background image
background image
background image
background image

Tytuł oryginału: School for Good and Evil
Published by arrangement with HarperCollins Publishers
Copyright © 2013 by Soman Chainani
Illustrations copyright © 2013 by Iacopo Bruno
Polish language translation copyright © 2015 by Wydawnictwo Jaguar Sp. Jawna

Redakcja: Urszula Przasnek
Korekta: Aneta Szeliga
Skład i łamanie: EKART

ISBN 978-83-7686-375-7

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2015

Adres do korespondencji:
Wydawnictwo Jaguar Sp. Jawna
ul. Kazimierzowska 52 lok. 104
02-546 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

Wydanie pierwsze w wersji e-book
Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2015

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

background image

Spis treści

1. Księżniczka i wiedźma

2. Sztuka porywania

3. Wielka pomyłka

4. Trzy wiedźmy z pokoju 66

5. Chłopcy wszystko psują

6. Stanowczo zła

7. Wielka Zła i Straszliwa Wiedźma

8. Rybki życzeń

9. Na sto procent mam talent

10. Słaba grupa

11. Zagadka Dyrektora Akademii

12. Fałszywe tropy

13. Sala Udręki

14. Odpowiedź Strażnika Krypty

15. Wybierz swoją trumnę

16. Zdziczały Amor

17. Nowe szaty cesarzowej

18. Karaluch i lis

19. Mam księcia

20. Sekrety i kłamstwa

21. Próba Baśni

background image

22. Sny o nemezis

23. Magia lustra

24. Nadzieja w toalecie

25. Symptomy

26. Cyrk Talentów

27. Niedotrzymane obietnice

28. Wiedźma z Lasu Za Światem

29. Piękne zło

30. Nigdy szczęśliwie

background image
background image

W prastarej puszczy trwa

Akademia Dobra i Zła.

Bliźniacze wieże jak dwie głowy,

Jedna dla szlachetnych,

Druga dla podłych.

Ucieczka z niej niemożliwa.

Jedyna droga wyjścia

W baśni się ukrywa.

background image

1

Księżniczka i wiedźma

background image
background image

O

d  lat  Sofia  czekała  na  ten  dzień,  dzień  w  którym  zostanie  porwana.  Inne  dzieci

z  Gawalonu  kuliły  się  teraz  w  łóżkach,  wiedząc,  że  jeśli  w  ciągu  najbliższej  nocy
Dyrektor  Akademii  je  zabierze,  nigdy  już  tu  nie  wrócą.  Nigdy  nie  przeżyją  swojego
tutejszego  życia  i  nigdy  już  nie  zobaczą  swojej  rodziny.  Śniły  o  czerwonookim
porywaczu w ciele bestii, przychodzącym, by brutalnie tłumiąc ich wrzaski, wyrwać je
z pościeli.

Sofia jednak tej nocy śniła o książętach.
Przybyła właśnie na bal wydany na jej cześć w pałacu. Salę balową zapełniały setki

wielbicieli,  nie  dostrzegła  za  to  ani  jednej  dziewczyny.  Idąc  wzdłuż  stojących
w rzędzie chłopców, pomyślała, że po raz pierwszy widzi takich, którzy naprawdę są
jej  warci  –  mieli  lśniące  i  gęste  włosy,  muskuły  rysujące  się  pod  koszulami,  gładką
i  opaloną  skórę…  Byli  piękni  i  czuli,  tacy,  jacy  powinni  być  książęta.  Ale  kiedy
podeszła do tego, który wydał się jej lepszy od pozostałych – miał intensywnie błękitne
oczy,  nieziemsko  białe  włosy  i  patrząc  na  niego,  słyszało  się:  „Długo  i  Zawsze
Szczęśliwie”  –  nagle  przez  ścianę  do  komnaty  przebił  się  z  hukiem  młot  i  wszyscy
książęta po prostu się rozsypali.

Sofia  otworzyła  oczy.  Do  pokoju  wlewało  się  światło  poranka.  Młotek  był

prawdziwy, ale książęta już nie.

– Ojcze, jeśli nie prześpię dziewięciu godzin, będę miała podpuchnięte oczy.
–  Wszyscy  gadają,  że  zostaniesz  zabrana  w  tym  roku  –  odparł  ojciec,  przybijając

w poprzek okna sypialni krzywą belkę, ledwie widoczną spod kłódek, kolców i śrub. –
Radzili  też,  żebym  ogolił  ci  głowę  i  pomazał  twarz  błotem,  zupełnie  jakbym  wierzył
w  te  bajkowe  banialuki.  Mimo  to  nikt  się  tutaj  dzisiaj  nie  dostanie.  To  pewne.  –  Na
potwierdzenie tych słów raz jeszcze ogłuszająco walnął młotkiem.

Sofia  zatkała  uszy  i  popatrzyła  ze  zmarszczonymi  brwiami  na  okno,  które  bardziej

pasowałoby teraz do chaty jakiejś wiedźmy.

– Kłódki. Czemu nikt wcześniej o tym nie pomyślał?
–  Nie  mam  pojęcia,  dlaczego  wszyscy  uważają,  że  to  będziesz  ty  –  powiedział

ojciec, którego siwe włosy skleił pot. – Jeśli ten cały Dyrektor szuka kogoś dobrego,
zabierze córkę Gunildy.

Sofia znieruchomiała.
– Bellę?
–  To  złote  dziecko  –  potwierdził.  –  Codziennie  przynosi  ojcu  domowe  obiady  do

młyna, a resztki oddaje tej biednej staruszce na rynku.

Sofia  słyszała  w  głosie  ojca  urazę.  Ona  nigdy  nie  ugotowała  dla  niego  posiłku,

nawet  po  śmierci  matki.  Miała  oczywiście  po  temu  dobre  powody,  w  końcu  tłuszcz
i dym mogłyby zatkać pory w jej skórze, ale wiedziała, że to drażliwy temat. Poza tym
to  wcale  nie  oznaczało,  że  ojciec  chodził  głodny.  Proponowała  mu  przecież  swoje

background image

ulubione potrawy: purée buraczane, duszone brokuły, gotowane szparagi czy szpinak na
parze. Nie chciała, żeby napęczniał jak ojciec Belli, który przypominał balon, i dlatego
nie  przynosiła  mu  do  młyna  domowej  potrawki  z  jagnięciny  i  sufletów  serowych.
A jeśli chodzi o biedną staruszkę z rynku, to stary babsztyl mógł sobie gadać, że chodzi
głodny,  a  tak  naprawdę  był  przecież  tłusty.  Jeśli  Bella  odpowiadała  za  to
w  najmniejszym  nawet  stopniu,  to  dowód,  że  wcale  nie  była  dobra,  tylko  raczej
najgorsza na świecie.

Sofia uśmiechnęła się do ojca.
– Tak jak mówiłeś, to wszystko banialuki. – Wstała z gracją z łóżka i zatrzasnęła za

sobą drzwi do łazienki.

Spojrzała w lustro. Brutalna pobudka odcisnęła na jej twarzy swoje piętno. Długie

do pasa złociste włosy nie lśniły tak jak zawsze. Zielone jak jadeit oczy wydawały się
teraz  przygaszone,  a  błyszczące  czerwone  wargi  były  suche  w  dotyku.  Nawet  blask
bijący  z  jej  brzoskwiniowej  skóry  nie  był  taki,  jak  powinien.  Ale  nadal  jestem
księżniczką
 –  pomyślała.  Ojciec  nie  dostrzegał,  że  jego  córka  jest  kimś  szczególnym,
ale  matka  to  widziała.  „Jesteś  zbyt  piękna  dla  tego  świata,  Sofio”  –  powiedziała  na
łożu śmierci. Matka odeszła do lepszego świata, a teraz i Sofia pójdzie w jej ślady.

Dziś  wieczorem  zostanie  zabrana  do  puszczy.  Dziś  wieczorem  rozpocznie  nowe

życie. Dziś wieczorem znajdzie się w swojej baśni.

Teraz musiała zadbać o to, by odpowiednio wyglądać.
Na  początek  wtarła  w  skórę  rybią  ikrę,  która  śmierdziała  wprawdzie  jak  niemyte

stopy,  ale  zapobiegała  trądzikowi.  Następnie  wmasowała  purée  z  dyni,  spłukała  je
kozim mlekiem i nałożyła na twarz maseczkę z melona i żółtka żółwiego jaja. Czekając,
aż maseczka wyschnie, kartkowała książkę z baśniami i powoli sączyła sok ogórkowy,
mający nadać jej skórze delikatną miękkość. Odnalazła swoją ulubioną część, w której
zła  wiedźma  toczy  się  z  góry  w  beczce  nabijanej  gwoździami,  aż  zostaje  z  niej  tylko
bransoleta  zrobiona  z  kości  małych  chłopców.  Patrząc  na  obrazek  przedstawiający
straszliwą  bransoletę,  Sofia  poczuła,  że  jej  myśli  dryfują  nagle  w  stronę  ogórków.
A jeśli w puszczy nie będzie ogórków? A jeśli inne księżniczki zużyją cały zapas? Brak
ogórków! Pomarszczy się, uschnie, będzie…

Drobiny zaschniętego melona spadły na kartkę książki. Sofia odwróciła się do lustra

i  zaniepokojona  dostrzegła  zmarszczki  między  brwiami.  Najpierw  przerwany  sen,
a  teraz  zmarszczki.  Jeśli  dalej  tak  pójdzie,  do  popołudnia  zacznie  wyglądać  jak
starucha. Rozluźniła mięśnie twarzy i przestała myśleć o ogórkach.

Reszta zabiegów pielęgnacyjnych Sofii wystarczyłaby do wypełnienia kilku książek

z  baśniami  (dość  powiedzieć,  że  w  użyciu  były  gęsi  puch,  marynowane  ziemniaki,
końskie  podkowy,  krem  z  orzechów  nerkowca  i  fiolka  krowiej  krwi).  Po  dwóch
godzinach  niezwykłych  starań  Sofia,  ubrana  w  zwiewną  różową  sukienkę,  szklane
pantofelki  na  obcasie  i  z  włosami  zaplecionymi  w  idealne  warkocze,  wyszła  z  domu.

background image

To  był  ostatni  dzień  przed  przybyciem  Dyrektora  Akademii  i  zamierzała  wykorzystać
każdą  minutę,  by  udowodnić  mu,  dlaczego  to  ona,  a  nie  Bella,  Tabita,  Sabrina  czy
jakakolwiek inna podróbka powinna zostać porwana.

Jej  najlepsza  przyjaciółka  mieszkała  na  cmentarzu.  Biorąc  pod  uwagę  odrazę  Sofii

do wszystkiego, co ponure, szare i źle oświetlone, można by oczekiwać, że albo będzie
zapraszać koleżankę do swojego domu, albo znajdzie inną najlepszą przyjaciółkę. Ona
jednak  przez  cały  tydzień  codziennie  wspinała  się  na  szczyt  Cmentarnej  Góry,  nie
zapominając o uśmiechu, ponieważ na tym polegał przecież dobry uczynek.

Aby dotrzeć do cmentarza, musiała oddalić się prawie dwa kilometry od stojących

nad  jeziorem  kolorowych  domków  z  zielonymi  dachami  oraz  skąpanymi  w  słońcu
wieżyczkami  i  zbliżyć  się  do  posępnej  ściany  lasu.  Na  ulicach  rozbrzmiewały
uderzenia  młotków.  Sofia  mijała  ojców  zabijających  deskami  drzwi  i  matki
wypychające  strachy  na  wróble,  a  także  chłopców  i  dziewczęta  skulonych  na
werandach  z  nosami  w  książkach  z  baśniami.  Ten  ostatni  widok  nie  był  niczym
niezwykłym,  ponieważ  dzieci  w  Gawaldonie  miały  niewiele  zajęć  poza  czytaniem
baśni. Dzisiaj jednak Sofia widziała, że ich rozszerzone oczy, w których malowało się
przerażenie,  śledziły  każdą  stronę,  jakby  od  tego  zależało  ich  życie.  Widziała  to  już
cztery  lata  temu,  ale  wtedy  jeszcze  nie  była  jej  kolej  –  Dyrektor  Akademii  zabierał
tylko tych, którzy skończyli dwanaście lat i nie mogli już uchodzić za małe dzieci.

Teraz przyszła jej pora.
Wspinając  się  na  Cmentarną  Górę  z  koszem  piknikowym  w  ręku,  Sofia  poczuła

nagle, że zaczynają ją boleć łydki. Czy aby od tej wspinaczki nogi jej nie pogrubieją?
Wszystkie księżniczki przedstawiane w książkach z baśniami miały idealne proporcje;
grube  łydki  były  tak  samo  nieprawdopodobne  jak  haczykowaty  nos  czy  duże  stopy.
Zaniepokojona  Sofia  postanowiła  zająć  myśli  czymś  innym  –  liczeniem  dobrych
uczynków  zrobionych  poprzedniego  dnia.  A  więc  najpierw  nakarmiła  gęsi  pływające
po  jeziorze  mieszaniną  soczewicy  i  pora  (naturalny  środek  przeciw  zaparciom
powinien  pomóc  po  serze  rzucanym  im  przez  głupkowate  dzieciaki).  Potem
podarowała  miejskiemu  sierocińcowi  domowej  roboty  tonik  z  drzewa  cytrynowego
(ponieważ, jak wyjaśniała oniemiałym opiekunom, „odpowiednia pielęgnacja skóry to
najpiękniejszy z dobrych uczynków”). Wreszcie zawiesiła lustro w kościelnej łazience,
żeby  ludzie  wracający  do  ławek  wyglądali  jak  najlepiej.  Czyż  to  wystarczało?  Czy
mogło  się  z  tym  równać  pieczenie  ciast  i  karmienie  bezdomnych  staruszek?  Jej  myśli
zburzyło  wspomnienie  ogórków.  Może  udałoby  się  przemycić  do  puszczy  własny
zapas. Miała jeszcze dużo czasu na spakowanie się przed zachodem słońca. Ale czy nie
będą za ciężkie? Czy szkoła przyśle własnych lokajów? A może powinna wycisnąć sok
z ogórków, zanim…

– Dokąd idziesz?

background image

Sofia obejrzała się i zobaczyła Radleya, chłopaka z cienkimi rudymi włosami, który

uśmiechał  się  do  niej,  ukazując  wystające  jak  u  zająca  zęby.  Nie  mieszkał  w  pobliżu
Cmentarnej Góry, ale miał w zwyczaju włóczyć się za Sofią od świtu do nocy.

– Z wizytą do przyjaciółki – odparła.
– Dlaczego przyjaźnisz się z wiedźmą?
– Ona nie jest wiedźmą.
– Nie ma przyjaciół i do tego jest dziwaczna. A to znaczy, że jest wiedźmą.
Sofia  powstrzymała  się  od  stwierdzenia,  że  w  takim  razie  on  także  jest  wiedźmą.

Zamiast  tego  uśmiechnęła  się,  chcąc  mu  uświadomić,  że  oto  spełniła  dobry  uczynek,
tolerując jego obecność.

– Dyrektor zabierze ją do Akademii Zła – powiedział Radley. – A wtedy będziesz

potrzebowała nowego przyjaciela.

– On zabiera dwoje dzieci – przypomniała Sofia, zaciskając zęby.
– Drugą weźmie Bellę. Nikt nie jest tak dobry jak ona.
Uśmiech Sofii w jednej chwili zniknął.
– Więc ja mogę być twoim nowym przyjacielem – zaproponował Radley.
– Mam w tej chwili komplet przyjaciół – warknęła Sofia.
Radley poczerwieniał jak malina.
– A tak… ja tylko myślałem… – I uciekł niczym kopnięty pies.
Sofia  patrzyła,  jak  jego  rozczochrana  czupryna  przesuwa  się  w  dół  zbocza.  Teraz

naprawdę  narozrabiałam  –  pomyślała.  Całe  miesiące  dobrych  uczynków
i wymuszonych uśmiechów zmarnowane przez tego kurdupla Radleya. Dlaczego go nie
uszczęśliwiła?  Dlaczego  nie  powiedziała  po  prostu:  „Z  przyjemnością  zostanę  twoją
przyjaciółką!”  i  nie  dała  temu  idiocie  chwili,  którą  mógłby  wspominać  przez  lata?
Wiedziała, że to byłoby rozsądne posunięcie, ponieważ Dyrektor Akademii na pewno
obserwował  ją  równie  bacznie  jak  Święty  Mikołaj  w  noc  przed  Wigilią.  Ale  nie
potrafiła  się  na  to  zdobyć.  W  końcu  ona  była  piękna,  a  Radley  szpetny.  Tylko
niegodziwiec by go okłamywał. Z pewnością Dyrektor to zrozumie.

Sofia pociągnęła za zardzewiałą bramę cmentarną i poczuła chwasty drapiące ją po

nogach. Na szczycie góry widziała omszałe nagrobki wynurzające się ze stert zeschłych
liści.  Przeciskając  się  pomiędzy  grobami  i  spróchniałymi  drzewami,  Sofia  starannie
liczyła  alejki.  Nigdy  nie  patrzyła  na  grób  swojej  matki,  nie  zrobiła  tego  nawet  na  jej
pogrzebie,  i  nie  zamierzała  zmieniać  tego  dzisiaj.  Kiedy  mijała  szóstą  alejkę,  wbiła
spojrzenie w zwieszające się gałęzie brzozy i pomyślała o tym, gdzie znajdzie się już
jutro.

W kępie gęstych krzaków krył się dom – oficjalny adres Cmentarna Góra 1. Nie był

zabity  deskami  ani  zaryglowany  na  głucho  jak  wszystkie  domy  nad  jeziorem,  ale  to
wcale  nie  sprawiało,  że  wyglądał  choć  odrobinę  bardziej  gościnnie.  Schody
prowadzące  na  ganek  lśniły  od  zielonej  pleśni,  uschłe  brzozy  i  pnącza  skręcały  się

background image

wśród  ciemnych  krzewów,  a  spadzisty,  czarny  dach  pochylał  się  niczym  kapelusz
czarownicy.

Wspinając  się  po  skrzypiących  schodach  na  werandę,  Sofia  starała  się  ignorować

odpychający  zapach,  mieszaninę  czosnku  i  woni  mokrej  kociej  sierści,  i  odwracała
wzrok od pozbawionych głów ptaków walających się wokół, bez wątpienia ofiar tego
ostatniego.

Przygotowana na atak zapukała do drzwi.
– Wynoś się – odezwał się opryskliwy głos.
– Tak się nie mówi do najlepszej przyjaciółki? – zagruchała Sofia.
– Nie jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
–  No  to  kto  nią  jest?  –  spytała  Sofia,  zastanawiając  się,  czy  może  Bella  jakimś

cudem dotarła na Cmentarną Górę.

– Nie twoja sprawa.
Sofia odetchnęła głęboko. Nie chciała powtórki incydentu z Radleyem.
–  Wczoraj  tak  się  świetnie  bawiłyśmy  razem,  Agato.  Pomyślałam,  że  możemy  to

powtórzyć.

– Ufarbowałaś mi włosy na pomarańczowo.
– Ale naprawiłyśmy to, prawda?
– Zawsze testujesz na mnie swoje kremy i eliksiry.
– Czyż nie od tego ma się przyjaciół? Żeby pomagać sobie nawzajem?
– Nigdy nie będę taka piękna jak ty.
Sofia próbowała wymyślić coś miłego, ale trwało to widać zbyt długo, bo po chwili

usłyszała oddalające się kroki.

– To nie znaczy, że nie możemy się przyjaźnić! – zawołała wreszcie.
Siedzący  w  kącie  ganku  kot,  łysy  i  pomarszczony,  zawarczał  na  nią  nieprzyjaźnie.

Przysunęła się szybko do drzwi.

– Przyniosłam ciasteczka!
Kroki zatrzymały się.
– Prawdziwe czy robione przez ciebie?
Sofia odsunęła się od skradającego się kota.
– Puszyste i maślane, takie jak lubisz!
Kot zasyczał.
– Agato, wpuść mnie…
– Powiedziałaś, że śmierdzę.
– Nie śmierdzisz.
– To dlaczego poprzednio tak powiedziałaś?
– Bo poprzednio śmierdziałaś! Agato, kot na mnie syczy…
– Może wyczuwa ukryte motywy.
Kot wysunął pazury.

background image

– Agato, otwórz drzwi!
Kot  skoczył  w  kierunku  jej  twarzy.  Sofia  wrzasnęła.  Dosłownie  tuż  przed  nią

wystrzeliła ręka i zrzuciła kota na ziemię.

Sofia podniosła oczy.
– Rozpruwaczowi skończyły się ptaki – wyjaśniła spokojnie Agata.
Jej  odrażająca  strzecha  czarnych  włosów  wyglądała,  jakby  została  polana  olejem.

Obszerna  czarna  sukienka,  bezkształtna  niczym  worek  na  ziemniaki,  nie  była  w  stanie
zakryć  upiornie  bladej  skóry  i  wystających  kości.  Z  zapadniętej  twarzy  patrzyły  oczy
w czerwonych obwódkach.

– Pomyślałam, że pójdziemy sobie na spacer – powiedziała Sofia.
Agata oparła się o drzwi.
– Nadal próbuję zrozumieć, dlaczego się ze mną przyjaźnisz.
– Ponieważ jesteś urocza i zabawna.
– Moja matka mówi, że jestem zgorzkniała i ponura. Czyli jedna z was musi kłamać.
Mówiąc to, Agata sięgnęła do koszyka Sofii i odsunęła serwetkę, pod którą znalazła

suche  ciasteczka  z  otrębów,  naturalnie  bez  dodatku  masła.  Rzuciła  zbolałe  spojrzenie
i wycofała się do domu.

– Czyli nie pójdziemy na spacer? – zapytała Sofia.
Agata  już  zaczęła  zamykać  drzwi,  ale  dostrzegła  wyraz  zawodu  na  twarzy  Sofii  –

wyglądała tak, jakby nie mogła się doczekać tego spaceru.

– Możemy iść, ale na krótko. – Agata wyminęła ją. – Ale jeśli powiesz cokolwiek

zarozumiałego,  płytkiego  albo  zaczniesz  się  przechwalać,  poszczuję  cię
Rozpruwaczem.

Sofia pobiegła za nią.
– Ale nie mogę przecież zupełnie się nie odzywać!

Po  czterech  latach  nadciągnęła  wreszcie  ta  straszliwa  jedenasta  noc  jedenastego

miesiąca. W późnopopołudniowym słońcu na rynku trwały gorączkowe przygotowania;
miał  przybyć  Dyrektor  Akademii.  Mężczyźni  ostrzyli  miecze,  szykowali  pułapki
i planowali nocne warty, kobiety zaś zebrały wszystkie dzieci i energicznie wzięły się
do  pracy.  Ładnym  obcinano  krzywo  włosy,  czerniono  zęby  i  darto  na  strzępy  ich
ubrania; brzydkie były szorowane, ubierane w kolorowe stroje, a ich twarze skrywano
za  woalkami.  Matki  błagały  najgrzeczniejsze,  żeby  klęły  albo  kopały  swoje  siostry,
a najgorsze przekupywano, by modliły się w kościele. Wszyscy śpiewali chórem hymn
miasteczka, „Błogosławiona przeciętność”.

Z  każdą  chwilą  strach  gęstniał  jak  mgła.  W  słabo  oświetlonym  zaułku  rzeźnik

i kowal wymieniali się książkami z baśniami i szukali w nich wskazówek, jak uratować
swych  synów.  Za  krzywą  wieżą  zegarową  dwie  siostry  sporządzały  listę  czarnych
charakterów występujących w baśniach, starając się odnaleźć jakieś zależności między

background image

nimi. Kilku chłopców skuło się razem, kilka dziewcząt ukryło się na poddaszu szkoły,
zaś jedno zamaskowane dziecko wyskoczyło z krzaków, żeby nastraszyć swoją mamę,
i z miejsca dostało lanie. Nawet bezdomna starucha brała w tym udział, skacząc wokół
słabego ogienka i skrzecząc:

– Spalić książki! Spalić je wszystkie!
Ale nikt jej nie słuchał i nie spalono żadnych książek.
Agata patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi z niedowierzania ustami.
– Jak całe miasto może wierzyć w bajki?
– Ponieważ są prawdziwe.
Agata zatrzymała się.
– Nie wierzysz chyba, że ta legenda jest prawdziwa?
– Oczywiście, że wierzę – odparła Sofia.
–  Że  Dyrektor  porywa  dwoje  dzieci,  zabiera  je  do  szkoły,  gdzie  jedno  uczy  się

Dobra, a drugie Zła, a po jej skończeniu trafiają do baśni?

– Tak to chyba wygląda.
– Powiedz mi, jeśli zobaczysz jakiś piekarnik.
– Czemu?
– Mam ochotę wsadzić do niego głowę. I czego, racz mi powiedzieć, mieliby uczyć

w takiej szkole?

–  Cóż,  w  Akademii  Dobra  chłopcy  i  dziewczęta  takie  jak  ja  uczą  się  bycia

bohaterami  i  księżniczkami,  sprawiedliwego  rządzenia  królestwem  i  znajdowania
drogi do Długo i Zawsze Szczęśliwie – wyjaśniła Sofia. – W Akademii Zła uczą bycia
złymi wiedźmami i garbatymi karłami, rzucania klątw i złowrogich zaklęć.

– Złowrogich zaklęć? – parsknęła śmiechem Agata. – Kto to wymyśla? Czterolatek?
–  Agato,  dowody  masz  w  książkach  z  baśniami!  Możesz  zobaczyć  zaginione  dzieci

na ilustracjach! Jaś, Różyczka, Roszpunka – każde z nich ma swoją własną baśń…

– Niczego nie zobaczę, bo nie czytam głupich książek z bajkami.
– No to dlaczego masz ich stos przy łóżku?
Agata skrzywiła się.
–  Słuchaj,  kto  w  ogóle  powiedział,  że  te  książki  są  prawdziwe?  Może  to  wszystko

żart księgarza. Może to sposób Starszych, żeby trzymać dzieci z dala od lasu. Obojętne,
jakie jest wyjaśnienie, na pewno nie jest nim Dyrektor Akademii ani żadne złowrogie
zaklęcia.

– No to kto porywa dzieci?
– Nikt. Co cztery lata dwoje głupków wymyka się do lasu z nadzieją, że uda im się

nastraszyć  rodziców,  a  potem  gubią  się  albo  zostają  pożarci  przez  wilki  i,  proszę
bardzo, legenda ciągle żyje.

– To najgłupsze wyjaśnienie, jakie słyszałam.
– Nie wydaje mi się, żebym to ja była głupia – stwierdziła Agata.

background image

Nazwanie jej głupią sprawiło, że w Sofii zaczęła gotować się krew.
– Po prostu się boisz – powiedziała.
– Jasne – roześmiała się Agata. – A niby czego miałabym się bać?
– Ponieważ wiesz, że zabiorą cię razem ze mną.
Agata przestała się śmiać, potem przeniosła spojrzenie z Sofii na rynek. Mieszkańcy

gapili się na nie jak na rozwiązanie zagadki. Dobro na różowo, Zło na czarno. Idealna
dwójka dla Dyrektora Akademii.

Agata  stała  jak  sparaliżowana.  Patrzyła  na  świdrujące  ją  tuziny  przerażonych  oczu

i myślała, że od jutra ona i Sofia będą już mogły spacerować w spokoju. Tymczasem
stojąca koło niej Sofia widziała, że dzieci starają się zapamiętać jej twarz na wypadek,
gdyby  pewnego  dnia  pojawiła  się  w  ich  książkach  z  baśniami.  I  wtedy  zrodziło  się
pytanie, czy na Bellę też tak patrzą.

Nagle dostrzegła ją w tłumie.
Z ogoloną głową, w brudnej sukience, Bella klęczała w błocie, gorączkowo brudząc

sobie  twarz.  Sofia  odetchnęła  z  ulgą.  Bella  była  taka  sama  jak  wszyscy.  Chciała
pospolitego  małżeństwa  z  mężczyzną,  który  po  kilku  latach  stanie  się  tłusty,  leniwy
i  wymagający.  Chciała  monotonnych  dni  wypełnionych  gotowaniem,  sprzątaniem
i szyciem. Chciała wybierać gnój, doić owce i zarzynać kwiczące świnie. Chciała gnić
w  Gawaldonie,  aż  jej  skóra  pokryje  się  wątrobianymi  plamami,  a  zęby  wypadną.
Dyrektor  Akademii  nigdy  nie  zabierze  Belli,  ponieważ  Bella  nie  była  księżniczką.
Była… nikim.

Sofia  z  triumfem  uśmiechnęła  się  do  mieszkańców  miasteczka  i  pławiła  się  w  ich

spojrzeniach jak w lśniących lustrach.

– Chodźmy już – powiedziała wreszcie Agata.
– Dokąd?
– Z dala od tych ludzi.

Gdy słońce zamieniło się w czerwoną kulę, dwie dziewczynki, jedna piękna, a druga

brzydka,  siedziały  obok  siebie  na  brzegu  jeziora.  Sofia  pakowała  ogórki  do
jedwabnego  woreczka,  a  Agata  wrzucała  do  wody  zapalone  zapałki.  Po  dziesiątej
zapałce Sofia spojrzała na nią znacząco.

– To mnie uspokaja – wyjaśniła Agata.
Sofia spróbowała wcisnąć ostatni ogórek.
– Dlaczego ktoś taki jak Bella miałby chcieć tu zostawać? Kto wybrałby to miejsce

zamiast baśni?

– A kto wybrałby rozstanie na zawsze z rodziną? – prychnęła Agata.
– Chcesz powiedzieć, kto poza mną?
Zamilkły.
– Czy zastanawiałaś się kiedyś, co się dzieje z twoim ojcem? – spytała Sofia.

background image

– Mówiłam ci. Odszedł, kiedy się urodziłam.
–  Ale  dokąd  mógł  pójść?  Dookoła  jest  tylko  puszcza!  Żeby  tak  nagle  zniknąć…  –

Sofia  obróciła  się.  –  Może  znalazł  drogę  do  baśni!  Może  znalazł  magiczny  portal!
Może czeka na ciebie po drugiej stronie!

– A może wrócił do żony, udawał, że nigdy się nie przytrafiłam, i zginął w wypadku

w młynie dziesięć lat temu.

Sofia przygryzła wargi i wróciła do swoich ogórków.
– Twojej matki nigdy nie ma w domu, kiedy cię odwiedzam.
–  Chodzi  teraz  do  miasta  –  odparła  Agata.  –  Do  domu  przychodzi  za  mało

pacjentów. Pewnie z powodu lokalizacji.

– Pewnie tak – powiedziała Sofia, wiedząc, że nikt nie zaufałby matce Agaty nawet

na tyle, by pozwolić jej leczyć pokrzywkę u dziecka, a co dopiero jakąś poważniejszą
chorobę. – Nie wydaje mi się, żeby ludzie się czuli swobodnie na cmentarzu.

–  Cmentarz  ma  swoje  zalety  –  stwierdziła  Agata.  –  Żadnych  wścibskich  sąsiadów.

Żadnych  przypadkowych  domokrążców.  Żadnych  podejrzanych  „przyjaciółek”,  które
przynoszą maseczki na twarz i ciasteczka dietetyczne, a potem mówią ci, że trafisz do
Akademii Zła w Krainie Baśni. – Z satysfakcją zapaliła kolejną zapałkę.

Sofia odłożyła ogórek.
– Czyli teraz jestem podejrzana?
– A kto cię prosił, żebyś przychodziła? Doskonale sobie radziłam sama.
– Zawsze mnie wpuszczasz.
– Bo zawsze wyglądasz na okropnie samotną – wyjaśniła Agata. – Po prostu jest mi

ciebie żal.

– Ty żałujesz mnie? – Oczy Sofii zalśniły. – To ty masz szczęście, że ktoś przychodzi

się  z  tobą  spotykać.  Nikt  inny  by  tego  nie  zrobił.  Masz  szczęście,  że  ktoś  taki  jak  ja
chce się z tobą przyjaźnić. Masz szczęście, że ktoś taki jak ja ma dobre serce.

– Wiedziałam! – wybuchnęła Agata. – Więc jestem twoim dobrym uczynkiem! Tylko

pionkiem w twoich głupich fantazjach!

Sofia milczała przez dłuższy czas.
– Może i zaprzyjaźniłam się z tobą, żeby zrobić wrażenie na Dyrektorze Akademii –

przyznała w końcu – ale teraz nie tylko o to chodzi.

– Ponieważ cię przejrzałam – burknęła Agata.
– Ponieważ naprawdę cię lubię.
Agata spojrzała na nią nieufnie.
– Nikt mnie tutaj nie rozumie – powiedziała Sofia, nie odrywając wzroku od swoich

dłoni.  –  Ale  ty  tak.  Ty  wiesz,  jaka  jestem  naprawdę.  Dlatego  właśnie  wracam.  Nie
jesteś już moim dobrym uczynkiem, Agato. – Sofia podniosła spojrzenie. – Jesteś moją
przyjaciółką.

Szyja Agaty poczerwieniała.

background image

– Co się stało? – Sofia zmarszczyła brwi.
Agata skuliła się.
– Ja tylko, no… ja… nie przywykłam do przyjaciół.
Sofia uśmiechnęła się i wzięła ją za rękę.
– Cóż, teraz będziemy przyjaciółkami w naszej nowej szkole.
Agata jęknęła i odsunęła się od niej.
–  Powiedzmy,  że  zniżę  się  do  twojego  poziomu  intelektualnego  i  będę  udawać,  że

w to wierzę. Tylko dlaczego ja mam iść do szkoły dla czarnych charakterów? Dlaczego
wszyscy uznali, że to ja będę Złą Królową?

– Nikt nie mówi, że jesteś zła, Agato – westchnęła Sofia. – Jesteś tylko inna.
Agata zmrużyła oczy.
– Jak to inna?
– Cóż, na przykład zawsze ubierasz się na czarno.
– Ponieważ nie widać brudu.
– Nie wychodzisz nigdy z domu.
– Bo ludzie się na mnie wtedy nie gapią.
–  Twoje  opowiadanie  na  Konkurs  Baśni  kończyło  się  tym,  że  Królewnę  Śnieżkę

pożarły sępy, a Kopciuszek popełniła samobójstwo, topiąc się w wannie.

– Uznałam, że to ciekawsze zakończenie.
– A na urodziny dałaś mi zdechłą żabę!
–  Żeby  ci  przypomnieć,  że  wszyscy  umrzemy  i  będziemy  gnić  pod  ziemią,  zjadani

przez robaki, więc powinniśmy cieszyć się z urodzin, dopóki je mamy. Uznałam, że to
bardzo przemyślany prezent.

– Agato, na Halloween przebrałaś się za pannę młodą.
– Bo śluby są przerażające.
Sofia popatrzyła wymownie.
– No dobrze, może i jestem trochę inna. – Agata spiorunowała ją wzrokiem. – I co

z tego?

Sofia zawahała się.
– Po prostu w baśniach ludzie, którzy są inni, zwykle okazują się, no… źli.
–  Czyli  uważasz,  że  w  przyszłości  zostanę  Złą  Czarownicą  –  stwierdziła  Agata

wyraźnie dotknięta.

– Mówię tylko, że cokolwiek się stanie, będziesz miała wybór – powiedziała Sofia

łagodnie. – Obie będziemy mogły wybrać, jak zakończy się nasza baśń.

Agata przez chwilę milczała, potem lekko dotknęła dłoni Sofii.
–  Dlaczego  tak  bardzo  pragniesz  stąd  uciec?  Do  tego  stopnia,  że  wierzysz

w nieprawdziwe opowieści?

Sofia  spojrzała  w  duże,  szczere  oczy  Agaty  i  po  raz  pierwszy  ogarnęła  ją  fala

wątpliwości.

background image

– Ponieważ nie mogę tu żyć – powiedziała wreszcie zacinającym się głosem. – Nie

potrafię żyć jak zwyczajni ludzie.

– To zabawne – zauważyła Agata. – Właśnie dlatego cię lubię.
Sofia uśmiechnęła się.
– Bo ty też tego nie potrafisz?
–  Bo  przy  tobie  czuję  się  zwyczajna  –  odparła  Agata.  –  A  to  jedyna  rzecz,  jakiej

kiedykolwiek chciałam.

Tenorowy  dzwon  zegara  zabrzmiał  mrocznie  w  dolinie,  wybijając  szóstą  lub  może

siódmą  godzinę;  nie  wiedziały,  straciły  poczucie  czasu.  Gdy  echo  roztopiło  się
w  gwarze  dobiegającym  z  odległego  rynku,  Sofia  i  Agata  wypowiedziały  w  duchu
życzenie – że następnego dnia dalej będą dotrzymywać sobie towarzystwa.

Gdziekolwiek to będzie.

background image

2

Sztuka porywania

background image

Z

anim  zgasły  ostatnie  promienie  słońca,  dzieci  od  dawna  już  były  pozamykane

w  domach.  Spoglądały  przez  szpary  w  zamkniętych  okiennicach  sypialni  na
uzbrojonych  w  pochodnie  ojców,  na  siostry  i  babcie,  stojących  tyralierą  wzdłuż
krawędzi lasu i grożących Dyrektorowi Akademii, gdyby tylko spróbował przekroczyć
ich krąg ognia.

Ale  w  tym  samym  czasie,  gdy  drżące  ze  strachu  dzieci  dokręcały  śruby  w  swych

oknach, Sofia przygotowywała się do wyjęcia swoich. Chciała, żeby jej porwanie było
tak łatwe, jak to tylko możliwe. Zabarykadowana w pokoju wyjęła spinki do włosów,
przygotowała pęsetki i pilniki, a potem zabrała się do roboty.

Do pierwszych porwań doszło prawie dwieście lat wcześniej. W niektórych latach

ginęło  dwóch  chłopców,  w  innych  dwie  dziewczynki,  czasem  po  jednym  dziecku
z  każdej  płci.  Różny  był  też  wiek  porwanych;  jedno  mogło  mieć  szesnaście,  a  drugie
czternaście lat, albo oboje właśnie skończyli dwanaście. Początkowo wybór wydawał
się  przypadkowy,  z  czasem  jednak  dało  się  dostrzec  wyraźną  prawidłowość  –  jedno
dziecko  było  zawsze  piękne  i  dobre,  takie,  o  jakim  marzą  wszyscy  rodzice,  drugie
brzydkie  i  dziwaczne,  od  urodzenia  wyrzutek.  I  tak  bez  śladu  znikała  para
przeciwieństw skoszona u progu dorosłości.

Początkowo  mieszkańcy  Gawaldonu  winili  za  to  niedźwiedzie.  Nikt  wprawdzie

nigdy nie widział tu żadnych niedźwiedzi, ale to sprawiło tylko, że z jeszcze większą
determinacją  zaczęto  ich  szukać.  Gdy  cztery  lata  później  zniknęły  kolejne  dzieci,
mieszkańcy  uznali,  że  powinni  być  bardziej  precyzyjni,  i  ogłosili,  że  sprawcami  są
czarne  niedźwiedzie.  Tak  czarne,  że  w  nocy  stają  się  niewidoczne.  Ale  gdy  dzieci
nadal znikały co cztery lata, Gawaldon zaczął rozważać niedźwiedzie podkopujące się,
potem  niedźwiedzie  widmowe,  wreszcie  przebrane  …  aż  stało  się  jasne,  że  nie  ma
żadnych niedźwiedzi.

Ale podczas gdy mieszkańcy gorączkowo wymyślali nowe teorie (teoria zapadliska,

teoria  latającego  kanibala),  dzieci  w  Gawaldonie  dostrzegły  coś  podejrzanego.  Gdy
przyglądały  się  tuzinom  plakatów  rozwieszonych  na  rynku,  a  przedstawiających
zaginionych, nagle twarze tych chłopców i dziewcząt wydały się im dziwnie znajome.
A kiedy otworzyły swoje książki z baśniami, odnalazły w nich porwane dzieci.

Jaś,  zabrany  sto  lat  temu,  nie  postarzał  się  nawet  o  dzień.  Oto  i  on,  namalowany

z taką samą strzechą włosów, rumianymi policzkami i zawadiackim uśmiechem, dzięki
któremu  podobał  się  tak  bardzo  dziewczynom  w  Gawaldonie.  Tyle  że  teraz  miał
gigantyczną  fasolę  w  ogródku  za  domem  i  słabość  do  magicznych  ziaren.  Tymczasem
Angus, szpiczastouchy i piegowaty chuligan, który zniknął razem z Jasiem, przemienił
się  w  szpiczastouchego,  piegowatego  olbrzyma  żyjącego  na  szczycie  fasoli.  Obaj
chłopcy trafili do baśni. Ale gdy dzieci wysunęły teorię baśniową, dorośli zareagowali

background image

tak, jak zwykle to robią – poklepali dzieci po głowach i wrócili do roztrząsania teorii
zapadlisk i kanibali.

Potem  jednak  dzieci  zaczęły  im  pokazywać  kolejne  znajome  twarze.  Zabrana

pięćdziesiąt  lat  temu  urocza  Anya  siedziała  teraz  na  oblanych  księżycowym  światłem
skałach, namalowana jako mała syrenka, podczas gdy okrutna Estra stała się podstępną
morską  czarownicą.  Filip,  świecący  przykładem  syn  pastora,  został  sprytnym
krawczykiem,  podczas  gdy  nadęta  Gula  straszyła  dzieci  jako  Baba  Jaga.  Tuziny
porwanych dzieci znajdowały nowe życie w świecie baśni. Jedno Dobre. Drugie Złe.

Książki pochodziły z pachnącej stęchlizną księgarni pana Deauville’a, usytuowanej

między  piekarnią  Battersby’ego  i  Pubem  pod  Peklowanym  Wieprzem.  Pytanie
oczywiście brzmiało, skąd stary pan Deauville bierze swoje książki z baśniami.

Okazało  się,  że  raz  do  roku,  w  poranek,  którego  nie  dało  się  przewidzieć,

przychodził  do  sklepu  i  znajdował  w  środku  pudło  z  książkami.  Cztery  nowiutkie
baśnie,  po  jednym  egzemplarzu  każdej.  Pan  Deauville  wieszał  wtedy  na  drzwiach
tabliczkę  „Zamknięte  do  odwołania”,  a  potem  dzień  za  dniem  ślęczał  na  zapleczu,
pracowicie  kopiując  nowe  baśnie,  aż  miał  dość  książek  dla  każdego  dziecka
w Gawaldonie. Wtedy tajemnicze oryginały pojawiały się w witrynie księgarni i był to
znak,  że  pan  Deauville  zakończył  nareszcie  swoje  żmudne  zadanie.  Otwierał  drzwi
przed  wijącą  się  przez  rynek,  wzdłuż  stoków  wzgórz  i  wokół  jeziora
pięciokilometrową  kolejką  dzieci  spragnionych  nowych  baśni  i  rodziców,  którzy
rozpaczliwie  chcieli  sprawdzić,  czy  ktoś  z  zaginionych  pojawił  się  w  tegorocznych
opowieściach.

Nie trzeba dodawać, że Rada Starszych miała mnóstwo pytań do pana Deauville’a.

Kiedy  jednak  zapytali,  kto  przysyła  mu  te  książki,  odparł,  że  nie  ma  najbledszego
pojęcia. A gdy zapytali, od jak dawna książki się pojawiają, powiedział, że nie potrafi
sobie przypomnieć czasów, kiedy się nie pojawiały. Na pytanie zaś, czy kiedykolwiek
zastanawiał  się  nad  tymi  pojawiającymi  się  magicznie  książkami,  odpowiedział:  „A
jak inaczej mają się pojawiać książki z baśniami?”.

Wtedy Starsi zauważyli jeszcze coś, co miało związek z książkami pana Deauville’a.

Wszystkie pokazane na ich ilustracjach miasteczka i wsie wyglądały dokładnie tak jak
Gawaldon. Miały takie same domki z kolorowymi dachami stojące nad jeziorem. Takie
same  fioletowe  i  zielone  tulipany  rosły  wzdłuż  spacerowych  alejek.  Takie  same
karmazynowe  wozy,  drewniane  wystawy  sklepowe,  żółtą  szkołę  i  krzywą  wieżę
zegarową, tyle że wszystko to było narysowane i przedstawiane jako fikcyjne miejsce
gdzieś  za  siedmioma  górami.  A  miasteczka  te  i  wioski  łączyło  jeszcze  to,  że  w  nich
właśnie  zaczynała  się  i  kończyła  baśń.  Wszystko  pomiędzy  początkiem  a  końcem
rozgrywało się w mrocznej, bezkresnej puszczy, otaczającej daną miejscowość.

Właśnie  wtedy  zauważyli,  że  także  Gawaldon  jest  otoczony  przez  mroczną,

bezkresną puszczę.

background image

Kiedy  dzieci  zaczęły  znikać,  mieszkańcy  wyprawiali  się  naturalnie  do  lasu,  by  je

odnaleźć,  ale  zawsze  odstraszani  byli  przez  burze,  powodzie,  trąby  powietrzne
i walące się drzewa. A gdy w końcu raz jeden udało im się przedrzeć, zobaczyli jakieś
miasteczko. Zaatakowali je z wściekłością i zdumieni odkryli, że to przecież ich miasto
rodzinne. Niezależnie od tego, w jakim miejscu wchodzili do lasu, zawsze wychodzili
w tym samym punkcie. Puszcza najwyraźniej nie miała zamiaru oddawać ich dzieci.

Aż pewnego dnia dowiedzieli się dlaczego.
Pan  Deauville  skończył  rozpakowywać  właśnie  książki  z  baśniami,  gdy  zauważył

wielką plamę pod pokrywą pudełka. Dotknął jej palcami i przekonał się, że jest mokra
od  atramentu.  A  gdy  przyjrzał  się  dokładniej,  zobaczył,  że  to  pieczęć  ze
skomplikowanym  herbem,  w  którym  widniały  czarny  i  biały  łabędź.  Znajdowały  się
w nim także inicjały:

A.D.Z.

Nie  musiał  zgadywać,  co  one  oznaczają,  ponieważ  pełna  nazwa  widoczna  była  na

wstędze pod herbem. Drobne czarne słowa zdradziły mieszkańcom Gawaldonu nazwę
miejsca, w którym znikały ich dzieci:

AKADEMIA DOBRA I ZŁA

Porwania trwały nadal, ale teraz porywacz miał już imię.
Nazwali go Dyrektorem Akademii.

Kilka minut po dziesiątej Sofia zerwała z okna ostatnią kłódkę i uchyliła okiennice.

Widziała  krawędź  lasu,  gdzie  jej  ojciec,  Stefan,  stał  razem  z  innymi  strażnikami.
Dostrzegła  jednak,  że  zamiast  okazywać  niepokój,  tak  jak  pozostali,  uśmiechał  się
i trzymał rękę na ramieniu wdowy Honory. Sofia skrzywiła się. Nie miała pojęcia, co
jej  ojciec  widział  w  tej  kobiecie.  Przecież  jego  zmarła  żona,  a  matka  Sofii,  była  tak
nieskazitelnie  piękna  jak  królowa  z  baśni.  Tymczasem  Honora  miała  małą  głowę,
pulchne  ciało  i  wyglądała  jak  indyczka.  Ojciec  szeptał  jej  właśnie  coś  figlarnie  do
ucha;  na  ten  widok  policzki  dziewczyny  zapłonęły.  Gdyby  porwanie  groziło  dwóm
synkom Honory, z pewnością byłby śmiertelnie poważny. To prawda, że zaryglował ją
o zachodzie słońca, pocałował na pożegnanie i wypełniał obowiązki kochającego ojca,
ale  Sofia  znała  prawdę.  Widziała  ją  każdego  dnia  w  jego  twarzy  –  ojciec  jej  nie
kochał,  ponieważ  nie  była  chłopcem.  Ponieważ  nie  przypominała  mu  jego  samego.
A  teraz  chciał  się  ożenić  z  tą  potworzycą.  Pięć  lat  po  śmierci  żony  nikomu  nie

background image

wydawało  się  to  niestosowne.  Prosta  przysięga  i  będzie  miał  dwóch  synów,  nową
rodzinę  i  nowy  początek.  Ale  żeby  Starsi  wyrazili  na  to  zgodę,  potrzebował
błogosławieństwa  córki.  Kilka  razy  próbował  nawet  poruszyć  tę  kwestię,  Sofia
natychmiast  jednak  zmieniała  temat  albo  zaczynała  głośno  siekać  ogórki,  albo
uśmiechała  się  tak  jak  do  Radleya.  Ojciec  nigdy  więcej  nie  wspomniał  więc
o Honorze.

Niech  ten  tchórz  ożeni  się  z  nią,  kiedy  mnie  nie  będzie  –  pomyślała,  patrząc  na

niego  z  wściekłością  przez  szparę  w  okiennicach.  Kiedy  jej  nie  będzie,  zacznie  ją
doceniać.  Kiedy  jej  nie  będzie,  zrozumie,  że  nikt  nie  może  jej  zastąpić.  I  pojmie,  że
spłodził kogoś znacznie lepszego od syna.

Że urodziła mu się księżniczka.
Sofia  z  najwyższą  ostrożnością  rozłożyła  na  parapecie  piernikowe  serduszka

przygotowane  dla  Dyrektora  Akademii.  Po  raz  pierwszy  w  życiu  upiekła  je  z  masłem
i cukrem. W końcu były szczególne. Stanowiły wiadomość, że chce iść z własnej woli.

Opadła  na  poduszkę  i  zamknęła  oczy,  żeby  nie  widzieć  wdów,  ojców  i  okropnego

Gawaldonu, a potem z uśmiechem zaczęła odliczać sekundy do północy.

Gdy  tylko  głowa  Sofii  zniknęła  za  oknem,  Agata  wepchnęła  sobie  piernikowe

serduszka do ust. Mogłyby zwabić najwyżej szczury – pomyślała, podczas gdy okruchy
sypały  się  na  jej  ciężkie  czarne  buciory.  Ziewnęła  i  poszła  w  swoją  stronę.  Zegar  na
wieży wskazywał kwadrans po pełnej godzinie.

Wracając  po  spacerze  do  domu,  Agata  zobaczyła  nagle  oczami  duszy  Sofię

wymykającą  się  do  lasu  w  poszukiwaniu  tej  swojej  Akademii  Głupców  i  Świrów,
rozszarpaną ostatecznie przez odyńca. Dlatego wróciła do ogrodu Sofii i czekała ukryta
za drzewem. Widziała, jak jej przyjaciółka zdejmuje zabezpieczenia z okna (śpiewała
przy  tym  jakąś  kretyńską  piosenkę  o  księciu),  pakuje  walizki  (śpiewając  dla  odmiany
o  dzwonach  weselnych),  nakłada  makijaż  i  wybiera  najlepszą  sukienkę  (Wszyscy
kochają  różowe  księżniczki
?!),  a  wreszcie  (wreszcie!)  kładzie  się  do  łóżka.  Dopiero
wtedy  Agata  wdeptała  w  ziemię  ostatnie  okruchy  pierniczków  i  pomaszerowała
w  kierunku  cmentarza.  Sofia  była  bezpieczna,  a  kiedy  obudzi  się  jutro,  z  pewnością
poczuje się jak idiotka. Agata jednak postanowiła, że nie będzie się z niej wyśmiewać.
Sofia  będzie  jej  potrzebowała  jeszcze  bardziej,  a  ona  będzie  wtedy  przy  niej.  Tutaj,
w tym bezpiecznym, zamkniętym świecie, we dwie stworzą własny raj.

Wspinając  się  na  wzgórze,  Agata  zauważyła  ciemną  przerwę  w  jasno  oświetlonym

łańcuchu  ludzi  stojących  na  krawędzi  lasu.  Najwyraźniej  wartownicy  odpowiedzialni
za  cmentarz  uznali,  że  ci,  którzy  na  nim  mieszkają,  nie  są  warci  ochrony.  Odkąd
pamiętała, miała talent do odstraszania ludzi. Dzieci uciekały od niej jak od wampira,
a dorośli przyciskali się do ścian, gdy przechodziła, w obawie, że rzuci na nich klątwę.
Nawet  grabarze  uciekali  na  jej  widok.  Z  każdym  kolejnym  rokiem  towarzyszące  jej

background image

szepty  w  miasteczku  stawały  się  coraz  głośniejsze:  wiedźma,  czarny  charakter,
Akademia  Zła
 –  aż  zaczęła  szukać  wymówek,  żeby  nie  wychodzić  na  zewnątrz.
Najpierw  przez  wiele  dni,  potem  przez  wiele  tygodni,  aż  zaczęła  straszyć  jak  duch
w swoim cmentarnym domu.

Początkowo miała mnóstwo pomysłów na zajęcie sobie czasu. Pisała wiersze (Życie

to  tragedia  i  Niebo  jest  na  cmentarzu),  rysowała  portrety  Rozpruwacza,  które
przerażały  myszy  bardziej  niż  żywy  kot,  a  nawet  próbowała  swoich  sił
w  baśniopisaniu,  tworząc  księgę  zatytułowaną  Długo  i  koszmarnie,  o  pięknych
dzieciach ginących straszną śmiercią. Ale nie miała komu pokazać tego wszystkiego, aż
pewnego dnia zapukała do niej Sofia.

Weszła  na  skrzypiący  ganek  i  poczuła,  jak  Rozpruwacz  liże  ją  po  kostkach.  Potem

usłyszała dochodzący ze środka śpiew:

W prastarej puszczy trwa
Akademia Dobra i Zła.

Agata przewróciła oczami i otwarła drzwi.
Odwrócona  plecami  do  drzwi  matka  śpiewała  radośnie,  pakując  do  kufra  czarne

peleryny, miotły i szpiczaste kapelusze czarownic.

Bliźniacze wieże jak dwie głowy,
Jedna dla szlachetnych,
Druga dla podłych.
Ucieczka z niej niemożliwa.
Jedyna droga wyjścia
W baśni się ukrywa.

–  Wybierasz  się  na  wakacje  w  jakimś  egzotycznym  miejscu?  –  zapytała  Agata.  –

Kiedy  ostatnio  sprawdzałam,  z  Gawaldonu  nie  można  się  było  wydostać,  chyba  że
wyrosłyby ci skrzydła.

Kallisa odwróciła się.
– Myślisz, że trzy peleryny wystarczą? – zapytała, wybałuszając czarne oczy skryte

pod hełmem czarnych włosów.

Agata skrzywiła się na myśl o tym, jak bardzo są do siebie podobne.
– Są identyczne – mruknęła. – Po co ci aż trzy?
– Na wypadek gdybyś chciała jedną pożyczyć przyjaciółce, skarbie.
– To ma być dla mnie?
–  Zapakowałam  dwa  kapelusze,  na  wypadek  gdyby  jeden  się  zgniótł,  miotłę,  na

wypadek  gdyby  ich  były  śmierdzące,  i  kilka  fiolek  z  psimi  językami,  jaszczurczymi

background image

nogami i żabimi palcami. Kto wie, ile czasu stoją u nich zapasy!

Agata znała odpowiedź, ale mimo to zadała pytanie:
– Matko, a do czego są mi potrzebne peleryny, kapelusze i żabie palce?
–  Na  Powitanie  Nowych  Wiedźm,  rzecz  jasna!  –  zaszczebiotała  Kallisa.  –  Nie

chciałabyś chyba po przybyciu do Akademii Zła wyglądać jak kompletna amatorka.

Agata zrzuciła ciężkie buty.
–  Zapomnijmy  na  moment  o  tym,  że  miasteczkowa  lekarka  wierzy  w  takie  rzeczy.

Dlaczego tak trudno  ci zaakceptować, że  jestem tu szczęśliwa?  Mam wszystko, czego
mi potrzeba. Łóżko, kota i przyjaciółkę.

–  Cóż,  powinnaś  się  nauczyć  czegoś  od  tej  swojej  przyjaciółki,  skarbie.  Ona

przynajmniej  wie,  czego  chce  od  życia  –  powiedziała  Kallisa,  zamykając  kufer.  –
Doprawdy,  Agato,  czy  może  być  wspanialszy  los,  niż  zostać  Wiedźmą  z  Baśni?
W  dzieciństwie  marzyłam  o  trafieniu  do  Akademii  Zła!  Ale  zamiast  mnie  Dyrektor
zabrał  tego  idiotę  Swena,  który  jako  głupi  czarownik  został  przechytrzony  przez
księżniczkę  i  podpalony.  Nie  dziwi  mnie  to.  Ten  chłopak  ledwie  potrafił  zawiązać
sobie  buty.  Jestem  pewna,  że  gdyby  Dyrektor  Akademii  mógł  wybierać  jeszcze  raz,
zdecydowałby się na mnie.

Agata wślizgnęła się do łóżka.
–  Cóż,  wszyscy  w  miasteczku  i  tak  uważają  cię  za  wiedźmę,  więc  twoje  życzenie

mimo wszystko się spełniło.

Kallisa odwróciła się gwałtownie.
–  Moim  życzeniem  jest,  żebyś  się  stąd  wydostała  –  syknęła  z  oczami  czarnymi  jak

węgle. – To miejsce sprawia, że jesteś słaba, leniwa i przestraszona. Ja przynajmniej
tu  do  czegoś  doszłam,  ty  gnijesz  w  bezczynności,  jeśli  Sofia  nie  przyjdzie,  żeby
wyprowadzić cię na spacer jak psa.

Agata patrzyła na nią oniemiała.
Kallisa uśmiechnęła się promiennie i wróciła do pakowania.
– Ale opiekuj się swoją przyjaciółką, skarbie. Akademia Dobra może wydawać jej

się  usłana  różami,  ale  czeka  ją  nielicha  niespodzianka.  A  teraz  do  łóżka.  Dyrektor
Akademii niedługo się tu zjawi i będzie mu łatwiej, jeśli będziesz spała.

Agata naciągnęła kołdrę na głowę.

Sofia  nie  mogła  zasnąć.  Do  północy  zostało  pięć  minut,  a  nikogo  nie  było  widać.

Uklękła  na  łóżku  i  wyjrzała  przez  szparę  w  okiennicach.  Wokół  Gawaldonu  tysiąc
wartowników  machało  pochodniami,  oświetlając  las.  Sofia  skrzywiła  się.  Jak  on  się
koło nich przedostanie?

I właśnie wtedy zauważyła, że z parapetu zniknęły piernikowe serduszka.
On tu już jest!
Trzy  spakowane  różowe  walizki  wyleciały  przez  okno,  a  za  nimi  wyskoczyła  para

background image

nóg w szklanych pantofelkach.

Agata gwałtownie usiadła na łóżku, budząc się z koszmarnego snu. Z drugiego końca

izby dobiegało chrapanie Kallisy, obok której spokojnie spał Rozpruwacz. Koło łóżka
stał zamknięty kufer z wypisaną koślawym pismem wizytówką „Agata z Gawaldonu, ul.
Cmentarna Góra 1”, obok leżał woreczek z miodowymi ciastkami na drogę.

Agata  ugryzła  ciastko  i  wyjrzała  przez  pękniętą  szybę.  Poniżej  widać  było  płonące

pochodnie,  ale  tutaj,  na  Cmentarnej  Górze,  został  tylko  jeden  zwalisty  wartownik
z  rękami  tak  grubymi  jak  całe  ciało  Agaty  i  nogami  jak  udka  kurczaka.  Walczył
z sennością, podnosząc pogruchotany nagrobek jak sztangę.

Agata napoczęła ostatnie ciastko i spojrzała na ciemny las.
Patrzyły na nią lśniące błękitem oczy.
Krztusząc  się,  wskoczyła  do  łóżka.  Powoli  podniosła  głowę.  Nie  było  nikogo.

Nawet wartownika.

Dopiero  po  chwili  zauważyła  go  leżącego  koło  rozbitego  nagrobka.  Był

nieprzytomny, obok leżała zgaszona pochodnia.

Od niego oddalał się wychudły, garbaty cień. Sam cień.
Unosił  się  ponad  morzem  grobów  bez  najmniejszego  wysiłku.  Prześlizgnął  się  pod

bramą  cmentarza  i  skierował  w  dół  wzgórza,  wprost  do  rozświetlonego  centrum
Gawaldonu.

Agata poczuła, jak przerażenie ściska jej serce. Był prawdziwy. Kimkolwiek był.
I nie chciał mnie.
Zalała ją fala ulgi, a zaraz potem nowa fala paniki.
Sofia.
Powinna wołać o pomoc, ale nie było na to czasu.
Udająca  sen  Kallisa  usłyszała  szybkie  kroki  Agaty,  a  potem  zamykające  się  drzwi.

Mocniej przytuliła Rozpruwacza. Nie chciała, żeby się obudził.

Sofia kucała za drzewem i czekała, aż Dyrektor Akademii ją porwie.
Czekała. I czekała. A potem zauważyła coś na ziemi.
Okruchy  pierniczków  wdeptane  w  odcisk  buta.  Odcisk  buciora  tak  ohydnego,  tak

brzydkiego, że mógł należeć tylko do jednej osoby. Zacisnęła pięści i poczuła, że cała
się wewnątrz gotuje…

Czyjeś  ręce  nagle  zatkały  jej  usta,  czyjaś  stopa  wkopała  ją  przez  okno  do  domu.

Sofia  poleciała  głową  naprzód,  prosto  na  łóżko.  Odwróciła  się  błyskawicznie
i zobaczyła Agatę.

–  Ty  żałosna,  wścibska  żmijo!  –  wrzasnęła,  nim  zauważyła  lęk  malujący  się  na

twarzy przyjaciółki. – Widziałaś go! – zachłysnęła się.

Agata  zatkała  jej  usta  jedną  rękę,  a  drugą  przycisnęła  przyjaciółkę  do  materaca.

background image

Sofia  wiła  się  i  wyrywała,  ale  bezskutecznie.  Agata  ostrożnie  wyjrzała  przez  okno.
Pokręcony  cień  skierował  się  na  rynek  Gawaldonu,  przenikając  między  niczego
nieświadomymi  wartownikami,  a  potem  nagle  popłynął  prosto  do  domu  Sofii.  Agata
stłumiła krzyk. Przyjaciółka wyrwała się jej wreszcie. Chwyciła ją za ramiona.

–  Czy  jest  przystojny?  Jak  książę?  Czy  wygląda  jak  prawdziwy  dyrektor  szkoły,

w kamizelce, okularach i…

ŁUP!
Sofia i Agata powoli odwróciły się do drzwi.
ŁUP! ŁUP!
Sofia z niezadowoleniem zmarszczyła nos.
– Mógłby po prostu zapukać, prawda?
Kłódki zatrzeszczały. Zawiasy zagrzechotały.
Agata  przycisnęła  się  do  ściany,  ale  Sofia  starannie  wygładziła  sukienkę,  jakby

spodziewała się królewskiego gościa.

– Najlepiej dać mu bez protestów to, czego będzie chciał.
Gdy  drzwi  zaczęły  ustępować,  Agata  jednym  susem  podskoczyła  i  podparła  je

własnym ciałem. Sofia wzniosła oczy do góry.

– Usiądź w końcu, na litość boską!
Agata z całej siły uczepiła się klamki, która jednak wyślizgnęła się jej z ręki – drzwi

otwarły się na oścież z ogłuszającym trzaskiem, rzucając nią przez pokój. Stanął w nich
ojciec Sofii blady jak ściana.

– Coś widziałem! – wysapał, machając pochodnią.
W tym momencie Agata dostrzegła na ścianie pokręcony cień skradający się do jego

szerokiej sylwetki.

– Tam! – krzyknęła.
Stefan  okręcił  się  w  miejscu,  ale  cień  zdążył  zdmuchnąć  jego  pochodnię.  Agata

wyciągnęła  z  kieszeni  zapałkę  i  zapaliła  ją.  W  nikłym  świetle  zobaczyła  leżącego  na
ziemi nieprzytomnego Stefana. Sofia zniknęła.

Na zewnątrz rozległy się wrzaski.
Agata  wyjrzała  przez  okno.  Widziała  gawaldończyków  biegnących  z  krzykiem  za

Sofią, którą cień ciągnął w stronę lasu. Coraz więcej ludzi rzucało się w pogoń…

Sofia tymczasem uśmiechała się od ucha do ucha.
Agata wyskoczyła przez okno i pobiegła za nią. Gdy goniący byli tuż tuż za Sofią, ich

pochodnie nagle eksplodowały, zamykając ich w kręgu ognia. Agata przebiegła między
płomiennymi  pułapkami  i  pognała  przed  siebie,  by  ratować  przyjaciółkę,  zanim  cień
wciągnie ją do lasu.

Sofia tymczasem poczuła, że miękka trawa skończyła się i jej ciało szoruje teraz po

kamienistej ziemi. Zmarszczyła czoło na myśl o tym, że pojawi się w szkole w brudnej
sukience.

background image

–  Naprawdę  spodziewałam  się  lokajów  –  powiedziała  do  cienia.  –  Albo

przynajmniej karocy z dyni.

Agata  biegła  jak  oszalała.  Ledwie  widziała  Sofię  pomiędzy  drzewami.  Płomienie

ogarniały  coraz  większy  obszar,  wspinały  się  coraz  wyżej,  grożąc  spaleniem  całego
miasteczka.

Widząc to, Sofia poczuła ulgę – teraz nikt już nie może jej uratować. Ale gdzie jest

drugie dziecko? Gdzie jest to porwane do Akademii Zła? Kompletnie myliła się co do
Agaty. Czując, że jest wciągana coraz dalej pomiędzy drzewa, popatrzyła po raz ostatni
na ścianę płomieni i pożegnała się z klątwą zwyczajnego życia.

– Żegnaj, Gawaldonie! Żegnaj braku ambicji życiowych! Żegnaj przeciętności…
W tym momencie zobaczyła Agatę biegnącą przez płomienie.
– Aga, nie! – krzyknęła.
Agata skoczyła, chwyciła ją i nagle obie zostały pociągnięte w ciemność.
Płomienie  wokół  gawaldończyków  zgasły.  Ludzie  popędzili  w  stronę  lasu,  ale

drzewa w jednej chwili stały się grube i cierniste, zagradzając im przejście.

Było już za późno.

– CO TY WYPRAWIASZ! – wrzasnęła Sofia, popychając i drapiąc Agatę, podczas

gdy  cień  ciągnął  je  przez  nieprzeniknioną  czerń  puszczy.  Agata  rzucała  się  dziko,
próbując wyrwać Sofię z rąk cienia, a cień z rąk Sofii. –WSZYSTKO POPSUJESZ! –
wyła Sofia. Agata ugryzła ją w rękę. – AŁAAAAAA! – zakwiczała Sofia i obróciła się
tak, że Agata zaczęła szorować o ziemię. Potem Agata wykręciła się znowu i zaczęła
wspinać się w stronę cienia, depcząc ciężkimi buciorami twarz Sofii.

– JAK TYLKO ZŁAPIĘ CIĘ ZA KARK…
I wtedy poczuły, że odrywają się od ziemi.
Pochwyciło je coś  cienkiego i zimnego.  Agata zaczęła grzebać  w kieszeni sukienki

w poszukiwaniu zapałki, a kiedy zapaliła ją o swój chudy nadgarstek, pobladła. Cień
zniknął.  Były  oplątane  pnączami  zwieszającymi  się  z  wiązu.  Pnącza  wciągnęły  je  na
ogromne  drzewo  i  zostawiły  na  najniższej  gałęzi.  Dziewczynki  patrzyły  na  siebie
z wściekłością i próbowały złapać oddech, żeby coś powiedzieć. Agacie udało się to
pierwszej.

– Wracamy do domu. Natychmiast.
W  tym  momencie  gałąź  zachybotała  się,  odgięła  jak  proca  i  wystrzeliła  je  niczym

kule.  Zanim  którakolwiek  zdążyła  wrzasnąć,  wylądowały  na  innej  gałęzi.  Agata
sięgnęła  po  nową  zapałkę,  ale  gałąź  znów  się  odgięła  i  rzuciła  je  na  następny  konar,
który przerzucił je na kolejny.

– JAK WYSOKIE JEST TO DRZEWO?! – skrzeknęła Agata.
Odbijane przez kolejne konary ciała dziewczynek zderzały się, ich sukienki darły się

o kolce, ich twarze chłostały prostujące się gałęzie, aż w końcu Sofia i Agata znalazły

background image

się na samym szczycie drzewa.

Na  czubku  wiązu  między  gałęziami  leżało  olbrzymie  czarne  jajo.  Dziewczynki

patrzyły  na  nie  zdumione.  Po  chwili  jajo  pękło,  ochlapując  je  ciemnym,  glutowatym
żółtkiem,  a  spomiędzy  skorup  wyłonił  się  gigantyczny  ptak  składający  się  z  samych
kości.  Spojrzał  na  dziewczyny,  a  potem  wydał  gniewny  skrzek,  od  którego  omal  nie
popękały im bębenki w uszach. Złapał je w szpony i zanurkował z drzewa. Wrzasnęły,
po  raz  pierwszy  w  czymś  się  zgadzając.  Szkieletowy  ptak  mknął  przez  czarny  las,
a Agata gorączkowo zapalała jedną zapałkę za drugą, pocierając je o jego żebra. Przez
moment widziały jego czerwone oczy i kolczasty cień. Wątłe drzewa, między którymi
lecieli,  sięgały  po  dziewczynki,  a  ptak  to  nurkował,  to  wzbijał  się  wyżej,  żeby  je
omijać.  Nagle  gdzieś  przed  nimi  rozległ  się  grzmot  i  po  chwili  wpadli  prosto
w  szalejącą  burzę.  Dziewczynki  osłaniały  twarze  przed  deszczem,  błotem
i  połamanymi  konarami  drzew,  robiły  uniki  przed  pajęczynami,  gniazdami  pszczół
i żmijami, aż wreszcie ptak zanurkował w złowrogie krzewy dzikiej róży. Sofia i Agata
wzdrygnęły się, szykując się na ból…

Wtedy wszystko nagle się uspokoiło.
– Aga…
Agata  otworzyła  oczy  i  zobaczyła  promienie  słońca.  Spojrzała  w  dół,  wstrzymując

oddech.

– To naprawdę istnieje.
Daleko przed nimi z lasu wyłaniały się dwa wysokie zamki. Jeden lśnił w słonecznej

mgiełce,  a  wieże  z  różowego  i  błękitnego  szkła  wznosiły  się  nad  brzegiem
błyszczącego jeziora. Drugi górował złowieszczo na okolicą, poczerniały i poszarpany,
a ostre wieże przeszywały burzowe chmury niczym zęby potwora.

Akademia Dobra i Zła.
Szkieletowy ptak poszybował w stronę Zamku Dobra. Agata z przerażeniem uczepiła

się przyjaciółki, ale zobaczyła, że jej twarz promienieje szczęściem.

– Jestem księżniczką, Aga.
Ale ptak upuścił Agatę.
Oszołomiona Sofia patrzyła, jak Agata znika w mgle przypominającej różową watę

cukrową.

– Zaczekaj… nie…
Ptak  wzniósł  się  gwałtownie  i  poszybował  w  kierunku  Zamku  Zła,  otwierającego

szczęki na przyjęcie kolejnej ofiary.

– Nie! Ja jestem dobra! To nie ten zamek! – wrzeszczała Sofia.
A jednak została upuszczona wprost w piekielną czerń.

background image

3

Wielka pomyłka

background image

K

iedy Sofia otworzyła oczy, zobaczyła, że pływa w cuchnącej fosie wypełnionej po

brzegi  gęstym  czarnym  szlamem.  Ze  wszystkich  stron  otaczała  ją  ponura  mgła.
Spróbowała stanąć, ale stopy nie dosięgły gruntu i zapadła się jeszcze głębiej – szlam
wlał  się  jej  do  nosa  i  zapiekł  w  gardle.  Krztusząc  się  i  próbując  złapać  oddech,
znalazła  wreszcie  coś,  czego  mogła  się  chwycić.  Przerażona  zobaczyła  jednak,  że  to
truchło  na  wpół  zjedzonej  kozy.  Zachłysnęła  się  i  próbowała  odpłynąć,  ale  nie
widziała dalej niż na kilka centymetrów. Ponad nią rozległy się niesione echem krzyki.
Spojrzała w górę.

Liczne  stado  szkieletowych  ptaków  wdarło  się  w  mgłę  i  puszczało  do  fosy

wrzeszczące  dzieci.  Gdy  ich  krzyki  zamieniły  się  w  pluski,  nadleciała  kolejna  fala
ptaków,  a  potem  jeszcze  kolejna,  aż  wreszcie  całe  niebo  wypełniło  się  spadającymi
dziećmi. Sofia zauważyła ptaka nurkującego dokładnie nad nią i odsunęła się w samą
porę, żeby spadający jak bomba dzieciak tylko ochlapał jej twarz błotem.

Wytarła  szlam  z  oczu  i  znalazła  się  twarzą  w  twarz  z  chłopcem.  Pierwszą  rzeczą,

jaką  zauważyła,  było  to,  że  nie  nosił  koszuli.  Miał  chudą  i  bladą  pierś,  bez  cienia
nadziei  na  jakiekolwiek  mięśnie.  Z  małej  głowy  wystawał  mu  długi  nos,  miał  też
sterczące  zęby  i  czarne  włosy  opadające  na  wyłupiaste  oczy.  Wyglądał  jak  mała
złowroga łasica.

– Ptak mi zeżarł koszulę – wyjaśnił. – Mogę dotknąć twoich włosów?
Sofia cofnęła się.
–  Zwykle  nie  robią  czarnych  charakterów  z  włosami  księżniczek  –  powiedział,

podpływając do niej pieskiem.

Sofia  rozpaczliwie  rozejrzała  się  za  jakąś  bronią  –  kijem,  kamieniem,  zdechłą

kozą…

–  Może  zostaniemy  kumplami  z  pokoju  albo  najlepszymi  kumplami,  albo

jakimikolwiek  kumplami  –  oznajmił,  znajdując  się  teraz  w  odległości  najwyżej  pół
metra.  To  było  tak,  jakby  Radley  zamienił  się  w  gryzonia  i  zebrał  się  na  odwagę.
Chłopiec  wyciągnął  w  kierunku  Sofii  cherlawą  rękę.  Dziewczyna  już  była  gotowa
przyłożyć  mu  w  nos,  kiedy  jakiś  wrzeszczący  dzieciak  wpadł  pomiędzy  nich.  Sofia
ruszyła w przeciwną stronę, a kiedy się obejrzała, Łasica gdzieś zniknął.

We  mgle  widziała  dzieci  pływające  pomiędzy  unoszącymi  się  w  fosie  torbami

i  kuframi,  szukające  swojego  bagażu.  Te,  którym  udało  się  go  znaleźć,  kierowały  się
z nurtem w stronę rozlegającego się z oddali złowieszczego wycia. Sofia podążyła za
nimi. Mgła wreszcie rozstąpiła się, odsłaniając brzeg. Sofia dostrzegła wilki stojące na
dwóch łapach, ubrane w kurtki wojskowe. Trzaskały biczami, zapędzając uczniów do
szeregu.

Sofia  chwyciła  wystający  korzeń,  chcąc  wyciągnąć  się  ze  szlamu,  ale  zamarła  na

widok swojego odbicia w wodzie. Jej sukienka była niewidoczna spod warstwy błota

background image

i  żółtka,  twarz  miała  wysmarowaną  lepkim  czarnym  brudem,  a  w  jej  włosach
zamieszkała chyba cała rodzina dżdżownic. Zakasłała i z trudem złapała oddech…

– Ratunku! Trafiłam nie do tej szko…
Wilk  brutalnie  wyciągnął  ją  na  brzeg  i  kopnął  do  szeregu.  Otwarła  usta,  żeby

zaprotestować, ale zobaczyła Łasicę płynącego w jej stronę i piszczącego:

– Zaczekaj na mnie!
Szybko  dołączyła  do  rzędu  dzieci  ciągnących  bagaże  przez  mgłę.  Jeśli  któreś  się

ociągało,  najbliżej  idący  wilk  wymierzał  błyskawiczne  uderzenie,  więc  szła  szybko,
jednocześnie  wycierając  sukienkę,  wydłubując  robaki  i  żałując  swoich  idealnie
spakowanych bagaży, które zostały gdzieś daleko.

Brama  zamku  zrobiona  była  z  żelaznych  szpikulców  poprzeplatanych  drutem

kolczastym.  Kiedy  Sofia  podeszła  bliżej,  zobaczyła,  że  to  nie  jest  drut,  tylko  setki
czarnych  żmij,  które  syczały,  usiłując  ugryźć  zbliżających  się.  Sofia  przebiegła
z  piskiem,  a  potem  obejrzała  się  i  odczytała  napis  umocowany  ponad  bramą,
podtrzymywany przez dwa rzeźbione czarne łabędzie:

Akademia Zła

Kształtowanie i Propagacja Grzechu

Przed  nimi  wznosił  się  niczym  skrzydlaty  demon  szkolny  zamek.  Główna  wieża

zbudowana  z  grubo  ciosanego  czarnego  kamienia  przebijała  bure  chmury  jak  potężny
tors. Po jej bokach wyrastały dwie grube, pokręcone spirale, z których jak krwawiące
skrzydła zwieszały się krwiście czerwone pnącza.

Wilki  pogoniły  dzieci  w  stronę  wejścia  do  głównej  wieży,  do  długiego  tunelu

przypominającego  kształtem  paszczę  krokodyla.  Sofię  przeszedł  dreszcz,  gdy
zorientowała  się,  że  tunel  z  każdym  krokiem  robi  się  coraz  węższy  i  węższy,  aż
wreszcie  ledwie  widziała  dzieciaka  idącego  przed  nią.  Z  trudem  przecisnęła  się
między  dwoma  ostrymi  głazami  i  wreszcie  znalazła  się  w  wilgotnym  holu,
śmierdzącym  zgniłymi  rybami.  Demoniczne  gargulce  pochylały  się  z  kamiennych
występów,  trzymając  w  pyskach  zapalone  pochodnie.  Żelazny  posąg  łysej,  bezzębnej
wiedźmy trzymającej w garści jabłko lśnił słabo w złowieszczym blasku płomieni. Na
wyszczerbionej  kolumnie  pod  ścianą  widoczna  była  gigantyczna  czarna  litera  N,
ozdobiona złośliwie wykrzywionymi karłami, trollami i harpiami wspinającymi się po
niej  jak  po  drzewie.  Na  następnej  kolumnie  znajdowało  się  czerwone  jak  krew  I,
z kołyszącymi się na nim olbrzymami i goblinami. Posuwając się wraz z niekończącym
się  szeregiem  dzieciaków,  Sofia  zdołała  odczytać  napis  na  kolumnach:  N–I–G–D–Y.

background image

A potem nagle znalazła się dostatecznie daleko w głębi holu, by zobaczyć zawijającą
się  przed  sobą  kolejkę.  Po  raz  pierwszy  mogła  się  dobrze  przyjrzeć  innym  uczniom
i omal nie zemdlała z wrażenia.

Jedna  z  dziewczynek  miała  koszmarnie  wystające  górne  zęby,  na  głowie  kępki

wiotkich  włosów  i  jedno  oko  zamiast  dwóch,  osadzone  dokładnie  na  środku  czoła.
Jakiś chłopiec wyglądał jak gruda ciasta – miał pękaty brzuch, łysą głowę i nabrzmiałe
kończyny. Wysoka dziewczynka z chorobliwie zieloną skórą cały czas uśmiechała się
szyderczo,  a  chłopiec  idący  przed  nią  był  tak  owłosiony  na  całym  ciele,  że  mógłby
uchodzić za małpę. Wszyscy wyglądali mniej więcej na rówieśników Sofii, ale na tym
podobieństwa  się  kończyły.  Oto  miała  przed  sobą  masę  nieszczęśników  ze
zdeformowanymi  ciałami,  odrażającymi  twarzami  i  najokrutniejszymi  minami,  jakie
kiedykolwiek  widziała.  Sprawiali  wrażenie  szukających  kogoś,  kogo  mogliby
znienawidzić.  Jeden  po  drugim  zauważali  Sofię  i  stwierdzali,  że  nie  muszą  szukać
dalej, bo już znaleźli. Skamieniałą ze strachu księżniczkę w szklanych pantofelkach i ze
złotymi lokami.

Czerwoną różę pośród cierni.

Po drugiej stronie fosy Agata omal nie zabiła wróżki.
Ocknęła się, leżąc pod czerwonymi i żółtymi liliami, które wydawały się pogrążone

w  ożywionej  rozmowie.  Była  pewna,  że  to  ona  jest  tematem  dyskusji,  ponieważ  lilie
wskazywały  ją  obcesowo  listkami  i  pąkami.  Ostatecznie  kłótnia  musiała  zostać
rozstrzygnięta,  ponieważ  kwiaty  nagle  pochyliły  się  jak  troskliwe  babcie  i  owinęły
łodygi wokół jej nadgarstków. Pociągnęły ją i postawiły na nogi. Agata zobaczyła łąkę
dziewcząt cudownie rozkwitających wokół lśniącego jeziora.

Nie  wierzyła  własnym  oczom.  Dziewczęta  dosłownie  wyrastały  spod  ziemi.

Najpierw z miękkiej gleby wysuwała się ich głowa, potem szyja, pierś, a potem rosły
i  rosły,  aż  wreszcie  wyciągały  ramiona  do  aksamitnie  błękitnego  nieba  i  stawiały  na
ziemi  stopy  w  delikatnych  pantofelkach.  Ale  to  nie  widok  rosnących  dziewcząt
najbardziej wytrącił Agatę z równowagi. Chodziło o to, że dziewczynki te w niczym jej
nie przypominały.

Ich buzie, niektóre jasne, inne ciemniejsze, były nieskazitelnie śliczne i promieniały

zdrowiem.  Dziewczynki  miały  kaskady  lśniących  włosów,  prostych  lub  w  lokach,
a  wszystkie  ubrane  były  w  falbaniaste  suknie,  brzoskwiniowe,  żółte  lub  białe.  Jedne
były  niskie,  inne  smukłe  i  wysokie,  ale  wszystkie  mogły  się  pochwalić  wąską  talią,
szczupłymi  nogami  i  smukłymi  ramionami.  Łąka  nieustannie  rozkwitała  nowymi
uczennicami,  a  na  każdą  z  nich  oczekiwała  drużyna  trzech  wróżek  ze  skrzydełkami
lśniącymi  brokatem.  Szczebiocząc  i  dzwoniąc,  czyściły  dziewczęta  z  grudek  ziemi,
nalewały im filiżanki herbaty z miodokrzewu i zajmowały się kuframi, które wyrastały
z ziemi obok swoich właścicielek.

background image

Agata  nie  miała  najbledszego  pojęcia,  skąd  pochodzą  te  piękności.  Pragnęła  tylko,

by  wyrosła  wśród  nich  jakaś  dziewczynka  ze  skrzywioną  miną  albo  w  niechlujnym
stroju,  żeby  ona  sama  nie  czuła  się  tak  bardzo  nie  na  miejscu.  Ale  widziała  tylko
nieskończoną ilość kolejnych wersji Sofii, mających wszystko to, czego jej brakowało.
Znajome uczucie wstydu ścisnęło jej żołądek. Potrzebowała dziury, w której mogłaby
się  zagrzebać,  cmentarza,  na  którym  mogłaby  się  ukryć,  czegoś,  co  sprawi,  że  one
wszystkie sobie pójdą…

W tym momencie wróżka ją ugryzła.
– Co ty…
Agata  spróbowała  strząsnąć  ze  swej  głowy  dzwoniące  stworzenie,  ale  odfrunęło

i  ugryzło  ją  w  szyję,  a  potem  w  siedzenie.  Pozostałe  wróżki  próbowały  poskromić
jakoś złośnicę, ta jednak zawyła, pogryzła je i znowu zaatakowała Agatę. Rozdrażniona
dziewczynka usiłowała złapać wróżkę, ale ta poruszała się tak błyskawicznie, że Agata
mogła  tylko  podskakiwać  bezradnie  i  znosić  kolejne  ukąszenia,  aż  w  końcu  szalejąca
wróżka  niechcący  wpadła  jej  do  ust  i  po  prostu  została  połknięta.  Dziewczynka
odetchnęła z ulgą i podniosła spojrzenie.

Sześćdziesiąt  piękności  wpatrywało  się  w  nią  ze  zgrozą,  jakby  była  kotem

w gnieździe słowików.

Agata poczuła ukłucie w gardle i wykasłała wróżkę. Ku jej zaskoczeniu okazało się,

że to chłopiec.

Z dala, z drugiej strony jeziora, gdzie stał prześliczny zamek, dobiega słodki dźwięk

dzwonów.  Wszystkie  wróżki  złapały  dziewczynki  za  ramiona,  uniosły  w  powietrze
i  poleciały  z  nimi  ponad  taflą  wody  w  stronę  zamku.  Agata  uznała,  że  to  doskonała
okazja  do  ucieczki,  ale  zanim  zdążyła  poderwać  się  do  biegu,  poczuła,  że  dwie
dziewczęce  wróżki  unoszą  ją  w  górę.  Kiedy  odlatywała  z  nimi,  obejrzała  się  na  tę
trzecią,  na  chłopca,  który  ją  pogryzł,  a  teraz  został  na  ziemi.  Z  wściekłością  zaplótł
ramiona i potrząsał głową, jakby chciał stanowczo oznajmić, że została oto popełniona
okropna pomyłka.

Wróżki stawiały inne dziewczynki na trawniku przed szklanym zamkiem i pozwalały

im  iść  swobodnie.  Ale  wróżki  Agaty  nie  puściły  jej,  tylko  powlokły  ją  do  przodu
niczym więźnia. Agata obejrzała się na jezioro. Gdzie jest Sofia?

Zobaczyła, że w połowie jeziora kryształowo czysta woda zamieniała się w czarny

szlam, a przeciwległy brzeg całkiem zasłaniała szara mgła. Jeśli Agata miała uratować
przyjaciółkę,  musiała  znaleźć  sposób,  by  przedostać  się  na  drugą  stronę.  Najpierw
jednak trzeba było uwolnić się od skrzydlatych szkodników. Potrzebowała czegoś, co
odwróciłoby ich uwagę. Rozejrzała się. Przed sobą zobaczyła złotą bramę i wieńczący
ją lustrzany napis:

background image

Akademia Dobra

Oświecenie i Oczarowanie

Kiedy  w  lustrzanych  literach  dostrzegła  swoje  odbicie,  odwróciła  spojrzenie.

Nienawidziła  luster  i  zawsze  ich  unikała.  (Świnie  i  psy  nie  siedzą  i  nie  podziwiają
swojego  odbicia
 –  myślała).  Ciągnięta  do  przodu,  uniosła  głowę  i  zobaczyła
oszronione drzwi pałacu, ozdobione dwoma białymi łabędziami. Drzwi otworzyły się
szeroko.  Wróżki  zaprowadziły  uczennice  do  wąskiego,  wykładanego  lustrami
korytarza. Kiedy się zatrzymały, pozostałe dziewczynki okrążyły Agatę jak rekiny.

Wpatrywały  się  w  nią  przez  chwilę,  jakby  oczekiwały,  że  zrzuci  maskę  i  odsłoni

ukrywającą  się  pod  nią  księżniczkę.  Agata  spróbowała  odwzajemniać  ich  spojrzenia,
ale  widziała  tylko  własną  twarz  odbitą  tysiące  razy  w  lustrach,  i  natychmiast  wbiła
wzrok w marmurową posadzkę. Kilka wróżek zabrzęczało, próbując pokierować grupę
dalej,  ale  większość  przysiadła  po  prostu  na  ramionach  dziewczynek  i  czekała.
W  końcu  jedna  z  dziewcząt  zrobiła  krok  do  przodu  –  miała  złote  włosy  sięgające  do
pasa, pełne wargi i oczy jak topazy. Była tak piękna, że wydawała się nierzeczywista.

–  Dzień  dobry,  jestem  Beatrycze  –  oznajmiła  ze  słodyczą.  –  Nie  dosłyszałam

twojego imienia.

–  To  dlatego,  że  go  nie  powiedziałam  –  odparła  Agata,  nie  odrywając  wzroku  od

posadzki.

–  Jesteś  pewna,  że  znalazłaś  się  we  właściwym  miejscu?  –  zapytała  Beatrycze

jeszcze słodszym głosem.

Agata  poczuła,  że  jakieś  słowa  kształtują  się  jej  w  głowie  –  coś,  czego

potrzebowała, ale nadal było zbyt niejasne, by mogła to zobaczyć.

– Yyy, no, ja…
– Być może podpłynęłaś nie do tej szkoły – uśmiechnęła się Beatrycze.
Słowa zapłonęły w głowie Agaty. Odwrócić ich uwagę.
Spojrzała w promienne oczy Beatrycze.
–  To  Akademia  Dobra,  prawda?  Legendarna  szkoła  dla  pięknych  i  wartościowych

dziewcząt, których przeznaczeniem jest zostać księżniczkami?

– Och. – Beatrycze wydęła wargi. – Czyli się nie zgubiłaś?
–  Nic  ci  się  nie  pomyliło?  –  zapytała  inna  dziewczyna  o  egzotycznej  urodzie

i kruczoczarnych włosach.

– Nie oślepłaś? – dodała trzecia z ciemnorubinowymi lokami.
–  W  takim  razie  na  pewno  masz  przepustkę  na  Kwietną  Kolej  –  powiedziała

Beatrycze.

Agata zamrugała.
– Co takiego?

background image

– Twój bilet na Kwietną Kolejkę – wyjaśniła Beatrycze. – No wiesz, wszystkie nią

przyjechałyśmy. Tylko oficjalnie przyjęci uczniowie dostają bilety na Kwietną Kolej.

Wszystkie dziewczęta podniosły wielkie złote bilety, na których widniały ich imiona

wykaligrafowane  ozdobnymi  literami  oraz  pieczęć  Dyrektora  Akademii  z  czarnym
i białym łabędziem.

–  Aaaaa,  tę  przepustkę  na  Kwietną  Kolej  –  skrzywiła  się  Agata.  Sięgnęła  do  obu

kieszeni. – Podejdźcie bliżej, to wam ją pokażę.

Dziewczynki zbliżyły się, patrząc nieufnie. W tym czasie Agata gorączkowo szukała

czegoś, co mogłoby odwrócić ich uwagę – zapałki… monety… suche liście…

– Yyy, bliżej.
Dziewczynki skupiły się wokół niej, mrucząc coś do siebie.
– Nie powinna być taka mała – prychnęła Beatrycze.
–  Skuliła  się  w  praniu  –  odparła  Agata,  wymacując  kolejne  zapałki,  rozpuszczone

czekoladki,  bezgłowego  ptaka  (Rozpruwacz  ciągle  chował  je  w  jej  ubraniach).  –
Gdzieś tu ją mam…

– Może ją zgubiłaś – podsunęła Beatrycze.
Kulki naftaliny… skorupy orzechów… kolejny zdechły ptak…
– Albo gdzieś się zapodziała – dodała.
Ptak? Zapałki? Podpalić ptaka zapałkami?
– Albo skłamałaś, że w ogóle ją masz.
– O, chyba ją czuję…
Ale czuła tylko nerwową wysypkę na szyi…
– Wiesz chyba, co się dzieje z intruzami – uprzedziła Beatrycze.
– O, tu jest… – Zrób coś!
Dziewczynki tłoczyły się wokół niej złowieszczo.
Zrób coś natychmiast!
I  zrobiła  pierwszą  rzecz,  jaka  jej  przyszła  do  głowy  –  puściła  długiego,  głośnego

bąka.

Skuteczne  odwrócenie  uwagi  zawsze  wywołuje  panikę  i  chaos.  Agata  odniosła

sukces  w  obu  tych  dziedzinach.  Kiedy  cuchnące  opary  wypełniły  ciasny  korytarz,
piszczące  dziewczęta  rzuciły  się  w  poszukiwaniu  schronienia,  a  wróżki  natychmiast
zasłabły,  zostawiając  jej  wolną  drogę  do  drzwi.  Zagradzała  ją  tylko  Beatrycze,  zbyt
zszokowana, by się ruszyć. Agata zrobiła krok w jej stronę i pochyliła się jak wilk.

– Buuu.
Beatrycze rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki.
Nie  wahając  się  ani  chwili,  Agata  pobiegła  do  drzwi.  Obejrzała  się  i  zadowolona

patrzyła na dziewczynki wpadające na ściany i tratujące się nawzajem w poszukiwaniu
drogi ucieczki. Myślała tylko o ratowaniu Sofii. Wybiegła na zewnątrz i ruszyła prosto
do jeziora, ale kiedy się nad nim znalazła, woda uniosła się olbrzymią falą i rzuciła nią

background image

z  powrotem  do  środka,  pomiędzy  krzyczące  dziewczynki.  Agata  wylądowała  na
brzuchu w kałuży.

Wstała chwiejnie i zamarła.
–  Witamy  nowe  księżniczki  –  oznajmiła  wodna  nimfa  dwumetrowego  wzrostu.

Odsunęła  się  na  bok,  odsłaniając  wejście  do  holu  tak  wspaniałego,  że  Agata
wstrzymała oddech. – Witamy w Akademii Dobra.

Sofia nie mogła znieść zapachu tego miejsca. Zataczała się, idąc z innymi uczniami,

dławiła się mieszanką smrodu, niemytych ciał, pokrytych pleśnią kamieni i cuchnących
wilków.  Stanęła  na  palcach,  żeby  zobaczyć,  dokąd  się  kierują,  ale  widziała  tylko
niekończący  się  szereg  odmieńców.  Pozostali  uczniowie  rzucali  jej  paskudne
spojrzenia,  ale  ona  odpowiadała  najmilszym  z  uśmiechów,  na  wypadek  gdyby  to
wszystko  było  próbą.  To  musiała  być  przecież  próba  albo  błąd,  albo  żart,  albo
cokolwiek.

Odwróciła się do szarego wilka.
–  Nie  chciałabym  kwestionować  pańskich  kompetencji,  ale  czy  mogłabym  się

zobaczyć z Dyrektorem Akademii? Przypuszczam, że on… – Wilk zaryczał, opluwając
ją śliną. Sofia nie kontynuowała wywodu.

Dowlokła  się  wraz  z  innymi  do  obrzydliwej  sali,  z  której  wychodziły  trzy  spirale

czarnych  schodów.  Jedne,  ozdobione  rzeźbionymi  potworami,  miały  na  balustradzie
napis  Szkoda,  drugie,  z  wyrytymi  pająkami,  nazywały  się  Niezgoda,  a  trzecie,
z  wężami  –  Występek.  Na  ścianach  wzdłuż  schodów  wisiały  niezliczone  portrety,
a na nich dzieci obok ilustracji z książki z baśniami, pokazującej, kim dany uczeń został
po  ukończeniu  szkoły.  Złota  ramka  zawierała  portret  chochlikowatej  dziewczynki,
a  obok  wspaniały  rysunek  przedstawiający  ją  jako  odrażającą  wiedźmę,  stojącą  nad
pogrążoną w letargu dziewicą. Poniżej znajdowała się złota tabliczka:

W następnej złotej ramce był portret złośliwie uśmiechniętego chłopaka z grubymi,

zrośniętymi  brwiami  i  obraz  pokazujący  go  jako  dorosłego,  który  trzyma  nóż  przy
gardle jakiejś kobiety. I podpis:

background image

Pod Droganem srebrna rama otaczała chudego chłopca ze strzechą jasnych włosów,

zamienionego w jednego z tuzina olbrzymów pustoszących wioskę:

Potem  Sofia  zauważyła  tuż  nad  podłogą  zniszczoną  brązową  ramkę,  a  na  portrecie

drobnego, łysego chłopca z szeroko otwartymi ze strachu oczami. Znała go. To był Ban.
Miał  zwyczaj  gryźć  wszystkie  ładne  dziewczynki  w  Gawaldonie.  Cztery  lata  temu
został  porwany.  Ale  obok  jego  wizerunku  nie  było  ilustracji,  tylko  zardzewiała
tabliczka z napisem:

Sofia popatrzyła na przerażoną twarz Bana i poczuła, że skręca się jej żołądek. Co

się  z  nim  stało?  Popatrzyła  na  tysiące  złotych,  srebrnych  i  brązowych  ramek,
zajmujących  każdy  centymetr  na  ścianie:  czarownice  zabijające  książąt,  olbrzymy
pożerające  ludzi,  demony  podpalające  dzieci,  odrażające  ogry,  groteskowe  gorgony,
bezgłowych  jeźdźców,  bezlitosne  potwory  morskie.  Dawniej  niezgrabne  nastolatki.
Teraz  uosobienie  absolutnego  zła.  Nawet  czarne  charaktery,  które  zginęły  straszną
śmiercią  –  Titelitury,  olbrzym  z  Magicznej  fasoli,  wilk  z  Czerwonego  Kapturka  –
zostały sportretowane w chwili największego triumfu, jakby to oni wyszli zwycięsko ze
swoich baśni. Żołądek Sofii znowu się skręcił – zobaczyła, że inne dzieci gapią się na
te  portrety  z  pełnym  zachwytu  podziwem.  I  w  tym  właśnie  momencie  uświadomiła
sobie, że znajduje się wśród przyszłych morderców i potworów.

Po twarzy zaczął jej spływać zimny pot. Musiała znaleźć kogoś z nauczycieli. Osobę,

która mogłaby przejrzeć listę przyjętych uczniów i sprawdzić, że Sofia trafiła nie do tej
szkoły.  Na  razie  widziała  jednak  tylko  wilki,  które  nie  umiały  mówić,  a  co  dopiero
przeczytać listę.

Skręciła  za  róg  i  znalazła  się  w  szerszym  korytarzu,  gdzie  zobaczyła

czerwonoskórego  rogatego  karła  stojącego  na  szczycie  wysokiej  drabiny
i  przybijającego  kolejne  portrety  do  ściany.  Zaciskając  zęby,  przesunęła  się  w  jego
stronę.  Gdy  zastanawiała  się,  jak  zwrócić  na  siebie  jego  uwagę,  zauważyła  nagle,  że
w  ramkach  wiszących  na  tej  ścianie  widzi  znajome  twarze.  Był  tu  przypominający
świnię  tęgi  chłopak,  którego  widziała  wcześniej,  podpisany  Bron  ze  Skalnych
Wrzosów.  Obok  niego  wisiał  portret  jednookiej  dziewczynki  z  cienkimi  włosami:

background image

Arachne  z  Lisiego  Gaju.  Potem  jej  oczy  zatrzymały  się  na  łasicopodobnym
chłopaku  –  Hort  z  Krwawego  Strumienia.  Hort.  To  brzmi  jak  nazwa
choroby.
Przesunęła się jeszcze kawałek, przygotowała się, żeby zawołać karła…

I wtedy zobaczyła ramkę, którą właśnie wieszał.
Uśmiechnęła się do niej jej własna twarz.
Sofia  wrzasnęła,  wyskoczyła  spomiędzy  uczniów,  wlazła  po  drabinie  i  wyrwała

portret z rąk zdumionego karła.

–  Nie!  Ja  jestem  Dobra!  –  krzyknęła,  ale  karzeł  chwycił  portret  i  przez  chwilę

szarpali  się,  kopiąc  i  drapiąc,  aż  Sofia  miała  dość  i  wymierzyła  mu  policzek.  Karzeł
wrzasnął i zamachnął się na nią młotkiem. Sofia zrobiła unik, ale straciła równowagę.
Drabina zakołysała się, obijając się o ściany. Dziewczynka, czepiając się w powietrzu
szczebli,  spojrzała  w  dół,  na  warczące  wilki  i  gapiących  się  uczniów.  –  Muszę  się
zobaczyć z Dyrektorem Akademii! – W tym momencie straciła uchwyt, ześlizgnęła się
po drabinie i wylądowała na ziemi na początku kolejki.

Ciemnoskóra  czarownica  z  ogromnym  czyrakiem  na  policzku  wcisnęła  jej  do  ręki

pergaminową kartę:

Oszołomiona Sofia podniosła głowę.
– Do zobaczenia na lekcji, Wiedźmo z Lasu Za Światem – zaskrzeczała czarownica.

Zanim  Sofia  zdążyła  cokolwiek  odpowiedzieć,  ogr  wrzucił  jej  w  objęcia  stos

background image

związanych wstążką książek.

Najlepsze monologi złoczyńców, wyd. 2
Bolesne zaklęcia dla I roku
Porwania i morderstwa: przewodnik dla początkujących
Akceptacja wewnętrznej i zewnętrznej brzydoty
Potrawy z dzieci (z
nowymi przepisami)

Same  tytuły  książek  były  wystarczająco  przerażające,  ale  związująca  je  wstążka

okazała się żywym węgorzem. Sofia wrzasnęła i nim nakrapiany satyr zdążył wepchnąć
jej  jeszcze  jakiś  zatęchły  czarny  materiał,  upuściła  podręczniki.  Z  odrazą  rozwinęła
śmierdzącą szmatę i cofnęła się na widok obszernej, poszarpanej tuniki, która zwisała
z jej rąk jak podarta zasłona.

Przerażona  gapiła  się  na  inne  dziewczynki,  z  dumą  zakładające  rozlatujące  się

mundurki, przeglądające książki i porównujące plany lekcji. Potem znów popatrzyła na
własną wstrętną tunikę. Na oślizgłe książki i plan lekcji. Na swój uśmiechnięty, słodki
portret na ścianie.

Rzuciła się do ucieczki.

Agata  wiedziała,  że  znalazła  się  w  niewłaściwym  miejscu,  ponieważ  nawet  kadra

pedagogiczna  rzucała  jej  zdumione  spojrzenia.  Nauczyciele  stali  na  schodach
wychodzących z przestronnego szklanego holu czterema spiralnymi ciągami – dwa były
różowe,  dwa  błękitne  –  i  obsypywali  nowe  uczennice  konfetti.  Nauczycielki  miały
dopasowane do figury suknie z wysokim kołnierzem, identyczne w kroju, ale różniące
się kolorem, i lśniący herb ze srebrnym łabędziem na sercu. Każda dodała do swojej
kreacji jakieś akcenty osobiste – kryształki, kwiaty z paciorków albo tiulową kokardę.
Tymczasem nauczyciele nosili doskonale skrojone garnitury w kolorach tęczy, pasujące
do  nich  kamizelki,  wąskie  krawaty  i  kolorowe  chusteczki  wetknięte  w  kieszonkę,  na
której był wyszyty taki sam srebrny łabędź.

Agata natychmiast zauważyła, że wszyscy oni są bardziej atrakcyjni niż ktokolwiek

z  dorosłych,  z  jakimi  dotąd  się  spotkała.  Nawet  starsi  nauczyciele  byli  tak  bardzo
eleganccy, że aż onieśmielający. Agata zawsze twierdziła, że piękno jest bezsensowne,
ponieważ trwa krótko. Tutaj miała dowód, że może być wieczne.

Nauczyciele starali się nie okazywać zaskoczenia, ale widziała, że poszturchują się

i  szepczą  coś  na  widok  ociekającej  wodą,  niepasującej  do  pozostałych  uczennicy.
Agata  umiała  wyłapywać  takie  rzeczy.  W  tym  momencie  dostrzegła  kogoś,  kto  różnił
się  od  pozostałych.  Stojący  w  aureoli  światła  padającego  z  witrażowego  okna
mężczyzna  w  aksamitnym  zielonym  garniturze,  ze  srebrnymi  włosami  i  lśniącymi
orzechowymi oczami, uśmiechał się do niej, jakby była we właściwym miejscu. Agata

background image

poczerwieniała.  Każdy,  kto  uważał,  że  ona  tutaj  pasuje,  musiał  być  stuknięty.
Pocieszyły  ją  trochę  pełne  furii  spojrzenia  otaczających  ją  dziewczynek,  które
najwyraźniej nie wybaczyły jej incydentu w korytarzu.

– Gdzie są chłopcy? – zapytała jedna.
Czekały  właśnie  w  kolejce,  stojąc  przed  trzema  nadnaturalnie  wysokimi  nimfami

wodnymi  o  włosach  i  wargach  w  kolorze  neonu,  które  wręczały  uczennicom  plany
lekcji, książki i mundurki.

Agata  mogła  się  teraz  lepiej  przyjrzeć  majestatycznemu  wnętrzu.  Na  ścianie

naprzeciwko  zobaczyła  olbrzymie,  namalowane  różową  farbą  litery  Z  i  A,  otoczone
miłośnie  aniołkami  i  sylfami.  Na  pozostałych  trzech  ścianach  także  były  litery,
tworzące  słowo  Z–A–W–S–Z–E.  Z  każdego  rogu  sali  wychodziły  schody,  oświetlone
wysokimi  witrażowymi  oknami.  Jedne  z  błękitnych  schodów  miały  na  balustradzie
wyryte  HONOR  i  wygrawerowane  postaci  rycerzy  i  królów;  na  drugich  dostrzegła
słowo  MĘSTWO,  a  balustradę  zdobiły  błękitne  płaskorzeźby  z  myśliwymi
i łucznikami. Dwie spirale różowych schodów miały wyryte złote napisy CZYSTOŚĆ
i  DOBROĆ,  którym  towarzyszyły  fryzy  pokazujące  dziewice,  księżniczki  i  przyjazne
zwierzęta.

Na  środku  sali  wznosił  się  wysmukły  kryształowy  obelisk,  sięgający  od  posadzki

z mlecznego marmuru aż do szklanej kopuły. Obelisk pokrywały portrety absolwentów.
Najwyżej  wisiały  oprawione  w  złote  ramy  portrety  uczniów,  którzy  po  ukończeniu
szkoły zostali książętami i królowymi. Pośrodku wisiały srebrne ramy dla tych, którzy
odnieśli  nieco  mniejsze  sukcesy  jako  beztroscy  towarzysze  podróży,  obowiązkowe
żony  i  matki  chrzestne.  A  na  samym  dole,  zakurzone,  widniały  oprawione  w  brąz
portrety  mało  zdolnych  wychowanków,  którzy  zostali  lokajami  i  służącymi.  Ale
niezależnie od tego, czy ktoś został Królową Śniegu, czy też kominiarczykiem, wszyscy
mieli  identycznie  piękne  twarze  i  ciepło  się  uśmiechali.  Tutaj,  w  szklanym  zamku
pośród  puszczy,  zgromadził  się  kwiat  młodzieży  oddanej  Dobru.  A  wśród  nich  ona,
Panna Skwaszona, oddana cmentarzom i puszczanym bąkom.

Agata czekała, wstrzymując oddech, aż w końcu stanęła przed różowowłosą nimfą.
–  Zaszła  pomyłka!  –  wysapała.  –  To  moja  przyjaciółka  Sofia  powinna  się  tutaj

znaleźć.

Nimfa uśmiechnęła się.
–  Próbowałam  ją  powstrzymać  przed  trafieniem  tutaj  –  wyjaśniała  Agata  głosem,

w którym zaczęła pobrzmiewać nadzieja. – Ale ptak się pomylił i teraz ja jestem tutaj,
a  ona  jest  w  drugim  zamku,  ale  ona  jest  śliczna  i  lubi  kolor  różowy,  a  ja…  no,
popatrzcie  na  mnie.  Wiem,  że  potrzebujecie  uczniów,  ale  Sofia  jest  moją  najlepszą
przyjaciółką,  więc  jeśli  ona  zostanie,  ja  też  będę  musiała  zostać,  ale  nie  możemy  tu
zostać, więc proszę, pomóżcie mi ją znaleźć, żebyśmy mogły wrócić do domu.

Nimfa bez słowa podała jej pergaminową kartę.

background image

Agata gapiła się na kartkę jak ogłuszona.
– Ale…
Tymczasem zielonowłosa nimfa wręczyła jej koszyk z książkami:

Przywilej urody
Zdobądź swego księcia
Księga przepisów na piękny wygląd
Cele życia księżniczki
Mowa zwierząt 1: szczekanie, rżenie i ćwierkanie

Potem  kolejna,  niebieskowłosa  nimfa  podała  jej  mundurek:  obrzydliwie  krótką

różową  sukienkę  bez  rękawów,  ozdobioną  na  ramionach  kwiatami,  którą  należało
założyć  na  białą  koronkową  bluzkę  z  dekoltem  tak  wielkim,  jakby  brakowało  trzech
guzików.

Ogłupiała  Agata  popatrzyła  na  otaczające  ją  przyszłe  księżniczki,  poprawiające

różowe sukienki. Popatrzyła na książki wmawiające jej, że uroda jest przywilejem, że
może  zdobyć  przystojnego  księcia,  że  może  rozmawiać  z  ptakami.  Popatrzyła  na  plan
lekcji  przeznaczony  dla  kogoś  pięknego,  pełnego  wdzięku  i  życzliwości.  Potem
podniosła głowę i spojrzała na przystojnego nauczyciela, nadal uśmiechającego się do
niej, jakby spodziewał się po niej, Agacie z Gawaldonu, wielkich rzeczy.

background image

I wtedy zrobiła jedyną rzecz, jaką potrafiła, gdy ktoś czegoś od niej oczekiwał.
Pobiegła w górę błękitnymi schodami Honoru i gnała przez morskozielone korytarze,

słysząc za sobą wściekle dzwoniące wróżki. Pędząc przez kolejne korytarze, wspinając
się  po  kolejnych  schodach,  nie  miała  czasu  zastanawiać  się  nad  tym,  co  widzi:
posadzki  z  jadeitu,  sale  lekcyjne  ze  słodkości,  biblioteka  ze  złota…  Aż  dobiegła  do
szczytu  schodów  i  wypadła  przez  szronione  szklane  drzwi  na  dach  wieży.  Słońce
oświetlało  zapierające  dech  w  piersiach  rzeźby  z  przystrzyżonych  krzewów.  Zanim
jednak  Agata  zdążyła  zobaczyć,  co  przedstawiają,  pojawiły  się  goniące  ją  wróżki,
które  wystrzeliły  z  ust  lepkie  złote  pajęczyny,  starając  się  ją  pochwycić.  Padła  na
ziemię,  a  potem  popełzła  jak  robak  pomiędzy  żywopłotami.  Zerwała  się  na  nogi,
pobiegła  i  wskoczyła  na  najwyższą  rzeźbę  przedstawiającą  muskularnego  księcia
wznoszącego miecz wysoko ponad stawem. Przelazła po liściastym mieczu aż na sam
koniec,  wściekle  kopiąc  podlatujące  zbyt  blisko  wróżki.  Ale  po  chwili  było  już  ich
tyle, że kiedy wypluły lśniące sieci, Agata straciła równowagę i wpadła do wody.

Gdy otwarła oczy, była całkiem sucha.
Staw musiał być portalem, ponieważ Agata znalazła się na zewnątrz, pod kolumnadą

z  błękitnego  kryształu.  Podniosła  głowę  i  zamarła.  Przed  nią  rozciągał  się  wąski
kamienny  most  prowadzący  przez  gęstą  mgłę  do  ponurego  zamku  po  drugiej  stronie
jeziora. Ten most łączył obie szkoły.

Łzy zapiekły ją w oczy. Sofia! Mogła uratować Sofię!
– Agata!
Zmrużyła oczy i zobaczyła Sofię wybiegającą z mgły.
– Sofia!
Biegły mostem, wyciągając ręce i wołając swoje imiona.
I nagle wpadły na niewidzialną barierę i odbiły się od niej, przewracając.
Zamroczona  bólem  Agata  patrzyła  ze  zgrozą,  jak  wilki  ciągną  Sofię  za  włosy

z powrotem do Akademii Zła.

–  Nie  rozumiecie!  –  wrzeszczała  Sofia,  patrząc,  jak  wróżki  łapią  w  swoje  sidła

Agatę. – To wszystko pomyłka!

– Nie ma żadnych pomyłek – zawarczał wilk.
A jednak potrafiły mówić.

background image

4

Trzy wiedźmy z pokoju 66

background image

S

ofia nie wiedziała, czemu ukaraniem jej musiało się zająć sześć wilków, a nie jeden,

ale  zakładała,  że  po  to,  by  dotarło  do  niej,  o  co  chodzi.  Przywiązały  ją  do  rożna,
wepchnęły  jej  jabłko  do  ust  i  obnosiły  ją  jak  świnię  na  uczcie  po  sześciu  piętrach
wieży  Szkoda,  a  stojący  pod  ścianami  uczniowie  pokazywali  ją  palcami  i  śmiali  się.
Ale  ich  śmiech  zamieniał  się  w  grymas  niesmaku,  gdy  uświadamiali  sobie,  że  to
różowe  dziwadło  będzie  ich  współlokatorką.  Wilki  przeciągnęły  popiskującą  Sofię
obok  pokoi  63,  64  i  65,  wreszcie  kopniakiem  otworzyły  drzwi  pokoju  66  i  po  prostu
wrzuciły  ją  do  środka.  Sofia  ślizgała  się  po  podłodze,  aż  jej  twarz  trafiła  na  pokrytą
brodawkami stopę.

– Mówiłam wam, że to my ją dostaniemy – powiedział kwaśno czyjś głos.
Wciąż przywiązana do rożna Sofia podniosła głowę i zobaczyła wysoką dziewczynę.

Jej  czarne  włosy  z  czerwonymi  pasmami  wisiały  w  strąkach,  usta  pokrywała  czarna
szminka,  w  nosie  widniał  kolczyk,  a  na  szyi  przerażający  tatuaż  przedstawiający
demona  z  czerwoną  czaszką  i  koźlimi  rogami.  Dziewczyna  spojrzała  na  Sofię
z nienawiścią.

– Nawet pachnie jak zawszanka.
– Już niedługo zabiorą ją stąd wróżki – powiedział ktoś z drugiej strony pokoju.
Sofia odwróciła głowę – dziewczynka – albinoska z upiornie białymi włosami, białą

skórą  i  czerwonymi  oczami  w  ciemnych  obwódkach  karmiła  trzy  czarne  szczury
potrawką z kotła.

–  Wielka  szkoda.  Mogłybyśmy  temu  czemuś  poderżnąć  gardło  i  powiesić  jako

ozdobę na korytarzu.

–  Jesteś  strasznie  niemiła  –  odezwała  się  trzecia.  Sofia  odwróciła  się  i  zobaczyła

siedzącą na łóżku uśmiechniętą, brązowowłosą dziewczynkę, pękatą jak balonik, która
trzymała  w  każdej  tłustej  ręce  czekoladowego  loda.  –  Poza  tym  zabijanie  innych
uczniów jest niezgodne z zasadami.

– A jeśli tylko ją trochę okaleczymy? – zapytała albinoska.
– Ja uważam, że ona jest interesująca – oznajmiła pulchna, odgryzając kawałek loda.

– Nie każdy czarny charakter musi śmierdzieć i wyglądać ponuro.

–  Ona  nie  jest  żadnym  czarnym  charakterem  –  warknęły  jednocześnie  albinoska

i dziewczyna z tatuażem.

Usiłując  się  oswobodzić  ze  sznurów,  Sofia  przekrzywiła  głowę  i  po  raz  pierwszy

przyjrzała się pokojowi. Dawno, dawno temu to mógł być ładny, przytulny apartament,
zanim  jednak  ktoś  go  podpalił.  Ceglane  ściany  pokrywała  czarna  sadza.
Czarnobrązowe ślady ciągnęły się na suficie, a podłoga była zasypana grubą warstwą
popiołu.  Nawet  meble  wydawały  się  przypalone.  Ale  Sofia  odkryła  też,  że  istnieje
o wiele poważniejszy problem.

– Gdzie jest lustro? – Aż się zachłysnęła.

background image

– Niech zgadnę – prychnęła dziewczynka z tatuażem. – Nazywasz się Bella, Arielka

albo Anastazja.

– To coś wygląda raczej na Stokrotkę albo Śliweczkę – stwierdziła albinoska.
– Albo Klarabellę, albo Różyczkę, albo Wierzbową Witkę.
–  Sofia.  –  Podniosła  się  w  chmurze  sadzy.  –  Nazywam  się  Sofia.  Nie  jestem

„czarnym  charakterem”.  Nie  jestem  „to  coś”  i  zdecydowanie  znalazłam  się  tu  przez
pomyłkę, więc…

Albinoska i dziewczynka z tatuażem aż zwinęły się ze śmiechu.
– Sofia – zarechotała ta druga. – To jeszcze gorsze, niż można było sobie wyobrazić!
–  Cokolwiek,  co  nazywa  się  Sofia,  znalazło  się  tu  przez  pomyłkę  –  wysapała

albinoska. – Powinno się bowiem znaleźć w klatce.

– Powinnam się znaleźć w drugim zamku – wyjaśniła Sofia, starając się zignorować

ich docinki. – Dlatego właśnie muszę się spotkać z Dyrektorem Akademii.

–  „Muszę  się  spotkać  z  Dyrektorem  Akademii”  –  powtórzyła  albinoska.  –  Może

wyskoczysz przez okno i sprawdzisz, czy cię złapie?

– Jesteście okropnie źle wychowane – wymamrotała okrągła dziewczynka z pełnymi

ustami. – Jestem Dot. To jest Hester – powiedziała, wskazując dziewczynkę z tatuażem.
– A ta radosna iskierka – dodała, pokazując albinoskę – to Anadil. – Anadil splunęła
na podłogę.

–  Witamy  w  pokoju  66  –  oznajmiła  Dot  i  machnięciem  ręki  strzepnęła  popiół

z wolnego łóżka.

Sofia  skrzywiła  się  na  widok  pogryzionej  przez  mole  pościeli  upstrzonej

obrzydliwymi plamami.

– Dziękuję za powitanie, ale naprawdę powinnam już iść – powiedziała, wycofując

się w stronę drzwi. – Czy mogłybyście mi powiedzieć, jak dojść do gabinetu Dyrektora
Akademii?

– Książęta będą całkiem zagubieni, kiedy cię zobaczą – zauważyła Dot. – Większość

czarnych charakterów nie wygląda jak księżniczki.

– Ona przecież nie jest czarnym charakterem – jęknęły Anadil i Hester.
–  Czy  muszę  umówić  się  wcześniej  na  spotkanie?  –  nie  odpuszczała  Sofia.  –  Czy

mam mu wysłać wiadomość albo…

–  Możesz  chyba  polecieć  –  odparła  Dot,  wyciągając  z  kieszeni  dwa  czekoladowe

jajka. – Ale stymfy mogą cię zeżreć.

– Stymfy? – zapytała Sofia.
– Te ptaki, które nas tu zrzuciły, skarbie – wybełkotała Dot, przeżuwając czekoladę.

– Będziesz musiała je ominąć. A wiesz, jak one nienawidzą czarnych charakterów.

– Ostatni raz powtarzam – warknęła Sofia. – Nie jestem czarnym…
Na  schodach  rozległy  się  jakieś  dźwięki.  Słodziutkie  dzwonki,  tak  delikatne,  tak

urocze, że to mogły być tylko…

background image

Wróżki. Przyszły po nią!
Sofia  stłumiła  krzyk.  Nie  odważyła  się  powiedzieć  pozostałym  dziewczynkom,  że

zaraz  przybędzie  pomoc  dla  niej  (kto  wie,  na  ile  serio  mówiły  o  zrobieniu  z  niej
dekoracji korytarza). Przesunęła się bliżej drzwi i słuchała, jak dzwonki stają się coraz
głośniejsze.

–  Nie  wiem,  czemu  ludzie  uważają,  że  księżniczki  są  ładne  –  powiedziała  Hester,

skubiąc  brodawkę  na  palcu  nogi.  –  Mają  strasznie  małe  noski.  Jak  guziczki,  aż  się
prosi, żeby je urwać.

Wróżki są na naszym piętrze! Sofia miała ochotę zacząć podskakiwać. Kiedy tylko

znajdzie się w Zamku Dobra, weźmie najdłuższą kąpiel w życiu!

– A ich włosy zawsze są takie długie – stwierdziła Anadil, machając zdechłą myszą,

mającą być deserem dla szczurów. – Aż się prosi, żeby je powyrywać.

Już tylko kilka pokoi stąd…
– I te sztuczne uśmiechy – powiedziała Hester.
– I ta obsesja na tle różowego – powiedziała Anadil.
Wróżki są tuż obok!
– Nie mogę się doczekać chwili, kiedy jakąś zabiję – powiedziała Hester.
– Równie dobrze można zacząć już dzisiaj.
Są tutaj! – serce Sofii napełniło się radością: nowa szkoła, nowe przyjaciółki, nowe

życie!

Ale wróżki minęły jej pokój.
Sofia poczuła, że jej serce się zaciska. Co się stało? Jak mogły ją ominąć? Rzuciła

się  obok  Anadil  do  drzwi,  otworzyła  je  gwałtownie  i  zobaczyła  wilcze  futro.
Zaskoczona odskoczyła, a Hester zatrzasnęła drzwi.

– Wszystkie zostaniemy przez ciebie ukarane – warknęła.
– Ale one tu były! Szukały mnie! – jęknęła Sofia.
– Jesteś pewna, że nie możemy jej zabić? – dopytywała się Anadil, obserwując, jak

jej szczury pożerają mysz.

– To z jakiego miejsca w puszczy pochodzisz, skarbie? – zapytała Dot, pochłaniając

czekoladową żabę.

– Nie pochodzę z puszczy – odparła Sofia zniecierpliwiona i wyjrzała przez judasza.

Bez  wątpienia  to  wilki  spłoszyły  wróżki.  Za  wszelką  cenę  musiała  wrócić  na  most
i  odnaleźć  je.  Ale  na  razie  trzy  wilki  pilnowały  korytarza,  zajadając  pieczoną  rzepę
z żelaznych kutych talerzy.

Wilki jedzą rzepę? Widelcami?
Ale na wilczych talerzach było jeszcze coś dziwnego.
Wróżki podkradające bestiom jedzenie.
Uroczy chłopiec-wróżka popatrzył na nią.
Zobaczył  mnie!  –  Sofia  zacisnęła  dłonie  i  poruszyła  ustami,  wołając  bezgłośnie

background image

„Pomocy!”. Chłopiec uśmiechnął się ze zrozumieniem, a potem wyszeptał coś wilkowi
do  ucha.  Wilk  spojrzał  na  Sofię  i  brutalnym  kopniakiem  rozbił  judasza.  Dziewczynka
cofnęła się chwiejnie, słysząc chór leciutkich chichotów i warkliwego śmiechu.

A więc wróżki nie zamierzały jej ratować.
Całe ciało Sofii drżało, gotowe wybuchnąć szlochem. W tym momencie usłyszała, że

ktoś odchrząknął. Odwróciła się.

Trzy dziewczynki gapiły się na nią z identycznym zdumieniem.
– Jak to „nie pochodzisz z puszczy”? – zapytała Hester.
Sofia  nie  była  w  nastroju  do  odpowiadania  na  głupie  pytania,  ale  te  trzy  kretynki

były jej jedyną nadzieją na znalezienie Dyrektora Akademii.

– Jestem z Gawaldonu – wyjaśniła, przełykając łzy. – Wygląda na to, że wy wiecie

bardzo dużo o tym miejscu, więc byłabym wdzięczna, gdybyście mogły mi powiedzieć,
gdzie…

– Czy to w rejonie Mruczących Gór? – zapytała Dot.
– W Mruczących Górach mieszkają tylko nigdziarze, ty idiotko – warknęła Hester.
– Założę się, że jest z Tęczowych Bryz – powiedziała Anadil. – Stamtąd pochodzą

najbardziej wkurzający zawszanie.

–  Przepraszam,  ale  nic  nie  rozumiem.  –  Sofia  zmarszczyła  brwi.  –  Zawszanie?

Nigdziarze?

–  Musiała  być  chowana  w  wieży  jak  Roszpunka  –  zawyrokowała  Anadil.  –  To

wszystko wyjaśnia.

– Zawszanami nazywamy tych dobrych, skarbie – wyjaśniła Dot. – No wiesz, przez

to ich bredzenie, że chcą żyć długo i zawsze szczęśliwie.

–  Czyli  wy  jesteście  „nigdziarzami”  –  domyśliła  się  Sofia,  przypominając  sobie

litery na kolumnach w holu.

–  To  skrót  od  „nigdy  więcej”  –  wytłumaczyła  Hester.  –  To  raj  dla  złoczyńców.

W Nigdy Więcej będziemy mieć nieograniczone moce.

– Kontrolować czas i przestrzeń – dodała Anadil.
– Przybierać nowe postaci – powiedziała Hester.
– Dzielić nasze dusze.
– Pokonywać śmierć.
– Tylko najpodlejsi z czarnych charakterów to osiągają – stwierdziła Anadil.
–  A  najlepsze  jest  to,  że  tam  nie  ma  nikogo  innego  –  oznajmiła  Hester.  –  Każdy

czarny charakter ma królestwo tylko dla siebie.

– Wieczna samotność – dodała Anadil.
– Ależ to nieszczęście – zauważyła Sofia.
– To inni ludzie są nieszczęściem – odparła Hester.
– Agata byłaby tym zachwycona – mruknęła Sofia.
– Gawaldon… czy to w rejonie Wzgórz Banialuki? – zapytała lekko Dot.

background image

–  Na  litość,  to  nie  jest  „w  pobliżu”  niczego!  –  jęknęła  Sofia.  Podniosła  swój  plan

lekcji  z  napisem  u  góry:  SOFIA  Z  LASU  ZA  ŚWIATEM.  –  Gawaldon  leży  za  tą
puszczą. Jest ze wszystkich stron otoczony lasem.

– Las Za Światem? – zapytała Hester.
– A kto jest waszym królem? – zainteresowała się Dot.
– Nie mamy króla – odparła Sofia.
– Kim jest twoja matka? – zapytała Anadil.
– Nie żyje – odparła Sofia.
– A twój ojciec? – dopytywała się Dot.
– Pracuje w młynie. Wasze pytania są bardzo osobiste…
– A z jakiej baśniowej rodziny pochodzisz? – zapytała Anadil.
–  A  teraz  robią  się  po  prostu  dziwaczne.  Nikt  nie  ma  baśniowej  rodziny.  Jest  ze

zwykłej rodziny ze zwykłymi wadami. Jak każdy z waszych ojców.

– Wiedziałam – powiedziała Hester do Anadil.
– Co takiego wiedziałaś? – spytała Sofia.
– Tylko Czytelnicy są tak głupi – powiedziała Anadil do Hester.
Sofia poczuła, że pieką ją policzki.
–  Przepraszam,  ale  nie  jestem  głupia  tylko  dlatego,  że  jako  jedyna  tutaj  potrafię

czytać, więc może spójrzcie w lustro, to zobaczycie…

Czytelnik.
Dlaczego  nikt  tutaj  nie  tęsknił  za  domem?  Dlaczego  wszyscy,  którzy  znaleźli  się

w  fosie,  płynęli  w  stronę  wilków,  zamiast  ratować  życie?  Dlaczego  nie  płakali  za
matkami  ani  nie  uciekali  przed  wężami  na  bramie?  Dlaczego  wszyscy  wiedzieli  tak
dużo o tej szkole?

Z jakiej baśniowej rodziny pochodzisz?
Wzrok  Sofii  padł  na  nocną  szafkę  przy  łóżku  Hester.  Obok  wazonu  z  uschniętymi

kwiatami,  świecy  w  kształcie  szponów  i  stosu  książek  (Przechytrzyć  sierotkę,
Przyczyny  porażek  złoczyńców,  Częste  błędy  czarownic)  stała  ramka  z  sękatego
drewna.  W  środku  znajdował  się  nieporadny  rysunek  dziecka  przedstawiający
groteskową czarownicę przed domem.

Dom był zrobiony z pierników i cukierków.
– Matka była naiwna – oznajmiła Hester, podnosząc ramkę. Kiedy pogrążyła się we

wspomnieniach,  na  jej  twarzy  odmalował  się  namysł.  –  Piekarnik?  Dajcie  spokój.
Trzeba  było  nadziać  ich  na  rożen.  Udałoby  się  uniknąć  komplikacji.  –  Zacisnęła
mocniej zęby. – Ja będę lepsza.

Sofia  przeniosła  spojrzenie  na  Anadil  i  żołądek  jej  się  zacisnął.  Jej  ulubiona  baśń

kończyła  się  sceną,  w  której  czarownicę  toczono  w  beczce  nabijanej  gwoździami,  aż
została  z  niej  tylko  bransoletka  zrobiona  z  kości  małych  chłopców.  Taka  właśnie
bransoletka była zapięta na nadgarstku jej współlokatorki.

background image

Anadil spojrzała na nią z ukosa.
– Znam się na wiedźmach, no nie? Babcia byłaby dumna.
Sofia  odwróciła  się  szybko  i  spojrzała  na  plakat  wiszący  nad  łóżkiem  Dot.

Przystojny, ubrany na zielono mężczyzna wrzeszczał, gdy kat zamierzał się toporem na
jego szyję.

– Tatuś obiecał, że będę mogła zadać pierwszy cios – pochwaliła się Dot.
Sofia ze zgrozą patrzyła na swoje trzy współlokatorki.
One nie musiały czytać baśni. One z nich pochodziły.
Urodziły się, by zabijać.
– Księżniczka i do tego Czytelnik – powiedziała Hester. – Dwie najgorsze rzeczy na

świecie.

– Nawet zawszanie jej nie chcą – stwierdziła Anadil. – Inaczej wróżki już by po nią

przyszły.

– Ale one muszą przyjść! – krzyknęła Sofia. – Ja jestem Dobra!
–  Cóż,  jesteś  na  nas  skazana,  słoneczko  –  powiedziała  Hester,  kopniakiem

poprawiając jej poduszkę. – Więc jeśli chcesz przeżyć, postaraj się dopasować

Dopasować się do czarownic! Dopasować się do kanibali!
– Nie! Posłuchajcie! – błagała Sofia. – Jestem Dobra!
–  Cały  czas  to  powtarzasz.  –  Hester  błyskawicznym  ruchem  złapała  ją  za  gardło

i przycisnęła do otwartego okna. – A jakoś nie ma na to żadnych dowodów.

–  Podarowałam  gorset  bezdomnej  staruszce!  Chodzę  co  niedzielę  do  kościoła!  –

wyła Sofia, wisząc nad przepaścią.

– Hmmm, ani śladu wróżki-matki chrzestnej – powiedziała Hester. – Próbuj dalej.
– Uśmiecham się do dzieci! Śpiewam z ptaszkami! – wykrztusiła Sofia. – Nie mogę

oddychać.

–  I  ani  śladu  księcia  na  białym  koniu  –  dodała  Anadil,  łapiąc  ją  za  nogi.  –  Masz

ostatnią szansę.

– Zaprzyjaźniłam się z wiedźmą! Taka jestem dobra!
–  I  mimo  to  żadnych  wróżek  –  powiedziała  Anadil  do  Hester,  gdy  podnosiły  ją

w górę.

background image

– Ona tu powinna być, a nie ja… – lamentowała Sofia.
–  Nikt  nie  wie,  dlaczego  Dyrektor  Akademii  sprowadza  do  naszego  świata  takie

bezwartościowe  dziwadła  –  syknęła  Hester.  –  Ale  może  istnieć  tylko  jeden  powód.
Jest głupcem.

– Zapytajcie Agatę! Ona wam powie! Ona jest czarnym charakterem!
– Wiesz co, Anadil, w sumie nikt nam jeszcze nie pokazał regulaminu – stwierdziła

Hester.

– Czyli nie będą mogli nas ukarać za to, że go złamiemy. – Anadil wyszczerzyła zęby

w uśmiechu.

Podniosły Sofię ponad parapet.
– Raz – powiedziała Hester.
– Nie! – skrzeknęła Sofia.
– Dwa…
– Chcecie dowodu, to wam znajdę dowód! – wrzasnęła Sofia…
– Trzy.
– SPÓJRZCIE NA MNIE I SPÓJRZCIE NA SIEBIE!
Hester  i  Anadil  puściły  ją.  Patrzyły  na  siebie  oszołomione,  a  potem  spojrzały  na

Sofię, która kuliła się na łóżku i ze łzami w oczach oddychała głęboko.

– Mówiłam wam, że to czarny charakter – zaszczebiotała Dot i ugryzła czekoladową

truflę.

Hałas na zewnątrz sprawił, że dziewczynki odwróciły głowy w stronę drzwi, które

nagle otworzyły się z trzaskiem. Do środka wtargnęły trzy wilki, złapały je za kołnierze
i  wrzuciły  w  tłum  ubranych  na  czarno  uczniów  stojących  na  korytarzu.  Dzieciaki
przepychały  się  i  szturchały  łokciami,  niektóre  przewracały  się  i  nie  mogły  w  tym
ścisku wstać. Sofia przylgnęła do ściany, obawiając się, że ją zadepczą.

– Dokąd idziemy? – krzyknęła do Dot.
– Do Akademii Dobra! – odparła Dot. – Na powi… – Ogrowaty chłopak kopnął ją

naprzód.

Akademia Dobra! Pełna nadziei Sofia poszła za odrażającą hordą na dół, otrzepując

różową sukienkę przed pierwszym spotkaniem z prawdziwymi koleżankami szkolnymi.
Ktoś  złapał  ją  za  ramię  i  przycisnął  do  balustrady.  Oszołomiona,  popatrzyła  na
dzikiego białego wilka, który podniósł do góry cuchnący śmiercią mundurek. Obnażył
zęby w lśniącym uśmiechu.

– Nie… – jęknęła Sofia.
Wilk musiał sam się tym zająć.

Chociaż księżniczki w Wieży Czystości mieszkały w trzyosobowych pokojach, Agata

dostała pokój tylko dla siebie.

Różowe  szklane  schody  łączyły  wszystkie  pięć  pięter  Wieży  Czystości,  a  ich

background image

spiralny  kształt  przypominał  nieskończenie  długie  włosy  Roszpunki.  Drzwi  do  pokoju
Agaty na piątym piętrze miały brokatową tabliczkę ozdobioną serduszkami: Witamy
Renę, Milicentę i Agatę! Ale Rena i Milicenta nie zostały w nim długo. Rena,
z  powabną  śniadą  cerą  i  jasnymi  szarymi  oczami,  z  trudem  wtaszczyła  gigantyczny
kufer do pokoju tylko po to, żeby zobaczyć Agatę i natychmiast wyjść.

– Ona wygląda na tak okropnie złą – usłyszała jej szloch Agata. – Nie chcę umierać!
– Więc wprowadź się do mnie – powiedziała Beatrycze. – Wróżki to zrozumieją.
Rzeczywiście,  wróżki  zrozumiały.  Zrozumiały  także,  gdy  rudowłosa  Milicenta

z  zadartym  noskiem  i  cienkimi  brwiami  poprosiła  o  pokój  na  niższym  piętrze,
symulując  lęk  wysokości.  I  tak  właśnie  Agata  została  sama,  dzięki  czemu  mogła  się
czuć  jak  w  domu.  Mogła,  ale  pokój  sprawiał,  że  czuła  się  niepewnie.  Ogromne,
wysadzane  klejnotami  lustra  spoglądały  na  nią  z  różowych  ścian.  Misterne  freski
przedstawiały  prześliczne  księżniczki  całujące  się  z  oszałamiająco  przystojnymi
książętami.  Ponad  każdym  łóżkiem  wznosił  się  baldachim  z  białego  jedwabiu,
w  kształcie  dachu  królewskiej  karocy,  zaś  sufit  pokrywały  wspaniałe  freski
z  chmurami,  spomiędzy  których  uśmiechnięte  amorki  wystrzeliwały  miłosne  strzały.
Agata wycofała się tak daleko od tego, jak tylko mogła, i przycupnęła we wnęce przy
oknie, przyciskając się w czarnej sukience do różowej ściany.

Przez  okno  widziała  lśniące  jezioro,  nad  którym  wznosił  się  Zamek  Dobra,

w  połowie  zamieniające  się  w  pełną  szlamu  fosę,  ochraniającą  Złych.  Dziewczęta
nazywały  to  miejsce  „Zatoką  Połowiczną”.  Skryty  we  mgle  wąski  kamienny  most
wznosił się ponad wodą, łącząc dwie szkoły. Ale to wszystko znajdowało się od frontu
dwóch zamków. A co było z tyłu?

Zaciekawiona  Agata,  przytrzymując  się  szklanej  kolumny,  wyszła  na  zewnętrzny

gzyms.  Spojrzała  w  dół  na  wieżę  Dobroć,  zwieńczoną  ostrą  różową  iglicą  –  jeden
fałszywy ruch i nadzieje się jak kawałek jagnięciny na szaszłyk. Przeszła ostrożnie na
koniec  gzymsu,  wychyliła  głowę  za  róg  wieży  i  zaskoczona  omal  nie  zleciała.  Za
Akademiami  Dobra  i  Zła  rozciągał  się  ogromny  las.  Drzewa,  krzewy  i  kwiaty  były
w  najrozmaitszych  odcieniach  niebieskiego,  od  lodowego  do  indygo.  Bujna  niebieska
roślinność pokrywała sporą przestrzeń, łącząc wyjścia z obu szkół, a ogrodzona była ze
wszystkich stron wysokim złotym parkanem. Za nim las miał już zwykły zielony kolor
i rozciągał się aż po horyzont.

Gdy  wracała  do  środka,  jej  uwagę  przykuło  coś  na  froncie  szkoły,  w  Zatoce

Połowicznej. Znajdowało się dokładnie w środku, gdzie szlam stykał się z krystalicznie
czystą  wodą.  Ledwie  to  widziała  przez  mgłę…  wysoka,  smukła  wieża  ze  lśniących
srebrem  cegieł.  Wokół  jej  czubka  wirowały  chmary  wróżek,  podczas  gdy  wilki
z kuszami stały na straży na drewnianym pomoście wychodzącym nad wodę.

Czego tak pilnowały?
Agata  zmrużyła  oczy,  przyglądając  się  szczytowi  niebosiężnej  wieży,  ale  widziała

background image

tylko pojedyncze okno przesłonięte chmurami.

W tym momencie promień światła rozjaśnił okno i coś zobaczyła. Jakąś sylwetkę.
Pokręcony cień, który je porwał.
Z  wrażenia  but  jej  się  ześlizgnął  i  zachybotała  się  ponad  śmiercionośną  wieżą

Dobroć. Desperacko zamachała rękami, w ostatniej chwili złapała się kolumienki okna
i  wpadła  do  pokoju.  Przyciskając  rękę  do  obitej  kości  ogonowej,  odwróciła  się  jak
najszybciej – ale cień już zniknął.

Serce  zaczęło  bić  jej  mocniej.  Ten,  kto  sprowadził  je  tutaj,  był  w  tej  wieży.

A ktokolwiek to był, mógł naprawić pomyłkę i odesłać je do domu.

Ale najpierw musiała uratować swoją najlepszą przyjaciółkę.
Kilka  minut  później  Agata  cofnęła  się  od  lustra.  Różowa  sukienka  bez  rękawów

odsłaniała  te  części  jej  białego,  cherlawego  ciała,  które  nigdy  dotąd  nie  oglądały
blasku  słońca.  Koronkowy  kołnierz  nie  ukrywał  wysypki,  która  pojawiała  się  na  jej
szyi  zawsze  wtedy,  gdy  czuła  się  niespokojna,  kwiaty  na  ramionach  sprawiały,  że
nieustannie  kichała,  a  dopasowane  kolorem  różowe  szpilki  kołysały  się  pod  nią  jak
szczudła.  Wiedziała  jednak,  że  ten  koszmarny  strój  to  dla  niej  jedyna  szansa  na
ucieczkę. Jej pokój znajdował się po przeciwnej stronie schodów. Jeśli chciała dostać
się do mostu, musiała przemknąć korytarzem niezauważona i zejść po schodach.

Zacisnęła zęby.
Musisz wtopić się w tłum.
Odetchnęła głęboko i uchyliła drzwi.
Pięćdziesiąt  ślicznych  dziewcząt  w  różowych  sukienkach  wypełniało  korytarz,

chichocząc,  plotkując,  wymieniając  się  sukienkami,  butami,  torbami,  bransoletkami,
kremami i wszystkim tym, co przywiozły w monstrualnych kufrach, podczas gdy wróżki
kręciły  się  pomiędzy  nimi,  bezskutecznie  próbując  skierować  je  na  ceremonię
powitalną.  W  pewnym  momencie  Agata  zobaczyła  schody  po  drugiej  stronie.
Wystarczy, żeby spokojnie przeszła korytarzem, a zdoła zniknąć, zanim ją zauważą. Ale
nie mogła ruszyć się z miejsca.

Ona  potrzebowała  całego  życia,  żeby  znaleźć  jedną  jedyną  przyjaciółkę,  a  te

dziewczynki  zostawały  najlepszymi  przyjaciółkami  w  ciągu  kilku  minut,  jakby
nawiązywanie  przyjaźni  było  najprostszą  rzeczą  na  świecie.  Agata  poczuła  ukłucie
wstydu. Nawet w Akademii Dobra, gdzie wszyscy powinni być życzliwi i kochający,
ona  była  sama  i  do  tego  znienawidzona.  Była  czarnym  charakterem,  gdziekolwiek
trafiła.

Cofnęła  się  do  pokoju  i  zatrzasnęła  drzwi.  Zerwała  z  ramion  kwiatowe  ozdoby,

ściągnęła różowe szpilki i cisnęła je przez okno. Potem oparła się o ścianę i zamknęła
oczy.

Zabierzcie mnie stąd.
Po  chwili  otworzyła  oczy  i  przez  moment  patrzyła  na  odbicie  swojej  brzydkiej

background image

twarzy  w  wysadzanym  klejnotami  lustrze.  Zanim  jednak  zdążyła  odwrócić  głowę,
zobaczyła  coś  jeszcze  w  odbiciu.  Panel  sufitu  z  uśmiechniętym  amorkiem  był  lekko
odsunięty.

Wciągnęła  na  stopy  swoje  twarde,  czarne  buciory,  wspięła  się  na  baldachim

i odsunęła panel, odsłaniając ciemny przewód wentylacyjny biegnący ponad pokojem.
Złapała za krawędź otworu i wciągnęła najpierw jedną, a potem drugą nogę do środka,
aż uklękła na wąskiej podłodze we wnętrzu tunelu.

Pełzała w ciemności, przesuwając po omacku dłońmi i kolanami po zimnym metalu –

aż nagle metal zmienił się w powietrze. Tym razem nie zdążyła się niczego złapać.

Spadając za szybko, żeby krzyczeć, śmignęła przez szyby wentylacyjne, obijając się

jak piłeczka w rurach i ześlizgując się po pochylniach, aż wyleciała przez jakąś kratę,
zrobiła salto i wylądowała na łodydze fasoli.

Objęła gruby zielony pień, wdzięczna losowi, że nadal jest w jednym kawałku. Ale

kiedy  się  rozejrzała,  przekonała  się,  że  nie  trafiła  do  ogrodu  czy  innego  miejsca,
w  którym  można  by  się  spodziewać  fasoli.  Była  w  jakiejś  ciemnej  sali  z  wysokim
sufitem,  pełnej  obrazów,  rzeźb  i  szklanych  gablot.  W  rogu  zauważyła  drzwi  ze
szronionego szkła ze złoconymi literami:

GALERIA DOBRA

Zsuwała się po łodydze fasoli, aż jej buciory dotknęły marmurowej posadzki.
Długą  ścianę  zajmował  mural  z  panoramą  niebosiężnego  złotego  pałacu,  w  którym

przystojny  książę  brał  ślub  z  piękną  księżniczką,  a  tysiące  poddanych  biło  w  dzwony
i tańczyło z radości. Błogosławiona przez jaśniejące słońce para całowała się, podczas
gdy małe aniołki unosiły się ponad nimi, sypiąc czerwone i białe róże. Wysoko ponad
tą sceną, spomiędzy chmur, wyłaniały się złociste litery, ciągnące się od jednego końca
muralu do drugiego:

DŁUGO I ZAWSZE SZCZĘŚLIWIE

Agata  skrzywiła  się.  Zawsze  wyśmiewała  się  z  Sofii,  która  wierzyła  w  Długo

i  Zawsze  Szczęśliwie.  („Kto  chciałby  być  szczęśliwy  przez  cały  czas?”).  Jednak
patrząc  na  to  malowidło  musiała  przyznać,  że  szkoła  odwaliła  kawał  upiornie  dobrej
roboty, żeby sprzedać ten koncept.

Potem  zajrzała  do  szklanej  gabloty,  zawierającej  cienką  książeczkę  wypełnioną

ozdobnym pismem, obok której leżała tabliczka: Królewna Śnieżka, Egzamin
z Zaawansowanej Mowy Zwierząt (Letycja z Dziewiczej Doliny).

background image

W gablocie obok znalazła błękitny płaszcz chłopca, który został księciem Kopciuszka,
poduszkę z pokoju Czerwonego Kapturka, pamiętnik dziewczynki z zapałkami, piżamę
Pinokia i inne pamiątki po wybitnych uczniach, którzy zapewne udali się do pałaców na
śluby.  Obejrzała  kolejne  obrazy  na  ścianach,  przedstawiające  Długo  i  Zawsze
Szczęśliwie  z  udziałem  absolwentów  szkoły,  wystawę  poświęconą  historii  szkoły,
banery  upamiętniające  najsłynniejsze  zwycięstwa  i  ścianę  z  napisem  „Kapitanowie
klasy”,  pełną  portretów  uczniów  z  każdego  rocznika.  W  głębi  muzeum  było  coraz
ciemniej,  więc  sięgnęła  do  kieszeni  po  zapałkę,  by  zapalić  lampę.  Wtedy  właśnie
zobaczyła martwe zwierzęta.

Tuziny  wypchanych  stworzeń  górowały  nad  nią,  ustawione  wzdłuż  ścian  koloru

pięknych  róż.  Przetarła  tabliczki  z  kurzu  i  odkryła,  że  są  tu  Kot  w  Butach,  ulubiona
myszka  Kopciuszka,  sprzedana  za  fasolę  krowa  Jasia,  a  wszystkie  z  imionami  dzieci,
które  nie  okazały  się  dość  dobre,  by  zostać  bohaterami,  ich  towarzyszami  lub
służącymi.  Tych  dzieci  nie  czekało  Długo  i  Zawsze  Szczęśliwie,  tylko  postumenty
w  muzeum.  Agata,  czując  na  sobie  ich  niesamowite,  szklane  spojrzenia,  szybko  się
odwróciła.  Dopiero  wtedy  zobaczyła  tabliczkę  lśniącą  na  łodydze  fasoli.  Holden
z Tęczowych Bryz. Ta przeklęta roślina była kiedyś chłopcem.

Zrobiło  jej  się  zimno.  Nigdy  dotąd  nie  wierzyła  we  wszystkie  te  historie,  ale  teraz

stały  się  one  boleśnie  prawdziwe.  Przez  dwieście  lat  żadne  porwane  dziecko  nie
wróciło  do  Gawaldonu.  Jak  mogła  myśleć,  że  ona  i  Sofia  będą  pierwsze?  Jak  mogła
myśleć, że nie skończy jako kruk albo krzew róży?

W tym momencie przypomniała sobie, co je odróżnia od reszty.
Mamy siebie nawzajem.
Musiały działać razem, by przełamać tę klątwę. Inaczej skończą jako skamieniałości

w baśni.

Uwagę Agaty przyciągnął rząd obrazów w narożnej niszy, wyraźnie namalowanych

przez tego samego artystę i przedstawiających tę samą scenę: dzieci czytające książki
z baśniami, w rozmytych, impresjonistycznych barwach. Gdy zbliżyła się do obrazów,
otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Rozpoznawała wszystkie te dzieci.

Były z Gawaldonu.
Przesuwała się od pierwszego obrazu do ostatniego, patrząc na dzieci siedzące na tle

znajomych wzgórz i jeziora, krzywej wieży zegarowej oraz rozpadającego się kościoła
i  czytające  baśnie.  Widziała  nawet  cień  domu  na  Cmentarnej  Górze  i  poczuła  ukłucie
tęsknoty.  Wyśmiewała  się  z  dzieci,  że  są  stuknięte  i  żyją  marzeniami,  ale  ostatecznie
okazało  się,  że  wiedziały  coś,  czego  ona  nie  wiedziała  –  że  linia  dzieląca  baśń  od
prawdziwego życia jest naprawdę bardzo cienka.

W  końcu  podeszła  do  ostatniego  obrazu,  który  w  niczym  nie  przypominał

wcześniejszych.  Pokazywał  rozwścieczone  dzieci  wrzucające  książki  z  baśniami  do
ogniska  płonącego  na  rynku.  Otaczający  je  ciemny  las  stał  w  ogniu,  malując  niebo

background image

krwistą czerwienią i czarnym dymem. Agata poczuła, że przechodzi ją zimny dreszcz.

Głosy.  Zanurkowała  za  ogromną  karocę  z  dyni,  uderzając  głową  w  tabliczkę.

Heinrich z Piekielnego Lasu. Agata omal się nie zadławiła.

Do muzeum weszły dwie nauczycielki, starsza w złotozielonkawej sukni z wysokim

kołnierzem,  lśniącej  od  opalizujących  zielenią  skrzydeł  chrabąszczy,  i  młodsza,
w  fioletowej  szacie  z  ciągnącym  się  trenem  i  szpiczastymi  ramionami.  Kobieta
w zieleni miała siwe włosy upięte w babciny kok, ale idealną cerę i łagodne brązowe
oczy. Kobieta w fiolecie miała czarne włosy splecione w długi warkocz, ametystowe
oczy i bezkrwistą skórę, naciągniętą jak bęben.

– On miesza w baśniach, Klaryso – powiedziała ta w fiolecie.
–  Dyrektor  Akademii  nie  ma  władzy  nad  Baśniarzem,  lady  Lesso  –  odparowała

Klarysa.

– Jest po waszej stronie i wiesz o tym – syknęła lady Lesso.
–  On  nie  jest  po  niczyjej  stronie…  –  Nagle  Klarysa  stanęła  jak  wryta.  Jej

towarzyszka zrobiła to samo.

Agata zobaczyła, na co patrzą: na ostatni obraz.
– Widzę, że przyjęłaś kolejną obłąkaną wizję profesora Sadera – powiedziała lady

Lesso.

– W końcu to jego galeria – westchnęła Klarysa.
Oczy  lady  Lesso  zalśniły,  a  obraz  magicznie  zerwał  się  ze  ściany  i  wylądował  za

oszkloną gablotą, dosłownie kilka centymetrów od głowy Agaty.

– Właśnie dlatego nie wiszą w galerii w twojej szkole – zauważyła Klarysa.
–  Każdy,  kto  wierzy  w  Przepowiednię  o  Czytelniku,  jest  głupcem  –  syknęła  lady

Lesso. – Łącznie z Dyrektorem Akademii.

–  Dyrektor  Akademii  musi  strzec  równowagi  –  przypomniała  łagodnie  Klarysa.  –

Uważa, że Czytelnicy są jej częścią. Nawet jeśli ty i ja nie potrafimy tego zrozumieć.

–  Równowagi!  –  parsknęła  lady  Lesso.  –  To  dlaczego  Zło  nie  wygrało  w  żadnej

baśni, odkąd on przejął władzę? Dlaczego Zło nie pokonało Dobra od dwustu lat?

– Może po prostu moi uczniowie są lepiej wykształceni – powiedziała Klarysa.
Lady  Lesso  spiorunowała  ją  wzrokiem  i  odmaszerowała.  Jednym  ruchem  palca

Klarysa przywróciła obraz na właściwe miejsce i podbiegła, żeby ją dogonić.

– Może twoja nowa Czytelniczka udowodni, że się mylisz – podsunęła.
Lady Lesso prychnęła.
– Słyszałam, że ubiera się na różowo.
Agata słuchała, jak ich kroki cichną w oddali.
Popatrzyła  na  lekko  uszkodzony  obraz.  Dzieci,  ognisko,  Gawaldon  idący  z  dymem.

Co to wszystko oznaczało?

Nagle  w  powietrzu  rozległ  się  trzepot  i  rozdzwoniły  się  dzwoneczki.  Zanim  Agata

zdążyła  się  ruszyć,  do  muzeum  wpadły  świecące  wróżki,  przeszukując  wszystkie

background image

zakamarki.  Nim  wróżki  dotarły  do  karocy  z  dyni,  Agata  rzuciła  się  w  kierunku  drzwi
widocznych  w  głębi  Sali,  przez  które  chwilę  wcześniej  wyszły  nauczycielki.
Zaskoczone  wróżki  zapiszczały,  ona  tymczasem  przecisnęła  się  między  trzema
wypchanymi misiami, otworzyła na oścież drzwi i…

Przez  hol  szły  w  dwóch  idealnie  równych  rzędach  ubrane  na  różowo  uczennice.

Trzymały się za ręce i chichotały jak najlepsze przyjaciółki, a Agata poczuła znajomy
wstyd. Wszystko w niej pragnęło tylko jednego – zamknąć drzwi i ukryć się. Ale tym
razem, zamiast myśleć o wszystkich przyjaciółkach, których nie miała, pomyślała o tej
jednej, którą miała.

Wróżki  wpadły  do  holu  sekundę  później,  ale  zobaczyły  tylko  księżniczki  zdążające

na ceremonię powitalną. Z furią unosiły się w górze, poszukując jakichkolwiek śladów
zbiega, ale Agata wślizgnęła się w różowy pochód i z uśmiechem spróbowała się nie
wyróżniać.

background image

5

Chłopcy wszystko psują

background image

K

ażda  szkoła  miała  własne  wejście  do  Teatru  Baśni,  który  był  podzielony  na  dwie

części.  Zachodnie  drzwi  prowadziły  do  połowy  przeznaczonej  dla  uczniów  Dobra,
ozdobionej  różowymi  i  błękitnymi  ławkami,  kryształowymi  fryzami  i  lśniącymi
bukietami  szklanych  kwiatów.  Wschodnie  wiodły  do  części  dla  uczniów  Zła,  gdzie
stały  pokrzywione  drewniane  ławki,  ściany  zdobiły  płaskorzeźby  przedstawiające
morderstwa  i  tortury,  a  z  osmalonego  sufitu  zwieszały  się  śmiercionośne  stalaktyty.
Gdy uczniowie wchodzili do swoich części przed rozpoczęciem ceremonii powitalnej,
wróżki i wilki pilnowały wykładanego srebrnym marmurem przejścia pomiędzy nimi.

Pomimo okropnego nowego mundurka Sofia nie miała najmniejszego zamiaru siadać

koło  Zła.  Jeden  rzut  oka  na  błyszczące  włosy,  olśniewające  uśmiechy  i  eleganckie
różowe sukienki Dobrych dziewczynek powiedział jej, że odnalazła swoje siostry.
Jeśli  wróżki  jej  nie  uratują,  z  pewnością  zrobią  to  inne  księżniczki.  Popychana  przez
czarne  charaktery,  starała  się  zwrócić  uwagę  Dobrych  dziewczynek,  ale  one
całkowicie  ignorowały  jej  stronę  teatru.  W  końcu  Sofia  przedarła  się  do  przejścia,
zamachała  rękami  i  już  otworzyła  usta,  żeby  krzyknąć,  kiedy  jakaś  ręka  wciągnęła  ją
pod przegniłą ławkę.

Agata chwyciła ją w objęcia.
– Znalazłam wieżę Dyrektora Akademii! Jest w połowie fosy, są tam straże, ale jeśli

uda nam się dostać na górę, będziemy mogły…

–  Cześć,  miło  cię  widzieć.  Daj  mi  swoje  ciuchy  –  powiedziała  Sofia,  patrząc  na

różową sukienkę Agaty.

– Co?
– Szybko! To wszystko załatwi.
– Nie mówisz chyba poważnie! Nie możemy tutaj zostać.
–  Właśnie  –  uśmiechnęła  się  Sofia.  –  Ja  powinnam  być  w  twojej  szkole,  a  ty

powinnaś być w mojej. Tak jak mówiłyśmy wcześniej, pamiętasz?

– Ale twój ojciec, moja matka, mój kot! – zachłysnęła się Agata. – Nie wiesz, jacy

oni są! Zamienią nas w węże albo wiewiórki, albo krzaki! Musimy wracać do domu,
Sofio!

– Dlaczego? Co takiego mam w Gawaldonie, żeby do tego wracać?
Agata zaczerwieniła się, wyraźnie dotknięta.
– Masz… no, masz…
– Właśnie. Nic. A teraz poproszę o moją sukienkę.
Agata zaplotła ramiona.
– W takim razie sama ją sobie wezmę – skrzywiła się Sofia. Kiedy jednak złapała

Agatę  za  ozdobione  kwiatami  ramiączko,  coś  sprawiło,  że  zamarła  w  bezruchu.
Nasłuchiwała,  wytężając  uszy,  a  potem  skoczyła  jak  pantera.  Wślizgnęła  się  pod
krzywe  ławki,  unikając  stóp  innych  czarnych  charakterów,  pochyliła  się  za  ostatnim

background image

rzędem i wyjrzała zza niego.

Zrozpaczona Agata poszła za nią.
– Nie wiem, co w ciebie wstą…
Sofia  zatkała  jej  usta  i  nasłuchiwała.  Dźwięki  stawały  się  coraz  głośniejsze.

Dźwięki,  które  sprawiały,  że  każda  Dobra  dziewczynka  prostowała  się  jak  struna.
Dźwięki,  na  które  czekały  przez  całe  swoje  życie.  Z  korytarza  słychać  było
zdecydowane kroki, brzęk stali…

Zachodnie  drzwi  otworzyły  się  szeroko,  wpuszczając  sześćdziesięciu  cudownych

chłopców zajętych fechtunkiem.

Lekko opalona skóra wyłaniała się z błękitnych rękawów i sztywnych kołnierzyków;

wysokie granatowe buty miały ten samo kolor, co wycięte kamizelki i wąskie krawaty
ozdobione  wyhaftowanym  inicjałem.  Chłopcy  w  przyjacielskich  pojedynkach
krzyżowali  ostrza,  a  ich  koszule  wysuwały  się  z  obcisłych  beżowych  bryczesów,
odsłaniając  smukłe  talie  i  stalowe  mięśnie.  Pot  lśnił  na  rozpromienionych  twarzach,
gdy  schodzili  w  dół  przejścia,  stukając  butami  po  marmurze,  aż  walka  wkroczyła
w  fazę  kulminacyjną,  a  jedni  chłopcy  przyparli  drugich  do  ławek.  W  ostatnim  geście
wyciągnęli  zza  koszul  róże  i  z  okrzykiem  „O  pani!”  rzucali  je  dziewczętom,  które
zwróciły ich uwagę (Beatrycze dostała tyle róż, że mogłaby założyć ogródek).

Agata,  obserwując  to,  czuła  narastające  mdłości.  Ale  zaraz  potem  zobaczyła  twarz

Sofii i zrozumiała, że przyjaciółka pragnie własnej róży.

Siedzący na rozpadających się ławkach uczniowie Zła buczeli na książęta, wznosząc

transparenty z napisami NIGDY RZĄDZI! i ZAWSZE ŚMIERDZI! (Wyjątek stanowił
Hort,  który  zaplótł  ramiona  i  wymamrotał  nadąsany:  „Dlaczego  oni  dostali  własne
wejście?”).  Książęta  skłonili  się,  posłali  pocałunki  czarnym  charakterom  i  już  mieli
zająć miejsca, gdy zachodnie drzwi nagle znowu się otworzyły.

Do środka weszła jeszcze jedna osoba.
Aureola  niebiańsko  złocistych  włosów,  oczy  błękitne  jak  bezchmurne  niebo,  skóra

w  kolorze  rozpalonego  piasku  pustyni,  lśniący  szlachetnością,  jakby  jego  krew  była
bardziej  błękitna  niż  pozostałych.  Nieznajomy  rzucił  okiem  na  marszczących  brwi,
uzbrojonych chłopców, wyciągnął miecz… i uśmiechnął się.

Czterdziestu chłopców zaatakowało go jednocześnie, ale on rozbroił ich wszystkich

z szybkością błyskawicy. Miecze kolegów piętrzyły się w stosie pod jego stopami, a on
wytrącał im z rąk kolejne, nikogo nawet nie drasnąwszy. Urzeczona Sofia wpatrywała
się  w  nieznajomego.  Agata  miała  nadzieję,  że  ktoś  go  wreszcie  trafi,  ale  chłopiec
rozbrajał  każdego  nowego  przeciwnika,  a  wyhaftowane  na  granatowym  krawacie  T
lśniło  przy  każdym  ruchu  jego  ostrza.  Gdy  ostatni  uczeń  stał  już  bezbronny
i oszołomiony, chłopiec schował miecz do pochwy i wzruszył ramionami, jakby chciał
powiedzieć,  że  to  nic  takiego.  Wszyscy  Dobrzy  wiedzieli  jednak,  co  to  oznacza.
Książęta  mieli  teraz  króla.  Nawet  czarne  charaktery  nie  znalazły  powodów  do

background image

buczenia.

Tymczasem  Dobre  dziewczynki  od  dawna  wiedziały,  że  każda  prawdziwa

księżniczka  prędzej  czy  później  znajdzie  swojego  księcia,  więc  nie  muszą  walczyć
między  sobą.  Ale  zapomniały  o  tym  w  chwili,  gdy  złoty  chłopiec  wyjął  różę  zza
koszuli.  Wszystkie  zerwały  się,  machając  chusteczkami  i  przepychając  się  jak  gęsi
w porze karmienia. Chłopiec uśmiechnął się i cisnął różę wysoko w powietrze…

Agata  za  późno  zorientowała  się,  co  zamierza  Sofia.  Pobiegła  za  przyjaciółką,  ale

Sofia  skoczyła  już  między  różowe  ławki,  rzuciła  się  do  róży  –  i  zamiast  niej  złapała
wilka.

Gdy wilk ciągnął ją z powrotem na właściwą stronę, napotkała spojrzenie chłopca.

Zauważył  jej  śliczną  buzię,  a  potem  okropną  czarną  tunikę,  i  zaskoczony  przekrzywił
głowę.  Potem  zobaczył  też  ubraną  na  różowo  Agatę,  zdenerwowaną,  trzymającą  na
otwartej  dłoni  jego  różę,  i  cofnął  się  zaszokowany.  Wilk  wrzucił  tymczasem  Sofię
pomiędzy szeregi Zła, a wróżki wepchnęły Agatę w ławki Dobra. Chłopiec gapił się na
nie  szeroko  otwartymi  oczami,  próbując  to  wszystko  zrozumieć.  W  końcu  czyjaś  ręka
pociągnęła go, żeby usiadł.

–  Cześć,  jestem  Beatrycze  –  oznajmiła  dziewczynka  i  upewniła  się,  że  zobaczył

wszystkie jej róże.

W ławkach Zła Sofia starała się zwrócić jego uwagę.
– Zamień się w lustro. Wtedy będziesz miała szansę.
Sofia odwróciła się do siedzącej koło niej Hester.
–  On  się  nazywa  Tedros  –  poinformowała  ją  współlokatorka.  –  I  jest  tak  samo

nadęty jak jego ojciec.

Sofia  miała  właśnie  zapytać,  kim  jest  jego  ojciec,  ale  w  tym  momencie  zauważyła

lśniący  srebrem  miecz  z  rękojeścią  wysadzaną  diamentami.  Miecz  z  lwim  herbem,
który znała z książek. Miecz nazywający się Ekskalibur.

–  To  jest  syn  króla  Artura?  –  westchnęła.  Przyglądała  się  wyraźnie  zarysowanym

kościom  policzkowym  Tedrosa,  jedwabistym  jasnym  włosom  i  pełnym,  czułym
wargom.  Szerokie  barki  i  silne  ramiona  wypełniały  błękitną  koszulę,  krawat  miał
poluzowany,  a  kołnierzyk  rozpięty.  Wyglądał  tak  spokojnie  i  pewnie,  jakby  wiedział,
że los jest po jego stronie.

Patrząc na niego, Sofia poczuła, że oto jej własny los został przypieczętowany.
On jest mój.
Nagle poczuła wściekłe spojrzenie z drugiej strony przejścia.
– Wracamy do domu – oznajmiła bezgłośnie, ale jednoznacznie Agata.

– Witamy w Akademii Dobra i Zła – powiedziała milsza z dwóch głów.
Ze  swoich  miejsc  po  dwóch  stronach  przejścia  Sofia  i  Agata  obserwowały

potężnego psa z dwoma głowami przyczepionymi do jednego ciała, spacerującego po

background image

pękniętej  w  połowie  scenie  ze  srebrnego  kamienia.  Jedna  głowa  należała  do
wściekłego,  śliniącego  się  samca  z  burą  grzywą,  druga,  mówiąca  wysokim  głosem,
była  milutka  i  urocza,  z  delikatnym  pyszczkiem,  pokryta  rzadkim  futrem.  Nikt  nie  był
pewien, czy ta milsza głowa była męska czy żeńska, ale tak czy inaczej wydawało się,
że to ona rządzi.

– Nazywam się Polluks i jestem mistrzem ceremonii powitalnej – powiedziała miła

głowa.

–  A  JA  JESTEM  KASTOR,  POMOCNIK  MISTRZA  CEREMONII  POWITALNEJ

I  WYZNACZONY  WYKONAWCA  KAR  DLA  KAŻDEGO,  KTO  ZŁAMIE
REGULAMIN  ALBO  BĘDZIE  SIĘ  ZACHOWYWAĆ  JAK  OSIOŁ  –  zagrzmiała
wściekła głowa.

Wszystkie dzieci bały się Kastora. Nawet czarne charaktery.
–  Dziękuję,  Kastorze  –  powiedział  Polluks.  –  Pozwólcie  więc,  że  na  początek

przypomnę wam, dlaczego tu jesteście. Wszystkie dzieci rodzą się z duszami, które są
dobre lub złe. Niektóre dusze są czystsze od innych…

– A NIEKTÓRE DUSZE SĄ DO BANI! – warknął Kastor.
– Tak jak mówiłem – oznajmił Polluks. – Niektóre dusze są czystsze od innych, ale

wszystkie dusze są jednoznacznie dobre lub złe. Ci, którzy są Źli, nie mogą sprawić, że
ich dusze staną się dobre, a ci, którzy są Dobrzy, nie mogą sprawić, że ich dusze będą
złe.

–  WIĘC  NAWET  JEŚLI  DOBRO  WYGRYWA  ZA  KAŻDYM  RAZEM,  NIE

MOŻECIE ZMIENIĆ STRONY – ryknął Kastor.

Dobrzy  uczniowie  zaczęli  wznosić  okrzyki:  „ZAWSZE!  ZAWSZE!”,  źli  uczniowie

odpowiedzieli:  „NIGDY!  NIGDY!”.  Dopiero  kiedy  wilki  polały  zawszan  wiadrami
wody, a wróżki rzuciły tęczą w nigdziarzy, obie strony umilkły.

– Powtórzę jeszcze raz – powiedział sztywno Polluks. – Ci, którzy są Źli, nie mogą

być  dobrzy,  a  ci,  którzy  są  Dobrzy,  nie  mogą  być  źli,  niezależnie  od  tego,  jakiej
perswazji lub kar by używać. Czasem możecie czuć wątpliwości, ale to znaczy tylko,
że  w  waszych  drzewach  genealogicznych  są  gałęzie,  gdzie  Zło  i  Dobro  mieszało  się
w sposób toksyczny. Tutaj, w Akademii Dobra i Zła, pozbawimy was tej niepewności,
pozbawimy was wahania, postaramy się sprawić, że staniecie się jak najczystsi…

–  A  JEŚLI  NIE  ZDACIE,  ZDARZY  SIĘ  Z  WAMI  COŚ  OKROPNEGO,  O  CZYM

NIE MOGĘ MÓWIĆ, ALE TO ZNACZY, ŻE NIKT WAS WIĘCEJ NIE ZOBACZY!

–  Jeszcze  słowo  i  założę  kaganiec!  –  krzyknął  Polluks.  Kastor  popatrzył  na  swoje

łapy.

– Jestem pewien, że wszyscy ci obiecujący uczniowie zdadzą. – Polluks uśmiechnął

się do dzieci, które słuchały go z ulgą.

–  Mówisz  tak  za  każdym  razem,  a  potem  zawsze  ktoś  nie  zdaje  –  wymamrotał

Kastor.

background image

Sofia  przypomniała  sobie  przerażoną  twarz  Bana.  Musiała  jak  najszybciej

przedostać się na stronę Dobra.

– Każde dziecko w Bezkresnej Puszczy marzy o zaproszeniu do naszej szkoły. Ale to

Dyrektor Akademii was wybiera – wyjaśnił Polluks, przyglądając się uczniom po obu
stronach. – Ponieważ zagląda w wasze serca i widzi coś niezwykle rzadkiego. Czyste
Dobro i czyste Zło.

– Jeśli jesteśmy tacy czyści, to co to ma być?
Chochlikowaty jasnowłosy chłopiec ze szpiczastymi uszami siedzący po stronie Zła

wskazał Sofię. Równocześnie barczysty chłopak ze strony Dobra wskazał Agatę.

– My też takie mamy!
– Nasze pachnie jak kwiatki! – wrzasnął czarny charakter.
– Nasze zjadło wróżkę!
– Nasze się za dużo uśmiecha!
– Nasze pierdnęło nam w twarze!
Sofia ze zgrozą popatrzyła na Agatę.
–  Za  każdym  razem  sprowadzamy  tu  dwoje  Czytelników  z  Lasu  Za  Światem  –

oznajmił Polluks. – Znają nasz świat z książek i obrazków, ale rozumieją nasze zasady
tak  samo  dobrze  jak  i  wy.  Mają  takie  same  talenty  i  cele,  taki  sam  potencjał  do
osiągnięcia  wielkości.  I  oni  także  mogą  się  okazać  jednymi  z  najwybitniejszych
uczniów.

– Tak, mogli jakieś dwieście lat temu – prychnął Kastor.
– Niczym nie różnią się od reszty z was – powiedział gniewnie Polluks.
–  Różnią  się  wyglądem  –  rzucił  złośliwie  Zły  chłopak  z  przetłuszczoną  brązową

skórą.

Uczniowie  obu  szkół  zaczęli  szeptać  między  sobą,  wyraźnie  się  z  nim  zgadzając.

Sofia  popatrzyła  gniewnie  na  Agatę,  jakby  chciała  jej  powiedzieć,  że  można  było  to
załatwić po prostu zamianą strojów.

–  Nie  kwestionujcie  decyzji  Dyrektora  Akademii  –  powiedział  Polluks.  –  Macie

wszyscy  szanować  się  nawzajem,  niezależnie  od  tego,  czy  jesteście  Dobrzy,  czy  Źli,
czy  pochodzicie  z  rodziny  baśniowych  sław,  czy  nieudaczników,  czy  urodziliście  się
księciem, czy czytelnikiem. Wszyscy zostaliście wybrani, by stać na straży równowagi
Dobra  i  Zła.  Ponieważ  gdy  ta  równowaga  zostanie  zakłócona…  –  Jego  pysk
spochmurniał. – Wtedy nasz świat ulegnie zagładzie.

W sali zapanowała cisza. Agata skrzywiła się. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała,

było to, by ten świat uległ zagładzie w chwili, gdy ona w nim będzie.

Kastor podniósł łapę.
– Co znowu? – jęknął Polluks.
– Dlaczego Zło już nie wygrywa?
Polluks wyglądał, jakby chciał mu w tym momencie odgryźć głowę, ale było już za

background image

późno. Czarne charaktery zaczęły się burzyć.

– Właśnie, skoro wszystko ma być w równowadze – wrzasnął Hort – to dlaczego my

zawsze giniemy?

– Nigdy nie dostajemy dobrej broni! – krzyknął chochlikowaty chłopiec.
– Nasi sługusi nas zdradzają!
– Nasza nemezis zawsze ma armię!
Hester wstała.
– Zło nie wygrało od dwustu lat!
Kastor próbował się opanować, ale jego czerwony pysk nabrzmiał jak balon.
– DOBRO OSZUKUJE!
Nigdziarze  zerwali  się  w  porywie  buntu  i  zaczęli  rzucać  w  przerażonych  zawszan

jedzeniem, butami i wszystkim, co popadnie …

Sofia oklapła na swoim miejscu. Tedros nie myślał chyba, że ona jest jedną z tych

paskudnych chuliganów, prawda? Rzuciła spojrzenie w stronę jego ławki i zobaczyła,
że patrzy prosto na nią. Zarumieniła się i znowu zanurkowała pod ławkę.

Wilki  i  wróżki  starały  się  zapanować  nad  gniewnym  tłumem,  ale  tym  razem  tęcze

i woda nie wystarczały, by go powstrzymać.

– Dyrektor Akademii jest po ich stronie! – wrzasnęła Hester.
– Nie mamy żadnych szans! – zawył Hort.
Nigdziarze przedarli się przez kordon wróżek i wilków, chcąc zaszarżować na ławki

zawszan…

– To dlatego, że jesteście durnymi małpoludami!
Czarne charaktery spojrzały tępo po sobie.
– Wracajcie na miejsca, zanim wam przyłożę! – skrzeknął Polluks.
Usiedli bez sprzeciwów (z wyjątkiem szczurów Anadil, które wyjrzały z jej kieszeni

i gniewnie zapiszczały).

Polluks popatrzył na czarne charaktery z grymasem niesmaku.
– Może gdybyście przestali narzekać, komuś z was udałoby się do czegoś dojść! Ale

słyszymy  tylko  jedną  wymówkę  za  drugą.  Czy  udało  wam  się  wypuścić  choć  jeden
porządny czarny charakter od czasów Wielkiej Wojny? Jeden czarny charakter zdolny
do  pokonania  swojej  nemezis?  Nic  dziwnego,  że  Czytelnicy  przychodzą  tutaj
kompletnie zagubieni! Nic dziwnego, że chcą być Dobrzy!

Sofia zobaczyła, że dzieci z obu stron sali rzucają jej współczujące spojrzenia.
–  Drodzy  uczniowie,  przed  wami  jest  tylko  jedno  zadanie  –  powiedział  łagodniej

Polluks.  –  Macie  się  starać  tak  bardzo,  jak  tylko  możecie.  Najlepsi  z  was  zostaną
książętami

i

złymi

czarodziejami,

rycerzami

i

wiedźmami,

królowymi

i czarownicami…

–  ALBO  TROLLAMI  I  ŚWINIAMI,  JEŚLI  BĘDZIECIE  DO  NICZEGO  –  warknął

Kastor.

background image

Uczniowie  popatrzyli  na  siebie  poprzez  przejście,  wyczuwając,  że  stawka  jest

wysoka.

– Jeśli więc nikt nie będzie nam już przeszkadzał – powiedział Polluks, piorunując

spojrzeniem brata – postaramy się omówić regulamin.

–  Punkt  trzynasty.  Uczniowie  mają  zakaz  wstępu  na  dachy  wież  oraz  na  Most

Połowiczny.  –  Polluks  kontynuował  wykład.  –  Gargulce  mają  rozkaz  bez  pytania
zabijać wszystkich intruzów, ale nie zdołały sobie jeszcze przyswoić różnicy pomiędzy
uczniami a intruzami…

Sofia uznała to  wszystko za wyjątkowo  nudne, więc odwróciła  się, żeby  popatrzeć

na  Tedrosa.  Nigdy  nie  widziała  tak  czystego  chłopca.  Chłopcy  w  Gawaldonie
śmierdzieli jak prosiaki i powłóczyli nogami, mieli spierzchnięte wargi, żółtawe zęby
i  żałobę  za  paznokciami.  Tedros  natomiast  miał  niebiańsko  opaloną  skórę,  leciutki
zarost  i  ani  śladu  (nie  ma  szans!)  trądziku.  Nawet  po  zaciętej  walce  na  miecze  każdy
kosmyk  jego  złotych  włosów  układał  się  idealnie  na  swoim  miejscu.  Gdy  oblizywał
wargi, zalśniły białe, idealnie równe zęby. Sofia patrzyła, jak kropelka potu spływa po
jego szyi i znika pod koszulą. Jak on może pachnieć? – Zamknęła oczy. – Jak  świeże
drewno i…

Otworzyła oczy i zobaczyła, że Beatrycze dyskretnie wącha włosy Tedrosa.
Bezgłowy  ptak  wylądował  na  sukience  Sofii.  Podskoczyła  na  swoim  miejscu,

wrzasnęła i potrząsnęła tuniką, a zdechły kanarek spadł na podłogę. Zmarszczyła brwi.
Rozpoznała tego ptaka. Kiedy zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą, dygnęła jak
najelegantsza księżniczka i usiadła z powrotem.

– Tak jak mówiłem – powiedział z irytacją Polluks.
Sofia odwróciła się do Agaty.
– Co takiego? – zapytała bezgłośnie.
– Musimy się spotkać – odparła w ten sam sposób Agata.
– Moje ciuchy! – przypomniała Sofia i odwróciła się z powrotem do sceny.
Hester i Anadil popatrzyły na pozbawionego łebka ptaka, a potem na Agatę.
–  Ona  nam  się  podoba  –  rzuciła  Anadil,  a  szczury  zapiszczały,  wyraźnie  zgadzając

się z nią.

–  Na  pierwszy  rok  nauki  składają  się  obowiązkowe  przedmioty,  mające  was

przygotować  do  trzech  wielkich  sprawdzianów:  Próby  Baśni,  Cyrku  Talentów
i Ośnieżonego Balu – warknął Kastor. – Po pierwszym roku zostaniecie podzieleni na
trzy  poziomy:  jeden  dla  głównych  złych  i  głównych  dobrych  bohaterów,  drugi  dla
postaci drugoplanowych, czyli sługusów i towarzyszy, a trzeci dla mogryfów, czyli dla
tych, którzy przejdą transformację.

– Przez kolejne dwa lata główni bohaterowie i główni źli będą szkolić się do walki

ze  swoimi  przyszłymi  nemezis  –  kontynuował  Polluks.  –  Postaci  drugoplanowe
wykształcą zdolności pozwalające im bronić swoich przyszłych przywódców. Mogryfy

background image

z  kolei  będą  się  adaptować  do  nowych  form  i  uczyć  się  przetrwania  w  zdradzieckiej
Puszczy.  Wreszcie,  po  trzecim  roku,  główni  zostaną  połączeni  z  drugoplanowymi
i  mogryfami,  a  następnie  wszyscy  przejdziecie  do  Bezkresnej  Puszczy,  by  rozpocząć
podróż…

Sofia  próbowała  uważać,  ale  było  to  niemożliwe,  ponieważ  Beatrycze  niemal  już

wlazła Tedrosowi na kolana. Wściekła Sofia zaczęła skubać lśniący herb ze srebrnym
łabędziem  przypięty  do  jej  śmierdzącego  kitla.  To  była  jedyna  rzecz,  jaką  tolerowała
w swoim stroju.

–  Jeśli  chodzi  o  wybór  przyszłej  ścieżki  kariery,  tu,  w  Akademii  Dobra  i  Zła,  nie

wystawiamy stopni – tłumaczył Polluks. – Zamiast tego po każdym teście lub ćwiczeniu
będzie  prowadzony  ranking  w  ramach  klasy,  byście  dokładnie  wiedzieli,  na  czym
stoicie.  W  każdej  szkole  jest  stu  dwudziestu  uczniów  podzielonych  na  sześć
dwudziestoosobowych klas. Po każdym sprawdzianie zajmiecie miejsca od pierwszego
do dwudziestego. Jeśli będziecie regularnie znajdować się w pierwszej piątce, traficie
na  poziom  głównych  bohaterów.  Jeśli  regularnie  będziecie  uzyskiwać  przeciętne
wyniki,  zostaniecie  postaciami  drugoplanowymi.  Jeśli  natomiast  regularnie  będziecie
się plasować poniżej trzynastego miejsca, wasze talenty najlepiej sprawdzą się w roli
mogryfa, zwierzęcia lub rośliny.

Uczniowie  po  obu  stronach  sali  zaczęli  szeptać,  zakładając  się,  kto  skończy  jako

welwiczja.

–  Muszę  też  dodać,  że  każdy,  kto  trzy  razy  z  rzędu  zajmie  dwudzieste  miejsce,

automatycznie  nie  zda  –  powiedział  Polluks  ponuro.  –  Jak  już  wcześniej  mówiłem,
zajęcie  ostatniego  miejsca  trzy  razy  pod  rząd  wymagałoby  wyjątkowego  braku
zdolności, dlatego jestem przekonany, że ta zasada nie będzie dotyczyć żadnego z was.

Nigdziarze siedzący w rzędzie Sofii popatrzyli na nią.
–  Kiedy  trafię  tam,  gdzie  moje  miejsce,  będzie  wam  wszystkim  głupio,  co  nie?  –

odparowała.

–  Herb  z  łabędziem  będzie  przez  cały  czas  widoczny  na  waszym  sercu  –  ciągnął

Polluks. – Każda próba zasłonięcia lub usunięcia go skończy się najprawdopodobniej
obrażeniami lub kompromitacją, więc prosiłbym, żebyście się od tego powstrzymali.

Sofia,  nic  nie  rozumiejąc,  patrzyła,  jak  uczniowie  po  obu  stronach  sali  próbują

zasłonić  lśniące  na  ich  mundurkach  łabędzie.  Naśladując  ich,  zawinęła  opadający
kołnierz  tuniki,  by  zasłonić  własnego  łabędzia  –  ten  natychmiast  zniknął  z  tkaniny
i pojawił się na jej piersi. Zaskoczona przesunęła palcem po herbie, ale był wyryty na
jej skórze jak tatuaż. Odchyliła kołnierz, a łabędź zniknął z jej skóry i pojawił się na
tunice. Sofia zmarszczyła brwi. Nie była już pewna, czy ma ochotę dalej go tolerować.

– Ponieważ Teatr Baśni znajduje się w tym roku po stronie Dobra, nigdziarze będą

eskortowani  tutaj  na  wszystkie  wspólne  apele  szkolne  –  powiedział  Polluks.  –  Poza
tym macie obowiązek pozostawać przez cały czas na terenie swojej szkoły.

background image

– Dlaczego Teatr jest po stronie Dobra? – krzyknęła Dot z ustami pełnymi pralinek.
Polluks uniósł nos.
– Ktokolwiek wygrywa Cyrk Talentów, przenosi Teatr do swojej szkoły.
–  A  Dobro  nie  przegrało  Cyrku  ani  Próby  Baśni,  ani,  jak  się  teraz  zastanawiam,

żadnych  zawodów  w  tej  szkole  przez  ostatnie  dwieście  lat  –  parsknął  Kastor.  Czarne
charaktery znowu zaczęły szemrać.

– Ale Dobro jest tak daleko od Zła! – sapnęła Dot.
–  Niebiosa  uchowajcie,  żebyś  musiała  chodzić  –  mruknęła  Sofia.  Dot  usłyszała  to

i  rzuciła  jej  wściekłe  spojrzenie.  Sofia  przeklęła  się  w  duchu.  To  była  jedyna  osoba,
która odnosiła się do niej życzliwie, a ona musiała to popsuć.

Polluks  zignorował  burzących  się  nigdziarzy  i  monotonnie  omawiał  godziny  ciszy

nocnej, usypiając połowę zgromadzonych. Rena podniosła rękę.

– Czy Sale Urody są już czynne?
Wszyscy uczniowie ze strony Dobra nagle się obudzili.
– Cóż, zamierzałem omówić Sale Urody na następnym apelu… – zaczął Polluks.
–  Czy  to  prawda,  że  tylko  wybrani  uczniowie  mogą  z  nich  korzystać?  –  zapytała

Milicenta.

Polluks westchnął.
– Do Sal Urody w Zamku Dobra wstęp mają tylko zawszanie, którzy w danym dniu

uplasowali się w pierwszej połowie klasowego rankingu. Rankingi będą wywieszane
na drzwiach Sal Urody i w całym zamku. Proszę, żebyście nie nękali Albemarla, jeśli
się  spóźni  z  ich  wywieszaniem.  A  teraz,  jeśli  idzie  o  zasady  obowiązujące  podczas
ciszy nocnej…

– Co to są Sale Urody? – szepnęła Sofia do Hester.
– Zawszanie się tam stroją, ozdabiają i czeszą – wzruszyła ramionami Hester.
Sofia wystrzeliła w górę.
– A my też mamy Sale Urody?
Polluks wydął wargi.
– Nigdziarze mają Salę Udręki.
– I tam się możemy uczesać? – rozpromieniła się Sofia.
– Tam jesteście bici i torturowani – wyjaśnił Polluks.
Sofia usiadła.
– Cisza nocna obowiązuje dokładnie od godziny…
– Jak można zostać kapitanem klasy? – zapytała Hester.
Pytanie i arogancki ton, jakim je zadała, natychmiast sprawiły, że została znielubiona

po obu stronach sali.

–  Jeśli  wszyscy  zawalicie  przegląd  podczas  ciszy  nocnej,  nie  miejcie  do  mnie

pretensji!  –  jęknął  Polluks.  –  No  dobrze.  Po  Próbie  Baśni  uczniowie  zajmujący
pierwsze  miejsce  w  danej  szkole  zostaną  kapitanami  klasy.  Tych  dwoje  otrzyma

background image

specjalne  przywileje,  w  tym  indywidualne  lekcje  z  wybranymi  nauczycielami,
wycieczki do Bezkresnej Puszczy i możliwość treningu pod okiem słynnych bohaterów
i  złoczyńców.  Jak  wiecie,  niektórzy  nasi  kapitanowie  stali  się  najsławniejszymi
legendami w Bezkresnej Puszczy.

Całą  salę  wypełnił  gwar  rozmów,  a  Sofia  zacisnęła  zęby.  Wiedziała,  że  jeśli  tylko

zdoła  trafić  do  właściwej  szkoły,  nie  tylko  zostanie  kapitanem  Dobra,  ale  stanie  się
sławniejsza od Królewny Śnieżki.

– W tym roku każda ze szkół będzie miała sześć przedmiotów – ciągnął Polluks. –

Siódmy  przedmiot,  przetrwanie  w  baśniach,  jest  obowiązkowy  dla  uczniów  Dobra
i  Zła  i  będzie  prowadzony  w  Błękitnym  Lesie  za  szkołą.  Pamiętajcie  także,  że
pielęgnacja  urody  i  etykieta  to  przedmioty  tylko  dla  zawszanek,  chłopcy  zamiast  tego
będą mieli pielęgnację męskości i kodeks rycerski.

Agata  wyrwała  się  z  odrętwienia.  Gdyby  nie  miała  jeszcze  dość  powodów  do

ucieczki,  myśl  o  lekcjach  pielęgnacji  urody  byłaby  kroplą  przepełniającą  czarę.  Ona
i  Sofia  musiały  się  stąd  wydostać  jeszcze  tej  w  nocy.  Odwróciła  się  do  uroczej
dziewczynki siedzącej obok niej, z pięknymi, zmrużonymi brązowymi oczami i krótkimi
czarnymi włosami, która poprawiała sobie usta, zaglądając do kieszonkowego lusterka.

– Mogłabym pożyczyć szminkę? – zapytała.
Dziewczynka spojrzała tylko na wyschnięte, spękane usta Agaty i natychmiast rzuciła

jej szminkę.

– Możesz ją zatrzymać.
–  Śniadanie  i  kolacja  są  podawane  w  szkolnych  stołówkach,  ale  obiad  będziecie

jeść  wspólnie  na  Polanie  –  burknął  Kastor.  –  To  znaczy,  o  ile  wykażecie  się
dostateczną dojrzałością, by zasłużyć na ten przywilej.

Sofia  poczuła,  że  serce  bije  jej  mocniej.  Jeśli  uczniowie  obu  szkół  jedzą  razem

obiad, jutro będzie miała pierwszą okazję, by porozmawiać z Tedrosem. Co takiego mu
powie? I jak się pozbędzie tej obrzydliwej Beatrycze?

–  Uczniowie  pierwszego  roku  mają  zakaz  wychodzenia  do  Bezkresnej  Puszczy

rozciągającej się za bramą szkoły – powiedział Polluks. – A chociaż ci z was, których
rozpiera  duch  przygody,  mogą  zlekceważyć  ten  punkt  regulaminu,  przypomnę  wam
o najważniejszej z zasad. Tej, której złamanie będzie was kosztować życie.

Sofia zaczęła pilnie słuchać.
– Nigdy nie wychodźcie do Puszczy po zmroku – oznajmił Polluks.
Jego przyjazny uśmiech powrócił.
– Możecie już wracać do swoich szkół! Kolacja będzie punkt siódma!
Sofia  wstała  wraz  z  pozostałymi  nigdziarzami,  w  myślach  ćwicząc  już  przed

jutrzejszym spotkaniem z Tedrosem. W tym momencie jeden głos wybił się z gwaru…

– Jak możemy się spotkać z Dyrektorem Akademii?
W sali zapanowała głucha cisza. Uczniowie odwrócili się kompletnie zaskoczeni.

background image

W przejściu stała Agata, piorunując spojrzeniem Kastora i Polluksa.
Dwugłowy  pies  zeskoczył  ze  sceny  i  wylądował  pół  metra  od  niej,  opryskując  ją

śliną.  Obie  głowy  wpatrywały  się  w  Agatę  z  wściekłością  i  identycznym  wyrazem
furii. Nie było już jasne, która jest która.

– NIE możecie – warknęły.
Ciągnięta  przez  wróżki  do  wschodnich  drzwi  osłabła  Agata  minęła  Sofię  i  w  tej

krótkiej  chwili  zdążyła  rzucić  jej  płatek  róży  z  nasmarowaną  szminką  wiadomością:
MOST, GODZ. 9.

Ale  Sofia  nawet  tego  nie  zauważyła.  Jak  myśliwy  śledzący  zdobycz  nie  odrywała

spojrzenia  od  Tedrosa  do  chwili,  kiedy  pozostałe  czarne  charaktery  wypchnęły  ją
z sali.

Dokładnie w tym momencie Agata uświadomiła sobie ogrom problemu. Tego, który

zawsze  im  zagrażał.  Podczas  gdy  one  ciągnięte  były  do  dwóch  przeciwnych  zamków,
ich  przeciwne  pragnienia  stawały  się  coraz  bardziej  oczywiste  –  Agata  pragnęła
jedynie odzyskać przyjaciółkę, ale Sofii przyjaciółka nie wystarczała. Zawsze chciała
czegoś więcej.

Chciała księcia.

background image

6

Stanowczo zła

background image

N

astępnego  ranka  pięćdziesiąt  księżniczek  biegało  po  piątym  piętrze,  jakby  to  był

dzień  ich  ślubu.  Pierwszego  dnia  szkoły  wszystkie  chciały  zrobić  jak  najlepsze
wrażenie na nauczycielach, chłopcach i każdym, kto mógłby je doprowadzić do Długo
i  Zawsze  Szczęśliwie.  Łabędzie  podzwaniały  na  nocnych  koszulach,  gdy  dziewczynki
wpadały  nawzajem  do  swoich  pokoi,  malując  wargi,  tapirując  włosy,  polerując
paznokcie  i  ciągnąc  za  sobą  tak  mocną  woń  perfum,  że  wróżki  mdlały  i  leżały  na
korytarzu jak zdechłe muchy.

Nadal  żadna  z  nich  nie  była  choćby  w  połowie  ubrana,  a  gdy  zegar  wybił  godzinę

ósmą,  sygnalizując  śniadanie,  ani  jedna  dziewczynka  nie  miała  jeszcze  na  sobie
sukienki.

– Od śniadania tylko się tyje – uspokajała je Beatrycze.
Rena wyjrzała na korytarz.
– Czy ktoś widział moje majteczki?
Agata  z  pewnością  ich  nie  widziała.  Spadała  właśnie  ciemnym  szybem,  próbując

sobie  przypomnieć,  jak  po  raz  pierwszy  udało  się  jej  trafić  na  Most  Połowiczny.  Z
Wieży Honor do Jaskini Jasia, a
potem do Menażerii Merlina…

Wylądowała na łodydze fasoli, przekradła się przez pogrążoną w półmroku Galerię

Dobra,  aż  do  drzwi  za  wypchanymi  misiami.  A  może  z  wieży  Honor  do  Klubu
Kopciuszka…
 Zastanawiając  się  nad  wyborem  trasy,  otworzyła  drzwi  na  klatkę
schodową  i  natychmiast  się  schowała.  Okazały  przeszklony  hol  był  wypełniony
nauczycielkami  w  barwnych  sukniach  i  nauczycielami  w  garniturach;  widać
nauczyciele postanowili spotkać się przed lekcjami. Jaskrawowłose nimfy w różowych
sukniach,  białych  woalkach  i  błękitnych  koronkowych  rękawiczkach  falowały
pomiędzy  nimi,  dolewając  herbaty,  lukrując  ciasteczka  i  odganiając  wróżki  od  cukru
w  kostkach.  Agata  popatrzyła  zza  drzwi  na  schody  z  napisem  HONOR,  oświetlone
przez  wysokie  witrażowe  okna.  Były  po  przeciwnej  stronie  sali,  daleko  za
zgromadzonymi pedagogami. Jak miała ich wyminąć?

Nagle  poczuła,  że  coś  drapie  ją  w  nogę,  a  kiedy  spojrzała  w  dół,  zobaczyła  mysz

obgryzającą jej halkę. Machnęła nogą. Mysz potoczyła się prosto w łapy wypchanego
kota,  pisnęła  rozpaczliwie,  ale  zorientowała  się,  że  kot  nie  żyje,  rzuciła  więc  Agacie
wyjątkowo nieżyczliwe spojrzenie i pomaszerowała do dziury w ścianie.

Nawet  szkodniki  mnie  nienawidzą  –  westchnęła  w  myślach  Agata  i  spróbowała

uratować jakoś halkę. Jej palce znieruchomiały, gdy dotknęła podartej białej koronki.
Być może nie powinna być taka niemiła dla tej myszy…

Chwilę  później  jakaś  niewyrośnięta  nimfa  w  poszarpanej  koronkowej  woalce

przemknęła przez salę, kierując się do schodów wieży Honor. Niestety, Agata niewiele
widziała poprzez woalkę, więc potknęła się o nimfę, która wpadła na nauczycielkę…

– Na świętą Marcjannę! – jęknął Klarysa, ociekając herbatą śliwkową. Podczas gdy

background image

poruszona  nauczycielka  wycierała  suknię,  Agata  wślizgnęła  się  za  schody  wieży
Dobroć.

–  Te  nimfy  naprawdę  są  za  wysokie!  –  narzekała  Klarysa.  –  Niedługo  któraś

przewróci wieżę!

Agata zdążyła już zniknąć na schodach wieży Honor i szybko znalazła przejście do

Jaskini  Jasia  i  skrzydła  z  salami  lekcyjnymi  dla  pierwszego  roku,  zrobionymi  ze
słodyczy.  Jedna  z  nich,  wykładana  niebieskimi  miętówkami  i  landrynkami,  lśniła  jak
kopalnia  soli.  Była  też  piankowa  sala  z  krzesłami  z  białej  czekolady  i  ławkami
z  piernika.  Znalazła  się  tu  nawet  sala  zrobiona  z  lizaków  pokrywających  ściany
kolorami  tęczy.  Agata  zastanawiała  się,  jakim  cudem  te  sale  pozostają  nienaruszone,
ale wtedy zobaczyła na korytarzu napis zrobiony z wiśniowych żelków:

POKUSA TO ŚCIEŻKA DO ZŁA

Bez  wahania  zjadła  połowę  napisu,  zanim  spłoszyło  ją  dwoje  przechodzących

nauczycieli,  którzy  spojrzeli  na  jej  woalkę  z  zaciekawieniem,  ale  nie  próbowali  jej
zatrzymywać.

– Pewnie ma wysypkę – usłyszała za sobą szept jednego z nich, podczas gdy biegła

już  w  górę  tylnymi  schodami  (wcześniej  zdążyła  zwędzić  karmelową  klamkę
i boterbabbelaarową wycieraczkę, żeby dopełnić nimi niebiańskie śniadanie).

Uciekając  poprzednim  razem  przed  wróżkami,  Agata  przypadkiem  trafiła  do

włoskiego ogrodu na dachu. Dzisiaj mogła docenić Menażerię Merlina, bo taką nazwę
znalazła  na  szkolnej  mapie,  pełną  kunsztownie  przystrzyżonych  rzeźb  z  krzewów,
ilustrujących  legendę  o  królu  Arturze.  Każda  rzeźba  upamiętniała  scenę  z  jego  życia:
Artur wyciągający miecz z kamienia, Artur z rycerzami przy Okrągłym Stole, Artur przy
ołtarzu ślubnym z Ginewrą…

Agata pomyślała o  pompatycznym chłopaku z  Teatru, o którym  wszyscy mówili, że

był  synem  króla  Artura.  Jak  mógł  patrzeć  na  coś  takiego  i  nie  czuć  się  przytłoczony?
Jak mógł znieść porównania, oczekiwania? Przynajmniej mógł liczyć na swoją urodę.
Wyobraźcie sobie, że wyglądałby tak jak ja – prychnęła. – Porzuciliby go w lesie jako
niemowlę.

Ostatnia  rzeźba  w  serii  wznosiła  się  nad  stawem  i  przedstawiała  Artura

otrzymującego  miecz  od  Pani  Jeziora.  Tym  razem  Agata  celowo  wskoczyła  do  wody
i przeleciała przez ukryty portal, całkiem sucha, na Most Połowiczny.

Dobiegła  do  jego  połowy,  tam,  gdzie  zaczynała  się  mgła,  z  wyciągniętymi  przed

siebie  rękami  na  wypadek,  gdyby  bariera  znajdowała  się  bliżej,  niż  zapamiętała.  Ale
gdy  weszła  w  mgłę,  jej  dłonie  na  nic  nie  natrafiły.  Ostrożnie  przesunęła  się  dalej.
Zniknęła! Agata ruszyła biegiem, a wiatr zerwał jej woalkę z twarzy…

background image

ŁUPS!  Zatoczyła  się  do  tyłu,  zamroczona  bólem.  Najwyraźniej  bariera  przesuwała

się tam, gdzie chciała.

Unikając patrzenia na swoje odbicie, dotknęła niewidzialnej ściany i poczuła zimną,

gładką  powierzchnię.  Nagle  zauważyła  poruszenie  we  mgle  i  zobaczyła  dwie  osoby
wychodzące z bramy Zamku Zła na Most Połowiczny. Zamarła. Nie miała czasu wrócić
do Zamku Dobra, a na moście nie było gdzie się ukryć…

Przystojny Dobry nauczyciel, który poprzedniego dnia się do niej uśmiechnął, i Zły,

z  czyrakami  na  obu  policzkach,  przeszli  mostem  i  bez  cienia  wahania  minęli  barierę.
Zwisająca  z  kamiennej  balustrady  nad  fosą  Agata  nasłuchiwała,  a  kiedy  minęli  ją,
ostrożnie  wyjrzała  nad  poręczą.  Obaj  nauczyciele  mieli  właśnie  wejść  do  Zamku
Dobra, gdy przystojny mężczyzna obejrzał się i uśmiechnął. Agata pochyliła głowę.

– Co się dzieje, Auguście? – zapytał Zły nauczyciel.
–  Wydawało  mi  się,  że  coś  widziałem  –  roześmiał  się  tamten,  a  potem  zniknęli

w zamku.

Stanowczo świr – pomyślała Agata.
Chwilę  później  znowu  stanęła  przed  niewidzialnym  murem.  Jak  oni  przeszli?

Szukała jakiejś krawędzi,  ale nie zdołała  nic znaleźć. Spróbowała  kopnąć ścianę, ale
była  twarda  jak  żelazo.  Patrząc  na  Akademię  Zła,  Agata  widziała  wilki  zaganiające
uczniów  na  dół  schodami.  Jeśli  mgła  choćby  częściowo  się  rozwieje,  stanie  się
widoczna jak na dłoni. Po raz ostatni kopnęła mur i zawróciła do Zamku Dobra.

– I więcej tu nie wracaj!
Agata  okręciła  się  na  pięcie,  żeby  sprawdzić,  kto  to  powiedział,  ale  zobaczyła

w barierze tylko swoje odbicie ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Teraz mam jeszcze
omamy słuchowe. Świetnie.

Zawróciła  do  zamku  i  w  tym  momencie  uświadomiła  sobie,  że  ręce  ma  przecież

luźno opuszczone. Odwróciła się gwałtownie do odbicia.

– Czy ty się właśnie odezwałaś?
Odbicie odchrząknęło.

Zło ze złem,
Dobro z dobrem.
Wracaj do zamku, bo będziesz mieć problem.

– Yyy, ale ja muszę przejść – powiedziała Agata.
Zło ze złem,
Dobro z dobrem.
Wracaj do zamku, bo będziesz mieć poważny problem.
I  mam  tu  na
 myśli  zmywanie  po  kolacji  albo  zakaz  wstępu  do  Sal  Urody,  albo

jedno i drugie, jeśli by się mnie ktoś zapytał o zdanie.

background image

– Muszę się spotkać z przyjaciółką – naciskała Agata.
– Dobro nie ma przyjaciół po drugiej stronie – oznajmiło jej odbicie.
Agata  usłyszała  słodki  dźwięk  dzwoneczków,  a  kiedy  się  obejrzała,  zobaczyła  na

końcu mostu lśnienie oznaczające zbliżające się wróżki. Jak mogła przechytrzyć samą
siebie? Jak miała znaleźć szczelinę we własnej zbroi?

Zło ze złem… Dobro z dobrem…
W tej sekundzie domyśliła się odpowiedzi.
– A co z tobą? Czy ty masz przyjaciół?
Jej odbicie stężało.
– Nie wiem. A mam?
Agata zacisnęła zęby i spojrzała sobie w oczy.
– Jesteś za brzydka, żeby mieć przyjaciół.
Odbicie posmutniało.
– Stanowczo zła – powiedziało i zniknęło.
Agata wyciągnęła rękę, żeby dotknąć bariery. Tym razem jej dłoń bez trudu przeszła

na drugą stronę.

Gdy  tylko  znalazła  się  w  Zamku  Zła,  poczuła,  że  teraz  właśnie  jest  na  swoim

miejscu.  W  wilgotnym  holu  kucnęła  za  posągiem  łysej,  kościstej  wiedźmy
i  zachwycona  rozglądała  się  po  spękanym  suficie,  osmalonych  ścianach,  spiralnych
schodach,  pogrążonych  w  cieniu  korytarzach…  Sama  by  tego  lepiej  nie
zaprojektowała.

Stwierdziwszy,  że  nie  ma  w  pobliżu  żadnych  wilków,  przemknęła  głównym

korytarzem,  podziwiając  przy  okazji  portrety  złowrogich  absolwentów.  Czarne
charaktery  zawsze  wydawały  jej  się  bardziej  interesujące  od  bohaterów.  Złoczyńcy
mieli  jakieś  ambicje,  pasje.  To  dzięki  nim  posuwała  się  fabuła.  Nie  obawiali  się
śmierci – przeciwnie, zarzucali ją na siebie jak pancerz! Wdychając cmentarny zapach
szkoły,  Agata  czuła,  że  krew  żywiej  krąży  w  jej  żyłach.  Tak  jak  wszystkie  czarne
charaktery ona także nie obawiała się śmierci. Dzięki śmierci czuła, że żyje.

Nagle usłyszała jakieś głosy i szybko schowała się za rogiem. W polu jej widzenia

pojawił  się  wilk  prowadzący  grupkę  nigdziarek  w  dół  schodami  wieży  Występek.
Agata słuchała, jak dziewczyny plotkują o pierwszych lekcjach, wychwytywała słowa
„sługusy”,  „klątwy”  i  „pielęgnacja  brzydoty”.  Czy  te  dzieciaki  mogłyby  być  jeszcze
brzydsze?  Agata  poczuła,  że  rumieni  się  ze  wstydu.  Gdy  tak  patrzyła  na  paradę
wymoczkowatych  ciał  i  odrażających  twarzy,  wiedziała,  że  pasowałaby  do  nich
idealnie. Nawet ich niemodne czarne kitle wyglądały zupełnie jak to, w co ubierała się
na co dzień w domu. Ale między nią a tymi czarnymi charakterami była jedna różnica.
Oni  mieli  usta  wykrzywione  grymasem  zgorzknienia,  oczy  lśniące  nienawiścią,  pięści
zaciśnięte  w  tłumionej  złości.  Bez  wątpienia  byli  niegodziwcami,  ona  natomiast  nie

background image

czuła  się  w  najmniejszym  stopniu  niegodziwa.  W  tym  momencie  przypomniała  sobie
słowa Sofii:

Ludzie, którzy są inni, zwykle okazują się źli.
Panika ścisnęła jej gardło. Dlatego właśnie cień nie porwał drugiego dziecka.
Od samego początku to ja miałam się tu znaleźć.
Łzy zapiekły ją w oczy. Nie chciała być taka jak te dzieci! Nie chciała być czarnym

charakterem! Chciała znaleźć przyjaciółkę i wrócić do domu!

Agata  nie  miała  pojęcia,  gdzie  powinna  szukać  Sofii.  Wbiegła  na  piętro  po

najbliższych schodach, tych z napisem Niezgoda, i zobaczyła dwa wąskie kamienne
przejścia. Ponieważ z lewej strony dochodziły jakieś głosy, pobiegła w prawo. Krótki
korytarz  kończył  się  jednak  osmoloną  ścianą.  Przerażona  przycisnęła  się  do  muru.
Głosy  przybliżały  się.  Nagle  coś  za  nią  trzasnęło.  To  nie  była  ściana,  tylko  drzwi
pokryte  sadzą.  Opierając  się  o  nie,  starła  brud  na  tyle,  że  zdołała  odczytać  czerwone
litery:

WYSTAWA ZŁA

Ostrożnie  weszła  do  środka.  Było  tam  kompletnie  ciemno.  Kaszląc  z  powodu

stęchlizny i pajęczyn, zapaliła zapałkę. Podczas gdy Galeria Dobra była nieskazitelnie
czysta i przestronna, pustawy składzik Zła odzwierciedlał dwustuletnie pasmo porażek.
Agata  przyjrzała  się  spłowiałemu  mundurkowi  chłopca,  który  został  Titeliturym,
oprawiony  w  połamaną  ramę  esej  o  „Moralności  morderstwa”  autorstwa  przyszłej
wiedźmy,  kilka  wypchanych  kruków  zawieszonych  na  kruszących  się  ścianach  oraz
przegniłe cierniste pnącze, które oślepiło słynnego księcia, podpisane Wera z Lasu
Za  Światem.  Agata  widziała  jej  twarz  na  plakatach  zaginionych  dzieci
w Gawaldonie.

Wzdrygnęła się. Nagle zauważyła na ścianie jakieś kolory. Zbliżyła zapałkę. To była

część  muralu,  podobnego  do  tego,  który  w  Zamku  Dobra  pokazywał  Długo  i  Zawsze
Szczęśliwie.  Każdy  z  ośmiu  paneli  przedstawiał  przyodzianego  na  czarno  złoczyńcę
upajającego  się  nieograniczoną  mocą  –  przelatującego  przez  płomienie,
przemieniającego  swoje  ciało,  rozdzielającego  duszę,  manipulującego  przestrzenią
i  czasem.  Nad  muralem,  od  pierwszego  panelu  do  ostatniego,  biegły  ozdobione
płomieniami litery:

NIGDY WIĘCEJ

Podczas gdy zawszanie marzyli o miłości i szczęściu, nigdziarze pragnęli wiecznej

background image

samotności i potęgi. Ta ponura wizja sprawiła, że Agacie ścisnęło się serce. Poczuła,
że prawda uderza ją jak obuchem.

Jestem nigdziarką.
Jej  najlepsza  przyjaciółka  była  zawszanką.  Jeśli  nie  wrócą  szybko  do  domu,  Sofia

zrozumie prawdę. Pozostając tutaj, nie mogłyby się nadal przyjaźnić.

W  świetle  zapałki  zobaczyła  zbliżający  się  do  niej  zębaty  cień.  Dwa  cienie.  Trzy.

Gdy  wilki  rzuciły  się  na  nią,  Agata  odwróciła  się  błyskawicznie  i  chlasnęła  je  po
pyskach cierniami Wery. Zaskoczone wilki ryknęły i cofnęły się niezgrabnie, dając jej
tym  samym  dość  czasu,  by  dopadła  drzwi.  Bez  tchu  popędziła  korytarzem,  potem  na
górę  jakimiś  schodami,  aż  znalazła  się  na  drugim  piętrze  wieży  Szkoda.  Szukała  na
drzwiach  sypialni  z  imienia  Sofii.  Vex  i  Bron,  Hort  i  Ravan,  Flint  i  Tytan  –  to  było
piętro chłopaków!

Gdy tylko usłyszała otwierające się drzwi, uciekła tylnymi schodami na pozbawiony

wyjścia strych wypełniony brudnymi fiolkami z żabimi palcami, jaszczurczymi nogami
i  psimi  językami  (Matka  miała  rację.  Kto  wie,  jak  długo  stały  tutaj  te  zapasy).  Potem
usłyszała wilka śliniącego się na schodach…

Wypełzła  przez  okno  na  spadzisty  dach  i  złapała  się  rynny.  W  czarnych  chmurach

rozległ  się  grzmot,  chociaż  po  drugiej  stronie  jeziora,  nad  Zamkiem  Dobra,  nadal
świeciło idealne słońce. Jej różowa sukienka z każdą chwilą coraz bardziej nasiąkała
deszczem.  Agata  spojrzała  na  długą,  pokręconą  rynnę  zakończoną  pyskami  trzech
kamiennych  gargulców,  z  których  tryskała  teraz  woda.  Gargulce  podtrzymywały
zrobione  z  brązu  dźwigary.  To  była  jej  jedyna  nadzieja.  Wpełzła  do  rynny,  z  trudem
przytrzymując się śliskich krawędzi. Wiedziała, że biały wilk zaraz tu przyjdzie.

Nie zrobił tego. Popatrzył na nią przez okno, zaplatając włochate łapy na czerwonej

kurtce.

– Wiesz, są rzeczy gorsze od wilków.
I odszedł, pozostawiając Agatę z otwartymi ustami.
Co? Co takiego mogło być gorsze od…
Coś się poruszyło w strumieniach deszczu.
Agata  osłoniła  oczy  i  spojrzała  przez  migotliwą  kurtynę  –  pierwszy  z  kamiennych

gargulców ziewnął i rozłożył smocze skrzydła. Potem drugi gargulec, ten z głową węża
i ciałem lwa, przeciągnął się, aż rozległ się wystrzał jak z pistoletu. Trzeci, dwa razy
większy od pozostałych, z łbem rogatego demona, ludzkim torsem i kolczastym ogonem,
rozwinął poszarpane skrzydła, szersze niż szerokość wieży.

Agata pobladła. Gargulce! Co ten dwugłowy pies mówił o gargulcach?
Zwróciły na nią dzikie, czerwone ślepia i wtedy sobie przypomniała.
Mają rozkaz zabijać.
Z chóralnym skrzeczeniem zerwały się ze swoich postumentów. Niepodtrzymywana

przez  nie  rynna  urwała  się,  a  Agata  z  krzykiem  wpadła  do  wody.  Fala  deszczówki

background image

przepychała ją przez ciasne skręty i ostre spadki, gdy wisząca luźno rynna kołysała się
gwałtownie w deszczu. Zobaczyła, że dwa gargulce nurkują w jej kierunku i w ostatniej
chwili zdołała skręcić rynnę. Trzeci, rogaty demon, wzniósł się wyżej i zionął ogniem
z  nosa.  Złapała  się  krawędzi  rynny,  a  ognista  kula  uderzyła  tuż  przed  nią,  wybijając
ogromną  dziurę.  Dziewczynka  ześlizgnęła  się  i  w  ostatniej  chwili  zatrzymała.  W  tym
momencie  smoczoskrzydły  gargulec  chwycił  ją  ostrymi  szponami  za  nogę  i  podniósł
w powietrze.

– Jestem uczennicą! – wrzasnęła Agata.
Zaskoczony gargulec wypuścił ją.
– Widzisz? – krzyknęła Agata, wskazując swoją twarz. – Jestem nigdziarką!
Gargulec  sfrunął  w  dół  i  przyjrzał  się  jej  twarzy,  chcąc  się  przekonać,  czy  to

prawda.

Potem złapał ją za gardło, dając tym znak, że jednak nie.
Agata znowu wrzasnęła i zaklinowała stopę w wypalonej dziurze, kierując strumień

wody  prosto  w  oko  potwora.  Gargulec  cofnął  się  na  oślep,  po  omacku  szukając  jej
szponami, ale wpadł w dziurę i roztrzaskał sobie skrzydło, uderzając o balkon poniżej.
Agata  walczyła  z  okropnym  bólem  w  nodze  i  kurczowo  trzymała  się  rynny.  Poprzez
strumień wody zobaczyła, że zbliża się do niej drugi gargulec. Z przeszywającym uszy
skrzeczeniem  wężogłowy  potwór  podniósł  dziewczynkę  w  powietrze.  Gdy  potężne
szczęki  otwarły  się,  by  ją  pożreć,  Agata  wsadziła  mu  stopę  pomiędzy  zęby,  które
zacisnęły  się  na  jej  ciężkich  czarnych  buciorach  i  połamały  się  jak  zapałki.
Oszołomiony  gargulec  wypuścił  ją.  Agata  spadła  wprost  do  pełnej  wody  rynny
i złapała się jej krawędzi.

Ręce jej się ześlizgnęły. Poleciała w dół, w stronę wylotu, gdzie czekał największy

gargulec,  rogaty  jak  diabeł,  z  otwartymi  szeroko  szczękami,  obejmującymi  rynnę
niczym  tunel  prowadzący  do  piekła.  Agata,  gulgocząc,  rozpaczliwie  szukała  czegoś,
czego  mogłaby  się  przytrzymać,  deszcz  jednak  popychał  ją  nagłymi  falami.  Spojrzała
w  dół  i  zobaczyła,  że  gargulec  dmuchnął  z  nosa  ogniem.  Zanurkowała,  żeby  uniknąć
natychmiastowego  spopielenia,  i  wyłoniła  się,  czepiając  się  krawędzi  rynny  nad
ostatnim spadkiem. Następna fala deszczu pośle ją prosto w otwartą paszczę gargulca.

W tym momencie przypomniała sobie, jak wyglądały gargulce, gdy zobaczyła je po

raz pierwszy: pilnowały rynny, wypluwając z pysków deszczówkę.

To, co wejdzie, musi wyjść.
Usłyszała  za  sobą  następną  falę,  więc  pomodliła  się  w  duchu  i  puściła,  spadając

w dymiącą paszczę demona. Nim dopadły ją zębiska gargulca i ogień, fala deszczówki
z  rynny  wypchnęła  ją  przez  dziurę  w  gardle  potwora  wprost  w  stalowoszare  niebo.
Obejrzała  się  na  dławiącego  się  gargulca,  a  jej  okrzyk  ulgi  zmienił  się  we  wrzask
przerażenia,  gdy  uświadomiła  sobie,  że  oto  spada.  Poprzez  mgłę  zobaczyła  najeżony
kolcami  mur,  na  który  miała  się  zaraz  nadziać,  i  otwarte  okno  poniżej.  Skuliła  się

background image

w rozpaczliwy kłębek, ominęła o włos śmiercionośne ostrza i wylądowała na brzuchu,
ociekając  wodą  i  wypluwając  z  kasłaniem  deszczówkę,  na  szóstym  piętrze  wieży
Szkoda.

– Myślałam… że… gargulce… to… ozdoby – wyrzęziła.
Ściskając  zranioną  nogę,  pokuśtykała  korytarzem  dormitorium  i  szukała  jakichś

śladów Sofii.

Już  miała  zacząć  pukać  do  pokoi,  gdy  zobaczyła  na  jednych  z  drzwi  nasmarowaną

karykaturę  blond  księżniczki  z  wypisanymi  krzywo  obelgami:  MIĘCZAK,
CZYTELNIK, ZAWSZELUBKA.

Energicznie zapukała.
– Sofia? To ja!
Na drugim końcu korytarza zaczęły się otwierać drzwi.
Agata zabębniła mocniej.
– Sofia!
Ubrane na czarno dziewczynki zaczęły wychodzić ze swoich pokoi. Agata szarpnęła

klamką  i  popchnęła  drzwi.  Ani  drgnęły.  Zanim  nigdziarki  zauważyły  intruza
w  różowym,  wzięła  rozpęd  i  rzuciła  się  całym  ciężarem  na  zeszpecone  drzwi  pokoju
66, które otwarły się, a potem z hukiem zatrzasnęły za nią.

–  NIE  MASZ  POJĘCIA,  PRZEZ  CO  PRZESZŁAM,  ŻEBY  SIĘ  TU  DOS…  –

urwała.

Sophie  kucała  nad  kałużą  wody  na  podłodze  i  śpiewała,  nakładając  róż

i przyglądając się swojemu odbiciu.

Jestem księżniczka, jak kwiatuszek słodka,
Książę mnie poślubi, gdy tylko mnie spotka…
Siedzące w drugim końcu pokoju trzy współlokatorki i trzy szczury obserwowały ją

z ustami otwartymi ze zdumienia.

Hester popatrzyła na Agatę.
– Ona zalała nam podłogę.
– Żeby sobie zrobić makijaż – dodała Anadil.
–  Czy  ktoś  słyszał  o  czymś  bardziej  głupim?  –  skrzywiła  się  Dot.  –  Łącznie  z  tą

piosenką.

– Czy jestem dobrze pomalowana? – zapytała Sofia, mrużąc oczy nad kałużą. – Nie

mogę  iść  na  lekcje,  wyglądając  jak  klaun.  –  Podniosła  głowę.  –  Agata,  złociutka!
Najwyższy  czas,  żebyś  ochłonęła.  Twoja  lekcja  pielęgnacji  brzydoty  zaczyna  się  za
dwie minuty, a nie chciałabyś chyba zrobić złego pierwszego wrażenia.

Agata gapiła się na nią w milczeniu.
–  No,  oczywiście.  –  Sofia  wstała.  –  Najpierw  musimy  zamienić  się  ubraniami.  No

już, zdejmuj je.

– Nie idziesz na żadne lekcje, złociutka – oznajmiła Agata, czerwieniejąc. – Idziemy

background image

do wieży Dyrektora Akademii. I to natychmiast, zanim ugrzęźniemy tu na zawsze!

–  Nie  bądź  nieokrzesana  –  powiedziała  Sofia,  ciągnąc  Agatę  za  sukienkę.  –  Nie

możemy  po  prostu  włamać  się  do  jakiejś  wieży  w  biały  dzień.  A  jeśli  chcesz  mimo
wszystko  wracać  do  domu,  powinnaś  mi  od  razu  oddać  swoje  ubranie,  żebym  nie
opuściła żadnych zajęć.

Agata wyrwała się jej.
– Dobra, dość tego. Posłuchaj no…
–  Będziesz  tu  idealnie  pasować  –  uśmiechnęła  się  Sofia,  porównując  Agatę  ze

swoimi współlokatorkami.

Agata oklapła.
– Ponieważ jestem… brzydka?
–  Och,  na  litość  boską,  popatrz  na  to  miejsce,  Aga!  –  powiedziała  Sofia.  –  Ty

przecież  lubisz,  jak  jest  ciemno  i  ponuro.  Lubisz  nieszczęście,  cierpienie  i,  no…
przypalone rzeczy. Będziesz tu szczęśliwa.

– Zgadzamy się – odezwał się głos za Agatą. Odwróciła się, zaskoczona.
– Możesz tu zamieszkać – powiedziała Hester.
– A ona może się utopić w jeziorze. – Dot skrzywiła się do Sofii, nadal pamiętając

jej złośliwy przytyk podczas ceremonii powitalnej.

– Polubiłyśmy cię od razu – zagruchała Anadil, a szczury polizały stopy Agaty.
– Powinnaś być tutaj, z nami – oznajmiła Hester i wraz z Anadil i Dot zbliżyła się do

Agaty,  która  nerwowo  kręciła  głową,  przyglądając  się  złowieszczej  trójce.  Czy
naprawdę  chciały  się  z  nią  zaprzyjaźnić?  Czy  Sofia  miała  rację?  Czy  bycie  czarnych
charakterem mogło ją… uszczęśliwić?

Agata  poczuła,  że  skręca  się  jej  żołądek.  Nie  chciała  być  zła!  Nie  w  sytuacji,  gdy

Sofia była dobra! Musiały się wydostać stąd, zanim to miejsce je rozdzieli.

– Nie zostawię cię! – krzyknęła do Sofii.
– Nikt nie prosi, żebyś mnie zostawiała, Agato – oznajmiła sztywno Sofia. – Proszę

tylko o to, żebyś zostawiła swoje ubranie.

–  Nie!  Nie  zamieniamy  się  ubraniami.  Nie  zamieniamy  się  pokojami.  Nie

zamieniamy się szkołami!

Sofia i Hester wymieniły ukradkowe spojrzenia.
– Wracamy do domu! – oznajmiła Agata łamiącym się głosem. – Tam możemy być

przyjaciółkami…  po  tej  samej  stronie…  żadnego  Dobra  i  żadnego  Zła…  będziemy
szczęśliwe na zaw…

Sofia  i  Hester  powaliły  Agatę,  a  Dot  i  Anadil  ściągnęły  z  niej  różową  sukienkę.

Potem  wszystkie  cztery  wciągnęły  na  nią  czarną  tunikę  Sofii.  Sofia  zarzuciła  nową
różową sukienkę i otworzyła drzwi na oścież.

– Żegnaj, Zło! Witaj, Miłości!
Agata z trudem wstała i popatrzyła na przegniły czarny worek, który wisiał na niej

background image

tak, jak lubiła.

–  I  świat  wrócił  do  normalności  –  westchnęła  z  ulgą  Hester.  –  Naprawdę  nie

rozumiem, jak mogłaś się kiedykolwiek przyjaźnić z taką…

–  Wracaj!  –  krzyknęła  Agata,  biegnąc  za  ubraną  na  różowo  Sofią  przez  korytarz

pełen  ubranych  na  czarno  uczniów.  Zaszokowani  obecnością  zawszanki  nigdziarze
stłoczyli się wokół Sofii i zaczęli bić ją po głowie książkami, torbami i butami…

– Nie! Ona jest jedną z nas!
Nigdziarze  popatrzyli  na  stojącego  na  schodach  Horta  –  nawet  oszołomiona  Sofia.

Chłopiec tymczasem wskazał ubraną na czarno Agatę.

– To jest zawszanka!
Nigdziarze wydali nowy okrzyk bojowy i rzucili się na Agatę. Wykorzystała to Sofia

– odepchnęła Horta i uciekła schodami na dół. Dzięki kilku celnym kopniakom Agata
uwolniła  się  od  prześladowców  i  zjechała  po  poręczy,  chcąc  zagrodzić  Sofii  drogę.
Pobiegła  za  nią  wąskim  korytarzem  i  już  wyciągała  rękę,  żeby  złapać  za  różowy
kołnierz, gdy Sofia skręciła za róg i wbiegła po krętych schodach na pierwsze piętro.
Agata  wzięła  gwałtownie  zakręt  i  zobaczyła  ślepy  zaułek  oraz  Sofię  magicznie
znikającą

w

ścianie

z

krwistoczerwonym

napisem:

UCZNIOM

WSTĘP

WZBRONIONY! Potężnym susem przeskoczyła przez portal tuż za nią.

Wylądowała na końcu Mostu Połowicznego po stronie Zła.
I w tym miejscu skończyła się jej pogoń, ponieważ Sofia zdążyła odbiec zbyt daleko

w  stronę  Dobra,  by  można  było  ją  dogonić.  Poprzez  mgłę  Agata  widziała,  że  jej
przyjaciółka dosłownie promienieje ze szczęścia.

–  Agato,  on  jest  synem  króla  Artura!  –  wrzasnęła  Sofia.  –  Prawdziwym  żywym

księciem! Ale co ja mam mu powiedzieć? Jak udowodnić, że to ja jestem tą jedyną?

Agata próbowała ukryć, jak bardzo ją to zabolało.
– Zostawiasz mnie tutaj… samą?
Twarz Sofii złagodniała.
– Proszę, Aga, nie martw się. Wszystko jest teraz idealnie – powiedziała ciepło. –

Nadal  będziemy  najlepszymi  przyjaciółkami,  tylko  w  innych  szkołach,  tak  jak
planowałyśmy. Nikt nas nie powstrzyma przed byciem przyjaciółkami, prawda?

Agata popatrzyła na prześliczny uśmiech Sofii i uwierzyła jej.
Nagle  jednak  uśmiech  przyjaciółki  zniknął  jak  zdmuchnięty.  Sukienka  na  Sofii

zaczęła  w  sposób  magiczny  gnić  i  czernieć.  W  jednej  chwili  dziewczynka  miała  na
sobie  starą  tunikę  z  łabędziem  lśniącym  na  sercu.  Podniosła  głowę  i  wstrzymała
oddech. Po drugiej stronie mostu czarna tunika Agaty skuliła się i poróżowiała.

Dziewczynki  patrzyły  na  siebie  zaskoczone.  W  tym  momencie  na  Sofię  padł  cień.

Agata  obróciła  się  gwałtownie.  Tuż  za  sobą  zobaczyła  unoszącą  się  gigantyczną  falę,
której woda zawijała się na czubku w lśniące lasso. Zanim dziewczynka zdążyła rzucić
się  do  ucieczki,  została  porwana  i  rzucona  na  drugą  stronę  zatoki,  wprost

background image

w rozświetloną słońcem mgiełkę. Sofia rzuciła się w kierunku brzegu, lamentując nad
niesprawiedliwością  losu.  Fala  uniosła  się  za  nią  powoli,  ale  tym  razem  woda  nie
lśniła.  Z  rozjuszonym  rykiem  czarna  ściana  wody  cisnęła  Sofię  z  powrotem  do
Akademii Zła, w samą porę na pierwszą lekcję.

background image

7

Wielka Zła i Straszliwa

Wiedźma

background image

D

laczego musimy pielęgnować brzydotę?

Sofia  popatrzyła  przez  palce  na  łysą,  pryszczatą  głowę  i  zielonkawą  skórę  profesora
Manleya  i  spróbowała  nie  zwymiotować.  Wokół  niej,  w  poczerniałych  ławkach,
z  przerdzewiałymi  lustrami  siedzieli  nigdziarze  i  radośnie  rozgniatali  kijanki
w  żelaznych  miseczkach.  Gdyby  nie  wiedziała,  o  co  tu  chodzi,  mogłaby  pomyśleć,  że
szykują ciasto na niedzielę.

Dlaczego nadal tu jestem? – złościła się, ocierając łzy wściekłości.
– Dlaczego powinniśmy być wstrętni i odrażający? – zapytał Manley. – Hester!
– Ponieważ dzięki temu budzimy przerażenie – odparła Hester i pociągnęła łyk soku

z kijanek, natychmiast pokrywając się czerwoną wysypką.

– Źle! – ryknął Manley. – Anadil!
–  Ponieważ  mali  chłopcy  będą  płakać  na  nasz  widok  –  powiedziała  Anadil,

produkując własne czerwone pęcherze.

– Źle! Dot!
– Ponieważ łatwiej się wtedy wyszykować rano? – zapytała Dot, mieszając swój sok

z czekoladą.

–  Źle  i  głupio!  –  skarcił  ją  Manley.  –  Tylko  jeśli  zignorujemy  powierzchowność,

zdołamy sięgnąć głębiej! Tylko jeśli odrzucimy próżność, możemy być sobą!

Sofia  przekradła  się  za  ławkami  i  rzuciła  do  drzwi  –  pisnęła  jednak,  gdy  klamka

sparzyła ją w rękę.

–  Tylko  jeśli  zniszczymy  to,  kim  się  nam  wydaje,  że  jesteśmy,  będziemy  mogli

docenić to, kim jesteśmy naprawdę – oznajmił Manley, piorunując ją wzrokiem.

Sofia,  pojękując,  wróciła  na  swoje  miejsce.  Z  odrazą  mijała  czarne  charaktery

pokrywające  się  wypryskami.  Utworzone  z  zielonego  dymu  numery  miejsc  pojawiały
się  dosłownie  znikąd:  „1”  nad  Hester,  „2”  nad  Anadil,  „3”  nad  Ravanem  z  tłustą,
brązową  skórą,  „4”  nad  jasnowłosym,  szpiczastouchym  Vexem.  Hort,  wyraźnie
podekscytowany,  wypił  swój  napój  tylko  po  to,  by  zobaczyć  malutki  pryszczyk  na
policzku. Rozzłoszczony trzepnął śmierdzące „19”, które pojawiło się nad jego głową,
ale numer zaraz mu oddał.

–  Brzydota  oznacza,  że  polegacie  na  inteligencji  –  zachwycał  się  Manley,

przesuwając się w stronę Sofii. – Brzydota oznacza, że ufacie swojej duszy. Brzydota
oznacza wolność.

Rzucił miseczkę na jej ławkę.
Sofia popatrzyła na czarny sos kijanek. Niektóre jeszcze się ruszały.
–  Tak  właściwie,  panie  profesorze,  myślę,  że  moja  nauczycielka  pielęgnacji  urody

sprzeciwiłaby się mojemu uczestnictwu w tym ćwi…

– Trzy ostatnie miejsca i zostaniesz czymś brzydszym ode mnie – warknął Manley.
Sofia spojrzała na niego.

background image

– Jestem naprawdę przekonana, że to niemożliwe.
Manley odwrócił się do klasy.
– Kto chciałby pomóc naszej drogiej Sofii zakosztować wolności?
– Ja!
Sofia odwróciła się gwałtownie.
– Nie martw się – szepnął Hort. – Będziesz lepiej wyglądać.
Zanim zdążyła wrzasnąć, wepchnął jej twarz do miseczki.

Leżąc  w  kałuży  wody  na  brzegu  Dobra,  Agata  przypominała  sobie  wydarzenia

z Zamku Zła. Jej najlepsza przyjaciółka stwierdziła, że Agata jest nieokrzesana, potem
obezwładniła ją, ukradła jej ubranie, zostawiła ją na pastwę wiedźm, a na zakończenie
poprosiła ją jeszcze o poradę miłosną.

To przez to miejsce – pomyślała. W Gawaldonie Sofia zapomni o lekcjach, zamkach

i  chłopcach.  W  Gawaldonie  będą  mogły  razem  znaleźć  szczęśliwe  zakończenie.  Nie
tutaj. Muszę coś zrobić, żebyśmy wróciły do domu.

A  jednak  coś  nadal  nie  dawało  jej  spokoju.  Ten  moment  na  moście  –  Sofia  na

różowo  na  tle  Akademii  Dobra,  ona  na  czarno  na  tle  Akademii  Zła…  „Wszystko  jest
teraz idealnie” – powiedziała Sofia i miała rację. Na tę krótką chwilę pomyłka została
naprawiona. Znalazły się tam, gdzie ich miejsce.

Dlaczego więc nie mogłyśmy tam zostać?
Niewiele  przecież  brakowało.  Gdyby  Sofia  znalazła  się  po  stronie  Dobra,

z  pewnością  nigdy  by  stąd  nie  uciekła.  Agata  zaczęła  oddychać  płycej.  Musiała
dopilnować,  żeby  nauczyciele  nie  zauważyli  tej  zamiany!  Musiała  dopilnować,  żeby
nie  przenieśli  ich  do  właściwych  szkół!  Ale  jak  miała  sprawić,  by  Sofia  została  tam,
gdzie jest?

Idź na lekcje – podpowiedziało jej serce.
Polluks  powiedział,  że  liczba  uczniów  w  obu  szkołach  musi  być  taka  sama  dla

zachowania  równowagi.  Żeby  więc  ta  pomyłka  została  naprawiona,  obie  musiałyby
zmienić szkołę. Jak długo Agata utrzyma się w Akademii Dobra, tak długo Sofia będzie
tkwiła w Akademii Zła. A jeśli Agata mogła być czegoś pewna, to tylko tego, że Sofia
nie da sobie rady jako czarny charakter. Jeszcze kilka dni i będzie błagać, żeby wróciły
do Gawaldonu.

Idź na lekcje. No jasne!
Znajdzie  sposób,  by  przetrwać  w  tej  okropnej  szkole,  i  weźmie  Sofię  na

przetrzymanie.  Po  raz  pierwszy  od  chwili,  w  której  zostały  porwane,  w  sercu  Agaty
pojawiła się nadzieja.

Niestety nadzieja umarła dziesięć minut później.
Pogwizdująca  profesor  Emma  Anemonia,  w  oślepiająco  żółtej  sukni  i  długich,

obszytych  lisim  futrem  rękawiczkach,  weszła  do  sali  z  różowego  toffi,  spojrzała  na

background image

Agatę  i  przestała  pogwizdywać.  Ale  potem  mruknęła  tylko  „Roszpunka  też  wymagała
sporo  pracy”  i  zaczęła  pierwszą  lekcję,  której  temat  brzmiał:  Jak  uczynić  uśmiech
życzliwszym.

– Kluczem jest to, by komunikować uczucia także za pomocą oczu – zaszczebiotała

i zademonstrowała idealny uśmiech księżniczki.

Zdaniem  Agaty  wybałuszone  oczy  nauczycielki  i  intensywnie  żółte  włosy,  w  tym

samym kolorze co suknia, nadawały jej wygląd psychotycznego kanarka. Ale wiedziała
też,  że  od  niej  zależy  szansa  na  powrót  do  domu,  więc  podobnie  jak  pozostałe
dziewczynki naśladowała ukazujący zęby uśmiech.

Profesor Anemonia spacerowała po klasie, przyglądając się uczennicom.
–  Nie  mruż  tak  oczu…  nosek  odrobinę  niżej…  Och,  prześlicznie!  –  Mówiła

o  Beatrycze,  która  rozjaśniła  całą  salę  oszałamiającym  uśmiechem.  –  To,  moje
zawszanki,  jest  uśmiech  zdolny  zdobyć  serce  najtwardszego  księcia.  Uśmiech  zdolny
przywrócić  pokój  po  najbardziej  zaciętej  wojnie.  Uśmiech  zdolny  poprowadzić
królestwo do nadziei i dobrobytu.

W tym momencie zauważyła Agatę.
– Ty tam! Żadnych krzywych uśmieszków!
Ponieważ  nauczycielka  stała  jej  nad  głową,  Agata  postarała  się  skoncentrować

i  naśladować  idealny  uśmiech  Beatrycze.  Przez  sekundę  myślała,  że  jej  się  to  udało,
ale…

–  Na  litość  boską!  Teraz  to  był  jakiś  obleśny  wyszczerz!  Uśmiech,  moje  dziecko!

Twój zwyczajny, codzienny uśmiech!

Szczęście. Pomyśl o czymś szczęśliwym.
Ale potrafiła myśleć tylko o Sofii stojącej na moście i zostawiającej ją dla chłopca,

którego nawet nie znała.

– Teraz jest wręcz złowróżbny! – pisnęła profesor Anemonia.
Agata rozejrzała się  – wszystkie dziewczynki  w klasie siedziały  skulone, jakby się

spodziewały, że zaraz pozamienia je w nietoperze. („Myślicie, że ona zjada dzieci?” –
zapytała Beatrycze. „Tak się cieszę, że się wyprowadziłam” – westchnęła Rena).

Agata zmarszczyła brwi. Chyba nie mogło być aż tak źle.
Popatrzyła na twarz profesor Anemonii.
–  Jeśli  kiedykolwiek  będziesz  chciała,  by  mężczyzna  ci  zaufał,  jeśli  kiedykolwiek

będziesz  potrzebować  mężczyzny,  żeby  cię  uratował,  jeśli  kiedykolwiek  zapragniesz,
by mężczyzna cię pokochał, to pamiętaj dziecko… nie uśmiechaj się do niego.

Etykieta dla księżniczek, której uczył Polluks, okazała się jeszcze gorsza. Nauczyciel

pojawił się w klasie w złym humorze, a jego psia głowa kołysała się na wychudzonym
ciele  kozy.  Mruknął,  że  Kastor  „ma  w  tym  tygodniu  ciało”,  a  potem  obrzucił
wymownym spojrzeniem gapiące się na niego dziewczynki.

–  No  proszę,  myślałem,  że  mam  uczyć  księżniczki,  a  widzę  tylko  dwadzieścia  źle

background image

wychowanych  dziewcząt,  wytrzeszczających  oczy  jak  ropuchy.  Jesteście  ropuchami?
Macie ochotę łapać muchy swoimi różowymi języczkami?

To sprawiło, że dziewczynki przestały się gapić.
Tematem pierwszej lekcji była „Postawa księżniczki”. Zadanie polegało na tym, że

dziewczęta  schodziły  po  schodach  czterech  wież,  niosąc  na  głowie  gniazdko  ze
słowiczymi  jajami.  Chociaż  większość  z  nich  ukończyła  ćwiczenie  pomyślnie,  nie
tłukąc ani jednego jajka, Agata miała problemy. Powodów było kilka: przez całe życie
chodziła,  powłócząc  nogami,  Beatrycze  i  Rena  wpatrywały  się  w  nią  cały  czas
z  nowymi  życzliwszymi  uśmiechami,  mózg  podpowiadał  jej,  że  Sofia  zrobiłaby  to
z  zamkniętymi  oczami,  a  poza  tym  było  absurdalne,  że  właściwej  postawy  uczył  ich
pies kołyszący się na kozich nogach. Ostatecznie zaliczyła dwadzieścia rozbryzgniętych
na marmurze jajeczek.

–  Dwadzieścia  prześlicznych  słowików  straciło  szansę  na  życie…  przez  ciebie  –

oznajmił Polluks.

Gdy  nad  każdą  dziewczyną  pojawiły  się  złote  chmurki  z  cyferkami  oznaczającymi

zajęte  miejsce  (Beatrycze  była  oczywiście  pierwsza),  Agata  w  swojej  zobaczyła
przerdzewiałe „20”.

Dwie  lekcje,  dwa  ostatnie  miejsca.  Jeszcze  jedno  i  dowie  się,  co  się  dzieje

z  dziećmi,  które  nie  zdały.  Ponieważ  jej  plan  zabrania  Sofii  do  domu  z  każdą  minutą
sypał się w gruzy, Agata pobiegła na następną lekcję z rozpaczliwym postanowieniem
udowodnienia, że jest Dobra.

Wypryski  nie  powstrzymałyby  Kopciuszka  przed  pójściem  na  bal.  Wypryski  nie

powstrzymałyby księcia przed pocałowaniem Śpiącej Królewny.

Przyglądając się swojemu pryszczatemu odbiciu w lusterku na ławce, Sofia zmusiła

się  do  najżyczliwszego  uśmiechu.  Każdy  życiowy  problem  rozwiązywała  zawsze
dzięki urodzie i urokowi osobistemu, więc i tym razem zamierzała postąpić tak samo.

Szkolenie sługusów odbywało się w dzwonnicy, ponurym pomieszczeniu bez dachu

na  szczycie  wieży  Szkoda,  do  którego  trzeba  było  wchodzić  trzydzieści  pięter  po
schodach tak wąskich, że uczniowie posuwali się po nich pojedynczo.

– Niedobrze… mi… – Dot dyszała jak przegrzany wielbłąd.
– Jeśli ona porzyga się koło mnie, zrzucę ją z wieży – warknęła Hester.
Wspinając się na górę, Sofia starała się nie myśleć o pryszczach, wymiotowaniu ani

o wstrętnym Horcie, który próbował się wcisnąć koło niej.

–  Wiem,  że  mnie  nienawidzisz  –  naciskał.  Przesunęła  się  w  prawo,  żeby  go

zablokować.  Hort  spróbował  z  lewej.  –  Ale  to  było  na  zaliczenie,  a  ja  nie  chciałem,
żebyś była ostatnia i…

Sofia  zagrodziła  mu  drogę  łokciem  i  przebiegła  ostatni  kawałek,  zdecydowana

udowodnić  następnemu  nauczycielowi,  że  znalazła  się  w  niewłaściwym  miejscu.

background image

Niestety, nauczycielem tym okazał się Kastor.

– JASNE, ŻE MUSIAŁEM DOSTAĆ CZYTELNIKA W GRUPIE.
Co  gorsza,  jego  asystent  Beezel  okazał  się  czerwonoskórym  karłem,  tym,  którego

Sofia poprzedniego dnia spoliczkowała na drabinie. Gdy zobaczył jej pokrytą krostami
twarz, zaczął chichotać jak hiena.

– Brzydka wiedźma!
Kastor,  którego  głowa  siedziała  krzywo  na  potężnym  psim  ciele,  nie  był  tak

rozbawiony.

–  I  bez  tego  jesteście  dostatecznie  odrażający  –  burknął  i  wysłał  Beezla  po

wiciokrzew,  który  błyskawicznie  przywrócił  twarze  uczniów  do  poprzedniego  stanu.
Jęknęli z rozczarowaniem, tylko Sofia odetchnęła z ulgą.

– To, czy wygracie, czy przegracie waszą walkę, zależy od umiejętności i lojalności

waszych  sługusów!  –  oznajmił  Kastor.  –  Oczywiście  część  z  was  zostanie  sługusami,
a  wasze  życie  będzie  zależeć  od  siły  waszego  przywódcy.  Lepiej  więc  uważajcie  na
lekcjach, jeśli chcecie zostać przy życiu!

Sofia  zacisnęła  zęby.  Agata  pewnie  śpiewała  teraz  do  gołąbków,  a  ona  miała

poskramiać krwiożerczych oprychów.

– A teraz czas na pierwsze ćwiczenie. Będziecie szkolić… – Kastor odsunął się na

bok – Złotą Gęś.

Sofia z otwartymi ustami popatrzyła na eleganckiego złotopiórego ptaka, który spał

spokojnie w swoim gnieździe.

– Ale Złota Gęś nie cierpi czarnych charakterów – zmarszczyła brwi Anadil.
–  Co  oznacza,  że  jeśli  zdołacie  ją  wyszkolić,  poskromienie  górskiego  trolla

przyjdzie wam z łatwością – odparował Kastor.

Gęś  otworzyła  perłowobłękitne  oczy,  popatrzyła  na  złowrogich  gapiów

i uśmiechnęła się.

– Dlaczego ona się uśmiecha? – zapytała Dot.
– Bo wie, że tracimy czas – rzuciła Hester. – Złota Gęś słucha tylko zawszan.
– Wymówki, wymówki – ziewnął Kastor. – Waszym zadaniem jest sprawić, żeby to

żałosne stworzenie złożyło swoje bezcenne jajo. Im większe jajo, tym wyższe miejsce
zajmiecie.

Serce Sofii zaczęło bić mocniej. Skoro ten ptak słuchał tylko Dobrych, będzie mogła

tu i teraz udowodnić, że nie jest jednym z tych potworów! Wystarczy, że namówi Gęś
do złożenia największego jaja!

Na ścianie dzwonnicy Kastor wyrył pięć strategii szkolenia sługusów:

1. ROZKAZYWAĆ

2. DRWIĆ

3. OSZUKIWAĆ

background image

4. PRZEKUPIĆ

5. ZMUSIĆ SIŁĄ

–  Pamiętajcie,  żebyście  nie  próbowali  zmuszać  tego  przeklętego  ptaka  siłą,  dopóki

nie wyczerpiecie innych możliwości – ostrzegł Kastor. – Nic bowiem nie powstrzyma
sługusów przed użyciem siły przeciwko wam.

Sofia ustawiła się na końcu kolejki i obserwowała, jak pierwsza piątka dzieciaków

ponosi porażkę – nawet Vex, który posunął się do tego, by złapać Złotą Gęś za gardło,
na co zareagowała tylko uśmiechem.

Jakimś  cudem  Hort  jako  pierwszy  odniósł  sukces.  Najpierw  warknął  „Składaj

jajo!”,  potem  nazwał  ją  „durną  gęsią”  i  kusił  robakami,  aż  w  końcu  poddał  się
i z wściekłością kopnął gniazdo. To okazało się błędem. W mgnieniu oka Gęś zadarła
mu tunikę na głowę, a Hort skowyczał bezradnie, obijając się na oślep o ściany (Sofia
przysięgła,  że  jeśli  jeszcze  raz  zobaczy  tego  chłopca  bez  ubrania,  wydłubie  sobie
oczy).  Ale  Gęś  wydawała  się  tym  zachwycona.  Trzepała  skrzydłami,  chichotała
i  gęgała  tak  głośno,  że  straciła  panowanie  nad  sobą  i  ostatecznie  złożyła  złote  jajko
rozmiaru monety.

Hort podniósł je, oszołomiony własnym triumfem.
– Wygrałem!
–  Jasne,  bo  w  ogniu  bitwy  będziesz  mieć  czas,  żeby  pobiegać  nago  i  sprawić,  że

twoja Gęś się sfajda – warknął Kastor.

Mimo wszystko pies powiedział, że wygrywa ten, kto dostanie największe jajo, więc

pozostali nigdziarze naśladowali taktykę Horta. Dot robiła miny, Ravan urządził pokaz
kukiełek z cieni, Anadil połaskotała gęś piórem, a łysy, zwalisty Bron ku zachwytowi
ptaka usiadł na Beezlu. Śmierdząca wiedźma! – zawył karzeł.

Hester  skrzywiła  się  tylko,  podeszła  do  Gęsi  i  walnęła  ją  pięścią  w  brzuch.  Gęś

zniosła jajo rozmiarów pięści.

– Amatorzy – prychnęła Hester.
W końcu przyszła kolej na Sofię.
Podeszła  do  Złotej  Gęsi,  która  wydawała  się  wyczerpana  śmiechem  i  składaniem

jaj.  Ale  gdy  ptak  napotkał  jej  spojrzenie,  przestał  mrugać  i  usiadł  nieruchomo  jak
posąg,  mierząc  ją  spojrzeniem  od  stóp  do  głów.  Przez  moment  Sofia  poczuła  dziwny
chłód  przeszywający  jej  ciało,  jakby  wpuściła  kogoś  obcego  do  swojej  duszy.  Potem
jednak spojrzała w pełne ciepła i mądrości oczy ptaka i jej serce nabrzmiało nadzieją.
Z pewnością Gęś dostrzegła, że ona jest inna.

Tak, ty z pewnością jesteś inna.
Sofia  cofnęła  się.  Obejrzała  się  przez  ramię,  żeby  sprawdzić,  czy  ktoś  jeszcze

słyszał  myśli  ptaka.  Ale  reszta  nigdziarzy  patrzyła  na  nią  z  niecierpliwą  złością,
ponieważ musiała skończyć ćwiczenie, żeby wszystkim zostały przydzielone miejsca.

background image

Sofia odwróciła się do Gęsi.
Słyszysz moje myśli?
Są bardzo głośne
.
A innych?
Nie. Tylko ciebie.
Ponieważ jestem Dobra?
– uśmiechnęła się Sofia.
Mogę  dać  ci  to,  czego  chcesz  –  powiedziała  Gęś.  –  Mogę  sprawić,  że  zobaczą  w

tobie księżniczkę. Jedno idealne jajo i znajdziesz się razem z twoim księciem.

Sofia upadła na kolana.
Proszę! Zrobię wszystko, czego chcesz, tylko mi pomóż.
Ptak uśmiechnął się.
Zamknij oczy i pomyśl życzenie.
Czując  niezwykłą  ulgę,  Sofia  zamknęła  oczy.  W  tym  cudownym  momencie  życzyła

sobie Tedrosa, pięknego, idealnego księcia, z którym będzie szczęśliwa…

Nagle  zaczęła  się  zastanawiać,  czy  Agata  powiedziała  mu,  że  się  z  nią  przyjaźni.

Miała nadzieję, że nie.

Wokół niej rozległy się stłumione westchnienia. Sofia otworzyła oczy i zobaczyła, że

złote pióra Gęsi stały się całkiem szare, a jej oczy pociemniały i z błękitnych zmieniły
się w czarne. Ciepły uśmiech zastygł.

Nie pojawiło się żadne jajo.
– Co się stało? – Sofia okręciła się na pięcie. – Co to znaczy?
Kastor stał jak skamieniały.
– To znaczy, że wolała pozbyć się swoich mocy, niż ci pomóc.
Otoczona  czerwonymi  płomieniami  jedynka  eksplodowała  nad  głową  Sofii  jak

diaboliczna korona.

– Nigdy nie widziałem czegoś równie złego – powiedział cicho nauczyciel.
Oszołomiona  Sofia  patrzyła,  jak  jej  koledzy  z  klasy  kulą  się  przerażeni  –  wszyscy

z  wyjątkiem  Hester,  której  oczy  zapłonęły,  jakby  właśnie  zobaczyła  główną  rywalkę.
Za nią dygotał Beezel, wciśnięty w najciemniejszy kąt.

– Wielka Wiedźma! – skrzeknął.
– Nie, nie, nie! – krzyknęła Sofia. – Nie jestem wielką wiedźmą!
Ale karzeł stanowczo pokiwał głową.
– Wielka Zła i Straszliwa Wiedźma!
Sofia odwróciła się szybko do Gęsi.
Co ja takiego zrobiłam?
Ale Gęś, szara jak mgła, popatrzyła na nią, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu,

i wydała z siebie najpospolitsze gęganie.

Gęganie  dobiegające  z  dzwonnicy  odbiło  się  echem  w  fosie  i  dotarło  aż  do

background image

niebosiężnej  srebrnej  wieży  dzielącej  dwie  strony  zatoki.  W  oknie  pojawiła  się
sylwetka spoglądająca na swoje włości.

Tuziny  dymnych  numerów  rankingowych  –  barwne  ze  strony  Dobra,  mroczne

i ponure ze strony Zła – przypływały z dwóch szkół ponad wodą i unosiły się do jego
okna jak balony na wietrze. Gdy jakaś liczba go mijała, przesuwał palcami przez dym,
co pozwalało mu zobaczyć, czyja to ocena i jak została zdobyta. Przejrzał wiele takich
liczb,  zanim  znalazł  tę,  której  szukał:  płomiennoczerwone  „1”,  które  odsłoniło  swoją
historię w powodzi obrazów.

Złota  Gęś  odrzucająca  swoje  moce  dla  uczennicy?  Tylko  jedna  osoba  mogła  mieć

taki talent. Tylko jedna mogła być tak czysta.

Ta, która jest zdolna zachwiać równowagę.
Dyrektorem  Akademii  wstrząsnął  dreszcz.  Wrócił  do  swojej  wieży  i  oczekiwał  na

jej przybycie.

Zajęcia  na  temat  klątw  i  pułapek  prowadzone  były  w  przeraźliwie  zimnej  sali,

w której ściany, ławki i krzesła zrobiono z lodu. Sofia miała wrażenie, że widzi zarysy
ciał pochowanych głęboko pod zamarzniętą podłogą.

– Zzzzzimmmno tutaj – zaszczękał zębami Hort.
– W Sali Udręki jest cieplej – odparła lady Lesso.
Z lochów pod ich stopami rozległo się bolesne wycie.
– Jjjuż mmmi cieppplejj – wyjąkał siny na twarzy Hort.
– Zimno zahartuje wam żyły – powiedziała lady Lesso. – Co wam się przyda, skoro

Czytelnik  zdołał  zająć  pierwsze  miejsce.  –  Prześlizgnęła  się  między  rzędami
dygocących uczniów. Jej czarny warkocz obijał się o fioletową suknię ze szpiczastymi
ramionami, a obcasy ze sztyletów stukały po lodzie.

–  To  nie  jest  szkoła  niepohamowanego  okrucieństwa.  Jeśli  krzywdzicie  innych  bez

powodu,  jesteście  bestiami,  a  nie  czarnymi  charakterami.  Nie,  nasza  misja  wymaga
skupienia i uwagi. Na tych lekcjach nauczycie się, jak znaleźć zawszanina, który stoi na
drodze do waszego celu. Tego, który będzie rósł w siłę, gdy wy będziecie słabnąć. Oni
tam  są,  moi  nigdziarze,  gdzieś  tam  w  Puszczy…  wasze  nemezis.  Gdy  przyjdzie
właściwy czas, znajdziecie ich i zniszczycie. To wasza droga do wolności.

Z Sali Udręki dobiegł wrzask, a lady Lesso uśmiechnęła się.
– Inne wasze lekcje mogą być konkursami nieudacznictwa, ale tu będzie inaczej. Nie

będzie żadnych ocen, dopóki nie uznam, że na nie zasługujecie.

Sofia  w  ogóle  nie  słuchała.  W  głowie  rozbrzmiewało  jej  tylko  gęganie  Gęsi.

Skręcając  się  z  zimna,  przełykała  łzy.  Próbowała  wszystkiego,  by  przedostać  się  na
dobrą stronę: uciekała, walczyła, błagała, zamieniała się, wypowiadała życzenie… Co
jeszcze jej zostało? Wyobraziła sobie Agatę siedzącą w jej klasie, na jej miejscu, w jej
szkole i poczuła, że robi się czerwona. A ona myślała, że są przyjaciółkami!

background image

– Nemezis to wasz arcywróg – wyjaśniła lady Lesso, a jej fioletowe oczy zalśniły. –

Wasza druga połowa. Odwrotność waszej duszy. Wasza pięta Achillesa.

Sofia  zmusiła  się,  żeby  uważać.  Ostatecznie  to  była  dla  niej  okazja  do  poznania

sekretów wroga. Gdy przedostanie się na stronę Dobra, to może uratować jej życie.

–  Poznacie  swoją  nemezis  w  snach  –  ciągnęła  lady  Lesso,  a  pod  jej  napiętą  skórą

pulsowały  żyły.  –  Nemezis  będzie  prześladować  was  w  koszmarach,  noc  po  nocy,  aż
nie będziecie widzieć nic oprócz jego lub jej twarzy. Sny o nemezis sprawią, że serce
wam  zamarznie,  a  krew  zacznie  się  gotować.  Sprawią,  że  będziecie  zgrzytać  zębami
i  wyrywać  sobie  włosy,  ponieważ  będą  sumą  waszej  nienawiści.  Sumą  waszych
lęków.

Lady Lesso przeciągnęła długim czerwonym paznokciem po ławce Horta.
–  Dopiero  gdy  wasza  nemezis  będzie  martwa,  uczucia  te  osłabną.  Dopiero  śmierć

nemezis  was  wyzwoli.  Zabijcie  nemezis,  a  Nigdy  Więcej  ofiaruje  wam  wieczystą
chwałę!

W klasie rozległy się pełne ekscytacji chichoty.
–  Oczywiście,  biorąc  pod  uwagę  historię  naszej  szkoły,  nie  nastąpi  to

w przewidywalnej przyszłości – mruknęła nauczycielka.

– Jak znajdziemy naszą nemezis? – zapytała Dot.
– Kto ją wybiera? – dodała Hester.
– Czy to będzie ktoś z naszego rocznika? – chciał się dowiedzieć Ravan.
–  Te  pytania  są  przedwczesne.  Tylko  wybitne  czarne  charaktery  zostają

pobłogosławione  snami  o  nemezis  –  powiedziała  lady  Lesso.  –  Nie,  najpierw
powinniście zapytać, czemu nadęte, głupie i nudne Dobro wygrywa każdą rywalizację
w tej szkole i zastanowić się, jak zamierzacie to zmienić. – Spojrzała z ukosa na Sofię,
jakby chciała powiedzieć, że – czy jej się to podoba, czy też nie – ale ta uwielbiająca
róż Czytelniczka może być ich ostatnią nadzieją.

Gdy  tylko  wycie  wilków  oznajmiło  zakończenie  lekcji,  Sofia  uciekła  z  lodowej

komnaty  i  wbiegła  po  krętych  schodach,  aż  znalazła  mały  balkon  z  boku  korytarza.
Osłonięta przez mgłę, oparła się o wilgotne ściany Zamku Zła i w końcu się rozpłakała.
Nie obchodziło jej, że zniszczy sobie makijaż albo że ktokolwiek ją zobaczy. Nigdy nie
czuła  się  tak  samotna  ani  przestraszona.  Nienawidziła  tego  okropnego  miejsca  i  nie
była w stanie wytrzymać już nic więcej.

Popatrzyła  na  Akademię  Dobra,  na  szklane  wieże  lśniące  po  przeciwnej  stronie

zatoki. Po raz pierwszy pomyślała, że są poza jej zasięgiem.

Obiad!
Tedros tam będzie! Jej książę w lśniącej zbroi, jej ostatnia nadzieja! Czy nie po to

istnieją  książęta?  Żeby  uratować  księżniczkę,  gdy  wydaje  się,  że  wszystko  już
stracone?

Z mocniej bijącym sercem otarła łzy.

background image

Muszę tylko dotrzeć na obiad.
Biegnąc  korytarzem  na  historię  nikczemności,  zauważyła,  że  pod  salą  tłoczy  się

grupka podekscytowanych nigdziarzy. Podbiegła do niej Dot i złapała ją za ramię.

– Odwołali lekcje! Nikt nie chce powiedzieć, dlaczego.
–  Obiad  będzie  podany  w  pokojach!  –  zagrzmiał  biały  wilk,  a  jego  pobratymcy

strzelili z batów, zapędzając uczniów do odpowiednich wież.

Sofia poczuła, że ściska jej się serce.
– Ale co się sta…
Nagle  poczuła  dym  wdzierający  się  ze  wszystkich  stron  na  korytarz.  Prześlizgnęła

się  pomiędzy  przepychającym  się  tłumem  do  kamiennego  okna,  przy  którym  stała
w milczeniu gromadka zdumionych uczniów. Popatrzyła na to samo, na co patrzyli oni.

Zamek Dobra stał w ogniu.
Dot zachłysnęła się.
– Kto mógłby zrobić coś tak…
– Genialnego – dokończyła z podziwem Hester.
Cóż, odpowiedź na to pytanie znała Agata.

background image
background image

8

Rybki życzeń

background image

G

odzinę wcześniej Tedros postanowił popływać.

Na  drzwiach  Sal  Urody  wywieszono  już  ranking  ustalony  po  dwóch  pierwszych
lekcjach, w którym książę i Beatrycze zajęli ex aequo pierwsze miejsce, a imię Agaty
znajdowało  się  tak  nisko,  że  zasłoniła  je  kupka  mysich  bobków.  Sale  Urody  dla
dziewcząt  przypominały  średniowieczne  spa,  z  trzema  wonnymi  basenami  („Gorący”,
„Zimny”, „W sam raz”), sauną imienia Dziewczynki z Zapałkami, trzema stanowiskami
do  makijażu  imienia  Różyczki,  kącikiem  pedikiuru  na  motywach  Kopciuszka  oraz
prysznicem  w  formie  wodospadu,  zbudowanym  na  wzór  laguny  Małej  Syrenki.  Sale
Urody  dla  chłopców  koncentrowały  się  bardziej  na  sprawności  fizycznej,  z  sauną
imienia  Midasa,  solarium  ozdobionym  motywami  rustykalnymi  i  siłownią  ze
skandynawskimi  młotami,  ringiem  do  zapasów  w  błocie,  słonowodnym  basenem,
a także całym szeregiem łaźni tureckich.

Po lekcjach kodeksu rycerskiego i pielęgnacji męskości Tedros wykorzystał przerwę

przed  szermierką,  żeby  wypróbować  basen.  Gdy  robił  ostatni  nawrót,  zauważył
Beatrycze  –  jak  zwykle  na  każdym  kroku  towarzyszyło  jej  siedem  dziewcząt  –
obserwującą go z szeroko otwartymi oczami przez szczelinę w drewnianych drzwiach.

Tedros przyzwyczajony był do tego, że dziewczęta go obserwują. Kiedy jednak uda

mu się znaleźć tę, która zauważy coś poza jego wyglądem? Która zobaczy kogoś więcej
niż  tylko  syna  króla  Artura?  Która  będzie  brać  pod  uwagę  jego  myśli,  jego  nadzieje,
jego  lęki?  A  jednak  stał  tutaj  i  wycierał  się  ręcznikiem,  celowo  obracając  się,  żeby
dziewczęta miały jak najlepszy widok. Jego matka miała rację. Mógł udawać, ile tylko
chciał, ale był taki sam jak ojciec, na dobre i na złe.

Z  westchnieniem  otwarł  na  oścież  drzwi,  by  powitać  swój  fanklub.  Stał  tak

w  ociekających  wodą  bryczesach  i  z  łabędziem  lśniącym  na  nagiej  piersi,  ale
dziewczynki  już  zniknęły,  przepędzone  przez  patrol  wróżek.  Tedros  poczuł  ukłucie
rozczarowania i zajrzał za róg. Wpadł na coś, co poleciało jak długie na podłogę.

– Jestem mokra. Znowu. – Agata zmarszczyła brwi i podniosła głowę. – Powinieneś

uważać, gdzie…

To  był  ten  chłopiec,  który  zawrócił  w  głowie  Sofii.  Chłopiec,  który  porwał  jej

serce. Chłopiec, który ukradł jej jedyną przyjaciółkę.

– Jestem Tedros – powiedział i wyciągnął rękę.
Agata  jej  nie  przyjęła.  Była  beznadziejnie  zagubiona  i  potrzebowała  jakichś

wskazówek, ale Tedros był jej wrogiem. Podniosła się z ziemi, rzuciła mu mordercze
spojrzenie  i  przepchnęła  się  obok  niego.  Właśnie  wtedy  zorientowała  się,  że  poza
wszystkim  tym,  czego  już  w  nim  nienawidziła,  pachniał  jak  chłopiec.  Pomaszerowała
na  koniec  korytarza,  a  jej  buciory  łomotały  ciężko  po  szkle.  Z  ostatnim  jadowitym
i drwiącym uśmieszkiem szarpnęła klamkę.

Drzwi były zamknięte.

background image

– Przejście jest tędy. – Tedros wskazał schody za sobą.
Agata ponownie przeszła koło niego, unosząc wysoko nos.
– Miło cię było poznać! – zawołał książę.
Odpowiedziało  mu  pełne  obrzydzenia  prychnięcie,  a  potem  Agata  zniknęła  na

schodach, rzucając długi cień.

Tedros  skrzywił  się.  Dziewczęta  go  kochały.  Zawsze  go  kochały.  A  tymczasem  to

dziwadło  patrzyło  na  niego,  jakby  był  nikim.  Przez  moment  jego  pewność  siebie
zaczęła się kruszyć, ale w porę przypomniał sobie słowa ojca:

Najgroźniejsze czarne charaktery sprawiają, że zaczynasz wątpić.
Tedros  był  pewien,  że  może  stawić  czoło  każdemu  potworowi,  każdej  wiedźmie,

każdej  potędze,  jaką  mogłoby  przywołać  Zło.  Ale  ta  dziewczynka  była  inna.  Ta
dziewczynka była przerażająca.

Złe przeczucie przeszyło go dreszczem.
Więc dlaczego jest w mojej szkole?

Lekcje  komunikacji  ze  zwierzętami,  prowadzone  przez  księżniczkę  Umę,  odbywały

się  na  brzegu  jeziora,  nad  Zatoką  Połowiczną.  Po  raz  trzeci  tego  dnia  Agata
stwierdziła,  że  jest  to  przedmiot  tylko  dla  dziewcząt.  W  Akademii  Zła  na  pewno  nie
widziano  powodu,  by  dzielić  umiejętności  na  „męskie”  i  „dziewczęce”,  ale  tutaj,
w Zamku Dobra, chłopcy szli trenować szermierkę, podczas gdy dziewczynki musiały
się  uczyć  psiego  szczekania  i  sowich  pohukiwań.  Nic  dziwnego,  że  księżniczki
w  baśniach  są  takie  bezradne,  pomyślała.  Skoro  potrafią  się  tylko  uśmiechać,  stać
prosto i rozmawiać z wiewiórkami, to czy mają jakiś inny wybór, niż czekać, aż jakiś
chłopiec je uratuje?

Księżniczka  Uma  wydawała  się  o  wiele  za  młoda  na  nauczycielkę.  Umoszczona

w  sztywnej  trawie,  mając  za  plecami  połyskujące  jezioro,  siedziała  całkowicie
nieruchomo, z dłońmi złożonymi na różowej sukience. Miała czarne włosy sięgające do
pasa, oliwkową skórę, oczy w kształcie migdałów i karmazynowe usteczka ściągnięte
w  małe  „o”.  Mówiła  rozchichotanym  szeptem,  ale  nie  była  w  stanie  dokończyć  ani
jednego  zdania,  bo  co  kilka  słów  milkła,  by  posłuchać  rozlegającego  się  z  oddali
szczekania  lisa  lub  gruchania  gołębia,  a  potem  odpowiadała  własnym  radosnym
szczeknięciem lub ćwierkaniem. Kiedy jednak sobie uświadomiła, że cała klasa na nią
patrzy, zasłoniła dłońmi usta.

– Ojej! – zachichotała. – Mam za dużo przyjaciół!
Agata nie potrafiłaby powiedzieć, czy księżniczka się denerwuje, czy po prostu jest

idiotką.

– Zło ma do dyspozycji wiele rodzajów oręża – powiedziała księżniczka Uma, gdy

w  końcu  udało  jej  się  uspokoić.  –  Trucizny,  zarazy,  uroki,  klątwy,  sługusów  i  bardzo
czarną magię. Ale wy macie zwierzęta!

background image

Agata  prychnęła.  Jeśli  będzie  musiała  zmierzyć  się  z  uzbrojonym  w  topór

bandziorem,  na  pewno  zabierze  ze  sobą  motylka.  Sądząc  po  wyrazie  twarzy
pozostałych  dziewczynek,  nie  tylko  ona  nie  była  do  końca  przekonana.  Księżniczka
Uma  zauważyła  to  i  wydała  przeszywający  gwizd.  Z  otaczającej  szkołę  Puszczy
odpowiedział  jej  ogłuszający  chór  szczekania,  rżenia  i  ryków.  Zaszokowane
dziewczynki zatkały uszy.

–  Widzicie?  –  roześmiała  się  Uma.  –  Każde  zwierzę  potrafi  mówić,  jeśli  tylko  wy

umiecie przemówić do niego. Niektóre nawet pamiętają, jak same były ludźmi!

Agata  poczuła  zimny  dreszcz,  kiedy  przypomniała  sobie  wypchane  zwierzęta

w galerii. Kiedyś przecież byli to uczniowie tacy sami jak one.

–  Wiem,  że  każda  z  was  chce  być  księżniczką  –  powiedziała  Uma.  –  Ale  te,  które

znajdą  się  nisko  w  rankingu,  nie  byłyby  dobrymi  księżniczkami.  Zostałybyście
zastrzelone albo zadźgane, albo pożarte, a to by było okropne marnotrawstwo. Ale jako
wierny  lis,  wróbli  zwiadowca  lub  przyjacielska  świnka  możecie  znaleźć  znacznie
szczęśliwszy koniec!

Pisnęła przez zęby i jak na komendę na brzeg jeziora wyszła wydra, z leżącą jej na

nosie książką z baśniami.

–  Możecie  dotrzymywać  towarzystwa  uwięzionej  dziewicy  lub  zaprowadzić  ją

w bezpieczne miejsce – kontynuowała Uma, unosząc ręce. Wydra nerwowo szturchnęła
książkę nosem, żeby znaleźć odpowiednią stronę.

– Albo możecie pomóc w uszyciu sukni balowej – ciągnęła Uma, patrząc kątem oka

na niezgrabne stworzenie. – Albo przekazać ważną wiadomość, albo… Khem!

Wydra  z  rozpaczliwym  piskiem  znalazła  stronę,  podała  książkę  nauczycielce

i zemdlała z wrażenia.

– Możecie nawet ocalić jej życie – zakończyła Uma, pokazując wspaniałą ilustrację,

na  której  księżniczka  kuliła  się  z  lękiem,  a  potężny  jeleń  przeszywał  rogami  złego
czarownika. Księżniczka wyglądała zupełnie tak jak ona.

–  Dawno  temu  zwierzę  ocaliło  moje  życie  i  w  nagrodę  otrzymało  najszczęśliwsze

zakończenie.

Agata  zobaczyła,  że  powątpiewające  dotąd  spojrzenia  dziewczynek  zamieniły  się

teraz  w  otwarte  uwielbienie.  To  nie  była  po  prostu  nauczycielka.  To  była  żywa,
prawdziwa księżniczka!

–  Dlatego  jeśli  chcecie  być  takie  jak  ja,  powinnyście  dobrze  zaliczyć  dzisiejsze

ćwiczenie!  –  zaświergotała  ich  nowa  idolka,  zapraszając  dziewczynki  nad  jezioro.
Agata  poczuła,  że  drży  pomimo  łagodnego  jesiennego  słońca.  Jeśli  tym  razem  zajmie
ostatnie  miejsce,  nigdy  już  nie  zobaczy  Sofii  ani  rodzinnego  domu.  Idąc  za  innymi
dziewczynkami na brzeg, spojrzała na leżącą na trawie otwartą książkę Umy.

–  Zwierzęta  uwielbiają  pomagać  księżniczkom  z  wielu  powodów!  –  oznajmiła

księżniczka  Uma,  zatrzymując  się  nad  brzegiem  wody.  –  Ponieważ  śpiewamy  piękne

background image

piosenki,  ponieważ  dajemy  im  schronienie  w  przerażającej  Puszczy,  ponieważ  mogą
tylko marzyć o tym, że będą tak piękne i kochane jak…

– Chwila.
Uma  i  wszystkie  dziewczynki  odwróciły  się.  Agata  otwarła  książkę  na  ostatniej

stronie – na ilustracji przedstawiającej jelenia rozdzieranego na strzępy przez potwory,
podczas gdy księżniczka ratowała się ucieczką.

– To ma być szczęśliwe zakończenie?
–  Jeśli  nie  jesteś  dość  dobra,  by  zostać  księżniczką,  poczytujesz  sobie  za  zaszczyt,

gdy  możesz  umrzeć  za  jedną  z  nich.  –  Uma  uśmiechnęła  się  tak,  jakby  Agata  już
niedługo miała się sama o tym przekonać.

Agata popatrzyła na pozostałe dziewczynki z niedowierzaniem, ale wszystkie kiwały

głowami  –  jak  bezwolne  owce.  Nie  miało  dla  nich  znaczenia,  że  tylko  jedna  trzecia
z nich ukończy szkołę jako księżniczki. Każda bowiem była pewna, że to ona znajdzie
się  w  tej  grupie.  Nie,  te  wypchane  zwierzaki  na  postumentach  w  muzeum  nie  były
kiedyś  takimi  samymi  dziewczętami  jak  one.  To  były  tylko  zwierzęta.  Niewolnicy
słusznej sprawy.

–  Ale  jeśli  zwierzęta  mają  nam  pomóc,  najpierw  musimy  powiedzieć  im,  czego

chcemy!  –  stwierdziła  Uma  i  uklękła  nad  lśniącą  taflą  jeziora.  –  Dlatego  dzisiejsze
ćwiczenie to… – Zamieszała palcem w wodzie i na powierzchnię wyłoniły się tysiące
maleńkich rybek białych jak śnieg. – Rybki życzeń! – rozpromieniła się Uma. – Potrafią
spojrzeć w waszą duszę i odkryć wasze największe życzenie (Bardzo przydatne, jeśli
nie potraficie wykrztusić słowa lub odebrano wam głos, a chcecie powiedzieć księciu,
żeby was pocałował)! Wystarczy, że włożycie palec do wody, a rybki zajrzą w wasze
dusze. Wygrywa dziewczynka z najczystszym, najsilniejszym życzeniem!

Agata zastanawiała się, czego mogłyby sobie życzyć dusze tych dziewczynek. Może

choć odrobiny głębi?

Milicenta  spróbowała  jako  pierwsza.  Włożyła  palec  do  wody,  zamknęła  oczy…

A kiedy je otworzyła, rybki przybrały najrozmaitsze kolory i patrzyły na nią zdziwione.

– Co się stało? – zapytała.
– Nie umiesz się skoncentrować – westchnęła Uma.
Potem palec do wody włożyła Kiko, urocza dziewczynka, która podarowała Agacie

szminkę.  Rybki  stały  się  czerwone,  pomarańczowe  i  brzoskwiniowe,  i  zaczęły  się
układać w jakiś obraz.

Czego może sobie życzyć dobra dusza? – zastanawiała się Agata, patrząc, jak rybki

zajmują swoje miejsca. – Pokoju w królestwie? Zdrowia dla rodziny? Zagłady Zła?

Rybki zamiast tego pokazały chłopca.
–  Tristan!  –  ucieszyła  się  Kiko,  rozpoznając  rude  włosy.  –  Złapałam  jego  różę  na

ceremonii powitalnej.

Agata jęknęła. Powinna się była domyślić.

background image

Gdy  Rena  włożyła  palec  do  wody,  rybki  zmieniły  kolory  i  ułożyły  się  w  mozaikę

przedstawiającą barczystego, szarookiego chłopaka napinającego łuk.

– Chaddick – zarumieniła się Rena. – Wieża Honor, pokój numer dziesięć.
Dla Gizeli rybki namalowały ciemnoskórego Nikolasa, Flawia marzyła o Oliwerze,

Sahara wymalowała jego współlokatora Bastiana… Początkowo Agata myślała, że to
głupie,  ale  potem  zaczęło  jej  się  to  wydawać  przerażające.  Tego  właśnie  pragnęły
dobre dusze? Chłopców, których nawet nie znały? Na jakiej podstawie?!

– Miłość od pierwszego wejrzenia – rozpływała się Uma. – To najpiękniejsza rzecz

na świecie!

Agata  poczuła  gulę  w  gardle.  Kto  mógłby  kochać  chłopców?  Zadufanych  w  sobie,

bezużytecznych  osiłków,  którzy  myśleli,  że  cały  świat  należy  do  nich.  Pomyślała
o Tedrosie i skóra ją zapiekła. Nienawiść od pierwszego wejrzenia. O tak, w to mogła
uwierzyć.

Chociaż  rybki  były  wyczerpane  malowaniem  tak  wielu  posągowych  podbródków,

Beatrycze  urządziła  wielki  finał,  nakazując  im  nakreślenie  spektakularnej  tęczowej
wizji  swojego  baśniowego  ślubu  z  Tedrosem,  uwzględniającej  pałac,  korony
i fajerwerki. Wszystkie dziewczynki miały łzy w oczach albo ze wzruszenia urodą tej
sceny, albo dlatego że nie miały szans w rywalizacji.

–  Musisz  go  ścigać,  Beatrycze!  –  oznajmiła  Uma.  –  Musisz  uczynić  zdobycie

Tedrosa  swoją  misją!  Swoją  obsesją!  Kiedy  bowiem  prawdziwa  księżniczka  życzy
sobie  czegoś  dostatecznie  mocno…  –  Zamieszała  palcem  w  jeziorze…  –  Jej
przyjaciele  się  jednoczą…  –  Rybki  stały  się  intensywnie  różowe…  –  Walczą  dla
niej… – Rybki zbiły się w ciasne stado. – I spełniają jej życzenie… – Uma sięgnęła do
wody i wyciągnęła z niej coś. Rybki przemieniły się w jej najgorętsze życzenie.

– Co to jest? – zapytała zaskoczona Rena.
– Walizeczka – wyszeptała księżniczka Uma, tuląc ją do piersi.
Popatrzyła na dwadzieścia oszołomionych dziewczynek.
– Och, powinnam chyba przydzielić wam miejsca?
– Ale ona jeszcze nic nie zrobiła – powiedziała Beatrycze, wskazując Agatę. Agata

chętnie  rozbiłaby  jej  głowę,  ale  w  głosie  Beatrycze  nie  było  złośliwości.  Tej
dziewczynki  w  ogóle  nie  poruszyło  to,  że  ławica  rybek  właśnie  zamieniła  się
w walizkę. Zamiast tego martwiła się, że Agata nie miała swojej szansy. Może nie była
taka zła?

– Żeby Rena mogła zająć jej pokój, kiedy nie zda – uśmiechnęła się Beatrycze.
Agata cofnęła to, co myślała.
–  Ojej.  Jeszcze  jedna  została?  –  powiedziała  Uma,  patrząc  na  Agatę.  Spojrzała  na

jezioro, w którym nie została ani jedna rybka, a potem na swoją cenną różową walizkę.
–  Zawsze  tak  jest  –  rozpaczała.  Z  westchnieniem  wrzuciła  walizkę  do  jeziora
i patrzyła, jak tonie, a potem rozpryskuje się w tysiące białych rybek.

background image

Agata pochyliła się nad wodą. Rybki ze złością patrzyły na nią wyłupiastymi oczami.

Na  krótką  chwilę  odnalazły  raj  w  walizce,  a  teraz  znowu  tu  były,  jak  dżiny  wyrwane
z zacisza lampy. Nie obchodziło ich, że stawką było jej życie. Chciały tylko, żeby dała
im spokój. Agata doskonale je rozumiała.

Moje  życzenie  jest  proste  –  pomyślała.  –  Chciałabym  zaliczyć.  To  wszystko.

Zaliczyć.

Włożyła palec do wody.
Rybki zaczęły drżeć jak tulipany na wietrze. Agata słyszała życzenia przepychające

się w jej głowie.

Zaliczyć…  W  domu,  w  łóżku…  Zaliczyć…  Sofia  bezpieczna…  Zaliczyć…  Tedros

martwy…

Rybki  stały  się  błękitne,  potem  żółte,  a  potem  czerwone.  Życzenia  wirowały  jak

trąba powietrzna.

Nowa  twarz…  Ta  sama  twarz…  Blond  włosy…  Nienawidzę  blondu!…  Więcej

przyjaciół… Żadnych przyjaciół…

–  To  nie  jest  po  prostu  brak  koncentracji  –  mruknęła  księżniczka  Uma.  –  To

kompletny chaos w myślach!

Rybki,  czerwone  jak  krew,  zaczęły  dygotać,  jakby  miały  zaraz  eksplodować.

Zaniepokojona Agata spróbowała wyciągnąć palec, ale woda zacisnęła się na nim jak
pięść.

– Co to…
Rybki  stały  się  czarne  jak  noc  i  zbliżyły  się  do  Agaty  niczym  opiłki  metalu  do

magnesu,  otaczając  jej  dłoń  dygocącą  masą.  Dziewczynki  z  przerażeniem  uciekły  od
brzegu, Uma stała jak sparaliżowana. Agata rozpaczliwie próbowała wyrwać rękę, ale
jej głowa eksplodowała bólem…

Dom Akademia Mama Tata Dobra Zła Chłopcy Dziewczynki Zawsze Nigdy…
Rybki ściskały dłoń Agaty i dygotały coraz gwałtowniej i szybciej, aż w końcu nie

potrafiła  już  rozpoznać  pojedynczych  sztuk.  Ich  oczy  wybałuszały  się  jak  guziki,
machające szaleńczo płetwy rwały się na strzępy, na brzuszkach nabrzmiewały żyły, aż
rybki  wydały  tysiące  udręczonych  wrzasków.  Agata  poczuła,  że  głowa  zaraz  jej
pęknie…

PorażkaZwycięstwoPrawdaKłamstwaUtraconeOdnalezioneSilnaSłabaPrzyjacielWróg
Rybki zbiły się w nabrzmiewającą jak balon czarną masę, wpełzając Agacie na rękę.

Szamotała  się,  żeby  uwolnić  palec,  aż  poczuła,  że  kość  jej  pęka  i  zawyła  z  bólu,
a wrzeszczące ryby wessały jej całą rękę w hebanowy kokon.

– Ratunku! Niech mi ktoś pomoże!
Kokon  nabrzmiewał  przed  jej  twarzą,  tłumiąc  jej  krzyki.  Z  wysokim,  mdlącym

skrzekiem  śmiercionośna  macica  połknęła  ją  w  całości.  Agata  bezskutecznie
próbowała  złapać  oddech,  uwolnić  się  kopniakami,  ale  ból  przeszywający  jej  głowę

background image

sprawił, że skuliła się w pozycji płodowej.

NienawiśćMiłośćKaraNagrodaMyśliwyZwierzynaŻycieUmieranieZabijaniePocałunekWziąć
Wrzeszczący  mściwie  czarny  kokon  wciągał  ją  głębiej  niczym  galaretowaty  grób,

dławiąc jej ostatnie oddechy, wysysając z niej każdą kroplę życia, aż nie zostało nic,
co mogłaby…

Dać.
Wrzask ucichł. Kokon opadł.
Agata usiadła zaszokowana.
W  jej  ramionach  spoczywała  dziewczynka,  najwyżej  dwunasto-  lub  trzynastoletnia

o  karmelowej  skórze  i  z  puklami  ciemnych  włosów.  Poruszyła  się,  otworzyła  oczy
i uśmiechnęła się do Agaty, jakby przyjaźniły się od dawna.

–  Minęło  sto  lat,  jesteś  pierwszą,  która  pragnęła  mojej  wolności.  –  Oddychając

głęboko jak ryba wyrzucona na ląd, przycisnęła dłoń do policzka Agaty. – Dziękuję ci.

Zamknęła oczy, a jej ciało zwiotczało w ramionach Agaty. Centymetr po centymetrze

dziewczynka  zaczęła  świecić  jak  roztopione  złoto,  a  potem,  w  rozbłysku  białego
światła, rozsypała się w promienie słońca i zniknęła.

Agata  wpatrywała  się  w  puste,  pozbawione  ryb  jezioro  i  słuchała  gwałtownego

bicia  własnego  serca.  Miała  wrażenie,  jakby  jej  wnętrzności  zostały  pobite  i  wyżęte.
Podniosła palec, cały i zdrowy.

–  Yyy,  czy  to  wszystko  było…  –  Wzięła  głęboki  oddech  i  odwróciła  się.  –

NORMALNE?

Wszystkie  dziewczynki  chowały  się  za  drzewami,  tak  samo  jak  księżniczka  Uma,

której wyraz twarzy był odpowiedzią na jej pytanie.

Z  góry  rozległy  się  ptasie  wrzaski.  Agata  podniosła  głowę  i  zobaczyła  przyjazną

gołębicę, z którą nauczycielka witała się wcześniej. Tylko że teraz ptasie wołanie nie
było już przyjazne, ale dzikie, gorączkowe. Z Bezkresnej Puszczy dobiegło warczenie
lisa,  niskie  i  niespokojne,  a  potem  kolejne  wycia  i  zawodzenia,  w  niczym
nieprzypominające  wcześniejszych  powitań.  Zwierzęta  ogarnęło  gorączkowe
podniecenie. Wołały głośniej i głośniej, coraz bardziej gwałtownie.

– Co tu się dzieje? – krzyknęła Agata, zatykając uszy.
Zrozumiała, gdy tylko spojrzała na księżniczkę Umę.
One chcą tego samego.
Zanim  Agata  zdążyła  się  ruszyć,  ze  wszystkich  stron  nadciągnęła  horda  zwierząt.

Wiewiórki,  szczury,  psy,  krety,  jelenie,  ptaki,  koty,  króliki,  niezdarna  wydra  –  każde
zwierzę z terenu szkoły, każde zwierzę, które zdołało się przecisnąć przez ogrodzenie,
biegło w stronę swojej wybawicielki…

Uczyń nas ludźmi! – domagały się.
Agata pobladła. Od kiedy to rozumiała mowę zwierząt?
Uratuj nas, księżniczko! – wołały.

background image

Od kiedy rozumiała mowę obłąkanych zwierząt?
– Co mam robić? – wrzasnęła.
Uma  rzuciła  jedno  spojrzenie  na  te  zwierzęta,  na  jej  wierne  kukiełki,  na  jej

najdroższych przyjaciół…

– UCIEKAJ!
Po  raz  pierwszy,  odkąd  była  w  tej  szkole,  ktoś  udzielił  jej  dobrej  rady.  Popędziła

w  stronę  zamku,  podczas  gdy  sroki  dziobały  jej  dłonie,  myszy  wieszały  się  na  jej
butach,  a  żaby  wskakiwały  na  sukienkę.  Przedzierała  się  przez  tłum  zwierząt  i  biegła
niezdarnie pod górę, osłaniała głowę i odpychała wieprze, jastrzębie i zające. Ale gdy
zobaczyła ozdobione białymi łabędziami drzwi, spomiędzy drzew wypadł łoś i skoczył
–  zrobiła  unik,  a  zwierzę  roztrzaskało  łabędzie.  Agata  przebiegła  przez  szklany  hol
i minęła Polluksa na kozich nogach, który dostrzegł już kłębiący się za nią chaos.

– Co do diabła…
– Potrzebuję pomocy!
– STÓJ! – skrzeknął Polluks.
Ale Agata wbiegała już po schodach wieży Honor. Kiedy się obejrzała, zobaczyła,

że  Polluks  odtrąca  zwierzęta  na  prawo  i  lewo,  aż  wreszcie  tysiące  motyli  wdarły  się
przez szklany dach i zrzuciły jego głowę z koziego tułowia, a horda zwierząt popędziła
za nią po schodach.

– NIE NA WIEŻĘ! – zaskrzeczała głowa Polluksa, tocząc się do drzwi.
Agata  zdążyła  już  przebiec  przez  korytarze  aż  do  pełnych  sal  lekcyjnych  w  Jaskini

Jasia.  Chłopcy  i  nauczyciele  próbowali  złapać  goniące  ją  jeżozwierze  (nie  próbujcie
tego  w  domu),  a  wrzeszczące  dziewczynki  wskoczyły  w  szpilkach  na  ławki
(zdecydowanie  nie  próbujcie  tego  w  domu).  Miała  nadzieję,  że  w  tym  całym
zamieszaniu  ucieknie,  ale  zwierzęta,  pożerające  po  drodze  słodycze,  niezrażone
kontynuowały  pogoń.  Mimo  to  zdołała  je  wyprzedzić  na  tyle,  żeby  przemknąć  po
schodach, wślizgnąć się za oszronione drzwi i zamknąć je kopniakiem, zanim pojawiła
się pierwsza łasica.

Agata  zgięła  się  w  pół,  ocieniona  przez  wysokie  krzewy  przedstawiające  króla

Artura. Zimny wiatr smagał jej odsłonięte ramiona. Wiedziała, że długo tu nie wytrwa.
Zmrużyła  oczy,  próbując  wypatrzeć  za  mlecznymi  drzwiami  nauczyciela  lub  nimfę,
którzy mogliby ją uratować, ale zobaczyła tylko czyjeś odbicie.

Odwróciła  się  do  muskularnej  sylwetki  zbliżającej  się  w  prześwietlonej  słońcem

mgle,  poczuła  ulgę,  aż  zrobiło  jej  się  słabo.  Raz  jeden  wdzięczna  losowi  za  istnienie
chłopców pobiegła do nieznanego księcia…

Odskoczyła  gwałtownie.  Rogaty  gargulec  przedarł  się  przez  mgłę  i  zionął  ogniem,

a  drzwi  stanęły  w  płomieniach.  Agata  padła,  by  uniknąć  kolejnej  bomby,  która
podpaliła  rzeźbę  przedstawiającą  zaślubiny  Artura  z  Ginewrą.  Próbowała  wpełznąć
pod  następny  krzew,  ale  gargulec  podpalał  je  jeden  za  drugim,  aż  historia  króla

background image

zamieniła  się  w  kupki  popiołu.  Uwięziona  wśród  płomieni  Agata  patrzyła  na
dymiącego demona, który przycisnął ją do ziemi zimną, kamienną stopą. Tym razem nie
było już drogi ucieczki. Jej ręce opadły bezwładnie, zamknęła oczy.

Nic się nie stało.
Powoli otworzyła oczy i zobaczyła klęczącego przed nią gargulca, i to tak blisko, że

w  jego  świecących  czerwienią  oczach  widziała  odbicie.  Odbicie  wystraszonego
chłopczyka.

– Chcesz, żebym ci pomogła? – zapytała bez tchu.
Gargulec zamrugał oczami, w których lśniły łzy nadziei.
– Ale… ale… ja nie wiem, jak to zrobiłam – zająknęła się. – To był… przypadek.
Gargulec  spojrzał  jej  w  oczy  i  zrozumiał,  że  mówi  prawdę.  Opadł  na  ziemię,

wznosząc tuman popiołu.

Agata  popatrzyła  na  potwora,  który  okazał  się  jeszcze  jednym  zagubionym

dzieckiem,  i  pomyślała  o  wszystkich  zwierzętach  w  tym  świecie.  Nie  wykonywały
rozkazów,  ponieważ  były  lojalne.  Nie  pomagały  księżniczkom  z  miłości.  Robiły  to,
licząc,  że  może  któregoś  dnia  zapłatą  za  lojalność  i  miłość  będzie  powrót  do
człowieczeństwa.  Tylko  poprzez  baśń  mogły  odnaleźć  drogę  powrotną  do  swoich
niedoskonałych osobowości. Do nieprzypominającego baśni życia. Ona także była teraz
jednym z tych zwierząt poszukujących drogi ucieczki.

Pochyliła się i wzięła gargulca za rękę.
–  Chciałabym  umieć  ci  pomóc  –  powiedziała.  –  Chciałabym,  żebyśmy  wszyscy

mogli wrócić do swoich domów.

Gargulec położył głowę na jej kolanach. I tak otoczeni przez płonące krzewy, potwór

i dziecko, szlochali w swoich ramionach.

Agata poczuła, że kamień staje się miększy.
Zaskoczony  gargulec  poderwał  się  na  nogi  i  cofnął  się  gwałtownie.  Kamienna

skorupa  jego  ciała  zaczęła  pękać…  szpony  przemieniły  się  w  dłonie…  w  oczach
pojawiła  się  niewinność.  Oszołomiona  Agata  podbiegła  do  niego  pomiędzy
płomieniami.  Twarz  potwora  zaczęła  przypominać  twarz  małego  chłopca.
Z westchnieniem radości wyciągnęła do niego ręce…

W tej chwili miecz przeszył mu serce. Gargulec natychmiast zamienił się z powrotem

w kamień i wydał okrzyk skargi na tę zdradę.

Agata obróciła się ze zgrozą.
Tedros  przeskoczył  przez  ścianę  ognia  i  zamachnął  się  trzymanym  w  dłoni

Ekskaliburem, celując w rogatą głowę gargulca.

– Czekaj! – wrzasnęła Agata.
Książę patrzył jednak na płonące rzeźby upamiętniające jego ojca.
– Plugawa i zła bestio! – wykrzyknął.
– Nie!!!

background image

Tedros ciął mieczem szyję gargulca, odrąbując mu głowę.
– To był chłopiec! Mały chłopiec! – wrzasnęła Agata. – On był dobry!
Tedros wylądował tuż przed nią.
– Teraz mam pewność, że jesteś wiedźmą.
Bez  chwili  wahania  przyłożyła  mu  w  oko.  Zanim  zdążyła  poprawić  w  drugie,

wróżki,  wilki  i  nauczyciele  z  obu  szkół  wdarli  się  do  ogrodu.  W  samą  porę,  by
zobaczyć,  jak  gwałtowna  fala  przelewa  się  przez  płonący  dach,  rozdzielając
przeciwników.

background image

9

Na sto procent mam talent

background image

S

ofia  była  przekonana,  że  to  Beatrycze  podpaliła  zamek,  żeby  zwrócić  na  siebie

uwagę Tedrosa. Z pewnością uratował ją z płonącej wieży, pocałował na tle stojącego
w  ogniu  Dobra  i  ustalił  już  datę  ich  ślubu.  Wysnuła  tę  teorię,  ponieważ  coś  takiego
sama  planowała  zrobić  podczas  obiadu.  Tymczasem  lekcje  zostały  odwołane  także
następnego dnia, a ona siedziała odcięta od świata, z trzema morderczyniami w pokoju.

Gapiła się na stojący na łóżku talerz wypełniony rozmiękłą owsianką ze świńskimi

raciczkami.  Po  trzech  dniach  głodówki  wiedziała,  że  musi  zjeść  najbardziej  nawet
obrzydliwy obiad podany w tej szkole, ale to, co dostała, było gorzej niż obrzydliwe.
To było jedzenie wieśniaków. Wyrzuciła talerz przez okno.

– Nie wiecie, czy mogłabym gdzieś tutaj znaleźć ogórki?
Hester skrzywiła się.
– Gęś. Jak to zrobiłaś?
– Hester, ostatni raz powtarzam, że nie mam pojęcia – odparła Sofia, której burczało

w brzuchu. – Obiecała, że pomoże mi zmienić szkołę, ale kłamała. Może zwariowała
od  znoszenia  tylu  jajek.  Nie  wiesz  może,  czy  gdzieś  w  pobliżu  znajduje  się  jakaś
uprawa kiełków lucerny albo pszenicy, albo…

–  Rozmawiałaś  z  nią?  –  wybełkotała  Hester  z  ustami  pełnymi  ociekającej

wieprzowej raciczki.

– No, nie tak dokładnie – przyznała Sofia, czując mdłości. – Ale słyszałam jej myśli.

W odróżnieniu od was, księżniczki umieją rozmawiać ze zwierzętami.

– Ale nie słyszeć ich myśli – powiedziała Dot, siorbiąc owsiankę, która sprawiała

wrażenie czekoladowej. – Żeby to było możliwe, twoja dusza musi być stuprocentowo
czysta.

– No proszę! To dowód, że jestem stuprocentowo Dobra – oznajmiła z ulgą Sofia.
–  Albo  stuprocentowo  Zła  –  odparowała  Hester.  –  Zależy  od  tego,  czy  uwierzymy

tobie, czy może uwierzymy stymfom, mundurkom, Gęsi i temu wodnemu potworowi od
fal.

Sofia wybałuszyła na nią oczy i parsknęła śmiechem.
– Stuprocentowo Zła? Ja? To niedorzeczne! To…
–  Robi  wrażenie  –  wtrąciła  z  namysłem  Anadil.  –  Nawet  Hester  zdarza  się

oszczędzić jakiegoś szczura.

– A my myślałyśmy, że jesteś kompletnie niekompetentna. – Hester uśmiechnęła się

szyderczo do Sofii. – Podczas gdy ty jesteś po prostu żmiją w owczej skórze.

Sofia próbowała opanować śmiech, ale nie potrafiła.
–  Założę  się,  że  ma  osobisty  talent,  który  zwali  nas  z  nóg  –  powiedziała  Dot,

przeżuwając coś, co wyglądało jak malutka czekoladowa raciczka.

– Nie rozumiem – zachichotała Sofia. – Skąd się bierze ta cała czekolada?
–  Co  to  jest?  –  syknęła  Anadil.  –  Jaki  jest  twój  talent?  Widzenie  w  ciemności?

background image

Niewidzialność? Telepatia? Jadowite kły?

–  Nie  obchodzi  mnie,  co  to  jest  –  warknęła  Hester.  –  Nie  przebije  mojego  talentu.

Niezależnie od tego, jak czarnym jest charakterem.

Sofia śmiała się tak głośno, że łzy pociekły jej po twarzy.
–  Posłuchaj  tylko  –  zasyczała  Hester,  zaciskając  dłonie  na  talerzu.  –  To  jest  moja

szkoła.

– Zatrzymaj sobie tę nędzną szkołę – zanosiła się od śmiechu Sofia.
– Ja będę kapitanem klasy! – ryknęła Hester.
– Nie wątpię w to!
– I żaden Czytelnik mi w tym nie przeszkodzi!
– Czy wszystkie czarne charaktery są takie zabawne?
Hester zaśmiała się szaleńczo i cisnęła talerzem w Sofię, która w samą porę zrobiła

unik. Talerz wbił się w plakat na ścianie i odciął Robinowi głowę. Sofia przestała się
śmiać. Popatrzyła na Hester czarną jak śmierć. Przez moment miała wrażenie, że tatuaż
na jej szyi się poruszył.

– Uważaj, wiedźmo – warknęła Hester. Wybiegła na korytarz, trzaskając drzwiami.
Sofia spojrzała na swoje drżące dłonie.
– A my myślałyśmy, że ona nie zda! – wtrąciła Dot.

Agata wiedziała, że jest naprawdę źle, skoro pozwolili, żeby przyszedł po nią wilk.
Po  pożarze  została  zamknięta  na  dwa  dni  w  pokoju,  skąd  wypuszczano  ją  tylko  do

łazienki  i  gdzie  skrzywione  wróżki  przynosiły  jej  posiłki  składające  się  z  surowych
warzyw  i  soku  śliwkowego.  W  końcu,  trzeciego  dnia  po  obiedzie,  przyszedł  po  nią
biały  wilk.  Zaciskając  pazury  na  przypalonych  rękawach  jej  bluzki,  ciągnął  ją  koło
murali  wymalowanych  na  ścianach  wzdłuż  schodów.  Mijali  rzucających  jej
nieprzyjazne spojrzenia zawszan i nauczycieli, którzy nie patrzyli jej w oczy.

Agata  przełykała  łzy.  Dwa  razy  już  zajęła  ostatnie  miejsce.  Sprowokowanie  szarży

zwierząt i podpalenie szkoły bez wątpienia oznaczało trzecią porażkę. Wystarczyłoby,
żeby  przez  kilka  dni  udawała,  że  jest  Dobra,  ale  nie  potrafiła  nawet  tyle.  Jak  mogła
myśleć, że uda jej się tu przetrwać? Piękno. Czystość. Cnota. Jeśli to było Dobro, ona
była stuprocentowo zła. Teraz spotka ją za to kara. Agata wiedziała dostatecznie dużo
o baśniowych karach – rozczłonkowanie, patroszenie, gotowanie w oleju, obdzieranie
żywcem  ze  skóry  –  by  wiedzieć,  że  jej  koniec  będzie  zawierać  zarówno  krew,  jak
i cierpienie.

Wilk  zaciągnął  ją  do  wieży  Dobroć,  mijając  po  drodze  dzięcioła  w  okularach,

przybijającego nowy ranking na drzwiach Sali Urody.

– Idziemy do Dyrektora Akademii? – wychrypiała Agata.
Wilk prychnął. Zaciągnął ją do pokoju na końcu korytarza i zastukał.
– Proszę – odezwał się cichy głos ze środka.

background image

Agata popatrzyła w oczy wilka.
– Nie chcę umierać.
Po raz pierwszy jego złośliwy uśmiech złagodniał.
– Ja też nie chciałem.
Otworzył drzwi i wepchnął ją do środka.

Najwyraźniej  ogień  udało  się  w  końcu  opanować,  ponieważ  lekcje  zostały

wznowione po obiedzie trzeciego dnia, i Sofia znalazła się w wilgotnej, zagrzybionej
sali, gdzie uczono osobistych talentów. Zupełnie jednak nie mogła się skoncentrować,
gdy  burczało  jej  w  brzuchu,  Hester  ciskała  jej  mordercze  spojrzenia,  a  Dot  szeptem
chwaliła  się  innym  nigdziarzom,  że  mają  „stuprocentowo  Złą”  współlokatorkę.
Wszystko szło nie tak. Zaczęła ten tydzień, starając się udowodnić, że jest księżniczką,
a teraz wszyscy byli przeświadczeni, że zostanie kapitanem Zła.

Osobistych  talentów  uczyła  profesor  Sheeba  Sheeks,  okrągła  i  z  czyrakami  na  obu

hebanowych policzkach.

–  Każdy  czarny  charakter  ma  jakiś  talent!  –  zagrzmiała  donośnym,  melodyjnym

głosem.  Spacerowała  po  klasie  ubrana  w  podkreślającą  jej  obfite  kształty  czerwoną
suknię  ze  szpiczastymi  ramionami.  –  Ale  musimy  jeszcze  zamienić  wasz  krzaczek
w drzewo!

Dzisiejsze  ćwiczenie  polegało  na  tym,  że  nigdziarze  mieli  zaprezentować  swój

unikalny talent przed całą klasą. Im potężniejszy talent, tym wyższe miejsce. Pierwsza
piątka dzieciaków nie zdołała pokazać niczego, a Vex jęczał, że on nawet nie wie, czy
ma jakiś ma talent.

–  Czy  to  zamierzacie  powiedzieć  Dyrektorowi  Akademii  podczas  Cyrku?  –

zagrzmiała  profesor  Sheeks.  –  „Nie  znam  mojego  talentu”  albo  „nie  mam  żadnego
talentu”, albo „chcę się zamienić na talent z królową Utakamandu”?

– No, teraz to się zgubiłam – przyznała Dot.
– Co roku Zło przegrywa w Cyrku Talentów! – wrzasnęła Sheeba. – Dobro śpiewa

piosenkę  albo  macha  mieczem,  albo  podciera  sobie  tyłek,  a  wy  nie  umiecie  nic
lepszego?  Nie  macie  za  grosz  dumy?  Nie  macie  wstydu?  Dość  tego!  Nie  obchodzi
mnie,  czy  będziecie  zamieniać  ludzi  w  kamień  czy  w  nawóz!  Słuchajcie  Sheeby,
a będziecie najlepsi!

Dwadzieścia par oczu wpatrywało się w nią.
– Która małpa jest następna? – zagrzmiała.
Żałosne  przedstawienie  trwało.  Zielonoskóra  Mona  sprawiła,  że  jej  wargi  zalśniły

czerwienią  („Bo  każdy  książę  przerazi  się  bożonarodzeniowej  choinki”  –  jęknęła
Sheeba). Anadil spowodowała, że jej szczury urosły dwa centymetry, Hort wyhodował
sobie  włos  na  piersi,  Arachne  wyciągnęła  jedyne  oko,  Ravan  bekał  dymem,  a  gdy
nauczycielka  sprawiała  już  wrażenie,  że  ma  całkowicie  dosyć,  Dot  dotknęła  swojej

background image

ławki i zamieniła ją w czekoladę.

– Zagadka rozwiązana – pokiwała głową Sofia.
– Nigdy w życiu nie widziałam takiego popisu nieudacznictwa – westchnęła Sheeba.
Wreszcie  przyszła  pora  na  Hester.  Uśmiechając  się  szyderczo  do  Sofii,  ścisnęła

ławkę  oburącz,  zaciskając  dłonie  coraz  mocniej,  aż  na  jej  poczerwieniałej  skórze
widoczna stała się każda żyłka.

– Pewnie zamieni się w arbuza – ziewnęła Sofia. – Rzeczywiście szczególny talent.
W  tym  momencie  na  szyi  Hester  coś  się  poruszyło.  Klasa  zamarła.  Tatuaż  znowu

drgnął niczym ożywający obraz. Demon z czerwoną czaszką rozwinął jedno skrzydło,
potem drugie, obrócił rogaty łeb do Sofii i otworzył wąskie, nabiegłe krwią oczy. Sofia
poczuła, że serce się jej zatrzymuje.

– Mówiłam ci, żebyś uważała – uśmiechnęła się Hester.
Demon  eksplodował  z  jej  skóry  pełen  życia  i  rzucił  się  na  Sofię,  strzelając  w  jej

głowę  czerwonymi  kulami  ognia.  Oszołomiona  odskoczyła  do  tyłu,  usiłując  ich
uniknąć, i przewróciła regał z książkami. Potwór rozmiarów buta zrobił nalot i rzucił
kulę ognia, która podpaliła jej tunikę. Sofia przeturlała się, żeby stłumić ogień.

– RATUUUNKU!
– Użyj swojego talentu, ty głupia blondynko! – warknęła Sheeba, kołysząc biodrami.
– Powinna zaśpiewać – zażartowała Dot. – Wszyscy tutaj padliby trupem.
Hester  sprawiła,  że  demon  zatoczył  koło,  szykując  się  do  drugiego  ataku,  ale  po

drodze  zaplątał  się  w  pokryty  pajęczynami,  szpiczasty  żyrandol.  Sofia  wczołgała  się
pod  ławkę  w  ostatnim  rzędzie.  Wśród  leżących  książek  zauważyła  Encyklopedię
Złoczyńców
i zaczęła ją gorączkowo kartkować. Banshee, Berserker, Bobok…

– Pospiesz się, Sofio! – wrzasnął Hort.
Obejrzała  się  i  zobaczyła,  że  skrzydlaty  potwór  przedarł  się  przez  pajęczyny,  gdy

oczy  Hester  zalśniły  mocniej.  Kartkowała  księgę  coraz  szybciej.  Celofyzy,  Cyklop…
Demon!

Dziesięć  stron  zadrukowanych  maczkiem.  Demony  to  istoty  nadprzyrodzone

charakteryzujące  się  zadziwiającą  różnorodnością  form,  z  których  każda  ma
odmienne mocne punkty i
słabości…

Sofia odwróciła się. Demon był dwa metry od niej.
– Twój talent! – znowu ryknęła Sheeba.
Sofia rzuciła w demona książką, ale spudłowała. Z przerażającym śmiechem uniósł

ognisty pocisk w formie sztyletu. Sheeba rzuciła się, chcąc interweniować, ale Anadil
podstawiła  jej  nogę.  Demon  ze  skrzekiem  wycelował  w  twarz  Sofii,  kiedy  jednak
rzucił  w  nią  pociskiem,  dziewczynka  przypomniała  sobie  jeden  talent,  jaki  miały
wszystkie dobre dziewczęta.

Przyjaciele.
Obróciła się do okna i wydała imponujący gwizd, wzywając w ten sposób życzliwe,

background image

szlachetne zwierzęta, by ocaliły jej życie…

Przez okno wpadł rój czarnych os i jak na komendę zaatakował demona.
Hester szarpnęła się do tyłu, jakby ją ktoś dźgnął.
Oczy  Sofii  z  przerażenia  wyszły  na  wierzch.  Znowu  zagwizdała,  ale  tym  razem

pojawiły się nietoperze, zatapiające kły w demonie, podczas gdy osy nadal go żądliły.
W  końcu  demon  spadł  na  podłogę  jak  przypalona  ćma.  Skóra  siedzącej  na  swoim
miejscu Hester zrobiła się biała i lepka, jakby ktoś wyssał z niej krew.

Przerażona  Sofia  gwizdała  głośniej  i  wyżej,  ale  na  to  przylatywały  kolejne  chmury

pszczół,  szerszeni  i  szarańczy,  osaczające  toczącego  pianę  z  pyska  demona,  podczas
gdy Hester skręcała się konwulsyjnie.

Sofia  stała  w  kącie  dosłownie  sparaliżowana,  podczas  gdy  pozostali  uczniowie

z wrzaskiem odganiali szkodniki od demona, machając książkami i krzesłami. Rój był
jednak bezlitosny i pastwił się nad przeciwnikiem aż do momentu, gdy Hester zaczęła
konać.

Sofia rzuciła się na demona i wyciągnęła ręce.
– STOP!
Rój owadów i nietoperzy znieruchomiał. Jak skarcone dzieci zabrzęczały posłusznie

i ciemną chmurą wyleciały przez okno.

Rzężący,  ranny  demon  podczołgał  się  do  Hester  i  opadł  na  jej  szyję.  Dziewczynka

zakasłała  i  wypluła  kłębek  flegmy,  wracając  powoli  do  życia.  Z  nieukrywanym
przerażeniem patrzyła na Sofię.

Sofia pochyliła się, by jej pomóc.
– Nie chciałam… Chciałam, żeby pojawił się ptak albo…
Hester odsunęła się od niej szybko.
– To księżniczki przecież wzywają zwierzęta! – krzyknęła Sofia w całkowitej ciszy.

– Jestem Dobra! Stuprocentowo Dobra!

– Dzięki ci, Belzebubie!
Sofia okręciła się na pięcie.
–  Wygląda  jak  księżniczka!  Zachowuje  się  jak  księżniczka!  Ale  jest  wiedźmą  –

cieszyła  się  Sheeba,  wstając  chwiejnie.  –  Zapamiętajcie  moje  słowa,  drodzy
nieudacznicy! Ta dziewczyna wygra Koronę Cyrku!

Po  raz  drugi  podczas  ćwiczeń  Sofia  uniosła  głowę  i  zobaczyła  pierwsze  miejsce

plujące nad nią czerwonym dymem.

Przerażona  odwróciła  się,  chcąc  za  wszelką  cenę  przekonać  swoich  kolegów

z  klasy,  ale  oni  nie  patrzyli  już  na  nią  pogardliwie  czy  szyderczo.  W  ich  oczach
pojawiło się coś nowego.

Szacunek.
Jej  miejsce  jako  Czarnego  Charakteru  Nr  1  z  każdą  minutą  stawało  się  coraz

pewniejsze.

background image

Profesor Klarysa Dovey, ze srebrnym kokiem i rumianą twarzą, z bliska wyglądała

jeszcze  serdeczniej  i  bardziej  babciowato.  Agata  nie  mogłaby  sobie  życzyć  lepszego
kata.

–  Wolałabym,  żeby  to  Dyrektor  Akademii  zajmował  się  takimi  sprawami  –

powiedziała  profesor  Dovey,  kartkując  papiery  leżące  pod  przyciskiem  w  kształcie
kryształowej dyni. – Ale wszyscy wiemy, jak bardzo ceni on sobie prywatność.

W końcu spojrzała na Agatę. Nie sprawiała już wrażenia pocieszycielki.
–  Mam  szkołę  pełną  przerażonych  uczniów,  dwa  dni  lekcji  do  nadrobienia,  pięć

setek  zwierząt  wymagających  wymazania  pamięci,  jedno  zjedzone  skrzydło  zamku
z  salami  lekcyjnymi,  bezcenny  ogród  zamieniony  w  popiół  i  bezgłowego  gargulca
pogrzebanego gdzieś pod tym wszystkim. A wiesz, dlaczego?

Agata nie mogła wykrztusić ani słowa.
–  Ponieważ  nie  wykonałaś  prostego  polecenia  Polluksa  –  powiedziała  profesor

Dovey.  –  I  mało  brakowało,  a  kosztowałoby  to  kolejne  życie.  –  Rzuciła  Agacie
potępiające spojrzenie i wróciła do swoich zwojów.

Agata  spojrzała  przez  okno  na  brzeg  jeziora,  gdzie  zawszanie  kończyli  obiad

składający  się  z  pieczonych  kurcząt  z  musztardą,  szpinaku,  naleśników
i  bezalkoholowego  cydru  podanego  w  wysokich  kieliszkach.  Widziała,  jak  Tedros
odgrywa  przed  zafascynowaną  publicznością  scenę  z  Menażerii  Merlina,  chwaląc  się
podbitym okiem jak orderem.

–  Czy  mogłabym  się  przynajmniej  pożegnać  z  przyjaciółką?  –  zapytała  Agata  ze

łzami w oczach. Popatrzyła na profesor Dovey. – Zanim mnie… zabijecie?

– To nie będzie konieczne.
– Ale ja muszę się z nią zobaczyć!
Profesor Dovey podniosła głowę.
– Agato, zajmujesz pierwsze miejsce za ćwiczenie z komunikacji ze zwierzętami, i to

całkowicie  zasłużenie.  Tylko  rzadki  talent  może  sprawić,  że  życzenie  się  ziści.
A chociaż są różne wersje tego, co dokładnie wydarzyło się na dachu, mogę dodać, że
każdy uczeń tej szkoły, który ryzykowałby życiem, żeby pomóc gargulcowi… – Jej oczy
zalśniły,  a  przez  moment  zalśnił  także  srebrny  łabędź  na  jej  sukni.  –  Cóż,  to  dowodzi
niezmierzonej Dobroci.

Agata wpatrywała się w nią oniemiała.
–  Ale  jeśli  jeszcze  raz  zlekceważysz  bezpośrednie  polecenie  nauczyciela,  mogę  ci

zagwarantować, że nie zdasz. Czy to jasne?

Agata z ulgą pokiwała głową.
Usłyszała śmiechy na zewnątrz i odwróciła się, żeby zobaczyć, jak koledzy Tedrosa

kopią  zrobioną  z  poduszek  kukłę  z  nogami  z  gałęzi,  oczami  z  węgielków  i  czarnymi
cierniami zamiast włosów. Nieoczekiwanie strzała przeszyła głowę kukły, rozsypując
chmurę pierza. Druga strzała trafiła prosto w serce.

background image

Chłopcy przestali się śmiać i obejrzeli się. Po drugiej stronie trawnika Tedros cisnął

łuk na ziemię i bez słowa odszedł.

–  Jeśli  chodzi  o  twoją  przyjaciółkę,  doskonale  sobie  radzi  tam,  gdzie  jest  –

powiedziała  profesor  Dovey,  przeglądając  kolejne  zwoje.  –  Ale  możesz  sama  ją  o  to
zapytać. Następną lekcję macie razem.

Agata nie słuchała jej. Nie odrywała spojrzenia od kukły z pustymi oczami, sypiącej

na wietrze pierzem jak krwią.

Kukły wyglądającej zupełnie jak ona.

background image

10

Słaba grupa

background image

K

to jeszcze jest w naszej grupie? – zapytała Agata, żeby przełamać lody.

Sofia nie odpowiedziała. Właściwie zachowywała się tak, jakby Agaty w ogóle nie

było.

Ostatnią  lekcją  tego  dnia  było  przetrwanie  w  baśniach,  jedyny  przedmiot

prowadzony  wspólnie  dla  uczniów  Dobra  i  Zła.  Profesor  Dovey  rozkazała  Dobrym
chłopcom pozostawienie osobistej broni w zbrojowni – tylko to mogło uspokoić lady
Lesso, rozwścieczoną utratą gargulca, zabitego przez Tedrosa – a później obie szkoły
zameldowały się pod bramą Błękitnego Lasu, gdzie wróżki podzieliły uczniów na leśne
grupy, po ośmiu zawszan i nigdziarzy w każdej. Gdy pozostałe dzieci szły do swoich
prowadzących  (grupą  numer  2  opiekował  się  ogr,  grupą  numer  8  –  centaur,  a  grupą
numer  12  –  liliowa  nimfa),  Agata  i  Sofia  jako  pierwsze  stanęły  pod  flagą
z krwistoczerwonym numerem 3.

Agata  miała  mnóstwo  do  opowiedzenia  Sofii:  o  uśmiechach,  rybkach  i  pożarze,

a  przede  wszystkim  o  tym  przeklętym  synu  Artura,  Sofia  jednak  nawet  na  nią  nie
patrzyła.

– Czy możemy po prostu wrócić do domu? – błagała Agata.
–  Może  ty  wróciłabyś  do  domu,  zanim  nie  zdasz  albo  zostaniesz  golcem?  –

rozzłościła się Sofia. – Jesteś w mojej szkole.

– No to dlaczego nie pozwalają nam się zamienić?
Sofia okręciła się na pięcie.
– Ponieważ ty… Ponieważ my…
– Musimy wracać do domu. – Agata spiorunowała ją wzrokiem.
Sofia odpowiedziała najmilszym ze swoich uśmiechów.
– Prędzej czy później zobaczą, jaka jest prawda.
– Powiedziałbym, że prędzej – rozległ się za nimi jakiś głos.
Obejrzały się i zobaczyły Tedrosa w osmalonej koszuli, z różowoniebieskim sińcem

pod okiem.

–  Jeśli  tak  cię  korci,  żeby  kogoś  zabijać,  może  tym  razem  zaczniesz  od  siebie?  –

warknęła Agata.

–  Wystarczyłoby  zwykłe  „dziękuję”  –  odparował  Tedros.  –  Ryzykowałem  życiem,

żeby zabić tego gargulca.

– Zabiłeś niewinne dziecko! – wrzasnęła Agata.
– Ocaliłem ci życie na przekór wszystkim moim instynktom i zdrowemu rozsądkowi!

– ryknął Tedros.

Wy się znacie? – Sofia popatrzyła na nich zdumiona.
Agata gwałtownie odwróciła się do niej.
–  Myślisz,  że  on  jest  twoim  księciem?  To  nadęty  pyszałek,  który  nie  ma  do  roboty

nic lepszego, jak tylko paradować półnago i wpychać miecz tam, gdzie nie trzeba!

background image

– Jest na mnie wściekła, bo zawdzięcza mi życie – ziewnął Tedros, drapiąc się po

piersi.  A  potem  uśmiechnął  się  do  Sofii.  –  Czyli  myślisz,  że  mógłbym  być  twoim
księciem?

Sofia zarumieniła się lekko w sposób starannie przećwiczony przed lekcją.
–  Wiedziałem  już  na  ceremonii  powitalnej,  że  to  pomyłka  –  oznajmił  książę,

przyglądając  się  jej  roześmianymi  błękitnymi  oczami.  –  Taka  dziewczyna  jak  ty  nie
powinna się znaleźć nawet w pobliżu Zła. – Spojrzał na Agatę i skrzywił się. – A taka
wiedźma jak ty nie powinna się znaleźć w pobliżu kogoś takiego jak ona.

Agata zrobiła krok w jego stronę.
– Po pierwsze, tak się składa, że ta wiedźma jest jej przyjaciółką. A po drugie, może

pójdziesz pobawić się z własnymi przyjaciółmi, zanim załatwię ci do pary drugie oko?

Tedros roześmiał się tak gwałtownie, że musiał się przytrzymać bramy.
– Księżniczka przyjaźni się z wiedźmą? To dopiero niezła bajka!
Agata  zmarszczyła  brwi,  czekając,  aż  Sofia  się  wtrąci.  Sofia  przełknęła  ślinę

i spojrzała na Tedrosa.

–  Wiesz,  to  zabawne,  że  o  tym  wspominasz.  Jasne,  że  księżniczka  nie  może  się

przyjaźnić z wiedźmą, ale czy to nie zależy od rodzaju wiedźmy? Znaczy, jak dokładnie
zdefiniujemy wiedźmę…

Teraz Tedros patrzył na nią, marszcząc brwi.
– Więc, no… próbuję powiedzieć, że…
Sofia popatrzyła na Tedrosa i na Agatę, a potem na Agatę i Tedrosa…
Zrobiła krok przed Agatę i wzięła Tedrosa za rękę.
– Nazywam się Sofia. Wyglądasz super z tym sińcem.
Agata zaplotła ramiona.
– Proszę, proszę – powiedział Tedros, patrząc w uwodzicielskie zielone oczy Sofii.

– Jak ci się udaje przetrwać w takim miejscu?

– Ponieważ wiem, że mnie uratujesz – westchnęła Sofia.
Agata zakasłała, chcąc przypomnieć im, że nadal tu jest.
–  Chyba  żartujecie  –  odezwał  się  za  nimi  dziewczęcy  głos.  Zobaczyli  Beatrycze

stojącą pod krwawym numerem 3 wraz z Dot, Hortem, Ravanem, Milicentą i resztą ich
leśnej  grupy.  Gdyby  ktoś  narysował  diagram  rzucanych  w  tym  momencie  krzywych
spojrzeń, przypominałby on talerz spaghetti.

– Mmmm.
Spojrzeli  pod  nogi  i  ujrzeli  wyglądającego  z  dziury  w  ziemi  niewysokiego  gnoma

o  pomarszczonej  brązowej  skórze,  ubranego  w  zielony  płaszcz  z  pasem  i  szpiczasty
pomarańczowy kapelusz.

– Słaba grupa – mruknął.
Głośno narzekając, gnom Juba wypełzł wreszcie ze swej nory, otwarł bramę sękatą,

białą laską i poprowadził uczniów do Błękitnego Lasu.

background image

Wszyscy  na  chwilę  zapomnieli  o  animozjach  i  zachwycali  się  otaczającą  ich

niebieską krainą cudów. Każde drzewo, każdy kwiat, każde źdźbło trawy lśniło innym
odcieniem. Cienkie promienie słońca prześwitywały przez błękitne korony, oświetlając
turkusowe pnie i granatowe kwiaty. Jelenie pasły się, obskubując lazurowe bzy, wrony
i  kolibry  hałasowały  w  szafirowych  pokrzywach,  wiewiórki  i  króliki  przemykały
wśród  kobaltowych  wrzosów,  by  dołączyć  do  bocianów  pijących  wodę  ze  stawu
w  kolorze  akwamarynu.  Żadne  zwierzę  nie  wydawało  się  ani  spłoszone,  ani
zaniepokojone mijającymi je grupami uczniów. Sofii i Agacie las zawsze kojarzył się
z  niebezpieczeństwem  i  ciemnością,  ten  jednak  promieniował  urodą  i  życiem.
Przynajmniej  do  chwili,  gdy  zobaczyły  stado  szkieletowych  stymfów  śpiących
w niebieskim gnieździe.

– Pozwalają im przebywać w pobliżu uczniów? – zapytała Sofia.
–  W  dzień  śpią.  Są  całkowicie  nieszkodliwe  –  odparła  szeptem  Dot.  –  Chyba  że

jakiś złoczyńca je obudzi.

Uczniowie  szli  za  Jubą,  który  starczym,  dystyngowanym  głosem  opowiadał  im

historię Błękitnego Lasu. Dawno, dawno temu Akademia Dobra i Zła nie miały żadnych
łączonych  zajęć.  Uczniowie  kończyli  szkolny  trening  i  jako  absolwenci  udawali  się
prosto do Bezkresnej Puszczy. Ale zanim Dobro i Zło zdążyło stanąć do konfrontacji,
nieodmiennie  padało  ofiarą  głodnych  dzików,  chciwych  chochlików,  drażliwych
pająków, a od czasu do czasu tulipanów-ludojadów.

–  Przeoczyliśmy  coś  oczywistego  –  mówił  Juba.  –  Nie  uda  wam  się  przetrwać

w baśni, jeśli nie przetrwacie w Puszczy.

Dlatego  właśnie  szkoła  stworzyła  Błękitny  Las  jako  miejsce  do  treningu.

Charakterystyczna  niebieska  barwa  była  efektem  ubocznym  ochronnych  zaklęć,
mających  odstraszać  intruzów,  a  jednocześnie  przypominać  uczniom,  że  to  tylko
imitacja znacznie niebezpieczniejszej puszczy.

Jak bardzo niebezpieczna była prawdziwa puszcza, uczniowie mogli się przekonać,

gdy  Juba  wyprowadził  ich  przez  Bramę  Północną.  Chociaż  świeciło  jeszcze  słońce,
ciemna  i  gęsta  puszcza  zatrzymywała  jego  promienie  jak  tarcza.  To  był  las  wiecznej
nocy, w którym każdy centymetr zieleni krył się w cieniu. Gdy ich oczy przywykły do
smolistego mroku, zobaczyli wąziutką ścieżynkę wijącą się pomiędzy drzewami niczym
więdnąca  linia  życia  na  dłoni  starca.  Po  obu  jej  stronach  pnącza  pętały  drzewa,
tworząc  nieprzebyty  gąszcz,  w  którym  nie  były  w  stanie  przetrwać  niemal  żadne
krzewy.  Dno  lasu  całkowicie  pokrywała  plątanina  cierni,  sterczących  gałęzi
i  pajęczynowych  zasłon.  Ale  to  wszystko  nie  przerażało  uczniów  tak  bardzo  jak
dźwięki  dobiegające  z  mroku  rozciągającego  się  poza  ścieżką.  Jęki  i  warczenia
odbijały się echem w trzewiach lasu, a do upiornej muzyki dołączały stłumione sapania
i niskie pomruki.

W  końcu  dzieci  zaczęły  dostrzegać,  co  wydaje  te  dźwięki.  Z  onyksowej  głębi  lasu

background image

obserwowały ich niezliczone oczy – diabelsko czerwone i żółte, mrugające, znikające
i  pojawiające  się  bliżej.  Okropne  dźwięki  stawały  się  coraz  głośniejsze,  złowrogie
ślepia  mnożyły  się,  gęstwina  tętniła  życiem  i  właśnie  gdy  uczniowie  dostrzegli
wreszcie skradające się kształty, wyłaniające się z mgieł…

– Tędy! – zawołał Juba.
Uczniowie  oderwali  się  od  bramy  i  poszli  za  gnomem  na  niebieską  polanę,  nie

oglądając się już za siebie.

Jak  wyjaśnił  Juba,  stojący  na  turkusowym  pniu,  przetrwanie  w  baśniach  miało  być

oceniane  tak  samo  jak  inne  przedmioty,  z  wyjątkiem  tego,  że  uczniowie  za  każde
ćwiczenie  dostawali  miejsca  od  1  do  16.  Stawką  jednak  było  coś  więcej:  dwa  razy
w  roku  każda  z  piętnastu  grup  wysyłała  najlepszego  zawszanina  i  najlepszego
nigdziarza,  by  rywalizowali  w  organizowanej  przez  szkołę  Próbie  Baśni.  Juba  nie
powiedział  nic  więcej  o  tych  tajemniczych  zawodach  poza  tym,  że  ich  zwycięzca
dostaje pięć dodatkowych pierwszych lokat. Uczniowie popatrzyli po sobie, myśląc to
samo – ktokolwiek wygra Próbę Baśni, ma zapewniony tytuł kapitana klasy.

– Istnieje pięć zasad odróżniających Dobro od Zła – powiedział gnom i wypisał je

w powietrzu dymiącą laską.

1. Zło atakuje. Dobro się broni.
2. Zło karze. Dobro wybacza.
3. Zło rani. Dobro pomaga.
4. Zło bierze. Dobro daje.
5. Zło nienawidzi. Dobro kocha.

–  Przestrzeganie  zasad  dla  waszej  strony  daje  wam  największą  szansę  na

przetrwanie w baśni – powiedział Juba do grupy siedzącej na granatowej trawie. – Te
zasady  powinny  wam  oczywiście  przychodzić  naturalnie.  Zostaliście  wybrani  do
waszych szkół właśnie dlatego, że przejawialiście zgodność z nimi, i to na najwyższym
poziomie!

Sofia miała ochotę zacząć krzyczeć. Pomagać? Dawać? Kochać? To było jej życie!

To była jej dusza!

–  Ale  najpierw  musicie  się  nauczyć  rozpoznawania  Dobra  i  Zła  –  ciągnął  Juba.  –

W  Puszczy  wygląd  może  się  okazać  zwodniczy.  Królewna  Śnieżka  omal  nie  straciła
życia, ponieważ uznała, że staruszka jest jej życzliwa. Czerwony Kapturek znalazła się
w żołądku wilka, ponieważ nie potrafiła odróżnić członka rodziny od złoczyńcy. Nawet
Piękna  miała  trudności  z  odróżnieniem  ohydnej  bestii  od  szlachetnego  księcia.  Ich
cierpienie  było  całkowicie  niepotrzebne,  ponieważ  niezależnie  od  tego,  w  jakiej
postaci  Dobro  i  Zło  występują,  zawsze  można  je  rozpoznać.  Musicie  więc  uważnie
patrzeć. I musicie pamiętać o zasadach.

background image

Następnie Juba oznajmił, że jako ćwiczenie zaliczeniowe każdy uczeń musi odróżnić

przemienionego  zawszanina  i  nigdziarza,  obserwując  ich  zachowanie.  Osoba,  która
w  najkrótszym  czasie  poprawnie  zidentyfikuje  Dobrego  i  Złego  ucznia,  zajmie
pierwsze miejsce.

– Nigdy nie próbowałam się stosować do tych wszystkich Złych zasad – rozpaczała

Sofia,  stojąca  obok  Tedrosa.  –  Gdyby  tylko  wiedzieli  o  wszystkich  moich  dobrych
uczynkach!

Beatrycze odwróciła się do nich.
– Nigdziarze nie powinni się odzywać do zawszan.
– Zawszanie nie powinni nazywać zawszan nigdziarzami – odparowała Sofia.
Beatrycze wyglądała na zagubioną, a Tedros stłumił uśmiech.
–  Musisz  udowodnić,  że  ty  i  wiedźma  zostałyście  zamienione  miejscami  –  szepnął

do Sofii, gdy tylko Beatrycze się odwróciła. – Zajmij pierwsze miejsce, a ja sam pójdę
do profesor Dovey. Jeśli gargulec jej nie przekonał, to ją na pewno przekona.

– Zrobiłbyś to… dla mnie? – zapytała Sofia, szeroko otwierając oczy.
Tedros dotknął jej czarnej tuniki.
– Nie mogę flirtować z tobą, kiedy tak wyglądasz, prawda?
Sofie, gdyby tylko mogła, natychmiast spaliłaby swoją tunikę.
Hort zgłosił się jako pierwszy ochotnik. Gdy tylko zawiązał na oczach wystrzępioną

opaskę,  Juba  wskazał  laską  Milicentę  i  Ravana,  którzy  magicznie  zaczęli  się  kulić,
stawali się coraz mniejsi i mniejsi, aż wyślizgnęli się ze swoich ubrań jako identyczne
kobry.

Hort ściągnął opaskę.
– Słucham? – powiedział Juba.
– Do diabła, przecież wyglądają tak samo – stwierdził Hort.
– Sprawdź ich! Zastosuj zasady!
– Nawet nie pamiętam tych zasad – odparł Hort.
– Następny – jęknął gnom.
Gdy  przyszła  kolej  na  Dot,  nauczyciel  zamienił  Beatrycze  i  Horta  w  jednorożce,

które natychmiast zaczęły się nawzajem naśladować, aż wreszcie oba podskakiwały jak
przedrzeźniający się mimowie. Dot podrapała się po głowie.

– Reguła numer jeden! Zło atakuje! Dobro się broni! – warknął Juba. – Które z nich

zaczęło, Dot?

– Aha! Mogę jeszcze raz od początku?
– Nie, jest po prostu słaba – narzekał Juba. – To najgorsza grupa!
Zmrużył oczy nad zwojem z imionami.
– Kto chce zostać przemieniony dla Tedrosa?
Wszystkie zawszanki jak jedna podniosły ręce.
– Ty jeszcze nie brałaś udziału – powiedział Juba, wskazując Sofię. – I ty też nie –

background image

dodał, zwracając się do Agaty.

– Moja babcia by sobie z tym poradziła – mruknął lekceważąco Tedros, zawiązując

opaskę.

Agata stanęła obok Sofii, która rumieniła się jak panna młoda.
–  Aga,  jego  nie  obchodzi,  w  której  jestem  szkole  ani  jaki  kolor  ma  moja  tunika  –

przechwalała się. – On widzi, jaka jestem naprawdę.

– Nawet go nie znasz!
Sofia zaczerwieniła się.
– Ty… nie cieszysz się moim szczęściem?
– On nic o tobie nie wie! – odpaliła Agata. – Widzi tylko twoją urodę.
– Po raz pierwszy w życiu czuję, że ktoś mnie rozumie – westchnęła Sofia.
Agata poczuła bolesne ściskanie w gardle.
– A co z… To znaczy, sama mówiłaś…
–  Aga,  zawsze  byłaś  dla  mnie  taką  dobrą  przyjaciółką.  Ale  teraz  już  będziemy

w innych szkołach, prawda?

Agata odwróciła się od niej.
–  Tedros,  jesteś  gotowy?  Zaczynamy!  –  Juba  stuknął  laską  i  obie  dziewczynki

wyskoczyły z ubrań jako oślizgłe, cuchnące hobgobliny.

Tedros  zdjął  opaskę  i  odskoczył,  zatykając  nos.  Sofia  złożyła  zielone  pazury

w  małdrzyk  i  zatrzepotała  do  niego  zarobaczonymi  rzęsami.  Agata,  w  której  głowie
wciąż rozbrzmiewały słowa przyjaciółki, poddała się i z ponurą miną usiadła.

–  To  się  wydaje  zbyt  oczywiste  –  oznajmił  Tedros,  patrząc  krzywo  na  zalotnego

hobgoblina.

Zaskoczona Sofia przestała trzepotać rzęsami.
–  A  ta  wiedźma  jest  bardziej  przebiegła,  niż  by  się  wydawało  –  dodał  Tedros,

patrząc na oba gobliny.

Agata wzniosła do góry oczy – ten chłopak miał mózg wielkości fistaszka.
– Patrz sercem, nie rozumem! – krzyknął do niego Juba.
Tedros skrzywił się i zamknął oczy. Przez moment się wahał, ale potem poczuł, że

bezwiednie idzie w stronę jednego z hobgoblinów.

Sofia wstrzymała oddech. To nie do niej szedł.
Tedros wyciągnął rękę i dotknął wilgotnego, pokrytego brodawkami policzka Agaty.
– To jest Sofia. – Otworzył oczy. – To jest księżniczka.
Agata wpatrywała się w Sofię jak ogłupiała.
– Chwila. Mam przecież rację? – powiedział Tedros. – Prawda?
Przez moment panowała absolutna cisza.
A potem Sofia rzuciła się na Agatę.
– WSZYSTKO POPSUŁAŚ!!!
Inni  usłyszeli  tylko  „GOBBO  UMIE  HUUWAH!”,  ale  Agata  zrozumiała  ją

background image

doskonale.

– Widzisz, jaki on jest głupi? Nie umie nas nawet odróżnić!
– Oszukałaś go – skrzeknęła Sofia. – Tak samo jak tego ptaka, falę i…
Rozwścieczony Tedros przyłożył jej pięścią w oko.
– Zostaw Sofię w spokoju!
Sofia wytrzeszczyła na niego oczy. Jej książę właśnie ją walnął. Jej książę właśnie

pomylił ją z Agatą. Jak więc miała udowodnić, kim jest?

– Wykorzystaj zasady! – zagrzmiał stojący na pniu drzewa Juba.
Sofia  nagle  zrozumiała  i  pochyliła  się  tak,  że  jej  plamiste,  przygarbione  ciało

górowało nad Tedrosem, a potem pogładziła jego pierś oślizgłą zieloną dłonią.

– Mój najdroższy Tedrosie, wybaczam ci tę pomyłkę i nie będę się bronić, mimo że

mnie  zaatakowałeś.  Chciałam  ci  tylko  pomóc,  mój  książę,  i  dać  nam  opowieść,  która
połączy  nas  jako  zakochanych  i  zaprowadzi  nas  ręka  w  rękę  do  szczęścia  i  Długo
i Zawsze Szczęśliwie.

Ale  Tedros  słyszał  tylko  potok  goblinich  pomruków,  nadepnął  więc  Sofii  na  nogę

i pobiegł do goblinki Agaty, wyciągając ramiona.

– Nie potrafię uwierzyć, że mogłaś się kiedykolwiek przyjaźnić z…
Agata kopnęła go kolanem prosto w krocze.
– Dobra, teraz to nic już nie rozumiem – wyrzęził książę i padł na ziemię.
Jęcząc  z  bólu,  uniósł  głowę  i  zobaczył,  że  Sofia  wepchnęła  Agatę  w  krzak  jeżyn,

a  Agata  walnęła  Sofię  skrzeczącą  wiewiórką.  Dwa  gobliny  szarpały  się  i  tłukły  jak
dzieci, które przedawkowały cukier.

– Nigdy nie wrócę z tobą do domu! – wrzeszczała Sofia.
– Ooooch! Tedrosie, ożeń się ze mną! – syknęła Agata.
Walka  nasilała  się  aż  do  komicznej  kulminacji,  gdy  Sofia  tłukła  Agatę  niebieskim

kabaczkiem, Agata siedziała Sofii na głowie, a klasa radośnie robiła zakłady, kto jest
kim.

– Idź sama gnić w Gawaldonie! – wrzeszczała Sofia.
– Wolę być sama niż z kimś tak fałszywym! – odpowiedziała Agata.
– Wynoś się z mojego życia!
– To ty się wepchnęłaś w moje!
Utykający Tedros stanął pomiędzy nimi.
– Wystarczy!!!
Wybrał  sobie  jednak  zły  moment.  Oba  gobliny  odwróciły  się  do  niego

z  ogłuszającym,  śluzowatym  wrzaskiem  i  kopnęły  go  tak  mocno,  że  przeleciał  nad
grupami 2, 6 i 10, a w końcu wylądował w pryzmie dziczego nawozu.

Zielone  sylwetki  goblinów  zaczęły  się  kurczyć,  ich  łuski  zmiękły  i  przemieniły  się

w skórę, na ciałach pojawiły się ludzkie ubrania… Sofia i Agata powoli odwróciły się
i zobaczyły, że wszyscy wybałuszają na nie oczy.

background image

– Dobre zakończenie – stwierdził Hort.
– Wstrzymaj się z tym werdyktem – oznajmił Juba. – Jeśli Dobro zachowuje się jak

Zło, a Zło zachowuje się kompletnie nieudolnie, a zasady są łamane na prawo i lewo,
tak że nawet ja nie potrafię powiedzieć, co jest czym… cóż, w takim przypadku może
być tylko jedno zakończenie.

Na stopach dziewcząt magicznie pojawiły się dwie pary żelaznych trzewiczków.
– Fuuuuj. Są okropnie brzydkie – skrzywiła się Sofia.
W tym momencie trzewiczki stały się gorące, potwornie gorące.
– Palę się! Nogi mi się palą! – pisnęła Agata, podskakując.
– Przestańcie! – krzyknęła Sofia, tańcząc z bólu.
W oddali zawył wilk, sygnalizując koniec lekcji.
– Koniec zajęć – oznajmił Juba i poszedł w swoją stronę, szurając nogami.
– A co z nami?! – wrzasnęła Agata, podrygując na palących podeszwach.
–  Niestety,  baśniowe  kary  kierują  się  własnymi  zasadami  –  zawołał  gnom.  –

Zakończą się, gdy dostaniecie nauczkę.

Pozostali uczniowie ruszyli w kierunku bramy, pozostawiając Sofię i Agatę tańczące

w przeklętych butach. Obok nich kuśtykał Tedros pokryty śluzem i nawozem, rzucając
obu dziewczynom jednakowo zdegustowane spojrzenie.

– Teraz już rozumiem, czemu się przyjaźnicie.
Gdy  książę  wchodził  w  niebieski  gąszcz,  dostrzegły  podchodzącą  do  niego

Beatrycze.

– Wiedziałam, że one obie są Złe – powiedziała i zniknęli pomiędzy dębami.
– To… twoja… wina! – wyrzęziła Sofia do Agaty, tańcząc ostatkiem sił.
– Proszę… niech… to… się… skończy… – wycharczała Agata.
Ale trzewiczki nie okazywały litości. Minuta po minucie stawały się coraz gorętsze

i  gorętsze,  aż  dziewczynki  nie  były  w  stanie  nawet  krzyczeć.  Nawet  zwierzęta  nie
mogły patrzeć na takie cierpienie i trzymały się z dala od nich.

Popołudnie  zamieniło  się  w  wieczór,  a  potem  w  noc,  a  one  nadal  tańczyły  jak

obłąkane,  wirując  i  pocąc  się  z  bólu  i  rozpaczy.  Żar  wdzierał  się  w  ich  kości,  ogień
krążył w ich żyłach i w końcu pragnęły tylko jednego – by to cierpienie się skończyło
bez  względu  na  cenę.  Śmierć  wiedziała,  gdy  się  ją  wzywało.  Ale  gdy  dziewczynki
miały już wpaść w jej okrutne szpony, promienie słońca przedarły się przez ciemność,
przeszyły ich stopy i trzewiczki stały się zimne.

Udręczone dziewczynki upadły jak szmaciane lalki.
– Chcesz wracać do domu? – wydyszała Agata.
Blada jak ściana Sofia podniosła głowę.
– Już myślałam, że nigdy o to nie zapytasz.

background image

11

Zagadka Dyrektora Akademii

background image

O

bie szkoły pogrążone były już we śnie, gdy z czarnej fosy wyłoniły się dwie głowy.

Sofia i Agata przyglądały się smukłej srebrnej wieży oddzielającej jezioro od szlamu.
Za  daleko,  żeby  dopłynąć.  Za  wysoko,  żeby  się  wspiąć.  Krążąca  jak  cyklon  chmura
wróżek  strzegła  iglicy,  podczas  gdy  armia  wilków  z  kuszami  obsadziła  drewniane
pomosty u podnóża wieży.

– Jesteś pewna, że on jest tam na górze? – zapytała Sofia.
– Widziałam go.
– On musi nam pomóc! Nie mogę tam wracać!
– Słuchaj, będziemy go błagać o litość, aż odeśle nas do domu.
– Bo to się na pewno uda – prychnęła Sofia. – Zostaw go mnie.
Przez  ostatnią  godzinę  dziewczynki  rozważały  wszystkie  możliwe  drogi  ucieczki.

Agata  uważała,  że  powinny  wymknąć  się  do  Puszczy  i  znaleźć  drogę  powrotną  do
Gawaldonu, ale Sofia przypomniała, że nawet jeśli uda im się ominąć węże na bramie
i  inne  pułapki,  po  prostu  się  zgubią  („Nie  bez  powodu  nazywają  to  Bezkresną
Puszczą”).  Zaproponowała,  żeby  zamiast  tego  poszukały  zaklętych  mioteł  albo
magicznych  dywanów,  albo  czegoś  innego  ze  szkolnych  magazynów,  co  pozwoliłoby
im przelecieć nad lasem.

– A w jakim kierunku mamy lecieć? – zapytała Agata.
Dziewczynki odrzuciły też inne pomysły – zostawianie ścieżki z okruchów chleba (to

się nigdy nie udawało), poszukanie życzliwego myśliwego lub krasnoludka (Agata nie
ufała  obcym),  wezwanie  na  pomoc  wróżki  matki  chrzestnej  (Sofia  nie  ufała  tłustym
babom) – aż został tylko jeden.

Ale teraz, patrząc w górę na fortecę Dyrektora Akademii, straciły resztki nadziei.
– Nigdy się tam nie dostaniemy – westchnęła Sofia.
Nagle Agata usłyszała w oddali ptasie skrzeczenie.
– Zaczekaj z tym werdyktem.
Chwilę  później  były  już  z  powrotem  w  Błękitnym  Lesie,  pokryte  szlamem,

i  obserwowały  zza  krzewu  barwinka  gniazdo  z  wielkimi  czarnymi  jajami.  Wokół
gniazda pięć szkieletowych stymfów spało w pobrudzonej krwią trawie barwy indygo.
W pobliżu walały się kończyny na wpół pożartej kozy.

Sofia skrzywiła się.
– Jestem dokładnie w punkcie wyjścia, pokryta cuchnącym błotem i licho wie iloma

mięsożernymi robakami, i… Co ty wyprawiasz?!

– Gdy tylko zaatakują, wskakujemy.
– Gdy tylko co zrobią?!
Ale Agata już skradała się do jaj.
– Te buty chyba wypaliły ci mózg! – syknęła Sofia.
Agata zbliżyła się ostrożnie do gniazda. Mogła teraz z bliska przyjrzeć się śpiącym

background image

stymfom.  Miały  zęby  przypominające  piły,  zakrzywione  szpony  i  kolczaste  ogony
zdolne  zrywać  ciało  z  kości.  Nagle  zwątpiła  w  swój  plan  i  spróbowała  się  wycofać,
ale potknęła się o gałąź i z głośnym trzaskiem upadła na kozią nogę. Stymfy otworzyły
oczy. Agacie stanęło serce.

Chyba że jakiś złoczyńca je obudzi.

Nie oszuka ich różowa sukienka.
Agata ze złością spojrzała na budzące się potwory. Nie mogła się teraz poddać! Nie

w chwili gdy namówiła Sofię na powrót do domu! Rzuciła się do gniazda, złapała jajo
i zerwała się, szykując się na atak.

–  Nie  mogę  patrzeć,  nie  mogę  patrzeć…  –  zakwiliła  Sofia,  wypatrując  przez  palce

tryskającej krwi i latających kończyn.

Ale okrutne ptaki łasiły się do Agaty jak szczeniaczki spragnione mleka.
– Oooj, to łaskocze! – pisnęła dziewczynka.
Zdumiona Sofia zaplotła ramiona.
Agata wróciła do niej i podała jej jajo.
– Twoja kolej.
–  Och,  proszę,  skoro  polubiły  ciebie,  to  ze  mną  będą  chciały  pewnie  mieć  dzieci.

Zwierzęta wielbią księżniczki – oznajmiła Sofia, maszerując pewnym krokiem w stronę
ptaków.

Stymfy jednak wydały okrzyk bojowy i najzwyczajniej zaszarżowały na nią.
–  Ratuuuunku!  –  Sofia  odrzuciła  jajo  Agacie,  ale  stymfy  nadal  ją  ścigały.  Biegała

w  kółko  jak  wariatka,  a  pięć  stymfów  deptało  jej  po  piętach  niczym  w  jakimś
kretyńskim  tańcu  ludowym,  aż  wszyscy  zapomnieli,  kto  tu  kogo  goni  i  ptaki,  którym
zakręciło się we łbach, zaczęły się przewracać.

– Widzisz? Przechytrzyłam je – rozpromieniła się Sofia.
W tym momencie stymf ugryzł ją w tyłek.
– Ałaaaaa!!! – Sofia podbiegła do najbliższego drzewa, ale nie potrafiła się na nie

wspiąć, więc cisnęła tylko ptakowi w oko rozgniecionym agrestem. Ponieważ ptak nie
miał oczu, owoce wpadły przez kościsty oczodół i plasnęły na ziemię.

Agata obserwowała to z kamienną twarzą.
– Aga, on atakuje!
Stymf ponownie zaszarżował na Sofię, ale stanął jak wryty, gdy uświadomił sobie,

że Agata siedzi mu na grzbiecie.

– Wsiadaj, idiotko! – krzyknęła do Sofii.
– Bez siodła? – skrzywiła się Sofia. – Zrobią mi się otarcia.
Stymf  rzucił  się  na  nią,  ale  Agata  walnęła  go  w  głowę,  złapała  Sofię  w  pasie

i wciągnęła ją na grzbiet potwora.

– Trzymaj się mocno! – wrzasnęła, gdy ptak gwałtownie zerwał się do lotu i zaczął

background image

robić salta nad zatoką, usiłując strącić dziewczynki z grzbietu. Pozostałe cztery stymfy
wypadły  spomiędzy  niebieskich  drzew  w  morderczym  pościgu;  Agata  kopnęła  ptaka
w kość udową, a Sofia kurczowo trzymała się przyjaciółki.

– To najgorszy plan na świeeeeecie!
Strzegące  wieży  wróżki  i  wilki,  usłyszawszy  skrzeczenia  i  wrzaski,  popatrzyły

w niebo, ale intruzi zniknęli już we mgle.

– Tam jest wieża! – krzyknęła Agata, pokazując widoczną we mgle srebrzystą iglicę.

Strzała  z  wilczej  kuszy  świsnęła  między  żebrami  stymfa,  omal  nie  przepoławiając
Sofii. Z białego tumanu wypadły wróżki, strzelające z ust złotymi pajęczynami. Stymf
zanurkował,  żeby  ich  uniknąć,  jednocześnie  wirował  w  gradzie  wilczych  strzał.  Tym
razem żadna z dziewczynek nie zdołała się utrzymać i zleciały mu z grzbietu.

– Nieeee! – wrzasnęła Agata.
Sofia  złapała  za  ostatnią  kość  w  ogonie  stymfa.  Agata  złapała  za  obcas  szklanego

pantofelka Sofii.

– Zaraz zginiemy! – zawyła Sofia.
– Nie puszczaj! – ryknęła Agata.
– Ręce mi się ześlizgują!
– Zaraz zginiemy!
Stymf zbliżył się do ściany wieży i zamachnął się ogonem, chcąc je zmiażdżyć, ale

w tej właśnie chwili Agata zobaczyła przez mgłę zarys okna.

– Teraz! – krzyknęła. A Sofia tym razem jej posłuchała.
Złote  pajęczyny  wystrzeliły  ze  wszystkich  stron,  a  stymf  zaskrzeczał  bezradnie.

Wróżki, które właśnie nadleciały, z zaskoczeniem kręciły głowami.

Na grzbiecie ptaka nie było intruzów.

Sofia miała cały prawy bok w siniakach, a Agata rozcięła sobie nadgarstek, ale ból

oznaczał,  że  wciąż  jeszcze  żyły,  że  miały  jeszcze  nadzieję  na  powrót  do  domu.
Pojękując,  wstały  chwiejnie  na  nogi.  Dopiero  wtedy  Sofia  uświadomiła  sobie  skalę
zniszczeń.

–  Mój  pantofelek!  –  Podniosła  szklany  obcas,  z  którego  został  tylko  ostry  kikut.  –

Były jedyne w swoim rodzaju – narzekała.

Agata  zignorowała  ją  i  pokuśtykała  w  głąb  pogrążonego  w  szarym  półmroku

pomieszczenia, które ledwie oświetlał wpadający przez okno blask świtu.

– Halo? – zawołała. Echo umilkło, ale nikt jej nie odpowiedział.
Szły  na  palcach  przez  mroczną  komnatę.  Szare,  ceglane  ściany  zasłaniały  kamienne

półki  wypełnione  kolorowymi  okładkami.  Sofia  przetarła  kurz  na  jednej  z  półek
i  czytała  srebrne  litery  wykaligrafowane  na  drewnianych  grzbietach:  Roszpunka,
Śpiewająca  kość,  Calineczka,  Żabi  król,  Dzikie  łabędzie
…  Wszystkie  baśnie,  które
dzieci  w  Gawaldonie  dosłownie  pochłaniały.  Popatrzyła  na  Agatę,  która  po  drugiej

background image

stronie  komnaty  dokonała  podobnego  odkrycia.  A  więc  znalazły  się  w  bibliotece
zawierającej wszystkie baśnie, jakie kiedykolwiek zostały opowiedziane.

Agata  otworzyła  Piękną  i  Bestię  i  zobaczyła,  że  tekst  jest  zapisany  tym  samym

eleganckim pismem co tytuł na grzbiecie, a barwne ilustracje przypominają freski, jakie
widziała  w  holach  obu  szkół.  Potem  zajrzała  do  Czerwonych  trzewiczków,  Oślej
Skórki
 i  Królowej  Śniegu  –  zostały  napisane  takim  samym  arystokratycznym
charakterem pisma.

– Aga?
Spojrzała w ślad za Sofią w najciemniejszą część komnaty. Wśród cieni dostrzegła

biały  kamienny  stół  przysunięty  do  ściany.  Ponad  nim  coś  się  unosiło  –  zawieszony
magicznie w powietrzu długi, wąski sztylet.

Przesunęła  palcami  po  zimnym,  gładkim  blacie  i  pomyślała  o  wszystkich  tych

pustych  nagrobkach  za  jej  domem  czekających  na  ciała.  Sofia  nie  odrywała  oczu  od
ostrza, upiornie nieruchomego, wiszącego jakiś metr ponad białym stołem.

I właśnie wtedy zorientowała się, że to wcale nie jest sztylet.
– To pióro – powiedziała cicho.
Było zrobione z czystej stali, kształtem przypominało drut do dziergania, śmiertelnie

ostry  na  obu  końcach.  Po  jednej  jego  stronie  wygrawerowane  znaki  biegły
nieprzerwanie od jednego do drugiego końca.

Nagle na pióro padł promień słońca, rozsiewając oślepiająco złote błyski. Agata aż

odwróciła się od tego blasku. Gdy spojrzała znowu, Sofia wspinała się na stół.

– Sofia, przestań!
Sofia  zbliżyła  się  do  pióra  z  szeroko  otwartymi  oczami,  kompletnie  zesztywniała.

Świat wokół niej rozmazał się w szarości. Pozostało tylko lśniące, ostre jak igła pióro,
a  pokrywające  je  dziwne  słowa  odbijały  się  w  jej  błyszczących,  znieruchomiałych
oczach. W głębi serca wiedziała, co one oznaczają. Wyciągnęła dłoń do czubka pióra.

– Nie! – krzyknęła Agata.
Zimna jak lód stal dotknęła skóry Sofii, już mając utoczyć krwi…
Agata  rzuciła  się  na  przyjaciółkę  i  obie  padły  na  stół.  Sofia  wyrwała  się  z  transu

i spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę.

– Jestem na stole. Razem z tobą.
– Miałaś zamiar je dotknąć! – wyjaśniła Agata.

background image

– Co? Dlaczego miałabym dotykać…
Jej spojrzenie pobiegło do pióra, które nie było już nieruchome. Zawisło dosłownie

centymetry  od  ich  twarzy,  wskazując  je  na  przemian  niebezpiecznie  ostrym  czubkiem,
jakby rozważało, którą zabić najpierw.

– Nie ruszaj się – wycedziła Agata przez zaciśnięte zęby.
Pióro zapłonęło czerwienią.
– Teraz!
Pióro  opadło,  a  obie  dziewczynki  sturlały  się  ze  stołu.  Ostra  jak  igła  końcówka

zatrzymała  się  tuż  nad  kamiennym  blatem.  Na  blacie  nieoczekiwanie  pojawiła  się
w kłębie czarnego dymu książka oprawiona w czereśniowe drewno. Pióro przewróciło
okładkę i otworzyło książkę na pierwszej czystej stronie, po czym zaczęło pisać:

Dawno, dawno temu były sobie dwie dziewczynki.
To  był  ten  sam  elegancki  charakter  pisma,  który  widziały  w  innych  książkach.

A więc zaczynała się najnowsza baśń.

Sofia i Agata leżały na podłodze i patrzyły przerażone.
– To bardzo dziwne – odezwał się łagodny głos.
Dziewczynki obejrzały się gwałtownie. Nikogo nie zobaczyły.
–  Uczniowie  w  mojej  szkole  trenują  i  trudzą  się  przez  cztery  lata,  wędrują  przez

Puszczę,  poszukują  swoich  nemezis,  toczą  straszliwe  boje…  wszystko  w  nadziei,  że
Baśniarz może opowiedzieć ich historię.

Rozglądały się zaskoczone, ale w komnacie nie było nikogo. Wtem zobaczyły, że ich

cienie na ścianie łączą się, stapiając się w przygarbiony cień, który je porwał. Powoli
odwróciły się w jego kierunku.

–  A  teraz  rozpoczyna  baśń  dla  dwóch  pierwszoklasistek,  nieuzdolnionych,

niewytrenowanych, niezdarnych intruzów – powiedział Dyrektor Akademii.

Miał  na  sobie  srebrną  szatę,  która  powiewała  na  jego  pochylonej,  szczupłej

sylwetce,  zasłaniając  dłonie  i  stopy.  Przerdzewiała  korona  spoczywała  krzywo  na
głowie pokrytej gęstymi, upiornie białymi włosami. Lśniąca srebrna maska zakrywała
całą  twarz,  ukazując  tylko  błękitne  oczy  i  szerokie,  pełne  wargi  wygięte  w  figlarnym
uśmiechu.

– Musi się spodziewać dobrego zakończenia.
Baśniarz zanurkował nad stroną:
Jedna była piękna i kochana przez wszystkich, a druga była samotną wiedźmą.
– Podoba mi się nasza historia – powiedziała Sofia.
–  Nie  doszedł  jeszcze  do  tej  sceny,  w  której  twój  książę  podbija  ci  oko  –

przypomniała Agata.

– Bierzmy wreszcie kurs na dom! – nadąsała się Sofia.
Podniosły głowy i zobaczyły, że Dyrektor Akademii przygląda im się.
– Czytelnicy są oczywiście nieprzewidywalni. Niektórzy znaleźli się wśród naszych

background image

najwybitniejszych  uczniów.  Większość  jednak  okazała  się  kompletną  porażką.  –
Popatrzył na widoczne w oddali zamki. – Ale to tylko pokazuje, jak zagubieni są teraz
Czytelnicy.

Serce Agaty zaczęło bić mocniej. To była ich szansa! Szturchnęła Sofię.
– No, idź!
– Nie mogę! – szepnęła Sofia.
– Powiedziałaś, żebym ci go zostawiła!
– Jest za stary!
Agata szturchnęła ją w żebra, a Sofia odwzajemniła się tym samym.
–  Duża  część  grona  pedagogicznego  twierdzi,  że  was  porwałem,  wykradłem,

zabrałem wbrew waszej woli – powiedział Dyrektor Akademii.

Agata kopnęła Sofię, popychając ją do przodu.
– Ale prawda jest taka, że ja was uwolniłem.
Sofia przełknęła ślinę i zdjęła pantofelek ze złamanym obcasem.
– Zasługujcie na to, by przeżyć nadzwyczajne życie.
Sofia podkradła się do Dyrektora Akademii, unosząc uszkodzony pantofel.
– Zasługujecie na szansę dowiedzenia się, kim jesteście.
Dyrektor Akademii odwrócił się do Sofii celującej właśnie butem w jego serce.
– Żądamy uwolnienia nas! – krzyknęła Agata.
Cisza.
Sofia padła na kolana.
– Proszę pana, błagamy o litość!
Agata jęknęła.
– Wziął mnie pan do Akademii Dobra – chlipała Sofia – ale zostałam umieszczona

w  Akademii  Zła.  A  teraz  moja  sukienka  jest  czarna,  moje  włosy  brudne,  mój  książę
mnie  nienawidzi,  moje  współlokatorki  to  morderczynie  i  nie  ma  Sal  Urody  dla
nigdziarzy,  więc  teraz  –  znów  wydała  sopranowy  lament  –  śmierdzę!  –  Zaczęła
szlochać, ukrywając twarz w dłoniach.

– Czyli chciałybyście zmienić szkoły? – zapytał Dyrektor.
– Chciałybyśmy wrócić do domu – powiedziała Agata.
Sofia jednak podniosła rozjaśnioną twarz.
– A mogłybyśmy zmienić szkoły?
Dyrektor Akademii uśmiechnął się.
– Nie.
– W takim razie chciałybyśmy wrócić do domu – powiedziała Sofia.
Zagubione w osobliwej krainie, dziewczynki pragnęły wrócić do domu – zanotował

Baśniarz.

–  Zdarzało  się  już,  że  odsyłaliśmy  uczniów  –  przyznał  Dyrektor  Akademii,  a  jego

srebrna  maska  zalśniła.  –  Z  powodu  choroby,  problemów  psychicznych,  petycji

background image

wpływowej rodziny…

– Czyli może nas pan odesłać do domu! – podsumowała Agata.
–  Mógłbym  –  odparł  Dyrektor  Akademii.  –  Gdybyście  nie  były  właśnie  w  środku

baśni. – Spojrzał kątem oka na pióro po drugiej stronie komnaty. – Widzicie, obawiam
się, że gdy Baśniarz zaczyna waszą historię, musimy podążać wraz z nią tam, gdzie was
zabierze. Teraz pytanie brzmi: „Czy ta historia zaprowadzi was do domu?”.

Baśniarz  opadł  na  kartę  książki:  Niemądre  dziewczynki!  Były  uwięzione  na

wieczność!

– Tak podejrzewałem – powiedział Dyrektor Akademii.
–  Czyli  nie  mamy  żadnej  szansy  na  powrót  do  domu?  –  zapytała  Agata,  a  w  jej

oczach pojawiły się łzy.

–  Nie,  chyba  że  takie  będzie  zakończenie  baśni  –  odparł  Dyrektor  Akademii.  –

A  wspólny  powrót  do  domu  to  dość  naciągane  zakończenie  w  przypadku  dwóch
dziewczynek stojących po przeciwnych stronach, nie uważacie?

– Ale my nie chcemy stać po przeciwnych stronach! – powiedziała Sofia.
– Jesteśmy po jednej stronie! – dodała Agata.
– No i jesteśmy przyjaciółkami! – oznajmiła Sofia, łapiąc Agatę za rękę.
– Przyjaciółkami?! – zdumiał się Dyrektor Akademii.
Agata, czując uścisk dłoni Sofii, wyglądała na równie zdumioną.
–  Cóż,  to  z  pewnością  wszystko  zmienia.  –  Dyrektor  Akademii  zaczął  spacerować

po  komnacie,  kiwając  się  jak  podstarzała  kaczka.  –  Widzicie,  w  naszym  świecie
księżniczka  i  wiedźma  nie  mogą  być  przyjaciółkami.  To  nienaturalne.  To  nie  do
pomyślenia. To niemożliwe. Co oznacza, że jeśli naprawdę jesteście przyjaciółkami…
Agata nie może być księżniczką, a Sofia nie może być wiedźmą.

–  Właśnie!  –  powiedziała  Sofia.  –  Ponieważ  to  ja  jestem  księżniczką,  a  ona  jest

wie…

Agata ją kopnęła.
– Ale jeśli Agata nie jest księżniczką, a Sofia nie jest wiedźmą, to najwyraźniej źle

wszystko  zrozumiałem  i  w  ogóle  nie  należycie  do  naszego  świata  –  powiedział
Dyrektor  Akademii,  zwalniając  kroku.  –  Może  to,  co  o  mnie  mówią,  jest  mimo
wszystko prawdziwe?

– Że jest pan Dobry? – zapytała Sofia.
– Że jestem stary – westchnął Dyrektor Akademii, wyglądając przez okno.
Agata nie potrafiła ukryć ekscytacji.
– Czyli możemy teraz wrócić do domu?
– Cóż, jest jeszcze kłopotliwa kwestia udowodnienia tego.
–  Ale  ja  już  próbowałam!  –  powiedziała  płaczliwie  Sofia.  –  Próbowałam

udowodnić, że nie jestem czarnym charakterem!

– A ja próbowałam udowodnić, że nie jestem księżniczką! – powiedziała Agata.

background image

– Ach, ale w tym świecie istnieje tylko jeden sposób udowodnienia, kim się jest.
Baśniarz  przerwał  pracowite  pisanie,  wyczuwając  scenę  kulminacyjną.  Dyrektor

Akademii  obrócił  się  powoli,  a  jego  błękitne  oczy  po  raz  pierwszy  niebezpiecznie
błysnęły.

– Co to takiego: Zło nigdy tego nie będzie miało… a Dobro nie może bez tego żyć?
Dziewczynki popatrzyły na siebie.
–  Czyli  mamy  rozwiązać  zagadkę,  a  wtedy  pan…  odeśle  nas  do  domu?  –  zapytała

z nadzieją Agata.

Dyrektor Akademii odwrócił się.
–  Mam  nadzieję,  że  nie  zobaczę  już  żadnej  z  was.  Chyba  że  chcecie,  by  wasza

historia zakończyła się w wyjątkowo przykry sposób.

Nagle  komnata  zaczęła  znikać  w  powodzi  bieli,  jakby  cała  scena  przed  ich  oczami

była wymazywana.

– Proszę zaczekać! – krzyknęła Agata. – Co pan robi?
Najpierw zniknęły regały z książkami, potem ściany…
– Nie! Chcemy od razu wracać do domu! – wrzeszczała Agata.
…potem sufit, stół, podłoga…
Dziewczynki rzuciły się do kąta, by uniknąć wymazania.
– Jak mamy pana znaleźć? Jak mamy odpo… – Agata schyliła się, by uniknąć smugi

bieli. – Pan oszukuje!

Sofia  zobaczyła,  że  po  drugiej  stronie  Baśniarz  pisze  gorączkowo,  by  nadążyć

z  opowieścią.  Pióro  wyczuło  chyba  jej  spojrzenie,  ponieważ  wyryte  w  stali  słowa
nieoczekiwanie zalśniły czerwienią, a serce Sofii zapłonęło potajemnym zrozumieniem.
Przerażona przylgnęła do Agaty…

–  Złodziej!  Bandyta!  Zamaskowany  stary  dziad!  –  krzyczała  Agata.  –  Poradzimy

sobie bez ciebie! Czytelnicy umieją sobie radzić bez ciebie! Zostań w swojej wieży, ze
swoimi maskami i piórami, i nie wtrącaj się w nasze życie! Słyszysz mnie?! Porywaj
dzieci z innych miasteczek, a nas zostaw w spokoju!

Ostatnią  rzeczą,  jaką  zobaczyły,  był  Dyrektor  Akademii  odwracający  się  od  okna

i uśmiechający się w morzu bieli.

– Jakich innych miasteczek?
Podłoga  pod  stopami  dziewczynek  zniknęła  i  spadły  w  pustkę,  a  ostatnie  słowa

Dyrektora Akademii odbiły się echem, stapiając się z wyciem wilków wzywających na
poranne lekcje.

Obudziły  się  oślepione  blaskiem  słońca  i  oblane  potem.  Agata  rozejrzała  się  za

Sofią.  Sofia  rozejrzała  się  za  Agatą.  Ale  przekonały  się,  że  są  we  własnych  łóżkach,
w przeciwległych zamkach.

background image

12

Fałszywe tropy

background image

D

zień rozpoczął się fatalnie dla obu dziewczynek. Nie tylko nie zmrużyły nawet oka,

ale znalazły się z powrotem w niepasujących do nich szkołach, tuż przed kolejną porcją
znienawidzonych  lekcji.  Co  gorsza,  żadna  z  nich  nie  znała  odpowiedzi  na  zagadkę
Dyrektora Akademii i nie mogły się nad tym zastanowić razem aż do obiadu. A jakby
tego wszystkiego było mało, starcie hobgoblinów stało się tematem plotek obu szkół.

Na  pielęgnacji  brzydoty  Sofia  starała  się  ignorować  złośliwe  uś-mieszki

i  skoncentrować  się  na  wykładzie  Manleya  o  właściwym  zastosowaniu  peleryn.
Wymagało  to  ogromnego  wysiłku,  biorąc  pod  uwagę  mściwe  spojrzenia  Hester  oraz
fakt,  iż  peleryny  mogły  być  używane  do  ochrony,  niewidzialności,  zmiany  postaci  lub
lotu,  zależnie  od  rodzaju  i  faktury  tkaniny,  przy  czym  każdy  typ  wymagał  odmiennej
inkantacji.  Manley  zawiązał  uczniom  oczy  i  jako  ćwiczenie  kazał  im  na  czas
rozpoznawać materiał peleryny i właściwie ją zastosować.

– Nie wiedziałem, że magia jest taka skomplikowana – mruknął Hort, masując swoją

pelerynę, żeby sprawdzić, czy jest z jedwabiu, czy może z satyny.

–  A  to  przecież  tylko  peleryny  –  dodała  Dot,  wąchając  swoją.  –  Poczekaj,  aż

dojdziemy do zaklęć!

Ale  jeśli  było  coś,  na  czym  Sofia  naprawdę  się  znała,  były  to  ubrania.  Dotykiem

palców  rozpoznała  skórę  węża,  wypowiedziała  w  myślach  inkantację  i  zniknęła,
otulona  obcisłą,  czarną  peleryną.  To  dokonanie  przyniosło  jej  kolejne  pierwsze
miejsce oraz spojrzenie Hester tak śmiercionośne, że Sofia dziwiła się, iż nie stanęła
w płomieniach.

Po drugiej stronie fosy Agata nie mogła zrobić nawet kroku, żeby nie natknąć się na

Tedrosa  i  jego  kumpli,  naśladujących  podskoki  hobgoblinów,  bełkotliwie  wyjących
i  tłukących  się  nawzajem  kabaczkami.  Gdziekolwiek  się  ruszyła,  Tedros  i  spółka  szli
za  nią,  porykując  i  pochrząkując  jak  najgłośniej,  aż  w  końcu  wyrwała  jednemu  z  ręki
kabaczek i szturchnęła nim Tedrosa w pierś.

– To wszystko stało się tylko dlatego, że mnie wybrałeś. TY MNIE WYBRAŁEŚ, ty

prostacki, bezmyślny bandyto!

Tedros gapił się na nią oszołomiony, a Agata po prostu odeszła.
– Wybrałeś wiedźmę? – zapytał Chaddick.
Tedros odwrócił się i zobaczył wpatrujących się w niego kolegów.
–  Nie,  ja…  ona  mnie  oszukała…  ja  wcale  nie…  –  Wyciągnął  miecz.  –  Kto  chce

trochę powalczyć?

Ponieważ  Jaskinia  Jasia  nadal  leżała  w  gruzach,  lekcje  były  prowadzone

w  świetlicach  w  wieżach.  Agata  szła  za  stadem  zawszan  poprzez  kolejne  korytarze
zbudowane z kolorowego szkła, biegnące wysoko ponad jeziorem i łączące wszystkie
wieże w Zamku Dobra. W pewnej chwili, kiedy szli fioletowym łącznikiem do wieży
Dobroć, bezwiednie przestała słuchać dziewczęcych plotek, powracając w myślach do

background image

zagadki  Dyrektora  Akademii.  Po  chwili  podniosła  głowę  i  zobaczyła,  że  jest  sama.
Przedarła  się  przez  wypełnioną  mydlanymi  bańkami  pralnię,  gdzie  nimfy  szorowały
sukienki,  robiła  uniki  między  zaklętymi  garnkami  w  kuchni  przygotowującej  obiad,
utknęła  w  łazience  dla  nauczycieli,  ale  w  końcu  znalazła  świetlicę  w  wieży  Dobroć.
Różowe  sofy  były  już  zajęte  i  żadna  z  dziewczynek  nie  zrobiła  jej  miejsca.  Miała
właśnie usiąść na podłodze…

– Siadaj tutaj!
Kiko,  słodka  i  krótko  ostrzyżona  dziewczynka,  odsunęła  się  kawałek.  Pozostałe

chichotały, gdy Agata wciskała się koło niej.

– Znienawidzą cię teraz – mruknęła.
– Nie rozumiem, jak mogą uważać się za Dobre i zachowywać się tak niegrzecznie.
– Może dlatego, że omal nie spaliłam szkoły.
–  Po  prostu  są  zazdrosne.  Możesz  sprawić,  że  życzenia  się  ziszczają.  Żadna  z  nas

jeszcze tego nie potrafi.

– To był przypadek. Gdybym rzeczywiście mogła sprawić, by życzenia się ziszczały,

byłabym teraz w domu z moją przyjaciółką i kotem. – Myśl o Rozpruwaczu sprawiła,
że Agata zmieniła temat. – Yyy, jak tam ten chłopiec, którego sobie życzyłaś?

– Tristan? – Twarzyczka Kiko spochmurniała. – On woli Beatrycze. Zresztą wszyscy

chłopcy wolą Beatrycze.

– Ale dał ci przecież różę – powiedziała Agata, przypominając sobie życzenie Kiko

nad jeziorem.

– Przypadkiem. Wskoczyłam przed Beatrycze, żeby ją złapać. – Kiko rzuciła niemiłe

spojrzenie  rywalce.  –  Myślisz,  że  zaprosi  mnie  na  bal?  Przecież  nie  każdy  chłopiec
będzie mógł zabrać tę wilczycę.

Agata uśmiechnęła się krzywo, a potem nagle zmarszczyła brwi.
– Jaki bal?
–  Ośnieżony  Bal  zawszan!  Jest  tuż  przed  Gwiazdką  i  każda  dziewczynka  musi

znaleźć chłopca, który ją zaprosi, bo inaczej nie zda! Na balu każda para jest oceniana
za wygląd, zachowanie i taniec. Jak myślisz, dlaczego nad jeziorem każda z nas życzyła
sobie  innego  chłopca?  Dziewczęta  są  bardzo  praktyczne.  Wszyscy  chłopcy  chcą  po
prostu tej najładniejszej. – Kiko uśmiechnęła się. – Wpadł ci już któryś w oko?

Zanim  Agata  zdążyła  zwymiotować  na  samą  myśl  o  tym,  drzwi  otworzyły  się

gwałtownie i do środka wpłynęła biuściasta dama przyodziana w ozdobiony klejnotami
czerwony  turban  i  dopasowany  do  koloru  sukni  woal.  Wyglądu  dopełniał  grubo
nałożony  karmelowy  podkład  i  szerokie  czarne  obwódki  oczu,  a  także  cygańskie
kolczyki i dzwoniące bransolety.

– Yyyy… Pani profesor Anemonia?
– Jam jest Szecherezada! – zagrzmiała profesor Anemonia z komicznym akcentem. –

Królowa Persji. Sułtanka Siedmiu Mórz. Podziwiajcie mą mroczną pustynną urodę!

background image

Zrzuciła z siebie woal i wykonała koszmarny taniec brzucha.
–  Patrzcie,  jak  uwodzę  was  swoimi  biodrami!  –  Zasłoniła  twarz  i  zamrugała  jak

sowa. – Patrzcie, jak kuszę was swoimi oczami! – Potrząsnęła siedzeniem i hałaśliwie
zadzwoniła bransoletami. – Patrzcie, jak staję się Nocną Kusicielką!

– Raczej wędzonym kebabem – mruknęła Agata, a Kiko zachichotała.
Uśmiech profesor Anemonii zniknął, podobnie jak jej akcent.
–  Myślałam,  że  będę  was  uczyć,  jak  przetrwać  tysiąc  i  jedną  noc:  makijaż

odpowiedni  na  pustynię,  moda  z  okresu  hidżry,  może  nawet  pełna  wersja  Tańca
Siedmiu  Zasłon,  ale  być  może  powinnam  zacząć  od  czegoś  mniej  przyjemnego.  –
Poprawiła turban na głowie.

–  Wróżki  powiadomiły  mnie,  że  z  Jaskini  Jasia  znikają  słodycze,  nawet  teraz,  gdy

jest  w  trakcie  renowacji.  Jak  zapewne  wiecie,  nasze  sale  lekcyjne  są  zrobione  ze
słodkości, by przypomnieć wam o pokusach, na jakie natkniecie się za bramą szkoły. –
Zmrużyła  oczy.  –  Ale  wszystkie  wiemy,  co  się  dzieje  z  dziewczynkami,  które  jedzą
słodkości. Jeśli raz zaczną, nie potrafią przestać. Zbaczają z właściwej drogi. Padają
ofiarą  czarownic.  Obżerają  się  dla  własnej  przyjemności,  a  w  końcu  umierają  otyłe,
niezamężne i pokryte brodawkami.

Dziewczynki  sprawiały  wrażenie  zaszokowanych  myślą,  że  ktoś  mógłby  niszczyć

wieżę, a jeszcze bardziej taką, że chciałby psuć sobie figurę słodyczami. Agata starała
się  wyglądać  na  równie  oburzoną,  ale  właśnie  wtedy  z  jej  kieszeni  wyleciały  pianki,
a  za  nimi  niebieski  lizak,  kawałek  piernika  i  dwa  kawałki  czekolady.  Rozległo  się
dwadzieścia stłumionych westchnień.

– Nie miałam czasu zjeść śniadania! – tłumaczyła się Agata. – Nic nie jadłam przez

całą noc!

Ale nikt jej nie współczuł, nawet Kiko, która chyba żałowała, że wcześniej była dla

niej miła. Agata z poczuciem winy zaczęła skubać swojego łabędzia.

–  Będziesz  zmywać  po  kolacji  przez  następne  dwa  tygodnie,  Agato  –  poleciła

nauczycielka. – Przyda ci się to dla przypomnienia, bez czego nie mogą żyć księżniczki,
a czego nie mają czarne charaktery.

Agata wyprostowała się gwałtownie. Odpowiedź!
– Właściwej diety! – fuknęła profesor Anemonia.
Podczas  gdy  przyodziana  w  turban  nauczycielka  rozwodziła  się  o  tajemnicach

Orientu,  Agata  opadła  zniechęcona  na  sofę.  Jedna  lekcja,  a  jej  problemy  już  się
rozmnożyły. Horror obowiązkowego balu, tydzień zmywania i majaczące w przyszłości
brodawki  sprawiły,  że  boleśnie  uświadomiła  sobie,  jak  szybko  musi  rozwiązać
zagadkę Dyrektora Akademii.

– Może trucizna w jedzeniu? – warknęła Hester.
– Ona nic nie je – odparła Anadil.

background image

– A może zatruta szminka?
– Zamkną nas w Sali Udręki na całe tygodnie! – zaniepokoiła się Dot, podbiegając

do nich.

– Nie obchodzi mnie, jak to zrobimy, albo w jakie kłopoty się wpakujemy – syknęła

Hester. – Chcę, żeby ta żmija zniknęła.

Otworzyła drzwi do pokoju 66 i zobaczyła Sofię szlochającą na łóżku.
– Uhm, ta żmija płacze – zauważyła Anadil.
–  Wszystko  w  porządku,  skarbie?  –  zapytała  Dot,  nagle  zaczynając  żałować

dziewczynki, którą miały zamiar zabić.

Sofia  nieskładnie  opowiedziała  o  wszystkim,  co  wydarzyło  się  w  wieży  Dyrektora

Akademii.

– …ale teraz jest ta zagadka, a ja nie znam odpowiedzi, a Tedros myśli, że jestem

wiedźmą, bo zajmuję pierwsze miejsce w kolejnych ćwiczeniach, a nikt nie rozumie, że
to tylko dlatego, że jestem dobra we wszystkim!

Hester  wyglądała  tak,  jakby  miała  ochotę  natychmiast  ją  udusić.  Nagle  wyraz  jej

twarzy się zmienił.

– Ta zagadka. Jeśli znajdziesz odpowiedź… wrócisz do domu?
Sofia skinęła głową.
– I nigdy więcej cię nie zobaczymy?
Sofia skinęła głową.
– A więc rozwiążemy ją! – oznajmiły jej współlokatorki.
– Naprawdę? – Sofia zamrugała oczami zaskoczona.
– Więc tak bardzo chcesz wracać do domu? – zapytała Hester.
– Ale my chcemy tego jeszcze bardziej – zapewniła Anadil.
– Cóż, przynajmniej mi uwierzyłyście. – Sofia zmarszczyła czoło i otarła łzy.
– Domniemanie winy – powiedziała Hester. – Takie są obyczaje nigdziarzy.
– Na twoim miejscu nie mówiłabym tego nikomu z zawszan. Uznają, że kompletnie

zwariowałaś – ostrzegła Anadil.

– Też bym tak pomyślała, ale kto by kłamał, że złamał aż tyle punktów regulaminu? –

wtrąciła  Dot,  bezskutecznie  próbując  zmienić  swojego  łabędzia  w  czekoladę.  –  Ten
ptak jest naprawdę nie do poprawienia.

– Jaki jest Dyrektor Akademii? – zapytała Hester.
– Stary. Bardzo, bardzo stary.
– I naprawdę widziałaś Baśniarza? – dopytywała się Anadil.
– To dziwne pióro? Przez cały czas pisało o nas.
– Co robiło?! – zapytały trzy dziewczynki równocześnie.
– Ale przecież jesteś jeszcze w szkole! – powiedziała Hester.
– Co takiego może się dziać w szkole, żeby było warte baśni? – zdziwiła się Anadil.
– Jestem pewna, że to pomyłka, tak jak wszystko inne. – Sofia pociągnęła nosem. –

background image

Muszę  tylko  rozwiązać  zagadkę,  powiedzieć  o  tym  Dyrektorowi  Akademii  i  puf!,
znikam z tego przeklętego miejsca. To proste.

Zobaczyła, że dziewczynki wymieniają spojrzenia.
– Nie?
–  Tutaj  są  dwie  tajemnice  –  oznajmiła  Anadil,  patrząc  kątem  oka  na  Hester.  –  Po

pierwsze, zagadka Dyrektora Akademii.

Hester spojrzała na Sofię.
– A po drugie, czemu on chce, żebyś ją rozwiązała.

Jeśli było jakieś słowo, którego Agata obawiała się bardziej niż słowa „bal”, był to

„taniec”.

–  Każda  Dobra  dziewczynka  musi  zatańczyć  na  balu  –  oznajmił  Polluks,  wchodząc

chwiejnie na mulich nogach do świetlicy w wieży Męstwa.

Agata  starała  się  nie  oddychać.  Sala  cuchnęła  skórą  i  wodą  kolońską,  były  w  niej

szarobrązowe  kanapy,  skóra  niedźwiedzia  na  podłodze,  oprawne  w  skórę  książki
o  myślistwie  i  jeździectwie  oraz  wisząca  na  ścianie  głowa  łosia  z  monstrualnie
wielkim porożem. Dziewczynka tęskniła za Akademią Zła i jej cmentarnym zapachem.

Polluks  pokazywał  dziewczynkom  tańce  na  bal  zawszan,  ale  Agata  nie  umiałaby

powtórzyć żadnego z nich, ponieważ co chwila się mylił i mruczał, że to „będzie miało
sens,  jak  tylko  odzyska  swoje  ciało”.  W  pewnej  chwili  Polluks  potknął  się  kopytem
o  dywan,  nadział  na  rogi  łosia  i  wpadł  zadem  w  kominek,  na  zkończenie  warknął,  że
powinny  „połapać  się,  o  co  chodzi”,  a  następnie  zagonił  do  roboty  grupkę  wróżek
z wierzbowymi skrzypcami.

– Zagrajcie woltę!
Tak też zrobiły, z szybkością błyskawicy, a Agata była przerzucana od partnerki do

partnerki, od talii do talii, obracając się coraz szybciej i szybciej, aż wszystko rozmyło
się w niewyraźny wir. Stopy zaczęły jej płonąć. Każda dziewczynka w sali była Sofią.
Trzewiczki wróciły!

– Sofia, już idę! – krzyknęła.
Nagle uświadomiła sobie, że siedzi na podłodze.
–  Istnieją  właściwe  momenty  do  omdleń  –  skrzywił  się  Polluks.  –  Ten  jednak  taki

nie jest.

– Potknęłam się! – warknęła Agata.
– Wyobraź sobie, że mdlejesz podczas balu! Chaos! Tragedia!
– Nie zemdlałam!
– Jaki tam bal? To będzie Nocna Masakra!
Agata spiorunowała go spojrzeniem.
– Nie. Zemdlałam.
Następna była lekcja komunikacji ze zwierzętami, kiedy jednak dziewczynki zgłosiły

background image

się na brzeg Zatoki Połowicznej, czekała na nie profesor Dovey.

– Księżniczka Uma jest dziś na zwolnieniu chorobowym.
Dziewczynki  rzuciły  Agacie  kwaśne  spojrzenia.  Nie  miały  wątpliwości,  że  to

z  powodu  incydentu  z  rybkami  życzeń.  Ponieważ  nie  udało  się  tak  szybko  znaleźć
zastępstwa, profesor Dovey dała im wolne.

– Uczennice z pierwszej połowy rankingu mogą się udać do Sali Urody. Uczennice

z  drugiej  połowy  powinny  wykorzystać  ten  czas,  by  zastanowić  się  nad  swoją
przeciętnością!

Beatrycze wraz z siódemką swoich przybocznych pomaszerowała do Sali Urody na

manikiur, zaś słabsze dziewczynki pobiegły popatrzeć na lekcję szermierki, ponieważ
chłopcy ćwiczyli bez koszul. Agata pospiesznie udała się do Galerii Dobra, licząc, że
tam znajdzie jakąś inspirację do rozwiązania zagadki.

Z  roztargnieniem  przyglądała  się  rzeźbom,  gablotom  i  wypchanym  zwierzętom

oświetlonym  różowymi  pochodniami  i  zastanawiała  się  nad  słowami  Dyrektora
Akademii, że wiedźma i księżniczka nie mogą być nigdy przyjaciółkami. Ale dlaczego?
Coś  musiało  stanąć  pomiędzy  nimi.  Z  pewnością  była  to  ta  tajemnicza  rzecz,  którą
musiała  mieć  księżniczka,  ale  nie  czarny  charakter.  Zastanawiała  się,  co  też  to  może
być, aż szyja zrobiła jej się czerwona i zaczęła ją piec. Ale nie znalazła odpowiedzi.

Agata  jeszcze  raz  podeszła  do  wnęki  w  rogu  sali,  skrywającej  impresjonistyczne

obrazy  Czytelników  z  Gawaldonu.  Pamiętała  rozmowę  profesor  Dovey  z  kobietą  ze
ściągniętą twarzą. Mówiły, że ich autorem jest „profesor Sader”. Ten sam Sader, który
uczył historii bohaterstwa? Czy to nie miała być następna lekcja?

Tym  razem  Agata  bacznie  przyglądała  się  kolejnym  obrazom.  Zauważyła,  że  tło

zmienia  się  z  obrazu  na  obraz:  na  rynku  pojawiało  się  więcej  sklepów,  kościół
z białego stał się czerwony, za jeziorem wyrosły dwa wiatraki – aż miasteczko zaczęło
wyglądać  dokładnie  tak,  jak  je  zapamiętała.  Coraz  bardziej  zdziwiona  szła  wzdłuż
galerii, aż jeden obraz sprawił, że się zatrzymała.

Wśród  dzieci  siedzących  na  schodach  kościoła  i  czytających  baśnie  dostrzegła

oświetloną przez promienie słoneczne dziewczynkę w fioletowym płaszczyku i żółtym
kapeluszu  ozdobionym  słonecznikami.  Agata  przysunęła  nos  do  płótna.  Alicja?  Na
pewno.  Córka  piekarza  nosiła  ten  idiotyczny  płaszczyk  i  kapelusz  codziennie,  aż  do
chwili,  gdy  osiem  lat  temu  została  porwana.  Po  drugiej  stronie  obrazu  zbłąkany
promień słońca padał na kościstego, ubranego na czarno chłopca bijącego kijkiem kota.
Rune.  Agata  pamiętała,  że  próbował  wydłubać  Rozpruwaczowi  oko,  aż  jej  matka
przepędziła go, bijąc miotłą. Rune także zniknął tamtego roku.

Szybko podeszła do kolejnego obrazu, przedstawiającego kolejkę dzieci czekających

przed  księgarnią  pana  Deauville’a,  ale  słońce  oświetlało  tylko  dwoje:  łysego  Bana,
gryzącego  stojącą  przed  nim  dziewczynkę,  i  cichego,  przystojnego  Garricka.  Dwóch
chłopców zabranych cztery lata temu.

background image

Agata  czuła  pot  spływający  jej  po  plecach.  Powoli  spojrzała  na  następny  obraz.

Dzieci  siedziały  na  szczycie  szmaragdowego  wzgórza  i  czytały  baśnie,  ale  słońce
oświetlało  tylko  dwie  dziewczynki,  które  znalazły  sobie  miejsca  niżej,  na  brzegu
jeziora.  Dziewczynka  w  czerni  wrzucała  do  wody  zapałki.  Dziewczynka  ubrana  na
różowo pakowała do woreczka ogórki.

Z zapartym tchem pobiegła w drugą stronę wzdłuż rzędu. Na każdym obrazie światło

naznaczało  dwoje  dzieci:  jedno  promienne  i  jasne,  drugie  dziwaczne  i  ponure.  Agata
wycofała  się  z  wnęki  i  wspięła  na  zad  wypchanej  krowy,  żeby  zobaczyć  wszystkie
obrazy jednocześnie. Mówiły jej trzy rzeczy o profesorze Saderze:

Mógł się przemieszczać między prawdziwym światem a światem baśni.
Wiedział, dlaczego sprowadzano tu dzieci z Gawaldonu.
I mógł im pomóc wrócić do domu.
Gdy wróżki zadzwoniły na początek kolejnej lekcji, Agata wpadła do Teatru Baśni

i  wcisnęła  się  obok  Kiko.  Tedros  wraz  z  innymi  chłopcami  odbijał  piłkę  od
wyrzeźbionego na froncie kamiennej sceny feniksa.

–  Tristan  nawet  się  ze  mną  nie  przywitał  –  jęknęła  Kiko.  –  Może  myśli,  że  mam

brodawki, skoro rozmawiałam z to…

– Gdzie jest Sader? – zapytała Agata.
– Profesor Sader – poprawił ją czyjś głos.
Podniosła  głowę  i  zobaczyła  przystojnego,  ubranego  w  ciemnozielony  garnitur

srebrnowłosego nauczyciela, który rzucił jej nieodgadniony uśmiech i wszedł na scenę.
Ten sam mężczyzna uśmiechnął się do niej wtedy w holu i potem na moście.

Profesor Świrus.
Agata odetchnęła. Na pewno jej pomoże, skoro ją polubił.
–  Jak  wiecie,  według  planu  czwartą  lekcję  mam  zarówno  tutaj,  jak  i  w  Akademii

Zła,  a  niestety  nie  mogę  być  w  dwóch  miejscach  jednocześnie.  Dlatego  też  będę
prowadzić  zajęcia  na  przemian  w  obu  szkołach,  po  tydzień  w  każdej  –  powiedział
profesor  Sader,  przytrzymując  się  mównicy.  –  Gdy  mnie  tu  nie  będzie,  będziemy
zapraszać  byłych  uczniów  szkoły,  żeby  opowiedzieli  wam  o  swoich  przygodach
w  Bezkresnej  Puszczy.  Oni  też  będą  organizować  cotygodniowe  ćwiczenia  na
zaliczenie,  więc  prosiłbym,  żebyście  traktowali  ich  z  takim  samym  szacunkiem  jak
mnie samego. Wreszcie, ponieważ jestem odpowiedzialny za ogromną liczbę uczniów
i  ogromną  ilość  materiału,  nie  mam  dyżurów  ani  nie  będę  odpowiadać  na  wasze
pytania w czasie lekcji ani poza nimi.

Agata  zakasłała.  Jak  miała  zdobyć  odpowiedź,  skoro  nie  pozwalał  na  zadawanie

pytań?

–  Jeśli  jednak  będziecie  mieć  jakieś  pytania  –  powiedział  Sader,  nie  mrugając

orzechowymi  oczami  –  z  pewnością  znajdziecie  odpowiedź  w  podręczniku  Historia
Puszczy  –  podręcznik  dla  szkół
 albo  w  innych  książkach  mojego  autorstwa,  które  są

background image

w Bibliotece Cnót. A teraz sprawdzę obecność. Beatrycze?

– Jestem.
– Jeszcze raz, Beatrycze.
– Obecna! – warknęła Beatrycze.
– Dziękuję bardzo. Kiko?
– Obecna!
– Jeszcze raz, Kiko.
– Tu jestem, panie profesorze.
– Doskonale. Rena?
– Jestem.
– Powtórz?
Agata jęknęła. W tym tempie będą tu siedzieć do skończenia świata.
– Tedros?
– Jestem.
– Głośniej, Tedrosie.
– Na litość boską, czy on jest głuchy? – jęknęła Agata.
– Nie, głuptasie – odparła Kiko. – Jest niewidomy.
Agata prychnęła.
– To abs…
Nieobecne  spojrzenie.  Dopasowywanie  imion  do  głosów.  Sposób,  w  jaki

przytrzymywał się mównicy.

– Ale jego obrazy! – zawołała Agata. – On widział Gawaldon! On widział nas!
Profesor  Sader  spojrzał  jej  prosto  w  oczy  i  uśmiechnął  się,  jakby  chciał  jej

przypomnieć, że nigdy niczego nie mógł zobaczyć.

–  Niech  ja  to  sobie  poukładam  –  powiedziała  Sofia.  –  Początkowo  było  dwóch

Dyrektorów Akademii. I byli braćmi.

– Bliźniakami – uzupełniła Hester.
– Jeden Dobry, drugi Zły – dodała Anadil.
Sofia  szła  wzdłuż  wyszczerbionych  marmurowych  mozaik  na  ścianie  holu  Zła.

Pokryty zielonawymi glonami i błękitną patyną, oświetlony zielonkawymi pochodniami
hol  wyglądał  jak  katedra,  która  większość  swego  żywota  spędziła  pod  wodą.
Zatrzymała  się  przed  mozaiką  przedstawiającą  dwóch  młodzieńców  w  zamkowej
komnacie, obserwujących zaklęte pióro, które widziała w wieży Dyrektora Akademii.
Obaj  bracia  nosili  długie  togi,  jeden  czarną,  a  drugi  białą.  Na  popękanej  mozaice
widziała identyczne przystojne twarze, nienaturalnie jasne włosy i intensywnie błękitne
oczy.  Ale  podczas  gdy  twarz  brata  w  bieli  była  pełna  ciepła  i  łagodności,  twarz
młodzieńca  ubranego  w  czerń  pozostawała  lodowata  i  twarda.  Mimo  wszystko  było
w nich coś, co wydawało jej się znajome.

background image

– Ci dwaj bracia rządzili oboma szkołami i strzegli magicznego pióra – powiedziała

Sofia.

– Baśniarza – poprawiła Hester.
– Wtedy Dobro zwyciężało w połowie przypadków a Zło w drugiej połowie?
– Mniej więcej – odparła Anadil, karmiąc ślimakiem siedzące w kieszeni szczury. –

Moja matka mówiła, że gdy Dobro miało dobrą passę, Zło wymyślało nowe podstępy,
zmuszając Dobro do ulepszenia sposobów obrony i pokonania go.

–  Równowaga  w  przyrodzie  –  dodała  Dot,  obgryzając  podręcznik,  który  zamieniła

w czekoladę.

Sofia  podeszła  do  następnej  mozaiki,  na  której  Zły  brat  przestał  rządzić  w  zgodzie

z Dobrym bratem i zaatakował go nawałą zaklęć.

–  Ale  Zły  brat  pomyślał,  że  może  kontrolować  pióro…  Baśniarza…  i  sprawić,  że

Zło  stanie  się  niepokonane.  Dlatego  zgromadził  armię,  by  zniszczyć  swojego  brata,
i wywołał wojnę.

–  Wielką  wojnę  –  powiedziała  Hester.  –  W  której  wszyscy  stanęli  po  stronie

któregoś z braci.

–  A  w  ostatecznej  bitwie  jeden  zwyciężył  –  kontynuowała  Sofia,  przyglądając  się

ostatniej  mozaice,  przedstawiającej  rzeszę  zawszan  i  nigdziarzy  oddających  cześć
zamaskowanemu  Dyrektorowi  Akademii  w  srebrnej  todze,  podczas  gdy  lśniący
Baśniarz unosił się ponad jego dłońmi. – Ale nikt nie wie, który.

– Szybko się uczysz – uśmiechnęła się Anadil.
–  No  dobrze,  ale  ludzie  musieli  się  chyba  zorientować,  czy  to  jest  Dobry,  czy  Zły

brat?

– Wszyscy udają, że to tajemnica – wyjaśniła Hester. – Ale od wielkiej wojny Zło

nie wygrało w żadnej baśni.

–  A  czy  to  pióro  nie  opisuje  po  prostu  tego,  co  dzieje  się  w  Puszczy?  –  zapytała

Sofia, przyglądając się dziwnym symbolom widocznym na stali, z której był zrobiony
Baśniarz. – Czy to nie my kontrolujemy przebieg baśni?

– I tak się przypadkiem składa, że każdy złoczyńca ginie pewnego dnia? – warknęła

Hester. – To pióro wpływa na nasze losy. To pióro zabija wszystkie czarne charaktery.
To pióro jest kontrolowane przez Dobro.

– Baśniarz, skarbie. – Dot chrupnęła głośno. – Nie pióro.
Hester wytrąciła jej książkę z ust.
–  No  dobrze,  ale  skoro  macie  za  każdym  razem  umierać,  to  po  co  zawracać  sobie

głowę kształceniem czarnych charakterów? – zastanawiała się Sofia. – Po co w ogóle
jest Akademii Zła?

–  Spróbuj  zapytać  o  to  kogoś  z  nauczycieli  –  wtrąciła  Dot,  szukając  w  torbie

większej książki.

– Niech będzie. Czyli czarne charaktery nie mogą wygrać – ziewnęła Sofia, piłując

background image

paznokcie odłamkiem marmuru. – Ale co to ma wspólnego ze mną?

– Baśniarz zaczął twoją baśń. – Hester zmarszczyła brwi.
– I co z tego?
–  Biorąc  pod  uwagę  to,  w  której  jesteś  szkole,  Baśniarz  uważa,  że  to  ty  jesteś

czarnym charakterem w tej baśni.

–  A  dlaczego  powinna  mnie  obchodzić  opinia  jakiegoś  pióra?  –  zapytała  Sofia,

szlifując paznokcie drugiej ręki.

– Cofam to, że się szybko uczysz – westchnęła Anadil.
– Jeśli jesteś czarnym charakterem, to umrzesz, kretynko! – warknęła Hester.
Sofia z wrażenia złamała paznokieć.
– Ale Dyrektor Akademii powiedział, że będę mogła wrócić do domu!
– Albo też jego zagadka jest pułapką.
– On jest Dobry! Same tak mówiłyście!
– A ty jesteś Zła – przypomniała Hester. – On nie jest po twojej stronie.
Sofia popatrzyła na nią. Anadil i Dot miały identyczne ponure wyrazy twarzy.
– Ja mam tu umrzeć? – pisnęła ze łzami w oczach. – Musi być coś, co mogę zrobić!
– Rozwiąż zagadkę – wzruszyła ramionami Hester. – To jedyny sposób, żebyś mogła

się  dowiedzieć,  co  on  planuje.  Poza  tym  twój  koniec  musi  się  wydarzyć  niebawem.
Jeśli jeszcze raz zajmiesz w czymś pierwsze miejsce, sama cię zabiję.

– No to powiedz mi, jaka jest odpowiedź! – krzyknęła Sofia.
–  Czego  takiego  nie  może  mieć  czarny  charakter,  a  co  musi  mieć  księżniczka?  –

zastanawiała się Hester, drapiąc się po tatuażu.

– Może chodzi o zwierzęta? – podsunęła Dot.
– Złoczyńcy mogą mieć zwierzęcych sługusów. To tylko wymaga większego stopnia

deprawacji – odparła Anadil. – A honor?

– Zło ma własne wersje honoru, męstwa i wszystkiego innego, o czym Dobro myśli,

że to wynalazło – powiedziała Hester. – Mamy tylko lepsze nazwy dla tego.

– Już mam!
Dziewczynki popatrzyły na Sofię.
– Przyjęcie urodzinowe! – oznajmiła. – Kto by przyszedł na imprezę do kogoś złego?
Anadil i Hester gapiły się na nią z politowaniem.
–  To  dlatego,  że  ona  nic  nie  je  –  stwierdziła  wreszcie  Dot.  –  Mózg  potrzebuje

jedzenia.

– W takim razie ty musisz być najmądrzejsza na świecie! – krzyknęła Sofia.
Dot spojrzała na nią ze złością.
– Pamiętaj, że najokrutniejsi złoczyńcy giną najokrutniejszą śmiercią.
Sofia nerwowo zwróciła się do Hester.
– Czy lady Lesso powie mi, jaka jest odpowiedź?
– Jeśli uzna, że Zło będzie dzięki temu bliższe zwycięstwa.

background image

– Musisz być sprytna – powiedziała Anadil.
– I subtelna – dodała Hester.
– Spryt? Subtelność? To moja druga natura, złociutkie – oznajmiła z ulgą Sofia. – Ta

zagadka już jest rozwiązana.

– Albo nie, biorąc pod uwagę, że jesteśmy kwadrans spóźnione – powiedziała Dot.
Rzeczywiście,  jedyną  rzeczą  bardziej  lodowatą  niż  zamarznięta  sala  lekcyjna  było

spojrzenie, jakie lady Lesso rzuciła czterem dziewczynkom, które wślizgnęły się przez
uchylone drzwi i skierowały na swoje miejsca.

–  Wysłałabym  was  do  ukarania,  ale  tam  są  zajęci  uczniami  z  mojej  poprzedniej

grupy.

Pod ich stopami zabrzmiały wrzaski chłopców. Cała klasa zadygotała na myśl o tym,

co działo się w Sali Udręki.

– Zobaczymy, czy nasze spóźnialskie zdołają się zrehabilitować – powiedziała lady

Lesso, złowieszczo stukając obcasami.

– Co robimy? – szepnęła Sofia do Horta.
–  Przepytuje  nas  ze  słynnych  nemezis  –  odparł  szeptem  Hort.  –  Jeśli  odpowiesz

dobrze, dostajesz coś takiego. – Pochwalił się potężną sztuczną brodawką przyklejoną
do policzka.

Sofia cofnęła się ze wstrętem.
– To ma być nagroda?!
–  Hester,  możesz  powiedzieć,  jaki  czarny  charakter  uśmiercał  swoje  nemezis  za

pomocą klątwy koszmarów?

– Finola Wróżkożerczyni. Wiedźma Finola nawiedzała wróżki w snach i nakłaniała

je,  by  obcięły  sobie  skrzydła.  Gdy  wróżki  nie  mogły  już  latać,  Finola  chwytała  je
i zjadała jedną po drugiej.

Sofia z trudem przełknęła to, co podeszło jej do gardła. Nigdy w życiu nie słyszała

o Finoli Wróżkożerczyni, więc Hester na pewno odpowiedziała źle.

–  Dobrze!  Finola  Wróżkożerczyni!  To  jedna  z  najsłynniejszych  baśni!  –  oznajmiła

lady Lesso i przylepiła ogromną brodawkę na dłoni Hester.

Słynna baśń? Sofia zmarszczyła nos. Niby gdzie słynna?
–  Anadil,  jaki  czarny  charakter  zabił  swoją  nemezis,  wykorzystując  przebranie?  –

zapytała lady Lesso.

–  Wściekły  Niedźwiedź  Reks.  Przebrał  się  w  skórę  niedźwiedzia,  ponieważ

księżniczka  Anatola  kochała  niedźwiedzie.  Gdy  chciała  go  pogłaskać,  poderżnął  jej
gardło.

–  Jest  dla  nas  prawdziwym  wzorem  do  naśladowania!  –  Lady  Lesso  umieściła

brodawkę  na  szyi  Anadil.  –  Gdyby  żył,  starłby  te  uśmiechy  z  twarzy  tych  wszystkich
pysznych kogucików u Klarysy!

Sofia przygryzła wargi. Czy oni to zmyślali na poczekaniu?

background image

– Dot, jaki czarny charakter zamordował swoją nemezis za pomocą przemiany?
– Królowa Mrozu! Zamieniła księżniczkę w lód i wystawiła ją na poranne słońce.
–  To  moja  ulubiona  baśń!  –  zagrzmiała  lady  Lesso.  –  Baśń,  która  żyć  będzie

wiecznie w sercach…

Sofia parsknęła.
– Czy coś cię rozśmieszyło? – zapytała lady Lesso.
– Nigdy nie słyszałam o żadnym z nich – wyjaśniła Sofia.
Hester i Anadil skuliły się na swoich miejscach.
– Nie słyszałaś o nich? – uśmiechnęła się drwiąco lady Lesso. – To były największe

zwycięstwa  Zła!  Triumfy,  które  inspirują  przyszłych  złoczyńców!  Cztery  dziewczynki
w studni
! Dwanaście utopionych księżniczek! Urszula Uzurpatorka, Wiedźma z…

– O nich też nigdy nie słyszałam – westchnęła Sofia, rozczesując włosy. – Tam, skąd

pochodzę,  nikt  nie  czytałby  baśni,  w  których  Zło  zwycięża.  Wszyscy  chcą,  żeby
zwyciężyło  Dobro,  ponieważ  Dobro  jest  ładniejsze,  lepiej  ubrane  i  ma  więcej
przyjaciół.

Lady Lesso zaniemówiła.
Sofia odwróciła się do kolegów z klasy.
– Przykro mi, że nikt was nie lubi i nigdy nie wygrywacie, i że musicie bez powodu

chodzić do szkoły, ale taka jest prawda.

Hester naciągnęła sobie tunikę na twarz.
Dot pochyliła się i szepnęła Sofii do ucha:
– Zagadka, skarbie.
–  A  właśnie!  –  oznajmiła  rzeczowym  tonem  Sofia.  –  Skoro  już  doszłam  do  głosu,

mam  dla  was  małą  zagwozdkę.  To  raczej  ważne,  żebym  to  rozwiązała,  więc  będę
niezwykle wdzięczna za każdą pomoc. Czego takiego czarny charakter nigdy nie będzie
mieć,  a  księżniczka  się  bez  tego  nie  obejdzie?  Jakieś  pomysły?  Nie  krępujcie  się,
strzelajcie śmiało. Z góry dziękuję, złociutcy.

– Ja mam pewien pomysł – oznajmiła lady Lesso.
– Wiedziałam, że pani zgadnie – uśmiechnęła się Sofia. – Co to takiego? Co takiego

ja mam, czego wy nie macie?

Lady Lesso przysunęła twarz do jej twarzy.
– Nic. I właśnie tyle usłyszymy od ciebie przez resztę lekcji.
Sofia chciała zaprotestować, ale nie udało jej się otworzyć ust. Jej wargi pozostały

zaciśnięte.

–  Znacznie  lepiej  –  powiedziała  lady  Lesso  i  nagrodziła  Sofię  brodawką  między

oczami.

Podczas gdy Sofia starała się za wszelką cenę otworzyć usta, lady Lesso, spokojna

i  opanowana  w  fioletowej  sukni,  ignorowała  zdrętwiałych  uczniów  stojących  wokół
niej.

background image

– No dobrze, Hort, powiedz mi, jaki czarny charakter wynalazł kruczą pułapkę.
Sofia,  świszcząc  przez  nos,  próbowała  podważyć  usta  długopisem,  spinką  do

włosów  i  soplem,  który  przekłuł  jej  wargę.  Próbowała  wzdychać,  lamentować
i krzyczeć, ale pozostawały jej tylko cisza, panika i krew.

Oraz Hester, piorunująca ją wzrokiem z pierwszej ławki.
– Już jest rozwiązana, co?

background image

13

Sala Udręki

background image

A

gata  nie  miała  pojęcia,  czemu  obiad  miał  być  jedzony  wspólnie,  ponieważ

zawszanie  siedzieli  z  zawszanami,  nigdziarze  siedzieli  z  nigdziarzami,  a  obie  grupy
udawały, że ta druga nie istnieje.

Obiad podawano na Polanie, zacisznym miejscu piknikowym pod bramą Błękitnego

Lasu. Aby się tam dostać, uczniowie musieli wędrować przez kręte tunele drzew, które
zwężały  się  coraz  bardziej,  aż  wreszcie  dzieci  jedno  po  drugim  wyskakiwały
z  wydrążonego  pnia  na  szmaragdową  trawę.  Gdy  tylko  Agata  wyszła  z  tunelu
prowadzącego od Zamku Dobra, ustawiła się w kolejce zawszan odbierających kosze
piknikowe  od  nimf  w  czerwonych  kapturkach,  podczas  gdy  nigdziarze  z  tunelu  Zła
dostawali zardzewiałe wiaderka od wilków w czerwonych mundurach.

Agata znalazła zacieniony kawałek murawy i sięgnęła do koszyka, w którym znalazła

kanapki  z  wędzonym  łososiem,  surówkę  z  rapunkuła,  suflet  truskawkowy  i  butelkę
z  gazowaną  lemoniadą.  Na  chwilę  zapomniała  o  zagadkach  i  fałszywych  tropach
i otworzyła łakomie usta, by ugryźć kanapkę.

Sofia wyrwała jej kanapkę z ręki.
– Nie masz pojęcia, przez co muszę przechodzić – chlipnęła, pożerając ją w całości.

– Masz, tu jest twoje. – Postawiła wiadro z owsianką.

Agata popatrzyła na nią.
–  No  przecież  zapytałam  –  wybełkotała  Sofia  między  kęsami.  –  Najwyraźniej

nigdziarze muszą się uczyć życia w ubóstwie. To część treningu. Tak przy okazji, to jest
pyszne.

Agata nadal bez słowa na nią patrzyła.
– Co jest? – zapytała Sofia. – Mam krew na zębach? Wydawało mi się, że zmyłam

wszy…

Ponad ramieniem Agaty zobaczyła Tedrosa i jego kolegów pokazujących ją palcami

i śmiejących się.

– No nie – jęknęła. – Co takiego znowu zrobiłaś?
Agata nie odrywała od niej wzroku.
–  Jeśli  masz  być  taka  nieużyta,  to  możesz  sobie  zjeść  suflet.  –  Sofia  zmarszczyła

brwi. – Czemu ten dziwny chochlik do mnie macha?

Agata odwróciła się i po przeciwnej stronie Polany zobaczyła Kiko, która machała

i  chwaliła  się  nowymi  rudymi  włosami.  Miały  dokładnie  ten  sam  kolor,  co  włosy
Tristana. Agata pobladła.

–  Uhm,  ty  ją  znasz?  –  zapytała  Sofia,  patrząc,  jak  Kiko  radośnie  zbliża  się  do

Tristana.

–  Przyjaźnimy  się  –  wyjaśniła  Agata,  machając  na  Kiko  ręką,  żeby  do  niego  nie

podchodziła.

– Masz przyjaciółkę?

background image

Agata odwróciła się do niej.
– Dlaczego cały czas tak na mnie patrzysz?! – krzyknęła Sofia.
– Nie jadłaś słodyczy, prawda?
– Co? – skrzeknęła Sofia, uświadamiając sobie, o co chodzi. Błyskawicznie uniosła

rękę i zerwała z twarzy brodawkę od lady Lesso. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? –
jęknęła, a Tedros z chłopakami zaczęli wydawać okrzyki radości.

– Ooooch, nie może być już gorzej – jęknęła Sofia.
Hort podniósł porzuconą brodawkę i uciekł z nią.
Sofia spojrzała na Agatę, która zaczęła się uśmiechać.
– To wcale nie jest zabawne! – lamentowała Sofia.
Ale Agata śmiała się, więc po chwili i ona poszła w jej ślady.
– Jak myślisz, co on zamierza z nią zrobić? – chichotała Agata.
Sofia przestała się śmiać.
– Musimy wracać do domu. Teraz.
Agata  opowiedziała  o  frustrujących  próbach  znalezienia  rozwiązania  zagadki,

łącznie  z  niepowodzeniem,  jakim  okazał  się  profesor  Sader.  Zanim  zdążyła  choćby
spróbować  zapytać  go  o  obrazy,  nauczyciel  historii  udał  się  na  spotkanie  z  uczniami
z  Akademii  Zła,  pozostawiając  trzy  podstarzałe  świnki  prowadzące  wykład
o znaczeniu właściwych zabezpieczeń domu.

– Tylko on może nam pomóc – powiedziała Agata.
–  Lepiej  się  pospiesz.  Moje  dni  są  policzone  –  oznajmiła  ponuro  Sofia

i  zrelacjonowała  całą  rozmowę  ze  swoimi  współlokatorkami,  łącznie  z  ich
przewidywaniami dotyczącymi jej losu.

–  Masz  zginąć?  To  nie  ma  cienia  sensu.  Nie  możesz  być  czarnym  charakterem

w naszej baśni, skoro się przyjaźnimy.

–  Właśnie  dlatego  Dyrektor  Akademii  powiedział,  że  nie  możemy  być

przyjaciółkami  –  odparła  Sofia.  –  Coś  musi  stanąć  między  nami.  Coś,  co  jest
odpowiedzią na zagadkę.

–  Co  takiego  mogłoby  stanąć  między  nami?  –  zastanawiała  się  Agata,  nadal

całkowicie zagubiona. – Może to wszystko jest jakoś powiązane. To coś, co musi mieć
Dobro,  ale  czego  nie  może  mieć  Zło.  Nie  wydaje  ci  się,  że  to  dlatego  Dobro  zawsze
wygrywa?

–  Zło  dawniej  wygrywało,  jeśli  wierzyć  lady  Lesso.  Ale  teraz  Dobro  ma  coś,  co

pokonuje wszystkich.

–  Dyrektor  Akademii  zabronił  nam  wracać  do  jego  wieży.  Czyli  rozwiązaniem

zagadki nie jest słowo ani rzecz, ani idea…

– To coś, co musimy zrobić!
– Zaczynamy wreszcie do czegoś dochodzić. Po pierwsze, to coś, co może sprawić,

że  zwrócimy  się  przeciwko  sobie.  Po  drugie,  to  coś,  co  raz  za  razem  pokonuje  Zło.

background image

A po trzecie, to coś, co możemy fizycznie zrobić…

Dziewczynki popatrzyły na siebie.
– Mam – powiedziała Agata.
– Ja też – odparła Sofia.
– To oczywiste.
– Całkiem oczywiste.
– To… to…
– Właśnie, to…
– Nie mam pojęcia – oznajmiła Agata.
– Ja też nie – westchnęła Sofia.
Po  drugiej  stronie  łąki  zawszanie  powoli  wkraczali  na  terytorium  zawszanek.

Dziewczynki siedziały jak kwiaty oczekujące na zerwanie po to tylko, by patrzeć, jak
Beatrycze  przyciąga  lwią  część  chłopców.  Podczas  gdy  ona  flirtowała  ze  swoimi
zalotnikami,  Tedros  zastanawiał  się  nad  czymś,  siedząc  na  pniu  drzewa.  W  końcu
wstał, przepchnął się przed pozostałych i zaprosił Beatrycze na spacer.

– Przecież on miał mnie uratować! – pisnęła Sofia, patrząc, jak odchodzą.
– Sofio, mamy szansę uwolnić nasze miasteczko od dwustuletniej klątwy, uratować

dzieci od pobicia i niezdawania, uciec od wilków, fal, gargulców i wszystkiego innego
w tej okropnej szkole i zakończyć baśń, która może cię zabić. A ty myślisz o chłopcu?

– Chciałabym szczęśliwego zakończenia, Aga. – W oczach Sofii zalśniły łzy.
– Jeśli wrócimy do domu żywe, to będzie szczęśliwe zakończenie.
Sofia skinęła głową, ale nie odrywała wzroku od Tedrosa.

–  Witam  na  dobrych  uczynkach  –  powiedziała  profesor  Dovey  do  uczniów

zgromadzonych  w  świetlicy  wieży  Czystość.  –  Jesteśmy  do  tyłu  z  programem,  więc
darujemy  sobie  zwykłe  grzeczności.  Zacznę  od  tego,  że  na  przestrzeni  lat  obserwuję
niepokojący spadek szacunku do tego przedmiotu.

– Ponieważ jest zaraz po obiedzie – szepnął Tedros do ucha Agacie.
– A ty czemu się do mnie odzywasz?
– Serio, jakie wiedźmie zaklęcie na mnie rzuciłaś, żebym cię wybrał jako goblina?
Agata nie odwróciła się.
– Coś musiałaś zrobić – złościł się Tedros. – Powiedz mi.
– Nie mogę zdradzać sekretów czarownic – oznajmiła Agata, patrząc przed siebie.
–  Wiedziałem!  –  Tedros  zauważył,  że  profesor  Dovey  piorunuje  go  spojrzeniem

i obdarzył ją uśmiechem pełnym pewności siebie. Przewróciła oczami i mówiła dalej.
Tedros  znowu  pochylił  się  do  Agaty.  –  Powiedz  mi,  to  moi  chłopcy  zostawią  cię
w spokoju.

– A ciebie też to obejmuje?
– Powiedz mi wreszcie, co zrobiłaś.

background image

Agata odetchnęła głęboko.
– Użyłam czaru hopsatalowego, potężnego uroku wynalezionego przez Gawaldońskie

Stowarzyszenie  Wiedźm  pod  wezwaniem  Kota  Rozpruwacza.  To  nieduży  sabat,
spotykający  się  nad  rzeką  Kallisą,  specjalizujący  się  nie  tylko  w  rzucaniu  zaklęć,  ale
także w pozyskiwaniu…

– Co zrobiłaś?!
– Cóż. – Agata odwróciła się do niego. – Czar hopsatelowy wciska się w mózg jak

ławica  pijawek.  Przenika  do  każdego  zakątka,  mnożąc  się  i  czekając  na  właściwy
moment. A kiedy już opanuje wszyściutkie zakamarki… śśśśśśśślurp! Wysysa z ciebie
każdą inteligentną myśl i zostawia cię głupiego jak ośli zadek.

Tedros poczerwieniał.
–  A,  jeszcze  jedno.  To  trwały  efekt  –  dodała  Agata  i  odwróciła  się  do  niego

plecami.

Tedros mamrotał o wieszaniu, kamienowaniu i innych sposobach, jakimi jego ojciec

karał złe kobiety, zaś Agata słuchała profesor Dovey uzasadniającej ważkość dobrych
uczynków.

– Za każdym razem, gdy ze szczerego serca spełniacie dobry uczynek, wasza dusza

staje  się  czystsza.  Niestety,  ostatnio  uczniowie  Dobra  wykonują  je  jak  obowiązki,
zajmując  się  raczej  pielęgnacją  swoich  ego,  arogancji  i  talii!  Pozwólcie,  że  wam
przypomnę, iż dobra passa może się skończyć w każdej chwili!

– Nie, jeśli Dyrektor Akademii ma władzę nad Baśniarzem – odezwała się Agata.
– Agato, Dyrektor Akademii nie ma absolutnie żadnego wpływu na przebieg baśni –

zapewniła ją niecierpliwie profesor Dovey. – On nie ma władzy nad Baśniarzem.

– Wydawało mi się, że jest całkiem dobry w magii – odparła Agata.
– Słucham?
– Może się przemieniać w cienie. Może sprawić, że komnata znika. Może sprawić,

że wszystko wydaje się snem, więc z pewnością ma władzę nad piórem…

– Skąd możesz to wszystko wiedzieć? – westchnęła profesor Dovey.
Agata zobaczyła, że Tedros uśmiecha się złośliwie.
– Ponieważ sama to widziałam.
Uśmieszek  Tedrosa  zniknął,  a  profesor  Dovey  wyglądała  jak  czajnik,  w  którym

woda  ma  się  zaraz  zagotować.  Uczniowie  patrzyli  nerwowo  na  przemian  na  nią  i  na
Agatę.

Nauczycielka uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Och, Agato, ależ masz bujną wyobraźnię. Z pewnością przyda ci się, gdy będziesz

czekała,  aż  ktoś  uratuje  cię  przed  wygłodniałym  smokiem.  Miejmy  nadzieję,  że  twój
wybawca pojawi się w porę. Wracając do dobrych uczynków, trzema kluczami do nich
są kreatywność, wykonalność i spontaniczność…

Agata  już  otworzyła  usta,  żeby  coś  powiedzieć,  ale  profesor  Dovey  uciszyła  ją

background image

złowróżbnym  spojrzeniem.  Dziewczynka  wiedziała,  że  stąpa  po  niepewnym  gruncie,
więc wyjęła pergamin i wraz z resztą uczniów zaczęła notować.

Przed zajęciami z przetrwania w baśniach uczniowie z obu szkół zostali wezwani na

apel na Polanie.

Gdy tylko Agata wyłoniła się z drzewnego tunelu, Kiko złapała ją za rękę.
– Tristan się ufarbował!
Agata spojrzała na Tristana, który opierał się o drzewo. Jego włosy były teraz jasne

i opadały na jedno oko. Kogoś jej przypominał.

–  Powiedział,  że  zrobił  to  dla  Beatrycze!  –  lamentowała  Kiko,  której  włosy  nadal

były okropnie rude.

Agata  popatrzyła  w  tę  samą  stronę  co  Tristan  i  zobaczyła  Beatrycze  paplającą

o  czymś  z  Tedrosem.  Nie  wydawał  się  tryskać  entuzjazmem.  W  pewnej  chwili
dmuchnął, żeby odsłonić jasną grzywkę opadającą mu na…

Agata  zakasłała.  Znowu  spojrzała  na  Tristana  także  dmuchającego  na  opadającą

jasną grzywkę. Potem na Tedrosa, który miał rozpięte dwa guziki koszuli i poluzowany
krawat  ze  złotą  literą  T.  Potem  na  Tristana,  który  rozpiął  dwa  guziki  koszuli
i poluzował krawat ze złotą literą T.

– A gdybym się utleniła na blond jak Beatrycze? – Kiko nie dawała za wygraną. –

Czy wtedy Tristan by mnie polubił?

Agata odwróciła się do niej.
– Powinnaś natychmiast znaleźć sobie nowy obiekt uczuć.
– UWAGA!
W  półkolu  pomiędzy  tunelami  stali  wszyscy  nauczyciele.  Byli  tam  nawet  Kastor

i Polluks, których głowy połączyły się na psim ciele.

Profesor Dovey wystąpiła naprzód.
– Ostatnimi czasy…
– RUSZCIE ZADKI, LENIWE KROWY! – warknął Kastor.
Ostatni  nigdziarze  wyszli  pospiesznie  z  tunelu  –  Sofia  na  samym  końcu.  Rzuciła

Agacie pytające spojrzenie, ale Agata wzruszyła tylko ramionami.

Profesor Dovey otwarła usta, żeby kontynuować.
–  PRZED  WAMI  KLARYSA  DOVEY,  DZIEKAN  AKADEMII  DOBRA

I EMERYTOWANY PROFESOR DOBRYCH UCZYNKÓW! – oznajmił Kastor.

– Dziękuję, Kastorze – powiedziała profesor Dovey.
–  KAŻDA  OSOBA,  KTÓRA  BĘDZIE  PRZESZKADZAĆ  LUB  ZACHOWYWAĆ

SIĘ W NIEODPOWIEDNI SPOSÓB, ZOSTANIE NIEZWŁOCZNIE UKARANA…

– DZIĘKUJĘ, KASTORZE! – skrzeknęła profesor Dovey.
Kastor popatrzył na swoje łapy.
Profesor Dovey odchrząknęła.
–  Drodzy  uczniowie,  wezwaliśmy  was  tutaj,  ponieważ  ostatnimi  czasy  krążą

background image

niezwykle niefortunne plotki…

–  Ja  bym  je  nazwała  kłamstwami  –  wtrąciła  lady  Lesso.  Agata  rozpoznała  w  niej

nauczycielkę, która zerwała ze ściany obraz Sadera w Galerii Dobra.

–  Wyjaśnijmy  więc  kilka  spraw  –  ciągnęła  profesor  Dovey.  –  Po  pierwsze,  na  Złu

nie ciąży żadna klątwa. Zło nadal jest zdolne do pokonania Dobra.

– O ile Zło będzie odrabiać lekcje! – warknął profesor Manley.
Nigdziarze pomrukiwali, jakby nie wierzyli w ani jedno słowo.
–  Po  drugie,  Dyrektor  Akademii  nie  jest  po  niczyjej  stronie  –  oznajmiła  profesor

Dovey.

– Skąd pani to może wiedzieć? – wrzasnął Raven.
– Dlaczego mamy wam wierzyć? – krzyknęła Hester, podczas gdy nigdziarze zaczęli

urządzać kocią muzykę.

– Ponieważ mamy na to dowód. – Profesor Sader zrobił krok do przodu.
Nigdziarze ucichli. Agata otwarła szeroko oczy. Dowód? Jaki dowód?
Zauważyła, że lady Lesso jest wyjątkowo skwaszona, co przekonało ją, iż ten dowód

rzeczywiście istnieje. Czy to on był odpowiedzią na zagadkę?

–  Na  koniec  muszę  podkreślić  –  powiedziała  profesor  Dovey  –  że  głównym

zadaniem  Dyrektora  Akademii  jest  strzeżenie  Baśniarza.  Z  tego  powodu  przebywa  on
w  swojej  ufortyfikowanej  wieży.  Dlatego  też,  niezależnie  od  tego,  co  ktoś  może
opowiadać,  chciałabym  was  zapewnić,  że  żaden  uczeń  nigdy  nie  widział  Dyrektora
Akademii i żaden go nigdy nie zobaczy.

Wszyscy spojrzeli na Agatę.
– A więc tu mamy źródło plotek – uśmiechnęła się szyderczo lady Lesso.
– To nie są plotki! – odparowała Agata. Zobaczyła, że Sofia potrząsa głową, dając

jej znać, że to porywanie się z motyką na słońce.

Lady Lesso uśmiechnęła się.
– Masz jeszcze jedną szansę, by się zrehabilitować. Czy spotkałaś się z Dyrektorem

Akademii?

Agata  popatrzyła  na  nauczycielkę  Zła,  wytrzeszczającą  fioletowe  oczy

przypominające  szklane  kulki.  Potem  na  profesora  Sadera,  uśmiechającego  się
z ciekawością. Potem na Sofię stojącą po drugiej stronie polany i pokazującą na migi
przyklejanie brodawek i zamykanie ust…

– Tak.
– Kłamiesz, i to w obecności nauczyciela! – wybuchnęła lady Lesso.
– To nie jest kłamstwo! – krzyknął czyjś głos.
Wszyscy odwrócili się do Sofii.
– Obie tam byłyśmy! Byłyśmy w jego wieży!
– I założę się, że ty też widziałaś Baśniarza? – prychnęła Beatrycze.
– Owszem, widziałam! – odparła Sofia, choć wokół zabrzmiały śmiechy.

background image

– I on zaczął też twoją baśń?
– Zaczął! Zaczął pisać naszą baśń!
– Wiwat królowa głupców! – oznajmiła Beatrycze wśród ryków radości.
– W takim razie ty musisz być ich wielką cesarzową.
Beatrycze odwróciła się do Agaty, podpierając się pod boki.
– Fuj, to „pomyłka” – jęknęła. – Dobro nigdy nie popełniło większego błędu.
– Nie poznałabyś Dobra, nawet jakby ci wlazło pod sukienkę! – wrzasnęła Agata.
Beatrycze zachłysnęła się tak głośno, że Tedros się uśmiechnął.
– Nie mów tak do Beatrycze! – odezwał się nagle czyjś głos.
Agata odwróciła się i zobaczyła Tristana w wersji blond.
–  Beatrycze?  –  wybuchnęła.  –  Jesteś  pewien,  że  nie  wolałbyś  Tedrosa?  On  byłby

zachwycony, gdyby mógł wyjść za siebie samego.

Tedros  przestał  się  uśmiechać  i  jak  ogłupiały  patrzył  na  Agatę,  na  Tristana,  na

Beatrycze…  W  końcu  stracił  cierpliwość  i  dał  Tristanowi  w  zęby.  Tristan  dobył
tępego  treningowego  miecza,  Tedros  wyciągnął  swój  i  starli  się  w  publicznym
pojedynku.  Ale  Tristan  obserwował  Tedrosa  na  zajęciach  z  szermierki,  więc  obaj
używali  dokładnie  takich  samych  ripost,  uników,  nawet  takich  samych  okrzyków
bojowych, aż wreszcie nikt nie wiedział, który jest który…

Zamiast  interweniować,  uczący  szermierki  profesor  Espada  podkręcił  długiego

wąsa.

– Omówimy to dokładnie na jutrzejszej lekcji.
Nigdziarze zareagowali szybciej.
– DO BOOOOOJUUUU! – ryknął Ravan.
Nigdziarze  zaszarżowali  na  zawszan,  tratując  zdumione  wilki  i  wpadając  między

pojedynkujących  się  szermierzy.  Dobrzy  chłopcy  z  głośnymi  okrzykami  rzucili  się  do
walki,  wywołując  ogromną  bijatykę,  która  sprawiła,  że  zawszanki  zostały  ochlapane
błotem.  Agata  nie  potrafiła  powstrzymać  śmiechu  na  widok  dziewcząt  powalonych
przez odrobinę brudu, aż wreszcie ubłocona Beatrycze wskazała na nią.

– To ona zaczęła!
I  zawszanki  z  wrzaskiem  pogoniły  Agatę,  która  w  jednej  chwili  wlazła  na  drzewo.

W  pobliżu  Tedros  zdołał  wysunąć  głowę  spod  stosu  chłopaków  i  zobaczył
przebiegającą obok Sofię.

– Ratunku! – zawołał.
Sofia  nadepnęła  mu  na  głowę  i  pobiegła  pomóc  Agacie,  w  którą  Beatrycze  ciskała

kamykami. Nagle kątem oka dostrzegła Horta.

– Hej, ty! Oddaj mi moją brodawkę!
Hort uciekał wokół kłębiących się chłopaków, a Sofia ścigała go, aż znalazła się na

tyle blisko, by cisnąć w jego głowę trzymaną w ręku gałęzią. Hort zrobił unik, a gałąź
uderzyła w twarz lady Lesso.

background image

Uczniowie zamarli.
Lady  Lesso  dotknęła  zimnego,  rozciętego  policzka.  Patrząc  na  krew  na  dłoni,  stała

się dziwnie spokojna.

Uniosła dłoń i długim czerwonym paznokciem wskazała Agatę.
– Zamknąć ją w wieży!
Chmura  wróżek  pojmała  Agatę  i  powlokła  obok  uśmiechniętego  złośliwie  Tedrosa

do tunelu zawszan.

– Nie! To moja wina! – zawołała Sofia.
– A tę – lady Lesso wskazała zakrwawionym palcem Sofię – do Sali Udręki.
Zanim  Sofia  zdążyła  wrzasnąć,  pazury  zacisnęły  się  na  jej  ustach  i  pociągnęły  ją

obok zastygłych z przerażenia kolegów w ciemność pod drzewami.

Sofia nie przeżyje tortur! Sofia nie przeżyje prawdziwego Zła!
Przerażona  Agata,  którą  niosły  wróżki,  spojrzała  w  dół  i  przez  łzy  zobaczyła

nauczycieli wchodzących do holu.

–  Profesorze  Sader!  –  krzyknęła,  czepiając  się  poręczy  schodów.  –  Musi  nam  pan

uwierzyć! Baśniarz uważa, że Sofia jest czarnym charakterem! On ją zabije!

Wszyscy nauczyciele podnieśli głowy, nie kryjąc zaniepokojenia.
– Jak pan mógł zobaczyć nasze miasteczko? – krzyczała Agata, a wróżki szarpały się

z  nią,  usiłując  oderwać  jej  ręce.  –  Jak  możemy  wrócić  do  domu?  Co  takiego  ma
księżniczka, czego nie ma złoczyńca?!

Sader uśmiechnął się.
– Pytania. Zawsze po trzy.
Nauczyciele roześmiali się i rozeszli się w swoje strony.
– Widziała Baśniarza? – zastanawiał się Espada.
– To właśnie ona jadła słodycze – wyjaśniła profesor Anemonia.
– Nie! Musi pan ją uratować! – ciągle błagała Agata, ale wróżki zawlokły ją już do

pokoju i zamknęły na klucz.

Gorączkowo  wdrapała  się  na  baldachim,  minęła  obraz  przedstawiający  pocałunek

bohaterów  i  sięgnęła  do  wyłamanego  panelu…  Ale  nie  był  już  wyłamany.  Ktoś
zatynkował go na gładko.

Krew  odpłynęła  z  policzków  Agaty.  Sader  był  jej  ostatnią  nadzieją  i  odmówił

odpowiedzi na pytania. Teraz jej jedyna przyjaciółka umrze w lochu tylko dlatego, że
pióro pomyliło księżniczkę z wiedźmą.

W tym momencie o czymś sobie przypomniała. To, co powiedział Sader na lekcji:
Jeśli jednak będziecie mieć jakieś pytania…
Agata bez tchu wysypała podręczniki z koszyka.

Szary  wilk,  stoicko  spokojny  i  skuteczny,  ciągnął  Sofię  na  długim  łańcuchu

background image

przyczepionym  do  żelaznej  obroży  ciasno  zapiętej  na  jej  szyi.  Przyciskając  się  do
przesiąkniętych  wilgocią  ścian  korytarza  ściekowego,  nie  mogła  walczyć  –  jeden
fałszywy ruch i ześlizgnęłaby się z wąskiego przejścia wprost do rwącego strumienia
szlamu.  Po  drugiej  stronie  czarnego,  cuchnącego  zgnilizną  strumienia  zobaczyła  dwa
wilki  wlokące  jęczącego  Vexa  z  kierunku,  w  jakim  ona  zmierzała.  Ich  spojrzenia  się
spotkały. Jego oczy były nabiegłe krwią i pełne nienawiści. Cokolwiek zrobiono z nim
w Sali Udręki, sprawiło, że był bardziej czarnym charakterem niż przed wejściem tam.

Agata – powtarzała sobie Sofia. – Agata zabierze nas do domu.
Przełknęła łzy. Musisz przeżyć dla Agaty.
W  połowie  ścieku,  gdzie  szlam  zamieniał  się  w  czystą  wodę,  poczuła,  że  mur

z  litego  kamienia  zastąpiła  przerdzewiała  krata.  Wilk  kopniakiem  otworzył  drzwi
i wepchnął ją do środka.

Sofia  podniosła  głowę  i  zobaczyła  mroczy  loch  oświetlony  pojedynczą  pochodnią.

Gdziekolwiek  spojrzała,  widziała  narzędzia  tortur:  koło  do  łamania,  madejowe  łoże,
dyby,  stryczki,  haki,  garotę,  żelazną  dziewicę,  zgniatacz  kciuków  i  przerażającą
kolekcję włóczni, maczug, rózeg, batów i noży. Serce jej zamarło. Odwróciła się…

W kącie lśniła para czerwonych oczu.
Z cienia powoli wyłonił się ogromny czarny wilk, dwa razy większy od pozostałych.

Ten  jednak  miał  ciało  człowieka  z  szeroką,  owłosioną  piersią,  żylastymi  ramionami,
grubymi łydkami i wielkimi stopami. Rozwinął zwój pergaminu i zaczął czytać niskim,
warkliwym głosem:

–  Sofio  z  Lasu  Za  Światem,  zostałaś  wezwana  do  Sali  Udręki  z  powodu

następujących  przewin:  spiskowanie  w  celu  głoszenia  nieprawdy,  zakłócenie
zgromadzenia, usiłowanie morderstwa członka kadry pedagogicznej…

– Morderstwa?! – jęknęła Sofia.
–  Podżeganie  do  zamieszek,  zmiana  strony  podczas  apelu,  zniszczenie  własności

szkoły, nękanie innych uczniów oraz przestępstwa wobec ludzkości.

–  Jestem  niewinna  wszystkich  tych  zarzutów  –  skrzywiła  się  Sofia.  –

W szczególności ostatniego.

Bestia złapał jej twarz pazurami.
– Tu obowiązuje domniemanie winy!
– Puszczaj! – wrzasnęła Sofia.
Powąchał jej szyję.
– Ależ z ciebie dorodna brzoskwinka.
– Zostawisz ślady!
Ku jej zaskoczeniu Bestia wypuścił ją.
– Zwykle trzeba was pobić, żeby poznać słaby punkt.
Sofia patrzyła, nic nie rozumiejąc. Potwór oblizał wargi i uśmiechnął się.
Dziewczynka wrzasnęła i skoczyła do drzwi, ale przycisnął ją do ściany i przykuł jej

background image

ręce do haków nad głową.

– Puszczaj!
Wilk spacerował wzdłuż ściany, szukając najodpowiedniejszego narzędzia kary.
– Proszę, przepraszam za wszystko, co zrobiłam! – lamentowała Sofia.
–  Złoczyńcy  nie  uczą  się  na  przeprosinach  –  powiedział.  Przez  chwilę  zastanawiał

się nad pałką, ale ruszył dalej. – Złoczyńcy uczą się na bólu.

– Proszę! Niech mi ktoś pomoże.
– Ból sprawi, że będziesz silniejsza.
Pogładził czubek zardzewiałej włóczni i odwiesił ją na miejsce.
– Ratunku!!!
– Ból sprawi, że będziesz dojrzalsza.
Podniósł topór. Twarz Sofii zrobiła się biała jak ściana.
Podszedł.
– Ból sprawi, że staniesz się Zła.
Wziął ją za włosy.
– Nie! – jęknęła Sofia zdławionym głosem.
Uniósł ostrze.
– Proszę!
Topór obciął jej włosy.
Sofia z ustami otwartymi z przerażenia wpatrywała się w swoje długie, piękne, złote

pukle  leżące  teraz  na  czarnej  podłodze  lochu.  Powoli  uniosła  twarz,  by  zobaczyć
ogromne,  czarne  oblicze  Bestii.  Potem  jej  wargi  zadrżały,  ciało  zwisło  bezwładnie
w łańcuchach i popłynęły łzy. Oparła ostrzyżoną, zeszpeconą głowę na piersi i płakała.
Płakała, aż zatkał jej się nos i nie mogła oddychać, ślina spływała jej na czarną tunikę,
a nadgarstki krwawiły w kajdanach.

Szczęknął zamek. Sofia otworzyła zapuchnięte, czerwone oczy i zobaczyła, że Bestia

odczepił ją od ściany.

– Wynoś się – warknął i powiesił topór.
Gdy się odwrócił, Sofia już zniknęła.
Bestia wyszedł ciężkim krokiem z lochu i przyklęknął w miejscu, gdzie spotykały się

rwące  strumienie  szlamu  i  czystej  wody.  Zanurzył  w  nich  zakrwawione  kajdany,
a  bystry  nurt  uderzał  w  nie  ze  wszystkich  stron,  myjąc  je  do  czysta.  Zeskrobując
ostatnie ślady krwi, Bestia popatrzył na swoje odbicie w szlamie.

To nie było jego odbicie.
Odwrócił się.
Sofia wepchnęła go do kanału.
Szamotał się w wodzie i szlamie, jęczał i próbował dosięgnąć krawędzi kanału, ale

nurt  był  zbyt  silny.  Sofia  patrzyła,  jak  gulgocze,  próbując  złapać  oddech,  i  wreszcie
idzie na dno jak kamień.

background image

Wygładziła  włosy  i  poszła  w  kierunku  światła,  starając  się  zapanować  nad

mdłościami.

Dobro wybacza – głosiła zasada.
Ale ta zasada była błędna. Z całą pewnością.
Ponieważ Sofia nie wybaczyła.
Ani trochę nie wybaczyła.

background image

14

Odpowiedź Strażnika Krypty

background image

O

kładka  była  ze  srebrnego  jedwabiu,  z  Baśniarzem  wymalowanym  pomiędzy

czarnym a białym łabędziem.

Historia Puszczy – wersja dla szkół

August A. Sader

Agata otworzyła książkę na pierwszej stronie:
Treść  tej  książki  odzwierciedla  WYŁĄCZNIE  poglądy  jej  autora.  Grono

pedagogiczne  nie  podziela  interpretacji  historii  prof.  Sadera.  Z  poważaniem,
Klarysa Dovey i
Lady Lesso, dziekani Akademii Dobra i Zła.

Agata poczuła się zachęcona tym, że nauczyciele nie aprobowali książki, którą miała

w rękach. To dawało nadzieję, że gdzieś na jej kartach znajdzie rozwiązanie zagadki.
Różnica  między  księżniczką  a  wiedźmą…  dowód,  że  Dobro  i  Zło  są  w  stanie
równowagi… Czy to może być jedno i to samo?

Przewróciła kartkę, ale na następnej stronie nie znalazła żadnych słów. Zobaczyła za

to  wzory  z  tęczowych  kropek,  maleńkich  jak  główki  od  szpilki.  Przewróciła  następną
kartkę. Więcej kropek. Kartkowała dalej – żadnych słów. Załamana przycisnęła twarz
do książki, a wtedy rozległ się donośny głos Sadera:

– Rozdział czternasty: Wielka wojna.
Agata  poderwała  się.  Na  jej  oczach  nad  stroną  książki  zaczęła  się  pojawiać

widmowa,  trójwymiarowa  scena  –  żywa  diorama  w  świetlistych  kolorach,  jak  na
obrazach Sadera w galerii. Przykucnęła i obserwowała milczącą wizję trzech starych
mędrców  z  brodami  do  ziemi  łączących  nad  czymś  dłonie  w  wieży  Dyrektora
Akademii.  Gdy  starcy  cofnęli  ręce,  wyfrunął  spośród  nich  lśniący  Baśniarz  i  zawisł
nad znajomym stołem z białego kamienia. Bezcielesny głos Sadera mówił dalej:

Jak pamiętamy z rozdziału pierwszego, Baśniarz został umieszczony w Akademii

Dobra i Zła przez Trzech Wieszczów z Bezkresnej Puszczy, którzy uznali, że tylko w
tym miejscu może zostać uchroniony przed skażeniem…

Agata gapiła się zdumiona. Niewidomy Sader nie mógł pisać o historii, ale mógł ją

widzieć.  I  chciał,  by  zobaczyli  ją  także  jego  uczniowie.  Za  każdym  razem,  gdy
przewracała  stronę  i  dotykała  kropek,  pojawiały  się  ożywione  obrazy,  którym
towarzyszyła  jego  narracja.  Większość  rozdziału  czternastego  zajmowało  to,  co  Sofia
streściła jej podczas obiadu: historia rządzących szkołą dwóch braci magów, Dobrego
i  Złego,  których  braterska  miłość  była  silniejsza  niż  lojalność  wobec  jednej  ze  stron.
Ale z czasem Zły brat zauważył, że ta miłość jest słabsza od pokusy, aż wreszcie uznał,
że  jedyną  przeszkodą  stojącą  między  nim  a  nieskończoną  mocą  pióra…  jest  jego
własna krew.

background image

Agata  przesuwała  dłońmi  po  kropkach,  studiując  obszerne  sceny  bitew  wielkiej

wojny,  historię  sojuszy  i  zdrad,  aby  zobaczyć,  jak  to  się  skończyło.  Jej  palce
znieruchomiały, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę w srebrnej todze i masce, wznoszącą
się ponad płomieniami i rzezią bitewną z Baśniarzem w dłoni:

–  Ostateczna  bitwa  pomiędzy  Złym  a  Dobrym  bratem  wyłoniła  zwycięzcę

nieprzynależącego  do  żadnej  ze  stron.  W  wielkim  traktacie  pokojowym  zwycięski
Dyrektor  Akaemii  przysiągł,  iż  wzniesie  się  ponad  Dobro  i
 Zło  i  będzie  strzegł
równowagi tak długo, dopóki starczy mu życia. Żadna ze
stron nie ufała rzecz jasna
zwycięzcy. Nie było jednak takiej potrzeby.

Scena przesunęła się, by pokazać drugiego brata rozsypującego się w popiół, który

rozpaczliwie wzniósł ku niebu dłoń i wypuścił z niej strumień srebrnego światła.

–  Umierający  brat  zużył  resztki  swej  magii,  by  utworzyć  ostatnie  zaklęcie

przeciwko  swemu  bliźniakowi:  sposób  na  udowodnienie,  że  Dobro  i  Zło  nadal  są
sobie  równe.  Jak  długo  ten  dowód  pozostaje  nienaruszony,  tak  długo  Baśniarz  nie
jest niczym skażony, a
w Puszczy panuje całkowita równowaga. Jeśli zaś chodzi o to,
czym jest ten dowód…

Serce Agaty podskoczyło.
Pozostaje on po dziś dzień w Akademii Dobra i Zła.
Scena pociemniała.
Agata  gorączkowo  przewróciła  kartkę  i  dotknęła  kropek.  Znów  zagrzmiał  głos

profesora Sadera:

Rozdział piętnasty: Wielka plaga karaluchów.
Agata  rzuciła  książką  o  ścianę,  a  potem  poprawiła  inną,  zostawiając  ślady  na

obliczach  namalowanej  pary.  Gdy  nie  miała  już  czym  rzucać,  wcisnęła  twarz
w poduszkę.

Proszę. Pomóż nam.
Wtedy, w milczeniu pomiędzy modlitwą a łzami, coś jej przyszło do głowy. Nie była

to nawet myśl. Raczej impuls.

Podniosła głowę.
Rozwiązanie zagadki popatrzyło na nią.
To tylko nowa fryzura – powtarzała sobie Sofia, przedzierając się przez chabrowy

gąszcz.  Nikt  niczego  nie  zauważy.  Prześlizgnęła  się  między  dwoma  drzewami  koloru
barwinka na Zachodnią Polanę, podchodząc od tyłu do swojej grupy.

Muszę znaleźć Agatę i…
Cała  grupa  się  odwróciła.  Nikt  się  nie  roześmiał.  Ani  Dot,  ani  Tedros,  ani  nawet

Beatrycze. Patrzyli na nią z taką zgrozą, że Sofia nie mogła oddychać.

–  Przepraszam…  coś  mi  wpadło  do  oka…  –  Zanurkowała  za  niebieski  krzak  róży

i odetchnęła głęboko. Nie była w stanie znieść kolejnego upokorzenia.

– Przynajmniej teraz wyglądasz jak nigdziarka – powiedział Tedros, podskakując za

background image

krzakiem. – I nikt nie popełni takiej pomyłki jak ja.

Sofia zrobiła się czerwona jak burak.
–  Cóż,  tak  to  się  kończy,  jeśli  ktoś  się  przyjaźni  z  wiedźmą.  –  Książę  zmarszczył

czoło.

Teraz twarz Sofii miała barwę owocu granatu.
– Słuchaj, nie jest aż tak źle. Przynajmniej nie tak źle, jak z twoją przyjaciółką.
–  Przepraszam  –  powiedziała  Sofia,  fioletowa  jak  bakłażan.  –  Mam  coś  w  drugim

oku…

Wyskoczyła zza krzaka i uczepiła się Dot jak koła ratunkowego.
– Gdzie jest Agata?!
Dot nadal gapiła się na jej włosy. Sofia odchrząknęła.
– A, no, nie wypuścili jej jeszcze z pokoju – wyjaśniła Dot. – Szkoda, że ominie ją

Kwietna  Kolej.  To  znaczy,  o  ile  Juba  zdoła  wezwać  konduktora.  –  Skinęła  głową
w stronę gnoma  szturchającego niebieskie dynie  na grządce. Jej  oczy znowu pobiegły
do włosów Sofii.

– To… nawet ładne.
– Przestań – powiedziała cicho Sofia.
Oczy Dot zwilgotniały.
– Byłaś taka śliczna.
– Odrosną – odparła Sofia, starając się nie płakać.
–  Nie  martw  się  –  pociągnęła  nosem  Dot.  –  Pewnego  dnia  ktoś  dostatecznie  Zły

zabije tego potwora.

Sofia zesztywniała.
– Wszyscy wsiadać! – zawołał Juba.
Odwróciła  się  i  zobaczyła,  że  Tedros  otwiera  czubek  zwyczajnej  niebieskiej  dyni,

jakby to był imbryk, i znika w środku.

Zmrużyła oczy.
– Co to…
Ktoś szturchnął ją w udo, więc spojrzała w dół. Juba wręczył jej bilet na Kwietną

Kolej  i  otworzył  pokrywkę  dyni,  odsłaniając  cienką  gąsienicę  w  fioletowym
aksamitnym  smokingu  i  takim  samym  cylindrze,  unoszącą  się  w  wirze  pastelowych
kolorów.

–  W  trakcie  podróży  Kwietną  Koleją  zabrania  się  spluwania,  kichania,  śpiewania,

węszenia,  huśtania,  przeklinania,  klepania,  spania  i  siusiania  –  oznajmił  gąsienica
najbardziej  opryskliwym  jak  to  tylko  możliwe  tonem.  –  Naruszenie  zasad  spowoduje
usunięcie ubrania. Proszę wsiadać!

Sofia odwróciła się szybko do Juby.
– Chwileczkę! Muszę znaleźć moją przy…
Pnącze wystrzeliło i wciągnęło ją do środka.

background image

Zbyt oszołomiona, by krzyczeć, przelatywała przez oślepiające róże, błękity i żółcie,

gdy  kolejne  roślinne  wąsy  chwytały  ją  i  przytrzymywały  jak  pasy  bezpieczeństwa.
Potem  usłyszała  syknięcie,  a  kiedy  się  obejrzała,  zobaczyła,  że  połyka  ją  ogromna
zielona muchołówka. Zdołała wrzasnąć, zanim pnącza wyciągnęły ją z paszczy rośliny
i  wrzuciły  w  tunel  pełen  gorącej,  zasłaniającej  wszystko  mgły,  gdzie  została
przyczepiona  do  czegoś,  co  poruszało  się  razem  z  nią,  podczas  gdy  jej  ręce  i  nogi
zwisały  swobodnie  w  zrobionej  z  bluszczu  uprzęży.  Mgła  rozwiała  się  i  Sofia
zobaczyła najbardziej magiczny widok w swoim życiu.

Był  to  podziemny  system  transportowy,  ogromny  jak  całe  miasto,  a  zrobiony

wyłącznie  ze  świecących  roślin.  Pasażerowie  zwisali  na  zrobionych  z  pnączy  pasach
przyczepionych  do  świecących  w  różnych  kolorach  pni  drzew,  pokrytych  dobranymi
kolorystycznie  kwiatami.  Kolorowe  pnie  splatały  się,  tworząc  gigantyczny  labirynt
torów.  Niektóre  biegły  równolegle  do  siebie,  inne  prostopadle,  jeszcze  inne
rozchodziły  się  w  dwóch  kierunkach,  ale  wszystkie  zabierały  pasażerów  dokładnie
w  to  miejsce,  w  którym  chcieli  się  znaleźć  w  Bezkresnej  Puszczy.  Sofia  patrzyła
zaszokowana na rząd ponurych krasnoludków, z siekierami przy pasie, podwieszonych
pod  fluorescencyjnie  czerwonym  pniem  z  napisem  LINIA  RÓŻANA.  W  przeciwną
stronę poruszała się migocząco zielona LINIA DRZEWNA, a wśród pasażerów Sofia
dostrzegła

zwisającą

ze

szmaragdowych

pnączy

rodzinę

niedźwiedzi

w  wyprasowanych  garniturach  i  sukienkach.  Zdumiona  spojrzała  na  swoją  LINIĘ
HIBISKUSOWĄ

i

zobaczyła

pozostałych

uczniów

umocowanych

wzdłuż

jaskrawoniebieskiego pnia. Tylko nigdziarze byli przypięci w uprzęży.

–  Kwietna  Kolej  jest  tylko  dla  zawszan  –  zawołała  do  niej  Dot.  –  Musieli  nas

wpuścić, bo jesteśmy ze szkoły, ale mimo wszystko nam nie ufają.

Sofii to nie obchodziło. Gdyby mogła, jeździłaby Kwietną Koleją przez resztę życia.

Oprócz szybkiego, relaksującego tempa i cudownych zapachów każda linia miała także
orkiestrę jaszczurek: jaszczurki z LINII MANDARYNKOWEJ brząkały energicznie na
banjo,  te  z  LINII  FIOŁKOWEJ  grały  uwodzicielsko  na  cytrach,  zaś  jaszczurki  z  linii,
którą  jechała  Sofia,  wygrywały  rytmiczną  melodię  na  fletach,  a  towarzyszył  im  chór
błękitnych  żab.  Na  wypadek  gdyby  pasażerowie  zgłodnieli,  każda  linia  miała  własne
przekąski  –  błękitniki  unoszące  się  wzdłuż  LINII  HIBISKUSOWEJ  roznosiły  muffiny
z  niebieskiej  mąki  kukurydzianej  i  poncz  jagodowy.  Raz  wreszcie  Sofia  miała
wszystko,  czego  chciała.  Rozluźniła  mięśnie  i  zapomniała  o  chłopcach  i  bestiach,
a pnącza wciągały ją wyżej i wyżej, w gwałtowny wir wiatru i błękitnego światła. Jej
ciało poczuło wiatr, potem powietrze, a potem ziemię, a jej ramiona wyciągnęły się ku
niebu. Sofia wykwitła z ziemi jak niebiański hiacynt.

I stwierdziła, że jest na cmentarzu.
Nagrobki  miały  ten  sam  kolor,  co  ponure  niebo  rozpościerające  się  nad  nagimi

wzgórzami. Drżący z zimna koledzy wyskoczyli obok niej z dziury w ziemi.

background image

– Gddddzie mmmy jesttteśmmmy? – zapytała, szczękając zębami.
– W Ogrodzie… Dobra i Zła – zadrżała Dot, skubiąc czekoladową jaszczurkę.
– Mmmnie ttto nnnie wyggląda na ogrrróddd – wyszczękała w odpowiedzi Sofia.
Ciepło  sprawiło,  że  jej  skóra  nieco  odtajała.  Juba  machnięciem  magicznej  laski

rozpalił kilka niedużych ognisk. Sofia i jej koledzy odetchnęli z ulgą.

–  Za  kilka  tygodni  zostaniecie  odblokowani  i  będziecie  mogli  używać  zaklęć  –

powiedział gnom, wywołując podekscytowane szepty. – Ale zaklęcia nie zastąpią wam
umiejętności przetrwania. Słonorobaki żyją w pobliżu grobów i mogą dostarczyć wam
pożywienia,  gdyby  z  jakiegoś  powodu  zabrakło  jedzenia.  Dzisiaj  będziecie  je
wyszukiwać i zjadać!

Sofia złapała się za brzuch.
– No już, do roboty! Pracujecie parami – oznajmił gnom. – Para, która zje najwięcej

robaków,  zajmuje  pierwsze  miejsce.  –  Spojrzał  na  Sofię.  –  Może  nasza  czarna  owca
zdoła się zrehabilitować.

– Czarna owca nie znajdzie niczego bez swojej przyjaciółki – mruknął Tedros.
Sofia nadąsała się ponuro, gdy wybrał do pary Beatrycze.
– No chodź. – Dot pociągnęła ją za sobą. – Możemy ich pokonać.
Nieoczekiwanie  zmotywowana  Sofia  zaczęła  razem  z  nią  przeszukiwać  ziemię,

pilnując, by nie oddalać się od ognisk.

– Jak wyglądają słonorobaki?
– Jak robaki – odparła Dot.
Sofia  zastanawiała  się  nad  jej  odpowiedzią,  gdy  nagle  w  oddali,  na  szczycie

wzgórza  zobaczyła  czyjąś  sylwetkę.  Był  to  potężny  olbrzym  z  długą,  czarną  brodą,
grubymi  dredami  i  ciemnoniebieską  skórą.  Miał  na  sobie  tylko  niedużą  brązową
przepaskę biodrową i kopał rząd grobów.

– Strażnik Krypty sam wszystko tutaj robi – powiedziała Dot do Sofii. – Dlatego jest

taka kolejka.

Sofia  przyjrzała  się  i  zobaczyła  za  Strażnikiem  Krypty  trzykilometrową  linię  ciał

i  trumien  czekających  na  pochówek.  Natychmiast  też  zauważyła  różnicę  między
ciemnymi  kamiennymi  trumnami  nigdziarzy  a  zrobionymi  ze  szkła  i  złota  trumnami
zawszan. Ale były tam też ciała bez trumien, porzucone na zboczu wzgórza, nad którym
krążyły sępy.

– Dlaczego nie znajdzie kogoś do pomocy? – zapytała.
– Ponieważ nikt nie może się wtrącać w jego system – wyjaśnił cicho Hort. – Mój

tata czekał aż dwa lata. – Głos mu się lekko załamał. – Tata został zabity przez samego
Piotrusia Pana. Zasługiwał na porządny grób.

Teraz już cała grupa patrzyła, jak Strażnik Krypty kopie grób, a potem wyjmuje spod

masy  włosów  ogromną  księgę  i  przygląda  się  jednej  ze  stron.  Następnie  olbrzym
podniósł złotą trumnę z przystojnym księciem i opuścił ją do pustego grobu. Przeszedł

background image

wzdłuż  linii  czekających  ciał,  podniósł  kryształową  trumnę  z  piękną  księżniczką
i złożył ją w tym samym grobie.

–  Anastazja  i  Jakub.  Zmarli  z  głodu  podczas  miesiąca  miodowego.  Tej  śmierci

dałoby się uniknąć, gdyby uważali na lekcjach – warknął Juba.

Uczniowie  wrócili  do  poszukiwań  robaków,  ale  Sofia  nadal  przyglądała  się

Strażnikowi Krypty, który jeszcze raz zajrzał do księgi, a potem podniósł pozbawione
trumny  ciało  ogra  i  wrzucił  je  do  grobu  obok.  Znowu  księga  i  tym  razem  złożył
imponującą srebrną trumnę królowej obok identycznej z królem.

Sofia  przeniosła  spojrzenie  na  resztę  cmentarza  i  zobaczyła  ten  sam  wzorzec  na

każdym  wzgórzu  i  w  każdej  dolinie.  Zawszanie  spoczywali  pod  podwójnymi
nagrobkami  –  chłopak  i  dziewczyna,  mąż  i  żona,  książę  i  księżniczka,  razem  w  życiu
i w śmierci. Nigdziarze byli chowani samotnie.

Długo i Zawsze Szczęśliwie. Raj we dwoje.
Nigdy Więcej. Raj w samotności.
Sofia zamarła. Znała już odpowiedź na zagadkę Dyrektora Akademii.
–  Może  powinniśmy  poszukać  w  Nekrodolinie  –  westchnął  Juba.  –  Chodźcie  ze

mną…

– Kryj mnie – szepnęła Sofia do Dot.
Dot odwróciła się.
– Gdzie ty… czekaj! Jesteśmy…
Ale Sofia już biegła pomiędzy odległymi nagrobkami wprost do Kwietnej Kolei.
– W parze – nadąsała się Dot.
Chwilę  później  w  Błękitnym  Lesie  pięć  stymfów  podniosło  głowy  znad  zdechłej

kozy i zobaczyło Sofię trzymającą jajo.

– Próbujemy jeszcze raz?

Miałam  to  od  początku  przed  oczami  –  myślała  Agata,  wpatrując  się  w  ścianę.

Broń,  która  uczyniła  Dobro  niezwyciężonym  w  walce  ze  Złem.  Coś,  czego  złoczyńca
nigdy nie dostanie, a księżniczka nie może bez tego żyć. Zadanie, które sprawi, że ona
i Sofia wrócą do domu.

Jeśli Sofia jeszcze żyje.
Agata poczuła, że ogarnia ją kolejna fala poczucia bezsilności i złych przeczuć. Nie

mogła tak po prostu siedzieć, podczas gdy Sofia jest torturowana…

Na  zewnątrz  rozległ  się  wrzask.  Agata  odwróciła  się  i  zobaczyła  wpadającą  przez

okno Sofię zrzuconą przez stymfa.

– Miłość – wysapała Sofia.
– Żyjesz! Ale twoje włosy! – jęknęła Agata.
– Miłość to coś, czego złoczyńca nigdy nie dostanie, ale bohaterka nie może bez tego

żyć.

background image

– Ale co oni ci… czy ty…
– Mam rację czy nie?!
Agata zrozumiała, że przyjaciółka nie zamierza mówić o Sali Udręki.
– Prawie. – Wskazała malowidło na ścianie przedstawiające bohaterów i bohaterki

z ustami złączonymi w kulminacyjnym pocałunku.

– Pocałunek prawdziwej miłości – westchnęła Sofia.
– Jeśli twoja prawdziwa miłość cię pocałuje, to znaczy, że nie możesz być czarnym

charakterem – powiedziała Agata.

– A jeśli nie zdołasz znaleźć miłości, nie możesz być księżniczką – dodała Sofia.
–  I  wrócimy  do  domu.  –  Agata  przełknęła.  –  Po  mojej  stronie  warunek  jest

spełniony. W twoim przypadku to nie będzie takie proste.

– Daj spokój, mogę sprawić, że dowolny z tych odrażających nigdziarzy się we mnie

zakocha. Daj mi tylko pięć minut, pusty schowek na miotły i…

–  On  jest  tylko  jeden,  Sofio  –  przerwała  jej  Agata  drżącym  głosem.  –  Każdy

zawszanin ma tylko jedną prawdziwą miłość.

Sofia spojrzała jej w oczy i opadła na łóżko.
– Tedros.
Agata  niechętnie  skinęła  głową.  Droga  do  domu  zależała  od  jednego  człowieka,

który mógł wszystko zrujnować.

– Tedros musi… mnie pocałować? – zapytała Sofia, patrząc w przestrzeń.
–  I  nie  może  zostać  w  tym  celu  oszukany,  zmuszony  ani  otumaniony.  Musi  tego

chcieć.

– Ale jak? On uważa, że jestem czarnym charakterem! On mnie nienawidzi! Aga, on

jest synem króla. On jest piękny, doskonały, a popatrz na mnie… – Pociągnęła się za
ostrzyżone włosy i wiszącą w strzępach tunikę. – Ja jestem… jestem…

– Nadal jesteś księżniczką.
Sofia popatrzyła na nią.
– I jedynym sposobem, żebyśmy mogły wrócić do domu – dodała Agata, zmuszając

się do uśmiechu. – Więc musimy sprawić, żeby doszło do tego pocałunku.

– My? – zapytała Sofia.
– My – wykrztusiła Agata.
Sofia uściskała ją mocno.
– Wrócimy do domu, Aga.
Ale wtulona w jej ramiona Agata wyczuła coś jeszcze. Coś, co podpowiedziało jej,

że Sala Udręki odebrała jej przyjaciółce więcej niż tylko włosy. Agata zdusiła swoje
wątpliwości i mocniej przycisnęła Sofię.

– Jeden pocałunek i będzie po wszystkim.
Podczas  gdy  one  obejmowały  się  w  jednej  wieży,  w  drugiej  Dyrektor  Akademii

patrzył,  jak  Baśniarz  kończy  imponującą  ilustrację  przedstawiającą  dwie  przytulone

background image

dziewczynki. Pióro dodało pod spodem ozdobnym pismem ostatnie zdanie zamykające
rozdział:

Ale każdy pocałunek ma swoją cenę.

background image
background image

15

Wybierz swoją trumnę

background image

I

lekroć  Tedros  znajdował  się  pod  presją,  zaczynał  ćwiczyć.  To,  że  o  szóstej  rano

pocił się w Sali Urody, rzucając młotami, podnosząc hantle i robiąc kolejne okrążenia
w basenie, oznaczało, że ma wiele do przemyślenia. Nic dziwnego – w nocy pod jego
drzwi zostało wsunięte zaproszenie na Ośnieżony Bal.

Wspinając  się  po  linach  zrobionych  ze  splecionych  w  warkocze  jasnych  włosów,

przeklinał  to,  że  będzie  musiał  spędzić  Gwiazdkę  na  balu.  Dlaczego  wszystko,  co
ważne dla zawszan, musiało się kręcić wokół męczących formalnych przyjęć? Problem
z balami polegał na tym, że tylko chłopcy musieli się napracować. Dziewczęta mogły
flirtować,  intrygować  i  marzyć,  ile  tylko  chciały,  ale  ostatecznie  to  chłopiec  musiał
dokonać wyboru i mieć nadzieję, że ona się zgodzi. Tedros nie musiał się martwić o to,
czy  dziewczyna  przyjmie  jego  zaproszenie.  Martwił  się  tym,  że  nie  było  żadnej
dziewczyny, którą tak naprawdę miałby ochotę zaprosić.

Nie  mógł  sobie  przypomnieć,  kiedy  w  ogóle  lubił  jakąś  pannę.  A  jednak  zawsze

któraś  chodziła  za  nim  krok  w  krok,  utrzymując,  że  jest  jego  dziewczyną.  To  się
powtarzało za każdym razem. Przysięgał sobie, że machnie ręką na dziewczyny, potem
zauważał, że jedna zwraca powszechną uwagę, postanawiał udowodnić, że mógłby ją
zdobyć,  i  przekonywał  się,  że  ma  do  czynienia  z  pustogłową  łowczynią  książąt,  która
od dawna miała go na oku. Klątwa Beatrycze. Nie, istniała na to lepsza nazwa.

Klątwa Ginewry.
Tedros  miał  zaledwie  dziewięć  lat,  gdy  jego  matka,  Ginewra,  uciekła  z  rycerzem

Lancelotem,  zostawiając  go  samego  z  ojcem.  Słyszał  potem  szepty,  że  znalazła
prawdziwą  miłość.
 Ale  co  z  tymi  wszystkimi  chwilami,  gdy  mówiła  jego  ojcu,  że  go
kocha? Kiedy mówiła to samemu Tedrosowi? Która miłość była prawdziwa?

Noc po nocy Tedros obserwował, jak ojciec coraz głębiej pogrąża się w rozpaczy

i  alkoholu.  Śmierć  przyszła  po  niego  w  niespełna  rok.  Na  łożu  śmierci  król  Artur
ścisnął dłonie swojego syna.

–  Lud  będzie  potrzebował  królowej,  Tedrosie.  Nie  popełnij  mojego  błędu.  Znajdź

dziewczynę, która jest naprawdę Dobra.

Tedros  wspinał  się  coraz  wyżej  po  złotych  warkoczach,  aż  na  napiętych  mięśniach

pojawiły się sznury żył.

Nie popełnij mojego błędu.
Ręka  mu  się  ześlizgnęła  i  spadł  na  miękką  matę.  Z  zaczerwienionymi  policzkami

patrzył na złośliwie kuszące kaskady włosów.

Wszystkie  dziewczęta  były  pomyłkami.  Ginewrami  niezdolnymi  do  odróżnienia

miłości od nic nieznaczących pocałunków.

Plamy dziennego światła padły na poduszkę Agaty. Poruszyła się i zobaczyła Sofię

skuloną na dawnym łóżku Reny.

background image

– Co ty tu jeszcze robisz? Jeśli wilki cię złapią, znowu trafisz do Sali Udręki! Poza

tym powinnaś być u siebie i pisać anonimowy poemat miłosny do Tedr…

– Nie powiedziałaś mi o balu.
Sofia  podniosła  lśniące  zaproszenie  w  kształcie  śniegowego  płatka,  na  którym

perłowe litery układały się w imię Agaty.

– Och, kogo obchodzi ten głupi bal? – jęknęła Agata. – Dawno już nas tu nie będzie.

Pamiętaj, żeby w tym poemacie napisać o tym, jaki on jest. O jego honorze, męstwie,
od…

Sofia zajmowała się wąchaniem zaproszenia.
– Sofia, posłuchaj mnie! Im bliżej balu, tym bardziej Tedros będzie szukał partnerki!

Im  bardziej  będzie  szukał  partnerki,  tym  bardziej  zakocha  się  w  kimś  innym!  Im
bardziej zakocha się w kimś innym, tym bardziej zostawi nas na pewną śmierć! Jasne?

– Ale ja chcę z nim iść.
– NIE ZOSTAŁAŚ ZAPROSZONA!
Sofia wydęła wargi.
– Sofia, Tedros musi cię pocałować teraz! Inaczej nigdy nie wrócimy do domu!
– Ciekawe, czy oni w ogóle sprawdzają te zaproszenia przy wejściu na bal?
Agata wyrwała z jej rąk kartonik.
– Ależ ze mnie idiotka. Wydawało mi się, że chcesz przeżyć!
– Ale nie mogę opuścić balu!
Agata popchnęła ją do drzwi.
– Przejdź Leśnym Tunelem…
– Marmurowa sala, lśniące suknie balowe, walc pod gwiazdami…
– Gdyby złapał cię jakiś wilk, powiedz, że zabłądziłaś…
– Bal, Aga! To prawdziwy bal!
Agata wyrzuciła ją kopniakiem za drzwi. Sofia wykrzywiła się na pożegnanie.
– Moje współlokatorki mi pomogą. To prawdziwe przyjaciółki.
Powiedziawszy to, zatrzasnęła drzwi przed nosem zszokowanej Agaty.
Dziesięć  minut  później  Hester  tupnęła,  omal  nie  rozdeptując  na  śmierć  szczura

Anadil.

–  POMOC?!  CHCESZ,  ŻEBYM  POMOGŁA  NIGDZIARCE  POCAŁOWAĆ

ZAWSZANINA? PRĘDZEJ WETKNĘ GŁOWĘ W KOŃSKI…

–  Sofio,  żaden  czarny  charakter  nie  znalazł  nigdy  miłości  –  wtrąciła  Anadil

z  nadzieją,  że  rozsądek  zdoła  ocalić  jej  szczury.  –  Samo  jej  szukanie  oznacza,  że
zdradzasz własną duszę…

–  Chcecie,  żebym  wróciła  do  domu?  –  warknęła  Sofia,  otrzepując  się  z  liści

pozostałych  po  przejściu  przez  tunel.  –  W  takim  razie  rzućcie  urok  na  Tedrosa,  żeby
zaprosił mnie na bal.

– NA BAL!!! – zaskrzeczała Hester. – SKĄD TY W OGÓLE WIESZ O BALU?!

background image

– Czarny charakter na balu? – zapytała Dot.
– Czarny charakter tańczący walca – prychnęła Anadil.
– Czarny charakter dygający – dodała Hester i wszystkie trzy zaczęły się zwijać ze

śmiechu.

– Zamierzam iść na ten bal! – fuknęła Sofia.
– Przedstawiamy państwu Wiedźmę z Lasu za Światem – rechotała Hester przez łzy.
W porze obiadowej nie było jej już do śmiechu.
Najpierw  Sofia  spóźniła  się  dwadzieścia  minut  na  lekcję,  starała  się  bowiem  coś

poradzić na obcięte włosy. Próbowała je zasłonić beretami, kokardami i grzebieniami,
aż w końcu zdecydowała się na wianek ze stokrotek.

–  Nie  takie  brzydkie  –  westchnęła,  nim  weszła  na  lekcję  pielęgnacji  brzydoty

i  zobaczyła,  jak  pozostali  uczniowie  posiwiają  sobie  włosy  dzięki  eliksirowi  ze
skrzydeł nietoperza. Nad jej głową nieoczekiwanie eksplodowało „1”.

–  Ależ  to  brzydkie!  –  rozpromienił  się  profesor  Manley,  wlepiając  wzrok  w  jej

włosy. – Twoja największa ozdoba zniknęła.

Wychodząc  z  sali,  Sofia  chlipała.  Nagle  jednak  usłyszała  wrzask  Hester.  Na

korytarzu  Albemarel,  pilny  dzięcioł  okularnik,  wykuwał  imię  Sofii  tuż  pod  imieniem
Hester na liście najlepszych uczniów Zła.

– Jedno małe zaklęcie miłosne, Hester – przypomniała jej słodko Sofia. – A potem

zniknę na zawsze.

Wściekła  Hester  odmaszerowała,  powtarzając  sobie,  że  nigdziarze  całujący  się

z zawszanami to coś, czego nie będzie popierać, niezależnie od okoliczności.

Na  początku  lekcji  klątw  lady  Lasso  weszła  do  lodowej  komnaty  z  zębami

zaciśniętymi bardziej niż zwykle.

– Dzisiaj nie da się już znaleźć porządnych katów – mruknęła.
– O czym ona mówi? – zapytała szeptem Sofia.
– Bestia gdzieś zniknął! – odparła cicho Dot.
Siedząca za nią Sofia poczuła, że ogarniają ją mdłości.
Przepytująca klasę ze snów o nemezis lady Lesso wściekała się i krytykowała każdą

błędną odpowiedź.

– Ale ja myślałam, że sny o nemezis znaczą, że będzie się Głównym Złym – zaczęła

Hester.

– Nie, ty kretynko! Tylko jeśli masz symptomy! Sen o nemezis nic nie znaczy, jeśli

nie  ma  symptomów  –  odparła  lady  Lesso.  –  Dot,  jaki  smak  w  ustach  pozostawia
pierwszy sen o nemezis?

– Zależny od tego, co jadłam przed spaniem?
– Krwi, idiotko! – Lady Lesso przesunęła paznokciami po lodowej ścianie. – Och,

co ja bym dała, żeby zobaczyć w tej szkole prawdziwy czarny charakter. Prawdziwego
złoczyńcę, który byłby zdolny doprowadzić Dobro do płaczu, a nie te gnidy nawozowe.

background image

Gdy  przyszła  na  nią  kolej,  Sofia  spodziewała  się  najgorszych  wyzwisk,  ale  lady

Lasso  dała  jej  brodawkę  za  całkowicie  nieprawidłową  odpowiedź  i  w  przejściu
pogładziła ją po ostrzyżonych włosach.

– Dlaczego ona jest dla ciebie taka miła? – syknęła z tyłu Hester.
Sofia mogłaby zapytać o to samo, ale odwróciła się z uśmiechem.
– Ponieważ jestem przyszłym kapitanem klasy. To znaczy, o ile tutaj zostanę.
Hester wyglądała tak, jakby miała ochotę skręcić jej kark.
– Zaklęcia miłosne to śmieci, a nie złe uczynki. One nie działają.
– Jestem pewna, że uda ci się znaleźć takie, które podziała – powiedziała Sofia.
– Ostrzegam cię, to się źle skończy.
–  Hmm…  A  co  powiesz  na  surfinie  w  każdym  pokoju?  –  zastanowiła  się  Sofia.  –

Myślę, że to będzie mój pierwszy wniosek, gdy już zostanę kapitanem klasy.

Wieczorem Hester napisała do krewnych z pytaniem o zaklęcia miłosne.

–  To  zaraźliwe  –  jęknęła  Agata,  gdy  wszystkie  zawszanki  skupiły  się  na  polanie

w  grupki,  pokazując  sobie  nawzajem  zaproszenia.  Każdy  płatek  śniegu  miał  inny
kształt.  Kawałek  dalej  Tedros  grał  w  kulki  i  ignorował  je  całkowicie.  –  Każde
ćwiczenie ma jakiś związek z urodą na balu, etykietą balową, wejściem na bal, historią
balów…

Sofia  nie  słuchała.  Trzymając  wiaderko  ze  świńskimi  raciczkami,  wpatrywała  się

tęsknie w zawszanki.

– Nie – powiedziała z naciskiem Agata.
– A gdyby mnie zaprosił?
– Sofia, on ma cię pocałować jak najszybciej! A nie zabierać na jakiś głupi bal!
–  Daj  spokój,  Aga,  nie  wiesz,  jak  jest  w  baśniach?  Jeśli  zabierze  mnie  na  bal,  to

wtedy mnie pocałuje! Tak jak Kopciuszka o północy! Pocałunki zawsze mają miejsce
na balu! Do tego czasu włosy mi odrosną, naprawię jakoś pantofelki i… no nie, suknia!
Mogłabyś  ukraść  trochę  szarmezy  od  którejś  z  dziewczyn?  I  jeszcze  krepdeszynu.  A,
i  tiul!  Całe  mnóstwo  tiulu!  Najlepiej  różowego,  chociaż  mogę  go  ufarbować…  Ale
z  drugiej  strony  farbowany  tiul  nigdy  nie  wygląda  odpowiednio.  Może  w  takim  razie
powinnyśmy zostać przy szyfonie. Znacznie prostszy w użyciu.

Agata zamrugała tylko, ponieważ odebrało jej mowę.
– Masz rację, powinnam najpierw go zapytać. – Sofia zerwała się z miejsca. – Nie

marszcz  brwi,  złociutka.  To  będzie  bułka  z  masłem.  Zobaczysz!  Księżniczka  Sofia  na
balu!

– Co ty zamierzasz… WSZYSTKO POPSUJESZ…
Ale  Sofia  już  pobiegła  w  podskokach  na  stronę  zawszan,  usiadła  koło  Tedrosa

i wyciągnęła do niego wiaderko.

– Cześć, przystojniaku. Masz może ochotę na… raciczki?

background image

Tedros spudłował i trafił kulką w oko Chaddicka. Na całej polanie zapadła cisza.
Chłopiec popatrzył na Sofię.
– Twoja przyjaciółka cię woła.
Sofia spojrzała na machającą na nią Agatę.
– Jest na mnie zła – westchnęła. – Masz rację, Tedrosie. Jesteśmy za blisko. Właśnie

dlatego wczoraj musiałam wyjść w połowie lekcji. Żeby powiedzieć jej, że najwyższy
czas, żebym znalazła Dobrych przyjaciół.

– Dot mówiła, że poszłaś, bo się pochorowałaś.
Sofia zakasłała.
– No cóż, lekko się podziębiłam…
– Powiedziała, że masz biegunkę.
– Biegun… – Sofia przełknęła ślinę. – Znasz Dot. Wiecznie coś zmyśla.
– Nie wydała mi się typem kłamczuchy.
– Och, ona wiecznie kłamie. Żeby zwrócić na siebie uwagę. No wiesz, dlatego, że

jest…

Tedros uniósł brwi.
– Że jest…?
– Tłusta.
– Rozumiem. – Tedros ułożył kulki. – To zabawne, nie? Wczołgiwała się do pustych

grobów  i  starała  się  zjeść  dość  robaków  za  was  dwie,  żebyś  nie  oblała  ćwiczenia.
Powiedziała, że jesteś jej najlepszą przyjaciółką.

–  Naprawdę?  –  Sofia  zauważyła,  że  Dot  do  niej  macha.  –  To  przygnębiające.  –

Odwróciła  się  do  Tedrosa,  szykującego  się  do  strzału  kulką.  –  Pamiętasz  nasze
pierwsze  spotkanie,  Tedrosie?  To  było  w  Błękitnym  Lesie.  Nic,  co  wydarzyło  się
później,  nie  miało  znaczenia.  Ani  to,  że  mnie  uderzyłeś,  ani  to,  że  nazwałeś  mnie
nigdziarką,  ani  to,  że  wylądowałeś  w  kupie.  Liczyło  się  tylko  to,  co  poczułeś  od
pierwszego wejrzenia. Chciałeś mnie uratować, Tedrosie. I oto jestem.

Złożyła ręce.
– Czekam, kiedy tylko będziesz gotów.
Tedros podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć.
– Na co?
– Żeby zaprosić mnie na bal – oznajmiła z uśmiechem Sofia.
Twarz księcia nie zmieniła się.
–  Wiem,  że  to  troszeczkę  za  wcześnie,  ale  dziewczyna  musi  umieć  planować  –

naciskała Sofia.

Beatrycze wepchnęła się pomiędzy nich.
– Tu nie ma miejsca dla nigdziarzy.
–  Co?  Tu  jest  mnóstwo  miejsca  –  parsknęła  Sofia,  ale  w  tym  momencie  Rena  ją

popchnęła,  a  potem  to  samo  zrobiło  sześć  innych  dziewczynek  i  Sofia  została

background image

całkowicie wyrzucona poza ich krąg. Spojrzała na Tedrosa, przekonana, że stanie w jej
obronie.

– Możesz się odsunąć? – poprosił, nie odrywając wzroku od kulek. – Zasłaniasz mi.
Agata uśmiechnęła się złośliwie, widząc Sofię maszerującą w jej stronę.
– Bułka z masłem, co?
Sofia wyminęła ją.
– Przyda ci się lekcja pokory! – krzyknęła za nią Agata.

– To przez te włosy – chlipnęła Sofia.
– Tu nie chodzi o włosy! – tłumaczyła Agata, przechodząc razem z nią przez bramę

do  Błękitnego  Lasu.  –  Musisz  najpierw  sprawić,  żeby  cię  polubił!  Inaczej  nigdy  nie
wrócimy do domu.

– To powinna być miłość od pierwszego wejrzenia. Tak to się dzieje w baśniach!
– Czas na plan B.
– Z drugiej strony, nie powiedział „nie” – przypomniała z nadzieją Sofia. – Może nie

poszło mi aż tak źle.

Dot podbiegła do niej.
– Wszyscy mówią, że nazwałaś Tedrosa kłamcą, rzuciłaś mu kupą w twarz i lizałaś

mu stopy!

Sofia spojrzała na Agatę.
– Jaki jest plan B?
Dołączyły do reszty leśnej grupy i zobaczyły osiem szklanych trumien ułożonych na

turkusowej trawie.

–  Co  tydzień  będziemy  powtarzać  ćwiczenie  polegające  na  odróżnianiu  Dobra  od

Zła,  ponieważ  to  kluczowa  umiejętność,  jaką  musicie  zdobyć  przed  wejściem  do
Puszczy  –  oznajmił  Juba.  –  Dzisiaj  przetestujemy  zawszan.  Biorąc  pod  uwagę  waszą
fascynację wczorajszymi pochówkami, pomyślałem, że będziecie mogli spróbować ich
na własnej skórze.

Następnie  polecił  zawszankom  i  nigdziarkom  wejść  do  otwartych  trumien

i  machnięciem  laski  zamienił  całą  ósemkę  w  identyczne  ciemnowłose  księżniczki
o szerokich biodrach, okrągłych pośladkach i wydatnych wargach.

– Jestem otyła – jęknęła Sofia.
–  Posłuchaj,  to  twoja  szansa  –  powiedziała  Agata,  przypominając  sobie  słowa

księżniczki Umy. – Jeśli w sercu naprawdę życzysz sobie Tedrosa, to go przyciągniesz
do ciebie! Będzie wiedział, że jesteś jego prawdziwą miłością!

– Ale Beatrycze też będzie go sobie życzyła!
–  Musisz  go  sobie  życzyć  bardziej!  Skoncentruj  się  na  tym,  co  w  nim  kochasz!

Skoncentruj się na tym, co sprawia, że jest twój!

Juba zatrzasnął szklane wieka i wymieszał osiem trumien.

background image

–  A  teraz  przyjrzyjcie  się  uważnie  tym  pannom  i  szukajcie  w  nich  oznak  Dobra  –

powiedział  chłopcom.  –  Gdy  będziecie  mieć  pewność,  że  znaleźliście  zawszankę,
ucałujcie jej dłoń, a wtedy wróci do własnej postaci!

Chłopcy ostrożnie podeszli do trumien.
– My też chcemy spróbować.
Juba z namysłem spojrzał na Horta i pozostałych nigdziarzy.
–  Hmmm,  jak  sądzę,  to  powinno  dać  naszym  dziewczętom  motywację  do

właściwego zachowania – powiedział.

Osiem  pulchnych  księżniczek  zesztywniało  w  swoich  trumnach,  gdy  Dobrzy  i  Źli

chłopcy  chodzili  wokół  nich.  Hort  ukradkiem  podszedł  do  błękitnego  krzaczka  mięty,
przeskoczył nad posilającym się skunksem i zerwał kilka listków. Zauważył, że Ravan
na niego patrzy.

– No co? Lubię się czuć świeżo – powiedział, żując miętę.
– Pospieszcie się i wybierajcie! – warknął Juba.
Leżąca w trumnie Agata życzyła sobie, żeby Tedros spojrzał głęboko w serce Sofii

i zobaczył, jaka jest naprawdę…

Leżąca  w  trumnie  Sofia  zamknęła  oczy  i  myślała  o  wszystkim,  co  kocha  w  swoim

księciu…

Tymczasem  Tedros  nie  chciał  żadnej  z  tych  dziewcząt.  Ale  gdy  miał  właśnie  zdać

się na los szczęścia, poczuł, że jego wzrok przyciąga trzecia trumna. Coś go ciągnęło
do  tej  dziewicy,  chociaż  wyglądała  identycznie  jak  pozostałe.  Jakieś  ciepło,  blask,
iskra energii pulsująca pomiędzy nimi. Tak, coś w tym było. Coś, czego wcześniej nie
zauważył. Jedna z tych dziewcząt była kimś więcej, niż się wydawała…

– Czas minął! – oznajmił Juba.
Agata  usłyszała  wrzask  mrożący  krew  w  żyłach  i  odwróciła  się  szybko  do  Sofii,

znowu we własnej postaci, z ustami przyciśniętymi do ust Horta.

Hort wypuścił ją.
–  A,  to  miała  być  dłoń.  Ups.  –  Zjadł  jeszcze  jeden  listek  mięty.  –  Możemy

spróbować jeszcze raz?

–  Ty  małpoludzie!!!  –  Sofia  kopnęła  go  tak,  że  wleciał  w  krzak  mięty,  prosto  na

skunksa, który uniósł ogon i prysnął mu w oczy.

Hort zataczał się, potykając się o trumny.
–  Oślepłem!  Oślepłem!  –  powtarzał,  aż  znowu  wpadł  na  Sofię  i  wleciał  do  jej

trumny,  która  zatrzasnęła  się,  zamykając  uperfumowanego  przez  skunksa  chłopaka
razem z Sofią. Dziewczynka z obrzydzeniem tłukła w szkło, ale pokrywa ani drgnęła.

– Zasada numer pięć. Nigdziarze nie zawracają sobie głowy miłością – powiedział

zrzędliwie  Juba.  –  To  stosowna  kara.  No  dobrze,  chłopcy,  zobaczmy,  kogo
wybraliście.

Agata usłyszała, że jej trumna się otwiera i zobaczyła Tedrosa unoszącego jej pełną

background image

dłoń do swoich miękkich ust. Zaskoczona kopnęła go w pierś tak, że chłopiec poleciał
do  tyłu,  uderzył  głową  w  wieko  trumny  i  upadł  zamroczony.  Zawszanie  stłoczyli  się
wokół niego, a księżniczki klony wyskoczyły z trumien, żeby pomóc, podczas gdy Juba
wyczarował  bryłę  lodu  na  głowę  księcia.  W  ogólnym  zamieszaniu  Agata  wyślizgnęła
się ze swojej trumny i schowała się w trumnie obok.

Tedros wstał chwiejnie, nie zamierzając wypuścić księżniczki.
Juba skrzywił się.
– Może powinieneś posiedzieć…
– Chcę dokończyć.
Juba  z  westchnieniem  skinął  głową  klonom,  które  wróciły  do  trumien  i  zamknęły

oczy.

Tedros  pamiętał,  że  to  była  trzecia  trumna.  Uniósł  ozdobione  klejnotami  szklane

wieko  i  bez  wahania  ucałował  dłoń  dziewicy.  Księżniczka  przemieniła  się
w uśmiechniętą triumfalnie Beatrycze, a Tedros wypuścił jej dłoń jak gorący kartofel.
W trumnie obok Agata odetchnęła z ulgą.

W  oddali  zawyły  wilki.  Gdy  grupa  wracała  z  Jubą  do  szkoły,  Agata  została,  żeby

zaczekać na Sofię.

– Chodź, Agato – zawołał Juba. – Sofia musi sama zrozumieć tę nauczkę.
Agata  obejrzała  się  i  zobaczyła  Sofię  uwięzioną  z  Hortem,  zatykającą  nos,

wrzeszczącą  i  kopiącą  szkło.  Może  gnom  miał  rację.  Jutro  jej  przyjaciółka  będzie
gotowa ją wysłuchać.

– Przeżyje to – mruknęła, idąc za pozostałymi. – To tylko Hort.
Ale to nie Hort był problemem.
Problemem było to, że Sofia widziała, jak Agata zmienia trumnę.

background image

16

Zdziczały Amor

background image

S

tarając się osłonić przed ulewą, Agata zaczepiła Hester stojącą w kolejce nigdziarzy

po obiad.

– Gdzie Sofia?
–  Nie  chce  wyjść  z  pokoju.  Nie  była  na  żadnej  lekcji  –  odparła  Hester;  wilk

tymczasem  wrzucił  jej  do  wiaderka  mięso  z  niespodzianką.  –  Najwyraźniej  dzielenie
trumny z Hortem odbiera wolę do życia.

Agata weszła na pokryty kałużami Most Połowiczny, a jej odbicie czekało już na nią,

jeszcze bardziej ponure i wymizerowane niż poprzednio.

– Muszę się zobaczyć z Sofią – powiedziała, unikając kontaktu wzrokowego z samą

sobą.

– To już drugi raz, jak popatrzył na ciebie w taki sposób.
– Co? Kto popatrzył na mnie drugi raz?
– Tedros.
– Cóż, Sofia nie zamierza mnie słuchać.
– Cóż, może Sofia nie jest w takim razie prawdziwą miłością Tedrosa?
–  Musi  być  –  odparła  Agata  nagle  zaniepokojona.  –  To  nie  może  być  nikt  inny.

Dzięki temu mamy wrócić do domu! Kto by to mógł być? Beatrycze? Rena? Mili…

– Ty.
Agata podniosła głowę. Jej odbicie uśmiechało się odrażająco.
Dziewczynka z powrotem utkwiła wzrok w mokrych buciorach.
– To naprawdę najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Po pierwsze, miłość

to coś, co wymyślono w baśniach, żeby zająć czymś dziewczęta. Po drugie, nie znoszę
Tedrosa.  Po  trzecie,  on  mnie  uważa  za  złą  wiedźmę,  co,  biorąc  pod  uwagę  moje
niedawne zachowanie, może być prawdą. A teraz przepuść mnie.

Jej odbicie przestało się uśmiechać.
– Myślisz, że jesteśmy wiedźmą?
Agata spiorunowała samą siebie wzrokiem.
–  Chcemy  sprawić,  żeby  nasza  przyjaciółka  zdobyła  serce  swojej  prawdziwej

miłości tylko po to, byśmy mogły ją zabrać od niego.

Odbicie natychmiast zbrzydło.
– Stanowczo zła – powiedziało i zniknęło.
Drzwi  do  pokoju  66  nie  były  zamknięte.  Agata  znalazła  Sofię  skuloną  pod

przypaloną, obszarpaną kołdrą.

– Widziałam! – syknęła Sofia. – Widziałam, że to ciebie wybrał! Ja tu się martwię

z powodu Beatrycze, a to ty jesteś podstępnym, zdradzieckim szpiclem!

–  Słuchaj,  nie  mam  pojęcia,  dlaczego  Tedros  ciągle  mnie  wybiera  –  powiedziała

Agata, wyciskając zmoczone włosy.

Sofia nadal świdrowała ją wzrokiem.

background image

– Chciałam, żeby ciebie wybrał, ty idiotko! – krzyknęła Agata. – Chciałam, żebyśmy

wróciły do domu!

Sofia  przez  dłuższą  chwilę  przyglądała  się  jej  badawczo,  potem  z  westchnieniem

odwróciła się do okna.

– Nie masz pojęcia, jakie to uczucie. Nadal wszędzie czuję jego zapach. Wypełnia

mi  cały  nos.  Dali  mu  własny  pokój,  dopóki  ten  smród  nie  osłabnie.  Ale  kto  może
powiedzieć, gdzie kończy się skunks, a zaczyna Hort?

Sofia wzdrygnęła się i odwróciła z powrotem do Agaty.
– Zrobiłam wszystko tak, jak powiedziałaś. Skoncentrowałam się na wszystkim tym,

co kocham w Tedrosie: jego skórze, jego oczach, jego kościach policzkowych…

– Sofio, to jest jego wygląd! Tedros nie poczuje pokrewieństwa dusz, jeśli podoba

ci się tylko dlatego, że jest przystojny. Czym się odróżniasz od innych dziewczyn?

Sofia zmarszczyła brwi.
– Nie chciałam myśleć o jego koronie ani o majątku. To byłoby płytkie.
– Pomyśl o tym, kim on jest! O jego charakterze! Jego wartościach! O tym, jaki jest

w głębi serca!

– Wybacz, ale ja naprawdę wiem, jak sprawić, żeby chłopiec się we mnie zakochał

–  prychnęła  Sofia,  wyganiając  ją  na  korytarz.  –  Po  prostu  przestań  wszystko  psuć
i pozwól, żebym zajęła się tym po swojemu.

„Po  swojemu”  w  wykonaniu  Sofii  najwyraźniej  oznaczało  upokarzanie  się  przy

każdej okazji.

Następnego  dnia  podczas  obiadu  usiłowała  przysunąć  się  do  Tedrosa  czekającego

w  kolejce  zawszan,  ale  jego  koledzy  stłoczyli  się  wokół  niej,  demonstracyjnie  żując
niebieskie listki mięty. Potem starała się zostać z nim sam na sam podczas przetrwania
w baśniach, ale Beatrycze trzymała się go jak rzep, przy każdej okazji przypominając
mu, że to jej trumnę wybrał.

–  Tedrosie,  czy  mogę  z  tobą  porozmawiać?  –  wypaliła  w  końcu  zniecierpliwiona

Sofia.

– Dlaczego miałby rozmawiać z tobą? – zapytała Beatrycze.
– Ponieważ się przyjaźnimy, ty natrętny komarze!
–  Przyjaźnimy?!  –  rozzłościł  się  Tedros.  –  Widziałem,  jak  traktujesz  swoich

przyjaciół.  Wykorzystujesz  ich.  Zdradzasz.  Nazywasz  tłustymi.  Nazywasz  kłamcami.
Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam.

–  Atak.  Zdrada.  Kłamstwo.  Wygląda  na  to,  że  ktoś  z  naszych  nigdziarzy  wreszcie

nauczył się wykorzystywać zasady! – rozpromienił się Juba.

Sofia sięgnęła po kawałek czekolady Dot.
– Znajdziemy ci jakieś zaklęcie miłosne – obiecała Dot.
– Dzięki, Dot – chlipnęła Sofia z pełnymi ustami. – To jest przepyszne.

background image

– Szczurze bobki. Wychodzą z nich najlepsze trufle.
Sofia zadławiła się.
– A właśnie, kogo nazywałaś tłustym?
Potem  było  jeszcze  gorzej.  Trwające  tydzień  ćwiczenie  ze  szkolenia  sługusów

i  komunikacji  ze  zwierzętami  polegało  na  tym,  że  wszystkim  uczniom  obu  szkół
przydzielono najróżniejsze istoty i zwierzęta jako towarzyszy, których mieli obowiązek
wszędzie  ze  sobą  zabierać.  Początkowo  zapanował  powszechny  chaos:  trolle
wyrzucały  nigdziarzy  przez  okna,  rozbrykane  satyry  kradły  koszyki  obiadowe,  małe
smoczki  podpalały  ławki,  a  najrozmaitsze  zwierzęta  zostawiały  na  korytarzach
Akademii Dobra istne hałdy odchodów.

–  To  tradycja.  Działanie  mające  na  celu  zbliżenie  szkół  –  wyjaśniła  zawszanom

profesor Dovey, nie zdejmując z nosa klamerki do bielizny. – Jakkolwiek niepotrzebne
i nieprzemyślane by nie było.

Kastor  wykrzywił  się  na  widok  nigdziarzy,  którzy  wycofali  się  do  dzwonnicy,

oblegani przez swoich sługusów.

JAK

TYLKO

WYCIĄGNIECIE

WŁASNE

GŁOWY

Z

ZADKÓW,

ZROZUMIECIE, KTO TU MA RZĄDZIĆ!

Rzeczywiście,  trzy  dni  później  Hester  nauczyła  swojego  małoletniego  ogra

korzystania  z  nocnika  i  plucia  na  zawszan  podczas  obiadu,  wilczarz  Tedrosa  kroczył
dumnie za swoim panem, pyton Anadil zaprzyjaźnił się z jej szczurami, a puchaty biały
króliczek Beatrycze wzbudzał takie uwielbienie, że nazwała go Tedzio (Tedros kopał
go za każdym razem, gdy się na niego natykał). Nawet Agata zdołała nauczyć swojego
energicznego strusia, jak kraść słodycze, unikając złapania przez nauczycieli.

Sofia  dostała  pod  opiekę  pulchnego  amorka  z  gęstą  czarną  czupryną,  zadartym

nosem,  różowymi  skrzydłami  i  oczami  zmieniającymi  kolor  zależnie  od  nastroju.
Wiedziała,  że  ma  na  imię  Grimm,  ponieważ  już  pierwszego  dnia  wypisał  to  na
wszystkich  ścianach  pokoju  66  jej  ulubioną  szminką.  Drugiego  dnia  po  raz  pierwszy
zobaczył  podczas  obiadu  Agatę  i  jego  zielone  oczy  zrobiły  się  czerwone.  Wreszcie
trzeciego  dnia,  gdy  Juba  mówił  im  o  „zastosowaniach  studni”,  Grimm  zaczął  strzelać
z łuku do Agaty, która w ostatniej chwili schowała się za leśną studnią.

–  ODWOŁAJ  TO  COŚ!  –  Tedros  mieczem  trenigowym  odparowywał  strzały

Grimma, które wpadały do studni.

– Grimm! To moja przyjaciółka! – krzyknęła Sofia.
Grimm z poczuciem winy odłożył strzały.
Czwarty dzień spędził, siedząc podczas wszystkich lekcji w kącie, zgrzytając zębami

i drapiąc ściany.

Lady Lesso przyjrzała mu się z zainteresowaniem.
–  Wiesz,  patrząc  na  niego,  można  by  uznać…  –  Spojrzała  na  Sofię,  ale  nie

dokończyła myśli. – Nieważne. Daj mu odrobinę mleka, to będzie bardziej posłuszny.

background image

Mleko podziałało piątego dnia, ale szóstego Grimm zaczął znowu strzelać do Agaty.

Sofia  próbowała  wszystkiego,  by  go  spacyfikować:  śpiewała  mu  kołysanki,  dała
najlepszą czekoladę Dot, pozwoliła mu nawet spać w swoim łóżku, a sama przeniosła
się na podłogę, ale nic nie mogło go powstrzymać.

– Co mam zrobić? – jęknęła Sofia do lady Lesso po zakończonej lekcji.
–  Niektóre  sługusy  dziczeją  –  westchnęła  lady  Lesso.  –  To  ryzyko  związane

z czarnymi charakterami. Ale zazwyczaj dzieje się tak, ponieważ…

– Ponieważ?
– O, jestem pewna, że się uspokoi. Zawsze tak jest.
Ale siódmego dnia Grimm zaczął podczas obiadu latać za Agatą, skutecznie unikając

próbujących  go  schwytać  uczniów  i  wilków,  aż  w  końcu  został  poskromiony  przez
demona Hester. Rozwścieczona Agata patrzyła na Sofię zza drzewa.

– Może kogoś mu przypominasz? – pisnęła Sofia.
Ale nawet demon Hester nie był w stanie na dłużej poradzić sobie z Grimmem, który

następnego  dnia  zaczął  podpalać  swoje  strzały.  Gdy  jedna  z  nich  przypiekła  Agacie
ucho, dziewczynka w końcu miała tego dość. Przypomniała sobie ostatnią lekcję Juby,
podczas  obiadu  zwabiła  zdziczałego  amorka  do  Błękitnego  Lasu  i  schowała  się
w  kamiennej  studni.  Gdy  Grimm  zanurkował  w  ciemną  głębię,  chcąc  ją  odnaleźć,
walnęła go w głowę buciorem i ogłuszyła tak, że stracił przytomność.

– Bałam się, że on cię zabije – chlipała Sofia, gdy wspólnie zawalały otwór studni

głazem.

– Potrafię o siebie zadbać – odparła Agata. – Słuchaj, do balu zostały niecałe dwa

miesiące, a sprawy z Tedrosem się komplikują. Musimy spróbować nowego…

– To mój książę. – Sofia zesztywniała. – Sama się nim zajmę.
Agata  nie  próbowała  z  nią  dyskutować.  Cóż,  kiedy  Sofia  będzie  gotowa,  wysłucha

jej.

Gdy  uczniowie  obu  szkół  poszli  z  Kastorem  i  Umą  do  Błękitnego  Lasu,  żeby

wypuścić towarzyszy na wolność, Sofia zakradła się do Biblioteki Występku.

Potrzebowała całej siły woli, żeby już od progu nie uciec. Księgozbiór usytuowany

na  najwyższym  piętrze  wieży  Występek  wyglądał  jak  całkiem  zwyczajna  biblioteka,
tylko taka, przez którą przeszły powódź, pożar i tornado. Przerdzewiałe żelazne półki
przekrzywiały  się  pod  różnymi  kątami,  a  na  podłodze  walały  się  tysiące  książek.
Ściany  pokrywała  puszysta  zielona  pleśń,  brązowy  dywan  był  wilgotny  i  lepki,
a w całej sali pachniało dymem i skwaśniałym mlekiem.

Za  stojącym  w  kącie  biurkiem  siedział  oślizgły  ropuch.  Palił  cygaro  i  przybijał

pieczęć na książkach, które rzucał potem na podłogę.

– Czego szuka? – beknął.
– Zaklęć miłosnych – odparła Sofie, starając się nie oddychać.

background image

Ropuch  skinieniem  głowy  wskazał  zawilgoconą  półkę  w  rogu.  Stały  na  niej  tylko

trzy książki:

Kolce bez róż: Dlaczego miłość to przekleństwo, autorstwa barona Drakuli
Jak zniszczyć prawdziwą miłość: podręcznik dla nigdziarzy, autorstwa dr. Waltera

Bartoliego

Niezawodne zaklęcia i eliksiry miłosne, autorstwa Glindy Gąś

Sofia  otworzyła  ostatnią  książkę  i  przejrzała  listę  zaklęć.  Wreszcie  znalazła

„Zaklęcie 53: Urok na serce prawdziwej miłości”.

Wyrwała kartkę i wybiegła, zanim zdążyła zemdleć od smrodu.
Podczas obiadu Dot, Hester i Anadil pochyliły się nad przepisem.
–  Gdy  tylko  chłopiec  znajdzie  się  pod  działaniem  tego  zaklęcia,  natychmiast

zakocha  się  w  tobie  i  zrobi  wszystko,  czego  zapragniesz  –  przeczytała  Anadil.  –
Sprawdza  się  szczególnie  w  przypadku  wyłudzania  oświadczyn  lub  zaproszenia  na
bal.

–  Wystarczy  zrobić  kulę  z  przepisanego  eliksiru  i  strzelić  nią  w  serce  swojej

prawdziwej miłości! – czytała podekscytowana Sofia.

– To nie podziała – marudziła Hester.
– Jesteś po prostu zła, bo ja to znalazłam.
Hester wyciągnęła z torby stos listów.
–  Kochana  Hester,  nie  znam  żadnych  działających  zaklęć  miłosnych…  Kochana

Hester, zaklęcia miłosne są skrajnie zawodne… Kochana Hester, zaklęcia miłosne są
niebezpieczne. Jeśli użyjesz niewłaściwego, możesz na zawsze skrzywić komuś…

– To ma być „niezawodne” – przypomniała Dot.
– I kto to mówi? Glinda GĄŚ?
– Moim zdaniem warto spróbować, jeśli dzięki temu nie będziemy już musiały gadać

o  balach  i  pocałunkach  –  powiedziała  Anadil,  nie  odrywając  czerwonych  oczu  od
przepisu.  –  Serce  nietoperza,  magnetyt,  kość  kota…  To  wszystko  standardowe
składniki. O, ale potrzebujemy kropli „zapachu” Tedrosa.

–  Jak  mamy  to  zdobyć?  –  zapytała  Dot.  –  Jeśli  nigdziarz  podejdzie  do  zawszanina,

natychmiast rzucą się na niego wilki. Musiałby to zrobić ktoś z zawszan.

W tym momencie usiadła obok nich Agata w różowej sukience.
– Co mnie ominęło?
Sofia zdążyła powiedzieć może z pięć słów, a już Agata ją skarciła:
– Nie! Żadnych zaklęć. Żadnych uroków. Żadnych sztuczek! To musi być prawdziwa

miłość!

–  Ale  popatrz  tylko!  –  Sofia  podniosła  stronę  z  ilustracją  przedstawiającą  księcia

i  księżniczkę  całujących  się  na  balu.  Podpis  brzmiał:  JEDYNY  AUTENTYCZNY

background image

SUBSTYTUT PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI!

Agata zgniotła kartkę i wrzuciła ją do wiaderka Sofii.
– Nie chcę o tym więcej słyszeć.
Resztę przerwy obiadowej Sofia spędziła, skubiąc w milczeniu kawałek sera.
Dwa  dni  później,  w  środku  nocy  Hester  poczuła  szturchnięcie.  Otworzyła  oczy

i zobaczyła Sofię stojącą nad jej łóżkiem i wąchającą granatowy krawat ze złotą literą
T.

– Pachnie niebiańsko. Jestem pewna, że to wystarczy.
Przez moment Hester nic nie rozumiała, potem jej policzki nabrzmiały, jakby miała

eksplodować.

– A co powiesz na Chór Złoczyńców? – zapytała Sofia. – Myślę, że to będzie mój

drugi wniosek, jak zostanę kapitanem.

Hester  nie  spała  już  do  rana,  tylko  mieszała  składniki.  W  starej  porcelanowej

miseczce  swojej  matki  przyrządziła  z  nich  pienisty  różowy  wywar,  wydestylowała
eliksir  miłosny  w  postaci  lśniącego  gazu  i  nad  ogniem  kominka  wpuściła  ten  gaz  do
kuli w kształcie serca.

–  Miejmy  tylko  nadzieję,  że  nie  umrze  od  tego  –  warknęła,  podając  wreszcie  kulę

Sofii.

Sofia  przez  dwa  dni  ćwiczyła  strzelanie  do  celu,  zanim  uznała,  że  jest  już  gotowa.

Zaczekała do przetrwania w baśniach, kiedy to Juba razem z całą grupą wspinał się na
drzewa, żeby zbadać „florę leśną”. Gdy Tedros chwycił się gałęzi niebieskiego grabu,
zobaczyła dla siebie szansę. Naciągnęła procę…

– Jesteś mój – szepnęła.
Różowe  serce  wystrzeliło  z  procy  i  poszybowało  prosto  w  stronę  srebrnego

łabędzia na sercu Tedrosa. Odbiło się od niego, jakby było z gumy, zmieniło kolor na
karmazynowy  i  z  głośnym,  nieludzkim  wrzaskiem  uderzyło  w  Sofię.  Wszyscy  patrzyli
teraz na nią zaskoczeni.

Na czarnej tunice Sofii widniała ogromna krwawa litera F.
–  Ponieważ  Fatalnie  poradziłaś  sobie  z  przestrzeganiem  zasad.  –  Siedzący  na

drzewie Juba rzucił  jej gniewne spojrzenie.  – Żadnych zaklęć,  dopóki nie zostaniecie
odblokowani.

Beatrycze podniosła z ziemi pęknięte serduszko.
– Zaklęcie miłosne? Próbowałaś rzucić na Tedrosa zaklęcie miłosne?
Wszyscy  zawszanie  zaczęli  dosłownie  ryczeć  ze  śmiechu.  Sofia  spojrzała  na

wyraźnie  rozwścieczonego  Tedrosa  i  na  stojąca  obok  niego  Agatę,  która  miała
identyczny  wyraz  twarzy.  Zasłoniła  dłońmi  twarz  i  uciekła,  a  jej  szloch  odbijał  się
echem po lesie.

– Co roku ktoś z szubrawców czegoś próbuje. Ale nawet ostatni szubrawiec wie, że

do  miłości  nie  ma  drogi  na  skróty  –  powiedział  Juba.  –  Zapewniam  was,  że  od

background image

przyszłego  tygodnia  zaczniemy  pracować  z  prawdziwymi  zaklęciami.  Ale  na  razie
zajmijmy  się  paprociami!  Aby  sprawdzić,  czy  paproć  nie  jest  przebranym
nigdziarzem…

Agata  nie  poszła  razem  z  resztą  grupy  na  Paprociowe  Pole.  Oparta  ciężko  o  pień

dębu  wpatrywała  się  w  szczątki  leżącego  w  trawie  serca,  które  rozprysnęło  się  tak
samo jak jej sny o powrocie do domu.

Hester  wróciła  po  kolacji  do  pokoju  i  zobaczyła  zapłakaną  Sofię  leżącą  na  łóżku.

Czerwone F na jej tunice wydawało się jeszcze bardziej jaskrawe.

– Nie chce zejść. Próbowałam wszystkiego.
Hester rzuciła torbę z podręcznikami na podłogę.
–  Będziemy  ćwiczyć  nasze  talenty  w  świetlicy.  Możesz  się  dołączyć,  jeśli  masz

ochotę.

Otworzyła drzwi, ale nim wyszła, powiedziała jeszcze:
– Ostrzegałam cię.
Sofia podskoczyła, słysząc trzaśnięcie drzwi.
Przez całą noc nie zmrużyła oka, wzdragając się na myśl o tym, że następnego dnia

będzie musiała się pokazać z tym przeklętym F na ubraniu. W końcu nad ranem zdołała
się zdrzemnąć. Gdy się obudziła, słońce stało już wysoko, a jej współlokatorki poszły
na śniadanie.

Na brzegu jej łóżka siedziała Agata, wyskubująca z różowej sukienki suche liście.
–  Tym  razem  wilk  mnie  zobaczył,  ale  zgubiłam  go  w  tunelu.  –  Popatrzyła  na

pozłacane lustro na ścianie. – Pasuje tutaj.

– Dziękuję, że je przyniosłaś – wykrztusiła Sofia.
– Mój pokój lepiej wygląda bez niego.
Zapadła krępująca cisza.
– Przepraszam, Aga.
– Sofio, ja naprawdę chcę ci pomóc. Ale musimy działać razem, jeśli mamy wyjść

z tego żywe.

– To zaklęcie było naszą jedyną nadzieją – zauważyła Sofia cicho.
– Nie możemy się poddawać! Musimy przecież wrócić do domu!
Sofia popatrzyła w lustro, a w jej oczach zalśniły łzy.
– Co się ze mną dzieje, Agato?
–  Chcesz  iść  na  bal,  zanim  zdobędziesz  księcia.  Chcesz  pocałunku,  nic  nie  robiąc.

Słuchaj,  przez  cały  tydzień  musiałam  zmywać  po  kolacji,  więc  miałam  czas,  by  to
przeczytać.  –  Agata  wyciągnęła  spod  sukienki  książkę:  Zdobądź  swego  księcia
autorstwa Emmy Anemonii. Zaczęła kartkować pozaginane strony.

–  Zgodnie  tym,  co  tu  autorka  napisała,  zdobycie  prawdziwej  miłości  jest

największym  z  wyzwań.  W  każdej  baśni  może  się  wydawać,  że  to  miłość  od

background image

pierwszego wejrzenia, ale zawsze wymaga to odpowiednich umiejętności.

– Ale ja już…
–  Bądź  cicho  i  słuchaj.  Wszystko  się  sprowadza  do  trzech  rzeczy.  Trzech  rzeczy,

jakie  dziewczyna  musi  zrobić,  by  zdobyć  księcia  z  bajki.  Po  pierwsze,  musisz
„podkreślić swoje walory”. Po drugie, powinnaś pozwolić, by „twoje czyny mówiły za
ciebie”.  A  po  trzecie,  masz  „zaprezentować  zalotników  zabiegających  o  twoje
względy”. Jeśli tylko spełnisz te warunki, mamy…

Sofia uniosła rękę.
– Co znowu.
– Nie mogę niczego podkreślić, chodząc ubrana w ten worek po kartoflach, nie mam

szans dokonać żadnego czynu na oczach tej diablicy i nie mam żadnych zalotników, nie
licząc chłopca, który wygląda i śmierdzi jak szczur! Popatrz na mnie, Agato! Mam F na
piersi,  moje  włosy  wyglądają  jak  u  chłopaka,  mam  worki  pod  oczami,  wysuszone
wargi, a wczoraj znalazłam wągra na nosie!

– I jak zamierzasz to zmienić? – warknęła Agata.
Sofia pochyliła głowę. Ohydna litera rzucała cień na jej dłonie.
– Powiedz mi, co mam zrobić, Aga. Zamieniam się w słuch.
– Pokaż mu, jaka jesteś – powiedziała Agata, mięknąc.
Popatrzyła głęboko w oczy przyjaciółki.
– Pokaż mu prawdziwą Sofię.
W jej uśmiechu Sofia dostrzegła niezłomną wiarę. Spojrzała w lustro i także zdołała

się  uśmiechnąć  przebiegle…  tak  samo  jak  ponury  amorek,  uwięziony  teraz  głęboko
w ciemności, czekający cierpliwie, aż zostanie wypuszczony.

background image

17

Nowe szaty cesarzowej

background image

N

owina o nieudanym  zaklęciu miłosnym Sofii  szybko rozeszła się  po obu szkołach

i od rana wszyscy czekali, wstrzymując oddech, żeby tylko zobaczyć jej szkarłatne F.
Ale gdy dziewczyna nie pojawiła się na żadnej z porannych lekcji, stało się jasne, że za
bardzo się wstydzi, by się pokazać komukolwiek na oczy.

– Szkoda, że nie słyszałyście, co Tedros o niej powiedział – mówiła Beatrycze do

koleżanek podczas obiadu.

Siedząca na stosie jesiennych liści Agata przestała jej słuchać i patrzyła na Tedrosa

grającego  w  rugby  z  innymi  zawszanami.  Srebrne  łabędzie  lśniły  na  ich  granatowych
swetrach.  Po  drugiej  stronie  Polany  nigdziarze  zlekceważyli  zabawy  grupowe
i  najczęściej  siedzieli  pojedynczo.  Hester  podniosła  głowę  znad  Bolesnych  zaklęć,  a
napotkawszy  pytające  spojrzenie  Agaty,  wzruszyła  ramionami  –  to,  gdzie  jest  Sofia,
było teraz najmniejszym z jej zmartwień.

–  Daj  spokój,  Teduś,  to  nie  jej  wina  –  paplała  tymczasem  głośno  Beatrycze.  –  Ta

biedna dziewczyna myśli, że jest jedną z nas. Powinniśmy współczuć komuś tak ża…

Przerwała i wybałuszyła oczy. Agata natychmiast zrozumiała, dlaczego.
Na  Polanę  dumnie  wmaszerowała  Sofia.  Jej  obwisły  dotychczas  czarny  mundurek

został  przerobiony  na  obcisłą  sukienkę  bez  ramion,  a  F  na  piersi  lśniło  diabolicznie
czerwonymi  cekinami.  Jasne  włosy  ścięła  jeszcze  krócej  i  ułożyła  je  w  lśniącą
fryzurkę. Twarz miała pomalowaną na biało niczym gejsza, powieki były różowe, usta
karmazynowe,  a  szklane  pantofelki  nie  tylko  zostały  naprawione,  ale  miały  teraz
wyższe  obcasy,  które,  w  połączeniu  z  bardzo  krótką  sukienką,  podkreślały  jej  długie
nogi. Wypłynęła spomiędzy cieni na słońce, a jej pokryta błyszczykiem skóra zalśniła
tak, że wyglądała jak skąpana w niebiańskim blasku.

Sofia  minęła  Hester,  która  zdumiona  upuściła  książkę,  minęła  zawszan,  którzy

upuścili piłkę, i zbliżyła się prosto do Horta.

– Zjedzmy coś – powiedziała i porwała go jak zakładnika.
Po drugiej stronie Polany miecz Tedrosa wypadł z pochwy.
Tedros  zobaczył  wściekłe  spojrzenie  Beatrycze  i  w  milczeniu  schował  go

z powrotem.

Podczas  zajęć  z  przetrwania  w  baśniach  Sofia  zignorowała  wykład  Juby

o  „zostawianiu  przydatnych  śladów”  i  spędziła  całą  lekcję,  przymilając  się  do  Horta
i zapełniając swoje nigdziarskie wiaderko korzonkami i ziołami z Błękitnego Lasu.

– Co ty wyprawiasz?! – syknęła Agata.
–  Uwierzysz  w  to,  Agusiu?  Mają  tutaj  buraczki,  korę  wierzby,  drzewo  cytrynowe

i  wszystkie  inne  rzeczy,  jakich  potrzebuję,  żeby  zrobić  moje  dawne  eliksiry  i  kremy!
Niedługo będę znowu prawdziwą sobą!

– Nie taką „prawdziwą Sofię” miałam na myśli.

background image

–  Przepraszam?  Przecież  stosuję  się  tylko  do  twoich  zaleceń.  Podkreślam  swoje

walory,  których,  jak  sama  widzisz,  mam  wiele.  Moje  czyny  mówią  za  mnie  –  czy
odezwałam się choćby słowem do Tedrosa? Nie. Nie odezwałam się. I nie zapomnijmy
o  zaprezentowaniu  zalotników  zabiegających  o  moje  względy.  Wiesz,  co  jest
potrzebne, by przetrwać obiad w towarzystwie Horta? Żeby łasić się do tego szczura
za każdym razem, gdy Tedros na nas patrzy? Eukaliptus, Agato. Znieczuliłam sobie nos
eukaliptusem. Ale ostatecznie miałaś rację.

– Słuchaj, źle mnie zro… Miałam?
–  Przypomniałaś  mi  o  tym,  co  ważne.  –  Sofia  ruchem  głowy  wskazała  Tedrosa

i innych zawszan gapiących się na nią spomiędzy drzew. – Nie ma znaczenia, czy jesteś
nigdziarką,

zawszanką

czy

gdziekolwiarką.

Ostatecznie

zawsze

wygrywa

najpiękniejsza na świecie. – Poprawiła szminką usta i zacmokała. – Zobaczysz. Przed
końcem tygodnia zaprosi mnie na bal, a ty będziesz miała ten swój bezcenny pocałunek.
Więc  żadnych  więcej  negatywnych  myśli,  złociutka,  bo  boli  mnie  od  nich  głowa.  No
dobrze, gdzie się podział ten beznadziejny Hort? Mówiłam mu, że ma się ode mnie nie
ruszać nawet na krok! – I oddaliła się dumnie, pozostawiając oniemiałą Agatę.

W Akademii Zła nigdziarze w ponurych nastrojach jedli kolację, wiedzieli bowiem,

że  czeka  ich  cały  wieczór  zakuwania.  Teraz,  gdy  mieli  zacząć  rzucanie  zaklęć,
nauczyciele  mniej  koncentrowali  się  na  ich  wrodzonych  talentach,  a  bardziej  na
żmudnie  zdobywanej  wiedzy.  Na  następny  dzień  musieli  zapamiętać  na  pierwsze
zaliczenie  u  lady  Lesso  osiemdziesiąt  scenariuszy  morderstw,  poza  tym  rozkazy  dla
olbrzymów  na  szkolenie  sługusów  i  mapę  Kwietnej  Kolei  na  egzamin  z  geografii
u profesora Sadera.

–  Jak  on  zamierza  je  sprawdzać?  –  narzekała  Hester.  –  Przecież  nawet  ich  nie

zobaczy!

Gdy  nadeszła  cisza  nocna,  ze  świetlicy  wróciły  Hester,  Dot  i  Anadil  ze  stosami

książek  i  zastały  pokój  zamieniony  w  istne  laboratorium.  Tuziny  barwnych  eliksirów
bulgotały  nad  płomieniami,  fiolki  z  kremami,  mydłami  i  farbami  zajmowały  półki,
a  trzy  łóżka  były  zasłane  suchymi  liśćmi,  ziołami  i  kwiatami…  W  centrum  tego
wszystkiego  siedziała  Sofia,  niewidoczna  spod  cekinów,  wstążek  i  tkanin,  testując  na
sobie nowe mieszanki.

– Mój Boże, ona naprawdę jest wiedźmą – zachłysnęła się Anadil.
Sofia uniosła Księgę przepisów na piękny wygląd.
– Ukradłam ją podczas obiadu jednej zawszance.
– Nie powinnaś uczyć się do zaliczeń? – zapytała Dot.
–  Piękno  to  praca  na  pełny  etat  –  westchnęła  Sofia,  smarując  się  intensywnie

zielonym balsamem.

– A my się zastanawiałyśmy, czemu zawszanki są takie głupie.
–  Sofia  wróciła,  złociutkie.  I  dopiero  się  rozkręca  –  zaszczebiotała  Sofia.  –  Mam

background image

teraz do zaliczenia miłość.

I  rzeczywiście.  Chociaż  następnego  dnia  zajęła  niemal  ostatnie  miejsca  we

wszystkich  trzech  zaliczeniach,  bez  wątpienia  była  pierwsza  w  zwracaniu  uwagi,
pojawiając  się  na  obiedzie  w  czarnej  tunice  przerobionej  na  oszałamiającą  suknię
z odsłoniętymi plecami i szarfą z błękitnych orchidei. Jej obcasy stały się o dobre trzy
centymetry wyższe, twarz lśniła brązem, cienie na powiekach miały prowokujący kolor
barwinka,  usta  były  cudownie  czerwone,  a  lśniące  F  na  przodzie  sukienki  uzupełniał
cekinowy napis na plecach: …jak Fantastyczna.

–  To  na  pewno  jest  niedozwolone  –  jęknęła  Beatrycze  do  śliniących  się  na  widok

Sofii chłopców.

Ale Sofia, pytana przez nauczycieli, upierała się, że ma przecież na sobie mundurek,

a groźne zazwyczaj wilki sprawiały wrażenie równie oszołomionych jak chłopcy. Dot
przysięgała, że jeden z nich mrugnął nawet do Sofii, napełniając jej wiaderko podczas
obiadu.

–  Ona  urządza  sobie  kpiny  ze  złoczyńców!  –  złościła  się  Hester,  piorunując

spojrzeniem  czarnych  oczu  Sofię  siedzącą  po  drugiej  stronie  Polany.  –  Powinni  ją  na
zawsze zamknąć w Sali Udręki.

–  Bestia  nadal  się  nie  pokazał  –  ziewnęła  Anadil.  –  Cokolwiek  go  przestraszyło,

musiało być naprawdę paskudne.

Następnego  dnia  Sofia  znowu  zawaliła  wszystkie  ćwiczenia,  a  mimo  to  jakimś

cudem  udało  jej  się  uniknąć  niezaliczenia  roku.  Chociaż  w  oczywisty  sposób  była
najgorsza, za każdym razem nad jej głową pojawiało się „19” zamiast „20”. („Jestem
zbyt urocza, żeby nie zdać” – chwaliła się zdumionym kolegom z klasy).

Podczas przetrwania w baśniach Sofia nie słuchała Juby omawiającego „survival ze

strachami  na  wróble”,  tylko  pracowicie  pisała  coś  w  notesie.  Rozwścieczona  Agata
patrzyła na jej czarną sukienkę typu baby doll, różowy lizak i cekiny ułożone w napis:
F… jak Frajda.

– Wymyśl jeszcze coś zaczynającego się na F – szepnęła Sofia.
–  Próbuję  słuchać,  a  ty  też  powinnaś,  bo  każda  myśl  o  ucieczce  staje  się

fantasmagorią.

–  F  jak  Fantasmagoria.  Hmm,  trochę  zbyt  wyszukane.  A  może  Flirciara?  Albo

Frapująca?

– A może Fajtłapa?! Nawet się do ciebie jeszcze nie odezwał.
F jak Fochy – oznajmiła Sofia. – Czyli to, co właśnie stroisz.
Przez resztę lekcji Agata mamrotała coś do siebie.
Ale  mało  brakowało,  a  uwierzyłaby  w  powodzenie  planu  Sofii,  która  następnego

dnia  pojawiła  się  w  odsłaniającym  brzuch  czarnym  topie,  rozkloszowanej
minispódniczce,  z  włosami  ułożonymi  w  nażelowane  kolce  i  w  pantofelkach
przemalowanych na ciemnoróżowo. Zawszanie spędzili przerwę obiadową, gapiąc się

background image

na nią i bezwiednie przełykając kęsy befsztyku. A jednak… chociaż Sofia widziała, że
Tedros ukradkiem spogląda na jej nogi, zgrzyta zębami, ilekroć koło niego przechodzi,
i poci się, jeśli znajdą się zbyt blisko siebie… nadal się do niej nie odezwał.

–  To  nie  wystarczy  –  powiedziała  Agata,  podchodząc  do  niej  po  lekcji  Juby.  –

Potrzebujesz lepszych walorów.

Sofia popatrzyła na siebie.
– Wydaje mi się, że moje walory są całkiem niezłe.
– Głębszych walorów, ty idiotko! Czegoś wewnętrznego! Takiego jak współczucie,

dobre uczynki lub życzliwość!

Sofia zamrugała.
– Czasem to, co mówisz, jest cudownie sensowne, Aga. On powinien zobaczyć, jak

dobra jestem w rzeczywistości.

– W końcu przejrzałaś na oczy – odetchnęła Agata. – A teraz pospiesz się. Jeśli on

zaprosi inną dziewczynę na bal, nigdy nie wrócimy do domu!

I zaproponowała, by Sofia podsunęła Tedrosowi miłosne limeryki pełne zgrabnych

rymów  lub  zostawiała  mu  potajemnie  dobrze  przemyślane  prezenty  dowodzące
głębokiego uczucia – skuteczność obu tych strategii podkreślało dzieło Zdobądź swego
księcia
.  Ponieważ  Sofia  słuchała  tego  wszystkiego  i  ze  zrozumieniem  kiwała  głową,
Agata  spodziewała  się  następnego  dnia,  idąc  na  obiad,  że  będzie  mogła  przeczytać
pierwszy brudnopis wiersza lub obejrzeć własnoręcznie zrobiony prezent. Zamiast tego
dostrzegła grupę dwudziestu nigdziarek stłoczonych z boku Polany.

– Co tam się dzieje? – zapytała Hester i Anadil, które czytały podręczniki w cieniu

drzew.

–  Powiedziała,  że  to  twój  pomysł  –  warknęła  Hester,  nie  odrywając  wzroku  od

książki.

– Zły pomysł – dodała Anadil. – Tak zły, że nie chcemy z tobą rozmawiać.
Zaskoczona popatrzyła na tłumek. Z jego środka rozbrzmiewał znajomy głos.
– Fantastycznie, złociutkie. Ale używajcie odrobinę mniej kremu!
Agata  poczuła  ściskanie  w  piersi.  Przepchnęła  się  przez  gromadę  nigdziarek,  aż

w końcu znalazła się w samym środku i omal nie padła trupem z zaskoczenia.

Sofia  siedziała  na  pieńku,  a  z  gałęzi  ponad  nią  zwieszał  się  ręcznie  malowany  na

desce znak:

background image

Stłoczone wokół niej nigdziarki wcierały lepki i czerwony krem z buraków w swoje

pryszcze i brodawki.

–  Zapamiętajcie  to  sobie,  dziewczyny.  To,  że  jesteś  brzydka,  nie  znaczy,  że  nie

możesz być atrakcyjna – pouczała je Sofia.

–  Jutro  przyprowadzę  moje  współlokatorki  –  szepnęła  Arachne  do  zielonoskórej

Mony.

Kompletnie  osłupiała  Agata  gapiła  się  w  milczeniu.  Nagle  zobaczyła,  że  ktoś

próbuje ukradkiem wymknąć się z tłumu.

– Dot?
Na twarzy Dot, wysmarowanej czerwonym kremem, malowało się poczucie winy.
– O, cześć! Ja tylko, no wiesz, pomyślałam, że powinnam mieć oko na… no wiesz,

żeby sprawdzić, na wszelki wypadek… – Popatrzyła na swoje stopy. – Nie mów o tym
Hester.

Agata nie miała pojęcia, co to wszystko może mieć wspólnego ze zdobyciem miłości

Tedrosa,  ale  kiedy  chciała  wypytać  o  to  Sofię,  trzy  nigdziarki  przepchnęły  się  przed
nią, żeby zapytać, jak wybrać najlepsze buraki. Agata nie znalazła także okazji podczas
zajęć w lesie, ponieważ Juba oddzielił zawszan od nigdziarzy.

– Musicie przywyknąć do tego, że jesteście wrogami. Pierwsza Próba Baśni będzie

już  za  trzy  tygodnie!  –  powiedział  gnom.  –  Przed  Próbą  musicie  opanować  kilka
podstawowych  zaklęć.  Oczywiście  nie  ma  jednej  metody  na  uprawianie  magii.
Niektóre zaklęcia wymagają wizualizacji, inne inkantacji, inne gestów dłońmi, tupania
nogą, magicznych różdżek, szyfrów liczbowych, a nawet partnerów! Wszystkie jednak
zaklęcia opierają się na jednej wspólnej zasadzie.

Wyjął z kieszeni lśniący srebrem klucz w kształcie łabędzia.
– Zawszanie, proszę wyciągnąć prawą rękę.
Zaskoczeni zawszanie popatrzyli na siebie i posłusznie wyciągnęli ręce.

background image

– Mhm. Ty pierwsza.
Agata zmarszczyła brwi, gdy złapał ją za rękę, a potem za palec wskazujący.
– Chwileczkę… co pan zamierza…
Juba  magicznie  zanurzył  łabędzi  klucz  w  opuszku  palca  Agaty  –  jej  skóra  stała  się

przezroczysta, a klucz przeniknął przez tkankę, żyły i krew, żeby utkwić w kości. Gnom
obrócił  go  i  kość  bezboleśnie  zatoczyła  pełen  okrąg.  Czubeczek  palca  przez  moment
lśnił  intensywnie  pomarańczowo,  a  potem,  gdy  Juba  wyjął  klucz,  przygasł.  Zdumiona
Agata wpatrywała się w swój palec, a Juba tymczasem odblokowywał resztę zawszan,
potem  nigdziarzy,  łącznie  z  Sofią,  która  ledwie  spojrzała  na  niego,  zajęta  pisaniem
w notesie.

–  Magia  odpowiada  na  uczucia.  To  jedyna  zasada  –  powiedział  gnom,  gdy  już

skończył.  –  Gdy  wasz  palec  świeci,  to  znaczy,  że  przywołaliście  dostatecznie  silne
emocje,  macie  dość  determinacji,  by  rzucić  zaklęcie.  Magii  możecie  używać  tylko
wtedy, gdy czujecie, że jest to naprawdę potrzebne!

Uczniowie  patrzyli  na  swoje  palce,  emocjonując  się  i  namawiając  je  z  całej  siły.

Wkrótce ich opuszki zaczęły migotać – każda osoba miała niepowtarzalny kolor.

– Ale podobnie jak różdżki, blask magiczny służy tylko do ćwiczeń! – ostrzegł Juba.

–  W  Puszczy  wyjdziecie  na  kompletne  niedorajdy,  jeśli  będziecie  się  świecić  za
każdym  razem,  gdy  rzucicie  zaklęcie.  Zapieczętujemy  wasze  lśnienie,  gdy  tylko
nauczycie  się  je  kontrolować.  –  Skrzywił  się  na  widok  Horta,  bezskutecznie
machającego palcem przed skałą i próbującego zrobić z nią cokolwiek. – Jeśli to tylko
kiedykolwiek nastąpi.

Gnom odwrócił się do całej grupy.
–  Na  pierwszym  roku  nauczycie  się  tylko  trzech  typów  zaklęć:  władzy  nad  wodą,

manipulacji  pogodą  i  mogryfikacji  w  rośliny  i  zwierzęta.  Dzisiaj  zaczniemy  od  tego
ostatniego. – Rozległy się podekscytowane szepty. – To proste zaklęcie wizualizacyjne,
niezwykle  przydatne,  by  uciec  przed  wrogiem.  A  teraz,  ponieważ  wasze  ubrania  nie
będą na was pasować po mogryfikacji, będzie łatwiej, jeśli je zdejmiecie.

Uczniowie przestali szeptać.
– No dobrze, na razie to pominiemy – powiedział Juba. – Kto chce spróbować jako

pierwszy?

Wszyscy  unieśli  ręce,  poza  dwiema  osobami.  Agata  modliła  się  żarliwiej  niż

kiedykolwiek wcześniej, by Sofia miała plan umożliwiający im powrót do domu. Sofia
jednak  była  zbyt  zajęta  robieniem  notatek  do  swojej  następnej  pogadanki  („Wanna  to
nie narzędzie tortur”), by się tym przejmować.

Trzeciego dnia przy pieńku Sofii trzydzieści świeżo wykąpanych nigdziarek czekało

na pogadankę „Powiedz nie szmatom”.

– Profesor Manley powtarza, że nigdziarze muszą być szpetni. Że brzydota oznacza

background image

wyjątkowość,  potęgę,  wolność!  A  ja  miałabym  pytanie  do  profesora  Manleya:  jak
mamy  się  czuć  wyjątkowe,  potężne  lub  wolne…  w  czymś  takim?  –  zagrzmiała  Sofia,
machając  czarną  tuniką  jak  wrażą  flagą.  Odpowiedziały  jej  wiwaty  tak  głośne,  że  po
drugiej stronie Polany ołówek Beatrycze ześlizgnął się z kartki, psując szkic jej sukni
balowej.

– To ta chora psychicznie Sofia – warknęła Beatrycze.
–  Jak  widzę,  nadal  szuka  partnera  na  bal  –  mruknął  Tedros,  celując  podkową

w palik.

– Gorzej. Teraz stara się przekonać nigdziarzy, że nie są do niczego.
Zaskoczony Tedros spudłował.
Po  obiedzie  Agata  nawet  nie  próbowała  rozmawiać  z  Sofią,  ponieważ  tłoczyły  się

wokół  niej  nigdziarki  wypytujące  o  porady  z  dziedziny  mody.  Nie  próbowała  też
następnego  dnia,  gdy  nastąpiło  spontaniczne  palenie  butów  po  pogadance  „Precz
z  buciorami!”,  a  wilki  biegały  w  kółko,  zapędzając  uczniów  batami  do  zamku.  Nie
zamierzała nawet próbować jeszcze kolejnego dnia, gdy na pogadance o „Sporcie dla
niewysportowanych”  zjawiły  się  wszystkie  nigdziarki  z  wyjątkiem  Hester  i  Anadil,
które po obiedzie dopadły Agatę.

–  Ten  pomysł  robi  się  coraz  bardziej  obrzydliwy  –  oznajmiła  Anadil.  –  Tak

obrzydliwy, że nie będziemy już się z tobą przyjaźnić.

– Chłopcy, bale, pocałunki… teraz to wszystko twój problem – warknęła Hester, aż

demon na jej szyi poruszył się. – Jeśli tylko nie będzie mi to przeszkadzać w zostaniu
kapitanem, dbam o to, co wy dwie zrobicie, tyle, co o wieprzowy zadek. Jasne?

Kolejnego  dnia  Agata  ukryła  się  w  Leśnym  Tunelu,  zaczekała  na  stukot  wysokich

obcasów na suchych liściach i gwałtownym skokiem powaliła Sofię.

–  Co  ma  być  dzisiaj?  Regeneracja  naskórka?  Wybielanie  zębów?  Nowe  ćwiczenia

na mięśnie brzucha?

– Jeśli chcesz porozmawiać ze mną, możesz zaczekać w kolejce, tak jak wszyscy! –

krzyknęła Sofia.

–  „Złowrogi  makijaż”,  „Czarny  to  nowy  czarny”,  „Joga  dla  złoczyńców”!  Czy  ty

chcesz tu stracić życie?

–  Chciałaś,  żebym  pokazała  mu  coś  głębszego.  Czy  to  nie  dowodzi  współczucia?

Czy  to  nie  dowodzi  życzliwości  i  mądrości?!  Pomagam  tym,  którzy  nie  potrafią  sami
sobie pomóc.

–  Wybacz  mi,  święta  Tereso,  ale  twoim  celem  jest  Tedros!  Jak  to  masz  zamiar

osiągnąć?!

– Osiągnięcie to okropnie niejasne słowo. Ale powiedziałabym, że to jest już jakieś

osiągnięcie, prawda? – mówiąc to, wskazała wyjście z tuneli.

Agata wyjrzała na zewnątrz. Tłum wokół pieńka liczył dobrą setkę nigdziarzy, ale za

nimi kręcił się ktoś, kto zdecydowanie nie pasował do pozostałych.

background image

Złotowłosy chłopiec w granatowym sportowym swetrze.
Zaskoczona bez słowa wypuściła Sofię.
– Ty też powinnaś tego posłuchać – zawołała Sofia, wychodząc triumfalnie z tunelu.

– Dzisiaj mówimy o suchych i zniszczonych włosach.

Siedząca tuż przy pieńku Arachne spiorunowała Tedrosa spojrzeniem jedynego oka.
– A co tu robi Książę Piękniś?
–  Właśnie,  wracaj  do  swoich,  zawszanku  –  prychnęła  Mona,  rzucając  w  niego

porostami.

Kiedy  kolejne  nigdziarki  zaczęły  go  nękać,  Tedros  cofnął  się  niepewnie.  Nie  był

przyzwyczajony do bycia niepopularnym. Ale gdy już zaczęto na niego buczeć…

–  Zapraszamy  wszystkich  zainteresowanych  –  skarciła  ich  Sofia,  zajmując  swoje

miejsce na pieńku.

Przez  cały  tydzień  Tedros  pojawiał  się  codziennie.  Kolegom  tłumaczył,  że  chce

popatrzeć, co Sofia ma na sobie, ale wyraźnie chodziło mu nie tylko o to. Obserwował,
jak  uczy  niewydarzonych  złoczyńców  chodzić  prosto,  bez  garbienia  się,  patrzeć
ludziom  w  oczy  i  pracować  nad  wymową.  Patrzył,  jak  Źli  chłopcy,  początkowo
z  nieufnymi  minami  kręcący  się  wokół  grupy,  niedługo  potem  sami  wypytywali  Sofię
o  to,  jak  walczyć  z  bezsennością,  maskować  przykry  zapach  ciała  i  panować  nad
wybuchami złości. W pierwszych dniach tych zgromadzeń znudzone wilki ziewały, ale
wkrótce Tedros zauważył, że i one zaczęły słuchać. Nie minęło wiele czasu, a czarne
charaktery dyskutowały o jej zaleceniach także podczas kolacji i przy mulistej herbacie
w świetlicach. Nigdziarze zaczęli siadać w grupach podczas obiadu, stawać w swojej
obronie  w  czasie  lekcji  i  przestali  żartować  ze  swojego  pasma  porażek.  Po  raz
pierwszy  od  dwustu  lat  Zło  zaczęło  mieć  nadzieję.  A  wszystko  dzięki  jednej
dziewczynce.

Pod koniec tygodnia Tedros zajmował już miejsce w pierwszym rzędzie.
–  To  działa!  Nie  do  wiary!  –  zachwycała  się  Agata,  odprowadzając  Sofię  do

Leśnego  Tunelu.  –  Może  naprawdę  powie,  że  cię  kocha!  Może  cię  pocałuje  jeszcze
w tym tygodniu! Wrócimy do domu! Jaki będzie jutrzejszy temat?

– A nie mówiłam? – oznajmiła Sofia i pomaszerowała przed siebie.
Następnego  dnia  podczas  obiadu  Agata  stała  w  kolejce  po  koszyk  z  tartinkami

z karczochem i oliwkami. Wyobrażała sobie, jak to ona i Sofia po powrocie do domu
będą  witane  jak  bohaterki.  Gawaldon  wzniesie  ich  posągi  na  rynku,  będzie  je
wysławiać  w  kazaniach,  wystawi  musical  o  ich  życiu,  zaś  dzieci  w  szkole  będą  się
uczyć o dwóch dziewczynkach, które ocaliły je od klątwy. Jej matka zdobędzie tysiące
nowych  pacjentów,  a  Rozpruwacz  dostanie  codziennie  świeżego  pstrąga.  W  kronice
miejskiej pojawi się jej portret i wszyscy ci, którzy ośmielali się z niej kpić, będą się
teraz płaszczyć…

– To po prostu kpiny.

background image

Beatrycze  patrzyła  na  tłum  nigdziarzy  otaczających  Sofię  ubraną  w  kuszące  czarne

sari  i  futrzane  kozaki  na  cienkich  obcasach.  Prowadziła  właśnie  pogadankę  na  temat:
„Jak być najlepszym we wszystkim (tak jak ja!)”.

– Zupełnie jakby była najlepsza – prychnęła Beatrycze.
–  Myślę,  że  jest  najlepszą  nigdziarką,  jaką  kiedykolwiek  widziałem  –  odezwał  się

głos za nią.

Beatrycze okręciła się na pięcie.
– Doprawdy, Tedziu? A ja myślę, że to wszystko jest zupełnie jak bajka.
Tedros  popatrzył  w  tę  samą  stronę,  co  ona,  na  lśniące  w  łagodnym  blasku  słońca,

widoczne  na  bramie  Błękitnego  Lasu  tablice  rankingowe.  Na  tablicy  nigdziarzy  imię
Sofii  znajdowało  się  na  samym  dole,  podziobane  przez  drozdy.  Zajmowała  miejsce
120 na 120.

– A dokładniej, jak Nowe szaty cesarzowej – zakończyła Beatrycze i unosząc dumnie

głowę, oddaliła się.

Tego dnia Tedros nie poszedł zobaczyć się z Sofią. Rozeszły się pogłoski, że uznał

za  żałosne  patrzenie,  jak  nigdziarze  pokładają  nadzieje  w  „najsłabszej  dziewczynie
w szkole”.

Następnego  dnia  Sofia  nie  zastała  nikogo  przy  swoim  pieńku,  a  drewniana  tablica

została pomazana:

–  Mówiłam  ci,  żebyś  uważała  na  lekcjach!  –  krzyknęła  Agata,  gdy  po  zajęciach

z Jubą czekały w gęstym deszczu, aż wilki otworzą bramę.

–  Mam  na  głowie  szycie  nowych  kreacji,  warzenie  nowych  kosmetyków

i  przygotowywanie  nowych  pogadanek!  Nie  mogę  się  jeszcze  zajmować  lekcjami!  –
chlipnęła Sofia ukryta pod czarnym parasolem. – Muszę myśleć o moich fanach!

–  Których  już  straciłaś!  –  wrzasnęła  Agata.  Widziała,  że  stojąca  razem  z  grupą

background image

Hester uśmiecha się do niej złośliwie. – Trzy ostatnie miejsca i nie zdasz! Nie wiem,
jakim cudem udało ci się przetrwać tak długo!

–  Oni  nie  pozwolą,  żebym  nie  zdała!  Niezależnie  od  tego,  jak  słabo  sobie  radzę!

Dlaczego uważasz, że przestałam się uczyć?

Agata  próbowała  zrozumieć,  o  co  tu  może  chodzić,  ale  nie  mogła  się  skupić

z  powodu  piekącego  palca.  Od  kiedy  Juba  go  odblokował,  świecił  za  każdym  razem,
gdy się złościła, jakby palił się do rzucania zaklęć.

–  Jakim  cudem  wcześniej  zajmowałaś  tak  wysokie  miejsca?  –  zapytała,  ukrywając

rękę w kieszeni.

–  To  było,  zanim  kazali  nam  czytać.  Słuchaj,  czy  ja  wyglądam  na  kogoś,  kogo

interesuje,  jak  zatruć  grzebień,  wydłubać  oczy  ropusze  albo  powiedzieć  „Czy  mogę
przejść  przez  twój  most?”  po  trollowemu?  Ja  się  staram  ulepszyć  jakoś  tych
złoczyńców,  a  ty  chcesz,  żebym  uczyła  się  na  pamięć  przepisu  na  rosół  z  dzieciaka.
Wiedziałaś,  Agato,  że  jeśli  chcesz  ugotować  dziecko,  powinnaś  je  najpierw  zawinąć
w  pergamin?  Inaczej  nie  ugotuje  się  prawidłowo  i  może  ocknąć  się  w  twoim  garnku.
Czy chcesz, żebym właśnie tego się uczyła? Jak ranić i zabijać? Jak być wiedźmą?

– Posłuchaj, musisz odzyskać szacunek…
– Celowo stając się Zła? Nie. Nie ma mowy.
– W takim razie już po nas – warknęła Agata.
Sofia westchnęła gniewnie i odwróciła się. Nagle wyraz jej twarzy uległ zmianie.
– Co to ma…
Zagapiła się na przymocowaną do bramy tablicę rankingową zawszan.

– Ale… ale… ty… ty! – jęknęła Sofia.
–  Bo  ja  odrabiam  lekcje!  –  warknęła  Agata.  –  Nie  mam  ochoty  uczyć  się

przywoływania  gołąbków,  ćwiczyć  omdlenia  ani  haftować  chusteczek,  ale  zrobię
wszystko, co będę musiała, żebyśmy wróciły do domu!

Ale Sofia jej nie słuchała. Na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.
Agata zaplotła ramiona.
– Nie ma mowy. Po pierwsze, nauczyciele nas od razu przyłapią.
– Będziesz zachwycona moim zadaniem domowym z klątw. Jest o tym, jak oszukać

księcia… a ty przecież nienawidzisz chłopców!

– Po drugie, twoje współlokatorki poskarżą na ciebie…

background image

–  Będziesz  zachwycona  moim  zadaniem  domowym  z  pielęgnacji  brzydoty!  Uczymy

się, jak straszyć dzieci… a ty nienawidzisz dzieci!

– Jeśli Tedros się dowie, będziemy martwe…
– Popatrz na swój palec! Świeci się, kiedy się złościsz! Ja tego nie potrafię!
– To przypadek!
– O, teraz jest jeszcze jaśniejszy! Jesteś urodzonym czarnym cha…
Agata tupnęła nogą.
– NIE BĘDZIEMY OSZUKIWAĆ!
Sofia  umilkła.  Wilki  otworzyły  bramę  Błękitnego  Lasu,  a  uczniowie  weszli  do

swoich tuneli.

Ani Sofia, ani Agata nie ruszyły się z miejsca.
– Moje współlokatorki mówią, że jestem stuprocentowo zła – odezwała się miękko

Sofia. – Ale ty znasz prawdę. Nie umiem być Zła. Nawet w jednym procencie. Dlatego
proszę, nie każ mi robić czegoś przeciwnego mojej naturze, Agato. Nie potrafię. – Głos
się jej załamał. – Po prostu nie potrafię.

Zostawiła  Agatę  kryjącą  się  pod  parasolką.  Gdy  dołączyła  do  reszty  grupy,  ulewa

zdążyła już spłukać lakier z jej włosów i brokat ze skóry, aż w końcu Agata nie umiała
odróżnić  Sofii  od  reszty  czarnych  charakterów.  Ogarnęło  ją  poczucie  winy,  a  palec
zalśnił  jasno  jak  słońce.  Nie  powiedziała  przyjaciółce  prawdy.  Wpadła  na  ten  sam
pomysł,  żeby  odrabiać  za  Sofię  lekcje  Zła,  ale  zrezygnowała  z  niego.  Nie  dlatego,  że
bała się przyłapania.

Bała się, że może jej się to spodobać. Stuprocentowo.

Tej  nocy  Sofię  dręczyły  koszmarne  sny.  Tedros  całował  gobliny,  Agata  ze

skrzydłami amorka wypełzała ze studni, demon Hester gonił ją w kanałach ściekowych,
gdzie  z  ciemnej  wody  wyłonił  się  Bestia  i  próbował  ją  pochwycić  zakrwawionymi
łapami,  Sofia  przebiegła  jednak  koło  niego  i  zatrzasnęła  się  w  Sali  Udręki.  Ale  tam
czekał już nowy kat. Jej ojciec w masce wilka.

Sofia obudziła się gwałtownie.
Jej współlokatorki spały głęboko. Westchnęła i opadła na poduszkę – i zaraz usiadła

jak oparzona.

Na jej nosie siedział karaluch.
Już miała wrzasnąć…
– To ja! – syknął karaluch.
Sofia zamknęła oczy. Obudź się, obudź się, obudź się.
Otworzyła je znowu. Karaluch nadal tam był.
– Jakie są moje ulubione mufinki?
–  Z  otrębami  i  borówkami,  bez  mąki  –  parsknął  karaluch.  –  Masz  jeszcze  jakieś

głupie pytania?

background image

Sofia zdjęła owada z nosa. Miał znajome wyłupiaste oczy i zapadnięte policzki.
– Jak na litość…
– Mogryfikacja. Uczymy się jej od dwóch tygodni. Spotkajmy się w świetlicy.
Karaluch Agata podreptał do drzwi, rzucając Sofii gniewne spojrzenie.
– I zabierz podręczniki.

background image

18

Karaluch i lis

background image

A

jeśli mój będzie lśnił na zielono albo brązowo? – ziewnęła Sofia, drapiąc się po

nogach.  Wszystko  w  świetlicy  wieży  Szkoda  było  pokryte  jutą  –  podłoga,  meble,
zasłony  –  jakby  miała  to  być  jakaś  barbarzyńska  sala  swędzenia.  –  Nie  zrobię  tego,
jeśli będzie mi się gryzło z ubraniem.

–  Skoncentruj  się  po  prostu  na  uczuciach!  –  warknął  karaluch  siedzący  na  jej

ramieniu. – Takich jak złość. Spróbuj złości.

Sofia zamknęła oczy.
– Świeci się?
– Nie. O czym myślałaś?
– O jedzeniu tutaj.
– To ma być prawdziwa złość, ty tępoto! Magia bierze się z prawdziwych uczuć!
Sofia z wysiłkiem zmarszczyła twarz.
– Mocniej! Nic się nie dzieje.
Twarz Sofii pociemniała, a czubek jej palca zapłonął ciemnym różem.
–  Właśnie  tak!  Udało  ci  się!  –  podekscytowana  Agata  aż  podskoczyła.  –  O  czym

myślałaś?

–  Jak  bardzo  wkurza  mnie  twój  głos  –  odparła  Sofia,  otwierając  oczy.  –  Mam  za

każdym razem myśleć o tobie?

W ciągu kolejnego tygodnia świetlica wieży Szkoda zamieniła się w karaluszą nocną

szkółkę.  Zaklęcie  mogryfikujące  działało  tylko  przez  trzy  godziny,  dlatego  Agata
zmuszała  Sofię,  by  ta  orała  jak  wół.  Zmuszała,  żeby  jej  palec  lśnił  mocniej,  żeby
zasnuła  pokój  mgłą  i  zalała  podłogę,  żeby  odróżniała  śpiącą  wierzbę  od  płaczącej
wierzby,  a  nawet  wymówiła  kilka  słów  w  języku  olbrzymów.  Sofia  natychmiast
awansowała  w  rankingu,  ale  czwartego  dnia  ciężka  nocna  praca  zaczęła  odciskać  na
niej piętno.

– Moja skóra jest poszarzała! – pisnęła przerażona.
– I nadal jesteś na 68. miejscu, więc lepiej uważaj – skarcił ją siedzący na książce

karaluch,  na  którego  odwłoku  lśnił  herb  z  łabędziem.  –  Dżuma  Ogólnopuszczańska
rozpoczęła się, gdy Titelitury tupnął tak mocno, że ziemia się rozstąpiła…

– Dlaczego zmieniłaś zdanie? Czemu postanowiłaś mi pomóc?
–  Ze  szczeliny  wypełzły  tysiące  jadowitych  owadów  i  opanowały  całą  Puszczę,

sprowadzając zarazę na setki nigdziarzy i zawszan – ciągnęła Agata, ignorując pytanie
Sofii.  –  Musieli  wtedy  nawet  zamknąć  tę  szkołę,  ponieważ  choroba  była  bardzo
zaraźliwa…

Sofia opadła ciężko na kanapę.
– Skąd ty wiesz to wszystko?
– Ponieważ kiedy ty gapisz się w lustro, ja czytam Trucizny i zarazy!
Sofia westchnęła.

background image

– Czyli zamknęli szkołę z powodu robactwa. A co się potem sta…
– To tutaj się wymykasz?
Sofia obejrzała się i zobaczyła stojącą w drzwiach Hester w czarnej piżamie, której

towarzyszyły Anadil i Dot.

– Odrabiam lekcje – ziewnęła Sofia, podnosząc książkę. – Potrzebuję światła.
– Od kiedy przejmujesz się odrabianiem lekcji? – zapytała Hester; miała bardziej niż

zwykle przetłuszczone włosy.

– Myślałam, że uroda to „praca na pełny etat” – przedrzeźniała ją Anadil.
–  Mieszkanie  z  wami  w  pokoju  jest  niezwykle  inspirujące  –  odparła  Sofia

z uśmiechem. – Sprawia, że chcę się stać jak najlepszym czarnym charakterem.

Hester wpatrywała się w nią przez długą chwilę, potem mruknęła coś, odwróciła się

i wyszła, zabierając pozostałe dwie dziewczynki.

Sofia odetchnęła i zdmuchnęła Agatę z kanapy.
– Ona coś planuje – dobiegło je zza drzwi warknięcie Hester.
–  Albo  się  zmieniła!  –  wtrąciła  Dot,  drepcząc  za  nią.  –  Na  jej  książce  siedział

karaluch, a ona go nawet nie zauważyła!

Po  sześciu  nocach  korepetycji  Sofia  zajmowała  już  55.  miejsce.  Ale  z  każdym

kolejnym  dniem  coraz  bardziej  przypominała  zombi  –  miała  chorobliwie  bladą  skórę
i  szkliste,  podkrążone  oczy.  Zapomniała  o  wymyślnej  kreacji  i  kapeluszu,  chodziła
teraz  z  brudnymi  włosami  i  w  pogniecionej  sukience,  rozsiewając  po  całym  zamku
kartki z notatkami.

–  Może  powinnaś  się  wyspać?  –  mruknął  do  niej  Tedros  podczas  wykładu  Juby

o „kuchni z owadami”.

–  Jestem  zajęta  niebyciem  „najsłabszą  dziewczyną  w  szkole”  –  odparła  Sofia,  nie

przerywając robienia notatek.

– Owady są często dostępne tam, gdzie nie znajdziecie słonorobaków – powiedział

Juba, podnosząc żywego karalucha.

–  Nie  możesz  oczekiwać,  że  ktokolwiek  będzie  cię  słuchać,  jeśli  zajmujesz  niższe

miejsce niż Hort – szepnął Tedros.

– Kiedy będę na pierwszym miejscu, będziesz mnie prosić o wybaczenie.
– Jeśli zajmiesz pierwsze miejsce, poproszę cię, o co zechcesz – prychnął Tedros.
– Zapamiętam to sobie – powiedziała Sofia stanowczo.
– O ile nie zaśniesz.
– Najpierw usuwamy części niejadalne – oznajmił Juba i urwał karaluchowi głowę.
Agata wzdrygnęła się i schowała się za sosnę, gdzie pozostała już do końca lekcji.

Ale w nocy omal nie wyskoczyła z pancerzyka, gdy Sofia powiedziała jej o rozmowie
z Tedrosem.

–  Zawszanie  muszą  dotrzymać  danego  słowa!  –  powiedziała,  podskakując  na

krzywych  karaluszych  nogach.  –  To  część  Książęcego  Kodeksu  Rycerskiego.  Teraz

background image

wystarczy, że zajmiesz pierwsze miejsce, a on… Sofia?

Odpowiedziało jej chrapanie.
Po  dziesięciu  dniach  nauki  w  Karaluszej  Szkole  Sofia  zajmowała  już  40.  miejsce,

ale cienie pod jej oczami stały się tak ciemne, że wyglądała jak szop. Potem spadła na
65. miejsce, ponieważ drzemała podczas sprawdzianu lady Lesso ze snów o nemezis,
zasnęła na szkoleniu sługusów i strąciła Beezla z dzwonnicy, a w końcu straciła głos na
osobistych talentach, co kosztowało ją kolejne odległe miejsce.

– Twój talent się rozwija – powiedziała Sheeba do Anadil, która zdołała sprawić,

że  jej  szczury  urosły  o  piętnaście  centymetrów.  Potem  spojrzała  na  Sofię.  –
A myślałam, że to ty jesteś najbardziej obiecującą wiedźmą.

Z końcem tygodnia Sofia znowu była najsłabszym czarnym charakterem w szkole.
– Jestem chora – powiedziała Agata, kaszląc.
Profesor Dovey nie podniosła głowy znad zawalonego pergaminami biurka.
– Herbata z imbirem i dwa plasterki grejpfruta co dwie godziny.
– Próbowałam już – odparła Agata, kaszląc jeszcze głośniej.
–  Teraz  nie  ma  czasu  na  opuszczanie  lekcji,  Agato  –  powiedziała  profesor  Dovey,

nadal na nią nie patrząc. Układała papiery pod lśniącymi przyciskami w kształcie dyń.
– Do balu został niecały miesiąc, a ja chcę mieć pewność, że nasza czwarta w rankingu
uczennica jest przygotowana na najważniejszą noc swojego młodego życia! Myślisz już
może o jakimś miłym chłopcu?

Agata  wybuchnęła  kolejnym  atakiem  kaszlu.  Profesor  Dovey  popatrzyła  na  nią

zaniepokojona.

– Mam wrażenie, że to… dżuma – wyrzęziła Agata.
Profesor Dovey pobladła.
Skazana  na  kwarantannę  –  miała  przebywać  w  swoim  pokoju  –  Karaluch  Agata

mogła teraz towarzyszyć Sofii na wszystkich lekcjach. Siedząc za uchem przyjaciółki,
podszeptywała  jej  pierwsze  oznaki  snu  o  nemezis  (odpowiedź:  smak  krwi),
nadzorowała

negocjacje

z

lodowym

olbrzymem

na

szkoleniu

sługusów

i podpowiedziała podczas ćwiczeń u Juby, które strachy na wróble są Dobre, a które
Złe.  Drugiego  dnia  pomogła  przyjaciółce  stracić  ząb  na  pielęgnacji  brzydoty,
dopasowała  potwory  do  cech  na  sprawdzianie  Sadera  (kukły:  prawią  komplementy,
harpie:  jedzą  dzieci)  i  wskazała,  która  z  zaprezentowanych  przez  Jubę  fasoli  jest
trująca,  która  jadalna,  a  która  to  przebrana  Dot.  Oczywiście  zdarzały  się  groźne
momenty. Omal nie skończyła pod buciorem Hester, ledwie przetrwała atak nietoperza
i  niewiele  brakowało,  a  wróciłaby  do  własnej  postaci  na  osobistych  talentach  (na
szczęście w ostatniej chwili znalazła schowek na miotły).

Trzeciego  dnia  Agata  przelotnie  tylko  spojrzała  na  swoje  Dobre  zadania  do

odrobienia,  spędzała  bowiem  cały  wolny  czas,  ucząc  się  Złych  zaklęć.  Gdy  jej
koleżanki z klasy ledwie mogły zmusić palec do migotania, ona sprawiała, że jej palec

background image

lśnił jasno, wystarczyło, by pomyślała o wszystkich rzeczach, które ją złościły: szkole,
lustrach, chłopcach… Potem była jeszcze kwestia zastosowania się do drobiazgowego
przepisu na dane zaklęcie i tak po prostu mogła czarować. To były prościutkie rzeczy,
zaledwie zabawa wodą i pogodą, ale mimo wszystko – to była prawdziwa magia!

I  pewnie  byłaby  sparaliżowana  niezwykłością  i  nieprawdopodobieństwem  tego

wszystkiego,  gdyby  nie  przychodziło  jej  to  aż  tak  naturalnie.  Kiedy  inni  nie  byli
w  stanie  wywołać  kapuśniaczku,  Agata  sprowadzała  do  swojego  pokoju  chmury
burzowe  i  smagała  ohydne  freski  na  ścianach  ulewą  i  błyskawicami.  Pomiędzy
lekcjami zakradała się do łazienki, żeby wypróbować kolejne Bolesne zaklęcie – Urok
Gaszenia  Światła,  który  pozwalał  na  chwilę  zaciemnić  niebo,  Klątwę  Morskich
Pływów,  przywołującą  olbrzymią  falę…  Czas  biegł  prędzej,  gdy  uczyła  się  Zła,  tak
pełnego potęgi i możliwości, że nigdy się nim nie nudziła.

Wieczorem,  kiedy  czekała  na  Polluksa,  mającego  przynieść  jej  Dobre  zadania  do

odrobienia, gwizdała i szkicowała coś…

– Co to jest, na litość boską?
Zaskoczona  odwróciła  się  i  zobaczyła  Polluksa  stojącego  w  drzwiach,  z  głową  na

ciele zająca, gapiącego się na jej rysunek.

– Yyy, no, to mój ślub. O, tu jest mój książę. – Agata zgniotła kartkę i zakasłała. –

Mam coś zadane?

Polluks  przede  wszystkim  skarcił  ją  za  to,  że  opuszcza  się  w  rankingu  zawszan,

potem  wyjaśnił  trzy  razy  każde  zadanie  i  pouczył,  że  ma  zakrywać  usta,  gdy  kaszle,
a w końcu  wyszedł, podskakując i  przewracając się jak  cyrkowiec. Agata  odetchnęła
z  ulgą.  Wtedy  jej  spojrzenie  padło  na  zgnieciony  rysunek,  przedstawiający  ją  samą
lecącą przez płomienie i zrozumiała, co narysowała.

Nigdy Więcej. Raj dla Zła.
– Musimy wracać do domu – mruknęła.
Do  końca  tygodnia  Agata  na  wszystkich  lekcjach,  łącznie  z  treningami  przed  Próbą

Baśni,  zorganizowanymi  przez  Jubę,  prowadziła  Sofię  od  sukcesu  do  sukcesu.
W pojedynkach jeden na jeden Sofia pokonała wszystkich w swojej grupie za pomocą
dozwolonych zaklęć: ogłuszyła Ravana błyskawicą, zamroziła wargi Beatrycze, zanim
ta zdążyła wezwać na pomoc zwierzęta, i roztopiła treningowy miecz Tedrosa.

–  Ktoś  tu  zaczął  odrabiać  lekcje  –  powiedział  z  podziwem  Tedros.  Ukryta  pod

kołnierzem Sofii Agata zarumieniła się z dumą.

–  Przedtem  to  było  szczęście  głupiego.  Teraz  jest  inaczej  –  złościła  się  Hester  do

Anadil, gdy jadły na obiad przypalone krowie ozory. – Jak ona to robi?

–  Stara  metoda,  czyli  dobra  ciężka  praca  –  oznajmiła  Sofia,  wymijając  je.  Miała

brokatowy  makijaż,  rubinowe  włosy  i  czarne  kimono  ozdobione  klejnocikami
ułożonymi w napis F jak Fenomenalna.

Hester i Anadil zadławiły się ozorami.

background image

Po trzech tygodniach Sofia zajmowała już piąte miejsce, a jej obiadowe pogadanki

zostały  wznowione  z  powodu  licznych  próśb.  Powróciła  także  jej  czarna  moda,
bardziej  śmiała  i  ekstrawagancka  niż  wcześniej,  wykorzystująca  puszyste  pióra,
siatkowe body, sztuczne małpie futro, ozdobione cekinami burki, skórzane spodniumy,
pudrowane peruki, a nawet gorsety z kolczugi.

–  Ona  oszukuje  –  syczała  Beatrycze  do  każdego,  kto  tylko  chciał  jej  słuchać.  –  To

jakaś  zdziczała  wróżka  matka  chrzestna  albo  zaklęcie  wstrzymujące  czas.  Nikt  nie
miałby czasu, żeby robić to wszystko!

Ale  Sofia  znajdowała  czas,  by  zaprojektować  satynową  bluzę  w  komplecie

z  welonem  zakonnym,  błyszczącą  sukienkę  bez  ramion,  a  także  odpowiednie  buty  do
każdego  nowego  stroju.  Znalazła  też  czas,  żeby  pokonać  Hester  w  ćwiczeniu
„Obrzydzanie  sali  balowej”,  napisać  esej  na  temat  „Wilki  a  ludzie-wilki”  oraz
przygotować  obiadowe  pogadanki  zatytułowane  „Sukces  dzięki  przebiegłości”,
„Brzydota to nowe piękno”, „Przygotowanie ciała do grzechu”. Znalazła czas, żeby być
jednoosobowym  pokazem  mody,  podżegaczką,  kapłanką  buntowników  –  i  jeszcze
wyprzedzić Anadil i znaleźć się na drugim miejscu w rankingu.

Tym razem Beatrycze nie była w stanie powstrzymać coraz silniejszego zauroczenia

Tedrosa osobą Sofii. Ale Tedros dzielnie starał się sam je powstrzymać.

Ona  jest  nigdziarką!  Co  z  tego,  że  jest  piękna?  I  mądra?  I  kreatywna,  życzliwa,

wspaniałomyślna i…

Tedros odetchnął głęboko.
Zawszanie nie mogą lubić nigdziarzy. Po prostu jestem zagubiony.
Poczuł ulgę, gdy Juba urządził kolejne ćwiczenie z rozpoznawania Dobra i Zła. Tym

razem  gnom  zamienił  wszystkie  dziewczynki  w  niebieskie  dynie  i  ukrył  je  na  dużym
polu w lesie.

Po  prostu  znajdź  zawszankę  –  napomniał  się  Tedros.  –  Znajdź  zawszankę,  a  o

tamtej zapomnij.

–  Ta  jest  Dobra!  –  krzyknął  Hort  i  pstryknął  w  błękitną  skórkę  dyni.  Nic  się  nie

wydarzyło.  Pozostali  chłopcy  także  nie  potrafili  dostrzec  różnic  między  dyniami
i zaczęli dyskutować na temat wad i zalet każdej z nich.

– To nie jest ćwiczenie grupowe! – zagrzmiał Juba.
Agata,  siedząca  pod  postacią  karalucha  na  niebieskim  wąsie  przy  dyni  Sofii,

obserwowała,  jak  chłopcy  się  rozdzielają.  Tedros  skierował  się  na  zachód,  w  stronę
Turkusowego Zagajnika, ale nagle zatrzymał się. Powoli odwrócił się do dyni Sofii.

– On tu idzie – powiedziała Agata.
– Skąd wiesz?
– Bo tak właśnie patrzył na mnie.
Tedros podszedł do dyni.
– Ta. To jest zawszanka.

background image

Juba zmarszczył brwi.
– Przyjrzyj się najpierw uważnie…
Tedros zignorował go, klepnął błękitną skórkę, a dynia w błysku migotliwego pyłu

zamieniła się w Sofię. Nad głową księcia pojawiło się śluzowatozielone „16”, a nad
głową Sofii – czarne „1”.

– Tylko najlepsze Zło potrafi udawać Dobro – pochwalił Juba i machnięciem laski

raz na zawsze wymazał czerwone F z sukienki Sofii.

–  A  jeśli  idzie  o  ciebie,  synu  Artura,  proponuję,  byś  uważniej  studiował  zasady.

Miejmy  nadzieję,  że  nie  popełnisz  tak  okropnego  błędu,  kiedy  to  będzie  miało
znaczenie.

Tedros próbował wyglądać na zawstydzonego.
– Nie możemy nic znaleźć! – zawołał nagle czyjś głos.
Juba odwrócił się i zobaczył pozostałych chłopców, nad których głowami błyszczały

cyfry oznaczające niskie miejsca.

–  Powinienem  je  pooznaczać  –  westchnął  i  poczłapał  na  pole,  kolejno  szturchając

dynie, żeby sprawdzić, która piśnie.

Gdy  gnom  odszedł,  Tedros  pozwolił  sobie  na  uśmiech.  Jak  mógł  powiedzieć

nauczycielowi, że ma w nosie zasady? Zasady, które dwa razy doprowadziły go do tej
przeklętej Agaty? Po raz pierwszy znalazł wreszcie dziewczynę, która miała wszystko,
czego pragnął. Dziewczynę, która nie była pomyłką.

– Myślę, że jesteś mi coś winien, synu Artura.
Tedros odwrócił się i zobaczył, że Sofia uśmiecha się tak samo jak on. Razem z nią

popatrzył na tablicę rankingową nigdziarzy, na której Albemarl wykuł jej imię na samej
górze.

Następnego dnia Sofia znalazła w obiadowym wiaderku karteczkę:

Wilki nie lubią lisów.

Przy Błękitnym Potoku, o północy. T.

– Co to ma znaczyć? – zapytała szeptem siedzącego na jej dłoni karalucha.
– To znaczy, że dzisiaj wracamy do domu – ucieszyła się Agata, machając czułkami

tak szybko, że Sofia ją upuściła.

Karaluch  spacerował  po  zapleśniałej  jucie  leżącej  na  podłodze  świetlicy  wieży

Szkoda,  spoglądając  na  zegar.  Zbliżała  się  północ.  W  końcu  usłyszała,  że  drzwi  się
otwierają i weszła Sofia w uwodzicielskiej obcisłej sukience futerałowej, z upiętymi
wysoko  włosami  i  dodatkami  w  postaci  długich  czarnych  rękawiczek,  naszyjnika
z drobnych pereł i przyciemionych okularów. Agata mało nie wyskoczyła z pancerzyka.

background image

–  Po  pierwsze,  mówiłam  ci,  żebyś  się  nie  spóźniła.  Po  drugie,  powiedziałam,  że

masz się nie stroić…

–  Popatrz  na  te  okulary.  Są  niesamowicie  szykowne,  czyż  nie?  Chronią  oczy  przed

słońcem. Wiesz, te zawszanki podtykają mi teraz najrozmaitsze rzeczy: perły, klejnoty,
kosmetyki,  którymi  mogę  uzupełniać  moje  kreacje.  Początkowo  myślałam,  że  to  ich
Dobre  Uczynki,  ale  potem  zrozumiałam,  że  nie,  po  prostu  lubią  oglądać  swoje  rzeczy
na  kimś  bardziej  wytwornym  i  charyzmatycznym.  Tylko  to  wszystko  jest  strasznie
tandetne. Dostaję od tego wysypki.

Czułki Agaty zaczęły się skręcać.
– Po prostu… po prostu zamknij drzwi!
Sofia zasunęła zasuwkę. Nagle usłyszała hałas i odwróciła się – czerwona na twarzy

Agata owinęła się jutową zasłoną.

– No… musiałam źle wyliczyć czas – mruknęła.
Sofia obejrzała ją od stóp do głów.
– Wolę cię jako karalucha.
–  Musi  istnieć  jakaś  metoda,  żeby  sprowadzać  sobie  ciuchy,  kiedy  wraca  się  do

własnej  postaci  –  narzekała  Agata,  ciaśniej  owijając  się  zasłoną.  W  tym  momencie
zobaczyła,  że  Sofia  tuli  do  siebie  liścik  Tedrosa.  –  Posłuchaj,  nie  zrób  nic  głupiego,
kiedy się z nim spotkasz. Po prostu zdobądź ten pocałunek i…

–  Mój  książę  po  mnie  przybył  –  westchnęła  z  rozmarzeniem  Sofia,  wąchając

pergamin.  –  A  teraz  należy  do  mnie  na  zawsze.  To  wszystko  dzięki  tobie,  Agato.  –
Podniosła pełne miłości oczy i zobaczyła wyraz twarzy przyjaciółki.

– Co znowu?
– Powiedziałaś „na zawsze”.
– Chodziło mi o dzisiejszy wieczór. Należy do mnie na dzisiejszy wieczór.
Zamilkły.
– Będziemy bohaterkami, kiedy wrócimy do Gawaldonu – powiedziała cicho Agata.

– Będziesz miała sławę, bogactwa i każdego chłopca, jakiego zapragniesz. Przez resztę
życia  będziesz  mogła  czytać  o  Tedrosie  w  baśniach.  Będziesz  mogła  wspominać,  że
kiedyś należał do ciebie.

Sofia skinęła głową ze smutnym uśmiechem.
– A ja znowu będę miała swój cmentarz i kota – mruknęła Agata.
– Kiedyś i ty znajdziesz miłość, Agato.
Agata potrząsnęła głową.
– Słyszałaś, co powiedział Dyrektor Akademii. Czarny charakter, taki jak ja, nigdy

nie znajdzie miłości.

– Powiedział także, że nie możemy się przyjaźnić.
Agata popatrzyła w świetliste, prześliczne oczy Sofii.
Potem spojrzała na zegar i zerwała się jak oparzona.

background image

– Ściągaj ubranie!
– Co mam ściągać?!
– Szybko! Bo się z nim rozminiemy!
– Wybacz, ale ta suknia jest zaszyta…
– JUŻ!
Kilka  minut  później  Agata  siedziała  koło  sukienki  Sofii,  ukrywając  twarz

w dłoniach.

– Musisz to zrobić z przekonaniem!
– Siedzę goła za ohydną kanapą. Nie mogę zrobić niczego z przekonaniem, a już na

pewno  nie  sprawić,  że  mój  palec  zacznie  świecić,  a  ja  zmienię  się  w  gryzonia.  Nie
mogłybyśmy wybrać bardziej atrakcyjnego stworzenia?

–  Jesteś  o  pięć  minut  od  utraty  jego  pocałunku!  Wyobraź  sobie  siebie  w  nowym

ciele!

– A może nierozłączka? To by bardziej do mnie pasowało.
Agata złapała okulary Sofii, zgniotła je buciorem i cisnęła za kanapę.
– Chcesz, żebym zrobiła to samo z perłami?
ŁUPS.
– Podziałało? – zapytał głos Sofii.
–  Nie  widzę  cię  –  powiedziała  Agata,  oglądając  się  szybko.  –  Równie  dobrze

mogłaś się zmienić w traszkę!

– Jestem tutaj.
Agata odwróciła się i zaparło jej dech w piersiach.
– Ale… ale… ty…
–  To  lepiej  do  mnie  pasuje  –  westchnęła  Sofia  w  postaci  prześlicznego  lisa

z lśniącym różowym futerkiem, czarującymi zielonymi oczami, wilgotnymi czerwonymi
wargami  i  puszystym  amarantowym  ogonem.  Zapięła  perłowy  naszyjnik  i  podziwiała
swoje odbicie w odłamku rozbitego szkła.

– Czy on mnie pocałuje, złociutka?
Agata patrzyła na nią zauroczona.
Sofia przyjrzała się jej w lustrze.
– Przez ciebie zaczynam się denerwować.
– Wilki nie zwrócą na ciebie uwagi – paplała Agata, otwierając drzwi. – Uważają,

że  lisy  roznoszą  choroby,  a  poza  tym  nie  odróżniają  kolorów.  Trzymaj  tylko  brzuch
przy ziemi, żeby nie zobaczyły łabędzia…

– Agato.
– Co? Rozminiesz się z nim…
– Pójdziesz ze mną?
Agata odwróciła się.
Sofia miękko owinęła ogon na dłoni przyjaciółki.

background image

– Jesteśmy zespołem – powiedziała.
Agata musiała się napomnieć, że nie ma czasu płakać.

Sofia  w  lisiej  postaci  bezgłośnie  truchtała  przez  Błękitny  Las,  mijając  wierzby

lśniące od śpiących wróżek oraz wilcze straże, które odsuwały się, jakby była wężem.
Przebiegła  pomiędzy  szafirowymi  paprociami  i  rosochatymi  dębami  w  Turkusowym
Zagajniku,  a  potem  zatrzymała  się  na  szczycie  mostka  spinającego  brzegi  lśniącego
w blasku księżyca potoku.

– Nie widzę go – wyszeptała do karalucha wtulonego w różowe futro na jej szyi.
– W liściku powiedział, że tu będzie!
– A jeśli to Hester i Anadil zrobiły sobie…
– Z kim rozmawiasz?
W ciemności po drugiej stronie mostu rozbłysła para błękitnych oczu.
Sofia zamarła.
– Powiedz coś! – syknęła jej do ucha Agata.
Sofia nie mogła wykrztusić ani słowa.
– Mówię do siebie, gdy się denerwuję – szepnęła Agata.
– Mówię do siebie, gdy się denerwuję – powiedziała szybko Sofia.
Z cienia wyszedł granatowy lis, na którego wypiętej piersi lśnił łabędź.
–  Myślałem,  że  tylko  księżniczki  się  denerwują,  a  nie  najlepszy  czarny  charakter

w szkole.

Sofia  gapiła  się  na  lisa.  Był  umięśniony  jak  Tedros  i  miał  jego  zawadiacki

uśmieszek.

– Tylko najlepsze Dobro potrafi udawać Zło – interweniowała Agata. – Szczególnie

gdy stawką jest miłość.

– Tylko najlepsze Dobro potrafi udawać Zło – powiedziała Sofia. – Szczególnie gdy

stawką jest miłość.

–  Czyli  to  naprawdę  od  początku  była  pomyłka?  –  zapytał  Tedros,  obchodząc  ją

powoli.

Sofia próbowała znaleźć jakieś słowa.
– Musiałam grać na dwie strony, żeby przetrwać – przyszła jej z pomocą Agata.
– Musiałam grać na dwie strony, żeby przetrwać – powtórzyła jak echo Sofia.
Usłyszała, że Tedros się zatrzymuje.
–  A  teraz,  zgodnie  z  Książęcym  Kodeksem,  mam  do  spełnienia  obietnicę.  –  Jego

futro musnęło jej futerko. – O co mam cię poprosić?

Serce stanęło Sofii w gardle.
– Czy widzisz teraz, kim jestem? – powiedziała Agata.
– Czy widzisz teraz, kim jestem? – westchnęła Sofia.
Tedros milczał.

background image

Ciepłą łapką uniósł jej pyszczek.
– Wiesz, że to pogrąży obie szkoły w chaosie?
Sofia wpatrywała się w jego oczy jak zahipnotyzowana.
– Wiem – szepnął karaluch.
– Wiem – powiedział lis.
– Wiesz, że nikt cię nie zaakceptuje w roli mojej księżniczki? – zapytał Tedros.
– Wiem.
– Wiem.
– Wiesz, że spędzisz resztę życia, starając się udowodnić, że jesteś Dobra?
– Wiem – powiedziała Agata.
– Wiem – powiedziała Sofia.
Tedros przysunął się bliżej, tak że ich piersi się dotknęły.
– I wiesz, że zamierzam cię teraz pocałować?
Obie dziewczynki westchnęły jednocześnie.
Opalizująca  woda  podświetlała  pyszczki  granatowego  i  różowego  lisa.  Agata

zamknęła  oczy  i  z  westchnieniem  ulgi  pożegnała  się  z  tym  światem  jak  z  koszmarów.
Sofia  zamknęła  oczy  i  poczuła  ciepły,  słodki  oddech  Tedrosa,  gdy  jego  czułe  usta
musnęły jej wargi.

– Ale myślę, że powinniśmy z tym zaczekać – oznajmiła nagle, odsuwając się.
Owadzie oczy Agaty otwarły się gwałtownie.
–  Tak.  Jasne.  Oczywiście  –  zająknął  się  Tedros.  –  Ja…  no…  Odprowadzę  cię  do

twojego tunelu.

Wracali  w  milczeniu,  a  różowy  ogon  Sofii  owijał  się  wokół  ogona  Tedrosa,  który

patrzył  na  nią  i  nie  umiał  powstrzymać  uśmiechu.  Agata  obserwowała  to  wszystko
coraz bardziej czerwona. Gdy książę w końcu zniknął w swoim tunelu, wybiegła na nos
Sofii.

– Co ty wyprawiasz?!
Sofia nie odpowiedziała.
– Dlaczego go nie pocałowałaś?!
Sofia nie odezwała się ani słowem.
Agata wbiła jej żuwaczkę w nos.
– Musisz biec za nim! No leć! Nie wrócimy do domu, dopóki go nie pocałujesz…
Sofia strząsnęła Agatę z pyszczka i zniknęła w ciemnym tunelu.
Skręcając się na suchych liściach, Agata w końcu zrozumiała.
Pocałunku nie było, bo go wcale nie miało być.
Sofia nie chciała powrotu do domu.
Nigdy.

background image

19

Mam księcia

background image

C

iało  pedagogiczne  Akademii  Dobra  i  Zła  na  przestrzeni  lat  widziało  już  wiele

rzeczy.

Widzieli uczniów, którzy na pierwszym roku byli beznadziejni, a ostatecznie stawali

się  bogatsi  od  królów.  Widzieli  kapitanów  klasy  wypalających  się  przed  końcem
trzeciego roku i zostających gołębiami lub osami. Widzieli psikusy, protesty i najazdy,
pocałunki, przysięgi i improwizowane pieśni miłosne.

Ale nigdy wcześniej nie widzieli, żeby zawszanin i nigdziarka trzymali się za ręce,

czekając w kolejce na obiad.

–  Jesteś  pewien,  że  nie  będę  miała  problemów?  –  zapytała  Sofia,  zauważając

gniewne spojrzenia rzucane im z balkonów.

–  Jeśli  jesteś  dostatecznie  dobra  dla  mnie,  jesteś  dostatecznie  dobra,  żeby  dostać

koszyk.

– Pewnie będą musieli do tego przywyknąć – westchnęła Sofia. – Nie chcę żadnych

kłopotów na balu.

Dłoń Tedrosa zesztywniała w jej dłoni. Sofia poczerwieniała jak buraczek.
– Och… Po tym, co było w nocy, zakładałam…
–  Dobrzy  chłopcy  złożyli  przysięgę,  że  nie  zaproszą  żadnej  dziewczyny  przed

Cyrkiem Talentów – wyjaśnił Tedros, nerwowo skubiąc kołnierzyk. – Espada mówił,
że tradycja nakazuje czekać na przyznanie Korony Cyrku w noc poprzedzającą bal.

–  Noc  poprzedzającą  bal!  –  zachłysnęła  się  Sofia.  –  Ale  jak  wtedy  dopasujemy

kolorystycznie ubrania, zaplanujemy wejście i…

–  Dlatego  wszyscy  złożyliśmy  przysięgę.  –  Tedros  wziął  od  zielonowłosej  nimfy

wiklinowy  koszyk  zawierający  kanapki  z  jagnięciną,  kuskus  z  szafranem  i  mus
migdałowy. – Poproszę o jeszcze jeden dla damy.

Nimfa  zignorowała  Sofię  i  wyciągnęła  rękę  z  koszykiem  do  następnej  osoby

w kolejce. Tedros chwycił za pałąk.

– Powiedziałem, że poproszę o jeden dla damy.
Nimfa zacisnęła dłoń na koszyku.
– Jagnięcina i tak jest ciężkostrawna – zaniepokoiła się Sofia.
Ale  książę  trzymał  koszyk,  dopóki  nimfa  nie  poddała  się  i  nie  wypuściła  go

z pomrukiem niezadowolenia. Tedros podał go Sofii.

– Tak jak mówiłaś, lepiej będzie, jeśli do tego przywykniesz.
Popatrzyła na niego ogromnymi oczami.
– Zaprosisz mnie…?
– Jesteś prześliczna, gdy czegoś chcesz.
Sofia dotknęła jego piersi.
– Obiecaj mi – powiedziała bez tchu. – Obiecaj, że zabierzesz mnie na bal.
Tedros popatrzył na jej drobne dłonie trzymające koronki jego koszuli.

background image

– No dobrze – westchnął w końcu. – Obiecuję. Ale jeśli komuś powiesz, wrzucę ci

węża za gorset.

Sofia z piskiem radości rzuciła mu się w ramiona. A więc mogła zacząć planować

swoją suknię balową.

Najlepszy  zawszanin  i  najlepsza  nigdziarka,  ciałem  i  duszą  baśniowi  przeciwnicy,

usiedli ramię w ramię pod wyniosłym dębem. Tedros zauważył, że wszyscy zawszanie
piorunują  go  wzrokiem,  oburzeni  jego  nielojalnością.  Sofia  zobaczyła  nigdziarzy,
którym  przez  całe  tygodnia  wbijała  prawdę  na  temat  dumy  czarnych  charakterów,
którzy teraz patrzyli na nią z wściekłością i czuli się zdradzeni.

Oboje zesztywnieli i każde ugryzło swoją kanapkę.
– Czy wiedźma dalej zaraża? – zapytał szybko Tedros. – Dzisiaj jest po raz pierwszy

w szkole.

Sofia  spojrzała  na  Agatę,  która  siedziała  skulona  pod  drzewem  i  wbijała  w  nią

wzrok.

– Yyy, my właściwie nie rozmawiamy.
– Ona jest jak pijawka, prawda? Uważa, że ma rozum, a ty urodę. Nie ma pojęcia, że

masz jedno i drugie.

Sofia z trudem przełknęła.
– To prawda.
– Jedno jest pewne. Nie wybiorę więcej tej wiedźmy w żadnym ćwiczeniu.
– Skąd możesz to wiedzieć?
–  Ponieważ  już  znalazłem  swoją  księżniczkę  i  nie  zamierzam  jej  wypuszczać  –

odparł książę, patrząc jej w oczy.

Sofia poczuła nagły przypływ smutku.
– Nawet gdybyś musiał przez całe życie czekać na pocałunek? – zapytała tak cicho,

jakby mówiła do siebie.

–  Nawet  gdybym  musiał  przez  całe  życie  czekać  na  pocałunek  –  odparł  Tedros,

biorąc  ją  za  rękę.  Potem  przechylił  głowę.  –  Zakładam  jednak,  że  to  pytanie
hipotetyczne.

Sofia roześmiała się i ukryła twarz na jego ramieniu, żeby ukryć łzy. Pewnego dnia,

gdy ich miłość będzie dostatecznie silna, wyjaśni mu wszystko.

Z  balkonów  pedagodzy  obu  szkół  obserwowali  zakochane  gołąbki,  tulące  się

w  słońcu.  Dobrzy  i  Źli  nauczyciele  zmierzyli  się  ponurymi  spojrzeniami  i  wrócili  do
swoich komnat.

Siedząca  w  chłodnym  cieniu  Agata  także  nie  podejmowała  żadnych  gwałtownych

działań. Podobnie jak nauczyciele wiedziała, że ten romans jest skazany na klęskę. Coś
stanie  im  na  przeszkodzie.  Coś,  o  czym  Sofia  zapomniała.  Coś  nazywanego  Próbą
Baśni.

background image

–  Zwycięstwo  w  Próbie  Baśni  jest  jednym  z  największych  osiągnięć  w  Akademii

Dobra i Zła – oznajmił Polluks, którego głowa tkwiła z powrotem obok głowy Kastora
na  potężnym  psim  ciele.  Otoczony  przez  piętnastu  nauczycieli  grup  leśnych  popatrzył
z góry na uczniów przyprowadzonych po śniadaniu do Teatru Baśni.

– Raz w roku wysyłamy nocą najlepszych zawszan i nigdziarzy do Błękitnego Lasu,

aby zobaczyć, kto przetrwa do rana. Aby zwyciężyć, uczniowie muszą poradzić sobie
zarówno z pułapkami zastawionymi przez Dyrektora Akademii, jak i z atakami drugiej
strony.  Ostatni  zawszanin  lub  nigdziarz,  który  dotrwa  do  świtu,  zostaje  ogłoszony
zwycięzcą  i  otrzymuje  pięć  dodatkowych  ocen  za  pierwsze  miejsce  –  Polluks
zarozumiale uniósł nos. – Jak wiecie, Dobro zwyciężało w ostatnich dwustu Próbach…

Dobrzy zaczęli skandować:
– DOBRO RZĄDZI! DOBRO RZĄDZI! DOBRO…
– JEST AROGANCKIE I DURNE! – zagrzmiał Kastor i zawszanie ucichli.
–  Za  tydzień  od  dziś  najlepszy  zawszanin  i  nigdziarz  z  każdej  leśnej  grupy  wezmą

udział  w  Próbie  Baśni.  –  Polluks  pociągnął  nosem.  –  Ale  zanim  ogłosimy  imiona
uczestników, omówię w skrócie zasady.

– Słyszałem, że Beatrycze zajęła wczoraj pierwsze miejsce na dobrych uczynkach –

szepnął Chaddick do Tedrosa. – Robisz się miękki przez tę nigdziarkę?

–  Sam  spróbowałbyś,  mając  moją  siłę,  opatrzyć  skrzydło  gołąbkowi  –  odparł

Tedros. Jego twarz złagodniała. – Chłopaki naprawdę mnie nienawidzą?

–  Stary,  nie  możesz  się  spotykać  z  nigdziarką  –  powiedział  Chaddick,  mierząc  go

surowym  spojrzeniem  szarych  oczu.  –  Nawet  jeśli  jest  najpiękniejszą,  najmądrzejszą
i najbardziej utalentowaną dziewczyną w szkole.

Wątpliwości sprawiły, że Tedros przygarbił się… Nagle jednak się wyprostował.
– Mogę udowodnić, że jest Dobra! Mogę to udowodnić podczas Próby Baśni!
–  Tyle  że  Beatrycze  albo  Agata  mogą  zająć  najwyższe  miejsce  w  twojej  grupie  –

przypomniał Chaddick.

Tedros  poczuł  ściskanie  w  piersi.  Zobaczył  Sofię  uśmiechającą  się  do  niego

promiennie z ławek Zła. Ich wspólna przyszłość zależała od tego, czy zdoła on wziąć
udział w Próbie Baśni. Jak mógłby ją zawieść?

–  Zgodnie  z  regułami  może  być  więcej  niż  jeden  zwycięzca  Próby  Baśni  –

powiedział  Polluks.  –  Jednakże  dodatkowe  pierwsze  miejsca  zostaną  podzielone
wyłącznie  pomiędzy  tych,  którzy  dotrwają  do  świtu,  dlatego  w  waszym  interesie  jest
wyeliminowanie  konkurencji.  Oczywiście  Dyrektor  Akademii  preferuje  sytuację,
w  której  jest  jeden  zwycięzca,  i  dlatego  stworzy  tyle  przeszkód,  ile  zdoła,  by  to
zapewnić.  Przez  resztę  tygodnia  wszystkie  lekcje  będą  poświęcone  przygotowywaniu
tych piętnastu zawszan i piętnastu nigdziarzy na noc w Błękitnym Lesie – ciągnął pies,
a  uczniowie  szeptali  o  tym,  kto  to  może  być.  –  We  wszystkich  zaliczeniach  będą
uczestniczyć tylko te osoby. Ci z najgorszymi notami po tygodniu wejdą na Próbę Baśni

background image

jako  pierwsi,  natomiast  ci  z  najlepszymi  wejdą  do  lasu  zdecydowanie  później.  To,
oczywiście,  zapewnia  im  ogromną  przewagę.  Im  mniej  czasu  spędzicie  na  Próbie
Baśni, tym większa szansa, że wyjdziecie z niej żywi.

Uczniowie przestali rozmawiać.
Polluks uświadomił sobie, co powiedział, i roześmiał się w wymuszony sposób.
–  To  tylko  taka  figura  retoryczna.  Naturalnie  żaden  uczeń  nie  zginął  podczas  Próby

Baśni. To niedorzeczne.

Kastor zakasłał.
– A co z…
–  Zawody  są  całkowicie  bezpieczne  –  oznajmił  Polluks,  uśmiechając  się  do

uczniów.  –  Każde  z  was  dostanie  flagę  umożliwiającą  poddanie  się.  Gdy  znajdziecie
się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i upuścicie ją na ziemię, zostaniecie uratowani
i  bez  szwanku  opuścicie  Błękitny  Las.  Na  poszczególnych  lekcjach  poznacie  dalsze
zasady,  ale  teraz  oddam  głos  nauczycielom  prowadzącym  leśne  grupy,  którzy  ogłoszą
imiona zawodników uczestniczących w tegorocznej Próbie Baśni.

Drobna liliowa nimfa w sukni ze szmaragdowych pnączy wyszła naprzód.
– Z grupy 9. Rena będzie reprezentować Dobro, a Vex będzie reprezentować Zło!
Rena dygnęła przed zawszanami, podczas gdy nigdziarze szemrali, że szpiczastouchy

Vex miał szczęście, bo trafił do słabej grupy.

Ogr z grupy 7. ogłosił imiona Tristana i jednookiej Arachne, a kolejni prowadzący

wskazali  ciemnoskórego  Nicholasa  i  Anadil  z  grupy  4.,  Kiko  i  zielonkawą  Monę
z grupy 12., Gizelę i Hester z grupy 6…

Sofia  tymczasem  gapiła  się  na  Tedrosa  i  marzyła  o  życiu,  jakie  będzie  prowadzić

jako jego królowa (Czy w Kamelocie było dość szaf na ubrania? Luster? Ogórków?).
W  końcu  na  środek  wyszedł  Juba.  Sofia  popatrzyła  na  Tedrosa  i  Beatrycze,
czekających  w  napięciu  na  słowa  gnoma.  Proszę,  niech  on  będzie  lepszy  od  tej
skwaśniałej bezy
… – modliła się.

– Z grupy 3. Tedros będzie reprezentować Dobro – powiedział Juba.
Sofia odetchnęła z ulgą.
– A Sofia będzie reprezentować Zło.
Sofia potarła uszy. Na pewno coś źle usłyszała. W tym momencie zobaczyła krzywe

uśmieszki pozostałych uczniów.

–  Chyba  na  tym  polega  problem  z  umawianiem  się  z  czarnym  charakterem  –

powiedział  Chaddick.  –  Wszystko  jest  pięknie  i  słodko  aż  do  chwili,  gdy  trzeba  go
zabić.

Tedros  zignorował  jego  słowa  i  skoncentrował  się  na  swoim  planie,  mającym

udowodnić,  że  Sofia  jest  Dobra.  Pot  przesiąkał  mu  koszulę,  gdy  w  duchu  dziękował
Bogu,  że  jego  ojciec  nie  żyje.  To,  co  zamierzał  zrobić,  przyprawiłoby  króla  Artura
o zawał serca.

background image

Zawszanie wyszli przez zachodnie drzwi, nigdziarze przez wschodnie, by wrócić do

Akademii  Zła,  a  zaszokowana  Sofia  siedziała  bez  ruchu  na  poczerniałej  ławce.  Jakiś
cień przysunął się do niej.

– Chciałam tylko, żebyś nie wchodziła mi w drogę…
Oddech Hester owiał chłodem kark Sofii.
–  A  teraz  ty,  czarny  charakter  numer  jeden,  robisz  z  nas  wszystkich  głupców.  Cóż,

skarbie, zapominasz, że baśnie o czarnych charakterach nie kończą się dobrze. Pozwól
więc, że przypomnę ci, jak to się skończy. Najpierw ty. Potem twój książę. Martwi.

Zimne wargi musnęły ucho Sofii.
– I to nie jest tylko taka figura retoryczna.
Sofia  odwróciła  się  gwałtownie,  ale  nikogo  nie  zobaczyła.  Zerwała  się  na  nogi,

wpadła na Tedrosa, wrzasnęła – i osunęła się w jego ramiona.

–  Ona  chce  nas  zabić,  najpierw  ciebie,  potem  mnie,  albo  najpierw  mnie,  a  potem

ciebie, nie pamiętam kolejności, a ty jesteś zawszaninem, a ja nigdziarką, a teraz mamy
walczyć ze sobą…

– Albo będziemy walczyć razem.
Sofia zamrugała oczami.
– Będziemy…?
– Wszyscy zrozumieją, że jesteś Dobra, jeśli będę cię bronić – powiedział Tedros,

nadal  lekko  spocony.  –  Tylko  prawdziwa  księżniczka  zasługuje  na  to,  by  chronił  ją
książę.

– Ale… będziesz w niebezpieczeństwie! Wszyscy myślą, że jestem Zła!
–  Nie,  jeśli  wygramy  –  powiedział  Tedros  z  uśmiechem.  –  Będą  musieli  zrobić

z ciebie zawszankę.

Sofia potrząsnęła głową i uściskała go mocno.
– Jesteś moim księciem. Naprawdę.
–  A  teraz  zajmij  pierwsze  miejsca  we  wszystkich  zaliczeniach,  żebyśmy  mogli

jednocześnie zacząć Próbę Baśni. Nie poradzisz tam sobie beze mnie.

Sofia nagle pobladła.
– Ale… ale…
– Ale co? Jesteś lepsza o klasę od innych nigdziarzy.
– Wiem, ale to…
Tedros uniósł jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała w jego kryształowo błękitne

oczy.

– Pierwsze miejsce na każdym zaliczeniu. Umowa stoi?
Sofia niepewnie skinęła głową.
–  Jesteśmy  zespołem  –  powiedział  Tedros  z  szerokim  uśmiechem.  Jeszcze  raz

musnął jej policzek i wyszedł przez drzwi dla zawszan.

Sofia  przeszła  przez  scenę  do  drzwi  dla  nigdziarzy  i  zatrzymała  się.  Powoli  się

background image

odwróciła.

Na różowej ławce siedziała samotna Agata.
– Mówiłam ci, że to miejsce dla mnie, złociutka – westchnęła Sofia. – Po prostu nie

chciałaś mnie słuchać.

Agata nic nie powiedziała.
– Może Dyrektor Akademii pozwoli ci wrócić samej do domu – powiedziała Sofia.
Agata nawet nie drgnęła.
–  Musisz  znaleźć  sobie  nowe  przyjaciółki  –  uśmiechnęła  się  łagodnie  Sofia.  –  Ja

mam teraz księcia.

Agata tylko spojrzała jej w oczy.
Sofia przestała się uśmiechać.
– Mam księcia.
Zatrzasnęła za sobą drzwi.

Na  pielęgnacji  brzydoty  Manley  polecił  piętnastu  nigdziarzom  biorącym  udział

w zawodach stworzenie przebrania, które „odstraszy natychmiast każdego zawszanina”.
Eliksir  Hester  sprawił,  że  całe  jej  ciało  porosło  kolcami.  Skóra  Anadil  stała  się  tak
cienka,  że  było  przez  nią  widać  wszystkie  naczynia  krwionośne.  Tymczasem  Sofia
rozgniatała  kijanki,  żeby  znowu  pokryć  się  krostami,  ale  zamiast  tego  jakimś  cudem
wyrósł jej spiralny róg i lśniący koński ogon.

– Bo co może być bardziej przerażającego dla księżniczki niż jednorożec? – warknął

Manley.

Na  szkoleniu  sługusów  nigdziarze  musieli  obłaskawić  ogniowego  olbrzyma,

trzymetrowe  chłopisko  z  intensywnie  pomarańczową  skórą  i  płomiennymi  włosami.
Sofia  spróbowała  odczytać  jego  myśli,  ale  były  w  języku  olbrzymów.  Na  szczęście
przypomniała sobie kilka słów z tego języka, których nauczyła ją Agata.

OGNIOWY OLBRZYM: Dlaczego miałbym cię nie zabijać?
SOFIA: Znam tego konia.
OGNIOWY OLBRZYM: Nie widzę żadnego konia!
SOFIA: Jest tak wielki, jak twoje gacie.

Na szczęście Kastor interweniował, zanim olbrzym ją zjadł.
Lady Lesso z kolei poprosiła zawodników, żeby podali nazwę „zaklęcia, które może

zdjąć tylko osoba je rzucająca”.

– Odpowiedzi?
Drżący z zimna nigdziarze podnieśli lodowe tabliczki z wyrzeźbionymi słowami:

HESTER: Petryfikacja

background image

ANADIL: Petryfikacja
ARACHNE: Petryfikacja
SOFIA: Zaklęcie specjalne

–  Gdyby  tylko  miłość  była  odpowiedzią  na  wszystkie  pytania,  nie  miałabyś

problemu  –  powiedziała  lady  Lesso,  przyznając  Sofii  kolejne  piętnaste  miejsce
z piętnastu.

– Co się stało? – zapytał Tedros, przepychając się do niej przez kolejkę zawszan.
– Muszę się rozkręcić…
– Sofia, nie możesz wejść do lasu beze mnie!
Spojrzeli  na  wykrzywionych  gniewnie  nigdziarzy.  Bez  wątpienia  podczas  Próby

Baśni będą chcieli się zemścić.

– Rób po prostu to samo, co wcześniej! – błagał ją Tedros.
Sofia zacisnęła zęby i wróciła do pokoju. Skoro Agata mogła dostawać dobre oceny

w  szkole  Dobra,  to  ona  też  może  dostawać  dobre  oceny  w  tej  szkole!  Wspaniale,
będzie warzyć ropusze oczy, nauczy się języka olbrzymowego, nawet ugotuje dziecko,
jeśli będzie musiała! (A przynajmniej będzie nadzorować prace). Nic nie powstrzyma
jej przed osiągnięciem Długo i Zawsze Szczęśliwie! Wypięła pierś, wmaszerowała do
pokoju i zamarła.

Jej łóżko zniknęło. Lustro zostało rozbite.
A  nad  jej  głową  wisiały  wszystkie  jej  dotychczasowe  kreacje,  związane  i  podarte

jak ciała bez głów.

Siedząca na swoim łóżku Anadil podniosła głowę znad książki Zabijanie  pięknych

dziewcząt.  Hester  podniosła  głowę  znad  książki  Zabijanie  jeszcze  piękniejszych
dziewcząt.

Sofia wpadła do gabinetu na najwyższym piętrze.
– Moje współlokatorki chcą mnie zabić!
Lady Lesso uśmiechnęła się zza biurka.
– Dzielne dziewczynki.
I drzwi magicznie zatrzasnęły się przed nosem Sofii.
Sofia  skuliła  się  w  ciemnym  korytarzu.  W  zeszłym  tygodniu  była  najpopularniejszą

dziewczyną w szkole, a teraz nie mogła nawet wrócić do swojego pokoju?!

Otarła  oczy.  To  nie  miało  znaczenia,  prawda?  Niedługo  zmieni  szkołę  i  zostawi  to

wszystko  za  sobą.  Miała  chłopca,  którego  pragnęły  wszystkie  dziewczyny.  Miała
księcia! Dwie głupie wiedźmy nic nie znaczyły wobec jej prawdziwej miłości!

Gdzieś ponad nią rozległy się głosy, więc zanurkowała w cień.
– Hester mówi, że ten, kto zabije Sofię podczas Próby Baśni, zostanie w przyszłym

roku  zastępcą  kapitana  –  powiedziała  Arachne,  schodząc  po  schodach.  –  Ale  to  musi
wyglądać na wypadek, bo inaczej wylecimy ze szkoły.

background image

–  Musimy  być  szybsze  od  Anadil!  –  przypomniała  Mona  z  rumieńcami

wykwitającymi na jej zielonej skórze. – A jeśli ona zabije ją jeszcze przed Próbą?

–  Hester  mówiła,  że  mamy  to  zrobić  podczas  Próby  Baśni.  Nawet  Vex  i  Bron  to

rozumieją.  Słyszałaś,  jaki  mają  plan,  żeby  ją  zabić?  Przeszukali  jezioro  od  strony
Dobra, żeby znaleźć ostatnie jaja. Ta dziewczyna nie ma szans.

– Nie mogę uwierzyć, że słuchałyśmy pogadanek zdrajczyni – syknęła Mona. – Mało

brakowało, a kazałaby nam ubierać się na różowo i całować zawszan!

– Upokorzyła nas wszystkich, a teraz za to zapłaci – oznajmiła Arachne. – Nas jest

czternaścioro. Ona jedna. Ma pecha.

Ich złowrogi śmiech odbił się echem w wilgotnej klatce schodowej.
Sofia  nie  ruszyła  się  z  miejsca  w  ciemności.  A  więc  nie  chodziło  tylko  o  jej

współlokatorki. To cała szkoła chciała jej śmierci. Nigdzie nie była bezpieczna.

Nigdzie, z wyjątkiem…
Na końcu ciemnego, dusznego korytarza drzwi do pokoju 34 uchyliły się po trzecim

pukaniu. Wyjrzały zza nich czarne wyłupiaste oczy.

– Cześć, przystojniaku – zagruchała Sofia.
– Nawet nie próbuj… jesteś ukochaną księcia, jesteś dwulicowa, jesteś…
Sofia  zatkała  nos,  wyminęła  Horta  i  zamknęła  drzwi,  zostawiając  go  na  zewnątrz

swojego nowego pokoju.

Przez  dwadzieścia  minut  Hort  dobijał  się  do  drzwi  i  lamentował,  zanim  Sofia

w końcu go wpuściła.

–  Pomożesz  mi  się  uczyć  przed  ciszą  nocną  –  powiedziała,  spryskując  pokój

lawendą. – Ale nie będziesz tu spać.

–  To  jest  mój  pokój  –  nadąsał  się  Hort  i  usiadł  na  podłodze.  Ubrany  był  w  czarną

piżamę w skrzywione zielone żaby.

–  Cóż,  ale  teraz  ja  tu  jestem,  prawda?  A  ponieważ  chłopcy  nie  mogą  mieszkać

z  dziewczynkami,  więc  to  z  pewnością  nie  może  być  twój  pokój  –  oznajmiła  Sofia,
moszcząc się w jego łóżku.

– A gdzie ja mam spać?
– Słyszałam, że w świetlicy wieży Szkoda jest całkiem wygodnie.
Sofia  zignorowała  narzekania  Horta,  oparła  się  o  poduszkę  i  uniosła  świecę,  by

zagłębić  się  w  jego  notatki.  Musiała  jutro  zająć  pierwsze  miejsce  we  wszystkich
zaliczeniach.  Jej  jedyną  nadzieją  na  przetrwanie  Próby  Baśni  było  wejście  do  lasu
razem z Tedrosem i chowanie się za nim przez cały czas.

– Aby upokorzyć wroga, zamień go w kurę: Banta pareo dirosti. – Zmrużyła oczy. –

Dobrze to wymawiam?

– Sofia, a skąd wiesz, że nie jesteś czarnym charakterem? – ziewnął Hort, kuląc się

na poczerniałej podłodze.

background image

– Patrzę w lustro. Hort, masz koszmarny charakter pisma.
– Kiedy ja patrzę w lustro, wyglądam jak czarny charakter.
– Pewnie to znaczy, że jesteś czarnym charakterem.
– Tata mi mówił, że czarne charaktery pod żadnym pozorem nie mogą się zakochać.

Że to nienaturalne i obrzydliwe.

Sofia z trudem odczytywała nagryzmolone słowa.
Aby zamrozić zawszanina w lodzie, spraw, by twoja dusza stała się zimna…
– Więc ja na pewno nie mogę się zakochać – powiedział Hort.
Zimniejsza, niż ci się to wydaje możliwe… Następnie wypowiedz te słowa…
– Ale gdybym mógł się zakochać, to bym się zakochał w tobie.
Sofia  odwróciła  się.  Hort  pochrapywał  cicho  na  podłodze,  a  guziki  jego  piżamy

miały kształt rozzłoszczonych zielonych żabek.

– Hort, nie możesz tu spać – powiedziała.
Hort zwinął się w mniejszy kłębek.
Sofia zrzuciła kołdrę i podeszła do niego.
– A masz, Piotrusiu Panie! – wymamrotał cicho.
Sofia patrzyła, jak drży i poci się, zwinięty w kulkę.
Ułożyła się z powrotem pod pachnącą pleśnią kołdrą. Przy świecy starała się uczyć

z  notatek  Horta,  ale  jego  posapywanie  działało  na  nią  usypiająco  i  ani  się  obejrzała,
jak był już ranek.

Drugi  dzień  był  taki  sam  jak  pierwszy  –  Sofia  jeszcze  trzy  razy  zajęła  ostatnie

miejsce  –  raz  na  szkoleniu  sługusów,  bo  nie  zdołała  sprawić,  że  jej  palec  zabłysnął
wystarczająco szybko, by unieszkodliwić smrodotrolla.

Widziała  żyły  nabrzmiewające  na  twarzy  Tedrosa,  gdy  przy  obiedzie  ciągnął  ją  za

sobą w kolejce, zatykając nos.

–  Czy  powinienem  zacząć  specjalnie  przegrywać?  A  może  ty  chcesz  zacząć  Próbę

trzy godziny wcześniej?!

– Staram się, jak mogę…
– Sofia, którą znam, nie musi się starać. Ona po prostu wygrywa.
Jedli w milczeniu.
– Gdzie się podziała jej wróżka-matka chrzestna? – Sofia usłyszała triumfalny głos

Beatrycze.

Po  przeciwnej  stronie  Polany  Agata  odrabiała  lekcje  w  towarzystwie  Kiko,  nie

patrząc nawet w stronę Sofii.

Następnego dnia przyszli zawodnicy spędzili dwie pierwsze lekcje na przymiarkach

strojów  na  Próbę  Baśni:  ciemnoniebieskich  tunik  z  jedwabistej  w  dotyku  stalowej
siatki i wełnianych płaszczy z kapturem w tym samym kolorze, obrzeżonych czerwonym
brokatem.  Ponieważ  cała  trzydziestka  miała  mieć  identyczne  płaszcze,  nie  da  się
odróżnić  zawszan  od  nigdziarzy,  nawet  gdyby  ktoś  zdołał  dostrzec  niebieskie  ubranie

background image

w  Błękitnym  Lesie.  Gdy  chodziło  o  stroje,  Sofia  zazwyczaj  pilnie  uważała,  dzisiaj
jednak nie odrywała się ani na moment od notatek Horta. Następną lekcję prowadziła
lady Lesso, a Sofia musiała zająć pierwsze miejsce.

– Czarny charakter zabija tylko z jednego powodu: by zniszczyć swoją nemezis. Tę,

która  rośnie  w  siłę,  gdy  wy  słabniecie.  Dopiero  gdy  wasza  nemezis  będzie  martwa,
poczujecie się spełnieni – mówiła koścista nauczycielka, wędrując pomiędzy ławkami
i  stukając  obcasami.  –  Oczywiście,  ponieważ  tylko  najlepsi  nigdziarze  mają  sny
o  nemezis,  większość  z  was  przejdzie  przez  życie,  nie  mając  nikogo  na  sumieniu.
Możecie uznać, że macie szczęście. Zabijanie wymaga najczystszego Zła. Żadne z was
nie jest jeszcze dość czyste, by kogoś zabić.

Sofia usłyszała pomruki pod swoim adresem.
– Ale ponieważ Próba Baśni to tylko bezpieczne zawody – lady Lesso uśmiechnęła

się do niej – może w ramach przygotowań zrobimy moje ulubione ćwiczenie…

Stworzyła widmową księżniczkę z brązowymi lokami, dołeczkami w zarumienionych

policzkach i uśmiechem słodszym niż uśmiech dziecka.

– Ćwiczenie z zabijania. Ten, kto zabije ją w najokrutniejszy sposób, wygrywa.
– W końcu coś przydatnego – powiedziała Hester, przyglądając się Sofii.
Chociaż w komnacie było zimniej niż zwykle, Sofia lśniła od potu.
Ponieważ  księżniczka  chowała  się  za  zamkniętymi  drzwiami  i  była  nieufna  wobec

obcych,  biorący  udział  w  Próbie  Baśni,  nigdziarze,  chcący  ją  zabić,  musieli  wykazać
się  kreatywnością.  Mona  za  pomocą  metod  z  pielęgnacji  brzydoty  zamieniła  się
w  wędrowną  handlarkę  i  podarowała  księżniczce  zatrutą  szminkę.  Gdy  lady  Lesso
stworzyła nową dziewicę, Anadil zapukała do jej drzwi i zostawiła przed nimi bukiet
z drapieżnych kwiatów. Hester z kolei zmieniła się w uroczą wiewióreczkę i wręczyła
swojej ofierze brokatowy balonik.

– Ależ dziękuję! – rozpromieniła się księżniczka, a balonik pociągnął ją w górę, na

ostre jak brzytwy sople zwisające z sufitu.

Sofia przez większość czasu miała zamknięte oczy.
–  Kto  następny?  –  zapytała  lady  Lesso,  zamykając  drzwi  za  kolejną  księżniczką.  –

Ach  tak.  Ty.  –  Zabębniła  długimi  czerwonymi  paznokciami  o  biurko  Sofii,  cmokając
z niezadowoleniem.

Sofia poczuła mdłości. Zabijanie? Nawet jeśli to była zjawa, nie mogła za…
Wzdrygnęła się, gdy przed oczami stanęła jej twarz umierającego Bestii. To było co

innego! On był Zły! Każdy książę zrobiłby to samo!

– Jak rozumiem, to kolejna porażka. – Lady Lesso uśmiechnęła się złośliwie.
Sofia  spojrzała  na  nią  i  pomyślała  o  Tedrosie,  który  wyraźnie  traci  w  nią  wiarę.

Pomyślała o czternastu czarnych charakterach, przeświadczonych, że są dość czyści, by
zabijać. Pomyślała o tym, że szczęśliwe zakończenie wymyka się jej z rąk…

Sofia, którą znam, nie musi się starać.

background image

Z  zaciśniętymi  zębami  podeszła  gniewnie  do  drzwi,  mijając  zaskoczoną

nauczycielkę, a jej palec zalśnił różem.

Aby zamrozić zawszanina w lodzie…
Zapukała mocno do drzwi.
Spraw, by twoja dusza stała się zimna…
Drzwi otworzyły się, a blask palca Sofii przygasł.
Patrzyła  na  nią  jej  własna  twarz,  tylko  okolona  długimi,  jasnymi  włosami,  jakie

miała  przed  spotkaniem  z  Bestią.  Aby  zwyciężyć  w  tym  ćwiczeniu,  musiała  zabić…
samą siebie.

Sofia dostrzegła, że lady Lesso uśmiecha się złośliwie.
– W czym mogę pomóc? – zapytała księżniczka Sofia.
To tylko duch. Sofia zgrzytnęła zębami i poczuła, że jej palec znowu lśni.
– Wyglądasz, jak ktoś obcy – dodała księżniczka, rumieniąc się.
Zimniejsza, niż ci się to wydaje możliwe…
Sofia skierowała na nią lśniący palec.
–  Matka  przestrzegała,  żebym  nie  rozmawiała  z  obcymi  –  powiedziała  księżniczka

z niepokojem.

Powiedz to!
Blask na palcu Sofii zamigotał – nie mogła przypomnieć sobie słów.
– Muszę już iść. Matka mnie woła.
Zabij ją! Zabij ją teraz!
– Do widzenia – oznajmiła księżniczka, zamykając drzwi.
– BANTA PAREO DIROSTI!!!
Puf!  Księżniczka  zamieniła  się  w  kurę.  Sofia  złapała  ją  w  ramiona,  przewróciła

krzesło, otwarła oblodzone okno i wyrzuciła ptaka pod niebo.

– Leć, Sofio! Jesteś wolna!
Kura  spróbowała  latać,  ale  uświadomiła  sobie,  że  nie  potrafi,  i  spadła  na  pewną

śmierć.

– Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się żal zwierzęcia – powiedziała lady Lesso.
Kolejny numer 15 splunął Sofii w twarz.

Jedyne chyba, co Sofia lubiła w Akademii Zła, było to, że miała tu mnóstwo miejsc,

w  których  mogła  spokojnie  popłakać.  Szlochała  więc,  schowana  za  kruszącym  się
kamiennym łukiem. Jak teraz pokaże się na oczy Tedrosowi?

– Nalegamy, żeby Sofia została wyłączona z Próby Baśni.
Sofia  rozpoznała  szorstki  głos  profesora  Manleya.  Wypełzła  spod  kamiennego  łuku

i  przez  dziurkę  od  klucza  zajrzała  do  jego  odrażającej  sali  lekcyjnej.  Przerdzewiałe
krzesła, zwykle służące czarnym charakterom, zajmowali teraz nauczyciele z obu szkół.
Profesor  Dovey  zasiadała  za  ozdobioną  smoczą  czaszką  katedrą,  którą  rozjaśniła

background image

przyciskiem do papieru w kształcie dyni.

– Nigdziarze planują ją zabić, Klaryso – zakończył łysy, pryszczaty Manley.

Biliousie,

wprowadziliśmy

zabezpieczenia

mające

zapobiec

śmierci

któregokolwiek z uczniów.

– Miejmy nadzieję, że okażą się pewniejsze niż cztery lata temu – odparował.
–  Wydaje  mi  się,  że  wszyscy  zgodziliśmy  się,  iż  śmierć  Garricka  była  tylko

nieszczęśliwym wypadkiem! – odpowiedziała z ogniem w głosie profesor Dovey.

W sali zapadła złowroga cisza. Na korytarzu Sofia słyszała własny urywany oddech.
Garrick z Gawaldonu. Porwany razem z Banem.
Ban nie zdał. Garrick zginął.
Serce tłukło się jej o żebra.
Jeśli wrócimy do domu żywe, to będzie szczęśliwe zakończenie.
Agata od początku miała rację.
–  Jest  jeszcze  jeden  powód,  dla  którego  Sofia  musi  zostać  wykluczona  z  Próby  –

dodał ponuro Kastor. – Wróżki mówią, że ona i ten Dobry chłopak zamierzają działać
razem.

– Razem? – zachłysnęła się profesor Dovey. – Zawszanin i nigdziarka?
–  Wyobraźcie  sobie,  co  będzie,  jeśli  wygrają!  –  skrzeknęła  profesor  Sheeba.  –

Wyobraźcie sobie, co będzie, gdy dowiedzą się o tym w Puszczy!

–  Czyli  ona  albo  zginie,  albo  zniszczy  tę  szkołę  –  podsumował  gderliwie  Manley

i splunął na podłogę.

– Klaryso, to naprawdę łatwa decyzja – naciskała lady Lesso.
–  Ale  nie  ma  żadnego  precedensu  z  wykluczeniem  zakwalifikowanego  ucznia

z Próby Baśni! – zaprotestowała profesor Dovey.

–  Zakwalifikowanego!  W  tym  tygodniu  zawaliła  wszystkie  ćwiczenia  –  oznajmił

Manley. – To ten chłopak przekonał ją, że jest Dobra!

–  A  może  po  prostu  czuje  presję  z  powodu  Próby  Baśni?  –  podsunęła  księżniczka

Uma, karmiąc siedzącą jej na ramieniu przepiórkę.

–  Albo  nabrała  nas  wszystkich,  że  jest  największą  nadzieją  Zła!  –  powiedziała

profesor Sheeba. – Powinna nie zdać na długo przed Próbą Baśni!

– No to dlaczego tak się nie stało? – zapytała profesor Anemonia.
–  Za  każdym  razem,  gdy  próbowaliśmy  dać  jej  ostatnie  miejsce,  zajmował  je  jakiś

inny uczeń – wyjaśnił Manley. – Ktoś wyraźnie nie pozwala, żeby nie zaliczyła!

Źli nauczyciele podnieśli wrzawę, gwałtownie się z nim zgadzając.
–  Rzeczywiście,  to  bardzo  sensowna  teoria  –  powiedziała  profesor  Dovey,

przekrzykując  ich.  –  Jakiś  tajemniczy  intrygant,  którego  nikt  nigdy  nie  widział,
przemyka się ukradkiem po waszym zamku i wpływa na przyznawane oceny.

–  Wiesz,  Klaryso,  całkiem  trafnie  opisałaś  Dyrektora  Akademii  –  zauważyła  lady

Lesso.

background image

–  Nie  mów  rzeczy  absurdalnych.  Dlaczego  Dyrektor  Akademii  miałby  wpływać  na

miejsca zajmowane przez uczniów?

–  Ponieważ  będzie  zachwycony,  patrząc,  jak  „najlepsza”  Zła  uczennica  wygrywa

dzięki ochronie Dobra – syknęła lady Lesso, a jej fioletowe oczy zalśniły. – Uczennica,
która nawet mnie wydawała się obiecująca. Ależ byłam głupia! Ale jeśli Sofia wygra
razem  z  tym  żałosnym  księciem,  nie  będę  milczeć,  Klaryso.  Nie  pozwolę  ani
Dyrektorowi  Akademii,  ani  tobie  i  twoim  aroganckim  bestiom  zniszczyć  dorobku
mojego  życia.  Lepiej  mnie  posłuchaj.  Jeśli  pozwolisz  Sofii  uczestniczyć  w  Próbie
Baśni, ryzykujesz coś więcej niż jej życie. Ryzykujesz wojnę.

W sali zapanowała głucha cisza.
Profesor Dovey odchrząknęła.
– Może mogłaby wziąć udział w przyszłym roku…
Sofia odetchnęła z ulgą.
– Poddajesz się podszeptom Zła! – wykrzyknął profesor Espada.
– Tylko dlatego, żeby ochronić tę dziewczynkę… – powiedziała słabo Dovey.
– Ale ten chłopak dalej będzie ją kochać! – ostrzegła Anemonia.
– Tydzień w Sali Udręki na pewno na to pomoże – zaproponowała lady Lesso.
– Ciągle nie możemy znaleźć Bestii – przypomniała Sheeba.
– To sprowadźcie nową! – warknęła lady Lesso.
– A może zagłosujemy? – zaszczebiotała Uma.
–  GŁOSOWANIE  JEST  DLA  MIĘCZAKÓW!  –  ryknął  Kastor  i  wśród  nauczycieli

wybuchła  ogólna  awantura.  Przepiórka  Umy  robiła  z  góry  kupy  na  Złych  nauczycieli,
Kastor  spróbował  ją  pożreć,  a  Polluks  znowu  zgubił  głowę.  W  końcu  ktoś  zagwizdał
głośno i stanowczo. Wszyscy spojrzeli na mężczyznę stojącego w kącie sali.

– Ta szkoła ma do spełnienia tylko jedną, jedyną misję – powiedział profesor Sader.

– Ma strzec równowagi pomiędzy Dobrem a Złem. Gdyby udział Sofii w Próbie Baśni
zakłócał  tę  równowagę,  musiałaby  zostać  natychmiast  zdyskwalifikowana.  Na
szczęście dla nas, dowód na istnienie równowagi mamy przed oczami.

Wszyscy  na  coś  spojrzeli.  Sofia  spróbowała  zobaczyć,  co  to  takiego,  ale

uświadomiła sobie, że każdy z nauczycieli patrzy w inną stronę.

– Czy zgadzamy się, że równowaga jest nienaruszona? – zapytał profesor Sader.
Nikt się nie sprzeciwił.
–  W  takim  razie  Sofia  weźmie  udział  w  Próbie  Baśni  i  nie  mamy  o  czym  więcej

dyskutować.

Sofia z trudem powstrzymała krzyk.
–  Zawsze  można  liczyć  na  twój  rozsądek,  Auguście  –  powiedziała  lady  Lesso,

wstając.  –  Na  szczęście  to  pasmo  porażek  sprawia,  że  dużą  część  Próby  spędzi  bez
ochraniającego ją chłopca. Miejmy nadzieję, że zginie śmiercią tak straszną, iż nikt nie
odważy  się  powtarzać  jej  błędów.  Tylko  wtedy  jej  baśń  zakończy  się  tak,  jak  na  to

background image

zasługuje. Może nawet będzie warta uwiecznienia na obrazie.

Wyszła z sali, a za nią poszli inni Źli nauczyciele.
Potem  parami,  cicho  rozmawiając,  wychodzili  Dobrzy  nauczyciele.  Jako  ostatni

pojawili  się  profesor  Dovey  i  profesor  Sader.  Szli  w  milczeniu,  a  jej  zielonkawa
suknia szeleściła obok jego ciemnozielonego garnituru.

– A jeśli ona zginie, Auguście? – zapytała Klarysa.
– A jeśli ona przeżyje? – odpowiedział pytaniem Sader.
Klarysa zatrzymała się.
– Nadal wierzysz, że to prawda?
– Tak. Tak samo jak wierzę w to, że Baśniarz zaczął jej baśń.
– Ale to niemożliwe… to szaleństwo… to… – Klarysa poczerwieniała ze zgrozy. –

Dlatego się wtrąciłeś?

– Przeciwnie, postanowiłem się nie wtrącać – odparł Sader. – Naszym obowiązkiem

jest pozwolić, by opowieść rozwijała się we własnym rytmie…

– Nie! Co ty… – Profesor Dovey zakryła dłonią usta. – Dlatego właśnie wysłałeś tę

dziewczynkę,  żeby  ryzykowała  życie?  Ponieważ  wierzysz  w  tę  fałszywą
przepowiednię?

– Stawka jest o wiele wyższa niż życie jednej dziewczynki, Klaryso.
– To tylko mała dziewczynka! Niewinne dziecko! – zachłysnęła się profesor Dovey,

ze łzami gniewu w oczach. – Jej krew splami nasze ręce!

Gdy  uciekła,  a  jej  szloch  umilkł  na  schodach,  orzechowe  oczy  profesora  Sadera

zamgliły się niepewnością.

Nie mógł widzieć, że Sofia kryje się za nim, starając się opanować dygotanie.

Na  Polanie  Kiko  usadowiła  się  na  suchych  liściach,  owinęła  się  ciaśniej  szalem

i polizała kolbę kukurydzy w przyprawach.

– No więc zapytałam wszystkie dziewczyny, czy zgodzą się, jeśli Tristan je zaprosi,

a  one  powiedziały,  że  nie!  To  znaczy,  że  będzie  musiał  zaprosić  mnie!  Może
oczywiście  iść  sam,  ale  jeśli  chłopiec  przyjdzie  na  bal  bez  partnerki,  dostaje  tylko
połowę  punktów,  a  Tristan  uwielbia  siedzieć  w  Sali  Urody,  więc  na  pewno  mnie
zaprosi. No dobrze, mógłby zaprosić ciebie, ale ty powiedziałaś mu, żeby wyszedł za
Tedrosa,  więc  nie  wydaje  mi  się,  żeby  cię  lubił.  Nie  mogę  uwierzyć,  że  to
powiedziałaś. Zupełnie jakby książęta mogli się pobrać. Co byśmy wtedy zrobiły?

Agata  wgryzła  się  w  swoją  kolbę,  żeby  jej  nie  słuchać.  Po  drugiej  stronie  Polany

zobaczyła  Sofię  kłócącą  się  zaciekle  z  Tedrosem  przy  wejściu  do  leśnego  tunelu.  To
wyglądało tak, jakby Sofia próbowała go za coś przepraszać i objąć go – może nawet
pocałować – ale Tedros ją odepchnął.

– Słuchasz mnie?
Agata odwróciła się.

background image

– Chwila. Czy to znaczy, że jeśli dziewczyna nie zostanie zaproszona na bal, to nie

zda  i  czeka  ją  los  gorszy  od  śmierci,  ale  jeśli  chłopiec  nie  pójdzie  na  bal,  dostanie
tylko połowę punktów? I to ma być sprawiedliwe?!

– Ale to prawda – powiedziała Kiko. – Chłopiec może być sam, jeśli tak zdecyduje.

Ale jeśli dziewczyna zostanie sama… równie dobrze mogłaby nie żyć.

Agata z trudem przełknęła.
– To absurd…
Nagle coś wpadło do jej koszyka.
Agata podniosła głowę i napotkała spojrzenie Sofii, którą Tedros ciągnął do kolejki

zawszan.

Podczas gdy Kiko dalej coś paplała, Agata wyjęła z koszyka okazałą pergaminową,

różową różę. Z największą ostrożnością rozwinęła kwiat na kolanach.

Liścik zawierał tylko dwa słowa.
Potrzebuję cię.

background image

20

Sekrety i kłamstwa

background image
background image

K

araluch  przemknął  pod  drzwiami  pokoju  66  i  omal  nie  wyskoczył  z  pancerzyka.

Popatrzył na rozbite szkło, zniszczone sukienki, trzy śpiące wiedźmy – i uciekł, zanim
którakolwiek z nich mogła go zauważyć.

Ale jedna z nich go widziała.
I łabędzia na jego brzuchu.

Machając  czułkami  na  prawo  i  lewo,  Agata  tropiła  zapach  perfum  Sofii.  Biegła

krzywymi  schodami  i  wilgotnymi  korytarzami  (po  drodze  omal  nie  uległa  wdziękom
podejrzanego  samca  karalucha),  aż  w  końcu  znalazła  jego  źródło  w  świetlicy.
Pierwsze,  co  zobaczyła,  to  był  Hort  bez  koszuli,  z  twarzą  czerwoną  jak  przedszkolak
w  toalecie.  Z  ostatnim  jękiem  spojrzał  na  swoją  pierś,  z  której  wyrastały  dwa
nowiutkie włosy.

– Tak! No i czyj talent może być lepszy?
Na kanapie obok Sofia zagłębiała się w Zaklęcia dla opornych.
Słysząc  dwa  owadzie  kliknięcia,  podniosła  szybko  głowę.  Hort  wypiął  pierś

i  mrugnął  do  niej.  Odwróciła  się  ze  zgrozą  i  wtedy  zobaczyła  napis  nagryzmolony
szminką na podłodze za kanapą:

ŁAZIENKA. PRZYNIEŚ CIUCHY.

Sofia  nienawidziła  łazienek  w  Zamku  Zła,  ale  przynajmniej  były  bezpiecznym

miejscem  spotkań.  Nigdziarze  mieli  jakąś  fobię  na  punkcie  toalet  i  zdecydowanie  ich
unikali  (Nie  miała  pojęcia,  co  powodowało  ten  lęk  ani  gdzie  chodzili,  żeby  sobie
ulżyć, ale wolała o tym nie myśleć). Drzwi skrzypnęły, gdy wślizgiwała się do słabo
oświetlonej żelaznej celi. Na pokrytej rdzą ścianie migotały dwie pochodnie, a kabiny
toaletowe rzucały długie cienie. Gdy podkradła się do ostatniej z nich, przez szczelinę
w żelaznych drzwiach zobaczyła skrawek bladej skóry.

– Masz ciuchy?
Sofia wsunęła je pod drzwi.
Po chwili drzwi się otworzyły i z kabiny wyszła Agata w żabiej piżamie Horta.
–  Nie  miałam  nic  innego!  –  pisnęła  Sofia.  –  Moje  współlokatorki  powiesiły

wszystkie moje ubrania!

–  Nikt  cię  już  nie  lubi  –  wypaliła  Agata,  ukrywając  lśniący  palec.  –  Ciekawe,

dlaczego.

– Słuchaj, naprawdę cię przepraszam! Nie mogłam tak po prostu wracać do domu!

Nie w chwili, gdy w końcu zdobyłam księcia!

– Ty?! Ty zdobyłaś księcia?
– No, głównie ja…

background image

–  Powiedziałaś,  że  chcesz  wracać  do  domu.  Powiedziałaś,  że  jesteśmy  zespołem!

Dlatego ci pomogłam!

– Jesteśmy zespołem, Agato. Każda księżniczka potrzebuje pomocnika!
– Pomocnika?! Pomocnika?!!! – krzyknęła Agata. – To świetnie, a teraz zobaczymy,

jak nasza bohaterka radzi sobie sama!

Urwała. Sofia złapała ją za ramię.
– Próbowałam go pocałować! Ale on zaczął we mnie wątpić!
– Puszczaj…
– Potrzebuję twojej pomocy…
– A ja nie zamierzam jej udzielać – syknęła Agata, odtrącając ją łokciem. – Jesteś

kłamczuchą, tchórzem i oszustką.

– No to dlaczego w ogóle przyszłaś? – zapytała Sofia ze łzami w oczach.
– Uważaj. Od krokodylich łez robią się krokodyle zmarszczki – prychnęła Agata od

drzwi.

– Proszę, zrobię wszystko, czego zechcesz! – błagała Sofia.
Agata odwróciła się.
– Przysięgnij, że pocałujesz go przy pierwszej okazji. Przysięgnij na swoje życie.
– Przysięgam! – jęknęła Sofia. – Chcę wracać do domu! Nie chcę, żeby mnie zabili!
Agata popatrzyła na nią ze zdumieniem.
– Co takiego?
Sofia  gorączkowo  zrelacjonowała  spotkanie  nauczycieli,  a  potem  opowiedziała

o zawalonych zaliczeniach i kłótni z Tedrosem.

–  Jesteśmy  zbyt  blisko  końca,  Sofio  –  powiedziała  biała  jak  ściana  Agata.  –  Na

końcu baśni ktoś zawsze umiera!

– Co teraz zrobimy? – pisnęła Sofia.
– Wygrasz Próbę Baśni i natychmiast potem pocałujesz Tedrosa.
– Ale ja nie dam sobie rady! Muszę spędzić trzy godziny sama, bez Tedrosa, który by

mnie chronił!

– Nie będziesz sama – burknęła Agata.
– Nie będę?
–  Będziesz  miała  za  kołnierzem  karalucha  chrzestnego,  wyciągającego  cię

z kłopotów. Tylko zapamiętaj, jeśli tym razem nie pocałujesz w porę księcia, rzucę na
ciebie każde Złe zaklęcie, jakie znam.

Sofia złapała ją w objęcia.
–  Och,  Agato,  jestem  okropną  przyjaciółką.  Ale  będę  miała  całe  życie,  żeby  to

naprawić.

W korytarzu zabrzmiały echem czyjeś kroki.
– Idź już – szepnęła Agata. – Muszę się mogryfikować!
Rozpromieniona  Sofia  uściskała  ją  po  raz  ostatni,  wyślizgnęła  się  z  łazienki

background image

i  wróciła  pod  opiekę  Horta.  Chwilę  później  spod  drzwi  wyślizgnął  się  karaluch
i pobiegł w kierunku schodów.

Żadna z nich nie zauważyła czerwonego tatuażu lśniącego w ciemnościach.

Zgodnie  z  tradycją  w  dzień  poprzedzający  Próbę  Baśni  nie  odbywały  się  żadne

lekcje.  Zamiast  tego  piętnaścioro  zawodników  z  Akademii  Dobra  i  piętnaścioro
zawodników  z  Akademii  Zła  miało  czas  na  zbadanie  Błękitnego  Lasu,  pozostali  zaś
uczniowie pracowali nad talentami, jakie mieli pokazać podczas Cyrku. Sofia przeszła
przez bramę za Tedrosem, świadoma chłodu, jaki zapanował pomiędzy nimi.

Chociaż  pozostały  teren  szkoły  powoli  poddawał  się  jesiennemu  zamieraniu,

Błękitny  Las  lśnił  w  południowym  słońcu  bujny  jak  zawsze.  Przez  cały  tydzień
uczniowie  starali  się  wyciągnąć  z  nauczycieli,  na  jakie  pułapki  mogą  natrafić,  ale
nauczyciele  twierdzili,  że  nic  nie  wiedzą.  Dyrektor  Akademii  przygotowywał  Próbę
Baśni  w  tajemnicy,  pozwalając  nauczycielom  tylko  na  zabezpieczanie  jej  z  zewnątrz.
Nie mogli oni nawet obserwować przebiegu zawodów, ponieważ na całą noc rzucał na
Błękitny Las zaklęcie maskujące.

–  Dyrektor  Akademii  nie  pozwala  nam  się  wtrącać  –  wymamrotała  do  swoich

uczniów profesor Dovey, wyraźnie wytrącona z równowagi. – Chce, aby Próba Baśni
odzwierciedlała  zagrożenia  Puszczy  w  stopniu  większym,  niż  nakazywałyby  zdrowy
rozsądek i odpowiedzialność.

Zawodnicy wchodzili do lasu, ale żaden z nich nie potrafił sobie wyobrazić, że już

następnej  nocy  to  prześliczne  miejsce  zamieni  się  w  arenę  piekielnego  wyzwania.
Zawszanie  i  nigdziarze  szli  obok  siebie  i  mijali  lśniące  pióropusze  na  Paprociowym
Polu,  oposy  posilające  się  w  Sosnowym  Jarze,  Błękitny  Potok  pełen  pstrągów,  aż
w końcu przypomnieli sobie, że są wrogami, i rozdzielili się.

Tedros przepchnął się do Sofii.
– Chodź ze mną.
– Pójdę sama – powiedziała cicho. – Nie zasłużyłam na twoją ochronę.
Tedros odwrócił się.
– Beatrycze mówiła, że oszukiwałaś, żeby zająć pierwsze miejsce. Czy to prawda?
– Oczywiście, że nie!
– No to dlaczego byłaś ostatnia we wszystkich zaliczeniach przed Próbą?
W oczach Sofii zalśniły perliste łzy.
–  Chciałam  udowodnić,  że  potrafię  sobie  dać  radę  bez  ciebie.  Żebyś  był  ze  mnie

dumny.

Tedros gapił się na nią zaskoczony.
– Ty przegrałaś… celowo?
Skinęła głową.
– Jesteś szalona! – wybuchnął. – Nigdziarze… oni cię zabiją!

background image

– Chciałeś ryzykować życie, żeby udowodnić, że jestem Dobra – pociągnęła nosem

Sofia. – Ja także jestem gotowa walczyć dla ciebie.

Przez chwilę Tedros wyglądał tak, jakby chciał jej przyłożyć, potem jednak pobladł

i złapał ją w ramiona.

– Obiecaj mi, że będziesz czekać, gdy przejdę przez bramę.
– Obiecuję – zaszlochała Sofia. – Zrobię to dla ciebie.
Tedros popatrzył w jej oczy. Sofia wydęła idealnie uszminkowane wargi.
– Masz rację, powinnaś się sama rozejrzeć. Musisz się czuć tutaj pewnie beze mnie.

Szczególnie po tym, jak tyle razy zajęłaś ostatnie miejsce.

– Ale… ale…
– Trzymaj się z dala od nigdziarzy, zgoda?
Ścisnął  jej  rękę  i  pobiegł,  żeby  dogonić  zawszan  na  polu  dyniowym.  Ostry  głos

Chaddicka rozległ się echem:

– To mimo wszystko czarny charakter, stary. Nie będziemy jej traktować ulgowo.
Sofia nie usłyszała odpowiedzi Tedrosa. Stała sama w cichym jarze, pod drzewkiem

z błękitną jemiołą.

– Nadal tu jesteśmy – jęknęła.
–  Może  byłoby  inaczej,  gdybyś  powiedziała  to,  co  ci  podpowiadałam!  –  odparł

karaluch spod jej kołnierzyka.

– Trzy godziny w samotności to nie tak źle – westchnęła Sofia. – Znaczy, nigdziarze

nie  mogą  używać  niedozwolonych  zaklęć.  Możemy  najwyżej  rozpętać  burzę  albo
zamienić się w leniwca. Co mogliby mi zrobić?

Nagle  coś  musnęło  jej  głowę.  Błyskawicznie  odwróciła  się  i  zobaczyła  krechę  na

pniu  dębu,  dokładnie  w  miejscu,  w  którym  stała.  Na  gałęzi  nad  nią  siedział
chochlikowaty Vex i trzymał zaostrzony kij.

– Byłem tylko ciekaw, ile masz wzrostu – wyjaśnił.
Zwalisty, łysy Bron wyczłapał zza drugiego dębu i przyjrzał się znakowi na pniu.
– Ta, zmieści się.
Sofia wytrzeszczyła na nich oczy.
–  Tak  jak  mówiłem  –  powiedział  Vex,  machając  szpiczastymi  uszami.  –  Czysta

ciekawość.

– Ja tu zginę! – lamentowała Sofia, uciekając z lasu.
–  Nie,  jeśli  ja  tu  będę  –  przypomniała  Agata,  zwijając  szczypce.  –  Pokonałam  ich

wszystkich  na  twoich  lekcjach  i  jutro  znowu  ich  pokonam.  Ty  skoncentruj  się  na
poca… – Coś w nią uderzyło. – Co to ma…

Agata popatrzyła na leżącego w trawie martwego karalucha. Koło niego wylądowały

cztery kolejne.

Sofia  i  Agata  powoli  podniosły  głowy  i  przyglądały  się  Zamkowi  Zła  spowitemu

chmurą różowawej mgły. Z jego balkonów na Polanę sypały się martwe owady.

background image

– Co tam się dzieje? – zapytała Sofia.
– Dezynsekcja – odparł czyjś głos.
Sofia  odwróciła  się  i  zobaczyła  Hester,  która  stała  pod  bramą  lasu  ze  splecionymi

rękami.

–  Najwyraźniej  robactwo  w  nocy  biegało  po  całej  szkole.  Nie  mogliśmy,

oczywiście, ryzykować wybuchu dżumy po tym, jak twoja przyjaciółka zachorowała.

Hester zdjęła z ramienia rzucającego się owada.
– Poza tym to jasny sygnał dla wszystkich, którzy próbują włazić tam, gdzie ich nie

proszą, nie uważasz?

Liznęła karalucha i zniknęła z powrotem w lesie, słychać było tylko chrzęst liści pod

jej stopami.

Sofia wstrzymała oddech.
– Myślisz, że ona wie, że jesteś karaluchem?
– Jasne, że wie, ty idiotko!
Głosy nigdziarzy zaczęły się zbliżać z głębi lasu.
–  Idź  już!  –  syknęła  Agata,  zbiegając  po  nodze  Sofii.  –  Nie  możemy  się  więcej

spotykać!

– Czekaj! Jak mam sobie poradzić na Pró…
Agata zniknęła jednak w tunelu Dobra, zostawiając Sofię samą sobie.

Ponieważ wróżki zaczynały sprawdzanie po ciszy nocnej i od pierwszego piętra szły

w  górę,  Agata  miała  dość  czasu,  by  prześlizgnąć  się  przejściem  do  wieży  Męstwo.
Podobnie  jak  wszyscy  nauczyciele,  Sader  miał  gabinet  z  przylegającą  do  niego
sypialnią. Agata wiedziała, że jeśli tylko zdoła otworzyć zamek, zaskoczy go w łóżku.
Nie obchodziło jej, czy ten dziwak będzie miał ochotę odpowiadać na jej pytania. Jeśli
będzie musiała, zwiąże go.

Zdawała sobie sprawę, że to okropny plan, ale co innego jej pozostawało? Teraz nie

mogła już zakraść się na Próbę Baśni, a Sofia przecież nie zdoła przetrwać sama trzech
godzin. Sader był ich ostatnią nadzieją na powrót do domu.

Schody  prowadziły  prosto  do  jego  gabinetu,  jedynych  drzwi  na  szóstym  piętrze

wieży  Męstwo.  Na  marmurze,  z  którego  były  zrobione,  widniał  rząd  wypukłych
niebieskich kropek. Agata przesunęła po nich palcem.

–  Uczniowie  mają  zakaz  wstępu  na  to  piętro!  –  zagrzmiał  głos  Sadera.  –  Proszę

natychmiast wracać do pokoju.

Agata złapała za klamkę, lśniącym palcem wskazując jednocześnie zamek.
Drzwi skrzypnęły i otworzyły się.
Sadera  nie  było  w  środku,  ale  musiał  wyjść  dosłownie  przed  chwilą.  Pościel

w  sypialni  była  zmięta,  herbata  w  kubku  stojącym  na  biurku  jeszcze  ciepła…  Agata
chodziła  na  palcach  po  gabinecie,  w  którym  półki,  krzesła  i  podłoga  uginały  się  pod

background image

ciężarem  książek.  Na  biurku  piętrzyły  się  ponadmetrowe  ich  stosy,  a  kilka  tomów  na
samej  górze  leżało  otwartych,  w  nich  niektóre  linie  kolorowych  kropek  były
zaznaczone  szpiczastymi  srebrnymi  gwiazdkami  na  marginesach.  Agata  przesunęła
dłonią po takiej linijce, a nad książką eksplodowała mglista scena, której towarzyszył
ostry kobiecy głos:

Duch nie może spocząć w spokoju, dopóki nie wypełni swego przeznaczenia. W

tym celu musi wykorzystać ciało wieszcza.

Równocześnie  zobaczyła,  jak  poszarpany  duch  wnika  w  ciało  brodatego  starca,

a  potem  mgła  zniknęła  w  karcie  książki.  Natychmiast  dotknęła  oznaczonych  gwiazdką
wersów w drugiej księdze:

–  W  ciele  wieszcza  duch  może  przetrwać  zaledwie  sekundy,  nim  obaj  zostaną

zniszczeni.

Na jej oczach dwa unoszące się ciała połączyły się, a potem rozsypały w proch.
Przesunęła palcem po kolejnym zaznaczonym tekście.
Tylko najpotężniejsi z wieszczów mogą stać się naczyniem dla ducha…
Większość wieszczów umiera, nim duch zdoła opanować ich ciało…
Skrzywiła się. Skąd ta obsesja na punkcie wieszczów?
I nagle serce podeszło jej do gardła.
Nauczyciele mówili coś przecież o przepowiedni.
Czy Sader mógł widzieć przyszłość?
Poznał odpowiedź na pytanie, czy wrócą do domu?
– Agato!
W drzwiach stała profesor Dovey.
– Alarm u Sadera… myślałam, że to karaluch… a to uczennica! Nie w łóżku po ciszy

nocnej!

Agata przebiegła koło niej, kierując się na schody.
– Dwa tygodnie czyszczenia toalet! – skrzeknęła nauczycielka.
Agata  obejrzała  się.  Profesor  Dovey,  marszcząc  brwi,  przesuwała  dłonią  nad

książkami  Sadera,  a  kiedy  zorientowała  się,  że  dziewczynka  na  nią  patrzy,  magicznie
zatrzasnęła drzwi.

Tej nocy obie dziewczynki śniły o domu.
Sofia  śniła,  że  przedziera  się  przez  różową  mgłę,  uciekając  przed  Hester.  Chciała

wrzasnąć  imię  Agaty,  ale  zamiast  tego  z  jej  ust  wypełzł  karaluch.  W  końcu  znalazła
kamienną studnię i popłynęła na jej dno, a potem znalazła się w Gawaldonie. Poczuła
wokół siebie silne ramiona – ojciec zaniósł ją do domu pachnącego mięsem i mlekiem.
Chciała  iść  do  łazienki,  ale  on  zabrał  ją  do  kuchni,  gdzie  na  lśniącym  haku  wisiała
świnia.  Jakaś  kobieta  z  niezadowoleniem  zabębniła  czerwonymi  paznokciami  po
blacie.

background image

– Mamo? – zawołała Sofia.
Zanim kobieta zdążyła się odwrócić, ojciec pocałował Sofię na dobranoc, otworzył

drzwiczki piekarnika i wrzucił ją do środka.

Sofia  obudziła  się  i  poderwała  tak  gwałtownie,  że  rąbnęła  głową  o  ścianę

i zamroczona upadła.

Agata z kolei śniła, że Gawaldon stoi w ogniu. Ślad z płonących czarnych sukienek

zaprowadził  ją  na  Cmentarną  Górę,  a  gdy  znalazła  się  na  jej  szczycie,  zamiast  domu
zobaczyła  grób.  Usłyszała  dochodzące  spod  ziemi  głosy,  więc  zaczęła  kopać.  Głosy
rozbrzmiewały bliżej i bliżej, aż obudziła się i usłyszała je pod drzwiami.

– Powiedziałaś, że to ważne! – warknął Tedros.
– Nigdziarze mówią, że ona oszukuje z pomocą Agaty! – oznajmiła Beatrycze.
– Sofia nie przyjaźni się z Agatą! Agata jest wiedźmą…
– Obie nimi są! Agata zamienia się w karalucha i podpowiada jej odpowiedzi!
– W karalucha? Jesteś nie tylko małostkowa i zazdrosna, ale kompletnie stuknięta!
– One obie są czarnymi charakterami, Tedziu! One cię wykorzystują!
– To ty słuchasz tego, co mówią nigdziarze! Wiesz, dlaczego Sofia tak źle wypadła

na  zaliczeniach?  Chciała,  żebym  ja  był  bezpieczny!  Jeśli  tak  postępuje  czarny
charakter, to czym ty…

Wiatr  łopoczący  zasłonami  sprawił,  że  Agata  nie  usłyszała  reszty,  ale  po  chwili

trzasnęły jakieś drzwi  i zapadła cisza.  Agata spróbowała znowu  zasnąć, nagle jednak
uświadomiła  sobie,  że  wpatruje  się  w  różowy  papierowy  kwiat  drżący  na
marmurowym nocnym stoliku niczym róża na grobie.

Pisnęła, wpadając na pomysł.
Wszystkie  pokoje  pogrążone  były  w  mroku,  z  wyjątkiem  tych,  w  których  mieszkali

zawszanie  biorący  udział  w  zawodach  –  nie  spali  oni  aż  do  rana,  szykując  się  na
następną noc. Agata w koronkowym szlafroku i na bosaka pobiegła na górę różowymi
szklanymi schodami, cały czas rozglądając się za wróżkami lub nauczycielami.

Tedros,  znajdujący  się  akurat  pięć  pięter  niżej,  po  drugiej  stronie  spiralnych

schodów,  zauważył  ją  i  poczuł  ogarniającą  go  wściekłość.  Nagle  zaczął  się
zastanawiać, czy Beatrycze nie mówiła prawdy.

Ściągnął  buty  i  w  czarnych  podkolanówkach  cicho  poszedł  za  Agatą  przejściem  na

czwarte  piętro  wieży  Honor,  które  w  całości  zajmowała  Biblioteka  Cnót.  Przykucnął
i  ostrożnie  zajrzał  do  środka  –  zdążył  zobaczyć,  jak  Agata  znika  w  złocistym
amfiteatrze  wypełnionym  książkami,  wysokim  na  dwa  piętra  i  utrzymywanym
w  nienagannym  porządku  przez  skórzastego  żółwia  z  piórem  w  łapie,  śpiącego  teraz
smacznie  na  ogromnym  rejestrze  bibliotecznym.  Gdy  tylko  Agata  znalazła  to,  czego
szukała,  przekradła  się  obok  gada  i  księcia,  który  nie  zdołał  jednak  podejrzeć,  jaką
książkę niosła. Jej kroki ucichły w morskozielonym przejściu i po chwili zniknęła mu
z oczu.

background image

Tedros zacisnął zęby. Jaki morderczy plan miała ta wiedźma? Czy Sofia brała w nim

udział  i  zamierzała  go  zdradzić?  Czy  te  dwa  czarne  charaktery  nadal  się  przyjaźniły?
Książę  nagle  usłyszał  dziwaczne  skrzypienie,  zerwał  się  na  równe  nogi.  Zobaczył,  że
pióro  trzymane  przez  żółwia  magicznie  kończy  coś  zapisywać  w  rejestrze,  a  potem
wraca  do  łapy  śpiącego  stworzenia.  Tedros  podkradł  się  i  zajrzał  do  księgi
wypożyczeń:

Kwietna siła: Uroki roślinne na piękniejszy świat
(Agata, wieża Czystość 51).

Tedros prychnął. Ganiąc się w duchu za to, że zwątpił w swoją księżniczkę, wrócił

na dół po swoje buty.

Regulamin  Próby  Baśni  zawierał  tylko  kilka  zwięzłych  punktów.  Pierwsza  dwójka

zawodników  wchodzi  do  Błękitnego  Lasu  zaraz  po  zachodzie  słońca.  Co  piętnaście
minut  wchodzi  kolejna  para,  zgodnie  z  miejscami  zajmowanymi  przed  Próbą,  w  ten
sposób ostatnia para rozpoczyna zawody trzy godziny po pierwszej. Kiedy zawodnicy
znajdą  się  w  środku,  przystępują  do  walki  –  nigdziarze  mogą  atakować  zawszan,
wykorzystując  swoje  talenty  i  wszystkie  zaklęcia,  jakich  nauczyli  się  na  lekcjach,
zawszenie  z  kolei  mogą  się  bronić  za  pomocą  dopuszczonych  broni  i  przeciwzaklęć.
Czary  Dyrektora  Akademii  stanowią  zagrożenie  dla  obu  stron.  Innych  zasad  nie  było.
Do  zawodnika  należało  rozpoznanie  śmiertelnego  niebezpieczeństwa  i  upuszczenie
zaklętej  chusteczki;  w  chwili  gdy  tylko  dotknie  ona  ziemi,  jej  właściciel  bezpiecznie
znika  z  Próby  Baśni.  Z  pierwszym  promieniem  słońca  wilki  obwieszczą  koniec
zawodów i każdy, kto wróci przez bramę, zostanie uznany za zwycięzcę. Nigdy jeszcze
nie była to więcej niż jedna osoba. Bardzo często nie zostawał już nikt.

Zima  przybyła  w  najgorszym  możliwym  momencie,  dmuchając  lodowatym  wiatrem

akurat  wtedy,  gdy  na  Polanie  zaczęli  się  pojawiać  zawodnicy.  Dobrzy  chłopcy  nieśli
tarcze  w  kształcie  rombów,  w  tym  samym  kolorze,  co  granatowe  płaszcze,  a  także
pojedynczą  broń.  Większość  wybrała  łuki  i  strzały  (stępione  przez  profesora  Espadę,
by  raczej  ogłuszały,  niż  zabijały),  ale  Chaddick  i  Tedros  zdecydowali  się  na  ciężkie
treningowe miecze. Zawszanki po cichu ćwiczyły przywoływanie zwierząt i starały się
wyglądać  tak  bezradnie,  jak  to  tylko  możliwe,  żeby  chłopcy  wzięli  je  pod  swoje
skrzydła.

Po  drugiej  stronie  Polany  pod  nagimi  drzewami  kulili  się  biorący  udział  w  Próbie

nigdziarze.  Patrzyli  na  wychodzący  z  tunelu  tłum  pozostałych  uczniów.
Nieuczestniczący  w  zawodach  zawszanie  wyraźnie  szykowali  się  na  całonocną
imprezę:  nieśli  poduszki,  koce  oraz  koszyki  piknikowe,  a  w  nich  mus  ze  szpinaku,

background image

naleśnikami z kurczakiem w śmietanie, szaszłyki z papryką, budyń z kwiatów bzu oraz
dzbanki  wiśniowej  grenadyny.  Tymczasem  nigdziarze  trzymali  się  przy  wejściu  do
swojego tunelu, w kapciach i szlafmycach, gotowi do ucieczki, gdy tylko okaże się, że
ich drużyna jak zwykle przegrywa.

Podczas  gdy  wilki  rozdawały  zaklęte  jedwabne  chusteczki  –  białe  dla  zawszan,

czerwone  dla  nigdziarzy  –  Kastor  i  Polluks  ustawili  zawodników  w  kolejności
wchodzenia  do  lasu.  Ponieważ  Sofia  i  Kiko  wypadły  najsłabiej  w  poprzedzających
Próbę  Baśni  zaliczeniach,  miały  wejść  do  lasu  dokładnie  o  zachodzie  słońca.
Kwadrans później w ich ślady mieli iść Bron i Tristan, po kolejnym kwadransie Vex
i Rena, i tak aż do chwili, gdy Hester i Tedros wejdą jako ostatni.

Stojący na końcu kolejki książę odebrał od wilka białą chusteczkę.
– Nie będzie mi potrzebna – mruknął, chowając ją do buta.
Za  to  stojąca  jako  pierwsza  Sofia  nerwowo  ściskała  czerwoną  chusteczkę,  gotowa

upuścić  ją,  gdy  tylko  wejdzie  do  środka.  Żałowała,  że  podczas  przymiarek  stroju  nie
uważała  bardziej.  Jej  tunika  była  zbyt  obszerna  w  talii,  płaszcz  wlókł  się  po  ziemi,
a granatowy kaptur spadał na twarz tak głęboko, że wyglądał, jakby nie miała gło…

Jak mogła myśleć o ubraniach?! Gorączkowo rozglądała się w tłumie, ale nigdzie nie

dostrzegła Agaty.

– Słyszeliśmy pogłoski, że niezakwalifikowani uczniowie mogą spróbować zakraść

się na Próbę – powiedział Polluks, a Kastor pokiwał głową; w promieniach gasnącego
słońca  ich  ciało  rzucało  imponujący  dwugłowy  cień.  –  W  tym  roku  wprowadziliśmy
więc dodatkowe środki ostrożności.

W  pierwszej  chwili  Sofia  myślała,  że  mówił  o  wilkach  strzegących  każdego

centymetra bramy, kiedy jednak Kastor zapalił pochodnię, zobaczyła, że brama nie jest
już zrobiona ze złota, tylko z ogromnych czarnych i czerwonych pająków, splecionych
magicznie i czekających z pustymi żądłami.

Jak w tej sytuacji miałaby przemycić do środka Agatę?
– Ktokolwiek oszukuje, zasługuje na śmierć.
Odwróciła się.
–  Nie  zdziwiłbym  się,  gdyby  któryś  z  tych  czarnych  charakterów  wpadł  na  taki

pomysł – oznajmił głośno Tedros, którego złociste policzki zarumieniły się na chłodzie.
Wziął  Sofię  za  rękę,  w  której  wciąż  ściskała  chusteczkę.  –  Nie  możesz,  Sofio.  Nie
możesz jej upuścić.

Bez  Agaty  podpowiadającej  jej  kwestie  dialogowe,  Sofia  mogła  tylko  bezradnie

kiwnąć głową.

–  Kiedy  się  spotkamy,  pozostali  zrobią  wszystko,  żeby  dopaść  jedno  z  nas:

zawszanie,  nigdziarze  i  jeszcze  Dyrektor  Akademii  –  mówił  książę.  –  Musimy
ochraniać siebie nawzajem. Potrzebuję ciebie, żebyś mnie wspierała.

Sofia w milczeniu skinęła głową.

background image

– Nie chcesz mi nic powiedzieć?
– Może pocałunek na szczęście? – pisnęła.
– Na oczach całej szkoły? – Tedros uśmiechnął się przekornie. – Fakt, to byłby jakiś

pomysł.

Sofia rozpromieniła się i z ulgą wydęła wargi.
– Tylko długi – westchnęła. – Na wszelki wypadek.
–  Jasne,  będzie  bardzo  długi  –  uśmiechnął  się  Tedros.  –  Kiedy  wygramy.  Zaraz

potem zabiorę cię do Zamku Dobra.

Sofia zakrztusiła się.
Tedros delikatnie wyjął spomiędzy jej drżących palców czerwony jedwab.
– Jesteśmy Dobrzy, Sofio – powiedział, chowając chusteczkę głęboko w kieszeni jej

płaszcza. – A Dobro zawsze zwycięża.

W  jego  czystych  błękitnych  oczach  Sofia  zobaczyła  odbicie  stojącej  za  nią  Hester,

z kapturem opuszczonym jak u personifikacji śmierci.

W ułamku sekundy wilki popchnęły ją i Kiko na przeciwne końce Bramy Północnej.

Włochate pajątki zasyczały, a Sofia dosłownie straciła oddech. Spanikowana spojrzała
na  wznoszącą  się  dumnie  ponad  lasem  wieżę  Dyrektora  Akademii.  W  ostatnich
promieniach  słońca  zobaczyła  jego  sylwetkę;  a  więc  obserwował  ich  z  okna.  Sofia
obróciła  się,  szukając  Agaty,  która  mogłaby  ją  jakoś  ocalić,  ale  dostrzegła  tylko
ciemniejące ponad lasem niebo. Srebrne iskry wystrzeliły z wieży Dyrektora Akademii
i spowiły las, zasłaniającą wszystko mgiełką.

– PIERWSZA PARA NA MIEJSCA! – zagrzmiał Kastor.
– Nie… czekajcie!
Jakieś  łapy  chwyciły  Sofię  od  tyłu  i  bezpardonowo  wrzuciły  ją  między  pająki.

Wrzasnęła,  gdy  setki  włochatych  kończyn  badały  jej  skórę.  Kląskając  z  aprobatą,
rozstąpiły  się  magicznie,  zostawiając  ją  samą  na  oświetlonym  pochodniami  progu
Błękitnego Lasu. Wilki zawyły. Pająki zamknęły za nią przejście.

Próba Baśni się rozpoczęła.

background image

21

Próba Baśni

background image

P

rzerażona Sofia odwróciła się do Kiko. Musiały trzymać się razem…

Tymczasem Kiko uciekała już na wschód, w kierunku Jagodziska, oglądając się, czy

nikt za nią nie idzie.

Sofia  szybko  skierowała  się  więc  na  zachód,  w  stronę  Błękitnego  Potoku,  gdzie

postanowiła  ukryć  się  pod  mostem.  Ponieważ  spodziewała  się,  że  w  lesie  będą
panować  egipskie  ciemności,  przed  śniadaniem  zmusiła  Horta,  żeby  nauczył  ją
ogniowego  zaklęcia.  Jednak  tej  nocy  drzewa  fosforyzowały  lodowato  błękitną
neonową  poświatą  i  w  efekcie  cały  las  był  skąpany  w  arktycznym  blasku.  Chociaż
wyglądało  to  złowieszczo,  Sofia  odetchnęła  z  ulgą.  Płonąca  pochodnia  czyniłaby  ją
łatwym celem.

Gdy  weszła  na  paprociowe  pole,  poczuła,  że  błękitne  pióropusze  paproci  muskają

jej  szyję.  Zaczęła  się  uspokajać.  Spodziewała  się  horroru,  a  tymczasem  las  był
spokojniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Żadnych przemykających zwierząt, żadnego
złowrogiego  wycia.  Tylko  ona  na  nieziemskiej  polanie  i  wiatr  poruszający  źdźbłami
traw jak strunami harfy.

Przedzierając się wśród wysokich jak ona sama paproci, myślała o Agacie. Czy ktoś

z nauczycieli przyłapał ją na przygotowaniach? Czy Hester jej przeszkodziła?

Poczuła kropelki potu.
A może Agata boi się mi pomóc?
Jeśli  uda  jej  się  wygrać  razem  z  Tedrosem,  nikt  nie  będzie  mógł  się  sprzeciwić

zmianie szkoły. Będzie rządzić Dobrem jako życzliwy kapitan. Będzie miała swojego
księcia  na  Długo  i  Zawsze  Szczęśliwie,  a  w  przyszłości  czeka  ją  życie  królowej.
Zgrzytnęła zębami. Gdyby nie złożyła tej obietnicy o powrocie do domu! Gdyby tylko
zdołała zwyciężyć w tej Próbie sama, nie musiałaby jej dotrzymywać!

Zatrzymała się w miejscu. Ale przecież mogę! Popatrzcie tylko: radzę sobie świe…
Czyjś wrzask odbił się echem od drzew, a w niebo wystrzeliły białe iskry. Kiko się

poddała.

Sofia  poczuła,  że  ma  nogi  jak  z  galarety.  Ile  czasu  potrzebowało  to  coś,  co

zaatakowało Kiko, by ją znaleźć? Co ona sobie wyobrażała? Nie poradzi sobie tutaj!
Wyciągnęła  chusteczkę  z  kieszeni,  rozwinęła  karmazynowoczerwony  kawałek
materiału i…

Trzask!  Coś  spadło  z  góry  i  wylądowało  u  jej  stóp.  Zobaczyła  zwitek  pergaminu

przewiązany paskiem materiału.

Na materiale były gniewne zielone żabki.
Spojrzała  w  górę  i  wysoko  ponad  drzewami  zobaczyła  białą  gołębicę.  Ptak

spróbował sfrunąć niżej.

TRZASK!  Ognista  bariera  eksplodowała  na  całym  niebie,  gdy  gołębica  próbowała

zbliżyć się do czubków drzew. Nauczyciele dobrze się zabezpieczyli.

background image

Sofia pospiesznie rozwinęła nadpalony pergamin.

Sofia  usiadła,  czując  ulgę.  Tulipan!  Nikt  jej  w  życiu  nie  znajdzie!  Och,  jak  mogła

wątpić  w  Agatę?  Kochana,  wierna  Agata!  Z  poczuciem  winy  wsadziła  czerwoną
chusteczkę do kieszeni i poszła za gołębicą.

Aby  dojść  ścieżką  do  Ogrodu  Tulipanowego,  musiała  minąć  Turkusowy  Zagajnik,

potem  Dyniowe  Pole,  a  wreszcie  Gaj  Śpiących  Wierzb.  Podążając  za  Agatą,  wyszła
spomiędzy paproci i zagłębiła się w gąszcz Zagajnika, a fosforyzujące liście oświetliły
jej  drogę  zimnym  niebieskim  światłem.  Sofia  widziała  każde  zadrapanie  i  skazę  na
błyszczących pniach, łącznie z nacięciem, jakie Vex zrobił wtedy nad jej głową.

Nagły powiew wiatru sprawił, że liście na ścieżce zatańczyły. Przez korony drzew

nie widziała Agaty. Nagle usłyszała stłumione pomruki – ludzkie? zwierzęce? – ale nie
zatrzymała się, żeby to sprawdzić. Wrzask Kiko nadal rozbrzmiewał w jej głowie, gdy
biegła ścieżką, podtrzymując ciągnący się za nią płaszcz. Potykała się o krzaki i pieńki,
schylała pod grożącymi nadzianiem się na nie konarami i przeskakiwała pod kaskadami
niebieskich  liści,  aż  zobaczyła  między  dwoma  lśniącymi  pniami  dynie
i zniecierpliwioną gołębicę.

Ale coś jeszcze stało między drzewami. Mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku

z kapturkiem.

– Przepraszam? – odezwała się Sofia. – Chciałabym przejść.
Dziewczynka w czerwonym kapturku podniosła głowę i okazało się, że to wcale nie

jest  dziecko.  Miała  zaciągnięte  bielmem  niebieskie  oczy,  róż  na  pomarszczonych
i pokrytych plamami policzkach i gęste siwe włosy związane w dwa kucyki.

Sofia zmarszczyła brwi. Nie znosiła starych kobiet.
– Powiedziałam, że chciałabym przejść.
Kobieta ani drgnęła.
Sofia podeszła bliżej.

background image

– Głucha jesteś?
Starucha  zrzuciła  czerwony  płaszcz,  odsłaniając  brudny,  pękaty  korpus  jastrzębia.

Sofia  cofnęła  się.  Wtedy  usłyszała  przeraźliwe  krakanie.  Odwróciła  się  szybko
i zobaczyła zbliżające się do niej jeszcze dwie stare ptako-kobiety.

Harpie.
Agata uczyła ją o tym… Prawią komplementy? Są ślepe jak krety?
W tym momencie dostrzegła ich zakrzywione, ostre jak brzytwy szpony.
Jedzą dzieci.
Skoczyły  na  nią  ze  straszliwym  wrzaskiem,  Sofia  bez  namysłu  zanurkowała  pod

skrzydłem  jednego  ze  skrzeczących  potworów.  Pognały  za  nią  z  paskudnymi,
wykrzywionymi  furią  twarzami.  Dziewczynka  biegła  między  krzakami,  próbując  się
ukryć,  ale  każdy  zakamarek  zagajnika  był  podświetlony  na  niebiesko.  Harpie
próbowały  chwycić  ją  za  kark.  Sofia  sięgnęła  do  kieszeni,  dotknęła  czerwonej
chusteczki – i w tym momencie płaszcz zaplątał się jej wokół nóg. Przewróciła się jak
długa. Harpie otworzyły paszcze tuż przed jej nosem…

Zagajnik zgasł.
Rozległo się zdumione skrzeczenie, szpony puściły Sofię. Dziewczynka w ciemności

czołgała się przez wystające gałęzie, aż wymacała zwalony pień, za którym się ukryła.
Słyszała  pazury  skrobiące  na  oślep  ziemię  i  rozwścieczone  sapanie,  zbliżające  się
coraz  bardziej.  Poderwała  się  z  miejsca  i  aż  jęknęła,  kiedy  uderzyła  o  jakiś  kamień.
Potwory usłyszały to i skoczyły na nią…

Zagajnik rozjaśnił się.
Zdumione  harpie  przekrzywiły  głowy  i  zobaczyły  gołębicę  Agatę  unoszącą  się

wysoko z koniuszkiem skrzydła lśniącym pomarańczowym światłem. Agata pomachała
skrzydłem  i  zagajnik  zgasł.  Pomachała  znowu  i  zaświecił  się.  Ciemno-jasno,  ciemno-
jasno. Harpie zrozumiały widać, bo nagle dwie z nich poleciały w stronę Agaty, która
zagruchała z przerażenia.

–  Odlatuj!  –  krzyknęła  Sofia,  ale  Agata  trzepotała  skrzydłami  w  miejscu,  jakby

zapomniała,  jak  ma  to  zrobić.  Bliźniacze  potwory  zakłapały  na  bezbronną  gołębicę,
wznosząc się coraz szybciej i szybciej, aż znalazła się w zasięgu ich szponów.

I  wtedy  bariera  z  ogromnym  trzaskiem  buchnęła  płomieniami,  a  harpie  spadły

z piórami i ciałami spalonymi na węgiel.

Trzecia harpia zagapiła się na ich dymiące zwłoki, potem powoli podniosła głowę.

Agata  uśmiechnęła  się  i  pomachała  świecącym  skrzydłem.  Zagajnik  rozjaśnił  się.
Potwór okręcił się na pięcie…

I wtedy Sofia rozbiła mu łeb kamieniem.
Siedziała  w  ciszy  lasu  ciężko  dysząc,  zakrwawiona,  samotna,  a  nogi  jej  się  trzęsły

pod płaszczem.

W końcu spojrzała ze złością w niebo.

background image

– Chcę się z tobą zamienić!
Ale gołębica była już w połowie drogi do Dyniowego Pola, więc Sofia mogła tylko

smętnie powlec się za nią, ściskając chusteczkę w kieszeni.

Na  pogrążonym  w  ciszy  polu  dynie  fosforyzowały  tysiącami  odcieni  niebieskiego.

Sofia  weszła  na  wąską  ścieżkę  wijącą  się  pomiędzy  świetlistymi  kulami,  mrucząc  do
siebie, że to są dynie, tylko dynie i nawet Dyrektor Akademii nie mógłby sprawić, że
staną się przerażające. A potem pobiegła przed siebie, żeby dogonić Agatę.

Po chwili na ścieżce zobaczyła ciemne sylwetki. Przed nią stały dwie osoby.
– Halo? – zawołała.
Sylwetki ani drgnęły.
Z mocno bijącym sercem dziewczynka podeszła bliżej. Było ich więcej niż dwie. Co

najmniej dziesięć.

– Czego chcecie?! – krzyknęła.
Nie usłyszała odpowiedzi.
Podeszła  powolutku.  Miały  ponad  dwa  metry  wzrostu,  chude  ciała,  twarze

przypominające czaszki i pokręcone ręce zrobione ze…

Słomy.
Strachy na wróble.
Odetchnęła.
Strachy  na  wróble  stały  rzędem  po  obu  stronach  ścieżki.  Całe  ich  tuziny  na

drewnianych  skrzyżowanych  tyczkach,  broniące  rozpostartymi  ramionami  pola.  Blask
dyń  podświetlał  je  od  tyłu,  ukazując  postrzępione  brązowe  koszule,  łyse  głowy
z  jutowych  worków  i  czarne  kapelusze  czarownic.  Idąc  powoli  pomiędzy  nimi  Sofia
widziała  ich  przerażające  twarze  –  oczodoły  z  dziur  w  workach,  wystające  świńskie
nosy  i  wyszyte  obleśne  uśmiechy.  Przestraszona  przyspieszyła  kroku,  nie  odrywając
oczu od ścieżki.

Pomocy…
Zamarła. Głos dobiegał od strony najbliższego stracha. Znała ten głos.
To niemożliwe – pomyślała Sofia. Ruszyła dalej.
Pomóż mi, Sofio…
Teraz nie miała już żadnych wątpliwości.
Mimo to zmusiła się, by iść dalej. Przecież moja matka nie żyje.
Jestem w środku – wyrzęził głos za nią, słaby i konający.
Oczy Sofii napełniły się łzami. Ona nie żyje.
– Jestem tu uwięziona…
Sofia obejrzała się.
Strach na wróble nie wyglądał już jak strach na wróble.
Z  drewnianego  krzyża  patrzył  na  nią  znajomy  mężczyzna.  Jego  oczy  pod  czarnym

kapeluszem były szare i pozbawione źrenic. Zamiast dłoni miał dwa haki do wieszania

background image

mięsa.

Sofia pobladła.
– Ojcze…?
Strach przekrzywił głowę i ostrożnie oderwał się od krzyża.
Sofia  cofnęła  się  i  wpadła  prosto  na  innego  stracha.  To  także  był  jej  ojciec.

Dziewczynka obróciła się na pięcie, ale teraz już każdy strach na wróble był jej ojcem
złażącym  z  tyczek  i  idącym  w  jej  stronę,  podczas  gdy  haki  lśniły  w  chłodnym
niebieskim świetle.

– Ojcze… to ja…
Ciągle się zbliżały. Sofia cofnęła się i oparła plecami o najbliższy krzyż.
– To ja… Sofia…
Znajdująca się daleko z przodu gołębica obejrzała się i zobaczyła, że Sofia kuli się

i krzyczy, a strachy na wróble stoją spokojnie po obu stronach ścieżki. Agata pisnęła.

Sofia  tymczasem  potknęła  się  o  dynię  i  upadła.  Ilekroć  się  odwracała,  widziała

twarz swojego ojca, na której nie było nawet cienia miłosierdzia.

– Ojcze, proszę!
Strachy  na  wróble  uniosły  haki.  Serce  Sofii  zatrzymało  się  –  po  raz  ostatni

zaczerpnęła powietrza i w przerażeniu zamknęła oczy, czekając na uderzenie stali.

Woda.
Czysta, świeża woda.
Otworzyła oczy w gwałtownej ulewie.
Ścieżka  była  pusta,  a  strachy  na  wróble  rozpadały  się  na  swoich  krzyżach

w padającym deszczu.

Unosząca  się  wysoko  ponad  burzą  Agata  pomachała  do  niej  lśniącym  skrzydłem

i nagle deszcz ustał.

Sofia opadła na zalaną wodą ścieżkę.
– Nie mogę… nie poradzę sobie.
W oddali rozległo się wycie. Dziewczynka szeroko otworzyła oczy.
Kolejna para weszła do lasu.
Gołębica zaskrzeczała nerwowo i poleciała w kierunku Wierzbowego Gaju.
Drżąca Sofia wstała i chwiejnie poszła za nią, zdumiona tym, że tak przerażone serce

jest jeszcze w stanie bić.

Długa  wąska  ścieżka  pomiędzy  śpiącymi  wierzbami  biegła  w  dół,  Sofia  widziała

więc na jej końcu upiornie błękitną poświatę Ogrodu Tulipanowego. Jeszcze kawałek
i  będzie  bezpieczna  wśród  jego  kwiatów.  Przez  chwilę  zastanawiała  się,  dlaczego
Agata nie kazała jej się zamienić w drzewo lub źdźbło trawy rosnące w pobliżu bramy,
ale  przypomniała  sobie,  że  Juba  uczył  ich  rozpoznawania  zaklętych  drzew,  a  trawa
przed  końcem  nocy  zostanie  pewnie  doszczętnie  stratowana.  Nie,  Agata  dokonała
dobrego wyboru. Jeden tulipan pośród tysięcy – tam będzie bezpieczna aż do świtu.

background image

Sofia  skradała  się  pomiędzy  wierzbami,  a  jej  rozbiegane  oczy  wypatrywały

kolejnego zagrożenia. Długie gałęzie szafirowych drzew, które stały po bokach ścieżki
niczym  strażnicy,  zwieszały  się  i  lśniły  jak  paciorki  żyrandoli.  Gdy  pod  nimi
przechodziła, liście spadały na jej głowę w powolnym, prześlicznym rytmie, jak korale
gubione z bransolety.

Coś tu jest. Nie daj się oszukać.
Wilki znów zawyły przy bramie, a dziewczynce ścisnął się żołądek.
W lesie były teraz co najmniej cztery osoby poza nią: Bron, Tristan… i kto jeszcze?

Dlaczego nie zapamiętała kolejności? Musiała dotrzeć do tulipanów, zanim ją znajdą!
Rzuciła  się  do  biegu,  ścigając  gołębicę.  Nie  zauważyła,  że  im  szybciej  biegła,  tym
szybciej  gwiaździste  wierzby  gubiły  liście,  obsypując  ją  podejrzanymi  lśniącymi
kometami.

Nagle jej głowa zrobiła się ciężka, a nogi osłabły.
Nie…
Atakowana przez liście, zwolniła, chwiejnie powłócząc nogami.
Śpiące wierzby…
Agata spojrzała w dół i zaniepokojona zaskrzeczała.
Sofia chwiała się na nogach, czując już zapach tulipanów. Jeszcze kilka kroków…
Upadła trzy metry od pierwszych kwiatów.
Agata  pomachała  lśniącym  skrzydłem,  wzywając  łoskot  gromu.  Sofia  nie  poruszyła

się.  Agata  próbowała  zaklęć  na  deszcz,  grad  i  śnieg  –  żadnej  reakcji.  W  rozpaczy
zaczęła skrzeczeć ulubioną piosenkę Sofii, koszmarną odę do książąt i ślubów…

Powieki Sofii lekko się uniosły.
Uszczęśliwiona gołębica śpiewała dalej, z każdą nutą bardziej fałszując.
Nagle aż się zadławiła.
Granatowe kaptury.
Dwa w Zagajniku, dwa na Dyniowym Polu, jeszcze dwa przy bramie. Nie potrafiła

rozpoznać, kim są, ale wszyscy stali nieruchomo, nasłuchując, gdzie znajduje się źródło
pieśni, którą właśnie słyszeli.

A potem pobiegli w kierunku tulipanów.
Agata  popatrzyła  na  leżącą  na  ziemi  Sofię,  a  potem  na  granatowe  kaptury,  które

przybyły, by ją zabić.

Sofia wbiła paznokcie w ziemię i podciągnęła się kilka centymetrów.
Wierzby,  czując,  że  zdobycz  im  ucieka,  zaczęły  szybciej  zrzucać  liście,  paraliżując

jej mięśnie. Agata bezradnie trzepotała skrzydłami, obracając dziób raz w stronę Sofii,
a raz w stronę polujących na nią zawodników.

Dysząc  i  jęcząc,  Sofia  przeczołgała  się  przez  ostatnią  kępę  wierzb,  a  leśna  ściółka

pod  nią  zmieniła  się  w  przybrudzone  gliną  płatki  kwiatów.  Uradowana  dziewczynka
wyciągnęła się pod wielkimi, niebieskimi kwiatami, wdychając ich zapach i w jednej

background image

chwili  wracając  do  życia.  Wepchnęła  do  ust  pączek  tulipana,  wyciągnęła  z  kieszeni
liścik Agaty. Jej palec zalśnił różowo.

– FLORADORA FLEUR…
Zamarła.
Po  drugiej  stronie  Ogrodu  Tulipanowego  Bron  i  Vex  uśmiechali  się  do  niej.

W rękach trzymali dwie szamoczące się maleńkie białe rybki.

– Tak planujecie mnie zabić? – prychnęła Sofia. – Rybami?
– Rybkami życzeń – poprawił ją Bron, a rybki w rękach obu chłopców poczerniały.
– Życzymy sobie zostać zastępcami kapitana – uśmiechnął się krzywo Vex.
Chłopcy  rzucili  rybki  w  powietrze  –  natychmiast  nadęły  się  tak,  że  stały  się

wielkości Sofii, i rzuciły się na nią, kłapiąc zębami jak piranie.

Sofia skamieniała. Zamknęła oczy i poczuła, że palec ją piecze.
Puf!  Różowy  lis  umknął  przed  nadętymi  rybami,  które  odbiły  się  od  ziemi  jak

gumowe piłki. Sofia rzuciła się biegiem między nimi, żeby ratować życie, chociaż łapy
ślizgały się jej na tulipanach.

Szybciej!  Potrzebuję  czegoś  szybszego!  –  Jej  palec  zalśnił,  gotów  jej  pomóc.

Gepard! Lew! Tygrys!

Puf! Sofia stała się powolnym różowym guźcem, człapiącym ociężale i puszczającym

bąki.  Jęknęła  z  przerażenia.  Ryby  odbiły  się  tymczasem  od  drzew  i  poleciały  w  jej
stronę. Wyciągnęła lśniącą racicę i mocniej się skoncentrowała.

Puf! Przemknęła pomiędzy nimi jako różowa gazela. Usłyszała, jak ryby zderzyły się

ze sobą.

Ciężko  dysząc,  wyszła  chwiejnie  na  polanę.  Odległe  wycie  wilków  przy  bramie

sprawiło, że przez jej sierść przeszedł dreszcz. Przybywali kolejni wrogowie.

Jej  wielkie  zielone  oczy  przeczesywały  ciemne  niebo  w  poszukiwaniu  Agaty,  ale

widziała tylko mrugające do niej z góry gwiazdy.

Obejrzała  się  i  aż  podskoczyła.  Po  drugiej  stronie  polany,  skąpani  blaskiem

księżyca, stali Tristan i Chaddick. Tristan, z lodowatą twarzą, naciągnął łuk. Chaddick
dobył miecza.

Sofia odwróciła się, chciała uciec.
Drogę  blokowała  jej  Rena.  Arabska  księżniczka  zagwizdała  i  na  polanę  wysunęły

się zza niej dwa złociste wilki obnażające ostre jak noże zęby.

Sofia  znów  się  odwróciła  i  zobaczyła  Arachne  skradającą  się  pomiędzy  drzewami

ze lśniącym palcem. Kolejni dwaj zawszanie napięli łuki.

Różowa gazela stała na drżących nogach, otoczona przez wrogów, i czekała, aż biała

gołębica przyjdzie jej na ratunek.

– Teraz! – krzyknął Chaddick.
Chłopcy  wypuścili  strzały,  Arachne  machnęła  palcem,  a  dwa  wilki  rzuciły  się  na

Sofię, która wyciągnęła trzęsące się kopytko i zamknęła oczy.

background image

Strzały i klątwy przeleciały wysoko ponad pokrytą łuską głową grzechotnika. Sofia

zasyczała  z  ulgą  i  zaczęła  sunąć  w  stronę  drzew,  chcąc  znaleźć  wśród  nich
schronienie… Nagle padł na nią cień.

Wilk Reny skoczył i złapał ją w pysk.
Rozwścieczona Sofia sprawiła, że grzechotka na jej ogonie zapłonęła różem.
Zad  potężnego  słonia  zmiażdżył  łeb  wilkowi,  Sofia  natychmiast  wygalopowała

z  polany,  trąbiąc  z  przerażenia.  Strzały  zawszan  wbiły  się  w  jej  masywne  różowe
siedzenie, ból sprawił, że upadła na trawę. Obejrzała się i zobaczyła zbliżających się
do  niej  dziesięciu  zakapturzonych  zabójców  i  dwie  kłapiące  ryby.  Osaczona,  uniosła
lśniącą słoniową trąbę.

Klątwy,  strzały,  miecze  i  ryby  musnęły  tylko  piórka  Sofii,  która  jako  różowa

nierozłączka wzbiła się w powietrze.

Skrzecząc triumfalnie, wznosiła się coraz wyżej i wyżej, poza zasięg strzał, aż nagle

zobaczyła  błyski  płomieni  na  barierze.  Przerażona  odsunęła  się  od  niej,  ale  wtedy
poczuła,  że  coś  chwyta  jej  skrzydło.  Wodna  pętla  pociągnęła  ją  prosto  do
zakapturzonej postaci widocznej nad Błękitnym Potokiem.

Sofia  skrzeczała,  wzywając  pomocy,  ale  dwa  kolejne  strumienie  wody  uwięziły  ją

i pociągnęły wprost do osoby, która ją schwytała, a teraz stała w strumieniu i smagała
go  lśniącym  na  zielono  palcem.  Woda  powoli  złożyła  Sofię  zamkniętą  w  ciele
nierozłączki w bladych dłoniach cienia, który zdjął kaptur.

–  Byłabyś  świetną  wiedźmą,  Sofio  –  powiedziała  Anadil,  gładząc  jej  dzióbek.  –

Nawet lepszą ode mnie.

Nierozłączka popatrzyła na nią błagalnie.
Anadil  ścisnęła  mocniej.  Oczy  Sofii  pociemniały.  Zrozumiała,  że  ostatnią  rzeczą,

jaką w życiu zobaczy, jest płonąca gwiazda spadająca majestatycznie z nieba prosto na
wiedźmę, która właśnie miała skręcić jej kark.

W  ułamku  sekundy  płonąca  gołębica  wyrwała  Sofię  z  dłoni  Anadil  i  na  ognistych

skrzydłach wzbiła się w lodowate niebo.

Gdy  spomiędzy  koron  drzew  wyleciały  strzały,  Agata  machnęła  lśniącym  czubkiem

skrzydła i strzały zamieniły się w stokrotki, które porwał wiatr. Leciała tak długo, jak
długo  mogła  pomimo  ognia,  ściskając  Sofię  w  łapkach,  a  potem  spadła  w  mroczny
Sosnowy  Jar  i  oba  ptaki  bezwładnie  spadły  na  ziemię,  obijając  się  o  siebie  i  gasząc
płomienie.

Agata,  pojękując,  z  trudem  zmusiła  opalony  czubek  skrzydła,  by  zalśnił.  Zamigotał

słabo  –  ona  i  Sofia  w  jednej  chwili  wróciły  do  ludzkiej  postaci,  ale  obie  były
dosłownie sparaliżowane bólem. Sofia zauważyła, że nagie ramiona Agaty pokrywają
oparzenia.  Zanim  zdążyła  coś  krzyknąć,  oczy  Agaty  rozszerzyły  się.  Lśniącym
pomarańczowo palcem zakreśliła krąg wokół nich.

Floradora pinscoria!

background image

I obie zamieniły się w karłowate niebieskie krzaczki sosnowe.
Do wąwozu wbiegła Anadil w towarzystwie Arachne. Rozejrzały się.
– Mówiłam ci, że wpadły między dynie – powiedziała Arachne.
– No to prowadź – odparła Anadil.
– Która z nas ją zabije? – zapytała Arachne, odwracając się.
Niespodziewanie  Anadil  ogłuszyła  koleżankę  błyskawicą,  potem  wyciągnęła  z  jej

kieszeni  czerwoną  chusteczkę  i  rzuciła  ją  na  ziemię.  Czerwone  iskry  wystrzeliły
w powietrze i Arachne zniknęła bez śladu.

– Ja – oznajmiła radośnie Anadil.
Zmrużyła czerwone oczy i jeszcze raz bacznie rozejrzała się wokół siebie.
– Nik, tam ją widziałem! – zawołał Chaddick gdzieś niedaleko.
Anadil uśmiechnęła się przebiegle i skierowała się w jego stronę.
W ciemnym i cichym wąwozie dwa krzaczki zadygotały.
Noc była jeszcze młoda.

Na  zewnątrz  złotej  bramy  zawszanie  i  nigdziarze  niebiorący  udziału  w  zawodach

czekali, aż imię Sofii zniknie z tablicy, tak jak zniknęły już imiona Kiko i Arachne. Ale
godziny  mijały,  znikały  kolejne  imiona  –  Nikolas,  Mona,  Tristan,  Vex,  Tarkwiniusz,
Rena, Gizela, Bron, Chaddick, Anadil – ale imię Sofii uparcie trwało na miejscu.

Czyżby Sofia i Tedros połączyli siły? Co będzie oznaczało ich zwycięstwo? Książę

i wiedźma… razem?

W  miarę  jak  mijały  godziny,  Dobro  i  Zło  wymieniały  spojrzenia  poprzez  Polanę  –

najpierw  groźne…  potem  zaciekawione…  potem  pełne  nadziei…  aż,  zanim  się
zorientowali,  obie  strony  zaczęły  się  mieszać,  dzieląc  koce,  naleśniki  i  wiśniową
grenadynę. Zło uważało, że w ten sposób deprawuje Dobro, a Dobro uważało, że w ten
sposób oświeca Zło. Ale to nie miało znaczenia.

Dwie  strony  połączyły  się  w  jedną,  wznosząc  wiwaty  na  cześć  rewolucji

prowadzonej przez Księcia i Wiedźmę.

W zimnym sosnowym jarze dwa krzaczki czekały.
Czekały w ciszy od czasu do czasu przerywanej jakimiś wrzaskami. Czekały, słysząc

odgłosy świadczące o tym, że ich koledzy ze szkoły walczą z wrogami, ale i zdradzają
przyjaciół.  Czekały,  podczas  gdy  coś  nad  potokiem  z  gniewnym  pluskiem  chwytało
jednego  dzieciaka  za  drugim.  Czekały,  gdy  mijały  je  zaślinione  trolle,  niosące
zakrwawione  młoty.  Czekały,  a  czerwone  i  białe  iskry  rozjaśniały  niebo,  aż  została
tylko trójka zawodników.

Wtedy w Błękitnym Lesie zapadła długa cisza.
Głód skręcał im żołądki. Mróz pokrywał ich igły szadzią. Sen atakował ich zmysły.

Ale  dwa  krzaczki  stały  mocno  zakorzenione,  aż  niebo  zaczęło  zmieniać  barwę  na

background image

szafirową.  Sofia  wstrzymywała  oddech,  błagając  słońce,  by  pojawiło  się  jak
najprędzej.

I wtedy do wąwozu wszedł, utykając, Tedros.
Nie  miał  płaszcza  ani  miecza,  tylko  mocno  pogiętą  tarczę.  Jego  tunika  była

w strzępach, a na odsłoniętej piersi, wśród szram i krwi lśnił srebrny łabędź. Książę
spojrzał  w  rozjaśniające  się  niebo,  a  potem  oparł  się  o  uschniętą  sosnę,  pociągając
cicho nosem.

Corpadora volvera – szepnęła Agata. – To zdejmuje zaklęcie. Idź do niego!
– Dopiero kiedy wstanie słońce – odparła szeptem Sofia.
– On musi się dowiedzieć, że jesteś bezpieczna!
– Dowie się za kilka minut.
Tedros wyprostował się gwałtownie.
– Kto tu jest?
Popatrzył na krzaczki Sofii i Agaty. Ktoś wyszedł spomiędzy ich cieni.
Tedros cofnął się i oparł o drzewo.
– Gdzie twoja wiedźma? – syknęła Hester, w czystym płaszczu, niedraśnięta.
– W bezpiecznym miejscu – odparł ochryple Tedros.
– A, rozumiem – uśmiechnęła się krzywo Hester. – Tyle, jeśli chodzi o łączenie sił.
Książę zesztywniał.
– Ona wie, że ja także jestem bezpieczny. Inaczej byłaby tutaj, by walczyć razem ze

mną.

– Jesteś tego pewien? – Czarne oczy Hester zalśniły.
–  To  właśnie  czyni  nas  Dobrymi,  Hester.  Ufamy.  Chronimy.  Kochamy.  A  co  wy

macie?

Hester uśmiechnęła się zjadliwie.
– Podstęp.
Wyciągnęła lśniący czerwienią palec, a tatuaż oderwał się od jej szyi, pęczniejąc od

krwi.  Zaskoczony  Tedros  cofnął  się,  podczas  gdy  demon  sycił  się  krwią,  stając  się
coraz  większy  i  większy,  jakby  miał  zaraz  eksplodować.  Hester  syknęła  inkantację,
oczy  jej  poszarzały,  a  skóra  straciła  kolor.  Wiedźma  padła  na  ziemię  jak  w  agonii
i  zawyła  z  furią,  jakby  rozdzierała  na  strzępy  własną  duszę.  W  tym  momencie  części
ciała demona rozdzieliły się… na głowę, dwoje ramion i dwie nogi.

Pięć rozłupanych kawałków, każdy z nich żywy.
Tedros pobladł jak ściana.
Pięć części demona pomknęło w jego stronę, wyciągając sztylety zamiast ognistych

pocisków. Książę uderzył tarczą próbujące go dźgnąć głowę i nogę, ale jedno z ramion
zatopiło  sztylet  w  jego  udzie.  Tedros  krzyknął  i  odtrącił  je,  wyciągnął  ostrze  z  nogi
i spróbował się wspiąć na jedyne drzewo w wąwozie.

Krzaczek Agaty odwrócił się do Sofii.

background image

– Pomóż mu!
– I mam skończyć w pięciu częściach? – odpaliła Sofia.
– On cię potrzebuje!
– On chce, żebym była bezpieczna!
Noga  demona  cisnęła  sztylet  prosto  w  głowę  księcia,  który  w  ostatniej  chwili

przeskoczył  na  wyższą  gałąź.  Pozostałe  cztery  kończyny  rzuciły  się  na  niego,  unosząc
swoje sztylety.

Uwięziony w pułapce Tedros spojrzał w dół na Hester, która z trudem podciągnęła

się  na  kolana  i  kierowała  fragmentami  demona  za  pomocą  lśniącego  palca.  Oczy
księcia rozszerzyły się, gdy zauważył coś pomiędzy liśćmi.

Czerwony jedwab w jej bucie.
Części  demona  cisnęły  z  bliska  sztyletami,  ale  Tedros  uchylił  się  przed  nimi,

zeskoczył  z  drzewa  i  wylądował  na  ziemi,  podpierając  się  nadgarstkiem.  Rozległ  się
okropny trzask.

Hester zauważyła, że zbliża się do niej, i gwałtownie zakręciła palcem, przywołując

części  demona  wraz  z  nowymi  sztyletami.  Tedros  wytrzymał  jej  wściekłe  spojrzenie
i  czołgał  się  w  jej  kierunku.  Ze  złowrogim  uśmiechem  uniosła  palec  jeszcze  wyżej
i części demona rzuciły się, by go zabić. Tym razem nie mogły chybić. Ryknęła, sztylety
uderzyły – książę rzucił się do jej buta…

Hester  otwarła  ze  zgrozą  usta,  gdy  Tedros  przycisnął  jej  czerwoną  chusteczkę  do

ziemi. Sztylety spadły bezwładnie na leśną ściółkę, a części demona zniknęły. Zaraz po
nich zniknęła także Hester z otwartymi szeroko w zdumieniu oczami.

Tedros  upadł  na  plecy.  Walcząc  o  oddech,  patrzył  zmrużonymi  oczami

w różowiejące niebo. Słońce było coraz bliżej.

– Sofia – wychrypiał.
Zaczerpnął głęboko powietrza.
– SOFIA!
Gałązki  Agaty  opadły  jakby  z  ulgą.  W  tym  momencie  zauważyła,  że  krzaczek  Sofii

poprawia sobie igiełki.

– Co ty wypra… Idź do niego, głupia!
– Aga, ja nie mam ubrania.
– Przynajmniej zawołaj go, żeby wiedział… – Agata urwała.
Jedna  z  rąk  demona  nie  zniknęła  jednak  do  końca.  Nadal  unosiła  się  w  powietrzu,

migocząc i siłą woli zmuszając się do pozostania.

Potem upadła na trawę i podniosła z ziemi sztylet.
– Sofia… Sofia, idź…
– Słońce zaraz wstanie…
– Sofia, idź!!!
Sofia  obejrzała  się  i  dostrzegła  sztylet  wznoszący  się  ponad  ramieniem  Tedrosa.

background image

Wstrzymała oddech i zasłoniła oczy.

Ostrze opadło. Tedros zbyt późno zobaczył, że celuje prosto w jego serce.
Nieoczekiwanie  ręka  ze  sztyletem  została  przygnieciona  tarczą.  Kończyna  demona

zaskrzeczała, skuliła się i ostatecznie zniknęła.

Oszołomiony  Tedros  patrzył  na  płytką  ranę  i  leżący  na  piersi  zakrwawiony  sztylet.

Potem podniósł wzrok i zobaczył Agatę zasłaniającą się jego tarczą.

– Cięgle jeszcze nie rozpracowałam problemu ciuchów – mruknęła zażenowana.
Zaskoczony Tedros zerwał się na równe nogi.
– Ale… ty nie bierzesz udziału… co ty tu…
Nagle  Tedros  zobaczył,  że  krzaczek  za  nią  zaczyna  się  trząść.  Wycelował  w  niego

lśniącym złociście palcem.

Corpadora volvera!
Sofia czym prędzej schowała się za najbliższym krzakiem.
– Agata, potrzebuję jakiegoś ubrania! Tedziu, mógłbyś się odwrócić?
Tedros potrząsnął głową.
– Ale w bibliotece… ta książka… Naprawdę oszukiwałaś!
– Tedziu, musiałyśmy… Agata, pomóż mi!
Agata  wycelowała  w  nią  oparzony,  lśniący  palec,  chcąc  zawinąć  Sofię  w  pnącza,

ale Tedros zatrzymał jej rękę.

– Mówiłaś, że będziesz walczyć razem ze mną – krzyknął, nie odrywając spojrzenia

od kryjącej się za krzakiem Sofii. – Powiedziałaś, że będziesz mnie wspierać!

– Wiedziałam, że sobie poradzisz… Agata, proszę cię…
– Kłamałaś – powiedział książę łamiącym się głosem. – Wszystko, co mówiłaś, było

kłamstwem! Wykorzystałaś mnie!

–  To  nieprawda,  Tedrosie!  Ale  żadna  księżniczka  by  tak  nie  ryzykowała!  Nawet

najprawdziwsza miłość…

Tedros spojrzał na nią z wściekłością.
– No to czemu ona to zrobiła?
.
Agata zobaczyła, że oczy przyjaciółki robią się coraz większe, jakby Sofia właśnie

odkryła,  że  ktoś  wbił  jej  nóż  w  plecy.  Ale  gdy  chciała  powiedzieć  coś  na  swoją
obronę, do wąwozu wpadły akurat pierwsze promienie słońca, wyzłacając jej ciało.

Wilki przy bramie zawyły. W lesie rozległy się kroki i głosy dzieci.
– Udało im się!
– Wygrali!
– Sofia i Tedros wygrali!
Kolejne sylwetki zamajaczyły u wylotu jaru. Przestraszona Agata rozświetliła palec

i  odleciała  w  postaci  gołębicy  dokładnie  w  tej  chwili,  gdy  uczniowie  pojawili  się
w polu widzenia.

background image

– Zawsze i Nigdy! – krzyknął ktoś.
– Wiedźma i książę! – krzyknął ktoś inny.
– Wiwat Sofia i Ted…
Nagle w lesie zapadła cisza.
Siedząca na drzewie  Agata spojrzała w  dół, na nadchodzących  ze wszystkich stron

nieuczestniczących  w  Próbie  zawszan  i  nigdziarzy,  potem  na  zawodników,  którzy
odpadli  wcześniej  i  zostali  już  uleczeni  i  wyczyszczeni  magią.  Wszyscy  oni  zamarli,
w zdumieniu obserwując Sofię, która chowała się za krzakiem i Tedrosa patrzącego na
nią z płomieniem wściekłości w oczach.

Zrozumieli, że pokój nigdy nie nastanie.
Zawszanie i nigdziarze w milczeniu rozeszli się jako wieczni wrogowie.
Żadna  ze  stron  nie  dosłyszała  śmiechu,  jaki  rozległ  się  na  wieży,  na  pół  ukrytej

w cieniu, górującej ponad tym wszystkim.

background image

22

Sny o nemezis

background image

W

idziałaś moją piżamę? – jęczał Hort pod drzwiami. – Tę w żabki?

Opatulona  jego  postrzępioną  kołdrą  Sofia  wpatrywała  się  w  okno,  które  zasłoniła

szczelnie czarnym kocem.

– Tata ją dla mnie zrobił – pociągnął nosem Hort. – Bez niej nie zasnę.
Ale Sofia nie odrywała oczu od ślepego okna, jakby w ciemności na zewnątrz było

coś, co tylko ona mogła dostrzec.

Hort przyniósł jej kolację – kleik jęczmienny, gotowane jajka i pieczone warzywa,

ale  Sofia  nawet  nie  zareagowała  na  pukanie  do  drzwi.  Od  kilku  dni  leżała  jak  trup,
czekając, aż jej książę po nią przyjdzie. Niebawem jej oczy się zamgliły. Nie wiedziała
już, jaki jest dzień. Nie wiedziała, czy jest poranek, czy też noc. Nie wiedziała, czy śpi,
czy też czuwa.

I gdzieś z tej ponurej mgły nadciągnął pierwszy sen.
Smugi  czerni  i  bieli,  a  potem  smak  krwi.  Popatrzyła  w  górę  i  zobaczyła  burzę

z wrzącym czerwonym deszczem. Chciała się ukryć, lecz fioletowe ciernie trzymały ją
na  białym  kamiennym  stole,  a  jej  ciało  pokrywał  dziwny  napis,  który  widziała  już
wcześniej,  ale  zupełnie  nie  mogła  sobie  przypomnieć,  gdzie.  Koło  niej  pojawiły  się
trzy stare wiedźmy, nucąc i przesuwając sękatymi palcami po inskrypcji na jej skórze.
Nuciły  coraz  szybciej  i  szybciej,  aż  wreszcie  w  powietrzu  ponad  nią  pojawił  się
stalowy sztylet, długi i cienki jak drut do robótek. Próbowała się wyszarpnąć, ale było
za późno. Żądny zemsty sztylet opadł, ból wypełnił jej żołądek. I wtedy coś narodziło
się  wewnątrz  niej.  Czysto  białe  nasionko,  a  potem  mleczna  masa,  coraz  większa
i większa, aż zobaczyła, że to… twarz… twarz zbyt rozmyta, by rozpoznać rysy…

– Zabijcie mnie od razu – rozległ się głos.
Sofia obudziła się gwałtownie.
Na brzegu jej łóżka siedziała Agata owinięta poplamionym prześcieradłem Horta.
– Znaczy, nie chcę nawet wiedzieć, co na tym jest.
Sofia nie spojrzała na nią.
– Daj spokój. Możesz pożyczyć mój zacisk na nos na zajęcia Juby. – Agata wstała,

oświetlona  przez  malutkie  rozdarcie  w  kocu  na  oknie.  –  Mamy  trzeci  dzień  lekcji
„Czyje to odchody?”.

Trwała krępująca cisza.
Wreszcie Agata odezwała się:
– Co miałam zrobić, Sofio? Przecież nie mogłam pozwolić mu umrzeć.
– To nie w porządku – powiedziała Sofia, bardziej do siebie niż do przyjaciółki. –

Ty i ja… to nie w porządku.

– Chciałam tylko tego, co dla ciebie najlepsze…
– Nie! – Głos Sofii zabrzmiał tak ostro, że Agata cofnęła się wystraszona.
– Chciałam tylko, żebyśmy wróciły do domu!

background image

– Nie wrócimy do domu. Już sama się o to zatroszczyłaś.
– Myślisz, że tego chciałam? – zapytała z rozpaczą Agata.
– Dlaczego tu jesteś?
– Musiałam sprawdzić, jak się czujesz. Martwię się o ciebie!
–  Nie.  Dlaczego  jesteś  tutaj?  –  podkreśliła  z  naciskiem  Sofia,  patrząc  w  okno.  –

W mojej szkole. W mojej baśni.

– Ponieważ staram się uratować ci życie! Staram się uratować cię od klątwy!
– No to dlaczego cały czas przeklinasz mnie i mojego księcia?
Agata skrzywiła się.
– To nie moja wina.
–  Myślę,  że  w  głębi  duszy  wcale  nie  chcesz,  bym  znalazła  miłość  –  powiedziała

Sofia bardzo spokojnie.

– Co?! Oczywiście że…
– Myślę, że chcesz mnie mieć na wyłączność.
Całe ciało Agaty zesztywniało.
– To… – przełknęła ślinę. – To głupota.
–  Dyrektor  Akademii  miał  rację  –  ciągnęła  Sofia,  nadal  nie  patrząc  na  nią.  –

Księżniczka nie może się przyjaźnić z wiedźmą.

– Ale my jesteśmy przyjaciółkami! – wyjąkała Agata. – Jesteś jedyną przyjaciółką,

jaką kiedykolwiek miałam!

–  Wiesz,  dlaczego  księżniczka  nie  może  się  przyjaźnić  z  wiedźmą,  Agato?  –  Sofia

powoli  odwróciła  się  do  niej.  –  Ponieważ  wiedźma  nigdy  nie  będzie  miała  własnej
baśni. Wiedźma musi zniszczyć baśń, by być szczęśliwa.

Agata przełykała łzy.
– Ale ja nie… nie jestem wiedźmą…
– TO WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO ŻYCIA!!! – wrzasnęła Sofia.
Patrzyła,  jak  gołębica  przeciska  się  przez  rozdarcie  w  kocu  i  odlatuje,  a  potem

znowu wpełzła pod kołdrę i zaczekała, aż stało się całkiem ciemno.

Tej  nocy  Sofia  miała  drugi  sen.  Biegła  przez  las,  głodniejsza  niż  kiedykolwiek,  aż

zobaczyła jelenia z ludzką twarzą, tą samą mleczną i rozmytą twarzą, którą przelotnie
widziała  poprzedniej  nocy.  Przyjrzała  się  dokładniej,  chcąc  zobaczyć,  kto  to  jest,  ale
twarz jelenia stała się lustrem, w którym widziała własne odbicie. Ale przecież to nie
było jej odbicie.

To był Bestia.
Sofia obudziła się oblana lodowatym potem, czując, jak krew płonie jej w żyłach.
Pod drzwiami pokoju 34 siedział skulony Hort w samej bieliźnie i czytał przy blasku

świecy Dar Samotności.

Drzwi za nim uchyliły się ze skrzypnięciem.

background image

– Co o mnie mówią?
Hort  zesztywniał,  jakby  właśnie  usłyszał  głos  ducha.  Odwrócił  się  z  szeroko

otwartymi oczami.

– Chcę wiedzieć – powiedziała Sofia.
Poszła  za  nim  ciemnym  korytarzem,  czując,  że  skrzypią  jej  stawy.  Nie  pamiętała,

kiedy ostatni raz wstawała.

–  Nic  nie  widzę  –  powiedziała,  rozglądając  się  za  lśniącym  łabędziem  na  jego

piersi. – Gdzie jesteś?

– Tutaj.
Zapłonęła  pochodnia,  oświetlając  Horta  jaskrawym  blaskiem.  Sofia  cofnęła  się

chwiejnie.

Każdy centymetr czarnej ściany za nim pokryty był plakatami, transparentami, graffiti

–  GRATULACJE,  KAPITANIE!  ZWYCIĘSTWO  W  PRÓBIE  BAŚNI!  CZYTELNIK
GÓRĄ! – wraz z krzywymi rysunkami przedstawiającymi zawszan ginących straszliwą
śmiercią.  Poniżej,  na  podłodze,  walały  się  bukiety  mięsożernych  kwiatów,
trzymających w ostrych zębach ręcznie wypisane bileciki:

– Nie rozumiem… – Sofia patrzyła na to oszołomiona.
–  Tedros  powiedział,  że  wykorzystałaś  go,  żeby  wygrać  Próbę  Baśni!  –  wyjaśnił

Hort. – Lady Lesso nazwała to „podstępem Sofii” i powiedziała, że nawet ona dała się
nabrać!  Nauczyciele  mówią,  że  jesteś  najlepszym  kapitanem,  jakiego  kiedykolwiek
miało Zło! Popatrz!

Sofia  spojrzała  na  rząd  śluzowatozielonych  pudełek  leżących  pomiędzy  bukietami,

a związanych czerwonymi wstążkami.

Otwarła pierwsze z nich i znalazła pergaminową kartę:

Pod spodem leżała czarna peleryna z wężowej skóry.
W  kolejnych  pudełkach  znalazła  zdechłą  przepiórkę  od  Kastora  i  wyrzeźbiony

background image

w  lodzie  kwiat  podarowany  jej  przez  lady  Lesso,  zaś  Sader  załączył  jej  płaszcz
z Próby Baśni, pytając, czy byłaby tak dobra i przekazała go na Wystawę Zła.

– To był genialny podstęp – zachwycał się Hort, przymierzając pelerynę. – Ukryć się

pod postacią rośliny, poczekać, aż zostaną tylko Tedros i Hester, a potem zaatakować
i  wyeliminować  Hester,  gdy  Tedros  był  już  ranny.  Ale  dlaczego  nie  wykończyłaś
Tedrosa?  Wszyscy  o  to  pytali,  ale  on  nic  nie  powiedział.  Moim  zdaniem  pewnie
dlatego, że akurat wstało słońce.

Hort zobaczył twarz Sofii i jego uśmiech zniknął.
– To nie był podstęp, tak?
Oczy Sofii wypełniły się łzami. Już miała potrząsnąć głową…
Ale na ścianie przed nią było coś jeszcze.
Czarna róża z nabitym na ciernie liścikiem ociekającym atramentem.
Sofia wzięła ją do ręki.

– Sofia? Od kogo to?
Czując  w  sercu  ból,  Sofia  powąchała  okrutne  czarne  ciernie.  Dobrze  znała  ten

zapach.

A więc to była jej nagroda za Miłość.
Zgniotła różę, plamiąc słowa Tedrosa krwią.

– Poczujesz się od tego lepiej.
W  pokoju  66  Anadil  nalała  z  kotła  mętny  żółty  rosół  do  miseczki,  rozchlapując

trochę  na  podłogę.  Natychmiast  pojawiły  się  jej  szczury,  większe  teraz  o  jakieś
dwadzieścia centymetrów, drapiąc się i gryząc, każdy bowiem chciał być pierwszy.

– Twój talent dojrzewa – wychrypiała Hester.
Anadil usiadła na brzegu łóżka z miseczką w ręce.
– Chociaż kilka łyków.
Hester zdołała wypić tylko jeden, po czym znowu się położyła.
–  Nie  powinnam  tego  próbować  –  wyrzęziła.  –  Ona  jest  za  dobra.  Jest  dwa  razy

lepszą wiedźmą ode mnie…

– Cśśśś, nie męcz się.
– Ale ona go kocha – powiedziała Dot, zwinięta na swoim łóżku.
–  Wydaje  jej  się,  że  go  kocha  –  poprawiła  ją  Hester.  –  Wszystkie  przez  to

przechodziłyśmy.

background image

Dot wytrzeszczyła oczy.
– Daj spokój, Dot. Myślisz, że jest jedyną nigdziarką, która myślała o miłości?
– Hester, wystarczy – nalegała Anadil.
–  Nie,  spójrzmy  prawdzie  w  oczy.  –  Hester  z  trudem  usiadła.  –  Wszyscy  czuliśmy

w jakimś momencie te haniebne emocje. Każde z nas poznało smak słabości.

– Ale te uczucia nie są prawdziwe – powiedziała Anadil. – Choćby były nie wiem

jak silne.

–  Dlatego  ona  jest  wyjątkowa  –  odparła  sucho  Hester.  –  Omal  nie  zdołała  nas

przekonać, że to prawda.

W pokoju zapadła cisza.
– To co się z nią teraz stanie? – zapytała Dot.
Hester westchnęła.
– To samo, co z nami wszystkimi.
Tym  razem  ciszę  przerwało  odległe  stukanie  obcasów  w  powolnym,  złowieszczym

rytmie. Dziewczynki spojrzały w stronę drzwi – kroki zbliżały się, okrutne i czyste jak
trzaśnięcia  bicza.  Były  coraz  głośniejsze,  ostrzejsze,  przeszywały  cały  korytarz,  aż
nagle ucichły pod ich drzwiami.

Dot z wrażenia puściła bąka.
Drzwi  otwarły  się  na  oścież,  dziewczynki  wrzasnęły.  Przerażona  Dot  zleciała

z łóżka na brzuch.

Przeciąg  zakołysał  powieszonymi  sukienkami,  a  pochodnia  przy  drzwiach  rzuciła

smugi światła na twarz stojącego w nich cienia.

Włosy  lśniące,  wyprostowane  i  ułożone  w  kolce,  czarne  oczodoły  jakby

wysmarowane  cieniem  i  mocno  uszminkowane  wargi.  Upiornie  biała  skóra
kontrastująca z czarnym lakierem do paznokci, czarną peleryną i czarną skórą.

Sofia weszła do pokoju, dźgając podłogę obcasami długich czarnych botków.
Hester uśmiechnęła się do niej.
– Witamy w domu.
Dot popatrzyła na nie nerwowo z podłogi.
– Ale gdzie my znajdziemy nowe łóżko?
Trzy pary oczu spojrzały prosto na nią.
Dot  nie  zdążyła  nawet  zabrać  swoich  zapasów  słodyczy.  W  ciemnym,  wilgotnym

korytarzu tłukła w żelazne drzwi, ale odpowiadała jej tylko nieprzyjazna cisza. To było
na nic.

W sabacie brały udział trzy czarownice, ona właśnie została wymieniona na lepszy

model.

Zawszanie  tymczasem  nie  świętowali  przyznania  Tedrosowi  odznaki  kapitana.  Jak

mogliby,  skoro  Sofia  zrobiła  z  niego  głupca?  „Zło  powróciło”  –  przechwalali  się

background image

nigdziarze. „Zło ma teraz królową!”.

Wtedy zawszanie przypomnieli sobie, że mają coś, czego nie mają nigdziarze. Coś,

co sprawia, że są od nich lepsi.

Bal.
A królowa Zła nie była na niego zaproszona.
Pierwszy  śnieg  spadał  na  Polanę  kruchymi  zmrożonymi  grudkami,  głośno  bębniąc

o  wiaderka  nigdziarzy.  Zmarzniętymi  palcami  próbowali  przytrzymać  spleśniały  ser
i  ze  złością  patrzyli  na  zawszanki,  krzątające  się  i  zbyt  zajęte,  by  przejmować  się
pogodą. Do balu zostały dwa tygodnie, a dziewczęta musiały same zająć się wszystkim,
ponieważ  chłopcy  nadal  odmawiali  zaproszenia  ich  przed  zakończeniem  Cyrku.  Rena
na przykład spodziewała się, że zaprosi ją Chaddick, dlatego ufarbowała starą szkolną
suknię  swojej  matki,  żeby  pasowała  do  jego  szarych  oczu.  Ale  gdyby  Chaddick
zaprosił  zamiast  niej  Awę  (a  przyłapała  go  na  wpatrywaniu  się  w  portret  Królewny
Śnieżki,  więc  możliwe,  że  podobały  mu  się  bledsze  dziewczęta),  ją  mógłby  zaprosić
Nikolas, tyle że wtedy musiałaby się zamienić z Gizelą i dostać jej białą suknię, która
ładnie kontrastowałaby z jego opalenizną. A gdyby nie zaprosił jej Nikolas…

– Matka mówiła, że dzięki Dobroci ludzie czują się potrzebni, nawet jeśli wcale ich

nie potrzebujemy – westchnęła Rena.

Beatrycze  sprawiała  wrażenie  znudzonej.  Nie  miała  wątpliwości,  że  skoro  Sofia

wypadła z gry, Tedros ją zaprosi. Chociaż dotąd tego nie potwierdził – od czasu Próby
Baśni książę ignorował wszystkich i był ponury jak nigdziarz. Teraz, obserwując, jak
strzela  z  łuku  i  celuje  w  drzewo,  pod  którym  jeszcze  niedawno  siadywał  z  Sofią,
Beatrycze czuła, że jego humor zaczyna się jej udzielać.

Tedros  zrobił  kilka  kolejnych  dziur  w  pniu,  ale  nie  sprawiło  mu  to  satysfakcji.

Koledzy  wprawdzie  przez  kilka  dni  naśmiewali  się  z  niego,  ale  potem  zaczęli  go
pocieszać. Kogo obchodzi, że musiał się podzielić zwycięstwem z nigdziarką?! Kogo
obchodzi, że wcześniej za nim łaziła? Mimo wszystko wygrał okrutną Próbę i wytrwał
dłużej niż oni. Ale dla Tedrosa był to tylko powód do hańby, okazał się nie lepszy od
swojego ojca. Był niewolnikiem sercowych pomyłek.

Wciąż  też  nie  powiedział  nikomu  o  obecności  Agaty  w  lesie.  Wiedział,  że  to  ją

zaskoczyło,  ponieważ  wzdrygała  się  za  każdym  razem,  gdy  odzywał  się  na  lekcjach,
jakby  się  spodziewała,  że  lada  moment  ją  wyda.  Ale  choć  tydzień  temu  byłby
szczęśliwy,  gdyby  została  ukarana,  teraz  nic  już  z  tego  nie  rozumiał.  Dlaczego
ryzykowała  życie,  by  go  ocalić?  Czy  wtedy  mówiła  prawdę  o  gargulcu?  Czy  ta
wiedźma tak naprawdę była… Dobra?

Pomyślał o tym, jak przemykała po korytarzach z wyłupiastymi owadzimi oczami…
Karaluch. Tak mówiła Beatrycze.
Czyli  Agata  brała  w  tym  udział  od  początku,  pomagając  Sofii  wspiąć  się  na  szczyt

rankingu?  Musiała  ukrywać  się  pod  sukienką  lub  we  włosach  Sofii,  podpowiadać  jej

background image

odpowiedzi  i  rzucać  zaklęcia…  Ale  jak  zdołała  sprawić,  że  to  Sofię  wybrał  podczas
ćwiczenia z dyniami?

Tedros poczuł mdłości.
Wybrany  przez  niego  jeden  z  dwóch  goblinów…  Księżniczka,  o  której  trumnę  się

boleśnie uderzył… Karaluch ukryty w liściach dyni…

Ani razu nie wybrał Sofii.
Za każdym razem wybierał Agatę.
Przerażony rozejrzał się, ale nie zobaczył Agaty na Polanie. Musi trzymać się z dala

od  tej  dziewczyny.  Musi  jej  powiedzieć,  żeby  trzymała  się  z  dala  od  niego.  Musi  to
powstrzymać…

Gruda  mokrego  śniegu  uderzyła  go  w  policzek.  Oślepiony  Tedros  zobaczył

zbliżające się cienie. Wytarł oczy… i upuścił łuk.

W  jego  kierunku,  ramię  w  ramię  szły  Sofia,  Anadil  i  Hester,  wszystkie  miały

identyczne  czarne  włosy,  czarny  makijaż  i  mroczny  wyraz  twarzy.  Jednoczesnym
syknięciem  sprawiły,  że  zawszanki  rzuciły  się  do  ucieczki,  pozostawiając  Tedrosa
i wystraszonych chłopaków stojących za nim. Anadil i Hester zostały o krok za Sofią,
która podeszła i stanęła twarzą w twarz ze swoim księciem.

Z nieba sypały się na nich ostre lodowe igiełki.
– Myślisz, że udawałam – powiedziała Sofia, piorunując go spojrzeniem zielonych

oczu. – Myślisz, że nigdy cię nie kochałam.

Tedros próbował uspokoić mocno bijące serce. Z jakichś powodów Sofia była teraz

piękniejsza niż kiedykolwiek.

–  Nie  możesz  zdobyć  miłości  oszustwem,  Sofio  –  powiedział.  –  Moje  serce  nigdy

cię nie pragnęło.

–  O,  widziałam,  kogo  wybrało  twoje  serce.  –  Sofia  uśmiechnęła  się  krzywo,

naśladując wyłupiastookie spojrzenie i charakterystyczny grymas Agaty.

Tedros poczerwieniał.
– Mogę to wyjaśnić…
– Niech zgadnę. Twoje serce jest ślepe?
Nie, po prostu uważa, że ktokolwiek, byle nie ty.
Sofia  roześmiała  się.  Błyskawicznie  zrobiła  gwałtowny  ruch  do  przodu,  a  Tedros

bez wahania dobył miecza, podobnie jak stojący za nim koledzy.

Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
– Patrz, co się dzieje, Tedrosie. Boisz się swojej prawdziwej miłości.
– Wracaj na swoją stronę! – krzyknął książę.
– Czekałam na ciebie – powiedziała Sofia łamiącym się głosem. – Myślałam, że po

mnie przyjdziesz.

– Co takiego? Dlaczego miałbym przychodzić po ciebie?
Sofia popatrzyła na niego.

background image

– Ponieważ obiecałeś – szepnęła niemal bezgłośnie.
Tedros spojrzał na nią z wściekłością.
– Niczego ci nie obiecywałem.
Spojrzała na niego zaskoczona. Opuściła wzrok.
– Rozumiem.
Powoli podniosła głowę.
– W takim razie będę czymkolwiek, co chcesz we mnie widzieć.
Wyciągnęła  lśniący  palec  i  miecze  chłopców  przemieniły  się  w  węże.  Gdy  jego

towarzysze  uciekali,  Tedros  kopniakiem  sypnął  ziemią  w  syczące  sploty.  Potem
odwrócił  się  i  zobaczył,  że  Sofia  ociera  oczy,  owija  się  peleryną  i  pospiesznie
odchodzi.

Hester podbiegła, żeby się z nią zrównać.
– Lepiej ci teraz?
– Dałam mu szansę – powiedziała Sofia, idąc coraz szybciej.
– Jesteście kwita. Wszystko skończone – uspokajała ją Hester.
– Nie. Nie, dopóki on nie dotrzyma obietnicy.
– Obietnicy? Jakiej obietnicy…
Ale  Sofia  zdążyła  już  zniknąć  w  tunelu.  Gdy  biegła  wśród  pokręconych  gałęzi,

wyczuła, że ktoś ją obserwuje. Poprzez łzy i drzewa nie widziała twarzy osoby stojącej
na  balkonie,  tylko  mlecznobiały  zarys.  Żołądek  jej  się  zacisnął  –  znalazła  prześwit
w liściach…

Ale twarz zniknęła, jakby to był tylko sen.

Następnego dnia rano zaskoczeni zawszanie stwierdzili, że wszystkie posadzki w ich

zamku  pokrywa  śliski  smalec.  Kolejnego  dnia  płaszcze  chłopców  posypane  były
proszkiem  wywołującym  nieprzyjemne  swędzenie,  a  trzeciego  ranka  zaskoczeni
nauczyciele  zobaczyli  na  Obelisku  Legend  zamiast  portretu  Pięknej  męskie  slipy
oprawione  w  ramę,  poza  tym  zamienione  były  strony  w  Teatrze  Baśni,  a  słodkie  sale
lekcyjne zalane cuchnącą zieloną mazią.

Ponieważ  wróżki  nie  były  w  stanie  złapać  wandali  na  gorącym  uczynku,  Tedros

i  zaprzyjaźnieni  z  nim  zawszanie  utworzyli  nocną  straż  i  patrolowali  korytarze  od
zmierzchu  do  świtu.  Mimo  to  sprawca  unikał  schwytania  i  przed  końcem  tygodnia
napełnił  baseny  w  Sali  Urody  jadowitymi  płaszczkami,  rzucił  urok  na  lustra  na
korytarzach  –  teraz  wszystkie  drwiły  z  przechodzących  –  wypuścił  przekarmione
gołębie  w  stołówce  i  zaklął  toalety  Dobra,  które  eksplodowały,  ilekroć  ktoś  na  nich
siadał.

Rozwścieczona  profesor  Dovey  zażądała,  by  do  odpowiedzialności  za  to  wszystko

pociągnięta została Sofia, ale lady Lesso odparła, że uważa za mało prawdopodobne,
by  pojedyncza  uczennica,  i  to  bez  żadnej  pomocy,  była  w  stanie  zakłócić

background image

funkcjonowanie całej szkoły.

I miała rację.
–  To  przestało  już  być  przyjemne  –  narzekała  Anadil,  siedząc  po  kolacji  w  pokoju

66. – Hester i ja chcemy już przestać.

– Miałaś swoją zemstę – powiedziała Hester. – Daj mu spokój.
– Myślałam, że jesteście czarnymi charakterami – stwierdziła Sofia, nie odrywając

się od Pozbywania się koszmarów.

– Czarne charaktery mają jakiś cel – warknęła Hester. – Tymczasem to, co robimy,

to po prostu bandytyzm.

–  Dzisiaj  wsadzimy  chłopakom  proszek  na  świąd  w  spodnie  –  powiedziała  Sofia,

przewracając kartkę. – Znajdź odpowiednie zaklęcie.

– Czego ty właściwie chcesz? – zapytała prosząco Hester. – O co my walczymy?
Sofia podniosła głowę.
– Zamierzasz mi pomóc, czy mam wydać nas wszystkie?

Tedros  włączył  wszystkich  sześćdziesięciu  chłopców  do  straży  nocnej,  ale  Sofia

w  odpowiedzi  tylko  nasiliła  ataki.  Pierwszej  nocy  skłoniła  Hester  i  Anadil  do
uwarzenia eliksiru, który zamienił jezioro Dobra w Zły szlam, zmuszając magiczną falę
do  ukrycia  się  w  kanałach  ściekowych.  Eliksir  wprawdzie  sprawił,  że  dłonie
dziewczyn  pokryły  się  czerwonymi  oparzeniami,  ale  Sofia  zmusiła  je,  żeby  wróciły
o  świcie  i  posypały  jeszcze  pościel  w  sypialniach  Dobra  wszami.  Ataki  stały  się  tak
częste – dziewczyny wrzucały pijawki do ponczu w stołówce, wypuszczały szarańcze
podczas lekcji Umy, wysyłały szarżującego byka na ćwiczących szermierkę chłopców,
zaklinały  schody,  żeby  przejmująco  wrzeszczały  przy  każdym  kroku  –  że  połowa
Dobrych nauczycieli odwołała zajęcia, Polluks na owczych nogach wpadał we własne
pułapki, a zawszanie czuli się bezpieczni tylko wtedy, kiedy chodzili grupami.

Profesor Dovey wpadła jak bomba do gabinetu lady Lesso.
– Ta wiedźma musi zostać wyrzucona ze szkoły!
–  Nigdziarze  nie  mają  żadnej  możliwości  wejścia  do  twojej  szkoły,  a  co  dopiero

zaatakowania  jej  dniem  i  nocą  –  ziewnęła  lady  Lesso.  –  Równie  dobrze  to  może  być
jakiś zawszański łobuz.

–  Zawszanin?!  Moi  uczniowie  od  dwustu  lat  wygrywali  wszystkie  zawody  w  tej

szkole!

–  Aż  do  teraz  –  uśmiechnęła  się  lady  Lesso.  –  A  ja  nie  zamierzam  pozbywać  się

mojej najlepszej uczennicy, i to bez żadnego dowodu.

Podczas  gdy  profesor  Dovey  wysyłała  do  Dyrektora  Akademii  pozostające  bez

odpowiedzi pisma, lady Lesso uważnie obserwowała narastający dystans między Sofią
a  jej  współlokatorkami.  Zauważyła,  że  dziewczynka  nie  drży  już  w  jej  lodowej  sali
lekcyjnej, a także brutalnie bezcześci imię Tedrosa na okładkach podręczników.

background image

– Dobrze się czujesz, Sofio? – zapytała pewnego dnia, zamykając lodowe drzwi po

lekcji.

– Tak, dziękuję – odparła skrępowana Sofia. – Muszę już iść…
– Zdobyłaś tytuł kapitana, zmieniłaś styl ubierania i jeszcze te nocne zajęcia… masz

mnóstwo roboty.

– Nie wiem, o jakich zajęciach pani mówi – odparła Sofia, przemykając koło niej.
– Nie masz przypadkiem dziwnych snów, Sofio?
Sofia zatrzymała się jak wryta.
– A jakie sny byłyby dziwne?
– Sny pełne złości. Sny z każdą nocą coraz gorsze – powiedziała stojąca za nią lady

Lesso. – Poczujesz się, jakby coś narodziło się w twojej duszy. Na przykład twarz.

Żołądek  Sofii  ścisnął  się.  Okropne  sny  nieustannie  się  powtarzały,  a  każdy  z  nich

kończył  się  widokiem  mlecznej,  rozmytej  twarzy.  W  kilku  ostatnich  na  obrzeżach
twarzy pojawiły się smugi czerwieni, jakby była obramowana krwią. Ale Sofia nadal
nie potrafiła jej rozpoznać. Wiedziała tylko, że codziennie budzi się bardziej wściekła
niż poprzedniego dnia.

Sofia odwróciła się.
– Yyy, a taki sen co by znaczył?
– Że jesteś wyjątkową dziewczynką, Sofio – zagruchała lady Lesso. – Taką, z której

wszyscy będziemy dumni.

– Aha. No… może miałam jeden czy dwa…
– Sny o nemezis – powiedziała lady Lesso, a jej fioletowe oczy zalśniły. – A więc

masz sny o nemezis.

Sofia spojrzała na nią, otwierając szeroko oczy.
– Ale… ale…
– Nie musisz się niczym niepokoić, skarbie. Przynajmniej do czasu, gdy pojawią się

symptomy.

– Symptomy? Jakie symptomy? Co się stanie, jeśli pojawią się symptomy?
–  Wtedy  w  końcu  zobaczysz  twarz  swojej  nemezis.  Osoby,  która  będzie  rosnąć

w siłę, w miarę jak ty będziesz słabnąć – odparła spokojnie lady Lesso. – Tej, którą
musisz zniszczyć, by móc żyć.

Sofia wzdrygnęła się.
– A-a-le to niemożliwe!
– Doprawdy? Wydaje mi się dość oczywiste, kto jest twoją nemezis.
– Co? Nie znam nikogo, kto…
Sofii nagle zabrakło tchu.
– Tedros? Ale ja go kocham! Dlatego to zrobiłam! Muszę go odzyskać…
Lady Lesso tylko się uśmiechnęła.
– Byłam na niego zła! – krzyknęła Sofia. – Nie miałam zamiaru… Nie chciałam go

background image

skrzywdzić! Nie chcę nikogo skrzywdzić! Nie jestem czarnym charakterem!

– Widzisz, Sofio, to nie jest kwestia tego, czym jesteśmy.
Lady Lesso pochyliła się tak blisko, że wystarczył szept.
– Liczy się to, co robimy.
Jej spojrzenie przebiegło po twarzy dziewczynki.
– Ale obawiam się, że na razie nie widzę żadnych symptomów – westchnęła jakby

rozczarowana i podeszła do biurka. – Zamknij drzwi, wychodząc.

Sofia uciekła zbyt szybko, by się tym przejmować.

Tej nocy Sofia nie zaatakowała zawszan.
Odpuść go sobie – powtarzała, leżąc z poduszką na głowie. – Zapomnij o Tedrosie.
Powtarzała to w kółko, aż udało jej się wymazać z pamięci spotkanie z lady Lesso.

Te  słowa  kołysały  ją  do  snu,  a  ona  czuła,  że  wraca  do  dawnej  osobowości.  Jutro
będzie kochająca. Jutro będzie wybaczać. Jutro znów stanie się Dobra.

A wtedy przyszedł kolejny sen.
Biegła  poprzez  lustra  odbijające  jej  uśmiechniętą  twarz,  długie  złote  włosy

i  wspaniałą  różową  suknię.  Za  ostatnim  lustrem  były  otwarte  drzwi,  a  za  nimi,  pod
wieżami  Kamelotu  czekał  na  nią  Tedros,  wyglądający  królewsko  w  błękitnym  stroju
balowym.  Biegła  i  biegła  do  niego,  ale  nie  zbliżała  się  nawet  na  krok,  a  wtedy
zabójczo  kolczaste  pędy  dzikiej  róży,  nabiegłe  fioletem,  zaczęły  się  skradać  do  jej
prawdziwej  miłości.  Rozpaczliwie  zmusiła  się,  żeby  przebiec  przez  ostatnie  drzwi
i uratować go, zgubiła szklany pantofelek i wpadła mu w ramiona… Książę roztopił się
w mleczno-czerwoną mgłę i rzucił nią w ciernie.

Sofia obudziła się rozwścieczona i zapomniała o zapominaniu.
–  Jest  środek  nocy!  Mówiłaś,  że  to  już  koniec  –  złościła  się  Anadil,  idąc  za  nią

tunelem.

– Nie możemy tego dalej robić bez żadnego celu – syknęła Hester.
– Ja mam cel. – Sofia okręciła się na pięcie. – Słyszycie? Mam cel.
Kiedy następnego dnia zawszanie przyszli na obiad, wszystkie drzewa po ich stronie

zostały  wycięte.  Zostało  tylko  to,  pod  którym  siadywali  dawniej  Sofia  i  Tedros,  a  na
jego korze wycięte było jedno jedyne słowo:

KŁAMCA.
Oszołomione  wilki  zawyły,  a  nimfy  podniosły  krzyk,  wzywając  nauczycieli.

Natychmiast  też  utworzyły  kordon  przez  środek  Polany.  Rozgniewany  Tedros  stanął
naprzeciwko  Sofii  spokojnie  siedzącej  pod  zaśnieżonym  drzewem  po  stronie
nigdziarzy.

– Przestań. Natychmiast.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę.
– Bo co mi zrobisz? – Uśmiechnęła się kokieteryjnie. – Złapiesz mnie?

background image

– Teraz naprawdę mówisz jak czarny charakter – prychnął Tedros.
– Uważaj, Tedziu. Co ludzie powiedzą, kiedy będziemy tańczyć na balu?
– Teraz już całkiem zwariowałaś…
–  A  ja  myślałam,  że  jesteś  księciem  –  oznajmiła  Sofia,  podchodząc  do  niego.  –

Ponieważ dokładnie w tym miejscu obiecałeś, że zaprosisz mnie na Bal. A prawdziwy
książę nigdy nie złamałby danej obietnicy.

Z  obu  stron  Polany  rozległy  się  westchnienia.  Tedros  wyglądał  tak,  jakby  ktoś  go

kopnął w brzuch.

–  A  przecież  książę,  który  łamie  złożoną  obietnicę…  –  Sofia  stanęła  naprzeciwko

niego pomiędzy dwoma wilkami – to czarny charakter.

Tedros nie mógł wykrztusić ani słowa, jego policzki pokryły czerwone plamy.
– Ale nie jesteś czarnym charakterem, tak samo jak ja nim nie jestem – powiedziała

Sofia, a w jej oczach pojawiło się poczucie winy. – Dlatego wystarczy, że dotrzymasz
obietnicy i znowu będziemy sobą. Tedrosem i Sofią. Księciem i księżniczką.

Z nieśmiałym uśmiechem wyciągnęła do niego rękę.
– Będziemy Dobrzy i będziemy żyć Długo i Zawsze Szczęśliwie.
Na Polanie zapanowała głucha cisza.
– Nigdy nie zaproszę cię na bal – warknął Tedros. – Nigdy.
Sofia cofnęła rękę.
–  No  cóż  –  powiedziała  cicho.  –  Teraz  wszyscy  już  wiedzą,  na  kim  spoczywa

odpowiedzialność za te ataki.

Tedros  czuł  świdrujące  go  obwiniające  spojrzenia  zawszan.  Zawstydzony  opuścił

Polanę, a Sofia patrzyła za nim, czując, jak serce podchodzi jej do gardła. Z trudem się
powstrzymała, by go nie zawołać.

– To chodziło o bal? – zapytał czyjś głos.
Sofia odwróciła się do wściekłych Hester i Anadil.
– Chodziło o to, co jest słuszne.
– Więc radź sobie sama – warknęła Hester, odchodząc, a Anadil oddaliła się w ślad

za nią.

Sofia  stała  w  otoczeniu  oszołomionych  uczniów,  nauczycieli,  wilków  i  wróżek,

słuchając własnego płytkiego oddechu. Powoli podniosła głowę.

Tedros  patrzył  na  nią  ze  szklanego  zamku,  nie  kryjąc  wściekłości.  Gasnące  słońce

rozświetlało jego mleczną twarz błyskami czerwieni.

Sofia spojrzała mu w oczy, zbierając się na odwagę.
Odwzajemni jej miłość. Musi to zrobić.
Ponieważ ona go zniszczy, jeśli tylko ośmieli się pokochać inną.

background image

23

Magia lustra

background image

Z

agrzebana  pod  koronkowymi  poduszkami  Agata  cały  czas  słyszała  echo  tamtych

okropnych słów.

WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO ŻYCIA.
Jak  miała  to  zrobić?  Z  czasów  przed  poznaniem  Sofii  pamiętała  tylko  ciemność

i  ból.  To  Sofia  sprawiła,  że  poczuła  się  normalna.  Sofia  sprawiła,  że  poczuła  się
potrzebna. Bez Sofii była dziwadłem, nikim, …

Żołądek Agaty ścisnął się.
Wiedźma nigdy nie będzie miała własnej baśni.
Bez Sofii była wiedźmą.
Przez  sześć  dni  Agata  siedziała  zamknięta  w  wieży,  nasłuchując  krzyków  zawszan

terroryzowanych  przez  nocne  ataki.  Wszystkie  łączone  zajęcia  zostały  zawieszone  do
odwołania, w tym obiad i przetrwanie w baśniach. Czy to wszystko była jej wina? Czy
właśnie tak wiedźmy rujnowały baśni? Krzyki na zewnątrz stawały się coraz bardziej
spanikowane, a jej poczucie winy stawało się coraz większe.

Potem nagle ataki ustały.
Skuleni  w  świetlicach  zawszanie  wstrzymywali  oddechy,  ale  gdy  minęła  sobota

i niedziela, Agata wiedziała, że jest już po burzy. Lada moment Sofia przyjdzie, żeby ją
przeprosić. Wpatrywała się w różowawy księżyc, ściskała poduszkę i modliła się. Ich
przyjaźń to przetrwa.

Wróżki zadzwoniły pod jej drzwiami. Agata odwróciła się szybko i zobaczyła liścik

wsunięty dołem. Z walącym sercem zerwała się z łóżka i złapała go w spocone dłonie.

Drodzy uczniowie,
Ośnieżony  Bal  już  za  sześć  dni,  a  zaliczenia  w  tym  tygodniu

będą  koncentrować  się  na  tym,  czy  jesteście  do  niego
przygotowani.  Niezależnie  od  wcześniejszych  trudności,  żadne
lekcje  nie  będą  już  odwołane.  Nasza  tradycja  jest  tym,  co
odróżnia Dobro od Zła. Nawet w najmroczniejszych czasach Bal
może  stać  się  dla  Was  najlepszą  okazją  do  znalezienia
szczęśliwego zakończenia.

prof. Dovey

Agata jęknęła i schowała się pod różową kołdrą.
Ale  gdy  już  zasypiała,  usłyszała  słowa:…  Bal…  cel…  szczęście…  Toczyły  się

w  ciemności,  odbijając  echem  raz  za  razem,  aż  zakorzeniły  się  w  jej  duszy  jak
magiczne nasiona.

Ravan  skradał  się  na  palcach  do  pokoju  66,  a  łabędzie  herby  sześciu  drżących

background image

nigdziarzy lśniły za nim w ciemności.

– Skoro ataki ustały, to może ona nie żyje – powiedział Vex.
– Może czarne charaktery nie czynią Zła w niedzielę? – podsunął Bron.
– A może Sofia zapomniała wreszcie o tym głupim księciu! – rozzłościł się Ravan.
–  Nie  można  zapomnieć  o  miłości  –  oznajmił  nadąsany  Hort  ubrany  w  brudne

kalesony. – Nawet jeśli ukradnie ci pokój i piżamę.

– Sofia nie powinna pozwalać sobie na miłość! – odpalił Ravan. – Kiedy pierwszy

raz  powiedziałem  tacie,  że  podoba  mi  się  dziewczyna,  wysmarował  mnie  miodem
i  zamknął  na  noc  w  niedźwiedziej  gawrze.  Od  tamtej  pory  żadna  mi  się  już  nie
podobała.

– Kiedy pierwszy raz powiedziałam mamie, że zwróciłam na kogoś uwagę, wsadziła

mnie na godzinę do piekarnika – zgodziła się z nim Mona, a na samo wspomnienie tego
jej zielona skóra pobladła. – Teraz w ogóle nie myślę o chłopcach.

– Kiedy pierwszy raz spodobał mi się chłopiec, mój tata go zabił.
Wszyscy zatrzymali się i popatrzyli na Arachne.
– Może Sofia po prostu miała złych rodziców? – powiedziała dziewczyna.
Nigdziarze  pokiwali  ponuro  głowami  i  podkradli  się  do  drzwi  pokoju  66.

Wstrzymując oddechy, znaleźli sobie wolny kawałek powierzchni i przycisnęli do niej
ucho.

Niczego nie słyszeli.
–  Na  trzy  –  szepnął  bezgłośnie  Ravan.  Nigdziarze  cofnęli  się,  szykując  się  do

szturmu. – Raz… dwa…

– Wypij to.
W środku zabrzmiał głos Anadil. Nigdziarze znowu przycisnęli uszy do drzwi.
– To… mnie… zabija… – zachrypiała słabo Sofia.
Odgłosy wymiotów.
– Hester, ona ma gorączkę.
– Lady Lesso mówiła… sny o… neme…
– To nic takiego, Sofio – rozległ się głos Hester. – A teraz już śpij.
– Czy… do balu… wyzdrowieję? Tedros… obiecał…
– Zamknij oczy, kochanie.
– Sny… znowu wrócą… – wycharczała Sofia.
– Cśśś, jesteśmy z tobą – uspokajała ją Hester.
W  środku  zapadła  cisza,  ale  Ravan  i  pozostali  nigdziarze  nawet  nie  drgnęli.  Po

chwili usłyszeli głosy bliżej drzwi.

– Twarze w snach, gorączka, obsesja… Lady Lesso miała rację! – szepnęła Anadil.

– To Tedros jest jej nemezis!

–  Czyli  naprawdę  spotkała  Dyrektora  Akademii  –  odparła  szeptem  Hester.  –  Jest

w prawdziwej baśni!

background image

– W takim razie lepiej, żeby cała szkoła miała się na baczności, Hester. Prawdziwa

baśń oznacza wojnę.

– Anadil, musimy natychmiast coś zrobić, żeby Tedros i Sofia się pogodzili! Zanim

pojawią się symptomy!

– Ale jak?
–  Dzięki  twojemu  talentowi  –  szepnęła  Hester.  –  Ale  nie  możemy  nikomu  pisnąć

nawet słówka. Jeśli to się rozejdzie, nasze życie będzie…

Umilkła.
Ravan odwrócił się błyskawicznie do pozostałych.
Drzwi otwarły się gwałtownie i Hester wyjrzała na korytarz, mrużąc oczy.
Nikogo jednak nie zobaczyła.

W poniedziałek rano Agata obudziła się, czując silną potrzebę pójścia na lekcje.
Chodząc ze złością po pokoju, ubrała się w pomięty bezrękawnik i otrzepała łupież

z  przetłuszczonych  włosów.  Ile  dni  mogła  czekać?  Sofia  nie  zamierzała  przepraszać?
Sofia  nie  chciała  być  jej  przyjaciółką?  Agata  zgniotła  papierową  różę  i  wyrzuciła  ją
przez okno.

Nie muszę się wpychać w jej życie!
Rozejrzała  się  za  czymś  jeszcze,  czym  mogłaby  rzucić,  i  wtedy  zauważyła  zmiętą

kartkę na podłodze.

Bal może stać się dla Was najlepszą okazją…
Podniosła liścik profesor Dovey i przeczytała go jeszcze raz. Jej oczy zalśniły.
No właśnie! Bal był dla niej okazją, by coś zmienić!
Potrzebowała tylko jednego – żeby któryś z tych nieznośnych, aroganckich chłopców

ją zaprosił! Wtedy Sofia będzie mogła się udławić swoimi słowami!

Wepchnęła pokryte odciskami stopy w ciężkie buciory i tupiąc, pomaszerowała po

schodach, budząc przy okazji całą wieżę.

Miała pięć dni, by znaleźć partnera na Ośnieżony Bal zawszan.
Pięć dni, by udowodnić, że nie jest wiedźmą.
Tydzień  balowy  zaczął  się  dziwacznie.  Spóźniona  o  dziesięć  minut  profesor

Anemonia  wpadła  do  klasy  w  podskokach,  ubrana  w  białą  suknię  z  łabędzich  piór,
z  tiurniurą  i  skandalicznie  krótkim  dołem.  Do  tego  założyła  fioletowe  rajstopy,
brokatowe podwiązki i koronę wyglądającą jak odwrócony do góry nogami żyrandol.

–  Podziwiajcie  prawdziwą  balową  elegancję  –  przechwalała  się,  gładząc  pióra

z tyłu. – Całe szczęście, że chłopcy nie mogą m n i e zaprosić na Bal, bo wiele z was
straciłoby swojego księcia!

Napawała się spojrzeniami uczniów.
– Wiem, to wygląda naprawdę bosko. Cesarzowa Wazylla mówiła mi, że to ostatni

krzyk mody w Pucji.

background image

– Pucja? A co tam jest? – szepnęła Kiko.
– Całe mnóstwo wściekłych łabędzi – odpowiedziała Beatrycze.
Agata zagryzła ołówek, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
–  Ponieważ  wasi  partnerzy  postanowili  zaczekać  z  zaproszeniami  do  końca  Cyrku,

ostrzegam  was,  że  powinnyście  poważnie  potraktować  ćwiczenia  w  tym  tygodniu  –
sapnęła  profesor  Anemonia.  –  Szczególnie  dobre  lub  złe  wyniki  mogą  sprawić,  że
chłopiec zmieni zdanie!

–  A  jeśli  Tedros  naprawdę  obiecał,  że  zaprosi  Sofię  na  bal?  –  szepnęła  Rena  do

Beatrycze. – Książęta nie mogą nie dotrzymywać obietnic, bo stanie się coś strasznego!

–  Niektóre  obietnice  są  po  to,  by  ich  nie  dotrzymywać  –  odparła  Beatrycze.  –  Ale

jeśli ktokolwiek popsuje mój wieczór z Tedrosem, obiecuję, że nie dotrwa do rana.

–  Oczywiście  nie  wszystkie  zostaniecie  zaproszone  na  Ośnieżony  Bal  –  ostrzegła

profesor  Anemonia.  –  Co  roku  jedna  godna  pożałowania  dziewczynka  nie  zdaje,
ponieważ chłopcy wolą dostać połowę punktów, niż ją zaprosić. A taka dziewczynka,
która  nie  może  znaleźć  chłopca  nawet  w  najbardziej  pomyślnych  okolicznościach…
cóż, to znaczy, że musi być wiedźmą, prawda?

Agata czuła, że wszyscy patrzą na nią. Więc jeśli żaden chłopiec jej nie zaprosi, ona

nie zda?

Znalezienie partnera stało się teraz kwestią życia lub śmierci.
–  Dzisiaj  na  zaliczenie  musicie  spróbować  zobaczyć,  kto  zaprosi  was  na  Bal!  –

oznajmiła  nauczycielka.  –  Tylko  jeśli  wyraźnie  zobaczycie  oczami  duszy  twarz
chłopca,  będziecie  mieć  pewność,  że  on  także  o  was  myśli.  A  teraz  dobierzcie  się
w  pary  i  nawzajem  się  zapraszajcie.  Gdy  będziecie  miały  przyjąć  zaproszenie,
zamknijcie oczy i przekonajcie się, czyja twarz się pojawi…

Agata odwróciła się do siedzącej z nią w ławce Milicenty, która wyglądała, jakby ją

zemdliło.

– Droga, no, Agato… będzieszmojąksiężniczkąipójdzieszzemnąnabal? – wykrztusiła

z  trudem,  a  potem  wydała  głośny  dźwięk,  jakby  miała  zwymiotować.  Agata
podskoczyła.

Och,  kogo  ona  próbowała  oszukać?  Popatrzyła  na  swoje  kościste  kończyny,  na

ziemistą cerę i paznokcie ogryzione do krwi. Jaki chłopiec zdecydowałby się zaprosić
ją  na  bal?  Czując,  że  ulatuje  z  niej  nadzieja,  popatrzyła  na  pozostałe  dziewczęta
z euforycznie przymkniętymi oczami, marzące o twarzach książąt…

– Odpowiedź brzmi tak lub nie – jęknęła Milicenta.
Agata z westchnieniem zamknęła oczy i spróbowała wyobrazić sobie twarz księcia.

Słyszała tylko głośne echa głosów chłopców kłócących się o to, żeby z nią nie iść…

Nikt dla ciebie nie został, skarbie.
Ale pani profesor, myślałam, że wszyscy chłopcy muszą iść na
bal…
Cóż, ostatni wolał się zabić, niż zaprosić ciebie.

background image

Widmowy śmiech zaskrzeczał Agacie w uszach i sprawił, że zacisnęła zęby.
Nie jestem wiedźmą.
Głosy chłopców przycichły.
Nie jestem wiedźmą.
Głosy rozpłynęły się w ciemności…
Ale nie było niczego, co zajęłoby ich miejsce. Niczego, w co mogłaby wierzyć.
Nie jestem! Nie jestem wiedźmą!
Nic.
Coś.
Z ciemności wyłoniła się mleczna, pozbawiona twarzy sylwetka.
Przyklęknął przed nią na jedno kolano… wziął ją za rękę…
– Dobrze się czujesz?
Otworzyła oczy. Profesor Anemonia gapiła się na nią, podobnie jak reszta klasy.
– No, chyba tak…
– Ale ty… ty… uśmiechnęłaś się! Naprawdę się uśmiechnęłaś!
Agata przełknęła ślinę.
– Naprawdę?
–  Czy  ktoś  rzucił  na  ciebie  urok?  –  pisnęła  nauczycielka.  –  Czy  to  jeden  z  tych

ataków nigdziarzy…

– Nie, to znaczy… to był przypadek…
– Ale kochanie, to było prześliczne!
Agata  miała  wrażenie,  że  zaraz  zacznie  się  chyba  unosić  ponad  krzesłem.  Nie  była

wiedźmą!  Nie  była  dziwadłem!  Poczuła,  że  jej  uśmiech  wraca,  szerszy  i  bardziej
promienny niż wcześniej.

– Gdyby tylko reszta do niego pasowała – westchnęła profesor Anemonia.
Uśmiech Agaty przemienił się w znajome skrzywienie ust.
Zniechęcona zawaliła dwa kolejne ćwiczenia, ponieważ Polluks nazwał jej postawę

„nikczemną”, a Uma westchnęła, że widywała leniwce mające więcej wdzięku.

Siedząc ponuro w ławce i czekając na historię, Agata zastanawiała się, czy profesor

Sader  naprawdę  mógł  zobaczyć  jej  przyszłość.  Czy  znajdzie  partnera  na  Ośnieżony
Bal? A może Sofia miała rację, może jest wiedźmą? Czy nie zda i umrze tutaj całkiem
sama?

Nie  miała,  niestety,  żadnego  pomysłu,  jak  zapytać  o  cokolwiek  Sadera,  nawet  jeśli

był wieszczem. Poza tym, aby poruszyć ten temat, musiałaby się przyznać, że włamała
się do jego gabinetu. Nie wydało jej się to najlepszym sposobem na zdobycie zaufania
nauczyciela.

Ostatecznie  i  tak  okazało  się  to  bez  znaczenia,  ponieważ  Sader  w  ogóle  się  nie

pojawił. Postanowił spędzić ten tydzień w Akademii Zła. Stwierdził, że historia nie ma
szans,  gdy  Bal  odwraca  od  niej  uwagę.  Pod  swoją  nieobecność  pozostawił  uczenie

background image

o  „Obyczajach  i  etykiecie  balowej”  bandzie  zaniedbanych  sióstr  w  średnim  wieku,
ubranych w pachnące stęchlizną suknie balowe. Dwanaście księżniczek pochodziło ze
słynnej  baśni  Stańcowane  pantofelki  i  każda  z  nich  zdobyła  własnego  księcia  na
dworskim  balu.  Ale  zanim  zdążyły  wyjawić,  jak  tego  dokonały,  dwanaście  sekutnic
zaczęło się kłócić o poprawną wersję ich baśni, a potem przekrzykiwać się nawzajem.

Agata  zamknęła  oczy,  żeby  je  zignorować.  Nieważne,  co  mówiła  profesor

Anemonia, ona widziała czyjąś twarz. Rozmytą i zamgloną, ale prawdziwą. Kogoś, kto
chciał zaprosić ją na bal.

Zacisnęła szczęki.
Nie jestem wiedźmą.
Powoli  z  ciemności  wyłoniła  się  sylwetka,  tym  razem  bliższa  i  wyraźniejsza  niż

poprzednio. Przykląkł przed nią na jedno kolano, uniósł twarz do światła…

Obudziło ją gwałtowne skrzeczenie.
Na scenie dwanaście sióstr wrzeszczało na siebie i popychało się jak goryle.
– Jak one mogą być księżniczkami?! – jęknęła Beatrycze.
–  Tak  właśnie  się  dzieje,  gdy  wychodzisz  za  mąż  –  powiedziała  Gizela.  –  Moja

matka przestała golić nogi.

– Moja nie mieści się w żadną z dawnych sukni – dodała Milicenta.
– Moja przestała się malować – oznajmiła Awa.
– Moja je ser – westchnęła Rena.
Beatrycze wyglądała, jakby zrobiło się jej słabo.
– Cóż, jeśli moja żona spróbuje się tak zachowywać, będzie mogła sobie zamieszkać

z  wiedźmami  –  stwierdził  Chaddick,  żując  indycze  udko.  –  Na  wszystkich  tych
obrazach  przedstawiających  Zawsze  Szczęśliwie  nie  ma  ani  jednej  brzydkiej
księżniczki.

I wtedy zauważył Agatę siedzącą sztywno obok niego.
– Bez urazy.
Przy obiedzie Agata zapomniała do reszty o szukaniu partnera i była gotowa błagać

Sofię  o  wybaczenie.  Ale  ani  Sofia,  ani  Hester,  ani  Anadil  nie  pojawiły  się  w  ogóle
(podobnie  jak  Dot,  skoro  już  o  tym  mowa),  zaś  nigdziarze  po  swojej  stronie  Polany
wydawali  się  dziwnie  przygaszeni.  Z  drugiej  strony  Agata  słyszała  chichoczące
zawszanki, to Chaddick opowiadał swoją historyjkę kolejnym grupkom, a zdanie „Bez
urazy”  za  każdym  razem  brzmiało  bardziej  obraźliwie.  Co  gorsza,  Tedros  posyłał  jej
dziwne  spojrzenia,  chociaż  pozornie  był  zajęty  rzucaniem  podkowami  (szczególnie
dziwne posłał, gdy wylała sobie na kolana potrawkę z buraków).

Kiko przysiadła koło niej.
– Nie przejmuj się, to nie może być prawda.
– Co takiego?
– To o parze chłopców.

background image

– Jakiej „parze chłopców”?
–  No  wiesz,  że  wszyscy  obiecali  sobie,  że  dwaj  chłopcy  raczej  zaproszą  siebie

nawzajem niż ciebie.

Agata popatrzyła na nią.
– No nie! – pisnęła Kiko i uciekła.
Na dobrych uczynkach profesor Dovey urządziła im klasówkę, żeby sprawdzić, jak

poradzą sobie z dylematami moralnymi w czasie balu. Na przykład:

1.  Jeśli  przyjdziesz  na  Bal  z  kimś  innym  niż  Twój  wymarzony

partner,  ale  Twój  wymarzony  partner,  w  którym  kochasz  się  do
szaleństwa, poprosi Cię do tańca, należy:
A)  Grzecznie  poinformować  go,  że  jeśli  chciał  z  Tobą  zatańczyć,

powinien był zaprosić Cię na Bal.

B) Zatańczyć z nim, ale tylko szybką polkę.
C) Zostawić swojego partnera dla wymarzonego partnera.
D) Zapytać swojego partnera, czy nie ma nic przeciwko.

Agata zaznaczyła D, a pod spodem dopisała: Chyba że nikt w ogóle nie zaprosi Cię

na Bal, nie mówiąc już o proszeniu do tańca. W takim przypadku to pytanie nie ma
zastosowania.

2. Po przyjściu na Bal stwierdzasz, że Twojej przyjaciółce okropnie

pachnie  z  ust  czosnkiem  i  rybą.  Jednakże  Twoja  przyjaciółka
przyszła  na  Bal  z  osobą  będącą  Twoim  wymarzonym  partnerem.
W takiej sytuacji:
A) Informujesz niezwłocznie przyjaciółkę o przykrym zapachu.
B) Nie mówisz nic, ponieważ to jej wina, że śmierdzi.
C)  Nie  mówisz  nic,  ponieważ  z  przyjemnością  zobaczysz,  jak  się

kompromituje.

D)  Proponujesz  jej  kawałek  lukrecji,  ale  nie  wspominasz

o oddechu.

Agata zaznaczyła A, dodając: Ponieważ  przynajmniej  na  nieświeży  oddech  można

coś poradzić. Brzydota jest wieczna.

3.  Gołąbek  ze  złamanym  skrzydłem  wpada  do  Sali  Balowej  i  podczas

ostatniego  walca  spada  na  parkiet,  gdzie  grozi  mu  szybkie
zadeptanie. Co robisz:
A) Krzyczysz i przerywasz taniec.
B) Kończysz taniec i zajmujesz się gołąbkiem.

background image

C)  Nie  przerywając  tańca,  przesuwasz  kopnięciem  gołąbka

w bezpieczne miejsce i zajmujesz się nim później.

D) Przerywasz taniec i ratujesz gołąbka, nawet jeśli twój partner

będzie tym zażenowany.

Agata zaznaczyła D. Mam wyimaginowanego partnera. Jestem pewna, że nie będzie

mu to przeszkadzać.

Na kolejne 27 pytań odpowiedziała w podobnym duchu.
Siedząca za biurkiem z kandyzowanych śliwek profesor Dovey poprawiała klasówki

i  wkładała  je  pod  lśniący  przycisk  w  kształcie  dyni,  a  jej  twarz  stawała  się  coraz
bardziej i bardziej ponura.

– Dokładnie tego się obawiałam – oznajmiła gniewnie, oddając klasówki uczniom. –

Wasze odpowiedzi są  próżne, małostkowe, a  czasem po prostu  podłe! Nic dziwnego,
że ta cała Sofia zrobiła z was wszystkich głupców!

– Ataki się skończyły, czyż nie? – mruknął Tedros.
–  Ale  nie  dzięki  wam  –  fuknęła  profesor  Dovey,  podtykając  mu  pokreśloną  na

czerwono klasówkę. – Nigdziarka wygrywa Próbę Baśni, sieje spustoszenie w naszej
szkole…  i  nikt  z  zawszan  nie  może  jej  schwytać?  Nikt  nie  jest  dość  Dobry,  żeby
unieszkodliwić uczennicę?

Szła pomiędzy ławkami i rzucała klasówki.
– Czy muszę wam przypominać, że za cztery dni odbędzie się Cyrk Talentów? I że

Teatr  Baśni  zostanie  przeniesiony  do  szkoły,  która  w  nim  zwycięży?  Chcecie,  żeby
wasz  Teatr  został  przeniesiony  na  stronę  Zła?  Chcecie  ze  wstydem  chodzić  do
Akademii Zła przez resztę tego roku?

Nikt nie potrafił spojrzeć jej w oczy.
–  Jeśli  chcecie  być  Dobrzy,  musicie  udowodnić,  że  tacy  jesteście  –  ostrzegła  ich

profesor  Dovey.  –  Bronić.  Wybaczać.  Pomagać.  Dawać.  Kochać.  Takie  są  nasze
zasady, ale to od was zależy, czy będzie postępować zgodnie z nimi.

Nauczycielka  oddawała  pozostałe  klasówki,  nie  zostawiając  suchej  nitki  na  żadnej

złej  odpowiedzi.  Agata  odsunęła  swój  sprawdzian,  ale  w  tym  momencie  zauważyła
w jego rogu:

100%

Zgłoś się do mnie.

Gdy  dzwoneczki  wróżek  obwieściły  koniec  lekcji,  profesor  Dovey  wygoniła

wszystkich  zawszan  na  zewnątrz,  zamknęła  drzwi  z  cukrowych  dyń  i  zaryglowała  je.
Gdy  się  odwróciła,  zobaczyła  Agatę  siedzącą  na  jej  biurku  i  jedzącą  kandyzowaną

background image

śliwkę.

–  Czyli  jeśli  stosuję  się  do  zasad  –  powiedziała  Agata,  głośno  mlaskając  –  to  nie

jestem wiedźmą.

Profesor Dovey spojrzała krzywo na nową dziurę w biurku.
– Tak, tylko prawdziwie Dobra dusza wciela te zasady w życie.
– A jeśli moja twarz jest Zła? – zapytała Agata.
– Och, Agato, nie bądź śmie…
– A jeśli moja twarz jest Zła?
Nauczycielka wzdrygnęła się, słysząc jej ton.
–  Jestem  daleko  od  domu,  straciłam  jedyną  przyjaciółkę,  wszyscy  inni  tutaj  mnie

nienawidzą, a ja chcę tylko jakiegoś sposobu, żeby znaleźć coś w rodzaju szczęśliwego
zakończenia  –  oznajmiła  gorąco  Agata.  –  A  pani  nie  potrafi  mi  nawet  powiedzieć
prawdy. Moje zakończenie nie ma żadnego związku z tym, ile Dobra czynię czy co mam
w środku. Chodzi tylko o to, jak wyglądam. – Splunęła. – Od początku byłam bez szans.

Przez dłuższą chwilę profesor Dovey wpatrywała się tylko w drzwi, a potem usiadła

na biurku obok Agaty, wyskubała śliwkę i wgryzła się w soczyste wnętrze.

– Co pomyślałaś o Beatrycze, gdy zobaczyłaś ją po raz pierwszy?
Agata z niedowierzaniem popatrzyła na kandyzowany owoc w ręku nauczycielki.
– Agato?
–  Nie  wiem.  Była  prześliczna  –  burknęła  Agata,  przypominając  sobie  ich

wypełnione bąkami pierwsze spotkanie.

– A teraz?
– Jest odrażająca.
– Czy stała się mniej śliczna?
– Nie, ale…
– Czyli jest prześliczna, czy nie?
– Tak, na pierwszy rzut oka…
– Czyli zauroczenie pięknem trwa tylko chwilę?
– Nie, jeśli ktoś jest Dobry…
– Czyli liczy się to, czy ktoś jest Dobry? A przed chwilą mówiłaś, że chodzi tylko

o wygląd.

Agata otworzyła usta, ale nie znalazła słów.
–  Piękno  tylko  do  czasu  może  wygrywać  z  prawdą,  Agato.  Ty  i  Beatrycze  macie

więcej wspólnego, niż ci się wydaje.

–  Super.  Będę  mogła  zostać  jej  zwierzątkiem-niewolnikiem  –  stwierdziła  Agata

i zjadła śliwkę.

Profesor Dovey wstała.
– Agato, co widzisz, kiedy patrzysz w lustro?
– Nie patrzę w lustro.

background image

– Dlaczegóż to?
– Ponieważ konie i wieprze nie siedzą bezczynnie, podziwiając swoje odbicie!
– Co takiego boisz się zobaczyć? – zapytała profesor Dovey, opierając się o ścianę

obok drzwi.

– Nie boję się luster – prychnęła Agata.
– W takim razie popatrz w to.
Agata  podniosła  głowę  i  zobaczyła,  że  drzwi  obok  profesor  Dovey  stały  się  teraz

gładkim, wypolerowanym lustrem.

Odwróciła się.
– Fajna sztuczka. Jest może w podręczniku?
– Popatrz w lustro, Agato – powiedziała profesor Dovey.
– To głupie. – Agata zeskoczyła z biurka i przemaszerowała koło niej z opuszczoną

głową, unikając patrzenia na swoje odbicie. Nie znalazła jednak klamki. – Proszę mnie
wypuścić!  –  Zaczęła  drapać  drzwi,  zamykając  oczy  za  każdym  razem,  gdy  zobaczyła
w nich siebie.

– Jeśli spojrzysz w lustro, będziesz mogła wyjść.
Agata próbowała zmusić palec, żeby zalśnił.
– Proszę… mnie… wypuścić!
– Spójrz w lustro.
– PROSZĘ MNIE WYPUŚCIĆ, BO INACZEJ!
– Tylko jedno spojrzenie…
Agata  łupnęła  buciorem  w  szkło.  Lustro  zadrżało  i  rozprysnęło  się,  a  dziewczynka

zasłoniła  się  przed  odłamkami.  Gdy  brzęk  tłuczonego  szkła  umilkł,  powoli  podniosła
głowę.

Patrzyło na nią nowe lustro.
– Proszę je zabrać – prosiła, zasłaniając twarz.
– Spróbuj, Agato.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Bo jestem brzydka!
– A gdybyś była piękna?
– Proszę tylko na mnie spojrzeć – jęknęła Agata.
– Załóżmy, że byś była.
– Ale…
– Załóżmy, że byłabyś jak dziewczęta w baśniach, Agato.
– Nie czytam tych bredni – warknęła Agata.
– Nie byłoby cię tutaj, gdybyś ich nie czytała.
Agata zesztywniała.
–  Czytasz  je  tak  samo,  jak  twoja  przyjaciółka,  kochanie  –  powiedziała  profesor

background image

Dovey. – Pytanie brzmi: dlaczego?

Agata milczała przez dłuższą chwilę.
– Gdybym była piękna? – zapytała wreszcie cicho.
– Tak, kochanie.
Agata uniosła głowę, a jej oczy zalśniły wilgocią.
– Byłabym szczęśliwa.
– To dziwne – oznajmiła nauczycielka, podchodząc do biurka. – Dokładnie to samo

powiedziała mi Kopcia z Dziewiczej Doliny…

– Cóż, wiwat Kopcia z Dziewiczej Doliny! – nadąsała się Agata.
–  Odwiedziłam  ją,  gdy  się  dowiedziałam,  że  pragnie  pójść  na  bal,  ale  nie  potrafi

tego  marzenia  urzeczywistnić.  Potrzebowała  tylko  nowej  twarzy  i  eleganckich
pantofelków.

– Nie rozumiem, co to ma wspólnego z… – Oczy Agaty rozszerzyły się. – Kopcia…

Kopciuszek?!

– Trudno ją nawet uznać za moje największe dokonanie, choć z pewnością okazało

się najsłynniejsze – powiedziała nauczycielka, gładząc dyniowy przycisk do papierów.
– Wiesz, że teraz sprzedają takie w Dziewiczej Dolinie? W gruncie rzeczy wcale nie
przypominają karocy Kopci.

Agata cofnęła się chwiejnie.
– Ale… ale to znaczy, że pani jest…
–  Najbardziej  rozchwytywaną  wróżką  matką  chrzestną  w  Bezkresnej  Puszczy.  Do

usług.

Agata czuła, że kręci się jej w głowie. Oparła się o drzwi.
–  Ostrzegałam  cię,  gdy  uratowałaś  tego  gargulca,  Agato  –  powiedziała  profesor

Dovey.  –  Masz  ogromny  talent.  Dość  dobry,  by  pokonać  każde  zło.  Dość  dobry,  byś
mogła  zaleźć  szczęśliwe  zakończenie,  nawet  jeśli  zabłądzisz  po  drodze.  Wszystko,
czego  potrzebujesz,  jest  w  tobie,  Agato.  A  teraz,  bardziej  niż  kiedykolwiek,  musimy
sprawić, że uwolnisz to. Bo jeśli to piękno cię powstrzymuje, kochanie…

Nauczycielka westchnęła.
– Cóż, temu bardzo łatwo zaradzić, nieprawdaż?
Sięgnęła  do  zielonej  sukni  i  wyciągnęła  z  kieszeni  cienką  różdżkę  z  drzewa

wiśniowego.

– A teraz zamknij oczy i wypowiedz życzenie.
Agata zamrugała, by upewnić się, że nie śni. W baśniach dziewczynki takie jak ona

zawsze  spotykała  kara.  W  baśniach  życzenia  brzydkich  dziewczynek  nigdy  się  nie
spełniały.

– Dowolne życzenie? – spytała łamiącym się głosem.
– Dowolne życzenie – odparła wróżka-matka chrzestna.
– I muszę je wypowiedzieć na głos?

background image

– Kochanie, nie umiem czytać w myślach.
Agata spojrzała na nią przez łzy.
– Ale to… nigdy nikomu tego nie mówiłam…
– W takim razie najwyższy czas.
Agata, drżąc, popatrzyła na różdżkę w ręku nauczycielki i zamknęła oczy. Czy to się

działo naprawdę?

– Chciałabym…
Nie mogła złapać oddechu.
– Być… no wie pani… no…
– Obawiam się, że magia nie działa na podstawie podejrzeń – powiedziała profesor

Dovey.

Agata z trudem zaczerpnęła powietrza.
Potrafiła myśleć tylko o Sofii. Sofii patrzącej prosto na nią, jakby była psem.
WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO ŻYCIA!
Jej  serce  nieoczekiwanie  zapłonęło  gniewem.  Zacisnęła  zęby,  zwinęła  palce

w pięści, uniosła głowę i krzyknęła:

– Chcę być piękna!
Rozległ się świst machającej różdżki, a potem paskudny trzask.
Agata otwarła oczy.
Profesor  Dovey  ze  zmarszczonymi  brwiami  patrzyła  na  trzymaną  przez  siebie

złamaną różdżkę.

–  To  dość  ambitne  życzenie.  Będziemy  musiały  się  tym  zająć  staroświeckimi

metodami.

Wydała  ogłuszający  gwizd  i  sześć  dwumetrowych  nimf  z  różową  skórą  i  włosami

w kolorach tęczy wpadło przez okno, ustawiając się w karnym rządku.

Agata cofnęła się i oparła o lustro.
– Chwila… proszę zaczekać…
– Będą delikatne. Na ile to możliwe.
Agata zdążyła tylko raz zawyć, zanim nimfy rzuciły się na nią jak niedźwiedzie.
Profesor Dovey zasłoniła oczy przed straszliwym widokiem.
– One naprawdę są za wysokie.
Leżąca  w  cieniu  Agata  otworzyła  oczy.  Czuła  się  dziwnie  obolała,  jakby  spała  od

kilku  dni.  Spojrzała  na  swoje  ubrane  ciało,  bezwładnie  spoczywające  na  zielonym
krześle, na zdjęte pęta…

Była w Sali Urody. Nimfy zniknęły.
Zerwała się z krzesła. Aromatyczne baseny kąpielowe przelewały się, pełne piany.

Stanowisko  do  makijażu  im.  Różyczki  było  zasypane  setkami  otwartych  buteleczek
z  woskami,  kremami,  farbami  i  maseczkami.  W  umywalce  leżały  zużyte  brzytwy,
pilniki, noże i wykałaczki. Na podłodze walały się kłęby obciętych włosów.

background image

Agata podniosła jedno pasmo.
Było blond.
Lustro.
Okręciła  się  na  pięcie,  ale  pozostałe  stanowiska  z  lustrami  zniknęły.  Gorączkowo

dotykała swojej skóry i włosów. Wszystko wydawało się gładsze i miększe. Dotknęła
ust, nosa, podbródka. Wszystko wydawało się delikatniejsze.

Potrzebowała tylko nowej twarzy.
Agata opadła ciężko na krzesło.
Naprawdę to zrobiły.
Dokonały  niemożliwego!  Była  normalna!  Nie,  nie  była  po  prostu  normalna.  Była

śliczna! Była urocza! Była…

Piękna!
W końcu mogła żyć! W końcu mogła być szczęśliwa!
Drzemiący  w  swoim  gnieździe  ponad  drzwiami  Albemarl  zachrapał  wyjątkowo

głośno, gdy Agata przechodziła pod nim.

– Dobranoc, Albemarlu!
Albemarl uchylił oko za okularami.
– Dobranoc, Aga… OJEJ!
Uśmiech Agaty stał się jeszcze szerszy, gdy weszła schodami na pierwsze piętro.
Musiała  podejść  do  pozłacanego  lustra  w  pobliżu  stołówki  (już  na  początku

zapamiętała  rozmieszczenie  luster  w  całej  szkole,  żeby  ich  unikać).  Czuła  się  lekka,
jakby miała skrzydła. Czy w ogóle siebie pozna?

Usłyszała  stłumione  westchnienia  i  nagle  zobaczyła  gapiące  się  na  nią  z  drugiej

strony spiralnych schodów Renę i Milicentę.

– Cześć, Rena! – rozpromieniła się. – Cześć, Milicenta!
Obie były zbyt oszołomione, by pomachać jej w odpowiedzi. Wchodząc tanecznym

krokiem do holu przy schodach, Agata czuła, że uśmiecha się jeszcze szerzej.

Chaddick  i  Nikolas  wspinali  się  po  Obelisku  Legend,  oglądając  starsze  portrety

zawszanek.

– Roszpunce daję najwyżej cztery – oznajmił Chaddick, zwisając i przytrzymując się

cegły jak alpinista. – Ale ta Marysia to mocna dziewiątka.

– Szkoda, że skończyła jako koń – powiedział Nikolas.
– Poczekaj, aż powieszą tutaj portret Agaty. Ona skończy jako…
– Jako co? Jako co skończę?
Chaddick odwrócił się do Agaty i otworzył szeroko usta.
– Cielę? – wyszczerzyła zęby Agata. – Bo gapisz się jak cielę na malowane wrota.
– Oooch – wtrącił Nikolas, a Chaddick kopniakiem zrzucił go z kolumny.
Agata,  uśmiechająca  się  teraz  tak  szeroko,  że  aż  bolały  ją  policzki,  dumnie

wchodziła  po  schodach  wieży  Męstwo  i  kierowała  się  do  stołówki.  Majestatycznie

background image

sunęła  pod  szafirowymi  łukami  do  złotych  dwuskrzydłowych  drzwi,  gotowa  spojrzeć
w kolejne lustro, gotowa poczuć to, co Sofia czuła przez całe życie… Drzwi otworzyły
się tuż przed nią.

– Przepraszam…
Usłyszała  jego  głos,  zanim  go  zobaczyła.  Powoli  podniosła  głowę,  a  serce  biło  jej

bardzo mocno.

Tedros wpatrywał się w nią z tak zdumionym wyrazem twarzy, że zastanowiła się,

czy nie rzuciła na niego jakiegoś złego zaklęcia petryfikującego.

Odkaszlnął, jakby zastanawiał się, co powiedzieć.
– Yyy, cześć.
– Cześć – powiedziała Agata i uśmiechnęła się głupio.
Milczenie.
– Co na kolację? – zapytała jeszcze głupiej.
– Kaczątko – wydusił z siebie.
Znowu odkaszlnął.
– Przepraszam, ale po prostu wyglądasz… wyglądasz tak…
Agatę nagle ogarnęło dziwne uczucie, które ją przerażało.
– Wiem… jak nie ja – wypaliła i uciekła za róg korytarza.
Przykucnęła pod obrazem. Co one zrobiły? Czy dając jej nową twarz, wymieniły też

jej duszę? Czy zastąpiły jej serce nowym, gdy dawały jej nowe ciało? Dlaczego pociły
jej  się  dłonie?  Dlaczego  czuła  łaskotanie  w  środku?  Gdzie  się  podziały  obraźliwe
słowa,  które  zawsze  miała  dla  Tedrosa?  Co  na  litość  boską  mogło  sprawić,  że
uśmiechnęła  się  do  chłopca?  Nie  znosiła  przecież  chłopców!  Od  zawsze  nie  znosiła
chłopców! Nie uśmiechnęłaby się do żadnego z nich, nawet gdyby przyłożyć jej miecz
do gar…

Agata uświadomiła sobie, gdzie jest.
Obraz ponad nią wcale nie był obrazem.
Pocąc  się,  ogarnięta  złymi  przeczuciami,  wstała,  by  spojrzeć  w  gigantyczne  lustro,

gotowa na widok zupełnie obcej osoby.

Zaszokowana zamknęła oczy.
Otworzyła je znowu.
Ale te baseny… butelki… jasne włosy…
W panice cofnęła się pod przeciwną ścianę.
Życzenie… różdżka…
Wszystko to było podstępem jej wróżki-matki chrzestnej.
Nimfy nie zrobiły z Agatą absolutnie nic.
Spojrzała  szybko  na  przetłuszczone  czarne  włosy  i  wyłupiaste  oczy,  a  potem

z przerażenia usiadła na podłodze.

Dalej jestem brzydka! Dalej jestem wiedźmą!

background image

Zaraz.
A co z Albemarlem? Co z Reną, Chaddickiem… Tedrosem?!
Oni także byli lustrami, prawda? Lustrami mówiącymi jej, że nie jest już brzydka.
Powoli  wstała  i  krok  po  kroku  zbliżyła  się  do  swojego  odbicia.  Po  raz  pierwszy

w życiu nie odwróciła głowy.

Piękno tylko do czasu może wygrywać z prawdą, Agato.
Przez te wszystkie lata wierzyła, że jest taka, na jaką wygląda. Niekochana wiedźma

o czarnym sercu.

Ale  przed  chwilą  uwierzyła  w  coś  innego.  Na  chwilę  uwolniła  swoje  serce

i wpuściła do niego światło.

Delikatnie dotknęła swojej twarzy w lustrze, promieniejącej wewnętrznym blaskiem.
Twarzy, której nikt nie poznał, ponieważ była pełna szczęścia.
Teraz  nie  było  już  odwrotu.  Okruchy  chleba  na  ciemnej  ścieżce  zniknęły.  Zamiast

tego  miała  prawdę,  która  mogła  ją  prowadzić.  Prawdę  silniejszą  od  jakiejkolwiek
magii.

Zawsze byłam piękna.
Wybuchnęła głośnym, oczyszczającym płaczem, nie przestając się uśmiechać.
Nie  usłyszała  odległego  wrzasku  kogoś,  kto  obudził  się  właśnie  z  najgorszego

koszmaru.

background image

24

Nadzieja w toalecie

background image

U

czniowie Akademii Dobra i Zła uważali, że magia oznacza zaklęcia. Agata odkryła

jednak, że w uśmiechu kryją się znacznie potężniejsze moce.

Gdziekolwiek  szła,  patrzono  na  nią  z  otwartymi  ustami  i  ze  zdumieniem  szeptano,

jakby  posłużyła  się  magiczną  sztuką  potężniejszą  niż  wszystko,  co  uczniowie
i  nauczyciele  dotąd  widzieli.  Aż  wreszcie,  pewnego  dnia,  idąc  rano  do  klasy,  Agata
uświadomiła  sobie,  że  ona  także  pozostaje  pod  działaniem  tego  zaklęcia.  Po  raz
pierwszy nie mogła się doczekać lekcji.

Inne zmiany zachodziły równie niepostrzeżenie. Zdumiona zauważyła, że nie dusi się

już  z  powodu  zapachu  swojego  mundurka.  Nie  wzdragała  się  przed  myciem  twarzy
i  nie  żałuje  paru  minut  na  wyszczotkowanie  włosów.  A  lekcje  tańca  przed  balem  do
tego  stopnia  ją  pochłonęły,  że  podskoczyła,  gdy  wycie  wilków  obwieściło  koniec
lekcji.  A  chociaż  dawniej  drwiła  z  prac  domowych  Dobra,  teraz  z  zainteresowaniem
czytała  zadane  rozdziały,  a  potem  czytała  dalej,  zauroczona  opowieściami
o  bohaterkach,  które  przechytrzyły  śmiertelnie  niebezpieczne  wiedźmy,  pomściły
śmierć  rodziców  i  poświęcały  zdrowie,  wolność,  a  nawet  życie  dla  prawdziwej
miłości.

Gdy  zamykała  podręcznik,  obserwowała  wróżki  ozdabiające  Błękitny  Las

gwiaździstymi  latarniami  przed  Balem.  Dobro  potrafiło  dokonać  naprawdę  pięknych
rzeczy  –  jeszcze  kilka  tygodni  temu  nie  umiałaby  tego  przyznać.  Wieczorami,  leżąc
w łóżku, w świetle latarni, myślała o swoim pokoju w Gawaldonie, ale nie umiała już
sobie przypomnieć jego zapachu. Nagle okazało się też, że nie pamięta, jakiego koloru
oczy miał Rozpruwacz… i jak brzmiał głos jej matki…

W  końcu  do  Balu  zostały  dwa  dni.  Cyrk  Talentów  miał  się  odbyć  następnego

wieczora,  a  Polluks,  z  głową  na  skorupie  wychudłego  żółwia,  odwiedził  wszystkie
klasy, żeby omówić regulamin.

–  Słuchajcie,  słuchajcie!  Z  rozkazu  Dyrektora  Akademii  Dobra,  krzewiącej

Oświecenie i Oczarowanie, oraz Akademii Zła, kształ…

– Pospiesz się z tym! – pisnęła profesor Anemonia.
Polluks  ponuro  wyjaśnił,  że  Cyrk  to  konkurs  talentów  pomiędzy  Dobrem  a  Złem,

w  którym  po  dziesięcioro  najlepszych  zawszan  i  nigdziarzy  stanie  na  scenie,  by
zaprezentować  swoje  umiejętności.  Zwycięzca  konkursu  otrzyma  Koronę  Cyrku,
a Teatr Baśni zostanie magicznie przeniesiony do jego szkoły.

– Oczywiście Teatr od wieków nie zmieniał miejsca – pociągnął nosem Polluks. –

Musiał już tu chyba zapuścić korzenie.

– Ale kto będzie sędzią? – zapytała Beatrycze.
– Dyrektor Akademii. Chociaż, oczywiście, go nie zobaczycie – nadął się Polluks. –

A teraz, jeśli idzie o strój, sugerowałbym wam skromne ubrania w stonowanych bar…

Profesor Anemonia wykopała jego głowę za drzwi.

background image

–  Wystarczy!  Jutro  zostaniecie  zaproszone  na  bal  i  jedyną  rzeczą,  o  jakiej

powinnyście myśleć, jest twarz waszego księcia!

Nauczycielka  krążyła  po  klasie,  a  Agata  obserwowała  koleżanki  przyjmujące

zaproszenia z zamkniętymi oczami i noskami zmarszczonymi z koncentracji. Z zewnątrz
słychać było jęki Polluksa.

Żołądek jej się ścisnął.
Ze  swoimi  ocenami  na  pewno  znajdzie  się  w  drużynie  Dobra!  Konkurs  talentów?

Nie  miała  żadnych  talentów!  Kto  ją  zaprosi  na  bal,  gdy  skompromituje  się  na  oczach
całej szkoły? A jeśli nikt jej nie zaprosi…

– To oznacza, że jesteś wiedźmą i nie zdasz – przypomniała jej Milicenta, gdy Agata

po raz kolejny nie zdołała zobaczyć niczyjej twarzy.

Agata  spędziła  całą  lekcję  Umy  z  zamkniętymi  oczami,  ale  widziała  tylko  mleczną

sylwetkę,  która  znikała  za  każdym  razem,  gdy  wyciągała  do  niej  rękę.  Zniechęcona,
powlokła się z powrotem do zamku. Nagle zauważyła kilkoro uczniów rozmawiających
o czymś gorączkowo w holu przy schodach. Podeszła do Kiko.

– Co się dzie…
Wstrzymała  oddech.  Ozdobione  aniołkami  W  na  ścianie  było  teraz  zeszpecone

zamaszystymi czerwonymi smugami.

WIECZOREM

– Co to znaczy? – zapytała.
– Że Sofia zamierza znowu zaatakować – odparł czyjś głos.
Agata  odwróciła  się  i  zobaczyła  Tedrosa  w  błękitnym  podkoszulku  bez  rękawów,

błyszczącego od potu po lekcji szermierki. Nagle zaczął się wydawać skrępowany.

– Yyy, przepraszam… muszę się wykąpać.
Agata szybko utkwiła spojrzenie w ścianie.
– Myślałam, że ataki już się skończyły.
–  Tym  razem  ją  złapię  –  powiedział  Tedros,  patrząc  ze  złością  na  ścianę.  –  Ta

dziewczyna to trucizna.

– Czuje się zraniona, Tedrosie. Uważa, że coś jej obiecałeś.
– Obietnica nie jest ważna, jeśli została oszukańczo wyłudzona. Sofia wykorzystała

mnie, żeby zwyciężyć w Próbie Baśni. Zresztą wykorzystała także ciebie.

– Nic o niej nie wiesz – powiedziała Agata. – Ona nadal cię kocha. I nadal jest moją

przyjaciółką.

–  Kurczę,  musisz  chyba  mieć  lepsze  serce  ode  mnie,  bo  ja  nie  mam  pojęcia,  co

w niej widzisz. Ja widzę tylko wiedźmę-manipulatorkę.

– W takim razie spójrz uważniej.

background image

Tedros odwrócił się.
– Mogę też spojrzeć na kogoś innego.
Agata znowu poczuła się dziwnie.
– Spóźnię się – mruknęła, kierując się do schodów.
– Na historię to nie w tę stronę.
– Muszę do łazienki… – zawołała przez ramię.
– Ale to wieża chłopców!
– Wolę łazienki… u chłopców…
Schowała się za rzeźbą półnagiego trytona i postarała się złapać oddech. Co się ze

mną  dzieje?!  Dlaczego  w  jego  towarzystwie  zawsze  miała  trudności  z  oddychaniem?
Dlaczego  czuła  zawroty  głowy  za  każdym  razem,  gdy  na  nią  spojrzał?  I  dlaczego  on
teraz  patrzył  na  nią,  jakby  była…  dziewczyną?  Z  trudem  powstrzymała  się,  żeby  nie
zacząć krzyczeć.

Musiała powstrzymać atak Sofii.
Jeśli Sofia przyzna się do błędu, jeśli będzie błagać Tedrosa o wybaczenie, to nadal

jest nadzieja, że się pogodzą! Takie właśnie było szczęśliwe zakończenie tej baśni. Nie
będzie  więcej  dziwnych  spojrzeń,  mdlącego  uczucia,  obawy,  że  traci  panowanie  nad
własnym sercem.

Podczas  gdy  nauczyciele  i  uczniowie  tłoczyli  się  przed  zeszpeconą  ścianą,  Agata

pobiegła  na  górę,  do  Menażerii  Merlina,  w  której  żywe  rzeźby  wróciły  wreszcie  do
stanu  sprzed  pożaru.  Dziewczynka  zbliżyła  się  do  ostatniej  rzeźby,  przedstawiającej
młodego Artura nad stawem, muskularną ręką wyciągającego miecz z kamienia. Teraz
jednak  nie  widziała  w  tej  rzeźbie  Artura,  lecz  jego  syna  mrugającego  do  niej.
Poczerwieniała ze zgrozy i skoczyła do lodowatej wody.

– Przepuść mnie! – warknęła, podchodząc do swojego odbicia na moście. – Muszę

powstrzymać  Sofię,  zanim…  –  Jej  oczy  zrobiły  się  okrągłe.  –  Chwila.  Gdzie  ja  się
znalazłam?

Z  lustra  uśmiechnęła  się  do  niej  oszałamiająco  piękna  księżniczka  z  ciemnymi,

kunsztownie upiętymi włosami, we wspaniałej granatowej sukni ozdobionej drobnymi
złotymi listkami, nosząca naszyjnik z rubinem i tiarę z błękitnych orchidei.

Agatę ogarnęło poczucie winy. Znała ten uśmiech.
– Sofia?
Zło ze złem,
Dobro z dobrem.
Wracaj do zamku,
bo będziesz mieć problem.
– Cóż, teraz jestem stanowczo zła, więc przepuść mnie – poleciła Agata.
– A dlaczego? – zapytała księżniczka. – Ponieważ upierasz się przy tej fryzurze?
– Ponieważ myślę o twoim księciu!

background image

– Najwyższy czas.
–  No  dobrze,  to  przepuść…  Co  takiego?  –  skrzywiła  się  Agata.  –  Ale  to  jest  Złe!

Sofia, on jest twoją prawdziwą miłością!

Księżniczka uśmiechnęła się.
– Ostrzegałam cię poprzednim razem.
– Co? Kto kogo ostrzegał…
W tym momencie Agata przypomniała sobie, kiedy była tu ostatnim razem.
On jest twój.
Wybałuszyła oczy.
– Ale to znaczy… to znaczy, że ty jesteś…
– Stanowczo Dobra. A teraz wybacz, ale musimy się szykować do Balu.
Z  tymi  słowami  księżniczka  Agata  zniknęła  z  odbicia,  pozostawiając  barierę

nienaruszoną.

–  To  już  szósty  kawałek  –  powiedziała  Kiko,  patrząc,  jak  Agata  wbija  widelczyk

w kolejny kawałek tarty wiśniowej.

Agata  zignorowała  ją  i  wsadziła  ciastko  do  ust,  starając  się  przełknąć  poczucie

winy. Powie o wszystkim Sofii. Tak, powie o wszystkim Sofii, a ona uśmieje się z tego
do łez, a potem przypomni Agacie, gdzie jej miejsce. Miałaby być księżniczką? Tedros
miałby być jej prawdziwą miłością?

– Będziesz to jeść? – zapytała niewyraźnie, z pełnymi ustami.
–  A  ja  myślałam,  że  robisz  jakieś  postępy  –  westchnęła  Kiko  i  podsunęła  jej  swój

talerzyk.

Agata pożarła całą jego zawartość, zastanawiając się, jak inaczej może się zakraść

do Akademii Zła. Podczas pierwszej fali ataków nauczyciele rzucili na Zamek Dobra
zaklęcia  antymogryfikacyjne,  ponieważ  doszli  do  wniosku,  że  Sofia  dostaje  się  do
środka  jako  ćma,  żaba  albo  kwiat  lilii  wodnej.  A  Sofia  mimo  to  jakoś  się
przedostawała.

Czyli  musi  istnieć  inna  trasa  –  uznała  Agata.  Wyszła  ze  stołówki  i  jak  zwykle

poszła tam, gdzie zawsze, gdy potrzebowała odpowiedzi. Do Galerii Dobra.

Natychmiast zauważyła nowy eksponat – zakrwawiona tunika Tedrosa z Próby Baśni

miała  teraz  własną  gablotę  z  tabliczką  Próba  Stulecia  i  skróconym  opisem
niefortunnego sojuszu księcia i Sofii. Na szkle zobaczyła tuziny odcisków palców, bez
wątpienia  pamiątek  po  śliniących  się  dziewczętach.  Czując  narastające  mdłości,
podbiegła  do  wystawy  prezentującej  historię  Akademii,  gdzie  na  tuzinach  map  widać
było,  jak  na  przestrzeni  lat  rozbudowywały  się  zamki.  Próbowała  przyglądać  się  im
w  poszukiwaniu  tajnych  przejść,  ale  szybko  oczy  zaczęły  jej  łzawić  i  uświadomiła
sobie, że kieruje się do znajomej niszy w rogu.

Minęła wszystkie obrazy przedstawiające Czytelników i podeszła do tego, na którym

background image

ona  i  Sofia  siedziały  razem  nad  jeziorem.  Oczy  zamgliły  się  jej  na  wspomnienie
czasów, gdy dawno temu były najlepszymi przyjaciółkami. Wysoko w wieży Dyrektora
Akademii  Baśniarz  niedługo  napisze  dla  nich  zakończenie.  Jak  daleko  zaprowadzi  je
ono od oświetlonego słońcem brzegu jeziora?

Popatrzyła  na  obraz  obok,  ostatni  w  szeregu.  Przedstawiał  mroczną  wizję  dzieci

ciskających  książki  z  baśniami  w  ogień,  podczas  gdy  płomienie  i  chmury  dymu
pożerały otaczającą je Puszczę.

Przepowiednia o Czytelniku – powiedziała lady Lesso.
Czy tak właśnie wyglądała przyszłość Gawaldonu?
Agatę  zaczęła  boleć  głowa,  gdy  próbowała  to  wszystko  zrozumieć.  Kogo

obchodziło,  czy  dzieci  spalą  książki?  Dlaczego  Gawaldon  był  tak  ważny  dla  Sadera
i Dyrektora Akademii? Czy nie było tych wszystkich innych miasteczek?

Jakich innych miasteczek?.
Już  dawno  temu  machnęła  ręką  na  te  słowa  Dyrektora  Akademii,  uznając  je  za

niedokończoną myśl. Świat składał się z miasteczek takich jak Gawaldon, położonych
gdzieś  poza  otaczającą  go  Puszczą.  Ale  dlaczego  w  tej  galerii  nie  było  obrazów  je
pokazujących? Dlaczego stamtąd nie porywano dzieci?

Na  szyi  Agaty  zaczęła  się  pojawiać  czerwona  wysypka,  a  dziewczynka

skoncentrowała  się  na  kłębach  dymów  otaczających  namalowane  dzieci.  Teraz
zauważyła, że to wcale nie są kłęby dymu.

To były cienie.
Niezgrabne i czarne, wypełzały z płonącej Puszczy do miasteczka.
Nie przypominały ludzi.
Nagle  jej  własny  cień  na  ścianie  zaczął  rosnąć  i  wyginać  się.  Agata  odwróciła  się

z przerażeniem.

– Profesor Sader – odetchnęła z ulgą.
– Obawiam się, że jestem kiepskim malarzem, Agato – powiedział profesor Sader,

który  niósł  walizkę  w  tym  samym  kolorze,  co  jego  ciemnozielony  garnitur.  –  Moje
najnowsze dzieła spotkały się z bardzo chłodnym przyjęciem.

– Ale czym są te cienie?
–  Pomyślałem,  że  rozejrzę  się  tutaj,  ponieważ  z  Wystawy  Zła  zniknęły  ciernie.

Czasem czarne charaktery działają dokładnie tak, jak można by się po nich spodziewać
– westchnął i skierował się do drzwi.

–  Proszę  zaczekać!  Dlaczego  to  pana  ostatni  obraz?  –  naciskała  Agata.  –  Czy  tak

właśnie zakończy się baśń moja i Sofii?

Profesor Sader odwrócił się do niej.
– Widzisz, Agato, wieszczowie po prostu nie mogą odpowiadać na pytanie. Zaiste,

gdybym  ci  odpowiedział,  w  jednej  chwili  postarzałbym  się  za  karę  o  dziesięć  lat.
Dlatego właśnie większość wieszczów wygląda jak zgrzybiali starcy. Zwykle dopiero

background image

po kilku pomyłkach uczą się, jak nie odpowiadać na pytania. Na szczęście ja tylko raz
popełniłem taki błąd.

Uśmiechnął się i znowu ruszył do wyjścia.
–  Ale  ja  muszę  wiedzieć,  czy  Tedros  jest  prawdziwą  miłością  Sofii!  –  krzyknęła

Agata. – Proszę mi powiedzieć, czy on ją pocałuje?

– Czy moja galeria niczego cię nie nauczyła, Agato?
Agata spojrzała krzywo na otaczające nauczyciela zwierzęta.
– Że lubi pan swoich uczniów ładnie wypchanych?
Sader nie uśmiechnął się.
– Nie każdemu bohaterowi jest pisana sława. Ale ci, którym się udało, mają ze sobą

coś wspólnego.

Wyraźnie chciał, by sama do tego doszła.
– Zabijają złoczyńców?
– Żadnych pytań.
– Zabijają złoczyńców.
– Pomyśl jeszcze, Agato. Co łączy naszych największych bohaterów?
Agata  spojrzała  w  kierunku,  w  którym  patrzyły  jego  szkliste  oczy,  na  szafirowe

banery zwieszające się z sufitu i upamiętniające najsłynniejszych bohaterów. Królewna
Śnieżka  leżąca  w  szklanej  trumnie,  Kopciuszek  zakładająca  szklany  pantofelek,  Jaś
zabijający wielkiego olbrzyma, Małgosia wpychająca czarownicę do piekarnika…

– Znaleźli szczęście – powiedziała
– No cóż. Wybacz, muszę się zająć wypychaniem.
– Proszę zaczekać…
Agata  skoncentrowała  się  na  banerach  i  spróbowała  się  uspokoić.  Pomyśl.  Jakie

podobieństwa, poza powierzchownymi, łączyły tych bohaterów? To prawda, wszyscy
byli piękni, dobrzy i odnieśli zwycięstwo, ale od czego zaczynali? Królewna Śnieżka
żyła  w  cieniu  macochy.  Kopciuszek  była  służącą  swoich  przyrodnich  sióstr.  Matka
Jasia  powtarzała  mu,  że  jest  głupi.  Rodzice  Małgosi  porzucili  ją  w  lesie  na  pewną
śmierć…

To nie zakończenie ich baśni było podobne, tylko początek.
– Ufali swoim wrogom – powiedziała.
– Tak, wszystkie ich baśnie zaczęły się w momencie, kiedy się tego nie spodziewali

– powiedział Sader, a srebrny łabędź zalśnił jaśniej na kieszonce jego marynarki. – Po
ukończeniu  tej  szkoły  wrócili  do  Puszczy,  przeświadczeni,  że  będą  toczyć  zaciekłą
walkę  z  potworami  i  czarownikami,  ale  przekonali  się,  że  baśń  rozpoczęła  się  w  ich
własnych  domach.  Nie  uświadamiali  sobie,  że  czarnymi  charakterami  mogli  być  ich
najbliżsi. Nie wiedzieli, że aby znaleźć szczęśliwe zakończenie, bohater musi najpierw
przyjrzeć się temu, co ma na wyciągnięcie ręki.

– Czyli Sofia ma to na wyciągnięcie ręki – warknęła Agata, gdy profesor odchodził.

background image

– To ma być pana rada.

– Nie mówiłem o Sofii.
Agata wpatrywała się w niego oniemiała.
–  Powiedz  im,  że  nie  muszą  się  martwić  –  poprosił,  wychodząc.  –  Znalazłem

zastępstwo.

Drzwi cicho zamknęły się za nim.
– Proszę zaczekać! – Agata podbiegła i otworzyła je szybko. – Gdzie się pan wy…
Na  korytarzu  nie  było  profesora  Sadera.  Pobiegła  do  holu,  ale  tam  też  go  nie

znalazła. Nauczyciel po prostu zniknął.

Agata  stała  pomiędzy  czterema  klatkami  schodowymi,  czując  ściskanie  w  środku.

Było coś, czego nie zauważała. Coś, co mówiło jej, że od początku źle zrozumiała tę
całą historię. W jej głowie rozbrzmiewały słowa, które nie dawały jej spokoju.

Na wyciągnięcie ręki.
I wtedy to zauważyła.
Ścieżkę z okruszków czekolady biegnącą w górę schodami Wieży Honoru.

Kawałeczki  czekolady  wiły  się  przez  piętra  z  błękitnego  szkła,  poprzez  muszlową

mozaikę na podłodze dormitorium i urywały się przed drzwiami łazienki chłopców.

Przycisnęła ucho do inkrustowanych macicą perłową drzwi i odskoczyła, gdy dwaj

chłopcy wyszli z pokoju naprzeciwko.

– Przepraszam – zająknęła się. – Ja, no, tylko…
– To ta, która lubi męskie toalety – usłyszała jeszcze.
Westchnęła  i  weszła  do  środka.  Łazienka  w  wieży  Honor  mniej  przypominała

łazienkę,  a  bardziej  chyba  mauzoleum  –  były  tu  marmurowa  posadzka,  fryzy
przedstawiające  trytonów  walczących  z  wężami  morskimi,  szafirowa  woda
w  pisuarach  i  obszerne  kabiny  z  kości  słoniowej,  w  których  znajdowały  się  toalety
i  wanny.  Podczas  gdy  w  łazienkach  zawszanek  unosiła  się  dusząca  woń  perfum,  tutaj
Agata  wdychała  zapach  czystej  skóry  z  odrobiną  potu.  Szła  śladem  okruchów
czekolady,  mijała  kabiny  i  wilgotne  niebieskie  wanny.  Nagle  uświadomiła  sobie,  że
zastanawia się, z której niedawno korzystał Tedros… Poczerwieniała jak buraczek. Od
kiedy  to  myślisz  o  chłopcach?!  Od  kiedy  to  myślisz  o
 wannach?  Kompletnie
straciłaś…

W ostatniej kabinie ktoś pociągnął nosem.
– Halo? – zawołała Agata.
Nie usłyszała odpowiedzi.
Zastukała do drzwi.
– Zajęte – powiedział niski, wyraźnie sztuczny głos.
– Dot, otwórz drzwi.
Po długiej chwili drzwi otworzyły się. Ubranie i włosy Dot, podobnie jak wnętrze

background image

kabiny, pokryte były okruszkami czekolady, jakby próbowała zmienić papier toaletowy
w umożliwiający przeżycie posiłek, ale zdołała tylko zrobić bałagan.

– Myślałam, że Sofia jest moją przyjaciółką! – chlipnęła Dot. – Ale potem zabrała

mój pokój i moje przyjaciółki, a teraz nie mam dokąd iść!

– Dlatego mieszkasz w łazience chłopaków?!
–  Nie  mogę  powiedzieć  nigdziarzom,  że  one  mnie  wyrzuciły!  –  lamentowała  Dot,

wydmuchując nos w rękaw. – Dręczyliby mnie jeszcze bardziej niż do tej pory!

– Ale musi być jakieś inne miejsce…
–  Próbowałam  się  zakraść  do  waszej  stołówki,  ale  wróżka  ugryzła  mnie,  zanim

zdążyłam uciec!

Agata skrzywiła się, doskonale wiedząc, która to wróżka.
– Dot, jeśli ktokolwiek cię tutaj znajdzie, zostaniesz wyrzucona ze szkoły!
–  Lepiej  nie  zdać,  niż  zostać  bezdomnym  i  niemającym  przyjaciół  czarnym

charakterem – szlochała Dot z twarzą w dłoniach. – Czy Sofii by się podobało, gdyby
jej zrobił ktoś coś takiego? Co by pomyślała, gdybyś ty zabrała jej księcia?! Nikt nie
może być do tego stopnia Zły!

Agata przełknęła ślinę.
–  Muszę  z  nią  porozmawiać  –  powiedziała  niepewnie.  –  Pomogę  jej  odzyskać

Tedrosa, jasne? Wszystko naprawię, Dot. Obiecuję.

Szlochanie Dot zmieniło się w ciche pociąganie nosem.
– Prawdziwi przyjaciele umieją wszystko naprawić, nawet jeśli wydają się całkiem

źli – ciągnęła Agata.

– Nawet wiedźmy takie jak Hester i Anadil? – pisnęła Dot.
Agata dotknęła jej ramienia.
– Nawet wiedźmy.
Dot powoli cofnęła dłonie od twarzy.
–  Sofia  zawsze  powtarza,  że  jesteś  wiedźmą,  ale  zupełnie  byś  nie  pasowała  do

naszej szkoły.

Agata znowu poczuła mdłości.
–  A  tak  właściwie,  to  jak  się  tu  dostałaś?  –  Zmarszczyła  brwi,  wyskubując

czekoladowe okruchy z włosów Dot. – Przecież nie da się już przejść między szkołami.

– Jasne, że się da. A jak ci się wydaje, w jaki sposób Sofia przychodziła tutaj każdej

nocy?

Agata z zaskoczenia szarpnęła Dot za włosy.

background image

25

Symptomy

background image

R

yczący  strumień  ścieków  płynął  długim  kanałem  od  Do  bra  do  Zła,  przedzielony

tylko  Salą  Udręki  znajdującą  się  w  połowie  drogi  pomiędzy  szkołami.  Bestia  od
zawsze strzegł tego miejsca, w którym czysta woda jeziorna zmieniała się w kotłujący
się szlam z fosy. Ale przez ostatnie dwa tygodnie Sofia przechodziła tędy bezpiecznie
i bez wątpienia, zgodnie z zapowiedzią, miała zamiar powrócić tego wieczora. Jedyną
nadzieją Agaty było, że zdąży ją powstrzymać.

Agata mocno przytulała się do ściany tunelu, ale kiedy zbliżyła się do Sali Udręki,

jej serce się ścisnęło. Sofia nigdy nie opowiadała o tym, co ją tu spotkało. Czy Bestia
pozostawił  niewidoczne  blizny?  Czy  skrzywdził  ją  w  jakiś  sposób,  o  którym  nikt  nie
wiedział?

– Zaczekaj, aż będą go miały zabić.
Agata gwałtownie odwróciła głowę.
– Tedros musi myśleć, że uratowałaś go od śmierci. – Głos Anadil odbił się echem

w tunelu.

Mokra  z  wrażenia  Agata  przesuwała  się  wzdłuż  muru,  aż  wreszcie  zobaczyła  trzy

cienie kucające przed zardzewiałą kratą lochu.

–  Wszyscy  zawszanie  dojdą  do  wniosku,  że  to  Anadil  ich  atakuje,  nie  ty  –

powiedziała  Hester,  której  głos  rozbrzmiewał  ponad  szumem  podziemnej  rzeki.  –
Tedros pomyśli, że go ocaliłaś. Uzna, że ryzykowałaś dla niego życie.

– I wtedy pokocha mnie? – zapytał trzeci cień.
Agata cofnęła się zdumiona.
Hester błyskawicznie się odwróciła.
– Kto tam jest?
Agata wysunęła się z ciemności, a Hester i Anadil zerwały się na równe nogi. Trzeci

cień odwrócił się powoli.

W  słabym  świetle  twarz  Sofii  wydawała  się  anemiczna  i  zapadnięta,  a  ona  sama

znacznie szczuplejsza.

– Moja kochana Agata.
Agacie zaschło w ustach.
– Co się tu dzieje? – wychrypiała.
– Pomagamy księciu w dotrzymaniu obietnicy.
– Pozorując atak?
– Pokazując mu, jak bardzo go kocham – odparła Sofia.
Z Sali Udręki rozległy się głośne pomruki i piski. Agata cofnęła się.
– Co to było?
Sofia uśmiechnęła się.
– To Anadil pracuje nad swoim talentem przed Cyrkiem.
Agata rzuciła się, żeby zobaczyć, co jest w celi, ale Hester ją zatrzymała. Ponad jej

background image

ramieniem  Agata  zdążyła  zobaczyć  trzy  ogromne,  czarne  pyski  wystające  zza  krat
i obnażające ostre jak brzytwy zęby. Wąchały coś, co było tuż poza ich zasięgiem.

Krawat zawszanina z wyhaftowaną literą T.
–  Te  biedactwa  mają  słaby  wzrok  –  westchnęła  Sofia.  –  Kierują  się  wyłącznie

węchem.

Agata pobladła jak ściana.
– Ale to… to jest Tedrosa…
– Oczywiście powstrzymam je, zanim zrobią mu krzywdę. Mają go tylko porządnie

nastraszyć.

– Ale… ale… a jeśli zaatakują innych?
–  Czy  nie  mówiłaś  sama,  że  właśnie  tego  chcesz?  Żebym  znalazła  prawdziwą

miłość?  –  zapytała  Sofia,  patrząc  na  nią  nieruchomo.  –  Niestety,  to  naprawdę  jest
najbezpieczniejsza metoda, by to osiągnąć.

Agata nie była w stanie nic powiedzieć.
– Tęskniłam za tobą, Aga – powiedziała cicho Sofia. – Naprawdę.
Przechyliła głowę.
–  Ale  w  sumie  to  dziwne.  Agata,  jaką  znałam,  byłaby  zachwycona  na  myśl

o korytarzu pełnym martwych książąt.

Z lochu dobiegło kolejne gwałtowne piśnięcie. Agata skoczyła do drzwi, ale Anadil

złapała ją i popchnęła na ścianę.

–  Sofia,  nie  możesz  tego  zrobić!  –  błagała  Agata.  –  Musisz  go  poprosić,  żeby  ci

wybaczył! To jedyna metoda, żeby wszystko naprawić!

Oczy Sofii rozszerzyły się z zaskoczenia, a potem powoli zwęziły.
– Podejdź tu bliżej.
Agata  wyrwała  się  Anadil  i  weszła  w  krąg  światła  pochodni  sączącego  się  z  Sali

Udręki.

– Sofia, posłuchaj, proszę…
– Wyglądasz… jakoś inaczej.
–  Zawszanie  już  kończą  kolację,  Sofio  –  przypomniała  Anadil,  wskazując  celę,

z której dobiegały pomruki zniecierpliwienia.

–  Możesz  przeprosić  Tedrosa  w  czasie  Cyrku.  –  Agata  podniosła  głos,  żeby  je

zagłuszyć. – Kiedy będziesz na scenie! Wtedy wszyscy zobaczą, że jesteś Dobra!

– Wydaje mi się, że wolałam starą Agatę – powiedziała Sofia, bacznie przyglądając

się jej twarzy.

– Nie pozwolę ci zaatakować mojej szkoły…
– Twojej szkoły?! – Sofia wrzasnęła tak głośno, że Agata aż się wzdrygnęła. – Czyli

teraz  to  twoja  szkoła,  tak?  –  Wskazała  szlam  rozciągający  się  po  drugiej  stronie.  –
I chcesz powiedzieć, że to jest moja szkoła?

–  Nie…  jasne,  że  nie  –  zająknęła  się  Agata.  –  Tedros  cię  przejrzy!  On  potrzebuje

background image

kogoś, komu mógłby zaufać!

– A teraz wiesz jeszcze, czego potrzebuje mój książę?
– Chcę, żebyś go odzyskała!
–  Wiesz,  wydaje  mi  się,  że  ten  nowy  wizerunek  do  ciebie  nie  pasuje,  Agato  –

oznajmiła Sofia, robiąc krok w jej kierunku.

Agata cofnęła się.
– Sofia, jestem po twojej stronie…
– Nie, obawiam się, że zupełnie do ciebie nie pasuje.
Agata  poślizgnęła  się  i  upadła  dosłownie  centymetry  od  krawędzi  rwącej  rzeki.

Podpełzła do przodu i zamarła ze zgrozy, podobnie jak Anadil i Hester.

Wpatrywały  się  w  nie  martwe,  przekrwione  oczy  Bestii,  którego  potężne  czarne

ciało leżało zagrzebane w mule pod ścianą kanału.

Agata powoli podniosła głowę i zobaczyła, że Sofia nie odrywa od niej wzroku.
– Dobro nigdy nie chce ranić, Agato. Ale czasem miłość oznacza, że trzeba ukarać

czarny charakter, który staje na naszej drodze.

Ponad nimi rozległo się wycie niesione echem.
– Koniec kolacji – westchnęła Anadil.
Hester oderwała spojrzenie od Bestii.
– Teraz! Wypuść je teraz!
Spanikowana Anadil wyciągnęła lśniący palec, żeby otworzyć drzwi celi.
–  Muszę  go  ostrzec!  –  wykrztusiła  Agata  i  spróbowała  się  podnieść,  ale  ktoś  ją

przycisnął do ziemi.

Oszołomiona  spojrzała  w  górę.  Hester  przytrzymywała  ją  nad  nurtem  dokładnie

w miejscu styku wody i szlamu.

–  Nie  rozumiesz?  –  syknęła  jej  do  ucha.  –  Tedros  to  jej  nemezis.  Jeśli  u  Sofii

pojawią  się  symptomy,  nic  jej  nie  powstrzyma,  dopóki  go  nie  zabije!  Ratujemy  mu
życie!

– Nie… to Złe – wycharczała Agata. – To jest Złe!
Sofia podeszła i spojrzała z góry na przyjaciółkę zwisającą nad miejscem łączącym

szlam z czystą wodą.

– Uważaj, Hester. Pomóż jej tylko wrócić do jej prawdziwej szkoły…
Potem  Agata  usłyszała  szczęk  zamka  i  zobaczyła  cienie  gigantycznych  potworów

popiskujących przy kracie.

– Proszę, Sofia… nie rób tego…
Sofia popatrzyła na nią łagodniejszym wzrokiem.
– Nie bój się, Agato. Tym razem znajdę swoje szczęśliwe zakończenie.
Nagle jej twarz stała się lodowata.
– Ponieważ ciebie tam nie będzie i nie zdołasz go popsuć.
W  tym  momencie  Hester  wepchnęła  Agatę  w  strumień  mazi.  Ciągnięta  w  kierunku

background image

Zamku  Zła,  gulgotała  i  pluła,  bezskutecznie  próbując  otworzyć  piekące  oczy.  Ale  gdy
nurt  szlamu  już  miał  ją  porwać,  wyciągnęła  na  oślep  ręce,  wymacała  zimną  skórę  –
i wciągnęła Sofię za sobą.

Zatonęły w kotłującej się ciemności. Przerażona Agata bezwiednie odepchnęła Sofię

i popłynęła tam, gdzie zaczynała się czysta woda jeziorna. Gdy się obejrzała, zobaczyła
odległą sylwetkę szamoczącą się i tonącą w szlamie. Sofia nie umiała pływać. Agata,
której  brakowało  już  oddechu,  bez  wahania  odwróciła  się  od  czystej  wody
i  zanurkowała  poniżej  Sofii.  Wykorzystując  resztki  powietrza  w  płucach,  złapała  ją
w pasie i wyciągnęła na powierzchnię. Ich głowy wyłoniły się z mazi daleko w głębi
kanału prowadzącego do Zła.

– Ratunku… – wybulgotała Sofia.
– Trzymaj się mnie – krzyknęła Agata, dusząc się szlamem. Dysząc i krztusząc się,

wyciągnęła  rękę  do  ściany,  ale  ciężar  Sofii  sprawił,  że  nie  mogła  jej  dosięgnąć.
Musiała albo ją puścić, albo zaryzykować porwanie przez nurt.

– Nie pozwól mi umrzeć – błagała Sofia.
Agata przytrzymała ją mocniej i szarpnęła się w stronę ściany. Jej palce nie zdołały

się  na  niczym  zacisnąć,  a  strumień  szlamu  rozdzielił  je  gwałtownym  uderzeniem.
Zanurzając  się  coraz  głębiej,  Agata  sięgnęła  do  Sofii,  ale  złapała  tylko  szklany
pantofelek. Jej przyjaciółkę wciągała ciemność.

W ułamku sekundy pochwyciła je srebrzysta pętla.
Zdumione  dziewczynki  obejrzały  się  i  zobaczyły  lśniącą  falę  wyciągającą  je  ze

szlamu  do  czystej,  niebieskiej  wody.  Uświadomiły  sobie,  że  w  objęciach  fali  mogą
oddychać  i  wypuściły  resztki  powietrza  z  wydętych  policzków.  Gdy  ich  oczy  się
spotkały, Agata zobaczyła, że na twarzy Sofii malują się smutek i strach, jakby obudziła
się z koszmarnego snu. Ale zaklęta fala ciągnęła je w przeciwne strony, chcąc rzucić je
do właściwych szkół. Agata gwałtownie otworzyła oczy.

Zbliżał się do nich znajomy cień, czarny i pokręcony. Zanim Agata zdążyła wrzasnąć,

wbił się w falę, uwalniając dziewczynki z jej uścisku. Pochwycił je w kościste palce
i zaczął odciągać na drugi brzeg jeziora. Agata widziała, że Sofia skręca się w uścisku
cienia i także podjęła walkę. Atakowany przez nie obie rozluźnił uścisk, ale gdy Sofia
rzuciła się w stronę Agaty, zdołał pochwycić ją za biodro i z zaskakującą siłą wyrzucił
z  wody.  Dławiąc  się  ze  zgrozy,  Agata  próbowała  odpłynąć,  ale  cień  skoczył  na  nią
i  pociągnął  ją  do  przodu,  zanurzając  ją  i  ciągnąc  w  stronę  podwodnych  skał.
Dziewczynka  zamknęła  oczy  i  modliła  się  o  szybką  śmierć,  aż  poczuła,  że  Dyrektor
Akademii zaciska palce na jej ciele i ciska nią z jeziora na zimne, nocne powietrze.

Agata  z  ogromną  siłą  uderzyła  o  ziemię.  Kiedy  otworzyła  oczy,  zobaczyła  potężne

drzewa otoczone cierniami. Musiała się znajdować gdzieś na terenie przylegającym do
Zamku  Dobra.  Spróbowała  usiąść,  ale  bezwładnie  opadła  na  rozmiękłą  ziemię,  a  jej

background image

ciało  eksplodowało  bólem.  Dlaczego  Dyrektor  Akademii  zaatakował  falę?  Jak  mógł
cisnąć nią tutaj bez żadnych wyjaśnień? Głowa pulsowała jej ze złości i zaskoczenia.
Powie profesor Dovey, co się stało… Zażąda odpowiedzi…

Ale najpierw musi jakoś wrócić do szkoły.
Przekrzywiła głowę i spojrzała w górę. Widziała tylko olbrzymie drzewa oplecione

fioletowymi ciernistymi pnączami. Musiała się znajdować w pobliżu łąki, na której ona
i  inne  zawszanki  znalazły  się  pierwszego  dnia.  Ale  gdzie  się  podziało  jezioro?
Obejrzała  się  i  zobaczyła  błysk  pomiędzy  drzewami.  Czując  ulgę,  powlokła  się
w tamtą stronę. Każdy krok sprawiał jej ból. Wreszcie znalazła się dostatecznie blisko,
by zobaczyć to wyraźnie.

Szeroko otworzyła usta.
To  nie  było  jezioro.  To  była  złota  brama  zwieńczona  szpikulcami,  z  tablicą

„NIEUPOWAŻNIENI  ZOSTANĄ  ZGŁADZENI”.  Daleko  poza  nią  lśniła  Akademia
Dobra z wieżami świecącymi błękitem i różem.

A więc nie znajdowała się na terenie szkoły.
Była w Puszczy.
– Agata! – zawołała gdzieś niedaleko Sofia.
Agata pobladła.
Dyrektor Akademii puścił je wolno.
Poczuła  przypływ  ulgi,  a  potem  ukłucie  strachu.  Od  początku  chciała  wracać  do

domu z Sofią, ale to, co wydarzyło się w kanale ściekowym, przeraziło ją.

– Agata!!! Gdzie jesteś?!
Agata milczała. Czy powinna znaleźć Sofię? Czy może uciec do domu sama?
Jej  serce  zaczęło  bić  szybciej.  Jak  mogła  teraz  odejść,  kiedy  w  końcu  znalazła  się

we właściwym miejscu?

– Agata!!! To ja!!!
Ból w głosie Sofii wyrwał ją z transu. Co się ze mną dzieje?
Sofia miała rację. Agata zaczynała wierzyć, że to jest jej szkoła, jej baśń. Zaczynała

nawet mieć nadzieję, że twarz, którą widzi w marzeniach, może należeć do…

Nikt nie może być do tego stopnia Zły – powiedziała Dot.
Agatę ogarnęło poczucie winy.
– Sofia? Już idę! – krzyknęła.
Sofia  nie  odpowiedziała.  Czując  nagły  przypływ  niepokoju,  Agata  zaczęła  się

przedzierać w stronę, z której przed chwilą jeszcze dobiegał głos przyjaciółki. Jej herb
z łabędziem lśnił w ciemnościach. Coś połaskotało ją w nogę.

Spojrzała w dół i zobaczyła pnącze z fioletowymi cierniami, wspinające się na jej

biodro. Odepchnęła je kopniakiem, ale natychmiast złapało ją za drugą nogę. Skoczyła
do  tyłu,  ale  dwa  pnącza  uwięziły  jej  ręce,  dwa  kolejne  stopy.  Pnącza  zaczęły  się
mnożyć, aż wreszcie wbijały się w każdy fragment jej ciała. Agata szarpnęła, chcąc się

background image

oswobodzić,  ale  ciernie  przycisnęły  ją  do  ziemi  jak  jagnię  czekające  na  rzeźnika.
Wtedy  pojawiło  się  grubsze  pnącze,  ciemne  i  nażarte,  zbliżające  się  złowrogo  do  jej
piersi.  Zatrzymało  się  centymetry  od  jej  twarzy  i  przyjrzało  się  jej  fioletowym
szpikulcem  na  końcu.  Z  wyrachowanym  spokojem  cofnęło  się,  żeby  dźgnąć  prosto
w herb z łabędziem.

Jakieś ostrze przecięło pnącza. Ciepłe, opalone ramiona wyciągnęły Agatę.
– Trzymaj się mnie! – krzyknął Tedros, siekąc ciernie mieczem treningowym.
Oszołomiona  Agata  przylgnęła  do  jego  piersi,  podczas  gdy  Tedros  z  jękami  bólu

znosił smagnięcia pnączy. Szybko jednak zyskał nad nimi przewagę i pociągnął Agatę
w  stronę  wysokiej  bramy,  która  zaświeciła,  rozpoznała  ich  i  uchyliła  się,  tworząc
wąskie  przejście  dla  dwojga  zawszan.  Gdy  brama  zatrzasnęła  się  za  nimi,  Agata
spojrzała na kulejącego Tedrosa w podartej błękitnej koszuli, poznaczonego krwawymi
skaleczeniami.

–  Miałem  przeczucie,  że  Sofia  przedostaje  się  przez  Puszczę  –  wysapał,

przyciągając  Agatę  pokrwawionymi  ramionami,  zanim  zdążyła  zaprotestować.  –
Dlatego  profesor  Dovey  dała  mi  pozwolenie,  żebym  wziął  kilka  wróżek  i  patrolował
bramę  na  zewnątrz.  Powinienem  był  wiedzieć,  że  też  się  tam  pojawisz,  żeby
spróbować ją złapać.

Agata wpatrywała się w niego zdumiona.
–  To  głupi  pomysł,  żeby  księżniczka  sama  stawała  przeciwko  wiedźmie  –

powiedział Tedros, kapiąc potem na jej różową sukienkę.

– Gdzie ona jest? – zachrypiała Agata. – Jest bezpieczna?
–  To  nie  najlepszy  pomysł,  żeby  księżniczka  martwiła  się  o  wiedźmę  –  stwierdził

Tedros, obejmując Agatę w talii. Poczuła nagły przypływ tremy.

– Postaw mnie – wykrztusiła.
– Następny kiepski pomysł księżniczki.
– Postaw mnie!
Tedros posłuchał. Agata natychmiast odsunęła się od niego.
– Nie jestem żadną księżniczką! – warknęła, poprawiając kołnierzyk.
– Skoro tak mówisz – odparł książę i spojrzał w dół.
Agata  zrobiła  to  samo  i  zobaczyła  swoje  podrapane  nogi  spływające  intensywnie

krwią. Krew zaczęła się jej rozmywać przed oczami.

Tedros uśmiechnął się.
– Raz… dwa… trzy…
Agata zemdlała mu w ramionach.
– Stanowczo księżniczka – oznajmił Tedros.
Wziął  Agatę  na  ręce  i  ruszył  w  stronę  sześciu  wróżek  bawiących  się  w  oddali

w  jeziorze,  ale  nagle  stanął  jak  wryty.  Patrzyła  na  nich  klęcząca  w  suchej  trawie,
ubrana w pokrwawioną czarną tunikę Sofia.

background image

– Agata?
– Ty?! – syknął Tedros.
Sofia zagrodziła mu drogę i rozłożyła ręce.
– Oddaj mi ją. Ja ją zabiorę.
– To twoja wina! – wybuchnął Tedros, mocniej przyciskając do siebie Agatę.
– Uratowała mi życie – powiedziała cicho Sofia. – To moja przyjaciółka.
– Księżniczka nie może się przyjaźnić z wiedźmą!
Sofia  zapłonęła  gniewem,  a  jej  palec  zalśnił  różowo.  Tedros  zauważył  to

i natychmiast uniósł lśniący złotem palec, gotów się bronić.

Twarz Sofii powoli złagodniała. Blask jej palca przygasł.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – wyszeptała ze łzami w oczach.
– Nawet nie próbuj! – warknął Tedros.
– To ta szkoła – chlipnęła. – Ona mnie zmieniła.
– Zejdź mi z drogi!
– Proszę, daj mi szansę…!
– Z drogi!!!
– Pozwól mi udowodnić, że jestem Dobra!
– Ostrzegałem cię! – powiedział i ruszył w jej stronę.
– Tedrosie, przepraszam! – krzyknęła Sofia, ale tylko odepchnął ją i szedł dalej.
– Dobro wybacza – wyszeptał czyjś głos.
Tedros zatrzymał się. Popatrzył na Agatę opierającą się lekko o jego pierś.
– Obiecałeś jej, Tedrosie – powiedziała cicho.
Patrzył na nią oszołomiony.
– Co? O czym ty mówisz…
– Zabierz ją do zamku – powiedziała Agata. – Pokaż wszystkim na Balu, że to ona

jest twoją księżniczką.

– Ale ona… ona jest…
– Moją przyjaciółką – dokończyła Agata, spoglądając zaskoczonej Sofii w oczy.
Tedros patrzył to na jedną, to na drugą.
– Nie! Agato, posłuchaj mnie…
– Dotrzymaj słowa, Tedrosie – powiedziała Agata. – Musisz.
– Nie mogę… – zaczął błagalnie.
– Wybacz jej. – Agata patrzyła mu głęboko w oczy. – Dla mnie.
Tedrosowi głos uwiązł w gardle i nagle książę stracił całą wolę walki.
– Idź. – Agata wysunęła się z jego uścisku. – Ja wrócę z wróżkami.
Nieszczęśliwy Tedros zdjął podartą błękitną koszulę i zarzucił ją na drżące różowe

ramiona Agaty. Otworzył usta, żeby się sprzeciwić…

– Idź – powtórzyła Agata.
Nie potrafił na nią spojrzeć, a kiedy z gniewem się odwrócił, skaleczona noga ugięła

background image

się  pod  nim.  Sofia  skoczyła  i  podparła  ramieniem  jego  rękę,  przytrzymując  się  jego
piersi. Książę cofnął się od jej dotyku.

– Proszę – szepnęła Sofia przez łzy wstydu. – Obiecuję, że się zmienię.
Tedros  odsunął  ją  i  z  trudem  wstał.  W  tym  momencie  zauważył  stojącą  za  Sofią

Agatę, której spojrzenie przypominało o złożonej przez niego obietnicy.

Próbował  walczyć  ze  sobą…  próbował  wmówić  sobie,  że  obietnic  można  nie

dotrzymywać… ale znał prawdę. Poddał się i oparł się o pierś Sofii.

Zaskoczona  Sofia  poprowadziła  go,  bojąc  się  cokolwiek  powiedzieć.  Tedros  raz

jeszcze  obejrzał  się  na  Agatę,  która  odetchnęła  z  ulgą,  a  potem  chwiejnie  ruszyła  za
nimi. Zrezygnowany książę westchnął ciężko i pokuśtykał podtrzymywany przez Sofię.

Sofia z całej siły ciągnęła go w kierunku jeziora, dysząc i pociągając nosem. Czuła,

jak Tedros stopniowo się jej poddaje. Spojrzała na niego nieśmiało i uśmiechnęła się
przez łzy, a na jej delikatnej twarzyczce malowała się skrucha. Książę w końcu zdołał
odpowiedzieć wymuszonym uśmiechem.

Półksiężyc  wysunął  się  zza  chmur,  oblewając  ich  oczyszczającym  światłem.  Gdy

podeszli do jeziora, spleceni w uścisku, Tedros spojrzał na ich cienie, idące idealnie
równo, na swoje buty obok jej szklanych pantofelków, na swoje zakrwawione odbicie
w migotliwej wodzie lśniące obok… ohydnej staruchy.

Przerażony odwrócił się, ale zobaczył tylko śliczną Sofię, popychającą go łagodnie

w  stronę  Zamku  Dobra.  Raz  jeszcze  spojrzał  na  jezioro,  ale  woda  zasnuła  się  już
chmurami. Poczuł gęsią skórkę.

– Nie mogę… – wykrztusił, wyrywając się.
– Tedziu? – westchnęła zaskoczona Sofia.
Cofnął się chwiejnie i przyciągnął do siebie Agatę, która zakasłała ze zdziwienia.
Sofia pobladła.
– Tedziu, co ja zro…
– Nie zbliżaj się do nas! – powiedział Tedros, tuląc Agatę do piersi. – Nie zbliżaj

się do nas obojga!

– Do nas?! – pisnęła Sofia.
– Zaczekaj, Tedrosie – błagała Agata. – A co z…
–  Niech  sama  wraca  do  Zamku  Zła  –  prychnął  książę  i  uniósł  lśniący  palec,  by

wezwać wróżki.

Zaskoczona  Sofia  skuliła  się.  Agata  spojrzała  na  nią  sponad  ramienia  Tedrosa,

zaczerwieniona  z  zakłopotania.  Ale  na  twarzy  przyjaciółki  nie  było  nawet  śladu
przebaczenia. Sofia była czerwona z gwałtownej furii i nienawiści.

– POPATRZ NA NIĄ!
Echo odbiło się ponad jeziorem.
Agata zrobiła się biała jak prześcieradło.
– TO WIEDŹMA!!!

background image

Tedros obrócił się powoli i popatrzył na Sofię lodowato.
– Przyjrzyj się uważnie.
Sofia  ze  zgrozą  patrzyła  na  wróżki  wirujące  wokół  dwójki  zawszan.  Agata

w ramionach Tedrosa miała identyczny wyraz twarzy.

Właśnie w tym momencie zrozumiała, że od początku były we właściwych szkołach.
Sofia  śledziła  wzrokiem  wróżki  odlatujące  z  Agatą  i  jej  księciem.  Stała  jak

skamieniała  na  brzegu  jeziora,  sama  w  ciemnościach.  Jej  ciężki  oddech  był  gorący,
mięśnie napięte. Palce zacisnęła w pięść, krew zaczęła się w niej gotować, całe ciało
płonęło ogniem, aż wreszcie, gdy miała wrażenie, że za moment stanie w płomieniach,
ostry ból przeszył jej podbródek. Dotknęła tego miejsca.

Coś wymacała.
Jej  palce  przesunęły  się,  próbując  rozpoznać,  co  to  jest,  ale  nagle  poczuła  mokre

krople na ramieniu. Cofnęła się, a wznosząca się wysoko fala zagarnęła ją w cień.

Wpadła przez okno pokoju 66 i poleciała na podłogę razem z porcją szlamu.
Hester i Anadil zerwały się z łóżek.
– Szukałyśmy wszędzie… gdzie byłaś…
Przyciskając dłoń do twarzy, Sofia przeczołgała się obok nich do ostatniego odłamka

lustra pozostałego na ścianie i zamarła.

Na jej podbródku była duża, czarna brodawka.
Sofia  gorączkowo  zaczęła  ją  skubać  i  ciągnąć  i  w  tym  momencie  zobaczyła

w lusterku swoje współlokatorki. Ich twarze były białe jak prześcieradło.

– Symptomy! – jęknęły.
Ociekająca wodą i drżąca Sofia pobiegła schodami na najwyższe piętro i lśniącym

palcem  po  prostu  roztrzaskała  zamek  w  drzwiach.  Lady  Lesso  wypadła  ze  swojej
sypialni  w  koszuli  nocnej,  z  wyciągniętym  palcem.  Sofia  natychmiast  uniosła  się
w powietrze, walcząc o oddech.

Lady Lesso opuściła rękę i postawiła dziewczynkę ostrożnie na podłodze. Z szeroko

otwartymi  oczami  przysunęła  się  bliżej  i  ostrymi  czerwonymi  paznokciami  ujęła  jej
podbródek.

–  W  samą  porę  na  Cyrk  –  powiedziała,  pieszcząc  palcami  nabrzmiałą  czarną

brodawkę. – Zawszanie będą mieli nie lada niespodziankę.

Sofia nie zdołała znaleźć potrzebnych słów.
–  Czasem  nasi  podwładni  znają  nas  lepiej  niż  my  sami.  –  W  głosie  lady  Lesso

brzmiał podziw.

Sofia potrząsnęła głową, niczego nie rozumiejąc.
Usta nauczycielki musnęły jej ucho.
– On czeka na ciebie.

Gdy  pochodnie  w  zamkach  pogasły,  pozostał  tylko  ociężały  księżyc,  którego  blask

background image

rzucał  cienie  w  Błękitnym  Lesie.  Owinięta  czarną  peleryną  z  wężowej  skóry  Sofia
przedzierała  się  między  paprociami  i  dębami,  nie  mogąc  powstrzymać  dygotania.
Stanęła  przed  ogromną  kamienną  studnią  i  całym  ciałem  zaczęła  napierać  na  głaz
blokujący jej wylot, aż w końcu ruszył się z miejsca. Weszła do wiadra i opuściła się
głęboko w ciemność, aż na dno, oświetlone pojedynczym promieniem księżyca.

Grimm czekał oparty o gładką, mleczną ścianę, z policzkami i skrzydłami czarnymi

od brudu. Ściany wokół niego pokrywały tysiące rysunków przedstawiających tę samą
twarz.  Twarz  wymalowaną  czerwoną  jak  krew  szminką.  Twarz,  której  nie  potrafiła
dostrzec w snach. Ale tutaj, w samym środku nocy, jej nemezis zyskała w końcu imię.

I nie był to Tedros.

background image

26

Cyrk Talentów

background image

D

o  gabinetu  profesor  Dovey  –  polecił  wróżkom  Tedros.  Zarówno  z  niego,  jak

i z Agaty kapała krew.

– Do mojego pokoju – poleciła Agata swoim wróżkom.
– Ale jesteś ranna! – powiedział z drżeniem Tedros.
–  Jeśli  komuś  powiemy,  co  się  stało,  będzie  jeszcze  gorzej  niż  już  jest  –  odparła

Agata.

Wróżki rozdzieliły ich.
– Zaczekaj! – krzyknął Tedros.
– Nie mów nikomu! – odkrzyknęła Agata, oddalając się do różowych wież.
–  Będziesz  na  Cyrku?  –  wrzasnął  jeszcze  Tedros,  ciągnięty  w  kierunku  błękitnych

wież.

Ale  Agata  już  nie  odpowiedziała,  a  książę  i  niosące  go  wróżki  oddalili  się,

zmniejszając się do iskierek światła.

Wróżki uniosły ją w ciemne niebo. Agata patrzyła na wieżę rzucającą cień na zatokę.

Czuła  rozpacz  i  odrętwienie:  Dyrektor  Akademii  je  ostrzegał.  Wiedział,  kim  są
naprawdę.

Owinęła się zakrwawioną koszulą Tedrosa, a wróżki wznosiły się z nią coraz wyżej

i  wyżej.  Wiał  przenikliwy  wiatr.  Ale  gdy  Agata  spojrzała  w  oświetlone  latarniami
okna,  za  którymi  widać  było  sylwetki  dziewcząt  strojących  się  w  oczekiwaniu
zaproszeń na bal, poczucie winy i szok zamieniły się w gniew.

Czarne charaktery mogą być naszymi najbliższymi.
Czarne charaktery w ubraniach najlepszych przyjaciół.
O tak, będzie na tym Cyrku.
Ponieważ Sader miał rację.
To od początku nie była baśń Sofii.
Tylko jej.

–  Czyli  jednak  nie  było  żadnego  ataku?  –  zapytała  profesor  Anemonia,  sącząc

parujący cydr.

Stojąca  przy  oknie  swojego  gabinetu  profesor  Dovey  popatrzyła  na  lśniącą

czerwienią w blasku zachodzącego słońca wieżę Dyrektora Akademii.

–  Profesor  Espada  powiedział,  że  chłopcy  niczego  nie  znaleźli.  Natomiast  Tedros

spędził  pół  nocy  na  bezcelowym  patrolowaniu  terenu.  Może  właśnie  o  to  chodziło
Sofii? Chciała pozbawić snu naszych najlepszych zawodników?

–  Dziewczęta  też  niemal  nie  zmrużyły  oka  –  powiedziała  profesor  Anemonia,

wycierając cydr z łabędzia lśniącego na jej szlafroku z wielbłądziego futra. – Miejmy
nadzieję, że będą wyglądać przyzwoicie, gdy zaczną się zaproszenia na bal.

–  Dlaczego  on  tak  się  boi  nam  to  pokazać?  –  zastanawiała  się  profesor  Dovey,

background image

spoglądając na wieżę. – Jaki ma sens, że przygotowujemy uczniów do tych zawodów,
skoro potem nie możemy przy nich być?

– Ponieważ nie będzie nas przy nich w Puszczy, Klaryso.
Profesor Dovey odwróciła się od okna.
– Dlatego właśnie on zabrania nam się wtrącać – przypomniała profesor Anemonia.

– Nieważne, jak okrutne wobec siebie nawzajem mogą być te dzieci, nic nie zdoła ich
przygotować na okrucieństwa, jakie mogą znaleźć w swoich baśniach.

Profesor Dovey milczała przez chwilę.
– Powinnaś już iść, moja droga – powiedziała w końcu.
Profesor Anemonia popatrzyła na zachodzące słońce i zerwała się na równe nogi.
– O, Boże! Miałabyś mnie na głowie przez całą noc! Dziękuję za cydr. – Skierowała

się do drzwi.

– Emmo?
Profesor Anemonia obejrzała się.
– Ona mnie przeraża – powiedziała profesor Dovey. – Ta dziewczynka.
– Twoi uczniowie są dobrze przygotowani, Klaryso.
Profesor Dovey zdołała się uśmiechnąć i skinęła głową.
– Niedługo już usłyszymy, jak wiwatują z powodu zwycięstwa, prawda?
Emma przesłała jej pocałunek i zamknęła za sobą drzwi.
Profesor  Dovey  patrzyła,  jak  słońce  gaśnie  na  horyzoncie.  Gdy  tylko  niebo

pociemniało,  usłyszała  za  sobą  szczęk  zamka.  Szybko  podeszła  do  drzwi,  szarpnęła
klamkę,  potem  uderzyła  w  nią  różdżką  i  magią  tryskającą  z  palców…  ale  były
zamknięte na głucho przez moc potężniejszą od jej magii.

Przez jej twarz przemknął nerwowy grymas, potem jednak powoli się uspokoiła.
– Nic im nie będzie – westchnęła, idąc do sypialni. – Zawsze są bezpieczni.

O godzinie ósmej, w wieczór poprzedzający Bal, uczniowie weszli do Teatru Baśni

i zobaczyli, że został on zaklęty na tę okazję. Nad każdą z dwóch stron wisiał kandelabr
z  dziesięcioma  świecami  w  kształcie  łabędzi,  które  płonęły  biało  nad  Dobrem
i  niebiesko-czarno  nad  Złem.  Pomiędzy  nimi  unosiła  się  metalowa  Korona  Cyrku,
oślepiająco  błyszcząca  w  blasku  płomieni,  z  siedmioma  długimi,  ostrymi  szpicami,
oczekująca na zwycięzcę wieczoru.

Zawszanki  weszły  jako  pierwsze.  Były  wystrojone  w  barwne  wieczorowe  suknie

i nerwowo się uśmiechały w oczekiwaniu na zaproszenia na Bal. Gdy tylko pojawiły
się  w  zachodnich  drzwiach,  machając  flagami  z  białymi  łabędziami  i  transparentami
z  napisem  DOBRO  GÓRĄ!,  szklane  kwiaty  spryskały  je  perfumami,  a  kryształowe
fryzy ożyły.

–  Witaj,  piękna  panno,  czy  wasz  talent  pozwoli  nam  zdobyć  Koronę?  –  nadął  się

kryształowy książę, walczący ze smokiem ziejącym gorącą parą.

background image

–  Słyszałam,  że  młoda  Sofia  jest  naprawdę  niezwykła.  Czy  zdołasz  ją  pokonać?  –

wtrąciła kryształowa księżniczka, siedząca obok niego przy lśniącym kołowrotku.

– Nie zakwalifikowałam się do drużyny – przyznała Kiko.
– Zawsze ktoś musi zostać na uboczu – powiedział książę i przeszył smoka na wylot.
Przez  wschodnie  drzwi  na  widownię  wpadli  z  rykiem  nigdziarze,  machający

koszmarnymi tabliczkami z napisami ZŁO GÓRĄ! Hort z takim zapałem wywijał flagą
z  czarnym  łabędziem,  że  połamał  stalaktyty  i  jego  koledzy  musieli  uciekać,  zanim
spadły im na głowy. Siadając na swoim miejscu, Hort przyjrzał się wypalonym śladom
na  ścianach,  układającym  się  w  cienie  potworów  pożerających  wieśniaków
i  czarownic  gotujących  dzieci.  Tymczasem  pobliskie  fryzy  na  ławkach  także  zaczęły
ożywać,  a  drewniani  książęta  wrzeszczeli,  gdy  rzeźbieni  złoczyńcy  dźgali  ich,
rozpryskując wokół czarną żywicę.

– Kto to wszystko zrobił? – Ochlapany żywicą Hort wybałuszał oczy.
–  Dyrektor  Akademii  –  odparł  Ravan  i  zatkał  uszy,  żeby  nie  słuchać  wrzasków.  –

Nic dziwnego, że nie wpuścił tu nauczycieli.

Tymczasem  pojawili  się  ostatni  nigdziarze  i  ostatni  zawszanie,  eskortowani  przez

wróżki i wilki. Wszyscy czuli ekscytację, znajdując się w sali bez nadzoru nauczycieli.
Tylko  Tedros  wyglądał  na  nieporuszonego  –  wszedł  jako  ostatni.  Kulał,  a  twarz  miał
pociętą  drobnymi  skaleczeniami.  Ubrany  był  w  kremowe  bryczesy,  a  pod  rozpiętą
szafirową koszulą widać było pierś poprzecinaną krwawymi pręgami. Rozejrzał się po
ławkach  zawszan,  wyraźnie  kogoś  szukając,  a  potem  z  niezadowoleniem  zajął  swoje
miejsce.

Obserwująca go Hester zdrętwiała.
–  Gdzie  jest  Sofia?  –  syknęła  do  Anadil,  ignorując  Dot,  która  patrzyła  na  nie  ze

złością z końca ławki.

– Nie wróciła od lady Lesso – szepnęła Anadil.
– Może Lesso ją wyleczyła?
– A może symptomy się nasiliły? Co będzie, jak zaatakuje Tedrosa?
– Ale on nie ma żadnych symptomów – zauważyła Hester, przyglądając się księciu. –

Gdy u czarnego charakteru pojawiają się symptomy, jego nemezis rośnie w siłę.

Tedros  tymczasem,  ciężko  oparty  na  swoim  miejscu,  wydawał  się  słaby

i przygaszony.

Anadil spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Ale jeśli nie on jest nemezis Sofii, to kto?
Za  nimi  otworzyły  się  drzwi  po  stronie  zawszan  i  do  Teatru  z  gracją  weszła

najpiękniejsza księżniczka, jaką kiedykolwiek widzieli.

Miała granatową suknię lśniącą drobnymi złotymi listkami, za którą ciągnął się długi

aksamitny tren. Lśniące, czarne jak heban włosy były upięte wysoko i podtrzymywane
tiarą  z  błękitnych  orchidei.  Na  jej  szyi  lśnił  wisior  z  rubinem,  kontrastujący  z  jasną

background image

skórą niczym krew na śniegu. Wielkie, ciemne oczy podkreślał złoty cień, a usta lśniły
jak zroszone płatki róż.

– Chyba trochę już za późno na nowych uczniów – zauważył Tedros, gapiąc się na

nią.

– To nie jest żadna nowa – powiedział siedzący obok niego Chaddick.
Tedros  raz  jeszcze  spojrzał  w  tamtym  kierunku  i  nagle  zobaczył  czarne  buciory

wystające spod sukni. Aż się zakrztusił.

Agata  z  przebiegłym  uśmiechem  minęła  Beatrycze,  która  wyglądała  teraz,  jakby

zmieniła  się  w  kamień,  chłopców  otwarcie  się  śliniących  i  dziewczęta,  które  nagle
zaczęły się obawiać o swoich wymarzonych partnerów. W końcu zajęła miejsce obok
Kiko, która miała oczy tak szeroko otwarte, jakby miały jej zaraz wyskoczyć z orbit.

– Czarna magia? – pisnęła
– Sala Urody – odparła szeptem Agata, zauważając puste miejsce Sofii. Widziała, że

Tedros  także  zwrócił  na  to  uwagę.  Obejrzał  się,  a  jego  duże,  błękitne  oczy  napotkały
jej spojrzenie.

Po drugiej stronie sali Hester i Anadil pobladły – wreszcie wszystko zrozumiały.
– Witamy na Cyrku Talentów.
Wszyscy  uczniowie  spojrzeli  na  stojącego  na  scenie  białego  wilka,  obok  którego

unosiła się wróżka.

–  Dzisiaj  będziemy  świadkami  dwudziestu  pojedynków,  które  odbędą  się

w kolejności zajmowanych miejsc – oznajmił donośnie. – Jako pierwszy zaprezentuje
swój  talent  zawszanin  zajmujący  miejsce  dziesiąte,  a  zaraz  po  nim  zrobi  to  dziesiąty
nigdziarz. Dyrektor Akademii ogłosi zwycięzcę i publicznie ukarze przegranego.

Uczniowie  rozglądali  się  po  Teatrze  w  poszukiwaniu  Dyrektora.  Wilk  prychnął

pogardliwie i mówił dalej.

– Następnie wystąpi dziewiąta para, później ósma, aż do pierwszej. Na zakończenie

Cyrku osoba, której talent Dyrektor Akademii uzna za najbardziej imponujący, otrzyma
Koronę Cyrku, a jej szkoła wygra prawo posiadania Teatru Baśni przez następny rok.

– NASI! NASI! – skandowali zawszanie.
– DOSYĆ! DOSYĆ! – odpowiedzieli nigdziarze.
– To, że nie ma tu nauczycieli, nie znaczy, że możecie zachowywać się jak zwierzaki

–  warknął  wilk,  a  wróżka  zadzwoniła,  zgadzając  się  z  nim.  –  Nie  będę  miał  oporów
przed spraniem na kwaśne jabłko jakiejś księżniczki, żeby szybciej stąd wyjść.

Zawszanki zachłysnęły się oburzeniem.
– Jeśli macie pytania, zachowajcie je dla siebie. Jeśli potrzebujecie iść do łazienki,

róbcie w majtki – zagrzmiał wilk. – Ponieważ drzwi zostały zamknięte i Cyrk właśnie
się rozpoczyna!

Agata i Tedros odetchnęli z ulgą. To samo zrobiły Hester i Anadil.
Niezależnie od tego, jakie popisy mieli oglądać tego wieczoru, Sofia nie będzie brać

background image

w nich udziału.

Zawszanie  wygrali  cztery  pierwsze  pojedynki  konkursowe,  zaś  nigdziarze  musieli

znosić  kary  Dyrektora  Akademii.  Bronowi  odbijało  się  motylami,  Arachne  na  oślep
goniła  po  całym  Teatrze  swoje  podskakujące  oko,  a  szpiczaste  uszy  Vexa  urosły  do
rozmiaru  słoniowych.  Wszyscy  oni  padli  ofiarami  niewidocznego  sędziego  Cyrku,
którego najwyraźniej bawiło karanie Zła.

Agata  patrzyła,  jak  gaśnie  kolejna  świeca  w  kształcie  łabędzia  w  żyrandolu  Zła,

i czuła mdłości. Jeszcze trzy pojedynki i przyjdzie kolej na nią.

– Jaki masz talent? – szturchnęła ją Kiko.
–  Czy  nałożenie  makijażu  się  liczy?  –  zapytała  skrępowana  Agata,  zauważając,  że

chłopcy wciąż rzucają jej pełne podziwu spojrzenia.

–  To  nie  ma  znaczenia,  jak  oni  na  ciebie  patrzą!  Żaden  książę  nie  zaprosi

dziewczyny, która przegrała ze Złem!

Agata  zesztywniała.  W  głowie  kłębiły  się  jej  tysiące  myśli,  ale  tylko  jedna  miała

znaczenie. Jeśli nikt jej nie zaprosi…

Nie zdasz.
Czując,  że  coraz  trudniej  jej  oddychać,  Agata  popatrzyła  na  scenę.  Potrzebowała

talentu. Natychmiast.

– Przed państwem nigdziarz Ravan! – zawołał wilk, a wyrzeźbiony z przodu sceny

feniks zalśnił zielenią.

Ravan,  z  grzywą  czarnych,  przetłuszczonych  włosów  i  wielkimi  czarnymi  oczami,

popatrzył  z  góry  na  ziewających  zawszan,  czekających  na  kolejną  marną  klątwę  lub
grafomański monolog złoczyńcy. Skinął głową swoim kolegom, którzy wyciągnęli spod
ławek bębny i zaczęli wybijać rytm. Ravan podskakiwał na jednej i drugiej nodze, po
chwili  dodał  do  tego  szybkie  ruchy  ramion  i  zanim  się  nigdziarze  zorientowali,  jeden
z ich najlepszych czarnych charakterów zaprezentował…

– Taniec? – zapytała Hester, szeroko otwierając usta.
Rytm  bębnów  przyspieszył,  Ravan  tupał  coraz  głośniej,  a  jego  oczy  zalśniły

złowrogo czerwienią.

– Czerwone oczy u złoczyńcy – mruknął Tedros. – Doprawdy odkrywcze.
W tym momencie rozległ się ostry trzask. W pierwszej chwili wszyscy pomyśleli, że

to  stopy  Ravana,  ale  potem  zobaczyli,  że  to  musiała  być  jego  głowa,  ponieważ  obok
jednej  pojawiła  się  druga.  Chłopak  znowu  tupnął  i  wyskoczyła  trzecia  głowa,  potem
czwarta  i  piąta,  aż  wreszcie  dziesięć  szyderczo  uśmiechniętych  głów  balansowało  na
jego szyi w upiornym rzędzie. Bębny zabrzmiały ogłuszająco w kulminacyjnym rytmie,
a  Ravan  zeskoczył  ze  sceny,  przykucnął,  wystawił  dziesięć  obrzmiałych  języków
i nagle stanął w buzujących płomieniach.

Nigdziarze zerwali się na nogi, głośno wiwatując.

background image

– Niech to teraz ktoś przebije! – warknął Ravan; gdy dym się rozwiał, chłopak miał

znowu tylko jedną głowę.

Agata  zauważyła,  że  wilki  strzegące  Zła  nie  sprawiają  wrażenia  poruszonych,

natomiast wróżki brzęczały z ożywieniem. Może porobili zakłady o ostateczny wynik
pomyślała i znowu skoncentrowała się na swoim nieobecnym talencie. Każdy kolejny
nigdziarz  był  coraz  lepszy,  a  ona,  w  odróżnieniu  od  zawszan,  którzy  do  tej  pory
zwyciężali,  nie  potrafiła  kręcić  wstążkami,  robić  sztuczek  z  mieczem  ani  zaklinać
węży. Jak miała udowodnić, że jest Dobra?

Kiedy zobaczyła, że Tedros znowu na nią patrzy, poczuła, że coś ją wewnątrz ściska,

uniemożliwiając  oddychanie.  Do  tej  pory  była  pewna,  że  szczęśliwe  zakończenie
oznacza  powrót  jej  i  Sofii  do  domu.  Ale  tak  nie  było.  Jej  szczęśliwe  zakończenie
znajdowało się tutaj, w magicznym świecie. U boku jej księcia.

Zaszła bardzo daleko od swojego cmentarza.
Teraz miała własną baśń. Własne życie.
Tedros  nie  odrywał  od  niej  wzroku,  rozpromieniony  i  pełen  nadziei,  jakby  na

świecie nie było nikogo poza nimi.

On jest twój – obiecało jej odbicie, ubrane tak samo, jak ona w tej chwili. Poszła do

Sali  Urody  z  nadzieją,  że  poczuje  się  tak  jak  ta  księżniczka,  która  uśmiechała  się  do
niej na moście.

Ale  skoro  tak,  to  dlaczego  się  nie  uśmiechała?  Dlaczego  w  jej  myślach  wciąż

pojawiała się…

Sofia?
Tedros uśmiechnął się szerzej i zapytał bezgłośnie, zasłaniając usta dłońmi:
– Jaki masz talent?
Agata poczuła, że żołądek jej się kurczy. Zbliżała się jej kolej.
–  Przed  państwem  zawszanin  Chaddick  –  zapowiedział  biały  wilk,  a  rzeźbiony

feniks zalśnił złotem.

Nigdziarze  zaatakowali  Chaddicka  buczeniem  i  garściami  owsianki.  Dekoracje  po

stronie Zła włączyły się do akcji: wypalone plamy na ścianie zmieniły układ, pokazując
zawodnika Dobra pobitego, spalonego i zdekapitowanego, zaś wyrzeźbieni na ławkach
złoczyńcy ciskali w niego drzazgami i żywicą. Chaddick zaplótł owłosione jasne ręce
na potężnej piersi i znosił to wszystko ze spokojnym uśmiechem. Potem wyciągnął łuk
i  wypuścił  strzałę  w  stronę  widowni.  Zaczęła  się  odbijać  od  ławek,  muskając  uszy
i szyje nigdziarzy, potem od ścian, zostawiając czerwone ślady na plamach spalenizny,
a wreszcie od płaskorzeźb, przeszywając jedną po drugiej, aż wszystkie zaczęły jęczeć
i ucichły.

Kolejna świeca w żyrandolu Zła zgasła.
Uśmiech  Ravana  zniknął.  W  jednej  chwili  został  uniesiony  w  powietrze  przez

niewidzialną siłę. Na jego twarzy pojawił się świński nos, z tyłu wyrósł mu ogonek, aż

background image

wreszcie chłopak z głośnym kwikiem spadł w przejście między ławkami.

– Zawszanie wygrywają – uśmiechnął się wilk.
To dziwne – pomyślała Agata – Dlaczego on chce, żeby jego strona przegrywała?
– Jeszcze tylko dwie pary i twoja kolej! – szepnęła Kiko.
Agata  poczuła,  że  serce  jej  na  moment  stanęło.  Nie  potrafiła  opanować  myśli

miotających  się  chaotycznie  od  Sofii  do  Tedrosa,  od  ekscytacji  do  poczucia  winy.
Talent…  Pomyśl  o  talencie…  Nie  mogła  się  mogryfikować,  ponieważ  zaklęcia
ochronne  nauczycieli  nadal  działały,  ani  też  rzucić  żadnego  ze  swoich  ulubionych
zaklęć, ponieważ wszystkie były Złe.

– Wezwę jakiegoś ptaszka czy coś takiego – mruknęła, próbując przypomnieć sobie

lekcje Umy.

– No, a jak ten ptaszek ma tu wlecieć? – zapytała Kiko, wskazując zamknięte drzwi.
Agata złamała świeżo polakierowany paznokieć.
Ponieważ  owoce  talentu  Anadil  nadal  siedziały  zamknięte  w  Sali  Udręki,

dziewczyna  spróbowała  rzucić  klątwę  otwierającą  drzwi,  ale  magia  okazała  się  zbyt
silna do przełamania i na dziewczynkę za karę spadła chmara pluskwiaków. Potem na
scenę  wszedł  Hort,  mający  się  zmierzyć  z  Beatrycze.  Od  czasu  Próby  Baśni  Hort
awansował  w  hierarchii,  starając  się  o  udział  w  Cyrku,  który,  jak  twierdził,  miał  mu
wreszcie zagwarantować „szacunek”. Teraz jednak spędził większość swoich czterech
minut na scenie, stękając i sapiąc, starając się zmusić włosy na piersi do wyrośnięcia.

– Będę go szanować, jeśli w końcu usiądzie – gderała Hester, a nigdziarze zaczęli

buczeć.

Ale  nim  jego  czas  się  skończył,  Hort  wydał  z  siebie  gwałtowne  stęknięcie

i  przekrzywił  szyję.  Jęknął,  jego  pierś  się  wydęła.  Sapnął  i  policzki  mu  nabrzmiały.
Wyginał się, skręcał i szarpał, aż z pierwotnym wrzaskiem rozerwał na sobie ubranie.

Wszyscy z zaskoczenia wcisnęli się w fotele.
Hort  uśmiechnął  się  wrednie.  Ciemnobrązowe  futro  porastało  potężne  mięśnie,

a wilgotny i długi pysk był pełen ostrych zębów.

– On jest… wilkołakiem? – westchnęła z zaskoczeniem Anadil.
–  Człowiekiem-wilkiem  –  poprawiła  ją  Hester,  odsuwając  myśl  o  trupie  Bestii.  –

Potrafi lepiej nad sobą panować niż wilkołak.

– Widzicie? – warknął do wszystkich zgromadzonych Hort. – Widzicie?!
Wyraz  jego  pyska  nagle  się  zmienił  i  z  gwałtownym  puf!  chłopak  skurczył  się  do

własnego,  cherlawego  i  bezwłosego  ciała,  po  czym  zanurkował  za  scenę,  żeby  się
zakryć.

– Cofam to, co mówiłam o panowaniu nad sobą – stwierdziła Hester.
Mimo wszystko Zło uważało, że wygrało, aż do chwili, gdy na scenę w podskokach

weszła  Beatrycze  ubrana  w  rustykalną  brzoskwiniową  sukienkę,  tuląc  do  siebie
znajomego  białego  króliczka.  Zaśpiewała  piosenkę  tak  chwytliwą  i  słodką,  że  po

background image

chwili wszyscy zawszanie zaczęli jej wtórować.

Mogę mieć fochy,
Mogę też być wredna,
Lecz to nie znaczy,
że nie jestem Dobra.

Zawsze przy tobie,
Zawsze oddana,
Dla ciebie po wsze czasy.

Będę przyjaciółką,
I nie zmienię zdania.
Tedrosie,
chcę być przez ciebie wybrana!

– Będą ślicznie wyglądać razem na Balu, prawda? – westchnęła Kiko do Agaty.
Agata,  obserwująca,  jak  Tedros  w  końcu  dołącza  do  chóru,  rozbawiony  takim

wyrazem przywiązania także musiała się uśmiechnąć. Gdzieś w głębi duszy Beatrycze
kryła się iskierka Dobra. Potrzeba było tylko talentu, by ją dostrzec.

Agata  zobaczyła,  że  Tedros  uśmiecha  się  do  niej,  jakby  był  przekonany,  że  ona

zaprezentuje  coś  znacznie  lepszego.  Talent  godny  dziedzica  Kamelotu.  Tak  samo
patrzył kiedyś na Sofię.

Zanim go zawiodła.
– Nigdziarka Hester kontra zawszanka Agata – oznajmił biały wilk, gdy Hort został

ukarany kolcami jeżozwierza.

Agata poczuła, że traci siły. Jej czas się skończył.
–  Skoro  nie  ma  Sofii,  to  Hester  jest  naszą  ostatnią  nadzieją  –  czknął  Bron,

wypluwając kolejną porcję motyli.

– Ona tak chyba nie uważa. – Słoniouchy Vex zmarszczył brwi, obserwując Hester,

która ciężkim krokiem wchodziła na scenę.

Szybko się przekonali, dlaczego Hester tak się zachowuje. Gdy wypuściła swojego

demona, zdołał on rzucić tylko jedną kopcącą kulką ognia, a potem zniknął z powrotem
na  jej  szyi.  Dziewczynka  zakasłała  boleśnie,  przyciskając  rękę  do  serca,  jakby  ta
nędzna próba wyczerpała jej siły.

Hester wprawdzie poddała się bez walki, ale koledzy nie zamierzali iść w jej ślady.

Podobnie jak wszystkie czarne charaktery, w obliczu porażki po prostu zmieniali reguły
gry.  Agata  weszła  na  scenę,  rozpaczliwie  próbując  wymyślić  jakiś  talent,  i  usłyszała
szepty:

background image

– Zrób to! Zrób to!
A potem głos Dot:
– Nie!
Odwróciła się i w ostatniej chwili zobaczyła chłopców pochylonych nad czerwonym

podręcznikiem do zaklęć. Vex uniósł lśniący czerwienią palec i wykrzyczał inkantację.
Agata zesztywniała i upadła bez przytomności.

Jedynym  dźwiękiem  w  Teatrze  był  trzask  stalaktytu  powoli  odrywającego  się  od

sufitu.

Tedros  przewrócił  Vexa,  ciągnąc  go  za  długie  uszy.  Bron  chwycił  Tedrosa  za

kołnierz  i  rzucił  nim  w  żyrandol,  a  pozostali  uczniowie  uciekali  przed  spadającymi
świecami, które wzniecały ogień. Zawszanie skoczyli między ławki nigdziarzy, którzy
ciskali w nich płonącymi martwymi motylami spod ławki Brona.

Agata  powoli  odzyskała  przytomność  i  podniosła  głowę.  Zobaczyła  nigdziarzy

i  zawszan  rzucających  w  siebie  butami  poprzez  płonące  przejście.  Buciory,  botki
i pantofelki latały poprzez kłęby dymu jak pociski.

Gdzie są straże?
W  gęstym  dymie  dostrzegła  wilki  tłukące  nigdziarzy  oraz  wróżki  rzucające  z  góry

pociski  na  zawszan  i  podsycające  płomienie  wróżkowym  pyłkiem.  Przetarła  oczy
i przyjrzała się dokładniej. Wilki i wróżki… podsycały walkę?

W  tym  momencie  zobaczyła  wróżkę,  która  gryzła  każdą  ładną  dziewczynkę,  jaką

mogła dopaść.

Nie chcę umierać.
Ja też nie chciałem
– odparł biały wilk.
W ułamku sekundy Agata zrozumiała.
Machnęła  świecącym  palcem  i  błyskawica  strzeliła  w  przejście,  sprawiając,  że

wszyscy znieruchomieli z zaskoczenia.

– Siadać – poleciła.
Posłuchali  jej  wszyscy,  łącznie  z  wilkami  i  wróżkami,  które,  zawstydzone,

przycupnęły w przejściu.

Agata dokładnie przyjrzała się strażnikom obu szkół.
– Wydaje nam się, że wiemy, po której stronie jesteśmy – powiedziała do milczącej

widowni.  –  Wydaje  nam  się,  że  wiemy,  kim  jesteśmy.  Rozdzielamy  życie  na  Dobro
i Zło, piękno i brzydotę, księżniczki i wiedźmy, słuszne i niesłuszne.

Popatrzyła na gryzącego chłopca-wróżkę.
– A jeśli jest coś pomiędzy?
Ze łzami w oczach odwzajemnił jej spojrzenie.
Pomyśl życzenie – pomyślała Agata.
Przerażony chłopiec-wróżka potrząsnął głową.
Wystarczy, że pomyślisz życzenie – prosiła go Agata.

background image

Chłopiec-wróżka płakał i nadal walczył ze sobą.
A  potem,  tak  jak  w  przypadku  rybek  i  jak  w  przypadku  gargulca,  Agata  zaczęła

słyszeć jego myśli.

Pokaż im… – usłyszała znajomy głos.
Pokaż im prawdę…
Uśmiechnęła się ze smutkiem.
Życzenie spełnione.
Wyciągnęła  przed  siebie  rękę  i  upiorne  kolumny  błękitnego  światła  wystrzeliły

z nagle zastygłych w bezruchu ciał wróżek i wilków.

Zaszokowani  uczniowie  wpatrywali  się  w  ludzkie  dusze  unoszące  się  w  błękitnym

świetle nad nieruchomymi ciałami. Niektóre były w ich wieku, inne starsze i bardziej
doświadczone,  ale  wszystkie  miały  na  sobie  takie  same  jak  oni  mundurki  –  tyle  że  te
w  mundurkach  Dobra  unosiły  się  ponad  ciałami  wilków,  zaś  te  w  mundurkach  Zła  –
nad ciałami wróżek.

Oniemieli ze zdumienia uczniowie patrzyli na Agatę, oczekując wyjaśnienia.
Agata  spojrzała  na  łysego  Bana  w  czarnej  tunice,  unoszącego  się  nad  ciałem

chłopca-wróżki.  Chłopiec,  który  kiedyś  gryzł  ładne  dziewczynki  w  Gawaldonie,  był
teraz o kilka lat starszy, a pulchne dawniej policzki były wychudzone i mokre od łez.

– Jeśli nie zdacie, stajecie się niewolnikami przeciwnej strony – powiedziała Agata.

– Na tym polega kara Dyrektora Akademii.

Spojrzała na starego, siwego mężczyznę unoszącego się ponad ciałem białego wilka,

pocieszającego duszę młodej dziewczyny nad jedną z wróżek.

–  Wieczna  kara  dla  nie  dość  czystej  duszy  –  powiedziała  Agata,  podczas  gdy

dziewczyna  łkała  w  ramionach  starego  mężczyzny.  –  To,  jego  zdaniem,  ma
naprostować tych niedobrych uczniów. Umieszczenie ich w przeciwnej szkole ma ich
czegoś nauczyć. Tego, czego uczy nas ten świat. Że możemy być tylko w jednej szkole,
ale nie w drugiej. Pozostaje jednak pewne pytanie…

Popatrzyła na zjawy, równie przerażone i bezradne jak Ban.
– Czy to prawda?
Jej ręka zadrżała. Widma zamigotały i opadły z powrotem w ciała wróżek i wilków,

które wróciły do życia.

–  Uwolniłabym  ich  wszystkich,  gdybym  mogła,  ale  jego  magia  jest  zbyt  potężna  –

powiedziała Agata łamiącym się głosem. – Żałuję, że mój talent nie pozwala na lepsze
zakończenie.

Schodząc ciężko po schodach ze sceny, usłyszała chlipanie, a gdy podniosła głowę,

zobaczyła, że wilki, wróżki i dzieci po obu stronach ocierają oczy.

Z  trudem  usiadła  obok  Kiko,  której  makijaż  zmienił  się  w  rozmazany  różowo-

błękitny chaos.

– Dotąd nienawidziłam tych wilków – szlochała. – Teraz mam ochotę je przytulić.

background image

Po drugiej stronie przejścia Agata zobaczyła Hester uśmiechającą się przez łzy.
– Zaczynam się zastanawiać, po której ja jestem stronie – powiedziała cicho Hester.
Ponad jej głową zgasła dziewiąta świeca Zła.
Z  ciężkim  westchnieniem  Hester  wstała,  a  z  sufitu  w  tym  momencie  eksplodował

strumień wrzącego czarnego oleju. Zamknęła oczy, nim na nią spadł…

Strumień został jednak zatrzymany.
Zaskoczona Hester zobaczyła, że osłoniły ją trzy wilki, mimo że parujący olej parzył

ich  ciała.  Dysząc  z  bólu,  popatrzyły  z  wściekłością  w  górę,  pokazując  Dyrektorowi
Akademii, że mają już dość wymierzanych przez niego kar.

W ciszy, jaka nagle zapadła w teatrze, wszyscy patrzyli na siebie, jakby reguły gry

nagle się zmieniły.

– Widzisz, on musi być Dobry – szepnęła Kiko do Agaty. – Gdyby był zły, to by ich

pozabijał!

– Os-s-statni pojedynek – zająknął się biały wilk, wyczuwając szansę. – Nigdziarka

Sofia  kontra  zawszanin  Tedros.  Ponieważ  Sofia  jest  nieobecna,  przejdziemy  do
Tedrosa.

– Nie.
Tedros wstał.
– To koniec Cyrku. Zobaczyliśmy już Dobro, któremu nic nie dorówna.
Pochylił głowę przed Agatą, uznając tym samym swoją porażkę.
– Zwycięzca nie budzi wątpliwości.
Agata spojrzała w jego czyste, błękitne oczy i po raz pierwszy nie pomyślała o Sofii.
Uczniowie  obu  szkół  patrzyli  na  wiszącą  w  górze  lśniącą  koronę,  czekając,  aż

potwierdzi werdykt księcia.

Zamiast tego rozległo się bardzo głośne pukanie.

background image

27

Niedotrzymane obietnice

background image

P

rzez  chwilę  nikt  nie  był  pewien,  skąd  dobiega  pukanie.  Zaraz  jednak  rozległo  się

następne. Jeszcze głośniejsze. Ktoś stał pod drzwiami nigdziarzy.

– Cyrk jest zamknięty! – ryknął wilk.
Kolejne dwa stuknięcia.
– Myślałam, że nauczyciele są zamknięci w pokojach – szepnęła Agata.
–  Czyli  to  najwyraźniej  nie  jest  nauczyciel  –  odparła  szeptem  Kiko,  nie  odrywając

spojrzenia od Tristana.

Agata i Hester popatrzyły na siebie poprzez przejście. Przestraszone, odwróciły się

do drzwi i zadrżały przy następnym głośnym stuknięciu.

– Nikt nie zostanie wpuszczony! – zagrzmiał wilk.
Agata westchnęła.
Powoli, magicznie drzwi skrzypnęły i otwarły się same.
Do  Teatru  Baśni  weszła  osoba  owinięta  czarną  peleryną.  Setki  oczu  patrzyły,  jak

idzie  bezgłośnie  przejściem,  a  peleryna  z  wężowej  skóry  ciągnie  się  za  nią  jak  tren
weselny.  Płynnie  i  cicho  czarny  cień  wszedł  na  scenę  i  zatrzymał  się  pod  Koroną
Cyrku, pochylając głowę jak nietoperz. Łuski peleryny lśniły w świetle płomieni.

Drzwi zatrzasnęły się.
Spod peleryny wysunęły się blade palce i zdjęły kaptur.
Sofia  wrogo  spojrzała  na  widownię.  Jej  nos  i  podbródek  szpeciły  zmarszczki,

w  ufarbowanych  na  czarno  włosach  lśniły  pasma  bieli,  szmaragdowe  oczy  stały  się
mętne i szare, a skóra była tak cienka, że dało się przez nią zobaczyć żyły.

Powoli  rozejrzała  się  w  tłumie,  coraz  szerszym  szyderczym  uśmiechem  kwitując

przerażone  twarze.  W  końcu  zauważyła  Agatę,  królewską  w  niebieskiej  sukni,  i  jej
uśmiech zgasł. Sofia wpatrywała się w nią, a jej szare źrenice zasnuła zgroza.

–  Widzę,  że  mamy  nową  księżniczkę  –  powiedziała  cicho.  –  Czyż  nie  jest

przepiękna?

Agata odwzajemniła jej spojrzenie. Już jej nie żałowała, nie chciała jej za wszelką

cenę zadowolić.

–  Ale  przyjrzyjcie  się  uważnie,  dzieci,  a  zobaczycie,  że  jest  ona  wampirem,  który

przybył,  by  wyssać  wasze  dusze  –  uśmiechnęła  się  krzywo  Sofia.  –  Ponieważ  nie  ma
własnej.

Agata  zadrżała,  ale  wytrzymała  pełne  furii  spojrzenie,  aż  w  końcu  Sofia  nagle

z uśmiechem odwróciła się do Tedrosa.

–  Mój  miły  Tedziu!  Kto  by  się  spodziewał,  że  tu  się  spotkamy.  Wydaje  mi  się,  że

nadal mamy do rozegrania pojedynek.

– Cyrk się zakończył – warknął Tedros. – Zwycięzca otrzymał koronę.
– Rozumiem – odparła Sofia. – W takim razie co to jest?
Kościstym palcem dźgnęła powietrze i wszyscy spojrzeli na wiszącą Koronę, nadal

background image

zdecydowanie nienależącą do nikogo.

– Jest źle – powiedziała Hester do Anadil. – Jest bardzo źle.
Tedros stał po drugiej stronie przejścia.
– Wynoś się stąd – burknął do Sofii. – Zanim zrobisz z siebie idiotkę.
Sofia uśmiechnęła się.
– Boisz się, prawda?
Tedros wypiął pierś i postarał się opanować. Czuł na sobie spojrzenia zawszan, tak

jak wtedy na Polanie, gdy Sofia ujawniła jego obietnicę.

– Pokaż nam, Tedziu – powiedziała słodko Sofia. – Pokaż mi coś, czemu nie zdołam

dorównać.

Tedros zacisnął zęby, walcząc z własną dumą.
Wtedy  Vex  zauważył  leżący  na  podłodze  nadpalony  transparent  ZŁO  GÓRĄ!.  Jego

oczy zalśniły nadzieją.

– POKAŻ NAM! – ryknął i szturchnął Brona, który natychmiast dołączył do niego.
– POKAŻ NAM! POKAŻ NAM!
Nagle  wszyscy  nigdziarze,  pragnący  wyrwać  zwycięstwo  z  paszczy  porażki,

dołączyli do chóru.

– POKAŻ NAM! POKAŻ NAM!
– Nie… przestańcie! – krzyknęła Hester.
Kiedy  ona  i  Anadil  się  odwróciły,  czarne  charaktery  warczały  na  nie,  jakby  były

zdrajczyniami, więc obie wiedźmy szybko dołączyły do chóru.

Nigdziarze skandowali coraz głośniej, ale Tedros ani drgnął. Zawszanie wiercili się

na  miejscach,  nie  mogąc  się  doczekać,  aż  ich  kapitan  podejmie  wyzwanie.  Wszyscy,
z wyjątkiem Agaty, która zamknęła oczy.

Nie rób tego. Ona właśnie tego chce.
Rozległy się ochrypłe wrzaski. Agata błyskawicznie otworzyła oczy.
Tedros wchodził na scenę.
– Nie!!! – krzyknęła, ale owacje obu stron zagłuszyły jej głos.
Dwa  metry  od  niego  Sofia  uśmiechnęła  się  z  satysfakcją,  a  książę  zmierzył  ją

gniewnym  spojrzeniem.  Żadne  z  nich  nie  powiedziało  ani  słowa,  gdy  skandowanie
nigdziarzy  zmieniło  się  w  ZŁO!  ZŁO!  ZŁO!,  a  zawszanie  odpowiadali  DOBRO!
DOBRO! DOBRO!. W oddali rozległ się grzmot, ale coraz głośniejsze, coraz bardziej
gniewne  owacje  zagłuszały  odgłosy  zbliżającej  się  burzy.  Tedros  napiął  mięśnie,
a posągowe rysy jego twarzy stwardniały, Sofia za to uśmiechała się szerzej i szerzej.
Agata coraz bardziej trzęsła się ze strachu, patrząc, jak uśmiech Sofii staje się kpiący,
drwiący, aż w końcu książę zaczerwienił się z wściekłości, jego palec zalśnił złotem,
a kiedy wyglądał, jakby zaraz miał zaatakować…

Przyklęknął na jedno kolano.
Widownia umilkła zaskoczona.

background image

Nigdziarze wiwatowali. Agata pobladła jak śmierć.
Sofia  z  westchnieniem  współczucia  zbliżyła  się  do  klęczącego  księcia.  Łagodnie

wzięła w dłonie jego jasne włosy i spojrzała w wystraszone błękitne oczy.

– W końcu zaczęłam odrabiać lekcje, Tedziu. Chcesz zobaczyć?
Tedros spojrzał na nią twardo.
– Jeszcze nie skończyłem.
Dobył  treningowego  miecza,  a  Sofia  cofnęła  się.  Ale  zamiast  się  na  nią  rzucić,

Tedros, nadal klęcząc na jednym kolanie, odwrócił się do widowni i wyciągnął ostrze
w stronę tłumu.

– Agato z Lasu Za Światem.
Położył miecz przed sobą.
– Czy będziesz moją księżniczką i pójdziesz ze mną na Bal?
Sofia zastygła bez ruchu. Nigdziarze przestali wiwatować.
W głuchej ciszy Agata w końcu zdołała zaczerpnąć odrobinę powietrza. Zobaczyła,

że zaskoczenie malujące się na twarzy Sofii nagle zamieniło się w wyraz bólu. Patrząc
w zapadnięte, przerażone oczy przyjaciółki, Agata ześlizgnęła się do znajomego grobu
pełnego mroku i wątpliwości…

Aż wydobył ją z niego chłopiec.
Chłopiec  klęczący  na  jednym  kolanie,  patrzący  na  nią  tak  samo  jak  na  gobliny,

trumny i dynie.

Chłopiec, który ją wybrał, i to dużo wcześniej, nim oboje to zrozumieli.
Chłopiec, który teraz prosił, żeby ona wybrała jego.
Agata odwzajemniła spojrzenie swojego księcia.
– Tak.
– Nie! – krzyknęła Beatrycze i zerwała się z miejsca.
A wtedy przyklęknął przed nią Chaddick.
– Beatrycze, czy będziesz moją księżniczką i pójdziesz ze mną na Bal?
Jeden za drugim zawszanie przyklękali.
– Reno, czy będziesz moją księżniczką i pójdziesz ze mną na Bal? – zapytał Nikolas.
–  Gizelo,  czy  będziesz  moją  księżniczką  i  pójdziesz  ze  mną  na  Bal?  –  zapytał

Tarkwiniusz.

– Awo, czy będziesz moją księżniczką i pójdziesz ze mną na Bal?
Chłopcy  wygłaszali  swoje  zaproszenia  w  pięknym  rytmie,  wyciągając  ręce  do

dziewcząt. Każda z nich usłyszała swoje imię, każda westchnęła, aż została tylko jedna,
która  nie  miała  kogo  pokochać.  Łzy  oślepiły  Kiko,  więc  wytarła  je,  wiedząc,  że  nie
zdała – i w tym momencie zobaczyła klęczącego przed nią Tristana.

– Czy będziesz moją księżniczką i pójdziesz ze mną na Bal?
– Tak! – wrzasnęła Kiko.
– Tak! – powiedziała Rena.

background image

– Tak! – powiedziała Gizela.
Przez  cały  Teatr  przetoczyła  się  fala  zachwyconych  westchnień  –  „Tak!”,  „Tak!”,

„Tak!”  –  aż  morze  miłości  zalało  nawet  Beatrycze,  która  przywołała  najpiękniejszy
uśmiech i ujęła dłoń Chaddicka.

– Tak!
Twarze  nigdziarzy,  obserwujących  to  z  drugiej  strony  widowni,  zaczęły  się

zmieniać.  Na  kolejnych  twarzach  gniewny  grymas  ustępował  miejsca  wyrazowi
tęsknoty, a w oczach pojawiał się ból. Hort, Ravan, Anadil, nawet Hester… Jakby oni
także zapragnęli wziąć udział w tak radosnym wydarzeniu. Jakby oni także zapragnęli
poczuć  się  komuś  potrzebni.  Nagle  ich  wola  walki  zniknęła,  zastąpiona  została  przez
złamane serca, i czarne charaktery umilkły jak węże pozbawione jadu.

Ale jeden z węży nadal był groźny.
Stojąca na scenie Sofia ani na moment nie oderwała wzroku od Agaty, którą Tedros

właśnie  wziął  w  ramiona.  Źrenice  Sofii  pociemniały  jak  wypalone  węgle,  jej  ciało
zadrżało  i  oblało  się  potem,  a  czarne  paznokcie  utoczyły  krwi  z  zaciśniętych  pięści.
Nienawiść  wylewała  się  z  głębin  jej  duszy  niczym  lawa,  budząc  w  jej  sercu  pieśń.
Z oczami wlepionymi  w szczęśliwą parę  uniosła dłonie i  zaśpiewała pełnym głosem.
Ponad nią czarne stalaktyty zamieniły się w ostre jak sztylety dzioby i ze skrzekliwym
krakaniem obudziły się do życia.

W  jednej  chwili  z  sufitu  zerwało  się  stado  kruków,  atakując  wszystko  w  zasięgu

wzroku.

Uczniowie rzucili się szukać jakiegoś schronienia, zatykając uszy, gdy Sofia zaczęła

śpiewać  o  oktawę  wyżej.  W  jej  stronę  poleciały  wróżki,  ale  kruki  połknęły  je
wszystkie  z  wyjątkiem  jednej,  która  w  ostatniej  chwili  umknęła  przez  szczelinę
w  ścianie.  Wilki,  przyciskające  łapy  do  uszu,  były  równie  bezradne  i  ptaki  bez
najmniejszego trudu podcinały im gardła. Biały wilk otoczył ramionami młodziutkiego
brązowego  wilka  i  usiłował  odgonić  kruki  mimo  krwawiącego  nosa  i  uszu,  ale
napastnicy  ściągnęli  oba  wilki  za  scenę  i  tam  dokończyli  dzieła.  Po  chwili  ptaki
zawróciły, gotowe tak samo potraktować uczniów…

W tym momencie Sofia przestała śpiewać i kruki rozsypały się w powietrzu w pył.
Wszyscy, pojękując z bólu, patrzyli na nią. Ona jednak wcale na nich nie patrzyła.
Podążając  za  jej  wzrokiem,  zawszanie  i  nigdziarze  spojrzeli  na  Koronę  Cyrku,

kołyszącą  się  w  powietrzu  i  w  końcu  gotową  do  ogłoszenia  zwycięzcy.  Szpiczasta
korona, lekka jak piórko, sfrunęła z góry, dryfując od Dobra do Zła, tam i z powrotem,
aż podjęła decyzję… i miękko opadła na głowę Sofii.

Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu.
– Nie zapomnij o nagrodzie.
Wtedy Agata zobaczyła smugi bieli magicznie wymazujące scenę za Sofią – smugi,

które widziała już wcześniej.

background image

– Uciekajcie! – wrzasnęła.
Białe smugi wymazywały ściany i rozlewały się na przejścia. Uczniowie zbyt późno

rzucili się do drzwi.

Teatr  Baśni  zniknął  w  eksplozji  bieli,  wyrzucając  wszystkich  na  schody  w  Zamku

Dobra.  Zawszanie  wylądowali  na  różowych  schodach,  nigdziarze  na  niebieskich.
Błyskawice  i  wiatr  roztrzaskiwały  witrażowe  okna,  a  czarne  charaktery  rzuciły  się
w  górę  schodami  wież  Honor  i  Męstwo.  Hester  była  już  prawie  na  piętrze,  ale  nagle
poślizgnęła  się  na  kawałku  szkła  i  poleciała  w  bok.  W  ostatniej  chwili  złapała  jedną
ręką za balustradę. Widząc przeczołgującą się obok Dot, zawołała:

– Dot! Dot, ratunku!
–  Przykro  mi  –  pociągnęła  nosem  Dot,  pełznąc  dalej.  –  Ale  pomagam  tylko  moim

współlokatorkom.

– Dot, proszę!
– Mieszkam w toalecie! Jesteście podłe, żadne z was przyjaciółki i przez was wstyd

mi, że jestem czar…

– DOT!
Dot złapała Hester za rękę, gdy ta ześlizgnęła się z balustrady.
Zawszanie  mieli  mniej  szczęścia.  Gdy  gorączkowo  wspinali  się  po  schodach  wież

Czystość  i  Dobroć,  Sofia  zaśpiewała  przeszywający  ton  i  szklane  schody  dosłownie
eksplodowały,  a  prześliczni  chłopcy  i  dziewczęta  polecieli  w  dół  na  marmurową
posadzkę. Sofia zaśpiewała jeszcze ton wyżej. Posadzka holu zadrżała pod ich stopami
i  popękała  jak  cienki  lód,  otwierając  się  w  setkach  miejsc.  Zaskoczeni  zawszanie
wpadali  na  siebie  nawzajem  i  toczyli  się  w  powstałe  szczeliny.  Próbowali  łapać  się
popękanego  marmuru  i  resztek  schodów,  ale  poszarpane  posadzki  były  zbyt  strome,
więc rozpaczliwie krzycząc, zaczęli staczać się z krawędzi. Resztkami sił trzymali się
potrzaskanych odłamków marmuru i machali nogami nad ciemną głębią pod nimi.

– Agata! – krzyknął Tedros. Przeskakiwał przez zalane deszczem szczeliny i dziury

i kolejno wyciągał kolegów. Z każdą chwilą był bardziej zrozpaczony.

– Agata, gdzie jesteś?!
Nagle  po  drugiej  stronie  sali,  wysoko  na  tle  rozbitego  okna  zobaczył  dwie  blade

ręce trzymające się fragmentu zburzonego muru.

– Agata!!! Idę do ciebie!
Omijał  skalne  kratery,  wspinał  się  po  potrzaskanych  schodach,  coraz  wyżej.

Przeskoczył  wreszcie  na  poszarpany  szczyt,  przedarł  się  przez  sterczące  odłamy
szklane i złapał rękę osoby zwisającej z drugiej strony.

Sofia podciągnęła się i spojrzała mu prosto w oczy.
Tedros  cofnął  się  przerażony,  ale  uświadomił  sobie,  że  stoi  na  brzegu  przepaści,

a gdzieś w dole zawszanie wołają o pomoc.

– Skoro książęta ratują księżniczki, to tak się zastanawiam… – powiedziała Sofia, na

background image

której przemoczonych włosach lśniła Korona Cyrku. – Kto ratuje książęta?

–  Obiecałaś…  –  zająknął  się  Tedros,  szukając  drogi  ucieczki.  –  Obiecałaś,  że  się

zmienisz!

–  Doprawdy?  –  Sofia  poskrobała  się  po  głowie.  –  No  cóż,  oboje  złożyliśmy

obietnice, których nie dotrzymaliśmy. – Potem wrzasnęła i uderzyła w najwyższy ton.

Książę upadł na kolana, a Sofia, patrząc, jak wije się z bólu, zdołała wejść jeszcze

wyżej w tonacji. Sparaliżowany Tedros poczuł, że z nosa cieknie mu krew, a w uszach
mu  brzęczy.  Sofia  pochyliła  się  i  położyła  palec  na  jego  wargach.  Uśmiechnęła  się,
patrząc w jego przerażone oczy i wydała z siebie śmiercionośny ton…

Agata  popchnęła  ją  wprost  w  otwarte  okno.  Korona  zsunęła  się  z  głowy  Sofii

i poleciała gdzieś w burzę.

Zakrwawiony i słaby Tedros chciał jej pomóc, ale Agata spojrzała na niego z furią.
– Ratuj pozostałych!
– Ale…
– Już! – wrzasnęła Agata, przyciskając Sofię do okna.
Tedros  zebrał  resztki  sił  i  skoczył  w  dół,  by  pomóc  uwięzionym  kolegom.  Słysząc

jego  krzyk  gdzieś  poniżej,  Agata  odwróciła  na  moment  wzrok,  by  sprawdzić,  czy  nic
mu  się  nie  stało.  Sofia  wykorzystała  to  i  błyskawicznie  kopnęła  ją  w  nogę.  Agata
straciła równowagę i poleciała twarzą na parapet.

Podniosła się chwiejnie, z zakrwawionym nosem.
– Lady Lesso miała rację – powiedziała Sofia, stając naprzeciwko niej. – Rośniesz

w  siłę,  gdy  ja  słabnę.  Wygrywasz,  gdy  ja  przegrywam.  To  ty  jesteś  moją  nemezis,
Agato.

Zrobiła krok w jej kierunku.
– Wiesz, skąd to wiem?
Jej twarz pociemniała od smutku.
– Ponieważ będę szczęśliwa tylko wtedy, gdy ty umrzesz.
Agata z trudem oparła się o okno i spróbowała zmusić drżący palec do zapłonięcia.

Cztery  piętra  wyżej  Hester,  Anadil  i  Dot  biegły  korytarzem  wieży  Honor,

nasłuchując wrzasków i grzmotów.

–  Korona  Cyrku  została  przyznana!  –  skrzeknęła  Hester,  otwierając  drzwi  do

pokojów nauczycieli. – Gdzie oni się podziali?

Skręciła za róg i wtedy poznała odpowiedź na to pytanie.
Profesor  Anemonia,  profesor  Dovey  i  profesor  Espada  zamarli  w  pół  kroku

z  otwartymi  ustami,  jakby  zaklęcie  trafiło  ich  w  momencie,  gdy  biegli  w  stronę
schodów.

– Hester…
Hester podeszła do Anadil i wyjrzała przez okno. Błyskawica oświetliła zastygłych

background image

na Moście Połowicznym lady Lesso, profesor Sheeks i profesora Manleya.

–  Czy  możemy  ich  ożywić?  –  zapytała  pobladła  Dot.  –  To  tylko  zaklęcie

oszałamiające.

–  To  nie  jest  zaklęcie  oszałamiające.  –  Anadil  postukała  w  rękę  profesor  Dovey,

a jej skóra wydała głuchy, wysoki dźwięk.

–  Petryfikacja  –  powiedziała  Hester,  przypominając  sobie  lekcje  lady  Lesso.  –

Zaklęcie, które może odwrócić tylko rzucająca je osoba.

– Czyli kto? – pisnęła Dot.
–  Ktoś,  kto  nie  chciał,  żeby  nauczyciele  się  wtrącali  –  stwierdziła  Anadil,

przyglądając się srebrnej wieży nad zatoką.

Dot zadrżała.
– Ale to… to znaczy…
– Że jesteśmy zdani na siebie – podsumowała Hester.

Na smaganej burzą marmurowej wyspie wznoszącej się wysoko ponad zrujnowanym

holem Agata musiała samotnie zmierzyć się z Sofią.

–  Nie  musimy  być  wrogami  –  powiedziała  prosząco,  próbując  za  plecami  rozpalić

swój palec.

–  To  ty  mnie  taką  uczyniłaś  –  westchnęła  Sofia  ze  łzami  lśniącymi  w  oczach.  –

Zabrałaś wszystko, co należało do mnie.

Agata  widziała  Tedrosa  i  innych  zawszan  czołgających  się  wśród  gruzów,

z twarzami wykrzywionymi bólem i przerażeniem. W świetle błyskawic zobaczyła też,
że z zamku po drugiej stronie zatoki obserwują je równie przerażeni nigdziarze. Serce
waliło jej jak młotem. Teraz wszystko zależało od niej.

– Możemy znaleźć tutaj szczęśliwe zakończenie – przekonywała, czując, że palec za

jej plecami robi się gorący. – Obie możemy znaleźć szczęśliwe zakończenie.

– Tutaj? – Sofia uśmiechnęła się, zaciskając usta. – A co z powrotem do domu?
Agata zająknęła się, szukając odpowiedzi.
–  Rozumiem.  –  Sofia  uśmiechnęła  się  szerzej.  –  Teraz  wybierasz  się  na  bal.  Teraz

masz księcia.

– Chciałam tylko, żebyśmy się mogły przyjaźnić, Sofio – powiedziała Agata ze łzami

w oczach. – Zawsze tylko tego chciałam.

Sofia spojrzała na nią lodowato.
– Ty nigdy nie chciałaś, żebyśmy się przyjaźniły, Agato. Chciałaś, żebym to ja była

brzydka.

Zmarszczki na jej policzkach magicznie stały się głębsze.
Palec zaskoczonej Agaty przygasł.
– Sofio, ty sama sobie to robisz!
–  Chciałaś,  żebym  to  ja  była  Zła  –  syknęła  Sofia,  a  jej  palce  zmieniły  się

background image

w zakrzywione szpony.

– Możesz być Dobra! – krzyknęła Agata, ale jej głos zagłuszył kolejny grzmot.
–  Chciałaś,  żebym  to  ja  była  wiedźmą  –  powiedziała  Sofia,  a  jej  oczy  stały  się

przekrwione.

– To nieprawda! – Agata cofnęła się pod okno.
–  Cóż,  gołąbeczko.  –  Sofia  uśmiechnęła  się,  odsłaniając  brakujące  zęby.  –  Twoje

życzenie się spełniło.

– Nie!
Jednym  pchnięciem  Sofia  posłała  Agatę  w  środek  burzy.  Dziewczynka  poleciała

w dół, w stronę lśniącego mostu i pewnej śmierci. Widząc to, Tedros wrzasnął.

Wtedy  na  ratunek  Agacie  rzuciła  się  wróżka.  Podtrzymała  ją,  ale  wyczerpało  to

wszystkie  jej  życiowe  moce.  Kładąc  ją  bezpiecznie  na  spływających  ulewą
kamieniach,  Ban  milcząco  podziękował  Agacie  z  Gawaldonu  za  całe  Dobro,  jakiego
dokonała. Gdy ona odetchnęła z ulgą, on wydał z siebie ostatnie tchnienie i skonał na
jej wilgotnej otwartej dłoni.

Błyskawica oświetliła wieżę. Sofia spojrzała z góry na pobladłą Agatę. Po drugiej

stronie  zatoki  zobaczyła  wpatrzonych  w  nią,  przerażonych  do  głębi  duszy  nigdziarzy.
Odwróciła się do Tedrosa i zawszan chowających się na dole po kątach. Dostrzegła też
Hester, Anadil i Dot wpatrujące się w nią ze zgrozą.

Z sercem bijącym tak głośno jak grzmoty, podniosła odłamek szkła i otarła z niego

krople deszczu.

Jej przemoczone włosy stały się już całkiem siwe. Jej twarz pokrywały nabrzmiałe

czarne brodawki. Jej wyłupiaste oczy były czarne jak u wrony.

Przerażona wpatrywała się w odłamek szkła.
Ale  gdy  tak  patrzyła  na  swoje  odbicie,  panika  powoli  ustępowała,  a  twarz  Sofii

wykrzywił wyraz dziwnej ulgi, jakby w końcu mogła zobaczyć to, co jest pod spodem.

Jej  popsute  wargi  wygięły  się  w  uśmiechu,  a  potem  zaczęła  się  śmiać,  całkowicie

wolna… głośniej, wyżej…

Wreszcie  cisnęła  szkło  na  ziemię,  odchyliła  głowę  i  śmiała  się  koszmarnym

śmiechem zapowiadającym Zło, piękne Zło, zbyt czyste, by dało się z nim walczyć.

W  jednej  chwili  jej  spojrzenie  znowu  padło  na  Agatę.  Wydała  z  siebie  straszliwy

ostrzegawczy wrzask, owinęła się wężową peleryną i zniknęła w ciemnościach nocy.

background image

28

Wiedźma z Lasu Za Światem

background image
background image

K

iedy  działo  się  coś  strasznego,  moja  matka  mówiła  zawsze  „Znajdź  w  tym  jakieś

dobre  strony”  –  wysapała  Hester,  przebiegając  koło  skamieniałych  Kastora  i  Beezla
w holu wieży Niezgoda.

– Kiedy działo się coś strasznego, mój tatuś mówił zawsze „Jedz” – wydyszała Dot,

skręcając za nią w korytarz, gdzie wpadły na Monę i Arachne.

– Co tu się dzieje?! – krzyknęła Mona.
– Wracajcie do pokoju! – ryknęła na nie Hester. – I nie wychodźcie stamtąd!
Mona i Arachne umknęły do siebie i zaryglowały drzwi.
Hester  i  Dot  zbiegły  po  schodach  i  zobaczyły  wchodzących  na  górę  Horta,  Ravana

i Vexa.

– Wracajcie do pokojów! – krzyknęła Dot. – I nie wychodźcie stamtąd!
Chłopcy spojrzeli na Dot, a potem na Hester.
– Już! – warknęła Hester. Chłopcy pospiesznie uciekli.
–  A  jeśli  zostanę  sługusem?  –  nadąsała  się  Dot.  –  Wtedy  w  przyszłym  roku  nie

będziemy w jednej klasie!

– O ile w ogóle będziemy mieć jakąś szkołę! – rozzłościła się Hester.
Przebiegły przez hol przy schodach, zaganiając przerażonych nigdziarzy do pokojów.
–  Potrafię  znaleźć  w  tym  wszystkim  jedną  dobrą  stronę  –  stwierdziła  Dot.  –

Przynajmniej nie mamy nic zadane!

Hester stanęła jak wryta, otwierając szeroko oczy.
–  Dot,  nie  jesteśmy  przygotowani  na  prawdziwą  wiedźmę.  Jesteśmy  w  pierwszej

klasie!

– To przecież Sofia – zauważyła Dot. – Ta sama, która lubi perfumy i różowy kolor.

Wystarczy, że uda nam się ją uspokoić.

Hester zmusiła się do uśmiechu.
– Wiesz, czasem cię nie docenialiśmy.
–  Chodźmy.  –  Dot  zarumieniła  się  i  podreptała  przed  siebie.  –  Może  Anadil  ją

znalazła.

Po sprawdzeniu pozostałej części wieży Szkoda zmęczone dziewczynki powlokły się

do pokoju 66 i znalazły swoją współlokatorkę opartą o kłąb pościeli.

– Wszyscy są pozamykani w pokojach – powiedziała Dot, wachlując się tuniką.
Hester otarła pot i zmarszczyła brwi, patrząc na Anadil.
– Czy ty w ogóle szukałaś Sofii?
– Nie musiałam – ziewnęła Anadil. – Ona tu przyjdzie.
– Tutaj? – prychnęła Hester. – A skąd niby możesz to wiedzieć?
Anadil podniosła prześcieradło, odsłaniając związanego i zakneblowanego Grimma.
– On tak powiedział.

background image

W  Akademii  Dobra  Chaddick  i  Tedros  w  podartych  i  pokrwawionych  koszulach

stali na warcie przed świetlicą w wieży Męstwo. Wewnątrz przepełnionego, dusznego
pomieszczenia  dziewczęta  chlipały  w  ramionach  swoich  partnerów  balowych,
a Beatrycze i Rena chodziły między rannymi chłopcami z maściami i bandażami. Zanim
jednak wstało słońce, one także zasnęły.

Tylko  Agata  nie  odważyła  się  odpoczywać.  Skulona  na  obitym  skórą  zebry  fotelu

myślała  o  dziewczynce,  która  kiedyś  przynosiła  jej  sok  ogórkowy  i  otrębowe
ciasteczka, która zabierała ją na spacery i zwierzała się ze swoich marzeń.

Ta dziewczynka zniknęła, a jej miejsce zajęła wiedźma zamierzająca ją zabić.
Popatrzyła  przez  okno  na  oświetlony  blaskiem  świtu  most,  na  skamieniałych

nauczycieli  i  zamarzniętą  magiczną  falę  pod  nim.  To  nie  był  żaden  wypadek,  żadna
okropna  pomyłka.  Wszystko  to  było  częścią  planu  Dyrektora  Akademii.  Chciał,  aby
Czytelnicy stanęli przeciwko sobie.

Ale po czyjej on jest stronie?
Słońce zalało świetlicę, a Agata nie zamykała oczu i czekała na następny ruch Sofii.

W pokoju 66 poranek nadszedł i przeminął. Podobnie popołudnie.
– Nie macie nic do przegryzienia? – zapytała Dot ze swojego łóżka. Hester i Anadil

popatrzyły  na  nią  z  niedowierzaniem.  Pomiędzy  nimi  zakneblowany  Grimm  coś
mamrotał.

–  No  wiecie,  nic  nie  jadłam  od  wczoraj  i  nie  mogę  już  patrzeć  na  czekoladę,  bo

przez was mieszkałam w toalecie i czekolada kojarzy mi się z…

Hester zerwała Grimmowi knebel.
– Gdzie jest Sofia?
– Iść – parsknął Grimm.
– Kiedy? – zapytała Hester.
– Czekać – powiedział Grimm.
– Co takiego?
– Grimm iść. Grimm czekać.
Hester popatrzyła na Anadil.
– Dlatego tu jesteśmy?!
Klucz obrócił się w drzwiach. Dziewczynki zanurkowały pod łóżkami.
– Grimm?
Sofia  wsunęła  się  do  środka,  zdjęła  czarną  pelerynę  i  powiesiła  ją  na  haku  przy

drzwiach.

– Gdzie jesteś?
Rozejrzała się po pokoju, drapiąc się po głowie ostrymi, brudnymi pazurami.
Hester,  Dot  i  Anadil  wstrzymały  oddech,  gdy  koło  nich  spadały  pasma  siwych

włosów.

background image

Sofia odwróciła się i zobaczyła, że coś się porusza pod kołdrą.
– Grimm?
Sięgnęła chciwie do łóżka…
Trzy dziewczyny powaliły ją od tyłu.
– Przytrzymaj jej nadgarstki – krzyknęła Hester, przywiązując nogi Sofii do łóżka za

pomocą przepalonych prześcieradeł. Anadil przywiązała jej ręce nad głową, tuż obok
Grimma, a Dot tłukła amorka poduszką po głowie, żeby się do czegoś przydać.

– Może zapomniałyście – oznajmiła przeciągle Sofia – ale jestem po waszej stronie.
– Teraz wszyscy jesteśmy po tej samej stronie – syknęła Hester. – Przeciwko tobie.
– Podziwiam takie urocze intencje, Hester, ale Dobro nie jest po waszej stronie.
W świetle Hester zobaczyła, że twarz Sofii szpecą zmarszczki.
–  Możesz  tu  sobie  gnić,  dopóki  nie  znajdziemy  sposobu,  żeby  odczarować

nauczycieli – oznajmiła, ukrywając drżące dłonie.

–  Powinnyście  wiedzieć,  że  wam  wybaczam  –  westchnęła  Sofia.  –  Zanim  jeszcze

mnie o to poprosicie.

–  Nie  poprosimy  –  obiecała  Hester,  odganiając  Anadil  i  Dot.  Anadil  zabrała

pelerynę Sofii z wieszaka.

– Wrócicie po mnie.
Spojrzały  na  nią,  a  Sofia  uśmiechnęła  się,  odsłaniając  jeszcze  więcej  brakujących

zębów.

– Zobaczycie.
Hester wzdrygnęła się i zatrzasnęła za nimi drzwi.
Drzwi na moment uchyliły się i do środka zajrzała Dot.
– Nie masz przypadkiem czegoś do przegryzienia?
Hester szarpnęła ją i trzasnęła drzwiami.
Grimm natychmiast przegryzł swój knebel i wypluł go.
–  Grzeczny  chłopiec  –  pochwaliła  Sofia,  gładząc  go,  gdy  przegryzał  jej  więzy.  –

Świetnie się spisałeś, zatrzymując je tutaj.

Potem  otworzyła  swoją  szafę  i  wyjęła  zatęchłe  pudełko  z  przyborami  do  szycia,

a także pudła z materiałami i nićmi.

– Miałam mnóstwo roboty, Grimm. I sporo mi jeszcze zostało.
ŁUP!
Sofia odwróciła się do drzwi.
ŁUP! ŁUP!
Na zewnątrz Anadil przybijała deski, montowała zamki i wkręcała śruby do drzwi,

a Hester i Dot barykadowały je ławkami i posągami z korytarza. Hester zauważyła, że
nigdziarze wyglądają ze swoich pokojów.

– ZOSTAŃCIE W ŚRODKU! – zagrzmiała i drzwi się natychmiast pozamykały.
– Czuję się okropnie – oznajmiła Dot. – To przecież nasza współlokatorka!

background image

–  Cokolwiek  to  jest,  to  z  pewnością  nie  jest  naszą  współlokatorką  –  stwierdziła

Hester.

W środku Sofia nuciła w rytm uderzeń młotka, a igła magicznie szyła, kierowana jej

lśniącym palcem.

–  Będą  musiały  to  wszystko  zdejmować  –  westchnęła,  przypominając  sobie,  kiedy

poprzednio ktoś zamknął ją w pokoju. – Tyle roboty na marne.

Wczesnym wieczorem zawszanie mieli dość i zaczęli wychodzić grupkami, żeby się

umyć.  Czujną  gromadą  przeszli  do  stołówki;  zaklęte  garnki  w  kuchni  nadal
przygotowywały  jedzenie,  chociaż  wszystkie  nimfy  zostały  zamienione  w  kamień.
Uczniowie  w  ciszy  napełnili  talerze  curry  z  gęsiny,  sałatką  z  soczewicy  i  sorbetem
pistacjowym i zaczęli jeść.

Siedząca  przy  głównym  stole  Agata  próbowała  zwrócić  uwagę  Tedrosa,  ale  on

nawet nie patrzył w jej stronę, tylko ponuro żuł nogę kurczaka. Nigdy nie widziała go
tak  zmęczonego;  miał  cienie  pod  oczami,  policzki  pozbawione  rumieńców  i  malutki
pryszcz na podbródku. Tylko on jeden spośród zawszan nie wziął jeszcze kąpieli.

Milczenie trwało, dopóki uczniowie nie zaczęli kończyć sorbetu.
– No, nie wiem, czy zauważyliście, ale no, Sala Dobra? – pisnęła Kiko. – Dalej jest,

no, nietknięta.

Sto dziewiętnaście głów przechyliło się.
Kiko ochłodziła spocony policzek, przytulając do niego pucharek z sorbetem.
– Więc moglibyśmy, gdybyśmy chcieli, no, urządzić ten nasz, no wiecie…
Przełknęła.
– Bal.
Wszyscy w milczeniu gapili się na nią.
– Albo i nie – wymamrotała Kiko.
Jej koledzy i koleżanki wrócili do sorbetu.
Po chwili Milicenta odłożyła łyżeczkę.
– Spędziliśmy tyle czasu na przygotowaniach.
– I mamy jeszcze dwie godziny, żeby się wyszykować – powiedziała Gizela.
Rena pobladła.
– To ma wystarczyć?
– Ja się zajmę muzyką! – oznajmił Tristan.
– Ja obejrzę salę – dodał Tarkwiniusz.
–  Uwaga,  wszyscy  się  ubierają!  –  obwieściła  Beatrycze  i  cały  tłum  z  okrzykami

radości rzucił łyżeczki i zerwał się na nogi.

– Chcę się upewnić, że dobrze zrozumiałam. – Głos Agaty przebił się przez ogólną

wrzawę.  –  Wróżki  i  wilki  nie  żyją,  na  nauczycieli  została  rzucona  klątwa,  połowa
szkoły leży w gruzach, na wolności grasuje morderca… a wy chcecie urządzać Bal?!

background image

– Nie możemy ulec czarownicy! – odparował Chaddick.
– Nie możemy zrezygnować z naszych sukni balowych! – rozżaliła się Rena.
Pozostali zawszanie zaczęli wydawać gniewne okrzyki, popierając ich.
– Nauczyciele byliby dumni!
– Dobro nigdy nie ulega Złu!
– Ona chce popsuć nam Bal!
– Zamknijcie się. Wszyscy.
W sali zapadła cisza. Zawszanie odwrócili się do Tedrosa, który nadal siedział na

swoim miejscu.

– Agata ma rację. Nie możemy teraz urządzać Balu.
Koledzy  Tedrosa  w  jednej  chwili  stracili  zapał  i  pokiwali  głowami.  Agata

odetchnęła z ulgą.

– Najpierw musimy znaleźć wiedźmę i zabić ją – warknął Tedros.
Agata zacisnęła dłonie w pięści, słysząc radosne okrzyki zawszan:
– Zabić wiedźmę! Zabić wiedźmę!
–  Wydaje  wam  się,  że  ona  po  prostu  tak  na  nas  czeka?  –  krzyknęła,  wskakując  na

krzesło.  –  Myślicie,  że  możecie  tak  po  prostu  pomaszerować  do  Zamku  Zła  i  zabić
prawdziwą wiedźmę?!

Owacje ucichły.
– Jak to „prawdziwą” wiedźmę? – Beatrycze spojrzała na nią gniewnie.
Kiko pobladła, dotarła do niej bowiem prawda.
– Baśniarz naprawdę pisze waszą baśń?
Agata skinęła głową, a wtedy w sali wybuchły chichoty.
– Nie wiemy, kto ma władzę nad tymi baśniami – powiedziała, zagłuszając je. – Nie

wiemy,  czy  Dyrektor  Akademii  jest  Dobry  czy  Zły.  Nie  wiemy  nawet,  czy  w  Puszczy
wciąż panuje równowaga. Wiemy tylko, że Sofia chce mojej śmierci i zabije każdego,
kto  jej  stanie  na  drodze.  Dlatego  radzę,  żebyśmy  wracali  do  wieży  Męstwo  i  tam
zaczekali.

Spojrzenia wszystkich skierowały się na Tedrosa, marszczącego brwi na te słowa.
–  Cóż,  to  ja  jestem  kapitanem  w  tej  szkole  –  odparł.  –  I  jestem  zdania,  że

powinniśmy zaatakować.

Zawszanie wodzili oczami od niego do księżniczki.
– Tedrosie, czy mi ufasz? – zapytała miękko Agata, patrząc na niego z góry.
Cisza  zgęstniała,  a  jej  pytanie  zawisło  w  powietrzu.  Tedros  poczerwieniał  pod  jej

spojrzeniem.

W końcu odwrócił wzrok.
– Wracamy do wieży – mruknął.
Zawszanie  podporządkowali  się  jego  rozkazom  i  ponuro  zbierali  talerze,  Agata

tymczasem dotknęła jego ramienia.

background image

– Postąpiłeś właś…
–  Idę  się  wykąpać  –  wybuchnął.  –  Muszę  dobrze  wyglądać,  żeby  spędzić  noc,

ukrywając się jak baba!

Agata pozwoliła, by wyszedł jako pierwszy. Przy drzwiach zatrzymała go Beatrycze.
– Zakradnijmy się do Zamku Zła, Tedziu! Razem zabijemy wiedźmę!
– Rób, co ci powiedziano – syknął Tedros i przepchnął się koło niej.
Beatrycze patrzyła za nim z zaczerwienionymi policzkami.
Kilka  minut  później,  gdy  pozostali  zawszanie  powlekli  się  do  swojego  więzienia

w  wieży  Męstwo,  ona  przemknęła  do  swojego  pokoju,  gdzie  czekał  na  nią,
podskakując, wygłodniały biały króliczek.

–  Dostaniesz  kolację,  Tedziu  –  obiecała,  podnosząc  go.  –  Ale  najpierw  musisz  na

nią zapracować.

Gdy  Hester  się  obudziła,  zamek  był  pogrążony  w  ciemnościach,  a  dzwon  na

Dzwonnicy  wybił  ósmą.  Odkleiła  przylepiony  śliną  do  jej  policzka  podręcznik
Zdejmowanie  klątw  i  spojrzała  na  Dot  i  Anadil,  opierające  się  na  sobie  za  meblami
barykadującymi ich pokój. Hester gwałtownie usiadła i popatrzyła.

Drzwi pokoju 66 były nienaruszone.
Hester odetchnęła z ulgą, ale nagle zakrztusiła się.
Coś się poruszało na końcu korytarza.
Przedarła  się  przez  plątaninę  mebli  i  na  palcach  podeszła  do  schodów.  Gdy  się

zbliżyła,  zobaczyła  trzy  pochylone  sylwetki  skradające  się  w  dół.  Chwilę  potem
prześlizgnęły się obok niej jeszcze dwie.

Hester  poczekała  ukryta  za  balustradą,  aż  zobaczyła  kolejne  cienie.  Wtedy  zapaliła

pochodnię.

Mona, Arachne, Vex i Bron spojrzeli na nią, wybałuszając oczy.
– Dlaczego nie jesteście w swoich pokojach?! – krzyknęła Hester.
– Przyszliśmy, żeby ci pomóc! – oznajmiła Mona.
– Chcemy się bronić – wyjaśnił Vex.
– Co?! O czym wy…
W tym momencie Hester zobaczyła, co trzymają w rękach.
Anadil  śniła  właśnie  o  kanałach  ściekowych,  a  Dot  o  fasoli,  gdy  obie  poczuły

szturchnięcie w brzuch.

– Patrzcie! – Hester trzymała czarny bilecik posypany zielonym brokatem i napisany

upiornie białym atramentem.

background image

–  Ładny  wierszyk.  Ale  nie  wiem,  czy  to  powód,  żeby  nas  budzić  –  wymamrotała

Dot. – O co chodzi z tą zemstą?

– Nie będzie żadnej zemsty! – krzyknęła Hester.
– No to dlaczego to napisałaś? – zapytała Anadil.
– Nie napisałam, wy kretynki!
Spojrzały na nią i w jednej chwili rzuciły się do schodów.
– Jak ona się wydostała? – wrzasnęła Anadil, przeskakując po dwa stopnie.
–  Zrobiła  to,  zanim  do  nas  przyszła!  –  odkrzyknęła  Hester.  Zegar  wybił  wpół  do

dziewiątej.

–  Ona  jest  dobra  w  takich  sztuczkach.  –  Dot  potknęła  się  i  omal  nie  zleciała  ze

schodów. – Jak myślicie, na czym będzie polegać jej zemsta?

– Więcej kruków? – powiedziała Anadil.
– Trująca mgła? – zastanowiła się Hester.
–  Bomby  ogniowe  podłożone  pod  obie  szkoły,  które  wybuchną  w  tym  samym

momencie? – podsunęła Dot.

Hester pobladła.
– A jeśli oni już nie żyją?
Przebiegły przez hol przy schodach, minęły stołówkę i Wystawę Zła, kierując się do

pokrytych  pajęczynami,  ozdobionych  rzeźbionymi  czaszkami  drzwi  na  najdalszym
końcu szkoły. Hester rzuciła czarne zaproszenie w kąt i otworzyła gwałtownie drzwi.
Wpadły do Sali Zła, przygotowane na masakrę…

Dot spojrzała tylko raz i zemdlała. Jej koleżanki nie mogły złapać oddechu.
– To jest ta zemsta? – zapytała Hester ze łzami w oczach.
Tymczasem  króliczek  Tedzio  przekradł  się  zza  schodów  do  porzuconego  przez

Hester  bileciku.  Chwycił  go  ząbkami,  uważając,  żeby  nie  rozmazać  brokatu.  Myśląc
o gruszkach, śliwkach i innych przysmakach, pokicał z powrotem do swojej pani.

Agata, oparta o ścianę świetlicy w wieży Męstwo, starała się nie zamykać oczu, ale

jej  powieki  stawały  się  coraz  cięższe,  aż  poleciała  do  tyłu  i  wpadła  prosto  w  czyjeś

background image

ramiona.  Mrużąc  oczy,  spojrzała  na  Tedrosa,  który  odświeżony  i  wilgotny  po  kąpieli
przyklęknął przy niej.

– Śpij – powiedział. – Jestem przy tobie.
– Wiem, że jesteś na mnie zły…
– Cśśś – powiedział, przytulając ją mocniej. – Nie kłóć się już.
Z  uśmiechem  pełnym  poczucia  winy  Agata  poddała  się  jego  silnym  ramionom

i zamknęła oczy.

Drzwi świetlicy otworzyły się z trzaskiem.
– Tedziu!
Beatrycze wpadła do środka, budząc zawszan. Tedros popatrzył na nią z irytacją.
– Oni tu przyjdą! – krzyknęła Beatrycze i rzuciła mu czarny bilecik. Agata usiadła. –

Przyjdą tu, żeby nas zabić!

Tedros przeczytał biały tekst, a na jego szyi wystąpiły żyły.
– Wiedziałem!
Agata spróbowała zajrzeć mu przez ramię, ale on zerwał się już na równe nogi.
– UWAGA!
Zawszanie momentalnie usiedli.
–  Właśnie  w  tym  momencie  złoczyńcy  planują  zemstę  na  naszej  szkole  –  oznajmił

Tedros  przy  wtórze  okrzyków  zgrozy.  –  Wszyscy  nigdziarze  sprzymierzyli  się  teraz
z Sofią. Naszą jedyną nadzieją jest zaatakowanie Akademii Zła, zanim oni przyjdą do
nas. Szturmujemy o dziewiątej!

Agata stała kompletnie zaskoczona.
– Szykujcie się na wojnę! – zagrzmiał Tedros, otwierając na oścież drzwi.
–  Wojna!!!  –  krzyknął  Chaddick,  prowadząc  za  sobą  zawszan.  –  Szykujcie  się  na

wojnę!

Oszołomiona Agata podniosła leżący na ziemi bilecik. Kiedy go jednak przeczytała,

oczy jej zalśniły.

– Nie! Nie atakujcie!
Wybiegła  ze  świetlicy,  ale  na  jej  drodze  pojawiła  się  wysunięta  stopa.  Agata

zderzyła się ze ścianą i upadła na podłogę zamroczona.

– Ups – powiedziała Beatrycze i radosna pobiegła za resztą.

Agata  otworzyła  oczy  i  zobaczyła  pusty  korytarz.  Czuła  przeszywający  ból  głowy.

Pojękując, poszła za śladami stóp przejściem do wieży Honor, zeszła do Jaskini Jasia,
aż wreszcie usłyszała złowrogie dźwięki mieczy uderzających o kamień.

Zajrzała do klasy zrobionej ze lśniących landrynek i zobaczyła chłopców ostrzących

prawdziwe miecze, strzały, topory, buławy i łańcuchy, które wykradli ze Zbrojowni.

– Ile tego wrzącego oleju? – zawołał któryś.
– Tyle, żeby ich wszystkich oślepić! – odkrzyknął inny, pocierając miecz osełką.

background image

W  klasie  lizakowej  Rena  przycinała  sukienki  dziewcząt,  żeby  były  bardziej

praktyczne  podczas  walki,  a  Beatrycze  wyposażała  każdą  z  nich  w  torbę  ostrych
kamieni i strzałek do rzucania zrobionych z cierni.

–  Ale  chłopcy  przygotowywali  się  do  wojny  na  lekcjach  –  jęknęła  któraś

dziewczynka.

– Nas nie nauczono walczyć! – powiedziała inna.
–  A  chcecie  zostać  niewolnicami  czarnych  charakterów?  –  odpaliła  Beatrycze.  –

Zostać  zmuszone  do  gotowania  dzieci,  jedzenia  serce  księżniczek,  picia  końskiej
krwi…

– I ubierania się na czarno? – krzyknęła Rena.
Zawszanki przełknęły ślinę.
– No to uczcie się prędko – zakończyła Beatrycze.
W  klasie  piankowej  Kiko  i  Gizela  zapalały  tuziny  pochodni,  a  w  klasie  żelkowej

Nikolas z grupą chłopców szykował mocny taran.

Agata  znalazła  Tedrosa  w  ostatniej  klasie,  z  Chaddickiem  i  jeszcze  dwoma

chłopcami  pochylał  się  nad  ręcznie  rysowaną  mapą  leżącą  na  śliwkowym  biurku
profesor Dovey.

– Skąd wiesz, że tam właśnie jest Sala Zła? – zapytał Chaddick.
–  Zgaduję  –  odparł  książę.  –  Tylko  Agata  była  w  tej  przeklętej  szkole,  ale  nigdzie

nie mogę jej znaleźć. Powiedz Beatrycze, żeby jeszcze raz jej poszukała.

– Oszczędzę wam kłopotu.
Chłopcy odwrócili się do Agaty.
– Potrzebujemy twojej pomocy. – Tedros uśmiechnął się do niej.
– Nie pomogę kapitanowi poprowadzić armii na pewną śmierć – oznajmiła Agata.
Tedros zaczerwienił się zaskoczony.
– Agato, oni zamierzają nas pozabijać!
–  Dobro  przybędzie,  by  nas  wszystkich  zgładzić  –  odparła,  podnosząc  do  góry

czarny  bilecik.  –  Zło  nie  zamierza  nas  zaatakować!  Sofia  chce,  żebyś  to  ty  ją
zaatakował!

–  W  takim  razie  raz  wreszcie  ja  i  wiedźma  w  czymś  się  zgadzamy  –  oznajmił

Tedros. – Jesteś ze mną, czy nie?

– Nie pozwolę ci tam iść.
– Ja tu jestem mężczyzną, a nie ty!
– No to zachowuj się jak mężczyzna!
Zegar wybił dziewiątą.
Słuchając dzwonów z wieży, chłopcy patrzyli nerwowo na przemian na Tedrosa i na

Agatę.

Ostatnie uderzenie ucichło.
W  zapadłej  ciszy  Agata  dostrzegła  w  oczach  Tedrosa  wahanie  i  zrozumiała,  że

background image

wygrała. Uśmiechnęła się ciepło i już chciała go wziąć za rękę, ale Tedros się odsunął.
Patrzył na nią ze złością, a jego twarz stawała się coraz bardziej i bardziej czerwona.

–  SZTURMUJEMY  TERAZ!  –  krzyknął  wreszcie  i  w  całym  korytarzu  rozległy  się

okrzyki.

Gdy  jego  trzej  porucznicy  pobiegli,  by  sformować  szyki,  Tedros  zwinął  mapę

i skierował się do drzwi.

Agata zagrodziła mu drogę, ale zanim zdążyła się odezwać, chwycił ją w pasie.
– Ufasz mi, Agato? – zapytał niemal bezgłośnie.
Westchnęła z irytacją.
– Oczywiście, ale…
– To świetnie. – Tedros zatrzasnął drzwi i zablokował je strzałą.
–  Przykro  mi  –  powiedział  przez  szczelinę.  –  Ale  jestem  twoim  księciem

i zamierzam cię ochronić.

–  Tedrosie!  –  Agata  tłukła  w  cukierkowe  drzwi.  –  Tedrosie,  ona  was  wszystkich

pozabija!

Przez  szczelinę  widziała,  jak  Tedros  prowadzi  armię  Dobra,  uzbrojoną

w  pochodnie,  broń  i  taran,  wznoszącą  krwiożercze  okrzyki:  „Zabić  wiedźmę!  Zabić
wiedźmę!”.  W  oświetlonym  pochodniami  korytarzu  ich  cienie  wyginały  się  na
ścianach, mroczne i zdeformowane, a potem zniknęły jak zdmuchnięte magią.

Panika  sprawiła,  że  Agacie  krew  dosłownie  zastygła  w  żyłach.  Za  wszelką  cenę

musiała dostać się do Akademii Zła przed Tedrosem i jego armią. Ale co mogła zrobić,
by ich uratować?

Dopiero śmierć nemezis was wyzwoli – powiedziała lady Lesso.
Oczy Agaty zamgliły się od łez opłakujących decyzję, którą już podjęła.
Jeśli odda Sofii swoje życie, nikt więcej nie będzie musiał zginąć.
Niech wiedźma wygra.
Tylko takie szczęśliwe zakończenie pozostawało.
Wrzeszczała  na  całe  gardło,  kopała  i  tłukła  pięściami  w  drzwi,  a  potem  uderzyła

w nie śliwkowym biurkiem, ale cukierki nie pokruszyły się. Ciskała krzesłami w ściany
z crème brûlée, tupała w podłogę ze skrystalizowanej melasy… Była tylko jedna droga
wyjścia z sali. Agata wyjrzała przez okno.

Gdy  usiadła  okrakiem  na  parapecie  w  powiewającej  niebieskiej  sukni  jej  czarny

bucior  wymacał  gzyms.  Zimny  nocny  wiatr  chłostał  jej  twarz,  ale  bez  wahania
wystawiła  drugą  nogę  na  zewnątrz  i  złapała  się  pnącza  ozdobionego  przez  wróżki
złotymi  światełkami.  Rozpaczliwym  szarpnięciem  podciągnęła  się  na  wąski  występ
w murze i obejrzała.

Znajdowała  się  tak  wysoko  nad  Mostem  Połowicznym,  że  zastygli  nauczyciele

wyglądali  jak  chrabąszcze.  Ostry  wiatr  smagał  jej  uszy  i  sprawiał,  że  zadrżała
gwałtownie  i  omal  nie  spadła.  Poprzez  szklane  przejścia  widziała  pochodnie

background image

spływające  w  dół  schodami  wieży  Honor  i  kierujące  się  do  Leśnego  Tunelu.  Miała
tylko kilka minut, zanim Dobro wpadnie prosto w szpony Zła.

Zgrabiałymi  dłońmi  pociągnęła  za  świetlisty  pęd  nad  głową  i  stwierdziła,  że  jest

mocno  spleciony.  Zmrużyła  oczy,  przyglądając  się  ozdobionym  magicznymi
światełkami pnączom zbiegającym aż do nasady wieży niczym lśniąca droga, mogąca ją
zaprowadzić na most.

Żeby tylko wytrzymały – błagała w duchu Agata.
Złapała  mocno,  zeskoczyła  z  gzymsu  i  wtedy  usłyszała,  jak  pnącze  pęka.  Jej  ciało

poleciało  w  dół,  uderzyło  o  szklany  występ,  ale  zanim  straciła  równowagę,  coś  ze
świstem wbiło się w mur dosłownie o centymetry od jej policzka.

Strzała.
Przytrzymała  się  jej.  Wtedy  zobaczyła  drugą  strzałę,  która  omal  nie  musnęła  jej

policzka. Z ciemności wylatywały kolejne, wyraźnie wycelowane prosto w nią. Agata
zamknęła oczy i czekała na śmiertelne uderzenie bólu.

Świst strzał ucichł.
Otworzyła  oczy.  Strzały  tworzyły  krzywą  drabinę  biegnącą  aż  do  samej  podstawy

wieży.

Nie zastanawiała się, kto ją chciał zabić ani dlaczego miała tyle szczęścia. Po prostu

złaziła  po  strzałach  tak  szybko,  jak  tylko  mogła,  a  potem  przebiegła  Mostem
Połowicznym,  lawirując  między  skamieniałymi  nauczycielami  i  wyciągając  ręce
w  poszukiwaniu  bariery,  która  się  jednak  nie  pojawiła.  Gdy  Tedros  i  jego  armia
znaleźli  się  na  Polanie  i  stwierdzili,  że  tunele  Dobra  i  Zła  magicznie  splątały  się,
uniemożliwiając  im  przejście,  Agata  bezpiecznie  wkraczała  już  do  siedziby  czarnych
charakterów.

Wysoko ponad nią, w oknie wieży Szkoda, Grimm odłożył łuk.
– I nawet włos jej nie spadł z głowy – pochwaliła go Sofia. – Chociaż bardzo byś

tego pragnął.

Grimm  wymamrotał  coś  ulegle,  a  Sofia  spojrzała  na  armię  Tedrosa  maszerującą

wokół jeziora, a potem na Agatę znikającą samotnie w Zamku Zła.

– To już niedługo – powiedziała.
Zgarnęła ze stołu  pasma siwych włosów  i szyła dalej,  jak marionetkarz triumfalnie

pociągający za sznurki.

Agata  spodziewała  się,  że  zostanie  pochwycona  natychmiast  po  wejściu  do  Zamku

Zła.  Ale  gdy  skradała  się  przez  wilgotny  hol,  zobaczyła,  że  nie  było  żadnych  straży,
żadnych pułapek, żadnych oznak wojny. Akademia Zła była niepokojąco cicha, jeśli nie
liczyć  żelaznych  drzwi,  z  trzaskiem  otwierających  się  i  zamykających  na  tyłach  holu.
Zajrzała  do  środka  i  zobaczyła  Teatr  Baśni,  nieskazitelnie  czysty  i  przywrócony  do
dawnego  wyglądu,  z  jedną  tylko  różnicą.  Płaskorzeźba  z  przodu  sceny,  dawniej

background image

przedstawiająca feniksa powstającego z popiołów, teraz zawierała nową scenę…

Wrzeszczącą wiedźmę otoczoną przez kruki.
Agata wzdrygnęła się i weszła po schodach, kierując się do Sali Zła.
Lecz naszą zemstą się zdążą udławić…
Co  podburzani  przez  Sofię  nigdziarze  mogą  jej  zrobić?  Agata  pomyślała

o  najgorszych  czarnych  charakterach,  jakie  znała  z  baśni.  Zamienić  ją  w  kamień?
Obnosić jej obciętą głowę? Zrobić z niej pasztet zapiekany w cieście?

Mimo lodowatego zimna Agata czuła pot na policzkach.
Poturlać ją w beczce nabijanej gwoździami? Wyciąć jej serce? Napełnić jej żołądek

kamieniami?

Pot mieszał się ze łzami, gdy patrzyła na setki śladów stóp.
Spalić ją? Ukamienować? Zasztyletować?
Ruszyła  biegiem  tam,  gdzie  czekały  ją  tortury  i  śmierć,  z  nadzieją,  że  kiedyś  ona

i Sofia odnajdą się w innym świecie, świecie bez książąt, świecie bez bólu. Z krzykiem
przerażenia otwarła rzeźbione w czaszki drzwi.

I zaparło jej dech w piersiach.
Sala Zła przemieniła się w imponującą salę balową, lśniącą od zielonych dekoracji,

czarnych  balonów,  tysięcy  zielonych  płomieni  świec  i  wirującego  kandelabra,  który
rzucał  na  freski  na  ścianach  błyski  szmaragdowego  światła.  Wokół  wysokiej  rzeźby
lodowej,  przedstawiającej  dwa  splecione  węże,  Hort  i  Dot,  potykając  się,  tańczyli
walca. Obok kręcili się Vex i Anadil, która zarzuciła mu ramiona na szyję, Bron starał
się  nie  deptać  Monie  po  zielonych  stopach,  a  Hester  i  Ravan  kołysali  się  w  miejscu
i  szeptali  coś  do  siebie.  Wokół  nich  tańczyły  inne  pary  czarnych  charakterów.
Współlokatorzy  Ravana  grali  na  trzcinowych  skrzypcach,  a  na  parkiet  co  chwilę
wychodziły  kolejne  pary,  niezgrabne,  nieśmiałe,  ale  promieniejące  szczęściem,
pragnące tańczyć pod wyszywanym cekinami banerem:

Agata rozpłakała się.
Muzyka umilkła.
Agata otarła oczy i zobaczyła, że nigdziarze wpatrują się w nią. Pary się rozdzielały,

twarze czerwieniały z zawstydzenia.

– Co ona tu robi?! – parsknął Vex.

background image

– Powie o wszystkim zawszanom! – dodała Mona.
– Łapać ją! – krzyknęła Arachne.
– Ja się tym zajmę – odezwał się czyjś głos.
Z tłumu wyszła Hester. Agata cofnęła się o krok.
– Hester, posłuchaj…
– To impreza dla czarnych charakterów, Agato – powiedziała Hester, zbliżając się

do niej. – A ty nie jesteś czarnym charakterem.

Agata skuliła się pod ścianą.
– Zaczekaj… nie…
–  Obawiam  się,  że  możesz  zrobić  tylko  jedno  –  powiedziała  Hester,  której  cień

górował nad Agatą.

Agata zasłoniła twarz.
– Umrzeć?
– Zostać – odparła Hester.
Agata  zagapiła  się  na  nią  szeroko  otwartymi  oczami.  Tak  samo  zaskoczeni  byli

nigdziarze.

Vex wyciągnął palec.
– Ale…ale… ona jest…
– Mile widziana jako mój gość – oznajmiła Hester. – W odróżnieniu od Ośnieżonych

Bali, Nie-Bale nie mają żadnych zasad.

Agata  potrząsnęła  głową,  ale  zamiast  słów  popłynęły  łzy.  Hester  dotknęła  jej

ramienia.

– Znaleźliśmy salę  tak wyglądającą –  powiedziała, łamiącym się  głosem. – Myślę,

że  ona  chciała,  żebyśmy  mieli  to,  czego  ona  nie  mogła  dostać.  Może  w  ten  sposób
chciała przeprosić.

Agata zaczęła szlochać.
– Ja też przepraszam…
–  Wepchnęłam  cię  do  ścieku  –  pociągnęła  nosem  Hester.  –  Wszyscy  popełniamy

błędy. Ale naprawimy je, prawda? Obie szkoły razem.

Agata szlochała tak, że całe jej ciało drżało.
Hester stężała.
– O co chodzi?
– Próbowałam – chlipnęła Agata. – Próbowałam ich powstrzymać.
– Kogo powstrzymać…
– ZABIĆ ZŁYCH! ŚMIERĆ NIGDZIARZOM!
Hester powoli się odwróciła.
– ZABIĆ ZŁYCH! ŚMIERĆ NIGDZIARZOM!
Nigdziarze  stłoczyli  się  przy  ogromnych  oknach  i  wyjrzeli  w  ciemność.  Poniżej

armia Dobra maszerowała wokół jeziora z bronią lśniącą w blasku pochodni.

background image

Rozpromienione twarze czarnych charakterów przygasły i z powrotem zamknęli się

w swoich zwykłych skorupach. Przez okna wdarł się wiatr, zagasił świece, pogrążając
salę w ciemności i chłodzie.

–  Więc  przyszłaś,  by  nas  ostrzec.  A  twój  książę  przyjdzie,  by  nas  zabić  –

powiedziała Hester, patrząc na tłum żądny krwi. – Tyle, jeśli chodzi o miłość.

– Nie musicie z nimi walczyć – upierała się Agata. – Niech zobaczą to samo, co ja.
Hester odwróciła się do niej z płonącymi oczami.
–  I  niech  nas  wyśmieją?  Niech  przypomną  nam,  jacy  jesteśmy?  Brzydcy.

Bezwartościowi. Przegrani.

– Nie jesteście tacy!
Hester znowu stała się tą niebezpieczną dziewczynką, jaką Agata znała wcześniej.
– Nic o nas nie wiesz – warknęła.
– Jesteśmy tacy sami, Hester – przekonywała ją Agata. – Niech zobaczą prawdę. To

jedyny sposób!

–  Tak  –  powiedziała  Hester  cicho.  –  Jest  tylko  jeden  sposób.  –  Obnażyła  zęby.  –

Uwolnić wiedźmę!

– Nie! – krzyknęła Agata. – Ona właśnie tego chce!
Hester uśmiechnęła się szyderczo.
– I przypomnijcie naszej księżniczce, co się dzieje, gdy piękne panny pchają się tam,

gdzie ich nie proszą.

Agata wrzasnęła, gdy otoczyły ją cienie czarnych charakterów.

Wysoko, w rozpadającej się wieży, tłum pięćdziesięciu nigdziarzy odsunął ostatnie

meble  i  wyrwał  ostatnie  gwoździe  z  drzwi  pokoju  66.  Z  dzikim  wrzaskiem  wyważyli
drzwi i cofnęli się zaskoczeni.

Z  pokoju  patrzyła  na  nich  pomarszczona,  ohydna  wiedźma  w  cudownej  różowej

sukni balowej. Pogładziła lśniącą łysinę i obnażyła w uśmiechu poczerniałe dziąsła.

– Niech zgadnę, na naszym przyjęciu pojawili się nieproszeni goście.

background image

29

Piękne zło

background image

A

gata  otworzyła  oczy  i  poczuła  lodowate  zimno.  Leżała  na  plecach,  zamknięta

w  oszronionej  szklanej  trumnie,  nad  którą  pochylały  się  tuziny  zamazanych  sylwetek.
Szarpnęła się w przypływie paniki, ale jej ciało było zamarznięte.

To nie było szkło. To był lód.
Spróbowała  zaczerpnąć  powietrza,  ale  tylko  się  zadławiła.  Oczy  wyszły  jej  na

wierzch,  policzki  posiniały…  W  tym  momencie  mroczne  cienie  rozstąpiły  się,
a  pomiędzy  nimi  podpłynęło  do  niej  różowe  widmo.  Agata,  nadal  bez  tchu,  przetarła
językiem  szron.  Sofia,  łysa  i  groteskowo  zeszpecona,  uśmiechnęła  się  do  niej  z  góry.
W  ręku  trzymała  topór  z  Sali  Udręki.  Agata  próbowała  chwycić  ostatni  oddech,  a  jej
oczy  błagały  o  litość.  Sofia  patrzyła  na  nią  poprzez  taflę  lodu.  Przesunęła  palcami
ponad twarzą uwięzionej Agaty… a potem uniosła topór.

Z oddali dobiegł wrzask Hester.
Topór wbił się w lód i roztrzaskał trumnę, zatrzymując się o włos od twarzy Agaty.

Dziewczynka upadła na mokrą podłogę, ciężko dysząc.

– Zamrażacie biedną księżniczkę? – westchnęła Sofia. – Hester, tak się nie traktuje

gości.

–  Te  strzały…  to  byłaś  ty…  –  wyjąkała  Agata,  podnosząc  się  ciężko.  –

Sprowadziłaś mnie tutaj… żeby mnie zabić…

– Zabić cię? – W oczach Sofii zabłysła uraza. – Myślisz, że mogłabym cię zabić?
Pod  przeciwległą  ścianą  Agata  zobaczyła  Hester  skuloną  obok  Anadil  i  Dot.

Wszystkie  z  otwartymi  ustami  wpatrywały  się  w  łysą,  pomarszczoną  staruchę,  ich
dawną współlokatorkę.

–  Prawda  jest  taka,  że  chciałabym  cię  skrzywdzić,  Agato  –  powiedziała  Sofia,

roztapiając topór lśniącym palcem. – Ale po prostu nie mogę.

Przyjrzała się odbiciu swojej zniszczonej twarzy w jednym z balonów.
– Moje zachowanie zeszłego wieczora było niestosowne.
– Niestosowne? – zakasłała Agata. – Wypchnęłaś mnie przez okno!
–  A  czy  ty  nie  zrobiłabyś  tego  samego?  –  zapytała  Sofia,  spoglądając  na  odbicie

w niebieskiej sukni Agaty. – Gdybym to ja zabrała wszystko, co należało do ciebie?

Sofia odwróciła się, a różowa suknia zalśniła.
– Ale to twoja baśń, Agato. I albo zakończymy ją jako wrogowie, albo zakończymy

ją jako przyjaciółki.

– Pppprzyjaciółki?! – zająknęła się Agata.
– Dyrektor Akademii powiedział, że to niemożliwe. I chyba obie uznałyśmy, że miał

rację – powiedziała Sofia, której skóra zaczęła pękać wokół brodawek. – Ale jak on
mógł nas kiedykolwiek rozumieć?

Agata cofnęła się z obrzydzeniem.
Sofia skinęła głową.

background image

–  Jestem  teraz  brzydka  –  przyznała  cicho.  –  Ale  mogę  być  tutaj  szczęśliwa,  Agato.

Naprawdę mogę. Jesteśmy tam, gdzie nasze miejsce. Ty jesteś Dobra. Ja jestem Zła.

Powiodła spojrzeniem po udekorowanej sali.
– Ale Zło też może być piękne, nie uważasz?
W oknach zalśniło światło pochodni.
– Sofio, zawszanie są pod bramą! – krzyknęła Anadil, wyglądając przez okno.
– Zemsta – powiedziała Agata i zadrżała. – Napisałaś, że chcesz zemsty.
– A jak inaczej miałam tu zwabić Dobro, Agato? – spytała ze smutkiem Sofia. – Jak

inaczej miałam im pokazać, że wszystko, czego chcemy, to nasz własny bal?

–  Sofio,  oni  tu  idą!  –  wrzasnęła  Dot.  Piętro  niżej  zawszanie  uderzali  taranem

w bramę zamku.

–  Ale  teraz  zakończymy  to,  prawda?  –  powiedziała  Sofia,  wyciągając  poskręcaną

rękę z kieszeni sukni.

Agata otworzyła szeroko oczy. Sofia coś trzymała.
– JEST NA GÓRZE! – Zawszanie wdarli się do zamku.
– Agato. – Sofia podeszła do niej powoli, zaciskając rękę.
– ZABIĆ WIEDŹMĘ! – krzyczeli zawszanie, wbiegając po schodach.
Sofia wyciągnęła pokrytą brzydkimi plamami pięść.
– Moja przyjaciółko… moja nemezis…
Agata wzdrygnęła się. Sofia otwarła pustą dłoń.
I przyklękła na jedno kolano.
– Czy zatańczysz ze mną?
Agata wstrzymała oddech.
ŁUUP! Zawszanie tłukli w drzwi sali.
– Sofia, co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła Hester.
Sofia wyciągnęła zwiędłą dłoń do Agaty.
– Pokażemy im, że już po wszystkim.
Drzwi zaczęły pękać.
– Jeden taniec, żeby nastał pokój – obiecała Sofia.
– Sofia, oni nas wszystkich zabiją! – skrzeknęła Hester.
Sofia nie cofnęła ręki.
– Jeden taniec, żeby było szczęśliwe zakończenie, Aga.
Agata patrzyła na nią jak sparaliżowana. W drzwiach ustąpiły rygle.
Brodawki Sofii były wilgotne od łez.
– Jeden taniec, żeby uratować mi życie.
– Na trzy! – ryknął za drzwiami Tedros.
Sofia popatrzyła na Agatę, szeroko otwierając czarne oczy.
– To ja, Aga. Nie widzisz?
Agata, drżąc, wpatrywała się w jej brzydką twarz.

background image

– Raz!
– Agato, proszę…
Agata cofnęła się o krok, przerażona.
– Proszę… – błagała Sofia, na której twarzy malował się ból. – Nie pozwól, żebym

umarła jako czarny charakter.

Agata odsunęła się od niej.
– Jesteś Zła…
– A Dobro wybacza.
Agata zastygła bez ruchu.
– Czy nie jesteś Dobra? – spytała bezgłośnie Sofia.
– Dwa!
Agata wstrzymała oddech i ścisnęła jej rękę.
Sofia  objęła  ją  kościstymi  ramionami  i  pociągnęła  w  posuwistym  walcu  po

parkiecie.  Na  rozpaczliwą  komendę  Hester  koledzy  Ravana  zaczęli  niepewnie  grać
romantyczną melodię.

– Jesteś Dobra – westchnęła Sofia, opierając głowę na ramieniu Agaty.
– Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili – szepnęła Agata, mocno przytulając Sofię.
Sofia dotknęła jej policzka.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo.
Agata popatrzyła na nią. Sofia uśmiechnęła się ponuro.
– Trzy!
Tedros  na  czele  swojej  armii  wdarł  się  przez  drzwi  i  z  krwiożerczym  okrzykiem

uniósł miecz ponad głową Sofii.

– Zabić wie…
W tym momencie zobaczył, że walc trwa w najlepsze.
Sofia obróciła się do niego, trzymając w ramionach Agatę. Tedros opuścił miecz.
–  Biedny  Tedzio  –  oznajmiła  Sofia,  uciszając  muzykę.  –  Za  każdym  razem,  gdy

znajduje swoją księżniczkę, ona okazuje się wiedźmą.

Oszołomiony Tedros wpatrywał się w Agatę.
– Ty jesteś… z nią?
– Ona kłamie! – wrzasnęła Agata, próbując się wyrwać z uścisku Sofii.
– Jak myślisz, jak udało jej się przeżyć upadek? Dlaczego chciała powstrzymać twój

atak?  –  pytała  Sofia,  przytulając  ją  mocniej.  –  Tak,  Tedziu,  obawiam  się,  że  twoja
balowa partnerka jest także moją partnerką.

Tedros  w  ślad  za  Sofią  popatrzył  na  wiszący  ponad  salą  baner.  Stojący  za  nim

zawszanie pobledli.

– Nie słuchaj jej! – pisnęła Agata. – To pułapka!
– Agato, kochanie, wszystko w porządku. Możesz mu już powiedzieć – zapewniła ją

Sofia. Popatrzyła ze smutkiem na Tedrosa. – Chciała zaczekać, aż przyłoży ci miecz do

background image

gardła.

Tedros patrzył na Agatę szeroko otwartymi oczami.
–  To  nieprawda!  –  krzyknęła.  –  Udowodnię  to!  –  Odwróciła  się.  –  Hester!  Dot!

Powiedzcie im!

Ale  Hester  i  Dot,  tak  jak  i  pozostali  nigdziarze,  z  wściekłością  patrzyły  na  armię

Dobra,  uzbrojoną  w  śmiercionośną  broń  i  gotową  do  masakry.  Hester  spojrzała  na
Agatę i nic nie powiedziała.

Agata  zobaczyła,  że  w  oczach  jej  księcia  gaśnie  blask.  Stojący  za  nim  uzbrojeni

zawszanie zwracali swoje ostrza już nie na Sofię, tylko na nią.

–  Nie!  Zaczekajcie!  –  Wyrwała  się  i  wpadła  w  ramiona  Tedrosa.  –  Musisz  mi

uwierzyć! Jestem po twojej stronie!

–  Doprawdy?  –  zadumała  się  Sofia.  –  To  jak  to  się  stało,  że  książę  zamknął  cię

w jednym zamku… a teraz jesteś w drugim?

Agata poczuła, że ramiona Tedrosa sztywnieją. Podniosła głowę i zobaczyła, że cała

krew odpłynęła mu z twarzy.

– Odpowiedz.
– Przyszłam tu, żeby ci pomóc… zeszłam na dół…
– Zeszła! – zarechotała Sofia. – Z takiej wieży!
Tedros popatrzył przez okno na sięgające chmur wieże Zamku Dobra.
– Były strz-a-a-ły – zająknęła się Agata.
– Nie wiem, czego ona tak się wstydzi – oznajmiła Sofia, drapiąc się po głowie. –

Sama  to  wszystko  wymyśliła.  Złośliwe  psikusy  robione  Dobru,  spotkanie  z  tobą
w  Puszczy,  atak  podczas  Cyrku…  to  wszystko  była  część  wielkiego  planu  Agaty,
mającego cię przekonać, że jest Dobra. No dobrze, z wyjątkiem tego ślicznego nowego
uśmiechu. To była czysta czarna magia.

Agata nie była w stanie oddychać.
–  Tylko  najlepsze  Zło  potrafi  udawać  Dobro  –  powiedziała  Sofia,  patrząc  na  nią

złośliwie. – Agata jest w tym lepsza nawet ode mnie.

Tedros z oczami wielkimi jak spodki odsunął się od Agaty.
–  Prawdziwa  księżniczka  nie  kwestionowałaby  mojego  autorytetu  –  powiedział

i poczerwieniał.

– Ted, zaczekaj… – prosiła Agata.
– Księżniczka nie podawałaby w wątpliwość, czy jestem mężczyzną.
– Patrz, co ona z tobą robi…
– Wiedziałem, że jesteś wiedźmą – oznajmił łamiącym się głosem. – Wiedziałem od

początku.

– Nie ufasz mi? – chlipnęła Agata.
– Kiedyś moja matka zadała mojemu ojcu to samo pytanie. – Tedros sam walczył ze

łzami. – Ale ja nie popełnię jego błędu.

background image

Jego  spojrzenie  pobiegło  do  leżącego  między  nimi  na  ziemi  Ekskalibura.  Książę

rzucił się do niego, ale Agata złapała miecz jako pierwsza i zerwała się na równe nogi,
wyciągając go przed siebie. Zawszanie ze zgrozą dobyli broni.

– Widzisz? – uśmiechnęła się Sofia. – Miecz do gardła.
Agata  popatrzyła  na  nią,  potem  na  Tedrosa,  wpatrującego  się  w  ostrze  tuż  przed

swoją twarzą. Upuściła miecz.

– Nie! Ja tylko… ja nie chciałam…
Tedros poczerwieniał z furii.
– Szykować się do ataku!!!
Agata cofnęła się.
– Tedros, posłuchaj mnie!
Tedros złapał łuk Chaddicka.
– Tedros, zaczekaj…
– Jestem gorszy od mojego ojca. – Tedros patrzył na nią lśniącymi wilgocią oczami.

– Ponieważ nadal cię kocham.

Wymierzył strzałę w jej serce.
– Nie! – wrzasnęła Agata.
– Strzelać!
Zawszanie  obrzucili  bezbronnych  nigdziarzy  kamieniami,  strzałkami  i  olejem,

a Tedros wypuścił strzałę prosto w Agatę…

Nim  jednak  strzała  wbiła  się  w  pierś  Agaty,  Sofia  machnęła  lśniącym  palcem.

Wszystkie pociski zamieniły się w stokrotki i łagodnie opadły na podłogę.

Kulący  się  nigdziarze  podnieśli  głowy,  zdumieni,  że  wciąż  żyją.  Pochylona  Agata

powoli się odwróciła.

– Nauczyłam się tego od mojej ulubionej księżniczki – stwierdziła cicho Sofia.
Agata, szlochając, opadła na podłogę.
Tedros przenosił spojrzenie z jednej na drugą i nagle na jego twarzy odmalowało się

straszliwe przeczucie. Sofia posłała mu diaboliczny uśmiech.

– Te ćwiczenia od początku kiepsko ci szły, prawda, Tedziu?
–  Nie!  –  Tedros  upadł  na  kolana  i  chwycił  w  ramiona  płaczącą  Agatę,  która  go

odepchnęła.

–  To  się  nazywa  interesujące  zakończenie.  Książę  chce  zabić  swoją  księżniczkę.  –

Sofia wyraźnie rozkoszowała się tą chwilą. Podniosła stokrotkę mającą przeszyć serce
Agaty i z wyrazem rozkoszy powąchała ją. – Całe szczęście, że Zło przybyło w porę,
by ją ocalić.

Siedzący na podłodze Tedros patrzył na nią zrozpaczony.
– Co, oczywiście, nasuwa pewne pytanie… – Sofia oblizała zwiędłe wargi. – Co się

dzieje, gdy Zło staje się Dobre?

Tym  razem,  gdy  się  uśmiechnęła,  Tedros  zobaczył  lśnienie  białych  zębów.  Cofnął

background image

się zaskoczony.

Na  jego  oczach  brodawki  Sofii  magicznie  pospadały,  głęboko  pomarszczona  skóra

wygładziła się, aż stała się z powrotem kremowa i lśniła młodością jak brzoskwinia.
Włosy spłynęły z łysej czaszki kaskadami złocistych pierścieni, a wargi wypełniły się
lśniącym różem. Agata ostrożnie spojrzała przez palce i zobaczyła, że oczy Sofii lśnią
zielenią szmaragdów, jej zwiędłe ciało rozkwita, aż najpotężniejsza spośród czarnych
charakterów  stanęła  nad  nią  w  różowej  sukni,  bardziej  promienna  i  piękniejsza  niż
kiedykolwiek wcześniej.

– Uciekajcie… Uciekajcie natychmiast… – ostrzegła Agata, ale zawszanie stali jak

sparaliżowani, patrząc na to, co się działo za Sofią.

Agata odwróciła się, przygotowana na najgorsze.
Jej spojrzenie odwzajemniła Hester ubrana teraz w różową suknię. Jej cienkie włosy

magicznie  przemieniły  się  w  długie  i  grube  pukle,  zapadnięte  policzki  wypełniły  się,
a tatuaż nabrał wspaniałego czerwonego koloru. Białe włosy stojącej obok niej Anadil
stały się kasztanowe, a czerwone oczy – morskozielone, podczas gdy pękata do tej pory
Dot  miała  teraz  figurę  jak  klepsydra.  W  lustrzanych  balonach  Hort  obserwował,  jak
jego  szczęka  staje  się  mocniejsza,  w  podbródku  pojawia  się  dołeczek,  a  workowata
czarna  tunika  zmienia  się  w  niebieski  płaszcz  zawszanina.  Tłusta  cera  Ravana
oczyściła  się,  Bron  uniósł  koszulę  i  zobaczył  wspaniałe  rzeźbione  mięśnie,  Arachne
przesunęła  palcami  po  dwojgu  oczach,  Mona  dotknęła  gładkiej  skóry  barwy  kości
słoniowej…  aż  wreszcie  wszyscy  przemienieni  nigdziarze,  ubrani  teraz  w  mundurki
Dobra, patrzyli na siebie z niedowierzaniem.

Sofia uśmiechnęła się z góry do Agaty.
– Mówiłam ci, że Zło może być piękne, prawda?
– Wycofać się! – krzyknął Tedros do swojej armii.
–  Jeszcze  nie  skończyliśmy,  Tedziu!  –  zagrzmiała  Sofia.  –  Ty  i  twoja  armia

wpadliście  na  bal.  Ty  i  twoja  armia  zaatakowaliście  bezbronną  szkołę.  Ty  i  twoja
armia chcieliście wymordować całą salę pełną biednych uczniów, próbujących cieszyć
się najpiękniejszym wieczorem w ich życiu. Co nasuwa kolejne pytanie…

– Wycofać się natychmiast! – wrzasnął Tedros.
– Co się dzieje, gdy Dobro staje się Złe?
Za Tedrosem rozległy się wrzaski.
Agata  obróciła  się  i  zobaczyła,  jak  Beatrycze  skrzeczy  z  bólu,  zginając  się  pod

ciężarem  garbu.  Jej  włosy  posiwiały,  twarz  przemieniła  się  w  oblicze  staruchy,
a różowa suknia poczerniała i zwisała na wychudzonym nagle ciele.

Wokół  niej  wszystkie  suknie  i  garnitury  zawszan  powoli  zmieniały  się,  stając  się

czarnymi  tunikami  Zła.  Na  ciele  Chaddicka  wyrosły  stalowe  kolce,  Milicenta
szlochała,  gdyż  jej  skóra  zrobiła  się  zielona,  Rena  z  piskiem  drapała  strupy  na
policzkach,  garbaty  i  jednooki  Nikolas  kołysał  się  chwiejnie.  Jeden  po  drugim

background image

zawszanie, którzy zaatakowali uczniów Zła, stawali się brzydcy. Tylko Agata uniknęła
tej  kary…  W  końcu  Sofia  z  triumfalnym  uśmiechem  spojrzała  na  stojącego  na  czele
armii czarnych charakterów łysego, cherlawego Tedrosa, zeszpeconego bliznami.

– Wiwat książę! – zaśmiała się.
Piękni  teraz  nigdziarze  wytykali  palcami  brzydkich  zawszan,  dołączając  do  niej

w chórze triumfalnego śmiechu i zapominając o wszelkich wcześniejszych porażkach.

Widząc  to,  Agata  podniosła  porzucony  miecz  Tedrosa  i  skierowała  go  w  stronę

Sofii.

– Masz porachunki tylko ze mną! Pozwól im spokojnie odejść!
– Ależ oczywiście, kochanie – uśmiechnęła się Sofia. – Drzwi są otwarte.
Odrażający  zawszanie  rzucili  się  w  ich  stronę  –  wszyscy,  z  wyjątkiem

pomarszczonego, wychudzonego Tedrosa, który zastąpił im drogę.

– Proszę cię, Ted. Zakończ tę wojnę – błagała Agata.
– Nie mogę cię zostawić – zachrypiał książę.
Agata popatrzyła w jego smutne, zaropiałe oczy.
– Tym razem musisz mi zaufać.
Tedros potrząsnął głową, zbyt zawstydzony, by się spierać.
– Wycofać się! – rozkazał zdławionym głosem swoim kolegom. – Wycofujemy się!
Z  krzykiem  udręki  poprowadził  spotworniałych  zawszan  do  wyjścia.  Drzwi  jednak

zatrzasnęły się im przed nosem.

– Naprawdę, powinniście się wreszcie nauczyć, jakie są zasady – westchnęła Sofia.
Tedros i jego armia odwrócili się z drżeniem.
–  Zło  atakuje.  Dobro  się  broni  –  przypomniała  Sofia.  –  Wy  zaatakowaliście…  –

Uśmiechnęła się. – Teraz my będziemy się bronić.

Zaśpiewała  trzy  wysokie  tony.  Agata  nagle  usłyszała  na  zewnątrz  pomruki,  coraz

głośniejsze i głośniejsze, aż wytrzeszczyła oczy, rozpoznając te dźwięki.

– UCIEKAĆ! – wrzasnęła.
Drzwi  otworzyły  się  na  oścież  i  sparaliżowaną  armię  Tedrosa  zaatakowały  trzy

gigantyczne czarne szczury, kierowane przez Grimma. Warczące i piszczące gryzonie,
każdy  wielkości  koni,  przypierały  uciekających  zawszan  do  ścian,  spychały  ich  ze
schodów i wyrzucały przez okna do fosy. Zanim chłopcy zdążyli dobyć mieczy, szczury
stratowały ich jak ołowiane żołnierzyki.

–  A  ja  myślałam,  że  na  mój  talent  nikt  nie  zwróci  uwagi  –  powiedziała  Anadil  do

Dot. Nagle między nimi świsnął pocisk zrobiony z ciernia. Dziewczynki odwróciły się
i zobaczyły Tedrosa i brzydkich zawszan, rozpaczliwie podnoszących broń.

– Strzelać! – zawył Tedros.
Dot  zanurkowała  pod  gradem  strzał.  Piękni  teraz  nigdziarze  zaczęli  się  bronić

klątwami  i  obie  szkoły  zwarły  się  w  walce  –  miecze  przeciwko  zaklęciom.  Strzałki
latały,  miecze  odbijały  błyskawice,  a  palce  uczniów  po  obu  stronach  lśniły  różnymi

background image

kolorami.  Tymczasem  szczury  zerwały  się  Grimmowi  z  uwięzi,  wrzuciły  Awę  na
kandelabr  i  zostawiły  paskudne  ugryzienie  na  plecach  Nikolasa.  Grimm  zerwał  się
zwinnie do lotu i rzucił się korytarzem w pościg za Agatą, strzelając do niej płonącymi
strzałami. Schowała się za kolumnę i wyciągnęła lśniący palec akurat w momencie, gdy
wypuścił  kolejną.  Strzała  zamieniła  się  w  muchołówkę  i  natychmiast  złapała  Grimma
za rękę, aż zawył z bólu. Agata odwróciła się i zobaczyła Beatrycze, Renę i Milicentę,
szpetne i dygoczące ze strachu.

–  Skoro  umiesz  zamieniać  strzały  w  kwiaty  –  jęknęła  żałośnie  Beatrycze  –  to  czy

możesz sprawić, że znowu będziemy piękne?

Agata  zignorowała  ją.  Wyjrzała  zza  kolumny,  obserwując  pole  walki.  Barwne

zaklęcia odbijały się pomiędzy oboma stronami, a ogłuszone ciała padały pokotem na
podłogę.  Pod  oknem  dwa  szczury,  obnażające  ostre  zęby,  osaczyły  Tedrosa  i  jego
drżących kolegów.

Agata odwróciła się do dziewczynek.
– Musimy im pomóc!
– Nie ma sensu – zakwiliła Milicenta.
– Popatrz na nas – dodała Rena.
– Nie mamy nic, o co warto walczyć – pociągnęła nosem Beatrycze.
–  Macie  walczyć  o  Dobro!  –  krzyknęła  Agata,  widząc,  że  szczury  przegryzły  broń

chłopców. – Nie ma znaczenia, jak wyglądacie!

– Łatwo ci mówić – odparła Beatrycze. – Ty nadal jesteś piękna.
–  Nasze  wieże  nie  nazywają  się  Śliczna  i  Urocza!  –  skarciła  ją  Agata.  –  Tylko

Męstwo i Honor! Na tym właśnie polega Dobro, wy głupie tchórze!

Dziewczynki z otwartymi ustami patrzyły, jak Agata rzuca się w sam środek bitwy,

by  ocalić  chłopców  przed  szczurami.  Nagle  coś  na  nią  wpadło  i  popchnęło  ją  na
ścianę.

Oszołomiona  Agata  podniosła  głowę  i  zobaczyła  Sofię  siedzącą  na  grzbiecie

największego szczura, szykującą się do kolejnej szarży. Zbyt późno spróbowała rzucić
zaklęcie…

Niespodzianie Beatrycze skoczyła przed szczura i wyciągnęła rękę. Z sufitu trysnął

magiczny  deszcz,  zalewając  podłogę  wodą.  Szczur  poślizgnął  się,  wpadł  na
atakujących nigdziarzy, a Sofia zleciała na ziemię.

–  Jeszcze  jedna  rzecz  w  kwestii  Dobra.  –  Beatrycze  uśmiechnęła  się  do  Agaty,

a Rena i Milicenta stanęły po jej bokach. – Potrzebujemy siebie nawzajem.

Sofia  podniosła  głowę  i  zobaczyła,  że  zawszenie  otrząsnęli  się  i  rzucili  się  na

poprzewracanych  nigdziarzy.  Chaddick  wykorzystał  własne  kolce,  by  przeszyć  serce
szczura, Tedros wspiął się po ogonie drugiego, by dźgnąć go w szyję, a inni zawszanie
starali się wiązać cofających się teraz nigdziarzy swoimi czarnymi tunikami i pasami.

Nagle jej własne dłonie i stopy zostały magicznie spętane pnączami.

background image

– Zapomniałaś, że jesteśmy w baśni – odezwał się za nią czyjś głos.
Sofia z trudem się odwróciła się i zobaczyła stojącą za nią Agatę z lśniącym palcem.
– Na końcu zawsze wygrywa Dobro – przypomniała Agata.
Sofia dosłownie zwiotczała w pętach.
– Rzeczywiście – powiedziała, odwzajemniając spojrzenie.
Agata uświadomiła sobie nagle, że Sofia w ogóle na nią nie patrzy. Spogląda gdzieś

dalej,  na  ostatni  mural  na  ścianie:  na  namalowany  tłum  klęczący  przed  Baśniarzem,
lśniącym niczym gwiazda w dłoniach Dyrektora Akademii.

Na twarzy Sofii powoli pojawił się przebiegły uśmiech.
– Chyba że sama napiszę zakończenie.
Dźgnęła  powietrze  lśniącym  palcem  i  kałuże  na  podłodze  natychmiast  stały  się

głębsze. Tak głębokie, że Agata i obydwie armie zapadli się w nie. Uczniowie machali
rękami, starając się utrzymać na powierzchni wody, ale jej poziom podnosił się coraz
wyżej  i  wyżej,  sięgał  już  prawie  do  sufitu.  Bliscy  utonięcia,  z  wydętymi  siniejącymi
policzkami  odwrócili  się  do  Sofii,  blokującej  rozbite  okno  własnym  związanym
ciałem. Uśmiechnęła się złośliwie i rzuciła się do tyłu.

Powódź wylała się przez okna i dwie setki uczniów wyleciały z zamku na mroźne,

nocne powietrze, wpadając do fosy.

Walka  natychmiast  rozgorzała  na  nowo,  tym  razem  w  cuchnącym  szlamie,  ale

ponieważ  pokrył  on  twarze  i  ubrania  uczniów,  nie  rozpoznawali  się  nawzajem
w  słabym  świetle  brzasku.  Hester  wepchnęła  twarz  Anadil  w  błoto,  myśląc,  że  to
zawszanka.  Beatrycze  przyłożyła  Renie  w  zęby,  myśląc,  że  to  nigdziarka.  Chaddick
zaczął  dusić  najbliższą  osobę,  czyli,  jak  się  okazało,  Tedrosa,  który  w  odpowiedzi
zatopił popsute zęby w szyi swojego najlepszego przyjaciela. Zasady były łamane tak
często, że uczniowie zaczęli się zmieniać z różu w czerń, z czerni w błękit, z brzydkich
w  pięknych,  z  pięknych  w  brzydkich,  tam  i  z  powrotem,  coraz  szybciej  i  szybciej,  aż
nikt już nie miał najbledszego pojęcia, kto jest Dobry, a kto Zły.

Nikt  z  walczących  nie  zauważył,  że  daleko,  pośrodku  zatoki  ubrana  na  różowo

dziewczynka wspina się na wieżę Dyrektora Akademii, cegła po cegle, przytrzymując
się  strzał  Grimma.  I  że  znacznie  niżej  wspina  się  za  nią  książę,  którego  sylwetka
majaczyła  w  blasku  księżyca.  A  gdyby  się  dobrze  przyjrzeć,  można  by  zobaczyć,  że
kruczowłosy  książę  z  niezłomną  determinacją  uchylał  się  przed  strzałami  amorka,
a ubrany był w wydymającą się na wietrze niebieską…

Suknię.
Jeśli się dobrze przyjrzeć, to w ogóle nie był książę.

background image

30

Nigdy szczęśliwie

background image

S

ofia zgrzytała zębami, włażąc przez okno.

Dobro zawsze wygrywa.

Jej  nemezis  miała  rację.  Jak  długo  żył  Dyrektor  Akademii,  jak  długo  Baśniarz  był

w jego rękach, tak długo ona nie miała szans na zemstę. Istniał tylko jeden sposób, by
przekreślić szczęśliwe zakończenie Agaty.

Zniszczyć zarówno pióro, jak i jego strażnika.
Z  groźnym  warknięciem  Sofia  podciągnęła  się  do  wnętrza  wieży  Dyrektora

Akademii i wyciągnęła lśniący palec.

Palec przygasł.
Pustą  kamienną  komnatę  rozjaśniały  setki  czerwonych  płomieni  świec  stojących  na

brzegach  półek  z  książkami.  Podłoga  pod  jej  stopami  zasypana  była  czerwonymi
płatkami róż. Struny widmowej harfy wygrywały cichą i słodką melodię.

Sofia  skrzywiła  się.  Przybyła  tutaj,  gotowa  na  wojnę,  a  znalazła  ślub.  Dobro  było

bardziej żałosne, niż przypuszczała.

W tym momencie zobaczyła Baśniarza.
Po drugiej stronie komnaty, niestrzeżony przez nikogo, unosił się w powietrzu ponad

rozłożoną na ocienionym kamiennym stole księgą z baśnią o niej i o Agacie.

Pomiędzy  opadającymi  płatkami  i  migoczącymi  świecami  Sofia  ostrożnie  podeszła

do śmiertelnie ostrego pióra. Kiedy się do niego zbliżyła, na stali zabłysła inskrypcja.
Z  lśniącymi  oczami,  ledwie  oddychając,  Sofia  wyciągnęła  rękę  po  pióro,  ono  jednak
szarpnęło się nagle i rozcięło jej palec. Sofia cofnęła się zaskoczona.

Jedna kropla jej krwi spadła na Baśniarza, wypełniając rowki napisu i spływając do

śmiercionośnej  końcówki.  Jakby  ożywione  przez  ten  nowy  rodzaj  atramentu  pióro
rozpaliło się do czerwoności i rzuciło się na księgę, gwałtownie przewracając strony.
Cała  baśń  przewinęła  się  przed  oczami  Sofii  w  oszałamiających  ilustracjach
i  fragmentach  tekstu:  pierwsze  spotkanie  z  Tedrosem  podczas  ceremonii  powitalnej,
ukrywanie  się  przed  nim  po  Próbie  Baśni,  obserwowanie,  jak  zaprasza  na  bal  Agatę,
zwabienie armii Dobra w pułapkę wojny, nawet wspinaczka na tę wieżę – aż wreszcie
Baśniarz znalazł pustą stronę i jednym pociągnięciem nakreślił na niej krwawe kontury.
Żywe  kolory  magicznie  je  wypełniły.  Zdumiona  Sofia  patrzyła,  jak  olśniewająca
ilustracja  nabiera  kształtów.  Przedstawiała  ją  samą,  stojącą  w  tej  właśnie  komnacie,
prześliczną,  w  różowej  sukni  balowej,  wpatrującą  się  w  oczy  przystojnego
nieznajomego, wysokiego i smukłego, w pełni rozkwitu młodości i urody.

Sofia dotknęła jego twarzy na ilustracji… Lśniące błękitne oczy, marmurowa skóra,

nieziemsko białe włosy…

Nie był obcy.
Śniła  o  nim  tamtej  ostatniej  nocy  w  Gawaldonie.  To  był  książę,  którego  wybrała

spomiędzy  stu  innych  na  balu.  Ten,  od  którego  promieniowało  Długo  i  Zawsze

background image

Szczęśliwie.

– Czekałem tyle lat – odezwał się ciepły głos.
Sofia odwróciła się i zobaczyła zamaskowanego Dyrektora Akademii, zbliżającego

się  do  niej  miękko,  z  przerdzewiałą  koroną  siedzącą  krzywo  na  gęstych  białych
włosach.  Jego  przygarbione  ciało  powoli  prostowało  się,  aż  stanął  przed  nią  wysoki
i przystojny. Zdjął maskę, odsłaniając alabastrową skórę, posągowe rysy i roześmiane
błękitne oczy.

Sofia cofnęła się.
To był książę z ilustracji.
– Jesteś mł…młody…
– To wszystko była próba, Sofio – powiedział Dyrektor Akademii. – Próba mająca

na celu znalezienie mojej prawdziwej miłości.

– Twoja prawdziwa… ja? – zająknęła się Sofia. – Ale ty jesteś Dobry, a ja Zła!
Dyrektor Akademii uśmiechnął się.
– Powinniśmy chyba zacząć od początku.

Wisząca  wysoko  ponad  punktem  granicznym  fosy  i  jeziora  Agata  wspinała  się  po

strzałach  wbitych  w  srebrne  cegły,  unikając  kolejnych  pocisków.  Grimm  latał  wokół
iglicy  wieży  Dyrektora  Akademii  i  właśnie  kolejny  raz  naciągnął  cięciwę.  Agata
sięgnęła do następnego uchwytu, który jednak złamał się i poleciał w dół. Dziewczynka
obróciła  głowę.  Grimm  obnażył  w  uśmiechu  pożółkłe  i  ostre  jak  u  rekina  zęby,
wycelował w jej twarz…

Nagle zesztywniał jak ogłuszony ptak i spadł z nieba prosto w ciemną wodę.
Agata  obróciła  się  i  zobaczyła,  że  w  dole  przygasa  właśnie  czerwony  blask  palca

Hester uwięzionej do pasa w głębokim szlamie. W świetle księżyca widziała malujący
się  na  jej  twarzy  żal,  że  zmarnowała  taką  szansę  na  zakończenie  wojny.  Wokół  niej
zawszanie  zaczęli  zdobywać  przewagę  w  bitwie.  Czarne  charaktery  miotały  się,
uwięzione  i  na  powrót  brzydkie,  podczas  gdy  czterech  zawszan  przytrzymywało
kopniakami i uderzeniami wyjącego Horta w wilczej postaci.

Agata poczuła, że ostatnia strzała pęka jej w ręku.
– Ratunku – wykrztusiła, machając nogami. Strzała złamała się…
I zamieniła się w twardy lód, zapewniający jej uchwyt.
Agata  odwróciła  się  i  zobaczyła  w  oddali  zielony  blask  palca  Anadil,

wycelowanego w zamarzniętą strzałę.

Wtedy nad jej głową następna srebrna cegła stała się ciemnobrązowa. Dziewczynka

poczuła  słodki,  intensywny  zapach,  a  jej  wyciągnięta  ręka  zagłębiła  się  w  gęstej
czekoladzie. Podciągając się na niej, obejrzała się na drugą stronę zatoki.

Błękitne światełko Dot płonęło dumnie.
Gdy  kolejna  cegła  nad  jej  głową  zmieniła  się  w  czekoladę,  Agata  z  uśmiechem

background image

sięgnęła do niej.

Najwyraźniej wiedźmy zmieniły stronę.

–  Byłem  przy  tobie  od  samego  początku  –  powiedział  Dyrektor  Akademii,  którego

chłodna  i  piękna  twarz  w  pierwszych  promieniach  słońca  wydawała  się  jeszcze
piękniejsza.  –  Poprowadziłem  Agatę  do  ciebie  tej  nocy,  gdy  cię  porwałem.
Dopilnowałem, żebyś nie odpadła w pierwszych dniach w szkole. Otworzyłem drzwi
w  czasie  Cyrku.  Zadałem  ci  zagadkę,  której  odpowiedź  miała  cię  doprowadzić  do
mnie… Wtrącałem się w twoją baśń, ponieważ wiedziałem, jak musi się skończyć.

– Ale to znaczy… – zająknęła się Sofia. – Że jesteś Zły?
–  Bardzo  mi  zależało  na  moim  bracie  –  oznajmił  sztywno  Dyrektor  Akademii,

patrząc  na  toczącą  się  w  dole  walkę  uczniów.  –  Powierzono  nam  na  całą  wieczność
Baśniarza, ponieważ nasza  więź była silniejsza  niż nasze zwaśnione  dusze. Jak długo
chroniliśmy siebie nawzajem, mogliśmy pozostawać nieśmiertelni i piękni, jako Dobro
i Zło w idealnej równowadze. Oba tak samo cenne i tak samo potężne.

Odwrócił się.
– Ale Zło musi być samotne.
– Dlatego zabiłeś własnego brata?
– Tak samo jak ty chciałaś zabić swoją najdroższą przyjaciółkę i ukochanego księcia

–  uśmiechnął  się  Dyrektor  Akademii.  –  Ale  nieważne,  jak  bym  się  starał  zdobyć
władzę nad Baśniarzem… Od tamtej pory w każdej baśni triumfuje Dobro.

Pieszczotliwie dotknął inskrypcji wyrytej na piórze.
– Ponieważ istnieje coś potężniejszego od czystego Zła, droga Sofio. Coś, czego ty

i ja nie możemy mieć.

Sofia w końcu zrozumiała. Jej płomienny gniew przemienił się w żal.
– Miłość – powiedziała cicho.
– Dlatego właśnie Dobro zwycięża w każdej opowieści – rzekł Dyrektor Akademii.

–  Oni  walczą  dla  siebie  nawzajem.  My  potrafimy  walczyć  tylko  dla  siebie  samych.
Moją  jedyną  nadzieją  było  znalezienie  czegoś  potężniejszego,  czegoś,  co  da  nam
szansę.  Wypytywałem  wszystkich  wieszczów  w  Puszczy,  aż  jeden  z  nich  udzielił  mi
odpowiedzi, jakiej szukałem. Powiedział mi, że to, czego potrzebuję, przybędzie spoza
naszego  świata.  Dlatego  też  przez  wszystkie  lata  szukałem  tego,  pilnując  równowagi,
a moje ciało i nadzieja słabły… aż w końcu pojawiłaś się ty. Ta, która może na zawsze
zmienić równowagę. Ta, która jest potężniejsza od Dobrej Miłości.

Dotknął jej policzka.
– Zła Miłość.
Sofia wstrzymała oddech, czując jego zimne palce na skórze.
Kąciki warg Dyrektora Akademii uniosły się w uśmiechu.
–  Sader  wiedział,  że  się  pojawisz.  Serce  tak  samo  czarne  jak  moje.  Zło,  którego

background image

uroda  pozwoli  mi  odzyskać  własną.  –  Przesunął  dłonie  na  jej  talię.  –  Jeśli  się
zjednoczymy,  aby  przypieczętować  więź  Zła…  Jeśli  się  pobierzemy,  aby  ranić,
niszczyć i karać… wtedy ty i ja będziemy mieć w końcu coś, o co warto walczyć.

Oddech Dyrektora Akademii musnął jej ucho.
– Długo i Nigdy Szczęśliwie.
Patrząc na niego, Sofia w końcu zrozumiała. Miał w sobie ten sam złowrogi chłód,

co  ona,  ten  sam  ból  lśnił  w  jego  oczach.  Dużo  wcześniej  nim  poznała  Tedrosa,  jej
dusza  rozpoznała  swoją  drugą  połowę.  Nie  rycerza  w  lśniącej  zbroi,  walczącego
w Dobrej sprawie. Kogoś, kto w ogóle nie był Dobry.

Przez  te  wszystkie  lata  próbowała  stać  się  kimś  innym.  Popełniła  po  drodze  tyle

błędów. Ale w końcu znalazła się w domu.

– Pocałunek – szepnął Dyrektor Akademii. – Pocałunek na Nigdy Szczęśliwie.
Łzy spłynęły po policzkach Sofii. Ostatecznie miała znaleźć szczęśliwe zakończenie.
Poddała się uściskowi Dyrektora Akademii, który przyciągnął ją i wziął w ramiona.

Gdy  dotknął  dłonią  jej  szyi  i  pochylił  się,  by  obdarzyć  ją  baśniowym  pocałunkiem,
Sofia z czułością spojrzała na swojego wyśnionego księcia.

Ale jego twarz pękała teraz na krawędziach.
Przez świetlistą skórę wyłaziło poczerniałe mięso. Za jego plecami spadające płatki

róż zmieniały się w czerwie, a czerwone świece zaczęły nagle rzucać upiorne cienie.
Na  zewnątrz  poranne  niebo  zasnuło  się  piekielną  zieloną  mgłą,  a  Zamek  Dobra
poczerniał  i  skamieniał.  Gdy  przegniłe  wargi  Dyrektora  Akademii  dotknęły  jej  ust,
Sofia  zobaczyła,  że  świat  w  jej  oczach  staje  się  czerwony,  poczuła,  że  w  jej  żyłach
płonie  kwas,  a  jej  ciało  rozkłada  się,  podobnie  jak  jego  ciało.  Z  pękającą  skórą
wpatrywała się w  oczy swojego księcia,  pragnąc poczuć miłość,  jaką obiecywały jej
baśnie, miłość, która przetrwa całą wieczność…

Ale znalazła w nich tylko nienawiść.
Pożerana  pocałunkiem,  zrozumiała  w  końcu,  że  nigdy  nie  znajdzie  miłości.  Ani

w tym życiu, ani w żadnym następnym. Była Zła, na zawsze Zła, i nie mogły jej czekać
szczęście  ani  spokój.  Serce  pękało  jej  od  smutku,  gdy  poddawała  się  ciemności  bez
walki, ale gdzieś w najgłębszej głębi duszy usłyszała zamierające echo słów.

Sofio, to nie jest kwestia tego, czym jesteśmy.
Liczy się to, co robimy.
Sofia  wyrwała  się  z  uścisku  Dyrektora  Akademii,  który  zatoczył  się  na  kamienny

stół,  aż  Baśniarz  i  księga  poleciały  na  ścianę.  W  odbiciu  widocznym  w  piórze
zobaczyła swoją na wpół przegniłą twarz, przedzieloną równo od czoła do podbródka.
Nie mogła złapać tchu. Podbiegła do okna, ale z wieży nie było żadnej drogi ucieczki.

Poprzez  upiorną  zieloną  mgłę  zobaczyła  drugi  brzeg  jeziora.  Nie  było  już  śladu  po

broni,  zaklęciach,  po  dwóch  walczących  stronach.  W  wypełnionych  szlamem  norach
kotłowały  się  poczerniałe  ciała,  dzieci  tłukły  każdego  w  zasięgu  wzroku,  wpychając

background image

sobie  nawzajem  twarze  w  błoto,  szarpiąc  się  za  skórę  i  włosy,  wijąc  i  czołgając,  by
znaleźć  bezpieczne  miejsce.  Sofia  patrzyła  na  tę  wojnę,  którą  rozpoczęła,  i  widziała
Dobro i Zło walczące teraz kompletnie bez powodu.

– Co ja zrobiłam? – westchnęła.
Odwróciła się i zobaczyła, że Dyrektor Akademii porusza się na podłodze.
– Proszę – błagała go Sofia. – Chcę być Dobra!
Dyrektor  Akademii  spojrzał  na  nią  oczami  w  czerwonych  obwódkach,  a  skóra

pomarszczyła się wokół jego ust skrzywionych w wąskim uśmiechu.

– Nigdy nie będziesz Dobra, Sofio. Dlatego właśnie jesteś moja.
Powoli  przesunął  się  w  jej  kierunku.  Przerażona  Sofia  oparła  się  o  okno,  gdy

wyciągnął starcze dłonie, by ją pochwycić…

Z tyłu nieoczekiwanie objęły ją miękkie ramiona, ciepłe jak ręce anioła, i pociągnęły

ją w nocne niebo.

– Wstrzymaj oddech! – wrzasnęła Agata, gdy leciały w dół.
Obejmując  się  mocno,  wpadły  głowami  w  przeraźliwie  zimną  wodę.  Lodowate

jezioro  pozbawiło  je  oddechu,  sprawiło,  że  każdy  centymetr  ich  skóry  zdrętwiał,  ale
mimo  to  nie  puściły  się.  Ich  splecione  ciała  zanurkowały  w  arktyczną  głębinę
i  machając  nogami,  popłynęły  w  stronę  słońca.  Ale  gdy  ich  dłonie  sięgnęły  na
powierzchnię,  Agata  zobaczyła  czarny  cień  pędzący  prosto  na  nie.  Z  bezgłośnym
krzykiem  wyciągnęła  lśniący  palec  i  ogromna  fala  uniosła  je,  zabierając  poza  zasięg
Dyrektora Akademii i rzucając na jałowy brzeg Zła.

Agata  zmusiła  się,  by  uklęknąć  w  szlamie.  Wokół  słyszała  bojowe  wrzaski.

Oszalałe,  zabłocone  dzieciaki  bez  twarzy,  bez  imion  tłukły  się  nawzajem  jak  dzikie
bestie.

W pewnej odległości ze szlamu wynurzyła się jakaś sylwetka.
– Sofia? – zachrypiała Agata.
Szlam spłynął i Agata z przerażeniem rzuciła się do brzegu.
Gdy  się  odwróciła,  zobaczyła  starego,  rozkładającego  się  Dyrektora  Akademii,

brodzącego  spokojnie  w  jej  kierunku  z  Baśniarzem  w  dłoni.  Gulgocząc,  przedzierała
się  przez  walczące  ciała  w  stronę  brzegu,  umazane  tłustą  czernią  dłonie  drapały  jej
twarz, a szlam przytrzymywał ją jak ruchome piaski. Agata obejrzała się i zobaczyła, że
Dyrektor Akademii prześlizguje się przez to wszystko niezauważany przez zwaśnionych
uczniów.  Dławiąc  się  błotem,  wyrwała  się  z  czarnego  tłumu  i  upadła  na  uschniętą
trawę. Natychmiast zerwała się na nogi, by uciekać…

Dyrektor Akademii stał przed nią, a ciało odpadało mu z nagiej czaszki.
–  Spodziewałam  się  czegoś  więcej  po  Czytelniku,  Agato  –  powiedział.  –

Z pewnością wiesz, co się dzieje z tymi, którzy stają na drodze miłości.

Agata zaczerwieniła się gniewnie.
– Nigdy jej nie dostaniesz. Tak długo, jak długo żyję.

background image

Błękitne oczy Dyrektora Akademii nabiegły krwią.
– Tak też zostało zapisane.
Uniósł Baśniarza jak sztylet i z ogłuszającym wrzaskiem cisnął nim w Agatę.
Agata, bez szans na ucieczkę, zamknęła oczy.
Czyjeś ciało uderzyło w nią i przewróciło ją na ziemię.
Uniosła powieki. Obok niej leżała Sofia z sercem przeszytym Baśniarzem.
Dyrektor Akademii wydał okrzyk zaskoczenia.
Walka wokół nich zamarła.
Pokrwawieni  uczniowie  odwracali  się  w  zdumionym  milczeniu  i  widzieli  swojego

przegniłego,  złowrogiego  przywódcę  zastygłego  nad  ciałem  wiedźmy,  która  ocaliła
życie księżniczce. Nad ciałem jednej z nich.

Na twarzach umazanych szlamem zawszan i nigdziarzy odmalowały się przerażenie

i  wstyd.  Zdradzili  siebie  nawzajem  i  przegrali  z  prawdziwym  wrogiem.  Szukając
głupiej zemsty, odrzucili równowagę, której powinni strzec. Ale gdy ich wzrok padł na
Dyrektora Akademii, na młodych twarzach pojawiła się nowa determinacja. W jednej
chwili srebrne łabędzie na mundurkach Dobrych i Złych uczniów stały się oślepiająco
białe i skrzecząc, machając skrzydłami, zerwały się do życia.

Maleńkie  ptaki  oswobodziły  się  i  wzbiły  w  jaśniejące  brzaskiem  niebo,  łącząc  się

w lśniącą sylwetkę. Kiedy Dyrektor Akademii podniósł głowę i zobaczył świetlistego
ducha,  znajomą  twarz  ze  śnieżnobiałymi  włosami,  policzkami  barwy  kości  słoniowej
i ciepłymi błękitnymi oczami, z jego twarzy odpłynęła cała krew. Potem uśmiechnął się
szyderczo i powiedział:

– Jesteś duchem, bracie. Nie masz żadnej mocy bez ciała.
– Jeszcze nie – powiedział czyjś głos.
Dyrektor  Akademii  odwrócił  się  i  zobaczył  profesora  Sadera,  który  utykając,

wyszedł  z  Puszczy  i  przeszedł  przez  bramę  szkoły.  Cały  pokrwawiony  przez  ciernie
Sader z drżeniem podniósł głowę w kierunku ducha na niebie.

– Proszę.
Dobry brat spadł z nieba i zniknął w ciele oddającego mu się z własnej woli Sadera.
Sader zadrżał, jego orzechowe oczy otworzyły się szeroko, a potem upadł na kolana,

zamykając powieki.

Gdy je powoli podniósł, jego oczy stały się świetliście błękitne.
Dyrektor  Akademii  cofnął  się  zaskoczony.  Skóra  na  ramionach  Sadera  przemieniła

się  w  miękkie  białe  pióra,  rozrywając  na  strzępy  zieloną  marynarkę.  Przerażony
Dyrektor Akademii przemienił się w cień i umknął po martwej trawie w stronę jeziora,
ale  Sader  wzbił  się  za  nim  w  powietrze,  przybierając  postać  ogromnego  białego
łabędzia. Spadł na niego, chwytając cień w dziób. Z przeszywającym ptasim okrzykiem
rozdarł go na strzępy, a na pole bitwy posypały się z góry czarne pióra.

Unosząc się wysoko, Sader popatrzył na Sofię tulącą się w ramionach Agaty. W jego

background image

wielkich  orzechowych  oczach  zalśniły  łzy  na  ten  pierwszy  i  ostatni  widok,  jaki  miał
w  życiu  zobaczyć.  Teraz,  gdy  jego  ofiara  się  dopełniła,  rozsypał  się  w  złoty  pył
i zniknął.

Nauczyciele, uwolnieni spod działania klątwy Dyrektora Akademii, wybiegli z obu

zamków.  Profesor  Dovey  pierwsza  stanęła  jak  wryta,  a  inni  poszli  w  jej  ślady.
Podbródek  lady  Lesso  zadrżał,  gdy  Klarysa  ścisnęła  jej  rękę.  Profesor  Anemonia,
profesor  Sheeks,  profesor  Manley,  księżniczka  Uma  –  wszyscy  mieli  takie  same,
przerażone  i  bezradne  twarze.  Nawet  Kastora  i  Polluksa  nie  dałoby  się  odróżnić  od
siebie. Wszyscy pochylili głowy w żałobie, wiedząc, że przybyli zbyt późno nawet na
cud magiczny.

Patrzyli  na  dzieci,  które  zgromadziły  się  wokół  Sofii  umierającej  w  ramionach

przyjaciółki.  Zalana  łzami  Agata  bezskutecznie  próbowała  zatamować  krew  płynącą
z rany.

Tedros pochylił się nad nimi.
– Pomogę wam – powiedział i chciał podnieść Sofię.
– Nie… – wyrzęziła Sofia. – Agata.
Tedros bez słowa zostawił ją w ramionach swojej księżniczki.
Agata przytuliła Sofię do piersi, a krew przyjaciółki splamiła jej dłonie.
– Teraz jesteś bezpieczna – powiedziała cicho.
– Nie chcę… być… Zła – wykrztusiła Sofia ze szlochem.
– Nie jesteś Zła, Sofio – szepnęła Agata, dotykając jej pomarszczonego policzka. –

Jesteś człowiekiem.

Sofia uśmiechnęła się słabo.
– Tylko jeśli mam ciebie.
W jej oczach zalśniło życie.
– Nie… jeszcze nie… – Sofia próbowała walczyć.
– Sofia! Sofia, błagam! – szlochała Agata.
– Agato… – Sofia zaczerpnęła ostatni oddech. – Kocham cię.
– Czekaj! – wrzasnęła Agata.
Lodowaty  wiatr  zgasił  ostatnie  pochodnie  i  poczerniały  Zamek  Dobra  zniknął  za

ciemną mgłą.

Płacząc i drżąc, Agata ucałowała zimne wargi Sofii.
Czarne  pióra  zadrżały  pod  nogami  dzieci  patrzących  ze  zgrozą  na  tę  scenę.  Agata

przycisnęła  głowę  do  milczącego  serca  Sofii  i  szlochała  w  straszliwej  ciszy.  Leżący
obok  nich  zimny,  zakrwawiony  Baśniarz  poszarzał;  jego  dzieło  nareszcie  się
zakończyło.

Nauczyciele obejmowali dzieci, a Agata wciąż trzymała ciało przyjaciółki, wiedząc,

że  wkrótce  będzie  musiała  je  wypuścić.  Ale  nie  potrafiła.  Z  policzkiem  mokrym  od
krwi  Sofii  słuchała  szlochania  rozlegającego  się  wokół  niej,  wiatru  smagającego

background image

skotłowany walką szlam, własnego płytkiego oddechu muskającego martwe ciało.

I uderzeń serca.
Usta Sofii nabrały na nowo koloru.
Blask rozgrzał jej skórę.
Krew zniknęła z jej piersi.
Jej  skóra  stała  się  cudownie  zdrowa  i  z  westchnieniem  zaskoczenia  Sofia  otwarła

czyste, szmaragdowozielone oczy.

– Sofia? – wyszeptała Agata.
Sofia dotknęła jej twarzy i uśmiechnęła się.
– Komu są potrzebni książęta w naszej baśni?
Słońce  przedarło  się  przez  mgłę  i  zalało  oba  zamki  złotem.  Trawa  wokół  nich

pozieleniała,  a  Baśniarz  zalśnił  nowym  życiem  i  wzniósł  się  do  swojej  niebosiężnej
wieży.  Na  brzegu  jeziora  ubrania  dzieci:  czarne,  różowe,  niebieskie,  nabrały
jednakowego srebrnego koloru, raz na zawsze zacierając podziały.

Ale  gdy  rozradowani  uczniowie  i  nauczyciele  zbliżyli  się  do  dziewczynek,  musieli

się  nagle  cofnąć.  Sofia  i  Agata  zaczęły  migotać  i  w  kilka  sekund  ich  ciała  stały  się
przezroczyste.  Odwróciły  się  do  siebie,  ponieważ  w  szumie  wiatru  usłyszały  coś,
czego inni nie słyszeli – tenorowe uderzenia miejskiego dzwonu, coraz bliżej i bliżej…

Oczy Sofii zalśniły.
– Księżniczka i wiedźma…
– Przyjaciółki – westchnęła Agata.
Odwróciła  się  do  Tedrosa.  Książę  z  rozpaczliwym  okrzykiem  wyciągnął  do  niej

ręce.

– Zaczekaj!
Ale pochwycił tylko promienie światła.
Dziewczynki zniknęły.


Document Outline