zawstydzona  i  nie  na  swoim
miejscu,  ale  pomału  zaczęła  wierzyć,  że  być  może  oni  naprawdę

wreszcie zrozumieli, że ich życie było piekłem i że może naprawdę

będą  próbowali  je  zmienić.  Płacz  oczyszczał  i  rozluźniał,  a  ona
z każdą łzą czuła coraz więcej nadziei i siły.

Koncert  chłopaków  był  świetny  i,  ku  ich  wielkiemu  zdziwieniu,

po zejściu ze sceny podszedł do nich młody mężczyzna, którego od

razu  poznali,  bo  widzieli  go  parę  razy  w  gazetach,  a  może  nawet
i w telewizji. Był menedżerem dwóch popularnych rockowych grup

w Polsce. Nie wierzyli własnym uszom, kiedy Robert, bo tak miał na
imię  menedżer,  powiedział,  że  właściciel  baru  zadzwonił  do  niego
parę tygodni temu (podobno byli rodziną) i przez telefon umożliwił
mu  słuchanie  ich  koncertu.  Powiedział  też,  że  mają  dobre
brzmienie,  świetnie  wyglądają  i  chciałby  ich  zaprosić  do  swojego
studia  nagraniowego,  żeby  zobaczyć,  co  by  się  mogło  dać  z  nimi

zrobić.  Cała  paczka  stała  z  rozdziawionymi  buziami  i  nikt  nie
powiedział  ani  słowa,  nikt  nie  mógł  uwierzyć  w  to  co  słyszał.
W  dobie  Idola  i  innych  konkursów  odkrywających  talenty  ktoś  taki
jak  Robert  przychodzi  do  baru,  w  którym  oni  grają,  żeby  ich

posłuchać  i  mówi  im,  że  są  dobrzy!  To  graniczyło  niemal  z  cudem
albo  wygraną  w  Lotto.  Paczka  nie  posiadała  się  ze  szczęścia!  Po
pierwszych  emocjach  i  radosnych  okrzykach  oraz  klepaniu  się  po
plecach Kogut pociągnął Ewkę za rękę i wyprowadził z pubu. Kiedy
już  byli  na  zewnątrz,  przyciągnął  ją  do  siebie  i  pocałował  tak,  że

ziemia usunęła się jej spod nóg.

–  Kogut,  co  ty  robisz,  wariacie?  –  spytała,  próbując  złapać

oddech.

–  To,  co  powinienem  zrobić  już  dawno  –  odpowiedział  i  znów

background image

przyciągnął ją do siebie.


Document Outline