background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Zwrot w przyszłość......................................................................................................................1

Skąd wzięła się ta książka?.........................................................................................................2

Bohaterstwo bez bohaterów........................................................................................................3

Ocalały cudem goniec.................................................................................................................5

Autorka i jej tematy.....................................................................................................................6

Autorka i jej bohaterowie.........................................................................................................10

Chłód i asceza...........................................................................................................................11

Porządek historyczny i porządek umierania.............................................................................12

Humor i autoironia...................................................................................................................13

Literatura faktu – jej reprezentacyjna czwórka........................................................................15

Z pozycji kata............................................................................................................................17

Filozofia wyboru.......................................................................................................................19

Kompozycja – czyli filozofia „zagęszczania”...........................................................................20

Pamięć zbrodni i pamięć zwycięstwa.......................................................................................22

Książka pisana szeptem............................................................................................................23

Przeczytać do końca.................................................................................................................24

   Książka Hanny Krall z roku 1977 stała się symbolem polskiego sukcesu wydawniczego lat 

osiemdziesiątych. Miała już dwadzieścia dwa wydania i ukazała się – w USA, we Francji, we 

Włoszech,   w  NRD,   w   RFN,   w   Hiszpanii,   Szwecji,   Finlandii,   na  Węgrzech,   w   Izraelu,   w 

Czechosłowacji oraz na łamach „Innostrannej Litieratury” w ZSRR.

Zwrot w przyszłość

      W   przedmowie   do   wydania   zachodnioniemieckiego   zabrał   głos   były   kanclerz,   Willy 

Brandt:

      „Relacji   Hanny   Krall,   której   osią   jest   Marek   Edelman,   nie   odbierałem   jako   książki   o 

umieraniu. Czytałem ją raczej jako książkę o życiu i dla życia. I mam tu na myśli nie tyle 

Zwrot w przyszłość     strona 1 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

przeżycie tych nielicznych, którzy byli w gettcie i jeszcze zdołali ujść stamtąd z życiem, lecz 

jako   przestrogę   dla   nas,   którzyśmy   –   przeważnie   bez   naszych   zasług   –   przeżyli.   Jest   to 

przestroga, by przeciwstawiać się zniszczeniu, zachować wiarę w życie, wolę przetrwania.

     Hanna Krall nie oskarża – do kogo by zresztą to dotarło na tym świecie okrucieństwa,  

nędzy mas, na którym większość stara się zarzekać, że nie ponosi żadnej winy. Autorka stawia  

pomnik człowieczeństwa temu, który przeciwstawił się umieraniu, najpierw w gettcie, potem  

jako kardiolog.

      Dlatego   ta   książka   zwrócona   jest   w   przyszłość,   dokumentuje   wolę   ludzi   i   narodu:  

przetrwać!”

Skąd wzięła się ta książka?

    „Wszystko zaczęło się od rozmów z Markiem Edelmanem” – wyjaśnia autorka w licznych 

wywiadach prasowych już po napisaniu swojego dzieła. – Jako młoda reporterka pisałam o  

ż

yciu   codziennym,   o   problemach   ludzi   współczesnych.   Marka   Edelmana   poznałam  

przypadkowo w Łodzi, kiedy pisałam reportaż o operacji serca. Pracował wtedy w łódzkiej  

klinice.   Dałam   mu   do   fachowego   sprawdzenia   mój   artykuł.   Siedzieliśmy   przy   kawie   i  

niechcący zapytałam o pobyt w gettcie. Wtedy właśnie zrodził się pomysł długiej rozmowy z  

Markiem jako naocznym świadkiem przeżyć z getta. Odtąd zagmatwane losy Żydów zajęły  

moje pisarskie życie. Uważam, że to, co piszę, jest niezmiernie ważne i ludzie powinni się o  

tym dowiedzieć.

      Zrezygnowałam   z   wielu   wątków.   Od   początku   byłam   onieśmielona   tematem.   Wymagał  

pokory. Zdawałam sobie sprawę, że to jest temat jedyny na świecie, niepowtarzalny. Bałam  

się,  że  go nie  uniosę.  Wybrałam  jeden  wątek,  jednego  bohatera: Edelmana.  Patrzyłam na  

wszystko jego oczami, korygował moją wyobraźnię, stal się moim punktem odniesienia.

      Jest   to   książka   napisana   bardzo   spokojnym   tonem,   rzeczowo.   Podporządkowałam   się 

Edelmanowi. On w ten sposób mówi o tych sprawach.

   Książkę adresowałam do takich jak ja, którzy nie wiedzieli nic albo prawie nic.

Skąd wzięła się ta książka?     strona 2 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     Bardzo długo pracowałam nad książką. Najpierw był wywiad z Edelmanem w „Odrze”

Potem różne o tym refleksje – cudze i własne. Potem projekt, żeby rozmowę kontynuować,  

jeszcze sama me wiedziałam, po co. Potem rozmowy z nim, dziesiątki rozmów, także lektury.  

Wreszcie  samo  pisanie.  Był   to,   pamiętam,   listopad.   Przez   miesiąc  nie  pokazywałam  się  w  

redakcji, nie wychodziłam z domu. Obłożona książkami i notatkami, przeniosłam się do getta,  

ż

yłam tam.

     Było to koszmarne. W dodatku nie umiałam znaleźć klucza – rytmu, klimatu. Obracałam  

bezmyślnie zdania. Próbowałam pierwszej osoby – nic nie wychodziło, potem trzeciej, też nic.  

Wiele razy zaczynałam od nowa, nim wreszcie usłyszałam rytm, czy też zdawało mi się, że  

słyszę:

     »Nosiłeś tego dnia sweter z czerwonej, puszystej wełny. To był piękny sweter, dodałeś, z  

angory. Po bardzo bogatym Żydzie... Na nim były dwa skórzane pasy na krzyż, a pośrodku –  

na   piersi   –   latarka.   Słuchaj,   jak   ja   wyglądałem!   –   mówiłeś   mi,   kiedy   zapytałam   o   dzień  

dziewiętnasty kwietnia...«

   To był ten rytm.”

Bohaterstwo bez bohaterów

     „Czym jest ta książka –  zastanawiał się jeszcze w lutym  1978 roku Zbigniew Baner w 

„Życiu   Literackim”.   —  Reportażem,   esejem,   powieścią,   konfesją?   Niespójna,   rwąca   się,  

nękająca   nawrotami,   tym   wydzieraniem   słów,   pauzami,   przemilczeniami.   Natrętna   i  

wyrozumiała,   balansująca   na   pograniczu   banału   i   przeraźliwe   precyzyjna,   chłodna.   W  

gruncie   rzeczy   jest   to   książka   właśnie   o   niemożności   nazywania,   o   lichocie   słowa  

wietrzejącego od nadmiernego użycia”.

    Hanna Krall zadaje Markowi Edelmanowi pytania, które każdemu z nas cisną się na usta. 

Oczekuje   patosu,   opowieści,   która   wzmocniłaby   u   czytelnika   poczucie   bezpieczeństwa.   A 

okazuje się, że Edelman  „nie spełnia nadziei”.  Mówi absolutnie nie to, czego się od niego 

oczekuje.   Autorka   wczuwa   się   w   mentalność   zwykłego   człowieka,   który   ma   pewne, 

Bohaterstwo bez bohaterów     strona 3 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

stereotypowe   oczekiwania   względem   głównej   postaci   i   tak   oto   relacjonuje   „zawód”   nas 

wszystkich:

     „...Okazało się, że on nie mówi tak, jak należy mówić. – A jak należy mówić? – zapytał.  

Należy mówić z nienawiścią patosem, krzycząc – nie ma innych sposobów wyrażenia tego  

wszystkiego niż krzyk.  Więc   on  od razu  nie  nadawał się do  mówienia,  bo nie było  w  nim  

patosu. Cóż to za prawdziwy pech. Ten jedyny, który przeżył, nie nadaje się na bohatera!”.

    W świadomości zbiorowej społeczeństwa funkcjonuje zwykle jakiś archetyp bohatera. Już 

kilkuletnie   dziecko   potrafi   na   swój   sposób   odpowiedzieć   na   pytanie,   jak   sobie   wyobraża 

bohatera i to wyobrażenie jest powielane w wielu dziecięcych wypowiedziach.

   Bohaterstwo uświadamia nam możliwość bycia kimś wielkim. Bohater to „ktoś”, kto zrobił 

„coś” dla nas lub w naszym imieniu. A tu, w książce „Zdążyć przed Panem Bogiem”, okazuje 

się, że ten bohater to zwyczajny człowiek, który niczego nie zrobił dla nas, tylko – za nas! No 

bo   nikt   inny   nie   potrafił   tego   zrobić.   A   właśnie   on   upomniał   się   o   prawo   umierania   z 

karabinem w ręku, kiedy prawie pół miliona ludzi potulnie szło na rzeź.

      Przypomnijmy   sobie!   W   potocznej   wyobraźni   na   pojęcie   „bohater”   składają   się   takie 

elementy,   jak:   mądrość,   siła,   waleczność,   postawa,   sprawiedliwość,   wielkie   sceny 

batalistyczne, w których dokonuje się niesamowitych czynów.

      W   książce   Hanny   Krall   nie   ma   takich   ludzi.   Dowódca   powstania   to   chłopak,   który 

wcześniej malował rybom skrzela na czerwono, aby te ryby długo wyglądały jak świeże i aby 

jego matka mogła je z powodzeniem sprzedawać.

   Czyny bohaterskie też mają tu względny wymiar. Akurat taki, na jaki pozwalają możliwości 

mieszkańców getta. Różne rzeczy się nie udają. Ot, chłopak niesie bombę, ta bomba powinna 

wyważyć  mur, przez który dałoby się przedrzeć na zewnątrz, ale chłopak nie dochodzi do 

celu   i   pada   po   drodze.   W  powieściach   rojących   się   od   heroizmu   i   herosów   taki   moment, 

gdyby   w   ogóle   miał   miejsce,   zostałby   zaraz   skompensowany   jakimś   nadzwyczajnym 

wyczynem.

      W   towarzystwie   głównego   bohatera   też   nie   znajdują   się   postacie   mityczne,   ale   –   na 

przykład dwie prostytutki, które na czas powstania „zawiesiły działalność”.

Bohaterstwo bez bohaterów     strona 4 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     Kiedy rozpoczynała się walka, a więc 19 kwietnia 1943 roku, powstańców było zaledwie 

220.   Ich   oręż   stanowiły   tylko   pistolety   i   niewielka   ilość   granatów.   Decyzję   podjęli   zbyt 

późno. Przecież do obozu zagłady w Treblince hitlerowcy zdążyli już wywieźć 450 tysięcy 

ludzi. Pozostało jeszcze 60 tysięcy do zabicia, a pośród nich – 220 powstańców. Dlaczego tak 

niewielu zdecydowało się na walkę zbrojną? Dlaczego powstanie zorganizowano tak późno?

      Marek   Edelman   wymijająco   relacjonuje   te   sprawy.   Wymiguje   się   oświadczeniem,   że 

psychiczny stan mieszkańców getta był katastrofalny, że „chodziło już tylko o wybór sposobu  

umierania” i – że śmierć w komorze gazowej jest na pewno straszniejsza niż śmierć z bronią 

w ręku.

     Prawie wszyscy Żydzi, uwięzieni w gettcie, poddali się apatycznie swojemu losowi. Byli 

oni tak wygłodniali, że – jak przykładowo wspomina Edelman – pewna matka zjadła kawałek 

ciała   zmarłego   dziecka.   Byli   zastraszeni,   wycieńczeni,   schorowani   i...   zdeterminowani 

postępowaniem   oprawców.   Wszystko   to   odarło   ich   z   jakiejkolwiek   nadziei,   spowodowało 

zanik woli działania, zanik instynktu życia.

      Wszystko  to jest jasne,  ale Edelman   do  końca  nie tłumaczy,  dlaczego  ludzie tak długo 

czekali.   Dlaczego   nie   uderzyli   na   Niemców   wcześniej,   kiedy   jeszcze   byli   w   stanie 

szmuglować broń z zewnątrz, kiedy mieli kontakty z Armią Krajową. Dopiero gdy okazało 

się – a kolejarze prowadzący pociągi na trasie do Treblinki uwiarygodnili to – że wszyscy 

zdążają   na   spotkanie   ze  śmiercią,   ukształtowała  się  garstka   zdesperowanej   młodzieży   pod 

wodzą Mordechaja Aniele wieża, która postanowiła nie dać się wyprowadzać na rzeź.

     Tylko że wtedy byli już zupełnie bez szans. Oczywiście nie mieli wątpliwości, że idą na 

stracenie. Na stracenie, ale – z bronią w ręku!

     Jest to więc książka o bohaterstwie, ale bez bohaterów, jakich by się chciało wyobrazić 

sobie.

Bohaterstwo bez bohaterów     strona 5 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Ocalały cudem goniec

     W ociekającym makabrą czasie Marek Edelman miał 22 lata i był najstarszym członkiem 

pięcioosobowej komendy Żydowskiej Organizacji Bojowej. Wszyscy razem – jak mówi – „w  

pięciu mieli sto dziesięć lat”.

      Kiedy   Niemcy,   jeszcze   w   dniu   22   lipca   1942   roku,   a   więc   dziewięć   miesięcy   przed 

powstaniem, rozpoczęli akcję totalnej zagłady narodu żydowskiego, Edelman pełnił funkcję 

szpitalnego   gońca.   Miał   specyficzny   dyżur   na   tzw.   Umschlagplatzu,   gdzie   każdego   dnia 

wywożono ludzi do komór gazowych. Do jego obowiązków należało wyprowadzenie z tłumu 

ludzi chorych, czyli takich, którzy nie nadawali się do transportu. Ratował zatem jednostki, 

akceptując   niejako   zbiorową   śmierć   wszystkich   pozostałych.   Ludzie   zgłaszali   się   na   plac 

tłumnie, czekali na swoją kolej, ustawiali się czwórkami. W żaden sposób nie chcieli wierzyć, 

ż

e zaraz pojadą transportem śmierci. Przecież Niemcy głosili, że kto zgłosi się „na roboty”, 

otrzyma 3 kg chleba i marmoladę.

      „–  Oszaleliście   –   mówili.   –   Posłano   by   nas   na   śmierć   z   chlebem?   Tyle   chleba  

zmarnowaliby”.

      Ocalały   cudem   goniec   Edelman   wybrał   po   wojnie   zawód   polegający   na   ratowaniu 

ludzkiego życia. Przedtem nie miał wyboru między śmiercią a życiem, walczył więc o śmierć 

godną.   Teraz,   już   jako   lekarz,   przed   każdą   operacją   serca,   każdego   pacjenta,   rozmyśla   o 

szansach przechytrzenia Pana Boga. Kto będzie pierwszy? Chirurg czy śmierć?

   Niestety, nawet udana operacja nie daje jeszcze gwarancji zwycięstwa, bo przecież dopiero 

czas   pokaże,   czy   operowane   serce   dostosuje   się   do   nowych   warunków,   czyli   –   do   żył 

zamienionych na tętnice, do lekarstw, do stresów.

      Czas   mija,   serce   pracuje,   napięcie   słabnie   i   wtedy   przychodzi   refleksja:   ile   to   jedno 

uratowane życie znaczy w porównaniu z tamtymi tysiącami, którzy pojechali po śmierć?

     I zaraz optymistyczna konkluzja:  „Ale każde życie stanowi dla każdego cale sto procent,  

więc może ma to jakiś sens?”.

Ocalały cudem goniec     strona 6 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Autorka i jej tematy

   Urodziła się – jak to „precyzują” przyjaciele i krytycy twórczości Hanny Krall – „na krótko 

przed wojną”. W rzeczywistości – w roku 1937. Ukończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie 

Warszawskim.   Zdecydowała   się   zostać   dziennikarką,   bo   –   jak   tłumaczyła   czytelnikom 

magazynu „Warmia i Mazury” jeszcze w roku 1978 – był to jedyny zawód, który dawał jej 

najkrótszą i najprostszą drogę, ażeby być blisko wszystkiego... Blisko świata.

      Seminarium   reportażu   prowadził   z   nią   popularny   pisarz   Marian   Brandys,   którego   już 

później, w czasie pracy zawodowej, zawsze stawiała sobie za wzór. Po studiach zaczęła pracę 

w   „Życiu   Warszawy”,   następnie   przeszła   do   redakcji   „Polityki”   i   szybko   została 

wydelegowana do Moskwy jako korespondentka tego tygodnika. Owocem pobytu w Związku 

Radzieckim stała się książka „Na wschód od Arbatu” (1972).

    Swoje teksty dzieli na dwa rodzaje: te potrzebne redakcji, które pisze się bardzo starannie, 

ale bez większych  emocji i – te potrzebne jej samej, które tworzy w napięciu, starając się 

„wydłubać coś z siebie”.

    Aktualnie jest dziennikarką „Gazety Wyborczej”, dokąd przeniosła się po zniesieniu stanu 

wojennego w kraju, którą to gazetę zresztą współtworzyła. Opublikowała siedem książek. Jest 

laureatką   nagród   Stowarzyszenia   Dziennikarzy   Polskich,   podziemnej   „Solidarności”, 

miesięcznika „Odra” i Pen-Clubu.

   Tematy do swojej twórczości wybiera z życia. Zawsze wychodziła z założenia, że pisanie o 

ludziach   ma  większą   szansę  przetrwania   niż   reportaże   o   „sprawach”   czy   o   „problemach”. 

Uważa, że nie nadaje się do niczego innego poza reportażem („Warmia i Mazury” 1978, IV). 

Publicystyka   jej   „nie   leży”,   a   do   fikcji   literackiej   nie   ma   wyobraźni.   Nie   potrafi   niczego 

wymyślić, jest więc skazana na prawdomówność.

      Co   stało   się   przedmiotem   zainteresowania   Hanny   Krall?   Oto   krótki   przegląd   jej 

dotychczasowej twórczości:

      „Na   wschód   od   Arbatu”   (1972).   Książka   pokazywała   Związek   Radziecki   daleki   od 

propagandowego wizerunku, od sposobu, w jaki pisano wtedy o „ludziach radzieckich”. W 

reportażu o masowej popularności gry w szachy autorka zrelacjonowała stan psychiczny ludzi 

Autorka i jej tematy     strona 7 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

stamtąd. „Grają... bo tam wszystko zależy od ciebie... W szachach można zrobić wszystko to,  

na co nie było szans wżyciu”. Poza tym są w książce ciekawe migawki obyczajowe z Gruzji, 

Krymu, Uzbekistanu, Estonii, Baszkirii i Syberii.

   (Książkę pt. „Szczęście Marianny Głaz”, napisaną w roku 1976, skonfiskowała cenzura. W 

rok później ukazała się pozycja „Zdążyć przed Panem Bogiem”).

    „Sześć odcieni bieli” (1978). Jest to zbiór reportaży o miłości. Teksty „o czymś błahym”, 

jak sama informuje zaraz po ukazaniu się książki.

     Skąd takie tematy? Otóż życie składa się właśnie z drobiazgów. Autorka sugeruje, że te 

wszystkie zsumowane drobiazgi stają się dla przeciętnego człowieka wydarzeniem na miarę 

wybuchu wulkanu. Reporterka nie siedzi na boku, beznamiętnie notując relacje, ale poprzez 

zestawienia różnych wypowiedzi zaznacza własny stosunek do ludzi i do życia.

      „Sublokatorka”   (1983)   ukazała   się   najpierw   w   Paryżu,   potem   były   polskie   wydania 

podziemne. Hanna Krall splata w tej książce wątek wojenny z wydarzeniami późniejszymi – 

poprzez rok 1944, 1949, 1956, 1968 – aż po grudzień 1981. Bohaterami są Polacy oraz – 

Polacy pochodzenia żydowskiego. Wyczuwa się sugestię, aby czytelnik sam postawił między 

nimi znak równości.

     Autorka tłumaczy,  co  to jest jasność i czerń.  Czerń wywodzi  się mianowicie od  Biblii

jasność od Odysei. To nie jest podział na Żydów i Polaków. Czerń ma synonimy – poniżenie, 

upokorzenie,   udręka,   mrok.   Świadomość   własnej   czerni   może   łączyć   się   z   pychą,   z 

poczuciem naznaczenia. Jasność nie jest wcale lepsza od czerni. Jaśni dostali lepszą cząstkę 

losu, to wszystko. „Trenowanie” jasności to niezgoda na poniżenie.

      „Okna”   (1984).   Pierwsze   wydanie   w   Paryżu.   W   „Oknach”   otrzymujemy   radę,   aby 

przeżywać   zawczasu  to,   czego   boimy   się  najbardziej.   Ważne  jest,   aby   wygrać   z  własnym 

strachem.   Autorka   wprowadza   fikcyjną   bohaterkę   w   prawdziwe   realia.   Łączy   postaci 

nierzeczywiste z autentycznymi zdarzeniami. Reportaż ze zmyśleniem. Łączy również to, co 

zdarzyło się dotychczas – z dniem dzisiejszym.

   „Trudności ze wstawaniem” (1987). Jeszcze jedno wydanie w Paryżu, gdyż w kraju było to 

niemożliwe. Książka poruszająca tematy odnowy lat 1980-81. Po raz pierwszy Hanna Krall 

pozwala   sobie   wyraźnie   wkroczyć   w   świat   polityki.   Ulega   temperaturze   przemian,   jakie 

Autorka i jej tematy     strona 8 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

zachodzą w kraju. Dokonuje zapisu tamtych, brzemiennych w wydarzenia dni. Odsłaniają się 

przed   oczami   czytelnika   całe   sfery   tematyczne,   niedostępne   dotąd   reporterskim 

zainteresowaniom autorki dzieła o Zagładzie.

   „Hipnoza” (1989). Książka jest zbiorem siedmiu reportaży, powstałych w wyniku rozmów 

Hanny   Krall   z   Żydami,   mieszkającymi   teraz   w   Izraelu,   w   Kanadzie   i   w   Ameryce 

Południowej,   których   korzenie   wyrastają   z   polskiej   historii   i   kultury,   z   polskich   miast   i 

miasteczek.

   Reporterkę interesują wojenne epizody z życia bohaterów. Dla ocalonych Żydów ta Polska 

z  czasów  okupacji  to  zagłada  tysięcy   rodaków,   śmierć  ich  rodzin  oraz  ich  własna  śmierć, 

której uniknęli jakimś cudem. Mimo złych  wspomnień bohaterowie „Hipnozy”  wracają do 

Polski, najczęściej myślami, a jeśli osobiście, to na krótko, i ta niezrozumiała tęsknota nie 

przynosi im niczego dobrego, zwiększa jedynie smutek i cierpienie.

      „Taniec   na   cudzym   weselu”   (1993).   Dwanaście   reportaży.   Okupacyjne   i   współczesne. 

Bohaterami są Polacy i Żydzi. Tłem jest wojna, komunizm, demokracja, a przede wszystkim 

ludzkie uczucia. Miłość i nienawiść. Mądrość i głupota.  Pracowitość i lenistwo. Odwaga i 

tchórzostwo.   Na   pierwszy   rzut   oka   wszystkie   reportaże   zawierają   tak   zwane   przypadki 

kliniczne.   Po   głębszym   jednak   zastanowieniu   dochodzi   się   do   wniosku,   że   ma   się   do 

czynienia ze zwykłymi  sprawami zwykłych  ludzi. Tyle że trzeba na nie trafić i umiejętnie 

zanalizować.

     Kazimierz Dziewanowski, w posłowiu do zbioru reportaży „Trudności ze wstawaniem”, 

nazwał Hannę Krall czarownicą polskiego reportażu. Swoje pisarstwo uprawiała autorka w 

okresie,   kiedy   trzeba   było   toczyć   nieustającą   walkę   z   cenzurą,   należało   wykazać   się 

odpornością psychiczną w chwilach, gdy okazywało się, że taki lub inny tekst „wyleciał” z 

druku. Był to również czas, gdy to i owo można było wydać jedynie w tak zwanym drugim 

obiegu, czego najlepszym przykładem jest powieść „Okno”.

   Miano „czarownicy” wzięło się niewątpliwie stąd, że trzeba było nadprzyrodzonych sił, aby 

mimo   przeszkód  ciągle   kontynuować   pisarstwo   zgodne   z  wewnętrzną   potrzebą  i  własnym 

sumieniem.

Autorka i jej tematy     strona 9 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     Tak pisze Dziewanowski w posłowiu: ,,Ten świat, w którym żyjemy, może każdego z nas  

pojedynczo zgnoić, każdego wykończyć, ale i tak z nami nie wygra. Anie wygra, jeśli będą u  

nas tacy ludzie, jak autorka i jej bohaterowie...”.

Autorka i jej bohaterowie

   W jaki sposób znajduje Hanna Krall swoich bohaterów? Bywa różnie. Czasami ludzie sami 

zawiadamiają ją:  „Muszę pani opowiedzieć coś  ważnego!”  Ale najczęściej pisze o tych,  o 

których ktoś ją zawiadamia. Na przykład niemiecki prezydent dał jej adres swoje przyjaciela, 

barona   Axela   von   dem   Bussche.   Amerykański   rabin   wspomniał   o   Tomaszu   Blatcie   z 

Sobiboru.   Jakiś   fotoreporter   z   „New   York   Timesa”   opowiedział   historię   kobiety   z 

Wąwolnicy.  Wszystkie te opowieści  doprowadziły do kontaktów  z postaciami,  które same 

były historią. Tak zresztą powstała jej ostatnia książka „Taniec na cudzym weselu”.

   Autorka boleje nad tym, że mnóstwo ciekawych wydarzeń do niej nie trafia i nigdy nie trafi. 

A   przecież   świat   pełen   jest   historii   do   opisania.   Hanna   Krall   drąży   życiorysy   swoich 

bohaterów, uzupełnia je nawet. No bo ich dzisiejsze życie wynika z przeszłości, a przeszłość 

ż

yje w nich nieprzerwanie. Nie każda jednak pamięć zasługuje na podtrzymanie. Na przykład 

nie należy pielęgnować tej pamięci, która rodzi nienawiść.

      Dlaczego   nie   pisze   o   ludziach   wielkich?   Dlaczego   jej   bohaterami   są   mieszkańcy 

Wąwolnicy,  Kocka  czy  Janowa?  Otóż dlatego,  ponieważ wielkimi i sławnymi  zajmuje się 

historia. Małymi nikt. Tacy mają szansę zaistnieć tylko w pamięci reportażu. Któż bowiem 

napisałby na temat dziewczyny o brzoskwiniowej cerze, która w gettcie „strzelała do siebie  

siedem razy i zmarnowała sześć naboi”?  Któż wiedziałby cokolwiek o Poli Lifszyc,  która 

dobrowolnie poszła z matką do Treblinki, mimo że miała szansę przejść na aryjską stronę i 

nikt by jej nie rozpoznał, jako że urodę miała wcale nieżydowską?

      Kim   jeszcze   są   bohaterowie   pisarki?   Zwykli   ludzie   z   tak   zwanego   reportażu 

interwencyjnego.  Robotnik,  któremu  zamykają  usta,  bo  za dużo niedobrego  wygaduje   pod 

adresem swojego szefa. Wzorowy maszynista, który podpada raz na zawsze za spowodowanie 

wypadku. Rodzina gnieżdżąca się w ciasnym mieszkami. Oszustka ratująca się „sposobem” 

Autorka i jej bohaterowie     strona 10 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

przed   trudami   życia.   Utalentowana   nauczycielka,   wykorzystywana   do   pisania   prac 

naukowych dla innych. Młody działacz „Solidarności”, któremu trafiło się być informatorem 

SB.   Prymitywny   komunista.   Prestidigitator   żyjący   non   stop   swoimi   „czarami”.   Narkoman 

ratujący się na swój sposób przed ogłupiającą chandrą.

     Wśród postaci zwykłych występują też ludzie znani, aczkolwiek w skromnej liczbie. Jest 

sekretarz Komitetu Wojewódzkiego z Radomia, który „stał na czele prawa” w roku 1976. Jest 

Anna Walentynowicz, organizatorka „Solidarności” na Wybrzeżu. Jest wreszcie Lechosław 

Goździk, robotnik z Żerania, który w pięćdziesiątym szóstym był czymś w rodzaju „prototypu 

Wałęsy”.

   Bohaterowie Hanny Krall to na ogół ludzie przegrani i nieszczęśliwi. Nie ma jednak pośród 

nich ludzi złych. Może się wydawać, że Hanna Krall nawet w najgorszym psychopacie potrafi 

wyłuskać samo dobro, chociażby tego dobra było jak najmniej.

Chłód i asceza

     Książka nie rozpieszcza nas zróżnicowanym stylem, charakterystycznym dla konkretnych 

bohaterów czy grup ludzkich. Język autorki i język jej postaci mieszają się ze sobą, dając w 

rezultacie zaskakujący efekt: intymność.

      Zasługą   Hanny   Krall   nie   jest   więc   jakiś   wydumany   perfekcjonizm   stylu.   Coś   takiego 

mogłoby nawet sprawiać wrażenie sztuczności tym bardziej, że sam Edelman posługuje się 

oszczędnymi, wręcz ascetycznymi relacjami z tego, co przeżył.

      Niejeden   raz   autorka   przytacza   niesamowite   wręcz   historie   z   życia   swoich   bohaterów, 

zdawałoby się, że będzie to znakomity pretekst do rozszerzenia akcji. Nic z tego! Takie czy 

inne wydarzenie kwitowane jest kilkoma albo wręcz jednym zdaniem. Warto tu przytoczyć 

jako przykład chociażby informację o Walterze, któremu głodni Niemcy zjedli zmarłą ciotkę 

w   czasie   oblężenia   Królewca   oraz   kolejną   informację   o   nim   samym,   kiedy   to   zwycięska 

Armia Czerwona przywiązała go do trzech koni i pognała każdego z nich w innymi kierunku.

Chłód i asceza     strona 11 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     W pisaniu jest więc Hanna Krall lakoniczna, skrótowa, można rzec – telegraficzna, jeżeli 

weźmie   się   pod   uwagę   stosunek   objętościowy   wydarzeń   do   samej   relacji   o   tych 

wydarzeniach.

     Jest za to drobiazgowa pod innym względem. Kolory, nazwy materiału, różne detale, nad 

którymi   nikt  by   się  nie  zatrzymał   –  zwracają   jej  szczególną   uwagę.   Wybrała   sobie   formę 

obiektywnej, chłodnej informacji, mimo że akurat opowiada o okrucieństwie, o rozpaczy lub 

beznadziei. Opisywaną przez siebie rzeczywistość zabarwia fatalizmem, od którego nie ma 

wyjścia. Mówi, że opisuje świat, jak był i jaki jest, i nawet nie zadaje pytań – dlaczego?

   Do innych cech charakteryzujących język opowieści należy spokój i dystans wobec faktów. 

Pozornie pomniejsza to grozę sytuacji, ale przecież daje komfort większej wiarygodności.

      Mamy   w   książce   do   czynienia   z   kompozycją   opartą   na   zasadach   retrospekcji. 

Współczesność   miesza   się   tam   z   przeszłością   wojenną,   a   dzień   dzisiejszy   zderza   się   w   z 

wczorajszym.  Bohater,  który miotał się w piekle getta, miota się i teraz, ale już w białym 

fartuchu lekarskim. Miota się, bo chce koniecznie zdążyć przed Panem Bogiem.

Porządek historyczny i porządek umierania

   Relacja zawarta w książce „Zdążyć przed Panem Bogiem” nie jest wywiadem, aczkolwiek 

opiera się na rozmowie. Jest to oczywiście rozmowa dwojga osób, z których jedna podejmuje 

wysiłek   zrozumienia,   a   druga   –   trud   przekazania   swojego   unikalnego   doświadczenia. 

Edelman  nie  jest  łatwym   rozmówcą,  niechętnie  wraca  do  wspomnień.  Sytuacja  rozmówcy 

stwarza poczucie autentyzmu, wzmaga wiarygodność wyznań.

    „Są rzeczy – pisał Jerzy Niemczyk w „Kulturze” (6.07.80) – które się mówi a których się  

nie pisze w obawie, że ich dramatyzm stanie się zbyt trywialny. Krall włożyła wiele wysiłku,  

ż

eby wykreować w swej książce sytuację prawdziwej rozmowy, zachowując jej meandryczny,  

dygresyjny tok, poprawki i uzupełnienia.”

      „–   Słuchaj,   jak   ja   wyglądałem!   –   mówiłeś   mi,   kiedy   zapytała   o   dzień   dziewiętnastego  

kwietnia...

   – Tak mówiłem?”

Porządek historyczny i porządek umierania     strona 12 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     Po przeczytaniu czegoś  takiego  czytelnik  ma świadomość,  że dostępna mu jest jedna z 

wersji możliwych tego dialogu.

   Dla Edelmana jedynie fakty kardynalne mają znaczenie. Jako naoczny świadek ma stosunek 

sceptyczny   do   własnej   zdolności   pamięciowej.   O   konfrontacji   ze  Stroopem,   dowódcą   SS, 

likwidującym   getto   i   spieszącym   się,   by   zakończyć   akcję   do   czasu   uroczystości   z   okazji 

urodzin Hitlera, opowiada w sposób następujący:

     „Było mi przykro. Ten człowiek stał przede mną na baczność, bez pasa i miał już jeden  

wyrok   śmierci.   Jakie   to   miało   znaczenie,   gdzie   był   mur,   a   gdzie   brama,   chciałem   jak  

najszybciej wyjść z jego pokoju”.

      Nie   o   chronologię   i   detaliczną   zgodność   zeznań   ze   stanem   faktycznym   chodziło 

Edelmanowi.   W   jego   wersji  „porządek   historyczny   okazuje   się   być   tylko   porządkiem  

umierania”.

   Jest w książce scena, gdy powstańcy wybuchają śmiechem na wieść o tym, że ich przyjaciel 

umiera w szpitalu. To na pewno scena szokująca dla dzisiejszego czytelnika jako profanacja 

majestatu śmierci, ale scena, która więcej mówi o straceńczych nastrojach powstańców, niż 

suche dane liczbowe dotyczące walki w gettcie.

     Wyznanie Edelmana jest wstrząsające wcale nie dlatego, że traktuje o losie konkretnego 

narodu, ale dlatego, że mówi o ludzkich reakcjach i odczuciach w ogóle, bez względu na ich 

drażliwość,   odrzucając   wewnętrzną   cenzurę,   która   ukrywać   każe   fakty   niewygodne   i 

niefotogeniczne.

Humor i autoironia

   Po wydrukowaniu książki w roku 1977 pojawiały się tu i ówdzie opinie, że przeprowadzona 

paralelność opisywanych zdarzeń –warszawskie getto – rok 1943 i Łódź – rok 1977 – nieco 

zaciemnia obraz. I że jest to  „jeszcze jeden reporterski  chwyt zastosowany wobec tematu,  

który   żadnych   chwytów   nie   wymaga,   przy   którym   może   nawet   owe  chwyty   rażą”  („Nowe 

Książki”, 31.03.1978).

Humor i autoironia     strona 13 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

      Rzecz   w   tym,   że   tutaj   mamy   bohatera   niezwykłego,   a   także   jego   niezwykły   sposób 

przekazywania   świadectwa   dziejowego.   Ten   bohater,   bohater   w   sensie   dosłownym   – 

militarnym, a także literackim, nie miał wcale ochoty do mówienia. Zanim zrelacjonował to, 

co   przeżył,   minęło   lat   trzydzieści   z   okładem.   Opowiada   on   w   sposób   niesłychanie 

interesujący,   bo   oszczędny,   powściągliwy   i   tak   skromny,   że   przykuwa   uwagę   ciągłym 

umniejszaniem   siebie.   Chyba   to   właśnie   jest   największym   walorem   książki.   Mamy   do 

czynienia z bohaterem, który jakby wyśmiewał własne bohaterstwo, przez co jego wyznania 

nie   mają   stać   się   dla   niego   pomnikiem,   on   cały   czas   nie   tylko   nie   przymierza   się   do 

spiżowych póz i gestów, ale wręcz szydzi z nich:

      „Ludzie   zawsze   mówili,   że   strzelanie   jest   największym   bohaterstwem.   No   to   żeśmy  

strzelali.”

   „Idziemy na śmierć! – wołał. – Nie ma odwrotu, zginiemy dla honoru, dla historii!”

   I zaraz komentarz: „ Takie tam różne rzeczy się w takich wypadkach przecież mówi”.

   I jeszcze sprawa sztandarów, które wisiały nad gettem od początku powstania. Edelman nie 

jest przejęty ani nawet zainteresowany sztandarami.  „Mówi, że jeżeli były sztandary, to nie  

kto inny, tylko jego ludzie musieliby je tam powiesić, a oni nie wieszali sztandarów. Chętnie  

by je powiesili, gdyby mieli trochę czerwonej i białej tkaniny, ale jej nie mieli.

   – Więc pewnie kto inny powiesił, wszystko jedno kto.

     – Tak? – mówi. – Bardzo możliwe. – Tylko on w ogóle nie widział żadnych sztandarów.  

Dopiero po wojnie dowiedział się, że były”.

   Wręcz komizm wyczuwa się w takim oto dla odmiany ujęciu sytuacji przez Edelmana:

      „Była  szalenie ważna narada, zebraliśmy  się,  ale narady  nie było,  bo nie było  o czym  

mówić.”

   I jeszcze podobne podejście do zagadnienia:

     „Większość była za powstaniem. Przecież ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią w  

ręku jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie.”

   Elementy autoironii byłyby w opowieści głównego bohatera raczej niemożliwe, gdyby snuł 

on swoje wspomnienia zaraz po wojnie. W trzydzieści lat później jednak mógł sobie na ten 

„komfort” pozwolić.

Humor i autoironia     strona 14 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

      A   tak   oto   skwitowała   postawę   Edelmana   „Literatura”   (Kallimach,   13.04.1978): 

Programowa a bezwzględna rzeczowość Edelmana wydawać się może w pierwszym odruchu  

niepotrzebna czy niezrozumiała. Bo właściwie w imię czego? Po chwili zastanowienia można  

w niej dostrzec coś więcej niż tylko zgodność z abstrakcyjnymi zasadami. I uzasadnić głębiej,  

niż   na   przykład   powiedzeniem   zawsze   do   przywołania,   że   kiedy   raz   zaczniemy   upiększać  

rzeczywistość, to trudno się już zatrzymać, bo wyższe racje zawsze się znajdą. I nigdy już nie  

będziemy wiedzieli, gdzie akurat postawić tę granicę.

     Otóż   programowa   deheroizacja   martyrologii   i   walki   getta,   którą   z   uporem   podejmuje  

Edelman,   ma   sens   głębszy.   Ma   ona   przywracać   tę   sprawę   naszemu   doświadczeniu   i  

rozumieniu, ma znosić dystans między tamtą przeszłością a dniem dzisiejszym i przyszłością.  

Heroizacja i mitologizacja przeszłości, nawet wtedy, gdy wynosi ją na piedestał – pozbawia  

ją żywej więzi z aktualnym doświadczeniem i jego rozwojem. Jeżeli przeszłość była sprawą  

bohaterów, to możemy i powinniśmy ją podziwiać tak jak ich właśnie, ale ten podziw zostawia  

nas   na   zewnątrz   ich   sprawy   i   ją   na   zewnątrz   naszych   spraw,   skoro   to   nie   my   jesteśmy  

bohaterami.

      Istnieje   bowiem   pewien   poziom   wzniosłości,   który   unicestwia   sens   przesłania   i   moc 

przekładu,   czyniąc   nas   zamkniętymi,   »odpornymi«   na   obraz   doświadczeń,   przed   którymi 

skądinąd chylimy głowę.”

Literatura faktu – jej reprezentacyjna czwórka

      Na   pewno   nie  będzie  żadnym   odkryciem   stwierdzenie,   że  w  przeciwieństwie   do   fikcji 

literackiej   literatura   faktu   trzyma   się   realiów   i   relacjonuje   wydarzenia   utrwalone   przez 

uważnych obserwatorów na kartach książek.

     W naszej powojennej historii literatury faktu liczą się przede wszystkim cztery nazwiska, 

zasługujące na pamięć: Wańkowicz, Moczarski, Krall i Kapuściński. Każda z wymienionych 

postaci posługiwała się inną techniką pisarską, innym stylem, miała też własne, odmienne od 

pozostałych, zainteresowania. I tak Wańkowicz relacjonuje najchętniej wydarzenia z dziejów 

narodu, Moczarski, uwikłany w przymusowy kontakt z hitlerowskim oprawcą, opisuje własne 

Literatura faktu – jej reprezentacyjna czwórka     strona 15 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

przeżycia na tle cudzych poglądów, Hanna Krall wykorzystuje obce doświadczenia, nadając 

im osobisty charakter, zaś Kapuściński penetruje tereny egzotyczne, zamknięte dla zwykłego 

obserwatora.

     Literatura faktu, ogólnie rzecz ujmując, nie jest tylko relacją czy informacją. Przekazuje 

klimat,   uczucia,   namiętności.   Wywołuje   emocje,   próbuje   rozwiązywać   problemy.   Zadaje 

pytania typu „dlaczego właśnie tak się stało?”

      Melchior  Wańkowicz, który zwykł  określać siebie mianem  reportera raczej  niż  pisarza, 

przyrównywał zawód reportera do pracowitej pszczoły, która niesie nektar do ula. Łacińskie 

słowo   „reporto”   oznacza   wszak   „odnosić”.   Można   przyjąć,   że   dotyczy   to   odnoszenia 

zaobserwowanych   wydarzeń   z   miejsca,   w   którym   one   się   dokonały   –   do   ludzkiej 

ś

wiadomości.

      Literatura   faktu,   oparta   oczywiście   na   technice   reportażu,   nie   narodziła   się   dopiero   po 

wojnie.   Już   w   dwudziestoleciu   międzywojennym   z   powodzeniem   realizowano   próby   tego 

rodzaju,   czego   najlepszymi   przykładami   są   dwie   książki   Ksawerego   Pruszyńskiego   „W 

czerwonej   Hiszpanii”   i   „Podróż   po   Polsce”,   Józefa   Kisielewskiego   „Ziemia   gromadzi 

prochy”,   Kazimierza   Wrzosa   „Oko   w   oko   z  kryzysem”   oraz   cała   wcześniejsza   twórczość 

Wańkowicza.

      Zaraz   po   wojnie   wyszły   „Medaliony”   Nałkowskiej   oraz   „Dymy   nad   Birkenau” 

Szmaglewskiej.

   W epoce tak zwanego realizmu socjalistycznego lat 1948-1956 krzewiła się literatura faktu 

„na zamówienie społeczne”, czyli tak naprawdę – na zlecenie komunistycznej władzy. Wśród 

czytelników   książki   tego   rodzaju   szybko   zdobyły   sobie   nazwę   „produkcyjniaków”. 

Reprezentacyjne pozycje z tego okresu to „Traktory zdobędą wiosnę” Witolda Zalewskiego, 

„Numer 16 produkuje” Kazimierza Wilczka, „Początek opowieści” Kazimierza Brandysa, czy 

też „Przy budowie” Tadeusza Konwickiego.

      Do   klasyków   najnowszej   już   literatury   faktu,   obok   autorów  wymienionych   na  wstępie, 

należy   jeszcze  zaliczyć   takie   nazwiska,   jak   Stefan   Kozicki,   Krzysztof   Kąkolewski,   Janusz 

Rolicki, Romuald Karaś, Klemens Krzyżagórski i Aleksander Rowiński.

Literatura faktu – jej reprezentacyjna czwórka     strona 16 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

   Literatura faktu różni się jednak zasadniczo od typowego prasowego reportażu, który ujęty 

jest   w   pewne   techniczne   i   stylistyczne   rygory.   Literatura   faktu   bowiem   dopuszcza 

fabularyzację, refleksję, własny osąd i aktywne uczestnictwo w wydarzeniach.

Z pozycji kata

    Przy omawianiu książki „Zdążyć przed Panem Bogiem” nie sposób ominąć pozycji, która 

uzupełnia niejako dzieło o zagładzie getta.  Pozycją tą są „Rozmowy z katem” Kazimierza 

Moczarskiego.  „Rozmowy”   są  przecież  dopełnieniem  dzieła Hanny  Krall,  dopełnieniem  w 

pewnym   sensie   umownym,   jako   że  „Rozmowy”   ukazały   się   nieco   wcześniej   niż   „Zdążyć 

przed Panem Bogiem”.

      Kazimierz   Moczarski   (1907-1975)   był   absolwentem   Uniwersytetu   Warszawskiego   i 

Wyższej   Szkoły   Dziennikarskiej.   Podczas   wojny   we   wrześniu   1939   r.   walczył   jako 

podporucznik   rezerwy   piechoty.   W   kilka   miesięcy   później   rozpoczął   działalność 

konspiracyjną jako członek Komendy Głównej Armii Krajowej.

     W sierpniu 1945 zostaje aresztowany i skazany na 10 lat więzienia za – jak to się wtedy 

zwyczajowo   określało   –   „walkę   przeciw   państwu   polskiemu”.   W   roku   1952,   a   więc   w 

szczytowym okresie nasilenia represji stalinowskich, Moczarski otrzymuje drugi wyrok. Tym 

razem   jest   to   kara   śmierci.   W   roku   1956,   a   wiec   w   jedenaście   lat   po   uwięzieniu,   zostaje 

zwolniony.

      Paradoksem   polityczno-historycznym   jest   fakt,   że   tenże   Moczarski,   żołnierz   armii 

podziemnej,   zajmujący   się   między   innymi   likwidacją   niemieckich   konfidentów,   został 

osadzony   w   jednej   celi   ze   zbrodniarzem   wojennym,   generałem   SS   i   policji,   Jürgenem 

Stroopem, likwidatorem getta warszawskiego w 1943 roku.

     Przebywali ze sobą w ciągu 255 dni. Przez te wszystkie dni ciągnęły się rozmowy, które 

aranżował   Moczarski.   Nie   notował,   bo   nie   miał   na   czym,   wszystko   zapamiętywał   i 

opublikował   pierwszy   fragment   w   „Polityce”   w   roku   1968,   a   później   w   odcinkach   w 

magazynie „Odra”. Książka zaś ukazała się dopiero w dwa lata po śmierci autora, czyli w 

roku 1977. W tym samym roku zatem, kiedy wyszło „Zdążyć przed Panem Bogiem”.

Z pozycji kata     strona 17 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     Motywacja Moczarskiego  była w pewnym  stopniu podobna do motywacji Hanny Krall. 

Obydwoje zetknęli się ze swego rodzaju „okazją” (oczywiście „okazja” Moczarskiego była 

nieporównywalna) i postanowili ją wykorzystać.

   Moczarski tak objaśnił swój zamysł:

   „Sądzę, że na to zjawisko złożyło się kilka przyczyn. Przede wszystkim kapitalne znaczenie  

miało moje postanowienie, wynikające z faktu, że przebywam w jednej celi ze zbrodniarzami  

wojennymi,  powiedziałem  sobie:  skoro  już  z nimi  jestem  i  skoro  mam  z  nimi   pozować,  to  

niechże   przynajmniej   ich   poznam,   rozgryzę   ich   osobowość   na   włókna.   Pragnąłem  

wykorzystać do maksimum tę »zaproponowaną« mi przez los, niesłychanie rzadką sytuację.  

Znajdowałem się przy tym wówczas w stanie niezwykłej, zaryzykowałbym nawet powiedzenie:  

fenomenalnej koncentracji, wypływającej z mojego szczególnego położenia, w napięciu – jak  

to nazywam – wielkich subiektywnych przeżyć, którym zresztą podlegał także mój rozmówca.  

Przecież   skądś   się   to   brało,   że   tak   mało   inteligentny   człowiek   jak   Stroop...   zachował  

dokładnie wyryte w pamięci fotografie, raporty z Großaktion Warschau.

      W  tym  czasie   potrafiłem   żyć   równocześnie   w   dwóch   światach:   w   celi   i   w   wyobraźni...  

sprzyjała mi  samotność,  brak  jakichś   innych   bodźców zewnętrznych...   Niech  ich  poznam...  

Gdy się to uda, mam możność, choć w pewnym stopniu, odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki  

mechanizm   historyczny,   psychologiczny,   socjologiczny   doprowadził   część   Niemców   do  

uformowania się w zespół ludobójców, którzy kierowali Rzeszą i usiłowali zaprowadzić swój  

Ordnung w Europie.”

   Moczarski starał się dotrzeć do ludzkich uczuć likwidatora getta:

   „– Czy panu nigdy nie było żal ich młodego życia?” – pytał Niemca, nawiązując do historii 

ginących dziewcząt żydowskich.

   Odpowiedź brzmiała:

   „– Kto chciał być wtedy prawdziwym człowiekiem, to znaczy silnym, musiał działać jak ja.  

Niech będzie błogosławione to, co czyni człowieka twardym.

      Stroop   posłużył   się  tutaj  fragmentem   wyrwanym   z  książki   Fryderyka   Nitschego   „Tako 

rzecze   Zaratustra”.   W   tych   słowach   niemieckiego   generała   znajduje   się   odpowiedź   na 

Z pozycji kata     strona 18 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

późniejsze skądinąd domysły Marka Edelmana, dlaczego tylko on jeden uratował się, a cała 

wielotysięczna rzesza niepowstańców przecież została wybita co do nogi.

     (Według raportu Stroopa straty żydowskie w powstaniu wyniosły około 20 tysięcy osób. 

Pięć   do   sześciu   tysięcy   zginęło   w   pożarach   lub   pod   gruzami,   czternaście   tysięcy 

zlikwidowano bezpośrednio po upadku powstania. Straty niemieckie wyniosły 16 zabitych i 

85 ciężej rannych. Na liczbach tych widać, co według Stroopa oznaczało bycie „prawdziwym 

człowiekiem”).

    Stroop do końca gra swoją rolę. O nic nie prosi, zachowuje się spokojnie. Nie nastąpiła u 

niego ani skrucha, ani żal, ani nawrócenie. „Nazizm nie spadł na naród niemiecki jak grom z  

jasnego nieba – konkluduje Moczarski. – Był zakorzeniony w jego historii”.

     Tę właśnie historię w zwykłym jednostkowym wymiarze ujawnia Moczarski, prezentując 

dokładnie kolejne losy młodego Stroopa wraz z obowiązującym  w jego rodzinie systemem 

wartości,   z  tradycjami   nacjonalizmu,   nietolerancją,   żądzą  władzy.   To   przecież   ze  swojego 

rodowodu wziął Stroop pogardę dla słabszych i respekt wobec siły. Stał przecież na baczność 

przed Edelmanem, gdy na karku miał już wyrok śmierci. Na tym etapie skromny dowódca 

powstania żydowskiego stanowił siłę, przed którą wielki dawniej generał chylił głowę.

     „Rozmowy z katem” doczekały się, tak samo jak „Zdążyć przed Panem Bogiem”, wydań 

obcojęzycznych.   Ukazały   się   więc   w   RFN,   Jugosławii,   USA,   Izraelu,   Francji,   Japonii, 

Czechosłowacji i na Węgrzech.

Filozofia wyboru

   „Ta książka, która podaje, że w roku 1943 nie było miejsca na wybór, cała jest refleksją na  

temat wyboru, wyboru dzisiejszego i wyboru wczorajszego –  napisał francuski  historyk,  dr 

Pierre   Vidal-Naquet   w   przedmowie   do   paryskiego   wydania   książki   „Zdążyć   przed   Panem 

Bogiem”. – Wyboru dokonanego przez chorego, który wybiera życie lub godzi się na śmierć.  

Wyboru   lekarza   dobierającego   tych,   których   spróbuje   uratować.   Wyboru   lekarza,   który  

stawia   na   życie.   Wyboru   pielęgniarek,   które   łamały   nogi   ludziom,   których   trzeba   było  

ratować.   Wyboru   pierwszego   prezesa   Rady   Żydowskiej,   Adama   Czerniakowa,   który  

Filozofia wyboru     strona 19 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

postanowił umrzeć sam, nie powiadamiając swych braci, o co szła gra w owym lipcu 1943  

roku. Wyboru bycia ofiarą lub bycia katem, aby potem samemu stać się ofiarą.”

Kompozycja – czyli filozofia „zagęszczania”

      Hanna   Krall   dostraja   się   do   osobowości   Edelmana,   do   wynikającego   z   tej   osobowości 

takiego,   a   nie   innego   sposobu   relacjonowania.   Autorka   jest   równie   jak   on   oszczędna   w 

słowach i środkach wyrazu. Cała książka to monologi i dialogi. Odautorski komentarz jest 

dyskretny, skrótowy, pedantyczny.

     Czasami jednak Hanna Krall stara się pewną sprawę poszerzyć,  nadać jej dokładniejszy 

charakter i wtedy zadaje swojemu rozmówcy pomocnicze pytania, dzięki czemu czytelnikowi 

łatwiej jest zrozumieć sens wszystkich wydarzeń.

     Swoją metodę pisarską autorka wymyślała, jak sama przyznaje, dość długo. Robiła różne 

próby i nie umiała się w nich znaleźć. Chodziło przecież o to, by nie tylko napisać, co było, 

ale   jeszcze   oddać   osobowość   rozmówcy.   Przecież   Edelman   ma   niepowtarzalny   styl.   Nikt 

jeszcze   nie   opowiadał   o   makabrycznych   przeżyciach   tak,   jak   on.   Jego   sposób   relacji 

niewątpliwie utrudnia pisanie, ale też zmusza do wypracowania szczególnego stylu.

     Rozmowa z Edelmanem trwała trzy miesiące, ale w jej efekcie zostało napisane zaledwie 

sto pięćdziesiąt drukowanych stron. Mogło być trzy razy więcej, ale Edelman posługuje się 

językiem tak lakonicznym, że tego nie dało się już z założenia poszerzyć. W zasadzie odbiera 

się czasem wrażenie, że Edelman mógłby swoją wypowiedź zamknąć w godzinie czasu tak 

wyczerpujące   są  skróty  myślowe   w  jego  ustach.   Dlatego  też  autorka   analizuje  każde jego 

zdanie, rozczłonkowuje każdą wyrażoną myśl, rozbiera opowiadaną historię na najmniejsze 

elementy,   składa   wszystko   powtórnie,   ale   efekt   finalny   wytworzył   się   już   z   mocno 

zagęszczonych treści.

   „– Zagęszczam – wyznaje Hanna Krall – z wielu zdań robię jedno. Dokładnie takie zdanie  

mogło nie paść, ale jest prawdziwsze od wypowiedzianego. To jest metoda przypominająca  

działanie wirówki.”

Kompozycja – czyli filozofia „zagęszczania”     strona 20 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

      Michał   Maliszewski   w   eseju   pt.   „Literatura   faktu”   (wyd.   Współczesność,   1991)   użył 

następującego sformułowania:

   „Opowieść Edelmana przepuszczona przez filtr osobowości Hanny Krall uzyskuje swoisty,  

sobie   tylko   właściwy   rytm,   swoją   melodię,   do   której   taką   wagę   przywiązuje   autorka,  

podkreślając, że nie siada się do pisania, dopóki jej nie usłyszy. Tak też się stało i tym razem.  

Ową   melodią   książki   »Zdążyć   przed   Panem   Bogiem«   jest   zwyczajne,   ciche   mówienie   o  

rzeczach ostatecznych”.

     W literaturze faktu doszło do szczególnego zderzenia losów polskich. Moczarski napisał 

wyznania kata warszawskiego getta, zaś Hanna Krall zrelacjonowała wyznania ofiary tamtego 

kata.

   Moczarski zastanawiał się, czy jego rozmówca był z nim szczery. Krall nie myśli o tym w 

sposób   pryncypialny,   ale   żałuje,   że   zabrakło   jeszcze   innego   świadka   z   tamtych   dni.   Czy 

Edelman   w ogóle  powinien   być   jedynym   świadkiem?   Na  pewno   nie  powinien,   ale  –  był! 

Wkrótce po zakończeniu powstania przyszło mu złożyć przed Armią Krajową raport z tego, 

co działo się za murem. Zaraportował:  „Przez te dwadzieścia dni można było zabić więcej  

Niemców   i   więcej   swoich   ocalić.   Ale   nie   byliśmy   należycie   wyszkoleni   i   nie   umieliśmy  

prowadzić walki. Poza tym Niemcy też potrafili dobrze się bić.

     A tamci patrzyli po sobie w głębokim milczeniu i wreszcie jeden z nich rzekł: Trzeba go  

zrozumieć, to nie jest normalny człowiek. To jest strzęp człowieka.”

Pamięć zbrodni i pamięć zwycięstwa

     A więc już wtedy Edelman nie przystawał do heroicznych wzorców, nie nadawał się na 

bohatera, nie mieścił się w kanonach legendy.

   Jest zasadnicza różnica między relacją uczestnika bitwy pod Monte Cassino, Wańkowicza, 

a relacją uczestnika powstania w gettcie, Edelmana. Wańkowicz celowo pomija wszystko, co 

nie   miałoby   służyć   budowaniu   legendy   wielkiej   bitwy.   Jego   dokumentacja   jest   rzetelna   i 

prawdziwa, ale opowieść nie wikła wydarzeń historiami, które by miały umniejszyć  rangę 

sprawy. Tak na przykład pisze wielki reporter w rozdziale pt. „Walczące dzieci”:

Pamięć zbrodni i pamięć zwycięstwa     strona 21 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

   „Idąc na porcje, pisali: Mamusiu – jeżeli nie wrócę, proszę się nie martwić”.

     Żołnierze śpiewają „Jeszcze Polska nie zginęła”, kiedy zabrakło  amunicji, a niemieckie 

karabiny przeczesują teren, wyławiając raz po raz którego z bohaterów.

   Książka ta w całości była podporządkowana idei eksponowania bohaterstwa.

   A teraz przypadek Stroopa według przekazu Kazimierza Moczarskiego: otóż w specyficzny 

dla siebie sposób podtrzymuje Jurgen Stroop legendę hitleryzmu, głosząc przy okazji wkute 

na pamięć hasła: „Ordnung muß sein!”, „Befehl ist Befehl!” oraz „Meine Ehre heisst True!”. 

Tenże Stroop przekonuje swojego słuchacza, że posiada idealną pamięć:

      „Zatarło   się   wiele   szczegółów   z   mojego   życia.   Widać,   że   mózgownica   nie   działa  

najgenialniej.   Zresztą   byłem   przeciętnym   człowiekiem.   Zawsze   wkuwałem   w   szkole   i   na  

kursach, a później, jako dorosły, musiałem notować rozmaite dane. Ale raport o likwidacji  

warszawskiego getta  mam wydrukowany w głowie. Po prostu go widzę, strona po stronie.  

Musiałem być wtedy w transie, który utrwalił na zawsze wszystkie przeżycia tamtych dni.”

   Z kolei bohater dzieła Hanny Krall jawi nam się jako ktoś, kto nie pozostawia suchej nitki 

na   każdym   „kandydacie   na   bohatera”.   Siebie   zresztą   też   nie   oszczędza,   ale   on   –   obala 

pomniki,   które   postawiła   już   ludzka   świadomość,   a   także   wartość   tych,   które   już   są   – 

fizyczne:

      „Nad   grobami   Michała   Klepfisza,   Abraszy   Bluma   i   tych   z   Zielonki  stoi   pomnik.  

Wyprostowany mężczyzna z karabinem w jednej i granatem w drugiej, wzniesionej ręce, u  

pasa ma ładownice, u boku torbę z mapami, a przez pierś rzemień. Żaden z nich nigdy tak nie  

wyglądał,   nie   mieli   karabinów,   ładownic   ani   map,   poza   tym   byli   czarni   i   brudni,   ale   na  

pomniku jest tak, jak pewnie być powinno. Na pomniku jest jasno i pięknie.”

     Edelman odznacza się równie doskonałą pamięcią jak jego kat, stojący po drugiej stronie 

muru. Ale ta pamięć nie pozwala mu zamienić walk powstańczych  w heroiczną Iliadę czy 

Odyseję.   Wali   prosto   z   mostu   o   wydarzeniach,   które   czasami   wręcz   kompromitowały 

powstańców.   Była   na   przykład   scena,   w   której   naprzeciw   powstańcom   ruszyli   trzej 

parlamentariusze   niemieccy   z   propozycją   zakończenia   walk.   Mimo   odwiecznej   tradycji 

powstańcy   nie  uszanowali   statusu  parlamentariuszy  i  zastrzelili  ich.  Edelman   bez   żadnych 

zahamowań uzasadnia ten postępek:

Pamięć zbrodni i pamięć zwycięstwa     strona 22 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

     „Ponieważ trzej Niemcy to byli dokładnie ci sami, co wywieźli już do Treblinki czterysta  

tysięcy ludzi, tyle tylko, że przyczepili sobie białe kokardy...”.

      Natomiast   Jürgen   Stroop,   który   przecież   nie   sprzeciwiał   się   szybkiemu   likwidowaniu 

jeńców   amerykańskich   przez   swoich   podkomendnych,   nazwał   tamten   wypadek   z   getta 

„bandyckim”.   Jemu   nie   mieściło   się   w   głowie,   że   ktoś   może   zastrzelić   niemieckich 

parlamentarzystów. Morderstwo na Amerykanach to inna sprawa, wszak nie mieli oni białych 

„wizytówek”.

     Edelman wytrwale odbrązawiał utrwalony w powszechnym przekazie archetyp. Do czasu 

jego wyznań powstanie trwało w ludzkiej świadomości  zbiorowej wciąż jako legenda. Jego 

dewizą stało się natomiast powiedzenie, że „nie poświęca się życia dla symboli”. Właśnie o 

funkcji symbolu opowiada swojej reporterce:

      „Pokazywali   dziś   w   telewizji   Krystynę   Krahelską.   Też   miała   jasne   włosy.   Pozowała  

Nitschowej   do   pomnika   Syreny,   pisała   wiersze,   śpiewała   dumki   i   zginęła   w   powstaniu  

warszawskim wśród słoneczników. Jakaś pani opowiadała o niej, że biegła przez ogrody...  

Jest więc ciepły, sierpniowy dzień. Ona upięła sobie z tyłu te długie Jasne włosy. Napisała  

»Hej chłopcy, bagnet na broń«, opatrzyła rannego, a teraz biegnie w słońcu. Cóż to za piękne  

ż

ycie   i   piękna   śmierć.   Prawdziwie   estetyczna   śmierć...   Śmierć   z   głodu   byłaby   równie  

nieestetyczna jak życie”.

Książka pisana szeptem

     Jest w mentalności Edelmana kwestia śmierci lepszej i gorszej. Rozróżnia on wyraźnie te 

dwie sprawy i na dowód przedstawia prawdziwe wydarzenia o tym, jak pewna lekarka truje 

dzieci z likwidowanego szpitala. Opowiadając to, dostrzega zaskoczenie w oczach reporterki i 

zaraz ożywia się: „ No widzisz, jak ty nic nie rozumiesz. Przecież ona uratowała je od komory  

gazowej, to było nadzwyczajne, ludzie uważali ją za bohaterkę”.

     A na dodatek okazało się później, że cyjanek, który podała dzieciom, to był  jej własny 

ś

rodek,   przeznaczony  na  czarną  godzinę.  Bohaterstwo  lekarki  jest   więc  podwójne,   bo  ona 

„swój cyjanek oddała obcym dzieciom”.

Książka pisana szeptem     strona 23 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

   Edelman nie buntuje się przeciw legendzie. Uważa, że minęło już tyle czasu, więc nie ma to 

większego znaczenia. Powstańców było dwustu dwudziestu, ale twórcy legendy życzą sobie, 

aby   było   ich   pięciuset.   Niech   będzie!   Chcą   też,   aby   to   nie   Mordechaj   Anielewicz,   syn 

handlarki,  mało  wał  rybie  skrzela  na czerwono,  by wyglądały  jak  świeże,  ale  jego   matka. 

Niech   i   tak   będzie!   Upierają   się,   że   członek   Żydowskiej   Organizacji   Bojowej   wytrzymał 

gestapowskie tortury przez cały miesiąc, a nie – jak było – przez tydzień. Jakie to ma teraz 

znaczenie? Ale tak powstają legendy.

      Dlaczego   w  ogóle   doszło   do   powstania?   Przede  wszystkim   dlatego,   by  zwrócić   uwagę 

ś

wiata   na   holocaust.   By   wreszcie   wszyscy   dowiedzieli   się   o   masowym   zabijaniu   ludzi   w 

komorach gazowych.  Edelman, a także jego towarzysze byli przekonani, że nikt o tym nie 

wie. „Widzieliśmy karuzelę za murem getta, słyszeliśmy muzykę i strasznie żeśmy się bali, że  

tam muzyka zagłuszy nas, że w ogóle nikt na świecie nie zauważy – nas, walki, poległych...  

My wiedzieliśmy, że trzeba umierać publicznie, na oczach świata.”

     W   książce  „Zdążyć   przed   Panem  Bogiem”   nie   słyszy   się krzyku,   nie  czuje  się  patosu. 

Odczuwa się raczej szept. Tyle że ten szept jest głośniejszy niż najgłośniejszy krzyk. Hannie 

Krall udała się wielka sztuka: szeptem obudziła świat, którego już nie ma.

Przeczytać do końca

      Podsumowaniem   tych   wszystkich   problemów   i   refleksji   wynikających   z   książki   niech 

będzie wypowiedź rosyjskiego krytyka literackiego, Jewgienija Jewtuszenki. „Zdążyć przed 

Panem Bogiem” drukowane było w Związku Radzieckim w odcinkach. Już po ukazaniu się 

ostatniej części w taki oto sposób skomentował temat Jewtuszenko:

   „Halina Krall to wielka rzeźbiarka, która z dymu komór gazowych ulepiła żywych ludzi. Tą  

książką można ludzi sprawdzać. Jeżeli kogoś przy lekturze nie przeszyje dreszcz, jeżeli coś nie  

ś

ciśnie go w gardle, jeżeli nie ogarnie go wstyd, że ludzkość mogła czegoś takiego dokonać,  

jest to człowiek nieuleczalnie chory na straszną antyludzką chorobę: obojętność.

      Jest   jednak jeszcze  i  druga  kategoria  ludzi,   liczna  niestety,   to  ci,  którzy tej  książki  nie  

doczytają do końca. Nie dlatego, żeby ich nudziła, ale dlatego, że wyda im się zbyt straszna.  

Przeczytać do końca     strona 24 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Dlatego,   że   nie   chcą   cierpieć   z   powodu   cudzego   cierpienia.   Cierpieć   dyskomfortu  

współprzeżywania.

     Boję się tych, którzy boją się współczuć. To oni właśnie stworzyli obozy koncentracyjne  

przez to, że nie chcieli ich dostrzec. Nie chcieli widzieć drutów kolczastych, nie chcieli znać  

strasznego świata, w którym umierająca z głodu i obłąkania żydowska matka odgryzła kęs  

ciała   swego   zmarłego   dziecka.   Świata,   w   którym   skazańcy   z   warszawskiego   getta   ważyli  

ś

rednio   30-40   kilogramów,   a   ich   paznokcie   przypominały   szpony.   Po   co,   u   diabła,   jakieś  

metafory, kiedy zmraża krew w żyłach zwykły, beznamiętny zapis:

     »Ala zdjęta pantofle i poszła przez pole minowe boso, myślała; jeśli pójdzie po minach  

boso, nie wybuchną.«

      Albo   gorzki   wyrzut   pod   adresem   prezesa   Judenratu   warszawskiego   getta,   Adama  

Czerniakowa,   który   popełnił   samobójstwo:   »Mamy   do   niego   pretensję   tylko   o   jedno   —  

dlaczego rozporządził się swoją śmiercią, jak gdyby to była jego prywatna sprawa?«

      Nie  wszyscy  jednak się  poddawali. Niektórzy  znajdowali  ostatnie szczęście  w tym,  żeby  

przytulić się do siebie i razem umrzeć. Niektórzy zaś odnajdowali w sobie siły, żeby w osłabłe  

dłonie chwycić broń. Walka z bronią w ręku była, żeby posłużyć się słowami pełnymi gorzkiej  

ironii – »cudowną, komfortową walką«. Każda dodatkowa łyżeczka życia była bezcenna, a i  

tą łyżeczką umiano się dzielić.

     Bohater książki, przypominając karykaturalne widowisko, kiedy to rechocący ze śmiechu  

antysemici   pastwili   się   nad   zapędzonym   na   beczkę   Żydem,   strzygąc   go   –   kończy   swoją  

opowieść   tak   oto:   »Najważniejsze   –   nie   dać   się   wepchnąć   na   beczkę«.   Straszniejsze   od  

samobójstwa jest pragnienie poniżonego doszczętnie człowieka, żeby »nie mieć twarzy«. Ale  

tylko wiedza o tym, co to brak serca – prowadzi do poznania ludzkich serc.

      Tragiczne   doświadczenie   codziennych   widoków   śmierci   najbliższych   doprowadziło  

Edelmana do ryzykownych prób uratowania ludzkich istnień na stole operacyjnym.

     Czytając tę książką, po raz pierwszy zastanowiłem się, dlaczego tylu jest lekarzy Żydów:  

geny prześladowania przemieszały się z genami uzdrawiania. Obozy zagłady były pierwszymi  

bezatomowymi Hiroszimami.

Przeczytać do końca     strona 25 / 26

background image

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

    Dopóki jednak żyją tacy ludzie jak Hanna Krall, którzy nie pozwalają nam zapomnieć ani  

jednej historycznej przewiny ludzkości, jest nadzieja, że ludzkość uniknie zarówno fizycznej,  

jak i duchowej samozagłady.”

Przeczytać do końca     strona 26 / 26