background image

Klucze do człowieczeństwa

Wstęp 
1.  Człowiek — twórca kultury 
2.  Mieć czy być?
3.  Język
4.  Historia
5.  Twórczość i autokreacja
Słownik
Bibliografia

background image

2

 Wstęp

Czasy, w których przyszło nam żyć, cechuje wzrost świadomości, że człowiek ma 
prawo być twórcą własnego losu. Jednocześnie odnajdujemy dzisiaj nadal wielką 
rozbieżność wykładni człowieka. Kim (czym) zatem jesteśmy? Kim (czym) może-
my siebie uczynić?

W tym module zajmiemy się kluczami, które w filozofii europejskiej były używane
do  tłumaczenia,  opisywania,  definiowania istoty człowieczeństwa. Niewątpliwie
takimi kluczami są: kultura, chęć posiadania, język, historia i twórczość.

background image

3

 1.  Człowiek — twórca kultury

Działalność  kulturowa  jest  uznawana  za  właściwą  jedynie  człowiekowi.  W naj-
szerszym znaczeniu 

kultura

 obejmuje wszystko, co w zachowaniu się i wyposażeniu 

członków społeczeństw ludzkich stanowi rezultat zbiorowej aktywności. A zatem 
kultura to całokształt materialnego i duchowego dorobku jakiejś społeczności wy-
tworzony w ogólnym ujęciu historycznym lub też określonej epoce. Bywa ona tak-
że definiowana jako to, co w zachowaniu ludzkim jest wyuczone — w odróżnieniu
od tego, co dziedziczone biologicznie.

Warto także zauważyć, iż termin kultura ma ten sam rdzeń co kult i często impli-
kuje święty szacunek dla określonej tradycji. Właśnie dlatego pojęcie kultura przez 
część badaczy jest używane w sposób normatywny i odnoszone jedynie do jedno-
stek i grup, które stały się kulturalne, czyli wzniosły się powyżej poziomu prymi-
tywności, barbarzyństwa, dzikości itp. Stąd też zwykle nie mówi się o kulturze bar-
barzyńskiej (np. kulturze ludożerstwa czy też kulturze opartej na przemocy). 

W tradycyjnym ujęciu rozróżnia się następujące obszary kultury:
1. 

 

Kultura duchowa

 — ogół osiągnięć w nauce, literaturze, sztuce, ale także w mo-

ralności i obyczajach czy w organizowaniu form współżycia społecznego;

2. 

 

Kultura materialna 

(

cywilizacja

) — ogół dóbr materialnych, a także środków tech-

nologicznych  i umiejętności  produkcyjnych  danego  społeczeństwa  (Podsiad, 
Więckowski, 1983: 192).

Pojęcie kultura pochodzi od łacińskiego wyrazu colere — ‘uprawiać, pielęgnować’, 
które pierwotnie odnosiło się do uprawy roli, a następnie zaczęło być stosowane 
(na zasadzie metafory) w innych dziedzinach, w których starania ludzkie prowadzą 
do poprawy stanu wyjściowego. Od XVIII wieku termin kultura był już używany 
prawie wyłącznie w odniesieniu do moralnego i umysłowego rozwoju człowieka. 
Stąd też uznano, iż 

natura

 jest tym, co człowiekowi jest wrodzone i co istnieje poza 

nim bez jego wpływu i pracy, a kultura — będąca najwyższą wartością — zawiera 
wszystko to, co powstaje dzięki naszemu świadomemu i wolnemu działaniu.

Relacja natura–kultura została ukazana w całkowicie nowym świetle przez 

Jana Ja-

kuba Rousseau

 (1712–1778), który stwierdził, iż kultura (cywilizacja) jest tym, co 

urabia, kształtuje i demoralizuje człowieka. Stąd też wystąpił on z pochwałą 

stanu 

natury

 jako złotego wieku, dzieciństwa rodzaju ludzkiego. Według Rousseau para-

doks kultury i cywilizacji polega na tym, że dając nam szansę bycia człowiekiem, 
zarazem pozbawiają nas człowieczeństwa — jednocześnie wyposażają w sumienie 
i rozbudzają miłość własną. Człowiek kultury potrafi coraz lepiej zaspokajać swoje
potrzeby i namiętności, a jednocześnie przestaje dostrzegać potrzeby innych ludzi, 
widząc w nich jedynie środek do osiągnięcia egoistycznych celów. Innymi słowy, 
w świecie cywilizowanym szczęście i dobrobyt jednych muszą być okupione cier-
pieniem i nędzą drugich, a dobro społeczne i interes powszechny to tylko frazesy, 
za którymi ukrywają się wzajemna wrogość, prywata i egoizm. W ramach społe-
czeństwa  człowiek  staje  się  cząstką  anonimowego  tłumu.  Relacje  międzyludzkie 
tracą swój bezpośredni (naturalny) charakter — ludzie zaczynają postrzegać się za 
pośrednictwem przedmiotów (pieniędzy, ubioru, powozu itd.). 

Rousseau nie żąda jednak powrotu do mitycznej krainy stanu natury, domaga się ra-
czej, aby człowiek z własnego rozumu uczynił ośrodek swego życia i stworzył nowy, 
racjonalny świat, godny jego człowieczeństwa. Zasadą owego świata powinna być 

background image

4

dobrowolna umowa członków społeczeństwa, w której każdy zaciąga zobowiąza-
nia wobec wszystkich, z czego wynika zobowiązanie wszystkich wobec każdego. 
W ten sposób jednostki mogłyby połączyć się we wspólnotę nie w imię partykular-
nych motywów i doraźnych korzyści, lecz w imię moralności, rozumu i współoby-
watelstwa (Sikora, 2001: 256–264)

1

.

Opozycja kultury i natury była również ważnym elementem w psychoanalizie 

Sig-

munda Freuda

 (1856–1939), który stwierdził, że nie możemy jednocześnie funkcjo-

nować w ramach kultury i mieć poczucia, że nic nas nie krepuje ani nie ogranicza, 
gdyż kultura nierozerwalnie łączy się z dyscypliną i przymusem. Jak pisze: „Kultu-
ra musi używać wszelkich środków, aby ograniczyć agresywne popędy człowieka 
i pohamować ich objawy za pomocą psychicznych reakcji reaktywnych. Stąd więc 
obfitość metod, które mają skłaniać ludzi do wzajemnego upodobania się i do ha-
mowania związków erotycznych, stąd ograniczenie popędu płciowego, a także ide-
alny nakaz miłości miłowania bliźniego swego jak siebie samego, który w istocie 
można usprawiedliwić tym, że nic bardziej nie sprzeciwia się pierwotnej naturze 
ludzkiej. Jednakże do tej pory mimo wszystkich tych wysiłków dążenia kultury nie 
dały wielkich rezultatów” (Freud, 1999: 25–26). W takiej perspektywie 

kultura jest 

źródłem cierpienia

 — wymaga wyrzeczenia się popędów i pragnień, czyli sprzeci-

wienia się własnej naturze.

Kultura została przeciwstawiona naturze także w strukturalistycznej teorii antro-
pologa, socjologa i filozofa

Claude’a Levi-Straussa

 (1908–2009). 

Strukturalizm

 zakła-

da, iż kultury nie są bezładnymi zbiorami elementów, ale systemami stanowiący-
mi wyraźną całość, której struktura nie jest jedynie sumą — układem elementów, 
lecz nową jakością, a zmiany w niej mogą być wywołane jedynie przez immanent-
ne przyczyny. Struktura jest tutaj zwykle definiowana jako rzeczywistość symbo-
liczna, wcześniejsza od podziału na to, co rzeczywiste i wyobrażone. Levi-Strauss 
skupił się głównie na badaniu związków pokrewieństwa, rytuałów i mitów społe-
czeństw egzotycznych. Zauważył, że np. struktura ojcostwa jest czymś innym niż 
tylko relacją między jakimś człowiekiem a jego ojcem. Strukturalisty nie interesują 
bowiem problemy indywidualne — bada on raczej to, jak odczuwana jest rola ojca 
w odniesieniu do matki, dzieci, wujów, ciotek itd. Całość owych relacji określa se-
rię przeżywaną, gdzie każdy gra swoją własną rolę. Na tym tle przeżycia globalne-
go i zarazem nieświadomego rozwijają się dopiero zachowania indywidualne (Le-
vi-Strauss, 1970).

Należy jednak na koniec także podkreślić, iż wielokrotnie sobie przeciwstawiane, 
natura i kultura są ściśle powiązane. Wszak wszelkie ludzkie zdolności kulturotwór-
cze wynikają z naszej natury, czyli są w pewnym sensie wrodzone. A zatem możemy 
powiedzieć, że kierunek i zakres działania kulturotwórczego jest w istotny sposób 
określony przez naturę i co ważne, może być rozumiany jako doskonalenie natury 
konkretnego człowieka. Innymi słowy, kultura jest tym, co pochodzi od człowieka 
jako jego autonomiczne, osobowe działanie (lub wytwór), ale jednocześnie rozwi-
ja się dzięki współpracy wielu jednostek i różnych społeczności. Dlatego też osta-
tecznie wkład kulturowy poszczególnych grup społecznych czy też całych narodów 
(kultura narodowa) składa się na kulturę ludzkości (Darowski, 1996: 104–105).

1

 Poglądy J. J. Rousseau  

będą omówione szerzej 

w dalszej części skryptu.

background image

5

 2.  Mieć czy być?

W słynnym eseju z 1976 r. pt. Mieć czy być? 

Erich Fromm

 (1900–1980) przekonują-

co dowodzi, iż o ducha ludzkości walczą dwa sposoby egzystencji (Fromm, 1995). 
Pierwszy z nich to typowy dla nowoczesnego społeczeństwa 

modus posiadania

, dru-

gi — przeciwstawny — to

 modus bycia

, przejawiający się uznaniem przewagi warto-

ści humanistycznych nad materialnymi i zakorzeniony w miłości. Według Fromma 
dla dobra ludzkości powinien zwyciężyć modus bycia. Innymi słowy, ludzie muszą 
powrócić do wartości głoszonych przez twórców religii humanistycznych (np. Bud-
da, Jezus z Nazaretu). 

Czy odwieczna chęć posiadania (modus posiadania) faktycznie wyklucza się z prak-
tykowaniem systemu wartości zorientowanego na bycie? Czy nie można być zara-
zem zamożnym i pobożnym? Czy musimy wybierać pomiędzy ubóstwem i uczci-
wością? Czy chęć bogacenie się i biznes nie dają się pogodzić z etyką? Z owymi py-
taniami zmaga się 

etyka biznesu. Już Arystoteles zauważył, iż produkcja i wymia-

na dóbr wytwarza w każdej społeczności poczucie wspólnych celów i przeświad-
czenie, że pomyślność jednostki zależy od pomyślności zbiorowości, do której ona 
przynależy. Namysł dotyczący biznesu rozwinął się wraz z pojawieniem się chrze-
ścijaństwa. Z jednej strony, w Nowym Testamencie znajdujemy słowa Jezusa: „Prę-
dzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż człowiek bogaty wejdzie do Króle-
stwa Niebieskiego” — co łączy się z tym, iż pogoń za pieniędzmi zostaje uznana 
za objaw chciwości zajmującej piąte miejsce w skali istotności wśród siedmiu grze-
chów głównych. Z drugiej — już w okresie średniowiecza Kościół rzymskokatolic-
ki sformułował fragmenty prawa kanonicznego określające to, jak należy zachowy-
wać się w obszarze świata interesów. Źródeł etyki biznesu możemy poszukiwać nie 
tylko w tradycji judeochrześcijańskiej — na przykład islam zabrania lichwy, czy-
li  pożyczania  pieniędzy  w celu  osiągnięcia  niezasłużonego  zysku.  Innymi  słowy, 
w islamie każda uczciwa i moralna inwestycja musi łączyć się z udziałem nie tylko 
w zyskach, ale także w ewentualnym ryzyku.

Oczywiście na pierwszy rzut oka samo pojęcie etyka biznesu może budzić pewne 
wątpliwości jako termin wewnętrznie sprzeczny, wszak w biznesie chodzi przede 
wszystkim o maksymalizację zysków, a nie o wartości moralne. Warto w tym miej-
scu jednak zauważyć, iż nawet gdybyśmy twierdzili, iż nie ma czegoś takiego jak 
moralny biznes, to nie znaczy, że nie warto przynajmniej szukać granic elementar-
nej przyzwoitości w interesach. Ponadto fakt, iż etyka biznesu nie daje prostych 
i ostatecznych wskazówek na temat tego, jak należy postępować, nie jest w ramach 
etyki czymś wyjątkowym, gdyż dylematy etyczne zwykle prowadziły do sporów 
i spotykały się z konkurencyjnymi, najczęściej wzajemnie wykluczającymi się roz-
wiązaniami formułowanymi w ramach poszczególnych teorii moralności.

W ostatnich  latach  możemy  obserwować  wręcz  eksplozję  zainteresowania  etyką 
biznesu. Jest to zatem dziedzina, która, choć młoda, jednak bardzo dynamicznie 
szuka swojej tożsamości i ugruntowania teoretycznego. Etyka biznesu jest niewąt-
pliwie adresowana do ludzi wolnych, samorealizujących się, ale jednocześnie prze-
strzegających prawa i dbających o doskonalenie życia społecznego. Do jej rozwoju 
przyczynia się rosnąca rola społeczna aktywności gospodarczej oraz jej coraz więk-
szy wpływ na życie ludzi w skali lokalnej i globalnej.

Refleksja dotycząca problemów moralnych łączących się z aktywnością zawodo-
wą ludzi w warunkach wolnego rynku rozwija się dzisiaj dwutorowo: jako

etyka 

background image

6

w biznesie

 albo 

etyka biznesu

. W perspektywie etyki w biznesie zysk jest z natury zły 

i niemoralny. Zgodnie z Arystotelesowską wykładnią sprawiedliwości ekwiwalent-
nej (równoważnej) przyjmuje się tutaj bowiem, iż zysk w wymianie towarów jedne-
go podmiotu wiąże się koniecznie ze stratą drugiego podmiotu. Dlatego też skoro 
strata i wyzysk są złe i niemoralne, to także uzyskany dzięki nim zysk (dążenie do 
maksymalizacji zysku w gospodarce wolnorynkowej) musi być uznany za zły i nie-
moralny. Stąd też etyka w biznesie skupia się głównie na piętnowaniu wynaturzeń 
współczesnej gospodarki.

Natomiast etyka biznesu w pewnym sensie nobilituje zysk, dochód i przyrost war-
tości. Fundamentem dla takiego stanowiska jest utylitaryzm i jego przeświadcze-
nie, iż suma zysków indywidualnych stanowi bogactwo narodów, warunkuje do-
brobyt i szczęście powszechne. W takiej perspektywie zysk nie powinien być jed-
nak maksymalny, lecz umiarkowany i optymalny przede wszystkim z punktu wi-
dzenia  interesariuszy:  właścicieli,  akcjonariuszy,  zarządzających,  zarządzanych, 
kooperantów, klientów a nawet społeczności lokalnej. Chodzi tutaj zatem o to, by 
zachowując efektywność działalności gospodarczej, jednocześnie stosować pewne 
jej ograniczenia związane z uwzględnieniem wymogów etycznych.

Ojcem takiego podejścia do biznesu jest 

Adam Smith

 (1723–1790), który w Bada-

niach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów zauważa, iż dobro wspólne i in-
teres publiczny w sposób naturalny wynikają ze swobodnej gry egoistycznych po-
budek  w dziedzinie  gospodarki.  Innymi  słowy,  każdy  człowiek  dąży  jedynie  do 
swego prywatnego interesu, ale w ten sposób przyczynia się — mimowolnie i naj-
częściej nieświadomie — do pomyślności wszystkich. Jest to słynna 

teoria niewi-

dzialnej ręki

, czyli pewnego rodzaju ekonomicznej opatrzności, która partykularne 

egoizmy kieruje w stronę interesu wspólnego. Stąd też jest ważne, aby państwo po-
wstrzymało się od wszelkiego rodzaju ingerencji w dziedzinę gospodarki. Tyrania 
ekonomiczna wcześniej czy później skończy się bowiem tyranią polityczną. Co wię-
cej, rola państwa jest czysto negatywna: ogranicza się do umożliwienia swobodne-
go rozwoju mechanizmów rynkowych, a rząd cywilny jest w rzeczywistości usta-
nowiony po to, by bronić bogatego przed biednym (Aldridge, 2006: 19–52). 

Stąd też według 

Miltona Friedmana

 (1912–2006), laureata Nagrody Nobla w dzie-

dzinie ekonomii, każde przedsiębiorstwo powinno mieć wobec społeczeństwa tyl-
ko jedno zobowiązanie, którym jest zwiększanie swoich zysków (Friedman, 1999: 
260). Według Friedmana stwierdzenie, że dyrektor przedsiębiorstwa ponosi tzw. 
społeczną  odpowiedzialność  jako  biznesmen,  wskazywałoby  na  to,  iż  działa  on 
w sposób niezgodny z interesami swoich pracodawców (akcjonariuszy, których jest 
pełnomocnikiem). Nawet jeśli wyobrazilibyśmy sobie korporację mającą cel chary-
tatywny, to menedżer prowadzący takie przedsiębiorstwo nadal odpowiada przede 
wszystkim przed jej właścicielami. Innymi słowy, dyrektor korporacji zawsze jest 
pełnomocnikiem służącym interesom swojego mocodawcy. Jeśli na przykład taki 
dyrektor  nakłada  na  przedsiębiorstwo,  w którym  pracuje,  podatki,  a uzyskane 
z tego  przychody  wydaje  na  cele  społeczne,  to  w efekcie  staje  się  pracownikiem 
państwowym (urzędnikiem publicznym) — nawet jeśli formalnie jest zatrudniony 
w prywatnym przedsiębiorstwie. Dlatego też Friedman twierdzi, iż w przypadku 
świata biznesu ukrywanie się pod maską społecznej odpowiedzialności jest zacho-
waniem schizofrenicznym czy wręcz wywrotowym. 

Perspektywa, z jakiej Friedman pokazuje zagadnienie społecznej odpowiedzialno-
ści biznesu, nie jest po prostu pochwałą relatywizmu, nie implikuje również odrzu-
cenia kwestii moralnych. Friedman aprobuje tutaj jedynie przywołane wcześniej 
stwierdzenie Adama Smitha

 o niewidzialnej ręce rynku — sile sprawczej wolnego 

rynku  determinującej  jego  rozwój  przez  swobodną,  niezamierzoną  wymianę  in-
formacji. Innymi słowy, Friedman stara się nas przekonać za Smithem, iż korzyść 
własna jest najlepszym sposobem służenia wspólnemu dobru. Przeciwnicy takich 

background image

7

poglądów, odrzucając wiarę w niewidzialną rękę rynku, zauważają, że wspólne do-
bro może być realizowane raczej przez regulującą rękę rządu — prawa i polityczne 
procedury. W świetle takiego poglądu to właśnie system, sterowany przez polity-
ków jako strażników publicznych interesów, nadaje (powinien nadawać) moralny 
kierunek podejmowanym w przedsiębiorstwach decyzjom.

Pytanie  „Czy  można  być  zarazem  zamożnym  i pobożnym?”  postawił  także  nie-
miecki socjolog i ekonomista 

Max Weber

 (1864–1920). W książce Etyka protestanc-

ka a duch kapitalizmu analizuje on okoliczności narodzin i wstępnej fazy rozwo-
ju kapitalizmu zachodniego i — co więcej — pokazuje możliwość pogodzenia czy 
wręcz wspierania się zasad moralności i jednoczesnego powodzenia w interesach. 
Jest to lektura szczególnie ciekawa w kontekście chyba wciąż aktualnych w postko-
munistycznej Polsce nastrojów. Wyrażają się one w tym, iż z jednej strony afirmu-
je się w naszym kraju wzór rzutkiego biznesmena — człowieka sukcesu, z drugiej 
strony ów biznesmen jest nieustannie podejrzewany o nieuczciwość. 

Jak zauważa w przedmowie do książki Webera Jadwiga Mizińska, polski kapitali-
sta jest jak na razie jedynie kapitalistą naturalizowanym: „Typowy »człowiek ko-
munizmu« (niekoniecznie homo sovieticus) przyzwyczajony jest do nieliczenia się 
z własną opornością czasu kalendarzowego, do manipulacyjnego doń stosunku — 
fikcyjnego »przyspieszenia« czy »odwracania« biegu historii. Rodzi to i umacnia
postawy roszczeniowe, które — gdy nie zostają zaspokojone — prowadzą do fru-
stracji i infantylnego »obrażania się« na rzeczywistość. Typowy »człowiek kapita-
lizmu«, ukształtowany właśnie przez »ducha« wywodzącego się z etyki protestanc-
kiej, wykazuje wobec czasu nie pychę, a pokorę. Słynna dewiza »czas to pieniądz« 
dla »genetycznego kapitalisty« oznacza, że na bogactwo pracuje się długo, w pocie 
czoła, inwestując w jego zdobycie wielki wysiłek i rezygnując z innego, przyjem-
niejszego sposobu spędzania życia. »Kapitalista naturalizowany«, rodem z komuni-
zmu, rozumie to powiedzenie w praktyce całkiem inaczej: że umykający czas upo-
ważnia go do pośpiechu i łapczywości na pieniądze, do zdobywania ich szybko (...) 
za wszelką cenę” (Mizińska, 1994: IX). 

Według Webera formacją bezpośrednio poprzedzającą kapitalizm był feudalizm. 
Czasy feudalizmu to czasy homo religiosus — człowieka zorientowanego na war-
tości duchowe, religijne, moralne i skoncentrowanego na osiągnięciu zbawienia po
śmierci.  Taka  postawa  łączy  się  z odwróceniem  od  spraw  doczesnych  i pogardą 
wobec dóbr materialnych. Dewiza feudalizmu to „módl się i pracuj” — dopiero po 
zaspokojeniu najważniejszej potrzeby, jaką jest kontakt z Bogiem, można się oddać 
pracy jako przykremu przymusowi. Stąd niedziela, dzień święty, odróżnia się od 
dni powszednich właśnie brakiem działań praktycznych i nasileniem aktywności 
duchowej.

Człowiek kapitalizmu to homo economicus, który nie dokonując profanacji reli-
gii i nie odrzucając świata wartości, dokonuje jednocześnie sakralizacji pracy, do 
tej pory przeciwstawianej w modlitwie jako coś mniej ważnego. Dewiza „módl się 
i pracuj” zostaje zastąpiona dewizą „módl się, pracując” — praca (nie samo posia-
danie dóbr!) jest w takiej perspektywie konieczną drogą dla zbawienia duszy. Czło-
wiek kapitalizmu łączy zatem w sobie stare z nowym. Według Webera taka synte-
za okazała się możliwa dopiero dzięki etyce protestanckiej, która zakłada, iż droga 
do nieba wiedzie przez ziemię — zabieganie o zbawienie duszy jest równoznaczne 
z troską o pomnażanie dóbr doczesnych przez pracę. Co więcej, powodzenie w in-
teresach jest dowodem Bożego błogosławieństwa, niepowodzenie natomiast wska-
zuje na brak łaski. Jak pisze: „Asceza protestancka (...) działała więc całym swym 
impetem przeciwko niefrasobliwemu korzystaniu z majątku i ograniczała konsump-
cję — zwłaszcza dóbr luksusowych. Natomiast w efekcie psychologicznym pozba-
wiała sam fakt nabywania dóbr zahamowań nałożonych przez etykę tradycjonali-
styczną. Rozsadzała więzy krępujące dążenie do zysku, nie tylko je legalizując, lecz 

background image

8

wręcz uznając za miłe Bogu. Walka przeciwko przyjemnościom cielesnym i trzyma-
nie się dóbr materialnych nie była (...) walką przeciwko racjonalnemu ich nabywa-
niu, lecz kierowała się przeciwko nieracjonalnemu ich używaniu, co obejmowało 
przede wszystkim ubóstwienie tworów doczesnych i naganne, tak wyraźne w feu-
dalizmie, widoczne formy luksusu. W to miejsce zalecano racjonalne, miłe Bogu, 
utylitarystyczne używanie majątku dla celów jednostki i zbiorowości. Pogląd ten 
nie  narzucał  więc  umartwiania  się,  lecz  tylko  zużywanie  majątku  na  rzeczy  ko-
nieczne i praktycznie pożyteczne” (Mizińska, 1994: 168–169).

Wykładnia sprawiedliwego kapitalizmu, którą proponuje Weber, jest niewątpliwie 
warta uwagi dzisiaj, kiedy coraz częściej podkreśla się rozchodzenie sfer etyki i biz-
nesu (dotyczy to zresztą nie tylko polskiego pseudokapitalizmu postkomunistycz-
nego). Pozwala ona bowiem na odróżnienie kapitalizmu łupieżczego i kapitalizmu 
produkcyjnego. Ten pierwszy polega na szybkiej, wyzbytej skrupułów moralnych 
chęci bogacenia się — „kapitalista łupieżca” zagarnia gotowe dobra, a jego kariera 
kończy się wówczas, gdy już wszystko zostało rozgrabione. Strategia kapitalizmu 
łupieżczego jest zatem na dłuższą metę samobójcza. Dlatego, jak twierdzi Weber, 
czymś naturalnym jest wypieranie kapitalizmu łupieżczego przez bardziej racjonal-
ny kapitalizm produkcyjny, który polega na inwestowaniu w produkcję i odracza-
niu konsumpcji.

W takiej dosyć optymistycznej perspektywie potrzeba bycia podziwianym za suk-
ces idzie w parze z potrzebą bycia szanowanym za uczciwość — innymi słowy — 
bycie  uczciwym  w interesach  po  prostu  się  opłaca.  Jednocześnie  nie  sposób  tu-
taj nie dostrzec, iż nawet według Webera uczciwość przynosi korzyść po długim 
okresie czasu. Dlatego też może być cynicznie wykorzystywana przez ludzi nasta-
wionych na szybki sukces. Co więcej, adwersarz Webera może dodać, iż totalną 
uczciwością większości (społeczeństwa) są najbardziej zainteresowani właśnie lu-
dzie nieuczciwi, którzy dzięki niej osiągają zysk, podczas gdy uczciwi ponoszą stra-
ty (por. Etyka biznesu, 1997: 394–460).

Niewątpliwie  naiwnością  byłoby  traktowanie  etyki  biznesu  (i etyki  w biznesie) 
jako remedium na wszelkie zło pojawiające w tzw. życiu gospodarczym. Co więcej, 
poszukiwanie trwałych granic uniwersalnej moralności w obszarze biznesu musi 
łączyć się z dość optymistycznym założeniem (być może zbyt optymistycznym), iż 
w dalszej perspektywie moralność i interes własny są tożsame, innymi słowy — ist-
nieje coś takiego, jak dobro wspólne. Jednocześnie warto zauważyć, iż etyka biz-
nesu — tak jak i każda etyka zawodowa — rozpoznając i naświetlając zachowania 
niemoralne  i jednocześnie  formułując  określone  kodeksy  deontologiczne,  powo-
duje, że ludziom trudniej będzie tłumaczyć niegodziwe działania jedynie własną 
niewiedzą. Etyka biznesu może być rozumiana po prostu jako próba obrony gra-
nic elementarnej przyzwoitości w biznesie, polegająca na pokazaniu, iż warunkiem 
koniecznym uprawiania biznesu jest działanie niebędące kłamstwem, oszustwem, 
kradzieżą,  postępowaniem  nielegalnym,  przymusem,  zabójstwem,  lecz  działanie 
rzetelne i uczciwe (por. Sternberg, 1998: 101–109).

Etyczna analiza postępowania w biznesie nie może być jednak redukowana do ko-
deksów postępowania, które w rzeczywistości są jedynie regułami postępowania 
związanymi z zawodem lub pełnioną funkcją. Takie zbiory zasad co krok zderzają 
się z realiami świata sprzecznych interesów i wartości. Okazuje się zatem, że rze-
czywistość jest zwykle bogatsza (i ciekawsza), niż zakładali ich twórcy. Co więcej, 
samo  napisanie  kodeksu  postępowania  bez  ustanowienia  systemu  gwarantujące-
go jego wprowadzenie i systematyczne przestrzeganie może raczej sprzyjać zacho-
waniom cynicznym i nieuczciwym. Utopijnym jest także oczekiwanie, że działa-
nie jakiejkolwiek instytucji mogłoby zastąpić etyczny wysiłek jednostek. Dlatego 
też etyka biznesu stara się raczej określić minima etyczne — granice elementar-
nej przyzwoitości, która powinna być obecna w aktywności gospodarczej i której 

background image

9

fundamentem  byłaby  troska  o uwzględnienie  korzyści  wszystkich  interesariuszy. 
Etyka biznesu to zatem przede wszystkim zachęta do refleksji dotyczącej dylema-
tów moralnych związanych z biznesem, to zachęta do myślenia na własny rachu-
nek — starannego ważenia wyborów moralnych, które stają przed nami i naszymi 
współpracownikami.

background image

10

 3.  Język

Już  Arystoteles  stwierdził,  iż  człowiek  jako  jedyny  z istot  żywych  posługuje  się 
mową. Animal rationale to także istota wyróżniająca się spośród innych zwierząt 
zdolnością myślenia. Greckie słowo logos oznacza jednocześnie nie tylko ‘rozum’,  
‘myślenie’, ale także (a może przede wszystkim) ‘język’. Czym jest język? W jaki 
sposób powstał (powstaje) ludzki język? Jakie znaczenie dla bytu człowieka ma po-
sługiwanie się językiem?

Szukając źródeł języka, możemy stwierdzić, że został on dany ludziom przez Boga, 
lub też, że jest wynikiem rozwoju naturalnych dźwięków zwierzęcych. Ale czy czło-
wiek był już człowiekiem, zanim zaczął mówić? Jedyna możliwa, choć niewiele wy-
jaśniająca odpowiedź musiałaby brzmieć: język powstał nie wcześniej i nie później 
niż człowiek.

Zgodnie  ze  słownikową  wykładnią  język  jest  zespołem  środków  służących  do 
przekazywania informacji, w szczególności systemem znaków mówionych lub pi-
sanych służących do porozumiewania się między ludźmi (Podsiad, Więckowski, 
1983: 175). 

Z pewnością język jest wiedzą nabywaną społecznie — trudno sobie wyobrazić ję-
zyk powstający poza społeczeństwem. Czy zatem wielość języków musi prowadzić 
nas  do  relatywizmu?  Czy  w poszczególnych  językach  są  elementy  uniwersalne? 
W jakiej mierze poszczególne języki sprzyjają powstaniu różnych obrazów świata? 

Faktem jest, że nawet te same gesty zmieniają swe znaczenie w zależności od kul-
tury, np. wśród Polaków uśmiech wyraża zwykle radość (zadowolenie), gdy tym-
czasem wśród Japończyków może oznaczać złość. Mieszkańcy pewnych wspólnot 
językowych posiadają umiejętność różnicowania świata przy pomocy słów, która 
zdumiewa ludzi innych obszarów kulturowych. I tak w języku polskim mamy jeden 
wyraz śnieg (który może mieć różne znaczenie, kiedy odpowiednio go określimy, 
np.: „śnieg puszysty”, „śnieg zmarznięty”, „śnieg topniejący”), podczas gdy u nie-
których plemion eskimoskich znaczenia te są rozróżniane za pomocą szeregu (po-
nad stu) odrębnych wyrazów. Również gramatyka języka ojczystego ma w pewnym 
sensie wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości. Na przykład w gramatyce ję-
zyków indoeuropejskich (do których należy język polski) zawarty jest schemat du-
alistycznego postrzegania procesów przyrodniczych. Stąd też mówimy o „wianiu 
wiatru” czy też „świeceniu błyskawicy”, a zatem o podmiocie (wietrze, błyskawicy) 
i przypisywanej mu czynności (wianiu, świeceniu). Człowiek wychowany w innej 
kulturze i myślący w innej gramatyce mógłby więc zadać nam sensowne pytania: 
„Co robi wiatr, kiedy nie wieje?”, „Co robi błyskawica, kiedy nie świeci?”.

Dlatego też 

Hans-Georg Gadamer

 (1900–2002) zauważa, że język jest 

centrum ludz-

kiego bytowania

. Jak pisze: „Utworzenie pojęcia język zakłada uświadomienie sobie 

faktu, że się mówi. Jest to jednak dopiero rezultat pewnego ruchu refleksyjnego,
w wyniku którego człowiek już nie tylko mówi, lecz i nabiera dystansu do tego, co 
mówi. Właściwa zagadka języka polega zaś na tym, że w rzeczywistości nigdy nie 
potrafimy tego zrobić do końca. Myślenie o języku nie jest nigdy w stanie wyprze-
dzić języka. Możemy myśleć tylko w jakimś języku i właśnie to zadomowienie na-
szej myśli w języku jest tą głęboką zagadką, którą język stawia myśleniu. (…) 

Język nie jest jednym ze środków, za pomocą których świadomość komunikuje się 
ze światem. Nie jest trzecim (obok znaku i narzędzia, które z pewnością określają 

background image

11

istotę człowieka) instrumentem służącym do tego. Język w ogóle nie jest instrumen-
tem, nie jest narzędziem. Narzędzie jest bowiem — z istoty — czymś, czego użycie 
można opanować: narzędzie możemy wziąć do ręki i odłożyć, gdy już spełniło swo-
je zadanie. Wydawałoby się, że podobnie jest z językiem: bierzemy w usta leżące 
w pogotowiu słowa jakiegoś języka i pozwalamy, by po użyciu zniknęły z powro-
tem w ogólnym zapasie słów, którym rozporządzamy. Ale to nie to samo. Analogia 
ta jest fałszywa, ponieważ świadomość nigdy nie stoi naprzeciw świata, sięgając — 
w stanie jakby bezjęzykowym — po narzędzie porozumienia. We wszelkiej wiedzy 
o nas samych i o świecie jesteśmy już raczej ogarnięci przez język, przez nasz wła-
sny język. Wychowujemy się, poznajemy świat, poznajemy ludzi i w końcu pozna-
jemy nas samych, ucząc się mówić. Nauka mówienia nie polega na zaznajamianiu 
się z użyciem gotowego już narzędzia w celu oznaczenia swojskiego i znanego nam 
już świata. Nauka mówienia to oswajanie i poznawanie świata samego i świata ta-
kiego, jakim go napotykamy (…)” (Gadamer, 1999: 138–139).

Czy język jest zatem czymś typowym jedynie dla człowieka? Czy (jak dalece) inne 
istoty żywe mogą posiadać język? Czy zwierzęta mogą stworzyć język? Już w 1923 
r. przyrodoznawcy zauważyli, że wracająca z łupem do ula pszczoła wykonuje ta-
niec, wskazując i opisując w ten sposób innym pszczołom kierunek, odległość od 
miejsca, gdzie znalazła nektar oraz jego ilość. Czy to przykład posługiwania się ję-
zykiem? Większość antropologów odpowie, iż podstawą ludzkiej mowy są pojęcia 
ogólne, oderwane od materii (komunikacja pszczół dotyczy jedynie tego, co ma-
terialne — nektaru, zagrożenia itd.). Z drugiej strony należy zauważyć, iż współ-
czesne eksperymenty pokazują, że szympansy, orangutany można z powodzeniem 
nauczyć posługiwania się ludzkim językiem migowym lub też klawiaturą pozwala-
jącą na uzyskanie ekspresji zaimków osobowych, takich jak youme czy he (Grif-
fin, 2004: 246–250). Nauka daje coraz więcej przypadków, które bronią poglądu
głoszącego, iż małpom człekokształtnym nie brakuje inteligencji niezbędnej do po-
sługiwania się językiem, ale raczej narządów głosowych niezbędnych do wydania 
z siebie dźwięków ludzkiego języka.

Niewątpliwie  jedną  z głównych  funkcji  języka  jest  informowanie  lub  wyrażanie 
czegoś. Dlaczego zatem pewne komunikaty wydają się nam być przekonujące, a in-
ne nie? Dlaczego bardzo często jesteśmy pewni fałszu słów kogoś, kto deklaruje 
prawdomówność? Jest to spowodowane tym, że obserwując innych, skupiamy się 
nie tylko na sygnałach werbalnych, czyli wypowiadanych za pomocą słów. Czło-
wiek bowiem nieustannie za pomocą

 ciała przekazuje innym informacje na temat 

siebie, swoich zamiarów, nastroju, podejścia do życia.

Czym  jest 

język  ciała

?  Jest  on  definiowany jako forma komunikacji międzyludz-

kiej zachodzącej bez udziału słów. A zatem uznaje się, iż komunikacja werbalna to 
taka, w której wykorzystuje się słowa i zdania, gdy tymczasem komunikacja nie-
werbalna (pozawerbalna) to ta, w której wykorzystujemy gesty i mimikę. Oczywi-
ście  przejawem  komunikacji  niewerbalnej  jest  język  migowy  przyjmujący  zasady 
kodyfikacji i konstrukcji języka mówionego (jest system znaków zastępczych wobec
mowy). Czym innym jest natomiast komunikacja pozawerbalna przejawiająca się 
obok (a nie „zamiast”) języka werbalnego (Huber, 2008: 14–24).

Już antyczni retorzy tworzyli podwaliny dla 

fizjonomiki

  wiedzy na temat zna-

czenia gestów, mimiki, ruchów rąk. W wiekach średnich uważano, że na podsta-
wie  analizy  mimiki  można  poznawać  i klasyfikować ludzkie charaktery. W XIX
wieku  mowa  ciała  ludzi  i zwierząt  była  przedmiotem  rozważań  przyrodoznaw-
czych. W 1872 roku Karol Darwin napisał słynne dzieło O wyrazie uczuć u czło-
wieka i zwierząt
, w którym dowodził, iż podobnie jak w przypadku innych gatun-
ków, również naszymi działaniami, reakcjami i gestami rządzi biologia, co prowa-
dzi często do sytuacji, w której pozycja naszego ciała i jego ruchy mówią jedno, 
podczas gdy głos mówi zupełnie co innego (Darwin, 1988). Współcześnie studia 

background image

12

nad mową ciała nabrały zdecydowanie bardziej praktycznego charakteru — psy-
chologowie, lekarze i terapeuci przekonują, że znajomość fizjonomiki może pomóc
zrealizować przeróżne życiowe cele: zdobyć pracę, polepszyć relacje z otoczeniem, 
a nawet leczyć choroby.

background image

13

 4.  Historia

Być może tym, co odróżnia człowieka od zwierząt, jest pamięć zbiorowa, pozwala-
jąca mu na komunikację między teraźniejszością i przeszłością. Niewątpliwie 

czło-

wiek jest istotą historyczną

 — „Termin historyczność (…) zawsze odnosi się do ludzi 

lub tego, co ludzkie, jednakże nigdy do jednostek jako takich, lecz do ludzi jako 
członków  struktur  społecznych,  politycznych  i kulturalnych,  które  ulegają  prze-
mianom, i dlatego w ich teraźniejszości jest zawarta jakaś przeszłość i jakaś przy-
szłość. Historyczność może oznaczać różne rzeczy. Po pierwsze to, że ludzkie kul-
tury z upływem czasu zmieniają się; po drugie, że każdy człowiek jest obiektyw-
nie i subiektywnie związany ze swymi czasami; po trzecie, że każdy człowiek żyje 
z większą lub mniejszą świadomością różnicy między jego czasem a innymi czasa-
mi; po czwarte, że kultura danej epoki chce i potrafi być twórcza, to znaczy od-
mienna od poprzedniej” (Haeffner, 2006: 102–103). Czy zatem możemy powie-
dzieć, że ludzkość tworzy historię czy też może raczej podlega jej prawom? Czy 
człowiek jest podmiotem czy wręcz przeciwnie — przedmiotem historii?

Przez całe wieki historia był traktowana jako dziejopisarstwo — opowieści o dzie-
jach i wydarzeniach godnych uwagi i upamiętnienia. Dopiero w czasach nowożyt-
nych dominujące stało przekonanie, iż historia jest nauką. Co więcej, jak zauważał 

Giambattista Vico

  (1668–1744), 

historia jest nauką pewną

  podobnie  jak  geometria: 

„Pośród gęstych mroków osłaniających najodleglejszą od nas starożytność pojawia 
się jednak nigdy niegasnące, wieczne światło prawdy, której w żadnym wypadku 
nie należy podawać w wątpliwość: że świat społeczny (mondo civile) został z całą 
pewnością stworzony przez ludzi. Dlatego też możemy i powinniśmy odnaleźć jego 
zasady w przemianach naszego własnego ludzkiego umysłu. (…) Nauka ta kreśli 
zarazem wieczną historię idealną, na której tle rozwijają się w czasie dzieje wszyst-
kich narodów od ich narodzin poprzez rozwój, stabilizację i upadek aż po ruinę. 
Świat narodów jest jednak dziełem samych ludzi (…), a natura tego świata winna 
znajdować wyraz w modyfikacjach samego umysłu ludzkiego. Posuniemy się przeto
nawet do twierdzenia, że kto o przedmiocie tej Nauki rozmyśla, sam sobie tę wiecz-
ną historię idealną opowiada, sam ją tworzy (…). Nie może być bowiem historii 
pewniejszej niż ta, którą opowiada jej twórca. Nauka ta postępuje więc zupełnie 
tak, jak geometria, która sama tworzy świat wielkości, konstruując go i rozważając 
według swoich własnych aksjomatów. Czyni to jednak o tyle realniej, o ile prawi-
dłowości kierujące sprawami ludzkimi realniejsze są od punktów linii, płaszczyzn, 
figur” (Vico, 1987: 179). A zatem historia rozumiana jako nowożytna nauka jest
badaniem faktów życia społecznego.

Czy człowiek jest świadomym uczestnikiem i twórcą historii? Negatywną odpo-
wiedź na tak sformułowane pytanie dał 

Georg Wilhelm Friedrich Hegel

 (1770–1831). 

Według Hegla miejsce jednostki w historii można porównać do sytuacji człowieka, 
który kierując się obsesyjną nienawiścią do swego sąsiada, podpalił jego dom i inne 
zabudowania. Wywołał w ten sposób pożar, który zniszczył dobytek wroga, ale po-
nadto strawił całą wieś. Sprawca został pojmany, osądzony i skazany na wieloletnie 
więzienie. Jest to oczywiście przypadek trywialny, znany z niejednej kroniki sądo-
wej, ale nawet w nim możemy odnaleźć pewien głębszy sens. Motywem czynu owe-
go podpalacza były jego namiętności. Kierując się nimi, świadomie zdecydował się 
zniszczyć dobytek swego domniemanego czy też rzeczywistego przeciwnika. Jednak 
jego czyn, w momencie kiedy stał się realnym faktem, uzyskał niezależne od swe-
go twórcy życie i własną obiektywną treść. Podpalacz zamierzał spalić jedynie dom 

background image

14

i zabudowania sąsiada, jednak spalił całą wieś, stając się sprawcą krzywdy wielu lu-
dzi, z którymi nie miał żadnych konfliktów, a być może nawet ich lubił. Podkłada-
jąc ogień, uruchomił proces, który wymknął się spod jego kontroli. Ponadto, jego 
czyn obrócił się ostatecznie przeciwko niemu — pragnął zaszkodzić wrogowi, ale 
zaszkodził przede wszystkim sobie. Trafił do więzienia, a nad całym jego później-
szym życiem ciążył czyn, którego dokonał w porywie namiętności. Taka według 
Hegla jest właśnie sytuacja człowieka w historii. W każdym działaniu pod wpły-
wem namiętności i w imię osobistych potrzeb oraz skłonności pojawia się coś wię-
cej — tworzy się powszechna historia. Innymi słowy, ludzie tworzą historię sposób 
bezwiedny (Sikora, 2001: 294–304).

W takiej perspektywie ludzie są jedynie pionkami historycznej konieczności, której 
sens pozostaje przed nimi ukryty. Sens historii jest ukryty nawet przed wielkimi hi-
storycznymi postaciami. Ich wielkość polega bowiem na zgodności osobistych na-
miętności i celów z obiektywnym rytmem dziejów. Przez wybitne jednostki, takie 
jak Napoleon, przemawia po prostu historia. A zatem dopiero wtedy, gdy osobiste 
cele człowieka są zgodne z kierunkiem rozwoju historii, może on dokonać swego 
dzieła — nawet najwybitniejsza jednostka jest jedynie dzieckiem określonej epoki, 
członkiem narodu i obywatelem państwa. Jak pisze: „

Ludzie wielcy

 historii to wła-

śnie tacy ludzie, których cele partykularne zawierają treść substancjalną wyrażają-
cą wolę ducha świata” (Filozofia…, 1987: 274). Hegel zauważa jednak, iż wielkie 
postacie historyczne to bohaterowie tragiczni. Dążą oni w trudzie i mozole do re-
alizacji upragnionego celu, a wtedy, gdy ów cel osiągną, gdy spodziewają się zado-
wolenia i nagrody, zwykle tracą rację egzystencji — berło historii przechodzi w rę-
ce ich przeciwników. Innymi słowy, bohaterowie umierają młodo — „Kiedy cel zo-
stał osiągnięty, odpadają niczym próżna łupina od jądra owocu” (Zaorski-Sikora, 
2006: 88–89).

Historyczność  rzeczywistości  i natury  ludzkiej  została  ukazana  w nieco  innym 
świetle przez spadkobiercę intelektualnego Hegla — 

Karola Marksa

 (1818–1883), 

niewątpliwie  najbardziej  wpływowego  filozofa wszechczasów. Marks stwierdził,
iż  zarówno  rzeczywistość,  jak  i natura  człowieka  są  wytworami  historycznymi 
i zmiennymi. W takiej perspektywie pytanie o naturę ludzką przestaje być pyta-
niem abstrakcyjnym i oderwanym od historii oraz życia społecznego. Jako że natu-
ra owa kształtuje się w procesie życia, to wiedza o niej wymaga analizy historii oraz 
życia zbiorowego. Człowiek to świat człowieka — państwo, społeczeństwo. Jed-
nocześnie człowiek, mimo że jest określany przez stan społeczny, nie jest jedynie 
jego biernym wytworem. Wręcz przeciwnie — jako istota posiadająca namiętności 
i świadomość  podejmuje  działanie,  tym  samym  modyfikując stosunki społeczne,
a także kształtując własną osobowość. A zatem, mimo że ludzie nie wybierają epo-
ki, w której przyszło im żyć, mimo że są uwarunkowani przez sytuację, działając, 
otwierają przed sobą możliwość przemiany istniejącego stanu rzeczy i wpływają na 
otaczający ich świat (Sikora, 2001: 320–329).

Zarówno Marks, jak i Hegel byli przekonani, iż ewolucja form ludzkiego społe-
czeństwa ma swój wyraźny finał, który nastąpi, kiedy najgłębsze i fundamentalne
pragnienia człowieka zostaną wreszcie zaspokojone. A zatem wierzyli oni w

 koniec 

historii

, którym dla Hegla było państwo liberalne, a dla Marksa społeczeństwo ko-

munistyczne. Pojęcie koniec historii zostało współcześnie podjęte m.in. przez Fran-
cisa Fukuyamę, który w napisanym w 1989 roku artykule pt. Koniec historii? do-
wodził, iż w ostatnich latach wyraźnie zwycięża pogląd o wyższości liberalnej de-
mokracji, która kolejno pokonywała rywalizujące z nią monarchię dziedziczną, fa-
szyzm i w końcu komunizm, stając się ostatnią wielką ideą (Fukuyama, 1996: 9). 
Czy cały świat zmierza faktycznie ku liberalnej demokracji? Czy współczesny czło-
wiek jest istotą pogrążoną w konsumpcjonizmie i niezdolną do tworzenia nowych 
idei? Czy historia dobiegła kresu? Jak uczy nas historia — należy być ostrożnym 

background image

15

w wieszczeniu jej końca. Co ciekawe, Fukuyama także zrewidował dzisiaj swoje 
stanowisko i zauważa, że koniec historii nie nastąpił, gdyż nie nastąpił koniec na-
uki — historia toczy się dalej wskutek gwałtownego rozwoju biotechnologii (klo-
nowanie, międzygatunkowe manipulacje genetyczne) i tym samym wkrótce może 
się okazać, że nie jest ona już historią człowieka (Fukuyama, 2005: 284–286)…

background image

16

 5.  Twórczość i autokreacja

Pojęcie twórczość początkowo nie należało do słownika filozofii europejskiej. Sta-
rożytni Grecy nie posiadali w ogólnie posiadali takiego wyrazu. Dlatego też we 
wczesnogreckiej teorii powstania świata posługiwano się pojęciem rodzenia. Nie-
co inaczej owo powstanie opisał w Timajosie Platon — według niego świat został 
zbudowany przez boskiego Demiurga, który wykonał go z materii i wedle preeg-
zystujących idei. Pojęcie twórczości zaczęło się formować dopiero pod koniec sta-
rożytności jako robienie czegoś z niczego. Przez całe wieki (zwłaszcza w średnio-
wieczu) uznawano jednak, że twórczość de nihilo jest wyłącznie atrybutem Boga 
(stwórcą, twórcą jest jedynie Bóg). Dlatego też, w perspektywie metafizyki twór-
czość w odróżnieniu od stwarzania jest definiowana jako działanie polegające na
przetwarzaniu czegoś istniejącego, czyli powodowanie powstania czegoś nowego 
jako oryginalnej kompozycji tworzonej z rzeczy zastanych (Podsiad, Więckowski, 
1983: 407). 

Pojęcie  twórczości  uległo  istotnej  przemianie  dopiero  w czasach  nowożytnych 
(ostatecznie dopiero w XIX w.), gdy zrezygnowano z wymagania „z niczego”. Od-
tąd twórczość była utożsamiana z robieniem rzeczy nowych. Ponadto stała się atry-
butem artysty (tylko artysta jest twórcą). Rozszerzenie pojęcia poza świat sztuki 
i działalności artysty nastąpiło w XX w.;

 wtedy

 już niemalże każde działanie czło-

wieka wykraczające poza prostą recepcję określane było mianem twórczego (Ta-
tarkiewicz, 1982: 288–311). Jak pisze Władysław Tatarkiewicz: „(…) człowiek jest 
twórczy, gdy nie ogranicza się do stwierdzania, powtarzania, naśladowania, gdy 
daje coś od siebie, z siebie. Tak rozumianej twórczości jest wiele: nie tylko w tym, 
co człowiek ze światem robi i co o nim myśli, ale też w tym, jak świat widzi. I nie 
może być inaczej. Człowiek chce czy nie chce, musi uzupełniać otrzymywane ze 
świata bodźce, musi formować swój obraz świata, wrażenia bowiem, jakie odbie-
ra, nie są kompletne i uformowane, wymagają scalenia, są tylko materiałem. Czło-
wiek odbiera z zewnątrz luźne wrażenia, które zespala, musi zespalać w jednolity 
obraz” (Tatarkiewicz, 1982: 288–311). Dlatego też współczesny człowiek uznawa-
ny jest za istotę „skazaną na twórczość”. Co więcej, szeroko rozumiana kreatyw-
ność stała się jedną z podstawowych wartości w ponowoczesnym, otwartym spo-
łeczeństwie.  Niektórzy  uważają  wręcz,  że  pomiędzy  powszechną  kreatywnością 
(inwencją), a elitarną twórczością artystów czy naukowców nie ma różnicy natury, 
lecz jedynie stopnia. Według socjologa Francesco Alberoniego np. każdy współcze-
sny menadżer pragnący odnieść znaczący sukces zmuszony jest do stosowania roz-
wiązań niebanalnych — musi podjąć ryzyko i szukać takiej sfery rynku, która nie 
jest jeszcze zagospodarowana przez ludzi niewykraczających poza konwencjonal-
ny (czyli nietwórczy) sposób myślenia (Alberoni, 1997: 57–98). Jak zauważa Allan 
Bloom: „Słowa twórczy i osobowość zajmują miejsce dawniejszych pojęć, takich jak 
cnotazapobiegliwośćroztropność i charakter, oddziałują na nasze osądy, stawiają 
nam cele wychowawcze” (Bloom, 1997: 217). 

Problemem ludzkiej kreatywności (bardzo szeroko rozumianej twórczości) zajęła się 
szczególnie intensywnie współczesna psychologia. Autorzy naukowych i popularno-
-naukowych psychologicznych publikacji pragną wytłumaczyć czytelnikom, w jaki 
sposób powinni wydobyć ze swego umysłu innowatorskie umiejętności i jak w sposób 
bardziej twórczy mogą rozwiązać problemy, z którymi się spotykają na co dzień w pracy  
i w domu. Najbardziej znanym i już klasycznym takim podręcznikiem jest książka 
Alexa F. Osborna, zatytułowana: Applied imagination. Principles and procedures of 

background image

17

creative problem-solving (Osborn, 1963). We wstępie do innej popularnej książki, 
autorstwa Gerarda I. Nierenberga, czytamy: „Celem tej książki jest pokazanie ci, 
jak za pomocą pewnych sposobów myślenia możesz rozwiązać swe problemy. (…) 
Kiedy przeczytasz i dokładnie przestudiujesz tę książkę, już tylko kilka trudności 
— jeśli w ogóle będą — stanie ci na przeszkodzie do znajdywania kreatywnych 
rozwiązań. (…) Książka ta zaprezentuje ci metody rozwijania kreatywnego my-
ślenia i zauważalnego poszerzenia twych możliwości umysłowych” (Nierenberg, 
1996: 13–15).

Twórczość  przestała  być  dzisiaj  rozumiana  jedynie  jako  domena  nauki  i sztuki, 
rozpatruje  się  ją  także  na  poziomie  zwyczajnej,  codziennej  ludzkiej  aktywności. 
Uznawana jest za zjawisko powszechne i naturalne. Na przykład 

Abraham Maslow

jeden  z głównych  przedstawicieli  psychologii  humanistycznej,  opisuje  twórczość 
jako normalną aktywność zdrowej i samorealizującej się jednostki. Nie oznacza to, 
że większość z nas to jednostki „zdrowe” — znakomita większość ludzi nigdy nie 
osiąga wyżyn samorealizacji — „99% populacji jest niezdrowe”, a więc prawdziwie 
twórcza jest zaledwie jedna na sto osób. Maslow zauważa jednak, że potencjalnie 
twórczy są nie tylko artyści, naukowcy i politycy, ale także tzw. zwyczajni ludzie: 
sportowcy, gospodynie domowe i kucharze (Maslow, 1990).

background image

18

 Słownik

Etyka biznesu

 — rozważania dotyczące etycznych aspektów biznesu, w których no-

bilituje się zysk, dochód i przyrost wartości. Fundamentem dla takiego stanowi-
ska jest utylitaryzm i jego przeświadczenie, iż suma zysków indywidualnych sta-
nowi  bogactwo  narodów,  warunkuje  dobrobyt  i szczęście  powszechne.  W takiej 
perspektywie zysk nie powinien być jednak maksymalny, lecz umiarkowany i opty-
malny przede wszystkim z punktu widzenia interesariuszy: właścicieli, akcjonariu-
szy, zarządzających, zarządzanych, kooperantów, klientów, a nawet społeczności 
lokalnej. Chodzi tutaj zatem o to, by zachowując efektywność działalności gospo-
darczej, jednocześnie stosować pewne jej ograniczenia związane z uwzględnieniem 
wymogów etycznych.

Etyka w biznesie

 — perspektywa etyczna zakładająca, iż zysk jest z natury zły i nie-

moralny.  Zgodnie  z arystotelesowską  wykładnią  sprawiedliwości  ekwiwalentnej 
(równoważnej)  przyjmuje  się  tutaj  bowiem,  iż  zysk  w wymianie  towarów  jedne-
go podmiotu wiąże się koniecznie ze stratą drugiego podmiotu. Dlatego też skoro 
strata i wyzysk są złe i niemoralne, to także uzyskany dzięki nim zysk (dążenie do 
maksymalizacji zysku w gospodarce wolnorynkowej) musi być uznany za zły i nie-
moralny. Stąd też etyka w biznesie skupia się głównie na piętnowaniu wynaturzeń 
współczesnej gospodarki.

Fizjonomika

 — wiedza na temat znaczenia gestów i mimiki.

Kultura duchowa

 — ogół osiągnięć w nauce, literaturze, sztuce, ale także w moral-

ności i obyczajach czy w organizowaniu form współżycia społecznego.

Kultura materialna

 — (Cywilizacja), ogół dóbr materialnych, a także środków tech-

nologicznych i umiejętności produkcyjnych danego społeczeństwa.

Strukturalizm

 — postawa badawcza zakładająca, iż kultury nie są bezładnymi zbio-

rami elementów, ale systemami stanowiącymi wyraźną całość, której struktura nie 
jest jedynie sumą-układem elementów, lecz nową jakością, a zmiany w niej mogą 
być wywołane jedynie przez immanentne przyczyny. Struktura jest tutaj zwykle de-
finiowana jako rzeczywistość symboliczna, wcześniejsza od podziału na to, co rze-
czywiste i wyobrażone.

background image

19

 Bibliografia

  1.  Alberoni F., 1997: Optymizm, Książka i Wiedza, Warszawa.
  2.  Aldridge A., 2006: Rynek, Sic!, Warszawa.
  3.  Bloom A., 1997: Umysł zamknięty, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań.
  4.  Darowski R., 1996: Filozofia człowieka, Wydawnictwo WAM, Kraków. 
  5.  Darwin K., 1988: O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt, PWN, Warszawa.
  6.  Etyka biznesu, 1997: (red. red.) J. Dietl, W. Gasparski, PWN, Warszawa.
  7.   Filozofia dla szkoły średniej. Wybór tekstów, 1987: (red.) B. Markiewicz, WSiP, 

Warszawa.

  8.  Fukuyama F., 2005: Koniec człowieka, Znak, Kraków.
  9.   Freud S., 1999: Kultura jako źródło cierpień, w: Od Nietzschego do filozofii

współczesnej. Wybór tekstów, (red.) B. Markiewicz, WSiP, Warszawa. 

10.  Fromm E., 1995: Mieć czy być?, Rebis, Poznań.
11.  Fukuyama F., 1996: Koniec historii, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań.
12.   Gadamer H. G., 1999: Człowiek i język, w: Od Nietzschego do filozofii współ-

czesnej, (red.) B. Markiewicz, WSiP, Warszawa.

13.   Griffin D. R., 2004: Umysły zwierząt. Czy zwierzęta mają świadomość, Gdań-

skie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk.

14.   Haeffner G., 2006: Wprowadzenie do antropologii filozoficznej, Wydawnictwo 

WAM, Kraków, ss. 102–103.

15.   Huber Ch., 2008: Mowa ciała. Jak ważne jest pierwsze wrażenie, Świat Książ-

ki, Warszawa. 

16.  Levi-Strauss C., 1970: Antropologia strukturalna, PIW, Warszawa. 
17.   Friedman  M.,  1999:  Społeczna  odpowiedzialność  biznesu  to  zwiększanie  zy-

sków, w: G. D. Chryssides, J. H. Kaler, 1999: Wprowadzenie do etyki biznesu
PWN, Warszawa.

18.  Maslow A. H., 1990: Motywacja i osobowość, PAX, Warszawa.
19.  Nierenberg G. I., 1996: Sztuka kreatywnego myślenia, Studio Emka, Warszawa.
20.   Osborn A. F., 1963: Applied imagination. Principles and procedures of creative 

problem-solving, Scribner, New York. 

21.   Podsiad A., Więckowski Z., 1983: Mały słownik terminów i pojęć filozoficz-

nych, PAX, Warszawa.

22.  Sikora A., 2001: Od Heraklita do Husserla, OPEN, Warszawa. 
23.  Sternberg E., 1998: Czysty biznes: etyka biznesu w działaniu, PWN, Warszawa.
24.  Tatarkiewicz W., 1982: Dzieje sześciu pojęć, PWN, Warszawa.
25.   Vico G., 1987: Nauka nowa, w: Filozofia dla szkoły średniej. Wybór tekstów

(red.) B. Markiewicz, WSiP, Warszawa.

26.  Weber M., 1994: Etyka protestancka a duch kapitalizmu, Test, Lublin.


Document Outline