background image

Pedagogika, a tym samym etyka zawodu pedagoga, nie jest, wbrew potocznemu mniemaniu, 
dziedziną ważną jedynie dla specjalistów. Każdy z nas na pewnym etapie życia podlega 
oddziaływaniom wychowawczym, ponadto zaś większość z nas zostaje prędzej czy później 
rodzicami, pełniąc samemu funkcję wychowawcy. Można się wprawdzie spierać o potrzebę 
wyodrębnienia z etyki wychowania "etyki rodziców" (jako wychowawców), wydaje się jednak, że 
zdecydowana większość uwag odnoszących się wychowania "instytucjonalnego" zachowuje 
ważność także do działań wychowawczych podejmowanych przez rodziców (choć nie zawsze 
odwrotnie). W podręcznikach dla pedagogów podkreśla się także, że szkoła powinna podejmować 
działania wychowawcze wspólnie z rodzicami, co także podważa zasadność odrębnego traktowania 
pedagogiki "instytucjonalnej" i "pozainstytucjonalnej" (oraz, odpowiednio, rozważań etycznych). 
Jeżeli ponadto zgodzimy się, że wychowanie jest kształtowaniem człowieka, to tym samym 
włączymy w zakres rozważań etycznych związanych z wychowaniem także refleksję nad 
wychowawczą funkcją kultury. Zakładając ponadto, że każdy z nas jest wychowawcą także dla 
samego siebie, odkryjemy istnienie rozmaitych konfliktów pomiędzy akceptowanym przez nas 
ideałem człowieczeństwa, do którego dążymy poprzez samowychowanie, a oddziaływaniem 
różnorodnych czynników kulturowych czy społecznych. Niniejsza praca jest poświęcona właśnie 
tego rodzaju zagadnieniom i chociaż odnosi się ona głównie do wychowania "instytucjonalnego", a 
więc takiego, gdzie istnieje ścisłe rozróżnienie pomiędzy wychowawcą a wychowankiem, to 
zawarte w niej uwagi zachowują ważności także dla innych rodzajów wychowania. 

Kluczowym z punktu widzenia etyki wychowania pytaniem jest pytanie o kierunek rozwoju 
człowieka. Pytanie to można z kolei rozumieć dwojako: bądź jako pytanie o teorię wychowania i 
rozwoju, którą wychowawca będzie stosować w praktyce, bądź jako pytanie o ostateczny cel 
wychowania, czyli o pewien ideał człowieczeństwa [1]. W ten ogólny wzorzec człowieka wpisany 
jest zarówno określony ideał moralny, jak i określony światopogląd [2]. 

W systemach demokratycznych ideał wychowania nigdy nie jest sformułowany wystarczająco 
precyzyjnie, aby na jego podstawie możliwe było podejmowanie działań wychowawczych wobec 
poszczególnych wychowanków. Wychowanie bowiem ze swej istoty jest skierowane zawsze ku 
konkretnej jednostce (wychowankowi) - i przez konkretną jednostkę (wychowawcę) jest 
podejmowane. Do jego istoty należy zatem relacja pomiędzy dwoma podmiotami, dzięki czemu, 
mówiąc językiem dzisiejszej antropologii filozoficznej, wytwarza się pole do dialogu. 

Zdaniem wielu autorów, dialog ów powinien stać się podstawowa formą oddziaływania 
wychowawczego. J. Tarnowski określa dialog jako spotkanie dwóch podmiotów, którego 
rezultatem jest wzajemne ubogacanie się [3]. A. Skowronek zwraca uwagę, że postawa otwartości 
na dialog z drugim człowiekiem jest przede wszystkim postawą etyczną. Wymaga ona otwartości 
("wsłuchania się" w drugiego człowieka i udzielenia odpowiedzi), odpowiedzialności, gotowości do 
wewnętrznej przemiany samego siebie, tolerancji, uczciwości itd. [4]. Dodać można, że dla 
wychowawcy postawa ta oznacza także umiejętność zaufania wychowankowi, uwierzenia, że 
potrafi on sam pokierować sobą w oparciu o zasady i wartości przekazane przez wychowawcę. 

Uwagi te wydają się być słuszne, nie określają one jednak w sposób pełny jednak istoty relacji 
wychowawczej, która wykracza poza "spotkanie dwóch równoprawnych podmiotów". W wielu 
sytuacjach (np. w procesie wychowania dzieci i młodzieży) wychowanek nie uświadamia sobie 
istoty oddziaływania wychowawczego, więc w pewnym wymiarze jest dla wychowawcy 
"przedmiotem" wychowania. Warto dodać, iż takie przedmiotowe traktowanie (związane, jak się 
wydaje, z paternalistycznym stylem wychowania) może wywołać w nim przekonanie, iż ostateczną 
miarą dobra i zła jest pochwała lub dezaprobata autorytetu czy opinii społecznej. 

Oczywiście w miarę dojrzewania wychowanka ów przedmiotowy wymiar wychowania powinien 
stopniowo zanikać, choć pozostaje sprawą dyskusyjną, czy wychowawca jest w stanie (i czy 

background image

powinien) wyzbyć się przeświadczenia, iż wychowanek pozostaje w jakimś sensie zależny od jego 
pracy pedagogicznej, jest więc "przedmiotem" określonych zabiegów, nie zaś podmiotem, 
podejmującym decyzje dotyczącego samego siebie w sposób autonomiczny [5]. Uzasadniona 
wydaje się także teza, iż wraz z dojrzewaniem wychowanka oddziaływanie ze strony wychowawcy 
powinno zostać zastąpione pracą wychowanka nad samym sobą, a więc samowychowaniem. 
Relacja podmiotowo-przedmiotowa nie zanikałaby wraz z dojrzewaniem wychowanka (i postępem 
pracy wychowawczej), ponieważ wychowanek stawałby się sam dla siebie wychowawcą, byłby 
zatem równocześnie podmiotem i przedmiotem wychowania. 

Problem ten należy wprawdzie raczej do antropologii filozoficznej niż do etyki wychowania, 
wspominam jednak o nich, ponieważ od odpowiedzi na pytanie o to, kim jest człowiek, zwłaszcza 
zaś, kim jest człowiek w spotkaniu z drugim człowiekiem, zależy określenie stopnia autonomii 
wychowanka w procesie pedagogicznym. 

Kolejną kwestią jest pytanie o moralna prawo wychowawcy do ingerowania w rozwój 
wychowanka, a więc w pewnym sensie do decydowania o tym, jakim człowiekiem wychowanek 
stanie się w przyszłości. Wypada się przede wszystkim zastanowić, czym w gruncie rzeczy jest 
dobry wychowawca. Z pewnością bowiem nie jest on i być nie może tym, czym jest dobry polityk, 
biznesmen, lekarz czy nawet nauczyciel. Rezultatów pracy wychowawczej nie da się zbadać i 
ocenić przy pomocy kwestionariusza - owym "rezultatem" jest zawsze drugi człowiek i nawet jeżeli 
spełnia on oczekiwania pokładane w nim przez wychowawcę, to nigdy nie sposób określić, jaki 
wpływ na ów wychowawczy sukces ma wychowawca, a jaki inne czynniki. Dlatego też jedynie w 
ograniczonym zakresie stosują się do wychowawcy słowa Sokratesa, który doradzał, by 
doskonałość w jakiejś dziedzinie życia osiągać poprzez trening: "jeżeli tylko pod jakimś względem 
pragniesz uchodzić za dobrego człowieka, pod takim staraj się rzeczywiście nim być. Wszystkie 
bowiem zalety ludzkie, jeżeli je zbadasz dokładniej, rozwijają się dzięki nauce i gorliwym 
ćwiczeniom" [6]. Wychowawca nie może oddawać się "gorliwym ćwiczeniom" na powierzonym 
jego pieczy wychowanku. 

Czy zatem istnieją moralne przesłanki uprawniające wychowawcę do kierowania rozwojem 
drugiego człowieka? Niektórzy etycy zwracają uwagę, że praca wychowawcza powinna być 
wspólnym zdążaniem do określonego celu. Stanowisko to głosi, iż nie tylko wychowanek, ale także 
wychowawca podlega procesowi wychowawczemu i że nad wychowawcą ciąży ten sam obowiązek 
doskonalenia się, który spoczywa także na wychowanku. Jak zauważa A. Skreczko, wychowanie 
polega w dużej mierze na wzbudzeniu w wychowanku woli samowychowania [7], a wolę tą można 
skutecznie rozbudzić jedynie poprzez osobiste świadectwo wychowawcy. Wbrew pozorom ten 
ostateczny cel pracy wychowawczej jest bardzo trudny do osiągnięcia. Jak zauważa L. Witkowski, 
"najtrudniej jest walczyć o uznanie siebie samego przez siebie samego" [8]. 

Także Jan Paweł II w wygłoszonym w 2002 roku w Watykanie przesłaniu do uczestników XXV 
Kapituły Generalnej Towarzystwa św. Franciszka Salezego (a więc zgromadzenia założonego w 
celu pracy z dziećmi i młodzieżą) podkreśla znaczenie osobistego przykładu wychowawcy: 
"Starajcie się być wychowawcami prowadzącymi młodzież do świętości, praktykując tę oryginalną 
pedagogię radosnej i pogodnej świętości, która was wyróżnia. Bądźcie otwarci i opiekuńczy, w 
każdej sytuacji postępujcie tak, aby młodzież, widząc przykład, jaki dajecie waszym życiem, 
zadawała sobie pytanie: Chcesz zostać świętym?" [9]. Także Roman Ingarden podkreślał, że dobry 
wychowawca potrafi łączyć swoje słowa z osobistą postawą moralną [10]. 

Ideał wychowawcy zmierzającego wspólnie z wychowankiem dla wspólnego dla nich obu celu 
pozwala zarazem uniknąć pokusy przekształcenia pracy wychowawczej w płytkie moralizatorstwo i 
zbiór oderwanych od realiów życia codziennego postulatów, które różnymi metodami usiłuje się 
narzucić wychowankom. Z tego powodu w zawodzie wychowawcy bardziej niż w jakimkolwiek 

background image

innym ważne jest powołanie [11]. Dlatego aktualna pozostaje opinia Karla R. Poppera, który 
zapytany o skuteczny sposób reformy systemu oświaty w Austrii odpowiedział, że warunkiem 
udanej reformy jest umożliwienie odejścia z zawodu tym wszystkim, którzy znaleźli się w nim z 
różnych przyczyn i którym brak powołania. 

Problemem związanym ze społecznymi oczekiwaniami wobec instytucji wychowawczych jest 
kwestia zakresu pracy wychowawczej. Francuski teoretyk wychowania, M. Philippe, wskazuje, że 
przedmiotem wychowania jest cały człowiek we wszystkich aspektach jego egzystencji, co 
powoduje powstawanie szeregu konfliktów w procesie wychowawczym. W ten sposób określa 
przedmiot wychowania także pedagogika chrześcijańska. O tym, że przedmiotem wychowania jest 
cały człowiek, mówi także np. encyklika Piusa XI Divini illius magistra (O chrześcijańskim 
wychowaniu młodzieży
). W encyklice tej Pius XI stwierdza także, że wychowanie nie jest dziełem 
jednostki, lecz całego społeczeństwa, przy czym prymat prawa do wychowania posiada rodzina, 
następnie Kościół na końcu państwo [12]. Z kolei Jan Paweł II w przemówieniu skierowanym do 
uczestników sympozjum Wyzwania edukacji wskazywał, że "edukacja musi być rozumiana jako 
dążenie do pełnego i harmonijnego rozwoju osoby, kształtowanie dojrzałej świadomości moralnej, 
która pozwoli rozpoznawać dobro i odpowiednio postępować, a także jako uwrażliwienie na 
wymiar duchowy dorastającej młodzieży" [13]. 

Założenie to jednak jest słuszne co najwyżej jako pewien ideał wychowania, jest ono bowiem zbyt 
ogólne, by mogło stać się podstawą pracy wychowawczej. Innymi słowy, mimo że przedmiotem 
wychowania jest zawsze cały człowiek, to jednak przedmiotem świadomych, celowych zbiegów 
wychowawczych są wybrane fragmenty, czy tez sfery funkcjonowania wychowanka. Także z tego 
powodu jest rzeczą niezmiernie istotną, aby wychowawca wychowywał przede wszystkim własnym 
przykładem - jedynie w ten sposób ma on możliwość kształtowania całego człowieka. 

Kształtując charakter i osobowość młodego człowieka, wychowawca kształtuje także w pewnym 
sensie jego przyszłe czyny. Dlatego wielu reformatorów społecznych przywiązywało tak wielką 
wagę do wychowania młodzieży właśnie dlatego, że w wychowaniu widzieli oni skuteczny sposób 
zmieniania rzeczywistości społecznej. Zakres i skuteczność wychowania jako metody reform 
społecznych staje się jednak problematyczny, jeśli uświadomimy sobie, że wychowanie nie 
przebiega w społecznej i kulturowej próżni, lecz odbywa się zawsze w określonym środowisku, 
które rzutuje na proces wychowawczy w sposób trudny do określenia. Oddziaływanie owych 
bezosobowych sił jest trudne do przezwyciężenia nawet wtedy, gdy wychowawca zdaje sobie 
sprawę z jego istnienia i stara się mu przeciwdziałać. Francuski filozof, Maurice Philippe, zwraca 
uwagę, że znaczna część problemów etycznych, przed jakimi stają w codziennej praktyce 
nauczyciele i wychowawcy, wynika z różnorodnych oczekiwań odnośnie wychowania. Pedagog 
musi stawić czoła sprzecznym niekiedy oczekiwaniom ze strony społeczeństwa, państwa, rodziców, 
pracodawców, wreszcie samych uczniów. Podstawowym dylematem związanym z tymi 
oczekiwaniami jest konieczność dokonywania ciągłych wyborów i określania kompromisów 
pomiędzy spełnieniem tych oczekiwań i przygotowaniem młodego człowieka do pełnienia 
określonych ról społecznych, a wychowaniem do godnego i pełnego przeżywania swego 
człowieczeństwa. Sytuacja ta może rodzić w wychowawcy poczucie wewnętrznego konfliktu 
pomiędzy osobistym systemem wartości, a systemem narzuconym z zewnątrz [14]. 

Z drugiej jednak strony pamiętać należy, że znaczna część wspomnianych konfliktów stanowi 
przejaw faktu, że współczesna kultura charakteryzuje się nieporównanie większym zakresem 
wolności niż kiedykolwiek przedtem. Wolność ta dotyczy nie tylko sfery wartości, zasad i 
poglądów, lecz także możliwości zmiany (lub porzucenia) religii, kraju zamieszkania, uprawianej 
profesji itp. [15]. Wydaje się także, że charakterystycznym rysem współczesnej kultury jest nie tyle 
możność, co konieczność samodzielnego wyboru. Z tego punktu widzenia moralnym obowiązkiem 
wychowawcy nie jest rozwiązywanie konfliktów, lecz wdrożenie wychowanków do życia w 

background image

świecie, który ustawicznie zmusza do dokonywania autonomicznych wyborów. 

Kwestią nastręczającą poważnych trudności etycznych jest pytanie o dopuszczalność przymusu i 
sposób stosowania kar. Większość pedagogów wydaje się przyjmować pogląd, iż kary są w 
procesie wychowawczym nieodzowne, jednak zawsze powinny one służyć określonemu celowi i 
nie wiązać się z upokorzeniem wychowanka (takim upokorzeniem są zaś bez wątpienia kary 
cielesne). Kary nie mogą być zatem wymierzane w złości i muszą być stosowane z umiarem, tak 
aby kara była zawsze adekwatna do przewinienia. Wychowawca nie może zapominać, iż jego 
wychowanek jest osobą obdarzoną godnością - stosując kary, nie może tej godności niszczyć [16]. 
Stosowanie kar wiąże się także z jednej strony z problemem wolności, a z drugiej - z problemem 
zaufania do wychowanka. Wychowawca powinien widzieć w wychowanku istotę ludzką obdarzoną 
wolnością, a w pewnym sensie na tę wolność skazaną. Zastępowanie autentycznego wychowania 
wychowawczym drylem niszczy w wychowanku umiejętność korzystania z tej wolności i wyrabia 
w nim nawyk bezmyślnego cedowania własnej wolności na różnego rodzaju autorytety. 

Odmianą pracy wychowawczej jest resocjalizacja. Wiążą się z nią problemy etyczne pod wieloma 
względami podobne do problemów związanych z psychoterapią [17]. Wynika to z faktu, iż 
resocjalizacja dotyczy osób obciążonych różnymi społecznymi patologiami, którym często 
towarzyszą zaburzenia psychiczne. Psychoterapia stanowi wówczas jedną z podstawowych metod 
resocjalizacji (np. w leczeniu uzależnień). W przypadku osób skazanych wyrokiem sądu nie ma 
także mowy o dobrowolności resocjalizacji. 

Możliwe są także dwa różne podejścia do resocjalizacji. Można przede wszystkim traktować 
resocjalizację jako przykrą konieczność przywracania społeczeństwu osób, które z pewnych 
przyczyn znalazły się poza nim i w związku z tym stanowią rodzaj społecznych i cywilizacyjnych 
"odpadów". Zgodnie z tym podejściem, osoby społecznie niedostosowane poddawane są 
resocjalizacji nie dla ich własnego dobra, lecz dla dobra społeczeństwa, które musi jakoś poradzić 
sobie z własnymi "odpadami". Tego rodzaju podejście przeważało w pedagogice jeszcze w 
pierwszej połowie XX wieku. We współczesnej pedagogice dominuje natomiast podejście 
odmienne: osoby wymagające resocjalizacji traktowane są tutaj jak pacjenci, którym należy pomóc, 
a przez resocjalizację rozumie się "pomoc innym, młodszym, słabszym i mającym głębokie 
przeświadczenie, że w każdym młodym człowieku tkwią rozmaite możliwości twórcze, być może 
zablokowane bądź uśpione, lecz w sprzyjających warunkach obudzone pomogą stworzyć mu nową 
drogę życiową, drogę do, a nie od" [18]. 

Często jednak także w normalnej pracy wychowawczej pedagodzy i nauczyciele stają przed 
koniecznością pracy resocjalizacyjnej. Dzieje się tak wówczas, gdy wychowawca musi naprawiać 
błędy wychowawcze popełnione przez innych opiekunów, zwłaszcza przez rodziców. Ponadto, jak 
zauważa J. Legowicz, także całe grupy społeczne a nawet całe społeczeństwo może wykazywać 
pewien stopień i rodzaj zdeprawowania, z którym wychowawca również musi zmierzyć się w 
swojej pracy. Jako przykład takiego społecznie uwarunkowanego zdeprawowania Legowicz podaje 
przykład rozpowszechnionego w polskim społeczeństwie egoizmu [19]. 

Wychowawca nie może skutecznie realizować programu wychowawczego niezgodnego z jego 
osobistym systemem wartości czy światopoglądem. Uwaga ta jest istotna o tyle, iż cześć polityków 
oczekuje obecnie od instytucji wychowawczych, iż staną się one bezwolnym przedłużeniem władzy 
politycznej, zawsze przecież realizującej "uniwersalne wartości". Z tego właśnie powodu Kazimierz 
Twardowski domagał się bezwzględnego zakazu uprawiania w szkołach agitacji politycznej (oraz 
światopoglądowej neutralności szkoły) [20]. 

Uniknięcie tych konfliktów albo ich pełne przezwyciężenie nie wydaje się możliwe już choćby z 
tego względu, że, jak zauważa W. Łukaszewski, "każda kultura jest także systemem nacisków 

background image

ukierunkowujących człowieka na określone wartości i określone reguły działania" [21]. Dlatego 
utopijne wydają się postulaty J. J. Rousseau, który domagał się "intelektualnej emancypacji", czyli 
takiego kierowania rozwojem młodych ludzi, aby ich rozum uwolnił się od przesądów [22]. Jak 
wiadomo, Rousseau domagał się, by dziecko od najmłodszych lat było przyzwyczajane do 
niezależności od innych ludzi i by równocześnie rozwijano w nim świadomość ograniczeń w 
zaspokajaniu potrzeb materialnych. Wychowanie takie miało prowadzić do ukształtowania 
człowieka wolnego, tzn. nie poddającego się władzy innych (zwłaszcza politycznej i kościelnej 
tyranii). Chcąc uchronić wychowanka przed bezrefleksyjnym przyjęciem poglądów panujących w 
danej grupie społecznej, Rousseau postulował także, by młody człowiek stykał się z otoczeniem 
społecznym odpowiednio późno, gdy będzie już zdolny oprzeć się jego wpływom. 

Poglądy pedagogiczne Rousseau wspierają się zatem na przekonaniu o wrodzonej dobroci 
człowieka. Przekonanie to implikuje z kolei tezę, zgodnie z którą człowiek jest istotą w pełni 
autonomiczną, do swego rozwoju nie potrzebuje wsparcia z zewnątrz, a rola wychowawcy powinna 
ograniczyć się do zapewnienia warunków realizacji tkwiących w nim możliwości. Działanie 
wychowawcy zostaje zredukowane do przekazania określonej wiedzy i umiejętności. Wychowawca 
nie daje wychowankowi niczego ze swego własnego człowieczeństwa i nie ma wpływu na to, jakim 
człowiekiem stanie się jego wychowanek w przyszłości. Może on co najwyżej ułatwić i 
przyspieszyć przejawianie się cech, które prędzej czy później rozwinęłyby się także bez jego 
udziału [23]. 

Według innej koncepcji, wychowanie ma pomóc drugiemu człowiekowi w realizacji jego "istoty", 
która bez tej pomocy nie zostałaby nigdy odkryta. Zakłada się tutaj, że człowiek stanie się w pełni 
autonomiczny dopiero wówczas, gdy rozwiną się w nim określone zdolności i predyspozycji, zaś do 
tego czasu odpowiedzialność za jego rozwój spoczywa na wychowawcy, a szerzej, na całym 
społeczeństwie. Jak pisze L. Witkowski, obowiązkiem społeczeństwa jest dostarczyć jednostce 
"środki i możliwości ułatwiania spełnień i wypełnień egzystencjalnych pustki czy braku (...) 
rozeznawania się w tym, co własne" [24]. Również i ten pogląd oparty jest na przekonaniu, że 
człowiek jest z natury dobry. Twierdzi się tutaj jednak, iż rozwinięcie się w człowieku jego dobrej 
natury jest uzależnione od wsparcia ze strony społeczeństwa. 

Istnieją też koncepcje wychodzące z założenia, że człowiek jest z natury zły i jedynie normy 
narzucane przez społeczeństwo o państwo zapobiegają ujawnianiu się jego prawdziwych, złych 
skłonności. Na tej koncepcji oparta była rozpowszechniona w wielu krajach w pierwszej połowie 
XX wieku pedagogika pracy Georga Kerschensteinera [25]. 

Utopijność tych koncepcji wynika z faktu, że starają się one podać recepty na uformowanie 
nowego, idealnego społeczeństwa, traktując jednostkę co najwyżej jako "ontologiczną podstawę" 
społeczeństwa, nie zaś jako podmiot moralny. Podejście takie daje się zapewne uzasadnić na 
obszarze socjologii, zawodzi ono jednak na terenie pedagogiki, której celem jest określenie relacji 
pomiędzy wychowawcą a wychowankiem, czyli pomiędzy dwoma autonomicznymi podmiotami. 
W procesie wychowawczym można wprawdzie realizować określony ideał człowieczeństwa, ale 
jedynie w oparciu o tą właśnie podmiotową relację. Z punktu widzenia praktyki pedagogiczne 
oznacza to, że wychowawca nie może posługiwać się jedną uniwersalną metodą w stosunku do 
wszystkich wychowanków. Wychowanie powinno wprawdzie opierać się na gruntownej wiedzy 
pedagogicznej, jednak kluczową rolę odgrywa w nim osobiste doświadczenie pedagoga, 
pozwalające każdorazowo dostosowywać działania do niepowtarzalnej sytuacji i osobowości 
każdego z wychowanków. Próba oparcia reform społecznych, zwłaszcza jeśli mają one obejmować 
także sferę moralności, na wychowaniu jest zatem utopią. Sokrates nie był przecież reformatorem 
społecznym, a mimo to stał się dla niezliczonych naśladowców wzorem samodoskonalenia. 

Wspomniałem powyżej, że kultura narzuca jednostce pewien system poglądów i wartości, co 

background image

powoduje powstawanie konfliktów w procesie wychowawczym. Psychologowie społeczni uważają 
jednak, że obiegowe opinie i uprzedzenia można skutecznie zmieniać np. za pomocą 
odpowiedniego ustawodawstwa. Jak zauważa E. Aronson, wiele danych przemawia za tym, że 
przepisy prawa okazują się skuteczniejszym narzędziem zmieniania mentalności niż np. kampanie 
informacyjne, ludzie bowiem na ogół ignorują informacje sprzeczne z ich przekonaniami. Na 
przykładzie zniesienia segregacji rasowej w USA autor ten dowodzi, że zmiana prawa może być 
przyczyną zmiany postaw, przekonanie zaś, że zmiany prawa warto wprowadzać dopiero wówczas, 
gdy zmienią się postaw społeczne, uważa on za bezpodstawne [26]. W podobny sposób można 
zmieniać przekonania dotyczące ról społecznych kobiet i mężczyzn, stosunek do różnych 
mniejszości itp. [27]. 

Oczywiście regulacje prawne nie są jedyną dziedziną, w której państwo (władza polityczna) 
podejmuje działania "wychowawcze" wobec społeczeństwa jako całości. Jest rzeczą oczywistą, że 
cały system edukacji i wychowania podlega kontroli ze strony państwa i jest przez państwo 
sterowany. Taki stan rzeczy skłaniać może do konkluzji, iż skoro państwo rozstrzyga o tym, w 
jakim kierunku będzie podążać wychowanie, to osobista odpowiedzialność zostaje przez to 
ograniczona [28]. Konkluzja taka wydaje się zbyt pochopna. Przede wszystkim jedynie w 
systemach totalitarnych państwo określa pewien pożądany ze swego punktu widzenia wzorzec 
człowieka, którego realizację "zleca" następnie instytucjom wychowawczym. W systemie 
demokratycznym wzorzec taki nigdy nie jest jasno określony i mamy tu raczej do czynienia z 
wieloma konkurującymi ze sobą wzorcami, opartymi zapewne na wspólnej, w większej części 
zresztą etycznej podstawie, a jednocześnie nastręczających wychowawcy szereg trudnych do 
rozwiązania konfliktów. 

Również odpowiedzialność wychowawcy za wychowanka może być rozumiana różnie. 
Wychowanek podlega różnorakim wpływom zamierzonym (rodzina) i niezamierzonym (grupa 
rówieśnicza, media itp.), a kontrola wychowawcy jest pod tym względem ograniczona. Wychodząc 
z założenia, że cześć z tych oddziaływań jest dla procesu wychowania szkodliwa, w pedagogice 
podejmowano próby odizolowania wychowanka od środowiska zewnętrznego. Jednakże - 
abstrahując od faktu, że we współczesnych realiach taka izolacja zwykle nie jest możliwa - wydaje 
się wątpliwe, czy przynosi ona jakiekolwiek korzyści ze względu na ostateczny cel wychowania. 
Podlegając owych różnorodnym, pozytywnym i negatywnym wpływom, wychowanek uczy się 
wszakże dokonywania wyborów, rozróżniania pozytywnych i negatywnych wzorców, a ostatecznie 
odrzucania tego, co okazuje się antywartością. Dlatego we współczesnym, zdominowanym przez 
kulturę masową świecie wychowawca pełni jedynie funkcję drogowskazu wyznaczającego 
właściwy kierunek, a wychowanie sprowadza się do uświadomienia wychowankowi potrzeby 
samodzielnego dokonywania wyborów. Stosowane w procesie wychowawczym kary i nagrody 
powinny służyć temu właśnie celowi i nie mogą przekształcić się w metodę przymuszania 
wychowanka do przyjęcia określonych postaw (to bowiem byłoby równoznaczne z dokonywaniem 
wyborów za wychowanka). Oznacza to, że od wychowawcy możemy oczekiwać jedynie 
odpowiedzialności za samego siebie. Nie jest to tym samym, co odpowiedzialność za podejmowane 
w trakcie procesu wychowawczego działania, gdyż wychowawca jest zobowiązany nie tylko do 
doskonalenia własnych kompetencji zawodowych, lecz także do doskonalenia samego siebie jako 
człowieka.